[236]Pieśń dziesiąta.
1. Lecz już kochanek Koronisy[1] zmiennéj,
Zwrócił ku wodom bystre swoje konie,
Gdzie Temistanu[2] ocean bezdenny,
Zachodnie krańce objął w swoje tonie:
Wietrzyk swém tchnieniem uśmierzał skwar dzienny
I zlekka marszczył szafirowe błonie,
I rzeźwił kwiaty, lejąc spokój cichy,
Na wonny jaśmin i lilij kielichy:
2. Gdy piękne Nimfy z ulubieńcy swemi,
Poszły dłoń w dłoni na Tetydy sale,
W komnaty lśniące przepychy cudnemi,
I ozdobione w kosztowne metale,
Gdzie wzywa Tetys z uczty obfitemi,
I stoją stoły nakryte wspaniale,
Z tysiącem potraw, aby pokrzepiły,
Nadmiarem wrażeń wyczerpane siły,
3. W krzesłach z kryształu uroczemi grony,
Siedli parami, każdy rycerz z damą;
Piérwsze zaś miejsca i złociste trony,
Zajęła Tetys z znakomitym Gamą.
Niczém przy uczcie tutaj zastawionéj,
Uczty egipskie rozsławione Famą;
W złocistych misach różnych dań bez liku,
W misach dobytych z skarbnic Atlantyku.
4. Włoski falernie, płyn, co się strumieni
Tu z czar — nie tylko-ć przewyższa odorem,
Lecz i ambrozję, którą tyle ceni
Jowisz wraz ze swym nieśmiertelnym dworem.
W czarach z djamentu ten napój się pieni,
Z głazu, co stali stawi się oporem,
Płyn z wodą zmieszan skrzącą strugą strzela,
I serca ludzkie nagle rozwesela.
[237]
5. Do apetytu budząc biesiadniki,
Pomiędzy jedną, a drugą potrawą,
Iskrzył się dowcip, sypano żarciki,
Ze śmiechem cięte słówka biegły żwawo:
Ani zabrakło narzędzi muzyki,
(Która w krainę cieniów schodząc łzawą,
Ma moc kojenia mąk), z nią głos swój zlewa,
Niby syreny śpiew, urocza dziewa.
6. I śpiewa Nimfa — pod komnat sklepieniem,
Dźwięcznie wysokie rozbrzmiewają tony,
I harmonijnie łączy się z jéj pieniem,
Akord muzyki wdzięcznie dostrojonéj:
Milczenie skuło wiatr — lekkiém westchnieniem
Zaledwie szemrze odmęt uciszony,
A w puszczach leśnych, lub skryte w swe nory,
Śpią dzikie bestje i morskie potwory.
7. Głos jéj łagodny i razem proroczy,
Wznosi pod niebo przyszłe bohatery
Luzyjskiéj ziemi, jakich na swe oczy
Oglądał Protej śród przezroczéj sfery,
Którą mu niegdyś, kiedy go sen mroczy,
Jowisz darował: a on prorok szczery,
W podwodnych głębiach bajał te powieści,
A Nimfa wiernie w pamięci je mieści.
O! treść to godna greckiego koturna![3]
8. Niech mówią Jopas, Demodok, powagi[4]
Piewców — czy pieśń ich była równie górna,
Pośród Feaków i w murach Kartagi?
Teraz Kaljope, gdy mię dola chmurna
Gnębi — przyzywam — o! dodaj odwagi!
W nagrodę trudów spraw niech buchnie jeszcze,
Tak już gasnące natchnienie me wieszcze.
9. Uchodzą lata, rok po roku mija,
Oto już jesień życia nie daleka;
Los myśl mi drętwi i gienjusz zabija,
Mniéj dbam na ciosy, serce łask nie czeka:
Ciężkie zawody pchną mię, gdzie rozwija
Swe czarne skręty zapomnienia rzeka,
I gdzie sen wieczny: lecz wprzód zdarz, królowo
Muz, niech uwiecznię chwalę narodową!...
[238]
10. I śpiewa piękna — jak z Tagu okręty,
Szlakiem przez Gamę otworzonym gonią,
Na podbój brzegów, u stóp których wzdęty
Ocean Indyj szumi swoją tonią:
Jak upór władców pogańskich zacięty
Niszczą, do jarzem harde karki kłonią,
Jak zbrojne mieczem niesie Luzów ramię
Skon lub poddaństwo — zwycięża lub łamie.
11. I śpiewa daléj — jako w Malabarze[5]
Monarcha-kapłan za tę jedne winę,
Iż trwał w przymierzu z naszemi żeglarze,
Ujrzał nieszczęsny całą swą dziedzinę
I wsie i grody we krwi i pożarze;
Ogniem i mieczem cały kraj w perzynę,
Gniew Samorina obrócił zacięty;
Takie ku obcym przybyszom czuł wstręty.
12. Lecz już wypływa z Belemu przystani,
Statek, co leki na tę klęskę niesie,
Nieświadom, iż cię wiedzie po otchłani,
Wielki Pacheco, Luzów Achilesie!
Jękła łódź krzywa, kiedyś stanął na niéj,
Wrzący ocean pod twą stopą gnie się,
Gdy pod ciężarem statek w całym zrębie,
Tak nadzwyczajnie wrył się w morskie głębie.
13. I już do Wschodu łódź przybija krańców,
Władcę Kochiny wódz darzy opieką,
I wnet, z pomocą niewielu mieszkańców,
Brzegi nad krętą osadziwszy rzeką,
W jarze Kambalo Nairów pohańców,
Łamie, rozprasza i pędzi daleko,
I Wschód przelękły ostyga w ferworze,
Widząc, jak drobna garść tłumy bić może.
14. Samorin coraz nowe hufy zowie;
Już z gór Narsingi wiodą mu zebrany
Lud — Widsapuru, Tanoru królowie,
I obiecują tryumfy wygranéj:
Po całym kraju wstają Nairowie,
Od Kalikutu po Kananor ściany,
Dwie wrogie wiary łączą się na wojnę;
Maur w morzu w polu — pogan siły zbrojne.
[239]
15. I po raz wtóry w polu i u brzega,
Wielki Pacheco znosi hufy wroga,
Na widok trupów, których tłum zalega,
Rośnie po całym Malabarze trwoga:
Wkrótce Samorin znów drogę zabiega,
I znów się bitwa zawiązuje sroga;
On swoich łaje, bogom czyni wota,
Lecz bogi jego dotknęła głuchota.
16. Teraz zwycięscy za mało obrony,
Pali wsie wroga, grody i świątynie:
Na to Samorin jak pies rozwścieklony,
Widząc swe miasta w ostatniéj ruinie,
Nie szczędząc życia swoich — śle w dwie strony,
Hufy przeciwko Pacheca drużynie,
By wziąć w dwa ognie, lecz wódz pędząc śmiele,
Z miejsca na miejsce wszystko trupem ściele.
17. Więc chcąc udziałem podnieść osobistym
Wojsk zapał, — król je sam zagrzewa zblizka:
Gdy nagle kula lecąca ze świstem,
Krwią go w wysokim palankinie spryska.
Toż gdy forteli nie pomaga system,
Gdy nic z Pachekiem orężem nie zyska,
Obmyśla zdrady, jad wlewa do wody,
Lecz zawsze, dzięki niebiosom, bez szkody.
18. Toż (śpiewa Nimfa) siódmy raz się zbroi,
Z niezwyciężonym Luzem do rozprawy,
Z tym niestrudzonym w działalności swojéj;
Lecz dziś, jak zawsze, los nań niełaskawy:
Do bitwy morskiéj strasznemi w ostoi
Maszyny — swoje ubezpiecza nawy,
By druzgotały luzyjskie okręty,
Tej floty dotąd niczém niedotkniętéj.
19. Po morzu góry suną się płomienne,
By całą flotę ogarnąć pożogą:
Lecz gienjusz wodza, wybiegi wojenne,
Wkrótce ten przybór straszliwy przemogą.
W igrzyskach Marsa kto laury tak cenne,
Rwał? Dzieje dawne czyjeż wskazać mogą,
Czyny Pacheca nie przyćmione imię?
Przebacz mi, Grecjo świetna! Przebacz, Rzymie!
[240]
20. Tyle bitw, tyle wysiłków statecznych,
Garstki z stu ledwie żołnierzy złożonéj,
Tyle podstępów, forteli skutecznych,
Zbite niewiernych psów mężne szwadrony,
Zdadzą się kiedyś snem z czasów bajecznych,
Lub świat uwierzy, iż niebian legjony
Schodziły z niebios nieść Luzom zwycięstwo,
Lać w serca mądrość, moc, zapał i męstwo.
