Historyi Stefana Czarnieckiego Część II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Dymitr Krajewski
Tytuł Historya Stefana na Czarncy Czarnieckiego
Podtytuł wojewody kijowskiego, hetmana polnego koronnego
Wydawca Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wyd. 1859
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


HISTORYI
STEFANA CZARNIECKIEGO
CZĘŚĆ II.


Nowe zamięszanie w kraju sprawił Karol Gustaw król szwedzki, który po ustąpieniu z tronu Krystyny córki Gustawa Adolfa, a wnuczki Karola książęcia Sudermanii, przywłaszcyciela dziedzicznej korony Zygmunta III ogłoszony królem, objął rządy królestwa, mimo sprawiedliwych domagań Jana Kazimierza najwłaściwszego dziedzica wydartej ojcu swemu korony. Oświadczył się przeciwko temu bezprawiu Henryk Kanazyli poseł Jana Kazimierza imieniem monarchy swego, co tak uraziło Karola Gustawa, iż postanowił pomścić się tego na Polsce. Wprzód jednak umyślił pokrywać niechęć głęboką polityką. Oświadczając bowiem przyjaźń, upewnił Jana Kazimierza w liście swoim dnia trzeciego czerwca 1654, iż niczego bardziej nie pragnął, jako aby obydwa sąsiedzkie królestwa od dawna zostające z sobą w przyjaźni, były na zawsze w takim związku, jaki zachodził między nim i Janem Kazimierzem przez bliskie pokrewieństwo.
Przyjął to oświadczenie król nasz z zaufaniem w szczerej przyjaźni, i przysłanego do siebie Jana Kocha oddawcę listu, agenta króla szwedzkiego hojnie udarowawszy, wysłał do Szwecyi Andrzeja Morsztyna stolnika sandomirskiego, któryby i o szczerej przyjaźni jego upewnił Karola, i uwiadomił go o przybyciu posłów, których miał zaraz wysłać za nim. Ale Morsztyn źle przyjęty w Sztokholmie, częścią iż w liście kredencyonalnym opuszczony był tytuł króla Wandalów, którego używa król szwedzki, częścią iż Jan Kazimierz pisał się w nim królem polskim i szwedzkim, doniósł jak było podejrzane oświadczenie przyjaźni króla szwedzkiego, czyniącego wielkie przygotowania do wojny. Mimo poprawionej omyłki uczynionej w tytule króla szwedzkiego, senat szwedzki napisał list do senatorów naszych ósmego czerwca 1655 wyrzucając im częścią nieuwagę kancelaryi w wydawaniu listu kredencyonalnego, częścią opieszałość w wysłaniu posłów, częścią nakoniec zaświadczanie się Kanazylego podczas koronacyi ich króla. Odpisał senat nasz wymawiając uczynioną omyłkę, oświadczył chęć swoją pokoju, a król wysłał natychmiast pełnomocnych posłów Jana Leszczyńskiego wojewodę łęczyckiego, i Alexandra Naruszewicza pisarza polnego litewskiego. Tych dwór szwedzki łudził najprzód nadzieją pokoju, ale Naruszewicz domagając się, aby zwyczajem wszystkich dworów przypuszczony był do audyencyi królewskiej, otrzymał nakoniec, czego mu trudno było odmówić, i łacińską wymową wiele w krótkich słowach zamknąwszy[1], przełożył stan ojczyzny, jako twierdzy chrześciaństwa przeciw barbarzyńcom, osłabionej zasłanianiem innych narodów. Wspomniał o prawach sąsiedztwa, i przytaczając bezpieczeństwo pokoju na lat dwadzieścia i sześć zawartego w Sztumdorfie, nakłaniał mową swoją króla, aby przez związek krwi, który ma z Janem Kazimierzem, przychylił się do zgody.
Odpowiedź Karola, którą przez kanclerza swego dał posłom, była z oświadczeniem sąsiedzkiej przyjaźni i chęci pokoju, ale nazajutrz posłany do nich kanclerz z podskarbim i sekretarzem koronnym oświadczył im, iż spóźnione przysłanie posłów od rzeczypospolitej, kiedy i wojska szwedzkie wyprawione do Polski, i sam król zabiera się już do tej podróży, są przyczyną, iż nie można stanowić inaczej o pokoju, chyba pod bronią, twierdząc iż powodem do tej wyprawy było zerwanie pokoju z strony Polaków, częścią przez zaświadczenie Kanazylego, częścią przez pozwolenie przejścia przez Polskę nieprzyjacielowi podczas wojny niemieckiej, częścią przez namawianie Inflantczyków do odstąpienia od korony szwedzkiej, częścią przez zmowy z Duńczykami i przymierze z Holendrami przeciw Karolowi, częścią nakoniec, iż sam Jan Kazimierz był dalekim od pokoju. Odpisali gruntownie posłowie nasi na te wszystkie zarzuty, a widząc nakoniec, iż wszelkie usiłowania ich były nadaremne, uczynili manifest imieniem Jana Kazimierza, i pożegnawszy króla, udarowani od niego znacznemi upominkami, wyjechali z Sztokholmu.
Oprócz niechęci, którą miał Karol Gustaw ku królowi naszemu z przyczyny postępku Kanazylego, to także było mu powodem do wojny, iż widział Polskę wyzutą z sił i dostatków, przez ustawiczne wojny i rozruchy domowe, przez co obiecywał sobie pomyślny skutek wyprawy. Nakłonił go jeszcze do tego Hieronim Radziejowski podkanclerzy koronny, który w roku 1652, poróżniony z żoną starającą się o rozwód, oskarżony o występek obrażonego majestatu, z przyczyny rozruchu nocnego i zabójstwa, które ludzie jego popełnili podczas sejmu, osądzony na gardło, i po ucieczce wywołany z kraju, udał się najprzód do Wiednia, a nadaremnie żebrząc łaski królewskiej, przeszedł do Szwecyi, i pobudzał najprzód Krystynę, a potem Karola do wojny przeciw ojczyźnie.
Dwunastego czerwca 1655 r. Arfryd Wittemberg feldmarszałek szwedzki z sześciu tysiącami wkroczył w granice polskie, za którym przybył wkrótce Königsmark prowadząc wojsko z Pomeranii, które złączone z pierwszem wynosiło do siedmnastu tysięcy. Szedł z Wittembergiem wygnaniec spikniony na zgubę ojczyzny Hieronim Radziejowski, dając mu radę, aby napisał list okólny do wojewodów: poznańskiego, kaliskiego, inowrocławskiego i podlaskiego, wzywając każdego z nich do ułożenia pokoju. Odpisali senatorowi nasi, wymawiając się, iż przeciwko prawu narodu swego wchodzić nie mogą w żadną umowę bez wiedzy i zezwolenia innych stanów rzeczypospolitej; z tem wszystkiem czas wkrótce odkrył prawdziwy ich zamysł, albo przynajmniej niestateczność umysłu i serce dalekie od cnoty obywatelstwa, ponieważ dnia dwudziestego czwartego czerwca za zbliżeniem się Wittemberga ku miasteczku Uście nad rzeką Notecz leżącemu, szlachta zgromadzona do dwudziestu tysięcy, gotowa do boju, i oczekująca na rozkazy senatorów swoich, zamiast przewodnictwa ich i dodania serca obywatelom do obrony ojczyzny, strwożona od nich najprzód przekładaniem niebezpieczeństwa, a potem radą nakłoniona, podpisała haniebne punkta podane sobie od Wittemberga.
Nikt z większym wstydem i niesławą nie przyjął jarzma niewoli, jak naówczas tyle uzbrojonych obywatelów, którzy mogąc dać odpór nieprzyjacielowi i ocalić męstwem ojczyznę, zrzekli się poprzysiężonej wiary królowi, i haniebne hołdownictwo drżącą ręką podpisując Szwedom, stwierdzili je sromotnem krzywoprzysięstwem. W pięć dni po podpisanych haniebnych punktach, Poznań miasto poddało się Szwedom, które Wittemberg, nałożywszy podatki i używając rąk samychże mieszkańców, uczynił obronniejszą twierdzą. Powstały naówczas zażalenia i próżne skargi na wojewodów, którzy zdradzając siebie i ojczyznę, ukuli własnemi rękami kajdany, które na nich wkładał nieprzyjaciel. Za przykładem Poznania poszły inne miasta Wielkiej Polski: Gniezno, Kalisz, Międzyrzyc, Leszno, i Wschowa; a tak w kilku dniach dwa województwa wielkopolskie stały się krajem zawojowanym od Szweda, który aby ułowił niebacznych, ucztą i trunkiem nęcił wszystkich do siebie[2].
Odebrawszy tak pomyślną nowinę Karol, wszedł w granice z wojskiem, i objął spokojnie Wielką Polskę, witany jak wszędzie i przyjmowany z taką uprzejmością, jak gdyby był obrońcą naszym i posiłkowe wojska prowadzącym do kraju; ale co dziwniejsza, tyle zaufał, czyli cnocie naszej, czyli też zaślepieniu, iż we dwieście koni powierzył osoby swojej wojewodzie kaliskiemu, zaproszony będąc do domu jego na obiad.
Wieść o wkroczeniu Szwedów i opanowaniu Wielkiej Polski strwożyła kraj cały, a mianowicie Warszawę, gdzie zgromadzony senat na radę uchwalił, aby nieodwłocznie wyprawić królową i skarby królewskie do Krakowa. Tymczasem król za przybyciem wojska z Ukrainy z hetmanem polnym, i oboźnym koronnym Stefanem Czarnieckim, siedmnastego sierpnia ruszył z Warszawy do Łowicza, a z tamtąd do Wolborza, przesławszy wprzód Stefana Czarnieckiego, który po Zbigniewie Gorajskim pod tenże czas został kasztelanem kijowskim, aby Wielkopolanów albo naprowadził na drogę, jeżeliby się z nim łączyć chcieli, albo przymusił orężem do posłuszeństwa swojemu królowi[3]; a nie omieszkując żadnej pory, któraby mu posłużyć mogła do ratowania się w tak nagłem niebezpieczeństwie, wysłał Przyjemskiego w poselstwie do Karola, aby mu przekładał smutny stan królestwa, i nienaruszony pokój z Szwecyą z strony naszej, błagając najezdnika, i nakłaniając go do ustąpienia z wojskiem. Zbył zmyśloną grzecznością posła tego Karol, oświadczając się w liście do Jana Kazimierza, iż niczego bardziej nie pragnie jako pokoju; ażeby zaś dał pozór słuszności powodom, które miał do wojny, usprawiedliwiał się w wydanym manifeście, iż przymuszony był dla obrony swojej wkroczyć z wojskiem do Polski. Toż i w liście do cesarza Ferdynanda III wyłożył, pokrywając niesprawiedliwość swoją barwą słuszności.
. Czarniecki wysłany od króla z kilku chorągwiami lekkiemi, udał się jak najśpieszniej ku Kaliszowi, i najprzód pod Piątkiem napadłszy na Wielkopolanów, którzy się złączyli z Szwedami, poraził ich i do ucieczki przymusił, tak iż sam Radziejowski wpadłby w ręce jego, gdyby noc przerywająca zwycięstwo nie posłużyła mu była do ucieczki[4]. Wkrótce potem pod Inowłodzem pięćset w otwartem polu rozproszył, i pierwszy pokazał, iż Polacy mają jeszcze oręż i serce do dania odporu nieprzyjacielowi[5].
Tymczasem Karol wzmacniając codzień swoje siły liczbą panów polskich, którzy odstępowali własnego króla i dobrowolnie przechodzili na stronę jego, udał się spieszno do Warszawy. Zostawił był Jan Kazimierz wychodząc do Wolborza dwieście ludzi na obronę Warszawy, i zdał rząd nad miastem i strażą Wesslowi staroście makowskiemu; ale ten posłyszawszy, iż z królem szwedzkim był oraz Radziejowski osobisty nieprzyjaciel jego, opuścił straż i miasto, szukając bezpieczeństwa w ucieczce. Za przybyciem swojem Karol wziął opuszczoną od wszystkich Warszawę, i wszedłszy z okrzykiem do miasta, zabrał wszystkie harmaty i prochy przysposobione jeszcze od Władysława IV, a oddawszy Radziejowskiemu straż szwedzką, i rząd miasta zleciwszy, Oxenstiernowi, poszedł za Janem Kazimierzem stojącym naówczas w Sulejowie.
Jak tylko Szwedzi opanowali Warszawę wszystkie inne pobliższe miasta poszły za jej przykładem otwierając bramy zwycięzcy, tak dalece, iż w przeciągu dni pięciu został Karol panem całego Mazowsza bez najmniejszego odporu, a Radziejowski pasąc się zemstą nad współobywatelami, był narzędziem królowi szwedzkiemu do wykonania zamysłów. Nietylko bowiem kazał znosić do siebie wszelki rodzaj oręża, który oddając Szwedom, odejmował Polsce wszelką nadzieję obrony, ale nawet dobra nieprzyjaznych sobie, i tych wszystkich, którzy wierni byli królowi swemu, niszczył i na skarb króla szwedzkiego oddawał.
Karol wyszedłszy z Warszawy aby ścigał Jana Kazimierza, o którym powziął wiadomość, iż był w Sulejowie, wysłał przed sobą Wittemberga z kawaleryą, i sam za nim jak najprędzej pośpieszył. Uwiadomiony o zamyśle nieprzyjaciela Jan Kazimierz dał rozkaz dwunastu pułkom aby broniły przeprawy Szwedom na rzece Drzewica, zatrzymując ich, pókiby się nie przysposobił lepiej, i nie ustawił wojska do boju. Powiodło się pułkom iż nad brzegiem rzeki około Opoczna znalazłszy Szwedów bezpiecznie spoczywających, i konie ich rozsiodłane na paszy, tak pomyślnie uderzyły na nich, iż wielką klęskę poniósłby był nieprzyjaciel, gdyby Jan Kazimierz przysłał był jakieżkolwiek posiłki; ale on złożywszy radę, cofnął się pod wieś Straszowa Wola, gdzie nazajutrz za przybyciem Wittemberga ustawił wojsko swoje do boju, tak pomyślnie opierając się nieprzyjacielowi, iż dwieście położył na bojowisku, Forguel i Königsmark wpadli w ręce naszym, a Wittemberg został raniony. Ale gdy król szwedzki przybył z świeżem wojskiem chociaż w nierównej liczbie, trwożyć się zaczęli nasi, i myśląc raczej o tem jakby ujść przed nieprzyjacielem, odciągnęli pułki od bitwy, i wysłali je aby ubezpieczyły trudną przeprawę przez las. Jan Kazimierz widząc powszechną trwogę, uszedł zawczasu do Włoszczowy, zleciwszy los wojska Lanckorońskiemu hetmanowi polnemu, aby porządnem odprowadzeniem ocalił je przynajmniej, jeżeliby nie miał nadziei zwycięstwa. Starał się hetman dodawać serca swoim, ale ci zdjęci nadzwyczajną bojaźnią, puścili się w haniebną ucieczkę, odstępując Szwedom obozu, sprzętów, i trzech tysięcy wozów.
Po tak żałosnym przypadku Jan Kazimierz udał się do Krakowa, gdzie Ludwika królowa żona jego używała wszelkich sposobów, aby się umocniła. Nadciągnęło wkrótce za królem kwarciane wojsko, ale opuszczone od szlachty: ta bowiem, rozumiejąc iż w domu schroni się przed nieprzyjacielem, odstąpiła króla i ojczyzny, szukając bezpieczeństwa własnego. Ale i samo nawet wojsko kwarciane, ostatnia nadzieja obrony kraju, zbuntowawszy się o żołd zaległy, obrało za marszałka Tyrawskiego, niechcąc więcej słuchać rozkazów hetmana. Jan Kazimierz pogrążony w tylu nieszczęśliwościach, postanowił nakoniec zamknąć się w Krakowie, i albo ocaleć w murach stolicy, albo umrzeć w pośród ludu swego; ale na prośbę prymasa Andrzeja Leszczyńskiego i innych tam będących panów, którzy go zaklinali na miłość ojczyzny, aby życia swego nie wystawiał na niebezpieczeństwo, lecz ulegając na czas losowi, oczekiwał pomyślniejszych okoliczności, dał się nakłonić, iż ustąpił na Szląsk. Wysławszy więc przed sobą Ludwikę królową, oddał znaki królewskie i skarby rzeczypospolitej Jerzemu Lubomirskiemu marszałkowi koronnemu, a rząd miasta Krakowa i obronę jego z pięcią tysiącami piechoty powierzył Stefanowi Czarnieckiemu kasztelanowi kijowskiemu, sam zaś udał się do klasztoru bielańskiego, zkąd wkrótce do Tarnowa, ztamtąd do Sącza, a potem do Głogowa na Szląsk miał się przeprawiać.
Czarniecki zostawiony od króla rządcą miasta i straży, nie znalazł zawistnych, którzyby mu zazdrościli tej dostojności. Nie było nikogo w tak smutnych okolicznościach, aby miał serce oprzeć się nieprzyjacielowi: bo gdy jedni kładli dobrowolnie na siebie jarzmo niewoli szwedzkiej, drudzy haniebnie opuszczając ojczyznę szukali w obcych stronach bezpieczeństwa dla siebie, trzeba było tak rzadkiej cnoty jaką miał Czarniecki, aby przyjmując na siebie urząd więcej niebezpieczeństwa niż chwały przynoszący, zostać w kraju z garstką ludu, przeciw, przeciw nieprzyjacielowi, którego potęga i szczęście czyniło już panem całego królestwa. Jakoż dał poznać Czarniecki, iż zamysł jego w objęciu straży i miasta ten był szczególnie, aby się stał ofiarą ojczyznie, którąby albo zasłonił męstwem, alboli też ginącą razem z sobą w perzynie miasta zagrzebał. Tym końcem kazał wszystkie domy, które albo się stykały z murami miasta, albo mogłyby służyć nieprzyjacielowi do schronienia i mocniejszego ataku, częścią rozrzucić, częścią ogniem spustoszyć, a widząc w złym stanie wały i mury otaczające miasto, przyłożył wszelkiego starania, aby je, ile czas pozwalał, jakożkolwiek polepszył; więcej jednak pokładał nadziei w męstwie i statecznem przedsięwzięciu ginienia za ojczyznę, aniżeli w tej słabej obronie.
Westchnął przejęty żalem Jan Kazimierz, widząc z Bielan pożar, który Kleparz, Stradom, Piasek, Biskupie, i inne przedmieścia pochłonął, a żałosne nowiny które zewsząd odbierał, przekonywały go, iż chyba nadzwyczajnym jakim sposobem zachowa opatrzność Polskę od upadku. Trzema mocnemi nieprzyjaciołmi ściśniona ojczyzna, i częścią opuszczona od synów, częścią od tych zdradzona od których skuteczniejszej obrony spodziewać się mogła, była igrzyskiem losu, i urągowiskiem nieprzyjaciela. Litwa opanowana od Moskwy, utraciwszy znaczniejsze miasta, samej nawet stolicy ósmego sierpnia otworzyła bramy, a ośmnastego za zdradą jednego z panów, mimo oporu Gąsiewskiego hetmana polnego i Judyckiego kawalera maltańskiego, przez podstęp wtrąconych do więzienia, podpisała haniebne punkta poddając się Szwedowi[6]. Chmielnicki z Buturlinem słaby mając odpór od hetmana w. koronnego z szczupłem wojskiem (jak powiedzieliśmy) zostawionego na Ukrainie, miał czas wbić się w potęgę, tak iż najprzód całą Ukrainę sześćdziesiąt tysiącami ogarnął, a potem obległszy Lwów, groził i miastu i dalszemu krajowi. Król szwedzki posiadłszy resztę kraju, chociaż nadaremnie, kusił się o wzięcie Gdańska, wszędzie jednak widząc pomyślność dla siebie, przedsięwziął zakończyć zwycięstwa swoje przez wzięcie stolicy, do której mu otwierały drogę ucieczka Jana Kazimierza, schronienie się znaczniejszych panów, niedostatek wojska polskiego, i słaba straż zostawiona na obronę Krakowa.
