<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Litwa za Witolda
Podtytuł Opowiadanie historyczne
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze
Data wyd. 1850
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
1430.

W Marcu panowie polscy zjechali się w Jedlnie; do nich i do króla posły swoje wysłał Witold z zażaleniem, że go król przed papieżem i monarchami katolickiemi czerni, wystawując wiarołomnym, gdy wprzód sam na koronację był dozwolił, a krok ten bynajmniéj zerwania jedności swoich państw nie ma na celu; skarżąc się, że go wystawiano próżnym i dumnym, i t. p.
Z odpowiedzią na te zarzuty, wyjechali znów do Witolda biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki i wojewoda sandomierski, tłumacząc naprzód, że do papieża nie tak czernić Witolda, jak raczéj cesarza wstrzymując udawano się; wymawiając nawzajem Witoldowi, że niedawno nowéj od Litwy dla siebie tylko wymagał przysięgi wierności, widocznie chcąc z Polską zerwać.
Posłowie ci w wielkim poście przybyli do Grodna, a Witold odpowiedział im znowu, że nic nie knuje przeciwko Polsce i królowi, nie dla tego żeby się wojny od nich lękał przysięgi nowéj wymaga i zamki umacnia, lecz z obawy o napad czeskich hussytów, którzy ciągnąć chcieli przez Polskę na Litwę i o dozwolenie przejścia domagali się, o czém był uwiadomiony.
Tak byli już między sobą zajątrzeni bracia, że Wielki Mistrz ofiarował im swoje pośrednictwo i zjazd osobisty pod Toruniem, na którym o oparciu się hussytom i uczynieniu zgody między bracią traktować miano. Król zezwolił na ten zjazd, ale dodał, że wolałby z Witoldem widzieć się bez świadków (in Gambine feria IV. in Vigilja Corp. Xti. 1430). Wszystkie teraz listy Jagiełły, cesarza, kopje swoich, zamiary i myśli przesyłał Witold W. Mistrzowi, nic nie czyniąc bez jego porady, a najotwarciéj przyjaźń mu i zaufanie okazując.
Cesarz chciał przyśpieszyć koronację; korony oczekiwane były we Wrześniu, wedle oznajmienia naznaczono d. 8 Września na tę uroczystość, już wcale nie troszcząc się o zezwolenie Polaków. Listy cesarskie oznajmujące o koronach i zagrzewające do wytrwania, gorliwy Jan Czarnkowski podkomorzy poznański, wszędzie zasadzając się po drogach na posłów korony wieźć mających złapał, gdy z Saxonij do Pruss z niemi wjeżdżać mieli, i posłów odebrawszy je puścił na słowo. Ci uszli do Litwy i oznajmili o tém Witoldowi.
W listach przejętych od cesarza Zygmunta, tak groźną dla siebie przyszłość wyczytali Polacy, że cała Wielko-Polska uzbrajać się zaczęła i za szable chwyciła. Wszystkie gościńce poosadzano czatując na posłów z koronami; Sędziwój Ostroróg, Dobrogost Szamotulski czynnie zastępując chorego Czarnkowskiego pilnowali na wszystkich drogach i drożynach, tak sciśle, że posłowie cesarscy dowiedziawszy się o tém z Frankfurtu nazad się zwrócili.
Tymczasem dzień koronacij nadchodził; liczni goście, posłowie, xiążęta wezwani, zjeżdżali się do Wilna, a Witold niespokojny oczekiwał jeszcze co chwila mających nadejść koron.
Przeszedł wreszcie d. 8 Września, goście czekali jeszcze w Wilnie. Zjazd nowy niemniéj od piérwszego był świetny, a przynajmniéj liczny bardzo: Wielki xiąże Bazyli wnuk Witolda, metropolita Focjusz, xiążęta: Borys Twerski, Odojewscy, Razańscy i wielu innych z Rusi hołdowników i sprzymierzeńców; xiążęta Mazowieckie, han Perekopski, Eljasz wojewoda Wołoski, posłowie Paleologa, W. Mistrz Zakonu krzyżackiego z marszałkiem, Mistrz Inflant i starszyzna otaczali Witolda.
