<<< Dane tekstu >>>
Autor Helena Mniszek
Tytuł Pluton i Persefona
Podtytuł Baśń fantastyczna na tle mitologicznem
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1919
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Bogdan Nowakowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT I.
W Hadesie.


(Sala przyjęć Plutona, rodzaj wielkiej, okrągłej pieczary, zdobnej w stalaktyty lśniące kryształem i różnokolorowemi kamieniami. Posadzka z pysznej mozajki. Na lewo tron z żelaza w żyły złote i drogich kamieni, zwłaszcza rubinów, ku środkowi ława wykuta z granitu, wykładana krwawnikami, na lewo granitowe kowadło i stołek. Całą scenę zalewa światło liljowo-rude, mistyczne. Na ławie siedzi Pluton w chitonie greckim koloru starego złota; ma na sobie pas i krótki pancerz z łuski stalowej, a na nogach wysoko sznurowane sandały. Głowę jego zdobi hełm miedzianozłoty. Twarz smagła, energiczna, groźna, brwi czarne, skupione, dziki trochę mars na czole. Na ławie rzucona chlamida ze złotogłowiu, obok stoi złoty trójząb. Pluton siedzi zamyślony, w niedbałej pozie. Na lewo, przy kowadle, Hefajstos brzydki, ułomny, kulawy, w brunatnej krótkiej szacie, szlifuje z uwagą jakąś zbroję. Głowa kędzierzawa, twarz satyra, drwiąca, lecz nie błazeńska, nawet sympatyczna. W głębi, u wejść do pieczary stoją potworne jakieś dziwotwory; służalcy i duchy podziemne, karzełki).
SCENA I.
PLUTON i HEFAJSTOS.
HEFAJSTOS (nie przestając szlifować, zerka na towarzysza, po chwili mówi).

O czem rozmyślasz, cieniowładco? (Pluton nic nie odpowiada). Nudzisz się, Plutonie! Coraz częściej zapadasz w ponure milczenie. Jesteś zbyt poważny. Co cię trapi, możnowładco piekieł?...
PLUTON (obojętnie).
Ach! ty tego nie pojmiesz.
HEFAJSTOS (chytrze).
A jeśli zgaduję?...

(Pluton patrzy na towarzysza uważnie. Hefajstos dobrodusznie).

Nie dziw się, Aidesie! Jestem przebiegły, nauczyło mnie tego małżeństwo z piękną Afrodytą, będąc zaś synem Zeusa i przemądrej Hery, potrafię wnikać w dusze. Ehe!... Jesteśmy bogami nieśmiertelnymi, to tylko różni nas od ludzi, ale pragnienia, żądze, namiętności, tęsknoty, też same są u nas, co wśród ludzkich gmin na ziemskim padole. A więc ty tęsknisz, Plutonie!...
PLUTON (zrywa się wzburzony).
Tęsknię!... Tak, zgadłeś, tęsknię, ale za czem?! Jestem bogiem potężnym tej cieniów krainy, władcą dusz, które z pod panowania Zeusa pod moje berło idą. Raj i piekło w swojej dzierżę dłoni. Wszystkie skarby ziemi — to moje dziedzictwo. Czy brak mi mocy?... władzy?...
HEFAJSTOS.
Ludzie i bogowie zwą cię Zeusem Katachtoniosem, boś równy mu potęgą: on włada Olimpem, ty państwem podziemi. Władzy ci nie brak.
PLUTON (niecierpliwie).
Więc czego?... (Siada na ławie. Po chwili ze smutkiem). A jednak tęsknię, tęsknię potępieńczo! W piersiach mych płoną jakieś dziwne ognie, serce żarem bucha, zrywają się we mnie straszne moce, któreby wszystko rwać chciały dokoła. Burza mną miota i niepokój dręczy. Co się ze mną dzieje?!... Czy opadły mnie Harpje, piekielne ptaszyce, że takie szarpanie mam w sobie? Co mi jest, co mi jest?... (Pociera dłonią czoło, ruch zniechęcenia).
HEFAJSTOS (śmieje się cicho).
Harpje na ciebie dziobów nie zakrzywią.. zgniótłbyś je spojrzeniem, piekłowładco! Inne cię dręczą potwory, wiem jakie!...
PLUTON (idąc za biegiem swych myśli).
Cierpię katusze! Ja, bóg i mocarz, ratunku nie widzę. Skazuję na piekło i sam je przechodzę; czy na mnie zwróciła się okropność jego? Czy może kogo zbytnio ukarano, potępiony zsyła na mnie wyrzuty sumienia? Nie znam co to trwoga, a zaczynam się lękać. Co mi tak dokucza?... Jest w tem jakaś siła olbrzymia, a razem z nią wnika do duszy dziwna... dziwna...
(Bije się z myślami, nie może znaleźć określenia właściwego).
HEFAJSTOS (podchwytując)
Słodycz.
PLUTON (z żywością).
Trafne określenie! Tak, słodycz i rzewność jakby przeczuciowa. Duch mój ogarnia piękne krainy marzeń, widzi w oddali bezmiary jakieś, dotąd nieznane i nienazwane, i pragnie zdobyć czar ten dla siebie. Pragnienie to silne, wierzaj Hefajstosie! Łaknę szczęścia, a nie wiem jakiego. Nie znam jego źródła, a wiem, że istnieje. To sprawia mój niepokój i rodzi tęsknotę za tem, co nie jest władzą, ni materjalną siłą, lecz dla ducha strawą. Duch mój łaknie czegoś!
HEFAJSTOS.
Ty łakniesz miłości, Plutonie. Miłości i rozkoszy, więc pragniesz... kobiety.
PLUTON (zrywa się zły).
Ach, ty mnie nie rozumiesz! Tęsknota moja ku innym dąży celom, marzenia inne mają zakresy. Wyżyna mych pragnień wyniosłych sięga szczytów. (Z szyderstwem). Kobieta!?... Twór ten nie nęci mnie wcale. Kobieta! Ph!... Znam jej wabne wdzięki; zmysły zaspokoją, ducha nie podniosą. Prometeusz nie zaniedbał ożywić ogniem istotę kobiety, gdy ją z gliny lepił, lecz zazdrosna o rozum swój i ducha Pallas Atene nie wlała w nią boskiego tchnienia. Kobieta to piękna amfora, wewnątrz pusta, powierzchownie ładnie wygładzona. Nie porwie mego ducha, tęsknoty nie złagodzi.
HEFAJSTOS (lubieżnie).
Lecz daje rozkosz.
PLUTON (lekceważąco).
Dopóki nie zdradzi.
HEFAJSTOS.
Ehe!... żądasz zbyt wiele, Plutonie. Tego cudu nie dokażą nawet niebianki, nawet takie wykwintne, wielce wytworne panie, jak moja małżonka z morskiej piany. Wprawdzie jam kulawy, a mój współzawodnik Ares srogi.
PLUTON (przerywając).
Zawsze jakieś a w pośrodku stoi! Nie ufam kobiecie i nie pragnę jej.
HEFAJSTOS (lekko).
Nie dawaj jej duszy, ale baw się nią. Wypełni ci pustkę, którą odczuwasz.
PLUTON (zamyślony).
Pustkę noszę w sobie, głusz jakąś straszliwą. Nie zadowoli mnie swawola, ni życia rozkosze. Chcę ducha dla siebie, bratniego, pokrewnego ducha, chcę szczerości, prostoty. Wszędzie kłamstwo spotykam, pospolitość, obłudę. Serca, duszy nie widzę, a tego właśnie pragnę, wszędzie jeno zmysły, zawiść i chytre knowania. Płytkość duchowa, małostkowość, frazes. Oo! dość mam tego. Na potworną głowę Meduzy, coś przecie dla mnie istnieć musi!

