O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic |
Wydawca | Macierz polska |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Drukarnia Zakładu Nar. im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Aż do tej chwili pisał Rej dla prostaczków, dla ludu, dla ludzi nie uczonych, nie ćwiczonych na łacińskich książkach, do czego się też wszędzie przyznaje. Czynił to dlatego, że właśnie tacy ludzie łaknęli polskich książek, nie mogąc łacińskich rozumieć; księgarze też dla nich polskie książki wydawali. Nie myślał też zapewne, że ludzie wykształceni, do łaciny przywykli, tak prędko chwycą się książek polskich i czytać je zapragną. Skoro się to więc stało, skoro polskie książki znalazły już poszanowanie i podziw u najpierwszych w narodzie, zaczął Rej pisywać dla „poczciwych Polaków stanu rycerskiego“, czyli dla tych, śród których żył, z którymi go łączyły najściślejsze stosunki w codziennem życiu i w sprawach publicznych.
I oto nowa jego książka, napisana na wzór łacińskiego dzieła, pewnego włoskiego pisarza, opiera się już na podstawie nauk, których Rej nabył z książek, czytywanych chciwie, a znanych powszechnie uczonemu światu. Jest to: „Wizerunek własny żywota człowieka poczciwego, w którym jako we źwierciedle snadnie każdy swe sprawy oglądać może, zebrany i z filozofów, i z różnych obyczajów świata tego“. Wyszło to dzieło po raz pierwszy w Krakowie w r. 1558.
Jest to wielki utwór wierszowany, liczący około dwunastu tysięcy wierszy, podzielonych na dwanaście pieśni, nazwanych rozdziałami. Treść jego taka, że pewien młodzieniec nie wie, co z sobą począć, jaką wybrać drogę życia; co uznać za prawdę, a co za znikomą ułudę, co nazwać dobrem, a co złem, i w tych wątpliwościach szuka porady u różnych mędrców starożytnego świata, u proroków; zachodzi do piekła i rozprawia tam z potępionymi, a potem zagląda do nieba i przypatruje się duszom wybranych.
Jeden ze starożytnych mędrców greckich, nazwiskiem Hipokrates, powiedział młodzieńcowi, że człowiek jest z urodzenia jakby gołą tablicą, na której każdy powinien coś za młodu napisać, bo to, co napisze, potem na całe życie zostanie. Otóż przedewszystkiem zapisać należy poczciwość, a potem dopiero rozum i naukę. Powiedział ów mędrzec, iż bogactwo, dostojeństwa, znaczenie śród ludzi, na nic się nie zdadzą człowiekowi i światu, jeżeli się z niemi nie łączą i cnota i rozum.
Usłyszawszy to młodzieniec, idzie w świat szukać prawdy i nauki i zachodzi do innego mędrca (Diogenesa), który słynął z tego, że niczego nigdy nie potrzebował, i jak powiadają: w beczce mieszkał. Ten mędrzec gani surowo wszelkie zbytki, jak przepych w mieszkaniach i urządzeniach domowych, jak wyszukane potrawy i napoje; wogóle: życie nad stan, dla popisu, lub z lekkomyślnego marnotrawstwa.
Inny znowu mędrzec (Anaxagoras) uczy młodzieńca, że poczciwy człowiek powinien się ożenić, bo kto tego nie uczyni, będzie albo występnym, albo nieszczęśliwym, gdyż człowiek tak jest stworzony, że bez miłości żyć nie może, a miłość powinna być uczciwą, cnotliwą, co tylko w małżeńskim stanie możliwe. Mówi też ów mędrzec, że cztery są rodzaje miłości. Jedna idzie z pochlebstwa (miłość własna), druga z pożytku (obłuda), trzecia ze zbytku (rozpusta, wyuzdanie), a dopiero czwarta wynika z prawdy, to jest ta, która wiedzie do małżeństwa, do ukochania żony i dzieci.
Jeden z mędrców (Sokrates) również zaleca ożenienie i podaje rady, jakiej żony szukać. Każe wybierać żonę oględnie, roztropnie, a nie pod wpływem pierwszego popędu; zaleca, aby dobrze wychowywać dzieci. Kto źle wybierze żonę, temu w małżeństwie może być niekoniecznie dobrze, jak świadczą te ustępy:
»Czyż takich nie widzimy, co się ożeniają,
I jak gęsi na wiosnę, tak się odmieniają.
Chodzi, by podskubany, opuściwszy skrzydła«.
