Opis ziem zamieszkanych przez Polaków/Tom I/Rys ludoznawczy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Opis ziem zamieszkanych przez Polaków |
Podtytuł | Rys ludoznawczy |
Data wyd. | 1904 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Setki milionów ludzi zamieszkują kulę ziemską, a taka wśród nich panuje rozmaitość budowy cielesnej, mowy i obyczaju, że dotychczas, pomimo wytężone usiłowania uczonych, nie zdołano wynaleźć zasady podziału plemion i języków na pewne jasno wyodrębniające się skupienia. Kilka tylko gromad, bliżej z nami dziejowo, duchowo i cieleśnie spokrewnionych, poznano bliżej i opisano: reszta, jak np. plemiona amerykańskie, afrykańskie i australskie, pozostaje dotąd bez ściślejszego określenia, jeżeli nie budowy cielesnej, to warunków języków, pochodzenia, powinowactwa i t. p.
Najmniej może dokładnym, ale dla nie-specyalistów najdogodniejszym jest podział całej ludzkości na cztery rasy według barwy skóry; podział to raczej mechaniczny, oparty na znamionach nieistotnych, jak klasyfikacya roślin Lineusza, ale zato oczywisty i poglądowy.
Otóż wedle barwy skóry całe człowieczeństwo daje się podzielić na rasy: czarną czyli murzyńską, do której należą krajowcy Afryki, południowo-wschodniej części Azyi, Australii i Polinezyi, oraz rozrodzeni w Ameryce przybysze z Afryki, Murzyni amerykańscy; do rasy czerwonej czyli miedzianej należą tak zwani Czerwonoskórcy, tubylcy amerykańscy; do żółtej należą plemiona mongolskie, chińskie i japońskie; do białej wreszcie szczepy aryjskie i chamicko-semickie, o których nieco obszerniej wypadnie nam pomówić.
Plemiona rasy czarnej i czerwonej małą role grały w rozwoju ludzkości, z naszym szczepem słowiańskim nie miały styczności, więc o nich rozwodzić się nie będziemy. Rasa żółta bliżej nas obchodzi, bo z należącemi do niej plemionami Słowianie od wieków sąsiadowali, czasowo im ulegali (i ulegają, jak np. Słowacy i Chorwaci na Węgrzech), z obyczaju i mowy dużo od nich przejęli, miejscami z niemi się zleli; to też mówiąc poniżej o Słowianach poszczególnie, wspomnimy raz jeszcze o styczności słowiańsko-fińskiej.
Że do rasy białej należymy sami, a że nadto stała ona i stoi na czele dziejowego postępu ludzkości, godzi się więc, abyśmy bardziej szczegółowo jej się przyjrzeli i stanowisko w niej nasze określili. Nazywa się też ona rasą jafecką, według dawnego podziału ludzi na Jafetydów, Semitów i Chamitów, niby potomków synów Noego. Oprócz szczepu indo-europejskiego, do którego należą i Słowianie, zaliczają się do rasy tej Chamici i Semici. Chamitami nazywamy kilka dzisiaj żyjących plemion afrykańskich, potomków dawnej ludności libijskiej i etyopskiej, oraz Koptów, pochodzących od Egipcyan starożytnych.
Semici bliżej nas dotyczą, należą bowiem do nich Żydzi, tak ściśle z nami dziejowo, a dziś już w części i rodzinnie spleceni; należy więc kilku słowami skład szczepu semickiego zarysować.
Należeli do niego wygaśli już dzisiaj Asyryjczycy, Chaldejczycy, Syryjczycy, Hebrajczycy, Samarytanie, Fenicyanie oraz potomkowie ich Kartagińczycy; z dzisiaj żyjących: Arabowie, kilka drobnych plemion w Afryce i Żydzi, potomkowie Hebrajczyków.
Wszystkie te plemiona semickie i cieleśnie i językowo wcale są blizkie siebie. Odegrały one w dziejach cywilizacyi ważną rolę: wspomnijmy astronomię chaldejską, ustrój społeczny i księgi święte Hebrajczyków, kolonizacyę świata starego przez Fenicyan, wreszcie olbrzymie zasługi naukowe Arabów; dzisiaj jeszcze Żydzi ważne stanowisko w przemyśle i handlu całego świata zajmują:
Ale najszczytniejsze i najzaszczytniejsze znaczenie w dziejach cywilizacyi los przeznaczył naszemu aryjskiemu szczepowi. Przedziwna harmonia wzlotów idealnych z niezapieraniem się warunków realnych żywota, szczęśliwe ustosunkowanie marzycielstwa z trzeźwą krytyką, oraz praw jednostki z prawami zbiorowości, brak zapędów fanatycznych w jakimkolwiek kierunku, wielkie zamiłowanie prawdy i wolności, wszystkie te zalety (które w starożytności najwidoczniej uwydatniły się w narodzie greckim, a w czasach nowożytnych w plemieniu angielskiem) przyczyniły się do zjednania szczepowi naszemu pierwszorzędnego w dziejach miejsca.
Które okolice ziemi były kolebką jego, o to do dziśdnia toczą się spory pomiędzy uczonymi. Najwięcej prawdopodobieństwa ma pogląd, wywodzący Aryjczyków z wyżyn średnioazyatyckich Mustagu i Belurtagu. Ztamtąd rozeszli się zapewne oni do wszystkich dzisiejszych siedzib swoich. Kiedy? Na to odpowiedzieć można na pewnych tylko kombinacyach opartem przypuszczeniem: na lat 2000 do 1500 przed erą naszą.
Wszędzie, dokąd tylko przywędrowały plemiona aryjskie, znajdowały już ludzi; do jakiej rasy należeli oni, dzisiaj orzec trudno; rzecz pewna jednak, że Indowie zastali w nowej ojczyźnie swojej ludy innego szczepu, których potomkowie dotychczas szczyty pasm górskich w Indyach zamieszkują; Grecy znaleźli w przyszłych siedzibach swoich Pelazgów, Rzymianie Etrusków, a plemiona, zalewające przestrzenie średnioeuropejskie, zastały Basków (o których powinowactwie z jakiemkolwiek znanem plemieniem po dziśdzień nic niewiadomo) i popchnęły ich aż na krawędź oceanu Atlantyckiego.
Nazwę Aryjczyków wzięto niedawno z sanskrytu; w języku tym arya znaczy szlachetny, a także należący do plemienia naszego szczepu, w przeciwieństwie do przedaryjskich krajowców Indyi. Nazywają też szczep nasz indoeuropejskim, a Niemcy używają wcale niewłaściwej nazwy indogermański; dawniej to samo prawie wyrażano nazwiskami szczepu kaukaskiego lub jafeckiego.
Niema na to wskazówek dziejowych, ale z różnych kombinacyi językowych, archeologicznych i gieograficznych wywnioskować się daje pewien porządek wyłaniania się kolejnego plemion z gniazda przeddziejowego Aryów. Zdaje się więc, że z kolebki tej, w której mówiono jeszcze jakimś wspólnym, pradawnym językiem aryjskim, wynurzyli się najpierw Aryowie azyatyccy, t. j. Indowie i Persowie, bardzo blizko językowo i kulturalnie z sobą spokrewnieni; pierwsi zajęli półwysep indyjski, postępując zwolna od północy ku południowi; przynieśli z sobą już do pewnego stopnia rozwiniętą kulturę, jak to widać z porównania wyrazów kulturalnych ich języka z mowami innych, a zwłaszcza perskich współplemieńców.
