Hamlet (Shakespeare, tłum. Paszkowski, 1909)/całość
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Hamlet | |
Podtytuł | królewicz duński | |
Redaktor | Piotr Chmielowski | |
Wydawca | Feliks West | |
Data wyd. | 1909 | |
Druk | W. Kornecki i K. Wojnar | |
Miejsce wyd. | Brody | |
Tłumacz | Józef Paszkowski | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron | ||
Artykuł w Wikipedii | ||
Galeria grafik w Wikimedia Commons | ||
Strona w Wikicytatach |
NAKŁADEM KSIĘGARNI FELIKSA WESTA W BRODACH.
O życiu najznakomitszego nowożytnego dramatopisarza niewiele wiarogodnych dochowało się wiadomości, tak że jego biografia nie ma prawie żadnego znaczenia przy objaśnianiu jego dzieł twórczych; poprzestać więc trzeba na zarysie jak najzwięźlejszym.
William Szekspir (Shakspeare, Shakespeare, Shakspere) urodził się r. 1564 w miasteczku Stratford nad Avonem, w hrabstwie Warwick. Ojciec jego Jan (John), szczycący się herbem szlacheckim, żonaty był z Maryą Arden, córką tamecznego ziemianina; ukształcenia nie posiadał, bo nawet pisać nie umiał, a zajmował się prócz rolnictwa handlem różnorodnym i cieszył się wśród współmieszkańców uznaniem, gdyż go powoływano do sprawowania urzędów miejskich. Zamożność jego atoli, początkowo znaczna, z biegiem czasu malała, a że miał ośmioro dzieci, wychowanie ich przedstawiało dużo trudności.
William uczęszczał do szkoły miejscowej (Free Grammar School), skąd wyniósł prócz innych elementarnych nauk pewną znajomość łaciny; około r. 1578, z powodu nadwątlenia majątku, musiał szkołę opuścić i dopomagać ojcu w jego zajęciach kupieckich, wśród których miał sposobność poznania ludzi ze strony zapewne nienajlepszej, a przytem stykać się musiał nieraz z adwokatami i sądami. Folgował jednak krewkiej młodości i szukał wesołego towarzystwa. Zacząwszy ledwie rok dziewiętnasty, ożenił się ze starszą od siebie o lat osiem Anną Hathaway, córką niezamożnego drobnego szlachcica (yeoman). Niejednokrotnie później w dziełach swoich potępiał takie przedwczesne i nierozważne śluby. Z czego się utrzymywało to małżeństwo, nie wiadomo, bo że ojciec nie mógł mu dopomagać, to pewna, gdyż jego interesa z każdym rokiem się pogorszały. Musiał się tedy William obejrzeć za jakimś zarobkiem. W Stratfordzie wędrowni aktorzy dawali nieraz przedstawienia. Młodzieniec poczuł może w sobie zdolności w tym kierunku i z jedną z takich trup podążył około r. 1586 do Londynu, by tam szukać chleba dla żony i trojga dzieci, które pozostawił w miasteczku rodzinnem. Czy w Londynie trzymał zrazu konie paniczów przyjeżdżających do teatru, czy był wywoływaczem aktorów na scenę, jak to rozpowszechnione anegdoty opowiadają, niepodobna twierdzić napewno; ale to nie ulega wątpliwości, że w bardzo krótkim przeciągu czasu zwrócił na siebie uwagę nie tylko jako aktor w trupie lorda podkomorzego, grywającej w teatrze Black friars, ale także jako poeta i dramatopisarz tak dalece, że obudził zawiść i oburzenie w jednym ze współzawodników.
Czasy panowania królowej Elżbiety były okresem wspaniałego rozkwitu literatury angielskiej, a szczególniej poezyi. Po strasznych wojnach między Białą i Czerwoną Różą w XV-ym wieku, po okropnych scenach fanatyzmu religijnego za Henryka VIII i Maryi Tudor, nastała chwila spokoju, dobrobytu i potęgi państwowej. Oświata rozszerzała się, zapał do nauk wzrastał, twórczość z całą potęgą sił młodzieńczych rozsadzała dusze. Z haseł Odrodzenia sztuk i nauk („renesansu“) przyjęto jedno tylko: żyć pełnią życia. Inne, jako to: dążenie do harmonii, do pięknych kształtów, do prawidłowej budowy utworów, nie przemawiały do umysłów, z natury namiętnych, gwałtownych, niepohamowanych, pragnących całą swą istność, pełną sprzeczności, wyrazić za pośrednictwem dzieł sztuki, a przedewszystkiem zapomocą poezyi.
Czytano utwory greckie, łacińskie, włoskie i hiszpańskie, ale ich ściśle nie naśladowano; zachowywanie klasycznych prawideł w kompozycyi, zwłaszcza dramatycznej, nie mogło się pogodzić z tą swobodą, do jakiej przywyknięto w ulubionych misteryach średniowiecznych i dyalogach moralizujących, gdzie mieszanina scen poważnych i śmiesznych, realnych i fantastycznych, łączyła się z zupełną dowolnością przenoszenia akcyi z miejsca na miejsce i rozciągania czasu jej wedle upodobania, czy wedle potrzeby wątku obranego ku zdramatyzowaniu. Nie o foremną kompozycyę chodziło autorom angielskim, ale o całkowite wypowiedzenie się ze swemi myślami, uczuciami, namiętnościami, popędami. Lubowali się w przepaścistych kontrastach, mających grunt swój w pierwotnej naturze narodu: obok krwawych, straszliwych objawów samolubstwa, żądzy panowania, nienawiści, zemsty — najtkliwsze uczucia poświęcenia, zupełnej ofiarności, bezwarunkowego poddania się; obok rozuzdanych na wszelkie nieprawości przykładów rozpusty — idealne, czyste dążenia do udoskonalenia; obok trywialnych, aż obrzydliwych w płaskości swojej konceptów — najwznioślejsze wzloty fantazyi; obok realnego pojmowania stosunków codziennych — najdziwaczniejsze, najnieprawdopodobniejsze pomysły: obok zachwalania rozkoszy ziemskich — posępne rozmyślanie nad nicością życia: wszystko to razem pomieszane, bez perspektywicznego układu, znajduje się w utworach owoczesnych pisarzy, tak samo jak w życiu.
Anglicy lubowali się w widowiskach; przy końcu XVI wieku w Londynie istniało 8 teatrów; dramatopisarzów było mnóstwo; wielu z pomiędzy nich poszło w zupełne zapomnienie; innych dzieła, nie drukowane, przepadły wraz z chwilą przedstawienia; ale zachowało się jeszcze dosyć, by okazać, iż Szekspir miał dużo i to utalentowanych poprzedników. Jan Lilly, Tomasz Kyd, Robert Greene, Jerzy Peele, Tomasz Nash, Tomasz Lodge byli w ostatniej ćwierci XVI stulecia bardzo znani; sztuki ich cieszyły się wielkiem powodzeniem; nad wszystkich atoli talentem wzniósł się Krzysztof Marlowe, autor „Fausta“ i mnóstwa innych dramatów, podziwianych ze względu na bogactwo wyobraźni i na umiejętność tworzenia charakterów, dyszących życiem. Większa część tych pisarzów ubiegała się także o sławę aktorską i pozyskiwała ją, chociaż bynajmniej przez to jakiejś czci trwałej nie nabywała. Oklaskiwano aktorów, lecz nimi pogardzano; to też żyli oni zazwyczaj po cygańsku, włócząc się po szynkowniach i marniejąc przedwcześnie.
Jeden z nich, Robert Greene, umierając w 33-im roku życia, w ostatniej swej pracy napadł gwałtownie na młodszego od siebie tylko o lat cztery, lecz w zawodzie dramatycznym dopiero początkującego Szekspira, zwracając się do przyjaciół i zaklinając ich, by nadal unikali stosunków z teatrem i aktorami: „Jak ja, któremu oni winni są wszystko, jestem przez nich opuszczony, tak samo stanie się z wami, gdy się w mem położeniu znajdziecie. O! nie wierzcie im; pomiędzy nimi jest oto podskakująca wrona, w nasze przystrojona piórka, która serce tygrysie okrywszy skórą aktora, sądzi się zdolną biały wiersz zmajstrować równie dobrze jak każdy z was, i jako najwyborniejszy Jan Wszystkoróbski (Johannes Factotum) wedle swego pojęcia ma się za jedynego człowieka, co w kraju całą sceną trzęsie“. Wyraz użyty tutaj przez Greene’a: Skake-scene (trzęsiscena) jest oczywistą przymówką do nazwiska Skake-speare; a zdanie „serce tygrysie okrywszy skórą aktora“ jest alluzyą do zdania zawartego w Henryku VI (część III, akt I, sc. 4.) Szekspira: „serce tygrysie skórą okryte niewieścią“.
Istotnie krytyka odnalazła w dramatach Szekspira kilka wyraźnych pożyczek z dramatów Greene’a, tak że narzekanie umierającego dramatyka o wronie, w cudze strojącej się piórka, nie jest bez podstawy; tylko że nie przewidział, iż ta wrona bardzo rychło przemieni się w orła.
Szekspir zrazu przerabiał tylko i poprawiał dramata dawniej grywane, lub na ich wzór tworzył nowe, zatrzymując wszystkie ich właściwości, a mianowicie zamiłowanie w scenach mordów, ucinania języków i rąk, gwałtów, naciąganych sytuacyj, konceptów itp. Takimi są: „Tytus Andronik“, „Perykles“ i „Henryk VI“ (3 części); a z komedyj: „Komedya omyłek“, „Ugłaskanie sekutnicy“, „Dwóch panów z Werony“, „Stracone zachody miłości“. Autor sam nie uważał dzieł tych za utwory poezyi, bo wydając w r. 1593 swój poemat, osnuty na micie starożytnym, wziętym z „Przemian“ (Metamorfoz) Owidyusza p. t. „Wenus i Adonis“, pełen gorących barw namiętności, w stylu włoskim, nazwał go swoim pierwiosnkiem poetyckim. W roku następnym ogłosił drugi poemat, z podań rzymskich, p. n. „Lukrecya“, w którym opowiadając znany powszechnie wypadek, silnie zaznaczył swoje oburzenie na postępowanie mężczyzn w stosunku do kobiet. Równocześnie pisał sonety, których z biegiem czasu zebrało się 154 (znane już były r. 1598, ale drukiem po raz pierwszy ogłoszone dopiero 1609 r. i to nie przez samego poetę). Większa ich część poświęcona opiewaniu przyjaźni; Szekspir swemu wysoko położonemu przyjacielowi chciał nimi zapewnić nieśmiertelność; dużo z nich maluje barwnie miłość dla kobiety zalotnej, niegodnej hołdów, jakie jej składał wielbiciel (czy sam poeta, trudno twierdzić napewno); są wreszcie w nich i uwagi ogólne, przeważnie pessymizmem zaprawne, ale gorącą wiarą w nieśmiertelność duszy przeniknięte; ta wiara właśnie chroni autora od rozpaczy.
Nie tymi jednak utworami, chociaż cenionymi wielce przez współczesnych, zyskał sobie Szekspir nieśmiertelność; jeżeli się dzisiaj jeszcze zastanawiamy nad nimi, to głównie dlatego, ażeby lepiej i dokładniej poznać olbrzymi talent dramatyczny ich twórcy. Szekspir bowiem z każdem nowem dziełem, wystawionem na scenie, wykazywał coraz wyższy stopień rozwoju, nie w wątku, nie w osnowie faktycznej dramatów, gdyż te, jak dawniej, brał albo z poprzednich utworów albo z kroniki starszego od siebie nieco historyka Holinsheda, albo z podań i opowiadań włoskich czy francuskich; — lecz w tworzeniu coraz to wspanialszych, coraz to głębszych charakterów, które fantazya jego, bujna i lotna, jakby w jasnowidzeniu malowała z nieporównaną siłą plastyczną, odrazu uprzytomniającą całość człowieka ze wszystkiemi jego właściwościami fizycznemi i duchowemi. Przyrodzony talent wzmagał czytaniem wszystkiego, co mu tylko było dostępnem. I stworzył literaturę dramatyczną, pierwszą od czasów tragedyi greckiej, godną uwielbienia, niedorównaną do dnia dzisiejszego.
Niebawem po owych pierwszych próbach dramatycznych, mniej więcej około r. 1595 nastąpił okres wielkiej płodności i wielkich tryumfów scenicznych. Dramata z dziejów angielskich: „Król Jan“, „Ryszard II“, „Ryszard III“, „Henryk IV“ w dwu częściach, „Henryk V.“; słynna tragedya miłości: „Romeo i Julia“, przecudna fantazya: „Sen nocy letniej“, komedye: „Kupiec Wenecki“, „Wieczór trzech króli“, „Wszystko dobrze, co się kończy dobrze“, „Wiele hałasu o nic“, „Jak się wam podoba“, „Wesołe kumoszki z Windsoru“ — oto wiekopomne owoce tego okresu twórczości.
Ale nie był to jeszcze kulminacyjny punkt genialnego ducha. W początkach w. XVII-go (mniejwięcej od 1601 do 1608) powstają dopiero największe arcydzieła Szekspira, niezrównane obrazy namiętności, targających i druzgocących serca ludzkie. Takimi są cztery wielkie tragedye na różnorodnych podaniach osnute: „Hamlet“, „Makbet“, „Otello“, „Król Lear“; trzy potężne dramata z dziejów rzymskich: „Juliusz Cezar“, „Antoniusz i Kleopatra“, „Koryolan“; wreszcie posępna komedya: „Wet za wet“ („Miarka za miarkę“).
Po tem najwyższem natężeniu siły twórczej nastąpiło w ostatnich dramatach Szekspira pewne osłabienie, nie w szczegółach, które bywają przepyszne, ale w całości kompozycyi. „Troilus i Kressyda“, „Tymon Ateńczyk“ omroczone są pessymizmem, natomiast „Henryk VIII“, „Cymbelin“, „Powieść zimowa“, „Burza“ brzmią hasłami wyrozumiałości, pogodzenia się z życiem, duchowego spokoju.
Szekspir nie poszedł za przykładem swoich poprzedników — co do trybu życia. Lubił wprawdzie biesiady i „pod Syreną“ (Mermaid Tavern) chętnie dowcipkował, zwłaszcza z młodszym od siebie o lat 10, utalentowanym i ukształconym dramatykiem Ben Jonsonem; ale trzeźwem okiem patrzył w przyszłość, szukał towarzystwa wśród wyższych warstw społecznych, przyjaźnił się z młodym lordem Southamptonem i jego druhem Essexem; osobiście był przedstawiony królowej Elżbiecie i cieszył się jej łaskami; oszczędnie gospodarował dochodami aktorskimi i autorskimi, przystąpił do spółki ze starszym, głośnym aktorem Ryszardem Bourbagem, by zbudować nowy (drewniany) teatr: Globus, w którym grywane były największe jego utwory; w r. 1597 mógł już nabyć w Stratfordzie dom z ogrodem; a w r. 1602 i 1605-ym zakupił tamże znaczne przestrzenie gruntów za sumy na owe czasy bardzo wielkie (320 i 440 funtów sterlingów). Opuścił wreszcie zawód aktorski, przeniósł się do Stratfordu (w r. 1608 był już tu napewno); przesyłał stąd jeszcze ostatnie swoje dramata do Londynu; zmarł 23 kwietnia 1616 roku, przeżywszy zaledwie lat 52.
Za życia niewiele dramatów swoich ogłosił drukiem i to zazwyczaj bez swego nazwiska; dopiero po śmierci jego, przyjaciele-aktorzy: Hemings i Condell wydrukowali zbiorowe ich wydanie r. 1623. Zmiana, jaka niebawem potem nastała i w usposobieniu społeczeństwa (zwycięstwo sekty purytanów, niecierpiących teatru) i w literaturze (wpływ wzorów francuskich) przyćmiła sławę Szekspira na lat kilkadziesiąt w samej Anglii, tak że dopiero w początkach XVIII stulecia nanowo się nim zaczęto zajmować. Rozgłos europejski imię jego zyskało w drugiej połowie owego stulecia, nie tyle za pośrednictwem Anglików, ile za pośrednictwem Niemców.
Szekspir wedle wyrażenia znakomitego krytyka francuskiego, Hipolita Taine’a, jest największym „twórcą dusz“ jakiego znają dzieje literatury. Nie nauka, nie wiedza, lecz jasnowidzenie wyobraźni, umiejącej przejąć się wszystkiemi usposobieniami, wszystkiemi położeniami, i wyrazić je tak żywo, tak śmiało, tak oryginalnie, iż widz lub czytelnik odrazu ma je przed oczyma swej duszy, — było zasadniczą potęgą tego geniuszu, który więcej nam wykrył tajemnic najgłębszych człowieka, niż całe szeregi filozofów.
Osnowa treściowa wielkiego arcydzieła znajduje się w „Historyi duńskiej“, spisanej po łacinie w końcu XII-go czy na początku XIII wieku przez kronikarza, zwanego Saxo Grammaticus. Oto jego opowiadanie w skróceniu (podanem przez J. I. Kraszewskiego): Horwendill, namiestnik jutlandzki, wsławiony rozbojami morskimi, ściąga na siebie gniew króla norweskiego, Kollera, zazdroszczącego mu tej sławy. Dwaj przeciwnicy spotykają się na jakiejś wyspie, a bój ma rozstrzygnąć, komu dostanie się kraj przeciwnika w posiadanie. Horwendill pokonywa Kollera, a król duński daje mu córkę swoją Gerutę (Gertrudę) za żonę. Ze związku tego rodzi się Amleth. Brat Horwendilla, Fengo, zabija go pod pozorem, że się z Geruthą źle obchodził, żeni się z wdową i sam panuje nad całą Jutlandyą. Amleth w obawie o życie udaje obłąkanego, niekiedy jednak okazując zdrowy rozsądek i przebiegłość. Podejrzliwy Fengo nie dowierza jego obłąkaniu, a starając się go wypróbować, nastręcza mu pokusę w osobie młodego dziewczęcia. Prócz tego poleca żonie, aby Amletha wybadała. Ukryty szpieg miał tę rozmowę podsłuchać. Amleth, odkrywszy szpiega, zabija go, przemawia do matki, wzrusza ją i skłania do przyrzeczenia pomocy, gdy się mścić będzie śmierci ojca na stryju i jego wspólnikach. Fengo chce się dowiedzieć, gdzie trup zabitego został ukryty; Amleth wskazuje miejsce, udając szalonego; potem wyprawiony z dwoma towarzyszami do Anglii, by go tam ścięto, wykrada listy (runy na drzewie ryte) i zmienia je na inne, w których zawierała się prośba o oddanie córki za Amletha i ukaranie jego towarzyszów śmiercią. Król angielski spełnia te życzenia; Amleth pozyskuje jego względy bystrością umysłu i darem odgadywania rzeczy skrytych; wraca potem do Jutlandyi w chwili, gdy uważając go za zmarłego, pogrzeb obchodzić miano; odgrywa tu znowu rolę obłąkanego, wpada pomiędzy zaproszonych na stypę gości, upaja ich, podpala pałac i zabija Fenga. Przez czas jakiś potem ukrywa się, badając uczucia ludu, a nabrawszy przekonania, że te są mu przyjazne, ukazuje się, opowiada swe dzieje i jednogłośnie królem zostaje uznany. Jedzie następnie do Anglii, doświadcza tam osobliwych przygód, a za powrotem do Danii ginie w pojedynku.
To opowiadanie kronikarza duńskiego obrobił i upiększył nowelista francuski Belleforest i umieścił je w 5-ym tomie swoich „Historyj tragicznych“ p. t. „Avec quelle ruse Amleth qui depuis fut roy de Dannemarch, vengea la mort de son père Horvendille occis par Fengon, son frère, et autre occurence de son histoire“ (1570 r. „Jakim podstępem Amleth, późniejszy król Danii, pomścił śmierć swego ojca Horwendilla, zabitego przez swego brata Fengona, i inne okoliczności jego historyi“). W tej powiastce bardzo ważne, ze względu na utwór Szekspira, jest wyjaśnienie, dane przez samego Amletha, dlaczego udawał szaleńca: oto dlatego, że czeka z zemstą na porę stosowną, na środki i sposobność, ażeby zbytnio kwapiąc się, nie był sam powodem własnej nagłej zagłady... Powiastkę Belleforesta przełożono niebawem na język angielski (ale drukowane wydanie odszukano dopiero z r. 1608, choć niewątpliwie były wcześniejsze).
Wspomniany już tutaj dramatyk Tomasz Kyd napisał także tragedyę o Hamlecie, ale ta nie dochowała się do naszych czasów i nie możemy jej zestawić z arcydziełem Szekspira. Możliwą atoli jest rzeczą, iż z niej Szekspir korzystał, jeżeli krytyka wykazała, iż z „Hiszpańskiej tragedyi“ tegoż Kyda przejął nasz autor pewne sceny. U Kyda ma się pomścić ojciec za syna, u Szekspira syn za ojca; u Kyda ojciec udaje obłąkanego, u Szekspira syn, u Kyda wobec króla i dworu urządzone zostało widowisko teatralne, by zemsty dokonać, u Szekspira jest takież widowisko, by nabrać przekonania o winie króla. Być może, iż przekładem lub przeróbką zatraconej sztuki Kyda jest tekst niemiecki p. t. „Der bestrafte Brudermord oder Prinz Hamleth aus Dännemark“. Zastanowiło badaczów w tej sztuce najprzód to, iż nazwisko Hamleth w tej formie (a nie Amleth lub Hamblet) tu się pojawia oraz wzmianka o Jeftem, przejęta ze starej ballady angielskiej, tak samo jak w tragedyi Szekspira.
Pierwsze wydanie „Hamleta“ Szekspirowskiego wyszło bez wiedzy autora w r. 1603; drugie, prawie o połowę powiększone (zwłaszcza w przemowach bohatera głównego) w r. 1604 i w tej drugiej formie przeszło do edycyj zbiorowych.
Chcąc sprawiedliwie ocenić kompozycyę sztuk Szekspirowskich wogóle, trzeba pamiętać o warunkach sceny owoczesnej. Budowa teatrów była bardzo pierwotna; dach miała tylko scena i galerye; parter nie posiadał go zgoła; na samej scenie ustawiano siedzenia dla bogatych paniczów, którzy w braku krzeseł mieścili się na podłodze. Zasłony w skutek tego nie zapuszczano wcale; stąd podział na akty nie miał właściwego sobie znaczenia; szło jedynie o następstwo sytuacyj; sam Szekspir, ani pierwsi wydawcy dzieł jego nie zaznaczali aktów w druku; dokonano tego przeważnie dopiero w wieku XVIII, nieraz bardzo dowolnie. Dekoracye przedstawiały się nader skromnie; zmianę miejsca albo wywoływano albo też oznaczano słupem z odpowiednim napisem. Role kobiece grali młodzi mężczyźni.
Czy Szekspir znał reguły Arystotelesa i Horacego, dotyczące tragedyi, nie wiemy, ale to pewna, że ich się nie trzymał. Wprowadzał na scenę mnóstwo osób, czas trwania akcyi przeciągał nieraz bardzo długo; miejsce jej zmieniał nader często; chodziło mu głównie o żywe, prawdziwe charaktery, o wstrząsające sytuacye, o styl dobitny, metaforyczny, oryginalny, a nawet jaskrawy.
I „Hamlet“ pod względem układu te same ma cechy. Jedność miejsca o tyle w nim tylko zachowana, że cała sprawa odbywa się Elsinorze i poblizkiej okolicy (równinie) w Danii nad morzem, że przeważnie skupia się w zamku królewskim i około niego; ale w tym obrębie zmiany są częste. Podział na pięć aktów nie jest istotnym; mianowicie przedzielenie ostatniej sceny aktu III, od I-szej, II, III-ej aktu IV-go jest zgoła nieuzasadnione; ale to nie wina Szekspira. On uważał swoją tragedyę za szereg 20 scen, odbywających się mniej więcej w przeciągu kilku miesięcy; a chciał uwydatnić głąb duszy pewnych wybitnych osobistości. Wskutek przeróbek, nie wszystkie sceny spójnie, dokładnie ze sobą się łączą; niektóre są niekonieczne (np. I. scena aktu I-go; przestrogi dawane Rejnaldowi przez Poloniusza, bardzo długa rozmowa Hamleta z aktorami), lubo same w sobie budzą wiele zajęcia; czasami dostrzega się nawet sprzeczność, mianowicie w określeniach chronologicznych i sytuacyjnych, gdy np. w I-ym akcie Hamlet nikomu nie zwierza się z tajemnicy odsłoniętej przez ducha, a w III-im mówi o niej jako znanej już Horacemu. Nie starał się poeta umotywować faktu trudnego do pojęcia, iż ukazywanie się ducha pozostało tajemnicą dla króla itp. Jak inni dramatycy owego czasu tak i Szekspir nie dbał o odtworzenie kolorytu miejscowego; malował pojęcia i obyczaje, jakie widział w swojej ojczyznie, a nie te, jakiemi być mogły w Danii w epoce zamierzchłej. Stąd wzmianki o armatach, o uniwersytecie w Witemberdze; stąd powoływanie się na mitologię grecko-rzymską w porównaniach itd.
Takie atoli braki układu są drobnostką wobec głębin myśli, jakie w utworze swoim rozwinął Szekspir, wobec tego wniknięnia w najtajniejsze skrytki duszy, jakie nam i w osobie bohatera głównego i w poglądach jego na życie, na stosunki ludzkie, i w różnorodnych wreszcie usposobieniach reszty osób genialnie odsłonił w takich niekiedy słowach, jakich nigdy przedtem ludzkość nie słyszała.
Hamlet jest osobistością bardzo złożoną pod względem duchowym i bardzo głęboką. Niezmiernie uczuciowy i nadzwyczajnie wraźliwy, ma przytem skłonność i zdolność do zastanawiania się nad światem i sobą, robiąc z pojedyńczego zdarzenia, z jakiegoś zauważonego rysu uogólnienia nader rozległe. W największem nawet podnieceniu, kiedy dusza jego wydaje się wzburzoną do samej głębi, nie zapomina o swoim zapiśniku (notatniku), ażeby w nim utrwalić jakieś spostrzeżenie, uderzające go swoją nadzwyczajnością, mianowicie o ujemnem dla ludzkiej natury znaczeniu, choć nie jest bynajmniej ślepym na zalety takich ludzi jak: Horacy, Laertes, Fortynbras. Z natury skłonny do silnych wzruszeń, wzmaga je i potęguje skupianiem uwagi na to, co je wywołuje; stąd myśli i czyny, któreby umysłowi spokojniejszemu wydały się tylko nagannemi albo lichemi, u niego przybierają kształty, budzące wstręt i pogardę. Dlatego drwi z swoich dawnych przyjaciół Rozenkranca i Gildensterna; dlatego chłoszcze biczem sarkazmu lalkę dworską Ozryka; dlatego znęca się nad moralnie lichym, lecz wcale nie tak głupim podkomorzym Poloniuszem; dlatego postępek matki, która wyszła za brata swego męża, przybiera w jego duszy barwę tak potworną, iż piętnuje go całą potęgą namiętnego, nieokiełznanego słowa, które wtedyby naprawdę miało uprawnienie, gdyby ta matka była wspólniczką Klaudyusza w zamordowaniu swego męża.
Nadzwyczajna wrażliwość Hamleta w połączeniu ze skłonnością do uogólniania, czyni go podatnym do pewnej próżności, do lekceważenia ludzi, a dalej, do przeczuć, przewidywań i podejrzeń; wskutek tego zasnuwa myśli jego pasmami pessymistycznego na świat poglądu, który mu odbiera wiarę w ludzi, popycha go niekiedy do niesprawiedliwości, a nawet okrucieństwa (np. względem Ofelii), usposabia obojętnie lub szyderczo wobec sprawionych przez siebie klęsk (zabicie Poloniusza, wysłanie Rozenkranca i Gildensterna na śmierć niechybną). Wrażliwość ta sprawia również, że Hamlet jest popędliwy, słucha chwilowych podnieceń i w takich wypadkach, jeżeli na razie rozwaga nie pohamuje wybuchu, działa poprostu odruchowo.
Wysoka atoli inteligencya, przyzwyczajenie do roztrząsania myśli i uczuć swoich sprawiają, że te nagłe odruchy bywają rzadkie, a tłem zasadniczem charakteru pozostaje zastanowienie, refleksya; tem się wyjaśnia, iż choć na wezwanie ducha obiecuje dokonać zemsty jaknajrychlej, to przecież niebawem zaczyna wątpić, czy świadectwo tego ducha jest wiarogodne, czy to nie nasłanie piekła, by pobudzić do czynu zbrodniczego. Stara się więc o bardziej przekonywające dowody; urządza widowisko, na którem nabywa przeświadczenia, że Klaudyusz istotnie jest mordercą. Ma sposobność zabicia go, lecz z niej nie korzysta, bo mu refleksya, wiarą w nieśmiertelność duszy przejęta, nasuwa przypuszczenie, iż modlący się Klaudyusz w stanie łaski zeszedłby ze świata, a więc zabójstwo, na nim dokonane, nie byłoby wcale karą za zbrodnię. Czeka więc na taką chwilę, kiedy król będzie pogrążony w grzechu. A tymczasem musi jechać do Anglii, przeczuwając, co go tam spotka. Wyprawa młodego Fortynbrasa do Polski z powodu lichego kawałka ziemi znowu w nim podnieca chęć pomszczenia śmierci ojca, lecz wypadki uniemożliwiają mu natychmiastowe spełnienie zamiaru, a myśl znowu się pogrąża w posępnych rozmyślaniach o nicości chwały i życia, kiedy zarówno bohater jak tchórz, zarówno mędrzec jak głupiec jednako w proch się rozsypują. Hamlet nie wypowiada tego wyraźnie, ale z jego zachowania się i z jego słów płynie sam przez się wniosek, iż wobec ciągle mnożących się nieprawości świata, wobec lichoty życia, małe ma znaczenie istnienie czy zgon jednego zbrodniarza, choćby on był królem, bo jego miejsce zastąpią inni, może nie lepsi od niego. Przytem rola karciciela nieprawości nie przejmuje go zapałem. Postępowanie Laertesa, ośmielającego się na bunt przeciwko królowi, jako domniemanemu sprawcy śmierci Poloniusza, po raz ostatni przypomina Hamletowi jego zobowiązanie, wobec ducha ojca zaciągnięte, ale w porównaniu z poprzedniemi pobudkami, ta słabem już tylko echem odbrzmiewa w jego zwątpiałej duszy i do osnucia jakiegokolwiek planu wcale nie prowadzi. Na Opatrzność, na los, na konieczny wynik czynów zdaje się Hamlet więcej rachować aniżeli na samodzielną swą przedsiębiorczość. Zabije króla dopiero wówczas, gdy i królowa zginie od trucizny, jaką przewrotny stryj zgotował synowcowi. Zginie i sam od zatrutego pchnięcia rapirem. Tragiczność jego młodego życia na tem polega, że zatruta przedwcześnie pessymizmem dusza nie może znaleźć żadnej ostoi, gdzieby bezpiecznie i swobodnie odetchnąć mogła i znaleźć ukojenie. Dopiero przed samym zgonem widzi w dzielnym i szlachetnym Fortynbrasie człowieka, który zdoła narodowi zapewnić możliwe na ziemi szczęście, więc i swój głos jemu przekazuje z życzeniem, by został królem Danii.
Jest w Hamlecie bardzo dużo z usposobienia poety, artysty, zwłaszcza artysty-aktora. Nadzwyczaj bujna wyobraźnia, wielki dowcip a stąd świetna frazeologia, głęboka znajomość dramaturgii tj. scenicznego przedstawienia pomysłów, niesłychana łatwość przerzucania się od najpoważniejszych, najbardziej ponurych rozmyślań do figlarności niemal dziecinnej (np. w scenie przysięgi wymaganej od towarzyszów, by o wypadkach nocy, w której duch ojca mu się pokazał, nic nie mówili), lub do swawolnych żartów (w scenie z Ofelią w czasie odgrywania sztuki przez aktorów), lub do szczypiącego sarkazmu (w rozmowach z Rozenkrancem i Gildensternem, Poloniuszem i Ozrykiem), lub do drwiąco szalonej myśli o zarabianiu na chleb w teatrze wędrownym (po przedstawieniu danem przez aktorów, na którem nabył przeświadczenia, że jego stryj jest mordercą). Jak jest surowym i aż do hallucynacyi przejętym sprawą matki; jak w posępnej zadumie porusza najtrudniejsze zagadnienia bytu i śmierci; jak głęboko wniknąć potrafi w zobrazowanie przewrotności ludzkiej i nicości wszystkiego, za czem się świat ugania: tak równie swobodnie i wymownie parodyuje żale Laertesa, opowiada Horacemu o podstępie, którym siebie od grożącej śmierci wyswobodził, a towarzyszy swoich na nią wystawił. Możnaby go czasami posądzić o brak serca i sumienia; lecz kto zważy, iż on własne swe życie nie więcej ceni nad szpilkę; kto się przeniknie jego poglądem na marność zamiarów i usiłowań ziemskich; kto zapamięta, jak on surowo sądzi sam siebie, ile wad widzi w sobie; kto zważy pilnie owo wczesne zatrucie szlachetnej jego a nadmiernie wrażliwej duszy widokiem tryumfującego bezprawia: ten nie osądzi go zbyt surowo i obok słabości a błędów uzna w nim umysł genialny i serce zdolne do uczuć najszlachetniejszych. Nie zdołał on pogodzić tych przymiotów z wymaganiami życia powszedniego — i dlatego zginąć musiał.
