Walka o język polski w czasach Odrodzenia/6

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Morawski
Tytuł Walka o język polski w czasach Odrodzenia
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1923
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
6.

Wspomnieliśmy tak kilka druków ważniejszych z zarania szesnastego wieku. Piśmiennictwo to głównie z religji czerpie natchnienia, lub pracuje pod hasłem uszlachetnienia ludzkości. W następnych latach idzie w tym samym kierunku, rozwija się bujnie i postępuje naprzód. Rok 1543 bywa uważany za epokowy w wzmożeniu się tego rozwoju. Reformacyjne natchnienia i spory wysuwają się na pewien czas na czoło. Żywe poczucie i potrzeby religijne od r. 1551 wywoływają z kolei cały szereg przekładów Biblji. Potem od r. 1550 aż do r. 1570 budzi się wskutek ożywionego życia politycznego między szlachtą bogata literatura polityczna[1]. Publicystyka wywoływa w tych latach całe szeregi traktatów i książek. W końcu wreszcie tego okresu i w następnych latach po r. 1570 pojawiają się już czysto literackie utwory, nie wyłącznie natchnione chęcią pouczania, moralizowania, nawracania, lecz poczęte w głębi duszy autorów, wysnuwające z przeżyć, czy radosnych czy bolesnych, pieśń i zwierzenia. Na ten ostatni stopień rozwoju wprowadza literaturę Kochanowski.
Łacina jeszcze nie zanika; jeżeli przyznaje polszczyźnie pewną równorzędność, nawet większe prawa, to stara się ona w niektórych zakresach osadzić mocno i dla siebie te dziedziny wyłączyć. Jeżeli do tego czasu słyszeliśmy pewne odgłosy walki między dwoma językami, to walka ta w następnych czasach mimo rosnącej samowiedzy polszczyzny nie wstaje i w wielu szczegółach się znaczy. Znaczy się więc w napominaniu do pokonywania trudności w polskim języku, w napominaniu do szanowania tego języka, w pewnej nieśmiałości autorów piszących w ojczystej mowie, a wreszcie w wyrzekaniu innych na zachłanność polszczyzny. Wyrzekano niekiedy na grubość języka polskiego, jego rubaszność; mówiono o nieforemności, niesposobności i »zatrudnieniu« naszej mowy, która na dworskie mówienie, t. j. pewną wykwintność stylu i wysłowienia, długo zebrać się nie mogła. Nikt tak często o tych niedomaganiach polszczyzny nie wspominał, jak ten, który często z niemi się zmagał, a często ich zmóc nie zdołał, — Mikołaj Rej.
Więc jeżeli w pierwszej połowie szesnastego wieku napotykaliśmy tak często wyznania autorów i drukarzy, że do rozmnożenia pisma polskiego chcieliby się przyczynić, to około połowy stulecia i w drugiej jego połowie napominania, aby Polacy język swój narodowy gorliwszą otaczali opieką, bynajmniej nie milkną, lecz powtarzają się z niemniejszą natarczywością. Snują się one przez wszystkie Reja utwory. W Postylli z r. 1557 jest pełno tych upominań; biada tu Rej nad »czartowskiem« zgnieceniem języka polskiego w kościele, »aby temu prostaczkowie zrozumieć nie mogli«; nad tem, że w kościele katolickim »pienie kościelne i pisma i inne nauki rozlicznemi języki były szafowane«, tylko nie polskim. Przypomnieć warto że w protestanckim obozie często się upominano o wprowadzenie języka narodowego nawet do liturgji, jak to czynił między innymi Modrzewski; że kościół tam uchodził za głównego wroga narodowych języków, z których używania w sprawach religji miały rzekomo wypływać herezje[2]. Szlachta skarżyła się na jednym sejmiku ówcześnie: »ta też nam się wielka krzywda widzi od księży, albowiem każdy naród ma w swym języku pisma, a nam księża każą głupimi być«. Rej w Postylli swej usiłował przekonać króla, że z częstszego używania mowy polskiej wypadnie wielka chwała i korzyść Bogu, królowi i społeczeństwu[3]. W Wizerunku z r. 1558 czytamy znów skargę: »Niedbalszych ludzi niemasz jako Polacy, a coby się w swym języku mniej kochali«. — Wreszcie w Żywocie z r. 1568 znowu czytamy: »wszyscy narodowie językiem swym pisali; jednochmy w swym języku prawie zadrzemali«. Szereg tych utyskiwań moglibyśmy pomnożyć wypisami z innych pisarzy.
