[207]AKT CZWARTY.
SCENA PIERWSZA.
Pokoje królowy.
MARJA, BOTWEL.
MARJA.
Dziś jestem spokojniejszą, czystych modlitw władza
Usypia wszystkie troski i uśmierza bole;
Czas, cierpliwość, najsroższe rany ułagadza.
Wszystko znieść można.
BOTWEL.
MARJA.
BOTWEL.
MARJA.
5
Dosyć! dosyć zniosłam na kobiétę!
Jestem na tronie, ale z sercem zakrwawioném.
BOTWEL.
O Marjo! ty się nadto łudzisz blaskiem, tronem,
Ten tron, to proste deski szkarłatem przykryte;
Już zeń zdjęto szkarłaty, zasłana całuny,
10
Obejrzyj się, na tronie niedostaje truny.
Widziałem w kraju franków, gdy król wielki skona,
Postać jemu podobną wnet z wosku utworzą,
[208]
Przykryją szkarłatami, na mary położą;
Dziwnie od martwéj twarzy odbija korona;
15
Przeraża ludzi wstrętem ta postać woskowa,
Ustrojona w klejnoty, przy trumny żałobie;
Nie obrażaj się Marjo, lecz Szkotów królowa,
Podobna do téj maski leżącéj na grobie.
MARJA.
BOTWEL.
Ha! módl się! przebaczaj!
MARJA.
Przebaczyć!
Komu przebaczyć?
BOTWEL.
MARJA.
Botwel się żegna.
BOTWEL.
Pani! odmawiam pacierze,
Słyszę dzwon po umarłym.
MARJA.
Co? dzwon, po kim dzwony?
BOTWEL.
MARJA.
Boleść zaledwo uśmierzę,
I modlitwą zagłuszę jęk w piersiach tłumiony,
Szatan budzi mię ze snu.
BOTWEL, patrząc przez okno.
25
Patrz Pani! tam zdala
Snuje się tłum pogrzebu, idą czarne cugi,
Płatna wymowa cnoty zmarłego wychwala;
A za trumną przyjacioł orszak smutny, długi,
Ale ten najwierniejszy który w trumnie zaśnie.
[209]
30
Każdy z domu wychodząc trzymał świécę jasną,
Półowa już pogasła, inne teraz gasną,
Patrz! jedna jeszcze miga — i ta wkrótce zgaśnie;
Na chwilę mu ciemnego grobu nie oświécą,
I pamięć ich zagasa z tą gasnącą świécą.
35
Śpij Rizzio, wszyscy, wszyscy ciebie zapomnieli!
Czyż nie dosyć? zmówili wieczne odpocznienie.
MARJA.
Słuchaj! słuchaj! kobiéta na cóż się ośmieli?
Patrz Botwelu! ten obraz wiszący na ścienie,
Jak w nim dobrze trafiona blada twarz Henryka.
40
Ściga za mną oczyma... Nie zniosę téj twarzy!
Patrz! za mną się obraca, wzrokiem mię przenika.
O! ten wzrok! nie jest dziełem ludzi i malarzy,
Na obraz szatan przeniósł, myśl moją, sumnienie,
I serce moje dręczy boleścią okrutną.
BOTWEL.
45
Cha! cha! więc ci niemiłe Darnleja spojrzenie?
Można obraz zasłonić?
MARJA.
Nie — rozedrzyj płótno!
Rozedrzyj je sztyletem — na co te obrazy?
Ja go mam w sercu.
BOTWEL.
Pani! spełnię twe roskazy,
Czy będziesz spokojniejszą?
MARJA, niecierpliwie.
Spełnisz moje chęci?
Co wyrzekłeś?...
BOTWEL.
50
Tak, zniszczę ten obraz Darnleja.
MARJA, z przytłumionym westchnieniem.
BOTWEL.
[210]MARJA.
Prawda, wyszło mi z pamięci,
Chciałam zgonu obrazu...
Na stronie.
Zniknęła nadzieja!
On mnie nie pojmie, ja się wyrzec nie ośmielę.
BOTWEL.
Pani! więc dziś się z tobą na wieki rozdzielę,
Przyszedłem cię pożegnać.
MARJA, z rospaczą.
55
Co mówisz? mój drogi!
Dla nieszczęśliwéj cios to nazbyt! nazbyt srogi!
Nie wytrzymam!
BOTWEL.
O pani! mam zostać przy tobie?
