Koszałki opałki (Rogoszówna)/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Rogoszówna
Tytuł Koszałki opałki
Podtytuł Gadki, piosenki, zabawy dziecięce z ust ludu i wspomnień dzieciństwa
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. ca 1920
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

KOSZAŁKI OPAŁKI

GADKI, PIOSENKI, ZABAWY DZIECIĘCE
SPISAŁA Z UST LUDU I WSPOMNIEŃ DZIECIŃSTWA
ZOFJA ROGOSZÓWNA

ILUSTRACJE ANNY GRAMATYKI-OSTROWSKIEJ[1]
MUZYKA STANISŁAWA COLONNY-WALEWSKIEGO[2]








WYDAWNICTWO M. ARCTA W WARSZAWIE



LITOGRAFJA ARTYSTYCZNA W. GŁÓWCZEWSKI, WARSZAWA





W ogródeczku biała chata,
w chacie przepióreczka,
a w komorze, niby zorza,
krakowska dzieweczka.

A w alkierzu garnuszeczki
i miska cynowa,
a jak spojrzysz przez okienko,
widno do Krakowa!



Mój ty miły bednareczku.

Mój ty miły bednareczku, pięknie ciebie proszę,
pobij mi tę koneweczkę, w której wodę noszę.

Mój ty miły bednareczku, pobij i dzieżeczkę,
a ja zato ci wyszyję bielusią chusteczkę.



Krakowiaczek ci ja.

Krakowiaczek ci-ja,
krakowskiej natury,
kto mi w drogę wejdzie,
ja na niego zgóry!

A jak ci ja urznę
krakowiaka z nogi,
pójdą wiechcie z butów,
a drzazgi z podłogi.

Uderzmy w podkówki,
niech przyzna świat cały,
że krakowski taniec
wart jest wiecznej chwały.



Biegł piesek przez owies,
suczka przez ścieżeczkę,
biegł piesek na piwko,
suczka na wódeczkę.

Suczka się upiła,
trzewiczki zgubiła,
piesek nie pił wódki
i ma zgrabne butki.



Hej, góral ci ja!

Hej, góral ci-ja, góral
od samiutkich Tater.
Ukąpał mnie deszczyk,
wykołysał wiater.



Szła Justynka po lesie,
pytam się jej, co niesie?
— Oj, niosę ja zajączka
za półtora tysiączka.



Z jarmarku, z jarmarku.

Z jarmarku, z jarmarku
pójdź, wieprzku mój, pójdź
do chaty, do chaty, kuć, kuć, kuć, kuć.
Nie skręcajże z drogi,
na prawo się wróć
do chlewka, do chlewka, kuć, kuć, kuć, kuć.



W naszym ogródeczku
zrodziło się proso,
kup mi, mamo, butki,
nie chcę chodzić boso.

Proso moje, proso,
rośnij-że mi, rośnij,
ażebym butkami
zatupała głośniej!

Matuniu, tatusiu,
złoci się już proso,
kupcie-że mi butki,
niech nie chodzę boso.

U babusi-m była,
boso-m nie chodziła,
jedne butki zdarłam,
drugie mi kupiła.



MUSI DZIADUŚ, MUSI
pochlebiać babusi,
bo mu babuleczka
pieczoneczkę dusi.



GŁASZCZE DZIADUŚ, GŁASZCZE
babulkę po twarzy,
bo mu babuleczka
jajecznicę zwarzy.



POD ZIELONYM SADEM
siedzą babcia z dziadem
i zbierają gruszki
siwiutkie staruszki.



KUM, KUM, KUMA, KUM,
Kum, kum, kuma, kum,
— Co gotujesz, siostro?
— Groch, groch, groch.
— Dasz mi też?
— Dam, dam, dam.
— Masz męża?
— A ty siostro?
— Nie mam, nie mam...
— Gdzie poszedł?
— Wziął go pan.
— Jaki pan?
— Pan bocian!
Rechu, rechu, rech, rech, rech!
Kle! kle! kle! kle! kle!





