[78]
AKT PIĄTY.
SCENA PIERWSZA.
Plac publiczny w pobliżu bramy miasta.
MARY ANNA (zakwefiona), IZABELLA i PIOTR w pewnem oddaleniu. Z przeciwnych stron wchodzą: KSIĄŻĘ, WARRYUSZ, PANOWIE, ANGELO, ESKALUS, LUCYO, PROFOS, OFICEROWIE i OBYWATELE.
Książe (do Angela). Witam was, drogi kuzynie.
(Do Eskalusa).
Rad jestem, Że znów was widzę, stary, wierny druhu. Angelo i Eskalus. Szczęsny niech będzie powrót waszej łaski. Książę. Obu wam mnogie i serdeczne dzięki; Tyle dobrego słyszeliśmy o was I waszych rządach, że tylko publiczne Winna wam złożyć dzięki nasza dusza, Jako zadatek pełniejszej nagrody. Angelo. Tem bardziej rośnie ma wdzięczność. Książę. O, głośno Przemawia wasza zasługa i krzywdą Byłoby dla niej, gdybym ją zamykał W tajni mej piersi; zasługuje bowiem Na twierdzę głosek spiżowych przeciwko Zębowi czasu oraz zapomnienia
[79]
Niszczącej sile. Podajcie mi rękę, Niech was zobaczą poddani, niech wiedzą, Jak ma zewnętrzna uprzejmość obwieszcza Względy, ukryte we wnętrzu. Eskalu, Stańcie po drugiej mej ręce, dobremi Bądźcie mi obaj podporami.
(Wchodzi Piotr i Izabella).
Piotr. Teraz czas na was, uklęknijcie przed nim I mówcie głośno. Izabella. O, królewski książę! Sprawiedliwości! Zwróćcie swe źrenice Na pokrzywdzoną — jakżebym pragnęła Rzeknąć: dziewicę! O szlachetny książę, Nie hańbcie ócz swych, na inny je przedmiot Zwracając wprzódy, zanim wysłuchacie Mej szczerej skargi, nim mi wymierzycie Ach! sprawiedliwość, sprawiedliwość, książę, Ach! sprawiedliwość, sprawiedliwość! Książę. Krzywdę Wytoczcie swoją — przez co i przez kogo — Tylko po krotce; oto lord Angelo, Co wam wymierzy sprawiedliwość; przed nim Otwórzcie wnętrze. Izabella. O, szlachetny książę! Zbawienia szukać każecie u czarta; Raczcie wysłuchać mnie sami, bo albo To, co wam powiem, ściągnie karę na mnie, Jeśli nie znajdzie wiary, lub was zmusi Do naprawienia mej krzywdy. Więc wy mnie Tu wysłuchajcie; wy mnie wysłuchajcie! Angelo. Boję się, panie, że straciła zmysły! Błagała u mnie o łaską dla brata, Co zginął z prawa! Izabella. Z prawa! Angelo. I zapewne Cierpko tu będzie przemawiać i dziwnie. Izabella. Tak! bardzo dziwnie, lecz bardzo prawdziwie Że ten Angelo jest krzywoprzysięzca, Czyż to nie dziwne? Że z tego Angela
[80]
Zwykły morderca, czyliż to nie dziwne? Że cudzołożny złodziej ten Angelo, Że zeń obłudnik i gwałciciel dziewic, Czyż to nie dziwne? Czyliż to nie dziwne? Książę. O, dziesięćkrotnie to dziwne. Izabella. A nie ma Większej w tem prawdy, że to jest Angelo, Niż że to wszystko prawdziwe i dziwne! O, dziesięćkrotnie to wszystko prawdziwsze, Bo prawda prawdą do końca obliczeń. Książę. Weźcie ją na bok! — to biedna istota! Mówi to wszystko w pomieszaniu zmysłów. Izabella Zaklinam ciebie, książę, jeśli wierzysz, Że inna jeszcze istnieje pociecha, Niż na tym świecie, nie pomijaj słów mych W tem przekonaniu, że mnie obłęd dotknął. Na niemożliwe nie chciej zmieniać tego, Co się wydaje nieprawdopodobnem; To niemożliwem nie jest, by najgorszy Zbrodniarz na ziemi wydawał się skromnym, Pobożnym, prawym i tak doskonałym, Jak ten Angelo; tak też i Angelo, Mimo tytułów, układu, godności Może być arcynikczemnikiem. Gdyby Czemś mniej był — wierzaj, o królewski panie — To byłby niczem, ale on czemś więcej, Tylko dla jego łotrostwa nie mogę Znaleść nazw więcej. Książę. Na uczciwość moją! Jest-li szalona (a snać nie jest inną), To jej szaleństwo ma dziwny kształt sensu, Tak się w niem wiąże jeden przedmiot z drugim, Żem tego nigdy nie słyszał w szaleństwie. Izabella. O, nie uderzaj w tę strunę, mój książę, Nie chciej rozsądku wykluczać z sprzeczności, Lecz niech ci własny pomoże rozsądek Odsłonić prawdę tam, gdzie kryć się zdaje I fałsz pokrywa, zdający się prawdą, Książę. Niejeden człowiek, choć nie jest szalony, Mniej ma rozumu... Cóż chcecie powiedzieć?
