Popiel i Piast (Romanowski, 1905)/Akt IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Mieczysław Romanowski
Tytuł Popiel i Piast
Podtytuł Tragedya w 5. aktach
Pochodzenie Wybór pism Mieczysława Romanowskiego
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Towarzystwo nauczycieli szkół wyższych
Data wyd. 1905
Druk Drukarnia „Polonia“ we Lwowie
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały wybór pism
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT CZWARTY.
SCENA PIERWSZA.
Przed obozem Popiela.
(Brona, Żóraw, Zaodrzanie.)

ŻÓRAW   (do Zaodrzan, chowając miecz).
Idźcie, czekajcie, Popiel każe czekać!
Już Zbigniewowi poczęli uciekać;
Zwycięstwo samo cisnęło się w dłonie,
A król zatrzymał bitwę i pogonie,
I posłał wieszczków pytać o wyrocznie.
Hańba!
BRONA.   Cyt. bracie!
ZAODRZANIN.   Kiedyż bój się pocznie?
ŻÓRAW.   Idźcie! (Zaodrzanie odchodzą).
Zkarlały mu serca i dłonie.
Tu bitwa, a on w zadumaniu tonie,
I krwawą pracę mężnych puszcza marnie.
BRONA.   To są, Żórawiu, sumienia męczarnie.
ŻÓRAW.   Gubi się zwłoką.
BRONA.   Na posiłki czeka.
ŻÓRAW.   Z dzielnicy Szczerba żadnego człowieka
Ni z Miroszowej dzisiaj nie dostanie.
BRONA.   Szkoda krwi naszej, bracie Zaodrzanie!
Czy stryje króla, czy król ich pokona,
Zbrodniom usłużym krwią naszego łona.

Wiesz ty, że dzisiaj w bitwie zaszło dziwo?
Król na Zbigniewa ludzi natarł żywo,
Samego nawet dogonił już księcia,
Wtem zbladł i, miotąc na wiatr ślepe cięcia,
Na całe gardło krzyczał: „Precz, poczwary!“
ŻÓRAW.   O, to wytrutych niepomszczone mary!

SCENA DRUGA.
(Ci sami; wchodzą: Jarosz, Kraska, później Rycerz.)

JAROSZ.   Brono, czy wiecie?
BRONA.   Co?
JAROSZ.   W ziemi Bogdali
Rycerze sobie księcia obwołali.
BRONA.   Któż?
JAROSZ.   Wojewoda dawny — niesie sława.
KRASKA.   To samo słychać z dzielnicy Wisława;
I każdy sobie niezależnie włada.
BRONA.   Święci bogowie! Naród się rozpada!
ŻÓRAW.   Stara rzecz, ojcze, gdzie trup, tam i wrony.

(Wchodzi Rycerz.)

RYCERZ.   Gdzie król?
BRONA.   Dlaczegoś taki przerażony?
RYCERZ.   Zła wieść. W Mirosza i Szczerba dzielnicy,
Wojewodowie nowi, buntownicy,
Niezależnymi są już książętami.
KRASKA   (do rycerza).
Pójdźcie na słowo!

(Kraska, Jarosz i Rycerz rozmawiają na stronie.)

BRONA   (do Żórawia). Zdrada nad zdradami!
Mniejsza o króla, tu naród upada.
Bacz, niech on wieści tej nie opowiada,
A ja do Piasta szlę, niech kmieci zbiera! (Odchodzi.)

SCENA TRZECIA.
(Żóraw, Jarosz, Kraska, Rycerz.)

KRASKA.   Więc książąt samo rycerstwo obiera?
Cóż kmiecie?
RYCERZ.   Milczą.
KRASKA.   Milczą, mówisz, kmiecie?
Idźcie; przy dębie tam króla znajdziecie.
On tam od wieszczków czeka odpowiedzi.
(Rycerz odchodzi.)
RYCERZ.   Przekleństwem matki król wielce się biedzi;
Chciałby moc jego złamać objatami.
Mówią, że ciągle otoczon duchami
I nie ma chwili spokojnej.
KRASKA.   To brednie.
JAROSZ.   I o lechowym rodzie przepowiednie
Chciałby u bogów na jakiś czas wstrzymać.
KRASKA.   Głupstwo! Kto mądry, będzie ziemie imać.
(Do Żórawia).
I cóż, Żórawiu? Dziwny czas nastaje.
Ot, wiesz co, bracie! Przemysława kraje
Do wzięcia łatwe; idź z Zaodrzanami.
ŻÓRAW.   Krasko!
KRASKA.   Powitajże nas książętami.
JAROSZ   (podając rękę).
Uderz! Na szczęście i wam i nam bracie!
ŻÓRAW   (dobywając miecza).
Podli!
KRASKA   (zmieniając ton).
To stałość! O, wy się nie dacie
Zwieść. Podaj rękę! żar przetrwałeś srogi.
My cię kusili. Lecz teraz niech wrogi
Drżą, gdy trzej tacy wierni Popielowi.

ŻÓRAW.   Słuchajcie, ja was nie wydam królowi,
Ale przy cieniu zdrady pomorduję!
KRASKA   (z przerażeniem).
Król!

(Żóraw, Kraska, Jarosz usuwają się i stają na stronie).
SCENA CZWARTA.
(Ci sami; wchodzi Popiel, nie patrząc na rycerzy).

