Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic/31
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic |
Podtytuł | pisał i illustrował Walery Eljasz |
Wydawca | J. K. Żupański |
Data wyd. | 1870 |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Wyniosła grupa gór, zalegających znaczną przestrzeń w łańcuchu Tatr Nowotarskich, nazwana Czerwonemi Wierchami od pokrywającej je bujnej trawy czerwonawej, zajęły szczęśliwe stanowisko przy swej pierwotnej formacyi, że pomimo znamienitej wysokości pozwalają każdemu bez żadnego niebezpieczeństwa wejść na swój grzbiet, a za tę trochę trudów obdarzają podróżnego bardzo wspaniałym widokiem, ukazują mu ów czarowny świat turni i wprowadzają w zadumę nad wszechmocą Boga a nicością człowieka.
Zwiedzenie Czerwonych Wierchów potrzebuje całego dnia, od świtu do nocy, i sił stosownych, aby 6 lub 7 godzin w górę piąć się dozwoliły to lasem, to po kamieniach, to po tak zwanych upłazach i schodzić napowrót kilka godzin bezustannie na dół, czego nie można lekceważyć, gdy przyjdzie kilka tysięcy stóp po stromém zboczu stąpać na dół. Zatem kogo taka górska całodniowa przechadzka nie przestrasza, bez względu czy z płci męzkiej lub żeńskiej, niech wyrusza na Czerwone Wierchy z dobrym przewodnikiem, bo jest się tam czemu napatrzeć bez nadwerężenia zdrowia.
Powtórzę tu przestrogę tyczącą się przewodników, aby nie brać pierwszego lepszego górala, co się nastręcza za przewodnika, bo nawet na Czerwone Wierchy od znawstwa jego dużo zależy, czy podróżny cało i zdrowo wróci z tej wycieczki. — Także radzę strzedz się amatorskich przewodników, którym się zdaje, że znają drogę, a gdy przyjdzie do rzeczy, to mogą narazić łatwowiernych na następstwa smutne, jak w r. 1868. był tego przykład. Z Krakowa literat M. B., któremu się także zdawało, że zna drogi w Tatrach, więc część gości idących przez Czerwone Wierchy zmówił na ochotnika, że ich sam zwiedzie na dół o 2 godziny krótszą drogą niż miejscowy przewodnik. Zawiódł ich w takie urwiska przepaściste, że pokaleczeni i wylękli ledwo z życiem wrócili do Zakopanego, i to jeszcze wskutek ratunku juhasa, którego zmówili im goście zdążający z swoim przewodnikiem, widząc oderwanych towarzyszów swoich w tak wielkiém niebezpieczeństwie. Stosownie do sił i woli podróżnych różnemi drogami dostać się można na te szczyty. Przedewszystkiem z czterech dróg na Czerwone Wierchy polecam drogę wiodącą przez Kondratową a na dół, przez Upłaz do doliny Kościeliskiej poza Karczmiskiem, gdzie dobrze mieć wózek gotowy dla przewiezienia się do chaty. Dla osób nie obawiających się stromych przejść przez źleby kamieniste, przez bystre ścieżki lesiste, a chcących osięgnąć cel daleko krótszą drogą, najlepszą jest przez Przysłop, wobec dwóch daleko przykrzejszych przez Małą Łąkę, jedna wiodąca źlebem na Kopę Kondracką, druga wprost na Małołączniak.
Piękność pogody decyduje tu o powodzeniu wycieczki, dlatego wyruszając na Czerwone Wierchy trzeba wybierać czas piękny, aby szczyty były czyste, niezamglone, bo bardzo niemiłego dozna się zawodu, gdyby stanąwszy na wierzchu, zastać przyszło mgłą pokryte turnie i wracać bez osiągnienia celu. Także przestrzedz trzeba każdego, aby jak najraniej w drogę się puszczał, bo to droga daleka, a zupełnie co do czasu ograniczona, gdyż, jeśli noc zaskoczy, schodzić się nie da, wypada zatém nocować w szałasie lub gdzie pod gołém niebem, a nie daj Boże mgły, bo wtedy zagraża schodzeniu niebezpieczeństwo.
Kto się udaje najdogodniejszą drogą, t. j. przez Kondratową, może sobie ulżyć podjechaniem na wózku do górnego końca kuźnic, co znaczy całą milę[1], i to ciągłej drogi pod górę.
