Dzieje rozwoju umysłowego Europy/Rozdział II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dzieje rozwoju umysłowego Europy |
Wydawca | Maurycy Orgelbrand |
Data wyd. | 1873 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Korzon |
Tytuł orygin. | History of the Intellectual Development of Europe |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
i Etnologija.
Europa, ze stanowiska geograficznego, jest półwyspem, ze stanowiska zaś historycznego jest przyległością Azyi.
Przy takiéj budowie Europa nie tylko jest dostępną od strony Azyi — a to stanowi wcale poważny warunek w jéj dawnej historyi — lecz jeszcze posiada szczególnie łatwe kommunikacyje wewnętrzne pomiędzy jedną częścią a drugą. Co większa, jéj linija brzegowa jest tak łamana, ma tyle wrzynających się odnóg i zatok, że stosunkowo do powierzchni brzeg jéj jest dłuższy od brzegów każdego innego lądu. Pod tym względem przedstawia ona rażące przeciwieństwo z Afryką. Europa posiada milę brzegu na każde 156 mil powierzchni. Afryka zaś ma zaledwo jednę mile na 623. To rozległe zetknięcie z morzem, oczywiście, przyczynia się wielce do udostępnienia jéj tak wewnątrz jakoteż i zewnątrz.
Średnia roczna temperatura krajów Europejskich na południowym stoku osi gór dochodzi od 60° do 70° F., lecz na północ od tejże osi ciepło zmniejsza się stopniowo, aż nareszcie na krańcu ostatecznym, na brzegach Nowéj Zemli, ziemia jest zawsze zamarznięta. Jak w innych częściach kuli ziemskiéj, tak i tutaj klimat nie odpowiada szerokości geograficznéj, lecz zmienia się skutkiem rozmaitych przyczyn pomiędzy któremi dadzą się zaznaczyć: wielki prąd Atlantycki — Golfstrom (Gulf Stream) — przychodzący z Ameryki, i pustynia Sahary. Ostatnia udziela Europie południowéj nadmiernego gorąca, pierwszy łagodzi temperaturę Irlandyi, Anglii i całéj części zachodniej. Zarazem podnoszą one linije roczne zotermiczne do wyższych równoleżników. Jeżeli Europa nie mieści w sobie pustyń, to też nie posiada ona i nieprzebytych lasów, jakie widzimy w krajach zwrotnikowych. Wilgoci ubywa, gdy się posuwamy od zachodnich brzegów Portugalii, Francyi, Irlandyi ku wschodowi, a gdy się udamy do Azyi, zniknie zupełnie w pustyni Gobi. Nie masz tu obszernych jednostajnych płaszczyzn geograficznych jak w Azyi, i dla tego nie ma też rozległéj jednostajności w rasach ludzkich.
Lecz nie tylko podnosi się temperatura lądu europejskiego działaniem golfstremu i wiatru południowo-zachodniego; od nich zależy też jego bogactwo roślinne, ponieważ bogactwo to pomiędzy innemi rzeczami stosuje się do ilości deszczów. Obfitość ich daje Ameryce Południowéj te zdumiewające lasy; brak ich wytwarza drzewa Australii bez cienia, ze spiczastemi, skurczonemi liśćmi. Przez zmniejszenie wilgoci zielone ogrody Francyi zamieniają się w Gobi na rośliny drzewiaste, pokryte szarym puchem. Warunki fizykalne rządzą tak samo światem roślinnym, jak i zwierzęcym.
Zachodnie kraje Europy przez wpływ wiatru południowo-zachodniego, golfstremu i łańcuchów gór zasilają się obficie deszczami i posiadają przyjazną średnią temperaturę roku; lecz w miarę posuwania się ku krańcom wschodnim ilość dni dżdżystych ubywa, bezwzględna średnia ilość roczna deszczu i śniegu zmniejsza się i średnia roczna temperatura staje się niższą. Na atlantyckim stoku gór norwegskich deszcze padają ciągle; roczna wysokość wody wynosi 82 cale; lecz po drugiéj stronie tychże gór dochodzi zaledwo do 21 cali. Dla podobnych przyczyn Irlandyja jest wilgotna i zielona, a w Kornwallii laur i kamelija znoszą zimowe powietrze.
Jest sześć maxim’ôw deszczowych: Norwegija, Szkocyja, południowo-zachodnia Irlandyja i Anglija, Portugalija, północno-wschodnia Hiszpanija, Lombardyja. Odpowiadają one odnośnie łańcuchom gór. W ogóle, ilość deszczów zmniejsza się w kierunku od równika ku biegunom, ale też wielce zależną jest od przeważającego wpływu wyniosłych grzbietów, które w wielu razach równoważą z nadmiarem działania szerokości. Alpy wywierają wpływ na meteorologiją całéj Europy.
Gdy temperatura atmosfery jest dostatecznie nizką, wtedy zgęszczona woda spada w postaci śniegu. W ogólności głębokość śniegu i liczba dni śnieżnych wzrasta w kierunku północy.
Różnica pomiędzy temperaturą zimy i lata wzrasta w miarę posuwania się ku środkowi lądu; ilość deszczów, największa na osi górskiéj, zmniejsza się, gdy postępujemy ku północy lub południowi, również gdy przechodzimy z zachodu ku wschodowi; dla téjże przyczyny wzrasta liczba dni dżdżystych, lecz ilość oraz trwałość śniegu zmniejsza się. Te fakta wskazują nam, jak pełną jest Europa przeciwieństw fizykalnych, tudzież ile klimatów przedstawia. A zatém idzie obfita rozmaitość ludzi.
Jeśli się przypatrzymy mappom izotermów miesięcznych, spostrzeżemy, jak dziwnie zmieniają się te linije, jak się, stają wypukłemi w kierunku północy, zbliżając się do lata, a wklęsłemi na zimę. Nie pilnują się one bynajmniéj biegu równoległego względem linij średnich, lecz zmieniają swoje pochylenia, przybierając nowe wygięcia. W bezwzględnym (absolutnym) swym biegu posuwają się one z rozmaitą szybkością na przestrzeniach wcale niemałych. Linija 50° F., która w styczniu idzie przez Lizbonę i południowe brzegi Morei, przebiega w lipcu na brzeg Laponii i obejmuje Morze Białe. Niby struny, drgające w jakimś ogromnym instrumencie muzycznym, linije izotermiczne Europy i Azyi uderzają w dół i w górę, a potrzebują one całego roku, by jedno uderzenie wykonać.
Na całym świecie warunki fizykalne rządzą rodzajem ludzkim. One to robią dzikim Australczyka; one pozbawiają zdolności murzyna, który nigdy nie jest w stanie wynaleźć abecadła lub arytmetyki, i którego teologija nigdy nie przekracza stopnia czarów. One to sprawiają, że Tatar lubi pokarmy mleczne, gdy Indyjanin amerykański nie znosi ich. Ich to jest dziełem, że karłowate plemiona Europy są górnikami i mineralogami z instynktu. Sztuczne opanowanie temperatury za pomocą mieszkań, ciepłych w zimie a w lecie chłodnych; zmiany w ubraniu zastosowane do pory roku, a szczególnie używanie ognia — uzdolniły człowieka do utrzymania się we wszelkich klimatach. Sam wynalazek sztucznego światła przedłużył mu czas użytkowy życia; oddając mu noc do użytku, ułatwiając stosunki towarzyskie, ogładził on obyczaje, udoskonalił smak i więcéj może, niż cokolwiekbądź innego, dopomógł do postępu umysłowego. Zaprawdę, są to najpierwsze warunki, które umożebniły cywilizacyją. Rozmaitość warunków przyrodniczych wytwarza rozmaite typy narodowe; sztuczne wynalazki sprowadzają ponowne przeobrażenia. Gdzie istnieje kilka klimatów, tam musi być też kilka postaci ludzkich. W tém właśnie, jak okażemy we właściwym czasie, leży wyjaśnienie energii życia europejskiego i rozwój cywilizacyi jego.
