Targowisko próżności/Tom III/VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Targowisko próżności
Tom III
Rozdział Uprzejmość lorda Steyne występuje w całem świetle
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1914
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek Jagielloński
Tłumacz Brunon Dobrowolski
Tytuł orygin. Vanity Fair: A Novel without a Hero
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

VI.
Uprzejmość lorda Steyne występuje w całem świetle.

Lord Steyne w porywach wspaniałomyślności nie rachował eię wcale; Crawley’owie najlepiej przekonać się o tem mogli. Szlachetny lord zajął się troskliwie przyszłością małego Rawdona i przekonał rodziców że czas już oddać go do szkoły. Cóż może być zbawienniejszego w tym wieku jak współzawodnictwo z kolegami i to starcie się z nowym, pozadomowym światem, tak dzielnie wpływające na rozwój umysłu i serca? Ojciec przedstawiał że środki jego nie wystarczają na umieszczenie syna w lepszym zakładzie; matka dodała że miss Briggs najlepiej odpowiada potrzebom umysłowym malca, który nie może mieć lepszego od niej nauczyciela, czego dowodzą postępy, jakie zrobił w łacinie języku angielskim i w innych gałęziach nauk; ale postępowy margrabia Steyne — administrator słynnego kolegium Whitefriars, urządzonego w dawnym klasztorze Cystersów — nie dawał się przekonać.
Jakkolwiek Rawdon nie czytał nigdy żadnej książki oprócz Przewodnika wyścigów, i jakkolwiekbądź ze wspomnień licealnych nic mu nie pozostało oprócz bolesnych dyscypliny razów, wielce jednak cenił nauki klasyczne, jak to angielskiemu szlachcicowi przystoi, i cieszył się myślą że syn jego zajmie kiedyś w świecie uczonym pewne stanowisko. Pomimo słabości, jaką miał dla syna, pomimo wielu względów, które to przywiązanie potęgowały, pułkownik zgodził się na oddanie syna do szkół, i jako dobry ojciec umiał dla dobra syna zrobić z swoich uczuć ofiarę. Niestety! aż do chwili pożegnania małego Rawdona nie znał całej doniosłości tej ofiary.
Po odjeździe syna z domu, ojciec uczuł wielki brak w życiu i poddał się smutkowi, o jakim synek zachwycony nowymi towarzyszami ani pojęcia mieć jeszcze nie mógł. Becky śmiała się serdecznie kiedy pułkownik starał się wyrazić swą boleść w szorstkiej i urywanej mowie, co tem dotkliwiej mu się czuć dawało. Ileż razy miał łzy w oczach kiedy spojrzał na opróżnione łóżeczko dziecka! Najwięcej cierpiał rano, wychodząc sam jeden na przechadzkę, w której mu zwykle Rawdonek towarzyszył. Jedyną wówczas dla niego pociechą było obcowanie z ludźmi, którzy jego syna bardzo lubili. Przepędzał chętnie całe godziny u lady Joanny i rozmawiał z nią o tysiącznych przymiotach ukochanego dziecka.
Mówiliśmy już że lady Joanna lubiła swego synowca, córeczka jej również się do kuzynka przywiązała i nie mało łez uroniła, kiedy się z sobą żegnali. Pułkownik wdzięczny był matce i córce za te oznaki czułości dla syna i śmialej odtąd wywnętrzał się przed nimi, dając im poznać w tych poufnych rozmowach najszlachetniejszą stronę swego serca, Rawdon pozyskał życzliwość i szacunek lady Joanny, ale bratowe coraz mniej się z sobą widywały. Dobroć i słodycz charakteru lady Joanny wywoływały uśmiech Rebeki, przeciwnie zaś zimne i suche serce mistress Rawdon oburzało tylko jej bratowę.
Też same przyczyny oddalały Rawdona od żony, chociaż starał się ukrywać to przed sobą samym. Rebeka bardzo mało tem się troszczyła; bo czyż było cokolwiek na świecie, coby ją mogło wzruszyć lub dotknąć? Uważała ona męża jak swego niewolnika lub co najmniej pokornego sługę, a czy był smutny lub niespokojny, mało jej na tem zależało; zawsze miała dla niego uśmiech pogardy na ustach. Główną jej myślą, jedynym celem było wzrastać w opinji publicznej, nabierać coraz więcej znaczenia u ludzi, i używać przyjemności jakich świat dostarczyć może.