Ofelia jest jedną z najpiękniejszych i najsympatyczniejszych kobiet, jakie Szekspir nakreślił. Jest ona uosobieniem łagodności i miłości, bez cienia nawet samolubnych objawów. Pokochała Hamleta, którego uważała za „niedościgły obraz i wizerunek rozkwitłej młodości, za zwierciadło dobrego tonu i wzorzec formy“, a ujrzała się niebawem wzgardzoną, odepchniętą, choć nie popełniła względem ukochanego żadnej winy. Podejrzliwość Hamleta przedstawiła mu ją jako sojusznicę jego wrogów i wywołała na jego usta to okrutne słowa potępienia, to ubliżające wstydowi niewieściemu żarty. Zniosła to Ofelia na pozór spokojnie, bolejąc więcej nad tem, że umysł takiego jak Hamlet człowieka uległ (jak sądziła) zamroczeniu, aniżeli nad swojem opuszczeniem. W głębi jednak serca odczuła ona cios straszliwie, a gdy do niego przyłączył się niebawem drugi — śmierć ojca z ręki tego właśnie którego ukochała, delikatna budowa jej nerwów wytrzymać tego nacisku nie mogła; obłęd, udawany jeno chwilowo przez Hamleta, opanował jej umysł w istocie. A w tym obłędzie splotły się misternie zarówno zawiedzione marzenia miłosne, wraz z przestrogami brata i ojca, żeby nie ufała zanadto słowom królewicza i nie była potem wystawiona na hańbę, jak i przypomnienie zgonu ojca. Ten spokojny, melancholiczny obłęd, tak właściwy biernemu charakterowi Ofelii, nakreślony został z wdziękiem poetycznym, któremu nie zrównało żadne z późniejszych naśladowań.
Tragiczność Ofelii na tem polega, że los postawił tę słodką, łagodną, wątłą istotę wśród starcia się straszliwych potęg, nie tyle królewskiego dworu i zamiarów Hamleta, ile raczej potęg miłości i niewiary, jakie w duszy kochanka się rozgościły i pokoju mu nie dawały. Zwątpiwszy o ludzkości wogóle, a szczególniej o cnocie kobiet, Hamlet zdeptał serce sobie oddane, które walczyć o swe uczucie nie umiało, zdeptał też jej uczucia względem ojca, drwiąc z niego niemiłosiernie, a w końcu go zabijając, lubo bezwiednie, gdyż sądził, że króla morduje.
Król Klaudyusz nie należy do licznego grona Szekspirowskich okrutników i obłudników, lecz ma swoją własną, dość złożoną fizyognomię duchową. Choć go Hamlet bardzo czarno pod względem fizycznym maluje, musiał on mieć pewien urok, kiedy potrafił ująć bratową — musiał mieć dużo sprytu, kiedy po bracie zabitym przez siebie wstąpił na tron, panował spokojnie, odbierał haracz z Anglii, a Norwegię od napadu powściągnął; a gdy Laertes bunt podniósł, kilkoma słowami potrafił go uśmierzyć i do swoich nagiąć zamiarów.
Jest on przewrotny i obłudny, z tajnymi projektami nie zwierza się ani żonie, ani swej prawej ręce, Poloniuszowi, w milczeniu i skrycie przeprowadzić się je stara. Lubi huczne biesiady, usiłując w nich utopić wyrzuty sumienia, których doświadcza nieraz, ale nie uważając ich za jedyny w tym celu środek, bo się ucieka i do modlitwy, choć czuje, że mu grzechy odpuszczone być nie mogą, dopóki włada wszystkiem tem, co za pośrednictwem zbrodni osiągnął.
Prawdziwej, szczerej skruchy w nim niema; do zbrodni zawsze gotów, osłaniając ją pozorem dobra ogólnego, dobra państwa. Zawsze działając skrycie i nie mając usposobienia wojowniczego, nie chce używać gwałtu względem Hamleta, lubo zabicie Poloniusza mogło być doskonałą pokrywką surowych rozporządzeń; woli on wysłać go do Anglii, by tam zdala od ojczyzny z rąk hołdownika śmierć go zaskoczyła. Umie zużytkować cudze namiętności, by swojego dopiąć celu; więc szlachetnego skądinąd Laertesa pozyskuje na rzecz podstępnie prowadzonej walki na rapiry. Wszystkich kombinacyj losu przewidzieć oczywiście nie może; musi więc patrzeć na śmierć żony, pijącej puhar przeznaczony dla syna; musi ginąć od pchnięcia tegoż samego rapiru, który miał Hamletowi śmierć niezawodną zgotować. Jestto człowiek potworny wewnętrznie, lecz gładki, nie dający się nigdy unieść wybuchom gwałtownej namiętności, działający podstępnie i ginący wśród okoliczności, przez siebie samego sprowadzonych.
Poloniusz, dworak-dyplomata, nie jest takim prostym błaznem, za jakiego poczytuje go namiętny Hamlet; widać w nim dużo zdrowego rozsądku; przestrogi, jakie daje czy to Ofelii czy Laertesowi, są bardzo praktyczne i cenne, a jedna z nich: „bądź sam sobie wierny“ wykazuje nawet głębsze zastanowienie nad duszą i sprawami ludzkiemi. Jest on zarozumiały, gaduła, poczytujący się za nader rozumnego, przenikliwości wielkiej nie ma i w tej przewyższa go niewątpliwie król Klaudyusz. Skrupuły moralne nie istnieją dla niego, a szpiegowanie na rzecz króla uważa za swój obowiązek i spełniając taki obowiązek, ginie.
Cokolwiek o nim powiedzieć można pod względem umysłowym, jest on nieporównanie wyższy od płytkiego dworaka, zwykłymi frazesami konwencyonalnymi szermującego Ozryka, albo młodych, uczciwych w gruncie duszy, ale żadną samodzielnością nieodznaczających się dworzan: Rozenkranca i Gildensterna.
Laertes jest młodzieńcem, pełnym życia i energii, celującym w sztuce szermierskiej, pragnącym nabrać ogłady światowej w Paryżu. Dowiedziawszy się o śmierci ojca, wraca do kraju, z myślą o pomście na królu, którego uważa za jego mordercę; otacza się tajemniczością, zyskuje zwolenników, napada na dwór, lecz powstrzymany poczuciem grozy majestatu a ułagodzony słowami króla, daje się unieść namiętności i chcąc ukarać zabójcę ojca i pośredniego sprawcę śmierci Ofelii, zgadza się na morderczy podstęp, namaszcza swój rapir jadem, ale zrządzeniem losu zadawszy ranę, sam także ją otrzymuje tem samem narzędziem. Zapaśnicy — Hamlet i Laertes — przebaczają sobie nawzajem, gdyż obaj, choć w gruncie szlachetni, w różnych okolicznościach posłużyli się podstępem i zbyt surowo na ten środek nie patrzyli. Postępowania obu nie możemy mierzyć skalą dzisiejszych etycznych poglądów, surowszych w ocenie intencyj i środków czynu; oni cenili siłę i podstęp prawie na równi, jeżeli prowadziły do upragnionego celu.
Fortynbras jest postacią uboczną w tragedyi, ale dość ważną ze względu zarówno na Hamleta jak i na rozwój akcyi, gdyż on to właśnie wraz z dzielnym i szlachetnym Horacym, tak szczerze cenionym przez bohatera, pozostają na placu i mają narodowi duńskiemu wyjawić całą prawdę o zmarłym. Fortynbras jestto odważny, śmiały, energiczny wojownik, nie zapuszczający się w rozumowanie, lecz prosto a wytrwale zmierzający do urzeczywistnienia osnutych przez siebie planów — jestto zatem stanowcze przeciwieństwo względem dumającego pessymistycznie, a umysłowo niesłychanie wyższego Hamleta, działającego pod wpływem jedynie żywego na chwilę przejęcia się jakąś pobudką, jakimś doraźnym motywem.
Chcąc bezpośrednio ocenić odstęp, jaki zachodzi pomiędzy tragedyą starożytną (grecką) a Szekspirowską, warto odczytać pokrewne „Hamletowi“ faktyczną osnową Eschylosa: „Oresteję“ oraz Sofoklesa i Eurypidesa „Elektrę“. Sytuacya w tych greckich tragedyach jest jeszcze straszliwsza, bo matka jest spólniczką mordu, dokonanego na mężu, a dzieci: Orestes i Elektra mszczą się nie tylko na Egistosie, ale i na niej. U Eschylosa, mianowicie w trzeciej części trylogii (Eumenidy) znajdują się sceny wstrząsające duszę do głębi; wyrzuty, robione matce przez Elektrę lub Orestesa są silne, dotkliwe, ale całość ostatecznie kończy się harmonijnie i pewien spokój tragiczny przechodzi do umysłów słuchaczy.
Inaczej w „Hamlecie“. Tu wszystko jest naprężonem do najwyższego stopnia; trupów na scenie i poza sceną mnóstwo; słowa, wypowiadane przez bohatera wobec matki, lubo nie tak winnej jak Klitemnestra, lodem ścinają krew w żyłach; rozmyślania Hamleta nie uspokajają, lecz rozgoryczają; końcowa zaś scena zaledwie otwiera perspektywę na lepsze chwilowo czasy i stosunki pod panowaniem młodego Fortynbrasa. Nie do zharmonizowania uczuć dążył poeta, lecz do wykazania raczej wszechwładztwa Losu, który winnych i niewinnych, zbrodniarzy i szlachetnych, mędrców i błaznów jednym zamachem w grób kładzie. Los ten jest bezlitosny, karze nie tylko za winy, popełnione przez ludzi, ale i za wady organizacyi, przekazanej przez rodziców. Jestto jakby obraz rozkładu świata. Jedynym jaśniejszym promieniem jest ukazanie na końcu dwu ludzi dzielnych i uczciwych, którzy, pomimo zepsucia wieku, zachowali szlachetność duszy i męstwo.
„Hamlet“ należy do bardzo szczupłej liczby genialnych dramatów, w których głęboka myśl została zamknięta w kształtach żywych, plastycznych, a wyrażona słowami pełnemi blasku i prawdy.
1) J. W. Goethe: „Wilhelm Meister“, tłomaczenie Piotra Chmielowskiego, Warszawa, 1893, str. 185—197, 226—248.
2) Włodzimierz Spasowicz: „Szekspirowska historya tragiczna o księciu duńskim Hamlecie“, — w „Studyach nie z natury“, Wilno, 1881, oraz w zbiorze „Pism“ 1892, tom II.
3) Władysław Matlakowski: „Wiljam Szekspir. Hamlet, królewicz duński, wydał, przełożył, wstępem, wyjaśnieniami i przypisami opatrzył...“ Kraków, 1894. W olbrzymim wstępie znajduje się przedstawienie i krytyka poglądów, wypowiedzianych o „Hamlecie“ od najdawniejszych czasów aż po r. 1894. Jest tu również ocena wszystkich przekładów „Hamleta“ na język polski.
W wydaniu obecnem użyto najlepszego, zdaniem powszechnem, tłomaczenia Józefa Paszkowskiego, z pewnemi jednak zmianami, mającemi na celu większe zbliżenie do oryginału. W objaśnieniach posługiwano się bardzo często przypisami tegoż tłomacza.
Panowie, Damy, Oficerowie, Żołnierze, Aktorowie, Grabarze, Taras przed zamkiem. FRANCISKO na warcie, BERNARDO zbliża się ku niemu. Bernardo. Kto tu? 5 Bernardo. Tylko co biła dwunasta. Idź, spocznij,Francisko. Francisko. Wdzięczen wam za zluzowanie, 10 I Horacego, z którymi tej nocyStraż mam odbywać, powiedz, niech się śpieszą. Francisko. Zda mi się, że ich słyszę. Stój! kto idzie? 15 Francisko. Bernardo. Dobranoc. Bernardo. Ho! czy to Horacy 20 Marcellus. Horacy mówi, że to przywidzenie,I nie chce wierzyć wieści o tem strasznem, Dwa razy przez nas widzianem zjawisku; Uprosiłem go przeto, aby z nami Przepędził część tej nocy dla sprawdzenia 25 Świadectwa naszych oczu i zbadaniaTego widziadła, jeżeli znów przyjdzie. Horacy. Nic z tego; ręczę, że nie przyjdzie. I ścierp, że jeszcze raz zaszturmujemy Do twego ucha, które tak jest mocno 30 Obwarowane przeciw opisowiTego, czegośmy przez dwie noce byli Świadkami. Horacy. Dobrze, usiądźmy; Bernardo, Gdy owa jasna gwiazda na zachodzie 35 Tę samą stronę oświecała,Gdzie teraz błyszczy, i zamkowy zegar Bił pierwszą, Marcel i ja ujrzeliśmy — Marcellus. Przestań; spojrzyjcie tam: nadchodzi znowu. Bernardo. Zupełnie postać nieboszczyka króla. 40 Marcellus. Horacy, przemów do niego, boś uczony.[2] Bernardo. Możeż być większe podobieństwo? powiedz. 45 Horacy. Ktoś ty, co nocnej pory nadużywaszI śmiesz przywłaszczać sobie tę wspaniałą Wojenną postać, którą pogrzebiony Duński monarcha za życia przybierał? Zaklinam cię na Boga: odpowiadaj. Marcellus. To mu się nie podoba. 50 Bernardo. Patrz, odchodzi. Horacy. Stój! mów; zaklinam cię: mów. Marcellus. Już go niema. 55 Nie byłbym temu wierzył, gdyby nie toTak jawne, dotykalne poświadczenie Własnych mych oczu. Marcellus. Nie jestże to widmo 60 Miał wtedy, kiedy Norwegczyka pobił:Tak samo, pomnę, marszczył czoło wtedy, Kiedy po bitwie zaciętej na lodach, Rozbił tabory Polaków. Rzecz dziwna! Marcellus. Takto, dwa razy, punkt o tejże samej 65 Godzinie przeszło marsowymi kroki[3]To widmo mimo naszych posterunków. Horacy. Coby to w gruncie mogło znaczyć, nie wiem; Atoli wedle kalibru i skali Mojego sądu, jest to prognostykiem 70 Jakichś szczególnych wstrząśnień w naszym kraju.Marcellus. Siądźcie, i niech mi powie, kto świadomy, Na co te ciągłe i tak ścisłe warty Poddanych kraju noc w noc niepokoją? Na co to lanie dział i skupywanie, 75 Po obcych targach, narzędzi wojennych?Ten ruch w warsztatach okrętowych, kędy Trud robotnika nie zna odróżnienia Między niedzielą a resztą tygodnia? Co powoduje ten gwałtowny pośpiech, 80 Dający dniowi noc za towarzyszkę?Objaśniż mi to kto? Horacy. Ja ci objaśnię. Przynajmniej wieści chodzą w taki sposób: Ostatni duński monarcha, którego Obraz dopiero-co nam się ukazał, 85 Był, jak wiadomo, zmuszony do bojuPrzez norweskiego króla, Fortynbrasa, Zazdroszczącego mu jego potęgi. Mężny nasz Hamlet (jako taki bowiem Słynie w tej stronie znajomego świata) 90 Położył trupem tego Fortynbrasa,Który na mocy aktu, pieczęciami Zatwierdzonego i uświęconego Wojennem prawem, był obowiązany Części swych krajów ustąpić zwycięzcy, 95 Tak jak nawzajem nasz król, na zasadzieKlauzuli[4] tegoż samego układu, Byłby był musiał odpowiednią porcyę Swych dzierżaw oddać na wieczne dziedzictwo Fortynbrasowi, gdyby ten był przemógł. 100 Owóż syn tego, panie, Fortynbrasa,Awanturniczym pobudzony szałem, Zgromadził teraz zebraną po różnych Kątach Norwegii, za strawę i jurgielt, Tłuszczę bezziemnych ochotników, w celu, 105 Który bynajmniej nie trąci tchórzostwem,A który, jak to nasz rząd odgaduje, Nie na czem innem się zasadza, jedno Na odebraniu nam siłą oręża, W drodze przemocy, wyż rzeczonych krain, 110 Które utracił był jego poprzednik:I to, jak mi się zdaje, jest przyczyną Owych uzbrojeń, powodem czat naszych I źródłem tego wrzenia w całym kraju. Bernardo. I ja tak samo sądzę: tem ci bardziej, 115 Że to zjawisko w wojennym rynsztunkuOdwiedza nasze czaty i przybiera Na siebie postać nieboszczyka króla, Który tych wojen był i jest sprężyną. Horacy. Znak to dla oczu ducha płodny w groźbę. 120 Gdy Rzym na szczycie stał swojej potęgi,Krótko przed śmiercią wielkiego Juliusza, Otworzyły się groby i umarli Błądzili jęcząc po ulicach Rzymu; Widziane były różne dziwowiska: 125 Jako to gwiazdy z ogonem, deszcz krwawy,Plamy na słońcu i owa wilgotna Gwiazda, rządząca państwami Neptuna[5], Zmierzchła, jak gdyby na sąd ostateczny. I otóż takie same poprzedniki 130 Smutnych wypadków, które jako gońce,Biegną przed losem, albo są prologiem Wróżb przyjść mających, nieba i podziemia Zsyłają teraz i naszemu państwu. 135 Choćbym miał zdrowiem przypłacić. — Stój, maro!Możeszli wydać głos albo przynajmniej Dźwięk jakikolwiek przystępny dla ucha: To mów! Jestli czyn jaki do spełnienia, zdolny Dopomódz tobie a mnie przynieść zaszczyt: To mów! 140 Maszli świadomość losów tego kraju,Które wprzód znając, możnaby odwrócić: O, mów! Alboli może za życia pogrzebłeś W nieprawy sposób zgromadzone skarby, Za co wy duchy, bywacie, jak mówią, 145 Skazane nieraz tułać się po śmierci. Mów! Stój! mów! — Zabież mu drogę, Marcellu. Krzywdzim tę postać tak majestatyczną, 150 Chcąc ją przemocą zatrzymać; powietrzeTylko chwytamy i czcza nasza groźba Złośliwym tylko jest urągowiskiem. Bernardo. Chciał coś podobno mówić, gdy kur zapiał. Horacy. Wtem nagle wzdrygnął się jak winowajca 155 Na głos strasznego apelu. Słyszałem,Że kur, ten trębacz zwiastujący ranek, Swoim donośnym przeraźliwym głosem Przebudza bóstwo dnia i na to hasło Wszelki duch, czy to błądzący na ziemi, 160 Czy w wodzie, w ogniu, czy w powietrzu, śpiesznieWraca, skąd wyszedł: a że to jest prawdą, Dowodem właśnie to, cośmy widzieli. Marcellus. Zadrżał i rozwiał się, skoro kur zapiał. Mówią, że ranny ten ptak, w owej porze, 165 Kiedy święcimy Narodzenie Pana,Po całych nocach zwykł śpiewać i wtedy Żaden duch nie śmie wyjść z swego siedliska: Noce są zdrowe, gwiazdy nie szkodliwe, Złe śpi, ustają czarodziejskie wpływy, 170 Tak święty jest ten czas i dobroczynny.Horacy. Słyszałem i ja o tem i po części Sam daję temu wiarę. — Ale patrzcie, Już dzień w różanym płaszczu strząsa rosę Na owym wzgórku wschodnim. Zejdźmy z warty. 175 Moja zaś rada, abyśmy niezwłocznieO tem, czegośmy tu świadkami byli, Uwiadomili młodego Hamleta; Bo prawie pewny jestem, że to widmo, Milczące dla nas, przemówi do niego. 180 Czy się zgadzacie na to, co nam zrobićZarówno serce jak powinność każe? Marcellus. Jak najzupełniej, i wiem nawet, gdzie go
Sala audyencyonalna w zamku. KRÓL, KRÓLOWA, HAMLET, POLONIUSZ, LAERTES, WOLTYMAND, KORNELIUSZ, Panowie i Orszak. Król. Jakkolwiek świeżo tkwi w naszej pamięci Zgon kochanego, drogiego naszego Brata Hamleta; jakkolwiekby przeto Sercu naszemu godziło się w ciężkim 5 Żalu pogrążyć, a całemu państwuZawrzeć się w jeden fałd kiru: o tyle Jednak rozwaga czyni gwałt naturze, Że pomnąc o nim, nie zapominamy O sobie samych. Dlatego, — zatrutą, 10 Że tak powiemy, od smutku radością,Z pogodą w jednem a łzą w drugiem oku, Z bukietem w ręku a jękiem na ustach, Na równi ważąc wesele i boleść, — Połączyliśmy się małżeńskim węzłem 15 Z tą niegdyś siostrą naszą a następnieDziedziczką tego wojennego państwa. Co wszakże czyniąc, nie postąpiliśmy Wbrew światlejszemu waszemu uznaniu, Które swobodnie objawione dało 20 Temu krokowi sankcyę. Dzięki za to.A teraz wiedzcie, że młody Fortynbras, Czyli to naszą lekceważąc wartość, Czyli to sądząc, że śmiercią drogiego Brata naszego w królestwie tem znajdzie 25 Nieład i bezrząd, na tem jedynieBudując płonną nadzieję korzyści, Nie zaniedbuje naglić nas przez posłów O zwrot tych krain, które prawomocnie, Za sprawą świętej pamięci Hamleta, 30 Brata naszego, z rąk jego rodzicaPrzeszły na własność Danii. Tyle o nim. Terazże o nas i o celu, w jakim Tu się zeszliśmy. Wzywamy tem pismem Stryja młodego Fortynbrasa, dzisiaj 35 Króla Norwegii, — który z sił opadły,Obłożnie chory, może i nie słyszał O tych zabiegach swojego synowca, — Aby powstrzymał go od popierania Tych roszczeń; aby mu wzbronił zbierania 40 Wojsk i czynienia wszelkich nieprzyjaznychNam demonstracyj. — Wam zaś, Korneliuszu I Woltymandzie, poruczamy zanieść To pismo, łącznie z pozdrowieniem naszem Władcy Norwegii, nie upoważniając 45 Was do wchodzenia z nim w nic więcej nad to,Co treść powyższych słów naszych zakreśla. Bywajcie nam więc zdrowi i niech pośpiech Chwali gorliwość waszą. Korneliusz i Woltymand. Jak we wszystkiem, 50 Król. Nie wątpię o tem. Bywajcież nam zdrowi.Jakiż jest przedmiot tej prośby? Mów śmiało. Nie traci próżno słów, kto się udaje Z słusznem żądaniem do monarchy Danii. 55 Czegożbyś pragnął, czegobym nie gotówSpełnić wprzód jeszcze, niżeliś zapragnął? Głowa nie bliżej jest pokrewną sercu, Ręka nie skorszą ku przysłudze ustom, Jak tron nasz ojcu twemu, Laertesie. Czegoż więc żądasz? 60 Laertes. Pozwolenia WaszejKrólewskiej Mości na powrót do Francyi, Skąd chętnie wprawdzie tu przybyłem, aby Złożyć powinny hołd przy koronacyi Waszej Królewskiej Mości; ale teraz, 65 Gdym już dopełnił tego obowiązku,Życzenia moje i myśli, wyznaję, Ciągną mię znowu do Francyi; ku czemu O przychylenie się i przebaczenie Kornie śmiem Waszą Królewską Mość błagać. 70 Król. Cóż na to ojciec waszmości? PrzystajeżNa to Poloniusz? Poloniusz. Usilną wciąż prośbą Póty kołatał do mojego serca, Ażem do życzeń jego mimochętnie Przyłożył pieczęć zezwolenia. Racz mu 75 Wasza Królewska Mość nie bronić jechać. Król. Jedź więc, rozrządzaj według woli czasem 80 Król. Jakiż tego powód,Że czarne chmury wciąż cię otaczają? Hamlet. I owszem, Panie, jestem wystawiony Zrzuć tę ponurą barwę i przyjaźnie 85 Wypogodzonem okiem spojrz na Danię;Przestań powieki ustawicznie spuszczać W ziemię, o drogim ojcu rozmyślając. Co żyje, musi umrzeć; dziś tu gości, A jutro w progi przechodzi wieczności: To pospolita rzecz. 90 Hamlet. W istocie, Pani,Zbyt pospolita. Królowa. Gdy wszystkim jest wspólną, U mnie nic żadne zdaje się nie znaczy, 95 Niczem sam przez się ten oczom widzialnyCzarnej żałoby strój konwencyonalny; Wietrzne, z trudnością wydawane tchnienie, Obficie z oczu ciekące strumienie, Żałość na widok stawiana obliczem, 100 Miną, gestami; to wszystko jest niczem;To tylko zdaje się, bo potajemnie Można być obcym temu; ale we mnie Jest coś, co w ramę oznak się nie mieści, W tę larwę żalu, liberyę boleści. 105 Król. Zaletę-ć czyni, Hamlecie, ten smutek,Którym oddajesz cześć pamięci ojca; Lecz wiedz, że ojciec twój miał także ojca I że go także utracił tak samo, Jak tamten swego. Dobry syn powinien 110 Jakiś czas boleć po śmierci rodzica;Lecz uporczywie trwać w utyskiwaniach Jest to dowodzić bezbożnej czułości, Sprzeciwiającej się wyrokom niebios; Jest to niemęskie okazywać serce, 115 Niesforny umysł i płochą rozwagę.Bo skoro wiemy, że coś jest zwyczajnem, Jak każda inna rzecz najpowszedniejsza, Na cóż, stawiając opór konieczności, Brać to do serca? Wstydź się, jest to grzechem 120 Przeciw naturze, przeciw niebu, przeciwZmarłemu nawet; jest to naostatek Wbrew rozumowi, który od skonania Pierwszego z ludzi aż do śmierci tego, Którego świeżą opłakujem stratę, 125 Ciągle i ciągle woła: tak być musi!Rzuć więc, prosimy cię, te płonne żale, I pomnij, że masz w nas drugiego ojca. Niechaj się dowie świat, żeś ty najbliższym Naszego tronu i naszego serca. 130 Co się zaś tyczy twojego zamiaruWrócenia nazad do szkół wittemberskich, Jest on życzeniom naszym wręcz przeciwny: Przetoż wzywamy cię, abyś się zgodził Na pozostanie tu pod czułą pieczą 135 Naszego oka, jako nasz najmilszyDworzanin, krewny i syn. Królowa. O, Hamlecie, 140 Król. To mi piękna,Co się nazywa, synowska odpowiedź! Pójdź, ukochana żono, ta uprzejma, Nieprzymuszona powolność Hamleta Rozpromieniła mi serce; dlatego 145 Każdy wzniesiony dziś na zamku toastMoździerze wzbiją w obłoki, i niebo, Wtórząc radosnym królewskim wiwatom, Odpowie ziemi równym grzmotem. Idźmy. 150 Stopniało, w lotną parę się rozwiało!Lub bogdaj sam Przedwieczny nie był karą Zagroził samobójcy! Boże! Boże! Jak nudnym, nędznym, lichym i jałowym Zda mi się cały obrót tego świata! 155 To niepielony ogród, samym tylkoBujnie krzewiącym się chwastem porosły.[7] O, wstydzie! że też mogło przyjść do tego! Parę miesięcy dopiero, jak umarł! — Nie, nie, i tego niema: — taki dobry, 160 Taki anielski król, naprzeciw tegoIstny Hiperyon[8] naprzeciw Satyra! A tak do matki mojej przywiązany, Że nie mógł ścierpieć nawet, aby lada Przyostry powiew dotknął się jej twarzy. 165 Ona zaś — trzebaż, abym to pamiętał! —Wieszała mu się u szyi tak chciwie, Jakby w niej rosła żądza pieszczot w miarę Zaspokajania jej. I w miesiąc potem, — O, precz z tą myślą! — Słabości! nazwisko 170 Twoje: kobieta. — W jeden marny miesiąc,Nim jeszcze zdarła te trzewiki, w których Szła za biednego mego ojca ciałem, Zalana łzami jako Niobe[9], — patrzcie! — Boże mój! zwierzę, bezrozumne zwierzę 175 Dłużejby czuło żal, — zostaje żonąMojego stryja, brata mego ojca, Lecz który tak jest do brata podobny, Jak ja do Herkulesa. W jeden miesiąc, — Nim jeszcze słony osad łez nieszczerych 180 Z zaczerwienionych powiek jej ustąpił, —Została żoną innego! Tak prędko, Tak lekko skoczyć w kazirodne łoże! Nie jest to dobrem, ani wyjść nie może Na dobre. Ale pękaj, serce moje, 185 Bo usta milczeć muszą. Horacy. Przyjm pozdrowienie nasze, drogi Książę. 190 Królewiczowskiej Mości biedny sługa.Hamlet. Dobry przyjaciel raczej; weź to miano, A mnie daj tamto. Cóż cię z Wittembergi Sprowadza? — Wszak to Marcellus? Marcellus. Tak, Panie. 195 Hamlet. Bardzom rad widzieć Pana. Dobry wieczór.Ale na seryo, powiedz mi, Horacy, Co cię przywiodło z Wittembergi? Horacy. Skłonność Twój nieprzyjaciel, i sam też źle czynisz, 200 Chcąc ucho moje przymusić do wiaryW własne zeznanie twoje przeciw tobie. Wiem, żeś nie próżniak; jakiż więc być może Cel przebywania twego w Elsynorze? Nauczysz się tu pić tęgo. Horacy. Przybyłem 205 Na pogrzeb ojca twego, Mości Książę. Hamlet. Nie żartuj ze mnie, szkolny towarzyszu; 210 Resztki przysmaków z pogrzebowej stypyDały traktament na ucztę weselną. O, mój Horacy, wolałbym był ujrzeć Najzawziętszego mego wroga w niebie, Niż dożyć tego dnia. Mój biedny ojciec, — Zda mi się, że go widzę. Horacy. Gdzie?! 215 Hamlet. Przed duszyMojej oczyma. Horacy. Widziałem go niegdyś: Chociażby wszystko w tym fałszywym świecie Było tem, czem się napozór wydaje, 220 Jeszczeby drugi taki się nie znalazł. Horacy. Zda mi się, że go widziałem tej nocy. 225 I bacznem uchem racz wysłuchać tegoNadzwyczajnego doniesienia, które, Zgodnie z świadectwem tych dwóch zacnych ludzi, Mam ci uczynić. Hamlet. Mów, na miłość boską! 230 Wśród głuchej ciszy północnej, ciż samiOficerowie, Marcel i Bernardo, Straż odbywając przy zamku, miewają Następujące widzenie: — Postać podobna do świętej pamięci 235 Ojca twojego, Panie, uzbrojonaJak najkompletniej od stóp aż do głowy, Staje przed nimi, uroczystym krokiem Przechodzi mimo zwolna i poważnie; Trzykroć przeciąga przed ich zdumiałemi 240 I struchlałemi oczyma, tak blizko,Że ich nieledwie laską swą dotyka: Oni zaś stoją jak wryci i jakby Zgalareceni przerażeniem, nie śmią Przemówić do niej ani słowa. Mając 245 Wieść o tem sobie przez nich udzielonąJak najtajemniej, udałem się z nimi Następnej nocy samotrzeć na wartę; I rzeczywiście o tym samym czasie, W taki sam sposób, co do joty zgodnie 250 Z przywiedzionymi szczegółami, przyszłoWidziadło. Znałem ojca twego, Panie: Te ręce mniej są do siebie podobne, Hamlet. Gdzie się to działo? 255 Horacy. I owszem, ale żadnej odpowiedziNie otrzymałem. Raz tylko podniosło Głowę i zdało się chcieć coś powiedzieć; Ale w tej chwili zapiał kur poranny, Na głos którego zerwało się nagle I znikło nam z przed oczu. 260 Hamlet. Osobliwsza!Horacy. Jak żyw tu stoję, Mości Książę, jest to Rzetelną prawdą, i mieliśmy sobie Za obowiązek donieść o tem Waszej Książęcej Mości. Hamlet. Zaprawdę, to widmo 265 Niespokojności mię nabawia. MacieżTej nocy wartę? Wszyscy trzej. Mamy, Mości Książę. 270 Horacy. I owszem: miało przyłbicę wzniesioną. Hamlet. Groźnież na twarzy wyglądało? 275 Hamlet. Być może,Być może. Długoż bawiło? Horacy. Tak długo, 280 Horacy. Zupełnie taką, jaką u zmarłegoKróla widziałem: czarną, posrebrzoną. Hamlet. Będę dziś z wami na warcie: być może, 285 Muszę z niem mówić, choćby całe piekłoRozwarłszy paszczę, milczeć mi kazało. Co do was, moi panowie, jeśliście Tę okoliczność dotąd zataili, Trzymajcież ją i nadal pod zamknięciem, 290 I cobądź zdarzy się tej nocy, bierzcieWszystko na rozum, ale nie na język: Zawdzięczę wam tę dobroć. Bądźcie zdrowi. Pomiędzy jedenastą a dwunastą Zejdziem się na tarasie. Wszyscy trzej. Słudzy Waszej 295 Hamlet. Bądźcie przyjaciołmi,Tak jak ja jestem waszym. Do widzenia. Złego się święci, coś tu krzywo idzie. Oby już była noc! Tymczasem jednak 300 Milcz, serce moje. Zbrodnie i z pod ziemiWychodzą, aby stać się widomemi.
