Przez Syberyę i Mandżurię do Japonii/Wielki gościniec syberyjski

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Sieroszewski
Tytuł Przez Syberyę i Mandżurię do Japonii
Pochodzenie Na daleki wschód. Kartki z podróży
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia Rubieszewskiego i Wrotnowskiego
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wielki gościniec syberyjski.

„Z Wierchoturya do Tiumenia 45 mil... Gdyśmy przedtem słyszeli o Syberyi, inaczej o niej sądziliśmy, gdyż rozumieliśmy, że to kraj pusty i bardzo mało mieszkańców mający, lecz gdy tam przyjechaliśmy, zobaczyliśmy wielką wszystkiego obfitość i widzieliśmy wsie dość piękne i gęste, jechaliśmy słobodami dosyć bogatemi i niedługo jadąc, przy pogodnej chwili do Tiumenia miasta przybyliśmy. Miasto Tiumeń daleko większe i wspanialsze, niż Wierchoturya, niemniej w handle wszelkie i kupców sławniejsze, a co się tycze żywności, daleko większy dostatek znajdowaliśmy. Ryb i mięsa niełatwowierna taniość, kiedy karasiów kopę po kopiejce jednej, to jest po groszy polskich dwa płaciliśmy, mięso także funt po równej cenie i taniej dostać było można, a co należy do leguminy i nabiałów, te nadzwyczajną taniością kupowaliśmy. Baran kosztował 20 groszy“[1].
Tak przedstawiała się Syberya podróżnikom polskim w końcu XVIII stulecia. Taką znałem z opowiadań ojców, taką poznałem sam, gdy przed ćwierć wiekiem przeszedłem ją, przeważnie piechotą, od końca do końca. Mało zaludniona, ale zamożna, dzika, ale gościnna, pełna rozmachu i żywiołowej ufności w siebie i żywiołowego zamiłowania niezależności. Komu w Rosyi było źle, kogo uciskali ludzie lub własne wady, uciekał za Ural, szukał „Białych wód“, syberyjskiego, chłopskiego raju, gdzie ziemi w bród. Skoro Zachodnia Syberya przestała być takim rajem, koloniści dążyli dalej na Wschód, gdzie z łatwością znajdowali nietknięte jeszcze ludzką nogą ostępy. W takich gniazdach leśnych rodziły się nieraz i wychowywały pokolenia ludzi, którzy nie znali innej władzy prócz własnej wioskowej, oraz innych przedmiotów prócz własnych wyrobów. Publicysta syberyjski, Jadrincew, przytacza w swej zajmującej książce: „Syberya jako kolonia“, kilka przykładów odkrycia w połowie ubiegłego stulecia przez władze rosyjskie wsi dużych, bogatych, pięknie zabudowanych, posiadających sklepy, cerkiew i szkołę, a zupełnie nieznanych rządowi. Za moich czasów naczelnik okręgu Wierchojańskiego odkrył w ujściach Leny taką wieś jakucko-rosyjską, nieznaną nikomu.
Długi czas nie było w Syberyi żadnych dróg prócz spławnych rzek. Rzekami dostawali się do jej głębi śmiali myśliwcy, szukając drogich lisów i soboli; śladem myśliwców, prowadzeni i wspomagani przez nich, przyszli zdobywcy Kozacy, przybyli urzędnicy i poborcy podatków, pobudowano miasta i ostrogi (zameczki). Ale wszystko to trzymało się rzek, pozostawiając ogromne międzyrzecza nietkniętemi. Ładowne statki z pobranym jasakiem, z futrami, z kością lub towarami, prochem, mąką i ludźmi, spławiano lub holowano rzekami. Szły więc one Turą do m. Tiumenia, stamtąd Tobołem mimo Tobolska do Obi, dalej Obią i jej dopływem Ketą do Jeniseju. Z Kety do Kasu (dopł. Jeniseja) przewłóczono statki przez nizki, błotnisty, kilkuwiorstowy „włok“[2].
Z Jeniseju Angarą szły statki aż do Bajkału, Podróż trwała lata całe. Carski poseł, Spotharyusz, w XVII stuleciu zużył na przebycie jej dwa lata przeszło i w krótkiem swem sprawozdaniu mówi o niej miejscami ze zgrozą... Szczególnie dały mu się we znaki „porogi angarskie“, przez które holowano statki z wielkim mozołem i niebezpieczeństwem.
