Hamlet (Shakespeare, tłum. Paszkowski, 1909)/Akt drugi

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Hamlet
Podtytuł królewicz duński
Redaktor Piotr Chmielowski
Wydawca Feliks West
Data wyd. 1909
Miejsce wyd. Brody
Tłumacz Józef Paszkowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT DRUGI.




SCENA I.
Pokój w domu Poloniusza.
POLONIUSZ i RAJNOLD.


Poloniusz. Rajnoldzie, oddasz mu Waszmość to pismo
I te pieniądze.
Rajnold.Nie omieszkam, Panie.

Poloniusz. Zanim się jednak doń udasz, Rajnoldzie,
Mądrzebyś zrobił, ażebyś poprzednio
O jego sprawowaniu się wywiedział.

Rajnold. Tak też myślałem, Panie.

Poloniusz.Dobrześ myślał,
Bardzoś roztropnie myślał. Przedewszystkiem,
Wypytasz mi się najdokładniej, jacy
Są Duńczykowie w Paryżu; jak który,
10 
I z czego żyje; gdzie bywa i jakie
Z kim ma stosunki; gdy zaś skutkiem takich
Krętobadawczych, manowcowych pytań
Dojdziesz, że oni znają mego syna,
Wtedy przystąpisz do materyi o nim
15 
Bliżej niżeli w poprzednich pytaniach.
Powiesz naprzykład, udając jakobyś
Znał go zdaleka: znam jego familię,
Jego przyjaciół, a w części i jego;
Rozumiesz mnie, Rajnoldzie?

Rajnold.Najzupełniej.

20 
Poloniusz. I jego w części; wprawdzie, dodać możesz,
Niewiele, jestli on wszakże tym samym,
O którym myślę, wietrznik to, rozpustnik,
Skłonny do tego i tego; zwal wtedy,
Co ci się żywnie podoba na niego;
25 
Jednakże nic takiego, coby mogło
Szwank przynieść jego sławie; tego strzeż się.
Takie jedynie przypisz mu wybryki,
Jakie z młodością i krewkością w parze
Zazwyczaj chodzą.

Rajnold.Kosterstwo naprzykład?

30 
Poloniusz. Tak, albo pochop do zwad, klątw, pijatyk,
Gachostwa wreszcie; tak daleko możesz
Posunąć swoje kłamstwa.

Rajnold.Ależ, Panie,
Toby już jego sławie szwank przyniosło.

Poloniusz. Bynajmniej, jeśli tylko będziesz umiał
35 
Wziąć się do rzeczy. Nie trzeba ci dawać
Do zrozumienia, że on w żądzach swoich
Jest rozpasany, tego nie chcę; wytknij
Jego usterki tak subtelnie, żeby
One się zdały tylko nadużyciem
40 
Wolności, duszy ognistej wybuchem,
Obłędem wrzącej krwi, słowem, pustotą,
Właściwą wszystkim młodym.

Rajnold.Radbym wiedzieć,
Łaskawy Panie...
Poloniusz.Do czego to wszystko?
Rajnold. Tak, Panie.

Poloniusz.Zaraz ci powiem: mój zamiar
45 
Uzasadniony i, jak się spodziewam,
Niepłonną skutku dający rękojmię.
Skoro na mego syna złożysz Waszmość
Te drobne, chyby[1], niby skazy, którym
Ulega każda rzecz, gdy się wyrabia,
50 
Wtedy, jeżeli tylko ten, którego
Za język ciągnąć będziesz, kiedykolwiek
Młodzieńca, w mowie będącego, widział
Jednej z powyższych praktyk oddanego,
Ten ktoś, bądź pewien, przywtórzy ci zaraz,
55 
W ten sposób: Mości dobrodzieju, albo:
Mój miły Panie, albo: widzisz Waćpan, —
Stosownie do zwyczaju miejscowego
Lub w miarę swojej attencyi.

Rajnold.Rozumiem.

Poloniusz. Skoro zaś to ci powie, rzeknie potem:
60 
Cóżem to dalej miał mówić? do licha,
Miałem powiedzieć coś; na czemżem stanął?

Rajnold. Na tem podobno, że ktoś mi przywtórzy.

Poloniusz. Że ci przywtórzy; aha! tak więc tedy
Ten ktoś przywtórzy ci pewnie w ten sposób:
65 
Znam tego pana, widziałem go wczoraj,
Albo: owego dnia, wtedy a wtedy,
Z tym a z tym i wistocie grał wysoko;
Albo: pokłócił się; albo: miał w czubku,
Albo: widziałem, jak wchodził do domu
70 
Podejrzanego, i tak dalej. Takto
Na wędę fałszu złowisz karpia prawdy.
Takto rozumni, zręczni ludzie, boczkiem,
Kołując zdala, zachodząc, umieją
Trafić do celu: i tak samo Waszmość,
75 
Według wskazówki i instrukcyi, jaką
Ci udzieliłem, poweźmiesz języka
O moim synu. Wiesz już, o co idzie?

Rajnold. Wiem, Panie.
Poloniusz.Jedź więc, niech cię Bóg prowadzi!
Rajnold. Jednakże...
Poloniusz.Zresztą sam śledź jego kroki.
Rajnold. Dopełnię tego.

80 
Poloniusz.A niech mi się ćwiczy
W muzyce.

Rajnold. Dobrze, Panie.

(Wychodzi).
(Wchodzi Ofelia)

Poloniusz.Bądź zdrów Waszmość.
Co ci to jest, Ofelio? Co się stało?
Ofelia. Ach, Panie, tak-em strasznie się przelękła.
Poloniusz. Czego? dla Boga!

Ofelia.Siedziałam przy krosnach
85 
W moim pokoju, gdy wtem książę Hamlet,
Z odkrytą głową, rozpięty, w obwisłych
Brudnych pończochach, blady jak koszula,
Chwiejący się na nogach, z tak okropnym
Wyrazem twarzy, jakby się wydostał
90 
Z piekła i jego zgrozę chciał obwieścić,
Stanął przedemną.

Poloniusz.Czyliżby z miłości
Oszalał?
Ofelia. Nie wiem, ale się obawiam.
Poloniusz. Cóż ci powiedział?

Ofelia.Ujął mnie za rękę,
Nie mówiąc słowa, i silnie ją trzymał:
95 
Cofnął się potem na długość ramienia
I drugą rękę przytknąwszy do czoła,
W twarz moją wlepił oczy tak badawczo,
Jak gdyby ją chciał narysować. Długo
Tak stał, nareszcie lekko potrząsając
100 
 Mojem ramieniem i kiwając głową,
Wydał tak ciężkie, żałosne westchnienie,
Że się zdawało, iż mu piersi pękną
I życie z niego uleci. Odstąpił
Wtedy odemnie i powolnym krokiem
105 
 Szedł z odwróconą głową po za siebie,
Kierując się ku drzwiom. Przeszedł w ten sposób
Przez cały pokój, bez pomocy oczu,
I wyszedł, ciągle wpatrując się we mnie.
Poloniusz. Muszę natychmiast udać się do króla:
110 
 Są to objawy gwałtownej miłości,
Która się trawi w sobie i prowadzi
Do rozpaczliwych kroków, tak jak każda
Inna namiętność, trapiąca ród ludzki:
Boleję nad tem. Możeś tymi czasy
115 
 Przykre mu jakie słowo powiedziała?

