Wesołe wakacje/Koniec opowiadania Pawełka

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Wesołe wakacje
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. 1937
Druk „Grafia“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Orwicz
Źródło Skany na Commons
Inne Całe Wesołe wakacje
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Koniec opowiadania Pawełka.

Nazajutrz dzieci otoczyły Pawełka życzliwością połączoną ze czcią. Stokrotka czuła się szczęśliwą, mając takiego braciszka; Zosia szczyciła się tem, że Pawełek jest jej bliskim krewnym i towarzyszem lat dziecinnych.
— Nie zapomnij, żeś mi przyrzekł być moim przyjacielem na zawsze — mówił do Pawełka Jakóbek. Tak samo, jak Stokrotka jest teraz twoją siostrzyczką, tak ja jestem twoim bratem. I to dziwne, kocham cię już więcej, niż moich ciotecznych braci! Janek jest dobry, ale Leosia wprost nie cierpię!
— Za cóż to? Czy mogę wiedzieć?
— Bo jest samolubem i tchórzem! Pan komendant odrazu poznał się na nim. Stokrotka też go nie lubi, a ja cieszę się z tego i dokuczam mu jak tylko mogę.
— Jakóbku! Zastanów się! Czy to dobre jest co ty mówisz?
— Nie zupełnie — przyznał Jakóbek, ale trudno. On jest taki dokuczliwy! Sam się przekonasz.
— Trzeba starać się go poprawić.
Wszystkie dzieci nadbiegły, gdyż wybierano się do białego domku. Komendant poszedł bezemnie — rzekł Pawełek ze smutkiem. Nigdy nie rozstawaliśmy się, będąc wśród dzikich...
— Nie jesteśmy tu w krainie czerwonoskórych — zawołał Janek wesoło. Wypadnie nieraz komendantowi rozstać się z tobą!
— Zresztą wśród dzikich nie miał nikogo więcej prócz ciebie, tu ma żonę i córkę, a kocha się zawsze więcej dzieci rodzone, niż przybrane — odezwał się Leoś mentorskim tonem.
— To prawda — szepnął Pawełek zmartwiony.
— Nie to nieprawda — krzyknął Jakóbek z irytacją. Wszak komendant powiedział wczoraj, że kocha ciebie na równi ze Stokrotką i że zawsze kochać cię będzie tak samo. To, co mówi Leoś, jest złośliwością i kłamstwem!
— Sam jesteś kłamcą — krzyknął Leoś gniewnie. Przeproś mnie natychmiast za swe zuchwalstwo.
— Nie, nie przeproszę, choćbym miał trupem paść!.. wolał Jakóbek zaperzony.
Leoś rzucił się z pięściami na ciotecznego brata i przewrócił go na ziemię. Pawełek schwycił Leosia za ramię i rzekł rozkazującym tonem:
— Proś go na kolanach o przebaczenie!
Leoś starał się wywinąć i uwolnić z żelaznego uścisku, ale mu się to nie udało.
Wolną ręką wymierzył tylko parę kuksańców, wobec czego Pawełek schwycił go za obydwa ramiona i przemocą postawił przed Jakóbkiem na kolana.
— Przeproś zaraz — wołał grzmiącym głosem Pawełek.
Leoś opierał się długo, wreszcie wyjąkał:
— Przepraszam!..
Pawełek wypuścił go z rąk, orzucił pogardliwem spojrzeniem i rzekł:
— Wstań teraz i zapamiętaj sobie, że jeśli kiedykolwiek zadraśniesz Jakóbka, Stokrotkę, lub Zosieńkę będziesz miał zemną do czynienia!
Następnie, zwróciwszy się do pozostałych, zapytał:?
— Czy źle postąpiłem?
— Nie — odpowiedziano chórem.
— Czy za ostro go potraktowałem?
— Nie — brzmiała odpowiedź.
— Dziękuję wam, moi drodzy; teraz chodźmy do komendanta, opowiem mu całe zajście. Podaj mi rękę, Jakóbku, mój kochany i śmiały obrońco!
