Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Józef Ignacy Kraszewski
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Józef Ignacy Kraszewski |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1903 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom drugi |
Indeks stron |
Niesłychana, u żadnego innego narodu nie mająca odpowiedniego przykładu płodność autorska, niezmierną żywością usposobienia i nadzwyczajną łatwością pisania wsparta, uczyniła Kraszewskiego nie tyle wielkim twórcą arcydzieł, ile raczej niezmordowanym siewaczem myśli i uczuć, wiernym przedstawicielem nastrojów społeczeństwa w przeciągu półwieku zgórą, czujnym budzicielem ruchu literackiego, kiedy ten z jakichkolwiek powodów słabnąć i omdlewać zaczął.
Powiedziano to już niejednokrotnie, że Kraszewski więcejby zrobił dla swojej sławy jako powieściopisarz, gdyby się był mniej rozpraszał gdyby zatem staranniej, z pilniejszym artystycznym rozmysłem dzieła swe opracowywał; ale sam autor «Ulany» odpowiadał na takie uwagi, że właściwością jego talentu było, iż rzeczy, nad któremi długo pracował, wcale nie stawały się przez to lepszemi, i że zresztą nie chodziło mu tak bardzo o sławę własną, jak o pożytek ogólny, czuł się powołanym do podawania spółziomkom swoim nie wykwintnych potraw artystycznych, lecz zwykłego powszedniego chleba.
Istotnie przyszło po nim kilku doskonalszych artystów słowa, co paroma utworami większe wywołali wrażenie w krótkim przeciągu czasu, aniżeli on setkami w ciągu lat 57; takiego wszelako pisarza, coby, jak on, ogarniał całość literackiej działalności narodu — czy w twórczym, czy w krycznym zakresie — nie mieliśmy i nie mamy po nim zgoła. On pozostał jedynym w swoim rodzaju; a choć znaczna część dzieł jego trwałej wartości nadal nie zachowa, autor ich w dziejach piśmiennictwa i oświaty naszej zatrzyma nazawsze miejsce tak wybitne i tak zaszczytne, jak mało który z naszych prozaików.
Rozpoczął działalność swoją w dobie najbujniejszego i najświetniejszego rozkwitu naszej poezyi romantycznej, a skończył w czasie stanowczej przewagi realizmu i pozytywizmu zarówno w życiu, jak i w literaturze. Nie zaciągnął się atoli stanowczo i bezwzględnie pod żaden sztandar; jak w zaraniu młodości drwił z wybryków ekscentrycznego romantyzmu, z romantyzmu w karykaturze, tak znowuż na dziesięć lat przed zgonem wystąpił żywo w obronie wielkiej poezyi romantycznej, napadniętej przez jednego z przedstawicieli suchej rozumowej trzeźwości. Lubił i zalecał umiarkowanie, a choć miał temperament wrażliwy i drażliwy, rzadko kiedy dawał mu się porwać, rzadko kiedy wpadał w jakąkolwiek krańcowość.
Nie miał tej twórczej geniusza potęgi, co nowe drogi toruje, ale posiadał dosyć siły talentu, by znane już drogi wyrównać i w piękne dzieła sztuki przyozdobić. Położył niepospolite zasługi jako historyk, dziennikarz, feljetonista, krytyk; lecz w dziedzinie powieściopisarstwa przez czas długi nie miał sobie równego, a obfitością utworów, żywością ich obrobienia, dowcipem, przytystępnością stylu sprawił, że czytelnictwo w języku polskim ogromnie się wzmogło, a przez to i środek główny szerzenia oświaty wśród mas wzrósł i spotężniał.
Ilość utworów Kraszewskiego jest tak olbrzymia, że ocena ich choćby najzwięźlejsza musiałaby wypełnić obszerną książkę, więc w tym krótkim zarysie kusić się nawet o to nie mogę, zmuszony poprzestać na skreśleniu głównych, zasadniczych przejść w życiu i działalności znakomitego twórcy naszej powieści nowożytnej. Przejść takich wyróżniam cztery.
Rodzina Kraszewskich pochodziła pierwotnie z Wielkopolski, osiadła potem na Litwie; pisarz nasz atoli przyszedł na świat r. 1812 w Warszawie, dokąd rodzice jego schronili się przed nadciągającą burzą wojenną. Pierwszy rok życia przepędził Józef Ignacy na tułaczce po kraju, tak jak ostatnie dwadzieścia pięć lat życia. Wychowywał się początkowo pod okiem wyłącznie niewieściem: prababki i babki w Białej podlaskiej. Pierwsze nauki szkolne pobierał również w Białej i pierwszy swój utwór wierszowany — balladę o strachach w zamku — tu również utworzył pod wpływem ballad Mickiewicza, które się wtedy świeżo w Wilnie r. 1822 ukazały. Pierwszy atoli ten utwór, dla rodziny tylko i grona kolegów przeznaczony, nie był bynajmniej ani wskazówką ściśle określonego kierunku myśli i wyobraźni, ani też zapowiedzią głównej kiedyś działalności, świadczył jedynie o nadzwyczajnie wrażliwym nastroju chłopca, uzdolnionego do przejmowania się różnorodnemi uczuciami i wzruszeniami, a władającego przecież o tyle sobą, że krańcowo w żadnym nie szedł kierunku.
Dalsze nauki gimnazyalne uzupełniał młody balladzista kolejno w Lublinie i w Świsłoczy, gdzie je ostatecznie ukończył i skąd następnie przeszedł na uniwersytet wileński w r. 1829. Zakład ten nie był już w owej dobie tem świetnem ogniskiem wiedzy, jakim się nam przedstawia w czasie studyów Mickiewicza: pierwszorzędni profesorowie wtedy albo już pomarli, albo też opuścić musieli swe katedry i z dawniejszych nauczycieli pozostał na wydziale literackim («sztuk i nauk wyzwolonych) tylko Leon Borowski, dbający przedeszystkiem o jasność myśli, poprawność i zwięzłość wyrażenia. Wykładów jego słuchał też Kraszewski, rozczytując się przytem w świeżo natenczas wydanych dziełach jego poprzednika na katedrze, Euzebiusza Słowackiego, ale nie zaniedbywając przytem studyów nad literaturą łacińską i grecką.
Lubo jednak czuł zapał do wiedzy, najmilej mu było przebywać w towarzystwie poetów i powieściopisarzy. Czytał bardzo dużo, czytał rzeczy najróżnorodniejsze, a że z języków nowożytnych, już wtedy władał nieźle francuskim, więc obfita literatura, naówczas w mniemaniu powszechnem niezmiernie wzbogacona twórczością Wiktora Hugo z jednej, a Balzaca i Henryka Beyle’a (Stendhala) z drugiej strony, mogła stać się mu dostępną i rzeczywiście wpływ nań, obok powieści Walter Scotta, wywierać zaczęła dość znaczny.
Te zajęcia literackie tak pochłaniały uwagę młodzieńca, że nie pojechał nawet na wakacye r. 1830 do domu, lecz pozostał w Wilnie, mile spędzając czas w gronie kolegów swoich, również hołdujących literaturze pięknej.
W lecie tego roku miał już gotowe do druku trzy powieści i niebawem ogłosił na nie prospekt, uwydatniając w nim swoje przeciwieństwo względem innych powieściopisarzy, wyprowadzających na scenę bohaterów, wsławionych dziwnemi przygodami, gdy on zamierzał kreślić postaci wzięte życia codziennego, z ich drobnemi sprawami w radości czy smutku dokonywanemi; chciał przedstawić świat, widziany przez dziurkę od klucza, że się tu posłużę własną jego cytatą z jakiegoś pisarza.
Z zapowiedzianych prospektem «obrazów towarzyskiego pożycia» ukazał się istotnie w Wilnie z datą r. 1831 pierwszy z kolei p. t. «Pan Walery». Jest to wogóle pierwsza większa powieść Kraszewskiego drukiem ogłoszona; — mówię większa, gdyż drobne powiastki już poprzednio z datą roku 1830 ukazały się czy to w «Noworoczniku literackim», czy też w «Bałamucie petersburskim».
