Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Pielgrzymka do Ziemi Świętéj odbyta w roku 1863 | |
Podtytuł | Roku 1875 opisana z przydaniem różnych o Ziemi Świętéj szczegółów, i o Synai. | |
Wydawca | nakładem autora | |
Data wyd. | 1876 | |
Druk | Wincenty Kornecki | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Jam jest chléb żywota, kto do mnie przychodzi, łaknąć nie będzie.
Panie, daj mi téj, wody, abym już nie pragnął.
Módlmy się za Ojca Świętego, za Biskupa Rzymskiego, za Papiéża.
Niech Go Pan strzeże, uchowa, łaską swą opatrzy, a niech Go nie podaje na wolę nieprzyjaciołom Tego.
Błogosławiony Zastępie! Święci Pańscy, Mieszkańce i Dziedzice Nieba, zeszlijcie modlitwy waszémi moc i wytrwałość, aby nieprzyjaciele, którzy jako ustawiczni olbrzymi z Kościołem Świętym walczą, ulegli, i pokonani byli za przyczyną Waszą!!!
W roku 1863, odbyłem pielgrzymkę do Ziemi Świętéj; nié miałem zamiaru jéj opisywać, mamy bowiem bardzo dokładne opisy Ziemi Świętéj w wielu dziełach francuskich i w Polsce. Zostawił opis peregrynacyi swojéj bardzo szacownéj książe Radziwiłł, która teraz na nowo została wydaną; ks. reformat Drohojewski o tém pisał, a niedawno ks. Hołowiński późniejszy arcybiskup pielgrzymkę tę odbył, i z zamiłowaniem, z świętym zapałem, i z gruntowną, głęboką znajomością przedmiotu, opisał. Przeto do powiedzenia nic nie zostawało, nie chcąc powtarzać lub przepisywać, co drudzy powiedzieli. Wrażenie jednak odbytéj pielgrzymki tak było silne, w duszy mojéj nié mogłem go zatrzeć, tak przepełniało serce moje, że nakoniec wrażenia niestarte, niezapomniane opowiedziałem, nie czerpiąc bynajmniéj z ksiąg dawnych, ani téż się ich radząc z duszy mojéj wykréśliłem wrażenia i myśli, do których ta święta pielgrzymka mię pobudziła. Dziś gdy nieprzyjaciel dusz ludzkich zmącił, obałamucił umysły, zawichrzył całém społeczeństwem, zachwiane, zaprzeczone są główne zasady, nienawiść, szał obłąkał umysły ziomków, którzy chociaż nie tak jeszcze są zepsuci, jednak powtarzają najohydniejsze sofizmata bluźnierstwa; wszelkie pismo, mające na celu chwałę Bożą, rozwinienie ducha prawdy, ducha Bożego zdaje mi się, użyteczném być może; a przynajmniéj będzie zadośćuczynieniem obowiązkowi naszemu katolickiemn, i temu pragnieniu serdecznemu zgaszenia pożaru, który niszczy święte zasady zbawienia dusz naszych. Podnieść ku Bogu serca braci moich, napełnić je szczérą, prostą żywą wiarą, jaka istniała w duszy ojców naszych, ożywić i wznowić, jest głównym i jedynym warunkiem życia doczesnego i wiekuistego, i obowiązkiem naszym. Więc się skierowałem sercem i myślą ku miejscom świętym, które niegdy widziałem, i które mi się jakoby źródła wydały, z których łaska Boża dla dusz ludzkich wytryskuje. O Ziemi Świętéj przeto mówić postanowiłem, i ułożyć nową książkę dla rozwijania chwały Bożéj w Pańskiém dziedzictwie, w ojczyznie naszéj.
Pielgrzymka do Ziemi Świętéj jest pomocą i zbawiennym środkiem dla tych, którzy na drodze udoskonalenia duchowego postąpić pragną; i pobudza do modlitwy najwyższéj, do jakiéj się tylko wznieść można, wpatrując się jakby żywémi oczyma w modlitwę Chrystusa Pana, na górze Oliwnéj w Ogrójcu; w modlitwy Zbawiciela samotne, i tak UIloszące, że najdoskonalszy człowiek, żaden ze świętych wyrównać, i naśladować ich nigdy nie zdoła. Pielgrzymując do Ziemi Świętéj nie należy miéć głównego celu, zbadania historyi zdarzeń, które się na tych Świętych miejscach odbyły, stanu obecnego i przeszłego kościołów, świątyń, pomników jakie się tam znajdowały, lub dotąd istnieją, chociaż to są bardzo ważne i ciekawe te szczegóły, ale najgłówniejszym celem pielgrzymującego być powinno przejąć się wpływem miejsc Świętych, i szczególnych łask do nich przywiązanych, usposobić dusze do najżywszéj, najgorętszéj modlitwy za wzorem Chrystusa Pana, który okazał jak się modlić należy; i wejść do stanu kontemplacyj, stopnia najwyższego na drodze wewnętrznego życia. Pielgrzymka przytém jestto studyum najlepsze Pisma Świętego, jest pobudką do jego zgłębienia i poznania. W Świętych miejscach czytane Pismo Święte jak najżywiéj w duszy się wpisuje, napełnia nas wiarą, i niezrównaną słodyczą. W każdem miejscu Ziemi Świętéj należy przeczytać gdzie tylko jest o niém w starym i nowym Testamencie powiedziano. Do każdego miejsca wiąże się szereg pamiątek. Wedle téj myśli opisałem po upłynionych 10 latach pielgrzymkę moję, chcąc skłonić pielgrzymów, aby w ten sposób jak można najkorzystniejszy, drogę swoję odbywali. Pragnąłem duszę własną i tych, którzy by kiedy tę książkę przeczytać chcieli, poić słodyczą, jakiéj udzielają słowa pisma Bożego w mocy nieporównane, promienie Niebieskie oświécające umysł i zachwycające serce!! Są one najwyższym dowodem opieki Bożéj nad nami; i jego wcielenia. Któreż jest pismo na ziemi, coby mu zrównać mogło tak zachwycające i piękne! wznoszące serca nasze!!
Pielgrzymując do Ziemi Świętéj należy w każdém Jéj miejscu, czytać Pismo Święte wedle wskazówki, jaka jest oznaczona w stosownych do tego przewodnikach. Pismo Święte uważniéj się czyta, przedstawia się żywiéj, zasiéwa się w duszy naszéj, a przy dobréj chęci i duchownéj pracy dojrzeje, a owoce te są niezrównanéj słodyczy i wielkiego pożytku. Ten tylko korzysta z pielgrzymki, który się uczy tam gorętszéj modlitwy, i wznosi się do stanu kontemplacyi. Nie dla nauki historycznéj odbywać tę pielgrzymkę należy, ale dla udoskonalenia ducha swego, dla ćwiczenia wyższego w duchu, w uczuciu, w podniesieniu serca do Boga. Ci, którzy pielgrzymując nié mogą się wznieść do kontemplacyi, i modlitwy strzelistéj, te same korzyści odniosą czytając Pismo Święte i modląc się we własnym domu. W tém piśmie przydałem różne szczegóły o Franciszkanach, którzy są stróżami Grobu Pańskiego i miejsc Świętych, o ich pracach, i zasługach; rys wojen krzyżowych, które tak są spojone, tak nieoddzielne od Ziemi Świętéj. O życiu zakonném na Wschodzie szczególnie w Tebaidzie w 1-ych wiekach Chrześcijaństwa, o misyach Kościoła katolickiego, i o górze Synai.
Jest nić tajemnicza, która wiąże ziemię prześladowania i nieustannego ucisku z Ziemią Świętą, w któréj się odbyły największe cuda i największa łaska Boża. Jest nieprzerwany stosunek narodowego polskiego ducha z Kościołem Świętym. Najpotężniejsza siła tego świata zerwać go nie zdoła nigdy. Co więc Kościół nasz czyni, działa, a szczególnie w Ziemi Świętéj, jest przedmiotem najżywszego dla serc polskich zajęcia, dlatego przedmiot ten jak własny najżywiéj obchodzący, starałem się zbadać, i acz niedostatecznie go okréślić.
Najgorętsze już oddawna przepełniało mnie pragnienie zwiedzenia miejsc świętych i skłaniało dawno uczynione votum. Puściwszy się w drogę, niespodzianie a tak szczęśliwie dowiedziałem się, że są urządzane pielgrzymki corocznie wychodzące z Francyi, i do téj pielgrzymki się wpisałem. Ustanowiony był w Paryżu komitet, który pielgrzymki organizował i urządzał. Formowały się karawany, złożone z pielgrzymów Francuzów, którzy się wpisują w Paryżu w komitecie; na dzień oznaczony zjeżdżają się w Marsylii, i wsiadają na okręt Méssagerie Impériale. Przypływają do Jaffy, tam już się organizują w karawanę, która ma prezesa (président), kapelana (aumonier), a miejscowi Arabi, z których jeden jest głównym przewodnikiem, przygotowane mają konie. Wszyscy siadają na koń, bo w Palestynie i w całéj Turcyi odbywały się wtedy wszystkie podróże konno. Są przygotowane namioty sypialne, i główny dla jadania i zgromadzania się ogólnego. Przydana jest eskorta dla bezpieczeństwa, kuchnia, wszelka usługa. Płaci się bilet w Marsylii. Na mocy opłaty przed rozpoczęciem podróży złożonéj, w całéj Palestynie odbywa się podróż karawaną z zapewnieniem bezpieczeństwa i wygód, prócz tego przejazd już bezpłatny zapewniony okrętem Méssagerie Impériale od Marsylii tam i napowrót całém morzem Śródziemném przez miesięcy cztéry. Komitet działa przez swoich agientów, daje przewodnika, Itinéraire to jest książeczkę, w któréj jest wskazany pobyt, gdzie ma być, w jakiém miejscu, i jak długo. Wszyscy się stosować muszą do tych przepisów. Karawana, przybywszy do Jeruzalem, po zabawieniu trzech dni, jedzie do Puszczy św. Jana, do Betleem, do św. Saby, i powraca w sobotę przed niedzielą kwietnią do Jeruzalem, bawi cały Tydzień Wielki, a drugiego dnia świąt Wielkiéjnocy wychodzi, chociaż wielu gorliwych i pobożnych pragnęło dwa dni uroczystości wielkonocnéj w Jerozolimie zabawić, dopiéro wychodzić dnia trzeciego, jednak stosują się do przepisów z góry danych. Po nabożeństwie, drugiego dnia świąt wielkanocnych, wszyscy odeszli, chociaż z wielkim niektórych żalem. Mogą być przepisy zmienione, jeżeliby zawotowano i było ⅔ wotów, a jeżeliby była większość bez ⅔, to się wszyscy do przepisów stosować muszą. Konsul francuski, pod którego szczególną opieką jest karawana pielgrzymów, prosił całe towarzystwo do siebie na obiad na drugi dzień Świąt Wielkanocnych, jednak zostać nié mogli, bo w przepisach komitetu drugiego dnia świąt o godzinie 11 przed południem był oznaczony wyjazd z Jerozolimy. Wielu zostać jeszcze ten dzień pragnęło, dlatego wotowano; większość była głosów za pozostaniem, ale że w téj większości nie było dwóch trzecich, karawana Jerozolimę opuściła. Kiedy nocleg wypadał w Tyberyadzie, przy morzu Galilejskiém według przepisów o 6 zrana należało wsiąść na koń dla wysłuchania mszy św. na górze Błogosławieństw, dla zwiedzenia Kany Galilejskiéj. Ale kiedy kilku z karawany prosiło prezesa, aby się zostać do południa w Tyberyadzie, za jednomyślném zgodzeniem się wszyscy zostali, chociaż podług przepisu komitetu o 6 zrana wyjść mieli. Gdzie tylko były po drodze klasztory, których jest bardzo wiele w Ziemi św., karawana zawsze tam zajeżdżała. W klasztorach, w każdym z nich osobny jest dom dla pielgrzymów, zupełnie formą klasztoru z celami, refektarzem zbudowany, tylko za klauzurą, częstokroć na jednym dziedzińcu pod tym samym dachem, tylko w drugim skrzydle klasztoru jak w Nazarecie i Betleem, a w Jerozolimie zupełnie jest dla pielgrzymów dom osobny. Najgościnniej w klasztorach każdego pielgrzyma, a tém bardziéj karawanę francuską przyjmują, i kasyer z prezesem gwardyanowi przy wyjściu składają ofiary. W miejscach, w których klasztorów nié ma, np. przy źródle Elizeusza, w Tyberyadzie, przy morzu Galilejskiém, i w drodze przez całą Samaryę, przewodnik karawany, mieszkaniec jerozolimski (Mathijas), drogoman od komitetu umówiony, w namiotach lokował, i karmił karawanę. Drogomani, którzy eskortują pielgrzymów i mają dla nich konie i namioty, rekomendowani od francuskiego konsulatu są najlepsi i najpewniejsi. Oprócz drogomanów przy konsulatach są drogomani prywatni, każdy podróżujący bez karawany może się umówić i podróżować; opłaca się daleko drożéj wtedy. Każdy ma dla siebie namiot, eskortę, przewodnika i wszystkie wygody. Tak podróżują Anglicy i Amerykanie, którzy nigdy do żadnych karawan się nie wpisują, i do klasztorów nigdzie nie wstępują, ale nocują w namiotach, pod drzewami pomarańczowémi, i tak cały Wschód przejeżdżają, i w Palestynie często bywają nie dla pobożności, ale dlatego, aby być wszędzie, widziéć wszystko, i używać. Na Wschodzie głoszą i mówią o niebezpieczeństwach tam podróży; w czasie mojéj pielgrzymki wskazywano miejsca, w których był zabity wracający do klasztoru zakonnik, jeden Anglik odarty. Więcéj o tém mówią, jak jest w istocie, boby upadł tak znaczny dochód drogomanów przewodników. Po drogach, którémi tylko koń jeden przejść może wśród gór, wąwozów, skał, gdzie nié ma nigdzie hotelów, chyba w wielkich miastach, a klasztory nie w każdém są miejscu, niepodobna obejść się bez namiotów, bez karawany. Mieszkańcy Palestyny są bardzo ubodzy, nie mieszkają jak u nas we wsiach zebrani, po kilka chatek najwięcéj jest razem zbudowanych, i to nie są chaty, domy, ale w ziemi jamy wykopane, jakby budki kamienne. Tak są rozsypani w kamiennych jamach po całym kraju, tak ubodzy, że dwóch posiada jedno drzewo oliwne.
Wedle zwyczaju miejscowego, wszyscy uzbrojeni utrzymują się z myślistwa. Wielu ich przeto żebrze, wszystkie drogi pielgrzymów podróżujących są napełnione ludźmi wyciągającymi rękę i wołającymi: Bakszysz. Nié ma więc tam band rozbójniczych, ale sami mieszkaúcy uzbrojeni snują się wszędzie; jeśli spotkają podróżnego samotnego, nieuzbrojonego, mogą go obedrzéć, co się często zdarza.
Dwie są urządzone karawany pielgrzymów. Francuska z Marsylii wypływa dwa razy na rok: na wiosnę, aby zdążyć do Jerozolimy na Wielkanocną uroczystość, i w jesieni przed Bożém Narodzeniem. Austryacka św. Seweryna organizuje się w Wiédniu, wychodzi z Tryestu. Do niéj należą Niemcy i Słowianie z państwa austryackiego. We francuskiéj są Francuzi i Amerykanie. Francuzi pielgrzymujący do Jerozolimy są legitymiści, między którymi wielu ludzi nie tak z pobożności jak z pryncypiów zwiedzają miejsca święte. Są to ludzie wierni dla swoich prawych królów, najzupełniéj dla nich poświęceni, niezwalczeni prześladowaniem, niepowodzeniem i wszelkim uciskiem. Są to ludzie niezmiennych, niezachwianych pryncypiów. Uznają religię katolicką jako religię narodową państwa francuskiego, królewskiej rodziny i własną. Pragną, usiłują ją najjawniéj wyznawać, dlatego odbywają pielgrzymki do Ziemi świętéj dla publicznego wyznania religii katolickiéj, jako najgłówniejszego pryncypium francuskiéj monarchii. Mało jednak, a szczególnie niektórzy się modlą, na mszy św. bywają raz tylko co tydzień we święto, nié mają serdecznéj miłości P. Boga, zapału duszy, który rozwija uczucia religijne niezależne od politycznych wyobrażeń i celów. Karawanę francuską składają wyłącznie legitymiści, ludzie dobrego towarzystwa. Karawana ma pewne religijne formy, np. przed śniadaniem i obiadem nim zasiądą, stają wszyscy i aumonier (kapelan) głośno mówi pacierz, za którym wszyscy powtarzają; w każdém miejscu świętém aumonier ma mszę św., przy któréj się cała karawana znajduje, i czyta głośno z Pisma św. wyjątek stosowny do miejsca, tak np. przy studni, z któréj czerpiąc wodę Samarytanka, zapytywała Chrystusa Pana gdzie jest prawdziwsza chwała Pana Boga, czyta kapelan ustęp z Ewangielii stósowny itd. Po przyjściu do Jerozolimy, karawana ze świécami idzie po nieszporach z procesyą do miejsc świętych w kościele będących jerozolimskim grobu Pańskiego. W Wielki Piątek, idąc procesyonalnie, odbywają wspólnie stacye męki Pańskiéj, całą drogę świętą obchodzą. Niektórzy tylko spowiadali się, z całéj karawany zaledwie dwóch, prezydent Rohan i syn jego, ale nie jak u nas w kościele, ale w celi, w pokoju u kapelana wieczorem. Wybrałem karawanę francuską, chociaż mi było bliżéj złączyć się z karawaną św. Seweryna, dlatego, abym mógł poznać bliżéj Francuzów. W r. 1863 mieliśmy silną dla Francyi sympatyę, ufność i nadzieję w ich pomocy, postanowiłem pobyć w ich gronie przez parę miesięcy pielgrzymki, dla bliższego ich poznania, zrozumienia, czy pomoc, któréj się spodziéwamy, istotnie nastąpi. Pewny tego byłem, że gronko małe Francuzów wykryje ich ogół. W tém niewielkiém gronku czterdziestu ludzi, jasno się odbił charakter francuski, i zupełnie się dał poznać. Francuska edukacya narodowa jest powiérzchowną, wady ich utrzymuje i powiększa, lubią o wszystkiém mówić i pisać, a wszystko pobieżnie bardzo przeglądają. Zgłębiać, nauczyć się nie chcą. Pomimo ukształcenia, wdzięku przyjemnych form, mają brak nauki z niechęci do gruntownego nauczenia się. Najbardziéj szkodzi im próżność, rozniecana ciągłemi sobie oddawanémi pochwałami. Nasz aumonier, zapalony Francuz, jak to mówią, do ostatniego paluszka, wymowny, wszędzie przemawiał w każdém miejscu, przy początku naszéj pielgrzymki, przy wyjściu, i wszędzie w Ziemi św., i zawsze Francyę wychwalał i unosił się nad jéj sławą. Nie można się było, słuchając tych pochwał, oprzéć uczuciu wewnętrznemu, które mówiło, że ta sława jest pozorną, powiérzchowną, nie tak silną jak innych narodów, np. Anglii, która tak olbrzymie na całéj kuli ziemskiéj utworzyła kolonije i umiała się przy nich utrzymać. Francya zawsze tylko przelotnie przechodziła przez Wschód, zwycięstwa jéj były czcze, bo się kończyły klęską. Mowy kapelana karawany w Ziemi św. były przykre z powodu nieustających pochwał i wynoszenia Francyi. Przy grobie Zbawiciela wzbudzały smutne o jéj losie przeczucie. Próżność bowiem tak wielka, która się przy grobie Chrystusa Pana skruszyć nié mogła, nigdy narodu do prawdziwéj wielkości przywieść nié może. Cała natura francuska objawiła mi się najjaśniéj w tém małém gronku, które było dla mnie jak żywa książka, w któréj wyczytywałem istotę Francyi, przekonywając się, że jest w położeniu, w którém naprzód siebie wspierać, siebie jeszcze budować powinna.
W sercu każdego Francuza, współczucie dla nieszczęśliwego człowieka i nieszczęśliwego narodu, zdolność poświęcenia się dla ludzkości, dla honoru, wskazują wyższą misyę tego narodu, do któréj on zapewne zdąży. Namiętna nienawiść do Anglików, lekceważenie i pogarda Niemców, drażniąc miłość własną innych narodów, postawiły Francye w odosobnieniu, dlatego przyjść do zwycięstwa nié mogła, do których potrzeba stałego związku. Bardzo się im podobają Rosyanie, dlatego, że im pochlebiają. Rosyanie są praktyczni i trafni, w czasach pomyślnych łapali na wędkę Francuzów, schlebiając ich miłości własnéj. Nasłuchałem się wybuchów nienawiści dla Anglików, narodowego ich uczucia; pamięć doznanych nieraz upokorzeń, a brak siły do ich zwyciężenia, wyrodziły tę szkodliwą i nieszlachetną nienawiść. Zupełna nieznajomość obcych języków i tego wszystkiego, co jest za granicą Francyi, jest bardzo rażąca i przykre robi wrażenie. Co do kwestyi polskiéj, ta się bardziéj w tradycyi Napoleońskiéj zachowuje, a legitymiści są najwięcéj obojętni z powodu ich nienawiści do rewolucyi francuskiéj; Polaków zawsze widzieli złączonych z Napoleonem, którego zrodziła rewolucya.
Francuzi zbyt są przywiązani do wygód, na materyalne niedostatki i cierpienia bardzo są tkliwi, nadto lubią stołowe zbytki i bardzo się tém zajmują, wszyscy bez wyjątku; wszystkie partye, na które dzieli się Francya, w tém się zgadzają. To bardzo wszelkiéj wyższości duchowéj i moralnéj przeszkadza, stawi nawet silne bardzo zapory. Widziałem ich wśród największéj chwały i powodzeń Francyi. Mówiłem im: jeśli tacy wszyscy Francuzi, łatwo was bardzo zwyciężyć. Doświadczenie tego dowiodło, i widzieć można było w małém gronku, że są odważni, ale do pierzchania, do ustania na siłach, do rozsypki bardzo łatwi. Jechaliśmy zwykle stępo, stępem dość skorym. Wielu jeźdźców wypuszczało konie, biegali w dalekie strony, zadziwiali dzielnością jazdy, zręcznością, wszyscy uzbrojeni polowali, zabijali ptaki w locie. Doskonali jeźdźcy, dzielni strzelcy; po dwóch miesiącach podróży, kiedy już dojeżdżali do kresu, z umęczenia zaledwie się na koniach trzymać mogli, przedstawiali rozbicie, obraz w miniaturze téj wielkiéj armii Napoleona, która tak była dzielną, zwycięską, potém w rozsypkę poszła; obraz, który niestety tak się prędko powtórzył.
Niejedność jest jakby naturą francuską, żyją w kilku partyach; partye wzajemnie się nienawidzą. Legitymista np.
z republikanem zupełnie się nie zna, nie dyskutuje z nim, widziéć nie chce, jak gdyby nie był ziomkiem jego. Różnica opinii politycznéj stanowi zupełny rozbrat. W karawanie naszéj, gdzie była jedna opinija polityczna, a przecie nastąpiło rozdzielenie się z sobą stanowcze. Z początku szło jednomyślnie, potém utworzyła się opozycya przeciw prezydentowi i kapelanowi. Niecierpliwiły ich pacierze, i niechętnie słuchali czytania Pisma św. Kiedy prezydent ogłaszał wyjazd ranny z Nazaretu, aby ksiądz mógł mieć mszę św. na górze Tabor, zaczęli sarkać, chcieli wyjeżdżać późniéj, nie spiesząc się zupełnie na mszę św.; przyszło do poróżnienia tak silnego, że z sobą już nie mówili; aumonier przestał czytywać głośno wyjątki z Pisma św., i prezydent nie doprowadził karawany do Bejrutu. W Karmelu jedni zostali i odpłynęli okrętem, drudzy konno pojechali. Prezydent Rohan z księdzem i kilku innymi zwiedzali wszędzie klasztory, zakłady miłosierdzia, szpitale. PP. Lasserre, Espinasse ani tam nogą nie weszli, niecierpliwili się i przysyłali, wzywając do wyjazdu w sposób dość przykry. Smutny mi się obraz Francyi przedstawił, i bolesne przeczucie, które się, niestety, sprawdziło.
Poznałem bliżéj Francuzów legitymistów, którzy pomimo wad wspólnych wszystkim Francuzom, nie są skalani egoizmem, chciwością, uzwierzęceniem, najpełniejszą bezbożnością, jak inni; partya legitymistów moralnie jest najzacniejsza, ludzie zasad, mają szczére przywiązanie do prawego króla, ochotę do wsparcia bliźniego, i wiele jeszcze przymiotów, a jednak tak łatwi są do sporu, do niejedności, do rozerwania się. Francuzów niepodobna nie ganić i nie uboléwać poznawszy bliżéj, ale należy ich kochać i wierzyć, że staną na czele jako najpiérwszy z narodów.
Karawana wszędzie była przyjmowana ze czcią i uszanowaniem. Basza w jedném miejscu na jéj spotkanie wychodził, zgromadzenia zakonne spotykały, posyłając po dwóch księży; patryarcha jerozolimski wysłał swego wikaryusza, a konsul straż honorową. Był to czas największego znaczenia Francyi na Wschodzie w Turcyi; konsul francuski największéj używał powagi po wojnie krymskiéj. W kościołach katolickich zawsze był na uroczystościach przytomnym. W Niedzielę Palmową osobną dla siebie miał honorową palmę. W kościołach śpiéwano „Salvum fac Imperatorem Napoleonum“, jakby był panującym cesarz francuski. Główny protektorat wszystkich katolików należał do Francyi. Turcya od wieków zawsze zagrożoną była od Rosyi, jéj się najsilniéj lękała, a Francya ją broniła, największą cześć okazywano przeto dla Francyi. Francya, ponieważ legalnie miała prawa jako protektorka katolików, przeto dla spełnienia swéj misyi, dla utrzymania wpływu, zawsze występowała śmiało w obronie katolicyzmu, a Turcya najszczególniejszą opiekę okazywała dla religii katolickiéj z przyrodzonego wstrętu do Rosyi, więcéj daleko uciskając Greków, szyzmatyków. Grecy i szyzmatycy uważają się za głównych miejscowych piérwszych chrześcian, w katolikach widzieli tylko przychodniów.
Z najgorętszym fanatyzmem wyniszczyliby i wygnali katolików, gdyby ich najdzielniéj nie bronili Turcy, którzy są jakby zastępem orężnym katolickim, najszczególniéj po wojnie krymskiéj, zasłaniającym ich od przemocy szyzmatyckiej. Stosunek wzajemny polityczny, ta konieczna potrzeba dla Francyi miéć stanowisko wpływów legalne, jakiém była opieka nad religią katolicką, a Turcyi miéć tarczę we Francyi, spowodowały swobodny rozwój instytucyj katolickich w Turcyi, i wolność dla Kościoła katolickiego tak wielką, jakiéj nie doznaje już oddawna w Europie.
Ustanowionym został patryarcha jerozolimski, którego przedtem nigdy nie było, rozwinął i powiększył seminaryum świeckie łacińskiego i wschodniego zjednoczonego rytu, zupełnie wedle praw kanonicznych od siebie zależne. Duchowieństwo i zakony najzupełniéj nie zależą i nie podlegają władzy świeckiéj, i utrzymują ze Stolicą apostolską stosunek bez żadnéj kontroli, bez wmieszania się rządu świeckiego. Fundusze Kościoła są najzupełniéj nienaruszone i po kasatach w Europie zakonnicy, szczególnie z Hiszpanii, napełnili klasztory Palestyny i państwa tureckiego, są pod bezpośrednim zarządem prowincyałów, i reguły zakonne są zachowane zupełnie wedle praw Kościoła, bez gwałtów, jakie spełniają się nieustannie w Europie. Edukacya i wychowanie młodzieży chrześcijańskiéj oddane jest zgromadzeniom zakonnym. Przy parafiach są szkółki wszędzie, i niemal wszyscy chrześcijanie się uczą. Frères des écoles chrétiennes i Misyonarze mają wszędzie najpiękniejsze swoje zakłady uczącéj się młodzieży. Siostry miłosierdzia, Siostry św. Józefa, wszędzie najobszérniejsze szpitale. Rząd turecki nigdy nie kontroluje, nie kasuje, nie broni, ale pomaga, raz z powodu własnéj religijności, która mu nie pozwala prześladować pobożności ludzkiéj; drugie, aby się nie narazić Francyi i jéj zasłużyć, a Francya, chociaż w gruncie miała interesa i cele polityczne, ale dla ich zamaskowania spełniała chwalebnie swój urząd opieki nad religią katolicką. Zakłady miłosierdzia, nauki, do najpiękniejszego przyszły rozwoju. Tę usługę spełniają zakonnicy i zakonnice, Włosi, Hiszpanie, Francuzi i nawet Arabi, którzy są już zakonnikami. Religia katolicka wszędzie rozwija się i kwitnie, a cóż dopiéro przy takiéj wolności, na gruncie tak bujnym, jakim jest Wschód, w którym ludy są czulsze i religijne z natury, gdzie nié ma bezbożności, niedowiarstwa, chociaż są różne wyznania.
Do rozwinienia religii katolickiéj wiele się przyłożyła sympatya do Francyi ludów wschodnich, chrześcijan tureckich; wszyscy spieszą do szkół, aby się nauczyć, aby mówić po francusku. Szkoły tylko są pod zwierzchnością duchowną, przeto dążą do zakładów religijnych li dla nauczenia się języka francuskiego, ucząc się tego języka, w pobożności i w religijnéj nauce się gruntują. Nigdzie tak powszechnie dobrze nie mówią po francusku jak w Turcyi; gardzą tym, mają za prostaka tego, który po francusku nie mówi. Kto nie był w Turcyi, kto się zbliska nie przypatrywał, nié może sobie wyobrazić rozwoju katolickiéj wiary, jaki się tam znajduje. Przypominają się czasy Rzeczypospolitéj polskiéj, tyle jest tam klasztorów męskich i żeńskich, tyle szpitalów, szkół świeckich, seminaryów. Jak w piérwszych czasach chrześciaństwa, gościnne klasztory są przytułkiem, mieszkaniem dla podróżnych. Każdy wchodzi, zajeżdża, bawi jak zechce i ile zechce; chorzy mają infirmeryą, lékarstwa, dozór, opiekę.
Po wojnie krymskiéj uciszyła się szyzma, a religia święta katolicka i cywilizacya europejska silnie się rozwinęły na Wschodzie. Wielu zamieszkało cudzoziemców, Francuzi urządzili komunikacye publiczne przez nowe drogi kolei żelaznych. Kościół św. używał zupełnéj swobody.
W Ziemi świętéj, w Palestynie, oprócz różnych zgromadzeń żeńskich zakonnic, męski tylko jest jeden franciszkanów Obserwantów, których my w Polsce Bernardynami zowiémy. Oni są stróżami miejsc świętych, Custodes Terrae Sanctae, mają ten przywilej, że sami tylko znajdować się mogą w Ziemi świętéj. Wszędzie tu mają klasztory swoje w Jaffie, w Ramleh, w Jerozolimie, w Betleem, na puszczy św. Jana, w Nazaret, i zachowują najściślejszą obserwancyę, taką, jaka była w piérwszych czasach po założeniu ich zakonu. Dawniéj prowincyał czyli kustosz Ziemi świętéj, gwardyan klasztoru św. Salwatora celebrował w ubiorze biskupim, dawał uroczyste błogosławieństwo pielgrzymom i całemu ludowi. Po ustanowieniu patryarchy jerozolimskiego przez Piusa IX, kustosz nie celebruje w biskupiém ubraniu. W Palestynie jest główne patryarchalne seminaryum koło Betleem. Za granicą Palestyny, w całéj Turcyi są wszystkie zakony, Karmelici, Kapucyni, Dominikanie, Bracia szkół chrześcijańskich (Frères des écoles chrétiennes), Łazarzyści, Misyonarze, Jezuici, którzy głowne swoje zakłady mają w Syryi.
Skréśliwszy wpływy zbawienne rządu przeszłego francuskiego na rozwój Kościoła katolickiego i cywilizacyi w Turcyi, przejdźmy do naszéj pielgrzymki. Karawana nasza, oprócz Francuzów, miała kilku Amerykanów, jeden ksiądz z Grenady, drugi sekretarz ks. biskupa w Rio Janeiro, obaj mówili po portugalsku. Już niemłody człowiek, trochę sparaliżowany Brazylijczyk, ale mieszkający w Europie w jedném z miast niemieckich, Salmoni z Meksyku, przez całą drogę ust nie otworzył, nie mówił po francusku, raz tylko do mnie przemówił, żegnając się powiedział: in coelo. Spotkaliśmy dwóch Franciszkanów, jadących z rzymskiego seminaryum do Jerozolimy, jeden z nich zagrożony suchotami nié mógł znieść klimatu w Rzymie, który mu się za zimny wydawał.
Po kilkodniowéj bardzo dla mnie przyjemnéj morskiéj podróży, która była wielką dla mnie nowością, a tém samém uciechą, radością niemal, najpierwéj wylądowaliśmy w Aleksandryi. Jechaliśmy razem z pielgrzymami do Mekki dążącymi i Algieru. Ludzie ubodzy bosi, okryci płaszczem wełnianym białym z kapturem, zapewne dla tego nazywają ich: biali Arabi. W Aleksandryi wysiedli, i lądem poszli do Mekki.
Tęskno się było z nimi rozstawać; wielką pobożnością, gorącą modlitwą miłe robili wrażenie. Przybyliśmy w lutym. W Egipcie, w Aleksandryi, to najpiękniejsza wiosenna pora tak zwana saison egipska; potém następują upały, cudzoziemcy się rozjeżdżają, dlatego kiedyśmy odpływali z Aleksandryi, mnóstwo Anglików wsiadło do okrętów już wyjeżdżających z Egiptu. Po raz piérwszy wsiadłszy do okrętu w Marsylii, z początku strwożyłem się, tém bardziéj, że było wzburzenie morza, silne kołysanie się, ale nie wiele było osób, miałem osobną dla siebie celijkę; rychło przywykłem do tego nowego życia. W celijce wiele godzin spędziłem na czytaniu i rozmyślaniach. Prowadziłem życie duchowne jakby w klasztorze, ale z Aleksandryi wypływając do Jaffy, straciłem tę swobodę, celijka moja Anglikami przepełnioną została. W pokoiku, w którym długości było ledwie dwa kroki, cztérech nas się już mieściło. Okręt nasz, którymeśmy płynęli, Eufrate, należący do Méssagerie Impériale, tylko półtoréj doby stał w porcie, zaraz odpłynął do Jaffy, mało mieliśmy czasu, ledwie dzień jeden do zwiedzenia tego zachwycającego Egiptu. Nié mogłem zwiedzić Kairu, trzeba było dążyć z karawaną. Kiedyśmy się zbliżali do Aleksandryi, zaczęły przelatywać ptaki białe, które nam bliski ląd zwiastowały, i zaraz ujrzeliśmy port i w nim wiele okrętów różnych narodów. Widok na Aleksandryę był piękny, szczególnie wieczorem, gdy całe miasto było zailluminowane z powodu Ramazanu, który Mahometanie wtedy obchodzili. Mahometanie bardzo przejęci są czcią Boga, ich modlitwa jest pełną uniesienia ducha i wiary. Gdybyśmy z tém uczuciem poświęcenia się byli wspólnie, jednomyślnie dla wyznania swego, dla swéj chrześcijańskiéj religii, która jest nieskończenie doskonalszą, o jakżebyśmy wielkie i zbawiennę przynieśli owoce!!
Ludność, zacząwszy od Algieru, na brzegach północnéj Afryki i w większéj części Turcyi aż do Smyrny i wyżéj nawet, jest arabską. Zowią ich Arabami. Podobni są do żydów z nosa orlego i rysów, tylko są szlachetniejsi, mają postać rycerską, i wszyscy mówią po arabsku. Wyżéj Smyrny, koło Konstantynopola jest plemię i język inny, turecki. W Egipcie Arabi są plemieniem napływowém. Plemię piérwotne, rodzime było zupełnie inne. Koptowie są piérwotnem plemieniem egipskiém. W cerkiewce, o któréj mówią, że jest w niéj grób św. Marka, spotkałem koftów, którzy najwidoczniéj różnią się od Arabów, przypominają naszych cyganów, którzy są nieomylnie pierwotném plemieniem egipskiém, które ustąpiło Arabom.
Aleksandrya, jak jest dziś, jak ją w r. 1863 widziałem, różni się od innych miast wschodnich, które mają zwykle ciasne uliczki, zupełnie zasłonione. Aleksandrya ma plac obszérny na wzór europejskich miast, przytém otoczoną jest ogrodami z pięknémi mieszkaniami, pałacykami wśród kwiatów i najpiękniejszych gazonów. Wszędzie rosną dość okazałe akacye i piękne palmy bujnie rozwinięte jakby parasole, obok nich daktyle, krzewy bardzo wielkie. Palmy i daktyle wśród miasta, przy zieloności, którą tylko w Egipcie widziéć można, i właściwem li Afryce opromienieniu słoneczném, robią niewymownie miłe wrażenie. Zachwycony byłem klimatem. Powietrze było nieznaną dotąd dla mnie rozkoszą, przepełnione wonią kwiatów. Od słońca nié mogłem się oderwać, nigdzie go tak okazałém, tak piękném, tak jasném, tak świecącém nie widziałem. Kanał za miastem, odnoga Nilu ubarwiona najpiękniejszą zielonością i kwieciem. Zaledwie się wchodzi do miasta, napełnione są ulice osiołkami i chłopczykami, którzy mówiąc: monto, monto, niemal gwałtem na oślika wsadzają, i szpikując go zaostrzonym kijkiem, sami szybko biegną i osiołek galopem leci, i tak lekko unosi, że to sprawia prawdziwą przyjemność. Tak utresowanych osiołków, tak lekko niosących nigdzie nié ma. W Aleksandryi jest zwyczaj, że wszyscy ogólnie na osiołkach jeżdżą.
W Aleksandryi jest klasztor OO. Franciszkanów reguły św. Franciszka Serafickiego Obserwantes, i kościół tak obszérny, równego mu nié ma w całéj Palestynie i Turcyi, kościół podobny do europejskich. Gwardyanem był Słowak r. 1863, pobożny i świątobliwy człowiek. Obok ich klasztoru mieszczą się w dość wielkim gmachu Braciszkowie uczący, Frères des écoles chrétiennes. Zgromadzenie złożone z księży Braciszków niemszalnych, poświęceni li tylko uczeniu dzieci chrześcijańskich, szczególnie na Wschodzie. Widziałem, wiedli w ordynku młodzież szkolną do 80 niemal. W greckiém królestwie, w Atenach, ci sami braciszkowie doznawali różnych prześladowań i przeszkód, tak dalece, że ustąpić musieli nakoniec, a w Turcyi instytucyę szkół chrześcijańskich najpiękniéj rozwinęli. Jeszcze trzeci kościół katolicki jest Misyonarzy Łazarzystów, ci nas gościli, u nich obiadowaliśmy, przyjmowali nas wyborną sałatą i daktylami konserwowanémi z przeszłorocznego urodzaju w inny sposób jak ten, który jest u nas zwyczajnie znany. Najbardziéj mię zajęło w Aleksandryi poznanie Karan-Beja. Francuska karawana z uszanowaniem, należném mu od wszystkich szlachetnych ludzi, go odwiedziła. Karan-Kej był emirem, naczelnikiem Libanu, obrońcą wolności i niepodległości Maronitów; w całém swojém plemieniu kochany. Jak się rozwinęła domowa wojna na Libanie, między Maronitami i Druzami, a potém rzeź chrześcijan nastąpiła, którą Karan-Bej i interwencya francuska uspokoili, rząd turecki, dla uśmierzenia niby i zadośćuczynienia Druzom, którzy dotąd zostawali pod naczelnictwem katolika Karan-Beja emira Maronity, a którego jako poganie nienawidzili, usunął go, a wprowadził baszę chrześcijanina (aby nie obrażać Francyi, opiekunki chrześcijan), człowieka zupełnie obcego Daud-Baszę. Główny narodowy naczelnik, którego się lękała Turcya, aby nie oderwał i nie oswobodził Libanu, wysłanym został na wygnanie bez żadnéj winy bo wzburzenia i wojny nie był powodem i do zgaszenia pożaru wznieconego dzikim fanatyzmem Druzów poświęceniem się swojém przyczynił.
Na Libanie, gdzie największa część jest chrześcijan, został naczelnikiem acz chrześcijanin ale nie Maronita. Liban jest ojczyzną Maronitów i niémi głównie jest zaludniony, a Druzów jest mała liczba. Rząd turecki w karby silnéj uległości ujął do swobód i udzielności dążący Liban. Rząd francuski Turcyi dopomógł kosztem najświętszych praw i sprawiedliwości, dozwalając wygnania Karan-Beja, co szlachetnych ludzi szczególnie Francuzów oburzyło. Stąd wszyscy manifestowali cześć i sympatyą dla Karan-Beja, który nakoniec zyskał pozwolenie mieszkania w Egipcie, gdzie było mu przyjemniéj dogodniéj jak w Turcyi Europejskiéj, gdzie był najpierwéj wygnany. Roku 1863 do ojczyzny do Libanu wrócić nié mogąc mieszkał w namiotach za Aleksandryą. Nie spotkałem człowieka tak szlachetnego oblicza, pełnego łagodności i wdzięku i przypomina rycerzów i mężów wielkich, którémi spłynęły wieki średnie, tylko ubiór nosił wschodni, ale z ukształcenia człowiek najzupełniéj europejski, katolik gorliwy, ze czcią najwyższą dla Ojca św., pełen współczucia dla Polski, kochający Francyą. Z wielkiém bogactwem i gustem urządzone były jego namioty, przyjęcie gościnne, pańskie. Słudzy jego strojnie po czerkiesku przybrani, roznosili limoniadę, kawę, konfitury, i najrozmaitsze przysmaki.
Aleksandrya otrzymała to nazwisko od Aleksandra Wielkiego, który po zniszczeniu tego miasta przez Sannacheryba wzniósł je i w niém pogrzebany został, nadawszy imię swoje. Po nim panowało ośmiu Ptolomeuszów, po nich piękna Kleopatra, po któréj się Aleksandrya dostała Rzymianom, i z nią Egipt cały.
Marek św. wysłanym był od Piotra w roku 60, założył stolicę apostolską Aleksandryjską. Następcy jego mianowali się patryarchami aleksandryjskimi, kościół w którym nauczał był biskupem Marek św., był nazwany katedrą aleksandryjską, w któréj była marmurowa chrzcielnica. Aleksandrya słynęła z akademii, któr wzniósł Ptolomeusz Filadelfus, i założył bibliotekę aleksandryjską majcą 54,800 dzieł. Za staraniem Ptolomeusza Filadelfa przez 72 tłumaczów Pismo św. z języka hebrajskiego zostało na grecki język przełożone. Ksiądz Drohojewski reformat w pielgrzymce swojéj mówi, że widział gmach, w którym mędrcy bibliją przekładali. Była w Aleksandryi akademija lekarska, w któréj się kształcili lekarze oddzielnie do każdéj choroby. Najdroższym Aleksandryi klejnotem, największym jéj skarbem jest św. Katarzyna aleksandryjska męczenniczka. Pięćdziesięciu mędrców w akademii się zebrało dla dyskutowania ze św. Katarzyną; 18 letnia panna mądrością i miłością Bożą oświecona, zachwycającą gruntowną wymową nawróciła mędrców świeckich, którzy ponieśli potém śmierć męczeńską. Ksiądz Drohojewski Józef, reformat w pielgrzymce swojéj do Ziemi św. o św. Katarzynie mówi: „Maksymin cesarz chciał ją ująć swoją miłością i listy pisywał z uwielbieniem jéj przymiotów, które zostały zachowane. Nié mogąc jéj serca skłonić i od miłości odwrócić Bożéj, umęczyć ją kazał w sposób najokrutniejszy; kołem szarpana, roztargana została, męczeństwem swojém nawróciła żonę Maksymina i Porfiryusza hetmana. Aniołowie Boży z miejsca umęczenia zanieśli jéj ciało i złożyli na szczycie góry Synai; po dwóch wiekach do kościoła została przeniesioną, tam są ni skrzyni kamiennéj złożone jéj zwłoki. Czytamy w Brewijarzu, w żywocie św. Katarzyny: Deus qui dedisti le gem Moisi in monte Sinai, et in codem loco per S. S. Angelos tuos corpus B. Catharinae virginis et Martyris mirabiliter collocasti!“ Ksiądz Drohojewski był w Aleksandryi r. 1786 i mówi z relacyi księży greckich, że ciało św. Katarzyny na górze Synai jest złożone bez prawéj ręki. Prawa ręka jako relikwiarz oddaną została patryarsze konstanopolitańskiemu dla kościoła, w którym obraz cudowny N. M. Panny niejednokrotnie Saracenów odegnał. Ksiądz Balsam jezuita, którego ksiądz Drohojewski cytuje w kazaniu o św. Katarzynie męczenniczce, opiérając się na kronice J. Wielowiejskiego Soc. J., pisze, że greccy biskupi żaląc się swych krzywd, które od Turków ponosili, chcąc zyskać pomoc Stefana Batorego i pobudzić go do ocalenia chrześcijaństwa, przynieśli w ofierze relikwiją, prawą rękę św. Katarzyny z Synai ofiarowaną, z autentykiem listu Maksymina na czerwonéj materyi literami arabskiémi wydrukowanym, z rysunkiem téjże ręki. Anna, królowa po śmierci Stefana Batorego ofiarowała ten relikwijarz do kościoła św. Barbary ks. Jezuitów. W późniejszym czasie, jak mówi ksiądz Drohojewski, z powodu wypadłych okoliczności krajowych odstąpiony urzędownie relikwijarz P. Mączyńskiemu, Syndykowi prowincyi Małopolskiéj Reformatów, który go ofiarował kościołowi krakowskiemu Reformatów św. Kazimiérza[1].
Ksiądz Drohojewski oglądał ułamki obalonego pałacu ojca św. Katarzyny, przed którym wtedy było 5 kolumn, a dwie zabrano do Wenecyi. W cerkwi greckiéj za carskiémi wrotami okazują kamień, na którym głowę św. Katarzynie ścięto. W Aleksandryi był pałac czarodziejskiéj Armidy, którą opiéwał Ariosto. Stosy kolumn w gruzach długo leżały. Najpiękniejszemi miasta całego świata są ozdobione kolumnami wywiezionémi z Egiptu. Stoi dotąd kolumna Pompejusza, na któréj stało długo jego popiersie. Od tej kolumny niższa jest piramida porfirowa na pamiątkę Kleopatry. Długo stały gruzy pałacu rozkosznéj Kleopatry, w którym królestwo, życie, i honor straciła.
Z Aleksandryi odpłynęliśmy do Jaffy. Tam wylądowaliśmy w Palestynie w Ziemi świętéj. Półtora dnia bawiliśmy w Jaffie mieszkając w klasztorze. Chodząc wieczorem nad brzegiem morza spoglądałem z najżywszém uczuciem na okręt nasz Eufrate, do którego szczérze się przywiązałem, tak dalece, że wsiadłszy na łódkę umyślnie potém płynąłem, aby go raz obaczyć, wstąpić do mojéj celijki, i kapitana okrętu pożegnać. Organizacya żeglugi po morzu Śródziemnem Méssagèrie Impériale, jest wzorową, robi zaszczyt rządowi francuskiemu. Wszystko jak najlepiéj urządzone z bezpieczeństwem, gustem i wygodą. Człowiek najwykwintniejszego smaku i nawyknień, nic żądać, nic wymagać nié może, książki, szachy, fortepian, najlepsze towarzystwo, stół wyborny, uprzejma usługa, wszystko tam znajdzie. Na pokładzie wpatrywałem się w niebo i w morze, które jakby się skojarzyły i złączyły ze sobą. Przedtém bałem się morza, przed wyjazdem z Marsylii nie chodziłem do bulwaru nadmorskiego, aby się nie patrzéć na morze. W sam dzień wejścia na okręt przyjmowałem N. Sakrament, w wierze, że zachorować nie mogę po przyjęciu Ciała i Krwi Pańskiéj, i tak się stało. Podróżni, po wzburzeniu morza, które natychmiast nastąpiło, dzień i noc całą ryczeli, a ja nie miałem choroby morskiéj. Towarzysze moi nazywali mię vieux marin. Kiedy nic się na stole utrzymać nié mogło, szklanki, butelki spadały, wszyscy do łóżka się kładli, ja śmiało ze środka. okrętu szedłem po schodach na pokład i przypatrywałem się burzy. Nieznano tajemnicy méj śmiałości. Odtąd zawsze, ilekroć na okręt wsiadałem, przystępowałem do Komunii, i nie miałem nigdy morskiéj choroby. Wpatrując się w niebo i w morze wieczorem, i rankiem ile to myśli rozwijało mi się w mym umyśle, ile rozmaitych snułem poglądów; gdybym to wszystko był spisał, byłoby wiele rzeczy ciekawych, które na stałym lądzie na myśl nigdy nie przychodziły.
Wszędzie koło Jaffy brzegi morza Śródziemnego są żyzne. Widziałem na końcu lutego jęczmiona już dojrzewające, i tak piękne, jakich nigdy nie widujemy w Europie. Jaffa obfituje w ogrody pomarańczowe, których do 400 liczy. Każdy z ogrodów jest osadzony kolczastym kaktusem, który służy za ogrodzenie. Byliśmy w czasie zbioru pomarańcz. Na placach rynku wielkiémi kupami leżały, z ogrodów wywożono je osiołkami, które miały do boków po obu stronach przywiązane kosze, napełnione pomarańczami. Wywożono pomarańcze na okręt francuski, który bardzo ich wielką masę zabiérał. Byliśmy w ogrodzie ks. Franciszkanów (Franciscains) którzy nas gościli, dawali tyle pomarańcz, ileśmy ich zerwać chcieli. Pomarańcze owalne, długie, grubą skórę mają, ale słodkie i soczyste. Jaffa ma charakter miast wschodnich, ciągły gwar, pochód nieustający w różne strony wielbłądów, osłów, i krzyki ludzi wołających bakszysz.
Przybywszy do Ziemi świętéj należy miéć Pismo św.
stary i nowy Testament, aby w każdém miejscu przeczytać werset tego się miejsca tyczący. Czytane w świętych miejscach Pismo święte, wdraża się silnie w umysł, duszę najzupełniéj przenika, i w niéj na zawsze zostaję. Pielgrzymka tedy jest jakby kursem, na nowo dawaną nauką Pisma św. Męka Chrystusowa staje się dla nas jakby obecna i żywa. Modlitwa jest gorętszą, szczérszą, żywszą, doskonalszą, dlatego, że jesteśmy jakby obecni i świadkowie téj wielkiej ofiary, któréj Bóg-człowiek Chrystus Pan w tych miejscach dokonał. Żeby być jakby obecnym męce Chrystusa Pana należy, będąc w Palestynie, w pełnéj wierze wznieść się całém sercem do Boga, skruchą wskroś się przeniknąć, pobudzić w sobie łzy żalu za grzéchy własne, i ludzi, których tyle razy byliśmy świadkami, a może powodem. Drugim, głównym owocem pielgrzymki jest powtórzenie i naśladowanie modlitwy, jaką Chrystus Pan czynił. Nikt z ludzi nigdy od początku świata i do końca nie był i nie będzie tak doskonały jak Chrystus Pan, i nikt tak się nie modlił jak nasz Zbawiciel. Chrystus Pan dla modlitwy bywał w kościele, ale oprócz tego wstępował na górę lub do ogrodu i tam się modlił. Chrystus Pan w samotności, w najzupełniejszém od ludzi oddaleniu modlił się pod drzewem, ale w sposób tak rzewny, tak zachwycający, serdeczny, piękny; żaden z ludzi nigdy modlić się tak nie potrafi. W zedłszy na takie miejsce wstępuje w serce duch modlitwy, jéj pojęcie, do niéj poryw. Potrzeba ukochać Boga, tą miłością do pielgrzymki być pobudzonym, aby otrzymać ducha modlitwy! Szczególna łaska Boża do każdéj pamiątki życia Chrystusowego jest przywiązaną, gdzie tylko stąpił, gdzie był, gdzie się urodził, a témbardziéj gdzie umierał, został na zawsze zdrój łaski Bożéj. Kto się zbliży do zdroju, ten ugasi pragnienie, wodą się ożywi i wzmocni, a bardziéj jeszcze odżyje w duszy kto zaczerpie łaskę Bożą w głównym płynącym jéj zdroju. Ktoby się do źródła wody zbliżył, a do ust swoich nie przyjął, nie orzeźwi się, nie ugasi pragnienia, tak gdyby kto był w Palestynie, a nie chciał, nie umiał przyjąć łaski do serca, napróżno się do jéj zdroju przybliżył.
Z dziejów Ziemi św., Palestyny uderzają wspomnienia 3-ch epok, o których nigdy tradycya zapomniéć nié może, i zdaje się do końca świata zostanie ich pamiątka. W tych epokach Palestyna była kwitnącą pod każdym względem, miała gmachy, które mogły być ozdobą najpotężniejszego państwa. Piérwszą z nich była epoka Salomona, druga cesarzowéj Heleny, trzecia panowania chrześcijańskiego po zdobyciu Jerozolimy przez Godfryda de Bouillon. Kanały, sadzawki, kamienne wodociągi zostawił Salomon. Helena była nietylko królową, ale matką Palestyny; cesarskim sumptem wzniosły się kościoły, gmachy wielkie przepełniały Ziemię świętą. Królowie, rycerze, którzy bohaterskiém poświęceniem się Saracenom Ziemię św. wydarli, w krótkim przeciągu czasu wznieśli gotyckie gmachy, kościoły, klasztory na każdém św. miejscu. Góra Oliwna, była jakby zasianą kościołami chrześcijańskiémi. Dziś kamień na kamieniu z tych epok nie został, gruzy już nawet zniknęły, w ziemię weszły, w proch się obróciły. Pamięć tylko tych 3-ch epok została niestartą, niewygasłą. Duch ludzi, których imieniem epoki oznaczone zostały, zdaje się że w téj Ziemi świętéj jakby na zawsze zostały. Przesiekła drogiém dla ludzkości wspomnieniem. Wjeżdżając od Jaffy do Palestyny w drodze ku Jeruzalem, naprzód się myśl i serce wznosi ku wielkim mężom Bożego zakonu, ku Prorokom, których imieniem góry wzniosłe za morzem są nazwane i oznaczone, potém ku wielkim królom Izraela, Dawidowi psalmiście, i pisarzowi mędrcowi Salomonowi, do kolébki, i grobu Chrystusowego!! Tu się zaczęło królestwo Boże, Kościół święty, cesarstwo pogańskie zmieniło się w chrześcijańskie, duchem wyczerpanym w Ziemi św. przez Helenę, matkę piérwszego chrześcijańskiego cesarza. Tu się wznosiły chrześcijańskie świątynie. Tu chrześcijańskie królestwo jakby ideałem i wzorem było, choć krótko trwające królestwo rycerskie Jerozolimskie!!!
Przejdźmy teraz do szczegółowego opisania miejsc, zacząwszy od Jaffy do Jeruzalem, i innych w Samaryi i w Galilei, które zwiedzają pielgrzymi.
Do Jaffy wylądowali Sydończykowie i dostawiali drzewo z gór Libańskich na kościół Salomonowy. W Jaffie się schronił Jonasz wysyłany do Niniwitów, nie chciał tam iść, ukrywał się przed obliczem Pańskiém. Tu mieszkał długo Piotr św., okazują dom jego. Gdzie tylko przebywał Piotr św. w Palestynie, tam jest miejsce świętsze, odnosi się bowiem do tego, którego Chrystus Pan uczynił głową Kościoła, dał mu moc czynienia nawet większych cudów, niż te, które sam wykonał. W Jaffie Piotr św. wskrzesił umarłą wdowę, tam miał widzenie w zachwyceniu Boskiéj woli nawracania pogan. W Jaffie otrzymał wezwanie dla ochrzczenia Korneliusza w Cezarei.
Jaffa, starożytna Joppé, wspominają o niém Jozyasz XIX. 46. Ezdrasz III. 7. i księgi Machabeuszowe.
O św. Piotrze w Jaffie, mówią akta apostolskie IX.
36. 43. X. 5. 8. 23. 32. XI. 5. 13.
W Jaffie potrzeba czytać z Pisma św. podług téj wskazówki, utkwi się silnie w pamięci to, co się stało z Piotrem św. w tém miejscu. Słowo każde z Pisma św. jest jakoby zasiéw Boży w duszy ludzkiéj, który przyjmować i uprawiać w każdém miejscu, a szczególnie w Ziemi św. należy.
Dolina Saron o której mówi prorok Izajasz: factus est Saron sicut desertum. Gloria Libani data est ei decor Carmeli et Saron. Następnie była to ziemia piękna i żyzna, naczelnicy téj ziemi brali od téj doliny swoje nazwisko, Jozue pisze Rex Saron.
Gazer. Jozue wchodząc do Palestyny gonił i zwyciężył króla Gazer. W księgach Paralipomenon ks. XX. 4. pisze rozpoczęła się wojna przeciw Filistynom u Gazer.
Lidda przedtem Dijospolis. Tu św. Piotr uzdrowił Eneasza paralityka mówiąc mu; Enea, sanat te Jesus Christus, surge, et continuo, surrexit. Eneaszu! uzdrawia cię Jezus Chrystus, wstań i chodź; i powstał. „Widzieli to wszyscy, którzy mieszkali w Lidzie i w Saronie, i nawrócili się do Pana, wtedy słysząc uczniowie, że Piotr był w Lidzie, przysłali do niego dwóch mędrców, prosząc, aby wszedł do nich do Jaffy i wskrzesił umarłą, i długo w Jaffie mieszkał u Szymona Skorneta.“ Tak jest zapisano w apostolskich dziejach. W Lidzie św. Jérzy żołniérz poniósł męczeństwo.
W tych miejscach Samson niszczyć począł i zabijać Filistynów, żniwo ich spalił. Miejsce, w którém Samson wystąpił z swą nadludzką siłą i Filistynów przeraził jest między Saron i Gazer. Dojeżdżając do Ramleh widziéć się dają ruiny kościoła rycerzy krzyżowych św. Jerzego, który był zbudowany w XIII wieku. Czas nie spożył ruin tego wielkiego gotyckiego gmachu. W Ramleh nocowaliśmy w klasztorze OO. Franciszkanów, najmilėj od nich będąc przyjęci. Przybyliśmy dość wcześnie, mogliśmy jeszcze przed zachodem słońca zwiedzić ruiny kościoła rycerzy, którzy niegdyś w Ziemi św. panowali. Ramleh zwano dawniéj Arymatiją. Sławną, była urodzeniem i mieszkaniem Samuela proroka, który tam jest pogrzebany. Tu Saul był na króla przez tegoż proroka namaszczonym. Arymatija była miejscem urodzenia Józefa i Nikodema którzy Chrystusa Pana pogrzebali. Za ludzkość i cześć Zbawicielowi wymierzony są wsławieni, w Piśmie świętém zapisani.
Ramleh dawniejsza Arymathija, czytać ewangieliją Mateusza XXVII. 57. Marka XV. 43. Łuk. XXIII. 53. Jan. XIX. 38.
Z | Ramleh | do | Jeruzalem. |
„ | „ | „ | El-Birieh. |
„ | „ | „ | El-Kebab. |
„ | „ | „ | El-Latroun koło Emmaus albo Nicopolis. |
„ | „ | „ | Deir-Eyoub. |
„ | „ | „ | Saris. |
„ | „ | „ | Kuriet el Enab. |
„ | „ | „ | Kostoul. |
„ | „ | „ | Kolonieh. |
„ | „ | „ | Kefr el Bistan. |
„ | „ | „ | Dolina Trebizondy. |
na lewo Lifta. | |||
Stamtąd do Welyshekh-Beder. | |||
Z Ramleh do Jeruzalem przez bramę Jaffy. | |||
Stamtąd do Welyshekh-Beder. | |||
Z Ramleh do Jeruzalem przez bramę Jaffy. | |||
Z Ramleh do Jeruzalem konnéj drogi godzin 7 minut 50. |
Z Ramleh jedzie się do El-Birieh godzinę czasu, do El-Kebab półgodziny około Emmaus alho Nicopolis. W księgach Machabejskich czytamy o wojskach Judy około Emmaus zgromadzonych i obozujących Mac. III. 40, 57, IV.3. Zaraz potém jest Latroun, krzyżacy nazywali Natroun, ojczyzna dobrego lotra, a według tradycyi góra, i miasto Modin Machabejczyków. W księgach Machabejskich czytamy: „Matathyas syn Jana, wnuk Symeona, kapłan pochodzący z synów Joaryba z Jeruzalem wstąpił na górę Modin. Tu przybyli wysłani od króla Antyocha zmusić tych, którzy się do miasta Modin schronili do czynienia ofiar i kadzenia, i do odstąpienia prawa Bożego. Wysłani od króla Antyocha rzekli do Mathatyasza: Najznakomitszy i wielki w tem mieście, ozdobiony synami i braćmi, przystąp piérwszy i spełnij prawo króla, jakto czyniły wszystkie narody i mężowie Judy, którzy przebywają w Jeruzalem. Będziesz ty i synowie twoi zaliczeni do przyjaciół króla, i obdarzony zostaniesz złotem, srebrem i wielkiémi darami. Na to Mathatyasz odrzekł wielkim głosem: Ja, synowie, bracia moi, posłuszni będziemy prawu ojców naszych. Niech nam miłościwy będzie Bóg i Pan nasz, nie opuścimy praw i przykazań Bożych. Nie posłuchamy rozkazu króla Antyocha, nie uczynimy ofiar zabronionych prawem naszém, i pójdziemy inną drogą.“
W témže mieście Modin, które się dziś Latroun zowie, jest pogrzebany na drodze z Jaffy do Jeruzalem Mathathijas Machabejczyk, jak w księgach tych Mach. 11, 70 jest napisano: „Et defunctus est anno centesinio et quadragesimo sexto et sepultus est a filiis suis in sepulchris patrum suorum in Modin et planxerunt eum omnes Izrael planeto magno.“ W tymże Modinie mieście, Jonathasz i Szymon pogrzebali w grobie ojców brata Judę Machabejczyka, cały go Izrael opłakiwał, obléwał łzami przez wiele dni. Oto umarł potężny, który wybawił naród Izraelski. Potém Szymon kości brata swego Jonatasza pogrzebał w Modinie. Na grobie ojca i braci swoich w rodzinnem miejscu Modin, wzniósł Szymon Machabejczyk pomnik z polérowanego kamienia. Ojcu, matce i 4 braciom wzniósł 7 piramid, otoczył je wielkiémi kolumnami, ozdobionémi wyrytémi herbami, super columnas arma et justa arma naves sculptas. Pomnik ten widzianym był od wszystkich płynących morzem.
Deir-Ajoub albo Bir-Ajoub jest to źródło Hijoba czyli Ajalon, dolina, o której po trzykroć wspomina Jozue, w księgach królewskich; mówi, że Filistynów ścigano aż do Ajalon 1. Reg. XIV 31. W księgach królewskich w roz. 8 w Genealogii Benijamina. Od Benijamina 134 z rzędu Bareja był naczelnikiem mieszkającym w Ajalon. Roboam który wznosił miasta murowane w Judei między innémi w pokoleniu Benijamina Ajalon było miasto najobronniejsze, twierdza silna, extruxet Saara et Ajalon et Hebron quae erant in Juda et Benjamin civitates munitissimas.
Saris góra Seir. Na górze Seir mieszkał Ezaw. Pokolenie Ezawa wyprowadza się z ziemi Seir. W Seir naprzód mieszkali Horrejczykowie, Horraei, po ich wygnaniu Ezawa potomkowie. Mojżesz mówi w ks. Deuteron. c. 11, 22: „Tak uczynił Pan synom Ezawa, którzy mieszkają w Seir, zgładził Horrejczyków i zniszczył, a ziemię ich oddał synom Ezawa, którą aż dotąd posiadają.“ Mojżesz prowadząc Izrael do ziemi obiecanej rozkazał im szanować potomków Ezawa, zamieszkujących dzisiejsze Saris. To samo mówi Jozue w ks. XXIV. „Zgromadził Jozue w Sychem wszystki starszych Izraela, i rzekł im: Oto mówi Bóg i Pan Izraela. Za rzéką mieszkali ojcowie wasi od początku. Thare ojciec Abrahama, wziąłem przeto Abrahama z brzegów Mezopotamii, i przywiodłem do ziemi Chanaan, i rozmnożyło się nasienie jego. Dałem jemu syna Izaaka, Izaakowi Jakóba, i Ezawa. Ezawowi dałem w posiadanie górę Seir, a Jakób z synami poszedł do Egiptu. Król Izraelski Amazyasz pobił synów Seir 10,000. Pogańskim bożkom Seir cześć oddawał.“ O Seir tak mówi prorok Ezechijel: „Rzekł mi Pan: obróć oblicze twoje ku górze Seir i mów: oto ja, mówi Pan, podniosę nad tobą rękę moję, i uczynię cię pustą i zniszczoną. Et dabo montem Seir desolatam atque desertam et auferam de eo euntem et redeuntem. Rozproszona będziesz góra Seir, i cała Idumea, aby wszyscy wiedzieli że ja Pan jestem, Dissipatus eris mons Seir et Idumea omnis, ut scient quia ego Dominus.“ Ezechel. 10 XXXV.
Kiriat-le Enab Carijathiarim. Jozue kilkakroć wspomina miasto Kariathiarim zwąc je miastem leśném, urbs silvarum, urbs filiorum Judae, miasto starożytne, które znalazł Jozue wchodząc do ziemi obiecanéj. Sześćdziesięciu ludzi uzbrojonych z pokolenia Dan kiedy wyszli naprzód dla objęcia ziemi w swoje posiadanie przebywali w Carijathiarim, które odtąd było twierdzą, tarczą pokolenia Dan. Filistynowie zwyciężyli z woli Bożéj Izraela, który poniósł wielką klęskę tak dalece, że arkę filistyńczykowie zabrali. Wtedy mężowie Carijathiarim odebrali arkę Pańską, i umieścili ją w domu Aminadaba. Eleazara, syna jego, poświęcili, aby strzegł arki Pańskiéj. Stało się; od tego dnia arka Pańska zostawała w Carijathiarim, requievit omnis Israel apud Dominum. Zgromadził Dawid cały Izrael, aby arkę Pańską przywieść i wprowadzić do Jeruzalem. Poszedł więc Dawid i wszystek Izrael do wzgórza Carijathiarim, które jest w Judei, aby stamtąd przynieść arkę Boga i Pana siedzącego nad Cherubinami, gdzie wzywane jest imię Jego. Et ascendit David et omnes vir Israel ad collem Cariathiarim, qui est in Juda ut afferet inde arcam Dominic Dei sedentis super cherubim, ubi est invocatum nomen ejus, 1. Para. XIII 5, 6. „Arkę Pańską przywiódł Dawid z Carijathiarim do miejsca, w którem przygotował dla niej namiot w Jeruzalem.“ Paralip. 1, 4. Ezdrasz mówiąc o tych, którzy powrócili z niewoli babilońskiej pod Zorobabelem, wspomina o potomkach z miasta Carijathiarim których było 74-ch. „Był mąż prorokujący w imieniu Pańskiém Uryasz syn Semei z Cariathiarim, i prorokował przeciw miastu temu i przeciw całéj ziemi wedle słów Jeremijasza proroka. Usłyszawszy król Joakim i książęta słowa jego, kazał go zabić; dowiedziawszy się Uryasz uszedł do Egiptu. Posłał król Joakim za nim do Egiptu, i przywiedli Uryasza do Joakima króla, który go przeszył mieczem, i rozkazał wyrzucić ciało jego do grobów ludu pospolitego, et projecit cadaver ejus in sepulchris vulgi ignobilis.
Tak miasto Carijathiarim dzisiejsze Kiriath-El-Enab pamiętne jest urodzeniem w niém umęczonego proroka Uryasza. Dziś jest to miejsce rezydencyą familii Abou-Gosch, i jest tam kościół św. Jeremijasza. Kostoul (Castellum) które jest od drogi na lewo, według Dra Seppa ma być Modinem Machabejczyków, ale więcéj jest tego zdania że dawnym Modinem jest Latroun.
Kolonieh jest to Emmaus ewangieliczne. Są między uczonémi spory gdzie jest to Emmaus; jedni chcą go miéć w Nikopolis, drudzy w Kiriath el Enab, a doktor Sepp w Coloniech. Emmaus jest to miejsce, w którém spotkali apostołowie Chrystusa Pana po zmartwychwstaniu, z początku go nie poznawszy. Wyjechawszy z Coloniech przejeżdża się przez dolinę Terebintha, gdzie się odbyła walka Dawida z Golijatem. Po lewéj stronie Lifta z znaczącémi bardzo ruinami, wedle zdania uczonych badaczów Palestyny ma to być dawne Nephtoa źródła, o których pokilkakroć wspomina w pochodzie swoim z Bożym ludem Jozue ad fontem aquarum Nephtoa.
Zbliżyliśmy się nakoniec do Jeruzalem; wszyscy wtedy wzruszeni zamilkli, uroczysta nastąpiła cichość, i pośpiech w drodze, zawołano: au rang Messieurs! uszykowaliśmy się w ordynku po 2-ch jadąc spiesznie z bijącém sercem. W tém zrobił się szelest, stanęliśmy; wyjechała na spotkanie karawany eskorta francuzkiego konsulatu. Po przywitaniach uprzejmych, znowu jechaliśmy z tym samym pośpiechem, i niepokojem wyrywającego się jakby serca. Potém wikaryusz patryarchy jerozolimskiego księdza Valergi nas witał, odprowadzał aż do samego kościoła. Nakoniec dał się słyszéć okrzyk ogólny: Jeruzalem, Jeruzalem! Wszyscy jadący ujrzawszy miasto, uroczyście wołać zaczęli: Jeruzalem, Jeruzalem! i stanęli jak wryci. Zsiedliśmy z koni. Kapelan karawany (aumonier) czytał stosowne z Pisma św. ustępy. Tym słowom cisza nadawała wielką uroczystość, niejeden uronił łzę, i zanurzył się w modlitwie. Potém jechaliśmy wolniéj jakby uroczystym krokiem, wprost do kościoła grobu Pańskiego. Wikaryusz patryarchy wskazał nam naprzód kamień namaszczenia, płytę długości wzrostu człowieka, okrytą marmurem białym, a nad nią wiszące znacznéj wielkości srébrne gorejące lampy. Weszliśmy do grobu Pańskiego. Na środku samego kościoła jestto rodzaj kaplicy rozdzielonéj na dwie części, jedna obszérniejsza zowie się kaplicą Anioła, w mniejszéj zaledwie 4 osób pomieścić mogącéj z niskiem sklepieniem był grób naszego Zbawiciela, okrywa go płyta marmurowa. Nad nią goreją niezliczone wielkie srébrne lampy. Na tym grobie odprawiają się codziennie Msze św. latini ritus. Pielgrzymi wszedłszy koleją jeden po drugim wchodzą i całują grób Pański. Wtedy wszelka obojętność tryska, każdy się rozrzewnia, i przenika najzupełniejszą, czcią i miłością Zbawiciela. Oderwać się od tego grobu niepodobna. W tym marmurze zimnym jest ogień niebieski, który serca i dusze strzałą niebieską przenika. W grobie Pańskim nieustanne łkania, głośny płacz daje się słyszéć, Boże, Boże, mój Zbawicielu nasz jedyny, Panie Jezu, Chryste! zmiłuj się nad nami!! zmiłuj się nad nami!!! Od grobu powiódł nas ksiądz wikary schodami w tymże kościele grobu Pańskiego na górę Kalwaryi, na to miejsce, w którém Zbawiciel nasz na krzyżu był wbity, i rzecze do nas: Hic est Calvariae locus!!! Słowa te były tak przenikające, tak uroczyste, i tak wyrzeczone, że wrażenie ich nigdy się w duszy nie starło. Potém weszliśmy zaraz do klasztoru św. Salwatora do OO. Franciszkanów (Bernardynów), dla ich powitania. Najuprzejmiej przyjął nas ksiądz kustosz, przełożony klasztoru jerozolimskiego, a razem i prowincyał przełożony wszystkich klasztorów w Palestynie, zwany kustoszem Ziemi św., który przedtem pontificaliter w biskupim stroju celebrował, do przybycia patryarchy jerozolimskiego, który dopiéro za Piusa IX ustanowionym został, i był nim wówczas Włoch ksiądz Valerga. Rozlokowaliśmy się zaraz w osobnym domu li dla pielgrzymów zbudowanym, należącym do zakonników, i zupełnie jak klasztor urządzonym, w którym są cele dla pomieszczenia osób przybyłych, a przytém refektarz dla zgromadzania się na obiady. W samym klasztorze tylko zakonnicy franciszkanie mieszkają i zgromadzają się, nikomu tam wchodzić nie wolno. Ci zakonnicy są stróżami grobu Pańskiego, wszystkich miejsc świętych, mają klasztory swoje w Jaffie, w Ramlech, w puszczy św. Jana, w Betleem, w Nazarecie, w Jeruzalem klasztor wielki św. Salwatora, przy kościele grobu Pańskiego klasztorek drugi mały, w którym księża tylko po 4 miesiące przebywają, zmieniając się i wracają do klasztoru głównego i kaplica Getsemani.
Franciszkanie obserwanci zwani u nas Bernardynami zachowują w Palestynie najściślejszą obserwancyę, jakiéj nie znamy i nie widzimy w Europie, taką, jaką wprowadził św. Franciszek, jaka za życia jego i w początku ustanowienia zakonu istniała. Ścisłość ich życia zakonnego w obecnym wieku jest podziwiającą, jestto rodzaj żywéj księgi, z któréj dzieje Kościoła św. czytamy i widzimy własnémi oczyma to, co opowiadają cudowne dzieje św. mężów ustawodawców zakonów Bożych. Zakonnicy ci są jakby gorejące przy grobie Pańskim duchowe lampy. Godni swego ustawodawcy św. Franciszka synowie, rozwijają coraz wyższą cześć Pańską w najświętszych miejscach, podnoszą serca pielgrzymów do najgorętszej modlitwy, do najwyższej kontemplacyi!!!
W mieście wschodniém, w którém są zacieśnione bardzo uliczki i nié ma żadnych oddzielnych przestrzeni, nié można ujrzeć kościoła, dopiéro wszedłszy na plac niewielki, na którym jest postawiony. Plac ten napełniony jest pielgrzymami, szczególnie rosyjskiėmi. Ludu rosyjskiego jest pełno w Jeruzalem, ze wszystkich najdalszych rosyjskich gubernij, zupełnie tak, jak ich widzimy w Kijowie w tym samym ubiorze, bez różnicy, jakbyśmy ich przed cerkwiami kijowskiémi widzieli. Napełniają Jezuzalem i wszystkie miejsca święte, tak dalece, że miejscowi Arabi już się wyuczyli niektórych słów rosyjskich. Z ludem tym jest wiele mnichów i djaków. Przed kościołem przedają krzyże, krzyżyki, najwięcéj z białéj perłowéj macicy, wyrabiane w formie greckiéj. Kościół grobu Pańskiego był w r. 1863 bez dachu, stary dach niegdyś z ołowiu, był już zepsuty i zdjęto go, miano przystąpić do postawienia nowego ale się to bardzo długo ciągnęło. Sprowadzono architekta, koszta opłacały konsulat francuski, rosyjski i rząd turecki jako opiekunowie, piérwszy katolików, drugi pielgrzymów rosyjskich, trzeci Greków, tureckich poddanych. Kościół żadnych nie zawiéra ozdób, ani pamiątek z czasów panowania królów jerozolimskich, krzyżowych rycerzy. Miejsca święte są okryte białym marmurem i ozdobione drogiémi lampami. Na środku kościoła jest grób Pański w kaplicy z rotondą. Przed grobem Pańskim, terasa marmurowa łączy grób Pański z główną patryarchalną cerkwią grecką. W czasie nabożeństwa greckiego drzwi od cerkwi się odmykają, i drzwi od grobu. Księża greccy wchodzą do grobu Pańskiego z nieustanném kadzeniem i śpiéwem. Mszy greckiéj przy grobie Pańskim nié ma. Cerkiew grécka jest dość obszérna wewnątrz, bogato ozdobnie przybrana. W niéj to wedle opisów różnych pielgrzymek do Jeruzalem, mają być 4-ry krzesła patryarchalne, i środek ziemi. Cerkiew ta jedna tylko w kościele grobu Pańskiego jest najbogatsza i najozdobniéj wykończona.
Ksiądz Drohojewski w pielgrzymce swojéj mówi: „Kościół grobu Pańskiego jestto gmach kształtu krzyżowego, ma długości stóp 250, a szerokości 150 (nie rachując występów i podziemnych kościołów); dwoma wielkiémi galeryami i licznémi kaplicami wiele tysięcy ludzi objąć może. W górze jest okrągły, a u samego wierzchołka széroko otwarty. Otwór szczytu nad grobem Pańskim grubémi żelaznémi kratami mocno od pocisków kamiennych Arabów zawarowany. Ten otwór służy do wyjścia dymów z lamp kilkuset zewnątrz i wewnątrz palących się. Wewnątrz kościoła otaczają grób Pański dwie wspaniałe galerye, jedna nad drugą postawione na kolumnach granitowych. Po ścianach tych krużganków znajduje się wiele wyobrażeń z malutkich przezroczystych różnego koloru i gatunku kamyków kształtnie ułożonych czyli mozajkowych.
Po lewéj stronie grobu Pańskiego jest nasza łacińska główna kaplica, mająca trzy ołtarze. W środkowym, w którym jest Przenajświętszy Sakrament, Pan Jezus się objawił N. M. Pannie. W drugim ołtarzu cesarzowa Helena złożyła znaczną część drzewa Krzyża św. W trzecim jest znaczna część kolumny biczowania. W kaplicy łacińskiéj, w chórze, odprawiają się codziennie jutrznie, hory, nieszpory, kompleta. Z téj kaplicy są drzwi do klasztoru, w którym mieszkają zakonnicy po cztéry miesiące, dla nabożeństwa nieustającego we dnie i w nocy przy grobie Pańskim. Oprócz cerkwi greckiej i kościołka Franciszkanów, są w kościele Grobu Pańskiego na dole dwie kaplice większe św. Heleny. Jedna wyższa, druga niższa, łacińska i ormiańska, Ormian szyzmatyków. Na Kalwaryi, ktora w tymże kościele jest Grobu Pańskiego, są dwa ołtarze. W miejscu, gdzie przybijano Chrystusa Pana do krzyża, jest ołtarz łaciński, a gdzie był krzyż wbity, tam gdzie się zachowuje rozpadlina skały, i były krzyże dwóch łotrów, jest ołtarz grecki. Przy samym grobie Pańskim, o jego ścianę oparta jest kapliczka malutka koftów, w któréj jest stałych dwóch księży. Dziś w kościele Grobu Pańskiego nié ma już, jak dawniéj, Abisynów, Gieorgijanów, Nestoryanów, którzy jeszcze byli w r. 1790 i 1791. Dziś sa łacinnicy, Grecy i Ormijanie, i jakby już dogorywający koftowie, którzy tylko ciche mają msze św. we własnej kaplicy. W kościele Grobu Pańskiego nabożeństwo jest nieustające, we dnie i w nocy, odbywa się koleją: łacińskie, greckie i ormijańskie. Niejedność religijna, rozdział wyznań przy grobie Pańskim jest jawniejszy, głębszy, dotkliwszy, wyraźniejszy i boleśniejszy, i nigdzie na całéj kuli ziemskiej nie jest tak wielki i zupełny. Nie zawsze powstrzymują się od wybuchów nienawiści, kłótni, nawet bitwy, do któréj Grecy są pochopni i zawsze piérwsi pobudzają. Katolicy mają się odpornie i bardzo troskliwie wszelkiego zgorszenia unikają, gdy Grecy najmniejszego nie mają skrupułu, tylko straż zbrojna turecka ich trzyma na wodzy. Nabożeństwo zaczyna się naprzód łacińskie, potém greckie, na końcu ormijańskie. O godzinie czwartéj zrana zaczynają się łacińskie msze św., jednocześnie przy grobie Pańskim i na Kalwaryi. O godzinie ósméj, najdalej pół do dziewiątéj się kończą. Przy grobie Pańskim jest codziennie dwie mszy śśw. śpiewanych. Po dziewiątéj zaczyna się greckie nabożeństwo, po jego ukończeniu ormijańskie, które trwa do dwunastéj. W czasie mszy świętych łacińskich drzwi do cerkwi greckiéj są zamknięte. Na terasie marmurowéj w dnie uroczyste odbywa się celebra biskupów. O godzinie dwunastéj po południu zaczynają się nieszpory w kościołku łacińskim, a po nich procesya uroczysta do miejsc świętych. Potém nieszpory z procesyą, greckie, nakoniec ormijańskie. O godzinie dwunastéj w nocy jest jutrznia łacińska, potém grecka i ormijańska. Po ich zakończeniu msze łacińskie. Jutrznie trwają od dwunastéj do czwartej zrana, msze święte od czwartej w trzech obrządkach do dwunastéj południowéj. Pomimo tak uregulowanéj zmiany, nie raz jednak w czasie łacińskiego nabożeństwa, śpiéwy greckie, dzwonienia, bardzo przeszkadzają. Nieskończenie robią przykre wrażenie duchowni wschodnich odszczepionych rytów, którzyby radzi wycisnąć katolików, i wydrzéć im wszystkie miejsca święte, i wyłącznie miéć pierwszeństwo, które siłą fizyczną i przemocą zdobywają.
Pomimo nieustającego przy grobie Pańskim nabożeństwa, pielgrzymi mało jednak korzystać mogą, kościół bowiem jest odmykany przez Turków na godzin kilka przed południem i po południu, nie stosując się do nabożeństwa, ale do godzin na otwarcie pozwolonych. Zamykanie kościoła odbywa się bardzo hałaśliwie, poprzedzane głośném, przerażającém wołaniem. Po zamknięciu, pomimo nieskończonego nabożeństwa, w żadnym razie nie otwiérają, tylko w godzinę oznaczoną.
We wszystkich kościołach Ziemi św. i całego państwa tureckiego nie widzimy nigdzie Turków pilnujących i zamykających kościoły, tylko w jednym kościele Grobu Pańskiego zachowują ten dawny zwyczaj, który przypomina chrześcijanom ich niewolę i utratę miejsc najświętszych. Dawniéj pielgrzymi wchodzić nié mogli do kościoła bez opłaty. Dziś jéj pielgrzymi nie składają, ten podatek klasztor ponosi. Pielgrzymi dziś od haraczu, który dawniéj płacili, są wolni, tylko zamykanie drzwi z hałasem jest dotkliwe, przeszkadza w nabożeństwie, szczególnie w czasie świąt uroczystych Wielkiego Tygodnia i innych, gdy drzwi się otwierają tak, jak w dzień powszedni. Trudno wyobrazić dotkliwego wrażenia, jakiego doznałem, gdy w Wielki Czwartek wniesiono Przenajświętszy Sakrament do grobu Pańskiego do kaplicy oświéconéj, rozpromienionéj, gorejącéj, jasnéj. W niéj się modlić pielgrzymi najgoręcéj pragnęli; silny głos Turków wyganiał z kościoła i drzwi z hałasem zamykał. Przybywszy do Jeruzalem na głos dzwonu przyszedłem do kościoła i stać musiałem przed zamkniętémi drzwiami od godziny czwartéj zrana, dopiéro otworzyli Turcy po ósméj, gdy się już msze święte ukończyły. W tém bolesném kilkogodzinném oczekiwaniu wszedłem do kaplicy na boku przy ścianie kościoła Grobu Pańskiego stojącéj, w tém miejscu, gdzie Najświętsza Panna stała pod krzyżem. Z téj kaplicy jest okno do kościoła Grobu Pańskiego, z którego można widziéć odprawiające się msze święte, ale tylko na Kalwaryi. Kto chce przeto goręcéj i dłużéj się modlić, zostaje w kościele zamknięty, nie wychodzi na głos wołających Turków. Turcy bowiem nie wyganiają, ale niewychodzących zamykają. Zamknięci Grecy leżą pokotem na posadce kościoła, a katolicy wchodzą do klasztorku, który żadnego wyjścia nié ma na ulicę, tylko przez główne drzwi kościoła od Turków zamykane. Zamknąwszy się tylko można było słuchać mszy świętych od czwartéj zrana odprawianych i być na jutrzni.
Nabożeństwa przy grobie Pańskim w nocy, acz uroczyste i solenne, są samotne, złożone z kapłanów i tych, którzy się zamknęli. Kto nie wychodzi przy zamykaniu i jest obecnym przy nocném nabożeństwie, zrozumié, pozna i napełni duszę modlitwą uroczystą, przenikającą, solenną, nigdy niezapomnianą, otrzyma jakby namaszczenie nigdy niestarte, i otworzy dla duszy swej wnijście Duchowi św., który objaśnia tajemnice Pisma św. tu wykonane, da zrozumienie słów bożych. Z zamknienia tego przy Pańskim grobie wychodzimy pokrzepieni i oświéceni. Boże, Zbawicielu nasz! który stałeś się człowiekiem, przyjąłeś cierpienia, boleści ludzkiéj natury, i dałeś nam udział Twéj natury boskiéj! My nędzni, nieszczęśliwi, utrapieni, znękani, zgnieceni ludzie, możemy się zachwycać uczuciem, które nié ma źródła w ludzkości, tylko w niebiesiech istnieje, przez modiitwę wstępuje w człowieka. Możemy pojmować, czego rozum ludzki zrozumiéć, odgadnąć nié może, i posiadać światło, co świéci w niebiesiech, a jego promienie wstępują w człowieka, który uwierzył i ukochał Zbawiciela!
W kościele Grobu Pańskiego są miejsca święte, do których się codzienne odbywają procesye. Wszystkie miejsca, w których się odbywała męka Pańska, są święte. Do tych, które są w Jerozolimie za kościołem, procesya się nie odbywa; np. do miejsca, gdzie Chrystus Pan pod krzyżem upadł, bo jest na ulicy; do tego, w którém wyszła N. M. Panna na spotkanie P. Jezusa, do Wieczernika. To, co jest za kościołem i do stacyi męki Pańskiéj należy, prywatnie obchodzą pielgrzymi, biorąc sobie księdza lub kogo ża przewodnika. Procesye solenne odbywają się li tylko do miejsc dwunastu, które są w kościele. W mieście jest niepodobna wychodzić z procesyą, chociaż dziś nie spotykają zniewagi, bicia, obelgi, ale mieszkańcy jerozolimscy Mahometanie nie zważają na religię katolicką, ruch na ścieśnionych uliczkach handlowy przejśćby poważnie nie dozwolił. Na ulicy, w tém miejscu, gdzie Chrystus Pan upadł pod krzyżem, leżą dotąd piękna kamienna kolumna na połowę przełamana. Przełamanie jest niepojęte, cudowne. W tém miejscu, gdzie Matka Boska spotkała syna swojego, daje się widziéć zielona murawka, która zadziwia wśród uliczek kamiennych i ścieśnionych. Gdzie Chrystus Pan szedł po schodach na ratusz, okazują miejsce, gdzie te były schody, które zostały do Rzymu przeniesione, i umieszczone przy kościele Lateraneńskim, i te, na którém Piłat okazał ludowi Chrystusa Pana, mówiąc: oto człowiek. Przy ulicy niedaleko tych miejsc jest dom Weroniki. Do tych wszystkich miejsc przywiązane są odpusty, ale publicznéj czci religijnėj nié mają, są na ulicy napełnionéj wrzawą, hałasem. Pielgrzymi tylko przechodząc, wskazują je, mówiąc naznaczone modlitwy w cichości. W tém miejscu, gdzie się odbywało biczowanie, stoi oddzielny kościołek li tylko łaciński pod zarządem księży Franciszkanów; codziennie tam się odprawiają msze święte. Tam nieprzerwanie od najpiérwszych czasów chrześciaństwa było, istnieje dotąd katolickie nabożeństwo i cudowny tam jest obraz N. M. Panny. Gdzie Chrystus Pan krwawo się pocił w Getsemani, w formie groty jest łacińska kaplica, w któréj odprawiają się msze święte księży Franciszkanów. Miejsce bardzo święte, do modlitwy pobudzające, do rozmyślań nad męką Paúską i do kontemplacyi, szczególnémi odpustami obdarzone. Gdzie Chrystus Pan strącony był i upadł, został znak na kamieniu, gdzie pożywał z apostołami ostatnią wieczerzę i ustanowił N. Sakrament, Wieczernik Pański, jest w wielkiéj czci u Turków, dla chrześcijan nieprzystępny. Ogród Oliwny na dole pod górą Oliwną omurowany, należy zupełnie do katolików, zawsze tam ksiądz łaciński Franciszkanin przebywa. Pielgrzymi się modlą li tylko pod drzewem, kaplicy tam nié ma, jest kilka drzew oliwnych.
To, co nazywamy stacye męki Pańskiéj, to jest wszystkie miejsca, od których się zaczęła męka Pańska, są najdroższynı skarbem chrześcijan. Na téj drodze z kościołem świętym należy rozmyślać, rozpamiętywać mękę Pańską i ja uobecnić sobie i wyryć ją w duszy swojéj. Stacye męki Pańskiej w kościele Grobu Zbawiciela są następne:
Pierwsza przed kolumną biczowania, która jest w bocznym ołtarzu łacińskiéj chórowéj kaplicy.
Druga więzienia Chrystusowego, w którém Gieorgijanie przedtém mieli swoje kaplicę.
Trzecia, na którém był los rzucony na całkowitą suknię.
Czwarta. Kaplica św. Heleny, należąca do Łacinników; do niéj schodzić potrzeba przez 30 schodów murowanych. W krześle w skale wykutém, dni i noce spędzała cesarzowa Helena na rozmyślaniach męki Pańskiéj, modliła się o wynalezienie krzyża. W tej kaplicy jest okno, z którego patrzyła na robotników pod górą Kalwarya, krzyża szukających.
Piąta. Druga kaplica niższa, do któréj się schodzi trzynastu schodami, należy do Ormian szyzmatyków. Tam było znalezione drzewo krzyża św. Na tém miejscu jest ołtarz.
Szósta. Kolumna zelżywości. U téj kolumny Jezus Chrystus był koronowany cierniem, oplwany i w głowę bity. Tu była niegdyś kaplica Abisynów, dziś żadnėj nié ma.
Siódma. Na górze Kalwaryi, gdzie Chrystus był przybijany, tam jest ołtarz łaciński.
Ósma. Na górze Kalwaryi, miejsce gdzie Chrystus Pan na krzyżu był wbitym, należy do Greków szyzmatyków. Miejsce najświętsze skonania i śmierci, księża rzymsko-katoliccy, chociaż dawniéj jé posiadali, dziś przy tym ołtarzu nie odprawiają mszy św., ale z procesyą go codziennie obchodzą. Na miejscu, gdzie był krzyż św. Dyzmy, dawniéj był ołtarz Gieorgijanów, dziś go już nié ma. Między krzyżem Zbawiciela, a krzyżem Gizmy złego Łotra, jest rozpadlina w skale, która, jak mówi ksiądz Drohojewski, „poczyna się od wiérzchołka góry, gdzie ma szérokości stóp dwie, ciągnie się aż do dołu, aż do miejsca wynalezienia krzyża. Miejsce, gdzie krzyż Pański był z Jezusem osadzony, jest dół okrągły w skale wykuty, ma głębokości łokci dwa, szérokości łokieć jeden, przykryty złocistém okryciem z napisem: „Hic Jesus Christus pro salute generis humani expiravit“. Koło ołtarza goreje lamp 70.
Dziewiąta. Kamień namaszczenia.
Dziesiąta. Grób Pański.
Jedenasta. Miejsce, w którém się objawił Chrystus Pan Maryi Magdalenie.
Dwunasta. W którém po raz piérwszy Chrystus Pan się okazał Maryi Pannie Matce swojéj, przy głównym ołtarzu, gdzie jest Przenajświętszy Sakrament.
Procesye się zaczynają w kościele księży Franciszkanów, od bocznego ołtarza i kończą się w tymże ich kościele przy ołtarzu wielkim.
Przy każdém z tych miejsc są Indulgentiae plenariae, śpiewa się hymn i Oratio. Po procesyi skończonéj przy wielkim ołtarzu śpiéwa się litanija do N. M. Panny i hymny:
Gaude Mater Christi, i
O Gloriosa Virginum.
Oprócz codziennych procesyj jest jedna najsolenniejsza, jaką tylko w kościele katolickim widziéć można w Wielki Piątek. Rozpoczyna się wieczorem. Wtedy nikt nie przeszkadza z Ormijan i Greków, usuwają się w téj chwili uroczystéj, która wszystkich bez wyjątku przejmuje najgłębszą, najwyższą czcią i uwielbieniem chwili śmierci Zbawiciela. Kościół rzymsko-katolicki ma ten przywilej, w którym wyraźnie się objawia piérwszeństwo jego przy grobie Pańskim. W dzień Wielkiego Piątku obchodzi najsolenniėj sam wyłącznie tę najświętszą pamiątkę. Procesye prowadził patryarcha jerozolimski ksiądz Valerya z całym świeckim klerem, z seminaryum swojém i z całym zakonem. Śpiéwają się hymny tonem muzycznym harmonijnym, rzewnym, uroczystym. Procesya rozpoczyna się w kościołku Franciszkańskim, idzie do Kalwaryi, ztamtąd zstępuje do kamienia namaszczenia, do grobu Pańskiego, i wraca do wielkiego ołtarza Franciszkańskiéj kaplicy. Kościół jest napełniony ludem, wszyscy idą ze świécami, co nadaje uroczystą całéj procesyi powagę. Chwila śmierci Boga Zbawiciela tu w tém miejscu dokonanéj, nadaje całej procesyi uroczystość jak tylko można najwyższą, najbardziéj przenikającą. Na miejscu, w którém najhaniebniéj był zamordowanym nasz Zbawiciel, na Jego grobie i na miejscu ukrzyżowania, przechodzi Kościół św. w najwyższém Jego uwielbieniu, w prawdziwym tryumfie. Procesya jest w takiéj okazałości i powadze, zgładza w téj chwili z serc ludzkich i pamięć smutną, rzeczywistość panowania nad miejscem świętém tureckiego, i rozdziału chrześcijańskich wyznań. W ciągu procesyi przy każdém świętém miejscu jest kazanie w innym języku. Przy kolumnie biczowania włoskie, w przejściu od kaplicy do Kalwaryi były dwa: greckie i polskie. Na Kalwaryi francuskie i niemieckie. Przy kamieniu namaszczenia arabskie, przy samym grobie hiszpańskie. Zlanie się tylu narodów i języków przy grobie Pańskim, jest uroczyste, przenikające, tryumfalne. Jaki to tryumf dla Zbawiciela znieważonego, zamordowanego, być uwielbianym we wszystkich narodach, i słowo Jego opowiadane językami świata całego. Narody wykształcone nauką Zbawiciela, z barbarzyństwa i niewoli wyprowadzone, przychodzą u grobu Jego wynurzyć wdzięczność, i corocznie jakby wznawiać ten cud wielki, który się stał w Jerozolimie, gdy zstąpił Duch Św. na apostołów i przemówili rozlicznémi językami.
Pielgrzymka nasza przybyła na dwa tygodnie przed Wielkanocą, zabawiwszy dni trzy w Jerozolimie, pojechaliśmy do Betleem, do góry 40-dniowego postu, do puszczy św. Jana, do Jordana, i wróciliśmy w sobotę przed niedzielą Kwietnią, bawiąc w Jerozolimie cały Wielki Tydzień i przez święta Wielkanocne. Byliśmy obecni nabożeństwu, uroczystościom Wielkiego Tygodnia. Patryarcha mieszka w Jerozolimie, ale ma koło Betleem dom oddzielny przy kościele P. Maryi, i tam jest umieszczone jego seminaryum. Wszyscy klerycy na Wielki Tydzień przyjeżdżają do Jerozolimy, i ze wszystkimi zakonnikami i kapłanami w pielgrzymce przybyłymi wspólnie odbywają nabożeństwo na marmurowéj terasie przy grobie Pańskim, przy zamkniętéj greckiej cerkwi. Nabożeństwo zupełnie to samo, jakie obchodzi w całym świecie Kościół święty. Jutrznie ciemne śpiéwane są pięknie, uroczyście, najgłębiéj wzruszają i zachwycają. Będąc na téj jutrzni obecnym, człowiek nie tylko widzi ale uczuwa, że jest w Jerozolimie, przepełnia się wtedy, iż tak rzekę, duszą, uczuciem nadludzkiém, szczęściem niebieskiém i zachwyceniem. Ta nieustająca Kościoła św. pieśń i chwała Boża w każdém miejscu i przy grobie Jego zwycięży nieprzyjaciół Bożych, dziś przeludniających Kościół św., tak znikną i rozsypią się jak mordercy Chrystusowi, nauczyciele i kapłani żydowscy. Na ziemi nié ma pieśni wyższéj, wznioślejszėj i tyle rzewnéj, jako te jutrznie, śpiéwane przez trzy dni przy grobie naszego Zbawiciela.
W niedzielę Kwietnią jest uroczyste rozdanie palm i procesya; konsul francuski odbiéra palmę dla cesarza francuskiego przeznaczoną. We wszystkich procesyach, najgłówniej w palmowej, nieustannie asystuje wojsko tureckie, które jest strażą honorową dla patryarchy i dla nabożeństwa katolickiego, któremu służy wyłącznie i daleko jest poważniejsze i łagodniejsze od wojsk europejskich, asystujących uroczystościom. W Wielki czwartek nie tylko księża, ale wszyscy katolicy obecni w Jerozolimie, do Przenajświętszego Sakramentu przystępują, przyjmują go z rąk patryarchy celebrującego. Komunija ta wielkoczwartkowa jest rzewna i solenna. W Wielki czwartek przy śpiéwaniu hymnów, patryarcha dwunastu pielgrzymom nogi umywa. Przybyli w karawanie francuskiéj, do umywania nóg byli wybrani. Karawana francuska obecną była na wszystkich nabożeństwach Wielkiego Tygodnia, szczególnie w czasie procesyi Wielkiego Piątku, idąc zaraz za duchowieństwem, miała pierwsze miejsce wśród ludu. Taki był zbiór wielki ludzi, że do Kalwaryi wszyscy wejść nié mogli, ale karawana francuska zaraz z duchowieństwem weszła, i słyszeliśmy tam kazania francuskie i niemieckie. Karawana zwiedziła wszystkie miejsca męki Pańskiéj dwa razy: raz po przyjeździe, i w Wielki Piątek z kapelanem swoim i prezesem przechodziła całą drogę do domu Annasza i Kaifasza, przez wszystkie miejsca święte w ulicach jerozolimskich, całą stacyę od góry Cedron do kościoła. Silne wrażenie czynił obchód drogi Pańskiėj; niektórzy Francuzi, co się nigdy modlić nie chcieli, a w ten dzień ze skupieniem ducha w precesyi się znajdowali (professeur Duhamel i M. Socélin). Byliśmy w kościołku biczowania, w kaplicy Getsemani. Kapelan karawany miał mszę świętą, i przemówił rzewnie do towarzyszów pielgrzymki. Ksiądz Gagaryn jezuita, który ze dwa razy był w Jerozolimie, podróżując w karawanie francuskiéj, mówił mi, że najwyższych wzruszeń doznawał w miejscu krwawego potu, widząc w tém szczególną łaskę dla Kościoła rzymsko-katolickiego, że tego świętego miejsca ani mahometanie ani szyzmatycy nie zajęli, ale wyłącznie do katolików należy i tam się odprawia codzienna ofiara Pańska. Za miastem była dawniéj rzeczka Cedron, która zupełnie wyschła, niedaleko jéj była sadzawka z krużgankami, w któréj poruszające się wody léczyły chorych, dziś jest dołem suchym, pustym, w który tylko śmieciska są rzucane. Przy rzece Cedron jest ogród oliwny; jestto ogród maleńki, wysoko omurowany, w którym jest drzew kilka oliwnych. Do ogrodu oliwnego należy samemu tylko wchodzić, aby przypomniawszy te słowa: a wszedłszy Pan, zaczął się modlić, można było zrozuniéć modlitwę samotną, Zbawiciela. Chrystus Pan uczęszczał do kościoła, modlitwę w kościołach uświęcił, pobłogosławił. Kościół św. ją szczególnie zaleca, do największéj uroczystości przywodzi, w niéj rozdaje łaski boże dla całego zebranego ludu i dla każdego w szczególności. Oprócz téj jednak modlitwy, Chrystus Pan zalecił się modlić samotnie, zawarłszy drzwi w komorze swojéj, i sam się modlił samotnie na gorze w ogrodzie pod drzewem. Co jest ta samotna modlitwa, jak się w niéj można unieść do zachwycenia, do najwyższéj kontemplacyi! jak ta modlitwa jest porywającą tak gwałtownie, że się zdaje pierś rozedrze, odbierze życie, rozdzieli duszę od ciała, ten tylko pojąć może, kto był w Jeruzalem i na tém miejscu, w którém Chrystus Pan samotnie się modlił. Przyjść do téj modlitwy, pojąć ją, uczuć i modlić się w ten sposób, naśladować modlitwę Chrystusa Pana, raczéj zapragnąć tego naśladowania, jest najgłówniejszym celem pielgrzymki i jéj owocem. Kto był w ogrodzie Oliwnym, kto tam doznał tego nadludzkiego porywu modlitwy, w niéj się zanurzył, zachwycił, w Bogu utonął, ten ma najwyższy dowód jasny, dotykalny wszystkich prawd objawionych, przez człowieka niepojętych. Taką modlitwę, jaką skruszony pielgrzym w ogrodzie odbywa Oliwnym, może tylko wzbudzić Bóg żywy, Bóg obecny.
Zaraz za ogrodem Oliwnym, po tamtéj stronie rzeki Cedron, jest miejsce, w którém pojmano Chrystusa Pana i gdzie apostołowie usnęli. Za rzeką jest ślad w kamieniu, na który upadł Chrystus Pan zepchnięty. W tém miejscu téż szczególniej czuć się daje poryw ku Zbawicielowi, ku Panu naszemu, tu najrzewniéj ku Chrystusowi się unosiłem, jakbym się chciał rzucić do piersi i serca Jego! Kiedyśmy mieli wyjeżdżać z Jeruzalem, już wyszliśmy z kościoła, konie były już posiodłane, rzuciłem się niemal namiętnie z pożegnaniem do Chrystusa Pana, bojąc się spóźnić, leciałem do miejsca, w którém jest znak wyryty, gdy uderzony i pchnięty padł na kamienie. Tu na tym kamieniu, Chrystusa Pana mojego w Jerozolimie pożegnałem.
Za rzeką Cedron już wyschłą, wznosi się góra Oliwna zupełnie za miastem. Nie jest to góra, ale wzgórze dość obszérne. Przedtém musiał tam być las oliwny. W Palestynie drzewo oliwne jest pospolite, zwyczajne. Palestyna niemal cała, szczególnie okolice Jeruzalem, Betleem, są napełnione oliwnémi drzewami. Na górze Oliwnéj dziś zrzadka stoją i drobne są. Cała góra Oliwna napełniona jest pamiątkami, miejscami świętémi, do których są przywiązane od Stolicy św. odpusty. Po zdobyciu Jerozolimy przez rycerzy chrześcijańskich na wszystkich niemal miejscach św. góry Oliwnéj stanęły piękne gotyckie kościoły. Można sobie wyobrazić, jak piękną była góra lesista i w niéj kilkanaście kościołów. Dziś najzupełniejsze na górze Oliwnéj jest spustoszenie. Z kościołów kamień na kamieniu nie został i drzewa już niemal wyginęły. Na téj górze Chrystus Pan nauczył modlitwy Pańskiej Ojcze nasz. Tu złożyli apostołowie Skład apostolski. Tu Matka Boska była w niebo wziętą. Tu Chrystus Pan wstapił w niebo! Na miejscu wniebowstąpienia był najokazalszy kościół za czasów krzyżackich, dziś jest meczecik, przed którym na kamieniu trochę wzniesionym księża łacińscy, jakby w przedsieniu tego meczetu, odprawiają msze św. w dzień Wniebowstąpienia tylko. Na szczycie téj góry jest miejsce, na którém apostołowie zasmuceni po odejściu Zbawiciela, długo patrzyli w niebo. Rzekł im anioł: czego stoicie? Zbawiciel jako powstał z umarłych, przyjdzie w chwale swojéj sądzić żywych i umarłych. Jeżeli wszystkie miejsca przypominają cuda, co się stały, co się wykonały, szczyt góry Oliwnėj świadczy o tém, co się stanie nieomylnie! Niebo i ziemia przeminą, słowa Pańskie nie przeminą. Przyjdzie ten Zbawiciel, który był ukrzyżowany, sądzić żywych i umarłych, my na tym sądzie staniemy. Ta pewność Pańskiego sądu i przyjścia, w tém miejscu bardziéj się utwierdza i zapisuje się w sercu żywémi głoskami. Nie oczy, ale już serce się wyrywa ku niebu. O kiedyż, kiedyż Panie staniemy, kiedyż ujrzymy chwałę, z którą przyjdzie nasz Zbawiciel, która dla nas tylko jest przeznaczoną, do niéj jesteśmy stworzeni, li tylko dla niéj przeznaczeni, z niczego stworzeni będąc, i do niéj zdążyć powinniśmy, nawet łatwo możemy, mając tyle pomocy Boskiéj. Ta chwała, jeśli do niej wéjść potrafimy, ile nas wiekuiście uszczęśliwi, tyle rozraduje serce Pańskie. Na szczycie góry Oliwnéj, przejmując się duchem Chrystusowym, pielgrzymi doznają najpełniejszego szczęścia, nieznanego wśród świata. Nadzieja zamienia się w pewność! Ta zasłona, która okrywa majestat Boży i wiekuiste prawdy, tu jakby się odsuwała na chwilę, która gdy raz drugi Zbawiciel zstąpi na ziemię, odsunięty będzie na wieki. Jako przepowiedziane było piérwsze przyjście, i wierni pewni go byli i świat go doczekał; drugie nastąpi i wiernych już zupełnie uszczęśliwi.
Góra Oliwna, pełna świętych wspomnień, jest jakby wieńcem pielgrzymki, któréj głównym celem są modlitwy tak zwane strzeliste, rozmyślania nad Pismem św. i przejście do stanu kontemplacyi. Pielgrzymka do Ziemi św. powinna być ćwiczeniem duchowném wyższego i najwyższego stopnia, wyłącznie dla tych korzystna, którzy z pobudek wyższéj miłości Zbawiciela i pobożności doskonalszéj ją odbywają. Z góry Oliwnéj widzimy całe miasto Jerozolimę, która dziś jeszcze do lepszych i piérwszorzędnych miast wschodnich się liczy. Jest rozłożone na górach, po lewéj stronie Syon, po środku Moriah, po prawéj Kalwarya. Niegdyś miasto było na Syonie i Moriah, Kalwarya była za miastem, dziś całe jest na Moriah i Kalwaryi, a Syon już jest jakby przedmieściem. Na górze Moriah panuje nad całém miastem, nad wszystkiémi gmachami kościół zwany Salomonowym. Na placu Salomona po zniszczeniu tylokrotném na nowo postawiony meczet, który jest drobnym gmachem w porównaniu dawnych kościołów Izraela, jednak jest najpiękniejszym w Jerozolimie i na Wschodzie. Zdaleka przy nim kościół Grobu Pańskiego wydaje się jakby parafialny kościołek przy katedrze. Nieskończona liczba kopuł, kopułek, meczetów, minaretow, bań, z sobą skupionych i przy nich wieżyczki, dają charakrer czysto wschodni całemu miastu, bardzo zajmujący.
Jerozolinia jest opasana murem, który wzniósł Salomon i dotąd się zachowuje. Szary granit w kolosalnych płytach, które się dobywały w samém Jeruzalem, i kopalnia tego kamienia dotąd istnieje. Po za murami miasta, nad rzeką Cedron, idzie droga do Syonu około grobów królów judzkich. Wedle wschodniego zwyczaju, groby były zaraz za miastem. Piękne nagrobki składały jakby jedną ulicę, a raczéj drugie miasto. Miasto żywych graniczyło z miastem umarłych.
Nagrobki były największą miast ozdobą. Wedle starożytnego zwyczaju, były za miastem, za bramą groby królów, z których niektóre dotąd istnieją; najpiękniejszy jest grób Absalona, który dotąd przypomina złote serce króla Dawida, który kochał nieprzyjaciół swych i prześladowców, podobał się przeto Bogu i najbardziéj go uwielbił; słowy i pieśnią jego chwalą Boga wszystkie wieki i narody. Idąc koło doliny Jozafata zbliżamy się do Syonu pamiątki króla Dawida, który tam mieszkał, psalmy swoje ułożył, pokutował, Boga wielbił. Na tymże Syonie Chrystus Pan ostatnią odprawił wieczerzę i ustanowił Przenajświętszy Sakrament. Góra Syon była przedtém okrytą cyprysami, które swym cieniem osłaniały to najozdobniejsze miejsce w Jeruzalem. Tam była twierdza Jabuzejczyków, po jéj zdobyciu założył dom dla siebie król Dawid; nazwał to miejsce twierdzą Syonu, miastem Dawida, mieszkaniem królewskiém, tronem Dawidowym. Na Syonie chciał być pogrzebanym, tam jest grób jego i Salomona. Na Syonie było więzienie królewskie w którém zostawał Jeremiasz prorok, dom walecznych, w którym się ćwiczyli mężowie orężni za czasów Dawida. Na Syonie była fontanna téj Betsabei, która pobudziła do grzéchu Dawida, i była powodem łez jego, i pokuty. Na miejscu Wieczernika wzniosła cesarzowa Helena wspaniały kościół. Zbudowała w Ziemi św. 500 kościołów, z których kościół Wieczernika był najwspanialszy. Przy Wieczerniku Pańskim O.O. Franciszkanie mieli swój główny klasztor, i kościół, w którym, jak mówi ksiądz Drohojewski, mieszkali lat 300. Po wygnaniu stamtąd przenieśli się do kościoła św. Salwatora.
To święte miejsce już dla chrześcijan utracone zostało, dziś jest w ręku Turków, do miejsc najświętszych w ich wyznaniu jest policzoném, i dla nas najzupełniej nieprzystępném.
Rzeczono jest w księgach królewskich o Jerozolimie: Fundamenta ejus in montibus sanctis. Stoi na górach, które są z dziejów i wspomnień świętych pamiętne.
Druga góra w Jeruzalem Akra jest zwana córką Syonu. Między Syonem i Akrą była przepaść, którą do trzech części kazał zasypać Salomon i na niéj most postawił. Na końcu tego mostu była brama zwana żelazną, przez którą anioł wyprowadził Piotra z więzienia. Na górze Akra były synagogi Faryzeuszów, Saduceuszów, Herodyanów. Na téj górze był dom zwany Sanchedrin najwyższéj rady. Na téj górze był dom Piłata zwany Gabbatha, w którym się odbywał trybunał. Na Syonie było mieszkanie królewskie. Na górze Akra rada kapłańska, trybunał sądowy, i wspaniały starożytny pałac, w którym mieszkał naczelnik duchowny mahometański, także i naczelnik świecki Kady tu rezydował.
Trzecia góra była Morya, na któréj stał kościół Salomonowy. Czwarta góra składająca ostatnią część miasta zwana Betutha. Na niéj był pałac Heroda. Ta góra była na krańcu miasta, a za miastem, góra Kalwarya, którą wsławiła Jeruzalem. Na miejscu dawnego kościoła Salomonowego, z którego ani jeden kamień nie został, zbudowany w późniejszych czasach meczet jest najpiękniejszym gmachem w Jeruzalem. Jego kopuła przypomina kościół św. Piotra w Rzymie. Na gruzach Salomonowego kościoła kilka już było świątyń zbudowanych i obalonych. Patrząc na gmach ten już najpóźniejszy gorące się wyrywa pragnienie ujrzenia w Jerozomie na tym meczecie Krzyża Pańskiego, i ofiary w nim Ciała i Krwi Jego. Mahometanie mają cześć wielką dla patryarchów, w ich liczbie mieszczą Dawida i Salomona, przeto posiedli Syon i górę Morya, i zbudowali świątynię w Jeruzalem, która drugie zajmuje miejsce po Meku. Marmury starożytne, perły, kamienie, umieścili dla ozdoby świątyni, która nie zrównywając Salomonowéj, podziwia jednak gmachem okazałym, pięknością wewnętrznych ozdób wielkiéj ceny i wartości. Dziedziniec ozdabiają kolumnady. Jerozolimska mahometanów na Syonie świątynia była w takiéj czci, że nigdy stopa chrześciańska na tém miejscu nie stanęła; ktoby się wejść odważył karanym był śmiercią. Ksiądz Drohojewski, reformat, w pielgrzymce swojéj powiada, że za jego czasów nikt z chrześcijan w świątyni téj nie był. Zakonnik Franciszkanin lekarz był do Muftego wezwanym, w czasie ciężkiéj jego choroby, w któréj mu lekarze mahometańscy pomódz nié mogli. Pomimo solennych zaręczeń jednak iść nie śmiał, tak wielki był postrach zbliżenia się nawet do meczetu, przez tę bowiem świątynię trzeba było iść do domu Muftego. Nakoniec poszedł, co było rzeczą nadzwyczajną, nie zdarzającą, się nigdy. Mufty mu rzekł: Czegoś się tak ociągał i wahał, miałeś sposobność widziéć to, co pragnęli królowie, książęta, a osiągnąć tego nié mogli. Dziś się zupełnie rzeczy zmieniły, z łatwością otrzymuje się bilet do zwiedzenia wielkiego na górze Morya meczetu. Konsul francuski całą naszą karawaną do kościoła Salomonowego (tak go zawsze zowią) zaprowadził, ale tak szybko mówił opowiadając wszystkie jego szczegóły, tak się spieszył, a głosy Turków taką robiły dystrakcyę, mimowolnie przejmowały trwogą, nié mogłem skorzystać i dokładnie się przypatrzyć bogactwom marmurów, drogich kamieni. W pielgrzymce w latach 1790, 1791 odbytéj przez księdza Drohojewskiego, czytamy następny opis dawnego salomonowego kościoła.
