Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863/Góra Synai
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863 |
Podtytuł | Roku 1875 opisana z przydaniem różnych o Ziemi Świętéj szczegółów, i o Synai. |
Wydawca | nakładem autora |
Data wyd. | 1876 |
Druk | Wincenty Kornecki |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Uzupełnia się do Ziemi Świętej pielgrzymka zwiedzeniem góry Synai, która jest wielką pamiątką i świętém miejscem. Tu Mojżesz odebrał przykazania Boskie, które spisał na dwu tablicach, które są główném prawem rodu ludzkiego. Tu złożone były zwłoki św. Katarzyny Aleksandryjskiej, cudownie przez aniołów przyniesione. Piérwszą wzmiankę o klasztorze na górze Synaj, mamy w IV wieku od uczniów św. Jana Chryzostoma. Z nich był najznakomitszy św. Nilus, który długo mieszkał w tym klasztorze, był jego przełożonym i miał ucznia, duchownego syna, św. Teodolusa. Przy nim mieszkało dwudziestu zakonników w osobnych grotach, celach, wiodło żywot pustelniczy. Zgromadzali się w kaplicy krzaku Mojżeszowego, która już istniała i którą św. Nilus zastał. Potém dopiéro na miejscu téj kaplicy wzniósł wspaniały gmach, kościół z klasztorem, cesarz Justynijan gorliwy chrześcijanin i pragnący wznieść sławę i wielkość Kościoła; znaczną summę na ten cel ofiarował. Architekta był sławny Errostrat. W czasie budowania gmachów klasztornych, woda, któréj brakowało, najświéższa, najzdrowsza cudownie wytrysnęła i dotąd się znajduje.
W okolicy Synai wzniesiono trzy inne klasztory i kościoły, w Kolzum-Elim, i Erras-Raja. Dekretem cesarza Justyniana, przełożony klasztoru Synajskiego wyniesionym był na godność prymasa, i miał zwierzchność nad klasztorem Synai, i trzema w téj okolicy będącémi. U stóp góry Synai, założono osadę chrześcijańską Deir-el-Abid, która została potém zniszczoną przez Beduinów, i na jéj miejscu powstała osada mahometańska Deir-el-choaib. Przed ufortyfikowaniem klasztoru, niejednokrotnie zakonnicy synaiscy byli wymordowani. Góra przeto Synai szczyci się wielu męczennikami. W piérwszych wiekach chrześcijaństwa aż do czasu Cerularyusza, Kościół wschodni pomimo różnicy obrządku, jednę miał wiarę z Kościołem rzymskim i wspólną miłość; ubiegano się wspólnie o nabycie coraz wyższéj doskonałości. Kościół wschodni zostając w jedności miał Świętych nauczycieli, doktorów, prawdziwe skarby, które są dotąd ozdobą całego Kościoła, i wtedy w klasztorze Synaiskim zakonnicy odznaczali się wielką pobożnością, świętobliwością. Klasztor w Synai, chlubi się wielu świętymi, i znakomitymi mnichami, uczonymi ludźmi, jakimi są: św. Anastazy Synaicki, św. Jan Scholastyk, św. Jan Klimak, św. Chrystophor, św. Klemens, św. Onufry pustelnik, św. Teodozyusz, Konstanty, Grzegórz Synaicki, Eugenijusz Araj, biskup Synaicki, i wielu mężów świętobliwych, i uczonych. Zakonnicy Synaiccy byli patryarchami konstantynopolskimi jako Kozma Synaicki, Jan I i Jan II. Mnisi Synaiccy byli wyłącznie greccy i wschodniego obrządku, zostający w jedności z Kościołem rzymmskim. Wspólnie z nimi mieszkali i rzymscy-łacińscy kapłani, którzy nie stanowili osobnego Zgromadzenia, ale w jedném zgromadzeniu z Grekami mieszkali. Była osobna kaplica łacińska, w któréj mieszkający tam łacińscy, i przybywający katoliccy kapłani, odprawiali Msze święte, komunikowali pielgrzymów katolickich pod jedną postacią. Kaplica ta jeszcze w XV wieku istniała. Mnisi greccy trzymali się reguły św. Bazylego. Kościół po wniesieniu ze szczytu góry Synai, ciała św. Katarzyny Panny i Męczenniczki, które tam zostało przez aniołów przyniesione, przyjął nazwę z klasztorem, kościoła św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Święta Katarzyna była świętą i biegłą w filozofii i teologii, i jest patronką teologów i filozofów. Na cześć jéj, zakonnicy oddawali się naukom, i utworzyli jednę ze znakomitszych i bogatszych bibliotek. Gdy napady Beduinów, Turków, utrudniały przyjście pielgrzymów, za pomocą książąt chrześcijańskich utworzył się zakon rycerski kawalerów św. Katarzyny, dla straży grobu św. męczenniczki, opieki i obrony pielgrzymów. Rycerze czuwali nad nimi, przyprowadzali ich do świętego miejsca i odprowadzali. Jak zakonnicy żyli wedle reguły św. Bazylego, nosili płaszcze białe, na nich znaki złamanego koła, przeszytego mieczem skrwawionym. Złamane koło oznaczało maszynę kołową, przygotowaną do ukatowania i zamordowania św. Katarzyny, która się zdruzgotała i strzaskała głowy katów, a miecz, na pamiątkę, że mieczem została ściętą. Kiedy odszczepieństwo patryarchatu Konstantynopolitańskiego wznieciło burzę w powszechnym kościele, która ukończyła się szyzmą, w téj chwili w wschodnim Kościele byli gorliwi chrześcijanie, biskupi, mężowię uczeni, kapłani, którzy szyzmie, rozerwaniu się, stawili najsilniejszy opór. Święty Ignacy patryarcha konstantynopolitański, i tylu innych znakomitych duchownych, świeckich mężów; zakon rycerski na górze Synai, kawalerowie św. Katarzyny, zachowali wierność powszechnemu Kościołowi, i nie dzielili szyzmy mnichów, zakonników greckich na górze Synai. Nie wszyscy mnisi przejęli się duchem nienawistnej, zawziętéj ciemności, niektórzy z nich kochali światło prawdziwe, i tę świętą Chrystusową miłość, która tylko z jedności dwóch kościołów i z posłuszeństwa stolicy rzymsko-Apostolskiej, wypływa. Jako uczony Symeon zakonnik, któremu zawdzięczamy ocalenie rękopismów św. Jana Chryzostoma, i oddanie ich Benedyktynom, którzy je całemu światu ogłosili. Symeon wywiózł z łona szyzmy ciało św. Katarzyny męczenniczki, i złożył je we Francyi, w kościele św. Trójcy, koło Rouen, który odtąd się zwać zaczął kościołem św. Katarzyny na górze (5. Catherine du Mont, S$. Catharina in Monte). Mnisi greccy temu najsilniéj zaprzeczali, i zaprzeczają; w marmurowéj trumnie okazują ciało téj świętej męczenniezki, jako by było tam złożone. W Kościele zachodnim jest podanie i wiara, że ciało jej we Francyi jest złożone. Wszystkie droższe relikwie wschodnie, po owładnieniu Islamitów krajami chrześcijańskiémi, przeniesione zostały przez gorliwych wyznawców na Zachód; i o téj przeto relikwii wątpić nie można. Głównym a kardynalnym tego dowodem jest zniknienie jednoczesne i ustanie bractwa kawalerów św. Katarzyny; którzy ani siłą, ani napadem, ani zakazem władzy nie zostali usunięci; ale sami się rozwiązali, i z góry Synai ustąpili, gdy ciało zostało przeniesione. Wierni byli jedności św., tegoż ducha i wiary, co uczony Symeon Synaicki. Za ich pomocą ciało to zostało z klasztoru Synaiekiego wywiezione.[1]
Odpisy i kopije rękopismów św. Jana Chryzostoma przez Synaitę Symeona udzielone Benedyktynom klasztoru św. Trójcy, a potém św. Katarzyny we Francyi, dowodzą stosunki Benedyktynów z klasztorem Synaickim i utwierdzają to podanie, że po raz piérwszy do Europy przybyły z relikwijami św. Katarzyny. Oryginalne św. Jana Chryzostoma rękopisma dotąd w klasztorze się zachowują, Ewangelije, Akty apostolskie przez św. Dyonizego Areopagitę, własną ręką przepisane i illustrowane przez cesarza Teodozyjusza, mikroskopiczny Psałtérz przez uczonego księdza Kassyana, tekst Pisma św. z IV wieku, wyrównywający starożytnością tekstowi watykańskiemu.