Przez ciąg kilkotysiącletniego pobytu swego w nowych siedzibach Indowie wyrobili bogatą literaturę, głównie w języku sanskryckim, wysnuli bujne pasmo ewolucyi religijnej i artystycznej, ale politycznie, ugrzązłszy w niewoli, w przesądach kastowych i apatyi, nie odznaczyli się postępem społecznym i do dziśdnia z odrętwienia wiekowego obudzić się nie mogą. Sanskryt jest już dzisiaj językiem umarłym, jak np. łacina i starosłowiańszczyzna; poszło od niego kilka dzisiaj żyjących odnóg językowych, zwanych kaszmirską, pendżabską, hindostańską, bengalską i t. d.
Jednocześnie z praojcami Indów, z gniazda aryjskiego wyszli i osiedlili się w Iranie przodkowie Persów dzisiejszych; mówili oni i pisali w dwóch językach, bardzo blizkich siebie i sanskrytu: w staroperskim i starobaktryjskim czyli zendzkim; nazywają ich Erańczykami, a siedliska ich Eranem (Iran dzisiejszy). Potomkami ich są Persowie dzisiejsi, a najbliższymi powinowatymi byli starożytni mieszkańcy Frygii i Licyi, oraz koczujący nad północnemi brzegami morza Czarnego Scytowie i Sauromaci, a także żyjący dzisiaj Kurdowie, Ormianie i Osetowie kaukascy. Przez Scytów dostały się do dziedzin słowiańskich takie wyrazy, jak np. mogiła, chata, kurhan i t. p.
Z wyliczonych tu gałązek staroperszczyzny, oprócz Sarmatów, których poczytywano za praszczurów naszych, obchodzą nas bliżej Ormianie, jako wcieleni do narodowości naszej i stanowiący dodatni w niej żywioł. Właściwa ich nazwa jest Armeńczycy, od krainy zakaukaskiej Armenii, ich kolebki; pod ciągłym naciskiem najazdów, ludność jej wielokrotnie emigrowała do Anatolii, Syryi, Rosyi i Turcyi, a także do Siedmiogrodu i Polski. Odznaczała się zawsze kulturą, zapobiegliwością i zdolnością do handlu; wytworzyła dość pokaźną literaturę, sięgającą IV wieku po Chr. Dzisiaj tylko w Kutach w Galicyi przechował się język ormiański wśród Polaków i ten jest na wymarciu.
Dwie te odnogi szczepu indo-europejskiego osiadły w Azyi i dlatego składające je plemiona nazywamy Aryami azyatyckiemi, a niektórzy mianują je poprostu Aryami czy też Aryjczykami. Po nich z matecznika rasy naszej wyszło plemię greckie, wędrowało przez Azyę mniejszą, gdzie znaczna część jego osiadła, zajęło potem wyspy Archipelagu i półwysep Bałkański, a z czasem rozpostarło się ku zachodowi, zaludniając sobą Sycylię i Włochy południowe (Wielka Grecya) i zakładając osady aż po Gibraltar. Wiadomo jak potężną rolę odegrał Hellenizm w cywilizacyi wszechświatowej: rozwinął się w nim po raz pierwszy w dziejach szczery typ aryjski, ze wszystkiemi zaletami swojemi i wadami, a z taką przytem mocą i z takim urokiem, że zawładnął całym światem, jako przodownik i chorąży ludzkości i po dziśdzień na czele postępu człowieczeństwa kroczy.
Najbliższym zdaje się Greków odłamem rodziny aryjskiej byli Trakowie i Ilirowie starożytni, zaludniający niegdyś część północną półwyspu Bałkańskiego, część Włoch północnych (Wenetowie, Liburnowie) i południowych (Mesapiowie, Japigowie); należeli do nich też Macedończycy; ulegli oni wszyscy wpływom greckim i rzymskim i zleli się z ich narodowością; potomkami ich jest garstka dzisiaj żyjących, wojowniczych, mało ucywilizowanych Albańczyków, zwanych też Arnautami i Szkipetarami; mowa ich przesiąknięta jest nawskroś wpływem łaciny i włoszczyzny; literatura bardzo uboga.
Po Grekach na grunt europejski przybyli Rzymianie, których rola w dziejach świata zaznaczyła się niezatartym i przemożnym po nasze czasy wpływem. Był on niezmiernie obszerny, bo ogarniał cały świat ówczesny; był ze względu uspołecznienia ludów potężny, bo rozpowszechniał jasno sformułowane a jednolite pojęcia prawne i polityczne; łącząc się zaś z zachodnią postacią kościoła, przeniknął w najciemniejsze plemiona, ogarniając nietylko ich umysły, lecz i serca.
Rzymianami nazywamy właściwie pierwotnych mieszkańców ziemi Latyńskiej od ich wszechświatowej stolicy, Rzymu; oprócz nich osiedli we Włoszech i zleli się z Latynami blisko im pokrewni Samnici (mowę ich zwano oską) i Umbrowie. Mowa łacińska wywarła przeważny wpływ na wszystkie języki Europy, a w tej liczbie i na polski, jako język przez długi czas literacki i do dziśdnia kościelny. Po zamarciu jego, puściły się ze starego pnia rzymskiego odrośle językowe i plemienne: włoska, hiszpańska, portugalska, francuska i rumuńska, nie wspominając o drobnych gałązkach w postaci gwar romańskich we Francyi, Belgii i Szwajcaryi.
Przez Rumunów, osiadłych w Węgrzech i wędrujących po różnych krainach ościennych, dostały się wpływy rzymskie aż do Galicyi: Huculi niewątpliwie są pochodzenia wołoskiego, a od nich i bezpośrednio od przybyszów rumuńskich Górale nasi przejęli pewną ilość wyrazów romańskich; są to jedyne echa świata rzymskiego, odbijające się bezpośrednio o Tatry nasze i stanowią mniejszy kanał wpływów łacińskich, gdy większy przyniósł nam drogą literacką i kościelną daleko liczniejsze ich okazy. Wyliczamy tu za dwadzieścia ciekawszych wyrazów góralskich, wziętych z ust pasterzy rumuńskich: bryndza, bunda, czetyna, dział (w znaczeniu pagórka), ferecyna, frombija, fujara, gieleta, groń, klag, kurnuty, Magura (kilka gór tak nazwanych), mirenda, mosur, putnia, redyk, sichla, siuty, strąga (skąd Strążyska), trombita, urda i t. d. Wyliczać wyrazów pochodzenia łacińskiego, będących w powszechnem u nas użyciu, nie będziemy, bo czytelnik z łatwością sam je sobie przypomni.
Niektórzy uczeni upatrywali najbliższe podobieństwo mowy Celtów z łacińską i z tego powodu przypuszczali prawie jednoczesne przybycie do Europy praojców Rzymian i Celtów. Inni znowu, z większem podobno prawdopodobieństwem, mniemają, że ci ostatni najpierwsi ze szczepu aryjskiego przywędrowali do naszej części świata, jakoż z czasem znaleźli się na zachodniej jej połaci, parci będąc przez inne plemiona od wschodu. Wiadomo, że zamieszkiwali Hiszpanię i Portugalię, Francyę, Belgię, Brytanię i północ Włoch, a także częściowo Szwajcaryę, Niemcy południowe, Iliryę a nawet Azyę Mniejszą (Galatowie). Dzisiaj liczebnie zmalało potężne to niegdyś plemię, zlawszy się z odroślami gromad romańskich i giermańskich; czystej krwi Celtów spotykamy obecnie tylko w Irlandyi, na brzegu zachodnim Szkocyi, na wyspie Man, w Walii i Bretanii. Zabytki dawnej mowy Celtów sięgają wieku IX ery naszej; za naszych czasów żyją jeszcze dwa jej narzecza: cymryjskie w Walii i Bretanii, oraz gaelickie w Irlandyi, Szkocyi, i na wyspie Man.
