Przed mnogim wiekiem na tej górze,
przed mnogim, mnogim wiekiem, —
król mieszkał starzec, zbrojny wój,
co nosił prosty chłopski strój
i na sękatym wspierał się kosturze
a silny, mocen był, jak zbój;
dębczaki łomał w prawice.
A otaczał się rad chórem widów,
znachorów i guślarzy.
Mieszkał we dworcu, który sam
budował; w krzyż wielkie podwórze,
stołpami najeżone bram,
które były ku straży.
A ściany dwora miały lice
z jodłowych płatew
a podcienia były wyrzezane
w kolaki i słupce rzeźbione,
skąd był ku rzece Wiśle wgląd
a na Wiśle stało wiele tratew;
że gdy się starzec patrzał stąd,
przed oczyma miał bory zaczernione.
Bielańska bowiem wonczas góra
i pagór Bronisławy
borami były osłonione
jodłowemi, skąd tarcie brał
na dworzec. Więc gdy stał
w podcieniu a ku wodzie
poglądał, we wstęgę wody szarą
zapatrzony, szły wonie
i szemrot szedł wiślany,
że to spodem grodu były skały
i jakowaś grota wysklepiona,
którą spłukała woda,
że tam niby kiedyś się skrywała
struga źródlana i że gad się krył;
że węże były święcone
a na górze ongi ołtarze
i kamieniste stolnice
a nawet ponoś chram.
Wszystko to rycerz Krak
poburzył i zorał sam
i dziś tam z jego dworów kalenice
łyskały dzioby baszt a bram.
Ten teraz starzec-król
legł niemocą powalon,
że ciężko był zachorzał
a lat przydługich brzemion
dźwignął sporo; też żadne już ziele,
które zniosły darem czarownice
niepomagało nijak na ból
i że trza było już mrzeć;
więc na ostatek dni,
jak gwiazda zaranna gorzał
i gasł przy tem wschodzącem Słońcu
i wiedzieli to już w jego narodzie,
że pomrze. Tak mu na końcu
przyszli śpiewać i grać na żegnanie
i sami już w śmierć się gotowili,
bo zbójce opadli mieszkanie
witezia i mordowali
a jakoby okupu słusznego
owej córy witeziowny żądali,
która była cud cudów dziewka,
bo i pani słuszna i krewka
a mająca Wanda za miano.
Tej tedy w sługę żądano
i na hańbę.
Patrzajcie, oto starzec skonał
przed chwilą, — a lud mu patrzy w usta;
do kolan przypadły go otoczył.
Guślarze są i wróże i wróżki,
pastuchy, koniuchowie, dworany,
komesy jego abo służki.
A oto córka, ta jasnowłosa,
której oczy, jako niebiosa,
jasne a czyste a z błękitu.
Ta z włosem płowym jasna,
to jego córka, zapłakana
a pobok jest choina złożona,
w powrósła zielone wiązana,
i drwa sporo pobok ciosanego,
bo to na stos; to dla niej i dla niego.
Że córka, więc razem palona
będzie. Dworzec się spali
a jutro niech zbój go posiędzie.
Bronią się jeszcze.
Rumot i wrzask koło hali.
Piaskiem w oczy sypią najezdnikom,
rzucają pomiot kamieni,
godzą grotem i godzą oszczepem
i garnce z gorącym lepem
na łby im leją z przyczołów wież.
A słońce hań w czerwieni
zachodzi i z harfami czekają wieszcze
na świętą noc.
Jeszcze walczą.
Patrzajcie, — oto sił ostatkiem
walczą:
CHÓR
Wleźli na grodzki wał!
Wdarli się w dolną sień!
Przesadził bite koły!
Tu pędzi ryś wesoły!
Dzidami, grotmi weń!
Cięgiem spychać na doły!
Postójcie, roty stójcie!
Śmigać w nich gęstwą strzał!
Spierajcie łuk co sił!
Spadł! — chynął się wśród skał.
Spadł! — w paści, w gruz się wrył.
Kołaki, zadziory weń!
Imać kamiony do proc!
Patrzajcie, białowłosy zwierz;
ogniami płonie jego szczyt;
za nim rycernych świt!
Po gankach górnych letą,
od blachów światła mietą.
Za broną strzymać młódź!
Nie puścić na świetlicę! —
Weselem jemu gore lice! —
Gradem tłuc z górnych wież!
Oburącz walić młotem,
niech walą się pokotem!
Aż tu, aż tu ich zwódź.
Oburącz brońce dzierż!
Spalić zamek! Słup zwalą!
Niech się w ogniu osmalą!
Żagwiami prażyć po łbiech!
Gotowić smolnych wiech!!
Zeprzyjcie się ramiony,
Staniecie tu u brony!!!
ŁOPUCH
Niebo się ciemni nocą,
wichura chmary zgania.
Hen drzewa się łomocą.
Ciemność zamek osłania.
ŚMIECH
Burza to, gromka burza.
Hań czarna leci chmura.
Strugi luną za czas.
Skoro gruda ośliźnie od śluz,
będziem spychać ich łatwie przez moc.
O patrzcie! — czerń skłębiona
w mrokach zamczysko nurza;
Jeszcze was tu jest duża!