Po wyjściu dzieci, Leoś pozostał sam, z włosami w nieładzie, zawstydzony, ale nie skruszony wcale.
— Ten Pawełek jest znacznie silniejszy odemnie — rozumował — nie mogę prowadzić z nim otwartej walki, mogę tylko zemścić się, mówiąc mu przy każdej sposobności nieprzyjemne rzeczy. Gdyby nie ten nicpoń, Jakóbek, udałoby mi się go upokorzyć. Nie znoszę takich chłopców jak Pawełek którym się zdaje, że są najpiękniejsi, najsilniejsi i najlepsi. Moje kuzynki są nim zachwycone, co do mnie nie widzę nic osobliwego w tych jego wielkich, czarnych oczach, nosie prostym, jak u rzymskiego cezara, ustach uśmiechających się, aby pokazać białe zęby! Włosy ma ani ciemne ani jasne, kręcące się, jak u dziewczynki, jest szeroki w ramionach, jak jakiś handlarz bydła! Prawdę powiedziawszy uważam go za brzydala! — Mam nadzieję, że nie popełni takiego głupstwa, by opowiadać o naszym zatargu komendantowi! Chciał mię tylko przestraszyć.
Pocieszywszy się w ten sposób, poszedł do pokoju wyczyścić ubranie i przeczesać włosy.
Dzieci tymczasem dobiegły już do mieszkania Lecomte’ów, których zastały uradowanych niezmiernie obietnicą państwa Rosburgów przyjęcia ich do służby. „Normandczyk“ miał być znowu pomocą ukochanego komendanta, Franciszka zarządzającą domem, a Lucynka doglądałaby Stokrotki.
Lecomte opowiadał teraz z ożywieniem, jak udało mu się zmylić czujność dzikich i uciec na łodzi, jak trzy dni i noce błąkał się na morzu, a gdy burza rozbiła łódkę dopłynął szczęśliwie do bezludnej wysepki i tam przebył samotnie prawie całych lat pięć, oczekując zmiłowania.
Nareszcie ukazał się na horyzoncie okręt tak gorąco oczekiwany. Strzęp koszuli, na tyczce umocowany, oznajmił przybyszom, że jakiś rozbitek potrzebuje pomocy. Byli to Anglicy z którymi trudno mu się było dogadać, koniec końców zebrali go z sobą i kilka miesięcy posługiwali się nim na okręcie, zanim wylądowawszy w Hewrze, dostał się do Francji.
Pożegnawszy żeglarza i jego rodzinę, całe towarzystwo wracało do domu. Pawełek znalazł chwilę, aby opowiedzieć komendantowi co zaszło pomiędzy nim i Leosiem i bardzo był uszczęśliwiony, że opiekun nie potępił jego występku, zrobił mu tylko życzliwą wymówkę za to, iż mógł choćby przez chwilę podejrzewać przybranego ojca o obojętność dla siebie.
Wieczorem Zosia przypomniała Pawełkowi że miał jeszcze opowiedzieć szczegóły powrotu do kraju.
— Niewiele już, co prawda, mam do opowiedzenia — odrzekł zagadnięty — ale mogę zaraz dokończyć, jeśli jesteście ciekawi.
Otóż czułem się szczęśliwy znalazłszy się na francuskim okręcie. Rozpoznałem dużo rzeczy podobnych do tych, które widziałem na „Sybilli“. Podczas pobytu na wyspie zupełnie zapomniałem jak smakuje mięso i różne nasze potrawy. Wydawało mi się dziwne śniadanie do stołu, posługiwanie się łyżkami i widelcami, picie ze szklanek. Dano mi łyk jakiegoś gorzkiego, pieniącego się napoju, który mi się niepodobał, natomiast wino bardzo mi smakowało, ale komendant powiedział, że mogę się upić, gdybym go wypił zadużo. Przedewszystkiem sprawiał mi największą przyjemność wyraz radości, malujący się na twarzy mego drugiego ojczulka, jego błyszczące oczy; jestem pewien, że owej chwili chciałby wszystkich obecnych przycisnąć do serca!