Pokój w domu Poloniusza. LAERTES i OFELIA. Laertes. Już rzeczy moje zniesione na pokład; 5 Ofelia. Wątpisz o tem?Laertes. Co się zaś tyczy Hamleta i pustych Jego zalotów, uważaj je jako Mamiący pozór, wynikłość krwi wrzącej; Jako fijołek młodocianej wiosny, 10 Wczesny, lecz wątły, luby, lecz nie trwały;Woń, kilka tylko chwil upajającą; Nic więcej. Ofelia. Więcej nic? Natura ludzka, kiedy się rozwija, Nietylko rośnie co do form zewnętrznych; 15 Jako w wznoszącej się świątyni, służbaDuszy i ducha zwiększa się w niej także. Być może, iż on ciebie teraz kocha, Że czystość jego chęci jest bez plamy; Ale zważywszy jego stopień, pomnij, 20 Że jego wola nie jest jego własną.On sam jest rodu swego niewolnikiem; Nie może, jako podrzędni, wybierać Dla siebie tylko; od jego wyboru Zależy bowiem bezpieczeństwo, dobro 25 Całego państwa; przeto też i jegoWybór koniecznie musi być zależny Od życzeń i od przyzwolenia tego Wielkiego ciała, którego jest głową. Jeżeli zatem mówi, że cię kocha, 30 Rozwadze twojej przystoi mu wierzyćO tyle tylko, o ile on zgodnie Ze stanowiskiem, przez się zajmowanem, Będzie mógł słowa swojego dotrzymać: To jest, o ile powszechny głos Danii 35 Przystanie na to. Uważ, jaki zakałGrozi twej sławie, jeśli łatwowiernie Poszeptom jego podasz ucho, serce Sobie uwięzisz i skarb niewinności Otworzysz jego bezwodznym zapędom. 40 Strzeż się, Ofelio, strzeż się, luba siostro;I stój w odwodzie twej skłonności, zdala Od niebezpieczeństw i napaści pokus. Wstydliwe dziewczę za wiele już waży, Gdy przed księżycem wdzięki swe odsłania.[10] 45 Na samą cnotę pada rdza obmowy:Robak zbyt często toczy dzieci wiosny, Nim jeszcze pączki zdążyły otworzyć; I kiedy rosa wilży młodość hożą, Wpływy złośliwych miazm najbardziej grożą. 50 Strzeż się więc; tarczą najlepszą w tej próbieNiedowierzanie, nawet samej sobie. Ofelia. Treść tej nauki postawię na straży Mojego serca. Nie idź jednak, bracie, Za śladem owych fałszywych doradców, 55 Którzy nam stromą i ciernistą ścieżkęCnoty wskazują, a sami tymczasem Kroczą kwiecistym szlakiem błędów, własnych Rad nie pamiętni. Laertes. Bądź o mnie spokojną, 60 Podwójne błogosławieństwo, podwójneSzczęście przynosi: szczęśliwe spotkanie, Które mi zdarza sposobność ku temu. Poloniusz. Laertes jeszcze tu? Dalej na okręt! Wiatr wzdyma żagle, czekają na ciebie. 65 Raz jeszcze daję ci błogosławieństwoNa drogę. Tych kilka przestróg: Nie bądź skorym myśli Wprowadzać w słowa a zamiarów w czyny. Bądź popularnym, ale nigdy gminnym. 70 Przyjaciół, których doświadczysz, a którychWybór okaże się wręcz ciebie godnym, Przykuj do siebie żelaznemi klamry; Ale nie plugaw sobie rąk uściskiem Dłoni pierwszego lepszego kamrata. 75 Strzeż się zatargów, jeśli zaś w nie zajdziesz,Tak się w nich sprawuj, aby twój przeciwnik Nadal się ciebie strzedz musiał. Miej zawżdy Ucho otworem, ale rzadko kiedy Otwieraj usta. Chwytaj zdania drugich, 80 Ale sąd własny zatrzymuj przy sobie.Noś się kosztownie, o ile ci na to Mieszek pozwoli, ale bez przesady; Wytwornie, ale nie wybrednie; często Bowiem ubranie zdradza grunt człowieka. 85 I pod tym względem Francuzi szczególniejSą pełni taktu. Nie pożyczaj drugim, Ani od drugich; bo pożyczkę daną Tracim najczęściej razem z przyjacielem, A braną psujem rząd potrzebny w domu. 90 Słowem, — rzetelnym bądź sam względem siebieA jako po dniu noc z porządku idzie, Tak za tem pójdzie, że i względem innych Będziesz rzetelnym. Bądź zdrów; niech cię moje Błogosławieństwo utwierdzi w tej mierze. 95 Laertes. Z pokorą żegnam cię, ojcze i panie. Poloniusz. Idź już; czas nagli: wszystko w pogotowiu. 100 Laertes. Bądź mi zdrowa. Poloniusz. Cóż to on tobie powiedział, Ofelio? Że on cię często nawiedzał w tych czasach, 105 I że znajdował z twojej strony przystępŁatwy i chętny. Jeżeli tak było, (A udzielono mi o tem wiadomość, Jako przestrogę), muszę ci powiedzieć, Że się nie cenisz tak, jakby przystało 110 Dbałej o sławę córce Poloniusza.Jakież są wasze stosunki? Mów prawdę. Ofelia. Oświadczał mi się, ojcze, z swą skłonnością. Niedoświadczona w rzeczach niebezpiecznych. 115 Wierzyszli tym tak zwanym oświadczeniom? Ofelia. Nie wiem, co myśleć mam, mój ojcze. To ja ci powiem: Masz myśleć, żeś dziecko, Gdy oświadczenia te bez poświadczenia Rozsądku bierzesz za dobrą monetę, 120 Nie radzę ci się z nim świadczyć, inaczej(Że tej igraszki słów jeszcze użyję), Doświadczysz następstw nie dobrych. Ofelia. Wynurzał 125 Poloniusz. Tak, tak, bo czynić to jest obyczajem. Ofelia. I słowa swoje stwierdził najświętszemi, Na młode wróble! Wiem ja, gdy krew kipi, Jak wtedy dusza hojną jest w kładzeniu 130 Przysiąg na usta. Nie bierz tych wybuchówZa ogień, więcej z nich światła niż ciepła, A i to światło gaśnie w oka mgnieniu. Bądź odtąd trochę skąpsza w przystępności I więcej sobie waż rozmowę swoją, 135 Niż wyzywanie drugich do rozmowy.Co się zaś księcia Hamleta dotyczy, Bacz na to, że on jeszcze młodzieniaszek, I że mu więcej jest wolno, niż tobie Może być wolno kiedykolwiek. Słowem, 140 Nie ufaj jego przysięgom, bo oneSą, jak kuglarze, czem innem, niż szaty Ich pokazują: orędownicami Bezbożnych chuci, biorącemi pozór Świętości, aby tem łacniej usidlić 145 Naiwne serca. Krótko mówiąc, nie chcę,Abyś od dziś dnia czas swój marnowała Na zadawaniu się z księciem Hamletem. Pamiętaj, nie chcę tego. Możesz odejść. Ofelia. Będę-ć posłuszną, Panie.
Taras zamkowy. Wchodzą: HAMLET, HORACY i MARCELLUS.
5 Zbliża się zatem czas, o którym widmoZwykło się jawić. Co to znaczy, Panie? Zgraję opilców dworskich przepijając; Każdy zaś taki sygnał trąb i kotłów 10 Jest tryumfalnem hasłem nowej miaryPrzezeń spełnionej. Horacy. Czy to taki zwyczaj? Lubom tu zrodzon i z tem oswojony, — Chlubniej byłoby taki zwyczaj łamać 15 Niż zachowywać. Te biby na zabójW pośmiech i w wzgardę tylko nas podają U innych ludów: beczkami nas mienią, I trzodzie chlewnej właściwy przydomek Hańbi nazwisko nasze.[11] W rzeczy samej, 20 Choćbyśmy zresztą byli bez zarzutu,To jedno jużby starło z naszych czynów Zaszczytną cechę ich wnętrznej wartości. I pojedynczym ludziom się to zdarza: Niejeden skutkiem naturalnych przywar, — 25 Czyli to rodu (czemu nic nie winien,Bo któż obiera sobie pochodzenie), Czy to jakiegoś krwi usposobienia, Które częstokroć rwie tamy rozumu; Czy to nałogu, przeciwnego formom 30 Przyzwoitości, — niejeden, powiadam,Upośledzony w taki sposób jaką Szczególną wadą, bądź to organicznie, Bądź przypadkowo, — choćby jego cnoty Były skądinąd jako kryształ czyste 35 I mnogie, jako być mogą w człowieku,Tą jedną skazą zarażony będzie W opinii ludzi. Jedna szczypta złego Niweczy wszelkie szlachetne pierwiastki. Horacy. Widzisz go, Panie. 40 Zastępów, miejcie mię w swojej opiece! —Błogosławionyś ty, czy potępiony, Tchnieszli tchem niebios, czy wyziewem piekieł! Maszli zamiary zgubne, czy przyjazne, Przychodzisz w takiej postaci, że muszę 45 Wydobyć z ciebie głos. Hamlecie, królu,Ojcze mój, władco Danii, odpowiadaj, Nie pozostawiaj mię w nieświadomości; Powiedz, dlaczego święte kości twoje, Na wieki w trumnie złożone, przebiły 50 Śmiertelny całun; dlaczego grobowiec,W który widzielim[12] cię zstępującego, Podniósł swe ciężkie marmurowe wieko, By cię wyrzucić znowu? Co to znaczy, Że ty, trup, znowu w kompletnym rynsztunku 55 Podksiężycowy ten padół odwiedzasz,Czyniąc noc straszną i nas, niedołężnych Synów tej ziemi, wstrząsając myślami, Przechodzącemi metę naszych pojęć? O, powiedz, co to jest? Co za cel tego? Czego chcesz od nas? 60 Horacy. Daje ci znak, Panie,Abyś z nim poszedł, jakby chciał sam na sam Pomówić z tobą. Marcellus. Jak uprzejmym gestem 65 Horacy. Nie czyń tego,Łaskawy Panie. Hamlet. Czegożbym się lękał? 70 Horacy. A gdyby on cię zaprowadził, Panie,Nad przepaść, na brzeg owej groźnej skały, Która się stromo spuszcza w morską otchłań, I tam przedzierzgnął się w inne postaci, Jeszcze straszniejsze, któreby ci mogły 75 Odjąć, o Panie, przytomność umysłuI w obłąkanie cię wprawić? Zważ tylko! Już samo tamto miejsce bez żadnego Innego wpływu budzi rozpaczliwe Usposobienie w każdym, kto postrzeże 80 Morze na tyle sążni tuż pod sobą,I słyszy jego huk. Hamlet. Wciąż na mnie kiwa: — 85 Mojego ciała czyni tak potężną,Jak najsilniejszy nerw lwa nemejskiego.[13] Ciągle mnie wzywa! — Puśćcie mnie! — Na Boga! Horacy. Imaginacya w szał go wprawia. 90 Marcellus. IdźmyW trop za nim; tu nie w porę posłuszeństwo. Horacy. Idźmy. Na czemże się to skończy?
Oddalona część tarasu. Wchodzą: DUCH i HAMLET.
5 Duch. Nie lituj się nademną, ale bacznemUchem ogarnij to, co ci mam odkryć. Hamlet. Mów, powinnością moją słuchać ciebie. 10 Skazanym tułać się nocą po świecie,A przez dzień jęczeć w ogniu, póki wszystek Kał popełnionych za żywota grzechów Nie wypali się we mnie. Gdybym miejsca Mojej pokuty sekret mógł wyjawić, 15 Takiebym rzeczy ci opisał, którychNajmniejszy szczegół rozdarłby ci duszę, Młodą krew twoją zmroził, oczy twoje Jak gwiazdy z posad wydobył, zwinięte Gładkie kędziory twoje wyprostował 20 Tak, że ich każdy włos stanąłby dęba,Jako na jeżu kolce; ale takich Podań nie znosi ludzkie ucho. Słuchaj, O, słuchaj, słuchaj, jeśli choć cokolwiek Kochałeś twego ojca. Hamlet. Przebóg! 25 Śmierć jego, dzieło ohydnego mordu! Hamlet. Mordu? Abym na skrzydłach chyżych jak modlitwa, 30 Lub myśl kochanka podążył ku zemście.Duch. Zdajesz się pełen dobrych chęci, byłbyś Też nikczemniejszy niż najlichsze zielsko Porastające nad brzegami Lety,[15] Gdybyś pozostał na to obojętnym. 35 Słuchaj więc, słuchaj, Hamlecie. PuszczonoRozgłos, że podczas mego snu w ogrodzie Wąż mię ukąsił; takim to skłamanym Powodem śmierci mej zwiedziono Danię: Dowiedz się bowiem, szlachetny młodzieńcze, 40 Że ów wąż, który zabił twego ojca,Nosi dziś jego koronę. Hamlet. O, nieba! Zdradnym dowcipem, czarami wymowy, — 45 (Przeklęty dowcip, przeklęta wymowa,Która tak może ułudzić!) — potrafił Skłonić k’sromocie wolę mojej niby Cnotliwej żony. O, Hamlecie! cóż to Był za upadek! Odemnie, którego 50 Miłość statecznie chodziła dłoń w dłoni,Z ślubną przysięgą w objęcia nędznika, Którego dary przyrodzone były Naprzeciw moich tak liche! Lecz jako cnota pozostaje czystą, 55 Choćby ją sprosność w postaci niebiankiUsiłowała skusić; tak żądza, Choćby ją łączył ślub z aniołem nawet, Prędko uprzykrzy sobie święte łoże I rzuci się na barłóg. 60 Ale dość tego! Już powietrze ranneCzuć mi się daje; muszę kończyć. Kiedym Raz po południu jak zwykle w ogrodzie Bezpiecznie zasnął, wkradł się stryj twój z flaszką, Zawierającą szalejowe krople, 65 I wlał mi w ucho ten zabójczy rozczyn,Którego siła tak jest nieprzyjazną Ludzkiej naturze, że jak żywe srebro Przebiega nagle wszystkie drogi, wszystkie Kanały ciała, i jako sok kwaśny 70 Wlany do mleka, ścina wnet i zgęszczaWszystką krew zdrową. Tak było i z moją: I wraz plugawy trąd jak u Łazarza Wystąpił na mnie i brzydką skorupą Pokrył mi całe ciało. 75 Takto śpiąc, ręką brata pozbawionyZostałem życia, berła i małżonki, Skoszony w samym kwiecie moich grzechów: Bez namaszczenia, bez przygotowania, Bez porachunku z sobą wyprawiony 80 Zdać porachunek z win jeszcze niezmytych.O, to okropnie! okropnie! okropnie! Maszli iskierkę czucia, nie ścierp tego: Nie pozwól, aby łoże władców Danii Było ohydnem gniazdem wszeteczeństwa. 85 Jakkolwiek jednak czyn ten pomścić zechcesz,Nie uwłócz swemu sercu, nie czyń przeciw Matce zamachów; pozostaw ją niebu I owym cierniom, które w głębi łona Występnych siedzą: zrobią one swoje. 90 Bądź zdrów; — świecący robaczek oznajmia,Że ranek już jest blizki; wątłe bowiem Światełko jego znacznie już pobladło; Żegnam cię, żegnam cię: pamiętaj o mnie. 95 Cóż więcej? Mamże piekło jeszcze wezwać?Nie, o, nie! Krzep się, serce moje! Prężcie się, mięśnie! — Pamiętać o tobie? O, biedny duchu, stanie ci się zadość, Dopóki tylko na tym wietrznym globie? 100 Pamięć żyć będzie. Pamiętać o tobie?Wraz pamięć moja z tablic swych wykreśli Wszelkie powszednie tuzinkowe myśli; Książkową mądrość, obrazy, wrażenia, Płody młodości lub zastanowienia, 105 Wszystko, co związek ma z przyszłym mym bytem;To, coś mi zlecił, to tylko wyrytem W księdze mojego mózgu pozostanie: Tak mi dopomóż, wiekuisty Panie! —
110 Uśmiechający się, bezczelny łotrze!Muszę to sobie zapisać[16], że można Nosić na ustach uśmiech i być łotrem, — W Danii przynajmniej. Teraz że, duszo moja, pilnuj hasła: 115 Przysiągłem mu być wiernym, Horacy. (za sceną). Królewiczu! Horacy. I cóż? 120 Hamlet. Właśnie!Żebyście potem roztrąbili. Horacy. Jażbym 125 Hamlet. Niema na całą Danię nikczemnika...[17]Któryby nie był kompletnym ladaco. Horacy. Do objawienia nam tego nie trzeba, 130 Nie pozostaje nam teraz nic więcej,Jedno bez żadnych dalszych korowodów Uścisnąć sobie dłonie i pójść z Bogiem. Wy idźcie, gdzie wam każe iść interes Lub skłonność, — każdy bowiem na tym świecie 135 Ma jakąś skłonność lub interes; — ja zaśW prostocie mojej pójdę się pomodlić. Horacy. To są czcze tylko słowa, Mości Książę. 140 Hamlet. I owszem,Zaprawdę mówię wam, jest tu obraza, I wielka. Co się tyczy tego ducha, Jest to duch dobry: poprzestańcie na tem; Co zaś pomiędzy nim a mną tu zaszło, 145 Ciekawość swoją w tej mierze przytłumcieCałą możliwą siłą rezygnacyi. A teraz, moi mili przyjaciele, W imię przyjaźni, w imię koleżeństwa, Zróbcie mi jedną grzeczność. Horacy. Jaką, Panie? 150 Hamlet. Nie mówcie, coście widzieli tej nocy. Horacy i Marcellus. Nie powiem, Panie. 155 Duch. (z pod ziemi). Przysiążcie! Hamlet. Ha! to ty! Stamtąd odzywasz się, człeku? 160 Nigdy a nigdy nie powiecie słowa.Przysiążcie na ten miecz! Duch. (z pod ziemi). Przysiążcie! Hic et ubique[18]? Odmieńmy więc miejsce. Pójdźcie tu moi panowie, połóżcie Na moim mieczu palce i przysiążcie, 165 Że o tem, coście słyszeli, nikomuNic nie powiecie. Duch. (z pod ziemi). Przysiążcie! 170 Hamlet. Chciałżebyś wszystko pojąć? O, Horacy,Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, Niż się ich śniło waszym filozofom.[19] Pójdźcie tu, i jak pierwej w imię Boga, Przysiążcie, że aczkolwiekbym się kiedy 175 Wydawał dzikim, dziwacznym w obejściu, —Być bowiem może, że mi się na przyszłość Wyda stosownem przybrać taką postać, — Że, mówię, widząc mnie takim, Żaden z was ani potrząsaniem głowy, 180 Ani wzruszaniem ramion, ani wreszcieJakiemikolwiek wątpliwemi słowy, Jako to: hm, hm, wiem ja; — albo: mógłbym, Gdybym chciał; — albo: gdybym był gadułą; Albo: są tacy, coby mogli — zgoła, 185 Niczem dwuznacznem nie da się domyślić,Że wie coś o mnie. — Przysiążcież na to, Jeśli pragniecie, aby się nad wami W nieszczęściu Pan Bóg zmiłował. Duch. (z pod ziemi). Przysiążcie! 190 Pomnijcież na wasz ślub, panowie,A przez co tylko taki biedny człowiek, Jak Hamlet, będzie wam zdolny okazać Swoją życzliwość, to was nie ominie. Teraz rozejdźmy się. — Świat wyszedł z formy: 195 I mnież to trzeba wracać go do normy! [20]
Pokój w domu Poloniusza. POLONIUSZ i RAJNOLD.
Mądrzebyś zrobił, ażebyś poprzednio 5 O jego sprawowaniu się wywiedział. Rajnold. Tak też myślałem, Panie. Bardzoś roztropnie myślał. Przedewszystkiem, Wypytasz mi się najdokładniej, jacy Są Duńczykowie w Paryżu; jak który, 10 I z czego żyje; gdzie bywa i jakieZ kim ma stosunki; gdy zaś skutkiem takich Krętobadawczych, manowcowych pytań Dojdziesz, że oni znają mego syna, Wtedy przystąpisz do materyi o nim 15 Bliżej niżeli w poprzednich pytaniach.Powiesz naprzykład, udając jakobyś Znał go zdaleka: znam jego familię, Jego przyjaciół, a w części i jego; Rozumiesz mnie, Rajnoldzie? Rajnold. Najzupełniej. 20 Poloniusz. I jego w części; wprawdzie, dodać możesz,Niewiele, jestli on wszakże tym samym, O którym myślę, wietrznik to, rozpustnik, Skłonny do tego i tego; zwal wtedy, Co ci się żywnie podoba na niego; 25 Jednakże nic takiego, coby mogłoSzwank przynieść jego sławie; tego strzeż się. Takie jedynie przypisz mu wybryki, Jakie z młodością i krewkością w parze Zazwyczaj chodzą. Rajnold. Kosterstwo naprzykład? 30 Poloniusz. Tak, albo pochop do zwad, klątw, pijatyk,Gachostwa wreszcie; tak daleko możesz Posunąć swoje kłamstwa. Rajnold. Ależ, Panie, 35 Wziąć się do rzeczy. Nie trzeba ci dawaćDo zrozumienia, że on w żądzach swoich Jest rozpasany, tego nie chcę; wytknij Jego usterki tak subtelnie, żeby One się zdały tylko nadużyciem 40 Wolności, duszy ognistej wybuchem,Obłędem wrzącej krwi, słowem, pustotą, Właściwą wszystkim młodym. Rajnold. Radbym wiedzieć, 45 Uzasadniony i, jak się spodziewam,Niepłonną skutku dający rękojmię. Skoro na mego syna złożysz Waszmość Te drobne, chyby[21], niby skazy, którym Ulega każda rzecz, gdy się wyrabia, 50 Wtedy, jeżeli tylko ten, któregoZa język ciągnąć będziesz, kiedykolwiek Młodzieńca, w mowie będącego, widział Jednej z powyższych praktyk oddanego, Ten ktoś, bądź pewien, przywtórzy ci zaraz, 55 W ten sposób: Mości dobrodzieju, albo:Mój miły Panie, albo: widzisz Waćpan, — Stosownie do zwyczaju miejscowego Lub w miarę swojej attencyi. Rajnold. Rozumiem. 60 Cóżem to dalej miał mówić? do licha,Miałem powiedzieć coś; na czemżem stanął? Rajnold. Na tem podobno, że ktoś mi przywtórzy. Ten ktoś przywtórzy ci pewnie w ten sposób: 65 Znam tego pana, widziałem go wczoraj,Albo: owego dnia, wtedy a wtedy, Z tym a z tym i wistocie grał wysoko; Albo: pokłócił się; albo: miał w czubku, Albo: widziałem, jak wchodził do domu 70 Podejrzanego, i tak dalej. TaktoNa wędę fałszu złowisz karpia prawdy. Takto rozumni, zręczni ludzie, boczkiem, Kołując zdala, zachodząc, umieją Trafić do celu: i tak samo Waszmość, 75 Według wskazówki i instrukcyi, jakąCi udzieliłem, poweźmiesz języka O moim synu. Wiesz już, o co idzie? Rajnold. Wiem, Panie. 80 Poloniusz. A niech mi się ćwiczyW muzyce. Rajnold. Dobrze, Panie. (Wchodzi Ofelia) Poloniusz. Bądź zdrów Waszmość. 85 W moim pokoju, gdy wtem książę Hamlet,Z odkrytą głową, rozpięty, w obwisłych Brudnych pończochach, blady jak koszula, Chwiejący się na nogach, z tak okropnym Wyrazem twarzy, jakby się wydostał 90 Z piekła i jego zgrozę chciał obwieścić,Stanął przedemną. Poloniusz. Czyliżby z miłości Nie mówiąc słowa, i silnie ją trzymał: 95 Cofnął się potem na długość ramieniaI drugą rękę przytknąwszy do czoła, W twarz moją wlepił oczy tak badawczo, Jak gdyby ją chciał narysować. Długo Tak stał, nareszcie lekko potrząsając 100 Mojem ramieniem i kiwając głową,Wydał tak ciężkie, żałosne westchnienie, Że się zdawało, iż mu piersi pękną I życie z niego uleci. Odstąpił Wtedy odemnie i powolnym krokiem 105 Szedł z odwróconą głową po za siebie,Kierując się ku drzwiom. Przeszedł w ten sposób Przez cały pokój, bez pomocy oczu, I wyszedł, ciągle wpatrując się we mnie. Poloniusz. Muszę natychmiast udać się do króla: 110 Są to objawy gwałtownej miłości,Która się trawi w sobie i prowadzi Do rozpaczliwych kroków, tak jak każda Inna namiętność, trapiąca ród ludzki: Boleję nad tem. Możeś tymi czasy 115 Przykre mu jakie słowo powiedziała? Ofelia. Nie, Panie; tylko tak jak rozkazałeś, Boleję nad tem, żem jego skłonności 120 Dokładniej, pilniej nie zbadał. Myślałem,Że on cię durzy, przywieść chce o zgubę. Przeklinam teraz moją podejrzliwość. Zdaje się, że nam starym jest właściwem Przebierać miarę w przezorności, tak jak 125 Nawzajem młodym mało jej posiadać.Biegnę do króla; zatajenie tego Więcej niż rozgłos zrządzić może złego. Pójdź.
KRÓL, KRÓLOWA, ROZENKRANC, GILDENSTERN i Orszak.
Pośpiechu, z jakim was tu wezwaliśmy, Nie sama tylko chęć widzenia panów Była przyczyną, ale i potrzeba 5 Pomocy waszej. Wiecie już o dziwnemPrzeistoczeniu się Hamleta, mówię: Przeistoczeniu, bo nic w nim tak wewnątrz Jak i na zewnątrz nie jest tem, czem było. Coby innego, jak śmierć ojca, mogło 10 Do tego stopnia wywieść go za obrębJego natury, nie pojmuję wcale. Proszę was przeto, was, coście z nim wzrośli, I zblizka z jego wiekiem i myślami Sąsiadujecie, abyście czas jakiś 15 Na naszym dworze zabawili, bądź toDla rozerwania go, bądź dla zbadania Powodów tego obcego nam smutku, Na który, gdyby stał się nam wiadomym, Znaleźlibyśmy może jaki środek. 20 Królowa. Często on o was wspominał, Panowie,I wiem, że niema na świecie dwóch ludzi, Bardziej mu, jak wy, miłych. Jeśli w dowód Życzliwych chęci i uczuć uprzejmych Zechcecie trochę czasu tu przepędzić 25 I wesprzeć nasze nadzieje, możecieNa taką liczyć wdzięczność z naszej strony, Jaka przystoi monarchom. Rozenkranc. Obojgu Waszym Królewskim Mościom służy prawo, Z najwyższej mocy ich władzy nad nami, 30 Wolę swą w rozkaz przyoblekać raczejNiż w prośbę. Gildenstern. Będziem jednakże posłuszni, 35 Kochany Gildensternie. Królowa. Dzięki ci za to, Gildenstern, i tobie Niech tam który wskaże 40 Gildenstern. Oby niebaNie uczyniły naszych usiłowań Bezowocnemi! Królowa. Daj to Boże! (Wchodzi Poloniusz). Poloniusz. Panie! wysłane do Norwegii posły 45 Król. Zawsześ był Waćpan ojcem dobrych nowin.Poloniusz. Bądź przekonany, Miłościwy Panie, Że obowiązki moje względem Boga I mego władcy, tak samo jak duszę, Trzymam w porządku. Jakoż zdaje mi się 50 (Jeżeli tylko ten mózg nie zszedł na bokZ drogi trafności, którą zwykł był kroczyć), Że ostatecznie nie jest mi już obcem, Skąd bierze źródło lunatyzm Hamleta. Król. Mów: o tem chcemy wiedzieć przedewszystkiem. 55 Poloniusz. Daj, Panie, pierwej posłuchanie posłom;Wieść moja będzie na wety po uczcie. Król. Zróbże im zaszczyt i sam ich tu wprowadź. On utrzymuje, kochana Gertrudo, 60 Królowa. Nie jest nim, mojem zdaniem, nic innego,Tylko śmierć ojca i nasz rychły związek. Król. Dojdziemy tego. — Witajcie, Panowie, 65 Na przełożenie nasze kazał zarazWstrzymać zaciągi swojego synowca, Które mu zdały się być wymierzone Przeciw Polakom, które jednak bliżej Poznawszy, widział zwróconymi przeciw 70 Waszej Królewskiej Mości. RozjątrzonyTakiem niegodnem korzystaniem z jego Późnego wieku i niemocy, kazał Przyaresztować Fortynbrasa, który Z pokorą stawił się, i wysłuchawszy 75 Napomnień stryja, przysiągł wobec niego,Że póki życia, nigdy przeciw Waszej Królewskiej Mości nie wzniesie oręża: Czem ucieszony starzec, trzy tysiące Koron intraty rocznej mu przeznaczył, 80 I owe wojska, przezeń zwerbowane,Użyć pozwolił mu przeciw Polakom. Nam zaś doręczył ten list, Waszą Królewską Mość o pozwolenie Przejścia tym wojskom przez duńskie dzierżawy, 85 Przy zapewnieniu im bezpieczeństw, w liścieTym wymienionych. Król. Poprzestajem na tem. W wolniejszym czasie przejrzymy to pismo, Pomyślim nad niem, odpowiemy na nie. Tymczasem Waszmość Panom dziękujemy 90 Za ich skuteczne trudy. Idźcie spocząć.Będziemy dzisiaj wieczerzali razem; Miło nam widzieć was z powrotem. Dobrze powiodło. Miłościwy Panie, I Miłościwa Pani, chcieć określić, 95 Czem jest majestat, czem powinność sługi,Dlaczego dzień jest dniem, a noc jest nocą, A czas jest czasem, byłoby to jedno, Co chcieć zmarnować dzień, noc i czas drogi. Z tego powodu, ile że treściwość 100 Jest duszą mowy, a rozwlekłość ciałemI powierzchownem tylko bawidełkiem; Chcę być treściwym. Cny wasz syn oszalał: Oszalał, mówię; ściśle bowiem biorąc, Szaleństwo czemże jest, jeśli nie stanem Człowieka szalonego? 105 Królowa. Więcej rzeczyW mniej sztucznych formach. Poloniusz. Przysięgam, o, Pani, Że się bynajmniej na sztukę nie silę. Syn wasz oszalał, jest to prawda; prawda, Że to nieszczęście i nieszczęście wzajem, 110 Że to jest prawda. Otóż się skleiłoPomimo woli coś retorycznego. Bodajto! Licho zabierz sztuczne formy! Stanąłem tedy na tem, że dostojny Syn wasz sfiksował: dobrze; idzie teraz 115 O wyśledzenie przyczyn tej fiksacyi,Która nie będąc fikcyą, już tem samem Nie może nie mieć przyczyn; to rzecz pewna: W jaki zaś sposób pewna i o ile, Rozważcie Państwo sami. 120 Mam córkę; mam ją, ponieważ jest moją.Ta tedy dziewka, pomna obowiązku I rozkazowi mojemu powolna, Oddała mi ten świstek. Posłuchajcie I konkludujcie państwo. wdzięków okraszonej Ofelii“. 125 To niestosowne wyrażenie, trywialne wyrażenie.Okraszonej, nie jestże wyrażeniem trywialnem? Ale idźmy dalej, „Twojemu cudnie białemu łonu powierzam tych kilka 130 „Wątp’, czy gwiazdy lśnią na niebie; Wątp’ o tem, czy słońce wschodzi; 135 nie umiem skandować westchnień moich, ale że cię bardzo a bardzo kocham, temu wierz. Bądź zdrowa. Twój na zawsze, dopóki ta machina pozostanie jego własnością. Hamlet“. To mi posłuszna pokazała córka, 140 I uszom moim odkryła zarazem,Tak co do czasu, miejsca jak sposobu, Wszystkie zaloty jego. Król. Ale jakże 145 Żeś Waćpan prawy, honorowy człowiek.Poloniusz. Takim starałem się zawsze okazać. Cożbyś mógł sobie o mnie myśleć, Panie, Gdybym tę miłość tak namiętną widział Był w jej zarodzie (a mówiąc nawiasem, 150 Dostrzegłem jej był pierwej, nim mi o niejDoniosła moja córka); cóżby sobie, Królowa Pani mogła o mnie myśleć, Gdybym był wtedy spokojnie odegrał Koperty rolę lub pugilaresu? 155 Lub serce moje zrobił głuchoniemem?I gnuśnem okiem patrzał na tę miłość? Cóżbyście Państwo mogli byli sobie Pomyśleć o mnie? Jam sprawy nie zaspał, I wnet dziewczynie mojej powiedziałem: 160 „Hamlet jest księciem nad waściną sferę;Nie będzie z tego nic“. Dałem jej przytem Surowe upomnienia, aby odtąd Nie przyjmowała ani jego wizyt, Ani biletów, ani podarunków. 165 Tak-em uczynił: ona usłuchała,A on, on, krótko mówiąc, zawiedziony W swoich nadziejach, popadł najprzód w smutek, Potem w bezsenność, potem wstręt do jadła, Następnie w niemoc, następnie w gorączkę, 170 I tak stopniami aż w szaleństwo, któreTrawi go teraz z wielkim naszym żalem. Król. Cóż mówisz na to? 175 Król. Nie pomnę. Poloniusz. (Wskazując na kark i głowę). 180 Poloniusz. Wiecie, Państwo, że on czasemPrzez kilka godzin zwykł się w tej galeryi Przechadzać. Królowa. W rzeczy samej, zwykł to czynić. Wprowadzę tutaj moją córkę: Wasze 185 Królewskie Moście będą mogły wtedyUkryć się ze mną ówdzie za obiciem. I być świadkami ich spotkania. Jeśli On jej nie kocha i nie skutkiem tego Utracił zmysły, to niech z szambelana 190 Zostanę prostym chłopem albo klechą.