(Nagle zastanawia się, poczem z okrzykiem prawie triumfu).

Istnieje!... Znajdę i zdobędę!...
HEFAJSTOS.
Jesteś pyszny! Szukaj, cieniowładco, i zwyciężaj, (z sarkazmem) byle nie kobietę, tej nie zwalczysz. Przyjm, panie otchłani, mą życzliwą radę: czy to będzie niebianka, czy tylko ziemianka, każda w zanadrzu nosi zdradę i — na puszkę Pandory — wypuszcza ją, gdy nadejdzie chwila. Nie wierz kobiecie, gdy ci się zaklina, nie ufaj, gdy gniewem płonie. Gdy całujesz jej usta, nie łudź się, że pierwszy sok z tych jagód spijasz. Albowiem najbardziej kochający i zazdrosny, mąż nie poczuje na ustach ukochanej kobiety smaku ust innego mężczyzny. He! he! he!...
PLUTON (niecierpliwie klaszcze w ręce).

Hej tam, karły!
(Podbiega do niego kilku służalcówpotworów).

PLUTON (groźnie).
Przywołać Minosa i Radamantosa!
HEFAJSTOS.
He! he!... Moi przyrodni braciszkowie po tatuńciu Zeusie i mamie Europie. Poco ich wzywasz, pieczaro władny panie? Czy mądrością Minosa pragniesz się nasycić, czy mnie za wartkość języka widokiem Radamantosa ukarać?...
PLUTON.
Tyś mój przyjaciel i dobry doradca.
HEFAJSTOS (z dowcipną miną).
Czy nie zbyt złośliwy?... Tęsknisz za innym przyjacielem duszy, piękniejszym i powabniejszym ode mnie.

(Słychać straszny jakiś wark i głuche wycie niby ryk okropny).

PLUTON (słucha).
Co to za grzmoty? Czy z piekieł czeluści?...
HEFAJSTOS (badawczo).

To Kerberos szczeka. Nie poznałeś, Plutonie, głosu naszego pieska?... Jesteś istotnie bardzo roztargniony. Nowy widać zastęp duchów Charon ku nam wiezie, Kerberos się rozhulał, rzuca się bestyja, aż drżą podziemia. A!... otóż i mili braciszkowie moi!
SCENA II.
PLUTON, HEFAJSTOS, MINOS i RADAMANTOS.
(Obaj bracia wchodzą krokiem poważnym, lecz energicznym. Minos ma postać uczonego, nieco przygarbiony, marsowaty, brzydki, lecz mądry i surowy w wyrazie. Radamantos potworny, straszny, obrośnięty, dzikie, złe, zyze oczy, garbaty, na krzywych nogach, ni zwierz ni człowiek, odrażający. Obaj w czarnych chlamidach i czerwonych chitonach, na głowach czarne hełmy z pióropuszami).