Zaczynała się od połowy panowania Zygmunta zwolna poprawa. Ale ci, co po polsku pisali, poczuwają się do obowiązku usprawiedliwiania swego śmiałego kroku. Pewna nieśmiałość autorów często jest widoczna. Uderza aż do połowy wieku ukrywanie nazwisk pisarzy w tytułach pod pseudonimami albo inicjałami. Ani Bielski, ani nawet Rej częstokroć nie wypisywali własnego nazwiska, lub początkowemi literami nieco je przysłaniali. W pismach poruszających sprawy i rozterki religijne taka ostrożność była może potrzebną. A z drugiej strony w materjach religijnych i polemice religijnej język polski się zalecał, jeżeli autor chciał wśród szerszej publiczności znaleźć oddźwięk i zrozumienie. Dlatego też Marcin Kromer, autor piszący zresztą wyłącznie po łacinie, odstąpił od tej zasady w swych pięknych Rozmowach Dworzanina z Mnichem, z lat 1551 — 54, aby skuteczniej zwalczać kacerstwo i aby do tych przemówić, co »łacińskiego pisma nie czytają«. Zapewne teologom i uczonym nie przypadało to do smaku; dlatego później sam Kromer zakrzątnął się około łacińskiego tych Rozmów przekładu. Kiedy Stanisław Orzechowski puścił się na polskie polityczne i kościelne traktaty, znowu to nie podobało się strażnikom Syjonu. Sam Orzechowski mówił w Apologia pro Quincunce (Orichoviana, wyd. Korzeniowski, str. 644): Exsecutionem atque Quincuncem vulgariter, id est patrio sermone, edidi, non sine iusta reprehensione doctorum atque prudentium, qui illos dialogos latine loqui cupiebant ardenter. Między tymi, którzy krok Orzechowskiego ganili, był Stanisław Hozjusz. Hozjusz już wprawdzie zamłodu, według biografji Stanisława Reszki (c. XI), po polsku się nauczył i pisał polskie kazania, ale nie wierzył, żeby trudne tajemnice religji można było w innym języku jak łacińskim roztrząsać, a niedowierzał sposobności języka polskiego. Jeszcze później (l. c., c. XVII) bronił nawet we Włoszech przywilejów łacińskiego języka, latinae linguae principatum.
Ale inni wiedzieli, że rękojmią wpływu i skuteczności pisma i słowa może być wyłącznie jego zrozumiałość; nowinkarze mieli to przeświadczenie i wprowadzali je w życie. I katolikom powoli zaświtała prawda, że wpływ na pospólstwo można osiągnąć tylko w języku tego pospólstwa, a zarazem tylko w ten sposób zwalczać zarzuty wśród ludności szerzone. Około połowy szesnastego wieku występują już pisarze, używający wyłącznie polskiej mowy. Rej nią pisał, bo łaciny nie znał, Górnicki się do polskiej twórczości ograniczył, bo widział w polszczyźnie odpowiednie narzędzie do wyrażenia wszystkich swoich myśli i uczuć. Autorzy też zaczynają śmiało i stanowczo uprawnienia polszczyzny stwierdzać.
Stanisław Murzynowski, szermierz protestantyzmu, ogłosił w Królewcu w r. 1550 pismo, napominające do stałości w religji, p. t. Historja żałosna i straszliwa o Franciszku Spierze, który się dla bojaźni ludzkiej prawdy Pańskiej zaparł i dlatego jest na strach świata... skaran. Wyznawał w niem bez ogródki: »Nie wstydzę się dla tego za nie, iż to jest polskie a nie łacińskie«. Inni ubierali tę swoją śmiałość w inne, nie mniej silne słowa. Kiedy biskup Andrzej Zebrzydowski w r. 1548 tłumaczył się z tego, iż do kogoś po polsku napisał, użył słów: Polonus scripsi Polona lingua et ad Polonum[4][5]. A podobne słowa występują odtąd w podobnych obronach innych autorów prawie jako formułka. Orzechowski, posławszy w r. 1564 swoją rozprawę Quincunx posłom koronnym do Warszawy, mówił w przedmowie do czytelnika: »A jeśliże chcesz wiedzieć, czemu polskim językiem pisarz Quincunxa swego pisał tobie, wiedz, iż przeto, iż on nie chce, aby go czytał Włoch, Niemiec, Francuz, Hiszpan; Polak Polakom pisał, co Polsce zdrowego być mienił«. — Górnicki we wstępie Drogi do zupełnej wolności odzywa się podobnie: Polak Polakom po polsku piszę... aby się co w pośrodek podało, podobnego do poratowania ojczyzny naszej«.
