<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Zaporoże
Pochodzenie Okruszyny
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt, Michał Glücksberg
Data wyd. 1876
Druk Drukiem Kornela Pillera
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ZAPOROŻE.

История новой Сѣчи, или послѣдняго коша запорожскаго, составлена изъ подлпнныхъ документовъ запорожскаго сѣчеваго Архива, А. Скальковскимъ. Издаше второе, часть I. Одесса, 1846. 8. 367. Часть II. 367 стр.).
Jedną z najciekawszych zagadek historycznych, których dla braku dowodów rozwiązać dziś prawie niepodobna, jest utworzenie się kozactwa, którego pierworodne elementa i samo pierwsze zawiązanie się na Niżu, dotąd pozostaje tajemnicą niedocieczoną. Żadne wielkie imię nie przyświeca porankowi tego osobliwszego zgromadzenia ludzi, a gdy ich znajdujemy na kartach historji, już oni stają w nich takiemi, jakiemi mają być do ostatka swego bytu; imiona pierwszych polskich hetmanów, są raczej oznaką opanowania Kozaczyzny przez Polskę, niżeli uformowania się jej. Po za początek XVI wieku mgłami okryta kozacza przeszłość, nieodgadniona, zagadkowa. Wielu siliło się zajrzeć w ciekawe instytucje kozactwa, ażali w nich nie odkryją słowa tajemniczego, dającego jaśniejsze pojęcie początku stowarzyszenia, ale ani instytucje, ani historja, dostatecznie nie powiadają jeszcze, jak zawiązało się to rycerstwo osobliwsze, długo obroną, długo postrachem i niepokojem dla Polski będące.
Za granicę, nieprzestąpioną dotąd, początków XVI wieku, w których ukazują się już Kozacy na scenie historycznej, nikt dotąd wyjść nie potrafił.
Do najważniejszych dla dziejów kozaczyzny wypadków, policzyć należy odkrycie archiwum zaporożskiego, wprawdzie z późniejszych i ostatnich czasów, ale niemniej wielkiej i niezaprzeczonej wagi. Odkrycie to winniśmy pilności i gorliwości p. A. A. Skalkowskiego; który też pierwszy dotąd z niego korzystał. Nie wiem, czy wprzód egzystencji takiego archiwum domyślać się nawet było można. Wedle powszechnego mniemania, Zaporożcy nie wiele dbać mogli o zachowanie piśmiennych pamiątek bytu, który się odbijał uroczo w ich pieśniach i podaniu. Przecież dziwnym trafem pracowitemu badaczowi, który tyle już uczynił dla historji noworossyjskiego kraju, statystyki jego i pamiątek, udało się odkryć, uporządkować i korzystać z ciekawych obłamków akt, zawierających najautentyczniejsze dzieje ostatniego wieku Zaporoża.
W archiwum wynalezionem przez A. Skalkowskiego, nietylko jedna historja ostatnich czasów, ale wiele do dziejów dawniejszych się znajduje. Przez analogję wnosić można z wielu szczętów o bycie kozackim w XVII wieku, a nawet po części w XVI.
Głównie z archiwum zaporożskiego czerpiąc, napisał Skalkowski, drugie już mającą wydanie, historję ostatniego kosza zaporożskiego. Nie zaniedbał wszakże oglądać się i na dawniej już nabyte materjały, powieści Müllera, Bantysz-Kamieńskiego, Maksymowicza, Korża i innych. Z tego utworzona całość jak dalece zajmującą jest, mówić nie potrzebujemy. Dwie dotąd wydane części, a najbardziej pierwsza, dla badaczy polskich przedstawiają źródło szacowne, zwłaszcza jeśli je obok źródeł dawniejszych się postawi i z niemi porówna. Prawda nie inaczej się może zdobywa, jak wpatrzeniem się w dwie zupełnie przeciwne strony jednej rzeczy. Nie zawadzi więc poradzić się dzieł, które jednę z nich wyjaśniają. Co do nas, oddając sprawiedliwość wielkiej pracowitości, talentowi i jasnemu wykładowi p. Skalkowskiego, chcemy tu czytelnikom dać pojęcie kozaczyzny, wedle nowych źródeł, zwłaszcza jej wewnętrznego bytu i instytucyj, opisanych w części pierwszej historji pana Skalkowskiego.
Przebieżym więc krótko treść wzmiankowanego dzieła, przeplatając uwagami, jakie się nam nastręczą.
A najprzód co się tyczy głównego materjału historji niniejszej. Archiwum odzyskane przez p. Skalkowskiego w części, zawiera akta odnoszące się do lat 1730-1775 w oryginale, kopje zaś wierzytelne różnych dawniejszych, do roku 1660 rozciągające się. Do drugiego wydania dzieła o Zaporożcach, znacznie bardzo rozszerzonego, dodał p. Skalkowski wiadomości wyjęte ze zdobytych znowu przezeń sześćdziesięciu plik nowych akt. W czasie pobytu naszego w Odessie, samiśmy ten szacowny zabytek oglądali, i mogli się przekonać, jak wielkiej i cierpliwej pracy wymagało wyczytanie, wypisanie zeń potrzebnych faktów i uporządkowanie ich wreszcie logiczne.
Pracę tę zawdzięczy p. Skalkowskiemu przyjęcie jego dzieła i pociecha wewnętrzna z dokonanego użytecznego, a nie łatwego przedsięwzięcia.
Jakim sposobem, z jakich elementów, kiedy mianowicie powstało kozactwo, jest i będzie wiekuistą może zagadką. Napróżno może silą się ją rozwiązać w sposób stanowczy. Tu nie myśl organizacyjna jednego człowieka, nie wyrozumowany plan polityka, ale sama potrzeba stworzyła instytucję. Kozactwo na brzegu Tatarszczyzny wyrosło samo przez się, sponte, jak wyrastają drzewa w dolinach, kwiaty w cieniu drzew, ogromne trawy zielone na starych pobojowiskach.
Nikt założycielem jego nie był, krom okoliczności i czasu. Z ludności poblizkich, ciągle najeżdżanych i łupionych, mężniejsi wystąpili ku obronie granicy i siedli na niej na straży. Do nich przyłączyli się zdala, może chciwi boju młodzieńcy (mołodcy), i tak rzucone było pierwsze ziarno kozackiej drużyny. Wszystko, co widzimy w instytucjach kozaczyzny, było koniecznością z jej pobytu wynikłą. Bezżeństwo, stowarzyszenia węzły, zapał religijny, i wszystko, co wedle p. Skalkowskiego Zaporoże podobnem czyni do rycerskiego zakonu, nie na wzór czegoś, nie po myśli czyjejś, ale z potrzeby wynikło i samo z siebie powstało. W początku XVI wieku Polska zwróciła oczy na tę straż pograniczną, samorodną, i zapragnęła uregulować ją, urządzić, zagarnąć i na swą korzyść obrócić. Udało się to w części tylko, w części spełzły myśli piękne, wykonaniem słabem i niedość wyrachowanem.
Wszelką słuszność ma p. Skalkowski twierdząc, że najstarsze wzorowe kozactwo, utworzyło się w Rusi południowej, że Dońcy i inni, są późniejsi od Zaporożców, (choć o niewiele), i może już na wzór Niżowców ustanowieni. Wszakże, z równem prawdopodobieństwem twierdzićby można, że jedne potrzeby, jedne okoliczności, jedne przyczyny, w różnych miejscach skutki jednakie wyrodzić mogły.
Kozactwo zaporożskie zjawia się w historji polskiej między r. 1500 a 1516. W tym czasie już stowarzyszenie dobrowolne uregulować się, w ciało odrębne i polityczne znaczenie mające, zsiadać poczyna; Polska wyciąga rękę ku tej pogranicznej straży. W początku XVI wieku Kozacy są już tem, czem pozostać mają do końca; pozostały byt tajemniczy pierwiastkowy ich XV, a może XVI wieku sięgać. Prawie współcześnie z zaporożskiem, zjawia się kozactwo dońskie, i oba otrzymują od Polski i Rossji prawa, na posiadane już de facto ziemie i sankcję instytucji. Ze stowarzyszenia dobrowolnego, swobodnego, stają się ciałem wojskowem, stanem odrębnym, i przysięgają na niezmienne wytrwanie na stanowisku i w charakterze swoim.
Za najstarszy akt, tyczący się Kozaków zaporożskich, cytuje p. Skalkowski w uniwersale Bohdana Chmielnickiego, 15. stycznia 1655 zawarty, konfirmacyjny przywilej Stefana Batorego z roku 1576, 20. sierpnia.
Przywilej ten potwierdził Kozakom zaporożskim ziemie, zwłaszcza na zimowiska posiadanie miasteczka Trechtemirowa w dół nad Dnieprem do Czyhryna, i zaporożskich stepów w chyhryńszczyźnie, ziemie, osady, wsie, gródki, chutory, rybołówstwo. W szerz zaś od Dniepru na step, ile używali od dawna. Także Gródek stary zaporożski, Samarę z przewozem i ziemiami w górę Dniepru do rzeczki Orła, a w dół do stepów nogajskich i krymskich; przez Dniepr zaś i limany dnieprowy i Bohu, jak bywało „od wieków“ do oczakowskich ullusów, i w górę rzeki Bohu do rzeki Sieniuchy. Od samarskich zaś ziem, przez step do rzeki Donu, gdzie za Przecława Lanckorońskiego, Kozacy zaporożscy miewali zimowniki swoje, etc. etc.
Taką przestrzeń kraju udzielną, w posiadanie objęli Zaporożcy, najprzód ją zająwszy de facto, potem prawnie sobie mając nadaną. Pan Skalkowski zdaje się powątpiewać, jakiemby prawem Polska mogła nadawać to, co nie było dowiedzioną jej własnością? Dla nas niezaprzeczonem jest, że polscy królowie w spadku po litewskich książętach, mieli do tych, zdawna zawojowanych aż po Czarne morze ziem, prawo niezaprzeczone. Dowody historyczne własne i świadectwo obcych (Chalcocandyles piszący za Kazimierza Jagiellończyka) posiadamy. Nadanie więc, a raczej potwierdzenie, ważne było na swój czas dla kozactwa.
