[44]Pieśń druga.
1. Właśnie w téj porze płomieniste słońce,
Dzielące jasność dnia i nocne cienie,
I ku swéj mecie powolnie idące,
Już kryło ludziom niebieskie promienie;
Przed niém bóg nocy w głębi wód leżące
Zaklętych gmachów otwierał przedsienie,
Gdy utwierdzeni ledwo na kotwicy
Pogan ujrzeli nasi wojownicy.
2. Jeden z poselstwa, téj podstępnéj sprawy
Jako dowódca świadom jak należy:
„O! wodzu — rzecze — co lotnemi nawy
Po państw Neptuna przebiegasz bezbrzeży,
Król naszéj wyspy wielce wam łaskawy
Pełen radości ogłasza najszczerzéj,
Iż nic nie pragnie jak ciebie oglądać —
Przyjąć, dostarczyć, czego można żądać,
3. „Pragnienia króla nie tajna przyczyna,
Zdawna o sławie nasłuchał się twojéj,
Więc złóż obawę, król o to zaklina,
I z całą flotą przybądź do ostoi:
Niech długą drogą znużona drużyna
Tu się swobodnie odetchnąć nie boi;
Niech odpoczynek gwoli przyrodzeniu
Przyjmie na lądzie w bezpieczném schronieniu.
4. „Towarów szukasz? Może u was w cenie
Płody Lewantu, które my tu mamy?
Cynamon, gwoździk, palące korzenie
Albo leczebne zbawczych ziół balsamy?
Może cię wabią błyszczące kamienie?
Kosztowny rubin? dyament bez plamy?
Tu, w naszym kraju, jest wszystko, co nęci,
Możemy wszelkie zadowolnić chęci.“
[45]
5. A na to Gama dziękczyni jak może
I śle odpowiedź na króla żądanie:
„Patrz, oto słońce już zapada w morze,
Więc się twéj woli dziś zadość nie stanie,
Lecz skoro tylko błyśnie ranne zorze,
Wnet z całą flotą wejdę w twe przystanie
Jako przystało, by była spełniana
Wola takiego wspaniałego pana.“
6. I pyta jeszcze, czyli w saméj rzeczy
Są tam chrześćjanie, jako sternik mówi?
Przewrotny poseł bynajmniéj nie przeczy:
„Są śród nas — rzecze — chwalcy Chrystusowi“.
W ten sposob wszystkich spokój ubezpieczy,
Nieufność z serca usuwa wodzowi;
Lecz wódz, pamiętny przygody tak świeżéj,
Przezornie baczy, nim całkiem zawierzy.
7. Wedle zwyczaju na statkach w téj dobie
Byli skazańcy za zbrodnicze czyny,[1]
By w chwili klęski w jakowym sposobie,
Mogli pozyskać odpuszczenie winy. —
Dwóch najsprytniejszych przyzwawszy ku sobie
Wódz każe z Maury płynąć w ich krainy:
Śledzić zdrad, gród ich przejrzéć okiem znawców
I upragnionych spotkać spółwyznawców. —
8. Każe monarsze złożyć drogie dary
Jako zadatek swych życzliwych chęci,
Pieszcząc nadzieję, iż temi ofiary
Opornych dotąd ku przymierzu znęci.
Żegna okręty tłum bez czci i wiary,
Odpływa z posły, którzy wnet przyjęci
Na brzegu, kędy wita ich zwodnicza
Kłamliwa radość i jasne oblicza.
9. Oddawszy dary, jak powinność każe,
Z wdzięczną przemową stosowną do chwili,
Wyszli gród zwiedzać dwaj nasi żeglarze.
Niejednę błahą wiadomość schwycili;
Lecz Maur przezorny nie wszystko pokaże,
Niejednę prośbę wykrętem omyli:
Bo gdzie fałsz władnie — strach na serce działa,
Chociaż myśl zdrady w innych nie postała. —
[46]
10. Lecz ten, co posiadł młodość nieśmiertelną,
Dwukrotnie zrodzon, co dał zgubną radę
I tę zasadzkę ułożył piekielną,
Aby oglądać żeglarzy zagładę,
Wybrał śród miasta budowlę oddzielną
I twarz i szaty ludzkie wziął na zdradę;
Chrześcijaninem zwie się, i bogaty
Ołtarz podźwignął i składa obiaty.[2]
11. Na ścianach gmachu przez dziwne mamidła
Ducha Świętego oglądasz źrenicą:
On, jak gołąbka roztacza swe skrzydła
Nad przenajświętszą, przeczystą Dziewicą;
Daléj — Dwunastu kreślą malowidła,
Zmieszanych, w chwili kiedy tajemnicą
Przedziwną bożą — wraz z ogniem płomyków
Dar otrzymali poznania języków.
12. Do téj świątyni Luzów wprowodzono,
Gdy już zasadzkę Bach usnuł tak składnie;
Ci gną kolana a myśl uskrzydloną
Ślą do stóp Pana, co światami władnie. —
Kosztowne wonie w kadzielnicach płoną
I płyną dymy, gdzie tylko wzrok padnie;
Tak to bóg fałszu w téj świątyni progu
Musiał prawemu pokłonić się Bogu.
13. Tam do wspaniałéj wezwani biesiady
I pomieszczeni w Bachowém schronieniu,
Dwaj chrześcijanie nieświadomi zdrady
Noc przepędzili w świętem omamieniu. —
Lecz gdy jutrzenki zabłysnął świt bładyblady,
A w chwili potém — promień po promieniu —
Ogniste słońce nad ziemię się wzbiło
I widnokręgu krańce zróżowiło:
14. Wnet dano hasło do nowéj wyprawy
Z poselstwem króla; śród gromady rzeźkiéj
Płyną dwaj nasi dla złożenia sprawy
I o szczerości świadczenia królewskiéj:
Portugalczycy zbyli się obawy,
Jakby już pewni bezpieczeństwa deski,
Pewni, że chrześćjan spotkali siedliska,
Rwą się na wody, by ich ujrzéć zblizka.
