Batmendy
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Batmendy | |
Podtytuł | powieść perska | |
Wydawca | Drukarnia Piotra Dufoura | |
Data wyd. | 1790 | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Tłumacz | anonimowy | |
Tytuł orygin. | Bathmendi | |
Podtytuł oryginalny | nouvelle persane | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
POd panowaniem iednego Krola Perſkiego, kupiec pewny z Barzory przyszedł do uboſtwa, przez złe użycie bogaćtw; zebrawszy oſtatki ſwoiego dobra, oddalił ſię w głąb Prowincyi Kuzyſtan, tam kupił dom i roli kawał. Pamięć że w młodości był bezczynnym, łzy mu zawsze wyciſkaiąc, zabraniała dobrze uprawiać nabytą rolę. Smutek ſkrócił dni iego, czuł ſię iuż bliſkim zgonu i kazawszy zawołać do ſiebie czterech Synow mowił do nich te ſłowa:
Moie dzieci, nie mam innego dobra ktorebym mogł zoſtawić, nad ten dom i poznanie iednego ſekretu, ktorego obiawienie ieſt mi dopiero pozwolone. Kiedym był bogatym, Geniusza Alzyma miałem przyiaciela, po zeyściu moim on wami opiekować ſię przyrzekł, i pomiędzy was podzielić Skarb. O nie wiele mil w leſie Kom, ten Geniusz mieszka, idźcie prośić go o Skarb, ale ſtrzeżcie ſię wierzyć... Smierć mu więcey dokończyć nie dała. Synowie do woli napłakawszy ſię, i pogrzebłszy ſwego Oyca, udaią ſię do lasu Kom, pytaią ſię o mieszkanie Geniusza Alzyma, ktore im bez wszelkiey trudności pokazano. Alzym był znanym od całego kraiu, przychodzących do ſiebie z ludzkością przyimował, ſłuchał ich dolegliwości, cieszył; udzielał innym pieniędzy kiedy potrzebowali; ale te wszyſtkie dobrodzieyſtwa były pod warunkiem, trzeba było poſłusznym bydź radom, ktore dawał. To było iego wadą i dopoty przyiętym do Pałacu żaden nie był, poki nie wykonał przyſięgi.
Nie zaſtraszyła trzech ſtarszych kupca ſynow przyſięga. Czwartemu, ktory nazywał ſię Tai, ten obrządek wydawał ſię bydź śmiesznym, iednakowoż trzeba było wyiść i odebrać Skarb, przyſiągł rownie z Bracią, ale czyniąc uwagę nad tym, co wyniknąć mimo z tak płochey przyſięgi spomniawszy Oyca ktory chociaż odwiedzał ten Pałac, przepędził iednak życie na fraszkach, niechcąc bydź krzywoprzyſięzcą, założył tamę wszyſtkim niebeśpieczeńſtwom. W ten czas kiedy go wiedziono do Geniusza, zatkał ſwe uszy woſkiem pachnącym; uzbroiony tą oſtrożnością rzuca ſię przed Tron Alzyma.
Alzym kazał podnieść Syny ſtarego Przyiaciela, ściſka one, mowi z niemi o ich Oycu; to, wspomnienie łzy mu wycisnęło. Kazał przynieść ſkrzynię złota pełną. “Oto, mowi do nich, Skarb ktoren dla was przeznaczyłem, nim was podzielę, a nakoniec każdemu pokażę drogę, ktorą idąc może bydź zupełnie ſzczęśliwym.„
Tai nie ſłyszal ſłow, ktore Geniusz wymawiał, ale zważał iż w iego oczach obłuda z gwałtownością mieszkanie założyły, co mu wiele myśli ſprawiło; iednakowoż część Skarbu należącą z wdzięcznością odebrał. Alzym tak one ubogaciwszy tonem miłym mowi do nich te ſłowa: “Wasze złe lub dobre preznaczenie zależy od ſpotkan a prędzey lub poźniey pewnego ieſteſtwa nazywającego ſię Batmendy, o ktorym wszyscy mowią, ale mało iest ktorzyby ie znali, biedni ludzie mackiem go ſzukaią; lecz ia ktory was kocham powiem każdemu z osobna gdzie go ſpotkać będziecie mogli„ Na te ſłowa, Bekiera nayſtarszego z Synow wziąwszy na osobność, moy Synu, mowił mu, tyś ſię urodził z męſtwem i talentami do woyny. Krol Perſki posyła Woyſko przeciwko Turkowi, złącz ſię z nim, oto na polach Perſkich możesz iedynie ſpotkać Batmendy. Bekir podziękował Geniuszowi, a ſerce iego zaięte zoſtało chęcią iak nayprędszego wyiazdu. Alzym kazał ſię przybliżyć drugiemu Synowi, ten ſię zwał Mezoru. Ty masz rozum, (mowił mu) ſposobność, i wszelkie układy do zmyślania, idź do Ifpahan: tam u Dworu masz ſzukać Batmendy.