[81]
Izabella. Otom ja siostra niejakiego Klaudya, Który skazany został za porubstwo Na stratę życia; skazał go Angelo. Do mnie, w klasztorze spełniającej próbę Nowicyatu, przysłał brat: posłańcem Był pewien Lucyo. Lucyo. To ja, z przeproszeniem Waszej książęcej dostojności: Otóż Poszedłem do niej od Klaudya, prosząc, Aby zechciała popróbować szczęścia Z lordem Angelo względem przebaczenia Biednemu bratu. Izabella. Tak, to on, w istocie. Książę. Nikt waści mówić nie kazał. Lucyo. Nie prosił Nikt też, bym milczał, mój szlachetny książę. Książę. Więc ja was proszę, pamiętajcie o tem: A gdy wam przyjdzie w własnej mówić sprawie, Błagajcie Boga, by wam poszło gładko. Lucyo. Upewniam księcia... Książę. Upewnij waść siebie I strzeż się, proszę. Lucyo. A dobrze. Książę. Być może, Że to i dobrze, ale waść nie dobrze Czynisz, że mówisz przed czasem. — Więc dalej. Izabella. Kiedym więc przyszła do tego nędznika — Książę. Wyraz to, zda się, szalony. Izabella. Przepraszam, Wyraz ten całkiem odpowiada rzeczy. Książę. Być może; zatem do rzeczy!... Więc dalej. Izabella. Otóż po krótce... Pomijając wszystko, Co nie potrzebne: jak doń przemawiałam, Jak go prosiłam, jak klękałam przed nim, Jak mnie odprawił i com mu odrzekła (Bo długo trwało to wszystko), od końca Pocznę wstrętnego, choć w tem ból i hańba. Chciał ułaskawić brata pod warunkiem, Że niekiełzanej, jurnej jego żądzy
[82]
Oddam dziewiczość mego ciała; wreszcie, Po długiej walce, ma litość siostrzana Cześć mą przemogła. I oddałam mu się, A on tymczasem następnego rana, Po nasyceniu swej chuci, z wyrokiem Posłał po głowę mego brata. Książę. Wielce Prawdopodobne! Izabella. O, bodajby było Prawdopodobnem tak, jak jest prawdziwem! Książę. Na Boga! dziewko szalona, ty wcale Nie wiesz, co mówisz, albo cię nienawiść Przeciw czci jego podszczuła. Po pierwsze, Jego uczciwość jest dotąd bez plamy; Dalej, byłoby przeciw rozsądkowi, By tak zaciekle ścigać grzech, którego Sam się dopuścił. Gdyby był tak zgrzeszył, To podług siebie byłby ważył brata. Ktoś was nasadził; wyznajcie mi prawdę; Kto was poduszczył do skargi? Izabella. To wszystko? Więc cierpliwości dajcie mi, o święci, A gdy dojrzeje czas, odsłońcie zbrodnię, Tak się kryjącą pod osłoną władzy! Niech tak od bolu Bóg wam chroni duszę, Jak ja skrzywdzona stąd odchodzić muszę. Książę. Wiem, iżbyś chętnie odeszła! Hej! służbo! Wziąć ją do kaźni! Bo czyż mam pozwolić, By ten zatruty, ten potwarczy oddech Ział tak na moich najbliższych?... Intryga! Któż o twem przyjściu wiedział i zamiarze? Izabella. Człowiek, którego chciałabym tu widzieć — Ksiądz Ludwik. Książę. Pewnie spowiednik... Któż tutaj Zna tego księdza Ludwika? Lucyo. Ja, panie! Mnich to, co wszędzie się wścibi, nie lubię Tego człowieka, i gdyby nie habit, Byłbym za pewne wyrazy, zwrócone Przeciwko waszej dostojności w czasie,