[47]
15. Daléj, skazańcy malują swą czynność:
Że tam jest kapłan i ołtarz ofiarny,
Kędy znaleźli i schron i gościnność,
Gdy noc na ziemię rzuciła płaszcz czarny;
Jako i króla i ludu uczynność
Dowód przyjaźni dała im nie marny;
Grzechem więc będą podejrzenia dawne
Mając świadectwo tak pewne, tak jawne. —
16. To wszystko Gamę szlachetnego wzrusza.
Wita poselstwo jak zgody zadatki;
Łatwo pozorom ufa wzniosła dusza!
A tu tak zda się pewne prawdy świadki. —
Z przybyłych łodzi tłuszcza pogan rusza,
Tłumnie napełnia chrześcijańskie statki:
Patrzy na wszystko radośnie bez lęku,
Wierząc, iż pewną zdobycz dzierży w ręku.
17. A tam, na lądzie, gotują oręże,
Dźwigają kusze i groźne tarany;
Niejeden pocisk okrętu dosięże,
Co wszedł do portu śmiały, zaufany:
Zewsząd straszliwy podstęp się sprzysięże,
By wymordować biedne Luzytany;
By zapłacili własną krwawą klęską
Swą na Mozambik wycieczkę zwycięską.
18. Szczękły kotwice oderwane od dna
Przy zwykłych krzykach żeglarskiéj gawiedzi;
Ster zwrócon, żagle wzdęte — i toń wodna
Kołysząc statki w obręb portu wiedzie.
Ale Eryksu[3] pani, stróżka godna,
Co zawsze swoich ulubieńców śledzi,
Widząc sieć straszną, co ich oplątała,
Z niebios na morze rzuca się jak strzała.
19. Wzywa Nereid wdzięczne korowody
I wszystkie morskich lazurów mieszkakimieszkanki;
Pani, zrodzonéj z słonéj morskiéj wody,
Wodne potęgi spełniają zachcianki,
Ona swéj trwogi zwierza im powody
I chyże fale już niosą niebianki,
Stawić przeszkody, by statki jéj lube
Nie weszły w przystań na niechybną zgubę.
[48]
20. Znacząc po falach szlaki białéj piany
Z niezmiernym pędem zdąża niebian rzesza;
Tu, rozcinając swą piersią bałwany,
Ruchliwa Doto po przedzie pośpiesza,
Pląsa Nerina, tu znów na przemiany
Na fal wierzchołkach Nisa się zawiesza:
Strwożone fale na barki je biorą,
I dając przejście, chylą się z pokorą.
21. Z płonącą twarzą, z okiem pełném żaru,
Mknie Afrodyte na grzbiecie trytona;
Ten dyszy dumą, nie czuje ciężaru
Tak śliczne brzemię niosąc przez mórz łona:
Już téż błysnęła z mglistego obszaru
Rozdętym żaglem flota uskrzydlona:
I wnet się rzesza rozbiła w gromadki,
I niewidzialna — otoczyła statki.
22. Na statku wodza, u rudla na przodzie,
Sama bogini ster w swe ręce ima,
Zawraca w stronę, wstrzymuje w pochodzie;
Próżno dmie wicher i żagiel rozdyma:
Śnieżne Nimf łona odtrącają łodzie,
Ta drogę grodzi, ta je z boków trzyma:
Krążąca wokół rzesza opiekunek
Zbija łódź z drogi i zmienia kierunek.
23. Jako przezorny, roboczy lud mrówek
Z wysiłkiem pracy niezmiernéj się imie,
Zwleka ciężary, uprzedza przednówek
I przeciw mroźnéj uzbraja się zimie;
I niespodzianie w obronie swych schówek
Rozwija męstwo i siły olbrzymie.
Tak Nimf promiennych niestrudzona piecza
Od strasznéj śmierci Luzów zabezpiecza.
24. Zwrócił się statek wstrzymany opornie;
Załoga, sądząc, iż wszystko stracone,
Do lin, do żagli rzuca się niesfornie,
Chcąc ster skierować w tę lub owę stronę:
Wtém nagle, majtka, co baczył przezornie,
Dały się słyszéć krzyki zrozpaczone:
Z pod fal przed niemi wyzierał ząb skały —
I serca mężnych od trwogi zdrętwiały. —
[49]
25. Wnet na pokładzie jak gdyby zawrzało:
I zgiełk, i wrzawa rośnie zapalczywa;
Stanęli Maury zdumieni nie mało
Jakby się walka toczyła straszliwa,
I nie świadomi, co się Luzom stało?
Skąd ten szał wściekły? Co ten ruch wyzywa?
Sądzą, iż zdradne odkryto zamiary
I że ich podstęp nie może ujść kary.
26. Więc śpieszą tłumnie siąść na łodzie rącze
I od pogoni ujść szybkiemi wiosły:
Inni się w fale ciskają ochrończe,
By na swych grzbietach ku brzegom ich niosły:
Biegą w popłochu, bojaźń zmysły plącze
I do ucieczki skoréj zmusza posły;
Mniéj dla nich straszne czarne topieliska,
Niż pomsta wroga, co się zda tak blizka.
27. Jak nad bagniskiem, w samotnéj zaciszy,
Przez gniewne bóstwo w żaby zamieniony
Ludek Licyjski[4] po wybrzeżach dyszy
I nieroztropnie w różne pełznie strony,
Lecz ledwo szelest najmniejszy usłyszy,
Zewsząd się rzuca, szuka fal ochrony,
Ukrywa w norach, we wspólnéj topieli,
Ledwie się jaki łeb wybrnąć ośmieli:
28. Tak uciekali Maury. Z niemi razem
Sternik, co na śmierć pewną wiódł okręty,
Sądzi się zgubion, drży przed kar obrazem
I nie czekając rzuca się w odmęty. —
Lecz rafa grozi — przed zdradzieckim głazem
Wódz zdwaja czujność, dodaje zachęty,
Każe zwić żagle, kotwie w morze miota.
Aż się w dno wgryzły i wstrzymana flota.
29. Uważa Gama te rozliczne dziwy
I tę tak nagłą ucieczkę sternika,
I barbarzyńców zamiar niegodziwy
Wyczytał z poszlak, do głębi przenika. —
Lecz jak objaśnić ten wicher straszliwy
Na cichém morzu? Skąd ta burza dzika,
Co wstrzymywała statki? Któż dojść zdoła?