Też same właściwości, z dodatkiem słabej fantastyki lub też grubego komizmu, widnieją i w dwóch innych powiastkach zapowiedzianych prospektem, ale wydanych nieco później, z powodu znanych wypadków r. 1831, tj. w «Wielkim świecie małego miasteczka» (Wilno, 1832, 1833), oraz w «Dwa a dwa cztery czyli piekarz i jego rodzina» (tamże, 1837). Jak w «Panu Walerym>, tak i w tych obrazkach osnowa powieściowa prawie nie istnieje; a osoby i i rzeczy są odtworzeniem zewnętrznych rysów tego, co Kraszewski widział w Białej, Lublinie i Świsłoczy. Tę samą metodę patrzenia przez dziurkę od klucza zastosował młody autor do powiastek, osnutych na tle historycznem. Zmuszony pozostać w Wilnie przez półtrzecia roku, zajął się on studyami dziejowemi, mając zamiar napisania historyi miasta Wilna, a korzystając z tych studyów, kreślił tymczasem obrazki z XVII stulecia, całkiem odmienne od koturnowych powieści historycznych Bernatowicza; malowały one bowiem głównie słabe, śmieszne strony przeszłości, czy to gdy odtwarzały intrygi na dworze Wazów («Ostatni rok panowania Zygmunta III»), czy gdy niesnaski między kalwinami a katolikami przedstawiały («Kościół Ś-to Michalski»), czy wreszcie gdy ośmieszały czarnoksiężników i naiwną wiarę w ich potęgę («Majster Bartłomiej»).
Ale i spółczesne życie towarzyskie w Wilnie zwracało uwagę bystrego spostrzegacza. Odmalował je naprzód w «Panu Karolu» (1833), a po tem w «Improwizacyach dla moich przyjaciół»
(1834), posługując się tym razem stylem jaskrawym, malując sceny drastyczne, starając się o zdobycie «siły» w błędnem jeszcze mniemaniu, jakoby ona polegała na pewnej obcesowości i brutalności. Podobny sposób pisania znamionuje również dwutomową powieść «Cztery wesela» (1834), pierwszy obraz życia szlachty wiejskiej, wraz z duchowieństwem, obraz pełen cieni, bez najmniejszego jaśniejszego promienia. Obraz ten powstał ze spostrzeżeń, uczynionych podczas krótkiego pobytu na wsi w r. 1833. Stanowił on już pewną całostkę; nie był zbiorem tylko szkiców, jak dawniejsze utwory, ale jaskrawość jego mocno raziła.
Po ogłoszeniu tej powieści Kraszewski przez lat kilka drukował w czasopismach drobne tylko powiastki, próbując rozmaitych stylów od mocno realistycznego do prozy poetyckiej; główna atoli działalność jego — to publicystyka w czasopiśmie naówczas wielce rozpowszechnionem na Litwie i Rusi, w «Tygodniku petersburskim». Pisał tu rozprawki, oceny, zarysy chorób umysłowych XIX wieku, dążył do tego, żeby w społeczeństwie, znękanem klęskami i w skutek tego apatycznem, obudzić zajęcie się literaturą, sztuką, nauką, żeby je zachęcić do życia umysłowego, żeby je obznajmić z pojęciami i kierunkami, znanemi dobrze w Europie, ale nader słaby znajdującemi odgłos w zapadłej głuszy prowincyonalnej. Pisał żywo, dobitnie, zajmująco i osiągnął istotnie cel zamierzony; ruch książkowy zaczął się wzmagać, czytelnictwo rosło, chociaż zapewne nie w takiej mierze, jakiej pragnął niecierpliwy publicysta.
To też nie odnajdujemy uczucia zadowolenia, a tem mniej tryumfu w utworach, jakie wypłynęły z pod jego pióra w ciągu zasilania «Tygodnika petersburskiego» artykułami. Owszem, czujemy w nich wzmożone ostrze ironii w zastosowaniu do tłumu, żyjącego życiem zewnętrznem i nie umiejącego zrozumieć i ocenić natur wyższych, przebywających w krainie duchowej, twórczej. Taka jest mianowicie zasadnicza treść jego powieści, najlepszej ze wszystkich, jakie powstały między rokiem 1830 a 1840, mianowicie w «Poecie i świecie» (druk. po raz pierwszy w Poznaniu r. 1839). Nie zgadzając się nawet z autorem na ocenę charakteru Gustawa, poety, kończącego swój zawód na pijaństwie, musimy uznać słuszność samej myśli przewodniej, samej dążności, wskazującej przepaść pomiędzy myślami, uczuciami, zamiarami i postępkami tych tłumów, co o duszy swojej myślą conajwyżej przy spowiedzi, a tą garstką wybrańców umysłowych, dla których zadowolenia materyalne nie stanowią głównego celu życia, bo dusza ich wiecznie głodna, wiecznie spragniona ideału, toczy z własnem ciałem, ze światem i szatanem ten bój rozpaczliwy, o którym już u nas pisał pobożny pesymista XVI wieku, Mikołaj Sep Szarzyński.
Powieść tę tworzył Kraszewski, osiadłszy już stale na wsi (najprzód w Omelnie, a następnie w Gródku na Wołyniu) i ożeniwszy się z Zofią Woroniczówną. Kreślił ją żywo, namiętnie, z silnem odczuciem każdej sytuacyi, każdego niemal zdania. Taki utwór musiał zwrócić na siebie powszechną uwagę; młodzież przepadała za nim, a starsi, lubo wytykali wady zarówno w ogólnem pojęciu stosunku poety do świata, jak i w szczegółach wykonania, musieli mu przyznać wielkie zalety i postawić go na czele wszystkich ówczesnych powieści obyczajowych. Sława Kraszewskiego jako powieściopisarza ustaliła się; zaczęto pisma jego czytać chciwie, a księgarze śpieszyli z zamówieniami na prace nowe. Mianowicie księgarz Zawadzki w Wilnie zapowiedział cały szereg szkiców obyczajowych, gdzie prócz powtórnych wydań powieści dawniej ogłoszonych miały się pojawić zupełnie nowe. Jakoż istotnie w ciągu dwóch lat (1840—1841) Kraszewski napisał a Zawadzki wydrukował kilka całkiem świeżych opowiadań, z pomiędzy których wyróżniono mianowicie dwa wybitniejsze: «Mistrz Twardowski» i «Całe życie biedna».
Powieściopisarstwo atoli nie wypełniało bynajmniej całkowitej działalności rzutkiego autora. Od roku już 1833 pisywał on drobne wiersze; niektóre z nich miały w swoim czasie pewien rozgłos, jakkolwiek nie odznaczały się wielką świeżością pomysłów lub wyrażenia; w r. 1838 wyszedł dwutomowy zbiorek «Poezyj», a tom drugi zajmowała wyłącznie tragedya p. t. «Halszka z Ostroga», obfitująca w efekty romantyczne, ale nie celująca konsekwentnym rozwojem charakterów ani też skupioną, skondensowaną akcyą.
I druga próba tragedyi p. t. «Tęczyńscy» nie okazała się szczęśliwą; autorowi brakowało siły prawdziwie tragicznej.
Lepiej nieco powiodło się Kraszewskiemu w dziedzinie epiki. Zamierzył on odtworzyć życie Litwy pogańskiej w szczegółach realnych, chcąc tym sposobem dopełnić drobne zarysy, mistrzowską ręką rzucone w «Grażynie» i «Konradzie Wallenrodzie». Zamiar swój na wielką rozwinął skalę i wykonał go w trylogii poetyckiej, zatytułowanej: «Anafielas». Pierwsza część tej trylogii, wydrukowana r. 1840, nosiła napis: «Witolorauda» i przedstawiała mitologiczne podanie litewskie; poezyi było w niej najwięcej; dwie dalsze części: «Mindowe» (1842) i «Witoldowe boje» (1845), oparte na faktach dziejowych, stały się kronikami nudnemi i nie obudziły żywszego zajęcia, chociaż «Mindowe» miał zapalonych chwalców. Bądźcobądź okazało się, że wielka epopea litewska, mająca na celu wywołanie jeżeli nie uwielbienia, to sympatyi dla zamierzchłej przeszłości, która po sobie nie pozostawiła żadnego żywotnego interesu, przerastała siły Kraszewskiego; nie znalazła ona (wyjąwszy część pierwszą) czytelników, coby ją naprawdę za piękną jako całość uważali.
