Litwa za Witolda/1429
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Litwa za Witolda |
Podtytuł | Opowiadanie historyczne |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze |
Data wyd. | 1850 |
Druk | Józef Zawadzki |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Myśl otrzymania korony, i zostawienia po sobie Litwy potężnéj a niepodległéj, dojrzewała w potężnéj duszy Witolda, z którą razem na inny świat przenieść się miała. Myśl ta w niczyjém więcéj sercu, w niczyjéj nie odrodziła się głowie; jéj to dzieje są ostatniémi chwilami panowania starca, ostatniémi momentami właściwéj historji Litwy. Po za zgonem bohatéra, jest już tylko walka i bój między krajami, z których jeden wcielić w siebie pragnie drugi, opierający się sił ostatkiem. Są to już nie dzieje Litwy, ale historja Polski. Z Witoldem kończy się Litwa i kona na wieki. Naród dopełnił swéj missij, wyrósł późniéj chorobliwym wzrostem w ogrom różnorodny, który tylko potężna prawica Witolda utrzymać mogła. Po jego śmierci trwa olbrzymi trup, powolnie roskładając na części dotąd zawalające brzegi Czarnego i Baltyckiego Morza. Mała Litwa urosła na wielkie państwo, co nawałę Tatarów wstrzymać, podbić ich i zwalczyć potrafiło; spełniwszy do czego ją losy zgotowały, przekazuje się na pokarm drugiemu państwu potężniejszemu, w wielkiéj świata całości, inne mającemu przeznaczenie.
Cesarz Zygmunt pragnący osłabić Polskę, i Krzyżacy pracujący w tymże celu, których jedność Polski i Litwy nie bez przyczyny na własną zatrważała przyszłość — oddawna dumie Witolda pochlebiając, królem go mianowali, koronę mu zdala ukazując. W istocie potęga Witolda, którego państwo rozciągało się od morza do morza, mogła natchnąć żądzą korony. Lecz nie o próżne dumy nasycenie chodziło tu tylko: miłość kraju większym była powodem działania, a ostatnie słowa umierającego bohatéra jéj dowodzą. Polacy dobrze poznali, co się kryło pod błyszczącém bawidełkiem, i dla tego tak silnie, chwilowemu nawet spełnieniu zamiaru W. xięcia, opierali się do ostatka.
Pewien pomocy od cesarza i Krzyżaków, zgodzenia się hołdujących mu xiążąt i przymierzeńców, Witold miał tylko Władysława Jagiełły i Polaków skłonić, aby na ukoronowanie jego i ogłoszenie Litwy królestwem zgodzili się. Ta była myśl zjazdu w Łucku, który na rok 1429 miał się zebrać. Poczynać sobie bez Polski, było to zerwać z nią stosunki wszystkie, wypowiedzieć jéj wojnę, zobowiązania własne i najuroczystsze podeptać przysięgi.
Witold chcąc przemódz spodziewany opór Polaków, rachował na wstawienie się cesarza Zygmunta, na starość Jagiełły i słabość jego, na przedajność tych, co go otaczali. Zjazd ten na Trzy Króle naznaczony, na który sproszono zewsząd panujących i xiążąt, pozornie miał inne cele. Miano na nim roztrząsać z cesarzem i xiążęty, ważne zadanie zjednoczenia się przeciw grożącéj przewadze Tureckiéj, traktować o losie Wołoch, które cesarz rozebrać zamyślał, o Hussytach, którym posiłki od Polski i Litwy chciał zaprzéć, nareszcie o zjednoczeniu Kościoła.
