Powstanie Styczniowe 1863—1864/Rząd narodowy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Powstanie Styczniowe 1863—1864 |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1921 |
Druk | Drukarnia Naukowa |
Miejsce wyd. | Warszawa, Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W czerwcu więc 1863 r. sprawa polska, podjęta przez Hotel Lambert w porozumieniu z dyplomacją francuską w połowie lutego, była przegrana. Akcja dyplomatyczna, na wielką zakrojona skalę przez Napoleona III, nie znalazłszy poparcia w Anglji i Austrji, z drugiej zaś strony — nieśmiało i dwulicowo prowadzona przez dyplomację francuską, nie chcącą palić za sobą mostów do sojuszu francusko-rosyjskiego, zmalała do niesłychanie nikłych rozmiarów. Rozmiary te nie odpowiadały zupełnie ani polskim dążnościom narodowym, ani też przedsięwziętej z polecenia dyplomacji francuskiej manifestacji zbrojnej na przestrzeni ziem dawnej Rzplitej Polskiej. Z drugiej zaś strony, ta akcja wywołała szalony wybuch nacjonalizmu rosyjskiego. Rosja, tak samo dobrze, jak Polska, rozumiała w przeciwieństwie do mocarstw Zachodnich całą doniosłość, oraz istotę walki polsko-rosyjskiej, jako walki Wschodu z Zachodem o Ziemie Europy Środkowej. Rozumiejąc to, przygotowała się do zajadłej obrony swych zdobyczy. Zastraszona groźną postawą Rosji dyplomacja Zachodu cofnęła się, opuszczając Polskę, wobec potęgi rosyjskiej — samotną.
W tymże jednak czasie, nagle nad Europą zawisła znów groza wojenna — tym razem ze Wschodu.
Rosja, pchnąwszy słabość i brak spójni mocarstw Zachodu, wystąpiła sama zaczepnie. Sojusz z Prusami i Ameryką dawał jej niejakie punkty oparcia dla zaszachowania Francji i Anglji w Meksyku i na morzach. Armja zaś, uporządkowana, zreorganizowana i doprowadzona przez ministra wojny, Milutina, do olbrzymiej na owe czasy cyfry 1,136,000 wojsk regularnych i 177 tysięcy nieregularnych, była wystarczającą do uderzenia na Austrję i pozbycia się na zawsze niepewnego sprzymierzeńca. Ludność, agitowana już od marca, rozentuzjazmowana dla cara, porwana byłaby z łatwością na bój o „wyzwolenie“ Rusi Halickiej i ostateczne złamanie nienawistnej Polski. Rozpętana burza socjalna w ziemiach polskich, litewskich i ruskich dawała zupełną gwarancję zgniecenia ruchu polskiego podczas olbrzymiej wojny europejskiej, jaką rząd rosyjski przewidywał w razie rzucenia się Moskwy na Austrję. Między też monarchami Rosji i Prus toczyła się ożywiona korespondencja na temat wspólnej kampańji przeciw Austrji i Francji, która, aczkolwiek trzymana w najściślejszej tajemnicy, w ułamkach i dalekich echach przedostawała się do wiadomości publicznej.
Jako odpowiedź na to, w Austrji ujawniły się: silny ruch w obozie katolickim, prący do wojny z Rosją, oraz żywe zaniepokojenie we Francji, która, chociaż mocno i w nader niedołężny sposób zaangażowana w zawikłania meksykańskie, okazywała jednak głośno gotowość do wojny... Ogólnie pachniało prochem w powietrzu.
Polskie żywioły polityczne z obozu umiarkowanego zapragnęły więc znów wzmocnić ruch powstańczy i do wybuchu oczekiwanej wojny bądźcobądź powstanie utrzymać. W Galicji znowu gorączkowo rozpoczęto przygotowania do wyprawienia partji na pomoc Królestwu, a do Warszawy wysłano emisarjuszy w celu skłonienia żywiołów umiarkowanych do ujęcia spraw powstania w swoje ręce.
Majewski oczywiście, jako dawny członek Dyrekcji Białych, a przy tym bożyszcze młodzieży, oraz osobistość, szanowana powszechnie w kołach spiskowych, odegrał tu wybitną rolę. Mając zapewnione oddanie sobie zabranych przez Waszkowskiego pieniędzy, zbliżył się on do żywiołów umiarkowanych i wspólnie z niemi opracował plan działania. Postanowiono utworzyć w drodze wyborów, przez elitę społeczeństwa dokonanych, przedewszystkiem zakonspirowany Rząd Narodowy, który miał się ujawnić dopiero po wyzwoleniu Warszawy. Do tego zaś czasu rolę Rządu Narodowego miało pełnić koło spiskowców, dobrane i kierowane według wskazówek zakonspirowanego Rządu Narodowego — przez Majewskiego.
Na zebraniu poważnego grona osób, wśród których był wybór ziemiaństwa, inteligiencji, mieszczaństwa, część profesorów Szkoły Głównej z rektorem Mianowskim i t. d., dokonano wyborów przyszłego Rządu Narodowego. Wybrani zostali: Ks. J. T. Lubomirski, Stanisław hr. Zamoyski, Karol Kurtz, dziedzic Otwocka i jeden z najbardziej znanych obywateli, Leopold Kronenberg i Karol Majewski. Ten ostatni natychmiast zorganizował zamierzony zastępczy rząd, do którego wszedł J. K. Janowski, jako sekretarz stanu, obok niego zaś — sam Karol Majewski, nauczyciel szkół — Władysław Gołemberski, jako przyjaciel Jurgensa, w tym czasie zmarłego w cytadeli, i Stanisław Krzemiński — zwolennik Mierosławskiego. Członkiem nowego rządu miał być też i Oskar Awejde, reprezentujący „czerwonych“. Litwa i Ruś reprezentowane były w Rządzie przez swych „sekretarzy“, którymi zostali: dla Litwy literat wileński i nauczyciel gimnazjum, Wacław Przybylski a dla Rusi — nauczyciel gimnazjum, zasłużony następnie pracownik na polu historji kresów, kijowiak — Marjan Dubiecki.
Nowy Rząd natychmiast zerwał z polityką radykalną swoich poprzedników i zajął się przedewszystkiem reorganizacją władz narodowych w kraju, które doprowadził do niebywałej doskonałości. Ideał państwa konspiracyjnego, stworzony kiedyś przez Gillera, został całkowicie urzeczywistniony. Organizacja miejska, założona jeszcze przez Jarosława Dąbrowskiego, pozostała bez zmiany nieomal, kierowana po dawnemu przez naczelnika miasta, którym został sekretarz Litwy — Wacław Przybylski. Policja narodowa, której naczelnikiem był Janek Biały (urzędnik policji Jan Karłowicz), oraz straż narodowa z terrorystycznym oddziałem „sztyletników“, dzielnie kierowana przez Pawła Landowskiego, zapewniały bezpieczeństwo konspiracji na długo. Łączność działań utrzymywał Sekretarjat Stanu, od początku powstania aż do lutego 1864 r. kierowany przez J. K. Janowskiego, wraz z ekspedyturą, która funkcjonowała znakomicie, angażując do swych usług urzędników kolei, poczty, biur wszelakich i urządzając biura porozumiewawcze w sklepach, urzędach prywatnych i t. d. Ekspedyturę długi czas prowadził Roman Żuliński.
Rząd Narodowy był jakby instytucją centralną dla Wydziałów, zawiadujących poszczególnemi stronami ruchu. Dyrektorami poszczególnych wydziałów (każdy wydział składał się z dyrektora, 2 sekretarzy i kilku referentów), między innemi byli tu czynni dłużej: zdolny kierownik polityki zagranicznej powstania, mecenas Henryk Krajewski, profesorowie Szkoły Głównej: Stosław Łaguna i Włodzimierz Dybek, finansiści: Henryk Wohl i Dyonizy Skarżyński, dalej — Rafał Krajewski, podpułkownik gieneralnego sztabu Gałęzowski, kapitan wojsk francuskich — Dembiński — (Eug. Kaczkowski).