Brać złomy, drzewce, gruz!!
ŁOPUCH
Chyżej, — nimże zagabną,
zapuścić ostrza bron,
niech spadną koły na próg!
Chyżej! — dopadną w lot!
Zamknąć ode świetlice!
Spomóżcie brony zwlec!
Hej chłopcy, — silnie jąć! (kilku chłopów chwyciło za sznury od brony i ciągną; wśród nich:)
ŚMIECH
Nie zdolę, nie wydolę.
ŁOPUCH
Ciąć sznury nożem, — ciąć;!
CHÓR
Niemce lecą w podwórze!!
ŚMIECH
(pochylony nad Wandą).
Twój dom, patrz, mocą wzięt!
Dla ciebie niewola i srom! —
Chceszli pójść do pęt?!
(Gdy sznury przecięto toporem), (brona zapadła z trzaskiem). (Za broną zostali obrońce; odcięci, na pastwę zdani).
ŚMIECH
(po za Wandą).
Ty słuchaj, — jest porada:
przysięgą ty się zwiąż,
będziesz silna, jak mąż,
niemoc od cię odpada.....
Ty młoda, ty urodna,
ciebie-by Żywia wysłuchała,
gdyby ty z Żywią co gadała
i Żywi się sprzysięgła.
Łopuch, co czarów świadom, gadał,
że, ktoby czarów moc posiadał,
od Żywi daną....
WANDA
Co radzicie? —
Ja się przysięgnąć tej, co naga,
w prawicy dzierży jabłko kras,
nad czołem wieniec ziół,
po za nią święty las,
sosny słońcem czerwone. —
Mnie to żąda, mnie wzywa
z tego lasów kościoła?
Jest-żem ci ja godziwa?
Jako-żem w ziemię wryta,
że drżę, — onaż mnie wita,
mojeż wróżby przekleństwem znaczone?
ŚMIECH
(mówi tuż przy jej twarzy, stojąc za nią).
... Ten mógłby wszystko, Łopuch gadał,
ktoby się Żywi przysiągł cały;
czarów-by dziwną moc posiadał,
ratarów obcych precz wypędził,
odegnał za wały, —
ocalił ludy, któreć lżą, —
piorunem, burzą władał
i wszystko zyskał świętą krwią,
zaklętych młodych lat. —
Pomnijcie, stary król w sromocie,
odarty z godnych szat!
WANDA
Co czynić?! — Krew u krat!
Darmo ważą się w sile,
za broną skargi klną,
jako w stosu palonej mogile. —
Do Żywi mówić, lęk.
To pani ziemi krasnolica
pioruny wiąże w pęk, —
pogardzi mną!
(Klęka, przypadła do ziemi
i już rękami obiema,
złowieszcza zbójczyni niema,
łanię chwyta i gniecie kolany;
już w pierś zwierzęcia włochatą
nóż wpycha połyskujący;
krwi strumień już trysnął gorący
a ona nóż wznosi skalany
i ręce kładzie na nożu
i ręce wznosi ku twarze
i krwią się gorącą maże.
Złowieszcza zbójczyni niema
klęczy z rękami obiema
na piersiach skrzyżowanemi.
Koło niej światła, pioruny,
błyskańce koło jej głowy.
Krwią ręką zatacza runy
a usty szepce zamowy).
ŁOPUCH
Klnie się? — Jest-że w obłędzie?
Jakieś głosi orędzie?
Czyli z Bogiem rozmawia piorunem?
Jeśli klątwę przysięże;
Śmierć ją samą dosięże,
(do Śmiecha)
a wy, bracie, tej Śmierci zwiastunem!
WANDA
Klękam przed Twe ołtarze.
Z promu skoczę od włazu
na ony skalny głąb.
Pragniesz mnie, jagem młoda,
urody mnieć nie szkoda
o urodę nie stoję,
nic życie sobie ważę.
Daj, czego chcę do razu
i siłą na mnie wstąp,
gdy zwolisz nadziać zbroję.
Moje ręce nijakie, słabną.
Patrzeć, jak sępi zgabną.
Nie ostoi się ojcowa zagroda.
Daj siły z Twojej mocy,
siły dziewięciorakie
tej jednej jeno nocy,
byś jeno wolą dała
zgnieść, domukomu chcę na szkodę,
będziesz Twą pastwę miała
jak dawny zwyczaj każe.
Mój ojciec ofiar Tobie przeczył,
zabijał święte gady,
Jest-li to prawdą, — żem Twa córa,
że moce we mnie drzemią,
niech piorun rzuci Twoja chmura,
klnę ogniem, wodą, ziemią.
(daleki rum grzmotów)
Pokrusz me ciało, spal i zniszcz
a duszę daj zwycięską,
niech zapanuje duch nad zgliszcz
a Sława ponad klęską!
(daleki rum grzmotów)
Nie zwól, by zewłok ojca woja
psy tuczne miały w polu drzeć
i krew rozniosły w pyskach skrzepłą, —
niechaj za niego będę Twoja;
jemu Ty piorunami świeć.