Ofelia. Nie, Panie; tylko tak jak rozkazałeś,
Odesłałam mu listy i wzbroniłam
Dalszych odwiedzin.

Poloniusz.To go w szał wprawiło.
Boleję nad tem, żem jego skłonności
120 
 Dokładniej, pilniej nie zbadał. Myślałem,
Że on cię durzy, przywieść chce o zgubę.
Przeklinam teraz moją podejrzliwość.
Zdaje się, że nam starym jest właściwem
Przebierać miarę w przezorności, tak jak
125 
 Nawzajem młodym mało jej posiadać.
Biegnę do króla; zatajenie tego
Więcej niż rozgłos zrządzić może złego.
Pójdź.
(Wychodzi).


SCENA II.
KRÓL, KRÓLOWA, ROZENKRANC, GILDENSTERN i Orszak.


Król. Witaj, Rozenkranc, witaj, Gildensternie!
Pośpiechu, z jakim was tu wezwaliśmy,
Nie sama tylko chęć widzenia panów
Była przyczyną, ale i potrzeba
Pomocy waszej. Wiecie już o dziwnem
Przeistoczeniu się Hamleta, mówię:
Przeistoczeniu, bo nic w nim tak wewnątrz
Jak i na zewnątrz nie jest tem, czem było.
Coby innego, jak śmierć ojca, mogło
10 
Do tego stopnia wywieść go za obręb
Jego natury, nie pojmuję wcale.
Proszę was przeto, was, coście z nim wzrośli,
I zblizka z jego wiekiem i myślami
Sąsiadujecie, abyście czas jakiś
15 
Na naszym dworze zabawili, bądź to
Dla rozerwania go, bądź dla zbadania
Powodów tego obcego nam smutku,
Na który, gdyby stał się nam wiadomym,
Znaleźlibyśmy może jaki środek.
20 
Królowa. Często on o was wspominał, Panowie,
I wiem, że niema na świecie dwóch ludzi,
Bardziej mu, jak wy, miłych. Jeśli w dowód
Życzliwych chęci i uczuć uprzejmych
Zechcecie trochę czasu tu przepędzić
25 
I wesprzeć nasze nadzieje, możecie
Na taką liczyć wdzięczność z naszej strony,
Jaka przystoi monarchom.
Rozenkranc.Obojgu
Waszym Królewskim Mościom służy prawo,
Z najwyższej mocy ich władzy nad nami,
30 
Wolę swą w rozkaz przyoblekać raczej
Niż w prośbę.

Gildenstern. Będziem jednakże posłuszni,
I dobrowolnie na rozkazy Waszych
Królewskich Mości u stóp ich składamy
Usługi nasze.

Król. Dzięki ci za to, Rozenkranc, i tobie,
35 
Kochany Gildensternie.

Królowa. Dzięki ci za to, Gildenstern, i tobie
Kochany Rozenkranc. Idźcie natychmiast
Do mego syna.

(Do dworzan).

Niech tam który wskaże
Tym panom, gdzie jest Hamlet.

40 
Gildenstern.Oby nieba
Nie uczyniły naszych usiłowań
Bezowocnemi!

Królowa. Daj to Boże!

(Rozenkranc, Gildenstern i jeden z dworzan wychodzą).
(Wchodzi Poloniusz).

Poloniusz. Panie! wysłane do Norwegii posły
Szczęśliwie są już z powrotem.

45 
Król. Zawsześ był Waćpan ojcem dobrych nowin.
Poloniusz. Bądź przekonany, Miłościwy Panie,
Że obowiązki moje względem Boga
I mego władcy, tak samo jak duszę,
Trzymam w porządku. Jakoż zdaje mi się
50 
(Jeżeli tylko ten mózg nie zszedł na bok
Z drogi trafności, którą zwykł był kroczyć),
Że ostatecznie nie jest mi już obcem,
Skąd bierze źródło lunatyzm Hamleta.

Król. Mów: o tem chcemy wiedzieć przedewszystkiem.

55 
Poloniusz. Daj, Panie, pierwej posłuchanie posłom;
Wieść moja będzie na wety po uczcie.

Król. Zróbże im zaszczyt i sam ich tu wprowadź.

(Wychodzi Poloniusz).

On utrzymuje, kochana Gertrudo,
Że odkrył powód tej zmiany Hamleta.

60 
Królowa. Nie jest nim, mojem zdaniem, nic innego,
Tylko śmierć ojca i nasz rychły związek.
(Poloniusz wraca, a z nim wchodzą: Korneliusz i Woltymand).

Król. Dojdziemy tego. — Witajcie, Panowie,
Cóż nam śle przez was, nasz brat, król norweski?