Ale napróżno oczekiwano na korony, które wieźli w imieniu Rzeszy arcybiskup magdeburski, od Węgier Piotr Jurgo i Wawrzyniec Handrewar koniuszy koronny, czech Władysław przełożony odzwiernych, Przemko X. Opawski i Pot de Potenstein. Z Norymbergi zajechali byli do Frankfurtu nad Odrą i w dalszą już wybrali się drogę, gdy ich wiadomość doszła, że przodem jadący z darami i listami w towarzystwie kilku litwinów Baptyst Cigalla włoch Dr praw, i inny jakiś włoch Sieńczyk z Zygmuntem Roth szlązakiem, przejęci w Polsce, odarci, poranieni, pieszo uciekli do Człuchowa, zkąd ich komandor tamtejszy do Malborga odesłał.
Jagiełło wiedząc już o zjezdzie i przygotowaniach, a chcąc zyskać na czasie, napisał do Witolda prosząc go o odłożenie obrzędu, obiecując zgodzenie się swoje, lecz wprzód osobiście z nim widzieć się żądając dla polecenia mu synów swoich, gdyż starość go uciskała i spokój był mu nadewszystko potrzebny. Wielki xiąże odpisał, że był w gotowości zupełnéj, gości sprosił i odkładać już nie mógł.
Polacy tymczasem burzyli się i odgrażali, a Krzyżacy oczekując na korony przez Prussy iść mogące, polecili aby je natychmiast z Malborga do Wilna przeprowadzono z silnym oddziałem. Gości utrzymywano od dnia do dnia napróżno, nareszcie znużeni próżnemi odkładami, rozjeżdżać się poczęli. Nowe poselstwo królewskie do zgody wzywało; Witold już jéj nie unikał, ale chciał wprzódy obmyśléć jakby się pojednać mogli w sprawie głównéj niezależności Litwy. W. Mistrz stanął tu jako pośrednik w Wilnie w końcu Września, na zjazd z królem umówiony.
Wiadomość o wstrzymaniu się posłów z koronami o niemożności niezwłócznego przyprowadzenia do skutku zamiarów swoich, starego i znużonego ciągłą walką Witolda z reszty sił wyzuła. Z jednéj strony nadjeżdżał w licznym poczcie Władysław, gdy z drugiéj goniec o nowém zbliżaniu się posłów korony wiozących oznajmił, donosząc, że są już w Starym Berlinie, na Szczecin daléj postępując ku Litwie. Witold chorując na wrzód na krzyżach, osłabiony lecz niezgięty, postanowił choćby umierając jeśli nie tę koronę, to bez woli cesarza i dyplomu inną własnemi rękami wdziać na głowę swoję i żony, aby ją przekazać bratu i Litwę niezależną po sobie zostawić.
Król naglony przez posłów chorego już Witolda, wstrzymywany napróżno przez panów polskich, przybył nareszcie do Wilna. Na granicy wysłani przeciw niemu xiążęta litewscy, przyjęli go i przeprowadzili do Wołkowyska, zkąd udał się do Grodna, gdzie jeszcze czas jakiś się zatrzymał. Naostatek ponowionemi prośbami znaglony, wyruszył do Wilna. O milę od stolicy pod Kielmeją, spotkany przez Wielkiego xięcia Witolda, W. xięcia Bazylego, W. Mistrza Pawła Russdorff i wielu innych panów.
Zbliżając się ku niemu wszyscy z koni zsiedli, a bracia powitali się serdecznym uściskiem. Było to d. 4 Października.
Dzień upłynął na nabożeństwie i przyjęciach.
Tu gdy Witolda z Jagiełłą chce pojednać i pośredniczyć między niemi, usilnie się do tego ofiarując Paweł Russdorff, zgromiony przez Zbigniewa Oleśnickiego umilkłszy, tegoż dnia cicho z Wilna odjechał. Witold już chory zaraz do Trok się wybiérał, a król przeprowadzić go życzył, i oba wyjechali konno za miasto. Witold na wrzód między łopatkami cierpiący, wzruszeniami osłabiony, z konia upadł i omdlałego do wozu, którym jechała xiężna Juljanna, wsadzić go musiano. Tak do Trok zajechał. Wypadek ten zdarzył się d. 15 Października.