Niechajże duch nie błądzi w mroku,
niechajże bólem się nie ciska,
przez klątwę daj Ty mnie uroku,
niech ogniem żywym niebo łyska,
szarpaj chmurzyska w strzęp!
(piorun)
Precz odgoń sępy te, ratary,
co ostro kute spis kończary
spłukali w mego luda krwi.
Precz łupieżniki te zmierżone,
co berdyszami sieką w bronę,
piorunem wal i tęp!
(piorun)
(Jak wilk, w podwórzu zwartym siecią, w okrąg biega ustawnem bieganiem
i dąży, jakby krat żelaznych zgiął, —
tak on Ritgier witeź białowłosy,
oburącz zbrojny w tarcz i miecz
biega przed broną.
A koło witezia, jako wilków czereda,
czereda jego żelaznych sług.
Walą w ciosy jodłowe siekirami,
że drzewo i dyle już prysną
i mordują zamkowych i przycisną
straszliwemi nagłemi ciosami.
Aż wycięli w pień ludy walczące
i chcą na izbę, świetlicę,
dopaść do onej czarownice,
koło której ognie latające).
WANDA
Hej ha! dziś piorun ze mną gra,
dziś piorun ze mną w zmowie.
Burza was żenie, burza gna,
na mojem mocna Słowie!
W proch, na kolana sępy wy,
skrzydłami uderzcie w pył.
Słowa was moje, moje łzy
obedrą z mocy i sił!
Przedemną w proch, przedemną z nóg!
Wolą mam od Bogini.
Z rąk wam wytrącę miecze sług,
czar ślepce z was poczyni!
Rzucajcie miecze, rzućcie noże,
precz od się rzuć topory.
Zaklęcie rzucam na was Boże,
zbudźcie się Boże stwory!
Klnę was, patrzajcie w moje oczy,
uroda we mnie żywa.
Śmierć za mną, Sława za mną kroczy,
dzień jeden ja szczęśliwa!
(Jakoby im kto w ślepia lunął
żarem i jasnością piorunową,
przypadli do ziem głową
i witeź Rytgier przygiął się sam,
wściekły z gniewu,
bo jego żelaźni sługowie
słuchali jej klęć, jako śpiewu
i porażeni duchem pomdleli
na sercu, jako obuchem
by je kto powalił abo młotem.
Tak chycił za róg u ramienia
i okręcił przy dłoni rzemienia
i zadął na hasło odwrotu.
I oto odstępują bram.
I powoli zwolna mija trwoga.
Deszcz jeszcze ulewny pluszcze
i wicher gna deszcz, wicher bucha
w przegony po zamkowych obłazach,
aż haj przepadł w jedlne kuszcze
i ulewa ustaje i zcicha
a powietrze już woni
i tą wonią pachnące oddecha.
Przepadli, mrok je osłania.
Przepadli, straszliwa zmora
i noc się zbliża i pora
późna. Ona jak zaklęta stoi,
jak wróżka oczarowana,
z nożem we znaku krwi.
U stóp jej zwalona łania.
Już się naród z lęku uspokoi;
już zmory zaklęciem przegania;
już z kątów idą do podwoi,
pod bronę, patrzeć na trupy
i zawodzą żałośnie i płaczą.
Już i na stypę czas i już skorupy
znów na piecu gromadzą
i strawą nastypną się raczą
i sprawiają zwierzynę ubitą.
Guślarz to daje im wskazanie
a oni są mu niejako świtą.
A za czas rozpocznie się śpiewanie
około zmarłego rycerza,
bo już przystrojon jesł i opatrzony.
We swą zbroję przystrojon, na słomie
długiej złożony, na podścielisku,
z kilku snopów z pełnemi kłosami.
W postawie jest siedzący.
Wokrąg trupa stawiono dzbany,
większe z miodem i mlekiem
i co mniejsze, które mają łzami
się pełnić. Ino swoim płakać nie zwolono,
Niechże was ucałuję jeszcze,
niech k’sobie was przychynę;
dziewki wy moje, niech popieszczę, —
we Słońcu jutro zginę.
Pospieszaj Słońce, niechaj wschodzi!
Śmierć moja mnie wesele!
Noc mnie od Sławy mojej grodzi, —
Sława na mojem czele!
O Sławo, idziesz ku mnie chyża, —
w mej klątwie ty poczęta.
Śmierć mi otwiera twoje dźwirza!
O Sławo, Sławo święta!!
(I już ją wiążą druchny czule, dziewki a jej służebne i u stóp ojca ją sadzą same zaś koło niej przytulone, jakieś pociechy swadziebne szeptają i ukochaną całują na rozstanie. Też wszystek ludek posiada na izbie i strawę jedzą a zaś czas, by się gęśle ozwały, by ich dusze na odlocie słuchały).
ŚMIECH
(pokręca liry)
Po trudach, troskach, znoju,
pojman we wieczny mir,
gdy iść masz w ciemną dal;
na drogę, na wyprawę
przez czarnych łoże fal
posłuchaj gędźnych lir.
Jęcz gędźbo, drzyjciedrżyjcie strony
w co donośniejsze tony,
jak górne surmy boju.
Gdy iść masz w ciemną dal,
pojman we własnywieczny mir,
na drogę na wyprawę
przez czarnych łoże fal,
po trudach, troskach, znoju,
posłuchaj gędźnych lir.
