Gasnące ognie/Rozdział VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Gasnące ognie
Podtytuł Podróż po Palestynie Syrji Mezopotamji
Rozdział Ir-Dawid
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegnera
Data wyd. 1931
Druk Concordia Sp. Akc.
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VIII.
IR-DAWID.

Zwiedzając Jerozolimę, nie mogłem nie zwrócić uwagi na rzucający się w oczy nastrój, panujący wśród żydowskiej ludności Ir-Dawida, czyli twierdzy Dawida. Żydzi stanowią tu większość ludności i, widocznie, czują się tą niezaprzeczoną większością, niejako panami sytuacji.
Rada główna organizacji sjonistycznej, z inicjatywy żydowskiego publicysty Teodora Herzla, od r. 1897 stała się politycznym i ekonomicznym rządem Żydów, dążących do stworzenia legalnie zatwierdzonego i ogólnie uznanego ogniska dla narodu żydowskiego w Palestynie. Deklaracja rządu Wielkiej Brytanji, otrzymującej mandat nad Palestyną, została ogłoszona przez lorda Balfoura 29 września 1923 r. w odpowiedzi na zabiegi sjonistów:
„Rząd I. K. M. patrzy przychylnie na urządzenie w Palestynie ogniska narodowego dla Żydów i użyje wszystkich sił, aby ułatwić osiągnięcie tego celu, rozumiejąc przytem, że nie będzie zrobione nic, co mogłoby uszczuplić prawa cywilne i religijne istniejących społeczeństw nieżydowskich w Palestynie, jako też prawa niepolityczne, z jakich korzystają Żydzi w jakimkolwiek kraju poza Palestyną.“
Zastrzeżenia te poczyniła też i Liga narodów, podkreślając że ognisko narodowe Żydów ma powstać bez naruszenia liczby i interesów stałej dotychczasowej ludności Palestyny.
Pewien młody, inteligentny Żyd opowiadał mi z zapałem:


JEROZOLIMA. IR — DAWID

— Sjonizm dokonał cudów w Palestynie! Keren Kayemeth Leisrael, rozporządzający funduszami organizacji, rozbudowuje uniwersytet, bibljotekę narodową, podtrzymuje wyższą szkołę sztuk pięknych, założył nowe miasta: Tel-Awiw i Afule, wydaje olbrzymie sumy na szkolnictwo i energicznie, planowo rozwija kolonizację rolną. My — Żydzi wnosimy do tego niekulturalnego kraju wszystko, co najlepszego dała cywilizacja europejska!
— Czy czujecie się tu szczęśliwi? — spytałem.
Odparł bez namysłu:
— O, tak! Przecież kieruje nami myśl twórcza, przekształcająca się w czyn w Jerozolimie, w tym mieście, gdzie zostało ukończone dzieło zjednoczenia całego narodu Izraela, gdzie, po wypędzeniu Jewusytów, — dawnych posiadaczy miasta, Dawid zbudował na szczycie Sionu swoją twierdzę i z Baalat-Jegudy przeniósł do niej arkę przymierza. Tu naród nasz znalazł w sobie dość potęgi i mądrości, aby stworzyć „wielkie królestwo“, najpotężniejsze z istniejących pomiędzy Assyro-Babilonją a Egiptem! Wszystko to uczynili królowie z rodu Judy, o którym mówi nieznany poeta starego Zakonu:

„Judo, ciebie wysławiają bracia twoi, a dłoń twoja na karku wrogów,
Tobie pokłon składają synowie ojca twego!“

— Tu panował i słynął na całym wschodzie syn Dawida i pięknej Bethsabei — Salomon, przezwany przez proroka Natana — „Jedidija“, czyli „umiłowany przez Jahwe-Boga.“ On to wzmocnił potęgę i urok władzy królewskiej, on miecze przekuł na pługi, a okrzyki bojowe przekształcił w rozgwar bazarów, gdzie sprzedawano obfite plony ziemi i towary, zwożone zewsząd. Kronikarz opowiadał, że „srebra w Jerozolimie było tyle, ile kamieni w mieście, a cedrów tyleż, ile sikomor w dolinach!“ Tu Salomon zbudował z cyprysowego i cedrowego drzewa, które dostarczał mu wraz z cieślami i kamieniarzami władca Tyru — król Hiram, wspaniałą świątynię Jahwe.
— Nad tem miastem przebrzmiał głos Salomona, wołającego przed świątynią:

