Litwa za Witolda/1390
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Litwa za Witolda |
Podtytuł | Opowiadanie historyczne |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze |
Data wyd. | 1850 |
Druk | Józef Zawadzki |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wprzódy jeszcze zetknąwszy się z Zakonom i pewien będąc dobrego przyjęcia, raz że mu to własny interes Krzyżaków zaręczał; powtóre, że oni po naradzie tajemnéj między sobą, uroczyście mu to zaręczyli; — Witold z Grodna posłał przodem żonę swoję Annę z córką Anastazją, siostrą Ryngalą, bratem Zygmuntem, pokrewnym jakimś Konradem (tym zapewne, którego widzieliśmy przy wzięciu Wizny); synowcem swym i w niewoli zostającym u niego, a teraz uwolnionym zapewne Xięciem Smoleńskim, w sto kilkadziesiąt koni przedniejszych swoich Bajorasów, do Pruss, do W. Mistrza, prosząc go o nowe przeciwko Jagielle i Skirgielle przymierze; ofiarując nie tylko to, co dawniéj Zakonowi był dał, przywrócić, umowy poczynione potwierdzić; lecz w dodatku Grodno, dziś w ręku jego będące, na którém osadzony był z ramienia Witolda Jan X. Olszański; — natychmiast oddać w ręce Krzyżaków.
Tak pożądane wnioski przyjął Zakon i chwycił się strony Witolda, nowy zyskując powód potwarzania Króla, nowy oręż przeciwko Polsce i Litwie.
Osobliwszym wreszcie układem, na zastawę Żmudzi, któréj Witold nie miał, dano mu na koszta wojny 30,000 grzywien, zaręczając pomoc i posiłki Zakonu. Kroniki Zakonu wprawdzie nic o zastawie nie piszą — i dziwną byłaby przy prawach, jakie Krzyżacy rościli do posiadania téj ziemi. Mogliż brać w zastaw mniemaną własność swoją?
Jeśli tak było; dowodzi to, że w prawa swoje i posiadanie Żmudzi sami wiary nie mieli, szukając wszelkich środków do utrzymania się w niéj. — Równie dziwną zastawa ta ze strony Witolda, który prawnie do niéj mięszać się nie mógł, zrzekłszy się dzielnicy ojcowskiéj. Zakon, spodziewając się widać rozdzielić Litwę od Polski, zasadzał się na wszystko; mając na widoku tylko rychlejsze osłabienie nieprzyjaciela. Witold zaś, zerwawszy z Jagiełłą, tém samém mniemał się z dawnych rozwiązany zrzeczeń.
Szybko sposobiono się do wojny z obu stron wybuchnąć mającéj: Król wysłał posiłki polskie dla osadzenia zamków Wileńskich pod wodzą Mikołaja Moskorzowskiego, niewiele widać ufając Skirgielle; Mistrz wyprawił Komandora Arnolda Bürgeln, Rycerza Marquarda von Salzbach i Rządzcę Rastenburgskiego Tomasza Surwiłła do Grodna, dla zbliżenia się i ostatecznéj umowy z Witoldem. Zjazd naznaczony ze starszyzną Krzyżacką nad rzeką Łykiem, gdzie nanowo na pismie zawarto przymierze, z dodatkiem, że za żywność, miody, chleb i wszelkie zapasy, na żądanie Witolda przysłane do Litwy, opłacić ma w przeciągu roku.
Natychmiast po zawarciu nowego upokarzającego przymierza d. 19 Stycznia 1390 roku, pospieszono gromadzić wojska Zakonne, z ludzi ich posiadłości, słabych posiłków i przybylców składające się, około 40,000 głów wynoszące. Na czele ich wyszedł Marszałek Zakonu na granice Litwy. Witold ze swemi Podlasiany i Żmudzią połączył się z nim i razem pociągnęli naprzód pod Kiernów nad Wilją; miasto opuszczone, ale trzy zamki warowne mające, świéżo wzmocnione nieco przez samego Witolda, któremu położenie miejsca i środki zdobycia najlepiéj znane były. Załoga, nie czekając oblężenia, spaliła zamek główny i uszła za Wilją. Nie gonił jéj za rzekę Marszałek; kierując się ku Mejszagole nowo obwarowanéj, opatrzonéj załogą z 1,100 ludzi, którzy się czas jakiś mężnie bronili. Zakon okupił ciężkiemi straty wzięcie warowni, zdobytéj szturmem, w którym 400 Litwy zginęło.