Jednocześnie, kiedy ciało św. Katarzyny zostało przeniesione do Francyi, cale jéj ramię dostało się do Anny Jagiellonki do Krakowa. Relikwija ta jest w kościele OO. Reformatów, którzy na udowodnienie tego posiadają najformalniejsze dokumenta.
Jak tylko się raz szyzma ugruntowała, rozwój jéj coraz był wyższym; stosunki z Kościołem katolickim klasztoru Synaiskiego ustały. Wędrują tam wyłącznie pobożni z Rosyi, którzy z Jeruzalem zawsze tam idą każdorocznéj pielgrzymki; lud tylko ubogi pieszo pielgrzymujący tę świętą górę zwiédza. Nasze zachodnie pielgrzymki, teraz nowo urządzone, i dawniejsze, nie zwiedzają Synaiskiéj góry. Anglicy nawet, wędrujący po całéj kuli ziemskiéj, bardzo rzadko tam zachodzą; księża Franciszkanie Obserwanci, którzy mają 34 swych misyj w Custodyi, ziemi św., w Palestynie, w Antyochii, w Egipcie, nie doszli swém działaniem i wpływem do Synai. Nowo-utworzona misya arabska w Sylo, OO. Kapucynów, niemal sąsiedzka, nie doszła, jakby ominęła Synai. Góra święta, na któréj między Bogiem i człowiekiem stanęło przymierze, gdzie stąpał najwyższy Prawodawca, którego prawo było przedsienią domu Božego, Chrystusa Pana owczarni; obmurowaną jest dotąd jakby od Beduinów, od prawych następców Apostolskich, od kościoła Bożego, i nie wpływa tam źródło żywe Ducha św.
Miéjmy wiarę i nadzieję, głos Boga żywego raz jeszcze, i rychło zagrzmi na górze Synai, i ujrzymy tam światło Jego, niegasnące nigdy na wieki!!
Świętéj Katarzyny żywot i męczeństwo, wzbudzały uwielbienie wszystkich współczesnych chrześcijan, i całego Kościoła, szczególnie na górze Synai. Była dziewicą pochodzącą z najznakomitszéj rodziny, mieszkała w Aleksandryi otoczona bogactwy, sługami licznémi, w okazałym własnym pałacu. Najzupełniéj ukochała Chrystusa Pana, ślubowała czystość, z wiarą św. chrześcijańską spoiła się duszą i sercem. Wyznawać ją, rozszérzać, było najgorętszém jéj pragnieniem. Była prześliczną, zachwyciła cesarza Maksenijusza, zapaliła miłością, dla niéj się chciał poświęcić, i ją zaślubić. Oparła się téj pokusie, i upominała przy tém cesarza, aby nie szérzył bałwochwalstwa, nie ubóstwiał, nie rozkazywał czci solennych i publicznych dla władzy swéj, i dla fałszywych bogów. Nie mogąc przełamać mocy jéj ducha, i przekonywającéj siły, rozkazał ją przez 2 gódzin okrutnie ćwiczyć, potém przez dwanaście dni trzymać w więzieniu bez pokarmu, chcąc jéj zadać śmierć głodową. Ale gołębica ją karmiła, i Katarzyna pełną była siły, niewzruszonéj mocy. Zachwyciła cesarzową Augustę, w nocy tajemnie ją odwiedziła, wprowadzał ją hetman Porfiryusz. Cesarzowa i Porfiryusz skłaniali się ku wierze chrześcijańskiéj, łaknęli prawdy; ujrzawszy Katarzynę w więzieniu, patrząc na jéj oblicze; słuchając mowy jéj, zapalili się najgorętszą miłością Bożą, i wszyscy żołniérze, którzy byli obecni. Taki był wpływ świętéj męczenniczki, gotowéj oddać życie w każdéj chwili za wiarę Chrystusa Pana. Wiarę tę święta wléwała w duszę innych spojrzeniem samém. Słowo jéj było zachwycające, potężne, piękne. Kto zaprzedanym piekłu nie był, i zatwardziałym bez ratunku, ten się skruszył i uniósł wielkim ku Bogu, nauce jego zapałem. Lud obecny jéj męczeństwu i ostatniej chwili, w zachwyceniu był i uwielbił ją. Maksencijusz w całéj swéj potędze i zapalczywości, przerażał się i drżał daleko silniéj jak jego niewinna i święta ofiara.
Rozkazał urządzić narzędzie wielkiéj katuszy, maszynę o kołach želaznych, najeżonych ostrémi nożami, ale te koła zaledwie się dotknęły ciała Pańskiéj Oblubienicy, podruzgotane zostały. Kawałki żelaza i drzewa rozlatując się, wielu ludzi pokaléczyły. Wtedy publicznie wyznali wiarę w Zbawiciela: cesarzowa Augusta, hetman Porfiryusz, i dwustu żołniérzy. Wszystkich na śmierć cesarz wskazał, i otrzymali koronę swego wyznania. Najsrożéj zamęczoną została cesarzowa Augusta. Przed ścięciem głowy, kazał jéj cesarz piersi oderwać. Jeszcze po raz ostatni najgwałtowniéj usiłował skłonić Katarzynę do odstąpienia od Boskiėj wiary; kusił ją, ku niéj się zmysłową chucią zapalał; Katarzyna coraz była mocniejszą, coraz silniéj pragnęła śmiercią wyznać swą wiarę. Gdy szła na śmierć, otaczały ją niewiasty z znakomitszych domów, i płakały, uboléwając, że śliczna dziewica wśród bogactw, w kwiecie życia umiéra. Ale Katarzyna śmierci się nie ulękła, była pogodną, i coraz piękniejszą. W chwili ostatniéj radość i zachwycenie rozjaśniły jéj oblicze. Skruszyła potęgę okrutnego cesarza anielskiém w niebo wejrzeniem. Czysta, niewinna, i święta; na ziemi już nie była człowiekiem, ale aniołem. Dziki morderca w okrutnéj złości swojéj uczuwał niemoc i rozpacz. Katarzyna publicznie pewnym, przenikającym głosem, tę w ostatniéj chwili życia swego wyrzekła modlitwę:
„Dziękuję Ci, Panie Jezu, Chryste, Boże mój, žeś postawił na mocnéj skale nogi moje, i sprawiłeś szczęście moje!! Wejrzyj Panie! z wysokości na ten lud stojący i daj Mu światłość wiary Twojéj, aby wszystkim chwalebne zostawało imię Twoje na wieki.“ Tak się modliwszy ścięta jest. Ciało jéj wzięte od aniołów, na górę Synai niesione, i tam rękoma ich złożone, strzeżonę było na cześć i chwałę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Ojcem i Duchem św. jeden jest Bóg królujący na wieki wieków. Amen.
Przejdźmy teraz do szczegółów, jakie znajdujemy w księgach różnych o św. górze Synai. Daleko rzadsze są, jak o innych miejscach. Naprzód co do ksiąg polskich: ks. Drohojewski Reformat r. 1788 był w Jeruzalem, wydrukował dwa tomiki pielgrzymki, na górze Synai nie był. Znakomity peregrynator ksiądz Ignacy Hołowiński, późniejszy metropolita, w swém kilkotomowém dziele nic o Synai nie powiedział, także i książe Mikołaj Radziwiłł. Cztérnastu Niemców r. 1483 pielgrzymowało na górę Synai do grobu św. Katarzyny Aleksandryjskiéj z Jeruzalem, potém do Kairu powrócili. Pielgrzymowanie swoje opisali, umieszczając na czele téj książki imiona i nazwiska swoje jako to:
1) Jan Comes do Solms, Dominus in Mentzenberg.
2) Bernat de Breidenbach, dziekan Mogunecki, autor księgi tę pielgrzymkę opisującéj.
3) Filip de Bicken. Z nimi Erhard Kerwich z południowych Niemiec, malarz sławny, który miejsca ważniejsze rysował.
4) Maksimin Smasm de Koppelsztein.
5) Kasper Bulach, szlachcic.
6) Jerzy Marr, szlachcie.
Dwóch Bernardynów, którzy różnémi językami mówili.
7) Henryk z Szarcienberga.
8) Kasper de Sienli.
9) Zygmunt de Marzbach.
10) Piotr Welsch, szlachcic.
11) Ksiądz Jan Lazyn, archydyakon i kanonik z Siedmiogrodzkiéj ziemi.
12) Ojciec Feliks Fabry, Ordin. Praedicatorum, Dominikan, doktór teologii, kaznodzieja wielki.
