Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich/Wstęp

<<< Dane tekstu >>>
Autor Samuel Adalberg
Tytuł Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich
Rozdział Wstęp
Wydawca Wydanie z zapomogi Kasy pomocy dla osób pracujących na polu naukowym imienia D-ra Józefa Mianowskiego
Data wyd. 1889-1894
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
WSTĘP.


W ostatnich kilku dziesięcioleciach zapanował na polu literatury ludowej ruch niezmiernie ożywiony. Do „przędzy myśli i kwiatów uczuć” ludu zabrano się z całą energją, z całą świadomością jej wartości naukowej i gdy dawniej niwa ludoznawcza miała szczupłe tylko kółko uprawiaczy, dzisiaj liczy już spory zastęp pracowników z całym zamiłowaniem i przekonaniem wyzyskujących cenne źródło wielu naukowych zdobyczy. Obok Kolberga, który wejrzał najgłębiej w skarbnicę twórczości ludowej i, z wydobytych z niej całożyciową pracą ziarnek, zebrał olbrzymi pomnnikowy materjał, bez którego żaden badacz współczesny ani przyszły obejść się nie będzie mógł, mamy wielu gorliwie, według sił, śladem jego dążących, usiłujących zgromadzić jak najwięcej materjału ludoznawczego, a niekiedy nawet od zupełnej zagłady uratować. Inni znowu nie zaniedbują pracy ściślejszej, krytycznej i starają się z przedłożonych sobie pomników wyczytać: jakim lud jest dzisiaj, jakim był przed wiekami, a niektórzy badacze, na ich podstawie, ośmielają się nawet uchylić rąbka zasłony z doby słowiańszczyzny przeddziejowej.

Nie mała cząstka tej literatury, powszechnie folklorystyczną zwanej, a u nas trafnie bardzo ludoznawczą, poświęcona jest zbieraniu i opracowywaniu przysłów, który to dział folklorystyki, już w starożytności pilnie uprawiany, znany jest pod specjalną nazwą paremjografji. Czym są przysłowia w badaniach etnograficznych, jaka ich waga dla nauki wogóle, o tym istnieje w literaturach wszystkich, od najstarszej aż do najmłodszej, definicji tak wiele i tak wyczerpujących — iż z nich śmiało całe księgi ułożyćby można. Nie siląc się więc na definicje nowe, powiem tylko, że definicja najpowszechniejsza, a która sama stała się prawie przysłowiową, nazywa je filozofją i mądrością ludów; z określeniem tym i u najstarszych autorów polskich spotkać się można.
Gdy zbieranie pieśni, klechd, bajek i t. p. utworów lodowych wprost z ust ludu jest zasługą wieku obecnego, na przysłowia zwrócono u nas uwagę stosunkowo dość wcześnie, bo już w wieku XVI, a pierwszy zbiór Salomona Rysińskiego, kilkakrotnie przedrukowywany, wyszedł w r. 1618. Przechował on nam około tysiąca dziewięciuset przysłów, przeważnie ludowych, do dziś dnia jeszcze używanych, zebranych umiejętną ręką, z pozostawieniem wszystkich, dla nas dziś cennych, właściwości językowych, bez własnych dodatków i przeróbek. Po nim wyszły w r. 1632 „Adagia polonica” Grzegorza Knapskiego, zbiór o wiele większy, choć mniejszy wartością od poprzedniego. Dwa te zbiory dotąd stanowią podstawę wszystkich innych, których literatura polska liczy kilkadziesiąt, mniej lub więcej obszernych i różnych co do wartości, a liczbę tę za naszych czasów powiększono zbiorami nąjcenniejszemi, bo wprost ze skarbnicy ludowej czerpanemi, a także próbami naukowego opracowywania i objaśniania przysłów.
Autorzy starodawni jednakie zbierali przysłowia wyłącznie prawie z celem dydaktycznym, pouczającym, chcąc dać czytelnikowi wizerunek żywota człowieka poczciwego, chcąc mu dać możność skorzystania z owocu doświadczenia życiowego przodków, w krótkich a dobitnych tych zdaniach skrystalizowanego. Nie brano wówczas przysłów za przedmiot badania naukowego, nie widziano w nich, jak dziś, materjału etnograficznego lub historycznego, któryby przy badaniu historji lub oświaty mógł być użytecznym. Dlatego też literatura polska ani obca nie posiada z owego czasu pracy, któraby się starała wszystkie źródła książkowe zlać w jedno, w system pewien ująć, porównać, przysłowia ciemne lub błędnie podane objaśnić i sprostować, o ile można pochodzenie i czas powstania ich zaznaczyć, ich użycie przytoczeniem przykładów z autorów wskazać — dzieło takie bowiem powstać mogło tylko jako wynik potrzeby naukowej.
W miarę jak zajęcie się pracami etnograficznemi wzrastało, uczuwano potrzebę dzieła podobnego coraz bardziej, nie dziw więc, że już w pierwszej połowie tego wieku, nad dokonaniem go pracuje cała rzesza dyletantów i uczonych. Z ostatnich pracowali K. Wł. Wójcicki, St. Jachowicz, Tymot. Lipiński, Zygmunt i Adam Bartoszewiczowie, J. I. Krassowski i w. in. Niektórzy z nich posunęli nawet prace dość daleko. Pojawiły się również obrobienia pewnych tylko działów przysłów, z tych najwybitniejszą jest praca A. W. Darowskiego (Przysłowia polskie, odnoszące się do nazwisk szlacheckich i miejscowości. Poznań 1874). Na całkowity zaś kodeks przysłów polskich, jaki posiadają już obecnie wszystkie większe literatury obce, czekano daremnie.
O wypełnienie tego braku pokusiła się „Księga” niniejsza.
Początek jej sięga roku 1883. Wówczas to, uderzony oryginalnością i głęboką treścią wielu przysłów, pełnych bystrych i trafnych obserwacji, zacząłem je spisywać i już po dwóch latach zbiorek liczył kilka tysięcy przysłów zasłyszanych, lub też wypisanych z dostępnych mi wówczas skromnych bardzo źródeł. Powoli zaczęła dojrzewać myśl opracowania całego słownika przysłów w jak najszerszych rozmiarach, z uwzględnieniem tej naukowej metody, któraby mi się najlepszą wydała.
Podstawę przedsięwzięcia stanowić musiał materjał „przysłowiowy,” który należało zgromadzić z możliwie wszystkich dostępnych źródeł drukowanych i rękopiśmiennych, a ten uzupełnić żywiołem najcenniejszym, ludowym, nie objętym dotąd drukami.