Tą myślą wysłał najprzód margrabiego de Szulzbach, który dwudziestego siódmego września, nie znalazłszy żadnego odporu, stanął na Kleparzu. Przybył za nim nazajutrz z całem wojskiem swojem Karol, i stanął najprzód około Promnika, a potem nie widząc żadnej przeszkody, Kleparz i inne przedmieścia dymiące się jeszcze po pożarze, opanował. Tam uwiadomiony iż Jan Kazimierz uszedł z Krakowa z prymasem i znaczniejszemi kilką senatorami, kazał piechocie bliżej podstąpić pod mury, sam zaś z jazdą poszedł w pogoń za królem, ścigając go aż do Bochni. Pomyślność jednostajnie sprzyjająca Szwedom dała pochop wielu do mówienia, iż Karol Gustaw nie widząc nawet Jana Kazimierza, zbił go i odebrał mu koronę. Szczęśliwy ów najezdnik, któremu Szwecya kilku podobnych liczy, ścigając króla wpośród własnego państwa garstką ludu niewiadomego drogi i przepraw, patrzał z ukontentowaniem podchlebiającem próżności, jak strwożony naród słał mu drogę do zwycięstwa.
Za szczęście poczytywał sobie Jan Kazimierz, iż uszedł za granicę przed ścigającym zwycięzcą. Z tem wszystkiem i ten nawet zamysł Karola nie był nadaremny: bo napadłszy pod Wojniczem na Lanckorońskiego hetmana polnego, tak pomyślnie uderzył na Polaków, iż po krótkiej utarczce poszli wszyscy w rozsypkę, a co większa, sam nawet hetman opuszczony od wojska byłby nieuchybnie wpadł w ręce nieprzyjaciół, gdyby Bidziński i Kochowski nie posłużyli mu byli do ucieczki[7].
Karol rozproszywszy wojsko i wypędziwszy króla z kraju, powrócił pod Kraków, którego Wittemberg z wszech stron zaczął już był dobywać; a chociaż wiele polegał na sile i męstwie wojska swego, przezorność jednak na wszystkie przypadki czyniła go niespokojnym. Obawiał się najprzód aby pułki hetmańskie rozproszone tylko ale nie zbite, nie napadały na niego z tyłu, i nie odwróciły go od przedsięwzięcia. Sam nawet Jan Kazimierz, na czas tylko ustępujący z kraju, czynił go niespokojnym, najbardziej jednak szlachta województw wielkopolskich strwożyła go wszczętym rozruchem; doznawszy bowiem ciężkiego jarzma Szwedów, wycięła straż nieprzyjacielską będącą w Kościanie, nie przepuszczając nawet Fryderykowi hrabiemu de Nassau, bliskiemu krewnemu króla szwedzkiego, który dwa razy śmiertelnie raniony kulą, poległ ofiarą ludowi chcącemu się oswobodzić z niewoli. Z tem wszystkiem postępek ten mogąc być gdzieindziej epoką wielkiej odmiany, w narodzie naszym nakształt zapalonego prochu w momencie był uśmierzony. Groźny list Karola wyrwał wszystkim broń z ręku i uspokoił bardziej lekkomyślne aniżeli odważne umysły, tak dalece, iż potwierdzając dawniej podpisane punkta, poddali znowu karki pod jarzmo[8]. Podobnym sposobem uspokoiwszy te rozruchy, które się wszczęły w Mazowszu, jedną już tylko przeszkodę widział dla siebie Karol, około której pracował, aby jak najprędzej mógł dostać Krakowa, a chociaż przewidywał jak wiele użyje trudności mając do czynienia z Czarnieckim[9], zaufany jednak w szczęściu które mu sprzyjało, nie tracił serca w przedsięwzięciu swojem.
Pierwszy atak Krakowa zaczęli Szwedzi od Kazimierza, ponieważ tam zasłonieni domami mogli coraz bliżej podsuwać się pod same mury. Wkrótce opanowawszy Stradom wprowadzili do klasztoru bernardyńskiego harmaty, i z tamtąd dając ognia do Zamku, robili znaczną szkodę w murach. Nie było innego sposobu dania odporu nieprzyjacielowi tylko ten jeden: spalić przedmieście; przez to bowiem Szwedzi spędzeni z miejsca, trudniejszy przystęp mieliby do miasta. Kazał więc Czarniecki rzucać bomby i sztuczne ognie, które wznieciwszy pożar, przymusiły Szwedów iż odstąpili od miasta. Ale gdy tym sposobem broni się Czarniecki, wiatr gwałtowny przeniósł ogień za mury, który wznieciwszy nowy pożar w mieście, ogarnął kościół franciszkański z klasztorem i pałacem biskupim. Zmięszał niemało ten przypadek obywatelów, nierównie jednak bardziej wieść, która się rozeszła po mieście, iż Czarniecki upatrując z wałów nieprzyjaciela, kulą w twarz raniony został. Trwoga o życie rządcy odjęła wielu serce i nadzieje obrony[10]. Ale on raniony pod wieczór, objechał mury nazajutrz zrana, i najprzód żołnierzowi, a potem obywatelom pokazał się na rynku, dodając wszystkim ochoty; że zaś był z liczby tych ludzi, którzy się zatwardzają w nieszczęściu, tem mężniejsze serce okazywał, im większą siłę widział w nieprzyjacielu. Już po kilka razy król szwedzki używał różnych sposobów, aby nakłonił Czarnieckiego do poddania miasta, ale widząc stateczność jego, i próżne zamysły swoje, postanowił nakoniec użyć postrachu. Przeto dnia siódmego października wysłał trębacza oznajmując obywatelom, iż jak łagodnie postąpi sobie z nimi jeżeli się poddadzą, tak gardzących łaską karać będzie surowo. Czarniecki ani strwożony groźbą, ani uniesiony żywością, odesłał trębacza dodając te słowa: „iż od dzieciństwa wychowany w obozie, i wpośród ognia przepędziwszy swe lata, przyuczony jest do huku harmat, owszem z zadziwieniem niemałem patrzy na to, iż dzieci nawet będące w mieście bynajmniej się nie strachają, ponieważ zapadłe kule zbierają przez igraszkę, i przynoszą na wały, aby je puszkarz wyrzucał nazad[11]“.
Wkrótce potem przybył posłaniec z listem do Czarnieckiego od Oxenstierna kanclerza, który on na rynku wpośród zgromadzonych obywatelów czytać rozkazał. List, jak go wypisuje Kochowski, jest w następujące słowa: „Dałeś dotąd rządco wielkie dowody waleczności twojej w mieście, które straży twej jest poruczone. Widzieli cię Szwedzi nietylko bitnym w polu, ale i w murach podobnego męstwa i waleczności doznają. Przestań jednak nad potrzebę okazywać śmiałość, bo cnota zachowuje środek. Toż gdy król wasz ustąpił z kraju, rozproszone wojsko, województwa częścią podbite, częścią dobrowolnie poprzysięgły wiarę, ciebie tylko samego, Czarniecki, mieć będą Szwedzi za nieprzyjaciela? Dosyć już jest opierać się przebaczającemu po kilka razy królowi. Dosyć dla ciebie chwały, żeś się stawił niezwyciężonemu monarsze. Doświadczać dłużej cierpliwej łagodności króla, nie jest męstwem, ale lekkomyślnością. Chroń się jak możesz pocisków, dawaj odpór nacierającym, i za nic poczytaj biegłość w sztuce wojennej, jednakże krew wylejesz daremnie, zgubisz szlachtę, utracisz wojsko, i zniszczysz obywateli. Trudno się oprzeć potrzebie głodu i wyrokowi który cię czeka. Cnota twoja naówczas poczytana będzie za upór. Zastanów się nad okolicznościami czasu, ażeby stateczność twoja nie była zgubną tym, których ocalić możesz łagodnością króla. Zachować lud, którego jesteś rządcą, nie zgubić zlecił ci Jan Kazimierz: ocalić miasto, nie w perzynę obrócić. Przeto czego orężem zachować nie możesz, to prędkiem poddaniem się ocalisz. Ażebyś więc miasto, zamek, i lud cały zdał na łaskawość króla, taki jest nieodwołany wyrok zwycięzcy.“
Po przeczytanym tym liście Czarniecki odesłał trębacza, to tylko kazawszy mu powiedzieć, iż nieprzestający ogień z armat, wyciąga po nim ustawicznego czuwania, i odwołuje go do innej roboty. Przez trzy niedziele trwało już oblężenie Krakowa, a gdy Czarniecki częścią wycieczkami, częścią walecznością odpór daje Szwedom, wieść się rozeszła po mieście, iż nieprzyjaciel w trzech miejscach podkopawszy się pod mury, założył miny, i groził miastu zniszczeniem. Wielu naówczas prosiło Czarnieckiego, aby siebie i lud cały zdał na łaskawość króla szwedzkiego, i zachował życie tylu niewinnych osób zostawionych bez żadnej nadziei ratunku. Widział to dobrze sam nawet Czarniecki, ale oraz i to przewidywał, iż pośpiech jego trudniejszym uczyni nieprzyjaciela do przyjęcia punktów, które mu miał podać. Dodając więc wszystkim serca, złożył sekretną radę, używszy do tego Szymona Starowolskiego kanonika krakowskiego, męża wielkiej rostropności, tudzież Jana Klemensa Branickiego starosty chęcińskiego, Alexandra Płazy starosty rabsztyńskiego, i kilku innych doświadczonej cnoty i mężnego serca, z którymi gdy się naradza na osobności, odbiera poselstwo od magistratu z przekładaniem i prośbami aby poddał miasto, które dłużej wytrzymać nie może dla niedostatku żywności, a nadewszystko dla niebezpieczeństwa które mu groziło ostatnią zgubą. Czarniecki mając swój zamysł, pokazywał zawsze na oko, iż nie da się nigdy nakłonić do poddania miasta, i aby lepiej w tem mniemaniu utwierdził nieprzyjaciela, kazał naprawiać szczerby poczynione w murach, i robić to wszystko na oko, cokolwiek mogło zapewniać nieprzyjaciela, iż mu się miasto bronić będzie do ostatniego.
Przybył pod ten sam czas Leszczyński wojewoda łęczycki, wysłany przedtem do Sztokholmu, aby traktował o pokoju, i dla tej samej przyczyny udający się pod Kraków, gdzie znajdował się król szwedzki. Dowiedział się od niego Czarniecki, iż mimo dwakroć powtórzonej obietnicy przez Jana Kazimierza, iż mu przyszle posiłki, nie miał się już niczego spodziewać, gdy sam król w mizernym stanie zostawał na Szląsku. Niemniej i to zatrwożyło w oblężeniu będących, iż wojsko Potockiego hetmana wielkiego koronnego rozproszone było na Ukrainie, a kwarciane przeszło na stronę króla szwedzkiego, wziąwszy od niego część zaległego żołdu, z przyrzeczeniem, iż na przyszłym sejmie zaspokojone będzie zupełnie. Przeto Czarniecki korzystając z okoliczności, jakoby odpisywał na list który dniem pierwej odebrał od Oxenstierna, napisał do króla szwedzkiego w następujące słowa: „Już drugi miesiąc upływa, jak doznajesz najjaśniejszy królu na sobie i na wojsku otaczającem mury stolicy naszej, co może szczęście twoje, i co stateczność nasza. Tobie powodem do dzieł wojennych jest chwała, nam miłość ojczyzny, aby jej bronić do ostatniej kropli krwi, która w nas płynie. Widzisz najjaśniejszy królu, czego dotąd dokazałeś orężem, a co sprawia łagodność twoja, która się okazuje z listu. Mężne serce nie lęka się oręża, i prędzej częstokroć ustępuje dobroci i łagodności, aniżeli groźnym postrachom. Takiemi przymiotami twej duszy dokazałeś już tego najjaśniejszy królu, iż każdy woli cię widzieć łaskawym na siebie, niż obrażonym. Ale ponieważ ten tylko sposób jest dla mnie zjednania sobie łagodności królewskiej, abym odstąpił od przedsięwzięcia mego, dopraszam się o pozwolenie mi dłuższego czasu, abym mógł oznajmić o tem najjaśniejszemu królowi naszemu Janowi Kazimierzowi, który jak tylko uwolni mię od obowiązku, poddam się pod wyrok, a wasza królewska mość dostaniesz Krakowa nie jak nieprzyjaciel, ale jak złączony krwią z królem, który nam panuje.[12].“
List Czarnieckiego przyjął Karol z tak wielkim ukontentowaniem, iż wysłał natychmiast do niego z doniesieniem o przyszłej łagodności swojej, i pozwoleniem czasu dni ośmiu do odebrania zezwolenia od Jana Kazimierza, mało, jak mówili Szwedzi, troskliwego o Kraków, który całe nawet królestwo opuścił, zostawując je zwycięzcy. Tymczasem Czarniecki wprzód niż zaczął umawiać się o poddaniu miasta, złożył radę na zamku, i udając zawsze, iż się sposobi do dalszej obrony, domagał się najprzód od Karola, aby miał na piśmie zaręczenie łaskawości jego, a gdy to otrzymał, podał Wittembergowi ułożone punkta, które Karol podpisał bez żadnego sporu, pragnąc jak najprędzej dostać Krakowa, ponieważ to, jak się spodziewał, miało uczynić koniec całej odmiany w kraju, i osadzić go na tronie polskim. Punkta poddania miasta Krakowa były tak chwalebne, iż Czarniecki zdawał się przepisywać prawa zwycięzcy[13]. Treść ich taka była: „Aby religia katolicka rzymska została przy dawnych swobodach w tem mieście i w całem królestwie. Aby kościoły, domy klasztorne, szkoły, szpitale, i wszelkie dobra duchowne wyjęte były od wszelkich ciężarów wojska lub podatków, oprócz tych, które dotąd płaciły. Aby osoby duchowne obojej płci używały tych samych przywilejów, które im są pozwolone. Aby urzędnicy miasta i zamku Krakowa, tudzież wszyscy stanu szlacheckiego, znajdujący się w mieście podczas oblężenia, wyszli wolno dokąd się im podoba, i zabezpieczone mieli dostojności swoje, i dobra, które posiadają. Aby akta publiczne, instrumenta, przywileje, pisma, bądź wojskowe, bądź cywilne, a tem bardziej kościelne, nienaruszone zostały. Aby sądy, juryzdykcye, urzędy wszelkich magistratur, dawnym sposobem odprawowane były. Aby wolno było każdemu wyjść z miasta a nawet i z kraju, tudzież sprzedać albo zamienić dobra ruchome i nieruchome. Aby miasto Kraków z swoim magistratem i obywatelami zachowane było przy dawnych przywilejach i prawach. Aby akademia krakowska zachowane miała wszelkie przywileje, których dotąd używa. Aby jaśnie wielmożny Stefan na Czarncy Czarniecki kasztelan kijowski, zamku i miasta Krakowa rządca, z Fromholdem Wolfiuszem starostą dyneburskim, z oficerami i całym garnizonem wyszedł z miasta, mając rozwinione chorągwie, broń nabitą, ląty zapalone, przy odgłosie tarabanów, prowadząc z sobą dwanaście sztuk harmat. Aby im wszystkim dane były dobra królewskie na pograniczu szląskiem na stanowisko przez przeciąg dwóch miesięcy, przez który czas nie wolno im będzie wojować przeciw najjaśniejszemu królowi szwedzkiemu. Aby ministrom, konsyliarzom i dworskim najjaśniejszego króla polskiego wolne do niego przejście pozwolone było. Aby wszyscy zabrani w niewolą z obu stron, ile ich być mogło, wypuszczeni byli na wolność. Aby archiwum koronne oddane było najjaśniejszemu królowi szwedzkiemu. Aby armaty i inna broń należąca do zamku i miasta została w Krakowie. Nakoniec aby jaśn. wielm. rządca Krakowa dał zaręczenie, jako nie ma żadnej zdrady przez miny lub jakikolwiek inny sposób zostawiony w Krakowie na zgubę Szwedów.“
Te punkta siedmnastego października podpisawszy Karol, posłał Slipenbacha, aby był w zastawie za Czarnieckiego, którego miał ciekawość oglądać. Nie potrzebuję zastawu, (odpowiedział Slipenbachowi Czarniecki) dosyć mi jest na słowie królewskiem, abym zaufał bezpieczeństwu memu[14]. Przyjęty od Karola z taką ludzkością, jakiej godna była cnota jego, którą nieprzyjaciel nawet umiał poważać, przypuszczony do stołu królewskiego, i długo o szczęściu i trybie wojennym rozmawiając z królem, pożegnał go i powrócił w karecie królewskiej. Mąż ten pierwszy w narodzie oparłszy się nieprzyjacielowi, i w nieszczęściu nawet przepisawszy prawa zwycięzcy, któremi, jak można było naówczas polepszył los mizernej ojczyzny, nie był bez zawiści złych ludzi, którzy szarpiąc sławę jego, oskarżali go, jakoby on sam tylko korzystał z poddania miasta, udarowany będąc upominkami od Szwedów, ale go usprawiedliwiają bezstronne zaświadczenia historyków, iż cnota jego była nienaruszoną[15].
Ośmnastego października wyszedł Czarniecki z garnizonem swoim oddając miasto Szwedom. Najprzód pułk Wolfiusza z rozwinionemi chorągwiami, niosąc broń na ramieniu przy odgłosie tarabanów i fajfrów wychodził w porządku z miasta. Za nim pułk hajduków Mikołaja Gnoińskiego, potem lekkie chorągwie Stefana Czarnieckiego, które prowadził Krzysztof Wąsowicz. Nakoniec sam rządca miasta kasztelan kijowski według zwyczaju swego w ubiorze arabskim i na dzielnym koniu, wydawał w osobie swojej bohatera, który ustępując nawet, wielbić się każe zwycięzcy. Pod ten sam czas weszły do miasta wojska szwedzkie z Wittembergiem, a za niemi Karol, który udawszy się prosto na zamek, odbierał od wszystkich hołd i powitania. Między witającymi znajdował się Adam Brochowski kasztelan sochaczewski, wysłany od Jana Kazimierza aby traktował o pokoju. Ten winszując Karolowi szczęścia, gdy wystawiać zaczął niestateczność losu, aby go nakłonił do pokoju, po trzech dniach zwłoki otrzymał nakoniec odpowiedź, iż Jan Kazimierz nie ma się spodziewać innego pokoju, chyba zrzekłszy się korony, spuści się zupełnie na łaskawość zwycięzcy. Łagodząc jednak tę ostrą odpowiedź ułożoną grzecznością, i równie polityką jako i mocą ścieląc sobie drogę do tronu, starał się ujmować serce Brochowskiego poufałem z nim obcowaniem, a co większa (gdyby to nie było zwyczajnym obrotem niesprawiedliwych przywłaszczycielów), spełniał u stołu zdrowie Jana Kazimierza, napisał list do niego z ubolewaniem nad jego losem, i oświadczył się, iż gotów jest zawsze do przyjęcia pokoju.
Po dobyciu Krakowa, wszystkie inne miasta województwa krakowskiego poddały się Szwedowi, który zostawszy panem stolicy, powrócił do Warszawy, i naradziwszy się ze swymi w pałacu Ujazdowskim, wydał obwieszczenie, aby na dzień ostatni października zgromadziły się stany na sejm mający się odprawować w Warszawie. Ale gdy widział, iż niewielu na ten zjazd przybyło, a osobliwie dowiedziawszy się, iż prowincye pruskie uczyniły przymierze wspólnej obrony z Fryderykiem Wilhelmem elektorem brandenburskim, postanowił udać się z wojskiem do Prus, aby tę ostatnią część kraju zagarnął. Wprzód jednak niż ruszył z Warszawy, dał rozkaz Millerowi generałowi swemu, aby dobywał Częstochowy, której skarby były dla Szwedów wielką ponętą. Miller podstąpiwszy pod mury twierdzy, napisał list do zakonników przykazując aby mu otworzono bramy, a odebrawszy odpowiedź nie po myśli swojej, rozkazał dawać ognia do murów. Był naówczas w fortecy Piotr Czarniecki, stryjeczny brat Stefana naszego, który stawiąc się nieprzyjacielowi, uczynił w nocy wycieczkę, i tak mocno poraził Szwedów, iż widząc żwawy odpór, odstąpić nakoniec musieli od oblężenia.