Przygotowując się do téj pielgrzymki trzydzieści dni czekali w Jeruzalem, pókąd nie przeszły wielkie gorąca, zwiedzali różne miejsca św. w Palestynie.
Do téj pielgrzymki nie sami kapłani, ale i świeccy ludzie, szlachta należeli. W XV wieku wśród ciągłych napadów Beduińskich, nie lękali się i szczęśliwie ją odbyli.
Pielgrzymka ta, wydrukowana po niemiecku, przełożoną została po polsku przez księdza Andrzeja Wargockiego. Pielgrzymki przekład polski, bardzo dziś rzadki, ma tytuł:
Książka wydaną jest z dwoma rycinami. Jedna przedstawia herb Janina, a druga, osobę królewską lub téż innego męża (co odgadnąć trudno) z księgą w ręku, z następującym napisem:
Dziwnyś Panie na ziemi, dziwny tu na Niebie,
Dziwnyś w świętych swoich, kto nie wiè, nie zna Ciebie,
Jednéj téj to Panny, żywot, śmierć, pogrzeb sławny,
Od Aniołów sprawiony, i zwłaszcza on dawny
Może go nauczyć i pokazać mu snadnie
Że kogo Ty miłujesz, nigdy nie upadnie.
Panowie ci niemieccy opisali, i pielgrzymkę do Jeruzalem i całėj Palestyny, którą téż chciał przełożyć ksiądz Wargocki, ale że wyszła wtedy pielgrzymka księcia Radziwiłła, swój zamiar zaniechał, poprzestał na pielgrzymce arabskiéj. Na wydanie tėj pielgrzymki Jakób Betfie wojewoda podolski, i rębowelski starosta swój koszt udzielił.
Chcąc zatém zachęcić podróżników dzisiejszych, aby nie lękali się téj drogi, która szczęśliwie roku 1483 była odbytą, załączam z téj peregrynaeyi niektóre ustępy:
Z Jeruzalem przez Betleem niemieccy pielgrzymi przyszli do starego miasta Ebron, którego wtedy w XV wieku nie było śladów, same rozwaliny. Za miastem, jakto mówiono na strzelanie łuku, jest jaskinia, w któréj pogrzebani byli Abraam, Izaak, Jakób, Sara, Rebeka, Lija. Grób Racheli jest oddzielny, między Jeruzalem, i Betleem. Przy tych grobach był niegdy wielki chrześcijański kościół, którego już nawet ruin w XV wieku nie było, ale stała turecka forteczka, i nowe miasteczko Ebron się wzniosło. Od tego grobu, w niewielkiéj odległości ku zachodowi, jest tak zwane pole Damasceńskie. Z ziemi wziętéj z tego pola stworzony był Adam. Nie w Damaszku, jak napisał Radziwiłł, ale koło Ebronu z pola Damasceńskiego, wzięto dla utworzenia ciała piérwszego ezłowieka ziemię, która jest czerwoną i lepką jak wosk. Na wielbłądach wielką jéj ilość wywożono do Egiptu, do Indyi, do Nubii, sprzedawali jako świętą, i wedle tradycyi, jéj nie ubywało. Kto ziemię tę przy sobie nosił, był bezpieczny od ukąszenia gadziny.
Przy Ebronie okazują górę skalistą, na któréj są ślady dwóch łóż, na których Adam i Ewa przez lat sto opłakiwali śmierć Abla, wedle innéj tradycyi, swój grzéch. Około téjże góry był Abel zabity. Na miejscu śmierci jego, rodzice go opłakiwali. Radziwill w swéj pielgrzyme jadąc z Damaszku do Tyberyady, pisze, że widział mogiłę, w któréj Abel był pogrzebany. Książe Radziwiłł w swoich podaniach omylił się. Uczeni niemieccy gruntowniéj miejscową tradycyą zbadali. Tuż blisko wskazują miejsce, gdzie mieszkał Abraam, i Aniołów jako gości przyjmował. W XV wieku był tam klasztor mnichów greckich św. Jerzego, w nim na 39 ogniw długi, łańcuch żelazny św. męczennika, który pielgrzymi i nie chrześcijanie nawet dla uszanowania i czci, sobie na szyję kładli. Uzdrawiał opętanych. Okazywano tam stopę konia, na którym ten święty jeździł. Był téż blisko zameczek imieniem Samuela zwany, a miasto imieniem Abraama mianowano. Był w niém szpital saraceński, w którym, jak mówią niemieccy pielgrzymi, wszyscy podróżni jakiego bądź wyznania byli przyjmowani, i rozdawano dla ubogich wielkie jałmużny, codziennie piekli 2000 chleba. Jałmużny roczne do 24,000 dukatów wynosiły.
Przybyli pielgrzymi do Gazy, głównego miasta Filistynów, którego bramy wziął na ramiona swoje Samson, i zaniósł do Orebu. Przed miastem było drzewo figowe, które siedmkroć corocznie rodziło. Z Gazy jadąc po lewéj stronie morza Śródziemnego mieli po prawéj Palestynę. Między morzem i Palestyną dążyli do piaszczystéj pustyni. W niéj żadnych drzew tu nie spotykali, tylko krzewy, które chcąe rozniecić ogień, wyrywali z korzeniem, wody żadnéj nie mieli, prócz téj, która była w statkach, która się łatwo psuła. Przechodzili około studni głębokiéj, wtedy już suchéj, przy któréj nocowala N. M. Panna idąc z P. Jezusem i z Józefem do Egiptu. Wiatr poruszał cienkim subtelnym piaskiem, który się wydawał być dymem z ognia, drogi utarte najzupełniéj zasypywał, w górę wielką, trudną do przebycia zamieniał. O pustyni tak się wyrazili pielgrzymi nasi: „Jużeśmy byli na tych miejscach, kędy syn człowieczy nie może siać ani orać, przez które jadąc nie widzieliśmy miasta, wsi, domu, ogrodu, winnicy, lasu, ale ziemię ogniem słonecznym upaloną, niepłodną, pagórków, i gór strasznych pełną.“
W piaskach spotykają się strusie, które się tu wylęgają. „Przyjechaliśmy do miejsc zbyt górzystych i niepłodnych, do skał szczérych, gdzie między piaskami postawiliśmy namioty na miejscu Magare. Góry te dla ich ogromności, Arabowie Gebelhalel nazywają.“
Wjechali potém do pustyni zupełnie zimnéj, ziemia w niéj całkiem biała, i piasek jakoby wygaszone wapno. Zowią ją Mynszewe. „Dwa dni konno jadąc nie znaleźliśmy ani człeka, ani domu, jechaliśmy zimnym krajem jakoby brzegiem pustyni, która ku wschodowi końca nié ma; przybyliśmy do Alherok. W jednym dniu potém do góry Kaleb, która się zdawała być górą usypaną.“ Kraj tu górzysty. Góry, kamienie, piaski, jako sól białe. O jeden dzień drogi jest strumień, w którym niegdy była woda, a w XV już wieku był suchy.
Do góry Synai z miasta Jeruzalem prawie miesiąc pielgrzymi jechali. Wyjechali z Jeruzalem 24 sierpnia, a 22 września przybyli do Synai. Zbliżając się na dni czéry drogi, widzieli jakby w mgle górę Synai na lewo, na prawo morze Czerwone. Droga szła samémi górami nagiémi, na których warstwami ziemia była czarna i czerwona od promieni słońca, zdawało się jakby olejem pokostowana. Krzew rósł na niéj ciernisty, wonny, z którego była uplecioną korona Zbawiciela. Na tych górach spotykali jednorożce. O cztéry dni drogi ujrzeli tak zwaną gwiazdę św. Katarzyny. O północy w południowéj stronie nad górą Synai, wschodzi gwiazda i świéci do dnia, wyraźnie drogę wskazuje dla pielgrzymów; ktoby nie szedł za gwiazdą tą, omyli się, i do Synai nie trafi. Abalharock jest dolina, otoczona górami, szczególnie od południa. Na niéj pasał trzody teścia swego Jetro, Mojżesz, stamtąd był blisko dom Jetrego. W skale okazują miejsce, gdzie siadywał i sypiał Mojżesz; z którego można widziéć całą dolinę, i najlepiéj trzody doglądać. Z doliny droga idzie między skałami do drugiéj doliny, daleko obszérniejszéj, na któréj się rozłożyli w namiotach Izraelici, rozdzieleni na pokolenia, oczekując powrotu z góry Synai Mojżesza. Piasek w téj dolinie, i góry zupełnie są czerwone.