Przecław z Brzezia Lanckoroński, którego pierwszym hetmanem wiemy (a hetmaństwo to między rokiem 1500 a 1515 się mieści), odnosi pierwsze zawładanie kozactwem przez Polskę, do panowania Zygmunta I. Ten Przecław starosta chmielnicki, wspomniany jest u Starowolskiego, (Bellatores Sarm. LXXVII), jako uczeń Konstantego księcia Ostrogskiego, który inter Russiae accolas floruit. W młodości swej, całą zwiedził Europę, był nawet w Jeruzalem i różnych krajach dzikich (barbarorum diversa regna odiit), gdzie się wiele, wojskowości tyczącego, wyuczyć miał zręczność. Wróciwszy do kraju, mówi Starowolski, użył nauki wojennej ku potrzebie i pożytkowi miejscowemu, wiele nowych rzeczy stanowiąc; inne, do dawnego przywracając porządku i karność wprowadzając ścisłą. On pierwszy z Ostafim Rusinem (cum Ostaphaeo illo Roxolano), Kozaków zaporożskich twórcą (sic), (cum Ostaphaeo illo Roxolano Cosachorum Zaporosensium authore), w tysiąc dwieście jazdy kozackiej ku Oczakowu wybiegł, i pobiwszy i nabiwszy Tatarów, 30 000 bydła różnego, i pięćset koni zdobyczy przywiódł ztamtąd. Pózniej pobił Turków u Białogrodu (quod et Moncastrum vocaut). O późniejszych jego czynach w Prusiech wspomniawszy, Starowolski nie oznacza ani roku urodzenia jego, ani śmierci. Niesiecki rok śmierci daje 1531, i powiada, że czytał list Zygmunta I., dozwalający mu zaciągu dwóchset ludzi na wyprawę. Żeby zaś miał być hetmanem kozackim, o tem u naszych pisarzy nie znajdujemy wyraźnej wzmianki. Mógł im przypadkowo hetmanić, to jest dowodzie, a nie być przecie hetmanem. Starowolski, który mało co o nim wiedział, przecież Ostafiemu Rusinowi, nie jemu, uformowanie porządnej kozaczyzny przyznaje.
Cytuje tu pan Skalkowski zdanie pana Broniewskiego, historyka dońskich Kozaków, odnoszącego historyczny początek Dońców do 1520-1540 roku. My dodamy, że Grondski (Hist. belli Cosacco Polonia, pag. 15 et seq.), mówiąc o początkach kozaczyzny, zdaje się mieć ich nawet za starszych od Zaporożców: Cosaccorum antiguissimi simul et celeberrimi etc. vocantur Dunenses. Po nich dopiero przywodzi Zaporovienses, Zadnieprscy et Ukrainscii etc. — Z tego wszystkiego jednak zdaje się okazywać, że oba kozacze stowarzyszenia są pewnie współczesne, ale cokolwiek odmiennych charakterów, dla różnych wpływów tu Polski, tu Rusi wschodniej.
Pięć lat przed nadaniem przywileju Stefana Batorego, w r. 1571, dońscy Kozacy mieli nadany także list konfirmacyjny, podobny tamtemu, od Cara Iwana Wasilewicza. Kozactwo inne późniejsze, słusznie widzi pan Skalkowski tylko na wzór pierwobytnego uformowanem, jako grebieńskie w 1580, jaickie (uralskie) 1584 i t. d.
Granice Zaporoża w początku XVIII wieku (a pewnie i XVII także), wedle oznaczenia na karcie de Bocsett’a, były: na północ od Krylowa granicy polskiej Dnieprem do Perewołocznej, graniczyło z hetmańszczyzną (Ukrainą wschodnią). Na wschód od Perewołocznej do Bachmutu Orłem rzeką i Dońcem, z ziemiami Kozaków słobodzkich, osadzonych tu za Bohdana Chmielnickiego. Z lewej strony Dońca i Kalmijusa, do ujścia tej rzeczki w morze Azowskie, szła granica Kozaków dońskich. Na południe od ujścia Berdy, do ujścia Końskich Wód (do Dniepru); granicą teraźniejszą północnej części taurydzkiej gubernii rozciągał się step pusty, koczowisko Tatarów nogajskich, a z Ukrainy szła tu droga, zwana Murawskim szlakiem, czyli traktem. Na południo-zachód, poczynając od ujścia Bohu do Dnieprowskiego Limanu, czyli od Zaporożskiego Perewezkiego Postu w górę Bohem do Zaporożskiego Gardu, czyli stanowiska i toni rybnej, szła granica od Nogajców, zwanych przez Kozaków białogrodzkiemi, jedyssańskiemi, budżackiemi lub oczakowskiemi; wreszcie na zachód, poczynając od Gardu do Sinych Wód lub Czarnego Szlaku, a ztąd granicą zachodnią ukraińską, sąsiadowali z polskiemi województwami od Orlika do Czyhryna, w początku XVIII wieku już stolicą starostwa, a na Kozaczym gródkiem.
Tak ograniczone ziemie zaporożskie zwały się, powiada pan Skalkowski u Rusi Ukrainą Zadnieprzańską, u Polaków Niżem lub Dzikiem Polem. Nam się zdaje, że Dzikie pole, właściwiej do stepu niegdyś litewskiego, za Zygmunta I. dozwolonego na wypasy Nogajcom, a później przez nich zawładanego stosowało się. Polacy zwali także ziemie kozackie Zaporożem; nazwisko Niżu, w XVI wieku używane, później spotykamy coraz rzadziej.
Pięć było głównych granic Zaporoża, a raczej stanowisk granicznych: 1. w Perewołocznie od hetmańszczyzny; 2. w Bachmucie od słobód; 3. u Kalmijusu od Dońców; 4. u Nikityńskiego przewozu nad Bohskim Limanem, przeciw Oczakowa, od Krymu i Turcji; 5. w Gardzie, od rzeczy-pospolitej polskiej.
Pan Skalkowski obszernie nieco rozciąga się o sąsiadach Zaporoża, a zwłaszcza o Tatarach, o których my tu nie widzimy potrzeby się rozszerzać. Uderzy zapewnie niejednego, jak mała istotnie była ilość Tatarów, a jak wielki postrach, imienia niegdyś groźnego Europie! Kiedy Rossja, której winniśmy rozstrojenie i zniszczenie tej najezdniczej tłuszczy, policzyła ich siły, już było po nich. Statystyczne obrachunki, nie dają całej ludności Nogajców w początku XVIII wieku nad 60.000 płci obojej.
Już w XVIII wieku całe Zaporoże zostawało pod strażą pięciu oddziałów wojska, rozciągających się po nad jego granicami. Cały kraj dzielił się (wedle wszelkiego podobieństwa od dawna), na pięć okręgów (pałanek), którym przewodniczyli pułkownicy, naglądający razem na granice. W 1735 r. założony nowy Post Prognoiński, a później jeszcze dwie nowe pałanki, z powodu pomnożenia ludności wiejskiej w Zaporożu, już co raz przeradzającem się i zmieniającem powolnie w osady wojskowe właściwe.
Oprócz siczy samej, ogniska i stolicy kosza, gdzie Kozacy nieżonaci i towarzystwo zamieszkiwało, kraj dzielił się na ośm pałanek: Kudacką, Buh-Gardowską, Ingulską, Pregnoińską, Orelską (Orłowską), Samarską, Protowczańską i Kalmijuską. W pałankach były wsie, zamieszkane przez żonatych Kozaków i poddanych zaporożskich, lud, czerń.
P. Skalkowski podaje ciekawe statystyczne wiadomości o ludności i liczbie siół w Zaporożu, i o osadach w Oczakowskiem, przez wychodźców zaludnionych w latach 1764-1767, jako Hołcie, Krzywem, Jeziorze nad Kodymą, Jasienowem, Holmie, Pereletach i Bałcie.
Bałta, naprzeciw polskiego miasteczka Palejowe Jezioro, założona około roku 1748, miała w 1764 z 500 sadyb. Zaludniona była na stronie tureckiej przez Wołochów, Żydów i różnych zbiegów.
Ognisko Zaporoża, Niżu, stanowiła sicz, to jest, stały obóz wojska zaporożskiego kozaczego. Od miejsca tego zwali się Kozacy Niżowcami. Wojsko — powiada Skalkowski — składało się ze starszyzny i towarzystwa, podzielonego na kurzenie. Stolicą była tak zwana sicz czyli kosz Zaporożców. Rozmaite są wywody tych nazwań, po większej części zbytecznie naciągane. Wejrzawszy na przeszłość Zaporoża, łatwo się przekonać, że większej części nazwań odnoszących się do dawnej kozaczyzny, początku szukać potrzeba w języku polskim. Późniejsze nawet XVIII wieku archiwum zaporożskie dowodzi, jak język kozaczy przesycony był polszczyzną, z której do końca się nie wyzuł. Słusznie też bardzo p. Skalkowski często odwołuje się do źródłosłowu polskiego. Nazwania siczy i kosza nigdzie, tylko w polskim języku szukać potrzeba. Pozostałe wyrażenia zasiec się w obozie, zasieki dowodzą, że i sicz nie oznacza nic innego, jak obóz. Koszem nazywano go także dla plecionych płotów, stanowiących może pierwiastkowe palisady. Grondski wychwalając Kozaków poświadcza, że byli w sypaniu wałów i stawianiu palisad biegli i wprawni. (Bellum Cos. Pol. 15 in confciendis fossis, vallis et agendis cuniculis peritissime).
Sicz, był to ufortyfikowany gródek, opasany wałem i palisadą dziwnej budowy. Składała się ona z trzech części: przedmieścia, czyli tak zwanego kramnego bazaru, gdzie każdy kureń i przybylcy goście mieli swoje kramy i szynki, gdzie stały mieszkania bazarnych, atamanów i wojskowego kantarżeja (strażnika wag i miar). Brama, baszta mocna, osadzona działami, prowadziła z kramnego bazaru do kosza, to jest, na obszerny plac, gdzie stało trzydzieści ośm budowli długich, w sposobie koszar, zowiących się kurzeniami. Budowle te dokoła opasywały plac nieprzerwaną linja, stojąc jedne za drugiemi. Naprzeciw baszty, miedzy opasującym wałem a rzeczką Podpolną, stała polanka, to jest mieszkanie koszowego i starszyzny, soborna cerkiew siczowa Opieki Matki Bożej, patronki wojska, dom dla duchownych, skarbiec wojskowy i kancelarja. Trzecia część siczy stanowiła oddzielną forteczkę, na zachód kosza leżącą, rodzaj cytadeli, gdzie w r. 1735 był już komendant ruski z załogą. Wszystkie budowy były drewniane, a koszowego dom wyglądał na prostą wieśniaczą chałupę, bez żadnych osobliwszych wygód i zbytku, nawet bez komory i skarbca, bo mienie koszowego chowane było w składzie powszechnym kurenia, do którego on należał. Sicz z trzech stron opasana była rzeczką Podpolną, łączącą się długim zakrętem zwanym Sysiną z Dnieprem. Od strony wałów trakt wielki nad rzeką Bazawlukiem, szedł niedaleko ujścia Słonej, do niego stał most nazwany „Mostkiem Cerkiewnym.“ Rzeczka Podpolna była tak głęboką, że zaporożskie wojenne łodzie, dęby, greckie i tureckie tumbasy z wagą przepływały ją, lub stawały tu na kotwicach. Portem właściwym była zatoka zwana „Ustępem,“ obszerna, ale dziś zamulona i zaniesiona piaskami.
