Powstanie Styczniowe 1863—1864/Tajemny dyktator. Pogrom powstania
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Powstanie Styczniowe 1863—1864 |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1921 |
Druk | Drukarnia Naukowa |
Miejsce wyd. | Warszawa, Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Romuald Traugut obejmował rządy powstaniem polskiem, a właściwie kierownictwo polską manifestacją zbrojną po dokładnym i sumiennym przestudiowaniu wszystkich okoliczności, od których sprawa polska była zależna.
Gdy z podróży swej powracał do Polski, rozchwiały się właśnie próby, zarówno załagodzenia naprężonych stosunków austrjacko-rosyjskich, jak również i starania W. Ks. Konstantego skłonienia Austrji do energicznych represji względem powstania. Odpowiedź rosyjskiego rządu, odmawiająca mocarstwom kompetencji przemawiania w sprawie polskiej, obraziła Austrję, której rząd prowadził rokowania z rządami Francji i Anglji, na temat bardzo poważnego wystąpienia w kwestji polskiej. Wszystkie trzy mocarstwa miały oświadczyć, że car rosyjski, nie spełniając warunków, pod któremi otrzymał Polskę, stracił do niej prawa, przyznane mu przez Kongres Wiedeński. Rosja, zaniepokojona żywo, oświadczała poufnie przez usta Gorczakowa, że uznane to będzie przez nią za wypowiedzenie wojny Caratowi. Austrja też, której wypadłoby przedewszystkiem wziąć na barki swe ciężar wojny, prowadziła odpowiednie układy. Z drugiej strony kwestja kongresu europejskiego, której Napoleon III tak unikał dotąd, została przezeń właśnie podniesiona.
Traugut był zołnierzem i szlachcicem, nie znał się na subtelnościach dyplomatycznych i całym skomplikowaniu spraw międzynarodowych. Nie znał nadto, tak samo jak przed Sedanem nie znała większość najtęższych polityków europejskich, wewnętrznej słabości potęgi napoleońskiej. Nic również, jak nieomal wszyscy jego współcześni, nie wiedział o niesłychanie sprytnej i umiejętnej polityce Bismarka, który całą swą energję, żelazną wolę i gieniusz wytężył w tym właśnie czasie na utrzymanie pokoju europejskiego, aż do chwili, gdy Prusy będą gotowe do wykonania swego olbrzymiego planu zjednoczenia Niemiec. Wyłaniająca się natomiast powoli, wobec zbliżającej się śmierci króla duńskiego, kwestja następstwa tronu w niemieckich Szlezwigu i Holsztynie, zapowiadała nowe powikłania. Słowem, wojna, zdaniem powszechnej opińji publicznej, a nawet i wielu mężów stanu, od których przecież nie mogli być bardziej przenikliwi nasi dyletanci-dyplomaci, była jedynie kwestją czasu. A z wojną, takie czy inne załatwienie sprawy polskiej było nieodzownie związane.
Z drugiej strony, jako wyższy oficer rosyjski, długoletni sztabowiec, uczestnik wojny Sewastopolskiej, a zarazem jeden z wybitniejszych wodzów partyzantki powstańczej, Traugut orjentował się w sytuacji na miejscu i widział dobrze zupełną możliwość utrzymania walki, a raczej demonstracji zbrojnej, którą przecież szczupłe siły polskie, niedołężnie nad wyraz prowadzone i bez planu działające, skutecznie podtrzymywały w ciągu dziesięciu miesięcy. Zakończenie więc powstania w ówczesnej chwili — dyktator uważał za błąd. Wierzył on i był pewnym, że porządnie zorganizowane i umiejętnie prowadzone, dotrwa ono do wybuchu wojny, w czasie której już będzie miało łatwe zadanie.
„Nie po to chwyciliśmy za oręż — pisze Traugut w tej sprawie do Józefa Ordęgi — abyśmy go przed wywalczeniem niepodległości naszej składać mieli. Rząd Narodowy nie szczędzi wszelkich starań dla zapewnienia ostatecznego tryumfu sprawie naszej i ma niezachwianą ufność i wiarę w Opatrzność, której pomoc i opieka tak widoczną była i jest nad nieszczęsnym narodem naszym“. Na interwencję mocarstw Traugut miał również swój pogląd wyrobiony. Wierzył, że jest ona koniecznością — jako wynik ułożenia się stosunków europejskich — bynajmniej zaś nie jako wynik filo-polskich uczuć rządów i ludów, jak sądziły dawne — poza „Lipcowym“ — Rządy. Odpowiednią też do tego była i jego polityka. „Rząd Narodowy — pisze do ks. Czartoryskiego — zna dokładnie siły narodu, widzi jasno, że do wiosny możemy stanąć tak, że interwencja — jeżeli będzie, to prawdziwie jako pomoc, ale nie jako jałmużnę, przyjąć byśmy ją mogli, gdy tymczasem o brak znaczniejszej sumy pieniężnej którą by można było jednoczasowo użyć, wszystko się rozbija. Nie zraża to w pracach Rządu, z ufnością w Bogu, stara się (on) przemóc największą zaporę, jaką spotyka w nieświadomości i nie pojęciu rzeczy przez własnych ziomków i to właśnie tych, którzy ze stanowiska swego powinniby drugich oświecać“. „Nie o błaganiu o interwencję myśleliśmy — pisze Traugut w jednym ze swoich ostatnich listów do gien. Różyckiego — owszem kierunek prac naszych i kierunek, dobrze z góry obmyślany, był taki, aby krajowi okazać własną jego siłę, dowodnie przedstawić mu ją przed oczy i wybić w ten sposób z głów nędzną myśl żebrania cudzej łaski i polegania na niej. Z drugiej znowu strony, postępując w ten sposób, byliśmy przekonani, że stanąwszy silnie i groźnie, bez żadnej żebraniny sprzymierzeńców mieć będziemy i to nie mało, i nie byle jakich, ale właśnie sprzymierzeńców, a nie opiekunów i dobrodziejów.
Nie łudził się więc zupełnie Traugut, gdy obejmował ster sprawami powstania, ani co do narodu własnego, ani co do zagranicy. Podtrzymanie powstania do czasu wybuchu wojny, którą za pewną uważał, było jego dobrowolnie na siebie przyjętym obowiązkiem, który po żołniersku wypełnił. W wyborze środków nie mógł i nie miał prawa przebierać, w słuszność sprawy polskiej wierzył, a jako człowiek głęboko i szczerze religijny, bezgranicznie ufał jednemu tylko — a mianowicie Opatrzności. W Jej też opiekę nad słuszną sprawą polską, której sam całkowicie się oddał, wierzył niezłomnie.
Zamieszkawszy pod nazwiskiem krakowskiego kupca, Michała Czarneckiego, u dawnej artystki dramatycznej, rozwiedzionej żony redaktora „Kurjera Wileńskiego“ — Kirkorowej, w podwórzu domu ustronnej ulicy Smolnej w Warszawie, dyktator spisku narodowego natychmiast przystąpił do uporządkowania spraw powstania i odnowienia zburzonej całkowicie przez zamach wrześniowy i całomiesięczną anarchję Organizacji Narodowej.
