Monografia łzy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Monografia łzy |
Podtytuł | Talia III. Trzy szkice |
Pochodzenie | Szkice helweckie i Talia |
Wydawca | Księgarnia Pawła Rhode |
Data wyd. | 1868 |
Druk | A. Th. Engelhardt |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała Talia Cały zbiór |
Indeks stron |
Polały się łzy me czyste – rzęsiste –
Na me dzieciństwo sielskie – anielskie –
Na młodość moją górną – i chmurną –
Na wiek mój męski – wiek klęski –
Polały się łzy me czyste – rzęsiste –
- Mickiewicz
- Mickiewicz
Ay! que vida tan amarga!...[1]
- S. Teresa (Glosa)
- S. Teresa (Glosa)
Łza mi się do oka ciśnie, kiedy się zadumam nad zbiorowym strumieniem codziennych łez całej ludzkości. – Pędzą one mętne i krwawe w różnych kierunkach, gorzkie, gwałtowne, spienione i jasne, jak perły rosy wieczornej i brylanty poranne, rozsiane przed wschodem słońca po kwiatach doliny – jak srebrne kryształów zdroje płyną po modrych łożach bławatów, a zawsze pędzą na przód, naprzód! Porywają i wloką ludzi prądem swym – namiętnie, ale naprzód! Nawalnie, jak z oberwanej chmury, szarpią się po bryłach skalistych namiętności i samolubstwa, ale przejrzystym postępu strumieniem, dalej szumią dziko i gwałtownym wodospadem, którego echo kona w przepaści dziejów, grzmią z stromych wieżyc fatum czarnego, z szczytów poświęceń i wysileń, czy z szczytów zbrodni, spadają w przepaść przyszłości, i grzmotem skargi spienionej, od którego uciekali Bogowie wszyscy, przed którym drży natura w posadach swoich, a któremu tylko naga, odarta, śnieżna prawda stoi, boleści szczytów, zwierzają otchłaniom!...
A kiedy gwiazda nadziei zadrży nad tą otchłanią strumienia, to szumi gwałtowniej i leci weselej, ale tylko obraz jej chwilowo odstrzeli, – lecz kiedy słońce miłości na spieniony, strącający się strumień, ten łez ludzkości, ciśnie garść promieni i zagra niemi w ich głębiach ciemnych, z odmętów ich sturamiennych, grzmiących, wytryska tęcza drżąca i dziewicza, żeniąca przepaść bez dna z brzegami wieczności, cudnym mostem otchłani, po którym przechodzi na ziemię anioł, – anioł poezyi…. On harfę miał złotą, struny z promieni słońc i jęków świata, z woni róż i radości czystych sumień po dobrym uczynku, z hymnu przebaczenia i z ryku Oceanu były przędzione, – ruszył je akordem życia, a harfa zagrała ku mnie: Za to żeś umiał się rozpłakać nad nędzą nieprzyjaciela, nad cierpieniem jednego człowieka – doznaj szczęścia bolesnego rozpłakania się nad strumieniem łez, co płyną z mąk całej ludzkości, cierpiącej w walce pochodu, na wielkim krzyżu przyszłości. . . . . Wsłuchaj się w strumień ten od kolebki dziejów aż do wrót wieczności, a jeśli ci nie pęknie serce, zmieść w nim ich ból, posłuchaj muzyki zdroju tego, co gra dzikszą melodią niż wiejące na sąd skrzydła wszystkich archaniołów, niż gdyby Niagara przeskakiwała Alpy i leciała po schodach piramid ku oceanowi szalonemu…. I wytężyłem drżąc żądzą nieśmiertelną, za ta arfą ramiona, jak skrzydeł dwoje do lotu – I rzucił mi arfę tę anioł, jak kochankę w objęcie, a siadając nad urwiskiem szumiącego strumienia, rzekł głosem wielkim: „Wsłuchaj się tęskny bracie w strumień ten, rozróżnij łzy te po ich wartości czystej i garść ich w przestrzeń wyrzuć przed oczy ludzkie, zanim popłyną dalej, w krainę ideału i wieczności.” – I z arfą padłem na skale mojej nad morzem – i szyba cichego błękitu fal, oddychającego w bezkońcach modrych, była tylko przede mną, a szyba cichego błękitu rozwartego jak bezbrzeżna pierś Boga! Była tylko nade mną! I lezę nad morzem z arfa mą złota, a życiem stroję ją na Oceanu ton..!.
I w skałę uderzam piersią krwawą, jak łabędź ranny, i wołam u ujścia łez w Ocean wieków, która łza najczystsza w Oceanie ludzkości?... Najjaśniej gwieździ mi ta, o którą modli się na progu rozpaczy człowiek, z źrenicą suchą, a której już wymodlić nie może, bo piekło geniuszu i miłości pali pierś jego wulkanem, a nim piorunem trysnęłaby w świat myśl jego, myśl tę męstwem boleści zrodzoną, zgasiłaby może wymodlona suchą źrenicą łza niewieściej pociechy!... Dalej piersi płomienna! Żegluj korabiem dobrej woli, naprzód! Nie cofaj się nigdy, i zadaj kłam przemocy najpiekielniejszej!...
Dalej – – – widzę łzę rzewną, jasną nad gwiazdy nocy wschodniej – to łza żalu grzesznika! Peri uniosła cię, jako hasło niebieskie – a z liców Maryi Magdaleny opadłaś na lica fiołka schylone…. I ujrzałem w powodzi pereł czystych łzę sieroty płaczącej na grobach; na licu jej bladem jak opłatek, drżała jaśniejsza niż ta, którą obok całowało zachodnie słońce w kielichu lilii, strojniejszej od Salomona…. I cichy anioł macierzyństwa spłynął po ramieniu księżycowym i zcałował z lica sieroty łzę, co była czystsza niż ta, która z źrenic jego opadła w pierś jej balsamem pociechy, jak kielich wonny lilii białej….
I szumią dalej dziwną, smętną harmonia bieżące fale Kokytu szlochem – ileż milionów w nich łez!... a najpiękniejsze te, co płyną niewidzialne, w ciemnościach nocy, w cieniu więzień, w cichości poświęcenia, w mękach tworzenia i w niemej rozkoszy ofiar bezimiennych!... Patrzcie, oto jak w kalejdoskopie dziejów błyszczą razem łzy ludzkie – girlandami komet rozpadają się i łączą w przestrzeniach błękitu…. Oto łza pierwsza Ewy nad śpiącym Kainem, co zgasiła jej uśmiech ostatni – i łza jej ostatnia nad ciałem Abla, co wywołała znowu uśmiech pierwszy – rozpaczy!... bo związek łzy i uśmiechu jest ciągły, – z harmonii w dysonans, z dysonansu w harmonią płynie! Bo radość jest matką boleści, a boleść matką radości…. Dalej jak wielkie kryształy błyszczą łzy wielkich – a później jednak ujrzemy, że łzy ciche maluczkich i jaśniejsze i „żyźniejsze!”