Po dwónastu dniach wojowania i plondrowania w ziemi, którą zwano pogańską, chociaż Mejszagoła kościoł już miała katolicki; — spoczęto pasując rycerzy i wiodąc 2,000 jeńca do Pruss. Nowy dziejopis Pruss, zowie ten napad; »szczęśliwą wyprawą, któréj orężowi Bóg pobłogosławił” — a przecież w czasie tego to napadu na Żmudź, gdy zabijany lud wołał chcąc śmierci uniknąć: — jesteśmy chrześcianie! jesteśmy ochrzczeni! — Krzyżacy zajadli odpowiadali kąpiąc się we krwi: — Ja cię chrzczę miéczem! (Ego te baptizo in gladio). (Process Krzyżaków w r. 1422. Zeznanie Mikoł. Trąby Arcyb. Gniezn. przed Kommiss. Papiéża. Naruszewicz, T. VII. Noty, X, IV. 152).
Witold, po powrocie cztérdziesto-tysięcznego wojska, zaspokojonego wzięciem mieściny Mejszagoły, musiał się srodze uczuć zawiedzionym w nadziejach. Tymczasem położenie jego względem Zakonu ciężkie było, bo upokarzające, bo znowu podejrzeniem i nieufnością otoczone.
Dwór jego rozdzielony był na małe gromadki i rozesłany po różnych miejscach przez bojaźń zdrady; jego mamiono obietnicami, a tymczasem plondrowano tylko tę Litwę, o którą on się dobijał. Tymczasem Władysław Jagiełło zagarniał dzielnicę Witoldową, aby z niéj posiłków sciągać nie mógł. Zamki Podlaskie zagrożone i wkrótce jeden po drugim przez Polaków pobrane zostały; — Król sam, spodziewając się niepłonnie obrony zażartéj, na czele wojsk swoich stawać musiał. Brześć sam dziesięć dni oblegany nie poddawał się długo, i z ciężkością opanowany nareszcie. Osadzony w nim Hincza z Rogowa z częścią wojsk, co osłabiło siły na dalszą wyprawę. Z pod Brześcia w Lutym, w 900 koni udał się Król pod Kamieniec Litewski, i dobył go, mimo że liczba wojsk codzień się zbiegami i mrozami uszczuplała. Tu dowódzcą postanowiony Zyndram Maszkowski Miecznik Koronny, i znowu część ludzi zostawić z nim przyszło. Z niewielką już garścią postąpił Jagiełło pod Grodno, i w Marcu przeprawiwszy się przez Niemen, obozem rozłożył u zamków.
Grodno mocno osadzone, miało dwa zamki, na których dowodził Rycerz z ramienia Krzyżackiego Marquard Salzbach. Król, nie mogąc z małą liczbą swego wojska zdobywać twierdz szturmem, postanowił oblegać i głodem zmuszać do poddania załogę, w oczekiwaniu posiłków od Skirgiełły, Włodzimierza Kijowskiego i Korybuta Siewierskiego nadciągnąć mających. Powolnie więc dobywano zamków, niepokojąc je tylko nieustannie, a zwlekając ostatek: Krzyżacy i Podlasianie bronili się mężnie, mając nadzieję utrzymać.
Jeszcze nim Król nadciągnął, Krzyżacy popalili okolice, lud do zamków sciągając lub rozpraszając po lasach z siół i osad poblizkich; aby nie dać przytułku, ani żywności nieprzyjacielowi. Zima się kończyła, bezdroża i roztopy wiosenne poczynały; mała ilość ludu w dalekie picowania wdawać się nie dozwalała; — wprędce więc obóz Królewski doznał głodu i niedostatku nadzwyczajnego. Żołniérz przestawać musiał na suchym chlebie w niewielkiéj ilości, zmięszanym z ością i kłosami; konie żywiono trochą liści z pod śniégu odgrzebanych i przegniłych; lub zerwaném poszyciem niedogorzałych dachów słomianych, po które jeszcze o mil cztérnaście jeździć było potrzeba. — Wszakże przykładem wytrwałości starszych i Króla zagrzane wojsko, nie straciło odwagi: dowiedziano się o Witoldzie na odsiecz spieszącym i postanowiono oblężenie ponaglać, zmuszając załogę do poddania.
