Aforyzmy o pojedynku/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Arthur Schopenhauer
Tytuł Aforyzmy o pojedynku
Wydawca Księgarnia Polska A. D. Bartoszewicza M. Biernackiego
Data wyd. 1882
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


BIBLIOTEKA MRÓWKI. T. 8.
Szopenhauer.

AFORYZMY O POJEDYNKU.
LWÓW.
KSIĘGARNIA POLSKA
A. D. BARTOSZEWICZA i M. BIERNACKIEGO.
14. Plac Halicki 14.

 Z drukarni J. Czaińskiego w Samborze. 
Aforyzmy Szopenhauera.
POJEDYNEK.

I.

Istnieje pewien rodzaj honoru, zupełnie różny od tego, jaki obiega ogólnie i wszędzie, o którym Grecy ani Rzymianie nie mieli najmniejszego pojęcia, ani Chińczycy, ani Hindusy, lub Mahometanie. Narodził się on w wiekach średnich, a zaaklimatyzował jedynie w Europie, i tu wszakże tylko wśród malutkiej frakcji społecznej, a mianowicie wśród klas wyższych i takich, które je naśladują. Jest to honor rycerski, albo punkt honoru.
Tu honor nie zasadza się na opinji innych o nas, lecz jedynie na objawach tej opinji: mniejsza o to czy objawiona opinja istnieje rzeczywiście lub nie, a tem bardziej czy jest lub nie jest uzasadnioną; a zatem świat może mieć o nas najgorsze zdanie z powodu naszego postępowania; może nami pogardzać ile tylko zechce; to nic nieszkodzi naszemu honorowi dotąd, aż kto niepozwoli sobie powiedzieć tego głośno. Lecz na odwrót, gdyby nawet nasze przymioty i czyny zmuszały cały świat do szacunku dla nas, dość będzie jednej osobistości, choćby to była osobistość zła i głupia, byle tylko odezwała się o nas wzgardliwie i oto honor nasz splamiony, stracony na zawsze, jeżeli go nie oczyścimy. Jest to fakt, który wskazuje dobitnie, że tu nie idzie o samą opinję, lecz jedynie o jej objawy zewnętrzne, gdyż wyrazy obraźliwe mogą być cofnięte, można za nie przeprosić, a wtedy uważa się jakby niebyły wypowiedziane. Kwestja, czy opinja, która je wyrzekła, zmieniła się i dla czego? nic tu nie znaczy; unieważnia się sam objaw i wszystko jest w porządku. Cel więc, jaki się ma na widoku, nie jest zasłużyć na szacunek, lecz go dla siebie wymusić.
Honor człowieka nie zależy na tem co on czyni, lecz na tem co jemu czynią, na tem co go spotka. Spoczywa on więc w ręku każdego, lub poprostu zawieszony jest na końcu pierwszego lepszego języka, byle go dotknąć, w tej chwili honor stracony jest na zawsze, chyba że go obrażony odbierze siłą. Zaraz będziemy mówili o formalnościach, za pomocą których przywraca się go. Z tem wszystkiem podobna operacja połączona być musi z niebezpieczeństwem życia, wolności, majątku i spokoju sumienia. Postępki człowieka choćby były najszlachetniejsze, serce jego najczystsze, umysł najświetniejszy, wszystko to nie przeszkadza, ażeby honor jego nie przepadł z chwilą gdy się podoba jakiemukolwiek indywiduum obrazić go; i byle tylko nie przekroczyło przepisów tego rodzaju honoru, indywiduum to może być najwstrętniejszym łotrem, najgłupszem bydlęciem, próżniakiem, szulerem, słowem istotą niegodną, ażeby obrażony na nią spojrzał. Zwykle nawet tego rodzaju kreatury najbardziej zwykły obrażać, i już Seneka uważał że człowiek im więcej jest pogardzany tem więcej język rozpuszcza; i właśnie najczęściej na człowieka szlachetnego taka istota wstrętna najzajadlej się rzuca, gdyż kontrasty nienawidzą się, a widok cnót i przymiotów, obudza zwykle wściekłość w duszy nędznika.