„Kościół się budował lat 7. Ludzi robotą zajetych było corocznie 153,600. Kościół składał się z 4 części, z których jedna się zwała Sanctum Sanctorum, druga Sanctuarium, trzecia Chórem Żydów, czwarta Chórem Narodów. Przegrody cedrowe czystem złotem były pokryte, za któremi złożone były święte naczynia. W Sanctum Sanctorum była arka, osłoniona skrzydłami Cherubinów. Do Sanctum-Sanctorum wchodzić mógł tylko arcykapłan w pontyfikalném ubraniu raz na rok. Sanctum Sanctorum od Sanctuarium było oddzielone zasłoną purpurową szkarłatową i hijacentową, która się w czasie skonania Pańskiego rozdarła. W Sanctuarium się mieścili kapłani.“
„Był ołtarz wonności szczérem złotem pokryty.“
„Dziesięć było wielkich świeczników złotych. Dziesięć stołów, po pięć z każdéj strony dla ofiarnych chlebów, na nich sto czar złotych. Dwie części kościoła główne, były okryte kosztownym dachem, a trzecia i czwarta były otwarte. Do trzeciéj mogli wejść tylko czyści żydzi. Tam stal ołtarz miedziany długości łokci 20, szérokości łokci 20, wysokości 10. Wielka była miedziana wanna, zwana morzem miedzianém napełniona wodą, mogła mieścić wody 3,000 wiader, wspartą była na 12 litych wołach. Stały przy drzwiach kolumny miedziane, mające 35 kokci wysokości. Król Tyru Hiram do kościoła salomonowego ofiarował wielkie kotły miedziane trójzęby, i czasze z czystéj miedzi. Tyle było miedzi, że jéj nawet wagi nie wiedziano. Czwarta część kościoła zwaną była Atrium Gentium. W niéj Zbawiciel niewiastę rozgrzészył, i handlujących wyganiał. W niéj był sławny zegar Achaza, na którym poznano cofanie się słońca. Z czwartéj części do trzeciéj przechód był przez 30 stopni, na których śpiéwały się psalmy, które dlatego i dotąd zowią się Graduales. Były jeszcze przy kościele na wzór minaretów dwie wiéże, z których zwoływano lud do modlitwy.“
Kościół tak wspaniały, cud świata, zupełnie zburzonym został, kamienia na kamieniu nie zostało. Tem zburzeniem wskazał nam Bóg i Ojciec nasz, że Kościół prawdziwy, godny tylko czci Bożéj, jest ten, który nie jest zbudowanym ręką ludzką, Kościół nowego przymierza, który zastąpił kościół salomonowy, trwa i trwać będzie na wieki. Jest zbudowanym z dusz ludzkich krwią Baranka odkupionych, połączonych z sobą w jednolitą budowę i całość, wiarą i nauką prawdziwą i nieomylną. Kościoła katolickiego Chrystusowego był figurą kościół salomonowy. Zarysował nam jego wielkość, któréj żadna miara oznaczyć nié może, całą kulę ziemską obejmuje, i świat zagrobowy, w którym są święci Pańscy, i usprawiedliwione dusze ludzkie, i te które się w cierpieniach doczesnych oczyszczają. Złoto kościoła Salomona jest figurą mądrości, nauki, cnót, doskonałości życia, które napełniają Kościół św. przez wszystkie wieki!!! W cóżeś się obróciła Jeruzalem, miasto królewskie!! Ozdobo świata całego!!! Jeruzalem założone przez Melchizedecha! Ulubione od Dawida i Salomona!!! Zniszczył je z kościołem Nabuchodonozor, i uwiódł Izrael do Babilonu. Po 70 latach niewoli wrócili Izraelici, i odbudował kościół Nehemijasz który był tyle uboższy i niepodobny do dawnéj świątyni. Izraelici starzy, którzy dawny kościół pamiętali, od łez się wstrzymać nié mogli. I ten zelżył i splugawił Antyoch Epifanes, odnowili go i oczyścili sławni Machabejczycy. W tym stanie był aż do zburzenia przez Tytusa. Ostateczna ruina kościoła i miasta, dokonaną została przez Adryana cesarza, który wszystkich żydów wygnał, nawet miejsca św. znieważył, stawiając tam posągi bożków pogańskich. Dopiéro cesarzowa Helena i Godfryd de Bouillon odrodzili Jerozolimę, uczynili je miastem stołecznem chrześcijańskiéj wiary. Wiekopomne ich dzieła także zniszczone i zburzone zostały, szczególnie przez Saladyna, który zmienił Jeruzalem w miasto mahometańskie. Jerozolima dziś czeka nowego Nehemijasza i Machabejczyków którzyby ją powrócili chrześcijaństwu i kościołowi tryumfującemu na wieki.
Zwyczajem pielgrzymów w kościele grobu Pańskiego noc całą spędziłem na modlitwie spowiadając się z życia całego; spowiedź ta dała mi niewymowną pociechę i słodkość. Zniknęły wszystkie troski, smutki i uciski życia. Otrzymałem niespodzianą łaskę. Nigdy w mojém życiu nie przystępowałem codziennie do Przenajświętszego Sakramentu, nigdy myśléć o tém się nie ośmieliłem. W kościele grobu Pańskiego w Wielką Sobotę wieczorem ksiądz przy rozgrzészeniu powiedział mi: Po dzisiejszéj spowiedzi będziesz przez trzy dni uroczystości wielkanocnej codziennie bez spowiedzi do Komunii przystępował. Z tego powodu uroczystość Wielkanocna w Jeruzalem była dla mnie wielkim, solennym festem, radością najwyższą, szczęściem zupełném. Od dzieciństwa mego na tę uroczystość wstępowało ni do duszy iż tak rzekę uczucie solenne. Tu w Jeruzalem w najwyższéj potędze weszło mi do serca, napełniło zachwyceniem. Dnia 1 i 2 przyjmowałem w kościele grobu Pańskiego N. Sakrament. Karawana francuska wyruszyła z Jeruzalem dnia drugiego po mszy. Straciłem nadzieję korzystania z udzielonėj mi łaski przyjmowania przez trzy dni N. Sakramentu, bo w drodze do Nazaret, którą przez cztéry dni odbywać trzeba, nie było żadnego kościoła i klasztoru. Na piérwszym noclegu kiedy rozłożyliśmy ognisko, pielgrzymi przy ognisku zasiedli, ujrzałem człowieka. Był to ksiądz Francuz z okolicy o kilka tylko wiorst przy kaplicy mieszkający. Ujrzawszy ogień, domyślał się, że wędruje karawana, przyszedł dla przywitania ziomków. Wyjeżdżaliśmy z noclegu zwyczajnie o szóstéj zrana, miałem czas o czwartéj z rana wysłuchać Mszy św. i przyjąć N. Sakrament; łaski mi udzielonej przyjmowania przez trzy dni wielkanocne N. Sakramentu dostąpiłem. Po Mszy i Komunii uczułem młodzieńczą lekkość, jakbym na nowo był zrodzony. Uciski, boleści moralne, fizyczna niemoc i różnodne choroby mię opuściły, byłem zupełnie uzdrowiony. Z Jeruzalem jeździliśmy na cały niemal tydzień, dokąd się wszyscy udają pielgrzymi, do puszczy św. Jana, do Betleem, do Jordanu, do morza Martwego, do Jericho, do góry cztérdziestodniowego postu, do św. Sabby; po kilku dniach do Jeruzalem powróciliśmy. Potém wyjechaliśmy z Jeruzalem do Nazaretu.
W miejscu narodzenia św. Jana znajduje się klasztor i kościół księży franciszkanów, gdzie słuchaliśmy Mszy św., i drugi klasztor sióstr św. Józefa, dwa téż domy Zacharyasza, ten, w którym jest klasztor, był miejscem narodzenia św. Jana, w którym Zacharyasz napisał imię, jakie ma być dane nowonarodzonemu synowi Jan, mowę odzyskał i zawołał Benedictus Dominus Deus Izrael, quia visitavit et fecit redemptionem plebis suae. W drugim domu Zacharyasza N. M. Panna pozdrowiła, powitała Elżbiétę, i dziękowała Panu za łaskę doznaną mówiąc: Magnificat anima mea Dominum, hymn śpiéwany przez cały Kościół św. Księża nasi należący do pielgrzymki wszedłszy do miejsca tego zaśpiéwali serdecznie i rzewnie ten hymn w nieszporach śpiéwany. Między dwoma domami Zacharyasza jest źródło N. M. Panny Fonte della Madona, w którém N. Marya Panna mieszkając trzy miesiące i czyniąc usługi Elżbiécie czérpała wodę. Z tego źródła wytryska strumień wchodzący do morza Śródziemnego. Miejsce, w którém schronili niemowlęciem św. Jana od morderstwa Herodowego, jestto grota naturalna nad jaskinią z oknem, w którém przebywał św. Jan wiodąc pustelnicze życie. Przy saméj jaskini jest źródło wody, z którego pił św. Jan Chrzciciel. Wszyscy pielgrzymi z tego źródła piją dotąd, jest bardzo zdrowe i orzeźwiające. Ksiądz Drohojewski w swojéj pielgrzymce mówi o puszczy św. Jana: „Przy jaskini źródło wody z marmuru wytryskujące, napełnia trzy w marmurze dołki niby płytko okrągłe sadzaweczki, z których wypływająca woda rozléwa się po skałach i wpada w dolinę puszczy. Jest tam wiele drzewa zwanego Karubbe, wydaje owoce nazwane chlebem św. Jana. Miejscowe latające robaczki suszone są zdrowe i służą na pokarm. Baroniusz twierdzi że z ziela zwanego Langustae zrywane wierzchołki są pokarmem ubogich. Przy jaskini jest grób św. Elżbiéty, Sepulchrum S-ta Elisabeth.“
Z Jeruzalem do Betleem jest dwie godziny drogi; wielu odbywa tę pielgrzymkę pieszo. Między Jeruzalem i Betleem jest grób Racheli, o którym najdawniejsi pielgrzymi pisali że był bardzo starożytny. Podziwiającym jest z piękności i starożytnych form. Miały tam być zapisane imiona dwunastu synów Izraela, a przytém na kamieniu wyryte przymioty Racheli. Grobowiec ten jest bez rzeźby, wsparty na czterech słupach kwadratowych. Okolica przy Betleem jest piękniejsza i żyzniejsza od Jerozlimskiéj. Drzewa oliwne są większe, zdrowsze, bujniejsze, wiele jest drzew figowych. Po przybyciu pielgrzymi do Betleem, zatrzymują się przy klasztorze, i złożywszy cześć O. Gwardyanowi idą z nim do kościoła, do świętych miejsc, do groty. W Palestynie są dotąd groty, do których zapędzają na nocleg bydło. Nié ma tam stawianych budowli z drzewa, w kamiennych grotach chroni się bydło. Te groty są mieszkaniem ubogich. W takiéj grocie narodził się Zbawiciel. Nad nią jest wzniesiony kościół. Cesarzowa Helena wzniosła w Betleem jeden z najwspanialszych kościołów całéj Palestyny. Dziś on już nié istnieje, ale ten, co dziś jest na miejscu jego, jest najlepszym w Ziemi świętéj. Są razem złączone cerkiew grecka i kościół łaciński. Cerkiew grecka jest większa, ozdobniejsza. Z groty schodami w górę wstępuje się do cerkwi. Grota jest to Sanctuaryum, w którém są marmurem wyłożone dwa miejsca. Jedno, w którém się narodził Zbawiciel, drugie zaraz naprzeciw, w którém po urodzeniu został złożony. Piérwsze należy do Greków, drugie do księży łacińskich, gdzie jest ołtarz, przy którym odprawiają się codziennie msze święte łacińskie od godziny czwartéj z rana. Na miejscu urodzenia Chrystusa Pana jest koło słoneczne jakby gwiazda. W środku jéj na jaspisie jest obraz N. M. Panny. W téj grocie we dnie i w nocy nieustające jest nabożeństwo łacińskie, a potém greckie. Po skończonych mszach łacińskich wszyscy katolicy natychmiast z groty ustępują. Nienawiść Greków zdaje się jeszcze tu większa; nieraz bywają straszne i zapalczywe wybuchy. W Polsce mamy wiele greckich syzmatyckich cerkwi, nie obraża to księży greko-rosyjskich jeśliby katolicy byli na nabożeństwie ich obecni, zdaje się nawet że są radzi, dają krzyż do pocałowania, ofiarują proskurki. W Palestynie po skończonem łacińskiém nabożeństwie, jeśliby kto z katolików nie wyszedł i został, natychmiast go Grecy wypędzają, dyakon lub ktokolwiek z usługi duchownéj. W Jerozolimie, na Kalwaryi, gdy się odprawiało greckie nabożeństwo, z zapaloną świécą zostałem zdala przy naszym katolickim ołtarzu, ale mi zaraz świécę zdmuchnięto. Pomimo tak wielkich różnic narodowych, jakie są między Polską i Rosyą, pomimo tak wielkiego prześladowania, jakiego Polska jest ofiarą, nié możemy miéć wyobrazenia nienawiści Greków do katolików, jaka jest w Ziemi świętéj. Jestto rozdział przepaścisty tak głęboki, wielkiego cudu potrzeba aby napełnić tę przepaść, i drogę do zejścia się uformować; ci, którzy z Europy przybywają, przejmują się do Greków odrazą, wstrętem, tak dalece, że katolik gdy wstąpi do domu człowieka wyznania greckiego gdyby nawet i duchownego którego, do ust swych nic nie przyjmuje. Utrzymuje się podanie, że Grecy katolików w pokarmach zatruwają. W dawnych wiekach musiało się coś podobnego zdarzyć kiedy trwa dotąd nieprzełamane to przekonanie. Istotnie Grecy są wstrętni, co dobrze Francuzi orzec umieli zowiąc ich la Grécaille. Grecy, tylowiekowi niewolnicy, mają niewolniczy charakter, przytém pychę i są zdradliwi. W państwie swém niezależném w królestwie Greckiém bez żadnych politycznych powodów prześladują katolików. Rząd turecki jest szlachetniejszym, łagodniejszym i lepszym od Greków. Co dziś w Rosyi widzimy zdaje się być wziętém z Grecyi, ze Wschodu uparcie odszczepionego, zawziętego, Grecy jednak codziennie od téj nienawiści i szyzmy się odrywają, coraz się więcéj jednoczą. Stale nieustanie przybywają Grecy, katolicy, unici, którzy przy zachowaniu rytu, wszystkie prawdy na których się opiéra Kościół św. katolicki przyjęli. W Betleem rozdział i nienawiść są wyraźniejsze.
Niżéj Sanctuarium, to jest miejsca narodzenia Zbawiciela, jest Kościół tylko łaciński, w którym się odprawiają Msze św. księży Franciszkanów, przed ołtarzami św. Józefa, śś. Młodzianków, św. Hieronima. Tu są groby męczenników, dziatek malutkich, zamordowanych przez Heroda. Przy żłobku Zbawiciela mają swój grób najpiérwsi męczennicy, święte niewiniątka. Ten związek z kolébką Pańską świętych niewiniątek jest bardzo rozrzewniającym, porusza do najgłębszéj i najgorętszéj modlitwy. W podziemiu o godzinie czwartéj z rana odprawiają się Msze święte; w miejscu krwią męczeńską niewiniątek uświęconém, przejmuje się dusza miłością P. Boga, i tonie w modlitwie, we łzach, i żalu nad ludzkiém okrucieństwem, które się objawiło przy śmierci naszego Zbawiciela, i przy Jego kolébce, i przez wszystkie wieki się nie wyczerpało. Święty Józef, patron dzieciństwa Chrystusa Pana, przy Jego kolébce ma szczególną cześć i uwielbienie. W Betleem z kolébką Chrystusową jest nieoddzielne, nierozłączone wspomnienie św. Hieronima, który pustelniczą modlitwę wzniósł do rozmyślania, do kontemplacyi. Rozmyślanie ocechował mądrością doktora i ojca Kościoła. W podziemiu tém z ubóstwa i pokory św. męża wytrysnęła mądrość podziwiająca wieki i narody. Wysysał słodkość Bożej nauki w samém źródle przy kolébce Zbawiciela i w Piśmie świętém, którego był nieśmiertelnym tłumaczem. Jako kardynał książe Kościoła do Rzymu się przeniósł. Stolica Apostolska składając w Rzymie drogie relikwie ze Wschodu, żłobek Zbawiciela Betleemski, i ciało św. Hieronima przeniosła. W stolicy apostolskiej ten wielki święty cześć odbiéra który był i jest po wieki filarem Kościoła rzymsko-katolickiego. Po powrocie z Ziemi świętéj czytałem pielgrzymkę księdza Drohojewskiego; mówi on, że nad grobem świętych niewiniątek był Rafaela obraz r. 1510 uczyniony; nie wiem czy się znajduje, nikt nam go nie wskazywał, równie nie widzieliśmy marmurowéj figury św. Hieronima przez księdza Drohojewskiego widzianéj. Wspomina i o 52 wysokich kolumnach porfirowych. W kościele Betleemskim oprócz grobu św. Hieronima, z którego ciało do Rzymu jest wyniesioném, są groby św. Euzebiusza biskupa, i dwóch rzymianek: św. Pauliny, i jéj córki św. Eustachii. Do tych miejsc świętych odbywa się codziennie procesya.
Oprócz groty urodzenia zwiedzają pielgrzymi grotę, w któréj pasterze otrzymali od Aniołów objawienie o Narodzeniu Pańskiém. Okazują dotąd miejsce, w którém usłyszeli pienia Anielskie, Gloria in excelsis Deo. Tam cesarzowa Helena zbudowała wielki kościół, którego dziś śladu nié ma. Jest grota Latte della Madones, zwana mlékiem N. M. Panny.
W niėj przed wyjściem do Egiptu N. M. Panna z dziécięciem się chroniła, utraciła pokarm, i cudownie go odzyskała. Odtąd ziemia z groty jest lékarstwem dla kobiét, które utraciły pokarm; zaraz po wypiciu ziemi rozwiedzionéj z wodą, odzyskują, daje się pić krowom, i oślicom. Turczynki mają tę grotę w wielkiéj czci, wiara w cudowność jéj jest niezachwiana u Chrześcijan, i mahometanów. Na górze około Betleem okazują dom Józefa, męża N. M. Panny, są tam dotąd drzewa oliwne, i figowe. Za Betleem są góry, podziwiające swoją wyniosłością, nadają ozdobną postać temu miejscu.
Betleem było jakby przedmieściem Jerozolimy, ustroniem wśród gór, w których założył Salomon ogród swój niegdy najozdobniejszy w świecie, nie murem ale górami opasany, oblany wodą, wypływającą ze sławnego źródła de Fonte Signato. Do ogrodu wewnątrz była woda wprowadzona wodociągami, szła do Jeruzalem do sadzawki owczej zwanéj Betsaida. Napełniwszy sadzawkę na doliny się rozléwała. Sadzawka Betsaida była na placu Kościoła Salomonowego, otoczona pięciu krużgankami, zwana była owczą dlatego, że Lewici w niéj umywali bydło na ofiarę przeznaczone. Anioł poruszał w niéj wodę, a kto wtedy do sadzawki wstąpił, uzdrowionym został. Przy téj sadzawce P. Jezus przez 38 lat bezwładnego, cudownie uzdrowił. Wszystkie wodociągi między źródłem za Betleem będącém a Jeruzalem, zostały zniszczone. Przeto wody w sadzawce oddawna już nié ma, i wszelkie jéj poruszenia uzdrawiające ustały, krużganki się obaliły. Ogród Salomonowy zawiérał najrozliczniejsze kwiaty, rośliny wonne, których zapach orzeźwiał ludzi, lub téż od nich omdléwali, i najrozmaitsze owoce. Możemy sobie wyobrazić co to był za ogród króla mędrca, który od mchu az do cedru znał wszystkie rośliny i drzewa, jakie są na kuli ziemskiéj. Zostały jeszcze długo samotnie i dziko rosnące cytryny, pomarańcze, oliwne drzewa, które nakoniec zginęły. Oprócz gór nic już z tego ogrodu nie widzieliśmy. Zostały niespożyte wiekami trzy sadzawki z białych płytów kamiennych, łaźnie zimne Salomonowe ze sławnémi,- dotąd zachowanémi schodami, które do siedzenia i wchodzenia dla kąpiących się służyły. W tych sadzawkach zebrana była woda ze źródła de Fonte signato. Z jednego źródła woda napelniała trzy sadzawki, i sadzawkę owczą przed Kościołem.
Przy Betleem trzy sadzawki dotąd zachowane dają wyobrażenie dzieł Salomonowych, jego kamiennych budowli, którym podobnych w świecie nie widzimy. Piérwsza ma długości łokci 200, szérokości 90. Druga 220, szérokości 90. Trzecia długości łokci 160, szérokości 90, głębokości łokci 10. Przy samém Betleem jest rezydencya księdza Patryarchy Jerozolimskiego łacińskiego (latini ritus). Przy kościele N. M. Panny jest seminaryum świeckich księży w Palestynie. Noszą jak w zakładzie rzymskim de Propaganda fide pasy czerwone. Na uroczystości wielkie tylko do Jerozolimy zjeżdżają. Byliśmy na feście Zwiastowania w kościele N. M. Panny, gdzie był Patryarcha ś. p. Valerga obecnym. Kazanie było arabskie. Liczne seminaryum dowodzi, że religija katolicka coraz wzrasta, jest w pełném życiu i postępie. Zaproszeni na obiad do księdza patryarchy doznaliśmy hojności i obfitości stołu nieznanego w Europie. Oprócz bardzo wielu potraw, dawano owoce, przysmaki, słodycze; przyjemniejsza, niezrównana była uprzejmość księdza Valergi. Z Betleem udaliśmy się do klasztoru greckiego św. Saby à Saint Sabas. Zwykle katolicy do cerkwi i klasztorów greckich nie wstępują, ale tego klasztoru nigdy nie omijają. Z położenia swego jest bardzo zajmujący, uroczy, przytém jakby twierdza umocniony, ma pamiątki szanowane przez katolików. Piérwszy bowiem założyciel klasztoru chociaż obrządku wschodniego, ale w jedności był z rzymskim Kościołem. W tym klasztorze spotkałem jednego mnicha ruskiego rodem z okolic naszych. Chociaż trudno zwyciężyć wstręt przyrodzony, jaki do Rosyan mamy Polacy, jednak spotkawszy mnicha Rosyanina, uczułem przyjemność. Na Wschodzie i Moskal wydaje się bliższy. Doznałem uprzejmości tego mnicha, w ten moment od przełożonego przyniósł klucze do osobnéj i wygodnéj celi. Francuzi wydziwić się nié mogli, jak się mogłem tak prędko i tak wygodnie w nieznanym klasztorze umieścić. Ciągle w Palestynie spotykać można rosyjskich pielgrzymów, powiększéj części z wielkorosyjskich gubernii, wszystkie drogi, wszystkie miejsca święte, są zalane rosyjskim ludem. Żaden naród tyle do świętych miejsc w Palestynie nie pielgrzymuje, Arabi tylko. Dwie pielgrzymki w masie ludu odbywane są: jedna do Mekki, druga rosyjska do Jerozolimy. Z Rosyi pielgrzymuje tylko prosty ubogi lud. Na górze Tabor, na górze cztérdziestodniowego postu z rosyjskimi pielgrzymami przychodzący (Ващенниҝь), ubiéra się w ryzę i odprawia nabożeństwo tak zwane (Молебень). W kościele Grobu Pańskiego, przy samym grobie na Kalwaryi, w Betleem, przy miejscu żłobka w Nazaret, nigdzie popów rosyjskich odprawiających solenne nabożeństwa nie spotkałem. W kościele Grobu Pańskiego nié mają swéj kaplicy, cerkiewki. W Jeruzalem za miastem jest oddzielny rosyjski monastér. Od wjazdu z Jaffy, miejsce górujące nad całém miastem zostało przez rząd rosyjski kupione, czy też nadane od rządu tureckiego, na którém zbudowany jest wielki dom, murowany dla pielgrzymów, murowana cerkiew. Panuje nad miastem, jest ufortyfikowany, mógłby służyć na koszary dla wojska i na twierdzę dla obrony i zdobycia miasta. Księża greccy z wielkiém lekceważeniem patrzą na Słowian wszystkich, pomimo jedności wyznania, a następnie i na Rosyan. Pogardliwie się Grecy ze Słowianami obchodzą, dlatego do miejsc świętych, pomimo jednego wyznania, Rosyan nie dopuszczają. Daleko łatwiejszy, przyjemniejszy jest stosunek między chrześcijanami wyznania rzymsko-katolickiego i Rosyanami, jak między Rosyanami i Grekami. Gdzie nié ma interesu politycznego, np. jak w Polsce, któréj zdobycie, posiadanie, Rosyanie uważają za najgłówniéjszą i kardynalną potrzebę ich istnienia, tam chętnie Rosyanie szyzmatycy się skłaniają do Kościoła katolickiego. Mówiąc jasno, jeśli gdzie spotkają Kościół katolicki od narodu polskiego oddzielony, tam nie okazują swéj nienawiści, jak np. dla księży katolickich Francuzów w Moskwie; Grecy zawsze i wszędzie.
Ze źródła Elizeuszowego do Jerozolimy jest drogi konnéj godzin 5 minut 35, przejeżdża się przez to miejsce, w którém kruk żywił Eliasza, Oualdi-el Kett około Fontanny apostołów, i przez Betanią.
Przyłączmy tu wspomnienia tych miejsc w Piśmie św.
Wedle Łukasza.
Ks. I. 5. Za dni Heroda króla Judy był pewien kapłan imieniem Zacharyasz, żona jego z córek Aarona imieniem Elżbiéta.
6. Postępowali w sprawiedliwości przed obliczem Pana, pełniąc wszystkie Jego przykazania.
7. I nie mieli syna, albowiem Ełżbiéta była niepłodna, i oboje byli już podeszli w latach swoich.
8. Wedle zwyczajów kapłańskich, gdy wypadł los na niego, aby kadził przed ołtarzem, wszedł do kościoła.
9. Cały lud był za drzwiami, modląc się w czasie kadzenia.
10. Zjawił się przed nim anioł boży, stojąc po prawej stronie ołtarza kadzenia, i Zacharyasz strwożył się bardzo.
11. Rzekł mu anioł: nie lękaj się Zacharyaszu, wysłuchana jest prośba Twoja: żona twoja zrodzi syna i nazwiesz go Janem.
12. Będzie wielką dla Ciebie radością i weselem, i wielu z narodzenia jego cieszyć się będą.
13. Będzie wielki przed obliczem Pańskim, wina pić nie będzie, Duchem św. napełniony jeszcze we wnętrznościach matki swojéj.
14. I nawróci wielu synów Izraela do Pana Boga Ich.
17. Et ipse praecedet ante Illum, in spiritu et virtute Eliae ut convertat corda Patrum in Filios, et incredulos ad prudentiam justorum parare Domino plebem perfectam.
40. Marya weszła do domu Zacharyasza i pozdrowiła Elzbiétę.
41. Stało się, gdy Elżbiéta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się niemowlę we wnętrznościach jéj, i napełniona była Elżbieta duchem św.
42. Zawołała głosem wielkim: Błogosławionaś między niewiastami, i błogosławion owoc żywota Twego.
43. Skądże mi ta łaska, że przychodzi do mnie matka Pana mojego.
44. Zaledwie doszedł głos, rozradowało się dziécię we wnętrznościach moich.
45. Błogosławiona, żeś uwierzyła, że się wypełni to, co jest od Pana wyrzeczoném.
46. Odrzekła Marya: Wielbi dusza moja Pana, i rozradował się duch w Bogu Zbawicielu moim.
Od groty na puszczy św. Jana o godzinę drogi jest źródło św. Filipa apostoła, o którym czytamy w apostolskich dziejach w rozdz. 8. Pewien mąż z Etyopii wiele znaczący u króla etyopskiego, przełożony nad wszystkiémi skarbami jego, był w Jerozolimie dla modlitwy; kiedy powracał, św. Filip z natchnienia Bożego zwrócił się, dognał go czytającego proroctwo Izajasza, którego zrozumiéć nie mógł. Św. Filip apostoł zaczął mu wykładać z Izajaszowego proroctwa przyjście Chrystusa Pana, ten mąż słuchając, uwierzył. A to było przy źródle, które jest na drodze do Betleem, był zaraz ochrzczony. Po chrzcie św. Filip znikł z oczu jego, już go nie widział ów mąż nawrócony, który w radości wielkiej wrócił swą drogą.
Czytamy naprzód w Genesis XLVIII: „Kiedy przybyłem z Mezopotamii, umarła mi Rachel w drodze, w porze wiosennéj, i wszedłem do Efraty, pogrzebałem ją na drodze do Efraty wiodącéj, która się zowie drugiém imieniem Betleem.“ Jozue rozdz. XIX. 15. przy rozdziele Ziemi św. Palestyny, wyliczając dwanaście miast większych, które zostały dziedzictwem Zabulon, umieszcza Betleem. W księdze sędziów czytamy w rozdz. 12. 8. 10: „Kiedy Izrael królów nié miał, rządzili sędziowie. Po śmierci Jeftego sądził w Izraelu lat siedm Abisan z Betleemu, który miał trzydziestu synów i tyleż córek, umarł i pogrzebany jest w Betleem.“ W księdze Ruth czytamy w rozdz. I i IV: „W czasie głodu rodem z Betleemu w Judei z żoną swoją i dwoma synami zawędrował do państwa Moabitów, nazwiskiem Elimelech, żona jego miała imię Noemi; w obcéj ziemi umarł, zostawiwszy żonę i dwóch synów, którzy zaślubili Moabitki: jedna się zwała Orpha, druga Ruth, potem i synowie pomarli, została świekra z dwoma synowémi, i zapragnęła wrócić do ojczyzny swojéj, poszły z nią dwie synowe, z których jedna wróciła się zaraz, a druga poszła do Betleem i była lepszą od rodzonych dzieci i własnych córek.“
Ks. Ruth rozdz. I. 16: „Gdziekolwiek pójdziesz, i ja tam pójdę; gdzie ty umrzesz, ja tam chcę umrzéć; lud twój jest ludem moim, a Bóg twój, Bogiem moim.“
17. „Która cię ziemia przyjmie umarłą, tam chcę umrzéć, tam miejsce dla mego wybiéram pogrzebu. Widząc Noemi, jak stałym umysłem synowa pragnie jéj towarzyszyć, nie namawiała jéj więcej do powrotu.“
19. „Przybyły więc do Betleem obydwie. Rozeszła się wieść o powrocie Noemi po tylu latach, zaczeły wołać niewiasty: Taż to jest Noemi? Która im rzekła: nie zowcie mię Noemi, to jest piękną, jakąm była, lecz Mara, to jest umarła, albowiem goryczą mię napełnił Pan Wszechmogący. Dla czegóż zowiecie mię Noemi, którą Bóg upokorzył i zasmucił?“
Przybyła po długiéj pielgrzymce Noemi, utraciwszy męża, synów i dzieci ich, ze synową Moabitką Ruth, do Betleem rodzinnego miasta.
Potem zaślubił Ruth Booz, i zrodził Obeda, który jest synem Ruth, zwano go wnukiem Noemi, bo miłował ją i więcéj jak synowie rodzeni. Obed ten był ojcem Izai, z którego się zrodził Dawid król, wiodący ród swój z Betleem, które jest miastem Dawidowém.
W księgach królewskich w ks. I czytamy, że Pan rzekł do Samuela: wybierz jednego z synów Izai i namaścisz go na króla, albowiem odrzuciłem Saula i postanowiłem, aby nie panował nad Izraelem. Izai stawił przed Samuelem wszystkich synów i żadnego z nich nie wybrał, dopiéro ostatniego najmłodszego, który pasł owce. Betleem było ojczyzną Dawida, którego Betleemitą zwano. Wiemy, jak to opowiadają księgi królewskie w 17 rozdziale, że Dawid kamykiem z procy zabił najsilniejszego z Filistynów, od którego oblicza uciekali mężowie izraelscy; zbliżywszy się potém, wyjął miecz z pochwy Goliatowéj i odciął mu głowę. Zobaczywszy Filistinowie, że najsilniejszy mąż ich zginął, zaczęli uciekać, a wtedy mężowie izraelscy, wołając głosem wielkim, gonili ich i zadali im zupełną klęskę. Dawid z głową Goliata wszedł do Jeruzalem, i broń jego całą zabrał do namiotu swego. Co widząc król Saul, rzekł do Abnera: kto jest ten młodzieniec, z jakiego pochodzi pokolenia? Rzekł mu Abner: królu, nie wiem. Vivit anima tua rex sic novi. Rzekł król: zapytaj czyim jest synem. Gdy powrócił Dawid po zupełnéj porażce Filistynów, przywiódł go Abner przed Saula, niosącego głowę Goliata. Rzekł do niego Saul: z jakiego jesteś rodu, młodzieńce? Dixitque David, filius servi tui Isai Bethleemita ego sum.
Liber primus regum c. XVII. 58.
W księdze drugiéj królewskiej czytamy w rozdz. XXIII. 15. „W czasie wojny z Filistynami zapragnął Dawid i rzekł: ktoby mi przyniósł wody z téj cysterny, która jest w Betleem przy bramie, i mężowie orężni przebiwszy się przez szeregi nieprzyjaciół, przynieśli mu wody, ale jéj Dawid pić nie chciał, jako ofiarę krwi Bogu ofiarował. Propitius sic mihi Deus ne faciam hoc, sanguinem hominum istorum, qui profecti sunt et animarum periculum bibam.“
Król Roboam wymurował, poprawił, podniósł miasto Betleem. Ezdrasz, w ks. I. rozdz. 11. 21 mówiąc o tych, którzy przybyli z niewoli babilońskiéj, wylicza ludzi z różnych miast, Betleemitów przybyło 120. Psalmista chwałę Bożą w namiocie Pańskim przy arce w Efracie głosił, to jest w Betleem. Ps. CXXXI. 6. Czytamy w Micheaszu cudowne słowa prorocze, które się wykonały. CV. 2. Et tu Bethleem Ephrata, parvulus es in millibus Juda ex te mihi egreditus, qui est dominator in Israel et egressus ejus ab initio a diebus aeternitatis.“ I ty Betleem Efrata, maluczka w Judei, a z ciebie wyjdzie, który panować będzie w Izraelu, a wyjście jego jest od początku, od dni wiekuistych. Nakoniec o Betleem w Ewangieli czytamy, naprzód u Mateusza w rozdz. 11.
„Gdy się narodził Jezus w Betleem Juda, za dni Heroda króla, magowie od Wschodu przyszli do Jerozolimy, mówiąc: Gdzie jest, który się urodził król Izraelski, widzieliśmy gwiazdę jego od Wschodu, i przyszliśmy pokłonić się jemu. Usłyszawszy Herod król, przeraził się i cała Jerozolima z nim, zwołał starszych duchownych kapłanów, nauczycieli, i żądał od nich, aby objaśnili mu, gdzie się miał Chrystus narodzić. Powiedzieli mu: w Betleem judzkiém, tak napisano jest w prorokach. Rzekł tedy Herod do magów przybyłych: Idźcie do Betleem, wypytujcie się pilnie o dziécięciu, i wrócicie tu, i mnie doniesiecie, abym i ja go uczcił.
Wyszli magowie z Jeruzalem, i ujrzeli zaraz gwiazdę, która wiodła ich aż do miejsca urodzenia. Rozradowani wielce weszli do groty, w której znaleźli N. M. Pannę z niemowlęciem na ręku, i pokłonili się Jemu, i złożyli Mu dary: złoto, mirrę i kadzidło. Otrzymawszy objawienie we śnie, aby unikali Həroda, powrócili inną drogą do królestwa swego, a Herod zagniéwany, że od magów był zwiedzionym, rozkazał zamordować wszystkie w Betleem niemowlęta.“
W Betleem przeto narodził się Chrystus Pan Zbawiciel nasz, w Betleem uświęconém niewiniąt męczeństwem.
W Ewangielii Łukasza roz. 11 czytamy:
Kiedy wyszedł edykt cesarza Augusta, aby spisany był świat cały, wszyscy szli do miast swoich, aby się tam popisali.
„Józef z Galilei, z miasta Nazaret, przyszedł do Judei do miasta Dawidowego do Betleem, ponieważ był z domu i rodu Dawidowego, wraz z małżonką swoją Maryą! Stało się: gdy przyszli tam, spełniły się dnie, zrodziła syna, i złożyła go we żłobie w grocie, bo nie było w gospodzie miejsca.“
„Pastuszkowie w tej stronie czuwali, i strzegli trzód swoich. Oto Anioł Boży stanął przed nimi, i wielka okryła ich światłość, i przelękli się bojaźnią wielką. Rzekł im Anioł: Nie bójcie się, oto opowiadam wam radość wielką, która będzie wszemu ludowi. Oto urodził się dziś Zbawiciel Chrystus Pan, w mieście Dawidowém. Znak macie ten, dziécię owinięte leży w żłobie. A chóry Aniołów chwaliły Pana śpiéwając. Chwała Bogu na wysokościach! a na ziemi pokój ludziom dobréj woli. Gdy się to stało, i Aniołowie w niebiosach zniknęli, pastuszkowie do siebie rzekli: Idźmy do Bethleem, ujrzyjmy słowo które się stało, które nam Bóg objawił. Przyszli rozradowani i ujrzeli Maryę z Józefem, i dziécię w żłobie leżące.“
Tak Betleem maluczkie stało się najsławniejszém miastem w Izraelu, i na całej kuli ziemskiéj.
Mikołaj Krzysztof Radziwiłł w pielgrzymce swojéj do Ziemi św. r. 1583 odbytéj, o Betleem mówi, że kościół nad żłobkiem postawiony był najpiękniejszy w Palestynie, ale zupełnie otwarty. Turcy z końmi nie oglądając się na nabożeństwo tam wchodzili, i dla ochłodzenia się przesiadywali, stąd zawsze był zaśmiécony, tego dziś zupełnie już nié ma. Za czasów Radziwiłła, żłobek należał do katolików, Grecy tylko zawieszali tam swoję lampę, i wchodzili dla nabożeństwa w dzień Bożego Narodzenia. Dziś na miejscu żłobka zabranego do Rzymu umieszczonego w bazylice Maryi Majori, w grocie in Sanctuario, najświętsze miejsce urodzenia Chrystusa Pana należy do Greków, drugie, gdzie po urodzeniu był złożonym, należy do katolików. Nad miejscem urodzenia Zbawiciela na górze jest dziś grecka cerkiew. Wpływy szyzmatyków daleko się powiększyły, tylko zniewagi, jakich chrześcijanie doznawali od Turków ustały. Klasztor OO. Franciszkanów tak jak dawniéj jest za grobem Młodzianków, równie i cela św. Hieronima. Do niéj sa przywiązane odpusty tak, jak na górze Synai. Kto był w téj kaplicy dozna tych łask, jakichby doświadczył, gdyby na górę Synai pielgrzymował.
W ogrodzie Salomonowym in Horto concluso, powiada Radziwiłł, było wiele drzew balsamowych.
W miejscu, gdzie Anioł objawił pastérzom Narodzenie Zbawiciela, na którém pasł przedtém Jakób trzody swoje, stała wieża Eder, któréj ślady widział książe Radziwiłł, a my już znaku żadnego tėj wieży nie znaleźliśmy. Wieś, w któréj mieszkali pasterze, pasący trzody, dziś się zowie Beth-Saaour. Obok niéj była studnia, w której N. M. Panna czérpała wodę. W wielkiém uszanowaniu u chrześcijan i mahometanów, widział ją Radziwiłł i pił z niéj wodę, i była nakryta tablicą kamieana. Nam téj studni nie okazywano.
Koło téjże pastérzów wioski, był niegdyś klasztor św. Pauli, mieszkającéj w Betleem za czasów św. Hieronima, Rzymianki; rozwaliny książe Radziwiłł widział, dziś najzupełniej zniknęły. Nié ma śladu kaplicy murowanéj przez św. Helenę w miejscu, w którém objawił Anioł we śnie Józefowi św., aby uchodził z dziécięciem nowonarodzoném do Egiptu. Jeszcze istniała r. 1583 w czasie pielgrzymki księcia Radziwiłła. Ta kaplica postawioną była przy domu, w którym N. M. Panna z Józefem przed wyjściem do Egiptu mieszkała, z którego za czasów Radziwiłła, stały przy kaplicy ściany stare. Radziwiłł w Betleem na dach kościoła, z którego widział górę Engaddy, często w Piśmie świętém wspominaną, którą Loth mijał uchodząc z Sodomy, a po prawéj stronie ogród Salomonowy, jego najwyższe upodobanie, w którym były drzewa balsamowe. Nie nazywa go Hortus conclusus, jak o nim piszą księgi królewskie. Z dachu Betleemskiego kościoła widać o pięć mil odległą dolinę Hebron, gdzie są groby patryarchów, i gdzie Abraham widział trzech Aniołów, i obrzezano tam Izaaka.
Między Jeruzalem i Betleem są miejsca do zwiedzania następujące.
Naprzód około Jeruzalem gościnny dom żydowski fundowany przez Mojżesza Montefiore.
Sadzawka Betsabei żony Uryaszowej matki Salomonowéj, ujrzał ją Dawid w łaźni własnego jéj domu. Tę sadzawkę opisuje dokładnie książe Radziwiłł, miała długości łokci sto, głęboką była łokci ośm, kamieniem kwadratowym obłożona, do niej się wchodziło schodami, napełniała się na ośm kokci w górę wodą, już za czasów Radziwiłła wody w niej nie było, ale przeciekał mały strumyczek. Téj sadzawki nam nie okazywano.
Zaraz następuje miejsce, które się zowie Mont du mauvais Conseil. Książe Radziwiłł mówi, że to są rozwaliny pałacu przeklętéj rady, w którym uradzono, aby na śmierć wydać Zbawiciela. Ksiądz Drohojewski r. 1791 już śladów nawet nie widział.
Dolina Raphaim vel Gigantum (des Géants) w księgach królewskich jest wspominaną, gdy Dawid zawarł się w zamku, w twierdzy, in praesidio. Filistynowie byli rozłożeni w dolinie Raphaim, tam ich Dawid pokonał.
Lib. Reg. V. 18. Philistini autem venientes, diffusi sunt in valle Raphaim.
Modląc się Dawid rzekł: Czy mam zejść do Filistynów, czy dasz mi ich w ręce moje? Rzekł Pan do Dawida: Zejdź, albowiem oddam w ręce twoje Lib. Re. XXIII. 13. Namioty Filistynów były rozłożone w dolinie olbrzymów, castra Philistinorum erant posita in valle Gigantum. W ks. Paralipomenon Liber primus 1. VI. 15. CXIV to samo czytamy. Gdy Dawid został namaszczonym na króla, dowiedziawszy się o tém Filistynowie powstrzymali się, i rozłożyli się w dolinie Raphaim. Przez tę pamiętną dolinę, która przypomina wielkie Dawida zwycięstwo, przejeżdża się jadąc z Jeruzalem do Betleem.
Za doliną jest źródło cysterna, studnia trzech magów, w któréj wyszedłszy z Jeruzalem napoili dromadery swoje, i zaraz im się nanowo okazała gwiazda, która ich aż do samego żłóbka wiodła. Książe Radziwill o téj cysternie mówi „że pięknym murem obwiedziona, ale wodę ma szpetną, użyć jéj nie można.“ Ksiądz Drohojewski mówi: „Z téj studni, żywej wody ochłody wzięliśmy. Ta cysterna jest dość obszérna, żywą wodę mająca, i kilka skalistych naczyń do pojenia bydła.“ My karawaną francuską pospiesznie idąc nie zatrzymywaliśmy się tutaj. Jadąc do Betleem nie widzieliśmy innych drzew tylko oliwne dość mizerne koło Jeruzalem; zdrowsze i większe koło Betleem, gdzie téż jest wiele pięknych drzew figowych. Książe Radziwiłł widział wiele tam jałowców, i drzewo terebintowe, tak, je nazwał w pielgrzymce swojéj, którego śladu jeszcze r. 1788 w czasie pielgrzymki księdza Drohojewskiego nie było, pod którém spoczywała N. M. Panna idąc z nowo narodzoném Dziécięciem z Betleem do Jeruzalem do kościoła.
Za doliną Raphaim jest wzgórze na połowie drogi, z którego widać dwa miasta Jeruzalem, i Betleen. Przy wzgórzu jest opoka, na któréj uchodząc od Jezabelli Eliasz prorok spoczął, i zasnął. W kamieniu jakby w glinie została wyryta postać jego. Na pamiątkę Eliasza, jego ucieczki od okrutnėj Jezabelli, jest niedaleko drogi klasztorek grecki św. Eliasza, do którego karawana, jako do szyzmatyków należy, i jest na uboczu, nie wstępuje. Liber. Reg. XIX.
„uciekając Eliasz od królowéj Jezabel, gdy przyszedł na pustynię, usiadł pod drzewem jałowcowem, umrzéć zapragnął, i rzekł: Dosyć już Panie, weź duszę moję, albowiem nie jestem lepszy od ojców moich. I zasnął pod cieniem jałowca.
Zbulził go Anioł mówiąc: Idź, pożywaj. Ujrzał Eliasz przy głowie swojej położony chléb, i naczynie wody, pożywał, napił się, i zasnął znowu. Powrócił do niego powtórnie Anioł Boży, mówiąc: Wstań i pożywaj, albowiem wielką masz drogę.“
„Który gdy powstał, zjadł i wypił, pokarmem tym przetrwał dni 40, i nocy 40, a przyszedł do góry Horebu.“
Ten wielki prorok żalił się przed Panem w tych słowach: Zelo zelatus sum pro Domino Deo Nostro. „Synowie zerwali przynierze z Bogiem zawarte, obalili ołtarze Twoje, Panie, i zabili mieczem proroków!! Oto zostałem jeden tylko i szukają mię, aby zabić mogli!!!“ Ścigany, prześladowany kryjąc się w pustyni dla ocalenia życia wiarą uzbrojony i mocą Bożą, namaścił Hazaela na króla Syryi, a Jehu na króla Izraela, a Elizeusza na proroka następcę swego, i wskrzesił na nowo wiarę i cześć Boga w Izraelu. Taką mocą cudowną, obdarza Bóg sługi swoje, nadprzyrodzoną uzbraja ich siłą, potężniejszymi ich czyni od narodów i królów. Przez nie wskrzesza umarłe, i czyni cuda. Spuszcza dészcze na ziemię, i pioruny swoje oddaje im w ręce. Takiego wielkiego proroka niał zakon stary, poprzedził on świętych Panskich nowego zakonu, którzy jakoby bracia lub synowie poszli drogą jego. Wiara i miłość Boga wypalała im serca, gnała na pustynie. Tam w duszach ich ogień wielki gorzał, płomienił się, rozświecał pustynie, i świat daleki. Ciemności, którémi grzéchy okryły kulę ziemską, rozjaśniły się.
Tuż zaraz niedaleko kamienia Eliaszowego jest miejsce, gdzie był dom Habakuka, który niósł chleb dla żeńców w pole, a przez Anioła zaniesionym był do Chaldei do lwiéj jamy dla pożywienia Daniela.
Daniel. C. X. IV. 33. Rzekł Anioł Pański do Habakuka: Weź obiad który masz i zanieś do Babilonu, Danieowi. który jest w jamie lwiéj.
34. I rzekł Habakuk: Panie, Babilonu nie widziałem, jaskini nie znam. Uchwyciwszy go Anioł za włosy uniósł go jednym tchem ducha swego in impetu spiritui sui, i postawił go w Babilonie przy jamie saméj.
34. Zawołał Habakuk: Danielu, sługo Boży, przyjmij posiłek, który ci Pan przysyła.
37. I rzekł Daniel: Zmiłowałeś się nade mną Boże, i nie opuszczasz miłującego Ciebie! Spożył Daniel przysłany pokarm. Anioł zwrócił Habakuka do domu jego.
Przed samym Betleem spotykamy grób Racheli, który pielgrzymów we wszystkich wiekach zadziwiał. O nim Mojżesz jeszcze wspomina, i wszyscy po nim zawsze go całym i zachowanym znajdują. Książe Radziwiłł mówi: „Blisko domku, w którym Rachel Benjamina urodziła, jest dotąd cały jéj pomnik grobowy. Stoi na samym gościńcu, kształtem piramidy z kamienia wyciętéj“. Ksiądz Drohojewski pisze: „Budowla grobowca Racheli ma kształt piękny czworograniasty, na cztérech słupach kwadratowych wsparty, dźwiga Da sobie przykrycie i kape okrągła, z grotem w górę wyniesionym. To dzieło bez rzeźby, z kamienia jest wyrobione. Dawność pomnika jest widoczną dla nadzwyczajnéj twardości kamieni, których moc żelaza i stali przełamać nié może. Starożytność wielka, i poprawy tego grobowca zatarły na wielkich dwunastu kamieniach imiona dwunastu synów Izraela, i na osobnym kamieniu pochwały cnót Racheli, które Jakób patryarcha wyrył dla potomności.
Przed bramą Betleemską jest Cysterna Dawidową, zwana, na gruncie dziedzicznym Dawida, a druga na placu przed kościołem. Z niéj to chciał się napić wody spragniony Dawid, i przynieśli mu ją mężowie Izraelscy przedarłszy się przez obóz Filistynów, ale Dawid Bogu ją ofiarował.
Ksiądz Drohojewski mówi: za Jego czasu Arabi, Mahometanie, z téj Cysterny pili wodę, w niéj poili swe bydło, i myli bieliznę, dlatego chrześcijanie téj wody nie pili.
Między Jeruzalem, a klasztorem św. Sabas, jest odległości godzin 3 i minut 45. O 38 minut jest źródło Rogel, tak nazwane w księgach Jozuego i królewskich, dziś się zowie Bir-Eijoub, czyli źródłem Joba, zowie się studnią Nehemijasza. W tém miejscu był zachowany ogień święty, który wydobył Nehemijasz i wniósł do kościoła. Tu była granica między pokoleniem Judy i Benjamina. Ks. Mahabejczyków 2. c. 1. „Kiedy ojcowie nasi, gnani byli do Persyi, kapłani, którzy czcili Boga prawdziwego, ogień święty z ołtarza skryli w dolinie, w której była studnia sucha i głęboka, in valle, ubi erat potens siccus et altus, w miejscu mało znaném. Po wielu latach, gdy Nehemiasz powrócił, posłał do miejsca tego szukać ognia, nie znaleźli ognia, ale wodę gęstą. Kazał Nehemjasz tę wodę przynieść, pokropił nią ofiary, podłożono drzewo, i powstał, ze zdziwieniem wszystkich, ogień wielki, który spalił na ołtarzu złożone ofiary. Nehemjasz wtedy zawołał głosem wielkim: Panie Boże! Stwórco wszech rzeczy, potężny, silny, sprawiedliwy, który jesteś Sam jeden tylko dobrym! Panie sprawiedliwy, wszechmocny, wieczny, który ocaliłeś Izrael od wszystkiego złego, wybrałeś Ojców naszych, i poświęciłeś ich. Przyjm ofiarę za cały lud Izraela, strzeż dziedzictwa twego i poświęć je. Zbierz rozproszonych, uwolń będących w niewoli, aby poznały narody, że jesteś Panem, i Bogiem naszym!!!“
Książe Radziwiłł w pielgrzymce swojéj mówi, że w tym klasztorze mieszkali pustelnicy mnisi, oddani zupełnéj bogomyślności, obrządku greckiego; dawnych wieków, wedle tradycyi, którą zasłyszał albo wyczytał, było ich 4000 w jednym klasztorze. Za Sułtana Selima II, było ich jeszcze 100. Za przybyciem nowego Baszy, wszyscy mnisi w jednym i tymże samym mnisim ubiorze z ubogiemi darami poszli do Baszy złożyć mu cześć, i polecić klasztor Jego opiece. Ujrzawszy tak wielki ich orszak, przeląkł się i pomyślał, że ludzie tak licznie zebrani szkodliwymi i niebezpiecznymi być mogą. Odebrawszy przyniesione dary, wybrawszy tylko 20, wszystkich kazał natychmiast, w oczach swoich zamordować. Czyn ten nazwał Sultan Selim roztropnością, i pochwalił. Za czasu księcia Radziwiłła r. 1583 było mnichów 30. W ich liczbie był Dalmata, który w Litwie bywał, umiał po polsku, znał księcia Radziwiłła, za jego pomocą otrzymał paszport do Moskwy, ale go w pielgrzymiej sukni nie poznał, z czego się książe ucieszył, przypisywał to łasce Bożéj. Tych niebezpieczeństw, o których Radziwiłł pisze, nie widzieliśmy. Nie spotkaliśmy nigdzie koczujących arabów, którzyby napadali i zabijali pielgrzymów, których sami Turcy i Baszowie się obawiali. Żadnéj daniny i opłat z nas nie brano. Przedtém należało za wejście do Jerozolimy płacić 3 cekiny od osoby, 9 cekinow za wejście do grobu Pańskiego. Nie wiem jakie opłaty pobiérają Turcy od konwentu, ale pielgrzymi nic nie płacą.
Dawniéj wypędzano z kościoła drzwi zamykając. Dziś zamykają nie wglądając w to, czy kto wychodzi, czy zostaje. W roku 1583 chrześcijanie mieszkający w Jeruzalem wejść do kościoła grobu Pańskiego nié mogli, tylko w uroczyste święta. Gdy pielgrzymi złożyli opłatę, z niémi wtedy razem wchodzili, im dziękowali, dotykali kraju ich sukni. Teraz w Jeruzalem, gdy otworzą kościół, nie zważają kto wchodzi, miejscowy, czy pielgrzym. Dawniéj bywały opłaty inne od chrześcijan Europejskich, inne od Azyatyckich. Nieraz Turcy czy Arabi zbili pielgrzymów na miazgę, dziś się to nigdy nie zdarza, szczególnie gdy się urządziły karawany francuska, i niemiecka św. Seweryna. Za czasów księcia Radziwiłła pielgrzymka Polka męczona była od chłopiąt arabskich, trudno było wydrzéć ją z rąk ich, miała żebra połamane. Ksiądz Drohojewski opowiada, że dwaj jego towarzysze księża Reformaci byli okrutnie wybici kijami, za to, że weszli do miejsca, na ktorém był meczet, bez szczególnego pozwolenia. Teraz wejść można do wieczernika Pauskiego na górę Syon, która w bardzo jest wielkiéj czci u Mahometanów, do kościoła Salomonowego za protekcyą konsulatu. Kilka z Polski pielgrzymek niewiast zastałem w Jeruzalem. Jedna przybyła z Warszawy, mieszkała już dwa lata, dwie przyszły pieszo z Mińska. Nie doznały żadnéj przykrości i prześladowania. Zaszły jednak teraz zmiany ku gorszemu. W 16 wieku, państwa katolickie przysyłały znaczne pomoce i fundusze. Paliło się daleko więcej lamp, każdy król miał swoją lampę. Za wpływem i silném zainteresowaniem się katolickich państw, najświętsze miejsca jako: grób Pański, Kalwarya, i miejsce żłobku, do katolików należały. Od czasów zobojętnienia religijnego, katolicy zostali bez opieki, Grecy szyzmatycy się wzmogli, zagarnęli miejsca święte, których przedtém nie mieli, i mają nad katolikami piérwszeństwo. Wsparci pomocą cesarzy rosyjskich, bogate wznieśli cerkwie w Betleem przy żłobku, w Jeruzalem przy samym grobie. W ostatnich czasach dopiéro katolicy doznali opieki rządu francuskiego, szczególnie za czasów Napoleona III. Ormijanie, szyzmatycy w Jeruzalem są pobożniejsi od Greków, i mniej zazdrośni i nienawistni.
Mają jeden kościół wielki blisko Syonu św. Jakóba większego, któremu ścięto głowę w Jeruzalem. Drugi, w którym według tradycyi był grób N. M. Panny. Przy domu Annasza i Kaifasza nié mają kościołków, które w 16 wieku posiadali. Przy krzyżu Dyzmasa Gieorgijanów, Jakobitów przy grobie Józefa z Arymatei dziś nié ma, ani kaplicy Abisynów blisko kamienia namaszczenia. Książe Radziwiłł widział nagrobki w kościele grobu Pańskiego w Jerozolimie, Godfryda de Bouillon, i Baldwina, powypisywał je. Już wtedy napisy na nagrobku Godfryda starte były. Tyle tylko mógł wyczytać:
„Tu leży sławne książe Godefridus de Bouillon, który téj całej ziemi dostał..... Jego dusza niechaj króluje z Chrystusem.
„Król Baldwinus, drugi to był Judasz Machabejczyk.... Nadzieja ojczyzny, czerstwość Kościoła, moc i siła obojga. Bali się go, i dawali mu trybut.... Żydowska, Egipska, pokolenie Dan, Damaszek. Ach! w tym lichym grobie pochowany leży.“
Tych już nagrobków dziś śladu nié ma.
Radziwiłł mówi, że w Józefie żydowskim historyku czytał, że morze to trzy razy na dzień się mieni, i sam się o tém przekonał, że to jest prawda. Kolor morza rano był czarny, w południe modry błękitnawy, wieczorem czerwony lub żółty. Chwilkę tylko byliśmy nad tém morzém, téj zmiany nie uważaliśmy. Książe Radziwiłł powiada, że czytał w Żydowinie, że nad morzem były drzewka, których owoce jakby pomarańcze zewnętrznie były piękne, wewnątrz spruchniałe. Za jego czasów tych drzewek już nie było, i tak jak dziś, żadnéj wegietacyi Radziwiłł już nie znalazł. Solnego słupa, w który się zmieniła żona Lotowa, który tak długo stał nad Martwem Jeziorem, dopytywał się szczególnie jednego księdza, który w tym czasie lat 50 w Palestynie mieszkał, słupa tego nikt już nie pamiętał. „Spotkaliśmy, mówi, na brzegu nagiego a bardzo czarnego murzyna, sól zbiérającego, straszną twarz miał, skok chyży. Sławny to był zbójca, wisiał na nim sajdak z łukiem, natenczas sam tu był, towarzyszów za Jordanem zostawiwszy“.
Ksiądz Drohojewski o morzu tém pisze, że jest najsłońsze ze wszystkich mórz, gęste i siarczyste, dlatego na niém żadnѐj fali nié ma. Z ptaków tylko jedne jaskółki nad niém latające widział, ale w bardzo znacznéj, niezwykłéj w locie tych ptaków wysokości. Dużo się soli jednak gorzkiej zbiéra, którą słońce krystalizuje. Mieszkańcy sieciami zbiérają płyn gęsty, klejowaty, rodzaj smoły, którą prowadzą handel, sprzedając ją do Egiptu. Ma moc zachowywania ciał od zepsucia. Jezioro to siarczyste, smolne, przykro i zaraźliwie wyziéwające, przeto dla wszystkich żyjących istot szkodliwe, jest mgłą okryte. W tém morzu Jordan się topi. Lib. Gen. C.
XIV. 3. nazwane jest mare salis. C. XIX. 24. Wylał Pan na Sodomę i Gomorę siarkę z Nieba. Zniszczył miasta te, wszystkich mieszkańców, wszystkie żyjące rzeczy. Spojrzawszy Abraham na Sodomę i Gomorę, widział jakby popiół występujący z ziemi, jakby dym z pieca. In libro Numer. XXXIV. 3. 12. Mojżesz zowie mare aridum et salsissimum. Lib. Deuter. XXIX. 23. Sodomam, Gomoram, Adamam et seboim subvertit Dominus in ira et furore suo. W Piśmie świętém, w księgach Mojżeszowych, zburzenie to i zalanie wodą siarczystą, martwą, jest wskazanym przykładem kary Boskiej za zdradę i złamanie uczynionego z nim przymierza. Oto patrzcie! mówi Mojżesz do Izraela i Narodów wszystkich! co czeka, co jest zgotowaném zdradzie, odstępstwu, wiarołomstwu, obrzydłościom cielesnym, czci bożków pogańskich, i wyrzeczeniu się Boga. Tu wskazuje palec Boży, jak bezeceństwa ludzkie wtrącone są w przepaść. W początkach świata, ród ludzki już dopuszczał się najohydniejszych zbrodni. Bóg potopem i zalaniem miast ukarał. Dziś do większych jeszcze niegodziwości powraca. Cierpliwość boża jest oznaką kar jeszcze wyższych, w które wtrąci Pan ludzkość występną.
Jozue III. 16. nazwał morzem martwem, mare solitudinis, mare mortuum. To nazwanie po raz piérwszy w Jozuem czytamy, które do dziś dnia zostało. Prorocy Izajasz i Jeremijasz zawsze w słowach proroczych, w upomnieniach, przedstawiają Sodomę i Gomorę. Opowiadali Babilonowi toż samo zburzenie. Ezechiel XVI. 49. mówi do Jeruzalem, do Samaryi: Oto siostra wasza Sodoma, nie popełniła tych występków, jakie wy czynicie. Grzéchy wasze są to grzéchy Sodomy. Oto były nieprawości Sodomy siostry waszéj, które wzbudziły gniéw Pański. Pycha, przesycanie się, zbytki, próżnowanie, lenistwo, ubogiemu i potrzebnemu żadnej nie udzielając pomocy. Łukasz Ewan. mówi Cap. XXII. „Jako się stało za Noego, tak nastąpi, gdy przyjdzie Syn człowieczy. Ludzie jedli, pili, pojmowali żony, zapraszali na uczty, až do dnia tego, w którym Noe do Arki wstąpił. Toż samo się stało za dni Lota. Jedli, pili, kupowali, sprzedawali, sadzili, budowali do dnia, w którym wyszedł Lot z Sodomy, wylały się wtedy ogień, siarka z niebios, i zgubiły wszystkich“.
Patrząc na to morze umarłe, jak je Jozue nazwał, mare mortuum, wspomnijmy na wieżę Syloe, która zwaliwszy się za czasów Chrystusa Pana, ludzi wiele zgniotła. Myślicie, rzekł Chrystus Pan, że ci ludzie od was byli gorsi. Ci, na których w Sodomie spadł dészcz siarczysty, pewno nie byli gorsi od was wszystkich. Sodomskie grzéchy są dziś jeszcze większe, silniejsze, i bardziej obrażają Boga, bo ludzie przedpotopowi, mieszkańcy Sodomy, nie doznali tylu łask Bożych, ile ich ma ród ludzki w nowym zakonie, w nowém, droższém i cenniejszém przymierzu, przez mękę i krew Zbawiciela. Z przerażeniem mówi Pismo św. o wyparciu się łask doznanych, i o złamaniu starego zakonu. Dziś wyższa i doskonalsza łaska, bardziéj jeszcze jak zdeptana. Ludzie bluźnią, i Apostołów zabijają. Możemy przeto być pewni prawdy słów Ewangielisty Łukasza. Co było za Noego i za Lota, to samo i teraz nastąpi. Będziecie jedli, pili, sprzedawali, kupowali až do dnia, w którym wszyscy zginiecie.
Rzéka Jordan przechodzi przez morze Galilejskie, a do Martwego wpada, dwa strumienie Jor i Dan, łączą się z sobą. W miejscu ich złączenia stał most, przez który Radziwiłł przejeżdżał. Jordan jest rzeka kamienista, skalista, żywi ślimaki znajdujące się tylko w morzu. Wedle Radziwilla, woda nie tylko zdrowa, ale się nie psuje nigdy, czego doświadczył, nabrawszy we flaszę, chował ją w Litwie bez zepsucia się. Po prawéj ręce rzeki, przy miejscu kędy Zbawiciela ochrzcił Jan św. jest lasek ciemny, mówi Radziwiłł, wzdłuż na pół milę, a wszérz na strzelenie łuku. Ten lasek był puszczą, w któréj św. Jan pokutę czynił, i znajdywał miód, i z Jordanu wyrzucane ślimaki. Jordan ma 30 łokci szerokości, szérszy przy ujściu do morza Martwego. Nad Jordanem, widać było ślady ruiny mostu św. Heleny, i wielkich dwóch fundowanych przez nią kościołów. Jeden w tém miejscu, w którém Chrystus Pan Chrzest św. przyjął, r. 1583 jeszcze był niemal cały. Drugi niżéj ku jeziorowi, a o półtory mili tam, gdzie Izraelici przez rzékę przeszli suchą noga, już był zburzony. Dwie są tak zwane puszcze św. Jana: jedna, w któréj mieszkał od urodzenia, a druga nad Jordanem, w któréj chrzcił. W niéj to były drzewa do wierzby podobne, których gałęzie przywiózł do Litwy Radziwiłł. Dziś puszczy nad Jordanem już nie ma, tylko zostały małe zarośla. Jordan odróżnia się od rzek innych większą, niezwyczajną szérokością, bystrym pędem i wodą orzeźwiającą. Śniégi z gór Libanu, ściekają do Jordanu; z tego powodu wznoszą się jego wody. O Jordanie w księgach Mojżeszowych Genesis, czytamy: Gen. XIII. 10. 11. Że oto Lot, rozdzieliwszy się z Abrahamem, osiadł nad Jordanem. Gdy Jakób umarł w Egipcie, Józef pogrzebał ciało jego w ziemi rodzinnéj, i pozyskał zezwolenie od Faraona. Przyszli do Arcam Alad, które jest za Jordanem; tam obchodzili pogrzéb z wielkim i silnym płaczem przez dni 7. Co ujrzawszy mieszkańcy ziemi Chanaan, rzekli: Oto nastąpił wielki płacz w Egipcie, i miejsce nad Jordanem nazwali Płaczem Egiptu, Planetus Egipti. Uczynili synowie Jakóba, jako przykazał im ojciec, zanieśli go do ziemi Chanaan, i pochowali go w grobie podwójnym, który był przez Abrahama założony. A pogrzebawszy ojca, Józef z braćmi wrócił do Egiptu. Mojżesz Lib. Numer XXVI. 3. 63. Izrael rozłożony był obozem około Jericho, nad Jordanem. Mojżesz z kapłanem Eleazarem do nich przemawiał. Rzekł Mojżesz: „Przejdziecie Jordan i posiędziecie ziemię, którą Bóg i Pan nasz dał wam, miéć ją i posiadać będziecie. Przejdziecie Jordan i mieszkać będziecie w ziemi, którą wam dał Bóg i Pan nasz, spoczniecie tam wolni od wszystkich nieprzyjaciół, i wszelkiéj bojaźni“. Lib. Deut. CXII. 10. Jordan jest granicą ziemi obiecanej. Z jednéj strony ta ziemia mlékiem, miodem płynąca, oddana bożemu ludowi, a z drugiéj pusta, pełna kamieni i piasków. Lib. Deuter. CXXVII. „Gdy przejdziecie Jordan, zbudujcie ołtarz Bogu i Panu swemu z kamieni nietkniętych żelazem, ze skały niepolérowanéj, i na tym ołtarzu spalisz ofiary Bogu i Panu twemu. I na kamieniu wyryjesz wszystkie słowa prawa twego. Scribes super lapides omnia verba legis hujus, jasno i zrozumiale, plane et lucide“.
Lib. Deut. CXXX. „Oto miłuj Izraelu (mówi Mojżesz) Boga i Pana swojego, i stój mocno na prawéj drodze, zachowaj wszystkie prawa, przykazania i obrzędy, żyć będziesz, rozmnoży cię i pobłogosławi tobie w ziemi, do któréj posiadania wszedłeś. Jeżeli będzie przewrotne serce twoje, uwiedziony błędem, uczcisz cudzych bogów i będziesz im służył, przepowiadam ci dziś, że zginiesz, i w krótkim czasie zginiesz w tej ziemi, do któréj, przeszedłszy Jordan, wstąpiłeś. Wzywam za świadka niebo i ziemię, że dałem wam do wyboru życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierzcie więc życie, abyście żyli wy i potomkowie wasi“.
W Ks. XXXI. Deut. mówi Mojżesz: Mam 120 lat i daléj już pójść nié mogę, albowiem i Pan mi rzekł: Nie przejdziesz Jordanu. W ks. III. i IV. mamy opowiedziane cudowne przejście Jordanu suchą nogą. Wody rzéki ustapiły, a Jozue zalecił wziąć ze środka rzéki 12 wielkich kamieni, jako jest 12 pokoleń, i położyć na miejscu, gdzie obozował Izrael na wieczną pamiątkę, a drugich 12 położyć w środku rzéki na tém miejscu, gdzie stali z arką kapłani.
Jordan wsławili Elijasz i Elizeusz, prorocy, którzy rozścieliwszy na wodach rzéki płaszcz, przeszli go suchą nogą, a najbardziej chrzest Zbawiciela, i pobyt św. Jana o czém mówią Ewangieliści.
Ewang. Mateusza ks. III. Onego dnia, przybył Jan Chrzciciel do puszczy w Judei, mówiąc: „Czyńcie pokutę, albowiem się zbliżyło królestwo Niebieskie. Ten jest przepowiedziany przez Izajasza proroka: „Głos wołającego na puszczy, przygotowujcie drogi Pańskie, czyniąc prawémi drogi Jego“.
„Tenże Jan nosił odzienie ze skóry wielbłądziéj i pas rzemienny, pożywieniem jego była szarańcza (lucusta) i miód leśny. I wyszła doń Jerozolima, cała Judea, i wszystek kraj około Jordanu. I chrzest przyjmowali w Jordanie, wyznając grzéchy swoje“.
Ewangielia Marka C. 1. „Był Jan, który chrzcił w pustyni, przepowiadał chrzest pokuty, dla odpuszczenia grzechów. Przyszła doń cała okolica Judei, wszyscy Jerozolimitanie, i chrzest przyjmowali w rzéce Jordanie, wyznając grzéchy swoje. A on mówił: Przyjdzie ode mnie mocniejszy, którego niegodzien jestem rozwiązać rzemyka u obuwia. Ja ochrzciłem was wodą, On ochrzci Duchem św. Przyszedł Jezus z Nazaret Galilejskiego, i ochrzczony jest od Jana w Jordanie. Gdy wstąpił do wody, ujrzał Niebiosa otwarte, i Ducha św. zstępującego nań w postaci gołębicy, i dał się słyszéć głos: Ty jesteś Syn mój najmilszy, w którym sobie upodobałem.!!“
Ewangielija Łukasza Cap. III. „Za Annasza i Kaifasza kapłanów zstąpiło słowo Boże na Jana syna Zacharyasza, przyszedł do krainy Jordanu opowiadając chrzest, pokutę, dla odpuszczenia grzéchów. Jako napisano w księdze Izajasza proroka, głos wołającego na puszczy: Gotujcie drogi Pańskie. I wszelkie ciało ujrzy zbawienie Boże. Czyńcie przeto owoce godne pokuty, i nie mówcie: mamy ojca Abrahama. Mówię wam: mocen jest Bóg z tych kamieni wzbudzić syny Abrahamowe. Przyłożona jest siekiera do korzenia drzew, które nie daje owocu dobrego, będzie wycięte, i w ogień wrzucone. Zapytywały się go rzesze: co czynić mamy? Rzekł im Jan: kto ma dwie suknie, niech jedną odda temu, który jéj nié ma, i żywność mając dzielcie się nią. Wszystkim rzekł: czyńcie to, co wam jest rozkazane.“
Ewangielia św. Jana Cap. 1. Oto jest świadectwo Jana gdy do niego posłali kapłani Jerozolimscy i Lewici, zapytując kto jesteś? Wyznał że nie jestem Chrystusem, więc Elijaszem jesteś? Odpowiedział, nie. Czemże jesteś, powiédz, abyśmy dali odpowiedź tym, którzy nas posłali, co o sobie mówisz? rzekł: Jestem głos wołającego na puszczy. Prostujcie drogi Pańskie, jako mówił Izajasz prorok. A wysłani od Faryzeuszów rzekli doń: Dlaczegóż chrzcisz? jeśli nie jesteś ani Elijaszem, ani prorokiem. Rzekł im, ja chrzczę wodą, ale jest wśród was, którego nie znacie, który przyjdzie po mnie, a stał się przedemną, a którego nie godzien jestem rozwiązać rzemyka u obówia Jego. Innego dnia ujrzał Jan idącego Jezusa, i rzekł: Oto Baranek Boży, który gładzi grzéchy świata! Oto jest ten, o którym mówiłem, przyjdzie po mnie mąż, który się stał pierwej, i który był przedemną. Ja Go nie znałem, aby Go okazać w Izraelu, i świadczyć o Nim, przyszedłem chrzcić wodą. Dał świadectwo to Jan, mówiąc: Widziałem jako gołębica zlatująca z nieba, i siadła na Nim. Ten, który mię posłał chrzcić wodą rzekł: Na kim ujrzysz Ducha zstępującego, Ten jest, który chrzei Duchem. I widziałem, i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym.
Tyle mamy wspomnień o Jordanie w księgach starego Zakonu, w Mojżeszu, Jozuem, a w nowym, we wszystkich 4 Ewangelistach.
Rozłożyliśmy namioty około Jericho, przy źródle Elizeusza, do samego miasta nie wchodząc. Nie wiem przeto czy się dotąd znajduje tam wieża czworograniasta, czyli jéj odłam, na tém miejscu, gdzie był dom Zacheusza. Jericho obalone od Jozuego, od tego czasu nigdy się nie podniosło. Jozue rzucił przekleństwo na tych, którzyby je odbudować chcieli. Przekleństwo to się wypełniło na Hielu z Bethelu, który miasto wskrzesił, i z całem potomstwém zginął. Radziwiłł widział ślady murów w wałach, w pagórkach, które były na miejscu wież, niegdyś wzniesionych w opasującym murze. Była to twierdza broniąca przystępu do Palestyny, cudownie przez Jozuego obalona, i lud Izraelski wszedł do Palestyny, jako zwycięzca do dziedzictwa mu oddanego ręką Boga, któremu nie dochował czci i wiary. Dziś gruzy Jericho, połączyły się z ruiną Izraela wygnanego z ziemi ojców. Z wielkiego kwitnącego królestwa pozostali przychodnie i pielgrzymi Izraela poświęceni łzom i modlitwie, kończąc tu życie wśród tych pamiątek. Około Jericho żyżniejsza okolica od Jerozolimskiej, słynęła dawniéj z urodzajów ziemi i owoców. Dziś cała Palestyna skamieniała. Ręka Pańska odjęła jej żyzność i wdzięk. Został olbrzymi szkielet. Stopy Zbawiciela gdzie na tym kamieniu stanęły, tam wytrysnęły źródła wiekuistej łaski Bożej, z których pielgrzymi mogą orzéźwić, uzdrowić i uszczęśliwić dusze swoje.
Księgi Jozue. Cap. VI. „Rzekł Pan do Jozuego: Oto oddam w ręce twoje Jericho, króla jego, i wszystkich meżów jego, okrążając miasto wszyscy rycerze ciągle przez dzień cały, tak czyniąc dni sześć. Siódmego dnia kapłani niech wezmą tręby w czasie jubileuszu używane, i poprzedzają arkę Przymierza, z którą obejdą razy 7 miasto, a kapłani niech trąbią. Gdy już silnie zagrzmią trạby, wtedy niech lud cały wołać zacznie wielkim głosem, mury miasta upadną. Jozue zawołał kapłanów, i rzekł im: weźcie arkę Przymierza, i siedmiu kapłanów z siedmiu trąbami Jubileuszowémi, niech idą z arką Pańską. A wszyscy którzy są uzbrojeni poprzedzać mają, a za arką iść będzie lud pospolity. I tak obchodźcie codzień miasto, grając na trąbach“. Ludowi zalecił, aby szedł za kapłanami i za głosem ich trąb milcząc, ust nie otwierając do dnia, w którym odbiorą, inny rozkaz. Tak procesya z trąbami, kapłani z rycerstwem i ludem codziennie obchodzili miasto Jericho, i wracali do obozu swego. Dnia 7go okrążyli je i obeszli siedm razy.
Gdy już szli kapłani raz siódmy, grzmiąc na trąbach, rzekł Jozue do ludu: Wołajcie i krzyczcie, albowiem Bóg oddał wam miasto. Od głosu trąb jubileuszowych i od wołania ludu izraelskiego runęły mury miasta Jericho.
Lib. Numerum XXXVII. 3. „Dowiedziawszy się król Chanaan Arad, że do ziemi Chanaan przyszedł Izrael, wyszedł z wojskiem, i obozowali naprzód u Salomona, stamtąd do Phunon, z Phunon do Oboth na granicy Moabitów, aż do góry Abarem, nakoniec rozłożyli się nad Jordanem, przeciw Jericho.“
Liber Deuteronomii ÇXXXIV. „Wstąpił Mojżesz, z równiny i pól Moab na górę Nebo przeciw Jericho. I okazał mu Pan wszystką ziemię Galaad až do Danu, Nephtalin, Efraim, i Manasse, i całą Judeę aż do morza. I wschodnią część i szerokość pól Jericho. Rzekł Pan do niego: oto jest ziemia, którą Abrahamowi, Izaakowi, i Jakóbowi przyrzekłem dać dla Jego potomków. Widziałeś ją oczyma twémi, ale do niej nie wejdziesz. Umarł tu Mojżesz sługa Boży, z rozkazu Pańskiego. Pogrzebany w dolinie ziemi Moab naprzeciw Phogor. Nikt nie zna grobu jego.“
Jericho jest pamiętném z cudu, gdy trąby jubileuszowe niezdobyte mury obaliły, i tu nastąpił kres pielgrzymki doczesnéj Mojżesza. Tu się zakończyło jego wielkie powołanie. Tu złożył prochy swoje, i pełne chwały ustały dni jego. Na pamiątkę tu skończonych dni wielkiego męża kwitną sławne róże, zwane różami Jericho, dziko samorodnie tu rosnące, wszędzie je sprowadzają dla piękności i ozdoby, choroby léczą. Przy Jericho po raz się ostatni widzieli z sobą Eliasz z Elizeuszem. Elizeusz widział, jak Eliasz pochwyconym został na ognistym wozie. Ale daleko większe jeszcze tu cuda się stały.
Ewangielija Łukasza Cap. XVIII. 35. „Gdy się Chrystus Pan zbliżył do Jericho, siedział przy drodze ślepy człowiek żebrząc, a usłyszawszy, że się zbliżył tłum ludzi, zapytał coby to było. Rzekli mu: że przechodził Jezus Nazareński. Zaczął wołać: Jezu Nazareński zlituj się nademną! Przechodzący upominali go, aby milczał, a on jeszcze glośniéj wołał: Synu Dawidów zmiłuj się nade mną! Wtedy Jezus rozkazał mu przyjść do siebie. A gdy się zbliżył zapytał go: co chcesz, abym ci uczynił? Panie, rzekł, uczyń to, abym przejrzał. Rzekł mu Jezus: wejrzyj, wiara twoja cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł z ludem wielbiąc Pana, a wszystek lud, który to widział, chwalił Pana“.
Ewangielia Łukasza Cap. XIX. „Przechodząc Jezus wstąpił do Jericho. Oto mąż imieniem Zacheusz, który był naczelnikiem poborców, i sam bogaty pragnął widziéć Jezusa, a że był małego wzrostu, przeto wstąpił na drzewo płonnej figi, in arborem sycomorum, aby mógł widziéć. Gdy się zbliżył Jezus do tego miejsca, ujrzał Zacheusza i rzekł mu: Zacheuszu, zejdź spiesznie, albowiem dziś trzeba mi być w domu twoim. Zeszedł spiesznie i z wielką radością przyjął Jezusa, co widząc niektórzy sarkali, że wstępował do domu grzésznika. Rzekł Jezus, oto się stało zbawienie domowi twojemu. Przyszedł bowiem Syn człowieczy szukać i zbawić to, co zginęło“.
Źródło Elizeusza jest u stóp góry czterdziestodniowego postu, i koło Jericho. Jak wiemy woda tam była gorzka, niezdrowa, Elizeusz ją w najzdrowszą przemienił.
Liber Regum Cap. II. „Mieszkał Elizeusz w Jericho, przybyli do niego mężowie z miasta. Oto sam widzisz jak miasto nasze jest wielkie, ale najgorsza w niem woda. Rzekł, przynieście mi naczynie nowe, i włóżcie w nie sól. Gdy to uczynili, poszedł do źródła wody, które jest u stóp góry, i rzekł: oto mówi Pan, uzdrowiłem wodę tę, odjąłem od niéj śmierć i truciznę“. Od słowa Elizeusza uzdrowione wody zostały w jednej chwili, i aż do dnia dzisiejszego. Woda ze źródła Elizeuszowego różnémi kanałami do ogrodów była wprowadzaną, i do klasztoru św. Hieronima, którego ruiny widział Radziwiłł, a już ksiądz Drohojewski nic o nim nie wspomniał, zniszczał do szczętu. Zródło samo, wedle Radziwiłła, jest głębokości po ramię człowieka, i ma w sobie wiele rybek małych.
Ewangielia Mateusza rozdz. IV. Pan Jezus był na puszczy i tam kuszony był od złego ducha (od djabła). Gdy pościł przez 40 dni i 40 nocy, potém łaknął. Przybliżywszy się do niego kusiciel, rzekł mu: jeżeli jesteś synem Bożym, rzeknij, aby te kamienie stały się chlebem. Odrzekł mu na tu Jezus: Napisano jest: nie samym chlebem żyje człowiek, lecz i słowem, które pochodzi z ust Bożych. Nakoniec rzekł mu Jezus: Idź precz, szatanie; napisano bowiem jest: Pana i Boga Twojego czcić będziesz i służyć Jemu tylko samemu.
Wtedy opuścił go szatan, a przyszli aniołowie i służyli Mu.
Toż samo powiedziane jest w Ewangielii Łukasza i Marka.
Ta góra ze wszystkich miejsc w Palestynie jest jedném z najświętszych. Na górze Czterdziesto-dniowego postu najgoręcej się Chrystus Pan modlił. Na saméj modlitwie trwał bez pokarmu i bez wody dni i nocy 40, i jeszcze był kuszonym, jako człowiek łaknął i wiele cierpiał. Dał nam Zbawiciel przykład i naukę, że post udoskonala modlitwę, modlitwa przy poście jest świętszą i szczytniejszą. Post łatwo przetrwać można siłą przez modlitwę nadaną. Nie samym chlebem żyje człowiek. Modlitwa i rozmyślanie słowa Bożego, jest drugim wyborniejszym pokarmem człowieka. Wielkiego postu w starym Zakonie nie było, Chrystus Pan przykładem go wskazał. Kontemplacye, wzniesienie ducha, wstrzemięźliwość, przywiódł do szczytu. Kościół św. na pamiatkę na tej górze czterdziestodniowego pobytu Zbawiciela, ustanowił post 40-dniowy. Ścisłe jego zachowanie obdarza duckowną siłą, siłą Chrystusową, którą nasz Kościół św. jest uzbrojony i nią obdarza do zwyciężenia przeciwnika, który nie przestaje kusić i zawsze jest niebezpieczny. Rozmyślanie o poście Zbawiciela i ścisłe jego zachowanie, od pokus nas ubezpiecza, jest jako od nich tarczą, za jéj pomocą wierni tryumfują, zdolni są wytrwać; niedowiarstwo i bezbożność nie zmażą nigdy uświęconéj modlitwą i postem duszy wiernéj i niezachwianéj Pańskiéj służebnicy. Męka Pańska zbawiła ród ludzki, mocą Bożą, która jest nadana téj świętéj i wielkiéj ofierze. Męka Pańska wzbudziła męczenników świętych Pańskich. Rozmyślania o przenajświętszéj męce Pańskiéj utworzyły doktorów i mędrców. Każda chwila życia Chrystusowego była przedmiotem nauki i zachwytu. Rozmyślając, naśladując modlitwę Zbawiciela na téj górze i Jego post 40-dniowy, zapragnęli słudzy Chrystusowi najwyższéj świątobliwości. Przejmując się najżywszą wiarą i najgorętszą miłością, poświęcali pustelniczemu rozmyślaniu i modlitwie życie całe. Żywoty wszystkich całego świata pustelników w czasach pierwszych wieków chrześcijaństwa, są jakby ogniwa, lạczące się z główném początkowém pierwszém, z modlitwą, i 40-dniowym postem Zbawiciela. Tworzą jeden nieprzerwany łańcuch najgłębszéj kontemplacyi i najzupełniejszego uwielbienia Boga i Pana naszego. Modlitwa, jaką Chrystus Pan do Boga wznosił, uczucia, jakie wyléwał, nie dały się wypowiedziéć wśród ludzi. Dla tej niezrównanéj i nienaśladowanéj modlitwy Chrystus Pan szukał miejsc odludnych. W ogrodzie lub na górze sam zostawał i modlił się. Przez wszystkie wieki i dziś w pustyniach istnieją nieustające wybranych Pańskich pustelników modlitwy. Świat, który niszczy kościoły, zakonne zgromadzenia, nie wydarł duszom ludzkim pustyni.
O górze Czterdziestodniowego postu mówi Radziwiłł: „Przybyłem do krawędzi góry, którą zowią quadrantena, kędy Pana naszego szatan kusił, pieszo na pół mili szedłszy ścieszką ciasną, ścisłą i śliską, pod którą jest wielka przepaść. Ludzie dla zawrotu głowy iść nie chcieli. Do połowicy góry przyszliśmy, dalej iść nié można było. Święta Helena wymurowała ścianę ceglaną, przy któréj jest ołtarz niewielki, ma odpust zupełny. Bardzo tu wiele kamienia, o których szatan mówił, rzecz na te kamienie, by były chlebem. Widać z téj góry Martwe morze, Jordan i Jerycho. Na samym wiérzchu téj góry, od strony Jeruzalem, jest kapliczka, na miejscu, na którém szatan kusił Pana naszego Zbawiciela.“ Dziś tylko jest na tém miejscu ołtarz, kaplicy już nié ma, przy nim odprawiają ruscy popi swoje modlitwy, cerkiewne nabożeństwo, mszy św. jednak nié mają.
Od źródła Elizeusza o 40 minut drogi jest dziś zwane Qualdi et Kett. Badacze Ziemi św. nie zawsze są pewni, gdzie są miejsca znane w Piśmie świętém, które już dziś inne przybrały nazwisko, wiele jest przypuszczeń. Oualdi et Kett ma to być strumień, gdzie Eliasz był od kruka karmiony. Inni sądzą, że to jest miejsce doliny Achor.
Liber 3. Reg. XVII: „Rzekł Pan do Eliasza. Idź ku wschodowi do strumienia Careth, który jest koło Jordanu, ze strumienia pić będziesz, a krukom rozkazałem, aby cię karmili. I uczynił wedle słowa Pańskiego i usiadł przy strumieniu Careth, który jest naprzeciw Jordanu. Kruki przynosiły mu chléb i mięso rano i wieczorem, a pił ze strumienia. Potem wysechł strumień, dészczu bowiem nie było, i Eliasz stamtąd odszedł.“
Valles Acher w księgach Jozuego jest wspomniana, w tem miejscu leżał ranny mąż izraelski, którego opuścił kapłan i Lewita, a Samarytanin wziął go na ramiona i wyléczył. Łuk. 10. 30. 30.
Dążyliśmy od źródła Elizeuszowego do Jerozolimy przez Oualdi Kett i przez Betaniją. W Betanii pokazywano nam dom Marty, który dziś się znajduje jeszcze, i do głębokiego grobu Łazarza zstępowaliśmy, gdzie jest nadany odpust Stolicy św. W tym grobie już nié ma ołtarza, przy którym odprawiała się przedtém msza św. i nie widzieliśmy kamienia, na którym siedział Chrystus Pan, rozmawiając z Maryą Magdaleną, który był tak cudownym, że nigdy w swej objętości się nie zmniejszał, chociaż kawałki z niego pielgrzymi na pamiątkę zabiérali.
Ewangielia Mateusza r. XXI. 17. XXVI. 6. „Wyszedł Jezus za miasto do Betanii i tam nocował. Rano, wróciwszy do miasta, łaknął. Zbliżywszy się do figi nad drogą, znalazłszy tylko liście, rzekł: oby to drzewo nigdy więcej nie rodziło, i natychmiast figa uschła. Czemu gdy się dziwili apostołowie, rzekł im Jezus: gdybyście wiarę mieli, rzeklibyście górze, aby wpadła w morze, takby się stało.“
W Betanii, w domu Szymona trędowatego, niewiasta wylała z alabastrowego słoiku drogi bardzo olejek na głowę Zbawiciela, gdy siedział u stołu.
Kiedy Chrystus przybliżył się do Betanii, wysłał dwóch uczniów swoich, mówiąc im: „idźcie do miasteczka naprzeciwko i znajdziecie uwiązane oślę, na którém nikt nie siedział; przywiedli je, na ktorém Chrystus Pan wjechał do Jeruzalem.“ Łuk. XIX. 29. Po zmartwychwstaniu okazał się uczniom Chrystus Pan, jadł z nimi, otworzył im zmysł, żeby rozumieli Pismo.
Tak jest napisano i tak było potrzeba, aby Chrystus cierpiał i zmartwychwstał dnia trzeciego. Aby w imieniu Jego była opowiadana pokuta i odpuszczenie grzéchów wszystkim narodom, zacząwszy od Jeruzalem.
Wy jesteście tego świadkami.
Przyślę wam przyrzeczonego od Boga, wy tymczasem czekajcie w mieście, dopokąd nie będzieci obleczeni mocą z niebios.
Wywiódł ich do Betanii, wzniósłszy swe ręce, blogosławił im.
Stało się, gdy im błogosławił, zniknął z oczu ich i zaniesion jest do nieba. Ewangielia Łukasza rozdz. XXIV. 50.
W téjże Betanii wskrzesił Jezus Łazarza, jak to czytamy w Ewangielii św. Jana w rozdziale XI i XII.
Z Jeruzalem pielgrzymowaliśmy do Nazaretu, tą samą idąc drogą, którą N. M. Panna z św. Józefem i z P. Jezusem tylokrotnie odbywali, idąc z Nazaretu, w którym mieszkali, na uroczystości do kościoła jerozolimskiego. Droga ta trwała półczwarta dnia jazdy konnej. Drugiego dnia Świąt Wielkanocnych, po południu, wyjechaliśmy z Jeruzalem, i po czterech godzinach drogi nocowaliśmy w Diifna. Na drugi dzień zrobiliśmy drogi godzin ośm do Naplousy, trzeciego dnia także po ośmiu godzinach drogi stanęliśmy w Dijenin. Skąd czwartego dnia mieliśmy tylko godzin 6 i minut 20, i stanęliśmy wcześnie w Nazarecie. Nocowaliśmy zawsze w namiotach, na polu, wśrod drzew, za miastem, nigdzie do miasta nie wchodząc, gdyż klasztoru po téj drodze nie było.
Zajeżdżaliśmy dość wcześnie, był czas do zwiedzenia bliskiego miasteczka przy namiocie. Oprócz małych namiotów, w których mieściliśmy się po cztérech i więcej, tylko prezes karawany miał dla siebie namiot osobny. Był namiot większy, jakoby salon, w którym obiad, nakształt uczty, trwał dość długo, i tam jeszcze dość czasu przepędzaliśmy na rozmowach, które się coraz bardziéj ożywiały, zaczęły się otwiérać usta Francuzom, którzy wracając ożywieni zbliżaniem się do Francyi, byli weselsi i przyjemniejsi. Przyłączył się do nas Anglik, który z nami obiadował, miał swój namiot osobny, i rozmaite kwestye polityczne do dyskusyi wprowadzał. Za namiotem, późnym wieczorem, przy roznieconém ognisku toczyliśmy rozmowę. Życie, jakby obozowe, było prawdziwie poetyczném i bardzo przyjemném. Ubogi lud z okolicy zbliżał się do naszego obozu. Szlachetni Francuzi hojnie obdarzali, i kapłanom, ubogim klasztorom rozdawali jałmużny. Pochód naszéj karawany wszędzie był uroczysty. Lud, kapłani, zgromadzenia zakonne płci obojej przeciw nam wychodziły. Imię Francyi na Wschodzie było wówczas hasłem tryumfu, zwycięstwa, opieki nad religią katolicką i cywilizacyą. Cześć oddawano Francyi na całym Wschodzie, szła z serca, nietylko zgromadzenia katolickie i Europejczycy, ale lud miejscowy Arabi okazywali najżywszą sympatyą, wiarę w jéj opiekę i siłę, czego dowodem upowszechnienie języka francuskiego daleko większe na Wschodzie, jak w innych, nawet europejskich krajach. Arabi tych, którzy nie mówią po francusku lekceważą, mają za barbarzyńców, il ne parle pas français, to znaczy, najwyższy prostak. W szkolach duchownych, bo innych nié ma w tym kraju, uczą się wszyscy i dobrze mówią po francusku. Dlatego bardzo jest bolesném dzisiejsze położenie Francyi, bo w tém jest klęska ludzkości. Turcya europejska i azyatycka w czasach zwycięstw i tryumfu francuskiego, zdawała się być kolonią francuską.
W drodze do Nazaretu, przechodziliśmy przez miejsca bardzo pamiętne w dziejach naszego Zbawiciela. Widzieliśmy miejsce, na którém opatrzywszy się N. M. Panna, że zgubiła P. Jezusa, do Jeruzalem powróciła, i to, na ktorém ścięty był Jan św. Chrzciciel, i gdzie długo Jego spoczywały zwłoki, i stał wspaniały i wielki kościół, przez Krzyżowców zbudowany. Jechaliśmy około źródła, przy którém Zbawiciel rozmawiał z Samarytanką, która go zapytywała, gdzie prawdziwsza jest chwała boska, czy w Jeruzalem, czy w Garizim? A Chrystus jéj rzekł: „Tam, gdzie go chwalą, w duchu i w prawdzie“. To żródło jest w dolinie, gdzie są złożone prochy Józefa. Żydzi, wychodząc z Egiptu, jako najdroższą, relikwią, mieli z sobą ciało Józefa, aby je w ojczyźnie, w ziemi obiecanéj pogrzebać. Złożyli je w pięknéj dolinie, u stóp góry Garizim. Jozue, kiedy wprowadził Izraela do ziemi obiecanéj, jeszcze Jeruzalem było w ręku Jebuzejczyków, zatrzymał się na górze Garizim. Góra Garizim wyższa, a zaraz przy niej niższa jest Hebal. Między témi górami, idzie droga do Naplouzy, a u spodu tych gór w dolinie ciało Józefa Patryarchy jest pogrzebaném. Jozue wstąpiwszy na górę Garizim, rozdzielił Palestynę między pokolenia i dał błogosławieństwo ludowi izraelskiemu, ich potomkom, jeśli będą zachowywać przykazania boskie i nieodstąpią od przymierza, które P. Bóg zawarł z Abrahamem, Izaakiem i Jakóbem. Na górze Hebal, rzucił przekleństwo na tych, którzy odstąpią Boga, Pana swego, i przykazań Jego. Dlatego te góry, szczególnie góra Garizim, w najwyzszéj czci była u ludu Izraelskiego. Gdy się pod Jeroboamem oddzieliło 10 pokoleń Izraelskich od Judy i Benjamina, na tém się głównie w rozdzieleniu opiérano, że Garizim jest świętszém miejscem od Jeruzalem, które dopiéro zdobył Dawid. Zawsze zostawała w tém wątpliwość, jak widzimy z zapytania Samarytanki: Gdzie jest prawdziwsza chwała Boża, w Garizim? czy w Jeruzalem? Bóg pobłogosławił swemu słudze Dawidowi; w Jeruzalem wyższa była chwała Boska, i zbudowany został kościół, jakiego nie było w Garizim, i w całéj Palestynie, i na całym świecie nawet. Kościół ten był tylko figurą prawdziwego Kościoła, jakim jest zbudowany na opoce Kościół czci prawdziwéj w duchu i w prawdzie.
Touleil-el-Foul, jest to dawne Gabaa w pokoleniu Benjamina, ojczyźnie Saula, miejsce jego urodzenia Gabaath.
W dziale danym pokoleniom Jozue, w rozdziale 15 umieszcza miasta. Miasteczko to Gabaa było w pokoleniu Benjamina. Czytamy o niém: Gabaa w księdze sędziów XIX w cap. 12. 14. 16. Lewita pewien, pojął żonę w Betleem; ona go opuściła i wróciła do ojca swego. Z nią się pojednał, i wracał z żoną od świekra do domu swego i do Jebuz, późniejszego Jeruzalem, wchodzić nie chciał, jako do miasta cudzoziemskiego, zaszedł do Gabaa, nikt go przyjąć nie chciał, stał na ulicy. Zaprosił go starzec jeden, ale Gabaonici napadli na dom, wyrwali zeń żonę, czyniąc z nią rozpustę, aż do dnia na śmierć zamęczyli; ale gdy mąż ujrzał nie śpiącą, ale umarłą, rozciął jéj ciało na dwanaście części i rozrzucił w 12 pokoleniach Izraela. Od wyjścia z Egiptu takiego zgorszenia nie było w Izraelu, jakie się stało w mieście Gabaa. To zdarzenie wywołało walkę między wszystkiémi pokoleniami Izraela, a pokoleniem Benjamina. Chciał Izrael aby pokolenie Benjamina wydało wszystkich mieszkańców miasta Gabaa, ale synowie Benjamin tego nie chcieli i stanęli w obronie Gabaa.
Z pokolenia Benjamin, było 25.000 mieczem walczących, oprócz rycerzy z Gabaa, których było 700 ludzi najdzielniejszych, równie prawicą jak lewicą walczących, którzy tak z procy kamienie ciskali, że przebijały włosy, nic nie chybiając. Otoczyli miasto synowie Izraela w liczbie 400.000 i mieli wodza Judę. Wyszli z Gabaa synowie Benjamin, jednego dnia zabili 22.000 mężów. Drugiego dnia też wyszli z miasta i tak szalenie mordowali, że 18.000 mężów walczących zgładzili. Ale w trzeciéj wycieczce w zasadzki zostali pochwyceni, wpadli w paszczękę miecza, i z całego pokolenia Benjamin, zostało tylko 600 ludu. Z Gabaa pamiętnego wielkiém zgorszeniem i bratobójstwem, był rodem Saul, kiedy go wybrał Samuel, i okazał ludowi, a od wszystkich był wzrostem wyższy, powrócił do Gabaa, rodzinnego miasta. Wybrał Saul 3.000 ludzi zbrojnych, z których tysiąc było z Jonathanem, synem jego w Gabaa. Jonathan pobił straż filistyńską, która była w Gabaa. Ks. królew. XIII. 15. 16. Kiedy Saul widział się raz ostatni z Samuelem, poszedł do Gabaa, swego rodzinnego miasta. Saul gdy ścigał Dawida, i chciał go zabić, mieszkał w Gabaa. Usłyszawszy Saul, że się ukazał Dawid i mężowie, którzy z nim byli, Saul, który mieszkał w Gabaa, otoczyli go słudzy jego, a on wzią wszy włócznię, rzekł: Sprzysięgliście się wszyscy przeciwko mnie, i nié masz kogo, ktoby się mnie użalił i doniósł o tém, że syn mój sprzysięgł się z synem Izai, i podburzył sługę mego, który czyha na mnie po dziś dzień. Dowiedziawszy się, że Dawid był u kapłana i z nim się modlił, gdy kapłan zawezwany dał świadectwo, że Dawid jest najwierniejszym sługą Bożym, i sługą pana, króla swojego, rozkazał kapłana i cały dom jego zamordować, 85 kapłanów, ubranych w Ephod lniany, pobito z rozkazu Saula, a z ręki Idumejczyka w mieście Gabaa. Skrzynia Przymierza odebrana o Filistynów, była długo złożoną w Gabaa, w domu Abominadaba. Dawid, gdy odniósł wielkie nad Filistynami zwycięstwo, przyszedł do Gabaa, i włożywszy Arkę na wóz, wiódł ją tryumfalnie do Jeruzalem, a przed nią grali na wszystkich instrumentach. Gdy jednak ten, który się dotknął Arki, śmiercią nagłą umarł, Dawid nie ośmielił się jeszcze Arki do Jeruzalem wprowadzać. Zostawił ją w domu Obededoma Gethejczyka, przez trzy miesiące. Po ich upłynieniu wniósł Arkę do Jeruzalem, I było z nim 7 chórów, a co sześć kroków ofiarowali wołu i barana. Dawid przepasang Ephodem lnianym, skakał przed Panem ze wszystkiéj mocy. Ks. królew. Roz. 6. W témže Gabaa wygładzone zostało pokolenie Saula, po jego śmierci i upadku.
Gabaonici byli rodem Amorhejczycy, Izraelici im pokój i bezpieczeństwo zaprzysięgli, ale ich bardzo wielu, z religijnéj żarliwości, jako rodu cudzoziemskiego, król Saul wymordował. Za czasów króla Dawida, był głód wielki, który trwał całe trzy lata. Radził się Dawid oraculum, odebrał taką odpowiédź: Za zagładę Gabaonitów, za złamanie im przysięgi, Pan Bóg głodem Izrael skarał. Zawezwał król Dawid Gabaonitów, zapytując czego żądali na zgładzenie winy, jaką względnie nich popełniono. Rzekli, nie złota ani téż srébra, ale chcemy, aby potomkowie Saula byli wygładzeni, aby się ani jeden z nich nie został w Izraelu. Oddał ich im Dawid. Ukrzyżowani zostali dwaj synowie Saula, urodzeni z Resphy, i pięciu jego wnuków, synów Michol, Saulowéj córki. Siedmiu ukrzyżowano na górze w mieście Gabaa. Ocalił Dawid tylko syna Joeathy, Miphibozera, dla przyjaźni, jaką miał z Jonathanem, którą wzajemnie sobie zaprzysięgli. Potem Dawid kości Saula i syna jego Jonathana, jako i siedmiu ukrzyżowanych potomków zebrawszy razem, pogrzebał w grobie ojca Saulowego Cisa w Gabaa, w pokoleniu Benjamin. Ks.
królewskie Roz. XXI. 6. Tak w Gabaa, w którém tak lubił Saul przebywać, spełniły się wyroki Boskie na nim, i widziano zmianę ludzkiego losu!! Saul pomazaniec Boski, z ludu wybrany na króla, uniósł się zapalczywością i zazdrością, nie oddał Panu serca swego zupełnie i szczérze, ale je jakby zachował dla pychy i wyniesienia się swego, przeto go Bóg opuścił, oddał koronę Izraela drugiemu, i dom jego zgładzonym został w Gabaa, w rodzinném mieście jego.
Tak Pan jako przed wieki i dziś obraca w proch królów i panów świata tego, którzy są Jego dłużnikami, oddać obowiązani wszelką sprawiedliwość i miłość dla ludu im powierzonego. Gdy długu tego wypłacać nie chcą, palec Boży strąca ich i wniwecz obraca, by wszyscy drżeli przed Imieniem Pańskiém!!! Biada i ludowi, który zamiast cierpliwości i posłuszeństwa, obleka się zuchwale w moc Bożą, i wymierza sam sprawiedliwość, zastępuje karzący palec Boży! Lud ten zostanie sam przez się rozszarpany, zniweczony i niemal ukrzyżowany, jako niegdyś Saul i potomkowie jego. W ks. II. Paralipomenon, czytamy za czasów króla Jeroboama, panował Abija, król Judzki, który był synem Michai, wnukiem Uriel z Gabaa. Król Baaz izraelski, który budował Rama, niepokoił króla Judzkiego Azę. Ten wezwawszy Benadad króla syryjskiego, zwyciężył Baaza, materyały przygotowane zabrał, i zmurował Gabaa i Maspho. Holofernes zgromadził całą siłę swoją w mieście Gabaa, Gaboath było w dziale Aarona. Eleazar syn Aarona, pogrzebany został w Gabaoth. Ks. Jozue XXIV. 33.
El-Ram dawne Rama. Są w Palestynie dwa miasta Rama zwane. Jedno, dawniejsze Arymathya, miejsce urodzenia Samuela, w którem Saul na króla był namaszczony, i tam Samuel pogrzebany. Józef i Nikodem z Arymathei namaścili ciało Jezusowe. Arymathya potém Rama było miasto większe, którego ruiny długo stérczały. Rama drugie miasto kapłańskie w pokoleniu Benjamina między Gabaa i Bethel, o tém mówimy: Rama zwana dziś Er-Ram jest na drodze z Jeruzalem do Diifny. W księdze sędziów Roz. IV. 4. 5.
czytamy: Prorokini Debora sądziła lud czasu onego. I siedziała pod palmą, którą zwano jej imieniem między Rama i Bethel. W księdze Ezdrasza czytamy, w spisie mężów, których Zorobabel przywiódł z niewoli Babilońskiej, że Rama liczy mężów 620, w ks. Ezdraszowych pisze się Ramath.
Bireh jest to miejsce, w którém N. Panna się opatrzyła, że nié ma Pana Jezusa, i stąd do Jerozolimy szukać Go powróciła. Tu są ruiny pięknego kościoła, zbudowanego przez Templaryuszów. Rycerze krzyżowi w Bireh widzieli biblijne Machmas, a Robinson badacz ziemi św. utrzymuje, że Bireh jest Beroth. Do Diifny z Bireh nie przechodzi się przez dawne Bethel, zostaje blisko po prawéj stronie.
Machmas. Wybrał Saul trzy tysiące z Izraela, dwa tysiące z Machmas, miał Saul przy sobie. Filistynowie zgromadzili się wielką siłą na Izraela, 30,000 wozów mieli, 600 jazdy, i rozłożyli się obozem w Machmas. Główne straże filistyńskie były w Machmas. W czasie tej wojny wsławił się Jonathas, wdarłszy się do ich straży, chociaż skały były wielkie, które broniły Machmas, a jednak przez nie się przedarł. Saul król poprzysięgł, że nikt do wieczora jeść i pić nie będzie do skończenia bitwy. Chociaż widzieli miód płynący, przecież się nikt nie dotknął okrom Jonathy, który o tej przysiędze nie wiedział, chciał go Saul ukarać śmiercią, ale go lud wybawił. Saul i Jonathas, Filistyńczyków zwyciężył, i pędził od Machmas do Ajalon, ale ich nie zniszczył zupełnie, dlatego, że Jonathas przed końcem bitwy pożywał, przeto chciał go Saul zabić, mówiąc: oto Jonathanie umrzesz. „Rzekł lud do Saula: Masz umrzéć Jonathan który wybawił Izraela, jako żyje Pan, tak włos z głowy nie spadnie mu, albowiem z Bogiem dziś działał. Lud uwolnił Jonathana i nie umarł. „Erat autem potens bellum adversus Philisthaeos“. Była wojna potężna przeciw Filistynom. Przez cały czas panowania Saulowego, kogo tylko widział Saul męża silnego i do boju zdolnego, tego do szeregów swoich wcielał. Księgi królewskie 1. Roz. 14. Z niewoli babilońskiej przyszło z Zorobabelem wedle ksiąg Ezdraszowych z Machmas mężów 122. Jonathas Machabejczyk po śmierci brata swego Judy, zniósł i zwyciężył Bachidesa, i mieszkał w Machmas i tam począł lud sądzić i wygładził niezbożne z Izraela. Ks. Machabejczyków. Roz. 10.
Beroth. Kiedy synowie Izraelscy wyszli obozem z Beroth do Mezery, umarł Aaron i tam jest pogrzebany. Jozue między miastami Amorejczyków wspomina Beroth. Baan i Rechal, którzy śpiącego zamordowali Izbozeta syna Saulowego, chcąc się tém Dawidowi przysłużyć, ale za to jako mordercy byli ukarani, pochodzili z miasta Beroth. Dawid odnosząc wszędzie zwycięstwa zgromadzał, zbiérał zapasy złota, srebra, i dla kościoła przeznaczał. Z miasta Beroth zabrał bardzo wiele miedzi. Ezdrasz w księgach swych wyliczając mężów wracających z niewoli Babilońskiej, z miast Carathijarim, Cephira, i Beroth 743 ludzi oznacza.
Diifna jest to dawna Gophna, w niej są ruiny starego zamku, i kościoła poświęconego św. Jerzemu.
W Ain-El-Haramieh piękną fontannę. Idąc od Singel do Labban po prawej stronie jest Scilun, dawniejsze Silo, o którém w księdze Sędziów, Liber XXI. Miasto Silo leży na północy miasta Bethel, na wschód drogi idącej z Bethel do Sichem, na południe miasteczka Lebona. Kiedy wybuchła domowa wojna, i wszystkie pokolenia zniszczyły pokolenie Benjamina, zostało 600 mężów, i wszystkie niewiasty z pokolenia tego zginęły. Ci mężowie usiedli na skale Remnon.
Izrael wtedy zaczął utyskiwać, ubolewać, że wygubił jedno pokolenie, radzili jakby je zachować, i ocalić. Na żony własnych dziewic dać nie mogli, gdyż w boju zaprzysięgli nie dawać córek swoich do pokolenia Benjamin. Pobiwszy w Galaad mężów i niewiasty, za to, że nie należeli do wspólnej wojny i nie przyszli do obozu, zostawili tylko 400 dziewic, które oddali na żony mężom z Benjamin. Gdy brakowało jeszcze 200, poradzili mężom Benjaminowym aby poszli do miasta Silo na fest roczny, w którym wychodziły dziewice i tańcowały, i aby skrywszy się do winnic w czasie tańców porwali dziewice. I uchwycone zostały dziewice z miasta Silo na żony dla mężów z Benjamin, i pokolenie zostało ocalonem.
Wioska Savieh jest na lewo naszej drogi, na prawo ruiny domu gościnnego ze starym przy nim dębem, rozwija się potém dolina piękna i żyzna, w której dwie są wioski, i wstępujemy na szczyt wzgórza, i zbliżamy się do miejsc drogich i pamiętnych w Izraelu, do źródła Jakóbowego, do świętej doliny, gdzie Józef jest pogrzebany, które są u stóp góry Garizim. Pomiędzy dwoma górami droga idzie do dawnego Sichem. Dolina Jakóbowa znana w starym Zakonie jest pamiętna rozmową Zbawiciela z Samarytanką. Pielgrzymi zsiadają tu z koni, i z rzewnem wzruszeniem czyta kapłan wspomnienia o tém z Pisma Świętego. Kto z pielgrzymki duchownie korzystał, rozmiłował się w Piśmie świętém, w mądrości Pańskiej, posilał się wodą żywą, laską z nieba, i wiarą, która z niej płynie, która nigdy do kresu dni jego nie zgaśnie. W Gen. r. XXXIII. 19. czytamy że Jakób z pokoleniem, ze sługami swemi spotkał się z idącym Ezawem, pokłonił się mu i zyskał serce jego, a gdy się rozeszli kupił ziemię za sto jagniąt u Hemera. Na niej zbudował ołtarz. Na tejto ziemi u stór Garizim jest źródło Jakóbowe.
Błogosławiąc przed samą śmiercią tę ziemię, przekazał ją Józefowi. Gdy Izraelici szli z ziemi Egipskiej, nieśli z sobą kości Józefowe, i pogrzebali je w ziemi przez ojca mu przekazanej, na tej części pola, którą kupił Jakób u synów Hemera, ojca, Sichem za sto młodych owiec. Ks. Jozue. R. XXIV. 32. W księgach Genezis R. 50, czytamy, rzekł Józef do braci swojej: „Po śmierci mojej Bóg was nawiedzi i uczyni, że wyjdziecie z ziemi tej, do ziemi, którą Bóg przysięgł Abrahamowi, Izaakowi, i Jakóbowi. Wynieścież z sobą kości moje, z miejsca tego. Wziął też Mojżesz kości Józefowe z sobą, albowiem Józef wziął przysięgę od synów Izraela, mówiąc: Bóg was nawiedzi, ale weźcie z sobą kości moje. O tém źródle Jakóbowem czytamy w Ewangielii św. Jana R. IV.
Przyszedł Jezus do miasta Samaryi, które Sichar zowią, około roli, którą Jakob Józefowi dał synowi swemu. Było tam źródło Jakóbowe (Fons Jacobi). Znużony drogą usiadł przy źródle. Przyszła niewiasta Samarytanka; rzekł jej, daj mi się napić. (Uczniowie odeszli do miasta szukając żywności).
Rzekła mu niewiasta: ty jesteś z Judei, a ja Samarytanka, a jakże możesz pić wodę, którąbym czerpała, wszak żydzi z Samarytanami nie mają żadnego społeczeństwa. Odrzekł jej: Gdybyś znała dar Boży, i wiedzieć mogła do ciebie kto mówi, daj mi się napić, tobyś prosiła, aby ci dał żywej wody. Rzekła, ani też nie ma w co zaczerpnąć i studnia jest głęboka, skądże masz żywą wodę. Alboż większy jesteś od ojca naszego Jakóba, który nam dał tę studnią, który z niej sam pił, i synowie i dobytek jego. Kto tę wodę pije, rzekł Chrystus, pragnąć będzie, kto pić będzie z tej, którą ja dam, nie zapragnie na wieki. Daj mi, Panie, rzekła niewiasta tej wody, po której już bym nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. Ojcowie nasi na tej górze Boga wielbili, a wy mówicie, że Go czcić i chwalić należy w mieście Jeruzalem.