Cytuje pan Skalkowski słowa starego zaporożca, Korża, dowodzące, że koszem zwano szałasy pastusze, przewożone na kołach. Od nich to zapewne wielki obóz, przenośnie nazwany koszem Zaporożców, a nazwanie to utrzymało się do ostatnich czasów bytu kozaczego. Cytuje także zdanie orjentalistów, dochodzących, że kosz po turecku znaczy zbierać. Wiele wyrazów używanych na Zaporożu pożyczone są u Turków i Tatarów, ale nie sądzimy, aby te wyrazy były nie słowiańskiego, lecz całkiem obcego pochodzenia. Kosz znaczył nie tylko w siczy, ale i wszędzie główną kwaterę starszyzny kozaczej, potem towarzystwo całe, wielką jedność kozaczą.
Kurenie (zowiące się tak od dymów, właściwie dymy to jest chaty) były mieszkaniem towarzystwa, bezżennych kozaków; żonaci mieszkali w pałankach i wydzieleni już byli z tego stowarzyszenia, złożonego z samych tylko nieżonatych początkowo. Żonaci zostawali imieniem kozakami, siedzieli na ziemiach Zaporoża, ale egzystencją swoją świadczyli już o nadchodzącym upadku. Towarzystwo (nieżonaci) corocznie losem mieli wydzielane sobie tonie na rzekach i miejsca do łowów. Pozostałe od losów ziemie rozdawano na starszyznę, duchownych, wieśniaków, gości, nawet czabanów tatarskich i wołoskich.
To coroczne miotanie losów jest wielkiej wagi. Zwyczaj to stary, okazujący, jak na Zaporożu nic nie było wyłączną własnością jednego, wszystko należało do wszystkich. Że nawet dożywotnio nie nadawano ziemi, przekonywa, jak chciano prawo wspólności ugruntować, corocznie o niem przypominając. Okaże się i niżej, że wszystko to wyrachowane było w ten sposób.
Trzydzieści ośm było wielkich kurzeni czyli dymów, w których mieściły się całe razem żyjące sotnie towarzyszy. Pan Skalkowski podaje liczbę towarzystwa w trzech latach 1755, 1759 i 1769. Ogółem w pierwszym było 13.065, w drugim 11.769, w ostatnim 12.247 samego żołnierza gotowego do boju i dobrze zbrojnego, gdyż ogółem, wedle doniesień kozaczych, w r. 1755 liczyli 27.000 ludzi w siczy, zapewne ze starymi, żonatymi i niezdatnymi do boju rachując.
Nazwanie kurzeni zkądby pochodziły, nie rozwiązuje pan Skalkowski, musiały być czysto tradycyjne lub przypadkowe. Korż opowiada, jak od wypadków nadawano imiona ludziom, toż samo być mogło i z całemi kurzeniami. Kureń, po małorossyjsku, oznacza do dziś dnia szałas jak i kosz. Nazwania kurzeni starożytniejszych były: Niezajmajski, Koniołowski, Umański, Korsuński, Myszastowski i t. d. Kurenie w Wielkim Ługu, powiada Korż, stawiane były z bierwion, od siekiery i piły obrabianych. Niektóre były tak obszerne, że więcej 600 kozaków mieściło się w jednym. Wewnątrz nie było przegród żadnych. Do koła, pod ścianami, aż do drzwi były stoły i wązkie ławy. Pierwsze, honorowe miejsce pod obrazami, zasiadał ataman kurzenny. Przed ikonami paliły się lampy bogate i świece, w wielkie święta zwłaszcza zapalane. Piece do pieczenia chleba osobno stawiane były, gdzie i kucharz się mieścił, w kurzeniu zaś tylko piece dla ogrzania. Każdy z tych kurzeni miał swoją gromadzką własność, szynk i kram na bazarze, dwór przy zabudowaniu swojem i po pałankach. Własność ta powszechna nie mogła być żadną miarą odprzedana lub odstąpiona jednemu, dowody są wyraźne. Koszowy, nawet ataman, rachował się w swoim kurzeniu jako prosty towarzysz, tak bardzo szacowano cześć należenia do niego.
Sicz rządziła się wybraną z miedzy siebie starszyzną, dzielącą się na stopnie i urzędy. P. Skalkowski daje nam z ostatnich czasów dokładne spisy starszyzny Zaporoża. Na czele stał ataman koszowy, po nim wojskowy sędzia, assauła wojska, pisarz wojska zaporożskiego i 38 kurzennych atamanów. Za nimi szli pięciu pułkowników pałanek, a przy każdym z nich pisarz, assauła, podpisarz i podassauła; dalej komendy na postach złożone, podobnie jak pałanek starszyzna, komendy na przewozach: wszystkiego ogółem sto kilkanaście ludzi różnych stopni. W czasie wojny zdaje się, że liczba ta powiększała się, jak widać ze spisu 1796 r.
Wszystkie starszyzny były u kozaków wybieralne. Dość było być kozakiem i członkiem tego towarzystwa, aby być wybranym na kurzennego starszyzny. Z kurzennych wybierano koszowych, atamana, sędziego, assaułę, pisarza; tak się domyślamy przynajmniej. Nie wiemy, czy były przykłady dawniej wyboru na koszowych wprost z towarzystwa.
Urzędy były wyborowe i nie dożywotnie, ale tak jak podział i losowanie ziemi corocznie się zmieniały. Co rok do 1. stycznia towarzystwo zbierało się do siczy (sami kozacy bezżenni), i po zwołaniu przez koszowego assaułę, który chodził po kurzeniach z wojskowym niosącym buławę, gromadziło się przed mszą na rynek wielki czyli Majdan, a tu, „wedle starego obyczaju“ następowały wybory. Starszyzna z lat przeszłych powinna była składając dziękować za powierzony urząd. Niekiedy wybory te wrzawliwe pełne były sporów, a czasem kończyły się bitwą i krwi rozlewem.
Starsi składali z siebie wszystkie oznaki władzy: czapki, buławę, pieczęć, kałamarz (pisarz), szablę, obok ksiąg rachunkowych, przygotowanych na stole. Towarzystwo odbierało rachunki tylko od tych, z których nie było rade.
Wybory te, lub rada powszechna, różniła się od rady wojskowej czyli schadzki tem, że na ostatniej mieli miejsce i głos tylko starszyzna sama.
Ataman koszowy, główny naczelnik, rodzaj rocznego dyktatora, stał na czele siczy, z władzą na pozór nieograniczoną, ale ona, jak inne tego rodzaju, całkiem wszakże zależała od opinji, od wyrażania głosem jednego myśli wszystkich. Skoro wyrażona myśl ojca atamana nie godziła się ze zdaniem starszyzny i towarzystwa, dawano do zrozumienia atamanowi o tem; otaczająca rada wstrzymywała czynności.
Władza atamanów w ostatnich czasach była bardzo wielka, oni byli główną swojego kraiku, wojska, a nawet duchowieństwa starszyzną. Jako ostateczny sędzia Zaporożcow, ataman wyrokował bez odwołania i karał nawet śmiercią. W imieniu siczy, albo raczej: „kosza przesławnego wojska zaporożskiego,“ znosił się z sąsiedniemi mocarstwami, Krymem, Turkami i t. p., z pogranicznemu władzami, potwierdzał wybory urzędników wojskowych, rozdzielał towarzystwa na kurzenie, losowanie ziem, wód i lasów coroczne, podział zdobyczy rozporządzał. On rozstrzygał o przyjęciu kozaka do towarzystwa i uwolnieniu z niego.
Rada jednakże wojenna, wyrażająca opinję całego kosza, częstokroć wpływała silnie na czynności atamana. Przed nią obowiązany był ataman objawiać o wszelkiej następującej czynności ważnej, pytając swej rady wedle formy: „A cóż bracia (dzieci) będziemy robili?“.
Koszowego władza ograniczona też była rocznym czasu przeciągiem. W późniejszych dopiero czasach wybory koszowych umyślnie z roku na rok odkładano. Trafiało się, że ulubionych atamanów okrzykami wzywano, aby „panowali“ i nadal, wszakże dla formy składali corocznie buławę i szablę na stole.
Wojskowa starszyzna właściwa składała się tylko z czterech osób: koszowego, sędziego, pisarza i assauły, dawano przecież poczestne imię starszyzny zasłużonym starcom, którzy dawniej urząd jaki piastowali. Ci starcy zasiadali na radzie i w kurzeniu pierwsze miejsce po starszyźnie. Sędzia był pomocą atamanowi w ostatecznem wyrokowaniu, we wszystkich sprawach siczowych, zastępował go także pod niebytność czasową z władzą najwyższą. Przy nim były koszowy skarb i armata. Pisarz wojskowy, członek rady przybocznej atamana, ekspedjował wszystkie listy, instrukcje i co tylko pisanego w siczy wychodziło. Podpisywał na aktach, listach i t. d. nie swoje imię, ale formułę, zwyczajnie w takich razach używaną. Pisarze poważani byli dla swej umiejętności i użyteczności bardzo wysoko.
Wojskowy assauła był przybocznym atamana rozkazów roznosicielem i stróżem porządku. Niekiedy wyprawiano go z komendą dla chwytania hultajów i oczyszczania granic; dla dośledzenia prawdy w zaszłych po pałankach sporach. Ataman koszowy miewał przy sobie po kilkadziesiąt ludzi z kurzenia, z którego pochodził, wybranych dla przybocznej straży.
Wojskowemi klejnotami zwały się znaki władzy, nadawane wojsku przez królów polskich, potem przez cesarzów rossyjskich, jako wielka chorągiew z orłem białym, później czarnym cesarskim, buława, buńczuk, kita, pieczęć, proporczyki, laski, a w ostatnich czasach srebrne bębny. Pierwszy raz te znamiona nadał wojsku zaporożskiemu Stefan Batory. Buława i buzdygan były srebrne, mniejsze żelazne rozdawane były pułkownikom i na znak wolnego przejścia (sauf conduit), gdzie zrozumialsze były niż pisma i paszporty.
Buńczuk składał się z wysokiej dzidy, złotem jabłkiem zakończonej, z przytwierdzonemi u góry dwoma lub trzema białemi ogonami końskiemi. W czasie uroczystości nieśli te znamiona: buławę koszowy, laskę i pieczęć sędzia, drugą laskę assauła, wielką chorągiew, buńczuk i kitę wojskowa starszyzna tytułowana chorążym, buńczucznym i piernacznikiem.
Pułkownicy byli pochodowi i po pałankach. Przy nich w wyprawach była i starszyzna pułkowa, złożona z assauły, pisarza, podassauły i podpisarza.
Pułkownik miał buzdygan, jako znak władzy, noszony za pasem, i znaczek, czyli małą chorągiewkę, niesioną przez pułkowego chorążego. Pałanki miały osobne pieczęcie. Kosza zaporożskiego pieczęć wielka wyobrażała kozaka w polu z rusznicą na ramieniu, szablą u boku, jakby na straży stojącego, przy wetkniętej w ziemię pice.