— GDZIE TY IDZIESZ, BARANIE?
— Do Krakowa, mospanie.
— Co tam robią w Krakowie?
— Ludzie chodzą na głowie,
Ślepy kowal konia kuje,
Srebrnym batem pośmiguje
es! es!
a to stary pies!



ZAJĄCZKU, ZAJĄCZKU,
zjadłeś nam kapustkę,
jak cię tato złapie,
sprzeda cię za szóstkę.

Zajączku, zajączku,
nie wchodź w nasz zagonek,
bo ci mama sypnie
soli na ogonek.

A jak ci posoli
ogoneczek bury,
to cię chwyci w garście
i złupi ze skóry.





JABŁUSZKO RUMIANE,
jak ja cię dostanę,
jedno mi zleciało,
lecz to dla mnie mało.
Oj dana!

Ale wiem co zrobię,
drugie poślę tobie,
jak się namówicie,
oba wraz zlecicie.
Oj dana!



Hop! hop! hop!
jestem chłop!
Hu, ha, hup!
jestem zuch!

Tatuś drugi,
to nas dwóch,
Tatuś drugi,
to nas dwóch!





W PONIEDZIAŁEK RANO, KOSIŁ OJCIEC SIANO,
kosił ojciec, kosił ja, kosiliśmy obydwa. bis.

A we Wtorek rano, grabił ojciec siano,
grabił ojciec, grabił ja, grabiliśmy obydwa.

A w Środę rano suszył ojciec siano,
suszył ojciec, suszył ja, suszyliśmy obydwa.

A we Czwartek rano przewracalim siano,
robił ojciec, robił ja, robiliśmy obydwa.

A na Piątek rano składał ojciec siano,
składał ojciec, składał ja, składaliśmy obydwa.

A w Sobotę rano zwoził ojciec siano,
zwoził ojciec, zwoził ja, zwoziliśmy obydwa.

A w Niedzielę rano krówki jadły siano,
spoczął ojciec, spoczął ja, spoczęliśmy obydwa.






Kupił Wojtek kozę, żeby gruszki trzęsła,
Koza nie chce gruszek strząsać,
gruszki nie chcą z drzewa spadać.


Kupił Wojtek pieska, żeby kozę kąsał.
Piesek nie chce kozy kąsać,
koza nie chce gruszek strząsać,
gruszki nie chcą z drzewa spadać.


Kupił Wojtek kijek, żeby pieska walił.
A kij nie chce pieska walić,
a pies nie chce kozy kąsać,
koza nie chce gruszek strząsać,
gruszki nie chcą z drzewa spadać.

Kupił Wojtek ognia, żeby kijek spalić.
Ogień nie chce kijka spalić,
a kij nie chce pieska walić,
piesek nie chce kozy kąsać,
koza nie chce gruszek strząsać,
gruszki nie chcą z drzewa spadać.


Kupił Wojtek wody, żeby ogień zalać.
Woda nie chce ognia zalać,
ogień nie chce kijka spalić,
a kij nie chce pieska walić,
a pies nie chce kozy kąsać,
koza nie chce gruszek strząsać,
gruszki nie chcą z drzewa spadać.

Kupił Wojtek wołu, żeby wypił wodę.
A wół nie chce wypić wody,
woda nie chce ognia zalać,
ogień nie chce kija spalić,
a kij nie chce pieska walić.
A pies nie chce kozy kąsać,
koza nie chce gruszek strząsać,
gruszki nie chcą z drzewa spadać.


Wojtek do rzeźnika: Zabij tego woła!
A wół leci wypić wodę,
woda leci ogień — zalać,
ogień leci kijek spalić,
a kij leci pieska walić,
a pies leci kozę kąsać,
koza idzie gruszki strząsać:
lecą gruszki, jak poduszki.


— NA CO TEN DOŁECZEK?
— Na ogienieczek.
— Naco ogienieczek?
— Na wody grzanie.
— A naco woda?
— Na talerzyków umywanie.
— A naco talerzyki?
— Na gąsek krajanie.
— A gdzie masz gąski?
— U ciebie za pasem.