Z téj czerwonéj doliny na skale widać naturalną ale jakoby wykutą kazalnicę. Z niéj Mojżesz wszystkim pokoleniom Izraela zakon Boży wygłosił. Z téj doliny do góry Synai, do klasztoru św. Katarzyny, idzie droga także doliną, ale ciasną, wąską, kamienistą, i przykrą, niepodobna pospieszyć, mozolnie tylko dążyć potrzeba. Z téj doliny wchodzi się do klasztoru św. Katarzyny, który jest u spodu góry Synai zbudowany; gdzie są pielgrzymi najgościnniéj z wielką radością przyjmowani.
Góry Synai i Oreb wychodzą z jednego fundamentu.
Wewnątrz tych gór obu na równinie jest „klasztor 40 świętych,“ i tu się z sobą rozdzielajg. Inne góry z sobą splątują się i wiążą; góra Oreb oddzielnie już występuje zupełnie z innémi górami, i góra Synai od téj się rozdzielonéj równiny z nią się nie łączy. Góra Synai jest wyższą od Orebu, i wszystkich innych. Na szczycie góry Synai, jest miejsce płaskie, jakby umyślnie wyrobione dla umieszczenia ludzkiego ciała. Wedle tradycyi Kościoła Aniołowie przynieśli ciało św. Katarzyny Aleksandryjskiéj, panny i męczenniczki, położyli je na samym szczycie Synai. Góra skalista, twarda, jako wosk miękki, tam, gdzie ciało było złożone, zmiękła, i ślad położonego ciała na wieki został. Aniołowie strzegli tego ciała przez lat trzysta, póki nie zostało przeniesioném do kościoła św. Katarzyny. „Po obojéj stronie tego grobu są w skale znaki Aniołów, którzy ciała tego świętego strzegli, i nie odstępowali.“
Na górę Oreb wstępuje się przykrémi bardzo miejscami, i dochodzi się naprzód do źródła, potém do kaplicy N. M. Panny. Žródło wytrysnęło na pamiątkę objawienia cudownego N. M. Panny. Na górze Oreb wylęgały się węże, żaby, rozmaite zjadliwe płazy; zakonnicy dłużéj wytrwać nie mogli. Poszli z procesyą święte pożegnać miejsce i opuścić je postanowili. W miejscu, gdzie jest kaplica N. M. Panny, ujrzeli Matkę Boską, która zaleciła im pozostać. W dowód, że to nie było przywidzeniem, ale istotném, prawdziwém zjawieniem, wytrysło w czasie modlitwy zakonników źródło, i płazy wszystkie zginęły. Wtedy postawiono kaplicę dla N. M. Panny. „Źródło wody wszystkich uweseliło, i dotąd orzeźwia idących na górę, i zstępujących. Stąd idąc przyszliśmy do miejsca, gdzie od jednego kraju góry do drugiego, jest jakby brama, utworzona przez naturę.
Za tę bramę żyd wnijść nie może.“
Wedle tradycyi dotąd zachowanych, jest kilka miejsc, do których żydzi, Saraceni, wejść nie mogą, jeśli wejdą, umiérają. Mówią niemieccy peregrynanci, na górę Oreb i Synai za ową bramę wejść nie mogli. Książe Radziwiłł utrzymuje: na polu, na którém Sannacheryb, król Asyryjski, zwyciężony, pobity został ręką Anioła, żydzi i Saraceni wejść nie mogli bez zapłacenia zdrowiem i życiem. Za Damaszkiem, na górze do klasztoru Maronitek, który z Saracenów lub żydów wszedł, trzeciego dnia umiérał. Na górę, na któréj się zatrzymała arka Noego, Saraceni wejść nie mogą, nawet się jéj dotknąć stopą, natychmiast nagle umiérają.
Mówi o tém O. Gabryel Bernadyn w ciekawéj, i rzadkiéj bardzo, po polsku wydanėj Pielgrzymce r. 1514, jakoby słyszał od pobożnego mnicha Ormijanina.
Miejsce święte, w którém otrzymał Mojżesz przykazania Boskie, oddziela, i oznacza, że już jest blisko brama, przez samą naturę utworzona. Za tą bramą były wtedy trzy kaplice, jednym murem opasane, z jednémi do nich drzwiami wchodowémi: Świętéj Maryny, Elizeusza, i św. Elijasza. Na górze Synai Elijasz prorok się chronił, i przebywał. Elijasz, gdy nad strumieniem Cison 450 zabił kapłanów Baala, ścigany od Jezabeli schroniwszy się pod jałowcowym krzakiem, prosząc Boga, aby będąc w tak wielkiém niebezpieczeństwie mógł umrzéć, usnął. Anioł św. go zbudził, dał mu chléb i wodę, mówiąc: „daleka przed tobą droga.“ Dążył Eliasz do góry Orebu dni 40, i w miejscu, na którém stanął, wzniesiono kaplicę Elijasza. Wielki kamień z góry odwalony, znakiem był dla Elijasza, aby nie szedł daléj, do Jeruzalem powrócił, i przygotował następcę Elizeusza.
Wnet następuje grota Mojżesza niska, do któréj wstępują pielgrzymi. W téj grocie schyliwszy się stał Mojżesz.
Na samym szczycie góry Orebu jest najświętsze miejsce, na którém Mojżesz z Bogiem rozmawiał, i otrzymał przykazania Boskie. Tam stała w czasie téj z XV wieku pielgrzymki, kaplica z żelaznémi drzwiami, do któréj pielgrzymi wchodzili boso, oddając cześć temu miejscu, na którém położone były dwie kamienne tablice. Do rozmowy z Bogiem przygotowywał się Mojżesz cztérdzieści dni i nocy poszcząc, nic nie jedząc, i nie pijąc. Gdzie pościł zachowuje się ta jaskinia. W XV wieku już były tylko rozwaliny wielkiego chrześcijańskiego kościoła, który się tu znajdywał. Ze szczytu góry Oreb, widać miejsce, w którém Faraon w morzu Czerwoném utonął. Ze szczytu góry Oreb, od kaplicy, w któréj jest odpust zupełny, schodzi się na dół do „klasztoru 40 świętych.“ Od klasztoru tego do szczytu góry, pielgrzymowie niemieccy twierdzą, jest 7,000 stóp wysokości. W klasztorze tym wielu mieszka mnichów. Gdy z nich 40 Arabowie zamordowali; odtąd nazwano go „klasztorem 40 świętych.“ W XV wieku tam już tylko mieszkało dwóch zakonników, przysyłanych z klasztoru św. Katarzyny. Ojciec Gabryel Bernardyn w Pielgrzymce mówi: że w roku 1514 do 1518 nie było w tym klasztorze mnichów. Książe Radziwiłł spotkał się z pewnym hrabią niemieckim, którego zowie hrabią na Wartemborgu, rozstał się z nim w Kairze, skąd ten hrabia pojechał na górę Synai, i pisał do księcia, że w klasztorze 40 świętych, mnichów nie zastał, dopiéro na końcu XVI wieku na nowo osiedli. Zszedłszy pielgrzymi z góry Orebu do klasztoru 40 męczenników, idą na górę Synai. Wejście bardzo jest trudne, strome, skaliste, bez ściéżki. Na drodze są dwa źródła zimnéj wody. „Szyja téj góry zbytnie wężykowata i długa, któréjśmy się lękali, lecz innéj drogi nie było, ale jeden drugiego wciągał po opoce i kamieniach, wiele prac i trudności wytrwawszy, przyszliśmy na sam wiérzch.“
Na tym wiérzchu leżało ciało św. Katarzyny przez lat 300. Opat, któremu to Bóg objawić raczył, najuroczyściéj ciało św. męczenniczki sprowadził na dół do kościoła, w którym dziś leży. Ze szczytu góry Synai widać morze Czerwone, o kilka dni drogi oddalone, jakby górę obléwało, wyspy puste na morzu, port, do którego przywożono towary z Indyi, i góry Tebaidy, w których wiedli żywot anielski: św. Paweł, św. Antoni, i ich uczniowie.
Przez Synai zawsze szli indyjscy pielgrzynmi do Jeruzalem. Ojciec Gabryel Bernardyn, który kilka lat w Jeruzalem w klasztorze św. Salwatora mieszkał, w pielgrzymce z 1514 opisał Indyjskie pielgrzymki, z których jedna była za jego czasu. Gdy poseł do Stambułu indyjskiego króla, przybył do Jeruzalem na Wielkanoc z licznym dworem, w wielki czwartek kapelan jego miał mszę św., na któréj przyjmował komuniją pod jedną postacią. Po skończoném nabożeństwie wielkanocném wyjechał, chciał z sobą zabrać dwóch Franciszkanów, gwardyan na to się nie zgodził, wziął z sobą na pamiątkę dwa habity.
