Kobiety w życiu wielkich ludzi/Miłostki króla Kazimierza Wielkiego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Kobiety w życiu wielkich ludzi
Wydawca Bibljoteka Domu Polskiego
Data wyd. 1928
Druk Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


MIŁOSTKI KRÓLA
KAZIMIERZA WIELKIEGO
Miłość jest ślepa: kochankowie nigdy
Nie widzą szaleństw, jakie popełniają.

Opinja króla wielce łasego na wdzięki niewieście otacza Kazimierza Wielkiego od lat młodzieńczych i towarzyszy mu do grobowej deski, stawiając go narówni z innemi ukoronowanemi kobieciarzami naszemi: August II-gi i Stanisław Poniatowski. Rzecz inna, czy wielka wybujałość erotyczna jest znów tak wielkim grzechem? Wszak najwięksi mężowie historji również skandaliczną kroniką poszczycić się mogli i to o nazwiskach najprzedniejszych, że wymienię Cezara, Franciszka I, Henryka IV, Napoleona i cały szereg innych.
Genjalność powoduje promieniowanie temperamentu na wszystkie strony, w każdej dziedzinie mąż genjalny jest sobą, a więc jest nieprzeciętny. To samo dałoby się powiedzieć o niewiastach, bo najtęższe władczynie kobiety, bynajmniej surową moralnością się nie odznaczały.
Więc jeden z największych władców naszych ma renomę rozpustnika? Owszem, tak. Nie podoba się to wielu historykom, między innemi Szujskiemu, zmuszonemu, gdyby wbrew sercu, dać świadectwo prawdzie. Pozostali dziejopisarze też niechętnie to przyznają, a tylko stary plotkarz, kronikarz Długosz z lubością opisuje przygody królewskie, cytuje kronikę galantną kochliwego pana.
Był już Kazimierz Wielki żonaty, jako następca tronu z Anną Aldoną Gedyminówną, gdy wybuchnął pierwszy skandal. Stało się to, podczas pobytu na Węgrzech, w odwiedzinach u siostry swej Elżbiety i Karola Roberta, jej męża. Jak opowiada Długosz, rozgorzał wówczas dużym afektem do jednej z dam dworu, wielce przystojnej węgierki, panny Klary Zach, córki znakomitego rodu.
O tej miłości powiadomiona siostra, kochająca go więcej niż siostrzaną miłością „plus quam germano afectu“, postanowiła uczynić wszystko, by bratu dopomóc.
Udał więc Kazimierz chorego „valetudinorium“ i położył się do łóżka. Oczywiście Elżbieta nie omieszkała go odwiedzić, lecz przyszła nie sama a z nadobną Klarą. Wydaliła pilnujących go, pod pozorem udzielenia mu rzeczy sekretnych i wreszcie samą pannę z bratem zostawiła...
Co dalej było kronikarz milczy. Wprawdzie leczenie miłosne uchodziło wtedy za jeden z najbardziej wypróbowanych medykamentów. Wszak cytuje Paprocki, że podobny środek zalecony był dla rannego rekonwalescenta, Jędrzeja Lanckorońskiego przez balbierzy i doktorów i rozgrzeszony przez księdza: rozbił się jednak o niezwalczoną wierność małżeńską chorego, który wolał umrzeć niż ją złamać.
Może więc tylko piękna Klara zabawiła się „prioprio motu“ w lekarza a Kazimierz nie był na tyle, co pan Lanckoroński nieroztropny, by odrzucać nasunięty tak miły medykament.
Jak tam było i co tam było — trudno dociec. Że jednak doktorzy nie zawsze są ze swych pacjentów zadowoleni, poskarżyła się panna ojcu, mówiąc stylem dziejopisa „swą hańbę zwierzyła, żądając pomsty, że zaś Kazimierz już ujechał do Polski“, ojciec, Felicjan na pozostałych członkach rodziny postanowił szukać odwetu. Czytamy:
„Dnia 17 kwietnia 1330 r., napadł na króla Karola, chcąc go zabić oraz żonę imieniem Elżbietę, która była córką króla Władysława, zwanego Łokietek, i z synami. Uciąwszy prawą rękę królowej i samego króla ciężko zraniwszy w rękę, sam nędznie zabity na miejscu tem samem, zginął. Za tę zbrodnię syn jego i córka i cały ród prawie został wytępiony“.