„Jahwe rzekł, że miał przebywać we mgle;
Oto ja, budując, wzniosłem przybytek na mieszkanie Twoje,
Mocną stolicę Twoją na wieki!“

— To mówiąc, kazał przenieść „Aron“ — arkę przymierza do ciemnego „deir“, gdzie na straży, świętego świętych“ stało dwóch cherubów złoconych, z najdroższego drzewa oliwnego wyrzeźbionych. Jerozolima — to stolica wielkiego królestwa izraelskiego, to — nasz gród! I nasza to ziemia, przepojona krwią narodu Izraela, ziemia Chanaańska!
Pod wpływem tych słów, wypowiedzianych głosem namiętnym, jeszcze raz wybrałem się na górę Sion, czyli Mezudat Zion, gdzie stał przed 1000 lat do Nar. Chr. „Ir-Dawid,“ a obok w namiocie — święty „Aron.“
Poszukiwania archeologów wykryły tu pozostałe z czasów dawidowych i salomonowych fundamenty i mury twierdzy.
Benjamin Tudela, który w w. XVI spowodował wygnanie chrześcijan ze świątyni siońskiej, twierdził, iż znalazł na zboczach wzgórza grobowce Dawida i innych królów z dynastji Judy. Odkrycie to nie znalazło jednak potwierdzenia naukowego, ponieważ odkopane grobowce były niegdyś wykute w skałach przez dawnych Chanaańczyków, Jewusytów i Żydów z okresu, poprzedzającego powstanie królestwa izraelskiego.
Jednak na Sionie pozostała tradycja.
Burze dziejowe, szalejące tu, nie oszczędziły drewnianego pałacu syna mądrego Iszai z Betleemu — Dawida, pierwszego wielkiego króla izraelskiego, pogromcy Goliatha Filistyńczyka oraz zwycięzcy teścia swego Saula.
Cień psalmopiewcy natchnionego nie przemówił jednak do mnie w tem miejscu, poszedłem więc labiryntem uliczek do podnóża góry Moriah, na szczycie której syn Dawida — Salomon wzniósł niegdyś świątynię Panu, „zamieszkałemu we mgle“ Jahwe.
Na skrzyżowaniu dwóch wąskich i brudnych uliczek ujrzałem przechadzającego się policjanta.
— Czy dobrze idę ku „murowi płaczu?“ — zapytałem.
Nic nie odrzekł, tylko głową skinął na lewo.
Krótka, mająca może pięćdziesiąt kroków uliczka, ściśnięta ścianami domów bez okien, wyprowadza na inną, zatłoczoną sędziwemi niewiastami w strojach starodawnych, jakie spotykamy wśród Żydówek w Polsce w dni świąteczne.
Staruchy stały w pozach rozpaczy: podnosiły ręce nad głową, ruchem bezsilnym opierały się o mur, przyciskały się czołem do kamieni i łkały, zawodząc na głos.


JEROZOLIMA. ŻYDÓWKI PRZY MURZE PŁACZU
Zatrzymałem się na uboczu i przyglądałem się uważnie.

Natychmiast zbliżył się do mnie młodzieniec o zaczerwienionych powiekach i rudej, kędzierzawej bródce.
Wątpliwości nie było, że jest Żydem.
Guide... — szepnął, zaglądając mi w oczy.
— Mówi pan po polsku? — zapytałem.
Ucieszył się serdecznie i odparł już głośno:
— Czy ja mówię po polsku? Przecież jestem z Lublina!
I zaczął mi opowiadać, sypiąc słowami, sepleniąc i wymachując rękami:
— To jest prawdziwa, starożytna budowla, dokonana przez 30 000 robotników izraelskich i przez kamieniarzy króla Tyru — Hirama... Resztki tego muru, który otaczał świątynię Salomona i pałac, uważany za „cudoświata!“ Pozostało teraz tylko 50 metrów tego muru wzdłuż i 12 metrów wwyż... Widzi pan te znaki hebrajskie, wycięte w kamieniu? Jedne z nich są nowe, ale większość pozostała z VI wieku, gdy Żydom pozwolono było przychodzić tu i zanosić modły. Proszę spojrzeć, jak odpolerowane są te głazy rękami miljonów pobożnych Izraelitów? A te głębokie szczeliny pomiędzy potężnemi blokami, wykutemi ze skały? Niech pan patrzy! Niech pan patrzy!
Mój przewodnik szeptał znowu i ręką wskazywał na staruchy, stojące przed murem.
Spostrzegłem starą, zgrzybiałą żydówkę; przywarła całem ciałem do śliskich, wytartych, błyszczących kamieni i chudą, pomarszczoną dłoń zagłębiała coraz bardziej w szeroką, ciemną szparę muru.
Zdawało mi się, że usiłowała wślizgnąć się, wpełznąć do miejsca upragnionego, ukrytego za pancerzem kamiennym.
— Ta stara kobieta myśli w tej chwili, że dusza jej dotrze do skały, gdzie stała arka przymierza w ciemnym „deir“ świątyni... — odezwał się przewodnik. — Lecz próżne wysiłki! Tam teraz wznosi się meczet Omara, a Izraelita, który odważyłby się wejść tam, zostałby natychmiast zamordowany. Niedawno pewien adwokat, Żyd z Ameryki, chciał tam wejść, jako turysta... z trudem obronił go patrol angielski... A iluż już naszych zginęło tam śmiercią męczeńską za czasów tureckich?


