Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna | |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta | |
Data wyd. | 1904 | |
Druk | M. Arct | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
KSIĄŻKI DLA WSZYSTKICH
Co każda matka
swojej dorastającej córce
powiedzieć powinna
napisała
Izabela Moszczeńska
WARSZAWA
NAKŁADEM I DRUKIEM M. ARCTA
1904
Дозволено Цензурою.
Варшава, 18 Апрѣля 1903 года.
|
Kochana córko moja! Gdybym wiedzieć mogła napewno, że w każdej chwili twego rozwoju i dalszego życia towarzyszyć ci będą rady i wskazówki kochającej i doświadczeniem życiowem wzbogaconej matki, że tak jak w twych niemowlęcych i dziecinnych latach wzrok mój zawsze spoczywać będzie na tobie, czytać w twoich myślach, bacznie śledzić każdą zmianę zachodzącą czy w twym organizmie, czy też w twym charakterze, — może nie pisałabym tej książeczki. Wiedziałabym, że ile razy nasunie ci się jakaś wątpliwość, ile razy jaka ciekawa zagadka dręczyć cię będzie, zwrócisz się do mnie ze szczerem i otwartem pytaniem, ufna, że cię nigdy nie zawiodę, tak jak wtedy, gdy zaledwie przyswoiwszy sobie mowę, zarzucałaś mnie pytaniami: „A co to?” „A po co to?” „A czemu tak?” i zawsze z ust usłyszałaś wystarczające, proste i z prawdą zgodne objaśnienie. A tak jak nigdy, od najmłodszych nawet lat nie zbywałam cię półsłówkami, nie oszukiwałam bajeczkami w imię źle zrozumianej przyzwoitości, gdy zadawałaś tak zwane pytania drażliwe, tak i później, w miarę gdy dojrzewać będziesz, nigdy fałszywy wstyd nie zamknąłby mi ust, gdyby chodziło o wyjaśnienie najważniejszych, najżywotniejszych może dla ciebie zagadnień życiowych.
Ale żadna z nas przyszłości przewidzieć nie może. — Dzisiaj jesteś tak młodą, że nie mogłabyś ani pojąć, ani dostatecznie ocenić znaczenia tych wyjaśnień i wskazówek, które ci w dalszym życiu najniezbędniejszemi się okażą. Wtedy zaś, gdy umysł twój i twoje ciało dojdą już do tego stopnia rozwoju, w którym nie tylko zrozumieć, ale zastosować je będziesz musiała, Bóg wie, czy los nie pozbawi cię już mej opieki, czy dozwoli mi jeszcze na ciebie oddziaływać, rad i wyjaśnień udzielać.
Od chwili, gdy tylko przyszłaś na świat, cała twoja przyszłość możliwa i przewidywana stała mi zawsze przed oczami; nie było dnia, nie było ani jednej czynności dla ciebie lub względem ciebie spełnianej, w którejbym się z tą przewidywaną przyszłością nie liczyła poważnie i usiłowań moich nie kierowała w tym celu, by jej jaknajpomyślniejsze o ile to w mej mocy, zapewnić warunki.
I w tej chwili to samo pragnienie kieruje memi postępkami. Pragnę, aby pisane przeze mnie słowa zastąpiły ci kiedyś, jeśli to będzie koniecznem, brak poufnej z matką rozmowy, aby moje doświadczenie było dla ciebie źródłem pożytecznych wiadomości, choćby mnie już przy tobie nie było.
Że zaś z miłością dla własnych dzieci, łączyłam zawsze serdeczną macierzyńską troskliwość dla wszystkich tych, które macierzyńskiej opieki potrzebują, a zwłaszcza dla tych, które jej są pozbawione, więc pragnę, aby i ta książeczka służyła nie tobie tylko, lecz wszystkim dziewczętom twego wieku, które wstępując w życie albo nie mają o niem żadnego pojęcia, albo też zupełnie fałszywe i spaczone.
Samo przeczytanie tego tytułu nasunie ci wspomnienie całego szeregu nudnych morałów i banalnych frazesów, z któremi się już nieraz w życiu i książkach spotykałaś, morałów i zdań, które niejedno młode dziewczę w twym wieku niesmakiem przejmują. Nie obawiaj się jednak; rozumiem ten niesmak, doskonale pojmuję jego źródło i będę się starała ci go oszczędzać.
Słyszałaś nieraz, że przeznaczeniem kobiety jest zostać żoną i matką, a — jak zwykle dodają — i gospodynią, stawiając tym sposobem zadanie rodzenia i wychowania przyszłych ludzi tuż obok umiejętności kwaszenia ogórków, przyprawiania sosów i wywabiania plam, a przez to samo obniżając poniekąd pojęcie o znaczeniu kobiety i jej roli.
Nie samo to zestawienie jednak drażni i razi ciebie i inne dziewczęta w twoim wieku, o ile mają wyższe dążenia i wyższe ambicje. Drażni je ono ze względu na to, że nigdy nic analogicznego nie mówi się ich braciom i rówieśnikom.
Podczas gdy najwyższem pragnieniem rodziców jest widzieć syna sławnym uczonym, znakomitym inżynierem, genialnym artystą lub t. p. — córkę pragną oni uczynić tylko dobrą żoną i matką, jak się nieraz dziewczęta w twym wieku z żalem i uczuciem upokorzenia odzywają.
Takie postępowanie rodziców i wychowawców zdaje się opierać na mniemaniu, że podczas gdy chłopiec i mężczyzna istnieje sam dla siebie, jest czemś sam przez się, dziewczynka i kobieta wychowuje się i żyje tylko dla mężczyzny, i do jego potrzeb, pragnień, poglądów przystosować się musi.
Stąd wynika również pojęcie, że fakt, czy dana kobieta przeznaczenie swe spełni, zależy od decyzji tego, który ją za żonę i matkę swych dzieci obierze, a zatem los jej od jego woli w zupełności czyni zawisłym, czego nawzajem o mężczyźnie nikt twierdzić się nie ośmiela. Wreszcie to zakreślanie życiu synów — celów zupełnie osobistych, i takich, do których samodzielnie zmierzać mogą, a życiu córek — celów nieosobistych i pewnemi niezależnemi od nich okolicznościami zawarunkowanych, wydaje się jakoby uznaniem niższości tych ostatnich, ich wartości względnej i zupełnie niesłusznie w nich samych wywołuje przekonanie, jakoby np. rola matki była czemś podrzędnem w zestawieniu z rolą inżyniera lub doktora.
Wszystkie powyżej scharakteryzowane poglądy, przeciw którym burzy się młoda ambicja twoja i tobie podobnych dziewcząt, które ich godność ludzką urażają i ranią, są najzupełniej błędne i wynikają z bardzo rozpowszechnionych wprawdzie, lecz zupełnie nieuzasadnionych zwyczajów patrzenia na rzeczy i oceniania ich wartości.
Nie w ten sposób bynajmniej myślę ci objaśnić przeznaczenie kobiety, gdyż wcale nie tak je pojmuję. Przedewszystkiem zaznaczyć muszę, że w mojem przekonaniu przeznaczenie kobiety i mężczyzny jest w głównych zarysach takie samo, ich cele są wspólne i zgodne, ich zależność wzajemna, a ich łączność dla obu stron konieczną.
Pierwszym celem i zadaniem każdej jednostki ludzkiej jest dojść do najwyższego stopnia swego rozwoju, do takiej pełni sił fizycznych i umysłowych, żywotności, działalności i godności ludzkiej, do jakiej tylko natura ją uzdolniła. Całe wychowanie dziecka i całe życie jednostki dojrzałej powinno do tego zmierzać, by rozwinąć w sobie człowieka w najwyższem znaczeniu tego wyrazu.
W tem określeniu mieści się wszystko to, co dotyczy wykształcenia zdrowia, charakteru, roli człowieka w rodzinie i w społeczeństwie, jego działalności naukowej, artystycznej, ekonomicznej i t. d.
Jednakże na osobistem doskonaleniu nie kończy się przeznaczenie ludzkie, bo nie na jednem pokoleniu kończy się ludzkość. Każdy z nas, czy chce, czy nie chce, świadomie lub nieświadomie, żyje dla przyszłości, bo wobec krótkości i znikomości życia, dziewięć dziesiątych czynów ludzkich nie miałyby celu ani sensu i nie dają się wytłómaczyć inaczej, jak tylko myślą o przyszłości. Ta przyszłość zawarunkowana jest istnieniem następnych pokoleń, które w naszych zdobyczach uczestniczyć mają i naszą pracę wykończać i doskonalić.
Gdyby któregokolwiek dnia ogół ludzi zyskał przekonanie lub pewność, że wkrótce nastąpi koniec świata, że dzieci przestaną się rodzić, rosnąć, dojrzewać, nowemi ludźmi stawać, wówczas odrazu ustałby wszelki ruch, wszelka praca, wszelkie życie, nastąpiłaby martwota i ciężkie przygnębienie tych wszystkich, którzy mieliby być ze swego rodzaju ostatni. Przedłużenie istnienia ludzkości, utrzymanie nie siebie lecz swego gatunku, przekazywanie życia następnym pokoleniom jest więc podstawą i główną sprężyną działalności ludzkiej wogóle. Popęd do tego przekazywania życia tkwi w naturze każdej normalnej jednostki ludzkiej, jest jej przeznaczeniem naturalnem. To przeznaczenie naturalne jest wspólnem i mężczyznom i kobietom i absolutnie inaczej być nie może.
Nie dosyć na tem; jak celem każdego pojedyńczego człowieka nie jest wyłącznie podtrzymanie swej marnej egzystencyi, lecz doprowadzenie jej do najwyższego stopnia rozwoju, do pełni życia w najwyższem rozumieniu tego wyrazu, tak też celem mężczyzn i kobiet nie może być samo utrzymanie istnienia gatunku i przekazywanie marnego życia nowym, na równie liche istnienie skazanym jednostkom. Nie tylko o utrzymanie gatunku chodzi, lecz o jego udoskonalenie i rozwój, a jak ci wyjaśnię dalej, tę dążność do udoskonalenia ludzkiego typu natura wszczepiła w ludzi razem z instynktem, który ich popycha do samego przekazywania życia.
W tym punkcie oba główne cele człowieka: osobisty i nieosobisty — schodzą się i podtrzymują wzajemnie. Zdrowie, zdolności, cnoty, talenty, wykształcenie, silna wola, praca i t. p. — są mu potrzebne nie tylko na to, by sam w sobie pełnię życia rozwinął i człowieka w najwyższem znaczenia tego wyrazu w sobie wykształcił, lecz i na to także, by tym pokoleniom nowym, które z niego początek wezmą, spotęgowany zasób sił życiowych przekazał i na wyższy szczebel człowieczeństwa je wprowadził.
I to także w równej mierze odnosi się do mężczyzn jak i do kobiet. Zaniedbanie fizycznego, umysłowego, czy moralnego rozwoju kobiety, czyni ją równocześnie i lichszą istotą wogóle i zupełnie nieodpowiednim materjałem na matkę. Wszystko zaś to, co jej siły duchowe czy fizyczne potęguje i rozwija, co ją czyni wyższego rzędu człowiekiem, uzdalnia ją zarazem do lepszego spełniania macierzyńskich obowiązków.
Że jednak dzieci nie tylko po matce lecz i po ojcu wady i zalety dziedziczą, że nietylko pod jej, lecz i pod jego wpływem się wychowują, więc to samo i o mężczyznach w zupełnie równej mierze powiedzieć można: ich zdrowie i siły, ich rozum i charakter, są potrzebne nie tylko dla nich lecz i dla ich potomstwa; ich ułomności i choroby są równie szkodliwe dla istnienia przyszłych ludzi jak ułomności i choroby matek. I ich przeznaczeniem jest przekazywać życie, być ojcami i oni również do tej roli przygotowywać się odpowiednio powinni. Stąd wynika, że równie niesłusznie (czy może równie słusznie?) było by mówić, że kobieta jest stworzoną dla mężczyzny, jak odwrotnie, że mężczyzna stworzonym jest dla kobiety. Oboje bowiem zarówno są najprzód stworzeni dla siebie samych, t. j. rozwój i szczęście tak mężczyzn jak i kobiet jest równie pożądanem i ważnem, a dalej dla następnych pokoleń, czyli dla swoich dzieci.
Jeżeli dla dzieci — kobieta jako matka, jest bardziej — a raczej dłużej niezbędną, jeżeli na ich naturę w wyższym stopniu oddziaływa, w kształtowaniu nowych ludzi większy udział bierze, to by najmniej cechy jej niższości stanowić nie może. Przekazywanie życia i doskonalenie człowieka jest tak ważną sprężyną życia, tak doniosłą funkcją istoty ludzkiej, że poniżanie macierzyńskiej godności może tylko świadczyć o wielkiem spaczeniu i zwyrodnieniu pojęć i o wielkim zaniku poczucia dostojeństwa ludzkiego wogóle.
Gdy dokładniej po przeczytaniu całej książeczki zrozumiesz znaczenie słów powyższych, pewno nigdy nie przyjdzie ci na myśl z uczuciem niesmaku i wyrazem pogardliwego lekceważenia mówić o tem, że przeznaczeniem twojem i rówieśniczek twoich miałoby być — by każda z was została „tylko” matką!
Jakkolwiek twierdziłam, że przeznaczenie mężczyzny i kobiety jest w ogólnych zarysach to samo, to jednak w zadaniu, które spełniają wspólnie, istnieje pewien podział funkcji, taki sam, z jakim się spotykamy, wogóle w żyjącej przyrodzie.
Kiedy byłaś jeszcze bardzo mała, stawiałaś sobie — tak jak znaczna większość twych rówieśniczek — nieraz pytanie, skąd się biorą dzieci, a że tego bardzo ciekawego pytania sama roztrzygnąć nie umiałaś, udałaś się z niem do mnie.