Walka o pryncypat łaciny różne w różnych dziedzinach przybierała kształty, którym z kolei się przyjrzymy. Ogólnie powiedzieć można, że proza broniła się silniej przed wtargnięciem narodowych języków; na polu poezji zato oba przeciwne obozy były bardziej ugodnie i pokojowo usposobione.
Więc przedewszystkiem nie chciano dopuścić polszczyzny do teologji i rozpraw religijnych; uważano, że to byłoby prawie profanacją. Teolodzy krakowscy stali na tem stanowisku: res sacras vernacula lingua imprimi debere negant[6], jak się wyraził magister Andrzej z Kobylina we wstępie do wydania Żołtarza Dawidowego. A przekonanie to dzieliło wielu innych; Hozjusz wątpił, żeby rzeczy teologiczne w narodowym języku wysłowić można, a wątpił (i wątpiono) nawet wtedy, kiedy od połowy wieku następujące po sobie z kolei przekłady Pisma świętego, począwszy od Seklucjanowych[7] aż do Wujkowego, uprzystępniły i wyraziły myśli Pańskie dla ogółu Polaków. Odmawiano językowi polskiemu zdolności wyrażania pojęć wyższych, ogólnych i oderwanych, również uważano go za niesposobny do wykładu naukowego. Czyż Górnicki miał na myśli tę niezdolność narodu do oderwanych pojęć, kiedy w Dworzaninie twierdził, iż »Polacy chcą wszystko brać cieleśnie«? Skargi na niedomagania języka polskiego w tym względzie powtarzają się często. Stanisław Murzynowski pisał około połowy wieku: »Wielu mniema, żeby nie mogła być żadna rzecz pożyteczna a poważna wypisana« w polskim języku. Skarga jeszcze w r. 1578 nie przypuszczał, żeby jakąkolwiek umiejętność można uprawiać po polsku[8]. I w tymże samym roku ks. Hieronim Powodowski, kanonik poznański, w swoim Korabiu zewnętrznego Potopu kładzie predykamenta, czyli kategorje istnienia po łacinie, »których słów naszym polskim językiem, który się więcej kuchnią niż dialektyką bawił, właśnie wyłożyć nie możemy«[9]. I to mówił kaznodzieja znany, który w swych przemowach, zarówno polskich jak łacińskich, dotykał najzawilszych problemów teologji, a mówił tak dlatego, że uprzedzenie stulecia ciężyło jeszcze na narodowym języku. Kiedy w r. 1605 nalegał Dymitr Samozwaniec na swych preceptorów jezuickich, XX. Czyżowskiego i Ławickiego, aby go czegokolwiek uczyli, odparli mu ojcowie, że — ponieważ nie umiał po łacinie — życzenia jego nie zdołają wypełnić; bo wykład jakiejkolwiek nauki w języku polskim natrafiłby na nadzwyczajne trudności. Uprzedzenie przetrwało więc szesnaste stulecie, mimo że już dawno Kalwin w narodowym swym języku o teologji rozprawiał, mimo że n. p. Kromer w swoich Rozmowach ośmielił się do pisma tego »nieco greckich słów a polskich niezwyczajnych i też filozofji wtoczyć« (Rozmowa trzecia, w wyd. Łosia str. 173). Próżne też były biadania Górnickiego w Dworzaninie: »niewiem, czemu tak podle rozumiemy o swoim języku, jakoby łacińskich nauk w się wziąć nie mógł, co się mnie wielkie głupstwo zdaje«. Przesąd, że teologja, filozofja i nauka powinny po łacinie przemawiać, znaczy się po dziś dzień w niektórych objawach; z dawniejszych czasów przypomnieć warto Benedykta Spinozę, co w siedemnastym wieku system swój i pojęcia wyraził po łacinie, a dalej Leibnitza, który w swych dziełach często łacinie dawał pierwszeństwo. Zarówno uniwersytety, jak nawet szkoły średnie przechowały i hodowały przez długie wieki przeświadczenie, że dla nauki i nauczania jedynie stosownego słowa może dostarczyć łacina.
