>>> Dane tekstu >>>
Autor Luís de Camões
Tytuł Luzyady
Podtytuł Epos w dziesięciu pieśniach
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1890
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Adam M-ski
Tytuł orygin. Os Lusiadas
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron




Luiz Camoens.

LUZYADY.
EPOS W DZIESIĘCIU PIEŚNIACH
Z ORYGINAŁU PORTUGALSKIEGO
PRZEŁOŻYŁ, OBJAŚNIENIAMI I ŻYCIORYSEM AUTORA OPATRZYŁ
Adam M-ski.

WARSZAWA.
Własność, nakład i druk S. Lewentala.
Nowy-Świat Nr. 41.

1890.



Дозволено Цензурою.
Варшава, 20 Августа 1890 года.






KILKA SŁÓW O ŻYCIU AUTORA.


Kiedy przed laty dziesięciu cały świat ucywilizowany obchodził 400 setną rocznicę skonu Camoensa, i u nas uroczystość ta nie przebrzmiała bez echa. Wszystkie pisma uczciły wspomnieniem wielkiego poetę i patryotę; Biblioteka zaś Warszawska i Ateneum zamieściły piękne i obszerne studya o nim: piérwsze pióra K. Kaszewskiego, drugie Edwarda Grabowskiego. Niedawne to czasy i łatwo dostać wyżéj wspomnione prace osobom, które ich nie znają; liczni czytelnicy Biblioteki i Ateneum mają je zawsze żywo w pamięci; dla tych przyczyn, nie probując nawet współzawodniczyć z tak wytrawnemi pióry, które oceniły krytycznie wielką epopeję nowożytną portugalskiego wieszcza, ograniczę się tu do przypomnienia w kilku słowach kolei życia poety, gdyż poznanie ich dzieło jego zrozumialszém czyni.
Luiz Camoens urodził się w Lizbonie ze staréj szlacheckiéj, ale zubożałéj rodziny, pochodzącéj z Galicyi. Rok urodzenia jego niepewny: podawano 1517, 1524 i 1525. Ściślejsze poszukiwania dowiodły, iż piérwsza data jest błędną, między dwiema zaś pozostałemi, różnica może być bardzo mała, zaledwie paromiesięczna. Najlepszym dowodem jest wyciąg z ksiąg, dotyczących spraw zarządu w Indyach, odnaleziony przez Manoela de Faria, w którym znajdujemy wymieniony wiek Camoensa w chwili wstąpienia na służbę. Dokument ten nosi datę 1550 roku: Camoens podówczas lat 25 liczył.
Ojcem Luiza był Simâo Vaz Camoens, żeglarz i żołnierz, przez linię żeńską spokrewniony z Vasco de Gamą; matką — Anna de Sà e Macedo, również ze szlacheckiéj rodziny pochodząca.
Syn żołnierza, mający w żyłach krew słynnego bohatera, mógł młody Luiz już w domu rodzicielskim poić się tradycyą wielkich czynów, których uwiecznieniu w poezyi całe swe życie następnie miał poświęcić. O piérwszych atoli jego latach mało wiemy: w dzieciństwie jeszcze utracił matkę, ojciec zaś, człowiek niedostatni, musiał często oddalać się, powoływany obowiązkami służby wojskowéj. Prawdopodobnie początkową naukę odbywał chłopak w szkole Santa Cruz w Santaremie, lecz w 13-ym roku życia staje już wśród zastępów współtowarzyszy w uniwersytecie w Coimbrze, nad którym król Jan III-ci szczególną rozciągnął opiekę, wglądając pilnie w sprawy szkolne, do tego stopnia, iż znał z pamięci imiona wszystkich uczniów. Tu, na ławicy szkolnéj, posiadł zdolny młodzieniec całą mądrość owoczesną, to jest: gruntowne zrozumienie języków starożytnych, historyi i poezyi Greków i Rzymian, a obok tego znajomość dziejów własnego kraju, téj niby epopei cudownéj, pełnéj walk, krwi, bohaterskich wysiłków i nadludzkich poświęceń. Uwielbienie gieniusza starożytności i bezgraniczna miłość dla ojczyzny, stały się téż dwiema gwiazdami przewodniemi jego życia i utworów poetyckich; stąd płyną ich zalety i niedostatki.
Wiadomo, jak bogatą spuściznę literacką przekazała nam starożytność, ale i w nauce dziejów ojczystych miała już na czém kształcić się owoczesna młodzież portugalska, gdyż były już w obiegu dzieła znakomitych historyków: Andrzej de Resende badał najdawniejsze dzieje Luzytanii, Fernand Lopez de Castanieda skreślił historyę odkrycia i zdobycia Indyj, książkę tłómaczoną na kilka języków, Barros już w 1532 roku wydał dwie części swego dzieła traktującego o tym samym przedmiocie. Poezye takich pisarzy jak Sa de Miranda i Antoni Ferreira, nieogłoszone jeszcze drukiem, krążyły przecież między studentami w licznych odpisach; słynny zaś śpiewnik, Cancioneiro, wydany w 1516 roku przez Garcia de Resende, był skarbcem poezyi ludowéj, pieśni miłosnych i rycerskich przeszło 150-ciu poetów.
Ukończywszy nauki dwudziestoletni Luiz wraca do Lizbony, gdzie wdzięczna powierzchowność, wyższe wykształcenie i przebłyski wielkiego talentu, ukazujące się już w piérwszych jego utworach, jednają mu licznych przyjaciół. W tych piérwszych chwilach młodości płochy i ulegający wrażeniom poeta miewał przelotne miłostki, których ślad pozostał w jego poezyach; wkrótce jednak poznał uczucie, nie mające mu przynieść nic prócz niedoli, a przecież trwające aż do śmierci. Kto była kobiéta, przedmiot tak stałéj miłości? pozostało zagadką nierozwiązaną: poeta, opiewając ją pod kilku zmyślonemi imionami, prawdziwego jéj imienia i nazwiska nigdy nie wymienił. Biografowie przypuszczają ogólnie, iż była nią Katarzyna de Atayde, dama przebywająca na dworze, wysokiego rodu i niepospolitéj piękności, nieobojętna na hołdy młodzieńca, gdyż w utworach jego nieraz maluje się niepokój i niepewność miłości, lecz niéma skarg na obojętność lub wzgardę. Na nieszczęście, stanowiska były różne: Luiz, pomimo wykształcenia i gienialnych zdolności, był przecież tylko ubogim, dorabiającym się karyery młodzieńcem; rodzina zatém pięknéj pani, niezadowolona z jéj sympatyi i trochę niemi zatrwożona, wyrobiła rozkaz usuwający poetę z Lizbony, dokąd nie wrócił aż po dwóch latach, kiedy znikły powody obawy, bo ubóstwiana jego kochanka, odpowiednio życzeniom krewnych, za mąż wydaną została. Tak przynajmniéj wolno wnioskować ze smutnych skarg, dźwięczących w poezyach, skreślonych w téj dobie, gdzie poeta, opisując rzewnie swój zawód miłosny i niewiarę ukochanéj, porównywa siebie do łabędzia, który przed skonem najsmutniejszą i najdźwięczniejszą pieśń z piersi dobywa. Obok niezmiernéj boleści, graniczącéj z rozpaczą, nigdzie złorzeczenia; poeta zamknął w duszy przeczysty obraz swego ideału i zachował go nieprzyćmionym na zawsze.
Wszakże dwa lata spędzone na wygnaniu, prawdopodobnie w Santaremie, nie upłynęły bezowocnie: w tym właśnie przeciągu czasu, Camoens napisał wiele drobniejszych poezyj, oraz trzy sztuki teatralne, które, jakkolwiek niepozbawione wielu zalet, wskazują jednak, iż nie było to pole właściwe dla jego talentu. W tym czasie także powstał zamiar napisania wielkiego dzieła, mającego objąć całe dzieje ojczyzny i rozsławić je śród spółczesnych i potomnych: poeta obmyślił plan poematu i nawet parę pieśni skreślił. Po powrocie do Lizbony, Camoens znalazł się w przykrém położeniu: poezye jego nie pozyskały dostatecznego wrażenia, zawód w miłości zranił serce, majątku ani stanowiska nie posiadał; wskutek tego wszystkiego, a może powodowany zapałem młodzieńczym, pragnąc stanąć w szeregach walczących za tę tak drogą ojczyznę — poeta wsiadł na okręt, zostający pod dowództwem jego ojca i jako ochotnik, popłynął do Maroko.[1]
Tu naprzemian walcząc orężem lub układając rymy, w potyczce z nieprzyjacielem pod Ceutą utracił lewe oko, lecz świetnych wawrzynów nie pozyskał i wrócił, nie poprawiwszy w niczém swego losu. W 1553 r. eskadra złożona z 4-ch okrętów, odpływała do Indyj pod dowództwem Alvareza Cabrala; widzimy na statku Sâo Bento zawiedzionego poetę, udającego się w nieznane światy szukać lepszéj doli. Gwałtowna burza rozproszyła eskadrę, jeden tylko Sâo Bento dobił się do Indyj. Ta długa podróż tak pełna niebezpieczeństw, następne walki w Indyach i owe piérwsze w Afryce, wpłynęły na to, iż opisy zarówno morskiéj żeglugi jak i bitw mnogich w Luzyadach, tchną takiém życiem i prawdą: poeta sam przeżył i przetrwał to wszystko, o czém nam opowiada. W Goa nie powiodło mu się zdobyć urzędu, wstąpił więc znowu do wojska i należał do szczęśliwéj wyprawy wicekróla Alfonsa de Noronha, przeciwko królowi wyspy Pimento, który zagrażał innym książętom, sprzymierzeńcom Portugalii.
Wicekról był mu życzliwym, odkrywały mu się lepsze nadzieje, lecz już w 1554 r. Noronha został odwołanym do Europy, zastąpił go Pedro de Moscarenhas, nieznający poety, a i ten zbyt krótko miał zostawać u steru rządu. Moscarenhas przedsięwziął wyprawę przeciwko piratom, niepokojącym okręty portugalskie, a podniecanym przez zazdrośne republiki włoskie: Wenecyę i Genuę, których handel doznał wielkiego uszczerbku, odkąd Portugalczycy, opłynąwszy przylądek Dobréj Nadziei, otworzyli bezpośrednią drogę handlową do Indyj. Wyprawa ta pod dowództwem Manoela de Vasconcellos nie powiodła się wcale: statki, spędziwszy kilka miesięcy u wnijścia do morza Czerwonego, wróciły z niczém; nieprzyjaciel się nie ukazał. Uczestniczący w téj wyprawie poeta i tu śród niewygód nudy i samotności, marzył i pisał, a nieuleczony ze swéj rany serdecznéj, zapytuje wiatrów i ptaków o wieści o swéj ukochanéj. Kiedy eskadra wróciła do Goa, już tu wicekrólem był Franciszek Barreto. W owéj epoce potęga Portugalczyków w Indyach doszła do szczytu: miasto Goa zabudowało się pałacami, handel zgromadzał bogactwa niezmierne; lecz wraz z tym zbytkiem wcisnęło się już i zepsucie. Znikała dawna duma i bezinteresowna miłość kraju, zaczynały się nadużycia, wyzysk i uciemiężenie podbitych ludów. Zabolało szlachetne serce patryoty, trysnęła zeń paląca satyra, w któréj wykazawszy nadużycia potężnym głosem, gromi i upomina swych ziomków; a chociaż poeta nie wymienił nikogo, winni poznali swój obraz, przypłacił więc swą szlachetną otwartość więzieniem, a następnie wygnaniem. Kilka lat ubiegło mu na wyspach Moluckich i w Makao na wybrzeżu chińskiém, gdzie Portugalczycy mieli punkt handlowy; tu téż następca Barreta, Constantino de Bragança, przeznaczył poecie skromny urząd administratora spadków, który chociaż niezgodny z jego usposobieniem, wydobył go jednak z nędzy, stale go dotąd prześladującéj. Po dziś dzień mieszkańcy Makao pokazują za miastem grotę, gdzie w ciszy i samotności lubił pracować nad swym ulubionym poematem. Na wygnaniu téż doszła go wiadomość o śmierci dawnéj kochanki, którą w rzewnych pieśniach opłakał. Zebrawszy pewien fundusik, wybrał się z powrotem do Goa, lecz statek, na którym popłynął, rozbił się u ujścia rzeki Me-kong, i poeta zaledwie przy pomocy wiernego sługi, zdołał się uratować. Z całego majątku pozostał mu tylko ukochany manuskrypt, już wodą morską zmoczony. Zaledwo na początku 1561-go roku wrócił do stolicy, gdzie znalazł życzliwe przyjęcie u wicekróla i pięknym wierszem za to mu się wywdzięczył: trzeba wszakże dodać, iż Constantino de Bragança w zupełności na oddane mu pochwały zasługiwał: Camoens nigdy się nizkiém pochlebstwem nie splamił. Była to krótka chwila wytchnienia w jego skołataném życiu; niestety, nie długo trwała. Już we wrześniu 1561-go roku, życzliwy mu wicekról odjechał do Lizbony, następca zaś jego, hrabia Redondo, nie znający osobiście poety, dał ucho oskarżeniom jego wrogów, zarzucających mu różne nadużycia popełnione podczas urzędowania w Makao, i dozwolił wtrącić go do więzienia. Camoens z łatwością odparł zarzuty oszczerców, którzy mu owéj słynnéj satyry zapomniéć nie mogli, lecz został jeszcze zatrzymany w więzieniu, z powodu długu zaciągniętego przed laty u pewnego głośnego skąpca; dowcipny epigramat zwrócony do wicekróla, pozyskał mu natychmiastowe wyzwolenie.
Szczegóły następnych kilku lat życia poety od 1562 — 1567-go nie są dokładnie znane; to wszakże wiadomo, iż zimy poświęcał zwykle umysłowéj pracy, z wiosną zaś brał udział w wyprawach morskich, które Portugalczycy w różne strony przedsiębrali: pióro i oręż zawsze mu równie drogiemi były, skoro mogły służyć ku pożytkowi i chwale ojczyzny. Należy jeszcze zaznaczyć piękny rys jego charakteru, iż pozyskawszy szacunek i względy wicekróla, mimo ubóstwa swego, nigdy nic dla siebie nie żądał, kiedy przeciwnie w sprawach przyjaciół swych gorliwie i skutecznie wstawiać się umiał. Nie był téż obojętnym w téj epoce poeta na wdzięk kobiet, o czém świadczą czułe wspomnienia o pewnéj damie portugalskiéj, która w sercu jego żywsze wzbudziła uczucie, a następnie żale po jéj śmierci, gdy wracając do Europy podczas burzy morskiéj zginęła. Pozostał także wiersz opiewający wdzięki pięknéj czarnéj niewolnicy. Były to chwilowe miłostki, przelotne uśmiechy, któremi przeplatał ciężką pracę, wogóle bowiem charakter jego uległ wielkim zmianom: wrodzoną wesołość zastąpiła melancholia i ciągły smutek. I nie dziw: wprawdzie wrogowie umilkli, następca zaś hrabiego Redonda szacował poetę, lecz nadzieje i złudzenia młodzieńcze pierzchły bez śladu, interesa kraju tak w Indyach jak i w Europie, o ile dochodziły wieści, budziły poważne obawy, — wobec tego wszystkiego jedno już tylko pozostało pragnienie, wrócić do ojczyzny i wydać swe nieśmiertelne dzieło.
Podczas kiedy się biedził, skąd dostać środków na taką podróż, zdawało się, iż los życzliwie przyszedł mu z pomocą: Piotr Barreto, zamianowany rządcą Mozambiku, zaproponował poecie, iż go bezpłatnie, dla przyjemności korzystania z jego towarzystwa jedynie, zabierze z sobą do Afryki Wschodniéj, skąd łatwiej będzie dostać się do Europy. Camoens przyjął skwapliwie tę propozycyę i szczęśliwie dostał się do Sofali, lecz tu najgorzej traktowany przez swego mniemanego dobroczyńcę zerwał z nim i ujrzał się w ostatniéj nędzy w całkiem obcéj krainie. Wszakże, jak świadczy historyk (Diogo do Conto), i w tém ciężkiém położeniu nie upadł na duchu, nie zaniechał pracy: wykończał swój poemat i uporządkowywał inne pomniejsze utwory. Szczęśliwym trafem, wracający do Europy Antonio de Noronha, zatrzymał się w Mozambiku a z nim kilku przyjaciół poety. Naturalnie zabrano go na statek: kiedy zaś nikczemny Barreto upomniał się o zapłatę za przejazd z Indyj do Afryki, przyjaciele zrobili składkę i zaspokoili nikczemnika.
Ku schyłkowi 1569 roku, statek Santa Fé, wiozący poetę, ujrzał Lizbonę; lecz nie prędko udało się podróżnikom wejść do miasta, gdyż z powodu grasującéj wówczas morowéj zarazy, ujście Tagu było zamknięte, a przypływające statki kilkumiesięczną kwarantannę na morzu przebywać musiały. Dopiéro więc w czerwcu 1570 roku, po 17-sto-letniéj nieobecności mógł Camoens rodzinny gród swój powitać.
Nie miało czém znękane serce rozweselić się w ojczyźnie: król Jan III, wielce przez naród ukochany, już nie żył; młodziuchny Sebastyan, wbrew mądrym radom matki i najpoważniejszych mężów kraju, dał się opanować dwom jezuitom, braciom Camarra, i pod ich wpływem stopniowo od pobożności przechodził do fanatyzmu i nietolerancyi; inkwizycya szerzyła się po kraju, król zaś roił o olbrzymich wyprawach na niewiernych w Afryce, zamiast wytężyć wszystkie siły ku utrzymaniu ogromnych posiadłości, które przodkowie zdobyli na Wschodzie. Przy takim stanie rzeczy nikt nie zwrócił uwagi na wracającego poetę-rycerza; on sam mógłby łatwo pozyskać łaski, gdyby się zwrócił z pochlebném słowem do wszechwładnych ulubieńców królewskich, lecz nie zgadzało się to z charakterem Camoensa. Przeciwnie, pełniąc do ostatka powinność prawego obywatela, a nie bacząc na skutki, jakie stąd dla niego samego wynikną, przerobił on X-tą pieśń swego poematu, w natchnionych, głębokiém przekonaniem brzmiących wyrazach, upomniał młodego monarchę, kogo ma przypuszczać do łask swoich, jakim ufać doradcom; wykazał zgubność wpływów duchowieństwa, skoro zamiast pilnować ołtarza, do spraw publicznych się miesza; nakoniec zagrzéwał do zacnych czynów, które opiewać obiecywał i pragnął. Poemat Luzyady, poświęcony królowi, ukazał się w druku w 1572 roku i wywołał zachwyt ogólny w narodzie; król wszakże i jego ulubieńcy zachowali się obojętnie, pogardliwie. Nie prześladowano poety, wyznaczono mu szczupłą pensyjkę[2] na lat trzy, nie za literackie zasługi lecz za wojskowe, a i tę najnieregularniéj wypłacano.
Ostatnie lata jego życia przedstawiają dziwnie bolesny widok: jest to powolne konanie człowieka i gieniuszu. Autor uwielbianego powszechnie poematu w nędzy ostatniej, bez pomocy i współczucia ze strony ziomków, przemieszkiwał w ubogiej izdebce, w pobliżu kościoła ś-tej Anny. Służący Antonio, Jawańczyk, przywieziony z Indyj, który wieczorami żebrał po ulicach, ażeby wyżywić swego pana, i uboga przekupka mulatka, obdarzająca niekiedy wiktuałami — oto jedyni jego dobroczyńcy i opiekunowie. Za całą rozrywkę lubił schorzały, złamany poeta-żołnierz zasiadać jak student pomiędzy młodzieżą uczęszczającą na wykłady naukowe, odbywające się w klasztorze ś-go Dominika — lub rozmawiać z uczonym Manoelem Correo, proboszczem przy kościele ś-go Sebastyana, z którym po powrocie z Indyj zawiązał stosunki. Jakby dla dopełnienia téj niedoli, śmierć wydarła mu wiernego sługę, choroba zaś powaliła na łoże; przeniesiono go do szpitala.
W 1578 roku, król Sebastyan przedsięwziął szaloną, nierozważną wyprawę do Afryki i w bitwie w dolinie Kasr el-Kebir, w przeciągu kilku godzin armię i życie postradał. Żałoba okryła Portugalię; przeczuwano upadek kraju, obawiano się potęgi i chciwości Filipa II-go, króla hiszpańskiego, którego przewrotne rady młodego Sebastyana do zguby popchnęły. Wieść o klęsce doszła naszego poetę w szpitalu, zrozumiał całą jéj doniosłość, przesadził nawet w swym smutku zbolały starzec, gdy zawołał: „Przynajmniej umrę z ojczyzną moją!“ a potem dodał: „dowiedzą się, iż tak kochałem moje ojczyznę, że miło mi umierać nie tylko na jéj łonie, lecz z nią razem!“
— „Upaść może naród wielki, zniszczéć tylko nikczemny“ powiedział jeden z naszych myślicieli; gdziekolwiek w ziarnku pozostał kiełek niespróchniały, po najcięższéj zimie przebudzić się musi. Tak było z ojczyzną poety: pomimo tysiącznych klęsk, żyje ona i księga jéj dziejów dotąd nie zamknięta. P. Grabowski w pięknym życiorysie Camoensa, w Ateneum, przytacza świadectwo jednego z historyków portugalskich (Braga), iż wpływ Luzyady i jéj popularność, odegrały wielką rolę w ruchu rewolucyjnym roku 1640-go, który skruszył jarzmo hiszpańskie. Pieśń wiodąca lud do wyzwolenia, możeż być piękniejszy pomnik dla wieszcza? I należał się on wiernemu synowi ojczyzny, który za życia żadnéj za swe trudy i poświęcenia nie pozyskał nagrody. Nawet data jego śmierci niepewna; niedługo przeżył klęskę afrykańską, jedni wszakże oznaczają jako datę jego zgonu rok 1579-ty, inni 1580-ty. Ciało pochowano w kościele świętej Anny bez żadnego nagrobka; dopiéro w 16-cie lat później Gonzales Coutinho położył mu kamień z napisem; lecz i po śmierci fatalność ścigała nieszczęśliwego: podczas pamiętnego trzęsienia ziemi w Lizbonie kościół św. Anny zburzony został do szczętu, a z nim razem zniknął grób Camoensa.
Oto są dzieje poety, streszczone według’ życiorysu napisanego przez Clovisa Lamarre, najobszerniejszego ze wszystkich, jakie mi się udało miéć w ręku, opartego na źródłach i skreślonego z wielkiem umiłowaniem przedmiotu. Gdy śledzimy koleje tak niezwykłego żywota, stopniowo odsłania się przed nami posągowa, szlachetna postać wieszcza, będącego doskonałym wyobrazicielem swej epoki i narodu, przez co i pieśń jego tak do serc trafiła. Ten mały kraik na zachodnim krańcu Europy leżący, a Luzytania zwany, od wieków zalewała krew i deptały stopy walczących. Od bohaterskich zapasów Wiryata z potęgą Romy ileż lam plemion przeszło, ile walk się stoczyło! To też nic dziwnego, iż lud, który się wytworzył ze zlewu wielu ras stopionych zczasem w jednolitą masę wspólnością religii i języka, okazał się hartownym, rycerskim, awanturniczym, przedsiębierczym, że czuł w sobie nieustanne wrzenie sił młodzieńczych. Na szczęście mądrzy monarchowie umieli ten potok wrzącej lawy ująć w pewne karby i ku właściwym celom skierować. Więc najprzód walka o niepodległość własną i wyparcie najezdczych Maurów z krajów przez nich podbitych, następnie wyprawy i odkrycia morskie, iście zdumiewające swym ogromem, zwłaszcza jeśli się weźmie na uwagę, jak mały kraik tego wszystkiego dokonał. Niepospolite musiały być umysły, które takie dzieła obmyślały i bohaterskich też znajdowały swych myśli wykonawców. Rzecz naturalna, iż naród upoił się własną wielkością, iż przejął się niezmierną dumą wobec powodzeń, których zasługę słusznie sobie przypisywał. Brakło mu jeszcze tylko piewcy, któryby owe dzieje wspaniałe potomności przekazał. I przyszedł Camoens, krew z krwi, kość z kości bohaterów. Zrazu miłość znalazła w nim czułego trubadura, lecz wkrótce przemaga przywiązanie do ojczyzny i chęć służenia jej, oraz zdobycia na tej drodze wawrzynu dla siebie. Męski, poważny dźwięk trąby bojowéj zagłusza pieszczoną fletnię: przez lat dwadzieścia poeta walczy i sławę ojczyzny opiewa, a chociaż piosnka miłosna nieraz mu jeszcze na usta wybieży, to przecież drobna-to nutka tylko w onym wielkim rycerskim rapsodzie. Nie wolno mężowi dla miłości ani nawet dla pracy umysłowej usuwać się od czynnej służby krajowi, tak wówczas myślano; rozszerzanie granic ojczyzny, walkę z niewiernemi uważano za zasługę; zważywszy zaś, iż ci ludzie nigdy się nie wahali pierś własną wystawić na niebezpieczeństwo, trzeba im przyznać hart i pewną dziką wzniosłość, jaką podziwiamy w homerowskich bohaterach. — Były to przekonania powszechnie przyjęte; winniśmy zaznaczyć cechy samemu Camoensowi i jego literackiéj działalności szczególnie właściwe.
Pierwszą jest owo szlachetne mówienie prawdy ziomkom i możnym tego świata bez oglądania się na własny interes: nie pochlebia on nigdy; jeśli sławi ojczyznę swą, to w tem co wysławiania warte; jeśli dostrzeże zdrożność jaką, gromi ją, bez względu na stanowisko winowajców. Drugą — wydaje mi się przebłyskujący w jego dziele rys pewnego poczucia chrześcijańskiéj sprawiedliwości i ludzkości. Camoens nie lubuje się w opisach okrucieństw, dla niego wojna jest „potrzebą”. Jeśli Luzowie walczą z Maurami lub z sąsiady swemi, to wypierają najezdców, ciemięsców Chrystusowej wiary lub bronią swéj niepodległości i wetują krzywdy doznane. Jeśli Gama krwią oblewa brzegi Mozambiku, to płacąc za zdradziecki napad krajowców; dla przyjacielskiego króla Melindy ma tylko przyjaźń i wdzięczność. A i do Indyj, do Samorina, przybywają żeglarze z propozycyą zawarcia spokojnych traktatów handlowych i dopiéro prześladowani, zagrożeni zgubą, przekonawszy się o niemożności zawiązania przyjaznych stosunków, uciekają się do siły i wskutek ich doniesień król wysyła nowe statki, już tymrazem w celach podboju. Poeta zawsze stara się przedstawić ziomków swych, jako obrońców dobréj sprawy, jako niewinnie pokrzywdzonych. Czy tak było wistocie? zwyciężeni możeby nam co innego powiedzieli, ale któż kiedy pokonanych o zdanie pytał? Dość, że Camoens w to wierzył lub przynajmniéj pragnął, aby tak było. Siła przed prawem — to hasło za naszych czasów cynicznie wypowiedziane, — w rzeczywistości, niestety, rządziło sprawami świata od początku jego istnienia; jeżeli jednak owych ludzi twardych, zawsze gotowych krwią za krew zapłacić, co chwila zaglądających w oczy śmierci, a gdy okrutnych to w bezprzytomnym szale boju, porównamy z układnemi dyplomatami, którzy z zimnem wyrachowaniem z głębi swych wygodnych gabinetów, pod osłoną straży, ślą całym ludom wyroki zagłady — sympatya nasza i szacunek będą po stronie pierwszych. Robią oni wrażenie wezbranej na wiosnę rzeki, która nadmiaru wód w korycie swém utrzymać nie może; żywioł to niszczący, ale bezwiednie, pod naciskiem wyższéj siły konieczności.
Poemat Camoensa, znany w Europie, jako „Luzyada“, przez samego poetę, był zatytułowany Luzyady albo Luzytanie — „Os Lusiadas“, gdyż nie jest to powieść o jednym bohaterze, pomimo, iż Gama takim się wydaje; w rzeczywistości jest to historya całego kraju i narodu, jego dążeń i wierzeń, dobijania się bytu, wolności, rycerskiej sławy; historya gienialnych umysłów, które mu przewodniczyły, olbrzymich przedsięwzięć, nowych dróg odkrytych dla cywilizacyi całego świata. Gama w poemacie jest właśnie głosicielem téj świetności narodowej, z jego ust dowiadują się o niéj dalecy monarchowie, pamięć o niej krzepi go śród niebezpieczeństw i prowadzi do dokonania największego dzieła, do chwili będącej najwyższym rozkwitem narodowéj potęgi, jedném słowem — do odkrycia drogi do Indyj. Zarzucano poecie zbyteczne zapatrzenie się na wzory starożytne, zapożyczanie całych zwrotów od poetów dawnych. Było to naturalném w epoce ślepego uwielbiania starożytności; z ducha i treści utwór jego jest oryginalnym, odbijającym wiernie usposobienie tak samego twórcy, jak i jego spółczesnych, a dodać należy, iż od czasu, jak umilkły liry rzymskich piewców, jest to pierwsza epopeja rycerska na taką skalę osnuta. Kiedy Tasso wydał swą „Jerozolimę“, Camoens już nie żył.
Jeszcze za życia poety, w ciągu jednego roku (1572) dwukrotnie „Luzyady“ drukowano, po jego zaś śmierci wydania mnożyły się bez końca: dzieło upowszechniło się we wszystkich warstwach narodu, przekładano je nawet na łacinę. I inne narody pośpieszyły z hołdem uznania: Hiszpanie przełożyli poemat jeszcze za życia poety; tłómaczyli go również Włosi i Francuzi. Tasso wysoko cenił portugalskiego wieszcza. U nas Jacek Przybylski przyswoił „Luzyadę“ językowi polskiemu i drukował ją w Krakowie 1790 r. Przekład ten dość wierny co do treści i w wielu ustępach dość szczęśliwy (dziś przestarzały), pod względem formy odstępuje od oryginału, dźwięczne bowiem, śpiewne oktawy „Luzyadu tłómaczy monotonnym 13-to zgłoskowym wierszem; jest przytém tak wyczerpany, iż z niemałą trudnością u antykwaryuszów zaledwie znaleźć go można[3]. Wobec tego braku sądziłem, iż nowy, staranny przekład poematu, należącego do arcydzieł literatury europejskiéj, dokonany z oryginału, może się przydać naszemu piśmiennictwu. Z tą myślą pracowałem przez lat sześć, uczyłem się języka, tłómaczyłem „Luzyady“ z oryginału według wydania Brockhausa w Lipsku, następnie porównywałem z przekładami Przybylskiego i Lamarr’a. Pracę podjętą zrazu z przekonania, z czasem umiłowałem: Camoens zasługuje na to i dla poetycznej piękności jego dzieła i więcéj jeszcze dla idei, która je ożywia, dla idei wytrwałego służenia w doli i niedoli swemu społeczeństwu i krajowi. Przed kilku laty „Tygodnik Ilustrowany“ zamieścił dwa ustępy z mojego przekładu z kilku słowy życzliwéj oceny od redakcyi. Przychylne zdanie takiego znawcy, jakim był ówczesny redaktor Tygodnika, p. Jenike, było mi wielką zachętą, podnietą do pracy śród licznych trudności; jego téż łaskawym wskazówkom niemało zawdzięczam. Robiłem, com mógł; dziś jednak, w chwili rzucenia tego przekładu w świat, czuję wielką obawę, czym się dobrze wywiązał z zadania? czy niezbyt pokrzywdziłem luzyjskiego pieśniarza? Pocieszam się tem, że w najgorszym razie przekład mój przypomni go naszemu społeczeństwu i może lepszego tłómacza do wymierzenia mu sprawiedliwości zachęci. Na zakończenie pozwolę sobie przytoczyć dwie zwrotki wiersza również w „Tygodniku“ zamieszczonego, w którym broniłem się przeciwko zarzutowi, iż praca moja jest płonną, gdyż dziś podobne przekłady pożytecznemi ani pożądanemi nie są:

Może — po latach — jaki mały zuch
Za elementarz weźmie książkę mą,
I nagle iskrą zapali się duch,
A dziecko pojmie, za co ludzie mrą.
I chociaż po mnie zniknie wszelki ślad,
Choć może z grobu wyrzucą już kość,
Wyleci orlę w gronie bratnich stad
I spojrzy w słońce — dla mnie tego dość!

Oto cele i pobudki méj pracy.
Tłómacz.






LUZYADY.
Pieśń pierwsza.


1.  Boje opiewam i tych mężów chwały,
Co z luzytańskich zachodnich wybrzeży,
Na nieznajomych mórz biegli kryształy,
Gdzie się nad fale Taprobana[4] jeży,
I niebezpieczeństw zwalczali nawały,
Jak na niezłomnych przystało rycerzy;
Aż nowe państwo wznieśli sławnym trudem
Śród obcych ludów męstwa swego cudem, —

2.  I owych królów wiekopomnéj sławy,
Co rozszerzając swoje panowanie,
Azyi, Afryki podbili dzierżawy,
Niewiernych kłoniąc pod krzyża władanie;
Co rycerskiemi uwiecznieni sprawy
Już nieśmiertelność wzięli w posiadanie.
Pieśń ma ich poda ludom dla nauki,
Gdy ty mię wesprzesz, o gienjuszu sztuki!

3.  Przestańmy sławić Trojanów lub Greków
Morskie wyprawy i rycerskie czyny,
Macedończyka bohatera wieków,
Albo Trajana zwycięskie wawrzyny:
Was sławię, których śród śmiałych zacieków
Wiódł Mars z Neptunem, was, — o Luza syny!
Umilknij, Muzo, z pieśnią starożytną
Przed tych wybrańców chwałą bardziéj szczytną. —

4.  A wy, o nimfy srebrnéj Tagu toni,
Co nowy zapał w piersi méj niecicie,
Jeśli się ku mnie łaska wasza skłoni,
Żem wasze brzegi opiewał w zachwycie,
Zdarzcie, niech pierś ma męskiém tętnem dzwoni,
Niech wzniosłym stylem władnie należycie,
By — zachwycony sławą waszych dolin —
Nad Hipokrenę[5] przeniósł was Apolin!


5.  Dajcie głos silny. — Ja od was, pasterze,
Wiejskiéj fujarki, ni fletni nie chwycę,
Lecz w głośną surmę bojową uderzę,
Od któréj pierś drga, płomieni się lice:
Niech z pieśni mojéj godną chwałę bierze
Naród, któremu Mars zbroił prawice;
Bo w dźwięcznych rymach, wzdłuż przez ziemię całą
Taką zasługę wysławiać przystało.

6.  A ty,[6] zrodzony jako zakład drogi
Odwiecznych swobód luzytańskiéj ziemi,
Gwiazdo niemylna nadziei tak błogiéj,
Iż chrześcijaństwo wesprzesz czyny twemi;
Że pod twym mieczem Maury zadrżą z trwogi,
Że wiek nasz wsławisz między potomnemi,
Którego sercu jedna żądza znana —
Zdobyte światy skłonić do stóp Pana;

7.  Nowa gałązko, w świetnym królów rodzie
Kwitnąca — z drzewa milszego Jehowie,
Niż którykolwiek mocarz na zachodzie,
Czy Cezar, czy się królem Franków zowie:
Świadkiem twa tarcza, na któréj obwodzie
Ryte zdarzenia wspomniane w mém słowie,
Gdy zbrojny krzyżem, Chrystus w swojéj chwale
Ku Alfonsowi nagiął losów szale[7];

8.  Królu potężny, w którego dziedzinach
Legły te kraje, gdzie słońce się rodzi,
Gdzie w południowych góruje godzinach
I dokąd zdąża, gdy spocząć uchodzi,
Dłoń twa wybrana, wkrótce w męstwa czynach
W szeregi sprośnych Arabów ugodzi;
Rozgromi Turka i ten kraj daleki,
Kędy poganin pije z świętéj rzeki[8]:

9.  Zwróć ku mnie wzrok twój królewski łaskawy,
I niech majestat twój oglądam ninie
Takim, jak masz być kończąc ziemskie sprawy
I w wiecznéj chwały wstępując świątynię;
Zwróć ku mnie wzrok twój, bom ja pieśniarz prawy,
Ani dbam, czy mię nagroda nie minie,
Lecz rozmiłowan w dziejach mojéj ziemi,
Walecznych Ojców sławię rymy memi.


10.  Czci i miłości, co pieśń moję wiodą,
Brudna chęć zysku nigdy nie skalała:
I czyliż małą dla piewcy nagrodą,
Gdy imię jego zna ojczyzna cała?
O wielkich mężach słuchaj duszą młodą,
Których Opatrzność twym rządom poddała:
I — co chlubniejsze — niech głos twój stanowi,
Światu — czy temu panować ludowi?

11.  Słuchaj, bo treść mą oblekając w słowa
Fantazyi własnéj nie złożę na szali;
Nie dla mnie zmyśleń kłamliwych osnowa,
Niech się nią obca Muza jak chce chwali:
Wielkość ta nasza rzeczywista, zdrowa,
Przyćmiewa wszystko, co piewce bajali;
Przyćmi Orlanda, Rodmonta, Rogiera,
Jeśli w ich dziejach nawet prawda szczera?

12.  Srogiego Nuna[9] przed oczy ci stawię,
Co niósł ojczyźnie tak wielkie usługi;
Patrz — Egas[10], Fuas[11] (ach ku ich to sławie,
Chciałbym miéć lirę jako Homer drugi!)
A miast dwunastu parów, w Anglii, w sprawie
Dam — tyluż Luzów prowadzi bój długi[12].
Aż w końcu staje Gama znakomity,
Co Eneasza przywłaszczył zaszczyty.

13.  Może cię Karol król francuski nęci?
Lub Cezarowi chcesz równego męża?
Niech Alfons Pierwszy stanie w twéj pamięci:
On sławą innych swą sławą zwycięża,
I Jan, którego dłonią podźwignięci,
Wzięliśmy spadek dzieł jego oręża;
I tylu innych cisną mi się miana:
Aż trzech Alfonsów i Wtórego Jana.

14.  Czyżbym dozwolił zapomniéć méj lutni,
Jak wszędy, dokąd świt sięga, duch męski
Parł ich — jak z mieczem, krwi własnéj rozrzutni,
Wysoko sztandar utkwili zwycięski?
Silny Pacheco, Almejdowie butni,
Których Tag śmierci płacze jako klęski;
Albuquerque, Castro[13] — tak straszni, tak dzielni,
Choć dawno zmarli — w dziejach nieśmiertelni!


15.  A gdy ja śpiew ten ku ich czci zawodzę,
Nie śmiejąc ciebie dosięgnąć w méj pieśni,
Ty śmiałą ręką ujmij losów wodze
I daj treść piewcy, o jakiéj świat nie śni;
Każ wojsk twych rzeszy, niech zacięży srodze:
(Aż się zadziwią i strwożą współcześni),
Niech runą mężni zwartemi szeregi,
Na morza Wschodu i Afryki brzegi!

16.  Maur w oczach twoich czyta rażon trwogą
Swą blizką zgubę, widzi chrześcijan szaniec,
I nim do boju raczysz stąpić nogą,
Już szyję w jarzmo nagina pohaniec.
W państwie lazurów ustroń dla cię błogą
Gotuje Tetys, boś ty jéj wybraniec;
Jéj serce wdziękiem twych lic zniewolone
Chce państwo w wiano, córę-ć dać za żonę.

17.  Na ciebie patrzą z Olimpu wyżyny
Dwa wielkie duchy, niegdyś dziady twoje[14].
Jeden, pokoju anioł, swoje czyny,
Drugi swe krwawe przypomina boje:
Oba ufają, że — dziedzic jedyny —
Wskrzesisz ich pamięć, ich wojenne znoje;
I po skończeniu pielgrzymki dalekiéj
Przybytek szczęścia gotują-ć na wieki.

18.  Lecz nim nadejdzie chwila upragniona,
Gdy nad ludami obejmiesz rząd władczy,
Śmiałego barda pieśń k’tobie zwrócona
Niech twoich względów monarszych doświadczy. —
Słuchaj, jak prują słone morza łona
Twe Argonauty; niech twój wzrok zaradczy
Czują nad sobą; ucz się wcześnie, panie,
Prośbom śmiertelnych dawać posłuchanie!

19.  Już na szerokie wbiegli oceany,
Wzruszona fala pieni się i zżyma;
Już przychylnemi wiatry kołysany
Statek swój żagiel spuszczony rozdyma:
Już obryzgany srebrzystemi piany
Piersią tnąc fale kierunek swój trzyma,
I pędzi w przestrzeń, gdzie dotąd jedyna
Stąd Proteusza pląsała drużyna[15].


20.  A z woli Jana, co w Olimpie włada,
Gdzie ważą losy każdego narodu,
Prześwietnych bogów zgromadza się rada,
Aby rozstrzygnąć przyszłe losy Wschodu,
Po drodze mlecznéj, co się z gwiazd układa
I po kryształach niebieskiego grodu,
Wnuk Atlasowy,[16] (zręczność jego znana)
Zwołał ich w imię gromowładcy pana.

21.  Wszyscy, — powietrzne opuściwszy koła
Sfer siedmiorakich, które Pan im zwierza,
Ten Pan, co jedną myślą swego czoła
Wstrząsa świat, niebo, mórz gniewy uśmierza;
W chwili stanęli kędy ich powoła,
Z krain, gdzie północ swe lody najeża,
I południowa wysyła ich strona,
I kraj, gdzie słońce wschodzi — i gdzie kona.

22.  Najwyższy Ojciec zasiada w ich gronie,
Z gromem w prawicy dziełem Wulkanowém,
Na roziskrzonym od gwiazd kroci tronie,
Z postawą wzniosłą, obliczem surowém:
Z oblicza tego taka boskość wionie,
Że tym tchem tknięty śmiertelnik sam nowém
Stałby się bóstwem. — W berle i koronie
Nad brylant jasnych klejnotów blask płonie.

23.  Bogate stopnie do tronu prowadzą,
Lśniące od złota i drogich kamieni;
Na nich, jak rozum i porządek radzą,
Różni bogowie stają rozmieszczeni:
Prym biorą starsi i znaczniejsi władzą,
Młodzi na niższych stopniach zgromadzeni,
Gdy z wysokości władca piorunowy
Tak do obecnych rzekł grzmiącemi słowy:

24.  „Wieczni mieszkańcy niebieskiego grodu,
I co gwiaździste zasiadacie trony,
Jeżeli Luzów dzielnego narodu
Obraz w pamięci waszéj nie stracony,
Winniście wiedziéć, iż jest do zawodu
Świetnego — ręką przeznaczeń wiedziony,
Że wobec dzieł ich zapomni ziemianin,
Czém był Pers, Assur, i Grek, i Rzymianin.


25.  „Wyście patrzali, jak oddział maleńki
Rzucił się, sił swych nie rachując wcale,
Wydrzéć zbrojnemu Maurowi z paszczęki
Kraj, który kąpią lube Tagu fale;
Kastalczyk strwożon doświadczył ich ręki,
Bo zawsze niebo sprzyjało ich chwale;
Zawsze wracali niosąc plon obfity
Rycerskiéj sławy, zasługą zdobytéj.

26.  „Zamilczę, bogi, o walk starych sławie
Z Romulowemi prowadzonych syny,
Kiedy z Wirjatem[17] w jednéj idąc sprawie
Po nieśmiertelne sięgnęli wawrzyny:
I te wspomnienia w cieniu pozostawię,
Gdy wybran wodzem, na czele drużyny,
Stał mąż,[18] co aby zapał w ludzie zbudził,
O wieszczéj łani powiastką go łudził.

27.  Widzicie oto, jak pełni otuchy,
W niepewnych morzach, lecz z męstwem bez miary,
Nieznaną drogą na swéj łodzi kruchéj
Śmieją opływać Afryki obszary;
I z ziem Zachodu mkną szybkiemi ruchy!
Gdzie palą słońca najognistsze żary
Zamiar niezłomny — jedna dla nich droga —
Kres — u kolebki słonecznego boga.

28.  „Odwieczne Fatum dało obietnicę
(Jego praw starych żadna moc nie zmieni),
Że im na długo podda mórz dzielnice,
Które wschód słońca najpierwéj rumieni.
Oto przetrwali zimy nawałnice,
Łódź skołatana, żeglarze strudzeni;
Toż zda się słuszna po trudach tak wielu
Dać im dosięgnąć pragnionego celu.

29.  „Pora zakończyć ich troski podróżne:
Toć już przebyli losów próby srogie;
Tyle klimatów i nieba tak różne,
Straszliwe burze, wichry długo wrogie;
Więc dziś ma wola: — Niech brzegi usłużne
Afryki dadzą im schronienie błogie
I niechaj statkom użyczą naprawy,
By do dróg dalszych przysposobić nawy.“


30.  Gdy Ojciec Jowisz dokończył swéj mowy
Inni bogowie mówią po porządku,
Lecz ich życzenia nie jednéj osnowy
A więc je kładą na szale rozsądku.
Nie w smak Bachowi wyrok Jowiszowy,
Więc nie przystaje. On znał od początku,
Że jego sława zaćmi się na Wschodzie,
Gdy tam zawiną synów Luza łodzie.

31.  On słyszał wieszcze Przeznaczenia głosy,
Iż z ziem Hesperyi lud wielki się zjawi,
Z za mórz — a kiedy oddadzą mu losy
Tę Indyą, co się w oceanie pławi,
Nad wszystkich imion największych rozgłosy
On bohaterskie imię swe postawi —
Więc boli boga własnej czci utrata,
Którą gród Nisy[19] święcił długie lata.

32.  Wié, że gdy Indyą raz miecz zwalczy śmiały,
Już mu się druga sposobność nie zdarzy,
Jako pogromca przyjmować hymn chwały,
Jakim go dotąd cały Parnas darzy;
Teraz się boi, iż lud tak zuchwały
To imię cisnąć w nurt Lety się waży,
Że ono zginie w zapomnienia fali,
Gdy brzegów Indyi tkną Luzowie śmiali.

33.  Przeciwko niemu Wenus pięknolica
Wstaje — téj naród Luzytanów miły,
Bo go niemało przymiotów zaszczyca,
Co niegdyś Rzymian drogich jéj zdobiły.
Płomienne męstwo, żelazna prawica,
Któréj tyngicki[20] brzeg doświadczył siły,
I ten ich język skażony tak mało,
Iż za łacinę wziąć-by się go chciało.

34.  Dla tych pobudek Wenus przy nich stoi,
A i Park szepty niemniéj ma na względzie,
Że dokąd lud ten sięgnie w mocy swojéj,
Bóstwo piękności ołtarze miéć będzie.
Tak, gdy Bach ujmy swéj chwale się boi,
Wenus zaś sądzi, iż jéj czci przybędzie,
Spór się zaognił — i zgody już niéma —
Stronę każdego tłum przyjaciół trzyma.


35.  Jak gdy Boreasz[21] lub Auster[22] ponury
Uderzą w puszczę — pod temi podmuchy,
Śród rozpasania wściekłego natury
Drżą góry, słychać szum i łoskot głuchy;
Trzeszczą gałęzie, lecą liści chmury,
Gną się drzew wierzchy fal wrzącemi ruchy;
Tak naraz zamęt zapanował srogi
Między Olimpu potężnemi bogi.

36.  Sprawę bogini Mars popierać gotów,
Z pomiędzy wszystkich bogów najzacięciéj:
Czy wskrzesił pamięć swych dawnych zalotów?
Czy dzielność mężnych serce jego nęci?
Bo z chmurną twarzą, z okiem pełném grotów,
Z pośród gromady wstał w gorzkiéj niechęci,
I w tył odrzuca, gniewem zapalony,
Swój mocny puklerz na piersi zwieszony.

37.  Czoło mu słoni hełm dyamentowy.
Aby głos podać, podnosi przyłbicę;
Śmiało podąża przed tron Jowiszowy
W mocy i grozie; — ogniem pała lice,
O stopnie tronu grzmi dziryt stalowy,
Jak gdyby wkoło ciskał błyskawice,
Zadrżało niebo — wszędy trwoga padła
I gwiazda Feba na chwilę pobladła.

38.  „Ojcze nasz — rzecze — którego skinienie
Wszechświat przyjmuje z pokorą ochotną,
Jeśliś w tych ludziach sam niecił pragnienie,
By dalszych krain szukać nawą lotną,
Jeśli ich męstwo i prace masz w cenie,
Czyliż ich wydasz na hańbę sromotną?
Niech sprawiedliwość posłuchu odmówi
W tak podejrzanéj sprawie Bachusowi.

39.  „Zważ, że on w gniewie, a gniew często myli;
Zbytnia obawa umysł jego drażni;
Bo przeciw komu Bach walczy w téj chwili?
Wszak z Ojcem Luzem w bratniéj żył przyjaźni?
Ale dozwólmy, niech się gniew przesili,
O losy Luzów nie zadrżę z bojaźni;
Nigdy zawiści Fatum nie dozwoli
Krzywdzić zasługę wbrew niebiosów woli.


40.  „A ty, w stałości nieugięty panie,
Objaw, iż raz już rzeczonego słowa
Żadna moc w świecie wstecz cofnąć nie w stanie,
Bo słabość sprawy odstąpić gotowa,
Każ, niech Merkury na twe zawołanie,
Szybszy niż wicher, niż strzała grobowa,
Ukaże ziemię, gdzieby można było
Zaczerpnąć wieści, nową wzmódz się siłą!“

41.  Skończył bóg wojny. — Ojciec wszechmogący
Skinieniem głowy dał znak przyzwolenia
Na treść Marsowéj przemowy gorącéj,
I wonny nektar już czary zapienia;
Po drodze mlecznéj, światłem gorejącéj,
Oddawszy panu winne pozdrowienia,
Promienna niebian rozprasza się rzesza;
Do własnych siedzib każdy z nich pośpiesza.

42.  Gdy tak potężny Olimp kipi gwarnie,
Gdy radzą bogi w nadpowietrznym grodzie,
Między Etjopją a Madagaskarem,
Wschód mając w prawo a północ na przodzie,
Garść mężnych w morza mknie, a słońce żarem
Oblewa „Ryby“, które lśnią w obwodzie
Zodyaku, odkąd przed tobą, Tyfonie,
Wenus wraz z synem uszła w morskie tonie[23].

43.  Łagodny wietrzyk muska żagiel biały,
Jak gdyby Niebo z żeglarzami w zmowie,
Niebo pogodne a jasne kryształy,
Ani obłoczka — spokój co się zowie.
Już mignął cypel Etyopskiéj skały
Prasso[24] nazwany w starożytnych mowie,
Gdy na odkrytém niezmierzoném morzu
Wieniec wysp nowych błysnął im w przestworzu.

44.  Vasco de Gama, dzielny wódz drużyny,
Co wziął w swe ręce los całéj wyprawy,
Wzniosłéj odwagi na wodza jedyny,
Którego niebo błogosławi sprawy,
K’ pustym z pozoru wyspom bez przyczyny
Nie życzy chyżéj pokierować nawy,
Gdy niespodzianie myśl swoję odmienia,
Bo nowe przed nim jawią się widzenia.


45.  Od brzegu wyspy na powierzchni fali
Tłum drobnych łodzi widać jak odcięty,
Jeszcze ich więcéj widnieje w oddali,
Rozpiąwszy żagle, lecą przez odmęty.
Załoga kipi, radość serca pali,
Któż im wyjaśni ten dziw niepojęty?
Co to za ludzie? wykrzyka gromada,
Ich ubiór? prawa? jaki król tu włada?“

46.  Ich lekkie łodzie mają bieg skrzydlaty,
Zwężone w poprzek a długie niezmiernie,
Na żagle, zamiast płótna, mają maty
Z liści palmowych plecione misternie;
Ich cera nosi jeszcze z dawnéj daty
Ślad Faetona przechowany wiernie,
Śmiałka, co płocho świat palił: te dzieje
Zna Padus — siostra nad niemi łzy leje[25].

47.  Za całą odzież z bawełny tkanina
(W paseczki białe przy czerwonym pasie),
U jednych wkoło ciała się opina,
Drudzy ją wdzięcznie zarzucają na się;
Powyżéj bioder nadzy; broń jedyna
Puklerz i szabla, co w potrzebie zda się,
Turban na głowie — a gdy chyżo płyną,
Dźwięk trąbek leci w dal ponad głębiną.

48.  Wiewały płachty i dawano znaki,
By Luzytanów powstrzymać w zapędzie,
Lecz już kierunek wybrał swoje szlaki,
Już się zawraca, gdzie wyspy krawędzie:
Wszyscy pracują — widać zapał taki,
Jakby wierzono, iż tu kres nędz będzie.
Zwinięto żagle, reje opuszczono,
Kotwica z pluskiem rozdarła fal łono.

49.  Jeszcze nie mogli utwierdzić kotwicy,
Gdy ów tłum obcy po linach się wspina,
Ufny, wesoły. Z dobrocią w źrenicy
Wódz wita. Skinął — a majtków drużyna
Rozstawia stoły — przy nich biesiadnicy:
Krążą w puharach kryształowych wina,
Które Bach sadził, i radość się żarzy
Na ogorzałych obliczach wyspiarzy.


50.  Jedzą wesoło i w arabskiéj mowie
Sypią pytania, ciekawość ich pali:
„Ktoście wy tacy! Jak wasz kraj się zowie?
Z jakich stron morza tuście się dostali?“
Wprzód obmyślawszy, nim się słowo powie,
Dają odpowiedź wojownicy śmiali:
„Z ziem Portugalii płyną nasze łodzie
Szukamy krain na dalekim Wschodzie.

51.  „Od stron północy do waszéj przystani
Przez wielkie morza łódź nasza pędziła,
Dokoła brzegów afrykańskich gnani
Niebios i krajów widzieliśmy siła;
Wielkiego króla jesteśmy poddani,
Którego postać tak ludowi miła,
Że na głos jego każdy z nas ochoczy,
Już nie w mórz głębie, lecz w Acheront[26] skoczy.

52.  „On nam rozkazał znaléźć nowe tory
Do ziemi Wschodu, którą Indus zrasza,
Gdzie dotąd morskie igrały potwory,
Pędzi daleko śmiała nawa nasza.
A jeśli zwodne nie mylą pozory,
Jeżeli prawda u was się ogłasza,
Mówcie, jak zową kraj pod waszą władzą?
I jakie drogi do Indyi prowadzą?“

53.  — „Myśmy tu obcy — rzekł jeden z wyspiarzy —
I z obyczaju, i z prawa, i z mowy;
A tłum krajowców, co tu gospodarzy,
Żyje bezmyślny w dzikości surowéj.
Nas zaś skarbami pewnéj prawdy darzy
Nasz świetny prorok, wnuk Abrahamowy,
Co świat zhołdował i zmusił do danin:
Matką Hebrejka, ojcem mu poganin[27].

54.  „Całéj tej wyspy niewielkie rozmiary,
Lecz pewna przystań, co nieraz ocali,
Gdy mórz szerokie zwiedzamy obszary,
Płynąc z Quiloi, Mombazy, Sofali.
Tutaj krajowcom potrzebne towary,
Za co nas cenią, przywozimy zdali.
I — by wam cała prawda była znaną —
Wyspa ta nosi Mozambiku miano.


55.  „A gdy wam przyszło płynąć z tak daleka
W kraje Hidaspu[28] i płomiennéj ziemi,
Śród nas nie trudno odszukać człowieka,
Co-by, jak sternik, wiódł was wody temi:
Dobrze więc będzie, gdy statek zaczeka,
Weźmie żywności — gdy oczyma swemi
Ujrzy was rządca, co tą wyspą władnie,
On, czego trzeba, dostarczy wam snadnie“.

56.  To powiedziawszy, tłum Maurów pośpiesza
Do własnych łodzi — odpłynąć gotowy —
Dają im przejście wódz i majtków rzesza.
Wzajemnie sypiąc uprzejmemi słowy.
Znużony Febus już bieg swój zawiesza,
Zamyka w wodach dnia wóz kryształowy,
I — pragnąc spocząć — siostrze zdaje rządy,
By oświetlała i morza i lądy.

57.  Zeszła noc cicha nad znużoną flotą,
Dziwnie radośna, wolna wszelkiéj troski —
Niedziw — o ziemi szukanéj z tęsknotą
Toć dziś już pewne doszły ich pogłoski.
Nie jeden w sobie rozważa, jak oto
Różni są ludzie — i stąd robi wnioski,
Ile się błędów i ile wiar plemi
I bujnie krzewi po szerokiéj ziemi.

58.  Księżyc blask srebrny posyłając z góry
Na Neptunowéj fali pobłyskiwa;
Wkoło gwiazdami usiane lazury,
Jak stokrociami usypana niwa;
Usnęły wichry — chyba czasem który
Z jakiéj się ciemnéj jaskini odzywa;
Jednak na statku, jak ostrożność każe,
Jak z dawna zwykli — czuwają żeglarze.

59.  Lecz gdy jutrzenka po niebie idąca
Promiennych włosów rozpuściła zwoje,
Gdy przed zbudzonym młodym bogiem słońca
Niebo otwarło różowe podwoje,
Błysły bandery — od końca do końca
Nawy w barwiste oblekły się stroje,
By uroczyście przyjąć na pomoście
Rządcę téj wyspy, co k’nim śpieszy w goście.


60.  Już widać było, jak leciuchne łodzie
Ku statkom Luzów biegły przez głębiny,
Wioząc zapasy. Rządcę traska bodzie,
On bierze Luzów za dzikie drużyny
Z ziem nadkaspijskich, co w srogim pochodzie
Szerokie w Azyi podbili krainy[29];
Aż opuszczony przez zbyt smutne losy
Gród Konstantyna uległ pod ich ciosy.

61.  Wita wódz Maura z uśmiechem na twarzy
A z nim i jego towarzyszy wielu:
I kosztownemi tkaninami darzy,
Które wiózł z sobą w tym jedynie celu:
Daje słodycze i płyn, co krew żarzy,
Maurom nieznany, służący k’weselu.
Chętnie przyjmuje Maur te wszystkie dary,
Spożywa ucztę i spełnia puhary.

62.  Pnąc się po linach ponad biesiadniki,
Mogli podziwiać luzyjscy majtkowie
Ich dziwne stroje; zwyczaje, nawyki,
Mogli zawiłéj przysłuchać się mowie.
Nie mniéj się chciwie przyglądał Maur dziki
Ich cerze, strojom i statków budowie;
Śród kroci pytań to rzuca drużynie,
Czy nie z ziem Turcyi ich wyprawa płynie?

63.  Z większą się jeszcze ciekawością zdradza
Do ksiąg wyznania, ustaw prawodawców,
By się przekonać, czy się z niemi zgadza,
I czy Chrystusa odgadł w nich wyznawców?
Więc wszystko bada, i prosi, by władza
Gamy — przez woli swojéj wykonawców —
Dała mu poznać broń i wszelkie zbroje,
W których Luzowie wychodzą na boje.

64.  Na to wódz mężny rzecze przez drogmana
Wyćwiczonego w ciemnéj Maurów mowie:
„Prześwietny panie, poznasz nasze miana,
Nasz kraj, ustawy, broń, którą Luzowie
Wiozą. Nam Turcyi kraina nie znana,
Nie z tych ziem wstrętnych są moi ziomkowie;
Silna Europa śle swoich wojaków
Do sławnych Indyj nowych szukać szlaków.


65.  „Boga, którego pełnimy wyroki,
Świat niewidzialny i widzialny słucha;
To Bóg, co słowem wywołał z pomroki
Martwą przyrodę i cały byt ducha;
Co lał za grzesznych w mękach krwi potoki
Aż go śród zniewag zdławiła śmierć głucha;
Co po to z Niebios zszedł i bóstwo złożył,
By nam śmiertelnym niebiosa otworzył.

66.  „Ale ksiąg Boga-Człowieka o wierze
Wzniosłych, głębokich — nie wieziemy wcale:
Bo pocóż kreślić na wątłym papierze,
Co w duszach naszych mamy ryte stale?
Do broni naszéj ciekawość cię bierze,
Zadość uczynię téj chęci wspaniale,
Jako druhowi: w tém nadzieja błoga,
Że nie zapragniesz widziéć we mnie wroga“.

67.  Zaledwo wyrzekł — wnet biegli rycerze
Śpieszą ukazać rynsztunki kosztowne:
Naramienniki, i lśniące pancerze,
Mocne misiurki, tarcze polerowne,
Świetne barwami wytrwałe puklerze
I z czystéj stali muszkiety hartowne,
Kule, kołczany, łuków krzywe łęki,
I ostre szpady, i dzid groźnych pęki;

68.  Ogniste bomby i stosy kartaczy
Silnie ciskanych niszczącemi działy;
Jednak na rozkaz Wulkana wódz baczy
I nie dozwala, by paszcze zagrzmiały;
Szlachetne męstwo na tłum ten prostaczy,
Trwożny, nieliczny nie pragnie swéj całéj
Wywrzéć potęgi — i słusznie tak działa:
Być lwem śród owiec toć nie wielka chwała.

69.  Pilnie Maur kroczy w ślady przewodnika,
Na wszystko patrzy, baczném zważa okiem,
W serce nienawiść wkrada mu się dzika
I podejrzliwość myśl powleka mrokiem:
Lecz nic z tych uczuć na twarz nie przenika,
Z obłudnym śmiechem a pogodnym wzrokiem,
Łagodny w słowach — w głębiach duszy chowa,
Jakie zamiary przeciwko nim knowa.


70.  Wódz o sternika prosi do podróży,
Coby do Indyj zawiódł bez przygody:
Zaręcza wzajem, iż gdy mu usłuży,
Może być pewnym sowitéj nagrody.
Maur obiecuje, lecz żółć w nim się burzy,
Taki jad w sercu, tak pragnie ich szkody,
Iż gdyby siła, by zgnieść przeciwnika —
Wnetby mu posłał śmierć zamiast sternika.

71.  Tak pierś mu szarpią nienawiści prądy
Na słowa wodza — i taka ohyda,
Gdy się dowiedział, iż uznaje rządy
Prawd nauczanych przez syna Dawida.
O! Opatrzności, dziwne Twoje sądy!
Śledzić je myślą na nic się nie przyda!
Czyliż Twa święta opieka, o Boże,
Wrogów w przyjaciół zmienić nam nie może?

72.  W końcu nadchodzi odjazdu godzina,
I Maur w orszaku całéj świty swojéj,
Z wielką grzecznością żegnać się poczyna,
W obłudny uśmiech twarz dla wszystkich stroi —
Już stado łódek nurt piersią przerzyna,
Po krótkiéj drodze stają u ostoi,
A tłumna rzesza na brzegu zebrana
Aż do bram dworca odprowadza pana.

73.  A z nadpowietrznych patrzący przybytków
Wielki Tebańczyk, z ojcowskiego uda
Zrodzony[30], dojrzał dla siebie pożytków:
Trwogę, wstręt Maura, które mu się uda
Zwalić na Luzów i zniszczyć rozbitków;
Nowy mu podstęp poddaje obłuda.
A gdy tą myślą zaprząta się stale,
Takiemi słowy wynurza swe żale:

74.  „Ha! wyrok Fatum wieści z dawnéj daty,
Iż chwała zwycięstw — to los Luzów floty,
Że ci zdobywcy, te śmiałe piraty
Mężne indyjskie mają złamać roty —
A ja syn boga, co włada nad światy,
Ja tak zacnemi obdarzon przymioty,
Mamże dopuścić, by los im łaskawy
Dozwolił przyćmić promień mojéj sławy?


75.  „Wszak już przed wieki za bogów przyczyną
Syn Filipowy, Macedończyk śmiały,
Szeroko Indyj zawładnął krainą,
Pod jarzmo Marsa ukorzył świat cały:
Lecz mamże scierpiéć, by dziś — sztuką ino
I wytrwałością — los dał garstce małéj
Nad moje, Greka, i twoje, o Rzymie,
Na ołtarz chwały stawić Luzów imię?

76.  „Daremny zachód; nim łodzią najprędszą
Wódz tam dopłynie — podstęp go osaczy:
Takie zasadzki zewsząd nań się spiętrzą,
Iż nigdy krain Wschodu nie obaczy;
Zstąpię na ziemię; w Maurze najzaciętszą
Wściekłość rozniecą słowa podżegaczy,
Aby gniew jego do działania skory
Umiał skorzystać z tak sposobnéj pory“.

77.  To mówiąc Bachus, nieprzytomny prawie
Od gniewu, schodzi w afrykańskie kraje,
Odmienia kształty — i w ludzkiéj postawie
Wnet się na Prasso przylądek udaje:
I — by knuć lepiéj zdradę — on na jawie
Przybiera postać, rysy i zwyczaje
Starego Szejka, co go dobrze znano
I w Mozambiku czczono i kochano.

78.  Wszedłszy, dogodnéj upatruje pory
Dla zmyśleń swoich, aż przekładać zacznie:
Jak wódz luzyjski do napadu skory,
Choć dobrém słowem szafuje dwuznacznie;
Jak po wybrzeżach już słyną zabory,
Gdziekolwiek gości przyjęto niebacznie,
Bo gdzie przybili ze słowy pokoju,
Zostały ślady łupiestw i rozboju.

79.  „Powiem ci nadto, iż jako wieść niesie,
Nim tu przybyli chrześcijanie krwawi,
Plądrując morza w szerokim zakresie
Z ogniem, rozbojem i gwałtem bezprawi:
Już przeciw tobie, jak im zdawna chce się,
Uknuli spisek, co nas wszystkich zdławi:
Kraj będzie zniszczon, a ludność wycięta,
Żony i córy pójdą dźwigać pęta.


80.  „Lecz wiedz, że jutro, gdy ranek zaświta
Mają po wodę zejść ze swoich łodzi,
Dokoła wodza będzie druhów świta,
(Zły zamiar zawsze podłą trwogę rodzi);
Więc uzbrój woje, niech zasadzka skryta
Czai się w ciszy, nim wroga ugodzi;
By — gdy podejrzeń nic w nich nie roznieci, —
Tém łatwiéj wpadli w zastawione sieci.

81.  „A jeśli ujdą téj matni okropnéj
I nie zostaną wybici do szczętu,
Usnułem inną, k’twéj służbie pochopny,
Chytrą, zdradliwą, — przyjmiesz ją bez wstrętu:
Daj im żeglarza, któryby roztropny
I biegły w fałszu — tak wpośród odmętu
Zbłąkał ich łodzie w obłędnym kierunku,
Iżby zginęli wszyscy bez ratunku“.

82.  Zaledwie mowę Szejk skończył zdradliwą,
Maur doświadczony, zestarzały w zdradzie,
Powstał, — na szyję rzuca mu się żywo,
Niosąc podziękę tak wytrawnéj radzie.
Lecą rozkazy; walkę zapalczywą
Gotują Maury, zbroją się w gromadzie;
I wodę, której szukają spragnieni,
Krew portugalska wkrótce zarumieni.

83.  I by tém pewniéj osnuć swemi pęty,
Maur ma już majtka, co zna jego cele,
Zręczny, przebiegły, w każdéj sprawie cięty,
Jemu zaufać można w wielkiém dziele:
„Pójdź — rzecze rządca — wiedź Luzów okręty.
Po różnych brzegach, przez takie topiele,
By już nie mogli, raz wpadłszy w sieć zdradną,
Ani się wyrwać, ni ujść siłą żadną”.

84.  Już Apolina płomień pozłocony
Gór Nabotejskich[31] zarumienił czoła,
Gdy Gama powziął zamiar niecofniony
Jechać po wodę — i swych ludzi woła:
Siada do łodzi oddział — uzbrojony —
Jakby przeczuwał, że zdrad ujść nie zdoła.
Ta podejrzliwość w ważnéj życia chwili
Świadczy, iż serca przeczucie nie myli.


85.  Są i ważniejsze do zwątpień powody:
Bo gdy wódz posłał z prośbą o sternika
Groźną odpowiedź dano zamiast zgody,
Z czego wyraźnie widna niechęć dzika.
To téż chcąc wiedziéć, skąd czekać przygody
I jak chytrego sądzić przeciwnika,
Wódz, nakazawszy baczność swéj drużynie,
W trzy tylko łodzie ku brzegowi płynie.

86.  Ale już widać Maurów wzdłuż wybrzeży;
Bronią dostępu, gdzie źródeł kryształy:
Ten dźwiga puklerz, ów oszczepem mierzy,
Ci krzywych łuków napinają strzały,
Ufni, iż dzielnych wytępią rycerzy.
Silniejszy zastęp skryto między skały,
Ta drobna garstka gra przynęty rolę,
By łatwiéj rozbić, wywabiwszy w pole.

87.  Bitni Maurowie już z krzykiem się zbiegli
Nad jasną rzeką, na piaszczystym brzegu,
I byle w Luzach chęć boju zażegli,
Nie szczędząc zniewag dzidy miecą w biegu
Scierpią-ż zniewagę męże niepodlegli?
Już ściąwszy zęby Luzy mkną w szeregu:
Tak się rzucili z zapałem najszczerszym,
Iż nikt nie zgadnie, kto z nich skoczył pierwszym.

88.  Jak na igrzysku — ku czci swéj kochanki,
Śpieszy do boju młodzieniec ochoczy,
Śmiało się rzuca w zakrwawione szranki,
A kiedy zwierzę wypuszczone zoczy,
Krzyczy i kłuje — wtém, drgnęły krużganki —
Byk z łbem nagiętym, zmrużonemi oczy,
Zwrócił się rycząc i rogi ostremi
Chwyta — już zdeptał, zgniótł, wbił go do ziemi.

89.  Tak z naszych łodzi na lądu krawędzie
Skoczyli męże. Działa ogniem zieją,
Zioną kul grady, — jęk, krzyk, łoskot wszędzie,
Lecą pociski i wkoło śmierć sieją, —
Już męstwo Maurów złamane w zapędzie,
Trwoga krew ścina, ich szyki się chwieją:
Jedni nikczemnie ze stanowisk zbiegli,
Inni trupami wybrzeże zalegli.


90.  Takiém zwycięstwem oddział upojony
Ogniem i mieczem ściele sobie drogę.
Miastu, co nie ma murów ni obrony,
Niesie zniszczenie, i mord i pożogę.
O! pożałował ciężko Maur zgnębiony
Swéj zuchwałości! czuje ból i trwogę!
Przeklina boje starzec i zlękniona
Matka, tuląca niemowlę do łona.

91.  W szybkiéj ucieczce na nic łuk i strzały,
Lecz wściekłym szałem Maur jeszcze szlak znaczy,
Miotając głazy, drewna, złomy skały —
Ostatni wybuch bezsilnéj rozpaczy!
Wnet rażon trwogą, śpieszy na ląd stały,
Opuszcza wyspę, już na nic nie baczy;
Szybko przebywa pas morskiéj gardzieli,
Co wyspę objął i od lądu dzieli.

92.  Ale napróżno zbyt ładowne barki
Do brzegów lądu jak najprędzéj dążą,
W krętém korycie nie łatwy bieg szparki:
Już czerpią wodę, już ku głębiom ciążą;
Armatnie kule gruchoczą im karki
I wątłe statki w topieliskach grążą.
Tak to luzyjscy walczyli rycerze,
Tak złość i podstęp z ich rąk karę bierze.

93.  Płyną zwycięscy z bogatą zdobyczą
Do swych okrętów stojących w oddali;
Mogą naczerpać wody, ile życzą,
Nikt już nie broni kryształowéj fali.
Maur straty swoje rozważa z goryczą,
Większa niż kiedy nienawiść go pali: —
Pamięć klęsk świeżych jedynie, niestety,
Do nowéj zdrady doda mu podniety.