21. Ten, co na błoniu walcząc maratońskiém,
Moc Darjuszową skruszył, wojska gonił,
Ten, co Termopil z swym lacedemońskim[6]
Czterotysięcznym dzielnym hufem bronił;
Kokles,[7] co most przed miastem auzońskiem,
Broniąc — Tuskulów zdzierżał, gród osłonił.
Nie przyćmią Luzów — ani ty, Fabjuszu,[8]
Czy to w mądrości, czy téż w animuszu.
22. Tu nagle pieśni przycisza się brzmienie,
I Nimfa głosem boleścią zdławionym,
Łzami nabrzmiałym, cichym jak westchnienie,
Śpiewa o męstwie zbyt źle nagrodzoném.
O! Belizarze, którego wspomnienie
Chóry Muz zawsze wielbią wzniosłym tonem,
Jeśli Mars dzielny był w tobie zdeptany,
Dolą Pacheca śpiesz koić twe rany.[9]
23. Jednako wzniosłe były wasze drogi,
Również niesłuszna waszych dzieł zapłata:
Z was wielkich duchów mamy widok srogi,
Jak w poniżeniu, w nędzy schodzą z świata:
Tym skon w szpitalu i barłog ubogi,
Co króla, wiarę murem piersi — lata
Bronili! Tak chcą królewskie rozkazy,
Nad słuszność, prawdę — silniejsze sto razy.
24. Tak czynią króle, kiedy je obrotny,
Zręczny potwarca podszeptami poi:
Dobił się język Ulisa przewrotny,
Męstwu Ajaksa przynależnéj zbroi.
Lecz los mści cnotę. — Pozna król rozrzutny,
Jako hojności nadużywał swojéj;
Czego zasłudze poskąpił prawdziwéj,
To wziął pochlebca nikczemny i chciwy.
[241]
25. A ty, którego tak nizką zapłatą
Tak wielki wasal był ciężko skrzywdzony,
Coś godném miejscem nie uczcił go za to,
Że ci niósł w darze bogate korony,
Dopóki będzie Febus swą poświatą
Ziemię na wszystkie opromieniał strony,
Głos mój ci wróży, o królu, iż wszędzie
Jego zasługa — twa hańba brzmiéć będzie.
26. Lecz już głośniejszém nuci Nimfa pieniem:
Pierwszy wicekról,[10] k’ Indjom zwraca stery,
Z synem, co w morzach zasłynie imieniem,
Jak starożytne Romy bohatery;
Wkrótce ich łącznem wojskiem i ramieniem
Żyznéj Quiloi skaran król nieszczery,
Przewrotny tyran pozbawion korony,
Którą wnet inny posiadł pan wsławiony.
27. Mombaza, dumna swojemi budowy,
Pyszna z swych domów i gmachów wystawnych,
Upadnie w zgliszcza z ręki AlmejdowejAlmejdowéj
Biorąc nagrodę swych podłości dawnych:
Lorenzo pędzi nad brzeg gangiesowy
Wśród naw, śród wrogów do podstępów wprawnych,
Tu młodzian cudów dokazując męstwa,
Zda się gotować na wielkie zwycięstwa.
28. Możny Samorin ledwo statki chyże,
Ledwo na morze wywiódł swe okręty,
Rzygnęły deszczem kul luzyjskie spiże
I rudle, żagle, maszt strzaskały w szczęty:
Wodza mu harpun wnet na wylot niże
Zuchwałą ręką Lorenza ciśnięty,
A miecz młodzieńca, jego włócznia lśniąca
Czterystu Maurów w głębie morskie strąca.
29. Ale Opatrzność w sądach niezbadana,
Co sama tylko wie, do czego zmierza,
Tam go zapędzi, gdzie życiu młodziana
Mądrość ni męstwo nie dadzą puklerza.
Pod Choul na fali, co krwią sfarbowana,
W potokach ognia zgon czeka rycerza,
Który tu padnie porażony groty
Statków egipskich i Kambai floty.
[242]
30. Nieprzeliczone nieprzyjaciół mrowie,
Co mogło męstwo zmódz tylko nawałem,
Wichry, przygody w morzu — wszystko w zmowie
Przeciwko niemu było w świecie całym.
O wstańcie, dawnych wieków herosowie,
Uczcie się płonąc szlachetnym zapałem —
Jako ten drugi Scewa[11] w sztuki ścięty,
Co się nie poddał, ani był ugięty,
31. Ślepym postrzałem straszliwie raniony,
Gdy mu się udo w kawały strzaskało,
Jeszcze dzielnemi broni się ramiony
I wielkie serce jeszcze mu zostało.
Aż zerwał drugi strzał lepiej mierzony
Więzy, co z duchdm łączą ludzkie ciało,
I duch swobodny z więzienia ulata
Szczęsny, zwycięski, do jasności świata.
32. Idź, wielka duszo, od wojny zaciętéj;
Idź w zasłużonéj spocząć niebios ciszy!
Tu za twe ciało poszarpane w szczęty
Już krwawą pomstą rodziciel twój dyszy:
Już ucho moje łoskot walki wszczętéj
I piorun w piekło strącający słyszy
Za wszystkie zdrady, ciosy, miecze, kusze
Podłe Kambajów, Mameluków dusze.
33. O! straszny gniew był smutnego rodzica!
Ślepy z wściekłości, tak go boleść tłoczy,
Miłość ojcowska w sercu mu podsyca
Ogień a z oczu zdrojem łez się toczy,
W szlachetnym gniewie pada obietnica,
Iż krwi strugami nawy wroga zbroczy;
Głos jego groźny nad Nilem się niesie,
Słyszy go Indus, i drżysz ty, Gangiesie!
34. Jak podniecany zazdrością byk srogi
Powietrze wstrząsa rykiem, łeb najeża,
I sił próbując — potężnemi rogi
O buk wyniosły, lub o dąb uderza:
Tak nim kambajskiéj dosięgnie odnogi
Gniewny Franciszek do Dabulu zmierza,
I uniżając gród pychą nadęty
Hartuje ostrze swojéj stali ciętéj.
[243]
35. Stąd pod Din pędzi, gród w przyszłej epoce,
Wsławion przez tyle bitw, oblężeń tyle,
I w lekkie statki Kalikutu grzmoce,
Kruszy im wiosła i rozprasza w chwilę:
Wtém Melik Jaza[12] spotyka w zatoce
Z gromy Wulkana, w wielkiéj wojska sile,
I wnet mu nawy grąży w topieliska,
W tajemne wodnych żywiołów łożyska.
36. Mir-Hocem[13] statki przyprowadza nowe
Wstrzymać zwycięski pochód Luzytanów,
I wnet ogląda płynące bezgłowe
Ciała i członki swych pobitych panów:
Ślepi w zapale jako piorunowe
Groty — Luzowie rąbią Egipcjanów:
I gdzie wzrok sięgnie, jak ucho dosłyszy,
Dym, płomię, broni szczęk, krzyk, zgroza dyszy.
37. Lecz ach! tych laurów szczęsnego zwycięstwa
Nad Tag ojczysty rycerz nie zaniesie,
Los mu wydziera plon zasług i męstwa,
Tak świetne życie tak smutne przy kresie!
I kości jego i pamięć męczeństwa
Zachowa cypel, co Burzliwym zwie się,
I wyrwie światu duszę, któréj z ciała
Nie wygnał Egipt ani Indja cała.
38. Dziki Kafr osiągł to, czego zebrane
Siły bieglejszych wrogów nie zdziałały;
Kopcony dziryt srogą niesie ranę
Temu, co przetrwał i kule i strzały.
O sądy boże! o wy niezbadane!
Niebaczne ludy, co was nie poznały,
Ślepą fortuną, ślepym trafem zową,
To, co przejrzeniem twém jest, o Jehowo!
39. Tu Nimfa wznosząc głos do wyższéj skali,
Jakiż to — śpiewa — widzę blask jaskrawy
Na mórz Melindzkich krwią farbionéj fali,
Krwią grodów Lamos, i Oja i Brawy,
Które wziął Cunha[14] ostrzem swojéj stali?
Że nie zapomną téj prawicy krwawéj —
Mianem świętego Wawrzyńca ostrowy
Zwane — i cały wzdłuż kraj południowy?