Woltymand. Najuprzejmiejszych pozdrowień zamianę.
65 
Na przełożenie nasze kazał zaraz
Wstrzymać zaciągi swojego synowca,
Które mu zdały się być wymierzone
Przeciw Polakom, które jednak bliżej
Poznawszy, widział zwróconymi przeciw
70 
Waszej Królewskiej Mości. Rozjątrzony
Takiem niegodnem korzystaniem z jego
Późnego wieku i niemocy, kazał
Przyaresztować Fortynbrasa, który
Z pokorą stawił się, i wysłuchawszy
75 
Napomnień stryja, przysiągł wobec niego,
Że póki życia, nigdy przeciw Waszej
Królewskiej Mości nie wzniesie oręża:
Czem ucieszony starzec, trzy tysiące
Koron intraty rocznej mu przeznaczył,
80 
I owe wojska, przezeń zwerbowane,
Użyć pozwolił mu przeciw Polakom.
Nam zaś doręczył ten list,
(Podaje papier).
którym prosi
Waszą Królewską Mość o pozwolenie
Przejścia tym wojskom przez duńskie dzierżawy,
85 
Przy zapewnieniu im bezpieczeństw, w liście
Tym wymienionych.
Król.Poprzestajem na tem.
W wolniejszym czasie przejrzymy to pismo,
Pomyślim nad niem, odpowiemy na nie.
Tymczasem Waszmość Panom dziękujemy
90 
Za ich skuteczne trudy. Idźcie spocząć.
Będziemy dzisiaj wieczerzali razem;
Miło nam widzieć was z powrotem.
(Woltymand i Korneliusz wychodzą).
Poloniusz.To się
Dobrze powiodło. Miłościwy Panie,
I Miłościwa Pani, chcieć określić,
95 
Czem jest majestat, czem powinność sługi,
Dlaczego dzień jest dniem, a noc jest nocą,
A czas jest czasem, byłoby to jedno,
Co chcieć zmarnować dzień, noc i czas drogi.
Z tego powodu, ile że treściwość
100 
 Jest duszą mowy, a rozwlekłość ciałem
I powierzchownem tylko bawidełkiem;
Chcę być treściwym. Cny wasz syn oszalał:
Oszalał, mówię; ściśle bowiem biorąc,
Szaleństwo czemże jest, jeśli nie stanem
Człowieka szalonego?
105 
Królowa.Więcej rzeczy
W mniej sztucznych formach.
Poloniusz.Przysięgam, o, Pani,
Że się bynajmniej na sztukę nie silę.
Syn wasz oszalał, jest to prawda; prawda,
Że to nieszczęście i nieszczęście wzajem,
110 
 Że to jest prawda. Otóż się skleiło
Pomimo woli coś retorycznego.
Bodajto! Licho zabierz sztuczne formy!
Stanąłem tedy na tem, że dostojny
Syn wasz sfiksował: dobrze; idzie teraz
115 
 O wyśledzenie przyczyn tej fiksacyi,
Która nie będąc fikcyą, już tem samem
Nie może nie mieć przyczyn; to rzecz pewna:
W jaki zaś sposób pewna i o ile,
Rozważcie Państwo sami.
120 
 Mam córkę; mam ją, ponieważ jest moją.
Ta tedy dziewka, pomna obowiązku
I rozkazowi mojemu powolna,
Oddała mi ten świstek. Posłuchajcie
I konkludujcie państwo.
(Czyta).
„Do niebiańskiego bóstwa mojej duszy, tysiącem
wdzięków okraszonej Ofelii“.
125 
To niestosowne wyrażenie, trywialne wyrażenie.
Okraszonej, nie jestże wyrażeniem trywialnem?
Ale idźmy dalej,
(Czyta).

„Twojemu cudnie białemu łonu powierzam tych kilka
wyrazów“.
Królowa. Czy to Hamlet do niej pisał?
Poloniusz. Cierpliwości, Miłościwa Pani;
niczego nie zataję.

(Czyta).
130 
„Wątp’, czy gwiazdy lśnią na niebie;

Wątp’ o tem, czy słońce wschodzi;
Wątp’, czy prawdy blask nie zwodzi:
Lecz nie wątp’, że kocham ciebie“.

„O, najmilsza Ofelio, nie biegły-m w rymowaniu;
135 
 nie umiem skandować westchnień moich, ale że cię
bardzo a bardzo kocham, temu wierz. Bądź zdrowa.
Twój na zawsze, dopóki ta machina
pozostanie jego własnością.
Hamlet“.
To mi posłuszna pokazała córka,
140 
 I uszom moim odkryła zarazem,
Tak co do czasu, miejsca jak sposobu,
Wszystkie zaloty jego.

Król.Ale jakże
Ona przyjęła te jego zaloty?
Poloniusz. Cóż o mnie myślisz, Mości Królu?

Król.Myślę
145 
 Żeś Waćpan prawy, honorowy człowiek.
Poloniusz. Takim starałem się zawsze okazać.
Cożbyś mógł sobie o mnie myśleć, Panie,
Gdybym tę miłość tak namiętną widział
Był w jej zarodzie (a mówiąc nawiasem,
150 
 Dostrzegłem jej był pierwej, nim mi o niej
Doniosła moja córka); cóżby sobie,
Królowa Pani mogła o mnie myśleć,
Gdybym był wtedy spokojnie odegrał
Koperty rolę lub pugilaresu?
155 
 Lub serce moje zrobił głuchoniemem?
I gnuśnem okiem patrzał na tę miłość?
Cóżbyście Państwo mogli byli sobie
Pomyśleć o mnie? Jam sprawy nie zaspał,
I wnet dziewczynie mojej powiedziałem:
160 
 „Hamlet jest księciem nad waściną sferę;
Nie będzie z tego nic“. Dałem jej przytem
Surowe upomnienia, aby odtąd
Nie przyjmowała ani jego wizyt,
Ani biletów, ani podarunków.
165 
 Tak-em uczynił: ona usłuchała,
A on, on, krótko mówiąc, zawiedziony
W swoich nadziejach, popadł najprzód w smutek,
Potem w bezsenność, potem wstręt do jadła,
Następnie w niemoc, następnie w gorączkę,
170 
 I tak stopniami aż w szaleństwo, które
Trawi go teraz z wielkim naszym żalem.

Król. Cóż mówisz na to?
Królowa.Hm! toby być mogło.
Poloniusz. Czyż się zdarzyło kiedy, radbym wiedzieć,
Aby tam, gdzie ja powiedziałem: tak jest,
W istocie było inaczej?

175 
Król.Nie pomnę.

Poloniusz. (Wskazując na kark i głowę).
Zdejmcie to z tego, jeżeli tak nie jest.
Skoro sposobność posłuży, wykryję,
Gdzie siedzi prawda, chociażby się skryła
W wnętrznościach ziemi.
Król.Jakżebyśmy mogli
Sprawdzić to?

180 
Poloniusz. Wiecie, Państwo, że on czasem
Przez kilka godzin zwykł się w tej galeryi
Przechadzać.

Królowa. W rzeczy samej, zwykł to czynić.

Poloniusz. Taką więc porę upatrzywszy kiedy,
Wprowadzę tutaj moją córkę: Wasze
185 
 Królewskie Moście będą mogły wtedy
Ukryć się ze mną ówdzie za obiciem.
I być świadkami ich spotkania. Jeśli
On jej nie kocha i nie skutkiem tego
Utracił zmysły, to niech z szambelana
190 
 Zostanę prostym chłopem albo klechą.
(Wchodzi Hamlet, czytając).

Królowa. Patrzcie, jak smutno biedny chłopiec z książką
Zbliża się tutaj.
Poloniusz. Oddalcie się Państwo,
Błagam was; ja z nim pomówię. Pozwólcie.

(Król i Królowa wychodzą ze swym orszakiem)
Jakże się miewa mój łaskawy książę Hamlet?
195 
Hamlet. Dobrze, dzięki Bogu.

Poloniusz. Wieszli kto jestem, Panie?
Hamlet. Wiem doskonale; jesteś rybak.
Poloniusz. Zaprawdę, nie jestem nim.

Hamlet. Tem ci gorzej, radbym, żebyś był tak
200 
 poczciwym człowiekiem.

Poloniusz. Poczciwym, Mości Książę?
Hamlet. Tak jest, Mości Panie. Być poczciwym w dziejach tego świata, na jedno wychodzi, co być wybranym między tysiącami.

