Targowisko próżności/Tom I/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Targowisko próżności |
Tom | I |
Rozdział | Można wzdychać z miłości i bawić się wesoło |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1914 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek Jagielloński |
Tłumacz | Brunon Dobrowolski |
Tytuł orygin. | Vanity Fair: A Novel without a Hero |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Rozdmuchany płomień w sercu Amelji nie pochłonął jednak wyrozumiałości dla kochanka. Jeżeli dni w których nie widziała Jerzego, były dla niej ciężkie, nie mniej dla tego mówiła sobie że obowiązki służbowe i rodzinne a przytem liczne stosunki towarzyskie zabierały mu wiele czasu i były zapewne przyczyną wojskowego lakonizmu, jakim listy jego zawsze się odznaczały. Nie tak miały się rzeczy z listami Amelji, któremi możnaby łatwo tomy zapełnić. Wszystkiego tam było pełno: wyciągi poezji i całe ustępy prozy znajdowały się w listach wątpliwą pisownią kreślonych. Ba! Gdyby błędy przeciw prawidłom syntaksy lub poetyki popełnione miały wyziębiać serce i zabijać miłość dla kobiety, czyż nie warto byłoby spalić na stosie wszystkich kodeksów piśmienniczej i rymotwórczej sztuki, a nawet samychże pedantów, którzy chcieliby temu przeszkodzić! Nie wiemy z pewnością co o tem myślał Jerzy Osborne, wszakże dla unienienia złośliwych żarcików swoich kolegów, dał rozkaz służącemu żeby mu nie inaczej jak tylko w gabinecie i bez świadków oddawał listy, które, mówiąc nawiasem, prześladowały go wszędzie gdzie tylko się obrócił. Kapitan Dobbin z wielkiem zgorszeniem widział jak Jerzy zapalił cygaro jedną z tych nieocenionych depeszy, za którą kapitan dałby może bardzo wiele, jeżeli nie wszystko na świecie.
Powodzenie Osborna w obec płci pięknej było głośne w pułku, gdzie go lubiono powszechnie. Trudno byłoby wyliczyć wszystkich jego towarzyskich przymiotów: nikt więcej od niego nie wydawał pieniędzy, a w tańcu, spiewie, elegancji, jeździe konnej, sztuce szermierskiej i we wszystkich grach; na zręczności polegających, nie było mu równego w pułku. Temu szczęśliwemu połączeniu salonowych i koleżeńskich przymiotów zawdzięczał Jerzy głośną sławę, która stawiała go niezmiernie wysoko w oczach jego towarzyszów. Dobbin widział w nim godnego następcę Lowelas’a, a żona majora O’Dowd zachwycała się pięknością Osborna, który, jak mówiła, bardzo był podobny do młodszego syna lorda Castle Fogarty.
Stosunki Jerzego z Amelją były okryte tajemnicą, ale otwierały obszerne pole najdziwaczniejszym domysłom: jedni mówili że te listy pochodziły od jakiejś księżnej rozkochanej szalenie w Osbornie; drudzy że od córki generała; inni nakoniec utrzymywali że żona jednego z członków parlamentu chciała go porwać, ale wszyscy widzieli w tej intrydze nową ofiarę naszego Don Żuana.
Przez nieostrożność kapitan Dobbin dał klucz wszystkim oficerom do odgadnięcia tej tajemnicy. Przy śniadaniu mówiono, jak zwykle, o miłostkach Jerzego. Cachle, pomocnik chirurga pułkowego upewniał, że tajemnicza kochanka Osborna jest księżną i damą dworską; oficerowie zać Stubbles i Spooney dowodzili przeciwnie że to jest po prostu baletnica, używająca nawet nie najlepszej opinji. W tej chwili kapitan Dobbin włożył do ust całe prawie jajko i spory kawałek chleba z masłem, ale na te słowa zerwał się jak oparzony i obracając zaledwie językiem powiedział:
— Czyście poszaleli do djabła, żeby zawsze takie brednie wymyślać! Osborne nie hołduje żadnej księżnej, i nie myśli rujnować się dla żadnej baletnicy w świecie. Miss Sedlej, najpiękniejsza z wszystkich panien, jest od dawna jego narzeczoną, a ktoby się poważył źle o niej mówić, lepiej aby zamilczał w mojej obecności.
Dobbin wychylił odrazu całą filiżankę wrzącej herbaty i zdawało się że go apopleksja zabije. Rozmowa się przerwała, ale w pół godziny potem cały pułk wiedział o wszystkiem, a majorowa O’Dowd zaraz napisała do swojej siostry Glorwiny, że nie ma po co przyjeżdżać do Londynu, bo Osborne żeni się z Amelją.