Już na łożu śmiertelném Witold myśli swéj nie rzucał jeszcze, owszem nalegał znowu na króla natarczywie, usilnie aby mu się umierającemu nie sprzeciwiał. Ofiarował się pośredniczyć między cesarzem a królem, między Krzyżakami a Polską, na co Jagiełło zgadzał się warując, aby cesarz i Krzyżacy na to się pisali. Co do koronacij przynaglony król tém się składał, że odjeżdżając z Polski dał słowo senatorom, iż nic bez dołożenia się ich nie uczyni.
Xiążęta Szlązcy oświadczyli się z gotowością służenia Jagielle, ostrzegając go o przechwałkach Zygmunta, który miał powiadać, że kość rzucił między braci, i że się o nią zagryzą! Część już prawdy w tym była, jeden z nich leżał na łożu śmiertelném.
Pomimo oporu Władysława, konający już prawie Wielki xiąże dopraszał się jeszcze téj nieszczęsnéj korony dla siebie i żony swojéj, choćby na godzinę przed zgonem miał ją na skroń włożyć. Napróżno jednak wysłani do Zbigniewa, który się temu najmocniéj sam prawie opiérał, Mikołaj Sępiński i Małdrzyk z Kobiela, ofiarami, prośbami i pochlebstwy pokonać go chcieli; kapłan-obywatel pozostał nieugięty zawsze jednę mając odpowiedź na ustach. Próżno najwyższe dostojeństwa w Litwie mu ofiarowano, otwiérano skarbiec, grożono, Zbigniew odpowiadał ciągle: że lubo Witold godzien jest najwyższéj godności, ztémwszystkiém dopiąć jéj nie może, nie gwałcąc przysiąg złożonych; że korona litewska oderwie kraj ten od Polski, a na oba ściągnie wysiłki nieprzyjaciół. Dodał wreszcie, że ani go łaską przekupić, ani groźbą zastraszyć, ani prośbami ująć nie potrafią.
Powtórnie z nastawaniem wysłani jeszcze Małdrzyk, Sępiński i Maciéj biskup wileński, prosili go tylko, aby dla uniknienia wstydu i hańby, choćby na godzinę królem być Witoldowi dozwolono; ofiarując i przyrzekając uroczyście, że koronę swą złoży i blizki już zgonu dźwigać jéj nie będzie, sam ją odeszle i zrzecze się jéj.
Wreszcie zagrożono Oleśnickiemu:
— Wiész, rzekł przez swoich Witold, król jak zrzucił z dostojeństwa Piotra Wisza, tak i ciebie potrafi, w nędzy i upokorzeniu życia dokonasz!
— Nie uczyni pan mój tego, bom na to nie zasłużył, rzekł Zbigniew — wreszcie na nędzę i ubóstwo gotów jestem. Królestwo udane zmieniłoby się ze szkodą obu państw na rzeczywiste, na to więc zezwolić nie mogę.
Na tym bohaterskim oporze ze strony Zbigniewa, całe staranie o koronę się rozchwiało; choroba Witolda przytém coraz bardziéj zagrażającą przybierając postać, myśléć o tém nie dozwalała. Na łożu boleści Witold oddał wreszcie Zbigniewowi sprawiedliwość. Wszystkich innych polaków, rzekł, ująłem groźbą lub datkiem, tego nic wzruszyć, nic pokonać, nic zmienić nie mogło.
Wyrzekłszy się wreszcie téj myśli królowania przedśmiertelnego, W. xiąże okazał nawet dla Zbigniewa szacunek, na jaki ten zasługiwał. Zrzekając się korony nietylko słowy, ale na piśmie dał zaręczenie Zbigniewowi biskupowi krakowskiemu, Ziemowitowi xięciu Mazowieckiemu i Władysławowi z Oporowa kanclerzowi koronnemu, że więcéj o nią starać się nie będzie. Radzono królowi, aby senatorów swych nie odpuszczał od boku, ale upewniony pismem, pozwolił im odjechać do Polski. Witold na list cesarski, którym donosił mu, że wojsko zbierze w Niemczech, i zbrojnemi ludźmi przeszle mu korony, odparł, że umierający już ich nie żąda i prosi cesarza, aby wszelkich starań poprzestał (Voigt).
