Legenda II/Akt pierwszy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Legenda
Wydawca nakładem autora
Wydanie drugie
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LEGENDAAKT PIERWSZY


Przed mnogim wiekiem na tej górze,
przed mnogim, mnogim wiekiem, —
król mieszkał starzec, zbrojny wój,
co nosił prosty chłopski strój
i na sękatym wspierał się kosturze
a silny, mocen był, jak zbój;
dębczaki łomał w prawice.
A otaczał się rad chórem widów,
znachorów i guślarzy.
Mieszkał we dworcu, który sam
budował; w krzyż wielkie podwórze,
stołpami najeżone bram,
które były ku straży.
A ściany dwora miały lice
z jodłowych płatew
a podcienia były wyrzezane
w kolaki i słupce rzeźbione,
skąd był ku rzece Wiśle wgląd
a na Wiśle stało wiele tratew;
że gdy się starzec patrzał stąd,
przed oczyma miał bory zaczernione.
Bielańska bowiem wonczas góra
i pagór Bronisławy

borami były osłonione
jodłowemi, skąd tarcie brał
na dworzec. Więc gdy stał
w podcieniu a ku wodzie
poglądał, we wstęgę wody szarą
zapatrzony, szły wonie
i szemrot szedł wiślany,
że to spodem grodu były skały
i jakowaś grota wysklepiona,
którą spłukała woda,
że tam niby kiedyś się skrywała
struga źródlana i że gad się krył;
że węże były święcone
a na górze ongi ołtarze
i kamieniste stolnice
a nawet ponoś chram.
Wszystko to rycerz Krak
poburzył i zorał sam
i dziś tam z jego dworów kalenice
łyskały dzioby baszt a bram.

Ten teraz starzec-król
legł niemocą powalon,
że ciężko był zachorzał
a lat przydługich brzemion
dźwignął sporo; też żadne już ziele,
które zniosły darem czarownice
niepomagało nijak na ból
i że trza było już mrzeć;
więc na ostatek dni,
jak gwiazda zaranna gorzał

i gasł przy tem wschodzącem Słońcu
i wiedzieli to już w jego narodzie,
że pomrze. Tak mu na końcu
przyszli śpiewać i grać na żegnanie
i sami już w śmierć się gotowili,
bo zbójce opadli mieszkanie
witezia i mordowali
a jakoby okupu słusznego
owej córy witeziowny żądali,
która była cud cudów dziewka,
bo i pani słuszna i krewka
a mająca Wanda za miano.
Tej tedy w sługę żądano
i na hańbę.

Patrzajcie, oto starzec skonał
przed chwilą, — a lud mu patrzy w usta;
do kolan przypadły go otoczył.
Guślarze są i wróże i wróżki,
pastuchy, koniuchowie, dworany,
komesy jego abo służki.
A oto córka, ta jasnowłosa,
której oczy, jako niebiosa,
jasne a czyste a z błękitu.
Ta z włosem płowym jasna,
to jego córka, zapłakana
a pobok jest choina złożona,
w powrósła zielone wiązana,
i drwa sporo pobok ciosanego,
bo to na stos; to dla niej i dla niego.
Że córka, więc razem palona

będzie. Dworzec się spali
a jutro niech zbój go posiędzie.

Bronią się jeszcze.
Rumot i wrzask koło hali.
Piaskiem w oczy sypią najezdnikom,
rzucają pomiot kamieni,
godzą grotem i godzą oszczepem
i garnce z gorącym lepem
na łby im leją z przyczołów wież.
A słońce hań w czerwieni
zachodzi i z harfami czekają wieszcze
na świętą noc.
Jeszcze walczą.
Patrzajcie, — oto sił ostatkiem
walczą:

CHÓR

Wleźli na grodzki wał!
Wdarli się w dolną sień!
Przesadził bite koły!
Tu pędzi ryś wesoły!
Dzidami, grotmi weń!
Cięgiem spychać na doły!
Postójcie, roty stójcie!
Śmigać w nich gęstwą strzał!
Spierajcie łuk co sił!
Spadł! — chynął się wśród skał.
Spadł! — w paści, w gruz się wrył.
Kołaki, zadziory weń!

Imać kamiony do proc!
Patrzajcie, białowłosy zwierz;
ogniami płonie jego szczyt;
za nim rycernych świt!
Po gankach górnych letą,
od blachów światła mietą.
Za broną strzymać młódź!
Nie puścić na świetlicę! —
Weselem jemu gore lice! —
Gradem tłuc z górnych wież!
Oburącz walić młotem,
niech walą się pokotem!
Aż tu, aż tu ich zwódź.
Oburącz brońce dzierż!
Spalić zamek! Słup zwalą!
Niech się w ogniu osmalą!
Żagwiami prażyć po łbiech!
Gotowić smolnych wiech!!
Zeprzyjcie się ramiony,
Staniecie tu u brony!!!

ŁOPUCH

Niebo się ciemni nocą,
wichura chmary zgania.
Hen drzewa się łomocą.
Ciemność zamek osłania.

ŚMIECH

Burza to, gromka burza.
Hań czarna leci chmura.
Strugi luną za czas.

Skoro gruda ośliźnie od śluz,
będziem spychać ich łatwie przez moc.
O patrzcie! — czerń skłębiona
w mrokach zamczysko nurza;
Jeszcze was tu jest duża!
Brać złomy, drzewce, gruz!!

ŁOPUCH

Chyżej, — nimże zagabną,
zapuścić ostrza bron,
niech spadną koły na próg!
Chyżej! — dopadną w lot!
Zamknąć ode świetlice!
Spomóżcie brony zwlec!
Hej chłopcy, — silnie jąć!
(kilku chłopów chwyciło za sznury od brony i ciągną; wśród nich:)

ŚMIECH

Nie zdolę, nie wydolę.

ŁOPUCH

Ciąć sznury nożem, — ciąć;!

CHÓR

Niemce lecą w podwórze!!

ŚMIECH
(pochylony nad Wandą).

Twój dom, patrz, mocą wzięt!
Dla ciebie niewola i srom! —
Chceszli pójść do pęt?!

Wy wleczoni w powrozach,
twój rodzic rzucon psom!

CHÓR

Uciekać!!

WANDA

Tchórze!!!! Tchórze!!!

(Gdy sznury przecięto toporem),
(brona zapadła z trzaskiem).
(Za broną zostali obrońce;
odcięci, na pastwę zdani).
ŚMIECH
(po za Wandą).

Ty słuchaj, — jest porada:
przysięgą ty się zwiąż,
będziesz silna, jak mąż,
niemoc od cię odpada.....
Ty młoda, ty urodna,
ciebie-by Żywia wysłuchała,
gdyby ty z Żywią co gadała
i Żywi się sprzysięgła.
Łopuch, co czarów świadom, gadał,
że, ktoby czarów moc posiadał,
od Żywi daną....

WANDA

Co radzicie? —
Ja się przysięgnąć tej, co naga,
w prawicy dzierży jabłko kras,
nad czołem wieniec ziół,
po za nią święty las,

sosny słońcem czerwone. —
Mnie to żąda, mnie wzywa
z tego lasów kościoła?
Jest-żem ci ja godziwa?
Jako-żem w ziemię wryta,
że drżę, — onaż mnie wita,
mojeż wróżby przekleństwem znaczone?

ŚMIECH
(mówi tuż przy jej twarzy, stojąc za nią).

... Ten mógłby wszystko, Łopuch gadał,
ktoby się Żywi przysiągł cały;
czarów-by dziwną moc posiadał,
ratarów obcych precz wypędził,
odegnał za wały, —
ocalił ludy, któreć lżą, —
piorunem, burzą władał
i wszystko zyskał świętą krwią,
zaklętych młodych lat. —
Pomnijcie, stary król w sromocie,
odarty z godnych szat!

WANDA

Co czynić?! — Krew u krat!
Darmo ważą się w sile,
za broną skargi klną,
jako w stosu palonej mogile. —
Do Żywi mówić, lęk.
To pani ziemi krasnolica
pioruny wiąże w pęk, —
pogardzi mną!

ŚMIECH

Mów, a wysłucha; ty dziewica.
Przywołaj gromy, jako chcesz,
łyskane ognie krzesz.

WANDA

O, skry się w oczach mienią....
Ona! za krwi czerwienią.

ŚMIECH

Już biegą, biegą sienią!

WANDA

Czyli krzyczą haj niemce?
Czy moi właśni ziemce?
Dur mnie chyta, dur mąci mi oczy.
Kto hań po sieni kroczy?!