Gama cud odgadł — i wzruszony woła:
[50]
30. «O łasko boża, coś błysła widomie!
O niespodziany, niesłychany cudzie!
Odsłaniasz spisek uknuty kryjomie.
O! wy, w podłości zatwardziali ludzie,
Toż nas, splątanych w waszych kłamstw ogromie,
Na śmierć niechybną wiedliście w obłudzie,
Gdyby najświętsza niebieska opieka
Nie przyszła wesprzéć wątłych sił człowieka!
31. „Tyś nam wskazała, Opatrzności święta,
Jak w tych przystaniach bezpieczeństwa mało:
Twój jasny promień ukazał nam pęta,
W które ujęto ufność naszę całą.
Lecz mądrość ludzka słabo rozwinięta
I przezorności śród zdrad jéj nie stało:
Więc, łasko niebios, tobie się powierzę,
Niech twe staranie wiedzie nas i strzeże“.
32. „I jeśli litość porusza ci łono,
Jeśli masz względy dla tułaczów nędzy,
Jeśli przez dobroć twą niewysłowioną
Z podstępnych sieci wyrwałaś nas przędzy;
O! steruj flotę naszę utęsknioną,
Do bezpiecznego portu wiedź co prędzéj;
Lub ukaż ziemię, dokąd dążą woje,
By na niéj uczcić święte imię twoje“.
33. Trafiły pięknéj bogini do ucha
Pobożne słowa pokory głębokiéj,
Więc rzuca nimfy, na ich żale głucha,
I szybkim pędem wzbija się w obłoki.
Przez sfery, gdzie wre światów zawierucha,
Nad gwiazdy światła lejące potoki,
Aż w szóstą sferę leci niewstrzymanie,
Gdzie ojciec bogów założył mieszkanie.
34. Ruch i wzruszenie rumienią jéj lica,
I takim wdziękiem oblekają skronie,
Iż kędy przejdzie ta czarnoksiężnica,
Świat gwiazd i niebo miłością k’niéj płonie,
Z jéj oczu bije światła błyskawica,
Groty miotają z nich, jéj syna dłonie,
A tych pocisków podwójna potęga
Pali i mrozi wszystko, czego sięga.
[51]
35. A że jéj bardzo o wzgląd ojca idzie,
Któremu zawsze była ulubioną,
Stanęła, jaką ją Parys na Idzie
Ujrzał we wszystkie wdzięki obleczoną.
O! biedny strzelcze[5], co cię ku ohydzie
Za grzech spojrzenia w zwierzę zamieniono,
Gdybyś ją spotkał, uszedłbyś twéj psiarni,
Strawion wprzód ogniem miłośnéj męczarni.
36. Złociste włosy płyną na ramiona,
Przy których śniegi wstydzą się swéj bieli:
Gdy idzie, drżenie znać mlecznego łona
Z niego to drobny figlarz, Amor, celiAmor coeli,
Niby dziecina drzemiąc przyczajona,
I ostrząc groty, nim w pierś ludzką strzeli:
A jak splot bluszczów wieńczących kolumny
Leci dokoła niéj żądz orszak tłumny.
37. Lekka zasłona boginię okrywa
I wstydliwości zdobi ją urokiem;
O! ty tkanino, o ty zazdrościwa,
Nie wszystko jednak ukrywasz przed okiem!
Piękność zdwojone pragnienia wyzywa
Wpółtajemniczym osłoniona mrokiem:
Wzruszony Olimp drży przed boską gością,
Zazdrości Wulkan, Mars płonie miłością.
38. Tak nawpół smutna, nawpół uśmiechnięta,
Stanęła jasnym aniołom podobna,
Niby kochanka, co boleśnie tknięta
Żartem młodzieńca w łzach tonie żałobna,
Choć w chwilę uśmiech rozjaśni oczęta
I w radość boleść zamieni się drobna;
Tak Wenus, któréj nikt w sztuce nie zrówna,
Smutek z czułością złączyła wymówna.
39. „Ojcze mój — rzecze — ja-m wierzyła zawsze,
Żem ci nad wszystkie inne bogi miłą,
Że serce twoje ku mnie najłaskawsze,
Anim myślała, by inaczéj było;
Dziś gniew twój rany sprawia mi najkrwawsze,
Choć nie wié serce, czém cię obraziło;
Dzieje się jednak, iż Bach bierze górę
I ty dozwalasz, by nękał twą córę.
[52]
40. „Ten lud szlachetny, nad którym łzy ronię,
K'przepaści wiodą niechętnych rachuby;
Miłość to moja otwiera dlań tonie,
Mógłby ocaléć, mniéj mi będąc luby:
Błagam cię za nim, w łzach mi lice tonie,
Ty szczęściu memu wbrew — wiedziesz do zguby.
Ha! gdy uczucie moje tak zabójcze,
Ja znienawidzę ich! lecz ty zbaw, Ojcze!
41. „Niech zginą z dzikich barbarzyńców ręki,
Bom ich kochała“... Nie wytrwała dłużéj:
Twarz łzy zalały podwajając wdzięki,
Jak perły rosy, gdy skropią kwiat róży;
Na ustach wrzących próśb skonały dźwięki,
Jakby stłumione od wewnętrznéj burzy;
Chce dobyć głosu, lecz Jowisz jéj broni
I gromowładca sam przemówił do niéj.
42. Przyjął jéj boleść z wzruszeniem głębokiem,
(Nie dziw, łzy takie pierś tygrysa zmiękczą),
Więc po niebiosach powiódł jasném okiem,
Co chmury płoszy, niebo stroi tęczą;
Całuje, ściera łzy zwalczon urokiem,
Tuli w ramiona jéj postać młodzieńczą;
Ostrożnie! — chwili zdłużonéj w zachwycie
Nowy-by Amor mógł zawdzięczać życie!
43. Lecz kryjąc śliczną twarz na jego łono
Wenus w żałości rozrzewnia się swojéj,
Tak od piastunki dziecinę skarconą
Im więcéj pieszczot, tém trudniéj się koi.