Niewiasto, rzekł jej Jezus, wierz mi, że przyszła godzina, ani na téj górze, ani w Jeruzalem wielbić będą i czcić Pana. Przyszła godzina i teraz jest, kiedy prawdziwi czciciele chwalić będą Ojca w Duchu i w Prawdzie. Bóg jest Duch, i chwalić Go powinni w Duchu i w Prawdzie. Wiem, że przyjdzie Mesyasz, który nam wszystko oznajmi. Rzekł jej Jezus: Ja jestem, który z tobą mówię.
Jako nad Jordanem św. Jan Chrzciciel i Duch św. w postaci gołębicy dali swiadectwo Panu Jezusowi, że On jest Synem Bożym, przy źródle Jakóbowém które jest pamiątką Boskiego błogosławieństwa dla patryarchów i ojców Izraela, Zbawiciel jasne i wyraźne dał Sam o sobie świadectwo.
Ego sum Messias qui loquor tecum. Ja jestem Mesyaszem, który mówię z Tobą.
Góra Garizim. „Mówił Mojżesz gdy cię wprowadzi Pan do ziemi tej, do której dążysz, i którą ci na mieszkanie przeznaczył, położysz błogosławieństwo na górze Garizim, przekleństwo na górze Hebal. Deut. XI. 29. I przykazał Mojżesz ludowi dnia onego mówiąc: Przeprawiwszy się przez Jordan, staną na górze Garizim dla błogosławienia ludowi Symeon-Lewi, Juda-Issachar, Józef i Benjamin. A na przeciw na górze Hebal staną dla przeklinania Ruben-Gad, Asser-Zabalon, Dan, i Nephtali. Deut. Roz. 27. 12. 13. 14. Gdy Izraelici weszli do Palestyny, zebranemu ludowi ogłoszone zostały błogosławieństwa, jeśli wykonywać będzie przykazania, które były poszczególnie każde wymieniane, i dochowa przymierza, które Bóg zawarł z Abrahamem, Izaakiem, Jakóbem. Ogłoszono i przekleństwa, na tych, którzyby budowali bałwany ze złota, miedzi, im się kłaniając przyjęli cześć bałwochwalczą innych narodów, lub popełnili zabójstwo, jakiekolwiek wszeteczeństwo, i na tych, którzyby nie czcili ojca i matki swojej. Przykazania dane ludowi Bożemu na górze Synai powtórnie wygłoszono najuroczyściéj z wyrokiem nagrody lub kary na górze Garizim i Hebal. Górę Garizim dla ogłoszonych błogosławieństw uznawano najświętszém miejscem w Palestynie. Mahometanie ją we czci mają jak górę Moria i górę Syon, stopa chrześcijańska nie mogła tam wstąpić. Mojżesz tego błogosławieństwa, które zalecil, nie dopełnił, wykonał Jozue.
„Wszystek lud miejscowy i przychodnie starsi, wodzowie i sędziowie stali z obu stron arki, wobec kapłanów, którzy ją nieśli. Połowa ich stała około góry Garizim, a druga około Hebal, jako rozkazał Mojżesz, sługa Boży. Jozue naprzód błogosławił ludowi Izraela, czytał słowa błogosławieństwa i przekleństwa i wszystko, co jest napisane w księdze praw. Nic nie opuścił z tego, co Mojżesz rozkazał, lecz wszystko wyłożył wobec całego ludu Izraela, nauczał dzieci, przychodniów i cudzoziemców, którzy w Izraelu zamieszkali.“ Ks. Jozue. roz. 8. 33. Antyoch, kiedy złupił w Jeruzalem kościół Boży, dumny zwycięstwem, powrócił do Antyochii, sądził, że już po ziemi żeglować będzie, a stąpać po morzu, zostawił dla uciśnienia w Jeruzalem Filipa z Frygii, okrutniejszego od siebie, a w Garizim Andronika i Menelausa, którzy jeszcze byli srożsi dla mieszkańców. W miejscach świętych wznieśli świątynie pogańskie: w Garizim dla Jowisza gościnnego Jovis Hospitalis, a w Jeruzalem dla Jowisza olimpijskiego, Jovis Olimpii. 11 Liber Machabaeor. roz. V. 23. VI. 2.
„Gdy tedy przejdziecie Jordan, postawcie kamienie na górze Hebal.
„I zbudujesz tam ołtarz Panu Bogu Twojemu z kamienia, którego się żelazo nie tknęło. Z kamienia nieciosanego i niewygładzonego, i ofiarujesz na nim całopalenie Bogu Twojemu. I napiszesz na kamieniach słowa Zakonu wyraźnie i jasno. I rzekł Mojżesz: pilnuj a słuchaj Izraelu, zostałeś ludem Pana Boga Twego, będziesz słuchał głosu Jego, będziesz czynił rozkazania i sprawiedliwości, które przykazał tobie. Wzniósł Jozue ołtarz Panu Bogu Izraela na górze Hebal, jako rozkazał Mojżesz sługa Boży ludowi izraelskiemu, jako jest napisano w prawach jego. I na kamieniu prawa Mojżeszowe wyrył, na nowo całkowicie je powtórzył, potem do ogłoszenia błogosławieństwa i przekleństwa przystąpił. Ks. Jozue. rozdz. 8.
Za górami Garyzim i Hebal jest miasto Naplouse, dawniejsze Sichem, w ziemi, która się Chananejską zowie, albowiem w niéj mieszkali Chananejczycy. Przeszedł ją Abraham aż do miasta Sychem i okazał się mu Pan i rzekł: Ziemię tę dam następcom twoim, i Abraham postawił ołtarz Panu. Ziemia odtąd nazwana jest ziemią obiecaną, do któréj zdążyło pokolenie Abrahamowe i w niéj osiadło tam, gdzie był ołtarz postawiony dla prawdziwego Boga i gdzie się objawił Pan Bóg Abrahamowi. Sychem jest tego objawienia i ołtarza zbudowanego prawdziwemu Bogu pamiątką. Jakob patryarcha, gdy miał ołtarz w Bethel zbudować, zebrał wszystkie posągi, obrazki, zausznice, i zakopał około Sychem. W Sychem mieszkali synowie Jakóbowi i paśli trzody. Do Sychem wysłał Jakob Józefa, aby się dowiedział, co się z synami i z trzodami ich stało. Błądzącego w drodze do Sychem spotkał człowiek, który wskazał, gdzie bracia jego z Sychem odeszli. W Genesis o tém czytamy.
Sychem, czytamy w księgach Jozuego, było w pokoleniu Ephraim syna Józefowego, zwane miastem ucisku. Naleiało do liczby tych, w których niewinni, przypadkowo dopuściwszy się mężobójstwa, od zemsty się chronili, byli bezpieczni i niewydawani aż do śmierci arcy-kapłana, po któréj powrócić mogli do miejsca i rodziny swojéj. Zebrał Jozue wszystek lud aż do Sichem i przykazania Boże nanowo im powtórzył, i przyrzeczenia ich spełnienia otrzymał, na pamiątkę kamień wielki położył pod dębem. Kamienie o prawach Bożych, o lasce udzielonéj ludowi izraelskiemu świadczyły. Na dwóch tablicach kamiennych wyrył Mojżesz dziesięcioro przykazań Boskich. Kamienie, wyniesione z głębi Jordanu, świadczyły o cudowném wybawieniu z niewoli egipskiej Izraela, przejściu jego przez morze Czerwone i przez rzekę Jordan do ziemi obiecanéj. Kamień, położony przez Jozuego pod dębem w Sychem świadczył o solennie powtórzonem przyrzeczeniu Izraela spełnienia przykazań Boskich.
W cudownem przymierzu Boga z Abrahamem i potomkami jego, widziéć należy figurę Nowego Zakonu. Zbudowanym został Kościół święty, w którym prawa najdoskonalszego życia objawiono całéj ludzkosci. Dziś wszysey są ludem wybraným, ludem wezwanym do czci prawdziwéj, jakiéj chce Bóg, jakiéj szuka, mówiąc słowy Pisma św.: quam quaerit, w duchu i w prawdzie, jako Bóg jest duchem i prawdą wiekuistą. Miejsca w Ziemi św., o których mówi Pismo święte, są jako głoski i wyrazy, z których się składa księga rozmyślań i nauki o zakonie Bożym, o przymierzu Boga i Zbawiciela, zawartém z Abrahamem przedtem i dziś ze wszystkimi synami ludzkimi przez Kościół mający Boskie słowo, niezmienną naukę, zapewnienie wiekuistego żywota i żywą wodę. Żywa woda, którą pijąc, nikt łaknąć nie będzie, jakby wytrysnęła z ust Zbawiciela, i dziś najobficiéj płynie w Kościele Bożym od Chrystusa Pana zbudowanym.
Sychem jest miejscem rodzinném Abimelecha. Giedeon, syn Joasa, wybawił Izrael od Madyanitów i zwyciężył ich, królem być nie chciał, mówiąc, że Pan Bóg jest i będzie królem waszym. Brat jego, Jeroboal, syn Jonasza, miał siedmdziesięciu synów, z wielu nałożnic, a w Sychem urodził mu się syn Abimelech, który siedmdziesięciu braci swoich zamordował na jednym kamieniu. Wybrali go Sychemici na króla i dopomogli do zamordowania braci jego. Najmłodszy tylko brat Jonatan uciekł od śmierci i z góry Garyzim rzucił na miasto Sychem przekleństwo. Kara Boska zawsze i oczywiście potwory takie zgniatała, tak się stało z Abimelechem. Morderca, który zwycięstwa odnosił, przed bramą, miasta, które zdobywał, z ręki niewiasty zginął, kamieniem rozbiła głowę jego. W dziejach obok potworów widzimy szlachetnych mężów, którzy duszę znękaną widokiem zbrodni tylu pocieszają i wzmacniają. W walce, która zawsze się toczy między zbrodnią i życiem cnotliwém, świętém, między fałszem i prawdą, Bóg i sprawiedliwość odniosą zwycięstwo. I tak widzimy, Abimelech morderca zaledwie trzy lata mógł się utrzymać. Stryj jego, Giedeon, który po odniesioném zwycięstwie władzy sobie ofiarowanej nie przyjął, i chwały Boskiéj pragnął, i ją na celu miał, lat 40 rządził i sądził w Izraelu. Spokojnie umarł w późnéj starości i pogrzebion jest w grobie ojca swojego.
Sebastieh jest to Samarya. Sanour Bethulia Judyty.
Starożytny Dothain i Engannim są to miejsca téż znane i wspominane w Piśmie św.
Za czasów panowania króla Azy w Jeruzalem, królem izraelskim był Amry, który złość czynił przed oczyma Pańskiemi. Kupił górę u Semera i zbudował miasto, które nazwał po imieniu Semera Samaryą i ta była stolicą królów izraelskich. Syn Amry Achab królował 22 lata w Samaryi, pojął za żonę niegodziwą Jezabel, córkę króla sydońskiego, złością i niegodziwością przewyższył wszystkich królów izraelskich, którzy go poprzedzili. Samarya została stolicą występnych, wsławioną przez niegodziwą Jezabel. Ks. królewskie 3, roz. XVI. 24. 32.
Za czasów Achaba był głód gwałtowny w Samaryi. Pan posłał Eliasza do Achaba. 3. Lib. Reg. roz. 18. 2. Benadad, król syryjski, walczył przeciwko Samaryi, Achab go zwyciężył, ale że go wolnym z rąk swych wypuścił, wtedy z ust proroka usłyszał: iżeś puścił męża godnego śmierci z ręki swéj, będzie dusza twoja za duszę jego, a lud twój za lud jego. W Samaryi, obok pałacu Achabowego, miał Naboth małą winnicę swoję, którą miéć Achab zapragnął, i wydarł winnicę Nabothowi i życie. Eliasz prorok przepowiedział Achabowi karę strasznéj śmierci, i żonie jego Jezabel, jako psy na ulicy lizać będą krew ich. Za ową winnicę i niewinną krew Nabotha ukarał Pan Bóg Achaba; będąc razem z Jozafatem, królem judzkim na wojnie, śmiertelnie ranionym został. Król Achab był obrzydłym, bo go do wszystkiego poduszczała niegodziwa żona Jezabel. Słysząc proroctwo, jeśli zginie w mieście, psy krew jego będą lizały, a jeśli w polu, rozszarpią go ptaki, nawrócił się i pokutował; klęski przeto, które miały spotkać królestwo, Bóg do późniejszego czasu oddalił. Kiedy się zeszli ze sobą przeciw królowi syryjskiemu na wojnę Achab z Jozafatem, obaj królowie w królewskich szatach siedzieli przed bramami miasta.
Micheasz i inni prorokowali, azali się powiedzie wojna, którą rozpoczął Achab dla odebrania z rąk Syryi Ramoth Galaad. Stoczono bitwę, w któréj ugodzony strzałą Achab, śmiertelnie ranny, wkrótce umarł. Krew jego na wóz ściekała, przywieziony do Samaryi, tam był pogrzebany, omyto jego wóz w sadzawce Samaryi, psylizały krew jego, i spełniło się proroctwo. Ochoziasz, Achaba syn, królował w Samaryi dwa lata. 3. Księgi królewskie, roz. XXII. 10. 38. 52.
Samarya, nowo założone miasto, wzniosło się prędko, będąc stolicą pysznych, rozkosznych królów, którzy w niém postawili świątynię dla Baala, a dla siebie król Achab dom z kości słoniowéj. Była nad nim wyraźna już kara Boża, król syryjski, walcząc, mówił: Nie chcę nikogo zgładzić i zabijać nie pragnę, tylko jednego króla izraelskiego. Kiedy z całéj siły uderzono na obóz Jozafata, gdy poznali Syryjczycy omyłkę, że to król judzki, natychmiast odwrócili swój atak. Z niechcenia rzucona strzała śmiertelnie ugodziła Achaba. Występki zawsze i na téj ziemi są ukarane, szczególnie życie w rozkoszach trawione przez tych, którzy są na czele władzy. Zbytki, rozkosze cielesne, zwykle się łączą z okrucieństwem. Duszą rozpusty, okrucieństwa jest zła niewiasta, która panuje nad słabym mężem, który jest ohydném jéj zbrodni narzędziem. Taka była Jezabel okrutna, dzika, jak nigdy żadna niewiasta. W téj epoce powstał prorok Eliasz, którego potęga, siła, tém olbrzymiéj się wyrażała, że tak ohydnym był wówczas dom królewski. Potęga ducha, słowo proroka zgniotły, zwyciężyły władzę królów. Eliasz prorok w ręku miał kary Boże, odejmował deszcze ziemi i uspokajał głód gwałtowny. Był figurą Namiestnika apostolskiego, jakby jego poprzednikiem, który siłę Bożą, moc Jego, ma w ręku swojém, i walczy z władzą królów tego świata, która go zniszczyć pragnie i wszelkimi uciskami trapi. Władza ta, wobec niezwalczonéj ducha Bożego siły, w proch się obróci, i ile wstrętu, dzikością, barbarzyństwem obudza, tyle upadkiém swym zdziwi, jako niegdyś królestwo Achaba i Jezabeli, jako śnieg przed promieniem słońca, od siły ducha Bożego, który w najwyższej swej mocy uosobił się w człowieku nędzarzu, żyjącym z jałmużny. Gromy Niebios miał w ręku swojem i trony ziemskie kruszył. Eliaszem nowego zakonu jest namiestnik apostolski, zastępca Zbawiciela.
Ochozyasz syn Achaba w Samaryi upadł w sali swego domu, nie powstał i umarł. 4. ks. królewskie. Roz. 1. 2. Elizeusz prorok z góry Karmelu poszedł do Samaryi po ukaraniu dzieci, które się najgrawały z niego. 4. ks. królew. Roz. 11. 25.
Joram, brat Ochozyasza, syn Achaba, królował nad Izraelem w Samaryi lat 12. Z Samaryi wyszedł na wojnę przeciw Moabitom, którzy zerwali z królami Izraelskimi przymierze, po śmierci Achaba. Dla króla Jozafata który razem wiódł wojnę, nad Moabitami odnieśli zwycięstwo. 4. ks. król.
Roz. III. 1. 6. Elizeusz mąż wielki, prorok mieszkał w Samaryi, uleczył Naamana wodza syryjskiego z trądu, zalecając mu się omyć w Jordanie razy siedm. a sługa jego, że wziął dary od Naamana, okryty został trądem 4. ks. królew. Roz. 11.
Elizeusz prorok, ostrzegł króla Izraelskiego o zasadzkach wojsk Syryjskich, tak dalece, że się królowi Syryjskiemu wydawało, że miał zdrajcę, który donosił, a gdy powiedziano, że w Izraelu jest prorok, który od Boga wié wszystko, wysłał męże zbrojne, aby Elizeusza zamordowali. Elizeusz się modlił, a ci, którzy go zabić mieli, oślepli; ociemnialych Elizeusz wprowadził do Samaryi, i oddał ich w ręce króla Izraelskiego, który, wedle słów Elizeusza, przyjąwszy ich, gościnnie nakarmił, i bez krzywdy odesłał. Powrócili do króla swego opowiadając cud, który widzieli. 4. ks. królewskie Roz. IV.
W Samaryi, w czasie oblężenia przez Benedada, króla Syryjskiego, był głód wielki, jakiego w wojnach nie pamiętano, jaki się potém powtórzył przy zburzeniu Jerozolimy gdy była przez Tytusa oblężoną. Gnój gołębi za wielką cenę sprzedawano, i głowy ośle. Król rozdarł szaty, pod któremi nosił włosiennicę, gdy się skarżyła niewiasta na towarzyszkę, z którą zjadła syna swego, a potém gdy miała zjeść syna drugiej niewiasty, ta ukryła i zabić do zjedzenia nie dała. Gdy się straszne rzeczy działy, Elizeusz prorok przepowiedział, że nazajutrz o téj porze za małą monetkę jeden stater, sprzedawać będą korzec białéj mąki pszennéj. Tak się stało, postrach padł na obóz Syryjski, w nocy zdawało się jakoby słyszeli trąby i huk broni, myśląc, że drudzy królowie przyszli na pomoc królowi Izraelskiemu, z wielkim popłochem z obozu uciekli, zostawując wielkie zapasy chleba, wszelkiéj żywnosci, i niezliczone bogactwa. O tém nie wiedzieli mieszkańcy Samaryi, i w głodzie by dłużéj marli mając już tylko pięć koni w mieście, bo wszystkie były zjedzone. Ubodzy trędowaci widząc, że ich śmierć z głodu w mieście czeka, postanowili wyjść do obozu Syryjskiego, pewni będąc, że nic ich tam gorszego spotkać nie może. Znalazłszy obóz opuszczony, wiedzieć dali królowi. Nie wierzono im, myśląc że jest w tém zasadzka; gdy się potém przekonano, że za Jordan Syryjczykowie uciekli, cały obóz rozebrano i żywność wszelką, i korzec mąki białéj, jak przepowiedział Elizeusz, za jeden stater sprzedawano. Mąż od króla wysyłany, który słysząc proroctwo Elizeusza nie uwierzył, został zgniecionym w tłumie. To się stało w Samaryi, czytamy W 4. ks. królew. Roz. VII. 1. 18.
Bóg karze brak wiary, który nie uwierzył, życie w bramie utracił, kiedy cały lud był wybawionym. W starym zakonie nie było jeszcze tyle cudów ile ich doznano, widziano, gdy Bóg sam stał się człowiekiem, i dla zbawienia rodu ludzkiego ofiarował się na najokrutniejszą mękę. Brak wiary, że się to stać nie może, co przechodzi pojęcie, co się zdaje być niepodobném, jest grzechem nieodpuszczonym przeciw Duchowi świętemu. Przykłady kary Boskiéj, za brak wiary, jak przy oblężeniu Samaryi, nieraz były widziane. Grzechem ściągającym karę Bożą jest zły uczynek, jako: zabójstwo, wszeteczeństwo, i inne, i równy jemu brak wiary.
Obrazą Boga jest, za doznane laski, niewdzięcznością. Występkiem jest, ubliżeniem, nie uwierzyć mężowi Božemu, a cóż dopiero Bogu samemu, który jakby zniecierpliwiony nieustającém zuchwalstwem, zaślepieniem człowieka, sam własnémi usty przemówił, i prawdę, która jest tylko w Bogu, objawił. Brak wiary słowu Bożemu, objawieniu dotykalnemu, widzialnemu, żywemu, i osobistemu wcieleniu Boga-człowieka, w tych, którzy w wierze świętéj są zrodzeni, i naukę prawdy otrzymali, jest najwyższym stopniem nędzy, i upadku duchowego.
Eliasz, Elizeusz, i inni starego zakonu prorocy, co do potęgi, siły ducha, mocy czynienia cudów najszczytniéj się wznieśli, przewyższyli niemal świętych Pańskich. Na tle najohydniejszéj bezbożności pogańskich wieków, wśród powszechnego uzwierzęcenia i barbarzyństwa, gdy sumienie narodów uśpiono, wolno się było dopuszczać zbrodni, wszeteczeństw, bez zdziwienia oburzenia ludzkiego, bez żadnego hamulca w prawie! Gdy nie było władzy duchownéj, któraby czuwała nad wypełnieniem praw Boskich. Na tle tak czarném, potrzeba było, aby zaświecili jak tęcza na chmurach mężowie nadprzyrodzeni, mężowie nieporównani, olbrzymi duchowi, prorocy, którzy byli iż tak rzekę zarodkiem i początkiem, i wegielnym kamieniem władzy duchownéj, którą Bóg ustanowił nad światem w Kościele Bożym.
Joachas syn Jehu królował w Samaryi lat 17. Nie odstąpili królowie od grzechów Jeroboama, któremi siebie i królestwo skazili. Joachas pogrzebany jest w Samargi z ojcy swemi. Po nim królował Joas syn Joachasa lat 16. Joas był grzesznym i złym królem, i wojnę wiódł z królem Judzkim Amazyaszem. Zasnąwszy pogrzeban jest z Ojcy swemi królmi Izraelskimi w Samaryi, a Jeroboam siadł na stolicy jego. 4. ks. królew. Roz. 13. 1. 13. Elizeusz tu zachorzał, i od niemocy swojéj umarł. Przyszedł do umiérającego Joas król Izraelski i płakał mówiąc: Ojcze mój, ojcze mój, wodzu i stérniku Izraela. Pobłogosławił wtedy strzały króla, któremi trzykroć Syryjczyków zwyciężył. Umarł Elizeusz i pogrzebali go. 4. ks. królew. Roz. XIII. 20. Joas, król Izraelski zwyciężył Amazyasza króla Judy, przełamał mur jerozolimski od bramy Ephraim na 400 łokci, aż do bramy narożnéj. Pobrał wszystkie złoto, i srebro, i wszystkie naczynia, które były w domu Pańskim i w skarbcach królewskich, ludzi w zakład, i wrócił się do Samaryi. Zasnął Joas, i pogrzebany jest w Samaryi z królami Izraelskimi, i na jego miejscu królował Jeroboam syn jego. Królował lat 41 i czynił źle, jak poprzednicy jego. Zasnął Jeroboam, na jego miejscu królował syn jego. 4. księgi królewskie. Rozdział 14. Zacharyasz syn Jeroboama królował sześć miesięcy, nie odstąpił od grzechów Jeroboama syna Nabat. Zamordowany został od Salum syna Jabes który na jego miejscu panował. Potomkowie Jehu panowali w Samaryi do czwartego pokolenia. Ten tylko panował jeden miesiąc, wpadł w zasadzkę, którą uczynił dla króla swego, i zabitym został przez Manahema. Ten królował w Sam lat 10, wykupił Izrael od Phula króla Asyryjskiego, który okup wziąwszy powrócił do ziemi swojéj. Po nim dwa lata panował w Samaryi Phacee. Syn Manahema ustąpił mu tronu i przezeń zamordowany został. Czynili źle przed obliczem Pańskiém, nie odstępując grzechów Jeroboama. Phocee syn Romelijana panował lat 20. Za jego czasów wszedł do królestwa Izraelskiego król Asyryjski Theglatphalazar, zabrał siedm miast wielkich, Galilee, i ziemię Nephtali.
Wszyscy królowie Izraelscy wiedli życie występne, wpadali w bałwochwalstwo, z poganami się łączyli. Królowie Judzcy z małym wyjątkiem byli pobożni, cnotliwi, i bojący się Boga. Co się działo w królestwach Izraela i Judy, to samo i dziś widzimy. Królowie Judzcy potomkowie prawych królów legalnie panujących, odziedziczyli cnoty, przymioty królewskie. Samarytańscy Izraelscy przywłaszczyli tron oderwaniem się od swych królów, rozpustni gwałtownicy wdzierali się do władzy morderstwem i sami przez swych hetmanów byli zabijani. Charakter prawych królów i władców jest jasny, wyraźny, i różny od uzurpatorów. Ci zwycięstwem lub szczęśliwym trafem choć ogarną władzę, nie tracą cechy ludzi bez zasad, nie szanujących prawa. Chociażby powodzeniem byli uwieńczeni,“ nigdy dostojnymi i szlachetnymi być nie umieją. Nikczemni, namiętni, i małej duszy, oparci na przekupionych stronnikach, po krótkiem powodzeniu wracają do nicestwa, z którego się nielegalnie dźwignęli.
Ci uzurpatorowie mordercy, którzy się dziś, jakby jakiem prawem, rewolucyą osłaniają, i sądzą być prawymi naczelnikami narodų, umieją naród tylko do grzechu i do upadku moralnego przywieść. Jeroboam po śmierci Salomona, zuchwałym oporem królowi swojemu, został naczelnikiem i królem. On i następcy szli najgorszą drogą, i cały naród do zgorszenia, wielkich grzechów, i upadku przywiedli. Przyszło do takiego wyuzdania, nadużyć w królestwie Izraelskiem, że je sobie Pan obrzydził, chociaż się składało z pokoleń wybranego narodu. Stało się to, co się zawsze dzieje, na co się ciągle patrzymy, gdy wpadli nieprzyjaciele, naród nie zdołał wśród siebie utworzyć dzielnej obrony. Zwyciężony, pobity, pogański Izrael został ofiarą najezdnika Salmanazara, króla Asyryjskiego, który dobył Samaryi, i mieszkańców zagnał do Babilonu. Nowym ludem kraj zdobyty osiedlił. Przywiódł ludzi z Babilonu z Kuthy, i innych dalekich miejsc, i osadził ich w miastach Samarytańskich na miejscu synów Izraelskich, którzy z ojczyzny niegdyś kwitnącej, w ciężką, poszli niewolę. Cudzoziemcy jednak chociaż mogą zniszczyć kraj zabrany, ale osiedlić innym ludem, ożywić go, nie są w mocy, zostawują po sobie gruzy, zniszczenie, ale nic zbudować nie mogąc sami ustępują nakoniec. Nowo osiedleni mieszkańce Asyryjscy ginęli od lwów, którzy się rzucając na ludzi wielu ich wymordowało. Król Asyryjski przywiódł na powrót kapłanów Izraelskich, którzy dawną religiją utrzymując i cześć prawego jednego Boga, tę klęskę wielką uspokoili. 4. ks. królewskie Roz. XVII. 1. 28.
W ks. Paralip. 11. roz. 28 czytamy ten szczegół. Mężowie Izraelscy, odnieśli wielkie nad Judzkiem królestwem zwycięstwo, i szli do Samaryi napowrót z bogatym lupem i z wielu niewolnikami, zaszedł im droge prorok Oded, tyle umiał ich skruszyć, że więźniów wszystkich okrywszy, ich obuwszy, a starych wsadziwszy na bydlęta, do ojczyzny odesłali. Słowa proroków, mężów Bożych miały znaczenie w dawnych wiekach; w czasie wojny, w sprawach większej wagi, radzono się ich, słuchali ich głosu królowie, i mężowie zbrojni. Niecnym i nikczemnym był król, który nie słuchał proroka, lekce go ważył. W społeczeństwach dzisiejszych nie uznają mężów Bożych, nie wierzą, aby mąż Boży sprawami ludzkiemi mógł kierować. Niegdyś prorocy jedném słowem szeregi zbrojne zwracali w inną stronę, i postanowienie królów zmieniali, i wolę ich jako trzcinę kruszyli. Tę moc proroków, Bóg Ojciec nasz Zbawiciel, który świat oświecił, odrodził, wybawił, oddał Namiestnikowi Apostolskiemu, Biskupowi Rzymskiemu. Papieże jako Elijasz, Elizeusz, kruszyli wolę cesarzów, uspokajali wojny, duchem swym, sprawami świata całego kierowali, w wiekach gorliwości chrześcijańskiej. Kiedy dziś świat zostawiwszy sobie tylko miano chrześcijańskie zupełnie na nowo pogańskim został, oderwał się od władzy Namiestników Apostolskich, wydarł się z opieki Bożych mężów nowego Zakonu proroków. Ale odtąd ugodził weń miecz Boży, nastąpiło zupełne zburzenie zasad, i porządku moralnego. Wre i kipi wewnątrz narodów, domowa wojna, straszniejsza od napadu najdzikszych najezdników pochodzi z własnego ludu, który już chrześcijańskim być poprzestał.
Q Samaryi w proroctwie Izajasza czytamy: Jakom uczynił Samaryi i bałwanom jej, także uczynię Jeruzalem i balwanom jego. Roz. 10. 9. 10. Prorok i kapłan są, splugawieni. W domu moim znalazłem złość ich, mówi Pan. Przeto droga ich będzie jako ślizgawica w ciemności, bo się poślizną i powalą na niej, bo przywiodę na nie złe, mówi Pan. I w prorokach Samaryi widziałem nierozum, prorocy czcili Baala i zwodzili lud mój Izraelski. Jeremiasz 23. 13. Ezechiel prorok, gdy wyrzucą grzechy Jerozolimie, mówi o Samaryi jakoby o mieście najgorszém, najwystępniejszém, które kładzie obok Sodomy. „Siostra twoja Samarya ona i córki jej, które mieszkają po lewicy twojej, a siostra twoja mniejsza niż ty, która mieszka po prawicy twojej, Sodoma i córki jej. Niemal gorsze czyniłaś rzeczy niźli one we wszech drogach twoich. Oto ta była nieprawość Sodomy, siostry twej, pycha, sytość chleba, dostatek, i próżnowanie; ręki niedostatecznemu i ubogiemu nie podawała. Sodoma i Gomora połowicą grzechów twoich Samaryo nie zgrzeszyły. Tyś zwyciężyła złościami swemi, i usprawiedliwiłaś siostry twe wszemi obrzydłościami twemi, któreś czyniła. Ezechiel Roz. 16, Ezechiel Jeruzalem, i Samaryą zowie siostrami, Jeruzalem zowie Oliba, a Samaryą Oella. Olibę upomina, gromi, przeraża przykładem elli, która w nieprawościach była starszą, doświadczenszą. Drogą siostry chodziłaś, dam ci jej kielich w rękę twoję. Kielich siostry twej pić będziesz głęboki, będziesz pośmiewiskiem, natrząsaniem, boleścią, o Jeruzalem napełnioną, będziesz załością i smutkiem, kielichem siostry swej Samaryi. Wypijesz go aż do dna, skorupy pozresz, podrzesz swe piersi. Rzekł Pan do mnie, mówi Ezechiel: Synu człowieczy, będziesz sądził Oellę i Olibe, i oznajmisz im niecnoty ich. Ezechiel XXIII. 33. Słowo Pańskie, które się stało do Micheasza, Achaza, i Ezechijasza królów Judzkich.
Słuchajcie narodowie! i niech słucha ziemia, a niech Pan Bóg będzie świadkiem, Pan z kościoła swego świętego, Pan wynijdzie z miejsca swego i deptać będzie po wysokościach ziemie. I zniszczeją góry pod nim, a doliny roztopnieją jak wosk od oblicza ognia, jako wody, które spadają z góry. I położę Samaryą jako gromadę kamienia na polu, gdy sadzą winnicę, ściągną kamienie Jej w dolinę, fundamenta jej odkryję.“ Ezechiel Roz. 1.
Samarya odszczepiwszy się od prawego królestwa, od kościoła swego, była figurą, obrazem dzisiejszych królestw świata tego, które się od Kościoła oderwały. Do nich się stosuje to, cośmy czytali w prorokach. Państwa świata tego, które się spiknęły na Kościół święty, i kamienując go, prześladując, wyprzedziły swą siostrę Samaryę we wszystkich nieprawościach jej, i przeszyły boleśnie serce męża Bożego, Głowę naszego Kościoła, który opowiadając złości ich ku Bogu, ku prawdziwej czci prowadzi je, i skłania, chcąc uratować od gromu Pańskiego, który im z sprawiedliwości Bożej jako siostrze ich Samaryi jest przygotowany.
Sanour jest to dawna Bethulija, o której w ks. Judyt czytamy, Holofernes proroka Acheora, który mu powiadał, że Bóg Izrael zasłoni mocą swoją, rozkazał prowadzić do Bethulii. Uwiązawszy go słudzy do drzewa, przed Bethuliją, zostawili, a wrócili do Pana swego. Procnicy znalazłszy uwiązanego przy drzewie rozwiązali, i odprowadzili do Bethulii. Holofernes chcąc przekonać proroka, że nie masz Boga tylko Nabuchodonozor, kazał go odprowadzić do ludu Izraelskiego, aby razem z nim zginął. Ks. Judyth. Roz. 6. Oblegając Bethuliją Holofernes, straże około źródeł postawił, i przywiódł do tego, że w mieście oblężoném zupełnie już wody zabrakło. Roz. 7. 1. 11. W Bethulii umarł Manasses w czasie żniwa jęczmiennego od upalenia słonecznego i tam pogrzebany. Roz. 8. 3. Kiedy Judyth już była w obozie Holofernesa, miała pozwolenie wchodzić i wychodzić. Przez trzy dni wychodziła na dolinę Bethulii i omywała się w źródle wody. Roz. XII. 7. Po zabiciu Holofernesa, kiedy wszyscy przerażeni uciekać zaczęli, wszyscy ci, którzy byli w Bethulii weszli do obozu asyryjskiego, i znaleźli tyle rzeczy, że je zabrawszy zbogacili się od najstarszego do najmniejszego. Najwyższy kapłan z Jeruzalem przybył do Bethulii, aby mógł Judyth oglądać. Roz. 15. 9. 10. Judyth stała się wielką w Bethulii, była najsławniejszą w całej ziemi Izraelskiej.
Była przykładem dla ludu, do cnót przyłożyła czystość, nie zaślubiła innego męża, w domu męża swego żyła lat 105, w grobie męża swego w Bethulii pochowana.
Dothan czyli Dothain na lewo drogi będący jest miejscem, gdzie Józef wysłany od Ojca znalazł swych braci. Kiedy nastąpił postrach wielki w Izraelu po wejściu Holofernesa, pisał Arcykłapłan, aby osadzono wstępy na góry, i broniono przejść między górami. Pisał do wszystkich, którzy byli przeciw Ezdrelon, która leży koło Dothain. Żołnierze Holofernesa, całe wojsko idące dla zniszczenia Izraela przechodziło Dothain. Idący na walkę z Izraelem szli brzegiem góry aż na szczyt jej, skąd był widok na Dothain, od miejsca, które się zowie Belma aż do Chelmon, które jest naprzeciw Ezdrelon. Ks. Judyth. Roz. VII. Elizeusz prorok, kiedy go pojmać chciano i wysłano ludzi, był wtedy w Dothain, oślepił ich i zawiódł do Samarii.
Dijennin-Engannim w księgach Jozuego. Na dzieci Issachara naznacza Jaramoth i Engannim z przedmieściami ich, cztéry miasta. Na granicy Zabulon w dziale Issachara była dolina Ezdrelon, dawna dolina Megiddo Meri Ibn-Amer.
Tu Barak i Debora odnieśli wielkie zwycięstwo. Gedeon zniósł Madianitów, a Saul i Jonathan byli tu zwyciężeni.
Laeture Zabalon in exitu suo et Issachar in tabernaculis teus. Obok tej doliny jest góra Gelboe, na którą zgromadził Saul mężów Izraelskich i został zabitym wśród nieszczęśliwej walki, w której Pan Bóg dał zupełne zwycięstwo Filistynom. Zapytał Dawid młodzieńca, ktory uciekł z obozu Izraelskiego, zkąd wiesz, że umarł Saul i Jonathas syn jego? Trafem przyszedłem na górę Gelboe, a Saul tkwił na oszczepie swoim, i rzekł mi, zabij, albowiem cierpię męki wielkie. Zabiłem go, wiedząc, że już żyć nie mógł, wziąłem koronę z głowy jego, i płaszcz z ramion, i przyniosłem do ciebie Pana mojego. 2 ks. królew. Roz. 1. Wziął Dawid kosci Saulowe i kości Jonathy syna jego od mężów Jabes Galaad, którzy je byli ukradli z Bethsan gdzie je zawiesili Filistynowie, gdy zabili Saula w Gilboe 2. ks. królewsk. Roz.
XXI. 12. Co do śmierci Saula inaczej mówią księgi królewskie, inaczej księgi Paralipomenon. W pierwszych czytamy że sam Saul padł na miecz swój i nim się przeszył, i żył jeszcze w mękach. Amalekita go spotkał i dobił na prośbę jego, bo wielce cierpiał. W księgach Paralipomenon czytamy, gdy wojsko jego zostało porażone, i synowie, między którymi był Jonathan, byli zabici, wtedy Saul prosił giermka aby go zabił mieczem, aby nieprzyjaciele, gdy nadejdą, z niego się nie uragali. Giermek tego uczynić nie chciał. Saul porwał miecz swój i padł naú. Giermek obaczywszy, że Saul nie żyje, padł téż na swój miecz i umarł. Ks. 1. Paralipom. Roz. 10. Jakkolwiek bądź umarł Saul w Gelboe. W tej księdze Roz. 10. czytamy: Filistynowie zwyciężyli Izraela, uciekli mężowie Izraelscy przed Filistyny i polegli na górze Gelboe. Drugiego dnia zwłócząc Filistynowie łupy z pobitych, znaleźli Saula i synów jego leżących na górze Gelboe. 1. ks. Paralipomenon. Roz. 10. 8.
Naprzeciw Gelboe jest Sulem albo Sunam, Sulem-Sumem. Kiedy Saul zebrał mężów Izraelskich na górze Gelboe, w Sunam zebrali się Filistynowie. Sunam jest zaraz około El-Fouleh pamiętne bitwą i zwycięstwem generała Bonapartego. Issachara dziedzictwem były Kassoloth Sunam ks. Jozue XIX. 18. Przez te Sunam przechodził często Elizeusz, z wielką go czcią przyjmowała niewiasta Sunamitka. Chcąc odwdzięczyć jej uprzejmość, gdy jedyny syn jej umarł, modląc się nad nim, kładąc usta swe na usta jego, oczy swe na oczy jego, ręce na ręce jego, dziecię umarłe ożywił. Bóg przez proroków wskrzeszał umarłe. Gdybyście, mówi Pan, rzekli górze: idź z miejsca, toby się poruszyła. Wszystko uczynić może Pan tym, którzy weń wierzą, którzy Go szczerze proszą. Wiara zawsze cuda czyniła i czynić będzie. Prośmy Boga o najgorętszą, o najżywszą wiarę, i o mężów Bożych, abyśmy przez nie cuda Boże widzieć, oglądać mogli w czasach naszych, które do takiego już przyszły upadku, że mężów Bożych nie oglądamy, i niegodni jesteśmy mieć już ludzi świętych. W narodzie gdy jest mąż święty, będzie tarczą jego, zasłoni od gniewu Bożego, i cuda wielkie uczyni.
Gdy się król Dawid zestarzał, szukali mu młodej panienki w ziemi Izraelskiej, i znaleźli Abizag Sunamitkę i przywiedli ją do króla. Ks. III. królewskie. Roz. 1. Około Sunam jest Endor, dokąd się udawał Saul radzić się wieszczki czém Boga obraził. Między Endor i Sunam jest miasto Naim nad rzeką Cison w bliskości góry Tabor. Miasto było ludne i ozdobne. Ruiny jego widać z góry Tabor. W Naim syna jedynego wdowy, niesionego do pogrzebania, Zbawiciel wrócił do życia. W społeczeństwie, w któremby najbardziej były rozpasane obyczaje i życie, jak widzieliśmy w starożytnych wiekach, a żyli w niém święci Pańscy, i mężowie olbrzymi duchowi, prorocy; ci przeważali szalę wszelkich nieprawości. Społeczność téż acz zepsuta wydawała owoce. Widzieliśmy to w czasach pogańskich. Gdy nie tak jest zepsucie wydatne, gdy jest pewna og/ada obyczajowa jak to dziś widzimy, a nie ma świętych Pańskich, Społeczność ta jest w gorszym stanie, i czasy dzisiejsze postępowemi zwane stoją niżej od starożytnych wieków.
Ku Nazaretowi się zbliżając, przedstawia się nam Galilea najpowabniejsza i najżyźniejsza prowincya w Palestynie. Jeden z towarzyszów naszej pielgrzymki, zapytał księdza kapelana (Aumonier), czy jesteśmy już w Galilei? Alboż nie odgadło jej serce twoje. Galilea w której przebył Chrystus Pan swą młodość jest chrześcijańskich serc ojczyzną. Zupełnie inny jest jej widok, więcej już zieloności, równin, ziemi uprawnej, i żyznej, nie ma tych kamienistych gór Judei, znaczne tu są lasy dębowe. Dąb jest od zwyczajnych odmienny, bardziej krzaczysty. Jakby wieńcem Galilei jest góra Tabor oddzielna, szczytna, przytyka do gór Libanu, jest ich odłamkiem, ale odosobnionyn. Nacieszywszy się widokiem zielonych równin Galilei, i oglądając zdala panującą nad całą przestrzenią, górę Tabor, przybyliśmy do Nazaret do miejsca pobytu Chrystusa w Jego dzieciństwie i młodości, który, jak wiemy, mianował się Jezusem Nazarenskim. Zajechaliśmy do klasztoru, gdzie już nas oczekiwał miły i uprzejmy ksiądz gwardyan. Po nieprzerwanej 4rodniowej konnej drodze miły był spoczynek w Nazarecie, który przypomina ustroń wiejską. Nie ma tu zaciśnienia miast wschodnich, wiele świeżego powietrza, i barwnej zieleni, strumień miły, w którym N. M. Panna czerpała wodę, i nad którym spotykamy dziś niewiasty, w tym samym stroju, i tym sposobem na głowie w dzbanach noszące wodę. Dom dla pielgrzymów obszerny z refektarzem, korytarzami, galeryą i dziedzińcem. Używaliśmy tu przechadzki i ożywionej rozmowy. Przylgnęliśmy całem sercem do Nazaretu, dlatego, że kościół katolicki zupełnie jest tu oddzielny od greckiej cerkwi. Miejsce święte, w którem mieszkała N. M. Panna, gdzie Anioł Jej zwiastował porodzenie Zbawiciela, to jest miejsce Zwiastowania, wyłącznie należy do katolików. W Jeruzalemie, w Betleem, pod jednym dachem się mieszcząKatolicy, Grecy, Ormianie, z sobą nie zjednoczeni, rozdzieleni wiarą i duchem, są przeto z sobą w niejedności i niechęci, która serce przeszywa, na duszy cięży i jest przeszkodą do modlitwy. W Nazaret wyłącznie miejsce święte jest pod opieką zakonników św. Franciszka. Panuje tu cisza i najsłodszy pokój w Panu naszym Jezusie Chrystusie. W grocie, w której nastąpiło Zwiastowanie, gdzie był domek N. M. Panny cudownie do Loretu przeniesiony, odprawiają się codziennie Msze św. i szyzmatycy tam nie wchodzą. Gdzie Anioł zwiastował N. M. Pannie łaskę Bożą, i pierwszy wyrzekł: Zdrowaś Maryo, te słowa, które za Nim powtarzają przez 19 wieków niezliczone miliony chrześcijan, jest kolumna, zawieszona na sklepieniu. Przy pamiątce anielskiego pozdrowienia, Pan Bóg pozwolił mi najrzewniejszą modlitwą, jakby rosą niebieską odrodzić serce, i duszę moje. Ci, którzy pielgrzymują li-tylko dla miłości Pana Boga, a przez rozmyślanie i modlitwę, ku zrozumieniu lepszemu Pisma św., do doskonałości życia dążą, znajdą w grocie N. M. Panny źródło najobfitsze łaski Bożej, żywą wodę, słodkość niewymowną, przedsmak szcześcia wiekuistego, przygotowanego dla wiernych Bogu i wybranych. W Nazarecie jest codzienna procesya po nieszporach, przez cały kościół idąca do groty. Zwiedza się też domek, miejsce, w którym Chrystus Pan pracował z Józefem, jako rzemieślnik, który do katolików należy, i ma dotąd cechę ubóstwa, w jakiem żył Zbawiciel. Odtąd ubóstwo zostało ubłogosławione, wśród tryumfów, zwycięstw, panowania nad światem, które tak długo Kościoła Bożego udziałem było, ubóstwo w nim stale obserwowano. Zakon św. Franciszka wielki w Kościele Bożym, zupełnie jest ubóstwu poświęcony. Dlatego temu li tylko Zakonowi wyłącznie oddano miejsca święte. Tu dotąd przez wszystkie wieki najostrzejsze prawa zakonne św. Franciszka się dochowują tak, jak były w początku przy utworzeniu Zakonu wprowadzone. Žarliwość, nieustanna modlitwa i najostrzejsza pokuta. Ksiądz Drohujewski, reformat w Pielgrzymce swojej mówi: „Miejsce, gdzie Gabryel archanioł zwiastował N. M. Pannie, od św. Heleny dwoma porfirowemi kolumnami było ozdobione. Na dole położony okrąg z wyrytemi literami: „Et Verbum hic caro factum est.“ Te kolumny równej są wysokości i grubości w skale postawione, wpuszczone w sklepienie, przez wiele wieków trwale stały. Basza Ptolemaidy, uwiedziony łakomstwem, spodziewając się pod kolumną N. M. Panny wynaleźć skarby, rozkazał rozwalić, od połowy Arabowie wskroś ją przekuli, skarbów nie znaleźli. Rzecz podziwienia godna, ogromna kolumna na niczem u dołu nie wsparta, w cienkiem u góry sklepieniu utkwiona, dotąd wisi, każdego swym widokiem zadziwia. Druga kolumna Gabryela w swem miejscu nienaruszona stoi. Źródło, z którego N. M. Panna czerpała wodę, do domu nosząc, należy dziś do Greków. Tam, gdzie był domek ubogi, w którym Chrystus Pan pracował jak rzemieślnik, za czasów królestwa chrześcijańskiego był wspaniały kościół, z którego już śladu dziś nie ma. Chrystus Pan nauczał w synagodze żydowskiej i wymawiając obłudę i nieprawości, tak dalece kapłanów i starszych żydowskich oburzył, że go ze synagogi wynieśli na górę, aby go strącić w przepaść; odtąd ta góra zowie się górą Przepaści. Chrystus Pan jednak wpośród nich bezpiecznie przeszedł. Wybiegła ku tej górze N. M. Panna, chcąc się dowiedzieć, co się z Jezusem stało, serce Jej jakby mieczem było przeszyte. Spotkała zdrowego i bezpiecznego, wracając do Nazaret. Między świętem miejscem Zwiastowania a górą Przepaści, stał niegdyś wspaniały kościół i klasztor panien zakonnych za czasów tryumfującego chrześcijaństwa pod tytułem N. M. Panny, którego dziś śladów już nie ma.
Tradycya nieprzeżyta, niezniszczona, wskazuje miejsca wspaniałych gmachów, kościołów i klasztorów, któremi była zasiana, iż tak rzekę, Palestyna po zwycięstwie rycerzy wieków średnich i zaprowadzeniu chrześcijańskiego królestwa. Jaka była gorliwość, poświęcenie się, szczéra wiara i miłość Boga ludzi w piérwszych wiekach chrześcijańskich, możemy powziąć miarę, gdy tyle uczyniono oiar dla zdobycia Ziemi świętėj, i ozdobiono ją wspaniałymi gmachami, w których najokazalėj, najświetniėj, nieprzerwana we dnie i w nocy jaśniała chwała Boża. Po dwakroć widzieliśmy chrześcijaństwo w Ziemi św. tryumfujące: za czasów cesarzowéj Heleny i królestwa chrześcijańskiego, za Godfreda de Bouillon. Oczekujemy jeszcze raz trzeci równego tryumfu, który je przewyższy i nigdy się nie ukończy.
W Nazarecie jest okrąg, 47 piędzi trzymający wedle księdza Drohojewskiego; jest-to stół, na ktorym Chrystus Pan z apostołami przed śmiercią i po zmartwychwstaniu wieczerzał. Stół w Jeruzalem, na którym ustanowił Pan Nasz Przenajświętszy Sakrament, jest przeniesiony do Rzymu i najdroższą jest relikwią, kościoła Lateraneńskiego. Stół w Nazarecie zostaje dotąd na miejscu. W dawnéj synagodze żydowskiej, w której Chrystus Pan nauczał, był ołtarz, przed chą i złością ludzką zwycięstwa. Protestantyzm, reformacya, dawniej się tylko wydzierały od zwierzchności i nauki Kościoła, dziś już depczą Kościół św., znieważają św. apostolską stolicę. Niedowiarstwo zaparło się już i Boga, ubrane w cesarską koronę stało się straszniejszem od islamu. Ten cios nowy, Kościołowi i chrześcijaństwu zadany, odwrócić mogą modlitwa, kontemplacya i życie zakonne.
Wstępując duchownie na górę Karmelu, podnieśmy serca nasze, pamiętajmy, że królestwo Boże nastąpić musi, przywiodą je wierni Pańscy, mężowie, jak mówi Pismo św., walecznicy; potężnych zwalczą, będą od nich mocniejsi ci, którzy się przeciw Panu spiknęli i zebrali się społem na zagładę Kościoła Pańskiego, odpadną kopyta od koni ich, gdy uciekać będą pędem wielkim. Gonić je będziesz nawałnością Twoją i zatrwożysz je w gniewie Twoim. Niechaj się zawstydzą i zatrwożą na wieki wieków. Psalm 82.
Kiedy była susza wielka, lud ginął z upragnienia i zagrożony był głodem. Król Achab sądzil, że Elijasz niepokoił, że się to stało z jego przyczyny, ale Elijasz żądał, aby się zebrali wszyscy kapłani Baala na górę Karmelu i czynili ofiary, prosząc Boga, aby ogień zesłał na pobite woły. Wołali, krzyczeli napróżno. Na głos Elijasza dwa stały się cuda. Ogień z nieba zapalił ofiary, potem spadł deszcz. Wziął dwanaście kamieni według liczby pokoleń synow Jakóba, i zbudował z kamienia ołtarz w imię Pańskie. A gdy już czas był, żeby było ofiarowane całopalenie, przystąpiwszy prorok Elijasz rzekł: „Panie Boże Abrahamów, Izaaków i Izraelów, pokaż dziś, żeś Ty jest Bóg Izraelów, a ja sługa Twój. Wysłuchaj mię, Panie, wysłuchaj mię, żeby poznał ten lud, żeś Ty jest Pan Bóg, i nawrócił serce ich. I spadł ogień Pański i pożarł całopalenie, i drwa, i kamienie, i proch też i wodę. Co gdy ujrzał wszystek lud, padł na oblicze swoje i rzekł: Pan On jest Bogiem. Elijasz wszedł na wierzch Karmelu i nachylił się ku ziemi i rzekł do sługi swego: Idź, pojrzyj ku morzu i wracaj się po siedmkroć. Niebo się zamienia na wzór cegieł obrabianego, i z cegieł pomjeszanych, bo takim sposobem domy podówczas w Palestynie murowano, na wewnątrz długości piędzi 42, szerokości 18, wysokości 19. Nim został marmurami ozdobiony, miał dach z kominem i sufit drewniany, teraz jest okrągło zasklepiony. Przedtem jedno tylko było do niego wejście, dziś dwoje naprzeciw sobie, a trzecie do wyjścia wyrobione. W przedniej ścianie znajduje się okno, przed którem stoi ołtarz. Z obu stron ściany domku pokrywają białe marmury. Wszystkie cztery ściany mają naokoło ozdobne facyaty, które otaczają szesnaście kolumn, pomiędzy tymi w wyższych i niższych framugach są posągi Sybilli i proroków, a na tablaturach rznięte tajemnice życia Maryi. Wewnątrz domek jest przedzielony srebrną kratą, za którą w wykutej framudze jest statua N. M. Panny, piastującej Zbawiciela. Na boku dwie szafki, w jednej są miseczki, z których jadała N. M. Panna, w drugiej Jej sukienki czerwonego koloru, z materyi teraz nieznanej, przez tyle wieków zachowanej od zepsucia. Ściany za kratą są okryte srebrnemi blachami, a we framudze złotemi, w których osadzone kamienie drogie. Sukienka N. M. Panny jest szczero-złota, brylantami okryta, korony na obu głowach i świat w ręku są szczerozłote, dyamentami okryte. Okrąg złoty nad statuą ma gwiazdy z pereł i dyamentów. Framuga ze statuą jest za kratą przy ołtarzu, przy którym odprawiają się codziennie msze święte. Około framugi jest dwunastu apostołów szczero-złotych, z tych dwóch znaczniejszej wielkości trzymają lichtarze, w których palą się zawsze świece. Przed samą statuą nieustannie 23 lamp się pali szczero-złotych, z których jedna od Zygmunta III, a druga od książąt Jabłonowskich jest ofiarowaną. Znajdują się rozliczne vota złote i srebrne. Jedno z nich jest od Władysława Warneńczyka zawieszone.“
Z Nazaretu powędrowaliśmy na górę Tabor do Tyberyady, tamże z powrotem. Zapowiedział, jakto był zwyczaj, wieczorem prezes (le président de la caravane), że o szóstej zrana siadamy na koń, abyśmy mogli słuchać mszy św. na górze Tabor. Jeden z członków głośno zaprotestował i sprzeczać się począł, mówiąc: bardzo jest dobrze słuchać mszy św. w niedzielę, ale nie codzień. Widziałem jak się uniósł kapelan, ale nic nie odrzekł; pomimo opozycyi wyjechaliśmy rano o szóstej, i za dwie godziny byliśmy już na górze Tabor, gdzie kapelan karawany miał mszę św. W Nazarecie zostali Duhamel, profesor, dość stary człowiek, którego znużyła konna jazda, i Mr. de la Bérangérie, bardzo niezgrabny, który się tak zmęczył, że nie mógł bez pomocy na konia wsiadać; zawsze się z niego naśmiewano, najpóźniej przyjeżdżał, kiedy się zbliżał krzyczano: de la Bérangérie, de la Bérangérie.
Przybyliśmy dość rano na tę górę i słuchaliśmy z rozrzewnieniem mszy św. Na tej to górze wybrani apostołowie pragnęli wznieść trzy wielkie świątynie: jednę dla Chrystusa Pana, drugą dla Mojżesza, trzecią dla Eliasza. Tu się spełniło przemienienie Pańskie. Człowiek okryty został jasnością niebieską, której, oprócz wybranych apostołów Piotra, Jakóba, Jana, nikt jeszcze na tej ziemi nie widział. Trzej mężowie zgodnie zaświadczyli, że jasność Boska, okrywająca Zbawiciela, była najprawdziwszem zjawiskiem, faktem istotnym. Dobrze nam tu być, rzekli apostołowie na górze Tabor, i zapragnęli zbudowania tam kościołów. Toż samo uczuwa pielgrzym, gdy jest tak szczęśliwym, że stanąć może na tej górze. Wybranych Pańskich, apostołów uczucie przejmowało serce cesarzowej Heleny. Pragnienie, przepełniające jej duszę, spełnionem zostało, wzniesionym był na górze Tabor wielki kościół. Czas, który nic nie oszczędza, tę zburzył świątynię, jak gdyby ludzie nie byli jej godni. Trzy dziś stojące małe i puste nawet kapliczki, są jakoby oznaką chrześcijańskiej nadziei, że przed końcem wieków pragnienie apostolskie spełnionem zostanie.
Pamiątka przemienienia Pańskiego najszczególniej w Polsce jest obserwowaną i zachowaną w pamięci i sercu wiernych, w modlitwach zwanych koronką do Przemienienia Pańskiego. Ta koronka jest w ustach niemal każdego Polaka, wcieloną jest do codziennego nabożeństwa. Z tym cudem jesteśmy codzienną modlitwą złączeni. W imię tego cudu na górze Tabor przemienienia Zbawiciela naszego, proszą, ze łzami Polacy o przemienienie nieszczęsnego losu ich ojczyzny, wielkiego, nowego cudu z wiarą i ufnością, wyglądają.
Góra Tabor nie jest kamienistą, albo niedostępną, na sam szczyt jej nie tylko wejść, ale konno wjechać można, rozlicznych ziół i kwiatów jest pełną, najprzyjemniejszą ma wegetacyę. Zbieraliśmy tam bukiety rozlicznych i pięknych kwiatów. Po wysłuchaniu mszy św. na górze Tabor, tego samego dnia wcześnie stanęliśmy nad jeziorem Genezaret, które morzem Galilejskiem mianują. Jezioro i jego brzegi są prawdziwym powabem Galilei, jakby jej ogrodem. Chrystus Pan swoją wędrówkę, w której nauczał i cuda czynił, kierował ku temu jezioru, jako do miejsca, w którem ludzie zwykli się zbierać. Tak z Nazaretu, z całej okolicy zbierali się ludzie jakby w ogrodzie nad tem przyjemnem i powabnem jeziorem. Tu się skupiały rzesze, które Pan cudownem rozmnożeniem chleba nakarmił. Nad tą wodą przeczystą wznosi się góra, na której Chrystus Pan opowiadał Ewangelię, z której nowemu Zakonowi udzielone zostało błogosławieństwo, jak niegdyś staremu z góry Garizim. Wypowiedzianych było ośm błogosławieństw usty Zbawiciela na tej górze, nazwanej górą Błogosławieństw, i niemal cała Ewangelija. Nad tem jeziorem wybrał Chrystus Pan Piotra na ucznia apostolskiego i głowę Kościoła. Tu stoi mały kościołek, pamiątka wezwania Piotrowego, tu położona opoka, na której stanął Kościół święty. W Ewangelii nie tylko jest moc Boża, słowo Boga, mające Jego potęgę i siłę, ale i niewymowna słodycz, która napełnia serce ludzkie. Żadna nauka ludzka i wszelka wiedza, umiejętność, niezdolną jest, nie może napełnić serca człowieka, tak zachwycającą, rzewną słodyczą, tak doskonadym pokojem, dlatego tak szczególnie czcimy miejsca, na których była opowiadaną. Miejsca Galilei, góra Błogosławieństw i doliny otaczające jezioro Genezaret, napełniają serce słodyczą Ewangelii. Widząc te święta miejsca, rzec możemy: Panie napełniłeś słodkością serca nasze! Z rozrzewnieniem oglądałem kościółek św. Piotra, na miejscu, w którem na apostoła był wybrany. Był ubogim rybakiem, prostaczkiem, na jakich świat nie patrzy. Chrystus Pan wybrał go na głowę Kościoła, męża bez nauki, bez majątku, żyjącego z pracy rąk swoich. Wszędzie był Piotr najbliższym Zbawiciela, najsilniej weń uwierzył. Przejrzał, że Chrystus był Bogiem. W Ziemi Świętej, w miejscach, na których była opowiadaną, Ewangelija, on jeden, Piotr, głowa Kościoła, Jego opoka, ma kościół swój. Kiedy tyle najokazalszych gmachów, które wzniosła cesarzowa Helena i królowie jerozolimscy, runęło, w proch się rozsypało, ubogi kościołek św. Piotra stoi nieporuszony, jakoby na świadectwo słów Zbawiciela: „Piotrze, ty jesteś opoką, na niej zbuduję Kościół mój.“
Namioty nasze rozłożone były nad samem jeziorem, pożywaliśmy na wieczerzę wyborne ryby, których połowem zajmowali się apostołowie. W nocy powstała burza na Genezaret bardzo silna. Błyskawice z najczarniejszych chmur wiszących rozjaśniały chwilowo wielką ciemność. Burza miotała silnie i fale uderzały jedne o drugie z takim rykiem, zdawało się, że woda wystąpi z brzegów, nadal się nie utrzyma w granicach swoich. Tak wielkiej burzy na morzach, po których płynąłem, nigdy nie spotkałem. Zdaje się jakby umyślnie była przysłaną, aby pielgrzymi ujrzeli oczyma swemi, co czytamy w Ewangelii. Było to około północy, drżały od wichru namioty, ryk burzy wszystkich przerażał, nikt nie spał. Pragnąłem wyjść z namiotu, aby widzieć tę samą burzę, która tak przeraziła Piotra i wywołała słowa: „ratuj, Panie, giniemy.“ Nikt nie wychodził, patrząc na drugich, też nie wyszedłem. Nie mogłem potem uspokoić utęsknienia mego i żalu z opuszczonej zręczności widzenia tej burzy, wśród której Chrystus Pan rzekł: „Człowieku małej wiary, czemużeś wątpił?“ Ku temu morzu i dziś się przygarnęli pielgrzymi izraelscy. Z całego świata dążą żydzi na koniec dni swoich do Ziemi obiecanej. Nie w innem miejscu, tylko nad jeziorem Genezaret się osiedlają. Tyberyada jest dziś miastem żydowskiem, zupełnie się różni od miast wschodnich. Podobną jest do miasteczek polskich, ulice dość szerokie, kilka ma synagog, wieczorem w piątek były otwarte. Z ulicy można było widzieć je oświecone i zapełnione żydami. Wszedłszy, podziwiony byłem modlitwą tak głęboką, gwałtowną, i namiętną. Tak się modlạc, jak się modlą żydzi w Tyberyadzie, niepodobna już do zwyczajnego wracać życia, jest-to modlitwa wygnańców i żydów, którzy opuścili doczesne interesa i zostali prawdziwymi żydami, jakimi byli ich przodkowie. Spotkałem tam wielu z Polski, z których jedni np. ze Starokonstantynowa mówili po polsku, a drudzy z głębszej Ukrainy z powiatu czehryńskiego, po rusku. Żydzi wszędzie obudzają wstręt, którego największe usiłowania uhamować nie mogą. Powodem tego jest ich nieprawość, nieuczciwość, nieszlachetność w każdym kroku życia i łakomstwo do ostateczności posunięte. W Ziemi św. tylko spotkałem żydów, którzy tego wstrętu nie obudzają, żydów wyzutych z chciwości, Bogu tylko i czci swej ziemi, pamiątek narodowych, poświęconych. Żydzi w Jerozolimie w dzień szabatu, zachowując majestatyczną powagę i postać, i w Tyberyadzie, okazują nam, czem żydzi byli i czemby być mogli, gdyby to prawo, które w literze zachować umieli przez tyle wieków, zastosowali do życia swego.
W Tyberyadzie jest łazienka przez Ibrahima baszę urządzona, gorącej kąpieli mineralnej, która w wielu chorobach uzdrawia. Kąpali sie w niej pielgrzymi dla przyjemności. Ja byłem wtedy trochę chory, po raz pierwszy uczułem znużenie długiej wędrówki, po tej gorącej kąpieli wskoczyłem zaraz do zimnej w jeziorze Genezaret, i to mię zupełnie uzdrowiło. Mogłem długo jeszcze konno odbywać podróż do Bejrutu, a potem na górę Liban, jakbym nanowo ją rozpoczynał. Wracaliśmy z Tyberyady do Nazaretu spiesznym marszem, rzucając tylko wejrzenia na górę Błogosławieństw, nie wchodziliśmy na nią, nie mieliśmy udziału w odpuście, który tam jest przywiązany przez Stolice apostolską, bo siedm godzin drogi, całodzienną podróż, w czterech tylko godzinach odbyliśmy. Pragnąłem na tę górę wskoczyć, jednym tchem ujrzeć to miejsce, na którem stały stopy naszego Zbawiciela, gdzie słowa Ewangelii były z ust Jego wyrzeczone, oblać łzami. Ale nikt nie chciał mi towarzyszyć, lękałem się rozstawać z karawaną, aby się nie zbłąkać ku wieczorowi. Byłem niegodnym wstąpić na tę górę. Za szczęśliwych mam pielgrzymów, którzy na nią weszli, na niej się modlili, czytali Ewangeliją, i zapisali ją żywemi głoskami w swem sercu, i odpust udzielony przez Stolicę apostolską ofiarować mogli za rodziców zmarłych.
Za górą błogosławieństw przed Nazaretem samym, jest Kana Galilejska. Widzieliśmy tylko z daleka podwórko małego domku, nade drogą, w którym odprawiły się gody. Ksiądz Drohojewski mówi, że w Kanie też był wspaniały kościół przez cesarzowę Holenę postawiony, a potem po jego zrujnowaniu był mały kościołek, w którym zachowaną była jedna z sześciu stągwi, w której woda w wino przemienioną została. Ta stągiew służyła za chrzcielnicę. Tej stągwi, i kościołka, nam nikt nie wskazywał. Stanęliśmy w Nazarecie napowrót w uprzejmym, gościnnym, serdecznie nas przyjmującym klasztorku. Pamiętny dla mnie wieczór w Nazarecie, po powrocie z góry Tabor i z Tyberyady. Wzmocniony na duchu, uzdrowiony zupełnie, podniosłem głos mój do Francuzów. Bóg dał moc słowu memu, sam przez się nie ośmieliłbym się cudzoziemiec, tak śmiało przemawiać.
Wyłożyłem błędy ich edukacyi, literatury, w których ciągle i wyłącznie rozwijają miłość własną, i oddają wyłącznie cześć sobie samym, tak dalece, że i w Ziemi Świętej od tego chwalenia się i wynoszenia się nad innych, uwolnić się nie mogą. Mowy kapłanów przy grobie Pańskim są wyłącznie miłością siebie samych przejęte. Ta miłość własna tak zaślepia, tak oczy zasłania, že jasno prawdy poznać nie mogą, ani zrobić postępu prawdziwego do udoskonalenia, które, każdego narodu, a szczególnie francuskiego, jest powinnością. Nie mając w swem sercu miłości bliźniego, lekceważą inne narody. Nienawidzą, jeśli są równie potężne i ukształcone jak Anglija, albo pogardzają prostemi, niewykształconemi, jakiemi są n. p. Arabi, albo są najzupełniej dla innych obojętni. To, co ich odosobnia tak dalece, że pomimo świetności nieraz doznanej w dziejach, zawsze dla odosobnienia swego, ponosili klęski, i nieustannie upadali. Ce qui va du coeur va au coeur, nie mając miłości ku innym, wzajemnie wzbudzić nie możecie uczucia, jakie mieć naród francuski powinien, którego powołanie jest być chlubą, wieńcem Kościoła, ludzkości ozdobą. Złą drogą idąc, coraz, zamiast się wznosić, upadacie; zneutralizować możecie sławne swe męstwo i przejść do haniebnej rozsypki, do upadku, którego uniknąć potrafiły inne narody mniej znaczące, dla zbytniego rozmiłowania się w wygodach, przyjemnościach i rozkoszy życia. Rzecz dziwna i cudowna niemal, Francuzów gadatliwych i draźliwych zniewoliłem do milczenia, i słuchania. Mówiąc najgorzej po francusku, w téj chwili długo płynnie, jak najlepiej mówiłem, zrozumiałem ten dar języków, którym Bóg obdarzył sług swoich w Jerozolimie.
Z Nazaretu, piękną, przyjemną drogą dążyliśmy do Karmelu. Na Karmel wjechaliśmy konno. Góra jest przystępną, okryta najpiękniejszą roślinnością, drzewami owocowemi. Salomon uwieńczoną głowę oblubienicy porównywa do Karmelu, mówiąc: caput tuum est Carmelus. Nic nad nią już piękniejszego nie ma, szczególnie stanąwszy na jej szczycie, przed klasztorem, okazały na morze jest widok. To miejsce jest Eliasza proroka godnym jego pomnikiem. Dziś na Karmelu jest kościół nowo postawiony dość mały, i nie jest starożytną świątynią, bazyliką, któraby tak stosowną była w tém miejscu. Ksiądz Hołowiński dokładnie dzieje góry Karmelu opisal. Przedtem tu była mała kapliczka nim dzisiejszy kościół z ofiar postawiono, w której tylko trzech zakonników za czasów jeszcze księdza Drohojewskiego przebywało, i ci dla najazdów i rozbojów chronili się do klasztoru O.O. Franciszkanów w S. Jean d’Acre. Dziś są już duże gmachy około kościoła dla pomieszczenia podróżnych, którzy tam zwykle dłuższy czas przebywają, i zakonników, których dziś jest liczba daleko większa.
Za czasu panowania królów w Jerozolimie, w czasie wojen krzyżowych, na górze Karmelu bardzo wielu mieszkało anachoretów, pustelników, zakonników. Jako kwiatami tak świątobliwemi ludźmi cały Karmel był okryty. Napady zbójców po powrocie władzy Saraceńskiej, pustelników, mężów Bożych wytępiły. Z Karmelu weszliśmy do Fenicyi, kraju, który w starożytności handlem i bogactwem słynął. W cieniu drzew pomarańczowych i cytrynowych, mieliśmy nocleg w namiotach. Nazajutrz byliśmy w dawnéj Ptolomaidzie, którą rycerze krzyżowi nazwali S. Jean d’Acre. Ostatni to był punkt ich władzy i zwycięstw. Tu przy kościele św. Jana S. Giovanni d’Acri, był konwent O.O. Franciszkanów, i tu kolebka kawalerów Ś-to Jańskich, którzy naprzód rezydowali w S. Jean d’Acre, potem na wyspie Rhodos. Po jej straceniu zamieszkali w odstąpionéj od królów hiszpańskich Malcie, i nazwali się odtąd kawalerami Maltańskiemi. Zwiedzaliśmy w S. Jean d’Acre twierdzę turecką pierwszorzędną.
Od tak dawna mówią o upadku Turcyi, o jej rozbiorze, zupełnej dezorganizacyi, jednak jej artylerya w najlepszym jest stanie, ciągle się udoskonala i kształci, równa się nawet, przewyższa, artyleryą państw innych. Twierdze tureckie są silne, dobrze uorganizowane, i pięknie artystycznie zbudowane. Są to jakby dawne zamki razem i ozdobne rezydencye baszów. Na spotkanie karawany francuskiej wychodził w S. Jean d’Acre basza.
Wielkość ich zupełnie przeminęła, ślady dawnego Tyru są tak starożytne, z nich już nic rozpoznać nie można. Są to gruzowiska murów, które przed utworzeniem się Grecyi istniały. Dawny Tyr zniszczył naprzód Nabuchodonozor, potem Aleksander Wielki, nakoniec Saraceni, i nie powstał już nigdy. W Sydonie się urodziła Dydona, fundatorka Kartageny, Jezabel tyranka proroków, królowa izraelska. Tu Aleksander Wielki zwyciężył Daryusza. Tu Piotr św. wyznał Chrystusa Pana być Bogiem. Na pamiątkę tego wyznania król Balduin założył katedrę i Biskupstwo. Tyr i Sydon dziś są tylko wielkich miast ruiny. Po ich zniszczeniu, dopiero wzniosła się Kartaga, a ileż wieków, już od upadku jej minęło. Potęga Tyru i Sydonu przeto do najdawniejszej starożytności zupełnie już zamierzchłej należy. Gdzie chwała, bogactwo, i potęga świata zaległa w gruzach, tam się wznosi chwała Boża. Księża Jezuici pobudowali w tych czasach kościoły, i klasztory mocne, i piękne, a w nich zbawienne, i użyteczne zakłady. Księża Jezuici nie mają dotąd swych kolegijów w Konstantynopolu, w Turcyi Europejskiej, w Palestynie. W Tyrze i w Syonie są pierwsze ich posterunki, jakoby przednie straże, od tych miejsc wszedzie są ich domy, w Syryi całej, szczególnie na górze Libanu są duchownemi panami tej ziemi. Gdzie tylko są, w każdem miejscu, a szczególnie na Wschodzie, odznaczają, się i celują poświęceniem dla rozszerzenia chwały Boskiéj, tryumfu katolickiego Kościoła, pracą użyteczną, zbawienną, i wielostronnem ukształceniem. Ludzi wychowują religijnie i moralnie, w rzemiosłach, sztukach, i najrozmaitszych naukach, najgruntowniejszym wykładem doskonalą. Przed pierwszą kasatą najświetniej stali na Wschodzie, mieli najokazalsze kolegija. Po wielu latach wróciwszy, zupełnie nie dbając o dawne swe gmachy, nie upominając się o nie, na nowych miejscach z gruntu najpiękniejsze zbudowali, i najużyteczniejsze instytucye wprowadzili. Znałem dotąd Jezuitów europejskich, w sukni księży świeckich z pasem jedwabnym, i w szerokich płaszczach, z kwadratowemi biretami, jak widzimy portrety księdza Skargi, albo św. Stanisława Kostki. W Tyrze, po raz pierwszy ujrzałem księży Jezuitów wschodnich, w ryzach popów ruskich, z ogromnemi rekawami, z brodą, z kołpakiem na głowie, z różnicą jedną tylko we włosach, mają głowy z tyłu ostrzyżone; popi ruscy włosy we dwie kosy splatają, albo noszą je rozpuszczone.
Będąć z polskiej Rusi, gdzie obrzydzenie i wstręt katolicy mają do szyzmatyckich popów, jako pełnych zawziętości, i grubijaństwa, wierzyć własnym oczom nie mogłem widząc w ubiorze popa szyzmatyckiego najżarliwszych katolików łacińskich, księży Jezuitów. Na Wschodzie jest dotąd niechęć do łacinników, pochodzi od czasów greckich, gdy Grecya w Rzymianach nieprzyjaciół miała i zwycięzców. Ludy wschodnie mając gorącą miłość do swego rytu, obrządków, zwyczajów, lękają się utracić je przez łacińskie wpływy, przez rzymskich księży, a szczególnie Jezuitów. Jezuici przebrali się w popów wschodnich, w formie od nich się niczém nie różnią. Dobrodziejstwami, darami hojnemi, opieką, księży wschodnich do swoich kościołów wprowadzili, ci z ochotą, z przyjemnością odprawiają solenne msze św. w jezuickich kościołach. Kościoły jezuickie gromadzą tłumy ludzi wschodniego obrządku; dyzunitów, szyzmatyków na Wschodzie, zjednoczyli z Kościołem rzymsko-katolickim Jezuici. Unija tam coraz się powiększa i szerzy.
Przybyliśmy nakoniec do Bejrutu. Jest to miasto portowe, z jednéj strony dotyka morza Śródziemnego, a z drugiéj góry Libanu. Tu się skończyła podróż wspólna karawany naszéj. Tęż samą drogę z Nazaretu do Bejrutu, o której w ogólnych rysach mówiłem, przebieżny raz jeszcze w sposób wyżej wskazany to jest cytując z Pisma Świętego ustępy zastosowane do każdego z miejsc na tej drodze będących. Z Nazaretu jechaliśmy jedną drogą do Tyberyady, a wracaliśmy inną. O siedm godzin i pół oddalony jest Nazaret od Tyberyady.
I stało się: przyszedł Jezus od Nazaret galilejskiego, i ochrzczony od Jana w Jordanie. Marka Ewangelija rozdział 1. 9.
A miesiąca szóstego posłan jest Anioł Gabryel od Boga do miasta galilejskiego, któremu imię Nazaret. Łukasza Ewangelija Rozdział 1. 20. Szedl Józef z Galilei z miasta Nazaret do miasta Dawidowego Bethleem, dlatego, że był z domu Dawidowego, aby był popisan z Maryą, poslubioną sobie małżonką, która była brzemienną. Ewangelija Łuk. Roz. 2. 4.
Po narodzeniu Chrystusa Pana i spełnieniu wszystkich przepisów zakonu, powrócili do Nazaret. Gdy będąc na świętach w Jeruzalem, powracali i nie znaleźli Chrystusa Pana, z wielkim niepokojem, troską powrócili do Jeruzalem, szukając Go znaleźli w kościele rozprawiającego z doktory.
Gdy wymawiali że tyle im przyniósł fracunku, rzekł im: na coście mnie szukali. Nie wiecież, że ja tam być powinienem, gdzie są sprawy ojca mojego. In his quae sunt Patris mei oportet me esse. Wyszedł z niemi, poszedł do Nazaret, i był im podległy, rósł w mądrości, w latach, w lasce u Boga i u ludzi. Ewang. Łuk. Roz. 2. 52.
Gdy Józef wracał z Egiptu, lękał się wejść do ziemi Judzkiej, w której panował syn Heroda, ostrzeżony we śnie ustąpił w strony galilejskie i mieszkał w mieście, które zowią Nazareth, aby się wypełniło, co jest rzeczono przez proroków, iż Nazarejskim będzie nazwany. Ewangelija Mateusza. Rozdział 11. 23.
Usłyszawszy Jezus, że Jan był pojman, odszedł do Galilei. I opuściwszy miasto Nazareth mieszkał w Kapharnaum. Ewangelija Mateusza. Rozdz. IV. 13.
Przyszedłszy do ojczyzny swojéj nauczał w bożnicach ich. Zdumieli się i mówili: Skąd ta mądrość i cuda. Ażali to nie jest syn cieśli w Nazaret. I gorszyli się z Niego. A Jezus rzekł im: Prorok ma cześć, wyjąwszy ojczyzny i domu swego. Ewangelija Mateusza XIII. 54. 58.
Gdy wjechał do Jeruzalem wzruszyło się całe miasto zapytując się kto to jest? Rzesze mówiły: jest to Jezus prorok z Nazaretu Galilejskiego. Ewan. Mat. Rozdz. 21. 11.
Jezus wrócił się w mocy Ducha do Galilei i była o nim sława po wszytkiej krainie. I przyszedł do Nazaretu, gdzie był wychowany. Wedle zwyczaju swego wszedł w szabat do bóżnicy, otworzył księge i zaczął czytać. Ewangelija Łukasza. Roz. 4. 13. 15. Znalazłszy Filip Nathanela rzekł mu: Naleźliśmy tego, o którym pisał Mojżesz w zakonie i prorocy, Jezusa syna Józefowego z Nazaretu. I rzekł mu Nathanael: Możeż co być z Nazaretu. Rzekł mu Filip: Pójdź a oglądaj. Ewan. św. Jana. Roz. I. 45. 45.
W każdym narodzie, rzekł Piotr, kto się Boga boi, a czyni sprawiedliwość, jest Mu przyjemny. Jużem tego doznał, że się Bóg nie ogląda na osoby. Słowo Bóg posłał synom izraelskim, opowiadając pokój przez Jezusa Chrystusa, który jest panem wszystkich.
Wyznaczajac dział Issaharowi powiada Jozue, granica jego aż do Thabor, a kończyny Jordan, miast sześnaście.
Ks. Jozue. Roz. XIX. 22.
Debora, która siadywała pod palmą swego imienia sądziła lud, przyzwała Baraka synem Abinoem z Nephtali i rzekła: przykazał ci Pan Bóg. Idź, wiedź wojsko na górę Thabor, weźmiesz z sobą 10, 000 rycerzów z synów Nephtali i z synów Zabulon. Oznajmiono Sisarze hetmanowi nieprzyjacielskich wojsk, że Barak wstąpił na górę Thabor. Rzekła Debora do Baraka: Oto jest dzień, w którym ci Pan Bóg dał Sisarę w ręce twoje, sam jest wodzem twoim. Zstąpił Barak z góry Thabor i 10, 000 rycerzy z nim, odnieśli najpełniejsze zwycięstwo. Sisara zskoczywszy z wozu pieszo uciekał, w domu, w którym się schronił, we śnie umarł. Ks.
Sędz. Roz. 4. 21.
Gedeon, jak wiemy, gdy miasta nieprzyjaciół zabrał, mieszkańców pozabijał, rzekł do Zebee i Salomona: Jacy byli mężowie, któreście pomordowali na Thabor. Odpowiedzieli: Tobie podobni, jeden z nich jako syn królewski. Bracia moi! byli to synowie matki mojej, rzekł Gedeon, gdybyście je byli żywo zachowali, byłbym was nie zabił. Ks. Sędziow. Roz. 7. 18.
Gdy Samuel namaścił Saula, na króla Izraela, dał mu znak ten, któryby mu dowodził, że on jest pomazańcem Boskim, z woli Boskiej na księcia Izraela wybranym. Oto naprzód u grobu Rachel znajdziesz dwu mężów, którzy powiedzą, że się oślice znalazły, ale ojciec twój wielce o ciebie się troska. Gdy przyjdziesz do dębu Tabor spotkasz trzech mężów idących do Bethel, jeden nieść będzie troje koźląt, drugi trzy bochny chleba, trzeci flaszę wina. I. Ks. królewska. Rozdział X. 3.
Twoje są Niebiosa i Twoja też jest ziemia. Tyś stworzył północną stronę i morze Thabor i Hermon, w Imieniu Twojem radować się będą. Psalm 88. 12. 13.
Mówi król Pan zastępów, jako Thabor między górami, a jako Karmel nad morzem przyjdzie. Jeremijasz XLVI. 18.
Izrael nle skrył się przedemną, nierząd płodził Ephraim, splugawił się Izrael. Nie nawróciliście się do Boga swego, Duch wszeteczeństwa w pośrodku was, Pana nie poznali.
Słuchajcie tego kapłani, a pilnujcie domie Izraelski i domie królewski, słuchajcie, bo wam sąd jest, iżeście się stali sidłem a siecią roztoczoną na Thabor. Ozeusz. Roz. V. 1.
Przemienienie Pańskie. Wziąwszy z sobą Pan Jezus Piotra, Jakóba, Jana brata jego, na górę wysoką. I w obecności ich się przemienił. Zajaśniało oblicze jego jako słońce! wybielały szaty jak śnieg. Mojżesz i Elijasz się okazali i rozmawiali z Nim. Rzekł tedy Piotr: Panie, dobrze nam tu być, uczyúmy trzy przybytki: jeden Tobie, drugi Mojżeszowi, trzeci Elijaszowi. Gdy jeszcze mówił światły obłok ich okrył. Z tego światłego obłoku głos do nich przemówił: Oto jest syn mój najmilszy, w którym Mi się upodobało, Jego słuchajcie. Usłyszawszy to uczniowie upadli na twarz i przelękli się bardzo. Przystąpiwszy Jezus dotknął się ich i rzekł: wstańcie i nie bójcie się! Podniósłszy oczy, nie widzieli nikogo, tylko samego Jezusa. Zstępującym z góry rzekł Jezus: nie opowiadajcie widzenia nikomu, dopiero jak syn człowieczy zmartwychwstanie. Ewang. Mateusza. Roz. 17. 1. 9.
W Ewangelii św. Marka zupełnie to samo co do słowa jest opowiedziane, z tym dodatkiem, że Apostołowie nie zrozumieli tego, jak zmartwychwstanie syn człowieczy, ale to słowo siluie w pamięci zachowali i pytali się wspólnie, coby to było, kiedy zmartwychwstanie. Ewangelia Marka.
Roz. IX. 1. 12.
Łukasz w swojej Ewangelii Roz. IX. o Przemienieniu Pańskiem najpiękniéj, najjaśniej mówi. Stało się po tych mowach jakoby w dni ośm, Jezus wziąwszy Piotra, Jakóba, Jana, wstąpił na górę, aby się modlić. Gdy się modlilł stała się inna postać jego oblicza, a odzienie jego białe i bardzo świetne. Dwaj mężowie Mojżesz i Elijasz rozmawiali z nim, którzy pokazali się w majestacie, Apostołowie zasnęli. Obudziwszy się ujrzeli majestat Jezusa i dwóch mężów Mojżesza i Elijasza, którzy z nim stali. Gdy Piotr mówił do Pana, uczyi}my tu trzy przybytki, wtedy stał się obłok i okrył je. Oni widząc, że jakoby weszli w obłok, przelękli się bardzo i z obłoku był głos mówiący: Oto jest syn mój kochany: jego słuchajcie. Gdy ten głos przemówił, potcm Jezus tylko sam był widziany. Nikomu w tych dniach nie mówili co na górze widzieli. Ewang. Łuk. Roz. IX. 36.
To Przemienienie jestnieomylnem Bóstwa Chrystusowego świadectwem i dowodem byłoby dostatecznym, gdyby i innycl} nie było. Przemienienie Pańskie na górze Tabor serca Chrześcijan wzruszało zachwytem i uwielbniem, jakiem byli przejęci obecni Apostołowie. Przemienienie Pańskie natchnęło Rafaela do utworzenia obrazu, który jest nrcydziełem i wiekumną cudu pomiątką. W Ewangelijach czytamy, że Clu-ystus Pan poszedł na górę się modlić. Zawiązały się przeto pewne wątpliwości na jaką górę j niektórzy badacze ziemi świętéj sądzili, ze Przemienienie nastąpiło na górze Hermon, ale tradycya zawsze wskazuje Thabor. Tę tradycyą uznawać należy za pewniejszego i lepszego od zdań uczonych i badaczy przewodnika.
U Jana w Rozdziale 6. Pan Jezus odszedł na morze galilejskie, które jest Tyberyadzkie i tam cud ucynił: z pięciorga chleba jęczmiennego, nakarmił 5000 ludzi i zebrali ułomków koszów dwanaście. Przyszedł do łodzi, w której siedzieli Aniołowie, idąc po powierzchni wody. U morza Tyberyadzkiego ukazał się Jezus po raz trzeci po zmartwychwstaniu, i Piotr wyciągnął sieć pełną ryb, i sieć się nie porwała, obiadował z niémi. Gdy obiadowali zapytywał Pan Jezus po trzykroć Piotra: „Czy mnie miłujesz? i po trzykroć mu rzekł: Paś owce, paś baranki moje.“ W Tyberyadzie Chrystus Pan ustanowił Piotra pasterzem owczarni Swojej. Ewangelija Jana. Roz. XXI. 24.
Gdy Jezus chodził nad morzem Galilejskiem, ujrzał dwóch braci: Symona, którego zowią Piotrem, i Andrzeja brata jego, zapuszczające sieci, albowiem byli rybitwi. Pójdżcie ze mną, rzekł im Jezus, a uczynię, że będziecie rybitwami ludzi. A oni natychmiast opuściwszy sieci, poszli za Nim. Ujrzał zaraz drugich dwóch braci, oprawiające sieci swoje Jakóba Zebedeuszowego, i Jana brata jego, w łodzi z Zebedeuszem ojcem ich, i wezwał ich. Oni natychmiast opuściwszy sieci i ojca, szli za Nim. Ewang. Mateusza Roz. IV. 18. 22.
Gdy wstąpił Jezus w łódź, weszli za Nim uczniowie Jego, i stało się wielkie wzruszenie na morzu, tak iż wały łódź okrywały, a On spał. Obudzili Go uczniowie Jego mówiąc: Panie, ratuj, giniemy. Czemużeście bojaźliwi i małowierni? rzekł im Jezus. Wstawszy, rozkazał wiatrom i morzu. I stało się uciszenie wielkie. Ludzie się dziwowali mówiąc: „któż to jest ten, że Mu wiatry i morze są posłuszne.
Ewang. Mat. Roz. VIII. 23 27. Wstąpił Jezus do łodzi i przewiózł się do miasta swego, a przynieśli Mu powietrzem ruszonego, któremu odpuścił grzechy, a potem uzdrowił. Ew.
Mat. Roz. 9.
Zebrały się wielkie rzesze, stały nad brzegiem, a Pan Jezus siedział w łodzi nauczając w przypowieściach, mówiąc o siewaczu, którego ziarno spadło na ziemię opoczystą przy drodze, między ciernie, i na ziemię dobrą. Dlatego przez podobieństwo im mówię, że widząc nie widzą, słysząc nie słyszą. Ewangelija Mateusza. Pw. 13.
Uczniom swoim rozkazał, wstąpcie w łódź popłynąć do drugiego brzegu, i czekać ażby nie rozpuścił rzesze, a rozpusciwszy rzesze był sam, i wszedł na górę się modlić. A łodzią wały na środku morza, jak najsilniej miotały. Chrystus Pan poszedł do uczniów swoich, idąc po morzu. Ujrzawszy Go idącego po morzu, przelękli się i z przerażenia wielkiego krzyknęli! Mówił im Jezus: miejcie ufność, jam jest, nie bójcie się. Panie rzekł Piotr: jeźliś Ty jest, każ mi przyjść po wodach. Chrystus rzekł, chodź. Wystąpiwszy Piotr z łodzi, szedł do Jezusa po wodzie. Ale widząc gwałtowny wiatr zląkł się, i zaczął tonąć, zawołał mówiąc: Panie zachowaj mię. Jezus uchwyciwszy go za rękę, rzekł mu: Małowierny czemużeś wątpił? Weszli w łódź, i wiatr ucichł. Ci, którzy byli w łodzi, przypadłszy pokłonili się Mu: mówiąc, zaprawdę Ty jesteś Syn Boży. Ewangelija Mat. Roz. XIV. 33. 34.
O wezwaniu Piotra i Andrzeja, Jakóba Jana Zebedeuszowych, nad morzem Genezaret mówi to samo Marek u Mat. Roz. 1. 16. 20.
Przy morzu Galilejskiem, to jest przy jeziorze Genezaret, po uzdrowieniu paralityka, Lewiego syna Alfeuszowego siedzącego na cle wezwał na Apostoła. Marek. 11. 13.
Gdy Faryzeuszowie rozmyślali i radzili aby Jezusa stracić, uszedł ku morzu, a wielkie rzesze szły za Nim z Judzkiej ziemi, z Galilei, z Idumei, z stron około Tyru, i Jordanu. Ewangelija Marka. Roz. III. 7. 9.
Tak były wielkie rzesze, taki nacisk, a każdy pragnał się Go dotknąć; nie mógł inaczej nauczać, tylko wchodził na łódź, był na morzu, a wszystkie rzesze na brzegu.
Z łodzi nauczał w przypowieściach, porównywając królestwo Boże do ziarna gorczycnego, do kwasu w dziéży. Ewang.
Marka. Roz. IV.
Pan Jezus przeprawił się przez jezioro Genezaret w łodzi po burzy. Na drugiej stronie jeziora, zaraz Mu zabieżał człek opętany, który rwał na sobie łańcuchy, i mieszkał w grobach. Chrystus Pan wojsko czartów zeń wygnał, i wpędził w stado wieprzów, które natychmiast wpadły do morza i potonęły, a pastuszkowie przelekli się, i pouciekali. Ów opętany człowiek uleczony prosił, aby został Apostołem, i nie odstępował Jezusa, ale go Pan nie przyjął i odesłał do domu, aby sławił dzieła, cuda Pańskie. Mieszkańce widząc ten cud, przelękli się tak dalece, że prosili Pana Jezusa, aby odszedł od nich. Wszedłszy na łódź, przeprawił się przez jezioro Genezaret, na stronę, z której przybył, i znalazł tam wielkie rzesze Go czekające, które Mu bardziej wierzyły, więcej były oswojone z cudami, których tyle już widzieli. Natychmiast Pan Jezus wyszedłszy z łodzi, dzieweczkę konającą powrócił do życia, i uzdrowił niewiastę z wieloletniego krwotoku. Ewang. Mat. Roz. V. 1. 21
Toż samo Marek opowiada, co Mateusz o tém, że gdy Pan Jezus się modlił a uczniowie Go uprzedzili na tamtą, stronę Jeziora, mordowali się robiąc wiosłami wśród burzy, a Jezus szedł do nich po powierzchni wody. Ewang. Mar. Roz. VI. 45. 54.
Gdy rzesze nalegały chcąc słuchać słowa Bożego, On stał około jeziora Genezareth. Ujrzał dwie łodzie stojące przy jeziorze. Rybitwi wyszedłszy z nich płókali sieci.
Wszedłszy w jedną łódź która była Symonową, prosił Jezus, aby odjechał od ziemi maluczko. A siadłszy uczył rzesze z łodzi. Gdy przestał mówić, rzekł do Symona. Zajedź na głębią, zapuścisz sieci na połów. Symon odpowiedziawszy rzekł Mu: Nauczycielu! przez całą noc pracując, nic nie ułowiliśmy, wszakże na słowo Twe zapuszczę sieci. Zapuścił, i było tyle ryb, że drugie łodzie przybyły i przepełnione w wodzie się zanurzały. Zdumienie Symona ogarnęło, upadł u kolan Jezusowych, mówiąc: „wynijdź, bom człowiek grzeszny. Rzekł mu Jezus: nie bój się, odtąd ludzi łowić będziesz. Ewang. Łukasza. Roz. V. 1. 11.
Jan Ewangelista niemal w tychże samych słowach opowiada burzę, wśród której szedł po morzu P. Jezus do uczniów swoich, i okazanie się po raz trzeci u morza Galilejskiego po Zmartwychwstaniu. Pan Jezus po trzykroć zapytawszy Piotra, czy Go miłuje? rozkazał mu paść baranki swoje. Dusze ludzkie pieczy Apostolskiej Piotra powierzył.
Opiekę, władzę pasterską, oddał mu po zmartwychwstaniu, uczyniwszy go jeszcze przed swą męką: opoką, skałą, fundamentem Kościoła.
Bóstwo Chrystusa Pana w każdej chwili życia Jego, na ziemi było z Nim połą, czone, ale po zmartwychwstaniu było jawniejszém. Każde wtedy Jego słowo zdaje się, że jeszcze świętszém było. Powierzenie pasterskiej najwyższej zwierzchności w kościele Piotrowi, było widoczną: wolą Boską, nieodmiennem prawem Kościoła, kiedy po zmartwychwstaniu to potwierdził. Ustanowienie Piotra i jego następców głową Kościoła, jest prawem kardynalnem głównem, na którem się Kościół głównie opiera i niem najsilniej żyje. To prawo wynika z wyraźnej woli Boskiej, opiera się na tych słowach Zbawiciela: Ty jesteś opoka, i paś baranki moje, które po trzykroć wymówił. O tem świadczą 4 Ewangeliści. „Chrześcijanin bez bluźnierstwa i Boskiej obrazy sprzeciwiać się temu nie może.“
Pole, na którem Chrystus Pan wziąwszy pięcioro chleba i dwie ryby pobłogosławił, nakarmił rzesze łaknące słowa i nauki, i z ułamków zostało koszów dwanaście, blizko jest morza Galilejskiego, to jest jeziora Genezaret. „Jezus przyszedł nad morze Galilejskie, i wstąpił na górę. Przyszły do do Niego wielkie rzesze, mając z sobą nieme, ślepe, ułomne, rzucali je u nóg Jego i uzdrawiał je. Rzesze się dziwowały widząc niemych mówiących, ślepych widzących, chromych chodzących, wielbili Boga Izraelskiego. Chrystus Pan widząc, że trwali przy Nim trzy dni, chciał ich nakarmić, a było tam 4,000 ludzi, oprócz dziatek i niewiast, a było 7ro chleba i trochę ryby. Jezus pobłogosławił, jedli i najedli się, i zostalo ułomków siedm koszów pełnych. Ewang, Mat. Roz. XV. 25. 39. Marek w swej Ewangelii Roz. VI. 34. 44 mówi o pięciu tysiącach mężów, którzy zostali pięciorgiem chleba i dwoma rybami nakarmieni, i zostało ułomków 12 koszów pełnych. Toż samo mówi Łukasz Roz. IX. 12. 17.
O tych 5gu chleba, i dwóch rybach, które nakarmiły 5,000 mężów, mówi także i Jan św. Ewang. Jana VI. 5. 15.
Blizko jest morza Galilejskiego. Stojąc na górze miły się obraz jeziora przedstawia. Miejsce powabne, piękne, na którem miło było ludowi się zbierać, wzniesione tu serca ku Bogu chętniej słuchały Bożego słowa. Chrystus Pan ku temu pięknemu miejscu dążył, na górę wchodził, lud zebrany nauczał. Stąd jakby ze źródła na całą kulę ziemską wytrysnęło słowo Boże „Ewangelija święta“. W Betleem Chrystus Pan się narodził, w Jeruzalem był umęczony, nad jeziorem Genezaret na górze zlał błogosławieństwo, wyrzekł Boskie słowa, które cały ród ludzki nauczać i zachwycać będą. Równej nauki nikt nie wypowiedział, podobnej nikt nie usłyszał, — jest Boską, zachwycającą, i tyle prostą i łatwą, że ją dziecina i prostaczek zrozumieć i do serca przyjąć może. Boże, który słowem, mową ludzką przemówiłeś! O jak drogim jesteś dla serca człowieka! które za rolę wybrałeś, siejąc w niem Boże słowo. O jak wielki przez tyle wieków i obfity jest urodzaj zasiewu, który na górze błogosławieństw, przy Galilejskiem morzu dokonałeś. Kto się zbliży do góry tej! aczby spojrzał na nią! Serce mu się otworzy do przyjęcia Ewangelii świętej aż do głębi swej duszy, jakby ją z ust Chrystusa Pana usłyszał.
W trzech rozdziałach V. VI. VII. Ewangelii Mateusza jest opowiedzianą nauka Zbawiciela, jaką opowiedział na górze tej. Gdy skończył dziwowały się rzesze, nauczał jako władzę mający, a nie jako Doktorowie lub Faryzeusze.
Ewang. Mateusza Roz. 7.
Chrystus Pan objawił Boskie błogosławieństwo dla tych, którzy są cisi i czystego serca, i pokój czynią, i dla miłosiernych. Zalecił miłość nieprzyjaciół, oddawać dobrem za złe, 77 razy bliźniemu przebaczyć, nakoniec rzekł: bądźcie doskonałymi, jak Ojciec Niebieski doskonałym jest.
Około góry błogosławieństw przechodziliśmy przez pole, na którém w szabat rwali kłosy Apostołowie, z czego zgorszyli się Faryzeuszowie. Chrystus Pan rzekł im: „Nie człowiek dla szabatu, ale szabat dla człowieka jest uczyniony. Syn człowieczy jest Panem też i szabatu.“ Marka. Roz. 11. 23. 28.
W Ewangelii Marek w Roz. 11. 23. 28. mówi o tém polu, na którém w sabat rwali kłosy Apostołowie, a Chrystus Pan zgromił gorszących się Faryzeuszów, nauczając, że Syn człowieczy jest Panem sabatu, że sabat dla człowieka jest uczyniony, a nie człowiek dla sabatu, i że w dzień święty godzi się czynić dobrze. W sabat uzdrowił człowieka, któremu uschła prawa ręka. Ewang. Łuk. Roz. VI.
Kana Galilejska leży między Tyberyadą i Nazaretem, bliżej Nazaretu. Wedle tradycyi, dzisiejsza Kefr-Kenna, jest Kaną Galilejską, w której Chrystus Pan był z matką na godach weselnych. Robinson wskazuje inne miejsce bardziej na północy. Cana-el-Jelil mówi, że jest Kaną Galilejską. Pielgrzymi, miejscowi zakonnicy, wedle tradycyi Kefr-Kenna bedącą na drodze z Tyberyady, uznają być Kana Galilejską.
Jozue Kanę wyznaczał w dziale synów Aser. Początek cudów Pana Jezusa był w Kanie Galilejskiej, okazał chwałę swą, i uwierzyli weń uczniowie Jego. Ewang. św. Jana. Roz.
11. 1. 11.
Przemienił na prośbę swej matki wodę w wino, gdy wina nie mieli, napełnione zostały winem stągwie kamienne, z których każda miała po trzy wiadra. Jedna z tych stągwi bardzo długo była zachowaną, służyła za chrzcielnicę, widział ją jeszcze 1783 r. ksiądz Drohojewski reformat.
Jan ewangelista wspomina dwa razy Kanę Galilejską, w Roz. IV. 46. mówiąc o Jezusie, że z Jeruzalem powrócił do Galilei, przyszedł do Kany Galilejskiej gdzie był wodę winem uczynił. Po Zmartwychwstaniu gdy się Jezus ukazał uczniom nad morzem Tyberyadzkiem, i uczynili wtedy wielki połów ryby, i Zbawiciel jadł z nimi. Między Apostołami był Nathanael z Kany-Galilejskiej. Ewangelija św. Jana. Roz.
XXI. 2.
Séphoris Dijocesarea Sefourich. Wedle tradycyi tu mieszkali rodzice N. M. Panny, święty Joachim, i święta Anna. Za czasów rzymskich było tu miasto najsilniej w całej Galilei ufortyfikowane. Cison strumień, na którym odniesione sławne zwycięstwo Debory i Baraka. Torrens Cison Fons Cadumin, to jest strumień Przodków nazwano. Są też wody Mageddo, aquae Mageddo Nahr-el Mokatta Maketta.
Rzekła Debora do Baraka: „Przywiodę do ciebie na miejsce potoku Cison Sisarę, hetmana wojska Jabin, i wozy jego, i wszystek lud, a dam je w rękę twoje. Barak, zebrawszy 10.000 walczących, mając Deborę w swem towarzystwie, wstąpił na górę Tabor; gdy znać dano Sysarze, zebrał, 900 kosistych wozów i wszystko wojsko z Haroseth pogańskiego do potoku Cison.“ Ks. sędziów, roz. IV. 7. 13. Po odniesionem zwycięstwie, w dziękczynnej pieśni Debory i Baraka czytamy: „Przyjechali królowie i walczyli przy wodach Mageddo, a przecie nic nie odnieśli. Niebo przeciwko Sysarze walczyło. Potok Cison niósł trupy ich, potok Kadumin, potok Cison. Potężnych zdeptała dusza nasza. Kopyta koniom spadały, gdy pędem uciekali i gdy mocniejsi spadali na szyję ich.
„Boże, któż będzie podobnym Tobie. Nieprzyjaciele Twoi uczynili okrzyk, wynieśli głowę i spiknęli się przeciw ludowi Twemu, przeciw Świętym Twoim. Uczyń im jako Sysarze u potoku Cison. Psalm 82.“ Na brzegu tego strumienia prorok Eljasz pozabijał fałszywych kapłanów Baala. Euxit eas Elias ad torrentem Cison et interfecit eos ibi.
Karmel jest wieńcem Palestyny, największą jej ozdoba, nad okazałem wznosi się morzem. Tu Eljasz, prorok największy w Izraelu, mąż cudowny, nadludzki, z piorunem w ręku, który dotąd nie zna śmierci, a ma umrzeć i śmiercią przyłoży się do tryumfu królestwa Bożego. Mocarz duchowny i żebrak z jałmużny żyjący, który otwierał niebo, albo zamykał, ukochał Karmel, jakoby miejsce wybrane i przeznaczone dla siebie. Oznaczył je imieniem swojem, cudami wsławił i na modlitwę dla pustelników poświęcił. Przed Chrystusem Panem położył na Karmelu kamień węgielny zakonów pustelniczych, które w chrześcijailstwie się rozwinęły, w Nim mają swego prawodawcę, patryarchę. Nieprzerwanym ciągiem przez tyle wieków, od Eljasza aż dotąd, zakonnicy, mnisi, pustelnicy, ludzie Bogu poświęceni, wielbią Pana zastępów na górze Karmel. Karmel, góra święta starego Zakonu, nadała miano zakonowi chrześcijailskiemu, który się w Kościele Bożym rozkwitł i jaśniał, OO. Karmelitów, których przyozdobiła Teresa św. Za czasów starego Zakonu znajdowali się ludzie, dla których było niedostateczne prawo Zakonu, którzy nie mogli żyć wśród kapłanów, pragnęli wyższej doskonatości, ją przeczuwali, i opuszczając kapłanów świątynie, w górach, w czystości żyjąc, w samotności najwyższej, w zupetnem oddaniu się modlitwie, oczekiwali Mesyasza. Życiem swojem dowiedli putrzebę i prawdę objawionego w Chrystusie nowegu, zupełnego, doskonatego Zakonu. Ci pustelnicy stałego Zakonu, na górze Karmelu żyjący, byli synami Elijasza proroka, ojcami nowych zakonników, Karmelitami nazwanych. Góra Karmel jest miejscem świętem w Palestynie, jest pamiątką wielkich cudów i pomnikiem wiekopomnym życia zakonnego. Zakony, które się rozkwitły w Kościele rzymsko-katolickim i wyniosły go do światła, potęgi, jaką nad wszystkie wyznania religijne jaśnieje, mają w Karmelu kolebkę swoję. Nigdy ani chwili nie było wśród tylu wieków, aby zabrakło na Karmelu zakonników, ludzi Bogu puświęconych i oddanych. Błogosławieństwo temu świętemu miejscu udzielone, siła idąca z miłości Bożej, zwyciężyła najstraszniejsze prześladowania islamu, który darmo się kusił wytępić, zniszczyć chwatę Bożą. Wymordowanych kapłanów zastąpili zaraz inni. Na miejscu wygnanych przybyli drodzy żarliwsi i świętsi. Niedawno z jałmużny wzniósł się kościół, jaki dziś widzimy, uczynił to ubogi braciszek, któregu jedynem bogactwem była miłość Boska. Kto wejdzie z pielgrzy. mów na Karmel, ujrzy ten szczyt góry uroczy, nad rozległem wznoszący się morzem, całą tajemnicę życia na górze tej pojmie, przejmie się duchem Elijaszowym, ukocha pokutne życie i stan kontemplacyi, którym zasłynęła św. Teresa, najgorliwsza i najświętsza w całym zakonie Karmelitów. Kto kocha Boga, kogo ta miłość pobudziła na pielgrzymkę do Ziemi św., kto ze czcią i wiarą zwiedza miejsca uświęcone stopą Zbawiciela, na których upłynęło jego życie i wykonała się męka; gdy wejdzie na górę Karmel, z całej duszy i serca zawoła: tubym zostać na zawsze pragnął, tu umierać. Tu w modlitwie i w kontemplacyi najłatwiej można poznać i ukochać Boga. Będąc na Karmelu, sen ucieka, porywa duszę zapał i wyższe uniesienie, pragnienie modlitwy nieprzerwanej, od ludzi oddalonej. Na progu kościoła całe noce we łzach przepędzać, oto modlitwa godna Karmelu!!! Daj Panie, abyśmy doświadczyć mogli uczuć, któremi doskonała modlitwa i w Bogu kontemplacya, duszę ludzką napełnia i wlewa promień wiekuistej prawdy, która oświeca i uszczęśliwia tych, którzy się Bogu oddali na wieki.
Nieprzyjaciel dusz ludzkich, duch świata tego, zwany postępem, wolnością, duch pogański, który się dziś odrodził i umocnił, szczególniej w ludach, które tak oszalały, straszniejszym jest od fanatycznego islamu, zniszczyć pragnie modlitwę, św. kontemplacye i zakony najzupełniej Bogu poświęcone. Napróżno się sili, wstępując w ślady pogan, gotuje dla siebie upadek, a wielki, zupełny tryumf dla Kościoła. Wiekopomny Karmel wskazywać będzie drogę, którą postępować należy dla odniesienia zwycięstwa, dla utrzymania na wieki wyłącznego Bogu poświęcenia się, które w starym Zakonie mężowie Boży wykonać zdołali, cóż dopiero uczynić powinni ludzie uzbrojeni daleko wyższą siłą i świętością, mężowie zakonu nowego, Zakonu doskonałego, odkupieni krwią Zbawiciela, którzy mają nieocenione skarby przenajświętszej krwi Chrystusa i krwi wszystkich męczenników. Te skarby posiada Kościół św. i wiernym udziela, są one tarczą od nieprzyjaciół, i nadają siłę do zupełnego nad pychą i złością ludzką zwycięstwa. Protestantyzm, reformacya, dawniej się tylko wydzierały od zwierzchności i nauki Kościoła, dziś już depczą Kościół św., znieważają św. apostolską stolicę. Niedowiarstwo zaparło się już i Boga, ubrane w cesarską koronę stało się straszniejszem od islamu. Ten cios nowy, Kościołowi i chrześcijaństwu zadany, odwrócić mogą modlitwa, kontemplacya i życie zakonne.
Wstępując duchownie na górę Karmelu, podnieśmy serca nasze, pamiętajmy, że królestwo Boże nastąpić musi, przywiodą je wierni Pańscy, mężowie, jak mówi Pismo św., walecznicy; potężnych zwalczą, będą od nich mocniejsi ci, którzy się przeciw Panu spiknęli i zebrali się społem na zagładę Kościoła Pańskiego, odpadną kopyta od koni ich, gdy uciekać będą pędem wielkim. Gonić je będziesz nawałnością Twoją i zatrwożysz je w gniewie Twoim. Niechaj się zawstydzą i zatrwożą na wieki wieków. Psalm 82.
Kiedy była susza wielka, lud ginął z upragnienia i zagrożony był głodem. Król Achab sądził, że Elijasz niepokoił, że się to stało z jego przyczyny, ale Elijasz żądał, aby się zebrali wszyscy kapłani Baala na górę Karmelu i czynili ofiary, prosząc Boga, aby ogień zesłał na pobite woły. Wolali, krzyczeli napróżno. Na głos Elijasza dwa stały się cuda. Ogień z nieba zapalił ofiary, potem spadł deszoz. Wziął dwanaście kamieni według liczby pokoleń synow Jakóba, i zbudował z kamienia ołtarz w imię Pańskie. A gdy już czas był, żeby było ofiarowane całopalenie, przystąpiwszy prorok Elijasz rzekł: „Panie Boże Abrahamów, Izaaków i Izraelów, pokaż dziś, żeś Ty jest Bóg Izraelów, a ja sługa Twój. Wysłuchaj mię, Panie, wysłuchaj mię, żeby poznał ten lud, żeś Ty jest Pan Bóg, i nawrócił serce ich. I spadł ogień Pański i pożarł całopalenie, i drwa, i kamienie, i proch też i wodę. Co gdy ujrzał wszystek lud, padł na oblicze swoje i rzekł: Pan On jest Bogiem. Elijasz wszedł na wierzch Karmelu i nachylił się ku ziemi i rzekł do sługi swego: Idź, pojrzyj ku morzu i wracaj się po siedmkroć. Niebo się zaćmiło, wszczął się wiatr i stał się deszcz wielki.“ III. Ks. królewskie roz. 18.
Elizeusz prorok mieszkał na górze Karmelu, tam się modlił i nabył siły proroczej, którą zlał nań poprzednik i duchowny ojciec jego Elijasz. Obaj są ojcami Karmelu, to jest świętego Zakonu, który się od nich rozpoczął, istniał w starym Zakonie przed Chrystusem Panem, podziśdzień żyje i rozlewa błogosławieństwa boże i żywą wodę, deszcz łaski Bożej na dusze ludzkie, i ogniem miłości Bożej wypala namiętności natury ludzkiej. Ogień z nieba Eljasza spalił kamienie, proch, zwierzęta, ogień nigdy niegasnący, którym jest ofiara życia zakonników dla Boga i Kościoła, wypala krewkości ludzkie. Ludzka natura, pomimo oporu, wypala się i ginie, ustępuje naturze Boskiej, w której dusza ludzka przez szczególną łaskę ma udział i z nią złączoną być może.
Św. Tomasz z Akwinu podniesienie duszy ludzkiej do wyższego stanu czyli łaskę nam udzieloną, objaśnia temi słowy: Intuatio gloriae in nobis semen Dei, participatio naturae Divinae.
Jozue, mówiąc o królach, których porazili Mojżesz i Jozue, mówi: króla Jachanan Karmelu. Ks. Jozue. roz. 12. 22.
Między miastami, które się dostały pokoleniu Juda, Umieszcza Jozue Karmel. Ks. Joz. roz. XV. 35.
Działem dla pokolenia Aser oznacza aż do góry Karmelu. Roz. XIX. 26.
Nabal, mąż Abigail, miał własność swoję na górze Karmelu, był, jak mówią ks. królewskie, vir durus, pessimus, malitiosus, a żona jego, Abigael, prudentissima et speciosa. Nabal miał wielkie trzody owiec, które się około góry Karmelu pasły, wtedy Dawid chronił się od Saula, który go chciał zabić, i z ludźmi swymi żył na puszczy, blisko Karmelu. Ludzie jego nie czynili żadnej szkody Nabalowi, byli jakoby murem, który bronił Nabala własność, a gdy strzyżono owce, było wiele przygotowanego chleba, mięsa dla robotników, przysłał ludzi swych Dawid, prosząc o pomoc, o udział. A kto to jest Dawid, rzekł Nabal; namnożyło się dużo sług, którzy uciekają od pana. Ja nagotowałem chleb, mięso postrzyżnikom moim, a będę dawał ludziom, którzy nie wiem skąd są. Z niczem posłów Dawidowych odprawił.
Rozgniewany Dawid chciał Nabala ukarać, ale żona jego wyszła naprzeciw Dawida, upadła mu do nóg. Błogosławiła mu, przepowiadając, że będzie królem Izraela, i że będzie dusza jego strzeżona od nieprzyjaciół. Przyniosła mu w ofierze dwie beczułki wina, dwieście sztuk chleba, pięć dużych miar mąki, sto wiązek rodzynków, dwieście wiązek fig. To od niej przyjął Dawid i wdzięcznym jej był, że uśmierzyła gniew jego i usunęła go od zemsty, że się krwią nie zmazał.
Szlachetna, dobra, roztropna i pobożna żona odwraca kary Boże, które złość męża lub marnotrawstwo jego sprowadza, dom buduje i ocala. Błogosławieństwo Boże zlane jest na cnotliwą niewiastę. Przykłady i wzory tego mamy w Piśmie św. Ród ludzki wybawionym został przez niewiastę.
Po śmierci Saulowéj, jechał Dawid do Hebron, a z nim dwie żony jego, druga Abigail żona Nabala. Z ks. królew.
rozdz. 1.
Drugi syn Dawida był Cheleab z Abigail, żony Nabala z Karmelu. 2. ks. król. roz. 3. Między znakomitymi ludźmi, którzy byli wierni i nieodstępni Dawida króla, był Hezrai z Karmelu. 2. ks. król. roz. XXIII. 35.
Dawid król drugiego miał syna z Abigael z Karmelu, Daniela. Ks. 1. Paralip. roz. 3.