W XVIII stuleciu droga już cokolwiek zmieniła kierunek, wyprostowała się trochę. Przerąbano szlaki w ogromnych lasach, o których wyżej wspomniany Lubicz-Chojecki powiada, że „żaden z własnych tamtejszych mieszkańców końca onych nie widział, gdyż chcąc one lustrować, alboby z głodu umarł, albo też zbłądziwszy w nich, nazadby wyjść nie potrafił“.
Powstały nowe punkty administracyjne i handlowe: Tomsk, Krasnojarsk, Irkuck, które zaczęły rywalizować ze wszechmocnym dotychczas Tobolskiem. Ale ludzie i towary wciąż jeszcze odbywali podróż przeważnie wodą i latem. Dopiero w początkach XIX stulecia wykończono trakt lądowy, Wielki gościniec syberyjski, którego budowę zaczęto od Wschodu, tak, że część jego, najbliżej będąca Europy, była ukończona najpóźniej.
Potężna, szeroka wstęga tego gościńca legła malowniczym wężem przez stepy, góry, doliny, przerznęła lasy i bagna, wdarła się na posępne „uwały“, pokreśliła zygzakiem strome wiszary, obrzeżyła jeziora i topiele. Wzdłuż tego szlaku powstały liczne sioła furmańskie, zamożne, ludne, butne, handlowe i... rozbójnicze. Pięknie zabudowane, ciągnęły się niekiedy po parę wiorst wzdłuż drogi, miały niekiedy na każdym końcu cerkiew i dzieliły się na dwie parafie. Czasami cała wieś, albo jeden z takich końców był tatarski i miał meczet, jak np. w Syberyi Zachodniej. Oba wyznania żyły zwykle z sobą w dobrej zgodzie. Właściwie takie sioła były to małe miasteczka rolnicze. Rój folwarków, tak zwanych „zaimek“, otaczał każde. W lecie znaczna część ludności odchodziła na „zaimki“ dla uprawy roli i zbioru plonów. Za to w zimie na gościńcu wrzało życie w całej pełni. Na ulicach wieczorami rozbrzmiewały pieśni, i chłopcy z dziewczętami, wziąwszy się za ręce, tworzyli taneczne korowody. Tu zawiązywały się stadła małżeńskie, powstawały miłostki, składały się słoneczne, chmurne lub złośliwe pieśni i powieści. Nieraz chłopak, zrujnowawszy się na podarunki dla nieprzystępnej dziewczyny, zmawiał się z towarzyszami, zaprzęgał trójkę koni do nizkich, mocnych sani i wyjeżdżał w noc ciemną i zamiecistą na gościniec, gdzie długim, nieprzerwanym szeregiem, miarowym krokiem szły ładowne, kupieckie podwody. W upatrzonem miejscu sanki z mołojcami spadały, jak wicher, na karawanę: paki z jedwabiem, drogimi kamieniami, suknem lub herbatą bywały w mgnieniu oka odcięte, porwane i uniesione przez rącze, szalejące w biegu konie. Ale syberyjscy furmani, którzy sami nieraz w młodości urządzali podobne wyprawy, doskonale znali obyczaje zbójeckie, niebezpieczne uwały i wsie rozbójnicze, strzegli się napastników i mężnie bronili towarów... Stąd to w miejscach, gdzie „swawolono“, stały gęsto krzyże na mogiłach pomordowanych ludzi.