Po Celtach przybyli do Europy środkowej Giermanie, ale nie wprost z Azyi, lecz, jak się zdaje, ze Szwecyi południowej, dokąd przedtem ze wspólnej kolebki aryjskiej byli przywędrowali. Dzielą ich na wschodnich i zachodnich; do pierwszych należą Skandynawowie (Szwedzi, Norwegowie i Duńczycy), oraz wymarli dzisiaj Gotowie, którzy koczowali po wschodniej Europie, wynurzali się to nad Dunajem, to w Azyi Mniejszej i osiedli wreszcie jako Wizygoci (zachodni) pomiędzy Dunajem, Karpatami a Dniestrem, a jako Ostrogoci (wschodni) pomiędzy Dniestrem a Donem. Pod koniec wieku IV biskup Wulfila przełożył biblię na język gocki; stanowi ona jedyny zabytek tej wygasłej dziś mowy. Wkrótce Hunowie wygnali Gotów z ich siedlisk; zachodni zawędrowali aż za Pireneje, wschodni osiedli we Włoszech północnych i podpadli pod władzę wschodniego państwa rzymskiego; oba plemiona zatraciły swój język i zlały się z krajowcami.
Giermanowie zachodni rozszczepili się na Niemców, Flamandów, Holendrów i Anglików. Niemcy zaś mową, budową ciała i obyczajem dzielą się na północnych i południowych; pierwsi wchłonęli w siebie wielką liczbę Słowian, Prusów i Litwinów, w drugich rozpłynęli się Celtowie. Sasi, praojcowie Anglików dzisiejszych, zleli się z Celtami i z sfrancuziałymi Normandami; a język ich, będący mieszaniną giermańsko-romańską, świadczy o zlaniu się dwóch plemion w jedno, wśród szczepu aryjskiego najpotężniejsze.
Niemców czyli Giermanów starożytni już znali pod rozmaitemi nazwami plemiennemi; oprócz miana ogólnego Giermanów, wspominani są u pisarzy starożytnych Hermundurowie, Markomani, Fryzowie, Chaukowie, Chattowie, Swewi, Longobardzi i inni. Za naszych czasów wśród Niemców wyróżniają się następne gwarowe odcienie: Frankowie, Alemani, Szwaby, Sasi, Fryzowie, Westfalczycy, Bawarowie i Turyngowie.
Na początku dziejów Polski sąsiedztwo z wyżej nieco ucywilizowanymi Niemcami dobroczynnie wpływało na świeżo do grona chrześcijańskiego wcielone dziedziny; ale jak Łużyczanom, Czechom, tak i nam i braciom naszym Nadelbianom nauczyciel teutoński zbyt drogo płacić sobie kazał za naukę, wydzierając ziemie i wynaradawiając ich mieszkańców; to też w ciągu tysiącletnich zapasów setki tysięcy Słowian zachodnich zginęło w walce, albo się niemczyło, a granica niemiecko-słowiańska o kilkadziesiąt mil posunęła się ku wschodowi. Po dziśdzień zapasy te nie ustały i nie prędko zapewne się skończą.
Jednym ze skutków odwiecznego stosunku z sąsiadem niemieckim jest wcielenie do języka czeskiego, łużyckiego i naszego wielkiej ilości wyrazów niemieckich najpowszedniejszego użycia, jak np. biorąc tylko słowa od a, b: alkierz, antaba, bal i belka, banhof, barwa, bawełna, bermyca, bety, bigos, blacha, blat, bławat, bosak, bretnal, browar, brytfregier, brytfanna, buchalter, buda, budować, bukszpan, bunt, burgrabia, burmistrz, bursztyn i t. d. i t. d.
Niektórym uczonym zdawało się (i nie bezpodstawnie), że pomiędzy Giermanami, Słowianami a Litwinami zachodzi pewne bliższe powinowactwo plemienne i językowe; mówili więc o gałęzi giermańsko-litewsko-słowiańskiej, wydzielając ją, jako pewne skupienie odrębne, z gromady aryjskiej. Jakkolwiekbądź, pewnem jest, że grupa słowiańsko-litewska niewątpliwie stanowi taką całostkę, wyodrębnioną od innych plemion wielkiem stosunkowo podobieństwem języków, podań, wierzeń, zwyczajów, nie mówiąc już o odwiecznem blizkiem sąsiedztwie. Ponieważ gałąź litewska osiadła bardziej ku morzu i wydaje się jakgdyby była tam popchnięta przez Słowian, a także ponieważ litewszczyzna starsze ma formy językowe i bliższa jest sanskrytu i zendu od języków słowiańskich, przypuszczać tedy wolno, że Litwini nieco wcześniej od Słowian z gniazda azyatyckiego wyruszyli.
Mówiąc o plemieniu litewskiem, ma się na myśli całość jego; ta zaś składała się z wymarłych już dzisiaj Prusów (od których Prusacy niemieccy nazwę dostali) i Jadźwingów, oraz z żyjących obecnie Litwinów i Łotyszów. Prusowie mieszkali na wschód od dolnej Wisły, w części Prus książęcych; mowa ich, przekazana nam w szczupłych okazach, wzbogacona licznemi wyrazami polskiemi, wygasła, pod naciskiem niemczyzny, w wieku XVII. Jadźwingowie siedzieli w lasach podlaskich, niepokojąc polskich i ruskich sąsiadów; wyginęli pod ich przewagą w wieku XIII, a mowa ich wygasła bez śladu.
Litwini mieszkają w części Prus książęcych, na północy Królestwa Polskiego (w powiatach Władysławowskim, Maryampolskim, Kalwaryjskim i Sejneńskim) i w guberniach Kowieńskiej i Wileńskiej Cesarstwa Rosyjskiego. Język ich, jak powiedzieliśmy, odznacza się wielką dawnością form i blizkością ze słowiańskiemi. Literatura litewska ma zabytki z w. XVI, treści przeważnie kościelnej, a dzisiaj powoli rozwija się, zwłaszcza w dzielnicy pod berłem niemieckiem. Skutkiem małego jej wpływu na ludność, język podzielił się na gwary: dolno-litewską czyli żmujdzką i górno-litewską, czyli właściwie litewską, nie mówiąc już o drobniejszych odcieniach podgwarowych.
Łotysze mieszkają w Kurlandyi i w powiatach Dźwińskim, Lucyńskim i Rzeżyckim gub. Witebskiej, czyli w tak zwanych Inflantach polskich. Mowa ich wcale jest blizka litewszczyzny, tak może, jak czeska polszczyzny. Ubogie ich piśmiennictwo rusza się dzisiaj głównie w Kurlandyi.
Języki litewski i łotewski bardzo się zasilały żywiołami słowiańskiemi, zwłaszcza polskim; obliczono, że w litewskim zapożyczenia polskie stanowią jedną trzecią część słownika. Takież wpływy polskie widać u Litwinów i pod względem kulturalnym.
Słowianie, przybywając ostatni z Aryjczyków do Europy, zajęli wschodnią część jej, osiadając początkowo na niezbyt rozległej przestrzeni, pomiędzy Karpatami, górną Odrą, górną połową biegu Wisły, źródłami Niemna, ujściem Berezyny i Desny do Dniepru, górną połową biegu Dniepru, Bohu, Dniestru i Prutu. Przypuszczać wolno, że w tych dziedzinach zarysował się już gieograficznie i językowo podział Słowian na zachodnich, wschodnich i południowych.
Ze wskazówek dziejowych i starożytniczych wynika, iż mniej więcej w VI wieku po Chr. rozpoczął się wśród Słowian ruch odśrodkowy. Zachodni podążyli dwoma szlakami na północo-zachód i południo-zachód; południowi przekroczyli góry i powędrowali daleko za Dunaj; północni zaś posuwali się ku wschodowi i północy, torując sobie drogę wśród rzadko przez Finnów zaludnionych równin.