ŁOPUCH
(pokręca liry)
Gdzie drogę, gdzie wyprawę
powiedzie witeź-wój?
W jakie zapasy krwawe,
na jaki rzeźny bój — ?
Na wyprawę, na drogę
jakie zbrojne rycerze
w orszak służby zabierze
w strzały, miecze, pożogę, —
po Sławę! —
ŚMIECH
Na zgon, na sen ukojny
po trudach, troskach, znoju,
gdy iść masz w ciemną dal,
wieczystą noc pokoju,
przez czarnych łoże fal,
pojman we wieczny mir,
posłuchaj gędźnych lir.
Wódz wstanie z martwych ciał,
by za cię wództwo brał.
Ty z twemi musisz ginąć
śród grotów, mieczów, strzał.
Na stos pożeną was
i waszą córę kras.
Przybędzie wódz król sił
nad stosu zgasły pył.
ŁOPUCH
(pokręca liry)
Posłuchaj gędźnych lir,
jak śpiewny wodzą żal
na drogę, na wyprawę
przez czarnych łoże fal.
ŚMIECH
Po trudach, troskach, znoju,
gdy iść masz w ciemną dal,
przez czarnych łoże fal,
posłuchaj gędźnych lir
na drogę, na wyprawę,
gdyś szedł na wieczny mir,
niezbytą ścigać Sławę.
Witeziu, — czekać prom!
4. Powiędły kraśniki,
pogasły urody, jak Zorze.
Wesela nie stało,
co młodym się zdało
w świątalne Lalniki
śmiejące, upalne, poboże.
ŚMIECH
(pokręca liry)
5. A owo, jak ptacy,
gdy letą za morze,
wesele pierzchało
i gasły urody......
Bywało, bywało
poletą wysoce orliki!
ŁOPUCH
(pokręca liry)
ŚMIECH
Hej, hej, — hej haj!
przez gęstwę boru Leszy gna;
krzew łamie, trzaska kuszcz
a Leszy gna przez ciemnie puszcz,
przez paście, przez utopy.
Świst przed nim gna o staj...
Hej, hej, — hej haj,..
A Poświst za nim gra:
1. Wieszli rzecz za prawą,
gdy trwogą ciekawą
u progów wieczystych stajewa, —
że serce się spiera
a żałość prze szczera:
żali cale na marną idziewa — ?
2. Jako brony ruń garną,
jako osęk drze strzechy,
gdy się palą pojęte ogniami; —
tak się trwogą ciekawą
zwodzi w okrąg i żale i śmiechy, —
coć czeka za progami — — ?
Masz-li rzecz za prawą,
byśwa, gasnąc, szli cale na marną?
ŚMIECH
1. Smęt cię pojmie, Smęt żałoby.
Pójdź, znam oto błoń:
darń skopana w świeże groby,
wierzby chylą warkocz płowy
ponad grudy ziem;
jaskry wiem za złotogłowy
w sen wieczystym snem.
koń tam czeka, leć na łowy,
biały koń Jarowitowy,
sosny szumią haj. — — —
Wesele, wesele gram!!!
ŁOPUCH
(pokręca liry)
ŚMIECH
1. Rumak Jarowitowy,
złote pod nim podkowy,
złota grzywa w warkocze czesane;
złotogłowe czapraki,
złotolite kulbaki,
złotem uzdy, wędzidła kowane.
2. Nocą wjedzie pod bronę,
na nim wszystko zładzone,
zarży śmiechem, wędzidłem zadzwoni;
brzęknie złotem kopytem
nad stajennem korytem,
trza mu paszy nim dalej pogoni.
ŁOPUCH
(pokręca liry)
1. Czekać wiecha, płomień czeka,
płomień się pokłoni.
Wicher zbiegnie hen z daleka,
złote liście zgoni.
Czekać wiecha, czekać wiecha, Wesele, uciecha, płomienie!
2. Czekać wieczerza, czekać wieczerza,
ludkowie się pokłonią.
Choć się weselą dużem weselem,
łzy pokromocu ronią.
Wieczerzać czeka, wieczerzać czeka, korowaj z miodem a chmielem!
A droga, droga daleka.
BALLADA 1.
ŚMIECH
(pokręca liry)
1. »Brat od miecza zabity,
miecz u ciebie ukryty
pod kożuchem, —
ty idziesz za marami,
zawodzisz, ręce łamiesz,
brata płaczesz a kłamiesz«.
ŁOPUCH
(pokręca liry)
2. »Siostrzyco urodziwa,
ty jedna niegodziwa
przyczyną, —
że była z bratem zwada,
że brat od miecza pada.
Mnieś twoich ust broniła
a jemu byłaś rada
miłośna«.
ŚMIECH
(pokręca liry)
3. »Ja jemu byłam rada,
o mnie to z bratem zwada,
tyś zabił;
brat niech mi miecz ostawi,
co krwią się bratnią krwawi,
do rąk poda«.
ŁOPUCH
(pokręca liry)
4. »Siostro, siostro miecz kuty;
poco tuleje zbywasz,
poco ostrza dobywasz — ?