POPIEL.   Jeszcze moim świat; jeszcze go czuję
Pod stopą. Jutro bój o niego wznowię.
Jutro?... dziś jeszcze, jeśli mi posłowie
Z gontyn wieść dobrą przyniosą — uderzę!
Jutro rozstrzygnie, kto panem. — Gdy zmierzę
Z jutrem noc ducha i głos mego łona,
Czegoż nań czekam? Po co doń ramiona
Wyciągam?... Co mi powiedzą bogowie?
Nie mam ni jednej jasnej myśli w głowie.
Ni jednej myśli, której śmierć nie plami!
Ha! jeśli bogi są za błękitami,
Jeśli wiedzieli, co się będzie działo
Ze mną, gdy stanie się to, co się stało,
Czemuż od jadu rąk nam nie wstrzymali?...
Chcieli znać tego. co mi spełnić dali,
A teraz niszczą wykonawcę woli...
O, wy, sternicy straszni ludzkiej doli,
Wy, osłonięci w niebios tajemnicy,
Nie zatrzymujcie wy mojej prawicy
Teraz, nie wiedźcie mnie na przepaść ciemną,
Ja padnę — lecz wy runiecie tam ze mną!

(Postrzegając Jarosza, Kraskę i Żórawia).

Co tu robicie?
KRASKA.   Czekamy rozkazu.
POPIEL.   Pomorduj stryjów!
KRASKA.   Choćby byli z głazu,
Jeśli się z nimi zetknę gdzie, przepadli.

POPIEL.   Przeklęty! „jeśli?“ — Wyście mi wykradli
Z serca to „jeśli“. — A jeśli ich miniesz,
Lub od mojego miecza nie zaginiesz,
To się uczynisz księciem z wojewody.
Dla wiernych moich wielkie mam nagrody,
Ale odstępcom topór zmiecie głowy.
KRASKA.   Królu!
POPIEL.   Milcz!
(Wchodzi Sługa królowej).
POPIEL   (do sługi). Z czem ty spieszysz od królowej?
Czegoś ty blady? Oczy twe latają,
Jak płotki w wodzie... Czy tam zmartwychwstają
Trupy? Czy ja cię przerażam?
SŁUGA   (drżąc). Królowa —
POPIEL.   Mówże raz, trupie! — Prędzej by mi sowa
Wyjękła wróżbę nieszczęścia. — Zabita?
SŁUGA.   Nie, ale w trwodze, i was, królu, pyta,
Czy zwyciężacie?
POPIEL.   Okropne pytanie!
Jej jednej tylko serca na to stanie,
Pytać tak. Powiedz, że jutro pokruszę
W proch moich wrogów! Idź!
(Sługa stoi).
POPIEL   (do sługi). Czy moją duszę
Królowa tobie obaczyć kazała,
Że patrzysz we mnie? Nie patrz, maro biała,
Tam, bo oślepniesz, jak od błyskawicy!
Ty masz wieść —
SŁUGA.   Królu, w wiślańskiej dzielnicy
Rycerze sobie księcia obwołali.
POPIEL.   Rycerze księcia?... Niech cię piorun spali
Za tę wieść!... Ziemio — nie drżyj tak podemną,
Dziś tylko zawrzyj — dziś — tę przepaść ciemną,
Otwierającą się przed stopy memi —

Więc paść?... Ha! jeszcze jestem panem ziemi
rozkazuję: Stój!... Do boju! dalej!
Świat się na barki Popielowe wali —
Nie, — on się gruzem rozsypie do koła,
A ja stać będę. (Do zgromadzenia).
Co, schylacie czoła?
Idźcie!

SCENA PIĄTA.
(Ci sami; wchodzą: Świergoń i Sęp pod strażą).

POPIEL.   Ha! stójcie! Jaka jego wina?
ŚWIERGOŃ.   Królu, przez niego lud ciebie przeklina.
POPIEL   (ze zgrozą).
Przeklina?!
ŚWIERGOŃ.   On ma czary, nie spiewanie.
Mnie łzy samemu kręciły się panie,
Kiedym go słuchał w chacie pośród kmieci.
A kmiecie, królu, płakali jak dzieci
Przypominając dawny czas — i klęli.
POPIEL.   Sępie, liczyłeś już tych, których ścięli
Z mego rozkazu.
SĘP.   Liczyły ich bogi.
POPIEL.   Milcz!
SĘP.   Z oczu twoich błysło próchno trwogi —
Zetnij mnie! Pierś ma swoje wyspiewała.
Może u bogów głowa moja biała
Będzie ostatnią skargą na twe ręce.
POPIEL.   Głupcze! Ty myślisz, że ja się poświęcę
Na śmiech, mordując śpiewające dziady?
Lepsza krew broczy Popielowe ślady;
Twa ich nie splami. (Do sługi).
Weź go do Kruszwicy!
Tam w zamku nudno mojej gołębicy;
Nim ja zwycięzcą powrócę, niech śpiewa.

SĘP.   O, niech się dłoń twa zwycięstw nie spodziewa
Po klątwie matki.
KRASKA.   (chwytając miecz). Powtórz to raz jeszcze!
SĘP.   Lepiej odemnie powiedzą mu wieszcze;
Oni z bogami o nim rozmawiali.