Łuck, jedna z najstarożytniejszych osad ziemi Wołyńskiéj, dawna Drewlan i Łuczan stolica, którą losy podały w ręce Witolda, była ulubioném jego w Rusi pobytem. Tu wznosił się na wyspie Styrem i Głuszcem oblanéj, na wysuniętym cyplu ziemi, mocny, nieprzystępny zamek, murami wysokiemi otoczony, ze trzema basztami i wysoką, nad wnijściem stérczącą wspaniale wieżycą. Geograf ruski w XIV wieku piszący, już Łuck zwał wielkim grodem nad Styrem. Stare miasto ograniczone wyspą i wysokiemi brzegami rzeki, rozciągać się naówczas musiało, w jedną stronę ku tak zwanemu Dworcowi, w drugą ku dzisiejszéj wiosce Kiwircom. W r. 1425 przeniesiona tu została katedra łacińska z Włodzimierza, a wzniesiony kościół i dom biskupi, ożywiały pusty przez większą część roku zamek. Dwie warownie, wyższa i niższa, część wyspy od cypla zajmowały właściwe miasto zalegało resztę, z podzamczami wysuwając się za Głuszec, który w czasie wojny granicę obronnéj twierdzy stanowił. Stare osady karaimow, Ormian, żydów, którym Witold dwakroć nadał wielkie naówczas swobody, ludność z Rusinami tutejszemi składały. Zamki oba i wyspa cała tłoku gości sproszonych pomieścić nie mogły; przeznaczono więc folwarki i wsie okoliczne (Żydyczyn, Hnidawę, Zaborol, Krasne, Omelanik i t. p.) dla dworów xiążąt i panów przybywających.
Jagielle, który wiózł z sobą żonę Zofię i dwóch młodych synków, towarzyszyli xiążęta Mazowieccy synowie Ziemowita, którzy świéżo w Sandomiérzu hołd mu złożyli, xiążęta Lignicki, Brzeski, Pomorscy; z senatu Wojciech Jastrzębiec, arcybiskup gnieznieński, Zbigniew Oleśnicki biskup krakowski, Michałowscy, Ostrorogowie, Szamotulscy i wielu innych. Z Bazylim W. X. Moskiewskim Witolda wnukiem, jechali: metropolita Focjusz starający się o pozyskanie Rusi pod władanie swoje, xiążęta Borys Twerski, sprzymierzeniec Litwy, Oleg Riazański i Odojewskie. Od W. Mistrza krzyżackiego wysłani byli komandor Balgi i rządzca Rastemburga; Mistrz też Inflantski Siegfried z pocztem swéj starszyzny i wielkim orszakiem. Oprócz tych zjechali, hospodar Wołoski wygnaniec Eljasz, Eryk król Duński, posłowie Jana Paleologa o pomoc dla Konstantynopola od Turków proszący, hanowie Tatarscy z ord Perekopskiéj, Dońskiéj i Wołżańskiéj, legat papiezki Jędrzej Dominikan. Był to od niepamiętnych czasów piérwszy zjazd tylu znakomitych władzców w tych krajach.
Orszak W. X. Litwy, oprócz rodziny własnéj, panów litewskich, xx. Olszańskich, Radziwiłłów, Rombowdów, Moniwidów i t. d. składały rodziny polskie, które z nim w wojnach chodzić nawykły na nieprzyjaciela, i dworzanie jako Małdrzyk i Cebulka, przez których spodziewał się działać na panów polskich, jeśliby opornie mu stali.
Z ogromnym kosztem, Witold podejmował te orszaki tysiąców ludzi, tłumy rycerzy i dworzan. Przeciwko xiążętom znakomitszym wyjeżdżali na spotkanie biskup łucki x. Jędrzéj Spławski, biskup Grecki i Ormianski; każdego uroczyście wiedziono na zamek górny, a W. xiąże z królewską wspaniałością swych gości przyjmował.
Codzienne potrzeby kuchni Witoldowéj w Łucku, która karmiła tylu przybylców tak wspaniale, przywodzą nasi kronikarze, jako dowód dostatków a razem liczby zgromadzonych gości. Szło codziennie na przekarmienie tych tłumów siedmset wołów i jałowic, codzień tysiąc czterysta baranów, po sto zubrów, łosi i dzików prócz innego jadła. Wypijano codzień siedemset beczek miodu, wina, małmazij, piwa i różnego trunku. A uczta ta trwała siedem tygodni!!!
Licząc tylko dni czterdzieści, jużby 28,000 wołów, 50,000 baranów, 4,000 łosiów i zubrów, a 28,000 beczek trunku różnego spotrzebowano!! Jeden Witold wystarczyć mógł na takie przyjęcie.
Piérwszych dni Stycznia, wszyscy już prawie przybyli, a Władysław Jagiełło wybiegł był na łowy ku Żytomiérzowi, gdy oznajmiono o cesarzu Zygmuncie, że się zbliża i król pośpieszył nazad do Łucka.