Z początku praca szła oporem, nie łatwo bowiem było o druki XVI i XVII wieku, bez których obejść się było niepodobna, a liczba prac, mniej wprawdzie starych a rzadkich, ale bądź co bądź trudnych do znalezienia po za bibljoteką, dosięgała poważnej liczby kilkuset. I byłaby może rozpoczęta praca na niczym spełzła, wobec niemożliwej do zwalczenia trudności, gdyby nie przypadek szczęśliwy, który mnie po wielu wędrówkach, przedsiębranych celem odszukania tej lub owej rzadkości, zaprowadził do księgozbioru prywatnego p. Ignacego Bernsteina, zbioru specjalnego, liczącego wówczas już przeszło 2,000 dzieł we wszystkich językach, a zawierających tylko... przysłowia. Ze zbioru tego korzystał już w swoim czasie K. Wł. Wójcicki, choć ze stratą dla swych następców, wspomnieć o tym zaniedbał. Dzięki rzadkiej i szczerej uczynności p. Bernsteina, stał przedemną olbrzymi księgozbiór „przysłowiowy” dopraszający się wyzyskania. Od owej też chwili praca, powoli lecz stale postępowała. Rękopis rósł, wsiąkał w siebie coraz więcej zbiorów książkowych, a i tych liczba prawie z dniem każdym się zwiększała. Pierwszą bowiem i najważniejszą zaletę pracy stanowić mogła obfitość jej materjału, nie należało więc gardzić najmniejszą, na pozór bezwartościową broszurą, gazetą lub kalendarzykiem w myśl przysłowia: ziarnko do ziarnka. Nie zadowalając się też skromnym zasobem przysłów ludowych, objętych zbiorami, starałem się o powiększenie go spożytkowaniem dostępnych mi rękopisów, czytaniem wydanych lub wciąż ukazujących się pism dla ludu, prac etnograficznych, uzyskaniem zbiorków z przysłowiami zapisanemi wprost z ust ludu, wreszcie pilnym notowaniem każdego zasłyszanego przysłowia. Nie uważając jeszcze wówczas mej pracy za tak daleko posuniętą, by z niej dzieło niniejsze powstać mogło, wydrukowałem w r. 1885 w jednodniówce „Dla pogorzelców” artykulik, wyrażając w nim życzenie, aby się kto zebraniem i opracowaniem wszystkich przysłów polskich zajął, wskazując wielki pożytek, jakiby dzieło podobne badaniom etnograficznym przynieść mogło. Krótka ta wzmianka zainteresowała szczupłe jeszcze wówczas kółko folklorystów (Czasopismo „Wisła” powstało dopiero w roku 1887). Powoli praca zyskiwała sobie zwolenników, co przyczyniło się wielce do otwarcia dla mnie podwoi wielu bibljotek, jak wiadomo, nie bardzo chętnych, gdy chodzi o stare a rzadkie druki lub rękopisy. Dzięki uprzejmości Zarządu Bibljoteki Ordynacji Krasińskich, a szczególnie dzięki panu Zygmuntowi Wolskiemu, pomocnikowi bibljotekarza, który na kwestję przeze mnie w jednodniówce podniesioną pierwszy zwrócił uwagę i ochotnie z ofiarowaniem pomocnej ręki pośpieszył, mogłem wygodnie przez ośm miesięcy pracować nad rękopisami Jacka Przybylskiego, Tymoteusza Lipińskiego, lub odszukać niejeden rzadki i nieznany druk, jak np. dziełko Gamiusa, Flores trilingues (Gedaniae 1702), zawierające przysłowia w językach: łacińskim, polskim i niemieckim, dotąd przez nikogo nie wyzyskiwane a prawie nie znane, i w. in. Nie mniej życzliwym okazał się Zarząd Bibljoteki Ordynacji Zamojskich, w osobie pana Profesora Józefa Przyborowskiego, dozwalając mi korzystać ze starych druków i rękopisów. Słowem, przyjąwszy za zasadę uczynienie pracy niniejszej możliwie kompletną, nie szczędziłem zabiegów i starań, aby celu tego być jak najbliżej. W r. 1887 rękopis liczył już przeszło dwadzieścia tysięcy przysłów, a znaczna liczba dzieł i rękopisów czekała jeszcze zużytkowania.
Gdy jednakże z czasem coraz mniej zaczęło przybywać źródeł nowych, co zapowiadało rychłe ich wyczerpanie się, wówczas tym natarczywiej nasuwały się dwa, różne co do znaczenia, ale pierwszorzędnej wagi kwestje. Pierwsza, to kwestja metody opracowania, jaką do nagromadzonych materjałów zastosować należało, materjału surowego bowiem wydać wcale nie zamierzałem; druga, to kwestja nakładcy na dzieło. Los bowiem dziesiątków rękopisów, zalegających półki bibljoteczne i czekających zmiłowania się szperacza, wcale się pracy mej nie uśmiechał. Nie łudząc się więc myślą znalezienia nakładcy na dzieło, nic prócz strat nie obiecujące, postanowiłem zwrócić się do Komitetu Kasy imienia Mianowskiego. Opracowawszy małą cząstkę całego zbioru, według planu, ułożonego na podstawie badań nad literaturą paremjograficzną obcą i spostrzeżeń własnych, przedstawiłem ją Komitetowi Kasy im. Mianowskiego, prosząc o zapomogę na jej ukończenie i wydanie, jak również o zdanie co do wartości pracy całej, a szczególnie jej opracowania.
Ku zadowolenia mojemu, Szanowny Komitet „Księgą” gorąco się zainteresował. Aby o wartości jej zasięgnąć zdania szerszych kół literackich, wydrukowano i rozesłano kilkadziesiąt próbnych egzemplarzy pierwszego arkusza „Księgi”, prosząc o jej ocenę. Był to wdzięczny bardzo i szczęśliwy pomysł, z odpowiedzi bowiem mogłem zmiarkować zdania i poglądy na zastosowany w „Księdze” system układu i obrobienia wogóle.
Sądy, w odpowiedziach wyrażone, dalekie były od jednomyślności i dlatego na kwesję opracowania bez wpływu pozostać musiały, a choć wielu krytyków nie szczędziło zarzutów, zdaniem ich usprawiedliwionych, to wszakże co się tyczy potrzeby i pożytku podobnego dzieła dla literatury, dwóch zdań różnych nie było. Komitet Kasy im. Mianowskiego uchwalił zapomogę na ukończenie i wydanie dzieła, dodając mi tym bodźca do usilniejszej pracy.
Mając teraz pewność ogłoszenia „Księgi”, nie śpieszyłem się z rozpoczęciem druku: nastręczały się coraz to nowe źródła drukowane i rękopiśmienne, które zużytkować należało, a i opracowanie pochłaniało moc czasu. Dzięki wydrukowanej próbce „Księgi” ożywiła się dyskusja nad literaturą przysłowioznawczą, a z nią wzrosło i zainteresowanie przygotowującą się do druku pracą. W r. 1888 „Księga” zyskała w osobie p. Hieronima Łopacińskiego (Rafała Lubicza) dzielnego i gorliwego orędownika. Zasilał on „Księgę” aż do ostatniej chwili materjałami przez siebie i inne osoby zbieranemi. Znakomite też usługi zaczynała oddawać „Księdze,” dzięki serdecznemu i gorącemu poparciu p. Dra Jana Karłowicza, o którym z wdzięcznością tu wspominam, redakcja „Wisły”, która zamieściła odezwę moją o zbieranie przyczynków i w przyjmowaniu ich łaskawie pośredniczyła, uświadamiając też stale czytelników o postępach pracy. Ś. p. Eryk Jachowicz pośpieszył również z ofiarowaniem mało komu znanego rękopisu ojca swego, Stanisława.
Jednakie w miarę jak rękopis powiększał się, coraz było trudniej o nabytki nowe, nieznane, aż doszło wreszcie do tego, iż owocem kilkotygodniowej pracy nad parusetstronicowym foljantem, było kilkanaście zaledwie przysłów lub odmianek. I gdyby nie czas stracony, fakt ten byłby bardzo pocieszający, świadczył bowiem, iż „Księga” jest coraz bliższą ideału wszystkich prac słownikarskich, t. j. możliwej kompletności.
Na początku więc roku 1889 zdecydowałem się druk dzieła rozpocząć, materjały przybywające w miarę możności wcielać, lub też, gdyby postępujący wciąż druk to uniemożliwił, odłożyć do suplementu. Druk rozpocząłem małą jednoarkuszową próbką, opracowaną tym razem już z uwzględnieniem dostarczonych mi przez pierwszą próbę doświadczeń, która też z kilku drobnemi poprawkami technicznej natury do „Księgi,” bez zmian zasadniczych, wcieloną została. Druk posuwał się bardzo powoli, gdyż opracowywane litery nie o wiele wyprzedzać mogły drukujące się, mozolne korekty po wielokroć wracały do poprawy, wreszcie chęć umieszczenia jeszcze tego, co w ostatniej chwili przybywało i t. p. przyczyny, tudzież przeszkody nieprzewidziane, usprawiedliwiają zwłokę aż nadto. W r. 1891, gdy druk „Dopełnień” miał się rozpocząć, znalazłem się w Berlinie, gdzie korzystać mogłem ze zbiorów polskich tamecznej bibljoteki królewskiej, szczególnie z literatury poznańskiej, która „Dopełnieniom” wiele bardzo dostarczyła materjału. Półtora roku czasu przeszło zabrał skorowidz i korekta jego, która celem osiągnięcia możliwej dokładności dokonaną została w ten sposób, iż już w draku każdy odsyłacz skorowidza porównany został z odpowiednim wyrazem głównym „Księgi.”

