Nieprawy syn de Mauleon/LVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nieprawy syn de Mauleon |
Data wyd. | 1849 |
Druk | J. Tomaszewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Karol Adolf de Sestier |
Tytuł orygin. | Bastard z Mauléon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rzeczywiście donna Maryn była w jak największém niebezpieczeństwie.
Don Pedro przeciążony wiekiem, stał się obojętny i zniechęcony, już to przez zbytek, już przez przeciwności jakich doznawał, potrzebował w miejsce dolnych doradców, podżegaczy do złego.
Wypadło zmienić jego usposobienia; nie było to rzeczą niepodobną, lecz, trzeba się było obawiać, czy w sercu don Pedra była jeszcze miłość dla donny Maryi.
Powtarzamy więc, iż Marya szła po drodze oświeconéj dla Mothrila jéj nieprzyjaciela, lecz nic nie widziała.
Nikt nie zwątpi, że gdyby lam napotkała Maura, i gdyby miała z sobą swój sztylet, byłaby go nim nielitościwie przeszyła, bowiem uczuwała, że od roku, jakaś przeklęta żądza miotała jéj sercem, i zaczynała nią powodować.
Pomyślała o tém wszystkiém Marya gdy otworzyła tajemne drzwi apartamentu Królewskiego.
Don Pedro przestraszony i niespokojny błądził jak cień w galeryi.
Cichość donny Maryi, jéj gniéw spokojny, wprawiły go w najżywszą obawę i szał najniebezpieczniejszy.
— Zbyt śmiało podchodzą do mego dworu, pokazują mi że nie ja jestem tu panem, i prawda, ja nim nie jestem, ponieważ przybycie jednéj kobiéty niszczy wszelkie moje zamiary, i wygładza nadzieję wszystkich moich uciech. Muszę się uwolnić z tego jarzma... Jeżeli sam wszystkiemu nie podołam, przyjdą mi w pomoc:
Wymawiał te słowa kiedy Marya przesuwając się po taflach z wypolerowanego fajansu, jak bogini czarów. pochwyciła go za rękę i rzekła:
— Któż ci pomoże, Królu?
— Donna Marya! zawołał Król jak gdyby spostrzegł upiora.
— Tak, donna Marya, przychodzi zapytać cię Królu! czy jarzmo które ci się tak nazwać podobało, szlachetnéj Hiszpanki, kobiety, która cię kocha, więcéj spotwarza i jest ci nieznośniejsze, jak jarzmo narzucone Królowi chrześcijańskiemu przez Maura?
Don Pedro ścisnął pięście z wściekłością.
— Nie masz potrzeby niecierpliwić się, ani téż gniéwać, rzekła Marya, nie jest to ani czas, ani miejsce po temu Król jesteś u siebie, a ja twoja poddana, nie chcę cię nauczać jak masz sobie postępować, nie przyczyniaj sobie gniewu. Lew nie kłóci się z mrówką.
Don Pedro zdziwiony tą uniżonością, swojéj kochanki, powściągnął się i rzekł:
— Cóż więc pani żądasz?
— Nic nadzwyczajnego, Królu! kochasz jak się zdaje inną kobietę; niechcę zgłębiać, czy postępowanie twoje jest dobre albo złe, gdyż nie jestem twoją żoną, a gdybym nią była, przypomniałabym sobie, żeś dla mnie również nabawił smutkami i męczarniami te, co były twemi małżonkami.
— Czynisz mnie za to wyrzuty? rzekł drżący don Pedro szukając sposobności do gniewu.
Donna Marya z tém samém spojrzeniem rzekła:
— Nie jestem Bogiem, aby wyrzucać Królom ich zbrodnię! tylko kobiétą dziś żyjącą, jutro martwą, jestem jak źdźbło, powiew, znikomość, lecz mam głos i używam go aby ci powiedziéć to wszystko, co tylko odemnie usłyszéć możesz. Królu don Pedro, kochasz, lecz za każdym razem, gdy miłość odzywa się w twém sercu, jakaś chmura przechodzi przed twemi oczyma i zasłaniała ci świat cały... Cóż to... odwracasz głowę... Cóż słyszysz? co cię tak zajmuje?
