[19]Pieśń pierwsza.
1. Boje opiewam i tych mężów chwały,
Co z luzytańskich zachodnich wybrzeży,
Na nieznajomych mórz biegli kryształy,
Gdzie się nad fale Taprobana[1] jeży,
I niebezpieczeństw zwalczali nawały,
Jak na niezłomnych przystało rycerzy;
Aż nowe państwo wznieśli sławnym trudem
Śród obcych ludów męstwa swego cudem, —
2. I owych królów wiekopomnéj sławy,
Co rozszerzając swoje panowanie,
Azyi, Afryki podbili dzierżawy,
Niewiernych kłoniąc pod krzyża władanie;
Co rycerskiemi uwiecznieni sprawy
Już nieśmiertelność wzięli w posiadanie.
Pieśń ma ich poda ludom dla nauki,
Gdy ty mię wesprzesz, o gienjuszu sztuki!
3. Przestańmy sławić Trojanów lub Greków
Morskie wyprawy i rycerskie czyny,
Macedończyka bohatera wieków,
Albo Trajana zwycięskie wawrzyny:
Was sławię, których śród śmałychśmiałych zacieków
Wiódł Mars z Neptunem, was, — o Luza syny!
Umilknij, Muzo, z pieśnią starożytną
Przed tych wybrańców chwałą bardziéj szczytną. —
4. A wy, o nimfy srebrnéj Tagu toni,
Co nowy zapał w piersi méj niecicie,
Jeśli się ku mnie łaska wasza skłoni,
Żem wasze brzegi opiewał w zachwycie,
Zdarzcie, niech pierś ma męskiém tętnem dzwoni,
Niech wzniosłym stylem władnie należycie,
By — zachwycony sławą waszych dolin —
Nad Hipokrenę[2] przeniósł was Apolin!
[20]
5. Dajcie głos silny. — Ja od was, pasterze,
Wiejskiéj fujarki, ni fletni nie chwycę,
Lecz w głośną surmę bojową uderzę,
Od któréj pierś drga, płomieni się lice:
Niech z pieśni mojéj godną chwałę bierze
Naród, któremu Mars zbroił prawice;
Bo w dźwięcznych rymach, wzdłuż przez ziemię całą
Taką zasługę wysławiać przystało.
6. A ty,[3] zrodzony jako zakład drogi
Odwiecznych swobód luzytańskiéj ziemi,
Gwiazdo niemylna nadziei tak błogiéj,
Iż chrześcijaństwo wesprzesz czyny twemi;
Że pod twym mieczem Maury zadrżą z trwogi,
Że wiek nasz wsławisz między potomnemi,
Którego sercu jedna żądza znana —
Zdobyte światy skłonić do stóp Pana;
7. Nowa gałązko, w świetnym królów rodzie
Kwitnąca — z drzewa milszego Jehowie,
Niż którykolwiek mocarz na zachodzie,
Czy Cezar, czy się królem Franków zowie:
Świadkiem twa tarcza, na któréj obwodzie
Ryte zdarzenia wspomniane w mém słowie,
Gdy zbrojny krzyżem, Chrystus w swojéj chwale
Ku Alfonsowi nagiął losów szale[4];
8. Królu potężny, w którego dziedzinach
Legły te kraje, gdzie słońce się rodzi,
Gdzie w południowych góruje godzinach
I dokąd zdąża, gdy spocząć uchodzi,
Dłoń twa wybrana, wkrótce w męstwa czynach
W szeregi sprośnych Arabów ugodzi;
Rozgromi Turka i ten kraj daleki,
Kędy poganin pije z świętéj rzeki[5]:
9. Zwróć ku mnie wzrok twój królewski łaskawy,
I niech majestat twój oglądam ninie
Takim, jak masz być kończąc ziemskie sprawy
I w wiecznéj chwały wstępując świątynię;
Zwróć ku mnie wzrok twój, bom ja pieśniarz prawy,
Ani dbam, czy mię nagroda nie minie,
Lecz rozmiłowan w dziejach mojéj ziemi,
Walecznych Ojców sławię rymy memi.
[21]
10. Czci i miłości, co pieśń moję wiodą,
Brudna chęć zysku nigdy nie skalała:
I czyliż małą dla piewcy nagrodą,
Gdy imię jego zna ojczyzna cała?
O wielkich mężach słuchaj duszą młodą,
Których Opatrzność twym rządom poddała:
I — co chlubniejsze — niech głos twój stanowi,
Światu — czy temu panować ludowi?
11. Słuchaj, bo treść mą oblekając w słowa
Fantazyi własnéj nie złożę na szali;
Nie dla mnie zmyśleń kłamliwych osnowa,
Niech się nią obca Muza jak chce chwali:
Wielkość ta nasza rzeczywista, zdrowa,
Przyćmiewa wszystko, co piewce bajali;
Przyćmi Orlanda, Rodmonta, Rogiera,
Jeśli w ich dziejach nawet prawda szczera?
12. Srogiego Nuna[6] przed oczy ci stawię,
Co niósł ojczyźnie tak wielkie usługi;
Patrz — Egas[7], Fuas[8] (ach ku ich to sławie,
Chciałbym miéć lirę jako Homer drugi!)
A miast dwunastu parów, w Anglii, w sprawie
Dam — tyluż Luzów prowadzi bój długi[9].
Aż w końcu staje Gama znakomity,
Co Eneasza przywłaszczył zaszczyty.
13. Może cię Karol król francuski nęci?
Lub Cezarowi chcesz równego męża?
Niech Alfons Pierwszy stanie w twéj pamięci:
On sławą innych swą sławą zwycięża,
I Jan, którego dłonią podźwignięci,
Wzięliśmy spadek dzieł jego oręża;
I tylu innych cisną mi się miana:
Aż trzech Alfonsów i Wtórego Jana.