II.

Jak to już wspominałem, nie miałem zamiaru wydać zupełnie surowego materjału przysłów, bez opracowania, mogącego nadać „Księdze” wartość źródłową i podstawową do dalszych studjów nad tym przedmiotem. Ponieważ zamyśam obszerniej pomówić w osobnych rozprawkach o dotychczasowych pracach przysłowioznawczyeh wogóle, opowiem tu wkrótce tylko o zasadach, przestrzeganych przy gromadzeniu i obrobieniu materjału, zawartego w „Księdze.”
Cały materjał „Księgi” rozłożyćby można na dwa wielkie działy: na dział objęty już drukami i dział dotąd nigdzie jeszcze niedrukowany. Na pierwszy zlożyły się: wszystkie wydane dotąd specjalne zbiory przysłów, prace etnograficzne, wszelkie książki, zawierające mniejsze lub większe zbiorki przysłów, wypisy porobione z autorów w. XVI, XVII i XVIII, wreszcie bogaty materjał kalendarzowy. Niektórzy krytycy arkusza próbnego mej pracy głosowali energicznie przeciwko korzystaniu z kalendarzy i cytowaniu ich jako źródła, z pogardą odzywąjąc się o „literaturze kalendarzowej.” Sądzę, że o zużytkowaniu pewnej pracy dla naukowych celów powinna rozstrzygać jej wartość naukowa, a nie dzieło, w którym umieszczona została. Nieufność do kalendarzy wogóle, która wyraziła się u nas w przysłowiu: „łże jak kalendarz,” sięga niewątpliwie czasów Niewieskiego i Duńczewskiego i powstała z powodu prognostyków meteorologicznych, które sprawdzały się chyba przypadkowo. Początki folklorystyki polskiej znalazły gościnny przytułek najpierw w kalendarzach, gdzie umieszczali swe prace: Adam Bartoszewicz, K. Wł. Wójcicki, Tymot. Lipiński, Kajetan i J. I. Kraszewscy, Z. Gloger i w. in. Już same te nazwiska zaświadczyć mogą, że, kto podejmuje większą jaką a źródłową pracę etnograficzną, ten nie tylko nie powinien, ale nie może pomijać bogatego a wdzięcznego materjału objętego kalendarzami, jeśli nie chce, aby jego praca była połowiczną. A więc chyba tylko niedostateczna znajomość tej literatury usprawiedliwić może tak surowy i niesłuszny sąd o niej.
Na dział drugi przysłów złożyły się wszelkie rękopisy z przysłowiami, przysłowia zasłyszane, wypisane przy czytaniu dzieł najrozmaitszych i t. p., o ile nie znajdowały się już w źródłach drukowanych.
Aby nie obciążać „Księgi” balastem pseudoprzysłów, od których żaden zbiór nie jest wolny i które przechodząc od zbioru do zbioru, stwarzają w czytelniku, mniej obeznanym z przysłowiami, fałszywe pojęcie o ich istocie i wartości — wypisywanie przysłów ze zbiorów i kwalifikowanie ich do umieszczenia w „Księdze,” nie było bezkrytyczne. Wprawdzie niezmiernie trudno, a prawie niepodobna, o ścisłą definicję przysłowia, mogącą rozstrzygać ostatecznie, co na miano przysłowia zasługuje lub nie, ale decyduje w takich razach lepiej od wszelkich zasadniczych definicji ów, że tak nazwę, nervus paremiologicus, którego się nabywa długim wczytywaniem się w przysłowia i pewnym przejęciem się ich formą językową, częściej aniżeli treść sama decydującą. Do jakiego stopnia zbiory przysłów polskich, szczególnie czasów nowszych, przepełnione są bezużytecznym balastem, nic z przysłowiami nie mającym wspólnego, jako to: sentencjami książkowemi, dowcipami, kalemburami, ucinkami, piosenkami, niech zaświadczy okoliczność, że rękopis „Księgi,” liczący pierwotnie 100 tysięcy kartek, po krytycznym przesortowaniu materjału zmalał do 30 tysięcy. Szczególnie gościnnemi dla tego rodzaju utworów są wszelkie zbiory przysłów od nazwisk i miejscowości. Maksymy Fredry i Marewicza, a z nowszych dzieł: Legatowicza, prace Zienkowicza należą również do ulubionych źródeł wielu tworzących zbiory przysłów. Jednym z częstszych błędów, popełnianych przez zbieraczy, jest też nierozważne a nieraz świadome wcielanie przysłów obcych do zbiorów z przysłowiami polskiemi. Mnóstwo przysłów np. podanych przez Lindego w słowniku jako słowackie i w tymże djalekcie, przeszło do zbiorów rękopiśmiennych Lipińskiego i Jachowicza, a za pośrednictwem Słownika Wileńskiego i do wielu zbiorów drukowanych, jako przysłowia polskie.
Tych i tym podobnych błędów starałem się, o ile to było w mej mocy, unikać przy gromadzenia materjału i podawać w „Księdze” to tylko, co nosi na sobie wyraźne piętno przysłowia. Gdy zaś zachodziły wątpliwości, czy zdanie jakieś do przysłów zaliczyć można lub nie, gdy w zdaniu którym choćby cienia przysłowia lub przysłowiowego wyrażenia się dopatrzyłem, wolałem je do zbioru przyjąć. Lepiej bowiem, aby zbiór tak duży posiadał pewną liczbę wątpliwych przysłów, aniżeliby przez zbyt ściśle stosowaną zasadę prawdziwe przysłowia dla zbioru stracone zostały. Najwięcej niepewności nasuwały wciąż na początku pracy Adagia Knapskiego. Zdawna uchodzą one więcej za zbiór sentencji i maksym, w klasztornej celi napisanych, niż za żywe z ust do ust przechodzące przypowieści. Zdanie to, sądzę, w części tylko jest usprawiedliwione. Porównanie bowiem Knapskiego z wypisami, poczynionemi z autorów polskich wieku XVI i XVII, przekonało mnie, że wiele bardzo zdań, którychby nikt do przysłów nie zaliczył, w rzeczywistości spotykać można po wielekroć u autorów z charakterystycznemi dodatkami: „jako mówią,” „jako przypowieść niesie” i t. p. Są to więc przeważnie zmarłe przysłowia, z których wiek i zmienione obyczaje starły piętno niegdyś żywego słowa. Z Knapskiego więc usuwałem dla „Księgi” te tylko zdania, co do których napewno orzec mogłem, że przysłowiami nie były i takie, których w żadnych zbiorach późniejszych nie napotykałem.
Do zbioru wcielone zostały także wszelkie przysłowia gwarowe, a więc z Szląska austrjackiego, pruskiego, mazurskie i inne. Prace Cenovy, Pobłockiego dostarczyły poważnej liczby przysłów kaszubskich. Wobec gorącej dziś dyskusji nad językiem kaszubskim, może komu zaliczenie przysłów kaszubskich do zbioru polskiego wyda się zbyt śmiałym, kto jednakże porówna przysłowia te z polskiemi pod względem ich treści i języka, przyzna, iż do tego nie potrzeba było wielkiej odwagi.
Natomiast przysłowia gminne (proverbia obscena) musiały zostać z „Księgi” wykluczone i do osobnego zbiorku zakwalifikowane. Stanowią one nieoceniony materjał do studjów nad obyczajami ludu i ze stanowiska naukowego nic przeciwko umieszczeniu ich w pracy niniejszej miećby nie można. Ci jednakże z czytelników, którzy by się „Księgą” posługiwali nie celem badań, byliby zmuszeni usuwać ją z przed oczu.... niepoświęconych.