Dyrektorowie wydziałów zjawili się natychmiast. Sprawy wewnętrzne objął Rafał Krajewski, którego jednak niedługo zastąpił ks. Czetwertyński. Po jego aresztowaniu kierował wydziałem już do samego aresztowania swego i rozbicia organizacji, prof. Szkoły Głównej, dr. Włodzimierz Dybek. Wydział wojny pozostał przy Gałęzowskim, Sekretarjat Stanu — przy Janowskim, Skarbem zarządzał Józef Toczyski, prasą — Przybylski, sekretarz Litwy. Sekretarzem Rusi pozostał Dubiecki, który w dodatku, mieszkając w sąsiedztwie Trauguta, był zarazem najbliższym współpracownikiem Dyktatora i stałym łącznikiem jego z organizacją. Sprawy zagraniczne objął ponownie Henryk Krajewski. Naczelnikiem miasta został Aleksander Wyszkowski, znany nam sprawca zaboru miljonów z Kasy Głównej Królestwa. Kierownictwo policją narodową przeszło w ręce młodego wówczas prawnika, a głośnego później mecenasa, Adolfa Pepłowskiego. Ruprecht wreszcie został mianowany komisarzem pełnomocnym na zagranicę, a gien. Mierosławski otrzymał dymisję zupełną. Postawiwszy na nogi organizację cywilną, Traugut sam pracował z wytężoną energją i wszystkich potrafił zmusić do pracy. Co zaś ważniejsze, pracę tę zorganizował należycie i natchnął współpracowników wiarą w powodzenie sprawy i bezgranicznym zaufaniem do siebie, które przeistoczyło się w prawdziwy kult jego osoby.
Nie zachwiało też polityków polskich wycofanie się ze sprawy polskiej Anglji, która depeszą do Rządu Rosyjskiego, datowaną już 20 października, oświadczyła, że dyskusję w kwestji polskiej uważa za wyczerpaną. „Rząd Królowej z zadowoleniem przyjął oświadczenie, że cesarz rosyjski zostaje zawsze przejęty najlepszemi zamiarami względem Polski i chęcią zachowania zgody z mocarstwami zagranicznemi“ — to było ostatnie słowo potężnej Wielkiej Brytanji w sprawie polskiej. Za to Napoleon III zdecydował się na publiczne poruszenie sprawy polskiej w programowej mowie swej w Ciele Prawodawczym 5-go listopada.
„Powstanie polskie — mówił Cesarz wśród wytężonego zainteresowania posłów, senatorów i przepełniającej trybuny publiczności — „któremu dłuższe trwanie nadawało cechę powstania narodowego, obudziło wszędzie sympatję, a celem dyplomacji było zjednać dla tej sprawy jak najwięcej objawów przystąpienia, aby zaciężyć na Rosji całą wagą opińji Europy. Ta zgodność prawie jednomyślna głosów zdawała nam się najlepszym środkiem przekonania gabinetu petersburskiego. Nieszczęściem, nasze bezinteresowne rady były przyjęte jako groźba, a kroki Anglji, Austrji i Francji, zamiast powstrzymać walkę, przyczyniły się tylko do jej rozjątrzenia. Z obu stron popełniane są nadużycia, które w imię ludzkości należy zarówno opłakiwać.
„Cóż pozostaje czynić? Czy doprowadzeni jesteśmy do jednej tylko alternatywy wojny, lub milczenia? Nie.
„Nie chwytając za broń, jak też nie zachowując milczenia, mamy jeszcze jeden środek: ponieść sprawę polską przed trybunał Europy. Rosja oświadczyła już, że konferencja, na której wszystkie inne sprawy, które niepokoją Europę, będą roztrząsane, nie ubliża jej godności... Zapiszmy to oświadczenie... Czyż nie nadeszła chwila, aby odbudować na nowych podstawach gmach, podkopany przez czas i zniszczony, część po części, przez rewolucję?...
„...Traktaty 1815 r. przestały istnieć — ciągnął dalej Napoleon — potargano je w Grecji, Belgji, Włoszech, we Francji, nad Dunajem Anglja je modyfikuje przez odstąpienie wysp Jońskich, Rosja nogami je depce w Warszawie... Cóż prawowitszego i rozsądniejszego, niż zaprosić mocarstwa Europy na kongres“...
Zaczęła się znów dyplomatyczna korespondencja w sprawie kongresu, a tymczasem w Polsce już po raz trzeci wzmocnione posiłkami partje powstańcze, pokonane w ciągu lata, znów wystąpiły do boju.
Na północy Królestwa, w Płockiem — jesień zaznaczyła się znacznym ożywieniem walki zbrojnej. We wrześniu głośnem były kilkudniowe walki konnego oddziału (300 l.) Czarlińskiego w lipnoskiem, a niedługo potem echem radosnym rozniosła się wieść o pięknym zwycięstwie pod Księżopolem w ostrołęckiem konnej partji Kobylińskiego, która doszła do 400 świetnie uzbrojonych, dzielnych jeźdźców. W tymże czasie w początkach października pod Lubowidzem w mławskim, ciężką klęskę poniosły partje Czarlińskiego, Orlika (Cielecki), Gasztowta i znanego nam z pierwszych czasów powstania Zameczka, które cofnąwszy się stamtąd, w parę dni później zniesione zostały zupełnie pod Osówką. W początkach za to listopada połączone partie: Rynarzewskiego, Kubickiego, Lenartowicza, Nemety’ego, Lasockiego i Czarnego (E. Grabowski) pod naczelną komendą Rynarzewskiego, pobiły Moskwę pod Żeleźnią. W dwa tygodnie jednak potym oddziały te, osłabione odłączeniem się części powstańców za Narew i zmniejszone przez to do 450 strz., 280 kos. i 180 jazdy, po kilkudniowych bojach zostały zniesione pod Niedźwiedziem. Inne oddziały zostały częściowo pobite wcześniej, częściowo zaś wyparte na Podlasie lub w Augustowskie. Najdłużej w Płockiem ruch trzymał się na Kurpiach, gdzie niewielkie partje przetrwały całą zimę.
Osłabło również powstanie i w Augustowskiem, gdzie przybyłe z Litwy partje mocno wyszczerbiły się w ciągłych potyczkach i uciążliwych marszach i kontramarszach po niezdrowych, bagnistych wertepach leśnych. Nowe oddziały z sił miejscowych formowały się z niesłychaną trudnością. W Augustowskiem powstała w końcu września partja, licząca podobno do 150 ludzi, która jednak nie zaznaczyła się niczem i nie dała się odczuć moskalom; w Kalwaryjskim w połowie października rozproszona została jakaś zbierająca się partja, z 50 ludzi złożona. Brandt z 40 strzelcami — kurpiami trzymał się do grudnia; Ostroga i Gleb z 200 ludźmi walczyli do listopada w Sejneńskim, pozatym w końcu roku krążyły tylko drobne oddziałki po okolicach Olity, Sopoćkiń, Szypliszek.
Zamierało również trzecie województwo z zaborem pruskim graniczące — Kaliskie. Z rozbitków Taczanowskiego w początkach jesieni utworzyli tu partje: Kowalski w pow. kaliskim (60 l.), Püz (56 l.) w tureckim, Przybyłowicz (do 100) w wieluńskim, Okoniewski (30 l.) w tureckim, Korytkowski (60) w okolicach Koźminka, Jan Dębski (40) w sieradzkim, Heremski (40 l.) w piotrkowskim. Poza temi, czas jakiś trzymała się konna partja, pozostała ze świetnych ułanów Taczanowskiego i kilku innych partji, — Słupskiego (240 l.), która w początkach października odniosła ostatnie bodaj w tych stronach zwycięstwo piod Wiewcem w pow. piotrkowskim, a następnie połączywszy się z Matuszewiczem, w sile do 360 jazdy, walczyła w wieluńskim pod Rudnikami i Praszką, oraz pod Skomlinem w sieradzkim. Tu ranny Słupski opuścił oddział, oddając komendę Matuszewiczowi, który niedługo, pobity pod Dobrą i osaczony zewsząd przez moskali, musiał do ostateczności zmordowaną partję rozpuścić w końcu października. Po upadku Matuszewicza naczelnik wojenny województwa, pułk. Kopernicki, miał do rozporządzenia jedynie małe oddziałki, liczące razem do 300 ludzi.