ŚMIECH

Gdy bronę zwalą siekirami,
zabiorą cię, jak własną!

WANDA

Wpierw mnie pioruny trzasną!
Nóż bo ten wprzódy w piersi wbiję,
nimbym się dała skować.
Przenigdy, raczej chcę już Żywi
ślubować! — Chcę ślubować!!

ŚMIECH
(odstępuje od niej w trwodze i grozie),
(w miarę jej słów)

Wybierasz śmierć!!

WANDA

Śmierć świętą!
Śmierć, śmierć — wolej niż pęto!

(w modlitwie).

Żywo! Bogini Wy świetlani,
Zezulo, krasopani,
złota, słoneczna,
urodo różo-mleczna,
czarów Dziwo!

(Klęka, przypadła do ziemi
i już rękami obiema,
złowieszcza zbójczyni niema,
łanię chwyta i gniecie kolany;
już w pierś zwierzęcia włochatą
nóż wpycha połyskujący;
krwi strumień już trysnął gorący
a ona nóż wznosi skalany
i ręce kładzie na nożu
i ręce wznosi ku twarze
i krwią się gorącą maże.
Złowieszcza zbójczyni niema
klęczy z rękami obiema
na piersiach skrzyżowanemi.
Koło niej światła, pioruny,
błyskańce koło jej głowy.
Krwią ręką zatacza runy
a usty szepce zamowy).

ŁOPUCH

Klnie się? — Jest-że w obłędzie?
Jakieś głosi orędzie?

Czyli z Bogiem rozmawia piorunem?
Jeśli klątwę przysięże;
Śmierć ją samą dosięże,

(do Śmiecha)

a wy, bracie, tej Śmierci zwiastunem!

WANDA

Klękam przed Twe ołtarze.
Z promu skoczę od włazu
na ony skalny głąb.
Pragniesz mnie, jagem młoda,
urody mnieć nie szkoda
o urodę nie stoję,
nic życie sobie ważę.
Daj, czego chcę do razu
i siłą na mnie wstąp,
gdy zwolisz nadziać zbroję.
Moje ręce nijakie, słabną.
Patrzeć, jak sępi zgabną.
Nie ostoi się ojcowa zagroda.
Daj siły z Twojej mocy,
siły dziewięciorakie
tej jednej jeno nocy,
byś jeno wolą dała
zgnieść, komu chcę na szkodę,
będziesz Twą pastwę miała
jak dawny zwyczaj każe.

Mój ojciec ofiar Tobie przeczył,
zabijał święte gady,

krwawym ołtarzom Twym złorzeczył,
wycinał święte sady.

Ty klęskę na nas ślesz za klęską,
zatrzymaj dłoń zagłady,
pozwól mi chwilę być zwycięską;
być, jak był ojciec włady.

Niemocen legł na długiej słomie,
zabiłaś go Ty mściwa;
zewłok to martwy, śmierć go łomie.
Ostałam nieszczęśliwa.

Nie dla mnie dasz tę szczęsną chwilę,
nie sobie chcę korony;
ostało biednych ludu tyle,
co ma być w brań wleczony.

Daj pogrześć ojca, stos daj spalić,
niech pieśni mu zanucę.
Ślubujęć zamek w proch rozwalić,
gdy jutro w Sławie wrócę!

Tu na tem miejscu Tobie stawię
świątynię ołtarzysko.
Śmierć biorę. Śmiercią wszystko zbawię,
Ty zyszczesz spalenisko.

Zabiłaś jemu w zwadzie synów,
mnieś miecz zbójecki dała.
Któż jestem?, — wołasz mnie do czynów,
żem jedna się ostała.

Jest-li to prawdą, — żem Twa córa,
że moce we mnie drzemią,
niech piorun rzuci Twoja chmura,
klnę ogniem, wodą, ziemią.

(daleki rum grzmotów)

Pokrusz me ciało, spal i zniszcz
a duszę daj zwycięską,
niech zapanuje duch nad zgliszcz
a Sława ponad klęską!

(daleki rum grzmotów)

Nie zwól, by zewłok ojca woja
psy tuczne miały w polu drzeć
i krew rozniosły w pyskach skrzepłą, —
niechaj za niego będę Twoja;
jemu Ty piorunami świeć.
Niechajże duch nie błądzi w mroku,
niechajże bólem się nie ciska,
przez klątwę daj Ty mnie uroku,
niech ogniem żywym niebo łyska,
szarpaj chmurzyska w strzęp!

(piorun)

Precz odgoń sępy te, ratary,
co ostro kute spis kończary
spłukali w mego luda krwi.
Precz łupieżniki te zmierżone,
co berdyszami sieką w bronę,
piorunem wal i tęp!

(piorun)

(Jak wilk, w podwórzu zwartym siecią,
w okrąg biega ustawnem bieganiem

i dąży, jakby krat żelaznych zgiął, —
tak on Ritgier witeź białowłosy,
oburącz zbrojny w tarcz i miecz
biega przed broną.
A koło witezia, jako wilków czereda,
czereda jego żelaznych sług.
Walą w ciosy jodłowe siekirami,
że drzewo i dyle już prysną
i mordują zamkowych i przycisną
straszliwemi nagłemi ciosami.
Aż wycięli w pień ludy walczące
i chcą na izbę, świetlicę,
dopaść do onej czarownice,
koło której ognie latające).

WANDA

Hej ha! dziś piorun ze mną gra,
dziś piorun ze mną w zmowie.
Burza was żenie, burza gna,
na mojem mocna Słowie!

W proch, na kolana sępy wy,
skrzydłami uderzcie w pył.
Słowa was moje, moje łzy
obedrą z mocy i sił!

Przedemną w proch, przedemną z nóg!
Wolą mam od Bogini.
Z rąk wam wytrącę miecze sług,
czar ślepce z was poczyni!

(piorun)

Rzucajcie miecze, rzućcie noże,
precz od się rzuć topory.
Zaklęcie rzucam na was Boże,
zbudźcie się Boże stwory!

Klnę was, patrzajcie w moje oczy,
uroda we mnie żywa.
Śmierć za mną, Sława za mną kroczy,
dzień jeden ja szczęśliwa!


(Jakoby im kto w ślepia lunął
żarem i jasnością piorunową,
przypadli do ziem głową
i witeź Rytgier przygiął się sam,
wściekły z gniewu,
bo jego żelaźni sługowie
słuchali jej klęć, jako śpiewu
i porażeni duchem pomdleli
na sercu, jako obuchem
by je kto powalił abo młotem.
Tak chycił za róg u ramienia
i okręcił przy dłoni rzemienia
i zadął na hasło odwrotu.

I oto odstępują bram.

I powoli zwolna mija trwoga.
Deszcz jeszcze ulewny pluszcze
i wicher gna deszcz, wicher bucha
w przegony po zamkowych obłazach,
aż haj przepadł w jedlne kuszcze
i ulewa ustaje i zcicha
a powietrze już woni

i tą wonią pachnące oddecha.
Przepadli, mrok je osłania.
Przepadli, straszliwa zmora
i noc się zbliża i pora
późna. Ona jak zaklęta stoi,
jak wróżka oczarowana,
z nożem we znaku krwi.
U stóp jej zwalona łania.

Już się naród z lęku uspokoi;
już zmory zaklęciem przegania;
już z kątów idą do podwoi,
pod bronę, patrzeć na trupy
i zawodzą żałośnie i płaczą.
Już i na stypę czas i już skorupy
znów na piecu gromadzą
i strawą nastypną się raczą
i sprawiają zwierzynę ubitą.
Guślarz to daje im wskazanie
a oni są mu niejako świtą.
A za czas rozpocznie się śpiewanie
około zmarłego rycerza,
bo już przystrojon jesł i opatrzony.
We swą zbroję przystrojon, na słomie
długiej złożony, na podścielisku,
z kilku snopów z pełnemi kłosami.
W postawie jest siedzący.
Wokrąg trupa stawiono dzbany,
większe z miodem i mlekiem
i co mniejsze, które mają łzami
się pełnić. Ino swoim płakać nie zwolono,

bo łza na duszę pada,
ale osobny ludek jest, co biada
przy umrzykach.
Śmiech też i Łopuch już siada
u stóp witezia,
a ręce pokładli na gęślikach).

GUŚLARZ

Krew tę w konwie zlać,
stos się nią urosi.
Gałęzie choin w krew ponurzyć.

CHÓR

Wróżcie.

GUŚLARZ

Nie będę wróżyć. — — —
Śmiech słyszę i urąganie.