MINOS i RADAMANTOS (razem, kłaniając się Plutonowi).
Pozdrowienie ci, panie i władco!
PLUTON (wita ich skinieniem głowy).
I wam, sędziowie! Co dzieje się w piekieł czeluściach? Zali dużo jest potępieńców nowych i jakie cierpią kary?
RADAMANTOS (groźnym, warczącym głosem).
Nowych jest kilku, srogo osądzeni!
MINOS.
Lecz sprawiedliwie.
PLUTON.
Jakie są ich winy?
MINOS.
Jeden oszczerca, językiem plugawił parę młodych ludzi za to tylko, że się miłowali. Czyści byli. Siłę i wolę dała im Atene, że pragnienia krwi wrzącej trzymali na wodzy. W potędze swych uczuć byli bez skazy. On ich oczerniał, kalał i znieważał. Sam będąc płazem w porównaniu z nimi, zwierzęce jeno uznając popędy, brudził ich miłość, zniesławiał imiona, błotem kłamstw ziemskich obryzgiwał dusze, kaził potwarzą to, co godne niebian. Za to potępion.
PLUTON.
Jaką cierpi karę?
RADAMANTOS (jak wyżej).
Wyrzuty sumienia toczą jego duszę, jak robactwo zjadliwe. Słyszy potworne na siebie obelgi, godzące w to, co najbardziej kochał. Tych, których zniesławiał, widzi otoczonych czcią i uznaniem. Świadomość swej winy, jako gad okrutny, owija i dławi mu gardziel niegodziwą. Tak już pozostanie.
PLUTON (wzdryga się).
Zaprawdę, kara to okropna. Kim on był na ziemi?
RADAMANTOS.
Człowiekiem bogatym, pysznym i szczęśliwym, zaufanym w sobie, pochodzeniem z Krety.
HEFAJSTOS.
Kreteńczyk?... I tyś go tak surowo osądził, Minosie?!
MINOS.
Sprawiedliwość winna być dla wszystkich. Że jest rodakiem, to wzgląd nie dla mnie. Wina jego wielka, od krwawej zbrodni gorsza. Osądziwszy, oddałem go w ręce Radamantosa.
HEFAJSTOS.
Dziw, że to mężczyzna!
RADAMANTOS.
Dlatego sroższą dostał karę, niewiast złych więcej jest, są gorsze.
PLUTON.
A drugi zbrodniarz?
MINOS.
Człowiek bez sumienia, bogactwo i zmysły były dla niego życia zasadą. Ograbiał z pieniędzy ludzi, nawet żebraków. Wielbił i cenił złoto i użycie. Cnotę poniewierał, porywom krwi wartkiej swobodę dawał pełną; ciężko skrzywdził niewiast kilka, na cześć ich nastawał, szyderstwem wysmagał.
HEFAJSTOS (zabawnie).
Zgaduję karę jego!
RADAMANTOS.
Nie zgadniesz, Zbrojokujco.
HEFAJSTOS (wesoło).
Więc słuchaj: na stosie złota siedzi i złotem karmiony, którego schrustać, ani połknąć nie może, a jeść mu się chce, żarłby ciągle i jeść nie zdoła. He! he! he!... Dziewice zaś piękne, stojące dokoła, wabią go wdziękami, trzymając pełne misy smakowitych pieczeni.
RADAMANTOS.
Nie zgadłeś, Hefajstosie! Kara dużo prostsza: z wielkiej kupy kruszcu skazaniec garściami czerpie bryły złota, które mu się w ręku chybko rozlatują, w ptaki zmienione. Chciwość go unosi. Widzi przytem, jako wrogowie jego ładując kieszenie odchodzą bogaci. Kilka zaś niewiast wyje potępieńczo: „Oddaj nam cnotę, oddaj czystość naszą!” Wycie tych męczennic przerażeniem skuwa.
PLUTON.
Straszne to są kary!
MINOS.
Trzecią jest kobieta.
HEFAJSTOS (z drwiącym uśmiechem).
Co zdradziła męża i cnotę połknęła. Ehe! Wszak takiemi wymoszczone piekło.
MINOS.
Kobieta zazdrosna i pełna zawiści.
PLUTON.
Zdolna do wszystkiego.
MINOS.
Na tem tle straszne popełniała zbrodnie: oszczerstwa, zabójstwa na sławie i duszy; w zemście się lubowała, waśniła małżeństwa i parę rozwiodła. Pocałunkiem darzyła, językiem kąsała. Żyła kłamstwem i obłudą. Kochała tylko siebie.
RADAMANTOS (namiętnie).
Za karę dręczą ją upały na duszy i ciele; rozpacz, że podle w samolubstwie przepędziła życie, wiecznie ją gnębi, tęsknota za tem co czyste, piękne, nieskalane, a co już dla niej stracone na wieki. Lubiła w życiu kwiaty: teraz widzi dokoła cudne, wonne krzewy, kwieciem osypane; gdy się do nich zbliży, z każdego kielicha sycząca wypływa żmija i kąsa ją wściekła. Tak się u nas karze.
HEFAJSTOS.
Słuszna to jest kara, lecz i takich grzesznic miewacie niemało.
RADAMANTOS.
Większość potępieńców stanowi pleć niewieścia.
HEFAJSTOS (triumfująco).
Czy słyszysz, Plutonie?
PLUTON (zbudzony z zamyślenia).
A czy Ajakos na polach Elizejskich mnóstwem duchów włada?
MINOS.
Snuje się tam cieniów wielki zastęp, panie.
PLUTON.
Czy Ajakos umie raj im stale złocić, czy dość mają kwiatów, muzyki, śpiewów? Czy im grają pięknie, czy się sztuczne blaski żarzą? Czy owiewa ich tęczowo barwna szarfa naszych ogniotrysków?
MINOS.
Wszystko jest tak, jako żądasz, władco!
(Słychać ryk Kerberosa).
HEFAJSTOS (kując zbroję).
Czego Kerberos tak się dziś rozwarczał? Czy kto z piekieł uciekł, czy jakie tam licho! Może Menoikios trzody nasze zbyt blisko przypędził. Zerwie łańcuchy trójpaszczna potwora. Trzy gardziele ryczące — trochę zbyt hałasu.
MINOS.
Charon ma robotę: duchy idą z ziemi całemi gromady. Dziś liczne będą sądy.
PLUTON.
Czy mór nowy na ziemi?... Nie ustały zarazy?...
MINOS.
Demeter zda się trochę niełaskawa. Płody ziemi nędzne, wino się nie rodzi, bo Heljos ogniem pali, Demeter dżdżu nie zsyła. Głód przeto, choroby...
HEFAJSTOS (tajemniczo).
Znam powód tej klęski. Ciotunia Demeter zajęta córeczką, na ziemię sobie przez paluszki patrzy. A córka...
PLUTON (przerywając).
Rzeknijcie ode mnie Ajakosowi, by czaru dodał Elizejskim polom. Niech raj ten będzie jedną pieśnią cudów, niech duchy czują, iż są nagrodzone.
MINOS.
Hojny jesteś, panie. Na polach Elizjon błogosławią ciebie.
PLUTON.
A przeklinają w piekle.
MINOS.
To rzecz zwykła. Gdy jednych się nagradza, drugich trzeba karać. Gdy jedni się cieszą, drudzy płakać muszą — takie już jest wieczne prawo przyrodzenia. Na świecie wszystko zmienne, ciągle coś nowego. Gdzie był płacz przed chwilą, tam wnet śmiech wybucha. Gdzie był zdrój szczęścia, tam się tragizm sączy. U nas już to trwać musi, na co życie skaże i stąd zwycięstwo rajem, klęska piekłem zwie się.

(Nagle u wejścia słychać głośny hałas, grube, nieludzkie głosy. Wpada gromada karłów dziwacznych z gestami obawy, broniąc komuś wejścia, ruchy mimiczne, gwałtowne, cudaczne).
SCENA III.
PLUTON, HEFAJSTOS, MINOS, RADAMANTOS, potem GRAJE.

KARŁY.
Nie wolno! Nie wolno! Wzbronione tu wejście!
PLUTON.
Co tam? Kto idzie?

(Wsuwają się trzy siostry Graje, straszne potwory; rzadkie siwe włosy wiszą na łysych czaszkach; twarze jakby mchem porosłe; usta zapadłe, bezzębne; puste jamy oczów. Na sobie mają zgniłe łachmany. Weszły i stanęły pokornie w oddali).

HEFAJSTOS (zbliża się do potworów, żartobliwie).
He! he!... Witajcie, nadobne siostrzyczki!... Cóż tam nowego?!... Złamałyście swój wypożyczalny ząbek, czy też zgubiły cenne oko?

(Przyjrzawszy się im, z obrzydzeniem)

Och! obrzydłe twory!...
GRAJE (razem, świszczącym głosem).
Piekłowładco!... Władyko!...
PLUTON (groźnie).
Czego żądacie?
GRAJE.
Skargę niesiemy, panie! Kerberos pożarł nam oko jedyne i ząb nasz schrustał w paszczy.
HEFAJSTOS.
A co! Oślepione wiedźmy!... Potwora zdechnie z niestrawności!
GRAJA I.
My niańkami Gorgon i tak nas dręczy piekieł stróż!... Ukarz, panie, Kerberosa!...
GRAJA II.
Jeśli nie ukarzesz, panie, Kerbera, my się pomścimy!
HEFAJSTOS.
He! he!... A na kim piękne dziewy, zemstę wywrzeć chcecie?
GRAJE (wskazując szponami palców na Hefajstosa, z piskiem zajadłym).
Na tobie, piekielny kowalu, kuternogo!... Za twój język, ognioplujco!... Na... (wskazują Plutona i nagle cofają się z przeraźliwym wizgiem. Pluton staje cały w świetle purpurowem, straszny, wyniosły).
PLUTON (z groźnym wybuchem).
Milczeć, potwory! Weź je, Radamantosie, i ukarz zuchwalstwo!
GRAJE (padają jak płazy przed bogiem).
Łaski!... Łaski!... Zeusie podziemny!
PLUTON.
Precz... jędze!...