Witold czcząc dostojnego gościa, wyjechał przeciwko niemu o milę za Styr (za Zaborol) Jagiełło nieco bliżéj go spotkał. Dwór cesarza Zygmunta i żony jego Barbary, oprócz xiążąt Rzeszy niemieckiéj, hrabiów i panów węgierskich, Kroatów, Czechów, Raguzan, pań i pacholąt, odznaczał się wielką liczbą dworu, sług, zbrojnéj straży i rycerzy. Dwór króla Polskiego niemniéj wspaniały, odznaczał się szczególniéj doborem pięknéj młodzieży i wspaniałych starców, składających radę.
Spotkawszy się z Władysławem Jagiełłą, cesarzowa zaprosiła go do sań swoich. Zygmunt jechał konno w poczcie wspaniałym xiążąt i rycerzy, poprzedzany przez Witolda. Wjazdowi cesarza, towarzyszyło wysypanie się ludu, którym czerniały brzegi Styru wyniosłe. Huk trąb, kotłów, piszczałek i surm rozlegał się wśród dźwięku dzwonów kościołów i cerkwi. Spotykały go processje uroczyste, katolików naprzód, na czele których szedł biskup Jędrzéj niosąc święte relikwje, greków i Ormian ze swemi władykami, nareszcie karaimów i izraelitów z rabinami. Cesarz powitał biskupa katolickiego i uczcił niesione świętości pocałunkiem, innych prawie wzgardliwie pominął.
Witold wprowadził go wprost na zamek, który przygotowany był do uczty wspaniałéj, jaśniejąc przepychem niesłychanym, stosami naczyń złotych i srebrnych, kobiercami i t. p. Po podwórcach i dworach, częstowano dworzan i orszak cesarski z równym przepychem.
Nim przyszło do rozpraw o ważniejszych przedmiotach, a raczéj wśród traktowań, dnie upływały na zabawach, turniejach, gonitwach i wymyślnych łowach, z ptakami, psami, coraz w innych stronach i okolicach miasta. Na dworze błazen Hönne bawił zebranych gości. Tymczasem cesarz Zygmunt i cesarzowa Barbara, starali się po cichu przysposobić Władysława Jagiełłę, aby się koronacij Witolda nie sprzeciwiał; czemu jednak stary monarcha, tylko dla panów polskich i ich oporu, sprzeciwiał się coraz żywiéj. Witold, któremu przyobiecywana połyskiwała korona, w uniesieniu wdzięczności dla cesarza, obiecywał mu nawzajem 100,000 ludu, przeciw Czechom postawić.
Zwróćmy na chwilę uwagę na tych ludzi, o których żelazny opór rozbiła się ognista żądza Witolda; — na panów Rad królewskich.
Na czele ich nie zasługą lub zdolnością, ale raczéj dostojeństwem stał Wojciech Jastrzębiec arcybiskup gnieznieński, z ubogich rodziców, ze stanu nizkiego wzniesiony na najwyższą w Rzeczypospolitéj godność duchowną. Człowiek to był żądny wyniesienia, chciwy i liczną familją, którą wynieść i zbogacić pragnął, otoczony. Brat jego Scibor wojewoda łęczycki, miał dwudziestu synów, z których ośmiu w wojnie z krzyżakami polegli. Podania malują arcybiskupa wylanym dla rodziny, ulegającym możnym, nigdy wbrew niesprzeciwiającym się niczemu, przebiegłym i zręcznym. Z jego strony Witold nie mógł się obawiać tak żywego oporu w sprawie oderwania się Litwy od Polski, jak od Zbigniewa Oleśnickiego. Ten w bitwie u Grünwaldu zasłużywszy sobie obaleniem Kökeritza napastującego Jagiełłę, łaski króla, i doszedłszy już wrychle biskupstwa krakowskiego, znany był z gwałtowności swego ślachetnego charakteru, i niezłomnéj jego stałości. Tego ani groźba, ani prośba, ani datek, ani pochlebstwo, sprowadzić z drogi przekonania nie mogły. Wspaniała to i wielka postać, siłą wiary głębokiéj zbrojna, prawdziwy kapłan, prawdziwy pastérz, nieskazitelny senator.
