<<< Dane tekstu >>>
Autor Luís de Camões
Tytuł Luzyady
Podtytuł Epos w dziesięciu pieśniach
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1890
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Adam M-ski
Tytuł orygin. Os Lusiadas
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pieśń dziewiąta.


1.  Próżno czas tracą dwaj wysłańce Gamy,
By zawrzéć pokój próżno dni marnują;
Chytrość im pogan wszędzie stawi tamy
I ich towary zbytu nie znajdują;
Ich ofiar, namów skutek wciąż ten samy,
Ale odkrywców Maury zatrzymują,
Zanim się zjawi z krainy dalekiéj
Flota corocznie płynąca tu z Mekki.

2.  Tam, gdzie nad fali Erytrejskiéj łonem
Ptoloméj dźwignął Arsynoi ściany[1],
Zowiąc imieniem siostry ulubionem
Gród z biegiem czasu Suezem przezwany,
W miejscu od portu niezbyt oddalonem,
Dziś leży Mekka, któréj muzułmany
Wsławili w świecie kąpiele i imię
Z czcią zabobonną śląc tłumy pielgrzymie.

3.  Jedda się zowie najbardziéj bogaty[2]
Z czerwonomorskich portów, który słynie
Handlem — skąd niegdyś niemałe intraty
Brali Sudany władce w téj krainie.
Stąd handlowemi związana traktaty,
Do Malabaru co rok flota płynie
I — oceanu przebywszy przestrzenie —
Zabiera Indyj wonności, korzenie.

4.  Na tę to flotę rachował Maur dziki,
Na jéj potęgę i statków rozmiary,
Że ona Luzy — swe współzawodniki
W handlu — wyniszczy mieczem lub pożary; —
I tak zaufał w one pomocniki,
Że już nie zważa na Luzów galary,
Pragnąc jedynie przytrzymać żeglarze,
Zanim się flota od Mekki ukaże.


5.  Lecz Ten, co rządzi ziemią i niebiosy,
Który wszechwiedzą swoją niezmierzoną
Trzyma w swych ręku śmiertelników losy,
Wiodąc do kresu, jak im przeznaczono:
Litości w jednym z Maurów zbudził głosy,
Natchnął współczuciem Monsaida łono —
I Maur z przestrogą pośpieszył do Gamy
A sobie przez to otwarł raju bramy.

6.  Inni nie strzegli przed nim tajemnicy,
Mając za swego jednéj z niemi wiary,
Słuchał, co knuli owi okrutnicy,
Przeniknął podłe, srogie ich zamiary:
Nieraz stojące długo na kotwicy
Zwiedzał on statki — dziś z żalem bez miary
Myśli nad zgubą, jaką bez ich winy
Gotują Luzom saraceńskie syny.

7.  On roztropnego Gamę ustrzedz śpieszy,
Że tu Araby co rok płyną z flotą,
Że jak narzędziem zemsty Maur się cieszy
Przyjściem tych ludzi, którzy Luzów zgniotą:
Że na tych statkach prócz żołnierskiéj rzeszy
Gromy Wulkana pociskami miotą;
Wobec nich statki drogą skołatane
Mogłyby uledz i ponieść przegrane.

8.  Gama uważał, że właśnie pogoda
Sprzyja podróży i do drogi skłania,
Zwątpił już, by się dała zawrzeć zgoda
Z królem dzielącym mahometan zdania;
Tylko mu Diega i Alwara szkoda,
A więc powrotu śle im rozkazania,
Lecz — aby wrogi zawad nie stawili —
Każe z tém kryć się do ostatniéj chwili.

9.  Próżno. Mkną wieści mimo tajemnicy
I w krótkim czasie po grodzie rozbrzmiały,
Ujęci obaj Gamy wysłannicy
Właśnie gdy miejskie opuszczali wały.
Lecz na słuch o tém Gama z błyskawicy
Szybkością — kupców porywa tłum cały,
Co k’niemu zysku nadzieją znęceni
Przybyli z kupią kosztownych kamieni.


10.  Byli to ludzie szanowni, bogaci,
Z domów odwiecznych znanych w Kalikucie;
Wnet poczuł cały gród, jak drogo płaci
Ich uwięzieniem za Luzów okucie.
Tymczasem w łodziach śród żeglarskiéj braci
Ruch — skrzypią windy i bloki w obrocie,
Ą silne barki i dzielne prawice
Ściągają liny, zrywają kotwice.

11.  Inni po sznurach wdrapują się żwawo
I hałaśliwie żagiel się rozpina;
Aż wieść do króla leci z wielką wrzawą,
Jak szybko flota zbierać się zaczyna.
Żony i córki jeńców jęcząc łzawo
Z krzykiem obiegły dworzec Samorina;
Cały tłum prośby do pana kołata;
Tym grozi ojców, tym małżonków strata.

12.  Wnet uwolnieni luzyjscy żeglarze,
I z wielkim żalem Maurów zagniewanych
Wszystkie towary król im wydać każe,
Byle mu jego zwrócono poddanych:
Nawet z wymówki śle swe dygnitarze.
Wódz chętniéj przyjął swych druhów oddanych
Niźli wymówki; w części wraca stratę,
Gdy z resztą pędzą w dal statki skrzydlate.

13.  Płyną żeglarze zdala od wybrzeży,
Zrozumiał Gama, że próżno czas trwonił,
Szukając z władcą pogańskim przymierzy,
Związków handlowych, których wróg mu wzbronił..
Lecz wié już teraz kędy Indja leży,
Już kraj Jutrzenki przed nim się odsłonił,
I z dobrą wieścią ku ojców krainie
Z pewnemi odkryć swych dowody płynie.

14.  Kilku uwozi téż Malabarczyków,
Zabranych gwałtem posłów Samorina,
Co odwozili Luzów niewolników.
Ma pieprz palący, jest dziwna roślina[3]
Z wysp Bandy — gałka i kwiat — dość gwoździków,
Z których Moluckich wysp słynie kraina,
Jest i wonnego zapas cynamonu
Bogactwo, chluba i krasa Cejlonu.