Czyż ktokolwiek zaprzeczy wpływu dni dżdżystych na nasze przyzwyczajenia przy pracy, na stan naszego umysłu, nawet w stanie cywilizowanym? O ileż z większą siłą zatém musiały oddziaływać takie wypadki meteorologiczne na źle zabezpieczonych, źle ubranych, źle mieszkających barbarzyńców! Czy zaprzeczy ktokolwiek, że trudność utrzymania życia wzrasta, gdy posuwać się będziemy od półwyspów południowych ku surowszym klimatom północy? Zachodzi związek pomiędzy średnią roczną temperaturą pewnéj miejscowości, a pochopnością jéj mieszkańców do pewnych pokarmów. Sycylijczyk zadawala się lekką mączną żywnością i trochą owoców; Norwegijanin potrzebuje tęgiego mięsnego jadła; Lapończykowi zaś smakuje ono szczególnie, gdy się doda sadła niedźwiedziego, tranu lub tłuszczu z wieloryba. Meteorologija niemniéj też rozległy wpływ wywiera na moralność: skłonność instynktowa do pijaństwa jest dziełem szerokości geograficznéj. Pożywienie, mieszkania, ubiór pozostają w niewątpliwym związku z linijami izotermicznemi.
Z przyczyn podobnych mieszkańcy Europy z każdym rokiem więcéj i więcéj dążą do zupełnego ujednostajnienia. Różnice klimatyczne i meteorologiczne coraz dokładniéj zacierają się dzięki wynalazkom sztucznym; a ztąd wynika nie tylko podobieństwo obyczajów, lecz nawet podobieństwo organizacyi fizyjologicznéj. Skutki tych wynalazków objawiają się w zrównoważeniu wpływów, na jakie człowiek jest wystawiony; pociągają one coraz bardziéj ku średniéj typowéj formie i — to szczególnéj jest godném uwagi — przy ściślejszém zbliżeniu się organizacyi cielesnéj następuje ściślejsze zbliżenie się w uczuciach i zwyczajach, a nawet w sposobie myślenia.
Na południowym stoku osi górskiéj ciągną się półwyspy historyczne: Grecyja, Italija, Hiszpanija. Na pierwszym z nich zaznaczamy bez wahania się początek cywilizacyi europejskiéj. Dawni Grecy twierdzili patryjotycznie, iż klimat ich jest dla człowieka najstosowniejszy; za górami, na północy panowały ciemności cymmeryjskie, wiekuista zima. Tam było państwo Boreasza, mroźnego tyrana. W dawnych wiekach człowiek uważał chłód za swego śmiertelnego wroga. Wynalazki fizykalne dały mu możność pokonania tego wroga; dziś toczy się trudniejsza i wątpliwsza walka z gorącem.
Po za tymi półwyspami jest Morze Śródziemne, stanowiące południową granicę lądu, długie blizko na 2,000 mil, oddzielające Europę od Afryki pod względem społecznym, ale zarazem łączące je pod względem handlowym. Morza Czarne i Azowskie są przyległościami jego. Spólnie z niemi posiada 13,000 mil w linii brzegowéj i przedstawia powierzchnię blizko na 1¼ milijona mil kwadratowych. Dzieli się na dwa basseny — wschodni i zachodni — z których pierwszy jest wielce ważny pod względem historycznym, ponieważ był widownią rozświtu umysłowości europejskiéj; zachodni ogranicza się półwyspom włoskim, Sycyliją i przylądkiem afrykańskim Bon z jednéj strony, z drugiéj zaś strony wrotami dla niego służy cieśnina Gibraltarska. Temperatura jego jest o dziesięć lub dwanaście stopni wyższą jak w oceanie Atlantyckim, a ponieważ wiele wody ulatnia się przez parowanie, więc z konieczności musi ona być więcéj słoną niż atlantycka. Barwa jéj jest zielona w miejscach płytkich, niebieska w miejscach głębokich.
Od niepamiętnych czasów Azyja doznawała powolnego wznoszenia się, które dotykało topografii nie tylko jéj własnéj, lecz i europejskiéj jéj przyległości. Był czas, gdy wielka pustynia piasczysta Gobi służyła za dno morzu, które przez morze Kaspijskie łączyło się z Bałtykiem, jak to się da udowodnić nie tylko faktami geograficznemi, ale też i względami geologicznemi. Dosyć jest obejrzeć w tym celu ogłoszone acz niedokładne mappy okresów syluryjskiego i trzeciorzędowego. W wielu miejscach Europa podniosła się w kierunku pionowym, w ciągu lub też od końca ostatniego okresu, bez kwestyi, na przeszło 2000 stóp. W pływ takich ruchów na miejscową florę i faunę musiał, z biegiem czasu, być nader ważnym, ponieważ wzniesienie się na 350 stóp odpowiada obniżeniu średniéj rocznéj temperatury na 1 stopień czyli przesunięciu się o mil 60 w kierunku poziomym ku północy. I ton przewrót powolny nie skończył się jeszcze. Niejednokrotnie skutki jego groźnie odbijały się na Europie w czasach historycznych przez wyrzucanie nomadów azjatyckich na wielki gościniec; niejednokrotnie, skutkiem takich zmian poziomu, doznawali oni braku wody i tym sposobem zmuszani byli do nieodzownego wychodźtwa. Niektóre z rzek tamecznych, jak Oxus i Jaxartes, wysychały, za pamięci historycznéj, na czas znaczny. Do tych to przemian topograficznych, bardziéj niż do wpływów politycznych odnieść powinnibyśmy niejeden z najsławniejszych najazdów plemiennych. Wypadki te przypisywano zwykle ponawiającemu się peryjodycznie przeludnieniu Azyi Środkowéj lub dumie wojowniczych wodzów. Niewątpliwie, kraje te nadają się wybornie do wymogów życia ludzkiego, a zatém mogą do przeludnienia uspasabiać, jeśli zważymy zatrudnienia jakim się człowiek oddaje; niewątpliwie zdarzały się wypadki, że ludy te były przez swych władców do ruchu popychane: lecz historyk nowoczesny powinien najusilniéj wrażać sobie w pamięć prawa, kierujące rozmnażaniem się ludzi, oraz liczne dowody, że skorupa ziemska nie jest nieruchomą, lecz że się w jedném miejscu wznosi, a gdzieindziéj opada. Wielkie najścia hord azyjatyckich na Europę były zbyt gwałtowne i niespodziane, żeby je można było zastosować do stałego parcia, wynikającego z przeludnienia, a zarazem zbyt rozległe na popędy czysto wojownicze; o wiele dokładniéj tłomaczą się one przez działanie jakiejś nieprzepartéj konieczności, płynącéj z pewnéj nieprzezwyciężonéj przyczyny fizycznéj, dla któréj opuszczał ojczyznę zrozpaczony młodzieniec i starzec, silny i słaby wraz z bydłem, trzodami i wozami. Przyczynami temi są przeobrażenia gruntu i zmiany w biegu wód. Plemiona, zmuszono do wychodźtwa, były popychano po wielkim gościńcu, droga więc ich stosowała się do kierunku równoleżników, nie zaś południków; a tym sposobem ruchy i wędrówka ich dały się łatwiéj wykonać z powodów, w poprzednim rozdziale wyłożonych.