Pamiętasz zapewne dobrze, że zamiast ci opowiadać bardzo rozpowszechnione bajeczki o bocianie, któremi jeszcze później próbowały zabawiać cię twoje towarzyszki zabawy, powiedziałam ci odrazu, że dziecko powstaje w łonie matki, w niem rośnie i rozwija się, jej krwią się żywiąc póty, póki wszystkie organy jego ciała nie wykształcą się do tego stopnia, by mogło rozpocząć życie samodzielne. Wówczas wydobywa się ono z macierzystego łona, narażając matkę na silne bóle i utratę krwi, i to nazywa się porodem. Jednakże i wtedy jeszcze tak ścisła przedtem łączność życia dziecka z życiem matki nie zrywa się odrazu, gdyż z piersi jej czerpie ono swe pierwsze pożywienie, bez którego trudnoby było utrzymać się przy życiu.
Mówiłam ci też, że i ty byłaś kiedyś cząstką mego własnego ciała, że nosiłam cię w mem łonie przed twem urodzeniem, że za nim oczki twoje świat ujrzały, już otaczałam cię swemi staraniami, pragnąc cały mój tryb życia w owym czasie tak uregulować, żeby tobie dać jaknajwięcej sił i zdrowia, a przyjście twe na świat uczynić o ile było w mej mocy — nie tylko dla mnie, lecz i dla ciebie jaknajmniej niebezpiecznem.
Zwracałam ci uwagę i na to, że w całej żyjącej naturze powtarza się to samo, że istoty dojrzałe dają życie istotom nowym, które z początku stanowią tylko ich cząstkę. Ta cząstka rośnie, rozwija się w organizmie macierzystym, a doszedłszy do pewnego stopnia rozwoju, odłącza się od niego, następnie żyje samodzielnie i znów daje początek nowym pokoleniom. Jak owoc jest najprzód tylko cząstką drzewa, na którem wyrasta, a gdy dojrzeje, opada, i z nasienia jego powstać może nowe drzewo, tak dziecko jest najprzód cząstką matki, a później odłącza się od niej, rośnie, dojrzewa, staje się człowiekiem i znowuż dzieci na świat wydaje.
Tak ci objaśniłam, stosując się do twego dziecinnego umysłu.
Objaśnienie to wystarczyło ci na długo. Jednakże nowe spostrzeżenia nasunęły ci nowe wątpliwości. Kiedy ci objaśniono życie roślin, dowiedziałaś się, że nasienie powstaje w słupku tylko wtedy, jeżeli pyłek z pręcików kwiatka padnie na znamię, znajdujące się na szczycie słupka, przez szyjkę przeniknie i zapłodni znajdujące się tam zalążki, które rozwijają się w nasiona. Mówiono ci także, że te dwa organy, biorące udział w rozmnażaniu: pręciki i słupki nie zawsze znajdują się połączone w jednym kwiecie i nie zawsze wyrastają na tejże samej roślinie. Kwiaty posiadające tylko pręciki, wydzielające zapładniający pyłek, nazywano męskiemi, kwiaty opatrzone tylko słupkami, które ten pyłek przyjmują i nasienie w sobie rozwijają, żeńskiemi. Słyszałaś także, że przenoszenie zapładniającego pyłku z jednego kwiatka na drugi odbywa się bądź to przy pomocy wiatru, bądź za pośrednictwem owadów, które przelatując od jednego kwiatka do drugiego, przenoszą ten pyłek i że skutkiem tego żywe barwy kwiatów grają w życiu roślin ważną rolę, gdyż nęcą owady, a przez to ułatwiają przenoszenie pyłku, zapłodnienie go i tworzenie się nasienia, a zatem rozmnażanie danego gatunku rośliny.
Będąc na wsi, słyszałaś nieraz, że jeśli w czerwcu, w porze, gdy żyta kwitną, niema wiatru, ziarno się nie tworzy i zboże potem nie sypie.
Z podobnemi faktami spotykałaś się i wtedy, gdy ci objaśniano życie owadów. Dowiedziałaś się, że zadanie trutniów w ulu polega na zapładnianiu jajek znajdujących się w ciele pszczoły-królowej, że ze złożonych przez nią jajek, przy troskliwej opiece pszczół robotnic, wylęgają się następnie nowe matki, robotnice i trutnie; te ostatnie wymierają, skoro tylko spełniły swą jedyną ważną czynność, to jest zapłodnienie jajek królowej.
Choćby przez samo porównanie ze światem roślinnym i ze światem owadów musiało ci się nasunąć przypuszczenie, że to samo zjawisko powtarzać się musi i u stworzeń wyższego rzędu, u ptaków, zwierząt ssących i u człowieka, że i tam w przekazywaniu życia muszą brać udział istoty dwojakiego rodzaju, t. j. dwojakiej płci, z których jedna wydziela pierwiastek zapładniający, jak pyłek w kwiatkach męskich czyli pręcikowych, — a druga wytwarza przeznaczone do zapłodnienia jajko, w którem rozwija się nowa, życiem obdarzona istota.
To przypuszczenie musiało ci się nasunąć tem pewniej, że podział istot żyjących na męskie i żeńskie stwierdziłaś w całem swem otoczeniu. Widziałaś, że ptaszki żyły parami, a gdy ich samiczki znosiły i wysiadywały jajka, samce ujawniały rodzicielskie swe uczucia, szukając i znosząc im pożywienie. Musiałaś też zauważyć, że u zwierząt ssących tylko samice rodzą i karmią młode.
I rzeczywiście, rozmnażanie czyli przekazywanie życia odbywa się u wszystkich wyżej wspomnianych tworów w sposób podobny, jest w swej istocie zupełnie takie samo, z tą różnicą, że podczas gdy u owadów i ptaków ciało samicy wydziela już zapłodnione jajko, u zwierząt ssących i u człowieka pozostaje ono w ciele matki dopóty, póki nowa istota z niego się nie pocznie, poczem istotą ta rozwija się, żyje, porusza, i w końcu, jako nowy, żyjący organizm w tem jaju z łona matki się wydziela.
Widzimy więc, że im wyżej się posuwamy po szczeblach wielkiej drabiny stworzenia, tem ściślejszym się staje związek między życiem matki a życiem jej potomstwa, tem silniejszem jej oddziaływanie na istoty, którym daje początek, tem większa potrzeba poświęceń i starań macierzyńskich.
Karmienie noworodków mlekiem własnej piersi przedłuża tę spójnię między organizmem dojrzałym a organizmem dziecięcym po za okres poczęcia i narodzenia, a na tle tej ścisłej spójni rozwija się instynkt, najgłębiej tkwiący w każdej żeńskiej naturze i najcharakterystyczniej ją cechujący, to jest instynkt macierzyński, który u stworzeń najwyższych, u ludzi, przechodzi w najwznioślejsze, najgłębsze uczucie — w macierzyńską miłość.
Z tego podziału funkcji między płeć męską i żeńską wynikają wszelkie różnice, jakie między fizjologicznem przeznaczeniem kobiety a mężczyzny zachodzą.
Rolą kobiety-matki jest być pierwszem schronieniem swego dziecka, żywić je swą krwią, chronić je swem ciałem od szkodliwych wpływów, któreby jego rozwojowi zagrażać mogły i w ciągu dziewięciu miesięcy, które upływają od chwili poczęcia do chwili porodu, żyć z niem życiem wspólnem i oddziaływać na ukształtowanie się jego istoty.
Jestto, jak widzimy, rola niezmiernie ważna i niekiedy rozstrzygająca o całem życiu przyszłego człowieka. Jeżeli rozważymy, że wszyscy ludzie, którzy wstąpili w życie z organizmem zdrowym, wolnym od kalectw i ułomności, obdarzeni energją życiową, normalnym systemem nerwowym, dobremi skłonnościami, żywą inteligencją, zdolnością myślenia, działania, tem wszystkiem, co ich czyni ludźmi w wyższem znaczeniu, zawdzięczają to w pierwszym rzędzie swoim matkom, bo jeden fałszywy krok ze strony matek byłby mógł ich uczynić niedołęgami, kalekami, idjotami lub cherlakami, — z tego ocenimy jak świętem i doniosłem jest macierzyńskie zadanie, jak wiele świat zawdzięczać może tym kobietom, które się przejmą powagą swej macierzyńskiej roli i wielkością swej odpowiedzialności, a powołaniu swemu godnie odpowiedzą.
Wspólność przeznaczeń obu płci, połączona z podziałem funkcji między niemi, skazuje je na pożycie wspólne, sprawia, że jednoczenie się osobników męskich z osobnikami żeńskiemi jest dla obu stron naturalną potrzebą i jednym z najsilniej i najgłębiej w ich naturze tkwiących instynktów. Na tle tego instynktu, tej wrodzonej potrzeby połączenia się z istotą płci odrębnej powstaje miłość.
Widzę, jak w tej chwili na twarzy twej i rówieśniczek twoich, które te słowa czytać będą, zjawia się wyraz rozczarowania i niesmaku.
„Jakto, więc ta miłość opiewana przez wszystkich naszych wielkich poetów, miłość, stanowiąca wątek takich dzieł, jak „W Szwajcarji”, miłość, zapełniająca setki i tysiące tomów wzruszających romansów, miłość, stanowiąca najżywotniejszy pierwiastek wstrząsających dramatów, jest tylko pociągiem jednej płci do drugiej, dla wydania nowych jednostek ich gatunku? — Jakie to brzydkie, jakie to prozaiczne”.
Być może, że to co poprzednio mówiłam o przeznaczeniu kobiety i jej macierzyńskiej roli pogodziło was już cokolwiek z myślą, że nie wszystko, co tkwi w cielesnej naturze człowieka, przez to samo już wstrętnem i nizkiem być musi. Może także uda mi się was przekonać, że jakkolwiek wasze młodociane pojęcia o miłości nieraz znacznie odbiegają od rzeczywistości, są trochę sztucznie wyśrubowane i nienaturalnie nadziemskie, to jednak jej istotne wielkie znaczenie w życiu człowieka i w rozwoju ludzkości najzupełniej usprawiedliwia i tłómaczy fakt, że jest ona jednem z nieśmiertelnych źródeł poetyckiego natchnienia i wszelkiej artystycznej twórczości.
Ona sama bowiem, fizjologicznie rzecz biorąc, jest objawem potęgi twórczej, jest tą siłą, przez którą świat stary wciąż się odradza, odnawia i żyje, i tą siłą, która na grobach dawno wygasłych pokoleń tworzy nową wiosnę, nową młodość, nowy rozkwit potęgi i piękna, jest źródłem życia, dalszym ciągiem twórczego: „Stań się!” które światu początek dało.
Jak ci dobrze wiadomo, człowiek żyje życiem fizycznem i duchowem. Jego życie fizyczne zbliża go do najwyższego rzędu zwierząt, t. j. do ssących, ale swoim rozwojem duchowym znacznie je przewyższa. Jego najwyższe nawet dążenia tkwią korzeniami w jego cielesnej naturze i są przez nią poniekąd zawarunkowane o tyle, że jakaś czysto fizyczna przyczyna, choroba organiczna, jeśli dotyka jego mózgu lub systemu nerwowego, może najwspanialszy rozkwit jego ducha osłabić lub zniszczyć.
Z drugiej jednak strony, jego życie duchowe silnie bardzo oddziaływa na jego cielesne funkcje, przeobraża je, uszlachetnia i nadaje im charakter odmienny od tego, jaki też same funkcje posiadają u zwierząt. Pociąg jednej płci do drugiej, tak ściśle związany ze sprawą utrzymania gatunku czyli przekazywania życia, istnieć musi naturalnie i u zwierząt, zjawia się jednakże tylko w pewnych epokach ich życia, jest czysto fizyczny i znika, skoro tylko zadanie swe spełni, to jest zapewni egzystencję gatunku.
U ludzi zespala się on ściśle z całym ich duchowym rozwojem, wchłania w siebie wszystkie pierwiastki ich duchowego życia: miłość dobra, piękna i prawdy, — staje się obok fizycznego pociągu uwielbieniem, zachwytem, szacunkiem, przyjaźnią, przywiązaniem, skłonnością do poświęceń, wspólnością myśli, zdolnością do przebaczenia, do zapomnienia o sobie i życia dla drugich, do znoszenia cierpień dla szczęścia ukochanej istoty.
Byłoby to wielkiem nieszczęściem dla rodzaju ludzkiego, gdyby stosunek mężczyzn do kobiet zamykał się tylko w granicach czysto fizycznego pociągu.
Jak ci już mówiłam, przeznaczeniem mężczyzny i kobiety zarówno jest nie tylko przekazywanie życia, lecz udoskonalenie go, nietylko tworzenie nowych ludzi, lecz tworzenie wyższego typu człowieka. Miłość jest źródłem życia — mówiłam; otóż im wyższą, doskonalszą, potężniejszą i głębszą jest miłość, tem pełniejszem, bujniejszem, szlachetniejszem jest to życie, które z niej początek bierze.
Jest faktem ogólnie znanym i bardzo pospolitym, że dzieci mają stale pewne cechy podobieństwa z rodzicami, że po nich dziedziczą zarówno duchowe jak i fizyczne właściwości.
Wydaje się każdemu rzeczą zupełnie naturalną, że wzrost, budowa, kolor oczu i włosów świadczy o ich blizkiem pokrewieństwie z ojcem lub matką, że nawet w ich uczuciach, skłonnościach, uzdolnieniach, znajdujemy jakoby dalszy ciąg, odbicie, a często spotęgowanie rodzicielskich skłonności i uzdolnień.
Już z tego samego wnosić można, że dla życia naszych potomków nie jest bynajmniej rzeczą obojętną, z kim nas węzły miłości i małżeństwa połączą.