Między górą Synai i morzem Czerwoném, (mówią pielgrzymi niemieccy) znajduje się klasztor pustelników, nieprzerwanie od św. Pawła, Antoniego, trwający. Wszyscy słyszą dzwonienie na jutrznią, nieszpory, ale nikt znaleźć kościoła, klasztoru, nie może. Zakonnicy z klasztoru św. Katarzyny twierdzą, że dzwonienie sami słyszeli, ale w kościele nie byli, mówili niektórzy Arabi, że w nim byli, ale skoro wyszli drogi do niego zapomnieli. „Mirabilis Deus in sanctis suis,“ ci tylko do kościoła i klasztoru trafiali, którzy w nim zostać na zawsze postanowili. Ojciec Gabryel toż samo mówi: „uszu się przeć trudno, które na każdy dzień słyszą dzwony, słyszą nasi, i Saracenowie.“ Anielskiego żywota zostało w pustyni echo zachwycające!
Około klasztoru św. Katarzyny jest ogród pełen fig, migdałów, drzew daktylowych, i wybornych różnych owoców. W tym ogrodzie św. Onufry wiódł życie pustelnicze. W jego jaskini jest kaplica. Schodząc z góry Oreb, do klasztoru św. Katarzyny ogląda się skała, z któréj wytrysnęła dwunastu źródłami woda, na pamiątkę dwunastu pokoleń, gdy lud spragniony narzekał na Mojżesza, że go wywiódł z ziemi żyznéj do pustyni bez wody. Blisko okazują miejsce, gdzie ziemia pochłonęła Korego, Datana, Abirona, którzy podnieśli rokosz przeciw Mojżeszowi i Aronowi. Był tu klasztor, fundowany przez św. Atanazego pod imieniem Ś.Ś. Koźmy i Damiana. W nim mieszkało r. 1483 tylko cztérnastu zakonników. Blisko jest miejsce, w którém się wszyscy zakonnicy grzebali zapisując swe imiona. Roku 1483 zliczyli 9,000 zakonników zapisanych.
W klasztorze greckim św. Katarzyny, mówią pielgrzymi nasi, jest jedna kaplica łacińska. „Mnisi reguły św. Bazylego r. 1483, oderwani od Kościoła rzymsko-katolickiego proprietaryi posiadali znaczne własności. Klasztor św. Katarzyny jest rodzajem cytadeli. Kościół przez cesarza Justynina zbudowany, kilkakrotnie potém był reperowany. Ołtarz wielki i kopuła zostały z piérwszéj fundacyi. W kopule są portrety cesarza Justynijana, żony jego Teodory, i wielki obraz Przemienienia Pańskiego. Po 60, do 80,000 pielgrzymów tu przybywało. Mnisi mają dwie armaty dla obrony od Arabów, bibliotekę jednę z najbogatszych i najliczniejszych. Za czasów Justynijana, historyk Prokop pisał, że szczyt góry Synai jest niemieszkalny. W nocy słychać nagły huk podziemny, który mieszkańców przeraża.
Geografowie greccy toż samo utrzymują.“
„W kościele św. Katarzyny jest w marmurowéj trumnie złożone ciało św. męczenniczki. Przy wielkim ołtarzu był krzak gorejący, gdzie Mojżesz głos do siebie mówiący usłyszał: „zdejm z nóg twoje obuwie“ i pielgrzymi tu obuwie zrzucają. W kościele jest wiele kaplic; jedna z nich była łacińską. Na filarach są obrazy świętych Pańskich i ich relikwije. W ogrodzie był ulany cielec złoty, który tak oburzył Mojżesza, że uderzył o kamień tablice z przykazaniem Boskiém. Ten kamień okazują w ogrodzie, przezeń płynęła woda, zwana wodą przeklęctwa, którą pić Mojżesz kazał Izraelitom na karę za bałwochwalstwo; kto bałwochwalstwo rozbudzał, ten zaraz od téj wody umiérał. Na samym wiérzchu skały jest kamień w formie cielca. Widać go z dołu, a wyszedłszy na górę nikt znależć go nie może. W ogrodzie i w okolicach góry Synai spada manna obficie. Jest to rodzaj rosy albo sronu, który porankiem spada: zbiérają na drzewach i kamieniu nawet. W sierpniu i wrześniu skupia się razem na słońcu jakby smoła, przy ogniu się rozpuszcza, słodka jak miód i pożywna.
„W ogrodzie rośnie drzewko, z ktorego uciętą rószczką Mojżesz wiele cudów czynił w Egipcie. W skale wykuta sadzawka, pełna najzdrowszéj, zimnéj wody; zowią ją wodą Mojżesza. Pielgrzymi w daleką wybiérając się drogę napełniają swoje naczynia“.
Po krótkiéj téj wzmianie z pielgrzymki niemieckiéj, r. 1483 znanéj u nas w Polsce pod imiem Pielgrzymki arabskiéj, powtórzmy, co w pisarzach francuskich o górze Synai znajdujemy, w geografijach, podróżach, i encyklopedyach.
Synai czyli Sina Góra w Arabii skalistéj, położona na półwyspie, utworzonym przez dwa ramiona morza Czerwonego, z których jedno rozciągające się ku północy, nosiło nazwę Colzum, a dziś Suez, drugie ku wschodowi nazywane niegdyś zatoką Elatynicką, dzisiaj Aila, o 360 mil od Kairu, dla przebycia których potrzeba od 10 do 12 dni.
Tomasz Pinedo, Barkaljus i kilku innych współczesnych utrzymują, że góra Casyus niedaleko Egiptu leżąca, jest to samo, co Synai. Ježeli jednak wierzyć mamy starożytnym geografom, Casyus i Synai są dwię odrębne góry, i nawet dosyć od siebie odległe. Mieszczą górę Casyus blizko morza, między Egiptem i Palestyną. Góra Synai leży w głębi lądu, na granicach Idumei i Arabii skalistéj.
Niewątpliwą rzeczą, że nazwę Casyus nadawano kilku górom, słuszne więc są wnioski, że w początkach góra Synai otrzymała także to miano, które z czasem przeszło do gór oddzielających Palestynę od Egiptu, a od tych prawdopodobnie do gór Syryi Antyochejskiéj.
Mamy profil góry Synai na stalorycie Jana Baptysty Frontana, porównawszy go odbiciami téj góry na medalach, znaleźć można wielkie między niémi podobieństwo.
Cokolwiek bądź Greaves w swém tłomaczeniu Abdulfeda, podaje nam szczegóły zajmujące, o których inni Historycy nie wspominają, że góra Synai złożoną jest z bardzo pięknego marmuru czerwonego w żyły białe i czarne, i że na przestrzeni kilku mil znajduje się wiele skał tegoż marmuru, z którego bezwątpienia starożytni Egipcyanie, w swych artystycznych wyrobach korzystali, ponieważ wszystkie inne góry, są tu z kamienia białego ciosowego, a nie z marmuru czerwonego w żyły białe i czarne, jak góra Synai.
Stolicą Arabii skalistéj była Petra. W tę stronę Arabii przybili Izraelici, po swém cudowném przejściu przez morze Czerwone uchodząc z Egiptu, tu leżą góry Horem i Synai.
W Tor jest port na morzu Czerwoném. W blizkości jego na Wschód leży klasztor Raithe, który św. Jan Climaque wsławił, zamieszkały przez mnichów Greków. W obwodzie klasztornego ogrodu jest miejsce od Mojžesza nazwane Elim, gdzie po dziś dzień znajduje się dwanaście źródeł.
Synai, (Sina-Diebel-Tor,) czyli Djebel-Mousa. Góra na północno-zachodniéj stronie półwyspu oblanego morzem Czerwoném, między zatoką Suez i Akaba, na północny-wschód góry Horeb, ma dwa szczyty, z których najwyższy św. Katarzyny ma około 2814 m. wysokości. Sąsiednie skały okryte są napisami, które przypisują Izraelitom.
Bóg ukazywał się Mojżeszowi na górze Synai w ciągu cztérdziestu dni i dał mu swe prawa. Na stoku góry, na wysokości 1800 metrów, widać kościół i meczet, a także klasztor ufortyfikowany. Ten ostatni założony przez Justynijana w r. 527. miał do siebie przywiązany tytuł arcybiskupstwa, którego nominalny arcybiskup mieszka w Kairze.