Briggs miała polecenie zająć się wyprawą małego Rawdona. Molly, panna służąca, zawsze wierna i przywiązana, chociaż od dawna pensji jej nie wypłacano, zalewała się łzami żegnając malca. Mistress Rawdon nie chciała pozwolić swego powozu mężowi żeby odwieść małego.
— Powóz? a to na co — można wziąć dorożkę.
Becky nie szukała syna przed jego wyjazdem żeby go popieścić po raz ostatni, jak również i dziecko nie szukało matki żeby ją uściskać. Z tem wszystkiem pocałował swoją starą Briggs, której nigdy hojnie pieszczotami nie obdarzał, pocieszał ją nawet, obiecując że co niedzieli przychodzić będzie do domu żeby go zobaczyć mogła.
Jednocześnie, kiedy dorożkaż odwoził Rawdona do szkoły, Becky przejeżdżała eleganckim powozem aleje parku, otoczona młodymi ludźmi, którzy jej konno asystowali. Ojciec tymczasem powracał do domu smutny i złamany ciężarem najszlachetniejszego uczucia, jakie kiedykolwiek do jego serca wcisnąć się mogło. Podano obiad. Rawdon zasiadł do stołu w towarzystwie samej jednej Briggs, był dla niej więcej niż zwykle uprzejmym, bo potrzebował okazać jej wdzięczność swoję za starania około małego i za życzliwość, jaką mu okazywała. W głębi sumienia wyrzucał sobie pułkownik odarcie biednej Briggs z ostatnich jej funduszów, do czego się w części przyłożył popierając oszustwa żony. Długo jeszcze rozmawiali oboje o małym Rawdy, bo Becky wróciła tylko dla przebrania się i pojechała znów na obiad proszony do znajomych, Rawdon niepocieszony poszedł do lady Joanny na wieczór, żeby jej opowiedzieć wszystkie szczegóły swego rozstania z synem, i odmalować odwagę dziecka w tak smutnej dla niego chwili.
Przełożeni kolegjum bardzo byli łaskawi na chłopca, protegowanego przez lorda Steyne, mającego stryja w parlamencie i ojca pułkownikiem, którego imię nieraz się spotykało w Morningpost lub w Pogadankach salonowych. Malec zawsze miał pieniądze w kieszeni i wydawał je na ciastka dla kolegów lub na inne łakocie. W sobotę przychodził do ojca, dla którego był to najszczęśliwszy dzień w tygodniu, Ojciec prowadził go do teatru, albo jeżeli sam nie mógł, posyłał ze służącym. Z jakiemże zajęciem słuchał opowiadań malca o wszystkich zajściach szkolnych, o bitwach z towarzyszami staczanych! Wkrótce ojciec był obeznany z nazwiskami wszystkich nauczycieli i uczniów tak dobrze jak sam Rawdonek. Czasem zaś malec dotykał w rozmowie tak ważnych kwestji, jak gramatyka łacińska; wówczas to ojciec starał się okazać synowi że ten przedmiot nie jest mu zupełnie obcy.
— Pracuj, moj synu — mówił do niego z powagą. — Na świecie ten tylko ma jakąś wartość, kto pracuje; pamiętaj że tylko przez pracę można dojść do czegoś.
Pogarda, z jaką mistess Crawley traktowała męża, stawała się z każdym dniem widoczniejszą.
— Rób co ci się podoba... idź na objad dokąd chcesz.. pij sobie piwo lub dżin w kawiarni, jeśli nie wolisz wisieć przy lady Joannie... to mi wszystko jedno, tylko nie wymagaj tego żebym sobie krew psuła z powodu tego dziecka. Ja muszę się zajmować twojemi interesami i za ciebie myśleć, jeżeli ty sam tego nie umiesz. Do czegóżbyś już doszedł i coby dziś z tobą było gdybym cię była zostawiła własnym twoim siłom? Jakżebyś wyglądał w świecie, powiedz mi proszę, gdybym na ciebie uważać i tobą kierować przestała?