Oczy sępie zachodzą ci mgławo«.
ŚMIECH
(pokręca liry)
5. »Twe oczy zajdą mgławo,
jak z ciebie krwi utoczę;
zabiłeś ty starszego,
legnij od ciosu mego.
Miecz kowan o krzemiony
po rękojeść, po koral wprawiony,
lela lela u skał,
gdzie gad leżysko miał«.
ŁOPUCH
(pokręca liry)
6. »Ja ginę a ty pomnij
krasa, młoda, urodna;
matka nam powiadała,
że cię znajdę chowała,
porzuconą w szawarachszuwarach
na wiślanych moczarach,
tyś jest rusalna wodna,
o ciebie się upomni woda«.
1. Co noc,
co świetlaną noc
na skałach owo jęka,
rumoty szarpią głaz,
glina się zeschła pęka,
pobrzeże pryska w grób;
gdy mgły ustąpią rano,
znać czarną ziem skopaną,
znać ślady wiela stóp.
ŚMIECH
(pokręca liry)
2. »Ja pójdę, ja zobaczę,
przyniosę ci okółek,
przyniosę ci usznice,
z bursztynich gron przyczółek,
dwie na pierś okrążnice;
na skałach gad ma leże,
do jaskiń zstępu strzeże«.
ŁOPUCH
3. Chłop leci na brzeg wody,
ukrywa się za kłody
i czeka;
a tu noc, cichość głucha;
chłop czeka, czeka, słucha:
na światło gad się zwleka
z jamy, z czeluści
ku wodzie;
okami łypie,
jak człowiek,
rząsą mruga u powiek;
łapczywie wodę chlipie
a cielsko wrzące kąpa;
a potem idzie, stąpa
na kopie rąk
wyniosły,
gdzie kwiaty w krąg
zarosły
u głazu;
miodnego kwiaty ślazu
i pokrzyw badyl bujny;
łapą kamień odwali,
zyzem popatrzy czujny
i grzebie łapą dalej.
ŚMIECH
(pokręca liry)
4. »Nie skarby były w grobie,
pod głazem, pod kamieniem;
nic nie przynoszę tobie
krasawico;
jeno sobie nalazem
miecz spory,
z koralową głowicą,
leżeniem
zerdzewiały; —
wezmę Zmijowy miec,
pójdę wkiedy na skały,
wezmę porać o twarde krzemiony
po rękojeść, po koral wprawiony,
lela, lela,
aż będzie ostro siec«.
BALLADA 3.
ŁOPUCH
(pokręca liry)
I. Wiślan,
król wód,
Wiślanie, najstarszej córcecórze,
przykazał spory miecz
wyporać o twarde krzemiony
ze rdzy, z krwawice czerwony.
Welesie świeć,
jak świetli miecz
kralica złotobrewa,
jak świetli miecz i śpiewa:
»Welesie świeć,
ociec miecz dał
szyroki,
u białych skał
ze rdzawy myć powłoki;
lela, lela
aż będzie jasnoś bić,
Welesie świć«.
Wiślanie, najstarszej corcecórze,
przykazał rdzawy miecz
wyporać o twarde krzemiony
po rękojęśćrękojeść, po koral wprawiony,
kaj Wawel na stromem zboczu,
w fale czuwającnurzając bary,
odbija w wód przeźroczu
gród.
Welesie świeć,
jak ostrzy miecz
kralica złotobrewa,
jak ostrzy miecz a śpiewa
u białych skał:
»Ociec mi dał
kralowy miec
o krzemień kować
u białych skał,
lela, lela
aż będzie ostro siec.
Płyń falo, płyń,
leć głosie, leć,
Książnicu świeć
w kowany miec
u białych skał
lela, lela,
aż będzie ostro siec«.
ŁOPUCH
(pokręca liry)
III. Ratar w złotym pancerzu
zaszedł z góry do dziewy,
jak nocne wodzi śpiewy
i miecz rdzawy wybiela
na piachu,
na wybrzeżu:
»lela, lela,
Weles świecący stój,
lela,
póki noc długa,
Wój krak miłosny mój!
Jutro będę pracować,
dalej ze rdzy miecz kować,
holela, dziś całować,
dzisia kochać«. (Tu się zdrzemnęli grajcy starzy ku lirom głowy chylą; coś im się widzi, coś się marzy, coś zjawy im się mylą.
Coś przed oczyma im się snuje, jako marzenie senne, a głowy, gęślą kołysane, już ciążą, jak kamienne.
Że jacyś wielcy woje idą we szatach powłóczystych, że się nad starcem, wojem chylą, parom podobni mglistym.
Że z toreb jabłka biorą krase i woń się staje miła, woń, jako kiedyś w letnym sadzie, gdy pora żyzna była.
Że laski chylą nad głowami
pośpionych w stypie gości
i że znikają, jako widma,
na nocy i ciemności.
Drzemią znużeni grajcy starzy,
ku lirom chylą głowy;
coś przed oczami im się snuje,
jako marzenie senne
a głowy, gęślą kołysane,
już ciążą, jak kamienne.