Warjanty, czyli odmianki przysłów, w dotychczasowych zbiorach polskich, a nawet obcych, odgrywały podrzędną dość rolę. Za odmianki uważano te tylko przysłowia, które od najbardziej znanego pierwowzoru wykazywały ważniejszą jaką różnicę treści, a rzadko tylko i więcej przypadkowo oglądano się na odmiany formy językowej przysłów. A szkoda tego wielka, rola odmianek bowiem dla skarbca przysłów jest nieocenioną: w nich odnaleźć można często iskierkę, rzucającą światło na zapomniany początek dawnego przysłowia lub obalającą rzekomo prawdziwy komentarz (ob. np. pod wyr. wymknąć się Nr 2 i Sas Nr 1), w nich obserwować można cały proces przetwarzania się w ciągu wieków zarówno treści jak i formy przysłowia, gdy np. wyszłe z użvcia wyrazy lub formy gramatyczne zastąpione zostają nowemi (dawniej mówiono: mądrej głowie dość dwie słowie, dziś, gdy liczba podwójna wyszła z użycia, w miejsce „dwie słowie” wtrącono „na słowie” i t. p. (Ob. p. w. głowa” Nr 119), w nich wreszcie mamy świadectwo stopnia rozpowszechnienia pewnego przysłowia: słowem z rysów charakterystycznych, które się odzwierciedliły w mniej lub więcej licznych odmiankach danego przysłowia, rozpoznać możemy pojęcia, wyobrażenia, wykształcenie, a przedewszystkim język każdego z jej twórców.
Temi zasadami się kierując, przyznałem odmiankom w „Księdze” miejsce jak najszersze: każda różnica tekstu między przysłowiami tejże samej treści, na pozór choćby najmniejsza i nic nie znacząca (np. w miejsce że, gdy zamiast kiedy, aby zam. żeby), każda najdrobniejsza nawet zmiana stylu lub szyku wyrazów została jako odmianka zapisana. Toż samo czyniłem i wtedy, gdy różnice powtarzały się między przysłowiami, objętemi jednym zbiorem, lub też między przysłowiami zawartemi w różnych wydaniach tegoż samego dzieła (ob. pod wyr. dzban Nr 2 i kłamać Nr 3 — różnice wydań Rysińskiego).

Do pracy niniejszej weszło również kilkanaście tysięcy przysłów lub cytat z wplecionemi do nich przysłowiami, wypisanych z autorów polskich XVI, XVII, a w części i XVIII w. Mają one służyć nie tylko jako przykłady użycia lub objaśnienia tych przysłów, obok których je w „Księdze” umieszczono, ale przede wszystkim jako niezbite dowody dla chronologji przysłów. Kiedym się w pierwszych latach pracy nad „Księgą” rozejrzał w jej materjale, zauważyłem, że mnóstwo przysłów o charakterze utworów XVI lub XVII w. pojawia się w zbiorach dopiero w wieku XVIII lub XIX, że brak w materjale tym znacznej liczby przysłów, spotykanych często w autorach staropolskich, któryto brak pochodził stąd, że przysłów tych żaden z drukowanyeh zbiorów nie zawierał. Dzieła Reja, Kochanowskiego, Górnickiego i innych zawierają obfity a cenny materjał dla skarbca przysłów, a zaledwie mała cząstka jego objęta jest zbiorami Rysińskiego i Knapskiego. Dla możliwie więc ścisłego ustalenia chronologji przysłów a zarazem zbogacenia ich zbioru częścią podstawową do wszelkich studjów krytycznych, postanowiłem porobić wypisy z całej literatury XVI i XVII wieku, a przynajmniej z ważniejszych jej pisarzy. Pracy podobnej dokonał już w swoim czasie Tymoteusz Lipiński (zm. w roku 1856) dla swego „Słownika przysłów,” znajdującego się obecnie w rękopisie w bibljotece Ord. Krasińskich. Aby więc pracy bezużytecznie nie powtarzać, umyśliłem z notat tych skorzystać; zaledwie jednak część ich wypisałem, spostrzegłem, że metoda, jaką przy robieniu wypisów posługiwał się Lipiński, nie była właściwa. Zamiast przytaczać wiernie i w całości okresy lub zdania, w których przysłowia lub wyrażenia przysłowiowe wplecione były, Lipiński powyrywał ze związku słów samo tylko przysłowie, pozbawiając je najcharakterystyczniejszego nieraz objaśnienia lub wykładu, czyniąc z przysłowia, przykładem żywej mowy otoczonego, martwe że się tak wyrażę, zdanie. Postępował tak nawet wtedy, gdy przysłowie było związane z ustępem rymowanym. Gdy np. w Sielankach Szymonowicza czytamy:

Kto się chce żenić, domu i dostatku trzeba:
Zła miłość, powiadają, bez soli, bez chleba,

lub u Potockiego w Poczcie herbów:

„Zdechł niedżwiedź, więc o ziemię dudy i multanki,
Spadło masło, jako mówią, niedźwiednikom z grzanki.”

to u Lipińskiego znajdziemy wypisane jedynie przysłowie i wymienić przysłowiowe: „zła miłość, powiadają, bez soli, bez chleba” i „spadło mu masło z grzanki.”
Posługując się więc przedrukami Turowskiego, Wójcickiego i innemi, a w niemałej mierze słownikiem Lindego i pracą Radwańskiego „Część mądrości ksiąg polskich,” dopełniłem sam wypisy poczynione z Lipińskiego, prostując je też w wielu razach. Ponieważ ani ta ostatnia praca, ani dziełko Radwańskiego nie podają przy cytatach stronicy odnośnego dzieła, zmuszony byłem, niestety, dla uniknienia niejednostajności, pójść ich śladem.
Przewodnią zasadą przy wypisywaniu przysłów ze wszelkich zbiorów drukowanych było: podawać je tak, jak w odpowiednich zbiorach się znajdują, bez żadnych skróceń, przeróbek lub poprawek, któreby „Księdze” wartość pracy źródłowej w zupełności odbierały. Ze zbiorów dawnych przysłowia podane zostały z zupełnym zachowaniem wszystkich archaicznych cech językowych, ze zmianą jedynie pisowni. Jeśli między przysłowiami z różnych wydań były jakie różnice, zostały one zapisane. Dzieła Rysińskiego, Żeglickiego, Zawadzkiego i wszystkie inne zużytkowane zostały w pierwszych wydaniach (o ile odnaleźć się dały), aby przeto wieku przysłów nie zacierać; wydania późniejsze cytowane są wtedy tylko, gdy odpowiednich przysłów niema w pierwszych.
Obok każdego przysłowia, każdej odmianki lub cytaty z pisarzy staropolskich, podano w skróceniu źródła, z których one zostały zaczerpnięte. Jeżeli przysłowie jakie w kilku, kilkunastu, lub nawet więcej źródłach spotykałem, choćby nawet w jednej i tejże formie językowej lub treści, to i wszystkie te źródła zostały obok przysłowia podane i uszykowane w porządku chronologicznym, tak, że odrazu wiek przysłowia lub też dzieło, w którym ono po raz pierwszy pojawia się, rozpoznać można. I więcej jeszcze. Mając np. kilkanaście źródeł zestawionych (ob. np. p. w. klin Nr 2, pan 49 i 64, wstawać 4, złoto 16 i t. p.), można nie tylko domyślić się stopnia rozpowszechnienia pewnego przysłowia, ale i odszukać pokrewne słowiańskie (z dzieł Czelakowskiego, Massona i in.), dalej łacińskie i greckie (z dzieł Rysińskiego, Knapskiego, Żeglickiego, Gamiusa, Zawadzkiego i in.), wreszcie z języków nowożytnych: niemieckiego, francuskiego, angielskiego, włoskiego i in., wystarcza bowiem odnaleźć w cytowanym obok przysłowia dziele, zawierającym przysłowia w kilka językach, odpowiednią stronicę. Nie mniej cenne usługi oddaje podobne, na pozór bezużyteczną pedanterją tchnące, zestawienie źródeł, gdy idzie o przysłowia w pewnych tylko okolicach używane, gdy np. p. w. pan Nr 64 mamy między innemi podane źródła: Łyskowski, Lompa, Frischbier, Kolberg, Petrów, dowiadujemy się z łatwością, iż przysłowie to aż w pięciu różnych okolicach jest znane. Wielka liczba źródeł jest też niemałą ulgą przy objaśnianiu początku lub zastosowania ciemnego przysłowia, w kilkunastu bowiem wskazanych dziełach znaleźć się mogą czasem uwagi lub przyczynki, mogące posłużyć do rozwiązania zagadki.