A więc te przemiany geologiczne wchodzą jako czynnik do historyi ludzkiéj nie tylko w Azyi, któréj wielkie morze wewnętrzne zmalało do rozmiarów morza Kaspijskiego, utraciwszy połączenie z Bałtykiem; lecz też i w Europie. Wspomnienia o tych przewrotach znajdujemy w podaniach o potopach starożytnych, które stanowią najpierwsze fakta historyi greckiéj; jednym z takich było może otworzenie Bosforu Trackiego. W późniejszych znacznie czasach spotykamy się wciąż z wypadkami, zależnemi od zaburzeń geologicznych: handel karawanowy Azyi Mniejszéj został zniszczony skutkiem zmian poziomu tudzież nagromadzenia się piasków, nawianych z pustyń przyległych; Cymbrowie byli ku Italii popchnięci skutkiem napływu morza na ich siedziby. Nie masz ani jednego brzegu w Europie, któryby nie dostarczył podobnego dowodu: ujścia Bonu już nie są takie, jakiemi były za czasów rzymskich; zachodni brzeg Anglii został urwany milami całemi. Na morzu Śródziemném linija brzegowa zmieniła się również; miasta, które niegdyś stały na brzegu, dziś są daleko w głębi lądu; inne zanurzyły się w morzu. Wyspy, jak Rodos, podniosły się z głębi. Północny Adryjatyk, niegdyś głęboka odnoga, dziś stała sie płytką; zachwiane wieże i pochylone świątynie zapadły się skutkiem osiadania ziemi. Na przeciwległym krańcu Europy półwysep Skandynawski przedstawia fakt powolnego wiekowego ruchu, gdyż część jeg o północna podnosi się stopniowo nad morzem na 4 przeszło stopy w ciągu stulecia. Wznoszenie się to zostało dostrzeżoném na przestrzeni kilkuset mil i wzrasta ku północy. Przeciwnie, kończyna południowa podlega powolnemu obniżaniu się.
Te ruchy powolne są tylko dalszym ciągiem processu, który odbywał się od nieoznaczonych czasów. Od okresu trzeciorzędowego wzniosły się nad morzem dwie trzecie Europy. Brzeg Norwegii podniósł się na 600 stóp, Alpy wysunęły się na 2,000 do 3,000, Appeniny na 1,000 do 2,000. Tym sposobem okolica pomiędzy Górą Białą (Montblanc) a Wiedniem została wyniesioną już po napełnieniu mórz przyległych zwierzętami, dziś istniejącemi. Interesa i zatrudnienia człowieka są tak ściśle związane z gruntem, że niepodobna, by jakiekolwiek przemiany na wielką skalę mogły się dokonać bez szybkiego oddziałania na odpowiednie wypadki polityczne.
W okresie najdawniejszym w Europie ukazuje się oczom naszym ludność dwojaka. Kolumna Indo-Germanów weszła do niéj od wschodu i rozdzieliła napotykanych tubylców na dwie części, pędząc jednych na północ, drugich ku północo-zachodowi. Pierwotne te plemiona ze względów fizyjologicznych zdradzają pochodzenie mongolskie; a nadto istnieją wskazówki wielkiéj wagi, że same one w czasach starożytnych były przybłędami, którzy, wyszedłszy z siedzib swoich z Azyi, napadli i wypchnęli właściwych autochtonów Europy. Lecz usuwając to nawet na stronę, mamy zawsze, jako punkt wyjścia, ludność barbarzyńską, wierzącą w czary i w wielu miejscowościach niewątpliwie ludożerczą, utrzymującą życie w środkowych i północnych częściach Europy z trudnością, z powodu surowości klimatu. Na południu odpowiedniejsze warunki ułatwiły początkowanie cywilizacyi, któréj szczątkami, napotykanemi tu i owdzie, są może niezgrabne budowle cyklopiczne, jak naprzykład: zwaliska Orchomenu, lwia ulica w Mycenach, tunel pod jeziorem Kopais.
W jakim czasie dokonała swego napadu kolumna Indo-Germańska? nie podobna oznaczyć. Słowniki ludów europejskich, do których po dowody udawać się musimy, naprowadzają nas na wniosek, że stan cywilizacyi tego ludu zdobywczego nie był zbyt posunięty. Byli oni obeznani z użytkiem zwierząt domowych, narzędzi rolniczych, wozów i jarzeni; posiadali też łodzie, rudle, wiosła, lecz nie znali poruszeń okrętu żaglowego. W tych wnioskach, zdaje się, utwierdza nas ten fakt, że wyrazy oznaczające: łódź, rudel, wiosło są spólne językom rozmaitych odrośli szczepu, jakkolwiek zamieszkałych w znaczném od siebie oddaleniu, lecz nazwy okrętu i żaglów są wynalazkiem szczególnym i różnią się u ludów sąsiadujących.
We wszystkich prawie językach Indo-Germańskich nazwy rodzinne jak: ojciec, matka, brat, siostra, córka, są względnie jednakowe. Podobna zgodność daje się postrzegać w mnóstwie przedmiotów zwyczajnych: dom, drzwi, miasto, ścieżka. Zauważano, że to się stosuje do wyrażeń natury pokojowéj, gdy przeciwnie liczne wyrazy, mające związek z wojną i polowaniem są rozmaite w różnych językach. Takie fakta zdają się służyć za dowód, że napastnicy azyjatyccy pędzili życie koczownicze, pastérskie. Wiele wyrazów, mających związek z tym trybem życia jest rozrzuconych na dalekiéj przestrzeni. To się trafia w oraniu, mieleniu, pieczeniu, gotowaniu, szyciu, przędzeniu; w nazwach przedmiotów takich, jak zboże, mięso, jadło, odzież; w nazwach dzikich zwierząt, spólnych Europie i Azyi, jak wół lub wilk; tak samo w wyrazach, mających związek z urządzeniami społecznemi, jak tyran, król, królowa. Liczby od 1 do 100 brzmią jednakowo w sanskrycie, greckim, łacińskim, litewskim i gockim językach; lecz tak nie jest z 1,000 a ten fakt przyprowadził filologów porównawczych do wniosku, że w okresie wędrówki rozwój umysłowy m ógł wprawdzie dojść aż do wynalezienia systematu dziesiętnego, może przez liczenie na palcach, lecz do wydoskonalenia jego było jeszcze daleko. Morze było rówmież nieznane mieszkańcom Azyi Środkowéj; dla tego gałęzie wędrującéj kolumny nadawały mu nazwy rozmaite stosownie do tego, czy się rozchodziły na północ czy też na południe. Jakkolwiek nie znający morza, znali oni przecież sól, jak tego dowodzi natrafianie téj nazwy. Podobieństwa takie były dostrzeżone nie tylko w słownikach, ale toż samo da się powiedzieć o grammatykach. P. Max Müller okazuje że formy słowa posiłkowego: być są odmianami jednego spólnego typu w językach: sanskryckim, zendskim, litewskim, doryckim, słowiańskim, łacińskim, gockim, oraz że „zgodność pomiędzy językiem Wed, a dyjalektem, używanym dzisiaj przez rekrutów litewskich w Berlinie, jest znacznie większa, niż podobieństwa pomiędzy językami francuskim a wrłoskim, i że istotne formy grammatyki były już zupełnie wykształcone i ustalone, zanim nastąpiło rozejście się rodziny Aryjskiéj.”