IDŹ MI, JASIU, KURY PAŚĆ
i kapustę w beczkę kłaść.
Zapiał mały kogucik,
Jaś się przeląkł i uciekł.



ZA WODĄ, ZA WODĄ,
w ogródku przed chatą
pasie się kogutek
z kureczką czubatą.

Gdacze kura: kot-ko-dak!
zniosłam jajko jak chodak!

A kogutek skacze,
że mu kurka gdacze.





Z KAMIENIA NA KAMIEŃ
przelatuje sroczka.
Marysieńka nasza
ma siwiutkie oczka.



Z tamtej strony rzeczki poi Jaś koniczki,
pójdę ja do niego, kupi mi trzewiczki.
Kupi mi trzewiczki, kupi mi czerwone,
jak wyrosnę duża, weźmie mnie za żonę.



Jestem sobie dziad, dziad,
cóż ja będę jadł?
Pójdę sobie na ryneczek,
kupię sobie bocheneczek,
oj będę go jadł, jadł,
oj będę go jadł.



Hej, Mazurze!

Hej, Mazurze, bij nóżkami
i daj ognia podkówkami,
dana, dana wokoło,
a obróćwa się wesoło.

Kto tańcuje? Kuba, Jurek
i Świderek i Mazurek,
i Siekierka z Toporzyskiem,
i Margośka z krzywym pyskiem!

A ty Kaśka skacz-że żywo,
żebyś nie chodziła krzywo!
Wtedy Mazur wesół żyje,
kiedy tańczy — tęgo pije.



Pode dworem, u dolinki,
kusy Kurta pasie świnki.
— Poczekaj, ty mała psino,
jak ci świnki te poginą.

— Nikt mi żadnej nie ukradnie,
wszystkie mi się pasą ładnie,
jak się tylko która ruszy,
zaraz targam ją za uszy.



NIECHAJ DZIADZIO Z BABCIUNIĄ
tak nam długo żyją,
póki komar i mucha
morza nie wypiją.
A ty, mucho, ty, komarze,
pijcie wodę powoli,
aż się dziadzio i babcia
nażyją dowoli.



NAPIŁ SIĘ DZIADUŚ
ciepłego winka,
Gonił babusię
wkoło kominka.

A babuleńka
rączkami pleszcze:
— O mój dziadulku,
goń-że mnie jeszcze!



RAZ, DWA, TRZY.
czarownica patrzy.
Cztery, pięć, sześć,
chce nas wszystkich zjeść.

Siedem, osiem, dziewięć,
wsadzi w smołę, w dziegieć,
nim wszystkich pochwyta
umkniemy i kwita!



Ojciec Wirgilius.

Ojciec Wirgiljus
uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich
sto trzydzieści troje.

Hejże, dzieci, hejże ha!
róbcie to, co i ja!




Z KAMIENIA NA KAMIEŃ
przelatuje sroczka,
Marysieńka nasza
ma siwiutkie oczka.





MARYSIEŃKA MAŁA
siwe oczki miała,
siwemi patrzała,
bo innych nie miała.





Z GÓRY NA DÓŁ ŚCIEŻKA,
chowaj mamo pieska,
masz córeczkę ładną,
to ci ją ukradną.





DUDNI WODA, DUDNI
w cembrowanej studni.
A dlaczego dudni?
bo jest woda w studni.
Oj dana.






Tyna, tyna, top,
był raz sobie chłop.


Tyna, tyna, tynów,
miał on sześciu synów.


Tyna, tyna, teda,
w chacie była bieda.


Tyna, tyna, tyn,
mówi starszy syn:


— Tyna, tyna, teda,
w chacie, ojcze, bieda.


Tyna, tyna, tużby,
pójdę szukać służby.


— Tyna, tyna, topże,
a to bardzo dobrze.


Tyna, tyna, tat,
poszedł chłopiec w świat.


Tyna, tyna, tur,
zaszedł w pański dwór.


Tyna, tyna, tan,
spotkał go tam pan.

— Tyna, tyna, topie,
co tu robisz, chłopie?


— Tyna, tyna, tużby,
szukam, panie, służby.


— Tyna, tyna, tynki,
będziesz pasał świnki.