Sęp ze strażą i Sługą królowej odchodzą. Z przeciwnej strony Rycerz wprowadza Wieszczka.

POPIEL   (patrząc na zbliżającego się Wieszczka).
Idzie spokojny; jego wzrok mnie pali,
Przeszywa duszę wskróś! Ja mam drżeć przed nim?
Śmierć i zniszczenie mym chlebem powszednim;
Cóż on gorszego ponad to mi powie?
Lecz — jeśli z matką i z ludem bogowie,
Jeśli mnie wieszczek zgon i przepaść wskaże,
Ja tu i bogów i ludzi przerażę!
(Do wieszczka).
Objaty moje spalone?
WIESZCZEK.   Spalone.
POPIEL.   Przybliż się, wieszczu! Więc zaspokojone
Nieba? i bogów mam po mojej stronie?
WIESZCZEK.   Takiego głosu niema w twojem łonie.
POPIEL   (gwałtownie). Ty mów mi, wieszczu, że pobiję wrogi;
Ty mów, że matki nie słyszały bogi,
Że już nie zniszczą mnie i mego rodu!
WIESZCZEK   (spokojnie).
Głos bogów głosem matki i narodu.
POPIEL.   Nędzni! Nie wiecie, że mam krzyż w pobliżu.
Gdy ręce moje zeprę na tym krzyżu,
Gdy zwalę na was tego krzyża brzemię,
To was z bogami zabiję tak w ziemię,
Że pokąd świata, nikt was nie wyrębie.
Świergoń, weź wieszcza i powieś na dębie,
Precz!
WIESZCZEK   (odchodząc). Niechaj ogień trzewa twoje strawi!

POPIEL.   Precz! kłamią bogi! Ciebie głos ich dławi.
(Do zgromadzonych).
W bój!
(Idzie kilka kroków spiesznie, potem staje i myśli).
Ha! przeklęte to rozdarcie we mnie!
Kto tam w mej piersi, mocniejszy odemnie,
Mrozi ją? Kto mi z ręki miecz wytrąca?
(Posępnie).
Jest niewidoma jakaś dłoń karząca,
Której się żadna nie ustrzeże wina...
(Po chwili).
O matko! któż tak dziecko swe przeklina?!
(Do zgromadzonych).
Nie, dzisiaj jeszcze nie dobędziem broni.
Iść pod Kruszwicę. (odchodzi),
ŻÓRAW.   Zły duch cię tam goni.

(Odchodzą za Popielem).
SCENA SZÓSTA.
(Z przeciwnej strony wchodzą: Zbigniew, Jaksa, Wyżymir i Gniewosz).

ZBIGNIEW.   Jeszcze dzień lub dwa, a naszą Kruszwica.
Widziałem dzisiaj Popielowe lica;
Zczerniał jak węgiel, zbrodniarz, od sumienia,
A wzrok...
WYŻYMIR   Wy pewnie od złego spojrzenia
Tak przed nim, bracie, z pola uciekali?
ZBIGNIEW.   Zostawcie! I wy nie bardzo zuchwali.
Wczoraj nie śmieliście poczynać boju.
Widzisz, umiemy pić z jednego zdroju,
Z oczu Popiela; a więc zgoda z nami.
(Do Gniewosza).
Słuchaj, Gniewoszu, czy między kmieciami
Nie ma już innej głowy ponad Piasta?
Nie wierzę temu.

GNIEWOSZ.   Druga im narasta.
ZBIGNIEW.   Któż to?
GNIEWOSZ.   Ziemowit.
ZBIGNIEW.   Przekleństwo im obu!
GNIEWOSZ.   Innego, panie, nie znajdziem sposobu.
ZBIGNIEW.   Piast milczy, a ten w borach stoi zbrojny.
I niech kto powie, jakiej on tam wojny,
Jakich on stamtąd nieprzyjaciół czeka?
GNIEWOSZ.   Panie, Ziemowit trzyma się zdaleka,
Pokąd żyw Popiel. Potem — prośmy bogów,
By on w nas swoich nie obaczył wrogów.
ZBIGNIEW.   Na co? Dlaczego?
GNIEWOSZ.   O, te z Niemcem zmowy
Wszystko zepsuły. Ledwiem próg Piastowy
Przeszedł, już na mnie: „Zdrajca!“ zawołali.
JAKSA.   Pójdzie to, byleśmy w zgodzie dotrwali.
WYŻYMIR.   Otóż to słowo! Róbmy zatem działy.
ZBIGNIEW.   A, w sam czas.
WYŻYMIR.   Dla mnie przypadnie kraj cały
Od Gopła; dla was drugi brzeg jeziora.
ZBIGNIEW.   Tak, tak, do działów dziś najlepsza pora.
Popiel nie zwalczon, przeciwko nam kmiecie,
Wojewodowie wstają — a wy chcecie
Dzielić się? Dobrze, ja wezwę Popiela,
On nas najlepiej krajem poobdziela.
WYŻYMIR.   Dziś miecz Popiela zmusza nas do zgody.
JAKSA   (do Zbigniewa).
Ja z wami trzymam. Miejmy w ręku grody.
A dział się zrobi i zgodny i trwały.
(Słychać rogi.)
ZBIGNIEW.   Słyszycie? To jest odpowiedź na działy. (Odchodzą)

SCENA SIÓDMA.
(Przed chatą Piastową.)
(Św. Metody, Dyakon i Piast stoją pod lipą; na przyzbie siedzi Stary Kmieć i kilku kmieci, we drzwiach stoi Rzepicha.)

