[53]GWIAZDA WIECZORNA
[55]
Była królewna, dziewczę‑cud,
— bajka się dawno wygrała —
królewski w niej się iścił ród
— piękna, wybrana, wspaniała.
Lśniła jak gwiazda pośród chmur
królewska jedynaczka —
i światu była jak ów wzór:
Matka Bożego Synaczka.
I oto teraz z pańskich izb
przyśpiesza żwawo kroku,
by z wieży — u niebiańskich przyzb
przywitać gwiazdę mroku.
Już patrzy w dal, jak wstaje z mórz
na gwiazd zbudzonych przedzie,
jak z toni zdradnych — wierny stróż —
okręty w przystań wiedzie.
W codzienny patrzy dziewczę skłon
na Hesperysa wiernie —
aż wreszcie... wreszcie także on
pokochał ją bezmiernie.
[56]
Na kwiatach dłoni wsparła skroń
snów omotaną rojem —
i zatęskniła strasznie doń
w maleńkiem sercu swojem.
Jakże przecudnie płonie tam —
od reszty gwiazd inaczej —
gdy na stojącą w czerni bram
srebrzystem okiem patrzy!
[57]
Aż dnia któregoś poszedł w trop
jej kroków wgłąb komnaty —
rozsnuł na ścianach blasków snop
i zmienił je w zaświaty.
Do łoża przymknął się jak sen,
jak wiew, jak mgła tak lekki —
ozłocił włosów zwiewny len
i musnął jej powieki.
W lustrach odbite światła drżą
i prześwietlają łono —
— lecz najcudniejszą owiał skrą
jej głowę w bok zwróconą —
Uśmiech rozchyla płatki warg,
lica radością stroi —
i pełna jeszcze ziemskich skarg
niebiańskim snem się poi.
Wzdychając — poprzez senny znój
przemawia pocichutku —
„o słodki władco, miły mój,
zważ przemoc mego smutku —
[58]
i zejdź i spuść promienną skrę
leciuchno, słodko, skrycie —
wypełnij myśl i serce me,
prześwietlij moje życie“.
Lucifer przejął szeptów żar —
przeognił się w świtanie —
— błyskaniem w brzask się skrzący wparł —
utonął w oceanie!
W otchłaniach wód się rozprzęgł ład —
wichrzeją mórz okraje —
z otchłani gdzie Hiperjon padł
przecudny młodzian wstaje.
I niby wonią, niby tchem
przez okno wchodzi ono —
gałązkę trzyma w ręku swem
sitowiem umajoną.
Jak kneź się niesie młody chwat,
z blond włosów ma koronę —
lśnią poprzez czerwień zwiewnych szat
ramiona obnażone.
Jak blady cień przez nocny mrok
twarz mgliści i bieleje —
idzie jak mara — jeno wzrok
życiem fosforycznieje.
[59]
„Przychodzę — usłyszałem hymn
rzucony przez przestworze —
niebo dalekie ojcem mym,
a matką mi jest morze.
Podjąłem mężnie wielki trud
w mrok schodzę z świetlistości —
z bezmiaru się zrodziłem wód
dla twej i mej miłości.
Pójdź ze mną, cudny skarbie mój,
i ziemi porzuć łono —
jam jest Hiperjon, światła zdrój —
o bądźże ty mi żoną.
Mam na dnie mórz krysztalny dwór
tam mieszkać będziesz wiecznie —
oceanicznych głębin chór
otoczy cię bezpiecznie“.
„Tak piękny jesteś jako sen
niebiańskich sfer osobo —
lecz do tajemnych krain den
nie pójdę nigdy z tobą.
Obce twe słowa, obcy gest
i martwe twoje lśnienie —
jam krwi obiegiem ciepła jest,
mnie mrozi twe spojrzenie”.
[60]
Jeden i drugi, trzeci dzień
przeminął i trzy noce
— w pobrzasku złotych gwiezdnych lśnień
Hiperjon w mgle migoce.
