Garbus (Féval)/Część piąta/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Garbus |
Podtytuł | Romans historyczny |
Data wyd. | 1914 |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Bossu |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dona Kruz i te panie nie miały pojęcia, jak straszna chwila miała się rozegrać przed ich oczami. Wtajemniczeni w historyę bukietu mężczyźni, czuli mróz w żyłach.
Korkadas i Paspoal jak dwa wierne psy, wpatrzeni byli w garbusa.
Pomiędzy nimi wszystkimi jedna tylko Aurora była spokojna zupełnie. Jej słodka promienna piękność, napiętnowana smutkiem głębokim i rezygnacyą świętej należała się chyba więcej niebu niż ziemi.
Już Gonzaga wciągnął był rękę ku kwiatom, i cofnął ją. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Był przygotowany na jakąś walkę, którąby zakończył ostentacyjnie ofiarowaniem bukietu i tem samem uwidoczniłby współudział swoich stronników. Zachowanie się młodej dziewczyny zbiło go z tropu.
Była tak młodą i piękną.. Hrabia Kanoea był mężczyzną....
Garbus utkwił w księcia swój wzrok błyszczący. Wybiła trzecia na zegarze.
Pośród grobowego milczenia odezwał się suchy głos Pejrola stojącego tuż za Gonzagą:
— Rada familijna zbiera się jutro.
Gonzaga odwrócił ku niemu głowę i bąknął:
— Rób, jak ci się podoba!
Wówczas Pejrol wziął ze stołu wyróżniony przez księcia bukiet. Dona Kruz, zdjęta nagłym strachem, szepnęła do Aurory:
— Coś mi ty mówiła o tych kwiatach?
— Pani — zwrócił się do Aurory Pejrol — jesteś wolną. Wszystkie te panie mają kwiaty, pozwól, że ci zaofiaruję ten bukiet.
Powiedział to jakoś niezręcznie, a na martwo-żółtą twarz wystąpił pot kroplisty.
Aurora wyciągnęła rękę po kwiaty.
— Korono cierniowa! — jęknął Kokardas musi w tem być jakieś szelmostwo!
Dona Kruz odruchowo odsunęła się od Pejrola, który jednocześnie został odepchnięty, silną ręką garbusa. Bukiet wypadł mu z ręki.
Ezop II, z najzimniejszą krwią podeptał kwiaty nogami. Z piersi obecnych wydarło się ciche westchnienie ulgi.
— Co to ma znaczyć? — krzyknął Pejrol, wyciągając szpadę z pochwy.
Gonzaga patrzył na garbusa z rosnącą podejrzliwością.
— Żadnych kwiatów! — zawołał Ezop II. Ja tylko jeden mam prawo obdarzać moją narzeczoną podarkami. Czemu patrzycie wszyscy na mnie, jakby tu piorun spadł? Przecież to tylko bukiet nadwiędłych kwiatów. Schowaj do pochwy szpadę, przyjacielu — zwrócił się do Pejrola. — Wasza książęca mość — rzekł do księcia Gonzagi — rozkażcie temu rycerzowi o smutnej twarzy, aby nam nie psuł zabawy. Boże wielki! Wszak toby było zerwaniem umowy między nami, ekscelencyo! Pozwól mi, nie zrzekać się tak prędko mych praw.
— Racya! Ma słuszność! — zawołano ze wszystkich stron.
Każdy z obecnych rad był z usunięcia tragicznej konieczności. Sam Gonzaga, chociaż najzupełniej nie wierzył w skuteczność “czarów” garbusa, rad był również z kilku chwil zwłoki.
— Mam słuszność? — Ja myślę! — wołał Ezop II. — Cóż to ja wam obiecałem? Lekcyę miłosnego fechtunku. A wy chcecie działać bezemnie! Nie dopuszczacie mnie do słowa! Ta młoda osoba podoba mi się; chcę jej i będę ją miał!
— Chwała Bogu — rzekł Navail. — Dobrze powiedziane.
— Dobrze, dobrze! — wtrącił gruby Oriol.
— Zobaczymy, czy jesteś równie silny w pojedynkach miłosnych, jak w walkach bachicznych.
— A my będziemy sędziami — dodał Noce, — zaczynaj pojedynek!