[244]
40. To skrzy się odbłysk Albuquerqua zbroi,
Kiedy na Ormuz wyrusza ambitny,
Gdzie Pers zbyt mężny ku niedoli swojéj,
Odrzucił pokój łagodny, zaszczytny.
Chmura strzał perskich wstecz powietrze kroi
Przeciwko własnych wojów rzeszy bitnéj
I śmierć im niesie: tak niebieskie siły
Za tych, co niebios cześć szerzą, walczyły.
41. Całych wzgórz soli nadbrzeżnéj nie stanie,
By wstrzymać gnicie onego cielsk tłumu,
Co kraj do morza zaległ nieprzerwanie
Kalajat, Maskat i ziemie Gerumu:
Oręż jedynie zmusić lud ten w stanie,
Giąć karki w jarzmo, nauczyć rozumu
Oraz nakazać państwu pohańczemu
Nieść Luzom świetną dań z pereł Bakremu.
42. Widzę zwycięstwo — jak wieniec zielony
Splata — i czoło wodza nim okrywa,
Gdy niewstrzymany i nieustraszony
Prześwietną Goę walecznie zdobywa!
A choć opuścić ją będzie zmuszony —
On wróci, — krótka chwila nieszczęśliwa, —
On wróci odbić ją i w téj potrzebie
Przemódz fortunę i przewyższyć siebie.
43. Powraca rycerz, drapie się na mury,
Przez płomień, miecze, kule szlak otwiera,
Przez niezliczonych wojsk pogańskich chmury,.
Przez gęste Maurów hufy się przedziera,
Srożéj niż głodne lwy, niż dzikie tury
Zgniewany żołnierz wściekłość swą wywiera,
Bohaterskiemi godnie świecącświęcąc czyny
Dzień Egipcjanki — świętéj Katarzyny.
44. Córo Jutrzenki, Malakko bogata,
Chociaż usiadłaś u matki na łonie,
Bohaterskiego nie ujść ci bułata
I ukorzone musisz schylić skronie!
Zatrute strzały, krysz, co dzielnie płata,
Ni Malajczyków zniewieściałych dłonie,
Ani cię męstwo ocali Jawanów.
Korz się z twym ludem i w Luzach znaj panów.
[245]
45. Chciała Syrena daléj pieśni tony
Piać Albuquerqua świetnego pochwały,
Lecz przypomniała czyn w gniewie spełniony[15],
Co splamił sławę, głośną na świat cały.
Wódz — z woli wyższéj na to przeznaczony,
By wiekuistéj dorobił się chwały,
Podwładnym swoim winien serce brata
Nie zaś surowy sąd i topór kata.
46. A zwłaszcza wówczas, gdy głód, niewygody,
Niemoce, strzały i gromy moździerzy,
Kraj nieznajomy i zmienność pogody
Wyczerpią całą cierpliwość żołnierzy;
Srogości zwierza ten daje dowody,
Nie ludzkie serce ma, kto karę mierzy
Śmierci, — za łatwe do wybaczeń błędy,
Na słabość ludzką — miłości popędy.
47. I jakiż błąd był? kazirodztwa wina?
Czy gwałt na czystéj spełniony dziewicy?
Czy cudzołóstwem splamiona rodzina?
Nie, szał k’ rozwiązłéj, podléj niewolnicy.
Nawyk srogości, zazdrość, dyscyplina —
Nic nie tłómaczy sędziego prawicy:
Kto nie zna cugli na swą złość namiętną,
Na własną sławę rzuca czarne piętno.
48. Apellesowi Aleksander sławny
Oddał Kampaspę[16], cel jego zapału,
Choć ten nie walczył, jak żołnierz wytrawny,
W niebezpieczeństwach nie brał w nim udziału.
Dostrzega Cyrus, iż Arasp — przystawny
Stróż Panty[17] — gore od miłości szału,
Choć na nim święta obietnica cięży,
Iż go zła żadna żądza nie zwycięży: —
49. Miłość go zmogła — uległ po oporze,
I Pers mu słynny przebaczył łaskawie,
Zyskując sługę, który w innéj porze
Wielce mu w ważnéj przysłużył się sprawie.
Porwał Judytę na cesarskim dworze
Baldwin żelazny[18]; — lecz ciężkie bezprawie
Wybaczył Karol, ojciec jéj dostojny,
I ziemię Flandrji dał na posag hojny.
[246]
50. I znów z ust Nifmy pieśń przeciągła płynie
O Soarezie[19], jako postrach szerzy,
Jak swe sztandary zatyka w krainie
Wschodniéj, wzdłuż żółtych Arabji wybrzeży;
Jak groza w Mece, w Jeda i w Medynie,
Aż po kres, kędy Abisynja leży;
Jak drży Barbara, w trwodze niewymownéj
Na odgłos jęków Zeili handlownéj.
51. I zacna wyspa piękna Taprobana,
Głośna z imienia już w odległych czasach,
I dziś zarówno potężna i znana
Z wonnéj rośliny rosnącéj w jéj lasach;
Już składa haracz u stóp Luzytana,
Gdy jego sztandar po chlubnych zapasach
Na wież Kolomby umocniony szczycie
Téj groźnéj twierdzy oznajmił zdobycie.
52. Wód Erytrejskich rozcinając wały
Oto Sequeira[20] otwiera szlak nowy,
W kraj, co się zowie, z czego szuka chwały,
Gniazdem Kandaki[21] i Saby królowéj.
Potém Mazuę zwiedzi żeglarz śmiały
Z cysterny wody pełnemi deszczowéj
Tuż port Ariquo i nieznane wprzódy
Dalekie wyspy, co świat zdumią cudy.
53. Po nim Menezes, co więcéj wojaczéj
Osiągł w Afryce, niźli w Azji sławy,
Tu skarze wzięciem podwójnych haraczy
Pyszne niekarne Ormuzda dzierżawy.
Potém, ty Gamo, za twój byt tułaczy,
Za twe obecne i przyszłe wyprawy,
Z tytułem hrabi, z świetnemi zaszczyty,
Wejdziesz do ziemi przez siebie odkrytéj.
54. Lecz wnet cię smutna konieczność natury,
Od któréj nie był nikt z ludzi wyjęty,
Choćby w królewskie obleczon purpury,
Rozdzieli z światem i jego przynęty.
Zaraz Menezes zastąpi cię wtóry,
Mniéj z lat powagi niż z mądrości wzięty,
Imieniém Henryk — szczęsny — tu mu dało
Niebo pozyskać pamięć wiecznotrwałą.
[247]
55. Nietylko zwalczy Malabarów roty,
Zburzy Pananu i Konletu wały,
I — gdzie w powietrzu huczą bomb łoskoty —
Przejdzie odkrywszy pierś spokojny, stały;
Lecz jeszcze zdoła przez szczególne cnoty
Wszystkie dusznego wroga odbić strzały:
Okiełznać chciwość, ujarzmić krwi szały
Tak młodo — może tylko doskonały!
56. Lecz gdy go wezmą gwiazdziste podwoje,
Ty go zastąpisz, Mascarenho dzielny[22];
Choć ci nieprawość wydrze władzę twoję,
Wróżę ci za to rozgłos nieśmiertelny!
Więcéj, przymusisz nawet wrogi swoje
Oddać hołd twojéj wartości rzetelnéj;
Los daje-ć rządy, lecz on téż wyrzeka,
Iż więcéj laurów niż szczęścia cię czeka.
57. Nad państwem Bintam moc twoja zacięży
I za Malakkę weźmiesz odwet świetnie,
Kiedy w dniu jednym piersi dzielnych męży
Zdołają pomścić krzywdy wieloletnie,
Śród niebezpieczeństw, zasadzek, oręży,
Przesmyków ciasnych — wszystko dłoń twa przetnie:
Zburzysz bastjony, skruszysz palisady,
Złamiesz dzid drzewca i przetrwasz strzał grady.
58. Tymczasem w Indjach ambicja i chciwość
Już przeciw tobie przy dniu białym radzą.
Idąc wbrew Bogu, depcąc sprawiedliwość,
Bezsilne zhańbić w więzach cię osadzą.
Lecz ten, kto nizko znieważa uczciwość,
Kto tak frymarczy osiągniętą władzą,
Jest człekiem podłym; prawdziwy zwycięsca
To czciciel prawdy, praw — nie zaś ciemięsca.