O wiele mocniej stało Mazowieckie, kierowane po ustąpieniu pułk. Calliera przez Żychlińskiego. Mając stosunkowo niewielkie siły (500—600 ludzi) do rozporządzenia — Żychliński główną uwagę zwrócił na lotne partje po powiatach, które alarmowały bez ustanku załogi rosyjskie, w miastach pomniejszych, a nawet w listopadzie sam Włocławek, ostrzeliwując ze sztucerów mieszkanie naczelnika wojennego, ks. Wittgenszteina.
Jako organizatorowie jazdy zaznaczyli się: znany nam rotmistrz Pawełek (Gąsowski), oraz b. oficer huzarów pruskich, Glogier, poległy w krwawym ośmiogodzinnym zwycięzkim boju pod Przypkami. Z dowódców pomniejszych partji zaznaczyli się: znany nam z Augustowskiego, gdzie działał latem, rotmistrz Nadmiler — w gostyńskim, na Kujawach: Syrewicz, Grossman, Puttkamer, Sokołowski i Zieliński; Orłowski w rawskim, a na prawym brzegu Wisły — wspomagający powstanie mazowieckie Jankowski, który walczył pod Okuniewem, Kuflewem, a poniósszy klęskę pod Czerwonką, wrócił na Podlasie, oraz Kobyliński ze swą dzielną jazdą. Ten ostatni po kilkumiesięcznej partyzantce poległ dnia 4 go listopada pod Mienią w nowomińskim powiecie. Po tych bitwach kampańja mazowiecka jesienią i w końcu roku ograniczała się do harców kawaleryjskich, w których celował ze strony moskiewskiej partyzant — czerkies Zankisow, a z powstańców — dokonywujący cudów śmiałości — Gąsowski.
Naogół w ostatnim kwartale w wymienionych województwach stoczono utarczek koło 70, z czego na Kaliskie wypada 24, Mazowieckie 26, Płockie 11 i na Augustowskie, gdzie w grudniu cisza panowała zupełna — ośm.
Nieco więcej, bo 93, z czego na samo Lubelskie 41 przypada, stoczyły bitew i utarczek pozostałe cztery województwa: Podlaskie (20), Sandomierskie (18), Krakowskie (14) i Lubelskie.
To ostatnie, po klęskach pod Fajsławicami i pod Batorzem, szybko dosyć odżyło i, działając w ciągłem porozumieniu z powstaniem podlaskiem, ożywiło walkę zbrojną skutecznie. Partja Ćwieka — popularnie zwana: „ćwieki“, z pod Batorza wyprowadzona przez Kozłowskiego, ucierała się pod Kozłówką poczem, podążywszy nad kordon po broń którą wiozła wkraczająca z Galicji partja (500 l.) gien. Waligórskiego, wraz z nią została na głowę pobita 22 października pod Gościeradowem. „Ćwieki“ jednak zdołali się już w tydzień później stawić na ogólny przegląd sił obu województw do Turobina, gdzie równocześnie przybyli: Wierzbicki, Jankowski, Krysiński, Leniecki, oraz „litwini“ z Ejtminowiczem na czele, nie licząc żandarmerji Junoszy (krasnostawska) i Świdzińskiego (zamojska). Pełniący tymczasowo obowiązki naczelnika sił województwa Wierzbicki — zrobił tam przegląd swych oddziałów (do 1,000 ludzi) i rozesłał je w różne strony. Poza zebranemi w Turobinie, walczyły jeszcze w tych województwach partje: znanego nam z Grodzieńskiego, Walerego Wróblewskiego (140 l.), Zaremby (60 l.), Gozdawy (180), Ponińskiego (40), i większa partja Ruckiego (800 l.), po ustąpieniu zaś jego, zostająca pod komendą doświadczonego wojaka, dawnego oficera kozaków sułtańskich, później wodza czerkiesów, kapitana „Tysiąca z Marsali“, a wreszcie — rotmistrza armji włoskiej — Mareckiego. Poza tym Podlasia trzymały się partje: dawna Kobylińskiego, prowadzona przez Kwapiszewskiego, oraz Czyżewicza, Lutyńskiego i parę pomniejszych oddziałów. Naczelne dowództwo na Podlasiu sprawował po Grzymale — pułk. Zieliński; obaj zaś z Wierzbickim mieli podlegać gien. Krukowi, jako komendantowi obu województw.
Z bitew, jakie stoczono w obu województwach głośniejszemi były: pod Wytycznem Krysińskiego, zwycięstwo połączonych drobnych partji z jazdą poległego Kobylińskiego i partją Szydłowskiego (Jankowski), w dniu 8 listopada pod Garwolinem i zwycięska bitwa Krysińskiego i Ejtminowicza (razem 400 strz., 200 kos., 100 j.) pod Rososzą 11 listopada. Na drugi dzień po tej biLwie zwycięskie partje, wzmocnione jeszcze przez Wróblewskiego, dzielnie walczyły pod Kolanem. W Lubelskiem zaznaczyły się utarczki: Krysińskiego pod Zezulinem, Kozłowskiego pod Małoduszynem, Chełmem, Rudką i wreszcie pod Sawinem 20 listopada. Tu Kozłowski, połączywszy się z Wróblewskim, Krysińskim i Ejtminowiczem, mając 1,500 ludzi, stoczył krwawą i jedną z najpiękniejszych w powstaniu, bitwę z 3000 moskali, mającemi 10 dział. Mimo takiej przewagi nieprzyjaciela, dzięki dogodnej pozycji w lesie, powstańcy odnieśli zwycięstwo, okupując je ogromnemi jednak stratami i zużyciem całej amunicji. Inne bitwy połączonych oddziałów: pod Korybutową Wolą, (Marecki, Leniewski, Kozłowski, Lutyński z 1, 200 l.) pod Przybysławicami (Marecki, Leniewski, Gozdawa) skończyły się klęską powstańców. Jankowski wreszcie, Wróblewski i Ejtminowicz zakończvli rok, z trudnością wydostawszy się 31 grudnia z osaczającego ich pierścienia 1,000 przeszło moskali w Małej Bukowej.
Kruk, przybyły (z 240 jazdy) do województw swoich, mały naogół wywierał wpływ na sprawy i przebieg walk, tymbardziej, że w samo Boże Narodzenie przegrał bitwę pod Kockiem. Surowa zima zmusiła zresztą żołnierzy narodowych do szukania przytułku. Wzmogła się skutkiem tego dezercja i emigracja za kordon. W końcu też roku szczupłe bardzo siły (niespełna jakieś 400—500 ludzi), jako kadry, pozostały przy dowódcach.
W związku z powstaniem lubelskiem pozostawała wyprawa na Poryck na Wołyniu, przedsięwzięta dla wskrzeszenia ruchu zbrojnego na Wołyniu w ośm oddziałów, bardzo dobrze zaopatrzonych w broń i amunicję, a liczących ogółem koło 2,000 ludzi, pod naczelnym dowództwem gien. Kruka. Po wielu trudnościach, wywołanych niesubordynacją oficerów i dowódców, ruszyły trzy oddziały (900 ludzi) za kordon i wszystkie poniosły klęskę. Partja, którą prowadził węgier, Pallfy, pobita została pod Radkowem, dwa zaś inne oddziały hr. Komorowskiego i Sienkiewicza (500 l.), zająwszy szczęśliwie Poryck, zostały 2 listopada wyparte z powrotem do Galicji i rozbrojone przez austrjaków. Nie udała się również próba przeniesienia walki na Wołyń, przedsięwzięta w grudniu przez partje lubelskie Ponińskiego, Zaremby i Rokitnickiego. Po dwudniowych utarczkach, wobec wrogiej postawy ludności, napierani przez mocniejsze siły moskali, powstańcy cofnęli się z powrotem za Bug.
