Dola i niedola/Część I/XXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dola i niedola |
Podtytuł | Powieść historyczna |
Data wyd. | 1878 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część I Cały tekst |
Indeks stron |
Warszawa téj zimy była bardzo świetna; nigdy może zjazd nie był tak liczny.
Do świetniejszych domów stolicy należał dom hrabiny O....., niegdyś sławnéj z wdzięków i życia dosyć swobodnego Krystyny X...... Warszawa zdumiona została jéj niespodzianém zamążpojściem za człowieka prawie zupełnie tu nieznanego, młodszego znacznie od niéj, o którym powiadano, że wzięty na wychowanie przez swych dalekich krewnych, opuściwszy ich, przeszedł do ciepłéj wdówki. Ciemna jakaś, straszna, skandaliczna historya kryła się w głębi tego wypadku, o którym zresztą bliżsi milczeli, dalsi nie wiedzieli wiele, a ciekawi niewiele dopytać się mogli. Dosztukowywano wyobraźnią i domysłami to, czego brakło w opowiadaniach, mało kto wszakże chciał i lubił o tém mówić.
Wiedziano tylko, że kasztelanowa Julia dla słabości męża pozostawała na wsi na czas jakiś, a przypisywano to poróżnieniu z dawną przyjaciołką i wychowańcem.
Ślub pani Krystyny z młodym chłopakiem i nagłe jego wyniesienie się zwróciły nań uwagę wszystkich; godzono się też niemal ogólnie na to, że godzien był losu, który go spotkał, gdyż przymioty umysłu, powierzchowność miła, uprzejmość w obejściu, takt w postępowaniu z ludźmi, wielce go zalecały. Jeden tylko był dla niego głos pochwały ogólny i zgodny.
Pani Krystyna, która czas bardzo długi spędziła za granicą wyszedłszy za mąż, postawiła swój dom na stopie bardzo świetnéj. Świeży spadek po ciotce, która jéj zapisała całe swe mienie, szczątki odziedziczone po mężu, dawały jéj więcéj jeszcze środków zajaśnienia na teatrze ówczesnym wielkiego świata. Uboga była może potępiona i wzgardzona, bogata i można w stosunki, została wytłómaczona i uniewinniona. Ludzie znajdowali nawet, że los ten jéj się należał.
Dom nowo otwarty zalecał się nadzwyczajną elegancyą i dobrym tonem; uchodził jeśli nie za jeden z najświetniejszych, to za jeden z najwykwintniéj urządzonych w Warszawie; obudzał nawet zazdrość wielu współzawodniczek majętniejszych, ale nie tak zręcznych. Zaślubiny państwa młodych, odbyły się gdzieś na wsi po cichu; ale późniéj przez wielowładną i możną rodzinę krajczyny uświęcone zostały mnóztwem wspaniałych przyjęć i obchodów, gdyż pani prezentując swojego męża, obwoziła go po całym kraju. Państwo młodzi przybyli po téj wędrówce matrymonialnéj do stolicy, poprzedzani sławą młodego stadła, które zajaśnieć miało na horyzoncie Warszawy blaskiem najlepszego zagranicznego tonu. Wiele sobie z góry obiecywano z tego domu.
Sama pani wiedziała dobrze, iż jedynym sposobem utrzymania przy sobie męża było rzucenie go w tę grę namiętności ambitnych, w to polowanie o znaczenie i wziętość, które pochłaniając go całego, miało mu odjąć ochotę do innych intryg i zabawek.
W nauczającéj podróży, którą z nim odbywała od komina do komina dworu swéj familii, starała się, jako wytrawniejsza od niego, wskazać mu przykładami na członkach swéj rodziny, umiejętność życia i robienia karyery, różne strony politycznego świata, różne drogi pochodu i sposoby, jakiemi dobijać się było można coraz wyższych szczebli.