Lecz nie należy spuszczać z uwagi, iż tak ciekawe wywody, oparte na językach, słownikach i grammatyce, nie powinny być posuwane zbyt daleko. Stan cywilizacyjny kolumny Indo-Germańskiéj koniecznie musi, jak się ztąd upewniamy, być niższym od stanu cywilizacji w owym środku, z którego wyszła. Spostrzegamy, że tak bywa w każdym ruchu wychodźczym. Biorą w nim chętny udział nie wykształceńsze i bardziéj ucywilizowane części społeczeństwa, lecz takie, u których przeważają cechy fizyczne i zwierzęce. Mogą one być nader nieokrzesanemi odroślami ogładzonego szczepu. Zwykle ruchy, w mowie będące, muszą następować w odległym okresie chronologicznym, wszakże nie tak dawnym, jakby się zdawało po stanie cywilizacyjnym napastników, jeślibyśmy brali go za wskazówkę stanu cywilizacyi w tym kraju, z którego przychodzą. W Azyi rozwój społeczny, o ile możemy wstecz widzieć, zawsze był bardzo powolnym; a jednak rasa Hindusów, od pierwszéj chwili, gdy ją spotykamy na polu historyczném lub filologiczném, ma do czynienia z kwestyjami filozoficznemi i teologicznemi najwyższego rzędu, i rozwiązuje, ku własnemu zadowoleniu, takie zadania, które wymagają umysłu ukształconego nawet do postawienia ich. Wynika ztąd, że w ich rozwoju społecznym musiał już upłynąć bardzo długi przeciąg czasu.
Najbardziej wszakże obchodzi nas stosunek, jaki musiał z konieczności wywiązać się pomiędzy ludami napastującemi a wyrugowanemi, pomieszanie się wyobrażeń jednego i drugiego, wynikające z pomieszania się krwi. Dla tego właśnie w czasach przed-Helleńskich znajdujemy istniejące obok siebie czarodziejstwo Celta i wielobożność Hindusa. Nie ulega wątpliwości, że niejeden zarys filozoficzny w dawnej mytologii europejskiéj, wykluł się nie z myśli krajowców, lecz wypłynął ze źródła Azyjatyckiego.
Nadto, w najdawniejszych czasach historycznych, pomimo zaburzenia, jakie musiało panować długo po pomyślném, może powolném posuwaniu się kolumny a zjatyckiéj, rzeczy przyszły do stanu równowagi czy spoczynku nie tylko w sferze społecznéj, lecz i fizyjologicznéj. Potrzeba długiego czasu tak dla zdobywcy, jakoteż dla podbitego, by wyjaśnić przed sobą wzajemny stosunek bez dalszych zaburzeń i wątpliwości; potrzeba długiego czasu, by pamięć o walkach wygasła. Lecz znacznie dłuższego czasu potrzeba dla rasy napastniczéj, by przyjść do harmonii z klimatem krajów zdobytych, ponieważ organizm człowieka zastosowuje się dopiéro przez szereg pokoleń i to jeszcze bardzo powolnie do nowych warunków fizykalnych. Dużo czasu upłynie, zanim skóra przybierze pewną barwę, a czaszka oznaczoną formę. W zmierzchu porannym historyi upłynął okres zupełnie wystarczający na wszelkie takie przeobrażenia, dokonane w Europie i warstwy ludności, których pochodzenie orzekliśmy, były już w niej rozłożone stosownie do wpływów meteorologicznych i geograficznych. Warunek równowagi etnicznéj został osiągnięty. W każdym pasie izotermicznym czyli klimatycznym ludzie zmienili się odpowiednio i oddali swe życie zatrudnieniom, nasuniętym przez otaczające okoliczności. Z tych warstw ludności jedno były przeznaczone do usunięcia, inne do wygaśnięcia, gdy się znalazły lub zrodziły wśród nich nowe i niewłaściwe sztuczne warunki fizykalne.
Już Europa przysposobiła się do powtórzenia tych samych wypadków, których widownią była Azyja od czasów niepamiętnych. Już u ludów, otaczających morze Śródziemne, zamieszkałych w przyjemnym klimacie, gdzie życie może być z łatwością utrzymywane, gdzie izoterma styczniowa wskazuje 41° F., a lipcowa 73½° F., — zaczyna się cywilizacyja. Rolnictwo udoskonaliło się, handel wzrósł i, jako skutek tego konieczny, ukazały się zawiązki sztuki, nagromadzało się bogactwo. Półwyspy południowe stały się powabną zdobyczą dla wojowniczych wodzów Europy środkowej. Tak samo działo się w Azyi.
Godzi się mniemać, iż Europa przy takich wpływach wynurzała się ze stanu barbarzyńskiego. Postradała ona wszelkie wspomnienia dawnych stosunków z Indyjami, które wyjaśniły się dla nas tylko przez studyjowanie słowników i grammatyki rozmaitych języków. Do miejscowego jéj czarodziejstwa wszczepioną została oryjentalna cześć gwiazd, a legendy o nich utraciły swoje znaczenie. Co dawniej było zmyśloném o ciałach niebieskich, teraz przybrało cechy osobiste i odniesioném zostało do bogów lub bohatérów.
Murzyn pod równikiem, karłowaty Lapończyk za kołem biegunowém — każdy człowiek w stanie dzikim — wierzy w czary, wróżby, gusła; olśniewają go rzeczy niezrozumiałe. Przypisuje on istotom niewidzialnym wszelki dźwięk niespodziany, wszelki ruch nagły. Sen i marzenie, w których upływa trzecia część jego życia przekonywa go, że istnieje świat duchowy. Pomnaża on te nadzmysłowe rzeczy; nadaje każdéj jaskini genijusza, każdemu drzewu, zdrojowi, każdéj rzece, górze pewne bóstwo.
Teologija porównawcza, która opiera się na prawie ciągłych przeobrażeń myśli ludzkiej i naprawdę jest jednym z jej wyrazów, dowodzi w ogólności, iż człowiek od chwili powzięcia idei o bytności istot niewidzialnych uznaje potrzebę wyznaczenia im miejsca na rezydencyją, bo wszystkie narody wskazywały im zamieszkanie po za granicami ziemi. Miejscowe niebo i miejscowe piekło znajdują się w każdéj mytologii. W Grecyi co do nieba zachodziła zgoda powszechna, że było położone nad niebieskim firmamentem; lecz co do piekła panowała wielka rozmaitość mniemań. Wielu było takich, co myśleli, że piekło jest głęboką przepaścią we wnętrzu ziemi i że do niego prowadziły pewne przejścia jak np. jaskinia Acheruzyjska w Bitynii. Lecz ci, którzy wespół z Anaximenesem mniemali, iż ziemia jest liściem szerokim, unoszącym się w powietrzu; którzy uznawali doktrynę o podziale piekła na Tartar, czyli krainę nocy po lewéj stronie i Elisium, czyli krainę świtania po prawéj stronie, a przytem sądzili że znajduje się ono w równéj odległości od wszystkich części górnéj powierzchni — ci wszyscy zbliżali się bardziej do pierwotnego pojęcia, które bez wątpienia mieściło je na dolnéj czyli zacienionéj stronie ziemi. Bramy więc do zstępowania w dół znajdowały się na zachodzie, tam gdzie znikają słońce i gwiazdy, chociaż tu i owdzie były też przejścia, wiodące przez ziemię na drugą stronę, jak te, przez które szli Herkules i Ulisses. Miejsce zaś do wstępowania leżało na wschodzie, a świt poranny jest odblaskiem pól elizejskich.