Widzimy więc, ile tacy ludzie winni wdzięczności zasadom tego rodzaju honoru, który stawia ich na równi z ludźmi wyższemi od nich pod każdym względem. Niech takie indywiduum rzuci obelgę, to jest przypisze innemu co niegodnego, to jeżeli ten nie zmaże prędko zniewagi krwią, to utrzyma się ona prowizorycznie jako prawdziwa i uzasadniona, jako wyrok mający moc prawa. Inaczej mówiąc: znieważony zostaje w oczach wszystkich „ludzi honoru“ tem, czem go znieważający, choćby ostatni z ludzi nazwał, albowiem „schował obelgę do kieszeni“. Odtąd „ludzie honoru“ będą nim głęboko pogardzali; unikać go będą jak zarazy; nie zechcą np. jawnie i otwarcie, bywać w towarzystwach gdzie go przyjmują i t. p. Sądzę, że mogę słusznie odnieść do wieków średnich początek tego chwalebnego uczucia. Rzeczywiście C. W. Wachter powiada, że do XV. wieku w procesach kryminalnych nie oskarżyciel miał obowiązek dowiedzenia winy, lecz oskarżony swej niewinności. Dowód taki mógł osiągnąć przez przysięgę oczyszczającą, do której potrzebował mieć świadków, którzyby przysięgli, iż są przekonani, że jest on niezdolny do krzywoprzysięztwa. Jeżeli świadków znaleźć nie mógł, lub gdy ich oskarżyciel wyłączył, wtedy miał miejsce sąd Boży, który stanowił zwykle pojedynek. Gdyż „oskarżony“ stawał się „znieważonym“ i winien był oczyścić się z tej zniewagi. Oto porządek tego pojęcia „zniewagi“ i całej tej procedury, praktykowanej po dziś dzień jeszcze pomiędzy „ludźmi honoru,“ oprócz przysięgi.
To nam tłómaczy także głębokie oburzenie „ludzi honoru,“ gdy widzą się oskarżonymi o kłamstwo i krwawą zemstę, jakiej za to szukają; co tem bardziej zadziwia, ile że kłamstwo jest rzeczą powszednią. W Anglji zwłaszcza, fakt ten wzrósł do zabobonu głęboko zakorzenionego. Ktokolwiek grozi śmiercią temu, co mu zarzucił kłamstwo, powinien być chyba pewny, że nigdy w życiu nie skłamał. W tych kryminalnych procesach średnich wieków, miała miejsce procedura jeszcze nawet krótsza; zasadzała się na tem, że oskarżony odpowiadał oskarżycielowi: „Skłamałeś“, poczem zaraz odwoływano się do sądu Bożego: ztąd to pochodzi w kodeksie rycerskiego honoru obowiązek natychmiastowego uciekania się do broni, gdy kto komu zarzuca kłamstwo. Oto co dotyczy obelgi. Ale istnieje rzecz gorsza od obelgi, coś tak okropnego, że muszę przeprosić „ludzi honoru“ za wzmiankę o tem; wiem, że na samą myśl taką schwycą ich dreszcze i włosy im powstaną na głowach, albowiem rzecz ta jest summum malum wszystkich okropności na ziemi, gorsza od śmierci i potępienia. Może się zdarzyć rzeczywiście horribile dictu, może się zdarzyć, że jedno indywiduum zaaplikuje drugiemu policzek. Otóż to jest zdumiewająca katastrofa; sprowadza ona śmierć honoru tak zupełną, że gdy wszelkie inne uszkodzenia honoru można uleczyć prostem skaleczeniem, takie, dla radykalnego uleczenia wymaga, ażeby zabić.