Najprzód wiedzie droga równa w lesie wycięta prosto aż do pierwszej huty (2958′[2]), potém więcej ku południowi doliną Bystrej, koło rzędu kuźnic, mieszkań oficyalistów, urzędników górniczych, karczmy (3166′[3]), dworu (3192′[4]) przychodzi się na kamienistą drożynę po wodzie sączącej się z kilku źródeł do lasu, następnie wychodzimy na piękną polanę (3652′[5]) Kalatówkami zwaną od właścicieli. Ztąd dość ładny widok na Magórę, turnie Kasprowe, Goryczkową przełęcz, którędy droga na Krywań, a jak podanie niesie, Konfederaci Barscy ścigani uchodząc przenosili tędy armatki udając się do Węgier. Ścianę od północy stanowi grań Giewontu, od zachodu zaś sterczy Suchy Wierch.
Zaledwo się minęło polanę z szałasami i szopami na siano, słychać wielki szum wody spadającego tu na dół po kamieniach źródła (3660′[6]). Warto tu zejść na dół aż do potoku Kondrackiego, do którego z łoskotem i wielką wspaniałością rzuca się spieniona woda ze znacznej wysokości, dając początek potokowi Bystrej, a nie, jak nieświadomi rzeczy plotą, Białego Dunajca, który dopiero powstaje z połączenia się różnych strumieni, Cichej, Młynicznej, Bystrej, Porońca i t. d. we wsi tego nazwiska. Woda tego tu źródła zimna + 3•2° Rm.[7] i wyborna do picia.
Od źródła drogą w las się idzie, lecz zboczyć trzeba na bliższą ścieżkę, którą dążąc ku polanie Kondratowej napotyka się ślady strasznej ulewy, jaka przed kilku laty ze stoku gór okalających dolinę Kondratową niosła ogromne łomy kamienia; wpośród nich stérczą świerki poodzierane u dołu z kory.
W godzinę od Kalatówek staje się na Kondratowej polanie (4239′[8]), gdzie są szopy z krowami i szałas owczy. Odtąd już ciągle w górę iść trzeba do Kotliny zwanej Piekłem, choć nic w sobie piekielnego nie mieści (4749′[9]). Tu się toczy woda ze źródła pod przełęczą Giewontu wytryskającego + 2•8° Rm.[10] i ginie w źwirze na początku doliny Kondratowej, aby się dopiero w pół mili wydobyć na wierzch ziemi. Ztąd widać dobrze południowy, połogi grzbiet Giewontu, porosły cały bujną kosodrzewiną, ponad czém stérczy dopiero grań jego skalista, goła i poszczerbiona ostro a dla człowieka niedostępna.
Tu następuje najprzykrzejszy kawałek ziemi, bo przeszło 700 stóp[11] piąć się trzeba po bystrym upłazie, to jest zboczu trawiastém, pokrytém tu i owdzie źwirem, co naturalnie dosyć męczy, a więc trzeba postępować równym, powolnym krokiem, i co kawałek stawać chwilkę dla odetchnięcia. Wracający zaś tędy, parci siłą ciężkości, odbywają tę część drogi na łeb na szyję z pośpiechem, że się z trudnością przychodzi powstrzymać.
Doszedłszy na przełęcz (5484′[12]) między Giewontem a Kopą Kondracką, kto chce zwiedzić Giewont, musi się udać w górę granią na prawo, ztąd jeszcze przeszło 400′[13] do szczerby między dwoma szczytami Giewontu (5959′[14]). Gdy słońce zaświeci przez tę szczerbę do Zakopanego, to górale wiedzą, że jest południe.
Właściwie jednak nie ma po co się spinać na Giewont, bo widok ztamtąd ten sam co z Kopy Kondrackiej, jeszcze z niej o wiele rozleglejszy, bo południe nie zasłonięte, a nie traci się czasu na wyjście i zejście z Giewontu do przełęczy.
Od przełęczy po bujnym trawniku, ale dość stromo stąpa się na szczyt pierwszy w tej drodze, zwany Kopą Kondracką (6337′[15]). Widok ztąd bardzo piękny ku południowi, wschodowi i północy, zaś zachód zasłania nam Czerwony Wierch Małołączniak. W dół ku północnemu zachodowi widać polanę z największą w Tatrach łąką, jakby na przekór nazwaną Małą Łąką, na którą ztąd się dostać można dwojaką drogą, dość przykrą zwłaszcza do schodzenia. Następnie przez wygodną przełęcz w górę wychodzi się na wyniosły szczyt Czerwonego Wierchu, zwanego Małołączniakiem (6703′[16]).