59. Mimo to wszystko nikt przeczyć nie może,
Iż i Sampaja wsławia męstwo wrzące;
Jak groźny piorun wypadał na morze,
Na którym wrogów błyszczały tysiące;
On rzeź okropną sprawił w Bakanorze,
I taki przykład dał, — iż odtąd drżące
Pierzchały przed nim całe floty zdala —
Tak rozbił mnogie statki Kutyala.
[248]
60. Z jego téż ręki, gdy Chaul z przerażeniem
Drżał przed Din flotą, która mu zagraża,
Hektor Sylveira samém swém zjawieniem
Rzuca w nią popłoch i strasznie poraża:
Ten Hektor tak był straszny swém ramieniem
Brzegom Kambai, iż jak wieść powtarza,
Był guzarackiéj postrachem krainy,
Jak niegdyś mocarz Troi na Greczyny.
61. Walk Sampajowych Cunha spadek bierze.
Ten długo stery Indyj dzierży w ręku:
W Chale wydźwiga niebotyczne wieże,
A Din wyniosłe w ciągłym trzyma lęku.
Twierdzę Busaim wziął z swemi żołnierze,
Lecz w krwi potokach; nie dziw — toż dość dźwięku
Imienia wodza Melika, by snadnie
Wnieść, iż tą twierdzą tylko miecz zawładnie.
62. Potém, Noronha przed swojém obliczem
Z pod Din zastępy mężnych Rumów goni.
(Tego Din broniąc z męstwem wojowniczem
Wsławi się kiedyś Sylveira Antoni[23].
Zmiera Noronha — po nim, w następniczym
Porządku, wnuk twój, Gamo, dzierży w dłoni
Rządy — tak gorliw do rycerskiéj sprawy,
Iż kraśne morze poblednie z obawy.
63. Wsławion w Brazylji na morskim obszarze
Mąż — bierze cugle z rąk twego Stefana,
Mąż, co zgniótł, skarcił francuskie korsarze,
Których potęga była w morzach znana:
Wicekról Indyj i admirał w parze.
Na pyszne mury drze się on Damana
I w bramie — w ogniu, między kul potopy
Najpierwszy stawi swe zwycięskie stopy.
64. Z królem Cambai przyjaźnią złączony
Z miasta Din silną czyni mu fortecę,
By powstrzymymać mongolskie zagony
I władcę tego zawsze miéć w opiece.
Potém, niezmierném męstwem ożywiony,
On Samorina zgnębią tak dalece,
Przecina drogi, wstrzymuje mu nawy,
Iż w końcu zmusza do ucieczki krwawéj.
[249]
65. Wnet na Repelin rusza, gród zdobywa,
Król, lud wygnany, a miasto w ruinie,
Ale najwyższych czynów dokonywa,
Walcząc przy znanym cyplu Komorinie,
Że główna flota twa groźna, straszliwa
Świat zniszczyć zdolna — wierzysz, Samorinie!
Wtém miecz ją kruszy, ogień Luzów pali:
Gry Marsa wrą już w murach Beodali.
66. Tak oczyściwszy Indje z mocy wrogiéj
Mógł nadal berłem wódz rządzić wspaniale,
Bezpieczen, opór wszelki zmiótłszy z drogi;
Wszystko drży przed nim — milkną skargi, żale.
Raz tylko jeszcze skarcił oręż srogi
Gród Baticali jak wprzód Beodalę:
Kąpie go we krwi, ściele trupów mnogo,
Rozbija gromy i pali pożogą.
67. Marcinem zwał się on wódz, a to miano[24]
Od Marsa musiał wziąć rycerz wsławiony;
W świecie go równie z dzieł oręża znano,
Jak i z mądrości rady doświadczonéj.
Po nim w ślad Castro ręką niezachwianą
Niósł sztandar Luzów wysoko wzniesiony,
I Marcin godnie zastąpion tym mężem:
On wzniósł Din — Castro bronił go orężem.
68. Abisyńczycy, Persy, dzikie Rumy,
(Mieszkańcom Romy podobni z nazwiska)
Różni z oblicza i różni kostiumy —
Horda tysiąca ludów Din naciska;
Daremną skargę ślą w niebo te tłumy,
Iż się garść obcych wdziera w ich siedliska,
I rozwścieczone klątw, przysiąg nie skąpią,
Iż miotły wąsik w krwi Luzów wykąpią.
69. Kule śmigownic, i groźne armaty,
Wybuchy skrytych min, straszliwe kusze
Zniósł Mascarenha[25] z rycerskiemi braty,
Śmierć pewną w dobréj witając otusze:
Lecz gdy już byli najbliżéj zatraty,
Zbawczą im pomoc niosą dzielne dusze:
Sam Castro synów swych zachęca śmiało
Nieść życie Panu i okryć się chwałą.
[250]
70. Więc śpieszy Fernand, szczep zacnéj rośliny,
Gdy wtém z łoskotem, z ognistemi strzały
Mury w powietrze wysadziły miny
I ginie młodzian rozszarpan w kawały.
Wnet zdąża Alwar — i gdy mórz głębiny
Od mrozów zimy dla naw się zdawały
Niedostępnemi — umie odkryć drogi:
Zwycięża wichry wprzód, następnie wrogi.
71. Za niemi ojciec, co płynął w téż ślady,
Z resztą swych Luzów do przystani wkracza;
Miecz i ważniejsza odeń mądrość rady
Dają mu tryumf, gdy wkrótce bój stacza:
Tu łamie bramy, tam huf Luzów — szpady
Lukę śród wrogów czyniąc — w nią się wtłacza:
A dla zapasów, dla dzieł tych olbrzymów
Zaciasne dzieje, za słaby dźwięk rymów.
72. Zaledwie wrócił wódz nieustraszony,
Wnet potężnego Cambai mocarza
Wyzywa, mnogie zbija mu szwadrony.
Które sam widok zwycięscy przeraża.
Kraj Hydalchana równie źle broniony,
Tryumfująca dłoń wnet go poraża,
I wnet zarówno podbitemi czyni
Dabul nadbrzeżny i Pondę w pustyni.
73. I ci i innych bohaterów wielu,
Ze wszech miar godnych chwały, jak Mars srogi
Żyjących w świecie, tu przyjdą w weselu
Użyć rozkoszy naszéj wyspy błogiéj,
Sztandary zwycięstw utkwiwszy u celu,
Zwiedziwszy nawy wielkie mórz rozłogi;
Bo nimf pieszczoty i uczty bogate
Dla wielkich tylko dzieł niosą zapłatę.
74. Tak piała Nimfa a inne wokoło
Dźwięcznym oklaskiem pieśni przywtarzały,
I świetną ucztę święcono wesoło
Ku czci tak wielkiéj bohaterów chwały,
„Fortuna może odwrócić swe koło“ —
Zgodnemi głosy śpiewał chór ten cały —
„Lecz żadna siła wam, dzielni rycerze
Laurów i sławy waszéj nie odbierze“.
[251]
75. Potrzebom ciała gdy się zadość stało,
Kiedy potrawy wykwintne spożyto,
Gdy harmonijną, a słodką pochwałą
Czyny potomków wędrowcom odkryto;
Tetyda z wdziękiem, z postawą wspaniałą,
Chcąc zwiększyć uczty świetność znakomitą
Tém, co dzień jasny w większy blask oblecze,
W te do szczęsnego Gamy słowa rzecze:
76. Mądrości boskiéj dziękczyń, bohaterze,
Że ci dozwala oczy cielesnemi
Dojrzéć to, czego nigdy nie dostrzeże
Błędna nauka, marny rozum ziemi!
Roztropność, stałość, moc — jako puklerze
Wdziawszy — pójdź za mną z towarzyszmi twemi“.
To rzekłszy, wkracza w las skalistą drogą,
Ostrą i ludzką niedeptaną nogą.
77. Wkrótce dosięgli wierzchołka wyżyny:
Szczyt to wyniosły tak kwieciem usłany,
Iż depcąc cudne szmaragdy, rubiny,
Zdało się, że to bożych sal dywany.
Wnet im glob duży błysł w powietrzni sinéj
Tak cały światłem przejęty, oblany,
Że równie wnętrze jego jak powłoka
Były dostępne dla każdego oka.
78. Istoty jego oko nie pochwyca,
Lecz widać, że się składa kula cała
Z wielu kul, którym najwyższa prawica,
Tworząc je — wspólny jeden środek dała:
Krążą, ta zniża, ta podnosi lica,
Lecz to na obwód ogólny nie działa,
Ten wciąż niezmienny — w którą spojrzysz stronę,
To dzieło boże oglądasz skończone.