Więc, by tchnąć spokój w pierś srodze wzburzoną,
Widzeniem przyszłych dni jéj duszę poi;
Wstrząsa przyszłości łono tajemnicze,
I takich dziejów odsłania oblicze:
44. „O piękna córo moja, próżna trwoga
O Luzytanów serce twoje tłoczy;
Nikt cię nie ubiegł w mém sercu, o droga!
Gdzież jest potęga nad twe łzawe oczy?
Dziś ci przyrzekam — przyjdzie chwila błoga,
Iż imię Greków i Rzymian się zmroczy
Przed świetném mianem Luzytanji synów,
Którzy napełnią Wschód sławą swych czynów.
[53]
45. „Uszedł Ulises wymowny, ostrożny
Z wyspy Ogigji[6], z pęt wiecznych bez szkody;
Zdołał przepłynąć Antenor[7][8] nietrwożny
Illiryi morza i Tymawu[9] wody;
Między Charybdą a Scyllą — pobożny
Enej[10] — swe łodzie przegnał bez przygody;
Ci się o więcéj pokuszą wybrani,
Staremu światu nowe niosąc w dani.
46. „W oczach ci wzrosną twierdze, miasta, wały
Pobudowane skinieniem ich dłoni:
Turek waleczny, ów Turek zuchwały
Wnet rozbrojony do stóp im się skłoni:
Królów indyjskich wolnych, w blaskach chwały,
Pod jarzmo swego króla nagną oni:
Aż zawładnąwszy do ostatnich krańców,
Praw dobrodziejstwem obdarzą mieszkańców.
47. „Przed małą garstką, co dziś z takim trudem
Do Indyj zdąża i którą los gnębi,
Zadrży sam Neptun z swym podwładnym ludem,
Morze bez wiatru gniewnie się zakłębi[11];
I nigdy przedtém niewidzianym cudem
Śród ciszy fale zawrą aż do głębi!
O! bohaterów plemię wielkoduszne,
Świat ci ulega, fale drżą posłuszne!
48. Ujrzysz ten skąpy kraj, co zamknął zdroje,
Jak skromiony porty swe otworzy,
By lud Zachodu wiódł w nie statki swoje
Na odpoczynek z dalekiéj podróży.
Brzeg, gdzie knowano zdradę na twe woje,
Przed zwycięscami, w prochu się ukorzy,
Zapłaci haracz, czując, iż o lepsze
Nie pójdzie z Luzy ani ich odeprze.
49. Czerwone morze wiekopomnéj sławy
Zżółknie od trwogi i fale zakłóci:
Ujrzysz, jak silne Ormuzdu dzierżawy
Dwakroć oporne, dwakroć miecz ukróci:
Ujrzysz, bój z Persy[12], gdy wśród wściekłéj wrzawy,
Grad ich strzał przeciw swym strzelcom się zwróci;
By znali, walcząc z ludem tobie drogim,
Iż kto-ć się oprze — sam sobie jest wrogiem.
[54]
50. „Ujrzysz Diu, twierdzę potężnie warowną,
Dwakroć ściśniętą w oblężnicze szańce;
Tu, mając porę do czynów stosowną,
Chwałą się twoi okryją wybrańce:
Tu w Marsie zawiść obudzi gwałtowną
Syn Luzytanii siekący pohańce;
Tu Maur, śmiertelnym ulegając ciosom,
Przeklnie proroka i zbluźni niebiosom.
51. „Patrz, oto Goa dwukrotnie zdobyta
Na Maurytanach. Ona teraz włada
Na całym Wschodzie — laurami okryta
Rycerskich zwycięstw, — wszystko przed nią pada:
Ona wspaniała, silna, pochwał syta,
Twarde wędzidło na pohańców wkłada,
Zdolna uśmierzyć każdy lud zuchwały,
Co przeciw Luzom wzniósłby oręż śmiały.
52. „Ujrzysz w Cananor, jak oddziałek mężny
Wstrzymuje wrogów olbrzymie nawały:
Ujrzysz Kalikut dziś ludny, potężny,
Jak przed zwycięscą otwiera swe wały;
I Kochinchina zna twój lud orężny,
Bitny, wyniosły, w przedsięwzięciach śmiały:
Nigdy cytary, zwycięstw głosicielki,
Nie opiewały sławy bardziéj wielkiéj.
53. „Takiego męstwa, zaciętości takiéj
Nie oglądały wody Leukatu,
Kiedy pod Akcyum ze swemi żołdaki
August zwyciężył — i na podziw światu,
Pokonał wodza, co śmiałemi szlaki
Zabiegł w krainy Nilu i Eufratu,
Szeroko władnąc nad ziemią i miasty,
Aż sam wpadł w ręce bezwstydnéj niewiasty[13].
54. „Patrz, powstał Egipt, z Indyą bój się sroży
I oto w ogniu pohańców okręty;
Widzisz niesione śród morskich przestworzy
Zdobytych statków potrzaskane szczęty.
Złoty Chersonez[14] twym Luzom dań złoży
I brzeg Chin będzie przez nich opłynięty,
Do wysp odległych, gdzie świta blask zorzy[15],
Wszystko ich uzna, wszystko się ukorzy.
[55]
55. „Takie są, córko, przeznaczeń wyroki:
Nadludzkie męstwo w laur wieńczy ich głowy,
Nikt im nie zrówna, za żadnéj epoki,
Od wód Gangiesu po słup Herkulowy;
Od lodów, do téj ciaśniny głębokiéj,
Którą Magiellan opłynął świat nowy;
Nikt, choćby nawet wyszli z grobów cieni
Bohaterowie wszechwieków zbudzeni!“
56. To wygłosiwszy syna Mai wzywa,
Każe ku ziemi mknąć wszystkim po locie
Do Luzów wodza, co cichy spoczywa
Pewien przytułku swéj znużonéj flocie:
Przestrzedz, jak przyjaźń Mombaza zdradliwa,
Jak tam czekają niebezpieczeństw krocie:
„W śnie — rzecze — zjaw się Gamie — i zdaleka
Wskaż kraj przyjazny, gdzie go spokój czeka“.