94.  Upokorzony rządca już gotowy
Z Luzytanami zawierać układy,
I zręcznie kryje jedwabnemi słowy
Żądzę odwetu, nienawiści jady.
A więc sternika śle według umowy,
Głęboko w piersiach tając zamysł zdrady,
Iż ten, którego daje w zakład wiary
Ma ich wieść na śmierć w te morskie obszary.


95.  Właśnie miał Gama zwrócić się na wody
Zwyczajną drogą — i nawy swojemi
Przy zmianie wiatru, za dobréj pogody,
Szukać indyjskiéj upragnionéj ziemi;
Więc chętnie przyjął zapewnienia zgody,
Sternika witał słowy życzliwemi,
Posłom łaskawéj udzielił odprawy
I rozpiął żagle pod wiatr pędząc nawy.

96.  Tak pożegnana — w państwo Amfitryty
Na wód kryształy płynie silna flota,
Śród cór Nereja[32] rozigranéj świty,
Którą ożywia wesoła pustota:
Wódz, który zdrady nie przypuszczał skrytéj,
Jaką w swém sercu uknuł Maur niecnota,
Pyta o kraje, wzdłuż których łódź bieży,
O ziemię Indyj bada go najszczerzéj.

97.  Ale Maur wprawny we wszelkie wykręty,
Z natchnienia Bacha, którym zawiść władnie,
Nim cel osiągną — zdradliwemi pęty
Okuć ich pragnie lub pogrążyć na dnie;
I tak im Indyj maluje ponęty,
Każde pytanie tak rozstrzyga snadnie,
Że słuchający w ufności i wierze
Swą podejrzliwość uśpili rycerze.

98.  Nie użył tyle zręczności, obłudy
Synon[33] przed laty, by zwieść Frygijczyków,
Jak ten Maur wyspy malujący cudy,
Gdzie Chrystus zdawna ma swych zwolenników.
Wódz, co go słuchał uważnie i wprzódy,
Teraz radośnych nie wstrzymał okrzyków:
Przyrzeka dary, bogate nagrody,
Gdy onéj ziemi dosięgnie bez szkody.

99.  Do tego właśnie podły zdrajca mierzy,
O co bezpieczni proszą chrześcijanie:
Wié, że słynący z fałszu i łupieży
Muzułman wyspę objął w posiadanie:
Że śmierć, że zguba czeka na rycerzy,
Boć to nie słaby, co walczyć nie w stanie,
Mozambik — ale głośna ze swéj sławy
Groźna Quiloa[34] powita ich nawy.


100.  I już wesoło zwinna flota rusza:
Ale bogini czczona na Cyterze
Wzburzyła morze, do odwrotu zmusza,
Od pewnéj śmierci ulubieńców strzeże;
Próżno łódź k’brzegom przystać się pokusza,
Już coraz daléj i daléj wybrzeże[35]:
Tak wiatr przeciwny z drogi ją odsadził,
Po któréj zdrajca ku zgubie prowadził.

101.  Lecz Maur nikczemny, choć go niebo myli,
W zamiarach swoich nie cofa się wcale,
Na nową podłość wnet umysł wysili,
Przy swym zamiarze obstaje wytrwale:
„Patrz, wodzu — rzecze — patrz w morze w téj chwili,
Wkrótce nas siłą w dal uniosą fale
Ku innéj wyspie, gdzie — jak wieść powziąłem —
Chrześćjanie z Maury zgodnie żyją społem“.

102.  Podłém oszustwem była mowa cała,
Którą chciał swoje przeprowadzić cele:
Wyspę, gdzie chrześćjan noga nie postała,
Mahometowi zajmują czciciele.
Ale się wodza ufność nie zachwiała,
Rozpina żagle, k’wyspie zmierza śmiele,
Lecz ich odpycha straż niebieskiéj pani
I zmusza stanąć zdala od przystani.

103.  Była to wyspa tak od lądu blizka,
Że wązki kanał ledwo ją oddziela;
A po jéj brzegu nakształt widowiska
Szerokie miasto oczy rozwesela;
Rząd świetnych gmachów wzdłuż pobrzeża błyska
I swemi szczyty do góry wystrzela;
Starzec obecnie jest królem narodu:
Mombaza — imię i wyspy i grodu.

104.  Z rozkazu wodza już statek zwrócono,
A w jego serce dziwna błogość wnika,
Ufa, iż spotka spółwyznawców grono
Wedle zdradliwych zapewnień sternika;
Lecz i od lądu łodzie dostrzeżono,
Król śle poselstwo, wié, kogo spotyka.
Bach nie zaniedbał przestrzedz go na czasie,
Innego Maura postać wziąwszy na się.


105.  Poselstwo zda się zwiastunem przyjaźni,
Lecz w niém nienawiść ukrywa swe jady;
Z zamiarów wroga widać najwyraźniéj
Powtórny zamysł podstępu i zdrady.
Życie, tyś pełne niebezpieczeństw kaźni!
Tyś szlak niepewny, gdzie co krok zawady!
Gdziekolwiek człowiek utkwi swe nadzieje,
Nigdzie pewności — lada wiatr je zwieje.

106.  Na morzu wichry, co wiodą k’rozbiciu,
Kędy wzrok zwrócisz — masz śmierć przed oczyma;
Na ziemi boje lub podstęp w ukryciu,
Nędza i trwoga w okowach nas trzyma!
Nigdzież spokoju tak krótkiemu życiu?
Nigdzież śmiertelnym wypoczynku niéma?
O niebo jasne! masz-że miotać gromy
Na owad ziemi tak wątły, znikomy?






Pieśń druga.


1.  Właśnie w téj porze płomieniste słońce,
Dzielące jasność dnia i nocne cienie,
I ku swéj mecie powolnie idące,
Już kryło ludziom niebieskie promienie;
Przed niém bóg nocy w głębi wód leżące
Zaklętych gmachów otwierał przedsienie,
Gdy utwierdzeni ledwo na kotwicy
Pogan ujrzeli nasi wojownicy.

2.  Jeden z poselstwa, téj podstępnéj sprawy
Jako dowódca świadom jak należy:
„O! wodzu — rzecze — co lotnemi nawy
Po państw Neptuna przebiegasz bezbrzeży,
Król naszéj wyspy wielce wam łaskawy
Pełen radości ogłasza najszczerzéj,
Iż nic nie pragnie jak ciebie oglądać —
Przyjąć, dostarczyć, czego można żądać,

3.  „Pragnienia króla nie tajna przyczyna,
Zdawna o sławie nasłuchał się twojéj,
Więc złóż obawę, król o to zaklina,
I z całą flotą przybądź do ostoi:
Niech długą drogą znużona drużyna
Tu się swobodnie odetchnąć nie boi;
Niech odpoczynek gwoli przyrodzeniu
Przyjmie na lądzie w bezpieczném schronieniu.

4.  „Towarów szukasz? Może u was w cenie
Płody Lewantu, które my tu mamy?
Cynamon, gwoździk, palące korzenie
Albo leczebne zbawczych ziół balsamy?
Może cię wabią błyszczące kamienie?
Kosztowny rubin? dyament bez plamy?
Tu, w naszym kraju, jest wszystko, co nęci,
Możemy wszelkie zadowolnić chęci.“


5.  A na to Gama dziękczyni jak może
I śle odpowiedź na króla żądanie:
„Patrz, oto słońce już zapada w morze,
Więc się twéj woli dziś zadość nie stanie,
Lecz skoro tylko błyśnie ranne zorze,
Wnet z całą flotą wejdę w twe przystanie
Jako przystało, by była spełniana
Wola takiego wspaniałego pana.“

6.  I pyta jeszcze, czyli w saméj rzeczy
Są tam chrześćjanie, jako sternik mówi?
Przewrotny poseł bynajmniéj nie przeczy:
„Są śród nas — rzecze — chwalcy Chrystusowi“.
W ten sposob wszystkich spokój ubezpieczy,
Nieufność z serca usuwa wodzowi;
Lecz wódz, pamiętny przygody tak świeżéj,
Przezornie baczy, nim całkiem zawierzy.

7.  Wedle zwyczaju na statkach w téj dobie
Byli skazańcy za zbrodnicze czyny,[36]
By w chwili klęski w jakowym sposobie,
Mogli pozyskać odpuszczenie winy. —
Dwóch najsprytniejszych przyzwawszy ku sobie
Wódz każe z Maury płynąć w ich krainy:
Śledzić zdrad, gród ich przejrzéć okiem znawców
I upragnionych spotkać spółwyznawców. —

8.  Każe monarsze złożyć drogie dary
Jako zadatek swych życzliwych chęci,
Pieszcząc nadzieję, iż temi ofiary
Opornych dotąd ku przymierzu znęci.
Żegna okręty tłum bez czci i wiary,
Odpływa z posły, którzy wnet przyjęci
Na brzegu, kędy wita ich zwodnicza
Kłamliwa radość i jasne oblicza.

9.  Oddawszy dary, jak powinność każe,
Z wdzięczną przemową stosowną do chwili,
Wyszli gród zwiedzać dwaj nasi żeglarze.
Niejednę błahą wiadomość schwycili;
Lecz Maur przezorny nie wszystko pokaże,
Niejednę prośbę wykrętem omyli:
Bo gdzie fałsz władnie — strach na serce działa,
Chociaż myśl zdrady w innych nie postała. —


10.  Lecz ten, co posiadł młodość nieśmiertelną,
Dwukrotnie zrodzon, co dał zgubną radę
I tę zasadzkę ułożył piekielną,
Aby oglądać żeglarzy zagładę,
Wybrał śród miasta budowlę oddzielną
I twarz i szaty ludzkie wziął na zdradę;
Chrześcijaninem zwie się, i bogaty
Ołtarz podźwignął i składa obiaty.[37]

11.  Na ścianach gmachu przez dziwne mamidła
Ducha Świętego oglądasz źrenicą:
On, jak gołąbka roztacza swe skrzydła
Nad przenajświętszą, przeczystą Dziewicą;
Daléj — Dwunastu kreślą malowidła,
Zmieszanych, w chwili kiedy tajemnicą
Przedziwną bożą — wraz z ogniem płomyków
Dar otrzymali poznania języków.

12.  Do téj świątyni Luzów wprowodzono,
Gdy już zasadzkę Bach usnuł tak składnie;
Ci gną kolana a myśl uskrzydloną
Ślą do stóp Pana, co światami władnie. —
Kosztowne wonie w kadzielnicach płoną
I płyną dymy, gdzie tylko wzrok padnie;
Tak to bóg fałszu w téj świątyni progu
Musiał prawemu pokłonić się Bogu.

13.  Tam do wspaniałéj wezwani biesiady
I pomieszczeni w Bachowém schronieniu,
Dwaj chrześcijanie nieświadomi zdrady
Noc przepędzili w świętem omamieniu. —
Lecz gdy jutrzenki zabłysnął świt blady,
A w chwili potém — promień po promieniu —
Ogniste słońce nad ziemię się wzbiło
I widnokręgu krańce zróżowiło:

14.  Wnet dano hasło do nowéj wyprawy
Z poselstwem króla; śród gromady rzeźkiéj
Płyną dwaj nasi dla złożenia sprawy
I o szczerości świadczenia królewskiéj:
Portugalczycy zbyli się obawy,
Jakby już pewni bezpieczeństwa deski,
Pewni, że chrześćjan spotkali siedliska,
Rwą się na wody, by ich ujrzéć zblizka.


15.  Daléj, skazańcy malują swą czynność:
Że tam jest kapłan i ołtarz ofiarny,
Kędy znaleźli i schron i gościnność,
Gdy noc na ziemię rzuciła płaszcz czarny;
Jako i króla i ludu uczynność
Dowód przyjaźni dała im nie marny;
Grzechem więc będą podejrzenia dawne
Mając świadectwo tak pewne, tak jawne. —

16.  To wszystko Gamę szlachetnego wzrusza.
Wita poselstwo jak zgody zadatki;
Łatwo pozorom ufa wzniosła dusza!
A tu tak zda się pewne prawdy świadki. —
Z przybyłych łodzi tłuszcza pogan rusza,
Tłumnie napełnia chrześcijańskie statki:
Patrzy na wszystko radośnie bez lęku,
Wierząc, iż pewną zdobycz dzierży w ręku.

17.  A tam, na lądzie, gotują oręże,
Dźwigają kusze i groźne tarany;
Niejeden pocisk okrętu dosięże,
Co wszedł do portu śmiały, zaufany:
Zewsząd straszliwy podstęp się sprzysięże,
By wymordować biedne Luzytany;
By zapłacili własną krwawą klęską
Swą na Mozambik wycieczkę zwycięską.

18.  Szczękły kotwice oderwane od dna
Przy zwykłych krzykach żeglarskiéj gawiedzi;
Ster zwrócon, żagle wzdęte — i toń wodna
Kołysząc statki w obręb portu wiedzie.
Ale Eryksu[38] pani, stróżka godna,
Co zawsze swoich ulubieńców śledzi,
Widząc sieć straszną, co ich oplątała,
Z niebios na morze rzuca się jak strzała.

19.  Wzywa Nereid wdzięczne korowody
I wszystkie morskich lazurów mieszkanki;
Pani, zrodzonéj z słonéj morskiéj wody,
Wodne potęgi spełniają zachcianki,
Ona swéj trwogi zwierza im powody
I chyże fale już niosą niebianki,
Stawić przeszkody, by statki jéj lube
Nie weszły w przystań na niechybną zgubę.


20.  Znacząc po falach szlaki białéj piany
Z niezmiernym pędem zdąża niebian rzesza;
Tu, rozcinając swą piersią bałwany,
Ruchliwa Doto po przedzie pośpiesza,
Pląsa Nerina, tu znów na przemiany
Na fal wierzchołkach Nisa się zawiesza:
Strwożone fale na barki je biorą,
I dając przejście, chylą się z pokorą.

21.  Z płonącą twarzą, z okiem pełném żaru,
Mknie Afrodyte na grzbiecie trytona;
Ten dyszy dumą, nie czuje ciężaru
Tak śliczne brzemię niosąc przez mórz łona:
Już téż błysnęła z mglistego obszaru
Rozdętym żaglem flota uskrzydlona:
I wnet się rzesza rozbiła w gromadki,
I niewidzialna — otoczyła statki.

22.  Na statku wodza, u rudla na przodzie,
Sama bogini ster w swe ręce ima,
Zawraca w stronę, wstrzymuje w pochodzie;
Próżno dmie wicher i żagiel rozdyma:
Śnieżne Nimf łona odtrącają łodzie,
Ta drogę grodzi, ta je z boków trzyma:
Krążąca wokół rzesza opiekunek
Zbija łódź z drogi i zmienia kierunek.

23.  Jako przezorny, roboczy lud mrówek
Z wysiłkiem pracy niezmiernéj się imie,
Zwleka ciężary, uprzedza przednówek
I przeciw mroźnéj uzbraja się zimie;
I niespodzianie w obronie swych schówek
Rozwija męstwo i siły olbrzymie.
Tak Nimf promiennych niestrudzona piecza
Od strasznéj śmierci Luzów zabezpiecza.

24.  Zwrócił się statek wstrzymany opornie;
Załoga, sądząc, iż wszystko stracone,
Do lin, do żagli rzuca się niesfornie,
Chcąc ster skierować w tę lub owę stronę:
Wtém nagle, majtka, co baczył przezornie,
Dały się słyszéć krzyki zrozpaczone:
Z pod fal przed niemi wyzierał ząb skały —
I serca mężnych od trwogi zdrętwiały. —


25.  Wnet na pokładzie jak gdyby zawrzało:
I zgiełk, i wrzawa rośnie zapalczywa;
Stanęli Maury zdumieni nie mało
Jakby się walka toczyła straszliwa,
I nie świadomi, co się Luzom stało?
Skąd ten szał wściekły? Co ten ruch wyzywa?
Sądzą, iż zdradne odkryto zamiary
I że ich podstęp nie może ujść kary.

26.  Więc śpieszą tłumnie siąść na łodzie rącze
I od pogoni ujść szybkiemi wiosły:
Inni się w fale ciskają ochrończe,
By na swych grzbietach ku brzegom ich niosły:
Biegą w popłochu, bojaźń zmysły plącze
I do ucieczki skoréj zmusza posły;
Mniéj dla nich straszne czarne topieliska,
Niż pomsta wroga, co się zda tak blizka.

27.  Jak nad bagniskiem, w samotnéj zaciszy,
Przez gniewne bóstwo w żaby zamieniony
Ludek Licyjski[39] po wybrzeżach dyszy
I nieroztropnie w różne pełznie strony,
Lecz ledwo szelest najmniejszy usłyszy,
Zewsząd się rzuca, szuka fal ochrony,
Ukrywa w norach, we wspólnéj topieli,
Ledwie się jaki łeb wybrnąć ośmieli:

28.  Tak uciekali Maury. Z niemi razem
Sternik, co na śmierć pewną wiódł okręty,
Sądzi się zgubion, drży przed kar obrazem
I nie czekając rzuca się w odmęty. —
Lecz rafa grozi — przed zdradzieckim głazem
Wódz zdwaja czujność, dodaje zachęty,
Każe zwić żagle, kotwie w morze miota.
Aż się w dno wgryzły i wstrzymana flota.

29.  Uważa Gama te rozliczne dziwy
I tę tak nagłą ucieczkę sternika,
I barbarzyńców zamiar niegodziwy
Wyczytał z poszlak, do głębi przenika. —
Lecz jak objaśnić ten wicher straszliwy
Na cichém morzu? Skąd ta burza dzika,
Co wstrzymywała statki? Któż dojść zdoła?
Gama cud odgadł — i wzruszony woła:


30.  «O łasko boża, coś błysła widomie!
O niespodziany, niesłychany cudzie!
Odsłaniasz spisek uknuty kryjomie.
O! wy, w podłości zatwardziali ludzie,
Toż nas, splątanych w waszych kłamstw ogromie,
Na śmierć niechybną wiedliście w obłudzie,
Gdyby najświętsza niebieska opieka
Nie przyszła wesprzéć wątłych sił człowieka!

31.  „Tyś nam wskazała, Opatrzności święta,
Jak w tych przystaniach bezpieczeństwa mało:
Twój jasny promień ukazał nam pęta,
W które ujęto ufność naszę całą.
Lecz mądrość ludzka słabo rozwinięta
I przezorności śród zdrad jéj nie stało:
Więc, łasko niebios, tobie się powierzę,
Niech twe staranie wiedzie nas i strzeże“.

32.  „I jeśli litość porusza ci łono,
Jeśli masz względy dla tułaczów nędzy,
Jeśli przez dobroć twą niewysłowioną
Z podstępnych sieci wyrwałaś nas przędzy;
O! steruj flotę naszę utęsknioną,
Do bezpiecznego portu wiedź co prędzéj;
Lub ukaż ziemię, dokąd dążą woje,
By na niéj uczcić święte imię twoje“.

33.  Trafiły pięknéj bogini do ucha
Pobożne słowa pokory głębokiéj,
Więc rzuca nimfy, na ich żale głucha,
I szybkim pędem wzbija się w obłoki.
Przez sfery, gdzie wre światów zawierucha,
Nad gwiazdy światła lejące potoki,
Aż w szóstą sferę leci niewstrzymanie,
Gdzie ojciec bogów założył mieszkanie.

34.  Ruch i wzruszenie rumienią jéj lica,
I takim wdziękiem oblekają skronie,
Iż kędy przejdzie ta czarnoksiężnica,
Świat gwiazd i niebo miłością k’niéj płonie,
Z jéj oczu bije światła błyskawica,
Groty miotają z nich, jéj syna dłonie,
A tych pocisków podwójna potęga
Pali i mrozi wszystko, czego sięga.


35.  A że jéj bardzo o wzgląd ojca idzie,
Któremu zawsze była ulubioną,
Stanęła, jaką ją Parys na Idzie
Ujrzał we wszystkie wdzięki obleczoną.
O! biedny strzelcze[40], co cię ku ohydzie
Za grzech spojrzenia w zwierzę zamieniono,
Gdybyś ją spotkał, uszedłbyś twéj psiarni,
Strawion wprzód ogniem miłośnéj męczarni.

36.  Złociste włosy płyną na ramiona,
Przy których śniegi wstydzą się swéj bieli:
Gdy idzie, drżenie znać mlecznego łona
Z niego to drobny figlarz, Amor coeli,
Niby dziecina drzemiąc przyczajona,
I ostrząc groty, nim w pierś ludzką strzeli:
A jak splot bluszczów wieńczących kolumny
Leci dokoła niéj żądz orszak tłumny.

37.  Lekka zasłona boginię okrywa
I wstydliwości zdobi ją urokiem;
O! ty tkanino, o ty zazdrościwa,
Nie wszystko jednak ukrywasz przed okiem!
Piękność zdwojone pragnienia wyzywa
Wpółtajemniczym osłoniona mrokiem:
Wzruszony Olimp drży przed boską gością,
Zazdrości Wulkan, Mars płonie miłością.

38.  Tak nawpół smutna, nawpół uśmiechnięta,
Stanęła jasnym aniołom podobna,
Niby kochanka, co boleśnie tknięta
Żartem młodzieńca w łzach tonie żałobna,
Choć w chwilę uśmiech rozjaśni oczęta
I w radość boleść zamieni się drobna;
Tak Wenus, któréj nikt w sztuce nie zrówna,
Smutek z czułością złączyła wymówna.

39.  „Ojcze mój — rzecze — ja-m wierzyła zawsze,
Żem ci nad wszystkie inne bogi miłą,
Że serce twoje ku mnie najłaskawsze,
Anim myślała, by inaczéj było;
Dziś gniew twój rany sprawia mi najkrwawsze,
Choć nie wié serce, czém cię obraziło;
Dzieje się jednak, iż Bach bierze górę
I ty dozwalasz, by nękał twą córę.


40.  „Ten lud szlachetny, nad którym łzy ronię,
K'przepaści wiodą niechętnych rachuby;
Miłość to moja otwiera dlań tonie,
Mógłby ocaléć, mniéj mi będąc luby:
Błagam cię za nim, w łzach mi lice tonie,
Ty szczęściu memu wbrew — wiedziesz do zguby.
Ha! gdy uczucie moje tak zabójcze,
Ja znienawidzę ich! lecz ty zbaw, Ojcze!

41.  „Niech zginą z dzikich barbarzyńców ręki,
Bom ich kochała“... Nie wytrwała dłużéj:
Twarz łzy zalały podwajając wdzięki,
Jak perły rosy, gdy skropią kwiat róży;
Na ustach wrzących próśb skonały dźwięki,
Jakby stłumione od wewnętrznéj burzy;
Chce dobyć głosu, lecz Jowisz jéj broni
I gromowładca sam przemówił do niéj.

42.  Przyjął jéj boleść z wzruszeniem głębokiem,
(Nie dziw, łzy takie pierś tygrysa zmiękczą),
Więc po niebiosach powiódł jasném okiem,
Co chmury płoszy, niebo stroi tęczą;
Całuje, ściera łzy zwalczon urokiem,
Tuli w ramiona jéj postać młodzieńczą;
Ostrożnie! — chwili zdłużonéj w zachwycie
Nowy-by Amor mógł zawdzięczać życie!

43.  Lecz kryjąc śliczną twarz na jego łono
Wenus w żałości rozrzewnia się swojéj,
Tak od piastunki dziecinę skarconą
Im więcéj pieszczot, tém trudniéj się koi.
Więc, by tchnąć spokój w pierś srodze wzburzoną,
Widzeniem przyszłych dni jéj duszę poi;
Wstrząsa przyszłości łono tajemnicze,
I takich dziejów odsłania oblicze:

44.  „O piękna córo moja, próżna trwoga
O Luzytanów serce twoje tłoczy;
Nikt cię nie ubiegł w mém sercu, o droga!
Gdzież jest potęga nad twe łzawe oczy?
Dziś ci przyrzekam — przyjdzie chwila błoga,
Iż imię Greków i Rzymian się zmroczy
Przed świetném mianem Luzytanji synów,
Którzy napełnią Wschód sławą swych czynów.


45.  „Uszedł Ulises wymowny, ostrożny
Z wyspy Ogigji[41], z pęt wiecznych bez szkody;
Zdołał przepłynąć Antenor[42][43] nietrwożny
Illiryi morza i Tymawu[44] wody;
Między Charybdą a Scyllą — pobożny
Enej[45] — swe łodzie przegnał bez przygody;
Ci się o więcéj pokuszą wybrani,
Staremu światu nowe niosąc w dani.

46.  „W oczach ci wzrosną twierdze, miasta, wały
Pobudowane skinieniem ich dłoni:
Turek waleczny, ów Turek zuchwały
Wnet rozbrojony do stóp im się skłoni:
Królów indyjskich wolnych, w blaskach chwały,
Pod jarzmo swego króla nagną oni:
Aż zawładnąwszy do ostatnich krańców,
Praw dobrodziejstwem obdarzą mieszkańców.

47.  „Przed małą garstką, co dziś z takim trudem
Do Indyj zdąża i którą los gnębi,
Zadrży sam Neptun z swym podwładnym ludem,
Morze bez wiatru gniewnie się zakłębi[46];
I nigdy przedtém niewidzianym cudem
Śród ciszy fale zawrą aż do głębi!
O! bohaterów plemię wielkoduszne,
Świat ci ulega, fale drżą posłuszne!

48.  Ujrzysz ten skąpy kraj, co zamknął zdroje,
Jak skromiony porty swe otworzy,
By lud Zachodu wiódł w nie statki swoje
Na odpoczynek z dalekiéj podróży.
Brzeg, gdzie knowano zdradę na twe woje,
Przed zwycięscami, w prochu się ukorzy,
Zapłaci haracz, czując, iż o lepsze
Nie pójdzie z Luzy ani ich odeprze.

49.  Czerwone morze wiekopomnéj sławy
Zżółknie od trwogi i fale zakłóci:
Ujrzysz, jak silne Ormuzdu dzierżawy
Dwakroć oporne, dwakroć miecz ukróci:
Ujrzysz, bój z Persy[47], gdy wśród wściekłéj wrzawy,
Grad ich strzał przeciw swym strzelcom się zwróci;
By znali, walcząc z ludem tobie drogim,
Iż kto-ć się oprze — sam sobie jest wrogiem.


50.  „Ujrzysz Diu, twierdzę potężnie warowną,
Dwakroć ściśniętą w oblężnicze szańce;
Tu, mając porę do czynów stosowną,
Chwałą się twoi okryją wybrańce:
Tu w Marsie zawiść obudzi gwałtowną
Syn Luzytanii siekący pohańce;
Tu Maur, śmiertelnym ulegając ciosom,
Przeklnie proroka i zbluźni niebiosom.

51.  „Patrz, oto Goa dwukrotnie zdobyta
Na Maurytanach. Ona teraz włada
Na całym Wschodzie — laurami okryta
Rycerskich zwycięstw, — wszystko przed nią pada:
Ona wspaniała, silna, pochwał syta,
Twarde wędzidło na pohańców wkłada,
Zdolna uśmierzyć każdy lud zuchwały,
Co przeciw Luzom wzniósłby oręż śmiały.

52.  „Ujrzysz w Cananor, jak oddziałek mężny
Wstrzymuje wrogów olbrzymie nawały:
Ujrzysz Kalikut dziś ludny, potężny,
Jak przed zwycięscą otwiera swe wały;
I Kochinchina zna twój lud orężny,
Bitny, wyniosły, w przedsięwzięciach śmiały:
Nigdy cytary, zwycięstw głosicielki,
Nie opiewały sławy bardziéj wielkiéj.

53.  „Takiego męstwa, zaciętości takiéj
Nie oglądały wody Leukatu,
Kiedy pod Akcyum ze swemi żołdaki
August zwyciężył — i na podziw światu,
Pokonał wodza, co śmiałemi szlaki
Zabiegł w krainy Nilu i Eufratu,
Szeroko władnąc nad ziemią i miasty,
Aż sam wpadł w ręce bezwstydnéj niewiasty[48].

54.  „Patrz, powstał Egipt, z Indyą bój się sroży
I oto w ogniu pohańców okręty;
Widzisz niesione śród morskich przestworzy
Zdobytych statków potrzaskane szczęty.
Złoty Chersonez[49] twym Luzom dań złoży
I brzeg Chin będzie przez nich opłynięty,
Do wysp odległych, gdzie świta blask zorzy[50],
Wszystko ich uzna, wszystko się ukorzy.


55.  „Takie są, córko, przeznaczeń wyroki:
Nadludzkie męstwo w laur wieńczy ich głowy,
Nikt im nie zrówna, za żadnéj epoki,
Od wód Gangiesu po słup Herkulowy;
Od lodów, do téj ciaśniny głębokiéj,
Którą Magiellan opłynął świat nowy;
Nikt, choćby nawet wyszli z grobów cieni
Bohaterowie wszechwieków zbudzeni!“

56.  To wygłosiwszy syna Mai wzywa,
Każe ku ziemi mknąć wszystkim po locie
Do Luzów wodza, co cichy spoczywa
Pewien przytułku swéj znużonéj flocie:
Przestrzedz, jak przyjaźń Mombaza zdradliwa,
Jak tam czekają niebezpieczeństw krocie:
„W śnie — rzecze — zjaw się Gamie — i zdaleka
Wskaż kraj przyjazny, gdzie go spokój czeka“.

57.  Rzekł — już w powietrzu mknie posłannik boski,
Leci ku ziemi stopy skrzydlatemi;
Dłoń wstrząsa laską, którą koi troski,
Śląc sny na oczy biednych dzieci ziemi.
I z piekieł duchy zwie, wedle pogłoski,
I rozporządza wichry burzliwemi:
Tak coraz prędzéj, coraz niżéj płynie
Aż ku Melindy[51] uroczéj krainie.

58.  Z nim leci Fama i w głośnym rozgwarze
Opiewa Luzów czyny i przymioty;
Wsławia ich imię i ukochać każe,
Jako niezwykłe, szlachetne istoty.
W ten sposób budzi przyjaźń — i żeglarze
Już pożądani przed przybyciem floty:
Już lud Melindy oglądać ciekawy
Mężów wsławionych tak zacnemi sprawy.

59.  Stąd do Mombazy pędzą, kędy cała
Flota spokojnie stoi na kotwicy,
Szepnąć załodze, by zbyt nie ufała
Obcéj przystani, nieznanéj ziemicy.
O! przeciw piekłu nic sztuka nie zdziała,
Ni mężne serce, ni dzielność prawicy!
Dowcip, odwaga, rozum nic nie mogą,
Gdyby głos niebios nie przybył z przestrogą.


60.  Już noc ubiegła na swoim rydwanie
Połowę drogi. Nad szerokim światem
Tylko gwiazd z góry świeci migotanie;
Sen schodzi z cichym nocy majestatem.
Samego Gamę znużyło czuwanie
Na stanowisku do późna — a zatém
Krótki spoczynek oczom się dać waży,
Gdy inni męże czuwają na straży.

61.  Nagle się przed nim sam Merkury jawi,
Wołając: „Uchodź! mężu dzielny,
Zdradnego króla nikczemnych bezprawi,
Uknutéj na was zasadzki śmiertelnéj;
Śpiesz: wiatr pomyślny, niebo-ć błogosławi,
Ocean cichy, błękit tak weselny,
Inny król sprzyja, przyzywa was zdala
I w portach spocząć bezpiecznie pozwala.

62.  „Tu wam nie dadzą gościny, ni wsparcia,
Chyba jak ongi ów Dyomed[52] srogi,
Co błagających o schron — dla pożarcia
Ciskał swym dzikim rumakom pod nogi:
Lub jak Buzyrys[53], co dla klęsk odparcia
Pewnych przytułku na ołtarz złowrogi
Święcił swych gości. Uchodź! Śmierć się czai —
Uchodź z rąk dzikiéj, rozbestwionéj zgrai.

63.  „Do drogi, wodzu! Płyńcie wzdłuż wybrzeży,
Spotkacie naród lepszy, sprawiedliwszy,
Tam, gdzie płonące słońce równą mierzy
Długość dnia z nocą: — tam, flotę zoczywszy,
Uprzejma radość spotkać was wybieży,
I sam król, pełen przyjaźni najżywszéj,
Obdarzy hojnie; — tam droższy nad dary
Czeka was sternik biegły, dobréj wiary“.

64.  Zaledwo skończył — już sen pierzcha z oczu,
Budzi się Gama pełen świętéj trwogi;
Jeszcze mu mignął w ciemności zamroczu
Złoty smug światła, niebios promień błogi.
Wódz czyta jasno w tego snu przezroczu
Rozkaz ucieczki z téj krainy wrogiéj,
Pełen natchnienia przyzwawszy żeglarze,
Skorzystać z wiatru przychylnego każe.


65.  „Rozwińcie żagle, rozwińcie szeroko! —
Woła ku swoim — jest to rozkaz boży:
Posłańca niebios widziało me oko,
Który łaskawie drogę nam otworzy“.
Wnet ruch zakipiał nad morską zatoką,
Śród dzielnych majtków — zapał siłę mnoży,
Skrzypią kotwice wyciągane z toni
Świadcząc o sile pracowitéj dłoni.

66.  A nim do góry dźwigniono kotwice
Poderznąć liny Maurowie się kuszą,
Pewni, iż ciemność skryje tajemnicę
I że się statki o brzeg skalny skruszą:
Lecz czujne, rysie szyldwachów źrenice
Przenikły zamiar — Maury przestać muszą.
Odkryci, gnani i pełni zwątpienia
W szybkiéj ucieczce szukają zbawienia.

67.  Po płynném srebrze, po powierzchni wodnéj
Już znaczą bruzdy wązkie statków przody;
Powiał wiaterek leciuchny, łagodny
I równym, pewnym ruchem pchnął na wody:
I gwarzą męże o doli przygodnéj,
Rozpamiętują swe trwogi i szkody,
Z jakich to nieszczęść, jak dziwnemi drogi
Cudownie prawie uszli zguby srogiéj?

68.  Już słońce dwakroć łuk swój nakreśliło,
Gdy dostrzeżono dwie leciuchne łódki,
Które wietrzyka popychane siłą
Po morskiéj fali biegły na wyprzódki:
A że w nich Maurów poznać można było,
Więc Gama na nie obrócił ster rzutki:
I wnet się łodzie strwożone rozbiegły,
Jedna się na brzeg schroniła przyległy,

69.  Druga niepewna chwilę się mitręży,
Lecz się poddaje w ręce Luzytana.
Nie trzeba było próbować oręży,
Dzielności Marsa ni gromów Wulkana;
Gubi ich własnych niedołęstwo męży,
Własném tchórzostwem osada złamana;
Czując, iż mężnie stawić się nie może,
Łasce zwyciężców zdaje się w pokorze.


70.  Gama, co ciągle nadzieją się pieści
Znaléść sternika do Indyj wybrzeży,
Myślał od jeńców dostać jakiéj wieści;
Lecz i tu zawód spotyka go świeży,
Bo jak wyraźnie znać z ich opowieści,
Nie wiedzą nawet, kędy ów kraj leży?
Tylko w Melindzie — wróżą jednozgodnie —
Można sternika znaléźć niezawodnie.

71.  I wszyscy króla wynoszą bez sporu
Zacny charakter i serce otwarte,
Ludzkość, łaskawość i blask jego dworu,
Wszystkie przymioty czci najwyższéj warte.
Gama za prawdę uznał bez oporu
Wszystkie pochwały w ich słowach zawarte,
Bo mu tak wróżył sen; — więc śpieszy razem
Za Maurów radą i za snu rozkazem.

72.  Był to wesoły czas, gdy w szybkim toku
Dościga Febus zdobywcę Europy[54];
Któremu łeb skrzy; gdy z Flory wyroku
Róg Amaltei[55] sypie kwiecia snopy;
I gdy dzień wielki odnawia co roku
Słońce idące przez niebieskie stropy:
Dzień, w którym Stwórca, Pan wszego stworzenia,
Zakończył wielkie dzieło odkupienia.

73.  Więc aby uczcić uroczystość świętą,
Gdy brzeg Melindy został dostrzeżony,
Na statkach drogie namioty rozpięto,
Nadając pozór wielce ożywiony:
Drżały chorągwie, flagę rozwinięto,
Widniały zdala szkarłatne opony;
Huknęły bębny, dźwięknęły cymbały —
Tak wesół w przystań wkroczył zastęp śmiały.

74.  A brzeg Melindy pokrył tłum ciekawy,
Żądny tak zdobną flotę ujrzéć zblizka;
Lud bardziéj ludzki, szczerszy, bardziéj prawy,
Niż których dotąd Luz zwiedzał siedliska.
Stanęły przed nim luzytańskie nawy,
Ciężka kotwica padła w topieliska:
I wnet Maur jeniec do króla wysłany
Z wieścią, iż w porcie stoją Luzytany.


75.  Król, co się zdawna wywiadywał chciwie,
Czém w świecie imię portugalskie świetne,
Przystań im swoję odkrywa skwapliwie,
Jak zasłużyli przez swe czyny setne;
I z tą czystością duszy, co prawdziwie
Cechuje umysł i serce szlachetne,
Na ląd zaprasza i myśl jego szczera
Do bogactw kraju dostęp im otwiera.

76.  Snać co przyrzeka, rad spełnić najszczerzéj,
I w słowach jego ni cienia obłudy,
Gdy tak przyzywa szlachetnych rycerzy,
Co liczne morza poznali i ludy.
Wełniste owce ze swoich wybrzeży
Śle Luzom w darze oraz drób’ nie chudy
I owoc, jaki w onéj porze bywa:
Wartość tych darów zdwaja chęć życzliwa.

77.  Wesoło posła tak dobréj nowiny
Powitał Gama, wysłuchał, co mówi,
I różne płody dalekiéj krainy
Wzajemnym darem posyła królowi:
Drogiéj purpury świetne karmazyny
I cenny koral, co się w morzu łowi,
Co miękkiém włóknem w głębiach rozrośnięty
Krzepnie natychmiast, gdy z wody wyjęty[56].

78.  Wnet tłómacz znany z swéj wymowy rzadkiéj
Wybrany gwoli zawarcia przymierza,
I aby w sposób wytłómaczyć gładki,
Czemu sam Gama nie zszedł na wybrzeża,
W roli on posła z dary rzuca statki,
Na ląd pośpiesza i przed króla zmierza,
I wdzięcznym stylem z natchnienia Pallady
Tak rozpoczyna mowę i układy.

79.  „Królu i panie, tobie Olimp jasny
Sprawiedliwości w dłoń powierzył wodze,
Żeś przez nią ugiął hardy lud twój własny,
Co więcéj uległ miłości niż trwodze;
Sława twych rządów ma zakres nie ciasny,
Bo już po całym rozniosła się Wschodzie,
I my, tułacze, szukaliśmy ciebie,
By znaléźć pewny ratunek w potrzebie.


80.  „My nie jesteśmy zbójeccy korsarze,
Co najechawszy bezpieczne osady,
Kąpią się we krwi przy grodów pożarze,
By drogie łupy unieść z ich zagłady:
Myśmy Europy potężnéj żeglarze,
I do bogatych Indyj na zwiady
Płyniem z dalekich krain — za rozkazem
Króla, co budzi cześć i postrach razem.

81.  „Czemu nas spotkał lud tak nieużyty?
Co go tak dzikim, barbarzyńskim czyni,
Że naszym statkom port każdy zakryty,
Że nam przytułku bronią i w pustyni?
Jaki w nas zamiar przypuszczali skryty?
Co drobną garstkę w ich oczach wini,
Że chcąc o zgubę przyprawić ostatnią
Taką nas straszną otoczono matnią?

82.  „Lecz tyś sprawiedliw, królu miłościwy,
I w tobie ufność, co się nie zachwieje,
Jak w Alcynoju Ulis nieszczęśliwy
W tobieśmy nasze złożyli nadzieje;
Ku twym bezpiecznym portom nas — o dziwy! —
Wiódł niebios goniec — a gdy tak się dzieje,
Toć, królu, dowód jasny a nie inny,
Żeś rzadkiéj cnoty, żeś szczery, uczynny.

83.  „Choć z winnym hołdem, coć należy słusznie,
Wódz nasz w téj chwili przed tobą nie stoi,
Nie sądź, o królu, iżby małodusznie
Śmiał o szczerości powątpiewać twojéj;
Wiedz, iż to czyni chcąc spełnić posłusznie
Rozkaz monarchy swego — by w ostoi
Żadnéj — ni kraju — i dla żadnéj sprawy
Wódz floty swojéj nie opuszczał nawy.

84.  „Stosunek króla ze swoim poddanym
Jest niby członków, gdy im panią głowa,
Nie zechcesz przeto, ty, coś tutaj panem,
By ktoś królewskie lekceważył słowa;
Lecz za twe łaski, za litość nad stanem
Naszym — wódz wdzięcznie w sercu cię zachowa:
I póki k’morzu pęd rzek nie ustanie,
Za to, coś sprawił, czcić cię będziem, panie!“


85.  Tak mówił poseł. Wpośród zgromadzenia
Słychać szmer pochwał: „I jakaż to śmiałość!
Jakże ci męże godni podziwienia!“
Za tyle trudów, za taką wytrwałość
Sam król w swém sercu życzliwie ocenia
Portugalczyków i wierność i stałość
I czcią się wielką k’monarsze zapala,
Co się tak umié kazać słuchać zdala.

86.  Więc rozjaśniwszy uśmiechem oblicze,
Rzecze do posła z szacunkiem widocznym:
„Wyrzućcie z serca obawy zwodnicze,
Zamknijcie dostęp podejrzeniom mrocznym:
Już wasze trudy, czyny wojownicze
Znane są w całym świecie podobłocznym;
I kto was krzywdzi, daje poznać łacnie,
Iż sam nie zdolen czuć i myśléć zacnie.

87.  „Boleję wielce, iż wedle zwyczaju
Wódz nie przybędzie wraz z całą załogą
Hołd przynależny oddać władcy kraju.
Hołd bohatera cenię bardzo drogo:
Lecz jeśli rozkaz był tego rodzaju
I moje chęci inne być nie mogą,
Ani dopuszczę, by mąż lwiego serca
Dla mnie cześć zdradził, jako przeniewierca.

88.  „Toż za to jutro gdy jutrzni brzask złoty
Błyśnie nad światem — dosiędę méj nawy,
Odwiedzę statki waszéj silnéj floty,
Które oglądać zdawna-m już ciekawy:
I jeśli wskutek burz srogich i słoty
Lub długiéj drogi — trzeba im naprawy —
W tym szczerym kraju kończy się przeciwność:
Znajdzie się sternik, i pomoc i żywność“.

89.  Skończył; — w głąb morza w téjże chwili prawie
Zapadł ognisty wóz Latony syna;
I poseł Gamy na swéj lekkiéj nawie
Pędzi radośnie, gdzie bratnia drużyna.
Lżéj odetchnęli — już koniec obawie,
Na statkach gwarna radość się poczyna;
Czego pragnęli, znajdą w téj krainie,
Słusznaż się cieszyć! niech noc w ucztach spłynie!


90.  Wnet sztuczne ognie Gama zażedz każe.
Jak drżące światło komet raca błyska:
Ochotnie pełnią swą czynność puszkarze,
Huk wstrząsa morze i niebios sklepiska.
Skrzą kule ognia w szerokim obszarze:
Rzekłbyś — Cyklopy rozpoczną igrzyska.
Śpiewy, okrzyki, jak gędźba stugłosa,
Z dźwiękiem wojennych trąb lecą w niebiosa.

91.  A z brzegu lądu odpowiedź wesoła[57],
Tysiąc rac strzela w powietrzne błękity:
Wirem się kręcą płomieniste koła,
Z hukiem wybucha proch siarczany zbity.
Rosną okrzyki, lud klaszcze i woła;
Rzekłbyś, iż w ogniu i morze i szczyty
Niebios — i ziemia: a to wszystko razem
Krwawego boju zdaje się obrazem.

92.  Lecz już do pracy budzący nas co dnia
Świt zamajaczył na niebios bławatach:
W rękach Jutrzenki zabłysła pochodnia,
Goniąc sen z powiek, a mgłę nocną w szmatach
Jęła rozpraszać dnia gwiazda przewodnia
I zimną rosą skraplać ją na kwiatach,
Gdy król nad brzegiem stanął i łódź śmiała
Pomknęła k’flocie, co śród morza stała.

93.  Pędziły za nim tłumy niecierpliwe,
Pragnąc oglądać widok tak jedyny;
Na nich purpury skrzyły barwy żywe,
Świeciły drogie jedwabne tkaniny:
Zamiast oszczepów i łuków, co krzywe
Jak sierp miesiąca, wesołe drużyny
Gałązki palmy ujęły w swe ręce,
Z których się plotą dla zwycięsców wieńce.

94.  Łódź króla drogim namiotem okryta,
Lśniącym jedwabiu różnemi kolory.
Wsiadł w nią Melindy król — z nim liczna świta,
Najpierwsze w państwie pany, senatory.
Odzież królewska świetna, złotolita,
W zwyczajach kraju biorąca swe wzory;
Na głowie strojny turban bawełniany,
Przybrany złotem, jedwabiem przetkany.


95.  Z ramion płaszcz spada barwiony czerwono;
Purpura Maurom droższą jest od złota;
Bogaty łańcuch opada na łono,
W którym nad kruszec cenniejsza robota;
U boku zwiesił szablę wyostrzoną,
Któréj kosztowna oprawa migota;
Wkońcu sandały, co na aksamicie
Mają haft złoty i z pereł wyszycie.

96.  Krąg baldachimu z jedwabnéj pokrywy
Na złotém drzewcu trzyma w silnéj dłoni
Jeden z ministrów, by skwar dokuczliwy
Drogiéj królewskiéj nie obraził skroni.
Od przodu statku bije gwar wrzaskliwy,
Co choć wesoły ostro w uchu dzwoni,
Gdy krzywéj trąby huknie gardziel wzdęty,
Chrapliwa surma leci przez odmęty.

97.  Nie mniéj dbał Gama, by w sposób przystojny
Króla Melindy powitać w téj dobie,
Więc zebrał orszak szlachetny, dostojny
I nawy wywiódł w bogatéj ozdobie.
Sam Gama w kostium hiszpański był strojny,
Ale francuskie sukno miał na sobie,
Wenecki atłas szkarłatnie barwiony,
Za świetność barwy niezmiernie ceniony.

98.  Gorzały w słońcu pozłociste guzy,
Które podpięły rękawów wyloty!
Złotem wyszyte żołnierskie rajtuzy,
Złotem, co tylu skąpi swéj szczodroty;
Poły żupana, jaki noszą Luzy,
Łączy rząd pętlic bogatéj roboty;
U boku włoska pozłacana szpada,
Świetny pióropusz z nad czoła opada.

99.  I orszak wodza, jak i on ochoczy,
Chętnie bogate przyobleka stroje,
Gra barw rozlicznych rozwesela oczy,
I każdéj prawie szaty inne kroje:
A gdy się skupią — widok to uroczy,
Jak gdyby wstęgi różnofarbne zwoje,
Niby łuk tęczy, którą przetka chmury
Dłoń pięknéj nimfy, Taumasowéj córy[58].


100.  A trąb muzyka pod obłoki wzbita,
Błogie wesele nieci w każdém łonie:
Statkami Maurów powierzchnia pokryta,
Ich lekkie flagi muskają wód tonie:
Szczękły dział paszcze, spiż drgająca zgrzyta,
Aż słońce w dymnéj mroczy się przesłonie.
Grzmi grom po gromie — ten ryk Maurów głuszy,
Więc pełni trwogi dłońmi kryją uszy.

101.  Oto na statek luzyjski król wchodzi
I ku wodzowi wyciąga objęcia,
Lecz ten — pamiętny, co się władcom godzi —
Z uszanowaniem przemawia do księcia.
Maur zachwycenia okiem wkoło wodzi —
Podziwia Luzów. Wielkość przedsięwzięcia
Tych tak wytrwałych w swych dążeniach ludzi
W monarsze Maurów cześć głęboką budzi.

102.  W szlachetnych słowach wznawia obietnice,
Iż znajdą wszystkie potrzebne przedmioty,
Iż czém bogate Melindy ziemice
Na ich usługi da z szczeréj ochoty:
Co więcéj, świadczy, iż nim ujrzał w lice,
Znał ich z rozgłosu rycerskiéj ich cnoty,
Iż wieść mu niosła, jak — klęsk wielkich sprawcy —
Walczyli Luzy z jego współwyznawcy.

103.  Sam opowiada, jak w Afryce brzmiała
Po wszystkich krajach sława chlubnych czynów,
Gdy w nich laurowe wieńce zdobywała
Garstka walecznych Hesperyi synów:
Z ust jego płynie wymowna pochwała,
Zna fakt najbłahszy, każdy liść wawrzynów,
O wszystkiém słyszał, z wieści się dowiedział.
Wzruszony Gama tak mu odpowiedział:

104.  „Wspaniałomyślny panie, ty jedynie
Litość nad naszą okazałeś nędzą,
Nad flotą Luzów, co gdy zdala płynie,
Wicher ją smaga, złe losy nie szczędzą;
Niech więc Opatrzność, co zawsze i ninie
Rządzi gwiazd ruchem i dni ludzkich przędzą,
Raczy nagrodzić swém zrządzeniem bożem
Ten dług, którego my spłacić nie możem.


105.  „Ze wszystkich ludów, którym żar słoneczny
Spalił oblicza, tyś jeden łaskawie
Od srogiéj burzy przytułek bezpieczny
I schron dał naszéj skołatanéj nawie.
Więc póki gwiazdy nie pójdą w bieg wsteczny
I póki słońce oglądam na jawie,
Gdziekolwiek pójdę — i zawsze, i wszędzie
Gama twą pamięć czcić i sławić będzie“.

106.  Gdy tak mówili, uderzono w wiosła,
I wkoło floty, jak Maur sobie życzy,
Łódź wodza śmiało, lekko się poniosła —
Ślad w ślad za niemi, płyną Melindczycy:
Z paszcz Wulkanowych brzmi salwa doniosła,
Gardziel moździerzy głuchym hukiem ryczy,
I trąb muzyka pod niebiosa leci
Z dźwiękiem piszczałek afrykańskich dzieci. —

107.  Gdy obejrzano wszystko jak należy,
Szlachetny Maurów pan zdziwiony srodze
Nieznaną bronią, co taki huk szerzy,
Nie może przykréj obronić się trwodze;
Widzi to Gama — skinął — ryk moździerzy
Milknie — na kotwi łódź uwięzła w drodze,
By mógł król z wodzem wieść długie rozprawy
O tém, co ujrzał, albo znał ze sławy.

108.  I Maur z rozkoszą w rozmowach rozlicznych
Zarzuca wodza zapytań krociami
O sławnych wojnach, o potyczkach licznych,
Jakie z proroka toczył czcicielami:
Pyta o ludy Luzów ziem dziedzicznych
Między Hesperyi zamkniętych krańcami:
I o sąsiady, którzy im przylegli,
I o przestwory mórz, które przebiegli. —

109.  „Lecz najprzód, wodzu, opowiedz mi szczerze —
Tak król uprasza, — bom wielce ciekawy —
Gdzie twa ojczyzna? w jakiéj leży sferze?
Określ wyraźnie, gdzie wasze dzierżawy?
Skąd ród wasz stary początek swój bierze?
Potęgi waszéj jakie są podstawy?
Bitwy, zwycięstwa, kreśl wszystko z początku,
Bym dzieje wasze, ocenił z ich wątku. —


110.  „Maluj nam szlaki twéj wędrówki długiéj
I jak-eś gniewne zwalczał nawałnice,
Zwyczaje ludów, jakieś śród żeglugi
W téj naszéj dzikiéj oglądał Afryce.
Mów; oto chwila, gdy złotemi cugi,
Rumakom lśniące rozpuściwszy lice,
Z bram jutrzni słońce wychodzi promienne;
Usnęły wichry, drzémią fale senne.

111.  „I z każdą chwilą nie mniéj żądza rośnie
Z ust twych usłyszéć te dziwne powieści;
Komuż z nas sława nie niosła rozgłośnie
O tak niezwykłych dziełach Luzów wieści?
Ani nam słońce świeci tak ukośnie,
By można wnosić, k’ujmie naszéj części,
Iż piersi nasze, twarde jak ze skały,
Nie zdolne uczcić wielkich czynów chwały. —

112.  „Kusił się niegdyś olbrzymów ród śmiały
Na jasny Olimp wedrzéć wstępnym bojem,
Poszedł Pirytoj[59], z nim Tezej[59] zuchwały,
Pluton ich ujrzał, w ciemném państwie swojém;
W potężnych światach te rzeczy się działy,
W piekle i niebie, — lecz nie z mniejszym znojem
Wyście walczyli — i niemniéj jest chlubną
Walka z Neptuna wściekłością zagubną.

113.  „Pragnąc swe imię przekazać potomnym,
Herostrat spalił świątynię Dyany,
Ów cud struktury z wysiłkiem ogromnym
Przez Ktezyfona niegdyś zbudowany:
A gdy tak wiedzie k’szałom bezprzytomnym
Żądza rozgłosu, pomiędzy ziemiany,
Stokroć godniejsze wiekuistéj sławy
Rycerskie dzieła, — wielkich mężów sprawy“.






Pieśń trzecia.


1.  Teraz, Kaliope, ty mi bądź natchnieniem,
Jakie powieści wódz królowi snował,
I nieśmiertelném racz napełnić pieniem
Pierś śmiertelnika, co cię umiłował:
A ten, coć blizki Orfeja spłodzeniem[60],
Ten, co lekarską sztukę ugruntował,
Niech k’Dafnie, Klityi, ani żadnéj innéj
Nie zwróci czci swéj, tobie jednéj winnéj. —

2.  O Nimfo jasna, zejdź na prośby moje,
Gwoli zasłudze Luzów zejdź ochoczo;
Niech świat się dowié, że Tagowe zdroje
Płyn Aganippy poświęcony toczą.
Niech Feb opuści kwietne państwo swoje
I w tę mię falę pogrąży uroczą;
Lub rzekę, iż cię wstrzymują obawy,
By ktoś nie przyćmił Orfejowéj sławy.

3.  W głuchém milczeniu, czekali Maurowie
Powieści Gamy spragnieni widocznie;
Ten chwilę duma, myśli skupia w głowie,
W końcu wzniósł czoło i tak mówić pocznie:
„Chcesz wiedziéć, królu, kto moi przodkowie?
Ich świetne dzieje, mam głosić niezwłocznie?
Wolałbym obce — zbyt ciężkie zadanie
Chlubę rodaków, opowiadać, panie. —

4.  „Opiewać obcych i czyny i sławę,
Jest rzeczą zwykłą, sercu pożądaną;
Lecz ziomków chwaląc, już czuję obawę,
Iż się pochwała wyda podejrzaną;
Lękam się również, iż na tak ciekawe
Dzieje — za mało czasu mi tu dano:
Lecz mi twój rozkaz najwyższą pobudką;
Pójdę wbrew sobie; mówić będę krótko.


5.  „I co mię wreszcie, pokrzepia w téj dobie,
To, że fałsz dziejów mych nie skala wątku,
Raczéj je przyćmię, niźli przyozdobię,
Tak treść bogata zaraz od początku.
Więc, by ci oddać, jako życzysz sobie,
Wszystko dokładnie, wiernie i w porządku,
Najpiérw określę Europy postawę,
Potém jéj ludy i ich boje krwawe. —

6.  „Między zwrotnikiem Raka, gdzie z obwodu
Niebios żar słońca ziemię rozpłomienia,
A tą krainą wieczystego chłodu,
Któréj już słońce odmawia promienia,
Legł ląd Europy. — Z północy, z zachodu
Słony ocean brzeg jéj obramienia,
Zaś od południa, u stóp się wylały
Śródziemno-morskie przejrzyste kryształy. —

7.  „Od strony, kędy świta nam dnia zorza,
Z Azyą się styka: — ale kręta rzeka,
Co z gór Ryfejskich[61] wypływa podnoża
I do zatoki Meotyjskiéj[62] ścieka,
Dzieli je z sobą — i dzieli głąb morza,
Które nosiło groźne łodzie Greka
W gniewnym zapędzie. — Dziś — Troja w ruinie;
Lecz bez wspomnienia żeglarz jéj nie minie. —

8.  „Niżéj bieguna, piętrzy się wyżyna,
Hiperborejskich[63] gór sterczą urwiska,
Tu Eolowa burzliwa drużyna
Po wszystkie czasy, ma swoje siedliska:
A płomienista gwiazda Apolina,
Co świat oświeca — tu tak słabo błyska,
Iż w wiecznych śniegach stoją górskie czoła
I krzepnie morze i wszystko dokoła.

9.  „U stóp gór Scytów, liczne pokolenia,
Onego ludu, co już przed wiekami
O starożytność swego pochodzenia
Wiódł spór zacięty z Egipcyanami;
Ale nie doszedł prawdy rozjaśnienia,
(Tak sądy ludzkie lada błąd omami),
Wzrok ich nie sięgnął Damaszku doliny
Owéj ludzkości kolébki jedynéj.


10.  „Daléj, kolejno ujrzą oczy twoje
Zimną Laponię, Norwegię ubogą,
I Skandynawię, któréj śmiałe woje
Dotąd Italię napełniają trwogą.
Tu, między Szwecyi, Danii, Prus, państw troje,
Sarmackie morze wrzyna się odnogą,
I skute w portach przez zimę zazdrosną
Szybują po niém rącze statki wiosną.

11.  „Stąd — po Tanais[64] w przestrzeni szerokiéj —
Siedzą Rusiny, Moskale i Finy,
Dawni Sarmaci; zaś Hercyńskie[65] stoki
To Markomanów i Polski dziedziny,
A Niemcom z dawnéj hołdowne epoki
Saksony, Czechy i Panonii syny,
I inne ludy — rozsiadły się w kraju
Emsu i Renu, Elby i Dunaju.

12.  „Pomiędzy Istrem[66] a jasną cieśniną,
Co utopionéj Helli nosi miano,
Ujrzysz kraj Traków, co z dzielności słyną,
Niegdyś ojczyznę Marsa ukochaną. —
Dziś — Hemus, Rodop — wraz z całą krainą,
Przed Ottomanem zginają kolano;
Bizancyum w pętach — myśl się na to wzdraga —
O! Konstantynie, jakaż ci zniewaga!

13.  „Przejdź Macedonię, wzdłuż Aksu[67] koryta,
Co hojnie skrapia kraj swojemi wody:
Witaj mi, Grecyo! — witaj ty obfita
W gieniusze dzielne, o ziemio swobody!
W tobie wymowa wzrosła znakomita,
Poezya z wiedzą, w tobie szły w zawody,
Imię twe równie pod niebiosa niosło
I słowo mędrca i miecza rzemiosło. —

14.  „Tu na wybrzeżu mieści się Dalmata;
A nieopodal Antenora[68] grodu
Pysznie z mórz strzela Wenecya bogata,
Niegdyś tak skromna w początkach zawodu. —
A ten ląd, co się gwałtem w morze wgniata,
Jest to Italia — kolébka narodu
Zdobywców, — co się wsławili na równi
Blaskiem gieniuszu, dzielnością swéj główni.


15.  „Za pas jéj służy państwo Neptunowe,
Za naturalny wał — Alpejskie szczyty:
Grzbiet Apeninów dzieli na połowę
Kraj Marsowemi dzieły znakomity:
Z czasem rozpękły boskie wały owe,
Znikła wojenna sztuka i zaszczyty:
I dziś na gruzach, ma tron i owczarnię
Namiestnik Boga, co pokornych garnie.

16.  „Oto jest Galia, dobrze światu znana
Z Cezara zwycięstw, pamiętnéj epoki:
Zrasza ją hojnie, Rodan i Sekwana,
Chłodna Garonna, oraz Ren głęboki:
Krańcem jéj — góry, kędy pochowana
Nimfa Pirene:[69] tu, w głębiach opoki
Pożar, jak niesie wieść, stopił metale,
Aż biegły z wnętrza gór, jak złote fale. —

17.  „Z tych gór obaczysz Hiszpanię szlachetną,
Co niby głową jest całéj Europy;
Nieraz fortuna ją, z jéj chwałą świetną,
To wywyższała, to gniotła pod stopy:
Lecz żadne moce téj chwały nie przetną,
Niestałość losu, podstępu pochopy
Nie wydrą męstwa i nic nie ochłodzi
Krwi bohaterów, jakich ten kraj rodzi. —

18.  „Z krainą Maurów Hiszpania się styka,
Jak gdyby chciała zawrzéć morskie łona,
Zniszczyć ostatnią pracę Tebańczyka,
Słynną cieśninę, co śród skał żłobiona. —
Niemało ludów ziemia ta zamyka,
Które ocean garnie w swe ramiona;
Ludów tak głośnych z zacności i męstwa,
Iż każdy godnym zda ci się pierwszeństwa.

19.  „Z nich Aragończyk, co z męstwem niemałém
Gród Partenopy[70] ukorzył burzliwy;
I Asturyjczyk, co piersi swych wałem
Stał przeciw Maurów potędze straszliwéj;
Chytry Galicyi syn — i ten, co całém
Państwem zawładnął — Kastylczyk szczęśliwy,
Co dźwignął kraj swój i złączył u tronu
Ziemie Granady, Betyki, Leonu.


20.  „Czém dla Europy Hiszpania — tém właśnie
Jest Luzytania dla niéj — jéj koroną;
Tu ląd się kończy, a Febus nim zaśnie
Tonie powoli w oceanu łono.
Nam niebo dało chwałę, co nie zgaśnie,
Hordy pohańcze zgnieść i nie zwalczoną
Wyprzeć je ręką: aż w Afryki ziemie
Żądne odwetu wbiegło nasze plemię.

21.  „Jest to ojczyzna moja — kraj mój luby!
O! jeśli niebo zguby mię ustrzeże,
Jeśli spełniwszy zamierzone śluby
Powitam znowu rodzinne wybrzeże,
Umrę szczęśliwy. Kraj mój, pełen chluby,
Od druha czy téż syna Bacha bierze
Imię — od Luza[71], co szedł w Bacha ślady —
I tu najpierwszy założył osady.

22.  „Stąd rodem pasterz, co już samém mianem[72]
Wskazywał jako był silny i śmiały,
I przed którego męstwem niezrównaném
Potężne rzymskie legiony pierzchały.
Starcowi, co swe dzieci niezbłaganém
Pożera gardłem — niebiosa kazały
W téj świata stronie wznieść w chwały ozdobie
Świetne królestwo; Czas tak począł sobie:

23.  „W Hiszpanii władał król Alfonsem zwany,
Który na Maury wiodąc swe szeregi
Z życiem i mieniem rozdzielał pogany,
Siłą oręża, mądremi wybiegi,
I mknęła sława pomiędzy ziemiany,
Od Gibraltaru po Kaspijskie brzegi,
Pod jego sztandar śpieszyło niemało
Szukać zwycięstwa albo umrzéć z chwałą.

24.  „Wiodło ich wiary poczucie gorące
Więcéj niż żądza rozgłosu i sławy,
Z różnych stron biegły rycerzy tysiące,
Rzucając drogi kraj, własne dzierżawy.
Lecz gdy ich czyny wzniosłém męstwem tchnące,
Gdy się wsławiły ich rycerskie sprawy,
Król je ocenił — sam sławą okryty —
I godne zasług zgotował zaszczyty.


25.  „Drugi syn Węgier króla, Henryk dzielny, [73]
Waleczny w boju, do rządów wprawiony,
Wziął Portugalię, co jeszcze oddzielnéj
Nie stanowiła ziemi ni korony:
I wieńcząc miłość przez obrzęd kościelny
Z córą Kastylii króla zaślubiony,
Uczynion hrabią i z Teresą w wianie
Ziemię Luzyjską objął w posiadanie.

26.  „Nie ustał Henryk, oręża nie złożył
Z Izmaelity srogie tocząc boje,
Kraje ościenne zdobył, upokorzył,
Straszném uczynił wrogom imię swoje;
To téż nagrody słodkiéj wkrótce dożył,
Pan ich najwyższy obdarzył oboje
Synem, któremu w przyszłości sądzono
Waleczne skronie ozdobić koroną.

27.  „Wkrótce król Henryk śród krzyżowców rzeszy
Ku Palestynie zdąża stopą śmiałą,
I nad Jordanu święte wody śpieszy,
W których Bóg-Człowiek obmywał swe ciało;
I wyzwoleniem Judei się cieszy,
Gdy Gotfredowi miasto się poddało:
Nim się z powrotem do kraju wybierze,
W licznych potyczkach niesie pomoc szczerze,

28.  „Gdy się spełniły wieku jego lata
I dzielny Węgier doszedł śmierci proga,
Spłacił dług życia a w niebo ulata
Duch, tchnienie bóstwa, co je wziął od Boga.
Syn młodziuteńki sam został śród świata,
Portret ojcowski i nadzieja błoga,
Iż bohaterom zrówna. Wieść śród gminu:
Wielkiego ojca, wielkim będziesz, synu!

29.  „Jest stara powieść, nie wiem, błędna może?
(Trudno na prawdę starych podań liczyć),
Że matka wkrótce w inne wszedłszy łoże
Syna sierotę chciała wydziedziczyć:
I wraz z małżonkiem w państwie i na dworze
Niczém swéj władzy nie da ograniczyć,
Twierdząc, iż kraj ten jéj własność stanowi
W posagu za nią dany Henrykowi.


30.  „A książę Alfons (tém mianem po dziadku
Na chrzcie przed laty narzeczono dziecię),
Nie ma udziału ani cząstki w spadku,
Matka z małżonkiem włada, rządzi, gniecie;
Burzy się młodzian i czeka wypadku,
By wyrwać swoje — Mars w nim ogień nieci:
Długo w swéj głowie waży zamiar cały —
Z dojrzałéj myśli wystrzela czyn śmiały.

31.  „Błoń Guimareńska cała krwią ociekła
Bratnią, w domowéj przelaną rozterce,
Gdy dziecku matka, co się czucia zrzekła,
Przeczyła ziemi wprzód odjąwszy serce.
Stanęła w polu tak w gniewie zaciekła,
Iż ani baczy, co ma w poniewierce:
Wbrew macierzyństwu, wbrew Bogu się stawia,
Głos namiętności silniéj w niéj przemawia.

32.  „Progne[74], Medeo[75], wy jędze szalone!
Jeśliście w pomście przeniosły na syny
Krzywdy, występki przez ojców spełnione
Cięższe w mych oczach są Teresy winy.
Rozwiązłość zmysłów i nienasycone
Pragnienie władzy — tamtych dzieł przyczyny:
Miłość dłoń Scylli[76] ojcobójczą wiodła,
Téj przeciw syna grzech aż dwa ma źródła.

33.  „Chybnęła szala, książę mści swe szkody,
Ojczymie, matko wyrodna, wam biada!
Kraj przeciw księciu podburzony wprzódy
Teraz z pokorą do stóp mu przypada:
Lecz gniew zaślepia — i zwycięsca młody
Na ręce matki twarde więzy wkłada:
Niepomny kary, co z niebios uderzy,
Bo cześć rodzicom bądź-co-bądź należy.

34.  „Dumny Kastylczyk prowadzi lud mnogi,
Mszcząc krzywd Teresy, wzywa do oręży,
Lecz Luzytanin nie zadrży od trwogi,
Bój mu nie straszny, trud żaden nie cięży.
Aniołów piecza pośród walki srogiéj
Osłania piersi bohaterskich męży;
Przed ich naciskiem słabnie wroga męstwo,
Wróg pierzchł w popłochu — Luz święci zwycięstwo.


35.  „Lecz krótka radość: — wróg wzmógł się na siły
I w Guimareńskiéj warowni obronnéj
Liczne zastępy księcia otoczyły,
I już był blizki zguby nieuchronnéj,
Kiedy go wierne służby ocaliły
Egasa — męża, co do ofiar skłonny
I na śmierć gotów-by sprawie przegranéj
Dać tą ofiarą obrót pożądany.

36.  „Znał prawy wasal, że się nie ostoi
Twierdza przed wrogiem, — więc w imieniu zmierza
Swojego pana do wroga podwoi,
Hołd obiecuje i żąda przymierza.
I wróg blokady cofnąć się nie boi,
Tak ufa znanéj zacności rycerza,
Co za młodzieńca ręczy swą osobą.
Lecz książę? ścierpi-ż on pana nad sobą?

37.  „Już bliski czas był, gdy wedle traktatu
Mógł król kastylski czekać, iż bezspornie
Sam książę Alfons u stóp majestatu
Stanie na rozkaz, hołd złoży pokornie,
Lecz próżno czeka — wtém na podziw światu,
Egas, co traktat zawarł nieprzezornie,
Jak wiarołomca staje spłacić głową
Niewypełnione swe rycerskie słowo.

38.  „Prowadzi z sobą i dziatwę i żonę
I wszyscy stają jako zakładnicy;
Stopy ich bose, szaty ich znoszone
Nie pomstę budzą, ale łzę w źrenicy.
— Królu i panie — rzecze — niespełnione
Traktaty. Śmiałość mojéj obietnicy
Dziś możesz pomścić. Oto ci w zamianę
Przynoszę życie za słowo złamane.

39.  „— Niewinna dziatwa na twe zawołanie
Stanie wraz z matką w okupie ofiarnym,
Jeśli szlachetna pierś, jak twoja, w stanie
Nasycać zemstę słabych skonem marnym:
Ta dłoń, ten język zawinił, o panie;
Mnie więc jednego ścigaj mieczem karnym:
Wynajduj męki, nie zadrżę z bojaźni
Wobec Perilla[77] ni Sinisa[78] kaźni. —


40.  „Jako skazaniec, co mękę konania
Już przebył w sobie — spokojny przed katem
Szyję na płachę zakrwawioną skłania
I czeka cięcia, które go ze światem
Rozdzieli wiecznie: — tak pełen poddania
Egas przed groźnym króla majestatem
Stał: — lecz król w sercu ocenia tę prawość
I gniew w nim stygnie, budzi się łaskawość.

41.  „O! wzniosła wierność dzieci méj ojczyzny,
Co się na czyny niezrównane waży!
Czyż więcéj zdziałał Pers, co srogie blizny
W podobnym razie własnéj zadał twarzy?
Cenił go Daryusz śród swojéj starszyzny
I nieraz jękiem bolesnym się skarży:
Co mi po wszystkiém? Za Zopira życie
Dwudziestu grodów oddałbym zdobycie.

42.  „Lecz książę Alfons rycerskiéj ochoty
Wojsko luzyjskie zbiera w swéj dziedzinie,
Na karki Maurów szykuje swe roty,
W kraj, gdzie uroczo Tag przejrzysty płynie;
I wkrótce dumne rozbija namioty
W obliczu wroga, w Uriqui równinie,
Ani się mocy saraceńskiéj lęka,
Choć jego wojsko — to garstka maleńka.

43.  „Luzyjskie książę nie w sile oręża,
Lecz w Panu ufa, co na niebie włada;
Więc nie drży, chociaż na każdego męża
Chrześcijańskiego — stu pogan przypada.
Owszem, niepewność wszelką przezwycięża,
Jaką przezorna podsuwała rada,
Wié, iż z pomocą bożą dzielne ramię
Rośnie w olbrzyma — jeden stu przełamie.

44.  „Na czele Maurów pięciu królów stoi,
Z nich najcelniejszy Ismarem się zowie;
Każdy wytrawny, nawykły do zbroi
Śród walk, gdzie sławę zyskują wodzowie.
Z niemi rycerek huf, jak te, co Troi
Pomoc swą niosły, walcząc jak mężowie
Pod wodzą pięknéj i dzielnéj królowéj,
Któréj ojczyzną brzeg Termodonowy[79].