Pieczęć Kudackiej pałanki miała konia, nad nim skrzyżowany miecz i strzałę, z boku gwiazdę i księżyc; Samarskiej lwa podtrzymującego tarczę ukoronowaną, na której skrzyżowane dwie strzały przecięte łukiem; Buh-gardowskiej jelenia i pikę i t. d. Pan Skalkowski daje rysunki kilku pieczęci ciekawych, ale nie starych.
Atamani kurenni byli naczelnikami tych dziwnych gromad, które nosiły imię kurzeni, i stanowiły rodzaj rycerskich rodzin, związanych węzłami braterstwa wojskowego. Pan Skalkowski dowodzi, że tylko z atamanów kurzennych wybierani bywali koszowi i starszyzna. Niekiedy koszowi podziękowawszy, zostawali znów kurzennymi. Władza i znaczenie ich były wielkie, nazywano ich w kurzeniach ojcami i słuchano jak ojców, przyjmowano nawet bardzo srogie kary. U nich były klucze od skarbu wojskowego kurzenia, a bez nich otworzyć go nie było wolno.
Ataman kurzenny był uosobieniem kurzenia, jak koszowy był reprezentantem całej siczy kozackiej. Atamanowie kurzenni zostawali na gospodarstwie w siczy, a w pochód z wybranemi ludźmi wychodzili nakaźni. Kurzeń każdy miał chorągiewkę swoje.
Do wojskowej służby należeli: dobosz mający pewne znaczenie z powodu swej funkcji, on dawał sygnały do wszystkich ważniejszych czynności, zwoływał na wybór dnia 1. stycznia. Wysyłano go czasem po ważnych zbrodniarzy, asystował przy egzekucjach wyroków.
Puszkarz wojskowy zawiadywał artylerją, prochami, ołowiem i kulami, przewodził armatą. On strzegł puszkarni, gdzie osadzano winowajców.
Wojskowy tłumacz, zwłaszcza dla stosunków z Krymem i Turcją, ważną był figurą w wojsku; towarzyszył on pisarzowi i atamanowi.
Wojskowy kantarżej strzegł wag i miar w bazarze siczowym, pobierał opłaty od handlujących, którzy ralec, ofiarę dobrowolną składali dla starszyzny.
Szafarze znajdowali się na przewozach w Kudaku, Samarze i Buhgardzie. Ci pobierali opłatę przewozową i doglądali promów i łodzi.
Pan Skalkowski cytuje tu jeszcze atamana siczowej szkoły, zostającej pod zwierzchnictwem starszego duchownego, ale tego mamy za całkiem nową kreację; ostatnich czasów, gdy coraz więcej żeniło się kozaków, i to stowarzyszenie, w początkach bezżenne, z karbów wychodzić poczynało.
Towarzystwem zwali się tylko kozacy bezżenni, nie żonaci.
Autor nastaje bardzo na podobieństwo zaporożskiego towarzystwa do monastycznej reguły, do rycerskiego zakonu, jakby upatrywał w instytucjach ślad nadanego mu, a później zatraconego charakteru tego. Myśl ta oryginalna nie jest bez zasady; chociaż podobieństwo do rycerskiego zakonu, wyrobiło się samo przez się, sponte, a nie nadane przez kogobądź zostało. Że Zaporożców wiązały węzły towarzystwa (wspólności mienia) i wiary i powołania, nic pewniejszego; ale pomimo to nie była nigdy kozaczyzna czemś do rycerskiej reguły podobna. Jedno męztwo i gorliwość religijna (później rozwinięta może prześladowaniem) nie wystarczają tu jeszcze. Podobieństwo przypadkowe dziwnie hypotezę, a raczej porównanie pana Skalkowskiego podtrzymuje, ale tu tylko dowcipne zbliżenie, nic więcej. Najgodniejszem uwagi tu, jest wspólność mienia. Spartańskie owe publiczne uczty, narady, stowarzyszenie z wyzuciem osobistości na korzyść ogółu. To sicz czyni zjawiskiem na swój czas nadzwyczaj zajmującem, zagadnieniem dla historyka równie ważnem, jak dla psychologa i polityka. Kto wie nie jest-li to pozostałość staro-słowiańskich gminnych instytucyj, przerodzona i zmieniona naciskiem okoliczności? To małe stowarzyszenie ludzi bezpotomnych, pozbawionych rodziny, związków i w sławie towarzystwa szukających nagrody, za poświęcone mu związki i przyjemności żywota familijnego, musi zastanawiać tembardziej, że składający je członkowie, zbiegowisko różnego i mało oświeconego ludu, nie zdają się pojmować wysokich celów, jakie im przypisuje pan Skalkowski. Tułaczowi, wygnańcowi, prześladowanemu, który się już zaparł swoich i wystąpił przeciwko rządzącym społecznością prawom, miło może było znaleźć kąt, w którym opiekę, braci, cel nowy dla życia i zabezpieczenie przyszłości mu dawano. To trochę tłumaczy, dla czego sicz nigdy pustką nie stała. Samo niebezpieczeństwo, na które narażeni byli w walkach Kozacy, może było też pociągające dla organizacyj pewnych żądnych boju i czynności. Ale jak wytłumaczyć w owych czasach zaparcie się osobistej własności i zlanie takie z ogółem?
Upadek rycerskich zakonów, powiada autor, wyrodził potrzebę powstania nowego przedmurza od Turcji. Kozactwo zawiązało się i stanęło na granicy.
Porównanie do zakonu, które Skalkowski usilnie przeciąga, jest, jakeśmy wyżej powiedzieli, dowcipne, w pewien sposób trafne, ale ściśle brane być nie powinno.
Nastaje na to, że kozactwo wiązało się pod hasłem wiary, i wszelki zapisujący się do towarzystwa, przyjmował greko-rossyjską. Być to mogło i było w ostatnich czasach, nie wiem czy egzystowało w początku. Wojny XVII wieku z Polską, może poprzedzające je okoliczności, wyrobiły ducha tego religijnego, który później tak jasno już jest widny. Same wojny z poganami rozwijały uczucie religijne, przekonaniem o walce za wiarę. Co się tyczy ślubu, jak go zowie Skalkowski czystości, nie sądzim aby o nim kiedykolwiek była mowa u Kozaków. Wcale co innego była bezżenność. Bezżenność ta jest koniecznością dla ludzi w ciągłej walce i w takiej wspólności wszystkiego żyjących. Ona dowodzi, jak silnie tu budowały czasy i okoliczności. Wszystko co ze sobą ciągnie małżeństwo, przywiązuje do miejsca, do ziemi, do własności, do życia, zmiękcza i osłabia człowieka. Tu potrzeba było ludzi nie mających nic za sobą i całą duszą żyjących w orężu. To też czasy, gdy po pałankach poczynają się mnożyć familje żonatych kozaków, są już epoką upadku kozaczyzny. Bezżenność, którą brak zastanowienia i niechęć wyrzucały zakonom rycerskim, mniszym stowarzyszeniom i kapłaństwu naszemu, okazuje się tu wypadkiem naturalnym, gdy chodzi o uzbrojenie ludzi do ciągłego boju. Tak wszędzie, gdzie człowiek powołany jest do wielkiej a ciągłej czynności z poświęceniem siebie samego nieustannem, musi on najprzód wyrzec się związków, coby mu ciężyły na drodze, coby go w tył zwracały, coby trudniejszą stokroć czyniły walkę wspomnieniem strat, jakie może pociągnąć za sobą. Bezżenność kozactwa wynikła ze wspólności mienia i stanu bojującego. Lecz bezżenności ślub, jak go chce mieć pan Skalkowski, nie był właściwie ślubem, gdyż Kozacy żenili się i z żonami zamieszkiwali w pałankach, a w czasie wypraw swych wcale nie stronili od kobiet. Zakaz przechowywania kobiet w siczy był tylko policyjno-administracyjnym środkiem utrzymania spokojności i porządku. Dla tego to matki, siostry, dziecięcia własnego do kosza wprowadzać nie było wolno.
Zapytuje się autor, zkąd w Rusi mogły się wziąć podobne instytucje i przypisuje egzystencją ich wpływowi Polski. Zapewne w części, ale instytucje są wynikłością czasu i wypadków, i tu nie inaczej urosły. One z kolei wpływały na ludzi i okoliczności znowu, bo takie jest prawo powszechne bytu.
Cytowany tu pan Grabowski, nic zupełnie nie dowodzi, krom, że także widzi podobieństwo Zaporoża do zakonu rycerskiego. Radzić bezżeństwo, jako stan zasług pełny w oczach Boga (wedle opinji pana Skalkowskiego), nie sądzę, żeby mieli Polacy, ani żeby oni koniecznie tę formę monastyczną nadali Zaporożu. Forma ta raczej w widokach porządku wzięta i koniecznością w takiem stowarzyszeniu będąca, sama z siebie powstała.
Dowody jakie daje autor, że szlachta polska łączyła się z Kozakami przeciwko bisurmanom, mogłyby być daleko liczniejsze. Kwestji nie ulegają stare zwłaszcza związki siczy z Polakami, oparte na wspólnej nienawiści pogan.
Dość obszernie rozwodzi się autor dalej nad pojęciem wspólności wszystkiego u Zaporożców, nad wyrzeczeniem się przez nich osobistej własności na korzyść ogółu. Nikt — powiada — nie stanowił osobnej osoby w towarzystwie, każdy był częścią gromady miru.
Wszystkie czynności starszyzny były za poradą gromady całej w imieniu kosza. Kozacy kurenni za całą własność mieli w Zaporożu zimownik, kilka, kilkadziesiąt koni, część zdobyczy w skarbcu, i handlem zapracowany grosz. Handel wszakże należał do ostatniej epoki upadku. Zimowniki wedle wszelkiego podobieństwa w XVI wieku losem się rozdzielały corocznie, jak ziemie i wody. Koń tylko i oręż stanowiły własność kozaka.
Cytowany ułamek skazki kozaczej, doskonale maluje wyrzeczenie się mienia wszelkiego u Zaporożców: „Przyszedłem do siczy (powiada powieść), i zapisałem się do kurzenia, a gdy mnie całkiem przyjęto, ataman zgromadziwszy wszystkich, wymierzył mi w kureniu trzy arszyny wzdłuż, dwa w szerz i rzekł: „Ot tobie dom (domowina grób), a jak umrzesz zrobim ci krótszy jeszcze“. Nie dziw, że w ostatnich już czasach upadku za Kalniszewskiego atamana, osobista własność ukazuje się u starszyzny. Lecz dawniej wszystko było powszechnem mieniem kosza lub szczególnem kurzenia, nigdy kozaka pojedyńczego. Stół nawet, jego pomieszkanie, był wspólny wszystkim. Jeden kucharz gotował dla kurzenia każdego, wszyscy siadali za jeden stół pod wodzą atamana. Kucharze należeli też do towarzystwa i oni także zbierali małą opłatę stołową na zakupienie potrzebnych w rynku zapasów kuchennych.