57. Rzekł — już w powietrzu mknie posłannik boski,
Leci ku ziemi stopy skrzydlatemi;
Dłoń wstrząsa laską, którą koi troski,
Śląc sny na oczy biednych dzieci ziemi.
I z piekieł duchy zwie, wedle pogłoski,
I rozporządza wichry burzliwemi:
Tak coraz prędzéj, coraz niżéj płynie
Aż ku Melindy[16] uroczéj krainie.
58. Z nim leci Fama i w głośnym rozgwarze
Opiewa Luzów czyny i przymioty;
Wsławia ich imię i ukochać każe,
Jako niezwykłe, szlachetne istoty.
W ten sposób budzi przyjaźń — i żeglarze
Już pożądani przed przybyciem floty:
Już lud Melindy oglądać ciekawy
Mężów wsławionych tak zacnemi sprawy.
59. Stąd do Mombazy pędzą, kędy cała
Flota spokojnie stoi na kotwicy,
Szepnąć załodze, by zbyt nie ufała
Obcéj przystani, nieznanéj ziemicy.
O! przeciw piekłu nic sztuka nie zdziała,
Ni mężne serce, ni dzielność prawicy!
Dowcip, odwaga, rozum nic nie mogą,
Gdyby głos niebios nie przybył z przestrogą.
[56]
60. Już noc ubiegła na swoim rydwanie
Połowę drogi. Nad szerokim światem
Tylko gwiazd z góry świeci migotanie;
Sen schodzi z cichym nocy majestatem.
Samego Gamę znużyło czuwanie
Na stanowisku do późna — a zatém
Krótki spoczynek oczom się dać waży,
Gdy inni męże czuwają na straży.
61. Nagle się przed nim sam Merkury jawi,
Wołając: „Uchodź! mężu dzielny,
Zdradnego króla nikczemnych bezprawi,
Uknutéj na was zasadzki śmiertelnéj;
Śpiesz: wiatr pomyślny, niebo-ć błogosławi,
Ocean cichy, błękit tak weselny,
Inny król sprzyja, przyzywa was zdala
I w portach spocząć bezpiecznie pozwala.
62. „Tu wam nie dadzą gościny, ni wsparcia,
Chyba jak ongi ów Dyomed[17] srogi,
Co błagających o schron — dla pożarcia
Ciskał swym dzikim rumakom pod nogi:
Lub jak Buzyrys[18], co dla klęsk odparcia
Pewnych przytułku na ołtarz złowrogi
Święcił swych gości. Uchodź! Śmierć się czai —
Uchodź z rąk dzikiéj, rozbestwionéj zgrai.
63. „Do drogi, wodzu! Płyńcie wzdłuż wybrzeży,
Spotkacie naród lepszy, sprawiedliwszy,
Tam, gdzie płonące słońce równą mierzy
Długość dnia z nocą: — tam, flotę zoczywszy,
Uprzejma radość spotkać was wybieży,
I sam król, pełen przyjaźni najżywszéj,
Obdarzy hojnie; — tam droższy nad dary
Czeka was sternik biegły, dobréj wiary“.
64. Zaledwo skończył — już sen pierzcha z oczu,
Budzi się Gama pełen świętéj trwogi;
Jeszcze mu mignął w ciemności zamroczu
Złoty smug światła, niebios promień błogi.
Wódz czyta jasno w tego snu przezroczu
Rozkaz ucieczki z téj krainy wrogiéj,
Pełen natchnienia przyzwawszy żeglarze,
Skorzystać z wiatru przychylnego każe.
[57]
65. „Rozwińcie żagle, rozwińcie szeroko! —
Woła ku swoim — jest to rozkaz boży:
Posłańca niebios widziało me oko,
Który łaskawie drogę nam otworzy“.
Wnet ruch zakipiał nad morską zatoką,
Śród dzielnych majtków — zapał siłę mnoży,
Skrzypią kotwice wyciągane z toni
Świadcząc o sile pracowitéj dłoni.
66. A nim do góry dźwigniono kotwice
Poderznąć liny Maurowie się kuszą,
Pewni, iż ciemność skryje tajemnicę
I że się statki o brzeg skalny skruszą:
Lecz czujne, rysie szyldwachów źrenice
Przenikły zamiar — Maury przestać muszą.
Odkryci, gnani i pełni zwątpienia
W szybkiéj ucieczce szukają zbawienia.
67. Po płynném srebrze, po powierzchni wodnéj
Już znaczą bruzdy wązkie statków przody;
Powiał wiaterek leciuchny, łagodny
I równym, pewnym ruchem pchnął na wody:
I gwarzą męże o doli przygodnéj,
Rozpamiętują swe trwogi i szkody,
Z jakich to nieszczęść, jak dziwnemi drogi
Cudownie prawie uszli zguby srogiéj?
68. Już słońce dwakroć łuk swój nakreśliło,
Gdy dostrzeżono dwie leciuchne łódki,
Które wietrzyka popychane siłą
Po morskiéj fali biegły na wyprzódki:
A że w nich Maurów poznać można było,
Więc Gama na nie obrócił ster rzutki:
I wnet się łodzie strwożone rozbiegły,
Jedna się na brzeg schroniła przyległy,
69. Druga niepewna chwilę się mitręży,
Lecz się poddaje w ręce Luzytana.
Nie trzeba było próbować oręży,
Dzielności Marsa ni gromów Wulkana;
Gubi ich własnych niedołęstwo męży,
Własném tchórzostwem osada złamana;
Czując, iż mężnie stawić się nie może,
Łasce zwyciężców zdaje się w pokorze.
[58]
70. Gama, co ciągle nadzieją się pieści
Znaléść sternika do Indyj wybrzeży,
Myślał od jeńców dostać jakiéj wieści;
Lecz i tu zawód spotyka go świeży,
Bo jak wyraźnie znać z ich opowieści,
Nie wiedzą nawet, kędy ów kraj leży?
Tylko w Melindzie — wróżą jednozgodnie —
Można sternika znaléźć niezawodnie.
71. I wszyscy króla wynoszą bez sporu
Zacny charakter i serce otwarte,
Ludzkość, łaskawość i blask jego dworu,
Wszystkie przymioty czci najwyższéj warte.