Dwie ostoje Rządu Narodowego: prasa i finanse były zorganizowane wzorowo. Wydziałem prasy po ucieczce w końcu maja za granicę Gillera kierowali: Stanisław Krzemiński, Edward Siwiński i Przybylski. Tajnemi drukarniami zawiadywał współpracownik „Gazety Polskiej“, Wagner. Referentem prasy krajowej był młody literat — późniejszy krytyk — Wł. Bogusławski, zagranicznej — urzędnik kancelarji dyplomatycznej namiestnika — Radomiński.
Finansowość powstania załatwiała się poważnie przez bank Kronenberga za pośrednictwem Ruprechta i Wohla. Kasjerem Rządu Narodowego przez długi czas był kasjer Banku Polskiego, przechowujący tam gotówkę rządu — Ilnicki.
Opieką nad więźniami politycznymi, ich rodzinami, oraz rodzinami powstańców zajmowała się Rada Opiekuńcza oraz przeróżne: „koła pań“ „piątki“, „pomoce“ „kumy“ i t. p. Między najczynniejszemi pracownicami na tym polu były: Narcyza Żmichowska, Paulina Krakowowa, Seweryna Pruszakowa, Heyrychówny i w. in.
Prowincja podzielona była na województwa z cywilnymi wojewodami lub wojewódzkimi na czele, oraz naczelnikami sił zbrojnych. Województwa dzieliły się na powiaty, te zaś na miasta i wsie. Na czele organizacji lokalnych stali naczelnicy: powiatu, wsi, lub miasta. Wojewodami byli ludzie, otoczeni szacunkiem powszechnym i szczerze oddani sprawie narodowej. Wojewoda podlaski, Rawicz, powieszony w jesieni — nawet życiem, a wielu katorgą, więzieniem, lub emigracją przypłaciło swą pracę. Litwa, Ruś, Galicja i Zabór Pruski miały zupełną autonomję.
Litwa i Ruś latem 1863 r. właściwie straciły zupełnie już swoją organizację, rozbitą doszczętnie. Natomiast w Galicji na miejscu dawnych Komitetów, wysłany tam komisarz pełnomocny Rządu Narodowego, dawny jego członek, Maykowski utworzył Radę Prowincjonalną, która wraz z wojskowymi organizatorami: gien. Różyckim i pułk. Strusiem (podpułk. sztabu gieneralnego — Jan Stella-Sawicki), oddała duże usługi sprawie. W zaborze pruskim komisarzem pełnomocnym Rządu Narodowego był Stanisław Frankowski, a tamtejszy Komitet Prowincjonalny i cała organizacja narodowa, na szlachcie i księżach oparta, działała sprawnie i szybko.
Reprezentacje zagraniczne Rządu Narodowego były podwójne: agiencje dyplomatyczne, na których czele stał Wł. ks. Czartoryski, oraz tworzone różnemi czasy agientury zakupu broni, któremi dłuższy czas kierował, bardziej zresztą formalnie, niż faktycznie, gien. Mierosławski z tytułem organizatora gieneralnego. Organizacja dyplomatyczna, na której sumieniu leży przedłużenie walki powstańczej bez dostatecznego zgłębienia stosunków gabinetowych i stanu faktycznego sił i zamiarów mocarstw, stała całkowicie ofiarnością agientów dyplomatycznych — przeważnie patrjotycznej arystokracji. Najważniejszemi osobistościami dyplomacji powstańczej poza Wł. ks. Czartoryskim byli: przedstawiciel powstania w Wiedniu — Leon hr. Skorupka, gienerał Wład. Zamoyski — w Londynie; mąż zaufania radykalnych żywiołów — Józef Ordęga we Włoszech, dr. Tadeusz Oksza-Orzechowski — w Turcji.
Wybitną tu rolę odgrywali również: Agaton Giller, Ruprecht, Walerjan Kalinka, a Jan hr. Działyński, Guttry — w Poznańskiem, Jan Maykowski, St. Koźmian, St. hr. Tarnowski i „Czerwony książę“ — Adam ks. Sapieha, wybitna osobistość w organizacjach galicyjskich, aresztowany w lipcu, niemniej wywierający wpływ nawet z więzienia lwowskiego — w Galicji, a wreszcie mecenas Henryk Krajewski — w Warszawie.
Niezależnie od innych istniała zasłużona powstaniu reprezentacja Rządu Narodowego w Petersburgu, p. n. „Oddział Zagraniczny Rządu Narodowego“. Na czele jego stał wicedyrektor Departamentu Dochodów Niestałych Ministerjum Skarbu, Józefat Ohryzko. Oddział ten dostarczał powstaniu mnóstwa oficerów, mapy sztabowe, plany fortec, wiadomości i tajemnice dyplomatyczne i wojskowe, utrzymywał stosunki z rosyjskiemi żywiołami opozycyjnemi, rewolucyjnemi i t. d.
Taki był zarys ogólny poszczególnych instytucji Rządu Narodowego, jaki ostatecznie zorganizował się w początkach lipca. Skład tego rządu zmieniał się. Awejde, wysłany na Litwę, jako komisarz pełnomocny został tam aresztowany; Majewski, Gołemberski i Janowski pozostawali stałe w składzie rządu. Uzupełniali ich różnemi czasy: Stosław Łaguna, Włodzimierz Milowicz, inżynier Józef Grabowski i obywatel ziemski, cywilny wojewoda krakowski — Mieczysław Chwalibóg... Krzemiński, kilkakrotnie aresztowany i wypuszczany dla braku dowodów, a stale śledzony, w sierpniu musiał przestać uczęszczać na posiedzenia Rządu. Wybitny natomiast głos uzyskał, obok Karola Majewskiego, będącego echem swoich mocodawców, Wacław Przybylski.
Programową odezwę „do Ludów i Rządów Europy“ pióra Stanisława Krzemińskiego ogłosił Rząd Narodowy z datą 31 lipca.
„Pierwszy raz od chwili powstania naszego narodu odzywamy się do Was bracia w europejskiej rodzinie — pisze odezwa. — Odzywamy się dziś dopiero, bośmy pragnęli mówić nie na zasadzie bohaterskiej przeszłości naszej, ani też świętych praw naszych, lecz na zasadzie żyjącego faktu.
„Faktem jest już, nietylko ogólne powstanie narodu, nie potrójna liczba walczących w stosunku do broni w naszej mocy się znajdującej — ale faktem jest odrodzenie się organizmu narodowego, funkcjonującego mimo całych więzów zewnętrznych; faktem jest zmuszenie Moskwy do używania zamachów na ludzką naturę i Boski porządek rzeczy, bo niema w ludzkich kombinacjach sposobu na utrzymanie tego, co siła natury wyrzuca; faktem jest wszechwładza Rządu Narodowego nad wszystkiem, co polskie nosi miano, wszechwładza li tylko na dobrowolnym uznaniu oparta. Fakt to doniosły dla każdego, kto wie, że trzykroćstotysięczna armja starego żołnierza broni u nas władzy najazdu; dla każdego, kto nie chce niewidzieć, że za najdrobniejszą nawet uległość Rządowi Narodowemu Moskwa śmiercią płaci, o ile tylko ręka jej sięga.
„Ze stanowiska tego to faktu Polska do Was, Ludy i Rządy, przez organ władzy swojej przemawia.
„Pierwszem słowem naszem do Was jest dziękczynienie za współczucie, jakie nam w walce o niepodległość od jej początku towarzyszy. Współczucie to dowodzi, że stary Zachód nie zobojętniał na głos sprawiedliwości, nie wyparł się misji, przez Opatrzność na niego włożonej. Współczucie to wlewa w nas otuchę, że — da Bóg — po skończonej walce w bratniem ockniemy się gronie.
„Wiemy, że walka długa i trudna, wiemy już i z doświadczenia półrocznego, że tylko na siebie w niej liczyć możemy.