[83]
Kiedy was tutaj nie było, mój książę, Dobrze przetrzepał mu skórę. Książę. Przeciw mnie słowa? Zacny to księżunio! I on podburzył tę nieszczęsną dziewkę Na namiestnika naszego? Wyszukać Tego księżunia! Lucyo. Jeszczem wczoraj w nocy Widział ją z mnichem tym w kaźni. Bezczelny Mnich to, szubrawiec! Zakonnik Piotr. Bóg z waszą Królewską mością, mój książę! Słyszałem, Jak nadużyli, książę, waszych uszu. Nasamprzód, wielce krzywdząco ta dziewka Oskarża tutaj waszego zastępcę: Tak on jest wolny od grzesznych z nią zetknięć, Jak ona wolna z kimś, co dzisiaj jeszcze Na świat nie przyszedł. Książę. O, nie wierzyliśmy. Czy znacie księdza Ludwika, o którym Mówiła? Zakonnik Piotr. Znam go; człek boży i święty, A nie szubrawiec ani wszędowścibiec, Jak go przedstawił ten szlachcic, i nigdy, Jak on powiada, nie śmiałby obrazić Waszej królewskiej dostojności. Lucyo. Książę! Chciejcie mi wierzyć, to łotr jest prawdziwy. Zakonnik Piotr. W swym czasie sam się uniewinnić przyjdzie, Ale na razie chory on, mój książę, Na silną febrę. Na jego zlecenie (Jako mu było wiadomo, że mają Oskarżać tutaj Angela), przyszedłem Wykazać w jego imieniu, co prawdą, A co jest fałszem, a co on przysięgą I dowodami stwierdzić jest gotowy Na twe wezwanie. Najpierw, co się tyczy Tej oto dziewki — by usprawiedliwić Tego zacnego pana od publicznych, Jego osobę krzywdzących oskarżeń —
[84]
W oczy jej tutaj udowodnię kłamstwo, Że się do niego przyzna sama. Książę. Słucham.
(Izabellę wyprowadzają pod strażą; wchodzi Maryanna).
Nie uśmiechacież się na to, Angelo? O, czcze zachody nieszczęsnych szaleńców!... Podajcie krzesła!... Kuzynie Angelo, Chcę być bezstronnym — więc wy bądźcie sędzią Swej własnej sprawy! Czy to świadek, księże? Niech nam nasamprzód odsłoni oblicze, A potem mówi. Maryanna. Wybaczcie mi, książę, Ale nie prędzej odsłonię oblicze, Aż mi rozkaże mój małżonek. Książę. Jakto? Wyście mężatką? Maryanna. Nie, książę. Książę. Więc panna? Maryanna. O nie, mój książę. Książę. Więc wdowa? Maryanna. Nie, książę. Książę. Więc nie mężatka, dziewica, ni wdowa?
Lucyo. Mości książę, zapewne jest tłukiem, bo — niejedna z takich nie jest ani panną, ani mężatką, ani wdową.
Książę. Zamknąć mu gębę; oby miał sposobność Paplać w swej własnej sprawie. Lucyo. Owszem, panie. Maryanna. Książę! wyznaję, nie jestem mężatką, Wyznaję również, iż nie jestem panną; Poznałam mego małżonka, choć on się W tem nie wyznaje, że mnie poznał.
Lucyo. A zatem był pijany, mój książę; nie może być inaczej. Książę. Ze względu na milczenie życzyłbym sobie, abyś i ty był pijany.