14. Czyżbym dozwolił zapomniéć méj lutni,
Jak wszędy, dokąd świt sięga, duch męski
Parł ich — jak z mieczem, krwi własnéj rozrzutni,
Wysoko sztandar utkwili zwycięski?
Silny Pacheco, Almejdowie butni,
Których Tag śmierci płacze jako klęski;
Albuquerque, Castro[10] — tak straszni, tak dzielni,
Choć dawno zmarli — w dziejach nieśmiertelni!
[22]
15. A gdy ja śpiew ten ku ich czci zawodzę,
Nie śmiejąc ciebie dosięgnąć w méj pieśni,
Ty śmiałą ręką ujmij losów wodze
I daj treść piewcy, o jakiéj świat nie śni;
Każ wojsk twych rzeszy, niech zacięży srodze:
(Aż się zadziwią i strwożą współcześni),
Niech runą mężni zwartemi szeregi,
Na morza Wschodu i Afryki brzegi!
16. Maur w oczach twoich czyta rażon trwogą
Swą blizką zgubę, widzi chrześcijan szaniec,
I nim do boju raczysz stąpić nogą,
Już szyję w jarzmo nagina pohaniec.
W państwie lazurów ustroń dla cię błogą
Gotuje Tetys, boś ty jéj wybraniec;
Jéj serce wdziękiem twych lic zniewolone
Chce państwo w wiano, córę-ć dać za żonę.
17. Na ciebie patrzą z Olimpu wyżyny
Dwa wielkie duchy, niegdyś dziady twoje[11].
Jeden, pokoju anioł, swoje czyny,
Drugi swe krwawe przypomina boje:
Oba ufają, że — dziedzic jedyny —
Wskrzesisz ich pamięć, ich wojenne znoje;
I po skończeniu pielgrzymki dalekiéj
Przybytek szczęścia gotują-ć na wieki.
18. Lecz nim nadejdzie chwila upragniona,
Gdy nad ludami obejmiesz rząd władczy,
Śmiałego barda pieśń k’tobie zwrócona
Niech twoich względów monarszych doświadczy. —
Słuchaj, jak prują słone morza łona
Twe Argonauty; niech twój wzrok zaradczy
Czują nad sobą; ucz się wcześnie, panie,
Prośbom śmiertelnych dawać posłuchanie!
19. Już na szerokie wbiegli oceany,
Wzruszona fala pieni się i zżyma;
Już przychylnemi wiatry kołysany
Statek swój żagiel spuszczony rozdyma:
Już obryzgany srebrzystemi piany
Piersią tnąc fale kierunek swój trzyma,
I pędzi w przestrzeń, gdzie dotąd jedyna
StadStąd Proteusza pląsała drużyna[12].
[23]
20. A z woli Jana, co w Olimpie włada,
Gdzie ważą losy każdego narodu,
Prześwietnych bogów zgromadza się rada,
Aby rozstrzygnąć przyszłe losy Wschodu,
Po drodze mlecznéj, co się z gwiazd układa
I po kryształach niebieskiego grodu,
Wnuk Atlasowy,[13] (zręczność jego znana)
Zwołał ich w imię gromowładcy pana.
21. Wszyscy, — powietrzne opuściwszy koła
Sfer siedmiorakich, które Pan im zwierza,
Ten Pan, co jedną myślą swego czoła
Wstrząsa świat, niebo, mórz gniewy uśmierza;
W chwili stanęli kędy ich powoła,
Z krain, gdzie północ swe lody najeża,
I południowa wysyła ich strona,
I kraj, gdzie słońce wschodzi — i gdzie kona.
22. Najwyższy Ojciec zasiada w ich gronie,
Z gromem w prawicy dziełem Wulkanowém,
Na roziskrzonym od gwiazd kroci tronie,
Z postawą wzniosłą, obliczem surowém:
Z oblicza tego taka boskość wionie,
Że tym tchem tknięty śmiertelnik sam nowém
Stałby się bóstwem. — W berle i koronie
Nad brylant jasnych klejnotów blask płonie.
23. Bogate stopnie do tronu prowadzą,
Lśniące od złota i drogich kamieni;
Na nich, jak rozum i porządek radzą,
Różni bogowie stają rozmieszczeni:
Prym biorą starsi i znaczniejsi władzą,
Młodzi na niższych stopniach zgromadzeni,
Gdy z wysokości władca piorunowy
Tak do obecnych rzekł grzmiącemi słowy:
24. „Wieczni mieszkańcy niebieskiego grodu,
I co gwiaździste zasiadacie trony,
Jeżeli Luzów dzielnego narodu
Obraz w pamięci waszéj nie stracony,
Winniście wiedziéć, iż jest do zawodu
Świetnego — ręką przeznaczeń wiedziony,
Że wobec dzieł ich zapomni ziemianin,
Czém był Pers, Assur, i Grek, i Rzymianin.
[24]
25. „Wyście patrzali, jak oddział maleńki
Rzucił się, sił swych nie rachując wcale,
Wydrzéć zbrojnemu Maurowi z paszczęki
Kraj, który kąpią lube Tagu fale;
Kastalczyk strwożon doświadczył ich ręki,
Bo zawsze niebo sprzyjało ich chwale;
Zawsze wracali niosąc plon obfity
Rycerskiéj sławy, zasługą zdobytéj.
26. „Zamilczę, bogi, o walk starych sławie
Z Romulowemi prowadzonych syny,
Kiedy z Wirjatem[14] w jednéj idąc sprawie
Po nieśmiertelne sięgnęli wawrzyny:
I te wspomnienia w cieniu pozostawię,
Gdy wybran wodzem, na czele drużyny,
Stał mąż,[15] co aby zapał w ludzie zbudził,
O wieszczéj łani powiastką go łudził.