Garbus spojrzał na Aurorę, potem na tych, którzy ją otaczali. Młoda dziewczyna, wyczerpana długim wysiłkiem i panowaniem nad sobą, omdlała w ramionach dony Kruz. Kokardas podsunął pospiesznie fotel. Aurora osunęła się nań bezwładna.
— Pozory nie bardzo sprzyjają temu biednemu Ezopowi — szepnął Noce.
Gonzaga stał zachmurzony, więc nikt się nie roześmiał. Wszystkie kobiety zajęły się cuceniem Aurory.
— Wasza książęca mość — zwrócił się garbus do księcia — pozwoli mi wyrazić jedną prośbę. Wierzę, że wasza książęca mość nie chciał jedynie zakpić sobie ze mnie. Jeżeli więc mówi się komu: “biegaj”, nie należy mu nóg krępować. Otóż najniezbędniejszym warunkiem mego powodzenia w tej sprawne, to sam-na-sam z panną młodą. Czy kto gdzie słyszał, aby skromna dziewica mogła dać folgę uczuciu, gdy tyle ciekawych oczu patrzy na nią? Bądźcie sprawiedliwi, to niepodobieństwo!
— Ma racyę! — zawołano chórem.
— Wy wszyscy ją przestraszacie — mówił dalej Ezop II. — Ja nawet sam straciłem siłę moich sposobów, bo przecież w miłości, wszystko, co jest tkliwe, namiętne, pociągające, wzruszające — jest zarazem śmieszne dla obojętnych. Czyż podobna wydobyć z siebie ów czar, który upaja młode niewiasty, na oczach rozbawionych i żartujących widzów?
Zaiste, nadzwyczaj śmieszny był widok tej karykatury człowieka, gdy, oparłszy jedną rękę na biodrze, a palcami drugiej przebierając w koronkach żabotu, przemawiał z taką pewnością siebie.
To też, pomimo ponurego nastroju między, słuchaczami, niejeden nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
— Niech wasza książęca mość zgodzi się na jego prośbę — wstawił się Navail za garbusem.
— A czego on chce? — zapytał, ciągle zamyślony i roztargniony Gonzaga.
— Ażeby zostawiono nas samych, tylko moją narzeczoną i mnie razem. Obowiązuję się w przeciągu pięciu minut uśmierzyć wstręt tego zachwycającego dziecka.
— To prędko! Nie można mu odmówić, ekscelencyo.
— Pięć minut — zawołano. — Ho, ho!
Gonzaga wciąż milczał. Garbus zbliżył się do niego i nagle szepnął mu do ucha:
— Ekscelencyo, wszyscy patrzą. Wasza książęca mość skazałaby na śmierć każdego, ktoby go tak zdradził, jak w tej chwili książę zdradza sam siebie.
— Dziękuję ci, przyjacielu. Słuszna uwaga. Widzę, że faktycznie wiele ci będę dłużny i przepowiadam ci, że wkrótce będziesz wielkim panem.
Poczem książę zwrócił się do całego towarzystwa:
— Panowie — rzekł książę — zastanawiałem się nad waszym losem. Zgraliśmy dzisiejszej nocy ważną grę. Jutro już prawdopodobnie, koniec będzie naszych kłopotów, lecz nie trzeba zatrzymywać się przed wejściem do przystani. Przebaczcie więc moje roztargnienie i chodźcie ze mną.
Oblicze księcia stało się wesołem i uśmiechniętem. Wszystkie twarze natychmiast też się rozjaśniły.
— Nie oddalajmy się zbytnio — rzekły te panie — musimy patrzeć z ukrycia.
— Chodźmy na galeryę! — proponował Noce. — Zostawimy drzwi uchylone.
— A więc do roboty, Jonaszu! Zostawimy ci wolne pole!
— Życzymy ci powodzenia, garbusie. Staraj się! dajemy ci dziesięć minut czasu zamiast pięciu!
— Panowie — rzekł Oriol — kto się zakłada?
Zakładano się wówczas przy każdej sposobności i o byle co.
Przechodząc obok Kokardasa i Paspoala, Gonzaga zwrócił się do nich z zapytaniem:
— Czy za dobrą sumę pieniędzy powrócilibyście do Hiszpanii?