Oto wspomnienia rojem znów
nadobną nawiedzają —
z migotu niespokojnych snów
tęsknoty zmartwychwstają:
„o zejdź i spuść promienną skrę
leciuchno, cicho, skrycie —
wypełnij myśli i serce me,
prześwietlij moje życie“.
Usłyszał głos jak pobrzęk lir
i z bólu nagle zgliszczał —
— otoczył gwiazd bezładny wir
to miejsce kędy błyszczał —
W przestworzu kipi ognia war
płomieniem ziemię spala —
z chaosu, skwaru, chmur i par
rycerz się wraz wyzwala.
[61]
Na czarnych lokach gwiezdny wian
płonącą lśni koroną
przez bezgranicza idzie łan
przestrzenią zsłonecznioną.
Długi i czarny na nim strój —
jeno ramiona białe —
— ponurość stwierdza gniew i znój
oblicze sposępniałe.
Tylko wzrok jego, jakby mrąc
w rozwianej świetlistości —
zdradza niedosyt dwojga żądz
zgubionych w ciemnistości.
„Przychodzę, usłyszałem hymn
rzucony przez przestworze —
słońce dalekie ojcem mym,
a matką nocne bezdroże.
Pójdź ze mną wielki skarbie mój,
twej ziemi porzuć łono —
jam jest Hiperjon, światła zdrój —
o bądźże ty mi żoną!
O pójdź — bym w włosów twoich len
wplótł wian z litego słońca,
bym cię przystroił w gwiezdny tren
— nad wszystko błyskająca!“
[62]
„Jak demon pięknyś i jak sen
niebieskich sfer osobo —
lecz do tajemnych krain den
nie pójdę nigdy z tobą!
Twa miłość jak błyskanie burz
przeraża myśl spłoszoną —
twe oczy tną jak ostry nóż —
— rozpacze moje płoną!“
„Jakoż się zniżyć, powiedz, mam —
w twoim bytować świecie —
ja trud nieśmiertelności znam
lecz tyś śmiertelna przecie.“
„Jakichż mi trzeba zażyć słów — ? —
nawet ich sklecić nie umiem —
— lecz mów mi wszystko, jasno mów,
a może cię zrozumię.
Jeżeli chcesz bym na twój zew
twą boskość ukochała —
weź w siebie ciepłą ludzką krew,
śmiertelną istność ciała.“
„Żądasz nieśmiertelności mej
w zamian za czar, za siebie —
uczynięć dla miłości twej
— tak bardzo kocham ciebie.
[63]
Więc wejdę na szlak nowych dróg
i grzechu dźwignę brzemię —
przekroczyć chcę wieczności próg
i zstąpić na twą ziemię.“
Tak rzekł i od niebiańskich bram
zapada w mrok, w otchłanie —
w świat kędy nędza, ból i kłam
— na szczęsne miłowanie...
[64]
Wonczas niejaki Katal żył
przebiegły choć układny —
podczaszym był, z dworzany pił
przy każdej uczcie biesiadnej.
Królowej nosił długi tren
i dotrzymywał jej kroku —
podły był w dzień, lecz pełen wen
i zuchwałości w mroku.
Wargi miał jako wiśnie dwie —
rumianość lic — maliny;
— czatował; — wreszcie zakradł się
do pięknej Kataliny.
O, jakże kwitnie w chwale kras!
jak dumna cała postać!
— ejże, Katalu, dobry czas!
dziś musi twoją zostać!
Nadarza się sposobny kąt —
więc chwyta ją w ramiona —
„— mości Katalu — cóż za błąd,
wszakżem nie twoja żona!“ —
[65]
„Czemuż, gdy zewsząd wabi maj
chadzasz jak mniszka w kościele —
uśmiechnij się, całusa daj —
jednego! — tak niewiele!“
„Ach, nie rozumiem, czego chcesz —
umykaj prędko, skrycie —
kocham junaka niebnych leż
nad śmierć i ponad życie!“
„Ja cię nauczę pieśni krwi,
tę życia grę namiętną —
jeno mi gniewnie nie marszcz brwi —
posłuszną bądź, pojętną!