205 
Poloniusz. Masz wielką słuszność, Mości Książę.

Hamlet. Jeżeli bowiem słońce płodzi robaki w zdechłym psie, co jest wyborną padliną do całowania...[2]
Czy masz Waćpan córkę?
Poloniusz. Mam, Panie.

210 
Hamlet. Nie pozwalaj jej chodzić po słońcu. Każdy początek trudny, ale poczęcie bardzo łatwe. Miej to na względzie, mój przyjacielu.
Poloniusz. Co przez to rozumiesz, Mości Książę? (Do siebie) Zawsze mu się marzy moja córka. A jednak
215 
 nie poznał mnie zrazu, wziął mnie za rybiarza. Daleko z nim już zaszło, daleko zaszło. I mnie, prawdę mówiąc, za młodu, miłość przyprowadzała do ostateczności, podobnych prawie. Muszę go jeszcze raz zagabnąć. — Cóż to czytasz, Mości Książę?
220 
Hamlet. Słowa, słowa, słowa.

Poloniusz. A o treść czy mogę spytać?
Hamlet. Czyją?
Poloniusz. Tej książki, którą Książę czytasz.

Hamlet. Potwarze, mój Panie, nic jak potwarze.
225 
 Ten łotr satyryk utrzymuje, że starzy ludzie mają siwe brody i zmarszczki na twarzy; że im ambra i kalafonia ciecze z oczu; że cierpią na zupełny brak dowcipu obok wielkiego wycieńczenia łydek. Lubo ja temu wszystkiemu najsilniej i najpotężniej daję wiarę, przecież nie sądzę,
230 
 aby o tem pisać przystało; bo Waszmość sam stałbyś się pewnie jak ja starym, gdybyś mógł, jak rak w tył kroczyć.

Poloniusz. Chociaż to waryacya, nie jest jednakże bez metody.
Możebyś chciał zejść, Mości Książę?

235 
Hamlet.Z tego świata?
Poloniusz. W rzeczy samej, byłoby to zejściem. — Jak trafne ma czasem odpowiedzi! Dar ten często bywa udziałem szalonych, gdy tymczasem przytomni i rozumni niezawsze są zarówno szczęśliwi. Muszę go już opuścić
240 
 i niezwłocznie pomyśleć o sposobach, jakby się on i moja córka zejść mogli. Miłościwy Książę, zmuszony jestem pozbawić Waszą Książęcą Mość dłuższej mojej obecności.
Hamlet. Nie możesz mnie, mój Panie, pozbawić
245 
 niczego, czegobym chętnie się nie wyrzekł: wyjąwszy życia, wyjąwszy życia, wyjąwszy życia.

Poloniusz. Żegnam cię, mój łaskawy Książę.
Hamlet. Nudne stare głupcy.

(Rozenkranc i Gildenstern wchodzą).

Poloniusz. Szukacie panowie Księcia Hamleta; oto jest.

(Wychodzi).
250 
Rozenkranc. (Do Poloniusza). Bogu cię polecamy.

Gildenstern. Miłościwy Książę!
Rozenkranz. Drogi nasz Książę!

Hamlet. Kochani, dobrzy przyjaciele! Jak się masz, Gildensternie? A, Rozenkranc! Jakże się macie, moje
255 
 chłopcy?

Rozenkranc. Zwyczajnie, jak nic nie znaczący ludzie.
Gildenstern. Szczęśliwi przez to, że niezbyt szczęśliwi.
Czepca fortuny nie jesteśmy guzem.
Hamlet. Ale i nie podeszwą jej trzewików?
Rozenkranz.Nie, Mości Książę.
Hamlet. A więc mieszkacie u jej pasa?

260 
Gildenstern.Niby tak, w tej okolicy.

Hamlet. Cóż tam nowego?
Rozenkranc. Nic, Panie; wyjąwszy, że świat spoczciwiał.

Hamlet. Więc blizki jest dzień sądu. Ale wiadomość wasza nie prawdziwa. Powiedzcie mi, w czemeście
265 
 tak przeskrobali fortunie, że was tu do więzienia wtrąciła?

Gildenstern. Do więzienia?
Hamlet.Dania jest więzieniem.
Rozenkranz. Więc niem i świat jest także.
Hamlet. O, i wielkiem! pełnem turm, lochów i ciemnic.
Dania jest jedną z najgorszych.

270 
Rozenkranc. Nie myślimy tak, Mości Książę.

Hamlet. Więc dla was nie jest taką. W rzeczy samej, nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takiem.[3] Dla mnie Dania jest więzieniem.

275 
Rozenkranc. Skutek to chyba, Panie, dumy twojej:
Dania jest dla niej za ciasna.

Hamlet. O, Boże! jabym mógł być zamknięty w łupinie orzecha i jeszczebym się sądził panem niezmierzonej przestrzeni, gdybym tylko złych snów nie miewał.

280 
Gildenstern. A te sny są właśnie utworem dumy; istota bowiem dumy nie jest czem innem, jak snów cieniem.

Hamlet. Same już sny nie są czem innem jak cieniem.

285 
Rozenkranc. Zapewne, duma zaś w moich oczach jest tak powietrznej i znikomej natury, że można ją nazwać cieniem cienia.
Hamlet. Takim sposobem żebracy są ciałami, a nasi monarchowie i nadęci bohaterowie cieniami żebraków.
290 
 Nie poszlibyśmyż do dworu? bo doprawdy, nie umiem rozumować.

Rozenkranc i Gildenstern. Służymy Waszej Książęcej Mości.

Hamlet. Dajmy pokój temu; nie chcę was liczyć do
295 
 rzędu sług moich, bo zaprawdę przysługują mi się okropnie. Ależ powiedzcie mi, tak po przyjacielsku, co porabiacie w Elsynorze?

Rozenkranc. Chcieliśmy cię odwiedzić, Mości Książę; innego celu nie mamy.

300 
Hamlet. Taki ze mnie nędzarz, żem nawet w podzięki ubogi: dziękuję wam jednak, chociaż to podziękowanie, wierzcie mi, kochani przyjaciele, nie warte i pół szeląga. — Czy nie posyłano po was? Przybyliścież mnie odwiedzić z własnego popędu, z dobrej woli? Powiedzcie
305 
 mi, powiedzcie; bądźcie szczerzy. I cóż?

Gildenstern. Cóż mamy powiedzieć, Mości Książę?

Hamlet. Cobądź, byle się stosowało do rzeczy. Posyłano po was: widzę w waszych oczach pewien rodzaj wyznania, które skromność wasza napróżno usiłuje po-
310 
 kryć. Wiem, że miłościwy król i miłościwa królowa posyłali po was.

Rozenkranc. W jakimżeby celu, Mości Książę?