27. Widzicie oto, jak pełni otuchy,
W niepewnych morzach, lecz z męstwem bez miary,
Nieznaną drogą na swéj łodzi kruchéj
Śmieją opływać Afryki obszary;
I z ziem Zachodu mkną szybkiemi ruchy!
Gdzie palą słońca najognistsze żary
Zamiar niezłomny — jedna dla nich droga —
Kres — u kolebki słonecznego boga.
28. „Odwieczne Fatum dało obietnicę
(Jego praw starych żadna moc nie zmieni),
Że im na długo podda mórz dzielnice,
Które wschód słońca najpierwéj rumieni.
Oto przetrwali zimy nawałnice,
Łódź skołatana, żeglarze strudzeni;
Toż zda się słuszna po trudach tak wielu
Dać im dosięgnąć pragnionego celu.
29. „Pora zakończyć ich troski podróżne:
Toć już przebyli losów próby srogie;
Tyle klimatów i nieba tak różne,
Straszliwe burze, wichry długo wrogie;
Więc dziś ma wola: — Niech brzegi usłużne
Afryki dadzą im schronienie błogie
I niechaj statkom użyczą naprawy,
By do dróg dalszych przysposobić nawy.“
[25]
30. Gdy Ojciec Jowisz dokończył swéj mowy
Inni bogowie mówią po porządku,
Lecz ich życzenia nie jednéj osnowy
A więc je kładą na szale rozsądku.
Nie w smak Bachowi wyrok Jowiszowy,
Więc nie przystaje. On znał od początku,
Że jego sława zaćmi się na Wschodzie,
Gdy tam zawiną synów Luza łodzie.
31. On słyszał wieszcze Przeznaczenia głosy,
Iż z ziem Hesperyi lud wielki się zjawi,
Z za mórz — a kiedy oddadzą mu losy
Tę Indyą, co się w oceanie pławi,
Nad wszystkich imion największych rozgłosy
On bohaterskie imię swe postawi —
Więc boli boga własnej czci utrata,
Którą gród Nisy[16] święcił długie lata.
32. Wié, że gdy Indyą raz miecz zwalczy śmiały,
Już mu się druga sposobność nie zdarzy,
Jako pogromca przyjmować hymn chwały,
Jakim go dotąd cały Parnas darzy;
Teraz się boi, iż lud tak zuchwały
To imię cisnąć w nurt Lety się waży,
Że ono zginie w zapomnienia fali,
Gdy brzegów Indyi tkną Luzowie śmiali.
33. Przeciwko niemu Wenus pięknolica
Wstaje — téj naród Luzytanów miły,
Bo go niemało przymiotów zaszczyca,
Co niegdyś Rzymian drogich jéj zdobiły.
Płomienne męstwo, żelazna prawica,
Któréj tyngicki[17] brzeg doświadczył siły,
I ten ich język skażony tak mało,
Iż za łacinę wziąć-by się go chciało.
34. Dla tych pobudek Wenus przy nich stoi’stoi,
A i Park szepty niemniéj ma na względzie,
Że dokąd lud ten sięgnie w mocy swojéj,
Bóstwo piękności ołtarze miéć będzie.
Tak, gdy Bach ujmy swéj chwale się boi,
Wenus zaś sądzi, iż jéj czci przybędzie,
Spór się zaognił — i zgody już niéma —
Stronę każdego tłum przyjaciół trzyma.
[26]
35. Jak gdy Boreasz[18] lub Auster[19] ponury
Uderzą w puszczę — pod temi podmuchy,
Śród rozpasania wściekłego natury
Drżą góry, słychać szum i łoskot głuchy;
Trzeszczą gałęzie, lecą liści chmury,
Gną się drzew wierzchy fal wrzącemi ruchy;
Tak naraz zamęt zapanował srogi
Między Olimpu potężnemi bogi.
36. Sprawę bogini Mars popierać gotów,
Z pomiędzy wszystkich bogów najzacięciéj:
Czy wskrzesił pamięć swych dawnych zalotów?
Czy dzielność mężnych serce jego nęci?
Bo z chmurną twarzą, z okiem pełném grotów,
Z pośród gromady wstał w gorzkiéj niechęci,
I w tył odrzuca, gniewem zapalony,
Swój mocny puklerz na piersi zwieszony.
37. Czoło mu słoni hełm dyamentowy.
Aby głos podać, podnosi przyłbicę;
Śmiało podąża przed tron Jowiszowy
W mocy i grozie; — ogniem pała lice,
O stopnie tronu grzmi dziryt stalowy,
Jak gdyby wkoło ciskał błyskawice,
Zadrżało niebo — wszędy trwoga padła
I gwiazda Feba na chwilę pobladła.
38. „Ojcze nasz — rzecze — którego skinienie
Wszechświat przyjmuje z pokorą ochotną,
Jeśliś w tych ludziach sam niecił pragnienie,
By dalszych krain szukać nawą lotną,
Jeśli ich męstwo i prace masz w cenie,
Czyliż ich wydasz na hańbę sromotną?
Niech sprawiedliwość posłuchu odmówi
W tak podejrzanéj sprawie Bachusowi.
39. „Zważ, że on w gniewie, a gniew często myli;
Zbytnia obawa umysł jego drażni;
Bo przeciw komu Bach walczy w téj chwili?
Wszak z Ojcem Luzem w bratniéj żył przyjaźni?
Ale dozwólmy, niech się gniew przesili,
O losy Luzów nie zadrżę z bojaźni;
Nigdy zawiści Fatum nie dozwoli
Krzywdzić zasługę wbrew niebiosów woli.