— Zdawało mi się, rzecze don Pedro, słyszéć chód w pokoju sąsiednim... Nie, to być nie może...
— Dla czego to być nie może? wszystko tu przytrafić się zdoła... Królu, patrz tam... proszę cię... Czyby nas podsłuchiwano?
— Do tego pokoju niéma drzwi, przy mnie nié ma żadnéj służby, to powiew wieczorny odchylił drzwi, lub uderza okiennicami.
— Powiedziałam ci, rzekła Marya, że ponieważ nie kochasz mnie więcéj, postanowiłam oddalić się.
Don Pedro wzruszył się.
— To czyni cię wesołym, bardzo mi ziem dobrze, rzecze obojętnie Marya, oddaliłabym się ztąd i nie słyszał byś nigdy więcéj o mnie. Od téj chwili, Królu, już nie masz kochanki donny Maryi de Padilli, tylko uniżoną sługę dającą ci poznać twoje położenie.
Wygrałeś bitwę, lecz powiedzą że inni ją za ciebie wygrali, twój sprzymierzeniec jest twoim panem, i przekona cię o tém prędzéj czy późniéj, teraz już nawet Książę Galii domaga się o swoje znaczne summy... nie masz jeszcze piéniędzy, jego dwanaście tysięcy włóczników którzy walczyli dla ciebie, odwrócą się przeciw tobie, jednakże Książę Henryk twój brat, znalazł pomoc we Francyi. Konetabl, kochany od każdego co tylko nosi imię francuzkie, powróci spragniony odwetu, będziesz musiał walczyć z temi dwoma wojskami, a czemże im stawisz opór? Armią Saracenów? o Królu chrześcijański! masz tylko jeden sposób do powrócenia w związek Książąt kościoła, a utrącasz go, chcesz mimo klęsk doczesnych ściągnąć na siebie gniew Papiéża i wyklęcie! Pamiętaj o tém, Hiszpanie są pobożni, a wówczas cię opuszczą, dziś nawet sąsiedztwo Maurów przestrasza ich i zniechęca. To jeszcze nie wszystko... Ten, który cię wtrąca w zgubę, nie jest jeszcze zupełnie zadowolony widziéć cię w nędzy i upadku, to jest, wygnańcem i pozbawionym prawa do tronu; on chce ci nakazać niegodne sprzymierzę, i uczynić z ciebie odstępcę wiary. Bóg moim świadkiem: nie mam nienawiści dla Aissy, kocham ją, proteguję, bronię jak moją siostrę, gdyż znam jéj serce, i jéj postępowanie, ale Królu, gdyby Aissa była nawet i córką Króla Saracenów, chociaż tak nie jest i o czém mogę cię przekonać, Aissa nie jest przecież godniejszą być twoją żoną, od córy rycerzy kastylskich, odemnie szlachetnéj dziedziczki z oddawnych pradziadów, dziewicy, godnéj Królów chrześcijańskich. Jednakże czy żądałam kiedy, abyś poświęcił naszą miłość małżeństwem?... przecież łatwo mogłabym była to uczynić, powtarzam, łatwo, Królu don Pedro, bo mnie kochałeś!
Don Pedro westchnął.
— To jeszcze nie wszystko, Mothril wspomina ci o miłości Aissy, a nawet, co mówię? może już ją i obiecuje.
Don Pedro patrzył z niespokojnością i słuchał słów Maryi z widoczném zajęciem, chcąc niejako jeszcze wprzódy je pochwycić, zanim one z ust jéj wyjdą.
— Obiecuje ci że cię kochać będzie! czyż nie tak?
— I kiedyż się to ziści?
— Nie wiém, mój Królu: chociaż zasługujesz więcéj jak na miłość.