Mimo stóp przepłynęła mi łza Aleksandra Wielkiego, gdy słysząc od Arystotelesa, że są insze światy po za naszym światem, płakał z żalu, że tych wszystkich światów zdobyć nie może!... I łza Cezara nad głową Pompejusza, i ostatnia łza Annibala, złączona z łzą Maryusza nad gruzami Kartagi! Łza Peryklesa nad stosami synów. I jedna łza Cornelii, matki Grachów, łza sztuczna Kleopatry w niewoli, dalej łza Karola Wielkiego w melancholijnej starości, gdy z okna patrzał na łódki Normandów!... I łza ostatnia Napoleona I, całującego synka swego!... Wielkie one wszystkie, ale nikną przy łzach cichych cierpień, jak perły korony przy perłach łąk. . . .
Oto łza bólu Bogarodzicy, spłakana na Golgocie!... I łza, którą spłakał Zbawiciel wjeżdżając do Jeruzalem!... Przy nich nikną łzy inne… a tylko łzy prostaczków, Łazarza, i pasterzy Betlejemskich wypływają!... One gwieżdżą, jak słońca niebieskie!... I oto łza pierwsza Ewy – łza wielka, ciężka i gorąca, jak żal, – ale nie tak ciężka, jak łzy Polek z Litwy i Korony, w które na bal nakazany stroi się caryca!...
W źrenicach Ewy poczęło się źródło łez ludzkich; stamtąd ich strumień szumi gwałtownie i jęczy czyścowo!... Tu Abraham rzuca łzę przerażenia na stos Izaaka, ale gotów!... Tam Dawid heban arfy swojej osadza perłami, dobytemi z źrenic swoich!... A wreszcie Jeremi z chórem wyjących w niebogłosy Żydów, łkając, zawodzi głosami Hioba, cięższymi niż boleść Hioba!...
W błękitnym świecie Hellady łza jest przypadkiem: pojawia się chyba w oku Priamów… płacze chyba Kasandry uśmiechem – W świecie Indyjskim jest perłą świetlaną, którą się rzuca na stos lub ołtarz – w świecie Perskim uroczystością, strasznym gościem w przybytkach Dariuszów i Kserksesów, błyskawicą na licu Mirzy Szaffy…[2] w świecie Egipskim stała się niemą rozmową głazów, i uśmiechem boskiej, niemal Izydy, choć się jej u ludzi wszędzie domyślać należy – w świecie Etruskim tajemniczo spływa prędko otarta, a nieraz pochłania ją groźna boleść, w świecie Rzymskim tryska łatwo i namiętnie, jak źródło strumienia, w Germańskim zjawia się u niewiast, ale już tylko w rozpaczy, w Słowiańskim jest towarzyszką i pocieszycielką ludzką, a pieśń nią przesiąkła i stała się łzawą, jak dumka i mazurek…. W sarmackim świecie i dotąd u nas pewien pudor [3] łzę okrywał; jest w tem coś bardzo poważnego i głębokiego; przeciwnie na Zachodzie mężczyzna płaczący jest rzeczą zwyczajną i niewstydliwą – W świecie chrześcijańskim łza stała się jakby zadatkiem życia przyszłego – i okna kolorowe gotyckich katedr średniowiecznych zdają się być odbiciem tęczy łez całej ludzkości!...
I znów błyska łza więźnia w samotnej nocy, pod ziemią przez sen spłakana, kiedy mu się okolica rodzinna i dzwon wioski, i woń siana i lasów szum, młodość marząca, dolina jasna i postać dziewicza, których nigdy – nie ujrzy…. daleko…. daleko…. przyśniły!... Oto łza matki, błogosławiącej syna do boju!... I chór matek na pobojowiskach Polski i Litwy, łzy ich krwawsze za dni Murawiewa [4] niż za dni Heroda! Oto łza ojca nad poległym bohaterem! Łzy spłakane uroczyście są relikwiami życia, o ile lada czego sponiewierane rodzajem hańby, – dlatego przeciwstawiamy łzę bohatera i łzę mazgaja, lub sentymentalne wybuchy kaprysu!
Związek łzy z człowiekiem jest pełen znaczenia i tajemnic – rodząc się i umierając, człowiek ma łzę tak, jak pieśń za towarzyszkę. Religia, sztuka i filozofia nadały łzie znaczenie głębokie, ale głównie nadało jej go życie. – Co nas tak wzruszy, zdziwi, zmiesza, rozrzewni, skłoni, wstrzyma, jak łza? A jeśli ona za słaba na to, czem jesteśmy?... Straszliwą jest łza nędzy, straszliwą rzadka łza rozpaczy – rzadka, – bo Niobe, Kasandra i Rejtan łzy nie mają!... Może mieć ją dziewica Orleańska, Kopernik i Columbus, Faust i Savonarola, Abelard i Heloiza, nawet Poza i Karlos, ale nie zdobędzie się na nią Laokoon ani Ugolino!... Ani król Lear, ani bohaterka Nibelungów!... Oto łza przyjaźni!.. taka, jak łza Oresta za Pyladem, Dawida za Jonatasem – wobec takiej – wszelkie słowo bluźnierstwem – przed taką – na kolana. Któreż uczucie wyższe nad świętość przyjaźni młodzieńczej – ona jak węzeł gordyjski koleżeństwa łączący pokolenia, o! przyjaźni święta!... Nie powiem żeś ty czysta jak łza, – ale powiem, że czysta jak ty!... I łza tylko spada w przepaści ducha na wspomnienie twoje… za święta i za czysta, by cię brukać słowami! Oto łza miłości niewieściej, gorąca, złota, jak królowa pereł, pełna iskier nad brylanty najczystszej wody!... Ja łzę przyjaźni wolę – łzą miłości niech się upije motyl w kielichu róży wonnej, łzę przyjaźni zcałuje skowronek z konwalii spłakanej, nim poleci budzić orły, budzące słońce nieśmiertelne!... Nad łzy bogów i bogiń mityczne, łza przyjaźni… przy niej zbladła łza Diany, co mogła paść na czoło Endymiona!... Malarstwo, prócz poezji, najwięcej ma z łzą do czynienia, i w tem wielkie jego uzupełnienie!... że tylko wspomnę o łzie Zbawiciela, padającego pod krzyżem, Rafaela [5]), o łzach Matki Boskiej w jego boskim spasimo (Madryckim),[6] o Ecce homo, Guida [7][8]) o matkach bolesnych van Dyka czy Delaroche'a, - czy o świętym Piotrze, opłakującym swe zaparcie, tem arcydziele Ribbery [9][10]), gdzie starzec żałujący nie płacze, ale usty rozwartemi ryczy z rozpaczy i żalu; z źrenic ledwie kilka łez ciężkich, jak groch, ciepłych, jak krew, gorzkich, jak piołun, upadło na szatę zieloną i pomarszczoną szyję – a w pięści ściska klucz niebios zardzewiały – a płacze nie dla tego, że na piekło zasłużył, nie dlatego że skłamał, ale że Boga obraził!... Majestat żalu tam współzawodniczy z majestatem boleści!