Królowa. Patrzcie, jak smutno biedny chłopiec z książką 195 Hamlet. Dobrze, dzięki Bogu. Poloniusz. Wieszli kto jestem, Panie? 200 poczciwym człowiekiem. Poloniusz. Poczciwym, Mości Książę? 205 Poloniusz. Masz wielką słuszność, Mości Książę. Hamlet. Jeżeli bowiem słońce płodzi robaki w zdechłym psie, co jest wyborną padliną do całowania...[22] 210 Hamlet. Nie pozwalaj jej chodzić po słońcu. Każdy początek trudny, ale poczęcie bardzo łatwe. Miej to na względzie, mój przyjacielu.Poloniusz. Co przez to rozumiesz, Mości Książę? (Do siebie) Zawsze mu się marzy moja córka. A jednak 215 nie poznał mnie zrazu, wziął mnie za rybiarza. Daleko z nim już zaszło, daleko zaszło. I mnie, prawdę mówiąc, za młodu, miłość przyprowadzała do ostateczności, podobnych prawie. Muszę go jeszcze raz zagabnąć. — Cóż to czytasz, Mości Książę?220 Hamlet. Słowa, słowa, słowa. Poloniusz. A o treść czy mogę spytać? 225 Ten łotr satyryk utrzymuje, że starzy ludzie mają siwe brody i zmarszczki na twarzy; że im ambra i kalafonia ciecze z oczu; że cierpią na zupełny brak dowcipu obok wielkiego wycieńczenia łydek. Lubo ja temu wszystkiemu najsilniej i najpotężniej daję wiarę, przecież nie sądzę,230 aby o tem pisać przystało; bo Waszmość sam stałbyś się pewnie jak ja starym, gdybyś mógł, jak rak w tył kroczyć. Poloniusz. Chociaż to waryacya, nie jest jednakże bez metody. 235 Hamlet. Z tego świata?Poloniusz. W rzeczy samej, byłoby to zejściem. — Jak trafne ma czasem odpowiedzi! Dar ten często bywa udziałem szalonych, gdy tymczasem przytomni i rozumni niezawsze są zarówno szczęśliwi. Muszę go już opuścić 240 i niezwłocznie pomyśleć o sposobach, jakby się on i moja córka zejść mogli. Miłościwy Książę, zmuszony jestem pozbawić Waszą Książęcą Mość dłuższej mojej obecności.Hamlet. Nie możesz mnie, mój Panie, pozbawić 245 niczego, czegobym chętnie się nie wyrzekł: wyjąwszy życia, wyjąwszy życia, wyjąwszy życia. Poloniusz. Żegnam cię, mój łaskawy Książę. Poloniusz. Szukacie panowie Księcia Hamleta; oto jest. 250 Rozenkranc. (Do Poloniusza). Bogu cię polecamy. Gildenstern. Miłościwy Książę! 255 chłopcy? Rozenkranc. Zwyczajnie, jak nic nie znaczący ludzie. 260 Gildenstern. Niby tak, w tej okolicy. Hamlet. Cóż tam nowego? 265 tak przeskrobali fortunie, że was tu do więzienia wtrąciła? Gildenstern. Do więzienia? 270 Rozenkranc. Nie myślimy tak, Mości Książę. Hamlet. Więc dla was nie jest taką. W rzeczy samej, nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takiem.[23] Dla mnie Dania jest więzieniem. 275 Rozenkranc. Skutek to chyba, Panie, dumy twojej:Dania jest dla niej za ciasna. Hamlet. O, Boże! jabym mógł być zamknięty w łupinie orzecha i jeszczebym się sądził panem niezmierzonej przestrzeni, gdybym tylko złych snów nie miewał. 280 Gildenstern. A te sny są właśnie utworem dumy; istota bowiem dumy nie jest czem innem, jak snów cieniem. Hamlet. Same już sny nie są czem innem jak cieniem. 285 Rozenkranc. Zapewne, duma zaś w moich oczach jest tak powietrznej i znikomej natury, że można ją nazwać cieniem cienia.Hamlet. Takim sposobem żebracy są ciałami, a nasi monarchowie i nadęci bohaterowie cieniami żebraków. 290 Nie poszlibyśmyż do dworu? bo doprawdy, nie umiem rozumować. Rozenkranc i Gildenstern. Służymy Waszej Książęcej Mości. 295 rzędu sług moich, bo zaprawdę przysługują mi się okropnie. Ależ powiedzcie mi, tak po przyjacielsku, co porabiacie w Elsynorze? Rozenkranc. Chcieliśmy cię odwiedzić, Mości Książę; innego celu nie mamy. 300 Hamlet. Taki ze mnie nędzarz, żem nawet w podzięki ubogi: dziękuję wam jednak, chociaż to podziękowanie, wierzcie mi, kochani przyjaciele, nie warte i pół szeląga. — Czy nie posyłano po was? Przybyliścież mnie odwiedzić z własnego popędu, z dobrej woli? Powiedzcie305 mi, powiedzcie; bądźcie szczerzy. I cóż? Gildenstern. Cóż mamy powiedzieć, Mości Książę? 310 kryć. Wiem, że miłościwy król i miłościwa królowa posyłali po was. Rozenkranc. W jakimżeby celu, Mości Książę? 315 dych lat naszych, na obowiązki naszej statecznej przyjaźni, na wszystko co jest najświętsze i na co lepszy mówca lepiejby was niż ja mógł zakląć, powiedzcie mi rzetelnie, otwarcie: posyłanoż po was czy nie posyłano? Rozenkranc (Do Gildensterna). Cóż ty na to? 320 Hamlet (na stronie) Aha, przyszliście mnie więc wymacać. — (głośno). — Jeżeli mi dobrze życzycie, powiedzcie prawdę. Gildenstern. W istocie, posyłano po nas. 325 domyślność moja uprzedzi waszą gadatliwość i dyskretność wasza nie będzie dyskredytowaną. Od niejakiego czasu, nie wiem skąd, ze szczętem humor straciłem; zarzuciłem dawne przywyknienia i w tak ponure popadłem usposobienie, że ten piękny obszar ziemski 330 pustynią mi się wydaje; to wspaniałe sklepienie tam w górze, ten cudnie wiszący firmament, ta majestatyczna przestrzeń złotemi obsypana iskrami, niczem innem nie jest w moich oczach, jak tylko marnym, zaraźliwym zbiorem wyziewów. Jak doskonałym tworem jest człowiek! jak335 wielkim przez rozum! jak niewyczerpanym w swych zdolnościach! jak szlachetnym postawą i w poruszeniach! czynami podobnym do anioła, pojętnością zbliżonym do bóstwa! Ozdobą on i zaszczytem świata! Arcytypem wszech jestestw! A przecież, czemże jest dla mnie ta 340 kwintesencya prochu? Synowie ziemi nie pociągają mnie, — ani jej córki; jakkolwiek sądząc po waszym uśmiechu, zdajecie się to przypuszczać. Rozenkranc. Myśl taka, Panie, nie przeszła mi przez głowę. 345 Hamlet. Dlaczegoż się Waćpan rozśmiałeś, kiedym powiedział, że mnie synowie ziemi nie pociągają?Rozenkranc. Bom sobie pomyślał, jakie w takim razie przyjęcie znajdą aktorowie, którycheśmy w drodze spotkali, a którzy tu dążą celem ofiarowania Waszej 350 Książęcej Mości usług swoich.Hamlet. Ten, co gra króla, godnie będzie przyjęty: jego królewska mość otrzyma odemnie pamiątkę; awanturniczy rycerz będzie mógł do woli użyć tarczy i miecza; kochanek nie będzie darmo wzdychał; melancholik 355 spokojnie odegra swoją rolę; błazen pobudzi do śmiechu tych, co mają łechciwe płuca; a piękna dama swobodnie wywnętrzy swe uczucia, jeśli nie będzie miała wstrętu do wiersza bez końcówki. — Cóż to za aktorowie?Rozenkranc. Ciż sami, którzy cię zwykli byli zada- 360 walać, Mości Książę; tragicy ze stolicy. Hamlet. Skądże im przyszło teraz po świecie wędrować? Na miejscu siedząc, lepiejby wyszli, tak pod względem sławy, jak korzyści. 365 zdaje, świeżo zaszłe innowacye[24]. Hamlet. Sąż oni jeszcze tak samo lubieni jak wtedy, kiedym był w stolicy? Zawszeż liczne mają publicum? 370 w sztuce?Rozenkranc. Bynajmniej! usiłowania ich postępują zawsze równym krokiem; ale wylęgło się tam stado dzieci, małych indycząt, które piszczą jak opętane i za to odbierają tyrańskie oklaski. Te są teraz w modzie 375 i tak dalece wyzyskują teatr niższej klasy (tak nazywają tamten), że nie jeden z rapierem przy boku, bojąc się piór gęsich[25], nie śmie się już tam pokazać.Hamlet. Sąli to dzieci na prawdę? Któż ich utrzymuje? Jak są płatni? Myśląż oni tylko dopóty sztukę 380 uprawiać, dopóki nie stracą dyszkantu? Nie powiedząż wtedy, gdy same spadną między niższą klasę (co jest bardzo prawdopodobnem przy takiem braniu się do rzeczy), że piszący dla nich krzywdę im wyrządzili, każąc im wykrzykiwać na ich własną przyszłość?385 Rozenkranc. Bądź co bądź, z obu stron niemało było hałasu, i publiczność nie miała sobie za grzech podżegać ich nawzajem do kłótni. Przez czas jakiś nie można było grosza na żadnej sztuce zarobić, jeżeli aktorzy za łby się w niej nie wodzili?390 Hamlet. Czy być może? Gildenstern. Nie mało też sobie włosów powydzierano. 395 Hamlet. Niema w tem nic dziwnego: boć mój stryj jest królem duńskim; i ciż sami, którzy za życia mego ojca ostrzyli na nim zęby, dają teraz dwadzieścia, czterdzieści, pięćdziesiąt i sto dukatów za jego portret w miniaturze. Do licha! musi w tem być coś nadnaturalnego.400 Gdyby to filozofia mogła wytłómaczyć?
Gildenstern. Zapewne to aktorowie. 405 bem; inaczej, moje obejście się z aktorami, które, uprzedzam was, będzie się musiało okazać uprzejmem, wydałoby się gościnniejszem niż z wami. Zostaliście przyjęci z otwartemi rękoma, ale mój stryj-ojciec i moja matka-stryjenka doznali zawodu.410 Gildenstern. Jakim sposobem, drogi książę?Hamlet. Szalony jestem tylko przy wietrze północno zachodnim; kiedy z południa wieje, umiem odróżnić jastrzębia od czapli.[27] Poloniusz. Dobre nowiny, panowie; wesołe nowiny. 415 Hamlet. Słyszycie go? — Ten wielki dzieciuch nie wyszedł jeszcze z pieluch. Rozenkranc. Chyba w nie wszedł powtórnie; bo mówią, że starzy ludzie na nowo stają się dziećmi. 420 wać aktorów: uważcie tylko. — Masz Waćpan słuszność: było to w poniedziałek z rana, w rzeczy samej. Poloniusz. Mości Książę, mam ci oznajmić coś nowego. 425 Hamlet. Ejże? Ejże? Poloniusz. Na honor, Mości Książę. Poloniusz. Są to aktorowie najlepsi w świecie; zdatni do wszelkiego rodzaju przedstawień: tragicznych, ko- 430 micznych, historyczno-sielankowych, tragiczno-historycznych, tragiczno-komiczno-historyczno-sielankowych; czyto w scenach ciągłych, czy to w luźnym poemacie. Seneka nie jest dla nich za ciężki, ani Plaut[29] za lekki. Tak w recytowaniu jak w improwizowaniu nie mają435 sobie równych. Hamlet. O Jefte[30], sędzio Izraela, jakiż to skarb posiadłeś! 440 Którą wielce miłował. Poloniusz (na stronie). Zawsze mu się marzy moja córka. 445 to nie przeczę, iż posiadam córkę, którą wielce miłuję. Hamlet. Ależ nie to idzie za tem. Bogu wiadomo. 450 A potem, jak wiesz Waćpan,Stać się musiało, Co snadź się stało. Pierwszy dwuwiersz tej pobożnej pieśni więcej objaśni Waćpana, niż ja mogę; bo oto nadchodzą przeszkody. 455 Witam was, Mościpanowie, witam. Cieszę się, że was oglądam w dobrem zdrowiu. Witajcie, przyjaciele. O, stary, jakże ci się twarz poorała, odkąd cię ostatni raz widziałem! Przyszedłżeś mi tu imponować temi zmarszczkami? A, to ty, piękna damo! Szlachetna dziewico! dalipan,460 od czasu, jak cię ostatni raz widziałem, zbliżyłaś się ku niebu na całą wysokość korka[31]. Nie daj Boże, aby głos twój, jak dukat oberżnięty, wyszedł z obiegu! Witajcie nam wszyscy bez wyjątku! Będziemy jak francuscy łowcy, rzucać się na wszystko, co ujrzymy. Nie465 moglibyśmyż usłyszeć czego zaraz? Dajcie nam próbkę swego talentu: przedeklamujcie co patetycznego.Pierwszy Aktor. Co naprzykład, Panie? Hamlet. Słyszałem cię raz deklamującego jeden ustęp, ustęp sztuki, która nigdy graną nie była, albo co naj- 470 więcej raz tylko: bo ile pamiętam, nie podobała się publiczności; byłto kawior[32] dla jej podniebień: mojem jednak zdaniem, i tych, których sąd o takich rzeczach równego z moim był wzrostu, byłato sztuka wyborna, dobrze podzielona na sceny, ułożona z równą zręcznością475 jak naturalnością. Przypominam sobie kogoś, co mówił, że braknie tym wierszom sosu, dla dodania smaku osnowie, i osnowy, któraby pozwalała posądzić autora o uczucie: przyznawał jej wszakże dobrą manierę, jędrność w obrobieniu i piękność, lubo bez wdzięku. W sztuce480 tej szczególnie lubiłem jeden ustęp, to jest opowiadanie Eneasza[33]; mianowicie też owo miejsce, w którem ten bohater opisuje Dydonie śmierć Pryama. Jeżeli je pamiętasz, to zacznij od tego wiersza:Zaraz, zaraz. 485 Okrutny Pirrus, jak ów zwierz hirkański,Nie; nie tak się zaczyna, ale zawsze od Pirrusa. Okrutny Pirrus, którego zbroica, Czarna jak jego myśl, podobną była Do owej nocy, gdy w złowrogim koniu 490 Chytrze ukryty leżał, powlekł terazStraszną swą postać dzikszą jeszcze barwą; Od stóp do głowy czerwienią się odział. Zbroczon krwią ojców, matek, córek, synów; Spiekły od żaru płonącego miasta, 495 Które przeklętym blaskiem przyświecałoMordercy swego pana; rozpalony Gniewem i ogniem i skrzepły zarazem Od zstęgłej na nim posoki; oczyma Jak karbunkuły płomieniejącemi 500 Szuka piekielny Pirrus sędziwegoStarca Pryama. — Mów dalej. Poloniusz. Jak żywo, ślicznie deklamujesz, Mości Książę, 505 Słabo na Greków nacierającego.Rdzawy miecz jego, zbuntowany przeciw Jego ramieniu, nieposłuszny woli, Płazem uderza, kędy spadnie. Z całą Przewagą siły, rzuca się na niego 510 Pirrus; z wściekłości próżny cios wymierza:Lecz sam już zamach, sam świst jego stali Obala starca; wtedy oto Ilium Jak gdyby chciało nowy cios odwrócić, Koronowaną płomieniami głowę 515 Chyli ku ziemi i trzaskiem okropnymW niewolę ima Pirrusowe ucho: Bo patrzcie! oto zabójczy miecz jego, Nad mleczną głową czcigodnego starca Już, już wzniesiony, zda się jakby nagle 520 Ugrzązł w powietrzu. Jak kamienny posągBóstwa zagłady, ważąc się pomiędzy Czynem i wolą, stał czas jakiś Pirrus, I nie przedsiębrał niczego. Lecz jako nieraz widzimy przed burzą 525 Ciszę na niebie, spokojność w obłokach,Wichry uśpione, a na dole ziemię Jak grób milczącą; wtem przerażający Piorun rozdziera chmurę: tak po chwili Zbudzona zemsta podżega na nowo 530 Zastałe ramię Pirrusa, i nigdyNiemiłosierniej ciężki młot Cyklopów[34] Nie spadł na Marsa wiecznotrwałą zbroję, Jak teraz krwawy miecz Pirrusa spada Na sędziwego Pryama. 535 Hańba ci, zmienna Fortuno! Bogowie,Wy wszyscy, którzy zasiadacie ówdzie W radzie Olimpu, odejmcie jej władzę! Połamcie sprychy i dzwona jej koła, I stoczcie krągłą piastę z szczytu niebios 540 W bezdenną otchłań piekieł! Poloniusz. To za długie. 545 Pierwszy Aktor. Ale kto widział nieszczęsną królowę,Jak rozczochrana. — Hamlet. Jakto, rozczochrana? 550 Pierwszy Aktor. Jak rozczochrana, grożąca płomieniomŁez potokami, biegła tu i ówdzie Boso, z łachmanem na tej samej głowie, Którą niedawno jeszcze dyadem stroił; Odziana, miasto sukni, prześcieradłem, 555 W chwili popłochu schwyconem naprędce;O, ktoby to był widział, ten zmaczanym W żółci językiem byłby wyzionął Przeciw Fortunie ostatnie bluźnierstwa: A gdyby były ją widziały nieba 560 W tej chwili, kiedy ujrzała Pirrusa,Z dziką radością siekącego mieczem Ciało jej męża, wybuch jej boleści Byłby był z oczu ich promieniejących (Jeżeli tylko rzeczy tego świata 565 Mogą je wzruszyć), stok rosy wycisnął,I współjęk z piersi bogów.[36] Poloniusz. Patrzcie, jak mu się twarz zmieniła i łzy mu w oczach stanęły. Skończ już Waćpan. 570 zem. Mości Panie, zechciej dojrzeć, aby ci Ichmość dobrze byli ugoszczeni. Słyszysz Waćpan? Niech znajdą dobre przyjęcie: bo oni są streszczoną, żywą kroniką czasu. Byłoby lepiej dla Waćpana zyskać po śmierci niepochlebny napis na nagrobku, niż za życia nieko-575 rzystne ich świadectwo na scenie. Poloniusz. Mości Książę, obejdę się z nimi odpowiednio ich zasłudze. 580 chłosty? Obchodź się z nimi Waćpan odpowiednio własnej twej zacności i godności. Im mniej kto zasługuje na względy, tem więcej ma zasługi nasza względem niego uprzejmość. Odprowadź ich.Poloniusz. Pójdźcie, Panowie. 585 Hamlet. Idźcie z nim, moi przyjaciele: dacie nam jutro jakie przedstawienie. Słuchajno, stary: możecież grać zabójstwo Gonzagi? Pierwszy Aktor. Możemy, Panie. 590 bie nauczyć się dwunastu do piętnastu wierszy, którebym napisał i wtrącił do twojej roli? Pierwszy Aktor. Czemu nie, Łaskawy Panie. 595 Kochani przyjaciele (do Rozenkranca i Gildensterna), pozwólcie mi się pożegnać. Do zobaczenia wieczorem.Rozenkranc i Gildenstern. Żegnamy cię, drogi Książę. 600 O, jakiż ze mnie głąb, jaki ciemięga!Czyliż to nie jest zgrozą, że ten aktor, W niby wzruszeniu, w parodyi uczucia, Do tego stopnia mógł nagiąć swą duszę Do swoich pojęć, że za jej zrządzeniem 605 Twarz mu pobladła, z oczu łzy pociekły,Oblicze jego, głos, ruch, cała postać Zastosowała się do jego myśli? I gwoli kogóż to: gwoli Hekuby! Cóż z nim Hekuba, on z nią ma wspólnego, 610 Żeby aż płakał nad jej losem? CóżbyTen człowiek czynił, gdyby miał podobny Mojemu powód i bodziec do wrzenia? Zalałby łzami całą scenę, rozdarł Uszy słuchaczów rażącemi słowy, 615 W występnych rozpacz wzbudził, dreszcz w niewinnych,Zmieszał prostaczków i sparaliżował Refleksyę ludzi myślących. A ja, ospały niedołęga, drzemię Jak Jaś-spioch, świętej niepamiętny sprawy, 620 I ani usty ująć się nie umiemZa tego króla, na którego włości I drogiem życiu dokonany został Najohydniejszy rozbój. Jestżem tchórzem? Któż mi zarzuci podłość? któż mnie może 625 Wziąć za kark, za nos powieść, w twarz mi plunąć,Wyrzucić w oczy kłamstwo? Któż to może? A jednak, Zasługiwałbym na to, bo wistocie Muszę mieć chyba wnętrzności gołębia 630 I brak zupełny żółci, nadającejGorycz poczuciu krzywdy, kiedym jeszcze Nie napasł dotąd stada sępów ścierwem Tego nędznika. O, bezwstydny łotrze! Zakamieniały, krwawy, sprosny łotrze! 635 Bodajżem! Mnież to przystoi, synowi,Jedynakowi zamordowanego Drogiego ojca, od nieba i piekła Powołanemu do zemsty, jak baba Marnemi słowy dawać folgę sercu, 640 I na przekleństwach czas trawić jak prosta,Karczemna dziewka?! Fe! Fe! Gdzież moja głowa? Powiadają, Że zatwardziali złoczyńcy, obecni Na przedstawieniu okropnych widowisk, 645 Tak silnem zdjęci bywali wrażeniem,Że sami swoje wyznawali zbrodnie: Bo mężobójstwo, w braku ust, cudowny Ma organ mowy. Każę tym aktorom Coś podobnego do sceny zabójstwa 650 Ojca mojego odegrać przed stryjem;Patrzeć mu będę w oczy, śledzić będę Najmniejszy jego ruch: jeżeli zadrgnie, Wiem, co mam czynić. Ten duch, com go widział, Mógł być szatanem (bo szatan przybiera, 655 Jaką chce, postać), i nadużywającMojej słabości i smętności (taki Bowiem stan duszy bardzo mu dogodny), Ciągnie mnie może w przepaść? Chcę pewniejszej Niż ta rękojmi. Zamierzona sztuka 660 Będzie probierzem, którym, jak na wędę,Sumienie króla na wierzch wydobędę.
Pokój w zamku. KRÓL, KRÓLOWA, POLONIUSZ, OFELIA, ROZENKRANC i GILDENSTERN.
5 Rozenkranc. Przyznaje, że się czuje rozstrojonym;Lecz przez co, w żaden sposób wyznać nie chce. Gildenstern. Nie znaleźliśmy go bynajmniej skłonnym Do wywnętrzania się; zręcznem dziwactwem Trzymał nas owszem zdaleka od siebie, 10 Kiedyśmy chcieli z niego coś wyciągnąć. Królowa. Jakże was przyjął? 15 Rozenkranc. Traf zrządził, żeśmy spotkali na drodzeTrupę aktorów: wspomnieliśmy o tem Księciu, i to go trochę ucieszyło. Ci aktorowie już się tu znajdują, I jak słyszałem, otrzymali rozkaz Grania mu dzisiaj. 20 Poloniusz. Tak jest w rzeczy samej,I mnie on zlecił prosić najpokorniej Wasze Królewskie Moście, by raczyły Być obecnemi na tem widowisku. Król. Z największą chęcią: serdeczniem rad, że się 25 Do tego skłania. Wciąż go utrzymujcie,Moi panowie, w tem usposobieniu, I podniecajcie w nim gust do takiego Rodzaju zabaw. Rozenkranc i Gildenstern. Uczynim to, Panie. 30 Ułożyliśmy rzecz tak, aby HamletNiby przypadkiem, zszedł się tu z Ofelią. Ja i jej ojciec (będzie to szpiegostwo Godziwe) tak się tu ulokujemy, Abyśmy widząc, niewidziani sami, 35 O tem spotkaniu zblizka mogli sądzić,I z zachowania się jego wnioskować, Czy to miłości wpływ, czy nie miłości Tak go udręcza. Królowa. Jestem ci posłuszną, Mój mężu. Dałby Bóg, luba Ofelio, 40 Aby potęga twoich wdzięków byłaBłogim powodem tej zmiany Hamleta: Wtedy szlachetność twoja, mam nadzieję, Na dawnąby go sprowadziła drogę, Ku zaszczytowi was obojga. Ofelia. Pragnę, 45 Aby tak było, Miłościwa Pani.
My się umieścim tam. (Do Ofelii) Czytaj tę książkę, Aby ten pozór zajęcia ubarwił Twoją samotność. Tak to my grzesznicy, 50 Rzekomo świętą miną, uczynkamiBudującymi pocukrzamy nieraz Samego dyabła. Król (na stronie). Prawda! Jakże srodze Bicz tych wyrazów chłoszcze mi sumienie! Twarz nierządnicy, różem upiększona, 55 Nie jest tak szpetną obok tej powłoki,Jak czyn mój obok pokostu słów moich. O, ciężkież moje brzemię! Poloniusz. Już nadchodzi. (Hamlet wchodzi). 60 Jestli w istocie szlachetniejszą rzecząZnosić pociski zawistnego losu, Czy też stawiwszy czoło morzu nędzy, Przez opór wybrnąć z niego? — Umrzeć, — zasnąć. — I na tem koniec. — Gdybyśmy wiedzieli, 65 Że raz zasnąwszy, zakończym nazawszeBoleści serca i owe tysiączne Właściwe naszej naturze wstrząśnienia, Kres taki byłby celem na tej ziemi Najpożądańszym. Umrzeć, — zasnąć. — Zasnąć! 70 Może śnić? — — w tem sęk cały; jakie bowiemW tym śnie śmiertelnym marzenia przyjść mogą, Kiedy zrzucimy z siebie więzy ciała, To zastanawia nas: i toć to czyni Tak długowieczną niedolę[37]; bo któżby 75 Ścierpiał pogardę i zniewagi świata,Krzywdy ciemięzcy, obelgi dumnego, Lekceważonej miłości męczarnie, Odwłokę prawa, butę władz i owe Upokorzenia, które nieustannie 80 Zasługi cichej stają się udziałem,Gdyby od tego kawałkiem żelaza Mógł się uwolnić? Któżby dźwigał ciężar Nudnego życia i pocił się pod nim, Gdyby obawa czegoś poza grobem, 85 Obawa tego obcego nam kraju[38],Skąd nikt nie wraca, nie wątliła woli, I nie kazała nam pędzić dni raczej W złem już wiadomem, niż uchodząc przed niem, Popadać w inne, którego nie znamy. 90 Tak to rozwaga czyni nas tchórzami;Przedsiębiorczości hoża cera blednie Pod wpływem wahań i zamiary, pełne Jędrności, zbite z wytkniętej kolei, Nazwisko czynu tracą. — Cicho teraz! 95 Piękna Ofelia! — Nimfo, w modłach swoichPomnij o moich grzechach. Ofelia. Jakże zdrowie 100 Pamiątek; dawno zwrócić, je pragnęłam:Odbierzcie je dziś, proszę. Hamlet. Jako żywo! Jam nigdy w życiu nic nie dał Waćpannie. Ofelia. Wiesz dobrze, Mości Książę, żeś to czynił, I upominki swoje ubarwiałeś 105 Takiemi słowy, które wszelkiej rzeczyWartość podnoszą. Woń ich uleciała; Weź je napowrót, Panie: w oczach bowiem Każdej szlachetnie myślącej osoby, Najdroższe dary lichymi się stają, 110 Gdy dawca martwi. Oto są. — Hamlet. Ha, ha, ha! Jestżeś uczciwą? uczciwość twoja nie powinna mieć nic do czynienia 115 z pięknością. Ofelia. Jakto, Panie? Możeż piękność z czemś lepszem obróci uczciwość w sekutnicę, niż wpływ uczciwości po- 120 trafi piękność na swoje kopyto przerobić. Było to nie-gdyś paradoksem, ale w nowszych czasach okazuje się pewnikiem. — Kochałem dawniej Waćpannę. Ofelia. W rzeczy samej, dawałeś mi to Książę do zrozumienia. 125 Hamlet. Nie trzeba ci było tak rozumieć; bo cnotanie daje się w stary nasz pień wszczepić tak, żebyśmy trącić nim przestali. Nie kochałem cię wcale. Ofelia. Tem bardziej więc zostałam zawiedzioną. 130 żyć grzeszników? Ja sam jako tako jestem uczciwy,a przecież mógłbym sobie zarzucić takie rzeczy, że le- piejby było, gdyby mnie była matka na świat nie wy- dała. Jestem nadzwyczajnie dumny, mściwy, żądny wła- dzy, więcej mam przywar, niż zdolności umysłowych do ich 135 poznania, niż wyobraźni do dania o nich wyobrażeniai czasu do okazania ich w postępkach. Czego się takie figury tłuc mają pomiędzy ziemią i niebem? Jesteśmy arcyhultaje, wszyscy bez wyjątku; żadnemu z nas nie ufaj. Idź prosto do klasztoru. Gdzież Waćpanny ojciec? 140 Ofelia. W domu, Mości Książę. Hamlet. Zamknijże go na klucz, aby nigdzie indziej 145 sagu tę przestrogę: Chociażbyś jak śnieg była czystą,jak lód nieskalaną, przecież nie ujdziesz obmowy. Wstąp do klasztoru. Adieu. Albo jeżeli koniecznie potrzebować będziesz wyjść za mąż, to wyjdź za głupca, bo rozsądni ludzie wiedzą bardzo dobrze, jakie z nich czynicie po- 150 twory. Idź czemprędzej do klasztoru. Adieu. Ofelia (na stronie). O nieba, wesprzyjcie go swą łaską! dość wam jednej twarzy otrzymanej od Boga, dorabia- cie sobie drugą; sztafirkujecie się, krygujecie, cedzicie 155 słowa, przedrzeźniacie boskie stworzenia i swawolę po-krywacie płaszczykiem naiwności. Precz, precz! nie chcę już patrzeć na to: to mnie we wściekłość wprawia. Wa- ra odtąd mężczyznom żenić się; ci, co się już pożenili, jednego wyjąwszy[39], niech żyją zdrowi, reszta pozostać 160 winna tak, jak jest. Do klasztoru! Do klasztoru!
Dworaka, wodza, mędrca, ton, miecz, umysł; Kwiat oczekiwań potężnego państwa, Wzór ukształcenia, zwierciadło poloru, 165 Cel zwracającej się uwagi świata:Wszystko to, wszystko w niwecz obrócone! I ja, ze wszystkich kobiet najnędzniejsza, Com ssała nektar słodkich jego ślubów, Skazana-m teraz widzieć tę wspaniałą, 170 Wybraną duszę, jak spękany dzwonek,Chrapliwie tylko wydającą dźwięki; To czyste źródło bogatej młodości Zmącone szałem. O, czemuż musiałam Ujrzeć, co widzę, widzieć, co widziałam! 175 Król. Miłość! Nie takie są jej symptomata.To, co on mówił, choć trochę bez związku, Cechy szaleństwa nie nosiło wcale. Ponura jego smętność wysiaduje Coś złowrogiego, co wylęgłe z jajka 180 Mogłoby stać się zgubnem. Pragnąc przetoZapobiedz złemu, po świeżym namyśle, Postanowiłem wysłać go niezwłocznie Do Anglii, celem niby zażądania Przynależnego nam haraczu[40]. Może 185 Ta podroż, widok różnych miejsc i rzeczy,Potrafi z jego serca wyrugować To coś, wokoło czego jego myśli Bijąc się ciągle i skrycie nurtując, Tak go z właściwych wyrywają karbów. 190 Cóż Waćpan na to?Poloniusz. Może to być dobrem; Rozumiem jednak zawsze, że prawdziwem Jądrem i źródłem tej jego choroby Jest bezwzajemna miłość. — No, Ofelio, Nie potrzebujesz nam objawiać tego, 195 Coć mówił Książę Hamlet, bośmy samiWszystko słyszeli. — Uczyń, co chcesz, Panie: Jeżeli jednak uznasz za stosowne, Niech po skończonem dzisiaj widowisku Królowa matka w poufnej rozmowie 200 Prosi go, aby jej zwierzył swój smutek.Niechaj z nim mówi bez ogródki; ja zaś, Jeśli się na to zgodzi Wasza Wielkość, Przyłożę ucho do tego sam na sam. Nie wydobędzie-li nic z niego, wtedy 205 Ślij go do Anglii, Panie, albo zamknij,Gdzie mądrość twoja wskaże. Król. Dobra rada. Szalonych możnych pilnie strzedz wypada.