Niemniej i sam fakt połączenia, uczucie, które rodziców do niego skłania, również wpływa na ukształtowanie się tych istot, które z ich związku się rodzą. Przysłowiowem u wszystkich narodów stało się zdanie, że dzieci miłości bywają zwykle piękne i rozumne. Miłość więc nietylko kieruje naszym wyborem dla dostarczenia naszym dzieciom takich rodziców, którzyby im najwięcej cech dodatnich przysporzyć mogli, lecz jest poniekąd sama tą rzeźbiarką, która fizyczną i duchową postać przyszłego człowieka kształtuje.
Ludzie, którzy się łączą, ulegając nie chwilowemu i przelotnemu podnieceniu zmysłów, lecz także i przekonaniu, że w ukochanej istocie znaleźli wcielenie wszelkich cnót, zalet, wdzięków, wyższości umysłowej i doskonałości moralnej, jeśli sami pod wpływem doznawanej miłości czują się i szczęśliwi i zdolni do poświęceń, dobrzy, silni, ofiarni, bezinteresowni, szlachetni, — zyskują możność przekazania swym potomkom tych wszystkich dodatnich cech swej natury, które w chwili łączenia się z istotą ukochaną do wyższej nad zwykłą miarę potęgi wzrastają.
Dla tego też właśnie ta miłość idealna, opiewana przez poetów, ma wielkie w życiu ludzkiem znaczenie, jest bowiem środkiem uszlachetnienia ludzkiego typu.
Dość długo rozpisałam się o tej kwestji, gdyż wstępujesz właśnie w epokę, w której miłość w życiu twojem odegrać może bardzo ważną, bardzo decydującą rolę, kiedy to tak łatwo postawić krok fałszywy, za który całe życie pokutować można, którego czasem całem życiem cierpień odkupić niema sposobu.
Wtedy, gdy organizm twój dojrzewać zacznie, równocześnie i w usposobieniu twem zajdą pewne zmiany, świadczące, że z dziewczęcia zaczynasz się przeobrażać w kobietę. Niczem niewytłómaczone chwile tęsknoty i rozrzewnienia, nieokreślone pragnienia, egzaltowane porywy, niepokoje i nagłe wybuchy, nadmierna wrażliwość i drażliwość są to zwykłe u dziewcząt twego wieku zjawiska. Naturalne u dziewcząt uczucie wstydliwości, które jest jakgdyby instynktownem poczuciem świętości swego ciała i jego przeznaczeń, nie zapobiega temu, by od czasu do czasu nie zjawiały się pewne błyski sympatji do tego lub owego mężczyzny, sympatji lękliwie ukrywanej, lecz niemniej niepokojącej i zdradzającej się nieraz nagłym rumieńcem na samą wzmiankę o człowieku, który twoją uwagę zwrócił.
Te pierwsze objawy tak dla ciebie nowe, nie są jeszcze bynajmniej miłością, są może jej zwiastunami i powinny dla ciebie stanowić ostrzeżenie, byś odtąd stanęła na straży swego serca, swej ludzkiej godności i swego przyszłego powołania.
W tej epoce pierwszego rozkwitu młodych sił i świeżych zmysłów, młode, nieświadome życia dziewczęta stają się nieraz niewinnemi ofiarami niesumiennych ludzi, którzy ich rozkwitającą wrażliwość wyzyskać, a ich godność ludzką poniżyć pragną. Stają się też często ofiarami własnej wyobraźni, podniecanej bądź to czytaniem sensacyjnych romansów, bądź też rozmową z towarzyszkami, toczącą się nieodmiennie około miłosnych tematów. Ich charakter, równie nieugruntowany i niedojrzały jak ich organizm, z trudnością się opiera pierwszej lepszej pokusie, traci równowagę i nieraz upada pod wpływem człowieka, który na ich zmysły podziałał i wolę ich ujarzmił.
Człowiek taki najczęściej sam nie doznaje miłości, i z pewnością nie mógłby jej wzbudzić w dziewczęciu, gdyby się cokolwiek dał mu poznać i gdyby ono miało dosyć trzeźwości sądu i przytomności umysłu, by go przeniknąć i ocenić. Cała jego siła polega na tem, że on zna słabość i wrażliwość młodej istoty, że umie dowolnie dla własnej zabawki wywołać jej niepokój, zmięszanie, rumieniec, odurzać ją i z równowagi wyprowadzać. Udaje mu się to tem łatwiej, im bardziej wyobraźnia dziewczyny rozgorączkowana jest scenami miłosnych upojeń i zachwytów, a jej zmysły wskutek tego bardziej podrażnione.
Chcąc takich bolesnych upadków, przełomów życiowych uniknąć, staraj się życie swe wypełnić pracą pożyteczną, a umysł poważnemi myślami. Nie myśl zbyt wiele o miłości, nie szukaj jej, nie wywołuj, nie baw się nią — jak tyle twoich rówieśniczek, których życie całe snuje się z domysłów na temat, kto się w nich kocha, lub zakochać może, albo w kim też się one zakochają. Nie czyń sobie sportu i rozrywki z robienia tak zwanych konkiet, wzbudzania w mężczyznach zmysłowych wrażeń swemi spojrzeniami, uśmiechami, ruchami lub strojem. Nie tęsknij za miłością — przyjdzie ona sama jako zwiastunka twego kobiecego przeznaczenia. Jeżeli ją wywoływać będziesz sztucznie, poddając się działaniu twych przedrażnionych zmysłów i rozgorączkowanej niewłaściwą strawą wyobraźni, łatwo cię obłąka i do bolesnych pomyłek skłoni; jeżeli zaskoczy cię w zupełnie normalnych warunkach twego życia, będzie ci godnym zaufania przewodnikiem.
Nie baw się flirtem, ani żadną inną komedją miłości. Szkoda cię na to, szkoda rozpraszać swą zdolność kochania i doskonalenia się przez miłość na przelotne i niezdrowe wrażenia. Pracuj nad sobą, nad spotęgowaniem tych wszystkich cech dodatnich, które w przyszłości dzieciom swym przekazać pragniesz i patrz na miłość, jako na stopień, wiodący do szczytu twego fizycznego i duchowego rozwoju, do macierzyństwa w pełnem znaczeniu tego wyrazu.
Na mężczyzn staraj się patrzeć takiem okiem, jakiem spoglądasz na twych blizkich krewnych i braci. Nie myśl o wrażeniu, jakie na tobie robią, ani o tem, jakie ty na nich robić możesz. Bądź prostą i naturalną, szczerą, skromną i spokojną, i bądź przekonaną, że kto cię pokocha taką, jaką jesteś, a nie taką, jaką się dla przypodobania mężczyznom czynisz, ten tylko stale i prawdziwie kochać cię będzie.
O ile jednak ustrzedz bym cię pragnęła, byś się nie stała ofiarą swych zmysłów i wyobraźni, a chwilowego zapomnienia nie odpokutowała zbyt srogo, w związku, który fizyczny pociąg miałby za jedyną podstawę, o tyle również chciałabym cię uwolnić od wpływu tych fałszywych doradzców i przyjaciół, którzy powołując się na swe wieloletnie doświadczenie dowodzić ci będą, że miłość w życiu nie ma żadnego znaczenia, że jest ona wymysłem piszących książki, a małżeństwo najzupełniej bez niej obejść się może. Ci ludzie mówić ci będą, że podstawą szczęścia małżeńskiego nie jest miłość wzajemna, lecz — materjalny dobrobyt i charakter męża, przyczem zauważyć będziesz mogła, że za dostateczne świadectwo dobrego charakteru poczytywać będą również w większości wypadków zdolność zarabiania i zaoszczędzania pieniędzy, połączona co najwyżej z poszanowaniem obowiązujących praw i utartych zwyczajów.
Zdaje mi się, że gdyby wychowanie moralne dziewcząt opierano, nie — jak, niestety, dotychczas zbyt często się zdarza, — na nieświadomości życia, lecz na poszanowaniu swojej ludzkiej godności i swych ludzkich przeznaczeń, żadna nie uległaby tego rodzaju namowom niby doświadczonych ludzi.
Nie masz powodu wątpić, że zanim te słowa pisać zaczęłam, wzbogaciłam się bardzo znacznym zasobem doświadczeń. Życie mi ich nie oszczędzało, a między innemi z przyczyny trosk materjalnych wycierpiałam tyle, że nie gorzej, niż ktokolwiek inny, umiem ocenić wartość dobrobytu, a dręczącego niepokoju o niepewne jutro niezawodnie oszczędzićbym ci pragnęła. Niemniej jednak czuję się zupełnie uprawniona do oświadczenia ci, że wyżej określone poglądy ludzi praktycznych uważam za niemoralne i poniżające.
Mam nadzieję, że choćby pod wpływem tego, co poprzednio pisałam, uznasz, i odczujesz słuszność mego sądu.
Wszak to jest tak naturalne, że to uczucie skromności i wstydliwości, które ci każe każdy śmielszy ruch, każde nawet niedyskretne spojrzenie mężczyzny odczuwać jako obrazę, przerodzić by się mogło we wstręt, w naturalny, a niepokonany protest całej twej natury, gdyby człowiek, który ci jest obojętny, chciał cię uczynić matką swych dzieci, dzieci, biorących początek nie z miłości, lecz z przymusu. Gdyby zaś do poddania się temu przymusowi skłaniać cię miała myśl, że mąż twój wynagrodzi ci go przez zapewnienie ci dostatecznego utrzymania, w takim razie żadne zręczne frazesy nie zdołałyby przed tobą ukryć tej prawdy, że sprzedałaś siebie za kawałek chleba, albo za wygodne mieszkanie, ładne suknie i kosztowne meble.
Sądzę, że czujesz, jak cię sama ta myśl poniża.
Nie dość na tem, że musiałabyś znosić przymus, musiałabyś go jeszcze pokrywać, a co więcej, uroczystem, zaprzysiężonem kłamstwem maskować. Uznanie, że tylko miłość poważna i głęboka może być uczciwą i moralną podstawą związków małżeńskich, skłoniło Kościół do uczynienia jej warunkiem niezbędnym udzielanego nowożeńcom błogosławieństwa. Kochając czy nie kochając, będziesz musiała przed ołtarzem miłość swemu mężowi przysięgać, a czemże będzie związek oparty na krzywoprzysięstwie?
Czy wobec tego moralnego poniżenia może cię pocieszać dostatecznie myśl, że twój małżonek ma byt zapewniony i charakter? Jeżeli istotnie ma dobry charakter, to nie jesteś go godną, bo dajesz dowód złego charakteru, oszukując go; jeżeli zaś nie ukrywasz przed nim swego wstrętu, to on nie daje dobrego świadectwa swemu charakterowi, wyzyskując twe moralne poniżenie.
— „Czasem takie małżeństwa bywają bardzo szczęśliwe, czasem miłość przychodzi po ślubie”, powiadają. — Zapewne. — Najprzód są różne rodzaje szczęścia, a niektóre z nich zbyt marne i zbyt drogo kupowane. Co zaś do miłości, zjawiającej się po ślubie, to — co do niej żadnej naprzód gwarancji mieć nie można i, licząc na nią, zbyt wielkie popełnia się ryzyko.
Pominąwszy już nawet samą moralną brzydotę takiego gwałtu, zadanego najszlachetniejszej cząstce twej natury, niebezpieczeństwa, wynikające z niego, są bardzo poważne.
Stosunek wzajemny, który u kochających się małżeństw sprawia nieraz, że po dłuższem pożyciu stają się i moralnie i fizycznie nawet do siebie podobni, u małżeństw z wyrachowania i rozsądku bywa źródłem rozterki, nieufności i ciągłego rozjątrzenia. Żadne z nich nie znajduje w takim związku zupełnego zadowolenia swej naturalnej potrzeby miłości i zupełnego oddania się; jedno podejrzywa drugie, a dom, w którym się zagnieździ nieufność, podejrzliwość i zazdrość, — ognisko rodzinne, osnute brudną pajęczyną kłamstwa, oszustwa, komedji, sprofanowane kłótnią i walką, — nie może być dla dzieci ciepłem gniazdem i bezpiecznem schronieniem, w którem by swe siły fizyczne i duchowe pomyślnie rozwijać mogły.
Z domów takich wychodzą dzieci obarczone kalectwem duchowem, charaktery wykolejone i ułomne, nieuleczalnie chore, nieraz ludzie tacy, którzy nieszczęście swoje noszą w sobie, tak, że ono wraz z niemi rośnie, dojrzewa i dopiero wraz z niemi umiera.
Dziś jeszcze jesteś młodziutka, a myśl o dzieciach własnych, o ich przyszłości, o ich szczęściu i charakterze wydaje ci się tak odległa, jak myśl o śmierci; narazie w twoich planach i marzeniach wcale w rachubę nie wchodzi. Ale czas bardzo, bardzo szybko mija, chwila twej zupełnej dojrzałości się zbliża, a losu swego przewidzieć nie możesz. To jedno zaś jest rzeczą niezawodną, że ze wszystkich uczuć, jakich doznać możesz, uczucie macierzyńskie będzie najsilniejszem; ze wszystkich obowiązków, jakie na ciebie spaść mogą, obowiązki macierzyńskie najświętszemi i ze wszystkich odpowiedzialności, jakie ci ponosić przyjdzie, odpowiedzialność matki najcięższą.
Z tego wszystkiego wynika jasno, że z pomiędzy nieszczęść, jakie na cię los zesłać może, najdotkliwszemi, najbardziej przygnębiającemi, najstraszniejszemi mogą być te właśnie, które cię w charakterze matki dotkną.
Nieraz słyszałaś i nieraz miałaś może sposobność zauważyć, że ból matki po stracie dziecka jest tak wielki, głęboki i tak długo trwały, że z żadną inną żałobą porównać się nie może.
Ale śmierć dziecka nie jest jeszcze największem cierpieniem, jakie matkę dotyka. Dawać życie a nie dawać warunków zdrowia, pomyślnego rozwoju i szczęścia, rodzić dzieci ułomne, kaleki, fizycznie lub duchowo spaczone, patrzeć na ich nieuleczalne cierpienia, na ich moralny upadek, poniewierkę lub hańbę — to jest dopiero boleść bezgraniczna, przewyższająca wszystko, co człowiek znieść jest w stanie!