Tu pozwolimy sobie, dla czytelników muzykalnych, pociągnąć mała paralelę pomiędzy pojęciem artystyczny nem tej chwili żalu, (którą zresztą każdy „człowiek” odczuł w głębi własnego serca). Wspomnieliśmy, jak tę chwilę płaczu św. Piotra pojął Ribera, [11] czysty przedstawiciel szkoły hiszpańskiej w malarstwie – oto – patrzymy, jak ja bosko zaklął Bach, przedstawiciel starej muzyki niemieckiej – w swojej muzyce pasyjnej, według św. Jana:
Porównaj te dwie wielkości, kochany czytelniku i zabaw z niemi ile chcesz.
Ten sam św. Piotr płacze w jego pasji św. Mateusza, ale o ileż inaczej i mniej złośliwie. – W powyższej ryk żalu namiętnego z Ribery obrazu zdaje się zawodzić w tych tonach, których się nie zapomina!... [12] Łzawy i smutny charakter mają i pieśni Beethovena mianowicie jego „pieśni duchowe” (geistige) z tekstem Rückerta, [13] i pieśń jego cudna z tekstem Goethego: „O trocknet nicht Thränen der Liebe!“ [14][15] – ale o ileż światów wyższe od wszystkich w charakterze smętności swojej cudowne „improperya“[16] Palestryny [17] – przy nich wszystko inne ustąpić musi, a dusza ludzka wobec wyrzutu miłości nieskończonej, smętniejsza niż Jan apostoł przy ostatniej wieczerzy, niż Anheli w Sybirze, unosi się na piórach tonów anielskich w światy świetlane, o niemal nie wyższe jak regiony Danta i błękit Fra Angelika!... Na chwilę jeszcze zwróćmy się ku smętności muzyki światowej, kiedy już o „łzie“ śpiewamy – oto piórko ze skrzydeł ptaka fantazyi wschodniej – piosenka arabska, zwana Lahn, bierzemy ja z potocznego dzieła P. Aleksandra Chrystyanowich, o muzyce arabskiej; są one zbierane w tej pięknej książce z pilnością pszczoły, na prawdziwych kwiatach wschodniej ziemi
Helas! Il ne sont plus ces hommes, nobles coeurs! Ils avaient soumis la fortune, tout allait en gré de leurs désirs ! – Le temps dans le cours rapide des événements, les a emportée ; ils ont disparu l’un aprés l’autre – Ainsi le temps emporte et anéantit! – – Leur séparation fait pleurer mes yeux, et leur ravit le sommeil – Ah ! la séparation est pleine de larmes quand on aime !...[18]
Przychodzą nam tu na myśl także pieśni gminne hiszpańskie, których nuta przeciągła, tęskna i namiętna ma coś powinowatego z naszą Ukrainą. – Niekiedy pomieszał się w niej charakter mauretański z hiszpańskim tak, jak w architekturze gotycyzm z mauretanizmem, stanowiące dziwny zdźwięk obu pierwiastków – i nic oryginalniejszego, jak obok katedry Sewilskiej jej smukła Giralda, jak obok naszej katedry w prześlicznym, a tak mało przez nas znanym, Kamieńcu Podolskim, naszym Gibraltarze, ów śliczny minaret, na którym do dziś unosi się śród błękitu Królowa korony polskiej. – Te sporności za często powtórzone znużyłyby oko, ale czasem są dziwną i oryginalną niespodzianką – tak jak śród starego Toledo, tego Herculanum wieków średnich, owe pyszne Alkazary mauretańskie stojące na biodrach ruchomych skal, wśród których wąwozu przedziera się z rykiem ponurym namiętny Tajo, jak echo skarg mauretańskich…. Albo wśród czarodziejskiej Alhambry, której wdzięki przechodzą wszystko, co stworzyła wschodnia poezja, – kiedy upojony tą architekturą pełną muzyki i mozaik z skrzydełek motylich i kawałków tęczy, w takich akordach barw zestrojonych, przechodzisz z dziedzińca lwów do chodnika mirtów, i z sali Abenserageów do łaźni sułtanek, oczarowany tymi rzeźbami śnieżnego marmuru, który nie do koronek, ale do którego koronki byśmy przyrównali, i kiedy nieustanna harmonia fontann i woń pomarańcz, i woń goździków z brzękiem odległych gitar, z szumem myrtów i laurów tak smętnie zestrojona, wtórzy ci melancholicznie te wieści o cudach, co znikły w przepaści wieków; raptem w dziedzińcu – uderza cię niezupełnie mile, – ale niepodziewanie, pyszny pałac Karola V, będący ostatnim słowem wykwintnego renesansu, a zrujnowany w pysze swojej tak okropnie, że gwiazdy nieba będące dziś cichym sufitem jego pogruchotanych kolumn, przypominają ci znowu ciszę ślicznej ruiny Heidelberskiej – i nasze, nieopisanego wdzięku, relikwie niepoczczonej przeszłości, stojące w gruzach wielkich i cudnych, od Tenczyna do Ostroga, od Czorsztyna do Olsztyna, od Odrzykonia do Lanckorony, od Malborka do Ławry – od Kowna do Orszy!... A tak mało dłoni młodzieńczych, co by z zapałem ująwszy kij pielgrzymi, wytyczyły sobie podróż po kraju od morza do morza, zbadały lud, pomniki, przeszłość, obecność – zdały z nich sprawę przyszłości, i obeznawszy się z Europą, jedno przeciwstawiły drugiemu! Sporność jednak w wzwyż wspomniana w architekturze może łatwiuteńko przejść groblę ładu. – W zestrojeniu bajecznym i dziwnie zgodnem, podziwiałem renesans z gotycyzmem w kościele San Vincente na przedmieściu Belem pod Lizboną – klasztor obok zrujnowany harmonijnie zestraja w sobie gotycyzm, renesans i maurytanizm, nie liczny z szczęśliwych wyjątków. Nigdy zdaniem naszym barbarzyństwo ikonoklastów nie doszło do tej potęgi, co wandalizm Karola V, gdy wśród przepysznej Moszei, [19] tej królowej arcytworów wschodniej fantazyi, w Kordui, kazał wznieść w środku katedrę gotycką. – Piękna ona i niknie wprawdzie w ogromie harmonijnej Moszei, opartej na lesie dziewiczym marmurowych kolumn, lecz to zniszczenie jej środkowej części godne jest burzyciela Rzymu –, czego sam później miał żałować. – Ale wróćmy do łzy i pieśni. – Niepodobna pominąć tu całego smutku i czaru mazurków i piosnek polskich Szopena. On kilka stworzył, kilka z nich obrobił, – ale unoszą się one w bezimiennym wdzięku nad całą polska ziemią – ognikiem kurhanu, babiem latem łąki, motylem i rusałką natury…. Niemniej w tonie smętności rozlanym w całej Halce Moniuszki. Ileż potęgi smutnej pieśni u Schumanna, mianowicie: „Ich grolle nicht!” i w pieśni Schuberta, które w tęsknej melodii zwykle jaśnieją ku słońcu i przechodzą w jakieś tło świetlane, nieskończoności niebiesko uśmiechniętej, jak ostatnie takty