Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926)/Tom II/VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maurice Leblanc
Tytuł Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1926
Druk Zakł. Druk. W. Piekarniaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons: Tom I, Tom II
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


SKARBY MNICHÓW.

Raul szybko wrócił do przytomności. Przed nim na jednym z dwu krzeseł siedziała Józefina, którą ostatnie przejścia zupełnie złamały.
Naprzeciw Raula oparty o ścianę stał Beaumagnan Leonard krzątał się około swej pani podając sole trzeźwiące.
Nagle wszedł młody człowiek, w którym Raul rozpoznał Dominika, który, w swoim czasie, jako woźnica stał na straży przy domu aktorki Rouselin.
— Co się stało Leonardzie — zapytał. — Czy pani miała tu jaką ciężką „robotę“ Mów co się stało?
— Zniesiemy ją do karety i ja pojadę do domu.
— A ja?
Będziesz pilnował tych obu — rzekł, wskazując na uwięzionych.
Podnieśli Józefinę. W tej chwili otwarta oczy i rzekła cichym głosem:
— Nie, ja sama pójdę, Leonard, pozostaniesz tutaj. Będzie lepiej jeżeli ty przypilnujesz Raula.
— Pozwól mi z nim skończyć — szepnął Leonard do Cagliostro. — On nam przynosi prawdziwe nieszczęście.
Doskonały słuch Raula pochwycił ten szept jak resztę djalogu.
— Kocham go.
— Ale on już mnie kocha cię.
— Jednak wróci do mnie.
— A więc co zdecydowałaś?
— Pozostaję w Candeber do rana. Wypocznę dostatecznie tylko muszę mieć spokój.
— A skarb? Takiego kamienia nie można samemu poruszyć.
— Dziś wieczorem uwiadomię braci Corbut aby skoro świt znaleźli się w Jumjeges. Wtedy pomyślę co zrobić z Raulem... Ach nie pytaj więcej.... nie mogę już....
— A Beaumagnan?
— Może być uwolniony, jak tylko będziemy w posiadaniu skarbów.
— Czy nie obawiasz się, że Klaryssa nas zdradzi? Žandarmenja może bardzo łatwo otoczyć wieżę latarni.
— Tego się nie obawiam. Nie naprowadzi ona żandarmów na trop swego Raula.
Powoli wyszła, Leonard towarzyszył jej do bryki, poczem wrócił z paczką żywności. Słychać było stuk kopyt oddalających się kont.
Raul spróbował wytrzymałość swych więzów.
— Zostaw powrozy w spokoju — zawołał powracający Leonard.
Ażeby ułatwić sobie czuwanie nad uwięzionymi końce sznurów związał razem i umocował je do oparcia innego krzesła w ten sposób, że najmniejsze poruszenie musiało go przewrócić z łoskotem.
W ten sposób upływały godziny. Ściemniło się. Raul nawet na chwilę nie wątpił, że uda mu się uwolnić. Więzy krępujące mu nogi w kostkach były lużniejsze od innych. Pracował więc z żelazną wytrzymałością aby ich bardziej rozluźnić. Leonard zjadł, wypił i zasnął. Raul nie ustawał w żmudnej pracy. Nagle usłyszał szmer za oknem. Spojrzał na Beaumagnana. Ten również z natężoną uwagą patrzył w okno. Leonard, przebudził się w tej chwili rozejrzał się i znów zasnął.
Po za oknem ukazała się głowa. Wkrótce ktoś przeszedł ostrożnie mur okienny. W zarysach nocy rozpoznać można było kształt kobiecy. Była to Klaryssa.
Postąpiła trzy kroki naprzód, kiedy znów Leonard się przebudził. Szczęściem odwrócony był plecami. Stanęła nieruchomo jak posąg i znów posunęła się naprzód kiedy ten smacznie zachrapał. W ten sposób zbliżyła się do Raula. Wzięła sztylet z krzesła — Raul pochyli się naprzód podając sznury do rozcięcia. Beaumagnan uczynił to samo. Szczęściem Leonard spał smacznie. Raul wyszeptał:
— Daj mi nóż.
Posłuszna, podała mu. Inna dłoń była jednak szybsza Beaumagnan chciał schwycić broń. Raul wściekły chwycił go za ramię. I zawrzała głucha walka, podczas kiedy każdej chwili Leonard mógł się obudzić.
Klaryssa drżała całem ciałem. Beaumagnan wkrótce osłabł w walce. Raul trzymał już sztylet w ręce i przeciął ostatnie swoje więzy.
— Naprzód, uciekaj, rzek szeptem do Klaryssy.
Potrząsnęła jednak głową.
Wskazała na Beaumagnana. Raul nastawał: ona jednak ani myślała ustąpić. W końcu podał swemu przeciwnikowi nóż.