To pewna że we wszystkich salonach, odwiedzanych przez Rebekę, bardzo mało zajmowano się biednym Rawdonem, a zwykle zapraszano ją samą tylko, nie prosząc męża. Zdawałoby się teraz że mistres Rawdon zawsze tylko w wielkim świecie żyła, a kiedy zdarzało się że dwór przywdziewał żałobę, Becky od stóp do głów była czarno ubrana.
Zabezpieczywszy przyszłość małego Rawdona, lord Steyne, opiekujący się szczerze interesami Crawlej’ów, był tego zdania że dla ulgi w budżecie domowym należało miss Briggs odprawić koniecznie. Becky zresztą potrafiłaby już sama doskonale dom swój prowadzić. Widzieliśmy jak lord wspaniale dał swojej protegowanej pieniądze na zapłacenie długu pannie Briggs, która pomimo tego nie wynosiła się z domu. Milord wyciągnął ztąd niemiły wniosek, że pieniądze na ten cel przez niego pożyczone, zostały na inny obrócone użytek; nie był jednak tyle naiwnym żeby miał żądać wyjaśnienia od Becky, bo z góry był przekonany że jej na argumentach zbywać nie będzie; postanowił więc traktować tę drażliwą sprawę w inny, nierównie zręczniejszy sposób.
Pewnego dnia, kiedy mistress Rawdon była na przechadzce, milord wszedł do małego domku przy Curzon-Street i prosił miss Briggs o filiżankę kawy. Z początku mówił o małym Rawdonie, o dobrem jego sprawowaniu się na pensji, a w końcu przeszedł tak zręcznie do innego przedmiotu, że po kilku minutach wiedział już wszystko, co mu było potrzeba a mianowicie że miss Briggs nic od swojej pani nie dostała, oprócz jedwabnej sukni, i że ten upominek o mało nie rozsadził czułego serca nadmiarem wdzięczności.
Milord uśmiechał się słuchając tego miłego opowiadania. Cnotliwa Becky odmalowała mu z najdrobniejszemi szczegółami radość poczciwej Brggs kiedy odebrała tysiąc sto dwadzieścia pięć funtów. — Becky z żalem mówiła lordowi o konieczności pozbycia się tak okrągłej sumki, objaśniając gdzie i jak ten kapitał dla panny Briggs umieściła.
— Kto wie — myślała sobie mała filutka — czy milord nie doda coś jeszcze...
Ale milord nie spieszył się wcale z rozwiązaniem woreczka, w przekonaniu że już aż nadto okazał się wspaniałomyślnym.
Wyznanie panny Briggs jeszcze więcej obudziło ciekawość milorda; rzucił kilka nowych zapytań i Briggs wyśpiewała mu naiwnie wszystko, nie darowując ani jednego szczegółu od chwili kiedy miss Crawley zapis jej zrobiła. Zapytana o cyfrę zapisu, powiedziała że kapitał ten wynosił sześć set i kilka funtów. Co ją najwięcej uspokajało, to to, że pułkownik i mistress Rawdon przez wpływy baroneta potrafili korzystnie fundusz jej umieścić.
Zaledwie zacna Briggs lordowi tych wiadomości udzieliła, zaczęła natychmiast żałować swej niedyskretnej otwartości i błagała milorda żeby przy sobie zachował to wszystko, co słyszał od niej. Pułkownik, mówiła — był tak dobry dla niej, pan Crawlej mógł wziąć za złe jej gadatliwość i oddałby może jej pieniądze; a gdzieżby ona potem tak korzystnie kapitał ulokować potrafiła.
Lord Steyne śmiał się szczerze i obiecał że nie będzie nadużywać zaufania, wyszedłszy zaś ztamtąd widocznie był w lepszym humorze aniżeli zwykle.