Ludzie nauki i wytwornego wykształcenia uważali ten język za jedynie godny w przemowie i księdze. Według średniowiecznego wyrażenia, język pospolity coram clericis saporem suavitatis non habet[10]. Dlatego dziwić nas może, ale zarazem nie zdziwi, pewien list Andrzeja Patrycego Nideckiego z r. 1564 do Hozjusza. Posyłał on wtedy Hozjuszowi z pewną nieśmiałością świeżo wydrukowanego Satyra Kochanowskiego i powiadał, że ośmielił się na tę przesyłkę, quoniam Illustriss. Dom. V... materna lingua conscriptos libros legere intellexi. Ze strony Hozjusza uchodziło to wyraźnie za rodzaj ustępstwa na korzyść mowy i literatury pospolitej. A jeżeli do wielkich osobistości prawie wyłącznie łacina znajdowała przystęp, to tem bardziej uchodziła ona za jedynie godną, aby rozbrzmiewać w świątyniach i przybytkach Bożych. Trudno więc było wywalczyć dla kazań polskich prawa i uznanie. Dlatego szczególnie w początkach średniowiecza kaznodziejstwo mało się rozwijało; dopiero w trzynastym wieku Dominikanie i Franciszkanie ożywili w zachodniej Europie tę dziedzinę. My jednak spóźnialiśmy się na tem polu. Duchowieństwo polskie nie było dosyć wykształcone, żeby samodzielnie w tej dziedzinie się odznaczyć. Klasztory zaniemczone mogły dostarczyć jedynie niemieckich kaznodziei, a głos niemieckich kapłanów rozbrzmiewał także w miastach, przeważnie niemieckich. Nie pomogły wiele dążenia chwalebne biskupów, jak arcybiskupa gnieźnieńskiego Jakóba Świnki, który w r. 1285 zarządził, »aby przy każdym kościele katedralnym i zakonnym jakiegobądź miejsca przełożeni szkół koniecznie język polski umieli, iżby po polsku dzieciom pisarzy przekładali«. W piętnastym wieku trochę lepiej dziać się zaczyna: Ostroróg w swem Monumentum występował gwałtownie przeciw zaniemczaniu naszych kościołów. Długosz jednak w bardzo czarnych kolorach przedstawia położenie rzeczy w początku piętnastego wieku: »Rzadko bardzo — mówi — w całym kościele polskim kazano po polsku do ludu, rzadko słyszano kazania objaśniające w sposób uczony prawo Boże, bo dla rzadkości nauki i ksiąg mało było takich, którzyby umiejętnie i odpowiednio kazać umieli, skoro wszyscy Polacy z wyjątkiem nielicznych albo uczonych albo zakonników, w wielkiej części obcego pochodzenia, zwracali się do światowego i świeckiego życia, stronili od nauki i unikali zachodu ewangelicznego nauczania[11]«. Następują potem słowa pierwszorzędnej wagi dla znaczenia uniwersytetu krakowskiego: »Wreszcie założenie krakowskiego studjum usunęło to zaniedbanie i niedostatek, który trwał przez tak długie wieki«. Odtąd kazania polskie zaczęły, według Długosza, rozbrzmiewać nietylko po miastach, lecz i po wsiach całego królestwa. Kazań jednak polskich z piętnastego wieku znamy mało. Działo się tutaj niewątpliwie to, co się działo w całym świecie: kaznodzieja mówił do ludu w narodowym języku, kiedy zaś następnie zamierzył słowa swe ubrać w formę literacką, natenczas przyodziewał je w szatę powszechnego, kościelnego języka i spisywał je po łacinie[12]. Z nazwisk wybija się w Polsce nazwisko Pawła z Zatora. W r. 1454 fundował Zbigniew Oleśnicki stałe beneficium i stanowisko kaznodziei w kościele katedralnym krakowskim. Miał on przemawiać po polsku, a Paweł z Zatora, który słynął już ze swej polskiej wymowy, wstąpił jako pierwszy na to nowe stanowisko.
Orzechowski dopatrzył się i dosłyszał w swojem pokoleniu wielkiego wzmożenia się wymowy i wymienił ze szczególnem uznaniem Dominikanów: Łukasza Lwowczyka i Malchera z Mościsk. Sam wreszcie o swej wymowie mówił, że swoje kaznodziejskie natchnienia czerpał nie z książek, lecz z głębin myśli i serca wystraszonego o dolę ojczyzny. »To, co się drugdy mówi albo pisze, ja mam nie tak z wielkiego czytania, albo z jakiej osobliwej nauki,... jako z ustawicznego myślenia i z bojaźni wielkiej«. Nie teorje retoryczne, lecz osobiste uczucia zrobiły go mówcą.