„Wiemy, że nie prędzej jej koniec, aż po zaspokojeniu zupełnym pragnienia niezawisłości. Napróżno Zachód łudził się, że jakiekolwiek reformy, cząstkowo stosowane, są w stanie zadowolić nasz naród.
„Niema dla nas szczęścia, bo niema jego rękojmi poza warunkami samodzielnego bytu całego organizmu narodowego.
„Napróżno Zachód łudził się, że trudna walka zmęczy nas i odprowadzi od jedynego zadania. Zachód, spokojny o byt swój, zapomniał, co to walka o życie, walka wywołana, żądzą uznania własnej istności, walka, z gołemi rękami rozpoczęta.
„Broń na wrogach musimy wprost zdobywać lub też z ciężkim trudem nabytą dodatkowo jeszcze krwią opłacać. Wiele sztuk broni w ręku żołnierzy naszych, tyle głów na jej zdobycie straconych. Jest to broń, krwią braci nabyta, takiej broni nie składa się. Moskwa jedna to czuje i wie, że na walkę nassą jedyny środek przeciw nam — zagłada.
„Nie o pomoc i ratunek Was prosimy. Dosyć sił Bóg złożył w organiźmie naszym, byśmy przy wolnem ich użyciu gwarancję życia dla siebie zdobyć potrafili. My żądamy tylko, abyście przeznaczeniu Waszemu i przekonaniu kłamu nie zadawali.
„Na zasadzie życia naszego, rwącego pęta niewoli, na zasadzie sympatji, mającej połączyć nas nierozerwalnym węzłem, żądamy zerwania sojuszu z Moskwą, co Was w Waszym pokojowym pochodzie krępuje, co wspólnikami zbrodni wbrew Waszemu przekonaniu Was czyni. Zerwijcie ten związek i uznajcie nasze prawa do życia, już w czynie istniejącego!
„Niech Was nie łudzą podszepty moskiewskie! Występując w imię zasad, na chorągwiach naszych wypisanych, nie przedstawiamy się Wam, jako burzyciele i zaborcy. Sprawa wolności i samoistności narodów zyska w nas nowe poparcie, bo na tych właśnie zasadach, stoimy a zarazem zbyt silnie czujemy solidarność narodów Europy, byśmy się kiedykolwiek na nią targnąć mieli. Ojczyzna nasza wystarcza nam, a wolność tyle nam jest drogą, że główniejszą podstawę praw naszych zasadzamy przedewszystkiem na wolnym uznaniu wolnych obywateli.
„Sympatje Wasze są za nami, ale siła Wasza za Moskwą. Przy nas sprawiedliwość, Wy — jej obrońcy, ale potęga Wasza przeciw nam się zwraca.
„Patrzcie, dokąd Was związek z Moskwą, na gwałcie dziejowym oparty, doprowadził. Wydzieracie broń, jedyną naszą ucieczkę, chwytacie tych, który wśród Was nam służą, ścigacie tych, którzy nam na pomoc biegną.
„Żądacie od nas poszanowania umów Waszych i traktatów, a temi traktatami dusicie nas; twierdzicie, że sprawa nasza jest sprawą sprawiedliwości, której obrońcami jesteście, jednak, jak Europa szeroka, z tą sprawiedliwością w podziemiach kryć się musimy. Do tego sojusz z Moskwą Was doprowadził!
„A Wasze słowa sympatji, niczym w czyn nie wcielone. Moskwa odrzuca, nazywając je podburzaniem do zamachu na porządek świata.
„Jeszcze raz więc w imię rozbudzonego na nowo życia w Polsce, w imię sympatji, jakie dla nas głosicie, wzywamy Was, pójdźcie drogą, którą nam wspólnie Opatrzność wskazuje; pogódźcie czyn i życie z uznaniem, jakie względem nas macie. Wyznajcie głośno, że Moskwa niema żadnych praw do panowania nad nami, a cała potęga środków cywilizacji i utrwalonych stosunków w Europie jak dziś przeciwko nam, tak odtąd niech przeciw wrogom naszym się zwróci. Tą ceną tylko polityka europejska zyszcze niewzruszone zasady. Tego tylko my od Was żądamy w imię porządku, w imię pokoju, w imię braterstwa ludów Europy“.
Jak widzimy, stanowisko Rządu Narodowego, (zwanego potocznie „Lipcowym“), zmieniło się zasadniczo. Nie była to dawna polityka demonstracji zbrojnej li tylko dla poparcia dyplomacji francuskiej, lecz manifestacja zbrojna o charakterze samodzielnym.
Oczekując zawikłań europejskich, polityka polska miała krwią swoich synów manifestować dążność narodu do niepodległości, bez względu na wskazówki dyplomacji obcej. Owszem, dziś Polska zwracała się do mocarstw Zachodu z wyrzutem za faktyczny sojusz ich z Moskwą i za opuszczenie Polski, jako jednego z członków wielkiej kulturalnej rodziny narodów Zachodu w jego walce z bizantynizmem Moskwy.
Nie idzie za tem, żeby pewność wybuchu wojny rosyjsko-austrjackiej, na którą, jak widzieliśmy, mocno się zanosiło i w oczekiwaniu której gorączkowo zbroiły się w tym czasie Szwecja i Rumuńja z wyraźnym frontem przeciwrosyjskim, — nie była najważniejszą podstawą taktyki rządu. Owszem, nie idąc tak daleko w swym oportunizmie, jak Komitet Centralny w swym ostatnim składzie (w maju), „Lipcowy Rząd“ zaznaczał swój lojalizm względem rządów na każdym kroku. Cesarzowi Francuzów np. miał, w myśl instrukcji, ks. Czartoryski wyrazić zaufanie Polski dla jego polityki z nadmienieniem jednak, „że tylko nieodbite potrzeby kraju mogłyby wprowadzić ruch nasz na drogę, bezpośrednio dla pokoju Europy niebezpieczną“. Dyplomaci Rządu Narodowego mieli nakazane zapewniać mężów stanu obcych, że sprawa polska daje wszelkie gwarancje dla porządku europejskiego, „że nie tylko obce nam są dążenia anarchiczne, ale owszem, że je z całą energją i zupełnym skutkiem zwalczamy, że pragniemy władzy rozumnej i sprawiedliwej, ale razem silnej i niezależnej“. Zarazem jednak Rząd Narodowy zdobywał się w swoich wystąpieniach dyplomatycznych na groźby: „jeżeli nie znajdziemy aljantów tam, gdzieśmy ich szukać i znaleźć powinni, musimy przyjąć te, jakie nam się nastręczają, żeby się ratować od zupełnej zagłady, jaką nam barbarzyństwo Murawjewa, i w Kongresówce, choć powolnie, działające, zagraża“.
Czegoś podobnego nie można było się spodziewać od dawnego Komitetu Centralnego, który udzielał dymisji dowódcom, energicznie przygotowującym pospolite ruszenie, lub też rozmyślnie różnemi środkami utrudniał udział w powstaniu legji zagranicznych.
Co się zaś tyczy rachub na pomoc zagraniczną, to Lipcowy Rząd nadzieje swe pokładał przedewszystkiem w zagrożonej przez Rosję Austrji. W tym też duchu trzymane były instrukcje przesyłane agientom wiedeńskim.
„Nie trudną zaiste rzeczą wykazać, że cokolwiek w dążeniu Rosji na Zachód jest groźnym i szkodliwym dla Polski, wszystko to staje się zarazem niebezpiecznym dla Austrji. Rosja bowiem, złamawszy element Polski i jego polityczne i cywilizacyjne znaczenie na Litwie i Rusi... sięgnie niewątpliwie po Ruś Czerwoną. ...Prądu tego jej polityki, czyhającego tylko na sposobność... żadna siła w przyszłości powstrzymać nie będzie zdolna... Też same tytuły mniemanej tożsamości narodowej, której Rosji do zaboru stanowczego dawniejszych polskich prowincji służą, rozciągają się także i do Rusi galicyjskiej“. Prorocze te słowa czytamy w jednej z instrukcji, wiedeńskiemu agientowi przez Rząd Narodowy wysłanych. „Oddziaływanie przeciwko napływowi barbarzyństwa wschodniego, dawniej mongolskiego i tureckiego, a dziś schyzmatycko-carskiego było zawsze i jest dotąd z gieograficznego położenia misją łacińsko-katolicką Polski i Austrji“... Oswobodzenie Polski od wpływów i ciążenia Rosji, zamknięcie tego państwa w naturalnych jego za Dnieprem i Dźwiną granicach, przyczyniłoby się nadto do zasług domu Habsburskiego dla Niemiec i osłabiłoby wpływ Prus, wasalstwem Rosji okupywany“.