— Tyna, tyna, tynki,
będę pasał świnki.


Tyna, tyna, tas,
pognał świnki w las.


Tyna, tyna, tom,
przygnał świnki w dom.


Tyna, tyna, tan,
liczy świnki pan.


— Tyna, tyna, tynka,
a gdzie jedna świnka?


— Tyna, tyna, tylki,
porwały ją wilki.


— Tyna, tyna, tyja,
a toś nie miał kija?

— Tyna, tyna, tyrcał,
kiedy strasznie wyrcał.


Za gaikiem, na łące,
czy to tańczą zające,
czy zające, czy szczury,
wyskakują do góry.

Nie zające, a Szwaby
podskakują, jak żaby,
Szwab tańcuje w szlafmycy,
Szwabka w czarnej spódnicy.

A z fartucha kartofle,
z pięt im lecą pantofle!



UCIEKAJCIE DZIECI,
rózga na was leci!
Rózga izbę przeleciała,
nigdzie dzieci nie widziała,
okieneczkiem wyskoczyła,
dzieci naszych nie wybiła. —





WIĄŻEMY KONOPKI,
ale mamy małe snopki,
mało nas,
mało nas,
a ty, panno, chodź do nas!



PIERWSZA WRONA BEZ OGONA,
druga wrona bez ogona,
trzecia wrona bez ogona,
czwarta wrona bez ogona,
piąta wrona bez ogona,
szósta wrona ogon ma.
(i t. d.).





CUD SIĘ STAŁ
pewnego razu.
Dziad przemówił
do obrazu,
a obraz do niego
ani razu.



— SKOWRONECZKU NASZ,
czemu nie śpiewasz?
— Bo się zima nawróciła,
nóżki ptaszkom przymroziła,
muszę nóżki grzać,
nie mogę śpiewać.





SZURU, SZURU, BARU, BARU,
ni pieniędzy, ni towaru.
Głodna nędza, głodna bieda,
bez pieniędzy nikt nic nie da.



MYSZKA, MASZKA,
poszła do laska,
złapała ptaszka.
Wyniosła na stryszek,
wszystkim go pokazała
i sama go schrupała.





MYSZKA MAŁA, MYSZKA BIAŁA,
do komina uciekała,
a ja za nią po drabinie,
moja myszka już w kominie!



CZTERY KONIE, FURA SIANA
to jest posag Kujawiana.
Miska klusek, dzban maślanki
to jest posag Kujawianki.





OJŻE INO, HOSIA DANA
mam porteczki po kolana,
a kabacik po kosteczki,
kochajcież mnie, panieneczki!



RAZ, DWA, TRZY,
czarownica patrzy.
Cztery, pięć, sześć,
chce nas wszystkich zjeść.

Siedem, osiem, dziewięć,
wsadzi w smołę, w dziegieć,
nim wszystkich pochwyta,
umkniemy i kwita!





TRZYMAŁA SIĘ HANIA WIERZBY,
tak się bujała, bujała......
Wierzba pękła, Hania brzdękła,
aż się rozśmiała, rozśmiała...





IDZIE MAZGAJ, IDZIE,
główka mu się toczy.
Od wielkiego płaczu
zapuchły mu oczy.



BYŁ DUDA, BYŁ,
miał dudy, miał,
ale te dudy
nie były Dudy,
bo te dudy
nie tego Dudy
tylko ten Duda
od tego Dudy
te dudy kupił,
te dudy kupił.





Mam chusteczkę haftowaną.

Mam chusteczkę haftowaną,
co ma cztery rogi.
Kogo kocham, kogo lubię,
rzucę mu pod nogi.

Mam czapeczkę od Torunia
z pióreczkiem u czoła,
kogo kocham, kogo lubię,
zaproszę do koła.



Biedna ja pasterka, straciłam krowisię,
pasłam koło wody, utopiła mi się.

Biedna ja pasterka, nie mam i owieczek,
wilki mi je zjadły, gdzie mój mająteczek?



Krakowianka jestem.

Krakowianka jestem,
Krakowianka bita,
chociem ja nieduża,
ale pracowita.