CHÓR

Jako — ?

GUŚLARZ

Hań na powietrzu śmianie.
Słyszycie, jak się głosi — ?
To Złe we wichrach goni,
wabi k’sobie a stroni.

CHÓR

Przegnajcie.

GUŚLARZ

Nie mam mocy.
Dusza jest przysiężona.
Złe panuje tej nocy.

CHÓR

Kto przysiężony — ?

GUŚLARZ
(wskazuje Wandę)

Ona!

WANDA

Bywajcie zdrowi, — zbój odparty.
Pieśń ojcu śpiewać będę.
Wrót mych tej noce strzegą Czarty. — — —
Posiądźcie, — w środku siędę.

Ręce mi moje zwiążcie sznurem,
w słomiane rzućcie śmiecie.
Przed pierwszym jutro zrana kurem
na stos nas wieść będziecie.

Mój ojciec spłonie i ja spłonę,
w proch zamek ten się spali,
proch pogna w czworą świata stronę,
wichr prochów niech pożali.

Z grodu ostaną jeno rumy,
gdzie pycha ma siedlisko.
Wam co ze Sławy, wam co z Dumy — ?
Porzućcie palenisko.

Piękniejsze wasze kurne chaty,
niż zamku pyszne dwory.
Czekałam, przyjdą do mnie swaty
w dworzyszcze do tej pory — ?

Nikt nie śmiał ponieść ku mnie wolę,
nikt kralki wziąć za żonę.

Dziś wszystko dnia jednego zdolę,
gdy wszystko mam stracone.

Przysięgłam siebie za was ludzie,
by klątwę zdjąć ciążącą.
W śmierci wykupię was i trudzie;
jam oto była klnącą.

Ja jestem wodnej wzięta sile
i wodnej dziewki dziecko.
Przezemnie klęsk i nieszczęść tyle
mnie dolę śle zbójecką.

Zabiłam brata, bratobójcę,
sama bratobójczyni.
Dla krasy mej się zbiegli zbójce
przez mściwy gniew Bogini.

Posiędę z wami, wy okrążcie, —
ostatnią noc śpiewaną.
Na stos mię wiedźcie jutro rano.
Zawiążcie ręce, zwiążcie.

Bywajcie zdrowi, bądźcie zdrowy.
Ostatnia noc śpiewana. —
Śmierć jutro czeka, stos gotowy, —
śpiewajcie mi do rana.

Dziś ino jeszcze na świat patrzę,
dziś jeszcze spolnie ino.
Gasną te Zorze coraz bladsze; —
umierać mi dziewczyną.


Niechże was ucałuję jeszcze,
niech k’sobie was przychynę;
dziewki wy moje, niech popieszczę, —
we Słońcu jutro zginę.

Pospieszaj Słońce, niechaj wschodzi!
Śmierć moja mnie wesele!
Noc mnie od Sławy mojej grodzi, —
Sława na mojem czele!

O Sławo, idziesz ku mnie chyża, —
w mej klątwie ty poczęta.
Śmierć mi otwiera twoje dźwirza!
O Sławo, Sławo święta!!

(I już ją wiążą druchny czule,
dziewki a jej służebne
i u stóp ojca ją sadzą
same zaś koło niej przytulone,
jakieś pociechy swadziebne
szeptają
i ukochaną całują
na rozstanie.
Też wszystek ludek posiada
na izbie i strawę jedzą
a zaś czas, by się gęśle ozwały,
by ich dusze na odlocie słuchały).

ŚMIECH
(pokręca liry)

Po trudach, troskach, znoju,
pojman we wieczny mir,

gdy iść masz w ciemną dal;
na drogę, na wyprawę
przez czarnych łoże fal
posłuchaj gędźnych lir.
Jęcz gędźbo, drżyjcie strony
w co donośniejsze tony,
jak górne surmy boju.
Gdy iść masz w ciemną dal,
pojman we wieczny mir,
na drogę na wyprawę
przez czarnych łoże fal,
po trudach, troskach, znoju,
posłuchaj gędźnych lir.

ŁOPUCH
(pokręca liry)

Gdzie drogę, gdzie wyprawę
powiedzie witeź-wój?
W jakie zapasy krwawe,
na jaki rzeźny bój — ?
Na wyprawę, na drogę
jakie zbrojne rycerze
w orszak służby zabierze
w strzały, miecze, pożogę, —
po Sławę! —

ŚMIECH

Na zgon, na sen ukojny
po trudach, troskach, znoju,
gdy iść masz w ciemną dal,
wieczystą noc pokoju,

przez czarnych łoże fal,
pojman we wieczny mir,
posłuchaj gędźnych lir.
Wódz wstanie z martwych ciał,
by za cię wództwo brał.
Ty z twemi musisz ginąć
śród grotów, mieczów, strzał.
Na stos pożeną was
i waszą córę kras.
Przybędzie wódz król sił
nad stosu zgasły pył.

ŁOPUCH
(pokręca liry)

Posłuchaj gędźnych lir,
jak śpiewny wodzą żal
na drogę, na wyprawę
przez czarnych łoże fal.

ŚMIECH

Po trudach, troskach, znoju,
gdy iść masz w ciemną dal,
przez czarnych łoże fal,
posłuchaj gędźnych lir
na drogę, na wyprawę,
gdyś szedł na wieczny mir,
niezbytą ścigać Sławę.
Witeziu, — czekać prom!

ŁOPUCH

Porzucasz chatę, dom,
masz iść we wieczny mir.

Witeziu, czekać prom!!!
Ty słuchasz gędźnych lir....

(pokręca lirę)
ŚMIECH
(pokręca liry)

1.  Bywało, bywało,
Wesele się śmiało
i Gody.
A owo, jak ptacy,
wesele pierzchało
i gasły, jak Zorze, urody.

ŁOPUCH
(pokręca liry)

2.  Jak Zorze, jak Zorze,
Wesele się śmiało;
nie smętni byliśwa,
nie tacy.
A owo, jak woda,
wesele spływało;
kaj w czeluść zapadło, jak wody.

ŚMIECH
(pokręca liry)

3.  Jak wody, jak wody,
weselne urody
zapadły w ugory i lasy.
Przegnały pogody
na pastne zatory,
pogasły rumieńce i krasy.

ŁOPUCH
(pokręca liry)

4.  Powiędły kraśniki,
pogasły urody, jak Zorze.
Wesela nie stało,
co młodym się zdało
w świątalne Lalniki
śmiejące, upalne, poboże.

ŚMIECH
(pokręca liry)

5.  A owo, jak ptacy,
gdy letą za morze,
wesele pierzchało
i gasły urody......
Bywało, bywało
poletą wysoce orliki!

ŁOPUCH
(pokręca liry)
ŚMIECH

Hej, hej, — hej haj!
przez gęstwę boru Leszy gna;
krzew łamie, trzaska kuszcz
a Leszy gna przez ciemnie puszcz,
przez paście, przez utopy.
Świst przed nim gna o staj...
Hej, hej, — hej haj,..
A Poświst za nim gra:

(pokręca liry)

Za Leszym gnają chłopy:

(pokręca liry)

A ty bywał, jako Leszy, mocarny!

ŁOPUCH
(pokręca liry)

1.  Wieszli rzecz za prawą,
gdy trwogą ciekawą
u progów wieczystych stajewa, —
że serce się spiera
a żałość prze szczera:
żali cale na marną idziewa — ?

2.  Jako brony ruń garną,
jako osęk drze strzechy,
gdy się palą pojęte ogniami; —
tak się trwogą ciekawą
zwodzi w okrąg i żale i śmiechy, —
coć czeka za progami — — ?
Masz-li rzecz za prawą,
byśwa, gasnąc, szli cale na marną?

ŚMIECH

1.  Smęt cię pojmie, Smęt żałoby.
Pójdź, znam oto błoń:
darń skopana w świeże groby,
wierzby chylą warkocz płowy
ponad grudy ziem;
jaskry wiem za złotogłowy
w sen wieczystym snem.

2.  Wiem wesele, znam wesele,
pójdź, znam oto gaj:

koń tam czeka, leć na łowy,
biały koń Jarowitowy,
sosny szumią haj. — — —
Wesele, wesele gram!!!

ŁOPUCH
(pokręca liry)
ŚMIECH

1.  Rumak Jarowitowy,
złote pod nim podkowy,
złota grzywa w warkocze czesane;
złotogłowe czapraki,
złotolite kulbaki,
złotem uzdy, wędzidła kowane.