Plemię polskie zajmowało wyjątkowe wśród pobratymców położenie: siedząc od wieków w sercu Słowiańszczyzny, gdy się rozpoczęło promieniowanie jej na trzy strony, nie uczestniczyło w ruchu rozlewnym, lecz za to posunęło na wszystkie strony granice swoje i zajęło prawie cały ten obszar, na którym siedzieli pierwotnie wszyscy Słowianie. Ta środkowość plemienia naszego wyraziła się i w mowie polskiej: gdy inne języki słowiańskie wyodrębniły i ustaliły pewne formy językowe każdy w jednym kierunku, w naszej mowie, niby echem przeddziejowej wspólności gniazdowej, przechowała się nieznana innym językom słowiańskim rozmaitość postaci brzmień i odmian, skupiająca w sobie poniekąd wszystkie znamiona odrębności innych narzeczy.
Uzupełniając powyżej uczynioną wzmiankę o podziale Słowian na trzy gromady, wyliczamy tu w skład ich wchodzące narody. Do zachodniej tedy grupy należały przedewszystkiem liczne, nieistniejące dzisiaj rzesze Słowian tak zwanych Nadłabskich, Połabskich czyli Nadelbiańskich, zamieszkujących niegdyś północną część dzisiejszego państwa niemieckiego, na zachód od ostatnich dzisiejszych siedzib kaszubskich aż po Wezerę, zgnębionych przez Niemców i ostatecznie w wieku XVII wymarłych, czy raczej wynarodowionych. Ci Lutycy, Obotryci, Drzewianie i t. d. mówili językiem bardzo do naszego zbliżonym, może nawet gwarą mowy naszej; znamy go ze szczupłych zabytków, spisanych w w. XVII przez Niemców, bardzo więc niedokładnie i bałamutnie.
Niektórym uczonym zagranicznym i naszym, mniej obeznanym z gramatyką historyczną i gwarami języka polskiego, wydaje się, że żyjący dziś Kaszubi i Słowińcy mówią językiem połabskim. Nie przesądzając zagadnienia, czy mowa połabska była gwarą polszczyzny, czy nie, trudno jednak nie uwierzyć, na zasadzie dowodów oczywistych, że narzecze kaszubko-słowińskie jest bardzo ciekawą, ze względu na starożytność swych postaci gramatycznych, gwarą języka polskiego.
Oprócz wymarłego plemienia Nadelbian, do odłamu zachodniego Słowian należą: Łużyczanie, Słowacy i Czesi. Łużyczan żyje już tylko garstka, siedząca pod panowaniem saskiem i pruskiem; z ogromnego i potężnego, szeroko rozsiadłego narodu pozostało dzisiaj zaledwie tyle, ile liczy Praga Warszawska. Mowa Łużyczan najbliższa jest naszej ze wszystkich słowiańskich, zwłaszcza w postaci dolno-łużyckiej. Piśmiennictwo ich szczyci się licznemi zabytkami od w. XVI i dzisiaj starannie jest krzewione.
Słowacy, osiedli na południe Karpat, ulegający silnemu uciskowi narodowościowemu ze strony Węgrów, mówią językiem bardzo zbliżonym do czeskiego i posiadają coraz świetniej rozwijającą się literaturę; liczba ich przechodzi 2 miliony.
Liczba Czechów w królestwie czeskiem, na Morawach i Szląsku dochodzi 6 milionów. Naród to najwyżej ucywilizowany i najstarszą literaturę posiadający ze wszystkich słowiańskich. Granice jego znacznie uszczuplił żywioł niemiecki; wdarł się on nawet w środek dziedzin czeskich, tak iż w królestwie stanowi 2/5 ludności ogólnej, a na Morawach 1/3.
Najliczniejszem w rzędzie plemion zachodnio-słowiańskich jest nasze, liczące przeszło 21 milionów; szczegóły o niem są przedmiotem dzieła tego, więc tutaj tylko pobieżnie i w najogólniejszym zarysie je podamy, pomówiwszy wprzód o składzie odłamu wschodniego i południowego Słowiańszczyzny.
Dział wschodni czyli ruski największy jest liczebnie i terytoryalnie ze słowiańskich. Mowa działu tego składa się z trzech narzeczy: wielkoruskiego, małoruskiego i białoruskiego. Pierwszym mówi około 60 milionów, drugim około 25, trzecim około 6 milionów. Literatura wielkoruska dzisiaj najbogatsza jest z ruskich; małoruska przeciwnie dość jest uboga, a białoruska bardzo mało ma okazów i prawie się nie rozwija. Wielkorosyanie zamieszkują północne i środkowe gubernie cesarstwa Rosyjskiego; Małorusini siedzą w południowych, oraz w Galicyi wschodniej, w małej ilości na Bukowinie i Węgrzech; Białorusini, jako lud wiejski, mieszkają w gub. Mińskiej, Mohilewskiej, w większej części Witebskiej i Grodzieńskiej, w części Wileńskiej i Smoleńskiej.
Do Słowian południowych zaliczają się Serbo-Chorwaci, Słowieńcy i Bulgarowie. Serbowie z Chorwatami mówią prawie jednym językiem; rozdział pomiędzy nimi jest raczej polityczny i religijny. Mieszkają w królestwie Serbskiem, częściowo w Bulgaryi i Macedonii, na Węgrzech i w Austryi; liczba ich przechodzi 7 milionów. Piśmiennictwo od końca wieków średnich pilnie uprawiane, w w. XIX, po dłuższem odrętwieniu, odrodzone, rozwija się bujnie i wszechstronnie.
Słowieńcy, których liczą przeszło półtora miliona, mają język najbardziej do chorwackiego zbliżony, zamieszkują prowincye austryackie: Styryę, Chorutany i Krainę; naród oświecony, zabiegliwy w handlu i rolnictwie, posiada wcale obfitą i oryginalną literaturę.
Bulgarowie noszą nazwę od zdobywców swej krainy pod koniec VII wieku, pochodzących z Azyi i będących nie-aryjskiego pochodzenia. Język ich przodków zmienił się pod wpływem stosunków z dzikimi najezdcami oraz z Grekami tak dalece, że za naszych czasów mogły się toczyć spory, czy istotnie był mową przodków dzisiejszych Bulgarów, czy też Słowieńców, lub też wymarłych mieszkańców zdobytej przez Węgrów Pannonii. Język ten, posiadający liczne zabytki treści kościelnej, sięgające VIII wieku, nazywają starobulgarskim, starosłowiańskim, cerkiewnym lub poprostu słowiańskim; jest on mową liturgiczną Słowian obrządku wschodniego (a w małej części i zachodniego) i był u nich językiem prawa i nauki w wiekach średnich; w nim to (ze znaczną domieszką słów miejscowych) pisano na Litwie i Rusi dokumenty prawne aż do początku w. XVII, kiedy natomiast poczęto używać łaciny. Język nowo-bulgarski uległ znacznemu wpływowi tureckiego i greckiego; liter, podobnież jak serbski, używa starosłowiańskich (cyrylicy). Bulgarów w Księstwie i w Macedonii liczą przeszło 5½ milionów. Oświata dość nizko u nich stoi, jako w kraju niedawno z pod zaboru Turcyi wyswobodzonym, ale czyni znaczne postępy i pewno wkrótce zrówna się z europejską.
Ku końcowi pierwszego tysiąclecia po Chrystusie plemię polskie rozsiadło się już na rozległej przestrzeni; od zachodu opierało się o dziedziny morawsko-czeskie, łużyckie i połabskie; na północy zajmowało ziemię aż po Bałtyk, siedząc na brzegu morskim od ujścia Wisły daleko ku zachodowi i stykając się tu z pobratymcami połabskimi; brzeg na wschód Wisły zajmowali Prusowie, oddzielając nas od morza; dalej na wschód, aż ku średniemu Niemnowi, mieszkali Litwini, a potem, za Narwią i Bugiem, Rusini, aż po ujście Sanu do Wisły; na południe plemię nasze opierało się o Karpaty, miejscami przeskakując te góry i zaludniając południowe ich stoki, gdzie się stykało ze Słowakami. Polacy przeto zaludniali cały Szląsk, tak austryacki, jak pruski, całe księstwo Poznańskie, wschodnią część Pomorza, Malborskie, Warmię, ziemię Chełmińsko-Michałowską i tak zwane Mazury pruskie, dzisiejsze Królestwo Polskie (oprócz kilku powiatów litewskich i ruskich), kilka powiatów gub. Grodzieńskiej, Galicyę zachodnią i cząstkę podgórza Zakarpackiego.