Materyały, z któremi musiał się zapoznać autor «Anafielasa», posłużyły mu do ułożenia dwutomowego obszernego dzieła o «Litwie», które w drobnej jedynie cząstce znalazło uznanie wśród uczonych, gdy przeciwnie «Historyę miasta Wilna» w 4 tomach, nad którą wiele lat Kraszewski pracował, poczytano za szacowny nabytek historyografii naszej.
W związku z temi poszukiwaniami dziejowemi pozostają nowe próby Kraszewskiego napisania powieści historycznej. I teraz jednak próby te nie mogły się nazwać pomyślnemi. Spółzawodnictwo z najznakomitszym wtedy powieściopisarzem historycznym u nas, Henrykiem Rzewuskim, autorem «Listopada», było niezmiernie trudnem. Kraszewski zbyt drobnostkowo rozpatrywał objawy życia przeszłości i nie umiał uchwycić wielkich prądów cywilizacyjnych czy wielkich idei, jakiemi kierowały się przełomy dziejowe: stąd zarysy jego owoczesne mają charakter anegdotyczny («Stańczykowa kronika», «Ostatnia z książąt Słuckich», «Żacy krakowscy»), albo też wypełnione są szczegółami życia potocznego, ciekawemi same przez się, ale dość mało znamiennemi dla epoki obranej do odmalowania («Zygmuntowskie czasy»), albo też wreszcie zanadto jednostronnie przedstawiają obyczaje, pełne zgnilizny («Malepartas»). Żadna z tych prób nie mogła nietylko stanąć obok «Listopada», ale choćby w jakiemś znacznem od niego oddaleniu.
I teraz więc jeszcze dziedzina powieści obyczajowej najodpowiedniejszą się okazała dla rodzaju talentu, jaki posiadał Kraszewski.
Zanim jednak przystąpię do pobieżnego jej przeglądu, winienem zaznaczyć stosunek Kraszewskiego do ówczesnych prądów społeczno-filozoficznych.
Dwa w owej dobie uwydatniły się kierunki: postępowy i zachowawczy. Postępowcy pragnęli głównie wywalczyć dla siebie i dla myślącej części społeczeństwa swobodę roztrząsania krytycznie wszelkich zagadnień, a więc oddzielenia dziedziny wiary od dziedziny nauki, a następnie chcieli polepszenia doli ludu wiejskiego przez wyswobodzenie go od pańszczyzny (względnie od poddaństwa), wreszcie gardłowali za emancypacyą kobiet.
Zachowawcy zaś walczyli przeciwko tym trojakim dążeniom, stawiając zasadę, że byle tylko była wiara religijna, to reszta sama się znajdzie.
Kraszewski z właściwem sobie usposobieniem i skłonnością do umiarkowania nie stanął wyraźnie ani po jednej, ani po drugiej stronie, chociaż ogólnie biorąc, sympatya jego skłaniała się raczej ku hasłom postępowym. Ponieważ zasada swobodnego rozbioru wszystkich zagadnień utozsamiana była naówczas z idealistyczną filozofią niemiecką, jak ją ostatecznie sformułował Jerzy Hegel, więc Kraszewski, chcąc u samego źródła poinformować się o jej znaczeniu, zaczął studyować «Logikę» mędrca berlińskiego i zrazu był zachwycony niezłomną konsekwencyą jego wywodów; niebawem atoli, gdy przyszło do zbadania najważniejszych zagadnień, dotyczących nieśmiertelności duszy i osobowości Boga, i gdy na te pytania nie znajdował wyraźnej odpowiedzi, oburzył się na panteistyczne wywody filozofa i zaniechal dalszych studyów, podawszy tylko streszczenie głównych twierdzeń Hegla w redagowanem przez siebie (od r. 1841 do 1851) «Athenaeum».
Wziął się natomiast do czytania dzieł najgłośniejszego natenczas naszego filozofa, wielbionego przez młodzież Ferdynanda Bronisława Trentowskiego, i poddał wykład jego logiki czyli «Myślini» szczegółowej a niepochlebnej ocenie w dziełku p. t. »System Trentowskiego» (1847).
Studya te filozoficzne, lubo krótkotrwale, pozostawiły przecież ślady w twórczości powieściopisarskiej Kraszewskiego. Pod ich to wpływem zaczął on zwracać pilniejszą niż przedtem uwagę na wewnętrzną stronę życia, na psychologię bohaterów, na stan ich duszy, targanej sprzecznościami, na zagadnienia, jakie duch ludzki stawia sobie samemu, roztrząsając kwestyę istnienia szczęścia, wieczności. Widać to mianowicie w takich utworach, jak: «Pod włoskiem niebem», «Pamiętniki nieznajomego» i »Sfinks». Prawie mimo wiedzy autora przedostawały się do nich twierdzenia filozofów, których w zasadzie potępiał, a idealistyczny pogląd na sztukę, wyrażony w «Sfinksie», tej właśnie filozofii niemieckiej zawdzięcza głównie swe powstanie. To tchnienie idealistycznę nadaje polot tym powieściom i czyni je pod względem wewnętrznym wyższemi od dawniejszych, a nawet i od tych, które równocześnie powstawały bez przymieszki filozoficznej. Niechęć swą atoli do filozofii niemieckiej, wogóle zwątpienie co do możności osiągnięcia prawdy za pomocą rozumowania uwydatnił Kraszewski w słabej zresztą powiastce p. t. «Tomko Prawdzic».
Jeżeli w kwestyi filozofii nie mógł się nasz autor pogodzić z postępowcami, to natomiast w sprawie wyzwolenia ludu stanął wyraźnie po ich stronie, jakkolwiek żadnych projektów reformy włościańskiej nie podawał. Zrobił lepiej i skuteczniej, bo przygotował umysły do uznania potrzeby takiej reformy, przedstawiając wymownie i wzruszająco ciężką dolę chłopa, wystawionego na niczem nieograniczoną samowolę dziedziców i ich rządców, uciskanego materyalnie wskutek nadmiernych wymagań pańszczyźnianych, gnębionego i upadlanego moralnie wskutek fantazyi paniczów i panów, dla których cześć dziewczyny wiejskiej byla fraszką, upośledzanego na każdym kroku, wówczas nawet, kiedy przez zbieg szczęśliwych okoliczności chłop zdołał się wykształcié i stać się pożytecznym ogółowi. Obrazki te wiejskie («Historya Sawki», «Ulana», «Ostap Bondarczuk», «Budnik», «Jaryna») są pierwszemi w naszej literaturze, na obserwacyi osnutemi artystyczneini zarysami stanu wiejskiego w różnych położeniach; co bowiem dawniej w beletrystyce naszej wykazać się w tej mierze daje, to są raczej dydaktyczne, moralizatorskie ustępy, aniżeli całostki artystyczne. Pod względem społecznym mają owe wiejskie obrazki Kraszewskiego nadzwyczaj doniosłe znaczenie bez wyjątku pod względem pięknego, harmonijnego obrobienia najpiękniejszemi są: «Ulana» i «Budnik», dwa drobne arcydzieła w swoim rodzaju. Nie są to malowidła przedmiotowo-realistyczne; tendencya humanitarna wyidealizowała je, nie w tym wszelako stopniu, ażeby miała zaszkodzić wrażeniu prawdy, ażeby tworzyła sytuacye nienaturalne.