2.  Nocą wjedzie pod bronę,
na nim wszystko zładzone,
zarży śmiechem, wędzidłem zadzwoni;
brzęknie złotem kopytem
nad stajennem korytem,
trza mu paszy nim dalej pogoni.

ŁOPUCH
(pokręca liry)

1.  Czekać wiecha, płomień czeka,
płomień się pokłoni.
Wicher zbiegnie hen z daleka,
złote liście zgoni.
Czekać wiecha, czekać wiecha,
Wesele, uciecha, płomienie!

2.  Czekać wieczerza, czekać wieczerza,
ludkowie się pokłonią.

Choć się weselą dużem weselem,
łzy pokromocu ronią.
Wieczerzać czeka, wieczerzać czeka,
korowaj z miodem a chmielem!
A droga, droga daleka.

BALLADA 1.
ŚMIECH
(pokręca liry)

1.  »Brat od miecza zabity,
miecz u ciebie ukryty
pod kożuchem, —
ty idziesz za marami,
zawodzisz, ręce łamiesz,
brata płaczesz a kłamiesz«.

ŁOPUCH
(pokręca liry)

2.  »Siostrzyco urodziwa,
ty jedna niegodziwa
przyczyną, —
że była z bratem zwada,
że brat od miecza pada.
Mnieś twoich ust broniła
a jemu byłaś rada
miłośna«.

ŚMIECH
(pokręca liry)

3.  »Ja jemu byłam rada,
o mnie to z bratem zwada,
tyś zabił;

brat niech mi miecz ostawi,
co krwią się bratnią krwawi,
do rąk poda«.

ŁOPUCH
(pokręca liry)

4.  »Siostro, siostro miecz kuty;
poco tuleje zbywasz,
poco ostrza dobywasz — ?
Oczy sępie zachodzą ci mgławo«.

ŚMIECH
(pokręca liry)

5.  »Twe oczy zajdą mgławo,
jak z ciebie krwi utoczę;
zabiłeś ty starszego,
legnij od ciosu mego.
Miecz kowan o krzemiony
po rękojeść, po koral wprawiony,
lela lela u skał,
gdzie gad leżysko miał«.

ŁOPUCH
(pokręca liry)

6.  »Ja ginę a ty pomnij
krasa, młoda, urodna;
matka nam powiadała,
że cię znajdę chowała,
porzuconą w szuwarach
na wiślanych moczarach,
tyś jest rusalna wodna,
o ciebie się upomni woda«.

ŚMIECH
(pokręca liry)
BALLADA 2.
ŁOPUCH

1.  Co noc,
co świetlaną noc
na skałach owo jęka,
rumoty szarpią głaz,
glina się zeschła pęka,
pobrzeże pryska w grób;
gdy mgły ustąpią rano,
znać czarną ziem skopaną,
znać ślady wiela stóp.

ŚMIECH
(pokręca liry)

2.  »Ja pójdę, ja zobaczę,
przyniosę ci okółek,
przyniosę ci usznice,
z bursztynich gron przyczółek,
dwie na pierś okrążnice;
na skałach gad ma leże,
do jaskiń zstępu strzeże«.

ŁOPUCH

3.  Chłop leci na brzeg wody,
ukrywa się za kłody
i czeka;
a tu noc, cichość głucha;
chłop czeka, czeka, słucha:

na światło gad się zwleka
z jamy, z czeluści
ku wodzie;
okami łypie,
jak człowiek,
rząsą mruga u powiek;
łapczywie wodę chlipie
a cielsko wrzące kąpa;
a potem idzie, stąpa
na kopie rąk
wyniosły,
gdzie kwiaty w krąg
zarosły
u głazu;
miodnego kwiaty ślazu
i pokrzyw badyl bujny;
łapą kamień odwali,
zyzem popatrzy czujny
i grzebie łapą dalej.

ŚMIECH
(pokręca liry)

4.  »Nie skarby były w grobie,
pod głazem, pod kamieniem;
nic nie przynoszę tobie
krasawico;
jeno sobie nalazem
miecz spory,
z koralową głowicą,
leżeniem
zerdzewiały; —

wezmę Zmijowy miec,
pójdę wkiedy na skały,
wezmę porać o twarde krzemiony
po rękojeść, po koral wprawiony,
lela, lela,
aż będzie ostro siec«.

BALLADA 3.
ŁOPUCH
(pokręca liry)

I.  Wiślan,
król wód,
Wiślanie, najstarszej córze,
przykazał spory miecz
wyporać o twarde krzemiony
ze rdzy, z krwawice czerwony.
Welesie świeć,
jak świetli miecz
kralica złotobrewa,
jak świetli miecz i śpiewa:
»Welesie świeć,
ociec miecz dał
szyroki,
u białych skał
ze rdzawy myć powłoki;
lela, lela
aż będzie jasnoś bić,
Welesie świć«.

ŚMIECH
(pokręca liry)

II.  Wiślan,
król wód,

Wiślanie, najstarszej córze,
przykazał rdzawy miecz
wyporać o twarde krzemiony
po rękojeść, po koral wprawiony,
kaj Wawel na stromem zboczu,
w fale nurzając bary,
odbija w wód przeźroczu
gród.
Welesie świeć,
jak ostrzy miecz
kralica złotobrewa,
jak ostrzy miecz a śpiewa
u białych skał:
»Ociec mi dał
kralowy miec
o krzemień kować
u białych skał,
lela, lela
aż będzie ostro siec.
Płyń falo, płyń,
leć głosie, leć,
Książnicu świeć
w kowany miec
u białych skał
lela, lela,
aż będzie ostro siec«.

ŁOPUCH
(pokręca liry)

III.  Ratar w złotym pancerzu
zaszedł z góry do dziewy,

jak nocne wodzi śpiewy
i miecz rdzawy wybiela
na piachu,
na wybrzeżu:
»lela, lela,
Weles świecący stój,
lela,
póki noc długa,
Wój krak miłosny mój!
Jutro będę pracować,
dalej ze rdzy miecz kować,
holela, dziś całować,
dzisia kochać«.
(Tu się zdrzemnęli grajcy starzy
ku lirom głowy chylą;
coś im się widzi, coś się marzy,
coś zjawy im się mylą.

Coś przed oczyma im się snuje,
jako marzenie senne,
a głowy, gęślą kołysane,
już ciążą, jak kamienne.

Że jacyś wielcy woje idą
we szatach powłóczystych,
że się nad starcem, wojem chylą,
parom podobni mglistym.

Że z toreb jabłka biorą krase
i woń się staje miła,
woń, jako kiedyś w letnym sadzie,
gdy pora żyzna była.


Że laski chylą nad głowami
pośpionych w stypie gości
i że znikają, jako widma,
na nocy i ciemności.

Drzemią znużeni grajcy starzy,
ku lirom chylą głowy;
coś przed oczami im się snuje,
jako marzenie senne
a głowy, gęślą kołysane,
już ciążą, jak kamienne.

WANDA

Posnęli, — gdy się ockną, — biada, —
hej mnie dostrzeże gromada. —
Jak ujść, jak ujść, — och pęta!
Czyżem cale przeklęta?
Dłoń wiążą ostre sznury,
porą do krwie, do kości.
Mnie życie, mnie wesele,
mnie gody, mnie radości!
Precz od nich, od tej Martwice
okrutnej, — chce mej ofiary.
Jak się ocalić? — hej, zabiją mnie!
O falo moja ty wiślana,
ty, co tam płyniesz w dole;
o przyjdź i weź mnie ukochana. —
A i to śmierć! Śmierć wszędy!
Jak ujść, jak ujść, siły ustają. —
Zabić, zabić mnie mają!
(W pętach, jak była uklękła
pomiędzy leżącą zgrają,

czołga się w kąt świetlicy,
wśród mroków zapadłej nocy,
pod komin, kędy na nalepie
przysiada skulona, wylękła,
i tam zasypia z niemocy.)

Już wszyscy wkoło na świetlicy
przypadli pokuleni
i śpią, pośnięci kolędnicy,
w płaszcz nocy zatuleni.

Aż oto starzec przemknął oczy,
wid stary się ocucił
i wzrok obłędny wkoło toczy.
Znów serce chwilę w nim zabiło,
serce co bić ustało,
ostatnią snać przed zgonem siłą
na jedną chwilę małą.

Do bladej krew się rzuca twarzy
i czucie mu wróciła.
Na jedną ino krótką chwilę
serdeczna krew ożyła.

Jeszcze mu w uszach dźwięczy granie,
jeszcze brzęk gędźby słyszy;
jeszcze przed chwilą ktoś tu nucił,
już głos się zapadł w ciszy.