Panowie ziemscy i siła ziemskich mocarzy, znikają w oczach jego, gdy chodzi o sprawę Kościoła; w sprawie kraju, przekonania jego nikt mu wydrzéć, nic ust mu zamknąć, ręki wstrzymać nie może. Z proboszcza S. Florjana i kanonika krakowskiego, zostawszy w r. 1428 biskupem krakowskim, winien będąc królowi całe wzniesienie swoje, nie pobłażał mu wcale. Owszem odważną otwartość miał za najpiérwszy swój obowiązek. Już zagęszczonych hussytów z dyecezij krakowskiéj wygnał, a gdy posłowie czescy, Hussa zwolennicy, przybyli do Krakowa z ofiarą korony, z prośbą posiłku, on dla saméj ich przytomności rzucił na miasto interdykt, i choć Wielkanocne następowały święta, został w Mogile, gdzie oleje święte konsekrował; niechcąc wstąpić nogą tam, gdzie gród stołeczny tchem swym zarazili kacerze.
Król Jagiełło go się obawiał, bo raz już sam był od niego klątwą zagrożony. W Budzie cesarzowi Zygmuntowi posłując do niego, stawił się tak ostro wyrzucając mu dekret niesłuszny, że Niemcy o mało go nie zabili. Spytka z Mielsztyna nie zważając na ród jego i związki, wyklął za herezję. Szczodry, hojny, śmiały, ale nieugięty niczém, był najstraszniejszym i jedynie dla Witolda strasznym, bo i króla i panów polskich za sobą prowadził. O niego miało się rozbić długo przygotowywane królestwo litewskie.
Niemniéj dla Witolda ciężkim do przełamania był Jan z Tarnowa, wielki Cesarza Zygmunta nieprzyjaciel, człowiek odważny jak Oleśnicki (choć osobiście mu nieprzyjazny) wpływ także przeważny wywiérający na króla, którego często zuchwale strofował; senator o dobro kraju gorliwy i rozpoznać je umiejący, był drugim z rzędu najważniejszych panów Rady. Reszta: Jan Głowacz z Oleśnicy, Jan Szafraniec, Mikołaj Michałowski wojewoda sandomiérski, Sędziwój Ostroróg Szamotulski, więcéj przyjazni byli Witoldowi niżeli mu przeciwni. Ale i do tych interes kraju, dobro ojczyzny przemawiało, a Zbigniew Oleśnicki i Tarnowski mieli na nich wpływ przeważny.
Przy Witoldzie, do współdziałania na panów polskich stali: Jan Gastold, X. Algimund Olsza, Rombowd, Siemion X. Olszański szwagier Witolda, wielkorządzca Nowogrodu, Małdrzyk z Kobiela poufały xięcia dworzanin, i sekretarz jego Cébulka.
Rozliczne były przybyłych tu panujących interesa, a posłowie Paleologa, Jana VII. wołali najgłośniéj o pomoc przeciwko Amuratowi, który w ślad za podbojami Mohameda, zajęciem Serbij i Wołoszczyzny, Cypr i Epir zawojował i groził staréj stolicy Konstantyna. Eryk Doński walczył już z xiążęty Rzeszy o xięztwo Holsztyńskie, o które po nim następcy do XIX. wieku spiérać się mieli, i od cesarza wyglądał pośrednictwa, od Polski posiłków. Cesarz sam miał tu sprawy rozliczne: walkę z Turkami do któréj pomocników chciał zyskać, pojednanie ostateczne Zakonu krzyżackiego i Polski, zjednanie sobie posiłków przeciw hussytom, przesadzenie części Zakonu Niemieckiego nad Dunaj, a nareszcie koronację Witolda, to jest oderwanie go od Polski.
Przy piérwszém zejściu się cesarza z królem Jagiełłą, luxemburczyk począł od wyrzutów, klęskę swoję w Bułgarij składając na króla, że mu posiłków obiecanych nie dostarczył. Lecz Jagiełło wcześnie przygotowany na odpowiedź, odrzekł, że pomocy nie przyrzekał, a jednak wojsko jakie mógł podesłał, i te czekało na cesarza u Dunaju pod Brajłowem, napróżno go wygłądając, gdyż bawił naówczas w Czechach.