»We łbie i na kołnierzu pierza pełno wszędy,
Buty spuści do kostek, prawie we trzy rzędy«.
Bo dom, żona i dzieci nie natkane piekło«.
»Bo chociaż drąc z siebie, wszystko im podaje,
Przecież wszystkiego mało, zawżdy nie dostaje.
Kupisz jej dziś koszulę, jutro chce rańtuszku,
A na święta pstrej sukni, ze smelcem (polerowanego) łańcuszka,
Więc się Jasiek urodzi, gotujże mu mamkę,
A skoro zacznie chodzić, wnet piastunkę Hankę«.
»Więc gdy Jasiek dorośnie a ktemu Hanuśka,
To wełnę, by z barana, drą z pana tatuśka«.
Inny mędrzec każe mieć umiarkowanie i moc nad sobą samym, by sobie umieć rozkazywać, a nie dać się porwać krewkości swojej, a serce mieć pełne miłości i bojaźni Bożej. Inny znowu zaleca unikać hucznego towarzystwa, inny dowodzi, że człowiek uczciwy nie powinien śmierci się lękać. Mędrzec grecki (Plato) naucza o nieśmiertelności duszy, o naturze ludzkiego ciała; inni opowiadają o rzekach, górach, morzach, o różnych właściwościach, zjawiskach i tworach przyrody.
Odbywszy taką wędrówkę, od jednego mędrca do drugiego, zachodzi młodzieniec do piekła, aby się lepiej w cnocie utwierdził, patrząc na męki potępionych. Widzi tu ludzi różnego stanu, różnego wieku, różnej wiary, a „Tatarów i Turków, jak szczurów w śpiżami“.
Widział młodzieniec dolinę śmierci, bo:
»Potem szedł, myśląc sobie, na wysoką górę.
Ujrzał ksobie idącą, szpetną, czarną chmurę,
A pod nią się na dole straszliwie błyskało
Tak, że było wszystko znać to, co się tam działo.
Ujrzał ludzie pod górą, pod drzewy siedzące,
Narzekające na ten świat, okrutnie płaczące.
Na jednych brudne płachty, na drugich kaptury,
Że je było ledwo znać, z onej szpetnej chmury.
A oni łamią ręce, srodze narzekając,
Z onej góry na pola żałośnie patrzając.
Spojrzał potem po polach, ano się lud wali,
Starzy, młodzi, bogacze, wielcy, też i mali.
Leżą tarcze, proporce, podle nich pobici
Oni zacni rycerze, sławni, znamienici.
Dziatki, panny i panie, — nadobni młodzieńcy
Tarzają się po ziemi głowy ich i z wieńcy.
Pojrzał — ano wsi, miasta piękne, głucho stoją,
Zwierzęta się, biegając, nikogo nie boją.
Psy wyją, bydło ryczy; słysząc, włosy wstają,
Jakie głosy żałosne ze wszech stron powstają.
We trzcinie bąki huczą, a puchacze w lesie,
Że się aż pod obłoki głos straszliwy niesie,
Trącając się o skały, a nazad wracając
Jakoby dwa wołali, większy strach dawając.
A głosu człowieczego nigdzie z żadnej strony
Już tam słychać nie było, jedno huczą dzwony,
Jeszcze większej żałości dodawając głowie«.
Nareszcie prorok Eliasz oprowadza młodzieńca po raju, gdzie widzi jasność, spokój, ciszę, powagę i zadowolenie powszechne.
Gdy tam zdążał młodzieniec,
»Wnet pojrzał na wschód słońca, a zorza różana
Z oną piękną mądrością na poły zmięszana,
Objaśniła wszystek świat; one szpetne chmury
Pędziła cichym wiatrem na dalekie góry.
Ukazało się słońce nadobnej jasności,
Jako inny świat nastał z onej odmienności.
Tęcza też z drugiej strony ostatek chmurności
Wynosiła nad sobą, nad gór wysokości«.
W dziele tem wykazał poeta różne wady i zdrożności ludzkie, a dał zasady życia moralnego, uczciwego, dla drugich użytecznego. Wielbi cnotę i prawdę, a wszelki fałsz potępia.
Bo prawda, gdzie swe skrzydła, by orzeł roztoczy,
Już fałsz ponuro chodzi, już łeb w ziemię tłoczy«.
Przemawia też za tem, by mieć upodobanie w poważnych rozmowach, w czytaniu użytecznych, nauczających książek, a za młodu brać się do nauk i do statecznego życia zaprawiać.