[27]
40. „A ty, w stałości nieugięty panie,
Objaw, iż raz już rzeczonego słowa
Żadna moc w świecie wstecz cofnąć nie w stanie,
Bo słabość sprawy odstąpić gotowa,
Każ, niech Merkury na twe zawołanie,
Szybszy niż wicher, niż strzała grobowa,
Ukaże ziemię, gdzieby można było
Zaczerpnąć wieści, nową wzmódz się siłą!“
41. Skończył bóg wojny. — Ojciec wszechmogący
Skinieniem głowy dał znak przyzwolenia
Na treść Marsowéj przemowy gorącéj,
I wonny nektar już czary zapienia;
Po drodze mlecznéj, światłem gorejącéj,
Oddawszy panu winne pozdrowienia,
Promienna niebian rozprasza się rzesza;
Do własnych siedzib każdy z nich pośpiesza.
42. Gdy tak potężny Olimp kipi gwarnie,
Gdy radzą bogi w nadpowietrznym grodzie,
Między Etjopją a Madagaskarem,
Wschód mając w prawo a północ na przodzie,
Garść mężnych w morza mknie, a słońce żarem
Oblewa „Ryby“, które lśnią w obwodzie
Zodyaku, odkąd przed tobą, Tyfonie,
Wenus wraz z synem uszła w morskie tonie[20].
43. Łagodny wietrzyk muska żagiel biały,
Jak gdyby Niebo z żeglarzami w zmowie,
Niebo pogodne a jasne kryształy,
Ani obłoczka — spokój co się zowie.
Już mignął cypel Etyopskiéj skały
Prasso[21] nazwany w starożytnych mowie,
Gdy na odkrytém niezmierzoném morzu
Wieniec wysp nowych błysnął im w przestworzu.
44. Vasco de Gama, dzielny wódz drużyny,
Co wziął w swe ręce los całéj wyprawy,
Wzniosłéj odwagi na wodza jedyny,
Którego niebo błogosławi sprawy,
K’ pustym z pozoru wyspom bez przyczyny
Nie życzy chyżéj pokierować nawy,
Gdy niespodzianie myśl swoję odmienia,
Bo nowe przed nim jawią się widzenia.
[28]
45. Od brzegu wyspy na powierzchni fali
Tłum drobnych łodzi widać jak odcięty,
Jeszcze ich więcéj widnieje w oddali,
Rozpiąwszy żagle, lecą przez odmęty.
Załoga kipi, radość serca pali,
Któż im wyjaśni ten dziw niepojęty?
Co to za ludzie? wykrzyka gromada,
Ich ubiór? prawa? jaki król tu włada?“
46. Ich lekkie łodzie mają bieg skrzydlaty,
Zwężone w poprzek a długie niezmiernie,
Na żagle, zamiast płótna, mają maty
Z liści palmowych plecione misternie;
Ich cera nosi jeszcze z dawnéj daty
Ślad Faetona przechowany wiernie,
Śmiałka, co płocho świat palił: te dzieje
Zna Padus — siostra nad niemi łzy łejeleje[22].
47. Za całą odzież z bawełny tkanina
(W paseczki białe przy czerwonym pasie),
U jednych wkoło ciała się opina,
Drudzy ją wdzięcznie zarzucają na się;
Powyżéj bioder nadzy; broń jedyna
Puklerz i szabla, co w potrzebie zda się,
Turban na głowie — a gdy chyżo płyną,
Dźwięk trąbek leci w dal ponad głębiną.
48. Wiewały płachty i dawano znaki,
By Luzytanów powstrzymać w zapędzie,
Lecz już kierunek wybrał swoje szlaki,
Już się zawraca, gdzie wyspy krawędzie:
Wszyscy pracują — widać zapał taki,
Jakby wierzono, iż tu kres nędz będzie.
Zwinięto żagle, reje opuszczono,
Kotwica z pluskiem rozdarła fal łono.
49. Jeszcze nie mogli utwierdzić kotwicy,
Gdy ów tłum obcy po linach się wspina,
Ufny, wesoły. Z dobrocią w źrenicy
Wódz wita. Skinął — a majtków drużyna
Rozstawia stoły — przy nich biesiadnicy:
Krążą w puharach kryształowych wina,
Które Bach sadził, i radość się żarzy
Na ogorzałych obliczach wyspiarzy.
[29]
50. Jedzą wesoło i w arabskiéj mowie
Sypią pytania, ciekawość ich pali:
„Ktoście wy tacy! Jak wasz kraj się zowie?
Z jakich stron morza tuście się dostali?“
Wprzód obmyślawszy, nim się słowo powie,
Dają odpowiedź wojownicy śmiali:
„Z ziem Portugalii płyną nasze łodzie
Szukamy krain na dalekim Wschodzie.
51. „Od stron północy do waszéj przystani
Przez wielkie morza łódź nasza pędziła,
Dokoła brzegów afrykańskich gnani
Niebios i krajów widzieliśmy siła;
Wielkiego króla jesteśmy poddani,
Którego postać tak ludowi miła,
Że na głos jego każdy z nas ochoczy,
Już nie w mórz głębie, lecz w Acheront[23] skoczy.
52. „On nam rozkazał znaléźć nowe tory
Do ziemi Wschodu, którą Indus zrasza,
Gdzie dotąd morskie igrały potwory,
Pędzi daleko śmiała nawa nasza.
A jeśli zwodne nie mylą pozory,
Jeżeli prawda u was się ogłasza,
Mówcie, jak zową kraj pod waszą władzą?
I jakie drogi do Indyi prowadzą?“
53. — „Myśmy tu obcy — rzekł jeden z wyspiarzy —
I z obyczaju, i z prawa, i z mowy;
A tłum krajowców, co tu gospodarzy,
Żyje bezmyślny w dzikości surowéj.
Nas zaś skarbami pewnéj prawdy darzy
Nasz świetny prorok, wnuk Abrahamowy,
Co świat zhołdował i zmusił do danin:
Matką Hebrejka, ojcem mu poganin[24].