Witold dogorywał w Trokach, z choroby i boleści upokorzenia swojego; słabość wzmagała się w sposób zastraszający. Ciągły niepokój, cierpienie duszy, piérwszy zaród śmierci wszczepiły w silne jeszcze ciało. U łoża konającego, żona więcéj o swe skarby niż o życie jego troskliwa (gdyż klejnoty własne obawiając się już gospodarzyć poczynającego Świdrygiełły, odesłała do przechowania Zbigniewowi, który ich nie przyjął) łamała ręce z bojaźni o siebie raczéj niż o niego!
Żona garnąca skarby, król Władysław znużony, obojętny i zimny, Świdrygiełło chciwie godziny śmierci wyglądający, oto co otaczało łoże wielkiego człowieka w chwili jego zgonu. Nikogo przyjaźnego, nikogo z sercem i współczuciem! Świdrygiełło wcześnie już mając się za pana nim jeszcze Wielki Witold umarł, w dworcu Trockim i po skarbcach xiążęcych gospodarować poczynał, nie opowiadając się nikomu, a zaglądając tylko ku łożu jakby śmierci wyglądał! Zgromił mu to król, za co gniewny i rozsrożony, odjechał zaraz.
Zbliżała się uroczysta, wielka śmierci godzina; czternaście dni już trwała choroba, bohatér po sobie państwo bez następcy, Litwę bez pana w objęciach Polski, Świdrygiełłę wichrzyciela obok starca Władysława i Juljannę bez opieki rzucał. Zgon wielkiego bohatéra, smutny był i nauczający: wezwany Władysław, stawił się na to ostatnie zimnéj dłoni pożegnanie.
Witold przepraszał go ze łzami za przykrości, jakich się stał przyczyną, zwłaszcza starając o koronę; polecał mu żonę swoję i rodzinę, a oddając Litwę, te pamiętne wyrzekł słowa, które Bielski wzmiankuje: «prosił go za Litwą, aby jéj ustaw i danin nie zmieniał.»
Ostatnią myślą, ostatnim słowem Witolda była Litwa; poczém czując się blizki śmierci, klucze zamków oddać kazał Jagielle.
Przed przywołanym biskupem wileńskim Maciejem, spowiadał się Witold po kilka razy bardzo gorliwie. Nie wiém zkąd (Narbutt) ostatni dziejopis Litwy wzmiankuje, że xiąże, który powątpiéwał i często dysputował o ciał zmartwychwstaniu, ostatni raz skład wiary powtarzając, wyznał, że szczérze i silnie w nie wierzy.
Umarł nadedniem d. 27 Października 1430 roku. Z nim ostatnia myśl Litwy niezależnéj, potężnéj, samoistnéj skonała; na nim dzieje kraju tego się kończą; poczyna historja kolei, jakie przeszła Litwa w połączeniu z Polską, która potrafiła wcielić ją w siebie, bez wstrząśnień, bez boju prawie i bez żalu; czuła Litwa, że ją to nowe zjednoczenie do nowych a wyższych powołuje instytucij, do nowych a większych losów.
Pogrzeb Witolda odbył się z wielką wspaniałością w Wilnie, dokąd Władysław Jagiełło ciało przeprowadził i z przepychem królewskim pochował d. 7 Listopada w kościele katedralnym Ś. Stanisława. Pogrzebowi mnogość ludu, xiążąt i panów towarzyszyła. Litwa traciła w nim męża, co ostatni o jéj potędze marzył. Na grobie Witolda wywieszona była w początku z obrazem jego na koniu chorągiew, obyczajem greckim pisze Bielski; późniéj po prawéj ręce wielkiego ołtarza w katedrze, wzniosła mu grobowiec Bona królowa, a ten podobno w ostatniéj restauracij kościoła, zniszczony został tak, że śladu kości jego i pamiątki grobu nie zostało.