»Azaż (czyliż) to nie nadobna (miła) bywa krotochwila (rozrywka, zabawa),
Sieść (siąść) sobie z kilkiem osób, kiedy wolna chwila,
I mieć sobie, nie wrzeszcząc, poczciwe rozmowy,
Gdzie wzdy (zwykle), skąd co przypadnie, co wzdy k’rozumowi.
Albo przeczyść (przeczytać) kilka kart owych dziejów dawnych,
Nasłucha się zwyczajów zacnych ludzi sławnych,
Którzy tu światem dziwnie rozumem władali,
A swym poczciwym stanom wieczną sławę dali«.
»By z tymi towarzyszami miał z tobą rozmowę,
Miałby snadź weselszą myśl i wolniejszą głowę.
A powiadają, z młodu ze się ostrze tarnek (cierń),
A z nowotku po brzęku poznawają garnek:
Ale kiedy więc nawre już czego tłustego,
Nie słychać, by deszczkę tłukł, brzęku więc żadnego.
Także więc i swawola, gdy w kim zatwardzieje,
Trzeba ją wczas zawiązać, niż dusza zemdleje;
Bo czas, który upłynie, już się nie nawróci,
Prawie jako letnia mgła, tak się bardzo króci«.
„A najmiejszej godziny, którą tu zgubimy,
Już jej nie ugonimy i tak poginiemy.
O, płakaćby każdemu kwitnącej młodości,
Kto ją marnie utraci w spornej wszeteczności«.
Wychwala poeta życie swobodne, niezawisłe, a skromne. Porównywa żywot bogatego pana w zamku, otoczonego dworzanami i służbą, z żywotem skromnego rolnika.
»I cóż owi zamkowi (wielcy panowie) przed wieśnymi (wieśniakami) mają,
Że nad nimi stróż woła, łańcuchy brząkają
Około wrót, a w każdych drzwiach chłop z włócznią stoi.
By go nie ubieżano (nie napadnięto), nieborak się boi.
A ów, co wolnej myśli, nic nie myśli o tem.
Przespawszy się bezpiecznie, przechodzi się potem
Albo sam, albo, gdy ma, tedy z przyjacielem,
A wszystko się z nim śmieje, a wszystko z weselem.
Nie chodzi chłopiec za nim z granatem (broń, podobna do topora), z rusznicą (strzelbą),
Albo jako na wilka z okrutną sulicą (dzida, włócznią).
Przechadza się z laseczką po sadzie, po polu;
Patrzy, czy też w pszenicy nie będzie kąkolu.
Potem przyjdzie do domu; a no, już gotowo;
Zje sobie smaczny kąsek, a bardzo mu zdrowo.
Siedzi sobie w koszuli...«
»A tak, czyż to nie rozkosz, swój stan uważywszy,
A te marne przypadki świeckie obaczywszy,
Przestać na tem, co Bóg dał, a zawsze w mierności
Używać swoich czasów w rozkosznej wolności?«
Ale trzeba też pracować, powiada poeta, pilnować gospodarstwa, a w ziemi robić porządnie, wtedy ziemia z lichwą pracę nam wróci.
»A ktoby się naliczył, co nam lichwy ziemia
Wydawa hojnie wszystkim, z każdego plemienia,
Byśmy jeno na pieczy Boskie dary mieli,
Jako świnie w barłogu darmo nie leżeli«.
W cztery lata po „Wizerunku“, bo w r. 1562. pojawia się nowe dzieło Reja, pod tytułem: „Zwierzyniec, w którym rozmaitych stanów, ludzi, zwierząt i ptaków kształty, przypadki i obyczaje są właśnie wypisane. A zwłaszcza, ku czasom dzisiejszym naszym, niejako przypadające. Na rok od Narodzenia Pańskiego 1562“.
Wielkie to dzieło, liczące około sześciu tysięcy wierszy, nie jest jednolitem opowiadaniem, jeno zbiorem drobnych utworów, mających każdy po osiem wierszy. Poświęca je poeta Janowi Chodkiewiczowi, Stolnikowi litewskiemu i do niego na wstępie umieszcza przemowę, w której wyjaśnia, że tę książkę napisał, aby się młodzi „naprzód cnotom, a potem powinnościom swym przypatrywali, z czego snadnie bojaźń Boża mnożyć się może, która jest, jako Salomon napisał, początkiem każdej mądrości“. Po przemowie do Chodkiewicza, następuje wiersz: „Do szacunkarza cudzych spraw“, czyli do krytyka. Poeta wzywa do sumiennej oceny swojego dzieła.