Podczas dobywania tej twierdzy, Miller aby zasłonił swoich od ognia, wojsko Czarnieckiego, któremu po wyjściu z Krakowa wyznaczył Karol Siewierz na stanowisko według umowy, zabrawszy przez zdradę, i kazawszy poprzysiądz wierność królowi szwedzkiemu, przymusił do dobywania Częstochowy. Szczęściem osobliwszem, a bardziej przez ostrożność swoję, Stefan Czarniecki uszedł z rąk nieprzyjaciół; a zdradzony przez niedotrzymanie punktów podpisanych sobie, widział się wolnym z strony swojej od obowiązków.
Tymczasem Karol jak namieniliśmy, udał się śpieszno do Prus, gdzie pomyślne zwycięstwa jego, jak wszędzie dotąd, były skutkiem szczęścia, które mu sprzyjało. Toruń obronne miasto, mogąc wstrzymać nieprzyjaciela zapędy, poddało się Karolowi przez namowę Żytkiewicza i Szlichtynga, a za tym przykładem poszedł Grudziądz, Chełm, i inne miasta pruskie. Karol obsadziwszy wszędzie straże swoje, oderwał od przymierza z stanami pruskiemi elektora brandeburskiego, i przeciągnąwszy go na swoję stronę ponętą pięknych obietnic, zawarł z nim przymierze pierwszego dnia lutego zaczynającego się roku 1656.
Mimo nowego nieprzyjaciela który więcej dającemu przedawał swą przyjaźń, naród nasz uciśniony podatkami, oszukany obietnicami, i zdradzony niedotrzymaniem podpisanych punktów imieniem królewskiem, zaczął czuć niewolą, którą mu słodził w początkach król szwedzki. Częste zażalenia obywatelów, albo nieprzyjęte, albo zgromione jakoby były skutkiem zbytkującej wolności, dały nakoniec pochop do myślenia, iż włożone jarzmo coraz bardziej uciskać ich będzie, jeżeli póki służy jeszcze pora, nie zrzucą go z karku, bijąc się o swoje swobody. Korzystając z tego nieukontentowania ku Szwedom Jan Kazimierz wezwał do siebie znaczniejszych panów polskich, aby się naradził z nimi, i nie czyniąc długiej zwłoki w wykonaniu zamysłów swoich, podał obwieszczenie do wszystkich województw, zagrzewając je do obrony ojczyzny. Między zdolniejszymi do przedsięwzięcia tego dzieła sądził on Stefana Czarnieckiego kasztelana kijowskiego, który po odkrytej zdradzie Szwedów na zgubę swoję, nie omieszkał pospieszyć na obronę króla i ojczyzny[16]. Pomogli do tego niemało obywatele województwa lubelskiego, którzy ośmieliwszy się utyskiwać na narzucone podatki od Szwedów, najprzód złożyli między sobą radę, a potem wiążąc się razem, ustanowili pamiętną w potomne czasy konfederacyą tyszowiecką, którą najprzód wodzowie, a potem senat, nakoniec obywatele zewsząd się garnący podpisali, zrzekając się związku i umowy uczynionej z Szwedami, odstępując protekcyi Karola, i niszcząc jego ustawy, przywileje, i jakiekolwiek być mogły pisma wydane, a łącząc się z prawym królem przy wierze i wolności.
Wysłany od związku tyszowieckiego do Jana Kazimierza Jan Służewski starosta horodelski, zapraszał króla aby powrócił do kraju, i raczył się złączyć z narodem; a chociaż hrabia Potyngen wysłany do Ferdynanda cesarza do traktowania z królem o pokój, i wielu senatorów naszych radzili królowi aby się zatrzymał jeszcze do jakiego czasu, pókiby naród nie zebrał sił i nie ubezpieczył powrotu jego, za usilnem jednak naleganiem królowej Ludwiki, ruszył z Opola w konwoju trzechset ludzi, i najprzód do Żywca, a ztamtąd do Dukli, potem od marszałka koronnego przyjęty w Łancucie, udał się nakoniec do Lwowa. Tam potwierdziwszy kofederacyą tyszowiecką, ściągał do siebie obywatelów, za którymi poszło i wojsko odstępując Szwedów. Tymczasem gdy naród wszelkich sposobów używa, aby się przygotował do dania odporu nieprzyjacielowi, Czarniecki obrany wodzem za powszechną zgodą, wysłany był aby się stawił Szwedom, pókiby całe wojsko nie powróciło do króla, którem wsparci obywatele, i opatrzeni w porządki wojenne, mogliby wspólnemi siłami iść na ratunek ojczyzny[17].
Uwiadomiony o przybyciu do Polski Jana Kazimierza, tudzież o tem, że han tatarski i Kozacy obiecali znaczne posiłki, a nadewszystko że do konfederacyi tyszowieckiej zewsząd garnęli się obywatele, takim gniewem był zapalony, iż niemógł przenieść na sobie, aby zmyśloną dotąd łagodnością pokrył żal, który ztąd uczuł, ale groźnemi słowy z tem się dał słyszeć, iż się mścić będzie za uczynioną przeciwko sobie zdradę, i niedotrzymanie danej mu wiary. Zostawiwszy więc Steinboka z dziewięciu tysiącami w Prusiech przy dobywaniu Malborga, którego bronił Weyher wojewoda malborski, mąż nienaruszonej wiary ku swemu królowi, udał się do Polski wpośrzód najtęższych mrozów, i najprzód do Łowicza, a ztamtąd jak najśpieszniej przybył do Solca, gdzie Czarniecki pobudzał obywatelów do obrony ojczyzny, i zwielką szybkością przechodząc z pułkami, był na przeszkodzie nieprzyjacielowi[18]. Niczego bardziej nie pragnął Karol, jako aby się spotkał z Czarnieckim; ale ten za nieprzyzwoitość sądząc dla siebie, aby się miał stawić w miejscu tak licznemu wojsku, przebywszy przez Wisłę udał się na bok, częścią aby z tyłu szarpał nieprzyjaciela, częścią aby zmordowane wojsko nagłą podróżą i zimowemi niewygodami, ściganiem dalszem osłabiał, i czynił zwłokę, na której wiele zależało naszym. Z tem wszystkim Karol mając go zawsze na oku, i całą pomyślność swoję zakładając na klęsce jego, powziąwszy wiadomość, iż stoi pod Gołębiem między Wisłą i Wieprzem, udał się jak najśpieszniej z wojskiem, i jak tylko świtać zaczęło, uderzył na straż stojącą po szlakach, która zmięszana nagłem przybyciem nieprzyjaciela, poszła zaraz w rozsypkę. Tą klęską straży uwiadomione wojsko nasze o nieprzyjacielu, dosiadło jak najprędzej konie i wyszło w pole, dając tak mocny odpór Duglasowi, iż przymuszony był cofnąć się nazad; w tem ustępowaniu przyciśniony od naszych, zepchnął znaczną część lewego skrzydła z wysokiego brzegu Wisły, zkąd o lód wiele szwankowało, a wiele opuściwszy konie, aby ujść podobnego przypadku, po krzakach nad brzegiem szukało schronienia. Ale gdy Karol nadciągnął z resztą wojska i kilką harmatami, któremi zaczął znacznie razić naszych, Czarniecki widząc nierówne siły, ustąpił z placu, i z całem wojskiem przymuszony był do ucieczki. Szwedzi powiększali to zwycięstwo obwieszczeniem publicznem, iż reszta wojska polskiego rozproszona, i cały obóz zabrany, nie pozwoli Polakom podnieść więcej głowy. Z tem wszystkiem cała korzyść Szwedów kończyła się na tem iż rozproszyli wojsko, ale i tę korzyść drogo opłacili, ponieważ oprócz wielu zabitych i rannych, Adolf brat królewski złamał nogę padając w potyczce z koniem zabitym pod sobą. Woldemar, Krystyerna IV króla duńskiego krewny śmiertelnie raniony, w Lublinie życia dokończył, i Wikilson Anglik wódz pierwszej straży poległ z innymi na bojowisku.
Po tej potyczce udał się Karol do Zamościa, w przedsięwzięciu, aby odebrawszy twierdzę, został panem obydwóch brzegów Wisły. Najprzód przez Forguela generała swego nakłaniał Jana Zamojskiego podczaszego koronnego, aby się poddał królowi, albo przynajmniej przyjął do twierdzy swej straż szwedzką; ale Zamojski godny przodka swego potomek, ani się strwożył groźbą Duglasa obiecującego surową zemstę po dobyciu twierdzy, ani się dał uwieść Wittemberga pochwałom i obietnicom, które mu czynił w liście. Ośmnaście tysięcy wojska szwedzkiego, trzydzieści harmat[19] nie przemogły nad męstwo i stateczność Zamojskiego, który w odpisaniu do Wittemberga dał poznać niewzruszony swój umysł. Przeto za radą Wittemberga odstępując Karol od próżnego zamysłu, udał się ku Jarosławiu, przesławszy Duglasa aby opanował Przemyśl, zkąd całą siłą miał się obrócić do Lwowa. Wyprawa Duglasa była niepomyślna. Odpędzony od miasta z wielką stratą swoich, gdy odebrał wiadomość od szpiegów, iż Czarniecki zebrawszy wojsko rozproszone pod Gołębiem, szedł oblężeńcom na odsiecz, odstąpić musiał od murów, i cofnąć się nazad, aby się złączył z wojskiem królewskiem. Nie ścigał uchodzącego Duglasa Czarniecki, ale dziwną szybkością ile koń w biegu mógł wystarczyć, poszedł przeciw Karolowi, a dowiedziawszy się, iż tysiąc jazdy szwedzkiej szło na podjazd, który wyprawił Karol, aby powziął wiadomość o Janie Kazimierzu gdzie się naówczas znajdował, zaszedł drogę Konenbergowi prowadzącemu ten podjazd, i zrobiwszy zasadzki w lesie, pokazał się w kilka koni zmyślając ucieczkę. Jak tylko go postrzegli Szwedzi uciekającego, poszli za nim w pogoń z tem większym pośpiechem, im bardziej pragnęli dostać tej zdobyczy, z której Karol chciał uczynić ofiarę zemście swojej nad narodem; ale znagła wypadły na nich pułki będące na zasadzkach, które aby bardziej zmięszały nieprzyjaciela, zwyczajem Tatarów krzyk zrobiwszy, tak pomyślnie uderzyły na Szwedów, iż aż do Sanu rzeki, dokąd nazad uciekł nieprzyjaciel, trupem usłały drogę.
Patrzał na klęskę swoich z drugiej strony Sanu król szwedzki nie mogąc im przyjść na pomoc dla słabego lodu na rzece, i był świadkiem zwycięstwa które odniósł Czarniecki. Dwa tysiące regularnego wojska utracili naówczas Szwedzi, a wszystkie sprzęty stołu królewskiego, które z licznym konwojem przeprawił Karol na drugą stronę Sanu, dostały się naszym[20]. To zwycięstwo dwunastego marca 1656 tak wielką bojaźnią przeraziło cały obóz królewski, iż przez cały dzień nikt nieśmiał przeprawić się za most, aby powziął wiadomość o liczbie wojska naszego. Przeciwnie pomyślność ta dodała serca naszym, gdy widzieli, iż można zwyciężyć Szwedów, których dotąd wieść głosiła za niezwyciężonych[21]. To sławne zwycięstwo ściągnęło do kraju ukrywających się przy pograniczu Jerzego Lubomirskiego marszałka w. koronnego, i Sapiehę wojewodę wileńskiego, którzy łącząc się z Czarnieckim poszli przeciw nieprzyjacielowi. Szli także za ich przykładem książe Wiśniowiecki, Koniecpolski, Sobieski, i inni panowie, uczyniwszy manifest, iż odstępują króla szwedzkiego, a łączą się z królem swoim przy wierze i wolności.
Tymczasem Karol widząc większy coraz niedostatek żywności, umyślił ruszyć z pod Jarosławia. Wprzód wysłał Duglasa aby zwiedził las i trudniejsze przeprawy, jeżeli nie było jakich zasadzek, potem z wielką ostrożnością i ustawiony do boju udał się ku Przeworsku. Ale wojska polskie ze wszech stron nań napadając, urywały go we dnie i w nocy, nie dając nigdy spoczynku. W pośrzód ustawicznych nagabań i trwogi w której zostawał, rozumiejąc iż krzyk naszych zwyczajem Tatarów wydawany za każdym wypadnieniem pochodził w samej rzeczy od Tatarów, przybył nakoniec do Rudnika, gdzie ledwie tylko usiadł do śniadania w domu plebańskim, dano mu znać natychmiast, iż napadają Polacy. Porwał się od stołu Karol, a gdy Szandarowski rotmistrz książęcia Wiśniowieckiego z pułkiem nacierać zaczął, w takiem niebezpieczeństwie znalazł się naówczas Karol, iż dwa razy wystrzeliwszy z pistoletu, ucieczką nakoniec ocalił życie, zasłoniony od wojska, które przymuszone było uchodzić.
Czarniecki niespracowany w ściganiu nieprzyjaciela, napadał często na Szwedów, gdzie tylko mógł korzystać, a nie tak szukając chwały, jak prawdziwej korzyści, strzegł się powszechnej bitwy, której jak pomyślność niewieleby mu przyniosła dobrego prócz chwały, tak przegrana z utratą krzepiącego się wojska, pogrążyłaby ojczyznę w przepaść nieszczęść i zguby. Sposób jego wojowania był stósowny do okoliczności w których się znajdował. Trzeba było nagłem napadaniem urywać po trochu nieprzyjaciela, nie mając ani dosyć sił, ani tak zdatnego ludu, aby się z nim stawił w otwartem polu. Tak pod Gorzycami i Zaleszanami napadłszy na Szwedów, znacznie ich poraził, i wprzód jeszcze uszedł, niż nieprzyjaciel mógł się ustawić do boju.
Poniósł prawda wielką klęskę pod Sandomierzem, ale opatrzność zachowała go w tym przypadku od zguby. Sandomierz z zamkiem osadzony był strażą nieprzyjacielską, nad którą miał zwierzchność Synkler zostawiony od Karola na ten czas, kiedy miasto poddało się Szwedom. Krzątał się Synkler około postawienia mostu na Wiśle, ale spędzony był od naszych, którzy potajemnie przeprawili się przez Wisłę, i tak pomyślnie nań uderzyli, iż utracił miasto, i ledwie miał tyle czasu, że się mógł schronić do zamku. Lecz i tam nie widząc bezpieczeństwa dla siebie, taki sposób umyślił do ucieczki: Tej samej nocy, którą poprzedzał dzień pamiętny ich klęską przy moście, wypadł z zamku i bliskie domy podpalił. Czarniecki widząc znaczną część miasta obróconą w perzynę, postanowił dobywać zamku, zwłaszcza gdy wiele mieszczan garnęło się do wojska dla chciwości zdobyczy, którą Szwedzi zwieźli z pobliższych miejsc porabowawszy kościoły i domy. Synkler przewidując iż nie mógł długo utrzymywać się w zamku, na przygotowane od siebie łodzie zabrał straż swoję, podsadziwszy wprzód beczki z prochem pod mury, i zapaliwszy knoty siarczyste. A gdy lud chciwy wpada bez odporu do zamku, i ugania się za zdobyczą, zapalone miny wyrzuciły w górę mury, i przeszło pięćset osób o śmierć przyprawiły. Ta klęska tem była znaczniejszą im więcej kraj szkodował przez utratę archiwu i aktów sądowych, które zatracone, zostawiły na potem obywateli w kłótniach prawnych i niepewności majątku.
Karol mając znacznie zmniejszone siły, ruszył z pod Jarosławia do Leżajska, oczekując na posiłki, których się spodziewał od Steinboka powracającego z Prus po wzięciu Malborga, tudzież z innych garnizonów idących na pomoc po odebranej wiadomości o klęsce, którą poniósł od naszych. Poszedł za nim Czarniecki, złączywszy się z Lubomirskim, Sapiehą, Wiśniowieckim, Sobieskim, i innymi panami, ale potrzeba, aby niedopuszczać przystępu idącym zewsząd posiłkom, wkrótce go gdzieindziej odwołała. Niesłusznie przygania Czarnieckiemu Rudawski, jakoby nie umiał korzystać z zwycięstwa pod Jarosławiem, odstępując Karola, którego trzymał już prawie w oblężeniu; ani bowiem wojsko króla szwedzkiego było tak słabe, aby je nasi pokonać mogli, ani żaden niedostatek nie naglił Szwedów aby się poddali, ani umysł Karola był podobny do tego, aby go jakakolwiek przeciwność przełamać mogła; owszem dobre przedsięwzięcie Czarnieckiego i okoliczności w których się znajdował, usprawiedliwiają ten zamysł, zwłaszcza gdy Elektor brandeburski odstąpiwszy przymierza (jak już powiedzieliśmy), z stanami Prus królewskich szedł na pomoc królowi szwedzkiemu. Przeciwko temu udał się Czarniecki po nadbrzeżu Wisły, i najprzód pod Kozienicami napadłszy na Torneskilda mającego z sobą ośm chorągwi szwedzkich, tak je zniósł pomyślnie, iż nikt nie pozostał, któryby uwiadomił Karola o klęsce[22]. Wkrótce potem dowiedziawszy się iż wojska Fryderyka margrabiego de Baden były w bliskości, dniem i nocą śpiesząc, zaszedł mu drogę pod Warką. Przeszkadzała do spotkania się Pilica rzeka wezbrana na wiosnę, tudzież ciasny most i niezdatny do przeprawy z wojskiem. Czarniecki słysząc z drugiej strony wojsko nieprzyjacielskie, iż się otrąbywało, jakoby dla przeszkody spotkać się nie mogło z naszem, rozkazał aby lekkie chorągwie z Krzysztofem Wąsowiczem weszły na most, sam zaś odziany szubą rysią której dostał w zdobyczy: Natrząsa się (rzecze) nieprzyjaciel śmiały, że go zasłania rzeka, ale pokażmy mu, że jak jego nie wstrzymało morze które przebył, aby uciemiężał nasz naród, tak i nam Polakom nie przeszkadzają wody, abyśmy wypędzili z kraju najezdnika. Za mną bracia! Wpław albo po moście iść na nieprzyjaciela, jest zarówno tym którzy się nie lękają śmierci. To wymówiwszy spiął ostrogami konia, i pierwszy rzuciwszy się w rzekę, w pół godziny trzy tysiące wojska wpław przeprowadził. Tą nagłą przeprawą zdziwiony nieprzyjaciel, trwożyć się zaczął, zwłaszcza mogąc wprzód przeszkodzić temu, na co z zadziwieniem i ciekawością patrzał oczekując końca.
Tymczasem Czarniecki widząc się na drugiej stronie rzeki, z równym pośpiechem jakiego użył podczas przeprawy, rzucił się na nieprzyjaciela, który po dwóch godzinach bitwy wytrzymać nakoniec niemógł żwawego nacierania, i najprzód cofać się do lasa, a potem haniebnie uciekać zaczął; ale pułki nasze ponieważ miały szybkie konie, częścią łapały uciekających, częścią opierających się słały po drodze. Książę Fryderyk margrabia starszy, z hrabią Slipenbachem i Ebrenstejnem ministrem króla szwedzkiego, lasami i manowcami uciekając, dostali się nakoniec do Czerska, gdzie w rozwalinach starego zamku przez trzy dni o głodzie ukrywając się, nocą nakoniec uszli do Warszawy. Pojmani byli z znaczniejszych: Adolf młodszy margrabia, hrabia Falkenstein, Weger, Poter, i wiele innych, których liczba wychodziła do czterechset osób[23].