Biedny kapitan przeczuwał że się nad jego głową groźne chmury gromadzą. Zamknął się w swoim pokoju, przegrywał smutnie na flecie, pisał wiersze melancholiczne i odmówił zaproszeniu na wieczór do majorowej O’Dowd, która obsypała Jerzego najpochlebniejszemi powinszowaniami i wniosła zręcznie zdrowie przyszłej pary.
Osborne wrócił w najwyższem oburzeniu i zaczął ostre robić przyjacielowi wymówki.
— Któż cię prosił żebyś ogłaszał moje zamiary? zawołał gwałtownie — cały pułk już wie, że mam się żenić! Ta stara czarownica O’Dowd wygaduje przed całym światem niestworzone rzeczy o mojem ożenieniu. Jakiem prawem, proszę cię, pozwalasz sobie mieszać się do moich spraw i trąbić przed wszystkimi że już jestem zaręczony? Co to kogo obchodzić może?
— Mnie się zdaje.... odezwał się kapitan.
— Niech cię djabli porwą ze wszystkiem co ci się zdaje! przerwał mu Osborne. Mam dla ciebie pewne obowiązki, to prawda, ale już nie mogę dłużej wytrzymać twoich morałów. Nie mam wcale ochoty znosić twojej opieki nad sobą; zresztą chciałbym wiedzieć co ci daje prawo do mniemanej wyższości nademną? Czy to — że jesteś o pięć lat starszy odemnie?
— Czyż nie jesteś narzeczonym?
— A cóż to do ciebie albo do kogokolwiek bądź należy?
— Ale czy możesz się tego wstydzić? zapytał znowu Dobbin.
— Chciałbym wiedzieć jakiem prawem zadajesz mnie to pytanie?
— Na Boga! przecież nie masz zamiaru cofnąć danego słowna? dodał z widocznym niepokojem Dobbin.
— Mówiąc wyraźnie, zapytujesz mnie czy jestem człowiekiem honoru — powiedział Jerzy dumnie. — Oto myśl twoja nieprawdaż? Od jakiegoś czasu przybierasz ze mną ton protekcyjny który mi się tak naprzykrzył — że odtąd nie chcę... nie będę go znosić.
— Nie powiedziałem ci nic nad to co jest prawdą: Zaniedbujesz swoją narzeczonę, która na to nie zasługuje bynajmniej; mówiłem ci zresztą że lepiejbyś zrobił żebyś ją odwidzał, zamiast na Saint James do domów gry uczęszczał.
— A, rozumiem, chcesz mi przypomnieć o twoje pieniądze? powiedział Jerzy z uśmiechem szyderskim.
— Być może, nie robię tajemnicy z tego że nie mam tyle co ty do tracenia.
— Skończmy już tę rozmowę — mówił spokojniej Jerzy — i daruj mi Wiljamie moje uniesienie chwilowe. Masz zupełne prawo do mojej wdzięczności, bo dałeś mi nie raz wiele dowodów przyjaźni. Nie zapomnę ci nigdy żeś mnie wyratował z wielkiego kłopotu, nie wiem nawet jakbym sobie poradził bez ciebie kiedy przegrałem tyle pieniędzy Rawdonowi Crawley. Byłbym niewdzięczny żebym tego nie uznał; ale ty nie powinieneś być tak surowym dla mnie i tak ostro mnie upominać, bo wierz mi, że ja uwielbiam Amelję! Ja kocham ją szalenie! Nie gniewaj się więc kochany Wiljamie, ja cenię wysoko cnoty Amelji; ale czyż to obaczysz że się jest zbrodnia grać czasem w karty? Jak się ożenię to się poprawię zupełnie; daję ci na to słowo. Co zaś do mego długu, to w przyszłym miesiącu damci sto funtów, bo mam dostać pieniądze od ojca. Wezmę natychmiast od pułkownika pozwolenie i jutro rano pójdę do miasta żeby odwidzić Amelję. No, nie gniewasz się już, co?
— Nie można się na ciebie długo gniewać, Jerzy. Co zaś do moich pieniędzy, nie wątpię że gdybym potrzebował, to podzieliłbyś się ze mną ostatnim szylingiem.
— Spodziewam się — powiedział wspaniałomyślnie Jerzy, chociaż nie miał nigdy ani grosza w kieszeni.