54. „Całéj tej wyspy niewielkie rozmiary,
Lecz pewna przystań, co nieraz ocali,
Gdy mórz szerokie zwiedzamy obszary,
Płynąc z Quiloi, Mombazy, Sofali.
Tutaj krajowcom potrzebne towary,
Za co nas cenią, przywozimy zdali.
I — by wam cała prawda była znaną —
Wyspa ta nosi Mozambiku miano.
[30]
55. „A gdy wam przyszło płynąć z tak daleka
W kraje Hidaspu[25] i płomiennéj ziemi,
Śród nas nie trudno odszukać człowieka,
Co-by, jak sternik, wiódł was wody temi:
Dobrze więc będzie, gdy statek zaczeka,
Weźmie żywności — gdy oczyma swemi
Ujrzy was rządca, co tą wyspą władnie,
On, czego trzeba, dostarczy wam snadnie“.
56. To powiedziawszy, tłum Maurów pośpiesza
Do własnych łodzi — odpłynąć gotowy —
Dają im przejście wódz i majtków rzesza.
Wzajemnie sypiąc uprzejmemi słowy.
Znużony Febus już bieg swój zawiesza,
Zamyka w wodach dnia wóz kryształowy,
I — pragnąc spocząć — siostrze zdaje rządy,
By oświetlała i morza i lądy.
57. Zeszła noc cicha nad znużoną flotą,
Dziwnie radośna, wolna wszelkiéj troski —
Niedziw — o ziemi szukanéj z tęsknotą
Toć dziś już pewne doszły ich pogłoski.
Nie jeden w sobie rozważa, jak oto
Różni są ludzie — i stąd robi wnioski,
Ile się błędów i ile wiar plemi
I bujnie krzewi po szerokiéj ziemi.
58. Księżyc blask srebrny posyłając z góry
Na Neptunowéj fali pobłyskiwa;
Wkoło gwiazdami usiane lazury,
Jak stokrociami usypana niwa;
Usnęły wichry — chyba czasem który
Z jakiéj się ciemnéj jaskini odzywa;
Jednak na statku, jak ostrożność każe,
Jak z dawna zwykli — czuwają żeglarze.
59. Lecz gdy jutrzenka po niebie idąca
Promiennych włosów rozpuściła zwoje,
Gdy przed zbudzonym młodym bogiem słońca
Niebo otwarło różowe podwoje,
Błysły bandery — od końca do końca
Nawy w barwiste oblekły się stroje,
By uroczyście przyjąć na pomoście
Rządcę téj wyspy, co k’nim śpieszy w goście.
[31]
60. Już widać było, jak leciuchne łodzie
Ku statkom Luzów biegły przez głębiny,
Wioząc zapasy. Rządcę traska bodzie,
On bierze Luzów za dzikie drużyny
Z ziem nadkaspijskich, co w srogim pochodzie
Szerokie w Azyi podbili krainy[26];
Aż opuszczony przez zbyt smutne losy
Gród Konstantyna uległ pod ich ciosy.
61. Wita wódz Maura z uśmiechem na twarzy
A z nim i jego towarzyszy wielu:
I kosztownemi tkaninami darzy,
Które wiózł z sobą w tym jedynie celu:
Daje słodycze i płyn, co krew żarzy,
Maurom nieznany, służący k’weselu.
Chętnie przyjmuje Maur te wszystkie dary,
Spożywa ucztę i spełnia puhary.
62. Pnąc się po linach ponad biesiadniki,
Mogli podziwiać luzyjscy majtkowie
Ich dziwne stroje; zwyczaje, nawyki,
Mogli zawiłéj przysłuchać się mowie.
Nie mniéj się chciwie przyglądał Maur dziki
Ich cerze, strojom i statków budowie;
Śród kroci pytań to rzuca drużynie,
Czy nie z ziem Turcyi ich wyprawa płynie?
63. Z większą się jeszcze ciekawością zdradza
Do ksiąg wyznania, ustaw prawodawców,
By się przekonać, czy się z niemi zgadza,
I czy Chrystusa odgadł w nich wyznawców?
Więc wszystko bada, i prosi, by władza
Gamy — przez woli swojéj wykonawców —
Dała mu poznać broń i wszelkie zbroje,
W których Luzowie wychodzą na boje.
64. Na to wódz mężny rzecze przez drogmana
Wyćwiczonego w ciemnéj Maurów mowie:
„Prześwietny panie, poznasz nasze miana,
Nasz kraj, ustawy, broń, którą Luzowie
Wiozą. Nam Turcyi kraina nie znana,
Nie z tych ziem wstrętnych są moi ziomkowie;
Silna Europa śle swoich wojaków
Do sławnych Indyj nowych szukać szlaków.
[32]
65. „Boga, którego pełnimy wyroki,
Świat niewidzialny i widzialny słucha;
To Bóg, co słowem wywołał z pomroki
Martwą przyrodę i cały byt ducha;
Co lał za grzesznych w mękach krwi potoki
Aż go śród zniewag zdławiła śmierć głucha;
Co po to z Niebios zszedł i bóstwo złożył,
By nam śmiertelnym niebiosa otworzył.
66. „Ale ksiąg Boga-Człowieka o wierze
Wzniosłych, głębokich — nie wieziemy wcale:
Bo pocóż kreślić na wątłym papierze,
Co w duszach naszych mamy ryte stale?
Do broni naszéj ciekawość cię bierze,
Zadość uczynię téj chęci wspaniale,
Jako druhowi: w tém nadzieja błoga,
Że nie zapragniesz widziéć we mnie wroga“.
