Krajobraz nad brzegiem morza, wczesnym rankiem dnia pogodnego. Morze jasne, mgła prześwietlona słońcem otula dolne części skał nadmorskich. Wśród skał pnie się kabłąkowata ścieżka »en dos d’âne«. Na przełęczy stoi Tristan II. Izolda wychodzi ścieżką z mgły na przełęcz; na widok i słowa Tristana zatrzymuje się.
TRISTAN II.
Kto jesteś Ty?
Z porannej mgły
Wypływasz w brzask...
Słoneczne skry
W Twych włosach lśnią,
W Twych oczach blask.
A postać Twa Jak dziki kwiat Od rosy lśni... Kto jesteś Ty?
Widziałem Cię
W pogodną noc Poświaty...
Gdy księżyc już,
Ze srebrnych kruż,
Lał światło mdłe
Na Twoją brew I szaty.
Widziałem Cię W burzliwy dzień, Gdy z trzaskiem skier, Z łomotem drzew, Z nawałem chmur Zły wicher dął. Twój rumak piął. W Twych oczach skry, W Twych oczach grot. Spokojna dłoń, Spokojny głos.
A potem w lot, Choć wicher dął, Choć piorun klął Twój dziki koń Rwał pustką błoń Posłusznie.
I dzisiaj znów
Z mych wschodzisz snów,
Jak wiosny wieść,
Jak świata treść Promienna.
Kto jesteś Ty?
Twe imię znam:
Izoldą chrzcę
Bo Tristan jam Jest drugi.
IZOLDA
Kto jesteś Ty?
TRISTAN II.
Z dalekich włość
Jam zawsze gość,
Bo Tristan jam Jest drugi.
Jak zimny wichr
I deszczem iskr
Na wieszczów skroń Opada.
By dali żer
Światu co drwi:
Swych myśli szmer,
Tętno swej krwi.
Moc, która jest Jak świtów cud, Jak strumień z gór, Jak rytm bez słów, Jak ognia chrzest. I rodzi z krwi, Z wiedzy i z łez: Zdobywców ród, Proroków chór I świętych huf.
Jeżeli wiesz,
Rozumem mierz:
To nie jest bój Półbogów.
Faluje, mży...
Jak otęcz szkli,
Wygasa, lśni,
Jak powiew drży.
Umyka rąk,
Jak rosa łąk;
Jak ranny brzask,
Jak pereł blask,
Jak strumień żyw,
Jak pieśni spływ…
Zwyciężę ja; Lecz iskra ta Zanika, drga, Barw tęczą gra, Prześwieca kurz I spływa już W dni nowych brzask, W chwalebny blask Zwycięstwa.
Zwyciężę ja;
Lecz tajna skra
W głębinie tli,
Wygasa, lśni,
Komnata w starym zamku, u szczytu dachu. Okno i drzwi B na balkon z żelazną kratą, uwieszony na wysokiej ścianie; z balkonu rozległy widok na okolicę; jest po zachodzie słońca; drugie drzwi A w głębi komnaty.
GŁOS IZOLDY (za A)
Czy klucz ten znasz?
Czy sobie dasz Z nim radę?
TRISTAN II. (otwierając A)
Patrz, stare drzwi I stary klucz, Na zamku rdza Jak plama krwi.
(Milczenie — potem zwracają się ku sobie i patrzą na siebie długo jak zaczarowani).
(Tristan II. i Izolda wchodzą do pokoju z balkonu. Tristan II. zapala latarnię ręczną, stojącą w rogu — rozglądają się. W czasie ich rozmowy księżyc wschodzi i po jakimś czasie jedno pasmo promieni zakrada się do komnaty).
IZOLDA
Patrz w ściany wnęk: Za siatką krat Spowite w kurz Słoiki. Bierz kluczy pęk; To z dawnych lat Zwietrzałe już Apteki.
(Tristan II. otwiera szafkę zagłębioną w niszę ściany. Izolda bierze jeden zapylony słoik do ręki).