Gdy — jako ptasznik stawia sieć —
ramiona prężeprężę do cię —
musisz, nadobna, także chcieć
trzymać i mnie w oplocie.
Niech przedsię patrzy tęskny wzrok
powieką pół‑przymknięty —
— gdy cię przechylę lekko wbok
ty unieś nieco pięty.
Gdy ja ku tobie schylę twarz
ty swoją wznieś ku górze —
oczy się w oczy wpiją — aż
w miłosnym spłoną wtórze.
[66]
Jeśli chcesz poznać szczęsny raj
ramion ni ust nie żałuj —
na żer mych ust swe wargi daj
i całuj, całuj, całuj — “
Słucha, lecz słowa płoszy wstyd,
— zdumiona i nieśmiała
rozterki czuje w myślach zgrzyt:
chciałaby i nie chciała.
„Od maleńkości, mówi, znam —
zieloną, znam cię, dobą —
igraliśmy u zamku bram,
zgadzaliśmy się z sobą.
Lecz tam, gdzie się rumieni wschód
— od niezliczonych stuleci —
nad samotnością wielkich wód
cudowna gwiazda świeci.
Powieki kryją blaski ócz,
a płacz je znów rozwiera —
— gdy morze huczy w wirze tucz —
serce mi w piersiach zamiera.
Gwiazda się żarzy, — kocha mnie —
rozjaśnić chce mi drogę —
lecz coraz wyżej wznosi się —
dosięgnąć jej nie mogę.
[67]
Wskroś mnie przeszywa zimną skrą
jej światło migocące —
wiecznie-ci będę kochać ją —
w wieczystej z nią rozłące...
Dni moje czcze jak pusty step —
bez barwy, bez promienia —
i jeno nocą święty chleb
spożywam ukojenia.“
„Dziecinny mowy twojej skład...
chodź ze mną, porzuć baśnie —
zaginie po nas wszelki ślad
i imię nasze zgaśnie.
Przed nami szczęścia tęczy łuk
wesela i radości —
spełznie w pamięci ojców próg
i gwiezdnej czad miłości — “
[68]
Hiperjon mknie; — już przemógł ład,
w bezkresie skrzydła sili —
— bezmiary dróg świetlanych lat
mijają w jednej chwili.
Ponad nim szumi morze gwiazd —
słońc nad nim oceany —
w błyskaniu mknie skrzydlatych jazd
w wszechświecie zabłąkany.
Chaos zgęszczony mgliście ćmi,
koliście go ocienia —
i ujrzał jak za pierwszych dni
słońc nowych rozświetlenia.
Światło spienione zalewa go
jak nurka morza fale —
stęsknionej myśli wartką skrą
unosi się w oddale.
Mrok go ogarnął pusty wraz
i lodem począł chłodzić —
— napróżno trwoni się tu czas
by się z niczego zrodzić.
[69]
Tu nicość włada! — Jeno szał
przemaga go pragnienia,
by wichr kosmiczny mroki zwiał
ślepego przerażenia.
„Z czarnej wieczności zratuj mnie
o, Panie! — Wyzwolenia!
niechaj w jasności ujrzę cię,
we chwale rozświetlenia!
Zażądaj Panie czego chcesz,
zmień przeznaczenie, zbawco! —
Tyś źródłem życia i tyś też
wszechwładnej śmierci dawcą.
Odbierz nieśmiertelności czar
co żądzy oczom wzbrania —
za wszystko jeden daj mi dar:
godzinę miłowania.
Z chaosum powstał, Panie, wiesz —
w chaosie szukam obrony,
z bezczynu mnie dźwignąłeś leż,
bezczynum dziś spragniony.“
„Z odmętów, gwiazdo, jest twój ród,
porównom cię odważył —
lecz jakoż tobie spełnię cud
jaki się jeszcze nie zdarzył.