Dowody, jakie przywodzi Skalkowski, że ataman koszowy częstokroć podlegać musiał kurzennym i czynić ich wolą, nie koniecznie nas przekonywują, że zawsze tak było. Zależeć to mogło i od charakteru atamana i od wielu okoliczności. Przywiedziony przykład z r. 1746, każe się domyślać odegranej tylko komedji, którą się pan koszowy zasłonił przed Korsuńskim rządzcą. Nie potrzeba wreszcie dowodów wyszukanych na to, że Zaporoże było wielką gminą, rządzącą się samą przez się, i charakteru najzupełniej dogmatycznego. W stosunkach z sąsiadami ataman odzywał się zawsze imieniem wszystkich, listy podpisywano: „Wojsko zaporożskie niżowe, ataman koszowy, starszyzna wojskowa, starcy, atamani kurzenni i całe towarzystwo“. Nikt nie działał w imieniu własnem, ale z towarzystwem.
To towarzystwo, jak gdyby stowarzyszenie tajemnicze, miało wyrazy przyjęte do poznania i powitania. Pierwszy Korż wspomniał o nich. Kozak przybywający do zimownika, nie zsiadając z konia, witał podwórko wołając: puhu! puhu! kozak z chaty odpowiadał także puhaniem, a gość na nie dopiero wołał: kozak z ługu. To było przyjęcie, rozpoznanie się w podwórku; w izbie także forma przywitania stała była. Kozak wchodząc, mówił do gospodarza: „atamanie, towarzystwo głową wam“. Na co gospodarz odpowiadał: „głową, proszę siadać panie mołodcze“.
Pan Skalkowski wypisując to z Korża, który sam podobno omylił się, dyktując powitanie, usiłuje wytłómaczyć, co ta głowa znaczyła. Należało i tu szukać źródła w polskim języku. W XVI wieku u nas mówiono powszechnie: czołem panie bracie, głową panie bracie, przy powitaniu. Kozackie pozdrowienie toż samo znaczy, i ni mniej ni więcej jest opowiedzeniem pokłonu. W broszurze Albertus z wojny dowiadujemy się, że ten rodzaj pozdrowienia był właściwiej wojskowy, bo pleban, którego wita Albertus, w początku zdaje się nie rozumieć o co chodzi.
Rząd Zaporoża słusznie charakteryzuje Skalkowski demokratyczno-patrjarchalnym. Mało przywiązujemy wagi do wyrazów, a przecież częste użycie słów: ojciec, brat, w społeczeństwie takiem, jak było kozackie, nie jest bez znaczenia. Poszanowanie starców i miejsce ich w towarzystwie udowodnił przywiedzionemi cytatami autor.
Rozróżnia jeszcze w towarzystwie krom starszyzny, starców i młodzieńców, mołodców. Oni to byli zapewne powodem do dziwacznych posądzeń, które rzucano na Kozaków w XVII wieku. Mołodcy znajdowali się w liczbie kilkudziesięciu, sposobiąc się na kozaków! Zwykle byli to chłopcy od lat 15 do 20, do orszaku koszowego przywiązani. Starsi kozacy mieli ich po jednemu u boku. Autor obstając przy porównaniu do zakonu, czyni ich nowicjuszami niby.
Przyjmowano do towarzystwa wszelkiego stanu i pochodzenia ludzi wolnych, ale włościan nie chłopów. Tak chce autor, wątpimy jednak bardzo, czy zawsze tak być mogło.
Nowo zaciągającego się powinien był przedstawić stary Kozak i ręczyć za niego. Kozacy uwalniali się z siczy, gdy w niej byli zbyteczni, lub żądali tego, ślub więc żaden nie wiązał na całe życie; niektórzy pożeniwszy się (ale przykłady są tylko w ostatnich czasach), osiadali w Małorusi, lub gdzieindziej pod starość.
Tu jeszcze przywiedzione są przykłady, że wiele osób znakomitych w XVIII wieku wpisywało się w towarzystwo, jako członkowie honorowi, zwłaszcza generałowie i pułkownicy rossyjscy. Między członkami honorowemi siczy, znajdujemy z podziwieniem znakomitego astronoma Krzysztofa Eulera. Prawdziwie charakterystycznym jest ułamek listu cytowany tu, w którym Bohusławski gubernator, szlachcic, Michał Kleczkowski, odpowiada na propozycję koszowego, aby się zapisał do wojska zaporożskiego.
Było to już w r. 1752. Pan Kleczkowski wcale bez ceremonji odpisuje koszowemu Ihnatowiczowi: „Co zaś WMość pan raczysz pisać w liście swym do nas, zapraszając w służbę zaporożską, odpowiadam: gdybym był złodziejem, albo rozbójnikiem, albo hultajem jakim, albo drapieżcą; gdyby mi się zachciało onych rycerstw stepowych i dokazywania z za krzaków, odbierania luziom nietylko chudoby ale i życia; możebym na waszą służbą się udał. Ale że ja pod znakiem koronnym i tak towarzyszem zostaję, owej służby waszej nie potrzebuję“.
List ten dziwnie dumny świadczy o wyobrażeniach, jakie miano nawet na granicy wówczas o Kozakach zaporożskich.
Jaka była fizjonomja, jaki widok tych zaporożskich stepów głuchych, które długo na mapach dzikiem polem się zwały? domyśla się autor. Gdzieniegdzie przytuleni w zaroślach hajdamacy i hultaje, dalej w stepie zimownik kozacki, licho i do czasu sklecony, pół w ziemi, pół nad ziemią, kędyś do góry przyparty, a w trawach zielonych wielkie tabuny koni, a po granicach snujące się posty i straże Niżowców. Nigdzie drogi, prócz kilku starych, odwiecznych szlaków, któremi ciągnęły karawany po sól do Krymu, po rybę na Don i w Zaporoże, ze zbożem i towarem do Oczakowa. Droga główna zwała się u Polaków Czarnym szlakiem, niekoniecznie, jak chce pan Skalkowski, dla niebezpieczeństw podróży, ale też może dla samego koloru ziemi, czerniejącej wpośród zielonego stepu. Zwano ją także szpakowym traktem, od imienia atamana przewodnika karawan kozackich, później ajdamaki, Szpaka (około 1733 roku).
Na karcie Zanoniego napisano po turecku: Kerwan-Joli, karawan droga, po polsku droga niedojrzana. Ciągnęła się ona głębokiemi parowy, brzegiem rzeczki Bałkami, aż do przewozu na Dnieprze Nikity.
Drugi trakt był Murawski z Mało-Rossji przez wschodni step zaporożski do Końskich Wód i na krymskie już ziemie idący. Zimowniki kozackie w stepie, stanowiły dla czumaków stacje spoczynku i były razem szynkami, gospodami. Karawany więc szły bezpiecznie tutaj, przez samych osłaniane Kozaków od napaści i grabieży. Za Dniepr przechodząc czumak, smarował koszulę w dziegciu, bojąc się dżumy, rusznicę gotował, dobywał z wozu piki, a na szyi wieszał human (ładownicę), w której był i bilet na swobodny przejazd. Nogajski step pusty był zupełnie, w nim tylko trawę i wodę znalazł podróżny. Od Zaporoża do Baszty Perekopskiej stada tylko tatarskie pasły się na zielonych przestrzeniach, strzeżone przez dzikich jak one czabanów. Naówczas w istocie podróż przez te stepy była dramatyczną i zajmującą samem niebezpieczeństwem ciągłem, towarzyszącem pielgrzymowi, który doszedłszy do Perekopskiej bramy, jeszcze nie kończył bolesnych prób i trudów.
Po źródliskach, po mogiłach, łobodach, rzeczułkach kierowano się w tej milczącej pustyni, którą najlepiej znał mieszkaniec Zaporoża, zawsze patrzący w dal, ażali w niej nie ujrzy tatarskiej ordy, ku Rusi się skradającej.
Oto wedle jednego dokumentu z połowy XVIII w. wizerunek stepu odmalowany przez samych Zaporożców:
„Od ujścia rzeczki Orla Łysej-Górki, do komisarskiej Szujałkowskiego mogiły, która się zowie Szujałkowskiego dlatego, że tam komisarza Szujałkowskiego zaporożscy Kozacy, w czasie wypędzenia lachów z Samary (1635), zabili; od Riaskich mogiłek do Gromowej mogiły, dziś zwanej Majdaniec, która się dla tego nazywa Gromową, że na niej, stojącego Kozaka na pikiecie, piorun z koniem ubił; od tejże mogiły do mogiłek Try-Braty nazwanych, które się zowią dla tego Try braty, że tam dawnych czasów trzej bracia przed napadem Tatarów schronili się, gdzie jednego zabito a dwóch żywcem wzięto; od Chriaszczowatej mogiły do Dunajewskiego Bajraku w uroczysku Berezie, w którem uroczysku w bajraku siedział na zimowisku Kozak Lewuszkowskiego kurzenia Sydor Dunaj dawnych czasów, a tam go napadłszy orda zrąbała i stąd się zowie Dunajów Bajrak mogiła, między Bykiem a Dobrówkami rozkopana; od tych uroczysk na wyżynach Gryszyńskiej bałki, mogiła rozkopana, tam Kozak dońskiego kurzenia Grysza, dawnych czasów postrzelony od Tatarów, skąd i bałka jego imię nosi, i t. d.“
Opis ten stepu w istocie wart był wypisu. Co za kraj! gdzie mogiły tylko i ślady śmierci drogę znaczą! A jak ta przeszłość znajoma Zaporożu, jak pamiętna! jak każdy wzgórek nazwać umieją i kronikę jego opowiedzieć!!
Oto jeszcze, z kroniki ruskiej rękopisnej XVII wieku, kilka słów o wyprawach kozackich na stepy: „Wyruszyli przecież w te szerokie pustkowia i stepy, gdzie nie było jednej ścieżynki, ani śladu, jak na morzu, i wspomnieni rycerze dobrze znając przejścia, jak na wiadomych drogach, przy niebezpieczeństwie, aby nie byli gdzie od Tatar napadnięci, jeździli; miesiąc i więcej ognia nie znali, raz we dnie mizernego jadła, zacierki i suchara tłuczonego zjedli, koniom rżeć nie dając; jak dzikie zwierzęta po tarnach i trzcinach ukrywali się, z ostrożnością wielką w drogę się dalszą posuwając po krzakach i zjeżdżając do kupy.