Ale choć narodowe języki zdobywały swe prawa na kazalnicy, przyjętym było obyczajem, że przy wielkich i uroczystych obchodach rozbrzmiewał głos kaznodziejski po łacinie. U nas oczywiście takie same panowały porządki; przekonamy się jednak, że często wyłamywano się z pod nich i uświęconej tradycji. Długosz wyraźnie poświadcza, że w r. 1434 na pogrzebie Władysława Jagiełły mistrz Paweł z Zatora miał mowę po polsku, w której wyliczył pobożne i znakomite króla Władysława czyny i wszystkim słuchaczom łzy wycisnął słodką swoją wymową (suo dulci eloquio)[13]. Jak się rzecz odbyła na pogrzebie Zygmunta Starego w roku 1548, niezupełnie jest jasnem; wiemy tyle, że biskup Samuel Maciejowski po ewangelji wśród mszy, odprawianej przez arcybiskupa gnieźnieńskiego, uczynił kazanie, jak u Bielskiego czytamy, »dosyć dobre i długie«. To samo donosi Orzechowski w Annalach i Górnicki w Dziejach w Koronie, lecz różnią się tem, że Orzechowski mówi, iż kazanie to było polskiem, Górnicki zaś, iż łacińskiem. Więc Orzechowski w Annalach nawet przygania ten krok Maciejowskiemu (ks. I, str. 17 w wyd. Działyńskiego), quod polonice... verba fecit quasi ea oratio ad solos Polonos nec etiam ad alienos qui aderant pertineret; sed Samueli ita tum fuerat visum, ut Polonum regem apud Polonos sermone laudaret polono[14]. — U Górnickiego tymczasem czytamy: «Kazanie na mszej wielkiej po łacinie uczynił ks. Maciejowski..., którem tak wzruszył ludzie, iż i ci, którzy nie do końca rozumieli języka łacińskiego, musieli płakać«. Albo tedy miał Maciejowski przy tej okazji dwie mowy, jedną łacińską, drugą polską, jakby można wnioskować z późniejszych wydań Kroniki Bielskiego, albo też mowę, pierwotnie wypowiedzianą po polsku, ogłoszono następnie po łacinie, co spowodowało nieporozumienie u późniejszych dziejopisów.
Stosunki te i pojęcia zarysowały się dosyć jaskrawo przy sposobności wjazdu króla Zygmunta Augusta z Barbarą do Krakowa w r. 1549. Według Acta actorum kapituły krakowskiej, poleciła taż kapituła Piotrowi Myszkowskiemu, aby przyjął królewską parę honorifice aliqua oratione latina..., ita tamen, ut una eademque oratione etiam ipsam coniugem regis... exciperet, quandoquidem indignum visum est professioni et ordini ecclesiastico, ut polonica aliqua oratio, nunquam alias audita, ad ipsam regis uxorem fieri deberet. Otóż Myszkowski niezupełnie się zastosował do tych zleceń: króla powitał wprawdzie mową łacińską, ale do królowej Barbary »uczynił witanie po polsku, dobrze, mądrze i roztropnie, tak iż się wszem podobało«[15]. — Wyraźnie więc uchylano się w tej dziedzinie już chętnie od odziedziczonych a krępujących zwyczajów. A przytem nadmienić warto, że już dawniej przełamywano w tej mierze ustalone porządki. Kiedy Jan Konarski, biskup krakowski, składał w r. 1515 Zygmuntowi Staremu hołd po zwycięstwie nad Moskwą i szczęśliwym do ojczyzny powrocie, uczynił on rzecz do króla po łacinie, a do królowej Barbary wypowiedział polską orację.[16]
Historjografja także wydawała się dziedziną, wymagającą dostojnej, łacińskiej szaty. Dlatego pisał po łacinie Miechowita, którego Andrzej z Kobylina na polskie przełożył, dalej Kromer i Orzechowski w swoich Annales. Ale Marcin Bielski, stały polszczyzny poplecznik, ogłosił w r. 1551 swą Kronikę świata po polsku, za co mu wierszopis Andrzej Ciesielski dzięki składał rymami w przemowie do czytelnika na końcu dzieła:

Ten sam podał najpierwej w piśmie polskiem drogę,
Aby każdy czytając zgoił swą ułogę[17].