PIAST   (do św. Metodego).
Ja wierny ludziom, a ty chcesz, by stary
Piast swoim bogom nie dochował wiary?
Widzą ci możni, jak miło mi z wami!
Odkąd wy u mnie, przybyło nad drzwiami
Jaskółczych gniazdek moc, a temu drzewu
Ptactwa, że całe trzęsie się od śpiewu.
Kocham was, gośćcie jak wam się podoba.
Mnie się wydaje, że wy moi oba.
Gdyby Ziemowit był, miałbym trzech synów:
Mój pierworodny do rycerskich czynów,
A was serdecznych obu do pociechy.
Ale mi nie mów, nie goń mi z pod strzechy
Bogów, których mi ojce zostawili.
Myśmy ze sobą tyle lat przeżyli,
Tyle lat, że się nigdy nie rozstaniem.
Ś. METODY.   Nigdy? — O Piaście, twojem miłowaniem,
Twem sercem ty się już rozstałeś z niemi.
PIAST.   O, nie — nie! (Pochyla głowę).
KMIEĆ.   (na przyzbie do Starego Kmiecia).
Ojcze, z której oni ziemi?
STARY KMIEĆ.   Jeżeli z ziemi, bogi o tem wiedzą.
KMIEĆ.   Spytajcie, ojcze, oni wam powiedzą;
Słyszałem, że w noc blask nad nimi świeci
STARY KMIEĆ.   Dosyć ci tego, że miłują kmieci,
Reszty nie pytaj,
Ś. METODY   (do Piasta). Piaście, skłoń się Bogu!
PIAST   (wznosząc ręce).
Sława im!

Ś. METODY.   Nie — nie! od twojego progu
Bóg nie odejdzie, jak gość nieprzyjęty.
Ty nie odtrącisz go, jak król. Ty święty
Krzyż z moim Bogiem obejmiesz w ramiona.
On was miłuje; patrzaj, z jego łona
Ciekła krew! Niegdyś, jak wy — bez oręża
Cierpiał — umierał — zmartwychwstał — zwycięża;
I rzuci krwawych w proch; pokruszy pychę,
I zakróluje tu; tu serca ciche.
Otwórz mu chatę — on z niej ponad wami
Zejdzie jak słońce.
PIAST.   A z memi bogami
Co będzie? — Bogi moje, żałość we mnie!
Czy wy umarli? Czy wy już odemnie
Macie iść, jak trup, do mogiłek z chaty?
Komuż Rzepicha zaniesie objaty?
Gdy was nie stanie — komu lud się skłoni,
Nasz nieszczęśliwy lud?
Ś. METODY   (podnosząc krzyż). Krzyż go zasłoni!

(Kmiecie wstają z przyzby i zbliżają się).

PIAST.   Krzyż? czy słyszycie? wy nie skamienieli!
Bogi, ten gość mnie krzyżem od was dzieli,
A wy milczycie?
Ś. METODY.   O, pójdź, Bóg cię woła!
PIAST.   Bogi! Krwią nasze zapływają sioła;
Ludzie od ciosów padają jak mrowie;
Czy wy piorunów nie macie, bogowie?
Czy czas, co w oczy zajrzał nam tak groźno.
I na was, możni, powiał śmiercią groźną?
Przemówcie!
KMIECIE.   Starym i nowemu chwała!
PIAST   (do Rzepichy),
Czegoś, Rzepicho, łzami się oblała?
Czy żal ci bogów, czy ludzi zginionych?
Srogi czas!... Niebo od ogni czerwonych
Chowa swe gwiazdy w noc; w biały dzień zbrodnie.

Pamiętasz owe miotły, jak pochodnie,
I te w powietrzu bijące się ptaki?
Stało się wszystko, co wieściły znaki;
Uciski, mordy, zniszczenie... Rzepicho!
(Pokazując na Metodego).
Na jego ręku Szczerb usnął tak cicho —
Cóż ty? (po chwili).
Przygotuj do gontyn objaty
Dla naszych. (Do Metodego).
A ty, gościu, do mej chaty
Twojego Boga wnieś.
Ś. METODY.   Mój Bóg jest wszędzie!
PIAST.   Cześć mu — i moim cześć! Niech z nami będzie
Twój Bóg, gdy tak mu ziemia nasza miła.
Wszystko, co dobre, ta strzecha pochyła
Przyjmuje rada do siebie i gości.
Ś. METODY   (wznosząc ręce).
Możni cię nie chcą, a przyjmują prości —
O, pobłogosław ich i oświeć, Panie!
(Rycerz wchodzi).
PIAST.   Witajcie, gościu!
RYCERZ.   Piaście, mam posłanie
Do was od Brony. Jak wy nas przyjmiecie?
PIAST.   Gdy z sercem, sercem przyjmiemy go kmiecie.
RYCERZ.   Daj rękę, bracie! To słowo Piastowe!
PIAST.   Jakaż wieść?
RYCERZ.   Starcze, Brona traci głowę.
Król zbył się męstwa, szaleje, bój zwleka;
Część z nim, część druga rycerstwa ucieka
I rozszarpuje między siebie grody.
PIAST.   O, wiem już o tem, że się wojewody
Niezawisłemi czynią książętami.