Wielka sala tamże. Wchodzi HAMLET z kilkoma Aktorami.
ci go przepowiedziałem, gładko, bez wysilenia; ale jeżeli masz wrzeszczeć, tak jak to czynią niektórzy na- si aktorowie, to niech lepiej moje wiersze deklamuje 5 miejski pachołek. Nie piłuj też za bardzo ręką powie-trza, w taki sposób; bądź raczej ruchów swoich panem: wśród największego bowiem potoku i, że tak powiem, wiru namiętności, trzeba ci zachować umiarkowanie, zdol- ne nadać wewnętrznej twojej burzy pozór spokoju. Nie 10 posiadam się z oburzenia słysząc, jak siaki taki barczy-sty gbur, w peruce, w gałgany obraca uczucie, prawdzi- wy z niego łach robi, by zadowolić uszy narodku, który po największej części kocha się tylko w niezrozumiałych ge- stach i wrzawie. Takiego jegomościa mógłbym kazać 15 oćwiczyć za przesadę w roli Termaganta[41]; taka gra prze-herodowywa samego Heroda. Proszę cię, chroń się tego. Pierwszy Aktor. Zapewniam Waszą Wysokość. niech własna twoja rozwaga przewodnikiem ci będzie. 20 Zastosuj akcyę do słów a słowa do akcyi, mając prze-dewszystkiem to na względzie, abyś nie przekroczył granic natury; wszystko bowiem, co przesadzone, przeciwnem jest zamiarowi teatru, którego przeznaczeniem, jak dawniej tak i teraz, było i jest, służyć niejako za zwierciadło 25 naturze, pokazywać cnocie własne jej rysy, złości żywyjej obraz, a światu i duchowi wieku postać ich i piętno. Owóż przeholowanie tego celu lub niedosięgnięcie może wprawdzie rozśmieszyć prostaczków, ale znającym się na rzeczy musi pójść w niesmak; nagana zaś jednego 30 z tych właśnie, na szali waszych zasług, przeważyćmusi poklask całego tłumu pierwszych. Widziałem ja aktorów, i znaleźli się tacy, co ich chwalili, głośno na- wet; aktorów, którzy, bogobojnie mówiąc, ani z mowy, ani z ruchów nie byli podobni do chrześcijan, ani do 35 pogan, ani do ludzi, a rzucali się i ryczeli tak, iż po-myślałem sobie, że chyba jaki najemnik natury sfabry- kował ludzkość: tak bezecnie ją naśladowali. Pierwszy Aktor. Pochlebiamy sobie, żeśmy się tego 40 Hamlet. O, pozbądźcie się tego ze szczętem. Tym zaś,co u was grają błaznów, zakażcie jak najsurowiej pra- wić co bądź więcej nad to, co jest w ich roli: są bo- wiem między nimi tacy, co się namawiają do śmiechu, aby w pewnej liczbie jałowych spektatorów także śmiech 45 wzbudzić, i to właśnie w chwili, kiedy przypada jakiszczegół sztuki, zasługujący na uwagę. To niegodziwość, dowodząca politowania godnej wyniosłości w błaźnie, który tak czyni. Idźcie i bądźcie w pogotowiu. (Wchodzą: Poloniusz, Rozenkranc i Gildenstern). 50 kęs widowiska? Poloniusz. Jego Królewska Mość przybędzie, Królowa Jej Mość także, i to zaraz. 55 śpiechu?Rozenkranc i Gildenstern. I owszem, Mości Książę. Hamlet. Hola, Horacy! Horacy. Co rozkażesz, Panie? 60 Horacy. O, Panie!Hamlet. Nie myśl, że ci chcę pochlebić. Czegożbym mógł się spodziewać od ciebie, Który nic nie masz, krom rzeźkości ducha, Ku wyżywieniu się i ku okryciu? Któżby pochlebiał biednym? Niechaj w cukrze 65 Smażony język liże głupią pychę,Niech się zawiasy kolan uginają, Tam, gdzie łaszenie się zdobywa korzyść. Słuchaj: od chwili, kiedy dusza moja Swojego wyboru panią być mogła 70 I ludzi jednych przenosić nad drugich.Od owej chwili już cię ona sobie Upodobała: boś ty, wiele cierpiąc, Takim był zawsze, jakbyś nic nie cierpiał; Boś ty fortunie zarówno był wdzięczny 75 Za jej umizgi i prześladowania;A błogosławion, w kim krew z przekonaniem Tak są zmieszane, iż on palcom losu Nie służy za flet do wydania dźwięków, Wedle kaprysu. O, daj mi człowieka, 80 Nie będącego żądz swych niewolnikiem,A w głębi mego serca go umieszczę. W sercu samegoż serca, tak jak ciebie. — Za wiele tego już podobno. W sztuce, Która niebawem ma być przedstawioną, 85 Jest jedna scena zbliżona do tego,Com ci o śmierci mego ojca zwierzył. Gdy się ta scena wykonywać będzie, Zwróć, proszę, całą potęgę uwagi Na mego stryja. Jeśli jego wina, 90 Podczas tej sceny sama się nie zdradzi,Ów niby zacny duch był potępieńcem, A wyobraźnia moja istną siostrą Młota Wulkana. Nie spuszczaj go z oczu, Ja mój wzrok także pilnie w twarz mu wryję, 95 A potem zlejem nasze spostrzeżeniaW stanowczą formę wniosku. Horacy. Dobrze, Panie: 100 lej na miejsce!
Król. Jakże się miewa nasz syn Hamlet? 105 Król. Nie mam, Hamlecie, nic wspólnego z tą odpo-wiedzią. Te słowa nie do mnie się stosują. Hamlet. Ani do mnie już teraz. (Do Poloniusza). Wać- 110 dobrego aktora. Hamlet. A cóżeś Pan przedstawiał? 115 tak kapitalne cielę tam zabijać! — Czy aktorowie jużw pogotowiu? Rozenkranc. Czekają, Panie, na twe rozkazy. 120 Hamlet. Wybacz, kochana matko, tu jest metal silniej pociągający. Poloniusz (do Króla). Słyszałeś, Panie? 125 Hamlet. To jest, na twojem łonie głowę wsparłszy? Ofelia. Możesz, Książę. 130 Hamlet. Toby był pomysł nielada!.. Ofelia. Co takiego? 135 Ofelia. Nieinaczej. Hamlet. O, jedynie na cześć twoją. Cóż zresztą 140 Ofelia. Przed dwa razy dwoma miesiącami, MościKsiążę. Hamlet. Tak to już dawno? Niechże się dyabeł czarno nosi; ja przywdzieję sobole[45]. Dla Boga! Od dwóch miesięcy zmarły i jeszcze nie zapomniany? Jest więc 145 nadzieja, że pamięć wielkich ludzi zdoła przetrwać ichżywot przez pół roku; notabene, jeżeli ufundują kościoły; w przeciwnym razie niech się nie skarżą, jeżeli ich spotka los tego konika, któremu na nagrobku napisano: „Konik zdechł[46], więc go w miech“. (Para królewskich małżonków w czułej komitywie wchodzi na scenę. Królowa ściska króla i on ją nawzajem; klęka przed nim z wyrazem najtkliwszego przywiązania; on ją podnosi i głowę na jej piersi skłania; kładzie się potem na kwiecistej darni i zasypia. Ona widząc go uśpionego, odchodzi. Po niejakiej chwili ukazuje się jakiś człowiek, zbliża się do śpiącego, zdejmuje mu z głowy koronę, całuje ją, wlewa potem w ucho królowi truciznę i wychodzi. Królowa powraca, znajduje króla nieżywego i bardzo rozpacza. Zabójca w towarzystwie dwóch czy trzech niemych osób wchodzi znowu i niby także lamentuje. Wynoszą trupa. Zabójca składa przed królową dary i oświadcza jej swoją miłość. Ona okazuje zrazu wstręt i niechęć, w końcu jednak podaje mu rękę. (Wychodzą). 150 Ofelia. Co to było, mości Książę? Hamlet. To warzenie skrytego hultajstwa, a znaczy: 155 Hamlet. Dowiemy się od tego jegomości. Aktorowienie umieją trzymać języka za zębami; muszą wszystko wypaplać. Ofelia. Czy on nam odkryje znaczenie tego? 160 pani odkryła. Prolog. Cni panowie i cne damy, 165 Ofelia. To było krótkie.Hamlet. Jak miłość kobiet. Krąg Tellusa i przestwór Neptuna rozległy, I trzydzieścikroć razy dwanaście naprzemian Zapłonął i zbladł miesiąc nad głowami ziemian; 170 Odkąd nam Amor serca, Hymen złączył dłonieWęzłem, który się chyba rozwiąże po zgonie. Królowa Aktorka. Obyśmy drugie tyle zmian luny i słońca Zliczyli, nim miłości dożyjemy końca! Lecz ach! już od pewnego czasu niezbadana 175 W zdrowiu, w humorze twoim, Panie, zaszła zmiana.Lękam się... niechaj jednak te niewieście trwogi Nie przyczyniają-ć cierpień, o! mężu mój drogi. Obawy u płci naszej z miłością się rodzą, Jak ta, lub nie istnieją lub w miarę przechodzą. 180 Czem moja miłość, tego liczneś miał objawy;W jakim zaś stopniu miłość, w takim i obawy; Gdzie wielka miłość, lada wątpliwość przeraża, I z zwiększeniem się obaw miłość się pomnaża. Król Aktor. Tak, najmilsza, opuszczę cię i to niedługo. 185 Coraz już siły skąpszą darzą mię posługą;Ty zostaniesz; żyć będziesz na tym pięknym świecie Szanowana, kochana, i może ci splecie Wieniec drugi małżonek. Królowa Aktorka. O, wstrzymaj te słowa! Zbrodniąby w mojem łonie była myśl takowa, 190 Obym przy drugim mężu była potępioną!Taka tylko drugiego może zostać żoną, Co zabiła pierwszego. Hamlet. To piołun. Kleją powtórne związki, lecz nigdy uczucie. Zabójczyni pierwszego powtórnie go zgładza, 195 Gdy nowego małżonka w łoże swe wprowadza.Król Aktor. Że myślisz tak jak mówisz, najzupełniej wierzę; Nieraz jednak człek łamie to, co przedsiębierze. Zamiar jest niewolnikiem wyłącznym pamięci, Silnej budowy, ale słabej konsystencyi; 200 Krzepko wisi, jak owoc nieźrzały, u drzewa,Lecz gdy zmięknie, przed czasem lada wiatr go zwiewa. Nie dziw, że nie pomnimy wypłacać na dobie Długu, któryśmy winni tylko samym sobie. To, co postanawiamy w chwili uniesienia, 205 Z uniesieniem minionem w parę się zamienia;Zbytnia gwałtowność, czy to radości, czy smutku, Sama własne swe chęci wydziedzicza z skutku: Gdzie radość pusta, smutek przechodzi w rozpacze, Tam po chwili cieszy się smutek, radość płacze. 210 Świat ten nie wiekuisty, ni się kto zdumiewa,Że z przesileniem szczęścia i miłość omdlewa: Kwestya to bowiem jeszcze mieszcząca zawiłość, Czy miłość jedna szczęście, czy też szczęście miłość? Możny runął, pierzchają wraz czcicieli zgraje; 215 Biedny wzniósł się, aliści wróg dłoń mu podaje.Zdaje się więc, że miłość szczęściu jest służebna, Ma przyjaciół, komu ich miłość niepotrzebna, A kto w potrzebie niby przyjaciela wzywa, Gotowego w nim sobie wroga wychowywa. 220 Słowem, bym skończył na tem, od czego zacząłem,Chęć i moc nasza tak są odrębnym żywiołem, Że najczęściej upada to, co człek zamierzy; Myśl nasza do nas, cel jej nie do nas należy. Tak i ta myśl, że z drugim nie będziesz złączona, 225 Skona w tobie, gdy pierwszy twój małżonek skona.Królowa Aktorka. Niech mi niebo odmówi światła, ziemia wody, Noc nie da odpoczynku, dzień nie da swobody! W rozpacz niech wszelka moja zmieni się pociecha! Los tylko więźnia w lochu niech mi się uśmiecha! 230 Wszystko to, co rumieniec przeistacza w bladość,Niech będzie mym udziałem, gdy uczuję radość! Tu i tam niech ponoszę kaźń co chwila nową, Jeśli żoną zostanę, raz zostawszy wdową! Hamlet (do Ofelii). Gdyby tę przysięgę miała złamać... 235 Król Aktor. Ślub to straszliwy. — Luba, opuść mię na chwilę:Myśli mi się mieszają; może snem zasilę Znękane ciało. Królowa Aktorka. Niech cię kołysze sen błogi, Hamlet (do królowej). Jak ci się, Pani, podoba ta sztuka? 240 Królowa. Zdaje mi się, że ta dama przyrzeka zawiele. Hamlet. O, ale dotrzyma słowa. 245 Hamlet. Nic zgoła; oni tylko żartują, trują żartem:nic zdrożnego w świecie. Król. Jakiż ta sztuka ma tytuł? przenośnię. Przedstawia ona morderstwo, dokonane 250 w Wiedniu. Zamordowany książę nazywał się Gonzago,a jego żona Baptysta. Arcyszelmowska to sprawka, jak zaraz obaczymy. Ale co nam do tego? Wasza Kró- lewska mość i my wszyscy mamy spokojne sumienie, nie może nas to dotknąć. Niech się drapie, kto ma liszaj; 255 nasza skóra zdrowa.
To jest niejaki Lucyan, synowiec Króla. 260 leby tylko było szczęśliwe rozwiązanie. Ofelia. Kolący masz dowcip, Mości Książę. 265 Hamlet. Tak powinny-byście brać sobie mężów. —Dalej, morderco; zrzuć twą przeklętą larwę i zaczynaj. Już kruk krakaniem do zemsty daje hasło. Lucyan. Myśl czarna, ręka pewna, płyn dzielny; czas sprzyja, Nie tamuje zamiaru obecność niczyja. 270 Szary wyskoku, w północ z zbójczych ziół zebrany,Po trzykroć pod Hekaty[49] klątwą gotowany, Władzę twą czarodziejsko-straszną w swem rozwiciu Okaż niezwłocznie na tem zdrowem jeszcze życiu. 275 grabienia jego państwa. Nazwisko tamtego jest Gonzago;rzecz autentyczna i we włoskim tekscie wybornie opisana. Teraz zobaczymy, jakim sposobem morderca pozyskuje miłość żony Gonzagi. Ofelia. Król powstaje. 280 Hamlet. Jakto? strwożony fałszywym alarmem! Królowa. Co ci jest, Panie? Zwierz zdrów przebiega knieje; 285 Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś.To są zwyczajne dzieje. Powiedz mi Waćpan, czy ta komedya, z dodatkiem lasu piór na głowie i pary prowansalskich róż u dziurawych trzewików[50], nie powinnaby (jeżeli mi Turek reszty szczę- 290 ścia nie zabierze) utorować mi przyjęcia do jakiej tru-py aktorów? Hę? Horacy. Poniekąd. Wiedz bowiem, miły mój Damonie, Że z raju dziś tu step: 295 Gdzie wczora Jowisz był na tronie,Tam dziś panuje — pustka. Horacy. Mogłeś dorymować, Mości Książę. 300 Hamlet. Kiedy była mowa o otruciu? — Horacy. Uważałem dobrze. 305 Gildenstern. Mości Książę, niech nam wolno będziepowiedzieć jedno słowo. Hamlet. Ile ich jest w słowniku. 310 Hamlet. Z przepicia? Gildenstern. Z wzburzenia żółci. 315 Gildenstern. Racz, łaskawy Panie, zamknąć swą mowęw pewne szranki i nie odskakiwać tak dziko od celu, w jakim przychodzim. Hamlet. Jestem już potulny: mów Waćpan. 320 Mości, w najgłębszem rozżaleniu przysyła nas do ciebie,Panie. Hamlet. Miło mi Panów powitać. w porę. Jeśli się Waszej Książęcej Mości podoba dać nam zdrową odpowiedź, wypełnimy polecenie jego matki; 325 w przeciwnym razie, przebaczenie Waszej KsiążęcejMości i oddalenie się nasze będzie jedynym owocem na- szego tu przybycia. Hamlet. Nie mogę, doprawdy. 330 ry na głowę; na jaką wszakże będę się mógł zdobyć,taką im służyć będę, albo raczej matce mojej. Dlatego przystąpmy wprost do rzeczy, bez korowodów. Mówicie więc, Panowie, że moja matka — Rozenkranc. Nie tai tego, że postępowanie Waszej 335 Książęcej Mości w podziw ją i zdumienie wprawia. Hamlet. O, dziwny synu, który tak możesz zdumiewać 340 Rozenkranc. Życzeniem jej jest, abyś się Książęz nią widział w jej gabinecie, nim się udasz na spo- czynek. Hamlet. Będę jej posłuszny, choćby była dziesięć razy moją matką. Czy macie panowie co więcej do po- 345 wiedzenia? Rozenkranc. Mości Książę, był czas, żeś mię lubił. 350 browolnie zamykasz, Panie, drzwi swobodzie, ukrywająctroski swoje przed przyjacielem. Hamlet. Nie mam wpływu, mój Panie. 355 Hamlet. Tak, tak, ale znasz Pan przysłowie: gdytrawa rośnie [52], — koniec trochę niesmaczny. Otóż i gędźba. Pozwól no mi, bracie, swego fletu. — 360 Rozenkranc. O, Panie; jeśli mnie żarliwość uczy-niła za śmiałym, przywiązanie moje słusznie możesz na- zwać nieokrzesanem. 365 Hamlet. Nie rozumiem tego dobrze. Zagraj no, pro-szę, na tym flecie. Rozenkranc. Nie umiem, Mości Książę. 370 Hamlet. Jak mnie kochasz. Rozenkranc. Nie potrafię z niego wydobyć głosu, po tych dziurkach palcami, włóż ten koniec w usta i za- 375 dmij, a wydobędziesz ton najdźwięczniejszy. Patrz, tusą klapy. Rozenkranc. Ale ja ich użyć nie umiem do wydania 380 bardzo. Chciałbyś grać na mnie: wmawiasz w siebie,że znasz mój mechanizm; chciałbyś wyrwać ze mnie rdzeń mej tajemnicy, wycisnąć ze mnie całą skalę tonów, od najniższej nuty aż do dyszkantu; a w tym marnym in- strumencie tyle jest głosu, tyle harmonii, jednakże nie 385 możesz go skłonić do przemówienia. Cóż u kata! czysądzisz, że na mnie łatwiej zagrać niż na flecie? Miej mię za jaki chcesz instrument: przedąć, rozstroić mię potrafisz, ale zagrać na mnie, nigdy. Witam Waćpana Dobrodzieja. 390 Poloniusz. Mości Książę, Królowa Jejmość życzy so-bie z Waszą Ks. Mością pomówić, i to zaraz. Hamlet. Czy widzisz tam Waćpan tę chmurę, z kształ- 395 Hamlet. Zdaję mi się, że jest podobniejszą do łasicy. Poloniusz. Prawda, z boku podobniejsza do łasicy. 400 Z tymi głupcami trzebaby zgłupieć na prawdę. — Za-raz idę. Poloniusz. Śpieszę to powiedzieć. 405 Teraz jest właśnie czarodziejski, strasznyÓw okres nocy, w którym się podnoszą Groby, i same piekła wyziewają Na świat zarazę. O, terazbym gotów Pić krew i takie rzeczy wykonywać, 410 Na których widok dzieńby zbladł: lecz terazMam iść do matki. O serce, nie zaprzecz Naturze mojej! Niech nigdy w to łono Nie znajdzie wstępu Neronowa dusza! Niech będę srogim, ale nie wyrodnym! 415 Sztylety w ustach mam, ale nie w dłoni!Niechaj mój język będzie w tem spotkaniu Obłudny względem serca, i jakkolwiek Słowa me będą miotać się i srożyć, Pieczęci, duszo, nie daj doń przyłożyć!
Pokój tamże. KRÓL, ROZENKRANC i GILDENSTERN.
Nawet roztropnem, gdybyśmy mu dłużej Wodze szaleństwa puszczać dali. Bądźcie Więc w pogotowiu: skoro odbierzecie 5 Zlecenie, już się przygotowujące,Natychmiast jedźcie z nim do Anglii. Dobro Naszego państwa nie pozwala cierpieć Takiej blizkości hazardu, na który Wybryki jego z każdą chwilą bardziej Nas wystawiają. 10 Gildenstern. Będziem w pogotowiu.Święta i bogobojna to troskliwość Waszej Królewskiej Mości, bo tu idzie O zachowanie bezpieczeństwa tylu Tysięcy ludzi, które pod jej berłem Żyją szczęśliwie. 15 Rozenkranc. Każdy pojedynczy,Prywatny żywot już jest w obowiązku Wszelaką siłą i z całą dzielnością Chronić i bronić siebie od uszczerbku: O ileż więcej taki byt, na którym 20 Polega życie milionów! Nie kończyNigdy majestat sam jeden dni swoich; Jak spadający potok chłonie z sobą Wszystko, co było w poblizkości. Jest on Niby potężnem kołem, przytwierdzonem 25 Do szczytu góry, przy olbrzymich dzwonachKtórego wiszą krocie przyczepionych Drobiazgów; jeśli to koło się stoczy, Wraz każda z owych podrzędnych jednostek Mknie chyżo w przepaść. Nigdy bez współdźwięku 30 Jęków ogólnych, król nie wydał jęku. Król. Śpiesznie gotujcie się do tej podróży. (Wchodzi Poloniusz). 35 Ja za obiciem stanę i wysłucham,Co się tam będzie działo. Pewny jestem, Że mu królowa jejmość zmyję głowę: Trzeba atoli, jak to bardzo mądrze Wasza Królewska Mość zauważyła, 40 Aby krom matki, bo matki z naturySą stronne, jeszcze drugi jaki świadek Był tam obecny. Idę więc i zanim Wasza Królewska Mość pójdzie do łóżka, Będę z powrotem, by zdać sprawę z tego, 45 Czego się dowiem.Król. Dziękuję-ć, mój drogi. Najstarsza klątwa na niej cięży, piętno Bratniego mordu! Nie mogę się modlić, Chociaż potrzeba dorównywa chęci; 50 Moc winy mojej kruszy moc mej woli,I jako człowiek, rozdwojon w działaniu, Stoję wahając się, co mam wprzód zacząć, I nic nie czynię. Jakto? choćby nawet Ta dłoń przeklęta była od krwi bratniej 55 Dwakroć tak brudną, czyliż miłosierneNieba nie mają dżdżu do jej obmycia, Ażby zbielała jak śnieg? Na cóż Łaska, Jeśli nie na to, by przebaczać winnym? Czemże są modły, jeżeli nie ową 60 Podwójną siłą, zdolną nas podeprzeć,Gdy mamy upaść, lub podnieść na nowo, Kiedy upadniem? Wzniosę przeto oczy; Błąd mój już minął. Lecz ach! jakiż rodzaj Modlitwy może być dla mnie pomocnym? 65 Przebacz mi moje ohydne morderstwo!To być nie może; boć jeszcze posiadam To wszystko, co mię wiodło do morderstwa: Koronę, władzę, żonę brata. Możeż Być rozgrzeszonym, kto dzierży plon grzechu? 70 W praktykach tego zepsutego świataZdarza się zbrodni pozłoconą ręką Usuwać na bok sprawiedliwość; nieraz Widziano nawet prawo przekupione Owocem gwałtu; ale tam tak nie jest: 75 Tam nie popłaca szalbierstwo: tam czynyNago się jawią i człowiek stawiony Naprzeciw swoich przestępstw oko w oko, Musi je wyznać. Cóż mi więc zostaje? Sprobować, czego żal dokaże? Czegoż 80 On nie dokaże? Lecz czegoż dokaże,Gdy winowajca nie może żałować? O, straszna dolo! duszo, jak śmierć czarna! Splątana myśli, która usiłując Być wolną, coraz okropniej się wikłasz! 85 Przyjdźcie mi w pomoc, o wy aniołowie!Zegnijcie się kolana! i ty, stalą Okute serce, zmięknij, jako nerwy Nowo narodzonego niemowlęcia! Jeszcze się wszystko da naprawić. (Klęka). 90 Hamlet. Modli się: teraz mógłbym to uczynić;Teraz uczynię. Ale tym sposobem Pójdzie do nieba: i toż będzie zemstą? Trzeba się nad tem zastanowić. Nędznik Zabija mego ojca, i ja za to, 95 Ja, syn jedyny zamordowanego,Posyłam tegoż nędznika do nieba. Toby nagrodą było, a nie zemstą. On go tyrańsko zgładził, w sennej dobie, W stanie sytości, w maju jego grzechów; 100 Jak tam rachunek jego stoi, BoguWiadomo; sądząc atoli po ludzku, Źle z nim być musi. I jażbym się zemścił, Gdybym go zabił teraz, kiedy skruchą Oczyszcza duszę, przygotowanego, 105 Opatrzonego w podróż z tego świata?Nie. Czekaj, mieczu, sposobniejszej pory. Kiedy pijany będzie, we śnie, w gniewie, Albo wśród uciech kazirodnych; kiedy Grać lub kląć będzie, lub cobądź innego 110 Czynić, co wcale nie pachnie zbawieniem;Wtedy go ugódź tak, żeby aż nogi Zadarł ku niebu, aby jego dusza Tak wtedy była przeklętą i czarną, Jak piekło, w które pójdzie. — Matka czeka. 115 Ten tylko kordyał śmierć twoją odwleka.
Król (powstając). Słowa wylatują, myśl w prochu się grzebie:
Inny pokój tamże. KRÓLOWA i POLONIUSZ.
Powiedz mu, że się już przebrała miarka Jego wybryków; że Wasza Dostojność Za długo stoisz jako parawan 5 Pomiędzy nim a ogniem; lub podobnie,Tylko z nim ostro. Królowa. Nie turbuj się Waćpan; Zgromię go należycie. Wyjdź, już idzie. (Hamlet wchodzi). Hamlet. Jestem więc, matko; czego żądasz? 10 Hamlet. Matko, zmartwiłaś bardzo mego ojca. Królowa. Przestań; odpowiedź twoja bezrozumna. 15 Królowa. Czy mnie już nie znasz? Hamlet. O znam, na krucyfiks! 20 Nie wyjdziesz stąd, na krok się stąd nie ruszysz,Póki nie stawię przed tobą zwierciadła, W którem się przejrzysz z gruntu. Królowa. Co chcesz czynić? 25 Hamlet (dobywając szpady). Cóż to? szczur? — Bij, zabij szczura!Ten sztych dukata wart. Poloniusz (za obiciem). Zabity jestem! Królowa. Nieszczęsny, cóżeś uczynił? Królowa. Co za czyn zapamiętały! 30 Tak samo prawie, jak zgładzać ze świataKróla, a potem iść za jego brata. Królowa. Jak zgładzać króla? Wziąłem cię za lepszego; znieś twą dolę: 35 Widzisz, że czasem źle być zbyt gorliwym. —Nie łam rąk, Pani; siądź i ścierp, że raczej Ja serce twoje teraz łamać będę: I skruszę je, na Boga, jeśli nie jest Z nieprzełomnego metalu i jeśli 40 Przeklęty nałóg nie zrobił go wałem,Przeciw wszelkiemu wpływowi uczucia. Królowa. Cóżem ja popełniła, że się ważysz 45 Cnotę w obłudę zmienia; zdziera różęZ hożego czoła niewinnej miłości I sadza na niem wrzody; które święte Małżeńskie śluby czyni fałszywymi. Jako zaklęcia gracza, a religię — 50 Czczą grą wyrazów. Płoni się twarz niebaI wiecznotrwały ten gmach chorobliwą Przybiera postać wobec tego czynu, Jak gdyby w wilię dnia sądnego. Królowa. Przebóg! 55 Jakiż to czyn tak grzmiący zarzut ściąga?Hamlet. Spójrz, Pani, na ten portret i na tamten; [54] Na ten konterfekt dwóch rodzonych braci. Patrz, ile wdzięku mieści to oblicze: Czoło Jowisza, Hyperjona włosy; 60 Wzrok Marsa, groźny i rozkazujący;Postawa godna Merkurego[55], kiedy Na niebotyczny szczyt góry zstępuje. Wszystko tu tak jest pełne, tak skończone, Jakby dla dania pierwowzoru męża 65 Każdy bóg swoją pieczęć był przyłożyłNa tym człowieku: to był małżonek. — Patrz teraz owdzie: to twój mąż dzisiejszy; Jak zaśniedziały kłos, zarażający Zdrowego brata. Maszli Pani oczy, 70 Żeś mogła rzucić to górne nazwisko,Dla paszy na tem bagnie? Gdzie masz oczy? Nie możesz tego tłómaczyć miłością, Bo w twoim wieku krew nie war, pokornie Słucha rozwagi, a jakaż rozwaga 75 Mogłaby kazać przenieść to nad tamto?Masz, Pani, zmysły, to pewna, boć przecie Nie jesteś martwą; ale i to pewna, Że zmysły te są zwichnięte: bo tuby Nawet szalony nie zbłądził w wyborze; 80 Bo nigdy jeszcze żadne obłąkanieDo tego stopnia nie stępiło zmysłów, Aby im jakiś organ nie pozostał Do namacania tak wielkiej różnicy. Jakiż u licha bies przy ciuciubabce 85 Tak cię zaślepił? Wzrok bez dotykania,Czucie bez wzroku, słuch bez rąk i oczu, Węch bez wszystkiego innego, ba nawet Najułomniejsza część zdrowego zmysłu Takby nie mogła się zmylić. O, wstydzie! 90 Gdzie twój rumieniec? Piekielny rokoszu,Jeśli ty możesz płomień twój rozniecać W łonie matrony, to zaiste cnocie Wrzącej młodości stać się trzeba woskiem I stopnieć w własnym ogniu. Niech się przeciw 95 Atakom pokus odtąd srom nie zbroi,Skoro lód płonie tak żywo a rozum Żądz jest faktorem. Królowa. O, przestań, Hamlecie! Ty oczy moje zwracasz w głąb’ mej duszy; Widzę w niej czarne, szpetne plamy, których 100 Zmyć nie potrafię. Hamlet. Ha! tak żyć w barłogu 105 Nikczemnik nie wart setnej części setkiTwego pierwszego męża; rzezimieszek, Który z wystawy ściągnął drogi dyadem I w kieszeń schował. — Królowa. Przestań! Z szmat i okrawek. — 110 Osłońcie mię opiekuńczymi skrzydłyŚwięte zastępy niebios! Czego żądasz, Szanowna maro! Królowa. Niestety! Oszalał. Opieszałego syna, że tak gnuśnie 115 Czas marnotrawi, w odwłokę puszczającSpełnienie twego strasznego rozkazu? O mów! Duch. Pamiętaj na twe przyrzeczenie. Przychodzę po to tylko, żebym wzmocnił Zwątlone nieco przedsięwzięcie twoje. 120 Ale patrz, w jakim stanie twoja matka!O, stań pomiędzy nią a jej sumieniem, Odbywającem walkę; wyobraźnia Najsilniej działa w słabem ciele: Przemów Do niej, Hamlecie. Hamlet. Co ci jest, o Pani? 125 Królowa. Niestety, raczej ty powiedz, co tobie,Że tak upornie oczy w próżnię wlepiasz I z bezcielesnem rozmawiasz powietrzem? Dziko z twych oczu strzela wnętrzny płomień; I gładkie włosy twoje, jak żołnierze 130 Zbudzeni ze snu alarmem, powstająI wyprężone stoją. O, mój synu, Skrop tę trawiącą cię gorączkę chłodem Zastanowienia. W co się tak wpatrujesz? Hamlet. W niego! tam! w niego! Patrz, jaki on blady! 135 Ach! jego postać, jego sprawa zdolnąByłaby wzruszyć głazy. — Nie patrz na mnie! Bo od żałosnych tych spojrzeń rozmięknie Tęgość mej woli i w kontr[56] zamiarowi Nie krew pocieknie, ale łzy. Królowa. Do kogo 140 Zwracasz te słowa? Hamlet. Czy nic tam nie widzisz? Mój ojciec! On to, w tejże samej szacie, 145 W którą za życia lubił się przybierać.Patrz, już jest blizko drzwi; już jest za progiem. Królowa. Płód to chorobliwego mózgu twego. 150 Puls mój spokojnie bije i do taktu,Tak jak twój, Pani. W tem, co powiedziałem, Nie było nic od rzeczy. Chcesz dowodu, To ci powtórzę każde moje słowo, A tego przecie waryat nie potrafi. 155 O, matko, matko, przez miłość zbawienia,Nie kładź pochlebnej maści na twą duszę Tą myślą, że to nie sumienie twoje, Ale szaleństwo moje przemawiało. Onaby tylko zaciągnęła błoną 160 I zabliźniła miejsca owrzodzone,Ale zepsuta materya dlatego Nie przestawałaby wewnątrz nurtować. Wyspowiadaj się niebu, żałuj tego, Co przeszło, chroń się tego, co przyjść może, 165 I nie pokrywaj chwastu mierzwą, abyRósł bujniej. Przebacz mi tę moją cnotę; Bo w dychawicznym biegu tego świata Przychodzi cnocie przepraszać występek, Korzyć się przed nim i nieledwie żebrać 170 O pozwolenie zrobienia mu dobrze. Królowa. Hamlecie, na pół rozdarłeś mi serce. I zacznij z drugą tem czerstwiejsze życie. Dobranoc: tylko nie wespół z mym stryjem. 175 Choć pożycz cnoty, jeżeli jej nie masz.Nałóg, ten potwór, imający zmysły W szatańskie pęta, jest jednak aniołem Przez to, że prawym, szlachetnym popędom Użycza także szat, które wyciągnąwszy, 180 Nietrudno nosić. Wstrzymaj się dziś, Pani:A umartwienie to uczyni-ć łatwem Jutrzejsze, dalsze jeszcze łatwiejszemi! Bo przywyknienie zdolne jest nieledwie Odmienić stępel natury, i albo 185 Wciela szatana, albo go cudownąSiłą wypędza. Jeszcze raz, dobranoc. A zapragniesz być błogosławioną, I ja poproszę-ć o błogosławieństwo. — Co się dotyczy tego jegomości, 190 Wistocie, żal mi go: lecz, widno, niebaDla ukarania nas zobopólnego Chłosty mię swojej zrobiły narzędziem. Pogrzeb mu sprawię i odpłacę godnie Śmierć mu zadaną. — Dobranoc tymczasem. 195 Miłość to moją tak zatwardza duszę;Chcąc być powolnym, okrutnym być muszę. A! jeszcze parę słów. Królowa. Cóż mam uczynić? Tego, co-ć powiem, abyś uczyniła; 200 Gdy cię pijany król wezwie do łoża,Nazwie swą kotką, z pieszczot w twarz uszczypnie, Wtedy za parę ckliwych pocałunków, Albo łaskotek niecnych jego palców, Odkryj mu wszystko, coś tu usłyszała: 205 Powiedz mu, że ja w gruncie nie szalony,Tylko szalony przez podstęp. To byłby Czyn budujący; bo któraż królowa Piękna, roztropna, dobrych obyczajów, Coś podobnego mogłaby zataić 210 Przed nietoperzem, żabą, koczkodanem?Pytam się, która? Nie, wbrew rozumowi I w kontr dyskrecyi otwórz kosz na dachu, Wypuść zeń ptaki, jako małpa w bajce[57], A potem sama w kosz wlazłszy, dla próby, 215 Ruń na złamanie karku.Królowa. Bądź przekonany, że jeżeli słowa Są tchnień, a tchnienia życia wynikłością, Nie mam dość życia do wydania w słowach Tego wszystkiego, co mi powiedziałeś. 220 Hamlet. Muszę do Anglii jechać; czy wiesz, Pani? Królowa. Niestety! zapomniałam; tak, podobno. Koleżków, — którym ufam tak jak żmijom, — Ma je wziąć. Misya ich polega na tem, 255 Żeby mi wskazać, gdzie raki zimują.Życzę im szczęścia; idzie tu albowiem O to, ażeby inżyniera własną Jego petardą wysadzić w powietrze: A to sęk będzie właśnie, bo ja głębiej 230 O parę sążni podkopię ich minęI puszczę ich aż pod księżyc. Bodaj to, kiedy się przy jednem dziele Z dwóch stron przeciwnych zejdą dwa fortele. — Dobranoc, matko. — Trzeba mi stąd sprzątnąć 235 Tę bryłę mięsa. Coś teraz pan radcaCichy, poważny, on, co był przed chwilą — Uosobioną, głośną krotochwilą. Pójdź Waszmość, musim skończyć z sobą sprawę. — Dobranoc, matko.