Niestety, rachuby Rządu Narodowego na wojnę austrjacko-rosyjską zawiodły. Prusy, przygotowujące wówczas siły na Düppel, Sadowę, Sedan i Wersal, uratowały na razie pokój, odwlekając nieuniknione, jak słusznie zupełnie przewidywała ówczesna polityka polska, starcie Wschodu rosyjskiego ze Środkową Europą na pół wieku. Kosztem udaremnienia w tym czasie restytucji państwowości polskiej, Bismark okupił szybkie wzmożenie się Prus i zjednoczenie Niemiec.
Nie poprawiła zupełnie sytuacji nawet wprost prowokacyjna odpowiedź Rosji na noty czerwcowe. W odpowiedzi swej bowiem mocarstwom, Gorczakow ostro odmawiał rządom europejskim kompetencji przemawiania w sprawie polskiej, odmawiał wszelkich ustępstw na rzecz Polski i rzucał propozycję porozumienia się w sprawie polskiej trzech mocarstw rozbiorczych, co Austrja natychmiast odrzuciła.
Odpowiedź rosyjska, która, logicznie rzecz biorąc, nie powinna była pozostać bez energicznych ze strony mocarstw kroków, wznieciła nadzieje polskich polityków, dla których tajemnicą pozostawała cała akcja Bismarka, udaremniająca nieuniknione — zdawałoby się — starcie rosyjsko-austrjackie. Jeszcze bardziej podsycała opór Polaków dyplomacja francuska, mająca w powstaniu polskiem jedyny, choć niezmiernie słaby, środek zarówno do szachowania Rosji, jak i ukrycia swej sromotnej porażki. Hotel Lambert w tym czasie otrzymywał od dworu Napoleona III nowe miarodajne zapewnienia pomocy w niedalekiej przyszłości i polecenia trwania ruchu zbrojnego w kraju.
Walczono więc dalej. Lipiec i sierpień to był okres największego rozwoju polskiej demonstracji zbrojnej, choć walka coraz bardziej ześrodkowywała się w Królestwie Polskiem, dokąd powoli chroniły się wypierane przez olbrzymią przewagę moskiewską oddziały litewskie. Sto pięćdziesiąt ośm bitew, potyczek i drobnych utarczek wyliczają w ciągu tych dwu miesięcy źródła urzędowe rosyjskie i powstańcze raporty, stoczonych na obszarze Królestwa Polskiego, wobec 60 zaledwie na Litwie i Rusi, gdzie całe powstanie ześrodkowało się na Żmudzi i w Grodzieńskiem, słabe zaledwie oznaki życia dając w innych województwach.
Rozpoczął się lipiec straszną klęską z ogromnym nakładem pracy przygotowanej i mocno spóźnionej wyprawy gien. Wysockiego na Wołyń. W dniu 2 lipca, podzielone na trzy oddziały siły polskie w ogólnej liczbie 1860 l. przeszły granicę pod Radziwiłłowem, który miano wziąć na wstępie. Atak jednak z powodu niewykonania bardzo skomplikowanego planu przez poszczególne oddziały, nie powiódł się. Oddziały: Horodyńskiego i samego Wysockiego, uderzywszy na miasto w różnych odstępach czasu, poniosły zupełną klęskę, wycofawszy z krwawego boju niespełna 600 ludzi. Partja zaś Miniewskiego (500 l.), nie zdoławszy przybyć na czas pod Radziwiłłów, po kilkudniowych marszach po okolicy kordonu, powróciła bez skutku. Druga wyprawa na Wołyń w końcu lipca pod komendą Leszka Wiśniowskiego (koło 200 l.) została również wyparta za kordon, zabawiwszy na Wołyniu zaledwie 2 dni, wypełnione utarczkami z Moskwą.
Nie powiodło się wreszcie i pułk. Miłkowskiemu, który z 213 dobrze uzbrojonymi i wyćwiczonymi ludźmi, zorganizowanymi w Bułgarji, maszerował na Ruś przez Rumunję. Otoczony przez 1300 przeszło ludzi liczące wojska rumuńskie, oddział polski pomimo zwycięstwa pod Konstanaglją, musiał w dwa dni później złożyć broń i powracać w granice tureckie.
Nie otrzymawszy też pomocy z zagranicy, powstanie ruskie trwało jedynie w Grodzieńskiem. W ciągu całego lata walczyli tu Duchyński, Wróblewski, Włodek — zniesiony ostatecznie pod Berezowym Błotem 20. VII, Hołosko (Łukaszewicz), poległy w krwawej potyczce pod Lwowszczyzną w Słonimskiem, Młotek-Strawiński, konne partje Kobylińskiego, Górskiego, Kwapiszewskiego, Tołkina, dalej — bracia Ejtminowicze, Kołłupajło, Jundziłł, Leliwa i wreszcie Traugut. Ogółem powstanie grodzieńskie rozporządzało mniej więcej koło 1000 ludzi, przeważnie strzelców, i stoczyło w ciągu lata do 20 potyczek, z przeważającą nieskończenie potęgą moskiewską. Taktyka powstańców polegała na działaniu partji w porozumieniu ze sobą. Jednocześnie uderzano na słabsze oddziały Moskwy i rozpraszano się następnie, ażeby znów zejść się w naznaczonym punkcie. Z potyczek głośniejszemi były: Kobylińskiego pod Markowem, Ihnatkami i Rychłami w końcu lipca i początkach sierpnia i Duchyńskiego pod Bojarami i Nowosiółkami, które stoczył wspólnie z Wróblewskim. Ten ostatni, zająwszy stanowisko w leśnym ostępie Prużańszczyzny, wysyłał małe oddziałki na wszystkie strony, aż do połowy września, kiedy odparty stamtąd do Białowieży, pobity został pod Rudnią i wyparty do Królestwa. Do Królestwa również wparte zostały jeszcze w końcu lipca po bitwie pod Jeziorami połączone partje Lenkiewicza, Gleba, Sędka, Ostrogi, Lubicza: Kołyski (koło 800 l.) Bracia Ejtminowicze, po krwawej bitwie pod Łukowicą 20. IX, osaczeni zewsząd, również musieli przejść za Bug, tak że w drugiej połowie września powstanie grodzieńskie, poza małemi błąkającemi się oddziałkami, reprezentowała jedyna partja Barancewicza w Bielskiem (koło 100 l.), pobita w tym czasie pod Boćkami. W połowie lipca w walkach z przeważającemi siłami moskali, którym dopomagały tłumy podjudzonego chłopstwa, upadło po krwawych potyczkach pod Stolinem, Dąbrowicą i Kołodnem powstanie pińskie i kobryńskie, prowadzone przez Romualda Trauguta. Rozpuściwszy zmordowany dwumiesięczną kampańją oddział, schorowany Traugut udał się na kurację. Następnie, po wyleczeniu się, wódz kobryński wyjechał do Warszawy, skąd po porozumieniu się z Rządem Lipcowym, i przeznaczony przezeń na kierownika wojskowego, ruszył zagranicę dla zbadania spraw ogólnych powstania i rozstrzygnięcia wątpliwości co do dalszego prowadzenia walki. W Mińszczyźnie do września przetrwała partja z 33 ludzi złożona pod dowództwem Ruszczyca (porucznik rosyjski Remiszowski).