Król Ozyasz pobudował wieże na puszczy, wykopał bardzo wiele studzien, miał bardzo wiele bydła, w polach i w pustyni miał winnice i winiarzy na górze Karmelu, bo się bardzo kochał w rolnictwie i jemu był oddany. 11. ks.
Paralipomenon. roz. XXVI. 10.
W pieśniach swoich Salomon o oblubienicy przedstawiając jej piękność, mówi: Jakożeś piękna najmilsza i jako wdzięczna. Twój wzrost podobny palmie, a piersi gronom winnym. Głowa twoja jako Karmel. Pieśni Salomonowe, rozdz. 7.
Izajasz prorok, gdy się naga pustynia w urodzajną, kwitnącą zmieniła równinę, zowie ją ozdobną jako Karmel.
Karmel, gdzie odniósł Dawid nad sobą zwycięstwo, w starym Zakonie znany z piękności i ozdoby, w nowym został drzewem chwały Bożej, które z dwóch ziarn, ze świętych mężów Eljasza i Elizeusza wyrosło. Odjęte będzie radość, Izajasz mówi, i wesele z Karmelu, w winnicach się nie będzie weselił. Płakała i zemdlała ziemia, zawstydzon Liban, zatrząsnął się Karmel. XXXIII. 9. Proroków ks.
Wzmocnijcie się a nie bójcie się, Bóg sam przyjdzie i zbawi was. Tedy się otworzą oczy ślepych i uszy głuchych.
Tedy wyskoczy chromy jako jeleń i otworzony będzie język niemych. W legowiskach, w których pierwej przebywali smokowie, wnijdzie zieloność. I będzie tam ścieszka i droga, i nazwą ją drogą świętą. I wykupieni od Pana nawrócą się, wesele wieczne na głowie ich, radość otrzymają, a uciecze boleść i wzdychanie. Nie będzie tam lwa i złego zwierzęcia, rozweseli się pustynia, zakwitnie jak lilija, rodzić będzie, rozraduje się weseląc i chwaląc, i ozdobi się jako Karmel. Pror. Izajasza 1. 35.
Proroctwa Izajasza w rozdz. 33 i 35 czytając, widzimy upadek Izraela i Karmelu, gdyż uschły jego winnice, a potem radość i życie nowe wzbudzone przez Tego, który wracał wzrok ślepym, słuch głuchym. Za jego przyjściem ludzie, jak mówi prorok, znaleźli drogę świętą, to jest drogę prawdy. Zostali wykupieni, nawrócili się do Pana, przyszli doń z wychwalaniem. Pustynia wtedy się zaludniła, wyginęły smoki, lwy, srogie zwierzęta. Ta przepowiednia proroka wykonała się we wszystkich państwach chrześcijańskich, z których uciekły dzikie zwierzęta, a pustynie się zaludniły i zazieleniały. Świat, przedtem dziki i pusty, został pięknym i ozdobnym, mówiąc słowy proroka, jakby Karmel!
Jeremijasz prorok mówi: Wprowadziłem was do ziemi Karmelu, abyście jedli owoc jej i co ma najlepszego, a wszedłszy splamiliście ziemię moję i uczyniliście ją obrzydzeniem. Jeremijasz, roz. 11. 7.
Patrząc na grzechy Izraela i na kary Boskie, które lud ten zniszczyły, zgniotły, obróciły w proch, w perzynę, ten mąż wielki pełen jest żalu, boleści. Pieśni jego załośne Kościół św. powtarza w modlitwach swoich we wszystkich hymnach. Zastosował je do całego ludu bożego, do wszystkich wiernych chrześcijan, którzy na wzór Izraela zburzyli się i podnieśli rokosz przeciw twórcy i dobroczyńcy swemu. Pan Bóg lud izraelski obdarzył dobrami ziemskiemi, urodzajną ziemią, bogatemi winnicami, pięknemi, żyznemi dolinami, obfitemi trzodami, bogatemi miastami. Żądał od nich wierności i posłuszeństwa prawu. Gdy nie chcieli tego wykonać, odjął im dobra ich, ziemię zamienił w pustynię. Wybrany lud chrześcijański, Bóg innymi darami obdarzył, łaską, światłemi i ukształceniem. Piękny, ozdobny i wzbogacony był świat chrześcijaúski. Naród wybrany złamał przykazania, zerwał przymierze, zamiast pokory wybrał pychę, zamiast miłości pienawiść i zemstę, zamiast miłosierdzia łakomstwu się oddał. Ukarał Bóg swój lud wybrany nowego Przymierza, spustoszały dusze i serca ludzkie, ściemniła się nauka, wyginęła moc ducha, wszelka siła jego. Zniknęła we wszystkiem piękność i harmonija. Barbarzyństwo nanowo wylęgłe dąży do tego szczególnie, aby mogło zniszczyć wielkie dzieło Zbawienia i odrodzenia rodu ludzkiego. W cóż się to już obróciła piękność chrześcijańskiego narodu i to nowo zbudowane chrześcijańskie społeczeństwo, w którem święta miłość Boga wysychać zupełnie zaczyna.
Mówi Jeremijasz: „Głupi lud mój nie poznał mię, mądrzy są, aby złe czynili, ale dobrze czynić nie umieją. Patrzyłem na ziemię, a oto była czcza i nikczemna; na niebo, a nie było światłości. Góry się chwiały, pagórki są zatrwożone. Patrzyłem, a nie było człowieka, a wszystko ptactwo odleciało. Oto Karmel spustoszony i wszystkie miasta są, zburzone od oblicza Pańskiego i od oblicza gniewu Jego.
Prorok Amos, upewniając, że Bóg złych wszędzie znajdzie i skarze, mówi: „Choćby zstąpili do piekła, stamtąd wywiedzie je ręka moja; choćby wstąpili do nieba, stamtąd, ich ściągnę; choćby się skryli na wierzch Karmelu, stamtąd ich wezmę.“ Pr. Am, roz. IX. 3.
Zemdlał Karmel przed obliczem Pańskim. Prorok Nahum. 1. 4.
W Micheaszu czytamy: „Paś lud Twój łaską Twoją, trzodę dziedzictwa Twego, mieszkające wpośród Karmelu. Któryż Bóg podobny Tobie, który oddalasz nieprawość i mijasz grzech. Nie rozpuści więcej gniewu swego, bo w miłosierdziu jest. Zlituje się nad nami, złoży nieprawości nasze i wrzuci w głębokości morskie wszystkie grzechy nasze.“ Micheasz, rozdz. 7.
Prorocy, opowiadając zniszczenie doczesnego królestwa, jasno okazują miłosierdzie Boże, które odrodzić miało ród ludzki w Zbawicielu, który przyszedł, prawdę wieczną objawił, odkupił, wybawił na wieki, którego miłosierdzie wyższe nad grzechy całego świata. „Utonęły grzechy ludzkie w przepaściach głębokości morskiej. Gdyby ludzie zrozumieć chcieli miłosierdzie niezmierzone, nieskończone, jakie nam przez wcielenie Chrystusa Pana Bóg udzielił, rozwinęłaby się ufność i wiara, i dałaby żywot wieczny. Miłosierdzie Boskie, którego dowody tak wielkie widzimy w każdem słowie, w każdym czynie Chrystusa Pana, gdybyśmy je pojąć i niem się przejąć chcieli, wzbudziłoby w nas wstręt do grzechu. Wdzięczność sama wrodzona szlachetnym ludziom, pobudzaćby powinna do odpłacenia się choć maluczko za nieograniczoną miłość, za tak wielkie miłosierdzie. Niczem się Bogu, który jest i bliźnim naszym, albowiem się stał człowiekiem, wypłacić, wywdzięczyć nie możemy, tylko tem, czego od nas pragnie, wstrętem do grzechu. Od niego się oderwać, nigdy go nie popełniać, jest zadaniem ludzkiem, najwyższym obowiązkiem. Raz się tylko człowiek od grzechu oddali, usunie, odwyknie, będzie dobrze czynił, pójdzie drogą święta, jak ją nazwali prorocy, drogą prawdy, bo człowiek nie może działać tylko źle, albo dobrze; jeśli przestanie źle czynić, będzie czynił dobrze, potem coraz doskonalej i lepiej. Wczytawszy się w proroków, obyśmy usłyszeć mogli w duszach ten jęk ich wołający o oderwanie się od złego. Prorocy w starym Zakonie odstraszali od grzechu bożemi karami.Jakby je w ręku od Boga mając, rzucali nimi na ludzi. My dziś wyższą mamy pobudkę, doskonalszą od bojazni i kary. Miłość dla nas tak wielka i zupełna, ofiara, którą Bóg dla nas wykonał, święta krew Jego wytoczona do ostatniej kropelki, męka, której równej nikt nie znalazł, gdy jako wiązanka mirry wysoko wisiał rozpięty, nas wzruszyć, oderwać od złego, wprowadzić na drogę prawdy, doskonałości powinny.
Znana w historyi Machabeuszów, wojen krzyżowych i w czasach najnowszych.
Przybyli posłowie z Galilei i dali znać, że się nieprzyjaciele zebrali przeciw nim od Galilei, Tyru, Sydonu, i napełniona jest cudzoziemcami Galilea, którzy ją chcą zagubić. Odtąd rozpoczęły się bitwy zwycięskie Machabejczyków. Symon, brat Judy i Jonaty, walczył przeciw tym, którzy się zebrali w Ptolemaidzie. Mach. V.
Do Ptolemaidy przybył król egipski, Ptolomeus, z córką, swoją, Kleopatrą. Do Ptolemaidy przybył wezwany od Aleksandra, Jonathas Machabejczyk. W Ptolemaidzie spotkał dwu królów: króla egipskiego i króla antyochejskiego, dał im wiele srebra, złota, upominków, i znalazł łaskę przed oczyma ich. W Ptolemaidzie Jonathas zdradziecko został uchwycony, a potem zamordowany, i zabici zostali ludzie, którzy z nim byli. 1. ks. Machabeuszów. Rozdział X. XI.
XII. XIII.
W dwóch księgach machabejczyków są zwycięstwa opisane Judy Machabejczyka około Ptolemaidy.
Święty Paweł w drodze do Tyru przypłynął do Ptolemaidy. Przypłynęliśmy do Ptolemaidy, a przywitawszy się z bracią mieszkaliśmy u nich dzień jeden. Listy św. Pawła.
Z śt. Jean d’Acre do Tyru, jest godzin 9 konnej drogi. Wszędzie widać po drodze ruiny wielkich Tyru budowli, jako n. p. około Nar-el-Ain, ruiny wielkiego mostu.
W Nakoura dobra jest woda i piękne ogrody. W Ain Iskanderouna są bardzo znaczące ruiny, w Ras-el-Ain są kamienne rezerwoary raczej sadzawki, Salomonowi je przypisują, ale zdaje się, że to są roboty dawne tyryjskie, znakomite, niezrujnowane pamiątki kraju, który tak wielką miał sławę. W Bar-El-Abijad są ruiny wieży, i schody tyryjczyków. W drodze z śt. Jean d’Acre widzieć można znakomite ruiny tyryjskie. Po tej drodze jest Achziba, o której jest mowa w księgach sędziów, i w księgach Jozuego.
Wówiąc o Tyrze załączmy wspomnienia o nim, jakie znujdujemy w Piśmie świętem.
Z Tyrem się spotykamy w starym i nowym zakonie. W księgach Jozue, gdy mówi o granicach ziemi świętej dla pokolenia Aser danéj, wspomina o Tyrze, jako o bardzo obronnem nieście, i od dawna istniejącem. Królowie Tyru z państwem izraelskiem byli w przymierzu, w dobrych stosunkach, złota, miedzi, drzewa, na budowę kościoła i pałaców dostarczali, brali pszenicę i oliwę. Hiram król Tyru, wysłał do Dawida drzewa cedrowe i rzemieślników do drzewa i do kamienia, i zbudowali dom Dawidowi. Ks. 11. królewskie. Roz. V. 11.
W księgach królewskich, czytamy, że królestwo Dawidowę rozciągało się do samego Tyru. Hiram król jego, w przyjaźni i stosunkach dobrych żył z Dawidem. Kiedy Salomon zostawszy królem zażądał od Hirama drzewa cedrowego i jodłowego. To drzewo tylko sydończycy poddani króla tyryjskiego najlepiej wyprawiać, rąbać, wkładać na tratwy, i spuszczać na morze umieli, przeto tém się wyłącznie zajmowali. Salomon brał z Libanu tyle drzewa cedrowego i jodłowego ile tylko potrzebował, miał rocznych 30,000 robotników, 10,000 co miesiąc tam wysyłał, drudzy po skończonym miesiącu ich przemieniali, cztery miesiące pracowali, a ośm byli w domu w ciągu całego roku. Salomon królowi Tyru dostarczał na żywność corocznie wielką ilość pszenicy i najczystszej oliwy. 3. ks. królewskie V.1.
Król Salomon wziął z Tyru syna niewiasty Izraelskiej z pokolenia Nephtali z ojca tyryjczyka, rzemieślnika doskonałego we wszystkich z miedzi robotach. Podziwiające słupy, kapitele, i morze miedziane, były jego roboty, niezrównanej doskonałości. Wszystkie naczynia miedziane i co tylko przez tego tyryjczyka było wykonane spisały III ks. królewskie w Roz. VII. Oprócz drzewa dał Hiram król tyryjski Salomonowi wiele złota, za to otrzymał 20 miast w Galilei.
Gdy żydzi po niewoli babilońskiej powrócili, dali pieniądze kamiennikom i murarzom, żywność, oliwę sydoúczykom, tyryjczykom, aby sprowadzili drzewo cedrowe z Libanu do Joppe jako przykazał Cyrus król perski. Ks. 1.
Ezdrasz. Roz. 3. 7.
W Jeruzalem mieszkało wielu tyryjczyków, w dzień szabatni żydom ryby i inne rzeczy sprzedawali. Wielkość i upadek Tyru opowiadali prorocy. ks. Ezdrasz. 11. Roz. 13.
Izajasz prorok Roz. 23. przepowiada spustoszenie Tyru jako karę za pychę jego, „Kto to myślił o Tyrze niegdy ukoronowanym, którego kupce, książęta, kramarze jego, sławni na ziemi. Pan zastępów to umyślił, aby zniósł pychę wszelkiej sławy, i przywiódł ku zelżywości potężnych na ziemi.“ Izajasz XXII.
Ezechiel prorok opłakuje upadek Tyru. „Teraz z startyś z morza, w głębokosci wód bogactwa twoje, i bogactwo twoje upadło. Wyliczając potęge Tyru, i piękności jego mówi: O Tyrze, byłeś doskonałej piękności w sercu morza położony! Zbudowali cię z drzewa cedrowego, dęby z Basan ciosali na wiosła twoje, a okrętowe ławki były z słoniowej kości indyjskiej. Bisior z Egiptu utkano ci na żagle, purpura była okryciem twojem. Obywatele Sydonu twoimi żeglarzami, mędrcy Tyru, twojemi sternikami byli. Persowie, Lidijanie, Libijanie byli w wojsku twojem, tarcze i przyłbice zawieszali dla ozdoby twojej. Kartagińczycy srebrem, żelazem, cyną, ołowiem napełniali jarmarki twoje. Grecka ziemia przywoziła miedź i niewolniki ludowi twojemu. Wszystkie ziemie, i wszyscy książęta przychodzili jako kupcy twoi. Zbogacałaś króle ziemskie, napełniałaś narodów wiele mnóstwem bogactw. Słynęłaś wspaniałością w sercu morza. Na wielkie wody wprowadzili cię żeglarze twoi. Bogactwa, skarby, żeglarze i mężowie waleczni twoi ze wszystkim gminem, ze wszystkim ludem polegną w sercu morza w dzień upadku twego. Będą narzekać nad tobą głosem wielkim, będą wołać gorzko, nasypią prochu na głowy swe, a popiołem się posypią. Opasą się włosiennicą i będą płakać dusze w płaczu bardzo gorzkim.“
W wymownych słowach proroka Ezechijel przedstawił żywy obraz Tyru, którego ruiny nawet dziś zniszczone już zostały.
Dla czterech złości Tyru nie nawrócę go. I puszczę ogień na mur tyrski i pożre mury jego Amos. 1. 9. 10. O Tyrze prorok Zacharijasz mówi: miał tyle srebra jak ziemi, a złota jak błota w ulicach, przecież to wszystko ogień pożarł gniewu Bożego. W Tyrze, czytamy w ks. królewskich, bywały igrzyska, na których czyniono ofiary Herkulesowi.
Niektórzy kapłani zdrajcy z kościołów Bożych naczynia wykradzione w Tyrze sprzedawali. Tyr nie mającymiary w bogactwach, najpotężniejszy ze wszystkich miast świata, którego Kartaga i Grecya jakoby córki i sługi były, stał się miastem największej nieprawości, poszedł drogami Sodomy i Gomory, we własnem morzu na wieki utonął.
Jako prochem posypał Pan głowę potężnego bogacza, aby się na wieki uczyły narody cnót i bojaźni Bożej.
W Ewangelistach też czytamy o Tyrze: „Biada tobie Korazaim, biada tobie Betsaido, bo gdyby się były w Tyrze i w Sydonie stały cuda te, które się spełniły między wami, dawnoby we włosiennicy i w popiele pokutowały! „Powiadam wam, Tyrowi i Sydonowi lżej będzie w dzień „sądny niźli wam.“ Ewang. Mateusza. XI. 21. 22.
Jezus odchodził w stronę Tyru i tam uzdrowił córkę niewiasty. Mateusz. 22.
W okolicach tyryjskich Chrystus Pan często bywał, i dla słuchania Ewangelii z tyryjskiej ziemi zbierało się wiele ludu do Galilei, po nad morze galilejskie, aby słuchać słowa Bożego z ust Chrystusa Pana. Marek. III. 8. VII. 24. 31.
Paweł w swoich apostolskich pielgrzymkach bywał często w Tyrze, jak o tem mowią dzieje apostolskie.
piękne i resztki rzymskiego mostu
Między Mokatra i Adloun są sławne groby.
„Stała się mowa Pańska do Elijasza: Wstań idź do Sarepty sydończyków, będziesz mieszkał, rozkazałem wdowie aby cię żywiła. Spotkał Elijasz niewiastę przed bramami Sarepty, przyszła szukać drewek, aby ugotowała trochę mąki i uczyniła chleb dla siebie i syna, potem już umrzeć mieli.
Inaczej się stało, tej garści mąki i oliwy nie zabrakło nigdy, żywili się nią Elijasz, wdowa i syn jej dopókąd deszcz nie upadł. 3. ks. król. Roz. XVII.
Na miejscu domu tej wdowy była kaplica, której już w wieku trzynastym stały ruiny. Potem na miejscu tych ruin, wzniesiono świątynię muzułmańską nazwaną El-Khodr. W temże miejscu spotkał Zbawiciel niewiaste chananejską. A wyszedłszy Jezus, odszedł w strony Tyru i Sydonu, wyszedłszy niewiasta wołała: zmiłuj się nademną Panie! Panie ratuj mię! Chrystus rzekł: wielka jest wiara twoja i ozdrowiała córka jej. Ewangelija Mateusza. Roz. XV.
Kiedy Chrystus powrócił do Nazareth, żądali odeń, aby to uczynił w ojczyźnie swojej, co słyszeli, że uczynił w Kafarnaum. Ale rzekł im Chrystus: zaprawdę powiadam wam, żaden prorok nie jest przyjemny w ojczyźnie swojej. Jak było zamknięte Niebo trzy lata i sześć miesięcy, wielki był głód we wszystkiej ziemi. Wiele było wdów za dni Elijaszowych w Izraelu, do żadnej z nich posłanym nie był Elijasz tylko do miasta Sarepty, do wdowy, niewiasty sydońskiej. Ewangelija Łukasza. Roz. IV.
Koło Nahr-El-Zaharany są ślady dawnej drogi rzymskiej z kolumnami oznaczającemi mile, z czasów Septima Severa, i syna jego Karakalli.
I były granice Chananejskie idąc od Sydonu aż do Gazy X. 19.
Jozue poraził Jabina i wielu królów, i dał je Pan w ręce Izraelowi, którzy porazili je i gonili až do Sydonu wielkiego. Jozue. Roz. 11. 8.
Za czasów Jozuego, Sydon był zwany Sydonem wielkim. Kiedy przyszedł Jozue z wybranym ludem, ziemia Chanaan była rozdzieloną między pięciu królików. Mieszkali tam gazejczycy, azotezyci, askalonity, gelthejczyki, i akkaronity; a ku południu hewejczycy.
Krainę też Libanu Pan dla Izraela przeznaczył. Wszystkich, którzy mieszkają na górze od Libanu aż do wód Maserephot, i wszyscy sydończycy. Niechaj to wnijdzie w dział dziedzictwa Izrael, jakom przykazał. Jozue XIII. 4. 6. Wydzielając synom Asor oznacza ich granicę do wielkiego Sydonu. Jozue. XIX. 28.
Zabalon na brzegu morskim mieszkać będzie dosięgając aż do Sydonu. Mojżesz. Gen. 13. 49. 13.
Aser nie wygładził obywateli Sydonu. Księgi sędziów.
Rozdział 1. 31.
Aby Izraelici nauczyli się potykać z nieprzyjacioły, i mieć zwyczaj walczenia, Pan zostawił narody, przez które ćwiczył Izraela, pięciu książąt filistyńskich, Sydoóczyka, i Hewejczyka, którzy mieszkali na górze Libanu. Księgi sędziów. Rozdział III.
Synowie izraelscy przyczyniając do grzechów dawnych nowe, służyli bałwanom, bogom syryjskim i sydońskim. Księgi sędziów. Rozdział 10. 6.
Sydon słynął z bogactw i życia rozwiązłego. Miasta pogańskie zepsute, porównywano je do Sydonu. Synowie Dan zdobyli miasto Lais, które wiodło życie wedle obyczaju sydońskiego. Księgi sędziów. Rozdział XVIII.
Sławna Jezabel żona Achaba była z Sydonu, córka Ethbaala, króla sydońskiego.
W czasie swego strasznego upadku Salomon zbudował na wyżynach gór świątynię bałwanowi sydońskiemu, którą Jozyasz król prawowiemy zniszczył zupełnie. 4. księgi królewskie. Roz. 23. 13.
Drzewa, które sydończycy przywieźli do Dawida nie mogły być oszacowane. Cedrowe drzewo doskonałem było, nigdzie mu równego znaleźć nie można było, i robota sydończyków najlepszych cieśli była wyborna. Sam materyał drewniany przeto wielkiej był wartości, ceny nie miał. Ks.
Paralipom. XXII. 4.
Izajasz przepowiadając upadek Tyru, załącza do tego losu i Sydon, mówi: Milczcie kupcy sydońscy, zawstydź się Sydonie. Proroctwo Izajasza. Rozdział 23.
W proroctwach Jeremijasza czytamy: Za królestwa Joakima syna Jozyaszowego stało się słowo do Jeremijasza proroka. Uczyú sobie okowy i łańcuchy, i włóż je na szyję twoje, i poszlesz je do królestwa Moab-Edom, do królów Tyru, i Sydonu. Łańcuchy i okowy oznaczały niewolę, w którą wpadły narody podbite przez Nabuchodonozora. Jego mieczem Bóg ukarał Sydon i Tyr, i innych pogan, zanurzonych w zbytku i rozpuście.
„Wody wstępują z północy i będą jako potok wylewający, okryją ziemią miasta i obywateli ich. Będą wołać ludzie i zawyją wszyscy obywatele ziemi. Będą zburzeni wszyscy filistynowie, będzie rozproszony Tyr i Sydon ze wszystkiemi pomocami swemi. O mieczu Pański! kiedyż się już uspokoisz, wnijdź w pochwy twoje, ochłódź się a umilknij.“ Proroctwo Jeremijasza 47. 4.
I stała się mowa Pańska do mnie: „Synu człowieczy, postaw oblicze twoje przeciw Sydonowi, a będziesz prorokował o nim. Oto ja na ciebie, Sydonie, wsławię się wśród Sydonu, poznają, żem Pan, gdy uczynię w nim sąd mój, i poświęcon w nim będę. Puszczę mor, krew, na ulice jego, i będą w około padać zabici mieczem, i poznają žem ja Pan. Ezechiela proroctwo XXVIII. 21. 22.
W Ewangelistach czytamy, że gdy się rzesze zbierały, aby słuchać Zbawiciela, wiele zbierało się z Sydonu.
Kiedy Piotr Apostoł uwięziony był w Jeruzalem, wyprowadził go cudowie Anioł Pański, poszedł do Cezarei, bo się na tyryjczyki i sydończyki gniewał. Ci przysłali prosząc, aby do nich wstąpił. Dzieje Apostolskie. Roz. XII. 20.
Kiedy Paweł jako obywatel rzymski zaapelował do cesarza, odesłany był do Rzymu i oddany Julijanowi Rotmistrzowi. Ten się ludzko z nim obchodził. Gdy przypłynęli do Sydonu dozwolił Pawłowi pójść do przyjaciół, i dostać opatrzenie. Dzieje Apostołów. Roz. XXVII. 3.
Wychodząc z Sydonu, na prawo, w ruinach dawnego klasztoru Mar-Eljas mieszkała Lady Estera Stanhop. Na prawo dalej w górach był klasztor Zbawiciela, w którym się zgromadzało wielu zakonników, i pobożnych. Nazywano go twierdzą katolickiego Kościoła, strażą i obroną Deir Moukhalles. W czasie ostatniej domowej wojny z Druzami r. 1860 zupełnie przez nich zburzony i zniszczony.
Tu poraził Dawid 22,000 mężów z Syryi przybyłych dla dania pomocy Adarazerowi królowi. Pan Dawidowi błogosławił we wszystkiem, syryjczycy zwyciężeni zostali. „Pobrał Dawid zbroje złote, które mieli słudzy Adarezerowi z Beroth, wziął król Dawid miedzi bardzo wiele.“ Ks. 2. królew. Roz. VIII. 8.
Beroth był granicą ziemi świętej. „A tu jest granica ziemi, ku stronie północnej od morza wielkiego, Emoth-Berotha Sabarem.“ Ezechiel. 47. 16.
Bejruth jest jednemi z większych miast wschodnich, u stóp samego Libanu, tak dalece, że Liban niemal rozpoczyna się w tem mieście. W Bejrucie są dachy w formie posadzki, po dachach jest zwykła przechadzka. Z jednego domu przestąpić można na drugi, z tych dachów jest widok bardzo przyjemny na miasto wielkie, murowane, zielonością drzew rozmaitych ozdobione. Jak w każdem wschodniem mieście, jest pełno po ulicach osłów, wielblądów, i zwykle gwar wielki. Ludzie kupuja, handlują, wrzaskliwie, namiętnie, jak u nas żydzi, którzy zupełnie naturę ludów wschodnich zachowali. W Bejrucie był kres naszej pielgrzymki i wspólnej podróży. Rozeszliśmy się wszyscy. Jedni powrócili do Francyi, korzystając z okrętu Messagerie Impériale, który odchodził do Aleksandryi, stamtąd do Marsylii. Drudzy zostali w Bejrucie, oczekując innego okrętu, który miał odpłynąć do Konstantynopola przez Smyrnę. Tymczasem mając dni koło 10, korzystano dla zrobienia wycieczek i zwiedzenia głównie cedrów Libanu i ruin Balbeku. Pragnąłem poznać górę Liban, i widzieć Damaszek, miasto tylekroć wspominane w czarodziejskich powieściach Wschodu, i udałem się w tę stronę.
Liban rozpoczyna się u stóp morza w Bejrucie, coraz wznosi się wyżej, napełniony drzewami morwowemi. Morwy libańskie zupełnie są inne od europejskich, liść mają delikatniejszy, większy i nie zębowaty. Na Libanie chowają, pielęgnują na wielką skalę jedwabniki. Wyroby jedwabne są bardzo cienkie, i piękne. Góra Liban wyższą jest i szczytniejszą od Alp i Pirenców. Oddziela ją od Antylibanu zupełna równina. Na tej równinie są ruiny Balbeku, i miasto Zahleh. Za równiną jest góra niższa, niemal naga, bez żadnej prawie wegetacyi, Anti-Liban. Za Anty-Libanem dopiero miasto Damaszek. Tu już nie spotykamy fig, pomarańcz, tylko morwy. Za Anti-Libanem orzechy włoskie, brzoskwinie, morele, śliwki, jabłka, w drzewach tej wielkości, jak są u nas drzewa leśne, jasiony, graby. Liban ma piękną, wegetacyą, widok najprzyjemniejszy, jest zaludniony i żyjący od stóp do głowy. Na szczycie gór, gdzie oko zaledwie dosięgnąć może, są cerkwie i klasztory. W środku góry wsie, miasteczka, w miasteczkach są szkoły liczne. Mieszkańce Libanu w daleko większej części są to Maronici, chrześcijanie wschodniego rytu, z Kościołem katolickim zjednoczeni od dawnych wieków. Zaledwie w czwartej części Druzowie, którzy nie są chrześcijanami, ani mahometanami. Wspólnie w Libanie z Maronitami mieszkają, ale ich nienawidzą, i nie są do nich podobni, mają zupełnie inne rysy twarzy, i inną postać, są to jakby zaporozcy Libanu, waleczni, odważni, dzielni, ale do cywilizacyi i do chrześcijan Maronitów mają wstręt i nienawiść. W jednej wsi lub miasteczku mieszkają razem, różnią się religiją, językiem, i zwyczajami życia. Na Libanie mieszka trzech patryarchów, wszyscy katolicy, Grecko-Unicki, Ormjański i Maronicki.Mają tam patryarchalne cerkwie i główne seminarya dla swego kleru. Liban ma wielką ilość klasztorów wschodniego rytu, ale zjednoczonych z Kościołem rzymskim, szczególnie maronickich. Nieustające jest przeto we dnie i w nocy na Libanie nabożeństwo. Zwyczajem wschodnim jutrznie w nocy się odprawiają. Ciągłe dzwonienie nadaje miły urok wspaniałym i majestatycznym górom. Oprócz klasztorów wschodniego obrządku, jest wiele rzymsko-katolickich, jako to Jezuitów, missyonarzy zwanych Lazarystami, i żeńskich, poświęconych wychowaniu sierót i Miłosierdzia siostry św. Józefa, św. Wincentego a Paulo. Zakonnicy klasztorów rzymsko-katolickich są włosi, hiszpanie. Po kasatach wygnani ze swoich w Europie klasztorów, szczególnie z Hiszpanii, osiedli na Wschodzie. Dziś się klasztory napełniły Arabami, którzy innym językiem nie mówią, tylko arabskim. Liban napełniony katolickiemi zakonnikami wschodniego i zachodniego Kościoła, mając trzy patryarchalne stolice, jest domem Bożym, i jakby portem, do którego weszły zgromadzenia religijne, powszechnie prześladowane. Tu bezpieczeństwo, rozwój i nowe życie znalazły. Na Libanie jest wiele w górach pałaców, zamków, domów obronnych emirów, którzy na własnym koszcie utrzymują ludzi zbrojnych, wojska nadworne. W swym domu nieskończenie są uprzejmi i gościnni, ciągle się kłaniają, nieustannie gościa pozdrawiają wyrazami największej czci i uprzejmości. Podają najrozmaitsze napoje, pokarmy. Taż sama gościnność jest zachowaną w klasztorach, najbardziej w tych, które już mają mnichów lub mniszki arabskiej ludności. Miałem tej gościnności wyobrażenie w Palestynie, ale się nie może porównać z tą, jaką na Libanie spotkałem. Liban, chociaż zaludniony, ale wśród gór mniej uczęszczany, bardziej ustronny, rzadziej zwiedzany, przeto i gościnność w nim daleko jest wyższą. Przełożona schyla głowę ku ziemi mówiąc: „O szczęśliwy dom nasz, że może uczcić takiego gościa. Bądź szczęśliwy ubłogosławiony, żyj długo. Niech Bóg wszelkiem błogosławieństwem wynagradza trud twój, o gościu najmilszy, i uszczęśliwi cię na ziemi i w niebie. Wszystkie zakonnice pozdrawiają i błogosławią, dla większej czci śpiewają długie pieśni.
Liban, przedtém nie był baszalikiem, miał swego osobnego naczelnika, którym ostatni był Karan-Bej. W Libanie, Maronitów głównym narodowym celem jest dążność do zupełnej niepodległości. Karan-Bej człowiek rycerski, odważny, waleczny, szlachetny, żarliwy katolik, przywiązany do Św. Apostolskiej Stolicy, pełen miłości ojczyzny, jest perłą Libanu, jego chlubą i nadzieją. Rząd Turecki przeciwny niepodległości Libanu, dążył do obalenia i uciśnienia Karan-Beja. Podburzył skrycie, i rozniecił sławną rzeź 1861 roku, wojnę domową między Druzami i Maronitami. Był nieczynnym świadkiem najstraszniejszego mordu. Byłem w Libanie świeżo po rzezi, stąpałem po śladach krwi okrutnie wylanej, i słyszałem opowiadających jej szczegóły. W Turcyi nie ma tego systematu rządów europejskich tępienia religii katolickiej ciągłem, stałem prześladowaniem, hamowaniem na każdym kroku czynności Kościoła, stawianiem mu najrozmaitszych przeszkód, zasadzek. Rząd zdaje się nie postrzega, nie patrzy na działania wyznań innych, religijne uczucia szanuje. Są jednak pewne chwile, w których dopuszcza fanatyzmowi mahometanów wybuchnąć, i działać z nienawiścią, z szałem tém straszniejszym, im się dłużej hamował. W dziejach przeto widziemy straszne pożogi, zniszczenia ogniem i mieczem, katusze, śmierć, spalenie, a potém następuje cisza, spokój, a nawet życie i działanie Kościoła jest wolne, swobodniejsze jak w wielu państwach chrześcijańskich. Taka osobista i Kościoła w Turcyi jest dola. Druzowie zostawali pod rządem Karan-Beja, jako naczelnika całego Libanu. Nienawidząc Maronitów pragnęli go obalić, jako Maronitę. Ich chęci jednoczyły się z widokami rządu. W mahometanach i Druzach choć ukryta, ale płonie nadzieja i żądza wygładzenia chrześcijan. Dogmat ich wiary jakby do tego zniewala, odwieczne wiodą ku temu tradycye, wspomnienia ich zakonu i ich dziejów, i chciwość zagarnienia wszystkich zysków. Chrześcijanie cudzoziemcy mieli w swém ręku handel wschodni, pod opieką konsulów osiedli bezpiecznie w większych miastach wschodnich, wnieśli swoje kapitały i przemysł. Nienawiść ku nim tlejąca wybuchła w pożar, zamieniła się w morderstwo roku 1861 w całym niemal Libanie i w Damaszku. W dzień św. na jarmarku w jedném miasteczku Druzowie napadli na bezbronnych niespodzianie i wymordowali. Ten mord był hasłem. Wszyscy Druzowie jakby jeden człowiek powstali, jacy tylko tam byli mahometanie, niespodzianie na chrześcijan napadali i mordowali starców, niewiasty, dzieci, z wściekłością, zwyczajną we wszystkich rzeziach. Maronici rzucili się z najwigkszym zapałem do broni. Emirowie stanęli na czele swych zbrojnych ludzi przeciw zajadłym i morderczym Druzom, wrogom ich ojczyzny. Karan-Bej pragnął urati>wać drogi, najmilszy Liban, który w nim miał obrońcę i tarczę swoję. Ale nie zawsze szlachetni odnoszą zwycięstwo. Maronici ponieśli klęskę od Druzów. Dla uspokojenia tak strasznego mordu, na który rząd Turecki zezwalać się zdawał, weszli Francuzi. Wtedy dopiero rząd Turecki uspokoił wzburzonych mieszkańców, i winnych ukarał. Sprawiedliwość ustąpiła dyplomatycznym względom. Rząd francuski wziął wprawdzie w swą opiekę chrześcijan, na przyszłość zabezpieczył wolność i rozwój nawet religii katolickiej, ale dogodził rządowi Tureckiemu, nadając mu nad Libanem większą od dawnej władzę. Wysłano na wygnanie Karan-Beja. Nadzieja niepodległości Libanu znowu na długo się oddaliła. Liban zamieniono w baszalik. Baszą naznaczony został chrześcijanin, ale jakby renegat jaki, człowiek ohydny, moralnie zepsuty, Daud-Basza.
Na Libanie słynęli przed kasatą roku 1772, i dziś kwitną Jezuici. Przejęli się duchem, zwyczajami ludów Libańskich, są ich opiekunami, duchownymi ojcami, tem samem panami tej krainy. Mają tu kilka znakomitszych kolegijów, i największe wywierają tu wpływy. Rząd turecki ich nie prześladuje, nie widzi w nich nieprzyjaciół i przeciwników, a wszystek lud ma najzupełniejszą w nich ufność i wiarę. Przed kasatą mieli główną rezydencyą w Anturze, gdzie było największe z ich kolegiów. Po kasacie r. 1772 Anturę i mury jezuickie zajęli misyonarze, to jest Lazaryści synowie św. Wincentego a Paulo, ale nie zastąpili Jezuitów, działania ich nie miały nigdy tego życia i wpływu. Księża Jezuici powróciwszy na Wschód po wieloletniej przerwie, nie myśleli o powrocie do Antury, zbudowali nowy gmach w Gazyr, wznieśli mury, założyli ogrody, rozwinęli rolnictwo, mają nową już Anturę. Księża Jezuici nie mają kolegijów w Palestynie, w Konstantynopolu i europejskiej Turcyi, ale znakomite bardzo mają w Libanie. Tu mają zupełną ufność, wiarę i wdzięczność ludów syryjskich, Maronitów. Cudzoziemcy anglicy zwiedzając Liban, składają im cześć i świadectwo dla ich pracy i zasług. W Bejrucie mają szkołę świecką na Wschodzie najznakomitszą scholam externam, w której młodzież świecka cywilna różnych stanów pobiera nauki wyższe, bardzo jest uczęszczaną. Widziałem z jaką pobożnością, skruchą, młodzież przyjmowała N. Sakrament, i przygotowywali się do téj uczty św., szczególnie ci, którzy przystępowali po raz pierwszy do komunii. Kościół jest pełen ludu codziennie przystępującego do Najśw. Sakramentu. Nauki duchowne wykładane są z największą gorliwością ludowi i uczniom. W Zahleh za Libanem, około ruin Balbeku mają księża Jezuici szkołę rzemiosł, li tylko miejscowych, dla tego kraju potrzebnych. Zebrali same sieroty synów tych, którzy w rzezi 1861 r. pomordowani byli. Rzemieślników moralnie kształcą, są sumienni przeto, i w rzemiośle udoskonaleni. Ze specyalną znajomością rzemiosł uczą i kształcą. Egzamina uczniów i ich postępy podziwiają znawców, podróżujących cudzoziemców. W Gazyr, gdzie najgłówniejsze ich jest collegium, mają akademią, szkołę wyższą dla kleru. Tam się uczą i przygotowują do kapłaństwa księża wszystkich rytów, Ormijanie, Maronici i Grecy-Unici. Wszyscy księża Libańscy, są uczniami księży Jezuitów w Gazyr; co do nauki wykształcenia młodzieży, doboru profesorów, zupełnie jest równe akademii rzymskiéj. W tej szkole kształcąc się, coraz jest doskonalszym kler wschodniego rytu, dlatego jedność z Kościołem, Unija, coraz się rozwija, powiększa na Wschodzie zbawiennym wpływem, pracą księży Jezuitów. Zajęci różnorodnemi pracami około misyi, szkół, wydawania ksiąg licznych; dla odprawowania solennych mszy św., śpiewanych wotyw, sumy, mają zamówionych księży wschodniego obrządku. W kościołach księży Jezuitów przeto nieustannie się odprawia liturgija wschodnia, która zgromadza ludzi tego obrządku. Dla okazalszego nabożeństwa wszyscy nawet liczniej się zbierają jak do własnych cerkwi. Księża Jezuici gościnnie i wspaniale przyjmują patryarchów, którzy na celebry wezwani świąt uroczystych, jeżdżą ochotnie do ich kościorów. Patryarchowie: Maronicki, Ormiański, Grecki, święcą kapłanów u Jezuitów, czego bardzo pragną księża młodzi, bo tu usposobili się do kapłaństwa. Święcenie księży jest wielką uroczystością na Libanie. Zbiera się bardzo wiele księży i ludu, których najgościnniej podejmują księża Jezuici. Gościnność jest głównym przymiotem, i koniecznym życia warunkiem na Wschodzie. Często drogi są niebezpieczne, zdarzają się napady, takich hotelów jak są w Europie dotąd nie ma; przy upałach, ciągłych epidemijach potrzebne są orzeźwiające napoje. Klasztor miejsce domu gościnnego zastępuje. Klasztory księży Jezuitów są otwarte we dnie i w nocy dla przechodniów i pielgrzymów, i dla miejscowej ludności. Karmią wszystkich przychodniów, u siebie ich mieszczą, rozdają chorym bezpłatnie lekarstwa, a w dnie uroczyste, we święta zgromadzają się do kościoła, a potém dla zabawy. Księża Jezuici noszą ubiór księży wschodnich, mówią wybornie po arabsku, są istotnymi dobroczyńcami, opiekupami duchownymi, ojcami całego Libanu. Nie mieszają się, jak ich niesłusznie oskarzają, do interesów i spraw politycznych. Dowodem tego, że nowy naczelnik Libanu Daud-Basza pełen był dla nich uprzejmości, zwiedzał ich klasztory i świetnie był przyjmowanym. Tu dopiero w Syryi, w Libanie, gdzie księża Jezuici są zupełnie wolni od najrozliczniejszych prześladowań, którym ulegają w Europie, widzieć można do jakich przychodzą rezultatów i wpływów niezrównane ich prace i najzupełniejsze apostolskie poświęcenie się.
Z Bejrutu pojechałem razem z przełożonym do Gazyru, który do domu powracał. W Bejrucie przełożonym był włoch, a francuz w Gazyr, jechał dzielnie konno w zawoju, bardziej do Emira jak do księdza podobny. Podziwiałem jego zręczność i szybkość. Na drodze mnie zostawił, sam biegł w góry dla załatwiania interesów, dla odwiedzenia znajomych, powracał, i jechaliśmy razem. Gdyśmy do Gazyr do klasztoru przybyli, wyszli księża Jezuici i witali się z sobą w sposób, jak się czyni we mszy św. przy końcu, gdy księża kładą ręce na ramiona. Znalazłem miłe przyjęcie, spoczynek po trudzie podróży. Miałem książki, dzienniki, papier, ogród piękny, galeryą do przechadzki. Dzienniki prac misyjnych Jezuickich, i prace ich pisarskie są w każdym klasztorze. Z tych pism, mało tu znanych, przekonać się można, jak się codziennie rozwija misya Kościoła katolickiego, jak wiele i nieustannie mu dusz przybywa, pochwyconych apostolską pracą sług Bożych. Zgromadzenie księży Jezuitów walczy gruntowną, najgłębszą nauką ze wszystkiemi niezliczonemi błędami filozofii i nauki świeckiej. Wiele wybornych odpowiedzi i replik na każdy sofizmat i herezyą, pism prawdziwie gruntownych wychodzi corocznie w każdym języku. Ludzie specyalni wyłącznie się poświęcają pisarstwu, obronie katolickiej prawdy. Spełniają tę misyą mężowie uczeni z prawdziwym talentem i wybornym skutkiem. W Gazyr poznałem rosyanina księdza Gagaryna, Jezuitę znanego z wielu pism, i z polemiki, jaką, miał z księżmi polskiemi. Spotkaliśmy się z tém uczuciem, jakbyśmy byli ziomkami. Będąc z dwóch najprzeciwniejszych sobie narodów, jeszcze w czasie wojny roku 1863, jednak na Wschodzie, w Turcyi, na Libanie witaliśmy się jakby ziomkowie. Ksiądz Gagaryn jest doskonałym katolikiem, prawdziwym jezuitą, pełen rozumu, wyższej inteligencyi, pisarskiego talentu. Co do Polski, jak wszyscy Rosyanie, jest niesprawiedliwym, nie przypuszcza, aby Polska kiedy oderwać się od Rosyi, i niepodległą być mogła. Ruś polską uważa za rosyjską ojczyznę, uznaje sprawę polską na zawsze skończoną i zgładzoną. Poświęciwszy się Bogu, nie oderwał się od ziemskiej ojczyzny swojej, od jej pychy i wielkości. Nie przypuszcza, nie chce tego, aby który z ludów słowiańskich, szczególnie Polacy, Rosyi równymi być mogli. Dla Rosyi powinno być pierwszeństwo, panowanie i nad wszystkiemi władza. Najszczerzej, najsumienniej pragnie nawrócenia Rosyi, ale zawsze we wschodnim obrządku, w Unii. W Polsce widzi przeszkodę i tamę do nawrócenia się Rosyi. Radby, aby Polska umilkła i zapomniała o ojczyźnie, i stała się cząstką Rosyi najzupełniej wcieloną. Wtedy nastąpiłoby rosyjskie nawrócenie. Wiemy, jak jest wzorowa żarliwość katolicka nawróconych Rosyan; ksiądz Gagaryn jest najdoskonalszym kapłanem, nieporównanym katolikiem.
Z Gazyru zwiedziłem klasztor Jezuicki w Bekfai. Z Gazyru do Bekfai idzie droga wśród samego Libanu. Widziałem zdala Anturę wspaniałą, dawniejszą rezydencyą księży Jezuitów, spotykałem snujących się mnichów. Słyszałem dzwonienia z ukrytych lub stojących na szczycie gór klasztorów. W kwietniu taki był upał, dwoma zawojami okrywaliśmy głowę. Memu towarzyszowi zdawało mi się, że krew z twarzy wytryśnie. Ścieżki po górach wązkie, kamieniste, po śliskim idące kamieniu na około przepaści. Towarzysz mój zsiadł z konia, wtedy od upału więcej się męczył. Nie zsiadałem, ufając zręcznemu i wprawnemu arabskiemu koniowi, który za lekkiem powstrzymywaniem zwolna zstępował, i śmiało wstępował na śliskie góry. Nazajutrz był tak silny wicher, zdawało się, że porwie jezdca z siodła. Zmuszony byłem przeczekać dzień cały w Bekfai w klasztorze. W powrocie moim z Bekfai do Bejrutu nieznaną drogą jadąc, młody przewodnik drogoman, spostrzegłszy u mnie w kiesce złoto francuskie, na które rzucił chciwem okiem, wprowadził mię niespodzianie do miejsca, w którem biesiadowało kilku zbrojnych ludzi. Nad dróżyną była jakby grota, w której zwykle ochładzające sprzedają napoje. Jadąc przede mną zaczął spieszniej jechać, przed grotą zsiadł z konia. Zaciekawiony coby to było, zdążywszy za nįm wszedłem do groty, nie znalazłem tam nic dla ochłodzenia się, ale ośmiu ludzi zbrojnych. Wziąłem ich za Maronitów, uprzejmie ich pozdrowiłem. Nie widząc żadnego celu wejścia do groty zapytałem drogomana czego by wszedł, i żądałem, aby zaraz jechał. Nieruchomie siedział, fizyonomija się jego zmieniła, rozmawiał z tymi ludźmi, widocznie jakby się z nimi umawiał. Już innym tonem do mnie mówił, i proponował, abym się nie spieszył, a razem z temi ludźmi pojechał. Spiesznie wtedy wyszedłem, nie znalazłem już konia, uwiązanym był w stajence. Dosiadłszy go, spiesznie bez przewodnika sam pojechałem. Ludzie ci, jak się dowiedziałem potem, byli to Druzowie, mieli zapewne zamiar uprowadzić mię w stronę, błądzić do wieczora i dopiero zrabować lub zabić. Nie poszli w pogoń, był to bowiem dzień jeszcze, szczęśliwie trafiłem na publiczną droge idącą do Bejrutu. Spotkałem karawanę ludzi. Z radości wielkiej wypuściłem konia, dziękując Bogu, że mię z niebezpieczeństwa ratował.
Z Bejrutu udałem się do Damaszku, dokąd zajechać można dniem jednym, dyliżansem, który na nowo był urządzony przez kompaniją francuską. Na Wschodzie zwykle konno jeżdżą. Innej podróży dotąd nie znano. Tak jeżdżą nawet kobiety. Taka podróż jest przyjemną i praktyczną.
Po raz pierwszy r. 1863 zaczęły krążyć ciężkie dyliżanse z Bejrutu do Damaszku, zwykle siedm koni albo mułów zaprzęgają. Szose nie były zrobione dla tego, że z gór piasek drogę zasypuje, zatem dylizans w piasku grzęźnie. Po cztery godzin stał na miejscu, konie, muły, się narowiły, nie ruszały. Trzeba było czekać innych koni z drugiej stacyi. Zamiast wieczorem, drugiego dnia przededniem przyjechaliśmy. Damaszek jest to wielkie miasto, ale się go nie widzi. Nie ma otwartych ulic i placów, ale uliczki są wąziutkie, między ścianami bez okien. Okna domów wychodzą na dziedzińce, a nie na ulice. Ulice są to kręte ciemne labirynty, w których nawet sami mieszkańce damasceńscy zabłąkać się mogą. Damaszek jest w głębi kraju daleki od morza, nie ma żadnej większej rzeki, handel jednak ma wielki. Tak zwany Bazar jest rzadkiej wielkości, i mało w jakiem go wschodniem mieście podobny widzimy. Jest to jakby ulica szeroka i nieskończenie długa, sklepiona, z dachem. Po obu stronach są sklepy najrozmaitszych towarów. Na Wschodzie w sklepach nie ma zwyczaju, aby bezczynnie siedziano oczekując kupującego. Zawsze w nich właściciele, agenci pracują. Słychać nietylko gwar ludzi kupujących i sprzedających, ale i różne odbywają się roboty. Trą, piłują, heblują, toczą, mosiężnicy, ślusarze, rozmaisi rzemieślnicy w sklepach swoich pracują. Bazar podobny jest do tunelu, ciemny, i konno jego środkiem jeżdżą, wielbłądy, muły idą obarczone ciężarami. Z uliczek ciemnych przez drzwi boczne wchodzi się wewnątrz domów prywatnych. Wtedy widzieć można czarodziejską piękność Damaszku. Domy mają dziedzińce z pięknemi drzewami, i fontanny z szmerem wytryskują. Na każdym dziedzińcu jest tak zwany divan, rodzaj galeryi pod dachem, z bocznemi ścianami, a na przedzie otwarty, okryty najkosztowniejszemi kobiercami; sufity, ściany, są ozdobione perłową macicą, i drogiemi kamieniami. Te mieszkania prawdziwie oczarowują, ozdobione najpiękniejszemi drzewami, są jakby oranżerye z pięknemi kaskadami. Domy te są rozkosznym ziemskim rajem, upajają słodyczą, są kołyską rozkoszy, zbytku. Hotele europejskie w ten sposób są urządzone. Najbogatsze, najpiękniej ubrane, z ślicznemi wewnątrz ogrodami, są domy konsulatu francuskiego, i bogatych kupców żydowskich, które podróżni dla osobliwości zwiedzają. W tych domach przychodzą na myśl „czarodziejskie powieści wschodnie, których Damaszek kolebką był. Domy te jednak nie są zbudowane z dobrego i trwałego materyału, zdaje się, że są zrobione z gliny albo z tego, co my zowiemy pruskim murem. Część miasta Damaszku, w którem mieszkali chrześcijanie, r. 1861 najzupełniej zburzoną została, roku 1863 była ruiną. W Damaszku silniejszą jak gdzieindziej nienawiść mahometanie do chrześcijan mieli, uważając Damaszek jako najgłówniejsze z miast swoich, i nawet kolebkę ludzkiego rodu, oddawna pragnęli usunąć wszystkich chrześcijan. Dla tego chrześcijanie tam oddzielnie, dla większego bezpieczeństwa, mieszkali. Kiedy nastąpiła rzeź roku 1861, cały kwartał, domy wszystkich chrześcijan spalono. Domy były zbudowane z materyału, że się jeden od drugiego nie zapaliły. Osobno, oddzielnie, każdy dom podpalano.
Jak tylko rzeź w Libanie wybuchła, mieszkańcy z gór, chrześcijanie wielką masą do większego miasta, do Damaszku uciekli, i schronili się do tej części, w której zamieszkiwali chrześcijanie. Zamek wtedy, w którym rezyduje władza turecka, pełen był wojska. Te same namiętności w całym Damaszku jak i w Libanie jednocześnie zawrzały.
Od jednej tylko iskry mógł pożar największy wybuchnąć.
Tak się stało. Chłopak turecki narysował krzyż i na nim się zelżywości dopuścił. Władze ukarały tego chłopaka, okuto go w kajdany i wzięto do publicznej roboty. Jak ujrzano chłopaka w kajdanach, jakby za danem hasłem, rzucono się piorunem na chrześcijan, na ich domy, zapalono je, i okrutnie mordowano. Chrześcijanie zaczęli uciekać do zamku, który był otwarty i dawał schronienie. Ci, którzy z okolic przybyli, nie mogli trafić w labiryncie ulic różnych, i wszyscy zginęli, zostali dognani, pochwyceni, wymordowani. Miejscowi tylko do zamku zdążyli, ale i tam lud rozwścieklony wpadł i zabijał, tak dalece, że krew wyżej kolan po salach zamkowych płynęła. Rząd najspokojniej się patrzył, nic nie działał dla uratowania miasta, i obrony chrześcijan. Jeden tylko Abdel-Kader ile mógł ratował, dał dowody zacnego serca, i szlachetnej duszy. Wszystkie kościoły zostały spalone, księża pomordowani. Za wpływem rządu francuskiego, rząd turecki pałace tych, którzy pobudzali do rzezi, oddał na kościoły, klasztory i kościoły pomieściły się w najpiękniejszych pałacach, wśród drzew, wśród fontann. W Damaszku są Franciszkanie, Kapucyni, i kilka cerkwi wschodniego rytu zjednoczonych. W Damaszku ani jednego nie ma kościoła szyzmatyckiego. Trudno wypowiedzieć pociechę doznaną, słuchając mszy św. i kazania kapucyna w Damaszku, i widząc tyle tam katolickich kościołów.
Wydaje się świetnie dopiero Damaszek w pogodny wieczór, przy zachodzie słońca. Za miastem jest szeroka droga murowana, po bokach jej obszerne place, na których się musztry wojskowe i rewije odbywają. Wtedy spodziewano się przybycia nowego baszy, wojska wystąpiły, muzyki grały, a cała szeroka za miastem ulica ludźmi napelnioną była. Jak się zbliża wieczór wychodzą, wyjeżdżają z miasta, jedni pieszo, drudzy konno. Bogate i piękne żydówki w perłach, w kosztownych na głowie ubiorach, z twarzą odkrytą, słynne z piękności, przejeżdżały się, rozłożywszy się jakby na kanapie, na mułach, które je wiozły. Najpiękniejsza jakby kolorów wstęga przedstawiała się w przepełnionej ulicy ludźmi rozmaitego, kolorowego, bogatego stroju. Jeden człowiek wpół obłąkany dziwnie ustrojony, na głowie miał czapkę wysoką bardzo w formie głowy cukru z rozmaitemi brzękadłami, podskakiwał. Obraz to piękny i prawdziwie wschodni, w którym ozdobny jaśnieje Damaszek. Damaszek leży w dolinie, w jarze, otoczony jest wzgórzami, na których są ogrody. W nich szmerzą źródła najczystszej, najzdrowszej wody, która jest stąd wprowadzoną niemal do każdego domu. Po tych ogrodach jest przyjemna konna przejażdżka. Z tych ogrodów patrząc na Damaszek, jest podobnym do Jerozolimy. Jerozolima tylko jest większa i na górze. Damaszek w dolinie, pełno w nim bań, okrągłych 1meczetów i wież minaretów, zdaje się, że całe miasto tylko z meczetów jest złożone, a banie jakby były z gliny ulepione. W ogrodach są tylko morele, brzoskwinie i orzechy. Pomarańcz, cytryn, fig, daktylów tu nie ma. W Damaszku są piękne kolorowe jedwabne wyroby i szable krzywe, zwane damascenki. W Damaszku, około zamku, jest bardzo stare drzewo, kasztan jak mi się zdaje, należy do najstarszych drzew w świecie. Niepodobna wierzyć, aby tyle wieków drzewo żyć mogło.
W Damaszku, mamy dwie chrześcijańskie pamiątki św.
Pawła, miejsce jego nawrócenia i okno, przez które w koszu został z miasta wyniesionym. W Damaszku był wielki Święty, św. Jan zwany Damasceński, którego kościół w meczet zamieniony. W damasceńskich meczetach nie mogłem być dla wielu trudności. Przechodząc bazarem przeze drzwi boczne, widziałem marmurowe posadzki przedsieni i na nich schylonych, w głębokiej ciszy modlących się. W Damaszku spotkałem oficera tureckiego i Greka, który powracał z wyprawy na koczujących Arabów i opowiadał mi szczegóły. Za czasów księcia Radziwiłła, Arabi po całej Turcyi krążyli, zabierając wszystko, co mogli wziąć od podróżnych, toczyli boje z Tureckiem wojskiem, napadali wsie i miasta. Ze strzałami w jednych tylko białych byli długich koszulach, temi często obwijali głowy, nadzy jeździli, byli przestrachem kraju. Basza jerozolimski wybrał się do Betleem ze stu zbrojnymi ludźmi, ośmiu tylko spotkawszy Arabów, musiał do Jeruzalem powrócić. Dziś takich już nie ma, ale są hordy koczujące, szukające dobrych pastwisk, przenoszą się z miejsca na miejsce, zbliżają się do Genezaret, do morza Galilejskiego. Z tej strony jeziora już nie bywają, mają stada arabskich koni czystej krwi, owce i wielbłądy. Wielbłądy z ich trzód daleko są silniejsze, zdrowsze, od wielbłądów domowych. Jako poddani Turcyi, obowiązani są do składania rocznej daniny, któréj nie chcą płacić. Co kilka lat wysyłają wojska, kawaleryą z asekuracyą armat. Wyszukawszy te hordy z łatwością je zwyciężają i zabierają im znaczną ilość pięknych koni i wielbłądów. Zdobycz ta zastępuje kilkoletni podatek.
Chcąc sprowadzić piękne konie, prawdziwie arabskie, udać się potrzeba do Damaszku, ztamtąd przez drogomanów wejść w stosunki z koczującemi hordami i u nich konie z pierwszej ręki i najlepszej rasy kupować. W Damaszku spotkałem ziomka p. Wróblewskiego aptekarza. Na drodze też między Damaszkiem i Bejrutem, naczelnika pocztowej stacyi Dobrowolskiego, który mi mówił: dobrze mi tu jest, tylko Polski brakuje. Brat jego mieszka w Bejrucie doktor Dobrowolski ożeniony z Angielką, był lekarzem u Ibrahima baszy, dorobił się majątku, bardzo jest uprzejmym dla ziomków.
Z Bejrutu, już dążylismy brzegami Syryi okrętem Mésagérie Impériale, zatrzymując się w portach Trypoli, Latakija, Aleksandryi, w których zabierał towary idące z Alepu, Damaszku. Na okręt nasz, w jednym z tych portów weszli Polacy, było ośmiu, wszyscy polscy emigranci ze stron różnych: z Krakowskiego, z Lubelskiego, i jeden między nimi z Ukrainy, Krzeczkowski. Przechodząc przez różne nędze utrapienia emigracyjnego życia, weszli do służby rządowej tureckiej, zastąpili Francuzów, urządzali telegrafy. Służba rządowa zapewniła im niezależne utrzymanie. Mieszkając w Turcyi, przejeżdżając z miejsca na miejsce konno, wiele bardzo polując, zachowali cechę, charakter szlachecki, polski. W roku 1863, polska wojna i imię Langiewicza, miały wielki urok. Spodziewano się zwycięstwa i szczęśliwszéj doli, cudzoziemcy przejęci byli współczuciem; i zapałem stęschnieni tyloletniem tułactwem wygnańce.
Stanęliśmy potem w Smyrnie, mieście dość obszernem, w którem kilka katolickich jest klasztorów. Most, przez który przechodzą karawany, jest zajmujący wśród lasków cyprysowych. Poznałem w Smyrnię biskupa, jednego z znajżarliwszych misyonarzy, który sam kazał bardzo często z największym zapałem. W mieście Syrze, zwiedziłem klasztor księży Jezuitów, miasto to należy do królestwa greckiego, spotkałem tam już ubiory europejskie, księży bez brody, jezuitów w ubraniu, którego w Europie używają. Wielka jest różnica i zupełnie inny już byt zgromadzeń religijnych w królestwie greckiem, jak w Turcyi. Doświadczają w Grecyi biskupi zakonni przeszkód, prześladowań, trudności, ucisków w Turcyi nieznanych. Frères des Ecoles Chrétiennes, braciszkowie szkół chrześcijańskich, którzy tyle domów swoich mają w Turcyi Azyatyckiej, zmuszeni byli wracać do Francyi. Syra była ostatnim punktem wschodniej podróży mojej. Odpłynąłem stamtąd do Włoch.
Chciałbym tu kilka słów powiedzieć o rządzie tureckim. Ciągle i tak dawno mówią o rozbiorze Turcyi. Nie zdaje mi się, aby rząd ten był tak słabym, tak prędko upaść mógł. Trzymają go naprzód oburącz Francya i Anglija, bezwzględnie na krzywdę, jakiéj doznają ludy słowiańskie Turcyi uległe, które pragną żyć własnem życiem. Nie oglądając się na to, najsilniej te dwa mocarstwa pragną zachowania Turcyi i ją dotąd wspierały. Turcya jest jakby koloniją tych obu państw, szczególnie po wojnie krymskiej, za czasów potęgi francuskiej. Imię cesarza francuskiego było w większej czci jak cesarza tureckiego, modlono się zań publicznie w kościołach. Wszystkie przedsiębierstwa dróg, komunikacyi, przynoszące znaczne dochody były francuskie. Język francuski zupełnie był jakby językiem narodowym wszystkich szkół w całej Turcyi. Francuskie okręta krążyły po wszystkich morzach, sięgając Chin i Japonii. Turcya francusko-angielskim jest przedmurzem. Konsul francuski największe miał znaczenie, jego wola była prawem. Oprócz pomocy angielsko-francuskiej, tego sojuszu silnego i trwałego dla jej utrzymania, Turcya ma siłę własną w twierdzach i w artyleryi. Artylerya jest jakby upodobanem tureckiem rzemiosłem, doprowadzono ją do doskonałości, do rzeczywistej siły. Można to poznać w każdem większem mieście, przez dzień cały słychać strzelanie z armat. Nieustanne są ćwiczenia w tej broni; artyleryi tureckiej lekceważyć nie można, ma ona znaczenie i prawdziwą siłę. Twierdze są to zamki rzeczywiście obronne i doskonale zbudowane. Kawalerya turecka jest nędzna, piechota liczna, podobna do tej, jaka była dawniej w Rosyi. Żołnierz wyzuty z wszelkiej godności, do zupełnego zbydlęcenia przywiedziony.
Rząd turecki odpowiada usposobieniom miejscowym ludności. W Azyi największem pragnieniem ludu jest wolność, którą inaczej na Wschodzie pojmują. W Europie wolność, jest to niczem nieshamowane drukowanie, pisanie, mówienie i mieszanie się do spraw publicznych. Im człowiek więcej mówi, niedorzeczniej pisze, wrzaśliwiej krzyczy, tem się zdaje być wolniejszym. W Azyi, gdy każdy może być uzbrojony, z tą bronią jedzie, idzie gdzie chce, rząd na to pozwala i w tem go nie ogranicza, ta osobista swoboda jest u nich wolnością. Nie ma wtedy niebezpieczeństwa w kraju, bez eskorty zbrojnej z miasta do miasta przejechać niepodobna. Ale mieszkańce będąc uzbrojeni, używają przyjemnej dla siebie wolności. To wiąże ich z obecnym rządem tureckim. W takiej organizacyi, przy ubóstwie mieszkańców uzbrojonych i ciągłej ich włóczędze nie ma bezpieczeństwa życia i własności. Rolnictwo, przemysł nie rozwijają się, nie kwitną. Najżyzniejsze ziemie są nieurodzajne, zdziczały. Rząd w tak ujemnym stanie, pomimo warunków dłuższego nadal bytu jest tymczasowy, nastąpić powinna zmiana jego, której jedni pragną, drudzy najsilniejby chcieli uniknąć. Rząd turecki pomimo nieograniczonego samowładztwa i znacznej zbrojnej siły, jest jakby odrętwiony, zapobiedz bezprawiom nie może, uorganizować nie jest w stanie bezpieczeństwa własności i osób, bez którego nie ma bytu ani indywidualnego, ani publicznego. Co jest najohydniejszem w rządzie tureckim, to baszowie, rozpustni, samowolni, chciwi, przedajni, wzbudzają pogardę, zmieniają się nieustannie. Nic dobrego dla kraju, któremi rządzą, uczynić niechcą i nie mogą. Rząd, który tacy ludzie przedstawiają, smutne czyni wrażenie. Gdy złe tak istnieć może swobodnie, dobre także w tym rządzie najpełniej z całą wolnością się rozwija. Nigdzie ile w Turcyi nie widziemy tyle szkół chrześcijańskich niższych i wyższych, tyle seminaryów, zgromadzeń zakonnych, stowarzyszeń miłosierdzia, szpitalów, któremi rządzą zakonnicy bezpośrednio. Kościół Boży rozrasta się, kwitnie, dojrzewa, jakby aniołowie stróże go strzegli. Chociaż Islam znacznie został reformami podkopany, zachowała się w nim jednak bojaźń boża, nie przyszedł do ostatecznej pogańskiej bezbożności, przeto drugich wiarę i pobożność szanuje. Kościołowi katolickiemu pozwala działać bez przeszkody, Islam błędny, daleki od prawdy, jakby łańcuchem wiąże umysły wyznawców swoich, ale nie pozwala im wpadać w zuchwałość, w pychę i w to zniszczenie siebie samych, do czego dziś ostatecznie doszły umysły ludzkie, wyzuwszy się zupełnie z wszelkiej wiary. Turcya jest schronieniem prześladowanych i miejscem bezpiecznem, w którem istnieje chwała Boża. Turcya z Rosyą mają stosunki, wpływy sobie najzupełniej przeciwne. Rosya jest opiekunką wschodnich Słowian, Serbów, Czarnogórów, Bułgarów, jest z niemi jednego wyznania, ma jednak niemal i tęż samą organizacyą polityczną, straszną dla katolickigo Kościoła, dla Polski.
Tureya przeciwnie wstrętną jest dla państw słowiańskich wschodniego wyznania, bardzo użyteczną i dziś niemal konieczną dla Kościoła katolickiego, dla cywilizacyi zachodniej, dla niezależności Polski.
Mamy kilka o Ziemi Świętej dzieł polskich. Kilkakrotnie wydaną Peregrynacyą księcia Mikołaja Radziwiłła, ks. Józefa Drohojewskiego reformata Pielgrzymkę do Ziemi świętej odbytą w r. 1788, 89, 90, 91, w Krakowie wydaną w dwóch tomach. Ksiądz Ignacy Hołowiński szacowną i obszerną, wydał pielgrzymkę. Prócz tego mamy jeszcze kilka opisów, których dotąd nie znamy, które są wielką rzadkością. Przez Andrzeja Rymszę, chorographija, albo topographija, to jest osobliwe a okólne opisanie Ziemi Świętej. Wilno 1595 r.
Przez Stanisława Grochowskiego: Hierozolimska procesya, w Krakowie r. 1607 u Łazarza, dziełko bardzo rzadkie.
Nakoniec Peregrinacya, prawdziwe opisanie Ziemi świętej, Betleem i Jerozolimy, naprzód przez ludzi godnych duchownych i świeckich peregrynujących w r. 1509, łacińskim językiem wydana, a polskim w roku 1595 do druku podana, ponowiona w r. 1696 w Warszawie O.O. Schola. Pijarum.
Mając tę książeczkę nieznaną dotąd, aby gruntowniej jeszcze poznać Ziemię świętą, z niej wypis czynię niektórych szczegółów o najświętszych miejscach, które po tylekroć, i w każdym wieku opisane, są przedmiotem zawsze uwielbień dusz chrześcijańskich, i pobudką do nieustających pielgrzymek, i najświętszych o drogiej męce Pańskiej rozmyślań.
W tej peregrynacyi zaczyna od miejsca urodzenia Zbawiciela, od Betleem. Z Jeruzalem do Betleem jest wielka mila polska, jest pięć mil włoskich, a półtory leuki. Leuka zawiera w sobie trzy mile włoskie. Między Jeruzalem i Betleem po środku drogi jest miejsce, gdzie się okazała gwiazda mędrcom, gdy z Jeruzalem wyszli. Tu jest przywiązany odpust siedmioletni, i tu się znajduje studnia pod dachem. Dalej trochę klasztor, gdzie Elijasz prorok mieszkał, i pokutę czynił. Potem grób Racheli, który zadziwia pielgrzymów, a nakoniec Betleem. Tu czcimy kolebkę drogiego Zbawiciela. Kościół Betleemski w wieku XVI, Peregrynacya o której mówimy tak opisuje: „Kościół wtedy, to jest roku 1504 miał ściany okryte marmurem, sufit z drzewa, cedrowego, niepróchniejący i przez robaków nigdy nie toczony; 40 słupów marmurowych okrągłych i bardzo pięknych we cztery rzędy postawionych. Posadzka marmurowa, okien ku południowej stronie jedynaście, których wyzłocenie było szczerozłotem, od chciwości Saraceńskiej okryte czarnem malowaniem, jednak w niektórych miejscach było widać to złoto. Na miejscu, gdzie przygotowywali dary mędrce, był jeden ołtarz, około którego zaraz źródło, w które gwiazda wiodąca trzech króli wpadła. Gdzie Pan Jezus był obrzezanym ołtarz drugi. Niżej schodząc kapliczka urodzenia Chrystusa Pana, która w 1509 r. li tylko do katolików należała. W dzień narodzenia Pańskiego, gdy księża, franciszkanie odprawiali nabożeństwo, nikt oprócz katolików do kaplicy wejść nie mógł Straż wojenna turecka wejścia strzegła“ Opis kaplicy narodzenia Pańskiego, jako też i mieszkanie św. Heronima, grób jego, z którego ciało przeniesione zostało do Rzymu, i grób św. Euzebijusza tak są opisane w tej peregrynacyi jak i w innych pielgrzymkach. Peregrynanci z r. 1509 opowiadają, że jeden sułtan chciał marmury z kościoła Betleemskiego zabrać, lecz wąż straszliwie pełzając, i sycząc, i ukąszeniem grożąc, przestraszył, i robotnicy nie uczyniwszy żadnej szkody, odeszli.
Na miejscu, w którem Aniołowie zwiastowali pasterzom narodzenie Pańskie, św. Paula wielki zbudowała klasztor, którego ruiny w 1509 roku były widziane. Dwie mil polskich za Betleem, jest wysoka góra, z której widać morze Martwe, górę Seir w Arabii, i brzeg morza śródziemnego od Jaffy aż do Gazy. O pięć dużych mil polskich jest miasto filistyńskie Ebron, gdzie, jak pisze owa peregrynacya, były groby Adama, Ewy, Abrahama, Sary, Izaaka, Rebeki, Jakóba, i Lii. Tu za czasów panowania chrześcijańskiego w wiekach średnich, był wspaniały, okazały kościół, jak go nazywano stołeczny. W roku 1509 już śladów jego nie było, grób patryarchów był w rękach saraceńskich. Przy tym grobie w dolinie, jest tak zwana rola damasceńska, w której ma być glina, z której ciało pierwszych rodziców było utworzone. Glinę z doliny wykopywano, wywożono, i sprzedawano do dalekiego Wschodu, do Egiptu, i chociaż bardzo jej wiele wykopywano, przecie nigdy nie ubywało. Mylił się przeto książe Radziwiłł, sądząc, że koło Damaszku Adam i Ewa byli stworzeni. Około Betleem z roli damasceńskiej było ciało pierwszych rodziców ulepione. Na przeciw tej roli, na górze, w odległości dwóch strzałów, w skale jest rozpadlina, jaskinia, w której Adam i Ewa czynili pokutę i płakali lat sto Abla zabitego. Tam jest woda, którą zowią miejscem łez. Gdzie czcimy urodzenie Zbawiciela, i był urodzony pierwszy człowiek, przy kolebce pierwszego człowieka i naszego Zbawiciela, mieszkał Abraham, i tu jest grób jego. Peregrynanci w roku 1509 widzieli ślady murowanego domu, w którym mieszkał kochający Boga patryarcha wielki, który jedynego syna chciał dla spełnienia jego świętej woli ofiarować. W roku 1509, obok ruin tego domu, pielgrzymi widzieli wielkie rozłożyste drzewo Abrahamowe, podziwiające okazałością, podobne do klonu, dotykali się jego gałęzi. Pod niem stojąc Abraham witał przychodzących do siebie trzech Aniołów, którzy byli figurą Trójcy Przenajświętszej, i stali na górze, na przeciw drzewa tego, okrytej pięknym gajem. Na tem miejscu, z którego widać morze Sródziemne i morze Martwe, Bóg okazywał Abrahamowi cudowne i dziwne sprawy swoje, kiedy ogień zstąpił z Nieba, i palił Sodomę. Na przeciw Ebronu to jest grobu patryarchów jest góra wysoka, na której zabił Kain Abla brata swego. O siedm mil włoskich, co znaczy więcej, jak dwie mile polskie do grobu Abrahama jest grób Lota, brata jego. Z tych tradycyj, widzimy, że lud Izraelski z Egiptu dążąc do Palestyny szedł do własnej, do ojczystej ziemi, mieszkał w niej Abraham i tu były jego kości złożone, Izaaka, i Jakóba.
Na początku XVI wieku o pół mili od Jeruzalem był klasztor Jakobitów, tam gdzie było drzewo na krzyż ścięte.
Miejsce narodzenia Jana św. Chrzciciela było o milę od Jeruzalem. Nikt ze świętych Pańskich tak nie jest bliski Zbawiciela, jak święty Jan Chrzciciel. Jego był rowieśnikiem, szczególna przyjaźń łączyła Matkę Boską z Elżbietą, jeszcze w żywocie matki Jan święty poruszył się na zbliżenie się Zbawiciela. On Go objawił, i wskazał. On polał wodą w Jordanie, i rzekł o Nim, że jest Bóg wcielony, którego niegodzien był rzemyka u nóg Jego rozwiązać. Chrystus Pan nazwał Go naświętszym z ludzi. Nikt urodzony z niewiasty do skończenia wieków równym Mu w świętobliwości nigdy nie będzie. Miejsce jego urodzenia, pustynia, w której mieszkał, do najświętszych miejsc należy. W najpierwszej młodości swojej opuścił rodziców, i żył samotnie, wiodąc pokutniczy, anielski żywot. Pielgrzymi wszystkich wieków, jako do zdroju spragnieni dążyli i dążą do miejsca, w którem ojciec pustelników, ostatni prorok żywot młodzieńczy w Bogu zanurzył, i jako strumień wpada do rzeki, tak on złączył się ze Zbawicielem. Patryarcha, prorok, męczennik, najwyższą cześć i uwielbienie ma w kościele Bożym. Na tem miejscu, gdzie upłynął żywot jego, stróże grobu Pańskiego, zakonnicy św. Franciszka zbudowali kościoły i klasztory, i chwała tam Boża jest nieustającą.
Na miejscu urodzenia św. Jana Chrzciciela jest udzielony przez Stolice Apostolską odpust zupełny. Tam był wspaniały kościół, który w XVI wieku został przez Saracenów ostatecznie zniszczony. Obok kościoła był dom Zacharyasza, ojca św. Jana. Przy tym domie w rozpadłej skale, ukryła świętego Jana matka w czasie rzezi niemowląt, przez Heroda nakazanej. O pół mili polskiej, w domu Zacharyasza, jest pustynia, w której św. Jan mieszkał. W sześciu latach swego życia opuścił dom rodziców, i tam się przeniósł, żyjąc pustelniczo i samotnie. Karmił się miodem leśnym, i szarańczą. Między domem Zacharyaszowym i pustynią, mieszkaniem św. Jana, wskazywano stół mały i niski, na którym Zacharyasz siadał, odwiedzając na pustyni syna swego. Tędy idzie droga z Jerozolimy do Egiptu.
Arimatya, skąd Józef, który pogrzebł Pana Jezusa był rodem, i zwał się Józefem z Arymatyi, na górze jest położona, na zachód od Jerozolimy. Z Jerozolimy widać Arymatyą. Droga z Jeruzalem do domu Zacharyaszowego jest bliską drogi, idącej z Jeruzalem do Arymatyi. W Arymatyi była kaplica, w której był grób Samuela proroka, roku 1509 strzegli tego grobu żydzi.
Blisko Jerozolimy, jest miasto Emmaus, które pielgrzymi na dzień drugi Wielkiej-nocy odwiedzają, na pamiątkę tę, że Pan Jezus po swojém Zmartwychwstaniu tam okazał się uczniom swoim, z nimi szedł i rozmawiał. Objaśniał im Pismo święte, miejsce to zostało przezwane przez Saracenów. Chrześcijanie mieli trudności w odkryciu prawdziwego Emmaus. W XVI wieku nic w Emmaus nie było, ani kaplicy, ani kościoła, tylko mur wpół rozwalony, bez nakrycia.
Jaffa Joppen był port główny, w którym wylądowywali pielgrzymi dążący do Jeruzalem, ale póty nie wysiadali, póki nie dali znać o przybyciu zakonnikom św. Franciszka jerozolimskim. Ci wyrabiali u starosty zezwolenie wejścia na ziemię należącą, do sułtana, nie inaczej, tylko za opłaceniem pięciu dukatów od osoby. Peregrynanci roku 1509 liczą od Jerozolimy do Jaffy szesnaście leuk, to jest dużych 10 mil polskich. O cztery mile polskie od Jaffy jest góra Modyn, za nią miasto Leda, które lud zowie świętym Jerzym, tam bowiem, wedle tradycyi, miało być pogrzebane ciało św. Jerzego, który zabił smoka, którego Rosya za szczególnego sobie obrała patrona, umieściła go w herbie swoim, jego opiece przypisuje swą wielkość i potęgę. W tem miejscu Piotr święty uzdrowił chromego Eneasza, ochrzcił Korneliusza, i wskrzesił niewiastę. W Jaffie jest wspomnienie, pamiątka św. Piotra, naczelnika Kościoła, następcy Zbawiciela, który głową został przezeń apostołów, i całego Kościoła mianowany, dowiódł Boskiego namaszczenia, i posłannictwa. Nim opuścił Ziemię świętą, nim stanął w Rzymie gdzie zbudował kościół Apostolski, cudami w Palestynie się wsławil. Pielgrzymując do grobu Zbawiciela, w porcie, który pielgrzymów przyjmuje, oddajemy cześć świętemu Piotrowi, głowie Kościoła.
W roku 1509 w czasie peregrynacyi, z której wyjątki czynimy, w miejscu, gdzie Anioł znalazł Habakuka, niosącego obiad żeńcom, i ująwszy go za włosy zaniósł do jamy lwów, w której był Daniel prorok, stał kościół. Jama lwów była tam, gdzie jest dziś Kair.
Na zachodzie od Jeruzalem są: Acharon nad morzem, Azoth i Askalon. Z Askalonu był rodem Herod, zwany Herod Askalonita, za którego czasu narodził się Chrystus Pan.
Od Askalonu o dwie mile polskie jest główne miasto filistyńskie Gaza. Od Jerozolimy do Gazy dwa dni drogi.
Wyżej Palestyny, jest Fenicya nad morzem. W niej miasto zwane dawniej Ptolemaida, które w XVI wieku nazywano Achon. Z dwóch stron morzem oblane, z trzeciej przylegają żyzne pola. Nigdy nie było w posiadaniu synów Izraela, chociaż w opisaniu ziemi Świętej pokoleniu Aser było naznaczone. Ze strony południowej jest góra Karmel.
Zachwyca czarownym urokiem, jest najpiękniejszą górą w Syryi. Nie masz przystani, wzgórza nad morzem Śródziemném, nad wszystkiemi jego brzegami jak Karmel. Nie tylko zachwyca widokiem pięknym, ale ku Bogu serdecznym unosi zapałem, i chwała Boska tu nigdy nie ustawała w starym i nowym Zakonie. Karmel był w pokoleniu Issachar. Tu porodzili się Jakób, i Jan, synowie Zebedeuszowi.
Tyr był na początku XVI wieku jeszcze obronnym, dziś już śladu fortyfikacyi i murów dawnych nié ma, ziemia je już zasypała. Tyr, o którym tak szczytnie, uroczo, wzniośle, mówili prorocy, dziś jest w grobie. W tém mieście było wiele kości Świętych, mówi peregrynacya. Tu Orygenes pogrzebany, i wielu męczenników poległo. Nie tylko prorocy w Tyrze grzmieli silnem i potężnem słowem, tu i Chrystus Pan z Boską przychodził nauką. Co się tylko stało cudownego i wielkiego w Izraelu, do Tyru zaszło. Tyr słuchał proroków, Tyr oglądał Zbawiciela. W tém miejscu, gdzie był kamień, na którym stał Chrystus Pan i nauczał, zbudowany był w czasach szczęśliwych kościół. W Tyrze wskazują miejsce, z którego wołała niewiasta: „Błogosławiony żywot, który cię nosił“. Tyr od Jerozolimy jest o 30 mil wielkich polskich.
Miasto zwane Cezarea Filipowa, dawniejszy Dan, dla tego że pokolenie Dan zabrało miasta Tyryjskie pod górą, Libanem. Dan był granicą na północy Ziemi obiecanej, która się rozciągała od Dan z północy do Bersabey na południu. Bersabea była naprzeciw wielkiej puszczy, w której naród Izraelski idąc z Egiptu przebywał. Filip, który czwartą częścią królestwa Judzkiego rządził, ku czci cesarza Tyberyusza nazwał Dan, Cezarea. Tu są dwa źródła, z których płyną strumienie Jor i Dan, zlewają się w jedną rzekę Jordan, który między Kafarnaum i Korozaim, w morze Galilejskie wpada.
Sarepta, miasto niegdyś znaczne, W początku XVI wieku było już bardzo maluczkie. Przed bramą, miasta okazują miejsce, gdzie Elijasz syna wdowy Sareptańskiej umarłego wskrzesił, oliwę i mąkę rozmnożył.
Sydon w XVI wieku jeszcze nie miał murów, jak dziś zupełnie obalonych, miał dwa zamki obronne. Przed bramą, była kaplica, na miejscu, gdzie Pan Jezus rozmawiał z niewiastą Chananejską i syna jej uzdrowił.
W Bejrucie Chrystus Pan także nauczał. Tam pisze peregrynacya, był obraz Pana Jezusa krwią płynący. Pod Bejrutem święty Jerzy zabił smoka. Jedni utrzymują że zabił w Georgii, drudzy pod Bejrutem.
Miasto Trypolis nad brzegiem morza Śródziemnego, jeszcze w XVI wieku było zaludnione, mieszkali Grecy, Ormijanie, Maronici, i Europejczycy (Latynowie). Koło miasta jest wielka dolina, i źródło, jak mówi peregrynacya, gwałtownie z Libanu płynące, wspomniane w pieśniach Salomonowych. Przy Trypolis św. Eustachiusz rozłączył się z żoną, i z dziećmi.
Antyochija. Piotr święty miał tu Apostolską stolicę. Odtąd biskupi antyochejscy byli patryarchami. Antyochija nazwaną jest dla tego, że ją Antyoch rozszerzył i powiększył. Antyochija miała błogosławieństwo Apostolskie. Tu rozwinęło się życie świętobliwe pustelników, zakonników, klasztory antyochejskie na Wschodzie słynęły. Z Antyochii był rodem Galenas lekarz, i wnuk jego także w sztuce lekarskiej ukształcony Łukasz Ewangelista. Tu jest miasto Tarsis, w którem się Paweł apostoł narodził. Ku południowi są miasta Galilejskie, Neptalem, miasto, w którem mieszkał Tobijasz. Betsaida miejsce urodzenia św. Andrzeja i Filipa apostołów. Przy morzu Galilejskiem zamek był Magdalam, od którego Marya Magdalena wzięła swoje nazwisko. Morze Galilejskie żyznością brzegów, obfitym ryb połowem ściągało mieszkańców, którzy tu chętnie zamieszkiwali. Przy tém morzu byli wybrani Apostołowie. Tu cudowny ryb połów był figurą nawrócenia narodów. Tu burza uspokojona była, figura nieszczęść ludzkiego rodu, skutkiem ducha jego i namiętności, słowem Božem uspokojona. To morze ma odblask, cudowny urok i jakby zwierciadło, w którém i dziś zdajemy się widzieć przebywającego na niém Zbawiciela. O milę od góry, pod którą Chrystus Pan pięciorgiem chleba 5.000 ludzi nakarmił, jest Kapharnaum. Blisko tego miasta w 16tym wieku był zamek, najobronniejszy ze wszystkich w ziemi obiecanej. Tu się narodziła św. Anna, Matka N. Panny. Blizko jest Korozaim, któremu Pan złorzeczył, i Betulija, gdzie Judyt zabiła Holofernesa. Nakoniec Nazaret, o którym mówi peregrynacya: „Chwalebne miasto Nazaret, z którego kwiat nad kwiatami z korzenia Jesse wyniknął. W Nazareth ciecze wyborne źródło, z którego w dzieciństwie swém Pan Jezus zwykł był wodę czerpać, i Matce swej odnaszać. Nazareth od Jerozolimy jest trzy dni drogi, to jest naszych polskich mil piętnaście. Było niegdyś miastem, teraz jest miasteczkiem maluczkiem, jako Betleem trochę domków mając. Tam jest miejsce, gdzie anioł Gabryel zwiastował Pannie Maryi wcielenie Syna Bożego, i tam kaplicę zbudowano, którą aniołowie do Loretu przynieśli. Za Nazaretem ku południowi, jest miejsce w skale rozpadłej, na górze, które zowią Przeskok Pański, z którego żydowie chcieli Pana Jezusa z góry strącić, uszedł ich rąk, a w drugą skałę wskoczył, w której stopy nóg Jego bywają okazywane. Z téj góry, gdzie spychano Pana Jezusa, widać górę Tabor, Hermon, i wieś Endor, w której Saul do czarownicy przyszedł, i całą doline Ezrelon. Z Nazarethu o 2 mile polskie jest góra Tabor, na której się Pan Jezus przemienił. U spodu tej góry jest miejsce, na którem Melchizedechem nazwany Set, syn Adamów, zabieżał Abrahamowi, zwracającemu po porażce królów, kiedy odzyskał Lota syna brata swego. Na tej górze są rozwaliny pałaców, w nich się chronią lwy i inne zwierzęta.“ Tam królewskie bywały łowy, na dół schodząc jest potok Cison. Około Tabor są góry z północy Hermon, Kaim, na której Kaim był zabity przez Lamecha, Mageddo, i od południa Gelboe, która jest niepłodna, skalista, wedle podania nie postały na niej deszcz i rosa. Niebłogosławieństwo Saula spadło na Gelboe, przy której poległ. Między temi górami jest dolina więcej jak mila szeroka, a ze trzy mile długa, na której sławne były bitwy. Tu Gedeon poraził Madyanitów. Tu poległ z synem Jonatanem Saul nieszczęśliwy.
Prowincya górzysta leży między Galilea i Judeą. Zaczyna się od zamku Gelim. Od tego zamku do rzeki Jordanu jest polskich mil cztery czyli leuk sześć. Z Samaryi do granicy Galilejskiej jest leuk pięć. Niegdyś było miastem wielkiem. Na początku 16go wieku pokazywano dwa domy, z których w jednym był pałac królewski, w drugim św. Jana Chrzciciela pogrzebano. Samaryą zwano potém Sebaste.
Pamiętna jest grobem św. Jana, w którym go między dwoma prorokami Elizeuszem i Abdijaszem złożono. Na grobie jego, za czasów królestwa chrześcijańskiego w wiekach średnich, był wielki kościół, który po powrocie Saracenów zburzony został. Ciało św. Jana przeniesiono do Europy. Do miejsca, w którem przedtém było złożone, pielgrzymują chrześcijanie, i mają je w wielkiej czci. O dwie mile polskie od Samaryi jest góra Betel. Między Betel i Dan jest miasto Sychem. Około Sychem miał swą własność Jakób patryarcha, tu mieszkał przed wyjściem do Egiptu, i swoję ziemię darował Józefowi. Izraelici wychodząc z Egiptu, nieśli z sobą kości Józefa, i tu w dziedzictwie ojca jego pogrzebali. Za bramami miasta Sychem są dwie góry Garizim i Hebal. Tu Izrael w 12 pokoleniach wszystek zebrany stanął pod temi górami przeszedłszy przez Jordan. Jozue rozdzielił ziemię Świętą na 12 pokoleń, i udzielił błogosławieństwa Izraelowi z góry Garizim, przekleństwo z góry Hebal.
Samarytanie utrzymywali, że góra Garizim jest najświętsze miejsce w całym Izraelu. Tu bowiem otrzymał Izrael błogosławieństwo, i złożył ofiary dziękczynne Bogu jedynemu. Około Sychem była kolebka Izraela, tu bowiem blizko mieszkał Abraham na górze nazwanej Betel, i tu było dziedzictwo wnuka jego Jakóba. Jakób, jak mówi peregrynacya z r. 1509, na górze Betel miał sen, w którym widział drabinę i wstępujących na nią Aniołów. Na niej Abraham ofiarował syna swego Izaaka. Inni utrzymują, że Jakób miał sen na górze Kalwaryi, a Abraham ofiarował Izaaka na górze Morya, gdzie stanął kościół Salomonowy. Różnica zdań o tém, była powodem rozdziału Samarytanów z dwoma pokoleniami Judy i Benijamina. Pierwsi wszystkie święte wspomnienia i tradycye przywiązywali do góry Garizim, i okolic, drudzy, wyłącznie do Jeruzalem. Około studni, będącej przy Jakóbowej roli, gdzie Józef pogrzebany, z której się dała Zbawicielowi napić Samarytanka, był wielki kościół za czasów królestwa chrześcijańskiego. Między Jordanem i Jerychem jest równina zwana Galgala, gdzie synowie Izraelscy przeszedłszy przez Jordan, czas długi stali obozem.
Brama złota, przez którą Chrystus Pan wchodził do kościoła Salomonowego w niedzielę kwietnią, była zamurowaną, kiedy pielgrzymi w XVI wieku zwiedzali Jeruzalem. Była wtedy jedna brama, którą wchodzono przy górze Oliwnej. Niedaleko rzeczki Cedron okazywano kamień biały, na którym św. Szczepan był ukamienowany. To miejsce nieskończenie święte, dziś okazują. Ten pierwszy męczennik przelał krew swoją tam, gdzie ją wylał Zbawiciel, osiągnął najwyższą łaskę, której święci Piotr i Paweł nie dostąpili.
Przez rzeczkę Cedron szedł most, na którym stała ławka z drzewa, na którém Zbawiciel był ukrzyżowany. Królowa Saba, zrozumiała, uczuła, poznała, że to drzewo jest cudowne i święte, nie chciała przechodzić przez mostek, weszła inną drogą. O tém drzewie powiedziała Salomonowi. Z jego rozkazu z mostu zostało zdjęte. Kościół grobu Najświętszej Panny tak opisuje peregrynacya: „Prosto przeciwko rzeczce w dolinie Jozafatowej jest kościół pod ziemią nie mający żadnego okna, do którego kościoła jest schód po stopniach.
Zstępując do kościoła, po prawej stronie stopniów jest w ścianie grób, który powiadają ma być św. Anny, po lewej powiadają grób Joachimów. W chórze jest grób błogosławionej Panny Maryi, na kształt grobu Pana Chrystusowego. Tam bracia mniejsi OO. Franciszkanie[2] (Bernardyni) każdej soboty w nocy czytają Mszę św. o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny, ustawicznie tam goreją kagańce rozstawione od chrześcijan. Do tego kościoła chrześcijanie wolnego przystępu nie mają, tylko za opłatą, tylko, bracia mniejsi mają wolne przejście i wyjście. Maurzyn oddał im klucze przymuszony cudem. Albowiem bracia nasi, za każdym razem, przez wiele lat, kiedy chcieli nabożeństwo celebrować, płacić musieli. Gwardyan wieczernika Pańskiego[3] nie mogąc mieć takiego dostatku, chciał na tamtém miejscu to nabożeństwo porzucić. Tedy się najbłogosławieńsza Panna Marya onemu Saracenowi, którego to grunt jest ukazała, i przestraszyła, i srodze mu groziła rozkazując, aby braciej wolno dopuścił tam celebrować przy jej grobie, i grób nawiedzać. Przestraszony Maurzyn przyszedł do braci, przed któremi on strach przerzeczony opowiadając, klucz oddał. Od tego czasu kiedy chcą wolno im, wnijść bez zapłaty i celebrować. W tym kościele jest źródło przy grobie Panny Maryi i zupełny odpust. Od tego kościoła na 16 kroków jest rozpadlina, wyciosana w kamieniu na ziemi, tam Pan Jezus trzy kroć wchodził modlić się, tamże się też krwią pocił. Tenże kościół przerzeczony (to jest ten, o którym mówiliśmy) i miejsce modlitwy Chrystusa Pana były w ogrodzie, który jest pod górą Oliwną.“ Dziś tego ogrodu nie ma, kościół grobu Panny Maryi od katolików jest odebrany, należy do Ormijan dyzunitów, księża nasi nigdy tam nie przychodzą. Na miejscu krwawego potu dziś jest kaplica rzymsko-katolicka, której w szesnastym wieku nie było.
O górze Oliwnej opowiada peregrynacya: „U stóp góry Oliwnej jest kamień, z którego Chrystus Pan usiadł na osiołka, gdy jechał do Jeruzalem. Na górę Oliwną zawsze szedł Pan pieszo, tylko do miasta wjeżdżał. Na górze Oliwnej wyżej, był drugi kamień, z którego widać całą Jerozolimę. Tam Pan Jezus patrząc na miasto płakał.“ Od tego kamienia nieco wyżej jest miejsce, gdzie Anioł przyniósł Najświętszej Pannie Maryi gałązkę palmową, by po Jej śmierci przed Jej marami była niesioną. Na tem miejscu była do Nieba wziętą i św. Tomaszowi apostołowi pas zrzuciła. Naprzeciw tego miejsca okazał się Chrystus Pan w dzień zmartwychwstania uczniom swoim. Na samym wierzchu góry Oliwnej jest bardzo święte miejsce, w wielkiej czci u chrześcijan, Wniebowstąpienia Pańskiego. Dziś tam nic nie ma, ani kościoła, ani kapliczki tylko stół kamienny, na którym raz na rok w dzień Wniebowstąpienia Pańskiego odprawia się msza św. W XVI wieku stał jeszcze kościół przez Heleną postawiony, ale bez dachu, w połowie rozwalony, do którego bydło, owce wchodziły. Wewnątrz jego na najświętszem miejscu była kaplica, w której był kamień, na nim był ślad stopy prawej nogi Zbawiciela, gdy wstępował w Niebo. Do tej kaplicy wchodzili chrześcijanie wszystkich wyznań, najczęściej jednak OO. Franciszkanie, śpiewając rzewnie i tkliwie: Jesu, nostra redemptio, Jezu odkupienie nasze! W wigiliją Wniebowstąpienia OO. Franciszkanie z góry Syonu, odprawiali tu solenne nieszpory, jutrznią, a potem chrześcijanie innych obrządków. O dwadzieścia kroków od miejsca Wniebowstąpienia Pańskiego, jest piwnica, gdzie św. Pelagija pokutę czyniła. Teraz tego miejsca pielgrzymom dzisiejszym nie okazują. W XVI wieku tam, gdzie Apostołowie ułożyli Credo, i rozdzielili kraje, do których pójść mieli, stały jeszcze ściany upadłych murów. Dziś najmniejszego śladu nawet gruzów nie ma. O 40 kroków ztąd, Chrystus Pan opowiadał znaki strasznego sądu. Od miejsca Wniebowstąpienia, idąc do miasta inną już drogą, wskazują, gdzie Chrystus Pan nauczył modlitwy Pańskiej, i gdzie Matka Boska odpoczywała idąc z wieczernika na górę Oliwną. Z góry Oliwnej widać całe miasto Jeruzalem, Jordan, i morze Czerwone. Wiara i miłość Pana Boga w ludach chrześcijańskich, była tkliwszą i szczerszą, gdy Bóg pozwalał, że wieczernik, najświętsze miejsce, zostawił w ręku chrześcijan. Na Syonie, który słyszał dźwięk arfy Dawida, na którym Chrystus Pan ustanowił N. Sakrament, chleb i wino w ciało i krew swą przemienił, nieustające pienia dzienne i nocne zakonników św. Franciszka wznosiły się ku Niebu, wtórzyły Dawidowej arfie, śpiewając pieśni, psalmy. Dziś zamilkł już Syon, z wieczernika wyparci zostali zakonnicy, synowie anielskiego Ojca. Posiedli go saraceni, maurzyni. Niema się komu o krzywdę Bogu zadaną i Jego chwale wiekuistej, upomnieć.
Wieczernik długości stóp 20 a szerokosci trzynaście, był kościołem w czasie pobytu zakonników, którzy odprawiali tam nieszpory, jutrznie, msze św., celebrowali, śpiewali, ale bez dzwonów i przy zamkniętych drzwiach. Dwa wieczerniki w tym się jednym łączyły. Główny, większy, w którym Chrystus Pan w Wielki czwartek jadł z uczniami wieczerzę, umywał im nogi, drugi mniejszy, w którym Duch Św. zstąpił na Apostołów, gdzie było z N. Panną zebranych 120 osób. Najświętsze Tajemnice wiary naszej, ustanowienie przenajświętszego Sakramentu, zesłanie Ducha św. spełniły się na tem miejscu. Dlatego też główny klasztor OO. Franciszkanów był przy wieczerniku, w którym, jak przy grobie Pańskim, chwała Boża we dnie i w nocy nigdy nie ustawała. Na najświętsze miejsca, położył maurzyn saracena żelazną rękę. Przy grobie Pańskim postawił straż, i kościół grobu Pańskiego zamyka. W wieczerniku nie było tureckich kluczów, księża sami, lękając się obelgi, i nie chcąc zwracać na siebie uwagi, przy zamkniętych drzwiach odbywali codzienne i solenne nabożeństwa. Pomimo tego najświętsze to miejsce wydarto, tym boleśniej, że się nie upomniały o to i nie użaliły się nawet państwa chrześcijańskie. W wieczerniku większym były dwa ołtarze, w miejscu, gdzie była wieczerza Pańska, ołtarz był większy. Stół tylko, na którym Pan nasz wieczerzał, przewieziony został do Rzymu, do bazyliki św. Jana Lateraneńskiego. Gdzie nogi Chrystus Pan uczniom swoim umywał, był ołtarz mniejszy. Zebrani Apostołowie otrzymali dary Ducha św. tam, gdzie były groby królewskie Dawida i Salomona. Przez długi czas odprawiały się tam msze św. i nabożeństwa katolickie OO. Franciszkanów. Na początku XVI wieku najpierwej miejsce zesłania Ducha św. było zamknięte. Księża i pielgrzymi nie wchodzili, w nocy tylko i kryjomo. Żydzi uważając w zbieraniu się chrześcijan zniewagę grobów królewskich, za znaczną opłatę zamknienie go wyrobili. Potem najboleśniejszy cios chrześcijanie w ziemi św. odnieśli, tracąc zupełnie cały wieczernik Pański, który wydarto dla Islamu.
Do dwóch ołtarzów w wieczerniku przywiązany był odpust zupełny. Wieczernik był czworograniasty. Chór we środku i dwa słupy były marmurowe, które podpierały jego sklepienie. Pod wieczernikiem w dole za sklepieniem była kaplica św. Franciszka i zakrystya. Tuż przy niej, tam, gdzie się zamykali apostołowie dla bojaźni żydów, i Chrystus Pan stanął po zmartwychstaniu między nimi, raz w niebytności Tomasza, drugi raz przy nim kładąc rękę jego w ranę boku mówiąc: nie bądź niewierny, ale wierny, była kaplicka maluczka. Blisko jest owa studnia Dawidowa, z której pili wodę Chrystus Pan z apostołami w czasie Pańskiej wieczerzy. Pod wieczernikiem z zachodniej strony, mieszkała N. M. Panna po wniebowstąpieniu Pańskiem aż do śmierci. Blisko tu jest miejsce święte, na którem św. Jan miał mszę św. przed N. M. Panną. Niedaleko wieczernika N. M. Panna umarła, tam odpust zupełny, i tam, gdzie leżała na marach. Pod wieczernikiem ze strony wschodniej, grób bohatera wiary naszej, anielskiego męczennika, św. Szczepana. Dawid Salomon i św. Szczepan, na Syonie byli pogrzebani. Przy wieczerniku była kuchnia, w której pieczono baranka wielkanocnego. Z północnej strony od wieczernika, były dwa kamienie. Na jednym stawał Zbawiciel kiedy nauczał, na drugim siadywała N. M. Panna, słów jego słuchając. Przy wieczerniku był obrany św. Maciej na apostoła, a na biskupa św. Jakób mniejszy. Dopókąd na Syonie mieszkali OO. Franciszkanie, dochowywano pamięć tych wszystkich miejsc, okazywano je pielgrzymom, przy nich odprawiano nabożeństwa, i przywiązane były odpusty. Dziś, jako są w ręku saraceńskiem, przystęp bardzo jest trudny, dawniej nawet niepodobny. Z pamięci chrześcijan, już się zatarła pamięć tych miejsc, dla serc wiernych, najszacowniejszych, najdroższych pamiątek. Za wieczernikiem, na równinie grzebali się chrześcijanie, wszystkich wyznań. Niektórzy powiadają, że wieczernik byłto dom Nikodema doktora, którego nazywano książe żydowskie, który gotował baranka wielkanocnego Panu Chrystusowi, o którym rzekł Chrystus do apostołów: „Idźcie do miasteczka do niektórego etc.“ Peregrynacya wspomina o miejscu, którego dziś już pielgrzymom nie okazują, gdzie żydowie chcieli ciało Panny Maryi niesione przez apostołów do grobu, z mar zrzucić. Tam był odpust 7-letni. Wieczernik, dom Annasza, Kaifasza, są dziś za miastem. Między domem Kaifasza a grobem Pańskim, jest jeden z większych kościołów jerozolimskich, należy wyłącznie do ormijan szyzmatyków, św. Jakóba większego, w miejscu, gdzie tego apostoła ścięto. Tam okazują grób tego apostoła. Koło domu Kaifasza, w XVI wieku była kaplica, w której był wielki kamień, którym Józef grób Pański przymknął. Chrześcijanie ułamywali kawałki tego kamienia, i nie utracił swojej wielkości. W XVI wieku koło domu Annasza było jeszcze stare drzewo oliwne, do którego Chrystus Pan był uwiązany, dopóki się Annasz nie obudził. Tego starego drzewa dziś niema, i kaplicy także na miejscu, na którem Chrystus Pan był policzkowany. Na miejscu zwanem kuropiewem, gdzie Piotr, wspomniawszy co mu rzekł Chrystus Pan, usłyszawszy śpiew koguta gorzko zapłakał, stał wielki kościół murowany, którego fundamenta na początku XVI wieku peregrynanci widzieli, dziś śladu nie ma. Peregrynacya mówi o wielkim bardzo kościele w Jerozolimie, na miejscu, w którem Najświętsza Marya Panna była ofiarowaną, mając lat sześć, i mieszkała do lat 14. Kościół ofiarowania N. M.
Panny był w ręku saraceńskim, chrześcijanie tam wchodzić nie mogli. Mówiono, że każdej nocy tam 3000 lamp gorzało.
Tego kościoła dziś śladu nie ma, i w nowych pielgrzymkach o nim wspomnienia nie znajdujemy. Na rzeczce Cedron dotąd jest mostek sklepiony, stoi nad suchym ruczajem, który pełen był wody niegdyś. Za mostkiem z przeciwnej strony jest grobowiec piękny Absalona, a inni utrzymują, że króla Jozafata. Cały ten wąwóz, w którym jest grób Maryi, zowią Doliną Jozafatową.
O ogrodzie pod górą Oliwną i świętych w nim miejscach peregrynacya mówi: „Od mostu nieco się skłaniając ku stronie północnej, Chrystus Pan przeszedł potok przez sto i ośmdziesiąt stajan aż do ogrodu. W tym ogrodzie jest wieś Getsemani, kilka chałupek mająca. Tam Pan zostawił ośm zwolenników (apostołów), aby się modlili mówiąc do nich: Siedźcie tu, aż ja przyjdę, Od Getsemani wziąwszy Piotra i synów Zebedeuszowych, idąc ku północnej stronie przez 120 kraczajów, skłaniając się ku wschodowi słońca przyszedł do kamienia wielkiego, bardzo białego, tam pokazał smutek swego człowieczeństwa mówiąc: smutna jest dusza moja aż do śmierci. Przy kamieniu onym, zostawiwszy trzech zwolenników zszedł z góry ku północnej stronie tak daleko, jako pachołek mocny i chyży kamykiem zarzucić co najdalej może. I wszedł w skałę wykowaną, w kamieniu, jakoby w piwnicy szerokiej, tamże się modlił i pocił krwią. A na témże miejscu trzykroć się modlił. Padł Pan Jezus na oblicze swe, modlił się, a za trzecim razem krwią się pocił. To miejsce jest bardzo nabożne, tam jest ołtarz, na którym bracia mniejsi co rok śpiewają pasyą w Wielki piątek. Nad ołtarzem jest kamień wysiadły ze ściany, na którym Archanioł Michał stał posilając Chrystusa Pana krwią pocącego się. Tam jest zupełny odpust.“
„Wstawszy Chrystus Pan zwrócił się do trzech Apostołów, gdzie jest kamień wielki i zastał ich śpiących. Od, miejsca tego na 20 kroków ku południowi Pan okrutnie pojmany i od Judasza pocałowany, tamże o 10 stóp był kamień położony miasto znaku, gdzie Piotr uciął ucho słudze książęcemu, jeszczem ja ten kamień widział, kiedym przyszedł do Ziemi świętej, to jest w roku 1508, ku końcowi roku ten kamień wykopano i precz wyniesiono przez Saracenów. Wszystkie te miejsca, począwszy od Getsemani, są w ogrodzie. A ten ogród jest prawie pod samą Górą oliwną.“
Brama złota, przez którą Chrystus Pan wchodził do kościoła, została zamurowaną, i około niej jest cmentarz muzułmański, wchodzić tędy chrześcijanie nie mogli. Wejście było przez drugą bramę zwaną Cedar czyli bramę św. Szczepana. Wchodząc do Jeruzalem od strony Góry Oliwnej, po lewej stronie jest głęboka sucha jama, taką już była w XVI wieku. Jest to owa sadzawka owcza z krużgankami, w której anioł poruszał wody, i wniesiony chory był uzdrowionym. Gdy pobożność, wiara ludu izraelskiego, a nawet i gorętsza doskonalsza chrześcijańska, która ją zastąpiła, wygasły, i woda cudowna wyschła, i dziś jest kościotrupem, podobną jest do jam w trupiej głowie, w których były niegdyś oczy żyjące. Za sadzawką był cmentarz Salomonowy, a pod nim stajnie jego, które oglądano w XVI wieku. Do kościoła Salomonowego, a raczej do postawionego na jego miejscu w XVI wieku i długo jeszcze żaden chrześcijanin pod karą śmierci wejść nie mogł. Od strony zachodniej szła ulica szeroka, sklepiona, którą wchodzili do kościoła i zwali bramą piękną. Tędy Piotr i Jan idąc ujrzeli ślepego człowieka, i Piotr go uzdrowił. W XVI wieku był kościół piękny św. Anny, który później został zupełnie zrujnowany, dziś przez Francuzów odnowiony, stoi na miejscu, gdzie był dom Joachima i Anny. Pod tym kościołem jest kaplica tam, gdzie się narodziła Marya Panna. Jedni utrzymują, że ciała śś. Joachima i Anny są złożone przy grobie Najśw. Maryi Panny w kościele Ormiańskim, drudzy w kościele św. Anny francuskim, gdzie przedtém mieszkali rodzice Najów.
Maryi Panny. Te dwie były tradycye między chrześcijanami W XVI wieku. Dziś groby ich wskazują w kościele Ormijańskim, około groty Getsemani. Inni utrzymują, że cesarzowa Helena wywiozła ciało św. Anny do Konstantynopola. W Cyprze na górze, w kościele Benedyktyńskim okazują rękę św. Anny. Koło kościoła św. Anny, widziano w wieku XVI sadzawkę pełną wody, zrobioną przez króla Ezechijasza. Woda do niej wpływała ze stawów Salomonowych koło Betleem, z których rurami, kanałami szła naprzód do sadzawki przy kościele Salomonowym będącej, a potém do sadzawki Ezechijasza. Dziś jej już nie ma. Na miejscu biczowania gdzie był dom Piłata, w XVI wieku kaplicę zburzono, postawiono stajnie, chrześcijanom nie wolno było się zbliżyć. Dziś tam jest kościołek katolicki pod zarządem Franciszkanów.
Spotkawszy Najśw. Marya Panna Pana Jezusa idącego na mękę i dźwigającego krzyż, zemdlała. Na tem miejscu za czasu królów chrześcijańskich był wspaniały kościół pod tytułem „Omdlenia Najświętszej Maryi Panny.“ W XVI wieku zostawała już z tego kościoła tylko jedna ściana.
W miejscu gdzie ujrzała Zbawiciela na drodze krzyżowej Najśw. Marya Panna, jest piękna zielona murawa, która podziwia rzadkością swoją. W miasteczku ścieśnionem, pełnem kamieni, prochu i ciasnych ulic, murawka zielonej barwy przypomina nam Boską Dziewicę, Pośredniczkę i Pocieszycielkę naszą, która we łzach tonęła, w omdleniu upadła i wyjednała u Boga ukojenie łez tych, którzy się do Jej pośrednictwa uciekają.
„Na ulicy, podle domu Piłatowego, zowią miejsce Likostratos, gdzie Pan skazany był na śmierć. Tamże na ulicy uczynion jest znak z muru, jakoby dwoiste drzwi, na którym murze niektóry gwardyan Braci mniejszej, otrzymawszy z Bracią u sułtana za wielkie pieniądze pozwolenie, włożyli dwa kamienie wielkie w mur ten, jeden biały, na którym Pan stał gdy Go sądzono, drugi, na którym siedział Piłat sądząc.“
Za miastem była góra, albo raczej pagórek podługowaty, opoczysty, szesnaście stóp nad ziemią wyższy. Tu był Zbawiciel ukrzyżowany. Niosąc krzyż na zawrzałych krwią ramionach, ciągle pod nim ciężko upadając, gdy się zbliżył do Kalwaryi, spojrzał na nią, złożył krzyż u stóp tego pagórka, nie chcąc go już nieść więcej. Na tym pagórku, który bardzo był twardym, wykonano z trudnością dla wbicia krzyża dziurę na łokieć głęboką, okrągłą, w nią krzyż wbito. Całe w skale wydrążenie napełnionem było krwią, która wypłynęła z prawego boku Chrystusowego. Dla tego téż pielgrzymi całują to miejsce, oblewają łzami. Gdy najtwardsza skała wykuć się dała, aby w nią wbito krzyż Pańskiej męki, tak serce ludzkie gdyby i skamieniałe, za zbliżeniem się i ujrzeniem tego miejsca, kruszy się, rozpływa. Pamiątka i cześć męki Pańskiej po ujrzeniu Kalwaryi zostaje wyrytą i niezmazaną na wieki. Na sześć dłoni pod prawą ręką P. Chrystusową wisiał św. Koźma grzesznik nawrócony, a po lewej na 16-cie dłoni bluźnierca. Między krzyżem jego a krzyżem Zbawiciela rozpadła się skała, szczelina dłuższa od wzrostu człowieka, zadziwia i świadczy o rzeczywistości faktu. Kiedy Pan Jezus zawołał głosem wielkim, rozpadła się skała, jakby zadržała na głos Boski. Był to znak odrzucenia umierającego grzesznika. O jakąż boleścią przeszywa serce Jezusowe odszczepieństwo ludzkie! śmierć wieczna dusz tylu, którą zadają sobie ci, co pomimo meki Pańskiej i Boskiej Jego miłości, bluźnią nieustannie.
Pod Kalwaryą stała najsmutniejsza Matka gorzko płaciąc, z Nią Jan święty. Na tém miejscu jest kaplica pod górą, za obrębem kościoła. Kalwarya, kamień namaszczenia, grób Pański, miejsce, w którem się Chrystus Pan okazał po zmartwychwstaniu, są objęte w jeden Kościół. Wzgórze Kalwaryi, do którego się wchodzi schodami, ma dwa ołtarze, jakby dwie kaplice. Gdzie był krzyż wbity, i skalna jest rozpadlina, Chrystus Pan skonał, to należało do Georgianów w wieku XVI, dziś wyłącznie do Greków szyzmatyków. Drugi ołtarz postawiony tam, gdzie do krzyża Chrystusa Pana przybijano, należy do księży Franciszkanów obserwantów.
Zdjąwszy z krzyża ciało Chrystusowe Józef z Nikodemem z góry, złożyli na kamieniu, namaścili je maściami. Kamień namaszczenia okryty jest marmurem. Nad nim wiszą gorejące lampy. O 40 stóp od miejsca skonania Chrystusa Pana na Kalwaryi jest święty grób, w którym był złożony. Od grobu na piętnaście kroków Pan Jezus po zmartwychwstaniu okazał się matce swojej. Tam w XVI wieku i dziś jest kaplica, w której OO. Franciszkanie odprawiają nabożeństwo, odmawiają jutrznię, nieszpory, godziny kapłańskie.