(Radamantos zabiera Graje, które wciąż piszczą i skowyczą, wstręt i grozę wywołując. Pluton, jakby znużony, siada na ławie, podpiera głowę dłonią, myśli chwilę).
SCENA IV.
PLUTON, HEFAJSTOS i MINOS.

PLUTON (nagle, jakby sobie coś przypomniał, do Minosa).
Przykróćcie złośliwość Kerberosa! Zbadać trzeba skargę Graj!
MINOS.
Jak rozkażesz, władyko!

(Pluton wpada w ponure zamyślenie, Hefajstos siada przy kowadle, Minos zbliża się do Plutona).

MINOS (serdecznie).
Co cię trapi, panie?... Wybacz śmiałość moją... jako śmiertelny, nie mam może prawa pytać cię o to. Lecz kto jest powodem twej rozterki, smutku?... Innym jesteś teraz, niż bywałeś dotąd
PLUTON (do siebie, z zaciekawieniem i rzewnością).
Kto powodem mej rozterki... tęsknoty...

(Nagle, zły, że się zdradził, zrywa się szybko, mówi energicznie, chodząc krokiem prędkim, nerwowym).

A zaprawdę nikt!... Nikt!... Powodu niema. Trapi mnie... ot nuda!
(Gest zniechęcenia).

SCENA V.
PLUTON, HEFAJSTOS, GORGONY, KARŁY.

KARŁY (do wchodzących Gorgon).
Nie można! Bóg piekieł gniewny jest!
GORGONY (wyjąc).
Posłuchania chcemy!
PLUTON.
Cóż tam znowu?

(Wchodzą trzy siostry Gorgony. Na przedzie Meduza, za nią Steine i Eurjala. Potworne są, ogromne, twarze i całe ciało mają pokryte łuską smoczą. Nogi od kolan i ręce od łokci żelazne, zakończone kolcami. Z ust olbrzymich wysunięte kły białe; oczy maleńkie, ledwo widoczne, okrutne w wyrazie. Na głowie wijące się kłębiska wężów, nad czołem dwa sinozielone skrzydełka, u nóg także rodzaj płetew, czy skrzydeł nietoperza).

GORGONY (razem, wyjącym głosem).
Sprawiedliwości, Piekłowładco!!
HEFAJSTOS.
Straszydła włażą za straszydłami. He! he! he!
PLUTON.
Z czem przychodzicie?
MEDUZA.
Krzywdzisz, władyko, nasze stare piastunki Graje, które...
HEFAJSTOS.
Które nigdy młodemi nie były. He! he!...
MEDUZA.
Które są niewinne. Przyszły ze skargą do ciebie, możnowładco, a tyś je oddał Radamantosowi.
MINOS (surowo).
Gdyż były zuchwałe.
MEDUZA.
One przyszły w sprawie, która mnie się tyczy. Skradziono im oko i ząb jedyny. Nie Kerberos pożarł; to jest rzecz groźniejsza, to wyrok na mnie. Żądamy, Panie, abyś je uwolnił od niezasłużonej kary, abyś...
PLUTON (wściekle).
Żą-da-cie?!...
(Nagle z wybuchem).
Na twarze, potwory, płazem przede mną! Co to za bunty! Za temi, które ja karzę, wy się wstawiacie? Jakiś nieład wkradł się!

(Uderza posochem z ostrym dźwiękiem).

Na twarze, Gorgony!

(Gorgony cofają się i dziwnie kurczą. Żmije na głowie Meduzy zaczynają syczeć; ona sama wściekła, lecz pokorna).

MEDUZA.
I ja, duchodzierżco, ze skargą przychodzę w tej samej, co i Graje, sprawie.
PLUTON (niecierpliwie).
Rozsądź tam, Minosie.
MEDUZA (z okrzykiem).
Nie, ja do ciebie, króla podziemi, wysłuchaj... wysłuchaj!...
PLUTON (y).
Mów, czego żądasz!... A mów prędko!
MEDUZA.
Ząb i oko Grajom skradł Perseusz, Panie, bohater ziemski.
PLUTON.
Wiem, syn Zeusa i Danae, to rycerski młodzian.
MEDUZA (wyjąc).
Odda Grajom stratę ich, gdy siedzibę moją wskażą. One zrobią to, o Panie! Więc o łaskę błagam ciebie, daj mi nieśmiertelność! Ja jedna z sióstr moich śmiertelna jestem tylko, mnie oręż zabije i strzała ugodzi! O, władyko piekieł, zdejm ze mnie to piętno!
PLUTON (stanowczo).
Taka jest wola bogów, byś śmiertelną była.
MEDUZA.
W twojej mocy, duchowładco, zmienić te wyroki, okrutną sprostować omyłkę. Dlaczego ja jedna z cór Forkosa ziemską posiadam właściwość i takam skrzywdzona? Zaklinam cię, Panie!...
HEFAJSTOS (żartobliwie).
Na swoją urodę! Hehehe!...

(Meduza rzuca się do Hefajstosa rozwścieczona. On zatrzymuje ją wzniesioną ręką i śmieje się żartobliwie).
HEFAJSTOS.

Na nic twe zapędy, czarowna istoto, ucieleśnienie wdzięku niewieściego. Ja nie skamienieję na twój cudny widok, lecz zaprawdę, zbyt wiele szkody czynić możesz w świecie, jędzo zatracona! Nie sróż się daremnie i zdychaj czemprędzej.

(Meduza wydaje wizg strachu, cofa się od Hefajstosa i podpełza ku Plutonowi).

MEDUZA.
Władyko, Władyko, ulituj się, Panie! Bogini Atene włosy moje przemieniła w węże i kąśliwe jaszczury.
PLUTON (surowo).
Boś znieważyła świątynię Pallady.
MEDUZA.
A teraz znowu się na mnie zawzięła straszna ta bogini. Nad Perseuszem czuwa, jemu dopomaga. Nimfy, Panie, zabić mnie mają. Ocal mnie, Władyko!
PLUTON (zdumiony).
Nimfy cię mają zabić?... Wściekłaś się, potworo! Te słodkie istoty zdolne są do mordu tak samo...
HEFAJSTOS.
Jak ty do wzbudzenia miłości! Hehe!... chyba u Kerberosa!
GORGONA STEINE.
Siostra prawdę mówi, Nimfy chcą ją zgładzić.
GORGONA EURJALA.
Meduzie grozi śmierć przedwczesna, Panie!
PLUTON.
Na bladolicą Selene, a cóżby Nimfom na niej zależało! Chyba, by ocalić ludzi od jej widoku i skamienienia, lub Pallas Ateny rozkaz wykonywają. Zaraz to sprawdzę.