W Wileńskiem teror panował straszliwy. Ludność zastraszona odmawiała powstańcom wszelkiej pomocy, a silne kolumny rosyjskie, wzmocnione przez bandy milicji chłopskiej, przebiegały wsie i miasteczka, szukając śladów powstańców. W lasach wyrąbywano w różnych kierunkach proste i szerokie drogi, obok tego wzdłuż szos i kolei wycinano przestrzenie na 50—100 sążni szerokie. Drzewo rozdawano chłopom, z drugiej zaś strony ludność karano srogo za niezadenuncjowanie choćby faktu sprzyjania powstańcom. Ruch też osłabł. W całem województwie krążyło już teraz koło 500 ludzi, podzielonych na małe oddziałki. Znaczniejsze partje mieli jedynie Wysłouch (do 200 l.) pobity pod Klaryskami w połowie lipca i Pietraszyszkami 21 sierpnia, oraz Gustaw Ostoja, ze 100 ludźmi krążący w oszmiańskim powiecie. Wyparty z niego przeniósł się w Trockie, gdzie walczył jeszcze w październiku pod Rudnikami.
Mocno się za to trzymała Żmudź: w lecie stoczono tam koło 30 potyczek i bitew. Teror jednak panował nie mniejszy niż w Wileńskiem. Głośnym np. było spalenie osady Ibjan, gdzie ks. Piotrowicz organizował oddział. Ludność Żmudzi w ogromnej większości stała, mimo to, po stronie powstania, które latem rozporządzało w województwie koło 1300 zbrojnymi, w większości chłopami. Sam wojewoda Dłuski został co prawda pobity na głowę i wyjechał zagranicę jeszcze w początkach lipca, natomiast ks. Mackiewicz, Szymkiewicz, Staniewicz, Nieczuja (Bohdanowicz), Robak, ks. Dębski, Ludkiewicz, Pomian (Łukaszewicz), włościanie — Łukaszunas, Bitis i w. innych trzymali się dzielnie i nie ustępowali placu. Bitis jeszcze w październiku miał pod komendą 150 strzelców i 20 jazdy, a Łukaszunas na czele setki jazdy chłopskiej na żmudzkich mierzynach przebiegał województwo bez przerwy. Ks. Mackiewicz bił się pod Poniewieżem, Kiejdanami i pod Krakinowem, gdzie zadał Moskwie ciężkie straty. Nieczuja, ks. Dębski i Staniewicz w końcu lipca poszarpali moskala pod Szyrwintami. Krążyło również kilka drobniejszych oddziałów.
Poza Żmudzią jednak powstanie litewskie, jak widzieliśmy, upadało. Więzienia były przepełnione, całą nieomal organizację aresztowano, ludność polską rujnowano kontrybucjami, które nakładał na własną rękę każdy naczelnik powiatu, rabunki dobra prywatnego były na porządku dziennym. W społeczeństwie też zaczęła się reakcja. Chłopi, którym nadawano pośpiesznie ziemię i zakończano regulację stosunków ze szlachtą, masowo stanęli po stronie rządu; żydzi manifestowali swoje wrogie względem Polski stanowisko. Wśród szlachty i kleru górę wzięło stronnictwo, prowadzone przez służalców Moskwy: marszałka Domejkę, hr. Ożarowskiego, hr. Mostowskich, biskupów Łubieńskiego i Wołonczewskiego, prałatów Niemekszę, Tupalskiego i t. d. Zaczęło się podawanie przez szlachtę adresów wiernopoddańczych, inicjowanych przez moskalofilów, a podpisywanych przez ogół pod grozą aresztów i represji.
Wyrok śmierci przez Trybunał Rewolucyjny pow. wileńskiego na Domejkę, inicjatora pierwszego adresu, wydany i wykonany 11 sierpnia, przyczym zdrajca został jednak tylko raniony sztyletem, nie powstrzymał reakcji, która wzmagała się wraz z represjami. Organizacja rozpadała się i całą pracę spiskową podtrzymywał energiczny Konstanty Kalinowski, przemieszkujący w Wilnie pod nazwiskiem Witorzeńca.
W Królestwie reakcja również dawała się wyczuwać, począwszy od wywiezienia arcybiskupa Felińskiego. Gazety rosyjskie otwarcie pisały o konieczności zniesienia odrębnej administracji Królestwa i jego autonomji. Na Wielopolskiego uderzano, jako na osobistość podejrzaną pod względem prawomyślności politycznej. Wreszcie zmuszono Margrabiego do nieograniczonego urlopu i wyjazdu 16 lipca z kraju. Powoli cały zarząd sprawami Królestwa zabierał w swoje ręce feldmarszałek hr. Berg. Ratując swoje własne stanowisko, W. Ks. Konstanty uciekał się do ostateczności; za pośrednictwem zaufanych osób zamierzał stworzyć polskie stronnictwo antypowstańcze, to znów przez rektora Mianowskiego próbował pertraktować nawet z Rządem Narodowym, obiecując przywrócenie stanu z przed roku 1830... Proponował następstwo po Wielopolskim Andrzejowi Zamoyskiemu...
Wszystkie te układy, których szczegóły dotąd nieznane są w zupełności, nie doprowadziły do żadnego rezultatu. Naglony przez cara, W. Książę w końcu sierpnia oddał rządy w ręce Berga i wyjechał na urlop do Krymu. Represje, które trwały już od początków lipca, wzmogły się teraz...
W polu tymczasem przez całe lato walki wrzały.
Prócz wyprawy Wysockiego i Wiśniowskiego na Wołyń, organizacja galicyjska wysłała kilka dobrze uzbrojonych partji w Krakowskie, w ogólnej liczbie koło 1, 200 ludzi w ciągu lata, oraz małe partje (ogółem do 250 l.) ochotników w Sandomierskie i Lubelskie. Partje, które wkroczyły w Krakowskie, przeważnie zostały zmarnowane na wstępie zaraz. Konna partja Mycielskiego (60 l.) została wkrótce po przejściu granicy zniesiona pod Piotrkowicami; konny również oddział znanego nam z pod Komorowa Popiela haniebnie uciekł za kordon po pierwszej potyczce z moskalami, niedaleko Wolbromia; partja Tetery (pułk. austr. Taniewski) zmarnowana została zaraz po wkroczeniu, toż samo partja Rogalińskiego (200 piech. i 50 j.), którego widzieliśmy 12 stycznia pod Ciołkowem. Duża wreszcie i dobrze uzbrojona partja Krukowieckiego i Habicha (400 l.), przeszedłszy kordon, 15 sierpnia pobiła moskali pod Pieskową Skałą, lecz tegoż samego dnia, napadnięta w dalszym marszu, zmordowana bojem, pobita została na głowę przez nowy oddział moskiewski pod Imbramowicami, straciwszy 80 poległych, rannych i 40 jeńców. Sam Krukowiecki z garstką 20 niedobitków przez cały dzień, odcięty od oddziału, bronił się w Glanowie kilku rotom moskali. Straciwszy 10 towarzyszy, Krukowiecki pod osłoną nocy przerznął się do Krakowa.
Zadanie swoje świetnie wykonał jedynie Zygmunt Chmieleński, brat Ignacego, dawny oficer rosyjski i prof. z Cuneo, który miał wkrótce stać się bohaterem upadającego powstania. Wkroczywszy do Królestwa z plutonem jazdy, dzielny ten dowódca i organizator w kilka dni już stał na czele 300 piechoty i 200 jazdy, zwerbowanych w Królestwie. Z tym oddziałem Chmieleński rozpoczął kampańję, bijąc moskali 6 sierpnia w Janowie, poczem bił się pod Złotym Potokiem i Rudnikami. Odpocząwszy nieco, w połowie sierpnia Chmieleński toczy dzielne, choć niezupełnie pomyślne walki, pod Obiechowem, Białą, Ciernem, Warzynem, Czarncą, nigdzie nie pozwalając się znieść, aż wreszcie w końcu września cofa się na odpoczynek, stoczywszy na czele połączonych partji: swojej, Ottona (of. węgierski hr. Esterhazy) i Zaremby (podpułk. rosyjski Władyczański) w ogólnej liczbie 800 l. dużą zwycięską potyczkę pod Mełchowem. Prócz Chmieleńskiego, walczyły w tym czasie w Krakowskiem miejscowe partje: żandarmerja Bohusza (60 koni) i partja Iskry (obyw. wiejski Sokołowski, słynny awanturnik, osądzony i rozstrzelany za gwałty i nadużycia przez Chmieleńskiego), licząca 250 strz., 100 kos. i 50 j., która w połowie września stoczyła ładną potyczkę pod Małogoszczem.