Lucyo. I owszem, mości książę. Książę. To nie jest świadek dla lorda Angela. Maryanna. A właśnie o tem chcę mówić, mój książę. Ta, co go przyszła skarżyć o porubstwo,
[85]
Oskarża przez to i mego małżonka, A taką książę zarzuca mu porę, W której, jak pragnę udowodnić, w moich Był on objęciach miłosnych. Angelo. Oskarża Kogo innego, oprócz mnie? Maryanna. Nie sądzę. Książę. Nie? Wszak o swoim mówiliście mężu? Maryanna. Tak, mości książę, to właśnie Angelo. Mniema, że wie to, iż nigdy nie poznał Mojego ciała, lecz wie to, jak mniema, Że Izabellę był poznał. Angelo. A, tego To już zanadto! Pokaż swe oblicze. Maryanna. Małżonek każe, zdejmuję zasłonę.
(Odrzuca kwef).
Oto oblicze, ty srogi Angelo, Które, jak ongi przysięgałeś, godne Było twych spojrzeń; oto dłoń, co silnie Ściskała twoją w czas świętych zaręczyn. Oto jest ciało, które cię odwiodło Od Izabelli uścisków, przybrawszy W twojej altanie jej postać udaną. Książę. Znasz tę niewiastę? Lucyo. Zna cieleśnie, rzekła. Książę. Ani słóweczka! Lucyo. Dosyć, panie. Angelo. Muszę Wyznać, mój książę, że znam tę niewiastę. Przed pięciu laty była między nami Mowa o stadle; lecz to się zerwało Częścią z przyczyny, że posag układom Nie odpowiadał, a głównie dla tego, Że lekkomyślność obniżyła wartość Jej reputacyi; lecz od lat tych pięciu Anim z nią mówił, ani ją widziałem, Anim coś słyszał o niej — na mój honor I mą uczciwość. Maryanna. Jak to światło z nieba, A słowo idzie z oddechu, cny książę,
[86]
Jak rozum w prawdzie, a prawda jest w cnocie, Tak jam małżonką jego zaręczoną, Jeśli coś znaczą przysięgi zrękowin. W ostatni wtorek, nocą, on mnie poznał W swojej altanie, jako swą małżonkę: Jeśli to prawda, obym tutaj zdrowa Wstała z tych klęczek, jeśli nie, na wieki Niech tu uwięznę jak pomnik z marmuru. Angelo. Dotąd na wszystko tylko-m się uśmiechał, Lecz teraz, książę, daj mi prawo sądu, Bo się przerwała ma cierpliwość; widzę, Że te nieszczęsne, obłąkane dziewki Są tu narzędziem kogoś silniejszego, Co ich nasadził przeciw mnie; o książę, Pozwól mi odkryć intrygę. Książę. Z całego Serca; i karę naznacz według woli. Szalony mnichu, przewrotna kobieto, Będąca w zmowie z tą, która odeszła! Sądzisz, że twoje przysięgi, choć z nieba Wszystkich z kolei wzywałabyś świętych, Mogłyby świadczyć przeciw jego cnocie, Nie jedną próbą przypieczętowanej? Usiądźcie przy mym kuzynie, Eskalu, Raczcie mu pomódz uprzejmie w odkryciu Źródła, z którego wyszły te intrygi. I drugi jeszcze podszczuł je braciszek — Posłać po niego. Zakonnik Piotr. Chciałbym, ażeby był tutaj, mój książę; On tę niewiastę podszczuł do tej skargi; Wie to wasz profos, gdzie on się ukrywa — On go sprowadzi. Książę (do profosa). Idź-że waść natychmiast.
(Profos odchodzi).
A wy, mój zacny i wypróbowany, Drogi kuzynie, któremu zależy, Aby wybadać tę sprawę, pomścijcie Według uznania swą krzywdę; co do mnie, Muszę na chwilę odejść; wy zostańcie
[87]
Aż z potwarzami nie zrobicie końca.
Eskalus. Wszystko zbadamy troskliwie, mój książę.
(Książę odchodzi).
Panie Lucyo, nie powiedzieliście, że według waszych wiadomości, to ów mnich Ludwik jest osobą nieuczciwą? Lucyo. Cucullus non facit monachum; nie ma na nim nic uczciwego, prócz habitu; przytem wyrażał się o naszym księciu jak najniegodziwiej. Eskalus. Prosimy was, abyście zostali tutaj aż do chwili, gdy on się zjawi, i świadczyli przeciw niemu; pokażemy, że ten mnich, to łotr osławiony. Lucyo. Jak nikt inny w Wiedniu, na moje słowo! Eskalus (do jednego z świty). Przywołać tutaj raz jeszcze ową Izabellę. Chcę z nią pomówić; proszę was, panie, pozwólcie mi ją badać; zobaczycie, jak jej dojadę. Lucyo. Nie lepiej, panie, od tego, o którym sama mówiła. Eskalus. Powiadasz? Lucyo. Dalibóg, panie, gdybyście jej dojechali tak sam na sam, łatwiej by się wyspowiadała; bo publicznie, to będzie się może wstydziła.