Każesz mi zostać? jesteś królową, masz władzę.
Dziś więc grób mój, przy Rizzia każę kopać grobie,
60
Przeciw sztyletom, słaba obrona w odwadze.
MARJA.
Ty mi serce rozdziérasz — piekło teraz we mnie!
Zemścić się! zemścić! cóż mi teraz pozostaje?
Zemścij się!...
BOTWEL.
Nad Duglasem mścić się? to daremnie,
Duglas z Lindsajem oba uszli w obce kraje.
MARJA.
65
Idź! szukaj ich! nie, zostań! zostań tu! miéj litość!
Chciéj mnie zrozumiéć! błagam! Czyliż duszy skrytość
Mam wyjawić słowami? choć wiém że ta mowa
Sumnienie mi obarczy, z echem nie upłynie.
Powinien zginąć!
BOTWEL.
MARJA, długo pasując się ze sobą.
[211]BOTWEL.
MARJA.
BOTWEL.
MARJA.
O! ty jesteś jak echo, powtarzasz me słowa,
Ja chciałabym ażeby bez echa skonały.
70
Lecz tak, już przeważyłam jedną stronę szali,
Tak, już się piérwsze węzły skrytości przerwały,
Daléj! daléj iść trzeba, idę daléj! daléj!
Nie wiém, gdzie zajdę?... Słuchaj! jesteś taki blady,
Jakbyś mi chciał wyrzucać!
BOTWEL.
Królowo! ja zbladłem?
75
To może dawnych cierpień pozostały ślady.
MARJA.
Botwelu! niech twe czoło nie będzie źwierciadłem,
W którém czarność mych zbrodni czytam z przerażeniem,
Mamże twe świetne myśli przykryć zbrodni cieniem?
Zapomnij słów niebacznych! ja marzyłam we śnie;
80
Zapomnij o snach moich! nie zwierz ich nikomu!
BOTWEL.
MARJA, z przerażeniem.
BOTWEL.
MARJA.
Niedaleko, w małym wiejskim domu.
Mówią że chory.
BOTWEL.
Chory?... Chory umrzéć może.
Nie lękaj się, dziś Henryk pod sztyletem skona,
85
Oddalę podejrzenie, chorobą się złożę.
Lecz dopomóc mi trzeba... Jako wierna żona
[212]
Powinnaś go odwiedzić jeszcze dziś z wieczora,
Dasz mu w lekarstwie napój co go uśpi w nocy.
MARJA.
O! to czego ty żądasz nie jest w mojéj mocy.
90
Ja mam go widziéć dzisiaj? widziałam go wczora,
Jutro mam widziéć trupem — widziéć dziś? nie mogę!
BOTWEL.
Odwiédź go — zniszczysz wszelkie podejrzenia, trwogę,
Bez tego spać nie będzie, uchroni się zgonu.
MARJA.
Daj więc! daj mi ten napój — zejdę z mego tronu,
95
I przez tę noc straszliwą, żaden z mych poddanych
Nie będzie równie podłym i występnym...
BOTWEL, wyjmuje truciznę którą pokazywał u Astrologa.
Pani!
Oto napój wyjęty z ziół mi dobrze znanych.
Niech Henryk spełni do dna, choć może smak zgani,
Sen dla chorego, w bolach wielką jest przysługą.
MARJA.
BOTWEL.
MARJA.
BOTWEL.
Odwracając się.
Skoro napoju użyje królowa,
Mój sztylet nie potrzebny.
Do Marji.
Odchodzi.
MARJA sama.
Uważałam go pilnie, przez rysy oblicza
Chciałam czytać aż w sercu, odkryć by cień zdrady.
[213]
105
Smutny był? twarz Botwela zawsze tajemnicza,
Blady był? wszak on zawsze posępny i blady.
Nie, to nie jest trucizna, i któż się nie wzruszy
Powierzając kochance narzędzie otrucia?
Chybaby nie miał w sercu żadnéj iskry czucia?
110
Chybabym okiem duszy nie czytała w duszy?
Odchodzi.
Skan zawiera grafikę. [214]SCENA DRUGA.
Teatr wystawia wnętrze wiejskiego domu, pomięszkanie Henryka.
HENRYK, NICK.
HENRYK.
Błąkam się jak wyklęty, słuszna kara Boża,
Zbłąkana wyobraźnia blade widma roi,
Zgryzoty przy węzgłowiach stoją mego łoża.
NICK.