Poważniej natomiast przedstawiała się pomoc, dana w jesieni 1863 r. przez Galicję województwom: Sandomierskiemu i Krakowskiemu.
W nocy na 20 października na czele 700 piechoty i 150 jazdy przeprawił się pod Baranowem przez Wisłę, bohater powstania sandomierskiego, gienerał Dyonizy Czachowski. Starłszy się szczęśliwie z moskalami pod Osiekiem i Rybnicą, Czachowski szedł w głąb województwa. Będąc zaś osaczonym przez oddziały moskiewskie, wytrawny partyzant, na czele jazdy ruszył z wielkim hałasem w Iłżeckie, piechocie zaś podzielonej na dwa oddziały, pod komendą majora Liwocza i kap. Rosnera, kazał cichaczem przez falistą okolicę między Staszowem i Sandomierzem dążyć na spotkanie ciągnącej w te strony partji starych „Czachowszczyków“ (130 l.) pod Eminowiczem i Rodowskim. Manewr ten jednak nie udał się. Rosner z większym oddziałem został zniesiony i sam poległ w krwawej bitwie pod Jurkowicami, Czachowski zaś, odłączywszy się z garstką żołnierzy i oficerów do majątku córki swej — Wierzchowsk, został tam napadnięty przez moskali i po dzielnej obronie, w czasie odwrotu, zarąbany 6 listopada.
Z całych sił Czachowskiego jedynemu Liwoczowi udało się ujść pogromu i połączyć się z partją Chmieleńskiego, na której barkach w tym czasie spoczywał cały nieomal ciężar powstania w obu województwach.
W połowie października przybył również z Galicji mianowany naczelnikiem wojennym województw Krakowskiego i Sandomierskiego — gienerał Bosak (pułk. gwardji rosyjskiej, Józef hr. Hauke), pod którym działali, jako wojewodowie: Chmieleński — krakowski i Markowski, b. oficer austrjacki — sandomierski. Pod Dzierzgowem, Bosak dokonał przeglądu sił zbrojnych obu województw, liczących już z przybyłemi z zagranicy w niewielkich partjach i pojedynczo ochotnikami — niespełna 1,200 ludzi.
Przeciw Bosakowi, Chmieleńskiemu i dowodzącym mniejszemi partjami: Rudowskiemu (80 l. w Opoczyńskiem), Rembajle (160 l. Stopnickie), Bogdanowi (150 j.), Prędowskiemu (dawna jazda Czachowskiego 100 ludzi) i wreszcie Eminowiczowi (100 dawnych „czachowszczyków“ z wiosny), ruszyły silne kolumny rosyjskie. Rozpoczęły się żwawe utarczki: Chmieleński zbił moskali pod Dzierzgowem, Rudowski — w Szydłowcu, lecz w tydzień później, 16 listopada, został pobity pod Opocznem, Bosak na czele połączonych partji: Chmieleńskiego, Rembajły (ofic. austr. Kalita) i świeżo przybyłej (70 l.) konnej partji Szemiota, został pobity pod Jeziorkiem. Wkrótce jednak gienerał pomścił porażkę, zdobywając 25 t. m. Opatów, gdzie zabrał kasę powiatową i kilku jeńców, a 28 t. m., walcząc dość szczęśliwie pod Ociesękami, gdzie bitwa trwała przeszło 10 godz. bez przerwy, oraz 4 grudnia odnosząc zwycięstwo, acz z wielkiemi stratami, niedaleko Szczekocin, pamiętnych porażką Kościuszki. Od tej ostatniej bitwy zaczęła się ciągła obława na powstańców. W ciągu dwu tygodni, Bosak i jego podkomendni wymykali się dzielnie dziesięciokrotnie przeważającym siłom moskali. Wreszcie, 16 grudnia nieomal cała jazda obu województw, licząca 450 koni, przy której znajdowali się obaj wojewodowie i Bosak, została rozbita pod Bodzechowem, przyczym dostał się do niewoli ranny Chmieleński, którego 22 grudnia rozstrzelano w Radomiu.
Po tej bitwie resztki jazdy pod wodzą Krzywdy (Rzewuski) i rotmistrza austrjackiego Rosenbacha — cofnęła się w Krakowskie, ucierając się pod Cisowem i Potokiem, a piechota (koło 2,000 ludzi) rozeszła się na zimowe leże wobec szalonych mrozów, jakie nagle chwyciły.
Z końcem więc roku powstanie w całej Polsce liczyło koło 3,500 ludzi, z czego przeszło ⅔ miał gien. Bosak.
Ciężkie warunki powstania przypadły na chwilę, kiedy powoli znikała już nadzieja zagranicznej pomocy, i kiedy, co gorsze, w społeczeństwie w przerażający sposób zaczęła się szerzyć reakcja przeciw ruchowi.
Myśl kongresu poruszyła umysły. — Anglja popierała ją, dość jednak słabo, szczególniej potem, jak car w uroczystym reskrypcie, wydanym z powodu dymisji W. Ks. Konstantego 12 listopada 1863, zapowiedział dalszy rozwój nadanej Królestwu autonomji, „gdy przy pomocy Bożej powstanie w Polsce uśmierzone zostanie, kiedy poddani Moi w Królestwie, usłuchawszy nakoniec głosu prawa i obowiązku, odrzucą gwałty jawnych popleczników zdrady i zwrócą się ku Memu miłosierdziu“
Sprawę popsuł sam Napoleon III, wysuwając kwestję posunięcia granic Francji do Renu przez zabór krajów niemieckich, przeciwko czemu, jako zaborczym planom, cała opinja publiczna w Niemczech musiała zaprotestować energicznie. Prusy zresztą wówczas już organizowały przyłączenie do Rzeszy Niemieckiej Szlezwigu i Holsztynu, oraz podjęły myśl odnowienia przymierza Prus, Austrji i Rosji; Austrja wreszcie, z jednej strony wciągnięta przez Prusy do sprawy szlezwickiej, a z drugiej zagrożona, jako hegemon Rzeszy przez Napoleona nad Renem, wszelką myśl wspólnego działania z Francją odrzuciła i zbliżyła się do Rosji. Rozpoczęły się jednocześnie represje przeciw powstaniu w Galicji, gdzie w listopadzie już koło 1500 ludzi zamknięto w twierdzach w charakterze internowanych, rewizje zaś i areszty były na porządku dziennym.
Rosja perfidyjnie zapowiadając carskim reskryptem 12 listopada dalszy rozwój samodzielności Królestwa, w tajemnicy przygotowywała ostateczny cios polskości w tym kraju za pomocą rewolucji społecznej, na olbrzymią zakrojonej skalę.