Pojęty w ten sposób obraz przyrody bierze ziemię za środek swój, a za najwydatniéjszy swój przedmiot — człowieka. Wszystko, cokolwiek istnieje, stworzoném zostało dla jego uciechy lub użytku. Téj wiary, że wszystko ma wartość podrzędną w porównaniu do niego samego, trzyma się on uporczywie, nawet w stanie najwyższego umysłowego rozwoju.
Z pewném zdumieniem będziemy kreślili postępy umysłu ludzkiego. Barbarzyńca, wierzący w czary, żyje w strachu nieustannym. Zdaje mu się, że cała przyroda jest mu wrogą, że spiskuje na jego zgubę. Nie zdoła on wypowiedziéć, jak straszne widziadła mogą się wynurzyć z ciemności; musi naturalnie czuć obawę, że jakieś nieszczęście jest ukryte w każdym kamieniu, czai się za każdym listkiem. Jakże wielką jest odległość pomiędzy owém trwożném istnieniem, a tym stanem, kiedy człowiek przekonywa siebie samego o przeznaczeniu wszechświata dla ludzi! A jednak, rzecz dziwna, przebywa on tę przestrzeń jednym susem.
W niemowlęctwie rodzaju ludzkiego idee geograficzne i astronomiczne są zupełnie jednakowe na całym świecie, ponieważ są one objaśnieniem rzeczy wedle ich zewnętrznych pozorów, pojmowaniem zjawisk w takiéj postaci, w jakiéj same się przedstawiają, bez żadnych poprawek, jakich mógłby rozum dostarczyć. Ta powszechność i jednostajność nie jest niczém inném, jak tylko objawem jednakowego sposobu działania ludzkiéj organizacyi.
Lecz tak jednorodne wnioski, tak podobne obrazy są właściwe tylko wiekowi dziecinnemu ludzkości. Powoli daje się uczuć koniecznie władza rozumowania i wyradza się rozmaitość wykładów. Tym sposobem powstają geografija porównawcza, astronomija porównawcza, teologija porównawcza, w początkach jednorodne, zaraz potém rojące się różnicami, lecz kończące się na tożsamości.
Téj właśnie dążności do personifikacyi (uosabiania), która cechuje najrańszy wiek człowieka, zawdzięczamy wiele pomysłów mytologicznych. Tym to sposobem otrzymały swe kształty: Hory, Jutrzenka i Noc z czarnym płaszczem gwiazdami haftowanym. Tak więc wiele najwdzięczniejszych legend wzięły początek z uosobień astronomicznych, inne pochodzą z przyrody fizycznéj. Z obłoków zrobiono przedmioty żywotne; burzy, rosie, wiatrowi dodano duchy poruszające. Słońce, nurzające się w ognistych obłokach zachodu stało się Herkulesem na stosie; świt poranny, niknący przy wschodzącém słońcu, wcielił się w powieść o Eurydyce i Orfeuszu. Legendy te przeżyły do dnia dzisiejszego w Indyjach.
Daremniebyśmy usiłowali sprowadzić tak sklecony system do jedynego pierwiastku bądź astronomicznego, bądź moralnego, jak to niektórzy próbowali uczynić, ponieważ ten system nie wytwarzał się w jednym punkcie ani co do kraju, ani co do czasu. Jego wzrost stopniowy w ciągu kilku wieków, jego różnice wynikły z wielu okoliczności miejscowych. Jak romans z późniejszéj epoki, nie znosi on zastosowania do siebie zwyczajnych prawideł życia. Zalecał się on takiemu ludowi, który znajdował upodobanie w przyjmowaniu na wiarę bez najmniejszéj wątpliwości twierdzeń najbardziej cudackich, wymysłów najniedorzeczniejszych. Bogowie, bohatérowie, potwory i ludzie mogli figurować obok siebie bez nadwerężenia wiarogodności dopóki nie istniały ani astronomija, ani geografija, ani zasady wnioskowania, ani granice wiary. Lecz upadek takiego systematu stał się nieuchronnym, skoro ludzie zabrali się do faktów, skoro historyja zaczęła przypominać a filozofija rozważać. Wszakże nie bez żalu zaniechano wiary kilkuwiekowéj. Wygasanie religii nie jest gwałtowném poruszeniem dnia jednego; jestto proces wiekowy o wielu widocznych szczeblach: ukazanie się powątpiewania u ludzi szczerych; nagany od konserwatystów; obrona idei butwiejących przez ludzi dobrze myślących, którzy spodziewają się że allegoryje i nowe wykłady zdołają nadać nową wiarogodność rzeczom niepodobnym prawie do uwierzenia. Ale rozmaitość mniemań kończy się nareszcie przeczeniem.
Jeżeli wnętrze czy też spodnia strona ziemi jest zaludnioną przez widma lub nawpół żywe cienie zmarłych, to górna jéj powierzchnia, przez ludzi zamieszkała, posiada téż swoje cuda. W środku jéj leży morze Śródziemne, jakeśmy już powiedzieli, dokoła którego są umieszczone wszystkie znane kraje, a każdy z nich jest pełen tajemnic i dziwów.
Oto są niektóre wypadki z téj sławnéj podróży, któréj dzieje zachwycały całą Grecyję pierwéj nim Odyssea napisaną została. Brak mi miejsca do opowiadania cudów, które służyły do przyozdobienia geografii owoczesnéj. Na północy znajdowała się rozkoszna kraina Hyperboreów po za strefą zimy; na zachodzie — ogrody Hesperyd, gdzie rosły złote jabłka; na wschodzie gaje i miejsce tańców dla słońca; na południu ziemia wolnych od wszelkiéj nagany Etyjopów, gdzie zstępowali zwykle bogowie. Nawet na morzu Śródziemném Syreny wabiły tych co przebywali okolicę dzisiejszego Neapolu; w pobliżu znajdowały się Scylla i Charybda; w Sycylii mieszkali jednoocy Cyklopowie i ludożerczy Lestrygoni. Na wyspie Erytei trójgłowy olbrzym Geryon pasał swe woły razem z psem dwugłowym. Nie potrzebuję mówić o zjadaczach lotusu, które to jadło sprowadzało zapomnienie o kraju ojczystym; o pływającéj wyspie Eola; o szczęśliwych polach, na których pasły się konie słońca; o wołach i psach nieśmiertelnego rodu, o hydrach, gorgonach, chimerach; o latającym człowieku Dedalu i spiżowej wieży, gdzie więzioną była Danae. Nie było rzeki lub jaskini, któraby nie miała swego genijusza; żadnéj wyspy, żadnego przylądka bez jakiejś legendy.