Raul podążył za Klaryssą. Oboje wysunęli się oknem, poczem młoda kobieta ująwszy jego dłoń poprowadziła do miejsca w otaczającem murze w które łatwo można było przejść nazewnątrz. Kiedy znaleźli się po drugiej stronie Raul stracił na chwilę z oczu Klaryssę zawołał więc:
— Klarysso! Gdzie jesteś?
Odpowiedzi jednak nie otrzymał. Uciekła odemnie pomyślał. Dopóki byłem uwięziony, ważyła się na wszystko, aby mnie uwolnić. Teraz jednak nie chce mnie widzieć więcej, ponieważ ją zdradziłem...
Ruszając w dalszą drogę, spostrzegł człowieka przesadzającego przez mur. Beaumagnan. W tejże chwili huknął strzał. Leonard strzelał w ciemność.
Raul był pewnym, że Beumagnan i jego przyjaciele natychmiast rozpoczną poszukiwania skarbu a ponieważ i Józefina zwlekać nie będzie należy więc ich wszystkich wyprzedzić.
W przeciągu godziny przeszedł dziesięć kilometrów, Około północy doszedł do swej gospody obudził kelnera, umył się, wsunął do kieszeni dwie paczki nabojów dynamitowych, które uprzednio już przygotował, wsiadł na rower i pomimo ciemności pomknął jak szalony.
Przejeżdżając przez Caudebec-en Caux, prowadził rower wiązką ścieżyną, która biegła obok domu zajmowanego przez Józefinę. Światło w oknach mówiło, że mieszkanka jego już nie śpi.
Ubiera się zapewnie, pomyślał Raul, i zaraz ruszy w drogę. Być może... Za późno, Józefinko!
I ruszył dalej co sił. W pół godziny później w całym pędzie rower wpadł na przeciągnięty przez drogę sznur. Dwoje ludzi pochwyciło Raula. Wyrwał im się jednak i skoczył w pobliskie krzaki cierniny, które porwały mu ubranie na strzępy.
Usłyszał głosy Bennetot i Godefroy. Zdawali się poszukiwać go. Usłyszał wreszcie głos Bennetot. — Musimy zniszczyć jego rower — to jest najgłówniejsze, poczem ruszamy dalej.
— Beaumagnan, czy możesz nadążyć za nam?
— Muszę — dał się słyszeć słaby głos Beaumagnana. — Przeklęte bandaże nic nie trzymają. Zbyt wiele utraciłem krwi!
Raul usłyszał jeszcze, jak rozbijano jego rower o drzewo, następnie trzask bata i odgłos oddalającego się powozu.
Raul puścił się w pogoń. Był wściekły ze złości. Rozwiązał tajemnicę a inni zbierać będą owoce. Próżność i zwątpienie napięły jego siły do maximum. Biegł nieledwie tuż za powozem. W końcu jednak uległ zmęczeniu. Ale i tym razem, jak zwykle, dopisało mu szczęście, spostrzegł światełko. Przybliżywszy się ujrzał księdza któremu towarzyszył chłopiec. Ksiądz wracał od umierającego którego opatrzył na długą drogę żywota wiecznego Olejami Świętymi.
Szybko nawiązana rozmowa i zręcznie ustawione pytania upewniły go, że znajduje się w pobliżu właściwego miejsca. Dzięki dokładnym studjom na mapie jakie przeprowadził niedawno znal najmniejsze nawet ścieżki. Pożegnał więc przypadkowych towarzyszy i naprzełaj podążył do upragnionego celu.
Nadzieja ubiegnięcia przeciwników dodawała mu skrzydeł, u nóg. Drżał w przeczuciu bliskiego zwycięstwa. Pierwsze odblaski jutrzenki zaróżowiły horyzont. Powoli wyłaniały się zarysy otaczających go przedmiotów. Przed nim znajdowała się niewielka wyniosłość.
„Skała królowej“ powinna być tuż, tuż. Ostatnich kilkanaście kroków przebiegł pędem. Wreszcie ujrzał stos kamieni. Przekleństwo zerwało mu się z ust. Ujrzał okropną prawdę. Skała została rozsadzona. Nieprzyjaciel uprzedził go.
Raul stał jak osłupiały. Wreszcie myśl zaczęła pracować intensywnie. Zapalił papierosa i usiadł na kamieniu. Nie chciał myśleć. Porażka i sposób w jaki dał się podejść i wyrwać sobie zwycięstwo były zbyt bolesne aby doszukiwać się teraz przyczyn i skutków.
Mimowoli jednak zdarzenia poprzedniego wieczoru przesunęły się przed jego oczyma. Ani Józefina, ani Beaumagnan nie tracili czasu napróżno. Strata czasu? Nie, do takich błędów Józefina nie jest zdolna. A więc światło jakie widziałem w jej oknach nie wskazywało wybieranie się w drogę, a powrót z ekspedycji. Zwyciężyła, ponieważ obliczyła najdrobniejsze przeszkody nawet, i nie zwłóczyła nigdy z wykonaniem zamierzonego czynu.