Wanderera. Niemniej tęskne są pieśni Pergoleza, [20] zwłaszcza słyszane na wiolonczeli, a cóż wyrzec o pieśniach Roberta Franza, [21] mianowicie cykl z tekstem Waldaua, że wspomniemy tylko „Cmentarz”, tę pieśń gdzie każdy ton czarną krepą przesłonięty, drży rosą łzawą na kwiatach świeżej mogiły. – (Dziwna sporność! – gdy mogiła poczyna być świeżą, żal zwykle przestaje być świeżym.) – Niech nam się godzi jeszcze wspomnieć o jednej z pieśni znanego już w muzycznym świecie młodego wirtuoza wiolonczeli D. Poppera [22] –, pieśń ta do teksu Goethego: „Wer nicht sein Brod mit Thränen ass” [23] – jest uczuciem swojem i żałością, mianowicie przy wierszu: „Der kennt euch nicht, ihr himmlischen Mächte!” na wysokości, a raczej na dnie niezgruntowanem boleści zawartej w tej strofie. – – Tu znowu malarstwo przywodzi nam na myśl pietę z XIV wieku przez Grivelli, pierwiastkowej szkoły włoskiej – tak rozdzierającej boleści nie widzieliśmy w żadnym religijnym obrazie [24]). – Prawda w podobnym stopniu podziwialiśmy ją raz, w fresku Kaulbacha [25] Izis, będącej dla nas najpiękniejszym, najgłębiej przemyślanym z całego berlińskiego Troppenhausu. Oto smętna i miłościwa bogini Egipska, pełna tej ciszy, jaką oniemiały w wiekach wszystkie mumie i sfinksy, w jakiej płaczą skamieniałe Etiopy w ciemnicach piramid swoich…. Matka milczenia i miłości, będąca uszlachetnieniem duchownem Wenery i zidealizowaniem Cerery, a poniekąd śmiemy rzec, przeczuciem madonny, stoi uniesiona na tle jasnego błękitu. – Szata jej o cudownych fałdach falistych kilkoma rzutami mistrzowskiego ołówka stworzona, powiewa i szumieć zda się. Z starą rogatą lirą na klasycznej głowie, a z krzyżem (!) i dwoma pierwiosnkami w jednym ręku, na drugiem trzyma śliczne, wypieszczone dziecię, krew z mlekiem, promieniejące szczęściem dziecinnem, z pulchnym uśmiechem, paluszkiem w buzi i rączką na matce samolubnie rozpartą – obok niej z odwrotnej strony stoi syn pierworodny, o ludzkim kształcie, ale z nałożoną sobie psią głową, według mitu starego. – On także stoi przy niej, ale sierocy i wzgardzony podniósł ku niej psią głowę, o wyrazie niewysłowionej boleści, którą tylko ołówek historiozofa tak oddać może, i z oczu jego ku niej wzbitych kilka gorących łez upada, – że zdaje się wyć: o matko! i ja twój syn, dla czegóż mną gardzisz, i ja cię miłuję! zdejm mi tylko głowę zwierzęcą, którą mi nałożono przemocą ciemności, a pod nią mam ludzką!... i będę człowiekiem!... W oddaniu natchnionem tego mitu, którego każdy duch człowieczy wstydzić się może, wyśpiewał wieszczo mistrz, boleść i łzy wszystkich klas uciśnionych, wszystkich ludzi i myśli ludów jęczących czy ofiarami przesądu, czy niewoli, czy ciemności, czy potwarzy – całą niesłusznie pokrzywdzoną część rodu ludzkiego! Ale miłościwa Izyda nie ma władzy zdjęcia mu tej głowy – zdjęła ją dopiero miłosierna dłoń Chrześcijaństwa!...
Od pośredniego związku łzy z pieśnią, z sztuką w ogóle wracamy do bezpośredniego związku jej z życiem. – –
Gdyby geniusz zapoznany w dumie swojej płakać potrafił, łza odkupiłaby wiele! – I oto łza dziecka, płaczącego ze złości – i łza dziecka w dostatkach, które okiem smętnem drugiemu dziecku odartemu i osieroconemu podaje jałmużnę….
Nigdzie łza nie jest wybitniejszą jak u ludu – ona jest perłą jego cierniowej korony!... Kto widział pogrzeb wieśniaka, poczuł to dobrze, mówić o tem estetycznie, po dzisiejszemu, nie godzi się!...
I zwierzęta mają łzy swoje: widziałem raz w szumiącej kniei śmiertelnie ranną sarnę, którą sarnięta z bekiem, wymowniejszym nad rozprawy estetyków, lizały po ranach, ona zaś, robiąc bokami krwawemi, ostatkiem sił, patrzyła na nich, a z jej oczu duże, białe krople padały na wrzosy, pod szronem zgięte!... Któż nie pamięta owej twarzy wielbłąda, która łzawa zajrzała do namiotu ojca zadżumionych? Homer w Odysei, przy witaniu się Telemacha z Ulissesem, wspomina o łzach orłów, którym gniazdo zburzono, a rubaszny szlachcic powiedziałby w swoim sposobie bardzo poetycznie „płakali jak bobry, mości dobrodzieju!“… a klucz do tych wszystkich tajemnic we łzie owego psa Izydy!
I narzędzia muzyczne mają łzy swoje: posłuchaj kiedy arfa Jeremich płacze tonami skarg i westchnień, a skrzydła jej tonów, jak stada łabędzi, wibrują aż do stóp Przedwiecznego, gdzie pęka ich fala, rozbryźnięta we łzy ludzkości. — Czy arfa, jako tłumacz łzy cichej, północnej, niewidzialnej, spadającej, w komnacie Desdemony — tak, jak ją rozełkał Rossini — posłuchaj, gdy Wiola w karnawale Berlioza żali się namiętnemi łzami Romea, a Bratsze w jego boskim, przyszłym Haroldzie, którego tema gorzkie i żałosne, jak czerwona nić snuje się w całem przędziwie symfonii, znać ją i w chórze mnichów — i w tłumie bachanckim i jaskini zbójców, a wszędzie ta sama, smętna i wyrzekająca [26]) … Czy w skrzypcach pokutuje Paganini, szlocha Ernst i żali się Lipiński, gdy łzami Pergolesa płacze wiolonczela, a przez łzy uśmiechnie się fortepian Szopena; — lub z jaskółczą swawolą bryźnie perłami i powieje uśmiechem wonny ton Mendelssona…. Zapewne, że o takich łzach nie śniło się filozofom, ale w konchach najtajemniejszych swego ducha nosi je ludzkość, ale wiedział o nich Astorga w swoim „Stabat mater“ i wiedzieli o nich Cherubini i Mozart w swoim „Requiem“, zapomniał o nich Rossini w swoim „Stabat mater“, które przypomina purpurę kardynalską i pompatyczne nabożeństwo, (w którem jest zwykle wszystko prócz nabożeństwa), ale wiedział o nich olbrzym Beethoven, pasujący się z wątpieniem u stóp ołtarzy w swojej „Missa solennis“ i znały to bliźniaki jego: Schubert i Schumann.
I natura ma łzy swoje, o których także nie śniło się filozofom, ale znali je Eschilles i syn jego Shakespeare i wnuk jego Mickiewicz. Skały i kwiaty mają łzy swoje — cóż cudniejszego
Jako łza burzy
Na polnej róży,
Która na grobach kwitnie tak wesoło,
Jakby kochanki ustrajała czoło….