Miłostka Kazimierza tragiczne więc miała zakończenie — współwinna siostra postradała rękę, jej mąż ledwie uszedł z życiem. Co zaś się tyczy przyczyny katastrofy, samej pięknej Klary, to jako świadomej zamachu ojcowskiego obcięto nos, wargi i palce obu rąk i napół żywą wodzono po kraju, by słuszność kaźni na sobie i ojcu wymierzonej głosiła.
Brr... niezbyt miła historja!
Lecz, na szczęście, następne miłostki królewskie mniej makabryczny nosić będą charakter.
Nadmieniłem na początku, że był Kazimierz żonaty z córką Gedymina. Małżeństwo to zawarte w 1325 r., trwało lat dziesięć do 1335 r., kiedy królowa na skutek nieszczęśliwego wypadku umarła. Jakże więc wybryk, który stał się głośnym po dworach całej Europy, przyjęła ona i jakiem było ich pożycie.
Długosz pisze: „Tautum rozrywkom, tańcom i wesołości oddaną była tak, że dokądkolwiek wierzchem, lub wozem się udawała, zawsze przed nią szli śpiewacy z harfami, bębnami, gęślami, nucili pieśni różne i różne melodje, ku zgorszeniu wielu osób. Dlatego też dość znamiennym i strasznym losem z tego świata zeszła, jednak tajemnie wielce zakonników i biednych wspierała“.
Długosz dodaje do tej wiadomości szczegół, że była Anna Aldona niewiastą uczciwą, mężowi i królowi uległa „morigera“, otaczanie się zaś śpiewakami i muzyką, przypisuje nałogom z dzieciństwa u barbarzyńskich rodziców nabranym. Kazimierz przez szpary patrzał na te zabawy żony, aniżeli się na nie zgadzał.
Był to stosunek raczej poprawny dwojga małżonków, w którym za grosz nie pozostało uczucia. Anna Aldona zapewne przechodziła do porządku nad „awanturkami miłosnemi“ męża, otaczanie zaś się artystyczną drużyną mogłoby w ostateczności uchodzić za osłodę konieczną w samotności małżeńskiej. Byłyby nawet niejakie dane sądzić, iż Kazimierz córkę Gedymina po swojemu kochał.
Po śmierci mianowicie Łokietka, chciał wraz z sobą koronować Gedyminównę. Na to matka Jadwiga oświadczyła, że to stać się nie może prawnie, z powodu, że ona, jako prawdziwa królowa koronowana żyje.
Dopiero później, ulegając prośbom syna, Jadwiga, która go bardzo czule „terrime“ kochała, usunęła się do Klarysek sądeckich i tam przywdziała habit.
Bliższych danych o pożyciu pary królewskiej brak. Domyślać się jednak można iż pod koniec nie był on stosunkiem dwojga gorąco rozmiłowanych kochanków.
Zmarła Anna Aldona dnia 28 czerwca 1335 roku. W tymże roku jeszcze, dnia 27 czerwca zmarł Henryk, książę bawarski, pozostawiwszy po sobie wdowę, księżnę Małgorzatę, osobę, jak fama głosiła wielkiej urody.
Nie musiała być żałość króla Kazimierza po Annie Aldonie wielka, bo znów w kronice czytamy:
„Król Krakowa, który wdowę (Małgorzatę) na niewidzianego, za życia męża pokochał, dla zobaczenia jej pojechał do Bawarji. Zastał Małgorzatę chorą. Wszedłszy do sypialni, ojciec jej król Jan czeski, wraz z Kazimierzem przybyły, upominał ją, by przybysza krakowskiego, miłującego go, uprzejmie powitała. Ta zacności kobieta, wielce się lękała krakowianina, jakoby poganina. Powitawszy go tedy, obróciła się twarzą do ściany i słówka więcej nie rzekłszy, wyzionęła ducha 1341 r. w lipcu“.
Pierwszorzędne zakończenie idylli w zwięzłym stylu kronikarskim: „powitawszy go tedy, obróciła się twarzą do ściany i słówka więcej nie rzekłszy, wyzionęła ducha”.
Naruszewicz, wiernie tekst powyższy zacytowawszy, tak tłumaczy uczucia Małgorzaty:
„Nie lubiła Małgorzata Kazimierza, choć go nie widziała. Pogłoski o jego życiu nie nader przykładnem odrażały jej serce, a uprzedzenia też niemieckie o Polakach, jakoby narodzie grubym i nieobyczajnym dwojaką ku małżonkowi sprawiały niechęć“.