WANDA
Posnęli, — gdy się ockną, — biada, —
hej mnie dostrzeże gromada. —
Jak ujść, jak ujść, — och pęta!
Czyżem cale przeklęta?
Dłoń wiążą ostre sznury,
porą do krwie, do kości.
Mnie życie, mnie wesele,
mnie gody, mnie radości!
Precz od nich, od tej Martwice
okrutnej, — chce mej ofiary.
Jak się ocalić? — hej, zabiją mnie!
O falo moja ty wiślana,
ty, co tam płyniesz w dole;
o przyjdź i weź mnie ukochana. —
A i to śmierć! Śmierć wszędy!
Jak ujść, jak ujść, siły ustają. —
Zabić, zabić mnie mają! (W pętach, jak była uklękła pomiędzy leżącą zgrają,
czołga się w kąt świetlicy,
wśród mroków zapadłej nocy,
pod komin, kędy na nalepie
przysiada skulona, wylękła,
i tam zasypia z niemocy.)
Już wszyscy wkoło na świetlicy
przypadli pokuleni
i śpią, pośnięci kolędnicy,
w płaszcz nocy zatuleni.
Aż oto starzec przemknął oczy,
wid stary się ocucił
i wzrok obłędny wkoło toczy.
Znów serce chwilę w nim zabiło,
serce co bić ustało,
ostatnią snać przed zgonem siłą
na jedną chwilę małą.
Do bladej krew się rzuca twarzy
i czucie mu wróciła.
Na jedną ino krótką chwilę
serdeczna krew ożyła.
Jeszcze mu w uszach dźwięczy granie,
jeszcze brzęk gędźby słyszy;
jeszcze przed chwilą ktoś tu nucił,
już głos się zapadł w ciszy.
A stary słucha, słucha, bada,
za echem idąc duszą,
Grajkowie idą z nim na czele,
za nimi weselnice — ? (Tu obok niego tuż z podziemi trzy baby się ukażą a każda z osłonioną twarzą. Dwie przędą. Nić jedna zwija ze złotej wiechy u kija. Druga tę nić złotą na krążek ustawnie owija. A trzecia nad tą sióstr robotą zadumana. Starzec je dostrzegł. Spojrzał. Splunął. Cofnął się, w tył się odsunął. Patrzy, zadziwion ich robotą aż jął ich zlękły pytać o to:)
Komuż to przędą nici lśniące,
mojej-że córy służki — ?
Ręce wam jeno widzę drżące,...
któż wy jesteście — — ?
CHÓR
Wróżki.
KRAK
Ani wam dojrzeć waszej pracy. — —
Uchylcie chust od lic. — — —
Komuż to będzie — na co, — kiedy — ?
Coż będzie z tego — — ?
Hej, gdzieś od Wisły idą chórem,
pląsają senny taniec;
guślarz ich ruchy znaczy kosturem,
wiślanych wodnic braniec.
Za jego laską wodzą okiem,
gdzie jego kostur skinie,
powolnym dziwno sennym krokiem
na czarów snu godzinie.
Księżyc je światłem siną barwą
pławi we swoich blaskach;
świetlani raz w świetlanych brzaskach
raz mroczną mroczni barwą.
Na przodzie idzie pastuch stary,
zgorzała twarz brązowa
i worek na łbie prosty szary
i on to gra na piszczałce
a za nim idą dziwne pary
rusałczane, pół-nagie,
kwiatami abo liściem okryte
a znów wilkołaki i rusałki
rozmaite, odziane skórą;
koźlaki, baraniogłowy
i inne z różnym łbem,
chowańce Wiślanej wody,
topielce. Piszczałka smętna
jakąś nutę wspomina lubianą,
jakby z ptasich świegotów wołaną.)
trójca przędzie, kir u skroni,
czarne ich zawoje.
Starzec dziwny lęk poznaje,
oczyma je goni,
jak te kółka warczą, brzęczą
za pasów obręczą.
Czoła ich skryte kirem stroju,
posępne; szczęki starcze
z pod zasłon widne.
Starzec się żachnął w niepokoju,
na widma, zmory trzy ohydne,
jak przędą wieczną przędzę złotą
i jął ich zlękły pytać o to:)
KRAK
Czyjeż wy przędziecie nicie?
1 KUMOSKA
Wasze życie.
2 KUMOSKA
Twoje życie.
KRAK
W waszem się ręku, stara,
nić świetli złota, lśniąca....
1 KUMOSKA
Dziecięca wasza wiara,
gdy jeszcze żadna troska
nie truła waszych dni
u ojcowego ogniska.
Nie pomnę, — pokażcie z bliska. — —
Cóż ręka twoja drżąca?
2 KUMOSKA
To serce twoje drgnęło,
bo miłość je zarywa.
KRAK
Szczęśliwa, czyli nieszczęśliwa,
nie pomnę, jak to było. — ?
Poczekaj, postój chwilę,
kochanie spomnieć miło.
Gdzież wlecze nić twa ręka, — — ?!
Cóż szarpiesz w złości siłą — !?
2 KUMOSKA
Miłość nędza i męka;
minęło już, co było.
Precz, chyżej, chyżej wić.