Było to ważną wróżbą, iż Grecy Jońscy, którzy pierwsi zabrali się do filozofowania, zaczęli swe praco od uosabiania (personifikacyi) żywiołów, i rozprawiali nie o Zeusie, Posejdonie, Hadesie, lecz o Powietrzu, Wodzie i Ogniu. Zburzenie pojęć teologicznych pociągało niepowstrzymanym pędem ku obaleniu praktyk religijnych. Filozof przestał się modlić do bóstw, których istnieniu zaprzeczał. Jakiż mógł być pożytek z ofiar i modlitw zwracanych do widziadeł wyobraźni? gdy tymczasem korzyści wzrastać mogły z badań fizycznych nad pierwiastkami nieosobistemi.
Religija grecka zawierała sama w sobie czynniki własnego rozkładu. Mając właśnie na względzie dokładną tego cenę, zapuściłem się w szczegóły, które niejednemu z czytelników moich mogły się wydać lichemi i nieużytecznemi mytami. Nieunikniony zbieg dwóch okoliczności musiał sprowadzić ostateczny upadek całego systematu, mianowicie: odkrycia geograficzne i zrodzenie się krytyki filozoficznéj. Uwagę naszą uderza fakt, że we dwa tysiące lat później zaszła takaż sama okoliczność w większych rozmiarach.
Co do odkryć geograficznych, jakże mogły utrzymać się te wszystkie cuda mórz śródziemnego i Czarnego, czarownicy, czarodzieje, olbrzymy i potwory z głębin, gdy morza te były codziennie przebiegane we wszelkich kierunkach? Jakże mogła utrzymać się nauka o płaskim kształcie ziemi, połączonéj z widnokręgiem i oblanéj przez okalający ją ocean, gdy kolonije założonemi zostały w Gallii, a Fenicyjanie przywozili cynę z po za Słupów Herkulesa? Co większa, tak się trafiło szczęśliwie, iż wiele z najdziwniejszych cudów znajdowało się, jak zapewniano, na téj saméj drodze, którą okoliczności uczyniły głównym gościńcem handlowym. A prócz konieczności zburzenia geografii mytologicznéj, która przedstawiała w takim kształcie zwierzchnią, zwróconą ku światłu płaszczyznę ziemi, zachodziło téż groźne niebezpieczeństwo, które wiele osób pobożnych przewidywało ze strachem, że to wszystko co twierdzono o wnętrzu czyli o drugiéj, stronie zwróconéj ku nocy, niedługo potém obaloném zostanie. Musieli więc naturalnie, czynić wysilenia do otrzymania starożytnéj nauki, chwytając się jednego możliwego środka — przeobrażania tego, co podawaném było za fakta rzeczywiste, w allegoryje, w których, jak powiadali, mądrość starożytna ukryła wiele rzeczy świętych i tajemniczych. Ale oczywiście system, który prowadził do takiéj konieczności, sam kroczył spiesznie ku upadkowi.
Nie same wszakże odkrycia morskie usunęły dziwy bajeczne i nadawały popęd nowym ideom. We właściwym czasie wyprawa Macedońska otworzyła przed Grekami świat nowy, i stawiła im przed oczy cuda rzeczywiste: klimaty w dziwnéj rozmaitości, obszerne pustynie, góry okryte wiekuistym śniegiem, jeziora słone w oddaleniu od oceanu, olbrzymie zwierzęta, ludzie wszelkich odcieni skóry i wszelkie formy religijne. Liczne osady greckie, pozakładane w Azyi podbudzały do nieustannych podróży i sprawiały, że te przedmioty przyrody wywierały głębokie i trwałe wrażenie na umyśle Hellenów. Jeżeli idee Europejskie zostały przeniesione przez Baktrę aż na wschód daleki, to znów tą lub podobnemi drogami idee Azyjatyckie znajdowały wstęp do Europy.
Na początku wiarogodnéj tradycyi znajdujemy, że panami handlu na morzu Śródziemnem byli Fenicyjanie. Europa była jeszcze barbarzyńską. Na saméj krawędzi cywilizacyi azyjatyckiéj Trakowie tatuowali się i krajali swych nieprzyjaciół; na drugiéj kończynie lądu Brytowie pędzlowali sobie ciała ochrą i urzetem. Spółczesne rzeźby egipskie przedstawiają Europejczyków ubranych w skóry na podobieństwo dzikich. Fenicyjanie posiadali instynkt do osiedlania się wszędzie na wyspach i wybrzeżach, a tym sposobom na długo utrzymali panowanie nad morzem. Z kolei wstąpiła w Greków chętka szukania przygód. W 1250 opłynąwszy Euxyn dali oni temat do mytu o wyprawie Argonautów oraz stworzyli zyskowny handel złotem, suszonemi rybami i zbożem. Nakażdém wybrzeżu porywali mężczyzn, kobiety i dzieci, używając ich za przedmiot znacznego handlu niewolniczego, którego szczątki przechowały się do naszych czasów w sprzedaży kobiet czerkieskich. Minos król Krety, spróbował powściągnąć tę pirateryją. Usiłowania jego do zdobycia panowania nad morzem Śródziemnem były naśladowane kolejno przez Lidyjczyków, Traków, Rodyjczyków; ci ostatni byli wynalazcami pierwszego kodeksu morskiego, który następnie został do prawa Rzymskiego wcielonym. Sposób w jaki wzajemnie się rugowali mieszkańcy tych i innych miast wskazuje, od jak błahych okoliczności zależało panowanie nad wschodnim wodozbiorem. Tymczasem marynarze Tyryjscy cichaczem wypływali po za Słupy Herkulesa, zwiedzając wyspy Kanaryjskie i Azorskie, przywożąc cynę z wysp Brytańskich. Przedsiębrali oni wszelkie środki ostrożności, by zachować sekret przy sobie. Zuchwali Grecy śledzili tych tajemniczych żeglarzy krok za krokiem, lecz za czasów Homera ograniczali się oni tylko na znajomości wód wschodnich, tak że Italija — rzecby można — była dla nich ziemią nie znaną. Najprzód Focejczykowie zwiedzili bassen zachodni; ich osadnicy wybudowali Marsyliję. Nareszcie Samijczyk Koleusz wszedł przez groźną cieśninę Herkulesa na morze okalające t. j. na Ocean Atlantycki. Pierwsze miasta kolonijalne nabywają niemałego znaczenia: obsiadły one cały brzeg od Synopy do Saguntu i służyły niegdyś za składy handlowe, za ogniska bogactwa. W czasach najdawniejszych kupiec był sam kapitanem okrętu, i sprzedawał swe towary wszędzie, dokąd przybył, więcéj dającemu. Pierwotny handel zyskowny obejmował właściwie: niewolników, produkty mineralne i wyroby rękodzielnicze; ponieważ rozwijał się w kierunku równoleżników, więc płody rolnicze niewiele się różniły, a potrzeby ludności były jednakowe. Lecz z Kassyterydów przywożono cynę, od Bałtyku bursztyn, towary farbowane i wyroby metaliczne z Syryi. Gdziekolwiek skupiał się handel taki, wnet rozwijały się nasiona smaku i umysłowości. Tak, Etruskowie, którzy mieli w swém ręku handel bursztynem przez Germaniją, pozostawili wiele zabytków zamiłowania swego do sztuki. Chociaż tajemniczy, przecież nie był to zapewne lud ciemny, jak przypuszczał jeden z wielkich dzisiejszych pisarzy, jeśli sądzić mamy po tych wdzięcznych zabytkach.