Górnicki, co zawsze usiłował wykazać równe prawa polszczyzny we wszystkich wiedzy zakresach, wykluczył również w swem historycznem dziele łacinę. — Tenże sam Górnicki uprawiał także publicystykę w polskim języku: słusznie mu się wydawało, że głos doradczy w sprawach publicznych, aby był doniosłym i skutecznym, powinien być zrozumiałym dla warstw szerszych. Pierwsi pisarze polityczni w szesnastym wieku, jak Modrzewski i Przyłuski, pisali po łacinie. Rej jednak potrącał o sprawy publiczne po polsku, a Orzechowski i Górnicki postanowili polskiemi pismami wpływać na posłów sejmowych. Ten sam powód skłonił Kochanowskiego do napisania po polsku swych Wróżek i Satyra, który jest najwcześniejszym utworem polskim większych rozmiarów tego poety. Na sejmie warszawskim z r. 1563 miał on zyskiwać stronników dla popierania myśli królewskich i podkanclerzego Piotra Myszkowskiego.
Pozostaje wreszcie list i korespondencja. Oczywiście interesa codzienne, powszednie, załatwiano doraźnem pismem, które nie dbało o literacką wykwintność. Ale poza tem list, zarówno w starożytności jak w czasach Odrodzenia, miewał literackie uroszczenia i powstawał z myślą o nieśmiertelności. Kiedy więc potrącał o rzeczy ważniejsze, lub do dostojnej miał przemawiać osoby, ubierał się wtedy w czasach humanizmu w mowę ozdobną i... łacińską. Odstępowanie od tego zwyczaju, użycie języka polskiego w liście, mówiącym o poważnych sprawach i do poważnej skierowanym osoby, byłoby uchodziło za pewne uchybienie i wykroczenie przeciw formom uświęconym. Język narodowy mógł się pojawiać w listach potocznych, okolicznościowych, dotyczących spraw, które nie miały znaczenia dla potomności, quarum memoriam nolumus transferre ad posteros[18][19]. Kiedy też Andrzej z Kobylina w r. 1539 wydawał Żołtarz Wróbla i poświęcał go pismem dedykacyjnym Piotrowi Kmicie, usprawiedliwiał on się obszerniej, że w polskim to czynił języku: »Godziło się było po łacinie ten list pisać W. M., jako panu mądremu i owszem (co rzadko się przydawa między wielkimi pany) w piśmie rozlicznem uczonemu. Ale iż to rzecz jest polska, więcej prostym ludziom służąca, przeto miałem na to baczność, aby ten list zalecający nie tylko samym uczonym, ale też pospolitemu człowieku naszego języka był jawny«.
Kiedy więc w roku 1548 biskup kujawski Andrzej Zebrzydowski wystosował do Benedykta Izdbieńskiego, biskupa poznańskiego, list w polskim języku, obruszył się tenże na idioma polskie listu i srodze czuł się obrażonym. Zebrzydowski obszerniej się usprawiedliwiał[20] a wkońcu dodał ową wspomnianą już, uświęconą niejako formułkę: et Polonus scripsi polona lingua et ad Polonum. Widzieliśmy także już poprzednio, że za Zygmunta Augusta obyczaje się zmieniły, a sam król i z małżonką Barbarą i z innymi zamieniali przeważnie listy polskie.
Nie spodobał się ten nowy obyczaj najżarliwszemu szermierzowi o prawa łaciny, Hozjuszowi. Koło roku 1555 wystosował on do Jakóba Uchańskiego, biskupa chełmskiego, obszerne, dziś zagubione pismo, wyrzucające mu pewne skłonności do nowinek i ustępstwa na rzecz innowierców. Uchański zajmował bowiem w sprawie dopuszczenia kielicha przy eucharystji i w sporze o celibat chwiejne i dwuznaczne stanowisko, a stosunki jego przyjazne z Modrzewskim raziły niepomiernie Hozjusza. Uchański nie odpisywał jednak długo; wreszcie wystosował swą odpowiedź w polskim języku. Uchybienie to bardzo obraziło i rozgniewało Hozjusza. Uchański wprawdzie tłumaczył się w swem piśmie, że niedostatecznie włada łacińskim językiem, aby myśl swoją jasno wyrazić. Ale Hozjusz odcinał się, że Uchańskiego polskich usprawiedliwiań i wykrętów nie zrozumiał dokładnie i że łacina byłaby dlań o wiele jaśniejszą. Zaznaczył przytem stanowczo: Aequum quidem fuerat, ut catholicus episcopus catholica hoc est latina lingua scriberet ad catholicum. — Wyraźnie więc i treść i forma pisma Uchańskiego wywołały wielkie niezadowolenie, które się dobitnie ujawniło w słowach przytoczonych[21].