Przywołuie trzeciego, ktoremu imie było Sadder. Tyś, rzekł mu, obdarzony rozumem płodnym i żywym; patrzysz na wszyſtkie przedmioty, nie tak tak one ſą, ale iak ty chcesz, aby były; masz układ rozsądny, i zdanie z ludźmi niewspolne; ty będziesz Poetą, idź do Agry; miądzy mądremi i pięknościami tego Miaſta znaleść Batmendy możesz.
Tai przybliża ſię z kolei, ale niech będą dzięki gałeczkom woſkowym, żadnego ſłowa nie ſłyszał, ktore mu Alzym mowił. Potym ſię dowiedział, że mu Derwiszem zoſtać radził.
Złożywszy powinne oświadczenia wdzięczności czterey Bracia dobroczyńcy Geniuszowi, powrocili do ſwego Domu. Trzech ſtarszych o niczym nie myślało iak tylko o Batmendy. Tai odetknąwszy uszy uſłyszał ich mowiących o ſwoim wyieździe i o woli ſprzedania ſwoiego domu pierwszemu ktoryby ſię trafił, aby ſię podzielić mogli ſummą. Tai proſił aby mogł mieć mieysce między kupuiącemi; kazawszy otaxować dom i pole, złotem zapłacił częśći na Braci przypadaiące, a życząc im tyſiąc pomyślności czule ſię z niemi pożegnał, ſam w Oyczyſtym domu zoſtawszy. Tai w ten czas zatrudniał ſię uſkutecznieniem zamiaru o ktorym tak dawno myślał. — Młoda Amina Corka wieśniaka, bliſkiego ſąſiada, celem była iego kochania; Amina łącząc piękność z mądrością, w domu Oyca ſwego była Goſpodynią i podporą iego ſtarości, o dwie rzeczy Boga proſiła, o pierwszą, aby iey Oycec żył iak naydłużey, o drugą, aby mogła bydź żoną Tai. Wyſłuchane były iey proźby. Tai o nią proſił i otrzymał. Oyciec Aminy przenioſł ſię do ſwego zięcia, i nauczył go ſztuki uprawienia roli. Tai maiąc ieszcze cokolwiek złota z podziału użył go na powiększenie ziemi i kupienie trzody. Wartość pól powiększyła ſię, runa ſię z iagniąt przedawały, a w Tai domu obfitość panowała; on pracuiąc a żona będąc oszczędną każdego roku powiększali przychod. Amina co dzieſięć mieſięcy wydawała na świat niemowlę. Dzieci ktore niszczą Bogaczow gnuśnych ubogacaią rolnikow. Na końcu ſześciu lat Tai ſiedmiorga dzieci naypięknieyszych w świecie Oyciec, maiący żonę dobrą i cnotliwą, zięć ſtarca rzeſkiego i kochanego, Pan wielu niewolnikow, Dziedzic dwoch trzod, był nayſzczęśliwszym i nayſwobodnieyszym gospodarzem w Kuryſtanie.
Tym czasem trzey bracia iego biegali za Batmendy. Bekir przybywszy do Obozu Perſkiego, ſtawi ſię przed Wezyrem, prosi u niego o ſłużbę w tym Regimencie ktory czasu woyny w naywiększym ieſt niebespieczeńſtwie; iego kſztałt i chęć dobrowolna tak ſię podobały Wezyrowi, iż go umieścił w liczbie Kawaleryi. Po nie wielu dniach wydana potyczka krwawą była. Bekir na niey cuda czyni, zachowuie życie ſwemu Wodzowi, nieprzyiacielſkiemu one wydzieraiąc, wszędzie ſłychać pochwały Bekira, wszyscy Zołnierze Rycerzem go Perſkim nazywaią, a Wezyr oświadczaiąc wdzięczność ſwemu wybawcy czyni go Generałem. Alzym miał rozum, mowi do ſiebie Bekir, tu to mię ſzczęście czekało i wszyſtko mi wroży, że iuż ſpotkam ſię z Batmendy.