„Na dzikim tym stepie, rozpoznawali drogę swoją dniem po słońcu, po mogiłach i wzgórzach, nocą po gwiazdach, wietrze, rzekach. A tak Tatarów wypatrzywszy, napadali na nich niespodzianie i małą garścią rozbijali wielkie ich gromady, zabranych w niewolę do Moskwy lub do Polski, gdzie zręczniej było, odsyłali, łaskę królewską przez to zasługując sobie.“
Kozacy musieli się niejako ztatarzyć, aby wyśledzać Tatarów, podchodzić ich i walczyć z nimi. Orężem może i znajomością rzemiosła wojennego przechodzili Kozacy Tatarów; odwaga, zuchwalstwo, równe były ze stron obu. Często Tatarzy niespodzianie wpadali na Zaporoże, i dla tego musiano w końcu największe zachowywać ostrożności, aby się nie dać napaść nagle. Korż opisuje, że na ten cel porobione były strażnice, reduty i osobne sygnały zwane figurami. Kozacy pikietowi ciągle poglądali z kurchanów, czy nie pokażą się gdzie Nogajcy, co często we 20 na daleko liczniejszą wrzaskliwie wpadając gromadę, razili ją więcej postrachem, niż orężem. Kozacy wjeżdżając na mogiły stepowe, mieli przykaz nie inaczej na nich pokazywać się, jak po jednemu, aby w ten sposób rozróżnić ich było można w stepie od Tatar.
Na lewej stronie Dniepru, od północo-wschodu hetmańszczyzny, poczynając od ujścia Orla do Konki (Końskich Wód), stały tak zwane reduty i figury. Jedna reduta czyli strażnica od drugiej na 20, 30 werst, ale tak, aby jednę z drugiej widzieć było można. Strażnice te były obszerne nakształt kurzeni, opasane parkanami, wewnątrz jedna izba, sień i komórka. Na nich po 50 ludzi, zmieniających się, wartowało. Ci jeździli na zwiady i wyglądy w stepy. Przy każdej strażnicy stała figura i sygnał, który składał się z dwudziestu beczek smolnych, od sześciu w górę coraz zwężający się i kończący jedną. Beczki połączone były linami smolnemi; zapalano wierzchnią za pomocą sznura długiego, którego koniec klak saletrowany składał. Na dany znak o Tatarach zapalał się jeden sygnał, a za nim inne pograniczne. Wynalazek ten może nie być tak nowym, jak się na oko wydaje i podania świadczą o starożytności zwyczaju zapalania ogni i stosów drew suchych na górach w czasie niebezpieczeństwa. Na Litwie obyczaj ten zdaje się niezmiernie dawnym.
Zimowniki, pomieszkania zimowe, mieli tylko towarzysze zaporożscy, później żonaci także Kozacy; niektóre z nich wielkie ziemi przestrzenie miały sobie przydawane, od 15 do 20 werst okręgu. Losami corocznie rozdawano zimowiska Kozakom, a ta doczesna własność stawała się tak świętą, że nikt siana ukosić, ryby łowić, na cudzej nie śmiał przestrzeni. W r. 1755 w czterech pałankach było czterysta trzydzieści zimowników. Kozacy zajmowali się tu uprawą roli bardzo mało, a raczej polowaniem, rybołówstwem, chowem stad i handlem.
P. Skalkowski wspomina tu o niedokładnościach, znalezionych na karcie Zanoniego, które zresztą, jak się przekonywamy codzień, nie jednej tej tylko karty rysunek szpecą, pełno ich jest w całym atlasie.
Nie potrzebujemy się rozszerzać z p. Skałkowskim o przywiązaniu Kozaków do wiary swojej i gorliwości ich religijnej. Ten charakteru Zaporoża znak właściwy, zwłaszcza od XVII wieku, ukazuje się wyraziście i dobitnie. Wstręt Niżowców ku wszelkim ludziom obcej wiary, przechodził w krwawy i nieubłagany fanatyzm. Bądźmy więc sprawiedliwi; jak z jednej strony o fanatyzm katolicki obwinia autor szlachtę i duchowieństwo polskie, tak z drugiej nie może zaprzeczyć, żeby się przy braku oświaty i Kozacy nie dali unosić daleko niebezpieczniejszemu, bo zawsze krwi rozlewem kończącemu fanatyzmowi.
Były to nieuchronne walki, nieuchronne, w wiekach głębokiej i szczerej wiary, skutki zbliżenia ludzi różnych przekonań; rozpoznawajmy je z bezstronnością historyka i nie kładźmy winy na jedne tylko barki.
Najlepszym dowodem niecierpliwej nietolerancji Zaporożców, nawet względem starowierców ruskich, jest ich postanowienie — „aby na ziemi Zaporoża różnowiercy nie byli i nie mieszkali.“ (Иновѣрнымъ не быть и не жить).).
Cerkiew Zaporoża tem była odrębną, że nie podlegała wyższej władzy duchownej za granicami ziemi kozackiej, ale pragnęła zarządzać sama sobą.
Kosz zaporożski usiłował nie podlegać i nie zależeć od hierarchii powszechnej rossyjskiego kościoła; koszowy uważał się za naczelnika i głowę, a jak się wyraża p. Skalkowski, za W. Mistrza zakonu swego. Szczególne zaś poważanie mieli Kozacy dla klasztorów kijowskich, zwłaszcza dla międzygórskiego monasteru Przemienienia Pańskiego. Sicz jako parafja liczyła się do tego monasteru, zależącego dawniej wprost od patrjarchy.
Na Zaporożu księży brano tylko z międzygórskich mnichów, niemi osadzano cerkiew Siczy, monaster Samarski, oni wyświęcali księży do pałanek. Przy tej niezależności od metropolji kijowskiej upierali się Zaporożcy od 1686 roku, skarżąc się patrjarsze na Gedeona metropolitę, który sicz chciał pod swoję zająć opiekę.
I to godna uwagi, że duchowni w siczy nie zostawali dożywotnio, ale po roku zależeli „od łaski wojskowej,“ która albo ich w miejscu pozostawiała, albo prosiła u monasteru o innych. Zwało się to zwyczajną przemianą. Zaporożcy wzięci pod opiekę moskiewskiego i całej Rusi patrjarchy, oddani znowu zostali w roku 1688 do parafji międzygórskiej. Władza patrjarchy, jak mówi Skalkowski, była tylko nominalna, w istocie zaś sam koszowy rozrządzał nawet kościołem.
Przez czas kosza tureckiego od 1709 roku nie wiadomo spełna, jacy duchowni odprawiali służbę zwyczajną, a w r. 1734 znowu zwrócono się z powrotem na ziemie dawne, do parafji międzygórskiej. Tak dalece Kozacy stali przy niezależności swojego duchowieństwa, że w r. 1769, gdy przyszło iść na wojnę, nie dozwolili, aby towarzyszący im trzej jeromonachowie podlegali zwierzchnictwu ober-świaszczennika armji czynnej. Inne przykłady tegoż rodzaju opuszczamy.
Pobożność Zaporożców, wedle autora, była gorliwa bardzo i zapału pełna. Mieli oni czternaście cerkwi stałych, dwie wojskowe przewoźne. Skarbce tych cerkwi i ich dochody stałe i przypadkowe z ofiar Zaporożców były dość znaczne. Część zdobyczy pobożniejsi oddawali na cerkwie; ofiary tego rodzaju cytowane przez autora, są wymownym dowodem gorliwości religijnej. Naczynia do świętych ofiar srebrne i złote robiono w Kijowie i stolicy. Starcy zwłaszcza zajmowali się ubieraniem i porządkiem cerkwi prawie codziennie. Korż opisuje bogactwa wielkie siczowego skarbca. Przy głównej siczowej cerkwi była dzwonnica z czterema oknami, na których stały armaty, zarówno ku obronie od napaści i do wystrzałów świątecznych służące. Budowy były drewniane; siczowa cerkiew zawsze nosiła tytuł: Opieki Matki Bożej. W niej na tablicach umieszczone były imiona poległych w boju, których wspominano przy nabożeństwie.
Autor opisuje epizodycznie pobyt w siczy biskupa Miletu, Anatola, który w roku 1759 tu przebywał, a nabożeństwo uroczyste tak się Zaporożcom podobało, że go chcieli zatrzymać nadal u siebie; lecz dozwolenia na to od rządu nie dostali. Przy cerkwi siczowej była szkoła, jak sądzimy, w bliższych nas czasach już urządzona. Uczniowie jej mieli wyłączny przywilej kolędowania w siczy.
O prawach i sądownictwie u Zaporożców najlepiej opowiedział Korż, naoczny świadek, wszakże i akta, z których korzysta p. Skalkowski, nowych dostarczają w tej mierze szczegółów. W ogólności uczucie sprawiedliwości, obyczaj stary, tradycje, składały prawodawstwo siczy, a ostateczny wyrok wydawał ataman.
Żadnego zbioru praw nie mamy. Sądy też ograniczone być musiały samym stanem Zaporoża, który pewnego rodzaju spraw (np. granicznych, i t. p.), nie znał. Jedyne sprawy mogły być o szkody poczynione w zimownikach, o grabież, dług, osobiste spory i urazy itp.
Atamani sądzili i rozstrzygali czasem w koszu, to znów w pochodach, t. j. objazdach siczy, jakich dwa protokoły cytuje nasz autor. Sąd kosza był bez apelacji; naczelnicy pałanki donosili o spełnieniu wyroku. Wojskowy assauła zajmował się wymiarem sprawiedliwości w wojsku, gdy miał w tej mierze dane polecenie. „Obyczaj — powiada i pan Skalkowski — stanowił tu prawo“.
Kryminalnie karano, jak widzimy z przykładów, za gwałt kobiecie domierzony, kijmi publicznie w rynku, za zuchwalstwo, przywiązaniem do armaty w bazarze; wystawiano winnych pod szubienicą, zabijano powolnie kijmi, wieszano, i t. d.
Najlepszem źródłem podobno w tej mierze, pozostaje nam opowiadanie Korża. Korż opisuje, że kozacy pałanek, gdy się powadzili, szli z kołaczem, pozywać się do pałanki najprzód, kłaniając chlebem i solą. Jeśli tu nie radzi byli wyrokowi, posyłano ich do siczy, to jest, najprzód do kurzenia, w którym byli zapisani. Ataman kurenny rozsądzał ich powtóre; jeśli Kozacy należeli do dwóch kurzeni, ojcowie schodzili się i decydowali. Ostatecznie z kołaczem, chlebem i solą, pokłonem szli do koszowego, który często, jak opisuje Korż, kijmi kończył przekonanie upartego i skłaniał go do podpisania się na dany wyrok.
Kary według Korża były: szubienica, najprzód stawiano je nad szlakami wielkiemi. Wieszano podwożąc konno pod pętlę, a gdy ta założona była, popędzono konia i winowajca zostawał zawieszony. Wieszano także za nogi, za żebro na hakach, a trupa zostawiano do rozsypania się kości. Wbijano na pal (kół), sześciołokciowy, zakończony dwu-łokciowem żelezcem. Na nim także zostawał do wywiędnienia (mówi Korż) wbity tak, że gdy wiatr powiał, okręcał nim aż kości trzeszczały. Kara ta rzadko była używana. Trzecia, a może najstraszniejsza kara, były kije. Sadzano winowajcę u słupa w rynku, stawiano obok piwo, miód, wódkę, a każdy przechodzący napiwszy się uderzył, i bito tak aż do śmierci.