— Cóż to za szatan! mówił sam do siebie; co za szalona zdolność do intryg i komedji w tej kobiecie. Nie wiele już brakowało żeby mi swoją przewrotnością nowej nie wyłudziła pomocy. Widziałem nie mało kobiet przewrotnych, ale wszystkie są obok niej początkującemi zaledwie w tem rzemiośle. I ja tej kobiecie pozwoliłem się tak usidłać, że jestem dzieckiem, igraszką w jej ręku i jej zamiarów nawet nie spostrzegam. Nie w kłamstwie i intrydze nikt jej nie dorówna!“
Ten nowy dowód zręczności podwoił uwielbienie, jakie Becky w lordzie budziła. Wyciągnąć pieniądze, to jeszcze nic nadzwyczajnego; ale wyciągnąć dwa razy tyle ile się potrzebuje i nie zapłacić nikomu, oto najwyższa sztuka. „Crawley nie jest tak głupi jak się wydaje — myślał sobie milord — on także dosyć zręcznie wywiązał się ze swojej roli w tej intrydze. Sądząc z jego powierzchowności i ze sposobu życia, komuby przyszło posądzić go o udział w podobnej sprawie? A to on jednak rękami swojej żony żar wygrzebał, żeby później samemu z tego skorzystać.“
Co do nas, którzy wiemy jak się rzeczy mają, musimy przyznać że milord bardzo się mylił. To jednak przekonanie, jakkolwiek fałszywe, zmieniło zupełnie postępowanie milorda względem pułkownika; od tej bo wiem chwili zaniechał wszelkich względów okazywanych dotąd mężowi Rebeki. Protektor mistress Crawley nigdyby nie przypuścił żeby te pieniądze u Rebeki zostać miały; co zaś do Rawdona to sądził go podług innych mężów spotykanych w życiu pełnem przygód miłośnych. Milord tylu już mężów kupił, że należy mu przebaczyć jeżeli pułkownika do tej kategorji zaliczył.
Przy pierwszem spotkaniu, kiedy lord Steyne znalazł się sam na sam z Rebeką, ironicznie winszował jej zręczności w dostawaniu pieniędzy, których jej było potrzeba. Chociaż nie przygotowana wcale, Becky nie była zakłopotaną. Jeżeli się kiedy do kłamstwa uciekała — co tylko w ostatecznym razie robiła, nie mając już innego wyjścia — to się wywiązywała z tego zadania śmiało i spokojnie. W momencie też ułożyła całą historję, którą opowiedziała lordowi, zacząwszy od wyznania że go poprzednio oszukała, tak — niegodziwie oszukała, ale czyjaż w tem wina?
— Ah! milordzie — mówiła — nigdy nie będziesz miał dokładnego pojęcia o tych męczarniach i nocach bezsennych jakie przetrwałam. Przed tobą, milordzie, jestem swobodną i wesołą; ale któż ci opisze wszystko, co cierpieć muszę, kiedy nie ma cię milordzie, żeby stanąć w mojej obronie? Mąż mój groźbami i najokrutniejszem obejściem zmusił mnie do proszenia cię o tę sumę, a przewidując że będę o to zapytywana, ułożył wszystko co mam odpowiedzieć, i surowo nakazał mi trzymać się tego. Zabrał natychmiast pieniądze, mówiąc że sam zapłaci miss Briggs: czy wolno mi było nie wierzyć jego słowu? Milordzie przebacz człowiekowi przyciśnionemu nieszczęściem, i zlituj się nad nieszczęśliwą kobietą.
Kończąc patetyczną przemowę mistress Rawdon zalała się łzami. Nigdy może cnota prześladowana nie była tak porywającą wybuchem swojej boleści.