Chciałabym, żebyś się jaknajgłębiej przejęła tą prawdą i nigdy nie traciła jej z oczu. Od chwili, gdy cię natura sama do roli matki przysposabiać zaczyna, niech myśl o tej największej odpowiedzialności chroni cię od kroków lekkomyślnych i fałszywych.
Szanuj w sobie matkę, twych przyszłych dzieci.
Każdy człowiek powinien dbać o własne zdrowie nietylko dla tego, że ono jest dla niego samego niezbędnym warunkiem szczęścia, lecz że ono daje mu możność pożytecznego działania dla drugich.
Ciągła myśl o sobie, o strzeżeniu swego ciała od wszelkich złych i szkodliwych wpływów, jest, zwłaszcza dla osób młodych, niezmiernie nudna i uciążliwa. Nie tego też od ciebie wymagam i nie takie ochranianie zdrowia mam na myśli.
Człowiek, żyjący życiem czynnem i pożytecznem, życiem jedynie godnem tej nazwy, a nie marną, egoistyczną wegetacją, organizmu swego od ujemnych wpływów zabezpieczyć nie może. Praca, obowiązki, chęć niesienia pomocy drugim — zawsze będą go musiały w pewnych okolicznościach narażać na nadmierne zmęczenie, wyczerpanie, bezsenność, przeziębienie, na oddychanie niezbyt czystem powietrzem lub nawet styczność z ludźmi zaraźliwie choremi.
To też, nie o to chodzić powinno, by się od wszelkich szkodliwych wpływów trzymać zdala, lecz o to, by swój organizm do tego stopnia wzmocnić i odpornym uczynić, aby mógł wszelkie dolegliwości przezwyciężyć i niewygody bez szkody dla siebie znosić.
Nie życzę ci i nie pragnę dla ciebie bynajmniej marnej, egoistycznej wegetacji ślimaka zamkniętego w swej ciasnej skorupce. Abyś jednak o sobie zapominać mogła, powinnaś dążyć do takiego rozwoju sił i swej żywotności, któryby cię ile możności — na zawsze ustrzegł od roli fizycznej niedołęgi, nieznośnej dla samej siebie, a uciążliwej dla drugich.
Jeżeli przeznaczonem ci jest zostać matką, co jest zawsze prawdopodobnem dla większości kobiet, to musisz w przyszłości być narażona na fizyczne przejścia, które dla organizmów wątłych, słabych i nienormalnych są zawsze niebezpiecznemi, a najzdrowsze nawet naraża ją na przypłacenie najmniejszej nieostrożności zdrowiem lub życiem.
Pominąwszy jednak twe osobiste bezpieczeństwo, lekceważenie twych sił i twego zdrowia wpłynąć może na zdrowie, a może i życie twych dzieci i właśnie przez wzgląd na nie, przez wzgląd na ich fizyczny rozwój, powinnaś pielęgnować swe ciało.
Przyroda, dając ciału to przeznaczenie, zaopatrzyła je w odpowiednie organa i uzdolniła do pełnienia tak ważnych funkcji, jak odżywianie zawiązku człowieka, zwanego embrjonem przed urodzeniem i wydanie go na świat, gdy do samodzielnego życia dojrzeje.
Już nawet zewnętrzna budowa kobiety świadczy, że ciało jej ukształtowane jest odpowiednio do jej macierzyńskiej roli. W epoce dojrzewania, piersi, które kiedyś napełnić się mają mlekiem, pierwszym pokarmem niemowlęcia, nabrzmiewają i zaokrąglają się, biodra się rozszerzają i rozrastają, nadając dolnej części tułowia kształty pełne i wydatne i jakoby sposobiąc miejsce, w którem rosnąć i rozwijać się ma owoc jej dojrzałości płciowej — t. j. dziecko.
Opis budowy ciała znajdziesz w każdej anatomji (np. w małej książeczce krótka anatomja ciała ludzkiego przez dr. Z. Wolberga[1], w wydawnictwie „Książki dla wszystkich”, albo w bardzo popularnie opracowanej książce Brzezińskiego „Jak jest zbudowane ciało człowieka”). Polecam ci jaknajuważniejsze przeczytanie tej książki, gdyż ona ci pozwoli zrozumieć dokładniej moje rady pielęgnowania twego ciała dotyczące.
Organizm kobiety musi dla odżywiania mogącego powstać płodu, wytwarzać pewien nadmiar krwi, ażeby dziecko nie żyło kosztem matki i w miarę swego wzrostu, jej zdrowia nie rujnowało. Tego nadmiaru krwi pozbywać się jednak musi jako zbytecznego w pewnych stałych odstępach czasu póty, póki jedno z jajek, wytwarzających się w organizmie kobiety, nie spożytkuje go dla rozwoju i wzrostu dziecka. Tem się tłómaczą powtarzające się co miesiąc odpływy krwi, będące u dziewcząt pierwszą nieomylną oznaką ich fizycznego dojrzewania. W ciągu zaś dziewięciu miesięcy, w których dziecko w łonie matki się rozwija, odpływy krwi ustają. Czas ten nazywa się czasem ciąży. W połowie tego okresu matka odczuwać zaczyna w swem łonie ruchy dziecka coraz silniejsze i częstsze. Po upływie dziewięciu miesięcy pojawiają się nagle bardzo silne bóle, będące oznaką zbliżającego się porodu. Potem następują bóle jeszcze silniejsze, połączone z parciem płodu ku wyjściu, przyczem matka wysiłkiem mięśni płód ze swego ciała wypycha. Wreszcie dziecko wydobywa się z organizmu matki, wraz z niem odpływa znaczna ilość krwi, i bóle porodowe natychmiast ustają. Tak się odbywa normalny, szczęśliwy poród. Jeżeli jednak ciało matki nie jest odpowiednio i zdrowo ukształtowane, a siła matczynych mięśni tak mała, że nie zdobędzie się na natężenie, wystarczające do tak zwanego wyrabiania bólów, wówczas poród trwa długo, staje się nadmiernie bolesnym i niebezpiecznym. Wtedy urodzenie nie może się odbyć w sposób naturalny i trzeba uciekać się do operacji, przyczem nieraz ofiarą pada życie dziecka, albo też dziecko rodzi się uszkodzone, kalekie lub niezdolne do życia i rozwoju.
Musiałam ci chociaż w tak pobieżnem streszczeniu opisać przebieg porodu, żebyś dokładniej zrozumiała ważność wskazówek hygienicznych, których ci w dalszym ciągu udzielę. Tylko zupełną nieznajomością powyżej opisanego faktu tłómaczyć się mogą takie spaczone pojęcia o fizycznem wychowaniu kobiet, z jakiemi niejednokrotnie spotykać ci się przyjdzie.
Ludzie, którzy wdzięk kobiety upatrują w jej słabości i cielesnem niedołęztwie, którzy uznając wielkie znaczenie ćwiczeń fizycznych, gimnastyki, swobody i żywości ruchów dla chłopców, poczytują je dla dziewcząt za rzecz niewłaściwą i nieprzyzwoitą, którzy wątłe, drobne kształty i bladą cerę uważają za nieodłączne cechy kobiecości i, zamykając swe córki w domu, zmuszają je do siedzącego życia, a chronią od najmniejszego mięśniowego wysiłku — przez nieświadomość, a częściej jeszcze przez lekkomyślność popełniają zamach na szczęście i zdrowie, a nawet na życie swych dzieci.
Śmiech i politowanie bierze, patrząc na starania, jakiemi otaczają swe córki matki nierozsądne, i to te właśnie, które marzą dla nich wyłącznie i jedynie o pomyślnem pójściu zamąż lub o tak zwanej świetnej partji! Wyłączne pielęgnowanie rąk, cery i włosów t. j. tych właśnie części ich organizmu, które jaknajmniejszą z ich macierzyńską rolą mają styczność, lecz zato najwięcej uwagi zwracają i wzrok ludzki nęcą, ściskanie nóżek zbyt małemi bucikami, osadzonemi na zbyt wysokich obcasach, aby się jaknajdrobniejszemi wydać mogły; ujmowanie figury w mocno wysznurowany gorset, tak, aby ją w pasie ująć można ręką, a przy tem naturalne ruchy ciała jaknajwięcej skrępować; osłanianie twarzy przed słońcem, ażeby się, broń Boże, nie opaliła, a okrywanie ciała tak długiemi sukniami, że one nie pozwalają nawet kroku przyśpieszyć — oto co się robi dla szczęścia córek, które się dobrze za mąż wydać pragnie.
Zwracam ci przy tem uwagę, że przy takiem wychowaniu wszystkie zabiegi estetyczne przenoszą się z ciała na ubranie. Te modne szykowne figurki, na których sezonowe stroje tak ładnie leżą, muszą być pozbawione ozdób, które krawcowej lub modniarce zawdzięczają, lecz okryte tylko własną skórą nader szpetne i niekształtne. Żaden rzeźbiarz nie chciałby wykuć w marmurze ciała kobiecego, przeciętego w pasie nakształt osy wraz z odciskami fiszbinów od gorsetu na skórze, ani też nogi kobiecej, zdefigurowanej obuwiem, zupełnie nieprzystosowanem do jej naturalnego kształtu.
I hygjena i estetyka nakazywałaby przyjąć wprost przeciwny tryb postępowania.
Pierwszem przykazaniem hygjeny jest — jak ci wiadomo — czystość. Odpowiada ona także wymaganiom estetyki, która u naszych dziewcząt tak decydującą gra rolę, choć tak fałszywie bywa pojmowaną.
Od dzieciństwa też starałam się przyzwyczajać cię do jaknajdokładniejszego obmywania skóry nietylko na twarzy, rękach i szyi — jak się to jeszcze dość ogólnie praktykuje, lecz na całem ciele. Czystość nie jest i nie była w naszym domu nigdy uważana jako środek podobania się gościom, których się nie chciało razić zamorusaną buzią i brudnemi rączkami, lecz jako elementarna potrzeba fizyczna, niezbędna dla zachowania zdrowia, jako zewnętrzny objaw tego poszanowania swego ciała, jakie każdy sam sobie jest winien. Czystość skóry nietylko usuwa z niej pot i kurz, ale nadaje jej elastyczność konieczną przy wykonywaniu wszelkich ruchów, jędrność i świeżość, będące zarówno warunkiem piękności jak zdrowia.
Jeżeli zaś jako mała dziewczynka musiałaś często używać kąpieli i codziennie całe swe ciało obmywać, to obecnie staje się to dla ciebie tem więcej niezbędnem. Nie słuchaj rad, ażeby w czasie miesięcznego odpływu krwi unikać starannego obmywania, gdyż to ma zdrowiu szkodzić. Może spotkasz się czasem nawet z tak niemądrem zdaniem, że mycie twarzy w ciągu tych dni szkodliwie działa na cerę. Wszystkie takie zdania są zupełnie błędne i na przesądach oparte. Dla cery nic nie jest równie szkodliwem, jak brud. Co zaś do obmywania, to ono właśnie w tym czasie jest tem bardziej koniecznem. Zaniedbanie tego zwyczaju wywołuje przykre dolegliwości, które stają się niejednokrotnie źródłem szkodliwych nałogów, grożących zniszczeniem całego organizmu i sprowadzających zanik sił fizycznych, osłabienie sił umysłowych, rozstrój nerwowy lub obłęd.
Nie wspominałabym tu o nich, gdybym nie wiedziała, że w mniejszym, lub większym stopniu znaczna ilość dzieci podlega tym nałogom i gdybym nie znała bardzo smutnych faktów zwichnięcia życia jednostkom, od natury bardzo szczęśliwie uposażonym.
Niechaj to więc będzie dla ciebie ostrzeżeniem, ażebyś w epoce dojrzewania zdwoiła starania o czystość całego ciała.
Jedyną ostrożność, jaką ci zalecić mogę, jest, ażebyś do obmywania używała wody ciepłej i w ogóle chroniła się od przeziębienia. Może ono bowiem sprowadzać nagłe wtrzymanie perjodu, co grozi również poważnemi chorobami[2].
Drugiem ważnem przykazaniem hygieny jest ruch. Dlatego to zawsze starałam chronić cię od wyłącznie siedzącego życia, z którego wynika słabe lub nienormalne krążenie krwi i osłabienie mięśni. Blednica, tak często spotykana u twych rówieśniczek, powolność i ociężałość ruchów, nerwowe rozdrażnienie, bezsenność, często poprostu wynikają z tego, że wiodą one życie zamknięte, unikają słońca, unikają powietrza i wyglądają jak rośliny w piwnicy zamknięte.
Jak wiesz już z moich słów poprzednich — fizyczne niedołęztwo nie zdobi kobiety ani jej też w niczem nie pomaga — a jako dla przyszłej matki jest wprost zabójczem i szkodliwem. — Giętkość, zręczność, żywość i elastyczność ruchów dodają uroku nieraz i takiej kobiecie, której rysy twarzy daleko od klasycznego typu odbiegają. Swobodny ruch nie tylko normuje krążenie krwi, przyśpiesza oddech i przemianę materji, nietylko wyrabia siłę i elastyczność mięśni, tak niezbędne kobiecie jako matce, lecz w epoce wzrostu i dojrzewania rozwija jej kształty, sprzyja normalnemu rozrostowi figury, kieruje, że się tak wyrażę, budową ciała kobiecego. Ruchy rąk i ramion sprzyjają rozrostowi piersi, tak ważnego organu dla kobiet, ruchy nóg, zginanie się, pochylanie i t. p.. rozwijają i wzmacniają mięśnie bioder i brzucha, wzbudzają ich siłę i elastyczność.
