Chłopi (Balzac)/Od tłómacza

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Od tłómacza
Pochodzenie Chłopi
Wydawca Księgarnia F. Hoesick
Data wyd. 1928
Druk Zakłady Drukarskie Galewski i Dau
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OD TŁÓMACZA.

Przystępując do czytania tej powieści, trzeba się wyzbyć suggestji tytułu, zapomnieć o Reymoncie i jego Chłopach. Nie można zestawiać tych dwóch dzieł, bo w każdem z nich idzie całkiem o co innego. Nie chodzi tu Balzakowi o stosunek chłopa do ziemi, o tę mistykę ziemi którą przepojony jest utwór Reymonta; nie znajdziemy tu ani współżycia człowieka z naturą, ani rytmu pór roku, ani majestatu zwyczajów i obyczajów. Jego chłop nie ma nic z „króla Piasta“. Nie widzimy właściwie prawdziwego chłopa, widzimy raczej szumowiny wsi, widzimy małe miasteczko. Nie wiemy zresztą, coby nam jeszcze pokazał Balzak w tym utworze, którego nie dokończył, którego część mamy tylko w szkicu. W pierwszej redakcji, zupełnie zresztą odmiennej od późniejszych Chłopów, utwór nosi tytuł Wielki Właściciel, i ten tytuł zgodniejszy jest może z treścią. Jestto dzieło wybitnie polityczne i społeczne; jestto bystrem choć stronniczem okiem widziane przedłużenie rewolucji i jej konsekwencje. Dalszy ciąg nieubłaganej walki między dawnym a nowym porządkiem, między światem przywileju a światem pracy czy talentu; problem bogatych i ubogich, problem dawnej niedbałej rozrzutności w starciu z nowoczesnem wyzyskaniem ziemi, wyzyskaniem człowieka, wyzyskaniem każdego kwadratowego centimetra.
W zestawieniu z naszą ideolog ją z owej epoki, obraz ten uderza swym brakiem sentymentalizmu, swoją brutalnością. U nas, po bankructwie szlachetczyzny na której ciążyła hańba rozbiorów, zaświtała ideologja zbawienia przez lud, czy też przez szlachtę z ludem. Tam, we Francji, lud jest zwycięzcą; ale poza tym ludem, którym było właściwie mieszczaństwo, szczerzy zęby nowy już lud, późniejszy proletarjusz. Przeszłość — bodaj w swoich pomnikach — ma tam urok zwyciężonych, urok minionego piękna w przeciwieństwie do szpetoty współczesności. W nowo wstępującym na arenę zapaśniku, Balzac widzi zwierzę ludzkie, widzi zaczynającą się walkę na śmierć i życie. Możnaby mówić o przesadzie, o pesymizmie, gdyby akcja Chłopów nie przypadała na epokę, w której my mieliśmy nasz rok 1846 i rzezie chłopskie. A Francja nabrzmiała jest rewolucjami. Pod tym kątem pisana jest ta powieść, która dziś czyni wrażenie osmucające, która wydaje się raczej pamfletem niż epopeją. Jestto problem nierówności społecznej, bogatych i ubogich, wyżyn i nizin, proces niwelacji, z którym porać się będzie cały wiek XIX. I ten proces przesłania autorowi to, co miało, przynajmniej wedle tytułu, być samym przedmiotem: chłopów. Z narowu, z upodobań, przesuwa rzecz raczej w świat który często opisywał i który znał lepiej: mieszczaństwo.
Znakomicie maluje Balzac wszystkie szczeble przejściowe, całą drobiazgową pracę owadów toczących własność. Rozumie wszystkie imponderabilia, uczucia które dominują nawet nad interesem. Rigou, który jest pijawką wsi, jest szanowany, ma posłuch, gdy generał, mimo swej bohaterskiej przeszłości i dobrodziejstw, jest znienawidzony. Lichwiarz wiejski umiał pozostać swoim, żołnierz napoleoński stał się obcym. Rigou, Soudry, Lupin, Gaubertin, to tyleż przekrojów społecznych. O ile chłop jest jeszcze dla Balzaka tym samym jakim był w średniowieczu, o tyle mieszczaństwo pcha się nieustannie ku górze, zdobywa wciąż nowe tereny. Znakomicie oddany jest nowy nepotyzm mieszczański, który zajął miejsce szlacheckiego.