Przysłowia, lub ich odmianki, przy których nie podano wcale źródła, zostały albo zasłyszane, albo z gazet i książek nowszych najrozmaitszej treści wypisane, lub też, i to najczęściej, wybrane z rękopisów bibljotecznych Lipińskiego, Jachowicza, Kapliczyńskiego i wielu innych, wreszcie z nadesłanych przyczynków i zbiorków rękopiśmiennych. Większa część materjału tego składała się z przysłów pospolitych, powszechnie znanych i codziennie używanych, które jednakie dotąd zbiorami drukowanemi nie są objęte. Podawanie więc obok takich przysłów uwagi, że je wypisałem z zapiski p. X lub p. Z., nota bene nowej a nieraz i ad hoc dla „Księgi” robionej, albo też z tej lub owej powieści, broszury czy gazety — nie miałoby żadnego znaczenia. Ze względów praktycznych byłoby raczej zawadą, setki a nawet tysiące razy czytelnik szukałby, w spisie dzieł cytowanych, objaśnienia tego lub owego skrócenia, umieszczonego obok przysłowia, a zamiast spodziewanego dzieła wieku XVI lub jakiego zbioru, znalazłby tylko gołe i nic nie objaśniające nazwisko.
Jeżeli który rękopis zawierał ciekawe lub nieznane objaśnienia i szczegóły, a powaga autorów była mi dostateczną rękojmią ich prawdziwości albo prawdopodobieństwa, zamieszczałem je z zacytowaniem źródła. W ten sposób znajdujemy w „Księdze” cytowane rękopisy Jachowicza, Lipińskiego, z nowszych Federowskiego, Lubicza, Mátyasa, ks. Siarkowskiego i in. Nigdy zaś nie zaniechałem cytowania rękopisu, gdy zawierał przysłowia, zebrane w pewnej ściśle określonej wsi lub okolicy, a to aby zostawić ślad, skąd odnośne przysłowia pochodzą, gdzie mają miejsce obywatelstwa.
A teraz słów kilka o kwestji najważniejszej w całym opracowaniu „Księg” — o jej metodzie układu. System porządkowania i układania zbiorów z przysłowiami był szkopułem, o który rozbijały się najgorętsze usiłowania stworzenia ogólnego skarbca przysłów polskich i śmiało twierdzić można, że tylko nieumiejętność pokonania tej trudności stała się powodem, że dzieła podobnego dotąd nie posiadamy. Wszystkie większe, a w rękopisie pozostałe prace, że wspomnę tylko dwie najznaczniejsze: Lipińskiego i Jachowicza, noszą na sobie ślady łamania się z tą trudnością i prób, podejmowanych celem jej pokonania.
W większych zbiorach przysłów, aż do końca XVIII wieku wydanych, widzimy zastosowanie abecadłowego porządku układu, podług pierwszej głoski przysłowia. System to, dla zbiorów bogatszych, naukowym badaniom służyć mającym, niemniej dogodny i właściwy, słusznie go też dziś do zarzuconych systemów zaliczają. Na bezużyteczności jego poznała się znaczna część zbieraczy przysłów już w pierwszej połowie wieku bieżącego, a Lipiński i Jachowicz, obaj marzący o wydaniu kiedyś słownika przysłów, zamiast porządku abecadłowego, zastosowali do swych zbiorów układ zwady „filozoficznym.” Od owego też czasu, z siłą przesądu utrzymuje się przekonanie, że przysłowia układać należy tylko „filozoficznie,” a przekonanie to odbiło się echem kilkakrotnym i w znanych mi krytycznych głosach o pracy niniejszej. Na jakich zasadach opiera się ów układ; czym on jest w teorji, a czym w praktycznym zastosowaniu? Rzecznicy systemu tego chcą uszeregować przysłowia podług sensu moralnego i tendencji w nich zawartej, a gdy znajdują pewną znaczniejszą liczbę przysłów, w których wzmiankowane są: roślina, zwierzę, części ciała, nazwy, imiona lub nawet liczba jaka, lub też które ściągają się do pewnego rzemiosła, fachu i stanu, albo też mają z niemi jaki związek, tworzą z przysłów takich osobne grupy ogólne i szczegółowe, z odpowiednimi nadpisami. A więc gdy w pewnych przysłowiach spotykają wyrazy: Bóg, święty, adwent, anioł, błogosławić, cmentarz, cud, dusza, dziesięcina, dzwon, kaptur umieszczają przysłowia takie w dziale „Przysłów religijnych”; przysłowia, w których wzmianka jest o dłoni, czuprynie, głowie lub krwi znajdziemy w dziale: „Ciało ludzkie i jego części”; nakoniec przysłów, w które wchodzą wyrazy: but, szydło, szewc, igła, kożuch, krawiec, bednarz szukać każą w grupie: „Przemysł, rzemiosła, rzemieślnicy” i t. p.
W ten sposób tworzy się cały olbrzymi szereg działów i poddziałów najzupełniej dowolnych, na żadnych stałych logicznych zasadach nieopartych, a przedewszystkim zależnych od subjektywnego poglądu autora, nie dziw, że nikt prócz autora, a nieraz zapewne i sam autor nie potrafi w zbiorze według takiej metody ułożonym, odnaleźć potrzebnych mu przysłów. W teorji nic łatwiejszego, jak ułożyć schemat z tytułami wszystkich przewidzieć się dających działów, grup i grupek. Zastosowanie jednak tej metody do większego zbioru jest wprost niewykonalnym, a kto go mimo to przeprowadzić usiłuje, na każdym kroku łamać i naginać musi ogólną zasadę układu, tworzyć niezliczone od zasady tej wyjątki, a ciągłe te niekonsekwencje doprowadzają układ cały do.... absurdu. Bez obawy przegranej możnaby np. konia z rzędem ofiarować temu, ktoby się domyślił, że wyrażenia przysłowiowego: „jakby groch o ścianę rzucał” szukać należy w dziale „Gospodarskich,” a „pleść banialuki” w grupie: „Imiona hebrajskie i pogańskie,“ lub, że przysłowie: „człowiek do samej śmierci rozumu się uczy” znajduje się w rozdziale zatytułowanym: „Płeć męska.” Niepodobna nawet odgadnąć, czemu Lipiński, (a z jego to rękopisu wszystkie wogóle tu zacytowane przykłady są wyjęte), tak postąpił, jaki związek „filozoficzny” ma rzucanie grochu na ścianę z gospodarstwem i czemu tylko mężczyznom pozwala uczyć się rozumu do śmierci i czy wreszcie przypuszczał, że każdy z przeciętnych czytelników jego pracy wiedzieć będzie, że Banialukę poczytuje za imię pogańskie. Praca Lipińskiego liczy aż 42 działy, nie licząc poddziałów; niektóre napisy nad rozdziałami same najlepiej pouczają, czym jest podobna metoda układu, np.: „Moralne. (Wyłączone tu są takie, które również będąc moralne, zamieszczone zostały pod różnemi działami)”; lub też rozdział: „Drzewa, krzewy, rośliny, kwiaty, owoce. (Wypuszczone tu są wszelkie zboża, a nadto wszelkie takie wyrzeczenia o roślinach, które w ścisłym będąc związku z gospodarskiemi, tamże zamieszczone zostały)”. Tytuły te, a szczególnie położone obok nich zastrzeżenia świadczą najlepiej, że czytelnik, chcący np. odszukać kilka przysłów w zbiorze tym, znalazłby je chyba po bardzo długich rozumowaniach i kombinacjach. Z innych prac większych, które metodę tę stosowały, wspomnę jeszcze prace Stan. Jachowicza. W niej liczba działów przechodzi setkę, a jak dalece system ten jest subjektywnym, świadczy najlepiej porównanie działów, poczynionych w pracy Jachowicza i Lipińskiego. Jakkolwiek w teorji układ tych prac na jednej oparty jest zasadzie, to jednakże rozdziały prac obu (z wyjątkiem kilkunastu) w niczym nie są do siebie podobne. Np. przysłowia, zamieszczone u Lipińskiego w dziale „Gorspodarskich,” znajdują się u Jachowicza w dziale „Wyrobów z roślin” i t. p. I tu, sądzę, nie bez pożytku będzie przytoczenie kilku tytułów rozdziałowych, np.: „Mowa, głos, dźwięk i co z tym w związku” (np. brzęk, dźwięk, opowiadanie, słowo, strzał), „Przymioty” (np. błogosławiony, chcący, dumny (sic), ładny), „Statki i ich części oraz przybory” (np. barka, galar, majtek (sic) i t. p.