Lecz bieg historyi inaczej granice te ułożył. Silne i nieprzerwane parcie Niemców ku wschodowi poszczerbiło kresy zachodu naszego; to niemcząc, to kolonizując, częściej przemocą niż spokojnie, Niemcy wcisnęli się w dziedziny szląskie i większą część ich od północy zgiermanizowali; wgryźli się też klinami i wyspami w zachodnio-północne krainy nasze, niemcząc przedewszystkiem miasta; Krzyżacy zajęli tak zwane później Prusy Książęce, ujarzmiając Litwinów i Mazurów, a potem zmuszając ich do przyjęcia protestantyzmu. Zachodnia przeto granica plemienia naszego, pod naciskiem Niemców, usunęła się znacznie na wschód, a kliny niemieckie oddzieliły nas od bratnich plemion czeskich i łużyckich; najbliższych zaś pobratymców naszych, Połabian, nawała giermańska do szczętu wytępiła, lub zniemczyła.
Inaczej się działo na granicy wschodniej. Z początku skutkiem wojen pomyślnych, a później przez połączenie się z Litwą, przodkowie nasi daleko na wschód posunęli przewagę swoją, osiadając pomiędzy plemionami ruskiemi, Litwinami i Łotyszami jako szlachta i mieszczanie, albo też polszcząc ich. Tym sposobem żywioł polski rozlał się aż po Dźwinę Zachodnią i po Dniepr środkowy. Ślady wpływu tego, po upadku państwa polskiego, pozostały niezatarte w tak zwanym kraju zabranym (czyli w dziewięciu zachodnich guberniach cesarstwa rosyjskiego), a mowa polska brzmi dotąd w kościołach tamecznych i w ustach znacznej ilości mieszkańców.
Zanim przystąpimy do kolejnego przeglądu wszystkich okolic, zamieszkanych przez plemię nasze, musimy się przyjrzeć tym znamionom cielesnym i duchowym, które nas wiążą w jedną całość plemienną i narodową, a odróżniają od innych. Przestaliśmy istnieć jako państwo niezależne, ale nie przestaliśmy żyć i czuć się jednym narodem, posiadającym podobną budowę ciała, wspólną przeszłość tysiącletnią, wspólne siedziby, jedną mowę, podobny ustrój myśli, jednaki obyczaj, jednakie zalety i wady, wspólne pieśni i podania, podobne domy i szaty, wspólne cele i nadzieje, a co najważniejsza, wiąże nas wspólność losów i miłość niespożyta, wyrażającą się w wzajemnem uczuwaniu i odczuwaniu doli i niedoli najdalszych nawet ogniw plemienia naszego.
O wspólności siedzib, o wyglądzie i naturze każdej dziedziny naszej opowiada gieografia Polski; o wspólnie przeżytych dziesięciu stuleciach przeszłości naszej prawią dzieje Polski. O tem zaś, jaka jest budowa ciała i w czem od innych ludzi nas różni, jak dusza wyraża się w mowie i z jakiemi innemi językami mowa ta się krewni; co przeszłość przekazała nam w utworach myśli i wyobraźni ludowej, w pojęciach o świecie i człowieku, o rzeczach i istotach nadprzyrodzonych, w pieśniach i przysłowiach; jak naród nasz się ubiera, jak mieszka, jak się bawi, pracuje, jak wita nowonarodzonego i żegna zmarłego, jak się modli, w co wierzy, — o tem wszystkiem mówi etnografia czyli ludoznawstwo polskie.
Przypatrzmy się tedy kolejno budowie cielesnej Polaków, potem mowie ich, zwyczajom, wierzeniom i obrzędom, pieśniom, melodyom i tańcom, podaniom i przysłowiom, wreszcie warunkom życia codziennego, wsi, domom, gospodarstwu, ubiorowi i pożywieniu. Rozpoczniemy od tych właściwości, które się stosują do całego plemienia naszego (jak ustrój cielesny, język, wspólne wierzenia i zabobony, obrzędy i t. d.), a w dalszym ciągu zaglądniemy do wszystkich okolic kolejno i nadmienimy, czem jedna od drugiej się różni (w mowie, wierzeniach, zwyczajach, strojach i t. d.).
Wzrost średni człowieka określają na 165 centymetrów. Co do wzrostu Polaków, nie posiadamy dokładnych pomiarów ze wszystkich okolic i z tego, co dotąd dostrzeżono, zdaje się, że przeciętnie wzrost rodaków naszych chwieje się pomiędzy 160 a 169 cent., więc nazwany być może średnim i niewiele niższy jest od wzrostu Małorusinów, Litwinów, Białorusinów i Wielkorosyan.
Co do barwy skóry, to w plemieniu naszem panuje znaczna rozmaitość; zauważono, że ku południowi zwiększa się jej ciemność; naogół przeważa jasna, ale w mniejszym stopniu, niż u Małorusinów i Wielkorosyan, w równym, jak u Małorusinów galicyjskich.
Barwa włosów u Polaków najczęstsza jest kasztanowata (szatynowa), 40 do 74%; jasnowłosych i czarnowłosych mniej więcej równa ilość wszędzie się spotyka; ku południowi przeważa jaśniejsza, ku północy ciemniejsza barwa. Naogół Polacy mają ciemniejsze włosy od Małorusinów, Białorusinów, a zwłaszcza Litwinów i Wielkorosyan, ale nieco jaśniejsze od Rusinów galicyjskich.
Oczy w plemieniu naszem najczęściej bywają szaro-niebieskie (40 do 60%), po nich idą czarne (19 do 41%), spotykane bardziej ku południowi siedzib naszych.
Przechodząc teraz do wymiarów czaszki, nadmieniamy, że im dalej w przeszłość, tem więcej u Słowian znajduje się czaszek długogłowych[1]; dlaczego przodkowie nasi w tem się od nas różnili, różni różnie tłumaczą; najpodobniejszem do prawdy wyjaśnieniem jest przypuszczenie, że praojcowie nasi, osiadając w przyszłej swej ojczyźnie, zastali już niewiadomej nam rasy ludność o czaszkach długich, lecz że stopniowo krótkogłowość słowiańska zwyciężała i dzisiaj już zapanowała.
Średni wskaźnik czaszek polskich jest 80 do 82; Polacy przeto należą do krótkogłowców, jak i inni Słowianie (południowi średnio 82—83, Słowacy i Czesi 83½, Chorwaci 84), acz w mniejszym stopniu. Krótkogłowość w dziedzinach polskich zwiększa się stopniowo ku południowi, wraz z ciemniejszem zabarwieniem oczu i skóry.
Najważniejszym i najwidoczniejszym łącznikiem, wiążącym w całość naród, jest jego mowa; ale nie zawsze i nie wszędzie jest ona u jednego nawet narodu jednostajna: ma swoje dzieje, zmienia się z biegiem wieków, a także brzmi nieco inaczej w różnych dzielnicach. Najmniej ulega zmianom mowa pisana, t. j. literacka, używana w księgach, w sądzie i w kościele; najwięcej zaś przekształca się i zmienia w ustach ludzi niepiśmiennych, a jak mówią, że „co wieś, to inna pieśń“, to i o języku powiedzieć można, że co okolica, to inna gwara. Mówiąc poniżej o każdej dzielnicy zosobna, powiemy i o jej gwarze; tymczasem zastanowimy się nad językiem polskim wogóle i nad głównemi jego odcieniami.