45.  „Wionął chłód ranny — weszła jutrznia chyża,
Gwiazdy powoli gasły na błękicie,
Gdy Syn Maryi przybity do krzyża
Błysł przed Alfonsem nowe budząc życie.
Alfons padł na twarz, w prochu się uniża
I płonąc wiarą tak woła w zachwycie:
— Niewiernym, Panie, cuda Twe przystoją,
Ja — i tak wierzę w istność i moc Twoją. —

46.  „Na wieść o cudzie zapał w wojsku rośnie,
Zapał ogarnia drużynę rycerzy,
Zasługi księcia wynoszą rozgłośnie
I serca swoje święcą mu najszczerzéj:
Wojsko go królem nazywa donośnie,
I coraz daléj te okrzyki szerzy,
I jedno hasło pod niebiosa bije:
„W bój za Alfonsa! Król Alfons niech żyje!“

47.  „Jak w górach, kiedy myśliwy dostrzeże
Żubra — i szczwaniem brytana rozjuszy,
Ten pędzi wściekle na odważne zwierzę,
Które rogami zda się wszystko skruszy;
Nie siłą, ale zwinnością pies bierze,
Szarpie za boki żubra to za uszy,
Aż z przegryzioném gardłem, krwią zbroczony,
Straszliwy olbrzym runie wysilony.

48.  „Tak pierś nowego króla męstwem gore.
Ku chwale Boga i narodu razem,
Z zapału wojska chce skorzystać w porę
I wroga dzielném rozgromić żelazem —
Do dzid, do łuków śpieszą Maury skore,
Król wciąż obecny zachęca rozkazem:
Gwar, grają trąby, rośnie surma dzikiéj,
Ogłuszającéj wojennéj muzyki.

49.  „Jako gdy z iskry w trawę zaronionéj
Ogromny pożar Boreasz rozdmucha,
I wiatr go niesie w pole na wsze strony
I morzem ognia goreje gąszcz sucha:
Zrywa się ze snu pasterz przebudzony,
Gdy trzask płomienia doszedł jego ucha,
Zbiera swą trzodę i w żałośnéj trosce
Obraca kroki ku poblizkiéj wiosce:


50.  „Tak szyki Maurów mieszają się, chwieją,
W nagłym pośpiechu ledwo za broń chwycą;
Stanęli — jeszcze rumaki nadzieją!
I straszny atak ponieśli konnicą.
Portugalczykom ramiona nie mdleją,
By spotkać wroga dzidy, jak las świecą:
Tysiące Maurów na ich ostrzach legły,
Tysiące z krzykiem: Allach! z pola zbiegły.

51.  „Tak było silne, tak śmiałe to starcie,
Iż góry mogłoby ruszyć z podstawy;
Na równi z panem koń walczy zażarcie,
Koń — ów Neptuna dar ziemi łaskawy:
Ze wszech stron ciosy lecą nieprzeparcie,
Na wszystkie strony zakipiał bój krwawy:
Zbroje, kolczugi Luz zwycięsko płata,
Rąbie pancerze, tnie, siecze i zgniata.

52.  „Skaczą po polu odsieczone głowy,
Tam — nie wiész czyje martwe członki w kupie,
Owdzie jelita drgają — tam tułowy,
I lica sine, blade, straszne, trupie.
Zasłało wojsko cały plac bojowy,
Potokiem spływa krew, co z trupów chlupie,
I pola barwa pokryła niezwykła,
Pod krwi purpurą ich zieloność znikła.

53.  „Zwycięża Alfons — milkną gwarne szumy,
Wojsko trofea i łupy zdobywa:
Legły rozbite Maurytanów tłumy,
Trzy dni król wielki w polu wypoczywa.
I na swéj białéj tarczy, pełen dumy.
By pamięć chwały pozostała żywa,
Jak w liczbie pięciu polegli mocarze,
Niebieskich tarczy pięć malować każe.

54.  „Na tarczach znaczą srebrników trzydzieści,
Za które Zbawca świata był sprzedany:
Tak barwny pędzel wysila się k’cześci
Boga, co łaską swą wsparł Luzytany;
W krzyż ułożono tarcze — każda mieści
Po pięć srebrników; — cały zaś oddany
Będzie rachunek, gdy tarczę środkową
Raz przeliczywszy — przeliczysz na nowo.


55.  „W niedługim czasie po wielkiéj wygranéj
Znów król na czele swych zastępów śpieszy,
Zdobywa Syrję, która w swoje ściany
Przyjęła szczęty niedobitków rzeszy.
Pada Aronchez silnie warowany.
Po nim Skalabistr świetny, co się cieszy
Rozkosznym wdziękiem okolicznych ziemi
Skraplanych Tagu kryształy jasnemi.

56.  „Tak gród po grodzie, z zapasów w zapasy,
Wkrótce zwycięsca bierze Mafry mury,
Wnet po nich Cintrę słynną ze swéj krasy
Zdobiącą chłodne księżycowe góry;
Tu Najad grono, przerwawszy swe wczasy,
Kryje się w źródłach — przed miłością, któréj
Słodkie, zdradliwe ścigają je sieci
I grot, co w wodę sięga i żar nieci

57.  „I ty, Lizbono[80] zacna, co się sama
Nazywać możesz wszech grodów królową,
Wzniósł cię Ulises, który gród Pryama
Zdobył podstępem — mąż słynny wymową:
Tyś jest mórz panią, a jednak twa brama
Będzie rozbita ręką Alfonsową,
Gdy z Boreasza stron, z zimnéj północy
Silna mu flota przyjdzie ku pomocy.

58.  „Z nad brzegów Elby, z prowincji Nadreńskiéj,
Z chłodnéj Bretanji ziem — pobożne woje
Żądne miecz skąpać we krwi saraceńskiéj
Wiążąc się ślubem, idą na podboje.
Wchodzą w port Tagu, do armji zwycięskiéj
Króla Alfonsa łączą hufy swoje,
Alfons, co sławą wyrósł pod lazury
Pod Ulisesa prowadzi je mury.

59.  „Pięć razy księżyc skrywał się pobladły,
Pięć razy w pełni ukazał oblicze,
Nim bramy miasta zdobytego padły
Wieńcząc zwycięstwem trudy oblężnicze,
Rzeź była straszna, bój srogi, zajadły,
Śmierć wkoło gęste zbierała zdobycze,
Gdy raz ostatni starły się junaczo
Wściekłość zwycięsców z ginących rozpaczą.


60.  „W ten sposób, w końcu upadł ukorzony
Gród, co się kiedyś scytyjskiéj nawale
Oprzéć potrafił — gdy srogie zagony
Z ziem swoich zimnych, ów lud pchnął zuchwale
Na skrzydłach zwycięstw, grozą poprzedzony,
Aż po brzeg Ebru i Tagowe fale;
I aż po ziemię, kędy Betys płynie
Imię Wandalji dał całéj krainie.

61.  „A gdy Lizbonę zwalczył los ponury,
Gdy paść musiały jéj obronne wały,
Jakież-by jeszcze ustać mogły mury
Przeciw rycerzom tak rozgłośnéj chwały?
Padł gród Obidos, kraj Estremadury,
Alemquer, Torres, Vedras, gdzie kryształy
Wodne, płynące między głazów bryły
Szemrzą łagodnie i dają chłód miły.

62.  „I was, za Tagiem ziemie, w blizkiéj chwili,
Was słynne plony Cerery złotemi,
Nadludzka siła do jarzem nachyli,
Weźmie wam grody, weźmie plony ziemi.
O Maurze, jakże nadzieja cię myli,
Iż kraj ten będziesz orał pługi twemi;
W Alcacer, w Elwas, w Mourze Luzy władną,
Wszystkie twe mury, wszystkie twierdze padną.

63.  „Oto Ewora w wiekach starożytnych
Schron Sertorjusza, gdy bunt Romie głosi,
Gdzie zdala wiedzion, zdrój w falach błękitnych
Poi mieszkańców i pola ich rosi,
Kędy wodociąg na arkadach szczytnych
Na setkach łuków, szlachetnie się wznosi,
Ten gród wspaniały wpadnie w ręce wroga,
W ręce Giralda, co nie zna, co trwoga.

64.  „Podąża Alfons ku Bejów podbiciu,
Za szturm Trankozy, chce wziąć odwet krwawy.
Gardząc spoczynkiem, on krótkiemu życiu
Chce nadać trwałość wiekopomnéj sławy:
Nie długo miasto broni się zdobyciu;
Nastał dzień sądu, dzień strasznéj rozprawy,
Alfons w swym gniewie srodze się zapędził,
Cokolwiek żyło, nic miecz nie oszczędził. —


65.  „Natychmiast potém Cezimbrę zdobywa,
Z wód rybnych znaną — Palmella nie przeczy
Hołdu — tu gwiazda królewska szczęśliwa
Potężne Maurów zastępy niweczy:
Oto pan miasta na pomoc przybywa,
Prowadzi hufy ku szybkiéj odsieczy
I po gór stokach schodzi stopą śmiałą,
Nie świadom zgoła, co się z miastem stało.

66.  „Był to Badajoz król wyniosły, dumny,
Na czele czterech tysięcy konnicy,
Szły za nim mnogie piechoty kolumny,
Świecący złotem dzielni wojownicy.
Lecz jak w zazdrości szale bezrozumnéj
W maju — rozognion przy swojéj samicy —
Skacze byk srogi i wściekłość go dzika
Na niebacznego pędzi podróżnika:

67.  „Tak król luzyjski spada niespodzianie
Na zaufane zastępy Maurowe;
Rąbie, morduje, sieje zamieszanie;
Sam Maur w ucieczce ocalając głowę
Pociąga wojsko — postrach pada na nie,
Biegą w nieładzie pod pociski nowe;
A tę wygraną tak ważną, doniosłą
Któż? — sześćdziesięciu rycerzy odniosło!

68.  „Król niestrudzony spoczynku nie znosi,
Z całego państwa hufy wojownicze
Zbiera — do zwycięstw z nim zwykłe — i głosi
Pochód po nowe laury i zdobycze.
I wkrótce skutek swych życzeń odnosi,
Badajoz ściśnion w szańce oblężnicze
Wzięty wysiłkiem gieniuszu i męstwa,
Jak wszystkie inne Alfonsa zwycięstwa.

69.  „Lecz Bóg Najwyższy, co zwykle odwleka
Karę na grzesznych w błędach zabłąkanych,
Czyli to może poprawy wciąż czeka,
Czy z innych przyczyn nam ludziom nieznanych
Co wciąż był z królem, by Niebios opieka
Śród niebezpieczeństw strzegła go doznanych;
Dzisiaj ją cofa — i wnet go dościga
Przekleństwo matki, która więzy dźwiga.


70.  „W mieście Badajoz wnet sam oblężony
Przez Leończyków, co chciwi łupieży
Wszystkie zwycięstwa chcą mu wydrzéć plony,
Twierdząc, iż kraj ten im słusznie należy.
Alfons w uporze, co drogo spłacony
Będzie porażką, jak zawsze zwykł, bieży,
Lecz ściśnion w bramie śród walki zaciętéj,
Strzaskawszy goleń, zwalczon — jeńcem wzięty.

71.  „O! Pompejuszu, nie złorzecz twéj doli,
Twym wielkim czynom zakończonym klęsk
Gdy z sprawiedliwéj Nemezydy woli
Cezar nad tobą wziął palmę zwycięską.
Znał cię Faz chłodny w twojéj aureoli;
Skwarna Syena znała moc twą męską,
Zastygły Wolarz[81], równik rozgorzały
Zarówno drżały na odgłos twéj chwały.

72.  „Złotém swém runem Kolchida wsławiona,
Można Arabja i Sarmacja sroga,
I Kapadocja i Judea ona,
Gdzie lud z miłością czcił jednego Boga,
I zniewieściała Syrja, — i plemiona
Dzikiéj Cylicji i Armenja błoga,
Kędy dwie rzeki źródły obfitemi
Z pod świętéj góry wytryskają z ziemi;

73.  „Od ziem kąpanych falą Atlantyku
Aż po kraj Scytów z Taurusem spiętrzonym,
Świat cię zwycięscą znał, o wojowniku!
Niedziw, iż w końcu raz ujrzał zwalczonym;
Patrz, dumny Alfons swych łupów bez liku
Wprzód zrzec się musiał, nim był wyzwolonym. —
Jeden padł wyrok w Niebios radzie jasnéj,
Ciebie teść złamał a jego zięć własny.

74.  „Lecz sądom bożym snać zadość się stało,
Bo gdy król wrócił a Maur ośmielony
Miasto Santarem obiegł swą nawałą,
Po próżnym szturmie odstąpić zmuszony.
To téż świętego Wincentego ciało,
Co jak męczennik oddawna był czczony,
Z świętego cyplu, nieszczędząc zachodu,
Przeniósł król Alfons do Ulissa grodu.


75.  „I prace swoje w młodsze ręce zdaje
Starzec — dzielnego przywołując syna,
Który natychmiast w transtagańskie kraje
Wiedzie wyprawę, z nim bitna drużyna. —
Sanchez w zapale, w męstwie nie ustaje,
Rączo w bój leci, gromi poganina,
I nurt, co objął w krąg Sewilli ściany,
Wnet został Maura krwią zafarbowany.

76.  „Nie spocznie młodzian, ani złoży zbroi
Po tém zwycięstwie, zanim poraz wtóry
W krwi barbarzyńców miecza nie napoi
Oblegających twarde Bejów mury. —
Szczęśliwy książę niedługo tu stoi,
Jego życzeniom dano skutek z góry;
Lecz Maur rozbity nadziei nie traci,
Iż swą porażkę krwawą zemstą spłaci.

77.  „Już Atlas[82], co go — by Nieba ramiony
Wsparł — w głaz Meduzy zmienił wzrok złowrogi,
Tangier, gdzie Antej[83] jako król był czczony
I Ampeluzy[84] cypl śle naród mnogi.
I kraj Abyli nie jest wyłączony:
Wszędzie chrzęst broni, lud staje na nogi,
Trąb maurytańskich dźwięk chrapliwy, gruby,
Wstrząsł dawne państwo szlachetnego Juby[85].

78.  „Mir-almuminin sam wiedzie swe szyki;
Trzynastu królów doznanéj odwagi
Między swojemi liczy wojowniki
Podległych berłu cesarskiéj powagi:
Już w Portugalji szerząc popłoch dziki,
I kraj bezbronny niszcząc nakształt plagi,
Mknie pod Santarem w murach ścisnąć księcia,
Lecz drogo spłaci śmiałość przedsięwzięcia. —

79.  „Maur rozwścieklony nie szczędzi oręża
Po raz tysiączny szturm wiodąc na ściany;
Lecz próżno kusze straszliwe natęża,
Próżne podkopy — grzmotliwe tarany:
Bo jak przystało na dzielnego męża,
Syn Alfonsowy wciąż trwa niezachwiany;
Męstwem, bacznością przemagając wrogi
Na wszystkich punktach daje odpór srogi. —


80.  „Po długich trudach, dźwigając lat brzemię
W mieście Coimbrze spoczywał król stary,
Kędy Mondego w zieleń stroi ziemię
Łąk okolicznych zraszając obszary,
Gdy wieść dolata, że syn w Santaremie
Ścieśniony srodze walczy z wrogiem wiary. —
Porwał się starzec — rzuca swe komnaty,
Znać dawny zapał nie przygasł w nim z laty.

81.  „Zwoławszy męże w bojach posiwiałe,
K’ obronie syna leci niewstrzymany;
Luzyjskie męstwo bierze zwykłą chwałę,
W dwa ognie wzięty wróg — wnet pokonany. —
Zdobyczą pole zasłało się całe:
Tu drogie płaszcze, tam barwne turbany,
Konie i zbroje, stosy drogich łupów,
I jak wzrok sięgnie — pełno krwi i trupów.

82.  „Garść pozostałych dłużéj nie odwleka,
Rzuca kraj Luzów i wraca do domu:
Mir-almuminin tylko nie ucieka,
Śmierć mu ucieczki oszczędziła sromu. —
Hymnem dziękczynnym brzmi przestrzeń daleka,
Luz wielbi Pana na polach pogromu:
Boć ten bój dziwny wykazał widocznie,
Że Bóg zwycięża a nie ludzkie włócznie. —

83.  „Gdy tak okryty laury zwycięskiemi
Stary król Alfons stał u szczytu chwały,
Przyszedł kres zwykły wszystkich dzieci ziemi,
Wiek i bezsilność zgniotły go, złamały:
I blada niemoc rękami chłodnemi
Dotknęła ciała powłoki zwątlałéj;
I wedle losu, jaki wszystkich czeka,
Wypłacił śmierci smutny dług człowieka.

84.  „Wzniosłe przylądki płakały go rzewnie[86],
I rzeki nagle wezbrały swe fale,
W szerokie pola toczą wały gniewnie,
Lejąc w nie łzy swe, szemrząc ciche żale. —
Lecz stokroć szerzéj rozbrzmią w świecie pewnie
Czyny królewskie w bohaterskiéj chwale.
„Alfonsie“! woła państwo skargą trwożną
Wtórzą mu echa — niestety — napróżno!


85.  „Dzielny młodzieniec Sanchez spadkobierca
Za życia Ojca już go naśladował,
Dając dowody rycerskiego serca,
Kiedy krwią wroga Betys zafarbował;
I barbarzyński poznał go wydzierca,
Król Andaluzyi, którego zwojował,
I wyzwalając Beja z oblężenia
Dowiódł dzielności swojego ramienia. —

86.  „Ledwo lat parę na tronie mu zbiegło,
Gdy powziął zamiar, by w chwili niedługiéj
Zdobyć gród Sylwy wraz z ziemią przyległą
Barbarzyńskiemi uprawianą pługi:
Dzielni mu męże dali pomoc biegłą,
Giermańska flota niosła swe usługi,
Płynąca zdala w szlachetnéj nadziei
Na odzyskanie straconéj Judei. —

87.  „Właśnie z pomocą śpieszył w czasy one
Fryderyk Rudy, co swe wojowniki
W potężne hufy zebrał na obronę
Grodu, gdzie Chrystus cierpiał za grzeszniki;
Wówczas to Gwido pragnieniem znużone
Saladynowi poddał swoje szyki:
Straszna konieczność k’ temu go przywiodła,
Maur w mocy swojéj trzymał wszystkie źródła. —

88.  „Przeciwnym wiatrem w te strony zagnany
Fryderyk, — widząc, iż król Sanchez zbrojny
Do walki staje — szedł z nim na pogany,
Licząc tę walkę między święte wojny;
I jak przed laty waleczne Giermany
Wiódł na Lizbonę król Alfons dostojny,
Tak syn z pomocą ich siły orężnéj
Zdobywa Sylwę, zwalcza jéj lud mężny.

89.  „Niesyty zwycięstw Sanchez daléj sięga,
Pogromca Maurów wyciąga prawicę
W kraje Leonu, którego potęga
Niepokoiła luzyjskie granice:
Pyszny gród Tui do jarzma zaprzęga
I z nim sąsiednie grody i ziemice
Miecz twój, o panie, dzielny w każdéj porze,
Umiał i podbić i trzymać w pokorze.


90.  „Lecz palm zwycięskich, wawrzynów korony
Śmierć zapalczywa nie miała na względzie,
Dziedzicem Sancha syn powszechnie czczony,
Alfons to Drugi — trzeci w królów rzędzie. —
Przezeń Alcacer k’ państwu przyłączony
I luzytańskim już na wieki będzie;
Nieraz Maur srogi gościł w nim zwycięsko,
Dziś swe tryumfy ciężką spłacił klęską.

91.  „Umarł król Alfons, po nim Sanchez Drugi
Otrzymał spadek — gnuśny niedołęga.
Co na pochlebce zdał rządy, na sługi,
Sam im podlega i wszystko rozprzęga.
Toż za ich winy traci w czas niedługi
Władzę, po którą inna ręka sięga;
Po cóż się dawał rządzić tak niegodnie?
Po co bezkarnie puszczał innych zbrodnie?

92.  „Nie był król Sanchez w instynktach wyrodny,
Ni go rozpusty chuć potworna bodzie,
Wzorem Nerona, co to kazirodny
Związek z swą matką zawarł wbrew przyrodzie;
Nie dręczył ludzi przez kaprys niegodny,
Pożóg w rodzinnym nie rozniecał grodzie;
Heliogabala nie plamią go szały,
Jak Sardanapal nie był zniewieściały.

93.  „Nie był tyranem nad własnym narodem,
Jak ci, co gnietli sycylijskie kraje,
Lub jak Falarys, co z wielkim zachodem
Nadludzkich tortur wymyślał rodzaje:
Nie, lecz lud dumny nawykł, by mu przodem
Chadzali męże, którym cześć oddaje,
Kornie czci króla, ale — w bohaterze,
Lub gdy mądrością prym śród mędrców bierze. —

94.  „Hrabia Bolonii do rządów wezwany,
W króla a potém we własném imieniu,
Gdy spoczynkowi gnuśnemu oddany
Brat jego, Sanchez, zmarł w odosobnieniu.
Alfons to Trzeci, walecznym nazwany,
Co ukoiwszy kraj — o rozszerzeniu
Granic jął myśleć; — obręb ich za mały
Dla dzielnéj ręki, dla duszy wspaniałéj. —


95.  „Ziem algarbijskich część znaczną odbija,
Będących żony posażnym udziałem,
I hufy Maurów, którym Mars nie sprzyja,
Goni orężem i trudem niemałym.
Moc sztukę, dzielność niezmiernie rozwija,
By Luz nad krajem zapanował całym,
By kres położyć uciskom narodu
W ziemiach należnych dzieciom z Luza rodu.

96.  „Syn, Dyonizy, swojemi przymioty
Krwi Alfonsowéj nie skłamał szlachetnéj;
A chwała jego światła i szczodroty
Czas Aleksandra przyćmiewała świetny:
Zeszedł na ziemię boży pokój złoty
I kraj po walce zakwitł wieloletnéj,
I mądre prawa z zacnym obyczajem
Nad odrodzonym zaświeciły krajem. —

97.  „Najprzód w Coimbrze zatlił się świt blady,
Zeszły Minerwy dzielne pracowniki;
Wnet potém Muzy przybiegły w też ślady,
Na brzeg Mendego, na bujne trawniki. —
I jak w Atenach za czasów Hellady
Gród rósł w naukę i sztuki pomniki,
I sam Feb dzielił między ulubieńce
Korony złote i laurowe wieńce. —

98.  „Zburzone miasta zakwitły budową,
Potężne twierdze i zamki obronne;
Jakby kraj cały król dźwignął na nowo,
Piętrzą się mury i gmachy przestronne. —
A gdy w starości długą nić życiową
Przecięły Parki k’ litości nie skłonne,
Został syn — ojcu za mało uległy,
Lecz pełen męstwa i w rządzeniu biegły.

99.  „Król Alfons Czwarty zaraz Kastylczyków
Nieznośnéj pysze przytarł harde rogi,
Aby nie śmieli dzielnych przeciwników
Lekceważeniem podbijać pod nogi:
Lecz kiedy zgraje Maurów najezdników
W pól hesperyjskich runęły rozłogi
I zagroziły kastylijskiéj ziemi,
Dumny król Alfons wsparł ją hufy swemi. —


100.  „Semiramida nigdy hufów tyle
W polach Hidaspu[87] przed swojém obliczem
Nie oglądała; srogiego Attylę,
Postrach Italii, co się bożym biczem
Sam zwał — w tak strasznéj nie widziano sile,
Jak dziś Saracen mrowiem najezdniczem
Z państwa Granady i z ziemi Maroko
W pola Tartezji rozlał się szeroko.

101.  „Zadrżał szlachetny Kastylji król trwogą
Przed tą potęgą — nie o siebie trwożny,
Lecz że Hiszpanie po raz drugi mogą
Pójść w jarzmo, uledz nawale bezbożnéj;
Więc śle w poselstwie małżonkę swą drogą
Błagać luzyjskiéj pomocy przemożnéj;
Wspaniała córa Portugalii króla
Losem się państwa i męża rozczula. —

102.  „Pośpiesznie staje prześliczna Maryja
W ojcowskim dworcu, w naddziadów stolicy;
Śliczna, lecz radość z lic jéj nie przebija,
Łzy przyćmiewają promienność źrenicy:
Włos rozpuszczony w pierścienie się zwija
Po śnieżnych barkach młodéj krasawicy,
A powitana radośnie i tkliwie
Tak ojcu z płaczem żali się rzewliwie:

103.  „„Wszystkie narody, jakie mieści w sobie
Afryka cała, dzikie, bitne zgraje,
Wielki Maroku król wiedzie w téj dobie,
Aby hiszpańskie zawojować kraje:
Ani widziano na tym ziemskim globie,
Odkąd mu słone morze kąpiel daje,
Takiéj potęgi, wściekłości i siły,
Co trwoży żywych i wstrząsa mogiły. —

104.  „„A ten, którego dałeś mi za męża,
Poszedł zasłaniać ziemię zagrożoną,
Z nielicznym hufem siły swe natęża
Na ciosy Maura odsłaniając łono;
Gdy go nie wesprze moc twego oręża,
Ujrzysz mię, Ojcze, państwa pozbawioną;
Ujrzysz, jak straszna czeka na mię koléj,
Wdowę bez męża, bez tronu, bez doli. —


105.  „„Ty, coś postrachem jedynie imienia
Wartkie Moluki[88] nurty ścinał chłodem,
Powstań, mój Ojcze, śpiesz bez opóźnienia,
Zmiłuj nad nędznym Kastylji narodem. —
Jeśli ta radość, coć twarz rozpromienia,
Uczuć ojcowskich jest wiernym dowodem,
Leć! — bo gdy prędko twoi nie wspomogą
Może już wspomódz nie będziesz miał kogo...““

106.  „Tak błagająca Marya lękliwa
Podobną była smutnéj Afrodycie,
Gdy za swym synem łaski ojca wzywa,
By śród mórz szczędził Eneasza życie;
Wzruszyła ojca Zeusa prośba tkliwa:
Puścił grot z ręki, wstrzymał gromobicie,
Spełnił łaskawie córy prośbę całą,
Jeszcze zmartwiony, iż prosi zbyt mało.

107.  „Lecz już hufami uzbrojeni męże
Okryli tłumnie równiny Ewory;
Lśnią w ogniach słońca zbroje i oręże,
Koń z pod czapraka rży ku walce skoréj:
Dźwięk trąb donośnych gdziekolwiek dosięże
Rozbudza męstwo śpiące zwykłéj pory,
Miesza się z chrzęstem broni — i odbity
W tysiącznych echach wstrząsa górskie Szczyty.

108.  „Pomiędzy wszystkie pany i rycerze,
Poprzedzon królów chorągwią bojową,
Dzielny król Alfons przodkowanie bierze.
Bo i tłum cały przenosi swą głową,
I blaskiem oka ożywia szermierze,
W najbojaźliwszych tchnąc odwagą nową:
Tak do Kastylji wkracza z armją liczną
Razem z królową jéj, z swą córą śliczną.

109.  „Łączą się w końcu obaj Alfonsowie
W polach Tarify — a przed niemi wrogi;
Hord barbarzyńskich nieprzejrzane mrowie
Pokryło góry i równin rozłogi. —
Nie było śród was, o mężni Luzowie,
Śmiałka, co wówczas nie zadrżałby z trwogi,
Gdyby nie pewność, iż w tak świętéj walce
Sam Zbawca walczy za swe wierne chwalce. —


110.  „Prawnuk Agary wita pośmiewiskiem
Zastęp chrześćjański tak nieliczny, słaby;
Naprzód wygranéj rozporządza zyskiem,
Ziemię, jak własną, tnie między swe draby;
I kłamnie obcém pyszni się nazwiskiem
Saracenami zwąc się jak Araby;
On, Maur koczownik, syn nagiéj pustyni,
Tych ziem szlachetnych już się panem czyni!

111.  „Jak ów barczysty olbrzym, co przed laty
Stał się postrachem Saulowych szyków,
Widząc pastuszka, który miast bogatéj
Zbroi — niósł procę i kilka kamyków,
Szydził z słabości i z ubogiéj szaty,
Nie szczędził zniewag i wzgardliwych krzyków,
Lecz szczękła proca i w czoło go sięga,
Zwycięża wiara nie ludzka potęga:

112.  „Tak Maur przewrotny lekceważy sobie
Chrześćjan siły, nieświadom, iż ramię
Wiernych moc wyższa wzmacnia w każdéj próbie,
Moc, co piekielnéj giąć się każe bramie:
Ona chrześćjańskie krzepi armje obie,
Przez nią Kastylczyk Marokany łamie,
A Luz wsławiony w wszelkich walk zakresie
Wojskom Granady postrach i śmierć niesie. —

113.  „Już po puklerzach zatętniały ciosy
Szpad i dzirytów, zawrzał bój zacięty —
I — wedle wiary — słychać hasł odgłosy:
Ci grzmią: Mahomet! inni — Jakób święty![89]
Jęki ranionych lecą pod Niebiosy
I jak jezioro płyną krwawe męty,
Gdzie grzęznąc giną pośród trupich stosów
Ci, co zdołali ujść z pod miecza ciosów. —

114.  „Wysiłkiem męstwa Luz śród Grenadczyków
W niedługiéj chwili srogie sprawił siecze,
Złamana cała potęga ich szyków,
Już rozproszone lub poszły pod miecze.
Luzom zamało zwalczyć przeciwników,
Załatwy tryumf — zapał znów ich wlecze
Na pomoc dzielnym rycerzom Kastylji,
Co jeszcze z syny Maroku walczyli.


115.  „Już się dzień skwarny miał ku zachodowi,
K’ dworcom Tetydy zwrócił się wóz słońca,
Blednąc i dając drogę Wesperowi;
Już dzień ów wielki zbliżał się do końca,
Gdy przełamała moc pohańczych mrowi
Królów chrześćjańskich potęga krusząca:
A takiéj rzezi, wiktorji tak sławnéj
Świat nie oglądał późniejszy ni dawny. —

116.  „Mniéj we trzy razy Cymbrów wyciął w boju
Miecz Marjusza, kiedy w dniu wygranéj
Kazał znużonym po bojowym znoju
Legjom — pić z rzeki krwią wroga rumianéj:
Mniejsząś rzeź sprawił, ty Kartagi woju,
(Coś z dziecka przysiągł pomstę na Rzymiany)
W dzień, kiedy Romy synowie zwalczeni
Dali-ć z rąk martwych trzy beczki pierścieni.

117.  „A jeśli tyle dusz z krwawego plonu
Poszło w otchłanie krainy piekielnéj,
Gdy lud zacięty starego zakonu
Musiał gród poddać po walce śmiertelnéj,
Boży to dopust zgniótł mury Syonu,
Nie twoje ramię, o Tytusie dzielny!
Tyś spełnił tylko dawnych proroctw słowo,
Stwierdzone smutną wróżbą Chrystusową.

118.  „Kiedy tak trymf zwieńczył mężne chęci,
Wraca król Alfons — pierś jego spragniona
Cieszyć się chwałą, którą lud mu święci
I co tak ciężkim znojem wysłużona;
Lecz cios nań czekał — cios godny pamięci,
Wróżki, co grobom wydziera imiona,
I dziś mi wskrzesi tę, któréj spiknione
Losy — wprzód dały śmierć — potém koronę. —[90]

119.  „Tyś to był sprawcą, o srogi Kupidzie,
Jéj ciężkiéj doli, tyś sam jéj morderca!
Czy kto twój czciciel, czy cię ma w ohydzie
Wszystkich twój pocisk rani lub uśmierca.
Niepróżno zdawna wieść o tobie idzie,
Że łzy nie gaszą żądz twojego serca,
Bo zawsze pragniesz, sroższy nad tyrany,
Widziéć twój ołtarz w krwi ludzkiéj skąpany. —


120.  „O piękna Inez, cicho i samotnie
Śród uciech biegły słodkie dni twéj wiosny,
Śród błogich ułud, co mkną tak przelotnie,
Bo im trwałości skąpi los zazdrosny;
Brzegi Mondego zraszały stokrotnie
Łzy pięknych oczu w tęsknicy miłosnéj,
Uczyłaś góry i każde ustronie
Powtarzać imię wyryte w twém łonie.

121.  „Twojego księcia miłość nie mniéj tkliwa,
Zapadł mu w serce twój obraz uroczy;
Przed okiem duszy stoisz mu jak żywa
Ilekroć znikniesz przed ziemskiemi oczy;
Nocą w snów złudach przy tobie przebywa,
W dzień każdą myślą z tobą się jednoczy;
Cokolwiek słyszy, gdzie jest, w każdéj dobie
Marzy o szczęściu, bo marzy o tobie.

122.  „Odtrąca świetne związki, ślubne łoże,
Wszelkie powaby dziś dlań obojętne;
Czysta miłości, gdy nas liczko hoże
Podbije — już nam wszystko inne wstrętne.
Nie długo taka miłość skryć się może,
Doszły do ojca szemrania niechętne
Ludu — i stary król potępia srodze
Syna, co puścił namiętności wodze;

123.  „Więc chcąc go wyrwać, zniszczyć ponęt czary,
Na biédną Inez daje wyrok w gniewie,
Sądząc, iż we krwi nieszczęsnéj ofiary
Zbyt stałych ogni ugasi zarzewie.
Snadź wściekły gniew był — jeśli miecz swój stary,
Co hordy dziczy w nąjezdczym zalewie
Na ostrzu trzymał — ów miecz sławny w świecie,
Przeciw bezbronnéj dał podnieść kobiecie. —

124.  „Wnet ją powlekła oprawcy dłoń dzika
Przed króla — ten się już wzruszać poczyna;
Lecz lud wzburzony przeciw niéj wykrzyka,
O śmieć nieszczęsnéj w głos się dopomina. —
A ona głosem, co w serce przenika,
Skarży się rzewnie i losy przeklina,
Nie zgonem własnym strwożona tak srodze,
Lecz żal kochanka, żal dziatwy niebodze. —


125.  „Już ku kopule Niebios kryształowéj
Podniosła oczy łzą bólu zalane;
Oczy — bo ręce twardemi okowy
Przez dzikich katów już były skowane:
Potém na dziatek zwróciła je głowy,
Na dziatki drobne a tak ukochane,
Nad ich sieroctwem sercem matki biada
I do srogiego tak przemówi dziada:

126.  „„Jeżeli zwierząt, które w puszcz gęstwinie
Instynkt dzikości z przyrody dziedziczą,
I ptaków, które w powietrznéj krainie
Żywią się krwawéj łupieży zdobyczą,
Widziano nieraz litość ku dziecinie,
Jeśli zwierzęta opieki użyczą,
Jak mamy przykład na Ninusa matce,
Jak przyszli Romy świadczą nam zakładce:

127.  „„Ty, coś człowiekiem i z uczuć i z ciała
(Gdy tak zwać można kobiety mordercę,
Któréj grzech cały, że zniewolić śmiała
Tego, kto ujął i podbił jéj serce),
Niech widok piskląt tych na cię podziała,
Życia nieszczęsnych nie miéj w poniewierce:
Litości dla nich! niech cię litość wzruszy,
Gdy nie zmiękczyła niewinność méj duszy.

128.  „„Jeśli zwycięsko hord wrogich zapędy
Ogniem i mieczem dłoń twoja zwalczyła,
Umiéj okazać niewinności względy,
Bom na tak straszną śmierć nie zasłużyła:
A gdy tak wielkie w twoich oczach błędy,
Skarż mię wygnaniem wieczném, każ, bym żyła
W Scytji chłodnéj, lub w skwarnéj krainie
Libji — niech życie me w łzach wiecznych płynie.

129.  „„Wpośród lwów dzikich, tygrysów okrutnych
Ślij mię, o panie; a może się zbudzi
W zwierzętach litość dla mych losów smutnych,
Jakiéj daremnie szukałam u ludu:
Tam z mą miłością o dniach niepowrotnych
Marząc żyć będę, a ból mój ostudzi
Widok tych dziatek, ojca obraz żywy,
Słodka pociecha matce nieszczęśliwéj.““


130.  „Już w sercu króla dobroć górę bierze,
Wzrusza się skargą i tkliwemi słowy,
Lecz opór ludu i los — w jednéj mierze
Nieubłagane — żądają jéj głowy. —
Dobyli z pochew ostrych szpad rycerze,
Króla gniewnemi podniecają mowy.
Hańba wam, hańba, żądni mordu męże,
We krwi piękności hartować oręże! —

131.  „Jak gdy skazanéj przez Achila cienie
Królewskiéj córze trojańskiéj dzieweczce
Pirrus zagroził śmiercią Poliksenie,
Zgrzybiałéj matki jedynéj ucieczce:
Ona zwracała swe jasne swojrzenie,
(Podobna kornéj, cierpliwéj owieczce),
Ku oszalałéj z bólu swéj macierzy,
Czekając cicha, nim nóż w pierś uderzy:

132.  „Taką się zdała Inez pod ciosami:
Alabastrowe prześliczne jéj łono,
To dzieło wdzięków, już krwi struga plami,
I skroń, co będzie zwieńczona koroną,
I białe lilje zroszone jéj łzami
I ostre szpady siepaczy w krwi toną,
A oni wściekli, w dzikości nadmiarze,
Nie patrzą w przyszłość, nie pomną o karze.

133.  „O słońce, któreś niegdy odmówiło
Krwawéj Tyesta[91] uczcie twych promieni,
Jakżeś się ciemną chmurą nie okryło
Przy téj posępnéj i okropnéj scenie?
I wy doliny, w których się odbiło
Jéj ust stygnących ostatnie westchnienie,
Imie Don Pedro w ostatnim wykrzyku
Wyście rozniosły w swych echach bez liku!

134.  „I jako świeża wiosenna stokrotka
Ledwo rozkwitła, pełna barw i woni,
Gdy się z dziewczęciem niecierpliwém spotka,
Które ją uszczknie na wieniec swych skroni,
Wnet więdną listki, ulata woń słodka:
Podobną była zmarła Inez do niéj,
Zblakły lic róże, szkarłat ust korali,
Barwy wraz z życiem zagasły w krwi fali.


135.  „I długo Nimfy Mondego płakały
Po pięknéj zmarłej w żałości głębokiéj,
Aż zamieniły w źródlane kryształy
K’ wiecznéj pamięci te łez swych potoki,
A strugę „źródłem miłości“ nazwały:
I dziś wędrowiec, gdy doń zwróci kroki,
Ujrzy, jak rosząc kwiaty po dolinie,
„Źródło miłości“ z łez powstałe płynie.

136.  „Nie długo z pomstą za śmierć ukochanéj
Zwlekał Don Pedro; — ledwo siadł na tronie
Wnet za zbiegami, zemstą podżegany,
Aż ku Kastylji rozesłał pogonie.
Tu, drugi Pedro, Okrutnym przezwany,
Dościgł ich, pojmał i zdał w mściwe dłonie;
Dwaj władcę paktem związali się krwawym
Jak ongi Marek i Lepid z Oktawem. —

137.  „Bezwzględnie Pedro karcił ludzkie zbrodnie,
Mord, cudzołóstwo i podstęp wszelaki:
Może stwardniawszy sam zranion niegodnie
Szukał pociechy pociechy w surowości takiéj?
Lecz pod nim grody wytchnęły swobodnie,
Pysznym ciemięscom umiał dać się w znaki,
Częściéj złoczyńcom z karków strącał głowy,
Niż błędny Alcyd[92], niż Tezej surowy.

138.  „Twardy hart ojca przez wybryk przyrody
Nie zdołał w słabym odrodzić się synie!
Gnuśny, niedbały Don Fernando młody
Zwolna rozprzęga ład w całéj krainie:
Kastylczyk niszczy i sioła i grody,
Zda się kraj przyszedł k’ ostatniéj ruinie;
Znikąd obrony — bezrząd i bezprawia.
Tak słabość króla lud hartu pozbawia.

139.  „Czy to był dopust boży na grzesznika
Za Leonory mężowi wydarcie[93],
Którą, gdy żądza owładła nim dzika,
Śmiał król zaślubić i żyć z nią otwarcie?
Czy że występek, gdy do serca wnika,
To już do zguby ciągnie nieprzeparcie?
Zmiękcza, osłabia — aż w przepaść upadnie
Każdy, kim nizka namiętność owładnie?


140.  „A pomsta niebios dziś czy jutro przydzie,
Nigdy bezkarną nie zostanie wina,
Świadkiem Helena porwana Atrydzie,
Skon Apjusza, wygnanie Tarkwina:
Za coś osądzon, ty święty Dawidzie?
Za co zginęło plemię Benjamina?
Za Sarę Faraon ukarany srodze;
Za Dynę — Sychem stanęło w pożodze.

141.  „Duszę z najtwardszéj ukowaną stali
Musi osłabić namiętność nieprawa:
Świadkiem Alkmeny syn u stóp Omfali,
Świadkiem przyćmiona Antoniusza sława,
Gdy miłość złożył na dziejowéj szali;
Świadkiem chybiona Annibala sprawa:
Z pod Kann zwycięsca, mąż dzielnéj prawicy
Zgnuśniał w objęciach podłéj niewolnicy.

142.  „Lecz któż z nas może ominąć te sidła
Kiedy je miłość zdradliwa roztoczy
Na lic różanych cudne malowidła,
Łon alabastry i złoto warkoczy?
Stokroć mniéj groźne piekielne straszydła,
Co przerażały śmiertelników oczy:
Widok Meduzy serca zmieniał w skały,
Piękność zażega żądz wrzących upały.

143.  Któż z nas się oprze czarowi wejrzenia,
Słodkiéj twarzyczce, powabom anioła,
Gdy cała dusza nagle się przemienia
I wielkim głosem o uczucie woła?
Ktokolwiek doznał tego upojenia,
Dla Don Fernanda srogim być nie zdoła:
Ilekroć zechcą potępić go sędzie,
Niech wielka miłość wymówką mu będzie“.






Pieśń czwarta.


1.  „Jako po burzy ryczącéj szalenie,
Po mrokach nocy i orkanów świście,
Wróżąca nawom przystań i zbawienie
Ranna jutrzenka wschodzi promieniście,
A z duszy pierzcha trwoga i zwątpienie
Wraz z cieniem, który rozprasza dnia przyjście:
Tak nowych rządów, lepszych losów sfera
Ze zgonem króla Luzom się otwiera.

2.  „Wielu żądało z dawna kar surowych
Dla krzywd narodu i ciężkich nadużyć,
Którym za słabych rządów Fernandowych
Ciągła bezkarność dozwalała płużyć;
Toż wkrótce wezwan do rządów krajowych
Mąż, co potrafił na ufność zasłużyć,
Poboczny Pedra syn, z zacności znany[94],
Don Juan prawym dziedzicem przyznany.

3.  „Że się zgadzały z tém i sądy boże,
To jasne znaki stwierdziły niebieskie,
Bo oto mała dziecina w Eworze[95]
Przed czasem imię wykrzyka królewskie;
Tak, niebo miało udział w tym wyborze,
Z kolebki dziecię podniosło się rzeźkie,
Złożyło rączki i słychać wołanie:
O Portugalio, masz króla w Juanie!

4.  „Zawrzało w kraju, podniosły się głowy,
Długo tłumiona nienawiść wybucha;
Za ciężką przemoc dzisiaj rwąc okowy
Lud wściekły tylko głosu zemsty słucha:
Padli stronnicy i krewni królowéj
I jéj kochanek, z którym na wstyd głucha[96],
Bezecny związek, ukrywany dawniéj,
W czasach wdowieństwa wiodła jak najjawniéj.


5.  „W końcu nikczemnik pada pod jéj stopy
Z łonem przeszytém ostrzem zimnéj stali,
Niemało innych wyrznięto w też tropy,
Szał ludu rośnie nakształt ognia fali;
Tłum za kapłanem prze pod święte stropy[97],
Ni stan, ni ołtarz, nic go nie ocali;
Jako Astjanaks już strącon z wieżycy,
A lud nad trupem pastwi się w ulicy[98].

6.  „Wobec tych rzezi mogły w zapomnienie
Pójść, jakie widział Rzym, gdy go poskromił
Okrutny Marjusz, tocząc krwi strumienie,
Lub Sylla, gdy swych przeciwników gromił.
Eleonora, któréj poniżenie
Zgon ulubieńca światu uwidomił,
Kastylskie hufy wzywa dla obrony,
Córę swą czyniąc dziedziczką korony[99],

7.  „Beatryks, króla kastylskiego żonę,
Fernand za prawą córkę swą przyznawał;
Lecz szły pogłoski (wierne czy zmyślone)?
Naród jéj prawa w wątpliwość podawał...
Kastylja bierze swéj królowéj stronę,
W obronie praw jéj biegnie ludu nawał,
Gdziekolwiek sięga jéj małżonka władza
Zbrojne zastępy zwoływa, zgromadza.

8.  „Więc ta prowincja, co swe miano bierze
Od Briga[100] (jeśli żył on, jak wieść baje),
Śle huf; więc one przez Cyda rycerze
Z pod Maurów jarzma wyzwolone kraje;
Więc kraj Leonu, gdzie w jednakiéj mierze
Lud włada szablą, pługiem skibę kraje
I zdawna ramię zahartował swoje,
Z najezdczym Maurem długie tocząc boje.

9.  „Starych Wandalów bitni potomkowie
Andaluzjanie słynni męstwem szczytném;
Do bram Sewilli cisną się jak mrowie
Gwadalkwiwirem oblanéj błękitnym.
I ty się zbroisz, o zacny ostrowie[101],
Znany tyryjskim kupcom starożytnym,
A na sztandarach, za godła bojowe,
Dzieci twe wzięły słupy Herkulowe.


10.  „Stare Toledo nie zostanie w tyle:
Gród to szlachetny, Tagus go uroczy
Wkoło okrąża, wabiąc oko mile,
Tag, co z gór Conca wody swoje toczy.
I ty uboga, — lecz bezstraszna — w chwilę
Wyślesz, Galicyo, synów w bój ochoczy,
Przeciw tym wrogom, których ciętéj stali
Na własnych karkach nieraz już doznali.

11.  „Już zawichrzyły czarne furje wojny
W ziemi biskajskiéj, gdzie lud prosty, gruby,
Lecz nigdy zniewag nie znosił spokojny
I umiał bronić swéj wolności lubej.
I z Guipuscoi, z Asturji dostojnéj,
Która z żelaznych swych hut szuka chluby,
Dumni mieszkance zbroją hufy żwawe,
By niemi poprzéć panów swoich sprawę.

12.  „Jan, w którym męstwo rośnie niezwalczone,
Jak hebrajskiego Samsona kędziory,
Choć z drobną garstką gotów na obronę,
Przeciw wrogowi gotów każdéj pory:
A choć zamiary jego niecofnione,
Zbiera przedniejsze pany, senatory
Na wspólną radę, by poznać ich zdania,
Myśl wyrozumiéć, pogodzić żądania.

13.  „Nie brakło takich, co zręcznemi słowy
Pragnęli zachwiać ziomków swoich męstwo,
W których duch przodków, ich zapał marsowy
Dziś w wiarołomne przeszły niedołęstwo;
Pierś ich wystygłą strach bierze w okowy,
Strach nad wiernością odnosi zwycięstwo:
Zaprą się króla, kraju, a gdy trwoga,
Gdy trzeba, — zaprą jak Piotr, — nawet Boga!

14.  „Lecz był mąż dzielny, co przejrzał myśl braci:
Nuno Alwarez zacności niezłomnéj
śród zgromadzonych wstał w groźnéj postaci,
Karcąc ich chwiejność, ich szał bezprzytomny,
Gromiąc zwątpienie, co odwagę traci,
Słowem potężném, na grzeczność niepomny,
Dłoń wsparł na głowni, gniewem rozgorzały,
Wyzywa groźnie ląd, morze, świat cały:


15.  „ „Jakto? w téj ziemi, tak pełnéj wawrzynów,
Ojczyznie zbraknie wiernego ramienia?
Téj Luzytanii, co z rycerskich czynów
Po całym świecie znajoma z imienia,
Lud ku obronie odmówi swych synów?
Wiary, miłości, odwagi, wspomnienia
Dzielnych naddziadów Luz nie czci — i kraje
Pod obce jarzmo sam chętnie poddaje?

16.  „ „Więc nie jesteście, mówcie, potomkami
Tych, których Henryk Wielki wodził w boje
Pod zwycięskiemi swemi sztandarami?
Mężów hartownych na wojenne znoje?
Co tyle znaków wzięli? co mieczami
Z pobojowiska gnali wrogów roje?
I siedmiu hrabiów przywiedli w niewolę,
Prócz mnóstwa łupów, co zaległy pole?

17.  „ „Tych co was trwożą sąsiadów napady,
Któż powstrzymywał przez opór stateczny?
Wasze to ojce, wasze wodził dziady
Djoniz, a potém syn jego waleczny.
A gdy do takiéj słabości i zdrady
Przywiódł was Fernand słaby i wszeteczny.
Oto król nowy — idźcie jego śladem!
Boć lud się zmienia za króla przykładem.

18.  „ „Ten król tu śród was — przez was wyniesiony:
Gdy dorównacie mu wielkością duszy,
Wróg wasz przed wami pierzchnie rozproszony
Miecz wasz moc jego, jak niegdyś, w proch skruszy
Lecz jeśli piersi trwogą przepełnionéj
Zaklęcie moje nie wstrząśnie, nie wzruszy,
Jeśli wam ręce skuła podła trwoga,
Ja się sam jeden oprę jarzmu wroga!“ “

19.  „To mówiąc, miecza dobył do połowy:
„ „Z memi wasalami i z tym wiernym mieczem
Kraj nienawykły nieść obce okowy
Od niesłusznego gwałtu zabezpieczym:
W obronie króla i czci narodowéj —
Przez was zapartéj — tłum wrogów wysieczem,
Nie tylko obcych, kto bądź jeno stanie
Przeciw królowi, — ciskam mu wyzwanie!“ “


20.  „Jak gdy kanneńską porażone klęską
Szczątki młodzieży w Kanuzjum zebranéj,
Olśnione wroga fortuną zwycięską
Miały już uledz i przyjąć kajdany,
Wtém, powstał Scypjon i wymową męską
Zmusił zaprzysiądz na miecz, iż Rzymiany
Nie ugną czoła, ni się z swém żelazem
Rozstać zdołają — chyba z życiem razem:

21.  „Tak dzielny Nuno ostatniemi słowy
Sprawił wzruszenie w zgromadzeniu calem,
Rozgrzał wystygłych i ów strach lodowy,
Co mroził duchy, stopił swym zapałem:
Już rżą rumaki, ten dar Neptunowy,
Lotne dziryty świecą w ręku śmiałem;
Jeden grzmi okrzyk usty tysiącznemi:
Niech żyje Juan zbawca naszéj ziemi!

22.  „Ożył lud cały — cieszy się na boje,
Które ojczyznie mają przynieść wsparcie;
Więc ten oczyszcza, ów odnawia zbroje,
Które spoczynek dał rdzy na pożarcie;
Każdy przywdziewa wedle stanu stroje;
Ów zdobi szyszak, ów doświadcza w harcie
Pancerza — inny umieszcza na zbroi
Dewizy, godła, barwy lubéj swojéj. —

23.  „Z tak świetnym pocztem dzielny król nie zwłóczy
I pod Abrantes[102] staje w czas niedługi,
Gdzie zimną falą płynie Tag przezroczy,
Pojąc mieszkańców obfitemi strugi.
Na czele przedniéj straży rycerz kroczy
Godzien być wodzem dla swojéj zasługi,
Choćby tych hufów, co — by Grecją zdławił —
Przez Helespontu głąb’ Kserkses przeprawił.

24.  „Nun to Alwarez, co prawdziwym biczem
Został na pyszne Kastylji syny;
Jak ów Hunn[103], który z tłumem najezdniczym
Pustoszył Galję i włoskie krainy.
Na prawém skrzydle mąż nie niższy w niczém
Sławny wódz wiedzie Luzyjskie drużyny,
Godzien dowodzić, godzien rządzić wielą,
Rycerz Rodriguez z rodu Vasconcello.


25.  „Na drugiém skrzydle, co od lewéj strony,
Objął dowództwo Vasquez de Almada,
Co wkrótce będzie tytułem uczczony,
Hrabi Abranchez godność król mu nada.
Nad tylną strażą sztandar podniesiony
Herbami państwa zdala w oko wpada,
Nad bohaterską powiewając głową
Króla, co przyćmić ma sławę Marsową.

26.  „Na murach w trwodze, to nadziei lubéj,
Matki i siostry, kochanki i żony
Za drogich sercu mnogie czynią śluby
Postów, pielgrzymek świętych w różne strony.
Wściekły krzyk boju przyjął pełne chluby
Nadbiegające luzyjskie szwadrony;
I oba wojska niepewne w téj chwili
Na czyję stronę szala się przechyli?

27.  „Z obu stron wrzawa — rosną bębnów gwary,
Ryczą puzony, dmą fletnie świszczące;
W rękach chorążych wiewają sztandary
A na ich polach grają barw tysiące.
Był to czas, kiedy Ceres swemi dary
Napełnia gumna rolników, — gdy słońce
Wchodzi w znak „Panny“ i skwarem dopieka
w tłoczniach z Bacha gron sok słodki ścieka.

28.  „Kastylskie trąby pierwsze hasło dały
Niosące trwogę straszliwemi zgrzyty:
Gwadjana trwożnie cofnęła kryształy;
Dźwięk ten odbiły artabryjskie szczyty[104];
Drgnął Tag ku morzu toczący swe wały,
Kraj transtagański, Duera błękity;
A biedna matka, strachem przepełniona,
Tuli niemowlę do drżącego łona.

29.  „Na chwilę zbladły wojowników twarze,
Na chwilę k’ sercu spłynęła krew cała!
Niebezpieczeństwo gdy zdali ukaże
Oblicze swoje — najpotężniéj działa:
Z blizkiém walczymy: śród ciosów, w bitw gwarze,
Tak żądza zwycięstw, tak unosi chwała,
Że się nie pomni na miecze, bułaty,
Nie pomni kalectw ni życia utraty.


30.  „Już wstępnym bojem zwarły się drużyny,
Szeregi piérwsze ślą w bój obie strony,
Jeden lud broni swéj własnéj krainy,
Drugi nadzieją podboju wiedziony:
Śród najmężniejszych pierwsze rwie wawrzyny
Waleczny Nuno męstwem zapalony:
Łamie, wywraca i przywłaszczyciele
Praw swéj ojczyzny wkoło trupem ściele.

31.  „Lecą w powietrzu pociski, dziryty,
Pierzaste strzały i rozliczne groty;
Drży grunt zorany rumaków kopyty,
W dolinach echo powtarza łaskoty;
Kruszą się lance, słychać zbroi zgrzyty,
Tarcz w tarcz uderza, niby gromu grzmoty;
Wróg wywarł całą moc na garść rycerzy,
Z którą Nun dzielny spustoszenie szerzy.

32.  „O straszny ciosie! o dopuście boży!
Przeciwko niemu właśni bracia stoją:
Nie dziw! Czyż śmiercią brata się zatrwoży,
Kto zdradził króla, i Ojczyznę swoją?!
Przy nich tłum zbiegów zajadłych najsrożéj,
Co się najbliższych mordować nie boją,
Domowéj wojny zapaleni żarem,
Jak ongi Wielki Pompejusz z Cezarem.

33.  „O Sertorjuszu, o Koryolanie
O Katylino, wszyscy dawni męże,
Co na chwilowe bacząc zagniewanie
Przeciw ojczyznie wznieśliście oręże;
Jeśli, strąconych w piekielne otchłanie,
Chłoszczą was kary, drą sumienia węże,
Powiedzcie panu tych podziemnych światów,
Że i kraj Luza miał swych renegatów.

34.  „Już pierwszy zastęp luzyjski złamany;
Luzy przeważnéj sile uledz muszą:
Zadrżał Alwarez — tak, gdy Afrykany
Pól tetuańskich — ze wzgórz Ceuty ruszą
Lwa, miejsc tych króla, mocarz opasany
Dzidami łowców — zanim go rozjuszą —
Staje, — źrenicą toczy wokół gniewną,
Może zmieszany, lecz nietrwożny pewno.


35.  „Ze strasznym wzrokiem — zwierz z przyrody dziki,
Ani się cofnie, ani go uśmierzą;
Szalonym skokiem rzuca się na piki,
Co zwartym lasem dokoła się jeżą.
Tak rycerz, gromiąc swoje przeciwniki,
Trawę dokoła rumieni krwią świeżą:
Lecz ach! i swoich traci; — cóż z odwagi,
Z dzielności wobec liczebnéj przewagi?

36.  „Dostrzegł i odczuł klęskę bohatera
Król Juan, który sam jak wódz wytrawny,
Wszędzie obecny, obiega i wspiera,
Słowem ku walce rozpłomienia sławnéj.
Jak lwica, w któréj piersi wściekłość wzbiera,
Kiedy jéj pasterz masylijski wprawny,
Podczas gdy była łupieżą zajęta,
Pochwycił z gniazda zostawione lwięta,

37.  „Pędzi szalona, wstrząsa i ogłusza
Siedem wzgórz Bliźnich[105] swym straszliwym rykiem:
Tak król z wyborem swoich w pomoc rusza
Piérwszym zastępom i zachęca krzykiem:
„ „O wy rycerze, w których dzielna dusza,
Nieustraszeni, niezrównani z nikiem!
Brońcie ojczyzny: jéj wolność, jéj chwała
W waszym orężu jéj nadzieja cała!

38.  „ „Król was prowadzi — za mną towarzysze!
Za mną odważnie śród mieczów i zbroi!
Gdzie świszczą strzały, gdzie sieką bardysze,
Walczcie, jak Luzom prawdziwym przystoi!“ “
Tak wzniośle mówiąc — sam oszczep kołysze,
Mierzy, czterykroć wstrząsa w dłoni swojéj,
W końcu go ciska tak silnie, tak celnie.
Iż kilku naraz ugadza śmiertelnie.

39.  „Ten widok męstwo na nowo podsyca:
Szlachetnym wstydem młodzież rozogniona
Rośnie w olbrzyma, a każda prawica
Rąbie na przebój, ufna, że pokona:
Ich miecze skrzą się niby błyskawica;
Kruszą pancerze, rozbijają łona:
Rozdają ciosy i przyjmują chętnie,
Jak gdyby całkiem na śmierć obojętni. —


40.  „Nie mało przebódł miecz lub oszczep krwawy,
Wiele dusz poszło nad brzegi Styksowe:
Wielce zajadły do wojennéj sprawy
Mistrz Kompostelli dał waleczną głowę;
Poległ i drugi wódz — mistrz Kalatrawy,
Co srodze niszczył zastępy Janowe;
I bracia Nuna legli klnąc swym losom
I konający złorzecząc Niebiosom.

41.  „Wiele dał ofiar gmin, wielu rycerzy
Szlachetnych rodów poszło w te otchłanie,
Gdzie śród schodzących dusz strach wieczny szerzy
Psa trójgłowego ustawne szczekanie[106]:
W końcu los karę najstraszliwszą mierzy,
Pychę Kastylów łamiąc niezbłaganie,
Wyniosły sztandar kastylski, o biada!
Pod stopy Luzów powalony pada.

42.  „Rzeź wciąż się wzmaga — wszędzie śmierć, zagłada,
Wrzaski, szczęk ciosów, — krew się z ciał strumieni;
A tyle ludu padło i wciąż pada,
Że zieleń trawy znikła w krwi czerwieni;
Wszystko stracone; — coraz słabiéj włada
Dłoń mieczem, tracą zapał zwyciężeni,
I król Kastylji w rozpaczy bez miary
Widzi zniszczone wszystkie swe zamiary.

43.  „Więc pole bitwy zwycięscy zostawia,
Rad, że choć z życiem ujdzie ocalony;
Za wojskiem zdąża, a strach mu przyprawia
Zamiast stóp skrzydła w ucieczce szalonéj.
W sercu ukrywa żal, jakim nabawia
Utrata wojska, skarbiec rozproszony,
Hańba, zgryzota i ten widok srogi,
Jak wróg zwycięski zabiera łup drogi.

44.  „Bluźnią, złorzeczą tłumy nieszczęśliwe
Temu, kto pierwszy na świecie wszczął boje;
Inny obwinia króla serce chciwe,
Serce wyniosłe, żądne na podboje,
Ze pragnąc cudze wydrzéć — on w staszliwe
Męki piekielne pchnął dusz nędznych roje;
Tylu nieszczęsnych żon sieroctwo sprawił
I tyle matek potomstwa pozbawił. —


45.  „Król Juan trzy dni gwoli zwyczajowi
Na placu boju spędza z wielką chwalą,
I ku czci Boga ofiary stanowi[107],
Którego ramię zwycięstwo mu dało. —
Ale zamało tego Alwarowi;
On chce, by po nim wspomnienie zostało
Tylko téj sławy, jaką oręż daje,
Więc się przeprawia w transtagańskie kraje. —

46.  „Z nim idzie szczęście — myśli błyskawice
Nie są tak szybkie jak jego zamiary;
Już Andaluzji złamane granice
Niosą mu laury i łupy bez miary;
Już od Sewilli po całéj Betyce
Tłum panów do stóp mu chyli sztandary,
Ani probując oporu, obrony:
Tak oręż Luzów był groźny i czczony.

47.  „Tak kraj kastylski był długo nękany
I luzyjskiemi pustoszon zagony;
Aż zeszedł z Niebios pokój pożądany
I mogły w końcu wytchnąć obie strony;
Kiedy Wszechmocny, w łaskach nieprzebrany,
Zesłał królewskim wrogim domom żony
Z rodu Angielki — zgody pośredniczki,
Dwie piękne, zacnéj krwi młode księżniczki[108]. —

48.  „Lecz cóż walecznym po spokojnym rządzie?
Do walk zaprawni, nawykli do chwały,
Gdy niéma kogo zwyciężać na lądzie,
Na oceanu rzucą się kryształy.
Jan będzie pierwszym z królów, co w łódź wsiądzie,
Kraj swój porzuci i w Afrykę śmiały
Poniesie oręż, na świadectwo wierze,
Jak nad Prorokiem Chrystus górę bierze. —

49.  „Jak ptaki wodne przez srebrne odmęty,
Trwożąc najazdem gniewną Amfitrytę,
Wiatrem wydąwszy żagle, mkną okręty
Tam, kędy słupy Herkulowe wbite.
Abyli wzgórza, Ceuty fundamenty,
Wnet na niewiernych orężem zdobyte,
I będą twierdzą Hiszpanji, jak ściana
Od zdrad chociażby drugiego Juljana[109].


50.  „Niedługie szczęście, — pada wyrok z góry,
I król, bohater, fortuny wybraniec,
Między anielskie powołany chóry,
Odszedł do Niebios jako ich mieszkaniec:
Lecz nie zostawił Luzów bez podpory,
Jest komu rządzić, jest od wroga szaniec,
I kraj rozszerzą przez zdobycze nowe
Zacni infanci, potomstwo Janowe.

51.  „Król Edward szczęścia nie dostał w udziale,
Lecz umiał godnie znieść los opłakany;
Ów los kapryśny, co wciąż zmienia szale,
Radość, to smutek śląc między ziemiany.
Bo i któż z ludzi był szczęśliwy stale?
Komu fortuna służyła bez zmiany?
Króle, narody — nikt i nic się zgoła
Z pod praw przeznaczeń wyłamać nie zdoła.

52.  „Brata Fernanda ujrzał król w niewoli,
Którego dusza tak wzniosła, tak święta,
Że gdy mu wojsko Maur ścisnął — on gwoli
Zbawienia ludu sam oddał się w pęta;
I dla miłości Ojczyzny w niedoli
Wiek cały strawił nie jako książęta:
Za jego wolność wróg chciał Ceuty grodu. —
On nie chciał wolnym być kosztem narodu.

53.  „Kodrus pragnący swych wrogów przegranéj
Biegł śmiercią przyszłe zwycięstwo opłacić;
Zacny Regulus ojczyznie kochanéj
Nie chcąc uszczerbku, wolał wolność stracić;
A Fernand wieczne przyjmuje kajdany,
Aby Hiszpanją szczęściem ubogacić;
Czyn Kurcyusza[110], Kodrusa[111], Decjusza[112],
Choć podziwiany, nie tak silnie wzrusza.

54.  „Alfons, jedyny dziedzic praw korony,
W całéj Hesperji głośny z powodzenia,
Tłum barbarzyńców dumą napuszony
Do ostatniego przywiódł poniżenia,
I byłby pewno niezłomnym ochrzczony,
Gdyby k’ Iberji nie ściągnął ramienia[113]:
Afryka zawsze zwie go niezrównanym,
Nieustraszonym i niepokonanym. —


55.  „Jemu jedynie dały owoc złoty
Jak Herkulowi Hesperji jabłonie[114]:
Dotąd nie strzęśli Afryki despoty
Jarzm, w które wprzęgły ich królewskie dłonie;
Zielone laury i palmy uploty
Pogromcy pogan ozdobiły skronie,
Gdy ci w przeważnéj zasłaniali sile
Alcacer, ludny Tanger i Arcilę. —

56.  „Wszystko zmógł, zwalczył, wszędzie wdarł się śmiało,
Jak djament twarde kruszy mury, grody,
Jak wojsk luzyjskich wodzowi przystało,
Co na swéj drodze nie znosi przeszkody.
Byłoby o tém powiadać niemało,
Świetnych opisów godne te przygody:
Rycerstwo nasze śród téj walki krwawéj
Dosięgło szczytu zasługi i sławy.

57.  „Król aragoński Fernand — dwie korony
Złączywszy, — rządził wielkiemi obszary,
Gdy Alfons próżną nadzieją wiedziony
Na kraj Kastylji obrócił zamiary.
Wnet Fernand wydał rozkaz na wsze strony,
Zwąc mnogie ludy pod swoje sztandary,
Ktokolwiek jego koronie podlega
Od Pirenejów do Kadyksu brzega.

58.  „Gdy ojciec walczy, syn w domu nie spocznie;
Syn Alfonsowy, Juan, śpieszy skoro
Dumnemu ojcu dać pomoc niezwłocznie,
Ach i nielada będzie mu podporą!
A gdy się w końcu bój srogi rozpocznie
Jemu pogody klęski nie odbiorą;
Krwi chciwy ojciec uległ losom gniewnym,
Syn tryumf wroga uczynił niepewnym.

59.  „Ach syn szlachetny, ów bohater młody,
Waleczny, pełen rycerskiéj ochoty,
Nieprzyjaciołom takie zadał szkody,
Że przez dzień cały wstrzymywał wojsk zwroty.
Tak Oktawjana wśród ciężkiéj przygody
Wsparły zwycięskie Antonjusza roty,
Gdy pod Filipy, każdy z nich się stara
Pomścić morderstwo Juljusza Cezara. —


60.  „Kiedy król Alfons doczesne mieszkanie,
Noc życia, zmienił na niebios lazury,
Księciem, co po nim objął panowanie,
Trzynastym z królów został Juan wtóry.
Ten, wiecznéj sławy czując pożądanie,
Powziął nad siły ludzkie zamiar, który
Różowéj jutrzni miał mu odkryć bramy,
Ów kres, którego my dzisiaj szukamy.

61.  „Więc idą posły, mierząc swemi stopy
Hiszpanję, Francję, Włochy pełne sławy,
I w kraju, kędy legł grób Partenopy[115],
W bogatym porcie dosiadają nawy;
W tym Neapolu, gdzie licznemi tropy
Różnych zdobywców słał los niełaskawy,
Aż znów po latach gród błysnął rozkwitem
Pod cnéj Hiszpanji berłem znakomitém.

62.  „Sykulskie morza przepłynęli żwawo,
Pędząc ku Rodos z brzegi piaszczystemi;
Już są na brzegu, który śmiercią krwawą
Pompejusz wsławił między potomnemi,
Zwiedzili Memfis, — kraj, gdzie pól uprawą
Nil kręty rządzi wylewy swojemi;
Zdążają w górę, w etjopskie kraje,
Gdzie Chrystusowi ludność chwałę daje.

63.  „Już łódź ich pruje erytrejskie morza[116],
Przez Izraela bez czółn przekroczone;
Już po-za niemi nabatejskie wzgórza
Od Izmaela syna tak ochrzczone[117].
Już wonne brzegów sabejskich odnoża
Adonisowéj matce ulubione[118],
Już wkoło nawą opływają zwinną
Arabję Szczęsną, Skalistą, Pustynną.

64.  „Weszli w cieśninę Perską, kędy zda się
Mętne Babelu wspomnienie zostało[119]:
Gdzie się w nurt jeden łączą w całéj krasie
Tygr z Eufratesem dumne źródeł chwałą.
Stąd ku Indowi, który w przyszłym czasie
Dostarczy baśni cudownych niemało,
Przez oceany nawa ich poniosła,
Kędy sam Trajan nie śmiał popchnąć wiosła.


65.  „Ujrzeli ludy nieznane i kraje,
Indyj, Karmanji, Gedrozji plemiona,
Rozliczne stroje, różne obyczaje,
Jakie wydaje każda świata strona.
Ciężka to droga, kto się nią udaje,
Niełatwo wraca stopa utrudzona:
I ci dwaj zmarli i legli w obczyznie
Tęskne spojrzenia zwracając k’ojczyznie.

66.  „Zda się, iż niebo jasne zachowało
Twoim zasługom, cny Emanuelu,
Tego trudnego przedsięwzięcia całą
Sławę — byś stanął u świetnego celu:
Tobie po Janie berło się dostało
I razem spadek zacnych myśli wielu,
Zaledwoś rządy ujął w ręce swoje,
Śnią ci się w morzach szerokie podboje.

67.  „O jakże była ci myśl ona lubą,
Myśl przekazana przez zacne naddziady!
(Których jedyną w życiu było chlubą
Ciągle powiększać ojczyzny posady).
Czy dzień, czy świat się skryje w ciemność grubą,
Ta myśl cię ściga. Raz, gdy gwiazd gromady
Zaczęły blednąc przy jutrzni promiennéj,
Gdy świeżość ranku kłoni k’drzemce sennéj;

68.  „Król rozciągniony na swém łożu złotém,
W ciszy, co ducha wyzwala z pęt zmysłów,
Swe powinności waży, myśli o tém,
Jakiéj dziedzicem jest krwi i umysłów?
Aż sen mu oczy przesłonił, a potém,
Nie przerywając marzeń ni pomysłów,
Unużonemu myślami i trudy
Jął snuć Morfeusz rozmaite cudy.

69.  „I zdaje mu się, że płynie w błękity,
Że sfer niebieskich dosięga w polocie,
Że stamtąd przed nim świat cały odkryty,
Kraje i ludów nieznajomych krocie:
Tam, gdzie po zajściu dnia znów złote świty
Rodzą się, świadcząc o słońca powrocie,
Widzi gór łańcuch, a z głębi opoki
Płyną głębokie, czyste dwa potoki.


70.  „Drapieżne ptastwo i dzikie zwierzęta
Puste lesiste zamieszkują stoki:
A drzew i różnych traw gąszcz rozrośnięta
Tamuje przejazd i wstrzymuje kroki.
Ta niedostępność gór, stawiąca pęta
Wszelkim stosunkom — świadczy, iż z epoki
Dawnéj, gdy Adam przed Panem wykroczył,
Tu nigdy człowiek stóp swych nie wytłoczył.

71.  „I śni król daléj, że przed jego okiem
Z wód rosną starce dwaj — każda osoba
K’niemu szerokim przybliża się krokiem,
Pozór ich dziki, lecz mu się podoba
Swą szanownością: z ich włosów potokiem
Ocieka woda, kąpiąc ciała oba;
Płeć ogorzała ma ciemne kolory,
Na brodach długie, splątane kędziory.

72.  „Obadwaj noszą na czołach korony
Z traw i gałązek nieznanych w Europie;
Jeden z nich zda się bardziéj utrudzony,
Jakby oddawna nie dał spocząć stopie:
I znać po wodzie jeszcze poruszonéj,
Że szedł pośpiesznie i po innym tropie;
Jak Alfej, który biegł do Syrakuzy
Spragniony pieszczot wdzięcznéj Aretuzy[120].