Horeb, dzisiaj Mélani, góra w Arabii skalistėj, w bliskości góry Synai, tak, iż Horeb i Synai zdają się tworzyć dwa szczyty téj samėj góry; z tego powodu w Piśmie świętém biorą jednę za drugą. Synai jest na wschód, a Horeb na zachód, tak, że przy wschodzie słońca jest okrytą cieniem Synai. Horeb sławną jest w Starym Testamencie; u stóp jéj leży klasztor, zbudowany przez Justynijana, rezydencya greckiego biskupa, a zamieszkały przez zakonników reguły św. Bazylego. Są tu dwa czy trzy piękne źródła i wiele drzew owocowych.
Horeb, góra sławna w starożytnéj Arabii skalistéj, na zachód w bliskości góry Synai, między 18° 33’ szérokości poł., a 31° 42’ długości wschód ma wysokości 2477 metrów.
Tu ujrzał Mojżesz Boga w krzaku gorejącym, i wyprowadził wodę ze skały. Tu Elijasz prorok schronił się przed przesladowaniem Jezabelli; u stóp góry znajduje się dziś klasztor. Na górze Synai leży klasztor Przemienienia, na miejscu, gdzie Jehowah nadał prawa Hebreom.
Arka przymierza była zbudowaną na górze Synai, od stworzenia świata na 2514 lat. Poruczoną została opiece kapłanów, potomków Caoth. Noszono ją w pochodzie wojska, szła zawsze z Mojżeszem i Jozuem. Po przejściu Jordanu umieszczoną była w Galgal, gdzie zostawała około lat siedmiu; stąd przeniesiono ją do Siloe i tam była 328 lat. Izraelici zabrali z Siloe w roku 2888 i przenieśli do swego obozu, gdzie wziętą została przez Filistynów, i w ich ręku była siedm miesięcy. Następnie przeniesiono ją do Kiryat-hijarim, tu zostawała lat 70. Dawid ją zabrał w roku 2959 i przeniósł do domu Obededona, a po trzech miesiącach do swego pałacu na górę Syon. Została tu 42 lata; poczém Salomon umieścił w świątyni przez siebie zbudowanéj, gdzie przebyła około 400 aż do oblężenia Jerozolimy przez Nabuchodonozora. Prorok Jeremijasz przechował ją w jednéj z jaskiń góry Nibo. Niepewna jest, czy została odszukaną za czasów Nehemijasza, czy po dziś dzień jest ukrytą i nieznaną.
Ukazanie się Boga Elijaszowi na górze Horeb (wyjątek z Izajasza): „Droga Elijasza trwała 40 dni i 40 nocy, zanim przybył do góry Bożéj i udał się do jaskini dla przepędzenia tam nocy“. Naonczas ozwał się głos Boga: „Co tam czynisz Elijaszu? Wyjdź z jaskini, wstąp na szczyt góry i stań przed obliczem Jehowy“.
I oto Jehowa przeszedł przed nim. Wielka i straszna burza rozdziérała góry, kruszyła skały, poprzedziła Jehowę...
ale Jehowy nie było w burzy:
A po burzy przyszło trzęsienie ziemi, a Jehowy nie było w trzęsieniu ziemi.
A po trzęsieniu ziemi szedł ogień, Jehowy nie było w ogniu!
A po ogniu, słodki i łagodny szmer doszedł uszu Elijasza, i on zakrywszy płaszczem twarz swoję, wyszedł i zatrzymał się u wnijścia jaskini, a głos rzekł, „Co ty tu czynisz, Elijaszu, i t. d.“.
To widzenie miało ukazać żarliwemu prorokowi, który chciał wyniszczyć złe z gwałtownością uraganu, że przyjście Boże słodkie jest i że cały łaskawością jest i pobłażaniem.
Pan Sauley dowodzi w swéj „Historyi sztuki judejskiéj“ (Paris. Didier, 1858), że Izraelici u stóp góry Synai, po wyjściu swém z Egiptu tak byli wykształceni w naukach i sztukach, jak ich mistrzowie Egipcyanie. Obacz opisanie arki przymierza w Eksodzie.
Półwysep utworzony przez zatoki Ailah i Suez czyli pustynia Synai, nęci podróżników swą dawną sławą, bo miasto Ailah położone na jednéj z odnóg zatoki arabskiéj, Herak czyli Karak, jako téż i port miasta Tor, nie mają nic ciekawego. Góra Synai złożoną jest z samych głazów; jednak wśród tych pustyń są miejsca niby doliny urodzajne, gdzie uprawiają winnegrona, gruszki, daktyle i inne owoce, i wywożą na targi do Kairu, gdzie drogo je sprzedają. Róża jerychońska lubi ten grunt suchy. Rozmaite krzewy rosną: akacya, czyli cierń egipski, dostarczająca gumy arabskiéj, która nawet może służyć za pożywienie; tamarynd, który w miesiącach czerwca i lipca wydaje sok wonny, słodki, nazywany elman, nakoniec (Balanus myrepsica), którego owoce wydają tłuszcz bardzo poszukiwany. Kapary, drzewo laurowe, bawęłna, i inne krzewy tworzą miejscami bukiety ziełoności pośród czarniawych skał granitu, jaspisu i równin, okrytych piaskiem, krzemieniem i krągłémi kamykami. Nieliczni Arabowie koczujący w téj pustyni żyją wstrzemiężliwie i ubogo. Jest tu wiele gazel i innéj zwierzyny. Brzegi tego półwyspu są otoczone pokładami korali, i skamieniałościami.
Tradycya uświęciła góry Synai i Horeb u chrześcijan, żydów, i muzułmanów. Ci w powrocie z Medyny składają tu w ofierze jagnięta dla uczczenia miejsca, gdzie Bóg raczył się pokazać Mojżeszowi, w całéj potędze swego majestatu.
Dgebel-el-Mokatteb jest wielką skałą, położoną na drodze z Synai do Suez, i okrytą hieroglificznémi napisami, które były przedmiotem licznych rozpraw, między uczonymi. Tu widział Niebuhr cmentarz, zapełniony wspaniałémi kamieniami grobowémi, z bardzo pięknémi hieroglifami. Są to pomniki, które świadczą, że w tém miejscu były miasta wspaniałe i kwitnące.
Klasztor świętéj Katarzyny na górze Synai jest najciekawszém zbiorowiskiem murów, jakie kiedykolwiek widziéć można, począwszy od architektury bizantyńskiéj, do najnowszéj arabskiéj; wszystko razem zmieszano.
Olbrzymie mury, najeżone wieżami, opatrzone fortami, nadają klasztorowi postać fortecy. Jest to czworobok w ogólnym składzie zastosowany do położenia góry, która mu służy za oparcie, i zdaje się jakby zawisł na skale, na kształt orlego gniazda.
Jest to jakby małe miasteczko i razem twierdza, która musiała wytrzymać nie jeden napad, i wiele oblężeń arabskich pokoleń, przynęcanych skarbami klasztoru. Ma cechę średniowiecznéj budowy, któréj mieszkańcy żyjąc w klasztornéj ciszy, występują z bronią w ręku przeciw zewnętrznym napastnikom. Sądząc z wysokości wież i fortów, wnosiliśmy, że nieprzyjaciel nieraz zdołał się wedrzéć na nie; odgadywaliśmy nadaremno, jaki tu być może most zwodzony, i gdzie wnijście do téj fortecy niedostępnéj. Otóż jest to kosz z gatunkiem windy, za pomocą któréj zakonnicy dostają się i wychodzą z klasztoru. Otwór z daszkiem drewnianym, znajdujący się jak najwyżéj w murze, służy ku temu celowi, i zabezpiecza od wszelkiéj niespodzianėj napaści. Taż sama winda służy do dźwigania wszelkich ciężarów, poruszaną bywa przez zakonników. Tąż drogą dostaje się i drzewo do klasztoru, które arabowie przywożą.
W dniu na to oznaczonym zakonnicy rozdają chléb, ryż ubogim sąsiednich pokoleń; byliśmy obecni rozdawaniu téj jałmużny. Chléb przez ten otwór w górze zdawał się spadać z nieba. Pewni byliśmy, że tą powietrzną szezególniejszą drogą dostaniemy się do klasztoru, ale, niestety, przybyliśmy już za późno. Ulepszenia doszły i do Synai. Mnisi zbudowali podwójne wrota w nowym stylu, ale najgorszym. To nowe wnijście, któreśmy piérwsi naszém przybyciem uczcili, zastąpiło windę i kosz. Teraz same tylko wory z ryżem, i mąką, mają przywilej dostawania się do klasztoru tą artystyczną, dawną drogą, któréj chcieliśmy koniecznie spróbować, ale reguła klasztorna stanęła na przeszkodzie naszéj nadziei, i bujnéj fantazyi. Mnisi nie pozwolili, abyśmy robili igraszkę, i jakby hustawkę z ich windy.