Potrzebujeż pochwał pośmiertnych człowiek, którego czyny tak wielki rozgłos miały, imię tak daleko się rozeszło. Od Baltas do morza Czarnego, nad brzegami Wołgi i Wisły, jeszcze dziś lud powtarza to imię wielkie, którego już znaczenia jak tajemniczego hieroglyfu nie rozumie. Łaznie Witolda, mosty, drogi i rzeki, zachowały od niepamięci po dziś dzień nazwisko bohatéra; zapomniano jego czynów, lecz urok wielkości pozostał.
Wojownik niezrażonéj odwagi i przebiegłości, nieraz dał dowody osobistego męztwa i genjuszu dowódzcy; chytry z chytremi, prawy gdy z przyjaciółmi miał do czynienia, nie tylko wojować, lecz ze zwycięztw korzystać umiał. Kraj swój, jego język i obyczaje, kochał nadewszystko; nieprzyjaciołom jak poganin mściwy i nie łatwo urazy darowujący, dla wiernych i przychylnych hojny był, przyjacielski i otwarty. W rzeczach wiary, można go było posądzać o obojętność zupełną, gdybyśmy tylko wnosić chcieli z jego piérwszych czynów: kilkakroć powtarzanego chrztu, i szczególnéj na ów wiek tolerancij dla żydów, Tatarów i wszelkiéj wiary ludzi. Postarzawszy wszakże, nietylko obojętnym nie był, ale często lubił o wierze rozprawiać. Tomasz Walden (Baliński ze Smolleta) sławny ze swych dysput teolog, który czas jakiś bawił na dworze Witolda, użyty będąc przez Henryka V. do negocjacij między Jagiełłą a Krzyżakami, nauczał go wiary, i często się z nim o nią śpiérał. Ciał zmartwychwstanie, w początku najniepojętszém mu się zdawało. Dla duchowieństwa wszelkich wyznań, był panem łaskawym, a nadania jego liczne, zwłaszcza w latach ostatnich, świadczą, jak stan ten w Litwie naówczas wiarę krzewiący, wspierał i poważał. Kościoły przez niego założone, oprócz żmudzkich i biskupstwa żmudzkiego, nadań katedrze wileńskiéj i wielu cząstkowych dobrodziejstw, były jeszcze w Wołkowysku, Grodnie, Brześciu Litewskim dwa, w starych Trokach i t. d. Wileńskiemu biskupstwu świadczył wiele, a na biskupie Macieju, który mu z drugą jego żoną dla przeszkód kanonicznych ślubu dać nie chciał, ani się mścił, ani go o to upominał wcale.
Charakter jego prywatny, malują te drobnostki, któreśmy w części już w opowiadaniu umieścili, wreszcie tu jeszcze z kronik zbierzemy. Czynny niezmordowanie, u stołu nawet, na łowach sądził, przyjmował poselstwa, o wojnie się naradzał, chwili nie tracąc.
Zabaw krom turniejów rycerskich, nie lubił i unikał; pokarmów ani napoju zbytkiém nie zgrzeszył, a wodę tylko pijał. Dla kobiét był słabym i łatwo im się uwodzić dawał; przecież żadnego gwałtu, żadnéj zbrodni, mając ogromną potęgę w ręku, nie popełnił. Żywy a przezorny, gdzie nie mógł siłą, wygrywał przemysłem i chytrością. Krzyżacy obawiali się go więcéj niż wszystkich razem nieprzyjaciół swoich, a nigdy, chyba w ostatnich kilku leciech, całkiem mu zaufać nie chcieli. W obejściu się ze swemi podwładnemi, surowy był do zbytku; starostów i wielkorządców gdy się wzbogacili, zsadzał z urzędu, odbierał im co mieli, i znów aby się zapomogli, posyłał na nowe posady. Były to czasy, w których powszechnie obchodzono się z poddanym jak z nieprzyjacielem, i nie dziw, poddani byli po większéj części zawojowani. Srogim był też Witold dla poddanych i pieśni o nim wzmiankują.

Witold idzie po ulicy
Za nim niosą dwie szablicy.