Naturalnie nie było tam wcale prawie mowy o korzyściach ogólnych dla kraju z obrania téj lub innéj drogi, ale o wyzyskaniu położenia dla siebie... Krystyna dawała mężowi zbawienne nauki, a w obawie, aby się zbyt porywczo ku jednéj stronie, paląc za sobą mosty, nie rzucił, kreśliła mu za wczasu program przyszłego postępowania.
— To co czyni rozdzielona familia moja, która wszędzie ma przyjaciół, plecy i zwolenników, na pozór będąc w opiniach niezgodną, a w rzeczy zabezpieczając się tym podziałem na wszystkie obozy od wszelkiego wypadku — myśmy powinni uczynić na mniejszą skalę. Niepotrzeba się garnąć wyłącznie do nikogo, ale o ile możności żyć dobrze ze wszystkimi, czekać, patrzeć i zachować się dla wypadków, aby one nas nie zgniotły... Każde stronnictwo wymaga ofiar... a ty ani ja nie powinniśmy paść ofiarą... Trudno jest zgadnąć kto wygra; trzeba być zawsze gotowym stanąć przy tych, co się utrzymają. Cała twoja mądrość — mówiła mu Krystyna — grać rolę obojętną, niewyraźną, dać się pożądać wszędzie, pokazać czasem, że się ma siłę, ale jéj nie poświęcać, qu’à bon escient... gdy się dobrze wyrachuje, jakby się z niéj największy wyciągnęło pożytek.
Nauki te trafiały do przekonania uczniowi, który w przyswajaniu ich sobie okazał bardzo wiele intelligencyi. Krystyna dotąd ze wszech miar była z męża zadowolona, wiele też sobie obiecywała w przyszłości po nim.
Rzadko kto potrafi się tak prędko wcielić w położenie całkiem dla siebie nowe, jak hrabia Adam; (został bowiem hrabią niezaprzeczonym), znano go już w stolicy i zwano le beau.
Chłodny, obrachowany, grzeczny, miły na podziw, pełen słodyczy, pełen wyrozumiałości dla bliźnich, którym nigdy nawet najjawniejszych grzechów ich nie miał za złe, ani się niemi odstręczał, — hrabia Adam był w ogóle ze wszystkimi dobrze, lubili go wszyscy, pożądany był wszędzie.
Surowi wprawdzie dziwili się trochę, widząc go siadającym z kolei na wszystkich stołkach; ale młodość i skromność wymawiały ten sceptycyzm polityczny. Sądzono, że wszystkich krzesełek próbował, aby w ostatku obrać sobie najdogodniejsze.
Chętnie posługiwał jednym i drugim, uśmiechał się ich argumentom, przyklaskiwał skromnie postępowaniu, rysy tylko zbyt wybitne zawsze się starał ścierać i łagodzić. Najradykalniejsze teorye przechodząc przez jego usta nabierały charakteru oklepanek rozcedzonych w wodzie różanéj, nikomu nie szkodliwych.
Z kolei też salon hrabiny dawał przytułek gościnny Kołłątajom i Ignacym Potockim, to znowu Branickim i Rzewuskim; a że w nim wszyscy się bawili i każdy potrzebował terrytoryum neutralnego, aby się na niém czasem spotkać z przeciwnikiem i wybadać go — znajdowano go pod tym względem bardzo wygodnym.
Adam właściwie nie miał żadnych stałych przekonań. Zbyt był młody jeszcze, więc nie mógł sobie wyrobić mocnych idei politycznych wychowanie paryzkie zatarło w nim zasady młode, w zamian nie dając mu żadnych nowych, prócz mglistych pojęć jakiegoś idealnego, lepszego bytu ludzkości, stanu natury, popsutego i nadwerężonego przesądami. Przesądem naówczas zwało się w ogóle wszystko, czego nie rozumiano.
Czując, że w wielu rzeczach doświadczenie żony mogło mu być przewodnikiem bezpiecznym, pan Adam słuchał jéj wiernie. Krystyna była nim zachwycona.