Jam to przeczuwał, lecz buntownikami
Nazwano wtedy nas i zbezczeszczono,
A teraz płynie krew.
RYCERZ.   Piaście, twe łono
Niech już zapomni krzywd! Co zamyślacie?
PIAST.   Milczymy.
RYCERZ.   Milcząc więc rozszarpać dacie
Ziemie i rody, zrośnięte od wieku?
Gdzie twój Ziemowit?
PIAST.   Rycerski człowieku,
Więcej to boli mnie, niż was; wy, pany,
Porozbieracie i grody i łany —
Słońce czy burza grzmi, wy zawsze cali.
Na nas, nie na was, wszystko złe się wali.
A, chrońcie bogi! gdyby obcy wkroczył,
Toby was nie tknął, leczby się obroczył
Krwią kmieci, jak to na Zaodrzu było.
Wszystkie pioruny na chatę pochyłą —
Wszystkie zamiecie, grady, niepogody
Biją w nas. Patrzcie! Dumni wojewody
Nie zapytali się nawet o kmieci.
RYCERZ.   Więc obojętnieć, że się kraj rozleci?
PIAST.   Rycerzu, wracaj szczęśliwie do Brony.
Powiedz staremu, że go z tamtej strony
Jeziora czekam dziś wieczór.
RYCERZ.   Wy sami?
PIAST.   Ja sam. Cóż, Żóraw ze Zaodrzanami
Trzyma się króla?
RYCERZ.   Trzyma, lecz w rozpaczy.
Ś. METODY.   Biedny wygnaniec. (Do Dyakona).
Pójdźmy do tułaczy.
Im tam potrzeba serca i pociechy.
PIAST.   Idź i przyprowadź go do mojej strzechy.

(Ś. Metody, Dyakon i Rycerz odchodzą).

PIAST   (do kmiecia).
Czy wiesz, gdzie stoi Ziemowit?
KMIEĆ.   Znam bory.
PIAST.   Idź doń i powiedz, niech wychodzi z nory
I wiślańskiego wojewodę zwali.
Potem niech przyjdzie tu! (Kmieć odchodzi).
PIAST   (do reszty kmieci). Wy idźcie dalej
Po kmieciach, niech się ściągną do Kruszwicy!
Popiel upada, stryje najezdnicy
Zechcą podzielić nasz kraj we trzy części;
Trzeba ich przyjąć zatem —
STARY KMIEĆ.   Gradem pięści!
PIAST.   O! teraz pora nam! idźcie, włodarze,
Idźcie, zbierajcie lud! Giną zbrodniarze;
Królewski ginie ród. — My chytrych zwalim,
I kmiecą dłonią wraz naród ocalim.

SCENA ÓSMA.
(W Goplańskiej wieży).
(Adela, pater Fuchs).

ADELA.   Daremnie! wszystko stracone!
FUCHS.   Królowo!
ADELA.   Gdyby uderzyć o te mury głową,
I strzaskać duszę wraz z jej pamiętaniem.
Ach! z tą pamięcią my przed sądem staniem,
A tam Bóg rzeknie: „Przeklęci!...“
FUCHS.   Przez Boga!
Zmysłów was, pani, pozbawiła trwoga —
Tu trzeba działać.
ADELA   (z pomięszaniem). Działać? Przynieś jady —
FUCHS.   Królowo!
ADELA.   Zaproś wrogów do biesiady,
Ja ich wytruję.... (Klęka).

Boże, mściwy Boże!
Pamiętający! straszny! ja się korzę —
Przebacz! ja Twoje ołtarze ozłocę...
Ja wszystko złoto dam za ciche noce;
Boże, za noce bez snów i bez trwogi.
O, patrz — nademną miecze wznoszą wrogi —
Nademną i nad synem! On nie winien!
Ach, tyś go, Panie, ratować powinien;
Tyś sprawiedliwy — któż za matki winę,
Kto w przepaść rzuca matkę i dziecinę?
O, zasłoń przepaść tę — ja cierpię srogo;
Przysięgam, ja już nie struję nikogo,
Lecz wspieraj króla miecz, ratuj mi syna!
(Zrywając się).
Ha!
FUCHS.   Co wam, pani?
ADELA.   Słyszałeś?... Przeklina!
FUCHS.   Anioł stróż z wami! Przyjdźcież raz do siebie!
Nikomu złego nie pisano w niebie
Za śmierć poganów.
ADELA.   A za śmierć człowieka?
FUCHS.   Tylko za chrzczonych potępienie czeka.
ADELA.   Popatrz na walkę! Co tam?
FUCHS   (patrząc w okno). Bój zacięty.
Dzielnie! Wyżymir wkoło opadnięty —
Król Wyżymira przebił! lud zgromiony!
ADELA   (idąc ku oknu).
Poszlę mu za to pozdrowienie żony.
(Cofając się).
Nie mogę spojrzeć tam.
FUCHS   (przystępując do Adeli). Teraz, królowo,
Pozwólcie słudze jeszcze jedno słowo —
Ratunku słowo.
ADELA.   Mów, zacny kapłanie!