Zarówno jak być znieważonym, jest hańbą, znieważyć — jest honorem. Niech prawda, prawo i rozsądek będzie po stronie mego przeciwnika, lecz bylem go znieważył, nie pozostaje mu jak iść do djabła ze wszystkiemi swoimi zasługami; prawo i honor są po mojej stronie, a on prowizorycznie honor utracił, aż dokąd go sobie nie przywróci; czy może za pomocą prawa i rozsądku sądzicie? — nie — pistoletem lub szpadą. Niech podczas dyskusji lub prostej rozmowy, ktokolwiek rozwinie znajomość większą przedmiotu, większą miłość prawdy, sąd zdrowszy, więcej rozsądku, słowem niech okaże przymioty umysłu, które nas stawiają w cieniu, możemy zniszczyć od razu całą jego wyższość, pokryć nasze umysłowe niedołęztwo i stanąć z kolei wyżej — rzuciwszy mu w oczy obelgę. My wtedy jesteśmy zwycięzcami i honor jest po naszej stronie: prawda, wykształcenie, inteligencja, rozum, wszystko powinno zebrać manatki i zmykać przed boskiem grubjaństwem. To też „ludzie honoru“ w razie gdy kto objawia inne zdanie, albo rozwija więcej rozsądku, zaraz gotowi są wyjeżdżać na swoim koniku. Gdy w sprzeczce brak im argumentów, poszukują grubjaństwa, co równie jest użytecznem a daleko łatwiejszem, poczem oddalają się w tryumfie. Potem cośmy wyłożyli, czyż nie da się racjonalnie powiedzieć, że honor uszlachetnia zwyczaje towarzyskie? Sąd najwyższy, do którego w sprawach honoru można odwołać się od jakiejkolwiek instancji — jest siła fizyczna, to jest zwierzęcość. Albowiem każde grubjaństwo jest, prawdę mówiąc, odwołaniem się do zwierzęcości, w tym sensie, że stawia niekompetencję walki sił umysłowych i prawa moralnego, podstawiając w zamian walkę sił fizycznych: w gatunku człowieka, którego Franklin określa „zwierzę sporządzające narzędzia“, walka taka odbywa się przez pojedynek, za pomocą broni specjalnie w tym celu sfabrykowanej i sprowadza wyrok bez apelacji. Ta maksyma zasadnicza oznaczoną jest, jak wiadomo, przez wyrażenie: prawo siły, co prowadzi do ironji: konsekwentnie honor rycerski powinien się nazywać: honorem pięści.
Honor mieszczański jest nadzwyczaj skrupulatny na punkcie twoje i moje, na punkcie zobowiązań i danego słowa; na odwrót, honor rycerski, wyznaje w tych wszystkich okolicznościach zasady najszlachetniej liberalne. I rzeczywiście, jedno jest tylko słowo, które dotrzymać należy: „słowo honoru“, to jest słowo, po którem dodaje się: „na honor“, zkąd powstaje domniemanie, że każde inne słowo można złamać. Lecz nawet w wypadku złamania słowa honoru, honor może być uratowany zapomocą środka, o którym mowa — pojedynku: możemy się bić z tymi, którzy utrzymują, żeśmy słowo honoru dali.
Ani Grecy, ani Rzymianie, ani ludy najbardziej ucywilizowane Azji, tak w starożytności jak i w czasach dzisiejszych nie wiedzieli ani słówka o takim honorze i o jego zasadach. Wszystkie te narody znały tylko honor, któryśmy nazwali mieszczańskim. U nich człowiek ma taką wartość, jaką mu nadają jego postępki, a nie nadaną mu przez pierwszy lepszy zły język. U wszystkich tych ludów to, co kto mówi lub czyni, może nadwerężyć honor jego własny, ale nie honor innych. Uderzenie, u tych narodów nie jest czem innem, jak tylko uderzeniem, takiem, jakie może każdego spotkać od konia lub osła. Uderzenie może spowodować gniew lub zemstę natychmiastowe, ale nic nie ma wspólnego z honorem.