I drzewa mają łzy swoje; posłuchaj, kiedy prastary dąb w rozrzewnieniu szumi nad głową twoja stuletni dramat wspomnień dziejowych, kiedy lipa matrona, której chór pszczół wtóruje, rozrzewni się łzawą epopeją, i z różańca swego spuszcza perły majowe… i kiedy brzoza elegiczna, długiemi warkoczami, przetkanemi w perły rusałczane, na niebieskiej szybie polskiego stawu, w cichą noc zamiata gwiazdy majowe, jak rozżalona nad niemym łabędziem, który krąży cichem, złotem kołem, jak zaczarowane wspomnienie — I kiedy z listków brzęczących jaworów spadają perły rzewne, jak ostatnie łzy rozstania, czy kiedy z szemrzącej topoli nadwiślańskiej spadnie łza cichej skargi, czystsza niż ta, co spadła z liców Maryi Teresy, gdy podpisując rozbiór Polski, zbrodniarka się stawała, która: gdyby była wyrobnicą i skradła trochę zboża lub przędzy, zamknięto by ją ze złodziejami, ale że okradła naród Sobieskich, znalazł się tuzin historyków i filozofów tłomaczących jej położenie. — Wolę niemy a tak wymowny szum borów sosnowych, straszny i uroczysty jak pochód sprawiedliwych dziejów, czystsza ich złota żywica w słońcu zroniona…. Wolę łzę wierzby spróchniałej nad cichą rzeczułką i starej, dzikiej gruszy cmentarnej, co we łzach szumi i furkocze jak sztandar zestrzelany.
Ileż wyrazu skargi ma osika, siostra topoli nadwiślańskiej, która zdaje się być echem cudownej skargi drzew Wasilewskiego. — Kiedy wieczorem majowym rozbrzęczy się tysiącami listków srebrnych, jak drzewem zmartwychwstania na grobach, listków wiszących w eterze, jak na nitkach złotych, a każdy z nich jak ruchome srebrne zwierciadełko tak małe, w którem odbija się tak wielkie niebo gwiazdo lite i księżyc blady…. Tyle w niej dreszczów rozkoszy, szeptów i westchnień niemych, co w przerywanym monologu oczekującej oblubienicy…, kiedy w gaju modrzewim okwefiona mgłami wieczora, czeka drżąca i niepewna, …a na włosach jej drży rosa wieczorna — szczęśliwa dziewica, której serce drży tem drżeniem, szczęśliwa rosa, co drży w jej włosach i uśmiech jej pełen szczęścia niepewnego….. I szarpnęła przypadkiem sznur perełek, co od stóp jej pogoniły i przepadły w trawie, jakby się zasromały pereł rosy…. Wtem głuchy szmer przeleciał po lesie, jakby duch śmierci biały przewiał nad wrzosami strumienia. — Zaśmiał się wicher z daleka — łysnęło — bór w dali się najeżył, chórem drzewa pokłoniły się głucho widmu burzy — a po chwili przepadła w lesie dziewczyna — raz jeszcze odsłoniła ją w chmurze liści lecących błyskawica nocna, z załamanemi w niebo rękoma, i przepadła w przepaściach nocy, jak w otchłani życia — a w nocnej burzy rozryczało się tyle głosów, urągających i szyderczych, tygrysich i sowich, co w Mefistofelicznym skercu Faustowskiej symfonii Liszta – i tyle łopotania skrzydeł sowich, jakby grud spadających na wieko niknącej dziewiczej trumny, tyle skrzypienia, co u wozu wiozącego trupa młodzieńca – tyle szyderczego zerkania pruchen nocnych, wyzierających tu i tam z pod olbrzymich paproci, tyle chorałów puszczykowych, ryku hyeny, co wietrzy po cmentarzach, lisiego ujadania, wilczego wycia, syku węży, śmiechu kogutów i szatańskiego urągania grzmotów, że zdało się, iż Mefista w apoteozie odbywa assumpcyę w głąb piekła, z dwoma duszami: Fausta i Małgorzaty w szponach, niesiony w chmurze diablików i ogonistych nietoperzy, w płaszczu krwawym, szytym piorunami nocy letniej, po zwyciężeniu świata…. Ale flagellą piorunów uderzył Bóg. Nagle zaświtał poranek – powiało jakieś tchnienie boże, wonne, harmonijne i twórcze, jak promieniste tony organów u szczytu tejże symfonii, – i w mgłach srebrnych poranku stała znowu otulona osika, cicha i dziewicza, że Preller [27] mógłby ją przesadzić w pyszne światy swoje Homeryczne, Ferrogio umieścić w swoich gajach nocnych, a Szwind [28] uwić na niej gniazdo, którego z siedmiu kruków. – I żaden liść jej nie drgnął – stała niema jak zakonnica natury, lub poświęcone drzewo starosłowiańskie, jak postać zdrzewniała czekającej oblubienicy, której duszyczkę śród burzy nocnej wzięła zapłakana, z mieczem w sercu, nad lasem przelatująca z czyśćca Bogarodzica…. Łza i uśmiech na licach natury luzują się – jak na licach kobiety – uśmiech wiosny różowy, wesoły, z perłami łez radości, – i uśmiech jesieni czerwonawy, smętny, ze łzami tęsknoty, oszronionemi doświadczeniem żółtych liści…. Ciszę natury zaklął cudownie Schirmer [29] w swoim krajobrazie „Grota Egeryi” [30] – z rozesłanem, cichem zwierciadłem wód i na nich rozesłanemi liśćmi wodnemi. – Majestat jej oddał Calam [31] w swojej Monte Roza [32][33]), wobec którego gną się kolana, a całość obrazu woła imię Stwórcy, – ironię natury oddał tenże w swojej burzy Alpejskiej [34]), w której tyle szału, zniszczenia i wściekłej walki żywiołów, że sam Siwa Indyjski mógłby zeń skorzystać na dzień swego zniszczenia, gdyby przez ironię zniszczywszy świat i światy wszystkie, zapragnął zniszczyć i samego siebie. . . . . .
I pieśni ptasie mają swoje łzy. – Czyś słyszał we mgłach poranku jesiennego nad szuwarami naszemi jęki czajek, jak duszyczek czyśćcowych, i w ołowianem niebie ginący chór żurawi mający coś z skargi emigracyjnej i z tułactwa sztuki, jak ów przeboski chór smutnych pielgrzymów z Tannhäusera, [35] jak symbol dusz wyższych, płynących w świat lepszy, ale z krzykiem boleści, gdy ci pod nogą szeleszczą oszronione, zżółkłe liście jesieni. – –
Ileż łez nie wypłacze słowik? – Szopen ma w sobie coś słowiczego, – a słowik coś Szopenowskiego, rzewnego, jak poezja Lenartowicza.