Chwała Bekira a nadewszyſtko godności iego ſtopień, ſprawiły zazdrość i mruczenia w Satrapach;[1] niektorzy pytali go ſię o ſtanie Oyca narzekaiąc na kłopoty ktore im iego zbankretowanie przynioſło; inni mowili iż iego Matka była ich niewolnicą; wszyscy pod nim ſłużyć nie chcieli będąc od niego dawnieysi. Bekir przez ſwe pomyślne losy nieszczęśliwy, żył ſamotnie, zawsze chronił ſię, iednak każdego czasu czyniono mu krzywdy za ktore umiałby ſię zemścić, ale nie mogł onym zapobiedz; żałował czasu tego w ktorym był tylko proſtym żołnierzem i czekał z niecierpliwością końca Woyny, kiedy Turcy wzmocnieni poſiłkami, nowego wodza maiąc na czele zaczęli ſię potykać z ſzeregiem ktory miał Bekira Rządcą.
Był to czas ktorego Satrapowie Woyſkowi długo czekali; użyli tyſiącznych ſposobow ſwoiey biegłości, aby Wodz ich był zwyciężonym, iaka ſię przez cały bieg życia onych nie okazała, aby zbici zoſtali. Mężnie ſię Bekir bronił, ale ani rozkazy iego ſkutku nie brały, ani mu dopomagano. Prożno ſię chcieli Zołnierze Perscy oprzec zatrzymywani od Officyerow, ktorzy tylko w ucieczce onym byli przewodnikami. Mężny Bekir opuszczony, ranami okryty, przywalony tłumem żołnierzy wziętym zoſtał przez Janczarow, Wodz Turecki tak był okrutnym iż ſkoro zdrowie odzyſkał, okutego do Konſtantynopola odeſłał, a tam do ſtraszney iaſkini był wrzuconym. Ah! mowił on w swoim więzieniu, zaczynam wierzyć że mię Alzym oszukał, bo iuż ſpodziewać ſię nie mogę ſpotkania Batmendy.
Piętnaście lat woyna trwała, a Satrapowie zawsze przeszkadzali zamianie Bekira. Pokoy zawarty uwolnił go z więzienia; udał ſię proſto do Ispahan ſzukać Wezyra łaſkawcy ſwego ktoremu zachował życie, przez trzy tygodnie nie mogł z nim mowić, na końcu tego czasu otrzymał Audyencyą. Piętnaście lat więzienia odmieniaią cokolwiek kſztałt pięknego młodzieńca; Bekir był zmienionym i od Wezyra nie był poznany. Na koniec przypominaiąc ſobie rożne Epoki chwalebnego życia wspomniał, że mu Bekir niekiedyś uczynił małą uſługę.
Tak ieſt tak moy przyiacielu‚ mowił mu przypominam ſobie, żeś mężny człowiek, ale ſtan Pańſtwa ieſt teraz bardzo ubogi, długa Woyna i Gale u Dworu Skarb nasz zupełnie wycieńczyły, iednakowoż przyidź do mnie á ia będę ſię ſtarał, i obaczę... . Ah Panie! iuż to piętnaście dni iak czekałem mowić z twoią Wielkością, nie mam żyć z czego i iużbym z nędzy to zakończył życie gdyby żołnierz, dawny kolega, nie dzielił zemną ſwoiego żołdu. Oto dobry żołnierz, odpowiedział Wezyr, iakże to ieſt rzecz tkliwa, Krolowi o tym doniosę, obacz ſię zemną, wiesz że cię kocham... . Mowiąc te ſłowa odwrocił, nazaiutrz Bekir przyszedłszy znalazł drzwi zamknięte, wyszedł więc z Pałacu i z Miaſta z poſtanowieniem w całym biegu życia ſwoiego do niego ſię nie wrocić.