Wiemy już, że szczep polski zajmował i zajmuje środkowe miejsce w Słowiańszczyznie; skutkiem tego i język polski ma pewne właściwości, wynikające ze środkowości położenia jego. Rzecz oczywista, że jeżeli nie ulega wątpliwości, iż języki słowiańskie poszły z jednego, dziś nam nieznanego, to ślady języka tego najwidoczniejsze być muszą u tego plemienia, które od wieków zajmowało miejsce środkowe i nie oddzielało się od bratnich pokoleń, zostając dłużej od nich na jednem miejscu. Jakoż w istocie mowa polska obfituje w taką rozmaitość brzmień i form wyrazowych, jakiej nie okazuje żadna inna słowiańska: można powiedzieć, że w przeszłości języka naszego i w dzisiejszych gwarach jego odbijają się brzmienia i formy wszystkich języków słowiańskich.
Gieograficznie i historycznie na całej przestrzeni, zajętej przez plemię nasze, wyróżniły się dwa obszary: zachodni i wschodni. Pierwszy obejmował Szląsk, Poznańskie, Prusy królewskie i Pomorze; drugi Małopolskę i Mazowsze. W tamtym rozpoczęły się dzieje narodu naszego, to też od wieków Wielkopolską albo Starszą Polską go nazywano. Dlaczego w nim wcześniej zjednoczenie narodowe nastąpiło? Naprzód dlatego, że nacisk niemiecki poprzez bratnie plemiona nas już tam dochodził; powtóre dlatego, że dzielnice te łatwiej kulturze się poddawały, jako przeważnie górzyste, bardziej suche na południu, a mniej od wschodnich lesiste na północy.
Poczucie wspólności języka musiało iść w parze z ustaleniem się jedności i z rozbudzeniem świadomości narodowej; musiała więc w państwie polskiem zwyciężyć i zapanować gwara części zachodniej, jako najpierwej do żywota samodzielnego powołanej; jakoż to, co nazywamy dzisiaj językiem ogólnopolskim, mowa ksiąg naszych, naszego kościoła, sejmu i sądu, jest właśnie wynikiem zespolenia gwar szląskich, wielkopolskich i kaszubskich, które bliżej poznamy później, przeglądając każdą okolicę zosobna.
We wschodniej połowie obszaru polskiego, w dziedzinach Mazurów i Małopolan, bardziej od zachodniej lesistej i niedostępnej, bardziej oddalonej od wpływów zachodnich, skazanej na cięższą walkę z przyrodą, przez ciąg wieków, skutkiem mniejszego ześrodkowania i ustalenia języka w życiu publicznem, rozwinęły się w mowie pewne odrębności miejscowe (głównie mazurzenie t. j. wymawianie sz, cz, ż jak s, c, z, zatrata różnicy w wymawianiu ó, é, u, y (i) i zamiana a nosowego (an, am) na inne brzmienia nosowe); odrębności te ułożyły się różnie w różnych okolicach; przypatrzymy się im, przeglądając kolejno krainy mazowieckie i małopolskie.
Wiadomo już, że język polski należy do gromady zachodniej w szeregu słowiańskich; różni się on od wszystkich żyjących tem, że posiada brzmienia nosowe (ą, ę), które miały też nieżyjące dzisiaj języki: starobulgarski i nadelbiański (połabski).
Jak każda inna mowa, tak i polska zmieniała się z czasem. W dziejach języka naszego odróżniamy trzy okresy: najstarszy, przed wiekiem XV, średni, do końca w. XVIII i nowożytny, od początku w. XIX. Porównywając zmiany, które zaszły przez lat około tysiąca w naszym i np. w niemieckim języku, można powiedzieć, że u nas były one wcale nieznaczne: pieśń „Bogarodzica“ (ułożona podobno w połowie w. XIII) zrozumiała nam jest i dzisiaj, gdy np. zabytków starogórnoniemieckich i średniogórnoniemieckich Niemiec dzisiejszy bez pewnego przygotowania pojmować nie może.
Niema języka, któryby nie przybrał pewnej ilości wyrazów obcych, zwłaszcza od sąsiadów; to też i nasz, skutkiem wpływu łaciny, jako mowy kościoła i szkoły średniowiecznej, oraz języków plemion sąsiednich, wzbogacił się znaczną ilością wyrazów i zwrotów łacińskich, niemieckich, czeskich, ruskich, a później, gdy zaczęły działać wpływy romańskie, włoskich i francuskich.
Naród nasz, osiadając na ziemiach, które po dziśdzień zajmuje, przyniósł z sobą nietylko mowę, ale i pewien zasób pojęć i wiadomości, które nazwać można wiedzą ludową (z angielska folklor), literaturą niepisaną, tradycyjną, ustną, albo rzeczami ludowemi. Składa się ona: z pojęć o świecie zmysłowym i nadzmysłowym t. j. z wiadomości o wszystkich przedmiotach, nas otaczających, o początku i stosunku wszechrzeczy, o siłach i istotach nadprzyrodzonych, wreszcie o nas samych, o ciele i duszy; pojęcia te o ile nie są nam podane przez szkołę i kościół, lecz przekazane ustnie przez starsze pokolenia, nazywają się wierzeniami, jeżeli się odnoszą do rzeczy nadprzyrodzonych, a nauką ludową, ile się stosują do rzeczy naturalnych. Tak więc np. opowiadanie o Płanetnikach, którzy mają ciągnąć chmury, jest wierzeniem, bo prawi nam o istocie nadprzyrodzonej; zwyczaj zaś zawiadamiania pszczół o śmierci gospodarza jest okazem niewyrozumowanego wprawdzie, ale wyraźnego już wnioskowania zoologicznego i psychologicznego. Tę część pierwszą wiedzy ludowej można nazwać
filozofią i wiedzą pierwotną. Wobec światła nauki rzeczywistej, resztki tych pojęć przeddziejowych obniżyły się dzisiaj do rzędu zabobonów i przesądów; mimo to jednak są nader zajmujące i pouczające, gdyż wyjaśniają nam bieg myśli ludzkiej od błędnych, dziecinnych pojęć, do coraz to bardziej wyrozumowanych.
Pojęcia pierwotne odbiły się w zwyczajach i obrzędach prastarych; część ich, pomimo wprowadzenia chrześcijaństwa, dotąd u nas się spotyka; stanowią one ważny i ciekawy dział rzeczy ludowych, jako dziś jeszcze żyjące świadectwo pojęć i żywota niezmiernie dawnych przodków naszych.
Ważnym działem zwyczajów są zwyczaje prawne: przed kodeksami pisanemi, ludzie rządzili się obyczajami, przekazywanemi z pokolenia w pokolenie; niektóre z nich przetrwały u nas po dziśdzień i zasługują na baczną uwagę, jako zabytki żywota dziś już zgoła przebrzmiałego.
Nie mając ksiąg pisanych, ludzie pierwotni ogarniali pamięcią te prawidła i przepisy, których trzymać się w życiu należało, a wiele ich ułożyli w krótkie a dobitne zdania, przechodzące z pokolenia w pokolenie; mówimy tu o przysłowiach, które nazywają „mądrością narodów“. Otóż mnóstwo ich brzmi jeszcze w ustach naszych, jako pamiątka prastarych czasów, kiedy jeszcze były ważnemi prawidłami, kierującemi żywotem ludzkim.