Witold z Marszałkiem Zakonu szedł na odsiecz Grodnu, wiodąc za sobą na wozach żywność i wojenny rynsztunek, pomimo pory i dróg szkaradnych. Krzyżackie Kroniki wzmiankują o tém wiezieniu żywności, jak gdyby się to raz piérwszy przytrafiło; bo zamki Zakonu zwykle zaopatrzone bywały w zapasy potrzebne na czas długi.
Wojska Krzyżackie i Witolda rozłożyły się obozem po drugiéj stronie Niemna, przez który, dla wód wiosennych, przeprawa była utrudniona. Niemcy przemyślni, łańcuch ogromny przez rzekę przeciągnąwszy, pod nim stawiąc łodzie i baty spojone ogniwami żelaznemi; gotowali się dostać na brzeg drugi. Na nieszczęście postrzegłszy to Władysław Jagiełło, kazał w górze, z bystro płynącą wodą wiosenną, puścić drzewa, bale ciężkie i kłody, które pędem idąc na łodzie i baty, zerwały łańcuch i zniszczyły przeprawę, na któréj już część Krzyżaków dostawała się do zamku. Łodzie żołniérza pełne wywracać się, a lud tonąć poczynał: wiele go tam zginęło. Jeden umiejący pływać Niemiec, bliżéj będąc przeciwnego brzegu, począł się ku niemu ratować; napróżno wołano na niego, aby raczéj zginął, niż się dostał w ręce nieprzyjacielskie; ale tonący nie usłuchał rady i schwytany przez Polaków, stawiony był przed Króla. Opowiedział on, że Krzyżacy i Witold całą nadzieję w przeprawie przez Niemen pokładali; jakie były ich siły i t. d.
Zachęceni powodzeniem, Polacy w oczach Witolda, wzięli nagłym szturmem zamek niższy. O moście i przeprawie myśléć już nie było można; Marszałek szybko obóz zwinąwszy odszedł. Widząc to Niemcy osadzeni w Grodnie, których już opanowanie dolnego zamku przeraziło; myśleli się poddać. Litwa i Ruś chcieli jeszcze się bronić: swary powstały między załogą i te były powodem, że po upartéj sześcioniedzielnéj obronie, zamek pięćdziesiątego dnia, zdał się nareszcie Jagielle.
Było to ciosem dla Witolda, którego cała już dzielnica zagarniona została: pozostawała mu tylko Żmudź, ojcu i jemu przychylna. Ale i ta, unikając Zakonu i związanego z nim Witolda, tuliła się teraz pod skrzydła Litwy, przechylając raczéj ku niéj, niż do nienawistnych jéj Krzyżaków. Witold, po długich namowach, potrafił wreszcie skłonić Żmudzinów do przymierza z Krzyżakami. Jest to dowodem wielkiéj przewagi, jaką miał nad niemi. Pod wodzą Majzebuda, najznakomitszego z Kunigasów Żmudzkich, możniejsi Dirkstel, Rukund, Skwajbutt, Jawsza, Ejmund, Tylen, Dauksza, Ragel, Skucz i wielu innych w liczbie trzydziestu dwóch, udali się do Królewca, ofiarując pokój i przymierze Zakonowi (było to około Zielonych Świąt).
Żmudź, w przyszłym boju ze Skirgiełłą i Litwą, ważną była dla Krzyżaków, przyjęto radośnie poselstwo, zawarto przymierze. Niém obowiązali się Żmudzini służyć wiernie »Kunigasowi” Witoldowi, Mistrzowi i Zakonowi przeciw wszelkim ich nieprzyjaciołóm; zapewniając sobie wolny handel w Ragnedzie, Memlu, Georgenburgu. Poddani Zakonu swobodnie we Żmudzi kupczyć i przebywać mieli. Pochody wojenne Zakonu odtąd Żmudzi dotykać nie miały, ani pokoju naruszać. Gdyby Żmudź lub ziemie Zakonu najechane były, wzajem się wspomagać zobowiązano; jeśliby się trafiły nieporozumienia między obu krajów mieszkańcami nadgranicznemi: X. Witold, cztéréj starsi ze Żmudzi i Marszałek Zakonu ze cztérma starszyzny z Pruss mają rozwiązywać je wedle swego przekonania, bez odwoływania się dalszego do kogokolwiek bądź. (Auf dem hauss Königsberg 1390, am Donnerstag nach dem Pfingstage (26 Maja) in geh. Archiw. Voigt. V. 539).