Sąsiadujące z Krakowskiem Kaliskie w ciągu letnich miesięcy było widownią typowo demonstracyjnej kampańji, kierowanej przez gien. Taczanowskiego. Potworzone przez gienerała powiatowe oddziałki ułanów, oraz żandarmerja narodowa, przebiegały województwo alarmując rosyjskie załogi i staczając drobne utarczki, a unikając większych oddziałów. Wreszcie, ściągnąwszy do Sulimowa powiatowe oddziałki, Taczanowski, sformował dwa pułki ułanów, z któremi w sile 800 ludzi rozpoczął większą kampańję, kombinując swe ruchy z partją pułk. Kopernickiego (260 strz. i koło 150 kosyn.) i kilku luźnemi partjami: Lütticha, który z 60 jazdy powrócił w Kaliskie, Wal. Parczewskiego (koło 100 j.), Bykowskiego (partja pow. Tureckiego koło 90 p.). Starłszy się z Moskwą pod Zagórowem, Kleczewem, Zielęcicami, zniósł w końcu sierpnia oddział, złocony z ochotników-arystokratów rosyjskich, pod Sędziejowicami, a w kilka dni później — oddział czerkiesów pod Brzeźnicą. Na tym jednak zakończyło się jego powodzenie. W dniu 29 sierpnia, w bitwie pod Kruszyną wzięta we dwa ognia przez moskali partja Taczanowskiego poniosła straszną klęskę, straciwszy 60 zabitych, koło 150 rannych i 52 w jeńcach. Taczanowski po tej klęsce wyjechał zagranicę, a rozbitków pięknej partji w liczbie 300 jazdy zebrali z trudnością pułkownicy: Miśkiewicz i Słupski. Inne partje zostały pobite jeszcze dawniej: Bąkowski pod Poprężnikiem, Parczewski pod Dobrą. Rozbitków dowódcy przyprowadzili do Taczanowskiego nie nadługo przed bitwą kruszyńską.
Rywalizowało z Kaliskiem woj. Mazowieckje, gdzie pułk. Callier przeprowadzał organizację na wzór Taczanowskiego. Oddziały powiatowe, stałe i lotne (niewielkie partje konne 50—100 l.), były w całem województwie. Niektóre z nich dochodziły do poważnej liczby, jak choćby partja łęczycka Skowrońskiego, licząca 600 p. i 150 j. Siły województwa dokładnie obliczyć trudno, w każdym jednak razie dochodzić one musiały do 4,000 dobrze uzbrojonych powstańców. Większych bitew i tu unikano, choć głośnem echem ozwały się: zwycięska potyczka partji Skowrońskiego, Syrewicza i Parczewskiego pod Bielawami, klęska Skrzyńskiego, Syrewicza i Skowrońskiego pod Kterami, klęska Bajera pod Zdziarami, zwycięstwo Calliera pod Sobotą, które przypłacił dzielny pułkownik pod Złakowem klęską, i wreszcie zaszczytne dla oręża polskiego, choć niekorzystne bitwy: w końcu sierpnia i początkach września partji Brzesko-kujawskiej Sokołowskiego (105 j.) pod Krośniewicami, Gostyńskiej (100 l.) pod Walewicami, lub przybyłej po pogromie Taczanowskiego z Kaliskiego partji (130 strz., 90 kos. i 180 j), Szumlańskiego pod Wolą Cyrusową, a przedewszystkiem klęska połączonych pod dowództwem Skowrońskiego partji mazowieckich 10 września pod Dalikowem. Wśród partji mazowieckich głośną sławę zyskała sobie świetnie umundurowana i uzbrojona partja „Dzieci Warszawskich“ Żychlińskiego. Sformowana pod Mszczonowem partja ta wystąpiła na plac boju w początkach lipca w sile 360 kosynierów, 224 strzelców, 170 toporników i pikinierów i 60 jazdy. Komunikując się z oddziałami: Rawskim (160 j.) Grabowskiego i Błońskim (122 j.) Bajera, oraz krążącym nad Pilicą oddziałem (350 l.) Rudowskiego, Żychliński, dawny garibaldyjczyk i oficer wojsk Stanów Zjednoczonych, doświadczony z wojny Secesyjnej, która w tym czasie wrzała w Ameryce, wszedł w Sandomierskie. Tu, mając pod komendą 1,200 piechoty i 400 jazdy, Żychliński pobił moskali pod Ossą 10 lipca, lecz w parę dni później, maszerując po Rawskiem, osaczony przez przeważające siły moskiewskie z artylerją, pod Krynicą musiał rozdzielić swą partję na mniejsze oddziały. Sam przytem poniósł ciężką klęskę, wycofawszy z pogromu zaledwie 140 pieszych i 64 jazdy.
Powstanie mazowieckie trzymało się dzielnie w ciągu jesieni, a lotne oddziały pod wodzą Pawełka (Paweł Gąsowski), Glogiera, Zielińskiego, Orłowskiego i w. in. nieraz podsuwały się pod samą Warszawę, alarmując podmiejskie straże.
W Płockie w początkach lipca nadciągnęli: pobity pod Gruszkami Wawer, oraz Jasiński, Dąbrowski i Trąmpczyński z pod Drążdżewa. Połączyły się z niemi miejscowe partie: Tissona (Gostkowski), Tyszki, Grzymały, przez co w Pułtuskiem zgromadziło się koło 2,200 powstańców. Przeciwko nim ruszyło 2,600 moskali z 4 działami pod wodzą gien. Karcewa, zamykając powstańców w widłach Bugu i Narwi. Zręcznemi manewrami powstańcy zdołali wydostać się ze zdradliwej pozycji, lecz po wyjściu z obławy poszczególne oddziały, zmordowane marszami i pozbawione amunicji, poniosły klęski: Wawer i Jasiński pod Rząśnikiem 14 lipca, Trąmpczyński zaś w dwa dni później pod Sygami, przycem ranny, nie chcąc dostać się do niewoli, odebrał sobie życie. Prócz tego, większe potyczki stoczyły: partja płocka Kaszuby (Zgliczyński ze 134 l.) pod Dąbrowicami i Kuczborkiem, Jurkowskiego (300 l.) pod Koziołkiem, Suleckiego i Polaczka (500 l.) pod Kuczborkiem, gdzie powstańcy ponieśli ciężką porażkę, Szmajsa — pod Chromakowem 10 sierpnia. Jasiński po porażce rzaśniekiej, zreorganizowawszy swój oddział, bił się na czele 50 ludzi pod Rożanem, Radzimowicami i wreszcie 21 sierpnia został pobity ostatecznie pod Załężem. Uwijały się, prócz powyższych, jeszcze po Płockiem mniejsze partje: przasnyska — Dobrosielskiego, lipnoska — Kopytki, mławska — Kolbego II (porucznik ros. Witkowski), płockie; Cetkowskiego i Poznera. W początkach września nowomianowany naczelnik wojenny Sawa (kapitan w. ros. Roman) objął dowództwo nad nowouformowanemi dwoma oddziałami Kurpiów z oficerami w. ros. Rynarzewskim i Nowickim na czele, dwiema partjami pułtuskiemi: Lasockiego i Radwana, przasnyską Wiśniewskiego, mławskiemi: Gasztowta i Cieleckiego i partją „Złotych ułanów“ Ziembińskiego, która jednak szybko po swym utworzeniu się została zniesiona. Ogółem powstańców w Płockiem w lecie 63 r. liczono na 3,000—3,500 ludzi, niemal wyłącznie dowodzonych przez fachowców wojskowych.