Co do emancypacyi kobiet, był jej przeciwnikiem w tem przekonaniu, że wyjście kobiety poza ognisko domowe znieprawia jej charakter, kazi jej czystość i prowadzi do wyuzdania. Zdaje się, że Kraszewski nie znał wówczas osobiście żadnej polskiej emancypantki, a o «entuzyastkach» warszawskich głuche go jeno dochodziły wieści; niepochlebne więc mniemanie o kobietach, chcących zerwać z odwieczną rutyną obyczajową, pragnących wyższego i głębszego wykształcenia, żądających rozszerzenia dla siebie praw społecznych, wyrobił sobie na podstawie dzienników francuskich, nieprzychylnych dla sprawy emancypacyi. Taką widoczną pożyczką wyobrażeń a nawet stosunków francuskich jest wizerunek emancypantki w «Synach wieku» (utwór ten pozostał niedokończony, osobno nigdy nie wyszedł, znajduje się tylko w czasopiśmie: «Pielgrzym» z r. 1842), jako też w przeważnej części obrazek salonu literackiego w Warszawie, podany w II oddziale «Latarni czarnoksięskiej» (r. 1844).
Ta »Latarnia czarnoksięska» jest najrozleglejszym utworem powieściowym, jaki Kraszewski kiedykolwiek nakreślił. Chciał w nim objąć wszystkie stany społeczne, a nawet przedstawicieli różnych stron Polski; ale ten wielki i obszerny plan w części tylko został szczęśliwie wykonany. Kraszewski nie znał naówczas całego obszaru b. Rzeczypospolitej; reprezentantów różnych prowincyj spotykał tu i ówdzie, i zbyt pochopny w uogólnieniach, podawał za cechy ogólne to, co było właściwością jednostkową. To też tylko Litwa, Wołyń i Ukraina wybornie, żywo, plastycznie się tu zarysowały: chłopi, żydzi, szlachta, arystokraci przewijają się przed nami w całej pełni prawdy i barwności, natomiast stosunki warszawskie — mieszczaństwo, literaci, zbieracze zabytków sztuki — są poczęści z francuskich romansów blado nakreślone. Pierwszy oddział «Latarni» (1843), gdzie autor był pewnym siebie, bo malował z natury, ma nieporównanie większą wartość artystyczną niż drugi. Ogólny wątek powieściowy jest bardzo słaby.
Jeżeli do powyżej wzmiankowanych utworów dodamy jeszcze wydane w 3 tomach «Studya literackie» i «Nowe studya literackie», opowiadanie historyczne p. t. «Litwa za Witolda», oraz mnóstwo artykułów sprawozdawczych i krytycznych w «Athenaeum»; wreszcie powieści takie jak: «Milion posagu», «Ostrożnie z ogniem», «Pan i szewc»; to będziemy mieli miniaturowy zarys działalności Kraszewskiego w tej drugiej dobie.
Znamienną cechą jego twórczości była wtedy już nietyle satyra i ironia, chociaż te pierwiastki występują jeszcze w znacznej mierze, ile jakaś miękka rzewność, jakby żal za ubiegającą tak szybko młodością, za złudzeniami, pierzchającemi wobec chłodniejszego zastanowienia, jakby smutek, zalegający piersi z powodu niepodobieństwa wcielenia ideałów w życie. Już teraz rozpoczyna się u niego ten szereg bohaterów o sercu miękkiem, a charakterze niehartownym, ulegającym łatwo zniechęceniu, apatyi, usuwającym się od gwaru nieznośnego świata bodaj w mury klasztorne.
Po roku 1850 zapanowała jak w całej Europie, tak i nas reakcya religijno-polityczna. Co w poprzedniej dobie postępowcy za najważniejsze postulaty lepszego życia w przyszłości poczytywali: swobodę badania, niezależność filozofii od wiary, oswobodzenie włościan, emancypacyę kobiet; to teraz uznano powszechnie za szkodliwe religii i społeczeństwu. Dawniejsi szermierze tych idei albo przycichli, albo też nawet przystosowali swoje poglądy do wymagań reakcyjnych. Ponieważ jednak u nas mimo chwilowych ekscentryczności, góruje sklonność do umiarkowania, więc nie wpadnięto w ostateczność wstecznictwa, lecz usiłowano wynaleźć zloty środek pomiędzy przeciwieństwami i znaleziono go w ideale «demokracyi szlacheckiej», złączonym ściśle z bałwochwalczem uwielbieniem przeszłości i swojszczyzny.
Kraszewski, z usposobienia swego Ignacy do kierunków pośrednich, stał się najgorliwszym i najwymowniejszym rzecznikiem tego ideału. Szlachta, której poprzednio wcale nie szczędził, wystąpiła teraz w jego powieściach jako przedstawicielka szlachetnych, lub przynajmniej dobrych poczciwych instynktów nietylko w stosunkach wzajemnych względem siebie, ale nawet w stosunku do chłopów, zostających na Litwie i Rusi w poddaństwie. Ten, co w «Historyi Sawki» i w «Ulanie» tak dobitnie dał poznać ohydę poddaństwa, teraz poczytywał ucisk chłopów za rzecz wyjątkową; a poddaństwo wystawił w «Ładowej pieczarze» (1852) jako wzór patryarchalnego bytu, w którym dziedzic dba o włościan, jak o dziatki własne.
Oczywiście nie mogło zacne z gruntu serce Kraszewskiego pozostać długo w tem złudzeniu, że położenie chłopa u nas niewiele pozostawia do życzenia; tak, be gdy w początkach panowania cesarza Aleksandra II z inicyatywy rządu obradować poczęto nad kwestyą włościańską, autor «Ulany» nie zaniedbał powrócić do dawniejszych swoich na nią poglądów i w «Historyi kołka w płocie» (1860) dowcipnie często, a co ważniejsza, z wielkiem uczuciem odmalował skutki poddaństwa, fatalne same w sobie, chociażby nawet dobra wola dziedziców w niczem się do ich pogorszenia nie przyczyniała. W każdym jednak razie, umiarkowanie naszego autora w tem się objawiło, że podając memoryał w kwestyi włościańskiej do komitetu żytomirskiego, (r. 1858) nieżądał całkowitego uwłaszczenia, lecz poprzestawał na bardzo skromnej pół-reformie.
Gorąca sympatya dla szlachty nie przeszkadzała Kraszewskiemu wytykać jej wad poszczególnych, nie przemieniała się w bezwzględną idealizacyę, lecz kazała mu stawać w jej obronie jako stanu, kiedy chodziło o stosunek do arystokracyi, lub też do oficyalistów. Poprzednio powieściopisarz nasz krytycznie patrzył na wszystko i wszystkich, a więc zarówno na panów, na szlachtę, jak i na ekonomów czy rządców; teraz lubił przeciwstawiać zimną wyniosłą grzeczność, zcudzoziemczenie i skarlenie rodów arystokratycznych poczciwemu sercu, zdolności do ofiar i poświęceń, do cichych cierpień szlachty średnio-zamożnej.
Najlepiej, najświetniej dokonał tego w dwóch mianowicie powieściach: w «Komedyantach» (1851) i w «Dwóch światach» (1854). Szlachta, ówczesnem zdaniem Kraszewskiego, przechowała najlepiej ideały życia narodowego i płonęła miłością dla wszystkiego, co swoje i swojskie, a ta jej miłość okupywała błędy i wady nieodłączne od natury ludzkiej. Tej względności nie okazywał wtedy względem rządców i ekonomów, których wogóle przedstawiał jako samolubów i groszorobów, ciągnących dochód nieprawy zarówno z dziedzica, jak i z biednego chłopa; jedynie w niższej kategoryi oficyalistów dopatrywał cennych zalet («Stary sługa» 1851). Zamiłowanie swojszczyzny i uwielbienie dla niej popchnęło Kraszewskiego do potępienia cywilizacyi zachodniej, a w szczególności jednego z jej objawów – przemysłu fabrycznego. W ówczesnem przekonaniu naszego pisarza. Zachód był zepsuty i zgniły; miał cześć tylko dla mamony, a wzgardził uczuciem, prawdą i sprawiedliwością; czerstwą, zdrową naturę miały jeno narody słowiańskie, które przechowały prostotę, szczerość, dobroć serca; to też do świata słowiańskiego przyszłość należy; nie potrzebuje on wcale nic przejmować od Zachodu. Myśli takie znajdujemy już w «Ładowej pieczarze»; ale najszerzej, najszczegółowiej, z największym zapałem przeprowadzone widzimy w «Metamorfozach»
(1858).