Podobne smętne krzyże przydrożne zdarzały się często również koło miast, gdzie gnieździły się odmienne organizacye rozbójnicze, towarzystwa łotrzyków, polujących na bogatych kupców, na przejezdnych, wiozących pieniądze. Strzegł się więc kupiec syberyjski, krył ze swymi interesami, z posiadaniem lub odbiorem gotówki, gdyż nigdy nie wiedział, czy go nie śledzą drapieżne jastrzębie oczy. Podróżni starali się jeździć gromadkami, gdyż nawet przejazd pocztą nie zawsze bywał bezpieczny, tak zwani zaś „przyjaciele“ czyli „wolna poczta“, chociaż wybornie zorganizowana i znacznie tańsza, żadnej nie dawała gwarancyi i wiele zbrodni leży na jej sumieniu. Zresztą zuchwali zbóje na nikogo nie zwracali uwagi. W roku 1894 na stacyi Kemiltej, pod samą wsią, pięciu opryszków według wszelkich prawideł sztuki wojennej wykopało formalną „transzeję“ i przez tydzień czatowało na pocztę, która miała wieźć z Irkucka pieniądze. Cała wieś wiedziała o zasadzce, ale nikt nie śmiał tych syberyjskich „chunchuzów“ wypłoszyć, lękając się zemsty.
Zbóje zabili wówczas pocztyliona, woźnicę, dwa konie, zabrali 30,000 rubli i znikli. W podobny sposób zrabowano rok przedtem za Bajkałem 10 pudów złota, należącego do kompanii Nimańskiej. A ilu zginęło rozmaitymi czasy przejezdnych, kobiet, dzieci... tego nie zliczyć! W niektórych jarach i odstępach widziałem do dziesiątka krzyżów.
Aby choć trochę ukrócić swawolę „zrzynaczy herbaty“[3], musiał generał-gubernator Sinielnikow wsie całe wysiedlać. Widziałem wsie takie zrujnowane, nawpół puste, drzwi i okna domów zabite deskami. Ale to mało pomagało.
Namiętności ludzkie oraz tłumy przysyłanych z Rosyi rok rocznie kryminalistów z łatwością wiły gniazda zbójeckie w innych miejscach, gdzie znowu wyrastały mogiły i krzyże. Głośnym był swego czasu bajeczny proces kupca A., burmistrza miasta Czyty, światowca i hulajduszy, przyjaciela wyższej administracyi, który zabijał pocztylionów, obdzierał pocztę i rabował przejezdnych długo i bezkarnie, gdyż miał konia okutego odwrotnie i wciąż mylił pogoń. Słynnym był również proces zbójów irkuckich, którzy o zmroku wyjeżdżali na ulice i łapali ludzi na stryczki. Kobiety uwozili za miasto, gwałcili i wrzucali w śnieg odarte, mężczyznom zabierali futra, pieniądze, zegarki... Nawet policya konna nie mogła sobie z opryszkami dać rady, gdyż rącze konie zawsze unosiły ich w porę. Wyśledzono ich nareszcie i przywódców ukarano śmiercią.
O ich śmierci i czynach długo w więzieniach syberyjskich śpiewano piosenki. Straszno „sanki“ znikły na jakiś czas z Irkucka, ale zjawiły się w... Tomsku.
Kryminaliści, zesłani z Rosyi, stawali się przywódcami i nauczycielami we wszystkich takich organizacyach zbrodniczych. Trzymali się oni zawsze gościńca, gnieździli we wsiach i miastach przeróżnych.
Kolej Syberyjska z gruntu zmieniła obyczaje drogowe, lecz jednocześnie podcięła ona i wiele innych ciekawych i nie zawsze złych starych urządzeń, drogich miejscowej ludności.
Chłop syberyjski nienawidzi kolei; nazywa ją pogardliwie „karą kobyłą“ (karka).
— Co nam z niej? Jeno ryczy, dzieci i bydło straszy! — mówią niechętnie, gdy ich ktoś zapyta.
Istotnie, kolej Syberyjska dotychczas nic nie dała syberyjskiemu chłopu, a wniosła ogromny zamęt w jego życie.
Większość ludności, jak powiedziałem powyżej, zamieszkiwała pas przydrożny i trudniła się furmaństwem, którego wpływ sięgał znacznie głębiej i dalej, niż zwykle przypuszczają.