(Ogląda się, nagle z humorem).

Hefajstosie, ty zanieś ode mnie Nimfom pozdrowienie i proś, by przyszły! Wyjaśnią nam wszystko. (Wesoło). Nie lubisz kobiet, lecz Nimfeczki wielbisz.
HEFAJSTOS (z zadowoleniem).
Kocham je nawet, bo to coś, jakby nie z niewiasty ciała zbudowane; lekkie i wdzięczne, słodziutkie i miłe, nie zna co zdrada, figle jeno płata. Idę, Plutonie, wskok, już biegnę, wnet je przyprowadzę. Do ich pałacu niedaleka droga.

(Kusztykając na krzywych nogach, wychodzi. Meduzy cofają się w głąb. Pluton podchodzi wolno do tronu i opiera się o poręcz, wyobrażają cą głowę smoka. Posoch trzyma w ręku. Jest znowu smutny, zamyślony. Minos zbliża się kilka kroków).
SCENA VI.
PLUTON, MINOS, w głębi GORGONY.

MINOS.
Może wypędzić z tąd wiedźmy Gorgony?
PLUTON.
Czekajmy, aż nadejdą Nimfy. (Po chwili). Powiedz, Minosie, czy tęsknisz za światem wśród bóstw i cieniów naszych podziemi?
MINOS (po chwili milczenia).
Tęskniłem, Władco, dziś już to minęło, żałuję tylko, żem za życia swego za mało czynił, będąc królem Krety. Mógłbym dużo więcej.
PLUTON.
Żałujesz, że do dusz ludzkich nie wnikłeś głębiej?... Lecz powiedz, Minosie, czy dla śmiertelnika jest to rzecz możliwa, czy to spełnić może ten, który sam żyje? Badać ducha zdoła, ale go sprostować, nagiąć w inną stronę z tej, w którą się sam chyli, sprawa to zbyt trudna.
MINOS.
A jednak toby był czyn wielki. Trzeba pracy, siły, mocy, zrozumienia siebie i innych. Trzeba wierzyć, czyniąc, że się tego dokona. Teraz, gdy sądzę tych, co już umarli, widzę, jakie są w duszach otchłanie duchowej niedoli, jakie tragedje, przełomy, ile duch każdy posiada przestrzeni niezapełnionej a pragnącej płodu. Ile tam walki, Panie, rozterek i męki, by nie mieniąc cnoty na złudny blask grzechu, by cuda grzechu przyćmić uczciwością, nawet by grzech zabić. Oo! są wielkie dusze, potężne duchów szczyty, lecz... świat jest światem, a ludzie są ludźmi. Człowiek z tego zalewiska ludzi nie często wypływa.
PLUTON (zamyślony).
Gdy wypłynie, zwycięża!
MINOS.
Albo ginie, Panie! Jest duch-człowiek i człowieczek-duszyczka, ten ostatni rodzaj bardziej się rozmnaża, bo wygodniejszy. Dba o dobrobyt własny, wygodę, uciechy, pojęcie ideału równoważy z nietrzeźwością umysłu, siebie zaś ceni, jak wybrańca bytu. Posiada móżdżek sroki, a jest przekonany, iż filozofa umysł w czerepie swym gnieździ. A przeto źle się dzieje na płaczu padole. Bo wszak wiemy, Panie, co jest największym życia wrogiem.
PLUTON (zamyślony).
Co jest wrogiem życia?...
MINOS (widząc to).
Myśli swoje własne piastujesz, Władyko, przeszkadzam ci może?...
PLUTON (żywo).
Mów, mnie to zajmuje. Więc wrogiem życia jest...
MINOS.
Sytość.
PLUTON.
Sytość?... Ta jest może raczej twórczości wrogiem.
MINOS.
Najniebezpieczniejszym i pierwszym, że zaś twórczość, Panie, to ozdoba życia, zachęta, podnieta i treść istotna jego, przeto sytość cielesna to wróg życia.
PLUTON.
Słuszne dowodzenie.
MINOS.
Człowieczek-duszyczka przeważnie jest syty, syty zmysłowo i duchowo, samego siebie syty, szczęściem zwać to lubi. A człowiek-duch, Panie, nigdy z siebie nie kontent i coraz nowe osiągnąć chce prawdy. Pragnie wyżyn i tęskni za niemi. Oczekuje nowych wschodów ideału słońca, wierzy, że Heljos nie rzucił na ziemię wszystkich promieni, że są jeszcze zorze, łuny i roztocza blasków niepoznane i oczekuje z wiarą męczeńska, aż wszechświat cały szczyt ten odnajdzie i z dumą na czole krzyknie: Eureka!...

(Zamyśla się smutno i siada na stopniu tronu. Pluton wolno wstępuje i siada na tronie).

MINOS.
Ja zdolny byłem podniecać ich wzloty, widnokręgi rozszerzać, piór do skrzydeł dodać. I... za mało zrobiłem. Żal mi ludzkości, która, grzęznąc w ideału niebycie, w niebycie tym zginie, jeśli jej nie wzniesie jakiś ogrom siły, twórczej siły kolos... Wówczas... odrodzenie! Gdy to się nie stanie...

(W tej chwili wsuwa się na scenę, raczej ukazuje się nagle Tanatos (śmierć), syn Nocy, wysoki, smukły cień, w czarnej chlamidzie ze srebrem, głowa i twarz w przyłbicy czarnej, postać rycerska, groźna; nogi w srebrnych blachach, czarne sandały. W ręku opuszczona, zagasła pochodnia).
SCENA VII.
PLUTON, MINOS, GORGONY i TANATOS.

MINOS (wskazując na przybysza).
Tanatos ich panem.

(Meduza, spostrzegłszy Tanatosa, wydaje dziki, ohydny wizg i rzuca się w kąt poza kowadło Hefajstosa, żmije na jej głowie syczą).

MEDUZA.
Czego on tu, czego?!... Łaski, Władco piekieł!... Boję się... boję... boję!
PLUTON.
Skąd przychodzisz, synu Nyksy?
TANATOS (głuchym głosem).
Idę z ziemi. (Do Meduzy). Nie trwóż się, potworo. Siostry moje, Mojry, nić twą jeszcze przędą; gdy Atropos ją przetnie, ja schylę pochodnię.
MEDUZA (z wyciem).
To Nimfy, to Nimfy wydadzą na mnie wyrok. O, Panie otchłani, ratuj nieszczęsną!
PLUTON.
Milcz, łakoma życia! (Do Tanatosa). Zgaszona twa pochodnia, ponury Tanatosie. Miałeś żniwo na ziemi, widzę.
TANATOS (ponuro).
Ludzi moc wielką uśpiłem, duchy ich, Minosie, na sąd twój czekają. Na ziemi popłoch, lud zanosi modły do matki Demetry, składa hekatomby, by oblicza swego nie skąpiła i wyschłym polom rodzić kazała. Płyną też ofiary pod Aresa stopy; wojna się wkradła i jako płomień huczy. Wojna za głodem, głód za wojną dąży, a za tą parą nierozdzielnych kochanków ja idę w ślady.
PLUTON.
Zgarniasz owoce ich szału. Lecz zbadać trzeba, jaki powód gniewu potężnej Demetry; za długo to trwa i za silnie karci! Co rozjątrza tak bardzo zbożodajną panią?