Do wpływu odkryć geograficznych przyłączył się rozwój odkryć krytycyzmu filozoficznego. Jużeśmy zauważyli, iż umysłowość grecka, wkrótce po pierwszéj olimpijadzie, rozszerzała się szybko. Jak tylko człowiek dosięgnie pewnego stopnia w rozwoju umysłowym, nie zadowoli się pierwéj, aż zastosuje zdobyte zasady do wypadków dawnych. Doświadczenie uczy go, iż bieg świata dziś jest ten sam, jakim był wczoraj, uwierzy więc bez wahania, że takim samym zostanie i na jutro. Nie zechce on widzieć żadnéj szczerby w mechanizmie historyi; nie zadowoli się ślepą wiarą, lecz domaga się takich samych rękojmi dla faktów dawnych, jakich żąda przy fakcie nowym. Przed obliczem historyi, mytologija utrzymać się nie może.
Działanie téj zasady jest widoczne we wszystkich kierunkach w literaturze greckiéj od daty wzmiankowanéj i to nawet tém silniej, im czas jest późniejszy. Umysł narodowy wstydził się co raz bardziéj baśni, którym wierzył w dzieciństwie. Z legend jedne zmieniono na allegoryjne, drugie przerobiono, inne odrzucono. Wielcy tragicy przyjmują myty w całości, lecz usuwają z nich pewne szczegóły; niektórzy poeci przekształcają lub allegoryzują je, inni używają ich jako ornamentów, jako wdzięczne ozdoby. Widocznie pomiędzy klassami wykształconą a prostaczą następuje rozbrat, i najlepsi ludzie swojego czasu widzą się w konieczności albo całkowicie przekazać ulubione fikcyje klassom niższym, albo téż zastąpić je czémsiś stosowniejszém. Takie kruszenie rzeczy świętych nie napotykało jednak wcale powszechnéj pochwały w Atenach nawet, chociaż tak wiele osób w tém mieście doszło już do owego stopnia rozwoju umysłowego, na którym niepodobna było pogodzić się z wiarą ludową. Próbowały one zmusić siebie same do wierzenia, że jest koniecznie coś prawdziwego w tém, w co wierzyło tylu wielkich i cnotliwych ludzi dawniejszych, co było za dobre uznawaném przez ciąg tylu wieków, o czém lud prosty twierdził, że może być poparte dowodzeniem bezwzględném. Lecz wszystko to było daremném: umysłowość przerosła wiarę. Przyszli oni do tego stanu, jakiemu podlegają wszyscy ludzie: byli świadomi omylności własnych mniemań, a jednak martwili się, że im ktoś o tém przypomni. Gdy stan społeczny nie pozwalał już na ukaranie śmiercią przestępcy-filozofa, znajdowali oni przecież sposoby wywierania niewidzialnego nacisku tak, że mu pozostawała do wyboru albo prawowierność, albo żebranina. Tak np. przyganiali Eurypidesowi, że pozwalał swym charakterom wdawać się w rozmyślania sceptyczne i złorzeczyli widocznéj bezbożności Eschylowego „Prometeusza w więzach.“ Przez odwołanie się do tychto uczuć Arystofanes przyczynił niemało wzburzenia przeciwko Sokratesowi. Tacy, którzy wątpią sami, częstokroć robią najwięcéj hałasu, skarżąc innych o stan podobny.
Jeżeli więc poeci, ulegając duchowi ogólnemu, odpadli tak prędko od wiary ludowéj, toć i filozofowie postępowali tąż samą drogą. Wkrótce stało się poczuciem powszechném, iż pomiędzy filozofiją a religiją zachodzi przeciwieństwo wewnętrzne, i pod tym względem nie myliła się opinija publiczna; sam ten fakt, że polyteizm (wielobożność) dostarczał religijnego tłómaczenia na każdy wypadek w przyrodzie, czynił go już istotnym przeciwnikiem nauki. Wiarę grecką zburzył właśnie niepohamowany postęp wiedzy. Sam Sokrates nie wahał się nigdy oskarżać fizyków o te dążenia, Ateńczycy zaś użyli zasad jego ku potępieniu jego samego, ponieważ ich silny zdrowy rozsądek powiadał, że uprawa filozoficzna etyki również złém być musi. Nie był on szczérze oddany nauce, lecz chciał własne popierać poglądy przez pobudzanie nienawiści teologicznéj przeciwko swym współzawodnikom — zbrodnię, której człowiekowi wykształconemu nigdy wybaczyć nie podobna. W tragedyi, jaka wywiązała się później, Ateńczycy zapłacili mu własną monetą. Czyny niemoralne, przypisywane bogom bez wątpienia musiały zwracać uwagę ludzi myślących; istotny wszakże charakter walki, jaka się wywiązała pomiędzy szkołami jońskiemi a italskiemi, zawierał się poprostu w dokrynie o rządach opatrznościowych świata. Zmieniła ona nie tylko szanowany od wieków dogmat o wszechobecności bogów olimpijskich w zmyślenie, lecz jeszcze podkopała całe ich istnienie, gdyż nie pozostawiła im nic do czynienia. Na miejsce personifikacyj wprowadziła ona nieosobistą przyrodę lub żywioły. Zamiast łączenia wykładów naukowych z dawnemi podaniami, przeobrażała i przekształcała te dawne tradycyje, żeby je do widocznych wymagań naukowych zastosować. Niżej będziemy widzieli, jakie następstwa wynikły ztąd, że Bóstwo wyrugowaném zostało ze świata przezeń stworzonego, oraz że siły nadziemskie utonęły w czynnikach przyrodniczych: Zeus został zdegradowany przez powietrze, Posejdon przez wodę; a kiedy jedni z filozofów, jak to było z Sokratesem, przyjmowali legendy ludowe w milczeniu, lub, jak Plato, widzieli obowiązek patryjotyzmu w uznawaniu wiary publicznéj, wtedy inni, jak Xenofanes, głosili, że całość jest błędem starożytnym, który z czasem zamieni się na kuglarstwo ludowe.
Ponieważ będę miał sposobność mówienia obszerniéj o filozofii greckiéj, więc nie będzie rzeczą zbyteczną tutaj zejść do szczegółów. Do obecnego założenia dosyć będzie zrozumieć, że była ona rdzennie sprzeczną we wszystkich krajach i po wszystkie czasy z wiarą narodową, od początków jéj przy Talesie aż do ostatnich krytyków szkoły Alexandryjskiéj.
Stało się z historykami, co z filozofami; wzrost rzeczywistéj historyi sprowadził téż same skutki, co i wzrost prawdziwéj filozofii. W tym razie przybyła jeszcze jedna, szczególna okoliczność, która użyczyła ruchowi niemałéj siły. O ile zmyślone fakta przeszłości greckiéj mogły się nawet ostać, ustępowały one przecież tak pod względem starożytności, jako téż pod względem cudowności przed rzeczywistą historyją Egiptu. Co mógł sobie myśleć tak bogobojny człowiek, jakim był Herodot, gdy rzeczywiście w epoce, w któréj w rodzinnym jego kraju miały się dziać rzeczy nadludzkie, znalazł, że na brzegach Nilu sprawy szły zwyczajnym biegiem? I tak téż naprawdę było od niepamiętnych wieków. Dla każdego, co się trudnił rozpamiętywaniem wypadków świeżych, musiało być rzeczą oczywistą, że zastosowanie chronologii do działaczy nadziemskich nie ma żadnéj podstawy, i że złudzeniem jest przenosić pobudki i myśli ludzkie na tych, co ludźmi nie są. Przy takich okolicznościach znajdują się ważne motywa do zupełnego usunięcia tradycyj; gdyż żaden umysł filozoficzny nie zadowoli się argumentami odmiennéj natury dla teraźniejszości i dla przeszłości, lecz zechce obstawać, że jednakowemi były działania i ich skutki tak w czasach minionych, jak dzisiaj.