To zwycięstwo odniósł Czarniecki dnia siódmego kwietnia 1656, które jak było żałosne dla nieprzyjaciela, pokazuje się z listu Adolfa falegrafa pisanego do króla, którego znaczniejsze tylko i stósowne do rzeczy naszej punkta z Rudawskiego wypisujemy: „Ponieważ wczorajszego dnia pod Czerskiem pułki margrabiego poniosły ciężką klęskę od nieprzyjaciela, i dotąd wiedzieć nie możemy w jakim stanie znajdują się nasi.... Z rozkazu feldmarszałka i innych w. k. mości oficerów, resztę pozostałych pułków i te które są pod komendą moją, przeprawiłem przez Wisłę.... O! gdyby margrabia nie czekał był naówczas tak długo na miejscu!... Gdyby pilniej wykonywał był rozkazy w. k. mości, i nie odrzucał rady mojej, nie cierpiałby był tego żalu i bólu głowy, który go teraz trapi, ani wojsko nasze nie poniosłoby było tak wielkiej klęski, przed którą, chociaż nie wiedzieliśmy o liczbie nieprzyjaciela, skuteczniej jednak można się było oprzeć jego sile, aniżeli teraz z małą garstką naszych“.
Po tem zwycięstwie Czarniecki odebrawszy wiadomość iż Izrael pułkownik szwedzki ruszył się z Łowicza z tysiącem dwomaset koni, i przeszło dwoma tysiącami wozów napełnionych łupem z kościołów i domów zrabowanych, aby je przeprowadzał do Prus i ztamtąd przesłał do kraju swego, wysłał najprzód przeciwko niemu podjazd z lekkich chorągwi, a potem i sam pośpieszywszy, przymusił nieprzyjaciela iż się cofnął nazad z takim pośpiechem, że nietylko wozy, ale i żona jego wpadła mu w ręce. Ta niewiasta równej urody jako i nieustraszonego serca, gdy jej jeden z naszych radził aby namawiała męża, żeby poddał zamek dokąd się był schronił, twierdząc iż ten tylko sposób miała odzyskania wolności: Więcej cenię (rzekła) sławę męża mego, niż wolność, a nawet i życie własne; owszem gotowa jestem śmierć ponieść, aniżeli odważyć się na to, abym z ujmą honoru i wiary, którą mąż mój poprzysiągł królowi, nakłaniała go do złego uczynku. — Czarniecki wielbiąc to męstwo w płci słabej, okazał jej osobliwsze względy, i odesłał natychmiast do męża.
Wpośród tak znacznych korzyści, Czarniecki czyli żeby przytomnością swoją pobudzał wszędzie przeciwko Szwedom, czyli jak go obwinia Rudawski nie umiejąc pożytkować z zwycięstw, udał się do Wielkiej Polski z Jerzym Lubomirskim marszałkiem w. koronnym, odstępując Karola, który wsparty nowemi posiłkami przybył do Warszawy mając wkrótce przebierać się do Prus, dla wsparcia przytomnością swoją sprzyjających sobie. Z tem wszystkim ta nawet wyprawa Czarnieckiego niebyła nadaremna. Senatorowie wielkopolscy, którzy pierwsi poddali się Szwedom i podpisali haniebne punkta, odstąpili Karola, a zagrzani męstwem i przytomnością obrońcy ojczyzny, przeszli na stronę króla swego, pobudzając obywatelów aby się łączyli z nimi. Najpierwsza korzyść którą odnieśli z nieprzyjaciela było wzięcie Leszna, z wielką klęską mieszkańców uporczywie obstawających przy Szwedach. Wkrótce pod Kościanem podjazd szwedzki wysłany od Wessemana trzymającego straż w Poznaniu, spotkawszy się z naszymi którzy mu zaszli drogę w lesie, rozproszony, i aż do Mosina gnany, poniósł wielką klęskę.
Po tej potyczce dano znać Czarnieckiemu stojącemu obozem pod Gnieznem z Jerzym Lubomirskim marszałkiem w. koronnym, Stanisławem Witowskim kasztelanem sandomirskim, i Andrzejem Grudzieńskim wojewodą kaliski, iż nieprzyjaciel znajdował się w bliskości. Naradziwszy się więc ze swemi, udał się przeciw Szwedom, i o dwie mile od Gniezna zaszedł mu drogę. Duglas uwiadomiony iż nasi chcą się z nim spotkać, obrał takie miejsce, któreby go i zasłaniało od potyczki, i sposobne było do bitwy w potrzebie. Ażeby zaś lepiej wszystko mu się powiodło, ukrył w bliskich krzakach zasadzki, a brzeg błotnistego brodu dla niedawnej powodzi, tudzież groblą przyległą stawowi, umocnił piechotą i harmatami. Tym sposobem uczyniwszy trudny przystęp do siebie, stanął bezpiecznie oczekując naszych. Wojska naszego prawe skrzydło prowadził Jerzy Lubomirski, a lewe Czarniecki, obydwa z taką odwagą i męstwem, jakoby się jeden przed drugim ubiegał, który miał pierwszy opanować groblę. Ale Szwedzi bronili mocno tej przeprawy trudnej od przebycia dla ciasności, i dobrze opatrzonej do dania odporu. Czarniecki objechawszy brzeg z pułkiem swoim, uderzył na prawe skrzydło Duglasa, chcąc go pociągnąć do bitwy i odprowadzić od grobli, ażeby przez to otworzył przejście Lubomirskiemu. Już spędzał był z miejsca stojących na skrzydle, gdy ukryci na zasadzkach razić go mocno zaczęli. Cokolwiek odwaga i przytomność dokazać mogą, tego wszystkiego dał na ów czas Czarniecki dziwne dowody. Z tem wszystkiem Duglas zabezpieczony od wojska po drugiej stronie będącego, iż przyjść niemoże na posiłek nacierającym, wszystkie siły swoje obrócił przeciw Czarnieckiemu, który widząc iż nadaremne były wszelkie usiłowania, aby sprowadził z miejsca nieprzyjaciela, a piechota z harmatami wszedłszy do rowu, który służył do osuszenia gruntów, znacznie go raziła, cofnąć się kazał nazad, i z równem męstwem ustępując, jakiego dał dowody w boju, uszedł szczęśliwie z niebezpieczeństwa. Zginęło w tej bitwie około czterdziestu towarzystwa, oprócz wielu rannych, których wysłał Czarniecki do Gniezna dla opatrzenia. Był z liczby ranionych dwarazy w rękę kulą Kochowski historyk nasz, jak sam o sobie pisze. Zważając jednak liczbę i niedostępne miejsce nieprzyjaciela, Czarniecki w tej tylko jednej bitwie przyrównany być może do owych bohaterów, którzy krwawem zwycięstwem okupowali okrzyki wojenne, i sławę swoję winni klęskom i rozlaniu krwi ludzkiej.
Już powiększej części Polska, wyjąwszy obronniejsze miasta które Szwed trzymał, zrzuciła z siebie jarzmo niewoli, gdy Moskwa uczyniwszy na czas pokój z nami, przeniosła wojnę z Litwy do Inflant. Starał się prawda Karol przez Gustawa Bielke senatora szwedzkiego uczynić pokój z carem, ale częścią dobra sposobność odebrania Inflant, częścią zazdrość z którą patrzał car na szerzącą się potęgę szwedzką, była mu powodem, iż oświadczył przez Jana Obryńskiego pisarza dekretowego pokój z nami do czasu, a wkroczywszy z wojskiem do Inflant, wydał obwieszczenie, iż kraj ten oderwany od Moskwy, przyłącza do państwa swego.
Pod ten sam czas Jan Kazimierz zebrawszy cośkolwiek pieniędzy ruszył ze Lwowa do Sokala, otoczony najprzód kupiącym się do siebie ludem, a potem wsparty kwarcianem wojskiem, które przybyło z hetmanami, i najpierwszy znak odzyskanej powagi królewskiego dał w liście od Gdańszczanów, w którym chwaląc ich stateczność i męstwo w odporze danym po kilka razy nieprzyjacielowi, zachęcał ich do dalszej obrony. To miasto w szczupłych obrębach, ale dobrym rządem i zgodą dając naówczas tyle dowodów męstwa, ile stateczności widzieć dało za czasów naszych, jest przykładem dla każdego kraju, iż niemasz tak szczupłego narodu, któryby się męstwem nie oparł przemocy, ani tak rozległego i obfitującego we wszystko, aby przez nierząd i niezgodę nie był zdobyczą pierwszego najezdnika.
Po gnieźnieńskiej potyczce wodzowie nasi rozłączyli się z sobą, a gdy inni szukali spoczynku, Czarniecki równie w pomyślności jako i w nieszczęściu jednakowego zawsze umysłu, wypadłszy śpieszno pod Zninów, rozłożone tu i owdzie wojska szwedzkie mięszał nagłem napadaniem[24]. Chcąc się z nim złączyć Jakób Weyher wojewoda malborski, mający z sobą znaczną liczbę obywatelów, napadł niespodziewanie na wojsko nieprzyjacielskie pod komendą Karola książęcia meklemburskiego, który bez żadnej przyczyny nieprzyjaźni z Polską, wojska swoje przeprowadził przez Saxonią niższą, i wkroczył w granice, aby się złączył z Szwedami. Już Tuchol wyznaczył był sobie na stanowisko, gdy w drodze powziąwszy wiadomość iż Wejher schronił się do Chojnicy, podstąpił z wojskiem swojem pod miasto, i zaczął go dobywać. Próżno jednak przez dwa dni kusił się Meklemburczyk o dobycie miasta, ponieważ uwiadomiony o tem Czarniecki, pośpieszył na pomoc wojewodzie, i uderzywszy z tyłu na nieprzyjaciół, przymusił ich do ucieczki.
Nadchodząca wiosna, która zazwyczaj otwiera pole regularnemu wojsku, takiemu jakiem było nasze, zdawała się być porą wytchnienia po pracy. Żołnierz żyjący po większej części z zdobyczy wziętej na nieprzyjacielu a częstokroć z rabunku, mając żołd zatrzymany, był nakształt drapieżnego zwierza, którego łączy na czas potrzeba, i który się rozprasza skoro tylko głód swój uśmierzy. Naród troskliwy o swobody swoje, aż nadto uwodząc się wolnością, wzbraniał się dać to dobrowolnie na obronę swoję, co mu gwałtem wydzierał najezdnik. W takim stanie rzeczy, nic dziwnego iż najlepsze zamysły dobrych obywatelów były bezskuteczne, i same nawet bohaterskie czyny znajdując nieprzełamaną tamę, były podobne do spraw ręki tyle tylko działać mogącej, ile jej więzy władać pozwalają. Miał nasz Czarniecki te wszystkie przymioty, które czynią wielkim wojownikiem, ale niedostatek wojska, a co większa ta nawet garstka ludu, którą miał przy sobie, bez ćwiczenia, bez płacy, bardziej zgrają niż wojskiem nazwać się mogąca, była przyczyną, iż częstokroć wojować musiał stósownie do ludu, który prowadził. Napaść na nieprzyjaciela zwyczajem Tatarów, i niemogąc zwyciężyć cofnąć się nazad, było pospolitym trybem wojowania naszego. Czarniecki przymuszony wypocząć swoim, którzy dla ustawicznego ścigania i pracy potrzebowali na czas odetchnienia, poszedł za przykładem innych, którzy rozstawili pułki swoje w województwie chełmińskiem i ziemi dobrzyńskiej po łąkach, aby znędznione konie niedostatkiem i gonitwami odpoczęły na paszy. Uwiadomiony o tem król Szwedzki, rozsiać kazał wieść o śmierci swojej, a tym czasem znagła przypadłszy pod Kcyn, rozproszył naszych i zabrał znaczną zdobycz. Uszedł z tej klęski ostrożniejszy od innych Czarniecki, na którego dybał najbardziej Karol, a zebrawszy rozproszone pułki, udał się ku Warszawie, którą Jan Kazimierz wsparty licznym ludem umyślił wyrwać z rąk nieprzyjaciół.
W początkach jeszcze wojny szwedzkiej, Warszawa (jak powiedzieliśmy) bez żadnej obrony, bo opuszczona od wszystkich, poddała się Szwedom, i była składem nietylko żywności i opatrzeń wojennych, ale oraz łupu zabranego po całem królestwie, który miał być wywiezionym do Szwecyi sposobniejszego czasu. Alfryd Wittemberg generał szwedzki był rządcą miasta i straży złożonej z dwóch tysięcy ludzi, zdatnych do obrony twierdzy pod wodzem biegłym w sztuce wojennej. Było oprócz tego trzydzieści statków większych na Wiśle, które wyznaczone były do spławienia zdobyczy, i dodania żywności w różne strony, gdyby tego wyciągała potrzeba. Miał na nie oko Paweł Sapieha wojewoda Wileński z Litwą i obywatelami województwa mazowieckiego, stojąc wszędzie po nadbrzeżu, aby nie dopuszczał nieprzyjacielowi uwozić z raju zabranej zdobyczy. Tymczasem Jan Kazimierz dnia dwudziestego piątego maja 1656 roku przybył pod Warszawę w liczbie dwudziestu tysięcy wojska, z którym złączył się wkrótce Czarniecki i marszałek wielki koronny, prowadząc z sobą wiele obywatelów województw wielkopolskich i zewsząd garnącą się szlachtę. Wszystek ten lud wojskowy zgromadził się pod Ujazdów, gdzie król przybył najpierwszy i stanął w pałacu, przy nim hetmani z kwarcianem wojskiem założyli obóz, zostawując dla szlachty wolny brzeg Wisły. Z drugiej strony na Pradze stanęła Litwa, do której przeszedł Czarniecki, aby był w pogotowiu do dania odporu nieprzyjacielowi, jeżeliby zamyślał iść na odsiecz w oblężeniu będącym. Tak liczne wojsko, niemogąc długo zostawać na jednem miejscu dla niedostatku żywności, zaczęło dobywać Warszawy, zwłaszcza gdy wieść rozeszła się iż Karol śpieszy na odsiecz Wittembergowi, i Duglas w znacznej liczbie swoich stanął u kępy pod Zakroczymem. Najprzód więc piechota zaczęła robić okopy, gdy tymczasem jazda często podsuwając się pod miasto, broniła nieprzyjacielowi wycieczek. Starał się prawda Jan Kazimierz wszelkiemi sposobami, aby nakłonił Wittemberga do poddania miasta, chcąc je zachować od zniszczenia, ale gdy widział, iż próżne były żądania jego, rozkazał dawać ognia do murów, w których gdy się pokazały znaczniejsze szczerby, wysłał trębacza z domaganiem się, aby mu oddano miasto jako własność jego, dodając iż Wittemberg niema obiecywać sobie łagodnego obchodzenia się po dobyciu mocą Warszawy, jeżeli nie powróci jej w tym samym stanie, w jakim ją odebrał. Wittemberg czyli że się spodziewał pomocy od Karola, czyli, że czynił to co było powinnością wodza, dał odpowiedź iż się bronić będzie do ostatnich sił, więcej ważąc honor niż życie. Taką odpowiedź odebrawszy Jan Kazimierz, złożył radę wojskową, na której uchwalono, aby mocą dobywać Warszawy. Tymczasem gdy wojsko nasze bliżej posuwało się pod miasto, Duglas stojący pod Zakroczymiem między Wisłą i Bugiem, a nadaremnie oczekując posiłków od króla swego, prosił Radziejowskiego, który uszedł z Warszawy przód jeszcze niż Jan Kazimierz podciągnął z wojskiem, aby napisał do Buthlera podskarbiego koronnego, z domaganiem się o wolne wyjście dla żony jego i innych kobiet szwedzkich. Odpisał Buthler odmawiając mu na jego prośbę; owszem gdy się wieść rozeszła, jakoby Duglas zamyślał przyjść na pomoc w oblężeniu będącym, część wojska naszego wyprawiona była pod Zakroczym, gdzie nawet i sam król z większą siłą pośpieszył, — ale widząc że go nie mógł wyciągnąć z okopów, któremi mocno się był obwarował, po dwóch dniach nadaremnej zwłoki, powrócił nazad Jan Kazimierz, chcąc przyśpieszyć dobycia Warszawy.
Nie ustawał nigdy ogień z harmat do murów od początku oblężenia miasta; a gdy w kilku miejscach otworzyły się szczerby, trzydziestego czerwca wojsko nasze przez trzy godziny tak żwawo nacierało na nieprzyjaciela, iż sam Wittemberg byłby wpadł w ręce, gdyby się był nie schronił się za mury, odstępując klasztoru bernardyńskiego na krakowskiem przedmieściu, zkąd najbardziej bronili Szwedzi przystępu naszym. Z drugiej strony miasta, od nowomiejskiej bramy i cmentarza dominikańskiego, dawał odpór Weger, na którego nacierał Ernest Grothauzen pułkownik nasz razem z Litwą, która od kościoła Paulinów żwawo idąc na nieprzyjaciela, im z większą odwagą wpadała na mury, tem większą ponosiła klęskę. Najbardziej jednak raził nieprzyjaciel naszych od krakowskiej bramy przy kolumnie Zygmunta, którą stroną przez nadpsute mury cisnęli się do miasta. Z tem wszystkiem widząc Wittemberg stateczne męstwo naszych, i straciwszy nadzieję posiłków, umyślił nakoniec umawiać się o poddanie miasta. Tym końcem, wysłał trębacza prosząc o sześć godzin czasu do ułożenia kondycyi pod któremi miał oddać Warszawę. Ale mimo tej pomyślnej nowiny, wojsko nasze zapalone bojem nie przestało rzucać się na mury, tak iż trudno było powstrzymać je na czas. Wielu tego zdania było aby nie przyjmować ugody, ale osłabionego już nieprzyjaciela dobywać mocą i przymusić do tego, aby się zdał zupełnie na łaskawość królewską. Z tem wszystkiem Jan Kazimierz myśląc odzyskać Warszawę, a nie dobyć jej z stratą obywatelów i z zniszczeniem domów, przyjął podane punkta, i dnia pierwszego lipca przez komisarzów Andrzeja Trzebickiego biskupa przemyślskiego, Jana Leszczyńskiego wojewodę poznańskiego, i Stefana Korycińskiego kanclerza, podane sobie podpisał.
Punkta podpisane Szwedom to tylko miały w sobie pomyślnego dla Wittemberga, iż pozwolono mu wyjść z miasta z strażą, i zabrać niewiasty szwedzkie, zostawując wszelkie skarby i sprzęty wojenne. Po wzięciu jednak Warszawy, szlachta zaniosła skargę do króla o zgwałcenia prawa, iż bez wiedzy stanu rycerskiego pozwolono nieprzyjacielowi wyjść z miasta, a przeto domagała się aby jej dano w zastaw generałów szwedzkich, którzy jeżeliby nie chcieli opłacić się, żeby ich nazad wpuszczono do miasta, a tak mocą wziętych, przymusi do nadgrodzenia straty w murach, majątku, i życiu obywatelów. Król widząc nieprzyzwoitość żądania i hańbę w niedotrzymaniu słowa danego, a obawiając się buntu którym groziło niekarne wojsko, złożył sekretną radę, i oświadczyć kazał Wittembergowi, iż bezpieczeństwo jego wyciągało tego, aby został na czas w Warszawie, póki się nie uśmierzy lud rozhukany i nieposłuszny samym nawet wodzom. To było przyczyną iż Wittemberg nie widząc dla siebie bezpieczeństwa, przystać musiał na to, aby z konwojem Mikołaja Ostroroga odesłany był do Zamościa, gdzie dla zaszłej odmiany w szczęściu, które się na czas rozświeciło Janowi Kazimierzowi, zatrzymany został, mimo przyrzeczonej mu wolności przy poddaniu Warszawy.