Po tych obustronnych wymówkach, cesarz niby urazę zawsze mając jeszcze do króla, uroczyście się z nim pojednał.
Następnie usiłował Zygmunt zawrzeć przymierze z Polską i Litwą, prosząc o pomoc przeciwko hussytom w Czechach, i Turkom a Saracenom. W nagrodę zaś, zażalony od dawna na Wołochów za niedostarczenie posiłków do wojny tureckiéj, ofiarował podzielić się z królem i W. xięciem Wołoszczyzną; co już wprzód raz w r. 1412 wnoszone było. Polacy oparli się temu, i po naradzie z niemi, król odpowiedział:
— Że Wołoszczyzny nietylko rozbiérać nie dozwoli, ale jéj bronić będzie jako przedmurza od Turka; — że z Turkami trwa jeszcze zawarte przymierze, którego się łamać nie godzi, a na kraj ciężką naprowadzać wojnę, chybaby wszyscy królowie i xiążęta chrześcijańscy ruszyli razem przeciwko niemu. Naówczas i Jagiełło wystąpić ofiarował się. Co się tycze hussytów, składano dowody, że im pomocy nie dawała Litwa ani Polska. Legat wniósł potém rzecz o zjednoczeniu Kościołów wschodniego z zachodnim, ale Witold i Jagiełło upatrując w tém przyczyny zamieszek na Rusi, nagle tak stanowczego kroku podjąć się nie smiejąc, sprawę tę na stronę odłożyli.
Cesarz ukrył nieukontentowanie swoje, odebrawszy odpowiedzi wcale niezadowalniające, i poznając w nich nieżyczliwe sobie rady dwóch swych na dworze Jagiełły nieprzyjaciół Oleśnickiego i Tarnowskiego. Całą więc siłą postanowił przyłożyć się do uzyskania pozwolenia na koronację Witolda. Tajemnie naradziwszy się z cesarzem, Witold wysłał go z cesarzową Barbarą, aby usilnie nastali na króla o dozwolenie korony W. xięciu, ukazując powiększenie blasku jego rodu i wieloliczne mniemane korzyści.
Bardzo rano, gdy chory Jagiełło leżał jeszcze w łóżku, cesarz i cesarzowa przyszli nań nalegać, pokładając rozmaite przyczyny i usiłując go skłonić na stronę brata. Sam Witold chociaż wiedziano o tém, że korony żądał, sam jeszcze otwarcie Jagielle nic o tém nie mówił. Zygmunt dowodził w imieniu jego Jagielle, jak Litwa podniesie się wysoko tytułem królestwa, jak Witold godzien jest korony, któréj tytułu mu tylko braknie, gdy w rzeczy potęgą i sławą jest już królem, jak nareszcie korona ta tylko pozornie odłączy Polskę od Litwy, gdyż kraje te związku z sobą rozerwać nie mają potrzeby. Milczał na to wszystko Jagiełło i jak zwykle odpowiedział, że nic bez porady panów senatorów swych uczynić nie może. Na tém piérwszy krok się ograniczył, lecz sprawa już była rozpoczęta.
Tymczasem, opowiadając Witoldowi cesarz to co uczynił dla niego u Jagiełły, wmówił mu a raczéj przekonać się starał, że nie potrzebuje u nikogo w świecie starać się o wzniesienie na królestwo, prócz u niego. Ja, mówił cesarz, zarówno z papieżem mam prawo rozdawać korony, i bez papieża uczynić to mogę.
Pomimo tych zapewnień, Witold podziękowawszy cesarzowi, odparł, że bez Jagiełły, który mu dał rządy Litwy, nic czynić nie chce. Cesarz niecierpliwił się odpowiedzią taką; jemu właśnie szło o to, by zwadził Jagiełłę z Witoldem, Polskę z Litwą. Witold zaś spodziéwał się jeszcze znając słabość charakteru Jagiełły, wymódz na nim zezwolenie.
Postrzegli się w czas panowie polscy, że Jagiełło zmiękczony cesarza wstawieniem się, zaręczeniami że to związku z Polską nie rozerwie ani nawet osłabi, już się nakłaniać poczynał na prośby Witolda. Złożono wielką radę senatorów umyślnie dla roztrząśnienia tego ważnego zadania.