FUCHS.   Górą rzecz nasza, jeśli to się stanie,
Co ja zamyślam.
ADELA.   Co?
FUCHS.   Wy pewnie wiecie,
Że w chacie Piasta zbierają się kmiecie
Słuchać przychodniów i słów naszej wiary.
ADELA.   Cóż ztąd?
FUCHS.   Słyszałem nawet, że Piast stary
Wniósł krzyż do chaty; a ten Piast ma syna.
ADELA.   Cóż stąd?
FUCHS.   A W synu kocha się Kalina —
ADELA.   Ha!
FUCHS.   Kmiecie z Piastem stoją obojętni!
Równo im Popiel i stryjowie wstrętni.
W kmieciach jest siła, pani, straszna siła.
Jeśli na stryjów stoczy się ta bryła,
Zgubieni. Szlijcież wy do Piasta skoro;
Kmiecie naszymi, gdy się ci pobiorą!
Rozważcie, pani! Tam Ziemowit stoi
Zbrojny; on wielce stryjów niepokoi.

(Słychać trąbkę).

ADELA   (z trwogą). Co trąbią? Spojrzyj, jaki tam znak dali?
Ja drżę.
FUCHS   (przy oknie). Rycerze walczyć zaprzestali;
Król do nas wraca.
ADELA.   Wraca? zwyciężony?
FUCHS.   Nie, odpoczywać będą obie strony.
ADELA.   Jeszcze nie koniec? jeszcze bój i trwoga!
Gdybym wiedziała że tam niema Boga,
Że tam nic... pewną byłabym wygranej.
FUCHS.   O, jeszcze dla nas wyrok niepisany.

SCENA DZIEWIĄTA.
(Ci sami, wchodzą: Popiel, Świergoń i dwaj rycerze).

ADELA.   Wyżymir zginął; witaj!
POPIEL.   Straszna żono!
Czemu mnie witasz krwią? Czy twoje łono
Wiecznie jej łaknie? Nie dość, że żelazem
Walczym — tam z nami duchy walczą razem
Płomienistemi mieczami... Śród boju
Na Wyżymira szedłem; wtem u zdroju
Duch Władysława chwyta mnie za ramię,
Chwyta, potrąca w tłum, szeregi łamie,
I woła: „Tam Wyżymir! pchnij!“ Ja pchnąłem,
Potem skoczyłem w tłum. Ilu tam ściąłem,
Nie wiem, lecz, patrzaj, złamałem trzy miecze.
ADELA.  Nadto ty jeszcze serce masz człowiecze;
Czartem być musi, kto czarta usłucha.
On ci na pomoc z piekieł wysłał ducha,
Było iść za nim i mordować dalej.
POPIEL.   O, wyjdź i policz tych, co tam skonali!
ADELA.   Pomorduj wszystkich, to będę liczyła.
POPIEL.   W przekleństwie matki okropna jest siła;
Ni mnie, ni tamtym nie dało zwycięstwa
Padali ludzie szalonego męstwa,
Darmo padali po obojej stronie.
ADELA.   A więc zwyciężą teraz moje dłonie.
Kmiecie naszymi, królu, kmiecie z nami!
Patrz, tam Ziemowit stoi z szeregami,
A w Ziemowicie kocha się Kalina.
POPIEL.   Co?
ADELA.   Daj twą siostrę za kmiecego syna,
Daj mu ją; królu! w kmieciach straszna siła.
Jeśli na stryjów stoczy się ta bryła,
Przepadli! zginą!

POPIEL   (po chwili namysłu). Ziemowit mąż dzielny;
Dam mu Kalinę. Jutro dzień weselny.
(Do rycerza).
Przywołaj Sępa.
(Do Świergonia).
Ty idź po Kalinę.
(Do drugiego rycerza).
Ty pójdź i policz wierną mi drużynę.
Zastaw im stoły, a nie szczędź napojów.
Dziś może koniec Popielowych bojów,
Niechże ucztują!
(Świergoń i rycerze odchodzą).
FUCHS.   Królu, wasi kmiecie
Biorą krzyż. Teraz i wy krzyż przyjmiecie.
POPIEL.   Czy krzyż, czy bogi ciosane z kamienia,
Wszystko proch; inny jakiś duch mi zmienia
Krew w lód. Jest w górze jakaś straszna ręka,
Która, gdy serce ściśnie, serce pęka,
Jest coś, duch jakiś, który mi nad głową
Zawiesza wszędzie straszne matki słowo;
Ale to nie krzyż, nie głaz. Wskaż mi boga,
Co mi niezłomność da i grom na wroga!
FUCHS.   Krzyż, pogromiciel krajów Żórawiowych.
POPIEL   (ze wzgardą).
Ha, tyś zapomniał, żem ja bił krzyżowych.

SCENA DZIESIĄTA.
(Ci sami; wchodzą: Bożenna, Kalina, Sęp i Rycerz).