73.  „Ten, co się zdaje zacniejszym z postawy,
Tak uroczyście poczyna wezwanie:
„„O Ty, którému los wielce łaskawy
Znaczną część świata odda we władanie;
Dziś ci zwiastujem, my, znani ze sławy,
My, cośmy jarzem nie dźwigali, panie,
Iż czas już nadszedł, byś wysłał drużyny
Do tych państw naszych po wielkie daniny.

74.  „„Ja-m jest przesławny Ganges — mnie kołyską
Była nie ziemia, lecz niebios krainy;
A to Ind, rzek król, co swoje źródlisko
Ma w górach, które widzisz w dali sinéj.
Drogo okupisz tu twe stanowisko,
Wiele walk stoczysz; — lecz trwaj, a wawrzyny
Zerwiesz prześwietne — i gdy się nie strwożysz
Na mnogie ludy wędzidło nałożysz““.


75.  „Umilkł duch rzeki świętéj i sławionéj
I obaj starce giną, jak cień nikły:
A Emanuel ze snu obudzony
W swych myślach zamęt uczuwa niezwykły,
Już Feb roztoczył swój płaszcz pozłocony
Nad sennym globem, już pomroki znikły,
A młoda jutrznia maluje lazury
Barwą wstydliwych róż, złota, purpury.

76.  Zaraz zwołana zgromadza się rada,
I król jéj mówi o swojém widzeniu;
Słowa świętego starca opowiada,
Wszyscy słuchają w głębokiém zdumieniu.
I wnet się morska wyprawa układa,
Postanowiona w wielkiém uniesieniu;
Waleczna flota ma płynąć na morza,
Pod nowe nieba, na nowe przestworza.

77.  „Choć bez nadziei, że los szczęście zdarzy,
Ja-m zdawna myśl tę chował w sercu skrycie;
Wciąż mi coś wróży i wciąż mi się marzy
O przedsięwzięciach na światów podbicie.
I czy to z mojéj promieniało twarzy?
Czy myśli z oczu czytał król odbicie?
Bo nie wiem zgoła dla czego łaskawy
W me ręce złożył los wielkiéj wyprawy?

78.  „Więc głosem prośby, wyrazy czułemi,
Co słów królewskich zdwajają powagę,
Rzecze: „„By dzieły zasłynąć wielkiemi,
Trza zaznać trudów, wytrwać, miéć odwagę;
A nieśmiertelny między potomnemi,
Kto w zacnéj sprawie, życie dał na wagę;
Kto się nikczemnéj trwodze nie poddawa:
Choć krótkiém życie — wieczną jego sława.

79.  „„Ciebie śród wszystkich do tak wielkiéj sprawy
Wybrałem; godne ciebie to zadanie
Tak pełne trudów, niebezpieczeństw, sławy;
Sądzę, iż dla mnie lekkiém ci się stanie““.
„Nie mogłem dłużéj milczeć: „„Niech miecz krwawy,
Niech lód, niech ogień na mnie! królu, panie!
Jednego tylko żałuję w téj dobie,
Że dwóch żyć nie mam, by je złożyć tobie.


80.  „„Zadaj mi pracę jako Alcydowi[121].
Niegdyś Eurystej: — czy z lwy nemejskiemi,
Czy w Erymancie przeciwko dzikowi,
Czy walczyć z harpią, czy z hydry strasznemi,
Czyli w otchłanie zejść ku Plutonowi?
W kraje oblane wody styksowemi?
Dla ciebie, królu, wpośród śmierci grotów
Z duszą i ciałem ja-m na wszystko gotów””.

81.  „Król wychwalając rycerską ochotę
Razem dziękczyni za me dobre chęci;
A odgłos pochwał ma tę dziwną cnotę,
Iż każde serce k’wyższym czynom nęci.
Wnet jak towarzysz na mą przyszłą flotę
Brat mój rodzony służby swoje święci,
Paweł de Gama, wielce mi życzliwy,
Żądny zaszczytów i rozgłosu chciwy,

82.  „Dzielny Coelho idzie w jego ślady,
Mąż to na wszelkie trudy wytrzymały;
Obadwaj zdatni do walk czy do rady,
Bo z roztropnością łączą umysł śmiały.
Za niemi śpieszą młodzieńców gromady,
W ich piersiach rosną żądze i zapały;
Wszyscy waleczni — godni w równéj mierze
Tak zacnéj sprawie oddać się w ofierze.

83.  „Król dzieli dary, by przez swą szczodrotę
Umocnić dusze w szlachetnym zapale,
I zacném słowem podnieca ochotę,
By w przeciwnościach walczyli wytrwale.
Tak niegdyś chcących zdobyć runo złote
Tesalskich mężów oglądały fale,
Gdy na wyrocznéj[122] łodzi pierwsi śmieli
Po Euksynowéj puścić się topieli.

84.  „Gdzie srebrny piasek i płyn fali swojéj
Leje Tag słodki w słone morskie łona,
Tam, w szlachetnego Ulisa ostoi,
Tchnąca radością, zapałem wiedziona,
Już na kotwicy lotna flota stoi:
A bohaterska młódź nieustraszona —
Te dzieci Marsa, ci dzielni żeglarze
Pójdą w świat za mną, gdzie tylko los wskaże.


85.  „Teraz na brzegu w żołnierskiéj odzieży,
Różnéj i krojem i swemi kolory,
Dla przyszłych odkryć czynią jak należy
Z wielkim wysiłkiem ogromne przybory.
Po chorągiewkach czasem wiatr przebieży,
A statki stoją spokojne do pory,
Ufne, iż każdy z nich śród gwiazd w przyszłości,
Jak ów Argiwski w Olimpie zagości.

86.  „Przysposobieni k’ podróży starannie
Gotujem dusze w skupieniu głębokiem
Na wszelkie losy, boć śmierć nieustannie
Staje na morzu przed żeglarza okiem;
I Najwyższego, co w wiecznéj hozannie
Duchy niebieskie poi swym widokiem,
Błagamy, by nas prowadził łaskawie
I od początku błogosławił sprawie.

87.  „Potém przybytek opuszczamy Pański,
Który nad brzegiem morskim zbudowano
W imię narodzin bożych, w czci chrześćjańskiéj,
I na pamiątkę Betlejem nazwano[123].
O! wierz mi, królu, gdy ów luzytański
Brzeg, gdy mi żywo dzisiaj w oczach staną,
Ona niepewność, smutki, trwogi moje,
Zaledwo mogę powstrzymać łez zdroje.

88.  „A ludność miasta, na ten dzień wyległa,
Druhowie, krewni i powinowaci,
(Część z ciekawości na brzegi wybiegła),
Smutek na licach i w każdéj postaci:
Nas zaś dokoła tłumami obiegła
Pobożna rzesza zakonniczéj braci,
I uroczyście, w procesji pochodzie,
Przy dźwiękach hymnów zdążamy na łodzie.

89.  „Wiedząc jak drogi dalekie, niepewne,
Już straconemi każdy nas nazywa;
Słychać dokoła niewiast płacze rzewne,
Mężom westchnienie z piersi się wyrywa;
Matki, małżonki, siostrzyce, pokrewne,
Im która czulsza, tém bardziéj trwożliwa,
Sądzą przelękłe, przybite rozpaczą,
Że nie wrócimy, że nas nie zobaczą.


90.  „Nie jedna mówi: „„O! synu, jedyna
Pociecho moja, podporo starości,
Co ja tu pocznę, biedna starowina?
Zakończę życie w smutku i żałości;
Rzucasz mię nędzną — mów, co za przyczyna?
Czemu odjeżdżasz, o moja miłości?!
Czy cię tak wabią oceanu tonie?
Czy chcesz pogrzebu w ryb żarłocznych łonie?““

91.  „A inna we łzach, rozpuściwszy włosy:
„„Umrę bez ciebie — woła — o mój luby!
A czyliż nie są twojemi me losy?
Na gniewnych morzach poco szukasz zguby?
I tak niepewnéj drodze, na klęsk ciosy,
Czemu poświęcasz nasze słodkie śluby?
I naszę miłość i radości zwodne
Wkrótce wiatr zdmuchnie, połkną głębie wodne““.

92.  „Tak jękiem żalu, miłości słowami
Mówili do nas i starzy i młodzi
I drobne dzieci wlekąc się za nami,
Choć wielu wiek zgiął i siła zawodzi.
A blizkie góry wzruszone jękami
Żałośne echa słały brzegom łodzi;
I żwir nadmorski pił deszcze kropliste,
Liczne, jak ziarna piasku łzy rzęsiste.

93.  „A my w obawie własnego wzruszenia
W początku dzieła — na żony i matki
Nie śmiemy nawet obrócić spojrzenia,
Pragnąc zachować stałości ostatki:
Więc daję rozkaz — na moje skinienia
Wszyscy co prędzéj siadają na statki
Bez pożegnania, co choć drogie duszy,
Lecz przy rozstaniu tylko serce kruszy.

94.  „Wtém jeden starzec szanownéj postawy,
Który na brzegu stał z innemi społem,
Obrócił na nas wzrok chmurny i łzawy,
Potém trzy razy gniewnie potrząsł czołem,
Głos nieco podniósł — tak, że z naszéj nawy
Wszystko słyszałem wraz z mych druhów kołem
Gdy doświadczenie i mądrość życiowa
Takie na usta przyniosły mu słowa:


95.  „„O żądzo władzy! o ty złudo krucha!
Marna chciwości, — sławą cię nazwano,
A gdy cię motłoch pochlebstwem rozdmucha
Bierzesz honoru uroczyste miano!
Jak ciężkie kary gotujesz dla ducha,
Jak srodze rządzisz duszą ci oddaną!
Mąk, niebezpieczeństw, — zgonu i żałoby
Jakież straszliwe gotujesz jéj próby!

96.  „„Zakłócasz życie, duszy spokój bierzesz!
Źródło obłędów, fałszu, oszukaństwa,
O niszczycielu, co swe klęski szerzysz
Na tyle fortun, na ludy i państwa:
Zwą cię wielkością, a ty kroki mierzysz
Po ścieżkach hańby, zbrodni i tyraństwa!
Narody ślepo ku tobie się garną,
Mieniąc cię chwałą, gdyś jest złudą marną!

97.  „„Jakież znów czarne zgotowałaś losy
Dla zaślepieńców tych? dla téj krainy?
Jakie zasadzki i śmiertelne ciosy
Pod ułudnemi ukrywasz wawrzyny?
Co obiecują im twe zdradne głosy?
Łatwe podboje? czyli złota miny?
Tryumfy? palmy? świetną dziejów kartę?
Władztwo szeroko w świecie rozpostarte?

98.  „„O wy, potomstwo nieszczęsnéj, szalonéj,
Co pogwałciwszy boże przykazania
Was pozbawiła najwyższéj korony,
Strącając w smutek, na ziemię wygnania;
Co więcéj — łaski stan nadprzyrodzony,
Nadziemski spokój, niewinność poznania
Wszystko wydarła — i złoty wiek świata
Zmieniła władztwem stali i bułata:

99.  „„Jeśli tak miłe rzemiosło rycerza
Waszym umysłom płochym, rozbujałym,
Jeżeli dzikość, okrucieństwo zwierza
Zowiecie męstwem i sercem wspaniałém;
Jeśli was takim podziwem uderza
Pogarda życia, o które być dbałym
Jest obowiązkiem — gdy ten, co nas stworzył,
W obliczu śmierci sam srodze się strwożył:


100.  „„Czyż tu nie macie synów Izmaela,
Z któremi bojów nigdy wam nie zbraknie?
Oni pohańcy — toż sława czciciela
Praw Chrystusowych w tych walkach nie zblaknie,
Czyliż nie mają grodów i ziem wiela
Dla tych, kto ziemi i bogactwa łaknie?
Czy nie dość bitni, aby w boju z Maury
Mąż żądny pochwał ściągnął dłoń po laury?

101.  „„Niech nieprzyjaciel u bram się urąga
Wy gdzieś daleko płyńcie szukać doli,
Niech starożytne państwo się rozprząga,
Niech się osłabia, wyludnia powoli,
Was żądza przygód nieznanych pociąga
Gwoli pochlebstwu, rozgłosowi gwoli,
Co gotów dzisiaj już w was uznać panów
Persji, Arabji, Etjopów, Indjanów.

102.  „„Przeklęty stokroć, kto piérwszy w przystani
Przywiązał żagiel do kruchego drewna!
Jeśli jest słuszność — wart, by go w otchłani
Wiecznie karała ręka boża gniewna.
Niechaj go nigdy gieniusz mędrca, ani
Cytara piewcy nie wychwala śpiewna;
Niech zginie w mroku skryta zapomnieniem
Pamiątka dzieła wraz z jego imieniem!

103.  „„Syn Japetowy, Prometej zuchwały,
Dał ludziom ogień niebiosom porwany
I wnet świat bojem rozpłomieniał cały
Tysiąc klęsk zeszło (błąd niedarowany!)
Ileżby światu oszczędził zakały,
Od ilu nieszczęść uchronił ziemiany,
Od ilu błędów straszliwych ocalił,
Gdyby nam w piersiach skry żądz nie rozpalił.

104.  „„Ani Faeton ojcowskie rumaki
Śmiałby zakładać ręką zaufaną,
Ani się Ikar wzbił w powietrzne szlaki,
Skąd tamten rzece, ten morzu dał miano:
I gdzież jest zamysł, gdzie ciężki trud taki,
W którymby ludzkiéj ręki niewidziano?
Miecz, ogień, woda, świat — świadczą od wieka
O téj śmiałości i nędzy człowieka!““






Pieśń piąta.


1.  „Jeszcze brzmiał starca głos, kiedy okręty
Otwarły skrzydła, dmuchnął wiatr łagodny
I z kochanego portu na odmęty
Już wypływamy, w czas cichy, pogodny:
Rozpięto żagle, jak zwyczaj przyjęty,
Wzywamy bożych łask na czas przygodny,
„„Szczęśliwéj drogi!““ — jeszcze łowim uchem
I zakołysał się maszt zwykłym ruchem.

2.  „Właśnie się wówczas do Lwa nemejskiego[124]
Wieczna dnia gwiazda zbliżała swym tokiem:
A czas, którego chwile ciągle biegą,
Szedł przez „wiek szósty“ słabym, wolnym[125] krokiem.
Czternaście setek razy wieku tego
Obiegło słońce — a z piętnastéj — z rokiem
Gdy flota nasza odbiła od brzegu, —
Był dziewięćdziesiąt siódmy raz obiegu.

3.  „Już coraz smutniéj — spochmurniały twarze,
Kiedyśmy góry ojczyste żegnali:
I Tag, co już się oczom nie ukaże,
I szczyty Cintry znikające w dali:
Z jakimże smutkiem rzucają żeglarze
Kraj ukochany, gdzie sercem zostali:
Lecz wszystko znika — i w całym przestworze
Nic już nie dojrzysz — nic — niebo i morze...

4.  „W dalekie morza pędzi maszt skrzydlaty,
Kędy nikt dotąd nie zabiegał wiosły,
Koło wysp, które niedawnemi laty
Księcia Henryka odkrył umysł wzniosły:[126]
W lewo — gdzie Antej miał tron dawnéj daty[127]
Góry i sioła Maurytanji wzrosły;
W prawo — czy inny świat morze opływa?
Rzecz to niepewna, a jednak możliwa....“[128]


5.  „Widzim rozległej Madery wybrzeże,
Któréj mieszkańców dały Luzów nawy;
Od mnogich lasów, ona imię bierze
I więcéj znana z imienia niż z sławy:[129]
Nie że za światy leży — nie! Maderze
Brakło, by Wenus znała jéj dzierżawy
A świat-by uznał, iż przed nią Cytera,
Pafos, Cypr, Knidos w cieniu się zaciera.

6.  „Mijamy dziką Masylji pustynię,
Gdzie Azenegi pasą swoje trzody;
Trawy tU nędzne, bo nigdy nie spłynie
Na spiekłą ziemię strumień świeżéj wody:
Tu ani owoc, ni kłos się rozwinie,
Tu ptak żelazo przetrawia bez szkody;[130]
Z dwóch stron przeciwnych z tym krajem się styka
Państwo Berberji i Ethjopja dzika.

7.  „Już przepływamy ostatnią granicę
Północną, dokąd wóz swój toczy słońce,
Tutejszych ludów ogorzałe lice
Oblókł Klimeny syn w pomroki ćmiące:[131]
Czarny Senegal skrapia ich ziemice,
Lejąc obficie strumienie rzeźwiące,
Tu cypel, który Arsinario zwano
Nim Luz mu nadał „Zielonego“ miano.

8.  „Już Kanaryjskie wyspy po za nami,
Zwane „Szczęsnemi“, — a po nich tuż blizko
Zabłysły inne, którym przed wiekami
Córy Hespera nadały nazwisko;[132]
Ziemie bogate mnogiemi cudami,
Kędy już nieraz Luz miał przytulisko:
Tuśmy w port weszli za dobréj pogody
By wziąć zapasy żywności i wody.

9.  „Ten port i wyspa ochrzczone imieniém
Jakóba — jasnych niebios wojownika;
Nieraz on walczył Hiszpana ramieniem
I łamał szyki Maura najezdnika[133]
Ale za piérwszém Boreasza tchnieniem
Na oceany znowu łódź pomyka,
Kraje głąb’ słoną zostawiając w dali
Brzeg, gdzieśmy słodycz spoczynku poznali.


10.  „Wciąż ku wschodowi flota nasza bieży
Afrykę nawy opływa lotnemi;
Gdzie kraj Jalofów zaległ u wybrzeży
Gęsto zasiedlon ludy murzyńskiemi;
I kędy większy kraj Mandingów leży,
Gdzie lśniące złoto lud dobywa z ziemi,
I pije wody Gambji rzeki krętéj,
Co w Atlantyku rzuca się odmęty.

11.  „Migły Dorkady — niegdyś dawnéj pory,[134]
Miejsce pobytu i smutne mieszkanie
Trzech bliźnich siostrzyc zmienionych w potwory,
Co jedno oko w kolejne władanie
Miały; o piękna, coś swemi kędziory
Siała płomienie aż w morskie otchłanie,
Ty, tak zmieniona przez gniewną boginię,
Dziś twemi wężmi zaludniasz pustynię!“

12.  „W końcu zwracamy w południową stronę
W wielką zatokę ostre statków przody:[135]
Nikną ryczące Sierra — Leone,[136]
Cypel „Palmowy“, wielkiéj rzeki brody,
Która w poddanem nam państwie szalone
Aż w głębie morskie śle szturmem swe wody
I słynny ostrów — imieniem nazwany
Ucznia, co boku Pańskiego tknął rany.[137]

13.  „I państwo Kongo nie małéj potęgi
Przez nas do świętéj przywiedzione wiary,[138]
Przerżnięte pasem długiéj jasnéj wstęgi
Zairy, któréj nie widział świat stary.
Tak, pod nieznane niebieskie okręgi
Na coraz szersze mknąc morskie obszary,
Mijamy wrzący ów pas równikowy,
Który świat na dwie rozdziela połowy.

14.  „Nową tu gwiazdę witamy w zdumieniu,
Nowéj półkuli strażnicę nieznaną,[139]
Gwiazdę, o któréj na niebie istnieniu
Dotąd na pewno nigdy nie wiedziano:
Śród gwiazd tu w mniejszém będących skupieniu
Biegun południa za miejsce jéj dano,
Ale nikt nie wié, czyli swe promienie
Zlewa na lądy, czy na mórz przestrzenie?


15.  „Mijamy kraje ze zmiennym klimatem,
W których Apollo przebywając dłużéj
Dwukrotną zimą obdarza i latem
W swéj śród biegunów dwukrotnéj podróży.
Śród ciszy, to wśród starć wichrów nad światem,
Gdy Eol gniewny głębie morskie wzburzy,
Widzimy jako wbrew srogiéj Junonie
Kalisto w fali Neptunowéj tonie.[140]

16.  „Mamże wyliczać niebezpieczeństw krocie
Jakich nie znali inni żeglownicy?
Mówić o burzach nagłych, czarnéj słocie,
O niebie całém w ogniach błyskawicy?
O ciemnych nocach, o straszliwym grzmocie,
Co wstrząsał światem? gradach, nawałnicy?
Pierś najsilniejsza, ani głos spiżowy
Nie zdoła klęsk tych wygłosić połowy.

17.  „Nieraz prostacza żeglarzy gromada,
Co w doświadczeniu jeno ma mistrzynię,
O różnych cudach z wiarą opowiada
Sądząc o rzeczy z pozoru jedynie:
I ja-m je widział, lecz mym sądem włada
Wiedza — z rozumu tylko prawda płynie,
On w tym zawiłym tajni świata tłumie
Prawdę od fałszu sam odróżnić umie.

18.  „Widziałem ognie, których jasność żywa[141]
Nagle wybłyska wpośród ciemnéj burzy
I którą świętą marynarz nazywa,
Bo po łzach smutku ona spokój wróży;[142]
I rzecz, co nie mniéj pewna a straszliwa,
I co nas trwogą przejęła w podróży,
Widziałem chmurę, co w trąbę zmieniona
Ssała słup wody z oceanu łona.[143]

19.  „Widziałem dobrze (jestem przeświadczony,
Że wzrok nie mylił mię), jak para wstała
I niby obłok wiatrami niesiony
Krążąc nad falą wiła się i chwiała.
Z niéj pod niebiosa wyrósł słup wzniesiony,
Ale się jeszcze tak przezroczą zdała,
Że kształt jéj nie dał się określić okiem,
Że się zdawała z treści swéj obłokiem.


20.  „Słup rośnie zwolna, rośnie przed oczyma
Już grubość masztów przenosi o wiele;
To się zacieśni, to znowu rozdyma,
W miarę, jak wodę wciąga w swe gardziele:
Słania się z falą, stopy jéj się trzyma
Nad skronią gęsta chmura mu się ściele,
I coraz ciemniéj, coraz szerzéj zwisa,
A słup wciąż wodę z głębi mórz wysysa.

21.  „I jak krwi chciwa pjawka, co się czepi
Wargi zwierzęcia (gdy które niebacznie
U chłodnéj strugi siły swoje krzepi),
Krwią jego gasić swe pragnienie zacznie,
I coraz grubsza, im wpija się lepiéj,
Wciąż się rozdyma, choć już wzdęta znacznie:
Tak ta kolumna wciąż rośnie do góry,
Wraz z kapitelem wieńczącéj ją chmury.

22.  „Lecz gdy się wody napije do syta,
Odrywa stopy od fal, skąd ją ssała,
Pędzi do góry, czołem niebios chwyta
I w deszcz rzęsisty, rozlewa się cała:
Co wzięła, wraca ulewa obfita;
Lecz smak swój słony woda postradała.
Mędrcy nad księgą spędzający życie,
Ten dziw przyrody wy nam objaśnijcie!

23.  „Filozofowie dawni, co śród trudów
Zwiedzali kraje, aby je zbadali,
Gdyby widzieli tyle co ja cudów
I na tak różne wiatry łódź swą zdali,
Ileż dzieł zacnych dla potomnych ludów,
Ileżby odkryć wielkich dokonali!
I zamiast próżnych mrzonek systematu
Ileż prawd czystych zabłysłoby światu!

24.  „Najwięcéj z planet do ziemi zbliżony
Księżyc — pięć razy odbył swe obroty,
To jak sierp nowiu, to zaokrąglony,
Od czasu wyjścia w morze naszéj floty;
Gdy — „Ziemia!” — krzyknął strażnik zawieszony
U szczytu masztu między lin uploty;
I wnet załoga ku rufie poskoczy
Ku stronie Wschodu wytężając oczy.


25.  „Tam niby chmura coś w dali majaczy,
Gór niewyraźne kreślą się kontury;
Więc kotwie, które wkrótce się zahaczy,
Gotujem, żagle zwijamy i sznury;
A iż rzecz ważna, jeśli się oznaczy
Punkt, gdzie jesteśmy — mamy przyrząd, który
Zwą astrolabem — wynalazek nowy
Dowcipnéj myśli, wiedzy naukowéj[144].

26.  „Już dopływamy szerokich wybrzeży
I wnet się cała rozpierzchła załoga,
Ciekawa dziwów onéj ziemi świeżéj,
Gdzie dotąd ludzka nie postała noga.
Ja zaś, gdzie wydma piaszczysta się szerzy,
Z sternikiem patrzę, kędy wiodła droga,
Wymierzam wedle nowego sposobu
Wysokość słońca, badam mapę globu.

27.  „Widzę na pewno, że zwrotnik minąłem
Zwan „Koziorożcem“, i między nim stoję,
A tém południa biegunowém kołem,
Co świat nieznany skrywa w lody swoje;
Gdy nagle kilku z méj załogi społem
Murzyna wiodą przed oblicze moje,
Co był na górze gwałtem pochwycony,
Kiedy wydzierał pszczołom słodkie plony.

28.  „Na twarzy jego trwoga się maluje,
Znać nigdy jeszcze nie był w takiéj biedzie;
Mówi — my jego, on nas nie pojmuje,
Polifem piękny przy jego ohydzie[145]:
Ja mu kosztowny metal pokazuję
Koloru runa, co lśniło w Kolchidzie,
I gładki pieniądz i wonne korzenie,
Lecz on na wszystko patrzy niewzruszenie.

29.  „A więc cenniejszych rzeczy dobyć każę:
Na widok sznurów z ziarnek kryształowych,
Przy dźwięku dzwonków i brzękotek gwarze
I czapki barwach żywych purpurowych,
Porwał się dziki w radości nadmiarze.
Znakami głosi zachwyt z darów owych
I szybkim pędem, porwawszy łup chciwie,
Ku swéj poblizkiéj wiosce mknie skwapliwie.


30.  „Ale nazajutrz ów lud ciemnolicy
I nagi — nowe śle ku nam gromady,
Schodzi po stromych wzgórzach okolicy,
Po takież dary w ziomka swego ślady:
A tak się zdają przychylni ci dzicy,
Iż jeden z naszych bez podejrzeń zdrady
Fernand Velloso wchodzi między tłuszczę
I zdąża z niemi w ich nieznane puszcze.

31.  „Velloso wierzył w siłę swojéj dłoni
I bezpieczeństwu zaufał zuchwały;
Więc bez puklerza poszedł i bez broni;
Lecz gdy napróżno na dobre sygnały
Czekamy — wzrok nasz z troską za nim goni:
Wtém się ukazał — i ze stroméj skały
Spragniony przygód nasz towarzysz zbiega —
Prędzéj niż odszedł — i zdąża do brzega.

32.  „Wnet łódź Coelha w pomoc mu przychodzi;
Lecz nim zdołano dopłynąć do brzega
Jeden z Murzynów śmiało drogę grodzi,
By przeciąć odwrót od brzegów zabiega;
Już inni gonią; bez pomocy z łodzi
W niebezpieczeństwie było życie zbiega,
Więc majtki robią wiosły z całéj siły
A tłumy Negrów wdali się odkryły.

33.  „Leci strzał chmura, leci grad kamieni,
Lecą ulewą pociski miotane;
I nie napróżno — ja sam na goleni
Ciężką podówczas otrzymałem ranę;
Lecz i my, srodze czując się skrzywdzeni,
Taką odpowiedź ślemy im w zamianę,
Żeśmy im żywiéj zabarwili skóry,
Niż owe czapki szkarłatnéj purpury.

34.  „Gdyśmy już druha zbawili w przygodzie,
Wracamy wszyscy na nasze okręty,
Bez żalu po tym nizkim ludzkim rodzie,
Podłym a dzikim równo ze zwierzęty;
Nic prócz swych brzegów nie znają ich łodzie;
Nigdy na szersze nie wyszli odmęty,
O Indji wiedzą tylko, że daleka:
Więc pod wiatr żagle! flota w dal ucieka.


35.  „Vellos otoczon przez całą załogę,
Wszyscy się śmieją, a ktoś z krotochwili —
„„Velloso — rzecze — przyznaj, idąc w drogę,
Niż piąć się w górę schodzić stokroć miléj?““
„„Prawda — odpowié śmiałek — przyznać mogę,
Lecz kiedym spostrzegł groźbę dla was, w chwili
Wspomniałem, żeście zostali tu sami
I pośpieszyłem, by walczyć wraz z wami““.

36.  I prawi rycerz, jako tłum wzburzony
Zaraz za wzgórzem z krzykiem nań się rzucił,
Drogę mu w dalsze przecinając strony
I śmiercią grożąc, gdyby nie zawrócił:
I jako tłum ów czyhał zaczajony
Na wyjście nasze, by nam spokój skłócił,
Pragnąc nas pojmać, lub w cień wtrącić wieczny,
A wziąwszy łupy, ujść z niemi bezpieczny.

37.  „Pięć razy ziemię oświeciło słońce,
Jak-eśmy wyszli z téj wrogiéj przystani,
I przez te morza wiosła nie znające,
Pomyślnym wiatrem płynęliśmy gnani,
Zeszła noc cicha — straże czuwające
Na przodach statków patrzą w głąb’ otchłani,
Gdy ciemna chmura, jak całun grobowy
Płaszcz swój nad nasze rozpostarła głowy.

38.  „I tak posępnie, tak smutno w przestworze,
Że serca nasze od trwogi zdrętwiały:
W dali szumiało czarne, groźne morze,
Jak jęk bałwanów, bijących o skały.
Więc zawołałem: „„O Ty, wielki Boże!
Cóż nam tu grozi? Jakich klęsk nawały?
Ile tajemnic zewsząd się wynurza?
I tu coś więcéj niźli zwykła burza““.

39.  „Jeszczem nie skończył, kiedy z głębi wody
Wytrysła postać strasznego olbrzyma,
Potężnych kształtów a szpetnéj urody,
Z ponurą twarzą, z wpadłemi oczyma,
Splątane kudły zwisają mu z brody,
Lice gliniaste kropelki krwi niéma,
Plugawe włosy w piasku, w błocie całe,
Zęby pożółkłe, wargi ma zsiniałe.


40.  „Z ogromu członków zdał się nam kolosem,
Jako ów, słynny swojemi rozmiary,
Co gdy królował niegdyś nad Rodosem
Do siedmiu cudów wliczył go świat stary.
A kiedy potwór zagrzmiał strasznym głosem,
Rzekłbyś z najgłębszej podmorskiéj pieczary:
Na jego ryku oddźwięki złowieszcze
Włos nam się zjeżył, ciała wstrząsły dreszcze.

41.  „„Zuchwalcy — rzecze — wy, między narody
Najpochopniejsi k’czynom w całym świecie; —
Coście walk tyle stoczyli bez szkody
I nigdy w trudach chwili nie spoczniecie:
Czyż niema dla was granic ni przeszkody,
Że aż w przestwory mych mórz wchodzić śmiecie?
Mórz niezoranych wiosłem, kędy straże
Dzierżąc od wieku sam wnijść się nie ważę!

42.  „„Pragniecie dotrzéć przyrody tajników
I żywioł płynny zrobić swoim sługą,
Czego nie osiągł nikt ze śmiertelników
Dzieł nieśmiertelnych wsławionych zasługą?
A więc słuchajcie przyszłości wyników
I klęsk, co na was zwalą się niedługo
Po wszystkich krajach, wszystkich mórz zakresie,
Gdziekolwiek podbój oręż wasz poniesie.

43.  „„Wiedzcie, iż każdą łódź, co tu swe stery
Zwróci, przykładem waszym ośmielona,
Spotkają morza straszliwe chimery,
Rozproszą wichry i burza pokona;
Na pierwszą flotę, co wejdzie w te sfery[146],
Na nienawykłe do jarzm morskie łona,
Ja sam tak srogie przeciwieństwa zwalę,
Iż skołataną połkną gniewne fale.

44.  „„Tu jeśli zwodne nie łudzą nadzieje,
Doścignę pomstą odkrywcę téj strony[147][148];
Nie na tém koniec — przez cięższe koleje
Wasz hardy opór będzie ukrócony;
Co rok cios nowy wpiszą wasze dzieje,
(Jeżeli wzrok mój błędem nie zaćmiony?)
Tak zewsząd zguba, tak wszędzie rozbicie,
Iż za najmniejszą z klęsk — śmierć policzycie.


45.  „„Najpierwszy z mężów, którego nazwisko[149],
Fama grzmiąc niosła pod niebios sklepienia,
Tutaj wieczyste znajdzie grobowisko
Z tajemnych bożych wyroków zrządzenia:
Choć Turków flotę grążył w topielisko,
Choć blask trofeów skroń mu opromienia;
Choć równie znają moc jego żelaza
I gród Quiloi i dumna Mombaza.

46.  „„I inny jeszcze, miłości i sławie
Niosący służby, mąż głoszon przez famę[150],
Z którego losy połączył łaskawie
Przychylny Amor młodą, piękną damę:
Gdy w państwo moje wkroczy na swéj nawie,
(Snać czarne losy zagnały go same),
Ujdzie rozbicia, ale jeno gwoli
Straszniejszéj męce i sroższéj niedoli.

47.  „„Ich wielkich uczuć owoc święty, błogi, —
Dziatwa — rodzicom w oczach wymrze z głodu;
A śliczną matkę Kafr dziki i srogi
Odrze z szat: — tutaj pieszczone od młodu
Wiotkie jéj członki wystawi los wrogi
Na zmiany wichrów i skwaru i chłodu,
Tu delikatne nóżki pięknéj pani
Nieraz dotkliwie wrzący piasek zrani.

48.  „I o ich doli wieści w świat pobiegą
Aż ku ojczystéj luzyjskiéj krainie,
Jak kochankowie odarci z wszystkiego
Kryli się w dzikiéj kolczastéj gęstwinie;
Głazy zmiękczając łzami smutku swego,
Aż duch swe skrzydła anielskie rozwinie
Z ciał w ostateczne zjętych uściśnienie
I rzuci śliczne, lecz nędzne więzienie““.

49.  „Chciał potwór daléj szerzyć przepowiednie
O losach naszych, lecz ja się porwałem:
„„Kto jesteś? — wołam — skąd te dzikie brednie?
O ty straszliwy, tak poczwarny ciałem?““
Spojrzał złowrogo, sina warga blednie,
Ryknął okropnie, aż w sercu struchlałem,
I, jakby moje ciężyło pytanie,
Tak głuchym głosem odrzecze mi na nie:


50.  „„Jam jest gieniuszem, któremu w straż zdany
Cypel, o którym nie słyszeli w świecie
Ptolomej, Pliniusz, Greki ni Rzymiany,
A który wy dziś „Przylądkiem burz“ zwiecie:
Tutaj się kończy wparty w oceany
Kraniec Afryki, na tym skalnym grzbiecie,
Co w Antarktyku rozciąga się stronę,
Któréj tajniki dziś przez was zgwałcone.

51.  „„Ja-m jest syn ziemi, Encelad mi bratem,
Egej i olbrzym Stu-ręki wiadomy; —
Adamastorem zwą mię, — ja-m z bułatem
Szedł w bój. To na nas Wulkan kuł swe gromy.
Gdy bracia władzę szerzyli nad światem,
Piętrząc na góry innych gór ogromy,
Ja-m w Neptunowe grążył się topiele
I mórz monarchę wyzywałem śmiele.

52.  „„Miłość mię gnała k’czynom wojowniczym,
Miłość ku zacnéj Peleja małżonce[151]:
Gardziłem bogiń Olimpu obliczem
Ku wód królewnie śląc modły gorące.
Raz ją ujrzałem, gdy w kole dziewiczém
Nereid — naga pląsała na łące;
I wnet miłośne owladły mną czary,
Że dotąd jeszcze odczuwam ich żary.

53.  „„Nie mogłem łask jéj pozyskać urodą,
Mój wzrost olbrzymi był u niéj w ohydzie,
Więc myślę: będziesz zdobywcy nagrodą!
I z tym zamiarem zwierzam się Dorydzie:
A Dorys trwożna o swą panią młodą,
Śpieszy ją ostrzedz; — lecz śliczna w swym wstydzie
Z uśmiechem rzecze Tetys zagniewana:
Możliważ miłość Nimfy i Tytana?

54.  „„Że jednak trzeba ocalić świat wodny
Od srogich bojów — i mój wstyd niewieści,
Znalazłam sposób pewny, niezawodny. —
Taką odpowiedź posłanka mi wieści.
Nie mogłem wniknąć w jéj podstęp niegodny,
(Tak miłość ślepa złudami nas pieści),
I w moje serce spragnione, gorące
Weszło żądz tysiąc, nadziei tysiące.


55.  „„Już, głupiec, wszelkie porzuciłem boje,
Gdy jednéj nocy, jak Dorys przyrzeka,
Bez żadnych osłon cudne bóstwo moje,
Białą mą Tetys dostrzegłem zdaleka:
Lecę — szaleniec! ramion moich dwoje
Ściągam ku pięknéj, która na mnie czeka,
Do „piersi cisnę i całuję oczy,
I śliczne lica, i zwoje warkoczy.

56.  „„O, jakim ból mój wypowiem wyrazem?!
Mniemana luba, — któż uwierzyć zdoła?
Odłamem skały, martwym była głazem,
Lasem i gęstwią obrosłym dokoła.
Com uczuł, z głazem tym zostawszy razem,
Zamiast utulić w objęciach anioła!
Nie byłem sobą już — z bryłą u łona
Stałem się niemy i martwy jak ona.

57.  „„O najpiękniejsza z Nimf, trudnoż ci było,
Gdy już wstręt czułaś ku mojéj osobie,
Dać mi choć złudę? zmienić boską silą
Głaz, obłok, marę w kształt podobny tobie?
Odszedłem gniewny — wstydem mię paliło
Wspomnienie krzywd mych w téj bolesnéj próbie,
Szukałem światów, gdziebym się nie wstydził
Mych łez, gdzie niktby z méj doli nie szydził.

58.  „„Wówczas już bracia zakończyli wojnę
I pokonani w strasznéj nędzy toną;
I — aby bogi mogły spać spokojne —
Całe im góry na barki zwalono:
A że bezsilne ramiona niezbrojne
Przeciw niebiosom — ja, z duszą zranioną,
Poszedłem, płacząc i czując złe losy
Za śmiałość moję kruszące mię ciosy.

59.  „I w twardą ziemię zmieniono mi ciało,
I kości moje stały się skałami;
Widzicie członki i postać mą całą
Tak rozciągnioną nad temi wodami:
Olbrzymie kształty, jak bogom się zdało,
Zmieniono w cypel, sterczący przed wami;
I aby zdwoić bolesne męczarnie,
Tetys, lżąc co dzień, w krąg swych wód mię garnie““.


60.  „Tak opowiadał lejąc łez potoki,
Aż znikł nam z oczu; — pod niebios przestworzem
Rozwiał się czarnéj chmury płaszcz szeroki,
A huk przeciągły rozległ się nad morzem.
Podnoszę ręce błagając bez zwłoki
Pieczy anielskiéj, co nam była stróżem
Dotąd — i bożéj przyzywam opieki
Przeciw tym wróżbom w przyszłości dalekiéj.

61.  „Już przeciągnęły przed memi oczyma
Flegon, Pirois i dwa inne konie[152].
Złoty wóz słońca, gdy z ciała olbrzyma
Stworzony cypel — błysł nad morskie tonie;
Wzdłuż jego brzegów flota ster swój trzyma,
Już na mórz Wschodu kołysze się łonie,
I po dniach kilku pomyślnéj żeglugi
Majtki wychodzą na brzeg po raz drugi.

62.  „Pasterskie ludy a władcy téj ziemi,
Choć także czarni, byli niezrównanie
Od braci swoich bardziéj dostępnemi,
Z któremi srogie mieliśmy spotkanie;
Ci w żywych pląsach biegli z żony swemi
Piaszczystym brzegiem k’nam na powitanie;
Przed sobą licznie pędziła gromada
Tuczne, spasione, łagodne swe stada.

63.  „Jadą małżonki z twarzą ogorzałą
Oklep na wołach, — wół kroku nie śpieszy,
Bo zna on, komu zawdzięcza tę całą
Powagę, jaką śród stada się cieszy.
W rodzinnéj mowie, jak się komu zdało
W rymach i prozą płyną pieśni rzeszy,
Wtórzy fujarka wiejska, słodko-glosa,
Jako Kamenom fletnia Tytyrosa[153].

64.  „I nie zawiodła nadzieja życzliwa;
Bo nas przyjęto ze szczeréj ochoty
I dostarczono ptastwa i mięsiwa,
A w zamian inne przyjęto przedmioty;
Lecz mimo pytań nic się nie odkrywa,
Z ich słów nie znaléść skazówek dla floty;
Więc znów do żagli — zrywamy kotwice
I pędzą statki w dalsze okolice.


65.  „Mając za sobą biegun antarktyczny
Wzdłuż afrykańskich zdążamy wybrzeży,
Gdzie się Etjopów ciągnie kraj dziedziczny
Ku skwarnéj linji równika łódź bieży:
Mijamy wyspę, niegdyś kres graniczny
Dla innéj floty, ciekawéj, gdzie leży[154]
„Burz cypel“, która tu stanęła w biegu
I zawróciła od téj wyspy brzegu.

66.  „Wiele dni płyniem przez morskie rozłogi,
Gnani wichrami, to znów mając cisze,
I coraz nowe otwierając drogi,
Nadzieja tylko wiedzie towarzysze:
Jakiś czas przeszedł bez odmiany wrogiéj,
Kiedy prąd nagły fale zakołysze,
Rosną bałwany i spienione wody
Statkom niezłomne stawiają przeszkody.

67.  „Z ogromną siłą ów prąd morze wzrusza,
Z niezmiernym trudem płyną nasze nawy;
Nieraz pęd wody cofać się przymusza,
Choć w nasze żagle dmucha wiatr łaskawy.
Aż się nakoniec sam Notus obrusza
Tak zuchwałemi oceanu sprawy
I z gniewnéj piersi takiém tchnieniem bucha,
Aż prąd zwycięsko przebyła łódź krucha.

68.  „Nadszedł dzień święty, gdy z wschodniéj krainy
Biegli trzej mędrce — skłonić się osobie
Nowo zrodzonéj malutkiéj dzieciny
Trójną królewskość mającéj już w sobie,
Tegoż dnia wchodzim w port — i tu Murzyny,
Jako uprzednio — tu przystanek robię
I wielką rzekę dzisiaj napotkaną
Odtąd „Trzech króli“ zdobić będzie miano.

69.  „Zapasy chętnie znoszą nam krajowce,
A z owéj rzeki płyn świeży czerpiemy;
Lecz próżno myśléć o jakiéj wskazówce
Pod względem Indyj. Lud ten dla nas niemy!
Zważ więc, o królu, przez jakie manowce,
Śród jakich dzikich narodów płyniemy,
Zawsze bez wsparcia, bez nici przewodniéj
Na upragnionéj onéj ziemi wschodniéj.


70.  „Rozważ, o panie, jak ciężkim uciskiem
Gnębią nas losy, gdy w bezdroża gnani,
Zgłodniali, wichrów będący igrzyskiem,
Po obcych morzach błądzim skołatani;
Znużeni długim nadziei połyskiem,
Gdyśmy tak srodze zawiedli się na niéj,
Gdy obcy klimat dla nas nieżyczliwy
Zaczął nam zdrowie niszczyć swemi wpływy.

71.  „Zepsuta żywność nikomu nie służy,
Zatruwa jadem wycieńczone ciała;
Gdybyż choć jedno mogło wspierać dłużéj,
Gdybyż choć w sercach nadzieja została!
Czyż sądzisz, panie, że w takiéj podróży
Inna prócz naszéj flota-by wytrwała?
Że inny żołnierz, w nędzy tak niezmiernéj,
Słuchałby wodza, trwał królowi wierny?

72.  „Myślisz, że dawno spisku-by nie było
Przeciw wodzowi? Że nie szliby raczéj,
Jako piraci byt zdobywać siłą
Zamiast tak ginąć z głodu i rozpaczy?
Oto jest dowód, jak nam serce biło:
Niech ta niedola świadczy i tłómaczy
Całą luzyjskiéj cnoty doskonałość,
Uległość wodzom, a monarsze stałość.

73.  „Wkrótce rzucamy port rzeki gościnnéj
I znów przed nami słonych mórz odmęty,
Ale kierunek bierzem nieco inny;
Na pełne morze zwracamy okręty;
Wieje wiatr świeży, dmie Notus uczynny,
By żaden statek nie był doścignięty
Prądem płynącym z zatoki z oddala,
Skąd w świat śle złoto bogata Sofala.

74.  „Przeszło. Znów sternik lekki rudel chwyta,
Święty Mikołaj Bogu nas poleci!
I tam, gdzie fala u wybrzeży zgrzyta,
Chwiejąc się z wiatrem znowu flota leci.
W sercach naprzemian strach z nadzieją świta,
Tak długi zawód już zwątpienie nieci,
Dzisiejszą wiarę jutro rozpacz tłoczy.
Wtém, nowy widok zwrócił na się oczy.


75.  „Nad brzegiem morskim widać, jak się ścielą
Piękne doliny i łąki kwiecone,
Rzeka do morza wlewa się gardzielą,
A na niéj statki żaglem uskrzydlone.
Wpośród nas radość, którą wszyscy dzielą,
Tu może znajdziem wieści upragnione
Może wskazówek szukanych tak długo
Udzieli lud ten obyty z żeglugą.

76.  „Mieszkańcy, czarne Etjopji syny,
Znajomi zdają się z oświeceńszemi
Ludy; bo nawet język swéj krainy
Nieraz z wyrazy plączą arabskiemi:
Szal z bawełnianéj leciutkiéj tkaniny
Skroń im obwija zwojami miękkiemi,
A drugi takiż, co lazurem błyska,
Wkoło ich bioder jak pas się zaciska.

77.  Często arabską Negr kaleczy mowę,
Lecz Fernand Martins zna ją doskonale,
Mówią, że nieraz tu statki żaglowe
Wielkości naszych — przerzynają fale:
Lecz, że od wschodu słońca w południowe
Strony pływają, a stamtąd znów stale
Wracają na wschód, w kraj gdzie zamieszkały
Ludy podobne nam — dnia barwy białéj.

78.  „I wielkie było na statkach wesele,
Cieszyły wieści znękanych biedaków:
Rzece, co dobra dała nam tak wiele,
Dajemy miano: rzeki „dobrych znaków“:
Nad rzeką pomnik budujemy śmiele
Na wieczną pamięć naszéj drogi szlaków;
A w cześć anioła, co wiódł Tobijasza,
Całą krainę chrzci załoga nasza.

79.  Tu oczyszczamy statków naszych spody,
Od długiéj drogi brudne i plugawe,
Z morszczyzn i skorup, zwykłych tworów wody,
I z mułu każdą oskrobujem nawę.
Lud okoliczny ziemi swojéj płody
Daje nam chętnie i serce łaskawe,
Do zdrad niezdolny, z uśmiechem na twarzy
Znosi nam żywność i uśmiechem darzy.


80.  „Lecz krótko trwały nadzieje tęczowe
I radość wkrótce czysty blask swój traci;
Sroga Nemezys mierzy ciosy nowe,
Za chwilę szczęścia nową klęską płaci.
Niebo dziś jasne jutro już surowe,
Takie są losy wszystkiéj ludzkiéj braci,
Ból przetrwa wieki, gdy piersi przywali,
A szczęście błyśnie — i już znika w dali.

81.  „Przyszła choroba i śród nas się szerzy,
Straszna a bardziéj wstrętna; — wielu zmarło
Tu u tych obcych, nieznanych wybrzeży,
Wiele się grobów na zawsze zawarło.
Kto sam nie widział, pewno nie uwierzy,
Jak przeraźliwie usta im rozparło;
Na dziąsłach mięso wyrasta i puchnie,
I razem gnije i okropnie cuchnie.

82.  „Smrodliwy wyziew szerzy się dokoła
I zdrowym jeszcze powietrze zatruwa,
Biegłych lekarzy nie mieliśmy zgoła,
Ledwie przy chorych prosty chirurg czuwa:
Stal tylko zbawia — nią więc jak podoła
Niewprawna ręka zgniliznę usuwa:
Ten tylko środek miał moc śmierć oddalić,
Przezeń niektórych zdołano ocalić.

83.  „Ale nie wszystkich. Ziemia ta daleka
Niemało druhów na wieki zabrała,
Dzielących chętnie wszystko, co nas czeka,
Szczęście, czy klęska, zgon smutny, czy chwała,
O jakże łatwo o grób dla człowieka!
Ruchliwa fala, ziemi garstka mała...
Grób jednakowo kościom się otwiera
Prostego majtka, czy téż bohatera.

84.  Z większą otuchą, lecz i z większym smutkiem
Wychodzim w morze, by opowiadanie
Wyspiarzy stwierdzić. Po przejeździe krótkim
Już Mozambiku witamy przystanie.
Co nas spotkało na tym brzegu — skutkiem
Złości i fałszu — wiesz z wieści, o Panie,
Wiesz, jak w Mombazie stawiła nam sidła
Chytrego ludu nieludzkość obrzydła.


85.  „Aż Opatrzności litośne zrządzenie
Do twéj bezpiecznéj przyniosło ostoi,
Tu twa łaskawość, łagodząc cierpienie,
Z martwych nas wskrzesza, w żywych siły dwoi.
Tu słodki spokój i błogie wytchnienie
Pokrzepia serce, myśl znękaną koi,
Oto, jak chciałeś, powieść naszéj doli
Streszczona w słowa twym rozkazom gwoli.

86.  „Osądź-że, królu, ktoby zniósł tak dużo
I czy jest w świecie podróżnik nam równy?
Cóż w porównaniu z tą naszą podróżą
Zwiedzili Enej i Ulis wymowny?
Znaliż wód tyle? Zwarliż się tak z burzą?
Jednak hołd biorą piśmienny i słowny.
Ich pracę wielbi pieśń i dziejów karta,
Choć ósméj części naszych prac nie warta.

87.  „Wieszcz aońskiemi pojony kryształy,
Którego sobie Kolofon z Argosem,
I Salamina i Jos przywłaszczały,
I gród ateński i Smirna z Rodosem;
I ten, co okrył wawrzynami chwały,
Ziemię auzońską — a swym boskim głosem
Ojczyste Mincio kołysał marzeniem
A Tyber wstrząsał bohaterskim pieniem[155],

88.  „Niech opiewają, niech pismami sławią
Swoich półbogów, niech mnożą zmyślenia,
Niech się im Cyrce i Polifem jawią,
Niech słyszą Syren sen niosące pienia:
Niech w kraj Kikonów Ulisa wyprawią,
I do tych ludów, gdzie krzew zapomnienia,
Lotos, swym płodem druhów mu odurza;
Niech mu się sternik w głąb’ morską zanurza:

89.  „Niechaj wyzwolą wiatr z miechów Eola,
Niechaj żądz ognie w Kalipsie rozżarzą,
Niech każą zwiedzać elizejskie pola,
Niech Harpjom pokarm ich plugawić każą,
Niech cud za cudem gromadzi ich wola: —
Te próżne bajki dzieł naszych nie zmażą,
I moja prosta powieść się nie zlęknie
Pism górnolotnych, usnutych tak pięknie!“ —


90.  Umilknął Gama, lecz jego słuchacze
Jeszcze w podziwie, w upojeniu stali,
Wzniosła opowieść do serc ich kołacze,
Ku wielkim czynom ich umysł się pali.
Sam król wychwala to męstwo wojacze,
Z jakiem wawrzyny w tylu bojach rwali
Luzów królowie. Starożytną świetność
Narodu wielbi, wierność i szlachetność.

91.  A lud powtarza, co słyszał niedawno
I co każdego najsilniéj uderza:
Nie jeden goni wzrokiem garstkę sławną
Z tak dalekiego przybyłą wybrzeża.
Lecz z wozem, który ręką tak niewprawną
Wiódł brat Lampecji[156], już miody Feb zmierza
K’ państwie Tetydy — bo skończona praca,
A król Melindy do swych dworców wraca.

92.  O! błogo słuchać, gdy ze słodko brzmiących
Pień — sprawiedliwa leje się pochwała!
Czuć, że się z dzieły przodków w grobach śpiących
Nasza zasługa i praca zrównała —
Ta żądza sławy ileż serc gorących
Do bohaterskich czynów zachęcała?
I jak wielkiemi bywały podniety
Historji karta i słowo poety!

93.  Syn Filipowy nie tak Achilowi
Zazdrościł w bojach zdobytych wawrzynów,
Jak tego piewcy, co w potężném słowie
Podał potomkom pamięć jego czynów,
Chwała Milcjada Temistoklesowi
Sen odbierała — on śród Grecji synów,
Twierdził, iż dlań są najwyższą rozkoszą
Pienia, co chlubę jego czynów głoszą.

94.  Zasłużył Gama, aby mu przyznano,
Że stokroć przyćmił swojemi zasługi
Żeglarzy, których tyle opiewano,
Że świat i niebo zdumił, jak nikt drugi.
Tak; lecz Wirgila czczono i kochano,
August mu spłacał Eneasza długi,
To téż rozbrzmiała mantuańska lira
Imieniém Rzymu, sławą bohatéra.


95.  Ma swych kraj Luza Scypjonów, Cezarów,
Ma Aleksandrom i Augustom równych:
Lecz z jego mężów brak uczucia darów
Czyni żołnierzy grubych choć hartownych:
Oktaw śród nieszczęść i domowych swarów
Układał wiersze w słowach polerownych;
I nie zaprzeczy Fulwja, jak surowem
Jéj brzydki bezwstyd umiał skarcić słowém.

96.  Cezar do stóp swych całą Galję kłoni,
Ale mu oręż nauk nie przerywa;
On z piórem w jednéj, z mieczem w drugiéj dłoni
Cyceronowi w wymowie zrównywa:
Szlachetny Scypjon, gdy wroga nie goni,
W usługach Talii wawrzyny zdobywa:
A Macedończyk w miłości i części
Na swém wezgłowiu pieśń Homera mieści.

97.  Zawsze naukę czcili wielcy wodze,
Czy starzy Grecy, czy bitni Rzymianie;
U barbarzyńców toż samo znachodzę,
Wyjątkiem tylko jedni Luzytanie.
Ze wstydem wyznam, że gdy na téj drodze
Tak wielkie u nas widzim zaniedbanie,
Wińmy oziębłość na te iskry boże:
Kto nie zna sztuki, czyliż ją czcić może?

98.  Nie nieudolność, lecz ten chłód jedynie
Sprawił, iż brak nam Homera, Wirgila;
I gdy to potrwa, — nie miéć téj krainie
Zbożnych Enejów, dzielnego Achila:
Lecz gorzéj jeszcze, że fortuna ninie
Tak nas ogrubia, tak od ksiąg uchyla,
Że zatopieni w bogactw naszych chwale
Umiemy mało a wielu nic wcale.

99.  Niech Gama Muzom składa dziękczynienia,
Iż te, o sławę ojczyzny swéj dbałe,
Przy dźwiękach liry w nieśmiertelne pienia
Przelały jego dzieł i zasług chwałę;
Chociaż i Gamy i jego plemienia
W służbie Kalipsy zasługi zbyt małe,
By nimfom Tagu nie zbrakło ochoty
Dla pieśni o nim rzucać haft swój złoty.


100.  I mną kieruje nie nadzieja płacy,
Lecz miłość k’ziomkom i ta żądza wzniosła,
Abym mój naród uczcił w mojéj pracy,
By przez to sława ojczyźnie urosła.
Nie zamykajcież dusz, moi rodacy,
Dla wielkich myśli szlachetnego posła,
Bo te — dziś, jutro — w ten sposób czy inny
Znajdą ocenę, odbiorą hołd winny.






Pieśń szósta.


1.  Nie wié, jak uczcie walecznych żeglarzy
Pogański książę — och, bo związków życzy
Z chrześcijan królem, — o przyjaźni marzy
Z władcą, którego lud tak wojowniczy:
I z tą Europą, którą los tak darzy,
Żal mu, że jego państwo nie graniczy,
Z ziemią bogatą, u któréj podnoża
Herkul otworzył szlak z morza do morza[157].

2.  Codzień gry, tańce, na ryby wyprawy,
Według zwyczajów melindyjskiéj młodzi,
Jak Antonjusza witała zabawy
Piękna zwodnica na egipskiéj łodzi,
Tak król wymyśla najrzadsze potrawy,
Ucztami pobyt swych gości obchodzi:
Czego zapragnąć, poda dłoń życzliwa,
Owoców, ptastwa, czy ryb, czy mięsiwa.

3.  Lecz choć tak błogie wypoczynku czasy,
Dzielnego Gamy nic w drodze nie wstrzyma:
Jest sternik, wzięto żywności zapasy,
Powiał wiatr świeży i żagle rozdyma,
Wabią te srebrne słonéj wody masy:
Już do odwłoki żadnych przyczyn niéma;
Więc czas się żegnać — i król się rozrzewnia,
Prosi o przyjaźń — o swojéj upewnia.

4.  Gorąco prosi, zaklina z zapałem,
Aby doń Gama zawitał z powrotem:
„Bo nikt nie pragnie bardziéj w świecie całym
Przysłużyć ci się, nie chciej wąpić o tem.
I póki tylko dusza włada ciałem,
Ja dziś i jutro, i teraz i potem
Życie i państwo poświęcę dla sprawy
Tak zacnych króli, mężów takiéj sławy“.


5.  Gama nie został w odpowiedzi dłużnym
I wkrótce żagle na wiatr się rozwiną,
I do szukanych długo z trudem próżnym
Krain jutrzenki — łodzie Luzów płyną;
Z nowym sternikiem bezpieczniéj podróżnym,
Poczciwy, szczery i zna się z głębiną,
A więc weselsi, niż dotąd bywało,
W tę nową drogę puszczają się śmiało.

6.  Płynąc wciąż na Wschód wchodzą w Indyj morza,
I oglądają to miejsce w weselu,
Kędy ogniste słońce wstaje z łoża;
I już zdawało się, że są u celu.
Lecz Bachus w duszy więcéj się rozsroża,
Dostrzegłszy, że dziś, po próbach tak wielu,
Dla Luzów zbliża się szezęścia godzina,
Więc wre wściekłością, bluźni i przeklina.

7.  Znany był wyrok w niebie zapisany,
Że nową Romą stanie się Lizbona:
A co wszechwładca, co rzekł pan nad pany,
Tego nie zmieni nikt ani pokona.
Więc Bach porzuca Olimp i niebiany,
Na ziemi szuka ulg dla swego łona;
Zstępuje w państwa Neptunowi działem
Przypadłe — gdzie on bawi z dworem całym.

8.  W otchłaniach jaskiń okrytych wód łonem,
W bezdnach, gdzie morze kolebkę swą kryje
I skąd wybucha fal wściekłych miljonem,
Kiedy w nie wicher rozszalały bije,
Neptun z wesołém swych Nereid gronem
I z mnóstwem innych morskich bogów żyje,
I rozstępują się kryształy wodne,
Dając swym bóstwom schronienie wygodne.

9.  Na srebrnych piaskach ów dwór obrał leże;
W głębi kryjówek nieznanych nikomu
Błyszczą przejrzyste kryształowo wieże
Neptunowego wspaniałego domu:
Im bliżéj, większe zwątpienie cię bierze,
Czy to jest kryształ? czy z djamentów złomu
Gmach wyciosano? tak cały się mieni
Tysiącem blasków, tysiącem promieni.


10.  Podwoje złote perłami sadzone,
Bogate w konchy, w perłową macicę,
Ą tak misterną robotą rzeźbione,
Że nawet gniewny Bach wbił w nie źrenice.
Najpierw starego Chaosa omglone
Śród barw zamętu, rozpoznaje lice:
Tuż zaraz, każdy w zakresie swéj sfery,
Jawią się przed nim Elementów cztery.

11.  Subtelny Ogień u góry na szczycie,
Żyje sam sobą, lecz wszem tworom oto,
Cokolwiek dyszy, daje ruch i życie,
Odkąd Prometej skradł niebu skrę złotą.
Lekkie Powietrze wszędzie wnika skrycie
Swą niewidzialną, lotną swą istotą,
Czy je chłód ściśnie, czy ciepło rozluźni,
Świat napełniając nie dopuszcza próżni.

12.  Poniżéj Ziemia. Jéj wzgórza odziane
Trawą — a pierś jéj kwiatami okryta,
Wszystkie zwierzęta przez siebie wydane
Na swych pastwiskach wykarmia do syta.
Po niéj kunsztowném dłutem wyrzezane,
Rzek przezroczystych wiją się koryta,
W nich ryby różne kształtem i kolory,
A płyn zbawienny krzepi wszystkie twory.

13.  Po drugiéj stronie widzi Bach bój świetny,
Jaki bogowie stoczyli z olbrzymy;
I jęczy Tyfon pod skałami Etny[158].
A góra zionie płomienie i dymy;
Tam dzikim ludom, Neptun dar szlachetny[159]
Czyni, — wbił trójząb w ziemię i widzimy,
Jak trysł z niéj rumak; tam w chęci życzliwéj,
Minerwa szczepi piérwszy gaj oliwy[159].

14.  Krótko spoglądał Bach złością wzburzony
Na one dziwy; lecz prędzéj pomyka
We wnętrze gmachu, kędy przestrzeżony
Neptun nań czekał, i u drzwi spotyka,
Jak zawsze groném swych nimf otoczony,
Pełnych zdumienia, skąd ten cud wynika,
Że takich długich dróg przebył obszary
Do wód mocarza, władca winnéj czary.


15.  „Neptunie — rzecze ten — nie trwaj w podziwie,
Że mię tu widzisz w twojem państwie wodném,
Gdyż nas potężnych los niesprawiedliwie
Chce uciemiężyć uciskiem niegodnym;
Twe morskie bóstwa każ zwołać skwapliwie,
Nim więcéj powiem; niech mię kołem zgodném
Słuchają — i niech wezmą na uwagę
Wspólne nieszczęście, wspólną nam zniewagę“.

16.  Osądził Neptun, że snać ważne sprawy;
Z jego rozkazu wnet Tryton obieży
Wszystkie siedliska i wszystkie dzierżawy
Rozlicznych wodnych bóstw obu półsferzy.
Syn to Neptuna, z czego szuka sławy[160],
Z Salacji niemniéj czcigodnéj macierzy,
Poseł i herold ojca — słuszny, młody,
Lecz ciemnéj cery i szpetnéj urody.

17.  Obfity włos mu spada na ramiona,
Zwalany mułem, pełen morskiéj trawy
I bujna broda nigdy nie trefiona,
Snać nigdy nie miał z grzebieniém zabawy:
Na włosach wiszą czarnych muszli grona
W morzach zrodzonych — na głowie plugawéj
Świecą odbłyski świetnéj konchy dużéj
Sino-szkarłatnéj, co mu za hełm służy.

18.  Nagi, by nie miał w pływaniu przeszkody,
Tylko się na nim plotą nakształt pasa
Drobne żyjątka, różne morza płody:
Raki, krewetki i mięczaków masa,
Co z łaski Feba mnożą swoje rody.
Są i ostrygi jest i krobów rasa
Od mchów podmorskich brudne skorupiaki
I z domki swemi na grzbiecie — ślimaki.

19.  Ogromną, krzywą muszlę ma on w ręku,
Trzyma ją, silnie do ust swych przyciska;
Zadął potężnie, głośno, dźwięk po dźwięku
Przebiegły wszystkie morskie topieliska.
A po téj trąby przeraźliwym brzęku
Wszyscy bogowie śpieszą do siedliska
Tego, co niegdyś wzniósł Dardanji wały[161],
Które miał późniéj zniszczyć Grek zuchwały.


20.  Ojciec Ocean idzie śród gromady
Cór swych i synów, — sam latami zgięty;
Nerej — z Dorydą śpieszy w jego ślady,
Z którą nimfami zaludnił odmęty:
Protej z morskiemi rozstawszy się stady,
Których pasieniem jest zwykle zajęty,
Płynie, lecz jemu proroctwa nauka
Odkryła, czego Bachus w morzach szuka.

21.  Z innych stron śliczna
Neptuna małżonka Córa Celusa i Westy tu zmierza,[162]
Na ustach uśmiech wesoły się błąka,
Przed jéj pięknością morze się uśmierza:
Drogiéj koszulki cieniuchna osłonka
Kryje jéj postać, lecz przez nią uderza
Wdzięk cudnych kształtów przejrzystego ciała,
Które nie całkiem w fałdach skryć umiała.

22.  Z nią Amfitryta[162], piękna jak kwiat wiosny,
Śpieszy z Delfinem, z którego namowy
Przyjęła niegdyś szał króla miłosny,
Skłaniając serce k’woli Neptunowéj;
Ich oczom wszyscy oddają hołd głośny,
Przy nich przygasa blask słońca ogniowy:
Jednakim krokiem, splótłszy się ramiony,
Idą jednego męża te dwie żony.

23.  I ta, co widząc[163] Atamanta szały
A chcąc ocalić życie swéj dziecinie,
Z synem się w morskie rzuciła kryształy,
Kędy oboje są bóstwami ninie —
Zdąża: po morskich błoniach syn jéj mały
Z ślicznemi konchy igra na głębinie,
A Panopea widząc wdzięk dziecięcia
Goni po piasku, chwyta je w objęcia.

24.  I ten,[164] co niegdyś mieszkał w ludzkiém ciele,
Lecz czarodziejską raz spożywszy trawę
Przyoblekł rybie i łuski i skrzele
Aż zmienion w boga przez bóstwo łaskawe,
Idzie — na Cyrcy skarżąc się fortele
I po swéj Scylli szerząc żale łzawe.
Nie kochał Cyrcy — ta zemsty się chwyta:
O! jakże straszna miłość źle użyta.


25.  Nakoniec wszyscy w dworcu się zebrali:
Drogie wezgłowia zajmie bogiń rada
W rozległéj, boskiéj Neptunowéj sali,
Krzesła z kryształu ma bogów gromada;
Na równy swemu tron, wwiódł władca fali
Bacha — powitał wszystkich i sam siada:
Z kadzielnic bursztyn, mórz płód, ciągle zionie
Aromat milszy nad arabskie wonie.

26.  Kiedy ucichły zgiełki powitania
I każdy zasiadł na swojém siedzeniu,
Bach rzecz zagaił i zwolna odsłania,
Co go pogrąża w takiém udręczeniu:
Czoło zamroczył chmurą zagniewania,
Nie kładzie tamy swemu oburzeniu,
Gnan jedną myślą, by na Luzów głowy
Ściągnąć gniew innych, temi prawi słowy:

27.  „Neptunie, władco, którego potęga
Trzyma pod rządem wszystkich wód dzielnice
I od bieguna do bieguna sięga,
Dając narodom i krajom granice;
Ty, Oceanie, któryś światokręga
Wszystkie opasał i objął ziemice,
I sprawiedliwy położyłeś kraniec,
By w swym obrębie żył ziemi mieszkaniec, —

28.  „I wy, mórz bóstwa, zazdrosne bez miary
O cześć swą, władzę i państw swoich całość,
Coście ścigały jednakiemi kary
Kto ich powierzchnię przebiegać miał śmiałość:
Gdzie dziś surowość i ów hart wasz stary?
Skąd dziś ta słabość i ta zniewieściałość
W piersi tak słusznie srogością okutéj
Na grzechy ludzkiéj słabości i buty.

29.  „Wszak raz już niegdyś, z uporem zuchwałym
Chcieli się wedrzéć na Olimp wyniosły:
Patrzycie, z jakim szaleńczym zapałem
Nurt ujarzmiają żaglami i wiosły;
Widzicie codzień, jak po świecie całym
Wzmaga się pycha, zuchwalstwa ich wzrosły;
Sądzą, iż wkrótce w mórz i niebios progi
Już nie jak ludzie wkroczą, lecz jak bogi.


30.  „Słuchajcież teraz: ród skarłowaciały,
Wasala mego zowiący się mianem,
Słaby, lecz pyszny i spragniony chwały
Chce władać wami, mną i oceanem:
Oto już kraje waszych państw kryształy,
Gdzie nawet dumny Rzym nie bywał panem:
Wkrótce dlań wszelka upadnie przegroda,
On prawa nasze w poniewierkę poda.

31.  „Patrzyłem przecież na łódź, co przed laty[165]
Piérwsza państw waszych otwierała bramy,
Borej, Akwilon i inne ich braty
Jakie po drodze stawili jéj tamy:
A Eolowych synów tłum skrzydlaty
Wówczas zniewagi nie zniósł takiéj saméj;
Wy, co do zemsty większy powód macie,
Czém się łudzicie, i czemu zwlekacie?

32.  „Nie chcę was, bogi, utrzymywać w błędzie,
Żem dla was tylko zszedł z niebios wyżyny,
Żem wasze tylko krzywdy miał na względzie,
Gdy sam mam równe do gniewu przyczyny;
Cześć i zaszczyty, jakie miałem wszędzie,
Jako zdobywca indyjskiéj krainy,
Ci ludzie zniszczą — ich dzieła, ich męstwo
Zaćmią me imię i moje zwycięstwo.

33.  „Jowisz i Fatum, co ziemskiemi sprawy
Rządzą, nikomu nie zdając rachunku,
Im przeznaczyli szczyt szczęścia i sławy
Zdobyć na morzach: a łask tych szafunku
Sprawcami Wenus i Mars k’nim łaskawy;
Wiem, że zły wyrok wypadł z ich kierunku,
Wkrótce świat takich wielbić będzie pono,
Co najmniéj warci, ażeby ich czczono.

34.  „Oto dlaczego dziś z Olimpu zbiegłem
Dla méj niedoli chcąc znaléźć lekarstwo,
Chcąc być uczczonym w państwie wam podległem
Gdy w niebie inni mają łask szafarstwo.” —
Chciał jeszcze daléj mówić słowem biegłem,
Lecz łzy mu trysły z ócz — całe mocarstwo
Bóstw morskich czule na jego cierpienia
Ten płacz straszliwym gniewem rozpłomienia.


35.  A gniew przez Bacha nagle wywołany
Do tego stopnia ogarnął niebianów,
Że już nie zniosą żadnych zwłok ni zmiany,
Ni rad, ni mądrze układanych planów.
Wnet od Neptuna Eolowi dany
Rozkaz, by wściekłość podniecił orkanów,
I zgraję wichrów puścił nad odmęty
I z mórz powierzchni zmiótł wszystkie okręty.

36.  Protej najpierwszy próbował przestrogi,
Wyrażał zdanie o tych narad treści,
A w jego słowach, jak to widzą bogi,
Jakieś głębokie proroctwo się mieści:
Lecz już śród niebian zawrzał zgiełk złowrogi
Nawet Tetyda słowem go bezcześci:
„Milcz — woła pełna gniewliwéj urazy, —
„Neptun wié lepiéj, jakie dać rozkazy.“

37.  Już dumny Eol z więzienia wypuszcza
I daje wolę wichrom rozszalałym,
Jeszcze słowami ich wściekłość poduszcza
Przeciw żeglarzom, tak hardym, tak śmiałym;
Chmurzy się niebo, leci wichrów tłuszcza,
Szaleje burza z pędem niebywałym,
I z własnych szałów nowe siły bierze,
Obala domy, gór szczyty i wieże.

38.  Kiedy się w morzu toczy ta obrada,
Luzyjska flota przy jasnéj pogodzie
Płynie znużona, dobrym wieściom rada,
Po niezmierzonéj, bezgranicznéj wodzie.
Była to pora, gdy mrok nocy włada
A świt nieprędko ma błysnąć na wschodzie:
Część nocy przeszła — i mieli żeglarze
Na posterunkach piérwsze zmieniać straże. —

39.  Ledwo zbudzeni, jeszcze sen ich mroczy,
Ten o burt wsparł się, ów ledwo się słania,
Na prędce wdziana odzież źle obłoczy
I od powiewów chłodnych nie osłania;
Gwałtem zmrużone przecierają oczy,
Prostują członki, trą je dla rozgrzania,
I by drzemanie odpędzić natrętne,
Gwarzą, przywodzą wypadki pamiętne.