W takim stanie pozostawały rzeczy w ciągu kilku wieków. Historycy, filozofowie krytycy, poeci, jedni za drugimi porzucali wiarę ludową i żyli pod ciągłym naciskiem, wywieranym przez publiczność, przybierając w ogólności, jako najdogodniejszy tryb postępowania, pozorną uległość religijnym wymogom państwa. Herodot nie może pogodzić sprzeczności wojny Trojańskiéj z własną wiedzą o czynnościach ludzkich; Tucydydes nie śmie o niéj wypowiedzieć wyraźnie niewiary swojéj; Eratostenes widzi sprzeczności pomiędzy podróżami Odysseusza a prawdami geograficznemi; Anaxagoras jest na śmierć za bezbożność skazany i tylko za staraniem samego naczelnika państwa wyrok ten w drodze łaski został na wygnanie zmienionym. Plato, spoglądający na rzeczy ze stanowiska prawdziwie ogólnego, wymyśla sposób, żeby całkowicie wzbronić uprawianie wyższych gałęzi fizyki. Eurypides stara się jak może oczyszcić się z zarzutu herezyi; Eschyles b ył skazany na ukamienowanie za bluźnierstwo, uratował go tylko brat jego Aminijak przez wzniesienie skaleczonéj ręki, którą postradał w bitwie Salamińskiéj; Sokrates jest sądzony i musi wypić cykutę. Nawet wielcy mężowie stanu, jak Perykles, uwikłali się w opinije karygodne. Nikt nie potrafi wytłumaczyć w żaden sposób, dla czego skończyły się cuda, lub dla czego teraz widzimy na świecie tylko czynności ludzkie. Ciemny lud żąda natychmiastowego ukarania każdego podejrzanego człowieka. Mniema on, że kto nie wierzy w podania przeszłości, ten winnym jest zdrady w teraźniejszym czasie.
Lecz wśród takiego zamieszania i rozgwaru nie obyło się bez prób reformacyi, przedsiębranych, przez osoby dobrze myślące. Niektórzy — i ci może najbardziéj byli posunięci pod względem umysłowym — życzyli, aby kapłani powstrzymali się już od czynienia cudów, aby używano relikwij jak najrzadziéj o tyle tylko, ile to niezbędném będzie dla psychologicznych potrzeb tłumu, a potém, żeby je usuwano stopniowo; aby filozofija nie była nadal znieważaną przez bluźniercze uczłowieczanie (antropomorfizmy) bóstw olimpijskich. Niektórzy znów, mniéj wykształceni, gotowi byli godzić wszystkie trudności przez uznanie mytów za allegoryje; inni chcieli przerobić je o tyle, żeby harmonizowały z istniejącym stanem społecznym; inni nareszcie chcieli podać do nich wykład nowy. Dla jednych wojna Trojańska, chociaż sam fakt nie może zaprzeczeniu uledz, była obrazem porwanéj przez Parysa Heleny; zdaniem drugich, wyrażenia, które niegdyś służyły do oddania wypadków rzeczywistych, zeszły na proste figury w mowie; tacy, którzy nie chcieli odrzucać atrybucyi bogów olimpijskich, ani ich czynów i namiętności ludzkich, twierdzą, że niegdyś bogowie ci musieli być ludźmi. Gdy jeden oskarża bezwstydnych ateuszów, co przyganiają mytom Ilijady nie rozumiejąc ich allegorycznego znaczenia, ktoś inny stapia bohaterów na żywioły; a inni znów, obiecując sobie, że pogodzi zdrożności i niegodziwości bogów z wykształconem poczuciem moralném swojego czasu, przypisuje to wszystko demonom — pomysł, który na razie miał wiele powodzenia, ale w końcu stał się szczególnie fatalnym dla politeizmu.
Tak więc dawno już przed zwycięztwem Chrystyjanizmu możemy zapatrywać się na wiarę pogańską, jako na zburzoną niepowrotnie.
W opisie niniejszym początków i upadku religii greckiéj pragnąłem zebrać istotne jéj rysy w wydatnym obrazie. Upadek jéj nie był nagły, jak przypuszczał niejeden; nie był téż zdziałany przez gwałty zewnętrzne. Był to upadek powolny i, możnaby dodać z naciskiem, własnowolny.
Pomiędzy jednym okresem, kiedy naród rządzi się wyobraźnią, a następnym, kiedy ulega rozumowi, leży smutny przedział czasu. Taką jest natura człowieka, że gdy już wykryje błędność panujących dokoła niego idei, to jeszcze długo wzdraga się od zupełnego wyzwolenia się z pod ich władzy, staje się obłudnikiem i przyklaskuje publicznie temu, co sam odrzuca sądem wewnętrznym. Jak tylko naród przechodzi tę epokę, zaraz praktyki podobne upowszechniają się do tego stopnia, że obłuda — rzecby słusznie można — otrzymuje swą organizacyją. Można znaleźć całe społeczeństwa, żyjące w tym opłakanym stanie.
Rozumiem, że się tak działo w wielu częściach państwa rzymskiego przed samem wprowadzeniem chrystyjanizmu. Wówczas nawet, kiedy idee ustąpiły już przed opiniją publiczną, ich władza polityczna przetrwała władzę umysłową i wywołała te niemiło następstwa, któreśmy rozważali.
Nie podobna jednak zataić, że w pewnym zakresie złe to jest nieodłączném od położenia rzeczy. W istocie, byłoby to smutne, żeby obłuda narodowa nie znalazła lepszego dla siebie usprawiedliwienia, jak powody osobiste. W życiu ucywilizowaném społeczeństwo zawsze pozostaje pod władzą konieczności postępowania naprzód w formach legalnych, i form tych nie wolno omijać, jeśli się nie chce sprowadzić klęsk bardzo ważnych. Zwalniając społeczeństwa zbyt nagle od więzów idei starożytnych, nie dalibyśmy im wolności, lecz popchnęlibyśmy je do włóczęgostwa politycznego; dla tego to wielcy mężowie stanu upoważniają a nawet przymuszają do pełnienia takich zwyczajów, które postradały już swe istotne znaczenie, których podstawy rozumowe zostały już podkopane. Prawda zdobywa sobie w pływ zupełny stopniowo, nie zaś od razu; działa naprzód na rozum, a wpływ jéj jest czysto umysłowy, indywidualny; potém rozszerza swój zakres i zyskuje władzę moralną, szczególnie drogą opinii publicznéj; nareszcie skupia w sobie siłę fizyczną i polityczną. Właśnie w ciągu czasu, potrzebnego na to przejście stopniowe, panuje zorganizowana obłuda. Przyprowadzić narody do poddania się nowym ideom nie jest dziełem dnia jednego.