67. Zaledwo wyrzekł — wnet biegli rycerze
Śpieszą ukazać rynsztunki kosztowne:
Naramienniki, i lśniące pancerze,
Mocne misiurki, tarcze polerowne,
Świetne barwami wytrwałe puklerze
I z czystéj stali muszkiety hartowne,
Kule, kołczany, łuków krzywe łęki,
I ostre szpady, i dzid groźnych pęki;
68. Ogniste bomby i stosy kartaczy
Silnie ciskanych niszczącemi działy;
Jednak na rozkaz Wulkana wódz baczy
I nie dozwala, by paszcze zagrzmiały;
Szlachetne męstwo na tłum ten prostaczy,
Trwożny, nieliczny nie pragnie swéj całéj
Wywrzéć potęgi — i słusznie tak działa:
Być lwem śród owiec toć nie wielka chwała.
69. Pilnie Maur kroczy w ślady przewodnika,
Na wszystko patrzy, baczném zważa okiem,
W serce nienawiść wkrada mu się dzika
I podejrzliwość myśl powleka mrokiem:
Lecz nic z tych uczuć na twarz nie przenika,
Z obłudnym śmiechem a pogodnym wzrokiem,
Łagodny w słowach — w głębiach duszy chowa,
Jakie zamiary przeciwko nim knowa.
[33]
70. Wódz o sternika prosi do podróży,
Coby do Indyj zawiódł bez przygody:
Zaręcza wzajem, iż gdy mu usłuży,
Może być pewnym sowitéj nagrody.
Maur obiecuje, lecz żółć w nim się burzy,
Taki jad w sercu, tak pragnie ich szkody,
Iż gdyby siła, by zgnieść przeciwnika —
Wnetby mu posłał śmierć zamiast sternika.
71. Tak pierś mu szarpią nienawiści prądy
Na słowa wodza — i taka ohyda,
Gdy się dowiedział, iż uznaje rządy
Prawd nauczanych przez syna Dawida.
O! Opatrzności, dziwne Twoje sądy!
Śledzić je myślą na nic się nie przyda!
Czyliż Twa święta opieka, o Boże,
Wrogów w przyjaciół zmienić nam nie może?
72. W końcu nadchodzi odjazdu godzina,
I Maur w orszaku całéj świty swojéj,
Z wielką grzecznością żegnać się poczyna,
W obłudny uśmiech twarz dla wszystkich stroi —
Już stado łódek nurt piersią przerzyna,
Po krótkiéj drodze stają u ostoi,
A tłumna rzesza na brzegu zebrana
Aż do bram dworca odprowadza pana.
73. A z nadpowietrznych patrzący przybytków
Wielki Tebańczyk, z ojcowskiego uda
Zrodzony[27], dojrzał dla siebie pożytków:
Trwogę, wstręt Maura, które mu się uda
Zwalić na Luzów i zniszczyć rozbitków;
Nowy mu podstęp poddaje obłuda.
A gdy tą myślą zaprząta się stale,
Takiemi słowy wynurza swe żale:
74. „Ha! wyrok Fatum wieści z dawnéj daty,
Iż chwała zwycięstw — to los Luzów floty,
Że ci zdobywcy, te śmiałe piraty
Mężne indyjskie mają złamać roty —
A ja syn boga, co włada nad światy,
Ja tak zacnemi obdarzon przymioty,
Mamże dopuścić, by los im łaskawy
Dozwolił przyćmić promień mojéj sławy?
[34]
75. „Wszak już przed wieki za bogów przyczyną
Syn Filipowy, Macedończyk śmiały,
Szeroko Indyj zawładnął krainą,
Pod jarzmo Marsa ukorzył świat cały:
Lecz mamże scierpiéć, by dziś — sztuką ino
I wytrwałością — los dał garstce małéj
Nad moje, Greka, i twoje, o Rzymie,
Na ołtarz chwały stawić Luzów imię?
76. „Daremny zachód; nim łodzią najprędszą
Wódz tam dopłynie — podstęp go osaczy:
Takie zasadzki zewsząd nań się spiętrzą,
Iż nigdy krain Wschodu nie obaczy;
Zstąpię na ziemię; w Maurze najzaciętszą
Wściekłość rozniecą słowa podżegaczy,
Aby gniew jego do działania skory
Umiał skorzystać z tak sposobnéj pory“.
77. To mówiąc Bachus, nieprzytomny prawie
Od gniewu, schodzi w afrykańskie kraje,
Odmienia kształty — i w ludzkiéj postawie
Wnet się na Prasso przylądek udaje:
I — by knuć lepiéj zdradę — on na jawie
Przybiera postać, rysy i zwyczaje
Starego Szejka, co go dobrze znano
I w Mozambiku czczono i kochano.
78. Wszedłszy, dogodnéj upatruje pory
Dla zmyśleń swoich, aż przekładać zacznie:
Jak wódz luzyjski do napadu skory,
Choć dobrém słowem szafuje dwuznacznie;
Jak po wybrzeżach już słyną zabory,
Gdziekolwiek gości przyjęto niebacznie,
Bo gdzie przybili ze słowy pokoju,
Zostały ślady łupiestw i rozboju.
79. „Powiem ci nadto, iż jako wieść niesie,
Nim tu przybyli chrześcijanie krwawi,
Plądrując morza w szerokim zakresie
Z ogniem, rozbojem i gwałtem bezprawi:
Już przeciw tobie, jak im zdawna chce się,
Uknuli spisek, co nas wszystkich zdławi:
Kraj będzie zniszczon, a ludność wycięta,
Żony i córy pójdą dźwigać pęta.
[35]
80. „Lecz wiedz, że jutro, gdy ranek zaświta
Mają po wodę zejść ze swoich łodzi,
Dokoła wodza będzie druhów świta,
(Zły zamiar zawsze podłą trwogę rodzi);
Więc uzbrój woje, niech zasadzka skryta
Czai się w ciszy, nim wroga ugodzi;
By — gdy podejrzeń nic w nich nie roznieci, —
Tém łatwiéj wpadli w zastawione sieci.