Gospodarstwo, a właściwie uprawa roli i nasion zbożowych, była bardzo proporcjonalnie nieznacząca. Chociaż Zaporoże zajmowało ziemie żyzne i obszerne, zajęcia wojskowe, duch kozacki, nie dozwalały im trudnić się rolą. Może też mieli sobie za upodlenie ten rodzaj pracy? Dość, że w XVIII wieku przy upadku kozactwa, gdy niechybnie uprawa roli musiała stosunkowo do dawniejszych czasów rozprzestrzenić się; zboże własne nie starczyło nigdy koszowi na jego potrzeby. Wyżywienie towarzystwa było wszakże bardzo proste i niewymyślne: na powszechny stół podawano zwyczajnie kuleszę (kaszę) hreczaną, pszenną lub jęczmienną na rzadko, mleczywo, ryby, chleb żytni, placki pszenne, palanice i korżę; rzadko potrawy mięsne. W czasie wojny wystarczało: tołokno (pszenny) i tłuczony suchar. Zasiewano też mniej żyta niż pszenicy, owsa, prosa, jęczmienia, hreczki i grochu. Ogrodowiny uprawiano: ogórki, kapustę, harbuzy, tykwy. Ogórki uważały się za wielki i wyborny przysmak. W roku 1755 sami Kozacy przyznawali się, że prawie roli nie uprawiali.
Stada składały ulubione zajęcie i główne tutaj bogactwo. Każdy zimownik miał owce, bydło i tabun koni na stepie. Konie, zwłaszcza zaporożskie, sławne były ze swej wytrzymałości i dobroci.
Koszowi miewali w ostatnich czasach tabuny po kilkaset koni.
Trudnili się Kozacy rybołowstwem także, na wydzielonych losem wodach, i handel wiedli rybą suszoną; zajmowali się (dla skór najbardziej) myśliwstwem — polowanie na lisy, których futra wychodziły ztąd do Krymu, było ważniejszem zajęciem Kozaków po pałankach. Na skarb wojskowy, cerkiew i pałankę dawali oni dziesięcinę skórami. Na step wychodziły całe wyprawy zimowe dla polowania na lisy i bawiły tam, póki skóry miały wartość, potem wyprawiano je u garbarza i rozdzielano na myśliwych. Wilki, zajęce i jelenie do roku 1760 znajdujące się w lasach Zaporoża, były także celem polowania, ale zwłaszcza dla skór, gdyż mięsa dzikiego zwierza niechętnie używali, przenosząc rybę i kaszę.
Pszczoły, sady i ogrody zaprowadzone w zimowiskach, po wsiach, dawały także przychód Kozakom.
Dochody Kozaków, całego towarzystwa, to jest skarbu wojskowego, składał żołd pobierany od Polski, później od monarchów rossyjskich; prowiant dawany, dochody szynków siczowych w pałankach i zimownikach, dymowe pobierane od włościan osiadłych na gruntach Zaporoża, po wsiach dochody z przewozów, dziesięciny z rybołowstwa i myśliwstwa, sztrofy i zdobycze wojenne. Wyobrażenie o ilości ryby poławiającej się tu, dać może, iż w roku 1771, w ciągu trzech miesięcy, na część starszyzny samej, wypadło 4380 sztuk wierozubów. Co się tyczy wojennej zdobyczy, ta jakakolwiek była, składała się najprzód (na co przed wyprawą przysięgano), do ogólnej massy; z tej wydzielała proporcjonalnie na kurenie i starszyznę. Towarzystwo właściwe nad służbę wojskową nie znało innych powinności, żonaci i osiedli daleko ich więcej mieli na sobie. Płacili podatki, dawali podwody, robotników, zboże, osypy i t. p.
W czasie wojny siano i owies obowiązani byli przygotowywać. Szynki płaciły podatek zwany kufowem od beczki wszelkiego napitku. Starców, (jak w Polsce) zasłużonych i t. p. uwalniał kosz i dawał uwolnienie od ciężarów powszechnych.
Samo położenie siczy nad rzekami spławnemi, przeznaczyło jej później, gdy duch rycerski pierwiastkowy upadać zaczął, stać się ogniskiem niemałego handlu. Handel ten początkowo może dla potrzeby miejscowej przedsięwzięty, stał się wreszcie przedmiotem zysku. Dalekie z razu wojenne na łodziach (monoxylach) wyprawy pod Konstantynopol, na brzegi Rumelji, do Warny. Izmajłowa, były niejako rozpoznaniem drogi, dla późniejszych handlowych spokojnych pochodów. Zaporożcy puszczali się na statkach swych z morza Czarnego, po nad brzegami do tureckich ziem, już tylko potem dla handlu i przemysłowej zdobyczy. Takie były XVIII wieku ich wyprawy morskie.
Główny handel zaporożski był z Turcją i Krymem, zkąd oprócz soli i wszelki inny wschodniego pochodzenia towar przychodził do siczy, z niej potem wychodził do Ukrainy i do Polski. Futra, ryby, skóry stanowiły materjał do zamiany; może jak mówi Skalkowski, masło także, kawior, tytuń, płótno. W zamian przywożono: bakalje, oliwę, wino, jedwabie, bawełnę, oręż, siodła i t. p.
Autor daje nam wiadomości o handlu z ostatnich już czasów, z których nie zawsze w tej mierze sądzić możemy o dawniejszych, pewni będąc, że rozprzestrzenienie handlowych zajęć, nastało z upadkiem ducha wojennego w Zaporożu. Handel drogą suchą z Krymem był jednym z najważniejszych; dostawano ztamtąd zamianą wino, sól, safjany, jedwab i t. p. Sól była głównym przedmiotem. Kozacy wysyłali swoje liczne, pod ich opieką zostające, watahów poczty, po sól do Krymu. Nadzorcy słonych jezior o urodzaju soli oznajmywali do kosza prosząc go o opiekę nad tym handlem. Wszystkie poczty watahów z Rusi szły przez Zaporoże. Wojsko miało bardzo wielkie dochody z tego handlu solnego.
Z Krymu przychodziły wielbłądy, które hodowano w siczy na podarki i zapewne używano też do dźwigania ciężarów. Niektóre, jak widać, rodziły się w Zaporożu. Handel z Polską usiłując objaśnić autor, poradził się najprzód Pamiątek starego szlachcica, potem Kitowicza. Oba źródła nie są dość autentyczne, a zwłaszcza pierwsze, będące prostą tylko powieścią, która często w błąd wprowadzić może, na trafnych i nie trafnych osnowana będąc domysłach. Lepsze są dowody stosunków z pogranicznemi rządcami wielkich majątków w bracławskiem, wzięte z archiwum zaporożskiego. Zaporożcy przyjeżdżali z towarem do Humania i innych miasteczek, gdzie mieli zapewnione bezpieczeństwo. Wiedli z sobą konie na sprzedaż, rybę i sól najzwyczajniej.
Tu wspomnienie o czumakach, składających karawany handlowe, a tak nazwanych od smarowania się dziegciem, przeciwko czumie. Dawniej zwłaszcza, jak słusznie uważa autor, czumak był znakomitym dla ludu, braci swej człowiekiem, jako nieustraszony, prawy i pełen znajomości krajów. W istocie, do przebycia stepu, potrzeba było odwagi, pamięci miejsc wielkiej i wytrwałości wypróbowanej. Każda watka czumacka miała swego atamana, którego wóz (maża) poprzedzał inne; ten wybrany na całą podróż, wskazywał drogę, noclegi, popasy i t. p. Drugi był kucharzem watki i na swym wozie wiózł kocieł. Czumak miał z sobą pikę i rusznicę na wozie, a w razie niebezpieczeństwa, maże stanowiły tabor, który nie łatwo dobywać było. Na wozie atamana stary kogut, nocny stróż, jechał ze związanemi nogami, jak to i dziś jeszcze widzieć można.
Handel z Małorossją, a później z nową Serbją, w ostatnich zwłaszcza czasach, wzmagał się coraz bardziej. Rząd rossyjski nadał siczy niektóre zwolnienia od ceł i swobody.
Wewnętrzny w samej siczy handel drobnostkowy, miał miejsce głównie na bazarze kramnym, gdzie była gospoda dla kupców i sklepy Zaporożców. Od bramy Hassan-Baszy zwało się i to przedmieście temże imieniem, każdy kureń miał tu swój kram, z którego dochód szedł na korzyść jego. Drugi bazar podobny był w Kamiennem i ingulskiej pałance. Tatarzy przyjeżdżali czasem do siczy, przywożąc z sobą burki, siodła, strzały, łuki, oręż, i mieniając lub zakupując stare konie i bydło na rzeź. Był i sąd regularny bazarny, w sporach handlowych ustanowiony.
Wszystko, co tu autor o handlu, a później o ustanowionych powiada pocztach, należy już do samych ostatnich czasów Zaporoża. W miarę wygasania wojennego ducha, gospodarstwo, rola, handel, które esencjonalne Zaporoża starego reguły, niedozwalające osobistej własności łamały, coraz więcej zajmować poczęły. Stowarzyszenie dawniej rycerskie uległo prawu powszechnemu upadku.
Pokój codzień bardziej zapewniany od Tatar i Turcji, podbojami rossyjskiemi, rozszerzając się do koła, czynił tę milicję prawie niepotrzebną, granica usuwała się i uciekała przed nią; musieli więc Kozacy znaleźć nowe zajęcia i przerobić się, zmienić, upaść na duchu. Ciągła walka jak dawniej, nie podsycała ich męztwa, nie rozwijała działalności. Z ostatka archiwów widzimy jasno, jak daleko odeszli Zaporożcy XVIII wieku od przodków swoich z wieku XVI.
Autor, może nie bez przyczyny, uskarza się na pisarzy, którzy bez dostatecznych źródeł usiłowali nam wystawić dawne Zaporoże. Utrzymuje on, że wyjąwszy Müllera, Beauplan’a, Chevalier’a i kilku innych opowiadających o kozactwie, reszta raczej paszkwile niż historję ich pisało. Nie będziemy się o to sprzeczali. Dodamy tylko, że dla dopełnienia obrazu, jaki sam pan Skalkowski nam daje, należałoby koniecznie poradzić się źródeł polskich, zwłaszcza co do historji i bytu w XVI i XVII wieku. Każdy przedmiot zyskuje na obejrzeniu ze stron kilku.
Im silniej sprzeciwią się sobie podania, tem jaśniej z porównania ich prawdę wyczytać można.
Kozak — powiada pan Skalkowski, mówiąc o domowem życiu i obyczajach — nie rodził się na Zaporożu, nie był żonaty, nie miał tu familji, położenie jego było całkiem nowe i niepodobne żadnemu innemu. Przychodzili i zapisywali się w siczy z dalekich polskich prowincyj: szlachta, żydzi nawet, (których naturalnie chrzczono).