15.  Całéj téj sprawy obrót tak szczęśliwy
Monsaidowi głównie zawdzięczano,
Co poznał, natchnion anielskiemi wpływy,
Treść w Ewangielii księgach zapisaną.
Synu Afryki, jak Bóg miłościwy K’tobie!
Jak z mroku duszę twą wyrwano!
Jak bez ojczyzny długo los cię miota,
Aby w prawdziwéj w końcu przywieść wrota.

16.  Rzuciwszy kraje, gdzie skwarzy żar słońca,
Szczęśliwe łodzie kierują swe przody,
Gdzie kres południa z natury znacząca
„Dobréj Nadziei“ ziemia sterczy z wody;
Lecz flota wieści pomyślne wioząca
Lizbonie z wschodnich ziem — jeszcze przeszkody
Wielkie ponosi od pogody zmiennéj,
Dzisiaj burzliwéj, a jutro promiennéj. —

17.  Słodkaż to radość wrócić do ojczyzny,
Powitać krewnych i drogie penaty,
Gwarzyć o ludach dalekiéj obczyzny,
Malować różne kraje i klimaty;
Zbierać nagrody za trudy i blizny,
Plon prac i przygód wysłużony laty,
I czuć w słuchaczach śród wątku powieści
Zachwyt, którego zda się pierś nie zmieści. —

18.  Przez długie lata stróżka i mistrzyni,
Za życzliwego gienjusza przydana,
Przychylna Luzom Cypryjska bogini
Dzisiaj z natchnienia Wszechmocnego Pana,
Chce im dać uczuć, jak słodką się czyni
Po długich trudach sława pozyskana,
Pragnie im obraz dni szczęścia przedstawić
I serca smutnych wędrowców zabawić.

19.  Za to iż długo przeciwność zbyt sroga
Przez mórz szerokich goniła ich łona,
Za to, co znieśli od gniewnego Boga,
Co zrodzon w Tebach, grodzie Amfijona[4]
Dawno w jéj sercu powstała chęć błoga,
By ich wytrwałość była nagrodzona,
By odpoczynek dać im w państwie wodném
Na fal krysztale płynnym i łagodnym.


20.  Niech w końcu wytchną, użyją ochłody,
Co wycieńczonym dawne siły wraca,
Niech dziś żeglarze doświadczą nagrody
Za trud, co życie, i tak krótkie, skraca.
Wnet przez boginię przyzwan syn jéj młody,
Którego władza byt ludzki ozłaca
I bóstwa zmusza zstępować na ziemię,
A zaś w niebiosa wznosi ziemian plemię.

21.  Już plan gotowy i boska Wenera
Na oceanu rozległéj przestrzeni
Wyspę cudownéj piękności wybiera,
Zdobną kobiercem kwieci i zieleni.
Jedną z wysp, jakich niemało zawiera
Kraj wschodu, który jutrzenka rumieni,
Ale zdaleka od owych wybrzeży,
Gdzie Herkulowych wrót granit się jeży.

22.  Tam czekać będą piękne wód dziewice,
Nim bohaterów przygonią k‘nim losy,
Wszystkie prześliczne, każdéj cudne lice
Rozkosze oczom — sercu niesie ciosy;
Śród tonów, śpiewów, przy słodkiéj muzyce
Wenera skrycie budzi uczuć głosy,
I w sercach dziewic nieci czułą tkliwość,
Która podnosi wybrańców szczęśliwość

23.  Tak gdy Eneasz, syn Anchizesowy,
Na swych okrętach płynących z pod Troi
Stanął na dworze przebiegłéj królowéj,
Co skórą wołu kres dzierżawy swojéj
Znaczyła — Wenus władzy Kupidowéj
Również przyzwała, którą jéj moc stoi,
I chcąc, by przybysz był godnie uczczony,
Skrę ognia w serce rzuciła Dydony.

24.  Teraz zaprzęga ptaki, z których łona
Przy skonie pieśń się cudowna wydziera,
I one drugie, w których kształt zmieniona
Rwąca stokrocie młoda Perystera.[5]
Gdzie przemknie pani ich skrzydły ciągniona
Echem całunków tętni cała sfera:
Gdzie rydwan przejdzie, uciekają chmury
I wiatry cichną i świecą lazury.


25.  I już zawisła nad wierzchołkiem Idy,
Gdzie syn jéj Łucznik właśnie miał zabawę,
Kędy mnogiemi otoczon Kupidy
Przeciwko światu gotował wyprawę;
By skarcić grzechów światowych ohydy,
Przeciw miłości występki nieprawe;
On, który miłość dał ludzkości w darze,
Pomści skalane czci swojéj ołtarze. —

26.  Patrzy — tam młodzian jak Akteon nowy[6]
Pędzi do dzikich igrzysk tak namiętny,
Że byle ścigać zwierza — już gotowy
Gardzić miłością, rząd ludźmi mu wstrętny:
Padnie nań wyrok, słodki lecz surowy,
Wdzięk mu Dyany targnie serca tętny:
A szczęśliw jeszcze, gdy nie zginie marnie
Rozszarpan przez swą ukochaną psiarnię.

27.  Tam, jak szeroki świat, widzi książęta
Mało troskliwe ku publicznéj rzeczy;
Jak każdy tylko o sobie pamięta,
W sobie się kocha, siebie ma na pieczy:
Jak mnoga rzesza po dworach przyjęta
Kala się fałszem, świętéj prawdzie przeczy
Pochlebstwem, które niby zielsko głuszy
Ledwo wykwitły kłos monarszéj duszy.