Możliwem jest tedy w zupełności, że księżna bawarska, ujrzawszy srogiego Polaka, a będąc chorą na serce, ze strachu umarła, w obawie nowych ślubów, a nie chcąc się sprzeciwiać woli ojca.
Śmierć ta na Kazimierzu zrobiła wielkie wrażenie. Jak wiemy, Małgorzata umarła w lipcu 1341 r., a na św. Małgorzatę tegoż roku, t. j. w dzień imienin ukochanej, Kazimierz Wielki podpisuje układ z jej ojcem królem Janem czeskim i bratem Karolem, margrabią Morawji (późniejszym cesarzem Karolem IV), w którym oświadcza, że przyjmuje ich za ojca i brata i przyrzeka we wszystkiem ich uważać za ojca i brata rodzonego. I aczkolwiek, Małgorzata umarła, oświadcza, że nie chce rozrywać „ligi czyli węzła miłości“ Karolowi, jako bratu rodzonemu, będzie ulegał w naradach, posiłkach, przymierzach i związkach, a zwłaszcza w kwestji zawierania związków małżeńskich.
Niepodobna silniej w akcie dyplomatycznym wyrazić szału dla zmarłej. Oddaje się król ze związanemi rękami i nogami do rozporządzenia jej krewnych, nawet co do wyboru przyszłej małżonki. Ktoby wątpił o impulsywności natury Kazimierza, czego już jeden mieliśmy dowód w przygodzie z Klarą Zach, otrzymuje obecnie tegoż całkowite potwierdzenie.
Ze względu na skutki międzynarodowe podobnego „oddania się żałości erotycznej“ możnaby nazwać wielkiego króla naszego — Werterem czy Gustawem — XIV w.

*

Lecz wszelkie uczucia i porywy impulsywne przechodzą bardzo szybko.
W kronice znów czytamy:
„Niezadowolony ze zwykłych nałożnic Kazimierz Wielki, pewną Czeszkę szlachetną, imieniem Rokiczanę, okazałej i rzadkiej piękności, z Pragi, dokąd często jeździł i dłużej bawić przywykł, sprowadzoną, pod tę porę sobie zjednał i przez pożycie z nią głośniejszym się stał z występków swoich i obcych“.
Pod pomienionemi słowami historyk rozumie następujące.
Miał jakoby król zdobyć pomienioną Czeszkę obietnicą małżeństwa. Ponieważ jednak małżeństwa prawdziwego zawierać nie chciał, ubrał opata Tynieckiego w szaty pontyfikalne, że Rokiczana miała wrażenie, iż to biskup Krakowski ich związek błogosławi.
I ta miłostka była krótkotrwała. Jakkolwiek Kazimierz wyż rzeczoną nałożnicę „concubinam“ Rokiczanę, wdziękami jej ujęty, gorąco kochał... wkrótce, przy bliższem zbliżeniu przekonał się, że „na głowie miała łysinę i parchy „sciabiosa“. Wtedy się z nią rozszedł „repudiavit“.
Opowieść o Rokiczanie kwestjonowaną jest przez wielu historyków i zapewne należy do apokryficznych opowieści, które na skutek łatwowierności kronikarzy do ich ksiąg się dostały. Samo zakończenie należy odnieść do legendy ówczesnej, że dziewczyny nie mające prawa noszenia panieńskiego wieńca a tem niemniej go noszące, w ten sposób w momentach uroczystych np. w kościele były karane, że wieniec im spadał z głowy, a gdy go kładły, ściągały z nim wszystkie włosy rozpuszczonych warkoczy, tak że „jakby ogolone brzytwą łysą głową, swój stan istotny ujawniały“.
Mimo opowieści Długosza incydent z Rokiczaną jest wątpliwy, lecz natomiast w tymże 1341 roku, na skutek nalegań dworu czeskiego, który miał nawet prawo wtrącać się do jego spraw małżeńskich, poślubił Adelaidę, córkę landgrafa Henryka Heskiego.