O! nie, przypatrz się, królu, tylko błazen stoi.
HENRYK.
5
Tak błazen tylko, wszyscy już mię opuścili.
Oświécam widma, bladą umysłu pochodnią.
Każdy kamień korony obciążyłem zbrodnią,
Ich ciężar głowę moją do grobu nachyli;
Przeważa mię korona.
NICK.
I ja równie błądzę.
10
Oto czapka w królewskich pokojach wytarta,
Dotąd na niéj zdobyte wieszałem pieniądze;
Wkrótce czapka od błazna będzie więcéj warta,
I wkrótce mnie samego ciężarem przeważy.
Nie trzeba nadto wielkich ciężarów na głowie,
Dość rozumu i głupstwa.
HENRYK.
15
Paziu! w twojéj mowie
Więcéj widać rozsądku niż śmiéchu na twarzy.
Ale gdy mnie widmami myśl drząca otoczy,
[215]
Jak ich nie widziéć? ich wzrok serce mi roskruszy!
Jak ich nie widziéć Nicku?
NICK.
HENRYK.
20
One nie przed oczyma — one w mojéj duszy!
Widzę je, tak jak ciebie, jak me własne cienie
Ścigają za mną.
NICK.
Panie! zagaś lampę w nocy,
Mnie nie ujrzysz przed sobą... Zagaś twe sumnienie,
Widm nie ujrzysz przed sobą...
HENRYK.
To nie w mojéj mocy!
25
Szalony jesteś! zgasić sumnienie jak świécę?
Wpatrując się w głąb pokoju.
Patrz! tam stoi, w posępnéj ubrany żałobie,
Jak gdyby chciał wyjawić śmierci tajemnicę?
Milczący — krwawy — blady — woła mnie ku sobie...
Wszak mu sztylety ciało rozdarły na ćwierci?
30
A on wstał z grobu, świéży, jak z kołyski dziécie.
NICK.
O Panie! Rizzio błaznów lubił całe życie,
Może więc przyszedł tutaj szukać ich po śmierci?
Dziwię się że nie ze mną, lecz z tobą rozmawia,
Musisz być do mnie królu podobnym w téj chwili.
HENRYK, nie słuchając słów Nicka.
35
Precz! precz Rizzio! twój widok, serce mi zakrwawia.
Wszystko bym oddał byle życie ci wrócili!
Nieobwiniaj mnie, odejdź, niech spokojny zasnę;
Ty może chcesz snu mego? spać nie możesz w grobie;
Więc i tam spać nie można?... Życie oddam tobie,
40
Lecz wróć mi sen! nie wracaj! Życie oddam własne.
Twoje lica tak blade i ten wzrok rozwarty!
Śmieje się dziko z obłąkaniem.
Cha! cha! cha! to mi zmysły do reszty pomiesza.
[216]NICK.
Ten cień lepiéj cię królu odemnie rozśmiesza,
Więc go przyjmij za błazna — nigdy moje żarty
45
Z ust twoich nie wyrwały tak szczerégo śmiechu.
HENRYK.
Czego chcesz Rizzio? krwawe wskazujesz mi szaty?
Może ciebie zabiłem skalanego w grzechu?
Powiédz mi? jestem królem! ja jestem bogaty!
Dam na mszę! powiédz tylko ile mszy potrzeba?
50
Zakupię msze na tydzień, miesiąc, rok, wiek cały;
Choćbyś był zbójcą, modły przebłagają nieba,
Głos księży słyszeć będziesz w grobie już spruchniały.
Ha! jeszcze słychać harfę!
NICK.
Uspokój się panie!
To przywidzenie strachu... Królowa tu zmierza...
HENRYK.
55
Królowa!... Jakież będzie nasze powitanie?
Zabije wzgardą, wzgarda jak sztylet uderza.
Skan zawiera grafikę. [217]SCENA TRZECIA.
MARIA, HENRYK, NICK.
MARJA.
Henryku! ja sądziłam że cię tu zastanę
Wśród zgrai twoich dworzan! tyś samotny, blady,
Powiédz czyś ty nie chory? oczy obłąkane,
Na twarzy widać jeszcze bezsenności ślady.
HENRYK, z rospaczą.
MARJA, przerywając.
5
Uspokój się! tyś chory mój luby!
Połóż się, zaśnij, widać bezsenność ci szkodzi.
HENRYK.
O Marjo! jestem winien! winien Rizzia zguby!
MARJA, z udaną obojętnością.