A stary słucha, słucha, bada,
za echem idąc duszą,

czyliby głos ten k’niemu wrócił? —
a echo wpadło w głuszą.

Więc patrzy w koło, więc dostrzega
na izbie czeladź śpiącą.
Gromada liczna w kole lega
nad stypą woniejącą,

Z garów a z misek warza woni,
stary się wódz uśmiecha....
A hej od pola piszczek dzwoni
i znów się budzą echa).

KRAK

To się tu, widzę, wieńce wiją,
toż widać stypa będzie,
na czyją-że to Sławę czyją,
któż kazał nieść orędzie....?

Widzę sposobi się biesiada? —
Posnęli nad misami.
W świetlicy cała jest gromada
i wróże z gęślikami....?

Jeszcze jakoweś słyszę granie, — —
czy gęśle same jęczą?
Czyli to moich to śpiewanie,
czy w zbożu świerszcze brzęczą....?

Czyli to jeszcze jakie boje
hań toczą się u brony? —
Czylim już zyskał wczasy moje
i jestem ocalony....?


Czy tamten-świat to, czyli cudy,
że znikło bojowanie;
pośpione leżą moje ludy;
pośpiło je śpiewanie.

Któż przegnał, przemógł one zbóje,
co spadli na nas klęską;
co w jeństwo brali dziewki moje
i lżyli nas zwycięsko?

Hejże, — tak cicho, — hej ludkowie,
bywajcie, — — nic nie słyszą;
pastuchy grają hań w parowie, —
głos idzie nocną ciszą....

Dziewucha, wstawaj, przemknij oczy,
poznajesz twego dziada....?
Tłum ludu, widzę, śpi w pomroczy, — —
pogrzebna to biesiada....?

Hej, dzieci, gazdy, hej ludkowie,
bywajcie, — nie słuchają.
Śpią, śpią, nie słyszą dworanowie,
po kątach gdzieś się czają.

Czyli to pogrzeb, czy wesele,
bo widzę weselnice, — ?
grajkowie idą na ich czele;
różami gorą lice.

Mojej-że córy to wesele,
któż bierze ją w łożnice — ?

Grajkowie idą z nim na czele,
za nimi weselnice — ?
(Tu obok niego tuż z podziemi
trzy baby się ukażą
a każda z osłonioną twarzą.
Dwie przędą. Nić jedna zwija
ze złotej wiechy u kija.
Druga tę nić złotą
na krążek ustawnie owija.
A trzecia nad tą sióstr robotą
zadumana.
Starzec je dostrzegł. Spojrzał. Splunął.
Cofnął się, w tył się odsunął.
Patrzy, zadziwion ich robotą
aż jął ich zlękły pytać o to:)
Komuż to przędą nici lśniące,
mojej-że córy służki — ?
Ręce wam jeno widzę drżące,...
któż wy jesteście — — ?

CHÓR

Wróżki.

KRAK

Ani wam dojrzeć waszej pracy. — —
Uchylcie chust od lic. — — —
Komuż to będzie — na co, — kiedy — ?
Coż będzie z tego — — ?

CHÓR

Nic.

KRAK

Cóż tak spieszycie, cóż tak chyżo,
cóż tak wam ręce gorą,
co jedna nić uwije świeżą,
dwie drugie w matnie biorą — — ?

Hej, hej, nad moją tak kołyską
przędziwo przędli żywo;
posiądźcie bliżej, siądźcie blisko, —
zapalcie hań łuczywo.

Niech widzę, niech się na to patrzę
dajcie do rąk na chwilę;
spominać młodość serce radsze,
minęło czasu tyle.

(Tu się brona, którą wrota zaparte,
sama ze się ku górze uniosła
i znów widać przestrzenie otwarte
i hej aż bory i Wisłę,
jasną w księżycu.

Cóż to za gawiedź ludków wchodzi,
cóż za chór dziewek ich otacza?
Wieńcem weselne koło zawodzi,
wieńcem oplotła króla-oracza.

Dziwne ich stroje, dziwne szaty,
ubiory jakieś świetne;
na biodrach kwiecie, we włosach kwiaty
I pęki w rękach kwietne.


Hej, gdzieś od Wisły idą chórem,
pląsają senny taniec;
guślarz ich ruchy znaczy kosturem,
wiślanych wodnic braniec.

Za jego laską wodzą okiem,
gdzie jego kostur skinie,
powolnym dziwno sennym krokiem
na czarów snu godzinie.

Księżyc je światłem siną barwą
pławi we swoich blaskach;
świetlani raz w świetlanych brzaskach
raz mroczną mroczni barwą.

Na przodzie idzie pastuch stary,
zgorzała twarz brązowa
i worek na łbie prosty szary
i on to gra na piszczałce
a za nim idą dziwne pary
rusałczane, pół-nagie,
kwiatami abo liściem okryte
a znów wilkołaki i rusałki
rozmaite, odziane skórą;
koźlaki, baraniogłowy
i inne z różnym łbem,
chowańce Wiślanej wody,
topielce. Piszczałka smętna
jakąś nutę wspomina lubianą,
jakby z ptasich świegotów wołaną.)

GUŚLARZ

Spłynie klęska, jako woda,
spłynie, wróci mir;

będziesz wkiedy panna młoda
słuchać gędźnych lir.

WIEDŹMA

1.  Matusia cię porzuciła
pod wawelski gród;
czas byś do nas powróciła,
do wiślanych wód.

STARZEC

2.  Pokiś ano śpiąca była,
mogłaś tu być wśród;
gdyś się duchem obudziła,
wróć na głębie wód.

3.  Przez dzień jeden wstanie siła,
zmożesz wszelki trud;
byłeś ino nie zabyła
wrócić w głębie wód.

WIEDŹMA

1.  Oj rada-byś ty chłopcu,
rada niejednemu;
oj żeś ty ty taka smutna,
poradziłby temu.

2.  Oj rada-byś kochaniu,
rada byś na Gody;
oj śmierć na twojem posłaniu
najdzie twój pan młody.

CHÓR

Spłyną klęski, jako woda,
wróci złoty mir;

będziesz wkiedy panna młoda
słuchać gędźnych lir.

(wchodzą weselniki)
DRÓŻBOWIE

1.  Jakież do cię drużby zapukają,
jakież na cię druchny zawołają,
jaki wianek uwiją,
słodkim miodem przypiją?

2.  Jacyż się to dróżbowie pokłonią,
jakież druchny kołem cię obronią,
jakie grajki zagrają,
gdy ci wieniec podają?

3.  Jacyż cię to drużbowie uraczą,
jakież druchny w ostatku zapłaczą,
gdy na wozach posiędą,
gdy pognają z kolendą?

4.  Jakież tobie drużby zahukają,
jakież tobie druchny zaśpiewają,
gdy wejdą do gospody
klaskać w ręce na Gody?

KRAK

1.  Grajcież, bo na granie czekam,
ku gędźbie mnie rwie,
śmierć odwlekam, zgon odwlekam,
umierać już chcę....
ho hoe heu!


2.  Grajcie ino, hej dziewczyno,
stójże ty przy mnie;
te mi wasze gędźby zwolą
niepamięć we śnie.

3.  Grajcie ino, gędźcie ino,
młodość bieży het;
grajcie ino, gędźcie ino,
wróci krzepka wnet
heue hej, heue hej!

4.  Ubrali mnie w kierpce,
Ubrali mnie w cuchę,
pójdem hań na hale
w halną zawieruchę.

5.  Wiater halny duje,
halny wiater hula;
Śmierć w domie kołuje,
śmiertelna koszula.
heue hej, heue heja ho!

6.  Miałek ci ja jurne lato,
lato rodzone,
hu ha!
Miałek sad i barcie z chatą,
płoty grodzone,
hu ha! hu ha!

(Warczą przędze w prządków dłoni,
nić się wije, snuje;

trójca przędzie, kir u skroni,
czarne ich zawoje.
Starzec dziwny lęk poznaje,
oczyma je goni,
jak te kółka warczą, brzęczą
za pasów obręczą.
Czoła ich skryte kirem stroju,
posępne; szczęki starcze
z pod zasłon widne.
Starzec się żachnął w niepokoju,
na widma, zmory trzy ohydne,
jak przędą wieczną przędzę złotą
i jął ich zlękły pytać o to:)

KRAK

Czyjeż wy przędziecie nicie?

1 KUMOSKA

Wasze życie.

2 KUMOSKA

Twoje życie.

KRAK

W waszem się ręku, stara,
nić świetli złota, lśniąca....