POPIEL   (patrząc na Bożennę).
Matko, nie patrz tak groźno!
BOŻENNA.   Co wam dziecię
Zrobiło? Czego po Kalinę szlecie?
Ma paść? — Ach, jeśli jej krew ujrzą nieba,

To mi głów waszych przeklinać nie trzeba
Ręce się moje staną piorunami.
POPIEL.   O, dość — twe słowo zarządza bogami;
Nie kończ, bo spełnią i zniszczą ci syna.
Matko, czy chcecie, by wasza Kalina
Była szczęśliwą?
BOŻENNA.   Ona? moje dziecię!
POPIEL.   Jeśli jest, matko, szczęście na tym świecie,
Ona je będzie mieć.
BOŻENNA.   Moja pieszczota!
POPIEL.   Z jasnego nieba każda gwiazda złota
Jej pozazdrości szczęścia i swobody.
BOŻENNA.   Niech nie zazdrości!
POPIEL.   Matko, rycerz młody,
Ziemowit, Piasta syn, drogi Kalinie.
Patrzcie, rumieniec oblał twarz dziewczynie;
Nie śmie was prosić. Nie brońcie jej szczęścia!
BOŻENNA   (z zdziwieniem.)
Kalinko! czy ty chcesz tego zamęścia?
Nigdyś mi o tem rybko nie mówiła.
(Pokazując Adelę.)
Chyba ta matka szczęściąby broniła
Takiemu dziecku, jak ty. Ja nie wzbronię.
Czemuź ty milczysz? Liczko twoje płonie.
Kalinko, matka twa z kmiecego łanu,
Dla krasy niegdyś poślubiona panu,
Nieraz tęskniła do kmiecej zagrody.
Widziałaś zbrodnie, które rodzą grody,
A w chatach cicho. Ja przy was osiędę,
Będe prząść; czółka dla ciebie tkać będę.
Chceszże być żoną Piastowego syna?
KALINA   (u nóg Bożenny.)
Gdy chcecie, matko, będzie nią Klina.
POPIEL.   O matko, dzięki! syn wasz ocalony.
Dzięki Kalino! Sępie, idź do Brony.

Weź starca i pójdź do Piastowej chaty.
Całą rodzinę sproście do mnie w swaty.
Kmieciom powracam wiec i dawne prawa;
Ziemowit wodzem moim! Idź, niech stawa!
SĘP.   Idę, a radość niech mi skraca drogi! (Sęp odchodzi)
POPIEL.   Ziemowit — kmiecie ze mną! Drżyjcie wrogi!
Kto nam dotrzyma? Stryje? proch i glina!
Ale ty matko zdejm przekleństwo z syna;
Zdejm! Ono serce kruszy mi i łamie.
Jak wąż w płomieniach kurczy mi się ramię;
Niem duchy miecz mi wytrącają w boju —
Matko, ja nie mam i chwili spokoju;
Gdybyś je zdjęła, gromybyś mi dała.
BOŻENNA.   Obudź wytrutych!
POPIEL.   Łono twe, jak skała.
Ja zginę —
BOŻENNA.   Zbrodnie twe pod sądem bogów.
POPIEL.   Głos twój zna drogi do niebieskich progów;
Odwołaj! bogi — (Wchodzi Świergoń.)
POPIEL   (do Świergonia.) Czegoś taki blady?
Co tam? Masz nowe odstępstwa i zdrady?
ŚWIERGOŃ.   Kraska i Jarosz rzucili twe szyki.
POPIEL.   Przepadnij z wieścią ty i buntowniki!
O, szybko we mnie grom po gromie wali...
Matko, więc nic już syna nie ocali?
Zginąć?
(Po chwili).
Ha! głupcy, złą wybrali porę.
Ja z kmieci lepszą będę miał podporę —
Ziemowit moim już! Prawda, Kalino?
My świat wywrócim! Czegoż ci łzy płyną?
(Sęp wraca).
POPIEL   (postrzegając Sępa).
Tyś sam?! ha! teraz wszystko już stracone!

BOŻENNA.   Sępie, gdzie stary Piast? Widziałeś Bronę?
SĘP.   Nikogo, pani, w Piasta chacie niema.
Brona ogłosił, że z królem nie trzyma
I równo gardzi królem i stryjami.
Piast już od wczoraj pomiędzy kmieciami,
A syna posłał z młodzieżą do grodów
Poksiążęconych spędzać wojewodów.
POPIEL   (do Bożenny).
W złej porze, matko, tyś mnie przeklinała;
Giniemy! — wszystko masz tak, jakeś chciała:
Syn twój przeklęty ginie z dzieckiem, z żoną!
Bożenno, czemuż wtedy twoje łono
Nie przeczuwało tej strasznej godziny?
BOŻENNA   (ze wzruszeniem).
Kalino — Sępie, pójdźcie do gontyny.
Ja tam wymodlę łaski, albo zginę.
(Bożenna, Kalina, Sęp, odchodzą).
ADELA.   Niech do Rzepichy matka szle Kalinę!
POPIEL   (z dumą). To siostra! Żebrać nie będzie królewna.
Trzystu mam jeszcze, a drużyna pewna —
I Zaodrzanie i Żóraw.... ho! stryje,
Mogę wam jeszcze podruzgotać szyje;
I z Broną jeszcze rozmówić się mogę.

SCENA JEDENASTA.
(Ci sami; wchodzi Piast i staje w drzwiach).