Protegowana i jej opiekun pojechali powozem do Regent’s Park, gdzie mieli długą rozmowę, której tu przytaczać nie mamy potrzeby. Powiemy tylko że Becky wróciwszy do siebie, pobiegła po miss Briggs z promieniejącą twarzą i oświadczyła jej że dobre wiadomości przywozi. Lord Steyne, najszlachetniejszy z ludzi bez wątpienia, cały oddany jest wyłącznie jednej myśli: robienia dobrze ludziom. Teraz kiedy mały Rawdon umieszczony już na pensji, łatwiej jest matce obejść się wprawdzie na samą myśl rozłączenia się z ukochaną Briggs, ale szczupłe fundusze zmuszały ją do tej ciężkiej próby ze względów koniecznej na dziś oszczędności. Jedna tylko myśl ją w tym smutku pocieszała: że nieoceniona Briggs — dzięki szlachetności lorda Steyne — będzie miała daleko korzystniejszą jak obecnie posadę, Mistress Pilkington, ochmistrzyni w Gaunthley-Hall, z powodu podeszłego wieku i reumatyzmu, nie mogła już wydołać swoim obowiązkom w tak wielkim domu przy słabnących coraz siłach. Potrzeba koniecznie żeby ją ktoś zastąpił; a to jest bardzo świetna pozycja. Państwo ledwie raz na dwa lata przyjeżdżali do Gauntley, sama więc ochmistrzyni była panią samowładną w pałacu; dom mogła prowadzić otwarty przyjmować i zapraszać na objady okoliczne duchowieństwo i inne osoby szanowane w całej prowincji; jednem słowem była prawdziwą królową tej pięknej rezydencji. Dwie ochmistrzynie, poprzedniczki mistress Pilkington, powychodziły za mąż za wikarjuszów z Grauntley, a jeżeli mistress Pilkington nie poszła za ich przykładem, to tylko dla tego że była ciotką teraźniejszego wikarjusza. Nim stanowczy układ nastąpi, miss Briggs mogła pojechać do Gauntley i przekonać się naocznie czy to miejsce byłoby dla niej stosowne?
Słów nam brakuje żeby odmalować uniesienie wdzięczności, z jakiem Briggs przyjęła oświadczenie Rebeki. Jedyny warunek przez nią postawiony, przyjęcia propozycji, była obietnica — którą Becky z łatwością udzieliła — że Rawdonek będzie często do Gauntley dojeżdżać dla odwiedzania ulubionej swej Briggs. Gdy Rawdon powrócił z miasta, Becky pobiegła udzielić mu tej wiadomości, ku wielkiemu zadowoleniu pułkownika, który widział się dopiero oswobodzonym z ciężkiego kłopotu płacenia pannie Briggs jej należytości. Z tem wszystkiem Rawdon nie był jeszcze uspokojony zupełnie, bo kiedy opowiedział Southdown’owi, co lord Steyne postanowił, Southdow patrzył na niego wzrokiem obudzającym w umyśle pułkownika nowe podejrzenia.
Rawdon mówił o tym nowym dowodzie przyjaźni lorda Steyne przed swoją bratową, która na tę wiadomość dziwny wyraz twarzy przybrała; toż samo było i z baronetem.
— Ona jest nadto żywa, nadto... wesoła — mówili oboje do Rawdona; nie dobrze jest pozwalać jej samej jednej bywać na balach, jeździć po spacerach. Należałoby żeby ktoś zawsze był przy niej i nie odstępował, chociażby to być miała jedna z sióstr z Crawley.
Zapewne nie byłoby może zbytecznem żeby ktokolwiek był ciągle przy Rebece. Ale trudnoby wymagać od zacnej Briggs żeby miała odrzucić tak świetne propozycje. Co prędzej więc upakowała swoje rzeczy i puściła się w drogę. Oto jakim sposobem przednia straż domu Rawdona wpadła w ręce nieprzyjacielskie.
Sir Pitt poszedł w parę dni potem do bratowej żeby wyjaśnić niektóre drażliwe kwestje, jak również powody wyjazdu panny Briggs. Napróżno Becky usiłowała przekonać go że protekcja lorda Steyne jest koniecznie jej mężowi potrzebną, że byłoby niegodziwością pozbawiać biedną Briggs tak świetnej pozycji, itd. itd; ani słodkie uśmiechy, ani wdzięczne przymilania się nie zdołały zachwiać przekonaniem baroneta, który się starł trochę z bratową, tak nie dawno jeszcze przez niego uwielbianą.
Pitt mówił o honorze i niepokalanej sławie rodziny Crawlejów. Wyrzucał Rebece otaczanie się młodymi Francuzami, łatwość w przyjmowaniu wszystkich salonowych modnisiów, a nawet ciągłe wizyty lorda Steyne i przesiadywanie z nim po całych godzinach sam na sam, podczas kiedy powóz jego stał ciągle przed jej domem. Baronet dodał że jako głowa familii zaklina bratowę żeby nadal była więcej w postępowaniu swojem oględną bo świat zaczyna już się nią zajmować, i wiele niedobrych pogłosek krąży o jej stosunkach z lordem, który pomimo wysokiego stanowiska i niezaprzeczonych zdolności może przesadzoną grzecznością skompromitować każdą kobietę.