28.  Ci, co lud garnąć winni, żyć z biedotą[7]
I miłosierdzie pełnić każdéj pory,
Sięgają tylko po władzę i złoto,
Sprawiedliwości słoniąc się pozory:
Obłudą jest ich surowość, nie cnotą,
Głos ich praw zawsze do ucisku skory;
Milkną nikczemnie w obliczu korony
Ich tak niezłomne dla gminu zakony.

29.  Słowem, gdzie spojrzéć, nikt cnoty nie strzeże,
Niecne jedynie krzewią się zamiary:
Ha! więc czas wreszcie, iż ludzkość odbierze
Wielce surowe, ale słuszne kary.
Amor ministry zwie, zleca rycerze
W bitne zastępy zebrać pod sztandary,
Ufny, iż dzielność ich walecznych dłoni
Niekarne tłumy znów do stóp mu skłoni.


30.  Wielu z téj drobnéj a skrzydlatéj świty
Już przygotowań jęło się roboty:
Jeden stalowe zaostrza dziryty,
Inny osadza na drzewcach strzał groty.
I chór cudowny wzbija się w błękity,
Pieśni przy pracy dodają ochoty;
Dźwięczna melodja z słów pięknością równą
Tworzą harmonją anielską cudowną.

31.  Gdzie nieśmiertelna iskrzy się kuźnica,
Kują cię ciągle strzał ostrza raniące;
Tu się nie drzewem ognisko podsyca,
Tu płoną serca żywe i drgające;
A ta, gdzie groty hartują, krynica,
To łzy kochanków nieszczęsnych ciekące:
Tu wre żar ciągły, który swoim skwarem
Pali nas wiecznie nie niszcząc pożarem!

32.  Jedni zawczasu doświadczają ręki,
Na sercach grubych, nieczułych jak skały:
I wnet w powietrzu rozległy się jęki
Z piersi ranionych okrutnemi strzały:
Więc biegły cudne nimfy koić męki
Ale ich dłonie w serca rannych lały,
Wraz z życiodawczym, kojącym balsamem
Uczucia dotąd nieznane im samym.

33.  Jedne z nich piękne, inne szpetne były,
W miarę jak różny rodzaj ran wymaga;
Cierpki antydot zatryśnięty w żyły,
Przeciwdziałaniem nieraz jad przemaga.
Wielu kajdany krzepkiemi obwiły
Słów czarodziejstwa jak zaklęcia maga:
A takich zwłaszcza, którym się dostały
W sok tajemniczych traw nurzane strzały.

34.  Te na los szczęścia pociski miotane,
Te srogie groty w ręku nazbyt miodem,
Pomiędzy nędzny tłum ludzki zbłąkane,
Dziwacznych uczuć stają się powodem:
W starożytności już przykłady znane,
Zdrożnych popędów między ludzkim rodem;
Byblis i Myrra świadczą to z kolei,
Młodzian w Asyrji i w ziemi Judei.[8]


35.  O możni świata! przeciwko pasterce
Nieraz daremnie pierś zbroją kryć chcecie;
Gminny kochanek umié zdobyć serce
Pań — kiedy Wulkan rzuci na nie siecie.
Ci łakną nocy w miłosnéj rozterce,
Ci się po murów, po dachów pną grzbiecie;
Lecz mojém zdaniem, onych zboczeń wina,
Grzechem Wenery jest raczéj niż syna.

36.  Już na łąk zieleń spuściły kolasę
Srebrne łabędzie ruchy łagodnemi,
Z śnieżną lic bielą łączącą róż krasą
Bogini — szybko zstępuje ku ziemi.
Łucznik, co niebian śmie wyzywać rasę,
Wita ją wesół z Kupidy swojemi,
Którzy gromadnie skupiają się przy niéj,
Całując ręce swéj ślicznéj władczyni.

37.  Cypryda chwili nie chcąc tracić marnie,
Ufne do syna wyciąga ramiona,
I tkliwie szepce i w objęcia garnie:
„O ty, na którym moc ma utwierdzona,
Źródło potęgi méj, ty co się bezkarnie,
Najgrawasz z gromu, który zgniótł Tyfona,
Dziś się z ufnością uciekam do ciebie,
Byś mi był wsparciem w szczególnéj potrzebie.

38.  „Znasz ciężkie losy Luzów. Dawno jużby,
Musieli zginąć bez mojéj opieki.
Strzegłam ich, mając Park niemylne wróżby,
Iż mię czcić będą i wielbić na wieki;
A przeto jeszcze miłe mi ich służby,
Iż Rzymian widzę w nich obraz daleki;
Więc ku ich szczęściu złączmy, synu miły,
Nasze potęgi, wszystkie nasze siły.

39.  „Za to, co w Indjach znieśli przez pogany,
I przez ohydne zasadzki Bachowe,
Lub kiedy morskie wzburzone bałwany,
Im otwierały otchłanie grobowe:
Niech ten sam, wiecznie groźny, rozhukany,
Ocean — łodzie przytuli Luzowe;
On, świadek trudów walecznych żeglarzy,
Niech dziś ich szczęściem i chwałą obdarzy.


40.  „Dlatego pragnę, byś się ich użalił,
I groty twemi w córach Nerejowych
Ogień miłości ku Luzom zapalił,
Ku tym odkrywcom mórz i światów nowych;
Zwij je ku mężom, których los ocalił,
Na wyspę, com ją z wód oceanowych
Głębi — dźwignęła wysoko nad fale,
A Zefir z Florą odzieli wspaniale.

41.  „Niech Nimfy uczty zastawią rozliczne,
I wonne wina i kwieci bez miary,
I w kryształowych dworcach łoża śliczne,
Lecz mniéj ponętne niźli ich lic czary;
Niech wynajdują niezwykłe a liczne
Rozkosze — płonąc miłosnemi żary,
Niech w końcu wszystko czynią w szczeréj chęci,
Co urok rzuca i źrenice nęci.