Po nad brzegiem rzeki Zender, rzuca ſię pod iedno drzewo, tam czyni uwagi nad niewdzięcznością Wezyrow, nad ſwoiemi ktore ucierpiał nieszczęściami i nad temi co mu ieszcze groziły. Nie mogąc wytrzymać ſmutnych myśli ktore mu ſię przed oczyma ſnuły, powſtaie, chcąc ſię rzucić w rzekę, ale czuie ſię bydź wſtrzymanym od żebraka ktory łzami maiąc twarz zalaną owe z ięczeniem wymawiał ſłowa: to ieſt moy Brat, to ieſt moy Brat Bekir. Bekir ſpoyrzy na niego i poznał Mezoru.
Każdy człowiek czuie radość bez wątpienia znayduiąc Brata, ktorego od dawnego utracił czasu, ale nieszczęśliwy bez pomocy, bez przyiaciela, ktorego dni wątek rozpacz przecina, wierzy iż widzi Anioła znayduiąc Brata ktorego miłuie. To było uczucie, ktore w ten czas dzielili Mezoru z Bekirem; wzaiemnie ſię ściſkali, w łzach ſię rozpływali, a po pierwszych momentach poświęconych czułości ſpoglądaią na ſiebie wzrokiem ktory ſmutek i zadziwienie okazywał. Ty ieſtżeś takoż nieszczęśliwym, pytał ſię Bekir? Oto, odpowiada Mezoru, ieſt pierwszy czas moiey ſzczęśliwości, ktorym od rozſtania naszego cieszyłem ſię. Na te ſłowa dwoch tych nędznikow ściſkaią ſię, ieden na drugim wſpiera ſię, a Mezoru bliſko Bekira uſiadłszy tak ſwoią zaczął Hiſtoryą.
Wſzak ty pamiętasz ten dzień zawiſtny, ktoregośmy poszli do Alzyma. Geniusz ten zdrayca powiedział mi żem mogł znaleść u Dworu Batmendy, ktorą tak ſpotkać pragnęliśmy, poszedłem za iego niegodziwą radą i wkrotce przybyłem do Ispahan, zabrałem znaiomość z młodą niewolnicą, ktora należała do kochanki iednego z pierwszych Sekretarzy wielkiego Wezyra, ta niewolnica mię kochała i poznała z ſwoią Panią, ktora mnie znayduiąc młodszego i pięknieyszego iak iey kochanek umieściła przy ſobie, udaiąc żem był iey krewnym; wkrotce krewny był zalecony Wezyrowi a po niewielu dniach Urząd w Pałacu otrzymał.
Nic mi więcey nie zoſtawało czynić iak tylko iść tą drogą, ktora mię przyprowadziła gdzie byłem, nie porzuciłem oney, i chociaż Sułtana Matka była ſtarą, niepiękną, i cała śmierdzącą, ſtarałem ſię iey uſilnie nadſkakiwać; ona mię poważała i w tak ścisłą zemną weſzła przyiaźń, iaka była niewolnicy, i iey Pani. Od tego czasu doſtoieńſtwa i bogaćtwa zaczęły potokiem ſpadać na mnię, Sułtanka kazała mi dawać Podſkarbiemu wszyſtkie pieniądze Skarbu, i godności kraiowe, ſam nawet Monarcha oświadczył mi ſwoią przyiaźń, lubił on ze mną rozmawiać ponieważ zręcznie podchlebiałem i wszyſtkom mu radził czynić do czego chęć go ſkłaniała.
Był to ſpoſob, ktory wkrotce zniewolił go do czynienia zadosyć moim żądzom i na ktorym ſię nie zawiodłem. Przy końcu trzeciego roku iednym razem poſtrzegłem ſię, żem był pierwszym Miniſtrem, Faworytem Monarchy, kochankiem iego Matki; czynić Wezyrami i onych zrzucać było w moiey mocy, kredyt ktory miałem był wyrocznią, Miniſtrowie Kraiowi rano do mnie przychodzili czekaiąc pokim ſię nie obudził, aby otrzymać mogli uśmiech, ktoryby im wrożył pomoc.
W śrzodku chwały, i doſtatkow dziwiłem ſię, żem nie znalazł Batmendy ktorey ſzukałem, mowiłem do ſiebie: dla czegoż Batmendy mi nie doſtaie. To wyobrażenie i przykre trudy w ktorych me przepędzałem życie, wszyſtkie mi truło uciechy. Im bardziey lata Sułtana Matkę obciążyły, tym była więcey wymagaiąca, a moia wdzięczność za dobrodzieyſtwa ſtawała mi ſię zgubą; przychylność ktorą ku mnie miała, była moim więzieniem, muſiałem znoſić gniew, łaiania, wymowki, i żem niewdzięczny, zły, a nakoniec przymilenia ſię ſto razy gorsze od wszyſtkich przykrości.