Dziwują się ludzie,
skąd mi ta ochota,
że się w rękach pali
każdziutka robota.


I obiad zgotuję,
i gąski popaszę,
i codzień wydoję
obie krówki nasze.



Chodził dudek na jarmarki
i znosił dzieciom podarki.
Przyniósł wór niebylejaki,
przyniósł dzieciom wór tabaki.

Macie, dzieci, zażywajcie,
Idźcie na piec i kichajcie!

Dudki dudka posłuchały
i tabakę zażywały.
Zażywały i kichały,
aż z przypiecka pospadały.

A dudkowa lamentuje,
co ten dudek dokazuje!



JESTEM SOBIE WOJTASZEK,
mam koszulkę po pasek
i kabacik króciutki,
ale zato cieplutki.
I mam kierpce od taty,
cerowane i w łaty.





IDZIE LIS KOŁO DROGI
nie ma ręki, ani nogi,
trzeba lisa pożałować
i skórę mu wygarbować.





SIEDZI PTASZEK NA ROKICIE,
śpiewa sobie rozmaicie.
Główką kiwa, nóżką kiwa,
na rokicie sobie śpiewa.





— IDŹ MI, JASIU, KURY PAŚĆ
i kapustę w beczkę kłaść.
Zapiał mały kogucik,
Jaś się przeląkł i uciekł.





NASZA PANI GOSPODYNI
zamiesiła ciasto w skrzyni.
Zamiesiła, postawiła,
przyszła koza, wywróciła.





Posłuchajcie ludkowie.

POSŁUCHAJCIE LUDKOWIE
Traj li-li bum.
Co się stało w Pińczowie
Traj li-li bum.



Idzie świnka koło płota,
krzywo ogon nosi.
Szewczyk za nią, czapkę zdjąwszy,
o szczecinkę prosi.

Świnka tak mu odpowiada:
— Idź, szewczyku głupi,
masz szczeciny na łbie dosyć,
niechże ją kto kupi!



DESZCZ KROPI NA KONOPIE,
panna rutkę sieje.
Gęś pierze na jeziorze,
żaba się z niej śmieje.



CHŁOP ORZE NA UGORZE,
cieląteczko bryka;
a nasz Zbysio wyskakuje:
ma serce z piernika.






HEJ, BOCIANIE, NIE KOŚ SIANA,
bo się zrosisz po kolana,
niech już lepiej czapla kosi,
co nabakier czapkę nosi.





DYLU, DYLU, NA BADYLU,
kocurek na basie,
koteczka mu się dziwuje,
że na graniu zna się.





JEDEN OJCIEC TAKI BYŁ,
kupił garnek samych żył.
A te żyły takie były,
same z garnka wyłaziły.





KUKUŁECZKA KUKA,
Hania Jasia szuka;
znalazła go w lesie,
śniadanko mu niesie.





Kołysanka Jagusi.

A-a śpij Jaguś, śpij,
Jaguś śpij!
Śnij, śnij o słonku,
o słonku śnij!...
Mruży oczęta,
śni uśmiechnięta...
A-a śpi Jaguś, śpi......



CYGAN JESTEM, CYGAN,
co po świecie hasa,
mam ja piszczałeczkę
z zielonego lasa.

Będę tańczył, przytupywał
do mego Mysia.
— Dosycież już odpoczywał.
Tańcujże dzisiaj!

Tańcuj, Mysiu, walczyka,
dam ci ja piernika.
Tańcuj, Mysiu borowy,
będziesz jadł chleb razowy.



ZEGAR DUŻY TYKU-TYK,
zegareczek cyk, cyk, cyk,
duże dzwony: Bim, bam, bum,
małe dzwonki,
jak skowronki,
Dzińdzilińdzi,
dzińdzilińdzi,
dzińdziliń!





GŁOWA JAK BOMBA,
nos jak trąba,
uszy jak pantofle,
oczy jak kartofle,
a cała figura
podobna do szczura!





„Jak to wieczór miło bywa“.