Gospodarstwo chłopskie było oparte przedewszystkiem na hodowli i utrzymaniu koni, na produkowaniu przedmiotów spożywanych na najbliższym rynku miejscowym, we własnej wsi. Tam różaniec przesuwających się nieustannie taborów kupieckich potrzebował przedewszystkiem owsa i siana, następnie bydła na rzeź, drobiu, jaj, słoniny, jagieł i t. d. Na tym niedużym rynku łatwo się było gospodarzowi oryentować, podtrzymywać zawsze ceny odpowiadające cenie produkcyi, oraz produkować jedynie ilość niezbędną bez straty czasu i sił na nadmiar. Rynek nigdy prawie nie był przepełniony. Konkurencja działała słabo. Chłop bał się jedynie klęsk żywiołowych: gradu, suszy, pożaru, przymrozków letnich; z dumą mówił, że „nie zna innego pana prócz Boga i stanowego prystawa“.
Gdy potrzebne były chłopu pieniądze, czy to w zimie z powodu jakiej biedy, czy to w lecie przed omłotem zboża, czy na podatki, zaprzęgał konia, brał bat do ręki i udawał się z „zaimki“ do swej stolicy, do swego przydrożnego sioła, gdzie miał dom i całe obejście; tam czekał cierpliwie taborów kupieckich i wypadku. Na gościńcu syberyjskim, przy wielkiej mnogości przewozu i ruchu, wypadki były rzeczą zwykłą: to koń padł, to wóz się złamał, to woźnica zachorował. O zarobek nie było trudno.
— A co ci woźnice zjadali mięsa, jaj, drobiu, słoniny — nie do uwierzenia! Ile potrzebowali kaszy, mąki, kartofli, kapusty! Zawsze było za mało. Baby nasze nie mogły nadążyć sadzić. Konie też miały wartość, dobrego zawsze można było sprzedać, a i złego brali. I baran w cenie był, i świnia... — opowiadają chłopi o tych legendowych już czasach.
I tak było w istocie.
Kolej wszytko zmieniła odrazu.
Zarobki przy budowie kolei i na kolei, słabo związane z miejscowem rolnictwem, nieznane i nietrwałe, wymagają przedewszystkiem ciągłego pobytu na linii, potrzebują robotnika ruchliwego, łatwo przerzucającego się z miejsca na miejsce, przechodzącego bez trudu od zajęcia do zajęcia... słowem proletaryusza, albo specyalisty, nie rolnika. Rynki zbytu i giełdy cen uciekły w nieznaną dal, często na drugi koniec świata. Ich wahania się, spadki i wzloty zaczęły działać, jak jakieś nadprzyrodzone, niezrozumiałe siły. Chłop zgłupiał, zwątpił o sobie i w wielu wypadkach stracił ochotę do pracy.
Wzrósł wioskowy pesymizm i wzrosło pijaństwo.
— Czy tak, czy owak, nie ujdę biedy, więc się choć za swe kilka groszy pocieszę!
— Chodzimy teraz w ciemnościach i nie wiemy, co z nami będzie. Może będzie lepiej, a może będzie i gorzej. Teraz jest źle, bardzo źle, i nie wiadomo jak biedzie zaradzić!
Nadomiar, jednocześnie z koleją zwaliły się na syberyjskiego chłopa dwie ważne reformy: ustawa rolna (pomiar i podział gruntów), oraz nowe sądownictwo. Obie one wymagają od niego wielkiego naprężenia umysłu i znacznych środków pieniężnych. Tymczasem zarobki znikły, a niepewna przyszłość mąci spokój i ducha.
Podział gruntów między gminami i ograniczenie działków gospodarskich do 15 dziesięcin odrazu zabiły dawny sposób uprawy roli. Właściwie jej nie uprawiano, lecz poprostu porzucano wyjałowione grunta i przenoszono pola na inne dziewicze lub wypoczęte ugory. Uznanie lasów syberyjskich, z wyjątkiem niewielkich, przyległych gminom działków, za własność rządową i wprowadzenie straży leśnej uniemożliwiło karczowanie nowin i gospodarstwo „podsieczne“[4]. W braku ziemi zaczęto rozorywać łąki i zmniejszać hodowlę bydła. Chłop syberyjski doskonale rozumie korzyści starannej i systematycznej uprawy roli, ale nie jest to dlań bynajmniej rzecz łatwa.