Jak nieraz miałem sposobność zauważyć, często dzieło Balzaka mówi co innego, niż to co on chce powiedzieć. Sympatje jego idą do generała; Gaubertin jest dlań łajdakiem. Ale mimochodem, jakby bez jego woli, dowiadujemy się o dobrodziejstwach jakie spłynęły na okolicę dzięki energji i przemyślności Gaubertina; jak ludność się zdwoiła, porosła w dobrobyt, jak całe gałęzie przemysłu się rozwinęły; i, mimo wszystko, nie możemy się oprzeć wrażeniu, że generał jest chlubnym przeżytkiem dawnej epoki, a Gaubertiny to są budowniczowie nowej Francji. I nie zawsze jesteśmy w stanie podzielić liryzm, jaki opanowuje Balzaka na myśl że piękny park w Aigues, w którym tak rozkoszne godziny snuła hrabina de Montcornet z wiernym Blondetem, ma być zmieniony na orne pole...
Kiedy pierwsza część Chłopów ukazała się w feljetonach La Presse, nie dziw, że zaskoczyła czytelników. Pierwszy to raz powieściopisarz porusza tego rodzaju problemy, spogląda im tak śmiało w oczy. Wbrew snom o „wolności, równości i braterstwie“, kwestja socjalna wyłania się straszliwa, brutalna, nie daje się zakłamać niczem. Być albo nie być rysuje się wyraźnie na gmachu społeczeństw. W epoce tej utwór Balzaka stanowi straszliwe memento. Jest w nim już in nuce istota bolszewizmu. Hasła demokratyczne przeszły do mas wówczas gdy masy pogrążone były w ciemnocie, gdy nagle pękły wszystkie zapory, a okres długich wojen rozpętał instynkty.
Konkluzje, jakie wyciąga Balzac, zgodne są z jego doktryną polityczną. Ograniczenie praw, zwalenie fikcji równości, religja jako hamulec. Oświata? Nie zdaje się, aby w nią Balzac wierzył zbytnio: jego Fourchon jest półinteligentem, i nie jest lepszy od innych, raczej przeciwnie. Ten bezwzględny pesymizm Balzaka działa w tym utworze cokolwiek odpychająco. Jest on pisany w dobie gdy Balzac widział ludzkość bardzo czarno, w najbardziej beznadziejnej fazie Europy, gdy nasi wielcy poeci uciekali w mistycyzm przed rozpaczą. Jakże daleko jesteśmy od ewangelicznego morału Lekarza Wiejskiego! A może kontrast ten jest umyślny? Może Balzac chciał nam przeciwstawić ideę rozumnego poświęcenia doraźnej i sentymentalnej filantropji, której był największym wrogiem?
Bo zważmy, początkiem wszystkiego złego jest tu dobroć dawnej właścicielki Aigues, panny Laguerre. Owa dobroć płynąca nie z rozumu i z serca, ale z egoizmu i ze słabości. Może chciał też powiedzieć, że tak jak „nie igra się z miłością“, tak nie igra się z ziemią? Że na ziemi trzeba pracować i że trzeba się jej oddać, inaczej ona sama i jej płody będą szły w ręce tych, którzy z nią żyją? Mistyka własności. Ci, którzy są bogaci i którzy chcą próżnować, — mówi niejako Balzac — mają tyle sposobów potemu, niech nie urągają w parkach i pałacach nędzy ludzi mieszkających w lepiankach. Motto: Kto ma ziemią ma wojną. Imperatyw „reformy rolnej“ znów mimowoli przemawia z dzieła Balzaka.
Cobądź byśmy mówili o pesymizmie Balzaka, we Francji przepowiednia jego ziściła się zupełnie. Chłop stoczył wielką własność. Czy ze szkodą produkcji, niech odpowiedzą ekonomiści.
U nas proces ten był na wiek niemal zahamowany; chłop — przynajmniej w znacznej części kraju — nie mógł iść po linji swoich naturalnych dążeń i namiętności. Tuż po ostatniej wojnie natomiast byliśmy świadkami żywiołowego ruchu, mającego wiele powinowactwa z tłem powieści Balzaka. Walka między bezrolnymi czy małorolnymi a wielką własnością dopiero się rozpoczyna, dlatego utwór Balzaka nabiera dziś dla nas cech szczególnej aktualności.