42.  „Niech kraj Neptuna, ta moja kołyska,
Wyda ród dzielny a piękny z oblicza,
Niech stąd ma przykład złośliwa i nizka,
Ziemia — przeciwko tobie buntownicza;
Niech wié, iż nic tu obłuda nie zyska,
Iż mur z djamentu tarczy nie użycza:
Bo jakież siły oprzéć-by się śmiały
Tobie, coś zatlił nawet mórz kryształy?“

43.  Gdy tak mówiła — zachęcon jéj słowy
Syn — już do walki wre pełen ochoty;
Każe podać łuk z kości słoniowéj,
I swoje strzały z złoconemi groty.
Matka go wzywa na wóz już gotowy,
Z rozkosznym giestem, z słodkiemi pieszczoty,
I puszcza cugle ptakom, co przed laty
Pieśnią płakały Faetona straty.[9]

44.  Lecz Amor rzecze, iż trzeba koniecznie
Wprzód zjednać słynne bóstwo dla wyprawy,
Farmę, co chociaż nieraz staje sprzecznie
Lecz nieraz dzielnie wsparła jego sprawy.
Jest to olbrzymia postać, w locie wiecznie,
Organ kłamstw, prawdy, i hańby i sławy,
Stuoczna, skrzydłem o wszystko potrąca,
A czego dojrzy — głosi z ust tysiąca.


45.  Ledwie przyzwana a już świat obiega.
Jéj głos donośny z dźwięcznéj trąby tony
Brzmi sławą Luzów od brzega do brzega,
Jak dotąd jeszcze nikt nie był wielbiony.
Już po mórz głębiach jéj głos się rozlega,
I w ciemnych jaskiń przedziera się schrony:
Wraz z prawdą głosi to, co z wieści słyszy,
A łatwowierność w ślad jéj towarzyszy.

46.  Ten świetny rozgłos, tak wielkie pochwały,
Gdy wnikły w morskich mieszkanek siedliska,
Niechęć przez Bacha wzniesioną złamały,
Już z Nimf niejedna ku miłości blizka.
Pierś niewiast łatwo uczuwa zapały,
Gdy bohaterstwem kto cześć ich pozyska;
Dziś już srogością zwą i okrucieństwem,
Uciskać zacność a pogardzać męstwem.

47.  Tymczasem z ręki zdradnego chłopczyny
Lecą strzał grady, że aż jęczą tonie:
Ta w lot burzliwe przebija głębiny,
Ta krąży, ślizga się, nim w głąb utonie:
Bronią westchnień ognistych seciny
Ranione Nimfy, żar czujące w łonie;
Nie znają lubych swych jeno po sławie,
Lecz ta maluje ich jakby na jawie.

48.  Coraz potężniéj napina łuk biały
Niepowstrzymana, silna dłoń łucznika,
Bo piękną Tetys chce zranić zuchwały,
Zgniewany na nią, iż mu wciąż umyka.
Już mu z kołczana wyszły wszystkie strzały,
Lecz tylko ranne Nimfy wzrok spotyka,
I jeśli w piersiach ich skra życia gości,
To — by czuć miłość i konać z miłości!

49.  O! dajcie dostęp, wy modre kryształy!
Oto z lekami Wenera przybywa,
Wskazując w dali wzdęty żagiel biały,
Co po Neptuna fal grzbietach nadpływa:
A ty miłości, wzmóż wrzące zapały,
Przed tobą skromność niewieścia wstydliwa,
Niechaj ustąpi — jéj lęk w dziewic duszy
Słodką namową niech Wenus zagłuszy.


50.  Już się zebrały wdzięcznym korowodem,
Córy Nereja — i liczną drużyną,
W uroczych pląsach za pani przewodem,
Ku ukazanéj przez nią wyspie płyną:
Piękna udziela rad w tém gronie młodem,
Dla niéj tysiące przygód nie nowiną,
A w téj zwalczonéj przez miłość gromadce
Nietrudno posłuch miéć Amora matce.

51.  Po oceanu niezmiernéj bezbrzeży
Mknie chyża flota do ojczyzny miłéj,
Jeszcze zaczerpnąć pragnie wody świeżéj,
By jéj zapasy na drogę starczyły:
Gdy nagły widok wędrowców uderzy,
Cudną źrenicę ich wyspę zoczyły,[10]
Nad którą matka Memnona z przestrzeni
Górnych — rozkosznym blaskiem się promieni.

52.  Jak biały żagiel, który wietrzyk goni,
Popycha Wenus po morskiém przezroczu,
Ten ostrów pełen zacisznych ustroni.
By go żeglarze nie tracili z oczu;
By upragniony port dojrzeli oni,
I nie rzucili szczęścia na uboczu,
Do biegu naw ich po wodnéj otchłani,
Kieruje wyspy ruch wszechmocna pani.

53.  Lecz gdy żeglarzy wzrok już przykowała,
Wnet ją tak stałą, nieruchomą czyni,
Jak przed Latoną niegdyś Delos skała,
Kolebka Feba i Djany łowczyni.[11]
Wnet krając nurty pędzi flota cała,
Do portu wyspy, jak życzy bogini,
W zatokę wklęsłą, cichą, gdzie żwir biały
Barwiste muszle gęsto usypały.

54.  Na téj rozkosznéj wyspie i wesołéj
Trzy spore wzgórza wystrzelają śmiało,
Różnobarwnemi przyodziane zioły,
Urocze kształtem, z postawą wspaniałą:
Przezrocze strugi spadają na doły,
Z ich czół, zielenią strojnych wybujałą:
Śród białych głazów z szumem mkną daleko,
Aż w końcu wszystkie w jedno miejsce ścieką.


55.  W cudną dolinę, kędy się rozlewa
Wielkie jezioro w skalistym basenie,
I w nadzwyczajne wdzięki się odziewa
I wszystkie w siebie przyjmuje strumienie:
Ponad brzegami gęsto rosną drzewa
I chylą czoła nad modre przestrzenie,
I zakochane we własnéj urodzie,
Pragną się przejrzeć w kryształowéj wodzie.