Posłuszna tradycyom familijnym, ważyła jeszcze jaką dlań obrać ma drogę. Umysł jéj żywy, chwilowo dawał się opanowywać ideom nowym, ale praktyczność niewieścia wstrzymywała ją od zupełnego oddania się im i poświęcenia jednemu stronnictwu. Z nowatorami wyuczyła się ich języka, i gdy towarzystwo było wybrane, szydziła z przesądów jak drudzy; ze starymi, którzy ubolewali nad ideami nowemi, dźwiganiem się do równości wszystkich stanów i t. p., umiała zręcznie rzucić argument i żarcik na stronę ich przekonań.
Nie wiążąc się ani z jednymi, ani z drugimi, hrabina wyczekiwała. Adam był jako młody skłonniejszym do rzeczy nie starych, był przytem szlachetką ubogim wielkiego imienia, i musiał się zasługiwać po trosze nowemu obozowi; ona jako z panów pani miała tę żyłkę arystokratyczną, któréj wypróć z człowieka nic nie potrafi, nawet nieszczęście, nauka, nawet serce i umysł wzniosły.
Dom nowy był więc bardzo przyjemny, urządzony nie tak wspaniale, jak raczéj wykwintnie i starannie, nadewszystko dobrego tonu. Hrabina była bogatą świeżo otrzymanym spadkiem, więcéj niż resztkami dawnego mienia, które z nieboszczykiem mężem zadłużyła; kłopoty majątkowe, których dawniéj doświadczyła, nauczyły ją więcéj rządności, wiek dojrzalszy uczynił prawie oszczędną. Mąż musiał się stosować do jéj woli i był posłuszny.
W istocie przybrany ten małżonek młody, który dogadzał miłości własnéj kobiety, chlubiącéj się najpiękniejszym mężczyzną w Warszawie, trzymany był w dość ostrych klubach, ale tak, aby ich nie czuł zbytecznie. Hrabina nie kochała go zbyt zapalczywie, ale była o niego zazdrosną, obchodziła się z nim trochę jak z młokosem i studentem, nie dozwalała rozporządzać niczém. Była dobrą dla niego i łagodną, ale panią.
Adam, który sądził, że tu dopiero swobodnym będzie, poczuł się w wywatowanéj bawełną niewoli. Kajdany były złote, brylantowe, kwiatkami upstrzone, ale ciężyły jak wszelkie więzy.
Jedném słówkiem czasem, w chwili rozdraźnienia, hrabina dawała mu poczuć gorzko, że go wyciągnęła z niczego, że go, jak mawiała; uszczęśliwiła, podniosła... Adam miał sobie wyznaczoną pensyę miesięczną, wystarczającą na potrzeby, zbyt szczupłą na fantazye; interesa były w rękach pani, a ilekroć on się sam chciał do nich wmieszać, zbywała go milczeniem znaczącém, z marszczkami na czole, udając, że nie słyszy, że nie widzi lub nie rozumie. Cała służba domowa zacząwszy od dziwnie brzydkich, jakby naumyślnie dobranych garderobianek, aż do stróża kamienicy, miała ciche posłannictwo szpiegowania pana i donoszenia o wszystkich jego obrotach. Rozkazy wydawane przez niego proprio motu, gdy przechodziły pewny zakres, szły przed spełnieniem po konfirmacyę do wszechwładnéj pani.
Adam nie mógł nie poczuć téj roli upokarzającéj dla mężczyzny. Nosił on tytuł męża, spełniał jego rolę, ale mu nie wolno było sięgnąć po władzę mężowską. Zazdrosna do śmieszności hrabina, sama sobie pozwalała być zalotną, gdy jéj do tego przyszła ochota, ale najmniejsze ze strony męża zapytanie, mina, obudzały w niéj tylko śmiech pogardliwy. Odprawiała go, kazała mu przychodzić, wzywała do siebie lub nie dopuszczała jak się jéj podobało.