Ten sam pokój, co w końcu aktu poprzedniego. KRÓLOWA, ROZENKRANC i GILDENSTERN, po chwili wchodzi KRÓL.
Królowa. Ach, Panie, cóżem widziała tej nocy! 5 Król. Cóźeś widziała, Gertrudo? Mów, co sięDzieje z Hamletem? Królowa. Szaleje, jak morze I wicher, kiedy w zawody spór wiodą, Kto z nich silniejszy. Usłyszawszy szelest Po za obiciem, w niepohamowanym 10 Zapędzie, dobył szpady i wołając:„Szczur“, przebił szpadą ówdzie ukrytego Nieszczęśliwego starca. Król. Co za wściekłość! Tak samoby się stało ze mną, Gdybym był tam się znalazł. Wolność jego 15 Zagraża wszystkim, mnie i tobie samej.Niestety! jakież zadośćuczynienie Zagładzić zdoła ten krwawy postępek? Moja to, moja wina, bo przezorność Nakazywała mi wcześnie wziąć w kluby, 20 Poskromić tego młodego szaleńca;Ale kochałem go, tak go kochałem, Żem nie chciał wejrzeć w tę smutną konieczność; I jak ktoś brzydką dotknięty chorobą, Chcąc ją zataić pozwoliłem złemu 25 Dojść aż do rdzenia życia. — Dokąd poszedł?Królowa. Złożyć w ustroniu ciało zabitego: Przyczem szaleństwo jego, jako ruda Drogiego kruszcu zmieszanego z podłym, Szlachetną stronę ukazało; płakał 30 Nad tem, co zrobił.Król. Wyjdźmy stąd, Getrudo. Prędzej, niż słońce szczyty gór ozłoci, Musi on wsiąść na okręt; nam zaś trzeba Całej powagi i zręczności użyć Na ubarwienie i uniewinnienie 35 Jego niecnego czynu. Gildensternie!Hamlet w szaleństwie zabił Poloniusza, I gdzieś go powlókł z tego tu pokoju. Idźcie, wynajdźcie go, przemówcie grzecznie, 40 I każcie ciało zanieść do kaplicy.Śpieszcie się, proszę was. Zgromadzim naszych najlepszych przyjaciół, I odkryjemy im tak to, co zaszło, Jak to, co czynić zamierzamy. Może 45 Takim sposobem, potwarz, której poszeptZ jednego krańca świata do drugiego Szparko, jak działo do tarczy, przenosi Zatruty pocisk, minie nas i tylko Nieczułe zrani powietrze. Pójdź, luba! 50 Trapi i trwoży mnie ta ciężka próba.
Inny pokój. Tamże. Wchodzi HAMLET. Hamlet. Bezpiecznie schowany! (Rozenkranc za sceną: 5 Gdzieś podział trupa? Hamlet. Złączyłem go z prochem, 10 Hamlet. Ażebym umiał być panem waszej tajemnicy,a swojej własnej nie umiał. A potem, kiedy pytanie czy- ni gąbka, jakąż odpowiedź ma dać syn królewski? Rozenkranc. Masz-li mnie, Książę, za gąbkę? 15 królewskie fawory, nagrody i łaski. Ale takie istotywyświadczają ostatecznie samemuż królowi przysługę. Trzyma on je w gębie i cmokta, aby je połknął potem. Skoro zapotrzebuje tego, co Waść zbierzesz, dośc mu cię będzie ścisnąć, a wnet nasiąkła gąbka znowu będzie 20 suchą. Rozenkranc. Nie rozumiem tego, Mości Książę. 25 dział koniecznie, gdzie jest ciało i poszedł z nami do króla.Hamlet. Ciało jest w posiadaniu króla, ale król nie jest w posiadaniu ciała; król jest czemś — Gildenstern. Jak to czemś? 30 do nory, wszyscy za nim.Inny pokój. Tamże. KRÓL w towarzystwie kilku Panów. Król. Kazałem szukać go i znaleźć ciało. Jak niebezpiecznem jest pozostawienie Tego młodzieńca na wolności, sami Widzimy teraz, niestety, zbyt jasno. 5 Nie nam tu jednak wypada suroweStosować środki. On ma zachowanie U ludu, który nie bierze na rozum, Ale na oko: gdzie zaś to się zdarza Tam zwykle bywa ważoną na szali 10 Nie wina, ale kara winowajcy.Trzeba dlatego, ażeby to nagłe wysłanie jego wydało się krokiem Oddawna ułożonym! Złe gwałtowne Gwałtownem tylko leczy się lekarstwem, 15 Lub żadnem. I cóż? 20 Wprowadź tu księcia. Król. Hamlecie, gdzie Poloniusz? Hamlet. Nie tam, gdzie on je, ale tam, gdzie jego 25 jedzą. Zebrał się właśnie koło niego kongres politycznychrobaków. W gastronomii niema, Panie, większego potentata jak robak. Karmimy wszelkie istoty dla nakarmienia glist. Tłusty król i chudy pachołek są to tylko różne potrawy; dwa dania na jeden stół i basta. 30 Król. Niestety! Hamlet. Rybak może wsadzić na wędę robaka, który 35 Hamlet. Nie; to tylko pokazuje, jakim sposobemkról może odbyć podróż przez wnętrzności charłaka. Król. Gdzie Poloniusz? posłowie twoi tam nie znajdą, poszukaj go sam w 40 innem miejscu. To pewna jednak, że jeżeli go nie znajdziecie w tym miesiącu, poczujecie go w następnym na schodach, prowadzących do galeryi. Król. (do kilku osób z orszaku). Idźcie go tam poszukać. 45 Król. Hamlecie, własne twoje bezpieczeństwo,Którego pragniem, tak jak opłakujem To, coś uczynił, — wymaga, ażebyś Czyn ten niezwłocznym opłacił wyjazdem. Gotuj się przeto; okręt już pod żaglem; Wiatr sprzyja; orszak twój czeka i wszystko 50 Wskazuje-ć drogę do Anglii. Hamlet. Do Anglii? 55 Król. Jam przywiązany twój ojciec, Hamlecie. Hamlet. Matko! Ojciec i matka tyle znaczą, co mąż 60 Na okręt; niechaj odpłynie dziś jeszcze.Przygotowane już i przewidziane Wszystko, co będzie wam potrzebnem. Śpieszcie; Śpieszcie, nie tracąc czasu. Jeśli ci przyjaźń moja pożądana, 65 (O czem nie wątpię, boś świeżo uczułaMoją potęgę, i gojąc dotychczas Blizny, zadane duńskim mieczem, trwożne Niesiesz nam hołdy), Anglio, nie waż lekce Wszechwładnej woli mojej, która w listach, 70 Zaklinających cię o tę przysługę,Wyraźnie żąda od ciebie niezwłocznej Śmierci Hamleta. Wypełnij to, Anglio; Bo on mi trawi krew, jak zaród suchot, Z którego ty mnie masz uleczyć. Póki 75 To się nie stanie, póty w żadnej doliNic mnie nie znęci i nie zadowoli.
Równina w Danii. Wchodzi FORTYNBRAS z wojskiem. Fortynbras. Mości rotmistrzu, idź pozdrów odemnie Duńskiego króla; powiedz mu, że wskutek Przyrzeczeń, jakie od niego otrzymał, Fortynbras prosi go o glejt[58] do przejścia 5 Przez duńskie kraje. Wiesz, gdzie się zejść mamy.Jeżeli Jego Królewska Mość będzie Miała co do nas, to mu przyjdziem oddać Należną czołobitność. Tak mu powiedz. Rotmistrz. Oznajmię mu to, Panie. (Wchodzą: Hamlet, Rozenkranc i Gildenstern). 10 Hamlet. Czyje to wojska, rotmistrzu? Rotmistrz. Norweskie. 15 Rotmistrz. Prawdę mówiąc,I bez dodatków, idziemy zagarnąć Marny kęs ziemi, z którego, krom sławy, Żaden nam inny nie przyjdzie pożytek. Za parę mędli dukatów nie chciałbym 20 Wziąć go w dzierżawę; i pewniejby więcejNie przyniósł ani nam ani Polakom, Gdyby był w czynsz puszczony. Hamlet. W takim razie 25 Parę tysięcy dusz i dziesięć razyTyle dukatów za taki psi ogon? Jest to, zaprawdę, ślepy wrzód pokoju I pomyślności, który wewnątrz pęka, I ani znaku nie daje na zewnątrz, 30 Dlaczego człowiek umiera. Dziękuję-ć,Mości rotmistrzu. Rotmistrz. Bóg z wami, Panowie. Rozenkranc. Pójdziemyż dalej, Mości Książę? 35 Leniwej zemście mej bodźca dodaje!Czemże jest człowiek, jeżeli najwyższem Zadaniem jego i dobrem na ziemi Jest tylko spanie i jadło? Bydlęciem, Szczerem bydlęciem. Ten, co nas obdarzył 40 Tak dzielną władzą myślenia, że możeI wstecz i naprzód poglądać, nie na to Dał nam tę zdolność, ten udział boskości, Rozumem zwany, aby w nas jałowo Leżał i butwiał. Jestli to więc skutkiem 45 Zwierzęcej, bydła godnej niepamięci,Czy trwożliwego i drobiazgowego Przewidywania, które ściśle biorąc Zawsze ma w sobie trzy części tchórzostwa, A tylko jedną mądrości — doprawdy, 50 Nie mogę tego pojąć — że aż dotądMówię do siebie: trzeba to uczynić, I kończę na tem, kiedy mi do czynu, Nie brak powodów, woli, sił i środków. Przykłady, wielkie jak świat, stoją przecie Przedemną; choćby to wojsko tak liczne I tak zasobne, pod wodzą takiego Młodego księcia, który zapalony Szlachetną żądzą sławy, lekceważy Ukrytą szalę wypadków i chętnie, 60 Co jest doczesnem i przemijającemNa sztych wystawia hazardom, zagładzie; Za co? za marną łupinę orzecha. Prawdziwie wielkim być nie jestto działać Tam, gdzie do tego wielki powód skłania; 65 Lecz wielkomyślnie o źdźbło nawet walczyć,Gdzie honor każe. I cóż ja wart jestem, Ja, który ojca zgon, zhańbienie matki Śpiąco przepuszczam? gdy oto ze wstydem Widzę przed sobą blizką śmierć dwudziestu 70 Tysięcy ludzi, którzy dla chimery,Dla widma sławy w grób idą jak w łóżko, Aby wywalczyć nikczemną piędź ziemi, Niedostateczną nawet do pokrycia Tych, co polegną. Bądź odtąd dowodną, O! wolo moja, albo wzgardy godną!
Elsynor. Pokój w zamku. Wchodzi KRÓLOWA i HORACY. Królowa. Nie chcę jej widzieć. Horacy. Ciągle wspomina o ojcu; Słyszała, mówi, że świat krzywo idzie; 5 Wzdycha i chwyta się za serce; ladaFraszka ją draźni; słowa bez związku Nie określają niczego, jednakże Zastanawiają: podnosi je słuchacz, I zszywa podług kroju własnych myśli; 10 Każdy zaś wyraz jej, obok wyrazuJej twarzy, ruchów i postawy, takie Czyni wrażenie, że możnaby myśleć, Iż jest w nim jakaś myśl, tylko zawiła I bardzo smutna. Królowa. Muszę z nią pomówić; 15 Mogłaby bowiem złym ludziom dać powód Do niebezpiecznych przypuszczeń. Niech wnijdzie. Złowrogich następstw sądzi przepowiednią. Jak głupio w trwodze występek przesadza, 20 Że drżąc przed zdradą, sam się prawie zdradza. Ofelia. Gdzie jest ozdoba majestatu Danii? O, kochanku mój? 25 Płaszcz pielgrzymi, kij, sandały,Twójże to jest strój? Królowa. Niestety, kochane dziewczę, co znaczy ten śpiew? 30 On zmarł, znikł z naszego grona;Zmarł, opuścił nas: U nóg jego darń zielona, W głowach zimny głaz. Och! Och! 35 Królowa. Ależ, Ofelio. Ofelia. (śpiewa). Całun jego jak śnieg biały... Ofelia. (śpiewa): Na całunie kwiat: Wierne ręce go posłały 40 Za nim, w lepszy świat. Król. Jak się masz, śliczna panienko? była córką piekarza[59]. Ach, Panie! Wiemy, czem jesteśmy, ale nie wiemy, co się z nami stanie. Niech wam Bóg 45 pomaga przy wieczerzy! Król. Marzy jej się o ojcu. was pytać będą, co to znaczy, to powiedzcie: Dzień dobry, dziś święty Walenty[60], 50 Dopiero co świtać poczyna;Młodzieniec snem leży ujęty, A hoża doń puka dziewczyna. Poskoczył kochanek, wdział szaty, Drzwi rozwarł przed swoją jedyną; 55 I weszła dziewczyna do chaty;Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną. Król. Nadobna Ofelio! Bezbożność to wielka; Bóg widzi 60 Jak wielka w mężczyznach bezbożność!Cny młodzian się tego nie wstydzi, Gdy tylko nastręczy się możność. Wszak nimeś cel życzeń otrzymał, Przysiągłeś się ze mną ożenić? — 65 To ona mówi, on jej odpowiada:I byłbym był słowa dotrzymał, Lecz trzeba ci było się cenić. Król. Jak dawno ona w tym stanie? 70 Tylko cierpliwości! Ale nie mogę nie zapłakać, pomy-ślawszy, że go mają złożyć w zimną ziemię. Mój brat dowie się o tem, a zatem dziękuję państwu za dobrą radę. Niech powóz zajeżdża! Dobranoc, panie: dobra- noc, panie; dobranoc śliczne panie, dobranoc, dobra- 75 noc.Której śmierć ojca źródłem. O, Gertrudo! Gertrudo! ziszcza się na nas ta prawda, 80 Że kiedy kogo nawiedzają smutki,To nigdy luzem a zawżdy gromadnie. Naprzód zabójstwo jej ojca, następnie Wyjazd twojego syna, nieszczęsnego Sprawcy własnego swojego wygnania; 85 Głuche szemranie ludu, uprzedzoneI złem brzemienne żywiącego myśli. Z powodu śmierci cnego Poloniusza, Którego skore pochowanie było Niedorzecznością z naszej strony; teraz 90 To biedne dziewczę, wyzute z szlachetnejWładzy rozumu, bez której jesteśmy Lalkami tylko albo zwierzętami; Nareszcie, i to jedno tyle waży Co tamto wszystko, brat jej potajemnie 95 Powraca z Francyi, karmi się zdumieniem,Kryje się w chmurach i nadstawia ucha Donosicielom, którzy jadowite O śmierci ojca wdmuchują mu wieści: Wieści z uszczerbkiem naszym, przeciw którym 100 Zastanowienie, ubogie w dowody,Nic nie podoła. O Gertrudo, zbieg ten Wypadków, nakształt kilkuramiennego Narzędzia śmierci, z wielu stron od razu Zabójczą ranę mi zadaje. Królowa. Przebóg! 105 Król. Hola! Szwajcarowie!Gdzie oni? Niechaj drzwi pilnie obsadzą. Skąd zgiełk? Dworzanin. Chroń się, Miłościwy Królu. Ocean, z łoża swojego wybiegły, Nie chłonie z większą gwałtownością nizin, 110 Jako Laertes na czele powstańcówStraż twą powala. Lud go głosi panem; I jakby świat był dopiero w zawiązku, Przeszłość zatartą, zapomniany zwyczaj, Ten słów hamulec i wszelkiej swawoli, 115 Słychać wołania: Wybierajmy króla!Laertes królem! Czapki, dłonie, usta Ze wszech stron wtórzą temu okrzykowi: Laertes królem! Wiwat król Laertes! Królowa. Jak ujadają za fałszywym wiatrem! 120 O, pod trop gonisz; podła duńska psiarnio! Król. Drzwi wyłamano — Laertes. Gdzie ten król? — Stańcie owdzie, przyjaciele. 125 Duńczycy. Będziemy posłuszni. Laertes. Dziękuję wam; stójcie Byłaby we mnie świadectwem bękarctwa, 130 Urągowiskiem przeciw memu ojcu:Zakałem, któryby piętno bezwstydu Wyrył na czystem czole matki mojej. Król. Jakiż cię powód skłania, Laertesie, Tak buntowniczo przeciw nam powstawać? 135 Odstąp, Gertrudo, nie lękaj się o nas:Taki jest bowiem urok majestatu, Że zdrada, choćby nie wiedzieć co chciała, Tępi o niego swój pocisk. — Powiedz mi, Laertesie, co to znaczy? — 140 Gertrudo, daj im pokój. - Mów, młodzieńcze. Laertes. Ty sam mów raczej: gdzie mój ojciec? Sposobem umarł? Nie dam się omamić. 145 Do czarta z uległością! Niechaj w piekłoPójdą przysięgi! Sumienie, powinność, Niech w najczarniejszej przepadną otchłani! Urągam potępieniu. Na to przyszło, Że oba światy niczem są w mych oczach; 150 Wszystko mi obojętne, bylem tylkoSowicie pomścił ojca. Król. Któż ci broni? 155 Król. Chceszli się czegoś pewnego dowiedziećO śmierci ojca twego, Laertesie? Jestże w twej zemście zapisaną zguba Zarówno jego przyjaciół jak wrogów? Tych, co zyskali, i tych, co stracili? 160 Laertes. Niczyja, tylko jego nieprzyjaciół. Król. Chceszże ich poznać? 165 Jak nieodrodny syn i prawy szlachcic.Żem ja nie winien śmierci twego ojca, Owszem najmocniej nią jestem dotknięty, To się okaże wnet rozwadze twojej Tak jasnem, jak dzień oczom. Puśćcie ją! 170 Laertes. Co to jest? Skąd ten hałas?Spali mi mózg! Soli łez, straw mi zmysł wzroku! Na Boga! Za to twoje obłąkanie Ciężką zapłatę ściągnę z jego sprawców, 175 Tak, że aż szala od jej wagi całkiemNa dół opadnie. O, majowa różo! Kochane dziewczę, luba siostro, wdzięczna Moja Ofelio! Boże! czy podobna, Aby dziewczęcy umysł był tak wątły, 175 Jak życie starca? Miłość uszlachetniaNaturę ludzką, gdy zaś ta szlachetna, Wtedy zamyka najlepszą swą cząstkę W grobie tych, których kochała. Ofelia. Pochłonęła go zimna mogiła, 180 Pieszczoty moje, nie ma was już!I na grób jego ściekło łez siła. Bądź zdrów, mój gołąbku! Laertes. Gdybyś przy zdrowych zmysłach chciała kogo Zagrzać do zemsty, wymowniej byś tego 185 Dopiąć nie mogła. Ofelia. Trzeba wam mówić pacierz po nim, skoro 190 Ofelia (do Laertesa). Oto rozmaryn[61] na pamiątkę; proszę cię, luby, pamiętaj; a to niezapominajki na niezabud. Laertes. Przezorny obłędzie! niezapomnienie łączysz 195 królowej). Oto ruta: część jej wam daję, a część sobiezachowam; możemy ja nosić obie; tylko z pewną różnicą. Oto stokrótki. Radabym wam dać i fiołków, ale mi wszystkie ze śmiercią ojca powiędły. Mówią, że szczęśliwie skończył. 200 Bo luby mój Jasio to skarb mój jedyny. Laertes. Tęsknotę, smutek, boleść, piekło samo Czyliż on już nie powróci? 205 Nie, nie, on śpi w grobie:Zaśnij i ty sobie. Już on nigdy nie powróci. Śnieżną była jego broda, Włos na głowie cały mleczny: 210 Już po nim, już po nim,Napróżno łzy ronim. Boże, daj mu pokój wieczny! I wszystkim dobrym chrześcijanom! Będę się za was modliła. Bóg z wami! 215 Laertes. Boże! ty patrzysz na to?Król. Laertesie, Muszę podzielić z tobą to cierpienie, Chyba mi prawa do tego zaprzeczysz. Ustąp tymczasem. Wybierz, kogo zechcesz, Zpośród przyjaciół swych najzaufańszych, 220 Niech ten rozsądzi nas. Jeśli mię uznaWinnym w tej sprawie, bądź wprost, bądź pośrednio, Natychmiast oddam ci na satysfakcję Tron, państwo, życie, wszystko, co posiadam; W przeciwnym razie ty twoją zranioną 225 Duszę cierpliwie porucz naszej pieczy,A wtedy razem pomyślimy nad tem, Jakby ją spełna zaspokoić. Laertes. Zgoda. Ta jego nagła śmierć, ten cichy pogrzeb, Bez żadnych oznak, bez żadnych obrzędów, Należnych jego stopniowi i cnocie, 230 Wszystko to woła na mnie wniebogłosyO ścisłe śledztwo. Król. Sprostasz temu snadnie;
Inny pokój w zamku. HORACY i jego sługa. Horacy. Co to za ludzie, co chcą mówić ze mną? Z pomiędzy całej rzeszy tego świata 5 Mógł pisać do mnie, jeżeli nie Hamlet. Pierwszy Majtek. Bóg wam pomagaj, Panie. list do was, jeżeli tylko miano wasze Horacy, jak nas o tym zapewniono. Oddał nam go jakiś poseł, wypra- 10 wiony do Anglii.Horacy (czyta). „Horacy, jak tylko ten list przeczy- tasz, dopomóż oddawcom jego dostać się do króla, mają oni pismo i do niego. Zaledwieśmy przebyli dwa dni na morzu, gdy silnie uzbrojony statek korsarski 15 wyprawił na nas łowy. Ponieważ miał nad nami w ża-glach przewagę, zmuszeni byliśmy stawić mu czoło i przyjąć bitwę, wśród wrzenia której wskoczyłem na ów statek. W tejże chwili piraci oddalili się od naszego okrętu i tym sposobem sam jeden zostałem ich jeńcem. 20 Obeszli się ze mną, jak poczciwym łotrom przystoi; alewiedzieli, co czynią; muszę się im za to dobrze wy- wdzięczyć. Postaraj się, aby król odebrał to, co do niego piszę, i śpiesz do mnie tak chyżo, jak gdybyś uciekał przed śmiercią. Mam ci coś do powiedzenia na ucho, 25 co cię w oniemienie wprawi, a przecież słowa będą tutylko cieniem rzeczy samej. Ci dobrzy ludziska dopro- wadzą cię do miejsca, gdzie się znajduję. Rozenkranc i Gildenstern peregrynują do Anglii; o nich także mam ci wiele do powiedzenia. Bądź zdrów. Twój, jak go znasz, Hamlet. 30 Chodźcie, ułatwię drogę tamtym listom,O ile tylko będę mógł najprędzej: Byście tem prędzej mnie zaprowadzili Do tego, co je wam oddał.