JEROZOLIMA. ŻYDZI PRZY MURZE PŁACZU
Inna znów Żydówka napisała coś na skrawku papieru i, oglądając się bojaźliwie, wrzuciła go do szczeliny.

Spojrzałem pytająco na rudego młodzieńca.
— Modlitwa i prośba do Jahwe — objaśnił. — Ludzie wierzą, że Bóg zawsze spełnia takie błagania...
Tymczasem modlące się kobiety otoczyły jakiegoś młodzieńca w długiem aksamitnem ubraniu i w zabawnie niskim kapeluszu o szerokich kresach.
Z pod nich zwisały skręcone w spiralę loczki jasnych włosów.
Młodzieniec siedział na ławie, kiwał się i, nie zwracając na nikogo uwagi, jękliwym głosem czytał pożółkłą księgę.
Mój przewodnik tłómaczył mi słowa jego.
— Z powodu pałacu, który jest spustoszony; z powodu świątyni, która jest zburzona; z powodu murów, które upadły; z powodu naszej świetności, która się rozwiała; z powodu naszych wielkich ludzi, którzy zginęli...
Kobiety, wzdychając i szlochając, odpowiadały:
— Siedzimy tu opuszczeni i płaczemy!
— Z powodu drogich głazów, które spalono... — czytał młodzieniec.
— Siedzimy tu opuszczeni i płaczemy!... — lamentowały staruchy.
— Z powodu naszych kapłanów, którzy nie wytrwali...
— Z powodu naszych królów, którzy wzgardzili przybytkiem Jahwe... — rozlegał się przyciszony, monotonny, smutny głos czytającego.
— Siedzimy tu opuszczeni i płaczemy! — szlochały i łamały ręce stare niewiasty izraelskie.
Wreszcie młodzieniec podniesionym głosem zawołał:
— Prosimy Cię, Jahwe, zmiłuj się nad Sionem, zbierz na nowo w jedno rozsypane ziarno izraelowe, złącz rozproszone dzieci Jerozolimy!
Żydówki zaczęły szlochać głośniej i dotykać drżącemi rękami trzęsących się, siwych głów swoich.
Przewodnik spojrzał na mnie i szepnął:
— Ostatnie są to już dnie rozproszenia i poniewierki! Jerozolima wkrótce stanie się znowu stolicą Izraela!
Przyjrzałem mu się uważnie. Miał wypieki na twarzy i oczy błysków.
Doszedłem z nim do ulicy Bab-es-Silseleh.
Rozstając się z przewodnikiem, chciałem mu wręczyć zapłatę, lecz on potrząsnął głową i rzekł:
— Nie! Chciałem przemówić do serca pana, aby zrozumiało ono pragnienia narodu żydowskiego! Niech pan spojrzy, czegośmy już tu dokonali! Zbudowaliśmy uniwersytet, piękną biblijotekę narodową, szkołę sztuk pięknych, pracujemy nad wychowaniem młodzieży, a specjalna instytucja Waad-Halaszon przystosowuje język hebrajski — mowę dalekich przodków naszych, do użytku współczesnego pokolenia...
Młody rudy Żydek, mało inteligentny, powtarzał to samo, co mówił mi inny — wykształcony, kulturalny i zajmujący urzędowe stanowisko.
— Czyżby, — myślałem, — Żydzi zamierzali założyć w Palestynie państwo Izraela? Przecież wymagałoby to przybycia do odzyskanej ojczyzny kilku miljonów ich. Szacują ich do 13 miljonów ludzi, rozproszonych po świecie, w Palestynie zaś na 700 000 głów muzułmańskiej ludności i 78 000 — chrześcijańskiej, sjonistom udało się do tego czasu ściągnąć z wielkim wysiłkiem zaledwie 157 000 swoich rodaków?
Podczas podróży, na statku, rozmawiałem o tempie kolonizacyjnem w Palestynie. Żydzi utyskiwali, że idzie to dość opornie, gdyż zamożniejsi nie chcą jechać do ziemi Jakóba i Judy, a odłamy żydostwa, nieprzychylne sjonizmowi z powodu, że zmniejsza on ilość placówek, zajętych przez Żydów w innych krajach, brużdżą jak mogą.