Żył z nią 15 lat bez potomstwa i nie można powiedzieć, by to małżeństwo było szczęśliwem. Zawarte zdaje się wyłącznie ze względów polityczno-ekonomicznych z uczuciem nie miało nic wspólnego. Jeszcze w dziesięć lat po ślubie Kazimierz dopomina się gwałtownie o zaległy posag u landgrafa, a cesarz Karol IV zobowiązuje się mu w tem przedsięwzięciu dopomóc. Z tego widać, jak dalece finansowe pobudki grały rolę w dziejach małżeństwa Adelaidy — sporna zaś suma była wcale znaczna — chodziło o 2.000 kop groszy polskich!
Księżniczka heska odpłacała się małżonkowi pięknem za nadobne i w ich swary małżeńskie musiał się aż wdawać papież.
Istnieje bulla Inocentego VI z marca 1353 roku, adresowana do Adelaidy, w której papież pisze, że „teraz z niezadowoleniem dowiedział się, iż od wspólności pożycia z Kazimierzem królem, małżonkiem swoim, długi czas była i jest odłączona, o co obecnie toczy się sprawa w Kurji rzymskiej. Spodziewa się jednak, że król ulegnie zachęcającym listom Kurji i pożycie zostanie przywrócone.
Dlatego też papież wzywa Adelaidę, by okazała pokornie należną królowi uległość, posłuszeństwo i uszanowanie, by postarała się, jak do tego jest obowiązaną małżeńskim zjednać go efektem, zabiegając przytem, by posag i inne obietnice z jej strony były królowi wypełnione, a to dlatego, by wszelka waśń pomiędzy jej krewnymi a królem do cna wykorzeniona została.
Lecz jeśli Kazimierz miał motywy uskarżać się na postępowanie żony, Adelaida miała ich napewno więcej. Niedarmo krążyły wersje o „małych domkach“ w Opocznie, Bochotnicy i Łobzowie, gdzie miał monarcha trzymać do swej dyspozycji najpiękniejsze białogłowy, „krasne i spasne“. Toć nawet rozwiązły tryb życia władcy zakończył się głośnym skandalem, gdy wedle kalendarza krakowskiego 13 grudnia 1349 roku utopiono Baryczkę, wikarego katedralnego, z rozkazu króla, za grożenie temuż „środkami apostolskiemi“, w celu, aby „porzuciwszy nałożnice, żył w strzemięźliwości małżeńskiej“.
Takie małżeństwo trwać nie mogło długo. Osadził, jak chcą niektórzy, nawet uwięził, Kazimierz żonę w Żarnowcu, gdzie samotnie przebywała ze swym dworem, sam zaś nietylko szukał rozrywek, lecz starał się o rozerwanie małżeństwa.
Krążyły nawet wersje, iż „wbrew królewskiej uczciwości odtrąciwszy Adelaidę dowolnie „pro libitu voluntatis“ — ożenił się pocichu z jakąś swą krewną.
Mowa tu o konkubinacie czy bigamji z Anną lignicką, księżniczką szląską.
Tolerowanie nadal podobnego stanu rzeczy było niemożebnem, Po próżnych usiłowaniach pogodzenia małżonków, papież, by uniknąć gorszącego przykładu dla chrześcijańskiego świata, zgodził się na rozwód i w 1355 roku Adelaida heska z Żarnowca przez ojca do swej ojczyzny zabraną została, zaś Kazimierz poślubił konkubinę.
Z powodu splątania dat przez różnych kronikarzy trudnem jest ustalić, jak długo trwało to ostatnie małżeństwo. Jakiem było pożycie z Anną Jadwigą lignicką, córką księcia Henryka, którą Kazimierz tak gorąco przedtem miał kochać, iż nie mając rozwodu, przedtem, jak chcą wieści, miał wziąć ślub za sfałszowaną dyspensą — niewiadomo. Wprawdzie z zarzutu sfałszowanej dyspensy monarcha później bullą papieża Urbana V został oczyszczony, lecz pożycie z ex-konkubiną, zdaje się też nie należało do najlepszych.
Podanie „niektórych świadków“, cytowane przez Długosza, czyni głodową śmierć Maćka Borkowicza w Olsztynie karą, przez Kazimierza Wielkiego wymierzoną, jako męża obrażonego na... niedoszłym kochanku żony Anny Jadwigi Głogowskiej.
Jeśli to „assertio nonnulorum“ może i nie odpowiada prawdzie, to silne przypuszczenie złych stosunków małżeńskich, nasuwa fakt, iż na ten to okres czasu, t. j. 1357 r. przypada wielka miłość króla — słynna Esterka.
