La San Felice/Tom V/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zaledwie król, jakeśmy to powiedzieli, po rozmowie z lokajem, wyszedł z sali jadalnej, udając się na przeciw kardynała Ruffo do swoich apartamentów, kiedy jak gdyby on tyko był węzłem łączącym między sobą gości, miotanych rozlicznemi uczuciami, każdy powrócił do siebie. Kapitan Cesare odprowadził stare księżniczki zrozpaczone myślą, że będąc zmuszanemi uciekać z Paryża i Rzymu przed rewolucją, prawdopodobnie przyjdzie im uciekać z Neapolu, zawsze przed tymże samym nieprzyjacielem.
Królowa uprzedziła sir Williamsa, że po wiadomościach udzielonych jej przez króla, potrzebowała łagodnego wpływu przyjaciółki i dla tego zatrzymuje swoją kochaną Emmę Lyona przy sobie. Acton kazał prosić do siebie swego sekretarza Ryszarda, aby powierzyć mu staranie dowiedzenia się dla czego czy dla kogo król powrócił do swoich pokojów. Książe d’Ascoli, powróciwszy do swych zajęć szambelana, poszedł za królem, w ubraniu pokryłem gwiazdami i wstęgami, zapytać się czy król nie potrzebuje jego usług. Książe de Castel Cicala wołał o konie i powóz; spieszno mu było wrócić do Neapolu aby czuwać na bezpieczeństwem swojem i swoich przyjaciół, straszliwie skompromitowanych tryumfem jakobinów francuskich za którym naturalnie miał pójść tryumf jakobinów neapolitańskich. Sir Williams Hamilton wrócił do swego mieszkania, aby wysłać depeszę do swego rządu, a Nelson z głową spuszczoną i sercem zajętem ponurą myślą, udał się do swego pokoju, który, pełna dla niego delikatnych względów królowa postarała się wyznaczyć nie zbyt daleko od pokoju przeznaczonego dla Emmy, na noce w których zatrzymywała ją przy sobie, jeżeli wszakże, podczas tych nocy jeden pokój nie łączył obydwóch przyjaciółek.
Nelson także, jak sir Williams Hamilton, nie depeszę wprawdzie, ale list miał do pisania; nie był on głównodowodzącym na morzu Śródziemnem, ale zostawał pod rozkazami admirała lorda hrabiego de Saint-Vincent, która to zależność wcale mu się uczuć nie dawała, gdyż admirał obchodził się z nim raczej jak z przyjacielem nie tak z podwładnym, a ostatnie zwycięztwo Nelsona stawiało go na najwyższym szczeblu w opinii marynarki angielskiej.
Zażyłość Nelsona z jego naczelnikiem jest stwierdzona korespondencją Nelsona z hrabią de Saint-Vincent, znajdującą się w piątym tomie jego listów i depeszy wydanym w Londynie, i ci z naszych czytelników którzy lubią rozpatrywać dokumenta oryginalne, mogą się odnieść do tych listów pisanych przez zwycięzcę pod Abukir, od 22 Września, epoki w której się zaczyna to opowiadanie, do 9 Grudnia, czasu do którego doszliśmy. Zobaczą tam opowiedziane szczegóły postępu tej niezwalczonej namiętności jaką go natchnęła lady Hamilton, namiętności dla której zaniedbał swoich obowiązków admirała i człowieka, więcej nawet obowiązku przez honor wskazanego. Listy te, malujące nieład panujący w jego umyśle, namiętność głowy i serca, byłyby jego jedynem usprawiedliwieniem przed potomnością, gdyby ta potomność która od dwóch tysięcy lat potępia kochanka Kleopatry, mogłaś wój sąd odwołać.
Skoro tylko Nelson powrócił do swego pokoju, zaniepokojony wypadkiem mającym sprawić wielkie zamieszanie nietylko w sprawach królestwa, ale prawdopodobnie i w sprawach jego serca, skłaniając admiralicję angielską do wydania nowych rozporządzeń odnośnie do floty na morzu Śródziemnem, Nelson poszedł prosto do biórka, i pod wrażeniem opowiadania królewskiego, — jeżeli wyrazy wychodzące z ust Ferdynanda mogą się nazwać opowiadaniem, — rozpoczął list następujący:
„Kochany lordzie. Postać rzeczy o wiele się zmieniła od czasu mego ostatniego listu datowanego z Liworno, i lękam się niezmiernie aby J. K. Mość Król Obojga-Sycylii nie stracił jednego ze swoich królestwa może nawet obydwóch.