Czoło don Pedry rozjaśniło się, bo donna Marya zręcznie umiała poruszyć najdelikatniejsze czucia w jego duszy.
— Tylko że Aissa Króla nie kocha, przydała Marya, gdyż jest kim innym zajętą.
— Czy to prawda, rzekł z wściekłością don Pedro, czy to nie jest czasem potwarzą.
— Nie inaczéj i pewnie nie jest potwarzą, a nawet jeżeli zapytasz się Aissy, zanim będzie mogła widziéć się ze mną, powtórzy słowo w słowo, to coś odemnie usłyszał.
— Powiedz pani, powiedz: tym sposobem uczynisz mi prawdziwą przysługę, kogo Aissa kocha? Któż to taki?
— Rycerz Francuzki, który się zowie Agenor de Mauléon.
— Ten ambassador którego mi przysłano do Soryi? I Mothril wie o tém?
— Wié.
— Pani to potwierdzasz?
— Przysięgam!
— Więc Mothril bezczelnie kłamał, zdradzał mnie.
— Bezczelnie kłamał, zdradzał cię.
— Potrafisz pani o tém przekonać.
— Skoro tylko rozkażesz, Królu.
— Powtórz że mi to, niechaj się zastanowię.
Donna Marya umiała panować nad Królem, obudzać dumę i zazdrość.
— „Przysięgam na Boga, tylko co mówiła mi Aissa, i słowa te jeszcze obijają się o moje uszy, przysięgam pani, że w przypadku gdyby don Pedro dostał mnie, i miał pod swoją mocą, będę miała sztylet aby sobie przeszyć serce, lub pierścień, jak twój, aby zażyć śmiertelnéj trucizny. I wskazała mi ten pierścień który mam na palcu.
— Ten pierścień?... rzekł z przestrachem don Pedro. Cóż masz w nim takiego?
— Gwałtowną truciznę. Noszę ją od dwóch lat, aby zabezpieczyć wolność mego ciała i duszy, w przypadku, jeżeliby kiedykolwiek nieszczęsna zmiana losu twego, którą tak wiernie znosiłam, wydała mnie w ręce nieprzyjaciół.
Don Pedro uczuł boleść, na widok tego szczérego i czułego heroizmu.
— Jesteś szlachetne serce, Maryo, rzekł, i ja nigdy nie kochałem bardziéj innéj kobiéty, jak ciebie... lecz nieszczęście...
— Jak on mnie kochał! myślała sobie Marya bledniejąc, lecz żeby się nie zdradzić, nie mówi już więcéj, jak mnie kocha!
— I tak to myśli Aissa, odrzekł don Pedro po chwili milczenia:
— Tak, a nie inaczéj, Królu.
— Ona ubóstwia tego rycerza francuzkiego.
— Jest to miłość podobna jaką miałam dla ciebie, Królu, odpowiedziała Marya.
— Co pani miałaś? rzekł don Pedro bardziej osłabiony jak jego kochanka, i dając poznać boleść swoją.
— Tak, Królu!
Don Pedro zmarszczył brwi.
— Mogęż zapytać się Aissy?...
— Kiedy się tylko podoba.
— Czy będzie mówić przed Mothrilem?
— Przed Mothrilem oh! będzie mówić.
— Powie o wszystkich szczegółach twojéj miłości.
— Nawet przyzna to co sprawia wstyd kobiécie.
— Maryo! zawołał don Pedro z strasznym popędem, Maryo! coś powiedziała?
— Tylko prawdę, odparła obojętnie.
— Aissa jest zhańbioną!..
— Aissa, którą chcę posadzić na twoim tronie i umieścić w łożu, jest narzeczoną Mauléona związkami, które tylko sam Bóg zerwać byłby w stanie, gdyż to są związki dopełnionego małżeństwa...
— Maryo! Maryo! rzekł Król w uniesieniu.