Z jego strony najmniejsze opóźnienie w mieście, trochę swobodniejszy ruch, wywoływały sarkazmy, wymówki, kilkodniowe milczenie i innego rodzaju delikatne prześladowania.
W ogóle starała mu się życie uczynić znośném, ale pragnęła by je wiódł posłusznie, wedle zakreślonego przez nią planu, i wyrzekł się własnéj woli. Wszystko aż do stroju, jaki miał włożyć, aż do ksiąg, które miał czytać, do ludzi, z którymi bliżéj się mógł związać, było mu wyznaczone; niekiedy nawet, jakby dla wypróbowania, pytała go o zdanie sprawy z zadanéj mu lekcyi.
Adam czasém się też probował zerwać z tego łańcucha, ale do niego powracał, bo gdy chciała, umiała go zręczna pani upieścić, ukołysać i zniecierpliwiony umysł uśmierzyć, trochę obudzić namiętność, podraźnić dumę, odegrać nawet miłość jakąś w swoim rodzaju zapalczywą i działającą jeśli nie na serce, to na młode zmysły.
Była to kobieta z doświadczeniem, z głową, bez serca wprawdzie, ale rozumna i zręczna. Życie z pierwszym mężem posłużyło jéj wielce do wprowadzenia drugiego; okuła go powoli, delikatnie, i robiła z nim co chciała.
W kilka tygodni po ślubie, z rana, poprosiwszy go do siebie na śniadanie, kazała mu zajrzeć pod serwetę... Adam znalazł tam order Św. Stanisława i patent na niego, za który gorąco ucałował jéj rączki. Był z niego bardzo szczęśliwy przez parę miesięcy, ubierał się w niego, cieszył, chlubił, i nigdy mu na myśl nie przyszło nawet zapytać siebie: za jakie go dostał zasługi?
Nowy kawaler Św. Stanisława pojechał podziękować za niego królowi, a Stanisław August na skromny jego komplement odparł grzecznie:
— Praemiando incitat, spodziewam się że WPan, panie hrabio, ojczyźnie za to wypłacisz się, a nie przestając na téj dystynkcyi, zechcesz ubiegać się o wyższe... Wiele na panu pokładam nadziei.
Adam stał się zwolennikiem króla bardzo gorącym na czas jakiś, — trwało to jednak krótko.
Po upływie pewnego czasu, zawakowało starostwo, które z lat dawnych, od wieku bywało zawsze w rękach rodziny pani hrabiny: jeździła sama, aby na nie wyjednać ustępstwo od swoich, kręciła się i Adam otrzymał tytuł z dochodem. Intrata starostwa była czystym zyskiem dla hrabiny, gdyż uwolniła ją od płacenia mu pensyi, a Adam miał przecię coś własnego. Żona oszczędziła na tém nieco, on zyskał pozór niepodległości, coś jakby własny majątek, chociaż do zarządu musiał użyć ludzi, jakich mu wyznaczono, i w istocie poczuł zaraz, że i tu panem nie był.
Zabierało się nawet na wyjednanie urzędu dworskiego choć niewielkiego, dla nowego pokarmienia ambicyi Adama, gdy stary hetman, którego jako kuzynka hrabina używała do tego poplecznictwa, powiedział jéj otwarcie:
— Ma chère cousine, wiesz, że wszystko jest u nas dostępne dla wszystkich, kiedy się kto do tego wziąć tylko umie; ale mnie się zdaje, że zbytnią troskliwością o męża, psujesz mu drogę...
— Ja? wujaszku! spytała Krystyna — a to jak?
— Ty go annihilujesz, odparł kuzynek; on nic nie robi, nie ma znaczenia, bo nie ma woli, bo nie może pokazać czy ma jaki talent w istocie. Pochłonęłaś go jak wszystko co cię otacza, moja czarownico... Ale potrzeba z dwojga jedno wybrać: albo chcieć dla niego tylko błyskotek pozornych, albo żądając wyniesienia istotnego, dać mu do niego prawa.