Gdyby Kazimierz, ożeniwszy się z Anną Głogowską z uczucia, nie był się do niej rozczarował, napewno nie przywiązałby się tak do pięknej żydówki i z nią nie afiszował, wywołując tem nawet w wielu wypadkach oburzenie.
Esterkę można doprawdy nazwać wielką miłością króla. Uczynił dla niej tyle, co dla żadnej, niejednokrotnie na szwank narażając królewską reputację i pozostał wiernym do końca. Może dlatego, że nie był już król młodziankiem, a mężem dojrzałym a w tym wieku ludzie przywiązują się trwałej i mocniej. Może dlatego, że zmarła Esterka dość młodo i nie miał czasu jej porzucić — lecz fakt jest faktem, iż ona jedna potrafiła przykuć do siebie zmiennego i kapryśnego monarchę.
O Esterce wiemy bardzo niewiele i słusznie oczekuje ona na monografję. To co wiemy jest tak poplątane, niezgodne i urywkowe, iż z trudem można skleić całość. Wiadomości zaś powieściopisarzy takich, jak Bronikowski i Kraszewski raczej są z fantazji czerpane, niżli oparte na realnych dowodach.
Jak chce legenda, pewnego dnia przybywa do króla młoda żydówka. Przybywa błagać go o ratunek i pomoc. Stała się krzywda jej, czy któremuś z współwyznawców. Jest niezwykłej urody, ma na imię Estera. Kazimierz Wielki uderzony niezwykłą urodą, podnosi ją miłościwie, gdyż padła przed nim na kolana, uspakaja i obiecuje przychylne rozpatrzenie sprawy.
Scena ta miała odbyć się w Opocznie i miała być Esterka, córką tamtejszego szynkarza Mardocheusza Benjamina. Bronikowski znów w swej powieści „Kazimierz Wielki i Esterka“ czyni ją wnuczką rabina Ben Jachoschnach Mordochajego z Miechowa i w Miechowie ją z królem poznaje. Większość jednak historyków zgadza się na Opoczno. Ks. Łukomski pisze „Kazimierz Wielki, Opocznu, jako rodzinnemu miejscu Esterki wiele czynił dobrodziejstw“. Mniejsza z tem, gdzie się ta scena odbyła, dość, że miała miejsce.
Królowi tak się spodobała piękna żydówka, iż nietylko uwzględnił jej prośbę, lecz ją do siebie przybliżył i szybko zawiązał się między nimi stosunek. Król, rozmiłowawszy się w pięknej kochance, nie chciał ani na chwilę się z nią rozstawać, wszędzie ją woził ze sobą po kraju i kazał wystawić dla niej pałac w Opocznie, w którym ulubienica jego mieszkała i tam ją często odwiedzał.
Ale niedługo żydzi opoczyńscy dowiedzieli się, iż Esterka jada trefne i nie odprawia szabasów. Chcieli więc ją natychmiast ukamienować i w tym celu przekupili burmistrza, żeby patrzał przez szpary. Króla wtedy naturalnie nie było w Opocznie. Esterka, ostrzeżona zawczasu, zakopała wszystkie swoje skarby i djamenty i nocą lochami, które aż do samego Krakowa prowadziły, uciekła z Opoczna do króla piechotą. Kazimierz bardzo się jej użalił i wywiózł gdzieś za Wisłę, pod Lublin. Chciał powywieszać wszystkich żydów w Opocznie, ale Esterka ich wyprosiła i skrupiło się podobno na burmistrzu.
Powtarzam tą opowieść wślad za Bartoszewiczem. Inni historycy (Kraushar) odnoszą ten fakt nie do Opoczna a do Bochotnicy lubelskiej o pół mili od Krakowa i twierdzą, że istniało istotnie sekretne przejście z zamku krakowskiego do domu Esterki, którym Kazimierz odwiedzał ukochaną i że szczątki tej drogi zwiedzający do dziś dnia widzieć mogą.
Że jednak w Opocznie przez dłuższy czas przebywać musiała piękna żydówka, najlepszym tego dowodem, że miejscowi włościanie śpiewają, wskazując na ruiny opoczyńskiego dworu:

Kazimierz Wielki
Spijał miodek u Esterki!