Pan Rosburg uśmiechnął się na to wspomnienie i rzekł wesoło:
— Jesteś więc jasnowidzem, mój Pawełku? Istotnie byłem w takiem właśnie błogiem usposobieniu.
— Nie jestem jasnowidzem, ale wyczuwam wszystkie twe myśli, ojczulku, ponieważ kocham cię całem sercem — odrzekł Pawełek ze szczerem uczuciem.
— Wobec tego winieneś widzieć, jak tobie jestem niezmiernie oddany i nie wyobrażać sobie, że mogłem zobojętnieć dla ciebie, ty utrapieńcze!.. zawołał komendant serdecznym i pogodnym tonem.
Pawełek poczerwieniał z radości i na chwilę stracił wątek opowiadania.
— Na czem zatrzymałem się? powiedział, chcąc zebrać myśli rozproszone.
— Na pierwszym obiedzie na „Niezwyciężonym“ — powiedział pośpiesznie Jakóbek.
— A, tak właśnie. Doskonale zapamiętałeś nazwę okrętu. Gdybyś wiedział, jak cała załoga była dobrą dla nas! Gorąco dziękowaliśmy Bogu, iż nam pozwolił znaleźć się wśród tak zacnych ludzi! Wyspawszy się wybornie i spożywszy śniadanie, obdarzeni nowemi ubraniami powróciliśmy jeszcze na wyspę. Towarzyszyła nam liczna straż, gdyż kapitan obawiał się, by nas nie zatrzymali dzicy przemocą. Przywieźliśmy na szalupie sto pięćdziesiąt toporów i dwieście noży dla rozdania naszym przyjaciołom, którzy nas rzewnie opłakiwali.
Kapitan „Niezwyciężonego“ przeznaczył jeszcze sporą ilość gwoździ a także piły; nożyczki, igły i szpilki dla kobiet. Te podarki sprawiły tyle zachwytu, że odjazd nasz nie był już dla nich zbyt boleśny. Powróciliśmy na okręt późno wieczór. W parę godzin potem podjęto kotwicę i wyruszyliśmy w podróż. Nazajutrz ziemia znikła nam z oczu, wpłynęliśmy na pełne morze. We trzy miesiące zawinęliśmy do Hawru, stamtąd przybyliśmy do Paryża. W ministerstwie marynarki ojczulek spotkał się z panem Fraypi, który właśnie o niego zapytywał i przywiózł nas tutaj.
Reszta państwu wiadoma.
Gdy Pawełek skończył, wszyscy dziękowali mu i jeszcze znalazło się dużo pytań, dotyczących pobytu wśród dzikich. Zwłaszcza Jakóbek i Stokrotka byli pod tym względem nienasyceni.
Leoś nie mieszał się wcale do rozmowy. Siedział milczący i nachmurzony, mierząc Pawełka zawistnem okiem, Stokrotkę i Jakóbka pogardliwie. Jeśli Janek lub Zosia zwracali się do niego, odtrącał ich z niechęcią. Tylko Kamilkę i Madzię traktował życzliwie i ucałował je nawet na dobranoc.
Stosunek Leosie do Pawełka był wciąż nieprzyjazny, starał się go o ile możności unikać, nie było to jednak rzeczą łatwą, ponieważ wszystkie dzieci przepadały za Pawełkiem i ciągle chciałyby go mieć przy sobie. Pobyt chłopca wśród dzikich uczynił go zręcznym i przedsiębiorczym. Obmyślał co chwila jakieś nowe ozdoby do chatek i zaproponował zbudowanie nowej na wzór tej, jaką komendant z Lecomte’em sklecili dla króla. Dzieci były uszczęśliwione z tego pomysłu, i zabrały się natychmiast do roboty pod przewodnictwem Pawełka. Pan Rosburg przychodził pomagać i dni, w których przebywał z niemi, stanowiły prawdziwe święto wśród młodocianej gromadki.