40.  „Cóż prędzéj sen nam z oczu zegnać zdoła —
Rzekł jeden z majtków — co czas przykry skróci,
Jeśli nie powieść zabawna, wesoła,
Co od obecnéj chwili myśl odwróci!“
— „Powieść miłosna!“ Leonard zawoła,
(Co zakochany tęsknotą się smuci),
„Czém lepiéj można zabić czas nieznośny
Jak nie powieścią o treści miłosnéj?“

41.  Na to Velloso: „Nieprawda, druhowie!
Zbyt twarda dola przyciska żeglarze
A praca nasza, to trud co się zowie,
Miłość i miękkość nie chodzą z nim w parze.
Raczéj o bojach niech nam kto opowie,
O ciężkich wojnach, o walk wrzących gwarze,
Bo mnie się widzi, że jeszcze nie mało
I walk i trudów przed nami zostało.“

42.  Przystali wszyscy — k’niemu tłum się zwróci:
„Mów nam Velloso!“ upraszają żywo.
— „Dobrze — odrzecze — i nikt nie zarzuci,
Żem snuł opowieść obcą lub fałszywą.
Nie! chcąc, by męże dawni w stal zakuci
W was chęć zrównania wzbudzili żarliwą
Z dziejów ojczystych biorę treść w téj chwili
O tych dwunastu, co w Anglji walczyli.

43.  Za owych czasów, kiedy nasze brzegi
Po długich wojnach wytchnęły swobodnie,
Kiedy zniszczywszy złych sąsiad zabiegi
Juan, syn Pedra, mógł rządzić łagodnie;
W Anglii, gdzie Borej częste sypie śniegi,
Furje niezgody zażegły pochodnie
I długie, ciężkie niesnaski zasiały,
Które nam Luzom przymnożyły chwały.

44.  „Między damami angielskiego dworu
I kołem zacnych przydwornych rycerzy
Przyszło w dniu pewnym do ciężkiego sporu,
Który wnet Furje rozdmuchały szerzéj.
Młódź nieoględna co do słów wyboru,
Jak zwykle bywa śród dworskiéj młodzieży.
Zelżywą mową grono dam bezcześci
Z ujmą godności i cnoty niewieściéj.


45.  „Co więcéj — głoszą, że jeśli kto z bronią,
Z szablą czy dzidą chce bronić dam sprawy,
W polu czy w szrankach chętnie z nim pogonią,
Okryją hańbą lub dadzą skon krwawy.
Słabe kobiety czémże się zasłonią?
A nienawykłe do takiéj niesławy,
Widząc bezsilność swą, toną w łzach rzewnych
I ślą o pomoc do druhów i krewnych.

46.  Lecz tak potężni ich nieprzyjaciele,
Że w całém państwie nikt nie miał odwagi,
Pokrewni, ani nawet wielbiciele,
Jak honor kazał, ująć się zniewagi.
Więc z pięknych oczu biegło łez tak wiele,
Że ludzi zmiękczyć i niebios powagi
Zjednaćby winny dla lic z alabastru.
Grono dam poszło do księcia Lancastru.

47.  „Był to pan możny, co niegdyś ambitnie
Bił się wraz z Luzy przeciwko Kastylji,
Poznał ich dzielność, pamiętał, jak bitnie,
Jak obok niego szczęśliwie walczyli:[166]
Wiedział, jak miłość na téj ziemi kwitnie
W sercach szlachetnych, boć on sam w téj chwili
Miał córę panią na luzyjskim tronie
I znał, jak serce małżonka k’niéj płonie.

48.  „Nie mógł sam stanąć skrzywdzonym z pomocą,
Aby zamieszką kraju nie zakłócić,
Lecz rzekł: — „„Gdym niegdyś chciał walcząc przemocą
Słuszność praw moich w Iberji przywrócić,
Poznałem Luzów, ci z męstwem i mocą
Łączą szlachetność — tam radzę się zwrócić.
Wierzę, iż tylko oni jedni mogą
Ogniem i mieczem wasz wstyd pomścić srogo.

49.  „„Gdy zgoda — rzeczcie, piękne, ja-m gotowy
W téj waszéj sprawie wnet wyprawić posły,
Trzeba, by listy układnemi słowy
O krzywdzie waszéj ostrożnie doniosły:
Do serc rycerzy czułemi namowy,
Do ich się duszy odwołajcie wzniosłéj,
A wierzę mocno, że za dni niewiele
Przyjdą wam w pomoc, obrońcy-mściciele““.


50.  „Tak radził paniom książę doświadczony,
I wnet wymienia dwunastu rycerzy,
Bo i pań tyleż — i aby obrony
Żadnéj nie brakło — wnet los jak należy
Rozstrzygnie, któréj który przeznaczony
I komu każda cześć swoję powierzy;
Każda do swego śle z słowy czułemi,
Wszystkie do króla, a książę za niemi. —

51.  „Przybyły posły — rwą się Luzytanie
Cały dwór kipi i młodsi i starzy:
Sam król najpiérwszy przyjąłby wezwanie,
Tylko mu broni majestat monarszy.
Spragnieni przygód wrą żądzą dworzanie;
Lecz król tym wszystkim chęciom się oparszy,
Tych tylko szczęsnych sam wymienić raczył
Których mu książę w swym liście oznaczył. —

52.  „I w wiernym grodzie, od którego dawny
Kraj Luzów nazwę Portugalji bierze[167]
Jak chce podanie, — stanął lekki, spławny,
Statek, na którym odpłyną rycerze.
Ci w krótkim czasie ku wyprawie sławnéj
Gotują zbroje, modniejsze odzieże,
Dewizy, szaty, pancerze, szyszaki,
Godła stubarwne i dzielne rumaki. —

53.  „Już króla swego czule pożegnawszy
Z słynnéj Duera mieli wyjść przystani
Owi szczęśliwcy przez wyrok łaskawszy
Doświadczonego księcia powołani.
Żaden z nich nie był silniejszy ni żwawszy,.
Jednako zręczni i bojom oddani
Tylko Magriço do drużyny bratniéj
Tak się odezwał w godzinie ostatniéj:

54.  „„Mężni druhowie, oddawna z zapałem
Pragnąłem zwiedzić różne świata kraje,
Nic nad Duero i Tag nie widziałem,
Niech poznam prawa ludów i zwyczaje:
Gdyśmy gotowi już z rynsztunkiem całym
(Jak w ważnéj sprawie rycerzom przystaje),
Dozwólcie, niech się sam lądem wyprawię
A na brzeg Anglji wraz z wami się stawię.


55.  „„Lub, gdy mi jakaś straszna ostateczność
Przeszkodzi stanąć w oznaczonéj porze
W szrankach bojowych — moja nieobecność
Dla was, druhowie, mało znaczyć może.
Dłoń moje wasza zastąpi waleczność;
Lecz, jeśli słusznie w sercu sobie wróżę,
Góry, ni rzeki, ni Fortuny ciosy
Mnie nie przeszkodzą dzielić wasze losy.““

56.  To powiedziawszy, swych przyjaciół ściska
I śpieszy zwiedzić (przez nich uwolniony)
Leon, Kastylję, stare bojowiska,
Gdzie Luz, syn Marsa, rwał laur krwią zbroczony:
Przebiegł Nawarrę, przebył gór urwiska
Dzielące Galją od hiszpańskiéj strony:
Podziwia cuda francuskiéj krainy
I miast flandryjskich wielkie magazyny.

57.  Tu w grodzie słynnym towarów składami
Dni kilka spędza wędrowiec ochoczo;
A jedenastu owi płyną sami.
Już północnego morza fale tłoczą,
Już są przed Anglji obcemi brzegami,
Już wszyscy razem do Londynu kroczą:
Książę ustami wita ich w radości,
A dam uprzejmość zdwaja zapał gości.

58.  „Nadszedł wybrany dzień pracy i znoju,
Walk z angielskimi dwunastu wojaki,
Sam król dla mężnych zapewnia plac boju:
Męże się zbroją w pancerze, w szyszaki,
A damy, widząc blask zbroi i stroju,
Ufają męstwu i obronie takiéj:
Więc biorą na się strój barwny, bogaty,
Złoto, klejnoty i jedwabne szaty.

59.  „Ta tylko, któréj przeznaczon był losem
Magriço — kirem postać swą osłania,
Boć ona jedna tknięta ciężkim ciosem,
Jéj tylko rycerz nie przyjął wyzwania:
Choć Luzy każą głosić z trąb odgłosem,
Że w każdym razie dokończą spotkania,
Że brak dwóch, nawet trzech, zastąpi męstwo,
Więc damy winny wierzyć w ich zwycięstwo.


60.  „Już król angielski zajął z całym dworem
W amfiteatrze krużganek wzniesiony:
Na miejscach, danych lcsem, nie wyborem,
Rycerstwo w szrankach staje na dwie strony.
Słońce od Tagu po Oksus swym torem
Mknąc — nie widziało młodzi tak spragnionéj
Bojów — ni siły, ni odwagi takiéj,
Jaką tu dyszą obu stron junaki.

61.  „Rwą się rumaki i żują zawzięcie
Złote wędzidła, z pysków piana pryska;
Jak na krysztale lub czystym djamencie,
Na stali zbroić blask słońca połyska;
Lecz szmer niechęci wstrzymał walk zacięcie,
Nierówność szansy zbyt w oczy się ciska,
Przeciw dwunastu jedenastu stawa;
Wtém — tłumy drgnęły, rośnie zgiełk i wrzawa.

62.  „Ujrzano postać wyniosłą rycerza,
Główną przyczynę zwłoki i szemrania:
Zakuty w zbroję konno na plac zmierza,
Jadąc królowi i damom się kłania:
— To on! Magriço! — okrzyk słuch uderza:
On, towarzyszom niosąc powitania,
Bratnim uściskiem garnie ich do siebie,
On ich nie zawiódł w tak ważnéj potrzebie.

63.  „I dama, słysząc o swoim obrońcy,
Wdziewa strój świetny niby runo złote
Pieszczocha Helli — od złota kapiący,
Metalu, który tłum ceni nad cnotę.
Podano sygnał — już huk trąby brzmiącéj
Podnieca w sercach rycerską ochotę:
Spiąwszy rumaki męże w szranki lecą,
Kopije w toku, podkowy skry niecą. —

64.  „Od stuku kopyt drży grunt, tętnią błonia,
Męstwo walecznych przeszło w żar szaleńczy:
Przed okiem widzów ta straszna pogonia
Wzrusza nadzieją, to obawą dręczy:
Wysadzon z siodła już jeden padł z konia;
Inny przytłoczon pod rumakiem jęczy;
Ów zwisł — tył konia smaga hełmu kita,
A biała zbroja kraśnieje krwią zmyta.


65.  Temu sen wieczny powieki zasłania,
Prędko dłoń śmierci dotknęła mu czoła:
Tam koń bez jeźdźca po placu ugania,
Tu rycerz próżno o rumaka woła:
Pycha angielska z swych wyżyn się skłania,
Dwóch czy trzech mężów usuwa się z koła:
Inni na szpady wszczynają bój długi,
Tną mimo pancerz, puklerze, kolczugi.

66.  „I jakież słowo wyliczy, wygwarzy
Te srogie ciosy, te cięcia okrutne?
Chociaż są ludzie, co śladem bajarzy
Czas swój na baśnie tracą bałamutne:
Dość, że złamało tych dumnych wyśpiarzy
Rycerstwo nasze tak w bojach obrotne,
I chlubnie palmę zwycięstwa zerwało
A damy wyszły zwycięsko i z chwałą.

67.  „Na zamku księcia uczta i wesele
Dla tych dwunastu okrytych w wawrzyny:
Strzelcy, kucharze pracy mają wiele
A piękne damy ozdobą festyny,
One swe dzielne oswobodziciele
Zwą téż na uczty co dnia, co godziny,
Nim ci stęsknieni po ojczystéj ziemi
Z powrotem nawy pomknęli lotnemi.

68.  „Lecz powiadają, że nie wrócił z niemi
Wielki Magriço, że świata ciekawy
Osiadł we Flandrji i pani téj ziemi
Oddał usługę w czasie pewnéj sprawy;
Jak obeznany z dzieły wojennemi,
Jako twój Marsie wychowaniec prawy
Francuza w polu mieczem swoim płata
Śladem Korwina, Manljusza Torkwata.[168]

69.  „Drugi z dwunastu w kraj niemiecki zmierza,
Kędy wyzywa i na placu kładzie
Giermana, który wbrew części rycerza
Zgubę w podstępnéj gotował mu zdradzie.”[169]
Takie to dzieje Velloso odświeża,
A towarzysze proszą go w gromadzie:
„Powiedz nam jeszcze o Magriça czynie,
Pogromca Niemca niech w cieniu nie ginie.“


70.  Lecz ledwo chwila na gawędce schodzi,
Gdy gwizdnął sternik śledzący powietrze,
Rozbudza ludzi z obu końców łodzi,
Wnet każdy z majtków senne oczy przetrze:
A że wiatr coraz wzmaga się i chłodzi,
Trza mniejsze żagle zwinąć przy tym wietrze:
„Spieszcie się! — woła — rośnie wiatru siła
Z téj czarnéj chmury, co niebo zaćmiła.“

71.  Jeszcze się żagle nie całkiem stroczyły,
Gdy wiatr wybuchnął z potęgą straszliwą:
„Do żagla — wrzasnął sternik z całéj siły —
Hej! żagiel wielki zwinąć mi co żywo!“
Lecz wściekłe wichry już weń uderzyły,
Z rąk odrętwiałych wyrwały przędziwo,
I z trzaskiem, jakby świat padał w ruiny,
Podarły płótna, potargały liny.

72.  Ku niebu wzbił się okrzyk zrozpaczony,
Na statku zamęt i trwoga owłada;
Rozdarciem żagla statek przechylony,
Co chwila przez brzeg fala na dno wpada.
„Do morza wszystko!“ — wrzasł sternik wzburzony, —
Ciężary w morze niech ciska osada!
Do pomp, wy drudzy! niech pompy ocalą
Inaczéj zginiem zalani tą falą.“

73.  Pędzą żołnierze w największym zapale,
Pracują pompy, lecz daremna praca
Ledwie się chwycą majtki — wściekłe fale
Przeważą statek, — wszystko się wywraca:
Trzéj najmocniejsi silą się wytrwale,
By ująć rudel, którym wiatr obraca;
Krzepkiemi liny wiążą drzewce drąga,
Lecz z sił i sztuki ludzkiéj wiatr urąga.

74.  Nie mógłby wicher bardziéj rozkiełznany
Być — ani sroższy, gdyby miał na celu
Podważyć mury i wywrócić ściany
Onéj potężnéj wieżycy Babelu;
Między rosnące wciśnięty bałwany
Potężny statek czółnem zda się wielu,
I z innych łodzi trwożnie patrzy rzesza,
Jak się łódź wodza po szczytach fal miesza.


75.  Nie lepsze były Pawła Gamy losy,
I maszt i żagle nie uszły zniszczenia,
Wszystko zalane: płyną modłów głosy,
W których załoga szuka ocalenia.
Nie mniejszym krzykiem uderza w niebiosy
Statek Coelha — pomimo baczenia,
Jakie dał sternik, by żagle zwinięto,
Nim przyszło walczyć z burzą tak zaciętą.

76.  Raz gniewny Neptun łodzie w górę ciska,
Podrzuca statki jakby pod obłoki.
To znowu w takie grąży topieliska,
Jakby w piekielne zstąpić miały mroki.
Z czterech stron świata wzburzono wichrzyska
Rzekłbyś przysięgły świat zniszczyć bez zwłoki.
Noc czarną gromów opłomienia łuna,
Jakby stał w ogniu cały krąg bieguna.

77.  Ze skał nadbrzeżnych smutne halcyony[170]
W żałośnych śpiewach głoszą swoje żale,
Bo przypomniały czas dawno miniony,
Kiedy im samym klęskę niosły fale.
I rozkochane delfiny w swe schrony
Uszły — w jaskinie morskie, lecz wiatr w szale
Burzy — dosięga aż do głębi toni
I w ich kryjówkach ściga je i goni.

78.  Mniéj były groźne owe straszne groty,
Jakie na dumnych olbrzymów kuł głowy
Potężny kowal, którego roboty
Promienną zbroję miał syn Anchizowy;
Mniéj straszliwemi i błyski i grzmoty
Obwieszczał potop Jowisz, gdy surowy
Wyniszczał wszystko, krom pary, co wzbudzi
Znów życie, głazy zamieniając w ludzi.[171]

79.  Ileż skał wówczas wściekłem uderzeniem
Szalone fale z ich posad wyrwały!
Ile drzew starych wywrócił z korzeniem
I uniósł z sobą wicher rozszalały!
A ich korzenie pewno z podziwieniem
Obróconemi w niebo się ujrzały;
I niemniéj dziwnie a najniespodzianiéj
Tryskały w górę piaski z dna otchłani.


80.  I widzi Gama, jak nań zguba blizka
U celu pragnień czeka niezawodna;
Że go raz burza pod obłoki ciska,
To jak w otwarte piekło grąży do dna;
Niepewność życia i obawa ściska,
A znikąd wsparcia, gdy dola przygodna,
Więc pod najwyższą ucieka się pieczę
Co niepodobieństw nie zna — i tak rzecze:

81.  „O Opatrzności, co w aniołów gronie
Panujesz niebu, i morzu i ziemi;
Przez cię Izrael erytrejskie tonie
Zdołał przekroczyć stopy bezpiecznemi:
Ty, coś Pawłowi stała ku obronie
Śród mórz, czy między stepy piaszczystemi,
Ty, coś Noego zachowała plemię,
By znowu pustą zaludniło ziemię: —

82.  „Ach czyliż po to znieśliśmy tak wiele,
Piaszczyste zaspy i wiry przebyli,
I niebezpieczne przebrnęli gardziele,
Jak między skały Charybdy i Scylli,
By dziś, gdy blizkie dążeń naszych cele,
Tyś nas w ostatniéj opuściła chwili?
Czy łaski w oczach twych nie znajdzie ninie
Nasz trud podjęty ku twéj czci jedynie?

83.  „O! stokroć szczęśni waleczni rycerze
Afrykańskiemi dzidy doścignięci,
Co w Maurytanji na obronę wierze
Nieśli dłoń dzielną i żarliwe chęci!
Chwała ich czynów w dziejach wciąż dank bierze,
Imię ich w ludzkiéj żyć będzie pamięci,
Słodko im było z taką myślą ginąć: —
Umrzeć za wiarę i przez wieki słynąć“.

84.  Gdy wódz tak błagał, — huragan rósł w siły,
I jak ryczące, rozkiełznane byki
Wzburzone wichry rwały się i wyły,
Śród lin huczały ich straszliwe ryki:
Śród nieustannych błysków gromy biły,
Jakby miał chaos zapanować dziki
I niebo ze swych osi na padoły
Runąć — a wojnę wydały żywioły.


85.  Lecz już na niebie błysło ranne zorze,
Na horyzoncie poprzedniczka słońca
A dnia wysłanka — i ziemię i morze
Jasném, pogodném czołem witająca:
Wówczas bogini, przed którą w pokorze
Uchodzi Orjon, w niebie królująca
Dostrzegłszy lubéj floty dolę srogą,
Zadrżała, zdjęta i gniewem i trwogą.

86.  „Twoje to dzieło zaiste, o Bachu! —
Woła zgniewana — lecz próżne staranie:
Skoro wiem o twym bezecnym zamachu
Zapobiedz jemu jeszcze będę w stanie“.
To mówiąc schodzi z niebieskiego gmachu,
W chwilę na wodne spuszcza się otchłanie
I otoczona nimf lubemi grony
Każe im czoła wieńczyć w róż korony.

87.  Więc każda z dziewic barwny wieniec plecie,
W zawody stroją jasne włosy swoje:
Rzekłbyś, że kraśne zrodziło się kwiecie,
Kryjąc przez miłość snute złote zwoje?
Ach, bo przez miłość chce Wenera przecie
Zmiękczyć zdąsanych gniewnych wichrów roje,
Gdy im ukaże nagle na przestworze
Swe cudne nimfy, piękniejsze nad zorze.

88.  I tak się stało; na widok dziew błogi
Słabną orkanów siły wojownicze,
Chętnie niedawne poddają się wrogi,
Chętnie ofiary niosą hołdownicze:
Ach, bo spętały ich ręce i nogi
Nad słońce jasne kędziory dziewicze.
Nawet Boreasz najzaciętszy z braci
Na głos Orytji pięknéj srogość traci.

89.  „Boreju — rzecze ona — coć się roi,
Że mogę wierzyć twéj miłości stałéj?
Słodka łagodność miłości przystoi,
Ale ją gniewne odstraszają szały.
Gdy nie powściągniesz dzikiéj złości twojéj,
Nie czekaj, bym twe przyjęła zapały.
Jakże śród lęku, pokochać cię mogę,
Gdy miłość k’tobie zamienia się w trwogę?“


90.  Toż kochający piękną Galateję
Usłyszał Notus; ona wié, że czary
Swemi go pęta, że Notus goreje
Żądzą wzajemne rozniecić w niéj żary.
A w jego sercu już męstwo się chwieje,
Choć szczęściu swemu nie wié, czy dać wiary:
Rad spełnić rozkaz téj, do któréj wzdycha,
Wbrew woli władcy swego wnet ucicha.

91.  W podobnyż sposób inne nimfy koją
Swych wielbicieli i gniewy i krzyki;
Wnet się przed śliczną Wenerą rozbroją
Wichry — ta zamęt ich uśmierza dziki.
Staje przymierze — pod opiekę swoją
Wenus przyjmuje nowe hołdowniki,
A oni wzajem obiecują — dłużéj
Drogich jéj Luzów nie nękać w podróży.

92.  Już jasny ranek zabłysł nad wyżyny,
Śród których Gangies szemrząc toczy wody,
Gdy z wierzchu masztu, strażnik w dali sinéj
Ujrzał ląd, kędy biegły statków przody.
Ucichły burze, pierzchł strach z serc drużyny
I niebo w blaskach jaśniało pogody:
Wesoło krzyknął Melindczyk po chwili:
„Oto Kalikut! gdy mię wzrok nie myli.

93.  „To ta szukana, to ta upragniona
Prawdziwa Indja wychyla się wdali;
I jeśli celem waszym tylko ona,
Toście trudnego dzieła dokonali“.
A Gama wzruszeń swoich nie pokona;
Szczęśliw, iż ziemia wychyla się z fali,
Podnosi ręce, na kolana pada
I Panu niebios wdzięczne dzięki składa.

94.  Słusznie dziękczyni — nie za to jedynie,
Że mu Pan w końcu ukazał te kraje,
Do których długo wpośród zawad płynie
I w ciężkich trudach chwilę nie ustaje;
Lecz, że się widzi żywym w téj godzinie,
Choć śmierć tak często przed żeglarzem staje;
Że z burz, z nawałnic wyszedł ocalony,
Jak człowiek ze snu ciężkiego zbudzony.


95.  Takie to szlaki do chwały krainy,
Śród niebezpieczeństw, walk, trudów przygody,
Tak po rycerskie sięga się wawrzyny,
Po nieśmiertelnych zaszczytów nagrody:
Za nic tu świetne poprzedników czyny,
Za nic tu zacnych przodków rodowody,
I złote łoża — miękkim zbytkom gwoli
Wysłane puchem moskiewskich soboli.

96.  Na nic tu uczty wykwintne, wciąż nowe;
Ni miękkie wczasy w gajów wdzięcznych głuszy,
Ni te rozliczne rozkosze światowe,
Śród których mięknie hart szlachetnéj duszy;
Niepokonane na nic żądze owe,
Bo gienjusz sławy niemi się nie wzruszy
I nie dopuści temu iść w wawrzynie,
Kto bohaterskich cnót drogę ominie.

97.  Chluby nam szukać w tém, co własne nasze,
Zasługę widzieć w dziełach własnéj dłoni,
Czuwać i ostre przypasać pałasze,
Przenosić burze, na okrutnéj toni,
Trwać, czyli chłody, czy skwar nas opasze,
Czy ostre wiatry, gdy nic nas nie chroni,
I głód zepsutą zaspakajać strawą,
Łez i boleści krasząc ją zaprawą.

98.  Zmuś do uśmiechu lice, gdy ci bladnie,
Obojętności niech je kryje maska,
Gdy kula wroga świszcząc obok padnie
I towarzyszom nogi, ręce trzaska.
Ach kto tak pierś swą umiał zakuć snadnie,
Cóż mu zaszczytów i dostojeństw łaska?
Nie dba na skarby, godności i złoto,
Gdy przez los dane, nie zdobyte cnotą.

99.  Tak doświadczenia wiedzą zbogacony
Rozjaśnia umysł i spokojny wszędy,
Jakby na jakąś wyżynę wzniesiony,
Patrzy na ludzkie nędze i obłędy.
Aż rząd, nie pochlebstw, lecz zasług spragniony,
Z ukrycia swemi wywiedzie go względy,
I jak należy — wieńce mu uplotą,
Choć ich nie szukał, choć nie prosił o to.






Pieśń siódma.


1.  Oto nakoniec ona ziemia wita
Tak pożądana mocarzom od wieka,
Ind ją i Gangies objęły w koryta,
U których źródeł leżał raj człowieka.
Hejże wojacy! tu niech dłoń laur chwyta,
Tu chwała zwycięstw na walecznych czeka,
Oto przed wami brzeg Indyjskiéj ziemi
Zdawna słynącéj skarby obfitemi.

2.  A ty, o plemię Luza, garstką małą
Jesteś na świecie — nieliczny narodzie,
Lecz ci zrządzenie niebios zgotowało
Poczesne miejsce w świętych Pańskich trzodzie;
Tobie nietylko nic-by nie zdołało
Do walk z niewiernym stanąć na przeszkodzie,
Niekarność, pycha, nic cię nie odwoła
Od twéj niebiańskiéj macierzy-kościoła.

3.  Wy, którym liczbę zastępuje męstwo,
Co bohaterstwem słabość nagradzacie;
Co aby wierze zapewnić zwycięstwo,
Na tysiąc śmierci piersi wystawiacie:
Słusznie śród mocnych wam słabym pierwszeństwo,
Dają niebiosa — gdy zasługi macie
Wobec chrześćjaństwa, tak wielkie, bezsporne:
Tak to, o Chryste, wywyższasz pokorne!

4.  Patrzcie na dumne Giermanji syny,
Śród pól szerokich rozsiadłe przestworzy,
Jak przeciw Piotra bunt wznoszą dziedziny,
Nowy im pasterz nową sektę tworzy:[172]
Jak świętokradzkie boje ich drużyny
Toczą — (błąd jeden tysiąc innych tworzy)
Zamiast pysznego karcić Ottomana,
Im cięży jarzmo Najwyższego Pana.


5.  Patrzcie na władcę angielskiéj ziemicy,
Króla świętego grodu ma on miano[173],
Grodu, gdzie władną Saraceni dzicy
A gdzie tak długo prawdzie cześć składano!
Henryk zamknięty w swéj mglistéj dzielnicy,
Przekształca wiarę przez Zbawcę nadaną:
I sługom bożym śle wyroki zgonu
Miast bronić Pańskiéj kolébki — Syonu.

6.  Królu fałszywy, obyś nie królował!
Nie dla cię w ziemskiéj tron Jerozolimie,
Kiedyś niebieskiéj praw nie uszanował.
A tobie, Gallu, jakież nadam imię?
Arcychrześćjańskim świat cię tytułował,
Gdzież twe zasługi, lub prace olbrzymie?
Miast ku obronie chrześćjan wznieść sztandary,
Przeciw nim idziesz z wrogiem twojéj wiary[174].

7.  Jeśli państw swoich pragniesz rozszerzenia
Zamiast się żywić chrześcijan łupami,
Czyż nie masz wrogów bożego imienia
Ponad Cynifu[175] i Nilu brzegami?
Tam twoję szpadę niechaj wsławią pienia,
Niech nad pohańców połyska głowami:
Karol i Ludwik dali ci dostojne
Dziedzictwo swoje i niesłuszną wojnę[176].

8.  A cóż rzec o tych, co w rozkoszy toną,
W podłém próżniactwie trawią swoje lata,
Marnując życie — w których pierś spodloną
Pamięć dawnego męstwa nie kołata?
Tyran do reszty wyziębia im łono,
Zbrojąc morderczo brata, przeciw brata:
K’tobie ja wołam, ty z łonem skalanem
Italjo — sobie będąca tyranem.

9.  Nędzni chrześćjanie, skąd ród wasz pochodzi,
Czy go wydały Kadmusa nasiona[177],
Że tak z was każdy, w piersi bratnie godzi,
Chociaż z jednego zrodzeniście łona?
A w grodzie świętym niewierny przewodzi,
Władną psy podłe, bo moc ich złączona:
Bo w téj od wieków wam należnéj ziemi
Oni się sławią czyny rycerskiemi.


10.  Patrzcie, pohańce zwyczajem i prawy,
Które czcić zwykli, ku swym wspólnym celom
Łącząc się w wielkie wojenne wyprawy
Przeciw Chrystusa wiążą się czcicielom:
A śród was zawsze krzewić zatarg krwawy
Będzie Aleto — biada wichrzycielom!
Ginąc — ujrzycie własnemi oczami,
Że prócz niewiernych — wasz wróg — to wy sami!

11.  Jeżeli chciwość magnatów nie syta
W obce was kraje goni na podboje,
Zaliż nie wiecie, że Hermu koryta[178]
Że złotem płyną Paktolowe zdroje?[178]
W Asyrji, w Lidji odzież złotolita,
Afryka złoto kryje w żyły swoje:
Niech żądza bogactw będzie wam przynętą,
Gdyście niezdolni iść za sprawę świętą!

12.  Nowe, wymyślne wojowań sposoby
Z śmiercionośnemi artylerji działy,
Niech w Turcji złożą dzielności swéj próby,
Niechaj Bizancjum rozbijają wały.
Do Scytji chłodnéj przyjcie jednéj doby
I w gór Kaspijskich jaskinie i skały
To plemię Turków — nim zdepcą ich stopy
Cywilizacją i skarby Europy.

13.  Grek, Trak, Armeńczyk, Kolchidy mieszkaniec,
Wołają ku wam, że gwałtem ich syny
Do Alkoranu nagina pohaniec,
Biorąc dań z dzieci (straszliwe daniny[179])!
Szukajcież sławy, kładąc złemu kraniec,
Karząc nieludzkie barbarzyńców czyny
Zamiast po laury walk domowych sięgać
I słabszych braci do jarzem zaprzęgać.

14.  Lecz gdy wy chciwi w zaślepienia szale
Krwawym obłędem kroki swe znaczycie,
Luz ze swéj ciasnéj ojczyzny — wytrwale
Niesie chrześćjaństwu ramię swe i życie:
W portach Afryki już panuje stale;
W Azji wpływ jego urósł znakomicie;
Już w nowym świecie łan orze ochoczo;
Znajdźcie świat inny — Luzy i tam wkroczą!


15.  Tymczasem patrzmy — oto żeglownicy
Już coraz bliżéj celu swéj podróży,
Odkąd z rozkazu Wenus białolicéj
Osłabły wściekłe huragany burzy;
Za długą stałość — Indyjskiéj ziemicy
Wnet ląd szeroki z wód im się wynurzy,
Aby nań wnieśli wraz z Chrystusa prawy
Nowy rząd, zwyczaj i nowe ustawy.

16.  A gdy u brzegów szukają ostoi,
Lekkie rybackie łodzie pomkły przodem,
I do przystani znaczą drogę swojéj,
Do Kalikutu, skąd rybacy rodem:
Ich śladem flota kryształ wodny kroi;
Boć najcelniejszym w Malabarze grodem
Jest ów Kalikut — i to go zaszczyca,
Iż w nim monarchy mieści się stolica.

17.  Między Gangiesu i Indu ramiony
Zaległ kraj wielki sławy znakomitéj,
Morze go kąpie od południa strony,
Z północy grodzą Emodyjskie szczyty[180]:
Mnodzy tu władcy, więc téż był zmuszony
Do różnych wyznań lud przez nich podbity:
Ci Koranowi, ci bożkom cześć dają,
Inni zwierzętom, co śród nich mieszkają.

18.  Z pod gór wyniosłych, których pas szeroki
Przeżyna Azję od brzega do brzega,
(A rożném mianem zwane te opoki
Wedle ziem, jakie ich łańcuch przebiega),
Tryskają źródła — spływają w potoki
I w bystre rzeki dwie, których nurt zbiega
W morze Indyjskie i co swemi skręty
Czynią z krainy półwysep odcięty.

19.  To między rzeki wciśnione przestworze
Kształt wywróconéj piramidy bierze
I ostrym klinem zapędza się w morze
Mając naprzeciw Cejlonu wybrzeże.
A nie daleko miejsca, gdzie swe łoże
Rozszerza Gangi es — (jeżeli na wierze
Podań polegać) — żył lud, który kwiatów
Karmił się wonią, treścią aromatów.


20.  Dziś inne tu już miano i zwyczaje
I innych plemion widzimy istnienie:
Delhy i Patan najludniejsze kraje
I najbogatsze posiedli przestrzenie:
Dekańczyk, Orjas — którym się wydaje
Iż nurt Gangiesu niesie im zbawienie
W swych szumnych falach, — i ziemia Bengali —
Żyzna, jak żaden kraj się nie pochwali.

21.  Tu i Cambaja wojownicza leży
(Niegdyś mocarza Porusa dzierżawy)
I kraj Narsingi, mniéj z męstwa rycerzy
Znany niżeli z bogactw swoich sławy:
Tu zdala, z morza, dojrzysz, jak się jeży
Gór niebotycznych łańcuch; jak podstawy
Dla Malabaru są jak mur forteczny,
By od kanarskich ludów żył bezpieczny.

22.  Górami Gates krajowcy je zową,
U stóp ich wązki pas ziemi — poddany
Srogości morza, co walkę surową
Ciągle z nim stacza wściekłemi bałwany —
A wszystkich grodów bezsprzecznie tu głową
Kalikut z bogactw i piękności znany;
Stolica państwa — świat jéj piękność głosi
A król jéj tytuł Samorina nosi.

23.  Zaledwo flota dotknęła wybrzeży,
Wnet jeden z Luzów został wyprawiony
Do pogan władcy, by mu jak należy
Zwiastować przyjazd swój z dalekiéj strony.
I poseł łódź swą wraz rzece powierzy
Z gardzielą morską korytem złączonéj,
A jego postać, pleć, nieznane stroje
Na brzeg ściągnęły mnogie ludu roje.

24.  Między tym tłumnie skupionym narodem,
Co stał na brzegu, jeden się znajdował
Mahometanin z Berberji rodem[181],
Kraju, gdzie niegdyś Anteusz panował.
Ten, jako sąsiad, pacholęciem młodem
Znał niegdyś Luzów i z niemi obcował,
Gdy się jak jeniec dostał im przed laty;
Dziś los go zagnał w te dalekie światy.


25.  Ten Maur z uśmiechem podszedłszy do posła.
Pyta w hiszpańskiéj znanéj sobie mowie:
„Jaka was dola aż w ten świat zaniosła
Wdał od ojczyzny waszéj, o Luzowie!“ —
„Nieznane morza krają nasze wiosła,
Kędy nie postał człowiek — Luz odpowie —
Płyniemy szukać wielkiéj Indu rzeki,
By nad nią prawdę zaszczepić na wieki.“

26.  I słuchał Maur ów, Monsaidem[182] zwany,
Powieści Luza — zdumieniém przejęty
Nad tą podróżą, jaką Luzytany
Śród burz odbyli przez morskie odmęty;
W końcu oświadczył Luz, iż jest wysłany,
By król znał, jakie przybyły okręty —
A Maur mu na to: „Król nie w swéj stolicy,
Lecz niedaleko mieszka w okolicy.

27.  „A nim te wieści do niego dolecą
O twém przybyciu dziwném — bez obawy
Do domu mego zajdź odpocząć nieco
I społem spożyć krajowe potrawy;
A gdy spoczynkiem siły się podniecą,
Razem na wasze udamy się nawy;
Boć to jest radość nad wszelkie biesiady
W ziemi wygnania witać swe sąsiady.“

28.  I Portugalczyk przyjął z szczeréj chęci,
Co Monsaida święcą mu ofiary;
Rzekłbyś, iż dawną przyjaźnią sprzęgnięci,
Za stołem siedzą i spełniają czary:
Potém ku flocie dążą — Maur w pamięci
Miał z dawnych czasów luzyjskie galary
A dziś przez wodza i całą drużynę
Jak najuprzejmiéj przyjęty w gościnę.

29.  Sam Gama powstał i rozjaśnił czoło,
Gdy piękną mowę usłyszał Kastylji,
Przy sobie sadzi, uściska wesoło
Gościa, i pyta o kraj, gdzie przybyli:
Jak się w Rodopie gięły drzewa wkoło
Ku Eurydyki kochankowi — w chwili
Gdy złote struny potrącał swą dłonią,
Tak się Luzowie wokół Maura kłonią.


30.  On rzecze: „Męże, których przyrodzenie
Ojczyźnie mojéj za sąsiadów dało,
Jaki los wielki i jakie zrządzenie
Na tak odległe drogi was zagnało?
Boć nie bez przyczyn i nie przywidzenie
I Tag i Minho rzucić wam kazało,
I przez te morza wiosłem niezbrużdżone
W taką daleką mogło popchnąć stronę?

31.  „Bóg was zapewne wybrał za narzędzie,
By jakieś wielkie przez was spełnić dzieła:
On tylko wieść mógł i chronić was wszędzie,
Wróg czy wiatr groził, czyli głąb’ chłonęła.
Otoście w Indji, która w swe krawędzie
Ludy bogate, szczęśliwe objęła,
I lśniące złoto i drogie kamienie,
Kosztowne wonie, palące korzenie.

32.  „Kraj, gdzieście weszli, Malabarem zwie się,
A lud, co tutaj buduje ołtarze,
Starym zwyczajem ku bałwanom rwie się,
Które cześć biorą w całym Malabarze.
Niegdyś tu jeden był król (jak wieść niesie),
Teraz rozliczni panują mocarze:
A ostatniego, co dzierżył kraj cały,
Ludy Saramą — Perimalem zwały.

33.  „Za jego czasów do Indji przybyli
Jacyś z zatoki arabskiéj mężowie
I Mahometa wiarę rozszerzyli,
W jakiéj mnie moi chowali ojcowie.
Jakoż niedługo króla nawrócili,
Dzięki mądrości swojéj i wymowie,
I wnet Perimal żarliwością zdjęty,
Chce tron porzucić, by umrzéć, jak święty.

34.  „Więc zbroi statki, — rzadkiemi towary
Ładować każe — i sam już gotowy
Płynąć do Mekki ze swemi ofiary,
Gdzie leży Prorok, co dał zakon nowy.
Lecz zanim święte wypełni zamiary,
Kraj ulubieńcom dzieli pradziadowy,
Bo syna nie miał; tak czyni wybranych
Z biednych możnemi, wolnemi z poddanych.


35.  „Ten w Kochinchinie, ów siadł w Kananorze,
Ten dostał wyspę Pimenty, ów Chale,
Inny Kulao, ów pan w Kranganorze,
W miarę, jak służył i wiernie i stale.
Najpóźniéj stanął na królewskim dworze
Młodzian najmilszy królowi — ten w dziale
Objął Kalikut — to miasto szlachetne,
Takie handlowe, bogate i świetne.

36.  „I król go w godność najwyższą obleka
Imperatora, — by innym rej wodził;
Co wypełniwszy z odjazdem nie zwleka,
By sam do śmierci ścieżką świętych — chodził.
A Samorinów potężne od wieka
Imię — ów młodzian wzniósł, królom przewodził
I cne potomstwo jego przez lat wiele
Po dziś dzień stoi imperjum na czele.

37.  „Religja, jaką gmin i możnych klasa
Wyznają — jest to baśni gmatwanina:
Chodzą wpółnago, tylko ich od pasa
Gwoli wstydowi lekki szal opina:
Dwie są tu kasty: cała ludu masa
Paleasami zwie się, a drużyna
Szlachty Nairów otrzymała miano,
Wszelka zaś łączność kast jest zakazaną.

38.  „Aby rzemieślnik pozostał w swym stanie,
Z innego stanu nie może brać żony;
Syn ma ojcowskie przejąć powołanie,
Do śmierci jego pracą zatrudniony.
Nair tak za grzech uważa spotkanie
Z człowiekiem z gminu, że przezeń dotkniony
Z mnóstwem obrzędów oczyszcza swe ciało
W kąpieli — jakby skażoném zostało.

39.  „Tak w Jeruzalem Jehowy czciciele
Samarytanów niegdyś unikali.
Jest tu i innych obyczajów wiele,
Co więcéj dziwią, niż je kto pochwali.
Nairy tylko na nieprzyjaciele
Idą — i tronu bronią ostrzem stali,
Zawsze bark lewy puklerz im osłania,
W prawicy oręż gotów do działania.


40.  „Urząd kapłański pełnią braminowie,
Nazwa ta dawną jest i szanowaną:
Mistrzem ich mędrzec, który w jedném słowie
Dał wiedzy ludzkiéj filozofji miano[183],
Mięs im użycie wzbronione surowie,
Zabijać żywe twory zakazano:
Lecz dla rozkoszy, dla czarów miłości
Więcéj swobody, mniéj tu surowości.

41.  „Tu i byt niewiast dosyć jest swobodny,
Byleby żyły w mężów swych plemieniu.
Szczęsne warunki! lud zawiści godny,
Tak niedostępny zazdrości cierpieniu!
Taki tu ustrój dziwny, różnorodny
W tym Malabarze: — lecz kraj we znaczeniu,
Rozległy bardzo — a handel mu składa
Wszystko, czém ziemia od Chin po Nil włada“.

42.  Tak Maur powiadał; tymczasem powoli
Po mieście jęły krążyć głuche wieści
O cudzoziemcach — i z królewskiéj woli
Idą wysłańcy dojść prawdy ich treści;
W ulicach tłumy ciekawości gwoli
Różnego wieku, płci męskiéj, niewieściéj —
I uroczyście śród téj tłumnéj rzeszy
Poselstwo króla spotkać Luzów śpieszy.

43.  Gama królewskie słysząc przyzwolenie,
By wylądował — zbiera cnych rycerzy;
Szybkich przyborów daje im zlecenie,
Wnet każdy w drogiéj świetnieje odzieży:
Szat różnobarwność, kształt ich i odcienie
Radują oczy ludu u wybrzeży:
Miarowym ruchem uderzają wiosła
I wnet łódź z morza w rzekę się poniosła.

44.  A tu Katual (tak pierwszy indyjski
Minister zwie się) w orszaku swéj świty
Z najpierwszéj szlachty — wyszedł na brzeg blizki,
By czynić Gamie niezwykłe zaszczyty.
Wychodzącego pochwycił w uściski;
Dają palankin jedwabiami kryty
Wielce kosztowny, — by zwyczajem Wschodu
Na barkach ludzkich był niesion do grodu.


45.  Tak wódz z ministrem swojemi lektyki
Dążą przed dworca monarchy podwoje;
Inni Luzowie zebrali się w szyki
Wojenne — jako zwykli chodzić w boje:
Lud krąży, słychać zmieszane okrzyki
Na widok obcych — wnet padłyby roje
Zapytań, gdyby nie chybiały celu
Niezrozumiałe, jak u ścian Babelu.

46.  Minister z wodzem prowadzą rozmowę
O wszystkiém, co ich w téj chwili otacza:
Monsaid słów ich wykłada osnowę,
Obudwu służąc dzisiaj za tłómacza.
Tak przez ulice krążyli miastowe
Do gmachu, co się wieżami odznacza,
Jest to świątnica: — stanąwszy przed bramą
Katual powstał i wkroczył doń z Gamą.

47.  W świątnicy stały bóstw licznych figury,
Rzezane z drzewa, ciosane z kamienia,
Różne z oblicza, różnéj malatury
Uosobione szatańskie zmyślenia;
Straszne, obrzydłe tych figur kontury,
Jakby chimery potworne rojenia:
Chrześćjanie, zwykli dawać swemu Bogu
Kształt ludzki, tutaj osłupieli w progu.

48.  Jedna poczwara łeb jeży rogami,
Jak Jowisz Ammon w Libijskiéj pustyni;
Tu kadłub jeden, lecz z dwiema twarzami,
Jak Janus w rzymskiéj odwiecznéj świątyni:
Ten zaś mnogiemi włada ramionami,
Co go podobnym do Brjareja czyni;
Inny z psią głową — pół człowiek, pół zwierzę,
Niby Anubis, co w Memfis cześć bierze.

49.  Gdy barbarzyniec złożył hołdy bogom
Z zabobonnemi swojémi obrzędy,
Nie zwłócząc dłużéj — ku królewskim progom
Poszło poselstwo, a lud krąży wszędy.
Tłum rośnie, żadnym nie przepuszcza drogom,
By ujrzéć Gamę, gdy będzie szedł kędy: —
Zajęte okna, zajęte balkony
Przez starców, młodzież, dziewice i donny.


50.  Już się zbliżają, już ujrzeli z blizka
Wonne ogrody, w których cieniu leży
Królewski pałac, co przepychem błyska,
Chociaż bez murów wysokich i wieży:
Bo tutaj możni wznoszą swe siedliska
Wśród pysznych krzewów i zieleni świeżéj:
Tak potrafiły te królewskie rody
Łączyć z wsi wdziękiem miastowe wygody.

51.  Drzwi pałacowe misternéj roboty
Sztuki Dedala poświadczają szczytność[184]:
Przeszłości Indji tu biegłemi dłuty
Prastarych wieków utrwalono bytność:
A takiém życiem tchną wszystkie przedmioty,
Że kto chce poznać oną starożytność
I w znawstwie dziejów posiąść doskonałość,
Tu niech się wpatrzy, a pozna ich całość.

52.  Tu widzisz wojsko, co tłoczyło kołem
Kraj Wschodu falą Hidaspu zroszony;
Wiedzie je rycerz z jasném, szczerém czołem,
Miast miecza w kwietny tyrsos uzbrojony:
Jego to Nysa wzniesiona mozołem
Nad bystrą rzeką; cudnież on trafiony!
Gdyby Semele ujrzała te dziwy[185],
Rzekłaby pewnie: toć jest syn mój żywy.

53.  Tam inna armja wypija do sucha
Rzekę: — to liczne Assyrji woje,
Wodza-kobiety cały ten tłum słucha[186]
Słynnéj przez piękność i wybryki swoje.
Obok niéj wrzący rumak ogniem bucha,
Ona utkwiła weń swych oczu dwoje;
Tuż syn młodzieniec, który tę wyrodną
Matkę zapalił chucią kazirodną.

54.  Daléj rozwite widać na uboczy
Wojenne znaki Grecji pełnéj chwały,
Trzecia monarchja to, co jarzmem tłoczy
Kraje oblane Gangiesu kryształy:
Wiedzie te szyki młodzieniec ochoczy,
Któremu boje palmy zwycięstw dały
I co jest godzien, zwieńczon tak wawrzynem,
Zwać nie Filipa, lecz Jowisza synem.


55.  Patrzyli Luzy na pamiątki owe,
Kiedy Katual ozwał się do Gamy:
„Przyjdzie czas wkrótce, że zwycięstwa nowe
Przyćmią to wszystko, co tu oglądamy:
I wielkich dziejów wysnuje osnowę
Jakiś lud obcy, co go dziś nie znamy;
Tak mądre magi, którym przyszłość jawna,
Z księgi przeznaczeń czytają nam zdawna.

56.  „I daléj jeszcze ich wiedza powiada,
Żeby w przyszłości uniknąć tych oków —
Na nic się zręczność ni opór nie nada,
Bo człowiek niebios nie zmieni wyroków.
Lecz twierdzę, że ten lud, co tu zawłada,
W czasie pokoju, czy wojennych kroków
Takie okaże cnoty niesłychane,
Iż nie wstyd z jego rąk ponieść przegranę“.

57.  Tak rozmawiając wkroczyli na salę,
Kędy monarcha na łożu spoczywa
Takiém kosztowném, rzeźbioném wspaniale,
Że mu już chyba żadne nie zrównywa.
W obliczu pańskiém świeci okazale
Z wielką powagą pogoda szczęśliwa:
Pas ma złocisty — czoło mu promieni
Ognisty połysk najdroższych kamieni.

58.  Tuż obok łoża, padłszy na kolana,
Starzec szanowny, ale kornie zgięty,
Podaje wonny betel w ręce pana,
By żuł, jak zwyczaj na Wschodzie przyjęty.
Bramin — osoba wielce szanowana —
Zbliża się; Gama pod ramię ujęty
Wiedziony przezeń przed monarchą staje,
Który — by usiadł — skinieniém znak daje.

59.  Więc Gama łoże bogate zasiada,
Gdy jego orszak staje w oddaleniu,
Tymczasem książę rysy Luzów bada,
Ich nieznanemu dziwi się odzieniu;
Wódz uroczyście, głosem, co mu nada
Wkrótce przewagę w całém otoczeniu,
W opinji króla, i we czci ludowéj,
Temi przemowę swą zagaił słowy:


60.  „Jest za morzami kraina daleka,
Gdzie słońce w ruchu swym niepowstrzymane
Zda się na drugą półkulę ucieka,
Ziemi noc czarną zsyłając na zmianę;
Król tych ziem słyszał, jako wieść orzeka,
Iż kraje Indji tobie są poddane,
Więc śle nas w posły do twoich wybrzeży
Szukać przyjaźni z tobą i przymierzy.

61.  „I przez swojego wieści wysłannika,
Że tyle skarbów w państwie jego leży,
Ile ich ziemia i morze zamyka
Od brzegów Nilu, do Tagu wybrzeży
I od Zelandji chłodnéj do Równika,
Gdzie słońce dzieciom Etjopji mierzy
Dzień równy nocy zawsze bez różnicy;
Wszystkiego zadość jest w Luzów ziemicy.

62.  „Gdy między wami przymierze się ziści
I jeśli przyjaźń święta was pobrata,
Z handlu niezmierne wynikną korzyści
I dla państw obu zysk przez długie lata.
Dochód twój wzrośnie i najoczywiściéj
Za trud ludowi zwiększy się zapłata
W twojém mocarstwie — i co idzie za tem
Nowy blask chwały nad twym majestatem.

63.  „Jeśli się taki traktat zaprzysięże,
I jeśli trwały związek was połączy,
Skoro cię jaka przeciwność dosięże,
Nasz król ci zastęp przyrzeka ochrończy,
Statki i wojsko i dzielne oręże,
Jakbyś mu bratem był — tak Gama kończy —
Oto jest wola i głos mego pana,
Niech mi odpowiedź pewna będzie dana”.

64.  Tak wódz poselstwo sprawia uroczyście,
A król pogański na to odpowiada:
„Miłe mi wielce takich posłów przyjście,
Dla méj korony zaszczyt stąd nielada;
Lecz na odpowiedź czekać powinniście,
Zanim się zbierze przyboczna ma rada,
Nim o twym kraju i królu, co władnie
Nad twym narodem dowiem się dokładnie.


65.  „Po trudach pora wspomniéć o wywczasie
Idźcie więc spocząć, a wkrótce posłowi
Odpowiedź słuszna i przyjemna da się,
By ją wesoło wiózł swemu królowi“.
Właśnie noc zeszła, jak zwykle w tym czasie,
By dać po pracy wytchnąć człowiekowi,
Strudzone członki ukołysać mile,
Znużonym oczom dać spoczynku chwilę.

66.  Wnet wiedzie gości minister wspaniały,
I w dworcu jego najświetniéj przyjęci
Gama i orszak portugalski cały;
Gospodarz uczty przybycie ich święci,
Ale na rozkaz pana swego dbały
Katual pragnie, gwoli jego chęci,
Pewną wiadomość miéć w jednéj godzinie
O Luzów wierze, zwyczajach, krainie. —

67.  Toż ledwie dostrzegł na złotym rydwanie
Feba, co wznawia ranny świt na niebie,
Chcąc o przybylcach rozpocząć badanie
Wnet Monsaida przyzywa do siebie.
Jedno za drugiém rzuca mu pytanie,
Chce pewnych wieści i świadectw w potrzebie,
Kto są ci obcy, o których wieść szerzy,
Iż kraj ich, blizko jego kraju leży.

68.  Chce, by królowi usłużył w téj dobie,
Mówiąc o wszystkiém szeroce i szczerze,
Bo król niepewien, jak ma począć sobie
Wzgardzić czy przyjąć to z Luzy przymierze?
Monsaid na to: „Cóż rzec twéj osobie,
Czegobyś w równéj sam nie wiedział mierze?
Wiem tylko, iż to blizcy nam Hiszpanie
Z stron, gdzie się słońce kąpie w oceanie.

69.  „Zakon im nadał Prorok, co poczęty
Z bożego tchnienia w żywocie dziewicy
I co zszedł na świat — onéj swojéj świętéj,
Nie pozbawiwszy dziewictwa Rodzicy.
Znają ich męstwo i upór zacięty
Rodacy moi, a ich przeciwnicy;
Znają oddawna, jak błyska w ich dłoni
Oręż, co nieraz do stóp ich nas kłoni.


70.  „Gdy bohaterstwem wyżsi nad ziemiany
Nam wydzierali żyzne okolice,
Tag złotodajny, brzeg chłodnéj Gwadjany,
Wielkiemi dzieły wsławiając prawice:
Nie dosyć na tém — brną przez oceany,
Burzliwe morza — Afryki dzielnice
Przed ich najazdy dziś nie są bezpieczne;
Burzą nam twierdze i mury odwieczne.

71.  „Niemniéj ich męstwa i sprytu dowody
Stwierdziły innych krwawych walk koleje,
Gdy je toczyli z bitnemi narody
Od brzegów morza aż po Pireneje:
Nim się za oręż wezmą, znają wprzódy,
Że tryumf ziści wszystkie ich nadzieje:
I żaden jeszcze, twierdzę to najśmieléj,
Tych Annibalów nie złamał Marcelli[187].

72.  A jeśli więcéj wiedziéć ci należy,
Jeśli nie możesz poledz na mém słowie,
Spytaj ich samych, są to ludzie szczerzy,
W ohydzie mają fałsz wszelki Luzowie:
Opatrz ich statki, broń, paszcze moździerzy
Niezwyciężonych — to ci prawdę powie;
Poznasz, jak ze swą dzielnością bezsporną
Lud ten w pokoju łączy grzeczność dworną.”

73.  I zapłonęła żądza w poganinie
Ujrzenia tego, o czém Maur mu gwarzy:
Każe sposobić łódź, w któréj popłynie,
Gdzie stoją statki luzyjskich żeglarzy:
Odbił od brzegu z Maurem, a drużynie
Nairów kazał płynąć jako straży:
I wnet stawają przy wodza okręcie,
Gdzie Paweł Gama czyni im przyjęcie.

74.  Lśnią się kobierce, sztandary szkarłatne
Tkane z kosztownéj przędzy jedwabnika;
Na nich malarstwa ułudy udatne,
Obraz wojennych dzieł oko spotyka:
Bitwy na polu, krwią obficie płatne,
Srogie wyzwania, bojów scena dzika.
Poganin, zdumion tak dziwnym widokiem,
Uważnym wodzi po tém wszystkiém wzrokiem.


75.  Wyjaśnień pragnie, lecz wprzódy go społem
Gama i Luzy do biesiady proszą
Wielce wykwintnéj — o! za takim stołem
Epikurejczyk usiadłby z rozkoszą.
Trunek Noego między gości kołem
Z waz zapienionych czerpany roznoszą;
Katual gardzi onych uczt ofiary,
Co mu wzbronione prawem jego wiary.

76.  Drgnęło powietrze. Pamięć bitw budzące
W czasie pokoju — ryknęły trąb zgrzyty:
Piekielnym ogniém zioną spiże brzmiące,
Huk o dno morskie szerzy się odbity. —
Z ócz poganina znać chęci gorące
Dojść tych obrazów treści rozmaitéj,
Gdzie farb poezja niema wielkie dzieła
W tak ciasne ramy kunsztownie zamknęła.

77.  Więc wstał na nogi i wraz z Pawłem kroczy,
(Maur i Coelho idą z drugiéj strony),
Gdzie bohaterska postać zwraca oczy,
Starzec szanowny wiekiem ubielony.
O! tego imię w cieniach się nie zmroczy,
Póki ród ludzki nie będzie zgładzony!
Zwyczajny Grekom ubiór go odziewa,
W ręku miast berła gałązka powiewa.

78.  Wziął ją w prawicę... Lecz gdzież myśli biegą?
O ja szalony, ślepy! Czyliż mogę
Bez was, o Nimfy Tagu i Mondego,
Puszczać się w długą i tak trudną drogę?!
Bez waszéj łaski, bez wsparcia waszego,
Na wielkich morzach czyż burzę przemogę?
Zejdźcie mi w pomoc, bo się srodze trwożę,
Iż łódź ma wątła wnet zatonąć może.

79.  Wejrzcie, jak długo głos mój się rozlega,
Co wasz Tag sławi, waszym Luzom pieje,
A los mię goni od brzega do brzega
Na nowe trudy, nowych klęsk koleje:
To łódź zatonie, to Maurom ulega.
Podobne moim Kanacei dzieje:[188]
Ja, z tą skazaną Eolową córą,
Miecz w jednéj ręce, w drugiéj dzierżę pióro. —


80.  To mię ubóstwo do szpitala wciska,
Bym żył z jałmużny bez innego środka:
To, gdy nadzieja choć na chwilę błyska,
Wnet jeszcze cięższy zawód mię napotka:
A gdy, rozbitek, chwytam się urwiska
W rękach zbawienia rwie mi się nić wiotka;
Jak ów Ezechjasz, król w Judzkiéj krainie,[189]
Jeżeli wskrzesam, — to cudem jedynie.

81.  O Nimfy moje, tego jeszcze mało,
Że w ciągłéj nędzy dni znękany wiodę:
Ci, których w pieśniach okrywałem chwałą,
Taką mym rymom sądzili nagrodę:
W miejsce spoczynku, jakby należało,
W miejsce zaszczytnych laurów — na mą szkodę
Tyle udręczeń, mąk znaléźć umieli,
By mię pogrążyć w téj nieszczęść topieli.

82.  Tacy, o Nimfy, światli tu wielmoże!
Wejrzcie na swoich z nad Tagu rycerzy,
W takiéj to u nich cenie i faworze
Wieszcz, co swém pieniem sławę ich dzieł szerzy!
Jakiż stąd przykład potomność brać może,
Piewcy lub mędrcy, gdy który zamierzy
Podać pamięci przez rymy wspaniałe
To, co na wieczną zasługuje chwałę?

83.  Wy mi zostańcie, skarbie mój jedyny
W ucisku — Muzy, niechaj przy was stoję
Zwłaszcza, gdy pragnąc sławić wielkie czyny
Ku chwale mężnych pieśń moje nastroję.
Wam ja przysiągłem, iż nigdy w wawrzyny,
Niegodnych ręce nie uwieńczą moje:
Gdybym pochlebstem tę klątwę naruszył,
Oby mnie gniew wasz złamał i w proch skruszył.

84.  Nigdy z mych pieśni chluby miéć nie będzie,
Kto gwałcąc boże i ludzkie ustawy
Własny interes ma na równym względzie
Ze sprawą bożą i monarchy sprawy:
Co kiedy wpływy i władzę posiędzie
Ciemięży naród przez wyzysk nieprawy,
I po to pragnie być wśród silnych pierwszy
By swym występkom mógł dać zakres szerszy. —


85.  Ni ten co władzę osiągłszy — rozumie,
Iż winna służyć nizkim żądzom gwoli,
Kto aby zyskać poklask w głupim tłumie
Jak Protej zmienia postać wedle roli:
Kto się w powagę, zacność oblec umie
A schlebia książąt rozrzutnéj swawoli,
Niedoświadczonych do ździerstw wiodąc chytrze,
By z krzywd ubóstwa brać zyski obfitsze.

86.  Ni ten, co między stróże praw się liczy
I pilnie strzeże monarchów zakony
A nie dba o to, by lud wyrobniczy
Za znoje ciężkie był słusznie płacony:
Ni ten czyj umysł ciasny i zwodniczy
Po cudzéj pracy chciwie sięga plony,
Łapczywą dłonią zagarnia trud cudzy,
Sam nie zaznawszy znoju jako drudzy. —

87.  Innym ty służysz, o pieśni natchniona!
Kto w sprawie Boga lub króla pozbędzie
Miłego życia — ten między imiona
Szlachetne wliczon wieczyście żyć będzie!
A sam Apolin i Muz jasne grona,
Co mię wspierają w śpiewaczym zapędzie,
Zdwoją mój zapał, gdy po krótkiéj zwłoce
Z rzeźwiejszém sercem do méj pieśni wrócę. —






Pieśń ósma.


1.  Katual staje przed piérwszym obrazem,
Na nim mąż pędzla wydany kolory,
Z gałązką w ręku, z szanownym wyrazem,
Z dlugiemi brody srebrzystéj kędziory:
Kto to jest taki i co znaczy razem
To godło w ręku?” pyta — wnet mu skory
Łagodnym głosem Paweł odpowiada,
A Maur uczony tak treść słów wykłada:

2.  „Ten orszak — rzecze — co przed tobą stoi,
Zacny z oblicza, wojaczéj postawy,
To słynne z cnoty i odwagi swojéj
Przodki wielkiemi uwiecznione sprawy.
Dawne-ć to czasy, — ale się ostoi
Blask taki między najpierwszemi sławy:
Ten — jest to Luzus — od którego dano[190]
Ojczyźnie mojéj Luzytanji miano.

3.  „Był-ci on synem czy téż towarzyszem
Bacha — i szedł z nim w kraj Hiszpanją zwany,
(Gdy Bach ziem mnogo podbił swym bardyszem)
Nad brzeg Duera oraz Gwadyany
Zwany Elizjum podówczas, jak słyszym.
Tu Luz, w piękności kraju rozkochany,
Zapragnął dać mu swe imię, w nim dożyć
I na sen“ wieczny tu swe kości złożyć. —

4.  „Gałązka w jego ręku związek znaczy
Z tyrsem Bachowym oplecionym winem,
Ona to przodka naszego tłómaczy,
Iż Bacha druhem był czy miłym synem.
Tu drugi mąż nad Tagiem — ten tułaczy
Żywot wiódł długo na mórz łonie sinem,
Budował mury, wiecznotrwałe wały
I na cześć Pallas kościół okazały.


5.  To Uliss, który za wymowy dary[191]
Dziękczynnym uczcił przybytkiem boginię;
Tam w Azji, Troi wsławiony pożary,
Śród nas Lizbony fundatorem słynie“
— „A któż ten oto, co mnogie ofiary
W zapale boju ściele po równinie?
Rozbite wojska przed nim w odwrót lecą,
Gną się sztandary, z których orły świecą?“ —

6.  Pyta poganin — a Paweł odpowie:
„To pasterz, który niegdyś pasał stada;
Mianem Wirjata zwali go ziomkowie[192]
Nad kij pastuszy, lepiéj dzidą włada:
Niezwyciężonym Rzymianin go zowie,
Przed nim w proch stara Rzymu chwała pada:
Ci co Pirrusa armje odpierali,
Nie mogli złamać Wirjatowéj stali.

7.  „Nie mogąc siłą — o hańbo! o wstydzie!
Życie wydarto mu przez podstęp krwawy;
Tak lud z czci znany do spodlenia idzie,
Łamiąc najświętsze ludzkości ustawy.
Tu spójrz — wygnaniec, u ziomków w ohydzie,
Śród nas się chroni, by bronić swéj sprawy. —
O! wiedział, jakie wybrać sprzymierzeńce,
By zdobyć lauru nie więdnące wieńce.

8.  „Wiedział, z kim będzie brał sztandary wroga
Zdobne miłemi Jowiszowi ptaki;
Wiedział Sertorjusz, że do zwycięstw droga,[193]
Ze zdawna znane nam wojenne szlaki:
Zważ, jaki wybieg, myśl mu jaka błoga
Przyszła, — by zwiększyć swój wpływ na prostaki:
Wyroczna łania niby mu do ucha
Szepce — on wziął ją za godło i słucha. —

9.  „Tu na chorągwi innéj, przedstawiony
Szlachetny praszczur królów naszéj ziemi:
Henryk — wywodzon przez nas z Węgier strony[194],
Lotaryńczykiem zwan między obcemi.
On muzułmanów odparłszy zagony,
Zwalczywszy Leon z hufy kastylskiemi,
Do Palestyny biegł w gorącéj chęci,
Iż szczep królewski przez ten czyn uświęci.


10.  — „A ten, co budzi strach i podziw razem,
Kto jest?“ — zapyta Katual zdumiony —
„Co tyle pułków zwycięskiem żelazem
Z tak drobną garstką goni na wsze strony?
Co burzy mury kryte twardym głazem,
Tyle bitw stacza nigdy nie znużony,
I tyle koron, sztandarów tak wiele
Pod stopy swoje ukorzonych ściele?“

11.  „Jest to król Alfons — rzecze Paweł Gama —
Który był Luzom od Maurów zbawieniem;
Jemu nad Styksem zaprzysięgła Fama,
Iż go nikt z Rzymian nie przyćmi imieniem. —
Jego Opatrzność znać wybrała sama,
By Maurów silnem rozgromił ramieniem,
I — by na gruzach ich twierdz, które zwalił,
Przyszłą ojczyzny swéj wielkość utrwalił.

12.  „Gdyby Cezara lub Macedończyka
Tak słaba siła, zastęp był tak mały
Przeciw ogromnym tłumom przeciwnika,
Jakie bić umiał ten wódz doskonały;
Nigdy rozgłosu, co ich dziś spotyka,
Ani-by sławy takiéj nie zyskały:
Lecz dajmy pokój téj nadludzkiéj chwale
A zważ, co jego zdziałali wasale.

13.  „Patrz, jak ten starzec o gniewnem wejrzeniu
Władcę, a swego wychowańca karci,
Gdy ten o wojsk mu doniósł rozproszeniu:
„„Zbierz je, wróć na plac i walcz tém zażarciej!”“
I śpieszą oba, ramię przy ramieniu,
Wrogowie wyżsi przed chwilą — wnet starci:
To Egaz Moniz tak księcia zapala,[195]
Prawdziwy obraz prawego wasala. —

14.  „On to wraz z syny iść w okup gotowy,
Powróz na szyję wdziawszy, w nędznéj szacie,
Gdy młody książę nie zdzierżał umowy
W zawartym z królem Kastylji traktacie, —
Mocą którego zdjął wróg Alfonsowy
Blokadę grodu blizkiego k’zatracie:
Egaz się z żoną, z syny w okup stawi;
Siebie potępi, lecz monarchę zbawi. —


15.  „Niegdyś, pomiędzy kaudyńskiemi szczyty,
Przez barbarzyńskie osaczony roty,
Konsul — przejść musiał pod jarzmem Samnity[196]
Lecz, by z ojczyzny zmyć piętno sromoty,
Sam wrócił w pęta — przykład znakomity —
Zaiste, wzór to stałości i cnoty,
Lecz on sam cierpiał i za własną winę,
Egaz bezwinny poświęcił rodzinę.

16.  „Tu — oblężeniem król Maurów gród ściska,
Wtém rycerz czyni wycieczkę zuchwałą,[197]
I wnet król w pętach, gród wolność odzyska:
Czyn ten wart z Marsa porównać się chwałą!
Daléj, na morzu, nowe widowiska:
Ten sam mąż z Maurów ściera się nawałą,
I górą statki, wycięte pogany,
Luz piérwszéj morskiéj zrywa laur wygranéj:

17.  „To Don Roupinho — i lądy i morze
Spłomienił blaskiem pożar przezeń wszczęty,
Czoła Abyli zrumieniły zorze,
Gdy maurytańskie płonęły okręty. —
Patrz, jak przyjmuje skon w chętnéj pokorze
On mąż śród walki tak słusznéj i świętéj;
Jak z rąk niewiernych — zasługą bogata
Dusza po palmę zwycięską ulata.

18.  „Tam cudzoziemców poczet okazały[198]
Ogromną flotą mknie na nasze wody,
I z pierwszym z króli pod Lizbony wały
Śpieszy dać męstwa świętego dowody, —
Wpośród nich Henryk — rycerz wielkiéj chwały,
Nad jego grobem trysł palmy szczep młody:
A cud ten świadczy, iż w męczeńskie grono
Syna Giermanji w niebie zaliczono[198].

19.  „Tu kapłan, przeor, Teotonio zwany,[199]
Wstrząsa miecz mściwy i Arranchez bierze
W odwet za Leirję, którą Maurytany
Wprzód nam wydarli. Tam znów patrz — żołnierze
Wkoło obiegli Santaremu ściany,
Wpośród nich łacno oko twe dostrzeże
Męża, co dzielną dłonią wojownika
Piérwszy na murach sztandar swój zatyka.


20.  „Śledź go, gdy w stronę Andaluzji dąży,
Gdzie książę Sanchez,[200] wojuje w téj dobie,
Wróg przezeń zbity, legł trupem chorąży
I znak Sewilli upada w żałobie:
Jest-to Mem-Moniz,[201] z krwią w nim męstwo krąży,
Co z kośćmi ojca nie usnęło w grobie:
I na sztandarach kłaść imię ma prawo;
Kto cudze kruszył — swoje okrył sławą.

21.  „Spojrzyj na męża, co dzidą krok wspiera,
Zstępując z baszty z łby pobitéj straży,
I gród zaskoczon, bramy mu otwiera,
Takiéj śmiałości oprzeć się nie waży:
I za herb weźmie postać bohatera,
Co wznosi głowy dwie o trupiéj twarzy:
A za czyn, jakich dotąd nie widziano,
Nieustraszonym Giralda przezwano[202].

22.  „Patrz, mszcząc zniewagi od króla doznanéj
I od odwiecznych wrogów z rodu Lary,
Kastylczyk śpieszy między Maurytany,
Przeciw ojczyźnie podnosi sztandary;[203]
Huf jego mnogi i wnet zhołdowany
Przezeń Abrantes, lecz blizki dzień kary:
Inny Luz z garstką śmiało pędzi w pole,
Rozbija wroga i bierze w niewolę.

23.  „Mąż, który zerwał ten wawrzyn zwycięski,
Marcinem Lopez zowie się z imienia.
Lecz oto kapłan, rycerz duszy męskiéj,
Złoty pastorał na stal ostrą zmienia:
On nie zna zwątpień, nie zlęknie się klęski,
Waleczność Maura krew w nim rozpłomienia:
Niebieskie znaki wieszczą mu zwycięstwo
I jego garstki podwajają męstwo.

24.  „Patrz, jak na króle dłoń pańska się sroży,
W niedługim czasie czterech ich zginęło.
Zbitych? Nie, wprzód już martwych. Cud to boży,
I wyższéj niźli ludzka ręki dzieło!
Już przed biskupem Alcacer się korzy,
Mur go nie zakrył, męstwo nie dźwignęło,
A Don Mateusz, cny pasterz Lizbony,
Tutaj palm chwały dostąpił korony[204]


25.  „Patrz, wódz Kastylji Luzytanin rodem
A mistrz zakonu Algarbję podbija;
Gdy hufy idą pod jego przewodem,
Czyjaż potęga, moc je wstrzyma czyja?
Szturmuje zamki, bierze gród za grodem,
Wspiera go męstwo, dobra gwiazda sprzyja.
Gdy mu na łowach zginęli rycerze,
On za nich siedmiu gród Tawili bierze.