„Generał Mack, tak jak się tego domyślałem, a nawet zdaje mi się i mówiłem, jest fanfaronem który uzyskał imię wielkiego generała nie wiem gdzie, ale to pewno że nie na polu bitwy; prawda że pod swojemi rozkazami miał niefortunną armię, ale któż mógłby przypuścić że 60,000 wojska zostaną pobite przez 11,000.
„Oficerowie neapolitańscy nie wiele mieli do stracenia, ale co tylko mieli wszystko stracili“.
Nelson doszedł do tego punktu listu a jak widzimy, zwycięzca Abukiru surowo sądził zwyciężonych z Civitta-Castellana. W istocie może miał prawo być wymagającym co do odwagi, ten surowy marynarz, który dzieckiem jeszcze zapytywał co to jest bojaźń i nie znał jej nigdy, chociaż w każdej walce pozostawiał część swego ciała, tak że kula zabijająca go pod Trafalgar zabiła już tylko jego połowę i szczątki żyjące bohatera. Nelson mówimy doszedł do tego punktu listu, gdy usłyszał za sobą szmer podobny do szelestu skrzydeł motyla, lub opóźnionego sylfa z kwiatu na kwiat przeskakującego. Odwrócił się i ujrzał lady Hamilton. Krzyknął radośnie.
Ale Emma Lyona z cudownym uśmiechem położyła palec na ustach, i uśmiechnięta, pełna wdzięku, jak posąg szczęśliwego milczenia dała mu znak aby był cicho. Potem zbliżyła się do jego fotelu pochyliła się nad poręczą i rzekła półgłosem:
— Pójdź za mną Horacy; nasza ukochana królowa oczekuje cię i pragnie z tobą pomówić, zanim znów zobaczymy się z królem.
Nelson westchnął, pomyślawszy że kilka słów przybywających z Londynu zmieniając jego przeznaczenie, mogły go oddalić od tej czarodziejki, której każdy ruch, każdy wyraz, każda pieszczota, były nowem ogniwem krępującego go łańcucha; z trudnością podniósł się z krzesła pod wrażeniem jakiego doświadczał zawsze gdy po krótkiej nieobecności widział’ znów tę olśniewającą piękność.
— Prowadź mnie, powiedział, wiesz że widząc ciebie nic więcej nad to nie widzę.
Emma odjęła szarfę gazową którą miała okręconą na około głowy, tworząc z niej ubranie i zasłonę, tak jak to widać na miniaturach Isabeya i rzucając mu jeden koniec który on schwycił i gorączkowo poniósł do ust:
— Pójdź, kochany Tezeuszu, powiedziała mu, oto nić labiryntu, gdybyś mnie nawet miał porzucić jak drugą Ariadnę. Tylko uprzedzam cię, że jeżeli mnie spotka to nieszczęście, nikomu się nie pozwolę pocieszyć, chociażby ten ktoś był nawet bogiem.
Poszła pierwsza. Nelson postępował za nią; gdyby go nawet prowadziła do piekła byłby z nią poszedł.
— Kochana moja królowo, powiedziała Emma, przyprowadzam ci tego który jednocześnie jest moim królem i moim niewolnikiem.
Królowa siedziała na sofie w buduarze oddzielającym pokój Emmy Lyona od jej pokoju; oczy jej rzucały źle ukryte płomienie, ale tym razem były to płomienie gniewu.
— Zbliż się Nelsonie, mój obrońco, powiedziała, i siadaj przy mnie; czuję prawdziwą potrzebę widzieć i czuć przy sobie bohatera, aby się pocieszyć w naszem poniżeniu. Czy widziałeś go? ciągnęła dalej wstrząsając pogardliwie głową; czy widziałeś tego błazna koronowanego, robiącego się posłem swej własnej hańby? Czy słyszałeś jak sam szydził z własnej nikczemności? Ach! Nelsonie! jak to smutno być dumną królową i mężną kobietą i mieć małżonkiem króla nie umiejącego dzierżyć ani berła ani oręża.