Dlatego też, o ile możności, używaj dużo ćwiczeń fizycznych. Dalekie przechadzki, ślizgawka, wiosłowanie, gry w piłkę, gonitwy, wszystkie takie zabawy, które ciało twe w równomierny ruch wprawiają, niechaj się zawsze cieszą twą sympatją. Gdy cię do nich twa naturalna żywość popycha, niech cię od nich nie powstrzymuje uwaga, że dorastającej pannie „nie wypada” biegać i skakać niby mały dzieciak, drapać się na drzewa, przełazić płoty i tym podobne niedość poważne wykonywać czynności. Żywość, ruchliwość, młodość nikogo nie szpecą i nikomu wdzięku nie ujmują, a przykazanie „nie wypada” jest tyle razy streszczeniem zbiorowej głupoty ludzkiej, że powinnaś się raz na zawsze pozbyć bezmyślnej uległości względem niego.
Jeżeli długa suknia krępuje twoje ruchy, noś krótką i będziesz w niej stokroć ładniejsza, gdy ci żywy ruch rozrumieni policzki i oczy uśmiechem rozjaśni, niż twe rówieśniczki, wlokące powoli za sobą długie treny i wzbijające niemi tumany kurzu, zanieczyszczające ich ciało.
I tu jednak znowu dodać muszę pewne zastrzeżenie. Jakkolwiek ruchliwa zabawa jest dla ciebie rzeczą nieocenioną, to jednak w czasie perjodu, powinnaś się wystrzegać nadmiernego ruchu i zmęczenia, żeby nie zwiększać niepomiernie utraty krwi i nie narażać się na zbyteczne osłabienie. Nie idzie zatem, żebyś w ciągu tych dni za przykładem twych nadmiernie wydelikaconych i wypieszczonych rówieśniczek kłaść się miała do łóżka, lub leżąc na szezlągu zajmować się wyłącznie czytaniem sentymentalnych powieści. Bynajmniej; perjod u kobiet zdrowych i normalnych nie jest chorobą i nie powinien ich skłaniać do zaniedbania zwykłych zajęć, jeżeli te zajęcia nie są tak męczące, jak dźwiganie ciężarów, szorowanie podłóg, froterowanie posadzek, pranie i t. p. Umiarkowana przechadzka, zajęcia gospodarskie i t. p. nie przyniosą szkody twemu zdrowiu; jednakże od jazdy konnej, ślizgawki, wieczorów tańcujących, jazdy na bicyklu, męczących wycieczek górskich, tak samo zresztą, jak forsownego szycia na maszynie nożnej każda kobieta w ciągu kilku dni perjodu powstrzymać się powinna.
Wszystko to, co krępuje ciało, tamuje swobodę ruchów, a w epoce dojrzewania paczy budowę kobiety, winno być usuwane i unikane. Dla tego to tak ogólnie potępianym jest gorset. Swoją drogą zaznaczyć mogę, że nie każdy gorset zasługuje na potępienie, lecz to, co pozwolę sobie nazwać nadużyciem gorsetowem. Zanim ciało twoje dojrzewać zacznie, gorset jest ci wogóle niepotrzebny. Całe ubranie twoje opierać się może na ramionach to jest utrzymywać się za pomocą szelek albo też być przypinane do luźnych staników. Z chwilą jednak, gdy twe piersi formować się zaczną, szelki lub nierozciągliwe staniki mogą wywierać na nie ucisk, powstrzymując je od swobodnego rozwijania się; równocześnie, rozrastające się biodra stanowią też zupełnie odpowiednie oparcie dla spódnic. Jeżeli chodzi o to, aby ich paski nie wrzynały się w skórę, to gorset miękki i nizki, bez brykli i stalek, może oddać pewne usługi.
Bezwarunkowo jednak nie powinien on ściskać ciała, lecz je zupełnie luźno obejmować, ażeby nie utrudniał oddechu, nie gniótł żeber, nie uciskał żołądka, śledziony i wątroby, nie wywoływał tak częstych u młodych, pretensjonalnych dziewcząt, zaburzeń w trawieniu i krążeniu krwi. Choćby nawet miało być prawdą, że warunkiem piękności jest ile możności być jak najcieńszą w pasie, to z drugiej strony zaprzeczyć się nie da, że twarz nabrzmiała, obrzękła lub nalana i blada są bezwarunkowo szpetne. Taką zaś twarz miewają bardzo często panienki, które dla próżności ściskają się gorsetem.
Me dość na tem, osoby o tak skrępowanych figurkach nie mogą ani normalnie jeść, ani swobodnie oddychać, ani zręcznie się poruszać. Doznają nagłego osłabienia, mdłości, zawrotów głowy, bólów w bokach i t. p. przypadłości, które zdradzają się chorobliwym wyrazem twarzy i bynajmniej ich urody nie podnoszą. Nie trzeba wprawdzie pielęgnować twarzy kosztem zaniedbania całego organizmu, ale nie należy i o tem zapominać, że wyraz twarzy jest zarazem zwierciadłem naszych duchowych i fizycznych stanów, że on jest właśnie tem, co nas w ludziach na pierwszy rzut oka najwięcej zjednywa i pociąga, co najwięcej na ich korzyść świadczy. Otóż dbałość o zdrowie — nie ta nadmierna, przesadzona, prowadząca do nieustannego leczenia się na coraz to nowe fikcyjne choroby, lecz polegająca na zapewnieniu swemu organizmowi takich warunków egzystencji, żeby się nie potrzebował na nas mścić różnemi dolegliwościami, — zapewnia nam najważniejszy warunek urody, t. j. swobodny i pogodny wyraz twarzy. Na nic się nie przydadzą klasyczne rysy i oczy błękitne jak lazur, jeżeli wyraz ich mówić wam będzie tylko o bólu w boku lub kurczu żołądka.
Stanowczo więc wzbraniam ci ściskania się w pasie i ostrzegam cię jeszcze raz przed zgubnemi skutkami gorsetu twardego i wysokiego. Gorset wysoki, zamiast stanowić oparcie dla piersi, uciska je, długi — krępuje brzuch i biodra, a twardy zamyka ciało niby w pudełku i przeszkadza nam do swobodnego wykonywania ruchów. Widziałaś nieraz te wysznurowane panienki, które ubrane w balowy lub wizytowy strój nie mogą nawet podnieść chustki do nosa, jeśli na ziemię upadnie. Znasz pewno i takie elegantki, które będąc w gorsecie nie mogły same zmienić bucików, bo nie są w stanie się nachylić. Niechaj cię nigdy niemądra próżność nie zakuje w tego rodzaju dyby. Jeżeli bez gorsetu będzie ci niewygodnie, noś taki, który będzie posłuszny twemu ciału i do niego się zastosuje, a nie odwrotnie.
Bardzo wygodne są tak zwane antigorsety bez brykli, nie uciskają one ciała, gdyż szelkami opierają się głównie na ramionach.
Co się zaś dotyczy piękności twej figury, to uwierz, że Fidjasz był większym artystą i estetykiem niż Herse, a żadna z jego bogiń nie miała w pasie 54 centymetrów objętości! Świeżość, młodość, wesołość i zdrowie dodadzą tym kształtom, jakie ci natura dała, więcej wdzięku, niż krawiecka i gorseciarska sztuka.
Trochę analogiczne uwagi mogłabym zrobić o obuwiu. Pamiętaj, że bucik stworzony jest dla nogi, a nie odwrotnie, i bez względu na to, czy ktoś maleńką nóżkę uważa za szczyt powabu czy nie, ty musisz poprzestać na takiej, jaką ci natura dała, dbając o to, by jej nie zeszpecić nagniotkami, nie wykrzywić jej i nie okaleczyć tak, byś, zamiast chodzić, musiała się potykać.
Cała dzisiejsza dbałość o strój dąży nie do tego, ażeby być, lecz żeby wydawać się ładną, i to kosztem różnych umartwień, kosztem zdrowia i rzeczywistej piękności. Jest to chęć podobania się obcym na pewną odległość, właściwie łudzenie pozorami wdzięków, których się nie posiada. Bądź co bądź jest to rodzaj komedji, którą łatwiej byłoby można wybaczyć, gdyby jej zbyt drogo okupywać nie było potrzeba.
Bardzo ujemnie też działa na zdrowie codzienne oddawanie się towarzyskim rozrywkom, w których dziewczęta twego wieku tak wielkie znajdują upodobanie. Nie chciałabym cię zrażać zbyt surowemi wymaganiami, ani też narzucać ci klasztornego trybu życia. Przypuszczam, że będziesz lubiła taniec, gdyż i dziś jako dziecku sprawia ci on dużą przyjemność. Wiem, że coraz częściej spotkać można surowych moralistów i pedantycznych hygienistów, którzy w wieczorach tańcujących widzą ważny czynnik podkopywania zdrowia i szerzenia zepsucia. Co do mnie, nie sądzę, ażeby jedna noc przetańczona w ciągu kilku miesięcy mogła zdrową dziewczynę o chorobę przyprawić, a cnotliwą i szanującą się znieprawić; ale taniec nadmierny bywa zgubny. Ile razy widziałam panienki, dla których treścią życia bywały bale, wieczorki, zabawy, rauty i majówki — (naturalnie tańcujące); które w ciągu całego karnawału nie widywały prawie światła dziennego, gdyż wstawały po przetańczonej nocy dopiero, gdy słońce zimowe zachodziło; dla których jedynym ruchem był ruch wirowy w natłoczonej, oddechem ludzkim, wyziewami potu i zapachem perfum przepełnionej sali, a jedynym pokarmem umysłowym „lekkie” rozmowy odurzonej winem młodzieży, — żal mnie brał na myśl, że można tak cenne skarby, jak młodość i zdrowie, wrażliwość uczuć i świeżość myśli w taki lichy sposób marnować. A uśmiech politowania wzbudzały we mnie te pełne poświęcenia matki, które decydowały się noc po nocy przedrzemać na kanapkach balowej sali i skracać sobie ostatnie lata życia dla tak fałszywie pojętego dobra swych córek!
Grzechy karnawału i ich następstwa: blednica i rozstrój nerwowy, miał zgładzić wyjazd do wód w ciągu lata, ale i ten nie pomagał, gdyż pobyt w miejscach kąpielowych wypełniany bywał kilkakrotnem przebieraniem się dla imponowania strojem na deptaku, fryzowaniem włosów, sezonowym flirtem i tak zwanemi reunionami.
Szczęściem twem nazwać mogę, że tego rodzaju tryb życia ci nie grozi; warunki twoje materjalne nie pozwolą ci wykierować się na lalkę salonową, wystawianą na sprzedaż w coraz to innej sukience, a kształconą w jednej tylko umiejętności: w sztuce podobania się.
Mam nadzieję, że danem ci będzie zakosztować odpowiednich twemu wiekowi rozrywek, lecz treścią twego życia niezawodnie będzie praca.
I tu jednak chciałabym zalecić pewnego rodzaju umiarkowanie. Zarówno dla pracy, jak i dla rozrywki nie poświęcaj snu. Bezsenność osłabia organizm i rozstraja nerwy, a rozstrój nerwowy, do którego i tak skłonną być możesz, bardzo łatwo udziela się potomstwu, a nieraz przez dziedziczność nawet się potęguje. Młodzież, będąca jeszcze w fazie wzrastania i rozwijania, potrzebuje znacznie więcej snu, niż ludzie dojrzali i starzy. Sen pozwala organizmowi pokryć straty, ponoszone w ciągu dnia przez ruch, pracę i wysiłek myśli, i gromadzić zapasy energji na dzień następny. Kto ujmuje sobie godziny snu, ten zmniejsza kapitał swój życiowy, traci swe siły i skraca życie.
Dzisiaj jeszcze nawet przewidzieć nie możesz, jak wielkie wymagania życie stawiać ci będzie i jak dużego zasobu sił będzie ci potrzeba, by im podołać, i pamiętaj, że praca wykonywana kosztem zdrowia, nawet materjalnie nie przynosi zysków, lecz — straty.
Daj Boże, abyś mogła twe siły umysłowe i zdolności wrodzone tak rozwinąć, a nawyknienia swe i potrzeby tak unormować, by ci nietrudno było o zajęcie korzystne, któreby zdrowia twego nie rujnowało, a utrzymanie dostateczne zapewniło. Inaczej bowiem rada moja musiałaby być bezskuteczną.
A kiedy mowa o normowaniu potrzeb, zwrócić muszę uwagę i na to, że dziewczęta w twoim wieku miewają zły zwyczaj zaczynania wszelkich oszczędności od żołądka. Puder i perfumy, modne krawatki, całkiem zbyteczne woalki są to w ich oczach rzeczy pierwszej potrzeby; natomiast swe mocno gorsetami ściśnięte żołądki hartują do niemożliwości, wystawiając je na chroniczną głodową kurację. Jedzenie wydaje im się rzeczą nieładną, zbyteczną, wcale do szczęścia niepotrzebną. Co najwyżej cukierki, pierniki, ciastka, albo też kreda, węgiel ołówki zyskują ich uznanie.
Takie upodobania bywają często w związku z nienormalnym trybem życia, brakiem ruchu i strojem, utrudniającym trawienie. Często bardzo cierpią na zamknięcie żołądka, czemu sprzyja fałszywie pojęte poczucie przyzwoitości, które każe im w różnych okolicznościach życia powstrzymywać swe naturalne potrzeby. Taż sama panienka, która na balu bez poczucia wstydu pokazuje odkryte piersi i ramiona, za nic w świecie nie usunie się wśród zabawy z towarzystwa, żeby nie dać pola do domysłów, że i ona ma żołądek i kiszki, funkcjonujące normalnie.