W niéj są trzy ołtarze, w jednym jest umieszczony słup biczowania, i dwa kamienie okrągłe bardzo białe, na jednym stał Pan Jezus po zmartwychwstaniu, na drugim Marya Magdalena gdy zmartwychwstałego ujrzała. Kaplica pod tytułem „Św. Maryi Magdaleny,“ pamiątce Pańskiego zmartwychwstania poświęcona, wyłącznie jest katolicka.
Tryumfu Chrystusa Pana, miejsce, na którem zmartwychwstał posiadane przez katolików, jest jakby figurą tryumfu i zwycięstwa Bożej wiary i nauki w Kościele rzymsko-katolickim.[4] „W kościele grobu Pańskiego pod ziemią na 30 stóp, jest kaplica św. Heleny, zwierzchu jedno tylko okno mająca, jeszcze niżej w ziemię przez 11-cie stopni jest skała rozpadła, w której po zmartwychwstaniu Pana Chrystusowem, było schowane drzewo krzyża św., potém tamże od Heleny znalezione. W onem miejscu jest cudny zapach jako i u grobu błogosławionej Maryi Panny. Po lewej stronie kaplicy św. Heleny jest kapliczka, gdzie krzyżownicy dzielili szaty P. Jezusowe.“ (Teraz wskazują to miejsce.
ale kapliczki tam nie ma.) „Po prawej stronie jest druga kaplica, w której jest kamień, na którym Pan Jezus cierniem był koronowany. Pod Kalwaryą było więzienie, gdzie Chrystus Pan był osadzony, dopókąd krzyż nie był nagotowany. Tam zupełny odpust i mieszkają Georgijanie.“ Trzech tych kaplic, i Georgijanów dziś nie ma w kościele Grobu Pańskiego. „Kościół Grobu Pańskiego jest szeroki, okrągły, w pośrodku Kościoła jest on święty grób Chrystusów, mający około siła (wiele) słupów równo od grobu stojące, jakoby na trzynaście kroków. Te słupy podpierają wieżę szeroką i wysoką, która jest nad grobem. Na jej wierzchu jest tylko jedno okno dobrze szerokie, które daje światło nie tylko do grobu Chrystusowego, ale i wszystkiemu kościołowi, a innego okna żadnego nie ma w kościele. Wszakoż zimą wielki deszcz na grób Pański spada onem oknem. W tyle słupów są mieszkania rozmaitych narodów chrześcijańskich aż do ściany. Tego dziś nie ma.“
Niedaleko góry Oliwnej była wieś Beftage, do której Chrystus Pan posłał apostołów po osła. Wieś ta potem zniszczała. Zostało nazwisko miejsca, na którem jest fig dużo. Ojcowie Franciszkanie ze Syonu w XVI wieku szli w niedzielę Kwietnią z procesyą z klasztoru do Beftage, potem do Jozafatowej doliny. W Betanii mieszkał Łazarz, którego kochał Zbawiciel, i siostra jego Marya Magdalena i Marta. Łazarza grób kamionny głęboko w ziemi jest wykopany, wchodzą tam pielgrzymi. Tam jest odpust zupełny. W XVI wieku nad tym grobem była kaplica, do której klucze mieli OO. Franciszkanie. W piątek przed niedzielą męki Pańskiej tam odprawiali msze święte, solenną i ciche. W kaplicy była pustelnicza cela, w której przez lat siedm po Pańskiem wniebowstąpieniu, mieszkała Marya Magdalena. Siostra jej, Marta, podawała jej przez okno chleb i wodę. W Betanii był dom Symona Trędowatego, który w sobotę przed niedzielą Kwietnią prosił Pana Jezusa na wieczerzę. W czasie wieczerzy tej Marya Magdalena wylała alabastrowy olejek na nogi Chrystusowe i otarła włosami swemi. W szesnastym wieku, tego domu Symonowego były jeszcze ślady w Betanii, i był też dom Maryi Magdaleny.
Około Jerycho, przy samem źródle Elizeuszowem, jest gora Czterdziesto-dniowego postu, której widok, stojąc u stóp jej, pobudza do najgorętszej modlitwy. Tu Chrystus Pan, jako człowiek łaknąc i cierpiąc, najzupełniej zwyciężył ludzką, naturę, wszystkich przewyższył, nikt Mu w poście i modlitwie nie wyrównał. O tej górze czytamy w Peregrynacyi XVI wieku: „Od źródła Elizeuszowego poczyna się góra Kwarantanna, na której Pan Jezus pościł 40 dni i 40 nocy. Tam jest jaskinia dosyć szeroka, nie na samym wierzchu góry przerzeczonej, ale jakoby w pół góry. Gdy na miejsce poszczenia Pana Chrystusowego przychodzą, czynią to z wielką pracą, bo na szesnaście stopniów ku górze bardzo trudny i niebezpieczny wchód: tak, ażby kto był dobrej głowy, aby tam mógł wnijść. Tam jest bardzo nabożne miejsce Pana Chrystusowe. Nad miejscem poszczenia jest miejsce wyższe, na którem szatan kusił. Ale od tego miejsca jeszcze trudniejsza droga na sam wierzch góry. Powiadają, że na wierzch tej góry wziął szatan Pana Jezusa i „okazał mu królestwa świata tego.“ Blisko góry Czterdziestodniowego postu jest miasto Jerycho, niegdyś znamienite, a potem w wioskę lichą zamienione. W XVI wieku były jeszcze ślady domu Zacheusza, który wylazł na figowe drzewo żeby widziéć Zbawiciela i prosił Go do domu swego.
Rzeka Jordan bieży z pod góry Libanu, wpada do morza Martwego, z którego już nie wychodzi, jest széroka jak nasza Warta. Na brzegach są równiny i lasy. Między Jordanem i Jerychem, aż do góry kwarantanny, równina dwumilowa zowie się Galgala. Na niej stał obozem cały lud izraelski, przeszedłszy Jordan. W wigiliją Trzech Króli schodziło się tu kilka tysięcy chrześcijan wszystkich obrządków dla solennego na Trzech Króli nabożeństwa. Nad Jordanem odprawiali OO. Franciszkanie i księża łacińscy pielgrzymujący msze święte na ołtarzach przynoszonych. Gdzie mieszkał Jan św., gdy chrzcił Chrystusa Pana, była kaplica, której dziś nie ma. Między Jordanem i morzem Martwem był klasztor św. Hieronima w głuchej pustyni. Dziś nie ma nawet i gruzów jego, w XVI wieku stały jeszcze ściany, sklepienie porysowane już się walić zaczynało. O morzu Martwem mówi Peregrynacya: „Morze Martwe od strony północnej do południowej ma długości pięć dni drogi, a szerokości cztery mil naszych, a przecie zda się być małe. To morze zowią Martwem dlatego, że nie ma ciekącej wody, ale jest jakoby jezioro, a woda w niem gorzka. Piszą, niektórzy, że ta woda jest śmierdząca, a dla jej gorzkości ziemia przyległa brzegom morskim nic zielonego z siebie nie wydaje. Ale gdym tam nogi umywał i widziałem Greków i Maurów się umywających, nie uczułem zepsutej wody, i widziałem na brzegu trawę, na której bydło mogłoby się paść. Na innych miejscach w Ziemi św. nie widziałem takiej paszy jak tam. Morze Martwe jest na tem miejscu, gdzie pięć pięknych miast ogniem spłonęło. To morze rozdziela Ziemię obiecaną od Arabii. Na wschodnim brzegu jest słup solny, w który się obróciła żona Lotowa. Do którego przystęp był niepodobny dla Madyanitów. Wznosiła się często powierzchnia tego morza, że ten zakrywała słup. Nieraz woda ubywała, wtedy był słup widywany do piersi, do kolan. Około morza Martwego jest góra Engaddy, w której się krył Dawid od Saula. Pod górą Engaddy były dawniej drzewa balsamowe.“
Ze wszystkich ksiąg o Ziemi św. najbardziej mię zajęła Peregrynacya z r. 1509, w drugiem wydaniu w r. 1696 drukowana; krótkie ma, ale dokładne, jasne opisanie. Zdaje mi się jedną z lepszych, które były w polskim języku pisane. Treść jej tu spisując, raz opowiedziane szczegóły znowu się powtórzyły, a to dla gruntowniejszego zapisania w sercu pamiątek świętych.
Książeczka ta kończy się wierszem, modlitwą długą, strzelistą pielgrzymów, i pieśnią, hymnem.
Boże prawdziwy, Jezu Chryste Panie,
Nadziejo moja i częste wzdychanie,
Ty miłośnikiem rodzaju ludzkiego,
Ty oświeceniem człowieka każdego,
Ty wiernych Twoich żywot, odkupienie,
Ozdoba wszelka, droga i zbawienie.
Dla których cierpieć raczyłeś z miłości:
Rany, śmierć, pogrzeb i inne gorzkości,
Potem powstawszy z grobu dnia trzeciego,
A zwyciężywszy łotra piekielnego,
Dałeś się widzieć uczniom frasobliwym,
Wiary gruntownej dodając wątpliwym,
Nakoniec, wszystko sprawiwszy jak trzeba,
Dnia czterdziestego wstąpiłeś do nieba,
Gdzie Pan Zastępów z Bogiem Ojcem wiecznie
I z Duchem świętym króluje społecznie.
Amen.
Powiédzmy teraz o Emmaus. Po Zmartwychwstaniu, Chrystus Pan, gdy się na drodze z dwoma spotkał apostołami, z nimi szedł razem, tłumaczył Mojżesza i proroków.
Przyszedłszy do miasteczka Emmaus, w domu Kleofasa wieczerzał. W łamaniu chleba poznali Go apostołowie. Jedno łamanie chleba było w Wieczerniku, a drugie w Emmaus, w domu Kleofasa. Kościół święty i wszystkich wieków chrześcijanie, dwa te miejsca mieli w najwyższej czci, jako Przenajświętszy Sakrament jest najdroższym skarbem przez Chrystusa Pana zostawionym, którego widzialnym znakiem było łamanie chleba. Chleb zamienił się w ciało Pańskie mocą Boskiego słowa Zbawiciela w Wieczerniku. W Emmaus Chrystus Pan przypomniał tę chwilę najuroczystszą i poznali Go uczniowie.
Emmaus był przez pielgrzymów odwiedzany od najpierwszych czasów. Tradycya zachowała i wskazuje miejsce, w którem Chrystus Pan spotkał dwóch uczniów, skąd idą, pielgrzymi aż do domu Kleofasa. W Emmaus, za czasów królestwa chrześcijańskiego, wzniesiono wspaniałe i kosztowne kościoły na miejscu spotkania się Chrystusa z apostołami, i na szczycie góry, gdzie grób Samuela. Ustanowiono biskupstwo, sufraganije metropolii cezarejskiej. W sali, w której wieczerzał Pan w domu Kleofasa, była kaplica Sanctuarium. W Emmaus Dawid pokonał Golijata i leżą kamienie białe, z których kilka wziął Dawid do procy. Tu Absalon pomścił się na bracie krzywdy siostry swojej. Był tu dom, w którym mieszkał Symeon, który wziął na ręce Chrystusa Pana; gdy Go do kościoła wnoszono.
Po wygnaniu Krzyżaków i ustaniu królestwa jerozolimskiego, Emmaus najzupełniej był zburzony przez Saracenów i trzęsienie ziemi. W roku 1517 Soliman odnawiał mury jerozolimskie, z Emmaus, z kościołów rozwalonych mury zabierano do Jerozolimy. Z tego zburzenia jeden ocalał dom Kleofasa, głównie sala, w której było łamanie chleba. Od roku 1760 pielgrzymi w Emmaus, tej sali wieczerzy Chrystusowej nie zwiedzali. Wojny ze sobą hord, zniszczenie miasta, oddaliło chrześcijan. Nie wiedzieli nawet gdzie Sanctuarium, gdzie dom Kleofasa, drugiej wieczerzy Pańskiej, niebieskiej z Panem uczty pamiątka. Wskazywali Franciszkanie pielgrzymom wzgórze proroka Samuela, mówiąc, że obok świętego miejsca dom Kleofasa być powinien. W r. 1846 Aleksander Bacsel, uczony badacz starożytności, miejsca tego nie znalazł. W roku 1852 czterech Franciszkanów poświęciło się szukaniu miejsca tego. Apostolska ich żarliwość uwieńczona została pomyślnym skutkiem. Wsparli ich Mahometanie starzy, którzy od ojca i dziada wiedzieli, gdzie było miejsce, do którego niegdyś pielgrzymowali chrześcijanie, i dokąd już uczęszczać przestali. Idąc za wskazówką starych ludzi i śladami oznaczonemi w opisach dawnych, ruiny kościoła, łożyska strumienia Sanctuarium nietknięte znaleźli, które od roku 1760 do 1852, przez lat 92, było zgubionem. Sanctuarium było nietkniętem. Sala, w której Chrystus Pan wieczerzał, cudownie wśród rozwalin nieobalona, zupełnie taka, jak ją przed zagubieniem podróżni opisali. Nazajutrz dwaj inni zakonnicy z klasztoru św. Jana in Montana, wyszli także szukać miejsca tego, nie wiedząc nic o wycieczce czterech zakonników klasztoru jerozolimskiego. Trzymając się wskazówki w opisach, które mieli, i tradycyi między ludźmi dochowanej, razem się zeszli i na jedno się zgodzili. Wątpliwość, które Emmaus jest ewangeliczne, na zawsze ustała. Dwa świadectwa ludzi, przytem działających oddzielnie, o sobie nawet nie wiedzących, upewniły chrześcijan, że to a nie inne miasto, jak wnioskowali uczeni, jest Emmausem, w którym Chrystus Pan spotkał uczniów, i że Sanctuarium się w niem zachowało. Do zagubienia tej świętėj pamiątki najwięcej się przyłożyły utarczki ze sobą plemion, które nie dozwalały nawet zbliżyć się do tych miejsc. Dopiero kraj uspokoił Ibrahim basza. Krwawy fanatyzm mahometański niejednokrotnie wybuchał, tępił chrześcijan ogniem i mieczem, szczególnie w miejscach, do których rząd nie sięgał, na oku swem nie miał. Gdy się rozwinęły wojny domowe, wtedy swobodnie, bezpiecznie się wylewał, wszelkie ustawało prawo, Emmaus dla chrześcijan był niebezpiecznym i strasznym.
Nau, jezuita, w roku 1714 pisze o Emmaus: „Vous ne voyez partout qu’une confusion de pierres renversées les unes sur les autres, excepté au bout de ces ruines qu’on trouve une longue salle voûtée, où il y a quelques pressoirs à faire l’huile.“ Kanonik J. Doubdan opisuje jej długość, szerokość, wysokość. Odkryta sala ta ma tęż samą wysokość, szerokość, długość, jest sklepiona i tłocznię znaleziono do wyciskania oleju. Po oczyszczenia tych sal z ziemi, z kamieni, znaleziono sarkofagi, grobowce, które bardziej jeszcze udowodniły, że jest znalezionem Sanctuarium, które tak czcili pierwsi chrześcijanie. Na sarkofagu jest krzyż łaciński rzeźbiony, sculpté en relief. W tym domu był zabitym przez żydów Kleofas. Pisze o tem Martyrologium rzymskie, że we własnym domu po uczcie był zamordowanym i w swoim domu pogrzebany. „Septimo calendas octobris in castello Emmaus, natalis beati Cleophae Christi discipuli, quem tradunt in eadem domo, in qua mensam Domino poraverat, pro confessione illius a Judaeis occisum et gloriosa memoria sepultum.“
Utrzymują niektórzy, że grobowiec ten jest z czasów krzyżackich, kilka monet z tej epoki, z których jedna ma pięć krzyżów, tam znaleźli. Gdy Sanctuarium w r. 1852 odkrytem zostało, rozpoczęły się pielgrzymki w tygodniu Wielkanocnym, nie w Poniedziałek, jak przedtém, po Zmartwychstaniu Pańskiem, ale w Piątek. Odbyli pielgrzymkę zaraz po wynalezieniu: kustosz Ziemi Świętej, który w roku 1862 generałem był zakonu Franciszkanów, Bernardyn de Montefranco, Mr. Bartoleni prałat rzymski, Mr. Spacca Pietra arcybiskup Ancyry, wizytator apostolski patryarchatu jerozolimskiego, i hrabia Chambord ze świtą swoją.
Ale to miejsce było, po jego nowem wynalezieniu, w ręku muzułmańskiem, używane na stajnię, oborę dla bydląt. Dopiero 24 maja roku 1861 pobożna osoba, której nazwisko dotąd ukryte, wielkim kosztem wykupiła i miejsce zostało oddanem Kościołowi katolickiemu. Przedtém było katolickie, jako świadczy krzyż wynaleziony tam, rzeźbiony łaciński, i teraz Bóg to święte miejsce, które się niemal Wieczernikowi równa, z rąk szyzmatyckich wyrwał. W Sanctuarium księża śpiewają msze święte, odmawiają modlitwy odpustowe, ab antiquo, do tego miejsca przez Piusa IV przepisane.
Powiedzmy teraz o nocy Bożego Narodzenia w Betleem.
Pielgrzymi, którzy ją tam obchodzili, z zachwyceniem, ze łzami, z nieporównanem uniesieniem ją wspominają. O, nocy Bożego Narodzenia w Betleem! o, jakiem uczuciem przejmujesz serca dla tajemnic biblijnych i ewangelicznych pamiątek.
Tak są poruszajace obrzędy w miejscu, gdzie się ta Boska tajemnica, ten wielki cud wypełnił. W grocie staje w oczach jakby rzeczywiste i obecne Pańskie urodzenie. Najrzewniejsze uczucie wtedy przenika duszę, przejmuje najsilniejszą wiarą. Zdaje się, że w tej chwili człowiek nanowo chrześcijaninem zostaje. Kto téj nocy obecny, mógłby zwątpić o narodzeniu się Boga-człowieka, i któżby się nie wcielił odtąd całą duszą, całem sercem do nauki Chrystusa Pana, którą nas wzbogacił, uszczęśliwił. O Jezu najmilszy, w Betleem urodzony! Jesteś życiem dusz naszych! Najgorętszem ich pragnieniem, najwyższem uwielbieniem!! Wiara, którą nam dałeś, Twoje na ziemi urodzenie, jest duszy ludzkiej balsamem, szczęściem niewymownem, które nam poznać dało przeznaczone nam rozkosze niebieskie, cel żywota paszego.
Po odśpiewanej mszy w kościele św. Katarzyny, należącym do rytu łacińskiego, wychodzi solenna procesya, na czele jej celebrujący i wszyscy zakonnicy niosą świece, a celebrant obraz dziecięcia Jezus. Za procesyą, za duchowieństwem, idzie konsul francuski w całej paradzie, ze znaczną, asystencyą i pielgrzymi. W całym Kościele Bożym tak solennych procesyj i przejmujących czcią i uwielbieniem majestatu Bożego, nigdzie spotkać nie można, jak w Jeruzalem w Wielki Piątek, i w Betleem w nocy Bożego Narodzenia. Procesya, gdy się zbliży do groty, wtedy dyakon odbiera z rąk celebrującego dziecię Jezus i kładzie w grocie na miejscu, gdzie jest napisano:
Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est.
Celebrujący i kapłani okazują to miejsce, i dyakon śpiewa Ewangeliją, zaczynającą się od słów: Wyszedł edykt.
A gdy śpiewa, że zrodziła syna i owinęła w pieluszki, owija obraz dziecięcia i kładzie go naprzeciw miejsca urodzenia, gdzie przedtém był żłobek, jak wiémy, do Rzymu przeniesiony. Ukląkłszy śpiewa: et reclinavit in hoc praesepio quoniam non erit eis locus in diversorio, i położyła Go w tym żłobku, bo nie było dla Niej miejsca w gospodzie. Po skończeniu Ewangelii śpiewają pieśń św. Hieronima, pełną prostoty i poruszającą, gdy ją w Betleem słyszeć można. Chór się sklada z kapłanów, zakonników do Zgromadzenia OO. Franciszkanów należących, i księży-pielgrzymów w tej nocy obecnych, i z dziatek katolickich miejscowej ludności. Śpiewają jeden verset kapłani, a drugi dziatki. Dziatki przedstawiają Wschód, kolebkę świętej wiary, która w tém miejscu z nieba ludziom była udzieloną; zakonnicy Zachód, świat europejski, który Wschodowi udziela światła cywilizacyi.
Śpiew. Bethleem ecce in hoc parvo terrae
Foramine coelorum conditor natus est,
Hic in volutus pannis.
Chór. Hic in praesepio est reclinatus.
Kant. Hic visus a pastoribus.
Chór. Hic demonstratus a stella.
Śpiew. Hic adoratus a magis.
Chór. Hic cecinerunt Angeli, dicentes:
Kant. Gloria in excelsis Deo.
Chór. Gloria in excelsis Deo.
Kant. Alleluja.
Chór. Alleluja.
Betleem, oto w tej małej grocie
Stwórca nieba jest urodzony,
Tu pieluszkami był okryty,
Tu był złożony w tym żłobie,
Tu Go pastuszkowie widzieli,
Tu gwiazda Go objawiła.
Tu uczczony był przez magów.
Tu zaśpiewali aniołowie, mówiąc:
Chwała Bogu na wysokościach.
Chwała Bogu na wysokości.
Alleluja.
Alleluja.
W czasie tego śpiewu wszystkich łzy oblały. Łzy najmilsze, za które Bóg błogosławieństwem obdarza.
Procesya powraca do kościoła św. Katarzyny, śpiewając „Te Deum.“ Kapłan, celebrujący tej nocy, tak opowiada swoje wrażenie: „Słowa ludzkie wyrazić nie mogą wzruszenia, jakiego doznałem, patrząc na uczucia wszystkich obecnych, które najżywiej sam podzielałem. Nieskończenie wdzieczny jestem pobożnym pielgrzymom betleemskim, w których skupieniu głębokiem i budującem czerpałem potrzebną siłę dla zwyciężenia wzruszeń serca mego. Je témoigne la plus vive reconnaissance à tous les pieux pélérins accourus à Bethléem, dont le recueillement fut si profond et si édifiant, que j’ai puisé dans leur assistance la force nécéssaire pour surmonter le trouble de mon coeur.“
W Betleemie zwykle mieszka dwunastu Franciszkanów, stróżów kolebki Zbawiciela. Codziennie zakonnicy z wielkiemi świecami idą z procesyą o czwartej po południu do groty Zbawiciela. Pielgrzymi též obchodzą stacye do ołtarza św.
Józefa, do groty Niewiniątek, do oratoryum św. Hieronima, do Jego grobu, do grobów świętej Pauli i św. Eustachii i do św. Euzebijusza. Wchodzą do kaplicy św. Katarzyny, która jest kościołem klasztornym. W kaplicy jest źródło, które nie wysycha nigdy, i dostarcza najwyborniejszej wody. Michaud w swojej korespondencyi[5] mówi: „Cysterna Dawida, której wodę tak lubił, w czasie wojny z niej zapragnął się napić, jest w klasztorze, zwana cysterną św. Katarzyny. Wskazują, tėż w innem miejscu zródło Dawida, za miastem, na północ Betleemu, obok drogi idącej do Jeruzalem.“
Około klasztoru betleemskiego szkoła księży Franciszkanów jest liczniejszą od szkoły jerozolimskiej, dlatego, że więcej katolików jest w Betleem, jak w Jeruzalem. Nauka, porządek szkolny jest ten sam. Michaud w r. 1831 wyliczył, że było w niej 85 uczniów. Cmentarz katolicki dotyka samego klasztoru Franciszkańskiego. Cmentarz jest ubogi, nie ma marmurów i pomników. Z terasy klasztornej widziéć można pogrzeby katolików. W roku 1831 widział Michaud pogrzeb Betleemity. Dawnym zwyczajem, dwanaście płaczek wydawało przeszywające jęki, nie dopuszczały włożenia do grobu zwłok umarłego. Dwanaście kobiet wykonywało rozpaczliwe tańce. Żonę zmarłego ledwie dwóch ludzi wynieść zdołało z grobu. Na Wschodzie są żywsze uczucia. Cywilizacyjne ukształcenie nie napoiło cynizmem ostatecznie duszy i serca. Nadzwyczajne objawy na Wschodzie uczuć, które dziwią, przerażają podróżnych europejskich, są naturalne. We wsi Pasterskiej, dans le village des Pasteurs, wszyscy mieszkańcy są Muzułmanie. Gdzie było cudowne pasterzom objawienie, są ruiny kaplicy. Przy Betleemie, o godzinę odległości, jest wieś Beit-Jutta, w której jest seminaryum główne katolickie i kościół pod tytułem N. M. Panny.
Tam są sami tylko chrześcijanie, żaden nie mieszka, nawet nie wchodzi Mahometanin. Twierdzą bowiem, że powietrze tam dla nich jest zabijające; ktoby wszedł do Beit-Galla, jakby wstąpił do grobu. Bóg ocalił różne miejsca od mahometańskiego fanatyzmu. Gdy ustąpili chrześcijańscy obrońcy, przesąd, przestrach w wierze mahometańskiej ocalił niektóre miejsca. W Beit-Jalla zakwitła osada katolicka, wzniósł się kościół N. M. Panny, rezydencya jerozolimskiego patryarchy, i seminaryum. Obok Beit-Jalla jest wioska, która ma piękne winnice, zowią ją wsią św. Filipa. Tu Filip ochrzcił sługe, niewolnika królowej Etyopii. Okazują nawet miejsce, w którem chrzest się ten odbył, niedaleko strumienia.
W Betleem zostały Salomonowe, niezatarte wiekami pamiątki. Są trzy sadzawki kamienne, niezwyczajnej długości i głębokości, z wybornego ciosowego kamienia wyrobione, w takiej pochyłości wyżłobione, że woda z jednej wpływa do drugiej, potém do trzeciej. Pierwsza ma 150 stóp długości, a 80 szerokości. Druga jest szersza i dłuższa. Trzecia najobszerniejsza i najpiękniejsza. Ojciec Nau, pisząc o Ziemi świętéj, sądził, że do sadzawek płynie woda ze źródła. Woda ta płynie tylko z deszczu. O 200 kroków na północ pierwszej sadzawki, znajduje się zródło zamknięte, Fontaine scellée. Dół głęboki, z którego wypływają trzy najobfitsze źródła. Te źródła łączą się ze sobą w jednym kanale i wpływają do groty, do której się chodzi dziesięciu schodami. A potém wody przechodzą kanałem w sklepieniu kamiennem obok sadzawek do Betleem, a stamtąd do Jeruzalem. Woda ta w wielkiej jest czci u miejscowego ludu. W miejscu obwarowanem, jakby w zamku, są chatki, w których mieszkają ludzie, którzy pilnują, aby nikt nie splugawił tej wody, za co wymierzonoby sroga karę. Lud sam jednak strzeże tej wody, uważa ją jako objaw łaski Bożej opatrzności, douce manifestation de la Providence. Źródła trzy niegdyś zamykane były pieczęcią Salomona królewską.
W Betleem najsławniejszy, i największy był z kościoków Palestyny. Tu był Bauduin I konsekrowany na króla.
Z cząstki tego kościoła Grecy zbudowali swoją cerkiew.
Wedle obliczeń n. p. 1830 roku było w Betleem 1500 katolików, a 400 syzmatyków, ledwie 100 muzułmanów. Jedyne miasto w Turcyi, w którem nie było naczelnika muzułmańskiego, ani agi, ani mufselina. Mieszkańce udają się do gwardyana Franciszkańskiego, który sądzi, rozstrzyga wszystkie sprawy. Jest najwyższą, najświętszą miejscową władzą. Betleemici wierzą, że modlitwy księży Franciszkanów są w niebie przyjęte i wysłuchane, dla tego się z całą ufnością, z najszczerszem sercem do przełożonego ich udają.
Betleem jest miejscem żyznem. Drzewa figowe, oliwne, są daleko tu bujniejsze. Miłowali je królowie Dawid, Salomon. Święte miejsce urodzenia Zbawiciela było ulubionem mieszkaniem świętego Hieronima. Święty Hieronim, ojciec Kościoła zachodniego, pustelniczego życia na Wschodzie miłośnik. Łaską Bożą rozpromieniony, został pochodnią, światłem całego Kościoła Bożego, prawem ramieniem papieży, żywemi usty, któremi Bóg przemawiał do ludzi. Święty Hieronim tłumacz pisma św., doktór Kościoła; w Betleem ducha wykształcił i udoskonalił do stopnia, do jakiego przyjść jest w stanie syn człowieczy. Najgruntowniejszym był znawcą, miłośnikiem kultury starożytnych mędrców, ta umiejętność i świecka nauka, w życiu pustulniczem, w najgorętszem uniesieniu ducha przez modlitwę i kontemplacyą, w której się zanurzył i utonął, zmieniła się w mądrość. Mąż uczony, cyceronista, został ptakiem, i ku Niebu uleciał. W Rzymie głównie działał, najsilniej ku zbawiennym celom wpływał, prostował, odkrywał błędy, zbijał herezye, nauczał prawdy; rozświecał. W pustyniach wschodnich był ogaikiem, do którego się zbiegali pielgrzymi z różnych części świata, i od światła Bożego, które rozlewał ten mąż święty, oddzielać się nie chcieli, zostawali w pustyni aż do śmierci. Świętego Hieronima wpływem zaludniły się pustynie wschodnie anachoretami, pustelnikami najzupełniej Bogu oddanymi. O nich później mówić będziemy.
Teraz dodam szczegóły w poprzednim opisie opuszczone, głównie tyczące się kościoła grobu Pańskiego w Jeruzalem. Kościół grobu Pańskiego (da Saint Sépulchre) od czasów cesarza Konstantego Wielkiego istniejącego, roku 615 przez wojska Kozroesa, roku 1018 przez Kalifa Hakima zburzony, odbudowanym został przez cesarza Konstantego IX Monomaka. Rycerze chrześcijańscy po wzięciu Jerozolimy, kościół znacznie nowemi budowlami powiększyli, kamień namaszczenia, i Kalwaryą będące za obwodem Kościoła, mające swoje oratorya tylko, w jednym kościele umieścili. Godefred de Bouillon ustanowił przy kościele grobu Pańskiego dwudziestu kanoników, dla których oznaczył odpowiedne mieszkanie. Patryarcha jerozolimski mający katedrę w kościele grobu Pańskiego, posiadł jedną część miasta, przyległą kościołowi. Roku 1187 sułtan Saladyn zwyciężył rycerzy chrześcijańskich, zawładnął miastem świętem.
Żarliwi muzułmanie radzili mu, aby Jerozolimę z ziemią zrównał, i przeszedł pługiem, przez miejsce, na którem był grób Pański. Inni mu odradzali; mówiąc: Gdyby ten kościół do szczętu zupełnie zburzono, chrześcijanie będą pielgrzymować do Jeruzalem, dopókąd ziemia nie połączy się z niebem. Omar ocalił tę świątynię, za jego przykładem Saladyn zostawił kościół grobu Pańskiego, który wykupili księża syryjscy, którzy po wzięciu Jerozolimy, odprawiali ciche nabożeństwo przy grobie Pańskim. W pięć lat później roku 1192 biskup Hubert, który towarzyszył Ryszardowi lwie serce do Palestyny, wyrobił u Saladyna pozwolenie, aby dwóch łacińskich księży, i dwóch dyakonów zostawało dla utrzymania chwały Bożej przy grobie Pańskim, wraz z księżmi syryjskiemi. W połowie XIV wieku Robert, król neapolitański powierzył chwalebną misyą straży grobu Pańskiego, i miejsc świętych, księżom Franciszkanom obserwantom, którzy się pracami apostolskiemi w ziemi świętej tak znakomicie odznaczyli.
W miejscu, gdzie wedle tradycyi był kościół Salomonowy, wzniesiono meczet wielki, wspaniały, przez Onuara roku 640 zwany El Aksa, do którego chrześcijanie przez wiele wieków wchodzić nie mogli pod karą śmierci lub zmuszeni byli przyjąć islamizm. Michaud w roku 1830 zwiedzając Jeruzalem wejść tam nie mógł. Dziś zwiedzają ten meczet chrześcijanie za osobnem pozwoleniem. Drugi meczet El Rakhra, co znaczy skała, zbudowany jest na tém miejscu, w którem mieszkała N. M. Panna dopókąd nie była zaślubioną Józefowi, i tam przebywała Anna prorokini, świętobliwa wdowa. Znajduje się tu skała, na której jest ślad stopy Chrystusowej. Jak za czasów chrześcijańskich miejsce domu Anny należało od kościoła Salomonowego, dziś El-Sakhra należy do El Aksa, są jakby jednym meczetem. Przy meczecie Omara nie ma minaretu, muezin wchodzi do minaretu El-Sakhra i wzywa wiernych. Po zajęciu Jerozolimy przez rycerzy chrześcijańskich, muzułmanie schronili się do głównego meczetu El-Aksa, ale tam wszyscy w pień wycięci zostali, tak dalece, rycerze konni po własne kolana we krwi brnęli, krew dochodziła grzywy końskiej. Główny meczet zamieniono w kościół katolicki, legat papieża Innocentego II do Jerozolimy przybył dla poświęcenia kościoła. Meczet El-Sakhra poświęcono na kościół, okryto skałę marmurem dla jej zachowania, bo pielgrzymi ją rozbierali. Wzniesiono kopułę, umieszczono na niej krzyż złoty. Te dwa meczety były w ręku chrześcijan lat 80. Po odebraniu Jerozolimy mahometanie meczet El-Sakhra obmywali wodą różaną, a Saladyn z największym pośpiechem zniszczył wszystkie chrześcijańskie malowidła, obrazy, i złotemi literami napisał epokę wznowienia mihrabu, restauracyi meczetu, przez sługę i przyjaciela Bożego Józefa syna Aijouba, zwycięzcę Malek-Nasser Saladyna. W tym meczecie były przedtém wielkie bogactwa, złote klejnoty, które, mówią, że zabrał Tankred, a Saladyn, po restauracyi, więcej bogactw i klejnotów tu zgromadził. Naczynia znacznej wielkości złote i srebrne przypominały czasy Salomonowe, 7000 lamp jaśniało od zachodu słońca w każdy czwartek, aż do wieczora piątkowego. Najpiękniejsze dywany z Ispahanu ozdabiały tę świątynię. W meczecie El-Sakhra kazał Saladyn skałę przez chrześcijan marmurem zakrytą odkryć, i na niej złożyć koran. Kiedy zrzucano z kopyta krzyż złoty, taki był krzyk radości mahometanów, rozpaczy chrześcijan, mówi jeden autor arabski; zdawało się że się świat cały w jakąś przepaść zapada. Meczet El-Sakhra w architekturze swojej znacznie został zmieniony, ale główny Omara, co go zowią Salomonowym, zupełnie jest takim, jakim był za wojen krzyżowych, i królestwa łacińskiego. Okrągła kopuła przypomina kościół św. Piotra. Nieskończenie piękna jest terasa, to jest przedsień kościoła, wyłożona posadzką marmurową. Są długie galerye, kolumnady, fontanny, cyprysy. Meczet ten jest jakby miastem. W obwodzie jego murów są szkoły muzułmańskie, mieszkają duchowni. Zowią to El-Haram dom Boży. El-Haram Jerozolimski jest po Haramie Mekki, w Islamie najpierwszy. Czasu panowania królów chrześcijańskich było w Jerozolimie opactwo św. Anny, w którem mieszkały zakonnice, zupełnie zostało zburzone. Teraz Francuzi wznieśli kościół św. Anny. Przy Kalwaryi, ale za obrębem kościoła grobu Pańskiego, był szpital św. Jana Jałmużnika, w którym się mieścili ubodzy pielgrzymi, przybywajacy z zachodu. Kaplica tego szpitala była pod tytułem N. Panny Maryi łacińskiej. Na tem miejscu było tureckie więzienie. W roku 1869 kiedy następca pruski był w Konstantynopolu, otrzymał to miejsce od Sułtana, i objął je w swoje posiadanie. Dawny kościół i szpital N. M. Panny należy dziś do protestantów pruskich, którzy ciągłe robią w głębi ziemi poszukiwania. Roku 1874 w miesiącu styczniu znaleźli w lochach podziemnych, w cysternie ziemią zasypanej, skrzynię ołowianą w marmurowej zamkniętą, wewnątrz atłasem okrytą białym, i w niej ośmnaście kielichów, i jedna monstrancya. Te rzeczy przez siedm wieków były w ziemi, tak się wydały jakby je ukryto przed kilku dniami, żadnej rdzy, i najmniejszego nie ma zepsucia, nawet śladu czasu, i tylu wieków. Monstrancya oprócz drogich innych kamieni, ma cztery brylanty wielkiej bardzo objętości i ceny. Z tych naczyń zachowanych możemy mieć już wyobrażenie jaka była gorliwość, wiara wieków średnich, gdy wzniesiono najokazalsze świątynie, które w mgnieniu oka stanęły w Azyatyckiej pustyni, bogactwem przechodziły europejskie kościoły. Chrześcijanie zwyciężeni i wygnani woleli ukryć w ziemi klejnoty drogie, niźli je z sobą uwozić, i ich używać, gdy były na ozdobę Pańskich ołtarzy oddane.
Do ruin wieków średnich królestwa łacińskiego w Jeruzalem, należą zniszczone: klasztor św. Piotra, kościół Siedmiu Boleści, szpital św. Heleny. Wieża Tankreda zniknęła w fortyfikacyach Saladyna, tylko wskazują jej miejsce bez żadnych już śladów.
Książęta i rycerze chrześcijańscy się grzebali koło meczetu El-Sakhra. Grobowce ich zostały po wzięciu Jerozolimy zburzone. Haceldama jest to rola krwi, nabyta za pieniądze przez Judasza zwrócone, tam rycerze św. Jana grzebali pielgrzymów z Europy przybyłych, potem swoich, Grecy i Ormijanie. Na roli krwi była katolicka kaplica dziś zrujnowana; Haceldama należy dziś do ormijan. Do wieczernika Godefred de Bouillon wprowadził zakonników reguły św. Augustyna, nadał im znaczne posiadłości, i zobowiązał do utrzymania stu kilkudziesięciu rycerzy, dla obrony miejsc świętych. A potém gdy weszli Franciszkanie do Jeruzalem, mieli główny kustodyalny klasztor, przy wieczerniku; mahometanie roku 1560 zajęli go na meczet
. Roku 1807, dnia 12 oktobra, wielki pożar znaczną część kościoła grobu Pańskiego zniszczył. Najpiękniejsze kolumny korynckie, które kościół wspierały, i kopuła cedrowa zgorzały. Grecy chcąc zatrzeć pamiątkę panowania w Jerozolimie katolickiego, groby królów Jerozolimskich: Godfreda, i Balduina, Godefroi et Beaudouin, najzupełniej zniszczyli.
Od czasu rewolucyi francuskiej, katoliccy księża zostali w Jerozolimie bez pomocy, i opieki. Kościół grobu Pańskiego po spaleniu został roku 1807 zrestaurowany przez Greków, mieli pomoce wielkie z Rosyi. Wtedy oni owładnęli głównemi miejscami świętemi. Zajęli Kalwarije, grób Pański, kamień namaszczenia; a katolicy zostali przy jednej kaplicy M. Magdaleny. Franciszkanie udali się do posła francuskiego w Konstantynopolu skarżąc się na krzywdy swoje.
Po dziewięciomiesięcznem przywłaszczeniu Greków, powrócili do dawnych praw swoich. To jest wyłączne księża Franciszkanie mieli prawo odprawiania mszy św. przy grobie Pańskim, i na Kalwaryi, a Grecy odprawiali tylko nabożeństwa, ale mszy św. mieć nie mogli; utrzymywali trzynaście lamp przy grobie Pańskim. Ormijanie nietylko nie odprawiali mszy św., ale i lamp przy grobie Pańskim nie mieli. Trwało to po pożarze lat 10. Roku 1818, na mocy rozkazu porty, Grecy weszli na nowo w posiadanie grobu Pańskiego i Kalwaryi, jak to dziś jest, że główna straż grobu Pańskiego do Greków należy, i to miejsce na Kalwaryi, gdzie krzyż był wbity, wyłącznie jest grecki. Łacinnicy nie zostali usunięci, ale wspólnie z Grekami szyzmatykami, posiadają miejsca święte, które do nich wyłącznie należały. Ormijanie, którzy przez Greków za heretyków są poczytani, mają do miejsc świętych przyznane prawa firmanem sułtana tureckiego, r. 1829, złożywszy 1500 piastrów.
Księża Franciszkanie po odebraniu im wieczernika, mają swój główny kustodyalny klasztor w innej części miasta, zwany Zbawiciela, św. Salvatoris. Zachowują tam najściślejszą, wzorową, jakby w pierwszych czasach swego założenia, obserwancyę. Pielgrzymi nie należący do ich zgromadzenia złamać nie mogą klauzury. Wejść na korytarze klasztorne do refektarza obcemu nie wolno, zachowują najściślej wszystkie posty, wskazane w regule św. Franciszka, jedząc bez masła nie tylko cały post wielki, ale od wszystkich Świętych aż do Bożego Narodzenia. Wstają godziną przed północą, idą do kościoła na jutrznię, potem drugi raz przychodzą o piątej z rana. Zakonnicy są prawie sami tylko hiszpanie, i włosi. W klasztorze mają salę zwaną Il-Magasino, w któréj są rozmaite ceny i wielkości wyroby koronek, różańców, pudełek, krzyżów, obrazów Matki Boskiej, świętego grobu z perłowej macicy, i z pestek owocu, który rośnie na górze Tabor i około Jericho zwany zaceoum. W klasztorze św. Salvatoris jest bardzo cenna apteka wartości 100,000 piastrów, ma rozmaite najdroższe lekarstwa, najrzadsze balsamy, balsam zwany Jerozolimski, który leczy najcięższe rany, kamień czarny przykrowonny, z brzegów morza Martwego, leczący dżumę.
W kościele grobu Pańskiego są dwa piękne obrazy włoskie, jeden świętego Antoniego, drugi świętej Katarzyny, bardzo przez znawców ceniony, z podpisem Franciscus Dupuis vovit fecit, deditque Terrae sanctae anno 1694.
Powiédzmy cokolwiek, o której tylekroć Pismo św.
wspomina. Gaza dziś należy do pachaliku d’Acre, była niegdyś obszernem miastem, leżała nad samym brzegiem morza, dziś o dwie mile już oddalona, jest na drodze z Jeruzalem do Synai, z Jeruzalem do Kairu. Wskazują w Gazie miejsce świątyni, którą Samson obalił. Gaza ma piętnaście meczetów. Najgłówniejszy z nich był przedtém kościołem, który zbudowała Helena. Jest to dawna bazylika grecka, którą zepsuli mahometanie, przydając mieszkania na szkoły, i dla Ymanów.
Gazę zdobył Szymon Machabejczyk, i wprowadził tam cześć prawdziwego Boga. Oblegał ją Aleksander macedoński, i dwie rany otrzymał. Rządcę Gazy kazał roztratować końmi.
Gaza była stolicą Filistynów. Filistynowie są najbardziej znani w historyi ludu żydowskiego. Kiedy tyle plemion zostało mieczem ludu Bożego wytępionych, Filistynowie nie tylko się oparli, ale byli karą Boską dla Izraela. Odnosili znaczne bardzo zwycięstwa, najsilniejsze im zadawali klęski. Zmuszali do zawierania uciążliwych przymierzy, tak n. p. wedle traktatu nie mogli się żelaza i stali dotknąć Izraelici. Najpotrzebniejsze narzędzia rolnicze kupować musieli u Filistynów. Nie wolno im było nawet pługa naostrzyć. Na nieodzowne potrzeby życia kładli nadzwyczajne ceny, i wybierali tém ogromną daninę z narodu izraelskiego. Nieustannie z niémi walczono za sędziów i królów. Najstraszniejszym pogromcą Filistyńskim był Samson, ale go potrafili w końcu pokonać, potem Saul i Dawid. Flistynowie posiadali tylko pięć miast, Gaze, Ascalon, Azoth, Geth, Accaron.
Wyszli z Egiptu, osiedli na żyznych brzegach w Syryi, i utworzyli malutkie, ale dobrze uorganizowane państwo. W religii, w zwyczajach życia, podobni byli do mieszkańców Egiptu. Żydzi, którzy z Egiptu wyszli i tam długo mieszkali, mieli skłonność do religii, i zwyczajów życia, i często od swoich praw odstępowali. Filistyni zniknęli już bez śladu, zatopiła ich, i zniszczyła moc i potęga rzymska. Chrześcijanie wieków średnich zastali same ruiny Gazy. Obwiedziono ją murem, i oddano Templaryuszom.
Templaryusze dla Askalonitów byli niebezpiecznymi sąsiadami. Saladyn zburzył Gazę, odbudował ją Ryszard Lwie serce, który w swojej rycerskiej wyprawie miał tu główne siedlisko. Blisko Gazy rycerze chrześcijańscy ponieśli najstraszniejszą klęskę: hrabiowie Baru i Monfort wparci do doliny piaszczystej, w której po kolana w piasku brnąć było potrzeba, pomimo cudów waleczności zostali pobici, i zniszczeni. Tu Gauthier de Brienne w niewolę się dostał. Na placu bitwy z różańcem w ręku pobożni ludzie liczyli umarłych, i zliczyli ich 30,000. Czasów rycerskich nie zostało w Gazie żadnych śladów, oprócz bazyliki greckiej, zmienionej na meczet. Gaza jest jakby nowa Aleksandrya, lub nowy Kair. Bardzo wiele tu palm, fig, i drzew morwowych, kolonija Egipska zachowała macierzyste cechy w zwyczajach, w ubiorach, i w produktach. Nie ma dziś już śladu pierwszych osadników egipskich filistynów, cywilizacya egipska nie dała się zatrzeć.
Tasso w Jerozolimie wyzwolonej o Gazie tak mówi:
Gaza, miasto na brzegu samej Judei, na drodze, która wiedzie do Peluzy, na brzegach morskich usiadła, i bliską jest bardzo piasczystej pustyni.
Dolina, raczej równina między górami Libanu i AntiLibanu, jest podobno tą, którą zowie Strabon Vallée Royale, dolina królewska. Na niej są podziwiające ruiny Balbeku. Książe Radziwiłł Sierotka wnioskował, że to są ruiny Salomonowego pałacu. Z Balbeku kto chce widzieć cedry, wdziera się na górę Liban. Kto może dosięgnąć samego jej szczytu, ma zachwycający widok. Naprzód z zachodu błyszczy piękny obszar Śródziemnego morza, w którem się brylantują promienie słoneczne, jakby się woda morska zanurzała w słonecznem świetle, i jakby skała jaka na morzu, tak się wyspa Cypr wydaje, widać przechodzącą długą droge przez dolinę Bekaa, między dwoma gór pasmami, i wspaniałe Balbeku ruiny, razem i bielejące mury Damaszku, i te wzgórza nieregularne Galilei, które się wydają jako skaczące baranki, st. Jean d’Acre z otaczającą doliną, i szczytny Karmel, który się wydaje okrętem, przygotowanym do rzucenia się w morze. Widać góry Taurus i mnóstwo gór innych w wierzchołkach pobielonych śniegiem. Widok tak uroczy, majestatyczny, piękny, i rozmaity, jeden Liban posiada. Ztąd niedaleko sławne, wiekopomne cedry, które zachwycały, i przejmowały czcią, i zdziwieniem podróżnych. W miejscu, które się w biblii zowie Domus saltus Libani, dziś El-her, rosną te sławne cedry. Przy większych są mniejsze, stanowiły przedtém las cedrowy, obejmujący milę przestrzeni. Michaud w roku 1832 zwiedzał Liban, widział ich jeszcze 15 większych, których pień główny miał obwodu do 40 stóp. W Libanie Maronici mieli wielką cześć dla tych drzew. Były przy nich ołtarze. Na święto św. Przemienienia Pańskiego była główna Maronitów pielgrzymka do tych drzew dla słuchania mszy świętych, które się odprawiały w natłoku ludu; zdarzały się nadużycia, patryarcha maronicki je zakazał. Zostawiono tylko trzy kamienne ołtarze pod trzema największemi cedrami, na których w dzień Przemienienia Pańskiego odprawiają się msze święte. Cedrów strzeże religijne uczucie, lud zachowuje to przekonanie, że ktoby się cedru zrąbać ważył, nagłą śmiercią umrze. Michaud zbliżywszy się do cedrów mówi, „Piętnaście cedrów, szlachetne, piękne ruiny starego Libanu, jakoby karta z biblii mówiły do serca mego jako ruiny Balbeku do mego umysłu, zdawało mi się, że słucham mówiących świadków, chwale wielkiego Tyru, o szczęściu i sławie ludu Izraelskiego. Orzeł, król ptaków, gdy na szczycie tych drzew usiędzie, gdy wiatr porusza majestatyczne tych drzew gałęzie, zdaje mi się, że słyszę echa arfy królów, i proroków Izraela.“
Na cedrach zostają dotąd napisy imion podróżujących europejczyków, i osiadłych w Syryi, i jakby się odświeżały w każdym roku. Cedr jest najsilniejszy, i najdłużej żyjący ze wszystkich drzew ziemi, coraz mu okazałości przybywa, żyjąc w sferach lodowych, corocznie kwitnie, i owoc daje.
Dla osłonienia kwiatu od zimnych wiatrów, i mrozu, schylają się gałęzie. Po okwitnieniu wyprostowują i w górę się wznoszą. W świecie roślinnym, cedr jest królem. Inne drzewa są i mniejsze, i słabsze, nie tak piękne, i zdrowe. Niczego się nie lęka, nic nie wymaga. Cały byt i przyszłość ma sam w sobie, jak mówi Michaud: „il est celui, qui est le cédre du Liban.“ Są to jedyne cedry tej familii. Ich to używał Salomon du budowy kościoła. W Paryżu, dans le Jardin de plantes jest jeden tego samego rodzaju. Około wiosek, zwanych Eden i Rpaddet są cedry, ale mniejsze i nie tak piękne.
Wedle podania, które się stale zachowuje, Adam umierając pragnął ujrzeć gałązkę z drzewa, które rosło w raju, z którego był wygnany, sądząc że Set, jako najcnotliwszy z synów będzie mógł wejść tam, i przynieść, wysłał go, ale Cherubin wzbronił mu wejścia, a dał trzy ziarnka z nasienia tego drzewa. Gdy Set wrócił, nie zastał żyjącego Adama, a ziarna posiał na górze Morya, i wyrosło z nich drzewo rozłożyste, piękne, i różne zupełnie od innych. Gdy Salomon budował kościół, ścięto to drzewo, ale go użyć nie było można do budowli, zawsze się znalazła przeszkoda. Nieprzydatne w przysionku zostawiono. Kiedy odwiedzając Salomona królowa ujrzała to drzewo, przepowiedziała, że na niem umrze ten, króry położy koniec królestwu Izraelskiemu.
Salomon kazał je zarzucić. W cysternie się znajdywało na dnie sadzawki, której wodą poruszał Anioł, i wprowadzeni chorzy byli uleczeni. Moc leczącą tej wodzie nadawało to drzewo. Gdy z sadzawki zostało wzięte, woda przestała uzdrawiać, i wyschła. Po wyroku śmierci na Chrystusa Pana drzewo to na wierzch wody wypłynęło, pośpiesznie je uchwycono, dla ukrzyżowania Zbawiciela. Ten krzyż potém wraz z innemi w głębią ziemi został wrzucony, rozmaitemi gruzami zawalony, dla zniesienia wszelkich śladów, i postawiono nawet pogański posag. Cesarzowa Helena znalazła go. O prawdziwości drzewa krzyża Świętego dowiodły cudowne wyleczenia chorych, którzy dotykali się tego drzewa, od innych krzyżów nie uczuli żadnego wrażenia. Na górze Kalwaryi był Chrystus Pan z dwoma łotrami ukrzyżowany, gdy trzy krzyże w głębi ziemi znaleziono, a wedle tradycyi wiedziano, że tych krzyżów gdzieindziej nie wyrzucono, nie palono, ale w tém samém miejscu zagrzebano, a gdy jeden z nich cudownie leczył, każdy uznał, nikt nie wątpił, nie zarzucił prawdziwości drzewa krzyża Świętego, znalezionego przez cesarzowę Helenę, témbardziej, że długość krzyża tradycyi znana, zupełnie się sprawdziła. Drzewo krzyża św., ta święta, i droga relikwija wynaleziona została. Cesarzowa Helena połowę krzyża Świętego złożyła w kościele Jerozolimskim przez siebie wystawionym, druge połowę oddała synowi swemu Konstantemu W., który ją podzielił na części cztéry. Jedną umieścił w obrazie swoim na piramidzie, druga oddał do Rzymu, trzecią do kościoła w Carogrodzie, a czwartą, w skarbcu. Przez różne koleje przechodziła ta święta relikwija, gdy wśród prześladowań w ziemi zagrzebana, ocaloną została, témbardziej w czasie tryumfu religii chrześcijańskiej nie zaginęła. Wierzyć należy, że ta święta relikwija dotąd istnieje, w całości została zachowaną. Jako drogą własność posiada ją Kościół święty, różnym kościołom, i miejscom rozdał. Gdzie się tylko zachowuje, obchodzą tam uroczyste festa, i chwała Boska jest tam solenniejszą, i większą. Drzewo krzyża Świętego, znajduje się w Jerozolimie, w kościele Zbawiciela S. Salvatoris, i w kościele Pańskiego grobu w kaplicy św. Magdaleny znaczna część, którą zabrał Kozroes król perski, lecz ją odzyskał cesarz Heraklijusz. 2. W Rzymie w bazylice S. Croce Jerozolimitana. 3. W kościołach św. Piotra na Watykanie, św. Jana Lateraneńskiego, i w kościele N. M. Panny za Tybrem. 4. W Hiszpanii, w Walencyi. 5. We Francyi, w Paryżu, w kościele św. Dyonizego.
6. U Benedyktynów in Monte Cassino. 7. W Genui, w kościele św. Wawrzyńca, znaczna część drzewa krzyża świetego osadzona jest w krzyżu srebrnym, który zaledwie czterech ludzi unieść może. 8. W Lublinie znaczna część w kościele księży Dominikanów; ta sama, która była w skarbcu cesarza Konstantyna przeniesiona do Kijowa, dokąd wiele relikwij przed zaborem Carogrodu wywożono, Andrzej dominikanin, biskup kijowski z Kijowa do Lublina przywiózł.
9. Na Łysej górze, u Benedyktynów, Stefan król węgierski cząstkę drzewa krzyża Świętego, którą miał od cesarzów greckich, złożył. 10. W Krakowie, w katedrze się znajduje ta święta relikwija, i w dziewięciu krakowskich kościołach po malutkiej cząstce.
Wielką cześć ma w kościele Bożym święty Jan Chrzciciel, pustelnik i męczennik. Na nim się skończyły proroctwa, ostatni, i najwyższy z proroków, a pierwszy z wyznawców Chrystusa Pana. Ciału jego zmarłemu nie przebaczono, pastwiła się Herodyada, koląc jezyk jego w uciętej głowie. Julijan Apostata kazał wygrzebać, i spalić ciało. Resztki niedopalone, wyrwali chrześcijanie, i zachowali. Relikwije te w najwyższej czci chrześcijan, były, i są pomocą dla ludzi w potrzebach duchowych, i w nędzach życia. Ciało św. Jana, po ścięciu głowy, było pogrzebane w Sebaście. Na grobie jego Krzyżacy wznieśli wspaniały kościół, który po ich upadku został zupełnie zburzony. Spalone cząstki zachowywano w Aleksandryi, w Antyochyi. Gdy zewsząd fanatyczny islam grozil, niszczył wschodnie chrześcijaństwo, a szyzma wewnętrznie gasiła miłość Bożą, zawziętą złość rozniecając, relikwije święte na Zachód przeniesiono. Żłobek, gwoździe, drzewo Krzyża Świętego do Rzymu, i cząstki ciała św. Jana Chrzciciela do innych miast włoskich. Relikwije św. Jana, kości jego w złoto oprawne, znajdują się w Genui, gdzie były pod kluczem sześciu senatorów. Noszone w procesyi, uspokajały morskie burze. Bez pozwolenia przeto nigdy nie mogły być okazywane, zawsze tylko w czasie festów przy uroczystościach kościelnych. W Siennie znajdują się także w drogiej oprawie. We Florencyi jest palec św. Jana, który zniszczył strasznego smoka, w Antyochyi człowiek skazany na pożarcie jego, aby uspokojony smok miasta nie zniszczył, wrzucił mu palec św. Jana, który wziął z kościoła, i smok zginął, a palec też ocalał, i dostał się do Florencyi. Święty Jan Chrzciciel, jest szczególnym Florencyi patronem. W oddzielném koło katedry babtiserium, historya jego życia jest w płaskorzeźbach, które są arcydziełem, wyrytą. Fest św.
Jana Chrzciciela jest świętem religijném, uroczystością narodową, i solennością największą, w której cały lud florencki oddaje się radości, zabawom, z czcią serdeczną obchodzi pamiątkę św. Jana. W całém chrześcijaństwie św. Jan Chrzciciel nie ma tak wielkiej czci jak we Florencyi, która ze wszystkich miast włoskich, największy ma urok i wdzięk. W niej jaśnieli niegdy sławni Medyceusze, sztuki piękne przyszły do najwyższej doskonałości, i miała wielu artystów, poetów, mężów stanu, i znakomitych obywateli, kwiatem nazwana, Fiarenze. Była ogniskiem patryotyzmu, najświetniejszych cnót obywatelskich.
Ojcowie Franciszkanie są opiekunami miejsc świętych w Palestynie. Życie duchowne silnie u nich jest rozwinięte przez modlitwy, rozmyślania, i zupełne ubóstwo. Są przytém bractwem miłosierdzia, utrzymują szpitale, rozdają jałmużny, leczą chorych, i wszystkich różnego stanu podróżnych najgościnniej przyjmują. Komisaryat Ziemi Świętej, ustanowiony w Paryżu roku 1856, spełnia rozmaite usługi dla utrzymania, i rozwoju religii katolickiej w Ziemi świętej, zachowania w całości miejsc świętych, utrzymania budowli, i szkół. Wznowił dawniejsze kwesty wielko-piątkowe we Francyi, które od rewolucyi ustały.
Składka wielko-piątkowa w roku 1860 przyniosła 13,000 franków. Po rzezi Libańskiej w roku 1861 wzrosła do 30,000 franków. Tą jałmużną ubodzy, szkoły, i rozmaite potrzeby chrześcijan, i Kościoła katolickiego w Ziemi świętej, były opatrzone. Przybyły jeszcze znaczne pomoce biskupów francuskich, i innych dobroczynnych osób. Kwestę odwozili z Paryża Franciszkanie, członkowie komisaryatu, ksiądz Rignon, i inni, i składali kustoszowi Ziemi świętej w Jeruzalem. Księża franciszkanie miłosierdziem chrześcijan opatrzeni, udali się do Damaszku, dla wydobycia ciał pomordowanych zakonników, czasowo do studni wrzuconych, uczynienia im pogrzebu, i dla odbudowania spalonego i zniszczonego kościoła i klasztoru w Damaszku. Poświęcenie się OO. Franciszkanów prawdziwie zdumiewa, w wierze i doskonałości życia równają się niemal apostolskim mężom, których sam Chrystus Pan wybrał. Szczególnie się odznaczył ojciec Enielvin, który z początku żył bezbożnie, nawrócony, w młodości swojej wstąpił do stanu duchownego roku 1818, wyświęcony kapłanem roku 1822, zostawał w Clermont w domu misyonarzów, potém był proboszczem w Pontgibaud, roku 1829 był kaznodzieją dyecezyalnego Seminaryum, i kanonikiem honorowym kościoła katedralnego. Roku 1850 kapucyni z Lyońskiej prowincyi przybyli do Clermont-Ferrand na jubileusz. Słuchając ich kazań ksiądz Enjelvin rozgorzał, uniósł się zapałem do życia zakonnego, i postanowił odbyć pielgrzymkę do ziemi Świętej. W Jeruzalem wstąpił do zakonu O.O. Franciszkanów. W klasztorze Zbawiciela (Sancti Salvatoris), odbył nowicyat, powróciwszy do Francyi r. 1852 jak najżarliwszy zakonnik służył kościołowi w ojczyźnie, od której się nie mógł oderwać, i kochał ją francuskiem sercem, rozwijając w niej miłość Boga, i ducha katolickiego. Mieszkał w klasztorze Avignon, i był fundatorem domu zakonnego św. Franciszka w St. Andéol o 6 mil od Walencyi (six lieux au dessous de Valence). Roku 1856 ustanowiono komisaryat ziemi św., którego ojciec Enjelvin był najżarliwszym członkiem. Przez pięć lat najzupełniej się poświęcił ziemi Świętej, a najszczególniej zakonowi Franciszkańskiemu. Braci w ziemi świętej działalność, poświęcenie się, pracą i wylaniem się Apostolskiem wspierał. W tym celu kazał, pisał z żarliwością do jakiej była zdolną gorejąca dusza jego. Wyczerpał zdrowie i siły, u O.O. Kapucynów Klermonckich zakończył życie.
Zostawił wiele dzieł szacownych, które się piątej doczekały edycyi, i zostały już najzupełniej wyczerpane. Fle à Marie, piąta edycya. Le Voyant, L’ami des Peuples, Colline des Cieus, Roses Célestes, de l’Esprit Républicain, Saintes Larmes, czwarta edycya. Le Sage, Le Prêtre, Le soleil de la Terre Sainte. Pisma te dają nam wyobrażenie jak serce francuskie kocha Boga. Wiara święta i Kościół katolicki coraz we Francyi silniej się rozwijają, odnoszą, zwycięztwo, i wielka jest jej przyszłość, gdy dzieła świętobliwego zakonnika rozchwytane zostały, rzec można pochłonął je zapał serdeczny.
Ojcowie Franciszkanie mają w ziemi świętej kustodya to jest prowincyą. Pod zarządem kustosza czyli prowincyała zostają wszystkie klasztory nie tylko w Palestynie, ale w Egipcie, i w Syryi będące.
Stan kustodyi jest następujący:
1) Klasztor przy grobie Pańskim.
| |||
2) Klasztor Zbawiciela (Sti Salvatoris) przy nim parafija i szkoła.
| |||
Jerozolima |
3) Klasztorek przy kaplicy biczowania, ustroń dla tych, którzyby w samotności żyć pragnęli.
| ||
Nazareth | (w Galilei) | Parafija i szkoły.
| |
Tiberijada | Parafija pomocnicza, filiją.
| ||
Świętego Jana w Akr (Saint Jean d’Acre) |
Parafija i szkoły.
| ||
Sidon |
Parafija. | ||
Bejrut |
Kaplica i dom gościnny.
| ||
Damaszek |
Parafija. | ||
Arissa |
Kolegijum. | ||
Tripoli (w Syrji) |
Dwa klasztory, w każdym parafija i szkoły.
| ||
Latakić |
Parafija i szkoły.
| ||
Alep |
Parafija i kolegijum, dwie filije w Katab, i w Judaidzie.
| ||
Nikosija (Nicosie) na wyspie Cypru |
Parafija i kolegijum.
| ||
Larnaka (Nicosie) |
Parafija i szkoły.
| ||
Limasol |
Parafija.
| ||
Konstantynopol |
Komisaryat.
| ||
Alexandrya (w Egipcie) |
Parafija i szkoły.
| ||
Rozetta |
Parafija.
| ||
Mansourah |
Parafija i szkoły.
| ||
Kafarijat |
Parafija i szkoły.
| ||
Wielki Kair |
Z filiją w Bulaku, parafija i szkoły.
| ||
Stary Kair |
Parafija i szkoły.
|
Fajoum |
Parafija.
| ||
Damietta |
Parafija i szkoły.
| ||
Jaffa |
Parafija i szkoły.
| ||
Ramlah |
Parafija i szkoły.
| ||
Święty Jan w Montanie (St. Jean in Montana) |
Parafija i szkoły.
| ||
Bethleem |
Parafija i szkoły.
|
Franciszkanie mieli w swojej prowincyi roku 1860 (gdyż z tego czasu czerpiemy tę wiadomość) klasztorów trzydzieści, z tych dwadzieścia pięć parafijalnych, 21 kaplic, 26 szkół, 45 szpitalów domów dla ubogich. Miejsc świętych pod swą opieką (Sanctuaria) 30; katolików 28,937. W szkołach mieli uczniów 1786, chłopców 1276, dziewcząt 510.
Zakonników kustodya osób liczyła 254, dodając nauczycieli, profesorów, oficyalistów, drogomanów, wszystkich było 354. Kościół katolicki w Turcyi prześladowanym odtąd nie był, i miał szczególną opiekę francuską, a gdy się stale wedle praw natury swojej rozwija, i wzrasta, możemy wnosić, że stan jego prowincyi franciszkańskiej dziś jest świetniejszy. Roku 1873 w misyi Syryjsko-Palestyńskiej nie licząc Arabii, liczba katolików wynosiła 60,000 ludzi, w przeciągu dziesięcioletnim podwoiła się. Przybyły klasztory następujące: W Arabii, w Suezie, w Izmaile, w Port-Said. W Suezie Franciszkanie mieszkają przysłani z Egiptu, a w trzech innych z Palestyny. W klasztorkach nowych Arabskich mieszka trzech do czterech kapłanów, i dwóch braciszków. Przy każdym klasztorze jest szpital, i szkółka tak przepełniona, że siły im nie wystarczają. Mają kaplicę w Peluzium-El-Kantarah, w Daphnie, i Timsach.
Zajmująca jest historya misyi Franciszkańskiej od jej początku po dziś dzień; w wielu dziełach francuskich jest opowiedzianą. Wspomnę o niektórych tylko faktach, dowodzących poświęcenia się z wylaniem krwi, i poniesieniem męczeństwa. Okrutna śmierć pomordowanych Franciszkanów w Damaszku jest opisaną w komisaryacie. Franciszkanie męczennicy na Wschodzie, i w dawnych jeszcze czasach na świadectwo prawdy Chrystusowej ofiarowali krew swoje. Kwitnący stan religii katolickiej na Wschodzie przypisywać należy krwawemu ich zasiewowi. Życie męczenników, złożone u stóp krzyża Pańskiego, jest fundamentem niespożytym, coraz wznioślejszym budowy, która wśród Islamu swe szczytne wiéże ku niebu wyniosła, i Kościół święty powszechny, rzymsko-katolicki ozdabia.
Roku 1244. Wszyscy zakonnicy Franciszkanie, którzy byli przy grobie Pańskim zamordowani przez Karysminów (Les Carismiens); o tém pisał wielki mistrz Templaryuszów.
List jego cytowany przez Mathieu w Paryżu.
Roku 1266. Jeremiasz de Leccio, i Jakob du Puy biczowani, męczeni, potém ścięci w Safed w wyższej Galilei, o tém pisze Mariusz Saunto: Liber secret. fidel. Crucis.
Roku 1288. Franciszek ze Spoletu, porąbany, i śćwiertowany w Damiecie, o tém mówi Arthur de Moustier, Martyrolog. Francisc. Dzieło poświęcone Richelieumu. Filip du Puy pałaszami rozrąbany w Asdijed kraju Filistyńskim St. Antonin, tit. 2. 3. 4. Vie de Saint Antoine.
Roku 1328. Franciszek de la Marche d’Ancône, umarł w więzieniu z powodu ciężkiego obchodzenia się, pisze o tém Wadding: Annales des Frères Mineurs.
Roku 1345. Brat Liévin, francuz ścięty w Kairze St.
Ant. op. p. 3.
Jan Martinez, de Montepulciano ścięty w Kairze z renegatem Genueńczykiem, którego nawrócił. Wadding, Roczniki braci mniejszych.
Roku 1358. Mikołaj de Montecorvino, François Napolitain et Pierre Romain, trzej Franciszkanie z klasztoru Syońskiego z Jerozolimy pojechali do Kairu i nawrócili Renegata szlachcica węgra, i wszyscy czterej byli ścięci za wiarę. Marc de Lisbonne. Chronique de Fr. Mineurs p. 11. liv. IX. chap. XVIII.
Roku 1364. Wilhelm de Castallamare Franciszkanin w pół przecięty potém spalony w Gazie. St. Antonin, page. III. tit. XXIV.
Roku 1369. Kiedy Piotr Luzytański (de Lusignan), król Cypru odniósł nad Mahometanami zwycięztwo, wtedy Sułtan rozkazał wszystkich Franciszkanów, gdzie ich tylko mógł znaleźć w Cesarstwie, uwięzić, i katować. W okrutnych mękach skończyło życie dwunastu zakonników klasztoru Syońskiego w Jeruzalem. Szesnastu Franciszkanów wrzucono do więzienia w Damaszku i zrąbano. Męczeństwo dwudziestu ośmiu zakonników opisane St. Antonin, lib. cit. et Bartholomeo. Pisano. Conformita di S. Franc.
Roku 1370. Jan Neapolitańczyk, dyakon, ogłaszał naukę chrześcijańską i opowiadał ją gubernatorowi z Gazy, który go kazał końmi rozszarpać. Barthol. Pisano, ubi supra.
Bartłomiej Martinezi de Montepulciano rozpiłowany w starym Kairze. Pisano ubi supra.
Roku 1373. Jan Eteo z Kastylii, niegdyś spowiednik Ferdynanda, brata króla Arragońskiego, z ojcem Franciszkanem Gonzalo uwięziony, który umarł w więzieniu z powodu najuciążliwszego z nim się obchodzenia. Po jego śmierci Jan Eteo przerażony zaparł się Chrystusa Pana, potém żałując swego upadku wyznał Chrystusową wiarę publicznie z najgorętszym zapałem. Biczowano go, na rany nalewano octu, zasypywano solą, nakoniec ukrzyżowano. Sześcioma ćwiekami, dwoma dłonie, dwoma nogi, a dwoma łokcie do krzyża były przybite, umarł wśród strasznych katuszy. Arturo, Pisano, Wadding.
Roku 1391. Mikołaj de Taulici, Donatien de Roussillon, en Aquitaine Piotr z Narbony, Stefan z Korsyki, pałaszami byli rozćwiertowani w Jeruzalem. Calahorra: Hist. cronol. della provincia di Siria et Terra Santa, lib. III, cap. XVIII.
Te szczegóły o męczeństwach Franciszkanów są razem ze źródłami, z których o tém jest wzięta wiadomość, zacytowane w Annales du Commissariat Général de la Terre Sainte à Paris, rue de Vaugirard. Nr. 150. 1861.
Wśród rzezi Damaszku roku 1860 Ojcowie Franciszkanie ponieśli téż śmierć męczeńską. W Damaszku było 19,000 chrześcijan, i domów chrześcijańskich 3,800 w osobnym kwartale. Byli spokojni, w dobrych z Mahometanami żyli stosunkach, szczęśliwi; nagle wymordowani zostali. Mord nastąpił niespodzianie. Chrześcijanie w głębi mahometańskich krajów są zwykle ubodzy, w Damaszku dobrze się im wiodło, szły pomyślnie interesa, byli nawet bogaci. Po rzezi, ze wszystkich domów chrześcijańskiego kwartału, jeden tylko ocalał. Z dachu tego domu wysłani r. 1861 z Paryża misyonarze przypatrywali się tej ruinie, i oglądali straszne zniszczenie, i zupełne zburzenie. Z chrześcijan miejscowych, lekarz Bijagini, cudownie ocalony, był naocznym świadkiem tych strasznych mordów. Ojciec Walenty de Vernazza, przełożony klasztoru Franciszkanów w Bejrucie, zaraz po rzezi jeździł do Damaszku, wśród kurzących się dymów, i nieobmytej jeszcze krwi, od naocznych świadków zebrał szczegóły o całej rzezi, i o męczeńskiej śmierci Franciszkanów z Damaszku.
Ojciec Rignon z tego, co słyszał od doktora Bijagini i od ojca przełożonego z Bejrutu, ułożył relacyą najprawdziwszą, która jest w rocznikach komisaryatu ziemi Świętej r. 1861 umieszczoną. Z klasztoru i kościoła O.O. Franciszkanów zostały tylko schody krwią zlane, wszystko w perzynę, w gruzy zamieniono. Kościół i klasztor Franciszkanów, jakim był przed rzezią opisał M. G. de Salverte w dziele swojém „La Syrie avant 1860“. W klasztorze było hospicium, szkoła, bogata biblioteka. W szkole było do 200 uczniów; uczono się razem i rzemiosł. Zakonnicy w klasztorze przyjmowali, gościli wszystkich chrześcijańskich pielgrzymów, i podróżnych, bez względu na stan i majątek. Bogaci i ubodzy przejeżdżając przez Damaszek, do klasztoru, jakby do własnego domu zajeżdżali. W klasztorze XX. Franciszkanie mieli kolegijum Arabskie. Przybywający misyonarze z Europy w klasztorze się zatrzymywali dla nauczenia się języków wschodnich. Franciszkanie, jako stróże miejsc świętych, w Damaszku utrzymywali kaplicę w domu Ananijasza. Prócz klasztoru Franciszkańskiego w Damaszku, Jezuici, potem misyonarze mieli misye, i były jeszcze siostry miłosierdzia. Mówi w opisie swoim Rignon: „Au milieu de ces débris, et près de la citerne, au fond de laquelle gisaient les ossements de nos frères égorgés, je ne pus résister à mon émotion, et tombant à genoux, j’élevai mon âme vers le Dieu de miséricorde, les yeux baignés de larmes, et le coeur serré de, douleur, en même que d’une vénération affectueuse, pour nos chers martyrs les huit Franciscains nos frères, qui desservaient la Mission de Damas, et qui ont tous été massacrés en confessant la foi du Christ. Wśród tych ruin, blisko stojąc krynicy, w którą wrzucone były kości zamordowanych braci, nie mogłem się powstrzymać od wzruszenia, padłem na kolana i wzniosłem duszę moją ku Bogu miłosierdzia i zalałem się łzami, mając serce boleścią ściśnione, przejęte uszanowaniem i rzewną czcią dla naszych braci, ośmiu Franciszkanów, którzy obsługiwali misye damasceńską, i zostali zamordowani, wyznając wiarę Chrystusową.“
Tuż obok klasztoru były dwa domy: jeden Kahala, drugi Dabani, w którym zostali zamordowani O. Engelbert i O. Nikanor. Ojca Nikanora sześć razy cięto siekierą, za każdem cięciem nalegali, aby się wyparł wiary Chrystusowej, za siódmem uderzeniem został na śmierć zarąbany. Ojca Nikanora ciało psy wywlekły do innego domu, przy którym zostało znalezione. Dwudziestego drugiego listopada 1861 r. wydobyto z głównej i większej cysterny resztki ubrania, kaptury, czaszki i kości OO. Franciszkanów. Należało zanurzać się do samej głębiny, ludzie nie chcieli, trzeba było ich przymuszać. Po długich pracach wydobyto je wraz z krucyfiksem, po obliczeniu czaszek, jeszcze brakowało. Szukano w drugiej cysternie mniejszej, koło wielkiego ołtarza będącej, znaleziono czaszki, kości, kaptury dwóch ojców. Doktor Bijagini poznał O. Carmela i O. przełożonego, który przy ołtarzu wielkim był zabitym. Znaleziono tu ciało O. Engelberta, który w prywatnym domu był zabity. Te zwłoki umieszczono w dwóch skrzyniach. W jednej księży, których nie poznano, w drugiej przełożonego, O. Karmela i Engelberta. Pogrzebano ze czcią, jaka się kapłanom-męczennikom należy, w kościele Franciszkańskim zrujnowanym. Rząd na uroczysty pogrzeb nie zezwolił, lękając się wzbudzić chrześcijańskiej manifestacyi.
Kaplicę na miejscu domu Ananyasza niedawno zbudowano. To miejsce w tych czasach Franciszkanie zdobyli. W roku 1860 fanatyzm Muzułmanów i rozbójniczy szał Druzów ją zburzył. Zamordowano zakrystyana, który był stróżem świętego miejsca. Wybiwszy drzwi, wszystko zniszczyli; ołtarz marmurowy, kosztowny i piękny rozbili w drobne kawałki.
Ksiądz Hen. Colledo zajął się restauracyą tej kaplicy.
O rzezi w Damaszku relacyą wysłano do Rzymu (à la sainte Congrégation de rites). Opis tej rzezi po hiszpańsku napisany, tłumaczył po włosku O. Aleksander Bassi, i francuski przekład w rocznikach komisaryatu Ziemi św. na rok 1861 umieszczono pod tytułem: Nowi męczennicy Franciszkanie z Damaszku w tych słowach: „Wiele mówiono w Europie o rzezi w Damaszku. Miłem będzie dla Hiszpanii, ojczyzny mojéj, otrzymać jeszcze jedną relacyę o nowej i najczystszéj chwale jej synów. Wśród nowych zwycięstw naszych, które okryły Hiszpanów chwałą na południu we walce z islamitami, siedmiu Hiszpanii synów otrzymało najchwalebniejszą palmę chrześcijańskiego męczeństwa.
Franciszkanie, obsługujący misyę w Damaszku, mieli w klasztorze kolegijum arabskie dla hiszpańskich misyonarzy, którzy się tam uczyli języka arabskiego. Wszyscy ci zakonnicy, wyjąwszy jednego, byli Hiszpanie, należeli do naszej drogiej, ukochanej ojczyzny, niektórzy z nich dopiéro ją dwa lata opuścili. Wszyscy wiedzą, że byli zamordowani, ale nie wiedzą, jaki był rodzaj ich śmierci.
Dawniej w Damaszku nie wielka była liczba chrześcijan katolików handlujących. Dla posługi religijnej wysyłali księża Franciszkanie czasowo kilku zakonników. Od XVII wieku stale osiedli, w XVIII wieku na początku mieli tam kolegijum dla misyonarzy hiszpańskich, a dla włoskich, na Libanie, blisko Antury w Arysie. Potém Francuzi wysyłali misyonarzy, mieli dla nich kolegijum w Saidzie.
Dla powzięcia dokładnej relacyi udałem się do Bejrutu, tam bardzo wielu było, którzy się ratowali ucieczką; z ust ich, jako naocznych świadków, zebrałem niektóre wiadomości. Młody Naaman Mosabechi był wtedy w Bejrucie, świadkiem był morderstw dokonanych w Damaszku, znajdował się w naszym klasztorze, cudownie od śmierci wybawiony, świadkiem był zamordowania własnego ojca obok O. Karmel. Zmieszały się krwie ze sobą obu tych męczenników. Rzeź się rozpoczęła dziewiątego lipca. Przedtem pisał przełożony, że się chmury zbierają i spodziewać się można katastrofy. List gwardyana Franciszkanów damasceńskich, pisany 2 czerwca, zachowuje u siebie tłumacz tej relacyi O. Aleksander Bassi; jest w tych słowach: Jesteśmy w najwyższem niebezpieczeństwie, zagrożeni przez baszę Damaszku i przez Druzów, którym basza wszelkich dostarcza środków do wymordowania chrześcijan, bez różnicy, Europejczyków i oryentalnych. W mieście zebrało się bardzo wiele chrześcijan, którzy się wyratowali od rzezi w górach. Przybyli tu chrześcijanie z Libanu różnych obrządków po rzezi, w której wielu tam ludzi, kobiét, dzieci, zginęło. Pierwszy dzień Ramazanu był oznaczonym na rzeź w Damaszku; wigiliją dnia tego wielu przybyło uzbrojonych Druzów do miasta. Konsulowie i znakomitsi z chrześcijan udali się do baszy z rękoma przepełnionemi złotem. Wyrobili edykt, zabezpieczający osoby chrześcijan. Gwardye, wojska po mieście rozstawionę, spełniają straż. Tym środkom win„niśmy dotąd nasze życie.
„Nieszczęście spodziewane, dziewiątego się wypełniło; zebrało się wielu ludzi przerażonych do kościoła, ojciec gwardyan rozpoczął nabożeństwo z wystawieniem Przenajświętszego Sakramentu, i rzewnie do zebranych przemówił, zalecając im ufność w Bogu i najgorętszą modlitwę, któraby ich uzbroiła w odwagę, konieczną do poniesienia śmierci. Potém w kilka chwil wpadli szaleni Mahometanie i zburzyli do szczętu kościół. Strata przenosi milijon franków, budowle były kosztowne, z dobrego materyału zrobione, wiele wewnętrznych było ozdób, naczyń złotych przysłanych z Hiszpanii, kiedy w złoto amerykańskie obfitowała. Był znaczny zbiór szacownych dzieł i rękopismów, szczególnie arabskich, przed kilką laty przedtém towarzystwo londyńskie ofiarowało 1000 funtów szterlingów za jeden egzemplarz biblii arabskiej w trzech tomach in folio. Ojciec Walenty Vernazza, przełożony z Bejrutu, nic nie mógł odszukać i wynaleźć, tylko jeden brewijarz, kilka kart z jednego dzieła, trzeci tom biblii arabskiej i dzwon kościelny znacznie uszkodzony. Wszystko spalono i zniszczono, kilka razy ogień wzniecano. Spalone rzeczy jeszcze palili. Przystąpmy do opisu śmierci OO. Franciszkanów, zaczynając od przełożownego ojca Emmanuela Ruysa. Miał lat 57, trzydzieści pięć lat był kapłanem, dwadzieścia dziewięć spędził na misyach.
Za zbliżeniem się Muzułmanów, spożył hostye dla zabezpienia ich od profanacyi. Dręczono go, zmuszając do przyjęcia mahometanizmu, na ten przymus odpowiadał publicznem wyznaniem religii Chrystusowej. Pozwolono mu wybrać miejsce, na którem zabić go miano. Zbliżył się do wielkiego ołtarza, położył głowę i rzekł: tu mię zabijcie. W chwilę potém głowa jego toczyła się po ołtarzu, a ciało broczyło się we krwi. Młody Naaman Mosabechi mówił, że po skończonej rzezi widział ciało O. przełożonego na stopniach ołtarza. Mr. Jakób, biskup syryjski z Damaszku mi mówił, że jeden Franciszkanin pałaszami rozsiekany przy wielkim ołtarzu, wielkim głosem przed śmiercią wołał, że jest chrześcijaninem i że umiera za wiarę. Ojciec Karmel Volta urodzony w Gandyi, dwa lata starszy od O. przełożonego, dwoma laty później wstąpił do zakonu, 29 lat był misyonarzem. Był proboszczem chrześcijan łacińskiego rytu w Damaszku i profesorem języka arabskiego dla misyonarzy hiszpańskich. Utkwiła mu w głowie kula, ale żył jeszcze, i wtedy go zmuszano do wyparcia się wiary, ale konający, uczynił jej śmiałe wyznanie. Wtedy Mahometanie z najwyższą wściekłością go rozsiekali. Wikaryusz jego, O. Engelbert Kolland, Tyrolczyk, który mu dopomagał w parafijalnych obowiązkach, i trzech Hiszpanów, jego uczniów w kolegijum, O. Mikołaj Albesca, Piotr Soler i Nikanor poszli za jego chwalebnym przykładem. Ojciec Engelbert Kolland, Tyrolczyk, urodzony r. 1827, został zakonnikiem r. 1847, przybył do Ziemi św. roku 1855, wobec niebezpieczeństwa schronił się do prywatnego domu z jednym Maronitą, który się uratował ucieczką. Ojca Engelbert schwytano, zmuszano ongo do przyjęcia religii mahometańskiej; on im po kilkakroć odrzekł: nie mogę, jestem chrześcijaninem i kapłanem, sługą bożym, uczyńcie ze mną, co się wam podoba, ale pamiętajcie, że za każdy włos brody mojej sześćdziesięciu Turków padnie. Wtedy szablą w głowę straszliwie go cięto. Maronita Metri to widział i świadczył, w tej chwili uciekł i końca jego już nie widział. Inni świadczyli, że mu ramiona poobcinano. Znaleziono ciało jego w połowie zepsute i zgniłe.
Ojciec Mikołaj Alberca, urodzony w Kordubie, wstąpił w Prijego do klasztoru Franciszkanów. Z wielkiej liczby klasztorów Franciszkańskich w Hiszpanii, z których wyszło tylu sławnych ludzi, jak np. kardynał Ximenes, został jeden w Prijego w Nowej Kastylii, gdzie jest kolegijum Franciszkańskie, przygotowujące misyonarzy do Ziemi Świętej i do Marokko. Zaledwie do zakonu Mikołaj wstąpił, udał się do Ziemi Świętej, do kolegijum hiszpańskiego w Damaszku; chciał się poświęcić nawracaniu niewiernych. Piękne jego nadzieje męczeńska śmierć zniszczyła. Oczny świadek Naaman Mesabechi zeznał, że go zapytali Muzułmanie: czy się wyrzekasz religii chrześcijańskiej i przyjmiesz mahometańską? Przeżegnał się, mówiąc: że wolę tysiąc śmierci. Zabity od kuli. Miał zaledwie lat 30. Współuczeń jego, Piotr Saler, dwoma laty tylko starszy, poniósł śmierć męczeńską, uklęknąwszy uczynił wyznanie wiary, zginął od kuli i szablami rozsiekany.
Jeszcze wielu było zamordowanych, ciał ich nie znaleziono; ojca Nikanora, który miał lat 46, trzydzieści przepędził w zakonie, dwa w Ziemi Świętej, zginął za kościołem, ciało jego było zasypane gruzami przyległego domu; ojciec Walenty, przełożony z Bejrutu, znalazł już tylko resztki jego ciała. Jan Jakob Fernandes dwa lata usługiwał misyi w Damaszku. Miał 52 lat, dwadzieścia dziewięć służył w zakonie. Ciało jego znalezione w gruzach klasztoru przez Franciszka Nadina i pogrzebane z innémi ofiarami. Był jeszcze zamordowany braciszek Franciszek Penazze d’Alpuente, miał lat 58, z których trzydzieści żył w zakonie, a siedmnaście w Ziemi świętėj. Zamordowany był na terasie. Nie słyszano co mówił, ale widziano, jak wzniósłszy ręce w górę, się modlił. Drągiem miał złamaną kość pacierzową, ale żył jeszcze i był z terasy strącony.
Kończąc tę relacye, uczuwam boleść z powodu tak wielkiėj straty, jaką poniosła misya nasza, połączoną z radością chwały, jaką pozyskali nasi kochani bracia swoją świętą śmiercią. Ta śmierć nie tylko zakonowi przynosi cześć, zasługę, ale całemu chrześcijaństwu. Gdy się zapytują w tym wieku: na co są te zakony? Z ruin zniszczonego Damaszku wznosi się głos od wszystkich słyszany, który odpowiada: Zakonnicy czynią to, czego nigdy nie zdołają wykonać ich prześladowcy i oskarżyciele. Ogłaszają Ewangeliją, wprowadzają religiją chrześcijańską, a z nią cywilizacyę, i gotowi są zawsze, jak tego dali we wszystkich wiekach dowody, oddać swe życie na świadectwo wiekuistej prawdy.“
Pielgrzymki do miejsc świętych od czasów apostolskich się rozpoczęły. Apostołowie po wniebowstąpieniu Zbawiciela rozpamiętywali wszystkie słowa, wszystkie chwile Jego życia.
Miejsca, w których się spełniły Boskie tajemnice i cuda, najwyżéj czcili, ciągle je nawiedzali i tam spełniali ofiary i wspólne modlitwy. Za przykładem apostołów poszli ich uczniowie. Chrześcijanie, od najdawniejszych czasów, do miejsc urodzenia, męki, nauczania i spełnionych cudów Chrystusa Pana pielgrzymowali, najszczególniéj je czcili i tam się modlili. W chrześcijaństwie, w Kościele, dochowała się tradycya, wiadomość dokładna i niemylna, gdzie się co spełniło i wykonało. Każde miejsce miało pewny dzień uroczysty, w którym szczególnie tam nabożeństwo się odbywało. W czasach prześladowania religii chrześcijańskiej, za cesarstwa pogańskiego, usiłowano zniszczyć te pamiątki. W miejscach najświętszych stawiano bóstwa pogańskie. Wprowadzono cześć religijną starych, mitycznych obrzędów. To wszystko nie obaliło chrześcijańskiego zwyczaju, nie zniszczyło tradycyi. Po przyjęciu przez cesarzów religii chrześciańskiéj, po uznaniu jéj religiją panującą, cesarzowa Helena postanowiła utworzyć i rozwinąć najwyższą, publiczną cześć miejsc świętych.
Miała wielką łatwość, środki cesarskie, wszelką posługe i bogactwa. Tradycya dochowała wszystkich szczegółów, wskazała i wyjaśniła.
Na tych miejscach, gdzie stały pogańskie bożyszcza, dokąd w tajemnicy i z przerażeniem chrześcijanie się zbližali, stanęły okazałe kościoły. Trzysta kościołów na świętych miejscach, okazałych, bogatych wzniesiono. Taż sama chwała Boża raz jeszcze w Ziemi Świętej, nawet solenniėj, zakwitła. Za czasów wojen krzyżowych, po zwycięstwie przez rycerzy chrześcijańskich odniesionem, gdy królestwo jerozolimskie i rozliczne zakony, po zwyciężeniu islamu, wprowadzono, na wszystkich miejscach świętych w całej Palestynie wzniosły się gotyckie kościoły z ofiar całego chrześcijaństwa. Królowie, rycerze, życie i co tylko mieli, oddawali z zapałem, byle wybawić Palestynę, byle w niej najświetniejszą i tryumfującą chwałę wznieść Bożą. Na saméj górze Oliwnej było kilkanaście kościołów. Przebrzmiała, niestety, chwała rycerzy-zwycięzców, a islam nanowo całą Azye ze wszystkiémi jéj miastami, Palestyną, zawładnął. Chrześcijanie zostali bez opieki, bez wszelkiego pośrednictwa, na łasce Mahometanów. Życie, wolność, własność, najgłówniéj wiara chrześcijańska, była w ręku islamitów, bez wszelkiego jakiegobądź hamulca. Cesarzową Helenę i królów jerozolimskich zastąpili w téj niewoli ojcowie Franciszkanie. Krzewili religiją chrześcijańską, bronili jej, opiekowali się wiarą i życiem chrześcijan, i byli strażnikami miejsc świętych. W małej liczbie zostały kościoły, a wiele bardzo znikło. Franciszkanie pielęgnowali tradycye, o każdém miejscu świętém wiedzieli, do każdego sami z wiernymi chrześcijanami pielgrzymowali. W dni pewne, w miejscach pustych, lecz świętych, odprawiali nabożeństwa, które świętych miejsc pamięć zachowały. Księża Franciszkanie spełniali misyę i obowiązki swoje wśród mahometanizmu, wiodąc życie pokutne i doskonałe, wzbudzili dla siebie cześć w islamitach, którzy, acz rozdrażnieni najsilniéj wojnami krzyżowémi, zachowali jednak uszanowanie dla religii chrześcijańskiéj. Mogli z łatwością najzupełniéj ją zniszczyć, przecie tego nie wykonali i dozwolili zakładać księżom Franciszkanom domy (hospitia), klasztory, szkoły, kolegija. Przez ciąg kilku wieków tylko dwa znieśli klasztory Franciszkańskie: jeden w górach Judei św. Hieronima, drugi na górze Syonu, przy Wieczerniku. Zburzenie kościołów w Damaszku, wykonane przez fanatyzm ludu, wynagrodzono znaczną indemnizacyą. Do czasu zbudowania nowego kościoła, oddano pałac jednego z panów mahometaúskich, który miał w ruchu tym udział. Widzimy z faktów, że fanatyzm mahometański mniej jest straszny od postępu i filozofii europejskiéj. Na Wschodzie np. trzy klasztory Franciszkańskie zniszczono, w Hiszpanii katolickie wszystkie, jeden tylko pozostał.
Pielgrzymki nigdy nie ustawały i wśród najwyższéj potęgi, siły i zwycięstw islamu. Po zniszczeniu królestwa jerozolimskiego, głównie niemi kierowali Franciszkanie.
Pielgrzymki się odbywały do Jerozolimy, do grobu Pańskiego, do Kalwaryi, do groty Krwawego potu, do ogrodu Gethsemani, do góry Oliwnėj, do Betanii do grobu Łazarza i do miejsca ścięcia św. Jakóba, do Emmaus, do Jericho, do góry Czterdziestodniowego postu, do Jordanu, do Betleem, do groty Mlécznej, do wioski Pastérzów, do św. Jana, do mieszkania Elżbiéty, do puszczy św. Jana. Do Nazaretu, do miejsca, skąd miał być Zbawiciel strąconym, do góry Tabor, do góry Błogosławieństwa, do Kany Galilejskiéj, do Tyberyady. Do Damaszku, do domu św. Ananijasza i do miejsca, gdzie św. Paweł upadł z konia i usłyszał Boskie słowa: „Pawle, Pawle, czemu mię prześladujesz?“ „Nous devons donc rendre grâces à ces pélerinages, qui nous ont conservé les sanctuaires les plus précieux de la Chrétienté, noble et pieuse coutume, qui a sauvé de l’indifférence et de l’oubli les lieux consacrés par la présence de Notre Sauveur, témoins de sa naissance, de ses miracles, de sa vie et de sa mort.“ Tak się wyraził jeden z pisarzy francuskich.
W Syryi, zbliżając się ku Antyochii, tylko ślady zaledwie kwitnącego chrześcijaństwa widzimy. Starożytna Antyochija, Dafnes turecka, a dziś Antakek, była znakomitém miastem, trzeciém w rzymskiém cesarstwie, sławna urodzeniem św. Jana Chryzostoma. Tu pewien czas przebywał św. Piotr, w niéj założono patryarchalną stolicę, i 300 miała kościołów. Teraz zostały tylko ruiny. Za odszczepieniem się wschodniego chrześcijaństwa, nastąpił jego duchowy, moralny upadek, a tryumf islamu. Kościół katolicki, chrześcijaństwo niemal zgasłe nanowo wprowadza i rozwija. W Alepie jest kolegijum księży Franciszkanów. Mają 50 uczniów konwiktorów i wielu eksternów. Prospekta i egzamina publiczne, ogłaszane w gazetach, dają wyobrażenie o kolegijum, o edukacyi publicznéj w Alepie, które księżom Franciszkanom zaszczyt przynoszą. Ludzie możniejsi z Alepu oddają tam synów, i wielu Greków z Antyochii i z okolic. Uczą języków francuskiego, włoskiego, w którym uczniowie tak są biegli, że podziwiają cudzoziemców; arabskiego, tureckiego, geografii, historyi, matematyki, i dają gruntowną instrukcyę katolicką. Stan kwitnący religii katolickiéj, jéj codzienny wzrost i rozwój cywilizacyi w Alepie, daje wielką nadzieję, pociesza po tak silnym upadku. O dawnym i już przeszłym tryumfie religii chrześciańskiéj wschodniego obrządku świadczą ruiny wspaniałe klasztoru, budowanego z wielkich brył kamieni, lamanych z gór i kładzionych bez wapna. Arabi zowią Deir-el-banat, a Turcy klasztorem Panieńskim.
Miasto Dana z ulicami, sklepami pustémi i z ruinami klasztoru, jest obok kolumny św. Szymona Stylity, którą pielgrzymi zwiedzają jako sanctuaryum, Turcy kolumną nieśmiertelną mianują. Tu była wspaniała bazylika, klasztor pod tytułem św. Szymona. Dziś, prócz ruin dotąd jeszcze wspaniałych i znaczących, nic nié ma. U stóp góry, na któréj te majestatyczne widzimy ruiny, jest drugie miasto puste, z ruinami domów i dwudziestu kościołów.
Ojcowie Franciszkanie, wydoskonaleni w języku arabskim, mają drukarnię, w któréj wiele dzieł użytecznych, przełożonych po arabsku wydali, i arabskich po francusku. Wiele dzieł znakomitych religijnych, historycznych, europejskich, w przekładzie do druku przez księży Franciszkanów przygotowanych, dla kosztów nakładu w rękopismach się znajdowały w bibliotece w Damaszku; w czasie rzezi spłonęły. Księża Franciszkanie obeznali Europę z literaturą arabską. Gramatyka O. Agapita jest używaną w kolegijum rzyniskiém de Propaganda Fide. Jest druga gramatyka arabska O. Antoniego Aquili, dykcyonarz i gramatyka hiszpańsko-arabska Ojca Lognes, Al Djou-rou mija, wyłożona dosłownie przez O. Tomasza Obecina z Nowarry. Napisane w końcu XVI, na początku XVII wieku dzieło Fabrica Magna O. Dominika Istesio, i wiele dzieł innych arabskich przełożyli Franciszkanie, znakomici oryentaliści. Ich przekłady dzieł i wykłady publiczne, wedle zdania znawców, są wyborne. Pokonali trudności języka arabskiego, który ma dwanaście milijonów i kilka tysięcy wyrazów. Po arabsku wydane zostały r. 1860: Teologija moralna św. Alfonsa Liguorego, i w Jerozolimie przez O. Eriberta topografa jerozolimskiego, Ewangelije i Listy na wszystkie niedziele, święta całego roku i na cały post wielki. O piękności wydania mówią roczniki komisaryatu: „qu’elle semble toucher la perfection“. Przełożono na język arabski dzieło: „Le mépris du monde“ sławnego Ojca Dijego Stella, Hiszpana, napisane w cztérech częściach.
W r. 1700 wytłumaczył dwie części O. Rafael Ventagol, misyonarz w Damaszku, późniejszy prokurator generalny, w nieobecności zastępujący kustosza, które były wydane w drukarni, założonéj i kierowanéj przez uczonego Greka z Alepu Melchieta Abdallah Laher. Dwie ostatnie części przez innego przetłumaczone zakonnika, w rękopiśmie w Damaszku w bibliotece klasztornéj zostawały. Przed samą rzezią, O. kustosz, zwiedzając klasztor, cały rękopism tego dzieła w cztérech częsciach wziął ze sobą do Jeruzalem. Od zniszczenia ocalony, w Jeruzalem go wydano. Pierwsze dwie części po 1700 roku wydane, są wytłumaczone najdoskonalėj po arabsku (avaient telle saveur d’excellent arabe). Uczeni Muzułmanie mówili, że dzieła tego do końca czytać nie mogli; tak unosiło, porywało wybornym duchem, wyższém światłem i prześliczném wysłowieniem, że mogliby się nawrócić i zostać chrześcijanami. W archiwum klasztorném St. Salvatoris w Jeruzalem interesujące są szczegóły prac księży Franciszkanów, starań, poniesionych kosztów w restauracyi kościołów Ziemi świętéj. Złota miłość Chrystusowa ubogich zakonników w obcéj ziemi wzbogaciła, dała środki wzniesienia kościołów, kolegijów, szkół i licznych zakładów miłosiernych. Zasiéwali, uprawiali słowo Boże w duszach ludzkich miłością i byli mocni do zniesienia najcięższych prac, najwyższych poświęceń. Ksiądz arcybiskup Ancyry Spaccapietra, wizytator apostolski patryarchatu Jerozolimskiego, od Ojca Świętego i innych osób w Europie zebrał składkę dla poprawienia Kościoła św. Piotra w Tyberyadzie, w tém samém miejscu, gdzie Piotr św. był przez Chrystusa Pana powołany. Dla zbudowania domu dla pielgrzymów w Tyberyadzie i na wzniesienie kopuły w kościele grobu Pańskiego, który, jak wiémy, w roku 1863 był bez dachu, Ojciec św. i wizytator apostolski silnie wsparli misyą księży Franciszkanów w Palestynie. O zasługach tej misyi i pracach apostolskich, dowodzą ciągłe nawracania niewiernych odszczepieńców i heretyków, i katolików bez wiary żyjących w bezbożności.
Na Wschodzie nieustannie, najszczęśliwiéj się rozwija religija katolicka. Zjednoczyli się z Kościołem w wielkiej liczbie chrześcijanie wschodnich rytów, szyzmatycy greccy, Ormianie, Jakobici, Nestoryanie, wpływem księży Jezuitów, Misyonarzy, którzy młodzież na Wschodzie kształcą, w kolegijach swoich. Osobna tabliczka, wydrukowana w rocznikach komisaryatu, wskazuje pracę jednéj tylko misyi Franciszkańskiej w ciągu lat dziesięciu. Z tego wnieść możemy, co się stało na całym Wschodzie, wpływem wszystkich zgromadzeń tam istniejących i wszystkich misyj.
Roku | 1850 | było | 73 | odprzysiężeń | się, | 14 | zjednoczeń |
„ | 1851 | „ | 45 | „ | „ | 10 | „ |
„ | 1852 | „ | 24 | „ | „ | 33 | „ |
„ | 1853 | „ | 46 | „ | „ | 7 | „ |
„ | 1854 | „ | 65 | „ | „ | 7 | „ |
„ | 1855 | „ | 57 | „ | „ | 21 | „ |
„ | 1856 | „ | 98 | „ | „ | 5 | „ |
„ | 1857 | „ | 33 | „ | „ | 29 | „ |
„ | 1858 | „ | 50 | „ | „ | 24 | „ |
491 | 150. |
Sześciu Ormian, heretyków z miasta Jeruzalem.
Pięciu Greków, heretyków ze wsi Sajeb.
Siedmiu Ormian, heretyków z Albechir.
Trzech protestantów, jeden z Jeruzalem, drugi z Nazaretu, trzeci z Libanu.
Trzech lutrów z Europy, jeden z Lipska, drugi z Pomeranii, trzeci z Polski.
Dwóch żydów z Austryi było nawróconych i ochrzczonych.
Jedna poganka także z Etyopii także ochrzczona.
Ogólnie osób dwadzieścia siedm w jednym roku.
W roku 1861 publicznie w Jerozolimie w kościele Grobu Pańskiego przyjęło religiją katolicką:
Józef Abdala z Gazy i Feliks z Abisynii Gloriosa Liberta, wygnańcy z Alepu.
Pielgrzymów, których gościli, przyjmowali Ojcowie Franciszkanie w różnych klasztorach ziemi Świętej, było w ciągu lat dziewięciu 55,763.
W | roku | 1850 | . | . | 3,611 | pielgrzymów |
„ | 1851 | . | . | 3,797 | „ | |
„ | 1852 | . | . | 5,696 | „ | |
„ | 1853 | . | . | 5,574 | „ | |
„ | 1854 | . | . | 4,620 | „ | |
„ | 1855 | . | . | 6,874 | „ | |
„ | 1856 | . | . | 5,470 | „ | |
„ | 1857 | . | . | 7,196 | „ | |
„ | 1858 | . | . | 5,809 | „ | |
„ | 1859 | . | . | 7,116 | „ | |
55,763. |
W dziewiętnastym wieku mamy dzieł o ziemi świętej, 60, z których znakomitsze są i znajomsze:
Chateaubriand: Itinéraire à Jerusalem, r. 1806.
Michaud: Histoire des Croisades, „ 1813.
Veuillot Eugène: L’Englise, la France et le Schisme en Orient. Paris, 1835.
Le Clerq: Voyage en Orient, Recueil photographique, éscécuté dans les années: 1859, 1860, 6. vol.
Le R. P. Joseph Arese: Les lieux saints et les missions, que les Pères de la Terre Sainte entretiennent en Palestine et ailleurs. Bayonne, 1850.
Bassi Alexandre, Théologien du Vicariat Apostolique: Pellegrinaggio storico e discrittivo di Terra Sancta, w dwóch tomach, w Turynie, dzieło bardzo znakomite.
De Salverte: La Syrie avant l’année, 1860.
Robinson: Recherches bibliques en Palestine, Boston, 1841. W tymże samym roku w Halles dzieło jego po niemiecku wydane. Protestant, nie zgadza się z tradycyą, ale badania jego są ciekawe.
Enjelvin, Franciszkanin szacowne i ważne napisał dzieło: La soleil de la Terre Sainte, Paryż, 1861 Z upragnieniem wyglądano dalszych tomów tego dzieła.
W XVIII. wieku było dzieł trzydzieści sześć, z których znajomsze są:
Volney (Comte Constantin), Voyage en Syrie pendant les années 1783, 84, 85, Paris, 1787, 2 volumes.
Dwa dzieła angielskie Thompsona wydane w Dublinie 1744 r. w czterech tomach i w Londynie 1748 w 3ch. Dwie edycye wyszły w Londynie r. 1743 i 1770, dzieła Pokoka Richard Pococks, z rycinami.
Morisson: Rélation historique d’un voyage au Sinai et à Jerusalem, Toul, 1704.
Z dzieł księży Franciszkanów jest szacowane:
Księdza Franciszka Dijaz, prokuratora generalnego zmarłego w Rzymie, dzieło Lucerna Hierosolymitana, bardzo szacowne.
W XVII. wieku było dzieł w różnych europejskich językach wydanych 67, z których znajomsze i znakomitsze:
Deshayes Louis, był wysłany od Ludwika XIII. do ziemi świętej, i napisał Voyage du Levant, w roku 1621; dzieło wydane w kilku edycyach, trzecia w roku 1645.
Znakomite dzieło i szacowane jest Surjus Bernardin, Belge: Le pieux pélerin. Bruxelles, 1666 roku, miało kilka edycyj.
Nau, Jezuita wydał dzieło o ziemi świętéj w Paryżu, które miało dwie edycye.
Pacifique de Provins Franciszkanin, Misyonarz do Persyi, Egiptu, przyjaciel króla perskiego i Ludwika XIII., z rozkazu jego (par ordre du Roi très chrétien) i kongregracyi de Propaganda Fide, napisał dzieło: Rélation historique de son pélérinage ou de sa mission en Terre Sainte, en Egypte et en Perse. W Paryżu r. 1648.
Sveci (P. Laurent de St. Paul), Szwed, protestant, poseł królowéj szwedzkiéj Krystyny do Portugalii, nawrócił się, został Fraciszkanem, udał się do ziemi świętéj, był sekretarzem kustosza, pracował dla nawrócenia ojczyzny swojéj, której poświęcił dzieło: Pellegrinatio sancta. Romae, 1658.
Piotr de la Valle zwany pielgrzymem, uczony oryenalista urodzony w Rzymie, wyjechał roku 1614, zwiedziłZiemię świętą, Turcyą, Persyą, Indyą, Egipt, lat dwanaście zabawił w téj wędrówce. Podróż swoję opisał w formie listów do przyjaciela swego Marjo-Schipano. Rzym r. 1630.
Ojciec Eugenijusz Roger, zakonnik Reformat, Francuz, pięć lat mieszkał w Palestynie, napisał interesujące dzieło: La Description topographiqe très particulière des saints lieux, et de la Terre de Promision. Paryż r. 1646, potém r. 1664, kilka było edycyj.
Franciszek Quaresmus, Lombardczyk urodzony w Lodyi r. 1576, lektor teologii, gwardyan Jerozolimski, komisarz Ziemi świętej, definitor prowincyi Medyolańskiej, prokurator generalny Braci-mniejszych, wydał dzieła następujące: Historica, theologica et muralis Terrae sanctae eludidatio. Antverpiae, 1639, 2 vol. in volio.
De quinque sacratessimi Christi vulneribus, 5 volumes.
W Wenecyi, 1647.
Apparatum pro reductione Chaldaeorum ad Catholicam Fidem.
Jerozolimae afflictae et humiliatae deprecatio ad Philipum VI. Regem Catholicune, ut libertatem ex Turcarum tyrannidae assectur. Medyolan, 1631.
Widzimy, jaka różnica tych dwóch wieków XVII. i XVIII.
W XVIII. było tylko dzieł 38, w XVII. 67, z których wiele miało kilka edycyj i pisane z daleko większém namaszczeniem.
W XVI. wieku było dzieł 43.
Do nich się liczy Pielgrzymka księcia Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła po łacinie przełożona przez Fretero, pod tytułem: Peregrinatio Jerozolimitana, w Antwerpii r. 1614.
Gieorgewitz, Wegier.przebywał lat dwanaście w Turcyi, wydał swą podróż do Jerozolimy r. 1600, w Liège in 4to.
Ojciec Anzelm z Krakowa, Franciszkanin Missyonarz, P. Anzelmus de Cracovia: Descriptio Terrae Sanctae ejusque itinerarum. Cracovia, 1514.
Dzieło to nieznane, i nie wspominane w naszéj bibliografii. Znamy Pielgrzymkę wydaną w tymże czasie przez Ojca Gabryela, téż Bernardyna, który w Jeruzalem mieszkał u Franciszkanów.
Korobanikoff Tryten, rosyanin napisał w tym wieku Pielgrzymkę do Jerozolimy, którą wydrukowano w Petersburgu roku 1783
Antoine des Anges, gwardyan klasztoru Jerozolimskiego wydał w Rzymie roku 1578 dzieło: Topographie de la ville Jérusalem.
W wieku XV było o Ziemi Świętej dzieł piętnaście, z których znakomitsze są:
Fabrego Feliksa Dominicana. Dzieło jego wydane po niemiecku bez wskazanego miejsca druku, powtórnie po łacinie wydrukowano r. 1843 w Stuttgardzie pod tytułem: Evagatorium in Terrae Sanctae Arabia et Aegypti peregrinationen. Edit. Conrad Hasler, 3 vol. in 80.
Breydenback, Bernard towarzysz Dominikana Fabrego wydrukował w Moguncyi in folio r. 1486 Itinerarium Hierosolomitanum et in Terram Sanctam.
Z tego wieku są znakomite i szacowne manuskrypta, które nie były wydane:
Alexandre Arjoste z Emilii, włoch, komisarz apostolski, od Ojca św. Sykstusa IV do Antyochii, zostawił manuskrypt o stanie Kościoła Antyochejskiego, list przezeń do Sykstusa IV pisany, i listy patryarchy antyochejskiego do Sykstusa IV, który po łacinie przetłumaczył z arabskiego. Znajduje się w Bolonii w klasztorze O.O. Franciszkanów Obserwantów (Frères Mineurs). Jego Pielgrzymka do góry Synai, do kościoła i klasztoru św. Katarzyny w manuskrypcie jest w bibliotece św. Dominika w Ferrarze. Wydrukował dedykując księciu Ferrary: Topographie de la Terre Sainte, dédiée au Duc de Ferrare, 1476.
W wieku XIV dzieł było 23, z których znakomitsze:
Blaz de Buiza hiszpan, wydał w Salamance: Descriptino des lieux saints, wyszło tego pisma dwie edycye r. 1342 i 1625.
Filip z Savony Brusseri Franciszkanin z rozkazu papiéży pielgrzymował kilka razy do Ziemi świętej, i napisał: Le Sépulcre de Terre Sainte.
Z tego wieku Noe, Franciszkanin z Wenecyi pielgrzymował do Jerozolimy, i do góry Synai. Dzieło jego: Voyage au st. Sépulchre et au mont Sinai, wyszło po raz pierwszy w Wenecyi r. 1498.
Manuskrypt z tego wieku: niewydany braciszka Mikołaja de Poggibonzi jest w bibliotece klasztoru Jerozolimskiego św. Salvatoris, Voyage de Terre Sainte 1343.
Jean Positi, Karmelita, Pélérinage et description exacte de Jérusalem et des lieux saint, 1363, wydał.
Pipiro Franciszek, Dominikan, podróżował w roku 1320. Jego relacya po łacinie znajduje się w dziewiątym tomie dzieła: Rerum Italicarum Scriptores, de Muratori.
W wieku XIII wyszło o Ziemi św. dzieł siedm.
Roger Bacon wydał: De la Palestine et des lieux saints r. 1240.
Riccoldo Dominikanin podróżował r. 1294. Rękopism jego oryginalny po łacinie zaginął. W bibliotece paryskiéj w manuskrypcie się znajduje tłumaczenie francuskie przez księdza Jana Lelong r. 1351. We Florencyi, Firenze, 1793, po raz piérwszy wyszło tłumaczenie tego rękopismu po włosku, i wydawca utrzymuje, że sam Riccoldo napisał po włosku, i jest piérwszém włoskiem pismem o Ziemi świętéj.
Brocardo. Francuzi go nazywają Brochart le Teutonique, Dominikanin, wydał dzieło, które miało kilka edycyj: Locorum Terrae Sanctae exactissima descriptio. Ostatnia edycya wydana była z notami Bonfrerio i Leclere.
W dwunastym wieku było dzieł sześć.
W tym wieku pisało o Ziemi Świętej dwóch hebrajczyków. Benjamino di Tudola przekład jego dzieła z hebrajskiego jest w Ugolinim.
Petachja z Ratysbony, peregrinator hebrajczyk. Dzieło jego miało kilka tłumaczeń, najlepsze angielskie, które w r.
1840 i r. 1841 wyszło.
W dziele: Gesta Dei per Francos, są opisy Ziemi świętéj przez Wilhelma z Tyru, kroniki wojen krzyżowych.
W Pamiętnikach świéżo wydanych w Paryżu towarzystwa geograficznego w czwartym tomie jest umieszczoną relacya z podróży do Ziemi św. odbytéj w r. 1102, i r. 1103 przez Saevulfa, pod tytułem: Relatio de peregrinatione ad Hierosolymam et Terram Sanctam.
Jana z Wirzburga pielgrzyma z r. 1130 podróż po łacinie, jest umieszczona w tomie piérwszym pag. 483 (dans le Trésor anecdotique).
Rękopism Phocasa Autora greckiego znaleziony na wyspie Scijo, przełożony po łacinie, i wydany przez Allaci.
W XI, X, IX i VIII wiekach, w ciągu tych 400 lat, mamy tylko trzy dzieła.
Z XI wieku Eugisippo Greka. Opisanie jego podróży do Jeruzalem przełożone po łacinie, znajduje się w dziełach Allacyusza.
W X wieku żadnego dzieła nie znamy.
W IX wieku Bernardo mnich francuski o świętych miejscach pisał. Wiadomość o nich jest w dziełach księży Benedyktynów.