Hrabina zacięła usta.
— Ja wiem — rzekł hetman, — o co ci chodzi, filutko! Jesteś i chcesz być panią u siebie, panią i nad nim; boisz się, aby cię rumak nie uniósł, gdy mu cugli popuścisz, byś z pani nie została niewolnicą. Przyznaj się? Ale tu potrzeba wybierać... Jeżeli będzie sam przez się nic nie znaczącym, zostanie zawsze słomianym dygnitarzem... Niechże coś przecię robi, niech się da poznać; ma talent, ma głowę, pieścisz go pani.
Hrabina potrzęsła tylko głową, nie śmiała nic odpowiedzieć.
— Możecie go użyć przecię, odezwała się po chwili: lui et moi nous n’en demandons pas mieux.
— No, to spróbujemy, rzekł hetman. Ale jeszcze jedno, moja droga kuzynko... Souffrez que je vous en parle à coeur ouvert: nie wiem doprawdy jakiéj barwy jesteście, w waszym domu bywają ludzie wszelkich odcieni, nie wiemy czy na was rachować możemy. Jeżeli starosta jest z królem, wypadałoby, aby się wyraźniéj desynował.
Tych kilka uwag skłoniło hrabinę do pomyślenia nad przyszłością; potrzeba się było wreszcie stanowczo postawić i pchnąć męża w życie czynniejsze.
Nastręczyła mu się tu pierwsza zręczność wejścia w życie czynne przy redakcyi projektów, które z razu po cichu przygotowywał sejm czteroletni. Nim się podjął udziału w téj pracy, spytał wprawdzie żony, ale już był na pół związany uczynioném przyrzeczeniem; a choć ona wątpiła trochę o szczęśliwém przeprowadzeniu reform, zgodziła się na propozycye męża. Byli sam na sam.
— Słuchaj — rzekła do niego — masz dosyć rozsądku żebyś mnie pojął: nie będzie to pierwszy przykład tego rodzaju, ani ostatni... Musimy się rozdzielić... W gruncie ja podzielam twe przekonania, ale choć i w tym obozie mam krewnych, stosunki ściślejsze wiążą mnie z przeciwnym; musimy każde pójść w inną stronę. Ja zostanę ze starszymi, ty idź z nowatorami, nie zapędzając się zbyt daleko... Będziemy się różnili w przekonaniach i opiniach, ale to ze wszystkiego najrozumniejsze: albo ty mnie, lub ja ciebie ratować będę, gdy przyjdzie godzina.
Układ ten zawarty po cichu, pociągnął za sobą małą zmianę w życiu domowém, dał trochę więcéj swobody p. Adamowi i oddzielny salon, w którym co się działo, skrzętnie usłużne szpiegi donosiły pani. Za to mąż, mimo starań, bardzo mało mógł wiedzieć co robiła żona: częściéj widywał ekwipaże posłów i figur urzędowych przed jej drzwiami, niżeli same figury.
Hrabina rzuciła się w intrygi polityczne z zapałem kobiety, która już kochać nic nie mogąc, potrzebuje czémś żyć przecię.
Można było przewidzieć, że przekonawszy się o nicości i marnocie świata, odda się poczekawszy księżom, dewocyi, i rozciągnie swą opiekę nad kościołem.
Zwykła to litania uczuć tych kobiet, którym życie ich domowe i rola cicha a spokojna żony i matki nie starczy: kochanek, mąż, kochankowie, protektorowie, protegowani, ostatnia miłość, intryga polityczna, rozkochanie się w Panu Bogu, który na zmarszczki i wypłakane oczy nie patrzy, naostatek piesek i papuga. Szło to więc trybem zwyczajnym — koleją przewidzianą.