— Wszystko zrobimy wedle rozkazu waszej książęcej mości — odpowiedzieli z pokorą.
— A więc nie oddalajcie się dzisiaj z tego domu — rzekł książę i odszedł w stronę swoich gości. i Kiedy już wszyscy opuścili salon, garbus podniósł oczy na uchylone drzwi galeryi, poza któremi dojrzał trzy rzędy ciekawych głów.
— Dobrze! — rzekł pobłażliwie. — Bardzo dobrze! W ten sposób nie krępujecie mnie wcale. Nie zakładajcie się za bardzo przeciwko mnie i patrzcie na zegarki. Aha! Zapomniałem o jednej rzeczy — rzekł, i przeszedłszy do salonu, zbliżył się do galeryi — gdzie jest książę?
— Tutaj — odezwał się Gonzaga. — Czego chcesz?
— Czy wasza książęca mość ma gdzie blizko notaryusza?
Tym razem nikt nie mógł się powstrzymać od głośnego śmiechu.
— Ten się najlepiej śmieje, kto śmieje się na końcu! — odrzekł Ezop II.
— Tylko prędko, przyjacielu — rzekł Gonzaga z odcieniem niecierpliwości w głosie — i nie troszcz się o resztę. W moim pokoju czeka notaryusz królewski.
Garbus, skłoniwszy się uprzejmie, powrócił do trzymających się w objęciach dwóch młodych dziewcząt. Dona Kruz patrzyła na garbusa z przerażeniem. Aurora miała wciąż oczy spuszczone.
Nie tracąc czasu, garbus ukląkł u nóg Aurory.
Gonzaga, zamiast patrzeć na to ciekawe widowisko, przechadzał się z Pejrolem na uboczu..
— Z Hiszpanii.. — mówił Pejrol — można wrócić.
— Tak samo w Hiszpanii, jak w Paryżu można umrzeć — mruknął Gonzaga.
Po małej przerwie znów zaczął:
— Tutaj brak sposobności. Domyśliłyby się kobiety. Dona Kruz rozgadałaby..
— Chaverny.... — zaczął Pejrol.
— O, ten będzie milczał napewno — przerwał mu Gonzaga.
— Trzeba — ciągnął książę — aby mogła wyjść stąd swobodnie i aż do skrętu ulicy....
Wtem Pejrol nadstawił uszu:
— To straż przechodzi — rzekł Gonzaga.
Z zewnątrz, od strony ulicy, dochodził szczęk broni. Ale hałas ten został zgłuszony przez głośne okrzyki na galeryi.
— To nadzwyczajne; To cudowne! — wołano.
— Czy nas wzrok myli? Czy ten dyabeł jej mówi?
— Iiii! To nie trudne do zgadnięcia — rzekła Nievella. — On jej po prostu wylicza ilość swoich akcyi.
— No, ale słuchajcie! — zawołał Navail. — Kto zakładał się: sto przeciw jednemu?
— Nikt — odrzekł Oriol. — Nie założyłbym się nawet o pięćdziesiąt przeciw jednemu.
Chcesz dwadzieścia pięć?
— Nie! Patrzajcie tylko! Patrzajcie!
Garbus klęczał wciąż przed siedzącą na fotelu Aurorą.
Dona Kruz chciała stanąć pomiędzy nimi, ale on ją odsunął, mówiąc:
— Proszę dać spokój.
Mówił cicho, ale głosem tak dziwnie zmienionym, że dona Kruz odsunęła się mimowoli, otwierając szeroko oczy. Zamiast zwykłego, skrzeczącego pisku garbusa, usłyszała głos łagodny męski o dźwięku głębokim i melodyjnymi. Głos ten wymówili imię Aurory..
Młoda dziewczyna zadrżała w objęciach dony Kruz. Potem szepnęła:
— Ja śnię.
— Auroro moja! — powtórzył garbus ciągle na klęczkach.
Aurora zakryła twarz rękami. Poprzez drżące jej palce płynęły łzy. Dona Kruz stała z wytrzeszczonemi nieruchomo oczami, z otwartemi usty. Ci, co na nią patrzyli poprzez uchylone drzwi galeryi, rozumieli, że Hiszpanka ulega czarowi.