Piérwszych wieków, źródłem nauki dziejowej, szacownym skarbem są badania, prace O.O. Benedyktynów jako to: Acta SS. Ord. św. Benedicti. W ich dziele: Thesaurus monumentalis de Canisio jest podróż z VIII wieku Guillebaldo (Willebaldus) in Act. SS. ord. S. Benedicti saeculo III part 2, w wydaniu paryskiem, 1672 in folio, umieszczone są z VII wieku: Adamnani Abbatis Hiensis Libri tres de locis sanctis, ex relatione Arculfi, episc. galli; z tegoż samego wieku jest dzieło:
Adamnani, Scoto-hiberni abbatis, de situ sanctorum et quorumdam aliorum locorum, libri editi a Jacobo Gretsero. Ingolstadii, 1619 in 4to.
W dziele: Thesaurus antiquit. sacrar. Ugoliniego, znajduje się podróż na Wschód św. Antonino di Piacenza z wieku VI.
Z V wieku jest Panegiryk św. Hieronima: Pochwała św. Pauli, tam są opisane święte miejsca w Palestynie.
Itinerarium a Jerusalem w r. 333 napisane, wydaném zostało w Amsterdamie roku 1735.
O Ziemi świętéj było dzieł:
W | wieku | XIX 64 | ||
„ | XVIII 66 | |||
„ | XVII 43 | |||
„ | XVI 15 | |||
„ | XIV 23 | |||
„ | XIII 7 | |||
„ | XII 6 | |||
W | wiekach | XI, X, IX, VIII, VII, VI, V i IV 8 | ||
Ogólnie dzieł 268 |
Tu nie są, zaliczone dwie polskie Pielgrzymki księdza Drohojewskiego, i księdza Hołowińskiego. Co do rosyjskich ksiąg opisujących Ziemię świętą, wiele ich jest z obecnego wieku, dawniejszych bardzo niewiele. Z dwunastego wieku: поломникъ или хожденҍ Данила рускаго Пиртена. Opis Ziemi świętéj najdawniejszy rosyjski: Поломники albo Палмонощы nazywali się pielgrzymi, od palmowej gałązki, którą nieśli. Z gałązką wracali z pielgrzymki, na znak, jakoby za Chrystusa walczyli. Na Zachodzie pielgrzym nazywał się Palmaryus, albo Palmatus. (obacz Adelunga: Glossarium manuale). Roku 1649 jeździł do Ziemi Świętej Arseni Suchorow Jeremonach, jego opis pod tytułem Pokłonnik, nie drukowany znajduje się rękopism w bibliotece moskiewskiéj. Puteszestwije u Jerusalim metefija Sarowskecho Jero Monacha moskowskoho wydane r. 1798. Pieszochodica Wasilija Grygorowicza Barskoho Urojenca Kierckozo Monacha Antijochijskoho, Puteszestwije Kswiatym Mastan w Europie, Azyi i Afrykie nachodiaszczymsia, predpryniatoje w 1723 a okończonnoje w 1747, i im samym napisannoje.
Dodajmy niektóre jeszcze szczegóły.
Towarzystwo zwane L’oeuvre des écoles d’Orient z Europy przysyła pomoc dla utrzymania i rozwijania szkół na Wschodzie. Funduszem tego towarzystwa wychowuje się młodzieńców 15 w kolegijum księży Franciszkanów w Alepie.
W Jerozolimie niedawno r. 1861 otworzono szkołę, w któréj młodzież znaczne czyni postępy. W piérwszym roku po założeniu szkoły uczniowie egzaminowani publicznie okazywali wielkie postępy w językach francuskim, włoskim i w arabskim. W dziele arabskim, ormijan, greków, koftów, było 100. W dziele, francuskim 25, włoskim 30, ogólnie 155 uczniów. W nagrodę celującym uczniom dawano książki przysyłane par l’oeuvre des Écoles chrétiennes. Siostry św. Józefa zajmują się wychowaniem panienek. W r. 1861 było dwieście w ich zakładzie. W drukarni Jerozolimskiéj księży Franciszkanów r. 1861 wydano po arabsku:
Psałterz Dawida.
Tom 3 i 4 Próżności tego świata (vanitas mundi).
Krótki rys nauki chrześcijańskiej.
Elementarz dla szkół.
Kalendarz kościelny na rok 1862.
Po łacinie: Supplementum Terrae Sanctae ad Missale.
Statuta Bractwa serca Maryi po arabsku i po włosku.
Lunaire, kalendarz księżycowy stosujący się do tureckiéj Hegiry i po włosku Pisma konsulów razem zebrane.
Ojciec Józef Vecchi, profesor uniwersytetu Bolońskiego doktor medycyny r. 1858 został Franciszkanem, mieszkał w Jeruzalem, i zajmował się leczeniem chorych, otrzymawszy na to dyspense. Praktyki jego były szczęśliwe, i pomyślne. Założył w klasztorze st. Salvatoris gabinet anatomiczny, i szacowną kolekcyą instrumentów anatomicznych.
Widzimy ile się to dobrych, i zbawiennych rzeczy wykonało w Ziemi świętej, i na całym Wschodzie. Oprócz księży Franciszkanów, inne zakony pracują z gorliwością apostolską. Jezuici, jak słyszałem, to jeden z nich tyle czyni, ile dwudziestu Franciszkanów. Kiedy Franciszkańskie wzbudzają podziw i uszanowanie, ile znaczą Jezuickie misye, i wszystkich missyonarzy, razem wzięte, we wszystkich wiekach, i latach. Wiadomości, które podaję, są zebrane w czasie, kiedy odbywałem pielgrzymkę. Wiadomości o Ziemi świętej, i roczniki komisaryatu pilnie notowałem, i czytałem. Odtąd upłynęło więcej jak lat 10. Kościół nie cofa się, lecz postępuje, rozwija się, wyrasta, i wznosi. Rychło już jako olbrzymie i rozrosłe drzewo na Wschodzie, obejmie pod cienie swych rozwinionych gałęzi ludzkość całą. Mahometanizm skalisty, niezdobyty, dziś ustąpił, przestał nad światem panować, każdego roku islamici do Kościoła św. katolickiego wstępują.
Franciszkańska misya rozwinęła się w Egipcie. Mają znakomitszy i liczny klasztor w Aleksandryi. Nową założyli szkołę w Damijecie, przy grocie w starym Kairze, gdzie się chroniła Przenajświętsza rodzina, dom zakonny.
W starym Kairze, w grocie, mieszkaniu Przenajświętszej rodziny w czasie ucieczki do Egiptu, jest Sanctuarium, i księża Franciszkanie odprawiają msze święte, i mają parafiją. Kofci roszczą do tego św. miejsca swe prawa, i przystępu wzbraniali, po powrocie Franciszkanów r. 1860 do Sanctuarium spór o to się toczy. Ojciec Bassi, teolog apostolskiego wikaryatu tę kwestyą w oddzielném piśmie traktował. „Il Sanctuarjo della Sacra Familija in Cairo Vecchie Ricerche storicho del P. Alessandro Bassi.“ Torino 1862. Autentyczne dowody, i świadectwa zebrał, przedstawił do konsulatu francuskiego szukając jego przeciw Koftom opieki.
W dziełach dawnych peregrynantów, którzy byli w Egipcie, czytamy, że Franciszkanów spotykali w grocie w świętém miejscu, odprawiali msze święte, celebrowali, i sakramenta sprawowali. Roku 1303 pięciu Franciszkanów było w Kairze wyłącznie w misyi dyplomatycznéj, mieszkali u Francuza szlachcica, który odznaczywszy się na wojnach, oswobodził się sam z niewoli, zajmywał wyższy stopień wojskowy turecki. Po spełnieniu misyi jeszcze 22 dni mieszkali w Kairze, dla spełnienia posług duchownych, i przyniesienia pociechy katolikom, w niewoli będącym. Przez cały czas pobytu odprawiali nabożeństwo w Grocie świętej. Pisze o tem Waddiny w rocznikach Braci mniejszych, za pontyfikatu Ojców św. Bonifacego VIII, Benedykta X, i Klemensa V, i w swój podróży Oderik z Udiny. Gabriel Bremond, lekarz francuski z Marsylii wiele lat przebywał w Egipcie, i podróż swoje wydał roku 1679, mówi, że widział w Kairze Franciszkanów, którzy byli kapelanami poselstwa, odprawiających nabożeństwo w św. Grocie.
Około roku 1700 rządził misyą, czyli kustoszem był Ziemi Świętej ksiądz Gaetan Piedesta de Palermo. Wróciwszy do ojczyzny wydał „Evangelica Historia” w r. 1726. W dziele tém mówi, że dom, w którym mieszkała N. M. Panna z Panem Jezusem Chrystusem, jest w wielkiej czci w Kairze, i w nim Sanctuarium quotidie celebrant solum nostri Religiosi Terrae Sanctae, qui habitant in hospitio ibi vicino. Z rozkazu Ludwika XIV Paul Lucas jeździł na Wschód dla wzbogacenia muzeum historyi naturalnéj, i numizmatycznego; wydał trzy podróże. Ostatnią odbył roku 1714, którą 1719 wydał w Rouen. „Troisième voyage fait en 1714.“ Mówi o Grocie w Kairze, że jest pod wielkim ołtawchodzi się do niej dwoma stopniami. „Cette petite chapelle est desservie par les Pères de Terre Sainte, qui y disent la messé tous les jours et y entretiennent deux lampes allumées. Ils demeurent au nombre de trois, ou quatre dans une assez jolie maison, qui est auprès.“
Księża Franciszkanie, którzy czasowo do Egiptu przyjeżdzali, lub spełniali obowiązki kapelanów, konsulów weneckich, francuskich, przy świętej Grocie założyli stałą rezydencyą a parafiją, dopiero r. 1680, i tam zostawali do roku 1824, nawet 1830. Z powodu dżumy, gdy wszyscy wymarli, przez lat 30 Franciszkanów i parafii katolickiej, w Kairze przy świętej grocie nie było. W czasie ich niebytności, Maronici starali się Grotę zająć, ale do tego nie przyszło. W roku 1860 wrócili księża Franciszkanie, zaczęli odprawiać w Grocie msze święte, i starym zwyczajem spełniać obowiązki parafijalne. Po dwóch miesiącach patryarcha Koftów Grotę od Franciszkanów odebrał. Księża Franciszkanie udali się do konsula francuskiego, który prawa ich przedstawiał vice-królowi, ale dla niebytności vice króla, jego pielgrzymki do Mekki, przez dziesięć miesięcy nie miał żadnej odpowiedzi. Konsul francuski wyrobił jednak w rządzie Egipskim rozkaz do Koftów, oddania świętego miejsca Franciszkanom, ale Kofci rozkazu nie wypełnili. W roku 1862 dopiéro za usilném staraniem francuskiego konsulatu, księża Franciszkanie prawa swoje odzyskali. W Grocie N. M. Panny w starym Kairze, z niewymownej łaski Bożej odprawiają się dziś msze święte, i udzielają się wiernym słowo Boże, i Najświętsze Sakramenta.
W rocznikach komisaryatu jest spis znakomitszych osób pielgrzymów, szczególnie francuskich do Ziemi Świętej, jeszcze i przed wojnami krzyżowémi. Niektóre wymieńmy.
W wieku III i IV.
Swięty Aleksander biskup z Kappadocyi, miał w roku 1212 widzenie, po którém odbył pielgrzymkę, został potém patryarchą w Jerozolimie.
325 Cesarzowa Helena.
373 Święta Melanija, patrycyuszka rzymska, umarła w Jeruzalem r. 411.
382 Święty Porfiry z Tessaloniki, który potém został biskupem Gazy, z uczniem swoim Markiem odbyli peregrynacyą. W Jerozolimie żyli z pracy rąk, św. Porfiry szył obuwie, Marek przepisywał księgi.
385 Święta Paula. Relacya jéj pielgrzymki, przez św. Hieronima uczyniona, jest w dziełach tego wielkiego doktora Kościoła.
Swięty Philorom przyjaciel św. Bazylego, w V wieku pielgrzymował.
Hiszpanie stali na czele całego chrześcijaństwa. Najgorętsi byli w wierze, w nauce słowa Bożego, którą pięknémi, zachwycającémi, i niezrównanémi rozwijali dziełami. W V wieku Hiszpanie, Avitus dla nauczania się mądrości Pisma św., u mieszkającego w Betleem św. Hieronima, i Paweł Orosyusz, który z Jeruzalem przywiózł piérwszy relikwije św. Szczepana, piérwszego męczennika, roku 1414 i 1416 pielgrzymowali do Jeruzalem.
Roku 438 cesarzowa Eudoksya, żona Teodozyusza II była w Jerozolimie, z votum dawno na intencyą córki przez nią i cesarza uczynionego.
Na końcu V wieku św. Apollinara wnuka cesarza Anthemijusa.
W wieku VI.
Święty Cadoc, biskup Benewentu był trzy razy w Jerozolimie.
Święty Symeon Egypcyanin, zwany Salas.
Święty Dawid Arcybiskup Menewii z kraju Gallów z dwoma towarzyszami św. Telijakiem (st. Téliac) i św. Paternem.
Święty Antonin.
Święty Bertald syn Théolda, król szkocki, zmarły roku 1515 w dyecezyi Reims jako pustelnik w Chaumont, i św. Amand, pustelnik w Beaumont, w téjże saméj dyecezyi.
W VII wieku, 620 roku pielgrzymowali Heraklijusz, cesarz wschodni, r. 678 Wajmer książe Szampanii, św. Teodor biskup z Anastasiopolis z Galacyi.
Roku 715 święty Tomasz opat z Farfy w Sabinie, z dwoma Włochami Mnichami bawił trzy lata w Jeruzalem.
856 Raban-Maur biskup z Moguncyi.
870 Mnich francuski Bernard.
885 Święty Elijasz, mnich z Kalabryi.
886 Święta Salomea z domu królów angielskich, zakonnica, i święta Judyta, obie wdowy pielgrzymowały do Jeruzalem.
976 Święty Konrad, biskup z Konstancyi, był trzy razy w Jeruzalem.
982 Święty Jan, Opat z Parmy, był sześć razy w Jeruzalem.
954 roku za Lotaryusza II Josselin Rycerz (Chevalier) pielgrzymował do Jerozolimy. Ojciec jego zrobił votum pielgrzymki, ale jéj nie wykonał, przed śmiercią zalecił spełnić synowi, który nie dopełnił woli ojca; w wojnie z Helwetami ciężko był ranny. Zaniesiono go do kaplicy św. Antoniego, pustelnika. Powziąwszy postanowienie niezachwiane, wykonania przez ojca zamierzonej pielgrzymki, prędko ozdrowiał. Z Jeruzalem do Francyi przywiózł relikwije sw. Antoniego, pustelnika.
1026 Wilhelm Taifleter II hrabia d’Angoulême z liczną świtą, panów i księży.
1029 Odolrik, biskup z Orléans.
1032 Avesgaud, biskup z Mans.
1035 Robert książe Normandyi z Drogonem (ou Dreux) hrabią Vexinu. Obaj poumiérali w téj pielgrzymce.
1035 Toulques d’Anjou. Był w Jerozolimie roku 1015, powtórnie r. 1035 Roberta księcia Normandzkiego spotkał, zabawił w Jerozolimie sześć miesięcy. Potém trzeci raz pielgrzymował, powracając w Metz umarł. Żona jego Hildegarda zostawszy w Jeruzalem tam umarła roku 1046. Nim ogólne poświęcenie się i zapał ogarnęły chrześcijańskie w Europie narody, przedtém indywidualni książęta, i pobożni meżowie, po trzykroć pielgrzymowali do miejsc świętych, w drodze umiérali. Książęta, niewiasty z domu królewskiego, jako zakonnicy, i pustelnicy Boga chwalili z uwielbieniem, najzupełniejszém Mu poświęceniem siebie samych, wszelkiéj własności, najwyższego dostojeństwa. Wiara, i miłość Boga były czynem, poświęceniem się najczystszém, najszczérszém, zupełném. Francuscy książęta, księżniczki, biskupi, w Bogu najświętszą miłością byli zachwyceni, Anglią w XI i w XII wieku nie uprzedziły inne narody, były kolebką chrześcijańskich rycerzy, i ojczyzną świętych Pańskich.
1048 Święty Thierry opat de S. Evroul w Normandyi umarł w Cyprze, w drodze do Jerozolimy, towarzyszył mu św. Gauthier, fundator opactwa de Lestern w dyecezyi Limoges.
Roku 1056 była chwilowo pielgrzymka przez Muzułmanów wzbroniona. Trzystu pielgrzymów znajdujących się w Jeruzalem wypędzono z miasta.
1064 czterech biskupów: 1) Gunther z Bambergu. 2) Siegfred, biskup z Moguncyi. 3) Wilhelm, biskup z Utrechtu. 4) Otton biskup z Ratisbony, i 7000 osób pielgrzymowali do Jerozolimy. Zabroniona w roku 1056 pielgrzymka wzbudziła większy w chrześcijanach zapał, gorętsze uniesienie się. Zbliżała się chwila wojen krzyżowych. Uprzedziła, i przepowiadała je pielgrzymka cztérech biskupów z siedmiu tysięcy pielgrzymami. Była to uroczysta manifestacya czci chrześcijańskiej dla Pańskiego grobu.
Teraz skréślmy w krótkich rysach wyprawy krzyżowe, które wstrząsły całym światem, były czynem najgorętszéj wiary, i wielkiego poświęcenia się. Miały chwilowe powodzenie, najwyższą potęgę Islamu zwalczyły, i odzyskały grób Pański. Wiek filozoficzny, owoc protestantyzmu, okry! je lekceważeniem, ironiją. Zostały jednak faktem wielkiéj siły, wzbudzają podziw, i uwielbienie. Rycerzy i bohatyrów, miłość dla Chrystusa Pana, Zbawiciela ludzkiego rodu, która dług zaciągnięty Jego śmiercią krzyżową, wypłaciła śmiercią własną!! Wojny krzyżowe pochodzące ze świętéj, wyższéj miłości, zasiały chwałę Bożą w ludzkości całej. Pobudzą ją niemylnie do wskrzeszenia, i wznowienia bohatyrskiego uczucia, które zniszczy dzisiejszy upadek w zmysłowości i chciwości bogactw pogrążonego świata chrześcijańskiego.
Wykład z jednego z ustępów Apokalipsis św. Jana, zrodził trwogę skończenia świata, w 1000 roku ery chrześcijańskiej. Lecz gdy ten czas przeminął, ludy uszczęśliwione z darowanego im życia, okazały swą wdzięczność wznoszeniem świątyń wspaniałych, pielgrzymkami do miejsc uświęconych, relikwijami męczenników Pańskich. Inni udawali się do Jerozolimy; coraz rosły tłumy pielgrzymów, lecz gdy Turcy Ortokidy w r. 1082, opanowali miasto święte, spotykały pielgrzymów największe niebezpieczeństwa, i upokorzenia.
Piotr pustelnik opowiadając o tych nieszczęściach zdołał wzruszyć Francyę, inne państwa chrześcijańskie, i pobudzić zapał i postanowienie wyratowania i wyrwania grobu Zbawiciela z rąk niewiernych. Na koncylijum w Klermont (Clermont) Urban II-gi ogłosił krucyatę; milijony ludzi natychmiast przypięło krzyż czerwony na piersiach, jako święte godło ich przedsiewzięcia. Kościół polecając ich Bożéj opiece przez cały ciąg téj wyprawy, nadał wiele przywilejów.
Przybywała ludność z krajów najodleglejszych. Nie mogąc się zrozumiéć, składali dwa palce na krzyż, jako oznakę, że należą do świętéj wyprawy. Niecierpliwsi, i ubożsi pośpieszyli naprzód bez zapasów, i bez broni. Kobiéty, dzieci, starce, towarzyszyli mężom, synom. Drobne dzieci umieszczano na wozach, ciągnionych wołami; za zbliżeniem się do jakiego zamku lub miasta, zapytywali: „Czy to już Jeruzalem? A wszystkich prowadziło jedno pragnienie, objawione w słowach: „Bóg tak chce!“
Przedni oddział, złożony z 15,000 ludzi, który miał zaledwie ośm koni, otwierał pochód pod przewodnictwem ubogiego szlachcica z Normandyi Gauthier (sans-avoir). Piotr pustelnik prowadził 100,000 ludzi. Inny tłum szedł pod wodzą księdza niemieckiego Gottesschalk. Skierowali swą drogę przez Niemcy. W Węgrzech nie przyjęli do kraju swego wędrowców, i nawet odparli do Tracyi, położywszy trupem wielu z nich. Do Konstantynopola przyszła zmniejszona liczba; cesarz Aleksy chcąc się ich pozbyć, pośpieszył z pomocą do przeprawy ich do Azyi, gdzie prawie wszyscy na polach Nicejskich od szabli Tureckiej polegli. Kości ich posłużyły krzyżowcom w drugiéj krucyacie do oszańcowanja obozu.
Gdy tyle ludu chrześcijańskiego w nieszczęśliwej wyprawie zginęło, w Europie tworzyły się lepiej uorganizowane rycerskie oddziały, pod dowództwem książąt i baronów.
Główniejsi byli z Francyi: Hugo hrabia de Vermandois, brat króla Filipa I., który osobiście nie należał do krucyaty; Raymond de Saint-Gilles hrabia Tuluzy, Robert z Normandyi, brat króla Angielskiego, Stefan hrabia Chartres, Blois, Troyes; Robert z Flandryi; Sterpin hrabia Bourges, i Rotron II hrabia Perche.
Z Włoch Bohemond ks. Tarentu, i siostrzeniec jego Tankred. Z Niemiec Godfryd de Bouillon, ks. niższej Lotaryngii, i bracia jego: Baldwin z Flandryi i Eustachy z Boulogne.
Bohatyr pierwszéj krucyaty Godfryd de Bouillon, pochodził po kądzieli od Karola Wielkiego. Znakomity wojownik, pełen zapału, czystéj wiary, nieustraszony, roztropny, stały, skromny, cnotliwy, nakazywał uszanowanie rycerstwu, które się poddało jego rozkazom; wzbudzał bojaźń, i uwielbienie w nieprzyjaciołach dla potęgi swego ramienia, i dla czynów godnych podziwu. Północni Francuzi, Lotaryńczycy udali się przez Niemcy i Węgry. Godfryd de Bouillon, i dwaj bracia jego na czele Francuzów, z bogatym i potężnym hrabią Tuluzy, przeszli Alpy, Dalmacyą, Sklawonyą, dosięgli Tracyi. Biskup Puy, Adhemar de Monteuil, legat stolicy Apostolskiej, duchowny naczelnik krucyaty, był w wojsku. Książe Normandyi, hrabia de Blois, Flandryi, i Vermandois, połączyli się z Normandami Italii, to jest z księciem Tarentu, i Tankredem, który był najdzielniejszym rycerzem swego czasu. Wszyscy przebyli Adryatyk, Grecye i Macedoniją, i stanęli w Konstantynopolu 1097 roku.
Cesarstwo Greckie coraz bardziéj dążyło do upadku, po oderwaniu się od Kościoła katolickiego. Turcy będąc panami Syryi i Azyi mniejszéj, obozowali prawie pod murami Konstantynopola. Cesarz Aleksis, zbyt słaby dla stawienia im oporu, od wielu lat wzywał pomocy zachodnich chrześcijan. Gdy ujrzał niezliczone tłumy krzyżowców, których do 700,000 liczono, zadrżał na myśl, że mogą zawła dnąć Konstantynopolem. Niektórzy byli tego zdania, aby położyć koniec temu znikczemniałemu państwu. Godfryd sprzeciwił się temu, i zobowiązał się nawet ze wszystkich krajów zawojowanych złożyć hołd cesarzowi greckiemu. Nikt się nie śmiał sprzeciwiać wodzowi. Aleksy dopiéro się uspokoił, gdy ostatni oddział krzyżowców oddalił się do Azyi.
Nicea u wnijścia do półwyspu Azyatyckiego, po upartej walce już miała uledz, gdy Grecy podali myśl muzułmanom, wywieszenia chorągwi Aleksisa; ujrzawszy ich osłonionych sztandarem cesarskim, krzyżowcy odstąpili i udali się do Azyi mniejszej. Na równinach Daryleé (1097) zwyciężyli Turków, lecz cierpiéć i chorować zaczęli w strefie suchéj, gdzie im wszystkiego, wody nawet brakowało. Większa część koni wyginęła, rycerze jechali na osłach i wołach, w jednym dniu pięćset ludzi z pragnienia umarło.
Krzyżowce przez Taurus poszli do Antyochii, łańcuch gór jest zasłoną Syryi północnéj, przedrzéć się przez nie można tylko pewnémi przesmykami, i gdyby Turcy byli z sobą w zgodzie, z łatwością wzbroniliby im przejścia. Tankred, odłączywszy się od głównéj armii, przeszedł Taurus wąwozem Gealek-Bagaz, położonym o szesnaście godzin od Tarsu. Albert d’Aix, nazywa to przejście wrotami Judasza, i mieści je w Dolinie Butrente. Tankred zwrócił się naprzód do Tarsu. Jeden Armeńczyk upewniał o łatwości zdobycia go, albowiem uciemiężona ludność chrześcijańska miała przyłożyć się do poddania miasta, lecz gdy jéj pilnie strzeżono, nie śmiała nic przedsiewziąć, Tankred splądrowawszy okolicę, z ogromnym łupem stanął znowu pod murami miasta, i nastawał na Turków, aby się poddali, groził przyjściem Bohemonda. Jeśli otworzą bramy przyrzekał łaskę. Turcy, ujęci obietnicami Tankreda, poddali miasto, i jego sztandar został wywieszony, jako znak uprzedzający Bohemonda o dokonanėj już zdobyczy. Baldwin de Bouillon zabłąkał się był z wojskiem, w pustyniach Taurus, i po trzech dniach niepewnych marszów, wszedłszy na szczyt góry postrzegł namioty Tankreda, obszedłszy je, zajął Tars. Szlachetny i waleczny Tankred, nie chcąc dawać krzyżowcom gorszącego widoku niezgody, odstąpił Tarsu Baldwinowi, a sam udał się do Adana, już zajętego przez Burgundzkiego rycerza nazwiskiem Gwelfa, który tam znalazł obfitość dostatków, i żywności. Tankred uwiadomiony, że to miasto jest już w ręku chrześcijan, żądał i otrzymał pozwolenie wejścia dla zaopatrzenia się w żywność. Adana, o ośm godzin na wschód Tarsu, było stanowiskiem ważném dla dalszego postępu wojsk krzyżackich. Tankred z Anany poszedł do Mistra, fortecy Tureckiej, dziś Messissé, a w starożytności zwanej Mopsuestia, o sześć godzin od Adany, o trzy od morza, nad brzegiem rzeki Dyhan. Zdobył Aleksandrettę, zwaną dziś Iscanderoum, i wyciął załogę turecką.
Baldwin zajął Turbesel, Ravenel, i Hałab, gdzie go spotkała deputacya armeńska z Orfu. Według kronikarzy, Turbesel, jest zepsuciem nazwy Tel-Becher, położone na prawym brzegu Eufratu, o piętnaście godzin na północ Alepu. Ormijanie porozumiawszy, się tajemnie z Baldwinem, wypedzili Turków z cytadeli i poddali ją księciu Franków. Zamek zaś Hałab jest prawdopodobnie Aintab położony o 25 północ Alepu.
Baldwin z rycerstwem swojém zostawiając Alep, w południowo-wschodniéj stronie, przebył rzekę Chalus (Nahr-Ouonaitz), rzeką Sadjour, która wypływa z gór Aintab, i wpada do Eufratu, między Diarbolos i Tschat; przeprawił się przez Eufrat pod Il-Biré czyli Biredijé, i przybył do Edessy, zwanej dziś Orfu. Do Antyochyi liczą ztąd pięćdziesiąt mil drogi. Kronikarze wspominają także o Samozacie, który Baldwin złotem i podarunkami zdobył. Leży na północo-wschód Orfu, na lewym brzegu Eufratu, dziś zwie się Semizat.
Gdy Tankred zdobywał mieczem, lub puszczał z dymem zamki Cylicyi, a Baldwin zakładał księstwo w Mezopotamii, wielka armija krzyżowców przebywając łańcuch gór Taurus dostała się do Kozar czyli Cocsan, miasta obfitego we wszystko, co konieczne czlowiekowi do życia, mówi Robert mnich. Tenże kronikarz powiada: „że pielgrzymi „
byli tam jak najlepiéj przyjęci przez chrześcijan miejscowych, trzy dni tam się zatrzymywali, każdy zaopatrzył swoje potrzeby, utrudzeni znaleźli spoczynek, zgłodniali pożywienie, spragnieni napój, nadzy odzież. Bóg widocznie, wskazał im to miejsce dla nabrania sił, do zniesienia wielkich cierpień, których późniéj doznać mieli.“ Niegdyś tu na wygnaniu przebywał św. Jan Chryzostom. Najniedostępniejsze gałęzie gór Taurus oddzielają Coison, a Merezii, kronikarze zowią je górami djabelskiémi, przydomek zwykle dawany bezdrożnym górom. Krzyżowce wiele ucierpieli w tém przejściu, gdzie, według naocznego świadka, śladu drogi nie było, a tylko tropy dzikich zwierząt. Zaledwie stopę można było postawić, ściészki wiły się wśród skalistych wąwozów, lub gęstych cierni. Nie można było jechać konno, rycerze szli pieszo, niosąc oręż zawieszony u szyi. Wycieńczeni trudem rzucali broń, aby sobie ulżyć ciężaru. Po tak wielkich cierpieniach, i wysiłkach, weszli do miasta, cała Merezyi ludność była chrześcijańską. Mała garstka Turków zajmujących cytadelę umknęła, za zbliżeniem się krzyżowców. Wojsko chrześcijańskie rozbiło swe namioty, wpośród łąk zielonych, gdzie znalazło dostatek wszelkiej żywności. Tu umarła i pogrzebioną została żona Baldwina, i także Adalrad de Guison, krewny Godfryda. Merezya, dzisiejsza Marasek, leży o dwadzieścia godzin drogi na stronie północno wschodniéj Antyochii.
Oddział jeden rycerzy chrześcijańskich, oddaliwszy się od głównej armii, udał się do Artezyi. Ludność armeńska tego miasta, za zbliżeniem się Krzyżaków podniosła broń przeciw ciemiężcom, a po straszliwej rzezi otworzyła bramy wojownikom; wedle kronikarza Alberta d’Aix przyjęli Krzyżowców z wielką serdecznością. Wkrótce Turcy oblegli chrześcijan w tém mieście, rycerze dzielnie się bronili, muzułmanie odstąpiwszy od oblężenia Artezyi, wszystkiémi siłami bropili mostu na Oroncie, wstępu do Antyochii. Miasto i zameķ Artezya dziś jest w gruzach, na ich miejscu leży wioska zwana Ertezi, o kilka godzin od Alepu.
O cztéry godzin od Antyochii, na rzece Oront, był most, zwany żelaznym. Tedy Krzyżowcy przechodzić musieli do Antyochii. Turcy zajmowali dwie wieże, i cały lewy brzeg okryty był ich oddziałami. Krzyżowce połączeni w wielki korpus, przygotowywali się do boju. Biskup du Puy Adhémar wymownie zachęcał i podnosił ich odwagę. Nazajutrz, o wschodzie słońca wojsko chrześcijańskie w pełném uzbrojeniu wystąpiło. Przednia straż pod wodzą Roberta z Normandyi zbliżyła się do żelaznego mostu, ale nié mogła otworzyć przejścia. Wzmógł się bój zażarty, obie strony dały dowody największéj waleczności, tymczasem nadciągnęła wielka armija chrześcijańska, biskup Adhemar zagrzéwał do boju; „Nie lękajcie się oręża nieprzyjaciela waszego, wołał on przebiegając szyki, bieżcie, przeciw tym psom žarłocznym, dziś Bóg za was walczyć będzie. Krzyżacy okryci hełmami, tarczami, i kirysami, rzuciwszy się na most wyparli nieprzyjaciół. Na ten widok nowy zapał ogarnął chrześcijan, którzy tu i ówdzie walczyli, jedni rzucali się w rzekę, i wpław ją przebywali, drudzy wynalazłszy brody, pomimo strzałów łuczników muzułmańskich, wpadali na brzeg przeciwny.
Bohemond, książe Tarentu, Godfryd, Rajmund, Robert z Normandyi, każdy na czele swego oddziału, opanowywał część brzegów Orontu. Turcy ocalone głowy w bitwach na rączych koniach unosili do Antyochyi. Wojsko, mając wolne przejście, pod dowództwem księcia Tarentu rozpoczęło szturm do miasta, które się poddało za wpływem renegata Armeńczyka. Wtedy Kierbagath, dowódzca wojsk Barkiaroka, sułtana perskiego, do szczętu zniesiony był.
Bertrand, syn Rajmunda został hrabią Tripoli. Wielu książąt i hrabiów znużonych wyprawą, zostawując towarzyszom gorliwszym chwałę zdobycia Jerozolimy, wyruszyli z powrotem do Europy. Wojsko tedy składało się już tylko ze 100,000 wojowników, ale dobrze uzbrojonych.
Pomimo trudów, głodu, i chorób nie zatrzymywali się w pochodzie. Palące słońce Palestyny, prawie ich dziesiątkowało, ale odwaga nie stygła. Ptolemaida, Efraim, Emaus, miejsca pełne świętych pamiątek, oglądały ich z podziwem. Święta chorągiew Zbawiciela zatkniętą została na murach Betleemu, jako znak wyzwolenia dla nieszczęśliwych mieszkańców Jeruzalem.
Miasto święte straciło swą świetność dawną, lecz na cztérech pagórkach miało Golgotę, i kościół Zmartwychwstania, ujrzeli je nakoniec rycerze i bohaterowie. Podobni do owych nieszczęśliwych żeglarzy, skołatanych burzą, którzy na okrzyk: Ziemia! ziemia! wracają do sił, rzuciwszy się na kolana, wznosząc błagalnie dłonie ku Niebu wołali: Jeruzalem! Jeruzalem! Chcieli natychmiast rzucić się do szturmu, ale od parci przez Fatimitów, którzy uprzedzeni o ich przybyciu mieli się na ostrożności, musieli poprzestać na długiém obleżeniu. Zbywało im wszelkich zapasów; wobec Grobu świętego rycerze się wyzuli ze swoich namiętności, a nawet z najgłówniejszych potrzeb życia.
Znosząc najwyższy niedostatek, i walcząc z żywiołami nawet, zdołali wreszcie z różnych ułomków drzewa zbudować wieżę na kołach dla ułatwienia wstępu na mury. Po trzech dniach postu i modlitw, wojsko odbyło procesyą w około murów świętego miasta, niosąc przed sobą, znamię odkupienia, i obrazy świętych Pańskich. Pełni najwyższego oburzenia i boleści, widząc zniewagi wyrządzane przez Saracenów krzyżowi świętemu, zatkniętemu na murze miasta.
Nazajutrz, w piątek 25 czerwca 1099 roku, o trzeciéj godzinie po południu, godzinie, w której skonał Bóg-człowiek, jedną z wież podsuniono ku miasty. W niéj byli Godfryd de Bouillon, i jego wybrańsi wojownicy, spadł most zwodzony, po nim rzucili się na mury krzyżowcy, wpadłszy do miasta pędzili Saracenów, którzy nie wiedzieli gdzie uciekać. Starożytny Syon, po tylu latach jęków, łez, i cierpień, w tym dniu pamiętnym zdobyty, i wyzwolony został. Od 462 lat Jeruzalem było w posiadaniu niewiernych. Po zdobyciu Jerozolimy nastąpiła rzeź okrutna. W zapale krzyżowcy w każdym żydzie, Saracenie widzieli morderców Chrystusa Pana.
Pobożny Godfryd, który w tej rzezi nie brał udziału, napróżno starał się ją powstrzymać, krzyki zwycięzców i zwyciężonych, zagłuszały jego wołania, i czyniły je daremnémi. Gdy się nakoniec zdało chrześcijanom, że dostatecznie się odemścili za mękę Zbawiciela, złożyli broń, i biegli ku świętemu grobowi, obléwali go łzami, jakby chcieli zmyć zniewagi, którémi go splamili niewierni.
Zgromadzono się dla wyboru męża, któryby był godnym strzedz miasta Świętego, być królem jego. Godfryd de Bouillon, pokorny nie stanął w liczbie ubiegających się o zaszczyt ten. Gdy wszystkie głosy były za nim, przyjął tę godność, ale nie pozwolił siebie namaścić, i ukoronować: „Niech mnie Bóg uchowa, mówił, abym miał nosić królewską koronę tam, gdzie król królów Jezus Chrystus, cierniową nosił.“ Godfryd był zawsze godnym tego wyboru, zwycięstwo odniósł pod Askalonem nad armiją kalifa Egiptu Mastali, mądrze wszystkiém kierował i rządził. Nadał królestwu kodeks praw, znany pod imieniem „Assises de Jérusalem“ który jest drogocennym zabytkiem tych wieków. Tankred, dla utrzymania zdobytych krajów, z małą liczbą rycerzy pozostał. Inni wrócili do Europy, jak mówili dla wysłania nowych wojowników.
Godfryd de Bouillon żył tylko rok jeden po zdobyciu Jerozolimy, umarł 18 lipca 1100 roku. Powszechnie go opłakiwano. Pięciodniowy obrzęd pogrzebowy poprzedził złożenie jego zwłok do grobu. Kalwarya, którą wybawił od zniewagi barbarzyńców, była miejscem jego wiecznego spoczynku. Na płycie kamienia grobowego wyryto na wzór grobów greckich, i rzymskich, te słowa pełne tkliwéj prostoty:
Tu spoczywa
Znakomity książe Godfryd de Bouillon,
Który dla wiary chrześcijańkiéj
Zdobył tę ziemię.
Niech dusza jego króluje z Jezusem Chrystusem.
W ciągu krótkiego panowania wielkiego męża, Tankred zdobył kilka miast nad Jeziorem Genezareth, czyli morzem Tyberyady. W téj wyprawie broniąc Godfred Tankreda przeciw sułtanowi Damaszku, zachorował w Jaffie, i umarł w chwili, gdy zamyślał o podbiciu całéj Palestyny.
Trzy zakony rycerskie założono podczas pierwszéj krucyaty, dla pielęgnowania chorych, i obrony miejsc świętych przeciw napadom muzułmanów. Szpitalnicy, Johanici, przybrali nazwę rycerzy św. Jana Jerozolimskiego, potém przenieśli się do wyspy Rhodus, nakoniec do Malty. Nosili habity czarne, z ośmiokątnym krzyżem białym. Założycielem ich był Gerard de Martignes w roku 1080, a piérwszym mistrzem wielkim, Rajmund du Puy.
Templaryusze noszący płaszcze białe z krzyżem czerwonym, byli założeni przez Hugona de Payens, hrabiego Szampanii 1118 roku. Ich zakon zniesiono we dwieście lat późniéj.
Nakoniec rycerze Teutońscy. Nosili płaszcze białe z krzyżem o srebrzystéj obwódce. Po wyjściu z Ziemi świętéj zamieszkali w części Zachodniéj Prus. Henryk Walpot był ich piérwszym wielkim mistrzem 1190.
Te trzy zakony były wielką pomocą dla królestwa Jerozolimskiego, którego granice nie rozciągały się daleko, zajmowały bowiem Jerozolimę, Jaffe, dwadzieścia miast, i tyleż wsi okolicznych. Muzułmanie posiadali wiele niezdobytych zamków, rolnicy przeto, kupcy, i pielgrzymi ciągle naraženi byli na ich napady.
Waleczne ramiona Godfryda, dwóch Baldwinów, brata, i jego krewnego, zwyciężały Muzułmanów. Państwo Jerozolimskie siłą, poświęceniem się chrześcijańskich rycerzy było niemal tak obszérne, jak królestwo Judzkie, i Izraelskie, ale nie ludne. Po zajęciu miast nadmorskich: Laodicei, Trypoli, Tyru, i Ascalonu, do czego przyłożyły się floty Wenecyi, Genui, i Pizy, a nawet Flandryi, i Norwegii, chrześcijanie posiadali całe wybrzeże od Scandaroun, aż do granic Egiptu. Książe Antyochyi nie uznawał zwierzchnictwa króla Jerozolimskiego, ale hrabiowie Edessy i Tripoli uznali się być jego hołdownikami. Z czasem łacinnicy posunęli swe podboje aż po granice Eufratu, mahometanie posiadali już tylko cztéry miasta: Stemus, Stamah, Alep, i Damaszek z dawnych zdobyczy. Prawa, język, obyczaje przywileje narodu francuskiego, i obrządek Kościoła łacińskiego, zostały przyjęte w tych wszystkich krajach i osadach.
Klimat azyatycki wpływał na miękkość i utracenie hartu rycerskiego. Przybycie nowych krzyżowców było nie pewne, nié można było na nie liczyć, liczba wasali na służbie wojennej dochodziła do 600 rycerzy, którzy mogli jeszcze zebrać do 200, pod chorągwią hrabiego Tripoli. Każdy rycerz miał przy sobie czterech łuczników konnych. Miasta dostarczały 5075 piechoty, cała siła zbrojna królestwa nie przenosiła 10,000 ludzi. Słaba to była obrona naprzeciw niezliczonego wojska Turków i Saracenów. Całe bezpieczeństwo i obrona polegały na szpitalnikach św. Jana. Kwiat szlachty spieszył do noszenia krzyża i wyrzeczenia ślubów zakonów wojennych.
Coraz smutniejsze położenie rzeczy na Wschodzie powoływało książąt chrześcijańskich do Palestyny. Za panowania Baldwina I, następcy Godfryda, dawniejsze wojsko chrześcijańskie, i oddziały, które się do niego później przyłączyły, wyginęły pod Rama, gdzie według słów starodawnego pisarza, zostały starte jak słoma, gdzie także sławny Bohemond, książe Antyochyi, dostał się do niewoli.
Śmierć sultana Jeonium, najsroższego prześladowcy chrześcijan, dała im nieco wytchnąć. Powstały po jego zgonie zatargi między sekciarzami Atabek i Izmaelitami, czyli Asanidami, którzy rozszarpawszy obszérne jego państwo, niszczyli wszystko ogniem, i mieczem.
Krzyżowcy umieli korzystać z téj wojny domowéj swych nieprzyjaciół. Baldwin I zdobył na muzułmanach Ptolomaidę, dziś St-Jean-d’Acre, i kilka innych miast, lecz powracając z Egiptu, gdzie też opanował Pharamia, ciężko zachorowal, i umarł roku 1118.
Baldwin-du Bourg, następca jego, oddawszy Josselinowi de Courtenay jako lenność państwa, obległ i zdobył Tyr i kilka mniéj znacznych miast muzułmańskich i tém utwierdził nieco panowanie chrześcijan. Alep, i Damaszek zostawały w ręku niewiernych, ale i te miasta leżały wśród posiadłości chrześcijańskich, Emad, Eddin, Zenghi. Sułtan Mosoula zdobył Edessę w 1144, którą odzyskali chrześcijanie, a syn jego Nour-Eddin, sławny odwagą i walecznością to miasto odebrał Josselinowi roku 1149, obróciwszy je w perzynę, rozproszył chrześcijan. Wtedy piorun uderzył w kobcioły Syońskie, i w kościół grobu Pańskiego.
Chrześcijanie zaczęli wołać o pomoc i wsparcie do swych braci Zachodu, ci jedynie tylko z téj toni mogli ich wyratować.
Eugenijusz III, papiéż rozkazał ogłosić nową krucyatę, i wezwał do tego dawnego swego mistrza świętego Bernarda, który urodzony w Wyższéj-Burgundyi, wychowany w klasztorze Citeaux, założył opactwo w Clervaux, w Szampanii. Pomimo zamiłowania w życiu ustronném, i wątłych sił, które mu się zaledwie pozwalały utrzymać na nogach, poświęcił się tak trudnemu dziełu. Miłość Boga zapalała jego wymowę, nikt jéj oprzéć się nié mógł, gdy na zgromadzeniu w Vezélai w Burgundyi malował cierpienia Chrześcijan na Wschodzie, i niebezpieczeństwo utracenia na nowo grobu Chrystusa Pana.
Ludwik VII, pomimo przeciwnego zdania swego ministra opata Suger, na wezwanie św. Bernarda, przyjął krzyż; Eleonora z Gujenny, żona jego, i przedniejsi panowie królestwa towarzyszyli mu. Święty Bernard ozdobił ich piersi krzyżem, przy wołaniach Indu: Bóg tak chce! a gdy krzyżów zabrakło, darł swą odzież, i rozdawał. Lud tłumnie cisnął się do nóg jego, aby otrzymać błogosławieństwo, usłyszéć słowa jego, i wziąć krzyż.
Święty Bernard, skłoniwszy Ludwika VII, zwanego młodym w roku 1146, udał się do Spiry, tam wyniową swa tak zapalił umysły, że cesarz Konrad III, książe Gwelf, i wielka liczba panów, przyjęła krzyż z rąk świętego męża. Papiéż gorliwie wspiérał przygotowania do krucyaty, krzyżowcom oddawać w zastaw swe posiadłości lenne, i czerpać z dochodów duchowieństwa na koszta wyprawy pozwolił, potwierdził przywileje nadane przez Urbana II.
Wojska 300,000 udało się do Palestyny. Cesarz Konrad, którego żona była córką cesarza greckiego Jana Komnena, zmarłego 1138 roku, przybył piérwszy do Konstantynopola, spodziewając się znaleźć życzliwą pomoc u swego szwagra Manuela cesarza, lecz jego nadzieje zawiedzione zostały. Manuel, który na Turkach, korzystając z obecnych okoliczności, wymógł pokój, nie potrzebując pomocy krzyżowców, przeszkadzał im, ile tylko mógł w ich pobożném przedsiewzięciu, i prawie zmusił Konrada do opuszczenia Konstantynopola, nie doczekawszy się przybycia Ludwika VII.
Cała droga krzyżowców, przez kraje cesarstwa Greckiego, była szeregiem podstępów, przykrości, i szkód nieobliczonych.
Historyk Nicetas powiada: „że miasta greckie, które za piéniądze zobowiązały się dostarczać żywności krzyżowcom, mieszały wapno do mąki. Wszędzie za rozkazem cesarza Manuela szkodzono. Na wszystkie nadużycia cesarz zezwalał, i popiérał, chcąc na zawsze odstręczyć chrześcijan Zachodu od cesarstwa Greckiego.“ W dniach dopiero ostatecznego upadku poznał Konstantynopol, że wszczepiona tak głęboko w serca zazdrość i nienawiść, wydała zgubne owoce.
Ludwik VII, powierzywszy rządy państwa opatowi Suger, udał się na wyprawę z zamiarem złączenia się z Konradem. Za przybyciem jego do Konstantynopola, Manuel wyléwał się z z zapewnieniem przyjaźni, przyrzekał pomoc; gdy łudził fałszywémi oznakami życzliwości, tym czasem wojska Konrada zostały pobite przez Turków, uprzedzanych tajemnie o wszystkich obrotach krzyżowców. Częstokroć sami Grecy czynili zasadzki, i mordowali Niemców, a tych, których doścignąć nié mogli, gubili zatrutą żywnością.
Odan de Deuil, Ludwika VII kapelan, opisał nieszczęścia cesarza Konrada. Wojska niemieckie, oszukane przez greckich przewodników, mając żywności na dni ośm, do Jeonijum dojść mieli w ciągu tygodnia. Po ośmiudniowym pochodzie, zamiast stanąć w bogatéj i żyznéj prowincyi, znaleźli się wśród gór i skał dzikich, bezdrożnych, i po trzech dniach jeszcze najuciążliwszéj drogi, wojsko cesarskie było zaskoczoném przez niezmierne tłumy Turków. W téj ostateczności, cofnęli się do Nicei. Wielodniowy odwrót był złaczony ze straszliwémi klęskami, cesarz Konrad ranny dwukrotnie; krzyżowcy, którzy uniknęli miecza Turków i głodu, w ostateczném wyniszczeniu do Nicei przybyli. Przeszło 30,000 wyginęło w powrocie do Konstantynopola.
Król francuski pośpieszył na przeciw cesarza, i obaj opłakiwali smutny los krucyaty niemieckiéj. Konrad, nauczony własném nieszczęściem, radził Ludwikowi nie narażać się na niebezpieczeństwo przebywania w Azyi mniejszéj, ale iść chociaż drogą dłuższą, brzegami morza. Odan de Deuil wspomina o trzech drogach, prowadzących z Nikomedyi do Antyochyi. Piérwszą można dostać się we trzy tygognie, we dwanaście dni do Jeonijum, a w pięć dosięgano granic posiadłości francuskich. Druga droga, nazwana środkową, najpewniejsza, ale najuboższa i najdłuższa. Trzecia wiodła brzegami morza, postępowało nią wojsko francuskie. Miała wielkie trudności z powodu najeżonych brzegów skałami, potoków i rzek.
Wojska francuskie w dwóch oddziałach szły z Nicei do Demetryi, położonéj nad brzegami Propontydy; piérwszy prostą drogą przybył do Demetryi, po jednodniowym pochodzie, drugi, w którym był Ludwik, nadciągnął po trzech dniach dopiéro, zabłąkawszy się w wąwozach gór. Nazwisko Demetryi znikło dziś z karty geograficznéj. Odon de Deuil opisując tę drogą mówi: Wojsko spotykało wiele miast w zwaliskach, które niegdyś były obronne. Krzyżowcy przechodząc koło Pergamu, i Smyrny, zatrzymali się w Efezie, przebywszy wielką płaszczyznę Baudya, przeciętą wielą strumieniami. Ówcześni pisarze nic nie mówią, w jakim stanie wtedy było starożytne miasto Efez. Były tam mieszkania, i kościoły Greków.
W Efezie Ludwik VII przyjął kilka poselstw, od cesarza greckiego, który zawiadamiał o zbliżeniu się wojsk vieprzyjacielskich, i zachęcał cofnąć się do zamków obronnych; groził potém zemstą Greków za zgwałcenie ich terytoryum. Konrad, który do Efezu towarzyszył królowi, wrócił do Konstantynopola dla przepędzenia zimy. Armija francuska stanęła obozem w dolinie Ouadi-Techi-Kalassi, którą Odon de Deuil zowie Decervion, i tu obchodzono święto Bożego Narodzenia. W téj dolinie, wojsko Ludwika VII po raz pierwszy ujrzało Turków, którzy chcieli im odbić pasące się konie, lecz rycerze za piérwszém spotkaniem odparli ich, a jak mówi Odon de Deuil „przynieśli wesoło ich głowy.“ Dészcze ustawiczne zaléwając doling zmusiły króla do przyśpieszenia wyjścia do Laodicei.
Odnieśli krzyżowcy, pod Ludwikiem VII, nad brzegami Meandru najsławniejsze zwycięstwo. Opuściwszy dolinę Ouadi-Techi-Kalassi, krzyżowcy przechodzili około starożytnego Tyrseum, zwanego dziś Tyras. Idąc ku Wschodowi przeszli pasmo gör zwanych Keslenous-dagh, w bliskości jak się zdaje Gazel-Hissar, wstąpili w dolinę Meandra. Oba brzegi téj rzeki zajęte były przez Turków. Jedne ich oddziały zajmywały góry sąsiednie, inne były rozstawione w dolinie. Ludwik VII we środku umieścił tabor z bagażami i chorymi, na czele zaś i po obu bokach piechote, wspiéraną przez najdzielniejsze rycerstwo. Zwolna się posuwal, trzymając się zawsze odpornie. Nieustannie niepokojony przez Turków, postanowił wydać bitwę stanowczą, i przejść w bród rzekę, bronioną przez nieprzyjaciela. Zaledwie kilku rycerzy, przebywszy rzekę, wyszło na brzeg przeciwny, popłoch ogarnął całą armiją muzułmańską. Zewsząd wtedy na nich uderzono, oba brzegi usłane zostały trupami; król rzucił się ku napadającym go z tyłu, i gromiąc ich zapędził w wąwozy gór. Ci, co uszli przed mieczem krzyżowców, uciekli ku miasteczku Antyochecie, zajętéj natenczas przez Greków, położonej w bliskości miejsca, gdzie Francuzi przeszli Meander. Pomimo chmury strzał Saraceńskich, armija chrześcijańska nie utraciła ani jednego człowieka, tylko Milon de Nogent, przebywając rzekę, utonął. Tradycya podaje, że w téj pamiętnej bitwie, prawie cudownéj dla chrześcijan, widziano rycerza w szatach białych, który w chwili przejścia rzeki, piérwszy wypuścił strzałę na nieprzyjaciela. Ludwik VII nie szedł przez Antyochette udając się do Laodicei, lecz południowym brzegiem Meandru kierował się ku stronie wschodniéj. Góra Cadmus, po turecku Baba-Dagh, panuje nad równiną, którą przechodziło rycerstwo Ludwika VII. Od rzeki przebytej do Laodicei, liczono mil trzynaście. Kronikarze francuscy nazywają Laodicee Laliche, zbudowaną na dwóch pagórkach, pomiędzy którémi Lycus przepływa.
Wojsko Ludwika przeszło tylko Laodiceę, opuszczoną przez mieszkańców, i udało się do Satalyi, stroną południową. W tym kierunku rozciąga się łańcuch gór, zwanych przez Turków Baba-Dagh, zajmują długą przestrzeń, i przedstawiają widok straszliwy. Wąwozy skaliste są na drodze do Satalyi. Na prawo wznoszą się ogromne skały wapienne, jakby długie i wysokie mury, na lewo w niezmiernych przepaściach zwalone odłamy wierzchołków gór skalistych. Między sznurem skał a przepaścią, wije się ścieżka po pochyłościach, którą przechodzą karawany. Wydeptały ją muły swém regularném stąpaniem. Potrzeba nogę krok w krok w te ślady zagłębiać, tylko muły bezpiecznie iść mogą, jeżeli się zdarzy gdzieindziéj jak w ślady ich postawić stopę, niezawodnie w przepaść zwalić się trzeba.
Przyszedłszy do tych miejsc straszliwych, Ludwik VII posłał naprzód Godfryda de Rouen i hrabiego de Maurienne.
Postanowiono, aby nazajutrz wojsko przeszło te wąwozy, a przednia straż miała oczekiwać na górze. Król przewidywał, że spotka Turków w wąwozach, dla tego chciał, aby oba oddziały znajdowały się razem, albo przynajmniej blisko siebie. Ale przednia straż zapominając rozkazów królewskich, przebywszy wąwóz rozbiła namioty po drugiéj stronie gór, a tak Ludwik VII pozostał sam ze swym orszakiem dla obrony pielgrzymów, i bagaży wojskowych. Turcy skorzystali z rozdziału dwóch korpusów, aby napaść na wojsko chrześcijańskie ze wszystkich stron, w chwili, gdy walczyć będzie z trudnościami przeprawy. „Tłum i ścisk wzrastał w jednym punkcie (mówi Odon de Deuil), pielgrzymi tłoczyli się jedni na drugich, stali jakby przykuci do miejsc; obładowane muły spadając ze skał, pociągały za sobą na dno przepaści wszystko, co było na drodze, same nawet skały waliły się i czyniły spustoszenie; pielgrzymi, co się rozbiegli dla wyszukania jakich ścieżek, albo sami, albo pociągnieni przez innych spadali. Grecy i Turcy ciągle z zasadzek wypuszczali strzały ze strasznym łoskotem. Konie, muły, i ludzie spadali w przepaść.“
Ludwik z niezrównaném, uwielbienia godném poświęceniem się, zapominając o własném życiu, rzucił się w środek nieprzyjacielskiego wojska, stokroć liczniejszego. Cały orszak królewski zginął. Rycerze spieszeni, okryci zbroja, tonęli w szeregach nieprzyjaciół jak w morzu. Ludwik, chwytając się gałęzi drzew, stanął na wysokiej skale. Strzały tureckie nadaremnie usiłowały przebić jego hartowną zbroję, jakby w obronnéj wieży zmiatał głowy tych, którzy się do niego zbliżali. Odon de Deuil przerywa opowiadanie o tym dniu nieszczęsnym łzami i łkaniem. Pióro wypada z drżącej ręki, dusza jego rozdarta, albowiem tu wyginął najpiękniejszy kwiat Francyi.“
W nocy przednia straż połączyła się z królem. Nieprzyjaciele podobni dzikim bestyom, które zakosztowawszy krwi, stają się jeszcze okrutniejsze, bezprzestannie napadali na krzyżowców. Aby nadać więcéj porządku i jedności w obronie, dowództwo wojska powierzył król Templaryuszom. Wyszedłszy z gór Baba-Dagh, weszło wojeko na równinę, przeciętą dwoma rzekami, w odległości od siebie na milę, a otoczoną głębokiémi i trudnémi do przebycia bagnami. Nie dochodząc do drugiéj rzeki, krzyżowcy musieli przechodzić między dwoma wysokiémi skałami, jedna z nich zajętą była przez rycerzy chrześcijańskich, a druga przez Turków. Ci, mówi kronikarz: deptali swe turbany nogami, chcąc przez to pokazać, że raczéj dadzą się zgnieść, a nie opuszczą swego stanowiska, lecz oddział piechoty spędził ich z owéj wyżyny, i wkrótce rycerze ścigając uciekających, okryli trupami sąsiednie bagna dwóch rzek.
Od gór Baba-Dagh do Satalii jest blisko mil pięćdziesięciu, droga przechodzi krajem górzystym, pustym, jałowym, i nieprzyjaciel ciągle niepokoił. Stoczyli cztéry bitwy, i cztéry odnieśli zwycięztwa. Te miejsca po dziś dzień zachowały pierwotną dzikość. Przejście Ludwika VII jest największym wypadkiem téj pustyni.
Wojsko francuskie w Satalii znalazło żywność obfitą, i przepędziło dzień uroczysty N. M. Panny Gromnicznej, jak w dolinach Efezu dzień Bożego Narodzenia. Między dwoma uroczystościami ileż dokonano walecznych czynów, i doznano klęsk i nieszczęść. W Satalii, Ludwik VII wsiadł na okręt, i po trzytygodniowéj żegludze, przybył do Antyochii. Pielgrzymi nie mogli przybyć lądem do Tarsu, wiarołomny rządca Satalii odmówił eskorty, i wymarli z głodu pod murami miasta. Oddział 10,000 młodszych i silniejszych pielgrzymów rycerzy nie chcąc marnie ginąć, uformował się w dwa oddziały i jak mógł uzbroił. Poszli szukać chwalebnej śmierci w walce z poganami, napadnięci i otoczeni między dwoma rzekami Cestrus i Eurimedon, nie mogąc téj ostatniej wpław przebyć, jedni zginęli w jéj nurtach, drudzy pod tureckim mieczem. Dawniejsza Satalija jest dziś Antalyach czyli Andaliah.
Ludwik VII przybywszy do Antyochii, nie myślał już o dalszej wojnie, lecz o spełnieniu ślubu pielgrzyma, zapragnął pomodlić się na świętym Grobie, i zakończyć jak najprędzéj tę nieszczęsną wyprawę; chciał jednak choć raz dobyć miecz w Ziemi świętej. Postanowił zdobyć Damaszek, który jest u Muzułmanów jedném z miast świętych, perłą Wschodu. Otoczony przepysznémi ogrodami drzew, jak się na Wschodzie wyrażają o złotych owocach, i roskosznym smaku, które skrapiają liczne odnogi rzeki Barradi, lasami cedrowémi, jest stolicą pustyni, i Syryi przedmurzem. Kto je ma w ręku rozsiéwa postrach na nieprzyjaciół. Początki były dla krzyżowców pomyślne, zajęto już ogrody, lecz książęta chrześcijańscy wszczęli między sobą sprzeczkę o posiadanie miasta, i dali czas Muzułmanom do zgromadzenia sił większych.
Nour-Eddin syn i następca Emad-Eddin-Zenglii, Sułtana Alepu, zdobył Damaszek na Sułtanie Syryi, pod pozorem, że ten porozumiewał się z chrześcijanami. Wkrótce potém zagarnął całą krainę do niego należącą i przyłączył do swych ogromnych posiadłości.
W nieporozumienia zaszłe między Sułtanem Egipskim Adhedem, i Amorym, królem Jerozolimskim wmieszał się Nour-Eddin, strącił z tronu Adheda, ostatniego z Fatimitów, wkrótce umarł niespodzianie, zostawiając jedynastoletniego syna. Naczelny wódz wojsk jego, który w wielu bitwach się odznaczył, Saladyn, syn Ayouba po śmierci Nour-Eddina zagarnął wszystkie posiadłości jego, zostawiając synowi Kalifa, Malekel-Selahowi jedynie Alep, lecz gdy ten w młodym wieku umarł, i tę małą cząstkę do swego państwa wcielił, był głową potężnego rodu Ayoubitów 1173 roku.
Roku 1173 po śmierci Baldwina III, króla jerozolimskiego, berło przeszło w ręce brata jego Amorego, człowieka wielkich przymiotów, który je piastował czas krótki, ale z chwałą. Następcy jego Baldwin IV i V osłabili państwo zniewieściałością i nierządem, które istniało tém tylko, że byli z sobą w niezgodzie książęta muzułmańscy. Nakoniec w 1186 Guy de Lusignan, który pojął za żonę Sybillę, siostrę Baldwina IV, a Matkę Baldwina V, podstępnie osiadł na tronie pasierba.
Saladyn wkroczył do Galilei, bronionej przez pięciuset Templaryuszów i Johanitów, którzy jak najwaleczniéj się broniąc wyginęli pod ciosami muzułmanów. Wielki mistrz Templaryszów Renaud de Chatillon i dwóch innych rycerzy, wyszło z téj rzezi, lecz później głowa tego szlachetnego de Chatillon padła u stóp dzikiego zwycięzcy.
W grożącém niebezpieczeństwie połączyli się Raymund hrabia Tripoli, z Guy de Lusignan dla wspólnéj obrony. W bitwie pod Tyberyadą rycerstwo chrześcijańskie nieustraszenie walczyło, dało dowody bohatyrskiego męstwa, a Saladyn niezrównanego okrucieństwa. Po tej nieszczęśliwéj przegranéj bitwie roku 1187, poddały się Saint-Jean d’Acre i Jerozolima. Guy de Lusignan dostał się w ręce nieprzyjaciół z towarzyszami broni. Saladyn wrócił tym bohatérom wolność, dla tego właśnie, że w żadne układy z nim wchodzić nie chcieli. Mężczyznom kazano zapłacić od głowy dziesięć sztuk złota, kobiétom po pięć, a za dzieci po dwie, ci wszyscy mogli się udać do Tyru lub Tripoli, nie mogących zaś złożyć okupu, których liczba wynosiła do trzech tysięcy, Saladyn dał dowód szlachetności wtedy i umiarkowania, zupełnie uwolnił.
„Zaléwali się wszyscy łzami gdy przyszło opuszczać „Jerozolimę,[6] Sułtan kazał przy drodze ustawić tron swój, aby widziéć idących na wygnanie chrześcijan. Patryarcha szedł na czele, unosząc z sobą naczynia święte, i ozdoby kościoła Grobu Pańskiego, za nim postępowała królowa Sybilla, otoczona orszakiem kobiét z drobną dziatwą na ręku, a za niémi waleczni rycerze, dźwigając na ramionach zamiast bogactw i kosztowności, starych swych rodziców, osłabionych wiekiem, chorobą.“
Któżby się nie wzruszył na widok tego męztwa, i takiéj cnoty?... Saladyn nie lękając się już tych mężów walecznych, podziwiał ich, dozwolił nawet rycerzom szpitalnym pozostać w mieście dla pilnowania rannych, i opieki nad tymi, którzy iść nie mogli za współbraćmi.
Rozpaczliwe wołania chrześcijan w Azyi doszły nareszcie do Europy. Wzięcie Jerozolimy przez Saladyna okryło ją żałobą i sromem. Urban III nie przeżył téj boleści. Następca jego Grzegorz VIII, a później Klemens III powoływali znowu chrześcijan do nowych walk, i nowa krucyata została ogłoszoną.
Wojownicy Zachodu wyszli pod wodzą, Arcybiskupa Wilhelma Tyru, historyka téj epoki; zdołał on nakłonić do téj wyprawy królów Filipa Augusta, francuskiego, i Henryka II angielskiego, będących z sobą w ciągłych zatargach i niezgodzie. Na jego słowa pełne boleści i zaklęć, znowu okrzyki: „Bóg tego chce! krzyż! krzyż!“ zabrzmiały do koła, i poczęto się zbroić do Palestyny.
Lud się gromadził, ale brak był wielki piéniędzy. Wtedy postanowiono dla pokrycia kosztów wyprawy nowy podatek nazwany dziesięciny Saladyna (dime Saladine). Zapał był szczéry, każdy ochotnie daninę składał, żydzi chcieli się uchylić od niéj, lecz król francuski Filip kazał otoczyć wojskiem ich synagogi, i nie wypuścić aż złożą 5,000 marek srebra.
Wyprawa została opóźnioną z powodu nowych nieporozumień między dwoma królami. Śmierć Henryka II, króla angielskiego 1189 r. położyła im koniec. Następca jego Ryszard Lwie-serce, zawarł z Filipem pokój, i krzyżowcy wyruszyli w drogę. Udano się morzem, zachowując najściślejszą karność, przez ciąg całéj krucyaty, „aby Bóg nie opuścił swych sług i czcicieli.“
Fryderyk Rudobrody był już w Palestynie. Przyjął także krżyż z rąk Wilhelma z Tyru, i poprowadził ze swym synem Fryderykiem Szwabskim kwiat rycerstwa niemieckiego. Wyborowe wojsko jego ze stu tysięcy ludzi, równie jak i wódz odznaczało się odwagą i życiem wzorowém.
Fryderyk przybywszy do Konstantynopola, zastał państwo zakłócone rewolucyami, i mordami ubiegających się o tron Aleksisa II Komnena, krewnego jego Andronika, i Izaaka wnuka Aleksisa w dalszéj linii, który zjednawszy lud, wstąpił na tron 1185 roku. Wiarołomny i nikczemny jak wszyscy Komnenowie, zastawiał sidła na cesarza niemieckiego. Fryderyk zmusił go do neutralności i upokorzenia się, nazywać go musiał najwaleczniejszym cesarzem niemieckim. Przeszedł Fryderyk Dardanele; piérwsze miejsce, które kronikarze wymieniają w pochodzie jego, było jezioro słone. Jezioro słone leży o szesnaście mil od Laodycei, wśród pustyni, na której nie rosną ani drzewa, ani trawa. Brzegi jego podobne są brzegom Martwego morza, ma łożysko bielejące się z soli, którą jego wody bezustannie wyrzucają, w języku tureckim się zowie Adjeghial. Długie siedm mil, szérokie półtory. Tu wojsko niemieckie spotkało Turkomanów z licznémi trzodami, i dało dowód umiarkowania, nic nie zabiérając.
Od jeziora słonego wojsko zwróciło się ku Philomelium, zwane przez kronikarza Ansberta, Vilimil. Przebyli tę przestrzeń w dniach dwudziestu, przenosząc wiele złego (mala a seculis inaudita), dla braku żywności, najgorszych dróg, i nacisku nieprzyjaciela, którego ciągle trzeba było odpiérać. Trudno skréślić ślady drogi krzyżowców niemieckich.
Przewodnicy Grecy, lub więźniowie tureccy błędnie im je wskazywali. Philomelyum w tureckiéj nazwie jest to Ilguin, i od Jeonijum leży od ośmiu do dziesięciu godzin.
Dziesięć tysięcy Muzułmanów napadło na obóz chrześcijański, w pobliżu Philomelyum, krzyżowcy walecznie ich odparli. Wyszedłszy z Philomelyum, wycierpieli najsroższego głodu okropności. Widziano najwznioślejsze przykłady najtkliwszej pobożności: „Biédni pielgrzymi, mówi Ansbert, „przygnębieni głodem i chorobą, ledwie przy życiu, i czując, że już nie zdążą za wojskiem, kładli się krzyżem na ziemi, powtarzając w głos Credo i modlitwę Pańską, i oczekując co chwila śmierci w imię Zbawiciela. Jeszcze byliśmy niedaleko od nich, nieprzyjaciel idąc za nami, ścinał ich, przysparzając liczbę męczenników Chrystusowi.“
Bitwa nazajutrz Zielonych świąt, w której 300,000 wojska muzułmańskiego rozbito, miała miejsce na drodze z Ilguin do Konieh, o siedm mil drogi do tego miasta. Tam schroniła się rozbita armija sultana. Muzułmanin, który służył za przewodnika Niemcom, zaprowadził ich w puste i bezdrożne miejsca; w braku wody pili krew zwiérząt, wysysali listki trawy, a woda stęchłego bagna smakowała jak nektar.
Naoczny świadek wyprawy Fryderyka uważa to zwycięstwo, jako wydarzenie najgodniejsze pamięci potomnych. Za przyjściem do Jeonijum, znaleziono obfitość wielką, żywności, i więcéj niż sto tysięcy mark srebra, i złota. Tu wojska mogły wygodnie wypocząć, a potém udały się do Laranda, dziś Karaman, znalazły po drodze jezioro słodkiéj wody, i przeszły przez miasteczko Pirgas. Odległość od Jeonijum do Larandy jest trzydzieści pięć mil. Ansbert opowiadając o tym pochodzie, mówi: „żaden język ludzki, nawet aniołów nie mógłby wystarczyć do wypowiedzenia wszystkich nędz i cierpień, które wojska w téj drodze znosiły bez szemrania, a nawet wesoło dla imienia Chrystusa, i czci „Jego krzyża.“
Wojsko Fryderyka z Larallda kierowało się ku Tarsowi, i szło brzegami Selefu. Rzeka ta pamiętna jest straszną klęską, bierze swe źródło w dolinie o dwie mile na północ Kamaranu, zwie się u Turków Gujenk-Sou, przebiega dolinę Taurusu z Zachodu na Wschód, i wpada do morza przy ruinach starożytnéj Suelecyi (Selefke). Niemcy zbliżyli się ku téj części Taurusu, któr Selef skrapia, w tych górach zaledwie dostępnych dla mułów, wszyscy bez różnicy, naj dostojniejsi książęta, biskupi, i panowie, szli pomagając sobie rękoma, jak czworonożne zwiérzęta. Kronikarz Ansbert dodaje: „że niepodobna było patrzéć bez łez na najznakomitszych rycerzy okaleczałych, lub schorzałych, niesionych na noszach, wśród przepaści i urwisk; innych znowu dźwigali na tarczach słudzy i giermkowie, upadający sami z trudu i wycieńczenia.“
Wedle kronikarzy, Fryderyk poniósł śmierć w dolinie Taurus, w nurtach rzeki Selefu. Jedni utrzymują, że znęcony świéżości wody tej rzeki, wykąpał się i został chorobą dotknięty, z któréj nie wyszedł; drudzy, że utonął przebywając ją wpław dla wyszukania brodu dla wojska. Niespodziane nieszczęście jak piorun spadło i przeraziło wojsko chrześcijańskie. Jednak z głębok rezygnacyą poddało się woli Bożej, zwykłe hasło: Bóg tak chce! zamieniono na Bóg tak chciał!
Królowie francuski i angielski, wsiedli na okręta, jeden w Genui, drugi w Marsylii. Książęta ci byli w nieporozumieniu między sobą z rywalizacyi o waleczność, i dla ożenienia się Ryszarda z Beranżerą Nawarską, gdy był wprzódy zaręczony z księżniczką francuską Alicyą. O mało nie zmieniła się wyprawa święta na wojnę osobistą. Pogodzili się, i pospieszyli wspólnie ocalić i wybawić Jerozolimę roku 1190.
Filip August przybył do Saint-Jean-d’Acre, gdy tymczasem Ryszard zabrał Izaakowi Komnenowi wyspę Cypr. Wojsko francusko-angielskie, połączone z chrześcijanami Syryi, zdobyło Ptolomaidę czyli st. Jean-d’Acre. Nigdy nie widziano podobnéj odwagi, i waleczności. Filip i Ryszard Lwie-serce, Saladyn, i brat jego Malek-Adhel byli godni siebie zapaśnicy. Odwaga wodzów zapalała waleczność żołnierzy, i każdy z nich stawał się bohatyrem. Saladyn upadał na duchu, gdy ujrzał sztandar krzyża, powiéwający na murach Ptolomaidy. Zwyciężeni zobowiązali się w jego imieniu do zapłacenia 200,000 sztuk złota, wydania wszystkich dawniejszych niewolników, a nadewszystko zwrócenia relikwij prawdziwego krzyża. Saladyn nie ratyfikował téj ugody, zwlekał pod rozmaitémi pozorami, a tymczasem książęta chrześcijańscy zazdrościli Ryszardowi tryumfów, którego odwaga przeszła w przysłowie. Leopold, Arcyksiąże austryacki i Filip, król francuski zostawiwszy króla angielskiego w Palestynie, wrócili do państw swoich z wojskami.
Ryszard Lwie-serce zniósł bez skargi to opuszczenie, rachował na swoje powszechnie uwielbioną, bohatyrską siłę. Nad Saladynem odniósł zwycięstwo pod Arsus, gdzie Muzułmanie zostawili 8000 ludzi na polu bitwy. Tak wielkie były czyny rycerskie Ryszarda, w dniu tym na zawsze pamiętnym, że nikt oprzéć się nie zdołał jego cięciom, które zmiatały głowy nieprzyjaciół, jak kłosy dojrzałe. Saladyn, nie mogąc zwyciężyć orężem, postanowił ogłodzić armiją chrześcijańską, gdy się bowiem zbliżała do jakiego miasta, zastawała je obrócone w perzynę, lub zrujnowane; musiał przeto Ryszard cofnąć się, choć był zwycięzcą. Rozpoczął układy, a w nich oświadczał, że gotów jest powrócić do Anglii, byleby mu Saladyn oddał Jerozolimę i relikwije Krzyża Świętego. Sułtan mający nadzieję zmuszenia Ryszarda do powrotu do Europy, odrzucił propozycye, jednakże wkrótce na nowo rozpoczęto układy, i te zdawały się być bliskie końca. Ryszard oddawał swą siostrę Johannę w małżeństwo bratu Saladyna Malek-Adhelowi, lecz duchowieństwo wzbroniło córce Kościoła katolickiego zaślubiać niewiernego.
Ryszard znowu wrócił do broni, ale tym razem szczęście go opuściło; pomimo trwogi, jaką rozsiéwał wśród Muzułmanów tępiąc ich codziennie, nie mógł dostać się do Jerozolimy, którą liczne wojska strzegły. Walcząc i pędząc przed sobą Saracenów dotarł do Emmaus. Ujrzawszy miasto święte zawołał ze łzami: „Nie jestem godzien oglądania tego „miasta, bom nie umiał go zdobyć.“
Od tego czasu zapał Ryszarda stygł coraz bardziéj, wierni jego wasalowie angielscy donosili mu, że brat jego Jan-bez-ziemi, chce przywłaszczyć jego państwo. Przygotowywał się tedy do powrotu, i nowe przedstawiał warunki Saladynowi: żądał, aby Jerozolima była otwartą dla wszystkich chrześcijan, Jaffa i Tyr należały do chrześcijan, a Ascalon, jako terytoryum neutralne, aby było zniesione. Pod témi jedynie warunkami ustępował z Syryi.
Saladyn pragnąc oddalenia się Ryszarda, zgodził się na te warunki, i ratyfikował je przy osobistém widzeniu się z królem. Malek-Adhel uwielbiający lwa angielskiego, udarował go najpyszniejszémi końmi; Saladyn zaś ofiarował mu drzewo Krzyża Świętego, które Ryszard oblał łzami. Nawiedził grób Zbawiciela, potwierdził wybór Henryka de Champagne na króla Jerozolimskiego, i odpłynął z resztkami swego wojska do Anglii.
Burza zaniosła okręt Ryszarda na wybrzeża Włoch, gdzie został uwięziony z rozkazu mściwego Leopolda Austryackiego, który go wydał cesarzowi Henrykowi VI.
Taki był koniec krucyaty, z której Saladyn odniósł korzyści, a bohatyrska chwała została przy królu Anglii. Saladyn niedługo żył po odjeździe króla Ryszarda. Panując długie lata przy niezmierném powodzeniu, gdy umiérał nie posiadał, ani pałaców, ani złota. Ubóstwo wielkiego Sułtana Azyi było dowodem jego bezinteresowności i cnoty. Umarł roku 1193.
Po śmierci Malek-Alkamela, Syn jego Malek-Saleh-Nadger-Eddin, nastąpił po nim jako Sułtan Egiptu. Chrześcijanie zerwali pokój, zawarty przez Fryderyka II, i pobici zostali pod Ascalonem. Malek-Saleh zdobył Jerozolimę, która była znowu w ręku chrześcijan po traktacie Fryderyka II z Malek-al-Kamelem; zwyciężył także książąt Ayoubitów, chcących nią owładnąć, również Malek-Izmaela pod murami Damaszku, połączywszy się wprzód z Kowarezmianami. Pod Synami Zenghis-Khana, rozpadała się wielka Azya, a dla Syryi przygotowywały się nowe napady Mongołów.
Gdy to się działo w Azyi, Ludwik IX został złożony ciężką chorobą w Pontoise, roku 1244, zwątpiono nawet o życiu jego; jedna z dam dworskich, będąca przy łożu jego, sądząc, że już nie żyje, chciała mu zakryć twarz całunem.
Ocknąwszy się zawołał: „Światło Wschodu z wysokości Niebios rozlało się na mnie, i wywołało mnie z pośród umarłych.“ Wróciwszy do zdrowia zapragnął przyjąć krzyż, i poprzysięgł iść do Palestyny.
Napróżno matka jego Blanka, i dygnitarze państwa odwodzili go od tego zamysłu; Ludwik święty w odzieniu pielgrzyma, w towarzystwie żony swéj Małgorzaty, swych braci, jako też Piotra de Dreux, księcia Brytanii, Hugona de Lusignan, hrabiego de la Marche, i historyka sire Joinvilla, puścił się w drogę. Hrabina de Poitiers towarzyszyła swemu mężowi. Podczas téj krucyaty Blanka z Kastylii, matka królewska rządziła Francyą w imieniu syna 1248 r.
Ludwik IX, przybywszy na wyspę Cypru, położył koniec niesnaskom, rozdzielającym między sobą chrześcijan Palestyny, wysłał sułtanowi wyzwanie do wojny, poczém odpłynął do Egiptu i rozpoczął kroki wojenne od oblężenia Damietty, miasta bardzo obronnego, liczącego 80.000 mieszkańców z załogą 50.000 i z zapasami żywności na lat dwa. Zewnątrz broniły ją oddziały wojsk sułtana Sudanu, które się ciągle zwiększały. Położenie Damietty zwiększało trudności oblężenia, gdyż Nil i kanały go otaczały. Kilka miesięcy upłynęło wysileń i poświęceń bez granic. Wiele stoczono krwawych bitew. W niektórych Krzyżowcach nadzieja i odwaga upadać zaczęły, powracali do Europy, ale na ich miejsce przybywali nowi wojownicy z rycerskiém sercem i zapaXem; Damietta zdobytą została trzeciego listopada 1249 roku.
Naoczny kronikarz mówi: „Nim wydano hasło do powszechnego szturmu, przygotowywano się przez post trzydniowy i odbywano procesye, idąc bosémi nogami ku większéj czci krzyża świętego. Trupy Saracenów zaścielały pola, jak snopy w czasie żniwa uścielają żyzne niwy. Starcy i dzieci z płaczem na murach wołali: O Mahomecie, za cóż ty nas opuszczasz! Mieszkańcy Damietty pozamurowywali wiele bram, aby nikt wymknąć się nie mógł, a jeżeli komu wymknąć się udało, to podobniejszym był do widziadła, wychodzącego z grobu, niźli do żywego człowieka. Nakoniec podobało się Bogu, aby Damietta zdobytą została na niewiernych, aby w niej uczczono imię Jego święte, Najświętszą Pannę i wszystkich Świętych Pańskich. W wigiliją św Leonarda, w nocy, za pomocą Bożą Krzyżowcy odnieśli cudowne zwycięstwo. Kilku wojowników rzymskich dobrze uzbrojonych dostało się na mury, byli w wielkiéj trwodze, czy Pan ich wesprzéć raczy, spotkali się u jednej z bram z kilku Saracenami. Opanowawszy ją, z wieży zdobytéj zaśpiewali Kirye-elejson! Natychmiast całe wojsko odpowie„działo: Gloria in excelsis! a legat papieski zaintonował: „Te Deum laudamus! Szpitalnicy wydali okrzyk: Krzyż święty! Grób święty! Jedną bramę miasta otworzono, druga strzaskano taranami, i Damietta przez łaskę Bożą zdobyta.“ Miasto oddano pod opiekę Najświętszéj Panny; główny meczet na kościół zamieniono i poświęcono.
Przestrach Saracenów był wielki, łatwo z niego można było korzystać, ale Francuzi wahali się i namyślali, a nowy sułtan Mathan Turan-Shan, syn Nodger-Neddina, który nie przeżył straty Damietty, użył tego czasu dla uzbrojenia fortu i postawienia się odpornie. Odpłynął do Syryi, zostawując dowództwo Fakr-Eddinowi, który, po utracie Damietty, pełen nienawiści dla chrześcijan, zapragnął ich zguby. Damiette ufortyfikowano i w niéj została królowa i kobiéty towarzyszące Krzyżowcom, a wojsko, powiększone oddziałami hrabiego de Poitiers, udało się do Kairu. Gdy się daléj posunęli, Nil, kanał Achmoun i Mansurah przecięły im drogę; jedyne zostało przejście środkiem armii nieprzyjacielskiéj, rażącej ogniem gregoryańskim, a od którego częstokroć najwyższe męstwo ocalić nie mogło. Pomimo tak potężnego przeciwnika, przeszli kanał, mając na czele Roberta, hrabiego d’Artois, brata królewskiego, i Templaryuszów. Trzystu Saracenów, strzegacych przejścia, pierzchło w nieładzie; ścigając ich, hrabia d’Artois wpadł do obozu Saracenów, przeraził Fakr-Eddina, zdobył Mansurę prawie pustą i oddał na łup swoim żołniérzom.
Mahometanie byli zupełnie zwyciężeni, Bibars-Bandachar, wódz Mameluków, ożywił odwagę ich wojska i wyszedł dla powstrzymania Krzyżowców, którzy, zajęci rabowaniem domów i niszczeniem, nie spostrzegli, jak wpadł do Mansury, pozamykał wyjścia i rozpoczął zajadłą walkę. Św. Ludwik, uwiadomiony o niebezpieczeństwie brata, przybył i zmusił Bibarsa do cofnięcia się, ale pomoc przyszła za późno dla walecznego i nierozważnego Roberta. Po zażartéj walce przez pięć godzin, zginął z dwiestu ośmdziesięciu Templaryuszami i wielkim mistrzem Szpitalników. Przed śmiercią widział Fakr-Eddina, upadającego pod ciosami Krzyżowców 1250 r.
Król został panem obozu Saracenów.
Wszczęły się zarażliwe choroby w wojsku chrześcijańskiém, trupy niepogrzebione szérzyły zarazę; gorączka, dysenterya wyczerpywały wszystkie siły. Nakoniec głód dopełnił miary nieszczęść. Król zażądał od sułtana pokoju, ofiarował mn Damiettę w zamian Jerozolimy i innych miast Palestyny. Moatham przyjmował, ale żądał miéć króla zakładnikiem. Bracia królewscy, baronowie i rycerze francuscy odmówili swego zgodzenia się i woleli raczej zginąć, niż wydać króla. Wracali do Damietty, wiatry przeciwne i Saraceni przeszkadzali. Ludwik św. został uwięzionym w Miniech przez emira Genral-Eddina i odprowadzony do Mansury. Nieprzyjaciele podziwiali jego spokój, powage i rezygnacyę. Tymczasem milicya Mameluków, zbuntowawszy się przeciw Moathanowi, zapaliła wieżę, gdzie był sobie założył mieszkanie, i uciekającego zabiła; wycieła potém niewolników chrześcijańskich, zostawiwszy tych tylko, którzy mogli wielki okup złożyć.
Mameluk Ibeg, pojąwszy za żonę macochę Moathana, ogłosił się sułtanem, potwierdził rozpoczętą ugodę z królem francuskim, który mu zwracał Damiettę jako swój własny okup, a za resztę niewolników złożył milijon sztuk złota, prócz tego zobowiązał się nie walczyć już więcéj dla odebrania Jerozolimy. Po zawarciu pokoju, Ludwik święty udał się do Palestyny, gdzie lat cztéry przebywal; korzystając z niezgód muzułmanów, wysyłał misye do krajów mongolskich. Jeden z misyonarzy, Wilhelm Babriquis, nie mogąc się porozumiéć z hanem Mongolów, powrócił wspaniale udarowany z przyjacielskim listem do Ludwika IX.
W tym czasie, Starzec z Góry (le Vieux de la Montagne) czyli książę Asasanidów Allaleddin Mohamed III wymagał od króla francuskiego ogromnego haraczu, grożąc mu śmiercią, gdyby nie wypłacił; Ludwik nie przeląkł się tych pogróżek, owszem, wszedł w przyjacielskie stosunki z tym niebezpiecznym nieprzyjacielem, i miał w nim stałego i wiernego sprzymierzeńca.
Gdy się to dzieje w Palestynie, Francya zakłóconą była przez burdy awanturników, znanych pod nazwą Pastouraux. Przewodniczył im Węgier, imieniem Jakób. Oddawali się najszkaradniejszym bezprawiom, pod pozorem zbiérania się do krucyaty. Regentka Blanka z Kastylii pisała naglące listy do syna, żądając jego powrotu, ale go dopiéro śmierć matki skłoniła do opuszczenia Palestyny, dla objęcia rządów paístwa. Powrócił w roku 1254, otoczony aureolą chwały, którą zdobył odwagą, rezygnacyą i cnotami chrześcijańskiémi.
Najazd Mongołów nastąpił 1258 roku. Te hordy barbarzyńców rozpoczęły swe podboje wzięciem Bagdadu, gdzie rzeź i grabież trwały dni cztérdzieści, a ostatni z Abasydów, trzydziesty siódmy kalif Wschodu Mostasem-Biloch został zaszyty w wór skórzany i wśród swéj stolicy zdeptany kopytami końskiémi.
W tym czasie państwo łacińskie w Konstantynopolu, po panujących przedtém kilku książętach, dostało się Baldwinowi II w dziecinnym wieku. W czasie jego małoletności, M. Paleolog, wuj Laskarysa, którego strącił z tronu, opanował Konstantynopol roku 1261. Położył koniec panowaniu zachodniemu, wskrzesił greckie. Traktat zawarł ze Stoulagonem, wodzem Tatarów, pustoszącym Azye Mniejszą, który wziął Alep i Damaszek, zagarnął cały zachód Azyi.
Sułtan egipski wszedł w umowę z chrześcijanami, ale został zamordowanym przez Mameluka Bibars Bardochar, tego, który uwolnił Mansurę i ogłosił się sułtanem. Przewrotny, okrutny, pełen nienawiści do muzułmanów i do chrześcijan, prześladował ich w Palestynie, zabierał twierdze, palił miasta, pustoszył posiadłości, znieważał i mordował zwyciężonych. Ptolomaida opierała się jeszcze, chorągiew Chrystusa powiéwała na jéj murach, Bibars ją obalil. Nie było pozwoloném od Boga chrześcijanom oswobodzić Ziemię św.
Na wieść okropnych nieszczęść na Wschodzie, ósma krucyata ogłoszoną została 1270 roku. Pobożny król znowu się do niéj gotował, pomimo oporu, jaki znalazł w parlamencie, na dworze i we własnéj rodzinie, wszyscy bowiem lękali się wyprawy i nowych nieszczęść. Św. Ludwik nie dał się niczém przekonać, przezwyciężył wszystkie trưdności i popłynął ku Afryce, gdzie go powoływała gorliwość chrześcijańska. Wojsko francuskie wylądowało przy starożytném Byrse, na którego zamku ujrzano wkrótce powiéwającą z krzyżem chorągiew królewską. Niedaleko stamtąd dają się spostrzedz ruiny Kartaginy, na miejscu której stanęło miasto Tunis. Władce jego wezwał, aby przyjął chrzest lub wojnę. Wybrał ostatnią, spodziewając się pomocy, obiecanéj mu przez Bibarsa. Wtém morowe powietrze zabijać poczęło wojsko Krzyżowców. Główni jego wodzowie legli: papieski legat, król Nawarry, Jan Tristan, książę de Nevers; i nakoniec św. Ludwik umarł, na łożu usypaném popiołem, jak bohatér i święty, 25 sierpnia 1270 r. po życiu pełném cnót i zasług, jako chrześcijanin-polityk i wódz waleczny. Zacytujmy tu ustęp jednego ze znakomitych pisarzów francuskich o Ludwiku świętym: „Ludwik św., chwała monarchii francuskiej, syn Ludwika VIII, króla Francyi, urodził się 25 kwietnia, 1215 roku w zamku de Poissy, gdzie téż był ochrzczony, dla czego zwykł był podpisywać się Ludwik de Poissy, na znak, jak wysoko cenił swe powołanie do grona wiernych. Piérwsze lata życia Ludwika upłynęły pod okiem matki Blanki. Cnotliwa matka pragnąc, aby syn jéj wraz z mlékiem wyssał wielkie zasady religii chrześcijańskiéj, brała go często na kolana i mówiła: Zaprawdę, synu mój, kocham cię czule, ale jednak wolałabym patrzéć na śmierć twoję, niż żebyś popełnił grzéch śmiertelny. Nauki pobożnéj królowéj nie były daremne, Ludwik powtarzał je codziennie i zachował całe życie niewinność na chrzcie świętym otrzymaną.
W dwunastym roku na najświetniejszy tron wstąpił i namaszczonym był w Reims. Jak drugi Salomon błagał Boga, aby był jego przewodnikiem i podporą w trudnéj sztuce rządzenia. Roztropność, stałość, wszystkie zalety walecznego wojownika, dobrego króla i wielkiego Świętego, dowiodły, że proźba jego wysłuchaną została.
Przekonany, że królowie są namiestnikami Boga, mądry monarcha starał się przedewszystkiém o wzrost religii, wykorzenienie herezyj i położenie tamy zgorszeniom. Założył wiele klasztorów, które wydały znakomitych i zasłużonych Kościołowi ludzi. Codziennie żywił w swym pałacu stu dwudziestu, a niekiedy dwustu ubogich, czasami sam usługiwał do stołu.
Otrzymawszy świętą cierniową koronę Zbawcy świata, natychmiast na umieszczenie jej kazał wystawić wspaniałą kaplicę. Wiara jego była tak silną, iż, rzecby można, widział prawdy, które objawia. Wygnał z kraju swego szarlatanów, którzy rozmaitémi sztukami wydrwiwali pieniądze od ludu i ukarał z przykładną surowością panów, którzy uciemiężali poddanych. Gdy szło o wymierzenie sprawiedliwości, nie zważał na związki krwi i na żadne względy ludzkie. Siedząc pod debem w Vincennes, dobry król rozsądzał sprawy i natychmiast rozkazywał wynagradzać krzywdy.
Ludwik św. nie tylko do kwitnącego stanu przywrócił religiją w swojém państwie, ale jeszcze prowadził świętą wojnę cywilizacyi z barbarzyństwem muzułmanów. Chrześcijanie w Palestynie jęczeli pod jarzmem niewiernych; Ludwik przedsięwziął iść im na pomoc. Jakkolwiek te wyprawy nie osiągneły skutku, jakiego się spodziewał, ale zasłoniły Kościół od potęgi niewiernych, osłabiając ich, dały poznać siłę miecza chrześcijańskiego.
W czasie drugiej wyprawy w Tunis, widząc śmierć nadchodzącą, zawołał starszego syna i dał mu testament, godny chrześcijańskiego króla i ojca. Przyjął Sakramenta święte z pobożnością, która wszystkim obecnym łzy wycisnęła. Kazał się położyć na lóżku, posypaném popiołem.
Z rękami złożonémi na piersiach, z oczyma wzniesionémi do nieba, spokojnie zasnął w Panu, wymawiając słowa: Panie, wnijdę do domu Twego. Umarł dnia 25 sierpnia 1270 roku.“ Przerażenie i smutek ogarnęły Krzyżowców na wieść o śmierci króla, lecz przybycie Karola d’Anjou i jego floty, ożywiło ich umysły. Król tunetański był zmuszonym prosić o pokój; Francuzi powrócili do Europy. Edward angielski sam daléj prowadził wojnę, lecz raniony sztyletem przez księcia Asasenidów, powrócił do swoich państw 1271 roku. Jego odjazd przyśpieszył upadek chrześcijan na Wschodzie. Podzieleni na stronnictwa króla cypryjskiego i Maryi z Antyochii, ofiarowali inwestyturę królestwa nieistniejącego obu pretendentom. Nie mogli się oprzéć kalifom, następcom Bibarsa, którzy ich zniszczyli w bitwach roku 1288. Kalif opanował Ptolomaidę 18 maja 1291 roku i strącił chorągiew Zbawiciela z murów tego miasta.
Za wzięciem Ptolomaidy, królestwo chrześcijan upadło. Templaryusze, szpitalnicy, rycerze zakonu teutońskiego wrócili do Europy; szukali dla siebie innego przeznaczenia. Wyprawy krzyżowe nie były już przedsiębrane; zapał, niestety, chrześcijan ostygał; niepowodzenia, nieszczęścia zraziły i odwiodły od bohatérskich poświęceń się.
Życie pustelnicze najbardziej się rozwinęło w Egipcie, w Tebaidzie. Zaludnili ją ludzie z całego świata przybywający, wyłącznie dla poświęcenia się Bogu. Jakby nowy lud Boży, zamieszkał na południu ziemi egipskiéj, w pustyniach piasczystych, w gnieździe najdzikszych zwierząt. Dnie całe i noce przepędzali w modlitwach, hymnach, śpiéwach, w kontemplacyi, chwalili Boga, wyzuwszy się z najpiérwszych potrzeb życia. Okrywali się liściem i prawie nic nie jedli. Nie widywali się z sobą tylko na modlitwie, nic nie mówili. Egipt wybrali na utworzenie i rozwój życia pustelniczego. W Egipcie była kolébka nauk ludzkich. Tu mędrcy badali gwiazdy, planety, oddając się astronomii, z niéj pragnąc wyczerpać wszelką wiadomość o tém, co jest w niebie i na ziemi. Nauka ludzka podniosła rokosz przeciw Bogu. Badacze w hieroglifach chcieli objaśnić tajemnice wszelkie i odchylić zasłonę, jaką Bóg okrył najświętsze prawdy przed okiem człowieka. W tymże Egipcie, jakby wyraźnie z woli Bożéj, dla zawstydzenia próżnéj mądrości ludzkiéj, zajęli miejsce uczonych i mędrców świata, pustelnicy. Patrzyli na gwiazdy, aby wiedziéć o godzinie, w której mają rozpoczynać modlitwy, budzić się ze snu, aby śpiéwać hymny. Co na świecie się działo, wiedziéć nie chcieli, głos ze świata ich nie dochodził, gdyby doszedł, zatknęliby uszy; ciekawość ludzka i namiętność w nich zginęły. Wśród bogactw egipskiéj ziemi, zrzekli się wszelkiej własności i mienia. Starożytność ich nie zajmiowała; nie rozumieli i rozumiéć nie chcieli piramidowych i grobowych napisów. Podania, tradycyą, wiarę pogańska, wspomnienia Tartaru i elizejskie, starali się zniszczyć, zagładzić.
Uczeni ludzie przedtém i dziś prawdy szukając, jéj nie znaleźli. Wylewali potoki słów tylko, które przywiodły naukę do nicestwa duchowego (nihilizmu). Rozpacz i zbrodnia, zaciemnienie umysłu zostały udziałem świata, owocem nauki. Filozofija zwiększyła pychę ludzką, utworzyła niezliczoną liczbę ksiąg z sobą sprzecznych, których ludzie przeczytać i zrozumiéć nie mogli. Najwyższy umysłu i ducha niepokój, prawdziwą dzikość i barbarzyństwo, chucie zwierzęce ozdobiono pięknémi formami. Wtedy, od świata zepsutego ludzie lepsi, zacniejsi uciekli do pustyń i zastukali do pieczar, do kamiennych podziemi. Znaleźli tam prawdę, światło i pokój, znękani walką życia na pustyni zostali. Inni, słowo Boże, którego się na pustyni nauczyli i zrozumieli, roznieśli po świecie całym. Nauka Kościoła katolickiego zniszczyła naukę pogańską i odrodziła społeczność ludzką. Ktoby mógł przewidziéć, że świat starożytny pogański, którego oświécił i odrodził Kościół święty, znowu na łonie nauk i filozofii odżyje! i wznowią się prześladowania i męczeństwa Kościoła, przez samychże chrześcijan, w czynach i w życiu jeszcze dzikszych od pogan, w nauce bardziéj zawikłanych i płytszych.
Piérwszym pustelnikiem był Paweł z Tebów, który w jaskini koła morza Czerwonego mieszkał i 60 lat nigdy człowieka nie widział. Po upłynieniu lat sześćdziesięciu, drugi pustelnik Antoni znalazł go i zachwycił się, ujrzawszy drugiego Jana Chrzciciela; krótkie chwile przebyli z sobą, bo umiérać miał Paweł, i Bóg tak zrządził, że przyszedł Antoni, aby go pogrzebać i święte życie jego ogłosić. Wysłany od Pawła, aby mu płaszcz przyniósł św. Atanazego, wróciwszy, nie zastał go żyjącym. Paweł, klęcząc, oddał Bogu ducha. Klęczącego, już zmarłego Antoni go zastał. Lwy przybiegły, liżąc stopy św. Antoniego, pazurami wykopały grób Pawłowi, w którym został przez św. Antoniego pogrzebany.
Pustelnicy w miejscach zupełnie bezludnych znaleźli wiele dzikich zwierząt, wężów zjadliwych i rozmaitych potworów, które za przybyciem ludzi coraz się więcéj zbiérały, napastowały i pochłonąć chciały, ale nie zabijając, nie czyniąc szkody, się oddalały. Zwierząt uległość, świętéj przypisywali łasce i najwyższéj sile Bożej, która zwycięża szatana, którego jakoby postać w dzikich zwierzętach widzieli. Z początku mieszkał jeden tylko pustelnik, potém dwóch, od zwierząt nie zginęli. Nowi przybywali, coraz się pustynia zaludniała, coby nigdy nastąpić nie mogło, gdyby ich zwierzęta zabijały. Tradycya przynosi wieści, o których dzieje nie mówią, naprzykład o pożéraniu ludzi przez smoki i o zabiciu tych smoków, w Tebaidzie o dwóch lwach, które pogrzebały Pawła. Liżąc nogi św. Antoniego, prosiły go o błogosławieństwo i oddaliły się na jego skinienie. Św. Pawel urodzony 229 roku, umarł 324 roku.
Wieść o śmierci i żywocie pustelniczego Pawła wstrząsła całém chrześcijaństwem. Święty Antoni, drugi dopiéro pustelnik urodzony 221 roku w Egipcie, zmarły 350 r. miał w dwudziestu cztérech klasztorach, przez siebie założonych, tysiąc ludzi. Nad samym brzegiem Nilu o 25 mil od Kairu osiadł; opuścił to miejsce i przeniósł się do dalszéj pustyni.
Gdy na Wielkanoc wszyscy razem się zebrali, było ich 50.000, miasto Oxyrchinchus było napełnioném zakonnikami. Dwadzieścia tysięcy dziewic, dziewięć tysięcy mężów Chrystusowi Panu służyło. Pustelnicy w Heliopolis byli pod kierunkiem św. Apollona. Serapijon rządził pustelnikami w Arsinoe, św. Makary w pustyni Nitri. Cenobici Kanopy (Cénobites de Canope) mieszkali w ruinach kościoła Serapis.
Św. Hieronim, wielki doktor Kościoła, niezrównany pisarz, pełen mądrości Bożéj, jak był najświetniejszym z ojców Kościoła, tak najdoskonalszym anachoretą, wzorem pustelników. Urodzony około 331 roku, przed śmiercią na lat dziesięć, przed przybyciem do Rzymu, nabył na pustyni naukę i mądrość. Osobisty przyjaciel, sekretarz papiéża, stolicę świata, w któréj jaśniał nauką i sławą, opuścił i wrócił do pustyni. Tam zniszczywszy wszystkie ludzkie namiętności, został świętym i mędrcem. Umarł dnia 30 września r. 420. Święta Senklityka była założycielką klasztorów niewieścich na Wschodzie, urodzona w Egipcie, w epoce przyjścia na świat św. Antoniego. Była córką bardzo bogatych rodziców, siostra jéj była niewidomą, braci nie miała, cała domu nadzieja na niéj spoczywała. Rodzice byli nieskończenie do niéj przywiązani, pragnęli najgoręcej dla niej znaczenia i bogactw, świetnego losu. Odrzuciła najświetniejsze partye, zapewniwszy potrzeby swéj niewidoméj siostry, sprzedała całą majętność swoje, rozdała ubogim i schroniła się do grobowca, położonego za miastem. W pustyni poświęciła się postom nieustającym i modlitwie gorejącéj, ognistéj, a razem słodkiéj i rzewnéj, niebieskiéj. Blask cnót téj służebnicy Bożéj przebił ciemności grobowca; kobiéty, dziewice chrześcijańskie przychodziły do świętėj po naukę i radę w potrzebach i wątpliwościach duszy. Nauczała zwalczać trzy główne namiętności: miłość zaszczytów, miłość bogactw, i miłość rozkoszy. Wiele ich zostało na pustyni. Utworzyły się zakony niewieście na Wschodzie, których święta Senklityka była fundatorką. Z św. Pawłem i Antonim jednocześnie żyła, poświęcając się wspólnie dla zbawienia dusz ludzkich.
Życie pustelnicze i zakonne w początkach najgłówniéj rozwinęło się na Wschodzie i szczególnie kwitło aż do szyzmy. Wschód jaśniał mężami wielkimi w kościele Bożym, jako święty Bazyli, Jan Chryzostom. Przeto niektórzy utrzymują, że życie zakonne najściślejsze tylko na Wschodzie istniało, że zasługi i owoce kontemplacyi wyłącznie do Kościoła wschodniego należą. Oderwanie się od świata, wyzucie się z siebie samych, najzupełniejsza kontemplacya jest darem, udzielonym całemu Kościołowi. Swięty Hieronim i św. Augustyn, mistrzowie reguł zakonnych, obaj byli doktorami Kościoła zachodniego. Najwyższe życie kontemplacyjne, które i dziś trwa, rozwinęła św. Teresa. Św. Paweł, pustelnik, jest ojcem, patryarchą zakonu, będącego w Kościele li tylko zachodnim Paulinów.
Tym, co zaprzeczają Kościołowi rzymsko-katolickiemu siły, wzbudzenia poświęceń, jakiémi się odznaczali wschudniego obrządku mnisi w Tebaidzie żyjący, przedstawmy przykład Michała, pustelnika z zakonu św. Romualda Kamedułów, wynalazcy koronki żywota Pana Jezusa Chrystusa. Urodził się we Florencyi r. 1240, syn możnych rodziców na dworze księcia florenckiego, znaczenie, wziętość, dostatki posiadał. Wszystko opuścił i wstąpił do księży Kamedułów. Nie poprzestał na surowéj regule ich zakonu, do rekluzy, do zamknienia się w małéj celi, jak w grobowcu, aż do śmierci się wyprosił. Nigdy nie widział się z braćmi, z nikim nie rozmawiał, do kościoła nie wstępował. Mszę św. odprawiał w rekluzie swojéj; o kilka wieków późniejszy od pustelników Tebaidy, im wyrównał, nawet przewyższył, mało sypiał bardzo, prawie nic nie jadł, modlił się nieustannie we dnie i noce przez lat 21 aż do śmierci, z uniesieniem tak silném, że twarz jego jakoby Mojżesza promieniem niebieskim jaśniała. Widział to jedyny świadek, który do mszy św. mu usługiwał. Po każdéj mszy św. zalany był łzami. W bogomyślności tak postąpił, że przyszedł do zachwycenia w Bogu i kontemplacyi. Obdarzony był duchem prorockim, przepowiedział dwom kardynałom, że zostaną papieżami. Zostawszy tyloletnim więźniem, zachował harmoniją i pokój w swej duszy, zdrowie w ciele. Pisał wykłady Pisma św., miał najgorętsze nabożeństwo do Najśw. Maryi Panny, i ułożył koronkę, którą codzień sam odmawiał. Koronka przeszła do ludu florenckiego, który ją z wielkiem nabożeństwem powtarzał. Ojcowie święci, Leon IX, Grzegorz XIII, Sykstus V, nadali téj koronce odpusty. Jest na polski jezyk przełożoną, rozdają ją ludowi księża Kameduli. Błogosławiony Michał pustelnik jest jakby wskrzesicielem na Zachodzie życia pustelniczego, które św. Paweł, św.
Antoni, św. Hieronim, św. Jan Chryzostom, na Wschodzie wiedli.
Odtąd w pustelniczym zakonie Kamedułów, wybrańsi i doskonalsi się rekludują, to jest zamykają na całe życie, albo na pewny przeciąg lat dla bogomyślności, dla kontemplacyi i najdoskonalszego życia. Kto mniemał, że tylko w pierwszych wiekach chrześcijaństwa mogli prowadzić taki rodzaj życia pustelnicy; błogosławiony Michał w XIII wieku, i jego synowie zakonni przekonywają, że Duch św. porywa dusze w każdym wieku. Ktoby mniemał, że rodzaj takiego życia jest nieużyteczny, najsilniéj błądzi i obraża Boga. Wielkie bowiem są wpływy modlitwy na wybawienie i odrodzenie całego społeczeństwa, w którém się mężowie zupełnéj poświęceni świętobliwości znajdują.
W jakim stanie klasztory wschodnie dziś się znajdują, podróżnicy nowi jak Wilkinson, Niebuhr, Pokocks, nic o tém nie piszą, nie wiedzą i wiedziéć nie chcieli. Jak dawnych zakonników nie zajmowały nie nauka, astronomija, dawne egipskie pomniki; nowożytni uczeni nie zajmują się Tebaidą dawną, dzisiejszą, i klasztorami. Życie religijne, zakonne, ich przeraża, jest dla nich niepojętém, mówią o niém z lekceważeniem, z pogardą, wszędzieby je zniszczyli, i znieśli. Starają się zgłębić, poznać starożytności egipskie, zwiedzają, stare stubramne Teby, i ruiny Memphis. Dolina Mumii, piramidy Gizeh, pałace, groby Faraonów, zajęły ich najzupełniej. Usiłują, iż tak rzekę, poświécić w zamierzchu 40 wieków. Egipt Anachoretów i pustelników, Egipt wieków średnich wstręt w nich obudza. Opisy tych klasztorów mamy tylko z wieków średnich. Wedle relacyi Michauda[7] na końcu XIV wieku Seigneur d’Angluze, zwiedzał w wyższym Egipcie dwa klasztory św. Antoniego, w których za jego czasów było 1000 ludzi, a on znalazł tylko w obu, mnichów sto trzydziestu. Nie pili wina, nie jedli ryby i mięsa przez całe życie. Gości, pielgrzymów, bezpłatnie przyjmowali; w nocy wstawali, aby im jedzenie pızygotować. W piérwszym klasztorze św. Antoniego, przy Nilu, w XIV wieku, była maleńka kapliczka, a w drugim, na pustyni, piękny ogród, wiele w nim drzew i plant rosło, zajmującym i przyjemnym jest na pustyni. Kościół św. Pawła jest daléj w pustyni u stóp góry, z któréj szczytu widać górę Synai, i morza Czerwonego ten punkt, przez który przeszli Izraelici. Klasztor w tém samém miejscu, w którém lat 60 przeżył św. Paweł. Była kaplica pod skałą, do któréj na dół się wchodzi kilku schodami, w tém samém miejscu, gdzie mieszkał i przebywał św. Pawel. (Seigneur d’ An gluze) znalazł tam 60 mnichów, żyjących tak, jak zakonnicy św. Antoniego, w regule, w zachowaniu się, niczém nie różniąc. Usługiwali, mówi, jak gdyby sto dukatów spodziewali się otrzymać, potém nic przyjąć nie chcieli. Klasztory dwa, św. Antoniego, i jeden św. Pawła, mają fontanny zdrowéj wody. W XIV wieku pustelnicy nie byli jeszcze jadem szyzmy zarażeni, (Seigneur d’Angluze) w opisach swoich wspomina o Arabach, Beduinach, których bardzo się lękał, o ogromnych wężach na brzegu Nilu, krokodylach, coquatrix, i o strusiach z piórami czarnémi.
We dwa wieki potém Jan Coppin, syndyk Ziemi św., konsul francuski z Damietty zwiedzał Egipt wyższy, i był w klasztorze św. Antoniego. Znalazł w nim nie stu, ale tylko już dwudziestu pięciu mnichów. Grubém, czarném suknem się okrywali, raz na dzień jedli tylko jarzyny i owoce, i pili zdrojową wodę. Cele ich były raczéj do grobów, niż do mieszkania ludzkiego podobne. Pomimo tego smutne jakieś wrażenie, tęschnota pewna, wléwała się w dusze francuskich pielgrzymów.[8] Piérwsi zakonnicy za czasu św.
Antoniego, byli jakby promieniem słonecznym, świécili w pustyniach, ściągali ku sobie tłum chrześcijan, zgromadzali ochotników do zakonnego życia. Mnisi w XVI wieku jakby martwi wiedli swój żywot; mało mieli kapłanów, coraz mniéj przybywało. Nikt do nich nie przychodził, nie uczęszczał, nie uczył się. Szyzmy twardy upor, nienawiść Kościoła, ich odrętwiły; zaniemieli, i nie zwracali nawet ludzkiej na siebie uwagi.
Gdyby nie było innych dowodów, prawdy wiary św. katolickiéj, byłby dostateczny, zakonników wschodnich żywot anielski, rozwój w czasie jedności; zupełny upadek po oderwaniu się.
Jean Coppin opisuje przyjęcie pielgrzymów w klasztorze św. Antoniego, zwyczajne we wszystkich klasztorach wschodnich greckich, egipskich i naszych łacińskich. „Naprzód na trzysta kroków wyszedł O. gwardyan przeciw karawanie, i nie wprowadzeni, ale na sznurach wciągnieni zostaliśmy do klasztoru, który był zupełnie silną, w téj pustyni twierdzą. Księży umieszczono w celach, a świeckich pielgrzymów wraz z bagażami w obszernych izbach. Nazajutrz rano przyszedł braciszek klasztorny i umył nogi. Przełożony krzyż niosąc w procesyi poprzedzał pielgrzymów, którzy szli za nim ubrani w alby, którémi ich odziano. Cenobici w języku Syryjskim odmawiali modlitwy. Przełożony rozpoczął śpiew, w czasie którego ośm mnichów wtórowało uderzaniem lasek drewnianych w kamienie. Śpiew z tym posępnym się łączył łoskotem. Razem, we wszystkie uderzono dzwony, i pielgrzymi uroczyście, procesyonalnie, wchodzili do kościoła. Ustawiono pielgrzymów w półkole, a w środku stanęli zakonnicy, i kończyli swe śpiewy; potém czytano naukę, w pośród której niektórzy byli do łez wzruszeni. Były to przepisy św. Antoniego, zalecające przyjmować najgościnniej pielgrzymów.
Płakali niektórzy ze wzruszenia, że się pielgrzymi narażali na takie niebezpieczeństwo, aby zwiedzać miejsca, w których mieszkali Święci Pańscy. Zaśpiewano Te Deum, i litaniją do Najśw. Maryi Panny; potém pielgrzymi wyszli z kościoła.“
W przyjęciu pielgrzymów we wszystkich klasztorach łacińskich i greckich zachowują przepisy św. Antoniego, z różnicą: W greckich, w celach i w klasztornéj izbie braciszek zakonny umywa nogi pielgrzymom przed procesyą; w Franciszkańskich, w Palestynie, gwardyan lub kustosz w kościele. Pielgrzymów nie ubierano w kapłańskie alby, w procesyi szli w swoich pielgrzymich ubiorach ze świecami.
Klasztór św. Antoniego, który (Seigneur d’Angluse) widział w całości; Coppin zastał po większéj części zrujnowanym. Prócz dwóch klasztorów św. Antoniego, było wiele oddzielnych grot, w których przebywał św. Antoni; gdzie mnisi oddzielnie pustelniczo mieszkali, i zbudowane były kaplice; odszczepieństwo je zniszczyło.
Vansleb, proboszcz z Fontainebleau, we trzydzieści lat później, na początku wieku XVII znalazł klasztory św. Antoniego w zupełnéj ruinie. Zrabowane, zburzone były przez beduinów. Na pewien czas zakonnicy je opuścili, wówczas już powrócili. Było ich siedmnastu i mieszkali w grotach pod ziemią, byli to albo starcy kalecy, i ludzie zgrzybiali, już nie zachowywali gościnności przodków swoich. Pobożny pielgrzym nie szukał pamiątek starożytnego Egiptu, ale śladów Anachoretów, oglądał groty w skale wykute wówczas puste, ale cudownémi mu się wydały. Trudno pojąć, jak w twardéj skale i nieujętėj żelazem, dały się jaskinie wykuć. Zdaje się, natura sama dla pustelników je utworzyła, co także niemniéj jest nadzwyczajném. Po tym pielgrzymie z Fontainebleau, o zakonnikach, o klasztorach św. Antoniego i Pawła, nikt nie mówił. Dopiéro Michaud chciał się o tém dowiedzieć, troskliwie się dopytywal; w swojéj korespondencyi z r. 1830—1831, wydanéj r. 1837 w Brukseli, taką daje wiadomość:
Wszystkie klasztory wschodnie w wyższym Egipcie i nad Nilem, niemal każdy był oblężony, zdobyty, zrabowany przez Arabów. Każdy z klasztorów zachowuje bolesną historyą napadu i zburzenia. Silne mury coraz się rozwalały, nikt nie poprawiał. W pustyni Nitry klasztor św. Makarego ma dotąd dwudziestu zakonników, a w klasztorach św. Antoniego i św. Pawła, jest najwięcéj już siedmiu. W tych trzech klasztorach zakonnicy ręcznie pracują, i nieustannie poszczą; zachowuje się dawna ścisłość, ale przyjmują mnichów bez żadnego nowicyatu, nie dają im żadnéj nauki, naukę uważają za niebezpieczną, mogącą narazić na stratę ortodoksyi, prawowierności, uczą tylko śpiéwać i odprawiać mszę św. Kto oświadczy, że chce zostać mnichem, bez żadnych poprzednich przygotowań naukowych i ćwiczeń szczególnych, jest wprowadzony do kościoła. Kładą nań woal biały, śpiéwając modlitwy jak nad umarłym; potém odbiéra (le kaloucich), szczególne znamię mnichów koptów; jest to przepaska błękitna, która się przywiązuje do głowy i spada na szyję. W klasztorach śś. Pawła, Antoniego, i Makarego, są mnisi kopci. Stolica Rzymska Apostolska wysyła już od XVII wieku misyonarzy dla nawrócenia tych klasztorów. Na początku XVIII wieku zwiedzał te trzy klasztory Osicard, misyonarz, i zostawił klasztorów tych opis.