SCENA VIII.
PLUTON, MINOS, TANATOS, GORGONY, HEFAJSTOS i NIMFY, potem KARZEŁKI.
(Wchodzą: Hefajstos i Nimfy).

HEFAJSTOS (słysząc ostatnie słowa Plutona).
Znam dokładnie tę sprawę. Opowiem Ci, Plutonie... Ot, zwykłe niewieście rządy. A!... Tanatos tu jest, czyli wiesz już wszystko.
PLUTON.
O klęsce wiem od chwili jej powstania, lecz co jest jej powodem?
HEFAJSTOS.
Trwa zażarta walka, na osobistych względach wsparta.
TANATOS.
Zeus walczy z Demetrą.
HEFAJSTOS (przerywając).
Szczegóły na potem! Oto Nimfy pełne wdzięku, które uprosiłem, by zejść tu raczyły. Zbliżcie się, nadobne.

(Pluton powstaje z siedzenia. Tanatos, spostrzegając Nimfy, cofa się).

TANATOS.
Odchodzę, to zbyt piękne dla mnie i niedotykalne.

(Wychodzi, raczej znika. Za nim wysuwa się Minos, lecz Pluton go zatrzymuje).

PLUTON.
Zostań, dusz sędzio, sprawę Meduzy rozstrzygnąć nam trzeba. Witajcie, chybkonogie Nimfy.

(Nimfy, których jest pięć, śliczne, wiotkie jak mgła i marzenie, z włosami swobodnie spuszczonemi, w lekkich szatach greckich dziewic, symbolizujących pole, łąki, lasy, góry i wodę, składają głęboki ukłon Plutonowi figurą i ręką. Mówią razem, śpiewnym głosem).

NIMFY (razem).
Witaj, piekieł królu i panie otchłani!
Cześć i pozdrowienie niosąc ci w dani,
stajemy przed tobą
PLUTON (z wytwornym uśmiechem).
Wielbię wasze wdzięki...
NIMFY (figlarnie)
Zbyt skromne, dla ciebie, Plutonie wspaniały! Choćbyśmy ci wszystkie swe czary oddały, jeszcze za mało, by Cię oczarować.
PLUTON (jak wyżej).
Czy sądzicie, że jestem tak zimny, czy wybredny?...
HEFAJSTOS (do Minosa).
Zapomniał o sprawie! Bo też wabne bestyjki!
MINOS.
Nie tyle, by go porwać. On się wnet ocknie.
NIMFA I (zalotnie).
I jedno i drugie to zaleta, Panie,
to jest twój wdzięk duży.
Zaprawdę, uroku wiele będzie w owej kruży,
z której ty rozkosz pić zechcesz.
PLUTON (rozbawiony i jakby zaskoczony).
Jesteście uprzejme, miłe bogineczki, zbyt dla mnie łaskawe!
NIMFA I (wdzięcznie).
Tylko sprawiedliwe, o rajodawco i duchów władyko!

(Meduza wydaje wizg okropny, skowyczący jakiś, potworny, na który Nimfy wstrząsają się. Pluton przypomina sobie nagle).
PLUTON.

Ach!... to do was sprawa, piękne boginki. Meduza skarży się, że ją zabić chcecie. Rzecz nie godna wiary, wytłómaczcie, proszę!
NIMFA I.
Rąk swych mordem, Panie, nigdy nie skalamy
lecz konieczne narzędzia oddamy, temu,
kto zabić ją zechce.
MEDUZA (wyjąc).
Słyszysz, piekłowładco, słyszysz, to mój wyrok! Uyy!... Uyy!...
PLUTON (gniewnie).
Dosyć tego wycia!... (Do Nimf). Więc wy macie oręż na jaszczurczą głowę jędzy? Wszak Perseusz ją zabije.
NIMFA II.
Tak jest, Panie, i ostrego oręża udzieli mu kto inny, mądrooka Atene, a zaś Hermes zwinny gorąco mu w tem dopomoże.
NIMFA III.
Pallas bogini tarczę da całą ze zwierciadła. Szybkonogi bóg i poseł bogów, Hermes, niezrównany, sierp krzywy, djamentami siany, bohaterowi wręczy.
NIMFA IV.

Od nas hełm dostanie. Ten go ukryje, że niewidziany przez nią, w nim jędzę zabije.
NIMFA V.

Sandały skrzydlate i worek z nici srebrnych misternie pleciony, by miał w czem schować głowę tej Gorgony, gdy mordu dopełni.
MEDUZA.
Słyszysz, Władyko! Łaski, Panie, łaski! Wydrzyj im te narzędzia, broń straszną, tym okrutnym lalom. Zbeszcześć je i wygoń! Uyy...
PLUTON.
Zamilcz, nędzna! Sądząc z tego, co mówicie, o wdzięcznookie Nimfy, wyrok na Meduzę jest już wydany. Perseusz to wyłączny ulubieniec Pallas-Ateny. Bogini zaś ta, ku tej wiedźmie wielką zemstą pała. Biada jej przeto i zginąć musi, gdy czas się spełni.
MEDUZA.
Uyy!... Uyy!... biada mi, biada!...
PLUTON.
Możecie być pewne, eteryczne Nimfy, że bronić Meduzy nie będę. Nadto czczę i szanuję boginię Atene i w rozum jej wierzę. Lecz na pomoc moją nie rachujcie proszę, niech Perseusz sam tu walczy, opiekę ma dobrą. Podziemne siły mu nie dopomogą. Pamiętajcie proszę, nikt z sił piekielnych, to zastrzegam sobie.
NIMFY (z ukłonem).
Wola twoja, to rozkaz, władyko otchłani.
MINOS (do Plutona).
Jesteś szlachetny i rozumny, Panie! (Do Gorgon). Sprawa rozstrzygnięta i wyrok wydany. Nie drażnijcie władcy obecnością swoją, możecie się usunąć. (Do Plutona). Wszak pozwalasz, Panie?
PLUTON.
O tak! Niech idą!

(Meduza i dwie Gorgony odchodzą, potworne w chodzie. Meduza wypełza ostatnia, wyjąc i jęcząc wstrętnie).