26.  „Zręcznym fortelem otwarł Sylwy wały,
Gród, co się Maurom z takim kosztem dostał:
Tak Don Correa[205] rozgłosem swéj chwały
Obudzą zawiść — bo któżby mu sprostał?
A nie pominę trzech imion, co brzmiały
W Hiszpanji, Francji, gdzie ślad po nich został
W ludzkiéj pamięci. Gdzie walki, turnieje,
Oni rwą laury, ich dzielność jaśnieje.

27.  „Kędy prawdziwe Bellony igrzyska,
Błędni rycerze szukają przygody;
Patrz, jak w Kastylji w szrankach bojowiska
Ze szkodą innych zyskują nagrody?
Z trzech najprzedniejszy, Ribeiro z nazwiska,
Najśmielszych zuchów wyzywa w zawody
I trupem ściele — nad jego dzieł sławą
Letejska woda utraci swe prawo.

28.  „Uważ na męża, co szeroko słynie,
Nikt z przeciwników nie przyćmi go cieniem,
On nad otchłanią zwieszonéj krainie
Silną podporę dał krzepkiém ramieniem.
Patrz nań, gdy bratniéj wyrzuca drużynie
Strach, niedołęstwo wraz z grzesznem zwątpieniem,
Gdy wykazawszy, czém jest obcych władza,
Pod słodkie jarzmo ziomka lud sprowadza[206].

29.  „Przez jego tylko rady, rzutność śmiałą,
Z pomocą Boga i szczęśliwéj gwiazdy,
Spełnione, co się niemożebnem zdało,
Odparte straszne kastylskie najazdy.
Męstwo, wytrwanie zwycięstwo mu dało
Wielkie, zupełne — gdy toczy bój z gniazdy
Tych mnogich dzikich tłuszcz, co mają łany
Między Tartesem a brzegiem Gwadjany.


30.  „Patrz, jak pod jego nieobecność pada
Luzów potęga, jak ginie ich siła,
Gdy wódz pobożny w ustroni hołd składa,
Trójcy Najświętszéj modły swe zasyła.
Patrz, jak go szuka, jak wzywa gromada,
Co się bez niego, mocy swéj pozbyła;
„„Przemoc zagraża, a wrogi nas straszą,
O! śpiesz twém męstwem wesprzéć słabość naszą,““

31.  „Lecz rycerz — „„Nie czas jeszcze““ — odpowiada.
Patrz, jak on święcie w Panu zaufany,
Jak ten kto pewność od Boga posiada
Blizkich tryumfów, niechybnéj wygranéj.
Tak niegdyś Numa, gdy goniec doń wpada
Iż kraj przez wroga został najechany,
Na smutne wieści odrzekł pełen wiary:
„„Nim biedź na wojnę, dokończę ofiary.””

32.  „Męża, co Panu zaufał tak śmiało,
Czy chcecie wiedziéć, jak śród ludzi zwano?
Scypjonem Luzów zwaćby go przystało,
Lecz Nun Alvares chlubniejsze dlań miano.
Szczęsny kraj, dumny takich synów chwałą,
Co mu ojcami raczéj; — póki dano
Słońcu oświecać ziem i mórz krawędzie,
Po swym wybawcy kraj ów płakać będzie.

33.  „W téj saméj wojnie równie szczęście sprzyja
Innemu z wodzów: tutaj zdobycz całą
I trzody z hufem nielicznym odbija,
Które wprzód wziął nam wróg ręką zuchwałą,
Tam w krwi skąpanym oszczepem wywija,
Przyjaźnią k’temu powodowan stałą,
Wyzwala druha. — Ta chluba narodu,
To Don Rodríguez z Landroalów rodu.[207]

34.  „Patrz, co nikczemny fałsz odbiera w zysku
I jak się płaci podstępność zdradliwa,
Jak Fernand Elvas na pobojowisku
Wroga swojego zdrajcę pokonywa.[208]
Jak kraj Xeresu niszczy i w nacisku
Krwią jego panów, krwią kastylską zmywa.
Patrz, jak Pereira, mąż rycerskiéj cnoty,
Własną pierś czyni puklerzem swéj floty[209].


35.  »Tu siedmnastu Luzów — garstka mała[210]
Na wzniosłe wzgórze przed wrogiem się chroni
I gdy Kastylów moc ją opasała,
Przeciw czterystu walecznie się broni.
I nie dość na tém, ta garstka zuchwała
Już sama wroga napada i goni:
Czyn tak wspaniały — po wszystkie epoki
Wart jest pamięci, godzien czci głębokiéj.

36.  „Wiadome z dziejów olbrzymie zapasy
Trzydziestu Luzów walecznéj drużyny,
Z tysiącem Rzymian walczącéj w te czasy,
Gdy się tak Wirjat wsławił swemi czyny:
Nieustraszoność téj zwycięskiéj rasy
Dziedzictwem przeszła na méj ziemi syny:
Przed chmurą wrogów nigdyśmy nie bledli,
Lecz dzieł tysiącem męstwaśmy dowiedli.

37.  „Patrz na Infantów Pedra i Henryka,
Na to przezacne potomstwo Janowe:
Jeden w Giermanji imię wojownika
I laur niezwiędły zyskał na swą głowę,[211]
Drugiego chwała na morzach spotyka
Za jego prace i odkrycia nowe:
On pysze Maurów stawiąc silną tamę,
Pierwszy w zdobytéj Ceuty wchodzi bramę[212].

38.  „Oto Menezes oblężon dwukrotnie,
Odpiera hufce Berberji całéj:[213]
Widzisz? syn jego, ten obraz istotnie
Marsa na ziemi — tak dzielny i śmiały?
Bronić się niedość dlań więc pędzi lotnie
Z wrogów oczyszcza Alcaceru wały;
Lecz króla swego chroniąc drogie życie,
Ginie — z swéj piersi czyniąc mu przykrycie.[214]

39.  „Są inni godni malarskiéj palety,
Lecz barw zabrakło i pędzel ustawa;
Bo gdzież są u nas twórczości podniety?
Kto jéj zaszczyty, nagrody kto dawa?
Wina to nędznych potomków, niestety!
Którym ojcowska obojętna sława,
Co — przodków cnocie zamykając łono
W gnuśnéj rozkoszy zniewieściali toną.


40.  „Pewnie sądziły przezacne praszczury,
Że ich zasługi, ich cnoty, przykłady
Wszczepią w potomków podobne natury
I szlachetnemi iść przymuszą ślady. —
O zaślepieni! toć ta sława z góry,
Ten rozgłos, którym słynęli pradziady,
Słabsze potomstwo przed światem przyćmiły
Lub je w zepsucie, w rozkosz pogrążyły.

41.  „Tymczasem inni u szczytu już stoją,
Ci, co nie znają, czém przodków rząd długi.
Wina to królów, którzy łaską swoją
Prywatny fawor stawią nad zasługi:
Tak wyniesieni barw żywych się boją,
Cóżby im dały artysty sztalugi?
Wbrew swym zadaniom artystyczne dzieło
Miast mnożyć sławę, tu-by jéj ujęło?

42.  Znajdą się jeszcze, nie zaprzeczam temu,
Z możniejszych domów gałązki szlachetne,
Co z duszą wzniosłą pragną po dawnemu
Podtrzymać domu blaski wieloletne:
Co — jeśli chluby domowi staremu
Przez nowe czyny nie przysporzą świetne —
Nie przyćmią przecież imion wielkich chwałą;
Lecz takich pędzel spotyka dziś mało.” —

43.  Tak Gama wielkie opowiada dzieła
Przed sztandarami idąc luzyjskiemi,
Na których ręka mistrzowska zaklęła
Dzieje przeszłości barwami żywemi.
Katual słucha, powieść go zajęła,
Na wszystko patrzy oczyma chciwemi;
Pyta, tysiącznych odpowiedzi żąda
O wielkich bitwach, które tu ogląda.

44.  Lecz już zmrok zwolna cienie swe rozszerza,
Ognista kula z widnokręgu schodzi,
Aby nad kraje innego półsferza
Wylać swe blaski, z których świt się zrodzi:
Więc i poganin do odjazdu zmierza
Wraz z Nairami od luzyjskich łodzi —
Na wypoczynek po podróży swojéj,
Jakim łagodna noc twór wszelki koi.


45.  Tymczasem króla inna myśl kłopoce:
Z rozkazu jego wsławieni wieszczkowie[215]
Swą błędną sztukę i piekielne moce
Badają, co im los niepewny powie?
Jakie dzisiejszy dzień wyda owoce
I co się kryje w przyszłości osnowie,
Po co przybyły owe Luzytany
Do ich krainy z Hiszpanji nieznanéj?

46.  Tym razem piekło sług swoich nie myli,
Bo ukazuje, jak ci nowi woje,
Kiedy się Indja w wieczne jarzmo chyli
Na gruzach państw jéj szerzą swe podboje.
Trwożni, zdumieni — śpieszą w jednéj chwili
Wieszczkowie panu odnieść wróżby swoje,
Ostrzedz, jak straszne znaki wzrok ich czyta,
Które im ofiar odkryły jelita.

47.  Trwoga tém większe przybiera rozmiary,
Gdy Mahometa kapłan świętobliwy,
Wielki chrześćjańskiéj nienawistnik wiary,
Nad wszystkie inne wyższéj i prawdziwéj,
Ujrzał sen, w którym — jak z rodu Agary
Idący Prorok — sam Mahomet żywy —
Jawił się Bachus, co dotąd bez zmiany
W swéj nienawiści wytrwał niezachwiany.

48.  „Strzeżcie się — rzecze — o druhowie moi,
Tych klęsk i wrogów, którzy zdali kroczą
Przez płynny kryształ do waszéj ostoi,
Strzeżcie się, zanim zgubą was otoczą.“
Chwilę zbudzony Maur się niepokoi
Tego widzenia osnową proroczą,
Ale je bierze za zwykłe snu złudy
I znów usypia bezpieczny jak wprzódy. —

49.  Usnął. Bach wraca. „Nie znasz mię? Jam dziady
Nauczał twoje. — Wy moi poddani, —
Jam wielki dawca praw, — memi zasady
Dotąd żyjecie — wy — chrztem nie oblani?
Spisz, barbarzyńco, gdy ja pełnię zwiady —
Wiesz, czego obcy chce w waszéj przystani?
Oto — by zdeptał wiarę i znieważył
Jakąm ja ciemny ród ludzki obdarzył.


50.  „O! stawcie opór, zgniećcie tę moc wrogą,
Dopóki słaba, zniszczcie należycie;
Gdy słońce wschodzi — każde oczy mogą
Łagodne światło jego znieść o świcie:
Lecz kiedy wyżéj pójdzie swoją drogą,
Gdy całym ogniem gore na błękicie,
Oślepia oczy: — tak wy oślepieni
Będziecie, gdy się obcy tu wkorzeni“.

51.  Umilkły słowa, pierzchły sny mamiące:
Czciciel Proroka porywa się z łoża,
Zwie sługi, każe ogień niecić — w drżące
Serce jad wnikł mu niby ostrze noża.
Ledwo ta jasna, co poprzedza słońce,
Anielskie lice ukazała zorza,
On wzywa dzikiéj sekty swe przywódce
I ze snu sprawę zdaje im pokrótce.

52.  Tłumnie gwarzono, toczono obrady:
Każdy podsuwał, jako mu się zdało,
Różne zasadzki i przewrotne zdrady,
Tysiąc się chytrych podstępów knowało:
Lecz zarzucono zuchwałości rady,
Gdy lepszy środek znaléźć się udało,
Toćby najłatwiéj wrogów swoich zdusić —
Dość jest przedajność rządców króla skusić.

53.  Więc, by pozyskać państwa dygnitarze —
Sypie się złoto, płyną hojne dary;
Przyczém się zręcznie, ostrożnie ukaże,
Jak zgubą grożą przybylców zamiary;
Jak niebezpieczni są owi korsarze,
Co — mórz zachodnich plądrując obszary —
Żyją bez króla, tém co zdobycz dawa,
Bez ustaw ludzkich, bez bożego prawa.

54.  O! monarchowie, — kto z was dobrze rządzi —
Jakże ma baczyć, czy w doradców gronie
Nikt wbrew sumieniu i cnocie nie błądzi?
Czy szczerą miłość prawdy noszą w łonie?
Boć przez nich właśnie i patrzy i sądzi
Monarcha na swym wywyższony tronie,
Potrzeby kraju, pragnienia miljonów
Przez nich dochodzą do podnoży tronów.


55.  Lecz trudny wybór, gdzie zwątpień odmęty —
Kto wie, gdzie godność kryje się prawdziwa?
Nieraz, pokory płaszczem obwinięty,
Próżny ambitnik swe zamysły skrywa:
A kto we wszystkiém prawy jest i święty,
W sprawach światowych rzadko biegłym bywa;
Bo jakże pozna, jakże je rozwikła
Cicha niewinność w Bogu żyć nawykła?

56.  Katual, rządcą stawion od korony,
Który tu ludy pogańskiemi włada,
Wielce w chciwości swojéj podniecony
Odjazd luzyjskich naw ciągle odkłada.
Gdy Gama jedną nadzieją wiedziony,
Nieświadom, co nań kryje Maurów zdrada,
Marzy, by z wieścią k’swemu panu wrócił
O krajach, które odkrył i porzucił.

57.  Wié on, że skoro wieść pewną odbierze
Król Emanuel — ten monarcha prawy
Zgromadzi statki, uzbroi rycerze
I wnet ku Indjom wyśle nowe nawy;
By pod swe jarzmo ugiąć to wybrzeże
I w moc swą nowe zagarnąć dzierżawy;
I że on, Gama, jest pierwszym jedynie
Gońcem po wieści o Wschodu krainie.

58.  Więc z królem pogan pragnie miéć rozmowę,
By ku ojczystéj mógł już wracać ziemi;
Już i podstępu przenika osnowę,
Co się wciąż zdradza przeszkody nowemi.
Król, dla którego przebiegi Maurowe
Aż do téj pory były tajemnemi,
Trwożon przez wieszczków, przez Maurów mamiony,
Niepewną myślą chwieje się w dwie strony:

59.  Raz zimną trwogę czuje w duszy nizkiéj,
To znowu chciwość wrodzona przeważa,
Która, korzyści kreśląc obraz blizkiéj,
Chuć nieśmiertelną w piersi mu rozżarza:
Boć widzi dobrze, jakie ściągnie zyski,
Gdy luzyjskiego wysłucha mocarza,
Gdy z jego państwem uczciwie i szczerze
Na długie lata zawiąże przymierze.


60.  Zwołuje radę, ale w rozpraw toku
Wnet się niezmiernie podzieliły zdania.
I cóż za dziwy, kiedy do wyroku
Wielu doradców władza złota skłania?
Więc Gamę wzywa król do swego boku,
Zbliżyć się każe i czyni pytania:
„Prawdę mi — rzecze — nagą wyznaj śmiele,
Ja przebaczenia winom twym udzielę.

61.  „Wiem już dokładnie, że ta ambasada,
O któréj prawisz, jest wymysłem próżnym;
Króla, ojczyzny nikt z was nie posiada,
Na włóczęgostwie dni trawicie zdrożném:
Jeśli w dalekiéj Hesperji król włada,
Czyżby szaleńcem był tak nieostrożnym,
Aby narażać floty swojéj nawy
Na tak niepewne, dalekie wyprawy?

62.  „Jeśli potężny iście kraj Luzowy,
A król wasz świetny w swoim majestacie,
Na potwierdzenie słów waszych osnowy,
Jakież kosztowne podarki mi dacie?
Przyjaźń królewska wiąże się nie słowy,
Lecz wspaniałemi dary. Cóż wy macie?
Zakład mi złóżcie — bo jak wierzyć treści
Jakichś nieznanych żeglarzy powieści?

63.  „Jeśliście z kraju na wygnanie pchnięci,
Co się zdarzało ludziom wielkiéj chwały,
Będziecie u mnie serdecznie przyjęci;
Ojczyzną mężnych jest przecie świat cały:
Gdyście piraci, jakich tłum się kręci
Po morzach, nie drżyj, by was tu spotkały
Srom lub śmierć; znaném jest po wszystkie czasy,
Jak straszne z nędzą o życie zapasy”.

64.  Z takiéj przemowy mógł Gama wnieść snadnie,
Jakie zasadzki wróg na niego knuje,
W jakie go sidła oplątano zdradnie,
Jak podejrzliwość myśl królewską truje.
A więc wyniosły — wzruszeniem swém władnie,
Jak ten, co pewien, iż wiarę znajduje,
Z daru Wenery natchniony wymową,
Tak do monarchy mądre zwraca słowo:


65.  „Gdyby nie zmaza w przeszłości dalekiéj,
I pierworodny grzech, co był przyczyną,
Iż z czary kłamstwa nieprawości rzeki
Na Adamowe potomstwo wciąż płyną,
Gdyby nie wrogi, od których przez wieki
Tak srodze biedni chrześcijanie giną,
Gdyby nie fałsz ich — ni gdybyś, o panie,
Takich podejrzeń powziąć nie był w stanie.

66.  „Ciężko się życia składają koleje:
Któż nie opłacał szczęścia niepokojem?
Obawa idzie w ślad, gdzie lśnią nadzieje,
Czoło wciąż krwawym oblewa się znojem;
Tak i ja dzisiaj serdecznie boleję,
Że zaufania nie masz w słowie mojem,
Że szczerość moja i zacne zamiary
Należnéj sobie nie znalazły wiary.

67.  „Gdybym, jak sądzisz, żył plonem łupieży,
Lub był tułaczem z ojczyzny wygnanym,
Cóżby mię gnało do twoich wybrzeży,
Ku tym krainom ustronnym, nieznanym?
Zysk czy nadzieja? — co tu dla mnie leży?
Bym stawił czoło morzom zagniewanym?
Bym chłód bieguna lub wiecznie żarzące
Podzwrotnikowe znosił skwarne słońce?

68.  „Żądasz, o panie, bym przez dar bogaty,
Stwierdził słów prawdę — nie moje to sprawy:
Ja-m tylko płynął, by poznać klimaty
Stron, gdzie twe stare zaległy dzierżawy:
Lecz jeśli w morzach unikniem zatraty,
Gdy nas do kraju wróci los łaskawy,
Obaczysz wówczas, z jak pyszną daniną
Okręty moje znów tutaj zawiną.

69.  „Jeśli cię dziwi wola, która posły
Z krańców Hesperji aż tutaj wysłała,
Nigdy się królów naszych duszy wzniosłéj
Sprawa możliwa zbyt wielką nie zdała.
Trzebaby poznać kraj, w którym wyrosły
Wielkie pomysły — znać, jak lud nasz działa,
Aby uwierzyć, jak daleko sięga
Jego umysłu i dłoni potęga.


70.  „Wiedz, że już lata upłynęły mnogie,
Jak władze nasze z uporem się jęły
Niebezpieczeństwa pokonywać srogie,
Zawsze z wielkiemi połączone dzieły:
Odkryto morza pokojowi wrogie,
Z trudem je łodzie nasze przepłynęły
W celu, by poznać do krańców świat cały,
W oceanowe skąpany kryształy.

71.  „W końcu, latorośl szczęsnego mocarza,
Co pierwszy łodzią zorał oceany,
(Tego, któremu w Abyli los zdarza
Z gniazd ich ostatnie wyprzeć Maurytany),
Henryk myśl wielką, gienjalną rozważa
I łódź za łodzią śle swe Luzytany,
Aż w one strony, gdzie niebo rozżarza
Blask Argu, Hydry, Zająca, Ołtarza.

72.  „To powodzenie budzi żądze nowe,
Coraz to dalsze otwierano drogi,
Gdzie nikt nie pływał — okręty Luzowe
Już na obszary mórz wbiegły bez trwogi,
Kędy Afryki ludy południowe
Nie widzą, patrząc na niebios rozłogi,
Siedmiu północnych gwiazd — już ominięty
Pas zwrotnikami skwarnemi objęty.

73.  „Z takiémże męstwem, z wytrwaniem jednakiem
Myśmy fortuny zwyciężyli ciosy,
Aż do twych krain nieznajomym szlakiem
Do celu pragnień zaniosły nas losy:
Przez nas zwalczone fale z klęsk orszakiem,
Z strasznemi burzmi, z gniewnemi niebiosy,
Od ciebie chcemy świadectwa jedynie
Dla króla, żeśmy byli w twéj krainie.

74.  „Oto, monarcho, szczere me wyznanie;
Zważ — dla tak małéj, tak błahéj nagrody,
Czyliżbym podjął tak trudne zadanie
Albo kłamnemi łudził cię wywody?
Toż nieznające spoczynku otchłanie,
Matki Tetydy wiecznie wrzące wody,
Stokroćby prędzéj wybrali piraci,
Których toń morska łupami bogaci.


75.  „Jeśli szczerości zaufałeś mojéj
Obcej wybiegom, niezdolnéj do zdrady,
Przyśpiesz nasz odjazd z tutejszéj ostoi,
Racz wstrzymujące usunąć zawady.
A jeśli fałszu twe serce się boi,
Własnéj mądrości chciéj zasięgnąć rady;
Sąd twój rozproszy pomrokę ułudną,
Boć przecie prawdę poznać nie tak trudno“.

76.  Bacznie monarcha na tę pewność zważa,
Z jaką mu Gama słów swoich dowodzi:
Głęboka wiara w opowieść żeglarza
I szczera ufność w sercu mu się rodzi:
Słuszność słów Gamy i godność rozważa,
Podziwia męstwo — i myśl mu przychodzi,
Iż jego rządców pozory uwiodły,
Ale nie odgadł przedajności podłéj.

77.  Wzniecona chciwość wywiera nań wpływy,
Wie, co mu z Luzy może dać przymierze,
Więc ku tym ludziom woli być życzliwy
Niż ku swym Maurom radzącym nieszczerze.
Sam Gamie powrót doradza skwapliwy:
Niechaj bezpiecznie śpieszy na wybrzeże
I część towarów na ląd wynieść każe,
W zamian korzeni, czy na wyprzedaże.

78.  Zaleca handel towary takiemi,
Jakich nie daje Gangiesu kraina;
Jeśli się znajdą zdatne w onéj ziemi,
Gdzie się ląd kończy, a morze zaczyna.
Gama pożegnan słowy królewskiemi
Już z przed oblicza schodzi Samorina,
Śpieszy o czółno prosić Katuala,
Bo Luzów łodzie stały w morzu zdala.

79.  Lecz próżno prosi, daremnie nalega:
Podły minister nowe sieci mota
I przez rozliczne podstępy zabiega,
By się zbyt prędko nie wymknęła flota.
Niby sam z Gamą zdążając do brzega,
Chce tylko zwabić po-za dworca wrota
I zbłąkać pragnie, aby na uboczu
Złość swą nań wywarł zdala pańskich oczu.


80.  Wywiódłszy w pole, tak nareszcie rzecze:
„Dziś już łódź żadna nie puści się w morze
Więc i wasz odjazd do jutra się zwlecze,
Dam czółna, skoro błyśnie pierwsze zorze“.
Z tych słów wnet Gama zamiarów dociecze,
Już odgadł, czego poganin chcieć może,
Iż z bezecnemi Maury się sprzymierzył,
W co wódz luzyjski aż dotąd nie wierzył.

81.  Ze wszystkich rządców i z duszą i z ciałem,
Kupionych Maurów podarki hojnemi,
Katual w państwie Samorina całem
Prym trzymał, rządząc grody potężnemi.
Maur się spodziewał, iż z jego udziałem
Jedynie — oraz środki podstępnemi —
Dojdzie do celu. On, spólnik ich spisku,
Czyliż się zechce zrzec nadziei zysku?

82.  Gama ustawnie prośby swe powtarza
O łodzie, których rządca nie dozwala;
Wszak pozwolenie słyszał z ust mocarza,
Cnego następcy władcy Perimala?
„Przecz więc minister przeczyć się poważa
I przewiezienie towarów oddala?
Wszak co monarcha wyrzekł swemi słowy,
Nikt nie śmie zmienić wyroku osnowy?“

83.  Przekupny rządca na takie wyrazy
Pozostał głuchy. W głowie mu subtelna
Fantazja mnogie rozsnuwa obrazy,
Zdumiewające podstępy piekielne;
To chce się rzucić z ostremi żelazy,
W krwi wstrętnéj skąpać, nieść ciosy śmiertelne;
To całą flotę wyniszczyć pożogą,
By nikt z niéj w kraju swym nie postał nogą.

84.  „Żaden ojczyzny nie ujrzy z rycerzy“ —
Tak wyrok Maurów opiewa szatański —
„Niech się o stronie, gdzie kraj wschodu leży
Nigdy nie dowie władca luzytański;
Niech Gama próżno krąży u wybrzeży,
Niechaj go rządca wstrzymuje pogański;
Bez jego woli daremne starania,
Zakaz łódź każdą od brzegu odgania“.


85.  Katual daje odpowiedź jedyną
Na skargi Gamy, na jego wyrzuty:
„Każ — rzecze swoim niech na brzeg przypłyną,
A łatwe będą przyjazdy, powroty.
Kto się tak bardzo odgradza głębiną,
Znać chowa w duszy zły zamiar uknuty,
Ludzie uczciwi i wierni w przyjaźni
Ufają innym, nie znają bojaźni“.

86.  Roztropny Gama odgadł z tych słów wroga,
Że dlań naw jego zguba pożądana,
Że napad zbrojny, lub ognia pożoga
Czekają flotę z ręki muzułmana.
Wódz walczy z myślmi — jaka wyjścia droga
Dla ocalenia winna być wybrana?
On chciałby stanąć przed klęski obliczem
Na wszystko baczny, nie zaniedban w niczem.

87.  Jako gdy w szybie polerownéj stali,
Albo w krysztale pięknego źwierciadła
Promień słoneczny swe światło zapali —
Widzisz, jak wkoło jasność jego padła,
A gdy z tém światłem igra jeszcze daléj
Swawolna ręka, co kryształ posiadła,
Wnet na dachówki i na domów ściany
Rzuci on odblask niepewny, zbłąkany: —

88.  Tak się myśl Gamy chwiała frasobliwa;
Gdy nagle wspomniał, że w téjże godzinie
Wierny Coelho może poń przybywa,
Jak się spodziewał? może z ludźmi płynie?
Natychmiast skrycie rozkaz odwoływa,
Każe ku flocie powracać drużynie
I pilnie baczyć, by ustrzedz okręty
Od sieci Maurów dokoła rozpiętéj.

89.  Tak to ma działać, kto w Marsowe ślady
Podążać życzy i jak on zasłynąć:
Myśl ma miéć lotną, usuwać zawady,
Niebezpieczeństwo przeczuć i ominąć:
Wojenny wybieg i przebiegłe zdrady
Wrogów odgadnąć i ich w nie owinąć;
Słowem wszechwiedzem być. Tak, nie pochwalę
Wodza, co rzecze: „Tegom nie znał wcale“.


90.  Wciąż Malabarczyk Gamę jeńcem trzyma,
Ciągle nalega o przyzwanie floty;
Lecz serce wodza gniew szlachetny wzdyma,
A stałość jego groźb odbija groty:
I niéma złości, cierpień takich niéma,
Których on z szczeréj nie zniósłby ochoty
Wprzód — nim narazi dla osoby swojéj
Królewską flotę, co bezpieczna stoi.

91.  W ciężkiéj niewoli Gamie noc uchodzi
I dzień ubiega — więc wódz postanawia
Wrócić przed króla, lecz mu drogę grodzi
Liczna straż rządcy i opór mu stawia.
Tymczasem w rządcy myśl nowa się rodzi,
On kar od pana swego się obawia,
Skoro ten pozna, jak podle mu służy
Przeto się lęka Gamę więzić dłużéj.

92.  I tak doń rzecze: „Każ przewieźć niezwłocznie
Wszystkie do handlu przydatne towary,
Niech się zamiana i sprzedaż rozpocznie;
Kto handlu nie chce — wojenne zamiary
Znać żywi“. — Z słów tych wyziera widocznie,
Jakiéj nikczemnik wymaga ofiary;
Gama przystaje: wié już, że wróg złupi,
Lecz on tą stratą swą wolność okupi.

93.  Wnet staje układ: poganin da łodzie
Wygodne, które pomkną na głębiny;
Bo żadnym zdradom i żadnéj przygodzie
Gama nie podda swych naw ni drużyny.
I mnogie barki już pędzą po wodzie,
Po różne płody hiszpańskiéj krainy:
Gama do brata pisanie wyprawił,
By dał zań okup i z pęt go wybawił.

94.  Zaraz ładunek na ląd wyprawiony
Chętnie Katual przyjmuje go podły:
Alwar i Diego płyną z Luzów strony
Na traf jeśliby targi się powiodły.
Próżno kołatał do duszy skażonéj
Rozkaz monarchy, próżne jeńca modły;
Niewierny wskazał, do czego był zdolny:
Zobaczył korzyść i wnet — Gama wolny.


95.  Dzierżąc wysłańców onych i towary
Sądzi poganin, iż więcéj zdobędzie
Niż jeśli wodza tak więzić bez miary
I na swym brzegu zatrzymywać będzie.
Gama powraca z stałemi zamiary,
Iż po raz drugi na ląd nie wysiędzie
Z obawy więzów, — więc ku łodziom śpieszy
I błogim wczasem po trudach się cieszy.

96.  Odtąd spokojny na statku swym czeka,
Co czas odkryje i co los mu zdarzy;
Już odeń ufność ku rządcy daleka,
Wié, co nikczemny chciwiec w sercu waży.
O jakże dziwna natura człowieka!
Ciekawy widok, — gdy możnych, nędzarzy,
Kiedy nas samych żądza zysku żenie,
Czynami rządzi, tłumi w nas sumienie.

97.  Przez nią król Tracji zabił Polidora[216],
By stać się panem ogromnéj skarbnicy;
Przed złotym deszczem Akryzjusza córa[217]
Próżno zamkniona w warownéj wieżycy:
Oto Tarpeja ku chciwości skora,
Olśniona blaskiem złotéj błyskawicy,
Wrogom odkrywa tajne wnijście wieży
I ginie z rąk ich pod stosem puklerzy.

98.  Złoto otwiera twierdz obronnych wrota,
Fałszywą przyjaźń i zdradę wytwarza:
Najhartowniejsza przed niém gnie się cnota,
Przezeń wódz zdrajca z wrogiem się skojarza;
Przezeń dziew czystość zamienia sromota,
Ni grzech, ni hańba już ich nie przeraża:
Złoto uczonym — ileż widzim razy —
Daje sąd ślepy, ich sumieniu skazy.

99.  Złoto statutów treść biegle wykłada,
Stanowi prawa i pełnić je wzbrania:
Przezeń ród ludzki w przeniewierstwo wpada,
Ono monarchów ku tyranji skłania.
Słyszałem nieraz, że i temi włada,
Co Wszechmocnemu służą z powołania
I ich czarują te blaski zwodnicze,
Aż cnota płonąc zasłania oblicze.






Pieśń dziewiąta.


1.  Próżno czas tracą dwaj wysłańce Gamy,
By zawrzéć pokój próżno dni marnują;
Chytrość im pogan wszędzie stawi tamy
I ich towary zbytu nie znajdują;
Ich ofiar, namów skutek wciąż ten samy,
Ale odkrywców Maury zatrzymują,
Zanim się zjawi z krainy dalekiéj
Flota corocznie płynąca tu z Mekki.

2.  Tam, gdzie nad fali Erytrejskiéj łonem
Ptoloméj dźwignął Arsynoi ściany[218],
Zowiąc imieniem siostry ulubionem
Gród z biegiem czasu Suezem przezwany,
W miejscu od portu niezbyt oddalonem,
Dziś leży Mekka, któréj muzułmany
Wsławili w świecie kąpiele i imię
Z czcią zabobonną śląc tłumy pielgrzymie.

3.  Jedda się zowie najbardziéj bogaty[219]
Z czerwonomorskich portów, który słynie
Handlem — skąd niegdyś niemałe intraty
Brali Sudany władce w téj krainie.
Stąd handlowemi związana traktaty,
Do Malabaru co rok flota płynie
I — oceanu przebywszy przestrzenie —
Zabiera Indyj wonności, korzenie.

4.  Na tę to flotę rachował Maur dziki,
Na jéj potęgę i statków rozmiary,
Że ona Luzy — swe współzawodniki
W handlu — wyniszczy mieczem lub pożary; —
I tak zaufał w one pomocniki,
Że już nie zważa na Luzów galary,
Pragnąc jedynie przytrzymać żeglarze,
Zanim się flota od Mekki ukaże.


5.  Lecz Ten, co rządzi ziemią i niebiosy,
Który wszechwiedzą swoją niezmierzoną
Trzyma w swych ręku śmiertelników losy,
Wiodąc do kresu, jak im przeznaczono:
Litości w jednym z Maurów zbudził głosy,
Natchnął współczuciem Monsaida łono —
I Maur z przestrogą pośpieszył do Gamy
A sobie przez to otwarł raju bramy.

6.  Inni nie strzegli przed nim tajemnicy,
Mając za swego jednéj z niemi wiary,
Słuchał, co knuli owi okrutnicy,
Przeniknął podłe, srogie ich zamiary:
Nieraz stojące długo na kotwicy
Zwiedzał on statki — dziś z żalem bez miary
Myśli nad zgubą, jaką bez ich winy
Gotują Luzom saraceńskie syny.

7.  On roztropnego Gamę ustrzedz śpieszy,
Że tu Araby co rok płyną z flotą,
Że jak narzędziem zemsty Maur się cieszy
Przyjściem tych ludzi, którzy Luzów zgniotą:
Że na tych statkach prócz żołnierskiéj rzeszy
Gromy Wulkana pociskami miotą;
Wobec nich statki drogą skołatane
Mogłyby uledz i ponieść przegrane.

8.  Gama uważał, że właśnie pogoda
Sprzyja podróży i do drogi skłania,
Zwątpił już, by się dała zawrzeć zgoda
Z królem dzielącym mahometan zdania;
Tylko mu Diega i Alwara szkoda,
A więc powrotu śle im rozkazania,
Lecz — aby wrogi zawad nie stawili —
Każe z tém kryć się do ostatniéj chwili.

9.  Próżno. Mkną wieści mimo tajemnicy
I w krótkim czasie po grodzie rozbrzmiały,
Ujęci obaj Gamy wysłannicy
Właśnie gdy miejskie opuszczali wały.
Lecz na słuch o tém Gama z błyskawicy
Szybkością — kupców porywa tłum cały,
Co k’niemu zysku nadzieją znęceni
Przybyli z kupią kosztownych kamieni.


10.  Byli to ludzie szanowni, bogaci,
Z domów odwiecznych znanych w Kalikucie;
Wnet poczuł cały gród, jak drogo płaci
Ich uwięzieniem za Luzów okucie.
Tymczasem w łodziach śród żeglarskiéj braci
Ruch — skrzypią windy i bloki w obrocie,
Ą silne barki i dzielne prawice
Ściągają liny, zrywają kotwice.

11.  Inni po sznurach wdrapują się żwawo
I hałaśliwie żagiel się rozpina;
Aż wieść do króla leci z wielką wrzawą,
Jak szybko flota zbierać się zaczyna.
Żony i córki jeńców jęcząc łzawo
Z krzykiem obiegły dworzec Samorina;
Cały tłum prośby do pana kołata;
Tym grozi ojców, tym małżonków strata.

12.  Wnet uwolnieni luzyjscy żeglarze,
I z wielkim żalem Maurów zagniewanych
Wszystkie towary król im wydać każe,
Byle mu jego zwrócono poddanych:
Nawet z wymówki śle swe dygnitarze.
Wódz chętniéj przyjął swych druhów oddanych
Niźli wymówki; w części wraca stratę,
Gdy z resztą pędzą w dal statki skrzydlate.

13.  Płyną żeglarze zdala od wybrzeży,
Zrozumiał Gama, że próżno czas trwonił,
Szukając z władcą pogańskim przymierzy,
Związków handlowych, których wróg mu wzbronił..
Lecz wié już teraz kędy Indja leży,
Już kraj Jutrzenki przed nim się odsłonił,
I z dobrą wieścią ku ojców krainie
Z pewnemi odkryć swych dowody płynie.

14.  Kilku uwozi téż Malabarczyków,
Zabranych gwałtem posłów Samorina,
Co odwozili Luzów niewolników.
Ma pieprz palący, jest dziwna roślina[220]
Z wysp Bandy — gałka i kwiat — dość gwoździków,
Z których Moluckich wysp słynie kraina,
Jest i wonnego zapas cynamonu
Bogactwo, chluba i krasa Cejlonu.


15.  Całéj téj sprawy obrót tak szczęśliwy
Monsaidowi głównie zawdzięczano,
Co poznał, natchnion anielskiemi wpływy,
Treść w Ewangielii księgach zapisaną.
Synu Afryki, jak Bóg miłościwy K’tobie!
Jak z mroku duszę twą wyrwano!
Jak bez ojczyzny długo los cię miota,
Aby w prawdziwéj w końcu przywieść wrota.

16.  Rzuciwszy kraje, gdzie skwarzy żar słońca,
Szczęśliwe łodzie kierują swe przody,
Gdzie kres południa z natury znacząca
„Dobréj Nadziei“ ziemia sterczy z wody;
Lecz flota wieści pomyślne wioząca
Lizbonie z wschodnich ziem — jeszcze przeszkody
Wielkie ponosi od pogody zmiennéj,
Dzisiaj burzliwéj, a jutro promiennéj. —

17.  Słodkaż to radość wrócić do ojczyzny,
Powitać krewnych i drogie penaty,
Gwarzyć o ludach dalekiéj obczyzny,
Malować różne kraje i klimaty;
Zbierać nagrody za trudy i blizny,
Plon prac i przygód wysłużony laty,
I czuć w słuchaczach śród wątku powieści
Zachwyt, którego zda się pierś nie zmieści. —

18.  Przez długie lata stróżka i mistrzyni,
Za życzliwego gienjusza przydana,
Przychylna Luzom Cypryjska bogini
Dzisiaj z natchnienia Wszechmocnego Pana,
Chce im dać uczuć, jak słodką się czyni
Po długich trudach sława pozyskana,
Pragnie im obraz dni szczęścia przedstawić
I serca smutnych wędrowców zabawić.

19.  Za to iż długo przeciwność zbyt sroga
Przez mórz szerokich goniła ich łona,
Za to, co znieśli od gniewnego Boga,
Co zrodzon w Tebach, grodzie Amfijona[221]
Dawno w jéj sercu powstała chęć błoga,
By ich wytrwałość była nagrodzona,
By odpoczynek dać im w państwie wodném
Na fal krysztale płynnym i łagodnym.


20.  Niech w końcu wytchną, użyją ochłody,
Co wycieńczonym dawne siły wraca,
Niech dziś żeglarze doświadczą nagrody
Za trud, co życie, i tak krótkie, skraca.
Wnet przez boginię przyzwan syn jéj młody,
Którego władza byt ludzki ozłaca
I bóstwa zmusza zstępować na ziemię,
A zaś w niebiosa wznosi ziemian plemię.

21.  Już plan gotowy i boska Wenera
Na oceanu rozległéj przestrzeni
Wyspę cudownéj piękności wybiera,
Zdobną kobiercem kwieci i zieleni.
Jedną z wysp, jakich niemało zawiera
Kraj wschodu, który jutrzenka rumieni,
Ale zdaleka od owych wybrzeży,
Gdzie Herkulowych wrót granit się jeży.

22.  Tam czekać będą piękne wód dziewice,
Nim bohaterów przygonią k‘nim losy,
Wszystkie prześliczne, każdéj cudne lice
Rozkosze oczom — sercu niesie ciosy;
Śród tonów, śpiewów, przy słodkiéj muzyce
Wenera skrycie budzi uczuć głosy,
I w sercach dziewic nieci czułą tkliwość,
Która podnosi wybrańców szczęśliwość

23.  Tak gdy Eneasz, syn Anchizesowy,
Na swych okrętach płynących z pod Troi
Stanął na dworze przebiegłéj królowéj,
Co skórą wołu kres dzierżawy swojéj
Znaczyła — Wenus władzy Kupidowéj
Również przyzwała, którą jéj moc stoi,
I chcąc, by przybysz był godnie uczczony,
Skrę ognia w serce rzuciła Dydony.

24.  Teraz zaprzęga ptaki, z których łona
Przy skonie pieśń się cudowna wydziera,
I one drugie, w których kształt zmieniona
Rwąca stokrocie młoda Perystera.[222]
Gdzie przemknie pani ich skrzydły ciągniona
Echem całunków tętni cała sfera:
Gdzie rydwan przejdzie, uciekają chmury
I wiatry cichną i świecą lazury.


25.  I już zawisła nad wierzchołkiem Idy,
Gdzie syn jéj Łucznik właśnie miał zabawę,
Kędy mnogiemi otoczon Kupidy
Przeciwko światu gotował wyprawę;
By skarcić grzechów światowych ohydy,
Przeciw miłości występki nieprawe;
On, który miłość dał ludzkości w darze,
Pomści skalane czci swojéj ołtarze. —

26.  Patrzy — tam młodzian jak Akteon nowy[223]
Pędzi do dzikich igrzysk tak namiętny,
Że byle ścigać zwierza — już gotowy
Gardzić miłością, rząd ludźmi mu wstrętny:
Padnie nań wyrok, słodki lecz surowy,
Wdzięk mu Dyany targnie serca tętny:
A szczęśliw jeszcze, gdy nie zginie marnie
Rozszarpan przez swą ukochaną psiarnię.

27.  Tam, jak szeroki świat, widzi książęta
Mało troskliwe ku publicznéj rzeczy;
Jak każdy tylko o sobie pamięta,
W sobie się kocha, siebie ma na pieczy:
Jak mnoga rzesza po dworach przyjęta
Kala się fałszem, świętéj prawdzie przeczy
Pochlebstwem, które niby zielsko głuszy
Ledwo wykwitły kłos monarszéj duszy.

28.  Ci, co lud garnąć winni, żyć z biedotą[224]
I miłosierdzie pełnić każdéj pory,
Sięgają tylko po władzę i złoto,
Sprawiedliwości słoniąc się pozory:
Obłudą jest ich surowość, nie cnotą,
Głos ich praw zawsze do ucisku skory;
Milkną nikczemnie w obliczu korony
Ich tak niezłomne dla gminu zakony.

29.  Słowem, gdzie spojrzéć, nikt cnoty nie strzeże,
Niecne jedynie krzewią się zamiary:
Ha! więc czas wreszcie, iż ludzkość odbierze
Wielce surowe, ale słuszne kary.
Amor ministry zwie, zleca rycerze
W bitne zastępy zebrać pod sztandary,
Ufny, iż dzielność ich walecznych dłoni
Niekarne tłumy znów do stóp mu skłoni.


30.  Wielu z téj drobnéj a skrzydlatéj świty
Już przygotowań jęło się roboty:
Jeden stalowe zaostrza dziryty,
Inny osadza na drzewcach strzał groty.
I chór cudowny wzbija się w błękity,
Pieśni przy pracy dodają ochoty;
Dźwięczna melodja z słów pięknością równą
Tworzą harmonją anielską cudowną.

31.  Gdzie nieśmiertelna iskrzy się kuźnica,
Kują cię ciągle strzał ostrza raniące;
Tu się nie drzewem ognisko podsyca,
Tu płoną serca żywe i drgające;
A ta, gdzie groty hartują, krynica,
To łzy kochanków nieszczęsnych ciekące:
Tu wre żar ciągły, który swoim skwarem
Pali nas wiecznie nie niszcząc pożarem!

32.  Jedni zawczasu doświadczają ręki,
Na sercach grubych, nieczułych jak skały:
I wnet w powietrzu rozległy się jęki
Z piersi ranionych okrutnemi strzały:
Więc biegły cudne nimfy koić męki
Ale ich dłonie w serca rannych lały,
Wraz z życiodawczym, kojącym balsamem
Uczucia dotąd nieznane im samym.

33.  Jedne z nich piękne, inne szpetne były,
W miarę jak różny rodzaj ran wymaga;
Cierpki antydot zatryśnięty w żyły,
Przeciwdziałaniem nieraz jad przemaga.
Wielu kajdany krzepkiemi obwiły
Słów czarodziejstwa jak zaklęcia maga:
A takich zwłaszcza, którym się dostały
W sok tajemniczych traw nurzane strzały.

34.  Te na los szczęścia pociski miotane,
Te srogie groty w ręku nazbyt miodem,
Pomiędzy nędzny tłum ludzki zbłąkane,
Dziwacznych uczuć stają się powodem:
W starożytności już przykłady znane,
Zdrożnych popędów między ludzkim rodem;
Byblis i Myrra świadczą to z kolei,
Młodzian w Asyrji i w ziemi Judei.[225]


35.  O możni świata! przeciwko pasterce
Nieraz daremnie pierś zbroją kryć chcecie;
Gminny kochanek umié zdobyć serce
Pań — kiedy Wulkan rzuci na nie siecie.
Ci łakną nocy w miłosnéj rozterce,
Ci się po murów, po dachów pną grzbiecie;
Lecz mojém zdaniem, onych zboczeń wina,
Grzechem Wenery jest raczéj niż syna.

36.  Już na łąk zieleń spuściły kolasę
Srebrne łabędzie ruchy łagodnemi,
Z śnieżną lic bielą łączącą róż krasą
Bogini — szybko zstępuje ku ziemi.
Łucznik, co niebian śmie wyzywać rasę,
Wita ją wesół z Kupidy swojemi,
Którzy gromadnie skupiają się przy niéj,
Całując ręce swéj ślicznéj władczyni.

37.  Cypryda chwili nie chcąc tracić marnie,
Ufne do syna wyciąga ramiona,
I tkliwie szepce i w objęcia garnie:
„O ty, na którym moc ma utwierdzona,
Źródło potęgi méj, ty co się bezkarnie,
Najgrawasz z gromu, który zgniótł Tyfona,
Dziś się z ufnością uciekam do ciebie,
Byś mi był wsparciem w szczególnéj potrzebie.

38.  „Znasz ciężkie losy Luzów. Dawno jużby,
Musieli zginąć bez mojéj opieki.
Strzegłam ich, mając Park niemylne wróżby,
Iż mię czcić będą i wielbić na wieki;
A przeto jeszcze miłe mi ich służby,
Iż Rzymian widzę w nich obraz daleki;
Więc ku ich szczęściu złączmy, synu miły,
Nasze potęgi, wszystkie nasze siły.

39.  „Za to, co w Indjach znieśli przez pogany,
I przez ohydne zasadzki Bachowe,
Lub kiedy morskie wzburzone bałwany,
Im otwierały otchłanie grobowe:
Niech ten sam, wiecznie groźny, rozhukany,
Ocean — łodzie przytuli Luzowe;
On, świadek trudów walecznych żeglarzy,
Niech dziś ich szczęściem i chwałą obdarzy.


40.  „Dlatego pragnę, byś się ich użalił,
I groty twemi w córach Nerejowych
Ogień miłości ku Luzom zapalił,
Ku tym odkrywcom mórz i światów nowych;
Zwij je ku mężom, których los ocalił,
Na wyspę, com ją z wód oceanowych
Głębi — dźwignęła wysoko nad fale,
A Zefir z Florą odzieli wspaniale.

41.  „Niech Nimfy uczty zastawią rozliczne,
I wonne wina i kwieci bez miary,
I w kryształowych dworcach łoża śliczne,
Lecz mniéj ponętne niźli ich lic czary;
Niech wynajdują niezwykłe a liczne
Rozkosze — płonąc miłosnemi żary,
Niech w końcu wszystko czynią w szczeréj chęci,
Co urok rzuca i źrenice nęci.

42.  „Niech kraj Neptuna, ta moja kołyska,
Wyda ród dzielny a piękny z oblicza,
Niech stąd ma przykład złośliwa i nizka,
Ziemia — przeciwko tobie buntownicza;
Niech wié, iż nic tu obłuda nie zyska,
Iż mur z djamentu tarczy nie użycza:
Bo jakież siły oprzéć-by się śmiały
Tobie, coś zatlił nawet mórz kryształy?“

43.  Gdy tak mówiła — zachęcon jéj słowy
Syn — już do walki wre pełen ochoty;
Każe podać łuk z kości słoniowéj,
I swoje strzały z złoconemi groty.
Matka go wzywa na wóz już gotowy,
Z rozkosznym giestem, z słodkiemi pieszczoty,
I puszcza cugle ptakom, co przed laty
Pieśnią płakały Faetona straty.[226]

44.  Lecz Amor rzecze, iż trzeba koniecznie
Wprzód zjednać słynne bóstwo dla wyprawy,
Farmę, co chociaż nieraz staje sprzecznie
Lecz nieraz dzielnie wsparła jego sprawy.
Jest to olbrzymia postać, w locie wiecznie,
Organ kłamstw, prawdy, i hańby i sławy,
Stuoczna, skrzydłem o wszystko potrąca,
A czego dojrzy — głosi z ust tysiąca.


45.  Ledwie przyzwana a już świat obiega.
Jéj głos donośny z dźwięcznéj trąby tony
Brzmi sławą Luzów od brzega do brzega,
Jak dotąd jeszcze nikt nie był wielbiony.
Już po mórz głębiach jéj głos się rozlega,
I w ciemnych jaskiń przedziera się schrony:
Wraz z prawdą głosi to, co z wieści słyszy,
A łatwowierność w ślad jéj towarzyszy.

46.  Ten świetny rozgłos, tak wielkie pochwały,
Gdy wnikły w morskich mieszkanek siedliska,
Niechęć przez Bacha wzniesioną złamały,
Już z Nimf niejedna ku miłości blizka.
Pierś niewiast łatwo uczuwa zapały,
Gdy bohaterstwem kto cześć ich pozyska;
Dziś już srogością zwą i okrucieństwem,
Uciskać zacność a pogardzać męstwem.

47.  Tymczasem z ręki zdradnego chłopczyny
Lecą strzał grady, że aż jęczą tonie:
Ta w lot burzliwe przebija głębiny,
Ta krąży, ślizga się, nim w głąb utonie:
Bronią westchnień ognistych seciny
Ranione Nimfy, żar czujące w łonie;
Nie znają lubych swych jeno po sławie,
Lecz ta maluje ich jakby na jawie.

48.  Coraz potężniéj napina łuk biały
Niepowstrzymana, silna dłoń łucznika,
Bo piękną Tetys chce zranić zuchwały,
Zgniewany na nią, iż mu wciąż umyka.
Już mu z kołczana wyszły wszystkie strzały,
Lecz tylko ranne Nimfy wzrok spotyka,
I jeśli w piersiach ich skra życia gości,
To — by czuć miłość i konać z miłości!

49.  O! dajcie dostęp, wy modre kryształy!
Oto z lekami Wenera przybywa,
Wskazując w dali wzdęty żagiel biały,
Co po Neptuna fal grzbietach nadpływa:
A ty miłości, wzmóż wrzące zapały,
Przed tobą skromność niewieścia wstydliwa,
Niechaj ustąpi — jéj lęk w dziewic duszy
Słodką namową niech Wenus zagłuszy.


50.  Już się zebrały wdzięcznym korowodem,
Córy Nereja — i liczną drużyną,
W uroczych pląsach za pani przewodem,
Ku ukazanéj przez nią wyspie płyną:
Piękna udziela rad w tém gronie młodem,
Dla niéj tysiące przygód nie nowiną,
A w téj zwalczonéj przez miłość gromadce
Nietrudno posłuch miéć Amora matce.

51.  Po oceanu niezmiernéj bezbrzeży
Mknie chyża flota do ojczyzny miłéj,
Jeszcze zaczerpnąć pragnie wody świeżéj,
By jéj zapasy na drogę starczyły:
Gdy nagły widok wędrowców uderzy,
Cudną źrenicę ich wyspę zoczyły,[227]
Nad którą matka Memnona z przestrzeni
Górnych — rozkosznym blaskiem się promieni.

52.  Jak biały żagiel, który wietrzyk goni,
Popycha Wenus po morskiém przezroczu,
Ten ostrów pełen zacisznych ustroni.
By go żeglarze nie tracili z oczu;
By upragniony port dojrzeli oni,
I nie rzucili szczęścia na uboczu,
Do biegu naw ich po wodnéj otchłani,
Kieruje wyspy ruch wszechmocna pani.

53.  Lecz gdy żeglarzy wzrok już przykowała,
Wnet ją tak stałą, nieruchomą czyni,
Jak przed Latoną niegdyś Delos skała,
Kolebka Feba i Djany łowczyni.[228]
Wnet krając nurty pędzi flota cała,
Do portu wyspy, jak życzy bogini,
W zatokę wklęsłą, cichą, gdzie żwir biały
Barwiste muszle gęsto usypały.

54.  Na téj rozkosznéj wyspie i wesołéj
Trzy spore wzgórza wystrzelają śmiało,
Różnobarwnemi przyodziane zioły,
Urocze kształtem, z postawą wspaniałą:
Przezrocze strugi spadają na doły,
Z ich czół, zielenią strojnych wybujałą:
Śród białych głazów z szumem mkną daleko,
Aż w końcu wszystkie w jedno miejsce ścieką.


55.  W cudną dolinę, kędy się rozlewa
Wielkie jezioro w skalistym basenie,
I w nadzwyczajne wdzięki się odziewa
I wszystkie w siebie przyjmuje strumienie:
Ponad brzegami gęsto rosną drzewa
I chylą czoła nad modre przestrzenie,
I zakochane we własnéj urodzie,
Pragną się przejrzeć w kryształowéj wodzie.

56.  Inne strzelają w górę; tu jabłonie
Wonnym owocem przynęcają oczy,
Tu pomarańczy złota kula plonie,
Koloru Dafny złocistych warkoczy,[229]
Tu znów cytryna pochyliła skronie,
Tak ją do ziemi złoty ciężar tłoczy;
Owdzie woń zioną limony nadobne,
Okrągłe, piersi dziewiczéj podobne. —

57.  Niby kędziory zieleni gęstwina
Kryje wzgórz czoła, krzewy leśne, drzewa,
Wawrzyn, kochanek boga Apolina,
I Alcydowa topola powiewa;
Mirty Wenery, Cybeli sośnina,[230]
Co Atysowe przygody opiewa:
Wreszcie cyprysy smukłe, których szczyty,
Rzekłbyś, iż pragną wzbić się aż w błękity.

58.  Tu, pod tém niebem, hojna dłoń przyrody,
Tutaj Pomona mimo darów wiela,
Nie zna, co trudów uprawy zachody,
Lecz owoc smakiem wytrawnym obdziela;
Tu kraśna wiśnia, tam smutnéj przygody
Pamiątka — morwa żałobna wystrzela;[231]
Tam znowu jabłka perskie, co tu rodzą
Lepiéj niż w kraju, z którego pochodzą. —

59.  Granat odkrywa szkarłat swego łona,
Przy którym rubin przygasa zaćmiony;
Tam z objęć wiązu winorośl zwieszona,
Z szmaragdowemi łub kraśnemi grony. —
I ty, o gruszko cienka, wydłużona,
Któréj smak wielce ptakom ulubiony;
Ich to ukłócia, ich chciwość zażarta,
Zdradziły smak twój, wskazały, coś warta.


60.  Rzekłbyś, iż w całéj dolinie usłany
Kobierzec kwiaty haftowan cudnemi,
Stokroć cudniejszy niż miękkie dywany,
Utkane w perskiéj oddalonéj ziemi.
Tu narcyz w krasie własnéj rozkochany
Główkę nad wody pochyla jasnemi:[232]
Tam syn i wnuczę Cynira rozkwita,
Po którym dotąd wzdycha Afrodyta.[233]

61.  Jednakie barwy na ziemi i niebie,
Że trudno było rozeznać w téj dobie,
Czy jutrznia kwiatom daje blaski z siebie,
Czyli przeciwnie odbija je w sobie?
Przez cię, o Floro, Zefirze, przez ciebie,
Barwa miłości gra w fjołka ozdobie,
A róża płonie uroczym rumieńcem,
Jaki zwykł błyskać na licu dziewczęcem.

62.  Wstydliwe lilje, ranną rosą zlane,
Waszém są dziełem, i kwiat macierzanek,
I ten, na którym żale wypisane
Feba — hijacynt — Febowy kochanek:[234]
Tak wyspę w owoc i kwiaty wiośniane
Niby na wyścig stroi dłoń niebianek:
W powietrzu ptastwo tnie piosnki w zawody,
Po łąkach skaczą rozigrane trzody.

63.  Nad brzegiem stawu łabędź pieśń swą roni,
Z pod drzew gałęzi słowik wdzięcznie wtórzy:
Na widok rogów swych odbitych w toni
Wodnych zwierciadeł — Akteon nie tchórzy:
Trwożna gazela w gąszcze się nie chroni
I rączy zając hasa u stóp wzgórzy;
Ptaszęta, których tu strzały nie płoszą,
Do gniazd wesoło żer pisklętom znoszą.

64.  Do tego raju — na swoich galarach —
Jak nowe Argonauty Luzy wchodzą,
Gdzie po dąbrowach i kwietnych obszarach
Niby niedbale piękne bóstwa brodzą:
Te przygrywają na słodkich cytarach,
Te z harf i fletni wdzięczny ton wywodzą,
Owa — na zwierza niby — spina złoty
Łuk, chociaż nie ma do łowów ochoty.


65.  Przez doświadczoną wprawione mistrzynię,
Tak w rozproszeniu po dolinie błądzą,
Wiedząc, iż chłód ich na rycerzy wpłynie,
Aby tém żywszą zapłonęli żądzą.
Są, — co w harmonję form ufne jedynie —
I co się na to dość pięknemi sądzą,
Aby bez osłon na prześlicznych ciałach,
Kąpać się nago w przezroczych kryształach.

66.  A marynarze za ziemią stęsknieni,
Już się wybrali na wyspy wybrzeże,
I polowania nadzieją znęceni,
Do leśnych łowów gotują się szczerze;
Ach, nie wiedzieli, jak będą zdumieni!
Ze na nic arkan, na nic im obierze,
Bo inna zdobycz, bo czary i wdzięki,
Czekają na nich z Erycyny ręki.

67.  Ufni w swe kusze i muszkiety celne,
Z których się wkrótce nie jeden strzał pośle,
Gotując łaniom pociski śmiertelne,
Jedni się śmiało rzucają w zarośle,
Innych cień nęci i ścieżki udzielne
Śród ciemnych gajów wybujałych wzniośle,
I kręte strugi, co cicho, uroczo,
Po srebrnych żwirach na łąkę się toczą.

68.  Wtém między drzewy mignęły kolory,
Wpośród zieleni coś nagle zaświeci;
A wzrok rycerzy mógł wydać sąd skory,
Iż to nie barwy róż, ni innych kwieci;
Lecz miękka wełna, jedwab’ różnowzory,
Strój, co podnosi wdzięk i miłość nieci,
Więc go przywdziewać zwykły ludzkie róże,
Chcąc sztucznym wdziękiem przyjść w pomoc naturze.

69.  Velloso zdumion radośnie wykrzyka:
„O towarzysze, dziwneż tutaj łowy!
Jeśli się bóstwa na ziemi spotyka,
Jak w dawne wieki — to im te dąbrowy
Służą. — Zaiste, umysł śmiertelnika,
Co chwila jakiś dziw odsłania nowy;
I tysiąc cudów nieraz zazdrościwa
Przed niebacznemi przyroda ukrywa.


70.  Ścigajmy bóstwa! W pogoń, przyjaciele!
Złudą czy prawdą są? — dojść nam należy.“
Rzekł — i wnet szybszy nad rącze daniele,
Skacze przez strugi, po dolinie bieży.
Już wszyscy Nimfy śród drzew gonią śmiele;
Te umykają niby od rycerzy,
Ale nieznacznie ze śmiechy i żarty,
Zwalniają biegu przed takiemi charty.

71.  Téj wietrzyk rozwiał splot złoty warkoczy,
Innym unosi cieniuchne sukienki:
Żar pała w sercach, gdy staną przed oczy
Te ciał śnieżystych odsłonione wdzięki:
Jedna upadła niby, znów poskoczy,
Słodycz nie gniewy świeci z ócz panienki,
Kiedy ścigana śród piaszczystéj smugi,
Przed prześladowcą swym staje raz drugi.

72.  Niektórzy trafem zabłądzili w stronę,
Gdzie bez szat piękne Nimfy się kąpały:
Wnet się rozległy krzyki przerażone,
Jakby je zdumił napad tak zuchwały.
Jedne, udając przestrach, obnażone,
Na wstyd nie bacząc w zarośla leciały,
Lecz je ciał białość zdradza przed pogonią,
Przed żądném okiem i spragnioną dłonią.

73.  Inna z rumieńcem Dyany wstydliwéj
Głębiéj pod wodę zanurza swe ciało,
Téj znowu pilno schwycić niecierpliwéj
Odzienie, które na brzegu zostało.
Wtém, jeden junak młody, urodziwy,
Jak stał w odzieży, (dużoby zabrało
Czasu zwlec odzież,) śmiało skacze w tonie,
Niosąc w nie ogień, którym sam już płonie.

74.  Jak wyżeł zmyślny a wrzącéj natury,
Co postrzelone ptastwo na jeziorze,
Zwykł brać — pogląda bacznie w lufę, z któréj
Kaczkę lub czaplę łowiec na cel bierze,
I nim strzał padnie, pewien łupu z góry,
Skacze w głąb’, płynie i szczeka — tak szczerze,
Junak po fali goni za dziewicą: —
Szczęsny — nie była Febową siostrzycą.[235]


75.  Leonard, żołnierz dzielny i waleczny,
Zręczny, rycerski, w uczuciach namiętny,
Choć mu w miłości los dotąd był sprzeczny,
Zawsze jednako przetrwał ku niéj chętny;
Wierzył on stale, iż w sprawie serdecznéj,
Był nieszczęśliwy, Kupidowi wstrętny,
Jednak nie tracił téj nadziei błogiéj,
Iż swą stałością przemoże los srogi.

76.  I teraz szczęścia chciał probować goniąc
Efirę, wdzięków jaśniejącą zbiorem,
Lecz co najsroższa z dziew, pragnęła stroniąc,
Wartość wrodzoną podwyższyć oporem.
Rycerz znużony biegiem — skargę roniąc —
„O ty — zawoła — coś jest wdzięków wzorem,
Srogość niegodna ciebie, czyżbyś chciała
Duszę oddaną tobie wygnać z ciała?

77.  „Znużone biegiem na łaskę się zdały,
O czysta nimfo, wszystkie drużki twoje:
Ty jedna pędzisz — czyjeż usta śmiały
Zdradzić ci los mój, iż dręczysz nas dwoje?
Jeśli zły gienjusz, co zawsze wytrwały,
Gdzie się obrócę, dąży w ślady moje,
O! nie wierz, piękna, w kłamliwe wyrazy:
On mnie samego zwodził tysiąc razy.

78.  „O nie chciej dłużéj mnie ni siebie dręczyć;
Jeśliś się bała, że-ć śmiałek uściska,
Nie znasz méj doli — mogę ci zaręczyć,
Iż los mi nie da dosięgnąć cię zblizka.
Gdybyś ty sama pragnęła się zmiękczyć,
Los jakieś nowe wymyśli igrzyska,
I na ostatku tém się zawsze skończy,
Iż mur zazdrośny z szczęściem mię rozłączy.

79.  „O nie uciekaj, nie uchodź przedemną!
I niech czas za to wiosnę dni twych zdłuży!
Wstrzymaj krok lekki — tém jedném moc ciemną
Złamiesz, tę siłę, co me szczęście burzy.
Mocarz, przed którym moc wojsk jest daremną,
I do złamania przeznaczeń nie służy,
Jeśli się zechcesz powstrzymać w zapędzie,
On tak potężny — wnet porażon będzie.


80.  „Czyż tobie wzmagać srogość jego ciosów?
Grzechem jest pomoc silnym udzielona.
Wolne me serce z woli wzięłaś losów,
Puść je — a szybcej pomkniesz wyzwolona.
Czyż ci nie cięży u złotych twych włosów.
Ta nędzna dusza moja uwieszona?
Czy może szczęścia godzina się zbliża,
I ciężar mniejszy, iż pędzisz tak chyża?

81.  „Ta mię jedynie nadzieja dziś żenie,
Że albo sprzykrzysz tak wielkim ciężarem,
Lub smutną gwiazdę, czarne przeznaczenie
Moje — lic cudnych zdołasz zmienić czarem?
Ty zwalniasz biegu — O! czy nie złudzenie?
Czyżby cię Amor dotknął swoim żarem?
O dziewo śliczna — ten grot w piersi twojéj,
Niżem śmiał marzyć, więcéj mnie upoi.“

82.  Wzruszona smutkiem tego, co ją goni,
Już coraz wolniéj ucieka dziewica,
Chce słuchać pieśni, co tak słodko dzwoni,
Skarga miłosna ucho jéj zachwyca.
Z lubym uśmiechem, z pogodą na skroni,
Jasne, niebiańskie, zwracając doń lica,
U stóp się swego zwycięscy zachwiała,
Który nadziemską miłością k’niéj pała.

83.  O ileż błagań rozniosło się z echy,
I pocałunków namiętnych śród cienia
Drzew! ile gniewów skończonych uśmiechy,
I niewymownych pieszczot upojenia!
Ranek w uciechach i dzień niósł uciechy,
Które rozkoszą Wenus rozpłomienia,
Lepiéj ich doznać niźli w pieśni świadczyć,
Lecz ten opiewa, kto nie mógł doświadczyć.

84.  Tak śliczne Nimfy urocze godziny,
Spędzały zgodnie z swemi ulubieńce,
Włosy im zdobiąc w zielone wawrzyny,
W złote korony i kwieciste wieńce;
Aż uroczyste czyniąc zaślubiny,
Jako małżonkom dały białe ręce,
I obie strony zaprzysięgły sobie
Wieczystą przyjaźń w każdéj życia dobie.


85.  Najstarsza z grona, Tetyda, przed którą
Cała Nimf rzesza korzy się dziewicza,
Jako jest Westy i Coelusa córą,
Co snadnie poznać z boskiego oblicza;
Ta, co ląd, morze, świat z całą naturą,
Cudy napełnia, — dziś Gamie użycza
Łask, jak zasłużył — sobie go wybrała,
I jako pani przyjmuje wspaniała.

86.  Daje mu poznać łagodnym wyrazem,
Wdzięk niewymowny łącząc do wymowy,
Iż jest zesłana za wyższym rozkazem,
Z woli wyroku niezmiennéj osnowy;
By ziemi bezmiar odsłonić mu razem,
I mórz nieznanych i niebios budowy
Odkryć tajniki — i przyszłość wywróżyć,
Na co mógł tylko jego lud zasłużyć.

87.  I dłoń podaje i wiedzie z ochotą
Na szczyt wyniosłéj a cudownéj góry,
Gdzie gmach z kryształu przybrany we złoto,
Cudnemi kształty wznosi się w lazury.
Tu im w zachwytach niebiańską pieszczotą,
Większa połowa dnia zbiegła bez chmury,
Tetys we dworcu tonie w upojeniu,
Gdy inne Nimfy śród łąk i drzew cieniu.

88.  Tak bohaterstwo przy boku piękności,
Dzień prawie cały w upojeniu spędza,
Słodkiéj, rozkosznéj, nieznanéj radości,
Którą się długa wynagradza nędza:
Tak zawsze w końcu męstwu i zacności,
Świat ten wysokich nagród nie oszczędza,
Darząc tém, na co zasługa ma prawo,
Głośném imieniem i szeroką sławą.

89.  Te śliczne Nimfy mórz z Tetydą razem,
Anielska wyspa na wodnym błękicie,
Nie są czém inném jeno czci obrazem,
Co bohaterskie opromienia życie:
Sławy zdobytéj zwycięskiém żelazem,
Tryumfów, laurów wierne to odbicie,
I palm zasługi emblemat wspaniały,
I wielkich czynów i promiennéj chwały:


90.  Ci nieśmiertelni, których Starożytność
Śród gwiazd Olimpu umieszczać lubiła,
Aż tam się wznieśli przez dzieł swoich szczytność,
Które po świecie Fama rozgłosiła:
Przez męstwo, jakiém znaczyli swą bytność,
Przez trudy wielkie — a ścieżka im miła,
Był to szlak cnoty, tak twardy dla nogi,
Lecz w końcu gładki i łatwy i błogi.

91.  Im się to jasne otwarły lazury,
Za nieśmiertelnych czynów dokonanie,
Za dzieła, kunszta już boskiéj natury,
Lecz przez nich w ludzkim dopełnione stanie:
Jowisz, Apollo, i Mars i Merkury,
Enej, Kwirynus i obaj Tebanie,
Juno, Pallada, Ceres, Djana śmiała —
Wszyscy nosili wątłe ludzkie ciała.

92.  Lecz trąba Famy tysiącznemi głosy,
Dziwnemi w świecie ochrzciła ich miany:
Bogi, pół-bogi, gienjusze, herosy,
I opiekuny krajów i tytany.
O wy, co sławy cenicie rozgłosy.
Gdy chcecie słynąć pomiędzy ziemiany,
Wstańcie, próżniaczy sen strząśnijcie z powiek,
Przez który w więzy okuty duch-człowiek!

93.  Chciwości waszéj rozłóżcie wędzidło,
Uśmierzcie pychę obmierzłą, złowrogą,
Co tysiąc razy swą mocą obrzydłą
Podłej tyranji popycha was drogą:
Czyż złoto, czyliż zaszczytów mamidło,
Prawdziwą wartość ludzką podnieść mogą?
Wzniośléj jest stokroć miéć u losu długi,
Niż wszystko posiąść bez własnéj zasługi.

94.  W pokoju słuszne stanówcie statuta,
Co przed możnemi ubóstwo osłonią;
Lub rzesza w zbroje błyszczące zakuta,
Niech Saraceny dzielną gromi dłonią:
Utwierdźcie wielkość państwa — a odczuta
Będzie przez wszystkich; — losy ku wam skłonią,
Wedle zasługi, skarby i oklaski,
Co życie w takie oblekają blaski.


Kochacie króla — wzmóżcież blask korony:
Czy go wesprzecie roztropnemi rady,
Czyli orężem, co w świecie wsławiony,
Unieśmiertelni was jak wasze dziady:
Nie zna duch wielką wolą umocniony,
Co niemożliwość. Tak między gromady
Herosów — własne zapiszecie imię,
A na swą wyspę Wenera was przyjmie.






Pieśń dziesiąta.


1.  Lecz już kochanek Koronisy[236] zmiennéj,
Zwrócił ku wodom bystre swoje konie,
Gdzie Temistanu[237] ocean bezdenny,
Zachodnie krańce objął w swoje tonie:
Wietrzyk swém tchnieniem uśmierzał skwar dzienny
I zlekka marszczył szafirowe błonie,
I rzeźwił kwiaty, lejąc spokój cichy,
Na wonny jaśmin i lilij kielichy:

2.  Gdy piękne Nimfy z ulubieńcy swemi,
Poszły dłoń w dłoni na Tetydy sale,
W komnaty lśniące przepychy cudnemi,
I ozdobione w kosztowne metale,
Gdzie wzywa Tetys z uczty obfitemi,
I stoją stoły nakryte wspaniale,
Z tysiącem potraw, aby pokrzepiły,
Nadmiarem wrażeń wyczerpane siły,

3.  W krzesłach z kryształu uroczemi grony,
Siedli parami, każdy rycerz z damą;
Piérwsze zaś miejsca i złociste trony,
Zajęła Tetys z znakomitym Gamą.
Niczém przy uczcie tutaj zastawionéj,
Uczty egipskie rozsławione Famą;
W złocistych misach różnych dań bez liku,
W misach dobytych z skarbnic Atlantyku.

4.  Włoski falernie, płyn, co się strumieni
Tu z czar — nie tylko-ć przewyższa odorem,
Lecz i ambrozję, którą tyle ceni
Jowisz wraz ze swym nieśmiertelnym dworem.
W czarach z djamentu ten napój się pieni,
Z głazu, co stali stawi się oporem,
Płyn z wodą zmieszan skrzącą strugą strzela,
I serca ludzkie nagle rozwesela.