Wszystko to są rzeczy, które rujnują organizm i zmniejszają jego odporność. Zdrowy apetyt, dobre odżywianie się jest koniecznym warunkiem rozwoju i wzrostu sił, a żołądek funkcjonujący normalnie stanie się wprost skarbem dla ciebie i dla twego dziecka, gdy będziesz musiała krwią swoją dwie żyjące istoty odżywiać. Różne przypadłości, trapiące kobietę podczas ciąży, mdłości, brak apetytu i t. p. — są znacznie powszechniejsze u tych, które za młodu cierpiały na blednicę i zjadały kredę, a zwłaszcza ściskały się gorsetem, niż u tych, które były wolne od powyższych słabości. Nie są to też dolegliwości od ciąży nieodłączne, przeciwnie, niektóre kobiety właśnie czują się wtedy jaknajzdrowsze, jedzą dużo, dobrze trawią i rodzą dzieci silne, tłuste i zdrowe.
I jeszcze jedno ostrzeżenie dodać muszę: Unikaj napojów alkoholowych. Są one bezwarunkowo szkodliwe dla każdego, zwłaszcza zaś dla ludzi młodych. Rujnują i wyczerpują nerwy wskutek nienaturalnego ich podniecania, są przyczyną bardzo wielu chorób i skracają życie. W czasie perjodu zwiększają odpływ krwi i osłabiają organizm, dla tego w tym czasie tembardziej unikać ich powinnaś.
Nie mówiąc wcale o nadużywaniu trunków i odurzaniu się winem, co już nietylko ze względów hygienicznych, lecz moralnych, jest naganne, strzeż się, aby używanie choćby małych ilości trunku, nie przeszło u ciebie w stałe przyzwyczajenie.
Nie będę się rozwodziła nad ujemnemi skutkami alkoholizmu, nie mało o tem napisano książek i z łatwością możesz je dostać do ręki; nadmienię tylko, że skłonność do rozpalających napojów często przekazuje się dziedzicznie, a nadużycia popełniane przez rodziców, mszczą się na dzieciach, obarczając je różnemi ułomnościami. Nie chciałabyś zapewne mieć dzieci idyotyczne, epileptyczne, nerwowe, histeryczne i t. p. Nie przywykaj zatem do rozpalających napojów, gdyż używając ich w czasie ciąży, narazić możesz swe dziecko na jedno z tych chronicznych cierpień.
Powinno ci bardzo zależyć na tem, ażebyś dzieciom swoim przekazała krew czystą i w odżywcze składniki bogatą. W tym celu sama powinnaś się odżywiać obficie i zdrowo, trawić normalnie i nie nasiąkać truciznami, które z twego organizmu w organizm dziecka przeniknąć muszą.
Po tem wszystkiem, co ci napisałam o wielkiem znaczeniu zdrowia i zachowywaniu przepisów hygienicznych, zadziwić cię może przestroga, abyś zbyt wiele o swem zdrowiu nie myślała. Cały tryb twego życia powinnaś tak unormować, aby on był z zasadniczemi warunkami hygieny zgodny, ale to cię nie powinno prowadzić do nadmiernego rozpieszczenia, nieustannego obserwowania zjawisk i zmian w twym organizmie zachodzących i ciągłego rozmyślania na temat, czy to lub owo nie zaszkodzi, czy taki objaw nie jest początkiem jakiej ciężkiej choroby, czy jakie lekarstwo używane przez twoją rówieśniczkę nie mogłoby i tobie pożytku przynieść. Drobne dolegliwości przemijają tem szybciej, im mniej na nie uwagi zwracamy, a raz urządziwszy sobie życie tak, by organizmowi dobre warunki egzystencji zapewnić, będziemy bardzo radzi, jeżeli on nam o sobie zapominać pozwala i żadnym dotkliwym bólem lub silnem osłabieniem spokoju nam nie mąci. I dusza i ciało najlepiej na tem wyjdą, gdy jedno drugiemu swobodę zostawia i w drogę nie wchodzi.
Miałam początkowo zamiar po poprzednim rozdziale, zawierającym wskazówki, jak powinnaś swój organizm przygotować do funkcji macierzyńskiej, napisać drugi o tem, jak do roli matki i żony przygotować twą duszę, jakie umiejętności zdobyć, zdolności w sobie rozwinąć, jakiemi cnotami powinnaś się wzbogacić, by człowiekowi, z którym cię miłość połączy, spokój i szczęście, a dzieciom swym dobre wychowanie zapewnić.
Po namyśle jednak zaniechałam tego zamiaru, gdyż streszczenie choćby tylko tych wskazówek, jakie ja kosztem doświadczeń życiowych i przez obserwacje zdobyłam, tych zasad, wedle których pragnęłabym, byś się w swem życiu rządziła, wymagałoby napisania drugiej książeczki, przewyższającej rozmiarami tę, którą teraz dla ciebie piszę.
Zresztą, jak już w pierwszym rozdziale nadmieniłam, sposobiąc się do roli matki, musisz w ogóle stać się człowiekiem w najszlachetniejszem i w najpełniejszem znaczeniu tego wyrazu, ażeby przekazać swym dzieciom jaknajwiększą siłę moralną i jaknajwiększe bogactwo duchowe. Jako żona powinnaś wyrobić w sobie te zalety, które każdemu człowiekowi w pożyciu z innemi ludźmi są potrzebne, te same, które cenimy w stosunkach przyjacielskich i koleżeńskich, w kole rodzinnem i domowem, tylko może o tyle spotęgowane, że im ściślejsza jest wzajemna zależność dwojga ludzi, im częstszemi i bliższemi ich stosunki, tym więcej jedno indywidualność drugiego szanować i uwzględniać musi, żeby nieuchronnych starć unikać i ich przebieg łagodzić. Wskazówki, dotyczące tych kwestji niewątpliwie urosłyby do rozmiarów i znaczenia ogólnego przewodnika życiowego, i niemogłyby się zamknąć w zakresie pytania: „Jak się do małżeństwa i macierzyństwa panny przygotować powinny”.
Nie mogę jednak pominąć milczeniem kwestji wyboru męża, — jakkolwiek nie jednemu wydać się może rzeczą jałową i bezcelową jej teoretyczne roztrząsanie. Nie wątpię też, że sam tytuł niniejszego rozdziału da powód do krytyki i nasunie różne wątpliwości. Postaram się więc najprzód na możliwe zarzuty odpowiedzieć i wątpliwości rozstrzygnąć, gdyż już to samo nastręczy mi sposobność do rozwinięcia moich na tę kwestję poglądów i wynikających z nich wskazówek praktycznych.
Pierwszy zarzut, jaki zwłaszcza matki czytające tę książeczkę podniosą: będzie zapewne następujący.
„Czyż można mówić o wyborze męża w warunkach obecnych, kiedy nawet pannom, doskonale wychowanym i wyjątkowo przez naturę uposażonym, jeśli nie mają majątku, rzadko możność wyboru się nastręcza, a niejednokrotnie i panny, posiadające trochę posagu dość długo na sposobność odpowiedniego zamążpójścia czekają? Dziś, gdy liczba kobiet tak stale przewyższa liczbę mężczyzn i to właśnie najwięcej w tym wieku, który dla zawierania małżeństw jest najodpowiedniejszym, kiedy trudne warunki materjalne powstrzymują znaczną liczbę mężczyzn od zawiązywania rodziny, konkurent nie jest wcale tak pospolitem zjawiskiem, ażeby o przebieraniu między kilku możliwemi kandydatami mogła być mowa. Co najwyżej nastręcza się kwestja ogólna: „iść, czy nie iść za mąż?” a jeżeli decyzja wypadnie potakująca, trzeba brać nie tego, kogoby się chciało, lecz tego, który się trafi”.
„Zresztą i tutaj względy materjalne muszą grać rolę ważną, a może rozstrzygającą. Panny bogate, żyjące ruchliwem życiem towarzyskiem, mogą być otoczone rojem młodzieży, która się o ich rękę dobija; te naprawdę wybierać mogą, ale zdaje się, że nie dla nich wyłącznie pisaną jest ta książeczka. Jeżeli zaś mowa o dziewczętach biednych, zmuszonych nieraz bardzo wytężoną i ciężką pracą zdobywać skromne lub liche utrzymanie, albo też będących ciężarem dla niezamożnych rodziców, którzy dla ustalenia ich losu skromnych funduszów rodziny uszczuplić nie mogą, lub wreszcie, gdy chodzi o panny pozbawione celu w życiu, nie dość bogate, by życia używać i konkurentów swym majątkiem nęcić, nie dość biedne, by marne zarobki bardziej potrzebującym odbierać, czyż nie lepiej, aby korzystały z pierwszej nastręczającej się sposobności, dla zapewnienia sobie egzystencji lub odpowiedniego pola pożytecznej pracy w charakterze żony i matki?”.
W uwagach tych mieści się sporo prawdy, ale nie cała prawda. Istotnie, stosunek liczebny kobiet do mężczyzn układa się coraz niekorzystniej dla kandydatek do zamążpójścia i z góry obliczyć można, że pewien procent kobiet jest na celibat skazany. I to także jest prawdą, że mężczyźni coraz więcej obawiają się małżeństwa i połączonych z niem obowiązków, a zwłaszcza materjalnych ciężarów, któreby ich skłaniały do ograniczenia własnych potrzeb lub obarczania się pracą nad siły. Dla tego i oni też w małżeństwie szukają albo materjalnego oparcia, albo też choć takiej pomocy, któraby troskę o utrzymanie rodziny na dwie osoby rozdzieliła.
Najgorszem jest to, że do stanowiska materjalnego, wystarczającego na wyżywienie żony i dzieci, mężczyźni dochodzą zwykle w tym wieku dopiero, którym już pracą wytężoną lub niezdrowym, nieregularnym i lekkomyślnym trybem życia zdążyli siły swe fizyczne nadszarpnąć, uczucia ochłodzić, a zdolność przystosowania się do drugich, tak niezbędną w ścisłem domowem pożyciu zatracić.
Są to rzeczywiście warunki ogromnie utrudniające zawieranie małżeństw wogóle, — a w szczególności zawarcie takiego związku, któryby kobiecie trwałe szczęście mógł zapewnić.
Jednakże nie należy zbyt pesymistycznie przeczerniać obrazu rzeczywistych, nie zadawalniających stosunków. Sądzę, że każda kobieta może swoje szanse dobrego wyjścia za mąż poprawić przez odpowiednie postępowanie, a zwłaszcza dzięki odpowiedniemu wychowaniu.
Najprzód nie należy sądzić, aby ten rój wielbicieli, który otacza panny bogate, miał być dla nich ułatwieniem przy wyborze męża. Ilościowo istotnie tak się rzecz przedstawia, ale jakościowo niekiedy ma się ona wprost przeciwnie. Mężczyźni obdarzeni wyższym poczuciem godności osobistej, szlachetną ambicją i subtelniejszą uczuciowością — często tak starannie unikają upokarzającej roli łowcy posagowego, podejrzeń o interesowne zabiegi około kasy ogniotrwałej przyszłego teścia, że przez to samo tracą sposobność zbliżenia się do kobiety, któraby ich wartość ocenić mogła.
Dla tego też dość często się zdarza, że panny bardzo bogate wychodzą za mąż bardzo nieszczęśliwie.
Chęć sprzedania się żonom za posag nie jest znowuż tak powszechną u mężczyzn, jakby się to zdawać mogło, słysząc ubolewania i żale matek, mających córki na wydaniu, — natomiast dość powszechną jest ostrożność i lękliwość, która im wzbrania wstępować w związki, krępujące ich swobodę i obarczające zbyt wielkim ciężarem.
To też właśnie tak zwane „panny na wydaniu”, panny, wydawane wyłącznie w widokach zrobienia tak zwanej dobrej partji, mają najgorsze szanse wyjścia za mąż i dziwić się temu naprawdę nie można.
Te, których wyłącznem przeznaczeniem w przekonaniu rodziców jest zostać żonami i matkami, przeważnie nie mają na żony i matki najmniejszych fizycznych ani duchowych kwalifikacji. Jakim trybem idzie ich wychowanie fizyczne, o tem już poprzednio pisałam. Czyż niesłusznie unikają mężczyźni związków, któreby ich narażały na utrzymywanie stałego szpitala w domu i ciągłe dzielenie się swemi dochodami z doktorem i aptekarzem?
Kwalifikacje umysłowe, polegające przeważnie na znajomości obcych języków, któremi i tak żadna żona i matka w rozmowie z dziećmi i mężem się nie posługuje, na zbiorze powierzchownych wiadomości, wystarczających do prowadzenia urozmaiconej rozmowy, lecz niewystarczających do pokierowania swem życiem, nie daje też bynajmniej gwarancji, że kobieta swym rodzinnym obowiązkom odpowie i dzieciom zdolność do jasnego, logicznego rozumowania przekaże. Pod względem moralnym taka panienka strojona i pielęgnowana, strzeżona i wprowadzana w świat kosztem najwyższych macierzyńskich oszczędności i poświęceń, a ojcowskiego znoju, jest i dla swego otoczenia i dla samej siebie zagadką. Do dobrego ma mało pola, do złego mało pokus i okazji, jest to wogóle wielki znak zapytania.
Badanie takiej psychicznej zagadki jest w tym okresie i w takim trybie życia dość trudne, a dla mężczyzn o tyle mało pociągające, że naraża ich na różne nieprzyjemności i zawikłania, które bardzo życie utrudniają i są wysoce niewygodne.
Zaledwie zdąży zwrócić na nią uwagę, zająć ją kilka razy dłuższą rozmową lub przetańczyć z nią kilka mazurów, już między rodzicami, w kole ich krewnych i przyjaciół zaczynają się roztrząsania na temat „Czy co z tego wyniknie? Czy to do czego doprowadzi? Czyby to było by dobrze, czy nie dobrze?” Wywiadywanie się o stanowisko przypuszczalnego konkurenta, jego położenie materjalne, stosunki rodzinne, pilne obserwowanie jego zachowania się na każdej wizycie lub przechadzce, tak że dwoje młodych krępowanych przez nieustanne badawcze spojrzenia matki, ciotek i ich przyjaciółek ani na chwilę nie mogę zapomnieć, że chodzi tu nie o zwykłą rozmowę, wymianę myśli i poglądów, lecz o ustalenie losu.