Leoś boczył się z początku ale i jego porwała werwa, wesołość i uprzejmość komendanta. Pawełek też zjednywał go coraz bardziej swoją dobrocią, starał się szukać sposobności okazania mu usługi, przedstawienia w najlepszem świetle. Pewnego wieczora chwalił niezmiernie jakiś mebelek przez Leosia zmajstrowany. Wzruszony tem Leoś podszedł do Pawełka i uścisnął go za rękę w milczeniu.
— Dziękuję ci Leosiu — dziękuję — rzekł Pawełek, z właściwym sobie uprze]mym uśmiechem, jednającym mu ludzką życzliwość.
Leosia serce zmiękło naraz, rzucił się w objęcia Pawełka, mówiąc:
— Bądź też moim przyjacielem, jak nim jesteś dla moich krewnych i braci. Wstydzę się mego postępowania z Jakóbkiem i z tobą. Byłem zazdrosny o ciebie, nienawidziłem zacnego komendanta i w tobie chciałem dopatrywać się złych stron tylko... Powiedz swemu przybranemu ojcu, ponieważ nic przed nim nie ukrywasz, że niezmiernie żałuję tego, co uczyniłem dotąd, że przyrzekłem sobie poprawę i pragnę naśladować cię pod każdym względem, a pana Rosburga kochać i poważać będę i mam nadzieję że zdołam wreszcie pozyskać jego życzliwość. Czy mi wybaczasz i będziesz kochał choć odrobinę?..
— Nie odrobinę, ale nawet bardzo — odrzekł Pawełek gorąco. Wnikam w twoje położenie i rozumiem doskonale, jak niemiłem ci było, że obcy jakiś przybysz zabiera serca twych przyjaciół i rodziny, że okazują mu szczególne względy, ponieważ jestem krewnym Zosi i przebywałem wśród czerwonoskórych, jednym słowem obudziłem pewne zaciekawienie pojawieniem się wśród twojej rodziny.
— Umiesz tak świetnie wytłómaczyć to, co mię gnębiło najwięcej! zawołał Leoś.
— Dlaczego myśmy nie mieli takich myśli? Dlaczego tylko Leoś?.. pytał Jakóbek.
— Bo, bo... wszyscy nie są jednacy, mój Jakóbku. — odrzekł Pawełek, nieco tym pytaniem stropiony — a zresztą jesteście wszyscy młodsi od Leosia, a więc...
— A więc co? dopytywał Jakóbek natarczywie.
— Więc... więc jesteście zbyt dobrzy dla mnie — odparł Pawełek — nie wiedząc już jak wybrnąć z sytuacji.
— Ha! ha! ha! To mi się podoba! — zawołała śmiejąc się Zosia. Oto odpowiedź, która nic a nic nie wyjaśnia! Dzicy nie nauczyli ciebie dobrze rozumować!
— Ale za to serce nauczyło go dobrem za złe odpłacać i doskonale w jego odpowiedzi wyczuwam wielką względem mnie delikatność — odpowiedział Leoś, przejęty wdzięcznością dla Pawełka.
— Pora iść spać moje dzieci, rzekła pani Marja wchodząc — nigdy dość się nie możecie nagadać.
— Ale tatuś mnie zaniesie na górę? szczebiotała Stokrotka. Tak mi jest dobrze, kiedy tatuś siedzi przy mnie, nim zasnę!
Komendant czuł się zawsze wzruszony objawami szczerego przywiązania żony i córeczki, Pawełka też pokochał serdecznie, więc nie mógł już myśleć o rozstaniu z nimi, zamyślał o porzuceniu marynarki i oddaniu się życiu domowemu. Podawszy się do dymisji, miał zamiar nabyć majątek i gospodarować na wsi. Upatrzył już nawet ładną posiadłość w tych stronach. Projekt ten wszystkim starszym przypadł do gustu, dzieci tylko nic jeszcze o tem nie wiedziały.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sophie de Ségur i tłumacza: Natalia Dzierżkówna.