Interesującem jest, że pobudką do napisania Chłopów stały się rozmowy z Polakiem, p. Wacławem Hańskim w Genewie. Pierwszy szkic powieści nosił tytuł Wielki Właściciel[1], w którym nietyle chodziło o problem chłopów, ile o dramat wielkiej własności. Później Balzac sam stał się właścicielem: kupił sobie pod Paryżem dom z ogrodem, Les Jardies, i tam miał sposobność zetknąć się ze swymi sąsiadami, z ludem. Po paru latach, sprzedał Les Jardies, szczęśliwy że się ich pozbył ze znaczną stratą, ale doświadczenia tego sąsiedztwa pozostały mu na zawsze w pamięci. Nie najlepiej wyszli na tem chłopi: bardzo być może bowiem, że Balzac, który wieś znał mało, przetworzył na swoich chłopów typy podmiejskich wygów, mających wszystkie wady chłopa bez jego przymiotów. Czy — jak twierdzą niektórzy „balzakologowie“ — ów brak bezpośredniej znajomości materjału, niedostateczne przeżycie tematu nie było przyczyną, że wielki realista, jakim był Balzac, tak mozolił się nad swemi Chłopami, a wreszcie nigdy ich nie dokończył? Być może. W każdym razie, bardzo ciekawą jest historja tej książki.
W r. 1834 Balzac zaczął pisać swego Wielkiego Właściciela, potem Qui a terre a guerre. Wreszcie, w roku 1844, czyli w dziesięć lat po pierwszym szkicu, bierze na warsztat powieść w jej nowem ujęciu. W październiku r. 1844 pisze do pani Hańskiej, że ma „opium w głowie z powodu newralgji“, że mimo to w dziesięć dni napisał 6.000 wierszy, że zecerzy czytają powieść i są nią zachwyceni. Ta powieść miała mu przynieść swobodę i możność wyjazdu za granicę dla spotkania z Ewą. Ale w rzeczywistości praca szła mu wolno. Niektórzy biografowie Balzaca mają do pani Hańskiej dziwne zaiste pretensje, że mianowicie niepewność tych spotkań zmniejszyła „wydajność“ pisarza. Pomijając niedorzeczność podobnych pretensji, trzeba zaznaczyć, że w owej epoce Balzac był już nadludzko zmęczony. W tych latach kolosalna jego produkcja słabnie, mimo że geniusz jego pozostaje wciąż na wysokości najwspanialszych jego utworów. Poprostu siły fizyczne odmawiają posłuszeństwa. Potrzeba życia obok ukochanej kobiety dominuje nad wszystkiem; wszystko jest na drugim planie, gdy chodzi o to aby spędzić parę tygodni z Ewą. Niema już u Balzaka dawnej radości tworzenia; pozostał raczej zewnętrzny przymus pisania; jest on w tej chwili istotnym galernikiem pióra, niewolnikiem swoich zobowiązań. Jest przemęczony. Wytrwa do końca, ale przypłaci to życiem.
La Presse zaczęła drukować Chłopów w grudniu i wydrukowała trzynaście rozdziałów. Była to epoka, gdy wymyślono powieści w feljetonach; mistrzami tych powieści fabrykowanych od wiersza byli Dumas i Sue, Balzac, zazdrosny potrosze o ich popularność i o ich honorarja, chciał im dotrzymać kroku; ale jak jemu, jego prozie nabrzmiałej myślą, mierzyć się co do produkcji z łatwemi bajkami tych rywali! Rozpoczynając druk Chłopów dziennik La Presse zapowiedział Reine Margot Dumasa jeszcze na koniec grudnia, chcąc znanym sposobem podbić przed Nowym Rokiem abonament. Powieść Dumasa była większą atrakcją, co musiało być dla Balzaka, mimo że świadomego swej wartości, dość przykre.
Nie oszczędzono mu i innych przykrości. Redaktor La Presse nie taił, że przez Chłopów dziennik traci abonentów; utwór Balzaka wydał się nudny. Przytem co za temat! Chłopi, i do tego ujęci z surowym naturalizmem, co za temat w epoce romantycznego pióropusza! Balzac wyprzedził tu o wiele swoją epokę. Wojskowi obrażali się o napoleończyka. Monitor Armji zamieścił gwałtowny atak na autora z powodu generała Montcorneta, Balzac odpowiedział na to notatką. Kiedy część pierwsza się kończyła, zapowiedziano drugą na luty r. 1845.