Akt ten, do rozpoznania stanu ówczesnego Żmudzi, która jeszcze jakby odrębną prowincją, niepodległą i z Xięztwem imieniem bardziéj niż rzeczą połączoną, składała; — skazówką jest dość ważną. Pomimo tylu podbojów i spustoszeń, jak ogromną siłę czerpał lud ten w głębokiém uczuciu narodowości swéj; — jak zastanawiającém jest przechowanie starych instytucij aż do téj chwili. O formie rządu z aktu tego wnioskować nie można; gdyż właśnie do nikogo nie należąc, Żmudź przez starszyznę swą rządzić się musiała: rwana i szarpana przez Zakon, licząc się prowincją Litewską, w istocie opuszczona, zostawiona sama sobie, położeniem swém tylko, lasy, rzekami, błoty twierdze stanowiącemi ówczesne, broniła narodowości i niezawisłości, do których żywiéj może, niż inne części litewskiego kraju, przywiązaną była.
Czyli w owym czasie rząd Żmudzi był gminowładnym, jak niektórzy wnoszą, przynajmniéj wątpliwa. Ślad jedyny tego pozostał w akcie wyżéj wzmiankowanym, w którym starszyzna kraj przedstawia; są to niby posłowie gmin i obwodów, przyjmujący za Naczelnika nie Zakon, ale raczéj samego Witolda. Nie potrzeba się mylić w znaczeniu téj czynności i aktu: ten raczéj był dla przyszłości i na pokaz, niżeli dla bezpośrednich swych skutków uczyniony. Wiémy, że Żmudź zostawała dawniéj pod udzielnemi Xiążęty; tu wszystko starodawne zachowało się dłużéj w całości; władza Kunigasów ograniczoną być musiała przewagą duchowieństwa. Gdy piérwsza ustawała z jakichkolwiek powodów, druga nabiérała siły i znaczenia. Umowa niniejsza świadczy, że starszyzna rządziła tu podtenczas zapewne z charakterem kapłańskim. Naczelnicy gmin byli razem ich Wurszajtami. Zakon inaczéj, jak na imie Witolda, poddania się Żmudzi uzyskać nie mógł; na piérwszém miejscu staje on, nie Krzyżacy. W razie odszczepienia się Xięcia od Zakonu, kraj ten szedł za Witoldem, i odpadał także od niego. Powiaty Żmudzi, które tę umowę zawiérały, były: Miednicki, Kołtyniański, Knetowski, Krożski, Widuklski, Rosieński i Ejragolski.
Wizna także znowu poddała się Krzyżakóm i przez nich osadzona została; Król zaś Jagiełło oderwał im sprzymierzonych Xiążąt Pomorskich: Wratysława, Bogusława i Barnima, którzy z Polską traktat, podobny zawartemu wprzód z Zakonem, uczynili w Pyzdrach. X. Janusz Mazowiecki, już to z powodu wzięcia Wizny, już może dla nadanych mu Drohiczyna, Mielnika, Bielska, na prawach, na jakich je trzymali Xiążęta Litewscy, stanął przeciwko Witoldowi i Krzyżakóm.
W Prusiech zbiérano się na wielką wyprawę, do któréj przynaglały i namowy Witolda, i wielka liczba przybyłych znakomitych gości z za granicy. Wcześnie już ogłosiwszy przyszłym W. Xięciem Litwy Witolda, ciągnęli Krzyżacy na zdobycie Wilna, przyszłéj jego stolicy.
Ściągniono naprzód żołdaków z Pomorza i siły własne Zakonu, do których przyłączyły się kupy zbrojne z Niemiec, Francji i Anglji przybyłych Krzyżowców, dla wojowania z pogany.
Między gośćmi odznaczał się: hrabia Henryk Derby, syn starszy Jana X. Lancaster, znany pózniej na tronie Angielskim pod imieniem Henryka IV, który wylądowawszy w Gdańsku ze trzechset jazdy, zawitał do Marienburga. Chciał go uczcić wedle dostojeństwa W. Mistrz, ale choroba, z któréj się już podźwignąć nie miał nadziei, zająć mu się tém nie dozwalała. Przybył także znakomity rycerz francuzki, trzeci już raz tę krzyżową pielgrzymkę odprawujący — Jan le Maingre Boucicault.