Zwiédzenie klasztoru było bardzo interesujące. Naprzód przedstawiliśmy się przełożonemu, który był w bibliotece. Jeden z ojców przyjął nas w sali gościnnej. Chcąc się tam dostać, musieliśmy przejść kilka pochyłości, wiele stromych schodów, ciemnych kurytarzy; potém znaleźliśmy się w nowym oddziale budynków, które zdawały się tworzyć drugie małe miasto, zbudowane nad piérwszém. Obszérny dziedziniec, ozdobiony trzema pysznémi cyprysami, zajmował środek tego drugiego oddziału mieszkań. Tam jeszcze po razy kilka zmienialiśmy kierunek, aby nakoniec dostać się na schody drewniane, jakby na széroką przepróchniałą i śliską drabinę, po któréj weszliśmy do głównego balkonu, wychodzącego na dziedziniec wewnętrzny. Przez małe drzwiczki, nasz uprzejmy przewodnik zaprowadził do sali nisko sklepionéj, któréj okna. wychodziły, jedne na dziedziniec, drugie na ogród. Oczekując przełożonego, któremu dano znać o nas, mogliśmy zrobić przegląd téj komnaty, gdzie różne były godła religijne, krucyfiksy, portrety mnichów, napisy greckie, i najrozliczniejsze wota; razem i zbiór rozmaitych rzeczy potrzebnych do zwyczajnego użytku, jako fajek, kopciuchów na tytoń.
Po powrocie przełożonego z biblioteki nastąpiło nasze przedstawienie, przyjęcie było najgościnniejsze, ale na migi tylko. W mowie tłumacz nas zastępował, a my ograniezaliśmy się na lekkim, potwierdzającym uśmiéchu. Ta niema nasza rola dozwalała przypatrzéć się naszym gospodarzom.
Przełożony miał lat około sześćdziesięciu, o rysach wyrazistych, którym włosy szczególnéj białości, jeszcze więcéj nadawały wyrazu. Długa i miękka broda spływała mu aż do pasa, jakby fala śnieżna na czarne fałdy sukni, która go od głowy aż do stóp okrywała. Jako kapłan Kościoła greckiego, miał na głowie kołpak, długi welon zarzucony w tył, osłaniał od promieni słońca szyję i ramiona. Przedstawił nas innym zakonnikom klasztoru, z których najstarsi przyszli do nas, i znowu się ponowiły powitania na migi, i też same uśmiechy. Twarze starszych wyrażały słodycz, ubiór poważny nadawał im pozór starożytnych patryarchów Kościoła bizantyńskiego, których wizerunki ściany ozdabiały. Posługiwali się oni w swém nabożeństwie wielkiémi paciorkami, i psałtérzem w greckim i arabskim języku.
Starożytne, nieocenione manuskrypta znajdują się w bibliotece klasztornéj. Przystęp mają pozwolony sami zakonnicy. Nasza profesya malarzy i wspaniałe nasze oficyalne dromadery, wpłynęły na zniesienie téj trudności. Przełożony sam nas oprowadzał, a nawet opylał najciekawsze pargaminy, i papyrusy. Żywoty świętych, ozdobione malowidłami i wizerunkami, obudziły szezególniéj nasz podziw, dla piekności i poprawności rysunku, połączonego z żywością kolorów. Same manuskrypta godne są trudów podjętéj podróży. Otrzymaliśmy pozwolenie dłuższego zatrzymania się wśród tych arcydzieł. Miniatury à la gouache, i ozdoby koloryzowane na tle złotém, niezmiernie mię zajęły, starałem się z tych ostatnich zdjąć kilka odcisków. Pokazywano nam cztéry ewangelije, przepisane przez cesarza Teodozyusza. Bogactwo oprawy, i smak wytworny są niemniéj w swym rodzaju znakomite. Niektóre z drzewa rzeźbionego, z ozdobami ze srébra i złota w guście najpiękniejszym.
Prócz głównego kościoła jest wiele kaplic, z których każda jest pod wezwaniem innego świętego; wszystkie połączone z sobą kurytarzami, łączą się z celami zakonników, tak, iż każdy ma swoje własne oratoryum.
San kościół jest w rodzaju bazyliki, i dzieli się na małe kapliczki. Chór oddzielony jest od nawy murem i lamperyami drewnianémi bogato zdobionémi. Olbrzymia postać Chrystusa Pana wznosi się wśród chóru. Otaczają ją obrazy świetnego pendzla na tle złotém. Lampy miedziane i srebrne misternie wyrobione, wiszą u sklepienia, i zapewne musiały być pokusą nie dla jednego pielgrzyma amatora, ale zwiedzającym nie dozwalają długo się zatrzymywać przed témi drogocennémi przedmiotami sztuki.
Trudno okréślić styl architektury tego kościoła; jest bizantyński i romański. Arkady w kabłąk sklepione, kapitele ciężkie, rozsunięte, na nizkich kolumnach, jak u świętéj Zofii, są jego cechami. Późniejsze restauracye złączone są z pierwotnémi najsprzeczniejszémi ozdobami. Mozajki pochodzić mają z kościoła św. Zofii, co jest bardzo prawdopodobném, sądząc po ich uszkodzeniu.
Przewodnicy nasi uprzedzili uroczystym głosem, że wjedziemy do przybytku, gdzie Bóg ukazał się Mojżeszowi. Ołtarz umieszczony jest na miejscu gorejącego krzaku. Światło lampki odbijające się od blachy złotéj, jest symbolem tego objawienia się. Zakonnicy nagle usunęli zasłonę, ukrywającą to małe światełko.
Kaplica ta jest najbogaciéj przyozdobioną, kolorowe szyby okien, łagodzą zbyt jaskrawe światło zewnętrzne. Dywany perskie rozściélały się pod naszémi stopami, jak w meczecie musieliśmy zrzucić obuwie, i niosąc je w ręku stanęliśmy przed krzakiem gorejącym. Mojżesz toż samo piérwszy uczynił, gdyż Bóg przed objawieniem się rzekł: „Nie zbliżaj się, zdéjm z nóg obuwie, albowiem to miejsce, gdzie się znajdujesz, święte jest.“ Oto biblijny początek zwyczaju, przestrzeganego na Wschodzie u chrześcijan, a najszczególniéj Muzułmanów.
W dwóch przyległych kaplicach, które również jak i kościół są pod wezwaniem św. Katarzyny, ukazano nam dwie skrzynie z drzewa, pięknéj i niezmiernie bogatéj roboty, arcydzieła sztuki, ozdobione emalijowanemi inkrustacyami złoétmi i drogiémi kamieniami. W jednéj z nich miały być złożone relikwije św. Katarzyny Aleksandryjskiéj, ale ich tam nie przeniesiono, i stoi próżna. Druga zawiéra rozliczne klejnoty, całe miarki drogich kamieni, ofiary znakomitych pielgrzymów, i podróżników. Podziwiające kosztowności i skarby, od napaści Beduinów i Arabów ocaliła czujność mnichów, i niedostępne mury klasztoru. Kilka razy kusili się zdobyé fortecę, wiedząc o nieprzebranych, od wieków nagromadzonych tu skarbach. On jeden li tylko na Wschodzie został od rabunku beduińskiego ocalonym.
Podwoje kościoła są arcydziełem sztuki; rzeźbione z drzewa, niby prawdziwa koronka, ozdobione medalionami z emalii, i odléwami żelaznémi, stanowią pyszną całość.
Ukazali nam zakonnicy ruiny meczetu, który na rozkaz rządu tureckiego był tu wzniesiony, na znak jego najwyższéj władzy. Arabowie nigdy tu nie przychodzili; meczet zaniedbany się zrujnował, pozostał tylko na kopułce półksiężyc proroka.
Odbyłem pielgrzymkę do cudownéj skały, całkowicie oderwanėj od góry, z któréj Mojżesz wyprowadził zdrój żywéj wody, uderzając w nią po dwakroć swą laską. Pięć otworów jeden nad drugim, wskazują miejsce, przez które woda ze skały wytrysnęła. Długie prostopadłe bruzdy wyryte przez odpływ wody, dotąd są widoczne. Mały ogródek otacza to miejsce, i nadrujnowaną kaplicę. Wiele obrazów alegorycznych z Genezy, i z życia Mojżesza zdobią jéj wnętrze, i wizerunki patryarchów w smaku zepsutym bizantyńskim.