Europejskie sposoby umierzwiania roli nie odpowiadają klimatowi i glebie syberyjskiej i, stosowane tutaj, nie dają pożądanych rezultatów, a niekiedy nawet dają złe. Długa i ostra zima, gorące, suche lato, krótka wiosna, podczas której woda śniegowa spływa w ciągu dni kilku, słabo zwilżając powierzchnię głęboko przemarzłej ziemi — wszystko to sprawia, że procesy chemiczne w glebie syberyjskiej są zupełnie inne, niż w europejskiej. Nie są one jeszcze wcale zbadane; wiadomo jedynie, że czarnoziem syberyjski różni się od czarnoziemu Rosyi Środkowej, Polski i Ukrainy, że siła jego rodzajna łatwiej się wyczerpuje i wolniej wraca. Musi więc chłop syberyjski przeprowadzić cały szereg kosztownych i zawiłych badań, nim nauczy się odżywiać swoją karmicielkę. Wiedzy on ma mało, pieniędzy coraz mniej i coraz mniej czasu. Ma natomiast trzy wielkie zalety, które mu ułatwią zwycięstwo: niepożytą energię, umysł trzeźwy i wielką miłość niezależności.
Pytanie jednak: czy mu starczy środków?
Budżet włościański, osłabiony przez kolej i znaczne koszta pomiarów gruntowych, ostatecznie poderwały wydatki na reformę sądową, bezwarunkowo potrzebną i pożyteczną, oraz na naczelników włościańskich. Nie będę się wdawał w ich krytykę, gdyż rzeczy to powszechnie znane. Dla charakterystyki stanu ekonomicznego wsi syberyjskiej dodać jednak muszę, że ostatnimi czasy wyłoniła się jedna jeszcze potrzeba, a mianowicie: przeniesienie i przebudowanie wielu dawnych siół.
Zdawałoby się, że w państwach z administracyą silnie scentralizowaną wszelkie przedsiębiorstwa i reformy przeprowadzane są z uwzględnieniem najróżnorodniejszych czynników i interesów społecznych.
Okazuje się jednak, że wcale tak nie jest. Z powodów niewiadomych np. kolej Syberyjska ominęła większość wsi traktowych. Wydaje się, że pociąg biegnie przez pustynię. Jedyne prawie sadyby są to nowe, trocinami i farbą jeszcze pachnące osady kolejowe. Rzadko gdzieś w dali mignie stare sioło syberyjskie z cerkwiami i szeregiem dużych, dostatnich zabudowań. Do tych sielskich stolic zjeżdżały na sezon zimowy żądne życia i wrażeń rodziny gospodarskie, rozrzucone przez całe lato po głuchych „zaimkach“. Życie płynęło wesoło, hulaszczo, nagradzano sobie letnie niewywczasy i trudy. „Zaimki“ były to z początku proste, zwykłe szałasy, budy lub małe chałupeczki bez okien i pieca, gdzie pracownicy kryli się jedynie na noc lub w słotę. Stały one nieraz bardzo daleko od wioski, o dwie, a nawet trzy mile, wśród łąk lub na gruntach uprawnych, i były porzucane bez wielkiej straty. Niekiedy okazało się, że warunki rolnicze tej miejscowości sprzyjają stalszej osadzie; wtedy budowano mieszkania większe i lepsze, stawiano szopy i chlewy. Ale wszystko miało zawsze charakter tymczasowy i było zastosowane do pory letniej.
Budynki miały cienkie ściany, obory były małe i duszne. Zimowy pobyt na „zaimce“ narażał na wiele niewygód, a nawet niebezpieczeństw ze względu na włóczęgów i złodziei, szukających w nich zwykle przytułku. Cennych rzeczy, sprzętów i pieniędzy nikt na „zaimkach“ nie trzymał; zresztą były one tam zupełnie niepotrzebne.
Obecnie, gdy gościniec syberyjski obumarł i sioła przydrożne utraciły swój dawniejszy charakter: giełd pracy i rynków handlowych, znikł powód do pobytu w nich.
Rolnictwo wystąpiło jako jedyna podstawa bytu, zażądało szczególnej pieczy i wysiłków. Konieczność nieustannego dozoru pól, potrzeba gromadzenia nawozu w pobliżu nich, oszczędności na czasie i pracy, zmusiły rolników do przedłużania pobytu na „zaimkach“, a nawet w wielu razach do zupełnego tam przeniesienia się.