»Niech się napije, który się nie boi;
»Niechaj przód drugą duszą się upoi;
»Niech mnie rozsączy w puhar kryształowy
»I zmiesza ze mną sok winogradowy,
»Nie skąpiąc łyżką setnego obrotu.
»Kto mnie zażyje nie zazna powrotu:
»Ja krew i ciało rozkładam zgnilizną,
»Śmiertelną jestem i przednią trucizną«.
TRISTAN II.
Zabawny lek, Ten śmierci stek Zwietrzały.
(Rozgląda się po portretach wiszących na ścianach):
Któż pił ten płyn?
(latarnią oświetlając portret pięknej damy w koronkach, o długiej, okrutnej ręce):
Ten śmierci znak… Czyż nie drwisz z kart Alchemii?
IZOLDA (oddaje puhar Tristanowi II.)
To może żart,
A może wart Jest próby.
TRISTAN II. (jak wyżej)
Izoldo, słysz, Ty może śnisz Sen zguby?
IZOLDA (jak przez sen, przypominając, patrzy się w Tristana)
U ciasnych bram,
W bezkreśnej rzeki wstąpię wody;
Chcę płynąć tam,
Gdzie płynął wzrok:
W niebiański mrok,
W tajemny śpiew,
W rytmiczny zlew
Fal życia i fal śmierci.
Przyjm z moich rąk Śmiertelny lek Trujący krew, Eliksyr mąk. Słyszałem śpiew Wieczystych ech, Przyjmuję zew —
(Podaje jej puhar kryształowy).
(Izolda w milczeniu pije z puhara do połowy — patrząc w oczy Tristana II. — podaje go Tristanowi IITristanowi II., który tak samo, do dna go wychyla — patrzą na siebie bardzo długo — potem wyciągają ku sobie objęcia).
W innej części zamku — po północy — Tristan II. siedzi schylony w fotelu, z głową ukrytą w dłoniach - w drugim końcu pokoju Izolda stoi i patrzy przez okno otwarte, opierając się lekko na ręku.
I cóż, że gdzieś tam w nieskończonym bycie
Dwie fale równe siłą, wzrostem, pędem,
Wciąż się ścierają równoległym rzędem?
Ciebie nie ujrzę o porannym świcie…
(Zakrywa twarz rękoma — — Milczenie)
Bo zwykle ludzie, gdy ich fala niesie
Życia lub śmierci patrzą tylko żłobu;
Jak martwi płyną na życia bezkresie,
Łudzą się życiem zstępując do grobu.
Lecz jeśli komu od życia zarania
Braćmi są ludzie i ptaki i głazy,
Jeżeli w świecie nie zmienne obrazy,
Lecz przedmiot widzi swego ukochania,
Jeżeli patrzy w głębie lazurowe,
Jeśli miłości zdroje kryształowe
Pogodnem czołem on tylko osłania,
To kiedy stanie na żywota szczycie,
W potędze pieśni i miłości świcie,
Śmierci zapragnie, aby posiąść życie.
Marzyłem cudnie w nieskończonym bycie,
Że kiedy w nicość spłynie nasza zorza,
Zabłyśnie znowu jako iskra boża
Na nieskończonym, bezdennym błękicie…
Na wiecznej wadze przesunie się życie,
Gdy muśnie o nią nasza śmierć skrzydlata.
I cóż, choć wzejdzie nowy cud dla świata?
Ciebie nie ujrzę o porannym świcie…
(Milczenie).
IZOLDA
Daremnie chcesz Rozpaczą truć Nas zwodną.
Tristanie wierz: Twarz ku mnie zwróć Pogodną.
TRISTAN II.
O nie, Izoldo, bo jestem przeklęty.
Przebiła wiedzy i natchnień godzina,
Gdy myśl leciała, jak chyże okręty,
W bezmiar bezgrzeszny, tajemny i święty...
Ale »bez portu było żeglowanie«[1]
Wszechświata pisze nie człowiek równanie.
Wir myśli porwał, jak rozbite szczęty,