Już bowiem we wrześniu car, wezwał do siebie bawiącego zagranicą z powodu swych nazbyt demokratycznych przekonań wybitnego działacza społecznego, Mikołaja Milutina, którego poznaliśmy już, jako niedoszłego naczelnika rządu cywilnego przed Wielopolskim. Po przybyciu tegoż car polecił mu zajęcie się sprawami polskiemi, zapowiadając powierzenie radykalnego zreformowania Polski. Milutin dobrał sobie jednakich ze sobą poglądów dwu ludzi: zapamiętałego wroga kultury zachodniej i Polski, kniazia Czerkaskija, oraz teoretyka słowianofilów moskiewskich, publicystę Samarina — i ruszył z nimi w końcu października do Polski, wstępując po drodze do Wilna, gdzie odbył konferencję z Murawjewem. Poczem, wraz z powołanym dla reformowania instytucji narodowych w Królestwie, polakiem, senatorem Arcimowiczem, trójca przyszłych reformatorów badała urządzenia krajowe i w początkach listopada, eskortowana przez oddział wojska, zwiedziła kilka miejscowości w Królestwie dla zbadania społeczeństwa, przedewszystkiem zaś kwestji włościańskiej.
Po ukończeniu studjów, Milutin i towarzysze złożyli carowi wyczerpujący memorjał, w którym podali projekt rozstrzygnięcia i ostatecznego załatwienia sprawy polskiej w Rosji. Podstawą polityki miało być według tego projektu, tak samo jak na Litwie i Rusi, przeciwstawienie wyższym, uświadomionym narodowo i pełnym tradycji potęgi Rzeczpospolitej, warstwom, obojętnej narodowo, a przepełnionej nienawiścią do szlachty masy chłopskiej. Obok tego, zdaniem reformatorów, niezbędnym było przeciwstawienie w Królestwie narodowi polskiemu — innych osiadłych tam grup narodowościowych: żydów, niemców, litwinów, które rząd rosyjski winien popierać. Co do sposobu rozstrzygnięcia kwestji włościańskiej w Królestwie, to Milutin i tow. uznali za konieczne usankcjonować to, co już wykonały Manifesty Styczniowe Komitetu Centralnego, biorąc jedynie w ręce władz rosyjskich wykończenie i ulegalizowanie faktycznego stanu kwestji włościańskiej, jaki już od początków powstania zgodnie z dekretami 22 stycznia wszechwładnie w Królestwie panował. „Stałość tajnego rządu i jego agientów w stosowaniu surowych środków dla wykonania dekretu o darowiźnie gruntów, jak również długie trwanie buntu, dają prawo sądzić, że włościanie, mimo nieufności, z jaką przyjęli ten dekret, przyzwyczaili się powoli do tego, że za używanie gruntów nie płacą nic, i że obecnie każdy nakaz, któryby bezpośrednio przywracał dawne czynsze, musiałby wywołać poważne trudności“ — oświadczał Milutin.
Jeszcze chwalebniejsze świadectwo wystawiał rozstrzygnięciu sprawy włościańskiej w Królestwie przez Czerwieńców polskich — Samarin. Zaznaczywszy potencjonalną siłę dziś biernej, lecz potężnej masy chłopa polskiego — konkluduje rosyjski słowianofil w ten sposób: „Jaka siła przeciągnie ostatecznie tę masę do siebie? Komu uda się zyskać współczucie mas dziś jeszcze chwiejące się? Od rozstrzygnięcia tej kwestji zależy ostateczne rozstrzygnięcie walki obecnej“. A następnie dodaje: „To, co rząd rewolucyjny ogłaszał, i to, czym on groził, nie pozostało pustą obietnicą lub próżnym złudzeniem. Umiał on domagać się surowego wykonania swoich rozkazów, i przez to cel swój osiągnął. We wszystkich majątkach szlacheckich, przez które przejeżdżaliśmy, jak również i w wielu skarbowych, wykonywanie powinności chłopskich ustało od pierwszego kwartału roku bieżącego, a w niektórych jeszcze wcześniej. Chłopi nam wszędzie o tym oznajmiali“.
W ten sposób zupełne zwycięstwo pierwszego okresu naszego powstania, kiedy to nasi straceńcy szli z gołemi rękami w bój, by umierać, „niosąc ludowi ziemię, a Europie protest przeciwko niecnej z Moskwą ugodzie“, bez żadnej innej nadziei, zostało stwierdzone przez wroga. Uwłaszczenia, dokonanego przez Komitet Centralny w pamiętną noc 22 stycznia, żadna już siła nie była w stanie cofnąć. Co ważniejsze, Milutin i tow. radykali rosyjscy, przez dziwną ironję losów wypełniali i drugą część programu „czerwieńców“: szykowali cios ostateczny zapoczątkowanej przez Wielopolskiego ugodzie polsko-rosyjskiej. „Polsce trzeba nie praw politycznych, z których niezdolna jest korzystać, ale reformy gospodarczej, któraby zmieniła jej postać i odrodziła lud“ — stawiał tezę Milutin.
„Nad brzegiem Wisły liberalizm spowodować może jedynie kłopoty bez wyjścia, lub krwawe rewolucje, jak wykazało zrobione doświadczenie. Po tylu próbach i zawodach rząd cesarski dziś winien, tak ze względu na swych polskich poddanych, jak i ze względu na siebie samego, spróbować śmiałej i radykalnej reformy kraju i organicznej zmiany wszystkich instytucji. Dla tych zaś reform i zmian, leżących zarówno w interesie państwa rosyjskiego, jak i polskiego ludu, niezbędnem jest porzucenie wszelkiej myśli o autonomji“.
W końcu też roku w Petersburgu już, jako przeciwwaga tajemniczego Rządu Narodowego w Warszawie, zasiadał tajny „Komitet do spraw Królestwa Polskiego“, który rozpatrywał i zatwierdzał jeden po drugim projekty reform politycznych, administracyjnych i socjalnych w Królestwie, wnoszone przez Milutina, Czerkaskija, nowego sekretarza stanu do spraw Królestwa — Płatonowa, lub Samarina. Projekty te miały doszczętnie zburzyć cały system urządzeń Królestwa i kłaść podwaliny pod zjednoczony nierozdzielnie z Rosją przyszły „Priwislinskij kraj“.
Prace „Komitetu do spraw Królestwa Polskiego“ szły jednocześnie ze wzrostem reakcji przeciw powstaniu w samym społeczeństwie polskim. Społeczeństwo, zmordowane walką beznadziejną i represjami, pożądało spokoju i coraz bardziej wrogo stawało względem powstania. Szlachta w niektórych okolicach zaczęła odmawiać posłuszeństwa organizacji narodowej, oraz zwracać się do urzędów rosyjskich i naczelników wojennych z prośbą o pomoc w ściąganiu zaległych czynszów od chłopów, co wśród mas ludowych wywołało głuche wrzenie. Korzystały z tego władze moskiewskie, agitując wśród chłopów przeciwko „pańskiemu powstaniu“ i przystępując do organizowania milicji chłopskiej. Drobnomieszczaństwo, przychylne dotąd ruchowi, zaczęło masowo przechodzić na stronę rządu moskiewskiego. Wreszcie w końcu listopada dwie zapadłe mieściny kujawskie: Nieszawa i Piotrków kujawski dały się uwieść szpiclom i podały adresy wiernopoddańcze z wyrazami potępienia dla powstania i nikczemnego służalstwa dla Moskwy. Było to sygnałem dla całej sfory naczelników wojennych — wyłącznie niższych oficerów. Dla każdego z nich stało się kwestją ambicji, ażeby z rządzonej przez niego okolicy wysłany był taki adres Rozpoczęła się w tym kierunku agitacja, uzupełniana represjami, groźbami i gwałtami. Masowo i głośno manifestowali swój wrogi do Polski stosunek żydzi i koloniści niemieccy. Wreszcie opuściło sprawę powstania i duchowieństwo z moskalofilskimi biskupami: Wołonczewskim na Litwie, a Łubieńskim — sejneńskim oraz Wincentym Chościak-Popielem — płockim — w Koronie, na czele.