Jak to wieczór miło bywa,
miło bywa

Kiedy dzwonek do snu wzywa,
do snu wzywa

Jak to wieczór miło bywa,
miło bywa
bim bum bim bum
bim bum
kiedy dzwonek do snu wzywa
do snu wzywa
jak to miło wieczór bywa,
wieczór bywa


Jak to wieczór miło bywa,
miło bywa
bim bum bim bum
bim bum
kiedy dzwonek do snu wzywa,
do snu wzywa

Kiedy dzwonek do snu wzywa,
do snu wzywa
Jak to miło wieczór bywa,
wieczór bywa
bim bum bim bum
bim bum



ZABAWY

„NA CO TEN DOŁECZEK” (WILK I GĘSI).

Matka gęś staje z rozpostartemi rękami. Za nią uczepione jedno za drugiem gąsięta. Naprzeciw gąsek „wilk“, przykucnięty nad ziemią, wygrzebuje dołek. Po rozmowie z gęsią wilk rzuca się, by pochwytać gąsięta. Schwytane odprowadza do swojej nory. Zabawa trwa, dopóki wszystkie gąsięta nie zostaną pochwytane.

MAM CHUSTECZKĘ HAFTOWANĄ.

Dzieci tworzą koło. Jedno dziecko idzie do środka koła. Jeżeli jest niem dziewczynka, śpiewa zwrotkę o chusteczce i rzuca ją temu dziecku, które chce wybrać na swoje miejsce. Jeżeli w kole stoi chłopczyk, śpiewa piosnkę o czapeczce i niski ukłon składa przed wybraną przez siebie osobą.

WIĄŻEMY KONOPKI.

Jedno dziecko staje i nawołuje podług tekstu piosenki do „wiązania“ konopków. W miarę jak coraz więcej przybywa dzieci, owijają się dookoła stojącego dziecka, tworząc coraz większy „snopek konopi“. Gdy już wszystkie dzieci są związane, zaczyna się rozwiązywanie snopka. Po słowach „dużo nas, dużo nas, a ty np. Jańciu idź od nas“ dziecko zostające na końcu odrywa się i odchodzi. Tak odrywają się kolejno, aż cały „snopek“ się rozwiąże.

IDZIE LIS KOŁO DROGI...

Dzieci stają ciasnem kołem, ramię w ramię. Ręce zakładają wtył. Oglądać im się poza siebie nie wolno. Wybrane losem dziecko bierze w rękę „pytkę“ czyli splecioną w kształt kukiełki chusteczkę i obchodzi kilka razy koło, powtarzając gadkę o „lisie“. Potem niepostrzeżenie wsuwa „pytkę“ w założone ręce jednego z dzieci. Dziecko, obdarzone „pytką“, uderza nią sąsiada po prawej stronie, który zaczyna uciekać. „Pytka“ bije dopóty, póki uciekające dziecko nie wpadnie na opuszczone miejsce w kole. Koło zamyka się, jak przedtem — a posiadacz „pytki“ rozdaje ją, jak powyżej.

BYŁ DUDA, BYŁ...

Dziecko kilkakrotnie i coraz szybciej powtarza to zdanie, uważając, żeby mu się język nie „przekręcił“.

„KUM, KUM”, CZYLI ZABAWA W „ŻABY”.
Znaczy się granicę. Po jednej stronie stoją żaby, których może być ilość dowolna, po drugiej — bociany, których się wybiera dwa. Zabawa rozpoczyna się rozmową żab (jak w tekście). Gdy jedna z „żabek“ wypowie wyraz „pan bocian“, wszystkie żabki zaczynają uciekać, a bociany je gonią. Bocianom wolno jednak skakać tylko na jednej nodze. Złapane żabki odprowadzają do swego gniazda. Jeżeli który bocian w gonitwie zapędzi się poza granicę żab, może być uwięziony przez żaby, które go wydają wzamian za pewną ilość swoich schwytanych towarzyszek. Zabawa się kończy, skoro bądź żaby, bądź bociany pochwytane zostaną.

OJCIEC WIRGILJUS UCZYŁ DZIECI SWOJE.