Łzę Matki Polki – unieśmiertelnił Grottger w swojej Polonii, gdzie matka przy chowaniu poległych uklękła z boleści nad ciałem syna; [36] niemniej uroczo oddał ją przedstawiając chwilę, gdy wieść nieszczęsną wyczytano w dzienniku; [37] obraz ten tym jest oryginalny zwłaszcza, że prawie wszystkie twarze w nim pozasłaniane, a jednak w każdej postaci tyle boleści rozrzewniającej, a na stole rzucony arkusz z napisem „Czas”, zdaje się być tylko symbolem Nemezys wieków. – U szczytu jednak dla nas stoi pierwsza kartka tego szeregu utworów – Matka z zasłoniętą twarzą, broniona przez trzech synów: [38] obraz ten, co do kreacji, intuicji i potęgi boleści, śmiemy porównać z powrotem z Golgoty Delaroche’a. – [39]
W świeżo wyszłej Lituanice, [40] o której tylko wspomniany, bo o niej bez osobnej całości, w tych ciasnych ramach, mówić nie godzi się, talent ziomka naszego [41] przeszedł w fazę geniuszu. – Że wspomniemy tylko z tego szeregu pierwszy i ostatni obraz – Ducha śmierci, przewiewającego nad ciszą zarośli wodnych i prastarych kniei, cienistej Białowieży, i zjawienie się Bogarodzicy Częstochowskiej w podziemiach kopalni. – Niewiasta wysilona męką ducha i ciała, zdaje się być bliską szału i zwątpienia – Królowa Korony Polskiej jawi się przed nią w sukience, od jej ojców danej, i podnosi złamaną świętą męczennicę tak, jak podnosi się na duchu niejedną matkę Polkę, która z mężem poszła dzielić twardy los wygnania, z uśmiechem anioła niosąc te ciernie, o których, jak kolą, wie tylko ten Bóg, co je nosił!... Takim Polkom cześć!... – Obraz ten, równie jak cała nieśmiertelna Lituanica, (ta pierwsza epopeja największego z powstań, którem szczęsne i dumne może być biedne pokolenie nasze), stawiają młodego mistrza nie tylko na czele malarzy, ale i w rzędzie wieszczów, natchnionej miłością świętej sprawy. I zaprawdę, nie mówiąc już o wielkiej stronie estetycznej, ołówek jego nad sto karabinów służyć będzie ojczyźnie!...
Straszliwą jest łza starca; ma w sobie coś przenikającego do głębi – straszliwsza człowieka niemego, najstraszliwsza ślepego, – kiedy Belizariusz [42] woła z wypalonymi oczyma w legendzie: „O! gdybym miał łzy!” ten krzyk równa się tylko krzykowi zrozpaczonego człowieka: „O! gdybym mógł się modlić!...” choć już sam krzyk ten był modlitwą!... Straszną jest łza wdowy pokrzywdzonej, i łza wyrobnika równie jak łza murzyna, ale nie mniej straszną, straszniejszą łza człowieka czującego, że mu dano uczuć jakieś dobrodziejstwo, dawniej mu wyświadczone, w sposób obelżywy…
Nic smutniejszego jak łza artysty lub wieszcza, który czuje, że już wszystko wyśpiewał, jak smutek człowieka, że już wszystko swoje spełnił, bo jeden szturm był mu milszy, niż wszystkie sny o laurach, jeden piorun milszy, niż wszystkie anielstwa ciszy!... W istocie dwulicowość słowa perfectum, które to dokonanie wyraża, ma w sobie od dawna coś tragicznego, dowodzącego, że nie tu kres człowieka. – Kiedy dążymy do zrobienia czegoś doskonałego, zowiemy to: „perfectum”, ale kiedyśmy już spełnili, to perfectum znacząc rzecz doskonałą, znaczy od tejże chwili rzecz przeszłą, – ale tu zarazem ujęty jest związek nasz z nieskończonością tego świata, – dlatego łza nad ruiną jest łzą względną, jak sama ruina… Podobnie dwuznaczność wielka słowa „virtus”, ta tajemnica wielkości Rzymian, dokąd pamiętali, że cnota męstwem, a męstwo jest cnotą…. Poezya i muzyka postawiły pojęcie łzy na wielkiej wyżynie – prócz Graya, [43] trzej poeci Albionu Byron, [44] Moore [45] i Shelley [46] zostawili poemat o łzie, jak trzy stopniowania boleści. W starożytności wyżej jeszcze o niej śpiewano: „sunt lacrymae rerum….” – a cóż cudowniejszego, jak powyżej zacytowana strofa o łzach i ich związku z człowiekiem, przez nieśmiertelnego Adama! I co smętniejszego, jak łza drogiego nam Bogdana z nutą Moniuszki!...
Muzyka niemniej pełną łez bywa, – że tylko wspomnę słowiczość Szopena, Peri [47] i raj Schumanna, które jak sam mówił, pisał krwią swego serca, a nade wszystko łkający psalm Liszta „Super flumina Babilonis”, [48] tę pieśń łabędzią tytanicznego mistrza. – Słyszałem ją raz w kościele – części jej stanowią: arfa, głos niewieści, organy, chwilami skrzypce i niekiedy chór, … poczyna się smętnem wyrzekaniem arfy, której drżące tony, wzlatując wolnym rytmem, porywają w swój świat skarg i żałości, niewieści głos odzywa się jak anioł, wiejący nad ruinami, łzawo się żali aż przechodzi w głośniejsze recitativo, – skrzypce poczynają snuć tony jak przędzione z księżyca i z woni róż, co płaczą na gruzach w jego blasku… a chwilami odzywający się jak z dalekich światów chór, woła „Jaruzalem! Jaruzalem!” Jak głos całego narodu z przepaści wieków, jak westchnienie ludu z niewoli, a każden krzyk stopniowo coraz czystszy, boleśniejszy, aż ostatni wzlata najwyżej i przebija niebiosy… a na ziemi tylko łza zostaje po nim – i zda się ludzie słuchając, płaczą cicho jak kamienie, a kamienie poruszone zdają się płakać – jak ludzie!...