Oto kilka szczegółów z tej walki językowej. Ludzie popierający polszczyznę i jej używanie napotykali niewątpliwie rozmaite trudności w pełnem wyrażaniu swej myśli, a nie znajdując odpowiednich wyrazów w przekazanym polskim języku, musieli tworzyć nowe, lub zapożyczać się u obcych. Dlatego Kromer w swych Rozmowach Dworzanina z Mnichem (str. 173 w wyd. Łosia) uniewinnia się, iż »się nieco ... greckich słów a polskich niezwyczajnych ... wtaczało«. Dlatego inni zapożyczali się u Czechów. Jan Małecki z Sącza, dawniej krakowski drukarz i wydawca, a potrochu także literat i autor, przesiedlił się w r. 1536 do Prus Książęcych, i zostawszy tu pastorem w Ełku, ogłaszał katechizmy i księgi nabożne dla szerzenia i ugruntowania nowej nauki. Ponieważ zaś wytykano mu niepoprawność polskiego języka i liczne wtręty czeskie, bronił się przeciw tym zarzutom, miotanym głównie przez Jana Seklucjana. W zapale walki[22] posunął się do twierdzenia, że »bez pomocy czeskiego języka i czeskiego Pisma św. ani sposób dokonać przekładu Biblji na polskie, bo język polski nadmiernie jest zepsutym, tak dalece, że nikt nim nie zdoła trafnie i właściwie przemawiać, ktoby języka czeskiego nie był świadomym«[23]. — Wszakże czeskie piśmiennictwo w piętnastem stuleciu wyprzedziło nasze pod względem naukowym, a czeszczyzna nawet za Zygmunta Starego była w częstem u nas używaniu i uchodziła jeszcze w czasach Górnickiego za wykwintny, »pieszczony« język, którym się lubiano popisywać. Wszakże jeszcze Bartosz Paprocki wolał niektóre książki czeskim niż polskim pisać językiem[24]. Inni inaczej sobie radzili w trudnościach. Orzechowski myślał o »bułgarskich« pożyczkach. W Policji Królestwa Polskiego z r. 1566 odzywał się do czytelnika: »Przytem cię proszę, abyś się nie obrażał bułgarskiemi albo nowemi polskiemi słowy, jeśli kiedy na które w czytaniu przyjdziesz, których prze niedostatek języka polskiego w rzeczach tych, które polskim językiem nigdy przedtem w Polsce po polsku traktowane nie były, używać-em musiał. Wszak i w polszczyznę niemieckiemi i łacińskiemi słowy drugdy tego dokładamy, czego polskim językiem wyrazić nie możemy«. — Podobnie Budny w swym przekładzie Biblji oglądał się za prowincjonalizmami, nawet ruskiemi. — Łacina cisnęła się gęsto pod pióra[25]. I stąd powstał ten sposób pisania i mówienia mieszany, zwany dziś makaronicznym. W szesnastym wieku często się on pojawia, potem przez cały nieomal wiek siedemnasty grasuje.
Łacina więc zawsze pozostała przedmiotem wielkiego poszanowania; uznawano jej wyższość nad językiem polskim. Szermierz polszczyzny, Stanisław Orzechowski, niejedno z swych dziełek wydawał następnie po łacinie[26], i tę praktykę u wielu stwierdziliśmy pisarzy i mówców. Mowa polska mogła zapewnić wpływ doraźny, łacińska była rękojmią nieśmiertelności. Utwierdziło się także przekonanie, że myśl każda jaśniej, dobitniej w łacinie się przedstawi; wyraził to stanowczo Jan Januszowski przy swojem tłumaczeniu na polskie mowy legata Malaspiny w r. 1596: Wiem — pisał, - że polska mowa z łacińską nie zrówna; tam bowiem słowa na wybór, i co słów, to węzłów, co w polskiem być nie może; a co większa, milsza rzecz zawsze łacińska niż polska.