POPIEL   (wpatrzywszy się w Piasta, cofa się).
Prosić go? ja król?
ADELA   (do króla). Dla ciebie zbyt srogie
Z nim rozmawianie —
POPIEL.   A ty? możesz prosić?
Ha! proś! (odchodzi spiesznie do bocznej komnaty).

PIAST   (przystępując). Co, pani, macie mi ogłosić?
Sęp mnie nie zastał.
ADELA   (wpatrując się w Piasta). Widzę, masz odwagę
Wielką — bezczelną.
PIAST.   Piersi moje nagie;
Siermięga tylko.
ADELA   (ze wzgardą). Widzę, żeś w siermiędze.
Strzeż-że się mojej urągać potędze —
(Hamując się).
Piaście —
PIAST.   Jeżelim przykry wam, odchodzę.
ADELA.   Stój!... Paść powinienbyś tu — na podłodze
Paść i mnie prosić.
PIAST.   O co?
ADELA.   O Kalinę.
PIAST.   Z waszych rąk?
ADELA   (złamanym głosem). Kmieciu, królewską dziewczynę
Za twego syna dam.
PIAST.   Za mego syna,
I wy?
ADELA.   Posłuchaj; królewska dziewczyna
Dziś jeszcze będzie twego syna żoną;
Dziś ty, kmieć, Piaście, zbratasz się z koroną,
Lecz —
PIAST.   O bogowie, przez taką synowę
Zeszłoby niebo w zagrody Piastowe;
Lecz ponoś piekłem okupić je trzeba.
Jeżeli tak jest, pani —
ADELA.   Nie chcesz nieba?
Zuchwalcze, czy ty wiesz?
PIAST.   Że moja głowa
Spaść może z karku za to —

ADELA.   Waż twe słowa.
PIAST.   Pozwólcie odejść!
ADELA   (do siebie). O! upokorzenie!
Więc błagać?... Wstydu spalą mnie płomienie.
(do Piasta).
Ha! błagam ciebie! Weź dziewczę dla syna,
A daj nam pomoc... Warta jej Kalina;
I moja prośba — prośba twej królowej...
Starcze, spuść oczy! Ach! przed temi słowy
Do piekła uciec... (Po chwili).
Milczysz? mów-że przecie!
PIAST.   Jakiej pomocy wy odemnie chcecie?
ADELA   (z goryczą).
Raczyłeś spytać mnie na domiar wzgardy?
Więc słuchaj moich słów i nie bądź twardy.
Wiem, jak stoicie. Ty wiesz, jak my stoim —
Ty nas ocalić możesz z synem twoim!
Z Zbigniewem trzymać nie chcecie, bądź z nami!
Niech syn twój pójdzie na stryjów z kmieciami,
A dziś mu jeszcze wyprawię wesele.
Cóż, milczysz, starcze?
PIAST.   Dajecie za wiele.
ADELA.   Szydzisz?
PIAST.   Nie szydzę z nieszczęścia.
ADELA.   Szalony!
PIAST.   Pójdę synowi innej szukać żony.
ADELA   (rozkazująco).
Nie pójdziesz!
PIAST.   Pani, gdyby ta Kalina
Była sierotą biedną, tobym syna
Przeklął, jeśliby nie chciał jej poślubić.
Lecz dziś — wybaczcie! — nie wolno mi gubić
Cześci mej własnej i mego dziecięcia.
Szukajcie, pani, tej królewnie księcia;
Dla niej my waszych nie podeprzem zbrodni.

ADELA.   Służalcze stryjów!
PIAST.   O, i ci niegodni
Równie pomocy od ręki poczciwej.
Żegnajcie, pani.
ADELA   (zdejmując miecz ze ściany). Nie pójdziesz ty żywy!

(Za sceną wrzawa i szczęk).

ADELA   (rzucając miecz).
Idź Piaście, idź żyw! To tobie wrzaski.
Idź, ogłoś kmieciom twoim króla łaski,
Ogłoś wiec! — Przebóg! idź, bo tłum tu wleci.
PIAST   (do siebie). Zdeptałem szczęście syna za cześć kmieci.
(Odchodzi).
ADELA   (stukając do drzwi, któremi wyszedł Popiel).
Popielu, królu — giniemy!

(Popiel wchodzi).

POPIEL.   Co? z nami
Piast?
ADELA.   O! nie pytaj. Słyszysz? już schodami
Idą. — O! dziecko! moje dziecko drogie!

(Wchodzi Rycerz).

POPIEL   (do Rycerza).
Czy i ty wieści przynosisz złowrogie?
RYCERZ.   Królu, stryjowie tchórzami nas zwali.
Szydzą, żeśmy się za mury schowali
Przed ich mieczami, Żóraw tobie wieści,
Że hańba będzie twej rycerskiej cześci,
Jeśli nie pójdziesz w bój; on już poczyna.
POPIEL.   Dzielny mój Żóraw! (Do Adeli).
Weź na ręce syna,
I stań w tem oknie! Jeśli ujrzysz z wieży.
Że tam spotkała króla śmierć rycerzy —
Lub, że mnie w boju będą opuszczali,
To skocz ze synem do szumiącej fali.
(Popiel i Rycerz odchodzą).

KONIEC AKTU CZWARTEGO.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Mieczysław Romanowski, Tadeusz Pini.