79. Tak doskonałe, jednakie, na niczem
Nie wsparte, — twórcy swojego odbicie
Gama oglądał z drżenidm tajemniczem
I z ciekawością odczuwaną skrycie. —
Bogini rzecze: „Tu, przed twém obliczem
Wszechświat w skróceniu w całym jego bycie,
Byś całą ziemię przejrzał i oglądał,
Gdzieś jest, gdzie będziesz i gdziebyś być żądał.
[252]
80. „Patrz na tę świata niezmierną budowę,
Na tę pierwotną jeszcze, eteryczną
Przez rozum wyższy rzuconą osnowę,
Przez niezgłębioną myśl i bezgraniczną.
To, co ogarnia glob i lśniące owe
Ściany — z zamkniętą w nieb kul rzeszą liczną
To Bóg; lecz czém on jest? próżno docieka
Przez wieki umysł zbyt ciasny człowieka.
81. „Ta pierwsza sfera, która w swojém łonie
Innych pomniejszych kul wiele zamyka,
I która blaskiem tak promiennym płonie;
Że ćmi i umysł i wzrok śmiertelnika,
To Empireum; — tu w radośném gronie
Przeczyste dusze taki los spotyka,
Jakiemu w świecie podobnego niéma
I ten go tylko pojmie, kto otrzyma.
82. „Tam istot boskich jest przybytek wieczny,
Bo Saturn, Janus, ja, Jowisz, Junona,
Tworzymy tylko świat bogów bajeczny;
Ślepy błąd ludzki nadał nam imiona:
Byt nasz w poezji jedynie konieczny,
I cześć najwyższa dla nas wyrządzona
Jest to, gdy gienjusz natchnionego wieszcza
Te nasze miana w niebiosach umieszcza.
83. „Opatrzność święta, któréj wszechmogące
Wpływy — w obrazie świat czcił Jupitera,
W mądrości swojéj, przez duchów tysiące,
Zarządza światem, trzyma go i wspiera.
Są o tém mnogie proroctwa świadczące,
Wiele przykładów różnych się otwiera:
Są duchy dobre, co ku szczęściu wodzą,
Są złe, co skoro mogą, wnet nam szkodzą.
84. „A ku uciesze lub nauce gwoli
Poezja w różnéj przechowała szacie
Sny starych piewców, i przez nich powoli
Odziane w godność bóstw naszych postacie.
W biblji taż sama dla aniołów kolej,
Bo je bóstwami nazywane macie;
Nie przeczę nawet, iż to wielkie miano
Duchom ciemności błędnie nadawano.
[253]
85. „Dość ci, że jeden jest Bóg, co w prawicę
Ujął rząd świata i daje rozkazy:
Teraz znów wątek powieści pochwycę,
Głębokich bożych dzieł wskażę obrazy.
Pod nieruchomym kręgiem, gdzie stolicę
Mają istoty boskie i bez zmazy,
Krąży glob drugi, tak lekki, polotny,
Iż wzrok nie ścignie go — to Ruch pierwotny.
86. „Ta siła wielka, gwałtownie pędząca,
Światy przy sobie leżące porywa:
Bieg regularny bierze zeń glob słońca
I przemian nocy ze dniem dokonywa,
Następna sfera, kryształem świecąca,
Tak wolno krąży, w obrotach leniwa,
Że nim jednego dokończy nareszcie
Feb, w blask nie skąpy, uczyni ich dwieście.
87. „Spojrzyj poniżéj a ujrzysz firmament
Usiany w gwiazdy blaskami świecące,
Biegów ich żaden nie narusza zamęt,
Lśniąc na swych osiach krążą lat tysiące:
Wpatrz się, jak cudny wdziewa on ornament[26]
Szeroką szarfę złotą, iżby słońce,
Śród tych dwunastu zwierząt Zodyaku,
Znało swą drogę od znaku do znaku.
88. „Patrz, jak ten obraz ze wszech stron zachwyca
Gwiazd płomienistych mknących przez rozłogi;
Tam ku północy płonie Niedźwiedzica,
Tu Andromeda z ojcem i smok srogi;
Tu Kasjopea cudownego lica,
Orjona gniewna twarz — i Łabędź błogi,
Który śpiew cudny roni, gdy śmierć spotka;
Zając, Psy, Argos łódź — i Lira słodka.
89. „Pod firmamentu niezmiernemi stropy
Ujrzysz Saturna, odwiecznego boga;
Daléj Jowisza i Marsa w téż tropy,
Gienjusza wojny a pokoju wroga.
Niebios pochodnia — Feb — śle blasków snopy,
Amory lecą, gdzie Wenery droga,
Merkury — postać z wymowy swéj znana
I w ślad za niemi trój lica Dyana.
[254]
90. „Tak różną drogą, zakreśloną z góry,
Wolniéj to szybcej chodzą ciał szeregi;
Te daléj środka odchodzą w lazury,
Tych krótsza droga i bliższe obiegi;
Tak kazał Ojciec wszechmogący, który
Stworzył powietrze, wiatr, ogień i śniegi:
A śród nich ujrzysz, jako wola boża
Złożyła w środku ziemię i jéj morza.
91. „W tym środku ludzkie mieszczą się siedliska;
Istot zuchwałych, którym nie dość na tém,
Że je ląd ziemski klęskami uciska,
Łamią się jeszcze z niestałym mórz światem.
Patrz, jak szalone wody rozlewiska
Ląd podzieliły, drąc go szmat za szmatem,
A na nich różne ludy, różne kraje,
Różni królowie, prawa i zwyczaje.
92. „Tu chrześcijańska Europa, z kultury
I męstwa zdawna w świecie przodkująca:
Afryka w dary uboga natury,
Brakiem uprawy i dzikością tchnąca,
A od Południa wielkim cyplem, który
Dla was zakryty, zakres swój kończąca.
Jest to przestronny kraj, którego ziemie
Zajęło liczne, barbarzyńskie plemię.
93. „Monomotapy rozległe dzierżawy
Mieszczą lud w lasach wzrosły, nagi, czarny.
Tutaj Gon zaleś poniesie skon krwawy[27].
I męki — w służbie swéj wiary ofiarny.
Ten ląd nieznany rodzi metal skrzawy,
O który ludzi tropi zabieg marny:
Tu téż zaległo szerokie jezioro,
Skąd Nil z Kuamą początek swój biorą.
94. „Sprawiedliwości pewien i obrony
Swych władców — Murzyn w chacie bez drzwi siedzi,
Ufny, że od nich nie będzie skrzywdzony,
I że go wierni nie zwiodą sąsiedzi.
Patrz na ten czarny tłum gęsto stłoczony,
Jak stado szpaków, niech go wzrok twój śledzi,
On szturmem będzie brał mury Sofali
Ale je Nhaia[28] waleczny ocali.
[255]
95. „Patrz na źródliska, z których Nil się rodzi,
O czém dawniejsi ludzie nie wiedzieli;
Jak skrapia ziemie, krokodyle płodzi
Śród Abisynów, Chrystusa czcicieli:
Nowość! — miast lud ten murem nie obwodzi,
Lecz dzielnie broni od nieprzyjacieli:
Patrz, tu Meroe[29] ze sławą wiekową,
Które krajowcy dzisiaj Nobą zową.
96. „W dalekim kraju tym syn twój kochany
W walce z Turkami laur i śmierć otrzyma;
Syn twój waleczny, don Krysztofem[30] zwany;
Lecz przed nieszczęściem — och! ucieczki niéma.
I na Melindę, gdzie król Luzytany
Gościnnie przyjął, rzuć także oczyma:
Na Raptus[31] wielką rzekę przez mieszkańce
Przezwaną Oby, co zrasza Quilmance.
97. „Cypel, Korzennym zwany w dawnéj porze,
Dzisiaj mieszkance Guardafuj przerwali;
Odeń Czerwone zaczyna się morze,
Biorące nazwę od mnogich korali.
Niby granica ciśnięta w przestworze
Azję z Afryką dzieli ten nurt fali,
Z miast zaś przedniejszych ma brzeg afrykański —
Sanquem, Ariquo i gród Masuański.
98. „Na krańcu Suez — gród to Arsynoi[32].
Lub bohaterów — wedle podań treści;
A dzisiaj w jego przestronnéj ostoi
Potężna flota egipska się mieści.
Spójrz na te wody, gdzie szlak rzeszy swojéj
Otworzył Mojżesz, jak biblja nam wieści.