(Wraca służha sądowa z Izabellą, książę w przebraniu mnicha i profos).
Eskalus. Wezmę się z nią do rzeczy po omacku. Lucyo. To właściwy jest sposób; z kobietami najłatwiej o północy. Eskalus (do Izabelli). Bliżej, panienko; ta oto szlachcianka przeczy wszystkiemu, coś powiedziała. Lucyo. Panie, oto idzie ten łotr, o którym mówiłem — idzie tu z profosem. Eskalus. W samą porę; ale nie gadajcie z nim, dopóki was nie wezwiemy. Lucyo. Pst! Eskalus. Zbliżcie się, panie; nie nasadziliście tych kobiet, aby spotwarzyły lorda Angela! Zeznały, że tak było. Książę. To fałsz.
Eskalus. Cóż to? Wiecie wy, gdzie jesteście? [88]
Książe. Poszanowania dla waszej godności! Nieraz i dyabła trzeba czcić ze względu Na płomienisty jego tron. Gdzie książę, Bo tylko przed nim chcę się wytłumaczyć! Eskalus. W nas macie księcia; my was wysłuchamy. A mówcie prawdę. Książe. Przynajmniej śmiało!... Lecz, o biedne dusze, Cóż to? jagnięcia chcecie szukać w lisie? Zatem dobranoc waszych krzywd naprawie! Znikł książę? Znikła i wasza wygrana. Niesprawiedliwy książę, że odrzucił Tę waszą skargę i włożył wasz wyrok W usta zbrodniarza, którego oskarżać Przyszłyście tutaj! Lucyo. Tak, to ten nędznik, o którym mówiłem. Eskalus. Ty niegodziwy, ty bezbożny mnichu! Nie dość, żeś podszczuł te oto niewiasty, By dostojnego oskarżyły męża, Lecz śmiesz bezecnie wobec jego uszu Zwać go zbrodniarzem? Śmiesz wzrok swój zwracać na samego księcia, Niesprawiedliwość mu zarzucać? Precz z nim! Precz, na tortury! Ha, staw ci za stawem Wykręcać będziem, aż nieodkryjemy Twojej intrygi. Co, niesprawiedliwy? Książę. Nie tak gorąco! wasz książę nie więcej Miałby odwagi wywichnąć mój palec, Niżby się ważył własny storturować! Nie jestem jego poddanym, nie jestem Z waszej prowincyi. Me sprawy w tem państwie Dały niejedno ujrzeć mi we Wiedniu: Widziałem tutaj zepsucie tak wrzące, Że aż kipiało; prawo na grzech każdy, Ale grzech każdy tak protegowany, Że wszystkie wasze surowe ustawy Są pośmiewiskiem, jak powywieszane Przepisy w sklepie balwierza. Eskalus. Spotwarza państwo! Precz z nim do więzienia! Angelo. Cóż przeciw niemu powiesz, sinior Lucyo? Czy to jest człowiek, o którym-ś nam mówił?
[89] Lucyo. Ten sam, panie. Bliżej, ty mój poczciwcze, ty łysa pałko! znacie mnie? Książę. Przypominam was sobie po dźwięku waszego słowa, panie. Spotkałem się z wami w więzieniu, kiedy jeszcze nie było tu księcia. Lucyo. O świcie spotkaliście się ze mną! A przypominacie sobie, coście mówili o księciu? Książę. Jak najzupełniej, panie. Lucyo. O, więc pamiętacie, panie? A więc książę to podwikarz, to głupiec i tchórz — jak mi to wtedy powiedzieliście? Książę. Musimy wprzódy zamienić role, mój panie, nim to będzie moje zdanie; wyście to mówili tak o nim; i daleko więcej, daleko gorzej! Lucyo. O, ty przeklęty łotrze! Czy ci nie dałem szczutka w nos za takie gadanie? Książę. Zaprzeczam — kocham tak księcia, jak siebie samego. Angelo. Słuchajcie tylko, jak ten nędznik chciałby się teraz wykręcić, popełniwszy tyle zdradą pachnących bezeceństw. Eskalus. Z takim łotrem nie ma co się rozprawiać. Precz z nim do więzienia; a zaryglujcie go jak należy; zamknijcie mu gębę; zabierzcie i te tłuki i wiernego ich sprzymierzeńca!