Odtąd zaczyna się dla Balzaca martyrologja Chłopów. Długi, kłopoty, plany małżeństwa, inne utwory na warsztacie, wszystko to odwleka wciąż dalszy ciąg powieści. La Presse, która przerwała mu ją wtedy kiedy był w wenie, teraz domaga się natarczywie dalszego ciągu, grozi procesem. Balzac sili się pisać, nie może, mimo że ma skreślony plan. Ta pierwsza część, tych trzynaście rozdziałów, tworzących dziś więcej niż połowę, miały w zakroju stanowić ledwie czwartą część dzieła. Prócz tych trzynastu, napisał cztery następne, początek drugiej części. Były gotowe dla La Presse, ale nigdy się tam nie ukazały: obawiano się zacząć druk nie mając całości.
W lutym zaczyna się męka. 15 lutego Balzac donosi pani Hańskiej, że nic nie napisał, i dodaje: „Gdybym mógł w tydzień napisać drugą część Chłopów, wyjechałbym“. Czy wena twórcza osłabła? Nie; wszak stworzy jeszcze takie arcydzieła i takich rozmiarów jak Kuzynka Bietka i Kuzyn Pons; nie może skończyć Chłopów! Dziennik prześladuje go z całą brutalnością. Półtrzecia roku trwa ta nieznośna korespondencja, która kończy się wreszcie zwrotem pieniędzy przez Balzaka i zerwaniem z La Presse, mimo przyjaźni jaka łączyła Balzaka z żoną redaktora, Delfiną de Girardin. Balzac słusznie się broni, że przerwa była nie z jego winy, i że ona to oderwała go od dzieła. Obiecuje dokończenie, ale — powiada — potrzebuje wypocząć. Ofiaruje w zamian inne utwory. Girardin, mocarz prasy, zimny, impertynencki, drażnił miłość własną Balzaka; stał na stanowisku formalnem, I znów donosi Balzac pani Hańskiej, że musi się zabrać do pracy aby uniknąć procesu. Ale aż do lipca 1847 r. wlecze się ta sytuacja, wśród wymiany bardzo cierpkich listów.
Wreszcie, sprowokowany impertynenckim listem, Balzac zwrócił przeszło 5000 franków zaliczek. Wyjechał do Wierzchowni; kiedy wrócił, jeszcze go ściga nieubłagany dziennik o pozostałe kilkaset franków; wciąż ci nieszczęśliwi Chłopi! A było to tuż po Rewolucji 1848, która straszliwie powikłała dosyć już trudne interesy Balzaka. Biedny geniusz! Nie mogąc nigdzie dostać pieniędzy, nie mogąc wytrzymać w Paryżu, ucieka znów do ukochanej kobiety, która ofiarowała mu spokój w swoim domu, na Ukrainę. Ale w jego nieobecności, 7 października 1848, mściwy Girardin zaskarżył go i zajął należność jaką miał Balzac w Komedji Francuskiej z racji przyszłego wystawienia sztuki Mercadet, która była w próbach. Sztukę zresztą wycofano, i ten krok — trzeba przyznać — mało rycerski nie przyniósł Girardinowi nawet pieniędzy. Wreszcie Balzac nadesłał z Wierzchowni ostatnie siedemset franków; był wolny od koszmaru Chłopów, tego dzieła zaczętego z namiętnością, a które, może z winy redaktora, stało się jego zmorą.
Mimo iż w Wierzchowni Balzac zajmował się Chłopami do ostatniej chwili, umarł nie dokończywszy ich. Skąd się tedy wzięło dokończenie powieści, która ostatecznie stanowi całość? Istniał szkic, pierwotna redakcja całości. Takie pierwsze redakcje służyły Balzakowi za kanwę, w licznych zaś korektach rozrastało się dopiero dzieło, nabierało istotnej postaci. Otóż, co do reszty Chłopów, trzeba się było zadowolić tą pierwszą redakcją. Wykończone dzieło kończy się na rozdziale IV drugiej części. Numerowane były te rozdziały przez Balzaka w dalszym ciągu, coby świadczyło że należały do tamtych i że przerwano powieść jedynie aby zrobić miejsce romansowi Dumasa.