I znowu w inne światy porwały mnie łzy ludzkie…. Oto łza Gladyatora konającego samotnie w pustej już arenie, gdy mu na myśl przyszły niwy rodzinne, i matka stara i dzieci… a oto łza zawodu, gorzka jak piołun, na samobójcy mogile, i jeszcze łza brata za siostrą, łza bratniej miłości, a dalej na róży spalonej łza drżąca, spłakana nad kochanki mogiłą… a opodal jej na falistej przestrzeni cmentarza łza wygnańca, który po latach wróciwszy z Sybiru, tam szuka za swojemu!... a jednak bardziej gorzka łza wygnańca, –co kona bez ojczyzny i tylko grudkę ziemi do ust przytula, jak naszych tysiąców tysiące, co mesjaniczne dusze oddali na świadectwo prawdzie nieśmiertelnej, co będzie gwieździć, choć gwiazdy pogasną…. I w odmęcie tym ujrzałem pierwszą, ale i ostatnią razem łzę człowieka, co zawsze śmiał się ze wszystkiego i wszystkich, i łzę jakąś okropną spłakaną za kratą obłąkanych, a dalej łzę dziewiczą, świętą, u kraty klasztornej spadłą, gdy za nią zamknięto drzwi na wieki… i jeszcze łza poczciwego sybaryty, w którym serce nie całkiem zatyło, przy bezłzawości opasłego mnicha, który z uśmiechem wypija na stypie bogacza ostatnią kroplę wina, bezczelnie zwanego „lacrima Christi” (!!) rzućmy zasłonę! Wspomnijmy tu łzy Żydów, którym za pewną opłatą wolno było płakać i ryć imiona w gruzach Jerozolimy, i łzy za biletami na pogrzebach Warszawskich – o historyo, jakżeś pełna ironii wróżącej nemezę!... Oto nowe łzy błysnęły z daleka – łza kobiety łaknącej wykształcenia, przed której męzką duszą zaparto bramę świątyni wiedzy… to zbrodnia! – Dalej łza młodzieńca, któremu złodzieje jego młodości miłościwie łamią skrzydła, uczą pełzać i narzucają wstrętny zawód w życiu, dokąd pomyjami swoich teorii nie zaleją piekła jego zapału… i to zbrodnia!... I łza dziewicy, wleczonej przed ołtarze złotego cielca… i to zbrodnia!... I łza sieroty, której kobietę nienawistną każą matką mienić… i to zbrodnia!... I dwie łzy dwóch ludzi, co się raz pierwszy w życiu spotkali i na wieki pojęli, ale znów rozchodzą się na całe życie…. I łza Romea i Julii! I łzy nieme Oświęcimów. [49] I łza ojca, co w najlepszej woli stracił byt swej rodziny…. Łza człowieka, co przeżył wszystko i człowieka, co cynika udawał, i takiego, co kamień udawał, i takiego, co był kamieniem…. A oto najczystsza wśród łez – łza wybranego kapłana, ojca ubogich, sługi chorych, brata grzeszników, dźwigni zrozpaczonych…. I oto jak brylant w słońca promieniu, drży pod gotycką kratą konfesjonału łza spowiednika, … dalej łza lekarza człowieka, … i łza człowieka, co nie ma jednego serca, któreby nazwał swojem, któremu rzekłby: „cierpię!...” ale który wielu dźwiga i pociesza, a więc szczęśliwy, choć nie ma dłoni, na której by czoło oparł… I oto łzy dwie pożegnalne młodzieńca i dziewicy; noc majowa otacza ich cieniem skrzydeł anielskich… lipy stare szumią tak miłościwie, jeszcze chwila, chwil parę… i rumak zatętnił w oddali – a każde z serc pokrył młyński kamień…. Oto jedna – z ostatnich, łza zwątpienia, pełna trucizny…, która zwykle dopełnia czary żywota!... i przeważa szalę boleści – wylęgła w źrenicy Kaina, pełna przekleństwa i zgrozy wyschnie aż na licu Żyda wiecznego tułacza…. Witaj mi, cicha łzo Homera za światłem i Helladą!... i ty pieśni Ossiana [50] w mgłach wiejąca, boska, jak uśmiech pięknej, zapłakanej kobiety. – Odbłysnęłaś w oku Tassa [51] zdziczałem, przepadłaś w bezłzawej Danta źrenicy, powlekałaś ciemne oko Miltona, [52] stałaś się uśmiechem Moliera, uśmiechem Russa, uśmiechem tysiąca; płakałaś po różnych drogach wygnania, błysnęłaś w źrenicy orlej Schillera, w Missolonghi stoczyłaś się jak po licu Łazarza, z twarzy Manfreda marmurowej przedziczałaś w skowytanie Heinego, [53] tej kałuży pełnej pijawek, w której tak cudownie i tak cudacznie odbił się zachód słońca i w płacz krwawy Mussteta, [54] i w zgrzytliwy dysonans Shelleya; spadłaś jak piołun na Roethla ołówek… i płynąc dalej, skamieniałaś Nioby boleścią w Irydionowej źrenicy i spłynęłaś z liców Anhellego, by stopić śniegi Sybiru, na wiosnę przyszłą… Tu szczyty twoje – i jak w kropli wody żyjątek miliony, tak w łzie uczuć i boleści miliony, smętności Cerery i miłości Izydy pełnych. Ale tu się przesila boleść łzy – dochodzi do łzy jednej, w której wszystkie przepadają – do łzy narodu — który wytężywszy wszystkie siły, na nowo upadł pod przemocą niewoli — w tej łzie narodu przepadły wszystkie łzy pojedyncze człowieka!... ale ztąd — poczynają się łzy radości!... łzy zmartwychwstania…
O łzo! pociecho smutnych, niepocieszonych! łzo powrotu z tułactwa! łzo matki odzyskującej dziecię!... dziecięcia matkę! niema łzo narzeczonej, witająca bohatera — — łzo wielka narodu! odzyskującego niepodległość, idącego razem dłoń w dłoni, przy biciu dzwonów do prastarej ojców świątyni, złożyć jak dawniej miecze i sztandary!... o łzo! nie spadaj z kłosa poranionej duszy ludzkiej, świeć na niej, bo dokąd ty jesteś, dobrze jest, boś ty odkupieniem! i u ujścia swego zlały się te łzy wszystkie w jedną łzę Zbawiciela, spłakana na krzyżu za wszystkich! Z tym strasznym ludzkim krzykiem: „Ojcze mój!“ ojcze, czemuś mnie opuścił!“ na myśl złego, i na myśl, że ludzkość nie cudem, ale tylko trudem własnej pracy i łez dopłynie do ideału i wypełni się!... w tej łzie przepadły: łza Piotra żałującego, i łza, której nie dopłakał Judasz… jedna tylko jak czarna kropla nie pomieściła się w tym Oceanie — to łza zdrajcy ojczyzny!... i wronim okiem przepadła na dnie bezdennem!... I ujrzałem wielką tęczę odbitą na niebie, ale już z łez radości — piękniejszą niż po potopie — — łzy te radośne gwieździły na oczach ludzkości po wiekach, idącej z palmami w dłoniach, z hymnem miłości na ustach, błoniami pobojowisk w objęcie rozwarte ojca, do stóp Przedwiecznego z głosem: „Consumatum est!”… [55] A łza ojca odbłysła im zwierciadłem wieczności… jasnem jak sprawa Polski!... i hymnem tym konała arfa drżąca, którą znów porwał anioł poezyi, a łza spadła mu na strony i odlatując, zdał się wołać szumem skrzydeł olbrzymich: „Łzo! tyś symbolem prawdy na ziemi!”…
Na Szlązku, 1866.
- ↑ Ay! que vida tan amarga!... - Och które życie jest tak gorzkie! ... Wers z wiersza Vivo sin vivir en mí, patrz całość wiersza w oryginale na stronie Poemas de Santa Teresa de Jesús.
- ↑ Mirza Shafi Vazeh, poeta piszący azersku i persku, jego poezje w swoim czasie były tak popularne, że doczekały się przekładów na prawie wszystkie języki europejskie - patrz artykuł w angielskiej wersji w Wikipedii Pieśni Mirzy Szaffy tu w tłumaczeniu na niemiecki w zbiorach archive.org. były popularne nie tylko jako wiersze, ale także jako pieśni, muzykę do niektórych skomponował sam autor, np. Neig' schöne Knospe, do 12 innych wierszy muzykę skomponował Anton Rubinstein, m.in. do tłumaczeń na rosyjski Piotra Czajkowskiego, patrz: Zulejka i Gelb rollt mir zu Füssen w IMSLP / Petrucci Music Library.