Dzieci tworzą koło. W środku koła staje dziecko, przebrane za Ojca Wirgiljusza, z wysoką czapką papierową, w okularach, z jakimś szalem na ramionach. Ojciec Wirgiljusz uczy dzieci tańczyć, skakać, nos ucierać, kichać, a wszystkie dzieci powtarzają jego ruchy.

KOCHA, LUBI, SZANUJE...

Dziecko bierze kwiat do ręki i wybiera sobie jakąś osobę, od której chce się dowiedzieć, czy je kocha. Potem obrywa płatek za płatkiem, aż do ostatniego, powtarzając słowa gadki. Na jaki wyraz padnie ostatni płatek, takie uczucie ma dla niego owa osoba.

W PONIEDZIAŁEK RANO...

Dzieci ustawiają się w rzędzie z patyczkami w rękach. Stosownie do śpiewanych zwrotek, koszą trawę, grabią ją, przerzucają, wreszcie w niedzielę zasiadają kołem na ziemi, dla odpoczynku.

RAZ, DWA, TRZY, CZAROWNICA PATRZY...

Jedna z najlepszych zabaw dziecięcych. Robi się dwa gniazda. Gniazdo „czarownicy“ musi być zrobione w formie koła na otwartem miejscu, tak by dostęp był do niego ze wszystkich stron. Jeżeli terenem zabawy jest goła ziemia, znaczy się na niej koło końcem laski lub ostrym kamieniem. Jeżeli trawnik, znaczy się koło kamykami. Gniazdo „aniołów“ musi znajdować się o kilkanaście kroków od gniazda czarownicy. Może to być koło, podobne poprzedniemu, lepiej jednak, jeżeli gniazdo jest na jakimś pagóreczku, lub pod drzewem.
Aniołów jest liczba dowolna (byle niezbyt duża) — czarownica jedna. Na „czarownicę“ wybiera się zwykle dziecko najszybciej biegające. Przy rozpoczęciu zabawy czarownica stoi w swojem gnieździe, aniołowie w swojem. Po wypowiedzeniu słów formuły „aniołowie“ rozlatują się na wszystkie strony. — Czarownica je goni. Gdy którego dziecka dotknie, dziecko musi zatrzymać się natychmiast jako „zaczarowane“. Czarownica odprowadza je do gniazda i tu pilnuje je, stojąc przed niem z rozpostartemi rękami. Wtedy ze wszystkich stron nadlatują „aniołowie“, usiłując wybawić uwięzionego towarzysza, przez dotknięcie go poprzez linję koła. Więzień dotknięty przez anioła może uciec z gniazda czarownicy, o ile równocześnie przez nią dotknięty nie zostanie. Cały wysiłek czarownicy jest skierowany ku temu, by więźnia nie stracić, a pochwytać wszystkie anioły, lecące mu na pomoc. Sprawna czarownica potrafi nieraz schwytać cały regiment aniołów. Aniołowie, gonieni przez czarownicę, znajdują zawsze schronienie i odpoczynek w swojem gnieździe, do którego czarownica nie ma dostępu. Zabawa się kończy, skoro czarownica pochwyta wszystkie anioły, bądź też gdy anioły wszystkie zostaną „wyzwolone“ przez towarzyszy i powrócą do swego gniazda. Jeżeli dzieci jest większa gromadka, wybiera się dwie czarownice. Wtedy jedna łapie dzieci, a druga pilnuje więźniów w gnieździe.

PIERWSZA WRONA, BEZ OGONA...

Dwoje dzieci staje naprzeciw siebie i zakłada się, które potrafi więcej „wron“ wypowiedzieć ze wstrzymanym oddechem. Dziecko, które pierwsze zaczerpnie oddechu — przegrywa.




  1. Przypis własny Wikiźródeł Ilustracje Anny Gramatyki-Ostrowskiej (1882–1958) będą możliwe do udostępnienia w 2029 roku.
  2. Przypis własny Wikiźródeł W związku z trudnościami w ustaleniu daty śmierci Stanisława Colonna-Walewskiego (1890–?) zapisy nutowe nie zostały udostępnione.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Rogoszówna.