— Na Boga — zawołał Navail. — To blizkie cudom.
— Pst! Patrzajcie! Ta druga też zdaje się ulegać jakiejś nieprzepartej sile.
— Garbus ma jakiś talizman, czy urok!
Tymczasem Aurora rzeczywiście coraz widoczniej poddawała się urokowi głosu garbusa.
— Ja śnię! — szeptała z płaczem. — To straszne! Przecież wiem, że on nie żyje!
— Auroro moja! — powtórzył garbus po raz trzeci i gdy dona Kruz chciała się odezwać, ruchem głowy nakazał jej milczenie.
— Nie odwracaj głowy — mówił cichym, łagodnym głosem do panny Nevers. — Jesteśmy nad samym brzegiem przepaści; lada ruch, lada krok może nas zgubić.
Dona Kruz nie mogła stać dłużej, nogi uginały się pod nią. Usiadła obok Aurory.
— Dałbym dwieście ludwików, aby się dowiedzieć, co on jej mówi! — rzekł Navail.
— Do stu piorunów! — zawołał Oriol. — Ja sam zaczynam wierzyć.. A przecież nic jej nie dawał do picia.
— Panowie! — zaproponował Noce. — Tymczasem sto pistolów za garbusem.
A garbus mówił dalej:!
— To nie sen, Auroro. Serce twoje nie myli się wcale, to ja.
— Henryk! szepnęła. Boję się oczu otworzyć. Floro, czy widzisz?
— Dona Kruz nachyliła się aby ją pocałować w czoło, i szepnęła jak najciszej:
— To on!
Wówczas Aurora rozchyliła nieco palce, któremi zakrywała oczy, i spojrzała.... Serce zamarło jej w piersiach i z trudem stłumiła w sobie wydzierający okrzyk bólu.
— Ci ludzie — mówił garbus, wskazując Wzrokiem na drzwi galeryi — nie wierzący w niebo i Boga, łatwo dają się oszukać, zwłaszcza, gdy wyrządzone zło im dogadza. Ukochana moja! Udawaj, że nie ulegasz popędom serca, ale jakiejś szczególnej woli, czy urokowi szatana. Bądź, jakby oczarowana, pozbawiona woli i siły.
Uczynił kilka tajemniczych ruchów ręką ponad czołem Aurory. Młoda dziewica pochyliła głowę w niemem posłuszeństwie.
— Patrzcie! — wołał Navail, zdziwiony. — Już mu ulega!
— Wasza książęca mość! — wolał Oriol, biegnąc w stronę przechadzającego się z Pejrolem księcia. — To warto widzieć! Czary szatana!
Gonzaga dał się pociągnąć ku drzwiom.
Garbus wciąż wykonywał tajemnicze ruchy nad głową Aurory, która, jakby pociągnięta niewidzialną siłą, coraz bardziej pochylała się ku czarodziejowi. Księciu wydało się to wprost niepojętem.
— Ależ ten człowiek posiada chyba jakiś talizman — szepnął do siebie w zabobonnej trwodze.
Paspoal, stojący tuż obok niego, przeżegnał się, a Kokardas mruczał:
— A, filut! On im tu pod nosem płata figle wisielca!
— Podaj mi rękę — mówił garbus do Aurory — zwolna, tak, żeby wyglądało, iż musisz to uczynić wbrew własnej woli.
Ręka Aurory powolutku odsuwała się od twarzy i opadała coraz niżej. Gdyby widzowie z galeryi mogli dojrzeć czarujący uśmiech! dziewczyny. Ale oni widzieli tylko pierś jej falującą gwałtownie i opuszczoną cudną głowę, okrytą masą złocistych włosów. Zresztą przypatrywano się garbusowi, który ich napełniał grozą i strachem.
— Podaje mu rękę! On z nią zrobi wszystko co chce! Co za dyabeł!
— Nie bój się! — dodał Kokardas, zwracając się do Paspoala. — Takie rzeczy trzeba widzieć, aby uwierzyć.
— A ja — rzekł Pejrol — nawet kiedy je widzę, nie wierząc wcale.
— No, naprzykład! — zakrzyczano go. — Nie można przeczyć rzeczywistości!