Becky obiecała zastosować się zupełnie do uwag i wymagań szwagra, ale lord Steyne nie zaprzestał swoich wizyt codziennych, co podwajało gniew baroneta. Nie umiemy powiedzieć czy lady Joanna była kontentna lub nie, z tego że stosunki jej męża z bratową bardzo się oziębiły. Lord Steyne bywał jak zawsze na Curzon-Street, sir Pitt przestał bywać tam zupełnie, a lady Joanna była tego zdania żeby nie przyjmować nawet zaprosin na szarady do Gaunt-House; ale baronet uważał że to byłoby niestosownie, kiedy Jego Królewska Wysokość miał zaszczycić wieczór swoją obecnością.
Sir Pitt przynajmniej wyjechał z balu bardzo wcześnie, z czego lady Joanna była niezmiernie kontentna. Becky mogła zaledwie kilka słów du szwagra przemówić, ale nie raczyła poznać bratowej. Pitt Crawley wyraził się dosyć surowo o Rebece, nazwał ją impertynentką potępił enegicznie nieprzyzwoite występowanie bratowej w tych scenicznych arlekinadach. Po skończonem przedstawieniu wziął brata na stronę i ostro go upominał że się kompromituje, pozwalając żonie na te dziwaczne maskarady.
Rawdon upewnił brata że będzie rozważniejszy. Przedtem jeszcze, ulegając wpływom bratowej, pułkownik stał się wzorem cnót domowych. Zarzucił bilard, nie chodził do klubu, siedział w domu i nie odstępował żony na spacerach i salonach o ile to mu się udawać mogło. Ile razy lord Steyne przyjechał na Curzon Street, zawsze zastawał tam pułkownika. Kiedy Becky chciała wyjść sama, lub była gdzie bez męża zaproszona, Rawdon występował energicznie ze stanowczem veto; wówczas głos jego nabierał wyrazu nakazującego posłuszeństwo, Becky zdawała się uszczęśliwiona widząc że mąż się nią tak szczerze zajmuje, i jeżeli czasem nawet ją wyłajał, nigdy nie szukała odwetu. Tak w domu jak i pomiędzy ludźmi miała ona zawsze słodki uśmiech dla męża i starała się tylko myśli zgadywać. Rzekłbyś że miodowe miesiące wróciły: zawsze ta sama uprzejmość, wesołość, otwartość; zawsze ze strony Becky to samo zaufanie.
— Jak jestem szczęśliwą — mówiła do męża na przechadzce — że ty jesteś przy mnie zamiast tej starej warjatki Briggs! Wychodźmy zawsze razem; ach! mój Rawdonie, jakżebyśmy byli szczęśliwi żebyśmy mieli choć niewielki majątek!
Jeżeli się zdarzyło Rawdonowi zadrzemać po objedzie w fotelu, to budząc się nie widział przed sobą nadąsanego oblicza żony, nie słyszał cierpkich wymówek; ale przeciwnie znajdował uśmiech słodki na ustach żony, i czuły pocałunek od niej w czoło odbierał. Wówczas nie mógł wytłumaczyć sobie podejrzeń, które w jego głowie nie wiedzieć zkąd powstały. Podejrzywać? O! nigdy! Co za nierozsądek obawiać się przywidzeń, mających źródło w śmiesznej zazdrości. Becky kochała go jak zawsze miłością szaloną, namiętną, a jeżeli zbierała tryumfy w świecie, to już nie ją samą obwiniać należy, ale naturę, że ją obdarzyła przymiotami, które jej wszystkich serca podbijać muszą. Jakaż kobieta potrafi tak rozmawiać, tańczyć lub śpiewać jak ona?
— Ach! — mówił do siebie Rawdon — gdyby ona mogła mieć jeszcze choć trochę serca dla syna!
Ale matka i syn nie wiele czuli sympatji do siebie.
Wśród takich to okoliczności spotkała Rawdona przygoda, którąśmy w poprzedzającym rozdziale opisali, kiedy nieszczęśliwy pułkownik z balu zamiast powrócić do domu, udał się do więzienia za długi.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Makepeace Thackeray i tłumacza: Brunon Dobrowolski.