Hamlet. Tego się od was chcę dowiedzieć. Ale zaklinam was na prawa koleżeństwa, na współdźwięk mło-
315 
 dych lat naszych, na obowiązki naszej statecznej przyjaźni, na wszystko co jest najświętsze i na co lepszy mówca lepiejby was niż ja mógł zakląć, powiedzcie mi rzetelnie, otwarcie: posyłanoż po was czy nie posyłano?

Rozenkranc (Do Gildensterna). Cóż ty na to?

320 
Hamlet (na stronie) Aha, przyszliście mnie więc wymacać. — (głośno). — Jeżeli mi dobrze życzycie, powiedzcie prawdę.

Gildenstern. W istocie, posyłano po nas.

Hamlet. Powiem wam, w jakim celu; tym sposobem
325 
 domyślność moja uprzedzi waszą gadatliwość i dyskretność wasza nie będzie dyskredytowaną. Od niejakiego czasu, nie wiem skąd, ze szczętem humor straciłem; zarzuciłem dawne przywyknienia i w tak ponure popadłem usposobienie, że ten piękny obszar ziemski
330 
 pustynią mi się wydaje; to wspaniałe sklepienie tam w górze, ten cudnie wiszący firmament, ta majestatyczna przestrzeń złotemi obsypana iskrami, niczem innem nie jest w moich oczach, jak tylko marnym, zaraźliwym zbiorem wyziewów. Jak doskonałym tworem jest człowiek! jak
335 
 wielkim przez rozum! jak niewyczerpanym w swych zdolnościach! jak szlachetnym postawą i w poruszeniach! czynami podobnym do anioła, pojętnością zbliżonym do bóstwa! Ozdobą on i zaszczytem świata! Arcytypem wszech jestestw! A przecież, czemże jest dla mnie ta
340 
 kwintesencya prochu? Synowie ziemi nie pociągają mnie, — ani jej córki; jakkolwiek sądząc po waszym uśmiechu, zdajecie się to przypuszczać.

Rozenkranc. Myśl taka, Panie, nie przeszła mi przez głowę.

345 
Hamlet. Dlaczegoż się Waćpan rozśmiałeś, kiedym powiedział, że mnie synowie ziemi nie pociągają?
Rozenkranc. Bom sobie pomyślał, jakie w takim razie przyjęcie znajdą aktorowie, którycheśmy w drodze spotkali, a którzy tu dążą celem ofiarowania Waszej
350 
 Książęcej Mości usług swoich.
Hamlet. Ten, co gra króla, godnie będzie przyjęty: jego królewska mość otrzyma odemnie pamiątkę; awanturniczy rycerz będzie mógł do woli użyć tarczy i miecza; kochanek nie będzie darmo wzdychał; melancholik
355 
 spokojnie odegra swoją rolę; błazen pobudzi do śmiechu tych, co mają łechciwe płuca; a piękna dama swobodnie wywnętrzy swe uczucia, jeśli nie będzie miała wstrętu do wiersza bez końcówki. — Cóż to za aktorowie?
Rozenkranc. Ciż sami, którzy cię zwykli byli zada-
360 
 walać, Mości Książę; tragicy ze stolicy.

Hamlet. Skądże im przyszło teraz po świecie wędrować? Na miejscu siedząc, lepiejby wyszli, tak pod względem sławy, jak korzyści.

Rozenkranc. Przyczyną ich wywędrowania były, jak się
365 
 zdaje, świeżo zaszłe innowacye[4].

Hamlet. Sąż oni jeszcze tak samo lubieni jak wtedy, kiedym był w stolicy? Zawszeż liczne mają publicum?
Rozenkranc. Zaiste, teraz nie bardzo.

Hamlet. Skądże to pochodzi? Czy się opuścili
370 
 w sztuce?
Rozenkranc. Bynajmniej! usiłowania ich postępują zawsze równym krokiem; ale wylęgło się tam stado dzieci, małych indycząt, które piszczą jak opętane i za to odbierają tyrańskie oklaski. Te są teraz w modzie
375 
 i tak dalece wyzyskują teatr niższej klasy (tak nazywają tamten), że nie jeden z rapierem przy boku, bojąc się piór gęsich[5], nie śmie się już tam pokazać.
Hamlet. Sąli to dzieci na prawdę? Któż ich utrzymuje? Jak są płatni? Myśląż oni tylko dopóty sztukę
380 
 uprawiać, dopóki nie stracą dyszkantu? Nie powiedząż wtedy, gdy same spadną między niższą klasę (co jest bardzo prawdopodobnem przy takiem braniu się do rzeczy), że piszący dla nich krzywdę im wyrządzili, każąc im wykrzykiwać na ich własną przyszłość?
385 
Rozenkranc. Bądź co bądź, z obu stron niemało było hałasu, i publiczność nie miała sobie za grzech podżegać ich nawzajem do kłótni. Przez czas jakiś nie można było grosza na żadnej sztuce zarobić, jeżeli aktorzy za łby się w niej nie wodzili?
390 
Hamlet. Czy być może?

Gildenstern. Nie mało też sobie włosów powydzierano.
Hamlet. I smarkacze wzięli górę?
Rozenkranc. Nie inaczej. Herkules zmuszony był kapitulować przed Pigmejczykami.[6]

395 
Hamlet. Niema w tem nic dziwnego: boć mój stryj jest królem duńskim; i ciż sami, którzy za życia mego ojca ostrzyli na nim zęby, dają teraz dwadzieścia, czterdzieści, pięćdziesiąt i sto dukatów za jego portret w miniaturze. Do licha! musi w tem być coś nadnaturalnego.
400 
 Gdyby to filozofia mogła wytłómaczyć?
(Odgłos trąb za sceną).

Gildenstern. Zapewne to aktorowie.

Hamlet. Koledzy, miłymiście gośćmi w Elsynorze. Podajcie mi dłonie. Do orszaku gościnności należy etykieta i ceremonie: winienem was przeto podjąć tym try-
405 
 bem; inaczej, moje obejście się z aktorami, które, uprzedzam was, będzie się musiało okazać uprzejmem, wydałoby się gościnniejszem niż z wami. Zostaliście przyjęci z otwartemi rękoma, ale mój stryj-ojciec i moja matka-stryjenka doznali zawodu.
410 
Gildenstern. Jakim sposobem, drogi książę?

Hamlet. Szalony jestem tylko przy wietrze północno zachodnim; kiedy z południa wieje, umiem odróżnić jastrzębia od czapli.[7]

(Wchodzi Poloniusz).

Poloniusz. Dobre nowiny, panowie; wesołe nowiny.

415 
Hamlet. Słyszycie go? — Ten wielki dzieciuch nie wyszedł jeszcze z pieluch.

Rozenkranc. Chyba w nie wszedł powtórnie; bo mówią, że starzy ludzie na nowo stają się dziećmi.