Pejrol wstrząsnął tylko strapioną głową.
— Nic nie lekceważmy szepnął garbus, licząc i na współudział dony Kruz. — Gonzaga ze swym przeklętym służalcem jest tam, między przypatrującymi się nam. Trzeba ich oszukać. Gdy dotkniesz się mojej ręki, Auroro, trzeba zadrżeć silnie i rzucić dokoła zdziwionym wzrokiem. Tak.... dobrze!
— Ach, ja to grałam w “Zaczarowanej królewnie” w operze! — rzekła Nivella, wzruszając ramionami — i byłam bardziej zdziwiona, niż ta mała, nieprawdaż, Oriolu?
— Byłaś, jak zawsze zachwycającą — odpowiedział mały grubas. — Ale jakiegoż silnego uczucia doznało teraz to biedne dziecko, gdy dotknęło ręki garbusa!
— To dowodzi, że jest i żywa antypatya i władza szatańska — objaśnił Taranne.
— A teraz — szepnął garbus — odwróć się ku mnie całą postacią, wolniutko.
Potem wstał i zaczął wpatrywać się w Aurorę uporczywie.
— Wstań — rzekł, — jak automat. Dobrze. Patrz ciągle na mnie i opuść się bezwładnie w moje ramiona.
Aurora uczyniła jak mówił. Dona Kruz stała bez ruchu, jak martwy posąg.
Z poza uchylonych drzwi na galeryi dochodziły głośne oklaski.
Piękna głowa Aurory spoczywała na piersiach Ezopa II, czyli Jonasza!
— Akuratnie pięć minut! — zawołał Navail, pokazując zegarek.
— A piękna nasza sennorita — pytał Nocą — czyż się zmieniła w słup soli?
Cały tłum widzów wpadł do salonu.
— Wasza książęca mość — zaśmiał się suchym, skrzeczącym głosem garbus — nie było to dla mnie nic trudnego....
— Wasza książęca mość — mówił znów Pejrol, — coś w tem jest niepojętego. Błazen ten musi być zręcznym kuglarzem, nie można mu ufać.
— Boisz się, aby ci nie sprzątnął głowy? — zadrwił Gonzaga.
I, zwracając się do Ezopa II., dodał:
— Brawo, przyjacielu! Możebyś nam dał receptę na te sztuki?
— Jest do sprzedania, ekscelencyo.
— A myślisz, że siła jej wytrzyma do chwili ślubu.
— Do chwili ślubu tak, ale nie dłużej.
— Ile kosztuje twój talizman, garbusie? — zapytał Oriol.
— Prawie nic. Tylko, żeby módz skutecznie użyć, trzeba posiadać pewien artykuł, który drogo kosztuje.
— Jaki artykuł? — dopytywał się grubas.
— Rozum — odrzekł Ezop II. — Idź więc na targ, mój szlachcicu.
Garbus dostał znów oklaski, a Oriol dał nurka w ciżbę.
Choisy, Noce i Navail, otoczywszy donę Kruz, rozpytywali się o szczegóły czarów, na które patrzyła zblizka.
— Co on mówił? Czy mówił po łacinie?
— Czy miał co w ręku?
— Mówił po hebrajsku — odpowiedziała gitanita, która zdawała się otrząsać z odrętwienia.
— A ona go rozumiała?
— Doskonale. Potem wyjął z kieszenie coś, co było podobne jak to powiedzieć...
— Pierścień zaczarowany? Prędzej paczkę banknotów! — wtrąciła Nivella.
— Nie, to podobne było do chusteczki do nosa — zakończyła gitanita, odchodząc.
— Tam. do kata! — rzekł Gonzaga, kładąc rękę na ramieniu garbusa. — Stajesz się cennym, mój przyjacielu. Podziwiam cię!
— Jak na początek, to nieźle, prawiła, ekscelencyo? uśmiechnął się Ezop II. — Ale, panowie — przerwał nagle — proszę się odsunąć trochę! Dalej, dalej, jeśli łaska, aby jej nie spłoszyć. Dosyć miałem kłopotu. Gdzie notaryusz?
— Niechaj sprowadzą królewskiego notaryusza! — rzucił książę Gonzaga.