Przeciwko przemysłowi fabrycznemu w szczególności wymierzone zostało studyum powieściowe p. t. «Choroby wieku» (1857), gdzie autor zamierzył dobitnie wystawić, że rachunkowość wyziębia serce, prawidłowość w urządzeniu całego trybu życia zabija piękno, a zajęcie się wytwórczością przemysłową gasi ducha, zaciera i wypacza charakter narodowy, grożąc mu zżydowszczeniem. Niewątpliwie Kraszewski wywody te swoje podawał w najlepszej myśli, ostrzegając przed całkowitem pogrążeniem się w materyalizmie życiowym; ale zrobił to jednostronnie, nie rozważywszy i nie wyłuszczynszy dokładnie zarówno dobrych, jak złych stron ruchu przemysłowego. Ponieważ zaś ten wówczas stawiał u nas pierwsze dopiero większe kroki, głos jego nie był bardzo odpowiedni; utwór jego powieściowy nie opierał się na faktach, ale na dowolnych przypuszczeniach; nie mógł on wprawdzie przeciwdziałać rozwojowi przemysłu, lecz mógł powstrzymać szlachetniejsze umysły od brania w nim udziału, a tym sposobem mógł odciągać od niego takie czynniki, któreby zdołały neutralizować złe wyniki jednostronnego materyalistycznego kierunku.
Uznał to niebawem sam Kraszewski, kiedy poraz pierwszy wyjechawszy za granicę w r. 1858, miał sposobność naocznego przyjrzenia się temu «zgniłemu Zachodowi», przeciwko któremu niedawno piorunował.
Bardzo ciekawą jest pod względem psychologicznym powolna przemiana, jaka w umyśle znakomitego pisarza w ciągu podróży zachodziła. Niechętny z początku kolejom żelaznym, pogodził się z niemi, gdy przebywał Semmering i musiał przyznać, że i inżynierya może mieć swoją poezyę. Mniemanie, jakoby Zachód dbał tylko o mamonę, zachwiało w nim zwiedzanie galeryj włoskich, utrzymywanych wielkim kosztem w celu przechowania zabytków sztuki i kształcenia przez nie poczucia piękna. Uprzedzenie przeciwko Francyi, jakoby z gruntu zepsutej, zmalały, gdy się podróżnik przyjrzał tym instytucyom naukowym i dobroczynnym, w jakie obfituje Paryż, gdy następnie miał możność zbliżenia się do klasy robotniczej i poznania jej sposobu myślenia.
Zrozumiał wtedy, że wytwórczość przemysłowa, lub, wogóle mówiąc, staranie o pomnożenie dobrobytu materyalnego nie przeszkadza bynajmniej uprawie idealnych czynników życia; że dobrobyt materyalny jest, a przynajmniej być może podstawą niezależności duchowej, stanowi zatem dźwignię nadzwyczaj ważną i cenną w rozwoju narodowym. To też kiedy za powrotem do kraju Kraszewskiemu zaproponował rozumny i obrotny bankier Leopold Kronenberg objęcie redakcyi «Gazety codziennej», mającej stać się organem ruchu ekonomicznego, autor «Chorób wieku» przyjął propozycyę, wytłómaczył się z tendencyi swojego utworu, mówiąc, że potępiał robienie pieniędzy jako cel sam w sobie, nie zaś jako środek, do osiągnięcia wyższych celów potrzebny; nie zaniedbując strony literackiej i politycznej, dawał dużo miejsca rozprawom ekonomicznym i sprawozdaniom z wszelkich objawów, świadczących o zabiegach w celu podniesienia dobrobytu w kraju. Znieść z tego powodu musiał wiele oskarżeń o sprzeniewierzenie się ideałom szlacheckim, ale te trudne chwile przetrwał zwycięsko i doczekał się uznania w liczbie przybywających abonentów. Wówczas przemienił tytuł dziennika, który odtąd zaczął jako «Gazeta polska» wychodzić.
Przejdźmy teraz do scharakteryzowania zapatrywań Kraszewskiego na przeszłość. Pod wpływem uwielbienia dla swojszczyzny, przeszłość, dawniej malowana z ujemnej strony, teraz rozpatrywaną być zaczęła z dodatniej. Kraszewski wyszukiwał chwil dziejowych, któreby mogły przeszłość tę uwydatnić w aureoli bohaterstwa i trafnym wiedziony instynktem wybrał słynną obronę Częstochowy przeciwko szwedom, pisząc «Kordeckiego» (r. 1852). Wprawdzie jako powieść jest to rzecz dość słaba, raczej kronika, niż artystycznie obrobione opowiadanie; lecz pod względem pojęcia i przedstawienia przeszłości ogromnie się wyróżniła od wszystkich poprzednich obrazów historycznych, jakie Kraszewski nakreślił; mamy w niej wielkie uczucia, wielkie poświęcenia, gorącą wiarę, niezachwiane bohaterstwo. W «Dyable» (r.1855) przeciwstawił Kraszewski, zgodnie z owoczesnem usposobieniem, rozpasanie obyczajowe stolicy za czasów Stanisława Augusta życiu zacnemu i prostemu szlachty wiejskiej. Najwięcej atoli wyidealizował przeszłość w «Staropolskiej miłości» (1859), w studyum: «Dziś i lat temu trzysta», gdzie podał charakterystykę Mikołaja Reja, wreszcie w «Odczytach o cywilizacyi w Polsce» (r. 1861), będących jakby jednym hymnem na cześć wielkich idei, a zwłaszcza wielkiego serca, jakie tętniło w duszach przodków. Wtedy też utworzył najudatniejszą komedyę swoją, do dziś dnia grywaną z powodzeniem: «Miód kasztelański» (r. 1860), osnutą na tle czasów saskich. Gdy nie miał na widoku jakiej bieżącej dążności społecznej, lecz myślał wogóle o trwałych podstawach szczęścia, dostępnego dla ludzi, wówczas najchętniej wielbił prostotę obyczajów i pracę uduchowioną. Był nieprzyjacielem konwenansów salonowych, zacierających rysy indywidualne w człowieku, zmuszających do kłamstwa i obłudy, i wolał już nawet dziką swobodę cyganów («Chata za wsią» r. 1853), lub życie tułacze («Jaselka» r. 1862).
Bolało go mocno, że u nas życie duchowe tak ociężale, tak powoli i tak płytko się rozwija, że jednostki utalentowane, nie mogąc pokonać bezmyślności lub obojętności, na jaką patrzeć muszą, rychło siły swe wyczerpują i giną przedwcześnie («Powieść bez tytułu» 1854). Z ciasnoty i zaduchu spraw majątkowych, namiętności grubych, serc wychłodłych, rozumów wypaczonych («Interesy familijne») chętnie przenosił się myślą na wieś, malując już to życie spokojnego, poprzestającego na małem garncarza i jego przybranego syna («Jermola»), już to cichy, pełen podniosłego nastroju żywot rodziny, rządzącej się sercem, czerpiącej otuchę i pokrzepienie w religii («Boża czeladka»), żywot, zamącony przez wtargnięcie żywiołu burzliwej namiętności, pociągającej za sobą gorycz i spustoszenie.
Te ideały ciszy, spokoju, prostoty, serdeczności, wiary żywej przemawiałyby do nas niewątpliwie skuteczniej, gdybyśmy w bohaterach, reprezentujących dodatnie czynniki życia, odnajdywali więcej hartu charakteru. Niestety, Kraszewski mniemał, że z dobrem sercem, uczciwością, zacnością, szlachetnością idzie u nas w parze pewna ślamazarność, niezmiernie łatwe uginanie się pod brzemieniem, jakaś niezaradność i brak przezorności najprostszej. Gdyby powieściopisarz wystawiał te wady we właściwem świetle jako wady, nic nie mielibyśmy do zarzucenia; ale on je, jak się wydaje, poczytywał za zalety!..
