[114]
[116] NARODZINY I MŁODOŚĆ JANICZKA.
I.
Janosik, Janosik,
Imię twe nie zginie
Ani na wierszyczkach
Ani na dolinie.[2]
Wiadomo jest wszędzie, że różnie
Różni się rodzą ludzie:
Jedni w ogromnych dobytkach,
Drudzy w ogromnym trudzie.
Jedni w pałacach i zamkach,
A po stajenkach drudzy,
Jedni z poziorem na panów,
A drudzy niby jak słudzy.
O naszym Janosiku
Wieść starodawna niesie,
Że świat ten ujrzał na hali,
W szumnym smrekowym lesie.
Janosik, Janosik,
Imię twe nie zginie
Ani na wierszyczkach
Ani na dolinie.
[117]
Iskrzyły się niebiosa,
Gwiazdy się w krąg łyskały,
Gdy rodził się nasz Janiczek
Dla naszej zbójnickiej chwały.
Iskrzyły się wszystkie gwiazdy,
Łyskały się wokrąg nieba,
Gdy szli do niego pasterze
Z masłem i z kromką chleba.
Kolebkę sklecili mu z desek
I na rzemiennym pasie
U belki ją powiesili
W dziurawym, starym szałasie.
Gdy dziecku łzy wycisnęła,
Niewiedzieć, jaka przygoda,
Matusia je do snu kolebie,
Śwarna juhaska młoda.
Pomagał jej stary baca,
Starym, chrapliwym głosem
Starą góralską piosenkę
Pomrukujący pod nosem.
Piosenkę o Waligórze,
Piosenkę o Wyrwidębie,
I jak na siwarniki[3]
Rzucają się jastrzębie.
I o tem, jak niedźwiedź kudłaty
Wtargnął pewnego czasu
[118]
Do strągi otwartej, czy nawet
Do zamkniętego szałasu.
I byłby niechybnie wydusił
Całą gromadę baranią,
Jeno obronił ją chłopiec,
Gdy niedźwiedź się rzucił na nią.
Pochwycił on za gardło
Rozjuszonego zwierza
I pikną mu naukę
W rozwartą kufę wymierza.
Janiczku, Janiczku,
Nasz Janiczku miły,
Takie to piesneczki
Do snu cię tuliły.
Janiczku, Janiczku,
Nasz Janiczku prawy,
Tak-eś to dorastał
Do góralskiej sławy.
Hej, wiedzą sąsiedzi,
Wiedzą, jak kto siedzi:
Niejeden-ś obronił
Szałas od niedźwiedzi.
Janiczku, Janiczku,
Nasz Janiczku luby,
Niejedną-ś nam strągę
Ocalił od zguby.
[119]
Nie miałeś wyrosnąć
Na pana ni księdza,
Jeno, aby poznać,
Co góralska nędza.
Janiczku, Janiczku,
Imię twe nie zginie,
Ani na wierszyczkach
Ani na dolinie.
[120] JANOSIK I KUPCY.
II.
Idą takie czasy
Różnemi drogami,
Kiedy się zrównają
Góry z dolinami.
Bierze Janik wody,
Bez kładki i mostka,
Z nim razem Baczyński
I Napierski Kostka.
Lotem przeskakują,
Jak płomyki skrawe,
I wierszyk i przełęcz,
I staw i siklawę.
Tak szli, rozmyślając,
Jakby też najprędzej
Można świat góralski
Wyrwać z jego nędzy.
I coby uczynić,
By wnet zapomniały
Kozice, co znaczą
Sent-iwańskie[4] strzały.
Tak idąc, swej myśli
Całkiem zaprzedani,
[121]
Odrębują sople
Od skalistych grani.
Lód się rozpryskuje,
Słońce przebłyskuje,
Czują radość w sercu
Harnasiowie zbóje.
Tak idąc, tak pędząc
Wśród skoków, hołubców,
Napotkali w drodze
Miszkułackich kupców.
Miszkułackie kupcy
Nawyknieniem starem
Wyruszyli w drogę
Z kosztownym towarem.
W beczkach drogie wino
Wiozą do Krakowa,
W kufrach się niejeden
Altembasik chowa.
Jedwab na żupany,
Atłas na kontusze,
Twarde złotogłowia
I mięciutkie plusze.