Ta pieśń była może powodem utworzenia baśni, którą piérwszy Aeneas Sylvius zapisał, jakoby jadąc łuk przy sobie lub łucznika miewał zawsze, i niemiłych z twarzy natychmiast zabijać kazał. Że na rozkaz jego w r. 1410, Litwini sami dla siebie szubienice stawiąc, wieszać się śpieszyli aby go nie rozgniewać, przywodzi Długosz. Co się tycze owego łucznika, Aeneas Sylvius tyle bajek zapisał w swéj podróży, że i tę do ich liczby można śmiało dołączyć.
Morderstwy nigdy się nie skaził, choć żył w wieku gdy były pospolitemi, a urodził się poganinem; wyrzucane mu nie mają najmniejszego prawdopodobieństwa nawet. Odebranie dóbr xiążętom Giedrockim, nie musiało być bez słusznych powodów, które czas zatarł przed nami.
Gdy Tatarów, osadzając ich nad Waką, nadał wielkiemi bardzo swobodami i przywilejami, tak, że mu to wyrzucano iż niewiernych szczodrze opatrywał i opiekował się niemi, odpowiedział:
— Najsroższe zwierzę łagodnością ugłaszczę.
— Ze mną, pisał do Krzyżaków, dobrocią i łagodnością wszystko, gwałtem i groźbą nic uczynić nie potraficie. Gdy przed nim chwalono kogoś co pięknie mówił, odparł: — Wolę tego co nie tak pięknie, a prawdę tylko mówi.
Gdy raz u Dniepru z Tatarami miał się potykać, jakiś kniaź odradzał mu to dla wielkiego mrozu: — Nie doczekamy się tu ciepła, odpowiedział; jeśli zwyciężym, pokonamy razem dwóch nieprzyjaciół mróz i Tatarów, jeśli polegniem, od dwóch przynajmniéj nie tak będzie sromotnie.
Zapędziwszy się inną razą za Tatarami do morza Czarnego, do miejsca, które ówcześni pisarze Owidowem jeziorem zwali, a gdzie stérczały resztki jakichś murów (Białogród?) wjechał na koniu o pół mili w morze i zajął wody Euxynu we władanie swoje. Nie wiemy, do któréj to wyprawy Witolda zastosować by się dało.
Z wielu oddanych mu dworzan i powierników, jednym z najulubieńszych, był Mikołaj Małdrzyk z Kobiela, rodem polak: ten gdy cały wiek strawiwszy na usługach, do Polski powracał, Witold obsypał go darami, bogatemi szaty, końmi i t. p., a ze skarbu kazał sto kop groszy mu wyliczyć. Żona Juljanna skąpa i chciwa, poczęła na to sarkać, zżymać się, wymawiając mu jego rozrzutność.
Postrzegłszy to Witold, a panem u siebie być pragnąc, summę wyznaczoną podwoić kazał. Gdy Juljanna coraz żwawiéj opierać się poczęła, on podwajał dary, tak że do 800 kop groszy (50 kilka tysięcy złotych) doszły. Nareszcie postrzegłszy się Juljanna, przestała się śpierać, a Witold Małdrzyka z darem odprawił.
Wzrostu był niewielkiego, krzepki, twarz miał babią bez wąsów i brody, zkąd poszło podanie, że brody wszystkim zapuszczać kazał, żeby nie byli mu podobni.
Urodzony podobno w r. 1344 żył lat osiemdziesiąt i sześć; żenił się trzy razy, raz piérwszy z nieznaną nam Marją (podobno córką Andrzeja X. Łukomli i Starodubia), potém z Anną Światosławówną X. Smoleńską, urodzoną z X. Olszańskiéj, nareszcie z Juljanną córką X. Jana Mendogowicza Olszańskiego, którą znamy tylko z jéj chciwości, skępstwa i z tego, że Zbigniewowi Oleśnickiemu jeszcze przed śmiercią męża klejnoty swe, bojąc się o nie najbardziéj, do pochowania oddać chciała. Potomstwo Witolda było: córka Zofja z piérwszéj lub drugiéj żony, wydana za W. X. Moskiewskiego Bazylego Dymitrowicza, dwóch synów Anny Jan i Jerzy otrutych w Królewcu, i Raka (po litewsku ostatnia?) córka wydana za Litwina Kormulta przodka Wołodkowiczów. Juljanna nie zostawiła potomstwa; oprócz bogatych pozostałości, miała zapisem sobie dane dobra znaczne w Nowogródzkim. Umarła w r. 1448, w Dąbrowicy pode Lwowem.