Przypływy zdarzają się rzadko. Są to tak zwane „alija“ — fale, wywołane przez zdarzenia tragiczne dla narodu izraelskiego. Przypadały one najczęściej na okresy „pogromów“ w Rosji. Sjonizm, o ile mogę sądzić z kilku powiedzeń ludzi, stojących blisko „egzekutywy“, pokłada nadzieję na nową, nieuniknioną „alija“, która dobiegnie do Palestyny po straszliwej rozgrywce komunizmu rosyjskiego.
W kilka dni później poznałem się z pewnym uczonym Arabem — politykiem i narodowcem.
Długo badał moje poglądy na sprawę mandatową, aż, zrozumiawszy, że jestem neutralnym europejczykiem, rzekł:
— My — Arabowie nacjonaliści nienawidzimy Anglji i Francji za to, że uważają oni Palestynę, Syrję i Mezopotamję za własne kolonje, nabyte po wojnie! Nienawidzimy też Żydów, którzy przybyli tu i zaczynają rządzić się na własną rękę, coraz częściej obrażając nasze uczucia narodowe i religijne i szkodząc naszym najżywotniejszym interesom! Anglicy pomagali im na początku do wzmożenia się sjonistycznej polityki... Rozumieliśmy, że widzieliby oni chętnie silne liczebnie i potężne finansowo państwo żydowskie, które zabezpieczyłoby Anglji wybrzeże morskie od góry Karmel aż do granicy Egiptu. Przysłali tu nawet, jako wysokiego komisarza, namiestnika cesarza Wielkiej Brytanji, Żyda — sira Herberta Samuela, co było rękawicą, rzuconą zuchwale w twarz świata arabsko-muzułmańskiego! Teraz w Londynie zrozumieli, że Sjonizm nie sprosta temu zadaniu. Palestyna w najlepszym razie stanie się dla Żydów ośrodkiem ich kultu, a dla tego celu Anglja nie zechce podburzać przeciwko sobie miljonów swoich poddanych w Azji i Afryce, wyznających religję Mahomeda!
Schwycił mnie za ramię i zaprowadził do kawiarni, gdzie z ożywieniem, zdradzając znaczne oczytanie, rozpoczął interesującą prelekcję:
— Jakiem prawem, — mówił, bijąc pięścią w stół, — jakiem prawem Żydzi uważają Palestynę za swoją ojcowiznę?! Proszę sobie przypomnieć dobrze, na obszarze ziem, położonych w basenie Śródziemnego morza, gdzie się łączą Azja i Afryka, na zaraniu historji ludzkości, pomiędzy Eufratesem a Nilem pędziły koczownicze życie ludy semickiej rasy. Palestyna zajmowała centrum tego obszaru. Najstarszy patrjarcha izraelski, Abraham, zjawił się nie na ziemi Chanaańskiej, zaludnionej wtedy przez innych semitów, lecz w mieście chaldejskiem — Ur Kasdim, które było starożytną stolicą Babilonji. Ten patrjarcha przywiódł swój szczep „Iwrim“ ku południowej granicy Chanaanu, skąd jednak wkrótce przybysze powędrowali dalej na zachód do Egiptu. Któryś z proroków żydowskich nazywał Izraelitów „synami ojca – Amoreja i matki – Chetytki.“ Pielgrzymi żydowscy, przybywający niegdyś do Jerozolimy, wołali w świątyni swojej:
Arammi obed abi! Ojciec mój był koczownikiem z Aramu! To znaczy: z kraju, gdzie Abraham rozstał się z bratem swoim Lotem. I jeszcze, drogi przyjacielu! Nieprawy syn Abrahama, Izmael, stał się przodkiem koczujących, „bnekedem“, czyli beduinów arabskiej pustyni. Nawet Jahwe izraelski nie jest bogiem Żydów, lecz raczej bóstwem szczepu Kenitów, koczujących u stóp góry Synai. Mojżesz przecież miał za żonę córkę Jetro, kapłana Kenitów, a jeden z mężów tego szczepu prowadził Mojżesza i lud jego przez pustynię po wyjściu z Egiptu. Ten kenicki bóg przebywał w ciemnych chmurach na szczycie Synai i tam znalazł swego Jahwe Mojżesz; dlatego to Salomon, zbudowawszy świątynię, przechowywał arkę przymierza z tablicami przykazań Bożych w ciemnej komnacie i mówił do ludu:
— Jahwe rzekł, że miał przebywać we mgle...
— A prawo mojżeszowe „Sefer ha brith?“ — ciągnął dalej Arab. — Czyż nie jest ono zbieraniną przepisów, zapożyczonych z kodeksu króla babilońskiego — Hamurabiego i z egipskiej „Księgi Umarłych,“ ułożonej w formie odpowiedzi nieboszczyka na pytania najwyższego Sędziego — Ozyrysa? czyż Urusalimu — Jeruzalem w XV w. przed N. Chr. nie należał do króla Abdi-Cheba, Chanaańczyka, wassala egipskiego faraona Tut-anh-Amona? Dopiero później Izraelici pod dowództwem Joszua-ben-Numa[1] zaczęli podbijać ziemię Chanaańską, korzystając z niesnasek królów i książąt amorejskich, chetyckich, chanaańskich i innych? Dopiero Dawid odebrał Jerozolimę Jewusytom. Nie, panie! Chanaan nie jest ojczyzną Izraela! Tak samo, jak Palestyna nie jest ojczyzną Anglików, Francuzów, Niemców, Włochów, chociaż ich wojownicy niegdyś panowali tu i panują teraz!
Arab jednym haustem wypił filiżankę kawy, popił wodą i ciągnął dalej:
— Upłynęło już 19 wieków od czasu, gdy Izrael utracił te ziemię ostatecznie... 19 wieków! Żydzi porzucili dawne królestwo swoje. W XII stuleciu żydowski pielgrzym, Benjamin z Tudela, znalazł w Palestynie zaledwie 1440 swoich współwyznawców; Mojżesz Nachman Girondi w sto lat potem — tylko dwie rodziny żydowskich rzemieślników w Jerozolimie; w XV w. dopiero przybyli tu emigranci Żydzi z Niemiec, lecz dawniejsi mieszkańcy — Izraelici zburzyli ich dzielnicę; nagłe przybycie uciekających z Hiszpanji i Portugalji Żydów na początku XVI w. zwiększyło liczebnie ich kolonję w Palestynie. Zapytuję pana, jakie prawa dziedziczne mają Żydzi do tej ziemi? Podczas swego historycznego bytowania tyle razy byli oni pozbawieni jej przez Babilończyków, Egipcjan, Rzymian, aż utracili ją i opuścili na zawsze! Żydzi mogą przyjeżdżać tu i modlić się przy „murze płaczu“ i przy grobowcach Dawida, Racheli, Sary, lecz my nie dopuścimy, aby zagarniali oni ziemię, do której prawo utracili przed wiekami! Czyż nie mówię sprawiedliwie?
Nie mogłem odpowiedzieć na to zawiłe pytanie, więc milczałem.
Długo jeszcze coraz to nowe argumenty gromadził Arab, wzburzony i namiętny.
Powróciwszy do domu, otworzyłem książkę Kepplera i znalazłem w niej takie słowa:
„Płacz Żydów przed murem Salomona jest to Requiem starego zakonu, śpiewane przez resztki tego ludu, który tu niegdyś był panem, a któremu teraz nie wolno nawet wstąpić na plac świątyni, który, jak niewolnik żyje w najnędzniejszym zakątku swej stolicy i za pieniądze musi sobie kupować prawo, aby u stóp tego muru móc płakać. Jest to Requiem, śpiewane na grobie tego ludu, wobec trupa jego świątyni.“
— Mój Boże! — myślałem. — Tragedje dziejowe są straszliwe i nie znają litości! My — Polacy przeżyliśmy już swoją tragedję, a przecież nikt szczerze, w zgodzie z własnem sumieniem nie odmawia nam prawa do naszej ziemi, na Śląsku lub Pomorzu! Różnica okresów czasu? Żydzi są pozbawieni ojczyzny około dwudziestu wieków, Polacy zaś nie całe półtora... Nie wiem jakie artykuły kodeksu międzynarodowego mogą kwestje prawa Żydów do Palestyny odrzucić lub uznać, lecz myślę, że mój znajomy Arab, ten niezawodnie ben-kedem, beduin z „midbar“ — pustyni, nie może mieć w tej sprawie głosu decydującego.