To tak hojne tworzenie coraz nowych działów stanowi podstawową stronę układu powyższego, i ma źródło częścią w niemożności pomieszczenia coraz to nowych treścią przysłów w utworzonych już działach, częścią zaś w mniemaniu, że te lub owe przysłowia na dział osobny „zasługują”. Zapominają ci zbieracze, że dla przysłów niema rang i hierarchji, że wszystkie one, jak wyrazy w słowniku, jednakową dla całości mają cenę, że każde przysłowie, napozór najbłahsze, coś przecież wyraża, o czymś świadczy i przekonywa, chcąc więc dla wszystkich „zasługujących” a treścią pokrewnych, tworzyć działy, możnaby ich liczbę do tysiąca doprowadzić. Tworzenie działów ma swe uzasadnienie, gdy mamy przed sobą pracę krytyczną, naukową, poświęconą pewnej tylko cząstce spokrewnionych przysłów, którą badamy i rozpatrujemy, ale nigdy w zbiorze ogólnym.
Pracując nad rękopisami Lipińskiego i Jachowicza, z żalem spoglądałem nieraz na owoc mozolnej pracy kilkunastoletniej, niedokończonej, niestety, i zwichniętej tylko fałszywym systemem układu materjału. Szczególnie praca pierwszego, jak na owe czasy, z pewną metodą wykonana, byłaby względnie dobrym dla literatury nabytkiem. Niektóre wadliwości układu tego zrozumiał już Wł. Sabowski (ob. Dziennik Warszawski, r. 1855, Nr. 254) i zwracał na nie uwagę Lipińskiego, a to, co o niektórych innych wadach jego pracy powiedział, zastosuję do metody układu „filozoficznego,” mianowicie, że „praca to nieskończona, mozół niewdzięczny, a pożytek żaden.”
System układu materjału, zawartego w „Księdze”, na zupełnie odmiennych, niż wyżej opisana metoda, oparty jest zasadach. Wychodząc z założenia, że zbiór przysłów jest materjałem, mającym służyć do wszechstronnych studjów: językowych, historycznych, obyczajowych i t. p., chodziło mi dla niego o układ, któryby jak najbardziej korzystanie z materjału tego ułatwił, a więc o układ najprostszy, najmniej zawiły i skomplikowany, a przedewszystkim najzupełniej objektywny, niezależny od osobistego poglądu i zapatrywania układającego i niemogący być przez rozmaitych czytelników rozmaicie wykładanym. Kwestja porządkowania przysłów w ogólnym zbiorze, zdaniem moim, nie jest kwestją teoretyczno-naukowego, ale czysto praktycznego znaczenia. Układ, któryby, najmniej wymagając komentarzy i tworzenia zasad wyjątkowych, umożliwił szybkie znalezienie poszukiwanego przysłowia lub też wszystkich przysłów, ściągających się do pewnego pojęcia, byłby ze wszystkich układów najlepszym. Zadanie układającego zbiór przysłów podobne być winno do zadania bibljotekarza, którego ideałem jest rozmieszczenie książek w taki sposób, aby poszukiwane jak najprędzej i bez trudności odnaleźć się dały. W tak zrozumianym zadaniu układającego, nie ma miejsca na niedającą się w ogólnym zbiorze urzeczywistnić mrzonkę o układzie, któryby miał jednocześnie wartość praktyczną i naukową, t. j. umożliwił jaknajszybsze znalezienie poszukiwanych materjałów, a jednocześnie był krytycznym ich rozgatunkowaniem. Rzecz prosta, iż niemożliwym do wynalezienia jest również taki system układu, któryby żadnej nie miał strony ujemnej i dozwolił kilkadziesiąt tysięcy przysłów rozmieścić wygodnie, jak papiery w różnych na ten cel przeznaczonych szufladkach i z pod któregoby się żadne przysłowia, przy ich układaniu, wyłamywać nie mogły. Ze znanych więc metod porządkowania przysłów wybrać należy tę, która stron ujemnych ma najmniej.
Taką wydała mi się metoda układu, do niniejszej pracy zastosowana. Użył jej z powodzeniem K. F. W. Wander, choć przed nim już była znana, w swoim pomnikowym dziele: Deutsches Sprichwörter Lexicon (Lipsk 1867— 1890, 5 tomów), największym w powszechnej literaturze przysłowioznawczej. Ze znanych mi zbiorów polskich (drukowanych i rękopiśmiennych), jeden tylko, małej zresztą wartości, zbiór przysłów, wierszy, ucinków i t. p. Antoniego Kapliczyńskiego, znajdujący się w Bibljotece Ossolińskich, posiada układ podobny, choć nie wszędzie konsekwentnie przeprowadzony.
Zasadą układu „Księgi” niniejszej jest: szeregować przysłowia w porządku abecadłowym wyrazów, do których treść całego przysłowia się odnosi, które są podstawą samego przysłowia. Lepiej od wszelkich określeń uwidoczni ją, sądzę, kilka przykładów. Jeżeli weźmiemy przysłowia i wyrażenia przysłowiowe: kto na prawdzie gra, skrzypce mu o łeb tłuką; hardy jak hetmańskie pacholę; co czyjego, to nietykalnego; jeden nie wiele może; kto pracuje, ten się modli; jakby z nieba spadł, to „głównemi,” że tak nazwę, wyrazami ich będą: prawda, hardy, czyje, jeden, pracować, niebo — umieściłem je też w „Księdze” pod temi wyrazami. Jedynym wyjątkiem od ogólnej zasady układu, uczynionym w „Księdze,” jest zamieszczenie przysłów, zawierających w treści: imiona, nazwiska, nazwy narodów, krajów, miejscowości (miast, wsi, gór, rzek) pod temiż imionami, nazwiskami i t. p., jakkolwiek one w przysłowiach odnośnych niebyły wyrazami głównemi. Np. w przysłowiach: język i do Krakowa dopyta; mocny, jak luterska wiara; stoi, jak św. Jan od Warty; kręty jak Pilica; skacze jak hiszpan wyrazami głównemi są: język, mocny, stać, kręty, skakać, przysłowia te jednakże zamieszczone zostały pod wyrazami: Kraków, Luter, św. Jan, Pilica, Hiszpan. Jeżeli które przysłowie zawierało jednocześnie kilka nazw miejscowości lub też imiona i miejscowości, zamieszczone zostało pod pierwszym z kolei wyrazem, jak to już np. widać z przytoczonego dopiero co przysłowia: stoi, jak św. Jan od Warty, odniesionego pod wyraz św. Jan. Większość bowiem przysłów, odnoszących się do imion, nazw i t. p., ma też imiona i nazwy za wyrazy „główne”, chodziło mi więc o ześrodkowanie wszystkich pod odpowiedniemi „głównemi,” o zapobieżenie ich rozstrzelaniu się po całej książce, a cel ten osiągnięty został przez powyżej objaśnione zboczenie od ogólnej zasady porządkowania materjału.