(Profos zabiera się do księcia).
Książę. Zaczekaj waść, zaczekaj chwilę. Angelo. Cóż to, opiera się? Dopomóżcie mu, Lucyo! Lucyo. Dalej, mości panie, dalej, mości panie; dalej mości panie; fe, mości panie! Ha, łysa pałko, kłamcze szubrawy! Musisz być waść zakapturzony? musisz? Pokaż ino waść swą złodziejską gębę; a, do kata z waścią! Pokaż waść tę wilczą mordę i hejże na szubienicę! Nie zdejmiesz go?
(Zrywa mnichowi kaptur i odsłania księcia).
Książę. Pierwszy łotr z ciebie, który zrobił księcia. Naprzód, profosie, ja za trzech tych ręczę.
(do Lucya).
Nie wymykaj się, mopanku, bo słówko
[90]
Ma jeszcze z tobą mnich do pogadania. Pod straż go weźcie. Lucyo. Będzie coś gorszego Od szubienicy! Książę (do Eskala). Siądźcie; przebaczamy Wszystko, co tutaj mówiliście.
(Do Angela).
Od was Wypożyczamy to miejsce — pozwólcie! Masz jeszcze słowo, myśl lub też bezczelność, Coby ci mogły dziś posłużyć? Jeśli Masz je, to weź je na pomoc, dopóki Mej opowieści nie skończę, bo potem Będzie za późno. Angelo. O, straszliwy książę! Winniejszy byłbym, niźli moja wina, Gdybym pomyślał, że ujdę bezkarnie; Widząc, jak łaska wasza, by moc Boża, Śledziła moje postępki; cny książę, Niechciej przeciągać sądu na mą hańbę, Niech skargą na mnie będzie me wyznanie, Zaś bezpośredni wyrok i śmierć moja — Oto jest wszystko, o co jeszcze błagam. Książę. Chodź tutaj bliżej, Maryanno. — Powiedz, Czy z tą niewiastą byłeś zaręczony? Angelo. Byłem, mój książę. Książę. A więc natychmiast pojmij ją za żonę. Połącz ich, księże; a skoro to spełnisz, Sprowadź ich tutaj... Idź z nimi, profosie.
(Wychodzą Angelo, Maryanna, zakonnik Piotr i profos).
Eskalus. Bardziej mnie, panie, dziwi jego hańba, Niźli niezwykłość jej wykrycia. Książę. Bliżej, Ma Izabello. Tak jak wprzódy byłem Waszym doradzcą, waszych spraw rzecznikiem, Tak dziś, z odzieżą nie zmieniwszy serca, Jestem do waszych usług. Izabella. O, wybaczcie. Że ja, poddanka wasza, śmiałam trudzić I molestować nieznany majestat.
[91]
Książę. Wszystko-m przebaczył. Teraz, drogie dziewczę, Zechciej i dla mnie być tak samo względną. Wiem, że śmierć brata ciąży ci na sercu; Zdziwisz się pewno, dlaczego-m się taił, Gdym mu się starał uratować życie, Czemum swej skrytej nie ujawnił mocy, Miast dać mu zginąć. O, szlachetne dziewczę — Tylko zbyt nagła szybkość jego śmierci, Której leniwszą przypuszczałem stopę, Unicestwiła moj powzięty zamiar. Pokój mu teraz! Bo żyć lepiej życiem, W którem obawa śmierci przeminęła, Niż życiem, pełnem obawy. Pociechą Niech ci to będzie, że twój brat tak szczęśliw!
(Wraca Angelo, Maryanna, Piotr i profos).