W Augustowskiem, po odwrocie Wawra w Płockie ożywiły powstanie wkraczające z Litwy w lipcu partje: Kobylińskiego, Dahlena, Lubicza, Sędka, Ostrogi, Kołyszki i Lenkiewicza w ogólnej liczbie 1,000 przeszło ludzi. Po gieneralnym przeglądzie „litwinów“ w Serejach przez wojewodę augustowskiego, pułkownika Andruszkiewicza, weterana z 1831 roku, partje ruszyły w bój na nowym terenie, wspomagając skutecznie słabe oddziały Budrysa (Nieszokoć), Mieewicza, czysto chłopską (100 l.) partję Szpaka i parę drobnych oddziałków. Z bitew i potyczek głośniejszych zaznaczamy: pod Kozłową Rudą 21 lipca (Nieszokoć i Szpak) oraz zwycięstwa „litwinów“ pod Kryksztanami i Żywulciszkami, gdzie 25 lipca udaremniono przeprawę moskali przez Niemen. Piękną była kilkugodzinna potyczka połączonych partji Lubicza, Ostrogi i Sędka 21 sierpnia pod Mazuryszkami, gdzie strzelcy dzielnie wytrzymali szarżę jazdy moskiewskiej. W drugiej połowie września powstańcy augustowscy pod wodzą Brandta i nowego po Andruszkiewiczu naczelnika sił zbrojnych, Micewicza, odnieśli z pomocą miejscowych Kurpiów zwycięstwo pod Wincentą w Łomżyńskim, a współcześnie nieomal drugą porażkę zadały moskalom oddziały Ostrogi i Gleba pod Ryngaliszkami w Sejneńskiem. Potym jednak powstanie znacznie tu ku jesieni osłabło.
Najsilniejszem było powstanie latem pamiętnego tego roku w trzech województwach: Sandomierskiem, Lubelskiem i na Podlasiu, które miały stać się ostatnim pobojowiskiem powstania i w dalszym czasie.
Siły powstania Podlaskiego latem 1863 r., wynosiły przeszło 3,000 ludzi, przeważnie skupionych w większe partje, któremi dowodzili: Jankowski i Zieliński (350 strz., 400 kosyn.), Krysiński (220 str., 180 kosyn.), Grzymała (500), Lutyński (250) i kilku dowódców pomniejszych oddziałów. W sierpniu większą partję z 300 strzelców, 400 kosynierów i 350 jazdy zorganizował i stoczył z nią uporczywą bitwę, w której został ciężko ranny, pod Żelazną b. dowódca „Dzieci Warszawskich“ Żychliński. Jankowski i Zieliński w początkach lipca, połączywszy się z lubelskim oddziałem Ruckiego, stoczyli uporczywą bitwę pod Urszulinem, a w kilka dni później wspólnie już z partją Krysińskiego srodze zbili moskali, kładąc 176 trupem pod Sławatyczami. — Więcej godnych zaznaczenia potyczek na tym terenie nie było, tymbardziej, że znaczna część sił powstańczych Podlasia brała udział w walkach, jakie toczyły się w województwie Lubelskim.
Przedewszystkiem ruszyli tu, ciągnąc ku kordonowi po broń i amunicję, Jankowski i Zieliński, lecz zostali pobici w bitwie pod Częstoborowicami, gdzie moskale wymordowali przeszło setkę bezbronnych ochotników świeżo przybyłych do partji. Następnie zaś w Lubelskie przybyły partje Krysińskiego, Grzymały i Lutyńskiego.
Mianowany w tym czasie wojennym naczelnikiem Lubelskiego pułkownik Kruk (rotmistrz dragonów ros. Michał Heydenreich, przyjaciel Jarosława Dąbrowskiego i petersburski spiskowiec) niedawno właśnie na czele 500 ludzi przekroczył granicę, i odsadziwszy się od kordonu, stanął w okolicach Łęczny. W całem Lubelskiem poza nim było ponad 530 ludzi z partji Wierzbickiego, oraz koło 1,700 ludzi w partjach Lutyńskiego, Ćwieka (Cieszkowski), Ruckiego i paru drobniejszych, tak, że pomoc partji podlaskich była mu bardzo na rękę. Skupiwszy więc przy sobie koło 1,500 ludzi, Kruk ruszył w Krasnostawskie, gdzie 24 lipca stoczył niepomyślną potyczkę pod Kaniowolą. Już jednak 4 sierpnia, złączywszy pod swą komendą partje Krysińskiego, Lutyńskiego, Jarockiego, Grzymały i Wierzbickiego, w ogólnej liczbie 800 strzelców, 600 kosynierów i 200 jazdy, Kruk pobił na głowę 6 rot piechoty i 3 sotnie kozaków pod Chruśliną niedaleko Urzędowa. W parę zaś dni po tym zwycięstwie, Kruk, mianowany gienerałem, odmaszerowawszy na północ, na czele wyborowych oddziałów z partji Zielińskiego, Lutyńskiego, Wierzbickiego, Krysińskiego i Jarockiego, odniósł głośne zwycięstwo pod Żyrzynem, zdobywając 2 działa, 200 tysięcy rubli i 150 jeńców, a 192 zabitych i rannych wyrywając, prócz tego moskalom, z szeregu. Na kilka dni przedtym partja Cieszkowskiego w połączeniu z partją Ruckiego i przybyłymi z Sandomierskiego „czachowszczykami“, pozostającymi pod komendą szefa sztabu Czachowskiego, majora Eminowicza, pobiła moskali pod Depułtyczami niedaleko Chełma. W końcu sierpnia jednak świetne te potyczki zostały zaćmione ciężką klęską, jaką poniósł gien. Kruk, dowodzący partjami Krysińskiego, Wierzbickiego i Ruckiego pod Fajsławicami. 200 zabitych i 170 rannych powstańców zaległo pole bitwy, a 634 jeńców dostało się moskalom.
Klęska Fajsławicka zadała cios straszny powstaniu w Lubelskiem, zwłaszcza, gdy oddziały Jankowskiego i Zielińskiego cofnęły się po pogromie fajsławickim na Podlasie a Ćwiek i Eminowicz ruszyli w Sandomierskie, gdzie po utarczkach pod Iłżą i Kowalą-Stępociną ponieśli klęskę pod Wirem. Sprawy powstania nie podniósł i wkraczający w początkach września na czele 560 pieszych i 150 jazdy z Galicji Lelewel. Stoczywszy udatną potyczkę pod Panasówką i drobnych podjazdowych kilka utarczek, wzmocniony przez cofającą się z pod Wiru partję Ćwieka, Lelewel w dniu 6 września został na głowę pobity i sam poległ w krwawym boju pod Batorzem.
We wrześniu siły lubelskiego powstania, do 1,000 ludzi wynoszące, energicznie reorganizowały się w nowe partje.
W Sandomierskiem — po wycofaniu się partji „Dzieci Warszawskich“, działały niewielkie partje Marjanowskiego, Dolińskiego — w powiatach: opoczyńskim i końskim, Grabowskiego — w okolicy Białobrzegów i wreszcie powrócona dla ożywienia powstania z Lubelskiego partja „czachowszczyków“, prowadzona przez Eminowicza. W początkach września z krakowskiego po wypoczynku przybyła w granice województwa partja Chmieleńskiego, która już 9 września dzielnie walczyła z przeważającą liczebnie Moskwą pod Przedborzem, a stamtąd ruszyła dla skupienia koło siebie sił powstania sandomierskiego w Iłżeckie. Naogół biorąc, powstanie sandomierskie i krakowskie było w tym czasie najsłabsze. Poza słabemi partjami reprezentował je jedyny Chmieleński, stojący na czele jakichś 800 niespełna ludzi. W przeciwieństwie też do województw północnych, już we wrześniu cisza w województwach południowych panuje złowroga.