Tu dopiero jest co widzieć, na okół doliny z błyszczącemi jak srébro potokami, kiedy niekiedy dolatuje tu szum silnego a najbliższego strumienia od Wierchcichy w dolinie tegoż imienia od południa pod naszemi stopami płynącego. Od zachodu wznosi się wyższy od tego gdzie stoimy o 65′[17] szczyt Krzesanicy. Od południa w dali oko ginie w dolinie Wagu z miasteczkami i wsiami Liptowa; ku południowi dalej po nad rozległym grzbietem Wielkiej Koprowej stérczący dumnie Krywań rozpoczyna szereg szczytów Tatrzańskich, ciągnących się nieprzerywanym łańcuchem aż na daleki wschód.
Za Krywaniem Krótka, Ostra, Solnisko, Gruby Wierch, za nim Baszta, tu przełęcz a za nią Wierch Pośredni rozległy, łączący się granicą z wyniosłą turnią Mięguszowską. Z poza grani występuje Kończysta, Tupa[18] i dziki strasznie i stromy Ganek, zwany także Tatrą lub Wysoką[19], który, zdaje się, od siebie nadał miano Tatr całej grupie tych olbrzymów karpackich.
Po za Mięguszowską bieleją śniegiem Rysy, szczyty koło Czarnego Stawu nad Morskiem Okiem; po nad Rysami korona całych Tatr, Gierlach, najwyższy szczyt Tatrzański, raczy kiedyniekiedy uchylić czoła z poza obłoków. Poniżej Rysów ciągnie się śnieżny grzbiet Miedzianych, okalający od południa dolinę Pięciu Stawów, zamkniętą przed naszemi oczami Kotelnicą i Walentkową.
Poszczerbiona dziko linia grzbietu tworzy przełęcz zwaną Polskim Grzebieniem, łączy się z Wielką Zimną Wodą i ginie poza bardzo ztąd imponującą Świnnicą, aby się znowu ukazać jako ogrom w postaci Lodowego szczytu. Prawdziwą wyniosłość swą i dzikość Świnnica tylko ztąd i od Poronina przekazuje oczom naszym; szczeliny zalegają płaty wiecznego śniegu a szczyt widocznie obiecuje to, co i spełnia, darząc śmiałego na siebie wędrowca niczém nieprzerwanym widokiem na wszystkie strony
świata.
Z poza Świnnicy wygląda Kozi Wierch, Granaty i Wielka Koszysta, poniżej Kościelec i Mała Koszysta. Z poza Wielkiej Koszystej stérczą czubki Hawrania i Murania. Od Świnnicy widać grzbiet zdążający ku nam i łączący nas bezpośrednio przełęczami z Świnnicą, gołą Pośrednią Turnią, trawiastą Skrajnią Turnia, dalej Liliowe, Beskid, Goryczkowa, Suchy Wierch i najbliższa nas Kopa Kondracka. Od Beskidu odłącza się jedno ramię grzbietu dążące ku dolinie Bystrej przez Ukrocie Kasprowe, Kopę Magury, Kopę Królową, Opaleniec i Boczań.
Kto zaś na ten wierch obrał drogę przez Przysłop, wyszedłszy o 6. godzinie z Zakopanego pójdzie ku Kościeliskom aż do skrętu nad potokiem, co wypływa z doliny Małej Łąki. — Tu udać się trzeba w dolinę przez las koło potoku, który zawiedzie na Małą Łąkę, słynną z bujnej, wonnej i kwiecistej trawy.
Od ujścia doliny niedaleko opuszcza się potok dążąc pod górę lasem dość bystrym aż na Przysłop, gdzie polana Miętusia. Godzinę czasu potrzeba, aby od wejścia w dolinę stanąć na Przysłopie (4276′[20]). Turnia ostro stércząca nad doliną Kościeliską, ztąd opodal zowie się Kończystą (4149′[21]), a od północy rozległa lesista góra Hrubym Reglem (4323′[22]), zkąd piękny widok naokoło.
Na polanie jest szałas należący wraz z całą doliną Miętusią do gospodarzy Miętusów od Czarnego Dunajca. Naprzeciwległy grzbiet, zamykający dolinę Miętusią, zwie się Gładkie Upłaziańskie
(5731′[23]), gdzie jest szałas, od którego osoby dążące ze szczytu Upłazu mają do wyboru drogę do Zakopanego przez Miętusią i przez Kościeliska.