Nikt nie lubi być wciąż na cenzurowanem, ważyć każdy krok i każde słówko, by przez nie odpowiedzialności na siebie nie ściągnąć i ludzi nie narażać. To też wyżej opisany tryb postępowania jest wysoce upokarzający dla obu stron i mrozi nieraz w zawiązku takie uczucie, któreby się w pomyślnych warunkach pięknie rozwinąć mogło. Ileż razy zdarzyło mi się w rozmowie z innemi kobietami stwierdzać ten wciąż powtarzający się objaw, że każda z nich dopiero wtedy miała sposobność mężczyzn poznać i naturalne, przyjacielskie i towarzyskie stosunki z nimi zawiązywać, gdy ją przestano uważać za kandydatkę do ślubnego kobierca!
Pod względem zwyczajów towarzyskich, stosunki zmieniają się na korzyść, stają się prostsze i naturalniejsze, co w znacznej części zapewne tej okoliczności zawdzięczamy, że ilość panien na wydaniu jest coraz mniejszą, a coraz więcej tych, które pragną żyć i pracować samodzielnie i nie uważają małżeństwa za jedyny możliwy sposób ustalenia swego losu. Mężczyźni nie czują się wobec nich w położeniu zwierzyny, lękającej się nastawionych sideł, cennej zdobyczy, na którą cała zgraja panien spragnionych celu w życiu czyha zdradziecko.
Należy też przyznać, że i ich znacznie częściej, niż to się ogólnie mówi, skłania do związków małżeńskich miłość, oparta na bliższej znajomości kobiety, która swym naturalnym wdziękiem i zaletami duszy zainteresować ich zdołała. „Źle jest człowiekowi być samemu” — nawet w raju, a dla większości mężczyzn świat nie jest takim rajem, żeby obecność istoty kochającej i kochanej, wspólniczki złej i dobrej doli, miała być zbyteczną i niepożądaną. Jednakże muszą oni mieć przekonanie, że w żonie znajdą taką istotę kochającą, towarzyszkę złych i dobrych losów, nie zaś tylko stałego poborcę miesięcznej pensji, ozdobę kosztownego, choć zbytecznego salonu, ubieraną w kosztowne choć niezastosowane do wymagań hygieny i estetyki stroje.
Z pomiędzy panien niemajętnych, rozsądnie wychowanych, zdrowych, pracowitych i nieprzywykłych do zbytku, bardzo mało znam kobiet takich, którymby się sposobność do wyjścia za mąż nie trafiała. Niektóre z nich wychodziły za mąż dość późno, a były nie mniej kochane, niż te, które w wiośnie życia, w pełnym rozkwicie wdzięków, stawały na kobiercu. Mężczyźni bowiem znacznie częściej, niż się powszechnie mniema, ulegają urokowi zalet duchowych kobiet, a nie tylko jej fizycznych przymiotów. I nic dziwnego; o zadowolenie zmysłów przy ich luźnych poglądach na moralność jest im stosunkowo wiele łatwiej, niż o duchową spójnię z istotą, z którą ich miłość płciowa łączy.
Z tego, co tutaj napisałam, wynikają dla ciebie dość ważne wskazówki: Aby sobie zapewnić możność wyboru, uniknąć małżeństwa z konieczności, małżeństwa jako jedynego punktu wyjścia z kłopotliwego materjalnego położenia, aby módz trafić na człowieka, któryby pragnieniom twego serca odpowiedział, nie uważaj wyjścia za mąż za nieuchronną konieczność i — nie szukaj męża!
Staraj się, ile możności, materjalnie i moralnie stać o własnych siłach i na sobie polegać. Nie uważaj się za wątły bluszcz, który tylko w potężnym dębie oparcie znaleźć może. Dęby mają dzisiaj tak dużo do dźwigania, a czasem jeszcze tak bywają zmurszałe, że rola opiekunów i kierowników nie bardzo im się uśmiecha. Ty sama zaś, im więcej sił i energji w sobie rozwiniesz, im bardziej odporną, wytrwałą i zaradną się staniesz, tem lepiej się do swych zadań życiowych przygotujesz, bez względu na to, czy będą to zadania matki i żony, czy jakiekolwiek inne. Prawda, że na liczny zastęp konkurentów, z pośród których wybierać byś mogła w żadnym razie rachować nie możesz, że decyzja twoja zawsze obracać się będzie około kwestji: „iść, czy nie iść za mąż?” nie zaś około pytania: „którego z pomiędzy nich wybrać?” Zdaje mi się jednak, że dla kobiety z głębszym charakterem, wyższym poczuciem godności i silniejszemi uczuciami, w żadnych warunkach kwestja nie stawia się inaczej.
Czyż można właściwie wybierać z pomiędzy kilku ludzi, z których jeden tylko przecież posiadać może naszą miłość, a inni są obojętnymi? Przecież kochając pana N nie mogę równocześnie za pana Z wychodzić, gdyż to byłoby niemożliwością. Mogę co najwięcej, mimo miłości — dla bardzo ważnych powodów nie wyjść za pana N, i tylko co do tego wahać mi się wolno. W takim też tylko sensie mówiłam o wyborze męża.
Mam nadzieję, że przy swych wrodzonych zdolnościach, silnej z natury budowie fizycznej zdołasz posiąść wykształcenie, które cię uzdolni do pracy korzystnej i nie nadwerężającej sił. Mam nadzieję także, że ci ambicji, charakteru, pracowitości i wytrwałości nie zbraknie dla sumiennego pełnienia obowiązków, których się podejmiesz; przypuszczam więc, że może widmo nędzy nie popchnie cię w objęcia człowieka, któryby ci jako jedyny warunek szczęścia zapewnił możność utrzymania egzystencji. Dla mniej szczęśliwych rówieśniczek twoich takim losem zagrożonych mam nie słowa potępienia lecz głębokiego współczucia.
Nie mniej niż poprzedni, uzasadnionym się wydaje i taki zarzut. „Jeżeli małżeństwo z miłości uważamy za jedyny moralny związek, który kobietę z mężczyzną połączyć może, to nie mówmy już o wyborze męża. Miłość jest ślepa, nie rozważa i nie rozumuje, a Tytanja zakochana w oślej głowie, Goplana rozmiłowana w Grabcu — mają w naszym świecie kobiecym bardzo liczny zastęp sobowtórów”.
Jest w tem bardzo dużo prawdy, ale nie jest to prawda bezwzględna. Pamiętajmy, że zarówno Goplanę, jak i Tytanję do tak niewłaściwego kierunku miłosnych zachwytów skłoniła ta potęga, którą poetyczne alegorje napojem miłosnym nazywają, a które w życiu rzeczywistem nazywa się po prostu wyobraźnią, wybujałą w erotycznym kierunku.
Panienki, których wyłączny pokarm umysłowy stanowią sentymentalne powieści, pełne namiętnych wybuchów i przesiąknięte erotyzmem zmysłowym utwory, lub rozmowy toczone w kole rozmarzonych a nieświadomych życia rówieśniczek — piją całemi garncami ten napój miłosny, tak odurzający, że może ich w końcu uzdolnić do zakochania się w pierwszym lepszym Grabcu. O takich panienkach słusznie się ktoś wyraził, że nie kochają człowieka lecz kochają miłość, a nie chodzi im nawet o to, żeby w tej miłości znaleźć źródło szczęścia i siły dla siebie i wybranego, lecz żeby przeżyć pewną ilość erotycznych wrażeń, choćby bardzo rozdzierających, bolesnych i tragicznych.
To przesadne i niezdrowe wyobrażenie o miłości podyktowało jednej z moich znajomych charakterystyczne zapytanie w chwili, gdy się decydowała zerwać z narzeczonym, doszedłszy do przekonania, że go nie kocha i szczęścia swego dla niego poświęcać nie może. Wtrąciłam wśród poufnej rozmowy uwagę: „życia on sobie nie odbierze”. Ona zaś wprost zdumiona temi słowami, zapytała: „Jak to? więc myślisz, że mnie wcale nie kochał?”. Kiedy się moje słowa sprawdziły, czuła się wprost obrażoną. Fakt, że były narzeczony po pewnym czasie ożenił się z inną, uznawała jako dowód jego moralnej nędzoty.
Chcąc się więc uchronić od zakochania się w oślej głowie, nie nadużywaj miłosnego napoju i nie sądź, że życie człowieka składać się może z samych miłosnych zachwytów i katastrof sercowych.
Bez sztucznych podniet zbudzi się serce i w tobie przy sprzyjających okolicznościach, a najlepiej będzie, jeśli się wzbudzi wyłącznie pod wpływem podniety naturalnej, to jest osobistych przymiotów człowieka, który twoją miłość posiądzie. Większość pomyłek, na które przy wyborze męża narażają się dziewczęta, przypisać można właśnie ich wybujałej i rozgorączkowanej wyobraźni, którą niebaczni wychowawcy lekkomyślnie potęgują przez ogólnie przyjęty system wykształcenia panien i przez utrzymywanie ich w nieświadomości rzeczywistych życiowych stosunków.
Jakkolwiek bowiem miłość nie rozważa i nie rozumuje, nie brak dowodów i na to, że na możność zakochania się w tym lub owym człowieku wpływają bardzo potężnie nasze ogólne poglądy, przyzwyczajenia, przesądy, to wszystko, co się na nasze życie umysłowe składa. Wiemy przecież bardzo dobrze, że jest rzeczą rzadką, by panna z wyższej towarzyskiej sfery zakochała się w mężczyźnie, który np. palcami nos obciera i rąk nie myje. Panny z prowincji, na wsi wychowane, darzą najchętniej swą sympatją młodzież, która zręcznie konno jeździ, celnie strzela i zgrabnie tańczy. Choćby młodzieniec posiadał wiedzę mędrca, a serce apostoła, pozbawiony tych zalet, wydałby im się przeważnie tylko śmieszną, niezdarną kreaturą.
Natomiast panny, żyjące w kole inteligencji miejskiej, uważają czasem za niemożliwość zakochanie się w człowieku, który nie kończył uniwersytetu.
Ponieważ nie znają życia, ani istoty małżeńskiego stosunku, ulegają pierwszej lepszej podniecie ze sfery tych wyobrażeń, które im są najbliższe i najlepiej znane. Reszty przymiotów dopożycza ukochanemu wyobraźnia panieńska, a całą treść ich miłości stanowi rozbudzenie zmysłów.
Tem się też tłómaczy gromadne zakochiwanie się panien w aktorach, śpiewakach, muzykach i wogóle w osobistościach głośnych, choćby czasem rozgłos swój zawdzięczali takim cechom, które ich wcale na mężów i ojców nie kwalifikują. Stąd też wynikają pensjonarskie uwielbienia dla starych profesorów, adoracje dewotek dla księży i te prawdziwe klęski rodzin, spowodowane przez typowych pożeraczy serc, którzy nieraz magnetyczny wpływ swój na kobiety zawdzięczają wyłącznie swej opinji ludzi niebezpiecznych. Czasem karjera takiego Don Juana zaczyna się po prostu od nieuczciwych przechwałek, szarpiących opinję osób dotąd nieposzlakowanych, a właściwy kobietom popęd do owczego naśladownictwa i brak samodzielności sprawia, że wydaje im się rzeczą równie niemożliwą oprzeć się temu, któremu się dotychczas żadna nie oparła, jak zakochać się w takim, za którego poprzednio już dwie przyjaciółki wyjść nie chciały.
Sądzę, że gdyby panny wcześniej przywykały patrzeć na miłość, jako na łącznik duchowy dwóch istot, a zarazem jako na pierwszy szczebel, wiodący do macierzyństwa, — a na małżeństwo jako na ścisły duchowy i fizyczny związek, mający na celu oprócz wspólności życia i wydawania potomstwa, może by ich miłosne zapały nie błąkały się po takich manowcach i nie tak często w przepaść je wiodły.
Pragnęłabym, abyś, przy zachowaniu wszystkich poprzednio przezemnie wyłuszczonych rad, nigdy nie traciła z oczu tej prawdy, że twe najgorliwsze usiłowania w celu zapewnienia twym dzieciom zdrowia i dobrego wychowania iść muszą na marne i w niwecz się obrócić, jeżeli twym wspólnikiem w tak ważnem zadaniu będzie człowiek, nie posiadający zalet dla męża i ojca niezbędnych.
Choćby ciało twoje było zdrowem, jędrnem, doskonale zbudowanem, twa krew czystą jak źródła górskie, a twoja troskliwość macierzyńska niezrównaną, zmuszoną będziesz rodzić i wychowywać kaleki, cherlaków, niedołęgów lub idjotów, jeżeli ojciec choroby swe i ułomności im przekaże.
Twoja własna młodość, czerstwość i uroda zwiędnąć mogą skutkiem nieuleczalnych chorób, biorących początek w niewłaściwym związku. Może zupełnie będziesz się musiała wyrzec pociech macierzyńskich, może życiem dzieci lub życiem własnem przypłacisz zgubny krok, do którego cię miłość popchnęła!
Jakkolwiek wpływ organizmu matki na rozwój organizmu dziecka jest większy, jakkolwiek wychowanie naszych dziewcząt przeważnie warunkom hygieny nie odpowiada, to jednak każdy człowiek doświadczony przyznać musi, że dziś niebezpieczeństwa grożące przyszłym pokoleniom ze strony ojców najmniej po trzykroć przewyższają te, które im zagrażają ze strony matek. Wychowanie mężczyzn jest niemniej wadliwe niż wychowanie kobiet, a ich luźne pojęcia moralne, fałszywe przywileje któremi się cieszą i zgubna tolerancja, która wszelkie wybryki młodzieży otacza, pozwalając jej szumieć, póki się w jarzmo małżeńskie nie wprzęgnie, naraża młodych ludzi na choroby, które nietylko im życie skracają, i zdrowie rujnują, lecz mszczą się na bliższych i dalszych pokoleniach, które z nich początek biorą.