Hamlet. Prorokuję wam, że przychodzi nam zwiasto-
420 
 wać aktorów: uważcie tylko. — Masz Waćpan słuszność: było to w poniedziałek z rana, w rzeczy samej.

Poloniusz. Mości Książę, mam ci oznajmić coś nowego.
Hamlet. Mości Panie, mam ci oznajmić coś nowego. Gdy Roscyusz[8] w Rzymie był aktorem, —
Poloniusz. Aktorowie przybyli, Mości Książę.

425 
Hamlet.Ejże? Ejże?

Poloniusz. Na honor, Mości Książę.

Hamlet. (śpiewając). Każdy więc aktor przyjechał na ośle.
Poloniusz. Są to aktorowie najlepsi w świecie; zdatni do wszelkiego rodzaju przedstawień: tragicznych, ko-
430 
 micznych, historyczno-sielankowych, tragiczno-historycznych, tragiczno-komiczno-historyczno-sielankowych; czyto w scenach ciągłych, czy to w luźnym poemacie. Seneka nie jest dla nich za ciężki, ani Plaut[9] za lekki. Tak w recytowaniu jak w improwizowaniu nie mają
435 
 sobie równych.

Hamlet. O Jefte[10], sędzio Izraela, jakiż to skarb posiadłeś!
Poloniusz. Jakiż on skarb posiadał, Mości Książę?

Hamlet. Ba! Córkę gładką, nic więcej,
440 
 Którą wielce miłował.

Poloniusz (na stronie). Zawsze mu się marzy moja córka.
Hamlet. Nie prawdaż, stary Jefte?

Poloniusz. Jeżeli mnie nazywasz Jeftem, Mości Książę,
445 
 to nie przeczę, iż posiadam córkę, którą wielce miłuję.

Hamlet. Ależ nie to idzie za tem.
Poloniusz. Cóż za tem idzie, Mości Książę?

Hamlet. Ba! To, co rzekomo
Bogu wiadomo.
450 
 A potem, jak wiesz Waćpan,
Stać się musiało,
Co snadź się stało.
Pierwszy dwuwiersz tej pobożnej pieśni więcej objaśni Waćpana, niż ja mogę; bo oto nadchodzą przeszkody.
(Wchodzi czterech lub pięciu aktorów).
455 
Witam was, Mościpanowie, witam. Cieszę się, że was oglądam w dobrem zdrowiu. Witajcie, przyjaciele. O, stary, jakże ci się twarz poorała, odkąd cię ostatni raz widziałem! Przyszedłżeś mi tu imponować temi zmarszczkami? A, to ty, piękna damo! Szlachetna dziewico! dalipan,
460 
 od czasu, jak cię ostatni raz widziałem, zbliżyłaś się ku niebu na całą wysokość korka[11]. Nie daj Boże, aby głos twój, jak dukat oberżnięty, wyszedł z obiegu! Witajcie nam wszyscy bez wyjątku! Będziemy jak francuscy łowcy, rzucać się na wszystko, co ujrzymy. Nie
465 
 moglibyśmyż usłyszeć czego zaraz? Dajcie nam próbkę swego talentu: przedeklamujcie co patetycznego.
Pierwszy Aktor. Co naprzykład, Panie?
Hamlet. Słyszałem cię raz deklamującego jeden ustęp, ustęp sztuki, która nigdy graną nie była, albo co naj-
470 
 więcej raz tylko: bo ile pamiętam, nie podobała się publiczności; byłto kawior[12] dla jej podniebień: mojem jednak zdaniem, i tych, których sąd o takich rzeczach równego z moim był wzrostu, byłato sztuka wyborna, dobrze podzielona na sceny, ułożona z równą zręcznością
475 
 jak naturalnością. Przypominam sobie kogoś, co mówił, że braknie tym wierszom sosu, dla dodania smaku osnowie, i osnowy, któraby pozwalała posądzić autora o uczucie: przyznawał jej wszakże dobrą manierę, jędrność w obrobieniu i piękność, lubo bez wdzięku. W sztuce
480 
 tej szczególnie lubiłem jeden ustęp, to jest opowiadanie Eneasza[13]; mianowicie też owo miejsce, w którem ten bohater opisuje Dydonie śmierć Pryama. Jeżeli je pamiętasz, to zacznij od tego wiersza:
Zaraz, zaraz.
485 
 Okrutny Pirrus, jak ów zwierz hirkański,
Nie; nie tak się zaczyna, ale zawsze od Pirrusa.
Okrutny Pirrus, którego zbroica,
Czarna jak jego myśl, podobną była
Do owej nocy, gdy w złowrogim koniu
490 
 Chytrze ukryty leżał, powlekł teraz
Straszną swą postać dzikszą jeszcze barwą;
Od stóp do głowy czerwienią się odział.
Zbroczon krwią ojców, matek, córek, synów;
Spiekły od żaru płonącego miasta,
495 
 Które przeklętym blaskiem przyświecało
Mordercy swego pana; rozpalony
Gniewem i ogniem i skrzepły zarazem
Od zstęgłej na nim posoki; oczyma
Jak karbunkuły płomieniejącemi
500 
 Szuka piekielny Pirrus sędziwego
Starca Pryama. — Mów dalej.

Poloniusz. Jak żywo, ślicznie deklamujesz, Mości Książę,
Z doskonałym akcentem i spadkiem głosu.

Pierwszy Aktor. Znajduje go wreszcie
505 
 Słabo na Greków nacierającego.
Rdzawy miecz jego, zbuntowany przeciw
Jego ramieniu, nieposłuszny woli,
Płazem uderza, kędy spadnie. Z całą
Przewagą siły, rzuca się na niego
510 
 Pirrus; z wściekłości próżny cios wymierza:
Lecz sam już zamach, sam świst jego stali
Obala starca; wtedy oto Ilium
Jak gdyby chciało nowy cios odwrócić,
Koronowaną płomieniami głowę
515 
 Chyli ku ziemi i trzaskiem okropnym
W niewolę ima Pirrusowe ucho:
Bo patrzcie! oto zabójczy miecz jego,
Nad mleczną głową czcigodnego starca
Już, już wzniesiony, zda się jakby nagle
520 
 Ugrzązł w powietrzu. Jak kamienny posąg
Bóstwa zagłady, ważąc się pomiędzy
Czynem i wolą, stał czas jakiś Pirrus,
I nie przedsiębrał niczego.
Lecz jako nieraz widzimy przed burzą
525 
 Ciszę na niebie, spokojność w obłokach,
Wichry uśpione, a na dole ziemię
Jak grób milczącą; wtem przerażający
Piorun rozdziera chmurę: tak po chwili
Zbudzona zemsta podżega na nowo
530 
 Zastałe ramię Pirrusa, i nigdy
Niemiłosierniej ciężki młot Cyklopów[14]
Nie spadł na Marsa wiecznotrwałą zbroję,
Jak teraz krwawy miecz Pirrusa spada
Na sędziwego Pryama.
535 
 Hańba ci, zmienna Fortuno! Bogowie,
Wy wszyscy, którzy zasiadacie ówdzie
W radzie Olimpu, odejmcie jej władzę!
Połamcie sprychy i dzwona jej koła,
I stoczcie krągłą piastę z szczytu niebios
540 
 W bezdenną otchłań piekieł!