1 KUMOSKA

Dziecięca wasza wiara,
gdy jeszcze żadna troska
nie truła waszych dni
u ojcowego ogniska.

KRAK

Nie pomnę, — pokażcie z bliska. — —
Cóż ręka twoja drżąca?

2 KUMOSKA

To serce twoje drgnęło,
bo miłość je zarywa.

KRAK

Szczęśliwa, czyli nieszczęśliwa,
nie pomnę, jak to było. — ?
Poczekaj, postój chwilę,
kochanie spomnieć miło.
Gdzież wlecze nić twa ręka, — — ?!
Cóż szarpiesz w złości siłą — !?

2 KUMOSKA

Miłość nędza i męka;
minęło już, co było.
Precz, chyżej, chyżej wić.
Jeszcze mnogie zdobycze,
jeszcze mnogie wyprawy,
nim dnie wszystkie przeliczę
i harce i zabawy
i twą dolę rycerza zbójecką.
Hej chyżej, chyżej wić!

KRAK

Daj mi do ręki nić,
niech się przez dłoń mą snuje,
niech pod palcami czuję
dolę moją człowieka,

jak płynie, jako rzeka
wieczysta.....

2 KUMOSKA

Puszczaj, precz!

1 KUMOSKA

Cieszy się nią, jak dziecko.

2 KUMOSKA

Wstrzymać chciał naszą rzecz.
Hej chyżej siostro wij.

KRAK

Poszarpiesz ją na nice. — —
Co masz w ręku — — !?

3 KUMOSKA

Nożyce.

CHÓR

Zatrzymał!! — —

OBIE KUMOSKI

Siostro tnij!!!
(Tu stara wiedźma nić przecięła
a głowa starca mdlejąc pada
i chyli się ku piersi,
jako dostałych kłosów brzemię.
I serce naraz bić przestało.
Trzy wiedźmy, dokonawszy dzieła,
naraz zapadły znów pod ziemię.
Już Guślarz, który chórem włada,
gdy dostrzegł, co się stało,

otoczył woja mnogim hufem
i wszystko im, co czynić mają,
wskazuje laską władczą, gada;
oni w lot wszystko wykonają).

GUŚLARZ

Chyćcie zewłok, zwleczcie z mar,
niech go stroi czar.

CHÓR

Czar wód.

PACHOLE

Zbiegliśwa wikle w bród,
tak dyszem,
wżdy za onemi koźlaki
lecący.

WILKOŁAK

Zsiekły pysk łózki — ?

PACHOLE

Co pchną, to padnę na czworaki
w skrzek żabi oślizgujący,
kalam dłonie.

RUSAŁ

Przypomina mu się, jak tonie.

PACHOLE

Chytam ci się warkocza brzózki
a nademną dziewki we śmichu
i nastawiają pyska...

WILKOŁAK

Zjawiska.

PACHOLE

Że dałem gęby lichu.

RUSAŁKA

Jasiu, Jasiu chłopczyno,
byłabym se dziewczyną;
ino bez to, żem cię całowała;
ino bez to, żem cię Jasiu miała....

CHÓR

Chyć się naszych rąk,
Jest ci nas tu krąg;
którą będziesz chcieć,
tęci będziesz mieć.

Jest-ci nas tu wianek
a jedyny kochanek.
Jest-ci nas tu kopa,
złapiłyśmy chłopa;
którą będziesz chcieć,
tęci będziesz mieć.

WIŚLANKA

Jasiu, Jasiu chłopie;
Jasiu, Jasiu kwiecie;
jak ty się utopisz
i ja się utopię;
jak ciebie nie będzie,
cóż po mnie na świecie?

PASTUCH

Cyt, — skinął guślarz stary.

GUŚLARZ

Pojmiecie go na bary.
Poniesiemy zewłok na brzeg,
na skalny spód,
gdzie piachy znaczą bród:
Jutro rusalne święto,
stroją lalkę przeklętą.
Jemu przydamy strój,
że zabył ciężkich zbrój;
że stary zczesł na śmiech
i wziął niemocy grzech.

WILKOŁAK

Tak się patrzem na ten gród,
tak mi pachnie krew.
Widzisz? Hań u bron
leży świeży trup.
Lekki mieli zgon,
rzezani toporem.
Pić, pić krew, krew ssać, —
kałuże u stóp.

RUSAŁKA

Widzisz, hań u krat,
chłopca w kwietniu lat — ?
Tak mi pachnie miód,
takbym go tuliła,
by mie w lasy wiódł....

WODNIK

Wieczorem, wieczorem,
na rosę, na wiew.

RUSAŁKA

By ino chciał brać.
Tak mi pachnie jucha.
O chwyć, o chwyć mnie nagą.

WILKOŁAK

To krew, to krew zeń bucha.

PACHOLE

Cyt, — guślarz skinął lagą,

GUŚLARZ

Precz blachy, pawęż, zbroje,
korona, mieczyk, młot.
Świtka za całe stroje,
na łeb grochowy splot.

CHÓR

Składajcie dar.

GUŚLARZ

Składajcie dar.

WODNIK

Trup troską zmarszczył brew.
Czy słucha — — ?

WILKOŁAK

Na zamku cisza głucha.
Po progach ciecze krew.
Świetlice puste. — — —

WODNIK

Cyt! — —

WIEDŹMA

Śpią pobok.

WILKOŁAK

Żywi!!

WODNIK

Śpią!

GUŚLARZ

Nim blady zejdzie świt,
obleczcie zewłok w prosty strój.
Oręż zejmijcie i pas,
by był, jak szedł podbierać rój,
w prostocie kras,
gdy ocknie się za czas.

Topór zeń zejmijcie i nóż,
z rzemienia miecz przez dłoń, —
splamiła je krew, — —
u pętlic mu przytroczcie kruż,
trzy kiście zielska z błoń,
kęs ziaren, szczepków pęk,
by był, jak ongi szedł na siew,
w prostocie kras,....
jak ocknie się za czas.

WILKOŁAK

Stary go nam każe nieść?
Chcesz na bary brać?

KOŹLEC

Warzą strawę, będą jeść?
Smaczny korzeń, smaczna nać.

WILKOŁAK

Ciało się wyrzuci precz.
Krew będziemy ssać;
poki noc, póki noc,
poki księżyc tli,
wleczcie go, włóczcie go,
póki stanie krwi.

KOŹLEC

Ofiar nam nie chciałeś dać,
zabijałeś węże;
będziesz wieczność w więzach stać,
klątwa cię dosięże.

Czekaj latka, wiosny czekaj,
aż zakwitnie nać.
Śmierć odwlekaj, śmierć odwlekaj, —
będziemy się śmiać.

CHÓR

Turoniowi siądź na grzbiet,
krzepko cię odwiezie het.

TUROŃ

Jedzie, jedzie hojny pan,
ma za pasem pełny dzban...

CHÓR

Turoń wodzi, turoń koń,
weselcie się doń.

(klaskają w dłonie).
TUROŃ
(tańczy, okręcając się w kółko)
(kłania się trupowi)
(przystanął)
CHÓR
(osadza trupa, jako jeźdźca)
(na barach turonia.)
(Klaskają w dłonie)
ŚPIEWKA.

1.  Laj, konikiem laj,
objedź cały kraj,
jak szeroki, jak daleki,
poprzez góry, lasy, rzeki;
na gęślikach graj.

2.  Koniczek nie leń,
goni własny cień,
po za rzeki, góry, lasy,
obiecuje złote czasy,
obiecuje maj.

3.  Laj konikiem, laj
hulaj, kołysz, graj;
turoń jedzie, turoń skoczy
a ty stary zamruż oczy,
drogę lejcom zdaj....

4.  Ciesiu, ciesiu laj,
krokiem uleć staj,
zawiązanych oczu dwoje,
cięgiem lecę, w miejscu stoję;
kędyż ten twój maj — — ?

TUROŃ
(zatrzymuje się w pół drogi,)
(gdy poczynał okrążać izbę).
WIEDŹMA

W kominie, na nalepce
twardym spoczęła snem.

STARZEC

Znużona walką.

PACHOLE

Niewie, — że będzie kralką — ?

RUSAŁKA

Cyt!

WODNIK

Mruży ślepce.

WILKOŁAK

Cyt. — —

GUŚLARZ

Jutro, gdy zejdzie świt....

WIEDŹMA

Cyt, ona na śnie słucha.

GUŚLARZ

Jutro, — gdy zejdzie noc, —
ona pozna mą moc
i moc swojego ducha.