W dniu 1 stycznia 1864 r., jakby symbol kapitulacji kościoła, po raz pierwszy z wież Tumu Płockiego rozległy się dzwony, milczące na znak żałoby od czasu wywiezienia arcybiskupa Felińskiego...
Trudne zadanie wobec takich warunków miał Traugut. Chcąc zaprowadzić jaki taki ład w wojsku narodowym, gdzie nieomal każdy dowódca oddziału czuł się niezależnym właścicielem partji, dyktator dekretem z 15 grudnia podzielił siły zbrojne powstania na korpusy terytorjalne: Sandomiersko-krakowski, Podlasko-lubelski, Zachodni i Litewski. Korpusy miały być podzielone na dywizje wojewódzkie, a te na pułki, według powiatów organizowane. Dowódcami korpusów zostali: gien. Bosak, gien. Kruk, pułk. Skała (wódz i organizator partji litewskich, oficer rosyjski — Jan Koziełł) i w kaliskiem — tymczasowo pułkownik Kopernicki.
Organizacja jednak szła z niesłychaną trudnością. Kraj był przeciw powstaniu widocznie. Drogi poprzegradzano rogatkami, przy których stały warty chłopskie, obywatelstwo odmawiało pomocy i pieniędzy, silne oddziały wojska przebiegały kraj we wszystkich kierunkach — chłopi na nowo zaczęli chwytać poiedyńczo lub małemi grupami zjawiających się powstańców, zdarzają się fakty denuncjowania ukrytych powstańców przez szlachtę i mieszczan, nie licząc epidemicznego wręcz szpiegostwa w masie żydowskiej. Mimo to, Bosak potrafił zorganizować koło 2,000 strzelców, 1,000 kosynierów i 960 jazdy. Siły te były podzielone na dwie dywizje: sandomierską pod Toporem (przedpowstaniowy działacz Wileński, a następnie dowódca powstania Mohilewskiego — kapitan Zwierzdowski) krakowską — pod niefortunnym wodzem z początków powstania — Kurowskim i dywizję jazdy — którą prowadził Markowski. Pułkami powiatowemi dowodzili: Rembajło, Zajkowski, Rudowski, Michalski, Rosenbach i Bogdan. Szefem sztabu był Markowski, a poszczególnemi oddziałami jazdy dowodzili: Krzywda, Denisewicz, Huragan (b. oficer kozacki — Podchaluzin), Solbach i Szandor. Ośrodek organizacji tworzyło Ś-to Krzyskie z główną kwaterą w Cisowie.
Krakowskie więc i Sandomierskie zostało zorganizowane. Gorzej szło w innych województwach.
W Kaliskiem — Kopernicki, zorganizowawszy niewielkie piesze partje, rozrzucone po powiatach, za pomocą drobnych oddziałków jazdy z trudnością otrzymywał związek między niemi, mimo niewielkiej ich liczby (koło 300 j.). W Mazowieckiem, po zniesieniu połączonych oddziałów jazdy powstańczej pod Życkiem — i klęsce Gąsowskiego, następcy Żychlińskiego — wziętego jeszcze w grudniu do niewoli pod Piasecznem, krążyły jedynie niewielkie wciąż topniejące partje konne, nie liczące ogółem nawet setki powstańców. Płockie po Nowym roku zamarło zupełnie. Oczekując pomocy z Prus, w Łomżyńskiem na czele jakichś 30 powstańców trzymał się ukryty Nowina (Kazigrodzki), a w Mławskiem — Myszycki. Drobniutkie, liczące razem koło 30 zbrojnych, partje Kulwicza i Songina krążyły w Sejneńskiem. Cisza cmentarna panowała na Litwie. Wileńskie zamierało już od październikowej rozprawy Wysłoucha pod Żyżmorami. W Grodzieńskiem jeszcze w lutym chodziły niesprawdzone wieści o błąkającej się jakiejś partji koło Białegostoku, lecz naogół już od października cisza była zupełna. Żmudź jedna trwała w polu. Pod Świętobrościem, Gojżewką walczył ks: Mackiewicz na czele resztek partji Staniewicza, Kuszłejki, Domaszewicza i Kończy (250 p. i 100 j.). Pobity i w większej liczbie nie będąc w stanie już trwać, dzielny ten partyzant trapił wroga jeszcze przez cały listopad, podzieliwszy partję na małe oddziałki. Wreszcie, w połowie grudnia przypadkiem dostał się ksiądz-rewolucjonista do niewoli i 28 t. m. został powieszony w Kownie.
Ostatni wojewódzki, Ignacy Laskowski, trzymał się z kilkoma oddziałkami (Sawy-Czerwińskiego, Kognowickiego, Piekarskiego, Grossa), liczącemi nie więcej nad 150 ludzi — jeszcze w styczniu. Nie widząc jednak możności dalszej walki — w połowie stycznia wyjechał za granicę. Część jednak upartych żmudzinów ukryta w lasach jeszcze długo czekała na wznowienie powstania.
Naogół w pierwszych trzech miesiącach 1864 r. — źródła wyliczają 137 utarczek w Królestwie i ledwie 7 na Żmudzi. Najwięcej, bo 37 stoczono w woj. Sandomierskiem, dalej idzie 33 utarczki w Lubelskiem, 23 w Krakowskiem, 16 w Kaliskiem, po 9 na Mazowszu i Podlasiu, 6 w Płockiem i 4 w Augustowskiem. Z małemi wyjątkami były to jednak niewielkie utarczki rozpaczliwie broniących się drobnych oddziałów z przemagającemi siłami Moskwy, noszące przytem czasami charakter rzezi. Bitwy kaliskie i płockie toczone były w ogromnej większości przez wkraczające z za kordonu oddziały, które tam organizował pułk. Callier. Z takich utarczek największemi były: krwawa rozprawa 22 marca partji Budziszewskiego (110 l.) między Pyzdrami a Ciążeniem, oraz potyczki oddziałów Brudra (Jan Wandel z 200 kaszubami) pod Gnojnem i Kosakowskiego (70 l.) 29 t. m., niedaleko Rypina. Obie potyczki skończyły się klęską powstańców. Zaznaczyć należy, że wszystkie te oddziały były zaledwie częścią siedmiu oddziałów, jakie pod komendą Calliera w ogólnej liczbie koło 2, 000 ludzi, miały wkroczyć do Królestwa. Partje te zostały po części rozbite, a przeważnie rozbrojone przez prusaków, którzy przytym aresztowali Calliera.
Z innych potyczek, a raczej pogromów, w Kaliskiem zanotować musimy: zniesienie partji Żubra (40 l.) pod Kuźnicą, Kozłowskiego (35 jazdy) pod Rozdżałami, Dębskiego (30 l.) pod Tuliszkowem. Próby ożywienia powstania kaliskiego przez Bosaka nie powiodły się. Wysłany przezeń Denisewicz z 200 piechoty, po bitwie pod Rogaczówkiem, został wyparty w Krakowskie. Jedyną w tym ciężkim czasie zwycięską potyczkę stoczył 25 lutego na czele 20 jeźdźców i 60 pieszych pod Koźminkiem — Kopernicki. Plagą powstania kaliskiego, która niemało przyczyniła się do wzrostu reakcji, byli grasujący w tym czasie udający powstańców bandyci, połączeni w dość liczne bandy.