56.  Inne strzelają w górę; tu jabłonie
Wonnym owocem przynęcają oczy,
Tu pomarańczy złota kula plonie,
Koloru Dafny złocistych warkoczy,[12]
Tu znów cytryna pochyliła skronie,
Tak ją do ziemi złoty ciężar tłoczy;
Owdzie woń zioną limony nadobne,
Okrągłe, piersi dziewiczéj podobne. —

57.  Niby kędziory zieleni gęstwina
Kryje wzgórz czoła, krzewy leśne, drzewa,
Wawrzyn, kochanek boga Apolina,
I Alcydowa topola powiewa;
Mirty Wenery, Cybeli sośnina,[13]
Co Atysowe przygody opiewa:
Wreszcie cyprysy smukłe, których szczyty,
Rzekłbyś, iż pragną wzbić się aż w błękity.

58.  Tu, pod tém niebem, hojna dłoń przyrody,
Tutaj Pomona mimo darów wiela,
Nie zna, co trudów uprawy zachody,
Lecz owoc smakiem wytrawnym obdziela;
Tu kraśna wiśnia, tam smutnéj przygody
Pamiątka — morwa żałobna wystrzela;[14]
Tam znowu jabłka perskie, co tu rodzą
Lepiéj niż w kraju, z którego pochodzą. —

59.  Granat odkrywa szkarłat swego łona,
Przy którym rubin przygasa zaćmiony;
Tam z objęć wiązu winorośl zwieszona,
Z szmaragdowemi łub kraśnemi grony. —
I ty, o gruszko cienka, wydłużona,
Któréj smak wielce ptakom ulubiony;
Ich to ukłócia, ich chciwość zażarta,
Zdradziły smak twój, wskazały, coś warta.


60.  Rzekłbyś, iż w całéj dolinie usłany
Kobierzec kwiaty haftowan cudnemi,
Stokroć cudniejszy niż miękkie dywany,
Utkane w perskiéj oddalonéj ziemi.
Tu narcyz w krasie własnéj rozkochany
Główkę nad wody pochyla jasnemi:[15]
Tam syn i wnuczę Cynira rozkwita,
Po którym dotąd wzdycha Afrodyta.[16]

61.  Jednakie barwy na ziemi i niebie,
Że trudno było rozeznać w téj dobie,
Czy jutrznia kwiatom daje blaski z siebie,
Czyli przeciwnie odbija je w sobie?
Przez cię, o Floro, Zefirze, przez ciebie,
Barwa miłości gra w fjołka ozdobie,
A róża płonie uroczym rumieńcem,
Jaki zwykł błyskać na licu dziewczęcem.

62.  Wstydliwe lilje, ranną rosą zlane,
Waszém są dziełem, i kwiat macierzanek,
I ten, na którym żale wypisane
Feba — hijacynt — Febowy kochanek:[17]
Tak wyspę w owoc i kwiaty wiośniane
Niby na wyścig stroi dłoń niebianek:
W powietrzu ptastwo tnie piosnki w zawody,
Po łąkach skaczą rozigrane trzody.

63.  Nad brzegiem stawu łabędź pieśń swą roni,
Z pod drzew gałęzi słowik wdzięcznie wtórzy:
Na widok rogów swych odbitych w toni
Wodnych zwierciadeł — Akteon nie tchórzy:
Trwożna gazela w gąszcze się nie chroni
I rączy zając hasa u stóp wzgórzy;
Ptaszęta, których tu strzały nie płoszą,
Do gniazd wesoło żer pisklętom znoszą.

64.  Do tego raju — na swoich galarach —
Jak nowe Argonauty Luzy wchodzą,
Gdzie po dąbrowach i kwietnych obszarach
Niby niedbale piękne bóstwa brodzą:
Te przygrywają na słodkich cytarach,
Te z harf i fletni wdzięczny ton wywodzą,
Owa — na zwierza niby — spina złoty
Łuk, chociaż nie ma do łowów ochoty.


65.  Przez doświadczoną wprawione mistrzynię,
Tak w rozproszeniu po dolinie błądzą,
Wiedząc, iż chłód ich na rycerzy wpłynie,
Aby tém żywszą zapłonęli żądzą.
Są, — co w harmonję form ufne jedynie —
I co się na to dość pięknemi sądzą,
Aby bez osłon na prześlicznych ciałach,
Kąpać się nago w przezroczych kryształach.

66.  A marynarze za ziemią stęsknieni,
Już się wybrali na wyspy wybrzeże,
I polowania nadzieją znęceni,
Do leśnych łowów gotują się szczerze;
Ach, nie wiedzieli, jak będą zdumieni!
Ze na nic arkan, na nic im obierze,
Bo inna zdobycz, bo czary i wdzięki,
Czekają na nich z Erycyny ręki.

67.  Ufni w swe kusze i muszkiety celne,
Z których się wkrótce nie jeden strzał pośle,
Gotując łaniom pociski śmiertelne,
Jedni się śmiało rzucają w zarośle,
Innych cień nęci i ścieżki udzielne
Śród ciemnych gajów wybujałych wzniośle,
I kręte strugi, co cicho, uroczo,
Po srebrnych żwirach na łąkę się toczą.

68.  Wtém między drzewy mignęły kolory,
Wpośród zieleni coś nagle zaświeci;
A wzrok rycerzy mógł wydać sąd skory,
Iż to nie barwy róż, ni innych kwieci;
Lecz miękka wełna, jedwab’ różnowzory,
Strój, co podnosi wdzięk i miłość nieci,
Więc go przywdziewać zwykły ludzkie róże,
Chcąc sztucznym wdziękiem przyjść w pomoc naturze.

69.  Velloso zdumion radośnie wykrzyka:
„O towarzysze, dziwneż tutaj łowy!
Jeśli się bóstwa na ziemi spotyka,
Jak w dawne wieki — to im te dąbrowy
Służą. — Zaiste, umysł śmiertelnika,
Co chwila jakiś dziw odsłania nowy;
I tysiąc cudów nieraz zazdrościwa
Przed niebacznemi przyroda ukrywa.