Człowiek najdawniejszy czuł już pociąg do piękna, wyrażającego się w słowie i w utworach ręki ludzkiej. W grotach Ojcowskich znajdowano próby naśladowania kształtów ludzkich i zwierzęcych rzeźbą z kości i wszędzie, na całym świecie, w najdawniejszych wykopaliskach i znaleziskach napotykano początki rzeźb i rysunków. Ta chęć osłodzenia żywota pięknemi słowami, pięknemi kształtami i pięknemi dźwiękami wyraziła się jak wszędzie, tak i u nas przyozdabianiem domostw i kościołów, rzeźbą na drzewie i kruszcu, zdobieniem sprzętów domowych, wystrzyganiem, malowaniem na sprzętach, domach, pisankach, wyszywaniem na ubiorach, dobieraniem barw i krojów na szaty; dźwięk wreszcie umilał życie naprzód w pieśni, przy tańcu i w muzyce, a najwięcej w mowie wiązanej i niewiązanej, malującej świat wyobraźni i myśli, czyli w pieśniach i baśniach. Skupienie wszystkich tych przejawów piękna człowiek znalazł w kościele, bo tam i budownictwo i rzeźba i poezya i muzyka łączyły się w całość i działały na wszystkie władze ciała i umysłu razem.
Jednem przeto z zadań ludoznawstwa czyli etnografii jest poznanie tych wszystkich utworów myśli i ręki ludu, które powstały z dążenia do piękności, a zatem opisanie zdobnictwa w najszerszem rozumieniu, t. j. w zastosowaniu do budownictwa, rzeźby, kowalstwa, ciesielstwa, stolarstwa, ubiorów i t. d.; a także przyjrzenie się tańcom, pieśniom i baśniom, takim mianowicie, które od wieków z ust do ust sobie podawano.
Strona materyalna żywota narodowego wchodzi także do zakresu ludoznawstwa. Domy przeto i wogóle zabudowania, pomieszkania, sprzęty domowe, kuchenne i t. d. muszą być opisane i rysunkami oddane nie tylko ze strony ozdób, ale i pod wszystkiemi względami. Etnografia musi też wiedzieć, jak lud się ubiera, jak i czem się żywi, jak potrawy swoje i wogóle żywność przyrządza; które rzeczy robi w domu, a co kupuje, jakie rzemiosła częściej się po wsiach, a które po miastach spotykają. Szczegółowy opis gospodarstwa, sposobu gospodarzenia, uprawy roli, narzędzi rolniczych, gospodarstwa kobiecego i t. d. wszystko to wchodzi też do zadań ludoznawstwa. Zajmuje się też ono wyglądem i rozmieszczeniem wsi, miast i miasteczek, naturą dróg, lasów, opisem wód, rolą ich w żywocie narodu, stanem i sposobem handlu i t. d. i t. d. słowem całą charakterystyką zewnętrzną i opisową życia ekonomicznego narodu.
Poznanie wszystkich tych rzeczy ludowych połączone być musi z zapoznaniem się z takiemiż utworami ludów pokrewnych i dalszych. Wielu uczonych tem się już zajmowało i przekonało się, że plemiona szczepu aryjskiego posiadają nie tylko języki podobne, ale też wspólne mają podstawy wierzeń, bardzo blizkie wątki pieśni i podać, podobne melodye i tańce. Te poszukiwania porównawcze, zwane ludoznawstwem porównawczem, nie tylko wyświetlają wiele ciemnych rzeczy w utworach niepisanych, ale i tę mają ważną zaletę, że okazują, co który naród ma własnego, a co zapożyczonego od sąsiadów lub z ksiąg starożytnych. To zaś, co jest czystą własnością pewnego narodu, co mu jest znane od najdawniejszych czasów i nie powtarza się u innych ludów, to właśnie stanowi znamię jego odrębności i nazywa się cechą narodową, swojską, charakterystyczną.
Do rzędu najdawniejszych zabytków osiadłości naszej na ziemiach polskich i zarazem do najstarszych okazów zbiorowej twórczości narodu należą nazwy miejsc i ludzi, ta niewyczerpana kopalnia skarbów językowych, stanowiąca obok tego wiecznie żywe świadectwo naszej własności ziemi: gdyby dziedziny nasze ktoś inny przed nami zajmował, to z pewnością pewna część nazw miejscowych brzmiałaby z cudzoziemska.
Niektóre nazwy większych rzek i gór nie dają się wprawdzie z języków słowiańskich wytłumaczyć (np. Karpaty, Tatry, Beskidy, Pieniny, Wisła, Odra, Elba i t. p.), ale też nie wywodzą się one z żadnego ze znanych nam języków i są zabytkami niezmiernie dawnych czasów i nieznanego jakiegoś języka, z epoki, która poprzedziła osiadłość.
Inne znowu nazwy na ziemiach naszych są widocznie niemieckie, jak np. Olkusz, Wolbrom, Czorstyn, Melsztyn i t. p.; ale pochodzenie ich dobrze nam jest znane: nadali je Niemcy, wezwani do Polski w wieku XIII przez Piastowiczów, po pogromie Tatarskim, aby wyludnione okolice coprędzej do dawnego stanu uprawy przywróci.
Ogromna większość nazwisk miejsc (wsi, miasteczek, gór, lasów, pól i t. d.) jest u nas szczeropolska, nadzwyczaj ciekawa i pouczająca, ale, niestety, nie dość jeszcze naukowo opracowana.
Dlaczego ludoznawstwo najwięcej poznawaniem ludu wiejskiego się zajmuje? Dla tego, że klasy tak zwane inteligentne mniej pod każdym względem zachowują odrębności narodowej w mowie, ubiorze, mieszkaniu, w zwyczajach i pojęciach; lud zaś wiejski, oddalony od miast, które nadzwyczaj ujednostajniają ludzi wewnętrznie i zewnętrznie, przechowuje wiele cech prastarych, wyróżniających plemię od innych.
Jak w językach, tak i w przeddziejowych wierzeniach szczepów aryjskich wiele było wspólności, a ślady jej dotychczas przetrwały w postaci zabytków pogaństwa w pojęciach, podaniach i obrzędach.
Głównem znamieniem wiary aryjskiej był tak zwany dualizm, to jest przekonanie, że we wszechświecie działają dwie wrogie sobie potęgi: dobra, jasna, słoneczna, niebieska, gromowładna — Piorun, i zła, ciemna, szkodliwa, kryjąca słońce w mroku chmur i nocy — Bies, Czart, Złe, Licho, zwane później Dyabłem, Szatanem.
Bóstwo światłości prowadzi wieczną wojnę z władcą ciemności, rażąc go pociskami gromów, ale nigdy nie zdoła zniszczyć na zawsze. Oprócz niego wiele jest istot nadziemskich, władających różnemi częściami ziemi i świata: w wodach mieszkają duchy wodne, Topielce i Topielice, mające własnego pana — Wodnika, czy Króla Morskiego. Pokrewne z niemi są Smok-Tęcza, pijący wody ziemskie, aby z nich chmury wytworzyć; Płanetnicy ciągają je, na rozkaz Boga (Pioruna), po niebie, a stary Mróz ściska wody w kryształy lodowe i w puchy śnieżyste.
W lasach pełno jest także istot nadludzkich, nieśmiertelnych, czasami szkodliwych, czasami życzliwych człowiekowi. Najstarszy jest tam Leśnik, albo Duch Leśny, udający czasem głos ludzki, aby wędrowca w gąszcze zwabić; przytrzymujący wóz czyjś tak, że konie za nic go ruszyć nie mogą; mszczący się nieraz srodze za ścinanie starych drzew bez potrzeby. W lasach też przebywają czasami złośliwe Dziwożony (to jest dzikie niewiasty), Południce, Boginki i Wilkołaki.
Pod ziemią w norach i kopalniach mieszkają duchy przeważnie przychylne człowiekowi. Żyją tam Krasnalki czyli Krasnoludki, istoty drobne, w rodzaju Paluchów, Karzełków, Podziomków. W kopalniach gospodaruje Skarbnik, w niektórych okolicach Szląska zwany z niemiecka Bergajstem.