Izabella. Mam tę pociechę, mój książę. Książę. A teraz Nowożeńcowi, który się tu zbliża, A który skrzywdził swą myślą rozpustną Twą cześć, bronioną tak usilnie, przebacz Dla Maryanny! Ale że on brata Na śmierć ci skazał (sam podwójny zbrodniarz, Bo świętą czystość zgwałcił i przysięgę, Którą za życie brata ci poręczył), Więc najłaskawsze woła dzisiaj prawo Przez jego usta: „Angelo za Klaudya! Śmierć żąda śmierci! Za pospiech pospiechem, Zwłoką za zwłokę odpłacać należy — Miarką za miarkę niechaj każdy mierzy!“ Zatem Angelo, że jasna twa zbrodnia — A choćbyś przeczył, na nic twe przeczenie — Na pniu tym samym położysz swą głowę. Na którym Klaudyo zginął, i z tym samym, Co on, pospiechem... Więc precz z nim! Maryanna. O, panie! Chybaś mi męża nie dał dla szyderstwa! Książę. Nie! sam małżonek pragnął z was zaszydzić, Dając wam męża. Mnie zaś dla czci waszej Ślub się wydawał niezbędnym; inaczej Mógłby was zarzut ścigać całe życie,
[92]
Źe on was poznał, i wszelkie w przyszłości Tamować szczęście. Jego zaś majątki, Przez konfiskatę choć nam się należą, Wam przeznaczamy jako wiano wdowie, Byście lepszego mogli kupić męża. Maryanna. O, drogi panie, nie żądam innego, Ani lepszego małżonka. Książę. Daremne Wasze żądanie; wyrok nasz niezmienny. Maryanna (klęka). Szlachetny książę! Książę. Płonne wszelkie trudy; Precz z nim — na pieniek!
(Do Lucya).
Teraz ty, mospanie! Maryanna. O, drogi książę!... Pomóż Izabello, Użycz mi kolan, ja całego-ć życia Na twe usługi użyczę! Książę. Daremnie Wbrew rozumowi nalegacie na nią. Gdyby tu klękła, błagając o łaskę Dla takiej sprawy, toby duch jej brata Swoją kamienną rozsadził łożnicę I z zgrozy siostrę stąd porwał. Maryanna. O, słodka Ma Izabello! Uklęknijcie przy mnie, Podnieście ręce i milczcie, ja sama Przemawiać będę. Z grzechów ulepieni Wszyscy są ludzie i zwykle, jak mówią, Tem się lepszymi stają, jeśli przedtem Byli cokolwiek złymi; tak i mąż mój... Nie użyczycie-ż kolan, Izabello? Książę. On za śmierć Klaudya umrze. Izabella. O, litośny, O, drogi książę! Na skazańca tego Raczcie tak patrzeć, błagani, jakby dzisiaj Brat mój żył jeszcze. Niemal mi się zdaje, Że póty w czynach swoich był uczciwy, Póki nie ujrzał mnie; gdy tak się stało. Niech nie umiera. Brat mój wedle prawa Zginął, spełniwszy czyn, za który umarł.
[93]
Co do Angela, To czyn zamiaru złego nie prześcignął, Więc go też pogrześć trzeba jako zamiar, Co padł, nim drogę swą przebył. Wszak myśli Nie są czynami; a zaś tylko myślą, I niczem więcej, jest zamiar. Maryanna. O, panie! Tak, niczem więcej. Książę. Bezpłodne błagania. Mówię wam, wstańcie; inny mi przychodzi Na myśl występek... Profosie, powiedzcie, Jak się to stało, że Klaudya ścięto W niezwykłej porze? Profos. Tak mi nakazano. Książę. Macie-li na to piśmienne dowody? Profos. Nie, dobry książę; to ustny był rozkaz. Książę. Więc za to dzisiaj składam was z urzędu; Oddajcie klucze. Profos. Przebaczcie mi, książę! Czułem, że błąd to, lecz nie byłem pewny; Żal mnie ogarnął później, po rozwadze, A w dowód tego jest w więzieniu człowiek, Co również umrzeć miał na rozkaz ustny, Alem przy życiu go zostawił. Książę. Któż to? Profos. Nazwisko jego Bernardyn. Książę. Wolałbym, Abyś tak samo był postąpił z Klaudyem. Sprowadź go tutaj, niech mu się przypatrzę.
(Profos wychodzi).