Niebezpieczeństwo leżało w tej szerzącej się przewrotnej skłonności mieszania obu języków w jednych zdaniach i utworach. Ale ostatecznie była to rzecz zewnętrzna i dosyć łatwo można było smak ten chorobliwy napiętnować i wyplenić. Szkodliwiej i głębiej działała zbytnia przewaga łaciny przez to, że kaziła rodzimy szyk wyrazów i składnię, że naginała słowa polskie do naśladowania łacińskiego porządku myślenia i pisania. Te naleciałości łacińskie stwierdzono u Orzechowskiego, Górnickiego, Skargi, również u Kochanowskiego, i dopiero w dziewiętnastym wieku wyborowi pisarze zdołali piśmiennictwo otrząść w wielkiej mierze z tych obcych wtrętów i wpływów.





  1. Por. Windakiewicz, Mikołaj Rej, Lublin 1922, str. 50.
  2. »Quod illine velut ex fontibus haeresium rivos profluere suspicantur«, — czytamy w przedmowie do wydania Erazma: De conscribendis epistolis, dokonanego przez Scharffenberga i Wietora w Krakowie r. 1523. Przedmowa ta zwraca się do Jodoka Deciusa.
  3. Por. teraz Kolbuszewskiego, Postyllografja polska XVI i XVII w., mian. str. 57 i 60.
  4. Korespondencja Zebrzydowskiego, wyd. Wisłocki, nr. 377.
  5. Przypis własny Wikiźródeł Polonus scripsi... (łac.) — Jako Polak pisałem w polskim języku i dla Polaka.
  6. Przypis własny Wikiźródeł res sacras... (łac.) — uważają, że treści religijne (święte) nie powinny być drukowane w języku narodowym.
  7. Przekład czterech ewangelistów Seklucjana, lub raczej Murzynowskiego, wyszedł w Królewcu w r. 1551. W przedmowie do Zygmunta Augusta czytamy, że jedną z chwał tych rządów jest to, »że się dopiero za W. K. M. panowania otworzyło słowa Pańskiego językiem polskim drukowanie«.
  8. Brückner, Język polski i jego historja, cz. I, str. 80—81.
  9. W egzemplarzu Bibljoteki Czartoryskich, str. 203.
  10. Przypis własny Wikiźródeł coram clericis... (łac.) — w oczach kleru nie ma smaku słodyczy.
  11. Długosz, Liber beneficiorum, I, 261.
  12. Por. Lecoy de la Marche: La chaire franc. au moyen âge, Paris 1886, str. 263, i moją Historję Uniw. krak. I, 285 i nast.
  13. Długosz, IV, 530.
  14. Przypis własny Wikiźródeł quod polonice... (łac.) — to po polsku... powiedział, jakby ta mowa do samych Polaków odnosiła się, nie jednak do obcych, którzy byli obecni; tak, a co więcej Samuel wówczas zgodnie z posiadaną wizją, chwalił króla polskiego pośród Polaków słowami polskimi.
  15. Por. Baliński, Pamiętniki o królowej Barbarze, I, 219 i 222.
  16. Acta Tomiciana, III, 445.
  17. Cytuję według wyd. z r. 1564. — Ułoga, tyle co nałóg, niedomaganie.
  18. Por. Voigt, Die Wiederbelebung des klass. Alterthums II, 422.
  19. Przypis własny Wikiźródeł quarum memoriam... (łac.) — których pamięci nie chcemy zachować dla potomnych.
  20. Korespondencja Zebrzydowskiego, wyd. Wisłocki, nr. 377.
  21. Pismo Hozjusza czytamy w Hosii Epistulae, nr. 1508. Objaśnienie historyczne tego starcia, które nas wyłącznie pod względem literackim zajęło, dał prof. Kot w dziele Andrzej Frycz Modrzewski, Kraków 1919, str. 139 — 140 i 142.
  22. W Defensio verae Translationis corporis catechismi in linguam polonicam (rękopis w archiwum państw. w Królewcu, nr. 207).
  23. Por. ks. dr. Warmińskiego: Andrzej Samuel i Jan Seklucjan, Poznań 1906, str. 199.
  24. Mecherzyński, Historja języka łacińskiego w Polsce, 1833, strona 34.
  25. Podobnie działo się w szesnastym wieku we Francji; pisarze zasilali francuski swój język wyrażeniami gwarowemi, nowotworami, nawet pożyczkami z obcych zupełnie języków. Por. o tem znakomite dzieło Ferdynanda Brunot’a, Histoire de la langue française, 1906, II, 174.
  26. Por. Orichoviana, wyd. Korzeniowski, str. 304.