»Nie szacujże, mój bracie, jeno co jest prawda,
A pochlebstwo z zazdrością, niech idzie do diabła«.
Potem zwraca się „do tego, co czyść (czytać) ma“ i podaje jakoby treść dzieła, przyczem prosi o wyrozumniałość.
Następuje rozmowa Rzeczypospolitej z Prywatem. Ów „prywat“ ma oznaczać gonienie za własną korzyścią, choćby z krzywdą narodu, ze szkodą sprawy publicznej. Rzeczpospolita użala się na swoją niedolę i upatruje przyczynę złego w „prywacie“. On przyznaje, że ludzie nawykli do tego, iż „każdy garnie ksobie“, że „o swe pożytki wszyscy się starają“, ale też upewnia, że będzie lepiej, skoro się ludzie dobrymi przykładami poprawią. Dlatego to należy dzisiejszemu pokoleniu ukazać cnoty i dobre postępki zacnych mężów dawniejszych czasów. Wmięszał się w rozmowę, głośny i słynny z dowcipu i rozumu dworzanin królewski, Stańczyk i ubolewa, że naród „łakomstwo marne poślepiło“, na co Rzeczpospolita wypowiada życzenie, aby:
»... takich Stańczyków było jeszcze wiele,
Coby plewli obłudność, to wszeteczne ziele,
A prawdę świętą ludziom przed oczy miotali«.
Takich ośmiowierszowych obrazków jest dwieście trzydzieści pięć. W jednym z nich tak mówi o dowcipie rzymskiego cesarza Augusta:
»Jeden skąpiec odumarł wiele srebra, złota;
Cesarzowi dano znać, iż piękna robota,
Jeśliby chciał co kupić, do skarbu swojego.
Ten rzekł: »Dowiedzcie mi się od kogo pewnego,
Czy on też dobrze sypiał? Tę poduszkę jego,
Najchętniejbym ja kupił do łoża swojego.
Powiem ten o tem myśląc, strzegąc, i zbierając,
Musiał pewnie dosypiać, by na grudzie zając«.
W rozdziale drugim, jak poeta powiada: „poczynają się stany i domy niektóre zacnego narodu polskiego“. Jest to zbiór takich samych ośmiowierszowych utworów, jak w rozdziale pierwszym, tylko treść odmienna. Są to wspomnienia, pochwały lub przygany, które się tyczą licznych dostojników duchownych i świeckich, znajomych i przyjaciół poety, ludzi głośnych, znanych. Ciekawe to bardzo, bo w niejednym z tych obrazków mieści się zapewne nie tylko osobiste zdanie Reja o tym, lub owym, ale też powszechne o nim w kraju mniemanie. Są tam prócz tego opisane dziedziczne skłonności i usposobienia całych rodów. Złośliwym nie jest, chociaż tu i ówdzie z kogo zażartuje.
Zaczyna od pochwały królów: Zygmunta I. i Zygmunta Augusta, poczem mówi o królowej Bonie, królowej Katarzynie i o córkach Zygmunta I. Następują wiersze o dostojnikach, a więc o kasztelanie krakowskim Janie z Tarnowa, o Kmicie, Tęczyńskim, Spytku z Melsztyna i o bardzo wielu innych. Dla przykładu, jak owe obrazki wyglądają, niech posłuży wiersz o Stanisławie Odrowążu, wojewodzie ruskim.
»Odrowąż sławmy, ten szedł za naszej pamięci,
Wierzę, że mu i w niebie pewnie radzi święci,
Bo tu będąc na świecie, wszystkim się zachował,
Sławy swej z poczciwością najwięcej pilnował.
A takżeby snadź miał być każdy stan poczciwy,
Pomnieć na swą powinność, póki jedno żywy;
Bo rychlejby ze cnoty każdemu służyli,
Nie z muszonej niewoli, łając, czołem bili«.
Po królach, po senatorach, po dostojnikach duchownych i świeckich, następuje szlachta różnych ziem Polski, a więc „panięta (panowie) i szlachta krakowska“, między którą jest opisany „Mikołaj Rej z Nagłowic“. Potem „panięta i szlachta Wielkopolski“, „Podgórzanie“, „Sędomierzanie“, „panięta i szlachta ruskiej, lubelskiej, podolskiej ziemi“, „Przemyślanie“, poczem następują „Stany księstwa Litewskiego“.
Tymi obrazkami wybitnych osób chciał poeta zapewne dać przykłady naśladowania godne, coby wynikało z jego „Przemowy do Polaków“.