Gama za prawdę uznał bez oporu
Wszystkie pochwały w ich słowach zawarte,
Bo mu tak wróżył sen; — więc śpieszy razem
Za Maurów radą i za snu rozkazem.
72. Był to wesoły czas, gdy w szybkim toku
Dościga Febus zdobywcę Europy[19];
Któremu łeb skrzy; gdy z Flory wyroku
Róg Amaltei[20] sypie kwiecia snopy;
I gdy dzień wielki odnawia co roku
Słońce idące przez niebieskie stropy:
Dzień, w którym Stwórca, Pan wszego stworzenia,
Zakończył wielkie dzieło odkupienia.
73. Więc aby uczcić uroczystość świętą,
Gdy brzeg Melindy został dostrzeżony,
Na statkach drogie namioty rozpięto,
Nadając pozór wielce ożywiony:
Drżały chorągwie, flagę rozwinięto,
Widniały zdala szkarłatne opony;
Huknęły bębny, dźwięknęły cymbały —
Tak wesół w przystań wkroczył zastęp śmiały.
74. A brzeg Melindy pokrył tłum ciekawy,
Żądny tak zdobną flotę ujrzéć zblizka;
Lud bardziéj ludzki, szczerszy, bardziéj prawy,
Niż których dotąd Luz zwiedzał siedliska.
Stanęły przed nim luzytańskie nawy,
Ciężka kotwica padła w topieliska:
I wnet Maur jeniec do króla wysłany
Z wieścią, iż w porcie stoją Luzytany.
[59]
75. Król, co się zdawna wywiadywał chciwie,
Czém w świecie imię portugalskie świetne,
Przystań im swoję odkrywa skwapliwie,
Jak zasłużyli przez swe czyny setne;
I z tą czystością duszy, co prawdziwie
Cechuje umysł i serce szlachetne,
Na ląd zaprasza i myśl jego szczera
Do bogactw kraju dostęp im otwiera.
76. Snać co przyrzeka, rad spełnić najszczerzéj,
I w słowach jego ni cienia obłudy,
Gdy tak przyzywa szlachetnych rycerzy,
Co liczne morza poznali i ludy.
Wełniste owce ze swoich wybrzeży
Śle Luzom w darze oraz drób’ nie chudy
I owoc, jaki w onéj porze bywa:
Wartość tych darów zdwaja chęć życzliwa.
77. Wesoło posła tak dobréj nowiny
Powitał Gama, wysłuchał, co mówi,
I różne płody dalekiéj krainy
Wzajemnym darem posyła królowi:
Drogiéj purpury świetne karmazyny
I cenny koral, co się w morzu łowi,
Co miękkiém włóknem w głębiach rozrośnięty
Krzepnie natychmiast, gdy z wody wyjęty[21].
78. Wnet tłómacz znany z swéj wymowy rzadkiéj
Wybrany gwoli zawarcia przymierza,
I aby w sposób wytłómaczyć gładki,
Czemu sam Gama nie zszedł na wybrzeża,
W roli on posła z dary rzuca statki,
Na ląd pośpiesza i przed króla zmierza,
I wdzięcznym stylem z natchnienia Pallady
Tak rozpoczyna mowę i układy.
79. „Królu i panie, tobie Olimp jasny
Sprawiedliwości w dłoń powierzył wodze,
Żeś przez nią ugiął hardy lud twój własny,
Co więcéj uległ miłości niż trwodze;
Sława twych rządów ma zakres nie ciasny,
Bo już po całym rozniosła się Wschodzie,
I my, tułacze, szukaliśmy ciebie,
By znaléźć pewny ratunek w potrzebie.
[60]
80. „My nie jesteśmy zbójeccy korsarze,
Co najechawszy bezpieczne osady,
Kąpią się we krwi przy grodów pożarze,
By drogie łupy unieść z ich zagłady:
Myśmy Europy potężnéj żeglarze,
I do bogatych Indyj na zwiady
Płyniem z dalekich krain — za rozkazem
Króla, co budzi cześć i postrach razem.
81. „Czemu nas spotkał lud tak nieużyty?
Co go tak dzikim, barbarzyńskim czyni,
Że naszym statkom port każdy zakryty,
Że nam przytułku bronią i w pustyni?
Jaki w nas zamiar przypuszczali skryty?
Co drobną garstkę w ich oczach wini,
Że chcąc o zgubę przyprawić ostatnią
Taką nas straszną otoczono matnią?
82. „Lecz tyś sprawiedliw, królu miłościwy,
I w tobie ufność, co się nie zachwieje,
Jak w Alcynoju Ulis nieszczęśliwy
W tobieśmy nasze złożyli nadzieje;
Ku twym bezpiecznym portom nas — o dziwy! —
Wiódł niebios goniec — a gdy tak się dzieje,
Toć, królu, dowód jasny a nie inny,
Żeś rzadkiéj cnoty, żeś szczery, uczynny.
83. „Choć z winnym hołdem, coć należy słusznie,
Wódz nasz w téj chwili przed tobą nie stoi,
Nie sądź, o królu, iżby małodusznie
Śmiał o szczerości powątpiewać twojéj;
Wiedz, iż to czyni chcąc spełnić posłusznie
Rozkaz monarchy swego — by w ostoi
Żadnéj — ni kraju — i dla żadnéj sprawy
Wódz floty swojéj nie opuszczał nawy.
84. „Stosunek króla ze swoim poddanym
Jest niby członków, gdy im panią głowa,
Nie zechcesz przeto, ty, coś tutaj panem,
By ktoś królewskie lekceważył słowa;
Lecz za twe łaski, za litość nad stanem
Naszym — wódz wdzięcznie w sercu cię zachowa:
I póki k’morzu pęd rzek nie ustanie,
Za to, coś sprawił, czcić cię będziem, panie!“
[61]
85. Tak mówił poseł. Wpośród zgromadzenia
Słychać szmer pochwał: „I jakaż to śmiałość!
Jakże ci męże godni podziwienia!“
Za tyle trudów, za taką wytrwałość
Sam król w swém sercu życzliwie ocenia
Portugalczyków i wierność i stałość
I czcią się wielką k’monarsze zapala,
Co się tak umié kazać słuchać zdala.