Ulubionemi miejscami pobytu Witolda w Litwie były: Kowno, Troki, Wilno, Grodno, Wołkowysk, Nowogródek, Brześć, na Wołyniu Łuck, gdzie nadania jego dla Dominikanów pozostały jako ślady pobytu razem z zamkiem przepysznym, którego piękna ruina trwa po dziś dzień, i kanałem skracającym drogę żeglującym na Styrze.
Oprócz zawojowań i ustalenia władzy na Rusi i nad Tatarami zwłaszcza, gdzie podboje poprzedników utwierdził nowemi; oprócz silnego oporu jaki stawił Krzyżakom, zjednoczenia państwa w całość silną nietylko środkami wojennemi i politycznemi, ale połączeniem Kościołów i wyjęciem Litwy z pod metropolij moskiewskiéj; — Witold w urządzeniach wewnętrznych, zostawił po sobie pamięć długą i chwalebną.
Za niego, ślachta przywileje równe polskiéj otrzymała i powołaną została do uczęstnictwa w naradach, w ustawodawstwie; usamowolniona w rozporządzeniu dobrami, w wydawaniu za mąż niewiast i t. d. — Wprawdzie te prawa za rządów silnych Witolda były raczéj słowem niż rzeczą, wszakże, już imiona bajorasów w aktach publicznych, ślachta w listach Witolda, nieraz się jako klassa znacząca ukazuje; Witold straszy nią nawet Jagiełłę.
Inne stany ludu, otrzymały rozdział sprawiedliwszy podatków i danin, które tak rozporządzono, aby na wszystkich klassach ciężyły zarówno (Listy Krzyżackie). Drobni posiadacze ziemi do większych swobód powołani zostali; wieśniacy weszli pod opiekę prawa; miasta niektóre otrzymały prawo magdeburskie, żydom i Tatarom nadano przywileje.
O handlu poświadczają i listy Krzyżackie i liczne umowy, zwłaszcza o handlu drzewa, który był bardzo znaczący. Ustanowienie ceł statecznych i pobór ich regularny zaświadcza komora w Tawaniu, zwana Łaźnią Witolda. Kraj pod jego rządami doszedł wysokiego stopnia dobrego bytu i pomyślności, nie będąc jak przedtém wystawiony na najazdy. Każdy rozejm z Krzyżakami wnet dla handlu był korzystnie użyty, tak że statki litewskie niekiedy Nogat zapełniały. Handel ze Wschodem przez Kaffę, z Rusią, z Węgrami przez Polskę nieustannie był czynny.
Litwa za niego powiększéj części wiarę chrześcijańską przyjęła i pogańską swą zrzuciła skórę, gotując się polskie przywdziać szaty i przez nią spoić się z cywilizacją Zachodu.
Od początku XIII wieku, gdy z kryjówek swych wychodzi Litwa na scenę historyczną, do XV na którym kończą się jéj dzieje, doszła ona do najwyższego szczebla wzrostu i potęgi. Dziwnym w historji fenomenem, bez widocznego upadku, bez zgrzybiałości bezsilnéj, traci swą narodowość a z nią byt oddzielny, przelewa wszystkie siły w państwo bratnie, i dopełniwszy swéj missji, którą było odparcie Tatar na zachód płynących — znika znów ze sceny historycznéj. Od chwili zgonu Witolda, dzieje Litwy są już walką o pozostałości narodowe, potém historją polską więcéj niż litewską. Odrębnie spisywać dzieje dawnéj Litwy zwłaszcza od Unji Lubelskiéj, która była potwierdzeniem poprzedzających i niejako uznaniem już spełnionego faktu, dziś prawie niepodobna. Ze śmiercią Witolda, kraj ten widocznie stawał się prowincją tylko polską.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.