Stąd to już Azji przestwory się ścielą,
Z wielkiemi ziemie, z państw bogatych wielą.
99. „Patrz, szczyt Synai — świętéj Katarzyny
Grobem chlubiący się: — Tor, Jedda grody: —
Nigdy nie zrasza téj skwarnéj krainy
Zdrój kryształowy, źródło słodkiéj wody:
Patrz, gdzie się wrota zwierają cieśniny
W państwie Adenu suchém od przyrody,
Przypatrz się spiekłym Arzyry wyżynom,
Co nigdy deszczów nie niosą dolinom.
[256]
100. „Arabja wielki kraj (trzy ich się liczy),
Mieszkańce ciemni od skwarnego znoju;
Rumaki chowa lud ten koczowniczy
Szlachetne, ostre i lotne do boju.
Stąd rzuć wzrok brzegiem aż do pograniczy
Drugiéj zatoki Perskiéj, i zakroju
Cyplu, co na tym brzeżnym leżąc szlaku
Nazwę swą bierze od grodu Tartaku.
101. „Dofor ołtarzom ze swych cennych woni
Daje kadzidła słynne z aromatu:
Uważ w pobliżu kraj nieżyznych błoni
I chude łąki państwa Rosalgatu.
Stąd się rozciąga brzegiem wodnéj toni
Królestwo Ormuz, co się wsławi światu,
Gdy Turków silna flota na téj fali
Ujrzy błysk nagiéj Castel-Branca stali[33].
102. „Widzisz ten cypel przez żeglarzy zwany
Dzisiaj Moçando, niegdyś — Asaboro:
Wchodzi on w wielkie — między żyzne łany
Arabji z Persją — wtłoczone jezioro.
Wokół Bahremu pod morskiemi piany
Dno świeci perły, które blaski biorą
I barwy jutrzni; spójrz téż, jak głąb’ słona
Tygrys i Eufrat przyjmuje w swe łona.
103. „Spojrzyj na Persję zacną, gdzie lud biedny
Wiecznie na polu, wiecznie konno goni,
I gardząc działy, chlubi się ambitny
Z rąk namulonych od użycia broni.
Patrz, wyspa Gerum, któréj starożytny
Gród Aramuzy, tonąc w wieków toni,
Oddał powoli swe niegdyś wspaniałe
Rozgłośne imię, a następnie chwałę[34].
104. „Tutaj Don Filip Menezes swe imię
Rycerskiéj cnoty okryje laurami,
Gdy z garścią Luzów zastępy olbrzymie
Persów — pod Lary pokona murami.
Resztki tych hufów ostrzem miecza przyjmie
Pedro de Souza, wprzódy już czynami
Męstwa wsławiony — gdy pod miecza razy
Padł przed rycerzem w prochu gród Ampazy.
[257]
105. „Ale porzućmy cieśninę i znany
Przylądek dawniéj Jasąue dziś Carpele,
Te ziemie, którym grunt ubogi dany,
I zwykłych darów przyrody niewiele:
Kraj to imieniem Karmanji nazwany;
Lecz spójrz, gdzie śliczny Ind łoże swe ściele,
Z gór mając źródło, a w pobliżu jego,
Z drugich gór źródła Gangiesowe biegą.
106. „Patrz na Ulcindy urodzajne łany,
Patrz, jak w Jaquetu przystani głębokiéj
Przypływ gwałtownie napędza bałwany,
A odpływ w morze odpycha bez zwłoki:
Patrz na Cambaję możną u wrzezanéj.
Głęboko w ziemię przymorskiéj zatoki;
Tysiąc tu grodów, których nie nazowę,
Wy je poznacie, o dzieci Luzowe!
107. „Tu słynnym brzegiem niech wzrok twój pobieży,
Ku południowi aż do Komorina,
Naprzeciw niego Taprobana leży,
Co dziś Cejlonem zwać się już poczyna.
Tém morzem zastęp luzyjskich rycerzy,
Dzielna w twe ślady przypłynie drużyna,
Podbije ziemię, miast mnogo zdobędzie,
I długie wieki władać niemi będzie.
108. „Ten obszar między dwie rzeki wciśnięty,
Narody różne mieści niezliczone:
Te bałwochwalcze, tym znów koran święty.
Ustawy ręką szatana skreślone.
Patrz na Narsingi kraj, gdzie błogie szczęty,
Zwłoki Tomasza świętego złożone,
Onego męża, co został uznany
Godnym, by dotknął Chrystusowéj rany.
109. „Tu się przed wieki wznosił gród bogaty.
Zwany Meliapor, gród wielki w rozkwicie:
Naród bałwanom starym niósł obiaty,
Jakto i dzisiaj śród pogan widzicie:
Właśnie po morzach szła wieść owéj daty,
O nowéj wierze, i wkrótce przybycie
Świętego męża oglądał świat stary,
Męża, co tysiąc krajów uczył wiary.
[258]
110. „Apostoł ucząc czynił cuda boże,
Cierpiącym zdrowie, zmarłym życie dawał;
Aż dnia pewnego na brzeg gniewne morze
Kloc niezmierzony pchnęło — drzewa kawał:
Król go miéć życząc ku gmachu podporze,
Jaki rozpoczął, — rozkazy wydawał,
Pewien, iż łacno wyważy go z ziemi,
Maszyny, siłą ludzką, słońmi swemi.
111. „Lecz tak był straszny ciężar sztuki owéj,
Że nawet wstrząsnąć nią nic nie zdołało;
Gdy poseł świętéj prawdy Chrystusowéj,
Zeszedł i pracy zadał sobie mało:
Przywiązał tylko sznur — pas swój biodrowy,
I lekko dźwignął kloc i ciągnął śmiało
Na plac, gdzie kościół w bogatéj ozdobie,
Na przykład wiekom wznieść umyślił sobie.
112. „Góry się ruszą na wiary zaklęcie,
Kiedy głos święty da im rozkazanie;
Tak uczył Chrystus mistrz a uczeń — święcie
Wierząc w te słowa — powołał się na nie.
I lud się tłoczył wielbiąc przedsięwzięcie,
Lecz tłum braminów zdumion niespodzianie,
Widząc tę świętość i cud mocy bożéj,
Zadrżał — o stratę władzy już się trwoży.
113. „Byli to księża pogańscy — tém skorzéj
Znalazła przystęp do nich zawiść dzika;
Tysiąc zasadzek, tysiąc zdrad się tworzy,
By wpływ lub życie wydrzéć przeciwnika.
Aż w końcu jeden, zajadły najsrożéj,
Popełnia zbrodnię, co zgrozą przenika —
Jakiéj nie widział świat. Tak cnota zawsze,
Ma w obłudnikach swe wrogi najkrwawsze.
114. Własnego syna zabiwszy — téj zbrodni
Winnym ogłasza świętego człowieka;
Stają (rzecz zwykła) świadkowie niegodni;
Sąd wyrok śmierci niezwłocznie wyrzeka.
Tomasz najlepszą znał obronę od niéj,
Do Wszechmocnego Ojca się ucieka,
By wobec króla i panów orszaku,
Cud mu największy uczynił dla znaku.
[259]
115. „Więc każe przynieść ciało zabitego,
Aby je wskrzesił i zadał pytanie —
Kto jest zabójcą? Słowa, co wybiega
Z ust takich, pewne znajdą zaufanie.
— Wstań! każę-ć w imię Ukrzyżowanego!
I lud ogląda chłopca zmartwychwstanie,
Który świętemu niosąc dziękczynienia,
Rzeczywistego zabójcę wymienia.
116. „Ten cud tak wielkie zdumienie wywoła,
Że król wraz z wielu wnet się chrztem obmywa;
Lud to całuje kraj szat apostoła,
To Bogu jego hymny przyśpiewywa.
Tém większa wściekłość śród braminów koła,
Serca im zawiść przegryza straszliwa,
Więc — by świętemu wydrzéć w końcu życie —
Najniższy motłoch podburzają skrycie.
117. „Raz, gdy do ludu, żarliwością zdjęty,
Kazał, rozruchy wszczęto. Już w téj porze
Miał objawienia od Chrystusa święty,
Iż blisko męka i królestwo boże.
Gradem kamieni lunął tłum zacięty,
Tomasz pociski przyjmuje w pokorze:
Gdy jedna ręka bardziéj zapalczywa
Okrutną włócznią piersi mu przeszywa.