— Wszystko dobrze, mój kochany Jerzy, ale zerwij już raz na zawsze z temi nałogami. Gdybyś ty widział jej stroskaną twarzyczkę kiedy mnie o ciebie pytała, to zaręczam ci że wyrzekłbyś się bilardu, kart i wszystkiego na świecie. Idź więc prędzej, pociesz ją niegodziwcze, albo napisz do niej długi, serdeczny list — tak mało potrzeba żeby ją uszczęśliwić!
— Prawda że ona mnie kocha szalenie — powiedział Osborne z wyrazem zadowolenia, przechodząc do sali wspólnej, gdzie kilku wesołych koleżków zostawało zwykle do późnej nocy.
W znanym nam domu przy Russel Square wszystko zdawało się od dawna pogrążone we śnie. Amelja tymczasem przy bladem świetle księżyca patrzyła długo w stronę Chatam, — gdzie były wojskowe koszary. — Może on teraz straż odbywa — myślała sobie — a może czuwa przy łóżku rannego kolegi.
Nazajutrz rano Osborne, wierny danemu słowu, wybierał się do miasta i mówił do przyjaciela z wyrazem nieograniczonego zaufania:
— Szkoda wielka że nie mogę zawieść jej jakiego małego upominku, ale cóż robić kiedy woreczek zupełnie pusty, muszę czekać cierpliwie aż się memu ojcu podoba go napełnić.
Kapitan Dobbin wyjął kilka biletów bankowych, które Jerzy po krótkiem wahaniu schował do kieszeni.
Wszedłszy do jubilera, zobaczył prześliczną spinkę do koszuli, która mu się tak podobała że kupił ją natychmiast. Po zapłaceniu tak mało zostało mu pieniędzy że już nie można było myśleć o jakimkolwiek podarku dla Amelji. Nie żałujmy jednak że się tak złożyło, bo Amelja wcale na co innego czekała; nie chodziło jej o podarki bynajmniej. Na widok Jerzego twarz młodej dziewczynki zajaśniała pogodą i radością; noc bezsenna, łzy i niepokoje, wszystko zapomniało się to w jednej chwili.
Sambo zaanonsował Osborna, podnosząc go do stopnia kapitana, i zobaczywszy że Amelja okryta rumieńcem, opuszczała stanowisko obserwacyjne przy oknie, uśmiechnął się znacząco. Kiedy się drzwi zamknęły, główka Amelji spoczywała na piersi młodego oficera, jak gdyby to było prawdziwe jej schronienie.
Biedna słaba ptaszyna! Wybiera w gaju najwspanialsze drzewo o silnych konarach, gęstym liściem pokryte, gniazdo sobie ściele, i nie domyśla się nawet, że za kilka dni może dąb, naznaczony od dawna, runie pod silnym toporem.
Dobrze ktoś powiedział że z dwojga kochanków jedno zwykle kocha, a drugie pozwala się kochać. Cokolwiekbądź, Jerzy był bardzo ujmujący dla Amelji i wydawał się jej daleko wyższym i doskonalszym od wszystkich młodych ludzi Wielkiej Brytanji. Kto wie czy Osborne nie dzieli tego przekonania swojej narzeczonej?
Burze polityczne ucichły w Europie. Z zawarciem pokoju Osborne mógł opuścić służbę wojskową i pędzić z Amelją życie szczęśliwe w pięknym wiejskim domku, wśród życzliwych sąsiadów. Takie przynajmniej były jego zamiary; co się zaś tyczy Amelji, to nie potrzebujemy dodawać że się zupełnie na nie zgadzała.
Młoda para błogie przepędzała chwile gwarząc o tym przyszłym domku, który Amelja stroiła w kwiaty, łąki i strumyki, a Jerzy w swojej wyobraźni zaopatrywał ten raj ziemski dobrą piwnicą, stajnią, psiarnią, et caetera.
Nie mogąc dłużej nad jeden dzień zabawić w mieście, Osborne zaproponował Amelji żeby poszła odwiedzić jego siostry i została z niemi na objedzie, a on tymczasem miał załatwić wiele ważnych interesów. Amelja uszczęśliwiona tą propozycją była tak rozmowna i ożywiona, że panny Osborne ze zdumieniem patrzyły na nią.
Jerzy wyszedłszy natychmiast z domu, zjadł porcję lodów w cukierni, poszedł do krawca przymierzyć nowe suknie, odwidził kapitana Cannon, na jedenaście partji rozegranych w bilard, wygrał ośm i spóźniwszy się dobrze na objad, powrócił do domu w najlepszym humorze.