Z drugiey ſtrony moia doſtoyność w tyſiącu Dworzan wzbudzaiąc zazdrość tyſiąc mi głownych czyniła nieprzyiacioł, za łaſkę ktorąm wyświadczył ledwie iedne uſta podziękowały, tyſiąc zaś mi złorzeczyło. Wodzowie ktorych poczyniłem zbici byli i na mnie to zwalono. Szczęśliwość intereſſow ſamemu Krolowi przyznawana była, niepomyślności onych, ia byłem przyczyną, lud mię nienawidził, cały ſię Dwor mną brzydził. Sto Xiążek ſzarpał ſławę moię, Pan mruczał częſto na mnie, Sułtana Matka przykrzyła ſię aż do zbytku, a Batmendy zdawała ſię bydź oddaloną odemnie nazawsze.
Miłość Krola ku młodey Mingreliance w oſtatnim mię pogrążyła nieszczęściu, cały Dwor obrocił ſię ku tey ſtronie, w nadziei że kochanka wypędzi Miniſtra. Uchroniłem ſię tego ſidła wchodząc w przyiaźń z Mingrelianką i podchlebuiąc miłości Krolewſkiey, ale to przywiązanie zrobiło ſię tak nagle że Monarcha przedſięwziął zaślubić ſobie kochankę, żądał moiego wtym zdania, od ktorego dania wykręcałem ſię przez dni kilka. Matka Sułtana z boiaźni utracenia ſwoiey Powagi widząc żeniącego ſię Syna przyszła mi zapowiedzieć, iż ieżeli nie zerwę tego małżeńſtwa wdzień ſamey ceremonii zabić mię rozkaże. Wgodzinę potym przyszedłszy Mingrelianka poprzyſięgła, iż ieżeli ſię z nią Monarcha nazaiutrz nie ożeni, w dniu naſtępnym uduszonym zoſtanie. Moy ſtan dosyć był fatalny, trzeba było obierać puginał, ſtryczek, lub ucieczkę, rzuciłem ſię do oſtatniey, a przebrawszy ſię iak mnie widzisz, umknąłem z Pałacu, wziąwszy z ſobą nie wiele Dyamentow ktore wyſtarczą na życie nasze w kątku Induſtanu daleko od Sułtanek, Mingrelianek i Dworu.
Gdy ſkończył Mezoru, Bekir ſwe mu opowiedział przypadki, zgodzili ſię iż rzeczą byłoby dla nich naypożytecznieyszą nie zwiedzać świata, i że naylepiey uczynią powracaiąc ſię do Kuzyſtanu do Tai ſwego Brata, gdzie kleynoty Mezoru życie ich utrzymywać w obfitości i ſłodyczy będą; potym poſtanowieniu udali ſię w drogę i w niey dni kilka zoſtawali bez żadnego przypadku.
Przechodząc przez Prowincyą Farniſtanu wieczorem przybyli do małey wioſki, gdzie mieli noc przepędzić; dzień wten czas był świąteczny, wchodząc do niey uyrzeli wiele dzieci chłopſkich ktore ſię z przechadzki powracały maiących za ſobą niby Nauczyciela dość źle ubranego; idąc miał głowę zwieszoną, układ zaś iego okazywał dość ſmutne zamyślenie. Dway Bracia przybliżaią ſię do tego Nauczyciela ſpoglądaią i onemu ſię przypatruią. Jakież ich ieſt zadziwienie, poznaią że to ieſt Sadder Brat ich, Sadder! ktorego ściſkaią.
I coż moy przyiacielu, mowi mu Bekir, takąż to ma nadgrodę rozum? Zaiſte, czyż nie widzisz, odpowiada mu Sadder, że z nim tak poſtępuią iak z męſtwem, ale Filozofia w tym znayduie wielkiey wagi reflexye, i to naywięcey cieszy.
Tak mowiąc kazał poyść ſwoim uczniom do Rodzicow, zaś Bekira i Mezoru zaprowadziwszy do ſwoiey chałupki zgotował im na wieczerzą trochę ryżu; a po wyſłuchaniu ich przypadkow ſwoie w te opowiedział ſłowa.