86. Więc rozjaśniwszy uśmiechem oblicze,
Rzecze do posła z szacunkiem widocznym:
„Wyrzućcie z serca obawy zwodnicze,
Zamknijcie dostęp podejrzeniom mrocznym:
Już wasze trudy, czyny wojownicze
Znane są w całym świecie podobłocznym;
I kto was krzywdzi, daje poznać łacnie,
Iż sam nie zdolen czuć i myśléć zacnie.
87. „Boleję wielce, iż wedle zwyczaju
Wódz nie przybędzie wraz z całą załogą
Hołd przynależny oddać władcy kraju.
Hołd bohatera cenię bardzo drogo:
Lecz jeśli rozkaz był tego rodzaju
I moje chęci inne być nie mogą,
Ani dopuszczę, by mąż lwiego serca
Dla mnie cześć zdradził, jako przeniewierca.
88. „Toż za to jutro gdy jutrzni brzask złoty
Błyśnie nad światem — dosiędę méj nawy,
Odwiedzę statki waszéj silnéj floty,
Które oglądać zdawna-m już ciekawy:
I jeśli wskutek burz srogich i słoty
Lub długiéj drogi — trzeba im naprawy —
W tym szczerym kraju kończy się przeciwność:
Znajdzie się sternik, i pomoc i żywność“.
89. Skończył; — w głąb morza w téjże chwili prawie
Zapadł ognisty wóz Latony syna;
I poseł Gamy na swéj lekkiéj nawie
Pędzi radośnie, gdzie bratnia drużyna.
Lżéj odetchnęli — już koniec obawie,
Na statkach gwarna radość się poczyna;
Czego pragnęli, znajdą w téj krainie,
Słusznaż się cieszyć! niech noc w ucztach spłynie!
[62]
90. Wnet sztuczne ognie Gama zażedz każe.
Jak drżące światło komet raca błyska:
Ochotnie pełnią swą czynność puszkarze,
Huk wstrząsa morze i niebios sklepiska.
Skrzą kule ognia w szerokim obszarze:
Rzekłbyś — Cyklopy rozpoczną igrzyska.
Śpiewy, okrzyki, jak gędźba stugłosa,
Z dźwiękiem wojennych trąb lecą w niebiosa.
91. A z brzegu lądu odpowiedź wesoła[22],
Tysiąc rac strzela w powietrzne błękity:
Wirem się kręcą płomieniste koła,
Z hukiem wybucha proch siarczany zbity.
Rosną okrzyki, lud klaszcze i woła;
Rzekłbyś, iż w ogniu i morze i szczyty
Niebios — i ziemia: a to wszystko razem
Krwawego boju zdaje się obrazem.
92. Lecz już do pracy budzący nas co dnia
Świt zamajaczył na niebios bławatach:
W rękach Jutrzenki zabłysła pochodnia,
Goniąc sen z powiek, a mgłę nocną w szmatach
Jęła rozpraszać dnia gwiazda przewodnia
I zimną rosą skraplać ją na kwiatach,
Gdy król nad brzegiem stanął i łódź śmiała
Pomknęła k’flocie, co śród morza stała.
93. Pędziły za nim tłumy niecierpliwe,
Pragnąc oglądać widok tak jedyny;
Na nich purpury skrzyły barwy żywe,
Świeciły drogie jedwabne tkaniny:
Zamiast oszczepów i łuków, co krzywe
Jak sierp miesiąca, wesołe drużyny
Gałązki palmy ujęły w swe ręce,
Z których się plotą dla zwycięsców wieńce.
94. Łódź króla drogim namiotem okryta,
Lśniącym jedwabiu różnemi kolory.
Wsiadł w nią Melindy król — z nim liczna świta,
Najpierwsze w państwie pany, senatory.
Odzież królewska świetna, złotolita,
W zwyczajach kraju biorąca swe wzory;
Na głowie strojny turban bawełniany,
Przybrany złotem, jedwabiem przetkany.
[63]
95. Z ramion płaszcz spada barwiony czerwono;
Purpura Maurom droższą jest od złota;
Bogaty łańcuch opada na łono,
W którym nad kruszec cenniejsza robota;
U boku zwiesił szablę wyostrzoną,
Któréj kosztowna oprawa migota;
Wkońcu sandały, co na aksamicie
Mają haft złoty i z pereł wyszycie.
96. Krąg baldachimu z jedwabnéj pokrywy
Na złotém drzewcu trzyma w silnéj dłoni
Jeden z ministrów, by skwar dokuczliwy
Drogiéj królewskiéj nie obraził skroni.
Od przodu statku bije gwar wrzaskliwy,
Co choć wesoły ostro w uchu dzwoni,
Gdy krzywéj trąby huknie gardziel wzdęty,
Chrapliwa surma leci przez odmęty.
97. Nie mniéj dbał Gama, by w sposób przystojny
Króla Melindy powitać w téj dobie,
Więc zebrał orszak szlachetny, dostojny
I nawy wywiódł w bogatéj ozdobie.
Sam Gama w kostium hiszpański był strojny,
Ale francuskie sukno miał na sobie,
Wenecki atłas szkarłatnie barwiony,
Za świetność barwy niezmiernie ceniony.
98. Gorzały w słońcu pozłociste guzy,
Które podpięły rękawów wyloty!
Złotem wyszyte żołnierskie rajtuzy,
Złotem, co tylu skąpi swéj szczodroty;
Poły żupana, jaki noszą Luzy,
Łączy rząd pętlic bogatéj roboty;
U boku włoska pozłacana szpada,
Świetny pióropusz z nad czoła opada.
99. I orszak wodza, jak i on ochoczy,
Chętnie bogate przyobleka stroje,
Gra barw rozlicznych rozwesela oczy,
I każdéj prawie szaty inne kroje:
A gdy się skupią — widok to uroczy,
Jak gdyby wstęgi różnofarbne zwoje,
Niby łuk tęczy, którą przetka chmury
Dłoń pięknéj nimfy, Taumasowéj córy[23].