W zamyśleniu spędził około dwudziestu minut. Słońce wzeszło a on zatopiony wciąż w myślach nie słyszał turkotu zbliżającego się pojazdu. Trzej mężczyźni wysiedli i podeszli bliżej. Okrzyk zgrozy wyrwał im się z piersi kiedy ujrzeli pogrzebane nadzieje.
Beaumagnan całe życie postawił na kartę aby osiągnąć ów cel. Jak straszne musiało być jego rozczarowanie i co on w tej chwili przeżywał.
Raul zbliżył się do nich i wyrzekł:
— Ona tu była!
Beaumagnan nie odrzekł ani słowa. Towarzysze jego schylili się poszukując w kamieniach. On uważał to za zbyteczne. Widział ruiny skał i swoich marzeń. Józefina była biczem co ich rozbił, była szatanem, była nicością i śmiercią! Odwrócił się; uczynił znak krzyża i wbił sobie sztylet w piersi aż po rękojeść. Sztylet Józefiny Balsamo.
Wszystko to stało się tak nagle, że nikt go nawet nie zdążył pochwycić w ramiona i runął na ziemię.
Oddychał jeszcze i wyszeptał cicho:
— Księdza.... Księdza!....
Bennetot rzucił się do drogi. Wieśniacy zbliżali się. Zatrzymał ich zdala i wskoczył do powozi.
Godefroy d’Etigues upadł na kolana i bił się w piersi. Beaumagnan zapewnie powiedział mu, że Józefina Balsamo żyje i zna swoich morderców. Wiadomość ta i samobójstwo przyjaciela doprowadziły go do szaleństwa.
Raul pochylił się nad Beaumagnan’em i rzekł uroczyście:
— Przysięgam że ją odnajdę jeszcze! Przysięgam, że skarb ten odbiorę jej i pomstę wezmę!
Nienawiść i miłość walczyły w sercu umierającego. Tylko takie słowa mogły życie jego przedłużyć nieco. Oczy jego przyzywały Raula, który głębiej pochylił się nad nim i usłyszał jeszcze:
— Klaryssa... Klaryssa d’Etigues... musisz poślubić ją....
Klaryssa nie jest córką Godefroy.... powiedział mi to.. jest córką innego, którego kochała....
Raul odpowiedział poważnie:
— Przysięgam, że ją poślubię.
— Godefroy! zawołał Beaumagnan.
Baron modlił się wciąż jeszcze. Raul chwycił go za ramię i skierował ku umierającemu. Beaumagnan ostatkiem sił wyszeptał.
— Klaryssa ma zaślubić d’Andréssy... ja tak chcę...
— Tak jest — dobrze — wyjąkał baron który niezdolny był w tej chwili do jakiegokolwiek sprzeciwu.
— Przysięgnij!
— Przysięgam.
— Na zbawienie duszy twojej?
— Tak, na zbawienie mej duszy.
— Daj mu pieniądze, któremi pomści nas.. wszystkie pieniądze, które nakradłeś.... Przysięgnij mi.
— Na zbawienie duszy.
— On zna wszystkie twe zbrodnie. Posiada wszystkie dowody w ręku. Jeżeli nie usłuchasz strzeż się.
— Przeklęty bądź jeżeli kłamiesz!
Głos Beaumagnan’a osłabł zupełnie. Ostatnie słowa Raul zaledwie był w stanie dosłyszeć.
— Raul, spiesz za nią.... musisz odebrać jej klejnoty... Słuchaj... udało mi się dowiedzieć że Le Havre posiada okręt... słuchaj ruszaj zaraz drogę.... szukaj ją.
Oczy jego zamknęły się. Godefroy d’Etigues modlił się wciąż jeszcze Raul powstał i ruszył w drogę.
Wieczorem jeden z dzienników Paryskich w „Ostatnich Wiadomościach“ umieścił następującą notatkę: Pan Beaumagnan, znany i ceniony adwokat, którego śmierć sygnalizowano w swoim czasie z Hiszpanji dziś rano odebrał sobie życie w miejscowości Mesnil-sous-Jumiéges.
Przyczynę samobójstwa otacza pewna tajemnica. Dwaj jego przyjaciele, którzy mu towarzyszyli panowie Godefroy d’Etigues i Oskar de Bennetot powiadają, że w nocy w zamku Tancarville zbudził ich Beaumagnan. Był cały w ranach i głęboko wzburzony. Zażądał od swych przyjaciół aby kazali zaprzęgać i towarzyszyli mu do Jumiéges i stąd do Mesnil-sous-Jumiéges.