Miało to jednak pewne niedogodności: miejsca wybrane dla „zaimki“ były zazwyczaj dla stałej siedziby nieodpowiednie. Brakowało miejsca do pojenia bydła, to znów wiatry i zadymki bardzo dokuczały; wreszcie budowle były tak liche, że niepodobieństwem było stale w nich mieszkać. Trzeba więc było budować nowy dom, i wybór miejsca stawał się bardzo ważną kwestyą. Warunki kulturalne i klimatyczne Syberyi wymagają ludnych wsi.
— Często takie śniegi padają, że jak mur odcinają nas od świata. Jedynie wielka wieś zdoła drogę w takich śniegach wyjeździć. Mosty i promy na licznych rzeczkach, groble na błotach, bezpieczeństwo osobiste, szkoła, administracya gminna, potrzeby kościelne i rodzinne, wskutek słabego zaludnienia wymagają skupienia się rodzin. Trzeba więc dla nowych sadyb szukać miejsc obszernych, z dobrym wygonem, z obfitą i smaczną wodą, na południowych stokach, gdzie udawałyby się ogrody, a jednocześnie miejsc niedaleko położonych od ornych pól i sianożęci. Wyznaczenie każdej gminie przez pomiary rządowe określonych granic, oraz podział ziem gminnych między oddzielnych gospodarzy, bardzo utrudniły wyszukanie dogodnego dla wszystkich miejsca.
Ale koniec końców, względy gospodarcze przeważają i z wielkim nakładem czasu, pieniędzy i trudu powstają zwolna nowe ogniska nowego życia, do których zwolna przepełzają mieszkańcy dawnych, rojnych siół.
W dawnych siołach coraz więcej zobaczyć można domów niezamieszkanych z zabitemi drzwiami, z wyłupionemi oknami, pustych, smutnych, umierających. A obok umiera piękna niegdyś, szeroka i zwiedzana droga. Przedstawia ona już tylko wązką, wiejską drożynę, zawianą i wyboistą, i jedynie słupki przydrożne, bielone miejscami kamienie, ładne mosty oraz potężne na spadzistościach zwroty i zygzaki, skopane przyczołki gór mówią o dawnem znaczeniu i wspaniałości tej drogi.
Na uboczu, daleko od niej, powstają nowo wioseczki, sąsiedzi łączą się w małe wysiołki, przecinają w tajdze drogi, kopią studnie, budują domy. Nie zawsze jednak odrazu trafiają na dobre miejsce; często wioska, świeżo powstała, bywa porzucana, lub rozwija się cherlawo, nie mogąc wzróść do rozmiarów, dla trwałego istnienia niezbędnych.
— A wszystko dlaczego: przez kolej! — mówi z goryczą chłop syberyjski.
Ale życie nie stoi na miejscu, i choć stopy jego kroczą po ludzkich istotach, wciąż idzie naprzód. Wszystko, co powstaje, rodzi się w bolach i utrwala przez dobrowolne lub wymuszone poświęcenie. Kolej Syberyjską zbudował i utrzymuje nie kto inny, tylko ten sam chłop, który z gniewem i bolesnem zdumieniem spogląda obecnie na przelatującego żelaznego smoka, gdyż jego koła naciskają przedewszystkiem na jego serce.






  1. „Pamięć dzieł polskich, Podróż y niepomyślny sukces Polaków“ przez urodzonego Karola Lubicz Chojeckiego. Warszawa, roku 1789, str. 69.
  2. Obecnie przekopano tam z wielkim trudem i nakładem kanał, lecz kolej Syberyjska zabiła go; zarzucony, zamula się z każdym rokiem, coraz bardziej zwęża, umiera. Powiadają, że już przestał być spławnym.
  3. Miejscowa nazwa rabusiów na gościńcach.
  4. Polegało ono na wycinaniu lasu i spalaniu go na miejscu. Ziemia, ogrzana i użyźniona w ten sposób, dawała setne plony. W miejscowościach wilgotnych, lesistych, zboże na małych, śródleśnych polach nie dojrzewa bez takiego poprzedniego ogrzania i osuszenia roli. A na to, aby to słońce zrobiło, trzeba długo czekać.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Sieroszewski.