[70]
A więc człowiekiem chcesz się stać
żyjącym pod śmierci wodzą — ? —
— spójrz jak umiera człecza brać —
jak nowi na śmierć się rodzą — —
Wiatrem podszyty jest ich czyn
i każda myśl najświętrzanajświętsza —
za ojcem idzie wnuk i syn
a fala wciąż się spiętrza.
Czasem im zalśni szczęścia świt —
lecz mrok go zażyć wzbrania —
— nam jeno znaczon wieczny byt —
— nie znamy umierania.
Z wnętrzności wczoraj, z wiecznych łon —
co zginie dzisiaj wschodzi —
jednego słońca nagły zgon
znów drugie słońce rodzi.
Pieśń ich żywota brzmiąca miedź,
bicie śmiertelnych godzin —
wszystko się rodzi, aby mrzeć,
umiera dla narodzin.
Ty Hiperjonie jednak trwaj,
ku śmierci się nie nagniesz —
— powiedz mi prosto: „Panie, daj!“ —
— czyli mądrości pragniesz — ? —
[71]
czy chcesz, by twego głosu wtór,
by twoich sił wołanie
zmieniło kształty skalnych gór,
i wysp na oceanie — ? —
Oddam ci całej ziemi krąg,
rządź na niej wedle woli —
niech wzrośnie z pracy, myśli, rąk —
poprawa ludzkiej doli.
Dam ci flotyllę wielką — bierz —
wojenną wznieć pożogę —
zawojuj ziemię wzdłuż i wszerz —
— lecz śmierci dać... nie mogę...
Dla kogóż‑byś ty umrzeć chciał — ? —
— w dzierżawy zejdź człowieka,
obacz ten błędny proch i miał,
a ujrzysz co cię czeka.“
[72]
Znów na swem miejscu gwiazda lśni
pośród zmierzchowej głuszy —
i jak za dawnych, dawnych dni
świetlnemi skrami prószy.
Zapada dzień w zgęszczony mrok,
noc pełznie czerniejąca —
księżyc magiczny wznosi trok
i rosę z siebie strąca.
Srebrzą się łany; — słychać skrzyp...
...zamknęły się podwoje...
w ogrodzie, w cieniu starych lip
— oto tam... siedzą... we dwoje...
„Pozwól bym złożył głowę mą,
najdroższa, na twe łono —
przejasne oczy twoje lśnią
słodyczą niezmierzoną.
Snem chłodnym, który oto śnisz
przeniknij myśli moje —
i rozlej świętą ciszę cisz
na żądz mych nieukoje.
[73]
O, rozsnuj zbawcze, dobre sny
nad duszy mej cierpieniem —
moją miłością pierwszą — ty —
i tyś ostatniem tchnieniem.“
Ujrzał Hiperjon w wirze mąk
jak płoną zachwyceniem —
— jej lic dotyka drżenie rąk —
— objęła go ramieniem...
Lipowych kwiatów złota woń
rozsiewa wkoło uroki —
padają płatki na ich skroń,
na utrefione loki.
Wtem ona wznosi jasny wzrok
— spostrzega Hiperjona —
szepce upojnie w wielki mrok —
spragnione wznosi ramiona:
„Zejdź ku mnie, swe promienie zlej,
o gwiazdo oszołomień —
przeniknij gąszcz prastarych kniej
i szczęście me opromień“.
Drży gwiazda śród niebiańskich głusz,
jak zwykle skrą migoce —
— zbłąkaną łódź wywodzi z burz
przez nieprzejrzane noce.
[74]
Lecz już nie spada z wiecznych łon
z wysoka w mórz bezedno —
„ — czym ja przy tobie, czyli on —
tobie to wszystko jedno!“ —
„Pragnienia wasze ciasne snać —
żyjcie w swej szczęścia złudzie —
— świadom mych losów będę trwać
w nieśmiertelności trudzie!“ —