»Otóż macie swe przodki, macie i pogany,
A co jest sława, cnota, rozeznajcie sami,
Prze Bóg, mili Polacy, przestrzegajcież tego,
Byście w niczem nie lżyli rodu tak sławnego«.
Była mowa w tym rozdziale o stu siedemdziesięciu siedmiu osobach, z rodzin, jak: Balowie, Boguszowie, Bonarowie, Chodkiewicze, Dębieńscy, Dzieduszyccy, Dłuscy, Fredrowie, Gorajscy, Górkowie, Herburtowie, Komorowscy, Ostrorogowie, Ossolińscy, Odrowążowie-Pieniążkowie, Potoccy, Radziwiłłowie, Stadniccy, Tarnowscy, Tęczyńscy i t. d.
Rozdziałowi trzeciemu dał poeta taki tytuł: „Tu się już poczynają przypadki osób, ku sprawom świeckim należących“. Wykazuje w nim obowiązki różnych stanów: króla, świeckich i duchownych dostojników, urzędów różnych. Można z tego poznać, jak sobie wówczas wyobrażano potrzeby kraju, jak oceniano sprawy publiczne. Pierwszy ustęp poświęcony królowi. W drugim mowa o wojewodzie, w trzecim o kasztelanie, poczem przesuwają się najrozmaitsze urzędy świeckie, a po nich duchowne następują.
Zajmuje się tu poeta poprawą ustaw, obroną granic, organizacyą Kozaków, i wszystkiem wogóle, co zajmowało natenczas umysły. Wiele z tych powiastek wytyka wady, błędy narodowe, nagania do poprawy. Następują wiersze o budowlach pamiątkowych, jak Wawel i Sukiennice w Krakowie, a na końcu jest wiersz do Wisły i do rzek, co do morza wpadają.
Czwarty rozdział ma tytuł: „Jako starych wieków przypadki świeckie ludzie sobie malowali“. Tu rozmaitość treści i mięszanina. Są obrazki różnych zalet i wad ludzkich, są bajki i nauki moralne, a potem następuje rzecz o cnotach przedniejszych, chrześcijańskich. Są to: wiara, nadzieja, sprawiedliwość, roztropność, stałość i t. d. Następnie mowa o przyjemnościach życia. Wyliczywszy różne, jak: szczęście rodzinne, dobry przyjaciel, spokojne, ciche życie — ósmą i największą rozkosz życia tak wyraża:
»Szata piękna, koszula, pościel, koń ubrany
To też można policzyć między rozkoszami;
Ale to wszystko plewy, gdy rozumu mało,
Wszystko to wiatr rozniesie, aż nic nie zostało.
Ale gdy się kto pięknie sam rozmierzyć (żyć: umiarkowanie, statecznie) umie,
A, co cnocie przystoi, wszystkiemu rozumie,
W bojaźni z łaską Pańską tak tego używa,
Ten rozkosz nad wszystkiemi rozkoszami miewa«.
Po tych, są wiersze o gospodarstwie, o domowych sprzętach, o ubraniu, o porządku i czystości, o zajęciach różnych, aż kończy się wszystko odezwą do tego, co czytał. „Odpuść bracie — powiada poeta — coby ci się nie zdało“ w tej książce, bo pisana w dobrej myśli:
»A niechaj narodowie wżdy (przecież) postronni znają,
Iż Polacy nic gęsi, iż swój język mają«.
A gdyby już koniecznie chciało się komu ganić poetę, mówi mu:
»Masz papier, napisz lepiej, — ja będę dziękował«.
„Jeden, pijąc w piwnicy, był dłużen niemało.
Widząc, że mu rozumu w mieszku (pieniędzy w sakiewce) nie dostało,
Jął figle ukazować i wziął wiązań (wiązkę) siana:
»»Patrzcie, panowie bracia, będzie wnet odmiana!«« (coś ciekawego)
Namówił wiązań dzierżeć (trzymać), z tego cechu pana (szynkarza)
A sam ku górze idąc, kręcił powróz z siana;
A wyszedłszy z piwnicy, przez ulice dunął (pogonił),
A ten (szynkarz) siano ze wstydem porzuciwszy, plunął«.
W trzy lata po „Zwierzyńcu“, bo w r. 1565. wydał Apokalipsę Ś-go Jana w tłómaczeniu polskiem, którego dokonał z kalwińskiego opracowania. Wrażenia nie wywołał wielkiego, bo dalszych wydań nie było na onczas. Przypiski i uwagi własne autora, z tłómaczeniem połączone, są czysto kalwińskie.