Przyciągnęła Nelsona ku sobie, Emma usiadła nizko na poduszkach i ogarniała go swym magnetycznym wzrokiem, bawiąc się jego krzyżami i wstążkami, — jak Amy Robsart naszyjnikiem Leicestera, — tego którego miała polecenie oczarować.
— Rzeczywiście pani, powiedział Nelson, król jest wielkiem filozofem.
Królowa spojrzała na Nelsona marszcząc swoje piękne brwi.
— Czy doprawdy mianujesz filozofią, powiedziała, ten brak poczucia własnej godności? Niech nie posiada geniuszu króla, będąc wychowanym jak lazzarone, to pojmuję, geniuszu niebo rzadko udziela; ale nie mieć serca człowieka! Doprawdy Nelsonie, dzisiejszego wieczora d’Ascoli miał nie tylko ubranie cle i serce królewskie, król był tylko lokajem d’Ascolego i pomyśleć tylko, że gdyby ci jakobini których się tak obawia, byli go schwytali, byłby dozwolił go powiesić, nie wyrzekłszy ani słowa dla jego ocalenia!... Być jednocześnie córką Marji-Teresy i żoną Ferdynanda jest to, przyznasz, jedna z licznych fantazji losu, pozwalająca wątpić o Opatrzności.
— Owszem, powiedziała Emma, czyż nie lepsze takie położenie rzeczy, czyż to nie jest cudem Opatrzności że stworzyła cię królową i królem zarazem? Lepiej być Semiramidą jak Artemizą, Elżbietą jak Marją de Medicis.
— Oh! zawołała królowa, nie słuchając Emmy, gdybym była mężczyzną, gdybym nosiła oręż!
— Nigdy nie byłby on więcej wart od tego, powiedziała Emma, bawiąc się szablą Nelsona, i odkąd on się tobą opiekuje, nie potrzebujesz innego, dzięki niebu!
Nelson położył rękę na głowie Emmy i spoglądał na nią z wyrazem nieskończonej miłości.
— Niestety! kochana Emmo, powiedział, Bogu tylko wiadomo wiele mnie będą kosztować wyrazy które mówię, ale czy sądzisz Emmo że przed chwilą kiedy cię niespodzianie ujrzałem, byłbym wzdychał, gdybym się nie lękał także?
— Ty, zapytała Emma.
— O! odgaduję co on chce powiedzieć, wykrzyknęła królowa podnosząc chustkę do oczu; oh! ja plączę, tak, tak, to prawda, ale to są łzy wściekłości...
— Tak, ale ja nie domyślam się, powiedziała Emma, a czego się nie domyślam, to trzeba aby mi wyjaśniono. Nelsonie objaw mi swoje obawy, mów, chcę tego.
I zarzuciwszy mu rękę na szyję, unosząc się z wdziękiem, pocałowała go w pokryte bliznami czoło.
— Emmo, powiedział Nelson, jeżeli to czoło promienieje dumą pod dotknięciem twych ust, nie promienieje jednocześnie radością, to dla tego jedynie, że w bliskiej przyszłości przewiduję wielką boleść.
— Ja znam tylko jedną na świecie, powiedziała lady Hamilton, to jest być rozłączoną z tobą.
— Widzisz więc że odgadłaś Emmo.
— Rozłączenie! wykrzyknęła młoda kobieta z doskonale odegranem przerażeniem; i któżby nas mógł teraz rozłączyć?
— O! mój Boże! rozkaz admiralicji, fantazja pana Pitt; czyż nie mogą mnie wysłać na zdobycie Martyniki i wyspy św. Trójcy, tak jak mnie wysłano do Calvi, Teneryffy i Abukiru? W Calvi postradałem oko, w Teneryffie rękę, w Abukirze skórę z czoła. Jeżeli mnie wyślą do Martyniki lub na wyspę św. Trójcy, radbym tam stawić głowę i już raz wszystko skończyć.
— Lecz gdybyś taki rozkaz otrzymał, nie usłuchałbyś go, spodziewam się?
— Ale jakże bym postąpił, kochana Emmo?
— Byłbyś posłuszny rozkazowi opuszczenia mnie? — Emmo! Emmo! czyż nie widzisz że zostawiasz mnie między miłością i obowiązkiem, chcesz mnie uczynić zdrajcą albo człowiekiem zrozpaczonym.