Po niefortunnej przygodzie miał król wybudować zamek między Kazimierzem a Puławami na mieszkanie dla Esterki, gdzie przez dłuższy czas bawiła.
Wkońcu przyzwyczajenie króla do pięknej hebrajki stało się tak wielkie, iż starał się jej nawet stworzyć sytuację towarzyską i Esterka bywała przy dworze.
Kraushar powiada:
„Na jednym z takich balów, ukazała się w salonie dama dworska, przyodziana w kostjum żydowski... chcąc tym sposobem przedstawić alegorję dość drastycznych, pokątnych stosunków króla z Esterką, znajdującą się także w sali balowej. Ale Esterka nietylko nie czuła się obrażona tym postępkiem damy, ale owszem, oddaliwszy się na chwilę, powróciła ubrana we właściwy podówczas żydowski kostjum, a wystąpiwszy na salę, pięknością i gracją, zaćmiła wszystkie obecne damy dworu, ku wielkiej radości swego królewskiego kochanka“.
Esterka bezwzględnie wywarła duży wpływ na politykę królewską. Długosz pisze:
„Na prośby rzeczonej Hester żydówki i nałożnicy, wydał nadzwyczajne prerogatywy i wolności przez pisma królewskie pojedyńczym żydom (singulis Iudeis), w państwie polskiem mieszkającym, które wzgardę i obrazę majestatu boskiego zawierają, a których mdły zaduch (foetor olidus) nawet i dzisiaj trwa“.
Ustęp ten świadczy najlepiej, co czynił król dla swej kochanki i na jak wielką niechęć zato współczesnym się narażał.
Ostatnie lata życia, przed śmiercią, która ją zabrała w kwiecie wieku (podobno miała około 32 lat) spędziła Esterka w Łobzowie. Tam przynajmniej, wedle podania, miała umrzeć.
Źródła z początku XIX wieku mówią:
„W dziedzińcu dworu łobzowskiego, w miejscu dawnego ogrodu, znajduje się mogiła, dotąd wyraźna, w której, jak niesie podanie, Kazimierz Wielki kazał pochować zwłoki Esterki. Podczas bytności Stanisława Poniatowskiego w Krakowie w 1787 r. szukano z rozkazu tegoż króla pamiątek w mogile Esterki, lecz żadnych nie znaleziono“.
Bartoszewicz stawia hipotezę naruszenia grobu przez współczesnych na skutek braku szacunku, jakim w sferach ludowych żydowska kochanka Kazimierza Wielkiego się cieszyła.
Była Esterka, wedle świadectwa współczesnych, typową orjentalną urodą. Wysoka, posągowo zbudowana brunetka, o delikatnej śniadej cerze i żywych błyszczących oczach. Miał ją cechować rozum i dowcip niezwykły a w ciężkich sytuacjach król częstokroć zasięgał jej rady.
Kazimierz Wielki spłodził z ulubioną swoją Esterka dwóch synów: Jana Niemirę (inaczej zwanego „Jan syn Króla“) i Pełkę, którym w testamencie zapisał wsie Kutow (Kutno), Juszyniec i Drugnię. Niewdzięczni współcześni, jak pisarz Raczyński, nie umieli wielkiemu człowiekowi przebaczyć jego słabości, a król ledwie był do grobu zstąpił, gdy ostatnią jego wolę unieważniono i synów Pełkę i Niemirę, z nadanych przez ojca włości wyzuto.
Wedle innej wersji nawet obaj mieli zostać sprzątnięci po śmierci ojca, bez najmniejszego skrupułu, gdyż byli „nieprawemi pretendentami do tronu“.
Los synów Esterki wogóle nie jest wyjaśniony. Są i takie zdania, że nic złego po śmierci ojca im się nie stało a przeciwnie, dzięki skarbom zebranym przez matkę, objąwszy Zbąszyn, przybrali nazwisko Zbąskich, stosownie do zwyczaju i stali się magnackim rodem. Dlatego w rodzie Zbąskich znajdujemy często imiona Esterki i jej familijne — Abrahama. Jeden z założycieli tego rodu, Jan Niemira miał zostać zabity, podczas zwady, na pogrzebie Jagiełły...
W sploty historycznych dżungli nie będę się dalej wdawał. Niech to wystarczy!
Takiem było życie wielkiego króla naszego, tak rozważnego i mądrego w sprawach publicznych, a nieokiełznanego i namiętnego w miłości.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.