NIMFA I.
Żegnaj, Plutonie, wielki, wszechmocny, bogaty w piękność ciała i dostojność duszy. Niech wszystko dokoła wola twoja kruszy, niech rozkwit twoich pragnień staje się owocny. Tęsknisz za szczęściem i szczęście zdobędziesz, boś mocarny duchem, a w sercu masz żary. W twych żyłach płyną krwi królewskiej wary. Kochasz i tę którą kochasz, posiędziesz!...
PLUTON (zaskoczony).
Przenikliwość wasza zdumiewa mnie, Nimfy, a wróżba... cieszy. Liczcie zawsze, o wszechwiedzące na przychylność moją. Dziś pragnę wam coś ofiarować. Hej karły!.. (Dwa karzełki podbiegają).
PLUTON.
Podać klejnoty!

(Karzełki podają złotą skrzynkę, pełną klejnotów, trzymają ją wysoko, prawie nad głowami. Pluton otwiera i wskazuje skrzynkę Nimfom).

PLUTON.
W upominku ode mnie bierzcie, co która lubi; barwne te kamienie za wdzięczne wróżby — (ciszej) oby się spełniły! — niechaj was zdobią. Bierzcie, Nimfeczki, dar państwa podziemi.
NIMFA I.
Za dar twój hojny
dzięki składamy!
Niech Eros skrzydlaty
sfrunie do podziemi
w ostre strzały zbrojny.
Niech miłości kwiaty
pod stopy rzuci twoje.
I tej, której pragniesz,
niech rozkoszy zdroje
spłyną bujną falą
na ciebie i na nią —
zrodzoną na Olimpie, a piekieł twych panią

(Nimfy biorą skrzynkę i figlarne, lekkie usuwają się; Nimfa I mówi jeszcze).

NIMFA I.
Pozdrowienie ci, Królu, żegnaj mężny Panie,
Lecz któż nas przeprowadzi przez czarne otchłanie
do naszej siedziby?
MINOS.
Ja idę z wami. Pokłon ci, Władyko!

(Pluton oddaje mu ukłon).
SCENA IX.
PLUTON i HEFAJSTOS. Potem KARŁY-SŁUŻALCY.

HEFAJSTOS (widząc zakłopotanie Plutona).
Hm!... hm!... hm!... A to sprytne bestyjki! Wiedzą jak trawa rośnie nawet w piekle! Hm!.. prawda, niema u nas trawy, same kamienie, ale za to cenne i można niemi uradować piękne kobietki. Nimfeczki rade z podarunku... (Z grymasem). Kobiety! lubią błyskotki, tem się je bierze.
PLUTON (siada na ławie, mówi jakby do siebie).
Ona... lubi kwiaty.
HEFAJSTOS (udaje, że nie słyszał).
Kobieta wszystko odda za piękne kamyczki; błyszczy, świeci, miga, (odpowiednia mimika) zapala się i gaśnie, hehe!... klejnoty to symbol kobiety, równie lśniące, zimne, (zastanawia się) jeno nieco trwalsze.
PLUTON (niecierpliwie).
Przestań, Hefajstosie!
HEFAJSTOS,
Taaaak?...
PLUTON (zrywa się).
Ah nie! Wybacz!... Mów, proszę, mów dalej! Mnie to nie drażni, zresztą masz słuszność... tak, to szczera prawda!...
HEFAJSTOS (gdy Pluton siadł znowu).
Jesteś, Władyko, dziwnie rozdrażniony. Powtarzam, nudzisz się, Plutonie! Bierz przykład z mego ojca, on nie zna co nuda. Zeus umie się bawić z pięknemi ziemianki. Gust ma dobry, lubi rozmaitość.
PLUTON (niechętnie).
Ach!... (po chwili). Czy znowu obmyśla jaką metamorfozę inną, niż znane?
HEFAJSTOS (drwiąco).
Teraz Zeus w kłopocie, zapłonął bowiem miłosnemi szały do jednej z niebianek... zbyt bliskiej dla siebie.
PLUTON (obojętnie).
Któraż jest tą wybranką?
HEFAJSTOS (tajemniczo).
Piękna córa Demetry.
PLUTON (z okrzykiem zrywa się).
Persefona!
HEFAJSTOS (patrzy chwilę badawczo na niego).
Zbyt żywo cię to obeszło, Plutonie! Tak, Kora-Persefona. Piękna jest, lecz do zdobycia trudna. Ale Zeus przeszkody łamie. Zwłaszcza, że Apollo, współzawodnik niebezpieczny, w drogę mu wchodzi.
PLUTON (zamyślony).
Apollo?!...
HEFAJSTOS.
Nie znasz, Plutonie, olimpijskich plotek. Otóż w Persefonie Apollo się kocha, co tatkę Zeusa niepomiernie drażni, gdyż i on pała, jako już mówiłem, zdrożną miłością do cudnej bogini.
PLUTON (y, niecierpliwy).
Zdrożną?!...
HEFAJSTOS.
Zaczekaj, Plutonie, wszakże to jej ojciec, Zeus gromowładny!
PLUTON (z okrzykiem).
Prawda! Więc zapał daremny! Jak on śmie nawet?!...
HEFAJSTOS.
He! he! Na kołczan Erosa — nic to dla Zeusa, nie dla niego takie zastrzeżenia! Ph!... Co Olimp widział i w posadach stoi! Ehe!... Demeter groźna jest. Córeczkę uwielbia, chciałaby ją widzieć panią Olimpu, więc gdyby nie Hera... Hm!... Hm!... ale kochanką Zeusa zostać Persefonie.
PLUTON (groźnie).
Zamilcz, Hefajstosie!
HEFAJSTOS (lekko).
Eee!... tego nie będzie, to się stać nie może! Raczże mnie wysłuchać, cieniowładco groźny. Zeus opór znajdzie i w matce i w córce. A że ma zapały?... Do kogóż ich nie miał, kto w urodzie chodzi?... Apollo gorszy, temu Kora sprzyja. Bogini ta pragnie miłości i sławy, władzy i... szału...
PLUTON (przypominając sobie).
Szału?... Słyszałem śpiew jej. Szaleć!... szaleć!... szaleć! tem zakończyła. Nie zapomnę tego to był krzyk jej duszy! To wołanie... (Nagle orjentując się, że się zdradza, milknie zmieszany).
HEFAJSTOS (obojętnie niby).
Tak, pragnie szału. Któryż z bogów Olimpu z Apollem się równa? Persefonę pożera tęsknota, Zeusa pożądanie, Apolla miłość i miłość szalona. A taka zwycięża.
PLUTON (gwałtownie).
Nie!... On przegrać musi!...
HEFAJSTOS (dowcipnie).
Pozwól, możnowładco, to samo mówi Zeus, stąd walka z Demetrą, o której ci już Tanatos wspomniał. Oni się kłócą, a głód na ziemi. Jedynak czarnej Nyksy zbiera sobie żniwo.
PLUTON (niespokojnie, w podnieceniu).
A... a Persefona?
HEFAJSTOS (tajemniczo).
Lubi Apolla... o... lubi... lubi!
PLUTON (wybucha, uderza posochem).
Na otchłań Tartaru, ja to przerwać muszę!... I przerwę, jakem pan Hadesu!...
HEFAJSTOS (zdumiony).
Ty? Władyko piekieł?...
PLUTON (groźny, gniewny, wspaniały).
Ja! Nie dziw się, Hefajście... Wiesz ty dobrze wszystko, zrzuć mi tę maskę! Kocham Persefonę, ona moją będzie!... Słyszysz!... Moją i Hadesu Panią...
HEFAJSTOS (rozpromieniony, zrywa się z siedzenia, aż zbroja z kowadła spada. Podchodzi do Plutona i wyciąga dłoń).
Podaj prawicę!... Dzielnyś jest i wielki! Jam twój przyjaciel i przyszłej władczyni. (Z komizmem) Apollinek zginął!... hehe! zostają mu Muzy. Miłość fiut!... ucieknie i bardzo daleko, aż w bramy Tartaru. Lecz czy Persefona?...
PLUTON (który biegał nerwowo, staje przy Hefajstosie).
Wątpisz?!...
HEFAJSTOS.
Nie w ciebie, Panie! Ty dokonasz tego, co zamierzyłeś, ale ona?! Wolę swą posiada, to nie pusta lala z naszych bogiń rzędu. Samodzielna wielce, odrębna i śmiała, świetności Olimpu jej nie wystarczają... Harda jest i dumna w sobie. To płomienny duch, w ideałach błądzi. Daleko odbiegła od swej wielkiej mamy, nie podziela zmysłowości tamtej i pospolitych pragnień zakresów. Dusza pełna buntu, rzecby można nowa.
PLUTON (z zapałem).
Dlatego właśnie chcę ją mieć, władać nią i będę!