- ↑ Pudor - w hiszpańskim - wstyd, w sensie wstydliwość, skromność, także w sensie nieśmiałość. W innym znaczeniu niż tu zdaje się być używane także - czystość.
- ↑ Michaił Murawjow Wileński - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Rzym.
- ↑ Chodzi o obraz Rafaela Lo Spasimo di Sicilia, tłumaczone na Droga na kalwarię (Boleść sycylijska) patrz w Wikipedii, pochodzący z l. 1516-17, tj. okresu rzymskiego, ale obraz ten znajduje się w Muzeum Prado, w Madrycie, zatem nie może chodzić o wcześniej wspominany obraz przedstawiający padającego pod krzyżem w Rzymie, mimo tematyki.
- ↑ Drezno.
- ↑ Obraz Guido Rei'ego Ecce Homo w Wikipaintings.
- ↑ Lipsk.
- ↑ Obraz Ribery Zaparcie się św. Piotra w Wikimedia Commons, z Galleria Nazionale d’Arte Antica in Palazzo Corsini w Rzymie nie odpowiada opisowi autora, więc to nie o niego chodzi. Być może o obraz Ribery Pokutujący św. Piotr?
- ↑ Patrz artykuł Jusepe de Ribera w Wikipedii.
- ↑ Jusepe de Ribera - patrz artykuł w Wikipedii. Autorowi zdaje się raczej chodzić o obraz: Św. Mateusz z aniołem gdzie ewangelista pochyla się z płaczem nad opisem pasji, w Wikipaintings, niż o obraz: Święty Piotr.
- ↑ Friedrich Rückert - patrz artykuł w angielskiej Wikipedii.
- ↑ O trocknet nicht Thränen der Liebe! - O nie wysychają łzy miłości!
- ↑ Chociaż właściwie, to wiersz Wonne der Wehmut <Rzewna rozkosz> J.W. Goethe'go wygląda jak następuje:
Trocknet nicht, trocknet nicht,
Tränen der ewigen Liebe!
Ach, nur dem halbgetrockneten Auge
Wie öde, wie tot die Welt ihm erscheint!
Trocknet nicht, trocknet nicht,
Tränen unglücklicher Liebe!Co lepiej pokazuje o łzy jakiej miłości autorowi chodzi:
Nie schną, nie schną,
Łzy wiecznej miłości!
Och, oko tylko wpół wysuszone
Jakże ponury, jak martwy mu się świat wydaje!
Nie schną, nie schną,
Łzy niespełnionej miłości! - ↑ Improperia - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Giovanni Pierluigi da Palestrina - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Helas! Il ne sont plus ces hommes, nobles coeurs! Ils avaient soumis la fortune, tout allait en gré de leurs désirs ! – Le temps dans le cours rapide des événements, les a emportée ; ils ont disparu l’un aprés l’autre – Ainsi le temps emporte et anéantit! – – Leur séparation fait pleurer mes yeux, et leur ravit le sommeil – Ah ! la séparation est pleine de larmes quand on aime !... - Niestety! Nie ma już tych ludzi, szlachetnych serc! Poświęcili fortunę, wszystko było zgodnie z ich pragnieniami! - Czas z szybkim biegiem zdarzeń, zabrał je, zniknęły jedna po drugiej - jako czas zwycięża i niszczy! – Rozłąka przyprawia ich o płacz a sen o radość - Ach! rozłąka jest pełna łez, kiedy kochasz! ...
- ↑ Moszea - świątynia muzułmańska, meczet.
- ↑ Patrz artykuł Giovanni Battista Pergolesi w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuły Robert Franz na niemieckiej Wikipedii i Robert Franz na angielskiej Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł David Popper w Wikipedii.
- ↑ Wer nie sein Brot mit Tränen aß - Kto nigdy nie jadł chleba ze łzami. To trzecia zwrotka (w niemieckiej wersji Wikiźródeł) wiersza Harfenspieler<Harfiarz>, całość wiersza pod adresem: [1].
- ↑ Londyn, własność prywatna(lorda Ward).
- ↑ Patrz artykuły Wilhelm von Kaulbach na niemieckiej Wikipedii i Wilhelm von Kaulbach na angielskiej Wikipedii.
- ↑ Pośrednio tylko nazywamy Charolda przyszłym, bo muzyka przyszłości istnieć przestała — zamienia się ona już w muzykę obecności.
- ↑ Patrz artykuł o niemieckim malarzu m.in. sześciu obrazów inspirowanych Odyseją Homera Friedrich'u Preller'ze starszym na niemieckiej Wikipedii i angielskiej Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Moritz von Schwind w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Johann Wilhelm Schirmer na niemieckiej i Johann Wilhelm Schirmer na angielskiej Wikipedii.
- ↑ Lipsk.
- ↑ Alexandre Calame - szwajcarski malarz - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Idem.
- ↑ Być może chodzi o obraz Sonnenaufgang uber dem Monte Rosa, tzn. Wschód słońca nad Monte Rosa, na http://www.artnet.de.
- ↑ Idem.
- ↑ Tannhäuser - opera Ryszarda Wagnera - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Karton z cyklu Polonia, pt. Na pobojowisku - patrz w Wikimedia Commons.
- ↑ Karton z cyklu Polonia, pt. Żałobne wieści - patrz na Wikimedia Commons.
- ↑ Karta tytułowa cyklu Polonia - patrz na Wikimedia Commons.
- ↑ Patrz artykuł Paul Delaroche w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Lituania w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Artur Grottger w Wikipedii, który nota bene dotyczy, towarzysza zabaw dziecinnych i przyjaciela zarówno Władysława jak i jego brata Stanisława; (na podstawie: Agaton Giller "O Władysławie hr. Tarnowskim". Chociaż może, mimo znajomości, to rzeczywiście nie jest kumoterstwo).
- ↑ Belizariusz - o postaci i jak zaznacza autor o legendzie z końca XII wieku - patrz w artykule w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Thomas Gray w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł George Gordon Byron w Wikipedii.
- ↑ Przypuszczalnie autorowi chodzi o Thomasa Moore'a, patrz artykuł Thomas Moore w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Percy Bysshe Shelley w Wikipedii.
- ↑ Jacopo Peri - patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Autorowi chodzi o Psalm 137, „Super flumina Babilonis” <Nad wodami babilonu>, z muzyką Fr. Liszta wykonywany i współcześnie, np. pod batutą Lászkó Tamási w Debreczynie, chociaż częściej kojarzony z muzyką innych kompozytorów.
- ↑ O legendzie o miłości Anny i Stanisława Oświęcimów - patrz w artykule Stanisław Oświęcim w Wikipedii..
- ↑ O Pieśniach Osjana patrz w artykule w Wikipedii, tłumaczyli je na polski m.in. Władysław Ostrowski, Seweryn Goszczyński, a także autor.
- ↑ Patrz artykuł Torquato Tasso w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł John Milton w Wikipedii.
- ↑ Patrz artykuł Heirich Heine w Wikipedii
- ↑ Być może chodzi o Alfreda de Musset, (przez literówkę) - w takim wypadku patrz artykuł w Wikipedii.
- ↑ Consumatum est! - dokonało się. Słowa Jezusa w chwili śmierci.