70.  Ścigajmy bóstwa! W pogoń, przyjaciele!
Złudą czy prawdą są? — dojść nam należy.“
Rzekł — i wnet szybszy nad rącze daniele,
Skacze przez strugi, po dolinie bieży.
Już wszyscy Nimfy śród drzew gonią śmiele;
Te umykają niby od rycerzy,
Ale nieznacznie ze śmiechy i żarty,
Zwalniają biegu przed takiemi charty.

71.  Téj wietrzyk rozwiał splot złoty warkoczy,
Innym unosi cieniuchne sukienki:
Żar pała w sercach, gdy staną przed oczy
Te ciał śnieżystych odsłonione wdzięki:
Jedna upadła niby, znów poskoczy,
Słodycz nie gniewy świeci z ócz panienki,
Kiedy ścigana śród piaszczystéj smugi,
Przed prześladowcą swym staje raz drugi.

72.  Niektórzy trafem zabłądzili w stronę,
Gdzie bez szat piękne Nimfy się kąpały:
Wnet się rozległy krzyki przerażone,
Jakby je zdumił napad tak zuchwały.
Jedne, udając przestrach, obnażone,
Na wstyd nie bacząc w zarośla leciały,
Lecz je ciał białość zdradza przed pogonią,
Przed żądném okiem i spragnioną dłonią.

73.  Inna z rumieńcem Dyany wstydliwéj
Głębiéj pod wodę zanurza swe ciało,
Téj znowu pilno schwycić niecierpliwéj
Odzienie, które na brzegu zostało.
Wtém, jeden junak młody, urodziwy,
Jak stał w odzieży, (dużoby zabrało
Czasu zwlec odzież,) śmiało skacze w tonie,
Niosąc w nie ogień, którym sam już płonie.

74.  Jak wyżeł zmyślny a wrzącéj natury,
Co postrzelone ptastwo na jeziorze,
Zwykł brać — pogląda bacznie w lufę, z któréj
Kaczkę lub czaplę łowiec na cel bierze,
I nim strzał padnie, pewien łupu z góry,
Skacze w głąb’, płynie i szczeka — tak szczerze,
Junak po fali goni za dziewicą: —
Szczęsny — nie była Febową siostrzycą.[18]


75.  Leonard, żołnierz dzielny i waleczny,
Zręczny, rycerski, w uczuciach namiętny,
Choć mu w miłości los dotąd był sprzeczny,
Zawsze jednako przetrwał ku niéj chętny;
Wierzył on stale, iż w sprawie serdecznéj,
Był nieszczęśliwy, Kupidowi wstrętny,
Jednak nie tracił téj nadziei błogiéj,
Iż swą stałością przemoże los srogi.

76.  I teraz szczęścia chciał probować goniąc
Efirę, wdzięków jaśniejącą zbiorem,
Lecz co najsroższa z dziew, pragnęła stroniąc,
Wartość wrodzoną podwyższyć oporem.
Rycerz znużony biegiem — skargę roniąc —
„O ty — zawoła — coś jest wdzięków wzorem,
Srogość niegodna ciebie, czyżbyś chciała
Duszę oddaną tobie wygnać z ciała?

77.  „Znużone biegiem na łaskę się zdały,
O czysta nimfo, wszystkie drużki twoje:
Ty jedna pędzisz — czyjeż usta śmiały
Zdradzić ci los mój, iż dręczysz nas dwoje?
Jeśli zły gienjusz, co zawsze wytrwały,
Gdzie się obrócę, dąży w ślady moje,
O! nie wierz, piękna, w kłamliwe wyrazy:
On mnie samego zwodził tysiąc razy.

78.  „O nie chciej dłużéj mnie ni siebie dręczyć;
Jeśliś się bała, że-ć śmiałek uściska,
Nie znasz méj doli — mogę ci zaręczyć,
Iż los mi nie da dosięgnąć cię zblizka.
Gdybyś ty sama pragnęła się zmiękczyć,
Los jakieś nowe wymyśli igrzyska,
I na ostatku tém się zawsze skończy,
Iż mur zazdrośny z szczęściem mię rozłączy.

79.  „O nie uciekaj, nie uchodź przedemną!
I niech czas za to wiosnę dni twych zdłuży!
Wstrzymaj krok lekki — tém jedném moc ciemną
Złamiesz, tę siłę, co me szczęście burzy.
Mocarz, przed którym moc wojsk jest daremną,
I do złamania przeznaczeń nie służy,
Jeśli się zechcesz powstrzymać w zapędzie,
On tak potężny — wnet porażon będzie.


80.  „Czyż tobie wzmagać srogość jego ciosów?
Grzechem jest pomoc silnym udzielona.
Wolne me serce z woli wzięłaś losów,
Puść je — a szybcej pomkniesz wyzwolona.
Czyż ci nie cięży u złotych twych włosów.
Ta nędzna dusza moja uwieszona?
Czy może szczęścia godzina się zbliża,
I ciężar mniejszy, iż pędzisz tak chyża?

81.  „Ta mię jedynie nadzieja dziś żenie,
Że albo sprzykrzysz tak wielkim ciężarem,
Lub smutną gwiazdę, czarne przeznaczenie
Moje — lic cudnych zdołasz zmienić czarem?
Ty zwalniasz biegu — O! czy nie złudzenie?
Czyżby cię Amor dotknął swoim żarem?
O dziewo śliczna — ten grot w piersi twojéj,
Niżem śmiał marzyć, więcéj mnie upoi.“

82.  Wzruszona smutkiem tego, co ją goni,
Już coraz wolniéj ucieka dziewica,
Chce słuchać pieśni, co tak słodko dzwoni,
Skarga miłosna ucho jéj zachwyca.
Z lubym uśmiechem, z pogodą na skroni,
Jasne, niebiańskie, zwracając doń lica,
U stóp się swego zwycięscy zachwiała,
Który nadziemską miłością k’niéj pała.