Poloniusz. To za długie.
Hamlet. Pójdzie do balwierza wraz z twoją brodą. — Mów dalej, bracie. Jemuby trzeba jasełek lub fars plugawych, inaczej zaśnie. Dalej, przejdź teraz do Hekuby[15].

545 
Pierwszy Aktor. Ale kto widział nieszczęsną królowę,
Jak rozczochrana. —

Hamlet. Jakto, rozczochrana?

Poloniusz. To dobre wyrażenie: rozczochrana królowa jest dobrem wyrażeniem.
550 
Pierwszy Aktor. Jak rozczochrana, grożąca płomieniom
Łez potokami, biegła tu i ówdzie
Boso, z łachmanem na tej samej głowie,
Którą niedawno jeszcze dyadem stroił;
Odziana, miasto sukni, prześcieradłem,
555 
 W chwili popłochu schwyconem naprędce;
O, ktoby to był widział, ten zmaczanym
W żółci językiem byłby wyzionął
Przeciw Fortunie ostatnie bluźnierstwa:
A gdyby były ją widziały nieba
560 
 W tej chwili, kiedy ujrzała Pirrusa,
Z dziką radością siekącego mieczem
Ciało jej męża, wybuch jej boleści
Byłby był z oczu ich promieniejących
(Jeżeli tylko rzeczy tego świata
565 
 Mogą je wzruszyć), stok rosy wycisnął,
I współjęk z piersi bogów.[16]

Poloniusz. Patrzcie, jak mu się twarz zmieniła i łzy mu w oczach stanęły. Skończ już Waćpan.

Hamlet. Dosyć tego, dopowiesz mi resztę innym ra-
570 
 zem. Mości Panie, zechciej dojrzeć, aby ci Ichmość dobrze byli ugoszczeni. Słyszysz Waćpan? Niech znajdą dobre przyjęcie: bo oni są streszczoną, żywą kroniką czasu. Byłoby lepiej dla Waćpana zyskać po śmierci niepochlebny napis na nagrobku, niż za życia nieko-
575 
 rzystne ich świadectwo na scenie.

Poloniusz. Mości Książę, obejdę się z nimi odpowiednio ich zasłudze.

Hamlet. Do paralusza! znacznie lepiej. Gdybyśmy się obchodzili z każdym wedle jego zasług, któżby uniknął
580 
 chłosty? Obchodź się z nimi Waćpan odpowiednio własnej twej zacności i godności. Im mniej kto zasługuje na względy, tem więcej ma zasługi nasza względem niego uprzejmość. Odprowadź ich.

Poloniusz. Pójdźcie, Panowie.

(Wychodzi z kilkoma aktorami).
585 
Hamlet. Idźcie z nim, moi przyjaciele: dacie nam jutro jakie przedstawienie. Słuchajno, stary: możecież grać zabójstwo Gonzagi?

Pierwszy Aktor. Możemy, Panie.

Hamlet. To grajcie je jutro. Nie mógłżebyś w potrze-
590 
 bie nauczyć się dwunastu do piętnastu wierszy, którebym napisał i wtrącił do twojej roli?

Pierwszy Aktor. Czemu nie, Łaskawy Panie.
Hamlet. To dobrze. Udaj się za tamtym jegomością, tylko nie drwij z niego, proszę cię.

(Wychodzi Aktor).
595 
Kochani przyjaciele (do Rozenkranca i Gildensterna), pozwólcie mi się pożegnać. Do zobaczenia wieczorem.

Rozenkranc i Gildenstern. Żegnamy cię, drogi Książę.

(Wychodzą).
Hamlet. Bóg z wami! Otóż nareszcie sam jestem.
600 
 O, jakiż ze mnie głąb, jaki ciemięga!
Czyliż to nie jest zgrozą, że ten aktor,
W niby wzruszeniu, w parodyi uczucia,
Do tego stopnia mógł nagiąć swą duszę
Do swoich pojęć, że za jej zrządzeniem
605 
 Twarz mu pobladła, z oczu łzy pociekły,
Oblicze jego, głos, ruch, cała postać
Zastosowała się do jego myśli?
I gwoli kogóż to: gwoli Hekuby!
Cóż z nim Hekuba, on z nią ma wspólnego,
610 
 Żeby aż płakał nad jej losem? Cóżby
Ten człowiek czynił, gdyby miał podobny
Mojemu powód i bodziec do wrzenia?
Zalałby łzami całą scenę, rozdarł
Uszy słuchaczów rażącemi słowy,
615 
 W występnych rozpacz wzbudził, dreszcz w niewinnych,
Zmieszał prostaczków i sparaliżował
Refleksyę ludzi myślących.
A ja, ospały niedołęga, drzemię
Jak Jaś-spioch, świętej niepamiętny sprawy,
620 
 I ani usty ująć się nie umiem
Za tego króla, na którego włości
I drogiem życiu dokonany został
Najohydniejszy rozbój. Jestżem tchórzem?
Któż mi zarzuci podłość? któż mnie może
625 
 Wziąć za kark, za nos powieść, w twarz mi plunąć,
Wyrzucić w oczy kłamstwo? Któż to może?
A jednak,
Zasługiwałbym na to, bo wistocie
Muszę mieć chyba wnętrzności gołębia
630 
 I brak zupełny żółci, nadającej
Gorycz poczuciu krzywdy, kiedym jeszcze
Nie napasł dotąd stada sępów ścierwem
Tego nędznika. O, bezwstydny łotrze!
Zakamieniały, krwawy, sprosny łotrze!
635 
 Bodajżem! Mnież to przystoi, synowi,
Jedynakowi zamordowanego
Drogiego ojca, od nieba i piekła
Powołanemu do zemsty, jak baba
Marnemi słowy dawać folgę sercu,
640 
 I na przekleństwach czas trawić jak prosta,
Karczemna dziewka?!
Fe! Fe! Gdzież moja głowa? Powiadają,
Że zatwardziali złoczyńcy, obecni
Na przedstawieniu okropnych widowisk,
645 
 Tak silnem zdjęci bywali wrażeniem,
Że sami swoje wyznawali zbrodnie:
Bo mężobójstwo, w braku ust, cudowny
Ma organ mowy. Każę tym aktorom
Coś podobnego do sceny zabójstwa
650 
 Ojca mojego odegrać przed stryjem;
Patrzeć mu będę w oczy, śledzić będę
Najmniejszy jego ruch: jeżeli zadrgnie,
Wiem, co mam czynić. Ten duch, com go widział,
Mógł być szatanem (bo szatan przybiera,
655 
 Jaką chce, postać), i nadużywając
Mojej słabości i smętności (taki
Bowiem stan duszy bardzo mu dogodny),
Ciągnie mnie może w przepaść? Chcę pewniejszej
Niż ta rękojmi. Zamierzona sztuka
660 
 Będzie probierzem, którym, jak na wędę,
Sumienie króla na wierzch wydobędę.
(Wychodzi).