5.  Do apetytu budząc biesiadniki,
Pomiędzy jedną, a drugą potrawą,
Iskrzył się dowcip, sypano żarciki,
Ze śmiechem cięte słówka biegły żwawo:
Ani zabrakło narzędzi muzyki,
(Która w krainę cieniów schodząc łzawą,
Ma moc kojenia mąk), z nią głos swój zlewa,
Niby syreny śpiew, urocza dziewa.

6.  I śpiewa Nimfa — pod komnat sklepieniem,
Dźwięcznie wysokie rozbrzmiewają tony,
I harmonijnie łączy się z jéj pieniem,
Akord muzyki wdzięcznie dostrojonéj:
Milczenie skuło wiatr — lekkiém westchnieniem
Zaledwie szemrze odmęt uciszony,
A w puszczach leśnych, lub skryte w swe nory,
Śpią dzikie bestje i morskie potwory.

7.  Głos jéj łagodny i razem proroczy,
Wznosi pod niebo przyszłe bohatery
Luzyjskiéj ziemi, jakich na swe oczy
Oglądał Protej śród przezroczéj sfery,
Którą mu niegdyś, kiedy go sen mroczy,
Jowisz darował: a on prorok szczery,
W podwodnych głębiach bajał te powieści,
A Nimfa wiernie w pamięci je mieści.
O! treść to godna greckiego koturna![238]

8.  Niech mówią Jopas, Demodok, powagi[239]
Piewców — czy pieśń ich była równie górna,
Pośród Feaków i w murach Kartagi?
Teraz Kaljope, gdy mię dola chmurna
Gnębi — przyzywam — o! dodaj odwagi!
W nagrodę trudów spraw niech buchnie jeszcze,
Tak już gasnące natchnienie me wieszcze.

9.  Uchodzą lata, rok po roku mija,
Oto już jesień życia nie daleka;
Los myśl mi drętwi i gienjusz zabija,
Mniéj dbam na ciosy, serce łask nie czeka:
Ciężkie zawody pchną mię, gdzie rozwija
Swe czarne skręty zapomnienia rzeka,
I gdzie sen wieczny: lecz wprzód zdarz, królowo
Muz, niech uwiecznię chwalę narodową!...


10.  I śpiewa piękna — jak z Tagu okręty,
Szlakiem przez Gamę otworzonym gonią,
Na podbój brzegów, u stóp których wzdęty
Ocean Indyj szumi swoją tonią:
Jak upór władców pogańskich zacięty
Niszczą, do jarzem harde karki kłonią,
Jak zbrojne mieczem niesie Luzów ramię
Skon lub poddaństwo — zwycięża lub łamie.

11.  I śpiewa daléj — jako w Malabarze[240]
Monarcha-kapłan za tę jedne winę,
Iż trwał w przymierzu z naszemi żeglarze,
Ujrzał nieszczęsny całą swą dziedzinę
I wsie i grody we krwi i pożarze;
Ogniem i mieczem cały kraj w perzynę,
Gniew Samorina obrócił zacięty;
Takie ku obcym przybyszom czuł wstręty.

12.  Lecz już wypływa z Belemu przystani,
Statek, co leki na tę klęskę niesie,
Nieświadom, iż cię wiedzie po otchłani,
Wielki Pacheco, Luzów Achilesie!
Jękła łódź krzywa, kiedyś stanął na niéj,
Wrzący ocean pod twą stopą gnie się,
Gdy pod ciężarem statek w całym zrębie,
Tak nadzwyczajnie wrył się w morskie głębie.

13.  I już do Wschodu łódź przybija krańców,
Władcę Kochiny wódz darzy opieką,
I wnet, z pomocą niewielu mieszkańców,
Brzegi nad krętą osadziwszy rzeką,
W jarze Kambalo Nairów pohańców,
Łamie, rozprasza i pędzi daleko,
I Wschód przelękły ostyga w ferworze,
Widząc, jak drobna garść tłumy bić może.

14.  Samorin coraz nowe hufy zowie;
Już z gór Narsingi wiodą mu zebrany
Lud — Widsapuru, Tanoru królowie,
I obiecują tryumfy wygranéj:
Po całym kraju wstają Nairowie,
Od Kalikutu po Kananor ściany,
Dwie wrogie wiary łączą się na wojnę;
Maur w morzu w polu — pogan siły zbrojne.


15.  I po raz wtóry w polu i u brzega,
Wielki Pacheco znosi hufy wroga,
Na widok trupów, których tłum zalega,
Rośnie po całym Malabarze trwoga:
Wkrótce Samorin znów drogę zabiega,
I znów się bitwa zawiązuje sroga;
On swoich łaje, bogom czyni wota,
Lecz bogi jego dotknęła głuchota.

16.  Teraz zwycięscy za mało obrony,
Pali wsie wroga, grody i świątynie:
Na to Samorin jak pies rozwścieklony,
Widząc swe miasta w ostatniéj ruinie,
Nie szczędząc życia swoich — śle w dwie strony,
Hufy przeciwko Pacheca drużynie,
By wziąć w dwa ognie, lecz wódz pędząc śmiele,
Z miejsca na miejsce wszystko trupem ściele.

17.  Więc chcąc udziałem podnieść osobistym
Wojsk zapał, — król je sam zagrzewa zblizka:
Gdy nagle kula lecąca ze świstem,
Krwią go w wysokim palankinie spryska.
Toż gdy forteli nie pomaga system,
Gdy nic z Pachekiem orężem nie zyska,
Obmyśla zdrady, jad wlewa do wody,
Lecz zawsze, dzięki niebiosom, bez szkody.

18.  Toż (śpiewa Nimfa) siódmy raz się zbroi,
Z niezwyciężonym Luzem do rozprawy,
Z tym niestrudzonym w działalności swojéj;
Lecz dziś, jak zawsze, los nań niełaskawy:
Do bitwy morskiéj strasznemi w ostoi
Maszyny — swoje ubezpiecza nawy,
By druzgotały luzyjskie okręty,
Tej floty dotąd niczém niedotkniętéj.

19.  Po morzu góry suną się płomienne,
By całą flotę ogarnąć pożogą:
Lecz gienjusz wodza, wybiegi wojenne,
Wkrótce ten przybór straszliwy przemogą.
W igrzyskach Marsa kto laury tak cenne,
Rwał? Dzieje dawne czyjeż wskazać mogą,
Czyny Pacheca nie przyćmione imię?
Przebacz mi, Grecjo świetna! Przebacz, Rzymie!


20.  Tyle bitw, tyle wysiłków statecznych,
Garstki z stu ledwie żołnierzy złożonéj,
Tyle podstępów, forteli skutecznych,
Zbite niewiernych psów mężne szwadrony,
Zdadzą się kiedyś snem z czasów bajecznych,
Lub świat uwierzy, iż niebian legjony
Schodziły z niebios nieść Luzom zwycięstwo,
Lać w serca mądrość, moc, zapał i męstwo.

21.  Ten, co na błoniu walcząc maratońskiém,
Moc Darjuszową skruszył, wojska gonił,
Ten, co Termopil z swym lacedemońskim[241]
Czterotysięcznym dzielnym hufem bronił;
Kokles,[242] co most przed miastem auzońskiem,
Broniąc — Tuskulów zdzierżał, gród osłonił.
Nie przyćmią Luzów — ani ty, Fabjuszu,[243]
Czy to w mądrości, czy téż w animuszu.

22.  Tu nagle pieśni przycisza się brzmienie,
I Nimfa głosem boleścią zdławionym,
Łzami nabrzmiałym, cichym jak westchnienie,
Śpiewa o męstwie zbyt źle nagrodzoném.
O! Belizarze, którego wspomnienie
Chóry Muz zawsze wielbią wzniosłym tonem,
Jeśli Mars dzielny był w tobie zdeptany,
Dolą Pacheca śpiesz koić twe rany.[244]

23.  Jednako wzniosłe były wasze drogi,
Również niesłuszna waszych dzieł zapłata:
Z was wielkich duchów mamy widok srogi,
Jak w poniżeniu, w nędzy schodzą z świata:
Tym skon w szpitalu i barłog ubogi,
Co króla, wiarę murem piersi — lata
Bronili! Tak chcą królewskie rozkazy,
Nad słuszność, prawdę — silniejsze sto razy.

24.  Tak czynią króle, kiedy je obrotny,
Zręczny potwarca podszeptami poi:
Dobił się język Ulisa przewrotny,
Męstwu Ajaksa przynależnéj zbroi.
Lecz los mści cnotę. — Pozna król rozrzutny,
Jako hojności nadużywał swojéj;
Czego zasłudze poskąpił prawdziwéj,
To wziął pochlebca nikczemny i chciwy.


25.  A ty, którego tak nizką zapłatą
Tak wielki wasal był ciężko skrzywdzony,
Coś godném miejscem nie uczcił go za to,
Że ci niósł w darze bogate korony,
Dopóki będzie Febus swą poświatą
Ziemię na wszystkie opromieniał strony,
Głos mój ci wróży, o królu, iż wszędzie
Jego zasługa — twa hańba brzmiéć będzie.

26.  Lecz już głośniejszém nuci Nimfa pieniem:
Pierwszy wicekról,[245] k’ Indjom zwraca stery,
Z synem, co w morzach zasłynie imieniem,
Jak starożytne Romy bohatery;
Wkrótce ich łącznem wojskiem i ramieniem
Żyznéj Quiloi skaran król nieszczery,
Przewrotny tyran pozbawion korony,
Którą wnet inny posiadł pan wsławiony.

27.  Mombaza, dumna swojemi budowy,
Pyszna z swych domów i gmachów wystawnych,
Upadnie w zgliszcza z ręki Almejdowéj
Biorąc nagrodę swych podłości dawnych:
Lorenzo pędzi nad brzeg gangiesowy
Wśród naw, śród wrogów do podstępów wprawnych,
Tu młodzian cudów dokazując męstwa,
Zda się gotować na wielkie zwycięstwa.

28.  Możny Samorin ledwo statki chyże,
Ledwo na morze wywiódł swe okręty,
Rzygnęły deszczem kul luzyjskie spiże
I rudle, żagle, maszt strzaskały w szczęty:
Wodza mu harpun wnet na wylot niże
Zuchwałą ręką Lorenza ciśnięty,
A miecz młodzieńca, jego włócznia lśniąca
Czterystu Maurów w głębie morskie strąca.

29.  Ale Opatrzność w sądach niezbadana,
Co sama tylko wie, do czego zmierza,
Tam go zapędzi, gdzie życiu młodziana
Mądrość ni męstwo nie dadzą puklerza.
Pod Choul na fali, co krwią sfarbowana,
W potokach ognia zgon czeka rycerza,
Który tu padnie porażony groty
Statków egipskich i Kambai floty.


30.  Nieprzeliczone nieprzyjaciół mrowie,
Co mogło męstwo zmódz tylko nawałem,
Wichry, przygody w morzu — wszystko w zmowie
Przeciwko niemu było w świecie całym.
O wstańcie, dawnych wieków herosowie,
Uczcie się płonąc szlachetnym zapałem —
Jako ten drugi Scewa[246] w sztuki ścięty,
Co się nie poddał, ani był ugięty,

31.  Ślepym postrzałem straszliwie raniony,
Gdy mu się udo w kawały strzaskało,
Jeszcze dzielnemi broni się ramiony
I wielkie serce jeszcze mu zostało.
Aż zerwał drugi strzał lepiej mierzony
Więzy, co z duchdm łączą ludzkie ciało,
I duch swobodny z więzienia ulata
Szczęsny, zwycięski, do jasności świata.

32.  Idź, wielka duszo, od wojny zaciętéj;
Idź w zasłużonéj spocząć niebios ciszy!
Tu za twe ciało poszarpane w szczęty
Już krwawą pomstą rodziciel twój dyszy:
Już ucho moje łoskot walki wszczętéj
I piorun w piekło strącający słyszy
Za wszystkie zdrady, ciosy, miecze, kusze
Podłe Kambajów, Mameluków dusze.

33.  O! straszny gniew był smutnego rodzica!
Ślepy z wściekłości, tak go boleść tłoczy,
Miłość ojcowska w sercu mu podsyca
Ogień a z oczu zdrojem łez się toczy,
W szlachetnym gniewie pada obietnica,
Iż krwi strugami nawy wroga zbroczy;
Głos jego groźny nad Nilem się niesie,
Słyszy go Indus, i drżysz ty, Gangiesie!

34.  Jak podniecany zazdrością byk srogi
Powietrze wstrząsa rykiem, łeb najeża,
I sił próbując — potężnemi rogi
O buk wyniosły, lub o dąb uderza:
Tak nim kambajskiéj dosięgnie odnogi
Gniewny Franciszek do Dabulu zmierza,
I uniżając gród pychą nadęty
Hartuje ostrze swojéj stali ciętéj.


35.  Stąd pod Din pędzi, gród w przyszłej epoce,
Wsławion przez tyle bitw, oblężeń tyle,
I w lekkie statki Kalikutu grzmoce,
Kruszy im wiosła i rozprasza w chwilę:
Wtém Melik Jaza[247] spotyka w zatoce
Z gromy Wulkana, w wielkiéj wojska sile,
I wnet mu nawy grąży w topieliska,
W tajemne wodnych żywiołów łożyska.

36.  Mir-Hocem[248] statki przyprowadza nowe
Wstrzymać zwycięski pochód Luzytanów,
I wnet ogląda płynące bezgłowe
Ciała i członki swych pobitych panów:
Ślepi w zapale jako piorunowe
Groty — Luzowie rąbią Egipcjanów:
I gdzie wzrok sięgnie, jak ucho dosłyszy,
Dym, płomię, broni szczęk, krzyk, zgroza dyszy.

37.  Lecz ach! tych laurów szczęsnego zwycięstwa
Nad Tag ojczysty rycerz nie zaniesie,
Los mu wydziera plon zasług i męstwa,
Tak świetne życie tak smutne przy kresie!
I kości jego i pamięć męczeństwa
Zachowa cypel, co Burzliwym zwie się,
I wyrwie światu duszę, któréj z ciała
Nie wygnał Egipt ani Indja cała.

38.  Dziki Kafr osiągł to, czego zebrane
Siły bieglejszych wrogów nie zdziałały;
Kopcony dziryt srogą niesie ranę
Temu, co przetrwał i kule i strzały.
O sądy boże! o wy niezbadane!
Niebaczne ludy, co was nie poznały,
Ślepą fortuną, ślepym trafem zową,
To, co przejrzeniem twém jest, o Jehowo!

39.  Tu Nimfa wznosząc głos do wyższéj skali,
Jakiż to — śpiewa — widzę blask jaskrawy
Na mórz Melindzkich krwią farbionéj fali,
Krwią grodów Lamos, i Oja i Brawy,
Które wziął Cunha[249] ostrzem swojéj stali?
Że nie zapomną téj prawicy krwawéj —
Mianem świętego Wawrzyńca ostrowy
Zwane — i cały wzdłuż kraj południowy?


40.  To skrzy się odbłysk Albuquerqua zbroi,
Kiedy na Ormuz wyrusza ambitny,
Gdzie Pers zbyt mężny ku niedoli swojéj,
Odrzucił pokój łagodny, zaszczytny.
Chmura strzał perskich wstecz powietrze kroi
Przeciwko własnych wojów rzeszy bitnéj
I śmierć im niesie: tak niebieskie siły
Za tych, co niebios cześć szerzą, walczyły.

41.  Całych wzgórz soli nadbrzeżnéj nie stanie,
By wstrzymać gnicie onego cielsk tłumu,
Co kraj do morza zaległ nieprzerwanie
Kalajat, Maskat i ziemie Gerumu:
Oręż jedynie zmusić lud ten w stanie,
Giąć karki w jarzmo, nauczyć rozumu
Oraz nakazać państwu pohańczemu
Nieść Luzom świetną dań z pereł Bakremu.

42.  Widzę zwycięstwo — jak wieniec zielony
Splata — i czoło wodza nim okrywa,
Gdy niewstrzymany i nieustraszony
Prześwietną Goę walecznie zdobywa!
A choć opuścić ją będzie zmuszony —
On wróci, — krótka chwila nieszczęśliwa, —
On wróci odbić ją i w téj potrzebie
Przemódz fortunę i przewyższyć siebie.

43.  Powraca rycerz, drapie się na mury,
Przez płomień, miecze, kule szlak otwiera,
Przez niezliczonych wojsk pogańskich chmury,.
Przez gęste Maurów hufy się przedziera,
Srożéj niż głodne lwy, niż dzikie tury
Zgniewany żołnierz wściekłość swą wywiera,
Bohaterskiemi godnie święcąc czyny
Dzień Egipcjanki — świętéj Katarzyny.

44.  Córo Jutrzenki, Malakko bogata,
Chociaż usiadłaś u matki na łonie,
Bohaterskiego nie ujść ci bułata
I ukorzone musisz schylić skronie!
Zatrute strzały, krysz, co dzielnie płata,
Ni Malajczyków zniewieściałych dłonie,
Ani cię męstwo ocali Jawanów.
Korz się z twym ludem i w Luzach znaj panów.


45.  Chciała Syrena daléj pieśni tony
Piać Albuquerqua świetnego pochwały,
Lecz przypomniała czyn w gniewie spełniony[250],
Co splamił sławę, głośną na świat cały.
Wódz — z woli wyższéj na to przeznaczony,
By wiekuistéj dorobił się chwały,
Podwładnym swoim winien serce brata
Nie zaś surowy sąd i topór kata.

46.  A zwłaszcza wówczas, gdy głód, niewygody,
Niemoce, strzały i gromy moździerzy,
Kraj nieznajomy i zmienność pogody
Wyczerpią całą cierpliwość żołnierzy;
Srogości zwierza ten daje dowody,
Nie ludzkie serce ma, kto karę mierzy
Śmierci, — za łatwe do wybaczeń błędy,
Na słabość ludzką — miłości popędy.

47.  I jakiż błąd był? kazirodztwa wina?
Czy gwałt na czystéj spełniony dziewicy?
Czy cudzołóstwem splamiona rodzina?
Nie, szał k’ rozwiązłéj, podléj niewolnicy.
Nawyk srogości, zazdrość, dyscyplina —
Nic nie tłómaczy sędziego prawicy:
Kto nie zna cugli na swą złość namiętną,
Na własną sławę rzuca czarne piętno.

48.  Apellesowi Aleksander sławny
Oddał Kampaspę[251], cel jego zapału,
Choć ten nie walczył, jak żołnierz wytrawny,
W niebezpieczeństwach nie brał w nim udziału.
Dostrzega Cyrus, iż Arasp — przystawny
Stróż Panty[252] — gore od miłości szału,
Choć na nim święta obietnica cięży,
Iż go zła żadna żądza nie zwycięży: —

49.  Miłość go zmogła — uległ po oporze,
I Pers mu słynny przebaczył łaskawie,
Zyskując sługę, który w innéj porze
Wielce mu w ważnéj przysłużył się sprawie.
Porwał Judytę na cesarskim dworze
Baldwin żelazny[253]; — lecz ciężkie bezprawie
Wybaczył Karol, ojciec jéj dostojny,
I ziemię Flandrji dał na posag hojny.


50.  I znów z ust Nifmy pieśń przeciągła płynie
O Soarezie[254], jako postrach szerzy,
Jak swe sztandary zatyka w krainie
Wschodniéj, wzdłuż żółtych Arabji wybrzeży;
Jak groza w Mece, w Jeda i w Medynie,
Aż po kres, kędy Abisynja leży;
Jak drży Barbara, w trwodze niewymownéj
Na odgłos jęków Zeili handlownéj.

51.  I zacna wyspa piękna Taprobana,
Głośna z imienia już w odległych czasach,
I dziś zarówno potężna i znana
Z wonnéj rośliny rosnącéj w jéj lasach;
Już składa haracz u stóp Luzytana,
Gdy jego sztandar po chlubnych zapasach
Na wież Kolomby umocniony szczycie
Téj groźnéj twierdzy oznajmił zdobycie.

52.  Wód Erytrejskich rozcinając wały
Oto Sequeira[255] otwiera szlak nowy,
W kraj, co się zowie, z czego szuka chwały,
Gniazdem Kandaki[256] i Saby królowéj.
Potém Mazuę zwiedzi żeglarz śmiały
Z cysterny wody pełnemi deszczowéj
Tuż port Ariquo i nieznane wprzódy
Dalekie wyspy, co świat zdumią cudy.

53.  Po nim Menezes, co więcéj wojaczéj
Osiągł w Afryce, niźli w Azji sławy,
Tu skarze wzięciem podwójnych haraczy
Pyszne niekarne Ormuzda dzierżawy.
Potém, ty Gamo, za twój byt tułaczy,
Za twe obecne i przyszłe wyprawy,
Z tytułem hrabi, z świetnemi zaszczyty,
Wejdziesz do ziemi przez siebie odkrytéj.

54.  Lecz wnet cię smutna konieczność natury,
Od któréj nie był nikt z ludzi wyjęty,
Choćby w królewskie obleczon purpury,
Rozdzieli z światem i jego przynęty.
Zaraz Menezes zastąpi cię wtóry,
Mniéj z lat powagi niż z mądrości wzięty,
Imieniém Henryk — szczęsny — tu mu dało
Niebo pozyskać pamięć wiecznotrwałą.


55.  Nietylko zwalczy Malabarów roty,
Zburzy Pananu i Konletu wały,
I — gdzie w powietrzu huczą bomb łoskoty —
Przejdzie odkrywszy pierś spokojny, stały;
Lecz jeszcze zdoła przez szczególne cnoty
Wszystkie dusznego wroga odbić strzały:
Okiełznać chciwość, ujarzmić krwi szały
Tak młodo — może tylko doskonały!

56.  Lecz gdy go wezmą gwiazdziste podwoje,
Ty go zastąpisz, Mascarenho dzielny[257];
Choć ci nieprawość wydrze władzę twoję,
Wróżę ci za to rozgłos nieśmiertelny!
Więcéj, przymusisz nawet wrogi swoje
Oddać hołd twojéj wartości rzetelnéj;
Los daje-ć rządy, lecz on téż wyrzeka,
Iż więcéj laurów niż szczęścia cię czeka.

57.  Nad państwem Bintam moc twoja zacięży
I za Malakkę weźmiesz odwet świetnie,
Kiedy w dniu jednym piersi dzielnych męży
Zdołają pomścić krzywdy wieloletnie,
Śród niebezpieczeństw, zasadzek, oręży,
Przesmyków ciasnych — wszystko dłoń twa przetnie:
Zburzysz bastjony, skruszysz palisady,
Złamiesz dzid drzewca i przetrwasz strzał grady.

58.  Tymczasem w Indjach ambicja i chciwość
Już przeciw tobie przy dniu białym radzą.
Idąc wbrew Bogu, depcąc sprawiedliwość,
Bezsilne zhańbić w więzach cię osadzą.
Lecz ten, kto nizko znieważa uczciwość,
Kto tak frymarczy osiągniętą władzą,
Jest człekiem podłym; prawdziwy zwycięsca
To czciciel prawdy, praw — nie zaś ciemięsca.

59.  Mimo to wszystko nikt przeczyć nie może,
Iż i Sampaja wsławia męstwo wrzące;
Jak groźny piorun wypadał na morze,
Na którym wrogów błyszczały tysiące;
On rzeź okropną sprawił w Bakanorze,
I taki przykład dał, — iż odtąd drżące
Pierzchały przed nim całe floty zdala —
Tak rozbił mnogie statki Kutyala.


60.  Z jego téż ręki, gdy Chaul z przerażeniem
Drżał przed Din flotą, która mu zagraża,
Hektor Sylveira samém swém zjawieniem
Rzuca w nią popłoch i strasznie poraża:
Ten Hektor tak był straszny swém ramieniem
Brzegom Kambai, iż jak wieść powtarza,
Był guzarackiéj postrachem krainy,
Jak niegdyś mocarz Troi na Greczyny.

61.  Walk Sampajowych Cunha spadek bierze.
Ten długo stery Indyj dzierży w ręku:
W Chale wydźwiga niebotyczne wieże,
A Din wyniosłe w ciągłym trzyma lęku.
Twierdzę Busaim wziął z swemi żołnierze,
Lecz w krwi potokach; nie dziw — toż dość dźwięku
Imienia wodza Melika, by snadnie
Wnieść, iż tą twierdzą tylko miecz zawładnie.

62.  Potém, Noronha przed swojém obliczem
Z pod Din zastępy mężnych Rumów goni.
(Tego Din broniąc z męstwem wojowniczem
Wsławi się kiedyś Sylveira Antoni[258].
Zmiera Noronha — po nim, w następniczym
Porządku, wnuk twój, Gamo, dzierży w dłoni
Rządy — tak gorliw do rycerskiéj sprawy,
Iż kraśne morze poblednie z obawy.

63.  Wsławion w Brazylji na morskim obszarze
Mąż — bierze cugle z rąk twego Stefana,
Mąż, co zgniótł, skarcił francuskie korsarze,
Których potęga była w morzach znana:
Wicekról Indyj i admirał w parze.
Na pyszne mury drze się on Damana
I w bramie — w ogniu, między kul potopy
Najpierwszy stawi swe zwycięskie stopy.

64.  Z królem Cambai przyjaźnią złączony
Z miasta Din silną czyni mu fortecę,
By powstrzymymać mongolskie zagony
I władcę tego zawsze miéć w opiece.
Potém, niezmierném męstwem ożywiony,
On Samorina zgnębią tak dalece,
Przecina drogi, wstrzymuje mu nawy,
Iż w końcu zmusza do ucieczki krwawéj.


65.  Wnet na Repelin rusza, gród zdobywa,
Król, lud wygnany, a miasto w ruinie,
Ale najwyższych czynów dokonywa,
Walcząc przy znanym cyplu Komorinie,
Że główna flota twa groźna, straszliwa
Świat zniszczyć zdolna — wierzysz, Samorinie!
Wtém miecz ją kruszy, ogień Luzów pali:
Gry Marsa wrą już w murach Beodali.

66.  Tak oczyściwszy Indje z mocy wrogiéj
Mógł nadal berłem wódz rządzić wspaniale,
Bezpieczen, opór wszelki zmiótłszy z drogi;
Wszystko drży przed nim — milkną skargi, żale.
Raz tylko jeszcze skarcił oręż srogi
Gród Baticali jak wprzód Beodalę:
Kąpie go we krwi, ściele trupów mnogo,
Rozbija gromy i pali pożogą.

67.  Marcinem zwał się on wódz, a to miano[259]
Od Marsa musiał wziąć rycerz wsławiony;
W świecie go równie z dzieł oręża znano,
Jak i z mądrości rady doświadczonéj.
Po nim w ślad Castro ręką niezachwianą
Niósł sztandar Luzów wysoko wzniesiony,
I Marcin godnie zastąpion tym mężem:
On wzniósł Din — Castro bronił go orężem.

68.  Abisyńczycy, Persy, dzikie Rumy,
(Mieszkańcom Romy podobni z nazwiska)
Różni z oblicza i różni kostiumy —
Horda tysiąca ludów Din naciska;
Daremną skargę ślą w niebo te tłumy,
Iż się garść obcych wdziera w ich siedliska,
I rozwścieczone klątw, przysiąg nie skąpią,
Iż miotły wąsik w krwi Luzów wykąpią.

69.  Kule śmigownic, i groźne armaty,
Wybuchy skrytych min, straszliwe kusze
Zniósł Mascarenha[260] z rycerskiemi braty,
Śmierć pewną w dobréj witając otusze:
Lecz gdy już byli najbliżéj zatraty,
Zbawczą im pomoc niosą dzielne dusze:
Sam Castro synów swych zachęca śmiało
Nieść życie Panu i okryć się chwałą.


70.  Więc śpieszy Fernand, szczep zacnéj rośliny,
Gdy wtém z łoskotem, z ognistemi strzały
Mury w powietrze wysadziły miny
I ginie młodzian rozszarpan w kawały.
Wnet zdąża Alwar — i gdy mórz głębiny
Od mrozów zimy dla naw się zdawały
Niedostępnemi — umie odkryć drogi:
Zwycięża wichry wprzód, następnie wrogi.

71.  Za niemi ojciec, co płynął w téż ślady,
Z resztą swych Luzów do przystani wkracza;
Miecz i ważniejsza odeń mądrość rady
Dają mu tryumf, gdy wkrótce bój stacza:
Tu łamie bramy, tam huf Luzów — szpady
Lukę śród wrogów czyniąc — w nią się wtłacza:
A dla zapasów, dla dzieł tych olbrzymów
Zaciasne dzieje, za słaby dźwięk rymów.

72.  Zaledwie wrócił wódz nieustraszony,
Wnet potężnego Cambai mocarza
Wyzywa, mnogie zbija mu szwadrony.
Które sam widok zwycięscy przeraża.
Kraj Hydalchana równie źle broniony,
Tryumfująca dłoń wnet go poraża,
I wnet zarówno podbitemi czyni
Dabul nadbrzeżny i Pondę w pustyni.

73.  I ci i innych bohaterów wielu,
Ze wszech miar godnych chwały, jak Mars srogi
Żyjących w świecie, tu przyjdą w weselu
Użyć rozkoszy naszéj wyspy błogiéj,
Sztandary zwycięstw utkwiwszy u celu,
Zwiedziwszy nawy wielkie mórz rozłogi;
Bo nimf pieszczoty i uczty bogate
Dla wielkich tylko dzieł niosą zapłatę.

74.  Tak piała Nimfa a inne wokoło
Dźwięcznym oklaskiem pieśni przywtarzały,
I świetną ucztę święcono wesoło
Ku czci tak wielkiéj bohaterów chwały,
„Fortuna może odwrócić swe koło“ —
Zgodnemi głosy śpiewał chór ten cały —
„Lecz żadna siła wam, dzielni rycerze
Laurów i sławy waszéj nie odbierze“.


75.  Potrzebom ciała gdy się zadość stało,
Kiedy potrawy wykwintne spożyto,
Gdy harmonijną, a słodką pochwałą
Czyny potomków wędrowcom odkryto;
Tetyda z wdziękiem, z postawą wspaniałą,
Chcąc zwiększyć uczty świetność znakomitą
Tém, co dzień jasny w większy blask oblecze,
W te do szczęsnego Gamy słowa rzecze:

76.  Mądrości boskiéj dziękczyń, bohaterze,
Że ci dozwala oczy cielesnemi
Dojrzéć to, czego nigdy nie dostrzeże
Błędna nauka, marny rozum ziemi!
Roztropność, stałość, moc — jako puklerze
Wdziawszy — pójdź za mną z towarzyszmi twemi“.
To rzekłszy, wkracza w las skalistą drogą,
Ostrą i ludzką niedeptaną nogą.

77.  Wkrótce dosięgli wierzchołka wyżyny:
Szczyt to wyniosły tak kwieciem usłany,
Iż depcąc cudne szmaragdy, rubiny,
Zdało się, że to bożych sal dywany.
Wnet im glob duży błysł w powietrzni sinéj
Tak cały światłem przejęty, oblany,
Że równie wnętrze jego jak powłoka
Były dostępne dla każdego oka.

78.  Istoty jego oko nie pochwyca,
Lecz widać, że się składa kula cała
Z wielu kul, którym najwyższa prawica,
Tworząc je — wspólny jeden środek dała:
Krążą, ta zniża, ta podnosi lica,
Lecz to na obwód ogólny nie działa,
Ten wciąż niezmienny — w którą spojrzysz stronę,
To dzieło boże oglądasz skończone.

79.  Tak doskonałe, jednakie, na niczem
Nie wsparte, — twórcy swojego odbicie
Gama oglądał z drżenidm tajemniczem
I z ciekawością odczuwaną skrycie. —
Bogini rzecze: „Tu, przed twém obliczem
Wszechświat w skróceniu w całym jego bycie,
Byś całą ziemię przejrzał i oglądał,
Gdzieś jest, gdzie będziesz i gdziebyś być żądał.


80.  „Patrz na tę świata niezmierną budowę,
Na tę pierwotną jeszcze, eteryczną
Przez rozum wyższy rzuconą osnowę,
Przez niezgłębioną myśl i bezgraniczną.
To, co ogarnia glob i lśniące owe
Ściany — z zamkniętą w nieb kul rzeszą liczną
To Bóg; lecz czém on jest? próżno docieka
Przez wieki umysł zbyt ciasny człowieka.

81.  „Ta pierwsza sfera, która w swojém łonie
Innych pomniejszych kul wiele zamyka,
I która blaskiem tak promiennym płonie;
Że ćmi i umysł i wzrok śmiertelnika,
To Empireum; — tu w radośném gronie
Przeczyste dusze taki los spotyka,
Jakiemu w świecie podobnego niéma
I ten go tylko pojmie, kto otrzyma.

82.  „Tam istot boskich jest przybytek wieczny,
Bo Saturn, Janus, ja, Jowisz, Junona,
Tworzymy tylko świat bogów bajeczny;
Ślepy błąd ludzki nadał nam imiona:
Byt nasz w poezji jedynie konieczny,
I cześć najwyższa dla nas wyrządzona
Jest to, gdy gienjusz natchnionego wieszcza
Te nasze miana w niebiosach umieszcza.

83.  „Opatrzność święta, któréj wszechmogące
Wpływy — w obrazie świat czcił Jupitera,
W mądrości swojéj, przez duchów tysiące,
Zarządza światem, trzyma go i wspiera.
Są o tém mnogie proroctwa świadczące,
Wiele przykładów różnych się otwiera:
Są duchy dobre, co ku szczęściu wodzą,
Są złe, co skoro mogą, wnet nam szkodzą.

84.  „A ku uciesze lub nauce gwoli
Poezja w różnéj przechowała szacie
Sny starych piewców, i przez nich powoli
Odziane w godność bóstw naszych postacie.
W biblji taż sama dla aniołów kolej,
Bo je bóstwami nazywane macie;
Nie przeczę nawet, iż to wielkie miano
Duchom ciemności błędnie nadawano.


85.  „Dość ci, że jeden jest Bóg, co w prawicę
Ujął rząd świata i daje rozkazy:
Teraz znów wątek powieści pochwycę,
Głębokich bożych dzieł wskażę obrazy.
Pod nieruchomym kręgiem, gdzie stolicę
Mają istoty boskie i bez zmazy,
Krąży glob drugi, tak lekki, polotny,
Iż wzrok nie ścignie go — to Ruch pierwotny.

86.  „Ta siła wielka, gwałtownie pędząca,
Światy przy sobie leżące porywa:
Bieg regularny bierze zeń glob słońca
I przemian nocy ze dniem dokonywa,
Następna sfera, kryształem świecąca,
Tak wolno krąży, w obrotach leniwa,
Że nim jednego dokończy nareszcie
Feb, w blask nie skąpy, uczyni ich dwieście.

87.  „Spojrzyj poniżéj a ujrzysz firmament
Usiany w gwiazdy blaskami świecące,
Biegów ich żaden nie narusza zamęt,
Lśniąc na swych osiach krążą lat tysiące:
Wpatrz się, jak cudny wdziewa on ornament[261]
Szeroką szarfę złotą, iżby słońce,
Śród tych dwunastu zwierząt Zodyaku,
Znało swą drogę od znaku do znaku.

88.  „Patrz, jak ten obraz ze wszech stron zachwyca
Gwiazd płomienistych mknących przez rozłogi;
Tam ku północy płonie Niedźwiedzica,
Tu Andromeda z ojcem i smok srogi;
Tu Kasjopea cudownego lica,
Orjona gniewna twarz — i Łabędź błogi,
Który śpiew cudny roni, gdy śmierć spotka;
Zając, Psy, Argos łódź — i Lira słodka.

89.  „Pod firmamentu niezmiernemi stropy
Ujrzysz Saturna, odwiecznego boga;
Daléj Jowisza i Marsa w téż tropy,
Gienjusza wojny a pokoju wroga.
Niebios pochodnia — Feb — śle blasków snopy,
Amory lecą, gdzie Wenery droga,
Merkury — postać z wymowy swéj znana
I w ślad za niemi trój lica Dyana.


90.  „Tak różną drogą, zakreśloną z góry,
Wolniéj to szybcej chodzą ciał szeregi;
Te daléj środka odchodzą w lazury,
Tych krótsza droga i bliższe obiegi;
Tak kazał Ojciec wszechmogący, który
Stworzył powietrze, wiatr, ogień i śniegi:
A śród nich ujrzysz, jako wola boża
Złożyła w środku ziemię i jéj morza.

91.  „W tym środku ludzkie mieszczą się siedliska;
Istot zuchwałych, którym nie dość na tém,
Że je ląd ziemski klęskami uciska,
Łamią się jeszcze z niestałym mórz światem.
Patrz, jak szalone wody rozlewiska
Ląd podzieliły, drąc go szmat za szmatem,
A na nich różne ludy, różne kraje,
Różni królowie, prawa i zwyczaje.

92.  „Tu chrześcijańska Europa, z kultury
I męstwa zdawna w świecie przodkująca:
Afryka w dary uboga natury,
Brakiem uprawy i dzikością tchnąca,
A od Południa wielkim cyplem, który
Dla was zakryty, zakres swój kończąca.
Jest to przestronny kraj, którego ziemie
Zajęło liczne, barbarzyńskie plemię.

93.  „Monomotapy rozległe dzierżawy
Mieszczą lud w lasach wzrosły, nagi, czarny.
Tutaj Gon zaleś poniesie skon krwawy[262].
I męki — w służbie swéj wiary ofiarny.
Ten ląd nieznany rodzi metal skrzawy,
O który ludzi tropi zabieg marny:
Tu téż zaległo szerokie jezioro,
Skąd Nil z Kuamą początek swój biorą.

94.  „Sprawiedliwości pewien i obrony
Swych władców — Murzyn w chacie bez drzwi siedzi,
Ufny, że od nich nie będzie skrzywdzony,
I że go wierni nie zwiodą sąsiedzi.
Patrz na ten czarny tłum gęsto stłoczony,
Jak stado szpaków, niech go wzrok twój śledzi,
On szturmem będzie brał mury Sofali
Ale je Nhaia[263] waleczny ocali.


95.  „Patrz na źródliska, z których Nil się rodzi,
O czém dawniejsi ludzie nie wiedzieli;
Jak skrapia ziemie, krokodyle płodzi
Śród Abisynów, Chrystusa czcicieli:
Nowość! — miast lud ten murem nie obwodzi,
Lecz dzielnie broni od nieprzyjacieli:
Patrz, tu Meroe[264] ze sławą wiekową,
Które krajowcy dzisiaj Nobą zową.

96.  „W dalekim kraju tym syn twój kochany
W walce z Turkami laur i śmierć otrzyma;
Syn twój waleczny, don Krysztofem[265] zwany;
Lecz przed nieszczęściem — och! ucieczki niéma.
I na Melindę, gdzie król Luzytany
Gościnnie przyjął, rzuć także oczyma:
Na Raptus[266] wielką rzekę przez mieszkańce
Przezwaną Oby, co zrasza Quilmance.

97.  „Cypel, Korzennym zwany w dawnéj porze,
Dzisiaj mieszkance Guardafuj przerwali;
Odeń Czerwone zaczyna się morze,
Biorące nazwę od mnogich korali.
Niby granica ciśnięta w przestworze
Azję z Afryką dzieli ten nurt fali,
Z miast zaś przedniejszych ma brzeg afrykański —
Sanquem, Ariquo i gród Masuański.

98.  „Na krańcu Suez — gród to Arsynoi[267].
Lub bohaterów — wedle podań treści;
A dzisiaj w jego przestronnéj ostoi
Potężna flota egipska się mieści.
Spójrz na te wody, gdzie szlak rzeszy swojéj
Otworzył Mojżesz, jak biblja nam wieści.
Stąd to już Azji przestwory się ścielą,
Z wielkiemi ziemie, z państw bogatych wielą.

99.  „Patrz, szczyt Synai — świętéj Katarzyny
Grobem chlubiący się: — Tor, Jedda grody: —
Nigdy nie zrasza téj skwarnéj krainy
Zdrój kryształowy, źródło słodkiéj wody:
Patrz, gdzie się wrota zwierają cieśniny
W państwie Adenu suchém od przyrody,
Przypatrz się spiekłym Arzyry wyżynom,
Co nigdy deszczów nie niosą dolinom.


100.  „Arabja wielki kraj (trzy ich się liczy),
Mieszkańce ciemni od skwarnego znoju;
Rumaki chowa lud ten koczowniczy
Szlachetne, ostre i lotne do boju.
Stąd rzuć wzrok brzegiem aż do pograniczy
Drugiéj zatoki Perskiéj, i zakroju
Cyplu, co na tym brzeżnym leżąc szlaku
Nazwę swą bierze od grodu Tartaku.

101.  „Dofor ołtarzom ze swych cennych woni
Daje kadzidła słynne z aromatu:
Uważ w pobliżu kraj nieżyznych błoni
I chude łąki państwa Rosalgatu.
Stąd się rozciąga brzegiem wodnéj toni
Królestwo Ormuz, co się wsławi światu,
Gdy Turków silna flota na téj fali
Ujrzy błysk nagiéj Castel-Branca stali[268].

102.  „Widzisz ten cypel przez żeglarzy zwany
Dzisiaj Moçando, niegdyś — Asaboro:
Wchodzi on w wielkie — między żyzne łany
Arabji z Persją — wtłoczone jezioro.
Wokół Bahremu pod morskiemi piany
Dno świeci perły, które blaski biorą
I barwy jutrzni; spójrz téż, jak głąb’ słona
Tygrys i Eufrat przyjmuje w swe łona.

103.  „Spojrzyj na Persję zacną, gdzie lud biedny
Wiecznie na polu, wiecznie konno goni,
I gardząc działy, chlubi się ambitny
Z rąk namulonych od użycia broni.
Patrz, wyspa Gerum, któréj starożytny
Gród Aramuzy, tonąc w wieków toni,
Oddał powoli swe niegdyś wspaniałe
Rozgłośne imię, a następnie chwałę[269].

104.  „Tutaj Don Filip Menezes swe imię
Rycerskiéj cnoty okryje laurami,
Gdy z garścią Luzów zastępy olbrzymie
Persów — pod Lary pokona murami.
Resztki tych hufów ostrzem miecza przyjmie
Pedro de Souza, wprzódy już czynami
Męstwa wsławiony — gdy pod miecza razy
Padł przed rycerzem w prochu gród Ampazy.


105.  „Ale porzućmy cieśninę i znany
Przylądek dawniéj Jasąue dziś Carpele,
Te ziemie, którym grunt ubogi dany,
I zwykłych darów przyrody niewiele:
Kraj to imieniem Karmanji nazwany;
Lecz spójrz, gdzie śliczny Ind łoże swe ściele,
Z gór mając źródło, a w pobliżu jego,
Z drugich gór źródła Gangiesowe biegą.

106.  „Patrz na Ulcindy urodzajne łany,
Patrz, jak w Jaquetu przystani głębokiéj
Przypływ gwałtownie napędza bałwany,
A odpływ w morze odpycha bez zwłoki:
Patrz na Cambaję możną u wrzezanéj.
Głęboko w ziemię przymorskiéj zatoki;
Tysiąc tu grodów, których nie nazowę,
Wy je poznacie, o dzieci Luzowe!

107.  „Tu słynnym brzegiem niech wzrok twój pobieży,
Ku południowi aż do Komorina,
Naprzeciw niego Taprobana leży,
Co dziś Cejlonem zwać się już poczyna.
Tém morzem zastęp luzyjskich rycerzy,
Dzielna w twe ślady przypłynie drużyna,
Podbije ziemię, miast mnogo zdobędzie,
I długie wieki władać niemi będzie.

108.  „Ten obszar między dwie rzeki wciśnięty,
Narody różne mieści niezliczone:
Te bałwochwalcze, tym znów koran święty.
Ustawy ręką szatana skreślone.
Patrz na Narsingi kraj, gdzie błogie szczęty,
Zwłoki Tomasza świętego złożone,
Onego męża, co został uznany
Godnym, by dotknął Chrystusowéj rany.

109.  „Tu się przed wieki wznosił gród bogaty.
Zwany Meliapor, gród wielki w rozkwicie:
Naród bałwanom starym niósł obiaty,
Jakto i dzisiaj śród pogan widzicie:
Właśnie po morzach szła wieść owéj daty,
O nowéj wierze, i wkrótce przybycie
Świętego męża oglądał świat stary,
Męża, co tysiąc krajów uczył wiary.


110.  „Apostoł ucząc czynił cuda boże,
Cierpiącym zdrowie, zmarłym życie dawał;
Aż dnia pewnego na brzeg gniewne morze
Kloc niezmierzony pchnęło — drzewa kawał:
Król go miéć życząc ku gmachu podporze,
Jaki rozpoczął, — rozkazy wydawał,
Pewien, iż łacno wyważy go z ziemi,
Maszyny, siłą ludzką, słońmi swemi.

111.  „Lecz tak był straszny ciężar sztuki owéj,
Że nawet wstrząsnąć nią nic nie zdołało;
Gdy poseł świętéj prawdy Chrystusowéj,
Zeszedł i pracy zadał sobie mało:
Przywiązał tylko sznur — pas swój biodrowy,
I lekko dźwignął kloc i ciągnął śmiało
Na plac, gdzie kościół w bogatéj ozdobie,
Na przykład wiekom wznieść umyślił sobie.

112.  „Góry się ruszą na wiary zaklęcie,
Kiedy głos święty da im rozkazanie;
Tak uczył Chrystus mistrz a uczeń — święcie
Wierząc w te słowa — powołał się na nie.
I lud się tłoczył wielbiąc przedsięwzięcie,
Lecz tłum braminów zdumion niespodzianie,
Widząc tę świętość i cud mocy bożéj,
Zadrżał — o stratę władzy już się trwoży.

113.  „Byli to księża pogańscy — tém skorzéj
Znalazła przystęp do nich zawiść dzika;
Tysiąc zasadzek, tysiąc zdrad się tworzy,
By wpływ lub życie wydrzéć przeciwnika.
Aż w końcu jeden, zajadły najsrożéj,
Popełnia zbrodnię, co zgrozą przenika —
Jakiéj nie widział świat. Tak cnota zawsze,
Ma w obłudnikach swe wrogi najkrwawsze.

114.  Własnego syna zabiwszy — téj zbrodni
Winnym ogłasza świętego człowieka;
Stają (rzecz zwykła) świadkowie niegodni;
Sąd wyrok śmierci niezwłocznie wyrzeka.
Tomasz najlepszą znał obronę od niéj,
Do Wszechmocnego Ojca się ucieka,
By wobec króla i panów orszaku,
Cud mu największy uczynił dla znaku.


115.  „Więc każe przynieść ciało zabitego,
Aby je wskrzesił i zadał pytanie —
Kto jest zabójcą? Słowa, co wybiega
Z ust takich, pewne znajdą zaufanie.
— Wstań! każę-ć w imię Ukrzyżowanego!
I lud ogląda chłopca zmartwychwstanie,
Który świętemu niosąc dziękczynienia,
Rzeczywistego zabójcę wymienia.

116.  „Ten cud tak wielkie zdumienie wywoła,
Że król wraz z wielu wnet się chrztem obmywa;
Lud to całuje kraj szat apostoła,
To Bogu jego hymny przyśpiewywa.
Tém większa wściekłość śród braminów koła,
Serca im zawiść przegryza straszliwa,
Więc — by świętemu wydrzéć w końcu życie —
Najniższy motłoch podburzają skrycie.

117.  „Raz, gdy do ludu, żarliwością zdjęty,
Kazał, rozruchy wszczęto. Już w téj porze
Miał objawienia od Chrystusa święty,
Iż blisko męka i królestwo boże.
Gradem kamieni lunął tłum zacięty,
Tomasz pociski przyjmuje w pokorze:
Gdy jedna ręka bardziéj zapalczywa
Okrutną włócznią piersi mu przeszywa.

118.  „I Ind i Gangies płakały cię rzewnie,
Święty; i ziemię, gdzie przeszły twe nogi;
A one dusze stokroć rzewniéj pewnie,
Którymś nauką otwarł wiary drogi:
Lecz się cieszyły anioły — i śpiewnie
Wielbiąc twą chwałę — wiodły w niebios progi,
O święty Pański, bądź, błagamy Ciebie,
Luzów patronem i zastępcą w niebie.

119.  „A wy, co sobie przywłaszczacie imię,
Posłańców bożych, następców Tomasza,
Czemuż serc waszych żądza się nie imie,
Iść głosić wiarę? — gdzie jest praca wasza?
A jeśli stan wasz bez czci w kraju drzémie,
Gdzie nikt prorokiem nie jest — toć zastrasza,
Iż wam nie walczyć z herezje możnemi,
Tych czasów naszych zwanych bezbożnemi.


120.  „Lecz porzuciwszy kwestję tak drażliwą,
Do opuszczonych wracajmy wybrzeży,
Tam, gdzie Meliapor nad wygiętą krzywo,
Wielką zatoką Gangiesową leży;
Widzim Narsingę bogatą, szczęśliwą,
Oriksę, gdzie się wyrób tkanin szerzy,
W głębi zaś golfu znakomita rzeka,
Gangies do słonych mórz królestwa ścieka.

121.  „Nurt, co udziela przedśmiertnéj kąpieli
Mieszkańcom wkoło, wierzącym niezbicie,
Iż duch przywraca do przeczystéj bieli,
A grzech największy gładzi to obmycie.
Widzisz Chathigan, gród, który nie dzieli,
Z żadnym pierwszeństwa w Bengalu — obficie
Żyznym, co po dwu brzegach się sadowi
Zatoki, biegąc aż ku południowi.

122.  „Patrz, gdzie Aracan, gdzie Pegu osiadły,
Kraj zaludniony ludzkiemi poczwary,
Niegdyś niewiasta w téj pustce zapadłéj
Z psem się złączyła: — lud powstał z téj pary,
Przeciw rozpuście bronią się brzękadły,
Żelazne dzwonki nosząc — zwyczaj stary:
Jedna z królowych, by wstrzymać zepsucie,
W ten sposób chciała spętać ludzkie chucie.

123.  „Patrz na Towai gród, który graniczy,
Z wydłużonemi Syamu dzierżawy;
Tu Tenasserim, Queda, co się liczy,
Piérwszą z rodzących korzenne przyprawy;
Daléj Malakka, co z handlu zdobyczy
Przez was rozgłośnéj dojdzie kiedyś sławy,
Gdy wszystkie kraje i morskie obszary,
Tu swe najdroższe będą słać towary.

124.  „Mówią, iż niegdyś rozhukane wody
Tutaj napływem swoim oderwały
Sumatrę, którą prastare narody,
Jeszcze złączoną z Malakką widziały.
A z mnogich złota min czynią wywody,
Jedni — iż kraj ten one wieki znały,
Jako Chersonez Złoty w dziejach sławny:
Inni zaś sądzą, iż to Ofir dawny.


125.  „Na samym krańcu kraj Singapur leży,
Tuż przesmyk wielce dla naw zaciśnięty;
Stąd wzrok niech brzegiem nierównym pobieży,
Co ku Wschodowi coraz mniéj jest kręty.
Tu Pam, Patane, i kraj, co należy
Do państwa Syamu — przez nie owładnięty,
Wraz z wielu ziemie; Menon, rzeka spora,
Skrapia je płynąc z Chiamai jeziora.

126.  „Patrz, jak się gnieżdżą na téj wielkiéj ziemi
Narody różne, z nazw nawet nieznane;
Tu Laos ludny z grunty obszernemi,
Avas i Broma góry opasane;
A w dalszych górach Gueos się plemi:
Gromady błędne, dzikości oddane.
I ludożercze, co żelazem sobie
Gorącem ciała kłują ku ozdobie.

127.  „Patrz, jak w Kombadżji płynie Majkong rzeka,
Którą wód wszelkich tytułują głową;
A gdy doń latem tłum strumieni ścieka,
Jako Nil wzbiera — i powodzią ową
Zaraz się przestrzeń zalewa daleka:
A lud tam wierzy, iż pozagrobową,
Jak każdy człowiek tak i każde zwierze,
Po zgonie karę lub nagrodę bierze.

128.  „O rzeko zbawcza, twéj łagodnéj fali
Kiedyś pieśń wieszcza zachować sądzono!
Jedno, co nędzny rozbitek ocali,
Śród raf i burzy — księgę przemoczoną;
Aby śród głodu i przygód strzedz daléj,
Gdy nad nim wyrok niesłuszny spełniono;
Bo z jego liry dźwięczącéj rozgłośnie,
Więcéj mu sławy niż szczęścia urośnie.

129.  „Przyjrzyj się Ciampie, jak szatą wspaniałą
Pachnących gajów swe wybrzeża stroi;
I Kochinchinie jeszcze głośnéj mało,
I nie odkrytéj Ainonu ostoi.
I Chinom pysznym bogactw swoich chwałą,
Co wszelkie skarby mieszczą w ziemi swojéj,
Państwu, co krańcy swojemi dotyka,
Krainy7 lodów i sfery Zwrotnika.


130.  „Spójrz na gmach, co dwa państwa rozgranicza,
Na mur ogromny wzniesion nakształt ściany,
Który dowodów potęgi użycza,
I bogactw kraju, kędy zbudowany.
Tron się w krainie téj nie odziedzicza,
Z ojca na syna następstwem przelany;
Lecz każdym razem lud wybiera męża,
Co słynie cnotą lub blaskiem oręża.

131.  „Wiele tam jeszcze ziem kryje się w mroku,
Nim przyjdzie chwila na nie wyjrzeć z cienia,
Lecz niech nie ujdą wyspy twego wzroku,
Z darów przyrody godne podziwienia:
Ta wpół, przyćmiona, lecz z brzegów Chin — oku
Widzialna, — jest to Japonja z imienia,
Gdzie czyste srebro w łonie ziemia chowa;
Tam kiedyś błyśnie wiara Chrystusowa[270].

132.  „Na morzach Wschodu patrz, jak się bez końca
Liczne ostrowy rozsiały w przestrzeni:
Tidor i Ternat, na którym płonąca,
Góra wciąż rzyga falami płomieni.
Tu rośnie gwoździk, roślina paląca,
Którą krwią kupi Luz, co woń ich ceni;
Tu złote ptaki, co nie tknąwszy ziemi,
Gdy spadną na nią, to tylko martwemi.

133.  „Patrz — wyspy Banda bogate w owoce,
Które im dają barwę różnowzorą;
Po nich tłum ptaków skacząc się trzepoce,
I z muszkatelu ich dzioby dań biorą:
Daléj Borneo, gdzie ma dziwne moce
Drzewo lejące łzy zwane kamforą;
Sok ten wnet krzepnie, gdy z drzewa wypłynie,
A cała wyspa z tych łez w świecie słynie.

134.  „W pobliżu Timor, co śle swe okręty
Dla handlu wonnym leczniczym sandałem:
I wielka Sonda, któréj wysunięty
Ku południowi brzeg widzim nie całym.
Mieszkańcy puszcz tych mówią, iż przecięty
Jest kraj ich rzeki cudownéj kryształem,
Bo kiedy z innym płyn jéj się nie zleje,
Drewno rzucone weń wnet kamienieje.


135.  „Sumatra, w wyspę przez czas zamieniona,
Z gór téż drgające płomienie wyziewa,
Tu dobroczynny olej ze skał łona,
A wonny balsam jak łzy płynie z drzewa;
Wonniejszy nad ten, jaki pogrzebiona
W Arabji córa Cynira[271] rozlewa,
Wyspa ta innym zrównana w powabie,
Ma nad nie złoto i cienkie jedwabie.

136.  „Tam widzisz Cejlon z górą, co obłoki
Czołem przenosi, aż szczyt z oczu ginie:
Krajówce mają go we czci wysokiéj,
Bo głaz ten śladem ludzkiéj stopy słynie[272].
Maldywy mają drzewa, których soki,
Biorące zasób w podmorskiéj głębinie,
Przeciw truciznom wielu niebezpiecznym
Są antydotem, jak mówią, skutecznym.

137.  „Tam u zatoki Arabskiéj — wsławiona,
Z swych aloesów Sokotora leży;
Stąd wzdiuż piaszczystéj Afryki — przez grona
Wysp wam poddanych — niech oko pobieży,
Gdzie tajemnicza a drogo ceniona,
Pachnąca ambra pływa u wybrzeży:[273]
Tam San Lorenzo leży wyspa znana,
Madagaskarem przez innych nazwana.

138.  „Oto są nowe Wschodu okolice,
A przez was światu przyniesione dary,
Wyście mórz nowych otwarli dzielnice,
Mężnie zwiedzając nieznane obszary.
Lecz słuszna stawić przed wasze źrenice
Innego Luza czyn niezwykłéj miary,
Co przez monarchę swego skrzywdzon srogo,
Nieznaną dotąd świat obdarzył drogą.[274]

139.  „Spójrz na ląd wielki, co się rozpościera
Od Niedźwiedzicy aż po biegun drugi:
Tam lśniący metal w minach się zawiera,
Złoty jak włosów Apolina smugi,
Ujarzmić twardy kark, co się opiera,
Tych ziem — to godne Kastylji zasługi:
Mnogie są ludy w krajach, co tu leżą,
Zarówno różne wiarą jak odzieżą.


140.  „Lecz i wy dział swój w tym kraju weźmiecie[275]!
Tam, gdzie ląd szerszy, gdzie drzew szkarłat słynie:
Znamię zaś krzyża utwierdzi w tym świecie,
Flota, co najpierw tu po was zawinie.
Tu, zdala brzegów, u których jedziecie,
Odkrywać dalsze krainy popłynie
Wielki Magielan, z genjuszu Luz godny,
Lecz względem kraju swego syn wyrodny.

141.  „Przebywszy drogi już więcéj połowy,
Od Antarktytu ku linji równika,
Spotka on ludy olbrzymiéj budowy:[276]
A kiedy daléj łódź rącza pomyka,
Wnijdzie w cieśninę, co Magielanowéj,
Przybierze miano — i która już wnika,
W przestwory nowych mórz i nowych ziemi,
Skrywanych Austra skrzydły chłodzącemi.

142.  „Oto, Luzowie, ile dozwolono —
Waszych następców odkryłem wam czyny,
Jak na tych przez was zwiedzonych mórz łono,
Bohaterskiemi przybędą drużyny.
Teraz, gdy wiecie, komu przeznaczono
Z nieśmiertelnemi zawrzeć zaślubiny,
Jaką zasługą pozyskać niebianki,
I uplecione przez nie z lauru wianki, —

143.  „Możecie płynąć z łagodnym podmuchem
Po cichém morzu ku lubej krainie.“ —
Rzekła: wnet wszyscy śpieszą szybkim ruchem,
Z wyspy miłości ku morskiéj głębinie.
Statki żywnością napełniają duchém,
I wkrótce flota wraz z nimfami płynie,
Które przyrzekły iść z mężami wszędzie.
Dłużéj niż słońce ziemię zgrzewać będzie.

144.  Więc bez burz płyną pogodną płaszczyzną,
Wiatr wciąż łagodny, pomyślny dla floty,
Aż się spotkali z kolebką — ojczyzną,
Celem swych myśli i wiecznéj tęsknoty.
Już się śród kwietnych brzegów Tagu ślizną;
Król i ojczyzna, te dwa czci przedmioty,
Biorą plon chwały i nowe wawrzyny,
W jakie ich godne ozdobiły syny. —


145.  Lecz dosyć, Muzo, lira rozstrojona
I głos mój ochrypł, już mię dziś nie słucha;
I pocóż śpiewać z natchnionego łona,
Gdy wokół piewcy rzesza twarda, głucha?
Ojczyzna moja żałością przyćmiona
Nie da poklasku, co tak wzmacnia ducha!
Ziomkowie moi od sztuk pięknych stronią
Chciwi, zajęci za zyskiem pogonią.

146.  Co za przeznaczeń wzięły nam wyroki
Pogodną dumę i ten umysł męski,
Z jakiemi lud nasz w najcięższe epoki
Umiał nieść trudy i zwyciężać klęski?
A ty, o królu, na ten tron wysoki
Wzniesion przez Niebo, spójrz, gdzie tak zwycięski
Dzielny lud znajdziesz? Złóż wszystkie na szali,
Gdzież równych swoim zobaczysz wasali?

147.  Skiń, a różnemi drogi pomkną skorzy
Na lwy drapieżne i odważne tury,
Chociaż bezsenność i głód ciała morzy,
Śród strzał, szpad, ognia, kul — pójdą na mury:
W krainy skwarne, śród mroźnych przestwory,
Na ciosy Maurów, strzał pogańskich chmury;
Śród morskich bestyj, burz, co nawy kruszą,
Niebezpieczeństwa znoszą wielką duszą.

148.  Byle ci służyć — na wszystko gotowi,
Choć tyś daleki — zawsze pod twą władzą
Najostrzejszemu twemu wyrokowi
Wnet bez szemrania chętnie się poddadzą:
Wiedząc, że patrzysz na nich, szatanowi
I czarnym mocom piekieł bój wydadzą,
I niezachwianie wierzę, iż ich męstwo
Nigdy porażki — zawsze-ć da zwycięstwo.

149.  Więc ich nagradzaj, więc im twój łaskawy
Ukaż majestat; — niechaj miłościwa
Dobroć twa srogie łagodzi ustawy,
Wszak ku świętości dobroć szlak odkrywa:
Mężów obytych z krajowemi sprawy
(Gdy doświadczeniu cnota w nich zrównywa)
Radź się; a poznasz od tych weteranów
Czas, miejsce, sposób spełnienia twych planów.


150.  Wspieraj zasługi wszelkie i talenta,
Lecz niech je każdy pełni w swoim stanie;
Rzesza zakonna w klasztorach zamknięta
Niech za twe państwo śle w niebo błaganie;
Za grzechy wszystkich post, pokuta święta
Ich rzecz — a reszta dla nich wiatru wianie;
Prawy zakonnik prócz służby ołtarza
Nie chce dostojeństw, na chwałę nie zważa.

151.  Miéj we czci klasę twych zacnych rycerzy,
Co dzielną piersią i kosztem krwi swojéj
Wraz z wiarą świętą twoje władzę szerzy —
Wielkość państw twoich na ich mieczu stoi:
Huf ten w najdalsze sfery świata bieży
I w twych usługach dzielność swoje dwoi,
Dwóch wrogów zwalcza — żywe obce ludy
I sroższe nad nie znużenie i trudy.

152.  Spraw, niech wielbiący nas Niemcy, Gallowie,
Włosi, Anglicy — nie mogą nas sądzić;
Niech żaden naród o Luzach nie powie,
Iż dzielni w boju nie umiemy rządzić,
Niech w radzie siedzą jedynie mężowie,
Którym wiek długi nie dozwoli błądzić;
Bo chociaż wielkie nauki znaczenie,
Większą ma w życiu wagę doświadczenie.

153.  Przed Anibalem układnemi słowy
O wojskowości gdy filozof gadał,
Bohater wyśmiał zuchwałe te mowy,
Wszystko, co mędrzec szeroce wykładał.
Sztuki wojennéj, karności wojskowéj
Nikt jeszcze, panie, z księgi nie posiadał,
Ani ich myślą, ni sztuką zdobędzie;
Jeśli nie walczył — rycerzem nie będzie.

154.  Lecz com rzekł, nędzny? Jak się k’tobie zwrócę,
Nie zauważan przez cię, ani znany?
Przecież, choć nędzarz, z ust mych kornych rzucę
Na głowę twoję błysk sławy świetlanéj:
Ani mi zbywa na zacnéj nauce,
A doświadczeniem długich lat wspieranéj,
Ni na gienjuszu, jak ta księga wskaże —
Zaletach, które rzadko chodzą w parze.


155.  Na twe usługi dłoń dzielną w potrzebie,
Ku chwale twojéj Muzy głos mi dały;
Braknie mi tylko dostępu do ciebie,
Coś winien zacne ocenić zapały:
O zdarz mi, panie, niech wymodlę w niebie,
Bym twych przedsięwzięć wzniosłych piał pochwały,
Jak to proroczo nieraz sobie tuszę,
Kiedy rozważam szlachetną twą duszę.

156.  Jako na widok potwornéj Meduzy
Niech drżą przed tobą gór Atlasu skały,
Zbijaj zastępy w polach Ampeluzy,
Krusz w Tarudancie i w Marokko wały;
A głos szczęśliwéj z twych względów méj Muzy
Hymnem twéj sławy zabrzmi na świat cały:
Nad Macedonów szczęsny bohatera
Achilesowi nie zajrzysz Homera.