Pogromem również trzeba nazwać dzieje powstania lubelsko-podlaskiego, które prowadził I korpus wojsk narodowych gien. Kruka. W d. 6 stycznia pod Uścimowem zostały zniesione doszczętnie resztki partji Ejtminowicza, Leniewskiego i Ponińskiego (razem koło 300 ludzi), przyczem poległ dzielny Ejtminowicz. Leniewski z niedobitkami trzymał się do dnia 9 lutego, w którym to dniu został zniesiony pod Konopnicą w Łukowskiem. Na parę dni przed pogromem uścimowskim zniesiona została żandarmerja podlaska w bitwie pod Oziembówką, przyczym dostał się do niewoli ciężko ranny, dowódca jej Kosa (dawny naczelnik żandarmerji warszawskiej, towarzysz Lempkego w organizacji zamachu czerwcowego na Rząd Narodowy — Paweł Landowski). Dalej, 24 stycznia śmiercią walecznych i klęską oddziału (100 jazdy) w bitwie krwawej w Sucholipiu zakończył swą kampańję Marecki, a na tydzień przedtym pod Rudą Korybutową został pobity i ciężko ranny — niezmordowany Walery Wróblewski. „Ćwieki“, dowodzeni przez Gromejkę, po zwycięzkiej potyczce 16 stycznia pod Rudnią, pobici zostali przez partyzantów i czerkiesów Zankisowa pod Brzostówką, a w końcu stycznia pod Zulinem doszczętnie niemal zniesione zostały resztki partji Grzymały i jazda Leniewskiego, a prócz tego, 18 stycznia, pod Starą Wsią — w pień wycięta została piękna partja (100 jazdy) hr. Komorowskiego, świeżo przybyła z Galicji. Pośpieszająca za nim piesza partja (100 l.) Jagmina, wobec tej klęski cofnęła się za kordon i dopiero w początkach lutego wkroczyła ponownie. Wzmocniony partją konną oddział Jagmina ucierał się pod Suchą Wolą. Czas jakiś w Lubelskiem walczył również (pod Wierzbicą i Żakrówkiem) z 150 piechoty i 50 jazdy — major Rylski, który jednak po utarczce w końcu stycznia pod Stawcami, ściśnięty zewsząd, wystrzelawszy amunicję — musiał oddział rozpuścić.
Po wzięciu do niewoli w początkach lutego Jankowskiego, z dawnych powstańców pozostał jedyny Krysiński, który, mianowany naczelnikiem obu województw, z maleńkim konnym oddziałkiem przebiegał ich teren, próżno nawołując do broni, oraz ks. Brzózka, krążący z 40 konnemi powstańcami po Podlasiu. Prócz nich, w marcu jeszcze istniały małe partje: chłopskie Flisa i Prężyny — w Zamojszczyźnie, konne: Rokitnickiego (30 j.). Etnera (30—40) Mioduszewskiego i paru innych. Głośno zapowiadane organizowanie nowych oddziałów przez pułk. Sawę (dawny dowódca powstania kijowskiego, kapitan rosyjski Rudnicki) skończyło się na niczym.
Na czele powstania w tym czasie stały: Sandomierskie i Krakowskie, gdzie Bosak, sprawując dyktatorską władzę, utrwalił przy pomocy działaczy cywilnych ks. Kotkowskiego, znanego nam już organizatora kleru przed powstaniem i Zapałowicza — organizację cywilną. Organizacji tej ułatwiała znakomicie zadania osobista wśród ludu popularność „polskiego gienerała“, jak chłopi nazywali Bosaka, oraz gorliwa propaganda idei narodowej na wsi.
Dzięki tej przychylności ludu, kampańja w Sandomierskiem trwała dłużej, niż gdzieindziej, i odnosiła niejakie korzyści. Z bitew głośnemi stały się kilkudniowe walki pułku stopnickiego (400 strz. i 40 kos.) pod Iłżą, zaznaczone zwycięskiem zdobyciem tego miasta przez Rembajłę, zwycięska potyczka miechowskiego pułku Waltera pod Kocimowem 21 stycznia i Rudowskiego pod Orońskiem 17 lutego. Powodzenia te jednak zostały zaćmione, a jedyna poważniejsza grupa sił powstańczych — rozbita, przez nieszczęśliwy atak połączonych oddziałów obu województw (1,000 p. i 40 j. — gdyż reszta jazdy w sile 300 ludzi została zatrzymana przez moskali pod Łagowem), w dniu 21 lutego — na Opatów. Po sześciogodzinnej walce powstańcy, nie mogąc wyprzeć zamkniętych po domach moskali, ustąpili, straciwszy 42 zabitych i 62 rannych, przyczym ranny pułk. Topór dostał się w kilka dni później w ręce moskali i został powieszony w Opatowie. Cofający się powstańcy pod Witosławską Górą ponieśli nową klęskę i poszli w rozsypkę.
W marcu głośniejszem ozwały się echem: klęska pułku radomskiego i resztek partji mazowieckiej w Kozienickich lasach, zniesienie oddziałów kawalerji powstańczej pod Wąchockiem, Częstocicami i Ostrowcem, wreszcie spore zwycięstwo Rudowskiego ze swym pułkiem opoczyńskim (zmniejszonym do 130 ludzi) pod Bliżynem 16 marca.
W końcu marca Bosak resztki swego korpusu w sile 800 piechoty i 250 jazdy zdołał skupić w Cisowie, gdzie wojewodami zostali: krakowskim — Rembajło, a sandomierskiem — Markowski; oddziały jednak rozprzęgały się coraz gorzej wobec szerzącego się z niesłychaną szybkością zniechęcenia. Zapanował okres reakcji przeciw powstaniu i okrutnych gwałtów moskiewskich.
Wśród zniechęcenia ogólnego w społeczeństwie przeróżne gadziny zdradzieckie śmiało podnosiły głowę i zawzięcie lżyły patrjotyzm i powstanie. „Dziennik Powszechny“, zamieniony niedługo potym na „Dziennik Warszawski“, skupia koło siebie zaprzedanych Moskwie publicystów, oraz otrzymuje z emigracji wyczerpujące korespondencje od zdrajców, dawnych członków organizacji. Prezydent Warszawy organizuje „Bal Polski“. Takież bale i adresy za pomocą gróźb i kontrybucji urządzają naczelnicy wojenni na prowincji... Podawanie adresów wiernopoddańczych zamienia się w jakąś orgję serwilizmu w treści, a przy tem, niestety, nie wszystkie podawane są pod przymusem. Na ogólną liczbę 589 adresów z 104,726 podpisami, krzyżami lub kółkami, które to symbole niepiśmienności przeważały, bodaj 308 z 69,645 podpisami przypadło na żydów. W lutym wreszcie adresy wiernopoddańcze w liczbie 13, opatrzone 3,220 podpisami, podały szlachta i duchowieństwo, które położyło 568 podpisów na adresach. Serwilizm wzmagał się w kraju, a z nim szła i dochodząca do ohydy demoralizacja polityczna.
Ciosem ostatecznym dla powstania było ogłoszenie w Galicji stanu oblężenia 29 lutego, a w Królestwie opublikowanie w tydzień później, dnia 6 marca z ogromną pompą carskich ukazów o uwłaszczeniu chłopów i urządzeniu gmin wiejskich. Ukazy te wprowadzały, jako obowiązujące prawo, zasady dekretu 22 stycznia 1863 r., nadając wszystkim chłopom pańszczyźnianym lub czynszowym na własność posiadaną przez nich ziemię. Szlachta miała otrzymać wynagrodzenie 4% mi, amortyzującemi się w ciągu 42 lat. Listami Likwidacyjnemi, które wykupywano i procentowano z opłat dodatku do podatku gruntowego. Dla utrzymania rozterki dworu ze wsią pozostawiono nieuregulowane serwituty na lasach i pastwiskach dworskich.