Ja nie wiedziałam o tém, cóż mię to obchodzi?
HENRYK.
Ty mi przebaczasz? powiédz!
MARJA.
HENRYK.
MARJA.
[218]HENRYK, z przymuszeniem.
MARJA.
HENRYK.
Chciałem się uniewinnić, czyn mój wytłómaczyć.
Lecz ten włoch nie wart abyś o nim pamiętała.
NICK, do Henryka.
Włoch nie wart abyś o nim pamiętał Henryku.
Powtórzę ci te słowa, twoje słowa własne.
Gdy nie będziesz mógł zasnąć.
HENRYK, do Nicka.
15
Precz! precz nędzny Nicku!
Do Marji.
Przebaczyłaś mi, teraz już spokojny zasnę.
MARJA.
Trzeba sen sztuką zwabić gdy od łoża stroni,
Przyniosłam senny napój, poznasz jego siłę.
Sen cię po nim skrzydłami lekkiémi osłoni,
20
Zaśniesz jak małe dziecko, będziesz miał sny miłe.
Wmięszam go do lekarstwa.
HENRYK, do Marji która wiewa napój w czarę stojącą przy łożu.
NICK.
Zadrzała, przed mém okiem nic się nie ukryje.
Do Marji cicho.
Pani podziel się z królem napoju półową,
Bo kto wié, gdy król twoje lekarstwa wypije,
25
Może ci się podobny napój w nocy przyda.
MARJA, spojrzała na Nicka, i odwróciła się ze wzgardą.
O jakże trudna rola! lecz tak, kończyć trzeba!
Każde spójrzenie zdradzi, każde słowo wyda,
A myśl mnie już wydała przed obliczem nieba.
Oby się prędzéj! prędzéj! wyrwać z téj komnaty.
[219]HENRYK.
30
O Marjo! czemu nosisz te żałobne szaty?
MARJA.
Tyś chory, chciałam przez to mój smutek wyrazić.
NICK, na stronie.
Więc na to szat potrzeba.
HENRYK, z czułością do Marji.
Ja cierpię tak mało,
Zwiększono wielkość cierpień, chciano cię przerazić...
Teraz z mojéj słabości nic już nie zostało
Skoroś mi przebaczyła.
MARJA.
HENRYK.
35
Jeszcze wcześnie
Gdzie idziesz? zostań chwilę, jeszcze jedno słowo!
Wyznam ci szczérze, nieraz dręczę się boleśnie,
Nieraz cię obraziłem, przebacz mi, królowo!
Klęka przed nią.
Przebiegnij wszystkie chwile któreśmy przeżyli,
40
Jeśli nas jaka w życiu czarna chwila dzieli?
Błagam cię! utrać pamięć téj nieszczęsnéj chwili!
MARJA, odwracając się z drzeniem.
Przeprasza, jakby leżał w śmiertelnéj pościeli.
Człowiek co może jutra, jutra nie zobaczy,
U stóp moich klęczący błaga przebaczenia;
45
Gdy jemu nie przebaczę, czy mi Bóg przebaczy?
Wstań Henryku! o przebacz! przebacz mi wzajemnie.
HENRYK.
Ty błagasz przebaczenia? błagasz go ode mnie?
Powiédz mi, jakie w tobie mam odpuścić winy?
Ja ci na wzajem serce do głębi otworzę.
MARJA.
50
Bądź zdrów — prędko mi z tobą ubiegły godziny
[220]HENRYK, z czułością.
MARJA, drzącym głosem.
HENRYK.
Ty mnie tak zimno żegnasz? czyliż świéże śluby,
Przebaczenia, miłości, znikły między nami?
MARJA, całuje go w czoło.
HENRYK, z przerażeniem.
Tak mnie zimnémi dotknęłaś ustami,
Dreszcz mię przebiegł.
MARJA, z gorżkim uśmiéchem.
55
Ty jesteś w gorączce mój luby.
Odchodzi.
Skan zawiera grafikę. [221]SCENA CZWARTA.
HENRYK, NICK.
HENRYK.
O Marjo! mój aniele! Boże dzięki tobie!
Nawróciłeś jéj serce, kocha mnie tak szczérze.
NICK.
HENRYK.
Tak jest, wierzę! wierzę
Rizzio jeden nas dzielił — Rizzio teraz w grobie...
5
Wszystko się odmieniło, już jestem szczęśliwy.