W sposobie tworzenia zaszła w tej dobie ważna zmiana: zamiast szkicowego traktowania przedmiotu, zamiast szeregu drobnych scenek, wprowadził teraz Kraszewski szczegółowe, szerokie opisy i charakterystyki, wyzyskiwał sytuacye aż do zupełnego niemal ich wyczerpania. Na zmianę tę wpłynął przeważnie, według wszelkiego prawdopodobieństwa, przykład Józefa Korzeniowskiego, który od początku swego powieściopisarskiego zawodu takiemi właśnie cechami tryb swej twórczości artystycznej zaznaczył. Samo przez się rozumie się, że samodzielność Kraszewskiego została i w tej mierze nienaruszoną opisy jego i charakterystyki, choć podobne szczegółowością i rozległeścią do opisów i charakterystyk autora «Spekulanta», różniły się od nich swoim polotem poetycznym i swą stroną uczuciową. Czynnik podmiotowy górował u niego zawsze, choć autor starał się pogodzić go z wymaganiem odtwarzania prawdy realnej. Znamiennem jest ówczesne jego zdanie, że «Dickens w Anglii, Balzac we Francyi, Gogol w Rosyi nową otworzyli epokę, nową szkołę powieści, opartą na obrazowaniu rzeczywistości».
Zestawienie tych trzech nazwisk świadczy wyraźnie, że Kraszewski nie mógł mieć na myśli ściśle przedmiotowego odtwarzania świata zjawisk w przyrodzie i w duchu ludzkim, lecz tylko posługiwanie się przez artystę materyałem, wziętym wprost z życia rzeczywistego, a obrobionym według wymagań sztuki, lub raczej według indywidualnego upodobania sztukmistrza. «Powieść — mówił nasz autor — jest tem w literaturze, czem obraz rodzajowy w malarstwie. I tu i tam nie dosyć być wiernym; potrzeba umieć wybrać przedmiot, ubarwić stosownym kolorytem, oblać światłem, ustawić w pewne linie nadobne». Tendencyjność powieści uznawał wtedy nietylko za dozwoloną, ale wprost za konieczną, gdyż «powieść stosuje się do większej liczby czytelników, działa na nich silniej przez formę dramatyczną, pozorem zycia i prawdy, wpada w ręce wszystkich, musi więc starać się o to, żeby nie była trucizną dla nikogo»... «Wolno zjeść trochę rzeczy szkodliwej w jakim przysmaku, którego się bierze na końcu noża, ale w chlebie najmniejsza ilość secale cornutum sprawia okropne skutki, sprowadza gangrenę. Powieść, będąc chlebem powszednim dla wielu, powinna jak chleb być zdrową... Zdaje mi się nawet, że powieść użytą być może wybornie do przygotowania, usposobienia czytających ku silniejszym, jędrniejszym pokarmom.... Jest to obowiązek wszelakiej powieści, która coraz to więcej poważnych pierwiastków zawierać w sobie powinna. To zdaje mi się głównym, naczelnym celem. Co za środek przytem upowszechnienia zdrowych pojęć praktycznych, myśli wzniosłych, prawd zapomnianych, uczuć, których się zaczęto wstydzić, gdy właśnie chlubić-by się niemi powinno»!...
Niebawem potem, gdy Kraszewski, w ten sposób podnosił znaczenie czynnika subjektywnego, beletryści francuscy pod przewodem Gustawa Flauberta dążyli do jak największego ograniczenia wpływów podmiotowych na dzieło sztuki, nietylko co do «ubarwiania materyału», ale nawet co do «układu części w całość», co do kompozycyi. Autor nasz bardzo długo nie znał tego kierunku, albo też nie zwracał nań baczniejszej uwagi. Dopiero gdy naśladowcy Flauberta jaskrawością wystąpienia swego zmusili do mówienia o sobie, Kraszewski odezwał się z początku bardzo surowo o «Szkole prozy a śmiecia, malującej brudy żywota;» niebawem atoli z właściwą sobie wyrozumiałością uznał w kierunku «naturalistycznym» objaw konieczny, przejściowy, po którym artyzm przyjdzie znów do równowagi, gdyż są «pewne prawa, które zawsze ducha ocalą, choćby już w niego wierzyć przestano.»
Z przykładu beletrystów francuskich, z ich hasła: «sztuki nieosobistej» przyswoił sobie głównie zasadę całkiem przedmiotowego rozsnuwania treści powieściowej, bez wtrącania osobistych uwag, wylewów uczuciowych i t. p. jeżeli naturalnie opowiadanie nie było włożone w usta jakiejś osoby, jeżeli nie miało cechy spowiedzi czy autobiografii; i wówczas wszelako zdania i rodzaj uczuć musiały być zastosowane do charakteru opowiadacza.
Przyswojenie to zasady przedmiotowości w powieści nastąpiło w czwartej, ostatniej dobie pisarskiego zawodu Kraszewskiego, i to nie odrazu, gdyż utwory, ogłoszone między rokiem 1863 a 1872 noszą znamiona poprzedniej metody artystycznej, modyfikowanej tu i ówdzie świeżemi wpływami, niezawsze zharmonizowanemi z nastrojem i uzdolnieniem właściwem Kraszewskiemu.
Po wyjeździe z kraju i osiedleniu się w Dreźnie działalność naszego pisarza zwiększyła się dziesięćkrotnie. Przez ostatnie lat 25 życia ogłosił on daleko więcej, aniżeli przez 30 lat poprzednich. Mogąc mniej czasu poświęcać stosunkom towarzyskim, chociaż nigdy nie brakło odwiedzających go rodaków i cudzoziemców, więcej go mógł obrócić na czytanie i pisanie.
Redagował on dzienniki, jak: «Hasło» r. 1865 «Omnibus» 1869, «Tydzień» 1871-2; brał czynny udział w wydawnictwie «Kraju« krakowskiego (1873), zdawał sprawę z ruchu umysłowego w Europie, pisząc korespondencye do kilku czasopism; założył drukarnię i wydawał «Biblioteke pamiętników o Polsce», ogłaszał «Rachunki» (od r. 1866-70) z całego naszego życia społecznego, pisał obszerne dzieła historyczne («Polska w czasie trzech rozbiorów»), a przy tem wszystkiem tworzył i drukował po kilka powieści rocznie, a kiedyniekiedy i komedye.
Nadzwyczajna łatwość pisarza i umiejętny rozkład czasu umożliwiały mu tę płodność niesłychaną, którą wszystkich zdumiewał, jakkolwiek nie wszystkim dogadzał.
W pierwszych latach pobytu za granicą rzucił się gorączkowo do uprawy rodzaju powieści politycznych, jakiego do owej pory nie próbował wcale. Przybrawszy pseudonim Bohdana Bolesławity, ogłosił od r. 1863 do 1872 szereg utworów, chciwie w swoim czasie pochłanianych, gdyż przedstawiających wypadki świeżo zaszłe, pamiętne wszystkim, roztrząsane z najrozmaitszych punktów widzenia. Pierwszy z tego szeregu obrazek, malujący stan Warszawy w r. 1860 i 1861 to «Dziecię starego miasta.» Dalsze obrazki: «My i oni», «Szpieg», «Na wschodzie», «Para czerwona, Hybrydy», «Dziadunio», «Żyd», «Bezimienna», «Zagadki», lubo pod względem powikłania osnowy powieściowej znacznie przewyższały pierwszy, nie budziły uznania, zwłaszcza że i punkt widzenia autora zmieniał się często. Usposobienia i nastroje chwil obranych, poglądy różnych stronnictw, własny stosunek do nich nie były we wszystkich owych obrazkach konsekwentnie przeprowadzone, lecz ulegały wahaniom ustawicznym w umyśle, zrazu entuzyastycznie podbudzonym, a potem wpadającym w zwątpienie, albo ironię.
Gdy jednak inni, mianowicie tak zwani stańczycy krakowscy w sposób namiętny, sarkastyczny wydrwiwać zaczęli owe czasy, Bolesławita dał im w «Rachunkach» odprawę, której nie zapomnieli nigdy, starając się odtąd wciąż obniżać wartość i doniosłość prac Kraszewskiego.