Co do lekceważenia i pogardy życia, ludy te nie ustępują w niczem chrześciańskiej Europie. Grecy i Rzymianie byli bohaterami skończonymi, a zupełnie nie znali „punktu honoru.“ Pojedynek u nich nie był rzeczą klas szlachetnych. lecz nikczemnych gladjatorów, niewolników opuszczonych i skazanych kryminalistów, którym kazano bić się z sobą i z dzikiemi zwierzętami dla zabawy ludu. Po wprowadzeniu chrześciaństwa igrzyska gladjatorów zniesiono, lecz na ich miejsce i to w pełni chrześcianizmu ustanowiono pojedynek, za pomocą sądów Bożych. Jeżeli pierwsze były okrutną ofiarą poświęconą ciekawości publicznej, to pojedynek jest również okrutnym, jest ofiarą, która poświęca i morduje nie kryminalistów, niewolników i więźniów, lecz ludzi wolnych i szlachetnych.




II.

Historja przechowała nam mnóstwo dowodów, przekonywających, że starożytni nie znali podobnego przesądu. Gdy n. p. naczelnik Teutonów proponował Marjuszowi pojedynek, bohater ten kazał mu odpowiedzieć, że „jeżeli mu życie obrzydło, to może się powiesić“, posyłając mu jednocześnie gladjatora, z którym mógłby się bić ile zechce. Czytamy w Plutarchu, że Eurybiades, dowódzca floty, dyskutując z Temistoklesem, miał podnieść laskę chcąc go uderzyć; nie widzimy wcale ażeby ten wyciągnął szpadę; powiedział tylko: „Bij ale słuchaj.“ Co za oburzenie musi uczuwać czytelnik, „człowiek honoru“, nie znajdując w Plutarchu, ażeby korpus oficerów ateńskich oświadczył, iż nie chce dłużej służyć pod tym Temistoklesem.
Pewien ustęp Platona dowodzi, że starożytni nie mieli nawet najmniejszego poczucia tego punktu honoru rycerskiego. Sokrates w skutek licznych swoich dysput, często był narażony na zniewagi, co znosił z największym spokojem; pewnego dnia, dostawszy uderzenie nogą, przyjął to bez gniewu i rzekł do kogoś, który się dziwił: „czy gdyby mnie osioł kopnął poszedłbym na skargę?“ Innym razem gdy mu ktoś powiedział: „Ten człowiek gwałtownie na ciebie napada: czy cię tem nie znieważa?“ Sokrates odrzekł: „Nie, gdyż to co mówi, nie odnosi się do mnie.“
Stobiusz przekazał nam długi ustęp z Musoniusza, który pozwala zdać sobie sprawę ze sposobu, w jaki starożytni załatwiali sprawy o obelgi; nie znali oni innej drogi, jak otrzymanie satysfakcji od trybunałów, a mądrzy pogardzali i tem nawet. Można widzieć w Gorgiaszu Platona, że to był jedyny sposób wynagrodzenia za policzek. To samo wypływa z opowiadania Aulu Gella o niejakim Luciuszu Veratiuszu, który bawił się, przez złośliwość, bez żadnej przyczyny, wymierzaniem policzków obywatelom rzymskim, których spotykał na ulicy: dla uniknienia długich formalności, kazał niewolnikowi nosić za sobą worek miedzianej monety i wypłacać, stante pede, zdziwionemu przechodniowi legalną grzywnę 25 asów. Crates, sławny filozof-cynik, dostał od muzykusa Nicodroma taki siarczysty policzek, że twarz mu cała spuchła i krwią zaszła; wtedy przywiązał sobie do czoła deseczkę z napisem: „Nicodrom to zrobił“, co okryło tego flecistę ogromnym wstydem, że popełnił czyn tak grubjański względem człowieka, którego całe Ateny czciły i uwielbiały. Mamy także w tym przedmiocie list Diogenesa z Synopy, pisany do Mellesippy, w którym opowiadając jak go obili kijami Ateńczycy, dodaje, że nic sobie z tego nie robi. Seneka w księdze De constantia sapientis traktuje szczegółowo o zniewadze, ażeby dowieść, że mądrość nią pogardza. W rozdziale XIV. mówi: „Lecz mędrzec dostawszy policzek co ma uczynić? To co Katon dostawszy w twarz. Nie wybuchnął, nie mścił się, nie przebaczył nawet obelgi, lecz zaparł, ażeby miała być spełnioną.“
— Tak, powiecie, ale to byli mędrcy.