— A więc, odparła Emma, przypuszczam że nie mógłbyś odpowiedzieć J. K. Mości Jerzemu III: N. Panie, nie chcę opuścić Neapolu, bo kocham szalenie żonę twojego ambasadora, która mnie kocha wzajemnie aż do obłędu; ale możesz mu powiedzieć; Królu, nie chcę opuścić królowej, której jestem jedyną podporą, jedynym obrońcą; wy głowy koronowane, powinniście się sobą wzajemne opiekować, odpowiadacie jedni za drugich przed Bogiem który was uczynił swymi wybranymi; a jeżeli ty mu tego nie powiesz, ponieważ poddany nie może przemawiać w ten sposób do swego króla, sir Williams będąc jego mlecznym bratem, posiada prawa jakich ty nie posiadasz, sir Williams może mu to powiedzieć.
— Nelsonie, powiedziała królowa, może jestem wielką egoistką, ale jeżeli ty nie przyjmiesz nad nami opieki, zginęliśmy, a jeżeli ci przedstawiają kwestję podtrzymania tronu i protegowania królestwa, czyż nie zwiększa się ona o tyle dla człowieka z sercem, że ten winien narazić się na niebezpieczeństwo aby nas ocalić?
— Masz pani słuszność, odrzekł Nelson, widziałem tylko moją miłość: nic dziwnego, ta miłość, to jutrzenka mego serca. W. K. Mość uszczęśliwia mnie odkrywając mi poświęcenie tam, gdzie widziałem tylko namiętność. Jeszcze dzisiejszej nocy napiszę do mego przyjaciela lorda Saint-Vincent, a raczej dokończę listu już do niego zaczętego. Będę go prosił, błagał, aby mnie pozostawił, lepiej jeszcze aby mnie przeznaczył na wasze usługi; on zrozumie to i napisze do admiralicji.
— A sir Williams, powiedziała Emma, napisze z swojej strony wprost do króla i do pana Pitt.
— Czy pojmujesz Nelsonie, ciągnęła dalej królowa, jak bardzo cię potrzebujemy i jak wielkie możesz nam oddać przysługi. Podług wszelkiego prawdopodobieństwa, będziemy zmuszeni opuścić Neapol i udać się na wygnanie.
— Czy pani sądzisz że sprawy są w tak rozpaczliwym stanie..?
Królowa z smutnym uśmiechem wstrząsnęła głową.
— Zdąje mi się, mówił Nelson, że gdyby król chciał...
— Byłoby to nieszczęściem gdyby chciał, Nelsonie, nieszczęściem dla mnie; znam się na tem. Neapolitańczycy nienawidzą mnie, jest to plemię zazdrosne na wszelki talent, piękność i odwagę; zawsze zgięci pod jarzmem niemieckiem, francuskiem lub hiszpańskiem, nazywają cudzoziemskiem nienawidzą i spotwarzają wszystko co nie jest neapolitańskiem; nienawidzą Actona, bo jest urodzony we Francji; nienawidzą Emmy, bo jest urodzona w Anglii; nienawidzą mnie, bo jestem urodzona w Austrji. Przypuśćmy że nadzwyczajną odwagą, do jakiej król nie jest zdolnym, zbiorą napowrót szczątki armii i zatrzymają Francuzów w Abruzzyjskich wąwozach, jakobini neapolitańscy sami sobie pozostawieni skorzystają z nieobecności wojska i powstaną, a wtedy okropności Francji z 1792 i 1793 roku powtórzą się tutaj. Któż ci zaręczył że nie postąpią ze mną jak z Marją-Antoniną, a z Emmą jak z księżną de Lamballe, królowi dzięki wielbiącym go lazzaronom, nic złego się nie stanie: jego chroni tarcza narodowości; ale Acton, Emma, ale ja, kochany Nelsonie, zginiemy! Teraz, sam powiedz, czy nie wielką rolę przeznacza ci Opatrzność, jeżeli zdołasz uczynić dla mnie to, czego Mirabeau de Bouille, król szwedzki, Barnave, pan de Lafayette, moi dwaj bracia, dwaj cesarze nie mogli uczynić dla królowej Francji?