118. „I Ind i Gangies płakały cię rzewnie,
Święty; i ziemię, gdzie przeszły twe nogi;
A one dusze stokroć rzewniéj pewnie,
Którymś nauką otwarł wiary drogi:
Lecz się cieszyły anioły — i śpiewnie
Wielbiąc twą chwałę — wiodły w niebios progi,
O święty Pański, bądź, błagamy Ciebie,
Luzów patronem i zastępcą w niebie.
119. „A wy, co sobie przywłaszczacie imię,
Posłańców bożych, następców Tomasza,
Czemuż serc waszych żądza się nie imie,
Iść głosić wiarę? — gdzie jest praca wasza?
A jeśli stan wasz bez czci w kraju drzémie,
Gdzie nikt prorokiem nie jest — toć zastrasza,
Iż wam nie walczyć z herezje możnemi,
Tych czasów naszych zwanych bezbożnemi.
[260]
120. „Lecz porzuciwszy kwestję tak drażliwą,
Do opuszczonych wracajmy wybrzeży,
Tam, gdzie Meliapor nad wygiętą krzywo,
Wielką zatoką Gangiesową leży;
Widzim Narsingę bogatą, szczęśliwą,
Oriksę, gdzie się wyrób tkanin szerzy,
W głębi zaś golfu znakomita rzeka,
Gangies do słonych mórz królestwa ścieka.
121. „Nurt, co udziela przedśmiertnéj kąpieli
Mieszkańcom wkoło, wierzącym niezbicie,
Iż duch przywraca do przeczystéj bieli,
A grzech największy gładzi to obmycie.
Widzisz Chathigan, gród, który nie dzieli,
Z żadnym pierwszeństwa w Bengalu — obficie
Żyznym, co po dwu brzegach się sadowi
Zatoki, biegąc aż ku południowi.
122. „Patrz, gdzie Aracan, gdzie Pegu osiadły,
Kraj zaludniony ludzkiemi poczwary,
Niegdyś niewiasta w téj pustce zapadłéj
Z psem się złączyła: — lud powstał z téj pary,
Przeciw rozpuście bronią się brzękadły,
Żelazne dzwonki nosząc — zwyczaj stary:
Jedna z królowych, by wstrzymać zepsucie,
W ten sposób chciała spętać ludzkie chucie.
123. „Patrz na Towai gród, który graniczy,
Z wydłużonemi Syamu dzierżawy;
Tu Tenasserim, Queda, co się liczy,
Piérwszą z rodzących korzenne przyprawy;
Daléj Malakka, co z handlu zdobyczy
Przez was rozgłośnéj dojdzie kiedyś sławy,
Gdy wszystkie kraje i morskie obszary,
Tu swe najdroższe będą słać towary.
124. „Mówią, iż niegdyś rozhukane wody
Tutaj napływem swoim oderwały
Sumatrę, którą prastare narody,
Jeszcze złączoną z Malakką widziały.
A z mnogich złota min czynią wywody,
Jedni — iż kraj ten one wieki znały,
Jako Chersonez Złoty w dziejach sławny:
Inni zaś sądzą, iż to Ofir dawny.
[261]
125. „Na samym krańcu kraj Singapur leży,
Tuż przesmyk wielce dla naw zaciśnięty;
Stąd wzrok niech brzegiem nierównym pobieży,
Co ku Wschodowi coraz mniéj jest kręty.
Tu Pam, Patane, i kraj, co należy
Do państwa Syamu — przez nie owładnięty,
Wraz z wielu ziemie; Menon, rzeka spora,
Skrapia je płynąc z Chiamai jeziora.
126. „Patrz, jak się gnieżdżą na téj wielkiéj ziemi
Narody różne, z nazw nawet nieznane;
Tu Laos ludny z grunty obszernemi,
Avas i Broma góry opasane;
A w dalszych górach Gueos się plemi:
Gromady błędne, dzikości oddane.
I ludożercze, co żelazem sobie
Gorącem ciała kłują ku ozdobie.
127. „Patrz, jak w Kombadżji płynie Majkong rzeka,
Którą wód wszelkich tytułują głową;
A gdy doń latem tłum strumieni ścieka,
Jako Nil wzbiera — i powodzią ową
Zaraz się przestrzeń zalewa daleka:
A lud tam wierzy, iż pozagrobową,
Jak każdy człowiek tak i każde zwierze,
Po zgonie karę lub nagrodę bierze.
128. „O rzeko zbawcza, twéj łagodnéj fali
Kiedyś pieśń wieszcza zachować sądzono!
Jedno, co nędzny rozbitek ocali,
Śród raf i burzy — księgę przemoczoną;
Aby śród głodu i przygód strzedz daléj,
Gdy nad nim wyrok niesłuszny spełniono;
Bo z jego liry dźwięczącéj rozgłośnie,
Więcéj mu sławy niż szczęścia urośnie.
129. „Przyjrzyj się Ciampie, jak szatą wspaniałą
Pachnących gajów swe wybrzeża stroi;
I Kochinchinie jeszcze głośnéj mało,
I nie odkrytéj Ainonu ostoi.
I Chinom pysznym bogactw swoich chwałą,
Co wszelkie skarby mieszczą w ziemi swojéj,
Państwu, co krańcy swojemi dotyka,
Krainy7 lodów i sfery Zwrotnika.
[262]
130. „Spójrz na gmach, co dwa państwa rozgranicza,
Na mur ogromny wzniesion nakształt ściany,
Który dowodów potęgi użycza,
I bogactw kraju, kędy zbudowany.
Tron się w krainie téj nie odziedzicza,
Z ojca na syna następstwem przelany;
Lecz każdym razem lud wybiera męża,
Co słynie cnotą lub blaskiem oręża.
131. „Wiele tam jeszcze ziem kryje się w mroku,
Nim przyjdzie chwila na nie wyjrzeć z cienia,
Lecz niech nie ujdą wyspy twego wzroku,
Z darów przyrody godne podziwienia:
Ta wpół, przyćmiona, lecz z brzegów Chin — oku
Widzialna, — jest to Japonja z imienia,
Gdzie czyste srebro w łonie ziemia chowa;
Tam kiedyś błyśnie wiara Chrystusowa[35].
132. „Na morzach Wschodu patrz, jak się bez końca
Liczne ostrowy rozsiały w przestrzeni:
Tidor i Ternat, na którym płonąca,
Góra wciąż rzyga falami płomieni.
Tu rośnie gwoździk, roślina paląca,
Którą krwią kupi Luz, co woń ich ceni;
Tu złote ptaki, co nie tknąwszy ziemi,
Gdy spadną na nią, to tylko martwemi.
133. „Patrz — wyspy Banda bogate w owoce,
Które im dają barwę różnowzorą;
Po nich tłum ptaków skacząc się trzepoce,
I z muszkatelu ich dzioby dań biorą:
Daléj Borneo, gdzie ma dziwne moce
Drzewo lejące łzy zwane kamforą;
Sok ten wnet krzepnie, gdy z drzewa wypłynie,
A cała wyspa z tych łez w świecie słynie.
134. „W pobliżu Timor, co śle swe okręty
Dla handlu wonnym leczniczym sandałem:
I wielka Sonda, któréj wysunięty
Ku południowi brzeg widzim nie całym.
Mieszkańcy puszcz tych mówią, iż przecięty
Jest kraj ich rzeki cudownéj kryształem,
Bo kiedy z innym płyn jéj się nie zleje,
Drewno rzucone weń wnet kamienieje.
[263]
135. „Sumatra, w wyspę przez czas zamieniona,
Z gór téż drgające płomienie wyziewa,
Tu dobroczynny olej ze skał łona,
A wonny balsam jak łzy płynie z drzewa;
Wonniejszy nad ten, jaki pogrzebiona
W Arabji córa Cynira[36] rozlewa,
Wyspa ta innym zrównana w powabie,
Ma nad nie złoto i cienkie jedwabie.
136. „Tam widzisz Cejlon z górą, co obłoki
Czołem przenosi, aż szczyt z oczu ginie:
Krajówce mają go we czci wysokiéj,
Bo głaz ten śladem ludzkiéj stopy słynie[37].
Maldywy mają drzewa, których soki,
Biorące zasób w podmorskiéj głębinie,
Przeciw truciznom wielu niebezpiecznym
Są antydotem, jak mówią, skutecznym.
137. „Tam u zatoki Arabskiéj — wsławiona,
Z swych aloesów Sokotora leży;
Stąd wzdiuż piaszczystéj Afryki — przez grona
Wysp wam poddanych — niech oko pobieży,
Gdzie tajemnicza a drogo ceniona,
Pachnąca ambra pływa u wybrzeży:[38]
Tam San Lorenzo leży wyspa znana,
Madagaskarem przez innych nazwana.