81. „A jeśli ujdą téj matni okropnéj
I nie zostaną wybici do szczętu,
Usnułem inną, k’twéj służbie pochopny,
Chytrą, zdradliwą, — przyjmiesz ją bez wstrętu:
Daj im żeglarza, któryby roztropny
I biegły w falszufałszu — tak wpośród odmętu
Zbłąkał ich łodzie w obłędnym kierunku,
Iżby zginęli wszyscy bez ratunku“.
82. Zaledwie mowę Szejk skończył zdradliwą,
Maur doświadczony, zestarzały w zdradzie,
Powstał, — na szyję rzuca mu się żywo,
Niosąc podziękę tak wytrawnéj radzie.
Lecą rozkazy; walkę zapalczywą
Gotują Maury, zbroją się w gromadzie;
I wodę, której szukają spragnieni,
Krew portugalska wkrótce zarumieni.
83. I by tém pewniéj osnuć swemi pęty,
Maur ma już majtka, co zna jego cele,
Zręczny, przebiegły, w każdéj sprawie cięty,
Jemu zaufać można w wielkiém dziele:
„Pójdź — rzecze rządca — wiedź Luzów okręty.
Po różnych brzegach, przez takie topiele,
By już nie mogli, raz wpadłszy w sieć zdradną,
Ani się wyrwać, ni ujść siłą żadną”.
84. Już Apolina płomień pozłocony
Gór Nabotejskich[28] zarumienił czoła,
Gdy Gama powziął zamiar niecofniony
Jechać po wodę — i swych ludzi woła:
Siada do łodzi oddział — uzbrojony —
Jakby przeczuwał, że zdrad ujść nie zdoła.
Ta podejrzliwość w ważnéj życia chwili
Świadczy, iż serca przeczucie nie myli.
[36]
85. Są i ważniejsze do zwątpień powody:
Bo gdy wódz posłał z prośbą o sternika
Groźną odpowiedź dano zamiast zgody,
Z czego wyraźnie widna niechęć dzika.
To téż chcąc wiedziéć, skąd czekać przygody
I jak chytrego sądzić przeciwnika,
Wódz, nakazawszy baczność swéj drużynie,
W trzy tylko łodzie ku brzegowi płynie.
86. Ale już widać Maurów wzdłuż wybrzeży;
Bronią dostępu, gdzie źródeł kryształy:
Ten dźwiga puklerz, ów oszczepem mierzy,
Ci krzywych łuków napinają strzały,
Ufni, iż dzielnych wytępią rycerzy.
Silniejszy zastęp skryto między skały,
Ta drobna garstka gra przynęty rolę,
By łatwiéj rozbić, wywabiwszy w pole.
87. Bitni Maurowie już z krzykiem się zbiegli
Nad jasną rzeką, na piaszczystym brzegu,
I byle w Luzach chęć boju zażegli,
Nie szczędząc zniewag dzidy miecą w biegu
Scierpią-ż zniewagę męże niepodlegli?
Już ściąwszy zęby Luzy mkną w szeregu:
Tak się rzucili z zapałem najszczerszym,
Iż nikt nie zgadnie, kto z nich skoczył pierwszym.
88. Jak na igrzysku — ku czci swéj kochanki,
Śpieszy do boju młodzieniec ochoczy,
Śmiało się rzuca w zakrwawione szranki,
A kiedy zwierzę wypuszczone zoczy,
Krzyczy i kłuje — wtém, drgnęły krużganki —
Byk z łbem nagiętym, zmrużonemi oczy,
Zwrócił się rycząc i rogi ostremi
Chwyta — już zdeptał, zgniótł, wbił go do ziemi.
89. Tak z naszych łodzi na lądu krawędzie
Skoczyli męże. Działa ogniem zieją,
Zioną kul grady, — jęk, krzyk, łoskot wszędzie,
Lecą pociski i wkoło śmierć sieją, —
Już męstwo Maurów złamane w zapędzie,
Trwoga krew ścina, ich szyki się chwieją:
Jedni nikczemnie ze stanowisk zbiegli,
Inni trupami wybrzeże zalegli.
[37]
90. Takiém zwycięstwem oddział upojony
Ogniem i mieczem ściele sobie drogę.
Miastu, co nie ma murów ni obrony,
Niesie zniszczenie, i mord i pożogę.
O! pożałował ciężko Maur zgnębiony
Swéj zuchwałości! czuje ból i trwogę!
Przeklina boje starzec i zlękniona
Matka, tuląca niemowlę do łona.
91. W szybkiéj ucieczce na nic łuk i strzały,
Lecz wściekłym szałem Maur jeszcze szlak znaczy,
Miotając głazy, drewna, złomy skały —
Ostatni wybuch bezsilnéj rozpaczy!
Wnet rażon trwogą, śpieszy na ląd stały,
Opuszcza wyspę, już na nic nie baczy;
Szybko przebywa pas morskiéj gardzieli,
Co wyspę objął i od lądu dzieli.
92. Ale napróżno zbyt ładowne barki
Do brzegów lądu jak najprędzéj dążą,
W krętém korycie nie łatwy bieg szparki:
Już czerpią wodę, już ku głębiom ciążą;
Armatnie kule gruchoczą im karki
I wątłe statki w topieliskach grążą.
Tak to luzyjscy walczyli rycerze,
Tak złość i podstęp z ich rąk karę bierze.
93. Płyną zwycięscy z bogatą zdobyczą
Do swych okrętów stojących w oddali;
Mogą naczerpać wody, ile życzą,
Nikt już nie broni kryształowéj fali.