  1. Wice-król Alfons de Noronhas wybierał się do Indyj, poeta czynił starania, aby z nim odpłynąć; do tego czasu, nie zaś do późniejszéj podróży, odnosi się ów dokument odnaleziony przez Manoela de Faria, świadczący o przyjęciu go na służbę. Musiały zajść jakieś ważne przeszkody, które go zmusiły zamiast do Indyj, udać się do Afryki.
  2. 16000 reisów — około 25 rs. W stosunku zaś do dzisiejszych cen zboża, około 120 rs.
  3. Doświadczyłem tego sam, gdyż po dwuletnich poszukiwaniach dopiéro książkę zdobyłem.
  4. Taprobana — starożytna nazwa wyspy Cejlon.
  5. Hippokrêne — źródło powstałe według podania na południowym stoku góry Helikonu w Beocyi wskutek uderzenia kopytem Pegaza; poświęcone Apolinowi i Muzom. Każdy pijący zeń miał otrzymywać natchnienie poetyczne.
  6. „A ty, zrodzony“ i t. d. — poeta zwraca się do spółczesnego sobie króla Sebastyana.
  7. 25 czerwca 1139 roku, król Alfons I odniósł zwycięstwo nad Maurami pod Ouriką. Zwycięstwo to było poprzedzone widzeniem cudowném, o którém sam król przed bitwą wojsku opowiedział.
  8. Gangies — rzeka święta u Hindusów.
  9. Nuno Alvarez Pereira przyczynił się do wyniesienia na tron Jana I, brał wielki udział w walce z Kastylczykami, dowodził przednią strażą w bitwie pod Aljubarota, która ostatecznie zapewniła królowi koronę. Zmarł w klasztorze karmelitów 1429 r.
  10. Egaz Moniz — zrazu opiekun a potém wierny przyjaciel Alfonsa I, rycerz pełen poświęcenia dla ojczyzny. Kiedy Alfons, oblężony w murach Guimaraens przez Kastylczyków, ujrzał się doprowadzonym do ostateczności, Egaz bez jego wiedzy zawarł przymierze z nieprzyjacielem, obiecując hołd w imieniu swego króla i stawiąc w zakład własną głowę i losy rodziny. Kiedy oswobodzony w ten sposób Alfons nie zatwierdził warunków pokoju, Egaz z całą rodziną stawił się na dworze króla Kastylii, boso i ze sznurem na szyi; na szczęście wróg umiał uszanować taką wierność danemu słowu i wolnością go obdarzył.
  11. Fuas Roupinho — również rycerz za czasów Alfonsa I zniszczył flotę Maurów u przylądka Espiehel i pobił ich powtórnie pod Ceutą.
  12. W wieku XV-ym damy angielskie, obrażone przez młodzież swego kraju, udały się ze skargą do księcia Lancastru, który lękając się, aby nie przyszło do wojny domowéj, przesłał rycerstwu portugalskiemu zaprosiny na wielki turniej ku obronie honoru dam angielskich. Za pozwoleniem króla Jana I, dwunastu rycerzy portugalskich udało się do Anglii, gdzie w szrankach świetne zwycięstwo odnieśli. Camoens w pieśni VI-éj obszernie ten czyn chlubny opisuje.
  13. Edward Pacheco, Pereira, Franciszek i Wawrzyniec Almeida, Franciszek i Alfons Albuquerque, Jan Castro — zdobywcy i rządcy Indyj za Emanuela (1495 — 1521). Dzieje ich czynów a często i niedoli są tak dziwne, że się wydają prawie bajecznemi.
  14. Król Sebastyan był po ojcu wnukiem Jana III, przezwanego Spokojnym, po matce zaś wnukiem Karola V.
  15. Proteusz według Homera — starzec morski, wróżbita pasący Neptunowe cielęta czyli foki i mający dar przeobrażania się w różne postacie.
  16. „Wnuk Atlasowy“ i t. d. — Merkury był synem Zeusa i Mai córki Atlasa, jednego z tytanów, który, po bezskutecznym szturmie przypuszczonym do niebios, skazany został na dźwiganie na swych barkach niebieskiego sklepienia.
  17. Virlathus — pasterz luzytański — kierował pomyślnie powstaniem swego narodu przeciw Rzymianom (149—139 przed Chr.), lecz za sprawą Serwiliusza Cepiona został zdradziecko zabity, a Luzytania znowu do uległości zmuszona.
  18. Sertoryusz — znany stronnik Maryusza, od roku 82 przed Chr. rządca Hiszpanii. Ogłoszony za banitę przez Sullę, Sertoryusz, stanąwszy na czele Luzytanów i garści wygnańców Rzymian, wielokrotnie pokonywał wojska rzymskie, aż przez własnego towarzysza i stronnika — Perpennę — na ucztę zaproszony 72-go roku, podstępnie zamordowany został. Wódz ten, dla obudzenia zapału w łatwowiernych mieszkańcach, chował białą łanię, która rozkazy bogów miała mu szeptać do ucha.
  19. Nysa — miasto w Indyach — w starożytności tak zwane; dziś — Nagar.
  20. Tangier — miasto Marokańskie, nad ciaśniną Gibraltarską leżące, w starożytności nazywało się Tingis.
  21. Boreasz — wiatr północno-wschodni, wiejący od gór Trackich ku Helladzie, w mitologii uosobiony, jako syn Astreusza i Aurory a brat Zefira, Notusa i Hesperusa.
  22. Auster czyli Notus — wiatr południowy — syn Astreusza tytana i Herrybei matki gwiazd.
  23. Podczas wojny bogów z olbrzymami Wenus z synem ratowała się ucieczką. Nad brzegiem Eufratu, ścigana przez Tyfona, rzuciła się w fale, a dwie małe rybki na drugi brzeg ją i syna przeniosły. Przez wdzięczność bogini umieściła obie rybki na niebie, gdzie tworzą ostatnią konstelacyę Zodyaku.
  24. Przylądek Prasso — obecnie Delgado.
  25. Phaëton — syn Klimeny i słońca. — On i jego siostry Phaëtusa i Lampeja oznaczają światło. Phaëton zażądał od ojca wozu zaprzężonego w 4 konie, lecz kiedy jadąc na nim szerzył zniszczenie, przez Jowisza w fale Erydanu (Padus) strącony został. Siostry jego z żalu zamieniły się w drzewa wydające żywicę, a brat przyrodni (po matce) — w łabędzia.
  26. Acheron — w mitologii greckiéj — rzeka podziemnego państwa Erebu, wpadająca do Styksu, przez którą Charon przewoził w łódce dusze umarłych do krainy cieniów — czyli piekieł.
  27. Camoens, mówiąc, iż ojcem Mahometa był poganin a matką Hebrejka, chciał w ten sposób scharakteryzować religię mahometańską będącą mieszaniną podań żydowskich ze starożytnemi wierzeniami Arabii. — (Lamarre).
  28. Hydaspes — rzeka w Indyach — dziś — Dżelem.
  29. Turcy — panowie Arabii i wielu portów na morzu Czerwoném, — pokazywali się już w téj porze na wschodnich wybrzeżach Afryki (Lamarre).
  30. Podanie mówi, że Bachus urodził się w Beocyi z Zeusa i Semeli, która przed urodzeniem dziecka umarła. Zeus niedojrzały płód umieścił w swych lędźwiach, a po dojrzeniu oddał na wychowanie bachantkom. (Camoens mówi: „O grâo Thebano, que da Paternal coxa foi nascido”).
  31. Nabath — syn Izmaela, którego potomkowie przyjęli imię Nabatejczyków a zczasem przezwali się Saracenami. Góry Nabatejskie, leżące w Arabii skalistéj, były niegdyś zamieszkałe przez dzieci Nabata.
  32. Nereus — bożek morski, głównie na morzu Egejskiém panujący — z żony swojéj Dorydy miał 50 córek zwanych Nereidami, pięknemi Nimfami morza.
  33. Synon — kiedy Grecy udali, że chcą oddalić się z pod Troi, Synon dał się pojmać przez Trojan i namówił ich do wprowadzenia drewnianego konia w mury miasta.
  34. Quiloa — niegdyś stolica państwa tegoż imienia — miasto leżące na wschodniém wybrzeżu Afryki, w XVI-m stuleciu wielce kwitnące, obecnie zupełnie podupadłe.
  35. Gdy flota portugalska zbliżała się do Quiloi, nagle powstał wiatr przeciwny, który ją od brzegu oddalił mimo wszelkich usiłowań sternika. Historycy portugalscy wypadek ten za cud uważali. Opis podstępów Maurów i zdrady sternika jest ściśle historyczny.
  36. Był w Portugalii zwyczaj zabierania na dalekie wyprawy po kilku skazańców; dawano im najniebezpieczniejsze zlecenia, które spełniwszy, otrzymywali ułaskawienie.
  37. To przedstawienie Bachusa, sprowadzającego Portugalczyków do świątyni chrześcijańskiéj, opiera się na podstawie historycznéj. W Mombazie mieszkało kilku chrześcijan Abisyńczyków, cierpianych gwoli interesom handlowym. Ci chrześcijanie Etyopii, których religia była mieszaniną rytuału greckiego z judaizmem, mieli rodzaj świątyni ozdobionéj chrześcijańskiemi obrazami. Maurowie skorzystali z tego, aby oszukać Portugalczyków i w zasadzkę wciągnąć. (Lamarre).
  38. Eryx, — góra w Sycylii, niegdyś wznosiła się na niéj świątynia, poświęcona Wenerze. Obecnie zowią ją górą San-Giulano, od imienia kościoła wzniesionego, pod wezwaniem świętego Juliana.
  39. Latona prześladowana przez Junonę przybyła do Licyi, i znużona, spragniona, zatrzymawszy się koło sadzawki, gdzie wieśniacy trzcinę ścinali, poprosiła ich o trochę wody dla ugaszenia pragnienia. Ci nielitościwi na prośbę, odpowiedzieli obelgami i wodę umyślnie nogami zmącili; Jowisz, wzruszony skargą Latony, ten lud niegościnny w żaby zamienił.
  40. Akteon — syn Aristajosa, wnuk Kadmusa, przez Chirona myśliwstwa wyuczony. Pewnego razu podpatrzył on Dyanę kąpiącą się w krynicy ze swoim orszakiem, za co rozgniewana bogini przemieniła go w jelenia, którego własne psy, nie poznawszy pana, rozszarpały.
  41. Ogigia — wyspa boginki Kalipso, gdzie Ulises był zatrzymany w niewoli przez rozkochaną w nim boginię.
  42. Antenor — syn Ajsyetesa, podług Homera jeden z najmędrszych starców w Troi, który doradzał zgodę z Grekami, za co w późniejszych podaniach nazwany został zdrajcą ojczyzny. Po zburzeniu Troi, przeniósł się z paflagońskiemi Henetami do Italii, gdzie w ziemi Euganów, założył miasto Patavium — dziś Padua. Według innych podań osiadł w Cyrenie, gdzie jego potomkom cześć półboską oddawano.
  43. Przypis własny Wikiźródeł Przypis ten i następny zostały błędnie odwrotnie ponumerowane w objaśnieniach; w opracowaniu zespołu Wikiźródeł błąd ten został skorygowany.
  44. Tymawa — rzeka w Istryi — właściwie dolna część rzeki Reka.
  45. Eneasz — syn Anchizesa, potomek założyciela Troi Trosa. Po zniszczeniu Troi, mając darowane przez Greków za zdradę ziomków życie, panował nad niedobitkami Trojan. Powroty bohaterów greckich dały z czasem powód do snucia podobnych legend i o Eneaszu. Wergiliusz wziął go za bohatera swego poematu.
  46. Poeta ma tu na myśli słowa Barrosa, dowodzące wielkiéj przytomności umysłu Gamy. Kiedy bohater wracał do Indyj z tytułem wicekróla, na brzegu Camboye spotkała go cisza morska, a potém nagle morze zakłębiło się w sposób niezwykły. Majtkowie przerazili się wielce, nie umiejąc wytłómaczyć sobie tego wzburzenia, będącego trzęsieniem ziemi podwodném. „Czego się lękacie? — zawołał Gama — czy nie widzicie, że morze drży przed swemi panami?“
  47. Według opowiadania Barrosa — w bitwie, którą Albuquerque stoczył pod murami Ormuzu, wiatr powstał tak gwałtowny, że strzały perskie wstecz przeciw samym Persom się zwracały.
  48. Mowa tu o Marku Antoniuszu i Kleopatrze.
  49. Półwysep Malakka.
  50. Wyspy Japonii.
  51. Melinda — miasto na wybrzeżu Zangwebaru, dziś w ruinach leżące, za panowania Portugalczyków liczyło do 200-stu tysięcy mieszkańców.
  52. Dyomed — król Bistonów w Tracyi, żywił swe konie mięsem ludzkiém, Herkules zwyciężył go i oddał tym samym koniom na pożarcie.
  53. Buzyrys — król Egiptu — dla odwrócenia klęski głodowéj, składał ofiary z ludzi. Herkules go zabił i położył koniec tym ofiarom.
  54. Byk — konstelacya zodyakalna — zawierająca 121 gwiazd. Osobna grupa gwiazd w głowie Byka zwana jest Hyadami. Znak Byka jest symbolem oznaczającym, że słońce przebiega łuk, odpowiedni drugiemu miesiącowi wiosny. Podanie greckie opowiada, że Zeus rozkochany w Europie, córce Agenora z Fenicyi, przybrał postać ślicznego białego byka i zbliżył się do księżniczki. Europa pogłaskała go, a gdy się na trawie położył, żartem na grzbiecie mu usiadła. Zaledwie to uczyniła, byk zerwał się na nogi, rzucił się w morze i odpłynął ze swą zdobyczą na wyspę Kretę, gdzie wrócił do zwykłéj postaci. Europa na Krecie urodziła Zeusowi trzech synów: Minosa, Radamanta i Sarpedona.
  55. Amaltea — tak nazywała się koza, która ukrytego przed Saturnem Jowisza na wyspie Krecie karmiła, i za to pośród gwiazd umieszczoną została. Według innych, Amaltea nimfa, córka Melisseusza, która Jowisza koziém mlekiem wykarmić miała. Jowisz darował oderwany róg kozi córkom Melisseusza z tém błogosławieństwem, że z niego wszystko, co im do utrzymania potrzebne, czerpać będą. Stad pochodzi róg Amaltei, czyli róg obfitości.
  56. Dawni naturaliści przypuszczali, że koral jest rośliną morską, która po wydobyciu z wody krzepnie i kamienieje.
  57. Maurowie afrykańscy i Indusowie, zarówno jak Chińczycy, znali oddawna proch zapalny i używali go przy zabawach publicznych, lecz dział nie mieli.
  58. Taumas — syn Oceanu i Ziemi, był ojcem Irydy.
  59. 59,0 59,1 Tezeusz — narodowy bohater ateński, — postać czysto mityczna. Dokonał on wiele czynów bohaterskich i położył przez to wielkie dla Aten zasługi. Walczył z Centaurami i zstąpił wespół z przyjacielem swoim Pirytousem do Tartaru.
  60. Apollo pod imieniem Peana był czczony jako Bóg lekarzy i sztuki lekarskiéj. Orfeusz był jego synem urodzonym z Kaliopy muzy bohaterskich pieśni.
  61. „Co z gór Ryfejskich wycieka podnóża“. — Według podań greckich góry na północy Europy, za któremi leżał szczęśliwy kraj Hiperborejów.
  62. Zatoka Meotyjska — morze Azowskie.
  63. „Góry Hiperborejskie — góry leżące na północ Europy.
  64. Tanais — Don.
  65. „Hercyńskie stoki — Hercyński las — Hercinia silva — tak zwano niegdyś góry porosłe lasem leżące w Giermanii.
  66. Istr — Dunaj.
  67. Aksus — dziś Vardari — rzeka wpadająca do zatoki Salonickiéj.
  68. Gród Antenora — Padwa.
  69. Pirene — córka Bebryksa, króla téj części Hiszpanii, która graniczy z Francyą, była uwiedzioną przez Herkulesa. Uciekając przed gniewem ojcowskim schroniła się w góry i została tam pożartą przez dzikie zwierzęta. Herkules pochował jéj szczątki na górze. Stąd nazwa gór Pirenejskich. Kosztowne miny w nich zawarte dały początek podaniu, iż złoto i srebro płynęło z nich potokami. Dyodor Sycylijski pojął to dosłownie i utrzymuje, że gdy pewnego razu pastuszkowie zapuścili ogień w ogromne lasy pokrywające góry, metale ukryte w łonie ziemi, stopiły się i wytrysły potokami na powierzchnię.
  70. Partenopa — Syrena, która z rozpaczy, iż nie może czarem swego głosu zatrzymać Ulisesa — śmierć sobie zadała. Mieszkańcy nadbrzeżni pochowali ją i miastu wzniesionemu w tém miejscu nadali jéj imię: Dziś — to Neapol.
  71. Luz — Luzus — postać bajeczna, syn czy téż towarzysz Bachusa; od niego mają pochodzić Luzytanie.
  72. Wiryat.
  73. Długi czas historycy sprzeczali się o pochodzenie hrabiego Henryka. Kronika królów portugalskich pisana przez Galvâo, za którą poszedł Camoens, czyni go synem króla węgierskiego niewymienionego z imienia. Niektórzy uczeni sądzili, iż był nim Stefan I-szy. Inni twierdzili, iż Henryk pochodził z domu Lotaryńskiego, Camoens w pieśni 8-méj wspomina o tém podaniu. Wszystkie te zdania upadły wobec rękopismu, który Piotr Pilhon znalazł w opactwie Fleury i wydał we Frankfurcie. Manuskrypt ten dowodzi, iż królowie portugalscy pochodzą w linii prostéj z domu francuskiego. Robert ś., syn Hugona Capet’a, miał dwóch synów: Henryka I króla francuskiego i Roberta księcia Burgundyi. Hrabia Henryk portugalski, zięć Alfonsa VI-go, był wnukiem Roberta księcia Burgundyi a prawnukiem Roberta świetego.
  74. Progne — Tereasz, książę Tracki, zbezcześcił Filomelę, siostrę żony swojéj Progny, i uciął nieszczęśliwéj język; żona przez zemstę zabiła własnego syna, Itysa, i dała go ojcu do zjedzenia.
  75. Medea — żona Jazona, opuszczona przez niego dla innej, zgubiła czarami swą rywalkę i zabiła własne, z Jazona urodzone, dzieci.
  76. Scylla — córka Nizusa, króla Megary, — zakochana w Minosie, obcięła ojcu włos, od którego zależał los miasta i życie królewskie.
  77. Peryl — wynalazł dla przypodobania się królowi Agrygentu Falarysowi maszynę w kształcie wołu dla pieczenia w niéj żywcem ludzi, i sam w niéj pierwszy spalony został.
  78. Sinnis — zamieszkały na międzymorzu korynckiém — zabijał podróżnych, przywiązując ich do drzew zgiętych, które następnie puszczane rozrywały ciała na sztuki. Zabił go Tezeusz.
  79. Termodon — dziś Termeh — wpadał do Euksynu pod Temiscyrą. Nad tą rzeką podanie umieszcza kraj Amazonek.
  80. Stara legenda luzyjska czyni Ulisesa założycielem Lizbony, zwanej niegdyś Ulissipo.
  81. Wolarz — (Bootes) — jedna z północnych konstelacyj niedaleko wielkiéj Niedźwiedzicy położona.
  82. Atlas — Tytan — syn Japeta i Klimeny, zą karę, iż brał udział w szturmie Tytanów do Olimpu, musiał dźwigać sklepienie niebieskie.
  83. Anteusz — syn Neptuna i ziemi — uczynił ślub wzniesienia świątyni z czaszek ludzkich. Herkules walczył z nim i nieraz zwalał na ziemię, lecz olbrzym, dotknąwszy swéj matki-ziemi, zawsze odzyskiwał siły. W końcu Herkules podniósł go w powietrze i zdławił.
  84. Ampeluza — dziś Spartel — przylądek między Tangierem i Ceuta.
  85. Juba II otrzymał od Augusta obie Maurytanie i część Getulii. Pod nazwą jego państwa Camoens rozumie tu Maurów Afryki północnéj (Lamarre).
  86. W chwili śmierci Alfonsa kraj został nawiedzony klęską ogólnej powodzi: górskie potoki wylały się na doliny, rzeki zaś i rzeczułki wyszły ze swych brzegów.
  87. Hidaspes — rzeka Dżelam w Pendżabie.
  88. Moluka — rzeka w Maurytanii wypływająca z gór Atlasu.
  89. „Święty Jakób z Compostelli!” — okrzyk wojenny Hiszpanów.
  90. Inez de Castro, — dama dworu Konstancyi, żony następcy tronu, Don-Pedra, obudziła w sercu tego księcia gwałtowną miłość; odkrycie téj miłości przyprawiło, jak mówią, o śmierć wielce do niego przywiązaną małżonkę. Naród oburzył się przeciwko Inezie, zwłaszcza że wobec oznak szacunku i przywiązania, jakie jej okazywał młody książę, nie można było wątpić, iż po śmierci Alfonsa zasiądzie ona obok Don Pedra na tronie portugalskim. Obawiano się, ażeby dzieci Inezy nie otrzymały w sercu ojcowskiém pierwszeństwa przed synem Konstancyi. Król Alfons, podniecany przez wrogów rodziny Castro, udał się z kilku zbrojnemi do Montemor – o velho, gdzie mieszkała Inez, wybierając porę, kiedy Don Pedro był na polowaniu. Widok trojga dziatek i błagania Inezy, rozczuliły króla do tego stopnia, iż wyszedł, nie wydawszy wyroku śmierci, lecz wówczas towarzyszący mu panowie zaczęli podburzać go nanowo; w końcu udali się sami do zamku i zamordowali biedną ofiarę. Rozżalony Don-Pedro zbuntował się przeciw ojcu, ogniem i mieczem spustoszył posiadłości morderców; po długich dopiéro zabiegach duchowieństwo i królowa Beatryks zdołali doprowadzić do zgody ojca z synem. Po śmierci Alfonsa Don-Pedro pojmał swych wrogów, których mu wydał Piotr Okrutny, król Kastylii, dokąd się w obawie zemsty schronili, i kazał stracić w mękach. Następnie, wydobyte z grobu ciało Inezy przybrano w koronę i szaty królewskie, usadzono na tronie, ogłoszono, że była ślubną małżonką królewską, a potém z niezmiernym przepychem pochowano w Alcobazo, gdzie Don Pedro grób dla siebie obok niej przygotować kazał. Panowie dworu przy téj dziwnéj koronacyi ręce zmarłej całować musieli.
  91. Tyestes — syn Pelopsa, brat Atreusza, zamordował wespół z Atreuszem brata przyrodniego Chryzypa, poczém obaj uciekli do Erysteusza, skąd Thyestes za związek z żoną Atreusza, z którego miał dwóch synów, wygnany został. Mściwy Atreusz, pogodziwszy się pozornie z bratem, zaprosił go na ucztę i uczęstował mięsem własnych jego synów, których w tym celu zabił. Powiadano, iż słońce miało zmienić bieg swój na widok tak czarnéj zbrodni.
  92. Herakles był synem Zeusa i Alkmeny, żony króla Amfitryona, syna Alceusza, dlatego zwano Heraklesa Alcydesem.
  93. Fernand (1367—1383) popierając swe prawa do Kastylii, jako wnuk Don Sancheza, rozpoczął nieszczęśliwą wojnę z Henrykiem Transtamare. Papież Grzegorz XI wdał się w tę sprawę i doprowadził do podpisania traktatu w Eworze 1371 r. Kroki nieprzyjacielskie ustały, Don Fernand zaręczył się z córką króla Kastylii. Zaledwo jednak ugodę zawarto, Fernand zakochał się w damie dworu Eleonorze Tellez, małżonce jednego z panów, Juana Lorenzo da Cunha. Bez względu na rady panów i błagania narodu król przeprowadził rozwód i zaślubił Eleonorę. Była to zniewaga dla infantki kastylskiéj. Gdy jeszcze Fernand, wbrew traktatom, zawarł przymierze z księciem Lancastru, roszczącym sobie również prawo do Kastylii, na zasadzie swego małżeństwa z córką uprzedniego króla, zniecierpliwiony Henryk wznowił wojnę, zniszczył parę prowincyj, obległ nawet Lizbonę. Król tymczasem z młodą małżonką zabawiał się wesoło w Santarem, nie troszcząc się o klęski kraju. Ponownie musiał pośredniczyć papież. Ugodę podpisano w Lizbonie 1373 r., Fernand zaręczył malutką swą córkę, Beatryks, infantowi kastylskiemu. Po raz trzeci wybuchła wojna 1381 r. kiedy Fernand przez umyślnie wysłanego hrabiego Andeiro zawiązał układy z Anglią i sprowadziwszy posiłki, w liczbie sześciu tysięcy, zaczepił Kastylię. I tym razem los nie sprzyjał orężowi portugalskiemu: kraj został spustoszony, nietylko przez wrogów, lecz i przez sprzymierzeńców, którzy się wielu nadużyć dopuścili. Nakoniec podpisano pokój ostateczny, i król kastylski Jan I zaślubił infantkę Beatryks.
  94. Po śmierci Fernanda trzech znalazło się pretendentów do korony portugalskiéj: Don Juan Kastylski, na mocy małżeństwa z infantką Beatryksą; Don Juan, syn Don Pedra i Inezy de Castro, podówczas więziony w Kastylii; i Don Juan poboczny syn Don Pedra i Teresy Dulaureno. — Ten ostatni najmniéj miał praw, lecz najwięcéj stronników w narodzie: on téż utrzymał się na tronie.
  95. O téj i innych wróżbach cudownych, dotyczących króla Juana, opowiadają kronikarze portugalscy.
  96. Królowa Eleonora była kobietą złych obyczajów i do takiego stopnia obudziła nienawiść w narodzie, iż córkę jéj, przyznaną przez Don Fernanda i wydaną za króla Kastylii, uważano za nieprawą. Kochankiem Eleonory był hrabia Andeiro, ten sam, który zawierał układy w Anglii; zginął on z ręki Don Juana i jednego z jego przyjaciół.
  97. Marcin, biskup lizboński, strącony z wieży przez wzburzony tłum, za to, że nie chciał kazać uderzyć we dzwony na znak radości podczas odbywającej się w mieście rzezi.
  98. Astyanaks, syn Hektora i Andromachy, według podania greckiego, wrzucony w płomienie przy zburzeniu Troi, z powodu, że według przepowiedni Kalchasa miał się w przyszłości pomścić za zburzenie rodzinnego grodu.
  99. Eleonora, dzięki staraniom Juana, uszła rzezi i tegoż wieczora opuściła miasto. Nie przestając wszakże popierać praw córki, wydawała rozporządzenia w imieniu Beatryksy i króla Kastylii; licznych téż jeszcze miała stronników i wiele grodów obronnych jéj władzę uznawało.
  100. Niektórzy historycy hiszpańscy dają Kastylii imię Brygii, które ma pochodzić od niejakiego Bryksa, czy też Brygusa, pierwszego króla téj prowincyi a wnuka Tubala (Lamarre).
  101. Kadyks, starożytne Gades, osada założona przez Fenicyan, następnie podbita przez Rzymian w 206-ym roku; Hiszpanie zdobyli to miasto na Arabach w 1262-im roku. Kadyks wydaje się odosobnionym od lądu, jak wyspa; długi, piaszczysty język łączący go z lądem znika zupełnie, nawet jeszcze w blizkości tak mało wyniesionym jest nad powierzchnię piętrzących się fal.
  102. Abrantes — miasteczko położone na prawym brzegu Tagu o 110 kilometrów na północo-wschód od Lizbony. Punkt ważny. Podczas wyprawy Francuzów do Portugalii, generał Junot otrzymał od Napoleona tytuł hrabiego Abrantes.
  103. Attyla nazywał siebie „biczem bożym.“
  104. Szczyty Artabryjskie — jestto Serra de Cintra, Promontorium lunae; dziś nazywają je przylądkiem da Rocca: największa wyniosłość w zachodniéj części półwyspu.
  105. Starożytna Masylia — dziś Dahra. Kraj ten przerznięty jest siedmiu górami tak do siebie podobnemi, iż pierwsi Portugalczycy, którzy na ten brzeg afrykański uczęszczać zaczęli, przezwali je górami „Braćmi.“
  106. Pies trójgłowy — Cerber — według podań mitologicznych stróż piekieł poskromiony ostatecznie przez Herkulesa.
  107. Na pamiątkę tego zwycięstwa, król Juan w pobliżu Aljubaroty założył klasztor, w którym dotąd przechowały się groby jego i żony.
  108. Dwie królewne — wnuczki Edwarda IV króla angielskiego. Jedna, Filipina, wyszła za króla Portugalii, druga, Katarzyna, została zaślubioną Henrykowi, synowi króla Kastylii.
  109. Hrabia Julian mszcząc się za porwanie swej córki przez króla Roderyka, sprowadził Maurów do Hiszpanii.
  110. Kurcyusz (Curtius Marcus) młodzieniec rzymski, który poświęcił się za ojczyznę. Na „forum“ otworzyła się głęboka przepaść, kapłani zaś oświadczyli, że jeśli się nie zamknie — grozi to nieszczęściem Rzymowi, i że lud powinien rzucić w nią, co ma najlepszego; Kurcyusz uważając zbroję i odwagę za rzecz najlepszą, w pełnem uzbrojeniu wraz z koniem w tę przepaść się rzucił.
  111. Kodrus, syn Melantosa, ostatni król Aten, podczas napadu Doryjczyków na Attykę (około 1068 r. przed Chr.) dobrowolnie oddał życie za ojczyznę. Wyrocznia przepowiedziała, iż ta strona zwycięży, której król polegnie. Kodrus, przebrany za wieśniaka, udał się do wrogów, rozdrażnił ich i zabitym został. Lud ogłosił, iż po nim nikt nie jest godzien imienia króla; wybierano już tylko archontów.
  112. Dwaj Decyusze, ojciec i syn, poświęcili życie za ojczyznę, rzucając się w szeregi nieprzyjaciół: pierwszy w bitwie z Latynami w 340-ym r., drugi z Gallami w 295-ym r.
  113. Henryk IV, król Kastylii, córkę swą Joannę uznał za nieprawą i przekazał tron siostrze swojej Izabelli, zaślubionej Ferdynandowi Aragońskiemu. Przed śmiercią jednak odwołał swój wyrok, naznaczając Joannę dziedziczką korony, i zaręczył ją z Alfonsem V-ym. Alfons, nie mogąc natychmiast zaślubić Joanny, gdyż blizkie pokrewieństwo wymagało dyspensy, uznał ją tymczasowo za małżonkę na zasadzie obietnicy królewskiej, i z bronią w ręku postanowił upomnieć się o jéj prawa. Na równinie Toro w 1476-ym r. stoczono wielką bitwę, w której Alfons byłby całkiem pobity, gdyby nie pomoc, jaką mu przyniósł dzielny syn jego, infant Juan. Pomimo to, siły Portugalii tak się wyczerpały, iż o zwycięskiej wojnie nadal myśleć nie było rzeczą możliwą. Kołatał wprawdzie Alfons nadaremnie o pomoc do króla francuskiego Ludwika XI i sam porywał się jeszcze do oręża, lecz bez powodzenia. Nakoniec w 1479-ym r. stanął pokój w Alcantara, mocą którego Alfons zrzekł się praw swoich, Joannę zaś zamknięto w klasztorze.
  114. Podania umieszczaja ogród Hesperyd w Maurytanii u stóp Atlasu.
  115. Partenope — dziś Neapol. Gród ten, według podań, wziął imię od syreny Partenopy na tém wybrzeżu pochowanéj.
  116. Starożytna nazwa Czerwonego morza.
  117. Nabath — Nabajoth — (patrz objaśnienia do pieśni 1, 28, ok. 84).
  118. Myrrha, córka Cinyrasa króla Cypru a matka Adonisa, uniesiona zdrożną namiętnością, uciekła w lasy Arabii, aby ukryć swą hańbę. Tam, według podań, zamieniła się w drzewo, a łzy, które dotąd wylewa, jestto wonna żywica słynąca pod nazwą mirry.
  119. Niéma żadnego stosunku między wieżą Babel a cieśniną Bab-el-Mandeb, proste podobieństwo dźwięków. (Lamarre).
  120. Alfeus, syn Okeanosa, bóg rzeczny, zakochany w jednéj z nimf z orszaku Artemidy — Aretuzie — prześladował ją miłością, której nie podzielała. Artemida, chcąc ochronić towarzyszkę, zamieniła ją w źródło, lecz wówczas Alfeus wody swe z ukochaną połączył.
  121. Herakles, zwany Alcydem — (patrz objaśń. do p. III — 23 — ok. 137) — był synem Zeusa i Alkmeny, małżonki Amfitryona. Hera, odkrywszy miłość Zeusa ku Alkmenie, nienawiścią ku niej zapałała. Gdy Zeus przysiągł, iż kto się pewnego dnia urodzi, zostanie panem wszystkich okolicznych mieszkańców, Hera wstrzymała przyjście na świat Herkulesa i dnia tego urodził się Eurysteusz syn Stenelosa, stryja Amfitryona. Herakles od dziecka odznaczał się cudowną siłą i męstwem i dokonał już wiele znakomitych czynów, kiedy Eurysteusz, podburzony przez Herę, zażądał od niego uległości i poddania się rozkazom. Wyrocznia Delficka wyrzekła, że jeśli bohater wykona 12 prac zadanych mu przez Eurysteusza, odzyska wolność i nieśmiertelność zdobędzie. Herakles poddał się i dokonał 12 dzieł słynnych, zwanych pracami Heraklesa. Zabicie lwa nemejskiego, hydry lernejskiéj i dzika w Tesalii, oraz zstąpienie do Hadesu, czyny wyliczone w pieśni Camoensa, należą właśnie do prac Heraklesa.
  122. Drzewo, z którego zbudowano statek Argonautów, pochodziło z gaju w Dodonie, gdzie drzewa wydawały wyrocznie.
  123. Skromny kościołek pod nazwą Betlejem lub Belem, był wzniesiony staraniem infanta Don Henryka; lecz w dniu odjazdu Gamy, król Emanuel uczynił ślub, iż w razie powodzenia wyprawy — zbuduje na tém miejscu klasztor i wspaniałą świątynię. Po powrocie Gamy ślub został spełniony. Belem też zwie się „port nad Tagiem w pobliżu tego kościoła będący, skąd wyruszać zwykły floty przeznaczone do Indyj Wschodnich.
  124. Lew — konstelacja zwierzyńcowa — piąty znak Zodyaku.
  125. Chronologowie liczą czas trwania świata na sześć wielkich okresów historycznych, zwanych „wiekami świata“. Pięć tych okresów upłynęło do narodzenia Chrystusa; szósty jest erą chrześcijańską. Gama wypłynął w podróż w 1497-m roku, Camoens więc, w nieco zawiłym stylu, wyraża się, iż słońce 14 setek razy podczas téj ery dopełniło obiegu, z 15-téj zaś w roku odjazdu bohatera obiegało po raz 97-my.
  126. Pierwszemi wyspami, które odkryli żeglarze wysłani przez infanta Don Henryka, są: Madera, wyspy Zielonego przylądka i Azorskie (1419 r.).
  127. Antej-Anteusz (patrz Pieśń III, ok. 77—24).
  128. Krzysztof Kolumb dostrzegł ląd stały dopiero w 1498-m roku, wprzód, w 1492-m, 1493-m odkrył tylko wyspy Lukajskie, Kubę, San Domingo i Jamaikę, Gama więc w 1497-m mógł tylko przypuszczać istnienie lądu amerykańskiego.
  129. Wyraz Madeira — po portugalsku oznacza drzewo. Wyspa ta, w czasie gdy ją Luzowie odkryli, była całkiem pokrytą lasami — stąd nazwa.
  130. Żarłoczność strusi dała początek wielu baśniom; jedną z nich jest mniemanie, iż ptak ten może trawić żelazo. Poważni naturaliści, między innemi Buffon, te baśń powtórzyli.
  131. Aluzya do Faetona i pożogi, jaką świat palił (patrz P. I — 22 — ok. 46).
  132. Hesperydy córki Nocy, podług innych Zeusa i Temidy, albo Hesperusa, zamieszkiwały góry Atlasu, właściwie zaś były uosobieniem nieznanych krain zachodnich. Krążyły podania, iż w kraju Hesperyd rosną złote jabłka i płyną strumienie ambrozyi. W miarę poznawania zachodniéj części Europy cofano ów mniemany raj coraz daléj. Podzielone są zdania, jaki kraj miały zamieszkiwać Hesperydy; umieszczają je w Maurytanii, na wyspach „Szczęśliwych“ i na wyspach Zielonego przylądka. Za tém ostatniém podaniem idzie Camoens.
  133. Poeta wymienia tu szczególnie wyspę Santiago czyli św. Jakóba — Św. Jakób apostoł jest patronem Hiszpanii.
  134. Gorgonami zwano trzy siostry: Steno, Euryale i Meduzę, córki Forkisa i Kety. W najdawniejszych czasach przypuszczano istnienie jednéj tylko Gorgony, straszydła podziemnego, jedne téż — Gorgo — Homer wymienia. Późniéj wyobrażano sobie trzy Gorgony zabójczynie, z których dwie używają nieśmiertelności, trzecia zaś, Meduza, jest śmiertelną. Tę kochał Poseidon i wyznał jéj swe uczucie w świątyni Ateny. Bogini, oburzona znieważeniem świątyni, ukarała Meduzę, zamieniając jéj piękne włosy w węże, przez co powierzchowność jéj stała się odrażającą. Perseusz zabił Meduzę, głowę zaś jéj darował Atenie, która dla postrachu przytwierdziła ją do swéj tarczy; ona to była owym wizerunkiem, któremu nic oprzéć się nie mogło, bo jedno spojrzenie na głowę Meduzy zuchwalca w kamień zamieniało. Herakles uniósł z ogrodu Hesperyd złote jabłka, zabiwszy wprzód strzegącego je smoka.
  135. Zatoka Gwinei.
  136. Tę część Afryki Portugalczycy przezwali Sierra — Leone — góry lwie — z powodu szumu fal, które uderzając o skały nadbrzeżne wydają odgłosy podobne do ryku lwa słyszanego zdala.
  137. Wyspa św. Tomasza, tak nazwana z powodu, iż Vasconcellos odkrył ją w dzień św. Tomasza 1471 r.
  138. Kraj ten został odkryty przez Portugalczyków 1484 r.
  139. Konstelacya „Krzyża“, mająca dla żeglarzy mórz południowych równe znaczenie, jak „Wielka niedźwiedzica“ dla żeglujących po morzach północy. Na półsferzu australném, czyli południowym gwiazd w nocy ukazuje się bardzo mało.
  140. Kallisto, córka Arkadyjczyka Likaona, urodziła się z Zeusa Arkadyjskiego, za co przez Herę została przemieniona w niedźwiedzicę, którą później zabiła Dyana. Zeus przeniósł ją na niebo, gdzie stanowi konstelacyę „Wielkiéj Niedźwiedzicy“. Owidyusz w swych „Przemianach“ maluje gniewną Junonę, błagającą bóstwa morskie, aby Kallisto i syn jéj nigdy się w fale morskie pogrążyć nie mogli. Przedtém jeszcze Homer w Odysei wspomina, iż „Niedźwiedzica“ nigdy się nie kryje w wodach oceanu. Żeglarze starożytności, pływając w nieszerokim zakresie, nigdy téj konstelacyi z oczu nie tracili, stąd prawdopodobnie wzięły początek zmyślenia poetów.
  141. Ogniki ukazujące się podczas burzy lub w ciemne noce na morzu, jakby płomyki ulatujące u końców masztów i rei.
  142. W najdawniejszych czasach ognie te miały w oczach żeglarzy urok świętości. W starożytności przypuszczano, iż Dyoskurowie, Kastor i Polluks, zstępują w postaci płomyków na pomoc żeglarzom; w nowszych czasach święci chrześcijańscy zajęli ich miejsce: stąd podania o ogniach św. Mikołaja, św. Elma.
  143. Trąba morska.
  144. Astrolabium wynalezione w Portugalii za panowania Jana II przez dwóch medyków Żydów, przy pomocy sławnego matematyka Marcina Bohema. (Przybylski).
  145. Polifem, syn Poseidona i Nimfy Toozy, szpetny olbrzym jednooki, najsławniejszy z Cyklopów. On to pożarł kilku towarzyszy Ulisesa i przez niego podczas snu oślepiony został.
  146. Gama wrócił z podróży do Indyj 29 sierpnia 1499 r. Król Emanuel, chcąc skorzystać z jego odkryć, wyprawił 8-go marca 1500 roku flotę złożoną z 12-stu okrętów pod wodzą Alwareza Cabrala, z rozkazem, aby 10-ć statków udało się do Calicutu, 2-a zaś ku Sofali. Z początku żegluga była pomyślną, lecz po przebyciu przylądka Zielonego, silna burza skołatała statki i zagnała je na brzegi Brazylii. Cabral nie zwrócił jednak dostatecznéj uwagi na ten ląd nowo odkryty i odpłynął ku przylądkowi Dobréj nadziei, gdzie flota jego nową poniosła klęskę. Okropna nawałnica zatopiła mu 6 statków, z pozostałemi jednak dostał się do Calicutu i zawarł pierwsze dla Portugalii traktaty handlowe.
  147. Bartłomiej Diaz odkrył w 1486-m r. przylądek nazwany przez niego „Burzliwym“, lecz król Jan II, ucieszony odkryciem, zmienił tę nazwę na „Przylądek dobréj nadziei”. Diaz udał się ponownie w podróż z flotą Cabrala i zginął w czasie burzy, która téj flocie tyle szkód zrządziła.
  148. Przypis własny Wikiźródeł Przypis ten i następny zostały błędnie ponumerowane w objaśnieniach jako dwa wyższe o jeden numer od właściwego; w opracowaniu zespołu Wikiźródeł błąd ten został skorygowany.
  149. Franciszek Almeida, pierwszy wice-król Indyj Wschodnich, powracając do ojczyzny, już był opłynął „Przylądek dobréj nadziei” i zatrzymał się w zatoce Saldagna, kiedy wmieszawszy się w kłótnię między swemi ludźmi a krajowcami, zabity został.
  150. Manuel da Souza, gubernator miasta Diu, wracał do Europy z żoną swoją, prześliczną Eleonorą de Sa, i wielkiemi bogactwy. U przylądka „Dobréj nadziei“ zerwała się burza i rozbiła statek. Część załogi znalazła śmierć w falach, reszta dostała się na brzeg pusty i dziki, gdzie Manuel wraz z żoną i trojgiem dzieci zginął nędznie, jak to Camoens opisuje. 26-ciu Portugalczyków ocalało z całéj wyprawy: szczęśliwym trafem dostali się do wioski etyopskiéj, której lud prowadził handel z Portugalczykami; stąd zabrano ich na okręty i odwieziono do ojczyzny. Oni to zanieśli do Europy wieści o nieszczęśliwych losach Manuela i jego rodziny.
  151. Tetys (nie Tetys żona Okeanosa), córa Nereusza słynna z piękności. Neptun, Apollo i Jowisz starali się o jéj względy, lecz kiedy wyrocznia wyrzekła, iż syn jéj przewyższy ojca swego, wszyscy bogowie się cofnęli. Tetys, wydana za Peleusza króla Mirmidonów, porodziła mu syna Achilesa, poczém wróciła do grona bogiń morza.
  152. Owidyusz wylicza przezwiska 4-ch rumaków słońca: Flegon, Pirois, Eous i Eton.
  153. Kameny — Muzy.
  154. Kiedy Bartłomiej Diaz w 1486-m r., płynąc z rozkazu króla wzdłuż brzegów Afryki, minął Congo i składał daléj po brzegach kamienie z herbem Portugalii, na znak objęcia tych ziem w posiadanie, nagła burza zagnała go na szerokie morze tak daleko, iż ląd z oczu stracił. Przerażona osada zmusiła go zaniechać dalszéj podróży. Zawrócono się od małej wysepki „Świętego Krzyża“ (Santa Cruz); wówczas to, wracając, Diaz odkrył „Przylądek Burz”.
  155. Szkorbut. (Przypis własny Wikiźródeł Nie jest jasne, gdzie należałoby umieścić ten przypis)
  156. Lampecya — (Patrz objaś. Pieśń I, 22 — ok. 46.)
  157. W starożytności nazywano „słupami Herkulesa“ dwa przylądki cieśniny Gibraltarskiéj, Calpe i Abilu (dzisiejsze Gibraltar i Ceuta), które w czasie wędrówek Herkulesa miały być przez niego rozdzielone. Powstała stąd cieśnina, łącząca ocean Atlantycki z morzem Śródziemném, nazywała się Herculeum Fretum.
  158. Tyfon, — syn Tartaru i Ziemi — straszliwy olbrzym stugłowy, stu usty płomienie miotający. Zeus zwyciężył go i przywalił ciężarem góry Etny.
  159. 159,0 159,1 Kiedy Cekrops wznosił mury swego grodu, ofiarował zaszczyt nadania mu nazwy tego bóstwa, które uczyni dar najużyteczniejszy dla przyszłych mieszkańców. Neptun stworzył konia, symbol wojny, Minerwa — drzewo oliwne, symbol pokoju i obfitości. Minerwa otrzymała pierwszeństwo i gród nazwano Atenami.
  160. Amfitryta powiła Neptunowi Trytona, rodzaj potworu morskiego. Neptun miał ją ujrzéć tańczącą z Nereidami na wyspie Naksos i stamtąd uprowadzić, inne podanie głosi, że przed nim uchodząc, schroniła się na Atlas, gdzie ją delfin Neptuna wypatrzył. Jest ona boginią morza, można ja porównać do morskich bogiń Rzymu: Salacji, Neweryty i Wenilii. Camoens nazywa Trytona synem Salacyi.
  161. Poseidon-Neptun, według jednych na rozkaz Zeusa, według innych z własnej woli pomagał Laomedonowi. królowi Troi, wznosić mury tego miasta, zwanego też Dardanią od mitycznego protoplasty Trojan Dardanusa, syna Zeusa i Elektry córki Atlasa, który założył pierwsze fundamenta miasta.
  162. 162,0 162,1 Niektórzy mitologowie nie rozróżniają bogiń Tetys i Amfitryty, uważając je za jedno bóstwo. Według innych — Tetys jest córką Coelusa i Westy; Amfitryta córką Oceanu i Dorydy. Ta ostatnia długo się opierała życzeniom boga mórz, lecz dwa delfiny ścigały uciekającą i przywiodły do Neptuna, który ją dał za towarzyszkę swéj pierwszéj małżonce. Najszczersza przyjaźń połączyła dwie żony mórz monarchy (Lamarre).
  163. Ino, druga żona Atamasa, króla Beocyi, matka Learchosa i Melikertesa, chciała zabić Fryksusa i Hellę, dwoje dzieci swego męża z pierwszego małżeństwa z Nefelą, lecz te, ostrzeżone we śnie przez swą matkę, uciekły. Hera skarała Atamasa szaleństwem, podczas którego wygnał on Ino, a Learchosa roztrzaskał o skałę; Melikertesa zaś i Ino ścigał aż do urwiska skały Moluris, z któréj oboje rzucili się w morze, lecz ocaleni przez Afrodytę zostali bóstwami morskiemi pod nazwiskami — Leukotea i Palemon.
  164. Glaukus, rybak w Beocyi, po zjedzeniu cudownéj trawy zamienił się w rybę i rzucił się w morze, gdzie przez Neptuna w poczet bóstw morskich policzony został. Kochanka Glaukusa, Scylla, przez zazdrosną Cyrcę w potwora zamieniona, również skoczyła w morze ze skały, która jéj imię zachowała.
  165. Argonauci.
  166. O pobycie księcia Lankastra w Luzytanii i jego walkach z Kastylczykami patrz notę 34 — ok. 139 — Pieśń III.
  167. Miasto Porto — w starożytności nazywało się Cale, z tych dwóch nazw połączonych powstało imię Portugalii.
  168. W sprzeczce pomiędzy królem francuskim i Filipem Burgundzkim żona tego ostatniego, Izabela infantka portugalska, doradziła, aby sprawę rozstrzygnął oręż, to jest pojedynek pomiędzy dwoma wybranemi rycerzami. Filip, za natchnieniem żony, swoim obrońcą naznaczył Magriça, który pokonał wybrańca króla francuskiego. (Lamarre).
  169. Inny rycerz z tych dwunastu odznaczył się w Niemczech. Pewien rycerz niemiecki, który miał z nim walczyć, położył warunek, aby każdy z zapaśników miał prawy bok odkryty, lecz nie wspomniał o tém, że sam walczył lewą ręką i że w ten sposób sam będzie miał lewy bok zabezpieczony, gdy jego przeciwnik bezbronnym pozostanie. Alwaro, oburzony tym podstępem, odrzuciwszy broń, porwał przeciwnika w ramiona i w tym uścisku go udusił. (Lamarre).
  170. Halcyone — córka Eola po śmierci ukochanego męża, Ceiksa, rzuciła się w morze; wzruszeni bogowie zamienili ją wraz z mężem w ptaki zwane w starożytności halcyonami (prawdopodobnie zimorodki).
  171. Deukalion i Pirra.
  172. Marcin Luter — wódz reformacyi w Niemczech.
  173. Henryk VIII, król angielski, nosił jak i jego poprzednicy tytuł króla Jerozolimy.
  174. Mowa tu o Franciszku I-ym, synu Karola Orleańskiego księcia d’Angoulême, który wstąpił na tron francuski po teściu swoim Ludwiku XII-ym w 1515 roku. Wznowił on pretensye swych przodków do Medyolanu i Genui i prowadził ciągle wojny we Włoszech, a potém z cesarzem Karolem V-ym, w których obok świetnych zwycięstw ponosił i straszne klęski. Podczas jednéj z wojen z Karolem V-ym zawarł Franciszek sojusz z książętami protestanckiemi w Niemczech i z Solimanem II-im, sułtanem tureckim.
  175. Cynypha — dziś Ouady — Quaham rzeka w Afryce Trypolitańskiéj wpadająca do morza Śródziemnego — (Lamarre).
  176. Wojna o Medyolan — patrz 3 — ok. 6. (Przypis własny Wikiźródeł błędne odniesienie w przypisie, nie wiadomo, do którego miejsca tekstu miał się on odnosić)
  177. Kadmus, syn Agenora, króla Fenicyi, założyciel Teb, zabił w Beocyi smoka, syna Marsa i Wenery, który mu pożarł dwóch towarzyszy. Kadmus z rozkazu Pallady posiał jego zęby w ziemię, z tego zasiewu zrodziło się wielu mężów zbrojnych, którzy zaraz walczyć z sobą zaczęli i wymordowali się wzajemnie, z wyjątkiem pięciu, którzy wierni Kadmusowi z nim razem Teby wznieśli.
  178. 178,0 178,1 Paktol, rzeka w Lidyi wpadająca do rzeki Hermus, dziś Sart i Sarabat. Niegdyś rzeka ta zawierała złoty piasek.
  179. Sułtan Orkhan w 1329 r. ustanowił milicyą turecką, złożoną z młodych chrześcijan, zmuszonych do przyjęcia muzułmańskiéj wiary, głośną potém pod imieniem jańczarów.
  180. Emodyjskie szczyty są przedłużeniem gór Imaus — dziś to Himalajskie.
  181. Fakt historyczny. Maur ten oddał wielkie usługi Portugalczykom, skoro zaś zaszły nieporozumienia z Samorinem, nie czując się bezpiecznym, gdyż i na niego zaczęto patrzéć podejrzliwie, schronił się na okręt portugalski i chrzest przyjął.
  182. Przypis własny Wikiźródeł W oryginale jego imię brzmi Monçaide.
  183. Powiadają, że Pitagoras zwiedził Indye. Błędem byłoby mniemać, iż braminowie byli jego uczniami: przeciwnie, Pitagoras przejął od czcicieli Brahmy niektóre zasady swéj religii. Być może wszakże, iż zebrał i uporządkował ich przepisy; w tém jedynie znaczeniu należy przyjmować słowa Camoensa o owym mędrcu, który był ich mistrzem (Lamarre). Pitagoras piérwszy użył wyrazu „filozofia” na oznaczenie pewnéj nauki, wychodząc z zasady, iż Bóg jest tylko mądry, a ludzie jedynie kochają mądrość, są miłośnikami mądrości.
  184. Dedal Ateńczyk, wsławiony wybudowaniem głośnego Labiryntu, niemniéj słynął jako znakomity rzeźbiarz i snycerz.
  185. Semele, córka Kadmusa, była matką Bachusa.
  186. Semiramida.
  187. Marek Klaudyusz Marcellus, znakomity wódz rzymski, czterokrotnie wybierany konsulem, odznaczył się najprzód w bojach z Gallami Cyzalpińskiemi, a następnie czynami swojemi w drugiéj wojnie Punickiéj zjednał sobie przydomek „miecza Rzymian“. — Zwyciężywszy Hannibala pod Nolą w 216 roku podniósł odwagę Rzymian złamaną niepowodzeniem pod Kannami. Zdobywszy w 212 r., po dwuletniém oblężeniu, Syrakuzy, podbił całą prawie Sycylią. Poległ w bitwie przeciwko Hannibalowi w 208 roku.
  188. Kanaceja — Owidyusz przedstawia tę córę Eola w chwili, kiedy pisze do brata swego Machoresa, trzymając w lewéj ręce żelazo, którém ma się przebić na rozkaz ojca.
  189. Ezechiasz, król Judy, dotknięty śmiertelną chorobą, wskutek gorących modłów miał otrzymać, według podań biblijnych, przedłużenie życia na lat 15.
  190. Patrz Pieśń III objaśnienie 12 — ok. 21.
  191. Patrz Pieśń III 21—57.
  192. Patrz Pieśń I 12—26.
  193. Patrz Pieśń I 1326.
  194. Patrz Pieśń III 14—25.
  195. Patrz Pieśń I 6—12.
  196. W roku 321-m Rzymianie ponieśli straszną klęskę od Samnitów w wąwozach Kaudyńskich; armia rzymska, unikając zupełnego wytępienia lub niewoli, przeszła pod jarzmem. Kiedy po powrocie wojsk do Rzymu senat naradzał się nad układami zawartemi z nieprzyjacielem, powstał jeden z wodzów, konsul Postumiusz, i oświadczył, iż pokój zawarty bez woli ludu obowiązywać go nie może, lecz że — dla uniknienia wiarołomstwa — należy wydać w ręce Samnitów tych wodzów, którzy układ zaprzysięgli. Senat przyjął ofiarę: „konsulowie Postumiusz i Weturyusz zostali wydani Samnitom i wojna wybuchła na nowo.
  197. Patrz Pieśń I 7—12.
  198. 198,0 198,1 Kiedy w roku 1147-m król Alfons I zamierzył odebrać Maurom Lizbonę, przyszły mu szczęśliwie z pomocą wojska złożone z Francuzów, Anglików i Niemców, płynące do Palestyny pod wodzą Wilhelma Longue Epée, księcia Normandyi. Tu poległ i ów bohater Henryk, Niemiec z rodu, lecz że zginął walcząc w sprawie Portugalii, Camoens go na równi z luzyjskiemi bohatery opiewa.
  199. W téjże wojnie Teotonio, przełożony kanoników regularnych, stanął na czele oddziału ochotników i zdobył miasto Arranchez.
  200. Sanchez syn królewski — następca tronu.
  201. Marcin, czyli Mem, Moniz, syn Egasa Moniz, wielce zasłużony rycerz za króla Alfonsa, zginał przy zdobyciu Lizbony.
  202. Giraldo Giraldez, przezwany „Sem Pavor” (bez strachu), popadłszy w niełaskę u króla Alfonsa, przeszedł w służbę Maurów, lecz wkrótce zrozumiał swój błąd i postanowił jakimś świetnym czynem odzyskać względy królewskie. W tym celu udał się z niewielkim oddziałem ochotników do obronnego miasta Evory, będącéj wówczas w ręku Maurów. W pobliżu tego miasta znajdowała się bardzo wyniosła wieża, z któréj straż, dniem i nocą czuwająca, dawała znać o ukazaniu się nieprzyjaciela; Giraldo korzystając z ciemnéj nocy, wdarł się na tę wieżę, wymordował śpiącą straż, a sam podał sygnał niebezpieczeństwa. Przerażona załoga rzuciła się w stronę wieży, wówczas Girald z zastępem swoim, zaczajonym pod murami, wpadł do miasta i zdobył je po krótkim oporze. Król przywrócił Giralda do łaski i uczynił go komendantem zdobytego grodu.
  203. Kastylczyk Fernand de Castro, gdy mu król Kastylii, Alfons IX, nie dopuścił zemścić się za zniewagę doznaną od hrabiów Lara, przeszedł do Maurów i walczył tak z Hiszpanami, jak i z Portugalczykami; złupił parę miast, aż sam w potyczce przez Marcina López jedném cięciem powalony został.
  204. Za panowania Alfonsa II (1211 — 1223) arcybiskup Lizbony Mateusz, przyzwawszy do pomocy krzyżowców, płynących do Palestyny i podniety papieża Honoryusza, zdobył na Maurach miasto bardzo ważne Alcacer.
  205. Kiedy Alfons III (1246 — 1279 podbijał Algarbię, wielką pomoc niósł mu dzielny rycerz, wielki mistrz zakonu św. Jakóba, Portugalczyk z rodu Perez Correa. Podczas chwilowego zawieszenia broni na siedmiu Portugalczyków polujących spokojnie, napadł zdradziecko garnizon miasta Tavili i po krwawéj walce wymordował. Correa zapóźno przybył na odsiecz, lecz rzuciwszy się w ślad za napastnikami, zdobył miasto będące ważnym punktem w kraju. Zwycięstwo to oddało Portugalię ostatecznie w ręce królewskie.
  206. Patrz Pieśń I — 5 — 12. Camoens w Pieśni IV-tej jeden z najpiękniejszych ustępów bohaterowi temu poświęca.
  207. Portugalczyk Vasco Porcallo wydał zdradziecko Hiszpanom twierdzę Villa-Viçosa, przyczém pewien rycerz, nazwiskiem Cuytado, został zabrany w niewolę; dowiedziawszy się o tém przyjaciel jego Rodríguez Landroal napadł na oddział prowadzący jeńca, rozbił go i druha wyzwolił.
  208. Pewien rycerz portugalski, Marino, będący w służbie u króla Kastylii, głosił, iż chce wrócić, aby służyć własnej ojczyznie. Zjednany tém inny rycerz, Fernand Elvas, odwiedził go w dobréj wierze, lecz zdrajca gościa swego przemocą zatrzymał i dopiero za drogim okupem uwolnił; za co Fernand Elvas w pierwszéj potyczce trupem go położył.
  209. Kiedy Jan I dobijał się korony (w 1385 r.) Kastylczycy przyprowadzili flotę swoję, aż pod mury Lizbony. Flota portugalska, znacznie słabsza, stała w Oporto pod dowództwem Ruy Pereiry. Na rozkaz Jana flota pośpieszyła pod Lizbonę, należało wedrzeć się na wody Tagu mimo przeważne siły nieprzyjaciela; po wielu cudach męstwa dokonano tego trudnego przedsięwzięcia, lecz Pereira bohaterstwo swe utratą życia opłacił.
  210. W téjże wojnie oddziałek złożony z 18-tu Portugalczyków napotkał przeważne siły nieprzyjaciela; Kastylczycy mieli 400 jeźdźców i piechotę; Portugalczycy, schroniwszy się na pewne wzgórze, postanowili bronić się do ostatka. W czasie boju jeden z nich, Diego Perez d’Avelar, z narażeniem na śmierć prawie pewną rzucił się w szeregi nieprzyjaciół, aby spółtowarzyszom pomoc przyprowadzić. Pomyślny skutek to szlachetne poświęcenie uwieńczył. Diego nie zginął, przywiódł posiłki, ocalił garstkę walecznych, wojsko zaś kastylskie do odwrotu zmuszone zostało. Czyn ten sami nieprzyjaciele cudownym nazywali.
  211. Don Pedro zwiedził całą Europę i walczył z Turkami pod dowództwem cesarza Zygmunta (Lamarre).
  212. W 1415-m roku król Jan I wraz z synami swojemi uczynił wielką wyprawę do Afryki, gdzie zdobył Ceutę, miasto ważne, które stało się punktem oparcia dla chrześcijan a postrachem dla muzułmanów. Infant don Henryk, kierujący pierwszym szturmem na mury, szczególną okrył się chwałą.
  213. W wyprawie afrykańskiéj odznaczył się jeszcze wielce rycerz Menezes, którego król uczynił komendantem Ceuty a następnie markizem de Villaréal. Mąż ten stał się postrachem Maurów.
  214. Don Duarte de Viana był synem pobocznym Menezesa; towarzyszył on królowi Alfonsowi V-mu podczas drugiéj wyprawy afrykańskiéj i kiedy król, wciągnięty w zasadzkę, został napadnięty przez tłum Maurów, don Duarte z kilku mężnemi druhami, zasłaniając ucieczkę królewska, poległ.
  215. Barros w IV-éj Dekadzie swéj historyi opowiada, iż pewien wieszczek ukazał Samorinowi w naczyniu napełnioném wodą obraz floty płynącéj zdaleka w zamiarze zniszczenia handlu i potęgi Maurów na Wschodzie.
  216. Król Troi Pryam powierzył syna swego Polidora, wraz z częścią skarbów, zięciowi swemu Politemnestorowi, który panował w Chersonezie w Tracyi. Po upadku Troi zdrajca zabił dziecko, aby sobie jego skarby przywłaszczyć.
  217. Wyrocznia zapowiedziała Akryzyuszowi, iż zginie z ręki wnuka, syna swéj córki Danay. Akryzyusz zamknął córkę w niedostępnéj wieży, lecz Jowisz dostał się do niéj w postaci deszczu złotego. Z tego związku urodził się Perseusz.
  218. Córka Ptolemeusza I, Arsynoe, po śmierci męża swego Lizymacha zmuszoną została do zaślubienia Ptolemeusza Ceraunusa. Ten wymordował jéj dzieci z piérwszego małżeństwa, a następnie i ją samę wygnał. Wzruszony litością brat jéj, Ptolemeusz Filadelf, dał nieszczęśliwéj przytułek i założył miasto od jéj imienia nazwane. Dziś jest-to miasto Suez na międzymorzu tegoż imienia leżące (Lamarre).
  219. Jedda (Dżedda), miasto w Arabii, przy brzegu morza Czerwonego o 15 mil od Mekki. Jestto port najbliższy Mekki i jeden z najważniejszych punktów handlowych w Arabii. Tysiące pielgrzymów, udających się do grobu Proroka, corocznie tu przybywa.
  220. Na wyspach Banda, należących do archipelagu Moluckiego, rośnie drzewo muszkatołowe, wydające owoc zwany gałką muszkatołową. Obecnie wyspy te należą do Holandyi, która wyłączny handel tym produktem prowadzi; ale za czasów podróży Gamy, gałka muszkatołowa była nieznaną w Europie, to téż Portugalczycy a następnie Holendrzy, wielkie zyski ciągnęli z handlu tym przedmiotem, i dopiéro w 1770 roku ustał ten monopol, gdy drzewo muszkatołowe zostało również zasadzone na Île Bourbon i Île de France, następnie zaś na Martynice i w Kayennie (Lamarre).
  221. Podania greckie czynią Bachusa synem Semeli, córki Kadmusa, i za miejsce urodzenia jego podają Teby, stolicę Beocyi. — Kiedy wznoszono mury tego miasta, kamienie na dźwięk liry Amfiona, jednego z potomków Kadmusowych, same się układały.
  222. Wenus i Kupidyn na wyścigi zbierali kwiaty; nimfa Perystera niewidzialna przyszła z pomocą Wenerze, która wygrała, gdyż jéj koszyk napełnił się prędzéj. Rozgniewany Kupidyn, Perysterę w gołąbkę zamienił.
  223. Akteon — pieśń II 4 — ok. 35 — Alluzya do króla Sebastyana. Książę ten, zapalony lubownik łowów, okazywał wstręt do małżeństwa, dopóki nie ujrzał portretu Małgorzaty, córki Henryka II króla francuskiego, któréj wdzięki obudziły w nim miłość. Rozpoczęto starania o rękę księżniczki, lecz intrygi króla Hiszpanii Filipa II stanęły tym układom na przeszkodzie. Poeta życzy swemu królowi, ażeby nie dał się zgubić zgrai swych nienasyconych ulubieńców jak Akteon, którego własna rozszarpała psiarnia.
  224. Alluzya do świeżo wprowadzonéj ustawy Inkwizycyi i do wyniosłéj pychy dwóch jezuitów, braci Camara, ministrów królewskich. (Lamarre).
  225. Byblis zamieniony w źródło i Myrrha zamieniona w drzewo wydające żywicę za zdrożne uczucia — postacie opisane w „Przemianach“ Owidyusza.
  226. Łabędzie — patrz pieśń I — 18 — ok. 46.
  227. Eos — Jutrzenka.
  228. Delos — wyspa na morzu Egejskiém, jedna z Cyklad, teraz zwana Dili. Według podań mitycznych Neptun wydźwignął ją na fale, Jowisz zaś dyamentowemi łańcuchy przytwierdził, aby Latona, prześladowana przez Herę, mogła na niéj znaléźć schronienie. Latona miała tu porodzić Jowiszowi dwoje dzieci: Apolina i Dyanę. W starożytności wyspa ta była uważana za miejsce święte, wyrocznia zaś tutejsza Apolina za nieomylną.
  229. Dafne, ukochana przez Apolina a uchodząca przed nim, w wawrzyn zamienioną została.
  230. Atys — Attis — Frygijczyk, kochanek Cybeli, prześladowany przez Jowisza, lecz po śmierci wskrzeszony — uosobienie wypoczynku ziemi podczas zimy i zbudzenia się jéj na wiosnę.
  231. Piram i Tysbe, para kochanków, mieli się zejść pod drzewem morwy białej. Tysbe przybyła pierwsza, lecz ujrzawszy lwicę uciekła; w ucieczce zaś straciła zasłonę, którą lwica poszarpała i okrwawiła. Piram, znalazłszy tę zasłonę, uwierzył w śmierć kochanki i zabił się pod drzewem, pod którém schadzka była umówioną. Po niejakim czasie wróciła Tysbe, lecz zaledwo poznała drzewo, tak się barwa jego owoców zmieniła. Ujrzawszy trupa Pirama nożem wyrwanym z jego rany i ona również śmierć sobie zadała. Odtąd owoce morwy dojrzewając, przybierają barwę krwawą. „Przemiany” Owidyusza.
  232. Narcyz, słynny z piękności, syn bożka rzecznego Kefissosa i nimfy Leiriopy, ujrzawszy obraz swój odbity w wodzie, tak rozmiłował się sam w sobie, iż z miłości tej nikł powoli, według zaś innych podań śmierć sobie zadał. Na miejscu jego zgonu wyrósł kwiat jego imieniem nazwany.
  233. Adonis był synem króla asyryjskiego i jego córki Myrrhy, a zatém razem synem i wnukiem ojca swego. Wenus się w nim, dla jego piękności, rozkochała. Pewnego razu, Mars, zazdrością powodowany, przemienił się w dzika i młodzieńca zranił śmiertelnie. Wenus krople krwi Adonisa w kwiaty przemieniła.
  234. Według podania, Apollo kochał pięknego Hiacynta, najmłodszego syna Amiklesa, lecz go przypadkowo rzutem krążka zabił. Przejęty żalem bóg przemienił zabitego w kwiat, na którym różnemi rysy żale swoje wypisał.
  235. Alluzya do Akteona.
  236. Koronisa, córka Flegiasza, króla Lapitów, ukochana przez Apollina, była mu niewierną. Apollin przeszył ją strzałą, lecz ulitował się nad mającém przyjść na świat dzieckiem, uratował je i oddał na opiekę Chironowi. Dziecięciem tém był Eskulap.
  237. Temistan — starożytna nazwa Meksyku (Lamarre).
  238. Demodokus — pieśniarz grecki, o którym Homer opowiada w Odysei, iż opiewał zdobycie Troi w obec Ulisesa u Feaków.
  239. Wergiliusz w Eneidzie przedstawia piewcę Jopasa, śpiewającego przy dźwiękach złotéj cytary w pałacu Dydony, kiedy ta wyprawia ucztę na przyjęcie Eneasza i jego drużyny.
  240. Trimumpara, król Kochinchiny i najwyższy kapłan swego narodu, przyjął stronę Portugalczyków i orężem sprawę ich popierał. (Lamarre.)
  241. Leonidas, król Sparty, broniąc Termopilów przeciw Persom, poległ bohaterską śmiercią w 480 r. przed Chryst. Liczbę jego wojska historycy rozmaicie podają.
  242. Publiusz Horacyusz Kokles, o którym mówi podanie, że podczas wojny z Porseną, królem Etrusków, w 507 r. (prz. Chryst.) z dwoma towarzyszami, a późniéj sam jeden, bronił przeciwko napierającym nieprzyjaciołom mostu na Tybrze dopóty, dopóki ten nie został zerwany; następnie w pełném uzbrojeniu rzucił się w Tyber i do swoich na drugi brzeg przepłynął.
  243. Fabiusze — znakomita i wsławiona wielkiemi zasługami w ojczymie rodzina rzymska; najsłynniejszym jéj członkiem był Kwintus Fabius Maximus, przezwany Cunctator, który zyskał wielką sławę w wojnie Punickiéj, kiedy mianowany dyktatorem po klęsce trazymeńskiéj w 217 r., umiał roztropnem zwlekaniem uniknąć stanowczéj bitwy, drażnić Hanibala i dać Rzymianom czas do zgromadzenia nowych zastępów.
  244. Edward Pacheco Pereira, — jeden z wodzów floty wysłanéj przez kr. Emanuela do Indyj w 1503 r., odznaczył się tam niezmierném bohaterstwem i gieniuszem wojennym, co téż Camoens dość szczegółowo opowiada. Po powrocie wszakże do ojczyzny — mąż ten, zrazu wynagrodzony przez króla, następnie spotwarzony, został okuty w żelaza i umarł z nędzy.
  245. Almeida pierwszy otrzymał tytuł wice-króla Indyj; zabrał on z sobą syna swego Lorenza, którego bohaterską śmierć, zarówno jak i wielkie czyny ojca, poeta opiewa. Almeida wracając do ojczyzny, zginął w zatoce Saldagna, koło Przylądka Dobréj Nadziei, gdzie majtkowie jego statku wszczęli kłótnię z krajowcami.
  246. Sceva — centurion rzymski w wojsku Cezara, gdy ten walczył przeciw Pompejuszowi. Lukan, opiewając bitwę pod Farsalem o bohaterstwie jego opowiada.
  247. Melik-Jar — wódz floty Kambajskiéj.
  248. Mir-Hocem — admirał egipski.
  249. Tristan da Cunha dowodził flotą, na któréj jechał Alfons Albuquerque, przyszły wice-król — następca Franciszka Almeida.
  250. Albuquerque, według kroniki Osoriusa, trzymał na statku kilka Indyanek wielkiéj piękności, bądź aby je ofiarować królowej Maryi, bądź w zamiarze ochrzczenia ich i następnie wydania za mąż za Portugalczyków. Kilku oficerów, podniecanych przez pewnego młodzieńca — Ruy Diaza, udało się w nocy na okręt, na którym znajdowały się branki; kiedy się to kilkakrotnie powtórzyło zawiadomiono wodza, który natychmiast Diaza powiesić kazał. Nie pomogły prośby ani groźby wspólników, karę spełniono; ale winowajcy oburzeni oczernili przed królem Albuquerque’a, jako okrutnika nadużywającego władzy, co mu wielce zaszkodziło.
  251. Aleksander Macedoński upodobał piękną Kampaspę i kazał Apellesowi odmalować jéj portret; ale spostrzegłszy, iż malarz sam się w niéj rozkochał, wspaniałomyślnie zaślubić mu ją dozwolił. (Lamarre.)
  252. Pantea, żona Abrodata, króla Suzyany, wpadła w ręce Cyrusa i została powierzoną dozorowi Araspa, który się chwalił, iż go wdzięk branki nie zniewoli. Stało się wbrew obietnicy, lecz Cyrus przebaczył winowajcy, siebie tylko o nieoględność oskarżając. (Lamarre.)
  253. Baldwin „Żelazne ramię“ — wykradł córkę cesarza Karola Łysego, słynną z piękności Judytę, ojciec wszakże przebaczył i nadał mu nowoutworzone margrabstwo Flandryi w 864 r. z tytułem dziedzicznego kraju lennego.
  254. Lopez Soarez był następcą Albuquerque’a z tytułem jedynie rządcy, nie wice-króla.
  255. Diego Lopez Siqueira, zamianowany wice-królem po Soarezie, przez odnogę Arabską dotarł do Abisynii i zawiązał stosunki z Negusem, co ułatwiło Portugalczykom walkę z Egiptem i Wenecyą, zazdrośną względem ich powodzeń handlowych.
  256. Historya zna dwie królowe Etyopii tego imienia: jedną za czasów Augusta, pokonaną przez prefekta Petroniusza; drugą, która do państwa swego chrześcijaństwo wprowadziła. (Lamarre).
  257. Po śmierci Menezesa otwarto listy królewskie, zawierające na wszelki wypadek nominacyę przyszłego wice-króla. Okazało się, iż mianowanym został Piotr Mascarenhas, lecz ponieważ ten znajdował się za Gangiesem i — dopiéro za kilka miesięcy mógł wrócić — otwarto list drugi, w którym zastępcą naznaczony był Sampajo. Powierzono więc temu ostatniemu rządy, lecz po złożeniu przezeń przysięgi, iż za powrotem Piotra Mascarenhas w jego ręce władzę zwróci. Sampajo złamał przysięgę: nietylko władzy nie złożył, lecz jeszcze rywala swego wtrącił do więzienia. Oburzony tym postępkiem komendant twierdzy Cananor, Simon de Menezes, ułatwił więźniowi ucieczkę i powrót do Lizbony. Sampajo okazał się też dzielnym wojownikiem i dobrym administratorem, pomimo to nie uniknął kary; wezwany przed króla, był sądzony i skazany na wynagrodzenie pieniężne strat przeciwnikom w tak wysokiéj sumie, iż go to pozbawiło wszystkich z Indyj wywiezionych bogactw. Następcą jego został Nuno da Cunha.
  258. W roku 1538 rycerz Antoni Sylveira z 700 towarzyszami bronił twierdzy Din przeciw potężnym połączonym siłom Solimana II, zdobywcy Egiptu, i kr. Cambai. Oblężenie zaczęło się 4-go września, Sylveira po bohaterskich, nadludzkich prawie wysiłkach doczekał się 3-go listopada posiłków od wice-króla; wrogowie cofnęli się w popłochu.
  259. Marcin Alfons de Souza przez Jana III następcę Gamy naznaczony.
  260. Po Antonim Sylveira, komendantem Diu został Jan Mascarenhas, którego nienależy brać za jedno z Piotrem Mascarenhas — wice-królem. (Lamarre).
  261. Szarfa ta — to Zwierzyniec (Zodyak) pospolita nazwa ogółu gwiazdozbiorów, przez które słońce zdaje się w swym pozornym ruchu w ciągu roku przechodzić.
  262. Gonzalès de Sylveira, misyonarz jezuita, udał się w 1555-m roku do Monomotapy i po dokonaniu licznych nawróceń zginął męczeńską śmiercią. (Lamarre.)
  263. Piotr Nhaya w 1505-m roku wzniósł twierdzę w królestwie Sofala, którą za poduszczeniem Maurów obiegli Kafrowie. Załoga złożona z kilkudziesięciu dobrze uzbrojonych żołnierzy wystarczyła, aby ich rozproszyć.
  264. Meroe, stolica starożytnego kapłańskiego państwa etyopskiego.
  265. Podczas kiedy syn Gamy Stefan był wice-królem Indyj, brat jego Krzysztof, który mu towarzyszył, odznaczył się wielokrotnie, jako dzielny wojownik. W roku 1541-m kr. Etyopii Klaudyusz prosił Portugalczyków o pomoc przeciw królowi państwa Adel; uznano te stosunki za korzystne i Krzysztof został wysłany z posiłkami składającemi się z 400-stu ludzi. Zrazu wiodło mu się bardzo pomyślnie: wygrał dwie ważne bitwy i samego króla Adelu obiegł w oszańcowanym obozie, lecz Turcy przyprowadzili na odsiecz przeważne siły. Krzysztof po zaciętéj kilkodniowéj walce został pobity i ranny dostał się do niewoli. Król Adelu kazał go chłostać publicznie i nakoniec własną ręką ściął mu głowę. Klaudyusz z wojskiem nadbiegł zapóźno, lecz z pomocą reszty Portugalczyków zemścił się: król Adelu pokonany i zabity został.
  266. Raptus — dziś Doara.
  267. Gród Arsynoi — patrz Pieśń IX ok. 2 — uwaga 1.
  268. Castel-Branco odniósł wielkie zwycięstwo na morzu niedaleko Ormuzu i rozproszył flotę złożoną z Maurów, Turków i Persów.
  269. Starożytne miasto Ormuz przez Pliniusza i Strabona nazywane Armuzya, leżało na wybrzeżu nad cieśniną. Z czasem gród upadł, jego zaś imię i znaczenie odziedziczyła wyspa Gerum lub Djarun. (Lamarre).
  270. Liczni misyonarze pod przewodnictwem ś. Franciszka-Ksawerego pozyskali bardzo wielu zwolenników w Japonii, następnie jednak rząd wydał edykt przeciw chrześcijanom i nową wiarę potokami krwi stłumiono.
  271. Myrrha.
  272. Najwyższym punktem wyspy Cejlon jest święty szczyt Adama, tak zwany przez Mahometan z powodu legendy, iż na nim znajduje się grób Adama. Na skale jest jakby odciśnięty ślad ludzkiej stopy: jedni utrzymują, iż to ślad stopy Adama, inni — że go wycisnął jakiś pustelnik indyjski.
  273. Ambra w wielkiéj ilości często po powierzchni tych mórz pływa. (Lamarre).
  274. Magellan, właściwie Magelhaens, zasłużywszy się dobrze krajowi, ale przez dwór pokrzywdzony, przeszedł do służby hiszpańskiéj cesarza Karola V któremu przyobiecał odkryć nową drogę od zachodu do wysp Moluckich. Jakoż w 1520-m r., odkrył cieśninę od jego imienia zwaną Magellańska i morze Spokojne; poległ w utarczce z władcą wyspy Matan.
  275. Mowa tu o Brazylii przez Alvaresa Cabral w 1501-m roku odkrytej.
  276. Magellan w 1519 r. odkrył Patagonię. Mieszkańcy południowej części téj krainy odznaczają się niezwykłym wzrostem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Luís de Camões i tłumacza: Zofia Trzeszczkowska.