Czy widziałeś jéj uśmiéch? uśmiéch szczéry, tkliwy;
Z pogodném czołem przy niéj zasiądę na tronie.
Ciesz się! ciesz się Duglasie! zyskam przebaczenie,
Ja ciebie moim płaszczem królewskim osłonię.
10
Ciesz się mój wierny Nicku! zgasiłem sumnienie,
Już nie o bladych widmach, lecz o szczęściu marzę;
Ciebie Nicku darami sowicie obdarzę,
Czapkę złotem napełnię, sprawię ubior nowy.
NICK.
HENRYK.
Po kim masz chodzić w żałobie?
NICK.
15
Spełń ten puhar, w nim znajdziesz lekarstwo królowy,
A wtenczas błazen wdzieje żałobę po tobie.
[222]HENRYK.
Precz! precz! jesteś podobny do piekielnéj jędzy!
Podły i podejrzliwy, kąsasz, trujesz jadem.
Precz! idź się błąkać, żebrać i umiérać w nędzy!
20
Lecz nie, śmierć twoja będzie dla innych przykładem;
Obiéraj rodzaj śmierci.
NICK.
Trudno mi obiérać,
Głupstwo jest wieczne, głupstwo nie może umiérać,
Od wieków z nieprzerwanéj wypływa osnowy.
Chciałbym skonać pod mieczem, ale kat zawoła:
25
Nicku! gdzie twoja głowa? wszak ty niémasz głowy.
Cha! cha! nieprawdaż królu że to myśl wesoła,
Nie miéć głowy. Więc węzeł założyć na szyję?
Lecz ja jestem tak lekki! sam wiatr mię utrzyma;
Nie, ja wisiéć nie mogę, dla mnie śmierci niéma...
30
Chyba — to śmierć najleksza, ten puhar wypiję.
Żądasz więc mojéj śmierci?
HENRYK.
Précz straszna poczwaro!
Nędzny! takąż to wdzięczność niesiesz panu w darze?
Sumnienie niech ci będzie zasłużoną karą.
Wyganiam cię ze dworu.
NICK.
Wypija prędko puhar nalany przez królowę.
HENRYK.
NICK.
35
Nic, wypiłem królowy napoje;
Zasnę jak małe dziecko, będę miał sny miłe.
HENRYK.
Zadrzałem mimowolnie, lecz czegoż się boję?
On tylko zaśnie.
NICK.
Zasnę, gdy znajdę mogiłę!
I téj może odmówią.
[223]Blednie, siada przy królu i głowę na dłoniach opiéra.
Przed daleką drogą,
40
Powrócę jeszcze myślą w rodziców mieszkanie.
Widzę tam w końcu sioła tę chatę ubogą,
Sczerniałe dymem ściany, i obraz na ścianie,
A przy obrazie lampa; pies wrót chaty strzeże,
Nad chatą dąb spruchniałe podnosi kanary.
45
O Boże! widzę — widzę — tam mój ojciec stary,
Na progu pług naprawia i mówi pacierze.
Oto matka ze łzami usiadła do przędzy,
Śpiéwa pieśń jak przy mojéj kołysce śpiéwała...
O! któżby! któżby sądził że pod dachem nędzy,
50
Urodzi się istota co się będzie śmiała.
HENRYK.
Piérwszy raz wpadasz Nicku w tak czarną tęsknotę;
Ty byłeś tak wesoły?
NICK.
Tak, byłem tułaczem
Któżby przyjął do domu płaczącą sierotę?
Panowie mogą smutek głosić jękiem, płaczem,
55
Nędzarz śmiać się potrafi, potrzebuje chleba.
HENRYK.
Powiédz! co ci jest Nicku! ten napój? o Boże!
Może jaki ratunek?
NICK.
Już mi nic nie trzeba...
Słuchaj królu! z dzieciństwa chowany na dworze
Służyłem za igraszkę — śmieli się dworzanie,
60
A ja widziałem wzgardę w ich śmiéchu... Na Boga!
I ja też miałem serce! tak jak pies u proga,
Jak twój pies się do ciebie przywiązałem panie.
Wiedząc jako śmiéch rzadko królom towarzyszy,
Chciałem ażeby zawsze towarzyszył tobie;
65
Teraz, król już mojego głosu nie usłyszy,
Chyba się będzie jeszcze śmiał na moim grobie,
I dzwonki mu przypomną, dzwony na pogrzebie.
[224]HENRYK.
On umiéra! Królowo okropna to zdrada!