Jan Kazimierz odebrawszy Warszawę, uczynił dzięki Bogu w kościele świętego Jana; lud cisnący się na powitanie swego króla, i okrzyki wojenne, oznaczyły radość powszechną. Najpierwszem było staraniem króla, aby podzielił między wojsko zdobycz zostawioną od Szwedów, która przechodziła dwa miliony złotych. Ale tak wielkie skarby zniknęły w rękach chciwego ludu, który tak daleko uwodził się łakomstwem, iż hetman polny koronny chcąc poskromić rozruch między wydzierającemi sobie zdobycz, znalazł się w wielkiem niebezpieczeństwie życia. Wkrótce jednak wieść o zbliżeniu się króla szwedzkiego zaspokoiła zuchwałych. Karol odebrawszy wiadomość o wzięciu Warszawy i uwięzieniu Wittemberga, okazał z żalem i narzekaniem na los, iż nie był z liczby tych ludzi, którzy umieją znosić mężnie przeciwność. Często bowiem dał się słyszeć przytomnym, że żałował tego, iż wypuścił Czarnieckiego z Krakowa[25].
Złożył potem Karol radę, czyli miał iść pod Warszawę, czyli też udać się w inną stronę. Radziejowski i inni zdrajcy ojczyzny byli tego zdania, aby się zatrzymał przez czas niejaki, twierdząc iż Polacy zwyczajem swoim i pospolitym sposobem wojowania, powrócą wkrótce do domu, przestając na tem, że odebrali Warszawę, przeto łatwiej będzie natenczas pokonać króla opuszczonego od wojska[26]. Zdanie to potwierdził skutek, ponieważ tego samego dnia jak król wszedł do Warszawy, poczęła szlachta prosić pod wieczór, aby jej wolno było powrócić do domu; a gdy król ociągał się z zezwoleniem, zaraz następującego dnia najprzód Wielkopolanie, a potem i inni, wyjąwszy Litwę, która została przy królu, do domu się powrócili. Tym sposobem utraciwszy Jan Kazimierz siły, przez cały lipiec bawił pod Warszawą, nie śmiejąc postąpić dalej aby korzystał z zwycięstwa. Los czyniąc sobie z niego igrzysko, gotował mu wkrótce odmienną postać rzeczy. Najprzód bowiem doszła go wiadomość, iż elektor brandeburski uczynił nowe przymierze z Karolem, i złączył się z wojskiem jego, dając pozorną przyczynę w liście swoim do niego, jakoby król dał rozkaz Czarnieckiemu, ażeby wkroczył do Pomeranii; w samej rzeczy zaś to mu było powodem, iż Karol ustępował mu Wielkiej Polski ze czterema województwami, nie zostawując sobie żadnego do nich prawa na potem.
Jak tylko Karol złączył się z elektorem, poszedł spieszno pod Warszawę. Uwiadomiony o tem Jan Kazimierz, przeszedł przez most który ustawił na Wiśle, aby się złączył z Litwą, i stanął w gotowości do boju. Miał natenczas Jan Kazimierz szesnaście tysięcy jazdy i cztery tysiące piechoty, oprócz dwudziestu tysięcy Tatarów, których Szefer Kazy aga przyprowadził na pomoc. Karol rozpoczynając bitwę, z taką żywością uderzył na pułki nasze, iż zapędzony z pierwszym szeregiem swoich, mało nie spadł z konia, i pierwszy nie został na bojowisku. Następującego dnia z obydwóch stron wojska ustawione do boju, czterdzieści tysięcy naszych a dwadzieścia ośm tysięcy Szwedów, o godzinie dziewiątej spotkały się z sobą. Najpierwsi Tatarowie rzucili się na Szwedów, ale Karol dawszy im odpór, z taką siłą uderzył na prawe skrzydło naszych, iż je przymusił do ucieczki. Potem obróciwszy się na lewe skrzydło które trzymał Czarniecki, odepchnął je, ale nie zwrócił[27]. Tymczasem coraz bardziej słabiał duch w naszych. Zaczęli wszyscy rozpaczać o zwycięstwie tak dalece, iż Jan Kazimierz zawczasu myśląc o bezpieczeństwie królowej będącej w Warszawie, posłał do niej pod noc, aby ujechała do Częstochowy. Sam zaś nazajutrz to jest ostatniego dnia lipca, całą ufność swoją pokładając w szczęśliwości i męstwie Czarnieckiego[28], rozpoczął po trzeci raz bitwę, ustawiwszy piechotę przy moście, któraby niepozwalała uciekać naszym, i przymusiła ich do wspólnej obrony. Z tem wszystkiem bojaźń uciekających pociągnęła za sobą i innych. W takim nieporządku uszedł król przez most do Warszawy, zkąd uciekając przed nieprzyjacielem udał się do Lublina, a Karol we trzydzieści dni po odebraniu Warszawy, wszedł zwycięzcą wpośrzód okrzyków, gdzie trzy dni zabawiwszy, udał się do Prus, dokąd go wywoływał car nowy nieprzyjaciel, który korzystając z okoliczności, wkroczył do Inflant i wojskiem swojem opasał Rygę. Pod ten sam czas, Wirtz pułkownik szwedzki uwolnił Kraków od oblężenia, w którem trzymał go przez trzy miesiące Michał Zebrzydowski, i już się cieszył pomyślną nadzieją, gdy nieprzyjaciel wypadłszy nagle z miasta całe wojsko rozproszył, i tem zwycięstwem nadęty, bardziej jeszcze gnębił obywatelów, powiększając podatki.
Po przegranej bitwie pod Warszawą, gdy król szwedzki udał się z elektorem do Prus, Jan Kazimierz mając czas do odetchnienia, zbierał rozproszone pułki. Tym czasem Czarniecki z pięcią tysiącami Tatarów napadłszy na Szwedów pod wsią Lipiec zwaną, dwa tysiące ich trupem położył, i Forguela wodza pojmanego ustąpił z inną zdobyczą Tatarom[29]. Odebrawszy potem wiadomość, iż część wojska szwedzkiego idzie do Torunia, zaszedł mu drogę pod Strzemesznem dwudziestego czwartego sierpnia. Fryderyk Poter adjutant Wittemberga, prowadził z sobą tysiąc dwieście ciężkiej jazdy, i tyleż lekkich chorągwi dla straży wozów z łupem zabranym z Krakowa, tudzież dam szwedzkich, które dowiedziawszy się, iż Jadwiga królowa miała się puścić do Polski, chciały jej zapobiedz drogę. Udał najprzód Czarniecki jakoby całą siłą miał uderzyć na śrzodek wojska nieprzyjacielskiego, ale widząc słabe skrzydła, odmienił nagle rozkazy i z wielką natarczywością uderzyć kazał na boki. Zmięszani Szwedzi, częścią nagłą odmianą, częścią męstwem naszych, w jednej godzinie utracili wszystko. Mężniejsi z nich legli na bojowisku, inni zaś uciekając, gdy obszerne pole zdatne było do ścigania, wpędzeni na ciasną groblę, zatkali sobą przejście. Całe wojsko zniesione do szczętu, i wszystka zdobycz dostała się zwycięzcy[30]. Po tej potyczce udał się Czarniecki do Wielkiej Polski, za którym piętnastego września poszedł także Gąsiewski hetman litewski, sławny wielkiem zwycięstwem pod Prostkami, które ósmego października odniósł nad Szwedami i wojskiem elektorskiem. Wkrótce i Jan Kazimierz chcąc posiłkować Gdańszczanów, porozsyławszy do różnych dworów cudzoziemskich z prośbą o posiłki, puścił się w drogę z Lublina i piętnastego listopada przybył do Gdańska, przyjęty od obywatelów z wielkiemi okrzykami, które poprzedziła radość z przyczyny wzięcia Krzysztofa Königsmarka feldmarszałka szwedzkiego.
Uwiadomiona Ludwika królowa zostająca naówczas w Częstochowie, o szczerem przywiązaniu Gdańszczanów i stateczności ku królowi, życzyła sobie, aby się mogła także dostać do Gdańska, częścią iż nieprzytomność króla czyniła ją zawsze niespokojną, częścią że podchlebiała sobie, iż radą swoją i prośbami dodawać będzie serca, tudzież przyspieszy pokój o który się usilnie starała; ale zamysł ten był trudny do uskutecznienia dla nieprzyjaciół, którzy snując się w bliskości Gdańska, mieli oko na dalsze obroty króla. Z tem wszystkiem zniewolony król jej prośbami, zlecił wykonanie tego Czarnieckiemu, częścią iż największą ufność pokładał w jego dzielności, częścią iż go widział najzdatniejszym do wykonania tak trudnej rzeczy, a wojsko jego najbitniejsze dla ustawicznej pracy i ćwiczenia[31]. Podjął się tej przysługi Czarniecki, i mając tysiąc dwieście jazdy, przyprowadził królową do Chojnic; ale tam uwiadomiony w nocy iż Aschemberg pułkownik szwedzki napadłszy na pułk Wiśniowieckiego, rozproszył go i wziął wielką zdobycz, przyszedł do królowej używającej już naówczas spoczynku, i oświadczył jej, iż chciałby iść na pomoc swoim, jeżeliby się nie trwożyła tem, że zostanie bez straży. Królowa niezmięszana tą nowiną: „niech cię Bóg szczęśliwie prowadzi (rzekła), idź mężnie na nieprzyjaciela, ja spokojnie oczekiwać będę twego powrotu“. Natychmiast Czarniecki ruszywszy z wojskiem, napadł na nieprzyjaciela gdy świtać poczęło, rozproszył cały pułk Aschemberga, odebrał wziętą zdobycz, i tegoż samego dnia pod wieczór wracając z zwycięstwem, pierwszy oznajmił o pomyślności swojej, i przyprowadził królowej pięćdziesiąt Francuzów wziętych w niewolą, którzy służyli pod znakiem króla szwedzkiego[32].
Gdy jeszcze królowa zostawała w Chojnicach, przybyli do niej z powinszowaniem wodzowie nasi, którzy niemogąc utrzymać wojska napierającego się do domu, pożegnali króla i powracali do siebie. Nadaremnie Ludwika starała się odwieść ich od tego przedsięwzięcia, wyrzucając im ostrzejszemi słowami niestateczność umysłu, i na przemian łagodnością stawiając przed oczy smutny stan swój, króla, i ojczyzny. Wojsko nieznające karności, wodzowie nie jednym duchem tchnący, niedostatek skarbu, tudzież nadchodząca pora zimowa były przyczyną, iż król opuszczony od swoich, w wierności Gdańszczanów szukał dla siebie bezpieczeństwa. Widząc się królowa w takim stanie, przymuszona była odmienić swój zamysł, i wrócić nazad do Częstochowy, zwłaszcza gdy Steinbok opanował był wszystkie przeprawy do Gdańska, i używał wszelkich sposobów, aby tak wielka zdobycz wpadła mu w ręce. Czarniecki nieodstępując królowej, przyprowadził ją najprzód z wielką ostrożnością do Kalisza, zkąd po wielu trudnościach, przebrał się do Częstochowy, i zostawiwszy ją tam, powrócił natychmiast do Prus, aby zadziwił dzielnością swoją (której miał dać dowody) samego nawet nieprzyjaciela.
Wpośród nieszczęśliwości któremi kraj nasz był zewsząd ściśniony, nowy nieprzyjaciel Jerzy Rakocy książe siedmiogrodzki, wkroczył z wojskiem do Polski. Przyczynę tej nieprzyjaźni wielu naznaczają nieuwagę niektórych panów naszych, którzy wszędzie szukając pomocy, i wszędzie w nagrodę obiecując koronę, przez Mikołaja Prażmowskiego sekretarza koronnego, uczynili mu nadzieję tronu po śmierci Jana Kazimierza. Rokocy widząc, iż częścią jemu, częścią wielkiemu książęciu moskiewskiemu, częścią domowi austryackiemu czynili nasi tęż samą obietnicę, poczytał to sobie za krzywdę, i postanowił zemścić się nad Polską, zwłaszcza gdy okoliczności, w których się znajdowała, czyniły mu nadzieję korzystania z nieładu i zamięszania. Uwiadomiony o tem Jerzy Lubomirski marszałek w. koronny trzymający naówczas Kraków w oblężeniu, wysłał Michała Stanisławskiego chorążego halickiego, aby odradzał Rakocemu ten zamysł, i stawił mu przed oczy niesprawiedliwość przedsięwziętej wyprawy. Ale Rakocy wzgardził tem poselstwem, zaufany w wojsku, które chciwe łupu prowadził z sobą w liczbie trzydziestu tysięcy, oprócz Kozaków, którzy pod wodzami Zeleneckim i Popeńskim z nim się łączyć mieli. Przeciwko temu nieprzyjacielowi udał się Lubomirski z wojskiem, odstępując od Krakowa, i dnia dwudziestego siódmego stycznia 1657, odpisał na manifest który uczynił Rakocy za wkroczeniem swojem w granice.
W tak smutnym stanie jedna tylko była nadzieja ratowania ojczyzny, ażeby przywrócić króla, który, zewsząd ściśniony nieprzyjacielskiem wojskiem, siedział w Gdańsku, mając zabroniony powrót do Polski. Wysłany do niego od senatu i Ludwiki królowej Czarniecki, gdy się dowiedział od szpiegów, iż Aschemberg, Steinbok i Duglas wodzowie szwedzcy, byli w bliskości Gdańska, rozsiał wieść, jakby nie wiedząc o nich, chciał prosto przebierać się do króla. Zaszedł mu drogę Aschemberg z pułkiem swoim, wsparty posiłkiem od Steinboka, i tem większą mając chęć do bitwy, im mocniej tkwiło mu w pamięci haniebne rozproszenie wojska jego pod Jarosławiem, i niedawna klęska pod Chojnicami; ale Czarniecki unikając potyczki, częścią uchodził gdy nań nacierał nieprzyjaciel, częścią gotowość wszelką pokazywał do bitwy, aby tym sposobem ciągnął za sobą ścigającego Szweda. Takim sposobem oprowadziwszy nieprzyjaciela po całym kraju Prus polskich, w dwóch dniach i jednej nocy czterdzieści ośm mil uszedł[33], i stanął nakoniec w Płocku, gdzie nad brzegiem Wisły założywszy obóz, zewsząd ściśniony od Szwedów, kazał w nocy na kilku miejscach rozpalić ogień, jakoby miał myśl wypocząć z wojskiem po pracy; ale przez całą noc w gotowości stojąc, jak tylko świtać zaczęło, dawszy już dowód podobnej odwagi pod Warką na Pilicy, pod Gołębiem na Wieprzu, — mimo przeraźliwego zimna, szerokości i bystrości rzeki, gdy widzi, iż wojsko ociąga się iść za nim, rzucił się z koniem w Wisłę. Za przykładem wodza poszło natychmiast całe wojsko, i stanęło szczęśliwie na drugim brzegu rzeki, czterech tylko ludzi utraciwszy w przeprawie.
Szwedzi rozumiejąc, iż Czarniecki otoczony z jednej strony wojskiem, z drugiej mając na przeszkodzie Wisłę, wpadnie im w ręce, zdziwieni byli nazajutrz, obaczywszy go na drugiej stronie spokojnie stojącego. Zaczęli więc zewsząd zbierać promy, aby się przeprawili za nim. Tymczasem Czarniecki odpocząwszy ze swemi, udał się na granice Mazowsza, i poraziwszy elektorskie wojska pod wsią Chorzele i Działdowem, z tą samą szybkością jak pierwej przeprawił się przez Wisłę, i przybył szczęśliwie do Gdańska. Tam przyjęty z wielką radością temi słowy, jak pisze Kochowski, miał rzecz do króla[34].
„Od dzieciństwa mego aż do siwizny która mię okryła, żołnierz pod panowaniem ojca, brata, i twojem najjaśniejszy panie! użyty teraz jestem do poselstwa, abym oznajmił waszej królewskiej mości o smutnym stanie ojczyzny. Jakby mi słodko było, gdybym przynosił waszej królewskiej mości pomyślniejszą wiadomość, że wyroki zmiękczone nieszczęśliwościami naszemi, pozwoliły nam przecież używać miłego pokoju. Ale jeszcze nie rozjaśniało niebo, gdy prócz północnej burzy, nowa nawałność od gór karpackich powstała miotając nami. Hańba imienia chrześciańskiego, Rakocy, bez żadnej przyczyny do nieprzyjaźni, wkroczył w kraj, i dzicz swoję chciwą łupu prowadząc, wszystko ogniem i mieczem pustoszy. Odgłos tych klęsk naszych obił się już może o uszy twoje najjaśniejszy panie, jednakże Ludwika królowa równie troskliwa o zdrowie twoje jak o całość ojczyzny, prymas koronny i pierwsze osoby posyłają prosić cię najjaśniejszy królu, abyś szedł na ratunek ginącej ojczyznie. Niech cię tylko zdrowego w pośród nas oglądamy, serca nasze nadgrodzą męstwem poniesione klęski, i jeżeli kiedy zachwiawszy nami los okrutny, grążył nas w nieszczęśliwościach, teraz przyzwawszy na pomoc męstwo, albo się wesprzemy w upadku, albo chwalebną śmiercią zatrzemy niesławę; a co w przeciągu dwóch lat zdarzyło się złego, bardziej przeciwności losu, niż naszej winie przypiszesz. Przeto abyś powrócił najjaśniejszy panie! Królowa imość małżonka, senat, i ojczyzna doprasza się tego, ażebyśmy za poprzednictwem twojem zachowali ojczyznę wystawioną na łup najezdników, a ze wszech stron ogarnioną pożarem Polskę, ugasili krwią nieprzyjaciół naszych“.
Król złożywszy pod noc radę, przedsięwziął wyjechać z Gdańska; jednakże wyjazd swój odłożywszy do trzech dni, kazał wieść rozsiać po mieście, iż się uda do Pomeranii z Czarnieckim i litewskiem wojskiem. Przysposobiwszy się potem w podróż, i odebrawszy przysięgę wierności od magistratu, wysłał przed sobą Wojniłowicza z pierwszą strażą, aby wsie nieprzyjacielskie pustoszył, będąc jakoby poprzednikiem wojska, które za nim ciągnęło; sam zaś nie mając więcej jak trzy tysiące jazdy, na której czele był Stefan Czarniecki, przybywszy spieszno przez Pomeranią, najprzód do Kalisza, a ztamtąd przybył do Częstochowy oszukawszy Szwedów. Przybycie króla tem większą radością napełniło przytomnych, im mniej było nadziei, aby go oglądać mogli, dla wojska szwedzkiego, które czuwało wszędzie około Gdańska, aby króla jak w oblężeniu trzymając, nie dopuścili mu powrotu do Polski. Częstochowa w pośród królestwa ogarnionego od Szwedów, była schronieniem Jana Kazimierza, jak niegdyś Orlean Karolowi VI, gdy całe państwo jego posiadał Anglik zwycięzca. Tam król nasz, zastawszy wielu z senatu i z stanu rycerskiego przywiązanych do siebie, złożył radę, a widząc iż wszelka nadzieja pokoju z Szwedem była nadaremna, starał się pobudzać przeciwko niemu sąsiadów, nie będąc w stanie aby się sam oparł przemocy. Jan Wielopolski kasztelan wojnicki, i Bogusław Leszczyński podskarbi koronny, wysłani byli do Wiednia z prośbą o posiłki, a Jan Szumowski starosta opoczyński do Moskwy, aby nakłaniał cara do dalszej wojny z Szwedami, stawiając mu przed oczy najlepszą porę odzyskania Inflant.
Pod ten sam czas Stanisław Lanckoroński wojewoda ruski, hetman polny koronny, sławny ukraińską wojną, i pierwszy z hetmanów przystępujący do związku tyszowieckiego, z tym się światem pożegnał. Po którym buławę dał król Jerzemu Lubomirskiemu marszałkowi w. koronnemu, a województwo ruskie Stefanowi Czarnieckiemu kasztelanowi kijowskiemu, przydając mu starostwo kowelskie i ratneńskie w nadgrodę męstwa, zasług w ojczyznie, i wierności ku sobie.