Wysłany na nią przez Witolda Mikołaj Sępiński Nowina, mówił naprzód od pana swego, wystawując, że cesarz Zygmunt godnością królewską uczcić go zamierza, że król Jagiełło, byleby się panowie Rady zgodzili na to, zezwolenie swoje dać obiecuje. Pozostaje więc tylko uzyskać na to ich zgodę, o którą W. xiąże prosi.
Sam Witold nadszedł na koniec mowy Sępińskiego i począł żywo nalegać na senatorów, aby tak świetnemu dla niego wzniesieniu się nie chcieli być przeciwni; aby sami jedni nie stawili się przeciw niemu, wystawując co uczynił dla Polski, i że z nią zrywać ani chce, ani myśli, ani może.
Panowie senatorowie nieprzyjaźni cesarzowi i wszystkiemu co od niego pochodziło, stali nieugięci pod wejrzeniem nakazującém Witolda, ani prośbami jego, ani zapałem z jakim mówił przekonać się nie dając; aż piérwszy arcybiskup gnieźnieński zdanie swoje otworzył.
Mowa jego była długa, zawiła i pochwałami poczęta, pochwałami się skończyła, ale z niéj zdania i myśli prałata, który chciał do większości się przyłączyć nie objawiając wyraźnie co o tém sądził, — zbadać nie było można.
Po nim Zbigniew biskup krakowski, silnie i otwarcie przeciwko zamiarowi Witolda i powziętym nadziejom powstał, nie kryjąc się z tém bynajmniéj, że w tém widzi zdradę cesarza, że nie rada lecz zdrada pod pozorem życzliwości się chowa — (frigidum latitare anguem in herbis) zimny wąż pod kwiecistą osłonką — że Zygmuntowi wiele zależy na tém, aby Polskę osłabić —: »Syt wieku i sławy, wyższym jesteś nad wszelkie zaszczyty znikome, pomnieć winieneś na przysięgę, która cię z Polską łączy» zakończył.
Mowa Zbigniewa umiarkowana w wyrażeniach, otwarcie przecież sprzeciwiała się zamiarom Witolda; Jan Tarnowski poparł ją silniéj, a inni pokonani ich wymową, dowodami zwyciężeni, poszli za niemi.
W czasie tych głosów, Witold dawał oznaki najwyższéj niecierpliwości, rzucał się, zgrzytał, trząsł z gniewu podnosząc rękę a grożąc pięścią, uniósł się wreszcie i zawołał:
— Zrobię i bez was co zechcę!
To rzekłszy wybiegł z sali i udał się do cesarza; senatorowie zaś oburzeni na Zygmunta pośpieszyli z wymówkami gwałtownemi ku Jagielle, przedstawując mu zdradliwe postępowanie cesarza, niebezpieczeństwo jakiém to grozi dla Polski, wieczną dla synów Jagiełłowych utratę Litwy, osłabienie państw obu i t. p. Nareszcie poczęli mu wyrzucać, że nieprzyjaznemu monarsze w państwach swoich przebywać dozwala i knować przeciwko sobie, pod jednym dachem z wrogiem i przez drzwi zamieszkując. Król wyrzutami temi do łez rozczulony, przenikniony gorliwością panów senatorów, wyparł się żeby miał zezwolić na oderwanie Litwy, i przyrzekł nadal opierać się temu.
Na naleganie ażeby co najrychléj wyjeżdżał, odpowiedział, że zaraz to uczyni; jakoż i panowie senatorowie natychmiast tłumnie zaczęli Łuck opuszczać, nie poszedłszy nawet pożegnać Wielkiego xięcia, a król nocy następnéj za niemi także ruszyć musiał.
W ślad prawie za Władysławem poczęli się rozjeżdżać inni xiążęta i posłowie; cesarz tylko pozostał jeszcze ciesząc Witolda i radząc mu iżby bez zezwolenia Polski koronę przyjął, wystawując mu jako rzecz możną i łatwą, co zdaniem Litwy i jego samego było nie do spełnienia. Świéża unja Horodelska 1413 roku stała murem na przeszkodzie; zerwać z Polską, było to sprowadzić wojnę na oba kraje, a panowie litewscy pamiętni swéj przysięgi, dochować jéj chcieli. Korzyści połączenia z Polską, w przyszłości nadto były dla nich widoczne, aby poświęcając je na niepewne losy rzucać się zapragnęli. Cesarz po odjezdzie Jagiełły, bawił jeszcze pięć dni w Łucku, aż nareszcie obdarowany, obiecując nadesłać dyplom i korony, odjechał; przy wsiadaniu jeszcze odebrawszy na pamiątkę róg turzy na czaszę w złoto oprawny, z tura zabitego przez Gedymina pod Wilnem.