— A wy, wy jesteście głupcy? — Zgoda.
Widzimy więc, że wszelkie te zasady rycerskiego honoru były starożytnym nieznane właśnie dlatego, że ci zapatrywali się na rzeczy z punktu naturalnego, bez uprzedzenia, nie pozwalając się ograniczać takiego rodzaju głupstwami. Tak więc w uderzeniu w twarz nie widzieli nic innego nad to, czem ono jest rzeczywiście, uszczerbkiem fizycznym, gdy tymczasem dla ludów nowożytnych jest ono katastrofą, tematem do tragedji, jak np. w Cydzie Corneilla, w dramacie niemieckim zatytułowanym Siła okoliczności, a który powinien raczej nosić tytuł Siła przesądu. Jeżeli kiedy w paryzkiem zgromadzeniu narodowem będzie dany policzek, rozlegnie się on po całej Europie. Zalecamy „ludziom honoru“, ażeby przeczytali w Jakóbie fataliście, tem arcydziele Diderota, historję Pana Desglands[1]. znajdą tam typ niedościgniony nowożytnego honoru rycerskiego, którym się będą mogli delektować i zbudować do syta.
Z wszystkiego cośmy powiedzieli dostatecznie wynika, że zasada honoru rycerskiego nie jest zasadą pierwotną, opartą na ludzkiej naturze; jest ona sztuczną, a początek jej łatwo odnaleźć. Jest ona dzieckiem wieków, w których pięście były więcej wyćwiczone niż głowy i w których księża więzili rozsądek, tych wieków średnich, tak słynnych z rycerskości. W owych czasach Pan Bóg nietylko miał czuwać nad nami, lecz i sądzić za nas. To też sprawy sądowe drażliwe decydował Sąd Boży, który zasadzał się z małemi wyjątkami na walkach szczególnego rodzaju, nietylko między rycerzami, lecz i między mieszczaństwem, jak tego dowodzi piękny ustęp w Henryku VI Szekspira. Walka w Sądzie Bożym była najwyższą instancją, do której można się było odwołać od wszelkiego wyroku. Tym sposobem nie rozum był trybunałem, ale siła i zręczność fizyczna, czyli zwierzęcość. W naszych jeszcze czasach, pomiędzy ludźmi, którzy stosują się do takich pojęć, nie najwykształceńsi i nie najrozumniejsi upatrują ostateczną rację w sprzeczce, która sprowadza pojedynek. Są to pojęcia przejęte dziedzicznie i tradycjonalnie...
Nie sięgając do jej źródła, zasada honoru rycerskiego ma na celu zapewnić sobie za pomocą groźby siły fizycznej zewnętrzne świadectwo szacunku, który sądzi zbyt trudnym lub zbytecznym do nabycia w rzeczywistości. Jest to prawie tak, jak gdyby ktoś ogrzewając kulkę termometru dłonią, chciał dowieść, że w pokoju jest ciepło. Badając rzecz bliżej, oto jest zasada: tak samo jak honor mieszczański, mając na widoku pokojowe stosunki między ludźmi, zasadza się na opinii, że zasługujemy na pełne zaufanie, gdy szanujemy prawa drugich: tak samo honor rycerski zasadza się na opinji, że należy się nas bać, jako gotowych bronić swych praw na zabój. Zasada, że należy wzbudzać obawę a nie zaufanie, nie byłaby tak fałszywą, bacząc na niewielką dozę sprawiedliwości ludzkiej, gdybyśmy żyli w stanie natury, gdzie każdy musi sam bronić własnej osoby i własnych praw. Lecz zasada taka nie ma zastosowania w epoce cywilizacji, gdzie państwo przyjęło na siebie obronę osób i własności.