Papa Osborne nie dzielił wesołości syna; wrócił z miasta skrzywiony i żółty więcej niż zwykle. Zmarszczył brwi na widok Amelji i spojrzał z ukosa na starszą córkę, jak gdyby zapytując: „Cóż ona tu robi?“
Zaledwie dotknął końcem palców bieluchnej rączki Amelji i nie mówiąc ani słowa usiadł w fotelu.
— Jerzy jest w mieście, mój ojcze — przemówiła Marja — wróci do nas na objad!
— Aha! jest w mieście? To dobrze; nie ma potrzeby czekać na niego z objadem.
Nastąpiła chwila ogólnego milczenia, słychać było tylko odgłos staroświeckiego zegara, ozdobionego odlewem bronzowym, który przedstawiał ofiarę Ifigenji. Wybiła nakoniec piąta godzina. Pan Osborne pociągnął gwałtownie za sznurek od dzwonka i zawołał do służącego:
— Niech podają objad!
— Pan Jerzy nie wrócił jeszcze z miasta — wymówił nieśmiało służący.
— A cóż mi tam do pana Jerzego? Wszak ja tu jestem panem a nie kto inny! Dawać natychmiast objad!
Amelja drżała ze strachu; panny Osborne i miss Wirt przesyłały sobie wzrokiem telegraficzne depesze. Gospodarz domu włożył ręce w kieszenie i przeszedł do sali jadalnej. Całe towarzystwo postępowało za nim, a jedna z panienek szepnęła w drodze:
— Co to jest? co to ma znaczyć?
— Że papiery spadają zapewne — odpowiedziała miss Wirt.
Pan Osborne odmówił głośno benedicite, co wyglądało na przekleństwo raczej aniżeli na modlitwę; poczem wszyscy zasiedli do stołu, tylko miejsce Jerzego było niezajęte.
— Hicks, odnieś tę zupę do kuchni — powiedział po chwili pan Osborne tonem grobowym — nikt jej nie może wziąć w usta. Marjo, odprawisz jutro kucharkę.
Amelja drżała jak liść. Pan Osborne zaczął robić jakieś uwagi o rybie, kiedy drzwi się otworzyły i Jerzy wszedł do sali. Nie mógł przyjść wcześniej, bo jenerał Daguilet go zatrzymał; nie chodziło mu zresztą ani o zupę ani o rybę, wszystko mu wydawało się doskonałem i wybornie przyrządzonem. Przy żartach i wesołości Jerzego łatwiej było doczekać się końca obiadu; Amelja radaby była jak najprędzej chwilę tę przyspieszyć.
Wstano od stołu. Panienki w towarzystwie miss Wirt przeszły do salonu, a Amelja usiadła do fortepianu w nadziei że Jerzy zwabiony ulubionym walcem, zostawi starego ojca i przyjdzie natychmiast. Ale niestety! niewinny wybieg Amelji nie odniósł pożądanego skutku. Muzyka jej odzywała się coraz słabszym głosem, nakoniec ustała zupełnie. Miss Wirt i panny Osborne wykonywały potem bardzo huczne i trudne fantazje; ale Amelja, zamyślona głęboko, jak gdyby smutnem przeczuciem dręczona, nie słyszała prawie muzyki.
Zachmurzone oblicze pana Osborna mówiło wyraźnie Jerzemu że pieniądze, których gwałtownie potrzebował, nie dadzą się z łatwością wyciągnąć od kasjera przeznaczonego mu przez naturę. Żeby więc poprawić humor ojca, użył wypróbowanego już sposobu i zaczął wychwalać jego piwnicę.
— Mieliśmy w Indjach wyborne wino, ale ani porównania do tego. Pułkownik Heavytop wziął odemnie trzy butelki madery z tego wina, które mi ojciec kiedyś łaskawie przysłał.
— Nie dziwi mnie że mu się to wino wydaje dobre; w istocie, butelka kosztuje mnie ośm szelingów.
— Ja mógłbym sprzedać dwanaście butelek tego wina za sześć gwinei — powiedział Jerzy śmiejąc się. Wiem o jednym z najpierwszych dygnitarzy państwa, który bardzo radby widzieć to wino na swoim stole.
— Ha? doprawdy?
— Kiedy jenerał Daguilet był w Chatam, pułkownik Heavytop poczęstował go przy śniadaniu tem winem, które wziął odemnie, Jenerał doskonały znawca, nie mógł się odchwalić i powiedział że chciałby dostać kilkanaście butelek tego samego wina dla naczelnego wodza, który jest prawą ręką jego królewskiej wysokości.