Przybywający, jeśli nie był wyznania cerkwi wschodniej, przyjmował ją publicznie i przysięgę towarzystwu składał. Dawne imię swoje zmieniał na zupełnie nowe, które mu nadawano zwyczajnie od wypadku jakiego, charakteru i t. p. To się zwało kliczką. Tak nawet poprzezywano Wiśniowieckich (Bajda), Rożyńskich (Bohdan Rożny) i t. p. Tu mógł był Skalkowski przypomnieć, że i to czyniło Zaporoże podobnem do zakonu. Korż szeroko rozpowiada o nadawanych nowych imionach. Pamięć przeszłości rzucano tu na progu, aby zupełnie nowe rozpocząć życie i zerwać ostatnie ze światem związki. Zmiana imienia ma wielkie znaczenie. Dawni pisarze wspominają o próbach, które zadawano chcącym wstąpić w Zaporoże: przepływanie porohów, wyprawy morskie i t. d. Ale w ostatnich czasach nie znalazł o tem wzmianki pan Skalkowski.
Kozacy ubierali się zwyczajnie w kontusze z wylotami (tak i na pieczęciach ich widzieć można), pod któremi nosili żupan, przepasany pasem. Kitowicz dość dobrze opisuje strój odświętny Kozaka: szarawary sine, ze złotym galonem szerokim, półkontusik czerwony z wylotami, żupany białe jedwabne, pasy także ze złotem, czapki wysokie z siwych smużek, z wierzchem jedwabnym czerwonym i złotym kutasem. Czasu wojny Kozak miał spisę i samopał za cały oręż, proste siodło bez poduszki, wojłok, strzemiona drewniane, uzdę rzemienną lichą. Konie ich były lekkie i zwrotne jak wiatr. Koszule nosili grube, czarne, tłustością napojone, chroniące od brudu; szarawary płócienne, na nogach buty lub łapcie; na wierzchu koszuli krótki kontusz z cielęcej skórki niewyprawnej, bez pasa, z wylotami wielkiemi, zarzuconemi na plecy. Na głowie mieli czapki cielęce, także ostro zakończone i pochylone na bok. Głowę całą golili, osełedec wisiał nad nią, wąsy długie i spuściste, brody niektórzy zapuszczali, inni golili.
Tak ich opisuje Kitowicz, ale autor nie przyznaje, aby to miał być strój Zaporożca; raczej hajdamaki charcyza (złodzieja).
Korż, naoczny świadek, tak o tem pisze:
„Dla odróżnienia od Dońców, Zaporożcy głowę i brodę powszechnie golili, zostawiając tylko czub (chochoł ruski), od którego Wielkorusini zwali Małorusinów chochłami, kraj ich Chochlandją. Czub ten bywał czasem bardzo długi, splatano go więc i zakręcano za ucho: taki zwano osełedcem. Wszyscy nosili wąsy bardzo długie, zakręcone w górę i starannie czernione i smarowane.“
Długi wąs był chlubą Zaporożca.
Odzież czasu służby i wojny, jednakowa dla wszystkich i jednobarwna: kaftan (skórzany zwał się każan) czerkieski na wyloty i szarawary sajetowe jasne (sukienne), buty safjanowe, pas szalowy, czapka kabardynka (z wydry). Na wierzch zarzucali burkę, zwaną wilczurą. Na uroczystości i święta w siczy stroili się jak kto mógł, na co kogo stało, i bardzo bogato. Starszyzna ubierała się nawet w aksamity, ale to w ostatnich czasach. Oręż nie wielki był i nie wymyślny; szabla dość rzadka, pistolety tylko dla stroju, spisa i rusznica stanowiły zasadę uzbrojenia. Przypominamy tu, nie przywodząc opisu uzbrojenia Beauplan’a, który widzieć musiał Kozaka ustrojonego na święto, może i przeciężonego rynsztunkiem.
Stół był jeden powszechny dla wszystkich; kucharz nalewał w drewniane misy jadło, stawiał napoje różne w konwiach z czerpakami (szklanek nie używano), i zwoływano do stołu. Ataman zasiadał pomodliwszy się w końcu stoła pod ikonami, potem Kozacy wszyscy. Stawiając rybę na stole, obracano ją głową ku atamanowi.
Po skończonym obiedzie modlono się znowu, kłaniano atamanowi i jedni drugim, dziękowano kucharzowi: „Bóg zapłać bracie!“ i składano po groszu dla niego, lub więcej, jeśli kto chciał. Jeść gotowano trzy razy na dzień w dużych miedzianych kotłach.
Zaporożcy na strój, jadło, napój chętnie tracili co mieli (gdy byli za siczą), nie mając dla kogo zbierać, nie troszcząc się o jutro, rozsypywali co na ich część przypadało z obojętnością największą. Niektórzy przekazywali na cerkwie swoje bogactwa i majętność ruchomą. Pisano wiele o niezmiernych skarbach Zaporoża, o beczkach srebra i złota, i do dziś dnia krążą u ludu powieści o zaklętych zakopanych skarbach na Niżu. Życie i obyczaje żonatych niczem się nie różniły od zwyczajnych Małorusinów.
Korż, jako o całkiem osobnej klasie narodu, wspomina o pastuchach. Ci tabuńczycy, skotary, czabany nosili rzemienny pas, a przez plecy uwieszony rzemienny haman, nabijany stalowemi lub srebrnemi guzami, sprzączkami, błyskotkami. W hamanie było krzesiwo, krzemień, hubka, do pasa uczepiona szwajka i łyżka z futerałem drewniana.
Pastusze obyczaje, potrawy, ubiory były całkiem odrębne; długie w pustych stepach samotne przebywanie, nadawało im charakter dzikością napiętnowany, milczący. Czabany rzucali się na nieosiodłane konie i kierując tylko dłoniami, zmuszali dzikiego rumaka do posłuszeństwa, walcząc z nim. Czasem walczyli odważni z całemi stadami wilków, lub co trudniej przychodziło, ze śnieżnicami, burzami, zamieciami, przeciw którym nie było schronienia w nagiej pustyni. Odosobnienie od ludzi, ciągłe przebywanie z bydlętami, czyniło ich zaiste ciekawem plemieniem, centaurom podobnym.
Kończąc obraz swój Zaporoża, autor nasz usiłuje dać nam wyobrażenie literatury kozackiej. Może być bardzo, że jak chce i dowodzi pan Skalkowski, wojsko nie było bez hramotnych w XVIII wieku, że miało wielu co czytać i pisać umieli, ale ci najmniej na właściwą literaturę Zaporoża wpływali. Pamiątką kozactwa są głównie cudnej piękności dumy, pieśni, śpiewy, które składali wszyscy, ale pewnie nie piśmienni.
Te pieśni z serca wyszłe, jeden wyśpiewał, wszyscy później powtarzali, dodając do nich, co myśl przyniosła. Tak powstawała duma ludowa Zaporoża, której barwom, wyrażeniom, energicznej prostocie, dziwić się musimy i zachwycać niemi.
Chociaż literaturę siczową dzieli nasz autor na: 1. podania, 2. pieśni i 3. urzędowe akta, właściwie najwięcej uwagi zwraca pieśń sama.
Akta urzędowe są drogim materjałem dla historji; pieśń właściwym utworem fantazji i objawem ducha; podań dzisiaj powątpiewamy, aby wiele znaleźć się mogło. Z upadkiem Zaporoża umarło podanie, którego podać nie było komu. Że Kozacy dawniej dochowywali święcie tradycyj, widać to z cytowanego wyżej aktu, gdzie opisując step, każde nazwanie mogiły tłumacza. Pieśń formą swą łatwiejsza do schwycenia, pieśń, co ma skrzydeł dwoje jak ptaszek, uleciała do Rusi sąsiedniej i zasiadła pod jej strzechą. Tu ją do dziś dnia zbierają badacze, materjał przyszłemu wielkiemu poecie, co będzie Homerem Zaporoża, gotując. W starej siczy pieśń, a zwłaszcza pieśń historyczna, rzucona przez teorbanistów, bandurzystów, o dawnych, o sławnych hetmanach, o mężnych Kozakach, o dalekich na morze wyprawach, długie godziny spoczynku skracała.

Nastaje wielce i słusznie autor na różnice, jakie dzielą poezje zaporożskie od małorossyjskich. Charakter pierwszych wcale odrębny być musiał, ale dziś pomięszano tak, że wydzielić co Zaporożu należy, prawie niepodobna. Jednem z piętn właściwych Kozakom siczowym jest obojętność ich dla kobiety. Oto jak ojciec posyłając syna (przybranego) w Zaporoże, naucza go w jednej pieśni:

Musimy kochać kobiety,
Jak siostry nasze i matki,
Prócz nich nikogo nam kochać,
Uciekać jak od szatana.
Bo wiedz mój synu miły,
Że rycerz wojować musi,
A żalby mu było żony.

W innej pieśni, przez pana Kuleszę przywiedzionej (jeśli nie utworzonej), Kozacy zobaczywszy czaplę na błocie, biorą ją za kobietę. Ale nie potrzebujemy tu rozszerzać się nad pieśnią, której przykłady liczne i obszerną o niej wiadomość podało już Athenaeum.
Słowo jeszcze o urzędowych aktach Zaporoża. Największy ich zbiór znany, bezwątpienia znajduje się w ręku autora, któremu winniśmy historję ostatniego kosza. Powiada on, że stare akta dochodzą u niego do XVI. wieku. Z XVII. wieku większą jeszcze liczbę posiada ich w wynalezionem archiwum, i spodziewamy się, że je ogłosi w następnych tomach swej historji. Jeśli częstokroć przywodzone obszernie XVIII. wieku urzędowe pisma zasługują na uwagę, tembardziej winien pan Skalkowski użyć i w całości wydać to, co ma z XVI. i XVII. wieku. Spodziewamy się, że uczynić tego nie zaniedba. Nie pójdziemy dalej za naszym autorem w historją ostatniego kosza, i wystawiwszy z pierwszej części obraz Zaporoża, zakończymy, oddając sprawiedliwość pracowitości użytecznej i wielce chwalebnej, talentowi i jasności wykładu. Pragnęlibyśmy tylko, aby przy podanej zręczności odkrył nam, co archiwa zajmującego dla dawniejszej przedstawiać mogą historji. Bez tego częstokroć bliższe nas dzieje niezrozumiałemi pozostaną. Gdybyśmy radzić mogli, życzylibyśmy, aby pan Skalkowski, nie ograniczając się materjałami posiadanemi, zebrał co w Rossji i przez polskich a zagranicznych pisarzy o Kozakach wydano, i jął się pracy wielkiej, ale do której łatwiej jemu niż komu wziąćby się było, pracy wielce pożądanej: historji dawnego kozactwa.
Tymczasem i to co nam daje autor, przyjmujemy z wdzięcznością.

Gródek d. 5 czerwca 1846 r.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.