Gdy wszystko w gotowości było; Witold ze znacznym pocztem Żmudzinów i wezwany Mistrz Inflantski z posiłkami się stawił; pociągnęli rycerze z Pruss ku Niemnowi, u Kowna łącząc się z wojskiem Inflantskiém. Tu przyszła wieść, że Skirgiełło leżał obozem nad Neris pod Starém-Kownem, broniąc nieprzyjacielowi przeprawy. Marszałek szybko z wybranym ludem rzucił się na północ od Kowna przez puszcze, znalazł wygodną przeprawę przez rzekę, i dostawszy się na drugi brzeg, z tyłu napadł na Skirgiełłę, czego się ten najmniéj spodziewał.
Było to dnia 27 Sierpnia: żwawą stoczono bitwę; Litwa rozbita została, a Skirgiełło ratował się ucieczką do Wissewalde, straciwszy około 100 ludzi, trzech Kunigasów i kilkunastu Bajorasów w niewolę wziętych. Ze dwieście osiodłanych koni dostały się Prusakóm, gdyż Litwa nagle zaskoczona dosiąść ich nawet nie miała czasu.
Ztąd Marszałek, gdy z Niemna na Wilją statki weszły, a Witold i Mistrz Inflantski z nim się połączyli, całą siłą pociągnął na Wilno. Zdaje się jednak, że część jakaś wojsk tych, wprzódy naszła na Troki i miasto spaliła.
Oblężenie stolicy bronionéj przez Polaków, Ruś i Litwę zaczęło się dnia 4 Września. Obóz Krzyżacki széroko się rozkładając opalał zamki, miasto całe; a na Wilji przeciągnięty most na łodziach łączył z sobą wojska do koła otaczające Wilno, zamykając nieprzyjacielowi drogę wodną.
Trzy dobrze osadzone i mocne zamczyska panowały stolicy: górny na Turzej górze wzniesiony z kościołem świéżo założonym S. Marcina, dolny i Krzywy od doliny Kriwe nazwany; wszystkie łączące się z sobą, opalissadowane i oszańcowane, przekopami wzmocnione; dolne widłami rzek Wilji i Wilny objęte. Dolny Zamek zamykał w sobie Katedralny kościoł S. Stanisława; Krzywy-gród służył za schronienie ludności z miasta i okolic zbiegłéj z mieniem całém.
W dolnym i Krzywym zamku, które otaczały i broniły Xiążęcych dworów i różnych budowli do nich należących; zajmujących ogromną przestrzeń; więcéj niż osady i żołnierza znajdowało się ludu, będącego dla załogi zawadą, a poniekąd niebezpieczeństwem. Na dolnym dowodził Skirgiełło; w Krzywym grodzie brat Jagiełły, Korygiełło-Kazimiérz; w górnym zamku Moskorzowski, będący pod rozkazami W. Xięcia. Naprzeciw dolnych zamków położył się obozem Witold, znający miejscowość i przewodniczący do zdobycia, które zdawało się łatwiejszém, z powodu, że tylko ścianą drewnianą był obwiedziony.
Wojsko jego codziennie się pomnażało nowemi zbiegi Litewskiemi, tłumami ludu pamiętnego na zasługi ojcowskie i nieprzyjaciołmi Skirgiełły.
Samo miasto, o którém nie wspominają opisujący oblężenie, pustką lub zgliszczem być musiało, gdyż mieszkańcy albo się rozbiegli, albo bezpieczeństwa w Krzywym grodzie szukali.
Czwartego Września, przyszły i rozłożyły się siły Krzyżackie i Witolda; poczęto natychmiast do drewnianych ścian, machiny, tarany, bombardy przystawiać i nieustannie szturmować, dla zrobienia wyłomu. Pięć dni trwały wysiłki skierowane na Krzywy gród najbardziéj. Dziesiątego Września rano, postanowiono powszechny szturm przypuścić; — ale zaledwie poczęto dobywać Krzywego grodu, w którym zamknięty lud groty i kamienie miotając na oblegających, mężnie się im bronił; gdy w dwóch bramach, czy to nieprzyjaciel, czy przekupieni nieprzyjaciele Skirgiełły, podrzucili ogień. Wszczął się pożar niepokonany, tak, że wkrótce gród cały w płomieniach stanął; i cztérnaście tysięcy ludu w nim zamkniętego, nie miało innego ratunku nad gwałtowne przebicie się przez nieprzyjacielskie wojska i obozy. Hrabia Derby i Witold w téj chwili do objętych płomieniem bram przypuścili szturm nowy i wparli się wewnątrz. — Ani ognia gasić, ani bronić się w miejscu, w powszechnym popłochu i nacisku ludu, nie było można. Część jednak przebojem idąc wypadła z zamku i uszczuplona walką, dostała się na otwarte pole, przez środek nieprzyjaciela przerzynając (Wapowski).