Oprócz tych trzech głównych, są inne nad brzegami Nilu, w których jest tylko po pięciu mnichów, są prawdziwi szyzmatycy. Nie trudnią się pracą ręczną, łamią posty, żyją z jałmużny, proszą o nią natarczywie w sposób najprzykrzejszy, rzucając się w pław za statkiem. Tu szyzma z zepsuciem i z ohydnémi obyczajami jest połączoną.
Klasztory nad Nilem są następujące:
Płynąc Nilem po prawéj ręce na skale klasztór El-Bacara.
Nie daleko ztamtąd, blisko Antinoe, klasztor Abou-Hennis św. Jana.
Po lewéj stronie rzeki klasztor El-Maharray, znaczy (klasztor spalony).
Klasztor o mile od Denderah blisko Edfou.
Ruiny Oxyrchinchus są zamieszkane przez Cenobitów, nazywają miejsce to Metropoliją klasztorów.
I pustynia Colzim.
Znajdują się klasztory w Dolinie Natroun.
Znajduje się klasztor około Sanis, w sąsiedztwie jeziora Menzaleh.[9]
Opisy tych klasztorów przez misyonarzy wysyłanych do ich nawrócenia, do nas nie doszły. Nawrócenie idzie tu trudniéj, jak gdzieindziej, bo mnisi Grecy tych zakonów nie wiedzą, w czém się różnią, z Kościołem rzymsko-katolickim dla czego się oddzielili, nie tylko dyskutować, ale nawet słuchać nauczających misyonarzy nie mogą, bo nawet katechizmu, którego się poczynające dzieci uczą, nie umieją. Zwierzchność ich nie pozwala im rozmawiać ze sługami Bożymi, poświęconymi apostolskiej misyi.
Pielgrzymi do klasztoru Św. Antoniego, opuszają Nil, około miasta Buszy, jadą wielbądami. Tu jest pasmo gór arabskich, piérwotne gniazdo wielbłądów, gdzie się w szczelinach wylęgają, a doliny między górami najzupełniéj są piaszczyste, mają jednak rosnące ziółka, w których wielbłądy mają szczególne upodobanie. Wszędzie po górach są hieroglificzne napisy, utrzymują miejscowi ludzie, że Beduini témi znakami oznaczali drogi. Na pustyni rozmawiały z sobą plemiona, ostrzegały dokąd idzie droga. Podobnie znaczyli i swoje wielbłądy; jeśli który był ukradziony, dochodzili po znakach. Czasem te pustynie miéwają dészcze, padające całą dobę, ale bardzo rzadko, dwa lub trzy razy na rok. Doliny piasczyste, jakby wąwozy otoczone górami, mają rozmaite nazwiska. Dolina usypana żółtym piaskien, przycieniona krzakami wzrostu do półczłowieka, i zieleniącémi się roślinami; po obu jéj stronach ma wzgórza kamieniste. Lewa strona zowie się Snennir, a prawa Sannur. Pod kłodami w pół przygniłémi znajdują się żmije. Upał jest bez najmniejszego wietrzyku nieznośny i wielki. Snennir, Sannur, Sennaar, słowa do siebie podobne. Sennaar jest to dolina, przejście za Nilem od Buszy do góry Św. Antoniego. Sennaar tėż zowie się dolina w Abisynii i w Mezopotamii, gdzie Nemrod miasto Babilon zbudował. Od Sennaru Babilońskiego i te doliny tak są przezwane.
Ostry, suchy wiatr palący, szkodliwy, nazwany jest Chamsin. Jak wiatr ten zwiększy się i miecie piaskiem, wtedy się tworzy jakby mgła biało-żółtawa, w któréj nic już widzieć nie można, tylko wprawne beduina oko umié ujrzéć lecącą sarnę. Wtedy za nią ze strzelbą goni; lecz rzadko się zdarza, aby ją można było dopędzić i zabić. Wiatr Chamsin nazywa ruski pielgrzym Biesem. Wyje, rwie, po pustyni lata, miecie piaskiem prawie ku niebu, gorącym płomieniem leje na ziemię; doliny, góry ciemnością okrywa. Podróżni zasypani są zupełnie piaskiem w uszach, we włosach; wszędzie go pełno, zasycha w ustach, i pragnienie jest nadzwyczajne. Woda w naczyniach uwiązanych przy wielbłądach zakipia, i psuje się zupełnie; ludzie jednak gwałtownie ją wypijają. Jest to wielki, ulewny deszcz gorącego piasku w pasmie, i łańcuchu gór Arabskich.
Góra jedna zowie się Areida, nie wysoka, pionowa, naga; inne podobne są do piramid, do wież w twierdzach. Dolina El-Araba, jest między dwoma górami, z których lewą, nazywają Galal, a prawą Araba, idzie ku Czerwonemu morzu. Jest w formie trójkąta, którego obwód jest bardzo széroki, tu zléwają się z gór deszczowe wody drogami na krzyż, użyżniają dolinę, która słynie z najwyborniejszej dla wielbłądów paszy. Arabi ją rajem zowią; wielbłądy są tu tak w swoim żywiole, wyraźnie pięknieją, są tu bujne, weselsze, żwawsze. Przez tę dolinę, wedle tradycyi i podania przechodził lud Izraelski do morza Czerwonego. Za tą doliną, jest wzgórze kamieniste Hleb-El-Racheb. Od góry tej jest dwie godzin drogi wielbłądami do klasztoru św. Antoniego. Na to samo wspomnienie uderza serce chrześcijanina. W tych pustyniach święci ludzie wiedli żywot nadludzki, cudowny, w piérwszych wiekach ery Chrystusowéj. Kiedy Duch Boży ożywiał cały nierozdzielny Kościół, gdy był jednolitą szatą, Chrystusową; język, narodowość, obrządek nie różniły z sobą chrześcijan; jeden Bóg, jeden chrzest, jedna wiara, jeden zakon, jeden kościół. Dziś klasztory pustelników, w najgłębszéj pustyni, podziwiają ludzie już tylko pamiątką. Są to jakby szkielety, mają zachowaną postać, formy olbrzyma, który już nie żyje. Świętobliwość, cuda, po rozdzieleniu się i oderwaniu od Kościoła, nie istnieją i istniéć nié mogą.
Monastyr św. Antoniego stoi na równinie Arabajskiéj, u stóp wysokiéj góry. Zbliżając się widać wieżę, kopuły cerkwi. Góra św. Antoniego u szczytu jést jakby uciętą; potem od jéj połowy aż do samego spodu są urwiska kamieni ostro zakończonych. Nie ma bramy w klasztorze, ale wciągają na sznurze, podnosząc w górę pielgrzymów, szczególnie księży, wprowadzają procesyonalnie. Zakonnicy w ciemno-błękitnych rasach, w czarnych zawojach, idą parami niosąc w ręku gałązki oliwne i daktylowe do cerkwi, śpiéwając hymny; za nimi pielgrzymi w obłokach kadzideł. Kadzidło lecąc na wszystkie strony rozléwa woń miłą i dym, który idących zupełnie okrywa. Kadzidło niosą dyakoni. Gdy pochód się zbliża do cerkwi, uderzają w dzwony, co czyni najmilsze na przychodniach wrażenie. Wchodzą naprzód do staréj cerkwi św. Antoniego, potém do bliskiego Soboru. Obchodzą wielki ołtarz, całując jego węgły. Procesya wychodzi carskiémi wrotami, idąc po całym Soborze naokoło cztérech ścian, i wraca do wielkiego ołtarza. Oddają pokłon wielkiemu ołtarzowi, całując go i znowu obchodzą Sobór. Posadziwszy potém przybyłego biskupa na krześle, z lewéj strony okadzają Go wszyscy z kolei całując w rękę. Miedzianémi talérzami uderzają, stukają w stalowy trójkąt; i małym dzwonkiem dzwonią, śpiéwają. Śpiew nie zbyt głośny przypomina brzęczenie pszczół. Na końcu jeden Hero-Monach czyta po arabsku przywitanie. Ten obrządek trwa długo, jak zwykle u arabów. Nie mogli ruscy mnisi, asystujący biskupowi Porfiremu[10] do końca wytrwać, z cerkwi przed skończeniem obrzędu powychodzili. Jeden tylko biskup Porfiry uroczystujący i siedzący przy ołtarzu, do końca pozostał. Kto bywał na Wschodzie, wié, jak są długie kazania arabskie, takich nigdy u nas nie bywa. Są równie długie ich przywitania.
Powitanie wyłącznie służy koptów patryarsze, i też same stosują do innych biskupów tam przybywających:
„Z miłością rozpoczynamy do was mowę, najbłogosławieńszy Ojcze nasz N. Jakoż język ludzki wypowiedziéć potrafi cnoty twoje. Przyjacielu Chrystusów (wymienia się tu imię jego) Ojcze nasz święty! Ty strzeżesz Chrystusową trzodę od krwiożerczych wilków, że jéj nie pożérają. Ty, latorośle Chrystusowe jakoby winnice sadzisz i poléwasz tak, że przynoszą owoc trzydziesty, sześćdziesiąty, setny. O najdostojniejszy z prawowiernych Metropolitów Ojcze (N.) Pastérzu wierny, nauczycielu, opowiadaczu, wiodący owce swoje, do strumieni zbawienia i życia!! Jeszcze wybrany, w wnętrznościach matki na sługę Bożego, niezwyciężonego nigdy. Umocniony siłą, duchem Apostolskim, przyszedłeś dziś do nas, abyś napoił nas ze źródła św. słów twoich. Raduj się ojcze nasz, pastérzu, który nauczasz zakonu Bożego i Apostolskich przepisów praw, zakonników i ludzi w świecie żyjących. Nosisz na sobie nabyty, niezwiędły niebieski wieniec Chrystusa Pana, którego ukochałeś. Módl się do Boga, aby nam przebaczył grzéchy nasze, aby się wielka chwała Boża rozszérzyła, do krajów ziemi, aby go uczciły i uwielbiły wszystkie narody!! Dobrze, żeś dziś do nas przybył, nas udoskonalisz i poprawisz życiodawczémi słowami twojémi. Dobrze, żeś dziś przybył ojcze, pastérzu, N. Nowy Janie z czystości twojéj!! Król Dawid jest w sercu twojém, raduj się ojcze. Bliższyś jest Boga z powodu Twego wyświęcenia biskupiego stanu. Raduj się ojcze! Gwiazdo świécąca prawowierności. Postawiony na nieobalonym i trwałym kamieniu. Następco wielkiego zakonodawcy Jezusa Chrystusa Pana naszego! Modlitwami ojca naszego, biskupa przybyłego, Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.“
Koptowie zarażeni są herezyą monofizytów; co do pobożności, prostoty i szczérego uczucia, przechodzą Greków, którzy najwyżéj z narodów wschodnich uzdolnieni, są jednak przewrotni chytrzy, mniéj prawi, szlachetni; i szyzmatycy najzawziętsi. Koptowie liturgiją śpiéwają św. Bazylego.vListy, dzieje apostolskie, ewangelije śpiéwają w dwóch językach; w narodowym Koptów, który jest dziś językiem przeszłości, i w arabskim, którym wszyscy mówią w Egipcie.
Subdyakon językiem Koptów śpiéwa nie cały tekst; dyakon cały po arabsku. Zwyczaj mają ciągłego kadzenia robiąc krzyż w powietrzu; w kościele kadzielnicą rozmachują silnie. Przed ewangeliją śpiéwają: święty Boże, święty mocny, święty nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami. Wiele jest wyrażeń we Mszy św. greckich, które wymawiają akcentem Koptów. Od Greków przyjęli wiarę chrześcijańską Koptowie, i codziennie to we Mszy świętéj przypominają. Co do komunii, taki u nich jest zwyczaj: Wezwawszy Ducha św.
umacza kapłan wskazujący palec, w krew Chrystusową i Nią naciéra środek chleba ofiarnego to jest Prosfory, potém tymże palcem we krwi Pańskiéj zmoczonym, naokoło naciéra Prosforę, i odłamuje kawałeczek z wiérzchu, u dołu, i cały brzeg z prawéj; a potém z lewéj strony do środkowej części, oznaczonej krzyżem (co się w Rusi Barankiem nazywa агнечемъ), także wyjmuje środkową część, krwią pomazaną, i wkłada do kielicha. Pożywa cząstkę Ciała Pańskiego i daje ją dyakonowi; potém pożywa raz, drugi, i daje cząstkę dyakonowi, który obszedłszy uroczyście ołtarz z lewéj strony na prawą, sam pożywa. To komunikowanie przedłuża się dopóty, dopókąd zupełnie nie spożyją. Daje dyakonowi napić się z kielicha trzy razy tak, jak u Rusi; potém sam pije. Po komunii następuje błogosławieństwo obecnych, innym jak na Rusi obrządkiem; zbliżają się do wrót carskich mnisi i celebrujący; nic nie mówiąc, dotyka się ich podbródka i twarzy. W klasztorze jest stary kościołek św. Antoniego, cerkiew soborna, ogród, biblioteka, i cele w budynku trzypiętrowym.
Cerkiew św. Antoniego jest bardzo starożytna, podobna jak mówi ksiądz Porfiry do monastyrku w Tebaidzie, zbudowanego za czasów Konstantego Wielkiego. Koptowie utrzymują, że jest współczesna św. Antoniemu. W życiu jego nié ma nigdzie wspomnienia, aby był kościół, gdzie żył i umarł. Następnie, jak wnosi ksiądz Porfiry, zbudowaną została po jego śmierci, która roku 356. wypadła. Cerkiewka podzielona na trzy części, zwyczajem wschodnim. Każda część ma niską ścianę kamienną, która od drugiéj ją oddziela, jest malowana zupełnie w najgorszym smaku, w napisach są wyjątki z Pisma św. W piérwszej części kościoła jest podpisane po łacinie imię Sycylijanina Bernarda Feruleńskiego z roku 1626, który widać w tym mieszkał klasztorze, i jest wyrysowany na ścianie z lewéj strony hełm żelazny, z którego widać, że rycerz jakiś ze świata Zachodniego wstąpił do klasztoru. Napis ten dowodzi, że kościół rzymsko-katolicki przenikał wszystkie, najdalsze pustelnicze ustronia; inaczej katolik i rycerz z Włoch, do zakonu tego by nie wstąpił. Gdzie się relikwie św. Antoniego znajdują, miejscowi zakonnicy nie wiedzą. Podłoga w trzeciéj części, gdzie jest ołtarz wielki, z drzewa daktylowego. Część ta bardzo ciemna, oświécają ją małe i zblakowane ciemne okna z niewielkiéj kopuły. W kapliczce 4ch ewangelistów malowidła rażące, kopuły niskie, zaledwie na dwa arszyny podniesione. Architektura i malowidła tego starożytnego kościoła mają własną osobną cechę, pod względem smaku, piękności artystycznéj, daleko niższe od bizantyńskich. Sobór główny i nowszy, nie jest tak ciemny, dosyć jasny; kiedy zbudowany, miejscowi nie wiedzą księża, i żadnych nié ma napisów. Różni się od zwykłych wschodnich cerkwi. Ma carskie wrota, ale nié ma na nich malowanych obrazów. Świętych obrazy, umieszczone są wyżéj. W téj cerkwi sobornéj, są obrazy bardzo piękne włoskie znakomitego artysty; udzielone wedle miejscowéj tradycyi, przez pielgrzyma, który błogosławieństwo Apostolskie Papiéża Ojca św. temu pustelniczemu przyniósł miejscu. Święty Atanazy wielki, w złotych ramach; i obraz Przenajświętszéj rodziny prześliczny włoski, tegoż samego co św. Atanazy artysty. Przenajświętsza rodzina w drodze do Egiptu spoczywa; Święty Józef Oblubieniec rozłożył owoce, chléb, posiłek podróżny. Zbawiciel stojący u nóg Matki Boskiéj wyciąga rękę po te owoce. Obrazy te są cudowną i tajemniczą pamiątką związku klasztoru św. Antoniego z Rzymem. Na Wschodzie, w miejscach, gdzie w piérwszych wiekach święci mieszkali pustelnicy, znajdujemy niezatarte ślady związku duchowego, ojcowskiéj miłości Namiestnika Chrystusowego. Zasłania je szyzma; są jednak widzialne, i pobudzać będą serca wiernych do odrodzenia, i wznowienia w tych miejscach anielskiego stanu, który w Kościele tylko prawdziwym istniéć może. W cerkwi św. Antoniego jest krzyż zupełnie w formie swojéj katolicki, z promieniami na kształt monstrancyi, zawiéra cząstkę drzewa krzyża św., i relikwie świętych: Piotra i Pawła. W izbie jadalnéj na całą długość sali stoi stół z kamienia czy z gipsu, i przy nim dwie ławki, które razem składają jedną piękną całość. Na stole leżą rękopisma arabskie, przepisy życia pustelniczego przez św. Antoniego. Bardzo szacowny i rzadki arabski manuskrypt, dzieje świata od stworzenia do siódmego chalcedońskiego Soboru z napisem: Ten rękopism jest ułożony przez św. Jana Złotoustego, przepisany w r. 1611 to jest 1327, ery męczeńskiej wedle rachunku koptów.
Święty Antoni siał pszenicę, sadził drzewa, żył z pracy rąk swoich. Od dzikich osłów obronił ogród słowem, rzekł im słowo, nie przychodziły więcéj go niszczyć. Na tém samém miejscu dziś jest ogród klasztorny, woda sprowadzona ze strumienia, gór, rozléwa się po całym ogrodzie urządzonémi korytami. W ogrodzie są latorośle winne, daktyle, oliwne drzewa, brzoskwinie, morele, granaty, i pszenicę zasiéwają. W ogrodzie jest cerkiewka błogosławionego Marka, metropolity Abisyńskiego, który wedle podania kościelnego żył r. 1003, i w cerkiewce téj jest pogrzebany. Po powrocie z Etyopii Marek i towarzysze jego poumiérali. Przy téj cerkiewce są trzy cele. W jednéj z nich na ścianie zapisane imię Sycylijczyka Bernarda Feruleńskiego roku 1624.
Nie wiele i nie dokładnie się ksiądz Porfiry, biskup kijowski, który najpóźnięèj tam, bo w roku 1850 pielgrzymował, dowiedział o dziejach klasztoru tego, o świętobliwych mężach, jak i kiedy się rozprzęgać zaczęły piérwotne prawa; języka Koptów nie znał tak dobrze i nie rozumiał jak greckiego; zupełnie panuje tam niewiadomość, ciemnota, brak nauki. Jako szyzmatyk nie chciał odkryć, i opowiedziéć wpływów, jakie miała stolica Apostolska rzymska, która się opiekowała i najdalszym zakątkiem, najpustynniejszém ustroniem. O téj świętéj opiece najwyraźniéj mówią obrazy włoskie Przenajświętszej rodziny, św. Atanazego wielkiego, i relikwije świętych Piotra i Pawła. Ksiądz biskup Porfiry z niechęcią, ale w sposób zaszczytny wyraził się o stolicy Rzymsko-Apostolskiéj: „Wszystkie te pamiątki są zostawione od tych, którzy lądem i morzem krążą, z miłością dla rzymskich papiéży“. Tak, przez wszystkie wieki krążą po całéj kuli ziemskiéj Apostołowie, którzy miłość Boga łączą z miIością, czcią, i posłuszeństwem dla Namiestnika apostolskiego. W tém posłuszeństwie tylko są bezpieczni, i umocnieni Duchem św., budowanie ich jest na opoce. Drzewo poznajemy z owoców; czém jest szyzma, przekonywa nas stan dzisiejszy klasztoru św. Antoniego, mistrza, wodza, przewodnika prawdziwej, niezrównanéj świętobliwości.
Klasztor z cerkiewką św. Antoniego, stanął ze składek chrześcijan pielgrzymów. Kiedy wiele klasztorów, kościołów chrześcijańskich, w XI wieku w czasie wojen krzyżowych zniszczono, ten został wtedy ocalony. Lat temu 350 dopiero zniszczony został. Zakonnicy nakupili niewolników i robili złoto. Ci zburzyli się, wymordowali monachów, klasztor zburzyli; lat 70 stał w ruinach. Patryarcha Koptów Gabryel, zniewolił zakonników Hitryjskich, którzy byli potomkami św. Antoniego do odnowienia klasztoru, i zamieszkania w nim. Ci mnisi tak byli zniechęceni, tak burzliwi i gwałtowni, że patryarchę przybili tak, aż umarł z pobicia. Dopiero lat 30 temu, biskup jeden spalił księge, zawiérającą przepisy robienia złota, którą zachowywano w klasztorze, i wszystkie potrzebne do tego narzędzia. Te fakta opowiadał przełożony księdzu biskupowi Porfiremu. Tacy to są mnisi szyzmatycey, w najświętszych miejscach.
Wedle relacyi księdza Porfirego r. 1850 mnichów się liczyło 130, należących do klasztoru św. Antoniego. W klasztorze nie mieszkało więcej jak 34, a inni w Kairze, w Jeruzalem, w Buszy, i odbywają w Egipcie wędrówki za jałmużną. Nie płacą żadnych podatków, tylko 15,000 piastrów rocznie baszy za 300 feddanów żyznéj ziemi, którą dla uprawy najmują koło Buszy. Miejscowi fellachowie, to jest Egipscy rolnicy ją uprawiają; pobierają codziennie za pracę około roli 40 pariczek, znaczy 6 kopijek srebrnych. Zakonnicy jedzą mięso dwa razy tylko na rok w klasztorze na święta Wielkanocne i Boże Narodzenie; jak są za klasztornym murem, postów i reguły zakonnéj nie obserwują. Wedle starego zwyczaju, w czasie obiadu czyta jeden przepisy św. Antoniego, lub jaką książkę duchowną. Do klasztoru wewnątrz kobiéty nie wchodzą. Niedawno Szech jeden, uciekając od Mehmeta Alego, w ich klasztorze koczował, krył się. Ale gdy mu dwoje dzieci umarło, odszedł zaraz. Po jego wyjściu mnisi ziemię w ogrodzie, na któréj stał namiot jego, wynieśli, przynieśli drugą z innego miejsca. Urządzają z morskiéj słodką wodę, zagotowują silnie aż do parowania. Parę wtedy zbiérają, którą się zmienia w krople wody zupełnie nie słonéj, bo sól się osadza. Za obwodem klasztoru są pieczary św. Antoniego, w tém miejscu, w którém opuściwszy świat mieszkał w milczeniu i nieustającéj modlitwie. Pieczara jedna jest niższa i obszérniejsza, druga wyższa, ale bardzo szczupła; wejście do nich jest trudne, przez ścieżki kręte, slizkie, wśród największych skalistych urwisk. Pragnął św. Antoni, aby do niego nikt się zbliżyć nie mógł, szczérze postanowił wyzuć się ze świata, świat go wynalazł, ludzie żyjący w stolicach, zbytkami, rozkoszą życia udręczeni, nie znajdując pokoju w duszy, poszli do św.
Antoniego, zostali jego uczniami i utworzyli wielki szereg jego naśladowców. Przed piérwszą pieczarą jest przejście między kamiennémi ścianami osobno wykute. Jak budowano piramidy, okładano je płytami najpiękniejszego, wypolerowanego kamienia, dobywając go, gdzie tylko znaleźć mogli. Utworzyły się w górze wyręby ścienne, pieczary, z których skorzystał św. Antoni. Z drugiéj pieczary widać arabajską dolinę i wzgórza za nią; widok bardzo piękny, ale zupełnie pustynny. Pierwsze ustronie św. Antoniego było nad Nilem, ale ztamtąd wyszedł, bo było blizkiém świata i przeniósł się na pustynią najgłębszą, gdzie panują wichry piasczyste, gdzie ludzie nigdy nie mieszkali, gdzie zaszli tylko dla wynalezienia i wyrąbania kamienia. Św. Antoni, niegdy możny właściciel, słowa Ewangelii: „sprzedaj co masz, rozdaj ubogim i idź za mną, a znajdziesz skarb w niebie“, wziął do serca swego, sprzedał majętność, ubogim rozdał i nie znajdując miary w miłości P. Boga, coraz się nią żywiéj, bardziéj unosząc, od ludzi uajzupełniéj się usunął, w jamach kamiennych żywy się zagrzebał. Pieczary jego zostały kamieniem węgielnym budowy nowego, dotąd nieznanego społeczeństwa pustelników i zakonników. Z modlitwy i życia pustelniczego św. Antoniego, jakby ze źródła wielki wypłynął strumień. O św. Antonim św. Hieronim pisze: „Antoni, kiedy usłyszał mieszkając na brzegach Nilowych, głos, rozkazujący mu iść w głębią pustyni, przez trzy dni idąc, doszedł do miejsca, które Bóg mu na mieszkanie oznaczył. Błogosławiony mąż zamieszkał przy kamienistéj górze, z któréj spodu płynie woda, tworząc strumyczek[11]. Około strumyka rosły daktyle przyjemne i potrzebne dla życia[12]. Blizko drzew i strumienia zamieszkał Antoni w pieczarze, w któréj tyle było przestrzeni, ile mógł zająć jeden człowiek (w tém miejscu jest dziś cerkiew św. Antoniego). Sadził winogrady, drzewa, i własną ręką pracował w ogrodzie. Oprócz téj pieczary było jeszcze dwie wybitych w górze, niemal u szczytu jéj, wejście do nich było przykre, niebezpieczne, po krętych, stromych i skalistych ścieżkach. Do jednéj z nich oddalił się święty, gdy się dowiedzieli o jego mieszkaniu przy potoku, lecz i tam się nie ukrył przed duchownémi dziećmi swemi“. Społeczeństwo pogańskie było na szczycie swego rozprzężenia, chociaż jaśniało zewnątrz bogactwem, pięknością sztuki, ale zatruwało dusze. Nauka ówczesna nie oświécała, ale udręczała; wielu przeto ludzi, bogactwa, nauki opuszczali, spiesząc do źródła prawdziwéj mądrości. Prześladowania chrześcijan, wypędzały ich z miejsc publicznych; religija chrześcijańska, gdy się nią zupełnie przejęli i zrozumieli, zapalała do czystości, ubóstwa, zrzeczenia się pychy i własnéj woli. Dwie anielskie najwyższe cnoty: czystość, którą się równa człowiek i przewyższa anioły; ubóstwo, które daje siłę, jakiej mocarz posiadać nie może, utrzymywały się i rozwijały tylko posłuszeństwem. Życie zakonne, klasztory, zostały skutkiem zrozumianéj, pojętéj i rozwinionéj religii chrześcijańskiéj. Przykład jednego pobudzał tysiące, gdyż społeczność potrzebowała pomocy prawdziwéj nauki, chleba żywota, od mężów doskonałych i wybranych. Pustelnicy zamienili się w zakonników; pieczary pustelnicze zrodziły klasztory na Wschodzie i Zachodzie. Św. Antoni był ojcem duchownym św. Atanazego Wielkiego, jego najżywiéj umiłował, dał mu swój płaszcz. Św. Atanazy, ten godny mistrza swego uczeń, stanął w Kościele jako wielki doktor, nauczyciel, pogromca heretyków, kolumna Kościoła Bożego, światło jaśniejące przez wszystkie wieki.
Z baszty przy klasztorze św. Antoniego można się przypatrzéé Chamsynowi ognistemu, palącemu wichrowi pustyni. Leci z piasczystych stepów zachodniéj Afryki. Nazywa się tam Semum, w Egipcie Chamsin. Wysoko wznosi piaski, pędzi je, wykręca w powietrzu; i obryzguje ziemię; wydaje się jakoby uléwny dészcz piaszczysty. Rzuty jego i porywy bywają silne, łamie drzewa, wyrywa je z korzeniem; i wzgórza piaszczyste z miejsca na miejsce wynosi. Powiéw suchy, gorący, niebezpieczny, szkodliwy; zmienia się jakby w ognisty płomień, silniejszy od požaru. Jeśli od tego wichru palącego zginie zwiérzę, lub umrze człowiek, to ciało i kości ich wysychają tak, zupełnie są cieniuchne, i najlżejsze. W czasie trwania téj burzy, utrudnia się oddech, puls bije silnie, nierówno; w ustach sucha gorycz; w całém ciele omdlenie. Z początku zawyje w dolinach i w górach; zamienia się w straszny potém wicher; a w półtrzeciéj godziny najwyższa jest siła jego. Z wieży patrząc nie widać ani doliny, ani gór, ani nieba; tylko ciemność zupełna, na tle żółtawy kolor piasku się odbija, piaskowy dészcz, raczej mąka żółta, to się zlepia, to się rozlepia, to się unosi, to opada wichrem, wykręca się, leci, bryzgami spada na ziemię. Słychać ryk, wycie, świst, łopotanie bijących się o siebie kamiennych piasków, i krzemyków. Gorącość i płomień się rozléwa, jakby z rozżarzonego pieca; a co dziwniejszego spadają krople gorącéj wody, łzy natury cierpiącéj. Jak te krople tłumaczyć, czy wicher przechodząc przez Nil, jego wody porywa?
Ustronie św. Pawła jest posępniejsze, bardziéj pustelnicze, jak św. Antoniego. Z pieczar św. Antoniego widziéć można morze Czerwone, Arabajskie potoki, koczowiska Arabów. Święty Paweł w najgłębszéj i najdzikszéj zanurzył się pustyni, z któréj nic już widziéć nié można. Jedzie się do klasztoru św. Pawła doliną Uadi-Der, która jest przeciw góry nagiéj, wielkiéj tak rozerwanéj, zdaje się jakby nosiła ślady zniszczeń potopu. Skały z miejsca ruszone poobalały się, lub stérczą oddzielnie wyrwane ze swego łożyska. W dolinie Uadi-Der jest klasztor św. Pawła, który daje się widziéć zbliżywszy się do niego. Wchodzi się za pośrednictwem sznura, który wciąga podróżnych. Księży przybyłych wprowadzają z procesyą. W obwodzie klasztornym, w jego obmurowaniu, między celami klasztornémi wznosi się cerkiew pod tytułem św. Jana Chrzciciela, zbudowana wedle ery Koptów r. 1443 to jest 1727. Poświęcił ją dziesiąty patryarcha O. Jan, budował architekta Jerzy Józef, jak świadczy napis. Zwyczajem koptów, ma ośm kopułek bez szyjek, na samym dachu są postawione. Ikonostas ma, jak mówią ruscy szyzmatycy, głuchy, to jest bez obrazów. Niewidzialna ręka z Europy zachodniéj dosięgła i tego klasztoru. Największą i jedyną ozdobą sobornéj cerkwi jest obraz włoski św. Marka ewangelisty, apostoła egipskiego, pierwszego aleksandryjskiego patryarchy, patrona Wenecyi. Siedzi święty Marek rozmyślający. U nóg jego dwie księgi pargaminowe. Zdala widać Piramidę. Obraz znakomity w dalekim Wschodzie wzbudza podziw niezwyczajny w szyzmatyckich nawet wędrowcach, a radość i nadzieję w katolickich pielgrzymach, którzy wierzą, że będzie jeden pastérz, i jedna owczarnia. Tym pastérzem jest namiestnik Chrystusa, zastępca Jego, głowa widoma, biskup rzymski papiéż, Ojciec święty!!
W cerkiewce niewielkiéj, lecz jasnéj św. Makarego, jest bardzo piękny włoski obraz, o którym dokładnie i obszérnie powiedziéć nie chce, i nie umié szyzmatycki historyk biskup Porfiry, tylko się wyraża: „Prześliczny obraz włoskiego pęzla św. Cyrylla Aleksandryjskiego, przysłany tu przez katolika.“ Pieczara świętego Antoniego jest za murami klasztoru próżna, i w niéj tylko stoi stół i ławeczka, do kładzenia chleba, a pieczara św. Pawła, jest w cerkwi, i stoi tam trumna, w której, jak mówią, jest ciało jego. Oprócz sobornej i św. Makarego, jest trzecia świątynia, pod tytułem 23 Apokaliptycznych starców; wchodzi się do niéj z przysionka cerkiewnego, schodami na dół. Na ścianach są napisy w języku Koptów, których sami już nie rozumieją, i wytłumaczyć nié mogą. Cerkiew jest wązka, długa, dość wysoka, ale ciemna, przy zapalonych świécach widziéć ją można. Przy téj cerkwi jest mała kaplica św. Antoniego. Koło kaplicy zaraz pieczara św. Pawła, oddzielona drewnianą kratą. W pieczarze, pod sklepieniem wiszącéj skały, stoi kamienna trumna mało nad podłogę wywyższona. Nad trumną nié ma daszku, ani krzyża, nie goreje lampa. Na ścianie pieczary jest wymalowany św. Paweł, w całéj postaci, z rękoma podniesionémi do nieba, kruk w dziobie niesie mu chléb, dwa lwy liżą stopy jego. Z pieczary wchodzi się do kapliczki bardzo ciemnéj, jak do grobu, i szczupłéj, w niéj się tylko mieści jeden ołtarz na cześć św. Pawła. Pieczara jest tą samą i taką, jak była za czasu św. Pawła.[13] Na ścianie cerkiewki obrazy 24 Starców z Apokalipsy, w najzepsutszym są smaku, gorsze od bizantyńskich. Z cerkiewki téj są schody do cerkwi św. Makarego. W klasztornéj wieży zębczastéj i kwadratowéj, są ubiory kościelne i książki. Z téj wieży góry widać półwyspu Synajskiego; najszczególniéj szczyt góry św. Katarzyny. Klasztor jest to wielki czworokąt, rozdzielony na dwie nierówne połowy. Południowa część zajęta gęstémi rozmaitémi budowlami; północna ogrodem i częścią kościoła 24 apokaliptycznych starców. Za ogrodem jest obmurowany dziedziniec, w nim jest zbudowany ukryty wodociąg, napełniony wodą zdrową, słodką, z tego samego strumienia, w którym gasił św. Paweł pragnienie. Za jego czasu strumień płynął przez Dolinę Der, około pieczary ocienionéj rozwiniętym, daktylowym gajem.
Święty Paweł pustelnik rodził się w Tebaidzie; zakonnicy utrzymują, że w Aleksandryi. Bywając na pogrzebach silnie się wzruszył; uczuł znikomość świata, i opuścił go. Na pustyni żył niewidziany, i nieznany. Nikt jego pokoju nie zamạcił, i nie przerwał jego milczenia. Duszę swą wzniósłszy do Boga, żyjąc na ziemi jeszcze, zanurzył się w Niebie. Po śmierci jego św. Antoni zgromadzał przy jego grobie i pieczarze pustelników, i założył kościół chrześcijański, a potém klasztor. Ten się coraz powiększał i upiękniał darami chrześcijan. Kiedy szyzma potrafiła najświętsze ustronie zgorszeniem napełnić, klasztor św. Antoniego był spustoszony; temuż uległ losowi klasztor św. Pawła. Patryarcha Gabryel, nad którym się zakonnicy pastwili, i byli przyczyną jego śmierci, wznowił go, i osiedlił mnichami Nitryjskiémi. Około roku 1703 sto trzeci patryarcha Jan, jeszcze więcéj tam zakonników wprowadził i ustanowił duchowną szkołę. Z klasztoru św. Antoniego przysyłano tu młodzież dla uczenia się duchownych nauk. Były niezgody między témi dwoma klasztorami. Paulinowie od Antonijanów się oddzielili, zatrzymali u siebie swoich, i przeszli pod najzupełniejszą, bezpośrednią władzę patryarchów koptyjskich. Klasztor św. Pawła w roku 1850 miał 32 mieszkających mnichów. Pomimo niedostatków, klasztor dzieli się chlebem z okolicznymi Beduinami. Z początku czynili z bojaźni, ale od czasów Mehemetego-Alego, robią to z miłosierdzia. Mają ciekawy rękopism arabski in folio, życia patryarchów aleksandryjskich od Marka Ewangelisty do 74 Władyki Jana. Żywot jego jest napisany w drugiéj części. Mówi Porfiry kijowski: „Zaleciłem z tego rękopismu przetłumaczyć żywot koptskiego patryarchy Benijamina, za którego Egipt był zawojowany przez Arabów. Oto jest treść jego: Benijamin w młodości swojéj, zostawił ojca i matkę, i poszedł szukać w pustyni dla siebie zbawienia. Zjawił mu się Anioł i powiedział: Ty godzien paść owce Chrystusowe. Istotnie potém był patryarchą za greckiego cesarza Heraklijusza. Patryarcha mieszkał w klasztorze św. Makarego. Cesarz Heraklijusz żądał od egipskich chrześcijan, aby przyjęli ustawy Chalcedońskiego Synodu. Jedni je przyjęli, drudzy się oparli.
Heraklijusz spalił Benjaminowego brata za jego upór w utrzymywaniu herezyi. Monofizytów jednych więził, drugim groził utopieniem w morzu, lub w Nilu. Z jedynowiercami prawowiernémi obchodził się łaskawie, wynagradzał, i naznaczał z nich biskupów. Przyśniło mu się, że obrzezańce odejmą mu Egipt. Pomyślał o Żydach, i rozkazał ich chrzcić. Ale zjawił się Mahomet. Czciciele tego proroka obrzezani, jeszcze za Heraklijusza zawojowali Syryą 641 roku ery chrześcijańskiéj, a 357 ery męczeńskiéj. Koptom Kalif Omar wypowiedział wojnę, zniszczył twierdzę w Egipcie, i Grecką flotę spalił w Aleksandryi. Mieszkańce Aleksandryjscy zaraz mu się poddali i otrzymali różne ulgi. Arabi wtedy spalili kościół piérwotny św. Marka patryarchalny Aleksandryjski, stojący nad morzem. W czasie požaru jeden chrześcijanin, który miał własny statek, uniósł głowę św. Ewanngelisty, i z nią popłynął. Omar zapragnął wiedziéć gdzie, się znajdował Benjamin, który w czasie prześladowania Monofizytów ukrył się do klasztoru na pustyni, który jako i brat jego, uwikłany w błędach téj sekty, trzynaście lat się chował. Po zawojowaniu Egiptu jawił się przed Kalifem, podobał się zwycięzcy, chwalił go jako Bożego męża, prosił go o modlitwę, aby mógł zawojować Grecyą; jeśli się to stanie, uczynię co zechcesz. Omar skłonił ku Benjaminowi swą uprzejmość i dobrą wolę i posłał pułki swoje do Grecyi. Benjamin odwracał wtedy biskupów od przyjętego wyznania wiary w soborze Chalcedońskim, niektórych skłonił ku herezyi, ale wielu pozostało niezachwianymi, i niezłomnymi. Chrześcijanin, który uwiózł z Aleksandryi głowę św. Marka, nie mógł od brzegów odpłynąć i wrócił do portu; i o tym cudzie opowiedział rządcy Egiptu, który o tém uwiadomił Benjamina. Wziął Benjamin ze statku święte relikwije, a widząc cud ten władca Egipski dał pieniądze Benjaminowi dla odnowienia, i wzniesienia na nowo kościoła patryarchalnego św. Marka Ewangelisty w Aleksandryi.“
Tym sposobem Koptowie odstąpili siedmiu soborów. Po wygnaniu Heraklijusza z Egiptu, Benjamin Monofizyta dobrych chrześcijan Egipskich zaraził, wielką zadał klęskę Koptom pobożnym, pełnym prostoty, którzy z wielkiem wzruszeniem przystępują do Przenajświętszego Sakramentu.
W opisach żywotów św. Antoniego i Pawła czytamy: Św. Antoni ze swojéj pustyni przybył za dwa dni do mieszkania św. Pawła, i dziś pielgrzymi drogę z klasztoru św.Antoniego do klasztoru św. Pawła w dwóch dniach odbybywają. W klasztorach św. Antoniego i św. Pawła zakonnicy fabrykowali pieniądze. To spowodowało ich zburzenie. Nieprzyjaciel oszczędził, uszanowali Beduini, runęły z powodu zagnieżdżonego bezprawia zakonników. Rząd dowiedziawszy się, to uczynił; czy robotniey pewni bezkarności jako świadkowie i pomocnicy téj ohydnéj czynności, dla zbogacenia się, klasztory zburzyli. Tak nieszczęśliwy owoc wydał Kościół wschodni szyzmatycki. Co do obserwancyi obecnie tam żyjących mnichów, możemy mieć wyobrażenie z tego, że przełożony w roku 1850 od kilku lat rządząc klasztorem w nim nie mieszkał, ale w Buszy, gdzie się trudnił gospodarstwem. Jaka może być karność, jakie życie duchowne w zgromadzeniu, którego przełożony jest nieobecny. W klasztorach wschodnich, w najświętszych miejscach, zakonnicy ogólnie, i szezegółowo, żadnych zatrudnień nie mają, mogących się zastosować do społeczeństwa. Nauczaniem, miłosierdziem się nie zajmują, nic nie drukują i nie wydają, zaledwie czytać umieją. Co do klauzury usunienia kobiét, i postów, to zachowują; ale wtedy tylko, gdy są w klasztorze; za murem klasztornym są niezależni i wolni nawet w obyczajach. Zostawiają zwykle małą ilość mnichów w klasztorze, a większa część dla interesów klasztornych mieszka w miastach, wędruje po kraju, do klasztoru nie wraca. Klasztory zachodnie familijnie są połączone w jednę prowincyę, pod jednym rządem, wspólnie sobie pomagają, przenoszą zakonników z jednego do drugiego klasztoru dla lepszego utrzymania karności, dla rozdzielania tych, którzyby się z sobą zgodzić nie mogąc, zostać mogli przyczyną zgorszenia. Wschodnie nie zachowują z sobą miłości bratniéj i trwałego stosunku; np. klasztor św. Pawła oddalony o dwa dni drogi od św. Antoniego, i oba w pustyni; w sporze z sobą są i były. W klasztorach mieszkać nie chcą, nie uczuwają w tém upodobania. Ciągle jeżdząc, i za obwodem klasztornym mieszkając, do ostatecznego rozprzężenia, i zupełnego upadku przyszli.
Pod cieniem najświętszych imion i przykładów najdoskonalszych, duch tych wielkich prawodawców dziś w wschodnich zakonnikach nie żyje. Nikt nie prześladuje klasztorów wschodnich, nie odbierają im majątków, nie znają losu klasztorów zakonów zachodnich. Liberalistów hasłem w Europie jest zniesienie klasztorów, ta myśl, i ten cel jednoczy ich z sobą; majętności zakonne bez żadnego skrupułu zabierają jakby ich posiadacze ludźmi nie byli. Coby uczynili dla pogan ze względu, że przecież ludźmi są, tego dla zakonów katolickich uczynić nie chcą. Zakony jednak nie upadają na Zachodzie, mają siłę i moc bytu z Ducha św., który wszystkiémi dary ich ubogaca; całą mocą swéj nieśmiertelnéj siły pokrzepia. Na Wschodzie, bronione, zabezpieczonę w prawach swoich, najboleśniéj, bo duchowie i moralnie runęły. Zakony są to kolumny Kościoła. Na Zachodzie widzimy zakon Jezusowy, na który się zawzięła zapalczywość, nienawiść ludów, prześladowanie rządów; jest coraz doskonalszym i silniejszym. Powiększa się z każdym dniem liczba czcicieli jego, których rzeczywistą doskonałością życia swego obudza. Na Wschodzie, któż jest prześladowcą zakonów? ale któż jest ich obrońcą, czcicielem? O jak bolesny jest stan calego chrześcijaństwa wschodniego obrządku, oddzielonego, oderwanego od rzymsko-katolickiego Kościoła. Pomimo dochowanych niezmiennie starych form i obrządków, w klasach ukształconych ustała wszelka wiara; rozwinęła się, wnikła w obyczaj pogarda dla własnego duchowieństwa, szczególny niesmak. Największe błędy, ostateczne niedowiarstwo, nihilizm, porywa z taką łatwością umysły w szyzmie. Duchowieństwo pozbawione współczucia wyznawców, coraz nieszczęśliwiéj upada. Gdzie istniała najgorętsza modlitwa, najwyższa pokuta, synowie śś. pustelników rozbiegli się po miastach, trudniąc się handlem, rozlicznémi spekulacyami; a mnisi klasztorków Nilowych są w najohydniejszym stanie ducha i moralności. Jakby przy wieży Babel rozlicznością języków zupełnie się oddalili jedni od drugich, i przez tyle wieków nie zgodzili się, nie znależli jednego języka wspólnego dla wszystkich narodów, wyznających chrześcijańską religiją wschodniego obrządku; nie ustanowili jednéj zwierzchności duchownéj. Władza bowiem patryarchów jest imienną, i coraz zakres jéj się zmniejsza. Przyszli do odrętwienia i skrystalizowania w sobie życia religijnego. Zasady rzymsko-katolickiego Kościoła są niezmienne, na Opoce jest postawiony, nie odmienia nauki swojéj, ale działa i żyje. Stagnacya jest cechą i dowoden odszczepieństwa. Religija chrześcijańska wschodniego obrządku, w Grecyi, w Egipcie, nie ma celu polity cznego, nic jest narzędziem celów ziemskich doczesnych. Ta sama religija za obwodem Egiptu, Grecyi, Azyi mniejszéj, Syryi w cesarstwie Słowiańskiém jest formą doskonale ulaną, w któréj się wszystko przerabia na to, co zamierza, co postanowił, co chce mieć rząd tego państwa. Dla tego żadne wyznanie nie jest ocechowane taką odrazą i wstrętem, choćby było zupełnie antychrześcijańskie. Przyjąć wyznanie grecko-rosyjskie znaczy zostać renegatem nie tylko religijnym, ale narodowym, i być wyzutym z godności ludzkiéj, z wszelkiéj prawości, zostać wyrodkiem, i przyjąć cechę, piętno, najwyższéj hańby. Nigdzie religija nie była narzędziem tak doskonale ulaném, tak dzielném, dla ziemskich i szkodliwych celów. Jeśliby kto został z katolików Islamitą, co się niestety, dość często w tym wieku zdarza; popełnił czyn zbrodniczy w sumieniu wiernych katolików; naraził zbawienie swéj duszy; ale nie jest ocechowany piętnem najzupełniejszéj podłości, jaką są oznaczeni ci, co przyjęli rosyjską szyzmę, nazwaną prawosławiem. Nie można bardziéj poniżyć religii chrześcijańskiéj, gdy liczba wyznawców przymusem się zwiększa, lub przywilejami, które temu wyznaniu tylko wyłącznie służą. Do takich następstw przywiodło oderwanie się od Kościoła, od prawéj jego zwierzehności, od nieomylnéj Głowy, czyli rozdział z Duchem Świętym.
Rozpatrzenie gruntowne, uważne dziejów Kościoła wschodniego oderwanego, wejrzenie pilniejsze w obecną ich naukẹ, instytucye, najszczególniéj w zgromadzenia ich zakonne, najsilniéj utwierdza w katolickiéj religii; i bardziéj w niéj ugruntowuje; jest jedną z najlepszych dróg do poznania prawdy. Szuwałów grecko-rosyjskiego wyznania, który dziś jest najgorętszym katolikiem, powiada w wyznaniu swojém: „że przeczytanie dzieła Murawijowa ostatecznie zniszczyło jego wahanie się i najzupełniej skłoniło na stronę katolickiego Kościoła.“
Przytoczmy to, co napisali o Thebaidzie francuscy pisarze.
Thebaida, Thebaico regio, tworzy dziś Saidę, i część południową Oustanieh; to jest stronę południową Egiptu, która obejmuje siedm prowincyj (nomes) Egiptu wyższego, ośm Egiptu średniego, i wielką oazę, która za Rzymian była osobną prowincyą. Stolicą jéj były Theby, od których nazwisko wzięła. Ta część Egiptu była najpierwéj zaludnioną i ucywilizowaną, tu zamieszkiwały najstarożytniejsze dynastye królów egipskich. Zamieszkała część Thebaidy leżała wśród pustyń, które ją na wschód i zachód otaczały. Do tych to pustyń chronili się pierwsi anachoreci i pustelnicy chrześcijańscy: jak św. Makary, św. Pakomijusz i św.
Antoni.
Płynąc w górę Nilu spotykamy ruiny słynnego miasta Theb, o którém powiadano, że miało sto bram.
W pustynią wyższego Egiptu albo do Thebaidy, chroniło się we trzy wieki po Chrystusie wielu Świętych, którży się poświęcali życiu pokutniczemu. Pozostałe po nich ślady bytu w niektórych klasztorach, odwiedzane są przez pielgrzymów, i szanowane po wszystkie czasy przez samychże Turków.
W czasie pierwszego podziału césarstwa Rzymskiego, Thebaida wchodziła w skład Egiptu. Ammian Marcelin żyjący w IV wieku pod cesarzami Walentynijanem i Walensem, pisze, że Thebaida była jedną z trzech prowincyj, składających Egipt; w notatach zaś Leona Mędrca znajdujemy podzieloną na dwie prowincye: jedną z nich nazwano Pierwszą Thebaidą ze stolicą Antinoe; a drugą, Drugą Thebaidą ze stolicą Ptolomaidą. Obie zawierały wiele biskupstw. Thebaidę rozsławili pustelnicy, którzy tu najpierwéj i najliczniéj zamieszkiwali. O. Coppin w opisach swéj podróży do Egiptu széroko rozwodzi się o miejscach zamieszkiwanych, lub mogących być zamieszkanémi przez pustelników.
Thebaida zmieniła swą postać od czasów jak Turcy i Arabowie objęli nad nią panowanie. Thebaida dziś jest jedną z prowincyi najmniéj zamieszkałych; a wydaje tylko zboże, niektóre jarzyny, kmin i koper.
Jaskinie niższéj Thebaidy, są to wydrążenia w pewnych odstępach ręką ludzką zdziałane w łamach kamienia, na przestrzeni od 15 do 20 mil. Znajdują się wydrążenia te w górach po stronie wschodniéj Nilu, z wnijściem od rzeki, która ich stopy obmywa; z samego widoku wnosić można, że to były skały należące do łańcucha gór, będąeych na samym brzegu Nilu, zkąd dobywano kamienie dla budowy sąsiednich miast, piramid i innych gmachów. Po wydobytych głazach pozostały jakby komnaty obszerne, ciemne, niskie, w nieregularnym szeregu i bez symetryi. Sklepienia wydrążeń niskich i nierównych są podtrzymywane kamiennémi słupami, które górnicy umyślnie zostawiali dla podparcia ich.
Nie masz nic podobnego do łomów skalnych jak groty Thebaidy i one zapewne ten początek miały. Herodot powiada, że król Kleofas, używał 100,000 ludzi przez lat dziesięć do łamania kamienia w górach na wschodniéj stronie Nilu i do przenoszenia ich za rzekę. W drugim zaś dziesiątku lat użyto 100,000 ludzi dla wzniesienia piramid z białych i miękkich przy wydobyciu kamieni, a które na powietrzu stwardniały i zciemniały. Z tych samych łomów następcy Aleksandra i Rzymianie wydobyli niezmierną ilość kamieni przy zakładaniu miast i osad. W tych łomach znajdują się wykucia do sześciu stóp długie, a dwie szerokie, mogły służyć do grzebania umarłych. Do tych łomów chroniło się wielu pustelników, jak to widno z wielu celek bardzo małych, wykutych w sklepiskach tych ciemnych jaskiń, których drzwi i okna zaledwie mają stopę kwadratową.
Jedną z najpoetyczniejszych i najpiękniejszych pamiątek starożytnych jest życie zakonne, pustelnicze; zasługuje na uwielbienie. Prorok Elijasz uciekając przed zepsuciem Izraela schronił się na brzegi Jordanu z kilką uczniami, gdzie żył tylko ziołami, i korzonkami. Odtąd życie zakonne jakby dziedzictwem spada przez proroków i św. Jana Chrzciciela na Jezusa Chrystusa; który często usuwając się od świata chronił się w góry na modlitwę. W krótce potém Therapeteuticy pojmując doskonałość życia ustronnego przedstawili piérwszy wzór zakonów chrześcijańskich w okolicach jeziora Moeris. Za Pawła, Antoniego, i Pakomijusza, zjawili się święci Thebaidy, którzy napełnili Karmel, i Liban arcywzorami pokuty. Głos chwały i cudów wznosił się z najdzikszych pustyń, niebieska muzyka zléwała się z szumem wodospadów i potoków; Serafinowie nawiedzali pustelnika, lub nad obłoki unosili jego duszę, promienną. Lwy służyły świętym samotnikom za posłańców; kruki przynosiły im mannę niebieską. Miasta pyszne ujrzały upadającą swoję sławę starożytną, obok chwały pustyni.
Pustelnicy Thebaidy. Mieszkali w celkach zwanych Laury, i nosili jak założyciel ich św. Paweł odzież z liści palmowych. Inni mieli włosiennice utkane z sierści gazelli, niektórzy, jak pustelnik Zenon, zarzucali na swe ramiona skóry dzikich zwierząt. Serafijon chodził owinięty całunem, który miał go okrywać po śmierci. Zakonnicy Maronici w pustyniach Libanu, Eremici, Nestoryanie wzdłuż Tygru, i w Abisynii, przy wodospadach Nilu, nad brzegami morza Czerwonego, wiedli życie tak niezwyczajne, jak były pustynie, gdzie się ukrywali. Kopt przyjmując życiė zakonne, wyrzekał się wszelkich przyjemności, i trawił czas w pracy, poście, modlitwie, i na posługach bliźnim. Sypiał na twardém łożu, i to zaledwie chwil kilka. Pod piękném niebem egipskiém, wśród ruin Theb i Memphis śpiéwał Panu pieśń uwielbienia. Częstokroć echa piramid zanosiły cieniom Faraonów hymny rodziny Józefa. Pobożny pustelnik nad ranem śpiéwał chwałę prawdziwego Boga; głos jego harmonijny dźwięczał o wschodzie jutrzenki. Wyszukiwał zbłąkanego Europejczyka, wśród sławnych ruin, ocalał go od napaści Araba, uprowadzał do swéj celki, oddając nieznajomemu pożywienie, które go sobie odmówił. O! niezmierna i wzniosła ideo chrześcijańska! ktỏra czynisz chrześcijanina Chińczyka przyjacielem Francuza; dzikiego neofiitę, bratem mnicha Egiptu! Nie jesteśmy już cudzoziemcami na jednéj ziemi, nie możemy się już na niéj zabłąkać; Jezus Chrystus wrócił nam dziedzictwo wydarte grzéchem Adama. Chrześcijanie! nié ma już oceanów i pustyń dla was, usłyszycie wszędzie język naddziadów, i znajdziecie strzechę rodzinną!... Wszystko to jest cudne, gdy połączone z rozmyślaniem i modlitwą. Odejmij tylko imię Boskie i obecność Bożą; a cały urok zniszczeje.
Arsenijusz, rodem Rzymianin, syn bogatych rodziców pędził samotne życie, gdy cesarz Teodozy udał się z prośbą do papiéża Damazego, aby mu wybrał nauczyciela do dwóch jego synów, Arkadyusza i Honoryusza. Ojeiec św. zwrócił swe oczy na Arsenijusza, i wysłał go do Konstantynopola.
Cesarz osypał go zaszczytami, i bogactwami, i uczynił opiekunem i nauczycielem swych synów. Przez lat jedynaście spełniał swe wysokie powołanie, w końcu spostrzegłszy, że młodzi książęta niechętnie rad jego słuchali, wymówił się od dalszych usług. Spełnił dawny swój zamiar, świat opuścił, około r. 394 schronił się do Egiptu na pustynię Scety, mając wieku swego lat 40.
Po ciężkich próbach, przyjęty do klasztoru św. Jana, Arsenijusz odznaczył się pokorą, i gorącością ducha. Odzież jego była najuboższą, chciał się ukarać za przepych, którego używał na dworze cezarów. Pewnego dnia oficer cesarski przyniósł Arsenijuszowi testament jego krewnego, senatora, który umiérając zrobił go swym spadkobiercą. Święty zapytał, jak dawno umarł jego krewny? Dowiedziawszy się, że od kilku miesięcy, odpowiedział oficerowi: „Ja daleko wcześniéj umarłem, jakże mogę być spadkobiercą.“
Wielki ów mąż, zakosztowawszy rozkoszy świata, miał go potém w takiém obrzydzeniu, iż co rok uroczyście obchodził dzień, w którym za łaską Bożą od niego się oderwał. Dnia tego przyjmował komuniją świętą, trzech ubogich opatrywał, jadł trochę gotowanych jarzyn, i otwiérał drzwi swéj celki licznie odwiedzającym go zakonnikom. Pokora jego odpowiadała innym jego cnotom; pełen najgłębszéj nauki, miał wielki dar wymowy. Powierzchowności wspaniałéj, tak cichy, skromny, jakby był najmłodszym z braci. Przez pięćdziesiąt lat ten wielki święty opłakiwał w zakonie grzéchy i występki świata. Gdy ostatnia jego godzina nadeszła, myśl o mającym nastąpić sądzie Bożym łzy wycisnęła; jednakże nie zakłóciła pokoju jego pięknéj duszy. Umarł 449 w 95 roku życia swego.
W miarę powiększających się zbrodni, i zaburzeń w świecie, Búg zsyłał środki odpowiedniéj obrony przeciw nieprzyjacielowi rodu ludzkiego. Zaludniały się pustynie wybranymi. Ich liczba wzrastała niezmiernie. Do téj epoki odnieść należy założenie Laur czyli Ławr. Ławra był to grunt oznaczony w półkole wśród pustyni; środek jego zajmywał kościół, przybytek Boga nieba i ziemi; obwód zaś jego stanowiły cele opodal od siebie zbudowane, zamieszkałe przez pustelników, ludzi anielskiego stanu.
Najpiérwszą z Ławr założył w roku 440 św. Gerazym, o trzy mile od Jerozolimy, nad brzegami Jordanu, tam właśnie, gdzie niegdyś brzmiały głosy proroków św. Jana, i samegoż Zbawiciela. Składała się z 70 celek. Zakonnicy mający przełożonego, przez pięć dni w tygodniu nie wychodzili z celi, żywili się jedynie chlebem, wodą, i daktylami. W sobotę i w niedzielę, schodzili się do kościoła, gdzie wspólnie śpiewali kościelne hymny na chwałę Bożą, i spełniali święte tajemnice. Spożywali ciepłą strawę, i pili potroszę wina, po nieszporach w niedzielę, wracali do celek, z zapasem żywności, z chlebem, solą, i daktylami. Zajmowali się pracą ręczną, nie palili ognia, ani nawet lamp do czytania.
Jedną z ustaw ich było, aby każdy zakonnik wychodząc ze swéj celi zostawiał drzwi otwarte, na znak, że nie posiada żadnéj własności, i że każdy z braci miał prawo rozrządzać się jego małą ruchomością. Święty Gerazym umarł roku 475.
Życie tak doskonałe znajdujemy we wszystkich pustyniach Wschodu i Zachodu. Św. Jan Chryzostom, zakonników mieszkających koło Antyochii tak opisuje: „Wstają po piérwszém zapianiu koguta, czyli o północy. Odmówiwszy Jutrznią i Laudesy, każdy zajmuje się w swéj celi czytaniem Pisma świętego, lub przepisywaniem ksiąg, następnie wszyscy udają się do kościoła, gdzie odmawiają godziny Laudesy, potém wracają w milczeniu do cel swoich. Nigdy nie rozmawiają z sobą. Rozmowa ich jest z Bogiem, prorokami, i apostołami, których Boskie pisma rozważają. Żywność ich składa się z trochę chleba i soli, niektórzy „dodają do tego nieco oliwy, słabi nieco roślin, i jarzyny. Posiliwszy się, odpoczywają chwilę, według zwyczaju mieszkańców Wschodu, a potém znowu wracają do pracy. Robią koszyki, włosiennice, uprawiają ziemię, rąbią drzewo, przyrządzają pokarmy, umywają gościom nogi, i usługują im z wielką miłością, nie pytając się czy są bogaci, lub ubodzy. Rogoża, położona na ziemi służy im za posłanie, odzież robią z sierści kóz i wielblądów, lub ze skóry grubo wyprawnéj. Najubożsi żebracy nie chcieliby jej użyć. A znajdują się pomiędzy niémi tacy, którzy się rodzili i wychowali w bogactwie, i dostatkach. Nie noszą obuwia, nie posiadają własności; wszystko, co ma służyć do zaspokojenia koniecznych potrzeb, oddają na własność ogólną. Biorą spadki po zmarłych krewnych, ale na to tylko, aby je rozdać ubogim. Wszystko téż co mogą oszczędzić z własnéj pracy, przeznaczają na ten cel. Wszyscy mają jedno serce i jednę duszę. W celach ich panuje nieprzerwany pokój, i czysta radość, których napróżno szukalibyśmy wśród najświetniejszych powodzeń. Pustelnicy ci, przy końcu wieczornéj modlitwy ściśle rozważając sąd ostateczny, pobudzają się do nieustannéj czujności, i gotują się do ścisłego rachunku z każdéj chwili życia, jaki wszyscy zdać będziemy musieli.“
Pustelnicy, o których św. Chryzostom mówi, byli z okolic Antyochii. Idąc drogą z Antyochii do Seleucyi, spotykamy rzek siedm. Są to strumienie wypływające z góry, leżącéj na przeciw Antyochii. Górę tę zowie Gillaume de Tyr, Montagne Noire, Starożytni Pierius, Arabi Gebel-el-Hamar. Wypływająca ze źródeł woda zowie się Neros, i górę dla tego nazwano Montagne noire. I de Vitry w XIII wieku mówi: że na tych górach widział wiele klasztorów łacińskich, i greckich, pustelników różnych plemion i narodów. Pustelnicy i zakonnicy antyochejscy zachowywali przepisy, regułę pustelników Tebaidy. Jednocześnie z Tebaidą zaludniły się pustynie góry Pierjus. Słońce chrystyanizmu w Antyochii i jéj okolicach świéciło. Chrześcijaństwo i Kościół w Antyochii, był jednym ze znakomitszych i kwitnącym. W Antyochii zajaśniał mąż Boży, który się tu nad brzegiem Orontu urodził; któż mu wyrówna w wymowie, w dziwnéj słodyczy, z jaką opowiadał słowo Boże. Jego usty duch Boży kruszył i zachwycał, doktór, ojciec Kościoła jeden tylko nazwany Złotousty. Ojcowie święci nazwali go opowiadaczem wyroków Bożych. Genijalne zdolności mając, oddał się zupełnie w młodości naukom, których wykład w Antyochii w wieku IV był bardzo znakomity. Poświęcił się wyłącznie nauce chrześcijańskiéj; zrozumiawszy jéj główny cel i ducha, przyjął habit pokutny, został mnichem, pustelnikiem w cichéj dolinie, u stóp góry Pierjus. Žył z innémi mnichami przez lat cztéry, wyzuwszy się z wszelkiéj własności. O chlebie i wodzie żył jako św. Paweł lub Antoni. Po tėj próbie, na dwa lata zamknął się w piaszczystéj jaskini, w któréj nigdy się nie kładł, i stojąc sypiał.
Żywot tego męża, już opowiedziały wymownie dzieje Kościoła. Pustelnik, anachoreta, patryarchą konstantynopolitańskim został, i był wzorem, perłą, patryarchów, biskupów, pogromem cesarzów, pochodnią gorejącą w Kościele. Cichy i pokorny jak Anioł, w słowie silny jak grom Boży, apostoł nowy św. Ewangeliją opowiadał, i wprowadził do kraju Scytów, Persów, Gotów. Nienawiść i herezya sromotnie go prześladowały, tak dalece, że dwa razy był strącony ze stolicy swojéj. Znaki niebieskie okazały świętość męża a niesprawiedliwość pseudosynodów, które znieść nie mogły wyższéj nauki i doskonałości świętego męża; i tyle go prześladowały, że na wygnaniu życie ukończył.
Wzory doskonałego życia zakonnego wsławiły Kościół wschodni. W czasie jedności świętéj, w całości nierozerwanéj, wydawał mężów apostolskich, doktorów Kościoła, wielkich świętych, św. Atanazego, św. Jana Chryzostoma, i zakonników anielskiego habitu, ludzi dla świata umarłych, anielski żywot wiodących. Tak było, dopókąd nienawiść i zazdrość nie oderwały wschodniego Kościoła. Po dokonaném odszczepieństwie, została tylko litera, tradycya; istotne życie zakonne, mądrość z ducha Bożego, złotousta wymowa, były wyłącznie cechą, udziałem Kościoła rzymskokatolickiego, prawdziwego, apostolskiogo. Wschód miał tylko jednę epokę, w któréj kwitnęły Ławry, słynęli św. Paweł, Antoni, Pakomijusz, Arsenijusz, św. Atanazy, św. Chryzostom. Na Zachodzie całe wieki średnie jaśniały najszczytniejszym duchem, i najzupełniejszém poświęceniem się w miłości, i najwyższém w Bogu uniesieniem; rycerstwo i zakony rozmaite i niezliczone, uczucia i ducha w Bogu, zachwyconego życia, były wyrazem.
Gdy zapał wieków średnich wygasł, a racyonalizm podniósł się i zawabił ludzi; wśród rozwinionéj cywilizacyi i miast, wzniosły się zakony nauczające, misyjne, i oddane ubóstwu, i pustelniczemu nawet życiu. W XVI, w XVII i w XVIII wieku żywot pustelniczy tak ściśle i surowo na Zachodzie prowadzono jak w Tebaidzie, z większą zasługą, z trudniejszą ofiarą. Nowi pustelnicy nie mieli obok siebie pustyń piasczystych i lasów, ale miasta. Wśród miast zrzekli się własności, pychy, roskoszy, i towarzystwa ludzi. Na Wschodzie, przyświécał pustelnikom, był dla nich wzorem św. Hieronim, doktor Kościoła zachodniego. Głównym przewodnikiem życia zakonnego, mistrzem i wzorem był św. Augustyn, doktor zachodni. Reguły zakonne na Zachodzie nie zawarły się w jednéj formie, coraz wyższy miały rozwój, coraz obfitsze życia duchownego, doskonałego owoce, przez świętych: Dominika, Franciszka z Assyżu, i św. Ignacego. Najsurowsze życie wiodły; postępując nieustannie w doskoiałości wzniosły się do kontemplacyi, uregulowane przez św. Teresę zakony. Św. Teresa była uznaną doktorem Kościoła, dla znakomitéj i nieporównanéj nauki. Wiodła za sobą liczny orszak synów i córek zakonnych do stanu najszczęśliwszego, najwyższego, do zachwycenia, które jest skutkiem doskonałości. Nowe prawa, które nadała zakonowi Karmelitów, skuteczne ich wykonanie nazwano Reformą, która była odpowiedzią w duchu, w czynie, i wydaną walką burzącéj najświętsze prawdy, protestanckiéj reformacyi.
Zakony Benedyktynów, Cystersów, wiodły żywot kontemplacyjny, pustelniczy. Obrona chrześcijan w Ziemi św., pielęgnowanie chorych, było głównym celem zakonu św. Jana Jerozolimskiego; zakon św. Łazarza, wyłącznie się poświęcał czawaniu nad trędowatymi. W XI, XII i XIII wieku, ta straszna klęska szérzyła się po świecie. Choroba ogarniała nagle wszystkie części ciała, wysuszała je, prócz tego działała tak szybko, jak morowa zaraza, dosyć było dotknąć się sprzętu chorego, lub odetchnąć tém samém powietrzem, aby się zarazić. Dla tego trędowaci wstręt wzbudzali, uciekano od nich, usuwano z ulic zamieszkałych. Widziano często tych nieszczęśliwych, błąkających się po polach, jak żyjące trupy. Skoro tylko spostrzegli kogoś zbliżającego się byli obowiązani ostrzegać go o swéj obecności za pomocą grzechotki, aby dać czas do ucieczki. Wejrzał Bóg na nieszczęśliwych, obudzając w sercach najzamożniejszéj chrześcijańskiéj młodzieży pragnienie narażenia się na największe niebezpieczeństwa, jakiém jest pielęgnowanie trędowatych.bBohatérami témi byli kawalerowie św. Łazarza.
Religija św. chrześcijańska, pełna cudownych natchnień, dała myśl tym świętym rycerzom, dla ściślejszego pobratania się z nędzą ludzką, wybiérać wielkiego mistrza wśród dotkniętych trądem, lub z niego wyleczonych, aby znajomość doznanych cierpień czyniła go czulszym, wyrozumialszym dla chorych. I to było zasadniczą regułą zakonu św.cŁazarza. Gdy byli zmuszeni opuścić Syryę r. 1253, kawalerowie tego zakonu, udali się do Papiéża Innocentego IV z prośbą, że ponieważ ustawa ich nakazuje wybiérać zawsze na wielkiego mistrza rycerza trędowatego, a nie będąc w možności zadosyć uczynienia, bo saraceni wymordowali wszystkich trędowatych w szpitalu w Jerozolimie, aby im pozwolił wybiérać na przyszłość na wielkiego mistrza rycerza, niedotkniętego tą słabością. Ojciec święty nie rozwiązał téj kwestyi. Nie mogąc wybiérać trędowatego mistrza, zakon rychło potém zniknął w Kościele Bożym.
Ceremonije oddzielenia trędowatych od społeczeństwa można nazwać jednym z najbardziéj rozczulających obrzędów duchownych. Kapłan odprawiwszy mszę św. za dotkniętych tą chorobą, przywdziéwał komżę i stułę, kropił trędowatego wodą święconą, i odprowadzał do szpitalu trędowatych, a zachęcając z cierpliwością i miłością do naśladowania Chrystusa i świętych: „Mój bracie, mówił, ukochane dziécię Boga, kto na tym świecie doznaje wiele smutków, utrapień, chorób, przykrości, i innych przygód ludzkich, ten osiągnie królestwo niebieskie, gdzie nié masz ani chorób, ani przeciwności, gdzie wszystko jest czyste, jasne, bez skazy, świetniejsze niż słońce, a dokąd ty pójdziesz, jeżeli się Bogu podoba, byłeś tylko był dobrym chrześcijaninem, i teraźniejszą swoję niedolę zniósł cierpliwie. Niech cię Bóg wspiéra, łaską swoją, mój bracie, to rozdzielenie jest tylko co do ciała, dusza zaś twoja, co jest główném, gdziekolwiek tylko będziesz, będzie miała udział w modlitwach wspólnéj naszéj matki Kościoła świętego, tak, jak gdybyś osobiście był codzień obecnym przy odprawianiu Najświętszéj ofiary. Co do potrzeb twoich, miłosierni ludzie je zaspokoją, a Bóg cię nie opuści. Tylko bądź ostrożnym i cierpliwym. Niech Bóg będzie z tobą. Amen.“ Skończywszy te pocieszające wyrazy, kapłan dopełniał najsmutniejszéj części swego posłannictwa, oznajmiał choremu straszliwe zakazy prawa:
1) Zakazuję ci chodzić do kościoła, do klasztoru, na jarmark, do młyna, na targ, lub zostawać w towarzystwie z ludźmi.
2) Zakazuję ci wychodzić z domu bez ubrania, po którém poznają się trędowaci.
3) Zakazuję ci umywać rąk, nóg, lub czerpać wody, w rzece lub źródle, a jeżeli zechcesz wody do picia, to naléj jéj sobie w baryłkę, i pij własną czarą.
4) Zakazuję ci dotykać się rzeczy, którą targować będziesz, dopóki ta nie będzie twoją.
5) Zakazuję ci wchodzić do karczmy. A gdy sobie kupisz wina, lub dadzą ci go, każ je wlać do swéj baryłki.
6) Zakazuję ci mieszkać z jakąkolwiek inną, oprócz własnéj żony, kobiétą.
7) Zakazuję ci, w razie gdy idąc drogą spotkasz jaką osobę przemawiąającą do ciebie, odpowiadać jéj wprzód, nim się pod wiatr obrócisz.
8) Zakazuję ci chodzić ciasnémi ulicami, bo w takim razie trudno ci mijać osoby na przeciw idące.
9) Zakazuję ci na podwórzu dotykać się studni lub sznura, nie włożywszy wprzód rękawiczek.
10) Zakazuję ci dotykać się dzieci, lub cokolwiek im dawać.
11) Zakazuję ci jeść lub pić z kimkolwiek, oprócz z chorymi jak ty.
12) Zakazuję ci jeść lub pić z cudzych naczyń.
Potém kapłan brał trochę ziemi z cmentarza, i sypał ją na głowę chorego mówiąc: „Umrzéj dla świata, a odródź się dla Boga!... O! Jezu Zbawicielu mój, utworzyłeś mnie z ziemi, przyodziałeś mnie w ciało, dozwól mi odrodzić się w dzień ostatni.“
Wyrazy takie ciężko jest słyszéć człowiekowi, który żył wśród społeczeństwa, a który teraz widzi zerwane najsłodsze związki, zniszczone najszlachetniejsze nadzieje. To téż słowa te paraliżowały prawie wszelki ruch w trędowatym, życie go opuszczało, przybiérał postać śmiertelną. Lud śpiéwał: „Kości moje wzruszyły się, dusza moja została wstrząśnioną, Alleluja. Panie! uczyń nam miłosierdzie, i daj nam zdrowie.“ Kapłan odczytywał Ewangeliją o dziesięciu trędowatych, a pobłogosławiwszy ubranie, i ubogi sprzęt trędowatego, podawał mu z kolei każdą z tych rzeczy. Dając mu suknię zwierzchnią czyli płaszczyk mówił: „Mój bracie, weź to ubranie i przywdziéj na znak pokory, bez niego nie pozwalam odtąd wychodzić z twego domu. W imię Ojca i Syna i Ducha świętego. Amen.“
Podając mu baryłkę: „Weź tę baryłkę, mówił, abyś miał gdzie wlać napój, jaki ci dadzą. Zakazuję ci pod karą nieposłuszeństwa, pić z rzék, ze źródeł, lub ze wspólnych studni, zakazuję ci myć się w któréjkolwiek z tych wód, i prać w nich twoich prześcieradeł, twoich koszul, lub innéj jakiéj rzeczy, która się dotknęła twego ciała.“
Dając mu grzechotkę: „Weź tę grzechotkę mówił, na znak, iż nie wolno ci mówić do nikogo, tylko do trędowatych. Gdybyś zaś czego koniecznie potrzebował, oznajm to odgłosem grzechotki, usuwając się od ludzi i stając pod wiatr.“
Dając mu rękawiczki: „Weź te rekawiczki, mówił.
Niech ci one przypominają, iż nie wolno ci niczego dotykać gołą ręką, wyjąwszy rzeczy do ciebie należących, których znowu nikomu udzielać nie powinieneś.“
Dając mu torbę: „Weź torbę, mówił, abyś miał gdzie kłaść wszystko, co ci dobrzy ludzie dadzą i pamiętaj się modlić do Boga za twoich dobroczyńców.“
Trędowaty powinien był miéć grzechotkę, trzewiki, szkarpetki, suknię kamlotową, płaszczyk, czapkę, dwie szmaty do owijania, baryłkę, lejek, rzemień, nóż, czarę drewnianą, łóżko, poduszkę i kołdrę, dwa prześcieradła na łóżko, siekiérę, kuferek zamykany na klucz, stół, stołek, światło, łopatkę, dzbanek, miseczki do jedzenia, miednicę i garnek do gotowania mięsa. Wszystkie te proste rzeczy były błogosławione i uświęcone modlitwami Kościoła. Kapłan, dotykając się ubrania trędowatego, wprowadzał go do jego izdebki, mówiąc: „Oto miejsce mego spoczynku na zawsze, będzie mojém mieszkaniem i przedmiotem pragnień moich.“ Następnie naprzeciw drzwi zasadzano krzyż drewniany, do którego przywiązywano puszkę, aby przechodzacy pielgrzymi składali w nią jałmużnę w zamian za modlitwy chorego samotnika. Kapłan piérwszy składał swoję ofiarę, lud cały szedł za jego przykładem.
Po téj ceremonii, przy któréj łączył się smutek z nadzieją, wierni wracali do kościoła procesyonalnie z krzyżem na przodzie. Wtenczas wszyscy klękali, a kapłan, podnosząc głos, tę tkliwą prośbę zanosił do Boga: „O! Boże Wszechmogący, który przez cierpliwość Syna Twojego skruszyłeś pychę starego wroga, daj słudze Twemu cierpliwość, potrzehną do zniesienia pobożnie i spokojnie boleści, jakiémi jest dotknięty.“ Lud odpowiadał: Amen, niech się tak stanie.
Tymto sposobem nieszczęśliwi wyłączeni byli ze społeczeństwa. Jeżeli niedola ta przypadała w udziale ludziom cnoty i rezygnacyi, to tacy byli wysoko cenieni, i w całym kraju powszechnym otoczeni szacunkiem. Wygnańcy na własnéj ziemi, pozbawieni wszelkich uroków, jakie uprzyjemniają życie towarzyskie, oraz wszelkiéj pomocy ludzkiéj, która człowieka utrzymuje, pędzili życie w pokornéj i słodkiéj żałości. My dziś pozbawieni téj silnéj wiary, nie domyślamy się nawet pociech, jakie miłosierdzie Boże udziela ludzkim najwyższym, najdotkliwszym cierpieniom. Wpływ dobroczynny tego Boskiego miłosierdzia dochodzi ostatnich krańców niedoli. Religija tylko święta nasza, jedyna i prawdziwa katolieka zdolną była najwznioślejsze rozléwać słodycze dla najnieszczęśliwszych członków rodziny ludzkiéj, odciętych od świata!!
W średnich téż wiekach szanowano trędowatych, tak jak wyznawców wiary, nadawano najtkliwsze nazwiska. Nazywano ich chorymi dobrego Boga, biednymi lubymi Boga, dobrymi ludźmi itd. Na Wielkanoc tylko trędowaci mogli wychodzić ze swego grobu, na pamiątkę zmartwychwstania Pana Jezusa. Tym ludziom za życia umarłym Kościół Boży, jego rycerze usługiwali i cieszyli. Miłosierdzie chrześcijańskie zwyciężyło wstręt przyrodzony, starało się udzielać pociech i leczyć nieszczęśliwych. O! jakże nieszczęśliwymi byli! W tym okropnym stanie Bóg ratuje i cieszy; Kościół święty, jedyny i najwierniejszy czciciel Boga, nie opuszczał nieszczęśliwych, i Łazarz straszliwy w ohydnym trądzie, ropiący najobrzydliwszą posoką, był celem poświęcenia się zakonnych braci, rycerzy św. Łazarza. Kościół św., który tyle czynił ofiar i poświęceń, jedynie tylko udzielić może pokoju, świętéj radości, prawdziwego szczęścia, które z niebieskiéj przezeń płynie ojczyzny.
Widziéć można grób trędowatego w małym kościołku, niedaleko Dijon. Tam można powziąć wyobrażenie o ubraniu i o niektórych sprzętach tych nieszezęśliwych. Pan Maillard de Chambure, znany z gorliwości w wyszukiwaniu starożytnych zabytków Burgundyi, kazał umieścić w archiwum wielki i dokładny rysunek tego grobu
(Żywot św. Franciszka z Assyżu przez Emila Chavin, roz. II.)
Z tego jednego szczegółu możemy miéć wyobrażenie poświęcenia rycerskich zakonów wieków średnich nieszczęściom, nędzy, cierpieniom ludzkim. Późniejsze wieki zasłynęły poświęceniem się misyonarzy. Najwięcéj między nimi celowali misyonarze Jezuici, w dwóch ostatnich wiekach przed ich kasatą roku 1772 misye jezuickie N. M. Panny (de Notre-Dame) w Alepie, św. Pawła w Damaszku, św. Jana w Trypoli, N. M. Panny w Seidzie, św. Józefa w Anturze były sławne w Kościele, w całém chrześcijaństwie. Te misye szczegółowo są opisane w listach (Lettres édifiantes) w dziele: Mémoires du Levant, w tomie piérwszym i drugim. Listy O.
Antoniego Nacchi, O. Antoniego Roasset, O. Nicet, O. Chabert, O. Gurynand, O. Fromage opisują tych prostych, szczérych, pokornych, cichych, prawdziwych sług Bożych, niezmordowanych, niezużytych najwyższą pracą, robotników poświęcenia się nowych, ale zupełnie tak żarliwych i silnych Duchem św., jak piérwsi apostołowie, którzy byli przez Chrystusa Pana wybrani. Mocą nadludzką znosili najwyższe trudy i z bohatérską odwagą cierpienia, jakiebykolwiek im się zdarzyć mogły. Wzbogaceni darami Ducha św., mądrością i miłością wśród pustyń najodleglejszych, najdzikszych, świécili jak promienie słońca niebieskiego. Gdyby umysł ludzki, zaprzątnięty materyalnémi celami, zasłonięty grubym przesądem, umiał poznać, ocenić prace dwuwiekowe misyonarzy Jezuitów, i cuda w ludzkości przez nich wykonane, nie wytępiałby, jak dziś czyni, ale uwielbiał misyonarzy Chrystusowych, nowych apostołów, księży Jezuitów. Szli pieszo po niedostępnych górach, pod skwarem najgorętszego słońca, obarczeni sprzętem kościelnym, sypiali na ziemi nagiéj. Opiekował się nimi rząd francuski, ale nie mógł zupełnie i wszędzie ich zabezpieczyć. Bardzo wiele cierpieli od Arabów, Beduinów, fanatycznych muzułmanów, i bibliści, protestanccy apostołowie najrozmaitsze im wyrządzali prześladowania i katusze.
Za misyonarzami Jezuitami mówiły zawsze wyraźnie prac ich owoce. Oni się nie bronili, nie oskarżali, nie obmawiali, pracowali i cierpieli, rozléwali miłosierdzie, uczyli małe dziatki, leczyli chorych. Najwymowniéj rozgłaszali słowo Boże, prawdy św. Ewangelii i nauki katolickiego Kościoła. Słowa ich idące z szczérego przekonania, z wiary żywéj, i łatwo do serc ludzkich wpływały. Życie cnotliwe i niewinne zawsze od najzawziętszych nieprzyjaciół ich broniło. Wysokie zdolności, ukształcone różnorodną pracą, nieporównana roztropność, umiarkowanie ich cechowały. Bibliści protestanci nie tylko zwyciężyć, ale walczyć z nimi nie mogli; uderzyli na nich kłamstwem, najczarniejszą obmową, oszczerstwem, które we wszystkich pismach peryodycznych, w całéj literaturze rozlać umieli. Ci misyonarze nie lękali się zadżumionych, służyli im jako lekarze i spowiednicy, uczyli rzemiosł, zakładali ogrody, szkoły dla dzieci świeckich ludzi różnych stanów, i akademije dla młodzieży duchownéj wszystkich rytów. Wydawali gruntowne dzieła katolickie, nauczające. Zdawali sprawozdania z swoich prac misyjnych. Misyj wschodnich jezuickich najgłówniejszym domem była na Libanie Antoura, którą po ich kasacie zajęli misyonarze św. Wincentego a Paulo, Łazarzyści. Antoura jest-to wioska na południu, o trzy godziny od Gebail, nazwana od źródła płynącego z bliskiéj góry, ze skały.
W najzupełniejszéj samotności, milczeniu, poście żyli Kartuzi i Kameduli. W tych zakonach utworzono rekluzę, to jest odosobnienie się najzupełniejsze, równe pustelniczemu życiu w piérwszych wiekach na Wschodzie. We Francyi, niemal jednocześnie z rewolucyą, rozwinął się zakon najostrzejszéj reguły Trapistów, którzy nieprzerwanie, najsurowiéj poszcząc, pracowali własnoręcznie. Gdy rewolucya obaliła wszystkie zakony, pustelnicy Trapiści jéj się oparli, przetrwali burzę i zwyciężyli. Dziś kwitną, poparci szczególném dla nich uszanowaniem całego narodu. Ich modlitwie, pustelniczego zasługom życia zawdzięcza dziś Francya powrót zakonów i rozwój nowy życia katolickiego.
Przeciwnicy Kościoła katolickiego, opisując świątobliwość życia mnichów wschodnich Tebaidy, z zamurowania się tak zwanych schymników zarzucali Kościołowi rzymskiemu światowe życie jego duchowieństwa, posiadanie dostojeństw, wpływy polityczne; w wschodnich księżach tylko, Bogu oddanych widzieli. Kościół prawdziwy apostolski, rzymsko-katolicki ogarnął całą ludzkość we wszystkich jéj potrzebach, celach, objął przeto swym wpływem władze, rządy społeczne, wszystkie dusze ludzkie i każdą szczególnie. Nie mógł się zawrzéć wyłącznie w pustelniczém życiu, w kontemplacyi, w modlitwie, działał przez królów, rycerzy, przez misye, szkoły, nauki, i życia pustelniczego, kontemplacyjnego nie zaniedbał; zachował je w téj świętości, w duchu, w całéj istocie, jakiém było w początku chrześcijaństwa. Kościół dowiódł, że w dzisiejszym wieku, tak jak i w piérwszym, chrześcijanie są z témże samém dla kontemplacyi i modlitwy poświęceniem i zapałem. Pustelnikom Tebaidy nie ustąpią francuscy Trapiści. Piérwsi milczeniem, zanurzeniem się w Bogu, zupełném ubóstwem, zakuwszy się w skale, wydali walkę światu pogańskiemu starożytnego Rzymu. Drudzy walczyli z ohydniejszą jeszcze Babiloniją tego wieku, oparli się jéj i odnoszą zwycięstwo.
Misye są arcydziełem Kościoła Bożego. Same li tylko jużby najdostateczniéj dowiodły boskości téj świętéj arki prawdy. Rozum ludzki i rządy społeczne rzeczypospolitych, monarchiczne, nic nigdy podobnego nie wykonały. Misye są i były dziełem najczystszego, zupełnego poświęcenia się dla bliźnich, z miłości zupełnéj Chrystusa Pana. W pracy téj czysto chrześcijańskiéj, wspartėj nadprzyrodzoną siłą Ducha. św., względy osobiste i uczucia ziemskie zwyciężano i odrzucano nawet szlachetną miłość ojczyzny. Misyonarz ojczyzny i rodziny się zrzeka. Dla Japończyka, mieszkańca Islandyi, ludzi zupełnie nieznanych, obcych, widząc w nich bliźnich, odkupionych krwią Chrystusową, poświęca się najzupełniéj, znosi najcięższe prace, niepodobne do wykonania dla zwyczajnéj siły ludzkiéj; najsroższe kaléctwa i śmierć męczeńską.
Misyom poświęcali się księża Dominikanie, księża Franciszkanie i księża Jezuici. Było cztéry rodzaje misyj: misye wschodnie, indyjskie, chińskie, amerykańskie.
Misye wschodnie obejmowały: Archipelag, Konstantynopol, Syryą, Armeniją, Krym, Etyopiją, Persyą i Egipt.
Do misyi indyjskiéj należał: Indostan, kraje po obu stronach Gangesu, które się rozciąagały do Manilli aż do wysp Filipińskich.
Misye chińskie łączyły się z misyą Fong-King, obejmowały: Chiny, Cochinchinę, Japoniją.
Misye amerykańskie przechodziły przez całą Północną i Południową Amerykę.
Prócz tego była osobna misya do Islandyi, gdzie się znajdowało kilka kościołów, i do Negrów w Afryce. Na misyonarzy wybiérano zdolniejszych, którzy w naukach i językach kształcili się w oddzielnych na to ustanowionych kolegijach. Misyonarze wschodni obowiązani byli poznać gruntownie i mówić językiem tureckim, greckim, arabskim i Koptów; kształcili się głównie w medycynie, dobrymi byli lekarzami. Misyonarze indyjscy byli astronomami, matematykami, geografami i mechanikami. Amerykańscy byli botanicy i uczeni naturaliści.
Misyonarze francuscy byli ustanowieni przez Colberta i Louvois.
Ojcowie Fontenay, Tachard, Gerbillon, hr. Bouvet i Visdelon byli wysłani do Indyj przez Ludwika XII. Misyonarz Bridevant jest znany z uczonéj, znakomitéj dysertacyi fizyczno-matematycznéj. Umarł w Etyopii. Osicard zwiédził Egipt i zostawił dzieło, które zginęło. Ojciec Bazin, mnich, był lekarzem i towarzyszył Tomaszowi Roulican w jego wyprawach. O. Coeur-Doux zostawił opis manufaktur indyjskich. Ojciec Rici pisał książki o moralności w języku chińskim; jest znakomitszym z chińskich autorów. O. Dufertre napisał historyą Antyllów. O. Charlevoix nowéj Francyi. Większa część Kanady i cała Luizyana były oddane misyonarzom francuskim. O tém wszystkiém dokładnie mówią: „Les lettres édifiantes“ i dzieło księdza Fleury (L’abbé Fleury „sur les qualités nécessaires à un missionaire“).
Prace misyonarskie Jezuitów są bardzo ważne, znaczące. Przewyższyli innych niezrównanym zapałem, poświęceniem się energicznm w cichości, wedle słów Chrystusa Pana: „Bądźcie mądrymi jak węże, a prostymi jak gołąbki.“ Wielkie złożyli dowody swéj duchowéj waleczności. Znakomite i bezstronne dzieła dla nich wyrażają najzupełniejsze uwielbienie. Królowie dali im to świadectwo. Edykt Ludwika XIV ich prace misyonarskie oceniając, kapelanami w konsulatach francuskich na Wschodzie mianował.
Grzegórz XV w r. 1622 w Rzymie ustanowił kongregacyą do rozszérzania wiary świętéj: „Congregatio de Propaganda Fide“, która objęła w swój zarząd, opiekę, wszystkie misye świata całego, które odtąd z tėj instytucyi, jako strumienie ze źródła swego, już wypływały. Przedtém misyonarze działali oddzielnie.
Łazaryści ustanowieni we Francyi roku 1625. Misye zagraniczne (Les missions etrangères) założone zostały roku 1662 we Francyi. Do tych misyj brano księży z różnych zakonów, którzy się do prac apostolskich w instytucie, dlatego wyłącznie ustanowionym, znakomitym i sławnym usposabiali. Z tego instytutu wyszli: O. Régis, Parrenin, Charlevoix i księża Jezuici, fundatorowie misyi paraguajskiéj. Les Frères Moraves, Bracia Morawczycy poświęcali się misyom afrykańskim. W roku 1822 nowe stowarzyszenia dla rozszérzenia wiary św. założono w Lyonie.
Każda z misyj miała swój osobny charakter, swą cechę i cierpienia, odznaczając się pracą i poświęceniem się. Złoczyńcy dla wykonania zbrodni nigdy tak się nie ukrywali, jak misyonarze wschodni. Między ludami pogańskiémi w Ameryce byli bezpieczniejsi, jak wśród fanatycznego, potężnego Islamu, który nieraz w pień wycinał wszystkich chrześcijan, nie oszczędzając chorych, kalék i dzieci. Piaski Tebaidy i góry Libanu były świadkami nadludzkich poświęceń się. Dla ratowania nędzy i nieszczęścia rzucali się z zapałem, do jakiego nigdy namiętność, pragnąca rozkoszy lub złota, dojść nie może. Morowe powietrze, okrutna džuma wytępiająca tak silnie ludzi, była dla misyonarzów żniwem, na które z wielkim dążyli pośpiechem. W więzieniach dobrowolnie się zamykali do ustania zarazy, nie odstępując chorych i konających. Ratowali jako lekarze biegli, przygotowywali na śmierć, słuchali spowiedzi. Do więzienia nie był łatwy przystęp; człowiek wchodzący i wychodzący podejrzenie wzbudzał. Misyonarz przeto dobrowolnie na więzienie się ofiarował, aby nie opuszczać i czuwać nad nieszczęśliwymi. Opłacali straže, aby się dostać mogli do spodu okrętów, gdzie byli wrzuceni zadżumieni niewolnicy, nie odstępowali ich, żyli wśród téj zabijającéj jaskini, kładli swe uszy na same usta zadżumionych, aby usłyszéć mogli słowa konających. Kto wyszedł z niebezpieczeństwa, życie ocalił, był jakby upokorzony; zdawało mu się, że nie dość jeszcze się poświęcał. Do takich ofiar przywieść nie mogła sama ludzkość. Bóg dał im siłę, którą w nim tylko zaczerpać mogli. Uczeni, wysyłani przez akademije z udzielonémi im szczególnémi pomocami, z instrukcyami, z planami, nigdy tego nie wykonali, co mnisi wysłani z klasztoru ze szkaplerzem tylko i brewijarzem.
Do misyi wschodniéj należą księża Franciszkanie Obserwanci, zajmują się nią w 34 miejscach, w których mają klasztory większe i mniejsze. Misya Franciszkańska, jak wyżéj mówiłem, wyłącznie zajmuje Palestynę, Galileę, kraj Filistynów, Syryą, wyspę Cypr, Armeniją, Egipt wyższy i niższy.
Patryarcha łaciński w Jeruzalem, którego ustanowił Pius IX, ma misye w Ramałła, Dzifne, Dzienin, w Naplouzie, za Nazaretem św. Jakóba w Bat-Diialla za Betleem, w wiosce świętych pastérzów, Beth-Sahor. Nową misyę otworzono w Arabii, w Salo, gdzie się obecnie buduje nowy kościół.
Palestyna, Syrya, Mezopotamija, ziemia chaldejska, Mała Azya, Armenija, Persya, Nubija, Egipt i Algier są pod wpływem misyonarzy. Pomimo nieustannych przeszkód od szyzmatyków, protestantów i mahometanów, z dziwną szybkością i z widoczném współdziałaniem łaski Bożéj rozwijają się instytucye czysto katolickie i wpływy ich zbawienne na jednostki, rodziny i całe społeczeństwo. Misya katolicka wschodnia dziś się rozszérzyła już do Arabii, która dotąd, jakby na ustroniu, od wpływów Kościoła Bożego była oddaloną. Propaganda katolicka rozwija się w Arabii, nad morzem Śródziemném, w téj części, która się składa z trzech okręgów: Tor, Nakhel i Pitra, w których są główne miasta: Suez, Gaza i Hebron. Zakłady katolickie już istnieją w miastach: Suez, Izmaila, Port-Said (Saidda) i Elghaizr albo św.
Maurycego. Lesseps, zacny i szlachetny mąż, prowadząc z wytrwałością i poświęceniem się Krzysztofa Kolumba dzieło kanalizacyi Suezu, sprowadzał z całego świata robotników, i założył kilka miast ludnych w Arabii. Dla potrzeb religijnych ludzi, sprowadzonych i pracujących kosztem Towarzystwa, sprowadził zakonników Franciszkanów z Palestyny i z Egiptu i Siostry Dobrego Pastérza (du bon Pasteur) z Angers. W osadach robotniczych, zmienionych w miasta, założono klasztory, kościoły, szkółki, ochrony, szpitale. Dziś są klasztory i kościoły w Suezie, w Izmaile, w Elghaizr i w Port-Said.
W Suezie jest trzech księży Franciszkanów i dwóch braciszków z Egiptu.
W Izmaile cztérech księży, dwóch braciszków, przełożony i proboszcz (P. Francisco de Milanos).
W Elghaisr trzech księży i dwóch braciszków (P. Francesco de Orta).
W Said cztérech księży, trzech braciszków zakonnych, przybyłych z Palestyny.
Wpływy téj misyi rozszérzyły się do dalszéj Arabii. W Pelusium, w Daphne i Temsach są pobudowane kapliczki i założone szkoły, ochronki. Misyonarze zapuszczają się do najdalszéj Arabii. W każdém z tych trzech miast jest sześć do ośmiu sióstr Dobrego Pastérza, które używają wielkiéj sławy w Europie, głównie na Wschodzie, zupełie są oddane dobroczynności, miłosierdziu, jako siostry św. Wincentego a Paulo, z tém, że do poświęceń się chrześcijańskiéj miłości łączą prace misyjne, zachodzą w najdalsze strony Wschodu, są wielką pomocą dla księży misyonarzy, nawet ich uprzedzają i przygotowują do przyjęcia chrztu św. Misyonarze, wchodząc do najdalszych stron, gdzie jeszcze uczniowie Chrystusowi nigdy nie wchodzili, znajdują lud zupełnie przygotowany do przyjęcia wiary chrześcijańskiéj, oczekujący z najwyższém upragnieniem przyjścia apostołów, kapłanów. Sami piérwsi żądają, wzywają, pragną chrztu św., dlatego, że były tu siostry Dobrego Pastérza i przygotowały do zasiéwu rolę. Niewierni udają się do sióstr z ufnością w chorobie i rozmaitych potrzebach. Najfanatyczniejsi mahometanie są dla nich pełni uszanowania i przychylności. Gdzie się misye nasze dotąd utrzymać nie mogą, w Gazie, w Hebron, siostry Dobrego Pastérza często bardzo przebywają. Wszystkie siostry podlegają jednemu prawu i przysięgają posłuszeństwo kongregacyi, dopókąd w niéj zostają. Mogą w każdéj opuścić ją chwili. Niektóre przysięgają posłuszeństwo na pewną liczbę lat, na pięć, dziesięć, piętnaście, inne na całe życie. Te używają większych duchownych przywilejów. Mają już wiele u siebie Arabek. Szkółki tych sióstr i ojców Franciszkanów są tak przepełnione, że zaledwie siły im wystarczyć mogą. OO. Franciszkanie obserwanci, i Siostry dobrego pasterza, w misyach na Wschodzie działają wspólnie z towarzystwem franeuskiém, raczéj uniwersalném, „Société de Poeuvre des Ecoles Chrétiennes“; które głównie działa w południowéj Arabii, zwanéj szczęśliwą. Księża Kapucyni, mają swoje misye w cztérech południowych Arabii miastach. W Aden, w Djeddah, Mokka, i w Odeda. W Adenie OO. Kapucyni mają ośmiu misyonarzy kapłanów, stały klasztor, i piękny kościół, szkołę i szpitale. Miasto Aden jest główniejszém z miast Arabii, bardzo zaludnione. Wielu w niém mieszka Europejczyków. Żydzi mają synagogę swoję; prócz tego Indusi, Persowie, czciciele słońca, krowy, kamieni, mają swe świątynie. Nad synagogę i meczety wznosi się i góruje piękny kościół katolicki, świetniejszy od innych, rozciąga opiekuńcze ramiona krzyża nad miastem. Aden jest jakby na krańcu świata, ale i tu słowo Boże oświéca, miłosierdzie chrześcijańskie ratuje i wybawia z nędzy, i niezliczonych cierpień, ma siedm szpitalów, ośm Sióstr dobrego pastérza, które tu osiadły, mają szkółkę i ochronę. Dla potrzeb tego miasta jest dotąd mało misyonarzy i sióstr. W porcie Steamer-Point, jest kaplica, szpital, i dom dla pomieszczenia misyonarzy.
O Misyi arabskiéj te szczegóły dowodzą nieustających i coraz nowych postępów apostolskiej pracy, która walczące z błędami, występkami ludzkiémi, krwią własną zdobywa dla dusz ludzkich największy skarb, zbawienie.
Uzupełnia się do Ziemi Świętej pielgrzymka zwiedzeniem góry Synai, która jest wielką pamiątką i świętém miejscem. Tu Mojżesz odebrał przykazania Boskie, które spisał na dwu tablicach, które są główném prawem rodu ludzkiego. Tu złożone były zwłoki św. Katarzyny Aleksandryjskiej, cudownie przez aniołów przyniesione. Piérwszą wzmiankę o klasztorze na górze Synaj, mamy w IV wieku od uczniów św. Jana Chryzostoma. Z nich był najznakomitszy św. Nilus, który długo mieszkał w tym klasztorze, był jego przełożonym i miał ucznia, duchownego syna, św. Teodolusa. Przy nim mieszkało dwudziestu zakonników w osobnych grotach, celach, wiodło żywot pustelniczy. Zgromadzali się w kaplicy krzaku Mojżeszowego, która już istniała i którą św. Nilus zastał. Potém dopiéro na miejscu téj kaplicy wzniósł wspaniały gmach, kościół z klasztorem, cesarz Justynijan gorliwy chrześcijanin i pragnący wznieść sławę i wielkość Kościoła; znaczną summę na ten cel ofiarował. Architekta był sławny Errostrat. W czasie budowania gmachów klasztornych, woda, któréj brakowało, najświéższa, najzdrowsza cudownie wytrysnęła i dotąd się znajduje.
W okolicy Synai wzniesiono trzy inne klasztory i kościoły, w Kolzum-Elim, i Erras-Raja. Dekretem cesarza Justyniana, przełożony klasztoru Synajskiego wyniesionym był na godność prymasa, i miał zwierzchność nad klasztorem Synai, i trzema w téj okolicy będącémi. U stóp góry Synai, założono osadę chrześcijańską Deir-el-Abid, która została potém zniszczoną przez Beduinów, i na jéj miejscu powstała osada mahometańska Deir-el-choaib. Przed ufortyfikowaniem klasztoru, niejednokrotnie zakonnicy synaiscy byli wymordowani. Góra przeto Synai szczyci się wielu męczennikami. W piérwszych wiekach chrześcijaństwa aż do czasu Cerularyusza, Kościół wschodni pomimo różnicy obrządku, jednę miał wiarę z Kościołem rzymskim i wspólną miłość; ubiegano się wspólnie o nabycie coraz wyższéj doskonałości. Kościół wschodni zostając w jedności miał Świętych nauczycieli, doktorów, prawdziwe skarby, które są dotąd ozdobą całego Kościoła, i wtedy w klasztorze Synaiskim zakonnicy odznaczali się wielką pobożnością, świętobliwością. Klasztor w Synai, chlubi się wielu świętymi, i znakomitymi mnichami, uczonymi ludźmi, jakimi są: św. Anastazy Synaicki, św. Jan Scholastyk, św. Jan Klimak, św. Chrystophor, św. Klemens, św. Onufry pustelnik, św. Teodozyusz, Konstanty, Grzegórz Synaicki, Eugenijusz Araj, biskup Synaicki, i wielu mężów świętobliwych, i uczonych. Zakonnicy Synaiccy byli patryarchami konstantynopolskimi jako Kozma Synaicki, Jan I i Jan II. Mnisi Synaiccy byli wyłącznie greccy i wschodniego obrządku, zostający w jedności z Kościołem rzymmskim. Wspólnie z nimi mieszkali i rzymscy-łacińscy kapłani, którzy nie stanowili osobnego Zgromadzenia, ale w jedném zgromadzeniu z Grekami mieszkali. Była osobna kaplica łacińska, w któréj mieszkający tam łacińscy, i przybywający katoliccy kapłani, odprawiali Msze święte, komunikowali pielgrzymów katolickich pod jedną postacią. Kaplica ta jeszcze w XV wieku istniała. Mnisi greccy trzymali się reguły św. Bazylego. Kościół po wniesieniu ze szczytu góry Synai, ciała św. Katarzyny Panny i Męczenniczki, które tam zostało przez aniołów przyniesione, przyjął nazwę z klasztorem, kościoła św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Święta Katarzyna była świętą i biegłą w filozofii i teologii, i jest patronką teologów i filozofów. Na cześć jéj, zakonnicy oddawali się naukom, i utworzyli jednę ze znakomitszych i bogatszych bibliotek. Gdy napady Beduinów, Turków, utrudniały przyjście pielgrzymów, za pomocą książąt chrześcijańskich utworzył się zakon rycerski kawalerów św. Katarzyny, dla straży grobu św. męczenniczki, opieki i obrony pielgrzymów. Rycerze czuwali nad nimi, przyprowadzali ich do świętego miejsca i odprowadzali. Jak zakonnicy żyli wedle reguły św. Bazylego, nosili płaszcze białe, na nich znaki złamanego koła, przeszytego mieczem skrwawionym. Złamane koło oznaczało maszynę kołową, przygotowaną do ukatowania i zamordowania św. Katarzyny, która się zdruzgotała i strzaskała głowy katów, a miecz, na pamiątkę, że mieczem została ściętą. Kiedy odszczepieństwo patryarchatu Konstantynopolitańskiego wznieciło burzę w powszechnym kościele, która ukończyła się szyzmą, w téj chwili w wschodnim Kościele byli gorliwi chrześcijanie, biskupi, mężowię uczeni, kapłani, którzy szyzmie, rozerwaniu się, stawili najsilniejszy opór. Święty Ignacy patryarcha konstantynopolitański, i tylu innych znakomitych duchownych, świeckich mężów; zakon rycerski na górze Synai, kawalerowie św. Katarzyny, zachowali wierność powszechnemu Kościołowi, i nie dzielili szyzmy mnichów, zakonników greckich na górze Synai. Nie wszyscy mnisi przejęli się duchem nienawistnej, zawziętéj ciemności, niektórzy z nich kochali światło prawdziwe, i tę świętą Chrystusową miłość, która tylko z jedności dwóch kościołów i z posłuszeństwa stolicy rzymsko-Apostolskiej, wypływa. Jako uczony Symeon zakonnik, któremu zawdzięczamy ocalenie rękopismów św. Jana Chryzostoma, i oddanie ich Benedyktynom, którzy je całemu światu ogłosili. Symeon wywiózł z łona szyzmy ciało św. Katarzyny męczenniczki, i złożył je we Francyi, w kościele św. Trójcy, koło Rouen, który odtąd się zwać zaczął kościołem św. Katarzyny na górze (5. Catherine du Mont, S$. Catharina in Monte). Mnisi greccy temu najsilniéj zaprzeczali, i zaprzeczają; w marmurowéj trumnie okazują ciało téj świętej męczenniezki, jako by było tam złożone. W Kościele zachodnim jest podanie i wiara, że ciało jej we Francyi jest złożone. Wszystkie droższe relikwie wschodnie, po owładnieniu Islamitów krajami chrześcijańskiémi, przeniesione zostały przez gorliwych wyznawców na Zachód; i o téj przeto relikwii wątpić nie można. Głównym a kardynalnym tego dowodem jest zniknienie jednoczesne i ustanie bractwa kawalerów św. Katarzyny; którzy ani siłą, ani napadem, ani zakazem władzy nie zostali usunięci; ale sami się rozwiązali, i z góry Synai ustąpili, gdy ciało zostało przeniesione. Wierni byli jedności św., tegoż ducha i wiary, co uczony Symeon Synaicki. Za ich pomocą ciało to zostało z klasztoru Synaiekiego wywiezione.[14]
Odpisy i kopije rękopismów św. Jana Chryzostoma przez Synaitę Symeona udzielone Benedyktynom klasztoru św. Trójcy, a potém św. Katarzyny we Francyi, dowodzą stosunki Benedyktynów z klasztorem Synaickim i utwierdzają to podanie, że po raz piérwszy do Europy przybyły z relikwijami św. Katarzyny. Oryginalne św. Jana Chryzostoma rękopisma dotąd w klasztorze się zachowują, Ewangelije, Akty apostolskie przez św. Dyonizego Areopagitę, własną ręką przepisane i illustrowane przez cesarza Teodozyjusza, mikroskopiczny Psałtérz przez uczonego księdza Kassyana, tekst Pisma św. z IV wieku, wyrównywający starożytnością tekstowi watykańskiemu.
Jednocześnie, kiedy ciało św. Katarzyny zostało przeniesione do Francyi, cale jéj ramię dostało się do Anny Jagiellonki do Krakowa. Relikwija ta jest w kościele OO. Reformatów, którzy na udowodnienie tego posiadają najformalniejsze dokumenta.
Jak tylko się raz szyzma ugruntowała, rozwój jéj coraz był wyższym; stosunki z Kościołem katolickim klasztoru Synaiskiego ustały. Wędrują tam wyłącznie pobożni z Rosyi, którzy z Jeruzalem zawsze tam idą każdorocznéj pielgrzymki; lud tylko ubogi pieszo pielgrzymujący tę świętą górę zwiédza. Nasze zachodnie pielgrzymki, teraz nowo urządzone, i dawniejsze, nie zwiedzają Synaiskiéj góry. Anglicy nawet, wędrujący po całéj kuli ziemskiéj, bardzo rzadko tam zachodzą; księża Franciszkanie Obserwanci, którzy mają 34 swych misyj w Custodyi, ziemi św., w Palestynie, w Antyochii, w Egipcie, nie doszli swém działaniem i wpływem do Synai. Nowo-utworzona misya arabska w Sylo, OO. Kapucynów, niemal sąsiedzka, nie doszła, jakby ominęła Synai. Góra święta, na któréj między Bogiem i człowiekiem stanęło przymierze, gdzie stąpał najwyższy Prawodawca, którego prawo było przedsienią domu Božego, Chrystusa Pana owczarni; obmurowaną jest dotąd jakby od Beduinów, od prawych następców Apostolskich, od kościoła Bożego, i nie wpływa tam źródło żywe Ducha św.
Miéjmy wiarę i nadzieję, głos Boga żywego raz jeszcze, i rychło zagrzmi na górze Synai, i ujrzymy tam światło Jego, niegasnące nigdy na wieki!!
Świętéj Katarzyny żywot i męczeństwo, wzbudzały uwielbienie wszystkich współczesnych chrześcijan, i całego Kościoła, szczególnie na górze Synai. Była dziewicą pochodzącą z najznakomitszéj rodziny, mieszkała w Aleksandryi otoczona bogactwy, sługami licznémi, w okazałym własnym pałacu. Najzupełniéj ukochała Chrystusa Pana, ślubowała czystość, z wiarą św. chrześcijańską spoiła się duszą i sercem. Wyznawać ją, rozszérzać, było najgorętszém jéj pragnieniem. Była prześliczną, zachwyciła cesarza Maksenijusza, zapaliła miłością, dla niéj się chciał poświęcić, i ją zaślubić. Oparła się téj pokusie, i upominała przy tém cesarza, aby nie szérzył bałwochwalstwa, nie ubóstwiał, nie rozkazywał czci solennych i publicznych dla władzy swéj, i dla fałszywych bogów. Nie mogąc przełamać mocy jéj ducha, i przekonywającéj siły, rozkazał ją przez 2 gódzin okrutnie ćwiczyć, potém przez dwanaście dni trzymać w więzieniu bez pokarmu, chcąc jéj zadać śmierć głodową. Ale gołębica ją karmiła, i Katarzyna pełną była siły, niewzruszonéj mocy. Zachwyciła cesarzową Augustę, w nocy tajemnie ją odwiedziła, wprowadzał ją hetman Porfiryusz. Cesarzowa i Porfiryusz skłaniali się ku wierze chrześcijańskiéj, łaknęli prawdy; ujrzawszy Katarzynę w więzieniu, patrząc na jéj oblicze; słuchając mowy jéj, zapalili się najgorętszą miłością Bożą, i wszyscy żołniérze, którzy byli obecni. Taki był wpływ świętéj męczenniczki, gotowéj oddać życie w każdéj chwili za wiarę Chrystusa Pana. Wiarę tę święta wléwała w duszę innych spojrzeniem samém. Słowo jéj było zachwycające, potężne, piękne. Kto zaprzedanym piekłu nie był, i zatwardziałym bez ratunku, ten się skruszył i uniósł wielkim ku Bogu, nauce jego zapałem. Lud obecny jéj męczeństwu i ostatniej chwili, w zachwyceniu był i uwielbił ją. Maksencijusz w całéj swéj potędze i zapalczywości, przerażał się i drżał daleko silniéj jak jego niewinna i święta ofiara.
Rozkazał urządzić narzędzie wielkiéj katuszy, maszynę o kołach želaznych, najeżonych ostrémi nożami, ale te koła zaledwie się dotknęły ciała Pańskiéj Oblubienicy, podruzgotane zostały. Kawałki żelaza i drzewa rozlatując się, wielu ludzi pokaléczyły. Wtedy publicznie wyznali wiarę w Zbawiciela: cesarzowa Augusta, hetman Porfiryusz, i dwustu żołniérzy. Wszystkich na śmierć cesarz wskazał, i otrzymali koronę swego wyznania. Najsrożéj zamęczoną została cesarzowa Augusta. Przed ścięciem głowy, kazał jéj cesarz piersi oderwać. Jeszcze po raz ostatni najgwałtowniéj usiłował skłonić Katarzynę do odstąpienia od Boskiėj wiary; kusił ją, ku niéj się zmysłową chucią zapalał; Katarzyna coraz była mocniejszą, coraz silniéj pragnęła śmiercią wyznać swą wiarę. Gdy szła na śmierć, otaczały ją niewiasty z znakomitszych domów, i płakały, uboléwając, że śliczna dziewica wśród bogactw, w kwiecie życia umiéra. Ale Katarzyna śmierci się nie ulękła, była pogodną, i coraz piękniejszą. W chwili ostatniéj radość i zachwycenie rozjaśniły jéj oblicze. Skruszyła potęgę okrutnego cesarza anielskiém w niebo wejrzeniem. Czysta, niewinna, i święta; na ziemi już nie była człowiekiem, ale aniołem. Dziki morderca w okrutnéj złości swojéj uczuwał niemoc i rozpacz. Katarzyna publicznie pewnym, przenikającym głosem, tę w ostatniéj chwili życia swego wyrzekła modlitwę:
„Dziękuję Ci, Panie Jezu, Chryste, Boże mój, žeś postawił na mocnéj skale nogi moje, i sprawiłeś szczęście moje!! Wejrzyj Panie! z wysokości na ten lud stojący i daj Mu światłość wiary Twojéj, aby wszystkim chwalebne zostawało imię Twoje na wieki.“ Tak się modliwszy ścięta jest. Ciało jéj wzięte od aniołów, na górę Synai niesione, i tam rękoma ich złożone, strzeżonę było na cześć i chwałę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Ojcem i Duchem św. jeden jest Bóg królujący na wieki wieków. Amen.