Zakonnicy nawiedzali nasze namioty, udzielili objaśnień o kraju, pożytecznych dla naszéj przyszłéj wycieczki do Akabah. Są w dobrych z Arabami stosunkach, wiele im pomagają, radzą, rozstrzygają ich nieporozumienia. Znani są przeto na całym półwyspie, gdyż wiele rzeczy do klasztoru z Kairu dostawiają, co tylko ułatwiają im Arabi. W chwili odjazdu naszego, powstała była kłótnia między naszymi wielblądnikami, zakonnicy jedném słowem, jakby czarodziejskiém, wszystko uspokoili.
Dolina przy górach Horeb i Synai jest zimna, i najgorętsza. Trafialiśmy na biały szron, w załomach gór, które nie dopuszczały promieni słońca. Szliśmy po śniegu, wśród gorąca 38 stopni. Przenikliwe zimno nocy i poranków, trwało dopóki szczyty gór słońce zakrywały. Nie dziwiliśmy się przeto futrom zakonników, kaloryferom w ich celach. Piérwsza noc w namiotach naszych była zimną; zawezwawszy wielbłądników, rozłożyliśmy ogromne ognisko. Wszystkie chrósty, korzenie, i krzaki, padły ofiarą. Płomień nad obozem wznosił się do niezmiernéj wysokości, i rzucał fantastyczne cienie na stoki Synai. Był to widok arcywspaniały.
Postanowiliśmy wejść na sam szczyt góry Synai. Kilku towarzyszy odstąpiło od tego trudnego zadania, które wyrównywać mogło dostaniu się na Piramidy. Tu trzeba było samemu bez pomocy Arabów, którzyby wspiérali, i podawali rękę, wdziérać się na skały strome i śliskie.
Synai, skała granitowa, przedstawia górę najeżoną stérczącémi głazami, poszarpaną urwiskami i rozpadlinami, powstałémi w gwałtownych wulkanicznych wstrząśnieniach natury. Czerwony kolor granitów, nadaje pozór bardziéj jeszcze straszliwy, i groźny. Zakonnicy wielokrotnie próbowali urządzić wejście na nią ze schodów, lecz ta cyklopowa praca, musiałaby się pojawiać co roku, bo topniejących śniegów gwałtowne potoki, znosiły, i znosić będą kamienie, których ojcowie użyliby do swéj roboty. Dla systematycznego i trwałego urządzenia wejścia, byłoby potrzeba użyć min, lecz dla zbyt wielkiėj ceny prochu w téj pustyni, ograniczono się na zwykłéj robocie.
Rozpoczęliśmy drogę jeszcze z większémi połączoną trudami, ani śladu ściéżki; skały coraz bardziéj strome i ślizkie. Na małéj odosobnicnéj płaszczyźnie, znaleźliśmy cyprys, który dla podróżników jest wskazówką odbytéj drogi, i dalszego kierunku. Usiedliśmy tu dla wypoczynku. Synai jest przepełnioną wężami, i ogromnémi jaszczurkami; przenikliwemu zimnu zawdzięczaliśmy, żeśmy ich nie spotkali. Przy każdém czepianiu się rękami skały, spodziéwałem się ujrzéć, lub dotknąć któregoś z tych płazów, lecz błogosławione zimno oszczędziło mi téj nieprzyjemności. Znajdywaliśmy tutaj roślinę, wydającą mannę, którą zakonnicy z największą starannością zbiérają. Manna góry Synai uważaną jest za najlepszą.
Powoli doszliśmy do bardzo znacznéj wysokości, bo do strefy śniégów. Spieszno nam było stanąć u szczytu, a choć niemałym trudem, sowicie wynagrodzeni zostaliśmy widokiem, który się ztąd na wszystkie strony otwiérał. Szczyt Synai, tworzy płaszczyznę prawie równą; jeden jéj bok od strony Thor, jest jakby wysokim cyplem. Widzieliśmy morze Czerwone, które nam dozwalało ujrzéć jakby w srébrzystéj mgle najdalsze brzegi, grzbiety całego łańcucha gór Synaiskich, górę Serbal, i Diebel-Catherine, na pozór niemające wielkiėj wysokości, a wyższe od góry Świętéj.
Ogromna, naturalna granitowa płyta, ma wskazywać miejsce, w którém Bóg ukazał się Mojżeszowi, i gdzie tablice praw dane mu zostały. Zaprawdę tu miejscowość godnie odpowiada tradycyi biblijnéj. Nic na mnie nie wywarło głębszego wrażenia, jak te niezmierne skał przepaście, pocięte, poszarpane, dosięgające doliny Raphidim, gdzie lud Izraela oczekiwał powrotu swego patryarchy. Ztąd ukazują miejscowość, gdzie Mojżesz podtrzymywany przez dwóch Lewitów, wznosił swe rece podczas bitwy z Amalecytami, którzy pierzchnęli przed wojskiem Izraela.
Mała kaplica grecka tu się znajduje. Každėj niedzieli mnich z klasztoru odprawia w niéj nabożeństwo. O kilka kroków daléj, Muzułmanie zazdroszcząc Chrześcijanom tych pamiątek, założyli fundamenta meczetu, dziś zrujnowanego. Tu pokazują ślady wielbląda Mahometa; ale wejście dromadera na tak wysoką, stromą i przepaścistą górę jest niemożebne, dla tego téż przeczą prawdziwości tych śladów. W kaplicy greckiéj, która ma być jaskinią, gdzie się schronił Mojżesz, przerażony widokiem Boga twarz w twarz; pobożna legenda wskazuje na ścianie odcisk głowy strwożonego patryarchy.
Pokazywano skałę, na któréj prorok Elijasz przebywał dni 40, żywiony przez kruków. Na pamiątkę tych miejsc, unieśliśmy kilka kwiatów i gałązek, a nasz powrót do obozu uczczono rozłożoném wielkiém ogniskiem.
Dzień następny przepędziliśmy w klasztorze, na zwiédzaniu ogrodu. Wszystkie drzewa były w zupemym rozkwicie. Bukiety kwiatów białe i różowe stanowiły uderzającą sprzeczność z dziką pustynią, która zewsząd ogród ten otaczała. Ziemię roślinną, przywożono tu na wielbłądach z Egiptu, i ztąd ta dziwna jéj płodność. Jakaż to była cierpliwość, ileż użyto czasu dla otrzymania takich korzyści. Pośród ogrodu, nizkie drzwi prowadzą do podziemnego sklepu siedziby zmarłych zakonników. Uczony Robinson, przypuszczony do zwiedzenia go, podaje ciekawy opis tego miejsca. Tu są nagromadzone kości mnichów, i braci klasztoru w dwóch osobnych salach. Kości każdego skieletu, wyjęte ze stawów, są kategorycznie uszykowane, głowy osobno, piszczele także, tak samo wszystkie inne części. Sami tylko patryarchowie są zachowani w całości, w pewnego rodzaju skrzyniach, które przypominają sarkofagi mumij egipskich.
Pora roku nie dozwoliła nam kosztować wybornych owoców roskosznego ogrodu, gdzie egzemplarze wszelkich gatunków drzew owocowych zdawały się być nagromadzone, i najobficiéj wtedy kwitły. Ojcowie podali jarzyny, które nam bardzo smakowały, w skutek dotkliwego braku wszelkiéj zieleniny od wyjazdu naszego z Kairu; prócz tego dali każdemu z nas woreczek manny, i po blaszaném naczyńku, napełnioném doskonałym miodem pszczół z góry świętéj.
Dochody klasztoru pochodzą z folwarków na wyspach Cyprze, Krecie, i w wielu miejscach, i z ofiar pielgrzymów.
W wigiliją odjazdu naszego pożegnaliśmy zakonników; zdjęliśmy ich fotografije. Jak chce zwyczaj zapisaliśmy nasze nazwiska, w księdze przeznaczonėj dla wpisywania się pielgrzymom. Przy téj zręczności pokazano nam własnoręczny podpis generała Bonaparte, na firmanie, którym zapewnił swą protekcyą klasztorowi. Urok imienia tego bohatyra dotąd jest niezatarty, wśród arabskich pokoleń półwyspu.
Wiadomość ta o górze Synai jest jedną z najpóźniejszych, ale powierzchowna; daleko dokładniejszą jest relacya podróżnego rosyjskiego, księdza biskupa kijowskiego Porfirego Uspeńskiego, który w r. 1845 i 1850 po dwakroć Palestynę, Synai, Egipt, zwiedzał, o czém zaraz mówić będziemy.
- ↑ Te szczegóły są zapisane w propagandzie Rzymskiéj i ztamtąd nam udzielone.