— Ba! bo to jest w samej rzeczy wyborne wino, powiedział ojciec.
Jerzy dostrzegłszy że wyraz twarzy ojca łagodniał widocznie, zamyślał już wystąpić do pieniężnych interesów. gdy ojciec zawołał na służącego i kazał przynieść butelkę wina bordeaux.
— Zobaczymy — powiedział — czy bordeaux równie jest dobre jak madera. Jego kr. Wysokość nie pogardziłaby może i tem winem; a tymczasem będziemy mogli pomówić o ważniejszych interesach.
— Chciałbym wiedzieć — mówił dalej ojciec wychyliwszy kieliszek — jak stoją rzeczy... z tą panną. To mówiąc wskazał ręką drzwi salonu.
— Ależ to rzecz dosyć jasna mój ojcze... oh, co za wyborne wino! rzekł, smakując wino Jerzy.
— Jakto waćpan rozumiesz: „To bardzo jasne?“
— Już też, mój ojcze, nie wiele trzeba przenikliwości żeby zauważyć że ona mnie szczerze kocha.
— Hm, to bardzo dobrze; ale jakże jesteś dla niej usposobiony?
— Eh! czyż ojciec nie pamięta że mam jego zezwolenie i że ten związek od dawna już między naszemi rodzinami ułożony? Co do mnie, jestem człowiekiem honoru i nigdy słowa nie łamię.
— Piękne mi postępowanie honorowego człowieka! Dowiedziałem się dokładnie o wszystkich pańskich sprawach z lordem Tarquim, z kapitanem Crawley, z panem Deucace i całą kompanją. Radziłbym waćpanu mieć się na ostrożności!
Pan Osborne miał zwyczaj wymawiać imiona arystokratyczne z pewną rozkoszą i z naciskiem przesadnym, układając usta jak pijak na widok dobrego wina. W obcowaniu z wielkimi tego świata nie skąpił tytułów i oddawał co się komu należy, jak przystoi angielskiemu poddanemu z liberalnemi pojęciami. Potem otwierał zwykle dykcjonarz parów, obejmujący w porządku alfabetycznym spis znaczniejszych rodzin angielskich, a obeznawszy się dobrze z historją rodu potomka którego miał szczęście spotkać lubił tę znajomość wspominać przy każdej wydarzonej sposobności, co go w opinji córek szczególnie dosyć wysoko stawiało.
Jerzy zmieszał się trochę usłyszawszy wymienione nazwiska, bo się obawiał żeby wiadomość o przegranych pieniądzach nie doszła aż do ojca: ale stary uspokoił go trochę przybierając ton coraz łagodniejszy:
— Ja rozumiem dobrze — mówił dalej — co to jest być młodym. Owszem, życzę sobie żebyś żył w najlepszem towarzystwie i cieszę się gdy cię widzę na właściwem miejscu.
— Dziękuję ojcu — podchwycił Jerzy — dziękuję! Nie z próżnym to woreczkiem można żyć z ludźmi wielkiego świata, a niech ojciec zobaczy co tu jest wewnątrz.
To mówiąc Jerzy wyjął z kieszeni jedwabny, roboty Amelji woreczek, w którym były resztki pieniędzy pożyczonych mu przez kapitana Dobbin.
— Pieniędzy ci nie zabraknie; bądź spokojny. Synowi angielskiego kupca na niczem zbywać nie powinno. Moje gwineje są tak dobre jak innych, i tych ci pewno żałować nie będę. Zajdź jutro do Chopper’a, tam znajdziesz to, co mu do twego rozporządzenia zostawiłem. Powtarzam ci, mój Jerzy, że kasa moja będzie zawsze dla ciebie otwarta, dopokąd szukać będziesz dobrego towarzystwa; bo to, wierzaj najlepsza jest szkoła. Nie jestem ja dumny i nie zapominam o mojem skromnem urodzeniu; ale dla twego dobra wyłącznie chciałbym cię widzieć zawsze w ścisłych stosunkach z młodzieżą należącą do najpierwszej szlachty. A iluż z niej nie może wydać szylinga tam gdzie tobie o gwineję nie trudno. Co się tyczy kotyljonów... to młodość wyszumić się musi. Jednej tylko rzeczy najsurowiej ci zabrania — to gry. Oh! inaczej nie dostaniesz ani grosza odemnie.