Z dwóch ludzi odważnych, powiadają, żaden nie ustąpi; z najmniejszej sprzeczki przyszłoby do obelg, razów, a nakoniec zabójstwa: lepiej więc dla przyzwoitości pominąć stopnie pośrednie i uciec się od razu do broni. Szczegóły procedury ujęte zostały w system, mający swe prawa i reguły, a który jest rzeczą najsmutniejszą pod słońcem; można bez zaprzeczenia widzieć w tem wspaniały panteon obłąkania. Lecz sam punkt wyjścia jest fałszywy; w rzeczach mniejszej wagi (ważniejsze pozostawiają się zwykle trybunałom), z dwóch ludzi mężnych jeden może odstąpić, a mianowicie mędrszy; jeżeli idzie o opinję, nie ma się o co sprzeczać. Utrzymują oprócz tego, że ta zasada rycerskiego honoru z jego pojedynkami, jest kolumną wspierającą dobry ton i piękne obejście towarzyskie; że jest hamulcem wstrzymującym wybuchy brutalstwa i grubiaństwa. Jednakże w Atenach, w Koryncie, w Rzymie było dobre, a nawet bardzo dobre towarzystwo i eleganckie obyczaje i ton dobry, bez uciekania się do rycerskiego honoru jako wędzidła. Prawdę powiedziawszy, kobiety nie królowały w towarzystwach starożytnych, jak u nas. Obecność kobiet w naszych towarzystwach przyczynia się bezwątpienia do tego, że odwaga góruje nad innymi przymiotami, gdy w rzeczywistości jest ona cnotą bardzo podrzędną, prostą zasługą podoficerską, w której zwierzęta nas przewyższają; czyż się nie mówi: „odważny jak lew“?
Lecz co więcej, zasada rycerskiego honoru jest bezpiecznem schronieniem dla nieuczciwości i złośliwości w sprawach większej wagi, a w mniejszych przytułkiem bezczelności, bezwstydu i grubjaństwa. gdyż mało kto chce ryzykować życie, ażeby je ukarać.
Wszystkie więc przyczyny, jakie na usprawiedliwienie jej przytaczają są mało uzasadnione. Możnaby z większą słusznością utrzymywać, że tak samo jak pies warczy gdy mu się grozi, a łasi się gdy go się pieści, tak samo jest w naturze ludzkiej, oddawać nieprzyjaźń za nieprzyjaźń, oraz unosić się i gniewać za objawy nienawiści i pogardy. Cycero już powiedział: „Wszelka zniewaga ma kolce, których ukłucie z trudnością znoszą nawet rozsądni i mędrcy“; i rzeczywiście, nigdzie na świecie, prócz kilku sekt religijnych, nie znoszą ludzie spokojnie obelg, a tembardziej razów. Z tem wszystkiem natura nie wskazuje nam nic po nad wyrównanie obrazy — obrazą; nie nakazuje nam karać śmiercią tych, co nam zarzucają kłamstwo, głupotę lub podłość. Stara maksyma germańska: „do policzka przez sztylet“, jest przesądem rycerskim oburzającym. W każdym razie zemsta za zniewagi — należy do gniewu, a nie do honoru i obowiązku. Pewniejszem jest, że zarzut znieważa w miarę tego, jak gdzie dosięga, czego dowodem jest, że najmniejsze słówko dotykające sprawiedliwie, rani daleko głębiej, aniżeli najcięższe oskarżenie nieuzasadnione. Tym sposobem, jeżeli kto sumiennie jest przekonany, że na zarzut nie zasłużył, może nim pogardzać i pogardzać będzie. Zasady honoru przeciwnie wymagają od niego, ażeby okazywał podejrzliwość, której nie doświadcza, i mścił się krwią za zniewagi, które go wcale nie ranią. Bardzo kruche ma się przekonanie o swojej wartości, jeżeli się stara zgnieść każde słowo, mogące ją podać w wątpliwość.
„A więc, powiedzą znowu, człowiek mógłby, Boże uchowaj! okładać kijami drugiego człowieka“?