Po co! Na co ta wyprawa na opuszczone łąki? Narazie nic więcej nie udało się wyświetlić.
W dwa dni później, dzienniki z Le Havre przyniosły następującą wiadomość:
Ostatniej nocy, książę Lavorneff, który przybył do Le Havre dla wypróbowania swego nowego yachtu, był świadkiem zastraszającej katastrofy.
Zbliżał się właśnie do brzegu, kiedy w odległości najwyżej pół mili morskiej usłyszał straszny wybuch. Eksplozję tę słyszeli i inni ludzie.
Książę pospieszył swym yachtem na miejsce wypadku i ujrzał szczątki rozbitego statku. Na jednym ze szczątków ujrzano marynarza, którego natychmiast wciągnięto na pokład.
Opowiedział on, że statek ten należał do hrabiny Cagliostro. Zaledwie to powiedział, kiedy ze słowami: — oto ona! — rzucił się w fale morza.
W samej, rzeczy, w slabem świetle latarni, można było spostrzedz kształt kobiety, która z trudnością utrzymywała się na powierzchni.
Marynarzowi udało się dosięgnąć jej, ale ta w rozpaczy chwyciła swego zbawcę tak konwulsyjnie, że oboje skryli się pod wodą. Wszelkie poszukiwania nie dały żadnych wyników.
Po powrocie do Le Havre, książę opowiedział całą historię, którą potwierdzili czterej obecni z nim marynarze.
Dalej dziennik donosił:
Udało nam się dowiedzieć, że hrabina Cagliostro była to znana awanturnica, która występowała także pod nazwiskiem Pellegrini lub Balsamo.
Na statku tym znajdowała się wraz ze swymi kompanami z którymi zamierzała opuścić brzegi Francji.
Chodzą uporczywe pogłoski, że istnieje związek między przygodą hrabiny Cagliostro, a tajemniczem samobójstwem w Mesnil-sous-Jumiéges.
Mówią o wykopanym skarbie, sprzysiężeniu i starych dokumentach.
Wieczorem, tego samego dnia kiedy ukazała się w dzienniku powyższa notatka, a więc dokładnie po upływie sześćdziesięciu godzin od tragedji jaka rozegrała się w Mesnil-sous-Jumiéges, Raul wchodził do gabinetu barona w Haie d’Etigues. Obaj kuzyni siedzieli przy stoliku pijąc koniak z wytwornych kieliszków.
Raul rozpoczął bez żadnego wstępu:
— Proszę o rękę panny d’Etigues. Mam nadzieję, że....
Strój jego nie odpowiadał roli w jakiej wystąpił, prosząc o rękę młodej dziedziczki olbrzymiej fortuny. Miał na sobie starą marynarską bluzę, za krótkie spodnie, a na nogach zniszczone obuwie.
Jednak Godefroy d’Etigues nie zwrócił najmniejszej uwagi ani na słowa jego jak i na strój. Głęboko zapadłe oczy, twarz Ściągnięta bolesnym kurczem, mówiły o przeżytych cierpieniach.
Przerwał Raulowi w pół zdania i wskazując na stos gazet zapytał:
— Czy pan już czytał? Cagliostro?
— Tak, wiem — odparł Raul.
Nienawidził tego człowieka i nie mógł się powstrzymać, aby nie dodać.
— Tem lepiej, co? Nieoczekiwana śmierć Józefiny Balsamo zdejmie zapewnie panu z serca ten straszny ciężar.
— Ale skutki? — wyszeptał baron mówiąc raczej do siebie.
— Jakie skutki?
— Sąd! Władze urzędowe nie pozostawią tej sprawy nie zbadawszy jej gruntownie. Znajdą nici, a po nich dobiorą się i do kłębka.
Raul uspokoił go:
— Możecie oboje być spokojni. Władze nie będą się troszczyć o tę sprawę. Przeciwnie nawet, będą się starali ją zatuszować. Beaumagnan znajdował się pod opieką potęgi, która nie znosi skandalów i światła dziennego. Mnie więcej niepokoi coś innego...
— Co? — zapytał baron.
— Zemsta Józefiny Balsamo.
— Ależ ona zginęła.
— Nawet wtedy należy się jej obawiać i dlatego przybyłem tutaj. Na tyłach zamku, w ogrodzie warzywnym znajduje się mały pawilon. Chciałbym tam zamieszkać... aż do dnia mego ślubu. Proszę zawiadomić Klaryssę o mojej obecności i prosić ją aby nikogo nie przyjmowała... nawet mnie.
Proszę również o wręczenie jej w moim imieniu mały podarek zaręczynowy.
Raul wręczył zdumionemu baronowi potężny szafir niebywałej czystości, szlifowany tak pracowicie, jak to się spotyka tylko u starych kamieni.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Maurice Leblanc i tłumacza: anonimowy.