83.  O ileż błagań rozniosło się z echy,
I pocałunków namiętnych śród cienia
Drzew! ile gniewów skończonych uśmiechy,
I niewymownych pieszczot upojenia!
Ranek w uciechach i dzień niósł uciechy,
Które rozkoszą Wenus rozpłomienia,
Lepiéj ich doznać niźli w pieśni świadczyć,
Lecz ten opiewa, kto nie mógł doświadczyć.

84.  Tak śliczne Nimfy urocze godziny,
Spędzały zgodnie z swemi ulubieńce,
Włosy im zdobiąc w zielone wawrzyny,
W złote korony i kwieciste wieńce;
Aż uroczyste czyniąc zaślubiny,
Jako małżonkom dały białe ręce,
I obie strony zaprzysięgły sobie
Wieczystą przyjaźń w każdéj życia dobie.


85.  Najstarsza z grona, Tetyda, przed którą
Cała Nimf rzesza korzy się dziewicza,
Jako jest Westy i Coelusa córą,
Co snadnie poznać z boskiego oblicza;
Ta, co ląd, morze, świat z całą naturą,
Cudy napełnia, — dziś Gamie użycza
Łask, jak zasłużył — sobie go wybrała,
I jako pani przyjmuje wspaniała.

86.  Daje mu poznać łagodnym wyrazem,
Wdzięk niewymowny łącząc do wymowy,
Iż jest zesłana za wyższym rozkazem,
Z woli wyroku niezmiennéj osnowy;
By ziemi bezmiar odsłonić mu razem,
I mórz nieznanych i niebios budowy
Odkryć tajniki — i przyszłość wywróżyć,
Na co mógł tylko jego lud zasłużyć.

87.  I dłoń podaje i wiedzie z ochotą
Na szczyt wyniosłéj a cudownéj góry,
Gdzie gmach z kryształu przybrany we złoto,
Cudnemi kształty wznosi się w lazury.
Tu im w zachwytach niebiańską pieszczotą,
Większa połowa dnia zbiegła bez chmury,
Tetys we dworcu tonie w upojeniu,
Gdy inne Nimfy śród łąk i drzew cieniu.

88.  Tak bohaterstwo przy boku piękności,
Dzień prawie cały w upojeniu spędza,
Słodkiéj, rozkosznéj, nieznanéj radości,
Którą się długa wynagradza nędza:
Tak zawsze w końcu męstwu i zacności,
Świat ten wysokich nagród nie oszczędza,
Darząc tém, na co zasługa ma prawo,
Głośném imieniem i szeroką sławą.

89.  Te śliczne Nimfy mórz z Tetydą razem,
Anielska wyspa na wodnym błękicie,
Nie są czém inném jeno czci obrazem,
Co bohaterskie opromienia życie:
Sławy zdobytéj zwycięskiém żelazem,
Tryumfów, laurów wierne to odbicie,
I palm zasługi emblemat wspaniały,
I wielkich czynów i promiennéj chwały:


90.  Ci nieśmiertelni, których Starożytność
Śród gwiazd Olimpu umieszczać lubiła,
Aż tam się wznieśli przez dzieł swoich szczytność,
Które po świecie Fama rozgłosiła:
Przez męstwo, jakiém znaczyli swą bytność,
Przez trudy wielkie — a ścieżka im miła,
Był to szlak cnoty, tak twardy dla nogi,
Lecz w końcu gładki i łatwy i błogi.

91.  Im się to jasne otwarły lazury,
Za nieśmiertelnych czynów dokonanie,
Za dzieła, kunszta już boskiéj natury,
Lecz przez nich w ludzkim dopełnione stanie:
Jowisz, Apollo, i Mars i Merkury,
Enej, Kwirynus i obaj Tebanie,
Juno, Pallada, Ceres, Djana śmiała —
Wszyscy nosili wątłe ludzkie ciała.

92.  Lecz trąba Famy tysiącznemi głosy,
Dziwnemi w świecie ochrzciła ich miany:
Bogi, pół-bogi, gienjusze, herosy,
I opiekuny krajów i tytany.
O wy, co sławy cenicie rozgłosy.
Gdy chcecie słynąć pomiędzy ziemiany,
Wstańcie, próżniaczy sen strząśnijcie z powiek,
Przez który w więzy okuty duch-człowiek!

93.  Chciwości waszéj rozłóżcie wędzidło,
Uśmierzcie pychę obmierzłą, złowrogą,
Co tysiąc razy swą mocą obrzydłą
Podłej tyranji popycha was drogą:
Czyż złoto, czyliż zaszczytów mamidło,
Prawdziwą wartość ludzką podnieść mogą?
Wzniośléj jest stokroć miéć u losu długi,
Niż wszystko posiąść bez własnéj zasługi.

94.  W pokoju słuszne stanówcie statuta,
Co przed możnemi ubóstwo osłonią;
Lub rzesza w zbroje błyszczące zakuta,
Niech Saraceny dzielną gromi dłonią:
Utwierdźcie wielkość państwa — a odczuta
Będzie przez wszystkich; — losy ku wam skłonią,
Wedle zasługi, skarby i oklaski,
Co życie w takie oblekają blaski.


Kochacie króla — wzmóżcież blask korony:
Czy go wesprzecie roztropnemi rady,
Czyli orężem, co w świecie wsławiony,
Unieśmiertelni was jak wasze dziady:
Nie zna duch wielką wolą umocniony,
Co niemożliwość. Tak między gromady
Herosów — własne zapiszecie imię,
A na swą wyspę Wenera was przyjmie.