Tyle dokazały namowy Zygmunta, że Witold, spodziéwając się jeszcze kupić sobie panów polskich, lub bez nich i dozwolenia króla na swojém postawić, wysłał od siebie posłów do papieża: Symona Gedygoldowicza i Szedybor’a brata Kieżgajłły (Narbutt); do Polski zaś sam na usilne prośby króla do Sandomiérza zjechać nie chcąc, po kilkakrotnych wezwaniach, wyprawił tylko na zjazd do Nowego-Korczyna Gasztolda Wdę wileńskiego i Rombowda marszałka, aby ci, jeśli się panowie polscy jeszcze raz przeciwko koronacij oświadczą, zapowiedzieli w imieniu jego, iż za zgodą lub bez zgody ich, Witold włoży koronę na swoje skronie.
W Nowym Korczynie nie wypadło czego się spodziewać było można: panowie polscy oświadczyli, że nigdy na oderwanie się Litwy nie zgodzą; a o zdradziectwie rady cesarskiéj chcąc przekonać Wielkiego xięcia, uprosić go lub wreszcie groźbą go zastraszyć, wysłali ze zjazdu do niego Zbigniewa Oleśnickiego biskupa krakowskiego, i Michała z Michałowa wojewodę sandomiérskiego starostę krakowskiego. Ci na święta Wielkanocne przybyli do Witolda do Grodna, a w osobném posłuchaniu, biskup oświadczywszy o wypadku rady sejmowéj, przekładał długo Wielkiemu xięciu, aby zawartego raz z Polską związku nie gwałcił, Polski nie krzywdził bez korzyści dla Litwy, rozlewu krwi i wojny braterskiéj nie stawał się przyczyną; pogroził w ostatku wojną. Ale na to wszystko odparł Witold: że długo myśli się téj opiérał, ale teraz kiedy na nią sam Władysław Jagiełło zezwolił, gdy kroki ku temu poczynione po całym już świecie są głośne, wstyd sam cofać mu się nie daje.
Wyszło i poselstwo polskie do cesarza, usiłując go odwieść od myśli dania korony Witoldowi; Zygmunt doniósł o niém W. xięciu; co spowodowało list pełen gorzkich wyrzutów do Jagiełły z Trok pisany (Feria V. ante domin. Reminiscere. 1429). W tym liście głosił Witold oburzenie Litwy na wyrazy pisma Jagiełłowego do cesarza, w którém ich spiskowemi i łamiącemi przymierze nazywał; wyrzucał królowi niestałość i słabość jego, grożąc mu wieczném całéj ślachty litewskiéj zniechęceniem. Do cesarza zaś pisał Witold (in Curia nostra Eyxischky die Dom. Invocavit. 1429) że król Polski, Litwę wassalami swemi i poddanemi czyni, kraj cały na siebie oburza, gdy Litwa swobodną jest i nikomu nie uległą; powtórzył przytém, że trwa w przedsięwzięciu i nie da się pokonać oporem panów polskich, i t. p.
Zagrożeni oderwaniem się Litwy Polacy, których Witold zapóźno już starał się darami dla siebie ująć, gdy sprawa ta nadto już miała rozgłosu, zebrali się do Sandomiérza d. 8 Września dla nowych narad. Ztąd znowu posłani zostali do Witolda Jan z Tarnowa wojewoda krakowski i biskup Zbigniew Oleśnicki, którzy jeśliby inaczéj od zgubnéj myśli odwieść nie potrafili Witolda, polecenie mieli od Jagiełły ofiarować mu koronę Polską, byleby potomstwu Jagiełłowemu następstwo po sobie zapewnił.
Stary i osłabiony, a znużony walką Jagiełło, chętnie ciężkiéj ustępował korony; myślał bowiem, że tu szło o dostojność tylko, nie o losy Litwy. Może przekupieni senatorowie niektórzy, w ten sposób pogodzić chcieli żądania wszystkich i trudności ważniejszych uniknąć.