W testamencie Jozuego czytamy, że przodkowie narodu izraelskiego przed Abrahamem przebywali „beeber hanahar haghdol“, czyli „z tamtej strony wielkiej rzeki“, co jak dowodzą księgi Genezis oraz piąte Mojżeszowe, powinno oznaczać — Eufrates. Nie może to być krainą zajordańską, bowiem księgi zakonu oznaczają ją innemi słowami: „eber hajarden.
Z poza Eufratesu Żydzi przywędrowali drogą daleką, bo przez Egipt, do Palestyny, podbili ją i założyli królestwo izraelskie.
Arabowie znów przybyli do Afryki północnej z głębin swojej pustyni, zdobyli Egipt i zawładnęli Libją, Tunisją, Algerją i Marokiem, zakładając wspaniałe państwo, zjednoczone w rękach potężnych Almohadów. Stąd robili oni zwycięskie wyprawy do Hiszpanji, którą częściowo podbili. Nikt nie kwestjonował praw potomków krwawego Ali do północnej Afryki i tylko nieszczęśliwe wojny pozbawiły ich tych rozległych posiadłości.
Turcy władali Albanją, Macedonją, Bułgarją i Serbją, które podbili mieczem, a nikt nie ośmielał się na podstawie jakiegoś istniejącego prawa, protestować przeciwko temu.
Czyżby w chwili powrotu Turków i Arabów na dawne stanowisko polityczne rozlec się miały protesty, ustalające przedawnienie, które pozbawiło ich prawa władania zdobytemi obszarami?
Naturalnie — nikt nie podejmie się takiej obrony zagarniętych krajów!
Przecież sumienie ludzkości nawet z rozszarpaniem Polski pogodziło się znakomicie.
Rzymianie rozdarli państwa Bliskiego Wschodu; Rzym upadł, przyszli po nim inni zaborcy i najeźdźcy, a po wielkiej wojnie — obudzona na chwilę uczciwość Europy dała posłuch dowodzeniom i błaganiom idealistów i patrjotów sjonistycznych i zgodziła się na założenie w Palestynie ogniska narodowego dla Żydów na tej ziemi, gdzie przed wiekami udało im się stworzyć własne, potężne państwo.
Koczujący beduini nigdy nie chcieli wykorzystać urodzajnej gleby doliny Jezrael, Saronu i Akki, zaglądali tu tylko pastuchy i odchodzili dalej na wschód i na południe. W miastach od Aleksandretty do Gazy pozostali tylko handlarze, lecz od niepamiętnych czasów kupczyli tam także mieszańcy Fenicjan, Asyryjczyków, Babilończyków, Chetytów i cała mozaika przeróżnych semitów.
Dopiero za panowania Turków zaczął się proces osiedlenia Arabów pomiędzy Hauranem a morzem Martwem, lecz i w tym wypadku dla ścisłości należałoby dobrze zbadać, jaki procent zpośród tych „Arabów“ stanowią potomkowie aramejczyków, filistynów, chanaańczyków, mitanów, chetytów, amorejczyków, którzy przechowują w starych podaniach swoich wspomnienia o dawnych stolicach: Niniwie, Tyrze, Sydonie, Hebalu, Akko, Askalonie, Hezerze, Lachiszu i ... Urusalimie?
Odkładam Kepplera i przychodzę do przekonania, że...
Nie! Niech to pozostaje jeszcze w zawieszeniu i ukształtuje się ostatecznie wtedy, gdy zakończę swoją podróż po Ziemi Świętej, napatrzę się i nasłucham, zważę wszystko i wyrok swój, bezstronny, ani mnie, ani innych nieobowiązujący, ogłoszę.






  1. Biblijny Jozue.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.