  1. Córka Ptolemeusza I, Arsynoe, po śmierci męża swego Lizymacha zmuszoną została do zaślubienia Ptolemeusza Ceraunusa. Ten wymordował jéj dzieci z piérwszego małżeństwa, a następnie i ją samę wygnał. Wzruszony litością brat jéj, Ptolemeusz Filadelf, dał nieszczęśliwéj przytułek i założył miasto od jéj imienia nazwane. Dziś jest-to miasto Suez na międzymorzu tegoż imienia leżące (Lamarre).
  2. Jedda (Dżedda), miasto w Arabii, przy brzegu morza Czerwonego o 15 mil od Mekki. Jestto port najbliższy Mekki i jeden z najważniejszych punktów handlowych w Arabii. Tysiące pielgrzymów, udających się do grobu Proroka, corocznie tu przybywa.
  3. Na wyspach Banda, należących do archipelagu Moluckiego, rośnie drzewo muszkatołowe, wydające owoc zwany gałką muszkatołową. Obecnie wyspy te należą do Holandyi, która wyłączny handel tym produktem prowadzi; ale za czasów podróży Gamy, gałka muszkatołowa była nieznaną w Europie, to téż Portugalczycy a następnie Holendrzy, wielkie zyski ciągnęli z handlu tym przedmiotem, i dopiéro w 1770 roku ustał ten monopol, gdy drzewo muszkatołowe zostało również zasadzone na Île Bourbon i Île de France, następnie zaś na Martynice i w Kayennie (Lamarre).
  4. Podania greckie czynią Bachusa synem Semeli, córki Kadmusa, i za miejsce urodzenia jego podają Teby, stolicę Beocyi. — Kiedy wznoszono mury tego miasta, kamienie na dźwięk liry Amfiona, jednego z potomków Kadmusowych, same się układały.
  5. Wenus i Kupidyn na wyścigi zbierali kwiaty; nimfa Perystera niewidzialna przyszła z pomocą Wenerze, która wygrała, gdyż jéj koszyk napełnił się prędzéj. Rozgniewany Kupidyn, Perysterę w gołąbkę zamienił.
  6. Akteon — pieśń II 4 — ok. 35 — Alluzya do króla Sebastyana. Książę ten, zapalony lubownik łowów, okazywał wstręt do małżeństwa, dopóki nie ujrzał portretu Małgorzaty, córki Henryka II króla francuskiego, któréj wdzięki obudziły w nim miłość. Rozpoczęto starania o rękę księżniczki, lecz intrygi króla Hiszpanii Filipa II stanęły tym układom na przeszkodzie. Poeta życzy swemu królowi, ażeby nie dał się zgubić zgrai swych nienasyconych ulubieńców jak Akteon, którego własna rozszarpała psiarnia.
  7. Alluzya do świeżo wprowadzonéj ustawy Inkwizycyi i do wyniosłéj pychy dwóch jezuitów, braci Camara, ministrów królewskich. (Lamarre).
  8. Byblis zamieniony w źródło i Myrrha zamieniona w drzewo wydające żywicę za zdrożne uczucia — postacie opisane w „Przemianach“ Owidyusza.
  9. Łabędzie — patrz pieśń I — 18 — ok. 46.
  10. Eos — Jutrzenka.
  11. Delos — wyspa na morzu Egejskiém, jedna z Cyklad, teraz zwana Dili. Według podań mitycznych Neptun wydźwignął ją na fale, Jowisz zaś dyamentowemi łańcuchy przytwierdził, aby Latona, prześladowana przez Herę, mogła na niéj znaléźć schronienie. Latona miała tu porodzić Jowiszowi dwoje dzieci: Apolina i Dyanę. W starożytności wyspa ta była uważana za miejsce święte, wyrocznia zaś tutejsza Apolina za nieomylną.
  12. Dafne, ukochana przez Apolina a uchodząca przed nim, w wawrzyn zamienioną została.
  13. Atys — Attis — Frygijczyk, kochanek Cybeli, prześladowany przez Jowisza, lecz po śmierci wskrzeszony — uosobienie wypoczynku ziemi podczas zimy i zbudzenia się jéj na wiosnę.
  14. Piram i Tysbe, para kochanków, mieli się zejść pod drzewem morwy białej. Tysbe przybyła pierwsza, lecz ujrzawszy lwicę uciekła; w ucieczce zaś straciła zasłonę, którą lwica poszarpała i okrwawiła. Piram, znalazłszy tę zasłonę, uwierzył w śmierć kochanki i zabił się pod drzewem, pod którém schadzka była umówioną. Po niejakim czasie wróciła Tysbe, lecz zaledwo poznała drzewo, tak się barwa jego owoców zmieniła. Ujrzawszy trupa Pirama nożem wyrwanym z jego rany i ona również śmierć sobie zadała. Odtąd owoce morwy dojrzewając, przybierają barwę krwawą. „Przemiany” Owidyusza.
  15. Narcyz, słynny z piękności, syn bożka rzecznego Kefissosa i nimfy Leiriopy, ujrzawszy obraz swój odbity w wodzie, tak rozmiłował się sam w sobie, iż z miłości tej nikł powoli, według zaś innych podań śmierć sobie zadał. Na miejscu jego zgonu wyrósł kwiat jego imieniem nazwany.
  16. Adonis był synem króla asyryjskiego i jego córki Myrrhy, a zatém razem synem i wnukiem ojca swego. Wenus się w nim, dla jego piękności, rozkochała. Pewnego razu, Mars, zazdrością powodowany, przemienił się w dzika i młodzieńca zranił śmiertelnie. Wenus krople krwi Adonisa w kwiaty przemieniła.
  17. Według podania, Apollo kochał pięknego Hiacynta, najmłodszego syna Amiklesa, lecz go przypadkowo rzutem krążka zabił. Przejęty żalem bóg przemienił zabitego w kwiat, na którym różnemi rysy żale swoje wypisał.
  18. Alluzya do Akteona.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Luís de Camões i tłumacza: Zofia Trzeszczkowska.