Spadkobierczynią Balzaka została jego żona Ewa z Rzewuskich Balzakowa. Mogła odrzucić sukcesję złożoną z samych niemal pasywów; ale dla honoru nazwiska wielkiego pisarza, który pokazał w Cezarze Birotteau i w całem swojem życiu jak wysoko ceni swoją uczciwość kupiecką, przyjęła spadek i dopełniła płynących stąd zobowiązań sumiennie. Jedyną pozycją na ich pokrycie była puścizna literacka Balzaka.
Aby wydać Chłopów jako książkę, pani Balzakowa szukała kogoś, ktoby uzupełnił ten utwór. Nie wińmy jej; takie były ówczesne pojęcia o pietyzmie literackim. Inaczej zresztą nie znalazłaby wydawcy. Sam Balzac, dla uzupełnienia innej powieści, Małomieszczanie, wskazał podobno Karola Rabou. O Chłopów pani Balzakowa prosiła Champfleury‘ego. Nie chciał się podjąć. Sama tedy zamierzyła dokonać dzieła i prosiła Champfleury‘ego tylko o pomoc. Wżyta była w tworzenie Balzaka, który wysoko cenił jej znawstwo stylu i smak. Jej nowela stała się szkicem do Modeste Mignon! W trakcie roboty pani Ewa zaczyna się wahać, czuje że podjęła rzecz nad siły. I znowu dramat z księgarzami: księgarz grozi jej, że jeżeli nie dostarczy Chłopów, do czego się zobowiązała, zapłaci ogromne odszkodowanie. „Ci Chłopi — pisze pani Balzakowa — to olbrzymie dzieło i ponad moje siły, czuję to. Mimo to, nie zniechęcam się, znoszę codziennie sumiennie moje ziarnko piasku i żwiru do tego pomnika z ciosanego marmuru aby go dokończyć jak potrafię. Wiem, że to wspaniałe dzieło będzie się kończyło nijako. Ale co począć! Gdzie znaleźć artystę, któryby je dopełnił po mojej myśli! Gdyby mi dano bodaj rok, może zrobiłabym z tego coś; naglona w ten sposób, zniszczę wszystko. Ale, skoro zrobiono z literatury rzemiosło a z dzieł sztuki mniej lub więcej dobrze odrobione produkty, róbmy jak inni. Wierzyciele pana de Balzac — jeżeli nie publiczność — poczytają mi to za zasługę...“
Mimo to, ostatecznie, pani Ewa odstąpiła od zamiaru. Ograniczyła się do koniecznych, drobnych zresztą retuszów. Przydała zakończeniu stronicę, która była niezbędna. Balzac urywa na słowach malujących nędzę, do której doszedł Blondet. Historja listu z żałobnemi pieczęciami, który przynosi mu w darze rękę i majątek ukochanej kobiety, dopisana jest przez Ewę Hańską w duchu zapewne intencji Balzaka. I jestto w skrócie historja jej samej i Balzaca, który zresztą nieraz, kreśląc miłość Blondeta i pani de Montcornet, musiał myśleć o miłości swojej wiernej Ewy.
Taka jest historja Chłopów Balzaka, tej powieści nie najdoskonalszej z pewnością, posępnej, przygniatającej, ale jasnowidzącej w ogólnem spojrzeniu. Ogłoszona po polsku dzisiaj, nabiera ona znaczenia niemal polityczno-społecznego, wywoła zapewne komentarze, polemiki, jak je wywołała w chwili ogłoszenia jej niegdyś we Francji. Interesującem dla nas jest, że jednym z polemistów był wówczas Adam Mickiewicz w przedwyborczym artykule w Trybunie Ludów p. t. Chłopi. W przejrzystej aluzji występuje on przeciwko pisarzom, którzy „powiadają się religijnymi i chcą zbudować chłopów, których mają ochotę oskarżać o skłonność do ateizmu. Wyrabiają sobie pojęcie o stanie religijnym chłopa podług historji Rewolucji wydanych przez legitymistów i mieszczuchów, albo według wiadomości podawanych przez większość naszych powieściopisarzy salonowych“.
Dziś, gdy Balzac przestał być dla nas tem, czem był dla Mickiewicza, „powieściopisarzem salonowym“, gdy losy przyszłej Polski, jak wówczas losy Francji, spoczywają w znacznej mierze w rękach chłopa, z pożytkiem będzie przeczytać i przedyskutować tę książkę.

Boy.
Warszawa, w maju 1928.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.
  1. Podajemy ten szkic jako uzupełnienie II-go tomu.