Wyprawione poselstwo do dworów cudzoziemskich, nie było bezskuteczne. Przyrzeczenie posiłków od Leopolda cesarza, i wieść o wkroczeniu wojska austryackiego do siedmiogrodzkiej ziemi, zmięszały Rakocego. Car także uczynił nadzieję przystawienia posiłków, na które oczekując Czarniecki, udał się do Brześcia litewskiego. Ale Karol dowiedziawszy się, iż wielu naszych zgromadziło się na to miejsce, udał się za nimi, chcąc wszędzie mięszać szyki, i niedopuszczać przymierza z Moskwą. Jeszcze przed przybyciem jego, Stefan Czarniecki wojewoda ruski odebrał rozkaz od króla, aby się powrócił nazad, a Lubomirski hetman wysłany do siedmiogrodzkiej ziemi, zaczął ten kraj pustoszyć, oddając wet za wet najezdnikowi. Niepomyślne nowiny dochodziły zewsząd nieprzyjaciół naszych. Fryderyk III król duński czyniąc od dawna przysposobienie do wojny przeciwko Szwedom, miał flotę w gotowości na morzu bałtyckiem, i trwożył Szwedów wkroczeniem do Pomeranii; Moskwa coraz dalej posuwała zwycięstwa swoje w Inflantach; Krzysztof hrabia Pucheim z dwudziestu tysiącami wojska austryackiego stał na pograniczu siedmiogrodzkiej ziemi, mając wkroczyć i złączyć się z Lubomirskim; Han tatarski w sto tysięcy wojska swego groził ostatniem zniszczeniem państwa Rakocego. Najbardziej jednak strwożył się tem Siedmiogrodzanin, gdy szesnaście tysięcy piechoty i jazdy austryackiej weszło przez Szląsk do Polski pod imieniem posiłków przeciwko niemu, ponieważ dom austryacki nie mógł dopomagać nam przeciwko Szwedom, dla traktatu osnabruckiego i monastyrskiego. Te niepomyślne pogłoski były powodem Rakocemu, iż zaczął się zamyślać o powrocie swoim, zwłaszcza gdy się nawet odgrażała Porta, iż mu odbierze państwo jako hołdownikowi swemu, dla tego iż bez wiedzy jej i przeciwko traktatom z rzecząpospolitą, wkroczył z wojskiem do Polski. Przeto jak najspieszniej ruszył z obozem, i dnia jedenastego lipca przybył do Magierowa.
Tym czasem Jan Kazimierz złączywszy się z hrabią Hatsfeldem, Montecuculi, Zuzą, Buchajmem, Hejsterem, i innymi generałami austryackiemi, poszedł w pogoń za nieprzyjacielem, a odebrawszy Pińczów, którego zamek trzymał Mikołaj Gnoiński dobrego imienia odrodny potomek, posłał lekkie pułki aby ścigały uchodzących Siedmiogrodzianów. Niespodziewał się Rakocy tak nagłego przybycia Czarnieckiego, wiedząc iż był z królem przy dobywaniu Pińczowa; ale ten ukarawszy śmiercią Szlichtynga, którego złapał pod Michałowem z skrytemi listami do Wirtza od Gnoińskiego, z taką szybkością puścił się za Siedmiogrodzaninem, iż tegoż samego dnia kiedy Rakocy przyszedł do Magierowa, napadł niespodziewanie na niego. Liczba nieprzyjaciół była nierównie większa, ale Czarniecki rozpoczynając bitwę, chociaż sobie nie obiecywał zwycięstwa, tą jednak myślą uderzył na Rakocego, aby go zatrzymał, i dał czas naszym pospieszenia za sobą. Pierwsze spotkanie się było tak żwawe i szczęśliwe z strony Czarnieckiego, iż oprócz trzydziestu pojmanych, sto nieprzyjaciół padło na bojowisku[35], i nietylko całe wojsko przymusił do ucieczki, ale nawet tak je strwożył, iż nieuszłoby było rąk Czarnieckiego, gdyby wysłanym od niego aby zastąpili uciekającym od grobli, szczęśliwiej się było powiodło. Lecz Joachim Łącki pułkownik pułku Myszkowskiego, zostawszy zabity w pierwszem nacieraniu na nieprzyjaciela uciekającego na groblę, otworzył przypadkiem miejsce do ucieczki. Nie przestał jednak ścigać Siedmiogrodzanów Czarniecki, szarpiąc ich zawsze z tyłu, a odpędziwszy od Żółkwi, którą Rakocy chciał złupić po drodze, szedł za nim aż do Międzyborza, zatrzymując go częstem napadaniem w ucieczce[36]. Pospieszyli nakoniec nasi z wodzami Potockim hetmanem, Sapiehą, i Lubomirskim, z których ostatni powracał z siedmiogrodzkiej ziemi, oddawszy wet za wet nieprzyjacielowi. Wszyscy ci wodzowie złączyli się z Czarnieckim pod Międzyborzem, i złożyli radę, jeżeliby ścigać mieli dalej nie przyjaciela, czyli też wrócić się nazad. Przemógł zdaniem swojem Czarniecki, radząc aby póty przynajmniej wojska nasze szły za Rakocym w pogoń, pókiby nie przeszedł na drugą stronę Bugu. Ruszyli się więc nasi ścigając nieprzyjaciela, który uwiadomiony o tem, wysłał o półtory mili od Międzyborza posła swego do wodzów, przepraszając za wkroczenie wojska swego w granice, tudzież czyniąc obietnicę ugody, byleby tylko nasi byli cierpliwymi do czasu. Czarniecki odpowiedział posłowi imieniem wszystkich wodzów w następujące słowa: „Jeżeli żądania wasze są szczere, niechajże książę wasz nie myśli o ucieczce, ale czeka w miejscu na przybycie nasze, gdzie stanowić będziemy o pokoju, i o krzywdzie którąśmy ponieśli, mając oręż w ręku[37]“. Powrócił z tą odpowiedzią poseł, i wahającego się książęcia, coby miał czynić, zatrzymał przy przeprawie, póki aż wojska nasze nie nadciągnęły. Wprzód jednak Rakocy straciwszy nadzieję pomyślnego powrotu, wysłał powtórnie do Czarnieckiego kanclerza swego Mikiezego, aby go nakłaniał do pokoju. Ten w pokornem ułożeniu pokłoniwszy się zwycięzcy, dopraszał się, aby nie dozwalał wylewać nadaremnie krwi chrześciańskiej, i obiecywał imieniem książęcia swego, iż przystąpi do zgody. „Co dotąd (rzecze) zdarzyło mi się słyszeć z powszechnej wieści o męstwie i dzielności twojej jaśnie wielmożny miłościwy panie, tego dziś w skutku doznaję. Dopraszam się imieniem książęcia pana mego, ażebyś raczył niedozwalać wojsku swemu wylewać krwi chrześciańskiej, i przynajmniej przez jedną godzinę wstrzymał w zapędzie swoich, aż nastąpi pokój, który przyrzekam z przysięgą[38]“.
Spytany po tej mowie od Czarnieckiego Mikiezy, jeżeli Rakocy i lud jego gotów jest nadgrodzić tyle szkód poczynionych Bogu i ludziom. — Jakimże sposobem (odezwał się Mikiezy)? — Krwią i złotem, odpowiedział Czarniecki. — Nie damy złota (rzekł Mikiezy) póki ręka władać może orężem. — Tą odpowiedzią tknięty do żywego Czarniecki: Toż rozmiecie (rzecze) że nie wiemy, w jakim stanie są rzeczy wasze? Jeżeli nie macie ochoty nadgrodzić zdzierstw i krzywd poczynionych, nam nie braknie na sercu, abyśmy dali dowód męstwa bijąc się za całość ojczyzny i majątek, z któregoście nas złupili. To wyrzekłszy porwał się z miejsca i rozkazał odgłosem trąb zwołać wojsko przeciw nieprzyjacielowi, ruszając natychmiast z obozem. Poszedł za Czarnieckim Połubiński z czterdziestu znakami wojska litewskiego, trzymając lewe skrzydło, gdy tymczasem inni wodzowie nasi, którzy zostali z Mikiezym urażeni, iż Czarniecki nie cierpiał zwłoki, wysłali do niego zapytując się dla czegoby nie czekał rozkazów wyższej komendy? Mam zwyczaj (odpowiedział Czarniecki) starać się zawsze o to, abym nie był pośledni między tymi, którzy chcą się bić z nieprzyjacielem. To wyrzekłszy wsiadł na konia, i zapalony gniewem poszedł przeciw nieprzyjacielowi, a podstąpiwszy pod obóz Kiminiego mającego cztery tysiące ludzi, chciał już był rozpocząć bitwę. Ale ten mając rozkaz od książęcia swego, aby się starał o pokój, przystąpił d Czarnieckiego, i prosić go zaczął, ażeby wstrzymał wojsko, przyrzekając imieniem pana swego, iż na wszystko przystanie, czego tylko od niego domagać się będzie. Zezwolił na tę prośbę Czarniecki; nie ufając jednak nieprzyjacielowi, który szukał tylko zwłoki, wysłał Stępkowskiego pułkownika zasłużonego w wojsku, i zaufanego sobie, aby zwiedził obóz nieprzyjacielski, jeżeli Siedmiogrodzanie nie myślą o przeprawie na drugą stronę Bugu, i pozwolił dwie godziny czasu do ułożenia pokoju.
Gdy się to dzieje, hetmani naradziwszy się z sobą, posłali rozkaz Czarnieckiemu, aby bez ich woli nie rozpoczynał bitwy z Kiminim. Przykro było Czarnieckiemu patrzyć na to, iż kto inny przywłaszcza sobie sławę pokonania nieprzyjaciela, co było jego właściwem dziełem. Chytrość Siedmiogrodzianów, i umysł niestały Rakocego czyniły go niespokojnym. Oświadczywszy się jednak w obecności całego wojska, iż nie jego wina w tem będzie, jeżeli ujdzie z rąk nieprzyjaciel, którego ściganie tak wiele kosztowało pracy, z stratą w koniach i szkodą nienadgrodzoną nigdy dla rzeczypospolitej[39], dał z siebie przykład podległości wojskowej, czyniąc zadosyć rozkazom hetmanów, do których gdy powrócił, i zastał między niemi sprzeczkę względem ułożenia punktów, któreby podać mieli Rakocemu do podpisania, sam je ułożył w następujący sposób[40]:
„Aby Rakocy wysłał posłów do króla i rzeczypospolitej, z przeproszeniem za lekkomyślne wkroczenie z wojskiem. Aby wyliczył milion wojsku polskiemu, a dwakroć sto tysięcy wodzom. Aby łupy zabrane wszelkiego rodzaju powrócił. Aby odstąpił przymierza z nieprzyjaciołmi rzeczypospolitej. Nakoniec aby Brzeście litewskie i Kraków, w których zostawały jeszcze straże jego, powrócił“. Te punkta dnia dwudziestego trzeciego lipca 1657, w obozie pod Międzyborzem podpisał Rakocy, wyznając iż łagodności narodu polskiego winien był zachowanie swoje i wojska. Sposób bowiem, którego użył Czarniecki, tak był skuteczny do przerażenia bojaźnią Siedmiogrodzanów, iż mieli się za zgubionych. Rozsiewał on wieść wszędzie ścigając Rakocego, iż szły w pogoń za nim wielkie posiłki przysłane od Leopolda, które król z sobą prowadził. Toż nawet i wojsku swemu dał do wierzenia, ażeby lepiej oszukał nieprzyjaciela, zkąd poszło, iż wieść ta rozszedłszy się po obozie naszym, doszła do Rakocego od złapanych kilku Polaków, którzy opowiadając rzecz jak pospolicie wierzono, w tak wielką bojaźń wprawili wojsko nieprzyjacielskie, iż Rakocy uciążliwy dla siebie pokój poczytał za dobrodziejstwo. To pewna, iż gdyby się był stawił mężnie nie strwożony tą wieścią, nie tak okropny koniec widział by był swojej wyprawy, miał bowiem trzydzieści tysięcy wojska wybornego, dwadzieścia siedm harmat, i dzielne konie pod kawaleryą; gdy przeciwnie z naszej strony nie więcej liczono nad dziesięć tysięcy jazdy, której konie zmęczone były ustawiczną pracą, a oprócz niedostatku piechoty i harmat, braknęło oraz naszym na prochu i innych opatrzeniach wojennych. Do tych okoliczności, które sprzyjały Rakocemu, a z których korzystać nie umiał, przydać i to należy, iż Ludwika królowa ułożywszy sobie wydać siostrzenicę swoję z domu Palatynów za syna Rakocego, wstawiała się za nim do hetmanów, prosząc ich przez listy, aby łagodnie traktowali z nim o pokoju. I to podobno było przyczyną oporu ich i zwłoki, mimo zdrowej rady i nalegania Czarnieckiego, który obawiając się aby nieprzyjaciel nie uszedł bezkarnie, chciał jak najprędzej z trwogi jego korzystać.
Jeszcze hetmani kończyli ugodę z Rakocym, gdy wielki rozruch wszczął się w obozie między naszymi, którzy z tem się dali słyszeć, iż nie pragną złota nieprzyjacielskiego, ale chcą się pomścić krzywdy ziomków i krwie niewinnej. Wolemy bić się (mówili) aniżeli za ugodzoną cenę przedawać krew braci naszych. Ta nienawiść ku Rakocemu nie tylko w wojsku naszem, ale nawet i w Czarnieckim tak wielka była, iż po podpisanych punktach i ogłoszonym pokoju, gdy hetmani odwiedzali Rakocego w obozie, nie dał się Czarniecki nakłonić na to, aby się z nim widział przydając te słowa: „iż żadnym sposobem przenieść tego na sobie nie może, aby patrzał spokojną twarzą na zniszczyciela tylu kościołów i kłaniał się zbójcy zbroczonemu krwią ziomków“[41].
Po podpisaniu punktów pokoju, podchlebiał sobie Rakocy, iż spokojnie powróci do kraju; ale ósmego dnia potem będąc już blizko granicy napadł na Tatarów, którzy nie uważając na traktat uczyniony pod Międzyborzem, i mimo wstawienia się za nim wodzów naszych, w koło go otoczywszy, w czasie dwóch godzin całe wojsko jego tak srodze wycięli, iż z trzydziestu tysięcy ludzi ledwie w sześćset koni uszedł, przestrzeżony dniem pierwej o Tatarach od Lubomirskiego, i wsparty konwojem danym mu od Sapiehy. Tym sposobem utracił Rakocy cały swój obóz, sprzęty, wojsko i wodzów, którzy się dostali w niewolą, a w krótkim czasie wyzuty był nawet i z państwa, które mu odebrał Turek za to, iż wszczął wojnę bez wiedzy jego, zrywając traktaty między portą i rzecząpospolitą naszą.
Pod ten sam czas, dnia siódmego sierpnia roku 1657, Czarniecki wojewoda ruski będący blizko Lwowa, uczynił wjazd wspaniały na województwo ruskie, gdzie przyjęty z okrzykami od całego miasta, i powitany imieniem kapituły lwowskiej od Wojciecha Piegłowskiego, odebrał pochwały chwalebnych czynów i męstwa[42] Tam przez trzy dni bawiąc doszedł go list od króla z oświadczeniem łaskawych względów, i wzywaniem pod Kraków, który Hatsfeld generał austryacki obległ, przymuszając Wirtza komendanta szwedzkiego aby się poddał. Ten bowiem oszukawszy Betlema, którego Rakocy zostawił z strażą swoją, poddać niechciał miasta, chociaż straż Rakocego dnia ośmnastego sierpnia opuściła Kraków. Po kilkokrotnym ataku, wyznaczeni nakoniec od króla komisarze: Morsztyn, Miaskowski, i Denhof uczynili ugodę z Wirtzem, za którą oddał miasto trzydziestego sierpnia, a czwartego września 1657, król przybył do stolicy powitany od swoich z wielkiemi okrzykami, gdzie zabawiwszy przez dni cztery, ruszył z wojskiem do Warszawy, mając ztamtąd udać się do Prus dla odebrania Szwedom Torunia, zwłaszcza gdy elektor brandeburski zdawał się nakłaniać do pokoju z nami.
Zewsząd dobre wieści dochodziły Jana Kazimierza. Poznań wybił się z jarzma szwedzkiego, za sprzyjaniem Fryderyka Wilhelma, który obawiając się aby austryacy nie weszli do Wielkopolski, a ztamtąd do kraju jego, umyślił zobowiązać sobie Wielkopolanów, poddając im stolicę. Wysłani do Danii Tobiasz Morsztyn stolnik sandomirski, i Jan Gniński starosta gnieźnieński, uczynili przymierze z Fryderykiem III królem duńskim. Elektor brandeburski częścią zastraszony groźbami barona de Lisola posła cesarskiego, obiecującego iż austryackie wojsko wkroczy w krótkim czasie do państw elektorskich, częścią od Gąsiewskiego, który z dwunastu tysiącami Litwy gotował się wnijść do Prus, naznaczywszy na dzień trzydziesty października umowę z królem w Bydgoszczy miasteczku bliskiem Torunia, odstąpił przymierza z Szwedem, i zawarł je na nowo z nami.
Po uczynionem przymierzu z elektorem, postanowił król zabawić się przez zimę w Poznaniu, częścią aby był w bliskości Berlina dla naradzania się z elektorem o dalszej wojnie, częścią iż myślał uczynić wyprawę do Pomeranii dogadzając żądaniom króla duńskiego, który się uskarżał, iż Jan Kazimierz obowiązawszy się przymierzem iż doda posiłków, lub ścigać będzie Szwedów w ich kraju, nic dotąd nie przedsięwziął. Wysłał był król Czarnieckiego i Opalińskiego z czterema tysiącami ludzi, jeszcze przed przymierzem uczynionem w Bydgoszczy, aby wkroczyli do Pomerani, i oddali wet za wet Szwedom. Ale cóż znacznego uczynić mogło tak szczupłe wojsko wpośród nieprzyjacielskiego kraju, nie mając ani sił aby się rozpostrzeć, ani nadziei posiłków, aby osadzać strażą miasta które otwierały bramy. Obwinia jednak Czarnieckiego Rudawski, iż nic dobrego naówczas nie uczynił w Pomeranii, którą znalazł ogołoconą z wojska i ludzi[43]. Ale cóż więcej mógł uczynić z tak szczupłą garstką ludzi jak miał z sobą Czarniecki? Rzuciwszy postrach na nieprzyjaciela po całej Pomeranii, zatrwożywszy Stetin stolicę, i pod murami jej poraziwszy Szwedów z majorem Lichsteinem, który poległ w bitwie, zabrawszy z arsenału Passewolil chorągwie szwedzkie, broń, i tyle sprzętów wojennych, ile na uzbrojenie trzech tysięcy ludzi wystarczyć mogło[44]. Nakoniec dawnym sposobem wojowania splondrowawszy prawie kraj cały, chociaż i w tem nawet dawał dowody ludzkości, karząc śmiercią tych którzy podpalali miasta[45] Następującego miesiąca, to jest dnia dwunastego listopada powrócił do kraju, aby zdobytym łupem na nieprzyjacielu pobudził innych do podobnej wyprawy.