Często zadawałem sobie pracę, ażeby wynaleźć w naturze ludzkiej, zwierzęcej czy intellektualnej, powód, któryby mógł usprawiedliwić pojęcie, zakorzenione w pewnej części rodzaju ludzkiego, że uderzenie jest rzeczą okropną: usiłowania moje były daremne. Uderzenie nie jest i nie będzie niczem innem, jak pokrzywdzeniem fizycznem, które każdy człowiek może uczynić drugiemu człowiekowi, niczem przez to nie dowodząc, jak tylko że jest silniejszy lub zręczniejszy, albo że drugi nie miał się na baczności. Analiza niczego więcej nie dostarczy. Prócz tego, widzę tego samego rycerza, dla którego uderzenie z ręki człowieka wydaje się nieszczęściem największem ze wszystkich, jak otrzymuje dziesięć razy silniejsze kopnięcie konia i zapewnia, ciągnąc za sobą skaleczoną nogę, że to drobnostka. Wtedy podejrzywałem, że to jest przywiązanem do ręki człowieka. Tymczasem widzę innego rycerza w walce, gdy otrzymał pchnięcie szpadą; i ten utrzymuje, że to bagatelka, o której nie warto mówić. Co więcej: przy pasowaniu na rycerza uderzenie płazem jest wielkim honorem. Otóż i wyczerpałem wszelkie przyczyny psychologiczne i moralne i nie pozostaje mi, jak uważać całą rzecz jako stary przesąd, głęboko zakorzeniony, jako nowy przykład obok wielu innych, że w człowieka wszystko wmówić można. Dowodzi jeszcze tego fakt dobrze znany, że w Chinach kij przyjęty jest jako kara cywilna i bardzo często stosowany nawet względem wysokich urzędników; tam natura ludzka, nawet wśród warstw najwykształceńszych, mówi inaczej jak u nas.
Prócz tego bezstronne badanie natury ludzkiej uczy nas, że uderzać jest taką samą właściwością człowieka, jak gryźć zwierząt mięsożernych, a bóść zwierząt rogatych; człowiek jest, właściwie mówiąc, zwierzęciem bijącem. To też jesteśmy oburzeni, słysząc, że człowiek jeden drugiego ugryzł; przeciwnie dawać i odbierać razy jest u człowieka równie naturalnem jak częstem. Łatwo zrozumieć, że ludzie z wyższem wykształceniem starają się unikać podobnych efektów, panując nad naturalną skłonnością: lecz jest to barbarzyństwem chcieć wmówić w naród cały, lub choćby w pewną jego warstwę, że być uderzonym jest wielkiem nieszczęściem, pociągającem za sobą obowiązek zabójstwa i morderstwa. Za wiele jest istotnych nieszczęść na świecie, ażeby wolno było powiększać ich liczbę i stwarzać imaginacyjne, sprowadzające w swych skutkach rzeczywiste; a to właśnie czyni ten głupi i złośliwy przesąd.