Miesiąc wrzesień można uważać za okres ogólnego osłabienia ruchu zbrojnego. Wszystkie, jak widzieliśmy, dosyć znaczne, bo przeszło 20,000 ludzi wynoszące, siły polskie były u schyłku lata w bojach z przeważającym nieprzyjacielem pobite nieomal wszędzie.
Rozbite partje skupiały niedobitków, energiczniejsi dowódcy na gwałt reorganizowali oddziały, które jedynie w Płockiem i Mazowieckiem były liczniejsze. Naogół zaś kampańja, wszczęta przez Rząd Lipcowy, zakończyła się klęską zupełną. Nie więcej nad jakieś 5,000 rozproszonych powstańców stało pod bronią w połowie września na całym terenie walki.
I w społeczeństwie znać było już znużenie bezowocną walką.
Wprawdzie nie słychać było głosów opozycyjnych przeciwko powstaniu i Rządowi Narodowemu; chłopi coraz częściej stawali w szeregach powstania. Pod Wirem już działał, zresztą bardzo nieszczególnie, półtoratysięczny hufiec chłopów-kosynierów. W ciągu całego lata dwa tylko wypadki represji względem chłopów na większą skalę mamy do zanotowania. W Dzbowie pod Częstochową we wrześniu powstańcy walczą z bandą chłopów, którym broń dostarczyli moskale. W rezultacie bandę rozbito, a czterech jeńców powieszono. Drugi wypadek taki, na większą skalę, miał miejsce w Domaczewie nad Bugiem. W lipcu Krysiński rozbił tu bandę chłopską z rusinów złożoną, a prowadzoną i uzbrojoną przez moskiewskich żołnierzy. Wrogo zaś w całym kraju względem powstania zawsze zachowywali się koloniści niemcy, których też wieszano bez litości, oraz fanatyczna czerń żydowska, podburzana przez prawowiernych cadyków i mełamedów.
Natomiast przegrana kampańja postawiła przeciwko Rządowi Narodowemu znowu opozycję Czerwieńców. Represje, jakie wciąż się wzmagały w Warszawie, bezowocność akcji dyplomatycznej, która zakończyła się zupełnym fiaskiem mocarstw Zachodu i tryumfem Rosji, podkopały pewność siebie Rządu. Wobec szemrań w opińji, podnieconej przez Czerwieńców, Majewski i towarzysze, opuszczeni przytym przez swych mocodawców — obywateli, w imieniu których działali, a którzy widząc bezowocność walki wycofywali się, zdecydowali się ustąpić. W dniu 16 września pieczęcie i dokumenty rządowe zostały oddane przez Majewskiego członkowi Rządu Czerwcowego i mężowi zaufania Czerwonych — Dobrowolskiemu. Na drugi dzień zaraz powstał nowy Rząd Narodowy z przebywającym za fałszywym paszportem w Warszawie, Ignacym Chmielińskim, na czele. Weszli do niego: Adam Asnyk, Wojciech Biechoński, Stanisław Frankowski, Kaczkowski i Kokosiński. Naczelnikiem miasta został Józef Piotrowski.
Cała organizacja narodowa na wieść o tej zmianie podała się do dymisji i Czerwoni, uchwyciwszy w ręce ster powstania, znaleźli się bez środków do wykonania swych zamiarów. Pomimo to, oparci na organizacji miejskiej, żwawo zabrali się do zaostrzenia kursu, rozpocząwszy swe rządy zamachem na Berga, za pomocą bomb w d. 19 września na Krakowskim-Przedmieściu wykonanym. Berg ocalał, natomiast rozpoczęły się w Warszawie niesłychane represje, na które znów Czerwoni odpowiedzieli zamachami na urzędników i policjantów. Nastała bezwzględna walka dwuch teroryzmów: rządowego i rewolucyjnego, która dotkliwie dała się odczuć miastu. Codzień niemal wychodziły rozporządzenia policyjne, krępujące do ostateczności życie obywatelskie, na placach warszawskich odbywały się egzekucje co parę dni, areszty i rewizje masowe były na porządku dziennym i teraz, niestety, ze skutkiem: co pewien czas wpadały w ręce zbirów tajne drukarnie, składy odezw i pism nielegalnych. Przybyły do Warszawy dawny oberpolicmajster, usunięty po pierwszych starciach manifestantów z wojskiem i policją w lutym 1861 r., gienerał Trepow, reformował policję, wprowadzając do niej moskali żołnierzy, podoficerów i oficerów. Rząd Narodowy wkrótce poczuł się osaczony zewsząd. Naczelnik miasta, Piotrowski został aresztowany i powieszony, Chmieleński i Frankowski, zagrożeni aresztowaniem, zbiegli. Czerwoni weszli w kompromis z Białemi. W imieniu organizacji Dobrowolski zaprosił znów do Rządu Gałęzowskiego i Janowskiego, którzy też wraz z Asnykiem, Narzymskim i członkiem Rządu Czerwcowego Kobylańskim tworzyli skład Rządu w początkach października. Rząd ten jednak nie miał żadnego wpływu na bieg spraw powstania, które upadało widocznie. Chaos spraw był zupełny, organizacja się rozprzęgła, stosunki z prowincją i ruchem zbrojnym były zupełnie zerwane.
W tym czasie powrócił do Warszawy wysłany jeszcze przez Rząd lipcowy zagranicę dla zaznajomienia się z biegiem spraw powstania i organizacją pomocy ruchowi zbrojnemu, dowódca powstania kobryńskiego, Romuald Traugut.
Mianowany przez Rząd Narodowy gienerałem, oraz przeznaczony do objęcia stanowiska członka Rządu, Traugut zagranicą konferował z szeregiem polityków, zarówno galicyjskich, jak emigracyjnych, widział się w Paryżu z ks. Wł. Czartoryskim, z całą plejadą Hotelu Lambert, zbadał stan sprawy polskiej w dyplomacji europejskiej, otrzymał posłuchanie u ks. Hieronima Napoleona, oraz ministra spraw zagranicznych Francji, Drouyn de Lhuys’a, i na podstawie swych dwumiesięcznych studjów przyszedł do przekonania, że powstanie należy wszelkiemi siłami przedłużyć.
Z tą myślą wracał do kraju. Chaos w sprawach powstania i opanowanie rządu przez Czerwieńców, nie mających żadnego posłuchu, ani poważania w społeczeństwie, uznawał za niemożliwość, którą należy zakończyć. Porozumiawszy się więc ze Stanisławem Krzemińskim, Janowskim, Gałęzowskim i Majewskim, postanowił sam ująć ster powstania i sprawami jego pokierować. Dobrowolski, przekonany o konieczności tego kroku, zgodził się łatwo, tymbardziej, że cała dawna organizacja narodowa wyrażała gotowość powrotu do pracy pod sterem Trauguta.
Po tygodniowym też pobycie w Warszawie, Traugut w dniu 17 października zjawił się na posiedzenie Rządu Narodowego. Oświadczywszy zebranym, że wobec krytycznego stanu spraw powstania, obecne rządy nadal nie są możliwe, zażądał wydania sobie pieczęci i dokumentów dla zorganizowania nowego Rządu. Wszyscy zgodzili się na to łatwo i ustąpili swych niebezpiecznych stanowisk bez protestu.
W ten sposób zapomocą konspiracyjnego zamachu stanu, rządy Powstaniem znalazły się w rękach Trauguta. Pomimo zapowiedzi, że zorganizuje nowy Rząd Narodowy z kilku osób według dawnych wzorów, Traugut po rozejrzeniu się w sytuacji i naradach z wybitniejszymi przywódcami ruchu, zaniechał tego, poprzestając na odnowieniu pośrednich ogniw Organizacji Narodowej.
U swego więc schyłku, stając na mocy przywiezionych z zagranicy przez Trauguta zapewnień o pewności blizkich powikłań europejskich do ponownej walki, Powstanie zyskało nową formę rządu — Dyktaturę tajemną, którą przez pół roku prawie miał sprawować generał Traugut.