Są przysłowia lub przypowieści, posiadające kilka lub nawet więcej wyrazów głównych, np. chłop narajony a wilk chowany jedną drogą chodzą; mnich niemowny, kot niełowny, gach wstydliwy, gracz sprawiedliwy nigdy nie wskórają; kto się prawuje a léczy, tego djabeł po kieszeniach ćwiczy i t. p. Głównemi wyrazami w przysłowiach są tu: chłop, wilk, mnich, kot, gach, gracz, prawować się, leczyć się. Przysłowia podobne odniesione są w „Księdze” zawsze do pierwszego wyrazu „głównego,” a więc w tych przysłowiach do wyrazów: chłop, mnich, prawować się.
Następstwem podobnego układu przysłów „złożonych” jest niemożliwość zgromadzenia pod jednym wyrazem „głównym” wszystkich przysłów do tegoż wyrazu odnoszących się, a zawartych w „Księdze.” Ktoś, szukający np. przysłów, ściągających się do wyrazu „kot”, nie znalazłby pod tym wyrazem głównym podanego wyżej przysłowia: mnich niemowny, kot niełowny, gach wstydliwy, gracz sprawiedliwy i t. d., ono bowiem umieszczone jest pod wyr. mnich. Podobnego zawodu doznałby czytelnik, poszukujący przysłów z wyrazami: gach i gracz.
Tej bardzo ważnej słabej stronie układu (nie od rzeczy może będzie nazywać go stale układem „podług głównego wyrazu”), o ile wiem, żaden z autorów, którzy go stosowali, nie postarał się w sposób właściwy zaradzić. Nie zapobiegł tej niedogodności nawet Wander, którego dzieło, owoc czterdziestoletniej pracy, imponuje ogromem włożonego w nie trudu. Gdyby ktokolwiek, pracujący np. nad charakterystyką chłopa niemieckiego, chciał z dzieła Wandera wybrać wszystkie, do wyrazu chłop odnoszące się przysłowia, byłby zmuszony przeczytać od deski do deski całe pięć tomów, tyleż prawie tysięcy stronic liczących, a pracę tę powtarzać za każdym razem. Dzieła ich stały się przeto olbrzymiemi, niezmierzonemi polami, po których długo krążyć trzeba i z wielkim mozołem zbierać osobne ziarenka.
Harrebomée, w swoim Spreekwoordenboek (Utrecht 1858—70, 3 tomy), użył takiego sposobu, iż przysłowia, które zawierały kilka wyrazów głównych, powtarzał pod każdym z tych wyrazów osobno, powiększając w ten sposób znacznie objętość dzieła niepotrzebnym balastem. Z tego i z wielu innych jeszcze powodów, zastosowanie tej metody do pracy niniejszej byłoby wprost niemożliwym a nawet bezużytecznym.
Po wielu próbach, przedsiębranych celem zaradzenia tej ujemnej stronie układu, „podług wyrazu głównego”, udało mi się obmyśleć i w „Księdze” przeprowadzić najzupełniej skuteczny i wszelkim z niedogodności tej wynikającym skutkom zapobiegający „Skorowidz,” który na końcu „Księgi” jest umieszczony. (Obszernie o nim i o stosowaniu go ob. na str. 712).
Skorowidz ten, którego używanie żadnych prawie nie wymaga objaśnień, zawiera około 40 tysięcy odsyłaczy, a o jego pożytku świadczyć może fakt, że gdy np. w „Księdze” i jej „Dopełnieniach” znajdujemy (pod wyr. Bóg) zaledwie 444 przysłowia, do wyrazu Bóg odnoszące się, to z pomocą skorowidzu (ob. str. 717) bez trudu odszukać możemy jeszcze 380 przysłów, po całej pracy rozsianych i wzmiankujących o Bogu. Bez skorowidza moglibyśmy dopiąć tego tylko przeczytaniem całej książki.
Oto metoda układu, którą się niniejsza praca posługiwała. Nie jest ona, jak to widać, bez strony słabej, szczęściem przez skorowidz już usuniętej, ale ze wszystkich mi znanych metod jest niewątpliwie jeśli nie najlepszą, to najmniej złą. Przy układach innych, szczególniej „filozoficznym,” czytelnik nie wie wcale, gdzie ma szukać potrzebnego mu przysłowia, przy tym zaś wie zawsze wyrazy, pod któremi przysłowie na pewno odnaleźć może, a gdyby nawet w którym przysłowiu nie umiał domyślić się wyrazu „głównego,” to poszukawszy pod kilku, wreszcie przy pomocy skorowidza, przysłowie odszuka.
Wszystkie przysłowia, skupione pod pewnym wyrazem głównym, uszykowane są w porządku abecadłowym pierwszej głoski każdego przysłowia i liczbą kolejną opatrzone. Gdy które przysłowie miało kilka, kilkanaście lub więcej odmianek, to najstarsza z nich podaną została na czele większym drukiem (garmontem) i liczbą oznaczona, po niej zaś w kolei chronologicznej (mniejszym drukiem) wszystkie inne (ob. np. p. w. niedźwiedź Nr. 6; pan Nr. 49; przyganiać Nr. 2; Sas Nr. 1; słowo Nr. 78). Gdy zaś wiek przysłów nie był mi znany, dawałem na czele najpowszechniejszą ze wszystkich odmiankę, a gdy i ten szczegół poznany być nie mógł — odmiankę najkrótszą, najmniej rozwiniętą, a więc pierwotną (ob. p. w. ofiara Nr. 3; siedzieć Nr. 23; sierota Nr. 9; siwy Nr. 3). Często odmianki, szczególnie, gdy ich była znaczniejsza liczba, uszeregowane są nie tylko z uwagą na ich chronologję, ale i na treść. Gdym np. miał przysłowie, posiadające kilkanaście odmianek z różnych wieków, to naprzód podałem w chronologicznym porządku odmianki najbliższe treścią umieszczonemu na czele najstarszemu przysłowiu, potym dopiero dalsze w tym samym uszeregowaniu (ob. p. w. przyganiać Nr. 2; przeskoczyć Nr. 1, 2; przyjaciel Nr. 9; sparzyć się).
Po odmiankach następują cytaty z autorów polskich wieku XVI, XVII i XVIII-go (znakiem § od odmianek oddzielone), również chronologicznie zestawione, po nich zaś (zawsze od nowego wiersza) wszelkie objaśnienia: użycia przysłowia, jego powstania i historji, archaizmów, wyrazów gwarowych i t. p.
Objaśnienia starałem się podawać krótkie, ale wyczerpujące, a gdzie w przysłowiach, szczególnie historycznych, lub też do nazwisk i miejscowości odnoszących się, początek lub użycie przysłowia były nieznane, ograniczałem się źródłowym zestawieniem dotychczasowych poglądów i domysłów, jeśli miały uzasadnienie naukowe, własnemi niepopartemi dociekaniami ich nie powiększając. Znane, mimowolną humorystyką tchnące bajeczki, jakie różni autorzy na karb Augusta II Sasa (ob. p. w. Sas Nr. l), „Filipa z Konopi” (ob. p. w. wymknąć sie Nr. 2) lub „Dosiego roku” (ob. p. w. rok Nr. 5) postwarzali, chcąc ich pochodzenie bądź co bądź wyświetlić, były dla mnie dostatecznie odstraszającym przykładem.
Po odmiankach, cytatach z autorów i objaśnieniach podane są odsyłacze do przysłów pokrewnych treścią i formą językową, a umieszczonych pod różnemi wyrazami, lub też, i to najczęściej, do przysłów, znajdujących się pod jednym i tym samym wyrazem „głównym,” nie skupionych jednak razem, lecz przez wzgląd na ułatwienie odszukania ich (zwłaszcza, gdy jeden wyraz „główny” znaczną liczbę przysłów zawierał, lub gdy przysłowia zaczynały się różnemi głoskami alfabetu) osobno liczbą zaopatrzonych i uszykowanych w abecadłowym porządku. (Ob. p. w. pan Nr. 9, 17, 26, 27, 28, 30, 31, 36, 39, 57 i w. in.; p. w. sól Nr. 4, 14, 15, 16).