Z Przysłopu kawałek drogi jezdnej wśród lasu zawiedzie koło zarzuconej bani, t. j. kopalni rudy, na przykrą ścieżkę, wązką, między świerkami, których gałęzie drogę nam utrudniają. Jest to przykry kawałek nim się dostaniemy po gołém zboczu łupkowém na równinkę na skale, zwaną Kobylarzem, po godzinnym marszu z szałasu. Nim się tu jednak dojdzie, widać po drodze w głębi dolinę Miętusią u stóp Krzesanicy zaległą wielkiemi łomami skał, które się tu stoczyły, strącone jakąś straszną siłą zasypując gruzami szałas wraz z osadą całą. Przewodnik Maciej Sieczka, gdy w tych wierchach pasał owce, widział jeszcze wystającą z pomiędzy gruzów strągę, t. j. ogrodzenie z powycinanemi oknami, przez które owce przechodzą do dojenia. Lud do tego zdarzenia przywiązał podanie religijne, że, gdy pewnego ubogiego szałaśnicy bez obdarzenia jałmużną wypchnęli, jeden juhas pokryjomu go pożywił, wówczas, gdy Bóg miał ukarać nielitościwych ludzi, przez owego żebraka ostrzegł miłosiernego juhasa, że ten miał czas umknąć, nim nastąpiło zasypanie całej osady wraz z dobytkiem[24].
Z Kobylarza w dół patrząc spostrzega się dziką dolinkę Litworową, co jest początkiem Miętusiej i przepaściste turnie Krzesanicy, obróciwszy się zaś na wschód ku skałom widać roztwór, którędy, między skałami nazwanemi Ratuszem, trzeba dążyć w górę źlebem stromym kamienistym. Tu najtrudniejsze przejście w tej drodze, lecz bez niebezpieczeństwa żadnego. Źleb kończy się murawą, na którą chcąc się dostać, trzeba minąć ślizką skałę drapiąc się z wielką ostrożnością. Gdy się już stanęło na trawiastej grani, drogę mamy odtąd coraz wygodniejszą, dążąc na Wielką Turnię do źródła wybornej wody, na lewo mając w głębi Małą Łąkę, turnie Wielkiego i Małego Giewontu. Źródełko sączy się po źwirze do rozpadliny głębokiej dziko poszarpanej i przestraszającej[25], z której woda uchodzi podobno gdzieś w dolinie Małej Łąki. Źródło tu + 2•24° Rm. (5936′)[26] udziela wybornej wody do picia jak i do herbaty, którą tu można zgotować, gdy przewodnik z nad brzegu Wielkiej Turni przyniesie kosodrzewiny. Tu się także dobrze jest zaopatrzyć w wodę do blaszanki, bo wyżej nigdzie już przez wszystkie Czerwone Wierchy jej nie znajdzie.
Od źródła rozległą najpyszniejszą murawą zdąża się prosto w górę na szczyt Małołączniaka, zkąd widok już opisałem.
Co krok wyżej Giewont pod nogi nasze się skłania, maleje, a pycha jego, z jaką nad Zakopaném panuje, znika gdy stajemy na szczycie Czerwonego Wierchu, wyższym od Giewontu o 744 stóp[27].
Spotykamy się tu z drogą wiodącą od Kondratowej przez Wierchy na Krzesanicę, szczyt najwyższy w tej grupie Czerwonych Wierchów (6768′[28]), gdzie jest znak mierniczy. Przez przełęcz (6539′[29]) wychodzi się po murawie przerywanej skałami na szczyt o tyle z obszerniejszym widokiem, że od zachodu widać wszystkie wierchy Chochołowską dolinę okalające, Kominy, Stoły, to znów Stararobotę, poza niemi nagie Rohacze, a całej tej grupie wierchów panuje Bystra śniegiem ubielona (zwana mylnie Pyszną). Z Bystrą łączą się góry, na których stoimy, przez Babie Nogi, Smreczyński szczyt, Tomanową, Rzędy i Ciemniak z dwoma ramionami, zachodnie (6561′), wschodnie (6658′)[30]. Tu w głębi za Rzędami jest jedna z dwóch w całych Tatrach droga
najłatwiejsza do przebycia grzbietu, którędy z Węgier przez dolinę Wierchcichy wodzą bydło i jeżdżą wierzchem konno przez przełęcz Tomanowską (5210′[31]) do doliny Kościeliskiej.