— Winna ci jestem to ostatnie wyznanie... Ja to starałem się wprowadzić Francuza do pokoju w którym Mothril trzymał ją zamkniętą, ja pomagając ich miłości; miałam ich złączyć na ziemi francuzkiéj.
— Mothrilu! Mothrilu! wszelkie kary są za małe wszelkie męczarnie za łagodne, abyś odcierpiał za tak podłe postępowanie! Przyprowadź mi Maryo Aissę, proszę cię o to.
— Królu idę do niéj, lecz namyśl się, proszę cię; zdradziłam tajemnicę téj młodéj dziewicy, aby usłużyć honorowi mego Króla.
— Czy nie lepiéj abyś zaufała mojemu słowu? Czy nie możesz mi uwierzyć, oszczędzając téj próby która odsłoni honor biédnemu dziecku?
— Ah! wahasz się, oszukujesz mnie!
— Królu, ja nie waham się, staram się być niejako usłużną dla Waszéj Królewskiej Mości. Tę próbę możemy miéć za kilka dni bez wrzawy, bezpotwarzy, która zgubi tę młodą dziewicę.
— Chcę się natychmiast przekonać i domagam się od pani abyś mi dopomogła; jeżeli chcesz abym uwierzył twoim oskarżeniom.
— Królu, jestem ci posłuszną, rzekła Marya boleśnie wzruszona.
— Czekam z wielką niecierpliwością.
— Królu, twój rozkaz uzupełni się.
— Maryo! jeżeli mówiłaś prawdę, jutro nie będzie w Hiszpanii ani jednego Maura.
— Zatém jutro będziesz wielkim Królem a ja nieszczęśliwym zbiegiem, biedną opuszczoną; będę dziękować Bogu za największą łaskę, jaką mi wyświadczył w tym świecie: zapewnienie twojego szczęścia.
— Pani bledniejesz, i chwiejesz się, czy chcesz abym przywołał?
— Nie wołaj, Królu, powrócę do siebie... każę sobie podać wina; przysposobiłam orzeźwienie, które mnie czeka na stole, żar mnie pali, a jak to przejdzie, będzie mi zupełnie dobrze; nie myśl więcéj o mnie, proszę cię. Lecz przysięgam ci, rzekła nagle Marya zwracając się ku pokojowi sąsiedniemu, przysięgam! że tam ktoś był, tą razą słyszałam chód, teraz nie mylę się.
Don Pedro wziął świecznik, Marya drugi, i oboje pobiegli do owego pokoju, lecz już nikogo nie spostrzegli, prócz małych drgających jeszcze drzwiczek.
— Nié ma nikogo! rzecze zdziwiona Marya, jednakże dobrze słyszałam.
— Powiedziałem pani że to niepodobna... Oh! Mothrilu! Mothrilu! jakiéjże zemsty użyję za zdradę!
— Maryo, odchodzisz?
— Czas uprzedzić Aissę.
To powiedziawszy, Marya pożegnani Króla, który w swéj niecierpliwéj gorączce, łączył wdzięczność za wyświadczoną mu usługę i przypomnienie przeszłéj miłości.
Bo téż rzeczywiście donna Marya, była piękną i namiętną kobiétą, któréj nie można było zapomniéć gdy się ją widziało.
Pyszna i śmiała, nakazywała szacunek i miłość, nie raz don Pedro ów despota, drżał, widząc ją rozgniewaną, a jeszcze częściéj jego zobojętniało serce biło z oczekiwania jéj przyjścia.
Dla tego to, kiedy po téj rozmowie oddaliła się, don Pedro chciał biegnąć za nią aby jéj powiedziéć: co mnie obchodzi Aissa, co mnie obchodzą podłości jakie knują się w cieniu? „Ty jesteś tą którą kocham, ty jesteś owoc którego tak wielkie mam pragnienie.“
Lecz donna Marya zamknęła żelazne drzwi, a Król nic więcéj nie usłyszał, prócz chrzęstu jéj sukni obijającego się po ścianie, i trzeszczenia zeschłych gałęzi kruszących się pod nogami.