Witold nie przyjął ofiarowanéj mu korony Polskiéj dla tego, że mu nie tak o koronę, jak raczéj o niepodległość Litwy chodziło; z kroku tego wszakże przekonywając się, że Polaków nie skłoni do zezwolenia na koronację swoję. Przyboczni jego i zaufani doradźcy Lutko z Brzezia i Mikołaj Cébulka, radzili mu nawet poprzestać myśléć o koronie, ale Witold przekonać się nie dał i trwał w uporze niezłomnie. Miłość kraju i duma, zarówno podżegały go ku temu. Przyjął polskich posłów uprzejmie, a Tarnowskiego obdarzył, prócz innych kosztowności, dając mu sto rubli pieniędzmi (około 12,000 złł.); Zbigniewowi zaś nic nie ofiarował, wiedząc że nic nie przyjmie, czyniąc jeszcze wyrzuty, że o niego wszystek się zamiar rozbija.
Biskup odparł, wskazując Tarnowskiego. — Nie o mnie, jeśli się zgodzi wojewoda krakowski, i ja się zgadzam. Ale wojewoda niezłamany darami oświadczył, iż nic go do tego skłonić nie potrafi. W ostatku dana odpowiedź Polakom, że Witold przestanie starać się o koronę, lecz jeśli dyplom i ona nadejdą, królem się Litwy sam ogłosi. Przyjąć za życia Jagiełły tron Polski, byłoby to wydrzéć mu berło, wyzuć go z dostojeństwa, czego Witold uczynić nie chce. Rozmaitemi sposoby, różnie obracanemi mowy, starał się pokonać Polaków, już prosząc ich aby w uporze tyle mu szkodliwym nie trwali, już nagląc by króla starali się zjednać dla niego, w ostatku oznajmując, że gdyby i do wojny przyjść miało, téj się także nie zlęknie.
Może by się był dał wreszcie od zamiaru swego odwieść Witold, gdyby nie ciągłe napomnienia i poddmuchy cesarza, i podżegania Krzyżaków. Witold odprowadził posłów do Wołkowyska, gdy tu właśnie nadbiegł poseł Zygmunta, rycerz Leonard, z podarkiem od niego na znak przymierza i jedności. Dar ten wyobrażał smoka w kłąb zwiniętego z paszczą ziejącą ogień, z krzyżem czerwonym do noszenia na szyi. Napis na tém godle miał być: O quam misericors Deus justus et clemens!
List cesarski i poseł ustnie upewniali, że takie znamię na znak rycerskiego braterstwa i nierozerwanego związku nosić będzie cesarz.
Witold przyjmując oświadczył posłowi, że to jako znak przyjaźni osobistéj przyjmuje, ale przymierzem nowém nie chce dawnéj uczynionéj Jagielle łamać przysięgi. Widoczna jest, że cesarz poddania się Litwy Cesarstwu, któremu Witold tylekroć w zwadach z Krzyżakami opierał się, wymagać musiał przy tym podarku. Rycerz Leonard doniósł także o jadących już dla Witolda koronach, i koronacja na dzień 16 Października wyznaczona została.
Przerażeni Polacy i król sam przedsięwzięli środki, zapobiegając przychodzącemu już do skutku zgubnemu usamowolnieniu Witolda. Pośpieszono z prośbą do papieża Marcina V., aby cesarzowi odradził powagą swoją koronowania W. xięcia, a biskupowi któremu obrzęd ten spełnić polecono, zakazał uczęstniczyć; Krzyżakom zaś dopomagać do tego, Witoldowi starać się nawet nadal o to. Bulle wydane zostały na imie biskupa chełmińskiego, który miał Witolda koronować (Dat. Romae Anno P. XIV. Novembr.), W. Mistrza i Witolda. (Idib. Novembr. pontif. XIV. u Długosza). Bulla na imie cesarza Zygmunta doszła go już, gdy korony i dyplom wyprawione zostały.
W końcu roku widział się Witold z Władysławem Jagiełłą, ale obojętnie i bez żadnego skutku spełzł zjazd ten braci; Witold postanowił do czasu myśl swoję pokrywać.