Między Krzesanicą a Małołączniakiem od południa jest dolina z dziko poszarpanych skał złożona, zwana Rozpadlicą[32]. Od północy ginie wzrok w dalekim widnokręgu, pod stopami mamy Regle, dalej dolina Nowotarska przerznięta Dunajcami Czarnym
i Białym, nad któremi osiedliła się ludność. U stóp pasma Beskidów bieleje wieżyczka nowotarskiego kościoła. Beskidy sine giną na zachodzie, gdzie Babia góra króluje nad rozłożoną u jej stóp doliną Orawską i od wschodu, gdzie bystre oko odróżni Pieniny, a na ich straży ruiny Czorsztyna. Z poza Beskidów stanowi kres dla oka dolina Wisły z Krakowem, którego gmachy tylko przez lunetkę dadzą się spostrzedz w czasie czystego powietrza.
Kto udał się na Czerwone Wierchy przez Przysłop lub Małą Łąkę, ten niech z Krzesanicy wraca już napowrót przez Kondratową do Zakopanego. Jeżeli kto dwie godziny przepędził na szczycie a
o trzeciej godzinie ruszył z Małołączniaka, to o piątej godzinie będzie przy szałasie w Kondratowej a o siódmej wieczorem w Zakopaném. Kto zaś dążył tu przez Kondratową, to nic się wracać nie potrzebuje, lecz z Krzesanicy granią na szczyt Upłazu (6475′[33]), potém po szerokich plastrach kamienia, jakby po obszernych schodach na dół na Gładkie
Upłaziańskie (5731′[34]) zejdzie wśród kosodrzewiny, później wśród lasu aż do szałasu Upłaziańskiego po wygodnej i bezpiecznej drodze. Ztąd grzbietem dobrą dróżyną na dół, potok Miętusiański minąwszy wyjdzie się w dolinę Kościeliską koło mostu przed karczmiskiem. Także z upłazu można przez dolinę Miętusią wyjść na Przysłop, a ztąd lasem na dół od potoku płynącego z Małej Łąki, i koło niego wyjść na drogę wiodącą wprost do Zakopanego, trochę krócej choć przykrzej.
Dwóch godzin spędzonych na Wierchach Czerwonych nikt nie pożałuje, bo mu to, co tam zobaczył, na zawsze zostanie w pamięci. Lecz zadługo się tu zabawiać nie można, bo zwłaszcza, kto ma na dół chodzić przez Upłaz, dużo jeszcze czasu potrzebuje napowrót do domu.
Po takiej wycieczce bardzo bywa każdemu miły spoczynek, bo to dosyć utrudzająca droga, szczególniej temu, co pierwszy raz dopiero na wierchy wychodził. Komu zaś wyda się ona za przykrą i połączoną z niebezpieczeństwem, ten już niech się nie wybiera na żadne szczyty, zadowalając się zwiedzaniem dolin, bo nie ma łatwiejszej wycieczki na żaden szczyt tej wysokości jak Czerwone Wierchy.
- ↑ ok. 7,5 km
- ↑ 935 m
- ↑ 1001 m
- ↑ 1009 m
- ↑ 1154 m
- ↑ 1157 m; zob. Wywierzysko Bystrej
- ↑ ok. 4 °C
- ↑ 1340 m
- ↑ 1501 m
- ↑ ok. 3,5 °C
- ↑ ponad 200 m
- ↑ 1733 m; Kondracka Przełęcz – 1725 m n.p.m.
- ↑ ok. 130 m
- ↑ 1884 m; Wielki Giewont – 1895 m n.p.m.
- ↑ 2003 m; wg współczesnych pomiarów 2005 m n.p.m.
- ↑ 2119 m; wg współczesnych pomiarów 2096 m n.p.m.
- ↑ 21 m; w rzeczywistości o 26 m
- ↑ Tępa (słow. Tupá)
- ↑ obecnie wyłącznie jako Wysoka
- ↑ 1352 m
- ↑ 1311 m
- ↑ 1366 m
- ↑ 1811 m
- ↑ W rzeczywistości obryw ten miał miejsce pod koniec ostatniego zlodowacenia Tatr, a wspomniana legenda, opowiedziana Stanisławowi Witkiewiczowi przez Sabałę, została wykorzystania przez pisarza w zbiorze Na przełęczy.
- ↑ Opis wskazuje na Ratuszowe Źródło, a wspomniana rozpadlina to jaskinia Awen w Ratuszu
- ↑ ok. 3,5 °C; 1876 m
- ↑ 235 m; w rzeczywistości 201 m
- ↑ 2139; wg współczesnych pomiarów 2122 m n.p.m.
- ↑ 2067 m
- ↑ odpowiednio: 2074 m i 2104 m
- ↑ 1647 m; wg współczesnych pomiarów 1686 m n.p.m.
- ↑ obecnie: Dolinka Rozpadła
- ↑ 2047 m
- ↑ 1811 m