— To się rozumie — dodał Jerzy.
— A teraz wróćmy do Amelji. Czy nie zdaje ci się że mógłbyś lepiej się ożenić jak z córką wekslarza? Chciałbym wiedzieć co ty sam myślisz o tem?
— Ha, mój ojcze — mówił Jerzy tłukąc orzechy — ten związek dawno już ułożony między tobą i panem Sedley.
— Tak, to prawda; ale stosunki się zmieniają jak wszystko na świecie. Wyznaję że pan Sedley pomógł mi do zrobienia majątku, a raczej otworzył pole moim zdolnościom. Tym sposobem, handlując umiejętnie łojem, zdobyłem sobie świetne stanowisko w tutejszym kupieckim świecie. Miałem już nieraz sposobność okazać moją wdzięczność panu Sedley i już się z tego obowiązku sumiennie wywiązałem. Ale teraz, muszę ci powiedzieć otwarcie że obrót, jaki biorą interesa pana Sedley, nie podoba mi się wcale. Mój pierwszy komissant, Chopper, wytrawny w tego rodzaju interesach, tego samego jest zdania, Hulker i Bullock nie są także skwapliwi do żadnych tranzakcji na swoją rękę i tego właśnie najwięcej się lękam. Oprócz tego dowiedziałem się jeszcze że fregata pod nazwą „młodej Amelji“ znajdująca się obecnie w rękach amerykańskich korsarzy, była uekwipowaną kosztem pana Sedley. Otóż powiedziałem sobie że nie ożenisz się z Amelją pierwej nim zobaczę dwa tysiące funtów sterlingów. Nie życzę sobie widzieć w mojej rodzinie córki nieszczęśliwego spekulanta. Przysuń mi butelkę i zadzwoń żeby kawę nam dano.
Po tych słowach pan Osborne wziął dziennik wieczorny do ręki, co było jasnym dla Jerzego dowodem że rozmowa była skończona i że ojciec chciał się snem pokrzepić.
Resztę wieczora Jerzy przepędził w salonie obok Amelji, która nigdy jeszcze nie uniosła tak miłych wspomnień z domu Osbornów. Bo też można powiedzieć że Jerzy nigdy nie był dla niej więcej uprzejmym, odgadującym jej myśli i życzenia i więcej nią zajętym jak wtenczas. Wieczór ten, który Amelja na zawsze w pamięci zachowała, minął jak błyskawica; smutne westchnienie wyrwało się z jej piersi gdy zobaczyła Samba przynoszącego szal i jakieś okrycie.
Nazajutrz rano Jerzy poszedł się z nią pożegnać mając wrócić do swojej kwatery w Clatam. Może mu żal było widzieć tę dziewczynkę patrzącą z wiarą w przyszłość, kiedy tak gorżkie czekały ją zawody; a może myśl utracenia jej czyniła ją droższą sercu Jerzego, ale to pewna że każde jego słowo było pełne tkliwości i prosto wpadało do serduszka Amelji.
Wziąwszy od Chopper’a weksel Jerzy poniósł go do pp. Hulker Bullock i spółka gdzie mu natychmiast kieszenie wypełniły się złotem. Spotkał on ojca Amelji wychodzącego ztamtąd. Wesołość i dobry humor Jerzego nie dozwolił mu dostrzedz że pan Sedley wychodził smutny i zamyślony, i że młody Bullock nie odprowadzał go do drzwi, co zwykle z wielką dopełniał uprzejmością. Kiedy pan Sedley wyszedł, kasjer mrugnął znacząco do swego kolegi — mówiąc:
„Papier bez wartości.“
— Którego za nic przyjmować nie należy; odpowiedział tamten.
Wieczorem Jerzy wypłacił kapitanowi Dobbin pięćdziesiąt funtów, które mu był winien i odebrał długi i czuły list od Amelji. Złowrogie przeczucia miotały jej biednem sercem. „Co znaczą surowe spojrzenia pana Osborna? pisała Amelja — Czy nie zaszły nieszczęściem jakie nieporozumienia między nim i moim ojcem?“ W samej rzeczy smutek pana Sedley wszystkich w domu zatrwożył. Jednem słowem czułe oświadczenia, obawy, nadzieje i przeczucia Amelji zapełniły cztery stronnice jej listu.
„Biedna Emmy! — mówił Jerzy do siebie czytając długi list — Droga moja Emmy! Ona mnie szalenie kocha biedne dziecko! Sacrableu! dodał — ten przeklęty pącz zrobił mi straszny ból głowy.