138. „Oto są nowe Wschodu okolice,
A przez was światu przyniesione dary,
Wyście mórz nowych otwarli dzielnice,
Mężnie zwiedzając nieznane obszary.
Lecz słuszna stawić przed wasze źrenice
Innego Luza czyn niezwykłéj miary,
Co przez monarchę swego skrzywdzon srogo,
Nieznaną dotąd świat obdarzył drogą.[39]
139. „Spójrz na ląd wielki, co się rozpościera
Od Niedźwiedzicy aż po biegun drugi:
Tam lśniący metal w minach się zawiera,
Złoty jak włosów Apolina smugi,
Ujarzmić twardy kark, co się opiera,
Tych ziem — to godne Kastylji zasługi:
Mnogie są ludy w krajach, co tu leżą,
Zarówno różne wiarą jak odzieżą.
[264]
140. „Lecz i wy dział swój w tym kraju weźmiecie[40]!
Tam, gdzie ląd szerszy, gdzie drzew szkarłat słynie:
Znamię zaś krzyża utwierdzi w tym świecie,
Flota, co najpierw tu po was zawinie.
Tu, zdala brzegów, u których jedziecie,
Odkrywać dalsze krainy popłynie
Wielki Magielan, z genjuszu Luz godny,
Lecz względem kraju swego syn wyrodny.
141. „Przebywszy drogi już więcéj połowy,
Od Antarktytu ku linji równika,
Spotka on ludy olbrzymiéj budowy:[41]
A kiedy daléj łódź rącza pomyka,
Wnijdzie w cieśninę, co Magielanowéj,
Przybierze miano — i która już wnika,
W przestwory nowych mórz i nowych ziemi,
Skrywanych Austra skrzydły chłodzącemi.
142. „Oto, Luzowie, ile dozwolono —
Waszych następców odkryłem wam czyny,
Jak na tych przez was zwiedzonych mórz łono,
Bohaterskiemi przybędą drużyny.
Teraz, gdy wiecie, komu przeznaczono
Z nieśmiertelnemi zawrzeć zaślubiny,
Jaką zasługą pozyskać niebianki,
I uplecione przez nie z lauru wianki, —
143. „Możecie płynąć z łagodnym podmuchem
Po cichém morzu ku lubej krainie.“ —
Rzekła: wnet wszyscy śpieszą szybkim ruchem,
Z wyspy miłości ku morskiéj głębinie.
Statki żywnością napełniają duchém,
I wkrótce flota wraz z nimfami płynie,
Które przyrzekły iść z mężami wszędzie.
Dłużéj niż słońce ziemię zgrzewać będzie.
144. Więc bez burz płyną pogodną płaszczyzną,
Wiatr wciąż łagodny, pomyślny dla floty,
Aż się spotkali z kolebką — ojczyzną,
Celem swych myśli i wiecznéj tęsknoty.
Już się śród kwietnych brzegów Tagu ślizną;
Król i ojczyzna, te dwa czci przedmioty,
Biorą plon chwały i nowe wawrzyny,
W jakie ich godne ozdobiły syny. —
[265]
145. Lecz dosyć, Muzo, lira rozstrojona
I głos mój ochrypł, już mię dziś nie słucha;
I pocóż śpiewać z natchnionego łona,
Gdy wokół piewcy rzesza twarda, głucha?
Ojczyzna moja żałością przyćmiona
Nie da poklasku, co tak wzmacnia ducha!
Ziomkowie moi od sztuk pięknych stronią
Chciwi, zajęci za zyskiem pogonią.
146. Co za przeznaczeń wzięły nam wyroki
Pogodną dumę i ten umysł męski,
Z jakiemi lud nasz w najcięższe epoki
Umiał nieść trudy i zwyciężać klęski?
A ty, o królu, na ten tron wysoki
Wzniesion przez Niebo, spójrz, gdzie tak zwycięski
Dzielny lud znajdziesz? Złóż wszystkie na szali,
Gdzież równych swoim zobaczysz wasali?
147. Skiń, a różnemi drogi pomkną skorzy
Na lwy drapieżne i odważne tury,
Chociaż bezsenność i głód ciała morzy,
Śród strzał, szpad, ognia, kul — pójdą na mury:
W krainy skwarne, śród mroźnych przestwory,
Na ciosy Maurów, strzał pogańskich chmury;
Śród morskich bestyj, burz, co nawy kruszą,
Niebezpieczeństwa znoszą wielką duszą.
148. Byle ci służyć — na wszystko gotowi,
Choć tyś daleki — zawsze pod twą władzą
Najostrzejszemu twemu wyrokowi
Wnet bez szemrania chętnie się poddadzą:
Wiedząc, że patrzysz na nich, szatanowi
I czarnym mocom piekieł bój wydadzą,
I niezachwianie wierzę, iż ich męstwo
Nigdy porażki — zawsze-ć da zwycięstwo.
149. Więc ich nagradzaj, więc im twój łaskawy
Ukaż majestat; — niechaj miłościwa
Dobroć twa srogie łagodzi ustawy,
Wszak ku świętości dobroć szlak odkrywa:
Mężów obytych z krajowemi sprawy
(Gdy doświadczeniu cnota w nich zrównywa)
Radź się; a poznasz od tych weteranów
Czas, miejsce, sposób spełnienia twych planów.
[266]
150. Wspieraj zasługi wszelkie i talenta,
Lecz niech je każdy pełni w swoim stanie;
Rzesza zakonna w klasztorach zamknięta
Niech za twe państwo śle w niebo błaganie;
Za grzechy wszystkich post, pokuta święta
Ich rzecz — a reszta dla nich wiatru wianie;
Prawy zakonnik prócz służby ołtarza
Nie chce dostojeństw, na chwałę nie zważa.
151. Miéj we czci klasę twych zacnych rycerzy,
Co dzielną piersią i kosztem krwi swojéj
Wraz z wiarą świętą twoje władzę szerzy —
Wielkość państw twoich na ich mieczu stoi:
Huf ten w najdalsze sfery świata bieży
I w twych usługach dzielność swoje dwoi,
Dwóch wrogów zwalcza — żywe obce ludy
I sroższe nad nie znużenie i trudy.
152. Spraw, niech wielbiący nas Niemcy, Gallowie,
Włosi, Anglicy — nie mogą nas sądzić;
Niech żaden naród o Luzach nie powie,
Iż dzielni w boju nie umiemy rządzić,
Niech w radzie siedzą jedynie mężowie,
Którym wiek długi nie dozwoli błądzić;
Bo chociaż wielkie nauki znaczenie,
Większą ma w życiu wagę doświadczenie.
153. Przed Anibalem układnemi słowy
O wojskowości gdy filozof gadał,
Bohater wyśmiał zuchwałe te mowy,
Wszystko, co mędrzec szeroce wykładał.
Sztuki wojennéj, karności wojskowéj
Nikt jeszcze, panie, z księgi nie posiadał,
Ani ich myślą, ni sztuką zdobędzie;
Jeśli nie walczył — rycerzem nie będzie.
154. Lecz com rzekł, nędzny? Jak się k’tobie zwrócę,
Nie zauważan przez cię, ani znany?
Przecież, choć nędzarz, z ust mych kornych rzucę
Na głowę twoję błysk sławy świetlanéj:
Ani mi zbywa na zacnéj nauce,
A doświadczeniem długich lat wspieranéj,
Ni na gienjuszu, jak ta księga wskaże —
Zaletach, które rzadko chodzą w parze.
[267]
155. Na twe usługi dłoń dzielną w potrzebie,
Ku chwale twojéj Muzy głos mi dały;
Braknie mi tylko dostępu do ciebie,
Coś winien zacne ocenić zapały:
O zdarz mi, panie, niech wymodlę w niebie,
Bym twych przedsięwzięć wzniosłych piał pochwały,
Jak to proroczo nieraz sobie tuszę,
Kiedy rozważam szlachetną twą duszę.
156. Jako na widok potwornéj Meduzy
Niech drżą przed tobą gór Atlasu skały,
Zbijaj zastępy w polach Ampeluzy,
Krusz w Tarudancie i w Marokko wały;
A głos szczęśliwéj z twych względów méj Muzy
Hymnem twéj sławy zabrzmi na świat cały:
Nad Macedonów szczęsny bohatera
Achilesowi nie zajrzysz Homera.
|