Inny pokój tamże. KRÓL i LAERTES. Król.Teraz mię musisz w sądzie swym rozgrzeszyć, I w sercu swojem umieścić przyjaźnie, Skoroś jawnego nabrał przekonania, Że ten, co zabił twego ojca, godził 5 Na własne moje życie.Laertes. Rzecz widoczna; Nie mogę sobie tylko wytłómaczyć, Dlaczego, przeciw tym jego knowaniom, Tak karygodnym i wyrodnym razem, Nie przedsięwziąłeś, Panie, żadnych środków, 10 Jak ci to własne twoje bezpieczeństwo,Monarsza godność, mądrość, wszystko zgoła Powinno było radzić? Król. O, z dwóch przyczyn, Które ci może wydadzą się błahe, Dla mnie są jednak bardzo ważne. Najprzód, 15 Królowa, matka jego, żyje prawieJego widokiem, a ja, niech to będzie Słabość lub cnota, tak dalece jestem Ciałem i duszą do niej przywiązany, Że jako gwiazda, w jednej tylko sferze 20 Krążąca, przez nią się tylko poruszam.Przyczyną drugą, dla której go jawnie Skarcić nie mogłem, była miłość ludu, Która usterki jego topi w sobie, I jako owo źródło, drzewo w kamień[62], 25 Zmienia naganę w chwalbę. Strzały moje,Za tępe przeciw takiemu wiatrowi, Byłyby w łuk mój powróciły nazad, Zamiast dosięgnąć, gdziebym je był posłał. Laertes. Tak więc straciłem najlepszego ojca; 30 Siostrę znajduję pchniętą w głąb’ rozpaczy,Siostrę, ach! której szacowne przymioty Wyzywająco jaśniały na szczycie Widowni wieku. Ależ przyjdzie chwila Mej zemsty. Król. Możesz być o to spokojny. 35 Nie sądź, ażebym był z tak miękkiej gliny,Iżbym pozwolił się niebezpieczeństwu Targać za brodę i miał to za fraszkę. Wkrótce ci powiem coś więcej. Kochałem Twojego ojca, kocham też i siebie: 40 To ci powinno dać do zrozumienia! Pokojowiec. Listy od księcia Hamleta: 45 Mówił mi Klaudyusz, który je odebrałI mnie doręczył. Król. Słuchaj, Laertesie: — (Czyta): żem nago na Jej ziemię wysadzony został. Jutro prosić bę- 50 dę o pozwolenie ujrzenia Jego Królewskiego oblicza,i wtedy, wybłagawszy sobie najprzód Waszej Wielkości przebaczenie, będę miał honor zdać Jej sprawę z wy- padku, który spowodował mój nagły i osobliwszy po- wrót“. Hamlet. 55 Co się to znaczy? Wróciliż i tamci?Czyli też to jest tylko jakiś podstęp? Laertes. Nie poznajeszli, Panie, kto to pisał? 60 Laertes. Bynajmniej. Ale niech wraca! RaźniejeChore me serce na myśl, że niebawem Będę mu w ucho mógł wtłoczyć te słowa: Tyś to jest tego sprawcą. Król. Skoro tak jest, — A czyżby mogło być inaczej? — chcesz-że 65 Posłuchać mojej rady, Laertesie? Laertes. I owszem, Panie; pod warunkiem jednak, Do tej podróży i niełatwo skłonny 70 Znów ją przedsiębrać, — istotnie powrócił,Mam ja nań inny środek w pogotowiu, Który nie może chybić; śmierć zaś jego Nie ściągnie ani cienia podejrzenia, I sama nawet matka jego nazwie 75 To dzieło skutkiem trafu.Laertes. Radź więc, Panie. Chętnie-ć posłusznym będę, i tym chętniej, Jeżeli będę mógł być wykonawcą Tego pomysłu. Król. O to właśnie idzie. Od czasu twego wyjazdu szeroko, 80 Wobec Hamleta, mówiono o pewnymTalencie, w którym masz być celujący. Wszystkie zdolności twoje razem wzięte Nie obudzały w nim tyle zazdrości, Ile ta jedna, najmniej w moich oczach 85 Ceny mająca. Laertes. Jakaż to jest zdolność? Zdobi kapelusz, jednakże potrzebna; Lekki, swobodny strój przystoi bowiem Rzeźkiej młodzieży, tak jak ciepłe futro 90 I długa suknia późnemu wiekowi,Bo mu przyczynia zdrowia i powagi. Był tu przed paru miesiącami pewien Normandzki rycerz; widziałem Francuzów Służyłem nawet kiedyś między nimi; 95 Mistrze to w konnej jeździe; ale ten byłDyabłem wcielonym; przyrastał do siodła, I tak cudownie zażywał rumaka, Że koń i jeździec zdawali się w jednej Formie ulani. Cobądź o tym kunszcie 100 Pomyśleć mogłem, wszystko niższem byłoOd tego, czego ów zuch dokazywał. Laertes. Normandczyk, mówisz, Panie? Od razu go poznałem. On jest chlubą, 105 Istnym klejnotem swojego narodu.Król. Ten tedy Lamond szeroko i długo Rozwodził się nad tobą, Laertesie. I tak wynosił twą biegłość i zręczność W robieniu bronią, zwłaszcza też rapierem, 110 Że, wnosząc z jego opisu, ciekawyByłby to widok, gdyby ci kto sprostał. Z pomiędzy jego współziomków najpierwsi, Mówił, fechmistrze stracili przytomność, Oko i zwinność w spotkaniu się z tobą. 115 Opowiadanie to wzbudziło takąZawiść w Hamlecie, że niczego odtąd Nie pragnął, jedno twojego powrotu I sprobowania się z tobą na ostre. Otóż więc. — Laertes. Cóż więc, Panie? 120 Kochałżeś ojca? albo jestżeś tylkoPokrowcem żalu, postacią bez serca? Laertes. Dlaczego mię, Panie, o to się pytasz? Twoją ku niemu miłość, lecz dlatego, 125 Iż wiem, że miłość jest dziecięciem czasu;A doświadczenie uczy mnie codziennie, Że czas miarkuje jej siłę i zapał. Płomień miłości zawżdy mieści w sobie Coś nakształt knota, co moc jego tłumi; 130 Zresztą czas wątli wszelką doskonałośćI doskonałość wszelka, gdy zbyteczna, Umiera z tego, co ma w sobie nadto. Kto chce, powinien wraz to, co chce, spełnić: Bo tochce zmienne tyle napotyka 135 Tam i szkopułów, ile jest na świecieRamion, języków i przygód; a później Owo powinien staje się niewczesnem Westchnieniem, które ulżywając, szkodzi. Lecz wróćmy w sam rdzeń wrzodu: Hamlet wraca, 140 Cóż chcesz przedsięwziąć, aby się okazaćNie w słowach, ale w czynie, dobrym synem? Laertes. Przeszyć mu piersi na środku kościoła. I żadne miejsce uświęcać mordercy: 145 Chceszli się jednak zemścić, Laertesie,Zamknij się na czas jakiś w swym pokoju. Hamlet przybywszy dowie się, żeś wrócił. Głosić będziemy przed nim twoją zręczność, I sławę, którą ci zrobił ów Francuz, 150 W dubelt powleczem werniksem. Wyjdź wtedyI przyjm spotkanie się z nim, do którego Znajdziesz sposobność. Jego lekkomyślność, Niepodejrzliwość i szlachetność, sprawią, Że nie obejrzy kling; — z łatwością zatem, 155 Chociażby trochę używszy podstępu,Będziesz mógł wybrać rapier niestępiony, I umiejętnem pchnięciem odwetować Śmierć ojca. Laertes. Zrobię tak i dla pewności Namaszczę dobrze ostrze mego miecza. 160 Nabyłem od pewnego szarlatanaTaką maść, że gdy nóż w niej umaczany Najmniej zadraśnie żyjącą istotę, Niema pomiędzy najzbawienniejszemi Ziołami środka, któryby potrafił 165 Uchronić ją od śmierci. Tym to jademMiecz mój napoję: niech go drasnę tylko, Już będzie po nim. Król. Rozważmy to głębiej, I baczmy, jakie nam okoliczności I czas w tej mierze mogą dać poparcie; 170 Bo gdyby to nas miało zawieść; gdybyPlan nasz chybiony miał wypłynąć na wierzch: Lepiejby go zaniechać. Trzeba zatem, Aby ten projekt miał w odwodzie drugi, Który w potrzebie przyszedłby mu w pomoc. 175 Czekaj — pomyślmy trochę. — UroczystyPostawię zakład na kartę twej sztuki: A potem, — potem. Ha! wiem już, co robić. Gdy was bój znuży, tak, że się aż obu Czuć da pragnienie (ostro żgaj dlatego), I gdy on zechce czego do ochłody: 180 Wtedy podadzą mu puhar, z któregoJeden łyk, w razie, gdyby jakim trafem Uszedł twojego zatrutego ciosu, Da nam skuteczną pomoc! — Skąd ta wrzawa? 185 Co to jest, droga małżonko? Królowa. Nieszczęścia Pochyła wierzba, której siwe liście 190 We szkle się czystej przeglądają wody:Tam ona wiła fantastyczne wieńce Z kwiatów i zielska, i gdy, chcąc zawiesić Jeden z tych wianków na zwisłej gałęzi, Nie dość ostrożnie wspięła się na drzewo, 195 Giętka latorośl złamała się pod nią,I z kwiecistemi trofeami swemi Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu, Jak nimfę wodną, i wtedy nieboga, 200 Jakby nie znając swego położeniaLub jakby czuła się w swoim żywiole, Śpiewała starych piosenek urywki. Ale niedługo to trwało, bo wkrótce Nasiąkłe szaty pociągnęły z sobą 205 Biedną ofiarę ze sfer melodyjnychW zimny muł śmierci. Laertes. A więc utonęła? Masz już wilgoci, wstrzymam więc łzy moje. A jednak, jestto rzecz ludzka, natura 210 Żąda praw swoich na przekór wstydowi.Gdy te strumienie zciekną, zniewieściałość Wyjdzie wraz z nimi z serca. — Żegnam cię, Panie, mam w ustach wyrazy, Które płomieniem radeby wybuchnąć; 215 Ale je gasi to dzieciństwo. Król Idźmy Cmentarz. Dwóch Grabarzy z rydlami i t. d. wchodzi na scenę. Pierwszy Grabarz. Godziż się po chrześcijańsku grze- lepiej żywo do kopania. Sędzia śledczy był przy niej 5 i zakwalifikował ją do chrześcijańskiego pogrzebu. Pierwszy Grabarz. Jak to być może? Nie utopiła 10 a to punkt właśnie stanowi. Kiedy się topię, w takimrazie popełniam czyn, a czyn się popełnia trojako: dzia- łając, wykonywając i uskuteczniając. Tak więc widzisz: ona utopiła się z umysłu. Drugi Grabarz. Ależ, pozwól, przyjacielu kopaczu. — 15 Pierwszy Grabarz. Gadaj zdrów. Tu płynie woda,a tu stoi człowiek, dajmy na to: jeżeli człowiek pójdzie do wody i utopi się, rad nie rad, to jużci nie zaprzeczy temu, że poszedł; ale jeżeli woda przyjdzie do niego i zatopi go, to co innego: wtedy nie można powiedzieć, 20 że on się utopił. Wierzaj mi, kumie, że kto sam nie jestwinien swojej śmierci, ten sam sobie życia nie skraca. Drugi Grabarz. Czy prawo tak mówi? 25 Drugi Grabarz. Chcesz wiedzieć prawdę? Gdyby tonie była szlachcianka, nie byłaby po chrześcijańsku cho- wana. Pierwszy Grabarz. Trafiłeś w sedno. Ale tem gorzej dla panów dygnitarzy, że większą na tym świecie mają 30 zachętę do topienia się i wieszania, niż ich współbraciaw Chrystusie. Podaj mi rydel. — Niema starszej szlachty, jak ogrodnicy, górnicy i grabarze, bo oni idą w prostej linii od ojca Adama. Drugi Grabarz. Czy Adam był szlachcicem? 35 Pierwszy Grabarz. A jakże? On pierwszy przecie broń nosił. Drugi Grabarz. Ejże, ejże! nie nosił jej wcale. rozumiesz? Pismo powiada, że Adam ziemię kopał: czy 40 mógłby kopać ziemię, gdyby nie miał broni (narzędzia)?Zadam ci jeszcze jedno pytanie; a jeżeli mi sprytnie nie odpowiesz, to cię nazwę, — Drugi Grabarz. No, no. 45 buduje niż mularz, cieśla i majster okrętowy? Drugi Grabarz. Szubienicznik, bo jego budowla prze- Wistocie, szubienica wyświadcza przysługi; ale komu? 50 oto tym, co się źle zasługują: a ponieważ ty się źle za-sługujesz Bogu, twierdząc, że szubienica jest trwalsza niż kościół, powinna ci więc szubienica wyświadczyć swo- ją przysługę. Ale wróćmy do rzeczy. Drugi Grabarz. Któż buduje trwalej niż mularz, 55 cieśla i majster okrętowy? Pierwszy Grabarz. O to właśnie idzie. 60 Pierwszy Grabarz. Nie łam sobie już nad tem mózgo-wnicy; osła batem nie popędzisz; a kiedy cię kto o to jeszcze raz zapyta, to mu powiedz: — grabarz. Domy jego roboty przetrwają do dnia sądu. Idź do szynku Johana i przynieś mi półkwaterek gorzałki. (Pierwszy Grabarz kopie i śpiewa). 65 Za młodu, — o, gdyby ten wiek mógł powrócić!Miłostki mym były żywiołem; Pokochać, odkochać, uścisnąć, porzucić, To u mnie zwyczajnem szło kołem. Hamlet. Czy ten człowiek nie zna natury swego rze- 70 miosła? Śpiewa przy kopaniu grobu. Horacy. Przyzwyczajenie wyrobiło w nim ten rodzaj 75 Lecz starość nie radość napadłszy znienacka,Zwaliła mię swoim obuchem; Znikł kuraż i rezon, i mina junacka: Ni śladu, żem kiedyś był zuchem. 80 wać. Patrz, jak ją poniewiera ten hultaj; pomiata nią,jak gdyby szczęką Kaina! Może to czaszka jakiego dy- plomaty, która obfitowała w podejścia, a teraz ją pod- szedł ten osioł; albo kogoś takiego, co chciał Pana Boga oszukać? Nieprawdaż? 85 Horacy. Być może.Hamlet. Albo jakiego dworaka, który mógł mówić: „dzień dobry, Jaśnie Wielmożny Panie; jakże zdrowie Waszej Ekscelencyi“? Albo jakiego zausznika, który chwalił konia mecenasa swego, 90 aby go od niego wyłudzić? Jak myślisz? Horacy. Mogłoby to być, Mości Książę. za rendez-vous robakom i cierpieć szturchańce za- krystyańskiej łopaty. Co za radykalna przemiana! aż się 95 głupio robi na sercu. Czyliż utrzymanie tych kości na tojeno tyle kosztowało, aby z czasem grano w nie jak w kręgle? Ból czuję w moich na tę myśl. Na pokrycie kości: 100 Oto cały sprzęt potrzebnyDla tutejszych gości. adwokata? Gdzież się podziały jego kruczki i wykręty, jego ewentualności[63], jego kazualności i matactwa? Jak 105 może znieść, żeby go ten grubianin bił w ciemię swojąplugawą motyką, i nie wystąpić przeciw niemu z akcyą o czynną obelgę? Hm! hm! A może też to był swoje- go czasu jaki wielki posesyonat, który skupował dobra drogą licytacyi, subhastacyi, komplanacyi, tranzakcyi i ce- 110 syi? Na toż mu się zdała czysta masa nieruchomości, abysam stawszy się nieruchomością, obrócił się w masę błota? Nie zdołaliż ci, co mu pisali ewikcye, ewinkować mu więk- szej przestrzeni, tylko taką, jaką wzdłuż i wszerz pokryje para fascykułów? Kontrakty kupna jego majątków za- 115 ledwieby się w takim obrębie zmieściły; a samże ichdziedzic nie ma mieć więcej miejsca? Hę? Horacy. Ani o włos więcej, Mości Książę. 120 Hamlet. Barany i cielęta z tych, co w nim bezpie-czeństwa szukają! Muszę pomówić z tym człowiekiem. — Czyj to grób, przyjacielu? Pierwszy Grabarz. Mój. — 125 Dla tutejszych gości. Hamlet. Twój, nie przeczę: bo w nim siedzisz. 130 Hamlet. Twoim więc jest, bo w nim stoisz. Pierwszy Grabarz. Nie stoję w nim; stoję tam pod kościołem. 135 Hamlet. Dla kogoż go kopiesz? Pierwszy Grabarz. Dla kogoś, co był, a więc już czej igraszka ich wystrychnie nas na dudków. Zaprawdę, 140 mój Horacy, świat się stał tak dowcipnym, od trzechlat to uważam, że chłop swoim wielkim palcem u nogi nabawia nagniotków dworaka, następując mu na pięty. — Od jak dawna jesteś grabarzem? Pierwszy Grabarz. Dniem, w którym zacząłem tę 145 profesyę, był właśnie ten dzień roku z pomiędzy wszyst-kich innych, w którym nieboszczyk nasz król Hamlet pobił Fortynbrasa. Hamlet. Jakże to dawno? Pierwszy Grabarz. Nie wiesz Waspan? Każdy smyk 150 u nas wie o tym. Było to tego dnia, kiedy młody Hamletprzyszedł na świat; ten sam, co to zwariował i został wysłany do Anglii. Hamlet. Czy tak? a dlaczegoż on został wysłany do Anglii? 155 Pierwszy Grabarz. Dlatego właśnie, że zwaryował.Ma on tam rozum odzyskać; ale chociażby go nie od- zyskał, nie będzie tam o to kłopotu. Hamlet. Dlaczego? 160 wet: tam wszyscy waryaci tak jak on. Hamlet. Skutkiem czegoż on zwaryował? 165 Na jakim gruncie? Pierwszy Grabarz. Na jakim? Tu w Danii, której 170 Pierwszy Grabarz. Jeżeli nie zgnił przed śmiercią(co się w tych czasach zdarza; mamy bowiem ciała, które pod tym względem nie czekają, aż się je w ziemię włoży), to może przeleżeć jakie ośm albo dzie- więć lat. Garbarz przeleży lat dziewięć. 175 Hamlet. Dlaczegoż ten jeden więcej niż drudzy?Pierwszy Grabarz. Bo mu jego rzemiosło tak wygar- bowało skórę, że kawał czasu może wodę wstrzymać; a woda, Panie, jest straszliwą naszych grzesznych ciał niszczycielką. Oto czaszka, która od dwudziestu trzech 180 lat leży w ziemi. Hamlet. Czyjąż ona była? 185 Pierwszy Grabarz. Żeby go morówka porwała! Przy-pominam sobie, jak mi wylał na głowę całą flaszkę ró- żanego likworu. Ta czaszka była własnością Joryka[64], kró- lewskiego błazna. Hamlet (podnosząc czaszkę). Jego? Pierwszy Grabarz. Jego samego. 190 Hamlet. Biedny Joryku! Znałem go, mój Ho-racy; był to człowiek niewyczerpany w żartach, nie- zrównanego humoru; mało tysiąc razy piastował mię na ręku, a teraz, — jakże mię jego widok odraża i aż w gardle ściska! Tu wisiały owe wargi, które nie wiem 195 jak często całowałem. Gdzież są teraz twoje drwinki,twoje wyskoki, twoje śpiewki, twoje koncepta, przy któ- rych cały stół trząsł się od śmiechu? Nic-że z nich nie pozostało na wyszydzenie twojej własnej teraźniejszej miny? Mógłżeś do tego stopnia zesztywnieć? Idź-że te- 200 raz do gotowalni modnej damy i powiedz jej, że cho-ciażby się na cal grubo malowała, przecież się takiej fi- zyognomii doczeka. Pobudź ją przez to do śmiechu. — Proszę cię, mój Horacy, powiedz mi jedną rzecz. Horacy. Co, mój książę? 205 Hamlet. Czy myślisz, że Aleksander W. tak samow ziemi wyglądał? Horacy. Zupełnie tak. Horacy. Zupełnie tak, Mości Książę. 210 udziałem! Nie mogłażby wyobraźnia, idąc w trop za szla-chetnym prochem Aleksandra, znaleźć go na ostatku za- tykającego dziurę w beczce? Horacy. Tak brać rzeczy, byłoby to brać je za ściśle. 215 najlżej biorąc i z wszelkiem prawdopodobieństwem, np.w taki sposób: Aleksander umarł, Aleksander został pogrzebiony, Aleksander w proch się obrócił; proch jest ziemią, z ziemi robimy kit, i dlaczegóżbyśmy tym kitem, w który on się zamienił, nie mogli zalepić beczki piwa? 220 Potężny Cezar przedzierzgnął się w glinę,Którą przed wiatrem chłop zatkał szczelinę. Prochem, przed którym świat zginał kolana, Dzisiaj chałupy oblepiona ściana!... Lecz cicho, cicho, — patrz: król tu nadchodzi. 225 Królowa, cały dwór. Czyjże to pogrzeb?I ceremonia skrócona! To znaczy, Że ten, którego zwłoki tak prowadzą, Sam sobie musiał rozpaczliwą dłonią Odebrać życie. Ktoś to z wyższej klasy. 230 Odstąpmy na bok i patrzmy. Laertes. Jakiż obrządek pozostaje? 235 Jak tylko przepis nam pozwala. Śmierć jejByła wątpliwą, i gdyby najwyższy Nakaz nie przemógł ścisłości prawideł, W niepoświęconej musiałaby ziemi Przeleżeć do dnia sądu. Miasto modłów, 240 Spadłyby na nią gruzy i kamienie;Tak zaś zachowa swój dziewiczy wieniec, I towarzyszyć jej będzie do grobu Kwiat i dźwięk dzwonów. Laertes. Więcej nic? Skazilibyśmy nasz kapłański urząd, 245 Gdybyśmy nad nią requiem śpiewali,Tak jak to czynim tym, co bogobojnie Oddali ducha. Laertes. Spuśćcie ją do grobu, — Niechaj z tych pięknych, nieskalanych szczątków Fiołki wykwitną! — A ty, twardy księże, 250 Wiedz, że pomiędzy chórami aniołówWznosić się będzie moja siostra wtedy, Gdy się ty w prochu wić będziesz. Hamlet. Ofelia! Że będziesz żoną mojego Hamleta; 255 Prędzej się w kwiaty spodziewałam stroićTwoje małżeńskie łoże, niż mogiłę. Laertes. Trzykroć trzydzieści razy ciężka biada Niech na przeklętą głowę tego spada, Kto twój bogaty umysł grzesznie zmącił! — 260 Nie sypcie ciężkiej ziemi, niech się jeszczeRaz jej kochanym widokiem napieszczę! Aż usypiecie kurhan tak wysoki Jak Pelion[65], albo prujący obłoki 265 Podniebny Olimp.Hamlet (ukazując się). Co to jest za człowiek, Którego boleść brzmi z taką przesadą? Którego objaw żalu zatrzymuje Gwiazdy w ich biegu i obraca one W słuchaczy osłupiałych? To ja jestem, 270 Hamlet, syn Danii. Laertes. Poleć duszę czartu! 275 Król. Hola! Rozdzielcie ich. Królowa. Hamlecie, synu! Hamlet. Walczyć z nim będę o lepszą dopóty, 280 Tysiącby braci z całą swą miłościąNie mogło memu wyrównać uczuciu. — Cóżbyś ty dla niej uczynił? Król (do Laertesa). To nowy 285 Hamlet. Mów, do pioruna! Mów, cobyś uczynił?Jesteśli gotów płakać, bić się, pościć? Dać się rozedrzeć? rzekę wypić do dna? Jeść krokodyle? I jam także gotów. Przyszedłżeś tutaj jęczeć, w grób jej skakać Dla urągania mi? Daj się z nią razem Żywcem pogrzebać, i ja to uczynię; A jeśli prawisz o górach, niech na nas Runą miliony włók ziemi, aż z sapu Powstały kopiec, stercząc w głąb’ eteru, 295 Ossę[66] w brodawkę zmieni. Jeśli umieszSzermować gębą, i ja to potrafię. Królowa. Szał to, któremu chwilowo ulega; Gdy go ominie, wraz jak gołębica, Po wylężeniu swoich złotych piskląt, 300 Potulnie zwiesi głowę i zamilknie.Hamlet. Powiedz mi Waćpan, co się to ma znaczyć, Że się obchodzisz ze mną tak niegodnie? Jam ci tak sprzyjał! Ale mniejsza o to: Niech się Herkules światu sili starczyć, 305 Zawsze kot miauczéć będzie, a pies warczéć. Król. Horacy, proszę cię, miej go na oku. (Do Laertesa). Pomiędzy nami; rzecz się sama składa. — Gertrudo, każ tam komu nad nim czuwać. — 310 Grób ten mieć będzie wkrótce żywy pomnik,A my spokojność; lecz nim to się stanie, Cierpliwie nasze prowadźmy zadanie.
Sala w zamku. HAMLET i HORACY. Hamlet. Dosyć już o tem; słuchaj teraz dalej. Wrzał jakiś rodzaj walki, skutkiem której 5 Ani na chwilę nie zmrużyłem oka.Zdawało mi się, żem był w położeniu Gorszem niż więzień przykuty do galer. Nagle, i niech się święci owa nagłość! Trzeba ci bowiem wiedzieć, że nie wszystko 10 Bywa po dyable, co czynimy nagle;Że owszem czasem niezastanowienie Lepiej nam służy, niż najumiejętniej Skombinowane plany; co dowodzi, Że jakieś dobre bóstwo kształt nadaje 15 Naszym działaniom z gruba obciosanym. Horacy. To pewna. I wyskoczywszy z kajuty, omackiem Szukałem miejsca, gdzie spali; znalazłem Wreszcie robaków, wyjąłem ich pakiet, 20 I powróciłem z nim do mego kąta.Strach tak dalece zrobił mię niepomnym Na delikatność, żem rozpieczętował Depeszę, w której odkryłem, — cóż na to Powiesz, Horacy? — królewskie szelmostwo: 25 Jawne wezwanie, mnóstwem różnych racyjNaszpikowane, w imię dobra Danii I Anglii dobra, z którem się istnienie Takiego jak ja upiora nie zgadza, Aby za odebraniem niniejszego, 30 Bez ceremonii i bez zwłoki, nawetNa wyostrzenie miecza nie czekając, Głowa mi była zdjęta. Horacy. Czy podobna? 35 Hamlet. Tak wplątanyW hultajskie sidła, nie zdołałem jeszcze Do mego mózgu z prologiem wystąpić, Gdy on już zaczął swoją rolę. Siadłem I napisałem inny list, jak tylko 40 Mogłem najpiękniej. Dawniej, naśladującPrzykład uczonych naszych i statystów, Za ujmę miałem sobie pięknie pisać, I zadawałem sobie wielką pracę Nad zapomnieniem tego kunsztu: teraz 45 Wyświadczył mi on nadzwyczajnie ważnąPrzysługę. Chceszli usłyszeć, co w sobie Mój list zawierał? Horacy. Pragnę, Mości Książę. 50 Ze strony króla: jeśli Anglia szczerzeChce mu dać dowód hołdowniczej wiary; Jeśli stosunki między nami mają Kwitnąć jak palma; jeśli pokój stale Ma nam zaplatać swą girlandę z kłosów, I stać jak średnik między okresami 55 Naszej przyjaźni; (takich szumnych jeśliByło tam więcej), aby, w takim razie, Angielski władca, wraz po odczytaniu I rozpoznaniu treści tego pisma, Nie namyślając się i ćwierć sekundy, 60 Oddawców jego, bez spowiedzi nawet,Ze świata sprzątnąć kazał. Horacy. Jakżeś, Panie, Najwidoczniejszy był wpływ Opatrzności: Miałem przy sobie sygnet mego ojca, 65 Rznięty zupełnie tak, jak pieczęć Danii.Złożywszy tedy list na wzór tamtego, I opatrzywszy stemplem i adresem, Niepostrzeżenie wsadziłem podrzutka W miejsce prawego pomiotu. Nazajutrz 70 Mieliśmy bitwę morską; wiesz już resztę. Horacy. Tak więc Rozenkranc i Gildenstern poszli Sumienie moje spokojne w tej mierze. Własne ich wścibstwo wtrąciło ich w przepaść. 75 Biada podrzędnym istotom, gdy wchodząPomiędzy ostrza potężnych szermierzy. Horacy. Cóż to za człowiek z tego króla! Jeszcze się wahać? On mi zabił ojca; Zhańbił mi matkę; stawił się na pogrzeb 80 Między elekcyą a prawami memi;Na życie moje tak podstępnie godził. Nie będzież to czyn najzupełniej zgodny Z słusznością, dać mu odwet tem ramieniem? I nie byłożby to krzyczącą rzeczą 85 Pozwolić, aby się taki skir[67] dłużejWpośród nas szerzył? Horacy. Wkrótce mu zapewne Życie człowieka zdmuchnąć jest to tyle, 90 Co zliczyć jeden. Przykro mi jednakże,Żem się zapomniał względem Laertesa; W obrazie bowiem jego losu widzę Wierne odbicie mojej własnej doli. Cenię go bardzo: słysząc wszakże owe 95 Przechwałki jego boleści, nie mogłemByć panem siebie. Ozryk. Stokroć szczęśliwa chwila, która nam 100 Horacego).Czy znasz tę muchę wodną?[68] Horacy. Nie. Mości Książę. znać go jest występkiem. Ma on pod dostatkiem ziemi i żyznej. Niech bydlę jakie będzie panem między 105 bydlętami, wnet będzie miało swój żłób przy królewskimstole. To istna sroka, ale, jak powiadam, hojnie uposażona błotem. Ozryk. Łaskawy Książę, jeżeli Wasza Książęca Mość masz czas wolny, miałbym szczęście zakomunikować 110 mu ;coś z polecenia Jego Królewskiej Mości. Hamlet. Z całem natężeniem ducha gotów jestem 115 dziś gorąco. Hamlet. Gdzież tam! raczej bardzo zimno: wiatr 120 parno jest i gorąco; tylko moje usposobienie...Ozryk. Nadzwyczajnie, Mości Książę; tak jest parno, parno, że wypowiedzieć tego nie umiem. Łaskawy Książę, Król Jegomość kazał mi Waszej Książęcej Mości oznajmić, że wielki na Waszą Książęcą Mość zakład stawił. 125 Rzecz się ma tak. Hamlet. Nie zapominajże Waćpan, bardzo proszę. mojej wygody. Od niejakiego czasu jest tu na dworze Laertes nieporównany młodzian, pełen najwytworniejszych 130 przymiotów, nadzwyczaj miły w towarzystwie i dystyngowany w obejściu. Na honor, jestto, że użyję poetycznego wyrażenia, istny inwentarz albo kalendarz ukształcenia, bo znajdziesz w nim, Mości Książę, kwintesencyę tego wszystkiego, co prawdziwie ukształcony człowiek 135 znaleźć pragnie.Hamlet. Mości Panie, zalety jego nie cierpią upośledzenia w ustach Waćpana; jakkolwiek wyliczenie ich kategoryczne nabawiłoby arytmetykę pamięciową zawrotu głowy i jeszczeby mogło rzecz oddać tylko ogólnie, 140 ze względu na wysoki stopień jego ogłady. Co do mnie,sprowadzając pochwały do najprostszych wyrazów, mam go za młodego człowieka wielkich nadziei; za zlewek cnót tak rzadkich i szacownych, że, bez przesady mówiąc, podobnem do niego jest zwierciadło, w którem 145 się przegląda; kto zaś idzie w jego ślady, jest jegocieniem, niczem więcej. Ozryk. Opis Waszej Książęcej Mości ze wszech miar 150 jakimże celu chuchamy na tę doskonałość naszym ułomnym oddechem? Hamlet. Jakto? Mości Książę? 155 Ozryk. Wasza Książęca Mość mówi o Laertesie? Horacy. Worek jego już próżny, wysypał całą 160 Hamlet. Cieszę się, że Pan to widzisz; lubo, zaprawdę, niewiele mogę na tem zyskać. Cóż dalej? Ozryk. Widzę, że Książę Pan nie jesteś nieumiejętny w ocenieniu znakomitej wyższości Laertesa. Hamlet. Nie mogę tego przyznać, nie porównawszy 165 się z nim poprzednio; znać bowiem drugich dokładniejest to znać samego siebie. Ozryk. Mówię o jego wyższości we władaniu bronią, 170 Hamlet. W jakimże on rodzaju broni tak jestmocny? Ozryk. Na rapiery i puginały. 175 Ozryk. Król Jegomość stawił w zakład sześć barba-ryjskich koni; on zaś, ile wiem, sześć francuskich szpad i puginałów, z należytemi do nich przyborami, jakoto: pendentami, pasami i t. d. Z pomiędzy tych zaprzęgów, trzy są wistocie bardzo ozdobne, odpowiednie garnitu- 180 rowi, nader misternie wyrobione i świeżego pomysłu. Hamlet. Co Pan nazywasz zaprzęgami? 185 Hamlet. Wyrażenie to byłoby bardziej z rzecząspokrewnione, gdybyśmy armaty mogli nosić u boku: tymczasem jednak przyjmijmy je za pendenty. Tak więc sześć barbaryjskich koni z jednej strony, a z drugiej, sześć francuskich rożnów, z ich przyborami i trzy świe- 190 żego pomysłu zaprzęgi. To prawdziwie francuski zakładprzeciw duńskiemu. O cóż on stawiony? Ozryk. Król Jegomość założył się, że w spotkaniu z Waszą Książęcą Mością w dwunastu pchnięciach z o- bojej strony, Laertes pokonany będzie, dawszy trzy fory[69]. 195 Szansa więc Jego do szansy Laertesa ma się jak dwana-ście do dziewięciu; i zarazby się to rozstrzygnęło, gdy- byś Książę Pan raczył przychylnie odpowiedzieć. Hamlet. A gdybym odpowiedział: nie? 200 czył osobą swoją odpowiedzieć temu zadaniu.Hamlet. Będę się tu przechadzał w tej sali: jest- to czas, w którym używam wytchnienia. Jeżeli ten pan ma ochotę i Królowi Jegomości to dogadza, mogę im służyć zaraz. Niech przyniosą florety. Rozegram ten za- 205 kład na rzecz króla; jeżeli zaś mi się nie powiedzie,zyskam tylko na własny mój rachunek trochę konfuzyi i kontuzyi[70]. Ozryk. Mamże to odnieść w tym sposobie? 210 się Panu stosownemi wydadzą. Ozryk. Polecam Waszej Książęcej Mości moje u- Hamlet. Uniżony, uniżony. Dobrze czyni, że się sam 215 Horacy. Ta czajka lata[71] z skorupą od jaja na głowie.Hamlet. On komplementa stroił już do cycka, nim go ssać zaczął. Jestto jedna z baniek tego wietrznego świa- ta, wydęta tchnieniem mody i przybrana w konwencyonal- ną szatę; rodzaj szumowiny różnorodnych pierwiastków, 220 łudzącej oczy zarówno najciemniejszej jak najświatlej-szej opinii; ale dmuchnij tylko, natychmiast pryśnie bąbel. przesłał Waszej Wysokości pozdrowienie przez Ozryka, który wróciwszy oznajmił mu, że Książę czekasz na nie- 225 go w tej sali. Przysyła on mnie teraz z zapytaniem, czyWasza Książęca Mość trwasz w chęci fechtowania się z Laertesem, czyli też żądasz zwłoki. Hamlet. Stały jestem w mych postanowieniach, a te są zgodne z życzeniami króla. Jestli on gotów, moja 230 gotowość nie zostanie w tyle, tak teraz jak kiedykolwiek,przypuszczając, że zawsze będę do tego równie sposobny jak teraz. Dworzanin. Król i królowa i wszyscy inni nadejdą 235 Hamlet. I owszem. Dworzanin. Królowa życzy sobie, abyś Książę prze- 240 Horacy. Przegrasz ten zakład, Książę. Hamlet. Nie sądzę; od czasu jego wyjazdu do 245 Horacy. Drogi Książę. Hamlet. To dzieciństwo: jakiś rodzaj przeczucia, któ- kowy, bądź jej posłuszny. Pójdę ich wstrzymać od przy- 250 bycia tu; powiem, że się Książę nie czujesz usposobio-nym. Hamlet. Daj pokój; drwię z wróżb. Lichy nawet wró- bel nie padnie bez szczególnego dopuszczenia Opatrzno- ści. Jeżeli się to stanie teraz, nie stanie się później; 255 jeżeli się później nie stanie, stanie się teraz; jeżeli nieteraz, to musi się stać później: wszystko na tem, żeby być w pogotowiu. Ponieważ nikt nie wie, co ma utracić, cóż szkodzi, że to coś wcześniej utraci? Król. Synu Hamlecie, weź tę dłoń z rąk moich. 260 Hamlet. Przebacz mi Waćpan, krzywdę-m ci wyrządził;Lecz przebacz jako honorowy człowiek. Wszyscy tu wiedzą i pan sam wiesz pewnie, Jak ciężka trapi mię niemoc umysłu. Oświadczam przeto, iż to, com uczynił, 265 W grubiański sposób ubliżającegoTwojemu sercu, czci twej lub stopniowi, Nie było niczem innem jak szaleństwem. Czyliż to Hamlet skrzywdził Laertesa? Nie: Hamlet bowiem nie był samym sobą. 270 Skoro więc Hamlet nie sam był krzywdzącym,Więc Hamlet temu nic nie winien; Hamlet Zaprzecza temu. Któż więc temu winien? Jego szaleństwo. W takim razie Hamlet Sam raczej także został pokrzywdzony: 275 Szaleństwo jego było jego wrogiem.Oby to moje wyparcie się jawne Wszelkiej złej względem Waćpana intencyi, Mogło mię w jego szlachetnym uznaniu Tak uniewinnić, jak gdybym był na wiatr 280 Wypuścił strzałę, która po za domemTrafiła brata mojego. Laertes. Dość na tem Mojemu sercu, któreby mię było W tym razie głównie skłaniało do zemsty: Wszakże stosując się do praw honoru, 285 Muszę się zdala mieć od pojednania,Dopóki starsi mężowie, uznanej W rzeczach honoru powagi, Nie upoważnią mię do tego kroku, I nie wyrzekną, że sławy mej żadna 290 Nie kazi plama. Tymczasem atoliPrzyjmuję, Panie, ofiarę twych uczuć Jako prawdziwą i uwłaczać onej Nie myślę. Hamlet. Z serca dziękuję Waćpanu, Swobodnie mogę teraz ten braterski 295 Zakład rozegrać. Podajcie mi floret. Laertes. Podajcie i mnie także. 300 Król. Ozryk, podaj florety. Hamlecie,Znasz już warunki zakładu? Hamlet. Znam, Panie. Widziałem dawniej was obu. Laertes 305 Postąpił odtąd, dlatego for daje. Laertes. Ten jest za ciężki dla mnie, dajcie inny. 310 Gdy Hamlet zada pierwszy cios lub drugi,Lub gdy zwycięsko odparuje trzeci, Niech wtedy działa zagrzmią z wszystkich wałów; Król spełni toast za zdrowie Hamleta I w puhar jego wrzuci perłę, droższą 315 Niż te, co czterech z rzędu duńskich królówDyadem zdobiły. Przynieście puhary. Niech trąby kotłom, a kotły armatom, Armaty niebu, a niebiosa ziemi Oznajmią grzmiącem echem, że król pije 320 Na cześć Hamleta. Zacznijcie teraz;A wy, sędziowie, baczcie pilnym okiem. Hamlet. Dalej więc! Hamlet. To raz. 325 Król. Stójcie! Hej wina! Ta perła do ciebieNależy, synu; piję za twe zdrowie. Oddajcie puhar księciu. Hamlet. Poczekajcie To drugi raz: cóż Waćpan na to? 330 Laertes. Dotknąłeś, Mości Książę: nie zaprzeczam. Król. Nasz syn wygrywa. 335 Królowa. Czemu? wybacz, Panie. Król. (na stronie). Zatruty był ten kielich, już zapóźno. 340 Laertes. (na stronie). Ależ zrobię to wbrew swemu sumieniu. Hamlet. No, Laertesie: żarty ze mnie stroisz. Ozryk. Chybione z obu stron. 345 Laertes. Pilnuj się teraz. Król. Hola, rozdzielcie ich, zbyt się zażarli. Ozryk. Patrzcie, co się dzieje 350 Laertes. Jak bekas w własne złowiłem się sidło;Słusznie ofiarą padam własnej zdrady. Hamlet. Cóż to królowej? 355 Hamlet. O, podłości! Hola!Pozamykajcie drzwi! szukajcie zdrajcy! Nie uratują-ć żadne leki świata; I pół godziny życia niema w tobie. 360 Narzędzie zdrady sam trzymasz w swej ręceNieprzytępione i zatrute. Wpadłem W ten sam dół, który-m wykopał pod tobą. Już nie powstanę; królowa otruta; Nie mogę dłużej mówić; Król, król winien. 365 Hamlet. Więc i to ostrze zatrute? Trucizno,Dokończ swojego dzieła. 370 Ozryk i inni. Zdrada! zdrada! Król. Ratujcie! to nic, nic, draśnięty-m tylko. 375 Śmierć poniósł; on to sam jad ten przyrządzał.Przebaczmy sobie wzajem, cny Hamlecie; Niech duszy twojej nie cięży śmierć moja I mego ojca, ani twoja mojej! 380 Za tobą zaraz pójdę. O, Horacy!Umieram. — Żegnam cię, matko nieszczęsna! Wam, co stoicie tu bladzi i drżący, Mógłbym ja, gdybym miał czas, wiele rzeczy Powiedzieć; ale śmierć, ten srogi kapral, 385 Stoi nademną. Umieram, Horacy;Ty pozostajesz. Wytłómacz mą sprawę Tym, co jej zblizka nie znają. Horacy. Nic z tego. 390 Jeśli masz serce, oddaj mi ten kielich! —Oddaj, na Boga! Jak upośledzone Imię-by po mnie pozostało, gdyby Ta tajemnica nie miała wyjść na jaw. O, mój Horacy! jeśli kiedykolwiek 395 W poczciwem sercu twojem miałem miejsce,Wyrzecz się jeszcze na chwilę zbawienia, I ponieś trudy oddychania dłużej W zepsutej atmosferze tego świata Dla objaśnienia moich dziejów. — Za zgiełk wojenny? 400 Ozryk. To młody Fortynbras,Wracając z polskiej wojny, daje salwy Angielskim posłom. Hamlet. Żegnam cię, Horacy; Potęga jadu mroczy zmysły moje. Angielskich posłów już się nie doczekam! 405 Lecz przepowiadam ci, że wybór padnieNa Fortynbrasa. Za nim konający Głos daję: powiedz mu to i wyjaśnij, Co poprzedziło. Reszta jest milczeniem. 410 Niechaj ci do snu nucą chóry niebian! Po co ten odgłos aż tu? Fortynbras. Niech zobaczę 415 Fortynbras. Czy zniszczenieTron tu obrało sobie? — Dumna śmierci, W twem ciemnem królestwie, jakież dziś święto, Żeś tak morderczo, za jednym zamachem, Tyle książęcych głów ścięła! Pierwszy Poseł. Ten widok 420 Zbyt jest okropny. Spóźniony nasz przyjazd:Głuche są uszy tego, który miał nam Dać posłuchanie, aby się dowiedzieć, Że zadość stało się jego żądaniu I że Rozenkranc wespół z Gildensternem 425 Straceni; któż nam podziękuje za to?Horacy. Nie on zapewne, chociażby ku temu Miał odpowiednie warunki żywota; Nigdy on bowiem ich śmierci nie pragnął. Lecz skoro, po tych fatalnych wypadkach, 430 Wy z polskiej wojny a wy z granic AngliiTak bezpośrednio przybywacie, każcież, Aby te zwłoki wysoko na marach Na widok były wystawione; mnie zaś Pozwólcie wszem tu wobec i każdemu 435 Nieświadomemu prawdy opowiedzieć,Jak się to stało. Przyjdzie wam usłyszeć O czynach krwawych, wszetecznych, wyrodnych, O chłostach trafu, przypadkowych mordach, O śmierciach skutkiem zdrady lub przemocy, 440 O mężobójczych planach, które spadłyNa wynalazcy głowę. O tem wszystkiem, Ja wam dać mogę wieść dokładną. Fortynbras. Pilno Nam to usłyszeć. Niechaj się w tym celu Niezwłocznie zbierze czoło waszych mężów. 445 Co się mnie tyczy, z boleścią przyjmuję,Co mi przyjazny los zdarza; mam bowiem Do tego kraju z dawien dawna prawa, Które obecnie muszę poprzeć. Horacy. O tem Będę miał także coś do powiedzenia, 450 Zgodnie z życzeniem tego, co już nigdyNie wyda głosu; ale pierwej muszę Wypełnić tamto, aby obłęd ludzki Więcej tymczasem klęsk i niefortunnych Przygód nie zrządził. Fortynbras. Niech czterech dowódców 455 Złoży Hamleta, jako bohatera,Na wywyższeniu; niewątpliwie bowiem Wielkim-by wzorem królów się okazał, Dożywszy berła; a gdy orszak, ciało Jego niosący, postępować będzie, 460 Niechaj muzyka i salwy rozgłośnie,Czem był, zaświadczą. Wynieście te zwłoki. — Widok to zgodny z okolicą wojny Ale w tem miejscu bardzo nieprzystojny. — Marsz! Każcie dać ognia z dział. (Wychodzą unosząc zwłoki; poczem huk dział słyszeć się daje).