WILKOŁAK

Jak?

WODNIK

Przemkła oczy.

WIEDŹMA

Kysz.

RUSAŁKA

Sza, sza....

PACHOLE

Westchnęła.

RUSAŁKA

Śpi.

PACHOLE

Cyt.

GUŚLARZ

Duchem pójdzie wzwyż.

WIEDŹMA

Przededniem zamek rzuci
i nigdy doń nie wróci.
Przededniem stąd uciecze
i rozda chłopom miecze.
Przededniem zwoła zbór
z za rzek, z za gór!
I będą żąć i siec.

STARZEC

A jutro wielki wiec
obwoła ją królem.

WIEDŹMA

Cyt.

PACHOLE

Poruszyła ręką.

WIEDŹMA

To pierś się wzdęła męką.

STARZEC

To pierś się pełni bólem.

WIEDŹMA

To pożar się zapala w niej.

STARZEC

Niech śni.

WILKOŁAK

Niech śni.

CHÓR

Niech śni.

HANKA

HANCYNA ŚPIEWKA.

I

1.  Heja, heja, różczka moja,
mojej roboty;
będzie ci z niej godło królskie,
kwiatek w niej złoty.

2.  Kwiatek złoty, złota laska
liście zielone;
heja, heja w różczce mojej
jabłka czerwone.


3.  Wiązałam ci złote jabłka
na lagę złotą;
prześlipałam nockę całą
chyżo z robotą.

4.  Bier-że królu, bier do garści
misterne godło;
na to twoje wielkie szczęście,
by ci się wiodło.

II

1.  Hej korona, różą-wita,
królewski wieniec;
któryż ci ją to nawdzieje
mój oblubieniec.

2.  Zagarnijże włosy z czoła,
wypogodź lico.
Trzy się na niej światła palą,
trzy światła świecą.

3.  Są ci w koło odrobione
różane liście;
z róż pogoda i wesele,
młodość wieczyście.

4.  Są ci w koło łzy posiane,
rosa serdeczna;
na to twoje wielkie szczęście,
radość dowieczna.

GUŚLARZ

Żal jej piersi rwie.

PACHOLE

Łka na śnie.

RUSAŁKA

Łka na śnie.

WIEDŹMA

Wiano jej trza dać.

WODNIK

Coście rzekli mać — ?

WIEDŹMA

Trza ostawić wiano.
Jak się ocknie rano,
krew zapragnie krwie.

PACHOLE

Ręce jej związano.

STARZEC

Że ma pójść na stos,
jak się ocknie rano.

WILKOŁAK

Trza ostawić wiano?

RUSAŁKA

Koronę wiślaną,
Krwawą kwietną nać.

WODNIK

Któż jej to ma dać — ?

WIEDŹMA

Ta być musi młoda,
Co jej wianek poda;
swój wianek ma jej dać.

RUSAŁKA

Coście rzekli mać — ?

WIEDŹMA

Ty jej wianka dej.

RUSAŁKA

Mego wianka szkoda.
Tylom ino młoda,
co ten wianek mam.
Zcześnie dziś uroda,
gdy dziś wianka dam.
Mego wianka szkoda;
tyło ino mam,
co ten wianek sam.
Hej wianuszku, hej. — —
Coście rzekli mać — — !?

WIEDŹMA

Ty jej wianek dej.

RUSAŁKA

Litujcie się doli.
Wianuszek mnie boli, —
cóż po kwiecie jej — ?
Klątwa na tem wianie;
Śmierć, kto go dostanie.
Hej wianuszku, hej....

CHÓR

Ty jej wianek dej.

STARZEC
(wyciąga ręce nad Wandą)

Więzy niech opadną!

GUŚLARZ
(wyciąga ręce nad Wandą)

Stań się siłowładną.

WIEDŹMA
(do Rusałki)

Ty jej wianek włóż.

CHÓR
(do Rusałki)

Ty jej z wianka wróż.

RUSAŁKA

Hej wieniuszku, hej,
co masz, to jej dej.
Tylom ino młoda,
com w wianku chadzała,
tylo woli mej.
Hej, wieniuszku, hej,
dziś ty służysz jej;
będzie wszystko miała,
czegoby zachciała,
będzie wodzić rej.

WANDA
(na śnie walczy z Rusałką o wieniec,)
(aż go jej zrywa)
RUSAŁKA

Bierz-że go se, bierz,
we wszystkiem się spiesz;
Jest-ci w wianku siła,
będziesz się cieszyła,
ale ino dzień. — —
Hej wianeczku, hej.

CHÓR

Ino dziś, ino dziś
we wianeczku pochodzisz.

WIEDŹMA

Co chcesz, to będziesz miała,
dopóki masz ten wieniec;
choćbyś pół świata chciała,
czy śmierci, czy kochania
chcesz, będziesz miała znagła,
twojego rozkazania;
bylebyś pamiętała,
żeś nasza, że masz ku nam przyść,
nim zwiędnie kwiatu świeży liść.

WANDA
(nakłada sobie wieniec na głowę)
WIŚLANKA

Na głębinie wód
kwiecia tego w bród;
łuni, błyska
z uroczyska
kołem rzeźkich par.

CHÓR

Hej koło, koło wieniec,
ustroił się odmieniec!

WIŚLANKA

Spomnij szczery dar,
klątwę przysiężoną;
zyszczesz tą koroną,
jeno strzeż się kar.
Jakoś nam przysiężna,
rzeźka ty, orężna,
zejdziesz ku nam wśród.

Spomnij szczery dar,
jeno strzeż się kar.
Jeno wianka strzeż,
w komorze się czesz;
niech nie ujrzy słonko,
żeś jest dziwożonką,
że urodę łżesz.

CHÓR

Hej koło, koło wieniec,
ustroił się odmieniec!

WIŚLANKA

Na głębinie wód
kwiecia tego w bród.
Jeno wianka kryj,
w komorze się myj;
niech nie ujrzy słonko,
żeś ty dziwożonką,
że wianuszek czyj.

CHÓR

Hej koło, koło wieniec,
ustroił się odmieniec!

WIŚLANKA

W komorze się strój,
słoneczka się bój;
niech nie ujrzy słonko,
żeś ty dziwożonką,
wianeczek nie twój...

CHÓR

Spomnij szczery dar,
jeno strzeż się kar.
Na głębinie wód
kwiecia tego w bród.

(orszak posuwa się ku bronie)
GUŚLARZ

Nie łam rączek, nie bij w skroń,
skory wróci do cię z błoń;
przyjdzie, w bronę stuknie łbem,
zarży śmiechem, błyśnie kłem.

CHÓR

Nie łam rączek, nie bij w skroń,
skory wróci do cię z błoń;
przyjdzie, łbem zastuka,
zarży śmiechem kruka
a ty wyjdziesz rada doń.

Bywaj zdrowa, dobrze mów,
pokłon bijem za twe łzy;

płaczu zaprzestaniesz,
gdy się królem staniesz,
skoro będziesz pierwsza ty.

TUROŃ

Bywaj zdrów
dobrze mów,
wybijam pokłony;
nie płacz nic
śmiech do lic,
czekam cię u brony.

(bije pokłony przed Wandą)
CHÓR

Jedzie, jedzie hojny pan,
ma za pasem pełny dzban,
Turoń wodzi, turoń koń,
weselcie się doń.

(orszak wchodzi w bronę, w korytarz, w podcienia dworca, unosząc zestrojony zewłok witezia).
WANDA
(Przeciskając się wśród orszaku, szybka i zwinna w ruchach, ale wciąż, jakby bezwiedna i siłą pchana, porywa części zbroi, porzucone na ziemi, bierze pas z mieczem, róg przerzuca przez ramię, kłobuk nawdziewa na głowę).

(Jak stała wśród klaskań i śpiewu,
w tym ojca swojego pogrzebie,
tak patrzy przed się zgubiona
i patrzy ino przed siebie.

Rusalne pary rozpiera,
ramiony toruje przejście,
oczy straszliwie otwiera,
zbudzona, ockniona nareście.

Gdzie zbroja była rzucona,
ojcowa, z ojca zdarta,
tam chylą się zwinna i nagła
i pasem się miecznym opasze
i w płaty się grube ubiera.
Róg złoty chyciła dłonią
i zawój przez kark przerzuca
a kłobuk ze złotym uszakiem
nawdziewa na łeb dziewiczy
i wianka kwiaty i liście
kłobukiem skrzydlatym przywiera;
uszaki zwięzuje warkoczem,
by mocno trzymały się głowy,
już stanęła, rycerz piorunowy, —
a śpiew ku niej dolata z oddali,
że jej ojca Wiślanie porwali:)

CHÓR

Słyń królu, słyń,
wieczystych chwał
rycerzu bohatyrze.