  1. „chyby“ = wady.
  2. Hamlet nie kończy zdania; domyślić się można, iż chciał powiedzieć o Ofelii, że i ona łatwo zepsuciu uledz może.
  3. „nic nie jest złem ani dobrem samo przez się“; w oryginale: there is nothing either good or bad, but thinking makes it so; zaznaczono tu różnice w ocenie tego, co ktoś dla siebie za złe lub dobre, za korzystne lub niekorzystne uważa.
  4. „innowacye“. To jest, powstanie i wejście w modę tak zwanych dziecinnych teatrów, w których żaki dawały przedstawienia.
  5. „bojąc się piór gęsich“. Mowa tu jest o teatralnych trupach, złożonych z dzieci, które sobie królowa Elżbieta utrzymywała, nie chcąc uczęszczać na teatry publiczne. Trup takich było pięć, to jest: dzieci św. Pawła, Westminsteru, Kaplicy, Windsoru, wreszcie tak zwanych dzieci uciech (the children of the revels). Co do piór gęsich, poeta rozumie tu pióra tych autorów, którzy trzymali stronę teatrów dziecinnych i dla nich pisali.
  6. „kapitulować przed Pigmejczykami“. Pod godłem Herkulesa był publiczny teatr Globus, na którym był napis: Totus mundus agit Histrionem (Cały świat gra rolę). Pigmiejczykami nazywano u Greków jakiś bajeczny lud karłów, co wiódł wojnę z żórawiami.
  7. „odróżnić jastrzębia od czapli“. To znaczy: szalony jestem tylko wtedy, kiedy gwałtowny wicher mnie owionie, to jest, kiedy gwałtownego doznam wstrząśnienia; ale przy lekkim wietrze południowym, to jest wśród tak błahych intryg jak wasze, umiem odróżnić jastrzębia od czapli (przysłowie sokolnicze).
  8. Roscyusz — najsławniejszy aktor rzymski z I wieku przed Chrystusem.
  9. Seneka (tragedyopisarz rzymski) i Plaut (komedyopisarz rzymski) byli w różnych przekładach znani w Anglii za czasów Szekspira. Dziesięć tragedyj pierwszego wydał już w r. 1581 Tom Newton w angielskim przekładzie. Menechmy Plauta, z których Szekspir powziął myśl do swojej Komedyi omyłek (Comedy of errors) wyszły w r. 1594 w przekładzie Wamera.
  10. „O Jefte“. Jestto urywek ze starej ballady, znajdującej się w zbiorze Percy’ego (Reliques of ancient English poetry). Jefte za odniesione zwycięstwo ofiarował Jehowie pierwszą rzecz lub osobę, jaką spotka wracając do domu — i spotkał własną swą córkę. Autor szkocki Buchanan osnuł na tem podaniu tragedyę, którą u nas przełożył Józef Zawicki i wydał r. 1587.
  11. „na wysokość korka“. Używanie korków u trzewików przeszło do Anglii z Wenecyi, gdzie znakomite damy zwykły je były nosić: tam się zaś dostała ta moda ze Wschodu, wynaleziona prawdopodobnie dlatego, aby kobietom utrudnić chodzenie, a więc i możność przeniewierzania się.
  12. „kawior“. Kawior, który, jak się zdaje, także Wenecyanie z morza Czarnego do zachodnich krajów Europy sprowadzali, był za czasów Szekspira przysmaczkiem znakomitszych Anglików: lud wszakże miał do niego odrazę; lekarze zaś twierdzili nawet, że jest zdrowiu szkodliwy.
  13. Eneasz, syn Anchizesa, uszedłszy z płonącej Troi, wskutek rozbicia się okrętu zapłynął na brzegi Afryki, przyjęty przez królową Dydonę, założycielkę Kartaginy, opowiada jej losy swoje i towarzyszy. Pryam — król Troi (Ilium, Ilion). Pirrus — syn Achillesa, był jednym z tych Greków, co we wnętrzu drewnianego konia dostali się do Troi i rozniecili w niej straszny pożar. — Zwierz hirkański = tygrys.
  14. Cyklopi — olbrzymi o jednem oku, pracujący w kuźni Wulkana (Hefajstosa).
  15. Hekuba — żona Pryama.
  16. „I współjęk z piersi bogów“. Aug. Wilh. Schlegel w swoich odczytach dramatycznych mówi o tym całym ustępie: „Jako przykład z pomiędzy wielu źle zrozumianych subtelności Szekspira, przytaczam styl, jakim recytowany przez aktora ustęp o Hekubie jest napisany. Komentatorowie niemało się o to naspierali, czy Szekspir sam go pisał, czy też wziął go skądinąd i czy sztukę, z której ten ustęp miał być wyjęty, chwalił na seryo, czyteż tylko chciał wyszydzić tragiczną przesadę niektórych swoich współczesnych. Nie baczyli na to, że ten ustęp nie sam przez się, ale na miejscu, gdzie jest, powinien być oceniany. Co w samymże dramacie, jako wtrącony dramatyczny ustęp figurować miało, to do prawdziwej poezyi, rozlanej w całym dramacie, powinno było być postawione w takim stosunku, w jakim są teatralne deski do natury. Dlatego też Szekspir owo opowiadanie aktora w Hamlecie oddał wierszem sentencyonalnym, pełnym antytez. Ten wszakże ton uroczysty i odmierzony nie odpowiadał mowie Hekuby, mającej silne sprawić wrażenie; nie pozostało więc poecie nic innego, jak to, co uczynił, to jest przeładować ją patetycznością. Jakoż w ogólności panuje w tej mowie górność fałszywa, ale zmieszana z prawdziwą wzniosłością tak, że aktor przyzwyczajony do sztucznego wywoływania w sobie tych wzruszeń, które ma objawiać, rzeczywiście może być nią poruszony. Zresztą niepodobna myśleć, aby Szekspir tak mało się był znał na sztuce, iżby był nie widział, że tragedya, w której Eneasz Dydonie tak szeroko i długo w epiczny sposób opowiada coś tak odwiecznego, jak zburzenie Troi, niema w sobie ani dramatycznych, ani teatralnych warunków“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Józef Paszkowski.