Jan Kazimierz przepędziwszy zimę w Poznaniu, zwołał stany do Warszawy na dzień jedenasty miesiąca lutego 1658, dla naradzenia się, jakimby sposobem albo zakończyć wojnę, albo przynajmniej ulżyć ciężaru pod którym jęczał naród. Skargi Wielkopolanów na posiłkowe wojsko austryackie, które uciemiężało obywatelów, nic pomyślnego dotąd nie uczyniwszy dla nas, były do tego najpierwszym powodem. Do tych zażaleń pobudzała duchowieństwo i obywatelów wielkopolskich, Ludwika królowa nieprzyjazna domowi austyackiemu, a sprzyjająca Francuzom, i tyle nakoniec dokazała, iż medyacya dworu francuzkiego przyjęta była, mimo sporu który się dał widzieć w senacie. Po odprawionym sejmie, król, częścią iż powietrze szerzyło się w Warszawie, częścią aby pociągnął za sobą wojsko i wypędził do reszty Szwedów, którzy przeniósłszy wojnę do Danii, w samych tylko Prusach mieli jeszcze zabytki swych zwycięstw, wyjechał do Łowicza, gdzie odebrał poselstwo od cara moskiewskiego Michała Alexiewicza z domaganiem się korony polskiej, której tytuł już był sobie przywłaszczył, i groził nam wkroczeniem wojska, jeżeliby go naród nie uznał za króla swego. Strwożyła się rzeczpospolita tak nagłą i zuchwałą odezwą cara, zwłaszcza będąc w tym stanie, iż nie miała tyle sił nawet, aby się oswobodzić mogła od pozostałych Szwedów, a tem bardziej, aby się oprzeć tak potężnemu nieprzyjacielowi. Przeto łagodząc zuchwałość, a bardziej szukając zwłoki, naznaczył król sejm na dzień dziesiąty lipca, na którym albo car byłby uznany za następcę po Janie Kazimierzu, albo przy szczęśliwej odmianie rzeczy, poskromiony w zuchwałych zapędach. Na tym sejmie dla powietrza które się szerzyło, odwleczone pretensye cara do dalszego czasu. Wyznaczeni jednak byli komisarze do Wilna, dla wysłuchania pretensyj moskiewskich, a na potrzeby wojenne uchwalone podatki z akcyzy, czopowego, komor nowych, z podwojonej kwarty, kupna urzędów, i szlachectwa, co wszystko powiększyło nieco skarb będący w wielkim niedostatku.
Tym czasem Fryderyk III król duński uciśniony zewsząd wojskiem szwedzkiem, utraciwszy wiele kraju i znaczniejsze miasta, za pośrednictwem Hugona de Therlons ministra francuzkiego, uczynił pokój w Ratschild dwudziestego szóstego lutego 1658 roku z Karolem szwedzkim, ustępując mu polowy cła w królestwie swojem, tak z lądu jako i z morza, tudzież odstępując znacznych krajów, i flotę o dziesięciu okrętach obowiązując się utrzymywać na potrzeby szwedzkie, wszelkie oprócz tego szkody nadgrodzić księciu holsztyńskiemu, i łączyć się zawsze z Szwecyą przeciw jej nieprzyjaciołom. Tak uciążliwy pokój do czasu tylko zawiesił nieprzyjaźń; pierwszy jednak Karol uniesiony szczęściem, ogłosiwszy iż Fryderyk nie dotrzymuje punktów podpisanych od siebie, dnia dwudziestego sierpnia wkroczył z wojskiem do Danii, i podstąpił pod Kopenhagę trzymając w ścisłem oblężeniu stolicę, i zamkniętego w niej króla. W takim stanie zostającemu Fryderykowi Jan Kazimierz gotując posiłki, otrzymał zezwolenie od Leopolda, aby mógł użyć wojska posiłkowego będącego w Polsce, na obronę króla duńskiego. Przeto dziesięć tysięcy wojska austryackiego pod komendą hrabiego Montecuculli wysłano do Holsacyi, do których przydał elektor swoich dziewięć tysięcy, a Jan Kazimierz sześć tysięcy jazdy pod wodzem Stefanem Czarnieckim wojewodą ruskim, i Opalińskim wojewodą podlaskim. Jazda polska składała się z wielu znacznych osób stanu rycerskiego, którym obywatelstwo i sława narodu była powodem do tej wyprawy; między innymi Adam Działyński starosta bratyański, Franciszek Czarnkowski osiecki, Kazimierz Piaseczyński ostrołęcki, Michał Wojniłowicz krośniński, starostowie; tudzież Pągowski, Polanowski, Borzęcki, i inni rotmistrze doświadczonego męstwa i cnoty. Pułk królewski złożony z dwóch znaków: pancernego i husarskiego, mając lud dobrany i dobrze opatrzony, pod wodzem sławnym tylą zwycięstwami Stefanem Czarnieckim, był najznakomitszą ozdobą.
Związkowe wojsko podzielone na trzy części, wykroczywszy do księstwa ślezwickiego, złączyło się pod Haterschleben czternastego listopada 1658, pod najwyższym rządem książęcia Wilhelma elektora brandeburskiego; zkąd do wyspy Alsen którą z miastem znaczniejszem Sondeburgiem trzymał w swojej mocy Aschemberg pułkownik szwedzki, przeprawić się było najpierwszą potrzebą, aby ztamtąd wysieść na brzegi Fionii, i z tyłu napadając na Szwedów, odciągnąć ich od dobywania Kopenhagi. Fryderyk dla przeprawy wojska tego wysłał był kilka okrętów wojennych, lecz gdy te nie przyszły na czas, elektor zebrawszy co mógł naprędce statków częścią kupieckich, częścią służących do przeprawy, część wojska swego z hrabią Sroszczy, i Golczem generałem puścił na morze; ale Szwedzi mając na brzegu osadzone harmaty, bronili im przystępu i mocno razili chcących wszelkiemi sposobami dostać się na wyspę. Elektor patrząc na swoich mężnie ucierających się, z brzegu kanału morskiego, który wyspę Alsen oddziela od Slezwika, i słysząc narzekania wojska naszego, iż dla niedostatku okrętów przez opieszałość Duńczyków nie mogło iść na pomoc. „Patrzcie (rzecze do stojących około siebie) jak mężnie potykają się nasi aby wysiedli na brzeg którego broni nieprzyjaciel, sposobu nam tylko brakuje nie serca, abyśmy dali pomoc naszym, i odepchnęli z hańbą nieprzyjaciela“. Czarniecki częścią że te słowa brał za doświadczanie męstwa swego, częścią że ten widok zapalał go do bitwy, pobiegł natychmiast do swoich, i w tym zapale, którym się unosić zwykło serce bohaterskie, „za mną (rzecze) Polacy! za mną! Nigdzie lepiej męstwa naszego okazać nie możemy. Nie traćmy czasu i pory która się zdarza. Pokazawszy w ojczyznie, iż odwaga nie potrzebuje mostu do przeprawy, pokażmy teraz w Holsacyi, iż mężne serce nie lęka się niebezpieczeństwa wód morskich“[46]. To gdy mówi, dwanaście pułków nie uważając na szerokość morskiego kanału, rozciągającego się przeszło na dwadzieścia sześć stajań, czekały tylko rozkazu aby się rzuciły w morze, i poszły wpław przeciw nieprzyjacielowi. Czarniecki prowadząc je za sobą, i mając już pozwolić odwadze swojej, postrzegł kilka łodzi i statków większych przy brzegu, a sposobem wielkich ludzi umiejąc korzystać z najmniejszej okoliczności, wynajduje dziwny sposób przeprawy. Kazał rozsiodłać konie i wnijść ludziom do łodzi, z których każdy mając na sobie siodło trzymał przy łodzi konia na cuglach, a tym sposobem przebył szczęśliwie i z podziwieniem wszystkich kanał. Za przykładem Czarnieckiego, poszedł z wojskiem swoim elektor, i podobnym sposobem przeprawił się na drugą stronę, chociaż Niemcy strwożeni niebezpieczeństwem złorzeczyli wodzowi naszemu mając się za zgubionych, i nigdyby byli nie mieli tyle odwagi, gdyby przykład książęcia elektora nie pociągnął ich był do podobnego uczynku[47].
Szwedzi postrzegłszy iż związkowe wojsko puściło się na morze, odstąpili od brzegu. Aschemberg udał się do Sondeburga, a Kmuth do Nortburga znaczniejszych miast wyspy Alsen, szukając w murach bezpieczeństwa dla siebie. Za nimi Czarniecki przypłynąwszy szczęśliwie do brzegu, jak tylko osiodłane były konie, poszedł w pogoń nie mając więcej jak czterdziestu z sobą. Elektor przeprawiwszy się na wyspę i widząc niebezpieczeństwo na które się wystawiał Czarniecki z tak małą garstką ludzi, wysłał za nim aby go odwiódł od przedsięwzięcia. Ale ten chcąc korzystać z trwogi nieprzyjaciela, i uniesiony żywością, dopędził uchodzących Szwedów, i rzuciwszy się tam gdzie była największa siła, zabił własną ręką kapitana, trzech innych dostał w niewolą, i byłby odniósł zupełne zwycięstwo, gdyby noc która wkrótce zapadła, nie posłużyła do ucieczki nieprzyjacielowi[48].
Nazajutrz związkowe wojsko podstąpiło pod Sondeburg, a dobywszy go we trzy dni, udało się do Nortburga, i dnia dwudziestego pierwszego listopada, w przeciągu dni ośmiu nietylko to miasto, ale całą nawet wyspę opanowało, wypędziwszy z niej Szwedów. Ile zaś męstwem swojem dopomógł Czarniecki, pokazuje się z listu, który odebrał od króla duńskiego po przeprawie swojej przez ciaśninę morską i odebranej wyspie Alsen. List ten wypisać tu w ojczystym języku sądzimy za rzecz przyzwoitą, jako dowód męstwa i szacunku, który imieniowi swemu zjednał Czarniecki u postronnego narodu.
Fryderyk III, z bożej łaski Danii, Norwegii, Wandalów i Gotów król, Książę slezwicki, Stormaryi, i Dytmaryi, hrabia na Oldenburgu etc.
„Oświadczając łaskawością naszą i osobliwsze względy ukochanemu nam i wielce miłemu jaśnie w. wmość panu, zapewnić go chcemy, jak z wielkim szacunkiem osoby jego doniesiono nam, iż jaśnie w. wmość pan w różnych potyczkach, a niedawno w odzyskaniu wyspy Alsen, i dobyciu miast w niej będących, osobliwie zaś w spotkaniu się z nieprzyjacielem trzy razy liczniejszym od wojska swego, pierwszy na czele swoich bijąc się mężnie, dałeś dowód prawdziwie bohaterskiej swej cnoty, przez klęskę uczynioną w nieprzyjacielskiem wojsku, z niewypowiedzianem zadziwieniem wszystkich. A jako zawsze winszowaliśmy sobie, dostając wodza sławnego tylą chwalebnemi czynami, i przyjaźni braterskiej najjaśniejszego króla polskiego ztąd mamy dowód, iż jaśnie w.wmość pana na pomoc naszą wyznaczył, — tak łaskawości naszej królewskiej, którą zjednałeś sobie chwalebnemi czynami, dać dowód chcieliśmy, życząc z serca, aby sława imienia jaśnie w. wmość pana przez pomyślne zawsze powodzenia, nietylko znana ojczyznie, ale i krajowi naszemu, codzień się bardziej szerzyła. Bądź zaś jaśnie w. wmość pan przekonany o tem, iż wszelkich przysług dla nas, których odbieramy dowody, wdzięczną pamięć nazawsze zachowywać będziemy. — Działo się w zamku naszym królewskim Kopenhagi dwudziestego czwartego grudnia 1658“.
Podpis listu był w następujące słowa: „Jaśnie wielmożnemu i wielce nam ukochanemu panu, panu Stefanowi na Czarncy Czarnieckiemu wojewodzie ruskiemu, wojsk króla polskiego generałowi, etc. etc“.
Nadchodząca zima zatrzymała dalsze czynności wojska związkowego; z tem wszystkiem, mimo wielkich mrozów, Czarniecki częścią że sam i lud był przyuczony do ustawicznej pracy, częścią obawiając się, aby rozesławszy wojsko na stanowiska zimowe, nie poniósł jakiej klęski od Szwedów, umyślił dobywać Goldyngi w dyecezyi Rypen miasta obronnego, które w mocy swej trzymali Szwedzi. Im więcej widział trudności w uskutecznieniu swego zamysłu dla przyległego zamku Ornburga obronnego naturą i sztuką, tem większej chwały spodziewając się, niechciał aby kto inny był jej uczestnikiem. Dla tej przyczyny mając ofiarowanych sobie od elektora kilka chorągwi pieszych, podziękował mu za nie, prosząc tylko o cztery harmaty do tłuczenia murów. Uroczystość Bożego Narodzenia wstrzymywała naszych w rozpoczętej robocie; a gdy według zwyczaju przodków dzień ten z nabożeństwem obchodzą Polacy, Szwedzi z nienacka napadłszy, byliby znacznie porazili naszych, gdyby Czarniecki przytomny zawsze sobie w największych niebezpieczeństwach, nie wstrzymał mężnie i nie dał był odporu nieprzyjacielowi; dodawszy bowiem serca swoim, puścił się w pogoń za uchodzącymi, i przez dwie mile rażąc ich, wpadł nakoniec za uciekającymi do Goldyngi. Przelęknieni tem widowiskiem patrzający z murów pozostali Szwedzi, odstąpili od obrony miasta, uciekając do zamku; ale gdy każdy ciśnie się do fortecy, i dla wielości osób, nie może żołnierz wolno robić bronią, a Czarniecki na prędkości zakładając pomyślny skutek, odważnie naciera, — wojsko nasze wpadło nakoniec do zamku, i nad spodziewanie swoje zostało panem miasta i twierdzy[49]. Jednakże to pomyślne zwycięstwo przypadek uczynił pamiętnem żałosną klęską. Gdy bowiem nasi dzielą między siebie zdobycz i prochy, jeden knot mając zapalony, zapuścił przez nieostrożność ogień, i był przyczyną sobie i przeszło trzydziestu towarzyszom okropnej śmierci, którą ztąd ponieśli.
Przy końcu roku gdy coraz większe mrozy dokuczać zaczęły, związkowe wojsko udało się na stanowiska zimowe. Cesarscy stanęli około Flensburga, elektorscy w dyecezyi Rypen, a nasi podzieleni na dwie komendy pod Stefanem Czarnieckim i Piotrem Opalińskim, obrali miejsce około Harthausen, i Horsen, przy morzu nazwanem ciaśnina fiońska. Naówczas król Szwedzki korzystając z sposobności która mu się podała, iż dla niezwyczajnych mrozów mógł przez lód po wszystkich rzekach a nawet i kanałach morskich przeprawić się z wojskiem, podstąpił pod Kopenhagę i zaczął jej dobywać wszystkiemi siłami. To przedsięwzięcie Szwedów sprowadziło wojsko związkowe z stanowisk zimowych, i było przyczyną, iż się zgromadziło pod Goldyngę, ponieważ Wrangel admirał szwedzki przebywszy przez ciaśninę Mülderfard z Fionii do dyecezyi Rypen, około Friderichsburga wojska swoje wysadził, i w krótkim czasie opanował to miasto; przeciwko niemu związkowe wojsko udało się, aby go spędzić z miejsca, które nieprzyjaciel posiadając był panem obydwóch brzegów, i przeszkadzał dosyłaniu przez morze żywności i wojska. Starał się po kilka razy elektor ustawiwszy swoich do boju, wyprowadzić z miejsca nieprzyjaciela, ale Szwed otoczony wałami które porobił, nigdy z wojskiem całem nie wyszedł, i chroniąc się bitwy, czasem tylko wysyłał podjazdy, które z równą zawsze szkodą lub korzyścią powracały nazad. Widząc nakoniec elektor, iż niemógł wyciągnąć z okopów nieprzyjaciela, postanowił wszystkiemi siłami uderzyć na Szwedów; ale ci dając mocny odpór robili częste wycieczki z wielką stratą naszych, ponieważ Stefan Czarniecki starosta kaniowski, synowiec wojewody ruskiego, kulą raniony w ramię, wprzód jeszcze niż wiek uczynił go zdatnym do noszenia broni, bardziej sercem niż siłą żołnierz, wylał krew za ojczyznę. Nie mogąc jednak dłużej wytrzymać nacierania naszych, przymuszony był Wrangel ustąpić z miejsca, i zabrawszy się w nocy na okręty które miał w porcie, kazał zapalić miasto, sam zaś udał się do Fionii, oszukawszy związkowe wojsko, które tak długo i nadaremnie pracowało około dobywania Friderichsburga.
Karol także przez kilka dni wszystkiemi siłami dobywając Kopenhagi, dziewiętnastego lutego 1659, rozkazał w nocy najmocniej nacierać na miasto, ale odpędzony mężnym odporem generałów duńskich Ebrensteina i Schacka, odstąpił od murów z wielką stratą swoich, i najprzód udał się do Kroneburga, zkąd jak się pokazuje z listu, który pisał do książęcia Adolfa brata swego, zamyślał powrócić do Prus, ażeby tam albo odzyskał co utracił, albo reszty postradał. Tym końcem zostawiwszy admirała swego Wrangela z flotą w Fionii, dla dania odporu związkowemu wojsku i zabronienia przeprawy z Holsacyi, ściągnął z różnych miast straże, ustanowił nowe regimenta, i wysłał do Francyi i Anglii prosząc o posiłki; ale dwór francuzki oświadczył mu, iż żąda jak najprędszego pokoju, a Anglia roztargniona domowemi niesnaskami i niezgodą obywatelów, jednych utrzymujących Kromwela pod imieniem protektora, drugich chcących przywrócić na tron wypędzonego dziedzica korony, nie była w stanie przystawienia mu posiłków. Z nadzieją więc pomocy wspierającej wyniosłość Karola, zniknęły zamysły jego, i duma z którą się często dawał słyszeć, iż przepisze prawa całej Europie; z tem wszystkiem opanowawszy znaczniejsze miasta nadmorskie w Danii, zabrawszy cokolwiek było okrętów w portach, i broniąc przeprawy związkowemu wojsku, w tym stanie utrzymywał Fryderyka, iż raczej o własnem bezpieczeństwie myśleć musiał, aniżeli o obronie królestwa. Zamknięty bowiem w stolicy nie mógł ani sam stawić się nieprzyjacielowi, ani przystawić okrętów, na które wojsko związkowe oczekiwało.
W takiej nieczynności zostając nasi, ostatnią nadzieję pokładali w Holendrach, od których spodziewał się elektor okrętów; tymczasem kazał elektor pozabierać jakie tylko być mogły statki zamrożone przy brzegach i opuszczone od Szwedów, które jak najusilniej starał się ażeby zdatnemi uczynił do przeprawy wojska. Na te żołnierz częstokroć dla rozrywki wsiadając, krążył około brzegów, a czasem dalej się posuwając, przynosił wiadomość o nieprzyjacielu stojącym na drugim brzegu kanału morskiego. Sam nawet Czarniecki będąc na ów czas nieczynnym dla niedostatku okrętów w którychby się przeprawił, wsiadł był na jeden z tych statków, z tą szczególnie myślą, aby zadosyć uczynił ciekawości swojej, przed doświadczenie jakiejkolwiek żeglugi po morzu. Do tej rozrywki przybrał był sobie Michała Kozubskiego starostę lityńskiego, i kilku innych z którymi żył poufalej, mając zamiast majtków czterdziestu ludzi z pułku Kobyłeckiego, którzy służyli na wojnie morskiej z Turkami, i byli cośkolwiek wiadomszymi żeglugi. Najprzód blisko brzegów krążąc, gdy potem dalej się odsunął, a wiatr z tyłu coraz bardziej zaczął popychać statek, postrzegł jeden z majtków z wierzchołka masztu nieprzyjacielską flotę, i strwożył wszystkich niebezpieczeństwem. Ta trwoga nie była próżna, ponieważ pięć okrętów wojennych na których byli Szwedzi, krążyły po ciaśninie morskiej dla szpiegowania Duńczyków, łapiąc ich okręty z żywnością, lub te któreby przysłano dla przeprawy związkowego wojska. Niebezpieczeństwo na które się podał Czarniecki było tem większe, im mniej zostawało nadziei, aby nasi cofnąć się mogli nazad przeciw wiatrowi. Wszyscy już mieli się za zgubionych, gdy Czarniecki wystawiając im hańbę i równe niebezpieczeństwo gdyby się poddać mieli, dodawał serca, i przekładał potrzebę odwagi, a mową swoją i przykładem tyle dokazał, iż każdy patrząc na wodza niezmięszanego tym przypadkiem, gotował się bronić, stając mężnie przy burtach okrętu. Czarniecki stanąwszy na przodzie, rozkazał styrnikowi, aby popędzał okręt na te dwa nieprzyjacielskie które wyprzedziły inne; czem Szwedzi zdziwieni, i rozumiejąc iż jest jakaś zdrada, zaczęli wolnieć w żegludze, pókiby inne trzy okręty nie nadciągnęły. Otoczony od pięciu okrętów nieprzyjacielskich Czarniecki, pokazywał śmiałem stawieniem się Szwedom, iż coś osobliwszego oznaczał ten statek w którym się najdował. Tego także zdania był i sam nieprzyjaciel, bo chociaż zewsząd dawać zaczął ognia, nie śmiał jednak nacierać, obawiając się floty związkowego wojska, która jak rozumiano, na zdradę ten okręt wysłała, aby potem znagła uderzyła na Szwedów. Gdy się to dzieje, powstał wiatr gwałtowny, i był przyczyną, iż nieprzyjaciel częścią chroniąc się nawalnicy, częścią aby uniknął zdrady, cofnął się ku swoim brzegom, odstępując naszych, którym elektor usłyszawszy huk harmat, wysłał już posiłki. Czarniecki opuszczony od nieprzyjaciela, powrócił szczęśliwie ze swymi, i wysiadając na brzeg przywitany był od elektora z zwykłą grzecznością, który przekładając mu niebezpieczeństwo na które się był podał, radził, aby miał większe staranie o życiu swojem, od którego tak wiele zależało pomyślności powszechnej[50].