Drugi Ukaz, datowany 2 marca (19 lutego), znosił reformę gminną Wielopolskiego i tworzył wszechstanową gminę z wójtem, obieranym przez zgromadzenie gminiaków. Gmina miała się składać z folwarków i „gromad“ czysto chłopskich, rządzonych przez sołtysów i wzorowanych na wielkorosyjskiej „obszczynie“. Dla wprowadzenia w życie reformy włościańskiej i stworzenia gmin, oraz dla opiekowania się chłopem na przyszłość powołano nową instytucję: Urzędy włościańskie, z Komisarzy i Komisji włościańskich złożone.
Równocześnie jeszcze jeden Ukaz zapowiedział zupełną zmianę stosunków Królestwa przez utworzenie Komitetu Urządzającego, który bardzo szybko wziął w swoje ręce zupełne rządy Królestwem, zastępując Radę Administracyjną. Obok dyrektorów Komisji rządowych, do Komitetu Urządzającego weszli: Trepow, Arcimowicz i nowoprzybyły przyjaciel Milutina, Sołowjew.
Główną rolę w Komitecie, działającym według wskazówek Milutina, z Petersburga nadsyłanych, grał, mianowany Dyrektorem Komisji Rządowej spraw wewnętrznych, Czerkaskij.
„Ukazy“ rozpoczęły okres wytężonej agitacji wszelakiego rodzaju agientów rządowych i naczelników wojennych wśród ludu. Dzięki tej organizacji wśród chłopów bardzo szybko carofilstwo i nienawiść do „pańskiego buntu“ wzrastać zaczęły i malała coraz bardziej nadzieja utrzymania się w polu choćby do lata.
Nadzieja ta zmalała zwłaszcza po ogłoszeniu w Galicji i wprowadzeniu w życie stanu oblężenia. Więzienia galicyjskie wnet wypełniły się podejrzanemi, nad granicą rozciągnięto kordon wojskowy, a po drogach rozstawiono warty chłopskie, które uniemożliwiały wszelką komunikację obu zaborów... Ustał dowóz broni i amunicji do województw południowych, gdzie jeszcze trzymały się oddziały Bosaka, które też dla braku amunicji szybko zaczęły topnieć. Z Galicji, skąd mieli wkroczyć: pułk. Sawa i gien. Gołuchowski, nie wyszedł już ani jeden oddział, — przebywających tam natomiast powstańców setkami zaczęto wydawać władzom rosyjskim...
Mimo to Traugut trwał na stanowisku. Próbował on doprowadzić choćby do uznania powstania za stronę wojującą. W tym celu zainicjował stworzenie korsarki polskiej na Morzu Czarnym, którą miały wykonywać dwa statki: „Kościuszko“ i „Kiliński“, dowodzone przez 2 oficerów marynarki: Magnana i Zbyszewskiego. Nie udało się to jednak zupełnie. Zakupione statki nawet ruszyć się nie mogły, strzeżone bacznie przez szpiegów. Zawiedziony co do pomocy rządów, Traugut dał dyplomatom swoim zagranicą polecenie skomunikowania się z Garibaldim i żywiołami rewolucyjnemi z emigracji węgierskiej. Działa na półwyspie jutlandzkim już grzmiały; powikłań europejskich można było oczekiwać lada chwila, a w takim razie rewolucja środkowo-europejska miałaby duże znaczenie. Zdaje się też, że te układy z rewolucją nie mało i przyczyniły się, obok, niestety, starań reakcjonistów polskich, do ogłoszenia stanu oblężenia i wzmożenia trwających zresztą już od jesieni represji w Galicji. W konieczności trwania ruchu zbrojnego, utrwalał dyktatora i ks. Czartoryski. „Dopóki Polska pod bronią ze swym rządem na czele i z własną organizacją, dopóki Moskwa oglądać się musi, by rozpaczą narodu sił walczących nie zwiększać, dopóty też i zagranicą jest nadzieja, że Polska uzyska od Europy swych praw uznanie i możność ich obrony skutecznej. Jest nadzieja — pewności niema. Ale, jeżeli niema pewności wygranej, to przegranej jest pewność zupełna od chwili, gdy naród da sobie z rąk oręż wytrącić; zwyciężonych wróg tępić będzie bez litości, za upadłemi i w oczach świata poniżonemi, nikt się nie odezwie“ — pisał książę w swej depeszy do Trauguta z 24-go lutego, która do Warszawy nadeszła już po „Ukazach“ i wiadomości o stanie oblężenia w Galicji...
Jakoż Moskwa wysilała wszystkie swe starania, ażeby zdławić ruch narodowy. Przeciągnąwszy na swoją stronę „Ukazami“ masy chłopskie, mając już żydów i kolonistów niemieckich — resztę społeczeństwa starano się zmusić do uległości niesłychanemi represjami. Na bale, urządzane przez prowincjonalnych naczelników, sprowadzano kobiety polskie przy pomocy kozaków, kontrybucje za przykładem Murawjewa, nakładali naczelnicy wojenni aż do kwietnia, bez umiaru i żadnej kontroli. W więzieniach aresztowanych torturowano i maltretowano, po całym kraju odbywały się egzekucje schwytanych oficerów powstańczych i żandarmów narodowych. Po ulicach kozackie patrole i policja batożyły publiczność za lada fantazją. Szpiegostwo rozwijano koncesjami na szynki, wysokiemi nagrodami i t. d., kary pieniężne na kupców i obywateli dochodziły do potwornych rozmiarów. W kraju Ukazem 5-go lutego skonfiskowano 1660 majątków szlacheckich, na Litwie orgja represji i rusyfikacji trwała. Zabroniono po polsku wydawać gazety i książki, mówić po polsku w miejscach publicznych, całą nieomal inteligiencję polską usunięto z kraju, duchowieństwo skrępowano do ostateczności... Areszty szły za aresztami, mimo to, że już od jesieni cała organizacja powstańcza opierała się tylko na niestrudzonym Witorzeńcu-Kalinowskim. Wreszcie i ta ostoja padła w marcu, skutkiem zdrady. Kalinowski został aresztowany i z wielką paradą wobec olbrzymich tłumów ludu powieszony w Wilnie 22-go marca.
W Warszawie centralna organizacja narodowa rwała się wskutek aresztów i emigracji zagrożonych jej członków. W ręce siepaczy moskiewskich wpadli: dr. Dybek, Żuliński, Rafał Krajewski, Wohl, Burzyński, cała ekspedytura, wszystkie drukarnie i litografje Rządu Narodowego. Musieli uciekać: J. K. Janowski, Pieńkowski, Przybylski, Karłowicz, Gałęzowski. Sił brakło dla wypełnienia szczerb dotkliwych. Waszkowski żelazną ręką trzymał rwące się nici organizacji miejskiej. St. Krzemiński usiłował wpłynąć na Trauguta i do steru rządu wprowadzić żywioły czerwone, skupione w „Kole Rewolucyjnym“, będącym w opozycji przeciw Traugutowi i komunikującym się z lewym skrzydłem emigracji. Wreszcie nastąpiła katastrofa. Wydany przez brata Wacława Przybylskiego — Karola, oraz swego osobistego znajomego, lekarza Morawskiego, za pośrednictwem którego, jako nienależącego do organizacji, porozumiewał się z pozostałą w majątku rodziną, tajemny dyktator został 11-go kwietnia aresztowany.