— Byłaby to zbyt wielka chwała, o jakiej nie marzę, powiedział Nelson, chwała wieczna.
— Nareszcie, czyż za nic uważasz Nelsonie, że to przez nasze poświęcenie dla Anglii skompromitowaliśmy się; gdyby wierny traktatom z rzecząpospolitą, rząd Obojga-Sycylii nie pozwolił ci zaopatrzyć się w wodę, żywność, naprawiać uszkodzonych statków w Syrakuzie, byłbyś zmuszonym jechać po żywność do Gibraltaru i nie zastałbyś już floty francuzkiej w Abukirze.
— To prawda pani, wtedy ja byłbym zgubiony, zamiast tryumfu wytoczonoby mi hańbiący proces. Jakże to powiedzieć: miałem oczy utkwione w Neapolu, kiedy moim obowiązkiem było patrzeć od strony Tunisu.
— Nareszcie, czyż to nie w skutek uroczystości jakie w naszem uniesieniu urządziliśmy dla ciebie, ta wojna wybuchła? Nie, Nelsonie, los królestwa Obojga-Sycylii jest związany z tobą, ty zaś przywiązany jesteś do losu jego władców. Powiedzą w przyszłości: Wszyscy ich opuścili, sprzymierzeńcy, przyjaciele, krewni; cały świat przeciwko nim powstał mieli tylko Nelsona za sobą i Nelson ich ocalił.
I mówiąc te wyrazy królowa wyciągnęła rękę ku Nelsonowi; Nelson pochwycił tę rękę, przyklęknął na jedno kolano i ucałował ją.
— Pani, powiedział, uniesiony pochlebstwami królowej, czy W. K. Mość raczy mi jedną rzecz przyrzec?
— Masz prawo wymagać wszystkiego od tych którzy ci będą wszystko zawdzięczać.
— A więc upraszam o słowo królewskie, że w dniu kiedy pani opuścisz Neapol, okręt Nelsona a nie żaden inny poprowadzi do Sycylii twoją poświęconą osobę.
— O! to przysięgam ci, Nelsonie i dodaję jeszcze, że tam gdzie ja będę, będzie także ze mną moja jedyna, moja ukochana, moja wieczna przyjaciółka Emma Lyona.
I ruchem namiętniejszym może niż na to pozwalała ta przyjaźń, jakkolwiek wielka, królowa ujęła w obydwie ręce głowę Emmy, żywo ją przybliżyła do swoich ust i pocałowała w obydwa oczy.
— Masz pani moje słowo, powiedział Nelson. Od tej chwili twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi, twoi nieprzyjaciele są mymi wrogami, i gdybym nawet miał zgubić się, ocalając cię, ocalę.
— O! wykrzyknęła Emma, jesteś prawdziwie rycerzem króli i obrońcą tronów! Ty jesteś właśnie człowiekiem o jakim marzyłam i któremu miałam oddać całą moją miłość, całe moje serce!
I tym razem już nie czoło okryte bliznami bohatera, ale drżące usta kochanka, ucałowała nowoczesna Circe. W tej chwili zapukano lekko do drzwi.
— Wejdźcie tam, ukochani przyjaciele mojego serca, powiedziała królowa wskazując pokój Emmy; to Acton przybywa z odpowiedzią.
Nelson upojony pochwałami, miłością, dumą, uprowadził Emmę do tego pokoju z wonną atmosferą, którego drzwi zdawały się same za nimi zamykać.
W sekundę wyraz twarzy królowej zmienił się, jak gdyby włożyła lub zdjęła maskę; wzrok jej stał się surowym i głosem krótkim wymówiła to jedno słowo:
— Wejdź.
Był to Acton w istocie.
— No cóż, zapytała, kogóż J. K. Mość oczekiwał?
— Kardynała Ruffo, odrzekł Acton.
— Nie wiesz o czem mówili?
— Nie pani, ale wiem co robili.
— I cóż robili?
— Posełali po Ferrarego.
— Tego się domyślałam. Jeden powód więcej do tego co wiesz Actonie.
— Zrobi się to przy pierwszej sposobności. W. K. Mość nie ma nic więcej do rozkazania?
— Nie.
Acton ukłonił się i wyszedł. Królowa zazdrośnie spojrzała na pokój Emmy i milcząco weszła do swego.