Niedostatek okrętów trzymał zawsze związkowe wojsko w nieczynności. Przyszło wprawdzie siedm większych okrętów, na które z sześcią tylko tysiącami cesarskich zabrał się Montecuculli, ale dnia dziewiątego maja, raniony w potyczce z Wrangelem, powrócił nazad oczekując na więcej okrętów. Gdy się to dzieje w Danii, Polska uciśniona nowemi coraz nieszczęśliwościami, nie uwolniwszy się jeszcze od jednego nieprzyjaciela, widzi wkraczającą Moskwę. Alexy Michałowicz nie uczyniwszy w niczem zadosyć żądaniom rzeczypospolitej, która prosząc go o posiłki przeciwko Szwedom uczyniła mu nadzieję tronu, wziął obietnicę za powinność, i mocą się jej domagał. Podzieliwszy wojsko swoje na trzy części, wysłał je w granice polskie. Trubecki podstarzały w służbie i w wielu wyprawach szczęśliwy generał, mając z sobą trzydzieści tysięcy, wkroczył na Ukrainę. Tyleż Chowański i Dołhoruki wprowadzili do Litwy, a z trzecią częścią tyleż ludzi mający stanął Ramadanowski między Dnieprem i Berezyną, będąc na pogotowiu do dania posiłków obydwom.
W tak smutnym stanie rzeczypospolitej było wielu tego zdania, aby przez obranie cara, graniczące z sobą narody, których mowa nawet okazuje iż były kiedyś jednym narodem, złączyły się z sobą, a wielki książę moskiewski biorąc sobie tytuł wielkiego książęcia całej Sarmacyi, zjednoczył braci, których odmienny rząd oddzielił od siebie, i uzbroił aby się wspólnie gubili. Sam nawet król będący bez nadziei potomstwa, zdawał się niebyć dalekim od tego, gdy wysłał Ignacego Bąkowskiego podkomorzego chełmińskiego, któryby oznajmił Moskwie, iż wkrótce przybędą komisarze wysłani od rzeczypospolitej, którzy mają zlecenie, aby w jak najlepszy sposób uczynili zgodę z sąsiedzkim narodem. Ale nierostropność cara, i gwałtowny postępek Chowańskiego, były przyczyną, iż naród nasz oszukany od niego niedotrzymaniem wiary, powziął niechęć ku Moskalom, i zaczął myśleć o wojnie. Gąsiewski hetman polny litewski, mimo zapewnienia o bezpieczeństwie, aby przybył do Wilna, dokąd go po przyjacielsku zapraszał Chowański, wzięty w niewolą posłany był do Moskwy, a przez ten podstęp Wilno, Grodno, Troki, Mińsk, i inne znaczniejsze miasta dostały się nieprzyjacielowi.
Oprócz tej nieszczęśliwości dla kraju, wielu innemi uciśniona była Polska. Wojsko kwarciane mając żołd zaległy od lat sześciu, uczyniło związek w Lublinie, obrawszy herszta buntu Maryana Jaskólskiego. Wojna Szwedzka niszcząca kraj od lat pięciu, potrzebowała tem mocniejszego poparcia, im chwalebniej mogła być zakończona. Obywatele żalący się na ucisk nałożonych podatków, oskarżali zawiadujących skarbem, jakoby dobro publiczne pokrzywdzali złym szafunkiem dochodów. Te wszystkie okoliczności potrzebowały, aby się zgromadziły stany, i szukały środków zapobieżenia nieszczęśliwościom. Sejm na dzień siedmnasty marca 1659 naznaczony, przedłużyła potrzeba nad prawo do trzech miesięcy. Obrani komisarze do roztrząśnienia pretensyj z Szwecyą i Moskwą; a w przypadku dalszej wojny, wyznaczono Potockiego hetmana wielkiego koronnego, na Ukrainę przeciwko Trubeckiemu; Lubomirskiego hetmana polnego koronnego do Prus; Sapiehę wojewodę wileńskiego i hetmana wielkiego litewskiego do Litwy; na miejsce zaś Gąsiewskiego zostającego w niewoli, Stefan Czarniecki będący w Holsacyi odebrał rozkaz aby powrócił do kraju. Żeby zaś Kozacy nie łączyli się z nieprzyjacielem będącym na Ukrainie, potwierdzona była z nimi umowa hadziacka, przez którą przypuszczeni do równości i wszelkich dostojeństw, dnia trzydziestego czerwca ustawą sejmową i solennem przyrzeczeniem królewskiem uznani byli za naród wolny, i na kształt Litwy zjednoczony z koroną. Wychowski po śmierci Chmielnickiego przyszedłszy do najwyższej władzy w tym narodzie, był pierwszym do zakończenia rozruchów, w których od dawnego czasu zostawała Ukraina zbroczona krwią tylu niewinnych ofiar.
Po zakończonym sejmie, i uśmierzonym do czasu buncie wojska kwarcianego, Jan Kazimierz udał się do Poznania, wysławszy wprzód hetmanowi w różne strony, według uchwalenia które stanęło na sejmie. Pod ten czas Wychowski generał kozacki złączywszy się z Tatarami przyzwanymi na pomoc, tudzież z Jędrzejem Potockim i Stanisławem Jabłonowskim pod Konotopem miasteczkiem, dnia siedmnastego lipca napadłszy na Trubeckiego, wielką klęskę zadał Moskalom, siedm pułków położywszy na placu. Między znaczniejszymi którzy zginęli z strony nieprzyjaciół, byli generałowie: Pożarski, Radwański, Prokopowicz, Lepanów; tudzież książęta Bartolini dwaj bracia, i wielu innych. Z tem wszystkiem mimo tak znacznej straty Moskalów, żadnej korzyści kraj nasz nie odniósł z tego zwycięstwa. Tatarowie odwołani od Turków na wojnę siedmiogrodzką, zostawili Moskwę tem ogromniejszą, im mniej sił miała rzeczpospolita, aby się oprzeć mogła. Kozacy nawet zabiwszy Niemierzyca, który wyznaczony był od króla kanclerzem ruskim, i wypędziwszy Wychowskiego, zerwali związek uczyniony na sejmie, i przechodząc znowu na stronę Moskwy, stali się największymi nieprzyjaciołmi rzeczypospolitej.
Całą więc nadzieję ocalenia kraju i wstrzymania zapędów moskiewskich pokładając król w Czarnieckim, przyzwał go z Holsacyi, aby nim zasłonił ojczyznę, którą już raz zachował od Szwedów. Starał się elektor, i Fryderyk król duński wszelkiemi sposobami przytrzymać go dłużej w Holsacyi, ale na usilne nalegania Jana Kazimiera powrócił Czarniecki, zostawiwszy tysiąc ludzi pod komendą Kazimierza Piasoczyńskiego, którzy z elektorem i wojskiem cesarskiem udali się do Pomeranii szwedzkiej, aby rozdwoili siły króla szwedzkiego, i dali mu poznać w państwie jego, jak są okropne skutki wojny, którą on mięszał sąsiedzkie narody.
Czarniecki dwuletnią wyprawą zarobiwszy sobie na chwałę, ile tylko okoliczności pozwoliły mu być czynnym, miły wojsku dla poufałości, i wodzom dla odwagi serca, nie tylko imie swoje ale i naród nasz wsławił w dziejach królestwa duńskiego. Udarowany od króla łańcuchem złotym[51]. Gdy był proszony, aby pozwolił zostawić pamiątkę twarzy swojej w obrazie, długo się wzbraniał zwyczajną wielkim ludziom skromnością, aniby się dał był nakłonić na to, gdyby kilkokrotnym powtórzeniem próśb przychylnego sobie króla, nie był raczej zniewolony aniżeli uproszony[52]. Za powrotem swoim do kraju idąc z wojskiem przez Poznań, gdzie się znajdował naówczas Jan Kazimierz, powitał króla, i odebrał z ust jego pochwałę w wyrazach okazujących czułość monarchy, który wyznawał, iż jemu winien przywrócenie swoje na tron, a ojczyzna swą całość. Pułk jego przypuszczony do ucałowania ręki królewskiej, w odartym stroju, i zamiast ojczystego, okryty zdobytym na nieprzyjacielu, był podobny do owego niepokonanego pułku macedońskiego, który męstwem wodza swego i własną dzielnością, nie zewnętrzną ozdobą, różnił się od innych.
Pod ten sam czas król, któremu statecznie dotąd sprzyjało szczęście, doznawać zaczął przeciwnego losu. W Prusiech bowiem Lubomirski hetman polny koronny wsławił się znacznie zwycięstwami swemi. Grudziądz odzyskany z wielką stratą Szwedów, Malborg oblężony, i Haupt twierdza gdańska odebrana nieprzyjacielowi. W Kurlandyi Hilary Połubiński pisarz polny dobył Mitawy, Nowenburga, Goldyngi, Windawy i innych miast znaczniejszych. Osobliwie jednak wzięcie Mitawy takim żalem napełniło Karola, iż publicznem obwieszczeniem zakazał Millerowi, którego straży oddał był to miasto, aby się przed nim nigdy nie stawił. Widząc nakoniec król szwedzki, iż utracił w Polsce wszystkie znaczniejsze miasta, postanowił opuścić kraj nasz, i wszelkiemi siłami kusić się jeszcze o dobycie Kopenhagi. Ale przegrana potyczka dnia dwudziestego piątego listopada 1659, pod Nydburgiem, gdzie cztery tysiące Szwedów zostało na placu, była końcem dzieł wojennych i lekkomyślności króla szwedzkiego.
Przed odebraniem jeszcze wiadomości o tej klęsce Karola, Jan Kazimierz udał się był do Gdańska, myśląc o pokoju, o który Ludwika królowa starała się wszelkiemi sposobami u postronnych dworów. Tymczasem opatrzność chcąc ocalić Polskę, upokorzyła Szwedów, aby się nakłonili do zgody. Wysłani komisarze od Jana Kazimierza, dnia piętnastego grudnia do Frawenburga miasta pruskiego, oczekiwali na rozpoczęcie traktatu układając przedugodne punkta. Obrano na ten koniec klasztor oliwski za miejsce, gdzie kilkoletne nieszczęścia nasze zamienić się miały w pożądany pokój, i dzień piąty stycznia 1660 był wyznaczony do rozpoczęcia traktatów. A gdy punkta z obydwóch stron podane, zdawały się być trudne do ułatwienia, tak iż spór wielki nie obiecywał prędkiego końca, Karol Gustaw król szwedzki dnia dwudziestego trzeciego lutego 1660, Szkockholmie, gdzie zwołał był stany aby się naradził o dalszej wojnie, życia swego dokonał. Smierć tego monarchy uspokoiła spór zachodzący w przyspieszeniu pokoju, którego on sam będąc przyczyną, otrzymał napis na nadgrobku: Indomitus pro pace quievi. Jak tylko bowiem wieść się rozeszła po Europie o śmierci króla szwedzkiego, komisarze szwedzcy łatwiejszymi się pokazali do ugody; i za pośrednictwem króla francuskiego przyszedł wkrótce do skutku traktat oliwski, ogłoszony dnia trzeciego maja, który całą Europę, ale osobliwie kraj nasz uciśniony nieszczęśliwościami, napełnił wielką radością.








  1. Latina facundia paucis multa complexus peroravit. Rudawski na karcie 159.
  2. Ad nativam moris nostri illecebram versus, primores juxta et quae remanserat nobilitatem celebribus excepit epulis, sub dio tractans exquisitissimo ferculorum genere, ac omnigeni liquoris abudantia. Kochowski Climactere II. na karcie 24.
  3. Praemisso Carnieccio kijoviensi castellano polono Scipione, qui Majores Polonos aut ad saniorem revocaret mentem redire volentes, aut rebelles regi suo domaret ferro. Rudawski na karcie 165.
  4. Rudawski na karcie 165.
  5. Mox apud Inovlodzum quingentos plano campo nactus fuderat, primusque ostendit, esse Polonis ferrum et non impromptas in hostem manus. Kochowski Climactere II. na karcie 29.
  6. Rudawski na karcie 180.
  7. Tento sam jest Kochowski historyk owych czasów, którego używamy świadectwa. Tak on w tej okazyi mówi o sobie: Campi dux aliquantum ordine aciei retentato, subinde periculum vitae subiit a suis destitutus, et vix e manibus insequentium hostium subductus generoso accursu Stephani Bidziński... Etiam mea tunc militantis ope adjutus, quod conscientia veri fretus profiteor. Climactere II. na karcie 44.
  8. Rudawski na karcie 191.
  9. Celebre bellatoris Czarniecii nomen, et militantibus studiis traducta aetas haud quaquam facili negotio commissae urbis portas aperturum persuadebant. Kochowski Climactere II. na karcie 46.
  10. Unde major vulnere, et damnosior suborta fuit consternatio, plerisque letalem ictum vulgantibus, et velut amoto obice resistendi, quantum adversus pericula perseverantiae superesset, palam monstrantibus. Kochowski Climactere II. na karcie 46.
  11. Kochowski Climactere II. na karcie 46.
  12. Kochowski Climactere II na karcie 51.
  13. Victi eas subiere conditiones pacis, quae magis victores illos, quam victos declarabant. Rudawski na karcie 194.
  14. Kochowski Climactere II. na kar. 55.
  15. Sed haec solita mortalibus in periculis pavescere, cuncta offere ut evadant, demum qui discrimen depulerant, criminari. Kochowski Climactere II. na karcie 56.
  16. Duces militiae tribunosque veteres in excutiendum jugum stimulat, haud postremo castelano kijoviensi Czarnieccio, qui ubi patefacta opprimendi sui a Svecis molimina expendit, eo ardentius in partes legitimi regis convolavit. Kochowski Climactere II na karcie 94.
  17. Rudawski na karcie 229.
  18. Kochowski Climact. II. na karcie 109.
  19. Rudawski nie zgadza się z Kochowskim, twierdząc na karcie 231, iż czterdzieści sztuk harmat miał Karol pod Zamościem.
  20. Niektóre zabytki tego zwycięstwa są dotąd zachowane w skarbcu Białego-Stoku. Najprzód sztandar króla szwedzkiego srebrem haftowany na kroazie żółtawej, mający w środku gołębia z literami po bokach C. G. R. S. które z łacińskiego znaczą: Karol Gustaw Król Szwedzki. Powtóre szarfa takiegoż haftu i koloru, mająca na sobie literę S. gęsto wyszytą. Potrzecie dwa talerze srebrne płaskie z literami C. G. R. S. na których najmilej było jadać Czarnieckiemu. Innych zdobyczy jego wojennych częścią kościół ś. Jana w Warszawie, częścią wieś Czarnca zachowuje pamiątkę.
  21. Primusque Czarniecius illa die posse debellari docuit Svecos, quos in hanc diem invictos fama vulgaverat. Rudawski na karcie 232, Kochowski Clima. II. na karcie 114.
  22. Ac Primo Czarniecius apud Kozienice Mazoviae oppidum octo Svecorum equestria signa cum tribuno Torneskild mira celeritate fudit, ne nuntio cladis emisso. Kochowski Climactere II, na karcie 118.
  23. Kochowski Cimactere II. na karcie 119.
  24. Czarniecius, cui aeque victori ac succumbenti idem animi vigor, Zninum excurrens, sparsim locatas Svecorum copias subitaneis congressibus perturbabat. Kochowski Climactere I. na karcie 133.
  25. Indignari fortune caepit, ac tunc primum dolore, quod Czarniecium sibi infensissimum Cracovia aliquando dimisisset. Hinc saepius illa geminata verba sveci regis audiebant adstantes: Czarniecki! Czarniecki! paenitet me te aliquando dimisisse, quem nunc hostem atrocissimum experior supra caeteros. Rudawski na karcie 250.
  26. Tenże na karcie 251.
  27. Tum conversus ad levam partem quam tenebat Czarniecius, eandem resistere non valentem, pari celeritate aggressus retro sed non in fugam vertit. Rudawski na karcie 269.
  28. Czarniecii fretus felicitate, ac fortitudine. Tenże, na tejże karcie.
  29. Rudawski na karcie 270.
  30. Kochowski Climactere II. na karcie 164.
  31. Kochowski Climactere II. na karcie 187.
  32. Kochowski Climactere II. na karcie 189.
  33. Rudawski na karcie 279.
  34. Climactere II. na karcie 204.
  35. Rudawski na karcie 343. Ale Kochowski Climactere II. na karcie 222 twierdzi, iż przeszło tysiąc Siedmiogrodzanów legło naówczas na bojowisku.
  36. Rudawski na karcie 343.
  37. Rudawski na karcie 343.
  38. Rudawski na karcie tejże 343.
  39. Rudawski na karcie 344.
  40. Disputatum ibi fuit quaenam conditiones Rakocio proponendae essent. Has ipse cogitavit Czarniecius. Rudawski na karcie 344.
  41. Rudawski na karcie 347.
  42. Tu Heroum maxime is es, in quem jure cadere possit, quod olim conservatori patriae canebatur..... Tu primus adfuisti, primus restitisti, primus ostendisti, posse tumorem Sveticum sanguine restinui. Z opisania wjazdu na województwo ruskie Stefana Czarnieckiego, które znajduje się w bibliotece publicznej, wydane w roku 1657.
  43. Quidquid causae fuit, dolendum certe nihil tunc boni in Pomerania operatum Czarniecium, quam vacuam invenerat. Rudawski na karcie 373.
  44. Kochanowski Climactere II. na karcie 253.
  45. Qui Gartzium oppidum succenderant quatour protinus in furcam actis. Kochanowski Climactere II. na karcie 253.
  46. Kochowski Climactere II. na karcie 324.
  47. Kochowski Climactere II. na karcie 325.
  48. In conglobatos illatus praefectum turmae propria manu obtruncat, tribus aliis a commilitio captis, reliquis tutiorem per noctem fugam capessentibus. Kochowski Climactere II. na karcie 325.
  49. Kochowski Climactere II. na karcie 332.
  50. Kochowski Climactere II. na karcie 369.
  51. Ten łańcuch złoty o którym pisze Niesiecki, czyli dany był Czarnieckiemu aby go nosił zwyczajem Rzymian, czyli też był orderem słonia, który tenże król Fryderyk III wskrzesił, i chciał, aby go noszono na łańcuchu złotym, nigdzie dostatecznej wiadomości nie mogliśmy zasiągnąć.
  52. Kochowski Climactere II. na karcie 397.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Dymitr Krajewski.