Maur straty swoje rozważa z goryczą,
Większa niż kiedy nienawiść go pali: —
Pamięć klęsk świeżych jedynie, niestety,
Do nowéj zdrady doda mu podniety.
94. Upokorzony rządca już gotowy
Z Luzytanami zawierać układy,
I zręcznie kryje jedwabnemi słowy
Żądzę odwetu, nienawiści jady.
A więc sternika śle według umowy,
Głęboko w piersiach tając zamysł zdrady,
Iż ten, którego daje w zakład wiary
Ma ich wieść na śmierć w te morskie obszary.
[38]
95. Właśnie miał Gama zwrócić się na wody
Zwyczajną drogą — i nawy swojemi
Przy zmianie wiatru, za dobréj pogody,
Szukać indyjskiéj upragnionéj ziemi;
Więc chętnie przyjął zapewnienia zgody,
Sternika witał słowy życzliwemi,
Posłom łaskawéj udzielił odprawy
I rozpiął żagle pod wiatr pędząc nawy.
96. Tak pożegnana — w państwo Amfitryty
Na wód kryształy płynie silna flota,
Śród cór Nereja[29] rozigranéj świty,
Którą ożywia wesoła pustota:
Wódz, który zdrady nie przypuszczał skrytéj,
Jaką w swém sercu uknuł Maur niecnota,
Pyta o kraje, wzdłuż których łódź bieży,
O ziemię Indyj bada go najszczerzéj.
97. Ale Maur wprawny we wszelkie wykręty,
Z natchnienia Bacha, którym zawiść władnie,
Nim cel osiągną — zdradliwemi pęty
Okuć ich pragnie lub pogrążyć na dnie;
I tak im Indyj maluje ponęty,
Każde pytanie tak rozstrzyga snadnie,
ZeŻe słuchający w ufności i wierze
Swą podejrzliwość uśpili rycerze.
98. Nie użył tyle zręczności, obłudy
Synon[30] przed laty, by zwieść Frygijczyków,
Jak ten Maur wyspy malujący cudy,
Gdzie Chrystus zdawna ma swych zwolenników.
Wódz, co go słuchał uważnie i wprzódy,
Teraz radośnych nie wstrzymał okrzyków:
Przyrzeka dary, bogate nagrody,
Gdy onéj ziemi dosięgnie bez szkody.
99. Do tego właśnie podły zdrajca mierzy,
O co bezpieczni proszą chrześcijanie:
Wié, że słynący z fałszu i łupieży
Muzułman wyspę objął w posiadanie:
Że śmierć, że zguba czeka na rycerzy,
Boć to nie słaby, co walczyć nie w stanie,
Mozambik — ale głośna ze swéj sławy
Groźna Quiloa[31] powita ich nawy.
[39]
100. I już wesoło zwinna flota rusza:
Ale bogini czczona na Cyterze
Wzburzyła morze, do odwrotu zmusza,
Od pewnéj śmierci ulubieńców strzeże;
Próżno łódź k’brzegom przystać się pokusza,
Już coraz daléj i daléj wybrzeże[32]:
Tak wiatr przeciwny z drogi ją odsadził,
Po któréj zdrajca ku zgubie prowadził.
101. Lecz Maur nikczemny, choć go niebo myli,
W zamiarach swoich nie cofa się wcale,
Na nową podłość wnet umysł wysili,
Przy swym zamiarze obstaje wytrwale:
„Patrz, wodzu — rzecze — patrz w morze w téj chwili,
Wkrótce nas siłą w dal uniosą fale
Ku innéj wyspie, gdzie — jak wieść powziąłem —
Chrześćjanie z Maury zgodnie żyją społem“.
102. Podłém oszustwem była mowa cała,
Którą chciał swoje przeprowadzić cele:
Wyspę, gdzie chrześćjan noga nie postała,
Mahometowi zajmują czciciele.
Ale się wodza ufność nie zachwiała,
Rozpina żagle, k’wyspie zmierza śmiele,
Lecz ich odpycha straż niebieskiéj pani
I zmusza stanąć zdala od przystani.
103. Była to wyspa tak od lądu blizka,
Że wązki kanał ledwo ją oddziela;
A po jéj brzegu nakształt widowiska
Szerokie miasto oczy rozwesela;
Rząd świetnych gmachów wzdłuż pobrzeża błyska
I swemi szczyty do góry wystrzela;
Starzec obecnie jest królem narodu:
Mombaza — imię i wyspy i grodu.
104. Z rozkazu wodza już statek zwrócono,
A w jego serce dziwna błogość wnika,
Ufa, iż spotka spółwyznawców grono
Wedle zdradliwych zapewnień sternika;
Lecz i od lądu łodzie dostrzeżono,
Król śle poselstwo, wié, kogo spotyka.
Bach nie zaniedbał przestrzedz go na czasie,
Innego Maura postać wziąwszy na się.
[40]
105. Poselstwo zda się zwiastunem przyjaźni,
Lecz w niém nienawiść ukrywa swe jady;
Z zamiarów wroga widać najwyraźniéj
Powtórny zamysł podstępu i zdrady.
Życie, tyś pełne niebezpieczeństw kaźni!
Tyś szlak niepewny, gdzie co krok zawady!
Gdziekolwiek człowiek utkwi swe nadzieje,
Nigdzie pewności — lada wiatr je zwieje.
106. Na morzu wichry, co wiodą k’rozbiciu,
Kędy wzrok zwrócisz — masz śmierć przed oczyma;
Na ziemi boje lub podstęp w ukryciu,
Nędza i trwoga w okowach nas trzyma!
Nigdzież spokoju tak krótkiemu życiu?
Nigdzież śmiertelnym wypoczynku niéma?
O niebo jasne! masz-że miotać gromy
Na owad ziemi tak wątły, znikomy?
|