Równocześnie z temi powieściami politycznemi nie przestawał tworzyć obyczajowych i historycznych. W obyczajowych rzadko kiedy dotykał zagadnień i prądów, wytworzonych najnowszemi stosunkami; w każdym jednak razie główne ich przejawy znalazły w nich swój wyraz, najczęściej atoli jednostronny, gdyż autor, nie żyjąc wśród społeczeństwa, lecz poznając je z pism i rozmów, nie mógł owładnąć całym materyałem i wyciągał wnioski dorywcze z rozpatrzenia jego cząstki. Takim jest bardzo niepochlebny obrazek zmateryalizowania najmłodszych pokoleń w «Dzieciach wieku» (1871); takiem przedstawienie początków ruchu emancypacyjnego wśród kobiet w «Szalonej» (1878) takiemi zarysy stosunków galicyjskich: «W mętnej wodzie» i «Ramułtowie», a poznańskich w «Pałacu i folwarku;» wyłącznie satyrą tchną: «Pamiętnik panicza» i «Dziennik Serafiny.»
Stosunkowo najlepiej udawały się Kraszewskiemu takie opowiadania, w których cofał się pamięcią w lata dawniej przeżyte, wracał myślą na Wołyń czy Podlasie i z przypomnienia kreślił postaci tchnące życiem, plastyczne i interesujące. Dowodem tego są «Morituri» (1873), powieść, wystawiająca wyczerpanie się rodu arystokratycznego, w sposób daleki od satyry, owszem sympatyczny, obudzający niekiedy rzetelne spółczucie dla istot, które same przez się nie zawiniły, ale pokutować muszą za wady czy słabości swych przodków. Nie jest to utwór doskonały; powiedziałbym nawet, że jako całość słabszy jest od dawniejszych «Dwóch światów», ten sam temat przedstawiających; ale bądźcobądź widzimy w nim prawdę artystyczną w wielu szczegółach nader pięknie wykonanych, bo niewątpliwie z obserwacyi wziętych. Natomiast «Resurrecturi,» powieść, mająca niejako budzić otuchę w możność dźwignięcia się z upadku, jako osnuta na tle stosunków nowszych, pod hasłem pracy organicznej wytworzonych, a autorowi znanych tylko zdaleka, jest dydaktyczną, dość suchą utopią. Taką samą paralelę możnaby przeprowadzić między takiemi powieściami, jak: «U babuni», «Jesienią», «Wilczek i Wilczkowa», «Ada», «Cet czy licho», a takiemi, jak: «Lalka», «Wielki nieznajomy», «W starym piecu» itp.
Kraszewski czuł sam niewątpliwie, że jego obrazki życia bieżącego nie mogły już zadawalać, gdyż nie były kreślone z bezpośredniej obserwacyi, coraz więc częściej zwracał się w przeszłość gdyż tam mógł się albo oprzeć na dokumentach, albo dozwolić fantazyi pobujać swobodnie, bez obawy, żeby dała się we wszystkich szczegółach kontrolować. Należy tu zrobić uwagę, że im więcej miał autor piśmiennych świadectw o jakiejś chwili dziejowej, o jakimś wypadku, o jakiejś osobie i tem pewniejszą ręką kreślił swe zarysy powieściowe, tem wyraziściej, dobitniej, plastyczniej przedstawiają się w nich ludzie i sytuacye. Prócz tego niepodobna ukryć, że odtwarzanie wielkich prądów cywilizacyjnych w całej ich potędze dziejowej nie leżało w zakresie talentu autora, na którym spoczęło jakby zaklęcie jego młodocianych, miniaturowych obrazków, rozpatrywanych przez dziurkę od klucza. Wiemy, że od owego czasu znakomicie udoskonalił sposób tworzenia, że dawał obrazy przeszłości jeżeli nie doskonałe, to zajmujące; ale nawet w najlepszych widzimy brak szerszego tchu, rozleglejszego dziejowego widnokręgu, potężniejszych sprężyn wewnętrznych. Stąd nader często opowiadania jego historyczne, choć dotykają ważnych spraw dziejowych, nie wywierają podniosłego wrażenia i wyglądają jak mniej więcej udatne anegdoty, albo, co najwyżej, zarysy obyczajowe.
Najlepiej znał Kraszewski i najczęściej malował czasy Stanisława Augusta, wiele też jego powieści, na tem tle osnutych, żywo interesuje, że wspomnę tylko «Macochę», «Barani kożuszek», i «Ostatnie chwile księcia wojewody;» żadna z nich atoli rozległością pomysłu, objęciem różnych stron życia w czasie tak znamiennym pod względem cywilizacyjnym, nie dorównala «Listopadowi».
Po tych utworach najlepszemi są te, w których Kraszewski przedstawił czasy saskie. W ich szeregu: «Hrabina Cosel», «Brühl», «Z siedmioletniej wojny», najpierwsza jest zarazem najlepiej zharmonizowaną w sobie całością, i gdyby treść jej była ważniejsza, mogłaby jako dzieło artystyczne spółzawodniczyć z «Listopadem;» tak jak jest, może być postawiona obok «Murdelia» Kaczkowskiego.
Oddzielnie wspomnieć potrzeba o cyklu powieści, mających odmalować całe dzieje Polski. Olbrzymie to przedsięwzięcie, o które mógł się pokusić taki tylko niestrudzony pisarz jak Kraszewski, zostało prawie w zupełności wykonane, gdyż w 79 tomach zawarł autor obrazy dziejowe od czasów podaniowych aż do połowy XVIII wieku.
Myśl była niewątpliwie dobra: spopularyzowanie wiedzy historycznej w sposób barwny i dostępny dla kół jak najszerszych; wykonanie atoli tej myśli musi się nazwać chybionem. Pierwsza w tym cyklu «Stara baśń» obudziła wielkie nadzieje; autor wlał w nią dużo uczucia i fantazyi, a w malowaniu zamierzchłych czasów posługiwał się barwami życia chłopskiego na Polesiu; następne atoli coraz mniejsze wywierały wrażenie, a w końcu interes dla nich zanikł niemal zupełnie. Główną tego przyczyną był panujący około r. 1875-80 pesymistyczny nastrój w poglądzie na dzieje nasze; zdawało się, że historycy owocześni uwzięli się na to, ażeby państwo pol4skie już w samych początkach wystawić jako noszące w sobie zarody upadku. Kraszewski z właściwą sobie wrażliwością, a przytem pod działaniem tego satyrycznego usposobienia, które w nim tkwiło zawsze, dał się uwieść owej fałszywej teoryi i zamiast krzepić ducha swemi opowiadaniami, osłabiał go i obniżał.
Ktoby poznawał dzieje narodu tylko z tego cyklu powieściowego, wynieśćby musiał rozpaczliwe o całej przeszłości zdanie, że nietylko nie było w niej silnego, sprężystego rządu, ale także brakło hartownych charakterów, jasnych umysłów, wiedzących, czego chcą i dokąd dążą. Tu i ówdzie błyśnie oczywiście jakaś postać jaśniejsza, jakieś bohaterskie poświęcenie, lecz przemijają one bez następstw, głuchną wśród pomruku poziomych namiętności, giną wśród wrzawy. Niezdolność do malowania wielkich ludzi i wielkich sytuacyj, brak poczucia tragicznego najdotkliwiej uczuć się dają w tym właśnie cyklu. Są w nim ustępy bardzo ładne, charakterystyki udatne, sceny wyborne, ale całości zadawalającej wymagania moralne i estetyczne — prócz «Starej baśni» — niema wcale.
Przykro to powiedzieć, lecz powiedzieć koniecznie trzeba, ażeby wyróżnić świadomie to, co jest rzeczywiście dodatniem, od tego, co ujemnem nazwać się musi. Zasługi Kraszewskiego zbyt są liczne i wielkie, by się obawiać jakiegoś poważnego szwanku dla jego sławy przez uznanie jego pośpiesznej roboty, dokonanej w ciągu lat kilku obok innych wielu zajęć, za nieudatną zarówno pod względem duchowym — bo nie wzmacniającą ducha, jak pod względem artystycznym, — bo wyglądającą jak rozwlekle w dyalogach prowadzona kronika bez ześrodkowania efektów estetycznych bez wytworzenia prawdziwie wykończonej całości dzieła sztuki.