Eskalus. Smutno mi wielce, że człowiek tak mądry I tak uczony, jak wy, o Angelo, Tak strasznie zbłądził przez swej krwi gorącość, Potem tak mało miarkował się w sądzie. Angelo. I mnie jest smutno, żem sprawił ten smutek, I tak to rani me serce skruszone, Że raczej błagam o śmierć niż o łaskę — O śmierć więc proszę, bom zasłużył na nią.
(Wraca profos, Bernardyn, Klaudyo i Julietta).
Książę. Który to z nich jest Bernardyn?
[94]
Profos. Ten, książę. Książę. Mówił mi o nim pewien mnich... Człowieku, Słyszę o tobie, żeś jest zatwardziały, Niczego za tym światem się nie lękasz I według tego stosujesz swe życie. Skazany jesteś, ale ci przebaczam Twe ziemskie winy, a tylko cię proszę, Abyś korzystał z mego miłosierdzia I dbał o lepszą swą przyszłość. Nauki Udziel mu, księże. Tobie go powierzam. Cóż to za jeden ten zakapturzony? Profos. To drugi więzień, którego-m ocalił, A co miał umrzeć w dniu, gdy Klaudyo ginął; Jak sam do siebie, tak on jest podobny Do Klaudyusza.
(Odsłania Klaudya).
Książę (do Izabelli). Jeśli on podobny Do twego brata, przebaczam i jemu Przez pamięć jego. Teraz — przez twą lubość — Podaj mi rękę, powiedz, żeś jest moją, A on zostanie mym bratem. Lecz o tem W porze właściwszej. Angelo więc widzi, Że jest ocalon; snać radość dostrzegam W jego źrenicach; grzech wam się odpłacił, Mości Angelo; kochajcie swą żonę, Jej zacność waszą zacnością. Me wnętrze Pełne jest chęci przebaczenia wszystkim — Jednemu tylko odpuścić nie mogę.
(Do Lucya).
Ty, ty, mopanku, coś tak dobrze wiedział, Żem rozpustnikiem, tchórzem i głuptasem, Że jestem osłem i szaleńcem — powiedz, Czem zasłużyłem, żeś mnie tak wywyższył?
Lucyo. Na uczciwość, mój książę, wszystko to powiedziałem ot, tak sobie — z żartów. Jeżeli mnie chcecie kazać za to powiesić, to i owszem, wolałbym jednak, jeżeli łaska, abyście mnie kazali ochłostać.
Książę. Nasamprzód chłosta, potem szubienica. Trzeba, profosie, obwieścić po mieście, Że jeśli łotr ten skrzywdził jaką dziewkę,
[95]
(A sam przysięgał przede mną, że jedna Zaszła przez niego w ciążę), niech się zjawi, A on ją będzie musiał wziąć za żonę; Po ceremonii ślubnej będzie chłosta I szubienica!
Lucyo. Błagam waszej wysokości, nie każcie mi sie żenić z kurwą! Wasza wysokość powiedziała właśnie przed chwilą, że zrobiłem was księciem; dobry mój panie, nie chciejcie w nagrodę robić ze mnie rogala.
Książe. Nie, na mój honor, weźmiesz ją za żonę. Twoim potwarzom przebaczam, zarazem I wszystkie inne opuszczam ci grzechy. — Wziąć go do kaźni i wypełnić rozkaz.
Lucyo. Żenić się z tłuczykijem, miłościwy panie, to znaczy skazanym być na śmierć, na chłostę, na szubienicę.
Książę. Potwarz na księcia zasługuje na to. Pamiętaj Klaudyo, ażebyś naprawił Krzywdę niewinnej wyrządzoną dziewce, Ciesz się, Maryanno! Kochaj ją. Angelo! Jej spowiednikiem byłem, znam jej cnoty... Dzięki, mój dobry druhu Eskalusie, Za twoją dobroć: większa cię zapłata Czeka w przyszłości. Dzięki ci, profosie, Za twą gorliwość i że tajemnicę Chować umiałeś; dam ci lepsze miejsce. Przebaczcie wy mu, Angelo, że przysłał, Miast Klaudyusza, głowę Ragozyna. Błąd ten sam siebie uniewinnia. Prośbę Mam jeszcze do was, droga Izabello: Jeżeli chętne znajdę posłuchanie, Twem to, co mego, co twe, mem zostanie Teraz do zamku, a tam należycie, Co jeszcze trzeba, wszystko usłyszycie.
KONIEC.
|