Jeszcze mnogie zdobycze,
jeszcze mnogie wyprawy,
nim dnie wszystkie przeliczę
i harce i zabawy
i twą dolę rycerza zbójecką.
Hej chyżej, chyżej wić!
KRAK
Daj mi do ręki nić,
niech się przez dłoń mą snuje,
niech pod palcami czuję
dolę moją człowieka,
Wstrzymać chciał naszą rzecz.
Hej chyżej siostro wij.
KRAK
Poszarpiesz ją na nice. — —
Co masz w ręku — — !?
3 KUMOSKA
Nożyce.
CHÓR
Zatrzymał!! — —
OBIE KUMOSKI
Siostro tnij!!! (Tu stara wiedźma nić przecięła a głowa starca mdlejąc pada i chyli się ku piersi, jako dostałych kłosów brzemię. I serce naraz bić przestało. Trzy wiedźmy, dokonawszy dzieła, naraz zapadły znów pod ziemię. Już Guślarz, który chórem włada, gdy dostrzegł, co się stało,
Pojmiecie go na bary.
Poniesiemy zewłok na brzeg,
na skalny spód,
gdzie piachy znaczą bród:
Jutro rusalne święto,
stroją lalkę przeklętą.
Jemu przydamy strój,
że zabył ciężkich zbrój;
że stary zczesł na śmiech
i wziął niemocy grzech.
WILKOŁAK
Tak się patrzem na ten gród,
tak mi pachnie krew.
Widzisz? Hań u bron
leży świeży trup.
Lekki mieli zgon,
rzezani toporem.
Pić, pić krew, krew ssać, —
kałuże u stóp.
RUSAŁKA
Widzisz, hań u krat,
chłopca w kwietniu lat — ?
Tak mi pachnie miód,
takbym go tuliła,
by mie w lasy wiódł....
Nim blady zejdzie świt,
obleczcie zewłok w prosty strój.
Oręż zejmijcie i pas,
by był, jak szedł podbierać rój,
w prostocie kras,
gdy ocknie się za czas.
Topór zeń zejmijcie i nóż,
z rzemienia miecz przez dłoń, —
splamiła je krew, — —
u pętlic mu przytroczcie kruż,
trzy kiście zielska z błoń,
kęs ziaren, szczepków pęk,
by był, jak ongi szedł na siew,
w prostocie kras,....
jak ocknie się za czas.
WILKOŁAK
Stary go nam każe nieść?
Chcesz na bary brać?
KOŹLEC
Warzą strawę, będą jeść?
Smaczny korzeń, smaczna nać.
Przededniem zamek rzuci
i nigdy doń nie wróci.
Przededniem stąd uciecze
i rozda chłopom miecze.
Przededniem zwoła zbór
z za rzek, z za gór!
I będą żąć i siec.
Hej wieniuszku, hej,
co masz, to jej dej.
Tylom ino młoda,
com w wianku chadzała,
tylo woli mej.
Hej, wieniuszku, hej,
dziś ty służysz jej;
będzie wszystko miała,
czegoby zachciała,
będzie wodzić rej.
WANDA
(na śnie walczy z Rusałką o wieniec,) (aż go jej zrywa)
Bierz-że go se, bierz,
we wszystkiem się spiesz;
Jest-ci w wianku siła,
będziesz się cieszyła,
ale ino dzień. — —
Hej wianeczku, hej.
CHÓR
Ino dziś, ino dziś
we wianeczku pochodzisz.
WIEDŹMA
Co chcesz, to będziesz miała,
dopóki masz ten wieniec;
choćbyś pół świata chciała,
czy śmierci, czy kochania
chcesz, będziesz miała znagła,
twojego rozkazania;
bylebyś pamiętała,
żeś nasza, że masz ku nam przyść,
nim zwiędnie kwiatu świeży liść.
WANDA
(nakłada sobie wieniec na głowę)
WIŚLANKA
Na głębinie wód
kwiecia tego w bród;
łuni, błyska
z uroczyska
kołem rzeźkich par.
płaczu zaprzestaniesz,
gdy się królem staniesz,
skoro będziesz pierwsza ty.
TUROŃ
Bywaj zdrów
dobrze mów,
wybijam pokłony;
nie płacz nic
śmiech do lic,
czekam cię u brony.
(bije pokłony przed Wandą)
CHÓR
Jedzie, jedzie hojny pan,
ma za pasem pełny dzban,
Turoń wodzi, turoń koń,
weselcie się doń.
(orszak wchodzi w bronę, w korytarz, w podcienia dworca, unosząc zestrojony zewłok witezia).
WANDA
(Przeciskając się wśród orszaku, szybka i zwinna w ruchach, ale wciąż, jakby bezwiedna i siłą pchana, porywa części zbroi, porzucone na ziemi, bierze pas z mieczem, róg przerzuca przez ramię, kłobuk nawdziewa na głowę).
(Jak stała wśród klaskań i śpiewu,
w tym ojca swojego pogrzebie,
tak patrzy przed się zgubiona
i patrzy ino przed siebie.
Gdzie zbroja była rzucona,
ojcowa, z ojca zdarta,
tam chylą się zwinna i nagła
i pasem się miecznym opasze
i w płaty się grube ubiera.