Geniusz Alzym, ktory iak mniemam, kochał ſię w nieszczęściu innych, radził mię ſzukać znaleść ſię nie mogącey Batmendy, w wielkim Mieście Agra, pomiędzy iego dowcipami i pięknościami. Przybywszy do niego przed ukazaniem na świat, przedſięwziąłem ſię ogłoſić przez dzieło pełne blaſku; przy końcu mieſiąca dzieło ſię moie ukazało, było to zebranie wszyſtkich umieiętności ludzkich w małey Xiążeczce in 18. od ſześciudzieſiąt kart podzieloney na Rozdziały. Każdy rozdział zamykał iedną baykę, a każda bayka nauczała doſkonale iedney umięietności.
To dzieło przyięte było z poklaſkiem; niektore dzienniki one krytykowały, iż nie było krotko napiſane, ale wszyscy ią kupowali, ia zaś z krytyki cieszyłem ſię. Moia Xiążka wraz zemną weszła w Modę. Szukano mię, a do wszyſtkich Towarzyſtw maiących rozum wzywano; wszyſtko com tylko napisał miłym było, nie mowiono iak o mnie, nie żądano tylko mnie, i Sułtana faworyta napisała liſt ſwą ręką bez ortografii, zapraszaiąc mnie do Dworu.
Nuże więc mowiłem do ſiebie, Alzym mnie nie oszukał, moia chwała iuż ieſt w naywyższym ſtopniu, iadą do Dworu, w nim ſię utrzymywać będę przez ſposoby daleko bespiecznieyse aniżeli ieſt intryga. Będę ſię ſtarał podobać, uwodzić i znaydę Batmendy.
Łaſkawie byłem przyiętym w Pałacu wielkiego Mogola; Sułtanka publicznie oświadczyła ſię bydź moią Protektorką, prezentowała mię Monarsze, naznaczyła pensye, wiersze pisać kazała, i do ſtołu mię ſwego przypuściwszy ſto razy nadzień oświadczyła mi ſwoią iak nayczulsą przyiaźń; z moiey ſtrony poddaiem ſię wdzięczności ze wszelką żywością ſerca mego; przyrzekłem dni moie poświęcać na wychwalenie moiey Dobrodzieyki, i napisałem iedno Poema, w ktorym Słońce nie było tylko obłudnym światłem względem iey oczu; w ktorym kość ſłoniowa, koral i Perły z wybrzeża Perſkiego traciły blaſk przy iey twarzy, zębach i uſtach.
Te pochwały delikatne i łechcące zaręczyły mi nazawsze iey względy — Już mniemałem, iż zbliża ſię ten moment, w ktorym ſpotkać miałem Batmendy, gdy moia protektorka poniechęciła ſię z Wezyrem, o ieden Rząd w Prowincyi, ktorego ten odmowił Synowi Cukiernika Faworyty. Urażona takową śmiałością proſiła Cesarza, aby wygnanym zoſtał Miniſter, ale Monarcha kochaiąc ſwego Wezyra, nie uczynił zadość proźbom Faworyty. Wten czas trzeba było zrobić intrygę z reguł, aby poniżyć Wezyra utrzymywanego, ia byłem jednym z tego ſpiſku, i odebrałem rozkaz napisania oſtrey Satyry i rozrzucenia oney. Satyra ſię predko napisała, bo to nie ieſt trudna, była dobrą, a to ieszcze ieſt łatwa, czytana była z upragnieniem, a to było rzeczą niezawodną.
Wkrotce ſię Wezyr dowiedział, iż oney ia byłem Tworcą; coż robi? oto idzie do Sułtanki, nieſie oney odmowione pierwey Dyploma i aſſygnacyą na ſto tyſięcy Darykow do Skarbu Krolewſkiego, o nic iey w nadgrodę nie prosząc iak tylko o pozwolenie umorzenia mię w lochu. —
To ieſt rzecz mała, odpowiedziała mu Faworyta, a do tego poczytuię ſię za dosyć ſzczęśliwą, iż mogę uczynić rzecz taką ktora ci przynieſie ukontentowanie, ieżeli żądasz, zaraz posyłam ſzukać tego ſwywolnika, ktory mimo me wyraźne rozkazy ważył ſię targnąć na ciebie, i w ręce go twoie oddam. Szczęściem niewolnik Faworyty był przytomny tey rozmowie, i onę mi opowiedział, czas tylko miałem do ucieczki.