Nicku! Nicku! i cóż mam uczynić dla ciebie?
70
Oczy twoje ściemniały i twarz śmiercią blada.
NICK.
Królu! zawieś na czapce kilka sztuk pieniędzy,
Odeszlij ją rodzicom... Złotem się pocieszą,
Może pocieszą, może poratują w nędzy;
A czapkę w niskiéj chacie na ścianie zawieszą,
75
I będzie im niekiedy przypominać syna;
Niech matka przędąc pod nią, tę pieśń przypomina,
Którą kiedyś w kołysce śpiéwała nade mną.
O Boże! jak mi słabo — jak mi w oczach ciemno.
HENRYK.
Nicku! ty mnie rozczulasz! patrz łzy moje płyną.
NICK.
80
Królu! nigdy nie byłem łez twoich przyczyną,
Czemuż wesołość moja z życiem obumiéra?
HENRYK.
O nie śmiéj się! ten uśmiéch smutny, wymuszony;
Do głębi mię przenika, serce mi rozdziéra...
Umiérasz za mnie, wierny, wzgardą nagrodzony.
NICK, wesoło.
85
Nagródź mi. Wybierz cztérech najuczeńszych ludzi,
Niech niosą trumnę błazna, niechaj głupstwo noszą;
A gdy się każdy dobrze ciężarem utrudzi,
Tylko ciężarem głupstwa — po kraju ogłoszą
Że Nick umarły, więcéj waży niż Nick żywy...
90
Tyś się uśmiéchnął panie! o jakżem szczęśliwy!
Chciałem cię jeszcze widziéć z uśmiéchem na twarzy.
Przebacz mi panie wszystko, zamykam powieki,
Już cię widzieć nie będę — tak mi się coś marzy,
Tak słabo.
HENRYK.
NICK.
Żegnam! żegnam cię na wieki!
[225]HENRYK.
NICK, podnosząc głowę, z obłąkaniem.
95
Synu! któż mię woła?
Czy to mój ojciec? — Próżno! tak ciemno dokoła,
Już was widziéć nie mogę — muszę was porzucić!
Och! zostawcie mi miejsce, przyjdę tam do chaty,
Odpocznę — ja myślałem zawsze do was wrócić...
100
O! Matko! Matko moja! daj mi inne szaty,
Matko! jak mi źle było na świecie. Oh!
Pada u nóg króla i kona.
HENRYK.
Skonał!...
To przyjaciel ostatni, żono tkliwa, czuła,
Patrz! to twój senny napój téj zbrodni dokonał,
Tyś go otruła... myślisz żeś męża otruła?
105
Nie, Henryk żyje, tylko został sam na ziemi,
Sam został — wszystko jedno, jakby zasnął w grobie
Gdyś mnie pocałowała, piekło było w tobie,
Dlatego całowałaś ustami zimnémi...
Bierze lampę i oświeca nią twarz Nicka.
Zobaczę go raz jeszcze... Jak twarz jego zbladła!
110
Zsiniałe usta — twarde usłał sobie łoże...
O nieba! iskra z lampy na twarz mu upadła,
Szalony! ja ją gaszę — on jéj czuć nie może,
Nic już nie czuje... Skończył... Tu rospacz daremna!
Trzeba się gdzie uchronić przed zdradą kobiéty...
115
Ujść przed nią — gdzież uchodzić? w około noc ciemna;
Może tu koło domu ukryte sztylety?
Czegóż się nie dopuszczą — na co nie odważą?
Niéma większéj poczwary na ziemskiém przestworzu.
Po chwili.
Zostanę tu! obaczę z jaką jutro twarzą,
120
Przyjdzie szukać zmarłego męża na tém łożu.
A twarz jéj uda bladość — może ubielona?
Może jęk jéj usłyszę za drzwiami komnaty,
[226]
Pewna jest mojéj śmierci, wprzód nim się przekona
Czy ja umarłem! będzie płakać mojéj straty...
125
Wtenczas ją jedném! jedném spojrzeniem zabiję...
Stawia lampę u głów Nicka.
Więc Bóg czuwa nade mną — i od śmierci strzeże...
Postawię przy nim lampę, całunem nakryję,
Będę nad zmarłym w nocy odmawiał pacierze...
Tak samotny przy zmarłym i w noc taką ciemną,
130
Sam jeden... Boże! Boże! zmiłuj się nade mną.
KONIEC AKTU CZWARTEGO.