Róg złoty chyciła dłonią
i zawój przez kark przerzuca
a kłobuk ze złotym uszakiem
nawdziewa na łeb dziewiczy
i wianka kwiaty i liście
kłobukiem skrzydlatym przywiera;
uszaki zwięzuje warkoczem, buby mocno trzymały się głowy,
już stanęła, rycerz piorunowy, —
a śpiew ku niej dolata z oddali,
że jej ojca Wiślanie porwali:)
(W tym ojca swojego pogrzebie,
jak stała, wsłuchana w śpiewy,
tak patrzy przed się zgubiona
i patrzy ino przed siebie,
że jej ojca Wiślanie porwali
a śpiew ku niej dolata z oddali.)
ŁOPUCH
(Pół się zbudził na stuk zbroi,
gdy ona pas wlecze;
śledzi zlękły za jej ruchem
a śpiew dziwny chyta uchem. —
Ledwo że swym oczom wierzy:
oto, kędy rycerz leży,
miejsce puste, król porwany,
że Wiślanie go porwali
i śpiew ino idzie z dali:)
(Zrozumiał, — pojął: król porwany, że to Wiślanie go porwali i śpiew ich o tem idzie z dali. Zerwał się krzyczy, budzi Śmiecha, słucha, jak z pola płyną echa! zerwał się, woła, Śmiecha budzi:)
Hej ha! Hej ha!
Ze snu, ze snu!!
Bywajcie tu, bywajcie tu!
ŚMIECH
Gdzie stary — !?
ŁOPUCH
(szeptem)
Tam, śród skał, nad wodą,
jak się te wiklin śrebrzą krzewy,
rusały króla z sobą wiodą
i dziwne grają spiewy.
Cóż nie znają lęku,
że idą po dźwięku;
czy nie czują trwóg,
skoro dźwięknął róg?
Od bitwy uciekli
a teraz się zwlekli
haj z podziemnych dróg!!
WANDA
(mówi żywo, gwałtownie:)
Oni śpią
hań w dole, pod okopami, zmęczeni.
Zabierzcie, co jest broni
w komorze.
Zabierzcie wszystko żelazo
i drzewce
i za mną, dopóki jeszcze noc.
(Otwiera drzwi komory i wynosi stamtąd pełne narączko oszczepów, ostrz, drzewców, siekir, hełmów, tarcz, blach; poczem sama się uzbraja a znów chłopi resztę broni wynoszą.)
Zbiegniemy z wałów w lot
na dół
i przedostaniemy się do lasu,
za wodą;
tam, co jest chłopów,
każdy mąż niech stanie;
da mu się w garście broń
a na ramiona
żelaza kawał;
niech se rzemieniami przypasze.
Posiadamy chyżo na koń
i rumotem na nich spadniem w oborze,
gdzie nam bydło zajęli nasze.
Młotami onych bić!
A brać do toreb kamyków pełno,
co leżą podle skał;
rzec to procarzom,
niech wybiorą, co krzemień.
Wy toboły zładujcie w komorze!
Jak się ino ogarnę,
jak odzieję się w zbroję,
to wam chleba żytniego nakroję.
(do Łopucha)
Skocz-no ściągnąć mi rzemień!
Rączo!
ŁOPUCH
(podbiega ku niej i staje nagle, jak wryty; zaniepokojony jej wzrokiem, i zachowaniem)
Wy macie być mnie wierni;
słuchać, nic nie gębować!
Ja będę rozkazować. —
Gęśle i liry rzucić!
Topory pobrać za pasy
i za mną w lasy!
Będziewa szyćko młócić!
ŁOPUCH
(zatrzymuje ją za dłoń)
Cóż to macie u czoła?
Jakowyś liść dookoła
wplątany — ?
WANDA
Jest trochę włos przybrany,
Że kłobuk był przestrony...
ŚMIECH
Skrzydła się na nim chwieją,
jak krucze, jak sokole...
WANDA
Czas mi już lecieć w pole.
ŚMIECH
Czemuż skrzydła skrzypiące
opuszczacie na uszy — ?
WANDA
Cóż wróżycie na rano — ?
Czy będzie zachmurano?
Czyli złote zapali się słońce — ?
Czy siłę macie z uroku?
Czyli potęgą czaru?!
Mówili o was wróże:
zjawi się on na górze.
Podobnyście-wy panie
do Kraka przez wołanie
a krasą oblicza ich córze.
WANDA
Nie gębuj próżno! Za mną chłopy,
w dół, za okoły, za okopy.
Obiegniemy po dworach z wiciną,
żeby brali topory i szli;
jak się dobrze uwiną,
dziśby jeszcze drużyną
stanęli, póki księżyc się tli.
Trza byśwa się skrzyknęli
a przypadli ku rycerzom, jak rysie.
Byśwa szyćko pożęli — !
Byśwa ich sięgli dłonią!
Trza się spieszyć, poki śpią. — —
Haj, — te żeleźce wonią,
od lat przyschniętą krwią, —
niech ino ręka sięże!!
Lećwa, na bój się kroi!
Co zechcę, to mieć będę!
Nic mi się nie ostoi!
Zwyciężyć chcę!! — Zwyciężę!!!