Od tey Epoki przebiegłem cały Induſtan żywiąc ſię pisaniem romansów i wierszy, i pracowaniem dla Xięgarzy ktorzy mię zawsze oszukiwali, a bardziey poważaiąc moy talent, a niżeli własne ſumnienie, mowili mi ieszcze iż ſtyl moy nie był dość iasny.
Do poki miałem pieniądze, dzieła moie były doſkonałemi, ale kiedy byłem w nędzy nie pisałem tylko głupſtwa, nakoniec ſprzykrzywszy ſobie świat oświecać przedſięwziąłem uczyć chłopow, i w tey wiosce uczyniłem ſię nauczycielem, w ktorey chlebem grubym opędzam potrzeby życia, nie maiąc żadney nadziei ſpotkania w niey Batmendy. Opuścić ią od ciebie tylko zawiſło, mowił mu Mezoru, i wrocić ſię z nami do Kuzyſtanu, gdzie moie kleynoty zareczaią nam ſłodkie i ſpokoyne życie. Sadder na to łatwo ſię ſkłonił.
Nazaiutrz trzey Bracia wyſzli ze wsi przededniem, i udali ſię drogą do Kuzyſtanu.
Dzień ich podroży był oſtatni, i iuż byli niezbyt oddaleni od domku Tai. To wyobrażenie onych cieszyło, ale nadzieia z boiaźnią złączona była. Znaydziemyż naszego Brata? dosyć w ubogim ſtanie onegośmy porzucili, zapewne nie ſpotkał Batmendy, bo iey nie mogl ſzukać?
Moi przyiaciele, mowi im Sadder, doſyć iuż zaſtanawiałem ſię nad Batmendy, o ktorey nam Alzym mowił, ſzczerze wam mowię iż z nas żartował Geniusz. Batmendy ani ieſt ani była, ponieważ iey nie znalazł moy Brat Bekir, wtenczas kiedy połową Woyſka Perſkiego rządził, ponieważ Mezoru nie ſłyszał o niey mowiących, kiedy był Faworytem wielkiego Monarchy, ponieważ ia ſam nie mogłem nawet zgadnąć, czymby ona była w tym czaſie, kiedy miałem łaſkę, chwałę i doſtatki, a zatym iaśnieysze to ieſt, że Batmendy ieſteſtwem mylnym, obłudą i chimerą bydź musi, za ktorą wszyscy ludzie biegaią, bo to ich ieſt upodobaniem.
Dopoty iuż ſwoię zakończył mowę i miał dowodzić, że Batmendy ſiedliſka na tym nie miała świecie, w tym gromada złodziei wychodzi z ſkał, ktore koło boku drogi znaydowały ſię, okrąża trzech wędrownikow, każe ſię im rozbierać. Bekir chciał ſię bronić ale mu oręż wydarto, a czterech z tych Ichmościow trzymaiąc puginał koło ſerca, onego obdzierało, gdy ich koledzy toż ſamo czynili Mezurowi i Sadder. Po tym obrządku ktory był w iednym wykonany momencie Wodz zboycow życząc im dobrey podroży zoſtawił ich na śrzodku gościńca gołych iak robakow.
Ten przypadek ieſt podporą mego założenia, mowił Sadder, poglądaiąc na ſwoich Braci; zdraycy! krzyknął Bekir, oni mi broń wydarli; Ah! moie ubogie kleynoty, odpowiedział Mezoru płacząc.