|
- ↑ lennicy — rycerze, uznający władzę jakiego pana (suzerena) za udzieloną im ziemię.
- ↑ „Horacy, przemów do niego boś uczony“. — Ponieważ umiał po łacinie, a zaklęcia czyli egzorcyzmy, których, przemawiając do duchów, jedynie można było użyć skutecznie, ułożone były przez księży w tym języku.
- ↑ marsowymi kroki = wojskowymi.
- ↑ klauzula = dodatkowy warunek.
- ↑ „państwa Neptuna“ — morze, ocean.
- ↑ „jestem wystawiony bardzo na słońce“ (I am too much i’ the sun), prawdopodobnie alluzya do blasku królewskiego, wśród którego Hamlet żyje, chociaż ponura jego dusza wolałaby więcej samotności.
- ↑ Z temi pełnemi goryczy słowami Hamleta, które spotęgują się jeszcze w dalszym ciągu, warto zestawić przemowę księcia Wincencya w komedyi Szekspira: „Miarkę za miarkę“ (akt III, scena I, w przekładzie Jana Kasprowicza):
.... Z życiem tak rozumuj:
Jeśli cię stracę, stracę rzecz, do której
Tylko się głupiec przywiązuje. Jesteś
Tchnieniem, podległem wszelkim wpływom nieba,
Zagrażającem co chwila domowi,
Gdzieś zamieszkało; błaznem śmierci jesteś;
Wciąż się mozolisz, aby uciec przed nią,
A k’ niej wciąż lecisz. Nie jesteś szlachetnem,
Albowiem wszystka rozkosz, ktorą pijesz,
Z pospolitości pochodzi. I mężnem
Nie jesteś również, drżysz bowiem przed wiotkiemŻądłem marnego robaka. Najlepszym
Spoczynkiem twoim — sen, którego często
Wzywasz, a strasznie śmierci się obawiasz,
Która jest tylko snem. Nie jesteś sobą,
Albowiem żyjesz dzięki ziarn tysiącom,
Powstałym z prochu. Nie jesteś szczęśliwem,
Bo czego nie masz, wciąż do tego dążysz,
A zapominasz o tem, co posiadasz.
Nie jesteś stałem, bo natura twoja
Zmienia się według księżyca. Ubogieś,
Choć masz bogactwa, bo jako ten osioł,
Co grzbiet ugina pod złotem, dzień tylko
Dźwigasz skarb ciężki, aż go śmierć ci zdejmie.
Nie masz przyjaciół; twe własne wnętrzności.
Które cię ojcem swym zowią, ten czysty
Wytwór twych lędźwi, złorzeczą wysypkom,
Reumatyzmom i gośćcom, że nie chcą
Prędkiego zadać ci końca. Młodości,
Ni podeszłego nie posiadasz wieku —
Popołudniowej jest to rodzaj drzemki,
Gdzie śnisz o jednem i drugiem; twa cała
Kwitnąca młodość, jak wiekowy nędzarz,
Żebrze jałmużny u zwiędłej starości;
A kiedyś stary i bogaty, wówczas
Brak ci już żądzy, ognia, członków, wdzięku,
Aby używać swych bogactw. I cóż w tem
Godne nazywać się życiem? W tem życiu
Smierci ukrywa się tysiąc, a jednak
Drżymy przed śmiercią, co w końcu te wszystkie
Godzi sprzeczności... - ↑ Hiperyon — jedna z nazw boga słońca u Greków; Satyr — bożek leśny, z krzywemi nogami, obrośniętemi włosem, symbol lubieżności starczej.
- ↑ Niobe po zabiciu synów i córek przez Apollina i Dyanę, skamieniała z boleści, lecz łzy i wtedy jeszcze z oczu jej się sączyły.
- ↑ „Gdy przed księżycem wdzięki swe odsłania“ — Odnosi się to do istniejącego w czasach Szekspira zwyczaju, który damom nakazywał zasłaniać twarz maską, kiedy wychodziły z domu.
- ↑ „przydomek (swinish) hańbi nazwisko nasze“. Duńczycy wistocie sławni byli z opilstwa tak, że to weszło było nawet w przysłowie. Gdy jednego wracającego Francuza z Danii zapytano, co tam widział: Rien de singulier, sinon: qu’on y chante tous le jours: le Roi boit. („Nic szczególnego, chyba to, że codzień tam śpiewają: Król pije!“)
- ↑ widzielim (forma ludowa) = widzieliśmy.
- ↑ lew nemejski słynny w mitologii greckiej z nadzwyczajnej siły; zabił go Herkules.
- ↑ „jest coś butwiejącego w państwie duńskiem“. Wiersz ten, bardzo często powtarzany w wielu książkach i rozmowach, brzmi w oryginale: Something is rotten in the state of Denmark.
- ↑ „brzegami Lety“ — rzekł zapomnienia, płynącej w podziemiu zmarłych wedle wyobrażeń greckich.
- ↑ „muszę to sobie zapisać“. Zwyczajem było, za Szekspira, nosić przy sobie pugilares dla zapisywania bądź w kościele, bądź w teatrze odznaczających się lub bardziej się podobających ustępów. Już w tem miejscu okazuje się Hamlet raczej refleksyjnym niż pochopnym do czynu.
- ↑ „niema na całą Danię nikczemnika“... prawdopodobnie miał Hamlet dopowiedzieć: „większego niż mój stryj“; ale się pomiarkował, że wyda tajemnicę, i zakończył ogólnikiem, powtarzającym tylko innemi słowy, co już w pierwszem zdaniu zaznaczył wyrazem: „nikczemnik“.
- ↑ hic et ubique = tu i wszędzie.
- ↑ „więcej jest rzeczy“ itd. Ten dwuwiersz sławny brzmi w oryginale: There are more thing in heaven and earth, Horatio, Than are dreamt of in your philosophy.
- ↑ „Świat wyszedł z formy“ itd. W oryginale: The time is out of joint: o cursed spite, That ever I was born to set it right, co znaczy dosłownie: „Czas (tj. świat współczesny) wyszedł ze stawu (tj. jest wykolejony, wywichnięty); o przeklęta złości losu (o przeklęta męczarnio), żem się właśnie urodził, aby go nastawiać (naprostować)“.
- ↑ „chyby“ = wady.
- ↑ Hamlet nie kończy zdania; domyślić się można, iż chciał powiedzieć o Ofelii, że i ona łatwo zepsuciu uledz może.
- ↑ „nic nie jest złem ani dobrem samo przez się“; w oryginale: there is nothing either good or bad, but thinking makes it so; zaznaczono tu różnice w ocenie tego, co ktoś dla siebie za złe lub dobre, za korzystne lub niekorzystne uważa.
- ↑ „innowacye“. To jest, powstanie i wejście w modę tak zwanych dziecinnych teatrów, w których żaki dawały przedstawienia.
- ↑ „bojąc się piór gęsich“. Mowa tu jest o teatralnych trupach, złożonych z dzieci, które sobie królowa Elżbieta utrzymywała, nie chcąc uczęszczać na teatry publiczne. Trup takich było pięć, to jest: dzieci św. Pawła, Westminsteru, Kaplicy, Windsoru, wreszcie tak zwanych dzieci uciech (the children of the revels). Co do piór gęsich, poeta rozumie tu pióra tych autorów, którzy trzymali stronę teatrów dziecinnych i dla nich pisali.
- ↑ „kapitulować przed Pigmejczykami“. Pod godłem Herkulesa był publiczny teatr Globus, na którym był napis: Totus mundus agit Histrionem (Cały świat gra rolę). Pigmiejczykami nazywano u Greków jakiś bajeczny lud karłów, co wiódł wojnę z żórawiami.
- ↑ „odróżnić jastrzębia od czapli“. To znaczy: szalony jestem tylko wtedy, kiedy gwałtowny wicher mnie owionie, to jest, kiedy gwałtownego doznam wstrząśnienia; ale przy lekkim wietrze południowym, to jest wśród tak błahych intryg jak wasze, umiem odróżnić jastrzębia od czapli (przysłowie sokolnicze).
- ↑ Roscyusz — najsławniejszy aktor rzymski z I wieku przed Chrystusem.
- ↑ Seneka (tragedyopisarz rzymski) i Plaut (komedyopisarz rzymski) byli w różnych przekładach znani w Anglii za czasów Szekspira. Dziesięć tragedyj pierwszego wydał już w r. 1581 Tom Newton w angielskim przekładzie. Menechmy Plauta, z których Szekspir powziął myśl do swojej Komedyi omyłek (Comedy of errors) wyszły w r. 1594 w przekładzie Wamera.
- ↑ „O Jefte“. Jestto urywek ze starej ballady, znajdującej się w zbiorze Percy’ego (Reliques of ancient English poetry). Jefte za odniesione zwycięstwo ofiarował Jehowie pierwszą rzecz lub osobę, jaką spotka wracając do domu — i spotkał własną swą córkę. Autor szkocki Buchanan osnuł na tem podaniu tragedyę, którą u nas przełożył Józef Zawicki i wydał r. 1587.
- ↑ „na wysokość korka“. Używanie korków u trzewików przeszło do Anglii z Wenecyi, gdzie znakomite damy zwykły je były nosić: tam się zaś dostała ta moda ze Wschodu, wynaleziona prawdopodobnie dlatego, aby kobietom utrudnić chodzenie, a więc i możność przeniewierzania się.
- ↑ „kawior“. Kawior, który, jak się zdaje, także Wenecyanie z morza Czarnego do zachodnich krajów Europy sprowadzali, był za czasów Szekspira przysmaczkiem znakomitszych Anglików: lud wszakże miał do niego odrazę; lekarze zaś twierdzili nawet, że jest zdrowiu szkodliwy.
- ↑ Eneasz, syn Anchizesa, uszedłszy z płonącej Troi, wskutek rozbicia się okrętu zapłynął na brzegi Afryki, przyjęty przez królową Dydonę, założycielkę Kartaginy, opowiada jej losy swoje i towarzyszy. Pryam — król Troi (Ilium, Ilion). Pirrus — syn Achillesa, był jednym z tych Greków, co we wnętrzu drewnianego konia dostali się do Troi i rozniecili w niej straszny pożar. — Zwierz hirkański = tygrys.
- ↑ Cyklopi — olbrzymi o jednem oku, pracujący w kuźni Wulkana (Hefajstosa).
- ↑ Hekuba — żona Pryama.
- ↑ „I współjęk z piersi bogów“. Aug. Wilh. Schlegel w swoich odczytach dramatycznych mówi o tym całym ustępie: „Jako przykład z pomiędzy wielu źle zrozumianych subtelności Szekspira, przytaczam styl, jakim recytowany przez aktora ustęp o Hekubie jest napisany. Komentatorowie niemało się o to naspierali, czy Szekspir sam go pisał, czy też wziął go skądinąd i czy sztukę, z której ten ustęp miał być wyjęty, chwalił na seryo, czyteż tylko chciał wyszydzić tragiczną przesadę niektórych swoich współczesnych. Nie baczyli na to, że ten ustęp nie sam przez się, ale na miejscu, gdzie jest, powinien być oceniany. Co w samymże dramacie, jako wtrącony dramatyczny ustęp figurować miało, to do prawdziwej poezyi, rozlanej w całym dramacie, powinno było być postawione w takim stosunku, w jakim są teatralne deski do natury. Dlatego też Szekspir owo opowiadanie aktora w Hamlecie oddał wierszem sentencyonalnym, pełnym antytez. Ten wszakże ton uroczysty i odmierzony nie odpowiadał mowie Hekuby, mającej silne sprawić wrażenie; nie pozostało więc poecie nic innego, jak to, co uczynił, to jest przeładować ją patetycznością. Jakoż w ogólności panuje w tej mowie górność fałszywa, ale zmieszana z prawdziwą wzniosłością tak, że aktor przyzwyczajony do sztucznego wywoływania w sobie tych wzruszeń, które ma objawiać, rzeczywiście może być nią poruszony. Zresztą niepodobna myśleć, aby Szekspir tak mało się był znał na sztuce, iżby był nie widział, że tragedya, w której Eneasz Dydonie tak szeroko i długo w epiczny sposób opowiada coś tak odwiecznego, jak zburzenie Troi, niema w sobie ani dramatycznych, ani teatralnych warunków“.
- ↑ „I toć to czyni tak długowieczną niedolę“ i t. d. Podobne myśli wypowiada Szekspir w swoich Sonetach; oto dla porównania jeden z nich urywek (w przekładzie J. I. Kraszewskiego):
Dość życia! znękan wołam śmierci i pokoju!
Dość patrzeć na zasługę, co się z nędzą zrosła.
Na ubóstwo zgłodniałe we błazeńskim stroju.
Na ufność, którą krzywa przysięga uniosła,
Na cześć złota, sromotnie chybiającą celu,
Cnotę dziewiczą daną w łup zwierzęcej chuci,
Prawe czyny wzgardzone wśród bezprawi wielu,
Siły, które w nic przemoc kulawa obróci,
Sztukę, której niewola kaganiec nakłada,
Głupotę, co się w togę i biret przystraja... - ↑ „Obawa tego obcego nam kraju“ i t. d. Dobitniej tę obawę wyraził Szekspir w przemowie Klaudya w komedyi „Miarka za miarkę“ (akt III. sc. I, przekład J. Kasprowicza):
... Ale umrzeć, pójść nie wiedzieć dokąd,
W zimnem zamknięciu leżeć, gnić, ten czuły,
Gorący życia ruch przemienić w marną
Garsteczkę gliny, gdy duch, wyrwan z ciała,
Albo się kąpie w płomienistych falach,
Lub w przenikliwych mieszka okolicach
Wiecznego lodu; być tak uwięzionym
Śród niewidzialnych wiatrów, z gwałtownością
Niepowstrzymaną wirować naokół
Wiszącej ziemi; lub być czemś nędzniejszem
Od najnędzniejszych bytów, które wyjącWyobrażają sobie niekiełznane.
Niepewne myśli — ach! to zbyt okropne!
Choćby najcięższe życie na tym świecie,
Które wiek, nędza, kaźń narzucić mogą
Ludzkiej naturze, to raj wobec tego,
Czem nas przeraża śmierć... - ↑ „jednego wyjąwszy“ tj. Króla, ojczyma Hamleta.
- ↑ Przed 11. stuleciem Anglia niejednokrotnie zależną była od Duńczyków i płaciła im haracz (tribute).
- ↑ Termagant — osobistość fantastyczna, występująca w starych sztukach angielskich; uosabia ona charakter bardzo gwałtowny, u Włochów zwała się trivigante, u Francuzów tervagant.
- ↑ „żyję jak kameleon powietrzem“. — Kameleon, zmieniający wciąż barwy, według wyobrażenia starożytnych, przechowanego przez bardzo długie wieki, karmił się tylko powietrzem.
- ↑ W r. 1582 grano w Oksfordzie tragedyę po łacinie napisaną o śmierci Juliusza Cezara, którego zabił Brutus w r. 34 przed Chrystusem. Kapitol — twierdza w Rzymie; odbywały się tam narady senatu.
- ↑ Hamlet kładzie się u nóg Ofelii. Należało niegdyś do dobrego tonu i galanteryi, żeby rycerz, w czasie widowisk, leżał u nóg swojej damy, opierając o nie głowę. Ograniczało się to wszakże tylko do prywatnych teatrów.
- ↑ „ja przywdzieję sobole“ — prawdopodobnie dla okazałości (na przekór żałobie), bo sobole były bardzo drogie, dawano za nie czasami tysiąc dukatów; w XVI. wieku nie wolno ich było nosić osobom, nie mającym przynajmniej tytułu hrabiego (earl).
- ↑ „Konik zdechł“. Wspomniany tu konik (hobby-horse) stanowił jedną z najulubieńszych uciech angielskiego ludu w uroczystość majową (morrisdances). Był to koń, mający głowę i tułów wyrobione z tektury, ze zwieszoną dookoła zasłoną aż do ziemi, która wystającemu po pas, przez grzbiet wydrążony, człowiekowi zakrywała nogi tak, że tenże wyglądał zupełnie jak jeździec siedzący na koniu i na nim harcujący. Żarliwość Purytanów, którym w ogólności zabawy majowe zdawały się zgorszeniem, wygnała i tego konika, jako igraszkę zdrożną i bezbżną. Do tego się odnosi to, co Hamlet mieni nagrobkiem konika, a co Teobald nazywa satyrą, czyli komiczną balladą. Zbytecznem tu jest wskazywać podobieństwo angielskiego konika do naszego konika zwierzynieckiego, który w oktawę Bożego Ciała tak wielką gra rolę w zabawach ludu krakowskiego. Każdy z czytelników będzie tem odrazu uderzony. Józef Paszkowski uczynił przypuszczenie, że tak w Anglii, gdzie tyle obyczajów i zwyczajów nanieśli Wenecyanie, jak u nas, którzyśmy z dawien dawna mieli ciągłe z Rzymem stosunki, wzór do owego konika był naleciałością z Włoch. Tam a mianowicie w Rzymie i Wenecyi, był on, w czasie karnawału, jedną z postaci masek charakterystycznych, jak tego próbę widziano i na naszej scenie w balecie Karnawał Wenecki. U nas postać ta zrosła się z obchodem pamiątki narodowej i przybrała się w turban Tatara; w Anglii zespoliła się z obchodem uroczystości majowej, i przybrała się w kwiaty.
- ↑ Feb, Febus = Apollo, bóg słońca. Tellus = Ziemia. Neptun = bóg morza. Amor = bożek miłości. Hymen = bożek ślubów małżeńskich.
- ↑ „Chór“ w tragedyach za czasów Szekspirowskich oznaczał aktora, występującego na początku sztuki, lub w międzyaktach i opowiadającego te części wątku, których na scenie nie przedstawiano. Taki Chór znajduje np. w „Romeu i Julii“ Szekspira.
- ↑ Hekate — opiekunka czarów; utożsamiono ją z Dyaną;
- ↑ prowensalskie róże u dziurawych trzewików, las piór na głowie — to zwykłe przybory aktorów z czasów królowej Elżbiety.
- ↑ „na tych dziesięciu oszustów i złodziei!“ (by these piskers and stealers) — trzeba się domyślić, że Hamlet przysięga na swe dziesięć palców i przypomina przykazanie, żeby nie oszukiwały i nie kradły.
- ↑ „gdy trawa rośnie“ — trzeba dopełnić: „lichy koń zdechnie z głodu“ (while grass doth grow, the sitly horse starwes).
- ↑ „Hamlet zadaje pchnięcie przez obicie“. Obicia niegdyś nie były do ścian przylepiane, tak jak teraz, ale dla zabezpieczenia od wilgoci, umieszczane w oddzielnych ramach w pewnej od ścian odległości. Miejsce więc pozostające wolne mogło służyć do ukrycia się.
- ↑ „Spójrz, pani, na ten portret“ i t. d. Pierwszy jakby zarys tego straszliwego przeciwstawienia znajdujemy w dramacie Szekspira „Ryszard III“ (akt I, scena 2), kiedy Gloucester (późniejszy król Ryszard III) sam zestawia się z Edwardem, zamordowanym przez siebie mężem lady Anny, którą potrafił do swoich nagiąć widoków (przekład L. Ulricha).
...... Ha, już zapomniała
Swego Edwarda, trzy temu miesiące
Tą ręką, w szale wściekłości i gniewu,
Pod Tewkesbury zamordowanego.
Słodszego pana przez Fortuny łaskę
W piękniejsze dary uposażonego,
Młodość, odwagę, mądrość króla godną,
Świat ten szeroki nie pokaże dzisiaj;
A przecie na mnie zniża swoje oko,
Na mnie, com kwiat ten w złotej podciął wiośnie,
Wdową ją zrobił; na mnie, który cały
Jednej połowy nie wart-em Edwarda;
Na mnie, straszydło hydne i kulawe.
O zakład księstwo me za grosz żebraka,
Niesprawiedliwy byłem sam dla siebie;
Czegom nie widział, ona zobaczyła,
Że jestem wielce urodziwym gaszkiem. - ↑ Merkury — poseł bogów w mitologii starożytnej.
- ↑ „w kontr zamiarowi“ staropolski wyraz; zamiast: wbrew zamiarowi.
- ↑ „jako małpa w bajce“. Alluzya do starej bajki o małpie, która porwawszy kosz z żywemi kuropatwami, wlazła na dach i podjąwszy nakrycie, wypuściła ptaki. Chcąc potem ulecieć tak jak one, weszła w kosz sama, a wyskoczywszy z niego, spadła i kark skręciła.
- ↑ „glejt“ = list bezpieczeństwa, rodzaj średniowiecznego paszportu.
- ↑ „sowa była córką piekarza“. Odnosi się to do następującej legendy, która dotychczas krąży w hrabstwie Gloster. Zbawiciel nasz wszedł raz do sklepu piekarza, prosząc o chleb. Żona piekarza zagniotła natychmiast ciasto i w piec włożyła. Córce jej wszakże wydała się ta objętość za wielką i znaczniejszą jego część ujęła. Ciasto tymczasem róść zaczęło i doszło do olbrzymiej wielkości; co widząc piekarzówna wydała okrzyk podziwienia, i zawołała: „heugh, heugh, heugh!“ tak podobnie do sowy, że ją też Zbawiciel naprawdę w sowę zamienił.
- ↑ „dziś święty Walenty“. Obchód dnia św. Walentego (14 lutego) sięga w Anglii niepamiętnych czasów i niewiadomo, co mu dało początek. Ponieważ w tym dniu, jak rozumiano, ptaki zaczynają iść w pary, przeto młodzież naśladując je zwykła była wybierać sobie w tym dniu towarzysza lub towarzyszkę na rok następny. Towarzysz taki nazywał się Walenty, a towarzyszka Walentyna. Według innej wersyi miał panować przesąd, ze pierwsza osoba, którą się w tym dniu napotkało, jest spotykającemu przeznaczoną na żonę lub na męża. To, co miało się dziać żartem, działo się, naturalnie niekiedy na prawdę. Dziś ten zwyczaj (podobny cokolwiek do praktykującego się u nas w wigilię świętej Katarzyny i świętego Andrzeja), w Anglii już podobno nie istnieje i obchód św. Walentego ogranicza się na posyłaniu sobie listów, powinszowań i podarków, których liczba zwykła w samym Londynie do parukroć sto tysięcy dochodzić.
- ↑ rozmaryn — stokrótki. U Szekspira, który naturą ściśle obserwował, aby się nigdy od niej nie oddalać, mają obłąkani zawsze pewną świadomość siebie i pewien rodzaj rozsądku. Kwiaty i zioła, które Ofelia z sobą przyniosła, mają allegoryczne znaczenie; patrzmyż, jak trafnie je pomiędzy obcych rozdaje: rozmaryn, przy weselach i pogrzebach używany, jako godło pamięci, mając na myśli ojca, daje bratu i podobnież niezapominajki, koper, jako godło pochlebstwa, i orlik, jako godło niewiary i zmysłowości, daje królowi, a może i obecnym dworakom; królowej rutę, jako symbol smutku i żalu, której część i sobie zostawia, jako mającej panną pozostać. Zostawia sobie i stokrótki, kwiat zawiedzionych dziewic; o fijołkach zaś, symbolizujących stałość i wiarę, mówi, że jej od czasu śmierci ojca powiędły.
- ↑ „drzewo w kamień zmienia“. Taką własność ma posiadać źródło pod Knaresborugh w hrabstwie York, — podobnie jak źródło w Karlsbadzie (Karolowych Warach) w Czechach.
- ↑ ewentualność — jakaś nieprzewidziana okoliczność. — kazualność wyjątkowy wypadek; akcya (tu) = proces, sprawa. — komplanacya = dobrowolna umowa stron poróżnionych. — tranzakcya = układ; cesya = ustąpienie swych praw czy uroszczeń; ewikcya = zabezpieczenie na jakim kawałku ziemi, czy wogóle na jakiejś rzeczy mającej wartość; ewinkować (dla gry słów) = zabezpieczyć, upewnić; fascykuł = zwitek papierów.
- ↑ Joryk = Jerzy.
- ↑ Pelion (dzisiaj: Zagora) — pasmo gór w Tessalii. Olimp — pasmo gór między Tessalią a Macedonią; sławne w mitologii greckiej jako siedziba bogów.
- ↑ Ossa — pasmo gór tessalskich; pomiędzy nią a Olimpem leżała sławna z urodzajności dolina Tempe.
- ↑ skir (canker) = rak (choroba).
- ↑ „znasz tę muchę wodną“? Owe muchy, które na stojących wodach skaczą w różnych kierunkach, przedstawiają wielkie podobieństwo do dworskich próżniaków.
- ↑ „trzy fory“. Jeden z bardzo dokładnych niemieckich komentatorów, Dr. Elze, objaśnia powyższe warunki w ten sposób: „Dwanaście ma być pchnięć, a Hamlet ma mieć trzy fory, Hamlet więc może być najwięcej siedm razy trafiony: jeżeli będzie trafiony ósmy raz, przegrywa zakład. Laertes zaś może być trafiony tylko cztery razy; jeżeli będzie trafiony po raz piąty, przegrywa“. Taka zdaje się być rzeczywiście myśl tego zakładu, ale objaśnienie to potrzebuje jeszcze objaśnienia. Ażeby dokładnie poznać na czem owa korzyść Hamleta zależy, trzeba naprzód ustanowić pewną wspólną obu zapaśnikom najwyższą liczbę pchnięć dobrych. Ta liczba nie może być inną jak cztery. Od tej liczby zaczynają się trzy fory Hamleta, to jest trzy dobre pchnięcia Laertesa, które się nie liczą. Ósme pchnięcie przechyla tym sposobem szalę na jedną lub na drugą stronę; jeżeli ono będzie dobre dla Laertesa, Hamlet przegrywa; jeżeli dla Hamleta, Laertes zostaje zwyciężony.
- ↑ konfuzya = zawstydzenie. Kontuzya = skaleczenie.
- ↑ „ta czajka lata“. Wyrażenie to używane w Anglii w sposobie przysłowia na oznaczenie kogoś usłużnie wścibskiego
- ↑ „przemieniają rapiry“. Jak tę zmianę rozumieć? Jakimby sposobem, w zapale zapaśnicy mogli jej dokonać? Jak się ta akcya na scenie Szekspira odbywała? To pozostaje wątpliwem. Ponieważ jednak owa zmiana rapirów do tego zamierza, aby Hamlet zadał także cios śmiertelny Laertesowi, mogłoby więc być, że ona nie nastąpiła przypadkowo; ponieważ zaś królowi w gruncie zależało na tem, aby się pozbył i Laertesa, jako niegodnego wspólnika, nasuwa się więc prawdopodobny domysł, że on mógł na tę zmianę wpływać. Nie ma wprawdzie w tekście żadnej wzmianki, któraby ten wpływ zdradzała, ale czy Szekspir potrzebował koniecznie kłaść w usta to, co się mogło objawić w akcyi? Z drugiej zaś strony, pisząc, nie dbał o dokładne oznaczenie akcyi, bo pisał nie dla czytającej publiczności, ale dla sceny, z którą był w bezpośredniem zetknięciu; stąd wątpliwość dla wydawców, i pole do hipotecznych wniosków. Tieck tak sobie powyższy szczegół wystawia: w głębi sceny stoi stół, na którym leżą rapiry; po każdem pchnięciu z obojej strony następuje przerwa, w czasie której zapaśnicy przechadzają się, dla odpocznienia; rapiry są składane na swoje miejsce; przed ostatniem zaś pchnięciem jeden z dworzan, z poduszczenia króla, przemienia je nieznacznie.