I o pisowni pracy niniejszej słów kilka nadmienię. Kiedy druk „Księgi” się rozpoczął, sporne kwestje pisowni w żadnym obozie jeszcze nie były rozstrzygnięte. Zmuszony więc sam wybierać, uważałem za najstosowniejsze przyjęcie dla pracy niniejszej zasad najbardziej do pisowni wieku XVI i XVII zbliżonych, a więc: imiesłowy czasu przeszłego bez ł (zjadszy, rozdarszy, wyrzekszy), c na końcu wszystkich bezokoliczników (biec, strzec), wreszcie zakończenia przymiotników ym i emi bez różnicy rodzajów. Trzymając się bowiem zasady przytaczania jak najwierniejszego wszelkich wypisów ze zbiorów, nie podobna mi je było modernizować. Gdybym się zaś chciał posługiwać pisownią współczesną (w wypisach z autorów nowszych) z pozostawieniem jednoczesnym starej, utworzyłby się w ten sposób chaos: dość często dwie różne pisownie spotykałyby się w jednym wierszu. Że to nie wpłynęłoby na ścisłość i źródłowość pracy, o które przedewszystkim chodziło, zbyteczna dodawać. Pisownię przysłów kaszubskich z Cenowy przytoczonych, z powodu braku odpowiednich znaków graficznych, w kilku tylko punktach mniejszej wagi, zmuszony byłem pozmieniać.
Innych drobnych szczegółów opracowania, lub też nielicznych wyjątków, od ogólnej zasady obrobienia poczynionych, objaśniać tu nie będę. Zapozna się z niemi łatwo każdy, przeczytawszy kilka lub kilkanaście artykułów czyli wyrazów głównych.
Ogólną zasadą układu materjału kierowały przedewszystkim względy praktyczności, opracowaniem zaś przysłów i ich odmianek, pod pewnym wyrazem „głównym” zestawionych — potrzeba zastosowania metody naukowej, mogący ułatwić badania nad niemi w jak najszerszym zakresie. Czytelnik, przejrzawszy którykolwiek wyraz „główny,” odraza dowiaduje się całej historji przysłowia: w jakich zbiorach ono się znajduje i w jakim po raz pierwszy zostało zapisane, jakie posiada odmianki, jacy autorzy starodawni, przed lub po objęciu przysłowia danym zbiorem, już go używali, wreszcie użycia i powstania przysłowia.
„Księga” zawiera około 5,100 wyrazów głównych, czyli pojedynczych artykułów, liczących bez mała trzydzieści tysięcy przysłów, nie rachując odmianek, których liczba, sądzę, wyniesie ze czterdzieści tysięcy. Są to cyfry, o których, rozpoczynając pracę w r. 1883, nie ważyłem się nawet pomyśleć.
Taką jest praca, którą się pokusiłem zapełnić ważny brak w literaturze; czy szczęśliwie, nie moja to rzecz oceniać. Czy praca niniejsza jest kompletną, bez błędów i źródłowe studja nad przysłowiami wyczerpującą? Daleki jestem od tych myśli, a najdalej od ostatniej. Nie ulega wątpliwości, że mimo tak długiej pracy i szperań najusilniejszych „Księga” nie jest kompletną, a mniej jeszcze wolną od błędów, omyłek, opuszczeń rzeczy mniej lub więcej ważnych. I nie może nią być praca przeszło dziesięcioletnia. Walczyła ona przez ten czas z trudnościami najrozmaitszej natury, a dość często, latami całemi, poświęcać jej mogłem zaledwie godziny nocne, wolne od innych zajęć. Nie zawsze i nie wszędzie też „Księga” spotykała się z przyjaznym dla niej usposobieniem i gotowością do pomocy. Przychodziło jej wielokrotnie walczyć z silnym jeszcze uprzedzeniem do folklorystyki, uważanej w pewnych nawet kołach uczonych za amatorską tylko zabawkę, niegodną umysłu samodzielnego i myślącego. W ciągu tak długiego okresu pracy nie jedno też przekonanie, nie jeden pogląd naukowy jej autora uległ zmianie i dziś chętnieby to lub owo z „Księgi” usunął lub zmienił. Pracą niniejszą chciałem zresztą zbudować nie dom cały i skończony, bo to przechodzi siły jednostki, ale trwałe i pewne, bo na fundamencie oparte rusztowanie, któreby przyczynić się mogło do zbudowania nauki przysłowioznawczej u nas i sprowadzenia jej z torów dyletanckich na ściśle naukowe. Wyczerpanie krążących jeszcze wśród ludu, a więc najcenniejszych przysłów, odgrzebanie już zapomnianych z pisarzy staropolskich, dawnych rękopisów, wokabularzy, gramatyk, wreszcie z ukazujących się wciąż przedruków dzieł nieznanych, winno być najbliższym zadaniem tego, który obecnie pracą przysłowioznawczą się zajmie. Nieodzownym też jest, że tak powiem, krytyczne przesianie posiadanych już zbiorów, zwłaszcza od nazwisk i miejscowości i wyłączenie z nich tego, co do zbioru należeć nie może i nie powinno, a co nie jeden krytyczny nawet zbieracz do przysłów zaliczył. Cenne usługi oddać może nauce przysłowioznawczej krytyczne wydanie Rysińskiego z porównaniem wszystkich wydań, jak również Knapskiego, a przynajmniej jego części polskiej, z objaśnieniami łacińskiemi. Nagromadzone w ten sposób i krytycznie oczyszczone ziarnka „filozofji narodu”, rozpatrzone w osobnych studjach: językowych, historycznych, obyczajowych i t. p. dadzą nam obrazy, w których znajdziemy niejeden rys nowy, a może i nie jedno dziś ciemne miejsce jego przeszłości stanie się jasnym i zrozumiałym.
Pozostaje mi jeszcze wyrażenie słów prawdziwej wdzięczności tym wszystkim, którzy przez cały czas uciążliwej pracy bądź radą, bądź przyczynkami „Księdze” pożytek przynieśli, a więc: wspomnianym już na początku niniejszego „Wstępu” osobom i instytucjom, oraz pp. C. Biernackiemu, S. Ciszewskiemu, P. Czarkowskiemu, Dr. W. Dybowskiemu, M. Federowskiemu, A. Makowieckiemu, K. Mátyásowi, Prof. W. Nowickiemu, A. Petrowowi, ks. A. Pleszczyńskiemu, ks. W. Siarkowskiemu, S. Udzieli, Dr. W. Zíbrtowi, Docentowi uniwersytetu czeskiego i Bibljotekarzowi Muzeum Narodowego w Pradze i innym, w rocznikach „Wisły” wymienionym, wreszcie Szanownemu Zarządowi Muzeum Narodowego Czeskiego w Pradze i Szanownemu Komitetowi Kasy im. Mianowskiego, którego poparciu dzieło niniejsze zawdzięcza ukazanie się w druku.
Do szczególniejszej zaś, najserdeczniejszej wdzięczności poczuwam się dla p. Prof. A. A. Kryńskiego. Gdy się bowiem druk „Księgi” rozpoczął, a z nim, zarówno w uciążliwych korektach, jak i w opracowywaniu całości w druku, przybyło takie brzemię mozołu, iż o podołaniu mu przez jedną osobę można było wątpić, wtedy p. Prof. Kryński, chcąc wydanie „Księgi” do skutku doprowadzić, ulżył mi części trudu i aż do ostatniej chwili baczne na przebieg druku miał oko, usuwając nie jedno, coby liczbę jej błędów mogło pomnożyć, a co uszło mojej uwagi. Szlachetną tę uczynność i ofiarę, dla dobra mej pracy okazaną, zachowam zawsze we wdzięcznej pamięci.

Praga czeska, 24 lipca 1894.
Samuel Adalberg.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Samuel Adalberg.