Już źmierzchało, kiedy trzech nieszczęśliwych śpieszyło, aby dość do domu Brata; przybliżaią ſię do niego; ten widok łzy im wyciſka; zatrzymuią ſię u drzwi, nie śmieią kołatać, boiaźń z niepewnością na przemiany z niemi walczy. Czasu tego gdy ſię wahaią, Bekir przytacza wielki kamień, ſtaie na nim a znayduiąc rozpadlinę w okienicy ſpogląda. W izbie dobrey niewytwornie ozdobioney poſtrzega ſwego Brata Tai u ſtołu pomiędzy ſiedmnaściorgiem dzieci ſiedzącego, ktore za razem iedzą, śmieią ſię i gadaią koło Tai, na prawey ſiedziała iego żona Amina, na lewey zaś mały ſtaruszek z fizognomią miłą i wesołą nalewał Tai napoy. Bekir na ten widok rzuca ſię na ramiona ſwoich Braci, i z całey ſiły we drzwi kołace, ſługa one otwiera, a widokiem trzech gołych przerażony ludzi, krzyknął. Tai przybiega, rzucaią ſię mu do ſzyi, nazywaią go ſwoim bratem, i ſkrapiaią łzami; zmieszał ſię z początku, ale w krotce poznaje Bekira, Mezoru, i Sadder, ściſka onych, i oświadczeniu ich miłości, wyſtarczyć nie może. Na to widowiſko zbiegaią ſię wszyſtkie dzieci, przychodzi Amina, ale na wzgląd trzech gołych Braci oddala ſię z ſwemi corkami, ſam tylko mały ſtaruszek nieruszył ſię od ſtołu.
Tai daie odzienie ſwey Braci, pokazuie ich ſwoiey żonie, całować ſwe zniewa a dzieci. Ah, mowi mu Bekir zmiękczony, twoy los ſzczęśliwy oſładza nam wszyſtkie przykrości ktoreśmy ponoſili; od momentu rozſtania ſię życie nasze nieszczęśliwości było paſmem, nie ſpotkaliśmy ſię z Batmendy za ktorąśmy wszyscy biegali.
Wierzę temu, odpowiada ſtaruszek ktory zawsze zoſtawał przy ſtole, z tąd ſię nie ruszyłem. Jakto?... krzyknął Mezoru... ty to ieſteś?..... Ja ieſtem Batmendy, odpowiedział ſtaruszek, to niedziw że mnie nie poznaiecie boście mię nigdy nie widzieli, ale pytaycie ſię Tai, pytaycie ſię dobrey Aminy, i tych wszyſtkich małych dzieci, iż niemasz żadnego, ktoryby nie wiedział mego nazwiſka. Piętnaście lat iuż z niemi mieszkam i ieſtem u nich iak u ſiebie, iednegom dnia ztąd wyszedł, a ten był w ktorym Amina utraciła ſwego Oyca, ale przyszedłem i przyrzekłem ſobie na ieden krok ztąd ſię nieoddalać, do was należy Mospanowie awanturnicy, ieżeli ſię im podoba zabrać zemną znaiomość, będzie mię to cieszyło, ale ieżeli ſię oto ſtarać nie będziecie, obeydę ſię, nie ieſtem przykry, trzymam ſię mego kątka, nie dysputuię nigdy i brzydzę ſię hałasem.. Trzey Bracia, ktorzy napatrzyć ſię nie mogli ſtaruszka, chcieli go uściſkać. Oh zwolna, mowił im, wszyſtkie nagle poruszenia ſą mi nie miłe, jeſtem delikatny, a kiedy mię ściſkaią krztuszę ſię, a do tego pierwey trzeba bydź przyiaciołami, a niżeli czynić ſobie przymilenia. Jeżeli chcecie abyśmy niemi zoſtali, nie zabawiaycie ſię mną zbytecznie, bardziey poważam wolność iak politykę i wszyſtko co ieſt zbytecznym ieſt antypatycznym dla mnie. Mowiąc te ſłowa podnioſł ſię, każde dziecko pocałował w czoło, trzem braci mały uczynił ukłon, do Aminy i Tai rozśmiał ſię i poszedł ich czekać do pokoiu ſypialnego.
Tai z Bracią uſiadł do ſtołu, kazał dla nich przyporządzić łożka, nazaiutrz pokazał im ſwoie pola, trzody, ſprzężaie, wyliczył im wszyſtkie ukontentowania, ktore go cieszyły. Bekir tegoż dnia chciał pracować i pierwszy zoſtał Przyiacielem Batmendy; Mezoru, ktory był Miniſtrem zoſtał pierwszym paſterzem Folwarku; Poeta zaś podiął ſię przedawać w Mieście zboże, wełnę i mleko, ktore posyłano na targ; iego wymowa przyciągała kupuiących i rownie z innemi był użytecznym. Przy końcu ſześciu Mieſięcy Batmendy weszła z niemi w przyiaźń a ich dni liczne i ſpokoyne płynąć będą zwolna na łonie ſzczęśliwości.
Rzeczą zdaie ſię niepożyteczną mowić, że Batmendy w ięzyku Perſkim znaczy ſzczęście.