Płyń falo, płyń;
pian wodnych wał
uniosą prądy chyże.

ŁOPUCH

Cóż to — ? Poległe wstają męże
i idą kędyś w sionki;
siekiry biorą i pawęże — ?
Powstają, — budzą je Dziwonki. —?!

Schylają się nad orężniki,
do ust im dają ssać lubczyki
i pieszczą, jako żonki — ?!
(od Wisły wionie wiew,
szum wiklin, łomot drzew.)

CHÓR

Płyń falo, płyń;
pian wodnych wał
uniosą prądy chyże.

Słyń królu, słyń
wieczystych chwał
rycerzu, bohatyrze...

WANDA

(W tym ojca swojego pogrzebie,
jak stała, wsłuchana w śpiewy,
tak patrzy przed się zgubiona
i patrzy ino przed siebie,
że jej ojca Wiślanie porwali
a śpiew ku niej dolata z oddali.)

ŁOPUCH

(Pół się zbudził na stuk zbroi,
gdy ona pas wlecze;
śledzi zlękły za jej ruchem

a śpiew dziwny chyta uchem. —
Ledwo że swym oczom wierzy:
oto, kędy rycerz leży,
miejsce puste, król porwany,
że Wiślanie go porwali
i śpiew ino idzie z dali:)

CHÓR

Słyń królu, słyń
wieczystych chwał
rycerzu bohatyrze.

ŁOPUCH

(Zrozumiał, — pojął: król porwany,
że to Wiślanie go porwali
i śpiew ich o tem idzie z dali.
Zerwał się krzyczy, budzi Śmiecha,
słucha, jak z pola płyną echa!
zerwał się, woła, Śmiecha budzi:)
Hej ha! Hej ha!
Ze snu, ze snu!!
Bywajcie tu, bywajcie tu!

ŚMIECH

Gdzie stary — !?

ŁOPUCH
(szeptem)

Tam, śród skał, nad wodą,
jak się te wiklin śrebrzą krzewy,
rusały króla z sobą wiodą
i dziwne grają spiewy.

CHÓR

Płyń falo, płyń;
pian wodnych wał
uniosą prądy chyże.

ŁOPUCH
(krzyczy)

Król porwan ducha siłą
tej przedświątalnej noce!! — — —

ŚMIECH

Hen drzewa wichr łopoce.

ŁOPUCH

A jako się godziło,
mąż powstał nowy wódz,
by wszystko zmódz.

ŚMIECH

Jarowitowa sprawa
w przeddzień rusalnych świąt.
Z Martwicą haj zabawa, — —
gdy znikło zboże stąd
a miasto dziewki wódz
powstał, by wszystko zmódz.

(krzyczy)

Hej ha, hej ha, ze snu, ze snu!
Bywajcie tu! Bywajcie tu!!

WANDA
(która dotąd stała, jak znieruchomiona)
(teraz skupiła myśli)
(trąbi w róg)
ŚMIECH i ŁOPUCH
(słuchają i patrzą)
NARODEK
(się budzi)
CHŁOPY
(się zbiegają)
ŁOPUCH

Cóż nie znają lęku,
że idą po dźwięku;
czy nie czują trwóg,
skoro dźwięknął róg?
Od bitwy uciekli
a teraz się zwlekli
haj z podziemnych dróg!!

WANDA
(mówi żywo, gwałtownie:)

Oni śpią
hań w dole, pod okopami, zmęczeni.
Zabierzcie, co jest broni
w komorze.
Zabierzcie wszystko żelazo
i drzewce
i za mną, dopóki jeszcze noc.

(Otwiera drzwi komory i wynosi stamtąd pełne narączko oszczepów, ostrz, drzewców, siekir, hełmów, tarcz, blach; poczem sama się uzbraja a znów chłopi resztę broni wynoszą.)
WANDA

Zbiegniemy z wałów w lot
na dół
i przedostaniemy się do lasu,
za wodą;
tam, co jest chłopów,
każdy mąż niech stanie;
da mu się w garście broń
a na ramiona
żelaza kawał;
niech se rzemieniami przypasze.
Posiadamy chyżo na koń
i rumotem na nich spadniem w oborze,
gdzie nam bydło zajęli nasze.
Młotami onych bić!
A brać do toreb kamyków pełno,
co leżą podle skał;
rzec to procarzom,
niech wybiorą, co krzemień.
Wy toboły zładujcie w komorze!
Jak się ino ogarnę,
jak odzieję się w zbroję,
to wam chleba żytniego nakroję.

(do Łopucha)

Skocz-no ściągnąć mi rzemień!
Rączo!

ŁOPUCH
(podbiega ku niej i staje nagle, jak wryty; zaniepokojony jej wzrokiem, i zachowaniem)
WANDA

Rączo, raźniej się ruchaj;
pochyć okrawce skóry,
przy biodrach węzły zwiąż.

ŁOPUCH
(zawiązuje a podpatruje jej zachowanie).
WANDA
(uderzając dłonią w hełm)
(do Śmiecha)

Gęślarzu, kłobuk, tenci mam,
co blachą kuty cały złotą,
ze złotemi na uszy skrzydłami.

ŚMIECH

Ten jest sam,
co woda wyrzuciła
na piachy, pod skałami,
w czas utopu;
ino jest ciężki dźwigać chłopu.

WANDA

Nie czuję nic ciężaru.

ŚMIECH

Takowe noszą ci rycerni,
co na chybkiej żeglują łodzi;
tak ci się rycerz Krak okrywał,
gdy zbór na wiec zwoływał,
i bywało nad nami przewodzi.

WANDA

Wy macie być mnie wierni;
słuchać, nic nie gębować!
Ja będę rozkazować. —
Gęśle i liry rzucić!
Topory pobrać za pasy
i za mną w lasy!
Będziewa szyćko młócić!

ŁOPUCH
(zatrzymuje ją za dłoń)

Cóż to macie u czoła?
Jakowyś liść dookoła
wplątany — ?

WANDA

Jest trochę włos przybrany,
Że kłobuk był przestrony...

ŚMIECH

Skrzydła się na nim chwieją,
jak krucze, jak sokole...

WANDA

Czas mi już lecieć w pole.

ŚMIECH

Czemuż skrzydła skrzypiące
opuszczacie na uszy — ?

WANDA

Cóż wróżycie na rano — ?
Czy będzie zachmurano?
Czyli złote zapali się słońce — ?

ŁOPUCH

Troskę macie w duszy?

WANDA

Dziwy, dziwy się staną,
gdy jutro zejdzie świt.

ŁOPUCH

Dziwy, dziwy się dzieją.
Wy, jak rycerz, rycerz rodowity.

ŚMIECH

Jeno przydać wam świty,
jeno przydać wam chłopów do boku.

WANDA

Mój szczyt!
Ze siedmiu byczych skór
żelaznym goździem bity.

ŚMIECH
(podając tarczę)

Tu szczyt, lecz ciężko chłopu dźwigać.

WANDA

Nie czuję nic ciężaru,
mogłabym się z nim ścigać.

(rozkazując)

Brać włócznie! Z grotów precz tuleje
zerwać i chować w kality.

ŚMIECH

O dziwy, jak się dzieje,
że siła w was jest nowa?
Każecie, jak kazywał
wódz Krak, gdy młody bywał.

Czy siłę macie z uroku?
Czyli potęgą czaru?!
Mówili o was wróże:
zjawi się on na górze.
Podobnyście-wy panie
do Kraka przez wołanie
a krasą oblicza ich córze.

WANDA

Nie gębuj próżno! Za mną chłopy,
w dół, za okoły, za okopy.
Obiegniemy po dworach z wiciną,
żeby brali topory i szli;
jak się dobrze uwiną,
dziśby jeszcze drużyną
stanęli, póki księżyc się tli.
Trza byśwa się skrzyknęli
a przypadli ku rycerzom, jak rysie.
Byśwa szyćko pożęli — !
Byśwa ich sięgli dłonią!
Trza się spieszyć, poki śpią. — —
Haj, — te żeleźce wonią,
od lat przyschniętą krwią, —
niech ino ręka sięże!!
Lećwa, na bój się kroi!
Co zechcę, to mieć będę!
Nic mi się nie ostoi!
Zwyciężyć chcę!! — Zwyciężę!!!

(wybiega)
CHŁOPY
(za nią).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.