„Jakże-ż to być może“,
Janosik zawoła,
„By taka nierówność
Władnęła dokoła.
„Hej-że, hej! — powiadam,
Jakże-ż to być może,
[122]
By ten chodził nago,
A tamten w bisiorze.
Niech chodzi, niech chodzi,
Jak mu się podoba,
Jeno niech ma portki
Góralska osoba.
Miszkułackie„Miszkułackie kupcy“ —
Tak do kupców powie, —
„Ja pójdę wasz towar
Rozsprzedać w Krakowie.
Wam, panowie kupcy,
Zostać tu wypada,
Od luf szent-iwańskich
Chronić kozic stada.
Jest ich tutaj pełno
Na Hrubym, Krywaniu,
Lubią na tem skalnem
Legiwać posłaniu.“
Co rzekł, to uczynić
Było mu drobnostką:
Pomknął do Krakowa
Z Baczyńskim i Kostką.
Towar pośród mieszczan
Sprzedał należycie
I zakupił wełny
Na chłopskie okrycie.
[123]
„Widzę beczki wina,
Zacne to napoje,
Radbym pokosztować,
Ale to nie moje.“
Po niejakim czasie
Powrócił z podróży
Do Ciemnych Smereczyn
Pod krzak dzikiej róży.
Miszkułackich kupców
Zawezwał do siebie,
Obliczył się jasno,
Jak słońce na niebie:
„Zato-m nabył płótna,
Zato-m kupił wełny
Macie tu, kupcowie,
Mój rachunek pełny.
Coś z tego rachunku
I wam się należy,
Jako-żeście dobrze
Strzegli moich zwierzy.
A to wam za drogę,
To mnie za fatygę:
Nikogo nie golę,
Nikogo nie strzygę.
Rozdam między biednych
To swoje grosiwo
I zbuduję w Dębnie
Kościół, istne dziwo.
[124]
Wam się tutaj żadna
Krzywda, snać, nie stała,
A już wasza dusza
Będzie bardziej biała.“
Z takich obrachunków
Kupcy byli radzi:
Takiego zbójnika
Spotkać nie zawadzi.
Idą takie czasy
Różnemi drogami,
Kiedy się zrównają
Góry z dolinami.
[125] PIEŚŃ JANOSIKA.
III.
Usiadł se Janosik
Przed swą chałupiną
I zaśpiewał pieśń tę
Wieczorną godziną:
„Góry, moje góry,
Przełęcze i szczyty,
Wierchu jeden, drugi
Śniegami pokryty!
Złote słońce świeci
Nad żleby ciemnymi,
Z których się ode dna
Mgła srebrzysta dymi.
O, moje siklawy!
O, jeziora moje!
Nieraz ja, bywało,
Przy was w myślach stoję.
We waszych skrawicach,
We waszem zwierciedle
Widziałem ja Boga,
Wyższego nad jedle.
Wyższego nad jedle,
Które na Kozieńcu
Rosną niebosięgle
W swym zielonym wieńcu.
[126]
Zaprowadzili mnie
Do wielkiego miasta,
Że tam czeka na mnie
Cesarska niewiasta.
Maryja Teresa
Cesarzową zwie się,
Lecz ja wolę swoją
Juhaskę Teresię.
Do Gąsienicowych
Popędzę szałasów,
Do tych gęstych borów,
Do tych ciemnych lasów. —
Tam się na mchach miękkich
Położę z dziewczyną,
Patrząc, jak nad nami
Obłoki gdzieś płyną.
Płyną gdzieś obłoki,
Jak srebrne kierdele[5],
Co się kupią w strądze[6]
Na nasze wesele.
Góry, moje góry,
Przełęcze i szczyty,
Wierchu jeden, drugi
Śniegami pokryty!“
[127] ŻARTY JANICZKA.
IV.
Zakpił se Janiczek
Z Maryji Teresy,
A niechże go, a niechże go
Jasne porwą biesy!
Schwycili Janiczka
Na wielkim rozboju
I przywiedli go na zamek
Do pani pokoju.
Spojrzała na niego,
Zabłysły jej oczy,
Zatrzęsły się jej kolana,
Prawie się zatoczy:
„Nie będziesz mi wisiał,
Zwolnię cię od stryczka,
Jeśli przyjdziesz do mnie w nocy,
Potrzeba mi byczka.“
„O, cesarska pani!“
Janiczek odrzecze,
„Pozwól mi się zastanowić.“
„Zastanów się, człecze.“
Wybrał się Janiczek
W cesarskie obory
I potrzaskał twardą pięścią
Zamki i zawory.