Sposób pisania zmieniał Kraszewski w tej dobie parokrotnie.
W powieściach, ogłaszanych pod pseudonimem B. Bolesławity, wrócił do dawniejszego, z przed r. 1850, szkicowego traktowania osnowy z częstemi naturalnie uwagami, rozmyślaniami i wylewami uczuciowemi.
Gdy około r. 1868 wsławił się chwilowo powieściopisarz francuski Gaboriau swemi kryminalnemi romansami, Kraszewski poszedł w jego ślady, zaczął obmyślać zawikłane intrygi, nadzwyczajne przygody, zaczął rozpisywać się o zamierzonych lub wykonanych zbrodniach oraz o niezwykłych środkach ku ich wykryciu. Staranny rysunek charakterów musiał ustąpić miejsca mniej więcej zręcznym opisom zabiegów, mających na celu utajenie lub też wydobycie na jaw jakiegoś faktu lub czynu. Przez cztery lata (1868-72) borykał się nasz autor z tem ciężkiem dla siebie zadaniem, gdyż nie posiadał ani tyle przebiegłości, ani tyle cierpliwości, by powoli a zgrabnie rozplątywać subtelne nici intrygi. Powieści jego tym trybem pisane («Emisaryusz,» «Bezimienna,» «Sprawa kryminalna,» «Zemsta Czokołdowa,» «Bratanki» i in.) nie należały bynajmniej do lepszych jego utworów.
Uznał to w końcu sam autor i zarzucił raz na zawsze ten rodzaj, a równocześnie zreformował swoją dawniejszą metodę artystyczną o tyle, że zaniechał uwag od siebie pochodzących, starając się, by opowiadanie samo przez się uwydatniało nietylko osoby i ich stosunki, ale także punkt, z którego powieściopisarz zapatrywał się na nie. Inaczej mówiąc, przyswoił sobie przedmiotową metodę pisarską, której wzory znajdował u realistów i naturalistów francuskich. Metody tej trzymał się, poczynając od r. 1872 aż do śmierci.
Wzmocnił też wówczas stronę psychologiczna swoich powieści. Jak widzieliśmy, już poprzednio studya nad filozofią wywarły były wpływ swój w tym kierunku, teraz w skutek zaznajomienia się dokładniejszego z psychologią doświadczalną, wobec przedmiotowego trybu tworzenia, stany duszy osób wprowadzonych do powieści uwydatniane były nie w uwagach od autora pochodzących, lecz w samem zachowaniu się tych osób, w ich rozmowach, ruchach, gestach i t. p. Dzięki temu strona wewnętrzna utworów pogłębiła się; a niektóre z nich, wyłącznie prawie malowaniu stanów duszy poświęcone, nabrały wielkiego artystycznego znaczenia i liczą się do najlepszych rzeczy, jakie nasz powieściopisarz utworzył. Są to niewielkie nowele; przez doskonałe jednak wykonanie prawie arcydziełami w swoim rodzaju nazwać się mogą, mam tu głównie na myśli takie piękne zarysy, jak «Z dziennika starego dziada» — psychologia zacnego optymisty, którego żadne klęski i niepowodzenia nie mogą wytrącić z równowagi wewnętrznej, i «Dajmon» — psychologia niemocy twórczej człowieka, w którego zbyt wcześnie wmówiono nadzwyczajne talenty.
Pierwszy z naszych pisarzy doczekał się Kraszewski publicznego narodowego uczczenia na wielką, do owego czasu nigdy nie widzianą skalę, przez wspaniały obchód jubileuszowy w Krakowie r. 1879. Obchód ten był wyrazem wezbranych uczuć wdzięczności dla twórcy, co pięćdziesięcioletnią niezmordowaną pracą zachęcał i pobudzał do czytania i pisania, co słowem i przykładem uczył cenić wysoko życie duchowe; a wytrwałością wskazywał drogę innym do pożytecznej dla narodu działalności.
Kilka lat zaledwie upłynęło od tych świetnych dni, a jubilat znalazł się na ławie oskarżonych przed najwyższym trybunałem niemieckim, jako mniemany zdrajca tajemnic państwowych.
Presya rządu niemieckiego, a mianowicie potężnego jeszcze natenczas księcia Bismarka, dążącego do zgnębienia żywiołu polskiego w Prusiech, sprawiła, że Kraszewski został skazany na kilkoletnie więzienie w twierdzy magdeburskiej. Gdy go po póltorarocznem ciężkiem odosobnieniu, za staraniem wpływowych osób i złożeniem wysokiej kaucyi wypuszczono czasowo dla poratowania zdrowia, niedługo już mógł się cieszyć odzyskana swobodą. Trzęsienie ziemi w San Remo, dokąd się udał dla wypoczynku, rozstroiło skołatany organizm; przewieziony do Genewy, niebawem zakończył byt ziemski 19 marca 1887 roku. Zwłoki sprowadzono do Krakowa i z wielką wspaniałością pochowano na Skałce w grobie zasłużonych.
Jeżeli komu, to Kraszewskiemu miejsce to słusznie się należało. Nie należał on do grona takich geniuszów, jak Mickiewicz, ani do takich genialnych talentów, jak Słowacki i Krasiński, lecz był niezmordowanym siewcą szlachetnych uczuć i podniosłych dążności, był nadzwyczajnym na wieki całe zdarzającym się przykładem pracownika płodnego na niwie oświaty, był twórcą dusz nie wielkich wprawdzie, nie zdumiewających pod jakimkolwiek względem, złym czy dobrym, ale tych dusz pośrednich, których w każdem społeczeństwie jest najwięcej, w których zaraz tem społeczeństwo to najlepiej poznawać się może, t. j. uświadamiać sobie swoje zalety i słabości.
Można zarzucać Kraszewskiemu chwiejność przekonań w ciągu długoletniego jego zawodu; można mieć żal do niego, że w pewnych nader ważnych chwilach życia społecznego nie potrafił zużytkować swojej popularności na rzecz rozumnego pokierowania doniosłemi sprawami; lecz niepodobna go obwinić, iżby kiedykolwiek świadomie mówił lub czynił wbrew swemu przekonaniu dla schlebiania tylko jakimś nastrojom lub tembardziej interesom niepodobna wytknąć ani razu dążności nieszlachetnej.
Z drugiej strony, jako artyście, da się Kraszewskiemu zrobić zarzut nie jeden, przedewszystkiem zaś brak wykończenia, brak starania o to, by podjęty temat został ze wszelką możliwą doskonałością obrobiony, jako rzetelne dzieło sztuki. Lecz i tutaj nie należy tracić z uwagi faktu, że artyści wogóle winni być oceniani nie z tego, czego nie dokonali, lecz tylko z tego, co spełnili. Kraszewski nie chciał przebywać w zaczarowanym pałacu sztuki, lecz schodził zawsze na padół ziemski, przypatrywał się jego doli i niedoli, chciał, o ile to było w jego mocy, umniejszyć ilość smutków i przyczynić się do zapewnienia choćby drobnej cząstki szczęścia za pośrednictwem słowa dobrego, zacnego i rozsądnego. Nie przemawiał do samych wybrańców ducha, lecz do mas jak najszerszych; wybierał tematy nie wyjątkowe, zrozumiałe dla pewnej tylko grupy ludzi, ale takie, które odgłos powszechny znaleźć mogły trzymał palec na tętnie społecznem i w miarę potrzeby nauczał, karcił lub pocieszał.
Pisarzem był niejako z urodzenia, wyrażał się żywo, przystępnie, zrozumiale, a że mówił o tem zazwyczaj, co wszystkich obchodziło, i mówił z uczuciem, słowa jego znajdowały szczery odgłos w duszach i budziły dla niego miłość i szacunek. Pod wielu względami wpływ Kraszewskiego w XIX wieku da się porównać z wpływem Krasickiego w XVIII; obaj wielbili zdrowy rozsądek, obaj pisali przystępnic; ale pierwszy miał znacznie więcej wyobraźni i uczucia i dlatego wpływ jego jest donioślejszy.