[64]
100. A trąb muzyka pod obłoki wzbita,
Błogie wesele nieci w każdém łonie:
Statkami Maurów powierzchnia pokryta,
Ich lekkie flagi muskają wód tonie:
Szczękły dział paszcze, spiż drgająca zgrzyta,
Aż słońce w dymnéj mroczy się przesłonie.
Grzmi grom po gromie — ten ryk Maurów głuszy,
Więc pełni trwogi dłońmi kryją uszy.
101. Oto na statek luzyjski król wchodzi
I ku wodzowi wyciąga objęcia,
Lecz ten — pamiętny, co się władcom godzi —
Z uszanowaniem przemawia do księcia.
Maur zachwycenia okiem wkoło wodzi —
Podziwia Luzów. Wielkość przedsięwzięcia
Tych tak wytrwałych w swych dążeniach ludzi
W monarsze Maurów cześć głęboką budzi.
102. W szlachetnych słowach wznawia obietnice,
Iż znajdą wszystkie potrzebne przedmioty,
Iż czém bogate Melindy ziemice
Na ich usługi da z szczeréj ochoty:
Co więcéj, świadczy, iż nim ujrzał w lice,
Znał ich z rozgłosu rycerskiéj ich cnoty,
Iż wieść mu niosła, jak — klęsk wielkich sprawcy —
Walczyli Luzy z jego współwyznawcy.
103. Sam opowiada, jak w Afryce brzmiała
Po wszystkich krajach sława chlubnych czynów,
Gdy w nich laurowe wieńce zdobywała
Garstka walecznych Hesperyi synów:
Z ust jego płynie wymowna pochwała,
Zna fakt najbłahszy, każdy liść wawrzynów,
O wszystkiém słyszał, z wieści się dowiedział.
Wzruszony Gama tak mu odpowiedział:
104. „Wspaniałomyślny panie, ty jedynie
Litość nad naszą okazałeś nędzą,
Nad flotą Luzów, co gdy zdala płynie,
Wicher ją smaga, złe losy nie szczędzą;
Niech więc Opatrzność, co zawsze i ninie
Rządzi gwiazd ruchem i dni ludzkich przędzą,
Raczy nagrodzić swém zrządzeniem bożem
Ten dług, którego my spłacić nie możem.
[65]
105. „Ze wszystkich ludów, którym żar słoneczny
Spalił oblicza, tyś jeden łaskawie
Od srogiéj burzy przytułek bezpieczny
I schron dał naszéj skołatanéj nawie.
Więc póki gwiazdy nie pójdą w bieg wsteczny
I póki słońce oglądam na jawie,
Gdziekolwiek pójdę — i zawsze, i wszędzie
Gama twą pamięć czcić i sławić będzie“.
106. Gdy tak mówili, uderzono w wiosła,
I wkoło floty, jak Maur sobie życzy,
Łódź wodza śmiało, lekko się poniosła —
Ślad w ślad za niemi, płyną Melindczycy:
Z paszcz Wulkanowych brzmi salwa doniosła,
Gardziel moździerzy głuchym hukiem ryczy,
I trąb muzyka pod niebiosa leci
Z dźwiękiem piszczałek afrykańskich dzieci. —
107. Gdy obejrzano wszystko jak należy,
Szlachetny Maurów pan zdziwiony srodze
Nieznaną bronią, co taki huk szerzy,
Nie może przykréj obronić się trwodze;
Widzi to Gama — skinął — ryk moździerzy
Milknie — na kotwi łódź uwięzła w drodze,
By mógł król z wodzem wieść długie rozprawy
O tém, co ujrzał, albo znał ze sławy.
108. I Maur z rozkoszą w rozmowach rozlicznych
Zarzuca wodza zapytań krociami
O sławnych wojnach, o potyczkach licznych,
Jakie z proroka toczył czcicielami:
Pyta o ludy Luzów ziem dziedzicznych
Między Hesperyi zamkniętych krańcami:
I o sąsiady, którzy im przylegli,
I o przestwory mórz, które przebiegli. —
109. „Lecz najprzód, wodzu, opowiedz mi szczerze —
Tak król uprasza, — bom wielce ciekawy —
Gdzie twa ojczyzna? w jakiéj leży sferze?
Określ wyraźnie, gdzie wasze dzierżawy?
Skąd ród wasz stary początek swój bierze?
Potęgi waszéj jakie są podstawy?
Bitwy, zwycięstwa, kreśl wszystko z początku,
Bym dzieje wasze, ocenił z ich wątku. —
[66]
110. „Maluj nam szlaki twéj wędrówki długiéj
I jak-eś gniewne zwalczał nawałnice,
Zwyczaje ludów, jakieś śród żeglugi
W téj naszéj dzikiéj oglądał Afryce.
Mów; oto chwila, gdy złotemi cugi,
Rumakom lśniące rozpuściwszy lice,
Z bram jutrzni słońce wychodzi promienne;
Usnęły wichry, drzémią fale senne.
111. „I z każdą chwilą nie mniéj żądza rośnie
Z ust twych usłyszéć te dziwne powieści;
Komuż z nas sława nie niosła rozgłośnie
O tak niezwykłych dziełach Luzów wieści?
Ani nam słońce świeci tak ukośnie,
By można wnosić, k’ujmie naszéj części,
Iż piersi nasze, twarde jak ze skały,
Nie zdolne uczcić wielkich czynów chwały. —
112. „Kusił się niegdyś olbrzymów ród śmiały
Na jasny Olimp wedrzéć wstępnym bojem,
Poszedł Pirytoj[24], z nim Tezej[24] zuchwały,
Pluton ich ujrzał, w ciemném państwie swojém;
W potężnych światach te rzeczy się działy,
W piekle i niebie, — lecz nie z mniejszym znojem
Wyście walczyli — i niemniéj jest chlubną
Walka z Neptuna wściekłością zagubną.
113. „Pragnąc swe imię przekazać potomnym,
Herostrat spalił świątynię Dyany,
Ów cud struktury z wysiłkiem ogromnym
Przez Ktezyfona niegdyś zbudowany:
A gdy tak wiedzie k’szałom bezprzytomnym
Żądza rozgłosu, pomiędzy ziemiany,
Stokroć godniejsze wiekuistéj sławy
Rycerskie dzieła, — wielkich mężów sprawy“.
|