Czas już jest wygnać te bezwstydne resztki prawa mocniejszego. Dziś, gdy wzbronionem jest podburzać metodycznie psy i koguty do walki przeciwko sobie (w Anglji takie walki są już karane), możemy jeszcze widzieć stworzenia ludzkie, podburzane mimo chęci do śmiertelnych zapasów: to ten przesąd śmieszny, ta absurdyczna zasada rycerskiego honoru, nakazuje ludziom wierzącym w nią, dla pierwszej lepszej nędzoty bić się jak gladjatorom. Ma się istotnie materjał do śmiechu, patrząc na pedanckie formuły, z jakiemi odbywają się te warjacje. Niemniej jest oburzającem, że zasada ta, z bezsensowym swym kodeksem, stanowi państwo w państwie, które, nie uznając innego prawa jak prawo mocniejszego, tyranizuje warstwy społeczne, które są pod jego panowaniem, i zaprowadza trybunały kapturowe. Każdy może być zawezwany przez drugiego do stawiennictwa; powody zawezwania łatwe do wyszukania, stanowią obowiązki zbirów trybunału, i wyrok ogłasza karę śmierci dla stron obydwóch. Jest to oczywiście jaskinia, w głębi której stworzenie godne pogardy, byle należało do klasy podległej prawom rycerskiego honoru, może grozić, może zabijać ludzi najlepszych i najszlachetniejszych, których właśnie najnaturalniej nienawidzi. Ponieważ dziś sprawiedliwość i policja nabyły dość mocy, ażeby łotr jaki nie mógł nas zatrzymać na gościńcu i wołać: Pieniądze albo życie! byłby czas, ażeby i zdrowy rozsądek również uzyskał tyle władzy, by pierwszy lepszy łotr nie mógł nam mącić spokoju, wołając: Honor albo życie! Trzeba nakoniec uwolnić warstwy społeczne od ciężaru, jaki je przygniata; należy nam oswobodzić się od tej męczącej myśli, że możemy być każdej chwili zmuszeni przypłacić życiem za brutalstwo, grubiaństwo, złość i głupotę jakiego indywiduum, któremu się podoba rozkiełznać na nas. Krzyczącym jest bezwstydem, widzieć dwóch młodych, niedoświadczonych zapaleńców, przymuszonych tarzać się we krwi za najmniejszą sprzeczką. Oto fakt, dowodzący, do jakiego stopnia podniosła się tyranja tego państwa w państwie i dokąd doszła moc tego przesądu: widziano często ludzi zabijających się z rozpaczy, że nie mogli oczyścić obrażonego honoru rycerskiego, gdyż obrażający stał względem nich za wysoko lub za nisko, co czyniło pojedynek niepodobnym: nie jestże śmierć taka tragikomiczną?
Jeżeli rządy chcą rzeczywiście wytępić pojedynki, proponuję im prawo, za którego skuteczność ręczę, a które nie pociąga za sobą ani krwawych operacyj, ani szafotów, ani szubienicy, ani nawet wiecznego więzienia. Jest to przeciwnie malutkie, bardzo malutkie i łatwe lekarstwo homeopatyczne. Oto ono: ktokolwiek poszle lub przyjmie wyzwanie, otrzyma à la chinoise, wśród białego dnia, przed kurdygardą, dwanaście kijów z ręki policjanta; doręczyciele wyzwania, również jak sekundanci, dostaną po sześć. Być może, iż rycerz jaki zarzuci mi, że po takiej operacji niejeden „człowiek honoru“ w łeb sobie strzeli; na to odpowiadam: lepiej jest, gdy taki warjat zabije sam siebie, aniżeliby miał zabijać drugich.


KONIEC.






  1. Oto jak Szopenhauer streszcza tę historję: „Dwóch ludzi honoru, z których jeden nazywał się Desglands, zalecało się do jednej kobiety: siedzą przy stole jeden obok drugiego naprzeciw damy, której uwagę Desglands stara się zwrócić na siebie ożywioną rozmową; podczas tego oczy ukochanej osoby szukają bezustannie rywala Desglands’a, zwracając na niego samego zaledwie roztargnioną uwagę. Zazdrość wywołuje u Desglands’a, który trzyma w ręku jajko, kurcz spazmatyczny; jajko pęka, a żółtko oblewa twarz rywala. Ten czyni ruch ręką, lecz Desglands chwyta ją i mówi mu do ucha: „Uważam, jak gdybym go otrzymał.“ Nastaje głębokie milczenie: Nazajutrz Desglands pokazuje się z policzkiem zalepionym wielkim okrągłym czarnym plastrem. Pojedynek miał miejsce i rywal Desglands’a został raniony ciężko, choć nie śmiertelnie. Desglands zmniejszył wtedy swój czarny plaster o kilka linij. Po wyleczeniu się rywala, drugi pojedynek. Desglands rani go znowu i znowu zmniejsza plaster. I tak pięć do sześciu razy z rzędu: po każdym pojedynku Desglands zmniejszał plaster, aż do śmierci swego rywala.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Arthur Schopenhauer.