Wiem, że tobie samej trudno będzie się informować o zdrowie twego narzeczonego; jestto raczej obowiązkiem rodziców lub opiekunów. Jeżeli jednak zabraknie ci mojej opieki, przypuszczam, że zawsze mieć będziesz przy sobie kogoś ze starszych zaufanych przyjaciół, któryby się tej roli podjął i ciebie od najstraszniejszej klęski życiowej uchronić zdołał.
Na to też liczę napewno, że jeśli otrzymasz odpowiednie ostrzeżenie od życzliwych ci osób, nie będziesz go lekceważyła i nie będziesz się pocieszać myślą, że twoja idealna miłość osłodzi życie nieszczęśliwemu, a od zadowolenia zmysłowych popędów powstrzymać się będziesz mogła. Nie wiesz, jak długo utrzymasz się w tym idealnym nastroju, a przedewszystkiem nie możesz liczyć na to, by się w nim utrzymał twój mąż, zwłaszcza jeśli jest tyle niesumienny, że nie lęka się młodą twą egzystencję przykuć do swej fizycznej ruiny.
Strzeż się też od ulegania tym owczym pędom, które całe gromady ofiar rzucają w objęcia słynnych zdobywców serc i salonowych rozbójników. Rozgłos osobistości demonicznych i niezwyciężonych niech ci nie imponuje; zwykle nie bierze on źródła z żadnej innej istotnej wyższości.
Przypuśćmy nawet, że taki mężczyzna zachował swą fizyczną młodość i zdrowie, dzięki temu, że tylko zdrowe istoty unieszczęśliwiał i do upadku doprowadzał, to jednak chwilka zastanowienia wytłómaczy ci, że dusza jego musiała się zatruć i znieprawić w ciągu tej karjery Don Juana, złożonej z kłamliwych obietnic i fałszywych przysiąg, zręcznie odgrywanych komedji, na zimno dokonywanych eksperymentów i wyuzdaną hulanką zagłuszanych wyrzutów sumienia.
Czyż nie odstręczy cię od niego myśl, że człowiek, który tyle kłamał i oszukiwał, i ciebie także oszukiwać może, że przywykły do bawienia się tem, co dla ciebie jest świętością, i tobą także się bawi, a wyznania miłosne, które ciebie o zawrót głowy przyprawiają, on deklamuje z wprawą rutynowanego aktora, występującego po raz setny w tej samej roli? Czy może szanować w tobie kobietę, matkę swych dzieci ten, który tyle kobiet poniżył i pod pręgierz opinji postawił?
Nie możesz naturalnie łudzić się nadzieją, że będziesz bezwarunkowo pierwszą miłością twego wybranego, jednakże tego żądać masz prawo, abyś była naprawdę jego miłością, a nie zabawką kupioną za cenę aktu ślubnego. Pod tym względem zawsze lepszą gwarancję da ci człowiek, który miłości nie traktował jako sportu, nie szumiał, na kawalerskie wybryki sobie nie pozwalał, a czcząc własną matkę, braterskiem przywiązaniem i opieką darząc własne siostry, nauczył się w każdej kobiecie szanować czyjąś córkę i siostrę, oraz przyszłą matkę. Ludzie tacy nie umieją bardzo wprawnie i zręcznie dziewczętom głowy zawracać, ale tem więcej szczerą miłość wzbudzić mogą, że na nią zasługują.
Nie bierz za miłość pierwszego lepszego uczucia sympatji, które cię do danego mężczyzny zbliży. Młode serca wezbrane potrzebą miłości szukają ujścia w każdym stosunku, który się nastręczy, tam nawet, gdzie zupełnie wystarczyłby szacunek, życzliwość lub współczucie. Nieszczęśliwi, choćby sami na siebie swe nieszczęścia ściągali, wykolejeni, starzy, schorowani, różne fizyczne i moralne kaleki i niedołęgi, nie tracą więc nadziei, że się do nich jakieś młodziutkie, nieświadome życia stworzenie przywiąże i przez to całą swą przyszłość zwichnie.
Zanim się niepodzielnie oddasz takiemu uczuciu, zastanów się najprzód, czy chciałabyś mieć dzieci podobne do człowieka, z którym życie swe łączysz, czy zgodziłabyś się na to, żeby im przekazał swoje ułomności fizyczne i moralne, swoje kalectwa i swoje dziwactwa. Czy miłość twa, wystawiona na długoletnie próby cierpliwości, rezygnacji, poświęcenia, zaparcia się wszystkiego, co życie miłem czyni, wyjdzie z nich zwycięzko? Wreszcie, czy masz prawo powoływać do życia istoty obarczone dziedzicznemi przypadłościami? Rozważ i to, że choć miłość, którą w danej chwili dla wybranego swego serca odczuwasz, wydaje ci się bezgraniczną, nie dorównywa bynajmniej ona temu uczuciu, które dla dzieci swych będziesz miała, że z czasem, widząc w nim źródło nieszczęść, które na nie spadną, nie tylko zobojętnieć, ale nawet znienawidzieć go będziesz w stanie.
I to również jest ważnem, ażebyś w swym przyszłym mężu widziała te przymioty moralne i zalety umysłu, które w ludziach wogóle najwięcej cenić przywykłaś i które pragnęłabyś swoim dzieciom przekazać. Wychowanie dzieci przeważnie w twem ręku spoczywać będzie, ale nie będzie w niem spoczywać wyłącznie, a jeżeli zaś ono wogóle ma się udać, musi panować między rodzicami zgodność zasadniczych poglądów na życie, bo wśród domowej rozterki rozwój dzieci jest dziełem ślepego przypadku.
Powinnaś też pamiętać o tem, że od chwili połączenia się z mężem stanie się on dla ciebie nieodłącznym towarzyszem i przyjacielem, że będziesz z konieczności zmuszona unikać wszystkiego, co cię od niego oddala i z nim różni, a tego się chwytać, co między wami ściślejszą spójnię stanowi. Nawet najbliższa rodzina, nawet najserdeczniejsza przyjaciółka nie wynagrodzi ci tych braków, które w pożyciu z nim odczuwać będziesz, jeśli się usposobienia wasze nie dobiorą i jeśli każde z was będzie miało pewną sferę uczuć i pojęć dla drugiego niedostępną i zamkniętą. Dlatego też zanim powiesz słowo decydujące, staraj się wtajemniczyć w sposób myślenia twego przyszłego męża, poznać sferę jego zainteresowania i zakres działalności, szczerze i naturalnie wypowiadaj mu własne poglądy na rzeczy, które cię zainteresują, a jeśli taka wymiana myśli doprowadzi was do harmonijnego nastrojenia dusz na jeden ton zasadniczy, to miłość dopełni reszty i zespoli was w najściślejszy węzeł, jaki człowieka z człowiekiem połączyć może.
Względy materjalne, zwykle stawiane na pierwszym planie, ja umieściłam na końcu, nie dla tego, żebym je pomijać lub lekceważyć radziła, lecz dla tego, że mają one istotnie dopiero trzeciorzędne znaczenie.
Ludzie wogóle bardzo źle znoszą materjalne kłopoty, a troska o jutro odbiera im łatwo moralną równowagę i pozbawia ich wielu cennych właściwości usposobienia. Pod wpływem nieustających pieniężnych niedoborów stają się zgryźliwi, nerwowi, niecierpliwi, znudzeni i przygnębieni, a w takim stanie umysłów o harmonji małżeńskiej mowy być nie może. Dlatego też mam nadzieję, że będziesz tyle rozsądną, by nie wyjść za człowieka, dla którego byłabyś ciężarem nad siły i nie zdecydujesz się mieć dzieci, których byś nie miała czem wyżywić.
Jeżelibyś go bardzo kochała, jeżeliby wam się zdawało, że żyć bez siebie nie możecie, to zdecyduj się czekać do chwili, aż się wasze materjalne położenie, dzięki pracy i oszczędności, poprawi i połączenie się umożliwi. Będzie to nawet dla ciebie bardzo pożyteczną próbą miłości twego przyszłego męża i twej własnej, oraz energji i wytrwałości obojga.
Z drugiej strony i to przyznać można, że w większości wypadków obawy, dotyczące materjalnej egzystencji są przesadzone. Ludziom rozumnym, poważnie myślącym i czującym głęboko, nie potrzeba do szczęścia tak dużych dochodów lub tak znacznego majątku, jak się powszechnie mniema. Wogóle ludzie mało zdają sobie sprawę z tego, bez ilu rzeczy takich, do których przywykli, obejść by się mogli, gdyby mieli kompensatę w tak ważnych źródłach szczęścia, jak przywiązanie wzajemne i widok zdrowych, ładnych, poczciwemi skłonnościami i bystrem pojęciem obdarzonych dzieci.
Zbyt mało też wiedzą o tem, że każda najdrobniejsza przyjemność, najskromniejsza rozrywka, najmniejszy wzrost domowego dobrobytu, staje się źródłem niemałych rozkoszy, jeśli nie jest rzeczą powszednią i łatwą, lecz pewnym trudem i dłuższem oczekiwaniem okupioną. Podróż zagranicę nie taką sprawia przyjemność ludziom bogatym, jak krótka zamiejska wycieczka tym, którzy cały tydzień w pocie czoła pracowali; całe kosztowne umeblowanie pięknego salonu nie tyle cieszy człowieka, mającego duże dochody, jak kupienie łóżka temu, kto sypiał na ziemi, lub sprawienie ściennego zegara w domu, w którym tani budzik funkcje czasomierza pełnił.
Jeżeli mąż w żonie, a żona w mężu znajduje moralne i materjalne oparcie, jeżeli zgodnie i łącznie dążą do zapewnienia dzieciom dobrego wychowania, to praca ich nie męczy, oszczędność życia nie obrzydza, a troski materjalne znoszą mężnie i nawet wesoło.
Tam tylko bywają one przyczyną rozterki domowej, gdzie biorą źródło w lekkomyślności, egoizmie lub zgubnych nałogach jednej lub drugiej strony. Żona próżna, leniwa, strojnisia, rozrzutna i niedbała, z egoistycznem zadowoleniem trwoniąca zarobek męża, który na niego kosztem sił i zdrowia pracuje; mąż lekkomyślny, sybaryta, lub hulaka, trwoniący po za domem grosz, dla wyżywienia dzieci niezbędny, muszą sobie wzajemnie zakwaszać życie, i żyć w piekiełku domowem, którego stałym gościem jest komornik.
Spokój domowego ogniska zabezpieczają nie wielkie dochody, lecz takie, do których mąż i żona chętnie swe wymagania przystosują, jeżeli je przystosować wogóle mogą — co jednak poniżej pewnej cyfry dla danego stopnia kultury, staje się istotnie niemożliwem.
Po napisaniu tych uwag, pokazałam jednej z mych przyjaciółek cały rękopis i taką od niej usłyszałam krytykę:
„Jeżeli ta książeczka ma być dla twej córki istotnym kierownikiem, a zarazem jedynym majątkiem, który jej przekażesz, to z góry pogódź się z myślą, że panną zostanie. Gdzież znajdzież człowieka, który by dał jej wszystkie wymagane przez ciebie gwarancje, miłością ją obdarzył i miłość jej wzbudził? Choć by nawet i takiego znaleźć mogła, boć i tacy trafić się mogą niewątpliwie, choć ich niema wielu, to przecież ona szukać go nie będzie. Tego jej nie radzisz i to z jej pańskiej roli nie wynika, zwłaszcza że chcesz wykorzenić z niej to wszystko co na kokieterję i próżność zakrawa, a nie myślisz jej kształcić w sztuce podobania się, dzięki której niejedna kobieta tak nieszczęśliwie swem życiem pokierowała”.
Słowa jej skłoniły mnie do chwilki namysłu, poczem odpowiedziałam:
„Że córka moja panną zostać może, tego bynajmniej nie zaprzeczam i z tem przypuszczeniem zupełnie się godzę, a choć wolałabym ją widzieć szczęśliwą żoną i matką, nie wątpię jednak, że te same przymioty, które by jej szczęście rodzinne zapewnić mogły, we wszelkich innych warunkach posłużą jej do wypełnienia swego życia pożyteczną pracą, ważnemi obowiązkami i takiemi serdecznemi stosunkami przyjaźni i przywiązania, które jej w znacznej części ciepło rodzinne zastąpią. Jedyną klęską, jakiej się dla niej naprawdę obawiam i od jakiej za każdą cenę ustrzedz bym ją pragnęła, jest roztrwonienie swych fizycznych i duchowych sił w niedobranym i nieszczęśliwym związku i skazywanie na udział w cierpieniach i poniewierce niewinnych istot, którym by życie dała.
Nie sądzę jednak, aby ona miała być nieuchronnie na staropanieństwo przeznaczoną. Choć jej nie będę w świat wprowadzać, nie będę jej wszakże trzymała pod kloszem. Będzie się musiała samodzielnie zatrudniać, wśród ludzi obracać, poznawać ich i im się dać poznać, będzie się stykała z życiem rzeczywistem, a nie ze sztucznem życiem salonów — i mam nadzieję, że to jej da sposobność poznać ludzi takiemi, jakiemi są, a nie jakiemi się wydawać pragną.
Jeżeli rozwinie w sobie te przymioty, które w niej widzieć pragnę, jest rzeczą prawdopodobną, że jej młodość, świeżość, zdrowie, prostota i szlachetna godność postępowania, jej szlachetne uczucia, prawość i bystrość umysłu — zwrócą uwagę mężczyzny, który właśnie te przymioty ceni w kobiecie, towarzyszce życia.
Co zaś do sztuki podobania się, tej nauczy ją miłość. Nieświadomie, instyktownie odkryje ona tysiące sposobów przywiązania do siebie człowieka, do którego jej serce przylgnie!”.