Na polach i łąkach krążą Wiły, Jędze, Południce, Dziwożony, Marzanny, Boginki, Strzygonie; w powietrzu latają Latawce i Latawice, Skrzaty; w domach mieszkają razem z ludźmi duchy Domowe, Gospodarczyki, Chowańce, pod podłogą czasami Podziomki i Krasnalki.
Na cmentarzach i polach błądzą dusze zmarłych, lecą powietrzem duszyczki dzieci niechrzczonych, wołając „chrztu“. Na drodze dawniej spotkać można było Pana Jezusa ze św. Piotrem, a i Najświętsza Panna wędrowała po kraju naszym; dzisiaj leży czasami pod płotem Dola, a człowiek swoją budzić musi; czasami trzy siostry Febry albo Nędze gwarzą z sobą tak głośno, że je człek podsłucha. Bieda włóczy się po drogach, a od czasu do czasu pojawia się Zaraza, czyli Morowa dziewica, a wówczas biada ludziom, śmierć grasuje po okolicy. I sama Śmierć uosobiona wędruje od wsi do wsi; udawało się śmiałkom łapać ją i więzić na drzewie, w kości i t. d., a wówczas ludzie wcale nie umierali.
Tak więc wyobraźnia człowieka dawnego zaludnia cały świat mnóstwem istot nadprzyrodzonych, nieśmiertelnych, życzliwych lub nieżyczliwych człowiekowi. Inni Słowianie prawie takież mają wierzenia, przekazywane z pokolenia w pokolenie. Wiara chrześciańska, pomimo, że od tysiąca lat u nas panuje, nie zdołała przyćmić tych przez liczne wieki wpojonych w pamięć tradycyi.
Prace naukowe w zakresie mitologii słowiańskiej nie dość są wykończone, aby można było z pewnością wyrzec, że ten a ten mit lub zabobon jest wyłącznie czeski, lub polski i dla tego nie możemy się jeszcze zdobyć na obraz mitologii czysto polskiej, to jest takiej, któraby opisywała nam wierzenia tylko w Polsce znane. To samo powiedzieć można i o mitologii słowiańskiej wogóle. To jednak jest pewne, żeśmy nie wszystko od innych plemion lub z ksiąg starych (greckich i łacińskich) zapożyczyli; owszem, mnóstwo podań mitycznych i wierzeń wynieśliśmy naprzód ze wspólnego gniazda aryjskiego, a potem ze wspólnych siedzib słowiańskich i po dziśdzień w czystości przechowaliśmy.
Lecz obok tego odróżnić można niejedną postać mityczną i niejeden obrząd cudzy, zapożyczony od sąsiadów, bo i pojęcia tak samo krążą z kraju do kraju, jak wyrazy. I tak np. od Ruskich wzieliśmy opowiadania o Rusałkach, Wiedźmach, nazwę Kupalnocki, baśni o Wernyhorze i t. p.; od Niemców (może przez Słowaków i Czechów) przywędrowały do nas powieści o Krasnoludkach, o Chobołdzie, Skrzacie, Bergajście i t. d., a także obrzędy, jak dyngus, śmigus, choinka i t. p. Chociaż zauważyć należy, iż nie zawsze to, co się nazywa z cudzoziemska, jest nazwą zapożyczonego pojęcia lub zwyczaju: nieraz odwieczny obrzęd kryje się pod przypadkowo nadanem mu obcem mianem; tak np. topienie Marzanny na Szląsku nie ma związku z Najświętszą Panną, chociaż Marzanna jest spolszczeniem imienia Maryanna; a Kupalnocka, co niby z nazwy sądząc, miałaby być ruskiego pochodzenia, jest odwieczną naszą sobótką, starszą zapewne od obcej nazwy.
Mityczny pogląd na świat człowieka pierwotnego wyraził się nie tylko wiarą w istnienie i ciągłe działanie istot nadludzkich, ale zabarwił sobą wszystkie pojęcia o otaczającej nas przyrodzie i o nas samych. Dlatego to powiedzieć można, iż w okresie przeddziejowym każda nauka była mniej lub więcej mityczna; była taką astronomia, zoologia, botanika, gieografia, chemia i t. d.
Oto nieco przykładów, wziętych z wierzeń ludu naszego. Co do astronomii, wspominaliśmy już o walce piorunowej bóstwa dobrego ze złem: otóż mityczne objaśnienie piorunu. Mówiliśmy też o Płanetnikach, zastępujących dzisiejsze nasze objaśnienia meteorologiczne. Botanika pierwotna napełniona była mnóstwem legend o cudownych roślinach, jak np. o drzewie krwawiącem się i przemawiającem pod uderzeniem siekiery, o krzyczącej mandragorze, o cudownym kwiecie paproci i t. d. Zoologia prastara znała zwierzęta i ptaki niebywałe: smoka, jednorożca, wiłkołaka, żarptaka, latawca, bazyliszka i t. d. Słowem każda nauka zabarwiała się cudownością, ale w swoim czasie była jedyną wiedzą człowieka.
Cudowną też była Gieografia: początek gór, jezior, osad i t. d. przypisywano jakimś nadzwyczajnym wypadkom: miasto zapadło, a na jego miejscu znalazło się jezioro; rzeka powstała z łez nieutulonej w żalu kobiety; góry się pojawiły po przejściu olbrzymiego pługa, którym wielkolud równe niegdyś pole przeorał i t. d., i t. d. Nazwiska też miejscowe tłumaczono sobie w zupełnie mityczny sposób: Iłża miała oznaczać „jej łza“, Lublin wywodzono od mitycznego frazesu „szczupak lub lin“ i t. p. Cały kraj osnuto pajęczyną podań tak zwanych miejscowych, które nam się wydają niby poetycznem ubarwieniem gleby, ale w przekonaniu przodków naszych uchodziły za niezbite prawdy.
Dzieje również pełne były legiend i najnieprawdopodobniejszych baśni. Prawiono o zjedzeniu króla Popiela przez myszy, o utopionej Wandzie, o pogromcy Smoka, Kraku i t. p.; nawet postacie prawdziwe, historyczne, jak np. Łokietka, Kazimierza Wielkiego i innych przystrajano w piórka bajeczne. Utworzył się tym sposobem cały dział podań czy też legiend dziejowych, czyli historycznych, u nas zresztą wcale nie obfity. Wiąże się on z podaniami miejscowemi, ponieważ legiendy historyczne zwykle do miejsc są przywiązane.
Wierzenia i podania wogóle nie są zupełnie jednostajne we wszystkich zakątkach kraju naszego: każda dzielnica ma swoje uprzywilejowane pieśni, tańce, tańce, bajki i zabobony, tak jak ma odrębne stroje, inną gwarę i nieco różny obyczaj. Tak naprzykład Szląsk ma swoją Marzannę i „nowe latko“, ma pieśń o drzewie gadającem, ma w kopalniach Bergajsta; Kraków wspomina smoka w jamie pod Wawelem i Twardowskiego; Łęczyca opowiada o Borucie; Kaszuba i Poznańczyk prawią nam o „drobnych (dremnych) ludziach“, Krasnoludkach i t. d., i t. d.
Jan Karłowicz.
- ↑ Za miarę czaszek przyjęto tak zwany wskaźnik (indeks), t. j. liczbę, wypadającą ze stosunku szerokości czaszki do jej długości, przyjętej za 100. Jeżeli np. czaszka ma bezwzględnej długości 180 centymetrów, a szerokości 140 cm., to wskaźnik będzie 77,7, a wyniknie z równania x:100=140:180. Długiemi nazywają głowy o wskaźniku do 75, średniemi o wskaźniku 75 do 80, a krótkiemi o wskaźniku ponad 80.