Tymczasem straszliwa rzeź wśród płomieni wszczęła się na pozostałych, wśród krzyku kobiét i dzieci, wśród zgiełku wojennego i wrzawy bitwy i pożaru. W zamięszaniu tém, walce i rzezi bezbronnych, zginęło z cztérnastu, około cztéry tysiące ludzi, wielu zabrano w niewolę; towary, mienie, budowle poszły w popiół — załoga schronić się potrafiła do górnego zamku.
W tym dniu, Korygiełło Kazimierz, dowodzący w Krzywym grodzie, przez Niemców w zamięszaniu zabity został, a głowę jego od trupa odciętą, na długiéj pice wetkniętą (wraz z innemi zapewne) obnosiło żołdactwo, strasząc załogę górnego zamku. Zdaje się, że pastwiono się tak ohydnie nad tém, nie poznawszy go, ale niemniéj są dowody, że tak było.
Zdawało się, że łatwo teraz przyjdzie dobyć górnego zamku i dolnego, który ocalał z kościołem S. Stanisława. Górny wzniesiony na dość stroméj górze, murowany, z basztami i wieżycami, osadzony był przez Polaków pod dowództwem Moskorzowskiego. Spodziewano się jednak użyciem bombard i dział, któremi go otoczono, z pomocą doskonałych łuczników angielskich Hr. Derby, pokonać opór załogi, nie tracącéj serca, nadziei utrzymania się, choć w obec sił znacznie ją przewyższających.
Wkrótce postrzegli Niemcy i ich sprzymierzeńcy, że nie tak tu łatwo, jak w Krzywym grodzie, zwyciężyć będzie można załogę we wszelki sprzęt, w żywność i broń opatrzoną, a kierowaną przez Moskorzowskiego. Wystrzały trafne z dział zamkowych i śmiałe wycieczki wkrótce o znaczne straty przyprawiły Krzyżaków, najmniéj się już niepowodzenia takiego i śmiałości spodziewających. Z kościoła Ś. Marcina wywieszona chorągiew z krzyżem, Francuzóm i Anglikóm wyrzucała, że nadaremnie uwodzono ich nazywając pogany, tych, którzy pod znamieniem jedném z niemi walczyli broniąc swéj niepodległości.
Moskorzowski przedsiębrał kroki stanowcze: z powodu podejrzeń o podrzucenie ognia w Krzywym grodzie zdradą, wyprawił wnet ludzi próżnych i podejrzanych precz z zamku: sam dzień i noc odpiérając szturmy nieustanne, łamanie murów taranami, postrzały łuczników, nacisk oblegających, pomnażał się w chwilach niebezpieczeństwa. Zapał, przytomność, odwaga Moskorzowskiego ocaliły stolicę Jagiełły. Dziury w murach powybijane, natychmiast ziemią, gnojem, skórami bydlęcemi, wańtuchami z wełną wypchanemi, naprawiano — Polacy na wywalonych ścianach stawali żywym murem do boju, nie ustępując im kroku, ścierali się z Krzyżakami, spychali ich z góry, zrzucali na nich drzewo, kamienie, rum potłuczonych murów, zabiérające z sobą na dół odważnych rycerzy.
Z murów grodu wyzywano się i przechwalano, grożono sobie wzajemnie, i przyszło do tego, że Francuzi i Polacy wyzwali się na turniéj, a raczéj pojedynek, oznaczając czas i miejsce, sędzią obiérając boju Cesarza Wacława. Na oznaczony dzień Polacy: Jan z Włoszczewa Kasztellan Dobrzyński, Mikołaj z Waszmuntowa, Jan ze Zdarzowa i Jarosław Czech przybyli do Pragi; ale Cesarz wysławszy do mających walczyć posłów od siebie, potrafił pojednać ich, i pojedynek ucztą u niego się skończył (Długosz).