[128]
Sharatał skotarzy
I wrotnię odmyka
I od żłobu odwiązuje
Cesarskiego byka.
Wianeczek z kosówki
Włożył mu na rogi
I wesoło poprowadził
W cesarzowej progi.
Hej! obraziła się
Pani cesarzowa
I zawoła: „Już od stryczka
Nic cię nie uchowa!“
„Nie żal mi niczego,
Jeno jednej rzeczy:
Że tam w domu ma dziewczyna
Strasznie się rozbeczy.“
[129] W BARDYJOWSKIM DWORZE.
(BALLADA O ŚMIERCI JANOSIKA).
V.
Zjawił się Janiczek
W Bardyjowskim dworze.
Usłali mu z mchów i siana
Jak najmiększe łoże.
Leży se Janiczek
Z rękami pod głową,
Snują mu się różne myśli
Nad wyprawą nową:
Jak, z wiatrem i burzą
W nieustannej walce,
Gęste chmury i mgławiska
Przesiewać przez palce;
Jak wywracać turnie
Do góry nogami
Z hukiem, z stukiem, aż się Pan Bóg
Zlituje nad nami;
Jak zagiąć rękawy
I — praca niespora —
Jak przenosić bystre wody
Z siklaw do jeziora;
Jak rwać dla dziewczyny
Jawory i dęby,
Jak samego Pana Boga
Prosić w dziewosłęby;
[130]
Jak skakać wesoło
Od grani do grani...
Wtem do łoża się przybliży
Bardyjowska pani.
„Nie chciałam, mój luby,
Mój Janiczku złoty
Przyjść nie chciałam, lecz nie mogę:
Umieram z tęsknoty.
Widziałam cię kiedyś
Na dworzysku naszem,
Jakieś zbijał i wywijał
Srebrzystym pałaszem“...
Przylega do niego,
Ciągnie go do siebie,
Tak się czuli, tak go tuli —
W uściskach go grzebie.
Hej, pogrzebała go,
Na wieki, na wieki...
O poranku mąż powrócił
Z podróży dalekiej.
Wrócił z husaryją,
Z cesarskimi zbiry,
I Janiczka krew wytoczył
Do wielkiej puciry![7].
[131]
Tak zmarniał Janiczek,
Tak zginął nieboże —
Nie na grani, lecz przy pani
W Bardyjowskim dworze.
[132] POGRZEB JANOSIKA.
VI.
Janiczku, Janiczku,
Chodziłeś w paradzie,
A dziś gęsta trawa
Na tobie się kładzie.
Janiczku, Janiczku,
Wygrażałeś niebu,
Dziś się nie odgrozisz
Od swego pogrzebu.
Janiczku, Janiczku,
Brałeś świat pod ramię,
Hyrnie-ś z nim się wodził
Ku niebieskiej bramie.
Jeno niedaleko
Zawiodła cię droga:
Pan Bóg brwi swe zmarszczył,
Przyszła na cię trwoga.
Przyszły na cię strachy,
Tchu nieustraszony,
Że tak cię zawiodły
Twych nadziei plony.
Niejednego-ś smreka
Twardą wyrwał dłonią,
A dzisiaj za tobą
Puste wiatry gonią.
[133]
Niejeden wierszyczek
Do góry-ś nogami
Wywrócił, naoślep
Pędzący przed nami.
Na piargi-ś strzaskiwał
Kamieniste ławy,
Dowoli-ś przenosił
Siklawy i stawy.
Tak ci się przynajmniej
Widziało, zdawało,
O ty, pyłku marny,
O ty, ludzkie ciało!
Dzisiaj my cię z izby
W truchli z czterech desek
Przenosim, jak wiórek,
Tam pod ten owiesek.
Tam pod ten owiesek,
Tam pod ten jęczmionek,
Pod tę skoruszynę[8],
Pełną kraśnych gronek.
Wynosim cię z izby,
W którejś tak banował[9],
Że nie możesz dotrzeć
Do niebieskich pował.
[134]
Janiczku, Janiczku,
Chodziłeś w paradzie,
Dziś już gęsta trawa
Na tobie się kładzie.
|