(Klaszcze w dłonie, karły-służalcy wpadają).

Wezwać tu Hermesa boga!
HEFAJSTOS (z okrzykiem).
Wojna wydana!... Wielkie to zapasy, gorsze niż Tytanów, bo równiejsze siły. Chmuro-władny w szał wpadnie, gotów zwalić ziemię, a srebrnopióry, złotokędziorny mistrz tonów, ot... natchnienie straci... Hehe!... Olimpijsko-piekielna komedja! Ale Persefona, ooo! enigma wielka. To nie jest rzecz mała, to gruba stawka. Nie chciałbym być teraz śmiertelnym na ziemi. Mama Demeter w gniewie straszniejsza, niż jędze. Taka teściowa... Ehe!... Ważysz się, Plutonie... rozwali Tartar, gdyby tutaj wpadła. Na białe łono mojej wiernej małżonki, odważnyś, Plutonie!

SCENA X.
PLUTON, HEFAJSTOS, HERMES.
(Zjawia się Hermes, smukły, czarniawy, w greckiej chlamidzie odrzuconej w tył, koloru ponsowego. Kapelusz ze skrzydłami po bokach, jak do lotu, takież złote skrzydełka przy stopach w sandałkach czerwonych. W ręku trzyma laskę, kaduceusz skrzydlaty, otoczony wężem podwójnie).
HERMES.

Pozdrowienie wam, ogniodzierżcy!
PLUTON (wita go ręką).
Witaj, Hermesie! Czy spływasz z Olimpu?
HERMES.
Stamtąd iście dążę.
PLUTON (gorączkowo).
Mów, co tam słychać.
HEFAJSTOS.
A nie zełżyj czasem, jak to masz w zwyczaju, Argosa pogromco!
HERMES (złośliwie).
O piękny małżonku skromnej Afrodyty, sam masz język z kolcem, a posądzasz innych, że mają kręcony.
PLUTON.
Mów, Hermesie!
HERMES (zakłopotany).
Wprawdzie nie wiem o czem, czy o kim mam mówić.
HEFAJSTOS.
A toś zgłupiał, widzę.
PLUTON.
Mów, co się dzieje, ot, w obecnej chwili na dworze Demetry.
HERMES (chytrze).
Właśnie teraz byłem w ogrodach wielkiej płodów bogini... (Z namysłem szyderczo). Pięknie kwitną róże, biel narcyzów aż zdumiewa prawie, lilje, tulipany... cudne heljotropy...
HEFAJSTOS (złośliwie).
Odurzyłeś się chyba temi różami, Hermesie. Nie poznaję ciebie, gdzieś ty rozum posiał? I dowcip widzę zjełczał ci do reszty, jak stare sadło z owych trzód dorodnych, któreś braciszkowi swemu, Fojbosowi ukradł. Ehe!... Starzejesz się, Hermesie hoży. Hehe!
HERMES (kpiąco).
A ty, Hefajstosie, po zakuciu cudnej żony wraz z Aresem groźnym w zawikłane sieci, dziwnie odmłodniałeś; kiep przy tobie teraz i sam Ares przecie, żona do cię wróci, takiś teraz gładki.
PLUTON (niecierpliwie).
Zaniechajcie sprzeczki! Mów, Hermesie, proszę!
HERMES (z namysłem).
Zbożodajna pani wielce zagniewana.
HEFAJSTOS.
Przecie do rzeczy.
HERMES.
Bo gromowładca drażni ją i grozi, że się... że się... hm!...
HEFAJSTOS.
W gołębia zamieni, by z ust uwielbianej słodycz wyjadać.
PLUTON.
Przestań, Hefajstosie! (Do Hermesa). Mów!
HERMES.
Że się zemści i córkę jej porwie, gdyż chce ją mieć dla siebie. Czyha już na to, by upatrzyć chwilę. Zasię Apollo, brat mój złotowłosy..
HEFAJSTOS.
Oto treść właściwa.
HERMES.
Apollo Persefonie na lutni wygrywa, wciąż jest przy niej, choć dziewice Demetry jej nie odstępują. Apollo czuwa, by strzec od Zeusa, Zeus go pokona, bo najpotężniejszy. Walka jest w pełni. Sroży się Demetra, córka zaś tęskni — za czem... niewiadomo...

(Pluton nagle, jakby piorunem rażony, uderza posochem trzykrotnie w ziemię, która metaliczny, dziwny dźwięk wydaje, jakby gongu. Twarz władcy zmienia się, cały staje w jaśni purpurowej, energiczny, straszny, wspaniały).

PLUTON.
Hej! Do mnie!

(Podbiegają karły).
PLUTON (z okrzykiem pełnym grozy i zapału).

Podawać kwadrygę!

(Hefajstos i Hermes zrywają się zdumieni, osłupieni, stoją wpatrzeni w Plutona).
KONIEC AKTU I-go.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Helena Mniszek.