Po różnych próbach, gdy ani wyłomu większego zrobić, ani zastraszyć oblężonych nie było można, a czas chłodny się zbliżał, chociaż żywności zabraknąć nie mogło, bo ją dowożono ze Żmudzi i okolicy bez przeszkody; zaczęli Krzyżacy myśléć o odstąpieniu od Wilna, lękając się, by potém dla sciętych wód, kommunikacja rzekami przerwana nie została. Wojsko téż znaczne straty w zabitych i rannych poniosło, prochu, zapasów wojennych i oręża braknąć zaczynało; musiano więc w Październiku, już tracąc korzyść, jaką dawało zdobycie Krzywego grodu, odciągnąć do Pruss, pustosząc tylko po drodze.
Straty z obu stron były dotkliwe, lecz daleko większe ze strony litewskiéj. Z Witoldowych zginął tylko Towciwiłł od kuli działowéj; Krzyżacy postradali Algarda hr. Hohenstein; — Litwa i Polacy wielką ilość ludu, którego przesadnie do 14,000 obliczano, w samym pożarze Krzywego grodu utraciła. Korygiełło zabity; jeden z Narymundowiczów Xiążąt Litewskich, ze strony Jagiełły, wyzwany na rękę przez jakiegoś Niemca Rycerza, potykając się z nim w otwartém polu z siodła wysadzony, wzięty w niewolę. Tego, nie Witold zapewne, ale Niemcy, jako poganina, zawiesiwszy za nogi na drzewie, łucznikóm swym rozstrzelać dali. Miasto w znacznéj części zniszczone i spalone być musiało; — lubo o tém nic nie wspominają Kronikarze, wnosić można jednak, że Witold oszczędził Cerkwie, Kościoły i ważniejsze gmachy. Kletki i ubogie chatki mieszkańców, oprócz lepszych domóstw, zajętych przez Niemiecką starszyznę, zniszczone zostały; lecz tych strata dotkliwą nie była: długo jeszcze potém budowy składające większą część Wilna, budami i szałasami raczéj niż porządnemi były domostwy.
Trwało to oblężenie (Gołębiowski) od dnia 4 Września do Października (kilka dni po S. Michale). Tyle tu trupów długi czas niepogrzebionych leżało, pisze Długosz, że psy rozjuszone rozłakomiwszy się na ciałach ludzkich, wielkiemi gromady chodzić poczęły zdziczałe, rzucając się na żywych pieszych i jezdnych nawet odosobnionych, i chorobą lub ranami osłabionych pożerając.
Zaraz po odejściu Niemców, którzy całą korzyść wyprawy stracili, nie mogąc czy nie chcąc dobywać górnego zamku; król Władysław pośpieszył z posiłkami Moskorzowskiemu. Nadeszły zapasy zboża, oręża, wojennych przyborów. Żmudź także ogłodzona uciekała się do Króla, przypominając, że zmuszona została do zawartego przymierza. I ją więc także zasilić było potrzeba.
Oblężenie okazało najjawniéj czém był Skirgiełło. Moskorzowski nie tyle obroną zamków, co nieznośnemi wymaganiami jego i szałem nieustannym zmęczony, usilnie domagał się pozwolenia powrótu do Polski.
Król na miejsce jego naznaczyć musiał Jaśka Oleśnickiego herbu Dębno, wyjmując Wilno i zamki z pod władzy Skirgiełły, który więcéj przeszkadzał niżeli pomagał do obrony. Mury twierdzy i pokruszone jéj blanki, poprawiono i wzmocniono na nowo.
Skirgiełło, który okazał, że Litwą rządzić nie mógł, gdy ku Rusi miał skłonność, a nawzajem Ruś mu była przyjazną, Wielko-Rządzcą w Kijowie naznaczony został. Na miejsce jego Litwa puszczona Alexandrowi Wigundowi, najmłódszemu i najulubieńszemu z braci królewskich, młodzieńcowi, którego zgodnie wystawują jako największych nadziei Xiążęcia. Nie zaraz wszakże Alexander Wielkie Xięztwo otrzymał, (Index Dogiella u Malinowskiego), gdyż Jagiełło w początku, dla ukołysania Skirgiełły i okazania mu, że czasowo tylko od rządów go oddalił, dał na pismie zaręczenie, że Wilna, Witebska, Grodna i Merecza zamków, nikomu nie odda. W liście tym zaręcznym Skirgiełło jeszcze W. Xięciem nazwany.
To usunienie Skirgiełły od rządów Litewskich, dowodziło w pewien sposób, iż Witold w zażaleniach swych na niego, miał słuszność za sobą.
Oleśnicki, oprócz wszelkiego rodzaju pomocy w orężu i zapasie, kilką rotami polskiego żołnierza, wzmocniony został.