Przejdźmy teraz do szczegółów, jakie znajdujemy w księgach różnych o św. górze Synai. Daleko rzadsze są, jak o innych miejscach. Naprzód co do ksiąg polskich: ks. Drohojewski Reformat r. 1788 był w Jeruzalem, wydrukował dwa tomiki pielgrzymki, na górze Synai nie był. Znakomity peregrynator ksiądz Ignacy Hołowiński, późniejszy metropolita, w swém kilkotomowém dziele nic o Synai nie powiedział, także i książe Mikołaj Radziwiłł. Cztérnastu Niemców r. 1483 pielgrzymowało na górę Synai do grobu św. Katarzyny Aleksandryjskiéj z Jeruzalem, potém do Kairu powrócili. Pielgrzymowanie swoje opisali, umieszczając na czele téj książki imiona i nazwiska swoje jako to:
1) Jan Comes do Solms, Dominus in Mentzenberg.
2) Bernat de Breidenbach, dziekan Mogunecki, autor księgi tę pielgrzymkę opisującéj.
3) Filip de Bicken. Z nimi Erhard Kerwich z południowych Niemiec, malarz sławny, który miejsca ważniejsze rysował.
4) Maksimin Smasm de Koppelsztein.
5) Kasper Bulach, szlachcic.
6) Jerzy Marr, szlachcie.
Dwóch Bernardynów, którzy różnémi językami mówili.
7) Henryk z Szarcienberga.
8) Kasper de Sienli.
9) Zygmunt de Marzbach.
10) Piotr Welsch, szlachcic.
11) Ksiądz Jan Lazyn, archydyakon i kanonik z Siedmiogrodzkiéj ziemi.
12) Ojciec Feliks Fabry, Ordin. Praedicatorum, Dominikan, doktór teologii, kaznodzieja wielki.
Przygotowując się do téj pielgrzymki trzydzieści dni czekali w Jeruzalem, pókąd nie przeszły wielkie gorąca, zwiedzali różne miejsca św. w Palestynie.
Do téj pielgrzymki nie sami kapłani, ale i świeccy ludzie, szlachta należeli. W XV wieku wśród ciągłych napadów Beduińskich, nie lękali się i szczęśliwie ją odbyli.
Pielgrzymka ta, wydrukowana po niemiecku, przełożoną została po polsku przez księdza Andrzeja Wargockiego. Pielgrzymki przekład polski, bardzo dziś rzadki, ma tytuł:
Książka wydaną jest z dwoma rycinami. Jedna przedstawia herb Janina, a druga, osobę królewską lub téż innego męża (co odgadnąć trudno) z księgą w ręku, z następującym napisem:
Dziwnyś Panie na ziemi, dziwny tu na Niebie,
Dziwnyś w świętych swoich, kto nie wiè, nie zna Ciebie,
Jednéj téj to Panny, żywot, śmierć, pogrzeb sławny,
Od Aniołów sprawiony, i zwłaszcza on dawny
Może go nauczyć i pokazać mu snadnie
Że kogo Ty miłujesz, nigdy nie upadnie.
Panowie ci niemieccy opisali, i pielgrzymkę do Jeruzalem i całėj Palestyny, którą téż chciał przełożyć ksiądz Wargocki, ale że wyszła wtedy pielgrzymka księcia Radziwiłła, swój zamiar zaniechał, poprzestał na pielgrzymce arabskiéj. Na wydanie tėj pielgrzymki Jakób Betfie wojewoda podolski, i rębowelski starosta swój koszt udzielił.
Chcąc zatém zachęcić podróżników dzisiejszych, aby nie lękali się téj drogi, która szczęśliwie roku 1483 była odbytą, załączam z téj peregrynaeyi niektóre ustępy:
Z Jeruzalem przez Betleem niemieccy pielgrzymi przyszli do starego miasta Ebron, którego wtedy w XV wieku nie było śladów, same rozwaliny. Za miastem, jakto mówiono na strzelanie łuku, jest jaskinia, w któréj pogrzebani byli Abraam, Izaak, Jakób, Sara, Rebeka, Lija. Grób Racheli jest oddzielny, między Jeruzalem, i Betleem. Przy tych grobach był niegdy wielki chrześcijański kościół, którego już nawet ruin w XV wieku nie było, ale stała turecka forteczka, i nowe miasteczko Ebron się wzniosło. Od tego grobu, w niewielkiéj odległości ku zachodowi, jest tak zwane pole Damasceńskie. Z ziemi wziętéj z tego pola stworzony był Adam. Nie w Damaszku, jak napisał Radziwiłł, ale koło Ebronu z pola Damasceńskiego, wzięto dla utworzenia ciała piérwszego ezłowieka ziemię, która jest czerwoną i lepką jak wosk. Na wielbłądach wielką jéj ilość wywożono do Egiptu, do Indyi, do Nubii, sprzedawali jako świętą, i wedle tradycyi, jéj nie ubywało. Kto ziemię tę przy sobie nosił, był bezpieczny od ukąszenia gadziny.
Przy Ebronie okazują górę skalistą, na któréj są ślady dwóch łóż, na których Adam i Ewa przez lat sto opłakiwali śmierć Abla, wedle innéj tradycyi, swój grzéch. Około téjże góry był Abel zabity. Na miejscu śmierci jego, rodzice go opłakiwali. Radziwill w swéj pielgrzyme jadąc z Damaszku do Tyberyady, pisze, że widział mogiłę, w któréj Abel był pogrzebany. Książe Radziwiłł w swoich podaniach omylił się. Uczeni niemieccy gruntowniéj miejscową tradycyą zbadali. Tuż blisko wskazują miejsce, gdzie mieszkał Abraam, i Aniołów jako gości przyjmował. W XV wieku był tam klasztor mnichów greckich św. Jerzego, w nim na 39 ogniw długi, łańcuch żelazny św. męczennika, który pielgrzymi i nie chrześcijanie nawet dla uszanowania i czci, sobie na szyję kładli. Uzdrawiał opętanych. Okazywano tam stopę konia, na którym ten święty jeździł. Był téż blisko zameczek imieniem Samuela zwany, a miasto imieniem Abraama mianowano. Był w niém szpital saraceński, w którym, jak mówią niemieccy pielgrzymi, wszyscy podróżni jakiego bądź wyznania byli przyjmowani, i rozdawano dla ubogich wielkie jałmużny, codziennie piekli 2000 chleba. Jałmużny roczne do 24,000 dukatów wynosiły.
Przybyli pielgrzymi do Gazy, głównego miasta Filistynów, którego bramy wziął na ramiona swoje Samson, i zaniósł do Orebu. Przed miastem było drzewo figowe, które siedmkroć corocznie rodziło. Z Gazy jadąc po lewéj stronie morza Śródziemnego mieli po prawéj Palestynę. Między morzem i Palestyną dążyli do piaszczystéj pustyni. W niéj żadnych drzew tu nie spotykali, tylko krzewy, które chcąe rozniecić ogień, wyrywali z korzeniem, wody żadnéj nie mieli, prócz téj, która była w statkach, która się łatwo psuła. Przechodzili około studni głębokiéj, wtedy już suchéj, przy któréj nocowala N. M. Panna idąc z P. Jezusem i z Józefem do Egiptu. Wiatr poruszał cienkim subtelnym piaskiem, który się wydawał być dymem z ognia, drogi utarte najzupełniéj zasypywał, w górę wielką, trudną do przebycia zamieniał. O pustyni tak się wyrazili pielgrzymi nasi: „Jużeśmy byli na tych miejscach, kędy syn człowieczy nie może siać ani orać, przez które jadąc nie widzieliśmy miasta, wsi, domu, ogrodu, winnicy, lasu, ale ziemię ogniem słonecznym upaloną, niepłodną, pagórków, i gór strasznych pełną.“
W piaskach spotykają się strusie, które się tu wylęgają. „Przyjechaliśmy do miejsc zbyt górzystych i niepłodnych, do skał szczérych, gdzie między piaskami postawiliśmy namioty na miejscu Magare. Góry te dla ich ogromności, Arabowie Gebelhalel nazywają.“
Wjechali potém do pustyni zupełnie zimnéj, ziemia w niéj całkiem biała, i piasek jakoby wygaszone wapno. Zowią ją Mynszewe. „Dwa dni konno jadąc nie znaleźliśmy ani człeka, ani domu, jechaliśmy zimnym krajem jakoby brzegiem pustyni, która ku wschodowi końca nié ma; przybyliśmy do Alherok. W jednym dniu potém do góry Kaleb, która się zdawała być górą usypaną.“ Kraj tu górzysty. Góry, kamienie, piaski, jako sól białe. O jeden dzień drogi jest strumień, w którym niegdy była woda, a w XV już wieku był suchy.
Do góry Synai z miasta Jeruzalem prawie miesiąc pielgrzymi jechali. Wyjechali z Jeruzalem 24 sierpnia, a 22 września przybyli do Synai. Zbliżając się na dni czéry drogi, widzieli jakby w mgle górę Synai na lewo, na prawo morze Czerwone. Droga szła samémi górami nagiémi, na których warstwami ziemia była czarna i czerwona od promieni słońca, zdawało się jakby olejem pokostowana. Krzew rósł na niéj ciernisty, wonny, z którego była uplecioną korona Zbawiciela. Na tych górach spotykali jednorożce. O cztéry dni drogi ujrzeli tak zwaną gwiazdę św. Katarzyny. O północy w południowéj stronie nad górą Synai, wschodzi gwiazda i świéci do dnia, wyraźnie drogę wskazuje dla pielgrzymów; ktoby nie szedł za gwiazdą tą, omyli się, i do Synai nie trafi. Abalharock jest dolina, otoczona górami, szczególnie od południa. Na niéj pasał trzody teścia swego Jetro, Mojżesz, stamtąd był blisko dom Jetrego. W skale okazują miejsce, gdzie siadywał i sypiał Mojżesz; z którego można widziéć całą dolinę, i najlepiéj trzody doglądać. Z doliny droga idzie między skałami do drugiéj doliny, daleko obszérniejszéj, na któréj się rozłożyli w namiotach Izraelici, rozdzieleni na pokolenia, oczekując powrotu z góry Synai Mojżesza. Piasek w téj dolinie, i góry zupełnie są czerwone.
Z téj czerwonéj doliny na skale widać naturalną ale jakoby wykutą kazalnicę. Z niéj Mojżesz wszystkim pokoleniom Izraela zakon Boży wygłosił. Z téj doliny do góry Synai, do klasztoru św. Katarzyny, idzie droga także doliną, ale ciasną, wąską, kamienistą, i przykrą, niepodobna pospieszyć, mozolnie tylko dążyć potrzeba. Z téj doliny wchodzi się do klasztoru św. Katarzyny, który jest u spodu góry Synai zbudowany; gdzie są pielgrzymi najgościnniéj z wielką radością przyjmowani.
Góry Synai i Oreb wychodzą z jednego fundamentu.
Wewnątrz tych gór obu na równinie jest „klasztor 40 świętych,“ i tu się z sobą rozdzielajg. Inne góry z sobą splątują się i wiążą; góra Oreb oddzielnie już występuje zupełnie z innémi górami, i góra Synai od téj się rozdzielonéj równiny z nią się nie łączy. Góra Synai jest wyższą od Orebu, i wszystkich innych. Na szczycie góry Synai, jest miejsce płaskie, jakby umyślnie wyrobione dla umieszczenia ludzkiego ciała. Wedle tradycyi Kościoła Aniołowie przynieśli ciało św. Katarzyny Aleksandryjskiéj, panny i męczenniczki, położyli je na samym szczycie Synai. Góra skalista, twarda, jako wosk miękki, tam, gdzie ciało było złożone, zmiękła, i ślad położonego ciała na wieki został. Aniołowie strzegli tego ciała przez lat trzysta, póki nie zostało przeniesioném do kościoła św. Katarzyny. „Po obojéj stronie tego grobu są w skale znaki Aniołów, którzy ciała tego świętego strzegli, i nie odstępowali.“
Na górę Oreb wstępuje się przykrémi bardzo miejscami, i dochodzi się naprzód do źródła, potém do kaplicy N. M. Panny. Žródło wytrysnęło na pamiątkę objawienia cudownego N. M. Panny. Na górze Oreb wylęgały się węże, żaby, rozmaite zjadliwe płazy; zakonnicy dłużéj wytrwać nie mogli. Poszli z procesyą święte pożegnać miejsce i opuścić je postanowili. W miejscu, gdzie jest kaplica N. M. Panny, ujrzeli Matkę Boską, która zaleciła im pozostać. W dowód, że to nie było przywidzeniem, ale istotném, prawdziwém zjawieniem, wytrysło w czasie modlitwy zakonników źródło, i płazy wszystkie zginęły. Wtedy postawiono kaplicę dla N. M. Panny. „Źródło wody wszystkich uweseliło, i dotąd orzeźwia idących na górę, i zstępujących. Stąd idąc przyszliśmy do miejsca, gdzie od jednego kraju góry do drugiego, jest jakby brama, utworzona przez naturę.
Za tę bramę żyd wnijść nie może.“
Wedle tradycyi dotąd zachowanych, jest kilka miejsc, do których żydzi, Saraceni, wejść nie mogą, jeśli wejdą, umiérają. Mówią niemieccy peregrynanci, na górę Oreb i Synai za ową bramę wejść nie mogli. Książe Radziwiłł utrzymuje: na polu, na którém Sannacheryb, król Asyryjski, zwyciężony, pobity został ręką Anioła, żydzi i Saraceni wejść nie mogli bez zapłacenia zdrowiem i życiem. Za Damaszkiem, na górze do klasztoru Maronitek, który z Saracenów lub żydów wszedł, trzeciego dnia umiérał. Na górę, na któréj się zatrzymała arka Noego, Saraceni wejść nie mogą, nawet się jéj dotknąć stopą, natychmiast nagle umiérają.
Mówi o tém O. Gabryel Bernadyn w ciekawéj, i rzadkiéj bardzo, po polsku wydanėj Pielgrzymce r. 1514, jakoby słyszał od pobożnego mnicha Ormijanina.
Miejsce święte, w którém otrzymał Mojżesz przykazania Boskie, oddziela, i oznacza, że już jest blisko brama, przez samą naturę utworzona. Za tą bramą były wtedy trzy kaplice, jednym murem opasane, z jednémi do nich drzwiami wchodowémi: Świętéj Maryny, Elizeusza, i św. Elijasza. Na górze Synai Elijasz prorok się chronił, i przebywał. Elijasz, gdy nad strumieniem Cison 450 zabił kapłanów Baala, ścigany od Jezabeli schroniwszy się pod jałowcowym krzakiem, prosząc Boga, aby będąc w tak wielkiém niebezpieczeństwie mógł umrzéć, usnął. Anioł św. go zbudził, dał mu chléb i wodę, mówiąc: „daleka przed tobą droga.“ Dążył Eliasz do góry Orebu dni 40, i w miejscu, na którém stanął, wzniesiono kaplicę Elijasza. Wielki kamień z góry odwalony, znakiem był dla Elijasza, aby nie szedł daléj, do Jeruzalem powrócił, i przygotował następcę Elizeusza.
Wnet następuje grota Mojżesza niska, do któréj wstępują pielgrzymi. W téj grocie schyliwszy się stał Mojżesz.
Na samym szczycie góry Orebu jest najświętsze miejsce, na którém Mojżesz z Bogiem rozmawiał, i otrzymał przykazania Boskie. Tam stała w czasie téj z XV wieku pielgrzymki, kaplica z żelaznémi drzwiami, do któréj pielgrzymi wchodzili boso, oddając cześć temu miejscu, na którém położone były dwie kamienne tablice. Do rozmowy z Bogiem przygotowywał się Mojżesz cztérdzieści dni i nocy poszcząc, nic nie jedząc, i nie pijąc. Gdzie pościł zachowuje się ta jaskinia. W XV wieku już były tylko rozwaliny wielkiego chrześcijańskiego kościoła, który się tu znajdywał. Ze szczytu góry Oreb, widać miejsce, w którém Faraon w morzu Czerwoném utonął. Ze szczytu góry Oreb, od kaplicy, w któréj jest odpust zupełny, schodzi się na dół do „klasztoru 40 świętych.“ Od klasztoru tego do szczytu góry, pielgrzymowie niemieccy twierdzą, jest 7,000 stóp wysokości. W klasztorze tym wielu mieszka mnichów. Gdy z nich 40 Arabowie zamordowali; odtąd nazwano go „klasztorem 40 świętych.“ W XV wieku tam już tylko mieszkało dwóch zakonników, przysyłanych z klasztoru św. Katarzyny. Ojciec Gabryel Bernardyn w Pielgrzymce mówi: że w roku 1514 do 1518 nie było w tym klasztorze mnichów. Książe Radziwiłł spotkał się z pewnym hrabią niemieckim, którego zowie hrabią na Wartemborgu, rozstał się z nim w Kairze, skąd ten hrabia pojechał na górę Synai, i pisał do księcia, że w klasztorze 40 świętych, mnichów nie zastał, dopiéro na końcu XVI wieku na nowo osiedli. Zszedłszy pielgrzymi z góry Orebu do klasztoru 40 męczenników, idą na górę Synai. Wejście bardzo jest trudne, strome, skaliste, bez ściéżki. Na drodze są dwa źródła zimnéj wody. „Szyja téj góry zbytnie wężykowata i długa, któréjśmy się lękali, lecz innéj drogi nie było, ale jeden drugiego wciągał po opoce i kamieniach, wiele prac i trudności wytrwawszy, przyszliśmy na sam wiérzch.“
Na tym wiérzchu leżało ciało św. Katarzyny przez lat 300. Opat, któremu to Bóg objawić raczył, najuroczyściéj ciało św. męczenniczki sprowadził na dół do kościoła, w którym dziś leży. Ze szczytu góry Synai widać morze Czerwone, o kilka dni drogi oddalone, jakby górę obléwało, wyspy puste na morzu, port, do którego przywożono towary z Indyi, i góry Tebaidy, w których wiedli żywot anielski: św. Paweł, św. Antoni, i ich uczniowie.
Przez Synai zawsze szli indyjscy pielgrzynmi do Jeruzalem. Ojciec Gabryel Bernardyn, który kilka lat w Jeruzalem w klasztorze św. Salwatora mieszkał, w pielgrzymce z 1514 opisał Indyjskie pielgrzymki, z których jedna była za jego czasu. Gdy poseł do Stambułu indyjskiego króla, przybył do Jeruzalem na Wielkanoc z licznym dworem, w wielki czwartek kapelan jego miał mszę św., na któréj przyjmował komuniją pod jedną postacią. Po skończoném nabożeństwie wielkanocném wyjechał, chciał z sobą zabrać dwóch Franciszkanów, gwardyan na to się nie zgodził, wziął z sobą na pamiątkę dwa habity.
Między górą Synai i morzem Czerwoném, (mówią pielgrzymi niemieccy) znajduje się klasztor pustelników, nieprzerwanie od św. Pawła, Antoniego, trwający. Wszyscy słyszą dzwonienie na jutrznią, nieszpory, ale nikt znaleźć kościoła, klasztoru, nie może. Zakonnicy z klasztoru św. Katarzyny twierdzą, że dzwonienie sami słyszeli, ale w kościele nie byli, mówili niektórzy Arabi, że w nim byli, ale skoro wyszli drogi do niego zapomnieli. „Mirabilis Deus in sanctis suis,“ ci tylko do kościoła i klasztoru trafiali, którzy w nim zostać na zawsze postanowili. Ojciec Gabryel toż samo mówi: „uszu się przeć trudno, które na każdy dzień słyszą dzwony, słyszą nasi, i Saracenowie.“ Anielskiego żywota zostało w pustyni echo zachwycające!
Około klasztoru św. Katarzyny jest ogród pełen fig, migdałów, drzew daktylowych, i wybornych różnych owoców. W tym ogrodzie św. Onufry wiódł życie pustelnicze. W jego jaskini jest kaplica. Schodząc z góry Oreb, do klasztoru św. Katarzyny ogląda się skała, z któréj wytrysnęła dwunastu źródłami woda, na pamiątkę dwunastu pokoleń, gdy lud spragniony narzekał na Mojżesza, że go wywiódł z ziemi żyznéj do pustyni bez wody. Blisko okazują miejsce, gdzie ziemia pochłonęła Korego, Datana, Abirona, którzy podnieśli rokosz przeciw Mojżeszowi i Aronowi. Był tu klasztor, fundowany przez św. Atanazego pod imieniem Ś.Ś. Koźmy i Damiana. W nim mieszkało r. 1483 tylko cztérnastu zakonników. Blisko jest miejsce, w którém się wszyscy zakonnicy grzebali zapisując swe imiona. Roku 1483 zliczyli 9,000 zakonników zapisanych.
W klasztorze greckim św. Katarzyny, mówią pielgrzymi nasi, jest jedna kaplica łacińska. „Mnisi reguły św. Bazylego r. 1483, oderwani od Kościoła rzymsko-katolickiego proprietaryi posiadali znaczne własności. Klasztor św. Katarzyny jest rodzajem cytadeli. Kościół przez cesarza Justynina zbudowany, kilkakrotnie potém był reperowany. Ołtarz wielki i kopuła zostały z piérwszéj fundacyi. W kopule są portrety cesarza Justynijana, żony jego Teodory, i wielki obraz Przemienienia Pańskiego. Po 60, do 80,000 pielgrzymów tu przybywało. Mnisi mają dwie armaty dla obrony od Arabów, bibliotekę jednę z najbogatszych i najliczniejszych. Za czasów Justynijana, historyk Prokop pisał, że szczyt góry Synai jest niemieszkalny. W nocy słychać nagły huk podziemny, który mieszkańców przeraża.
Geografowie greccy toż samo utrzymują.“
„W kościele św. Katarzyny jest w marmurowéj trumnie złożone ciało św. męczenniczki. Przy wielkim ołtarzu był krzak gorejący, gdzie Mojżesz głos do siebie mówiący usłyszał: „zdejm z nóg twoje obuwie“ i pielgrzymi tu obuwie zrzucają. W kościele jest wiele kaplic; jedna z nich była łacińską. Na filarach są obrazy świętych Pańskich i ich relikwije. W ogrodzie był ulany cielec złoty, który tak oburzył Mojżesza, że uderzył o kamień tablice z przykazaniem Boskiém. Ten kamień okazują w ogrodzie, przezeń płynęła woda, zwana wodą przeklęctwa, którą pić Mojżesz kazał Izraelitom na karę za bałwochwalstwo; kto bałwochwalstwo rozbudzał, ten zaraz od téj wody umiérał. Na samym wiérzchu skały jest kamień w formie cielca. Widać go z dołu, a wyszedłszy na górę nikt znależć go nie może. W ogrodzie i w okolicach góry Synai spada manna obficie. Jest to rodzaj rosy albo sronu, który porankiem spada: zbiérają na drzewach i kamieniu nawet. W sierpniu i wrześniu skupia się razem na słońcu jakby smoła, przy ogniu się rozpuszcza, słodka jak miód i pożywna.
„W ogrodzie rośnie drzewko, z ktorego uciętą rószczką Mojżesz wiele cudów czynił w Egipcie. W skale wykuta sadzawka, pełna najzdrowszéj, zimnéj wody; zowią ją wodą Mojżesza. Pielgrzymi w daleką wybiérając się drogę napełniają swoje naczynia“.
Po krótkiéj téj wzmianie z pielgrzymki niemieckiéj, r. 1483 znanéj u nas w Polsce pod imiem Pielgrzymki arabskiéj, powtórzmy, co w pisarzach francuskich o górze Synai znajdujemy, w geografijach, podróżach, i encyklopedyach.
Synai czyli Sina Góra w Arabii skalistéj, położona na półwyspie, utworzonym przez dwa ramiona morza Czerwonego, z których jedno rozciągające się ku północy, nosiło nazwę Colzum, a dziś Suez, drugie ku wschodowi nazywane niegdyś zatoką Elatynicką, dzisiaj Aila, o 360 mil od Kairu, dla przebycia których potrzeba od 10 do 12 dni.
Tomasz Pinedo, Barkaljus i kilku innych współczesnych utrzymują, że góra Casyus niedaleko Egiptu leżąca, jest to samo, co Synai. Ježeli jednak wierzyć mamy starożytnym geografom, Casyus i Synai są dwię odrębne góry, i nawet dosyć od siebie odległe. Mieszczą górę Casyus blizko morza, między Egiptem i Palestyną. Góra Synai leży w głębi lądu, na granicach Idumei i Arabii skalistéj.
Niewątpliwą rzeczą, że nazwę Casyus nadawano kilku górom, słuszne więc są wnioski, że w początkach góra Synai otrzymała także to miano, które z czasem przeszło do gór oddzielających Palestynę od Egiptu, a od tych prawdopodobnie do gór Syryi Antyochejskiéj.
Mamy profil góry Synai na stalorycie Jana Baptysty Frontana, porównawszy go odbiciami téj góry na medalach, znaleźć można wielkie między niémi podobieństwo.
Cokolwiek bądź Greaves w swém tłomaczeniu Abdulfeda, podaje nam szczegóły zajmujące, o których inni Historycy nie wspominają, że góra Synai złożoną jest z bardzo pięknego marmuru czerwonego w żyły białe i czarne, i że na przestrzeni kilku mil znajduje się wiele skał tegoż marmuru, z którego bezwątpienia starożytni Egipcyanie, w swych artystycznych wyrobach korzystali, ponieważ wszystkie inne góry, są tu z kamienia białego ciosowego, a nie z marmuru czerwonego w żyły białe i czarne, jak góra Synai.
Stolicą Arabii skalistéj była Petra. W tę stronę Arabii przybili Izraelici, po swém cudowném przejściu przez morze Czerwone uchodząc z Egiptu, tu leżą góry Horem i Synai.
W Tor jest port na morzu Czerwoném. W blizkości jego na Wschód leży klasztor Raithe, który św. Jan Climaque wsławił, zamieszkały przez mnichów Greków. W obwodzie klasztornego ogrodu jest miejsce od Mojžesza nazwane Elim, gdzie po dziś dzień znajduje się dwanaście źródeł.
Synai, (Sina-Diebel-Tor,) czyli Djebel-Mousa. Góra na północno-zachodniéj stronie półwyspu oblanego morzem Czerwoném, między zatoką Suez i Akaba, na północny-wschód góry Horeb, ma dwa szczyty, z których najwyższy św. Katarzyny ma około 2814 m. wysokości. Sąsiednie skały okryte są napisami, które przypisują Izraelitom.
Bóg ukazywał się Mojżeszowi na górze Synai w ciągu cztérdziestu dni i dał mu swe prawa. Na stoku góry, na wysokości 1800 metrów, widać kościół i meczet, a także klasztor ufortyfikowany. Ten ostatni założony przez Justynijana w r. 527. miał do siebie przywiązany tytuł arcybiskupstwa, którego nominalny arcybiskup mieszka w Kairze.
Horeb, dzisiaj Mélani, góra w Arabii skalistėj, w bliskości góry Synai, tak, iż Horeb i Synai zdają się tworzyć dwa szczyty téj samėj góry; z tego powodu w Piśmie świętém biorą jednę za drugą. Synai jest na wschód, a Horeb na zachód, tak, że przy wschodzie słońca jest okrytą cieniem Synai. Horeb sławną jest w Starym Testamencie; u stóp jéj leży klasztor, zbudowany przez Justynijana, rezydencya greckiego biskupa, a zamieszkały przez zakonników reguły św. Bazylego. Są tu dwa czy trzy piękne źródła i wiele drzew owocowych.
Horeb, góra sławna w starożytnéj Arabii skalistéj, na zachód w bliskości góry Synai, między 18° 33’ szérokości poł., a 31° 42’ długości wschód ma wysokości 2477 metrów.
Tu ujrzał Mojżesz Boga w krzaku gorejącym, i wyprowadził wodę ze skały. Tu Elijasz prorok schronił się przed przesladowaniem Jezabelli; u stóp góry znajduje się dziś klasztor. Na górze Synai leży klasztor Przemienienia, na miejscu, gdzie Jehowah nadał prawa Hebreom.
Arka przymierza była zbudowaną na górze Synai, od stworzenia świata na 2514 lat. Poruczoną została opiece kapłanów, potomków Caoth. Noszono ją w pochodzie wojska, szła zawsze z Mojżeszem i Jozuem. Po przejściu Jordanu umieszczoną była w Galgal, gdzie zostawała około lat siedmiu; stąd przeniesiono ją do Siloe i tam była 328 lat. Izraelici zabrali z Siloe w roku 2888 i przenieśli do swego obozu, gdzie wziętą została przez Filistynów, i w ich ręku była siedm miesięcy. Następnie przeniesiono ją do Kiryat-hijarim, tu zostawała lat 70. Dawid ją zabrał w roku 2959 i przeniósł do domu Obededona, a po trzech miesiącach do swego pałacu na górę Syon. Została tu 42 lata; poczém Salomon umieścił w świątyni przez siebie zbudowanéj, gdzie przebyła około 400 aż do oblężenia Jerozolimy przez Nabuchodonozora. Prorok Jeremijasz przechował ją w jednéj z jaskiń góry Nibo. Niepewna jest, czy została odszukaną za czasów Nehemijasza, czy po dziś dzień jest ukrytą i nieznaną.
Ukazanie się Boga Elijaszowi na górze Horeb (wyjątek z Izajasza): „Droga Elijasza trwała 40 dni i 40 nocy, zanim przybył do góry Bożéj i udał się do jaskini dla przepędzenia tam nocy“. Naonczas ozwał się głos Boga: „Co tam czynisz Elijaszu? Wyjdź z jaskini, wstąp na szczyt góry i stań przed obliczem Jehowy“.
I oto Jehowa przeszedł przed nim. Wielka i straszna burza rozdziérała góry, kruszyła skały, poprzedziła Jehowę...
ale Jehowy nie było w burzy:
A po burzy przyszło trzęsienie ziemi, a Jehowy nie było w trzęsieniu ziemi.
A po trzęsieniu ziemi szedł ogień, Jehowy nie było w ogniu!
A po ogniu, słodki i łagodny szmer doszedł uszu Elijasza, i on zakrywszy płaszczem twarz swoję, wyszedł i zatrzymał się u wnijścia jaskini, a głos rzekł, „Co ty tu czynisz, Elijaszu, i t. d.“.
To widzenie miało ukazać żarliwemu prorokowi, który chciał wyniszczyć złe z gwałtownością uraganu, że przyjście Boże słodkie jest i że cały łaskawością jest i pobłażaniem.
Pan Sauley dowodzi w swéj „Historyi sztuki judejskiéj“ (Paris. Didier, 1858), że Izraelici u stóp góry Synai, po wyjściu swém z Egiptu tak byli wykształceni w naukach i sztukach, jak ich mistrzowie Egipcyanie. Obacz opisanie arki przymierza w Eksodzie.
Półwysep utworzony przez zatoki Ailah i Suez czyli pustynia Synai, nęci podróżników swą dawną sławą, bo miasto Ailah położone na jednéj z odnóg zatoki arabskiéj, Herak czyli Karak, jako téż i port miasta Tor, nie mają nic ciekawego. Góra Synai złożoną jest z samych głazów; jednak wśród tych pustyń są miejsca niby doliny urodzajne, gdzie uprawiają winnegrona, gruszki, daktyle i inne owoce, i wywożą na targi do Kairu, gdzie drogo je sprzedają. Róża jerychońska lubi ten grunt suchy. Rozmaite krzewy rosną: akacya, czyli cierń egipski, dostarczająca gumy arabskiéj, która nawet może służyć za pożywienie; tamarynd, który w miesiącach czerwca i lipca wydaje sok wonny, słodki, nazywany elman, nakoniec (Balanus myrepsica), którego owoce wydają tłuszcz bardzo poszukiwany. Kapary, drzewo laurowe, bawęłna, i inne krzewy tworzą miejscami bukiety ziełoności pośród czarniawych skał granitu, jaspisu i równin, okrytych piaskiem, krzemieniem i krągłémi kamykami. Nieliczni Arabowie koczujący w téj pustyni żyją wstrzemiężliwie i ubogo. Jest tu wiele gazel i innéj zwierzyny. Brzegi tego półwyspu są otoczone pokładami korali, i skamieniałościami.
Tradycya uświęciła góry Synai i Horeb u chrześcijan, żydów, i muzułmanów. Ci w powrocie z Medyny składają tu w ofierze jagnięta dla uczczenia miejsca, gdzie Bóg raczył się pokazać Mojżeszowi, w całéj potędze swego majestatu.
Dgebel-el-Mokatteb jest wielką skałą, położoną na drodze z Synai do Suez, i okrytą hieroglificznémi napisami, które były przedmiotem licznych rozpraw, między uczonymi. Tu widział Niebuhr cmentarz, zapełniony wspaniałémi kamieniami grobowémi, z bardzo pięknémi hieroglifami. Są to pomniki, które świadczą, że w tém miejscu były miasta wspaniałe i kwitnące.
Klasztor świętéj Katarzyny na górze Synai jest najciekawszém zbiorowiskiem murów, jakie kiedykolwiek widziéć można, począwszy od architektury bizantyńskiéj, do najnowszéj arabskiéj; wszystko razem zmieszano.
Olbrzymie mury, najeżone wieżami, opatrzone fortami, nadają klasztorowi postać fortecy. Jest to czworobok w ogólnym składzie zastosowany do położenia góry, która mu służy za oparcie, i zdaje się jakby zawisł na skale, na kształt orlego gniazda.
Jest to jakby małe miasteczko i razem twierdza, która musiała wytrzymać nie jeden napad, i wiele oblężeń arabskich pokoleń, przynęcanych skarbami klasztoru. Ma cechę średniowiecznéj budowy, któréj mieszkańcy żyjąc w klasztornéj ciszy, występują z bronią w ręku przeciw zewnętrznym napastnikom. Sądząc z wysokości wież i fortów, wnosiliśmy, że nieprzyjaciel nieraz zdołał się wedrzéć na nie; odgadywaliśmy nadaremno, jaki tu być może most zwodzony, i gdzie wnijście do téj fortecy niedostępnéj. Otóż jest to kosz z gatunkiem windy, za pomocą któréj zakonnicy dostają się i wychodzą z klasztoru. Otwór z daszkiem drewnianym, znajdujący się jak najwyżéj w murze, służy ku temu celowi, i zabezpiecza od wszelkiéj niespodzianėj napaści. Taż sama winda służy do dźwigania wszelkich ciężarów, poruszaną bywa przez zakonników. Tąż drogą dostaje się i drzewo do klasztoru, które arabowie przywożą.
W dniu na to oznaczonym zakonnicy rozdają chléb, ryż ubogim sąsiednich pokoleń; byliśmy obecni rozdawaniu téj jałmużny. Chléb przez ten otwór w górze zdawał się spadać z nieba. Pewni byliśmy, że tą powietrzną szezególniejszą drogą dostaniemy się do klasztoru, ale, niestety, przybyliśmy już za późno. Ulepszenia doszły i do Synai. Mnisi zbudowali podwójne wrota w nowym stylu, ale najgorszym. To nowe wnijście, któreśmy piérwsi naszém przybyciem uczcili, zastąpiło windę i kosz. Teraz same tylko wory z ryżem, i mąką, mają przywilej dostawania się do klasztoru tą artystyczną, dawną drogą, któréj chcieliśmy koniecznie spróbować, ale reguła klasztorna stanęła na przeszkodzie naszéj nadziei, i bujnéj fantazyi. Mnisi nie pozwolili, abyśmy robili igraszkę, i jakby hustawkę z ich windy.
Zwiédzenie klasztoru było bardzo interesujące. Naprzód przedstawiliśmy się przełożonemu, który był w bibliotece. Jeden z ojców przyjął nas w sali gościnnej. Chcąc się tam dostać, musieliśmy przejść kilka pochyłości, wiele stromych schodów, ciemnych kurytarzy; potém znaleźliśmy się w nowym oddziale budynków, które zdawały się tworzyć drugie małe miasto, zbudowane nad piérwszém. Obszérny dziedziniec, ozdobiony trzema pysznémi cyprysami, zajmował środek tego drugiego oddziału mieszkań. Tam jeszcze po razy kilka zmienialiśmy kierunek, aby nakoniec dostać się na schody drewniane, jakby na széroką przepróchniałą i śliską drabinę, po któréj weszliśmy do głównego balkonu, wychodzącego na dziedziniec wewnętrzny. Przez małe drzwiczki, nasz uprzejmy przewodnik zaprowadził do sali nisko sklepionéj, któréj okna. wychodziły, jedne na dziedziniec, drugie na ogród. Oczekując przełożonego, któremu dano znać o nas, mogliśmy zrobić przegląd téj komnaty, gdzie różne były godła religijne, krucyfiksy, portrety mnichów, napisy greckie, i najrozliczniejsze wota; razem i zbiór rozmaitych rzeczy potrzebnych do zwyczajnego użytku, jako fajek, kopciuchów na tytoń.
Po powrocie przełożonego z biblioteki nastąpiło nasze przedstawienie, przyjęcie było najgościnniejsze, ale na migi tylko. W mowie tłumacz nas zastępował, a my ograniezaliśmy się na lekkim, potwierdzającym uśmiéchu. Ta niema nasza rola dozwalała przypatrzéć się naszym gospodarzom.
Przełożony miał lat około sześćdziesięciu, o rysach wyrazistych, którym włosy szczególnéj białości, jeszcze więcéj nadawały wyrazu. Długa i miękka broda spływała mu aż do pasa, jakby fala śnieżna na czarne fałdy sukni, która go od głowy aż do stóp okrywała. Jako kapłan Kościoła greckiego, miał na głowie kołpak, długi welon zarzucony w tył, osłaniał od promieni słońca szyję i ramiona. Przedstawił nas innym zakonnikom klasztoru, z których najstarsi przyszli do nas, i znowu się ponowiły powitania na migi, i też same uśmiechy. Twarze starszych wyrażały słodycz, ubiór poważny nadawał im pozór starożytnych patryarchów Kościoła bizantyńskiego, których wizerunki ściany ozdabiały. Posługiwali się oni w swém nabożeństwie wielkiémi paciorkami, i psałtérzem w greckim i arabskim języku.
Starożytne, nieocenione manuskrypta znajdują się w bibliotece klasztornéj. Przystęp mają pozwolony sami zakonnicy. Nasza profesya malarzy i wspaniałe nasze oficyalne dromadery, wpłynęły na zniesienie téj trudności. Przełożony sam nas oprowadzał, a nawet opylał najciekawsze pargaminy, i papyrusy. Żywoty świętych, ozdobione malowidłami i wizerunkami, obudziły szezególniéj nasz podziw, dla piekności i poprawności rysunku, połączonego z żywością kolorów. Same manuskrypta godne są trudów podjętéj podróży. Otrzymaliśmy pozwolenie dłuższego zatrzymania się wśród tych arcydzieł. Miniatury à la gouache, i ozdoby koloryzowane na tle złotém, niezmiernie mię zajęły, starałem się z tych ostatnich zdjąć kilka odcisków. Pokazywano nam cztéry ewangelije, przepisane przez cesarza Teodozyusza. Bogactwo oprawy, i smak wytworny są niemniéj w swym rodzaju znakomite. Niektóre z drzewa rzeźbionego, z ozdobami ze srébra i złota w guście najpiękniejszym.
Prócz głównego kościoła jest wiele kaplic, z których każda jest pod wezwaniem innego świętego; wszystkie połączone z sobą kurytarzami, łączą się z celami zakonników, tak, iż każdy ma swoje własne oratoryum.
San kościół jest w rodzaju bazyliki, i dzieli się na małe kapliczki. Chór oddzielony jest od nawy murem i lamperyami drewnianémi bogato zdobionémi. Olbrzymia postać Chrystusa Pana wznosi się wśród chóru. Otaczają ją obrazy świetnego pendzla na tle złotém. Lampy miedziane i srebrne misternie wyrobione, wiszą u sklepienia, i zapewne musiały być pokusą nie dla jednego pielgrzyma amatora, ale zwiedzającym nie dozwalają długo się zatrzymywać przed témi drogocennémi przedmiotami sztuki.
Trudno okréślić styl architektury tego kościoła; jest bizantyński i romański. Arkady w kabłąk sklepione, kapitele ciężkie, rozsunięte, na nizkich kolumnach, jak u świętéj Zofii, są jego cechami. Późniejsze restauracye złączone są z pierwotnémi najsprzeczniejszémi ozdobami. Mozajki pochodzić mają z kościoła św. Zofii, co jest bardzo prawdopodobném, sądząc po ich uszkodzeniu.
Przewodnicy nasi uprzedzili uroczystym głosem, że wjedziemy do przybytku, gdzie Bóg ukazał się Mojżeszowi. Ołtarz umieszczony jest na miejscu gorejącego krzaku. Światło lampki odbijające się od blachy złotéj, jest symbolem tego objawienia się. Zakonnicy nagle usunęli zasłonę, ukrywającą to małe światełko.
Kaplica ta jest najbogaciéj przyozdobioną, kolorowe szyby okien, łagodzą zbyt jaskrawe światło zewnętrzne. Dywany perskie rozściélały się pod naszémi stopami, jak w meczecie musieliśmy zrzucić obuwie, i niosąc je w ręku stanęliśmy przed krzakiem gorejącym. Mojżesz toż samo piérwszy uczynił, gdyż Bóg przed objawieniem się rzekł: „Nie zbliżaj się, zdéjm z nóg obuwie, albowiem to miejsce, gdzie się znajdujesz, święte jest.“ Oto biblijny początek zwyczaju, przestrzeganego na Wschodzie u chrześcijan, a najszczególniéj Muzułmanów.
W dwóch przyległych kaplicach, które również jak i kościół są pod wezwaniem św. Katarzyny, ukazano nam dwie skrzynie z drzewa, pięknéj i niezmiernie bogatéj roboty, arcydzieła sztuki, ozdobione emalijowanemi inkrustacyami złoétmi i drogiémi kamieniami. W jednéj z nich miały być złożone relikwije św. Katarzyny Aleksandryjskiéj, ale ich tam nie przeniesiono, i stoi próżna. Druga zawiéra rozliczne klejnoty, całe miarki drogich kamieni, ofiary znakomitych pielgrzymów, i podróżników. Podziwiające kosztowności i skarby, od napaści Beduinów i Arabów ocaliła czujność mnichów, i niedostępne mury klasztoru. Kilka razy kusili się zdobyé fortecę, wiedząc o nieprzebranych, od wieków nagromadzonych tu skarbach. On jeden li tylko na Wschodzie został od rabunku beduińskiego ocalonym.
Podwoje kościoła są arcydziełem sztuki; rzeźbione z drzewa, niby prawdziwa koronka, ozdobione medalionami z emalii, i odléwami żelaznémi, stanowią pyszną całość.
Ukazali nam zakonnicy ruiny meczetu, który na rozkaz rządu tureckiego był tu wzniesiony, na znak jego najwyższéj władzy. Arabowie nigdy tu nie przychodzili; meczet zaniedbany się zrujnował, pozostał tylko na kopułce półksiężyc proroka.
Odbyłem pielgrzymkę do cudownéj skały, całkowicie oderwanėj od góry, z któréj Mojżesz wyprowadził zdrój żywéj wody, uderzając w nią po dwakroć swą laską. Pięć otworów jeden nad drugim, wskazują miejsce, przez które woda ze skały wytrysnęła. Długie prostopadłe bruzdy wyryte przez odpływ wody, dotąd są widoczne. Mały ogródek otacza to miejsce, i nadrujnowaną kaplicę. Wiele obrazów alegorycznych z Genezy, i z życia Mojżesza zdobią jéj wnętrze, i wizerunki patryarchów w smaku zepsutym bizantyńskim.
Zakonnicy nawiedzali nasze namioty, udzielili objaśnień o kraju, pożytecznych dla naszéj przyszłéj wycieczki do Akabah. Są w dobrych z Arabami stosunkach, wiele im pomagają, radzą, rozstrzygają ich nieporozumienia. Znani są przeto na całym półwyspie, gdyż wiele rzeczy do klasztoru z Kairu dostawiają, co tylko ułatwiają im Arabi. W chwili odjazdu naszego, powstała była kłótnia między naszymi wielblądnikami, zakonnicy jedném słowem, jakby czarodziejskiém, wszystko uspokoili.
Dolina przy górach Horeb i Synai jest zimna, i najgorętsza. Trafialiśmy na biały szron, w załomach gór, które nie dopuszczały promieni słońca. Szliśmy po śniegu, wśród gorąca 38 stopni. Przenikliwe zimno nocy i poranków, trwało dopóki szczyty gór słońce zakrywały. Nie dziwiliśmy się przeto futrom zakonników, kaloryferom w ich celach. Piérwsza noc w namiotach naszych była zimną; zawezwawszy wielbłądników, rozłożyliśmy ogromne ognisko. Wszystkie chrósty, korzenie, i krzaki, padły ofiarą. Płomień nad obozem wznosił się do niezmiernéj wysokości, i rzucał fantastyczne cienie na stoki Synai. Był to widok arcywspaniały.
Postanowiliśmy wejść na sam szczyt góry Synai. Kilku towarzyszy odstąpiło od tego trudnego zadania, które wyrównywać mogło dostaniu się na Piramidy. Tu trzeba było samemu bez pomocy Arabów, którzyby wspiérali, i podawali rękę, wdziérać się na skały strome i śliskie.
Synai, skała granitowa, przedstawia górę najeżoną stérczącémi głazami, poszarpaną urwiskami i rozpadlinami, powstałémi w gwałtownych wulkanicznych wstrząśnieniach natury. Czerwony kolor granitów, nadaje pozór bardziéj jeszcze straszliwy, i groźny. Zakonnicy wielokrotnie próbowali urządzić wejście na nią ze schodów, lecz ta cyklopowa praca, musiałaby się pojawiać co roku, bo topniejących śniegów gwałtowne potoki, znosiły, i znosić będą kamienie, których ojcowie użyliby do swéj roboty. Dla systematycznego i trwałego urządzenia wejścia, byłoby potrzeba użyć min, lecz dla zbyt wielkiėj ceny prochu w téj pustyni, ograniczono się na zwykłéj robocie.
Rozpoczęliśmy drogę jeszcze z większémi połączoną trudami, ani śladu ściéżki; skały coraz bardziéj strome i ślizkie. Na małéj odosobnicnéj płaszczyźnie, znaleźliśmy cyprys, który dla podróżników jest wskazówką odbytéj drogi, i dalszego kierunku. Usiedliśmy tu dla wypoczynku. Synai jest przepełnioną wężami, i ogromnémi jaszczurkami; przenikliwemu zimnu zawdzięczaliśmy, żeśmy ich nie spotkali. Przy każdém czepianiu się rękami skały, spodziéwałem się ujrzéć, lub dotknąć któregoś z tych płazów, lecz błogosławione zimno oszczędziło mi téj nieprzyjemności. Znajdywaliśmy tutaj roślinę, wydającą mannę, którą zakonnicy z największą starannością zbiérają. Manna góry Synai uważaną jest za najlepszą.
Powoli doszliśmy do bardzo znacznéj wysokości, bo do strefy śniégów. Spieszno nam było stanąć u szczytu, a choć niemałym trudem, sowicie wynagrodzeni zostaliśmy widokiem, który się ztąd na wszystkie strony otwiérał. Szczyt Synai, tworzy płaszczyznę prawie równą; jeden jéj bok od strony Thor, jest jakby wysokim cyplem. Widzieliśmy morze Czerwone, które nam dozwalało ujrzéć jakby w srébrzystéj mgle najdalsze brzegi, grzbiety całego łańcucha gór Synaiskich, górę Serbal, i Diebel-Catherine, na pozór niemające wielkiėj wysokości, a wyższe od góry Świętéj.
Ogromna, naturalna granitowa płyta, ma wskazywać miejsce, w którém Bóg ukazał się Mojżeszowi, i gdzie tablice praw dane mu zostały. Zaprawdę tu miejscowość godnie odpowiada tradycyi biblijnéj. Nic na mnie nie wywarło głębszego wrażenia, jak te niezmierne skał przepaście, pocięte, poszarpane, dosięgające doliny Raphidim, gdzie lud Izraela oczekiwał powrotu swego patryarchy. Ztąd ukazują miejscowość, gdzie Mojżesz podtrzymywany przez dwóch Lewitów, wznosił swe rece podczas bitwy z Amalecytami, którzy pierzchnęli przed wojskiem Izraela.
Mała kaplica grecka tu się znajduje. Každėj niedzieli mnich z klasztoru odprawia w niéj nabożeństwo. O kilka kroków daléj, Muzułmanie zazdroszcząc Chrześcijanom tych pamiątek, założyli fundamenta meczetu, dziś zrujnowanego. Tu pokazują ślady wielbląda Mahometa; ale wejście dromadera na tak wysoką, stromą i przepaścistą górę jest niemożebne, dla tego téż przeczą prawdziwości tych śladów. W kaplicy greckiéj, która ma być jaskinią, gdzie się schronił Mojżesz, przerażony widokiem Boga twarz w twarz; pobożna legenda wskazuje na ścianie odcisk głowy strwożonego patryarchy.
Pokazywano skałę, na któréj prorok Elijasz przebywał dni 40, żywiony przez kruków. Na pamiątkę tych miejsc, unieśliśmy kilka kwiatów i gałązek, a nasz powrót do obozu uczczono rozłożoném wielkiém ogniskiem.
Dzień następny przepędziliśmy w klasztorze, na zwiédzaniu ogrodu. Wszystkie drzewa były w zupemym rozkwicie. Bukiety kwiatów białe i różowe stanowiły uderzającą sprzeczność z dziką pustynią, która zewsząd ogród ten otaczała. Ziemię roślinną, przywożono tu na wielbłądach z Egiptu, i ztąd ta dziwna jéj płodność. Jakaż to była cierpliwość, ileż użyto czasu dla otrzymania takich korzyści. Pośród ogrodu, nizkie drzwi prowadzą do podziemnego sklepu siedziby zmarłych zakonników. Uczony Robinson, przypuszczony do zwiedzenia go, podaje ciekawy opis tego miejsca. Tu są nagromadzone kości mnichów, i braci klasztoru w dwóch osobnych salach. Kości każdego skieletu, wyjęte ze stawów, są kategorycznie uszykowane, głowy osobno, piszczele także, tak samo wszystkie inne części. Sami tylko patryarchowie są zachowani w całości, w pewnego rodzaju skrzyniach, które przypominają sarkofagi mumij egipskich.
Pora roku nie dozwoliła nam kosztować wybornych owoców roskosznego ogrodu, gdzie egzemplarze wszelkich gatunków drzew owocowych zdawały się być nagromadzone, i najobficiéj wtedy kwitły. Ojcowie podali jarzyny, które nam bardzo smakowały, w skutek dotkliwego braku wszelkiéj zieleniny od wyjazdu naszego z Kairu; prócz tego dali każdemu z nas woreczek manny, i po blaszaném naczyńku, napełnioném doskonałym miodem pszczół z góry świętéj.
Dochody klasztoru pochodzą z folwarków na wyspach Cyprze, Krecie, i w wielu miejscach, i z ofiar pielgrzymów.
W wigiliją odjazdu naszego pożegnaliśmy zakonników; zdjęliśmy ich fotografije. Jak chce zwyczaj zapisaliśmy nasze nazwiska, w księdze przeznaczonėj dla wpisywania się pielgrzymom. Przy téj zręczności pokazano nam własnoręczny podpis generała Bonaparte, na firmanie, którym zapewnił swą protekcyą klasztorowi. Urok imienia tego bohatyra dotąd jest niezatarty, wśród arabskich pokoleń półwyspu.
Ksiądz Porfiry Uspenski naprzód Archimandryta, teraz biskup wikary metropolitalny kijowski, mieszkający w michajłowskim, gdzie są relikwije św. Barbary, soborze. Wydał trzy tomy dość obszérne podróży swoich. Książki te, dla drobnych szczegółów, nie znaczących zdarzeń, które opisuje obszérnie, dla dyalogów, są uciążliwe do czytania. Przeplatają tę opisy, westchnienia, uwagi duchowne, pełne niechęci, uprzedzenia, odrazy do Kościoła św. katolickiego. Znajdują się jednak i ważne szczegóły. Zna bardzo dobrze język grecki; biegły w dyalektach najdawniejszych słowiańskich, umie je czytać, rozróżniać, rozjaśniać. Przeglądał z uwagą, z upodobaniem, jako znawca, biblioteki klasztorne, rękopisma dotąd zupełnie nieznano. Porobił z niektórych wypisy, inne przełożył, zebrał przeto ważne materyały. Języka arabskiego i koptyjskiego nie znał, przeto tylko cząstkę z tych skarbów piśmiennych przywiózł. Napisy na górach synajskich skopijował. W sporach między uczonymi co do starożytności egipskich napisów synajskich, zdania jego bardzo trafne, przez uczonych niemieckich cenione; równie i co do góry, która jest rzeczywistą Mojżeszową, mają powagę, i za najgruntowniejsze są uznane. Z jego to podróży, ciekawsze, ważniejsze fakta, wziąwszy je za treść, za tło, iż tak rzekę, w swoim duchu, i swoim sposobem, o górze Synai jeszcze opowiem. Wyrazy księdza Porfirogo powtórzone dosłownie, cudzysłowem są oznaczone.
W jego opowieści znajdujemy spis relikwij, znajdujących się w klasztorze; szczególne opisanie dóbr i własności zgromadzenia. A co najwięcéj mię zajęło, że żarliwym będạc szyzmatykiem, usiłując ubliżyć Kościołowi katolickiemu, najsilniej go pismem swém wsparł i umocnił. 1) Wynalazł, i zacytował bullę Ojca św. Grzegorza IX z XIII wieku, szanowaną i zachowywaną na górze Synai, która dowodzi, że najstarożytniejszy i najświętszy z klasztorów wschodnich był zależnym od św. Rzymskiéj Apostolskiéj Stolicy, która przywileje patryarchów, nadania dóbr, sankcyą swoją utwierdziła. Wszystkie przywileje duchowne i dziedzictwa, Stolica św. rzymsko-apostolska ubezpieczyła. Posiadanie tego wszystkiego, co nadali cesarze, królowie, nie było w przekonaniu ich pewném, dopókąd stolica rzymska nie uznała, i błogosławieństwem swojém nie osłoniła. Gdy potém szyzma się rozwinęła, i ogarnęła najświętsze miejsca, i bullę Ojca św. usiłowano zniszczyć. Jednak od zatraty ocalono, i dochowują ją z czcią najświętszą. 2) Mówi i wyjaśnia, że między piérwszémi pustelnikami góry Synai, znajdywali się zakonnicy, pustelnicy rzymscy. Nakoniec opisy naocznego świadka, który w klasztorze mieszkał, przekonywają o najzupełniejszém rozprzężeniu klasztorów wschodnich w każdém miejscu.
Świętość miejsca, pielgrzymki pobożnych, od zepsucia i zniszczenia moralnego nie zachowały.
Synajski półwysep jest z położenia swego regularnym trójkątem, którego kąt ostry ze strony południowéj opiéra się o morze Czerwone, przy samém rozdzieleniu się jego na dwie odnogi Suezką i Elancką, które obléwają ze wschodu i zachodu ten półwysep. W samym środku tego trójkąta jest grupa wielka gór, nazywanych Banat, Synai, Choryw, św. Katarzyny, św. Epistymii, Um-Szomar, i t. d. Te góry słyną z cudów łaski Bożéj. Tam przez wiele wieków chwalili Boga świętobliwi pustelnicy.
W strefie wschodniéj synajskiego półwyspu, piętnaście wieków przed przyjściem Chrystusa Pana, mieszkali Madyanici. Między niémi był jeden mąż świętobliwy, który czcił prawdziwego Boga, nazywał się Jofor. Uciekając od Faraona, do jego namiotów schronił się Mojżesz, i pasł trzody przez lat 40. Zwykle je pędził w stronę góry Synai-Choryw. Tam, na téj górze, w postaci krzaku gorejącego zjawił się Bóg; dał mu moc czynienia cudów, i wysłał go dla oswobodzenia Izraela. Ten krzak gorejący, w którym Bóg mówił, wsławił na wieki Synai. Miejsce zostało odtąd świętém.
Gdy Izrael przechodząc do Ziemi obiecanéj, rozłożył się u stóp góry obozem, na jéj szczycie otrzymał Mojżesz 10 Bożego przykazania w dwóch tablicach. Izrael, wszedłszy do Ziemi obiecanéj zostawił za sobą Synai, prorocy jednak o tém miejscu jako świętém dla Izraela wspominali; Debora, a najszczególniéj Dawid.[15]
Król ten prorok, gdy zwyciężył Idumejczyków, królewicz Ader, zatrzymał się w mieście połwyspu synajskiego Taran, i zabrawszy z sobą niektórych mieszkańców, uciekł do Egiptu. (III. ks. królewska, 11. 14. 19.)
Król Salomon przyłączył cały półwysep do królestwa Izraelskiego, i na odnodze wschodniéj w porcie Asion Sawerski (Асиҍенъ Саверскій) zbudował flotę, która wypływała do Indyi, do Ofiru, i po trzech latach powracała przywożąc wielkie skarby. Na górze Synai chronił się Elijasz od gniewu Achaba i Jezabelli, cudownych objawień Bożych doznawał (III ks. królewska. Roz. 19).
Król Judzki Jozafat naśladując Salomona, wznowił flotę w porcie odnogi morza Czerwonego od Buszy, która wracając z Ofiru ze wszystkiémi skarbami została zniszczoną (III ks. królewska, 22. 48).
Idumejczycy jeszcze od Dawida zwyciężeni, podnieśli głowę pomimo klęski, którą im Joram syn Jozafata zadał, utrzymali się przy niepodległości swojéj, i mieli wolny handel na Czerwoném morzu, i własny port swój. Judzki król Ozyasz na nowo port zdobył, umocnił, i pobiérał cła od miejscowych i okolicznych ludów. Za czasów wnuka jego króla Judzkiego Achaza, król syryjski Raasson zawojował port i półwysep. Odtąd Synai należał do różnych cudzoziemskich narodów; do Nabatéjczyków, do Greków, Macedończyków, i Rzymian. Chwała Boża ustąpiła z téj góry na długie wieki.
Wedle Pawła apostoła Synaiski półwysep osiedlody był przez potomków Izmaela, syna Abrahamowego i Agary. Mieszkańców półwyspu zwano Agarganie, synowie Agary. Zostawali pod zwierzchnością prefekta jerozolimskiego rzymskiego. Wozili żydów na uroczystość paschalną do Jerozolimy. Mieli stosunki ciągłe z Jerozolimą, jako miejscem pobytu głównego rządcy swego. Przywozili tam różne towary, jednak religii chrześcijańskiéj nie przyjęli w piérwszych wiekach. Na półwyspie Synajskim piérwsi się zjawili chrześcijanie z niższego Egiptu, od prześladowania się ukrywając za czasów Decyusza (250 r.). W ich liczbie był zgrzybiały już biskup ksiądz Cheremon. O tém mamy świadectwo Eusebii (Hist. Eclesia. L. VI. c. 42.).
Roku 307 za czasów poniesionego przez Kościół św. męczeństwa za panowania Dyoklecyana, cudownie zostało przeniesione ciało św. Katarzyny Aleksandryjskiéj, męczenniczki, i położone ręką anielską na szczycie saméj góry, która odtąd zowie się górą św. Katarzyny. Wkrótce potém ustanowione było biskupstwo na półwyspie Synajskim, w mieście Faran. Imię piérwszego biskupa jest nieznane. Poświęcił na kapłana żołnierza wojska cesarskiego Agapita, który po nim biskupem z rzędu drugim Synajskim został.
Za czasów Dyoklecyana przybyli na półwysep asceci, pobożni pustelnicy. Za pomocą ksiąg świętych i miejscowego podania wynaleźli to miejsce, gdzie był krzak gorejący Mojżesza, gdzie zostały nadane Boskie przykazania, gdzie wytrysnęła woda, i gdzie przebywał Elijasz prorok i słyszał głos Boga żywego. Odtąd przez wszystkie wieki, tę, którą ci święci mężowie uznali górą Objawienia Bożego, Synai, i najświętsze miejsce uważano za prawdziwe, a nie inne, i przy nich to nieprzerwanie przez wszystkie wieki pustelnicy przeżyli najstraszliwsze prześladowania, i doczekali się tryumfu Kościoła. Cesarzowa Helena na miejscu krzaku gorejącego zbudowała kościół, i przy nim obronną wieżę. W wieży mieszkał Ihumen, niektórzy kapłani, i usługa kościelna. W pustelniczych celach rozsypali się, samotnie mieszkali pustelnicy, którzy się co niedziela we dnie i w nocy zbiérali dla uroczystego nabożeństwa.
W jednej z pieczar mieszkał pustelnik Abba-Mojżesz, który od młodości poświęcił się Bugu, i przez 73 lat żył tylko daktylami i wodą. Wielkim darem słowa i leczenia chorób ludzkich obdarzony, nawrócił izmaelitów koczujących w okolicach miasta Faranu. Ochrzcił Owedyana, ich naczelnika, z wielą obywatelami około r. 350.
W IV wieku Arabski półwysep nie zaludniony, prawdziwą był pustynią; stosownym przeto, i ponętnym był dla tych, którzy się oderwać od świata, zapomniéć o nim pragnęli, chąc w Bogu jednym, w modlitwie najzupełniéj się zanurzyć i utonąć. Około r. 365 wodzem pustelników był Abba Situan. Przybył z Egiptu z uczniem swoim Zacharyaszem; założyli ogród, który własną ręką poléwali, sadzili. Drugi uczeń jego Patyra był biskupem farańskim, mieszkał w mieście, ale sroższe wiódł życie od pustelników.
W roku 373 egipski mnich Ammonijasz, pielgrzymując do świętych miejsc, w Palestynie zaszedł na Synai, i tam mieszkał przez pewien czas. Opisał życie pustelników synajskich, których sam widział, i od drugich słyszał. Porfiry biskup cytuje po grecku tytuł dzieła Ammonijasza, które zostało zachowane. Wedle téj opowieści z różnych stron się schodzili pustelnicy. Za jego czasu był jeden z Rzymu, drugi z Peloponezu. Zachodniego i wschodniego rytu kapłani, w jednym klasztorze, w jednym domu przebywali. Liczne już było zgromadzenie, jednak mieszkali każdy oddzielnie, w osobnéj pieczarze, a tylko w sobotę wieczór się schodzili. Przebywszy całą noc na modlitwie, w niedzielę, po skończoném nabożeństwie, i po przyjęciu Przenajświętszego Sakramentu, do pieczar się rozchodzili. Tak surowy wiedli żywot, jakby byli bezcieleśni. Nie jedli nigdy chleba, oleju, nie pili wina, żyli daktylami. Thumen tylko miał suchary dla pielgrzymów, i podróżnych. Zaraz po przybyciu Ammonijasza napadli Saraceni. W połowie IV wieku, Saraceni zabijali, grabili w Syryi, Palestynie, i Egipcie. Na półwyspie zamordowali mnichów pustelników; ocalał tylko Ihumen, i przybyły Ammonijasz, órzy do wieży pośpieszyli się schronić. Oblegli wieżę Saraceni, ale ujrzawszy światło nadprzyrodzone i cudowne na górze, uciekli. Wyratowani od śmierci poszli szukać ciał zabitych. Znaleźli 38, których pochowali, i dwóch ranionych śmiertelnie.
Wpadło na półwysep rozbójnicze plemię afrykańskie, które od 290 roku zbuntowawszy się przeciw Rzymianom, grasowało po różnych krajach cesarstwa. Mieszkańcy miasta zwanego Raifa wystąpili zbrojno przeciw napastnikom, ale zostali poraženi; 129 poległo, reszta rozbiegła się po górach. Odniósłszy zwycięstwo Afrykanie, mordowali żony i dzieci mieszkańców, którzy z nimi walczyli. Przyszli do wieży klasztornéj, szukając w niéj bogactw, i wymordowali wszystkich starców pustelników, którzy się tam schronili, jeden tylko uratował życie i cały fakt opowiedział, bł. Ammonijasz, który z wieży się przed przybyciem dzikich Afrykanów oddalił, i z opowiadania jedynego żyjącego świadka, fakt męczeństwa poniesionego na górze Synai opisał.
Chrześcijanie farańcy, to jest z Faranu, miasta położonego na półwyspie synajskim, w którém ustanowione było piérwsze biskupstwo; uzbrojeni w łuki, z Owedyanem na czele (tym, który przyjął chrzest św. od Abby-Mojżesza pustelnika); w liczbie 600 mężów, wyszli przeciw grasującym Afrykanom. Utraciwszy 84 ludzi zupełnie ich zwyciężyli, spalili ich łodzie, a wszystkim ziomkom, kapłanom, kobiétom, dzieciom, sprawili chrześcijański, uroczysty pogrzeb, trzymając w ręku gałązki daktylowe, i śpiéwając psalmy. Ponieśli straszne męczeństwo pustelnicy, zaledwie jeden przy życiu został, ale liczba ich się przeto nie zmniejszyła, gdyż w daleko większéj liczbie przybywali. Posiéw uprawiony krwią męczeńską, wydawał coraz doskonalsze owoce. Nie brakowało Bogu i Panu Zastępów psalmistów, którzy we dnie i w nocy, na górze, gdzie przemówił do Mojżesza i Elijasza, nieustannie Go hymny anielskiémi chwalili.
Ci koczujący Arabi w IV i V wieku żyli tylko z miecza, napadu i morderstwa. Czcili gwiazdę poranną. Na jéj cześć zabijali niewolników, a gdy ich brakowało, wielblądy białe. Dla czci gwiazdy o niewolników się ubiegali, z ofiarą, się śpieszyli, aby wschodzące słońce zastało ją ukończoną.
Poniósłszy dwukrotne męczeństwo pustelnicy synajscy wysłali do nich poselstwo. Ten, który przybył w imieniu klasztoru, znalazł własnego syna żyjącego, którego już opłakał. Napiwszy się wina obudzili się po wschodzie słońca; późniéj zmiękli, ukorzyli się, w przymierza ugody weszli. W IV i V wieku jeszcze byli straszni; kiedy posłów zabijali, jak to uczynili z Magdonem, wysłanym z Faranu i z synem Jego.
W IV wieku nietylko miasto Faran, ale i drugie Synajskie Ela było chrześcijańskiém, miało swego biskupa Piotra, który był na synodzie nicejskim. Heretyk Teodozyusz przez synod chalcedoński potępiony, umknął do Jerozolimy, chrześcijan burzył, uciekł na górę Synai, ale tam wiary nie złamał. Pustelnicy synajscy posłuszni i wierni byli prawom, które synody nicejski, i chalcedoński uchwaliły. W zawiązku swoim zakon synajski był prawowiernym, nie w znaczeniu, jak rozumieją dzisiejsi szyzmatycy, którzy prawowiernością mienią oderwanie się od stolicy rzymskiéj, i odszczepienie się od niéj, i jéj zlekceważenie. Prawowierność apostolska, synodalna wiara, którą okréśliły piérwsze synody, było uznawanie naczelnéj władzy rzymskiéj, apostolskiéj stolicy, i nierozerwana jedność w duchu i wierze. Li tylko chrześcijanie są prawowierni, którym przewodniczą biskupi rzymscy, jak w piérwszych wiekach wszystkie wątpliwości oni tylko rozstrzygali, i do ich wyroków apelowano. Klasztor synajski téj pierwotnéj wiary się trzymał, odtrącił Teodozyusza, zbiegłego herezyarchę z Chalcedonu. Wedle opisu Ammonijasza: „Pustelnicy karmili się owocami surowymi, ich nie gotując, aby dla potrzeb ciała, drogiego czasu od modlitwy nie odrywali. Jedni się posilali raz na tydzień w niedzielę, drudzy dwa razy w tydzień, inni raz na dwa dni. Złota i srébra nie mieli, nic nie kupowali, a co tylko mieli, oddawali darmo drugim. Zawiść była in nieznaną, ćwicząc się w doskonałości i pracy duchownéj, przed poczynającymi się nie pysznili, a ci, którzy na drogę świętobliwości wchodzili, szanowali poprzedników i naczelników swoich.“
„Na górze Synai był kościół przy krzaku gorejącym, około źródła, z którego wytrysnęła woda, i na samym wiérzchu góry maleńki kościołek, w miejscu, gdzie Mojżesz otrzymał przykazania Boskie. Nastąpiły szczęśliwe czasy dla całego Kościoła i dla góry Synai za Justynijana cesarza, około r. 527. Dla ubezpieczenia góry Synai rozkazał Wołochów z familijami, i mieszkańców Egiptu sprowadzić, górę osiedlać, aby była bronioną od napadu Arabów. Przytém rozkazał budować umocnione kościoły i klasztory; jeden w porcie suezkim w Adzradzie, pod imieniem św. Atalimy, chrześcijan burzył, uciekł na górę Synai, ale tam wiary nie złamał. Pustelnicy synajscy posłuszni i wierni byli prawom, które synody nicejski, i chalcedoński uchwaliły. W zawiązku swoim zakon synajski był prawowiernym, nie w znaczeniu, jak rozumieją dzisiejsi szyzmatycy, którzy prawowiernością mienią oderwanie się od stolicy rzymskiéj, i odszczepienie się od niéj, i jéj zlekceważenie. Prawowierność apostolska, synodalna wiara, którą określiły piérwsze synody, było uznawanie naczelnéj władzy rzymskiéj, apostolskiéj stolicy, i nierozerwana jedność w duchu i wierze. Li tylko chrześcijanie są prawowierni, którym przewodniczą biskupi rzymscy, jak w piérwszych wiekach wszystkie wątpliwości oni tylko rozstrzygali, i do ich wyroków apelowano. Klasztor synajski téj pierwotnéj wiary się trzymał, odtrącił Teodozyusza, zbiegłego herezyarchę z Chalcedonu. Wedle opisu Ammonijasza: „Pustelnicy karmili się owocami surowymi, ich nie gotując, aby dla potrzeb ciała, drogiego czasu od modlitwy nie odrywali. Jedni się posilali raz na tydzień w niedzielę, drudzy dwa razy w tydzień, inni raz na dwa dni. Złota i srébra nie mieli, nic nie kupowali, a co tylko mieli, oddawali darmo drugim. Zawiść była im nieznaną, ćwicząc się w doskonałości i pracy duchownéj, przed poczynającymi się nie pysznili, a ci, którzy na drogę świętobliwości wchodzili, szanowali poprzedników i naczelników swoich.“
„Na górze Synai był kościół przy krzaku gorejącym, około źródła, z którego wytrysnęła woda, i na samym wiérzchu góry maleńki kościołek, w miejscu, gdzie Mojżesz otrzymał przykazania Boskie. Nastąpiły szczęśliwe czasy dla całego Kościoła i dla góry Synai za Justynijana cesarza, około r. 527. Dla ubezpieczenia góry Synai rozkazał Wołochów z familijami, i mieszkańców Egiptu sprowadzić, górę osiedlać, aby była bronioną od napadu Arabów. Przytém rozkazał budować umocnione kościoły i klasztory; jeden w porcie suezkim w Adzradzie, pod imieniem św. Atanazego, drugi w mieście Raifie, pod imieniem św. Jana Chrzciciela. Ruiny obu tych obronnych klasztorów są dziś widne. Na Synai górze rozkazał wybudować dwa kościoły; jeden na miejscu krzaku gorejącego, drugi na samym szczycie Orebu, w dwóch świętych miejscach góry, gdzie było objawienie się Boga, i nadanie przykazań. Kościoły były zbudowane kosztem cesarskim. Prefekt Egiptu miał rozkaz dostarczać ludzi, materyałów, piéniędzy, i czego było potrzeba dla ich skończenia. Te kościoły długo się budowały, na szczycie góry Orebu, ukończono 532 roku. Kościół ten, według opisów zakonnych, został w czasie wielkiėj suszy przez Arabów zburzony roku 1782, następnie trwał lat 1250. Drugi, na miejscu krzaku gorejącego, jak świadczy napis na bramie, ukończono 557, trzydziestego roku panowania Justynijana. Zakonnicy pragnęli miéć jeden kościół na miejscu krzaku gorejącego, blisko wody. Cesarz się temu sprzeciwił, Architektę, który robił trudności ukarał, innego przeznaczył, i swój plan postawienia kościoła na samym szczycie góry doprowadził do skutku.“
„W górnéj cerkwi odprawiało się nabożeństwo w dnie tylko uroczyste, szczególnie na fest św. góry (святаго верха). W inne dnie przebywał mnich jeden z posługującym, lampy przed obrazami zapalał. Te szczegóły są zapisane w starym synajskim rękopiśmie, który z greckiego na serbsko-słowiański został przełożony.“ Kroniki klasztorne serbskosłowiańskie przetłumaczył Porfiry. W kronice klasztornéj czytamy: że Ojciec św., papiéż, usłyszawszy z opowiadania ustnego jednego z stróżów św. góry o potrzebach klasztoru i jego niedostatkach, znaczne fundusze przesłał na założenie domu dla chorych i apteki. Imię tego papieża nie jest wymienione. Roku 557 śniég upadł, i całą górę Synai na kilka arszynów okrył. Mnich jeden w czasie nocnego nabożeństwa, sam w cerkwi zostając, gdy lampe zapalał, iskra spadła na suknie zapaliła, wyratował życie, ale usechł mu bok jeden, i żył jeszcze.
Justynijan, cesarz ustanowił synajskie biskupstwo. Ihumen synajskim był biskupem. Biskupstwo na synajskim półwyspie farańskie było od synajskiego oddzielone. Na piątym powszechnym synodzie w Konstantynopolu, ojcowie biskupowi synajskiemu nadali tytuł: najgodniejszy, Upertinos. Na tymże synodzie biskupstwo farańskie, elańskie, synajskie, oddzielono od zwierzchności patryarchatu aleksandryjskiego, a oddano jerozolimskiemu, i ustanowiono, że biskupem synajskim będzie zawsze Ihumen. Mnichom synajskim nadano prawo wybiérania Ihumena z swego grona. Ihumenami synajskićmi byli: Dułos Jerzy, Błogosławiony Jan (апствичникъ) Isawr Lougin; a piérwszym biskupem synajskiéj góry Konstanty Jhumen, który roku 553 ustawy soboru konstantynopolitańskiego podpisał. Po nim Jerzy i Teodozy biskup; w VI i VII wieku bardzo wielu było świętych i pobożnych zakonników. Życie ich, i dzieje klasztoru opisali mnich Sunchrona, i błogosławiony Jan Moscha. Piérwszy znał i widział najpobożniejszych i znakomitych przełożonych; żył w czasie napadu Persów na Palestynę i Egipt, za panowania Heraklijusza. Drugi mieszkał na Synai około roku 607.
Opisy tych naocznych świadków, tak nieskończenie szacowne, dał poznać piérwszy ksiądz biskup Porfiry.
W klasztorze synajskim kwitnęły wielkie duchowne cnoty. Przełożony Jan Lestwicznik (Люствичникъ) urodził się roku 487, wstąpił do klasztoru 507, przełożonym był r. 547, umarł w 580. Ozdobiony wszystkiémi cnotami, i niémi tak jaśniał, ojcowie synajscy zwali go drugim Mojżeszem. Krótko rządził klasztorem, ostatek życia swego w najzupełniejszéj samotności, pustelniczo, jako schymnik, przepędził, w miejscu zwaném Foła (Өола). Przy skończeniu błogosławionego życia, obecnym był Jerzy biskup; mówił do niego ze łzami: „Czemu odchodzisz i mnie opuszczasz, ja się zawsze modliłem i prosiłem Boga abym stanął piérwszy przed sądem jego, bo bez ciebie nie będę mógł paść trzody mojéj. Nie płacz i nie troskaj się odrzekł mu Jan; jeśli będę godnym łaski Bożéj, nie zostawię tu ciebie, nawet na rok jeden. Wymodlę u Pana i wezmę cię przez oblicze Jego.“ Proroctwo to się spełniło w dziesiątym miesiącu po śmierci jego. Ojciec Jerzy, biskup skończył życie na początku toku 581. Jan Ihumen Lestwicznik napisał szacowną księgę o stopniach wzniesienia duszy do Boga.
Ibumen Isawr miał dar leczenia chorych. Jeden bardzo schorzały we śnie ujrzał N. Pannę, która mu rzekła: „idź do Isawra, on cię wyleczy.“ Tak był chorym, że się zaledwie do drzwi celi dopełzał, upadł bezwładny. Zdjął Isawr pas z siebie, na chorego zarzucił, podniósł go: on powstał zdrów, i chwalił Boga. W liczbie ojców był Stefan Bizantyński, niegdyś bogaty, sławny. Gd umiérał, przyszedł do niego biskup z drugim kapłanem, i śpiéwali psalmy; gdy wszedł człek obcy rzekł O. Stefan: »Po co do nas przychodzisz, my do ciebie nie należymy.« Pan jest cząstką moją na wieki! Gdyśmy zaśpiéwali te słowa psalmisty, skończył życie. Na świecie bogaty i sławny, jednak nie znaleźliśmy nowéj sukni, dla ubrania umarłego. Ojciec Epifani od postów i ćwiczeń duchownych zniszczał, zdawało się, że już ciała nié miał, tylko żył duszą. Umiał przejrzéć najskrytsze ciemności, widział krążące złe duchy, miał władzę i moc nad niémi; zwyciężał ich, odbiérał wszelką im moc i siłę. Miał ten zwyczaj: do 4 wieczorem do nikogo nigdy nie mówił. Przeżył wiek swój cały w milczeniu. Przewidując śmierć bliską rzekł do ucznia swego: „Przyjdź do mnie jutro rano, sługo Chrystusowy, chcę ci powiedziéć rzecz bardzo ważną.“ Przyszedł uczeń rano, ujrzał go umarłego, z twarzą ku Wschodowi obróconą, i pogrzebał go. W pustyni synajskiéj mieszkał Leon Neapolitańczyk; jego nauczyciel był ulubieńcem cesarza Maurycego, który od r. 582 do 601 panował. Cesarza wielce miłował i nieustannie za nim się modlił. Po jego zamordowaniu tak gorąco pragnął wiedzieć, jaki los w wieczności go spotkał, że otrzymał łaskę cudownego widzenia, w którém ujrzał Maurycego, wstępującego wiecznéj chwały. Cesarz Maurycy w tém widzeniu wyrzekł: „Twoim radom i modlitwom winien jestem zbawienie.“ Modlitwy błogosławionych zbawiają grzészników; wiele może modlitwa sprawiedliwego. Kiedy okrutny Fokas rozkazał zamordować Maurycego i wszystkie dzieci jego, mamka od morderstwa i śmierci najmłodsze cesarskie dziécię ocaliła, oddając własne pod miecz katowski. Gdy już wyrósł młodzieniec, odkryła mu tajemnicę. On dowiedziawszy się o tém, postanowił świat opuścić i oddać siebie Bogu, pokutując za zabitego z jego powodu młodzieńca, syna karmicielki swéj. Poszedł na górę Synai, wstąpił do zakonu; dwa lata przeżył w nieustannéj modlitwie i w milczeniu. Umarł jako mąż świętobliwy.
W tym klasztorze zakonnicy Bogu poświęcali się zupełnie, zamurowywali się w celach, lub mieszkali w pieczarach. Pracując ręcznie, w nieustannych pieniach, wiedli pobożne, świętobliwe życie.
Pustelnik O. Martyryi był duchownym przewodnikiem i nauczycielem Jana Listwicznika, w dwudziestym roku jego życia wprowadził do klasztoru synajskiego, postrzygł go, i zawiódł do O. Jana Sawwatyna, téż sławnego wówczas pustelnika. Ten obu ujrzawszy umył nogi nie nauczyciela ale ucznia Jana, całując go w rękę i przepowiadając, że będzie przełożonym Synajskim. Za czasów przełożeństwa tego Jana, przybyło z Konstantynopola dwóch rodzonych braci, bliźniąt, cesarskich dworzan. Po dru latach próby zapragnęli pójść do głębszéj pustyni, w któréj by do śmierci zamknąć się mogli, ludzi nie widząc. Pobłogosławił ich Ihumen i oddalili się z klasztoru w głębszą, najzupełniejszą pustynię, gdzie przebywał kapłan starzec, i sługa jego. Wiodąc najsurowsze życie obaj razem wkrótce jednego dnia pomarli i przez starca kapłana w jednym grobie byli pogrzebani. Wkrótce i mnich staruszek ukończył życie. Sługa jego pogrzebał go w grobie bliźniąt, między dwoma bracią. We śnie dali się widziéć owemu słudze bracia bliźnięta, mówiąc: „dla czego rozłączyłeś ciała nasze? jednegośmy się dnia rodzili, nierozłączyliśmy się w życiu nigdy, wstąpiliśmy razem do zakonu, razem pomarli, i razem jesteśmy z sobą w wiekuistéj chwale Bożéj.“ Nazajutrz ciało starca przeniósł na inne miejsce, a bliźnięta w jednym grobie przy sobie złożono.
W synajskiéj pustyni cudami słynął i wielkiémi darami Ducha św. O. Orenty. O nim wiele dziwnych i cudownych rzeczy opowiadał przełożony Jan Lestwicznik. Ogień mu nie szkodził, nigdy go nie zranił, chociażby w żarzące węgle lub w płomień rękę włożył. Zwykle kadził w kościele, jednak gdy przybyli pielgrzymi, z radością wielką ich witając, gdy ich okadzał, kadzielnicą rzucał w górę, iskra spadła na rękę, i średni zapalił się palec; żyła mu się przerwała. Patrycyuszka z chorą nieszezęśliwą córką pragnęła zbliżyć się i upaść do nóg Orentego. Nie zezwolił na to, ale posłał jéj gałąź winogrona. Gdy podano w rękę choréj, dał się słyszéć głos: „Orenty, czegożeś tu przyszedł?“ Zły duch obalił na ziemię chorą dziewicę i wyszedł z niéj. Przyszli w chwili ostatniéj umiérającego, liczni zebrani ojcowie synajscy, i biskup z miasta Etty, Sergijusz. Umiérając widział zbliżających się aniołów.
Ojciec Stefan, mieszkający w dość znaczném oddaleniu od góry Synai, mieszkając samotnie, miał ogródek, w którym własnoręcznie pracował, żył z jego owoców, ale go dzikie świnie stadami przechodząc niszczyły. Widząe idącego lamparta, dał mu znać ręką. Zwiérz dziki upadł do nóg jego. Rzekł mu Stefan: „zostań tu, będziesz pilnował ogrodu mego.“ Lampart aż do śmierci Stefana stróżem był jego ogrodu, odpędzał dzikie świnie, i niémi się karmił.
Niedaleko od góry Synajskiéj, w przepaścistém miejscu, mieszkali Jan Sawantyn, z uczniem swym Janem z Rzymu. Dzikie zwiérzęta przynosiły mu dzieci słabe, aby je wyléczył. Dzika świnia ślepe prosię w paszczę wziąwszy przyniosła; śliną oczy pomazał i przejrzało. Jednego roku niebyło zupełnie dészczu na Synai; w sierpniu wyschły wszystkie potoki; stado sarn przelatywało doliny, wzgórza, szukając wody, jéj nie znalazłszy, weszły na szczyt góry jednéj, i wszystkie razem podniosły głowy ku niebu, jak gdyby się modliły, i o miłosierdzie błagały. Pan Bóg się zlitował i zlał dészcz, ale tylko na tę górę, na któréj stało sarn stado, i ugasiły zabijające pragnienie.
W Arselai, w przepaścistém miejscu, na spadzistéj górze, mieszkało w pieczarze wielkości grobu dwóch pustelników, Michał Gruzin z uczniem swoim. Przewidując bliski swój koniec, rzekł Michał: „przynieś mi wody, umyję się.“ I pomodliwszy się, przyjął przenajświętszy Sakrament. „Drogi synu, już przyszedł mój koniec; z tak spadzistéj góry nie zniesiesz ciała mojego, podaj mi rękę i zejdźmy.“ Zeszli na dół, gdzie był grób przygotowany, i skończył życie mówiąc: „Pokój tobie synu! módl się za mnie.“
W Arselai mieszkał pustelnik O. Jerzy w czasie wojny Perskiéj około r. 616. Między Egiptem i Palestyną, wtedy drogi napełnione były wojskiem perskiém. Wszystkie stosunki były przecięte. W klasztorze Synajskim zabrakło oleju; Ihumen poszedł do Arselai, i uprosił Jerzego, męża Bożego, aby z nim się udał do klasztoru, i weszli do składu oliwy, gdzie było pustych sto dzbanów. Ihumen prosił świętego męża, aby się pomodlił i pobłogosławił te dzbany, napełnił je oliwą. W czasie wojny nie można było już nigdzie jéj dostać. „Nie będziemy się modlić nad wszystkiémi dzbanami, chybabyś chciał, aby się wszyscy kąpali w oliwie.“ Pobłogosławił dzban jeden, i modlił się nad nim; wnet jakby ze źródła wypłynęła oliwa, którą napełnili wszystkie naczynia, i mieli w klasztorze wielki jéj zapas na czas długi. Prosił Ihumen, żeby ten dzban cudowny imieniem błogosławionego Jerzego nazwać.“ Tego nie czyńmy, albowiem zaraz się zepsuje oléj; nazwijmy go imieniem Boga-Rodzicy Najśw. Maryi Panny.“ Zaraz nad tym dzbanem zawieszono lampę, i zawsze się na pamiątkę tego cudu świéciła. Arab przyszedł zgłodniały prosząc, aby go nakarmił. O. Jerzy żył korzonkami tak gorżkiémi, nawet wielblądy jeść ich nie mogły. Idź na górę, rzekł mu, znajdziesz tam stado sarn; jednę z nich zabij, ale uchowaj Boże, abyś zabijał ich więcéj. Saracen znalazłszy sarn tyle, zabił dwie, i zaraz złamał się łuk jego. Znakiem krzyża św. pustelnik Jerzy uzdrowił ucznia swego, ukąszonego od żmii, a żmiję rozerwał rękoma jakby szarańczę; przewidział śmierć swoję, i posłał po ukochanego przyjaciela i ucznia do miasta Eły, aby się z nim pożegnać. Trzynaście dni upłynęło nim posłaniec powrócił, i przyjaciel jego przybył. Gdy się już zbliżali, rozkazał słudze swemu: „oto kadź, zbliżają się, których czekam.“ Weszli do pieczary: ukochany jego, i ten, którego za nim posłał. Ucałowawszy przyjaciela swego, przyjął przenajświętszy Sakrament i poszedł do Pana.
W pustyni Rajfskiej, w klasztorze św. Jana Chrzciciela, żyło wielu świętobliwych pustelników; znamienitszymi z nich byli Jan i Anastazy. Piérwszy skłonił Jana Lestwicznika do napisania sławnéj jego księgi o stopniach duchowego udoskonalenia; drugi nawrócił wielu heretyków (monofizytów). Nieraz sprowadzał dészcz uléwny na spragnioną i zgorzałą ziemię.
Jego opowieść jest jedném z ważniejszych dziejowych źródeł o górze Synai. Żył w piérwszych czasach, kiedy najwięcéj było świętobliwych pustelników, umarł w Rzymie roku 622. Tam poprawił i dokończył księgę swoję Synai.
W poczcie Synajskich zakonników jedni z Rzymu przybyli, drudzy tam pielgrzymowali, jak Jan Moscha, który w téj świętéj stolicy ukończył życie. Rzym był matką św. góry Synajskiéj, zléwał błogosławieństwa swoje i wspiérał świętym Duchem, i prawowierną nauką Bogu oddanych pustelników, którzy pomimo tak świętego miejsca, jakiém była góra Eymia pamiątką Mojżesza i Klijasza, tęsknili do Rzymu, do téj rodzonéj i jedynéj matki wszystkich dusz wiernych.
Jan Moscha mówi: „był na górze Synai pustelnik O.
Sergij, którego wysłał przełożony na dozorcę stadniny klasztornéj. Na drodze spotkali lwa, ujrzawszy słudzy przelękli się i uciekli, a ojciec Sergij, wziąwszy chléb błogosławiony, zbliżył się do lwa, rzekł mu: „przyjmij ten chleb, zostaw nam wolną drogę. Lew wziął chleb z rąk jego i uciekł zaraz.
Na górze Synai był Ihumenem O. Jerzy, współuczeń Piotra, patryarchy jerozolimskiego, zmarłego r. 546, prawdziwy żołnierz Pański. W wielką sobotę zapragnął być na dzień Paschy w Jerozolimie, i pożywać w tę uroczystość przenajświętszy Sakrament na miejscu zmartwychwstania Pańskiego. O tém tylko dnie i noce myślał i najgoręcéj się modlił. Przyszédł do niego dyakon wieczorem, mówiąc: „pójdę do kościoła dla spełnienia obrzędów i modlitw.“ Idź, mój synu, rzekł, a jutro, jak będzie czas, daj mi znać, abym przyjął przenajświętszy Sakrament. W sam dzień Wiełkanocny celebrował w kościele Pańskiego grobu Piotr, patryarcha jerozolimski. Stał zaraz ojciec Jerzy. Ujrzawszy go patryarcha, zapytał blisko stojącego prezbitera: „A kiedy przybył ojciec przełożony Synajski?“ „Nie wiem, dopiéro go widzę. Ojciec Jerzy przyjął z rąk patryarchy przenajświętszy Sakrament. Potém przysłał patryarcha prosząc, aby przyszedł do jego domu i podzielił się chlebem jego, że go bardzo o to prosi i wygląda. Odpowiedział Ihumen: „niech się stanie wola Boża i oddawszy głęboki pokłon Kościołowi jerozolimskiemu, znalazł się zaraz w swéj celi. Gdy dyakon w klasztorze Synajskim wedle wczorajszego rozkazu zapukał do drzwi jego, wyszedł Ihumen, i poszli razem do cerkwi. Przykro było patryarsze jerozolimskiemu, że Ihumen Jerzy u niego nie był; napisał zaraz do biskupa Farańskiego i do ojców Synajskich, żaląc się na to, i prosząc, aby koniecznie O. Jerzy przybył widziéć się z nim. Wtedy przełożony Jerzy wysłał do Jerozolimy prezbiterów, O. Stefana z Kappadocyi, O. Duklicyana z Rzymu z pismem do patryarchy: „Oto się nie spodziéwam, abym był godny być w Jerozolimie i oglądać was w domu waszym, ale za sześć miesięcy obaj staniemy przed Chrystusem Panem naszym, i tam się wam pokłonię.“ Kapłani przybywszy z pismem do patryarchy, świadczyli, że ojciec Jerzy przez 70 lat z św. góry nigdy się nie oddalał; to samo zaświadczył biskup farański. Patryarcha Piotr okazywał biskupów i kleryków, którzy widzieli O. Jerzego, w Jeruzalem przyjmującego N. Sakrament w dzień Wielkanocny. W sześć miesięcy potém obaj skończyli życie.
Zosym po zrzeczeniu się biskupstwa w starym Kairze, nazywanym egipską Babiloniją, mieszkał jako mnich na górze Synai; opowiadał nam, gdy w młodości świat opuścił i poszedł na puszczę około Kairu, spotkał pustelnika w włosiennicy, który go zobaczywszy: „Zosymie, rzekł, czegoś tu przyszedł? wracaj, albowiem nie będziesz tu mieszkał.“ Zdziwiłem się, nigdy mię nie widział, a nazwał mię mojém imieniem. „Wiem już od dwóch dni, że tu dążysz; był, kto mi to powiedział. Bóg chce, abyś pasł trzodę Jego w egipskim Babilonie.“ Zamilkł potém, i oddaliwszy się na rzut kamienia, powrócił, mówiąc: „Zosymie, Bóg cię przysłał, abyś mnie pogrzebał.“ „Twarz jego wydała mi się jakby w ogniu gorejącą; „Pokój z tobą, synu mój, módl się za mnie,“ położywszy się, oddał Bogu ducha. Usypałem mogiłę nad ciałem jego, i we dwa dni oddaliłem się, chwaląc Boga.
Do ojca Symeona, mieszkającego w Antyochii Syryjskiéj, przyszedł człowiek opętany z miasta Ranfy, z półwyspu Synajskiego, prosił o ratunek i uzdrowienie. „Czego do mnie przyszedłeś, kiedy macie tylu ojców błogosławionych w Ławrze waszéj, udaj się do ojca Andrzeja i proś, aby się pomodlił, a wyzdrowiejesz.“ Przyszedłszy do ojca Andrzeja, gdy się ten nad nim pomodlił, zaraz do zdrowia wrócił.
Opowiadał mi ojciec Serhij zdarzenie z dyakonem, zwanym Mina, który sekretnie zrzucił habit, opuścił klasztor, i poszedł w świat. W Antyochii przechodząc, ujrzał zdala klasztor sławnego św. Szymona Słupnika. Rzekł w duchu: „pójdę i obaczę tego świętego. Kiedy się do słupa zbliżał, przejrzał święty, że oto zbliża się człowiek, który był dyakonem, i opuścił stan swój. Rozkazał przynieść nożyce, gdy się ten zbliżył, rzekł: „Niech będzie błogosławiony Pan Bóg, że wracasz do stanu swojego; oto postrzygę ciebie, i śpiéwaj modlitwy i psalmy jako dyakon. Wracaj, zkądeś wyszedł kryjomo, nie wstydź się, bracia cię serdecznie przyjmą. Na znak, że ci Bóg odpuścił, będziesz nosił znamię.“ Skruszony cudowném przejrzeniem, do klasztoru powrócił.
Wszyscy go najserdeczniéj jako brata przyjęli. W czasie nabożeństwa wypłynęło mu jedno oko, jako przepowiedział św. Szymon, na znak, że mu Bóg grzéch odpuścił.
Ojciec Euzebijusz, prezbiter Raufskiéj Ławry, opowiadał mi, że do jednego starca przybył zły duch, zastukał do drzwi, przyszedł w postaci człowieka. Zobaczywszy starzec męża mu nieznanego: „czego tu przychodzisz, rzekł, daj znak, żeś chrześcijaninem, i pomódl się.“ A on mu odpowiedział: „dziś, zawsze i na wieki wieków amen.“ „Powiédz w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.“ Na te słowa zły duch zniknął natychmiast.
W Konstantynopolu mieszkali z sobą dwaj rodzeni bracia, bardzo pobożni, wiele się modlili i wiele pościli. Jeden z nich wstąpił do klasztoru; wkrótce przybył do niego brat, który w świecie został, pomieszkawszy z nim spostrzegł, że się posila o godzinie trzeciéj po południu, zgorszył się tém mówiąc: „Byłeś na świecie i jadałeś o zachodzie słońca, a teraz w klasztorze w dzień się posilasz.“ „Będąc w świecie, odpowiedział, karmiłem się octem, słuchałem, co się dzieje na świecie, sława mię zajmywała; dziś nié mam tego pokarmu, muszę się więc bardziéj posilać w trudnéj walce.
Wykonanie zupełne i stałe rad ewangelicznych przez zakonników, ich modlitwy, posty, dary Ducha Św. dla ludzi dobroczynne, i cuda, rozwijają i powiększają w całej chrześcijańskiéj rodzinie, wiarę, miłość Boga, pragnienie świętobliwego doskonałego życia; dając siłę do spełnienia przepisów, prawie nadludzkich. Ich wykonanie, słodyczą, pokojem, i zachwyceniem dusze ludzkie upaja. Ojcowie święci wschodniego Kościoła, pustelnicy wiary prawowiernéj, których duszy jad się szyzmy mie dotknął, i uczucia swe korne ku świętéj Apostolskiej Rzymskiéj stolicy wznosili, są podobni do kwiatów w pustyni, które i zerwane długo rozléwają woń swoję!!! Milczący, w nieustannéj, nieprzerwanéj modlitwie pustelnicy bez pokarmu i odzienia; ci pieśniarze i psalmiści podobni też są do rzadkiego, a kosztownego balsamu.
Na górze Synai, jak mówią miejscowe kroniki, w czasie uroczystéj liturgii na szezycie góry Synai, gdy księża zaintonowali pieśń: „Święty, Święty, Święty Pan zastępów,“ wszystkie góry wydały głos nadprzyrodzony, jakby szum jaki, który powstał z wewnętrznego poruszenia się tych gór, które jakby zawtórzyły pieśni Boskiego uwielbienia, i wyznały Boga prawdziwego. Jak skała na górze Kalwaryi pękła w chwili skonania Pańskiego; jak morze stężało pod stopą Zbawiciela; jak niejednokrotnie najdziksze zwiérzęta złożyły swą srogość u stóp świętych Pańskich, tak góry najszczytniejsze, najokazalsze, najwspanialsze, najświętszémi uczczone pamiątkami, Boga prawdziwego, Tego, który jest i będzie na wieki, wysławiły i uwielbiły w sposób cudowny i nadprzyrodzony.
Kiedy się zjawił w Arabii Mahomet, ojcowie Synaiscy, przewidując jego w przyszłości wielką, széroką na ziemskiéj kuli potęgę, rychło władzę jego i panowanie przyznali, i pozyskali Achtiname, czyli rozkaz, nadający przywileje i prawa zakonnikom synaiskiego klasztoru i wszystkim chrześcijanom na całym półwyspie Arabii, uwalniające księży, pustelników od wszelkich podatków, w czasie wojny nawet. Pozwolono zbiérać jałmużny, budować, odnawiać cerkwie, nietykalność dóbr kościelnych, nawet w razie największego niedostatku i potrzeb, jakieby miéć mogło wyznanie mahometańskie, zapewniając. Zupełną klasztorowi od islamu niezależność nadano. Uwolniono chrześcijan od służby wojskowej, obowiązując ich tylko do podatku, po dwanaście drachm, od każdego z bogatych, po cztéry od ubogich. Chrześcijanom, zaślubiającym Mahometanów, pozwolono zostać przy wierze swojéj.
W 630 roku naczelnik miasta, Eły, książę Jan, syn Raby, poddał się władzy Mahometa, obowiązujące się corocznie płacić 300 sztuk złotéj monety, jako okup życia chrześcijan. Odtąd islamizm zapuścił korzenie swoje w tém mieście handlowém, i z czasem wycisnał chrześcijaństwo.
W Faranie dłużej, jak w Ele, trwało chrześcijaństwo. Ale biskup Teodor zaraził się błędami monofizytów, przyznających jednę tylko Boską naturę Chrystusowi. Rzucono nań klątwę w Rzymie, na soborze lateraneńskim, roku 649. i biskupstwo, od wpadnienia w herezyą biskupa, ustało; przyłączono je do biskupstwa synaiskiego.
Około roku 648 koloniści chrześcijanie, osadzeni przez cesarza Justynijana na górze Synai, w okolicach klasztoru dla jego bezpieczeństwa; podzieliwszy się na partye, z sobą toczyli wojnę, wzajemnie się niszczyli, i przyjęli wszyscy islamizm. Zowią się Benisalech od imienia naczelnika Salecha, który pierwszy przyjął wiarę mahometańską.
Co się działo z klasztorem synaiskim w VIII, IX i X wieku, historyk téj góry, biskup Porfiry powiada, że nic nie wié i dowiedziéć się nie mógł. Kroniki bowiem piérwotne zakonne, napisane po grecku i przełożone na język serbskosłowiański, sięgają wieków VI i VII. Po zwycięztwie już stanowczém Mahometanów, pod grozą ich miecza, stosunki zakonu synaiskiego z Rzymem, ze światem chrześcijańskim się przerwały. Burza islamu złączyła się z szyzmą i obie spadły na chrześcijański Wschód, niegdy w świętych mężów bogaty, kwitnący nauką, wymową, najwyższémi cnotami. Klasztor synaiski, chociaż się téż oderwał, ale nienawiści patryarchów carogrodzkich i prezbiterów, synów Focyuszowych, nie podzielał, i ocalał od herezyj, które napełniały Wschód, dochodziły od Arabii do Faranu, nurtowały nawet świętą kolebkę wiary naszéj.
W początku XI wieku Synaici doznali strasznéj trwogi, i ponieśli wielkie straty. Kiedy francuscy żydzi i hiszpańscy muzułmanie donieśli egipskiemu sułtanowi Chakemowi, który uznawał się być Bogiem wcielonym, że się zbiérali chrześcijanie na wielką wojnę, w celu odebrania Palestyny, wywarł swą wściekłość na chrześcijan, i największych się okrucieństw dopuścił. Wtedy było prześladowanie najwyższe, jakiego chrześcijanie od Mahometanów doznawali. Zniszczył kościół Grobu Pańskiego w Jeruzalem, zamienił go w stajnią. Zburzył Golgotę i mnóstwo kościołów w Palestynie[16]. Wysłał naczelnika synaiskich Arabów, Ibin-Sagjati, dla zburzenia wszystkich chrześcijańskich świątyń w synaiskim półwyspie. Roku 1011 zburzył kościół św. Atanazego w Adźrudzie, św. Andrzeja w Kolsumie, piękny i wielki kościół M. Boskiéj w Suezie, i klasztor św. Jana Chrzciciela koło Reuty. Stamtąd udał się na górę Synai. Roztropność tylko i męstwo Ihumena Salomona Ibn-Ibrahima, rodem Egipcyanina, ocaliła klasztor od zniszczenia. Na dwa dni drogi uprzedził przełożony i wyszedł przeciw okrutnemu wodzowi, niosąc dla ludzi jego, koni, wielbłądów żywność, i pokornie mu się pokłonił. Łaska Boża wzruszyła okrutne serce miłosierdziem. Rzekł mu Ihumen: Pan Bóg mógłby nas innym sposobem ratować, ale widoczna Jego jest wola spróbować twe serce napełnić miłosierdziem, i uczynić je ramieniem Bożej łaski. Jesteś tu piérwszym w Arabii. Kto się odważy donieść sułtanowi, żeś jeden chrześcijański dom Boży zostawił i nie zburzył. Ażaliż sułtan wiedzieć może, że w pustyni tak głębokiéj i odludnej żyją jacy słudzy Boscy. Skarby, jakie mamy, oddamy ci z serca, będziesz bogatym, nie czyniąc krzywdy imieniu Boskiemu. Bóg oddał nas w Twoje ręce, aby doświadczyć miłosierdzia Twego dla ubogich, niewinnych pustelników. Wszechmogący może zbawić nasz klasztor, ale żąda od ciebie miłosierdzia, i chce, aby z twego przyzwolenia dom ten Boży ocalonym został, a dobroć serca i uczynność wspaniałą nie zostawi bez nagrody.
Sagjaty się wstrzymał, nie poszedł do klasztoru. Ihumen został w obozie; wysłał księży, którzy złoto i srebro, co tylko mieli najkosztowniejszego, szechowi Arabów przynieśli. Po tym haraczu klasztor od zniszczenia ocalony, ale zupełnie zubożał. Roku 1027 przełożony Ojciec Symeon, który mówił pięciu językami: po syryjsku, egipsku, arabsku, grecku i po łacinie, pojechał do Europy i zebrał bogatą dla klasztoru jałmużnę. Jego następca, biskup Jarij, udał się do Bolonii i w drodze życie skończył. To było w XI wieku, przed szyzmą Cerularyusza; Focyusz już podniósł chorągiew
buntu, jednak wielu biskupów i prezbiterów wschodnich, i ojcowie synajscy z nim nie trzymali, ale z świątobliwym, prawowiernym Ignacym. Roku 1091 kościół i klasztor synajski w wielkiem był niebezpieczeństwie. W Egipcie zbuntowali się synajscy Beduini. Dla ich uspokojenia siłę zbrojną wysłał rząd turecki. Beduini byli przy saméj górze synajskiej. Wojsko, w ślad za nimi idące, doszło do klasztoru. Wódz jego zdziwił się, ujrzawszy klasztor nakształt twierdzy, o którym nie słyszał przedtém; prezbiterowie z wielką czcią na drodze go powitali. Zapewniając chytrze nietykalność klasztoru, z swómi wojskami wszedł, chętnie go bowiem wpuszczono, zaczął księży wypytywać i prosić o pokazanie skarbów. Gdy to nie nie pomogło, groził, bił i męczył. Jednemu ojcu całą rękę ucięli, przełożony i biskup Jan, dowiedziawszy się o tém, wyszedł i powiedział: że napróżno męczycie ojców, oni nie nie wiedzą, ja tylko jeden wiem, jako przełożony, ale okazać i oddać nie mogę. Związali mu nogi, wlekli, bili, pastwili się nad nim, on milczał i wytrwał do końca. Burzyli, wyrywali, kopali, szukali, nie nie znaleźli, tylko trzy marmurowe skrzynie z świętémi relikwijami. Wtém powstało nagle trzęsienie ziemi, przeląkłszy się napaśnicy, uciekli. Ukatowany biskup trzeciego dnia życie skończył.
Dobry pastérz umarł, ale ocalił swych braci.
W téj epoce nastąpiły krzyżowe wojny. Palestyna wtedy do królów chrześcijańskich należała, ale półwysep Synajski został pod władzą egipskich kalifów Abbasydów. Na mocy piérwotnego przywileju Mahometa samego, Achtiname, kalifowie obdarzali klasztor łaskawémi i opiekuńczémi firmanami. Ojcowie synajscy posiadali znaczne dobrą w Syryi, w Damaszku, w Trypoli i w Gazie z zapisów pobożnych chrześcijan. Domy w miastach przybywały, w Gazie główny był ich dom, z którego wszystko, czego klasztor potrzebował, wysyłano.
Porfiry, biskup kijowski, gruntowny badacz starożytności i znawca, jest świadectwem bardzo ważném. Nie będąc katolikiem, i przeciwnikiem Kościoła, okazuje i dowodzi stasunki, zależność klasztoru synajskiego od Stolicy rzymskiéj w XIIT wieku, kiedy już szyzma Cerularyusza najzupełniéj się rozwinęła. Mówi: „Za czasów wojen krzyżowych i panowania chrześcijańskiego w Jeruzalem, łacińskie duchowieństwo, katolicy na górę Synai bardzo często pielgrzymowali, i mieli swoję oddzielną, łacińską kaplicę. Biskupi synajskiej góry byli pod zarządem i zwiérzchnością łacińskiego metropolity, z miasta Karakli. Księża Synaici, z powodu nieustannych wojen nie mogące z dobrami swojémi miéć stosunków, cierpiąc niedostatek, udawali się do europejskich chrześcijan, i zbiérali u nich jałmużnę. Ihumen i biskup Symeon jeździł do Wenecyi i w senacie pozyskał niezależność dóbr klasztornych na wyspie Krecie, którą odebrała od muzułmanów roku 1204 rzeczpospolita wenecka. Za tego biskupa i za jego następców: Tzmaela, Lutemijusza, Makarego, Hermana i Teodozego (1203 — 1241) papieże rzymscy: Honory III i Grzegorz IX obdarzali klasztor; nadali mu bulle, w których zatwierdzili, uznali, zabezpieczyli przywileje duchowne klasztoru i wszystkie jego dobra, nadania w Synai, w Palestynie, w Syryi, w Krecie, w Cyprze i w Gaecie. Z następujących słów bulli papieża Grzegorza IX (którą ja znalazłem w synajskim monastérze). Najczcigodniejszy bracie w Chrystusie, (mówi do biskupa synajskiego) i wy najukochańsi w Panu synowie. My zwróciwszy uwagę i wysłuchawszy przedstawione nam sprawiedliwe potrzeby wasze, cerkiew Najświętszéj Panny Maryi synajskiéj przyjmujemy. Z tych słów widać, mówi Porfiry, że sami synajscy Ojcowie upominali się i prosili o opiekę Stolicy rzymskiej.“ Za czasu krzyżowych wojen natychmiast w cerkwi synajskiéj utworzono li łacińską kaplicę, bez żadnego poprzedzającego aktu unii, gdyż nie było z Kościołem istotnego przedtém rozerwania. Kaplica była w roku 1116, na początku XII wieku. W opisie wspomnianym już pielgrzymki niemieckiéj XVI wieku czytamy, że kaplica łacińska w klasztorze synajskim istniała, w któréj pielgrzymi katolicy od łacińskich kapłanów przyjmowali Przenajświętszy Sakrament pod jedną postacią.
1312 roku, 30 kwietnia było straszne i niepamiętane nigdy trzęsienie ziemi. Wśród białego dnia silnie się ziemia zatrzęsła, o północy to trzęsienie zaraz się powtórzyło, potém nadedniem, a 1 maja było tak wielkie, że zupełnie się obaliły ściany klasztoru z dwoma wielkiemi basztami i cele zostały poruszone i poniszczone. Zakonnicy z przestrachu uciekli na cmentarz. Arabi wtedy zaraz do klasztoru się zbliżyli, i brali w swoję posiadłość. Wedle praw ludu koczującego, każda ruina jest ich domem. Protestowali zakomnicy, przyrzekając się zebrać i klasztor poprawić, przedstawiając im, że nie jest jeszcze pustém miejscem, i nie godzi się im bez grzéchu osiedlać. Uszanowali klasztor i nie uczynili mu żadnéj krzywdy. A wtém niespodzianie przyszli robotnicy murarze z różnémi zapasami. Metropolita Gabryel, który z dalekich azyatyckich krajów niegdy pielgrzymował do Synai, i uczynił ślub poprawienia cerkwi nadwerężonéj, przysłał robotników, którzy nie wiedzieli o trzęsieniu ziemi, tylko dla reparacyi cerkiewnéj przybyli. Ugodzili ich księża, ściany klasztorne, wieżę, cele, co tylko się obaliło, wznieść nanowo. Arabi wiele pomagali; monastér najzupełniej zrestaurowano. Ojcowie, na pamiątkę, zawsze dzień 17 maja najsolenniéj uroczystém nabożeństwem dzienném i nocném obchodzili, dziękując Bogu za uratowanie od zupełnego zburzenia, którém wielkie trzęsienie ziemi groziło. Rychło potém dwaj książęta, serbscy: Stefan jeden i drugi, wielkiémi darami obdarzyli klasztor synajski.
W roku 1453 upadło państwo chrześcijańskie, greckie cesarstwo wschodnie, wtedy był patryarchą Gennadyusz, ducha katolickiego, rozwiązywał wiele teologicznych wątpliwości w swych dość obszérnych pismach.
Roku 1517 turecki sułtan, Selim piérwszy, zawojował Egipt. Turcy niszczyli wszystko mieczem i ogniem, nikomu nie przepuszczając, szczególnie chrześcijanom, a znajdujący się w Kairze zakonnicy synajscy byli ocaleni. Dom, w którym się zebrali, był w części miasta, którą palili Morejczycy, pod dowództwem beja swego, chrześcijanina. Ujrzawszy ich bej, poznał chrześcijańskich kapłanów, ochronił życie i dał dla bezpieczeństwa ich straż, która nad nimi aż do końca wojny czuwała. Po skończonéj wojnie, gdy i Selim zwycięzca osiadł w Kairze, Ojcowie synajscy za pośrednictwem swego zbawcy, beja z Morei, przedstawieni byli sułtanowi. Na srébrnéj tacy, zielonym welonem okrytéj, przynieśli przywilej piérwotny Achtiname. Zadziwił się Selim, ujrzawszy ten dokument. Jako świętą pamiątkę i wielką relikwiją oryginał przy sobie zostawił; kazał wydać ojcom jego kopiją, i firmanem swoim przywileje ich zatwierdził. Odtąd wszystkie ich towary w portach tureckich wolne są od wszelkiego cła. Klasztor synajski, który tylu przełożonych wysyłał do Stolicy św., szczycił się bullą papieską i miał łacińską kaplicę, czego nigdzie w żadnéj cerkwi wschodniéj nie było, po zniszczeniu państwa chrześcijańskiego, kiedy stosunki z Rzymem utrzymywać było niepodobna, gdy patryarchowie wszyscy się złączyli przeciw Kościołowi, wciągniętym został do szyzmy, utracił relikwije św. Katarzyny i bractwo rycerskie, ustanowione dla Jéj czci i bezpieczeństwa pielgrzymów. Patryarchaty jerozolimski i aleksandryjski długoletni i prawie gorszący spór z sobą wiodły o władzę nad synajskim klasztorem, który z tradycyi i z wyższego namaszczenia nie lgnął ku nim sercem. Rzucano klątwy i rozmaite były pośrednictwa. Książęta wołoscy szczególnie chcieli ten spór złagodzić; liczne były z tego powodu sobory. Ojcowie synajscy odwołali się do patryarchy konstantynopolitańskiego, posłali dwóch braci: O. Józefa i poważnego bardzo starca Mojżesza. Znaleźli tam kapłana Jeraksa, który wziął udział w ich sprawie i bardzo dopomógł.
Ustanowiono i uchwalono sobór w Konstantynopolu, wyłącznie dla decyzyi o klasztorze synajskim, roku 1575. Na tym soborze zasiadali trzej patryarchowie: Konstantynopolitański Jeremijasz II, antyochejski Joachim, jerozolimski Herman, arcybiskup cypryjski Tymoteusz, dwudziestu dwu metropolitów i biskupów, piętnastu prezbiterów i świeckich znakomitszych urzędników, ogólnie osób cztérdzieści jeden. Sobór postanowił:
Ta uchwała jest widocznie wymierzoną przeciw biskupowi rzymskiemu. Za złamanie tych ustaw zagrożono karami kościelnémi, odcięciem od prawowiernéj cerkwi. Powstało arcybiskupstwo synajskie z zupełną niezależnością, i wybranym był Eugenijusz piérwszy, arcybiskup synajski. Uchwały synodu tego były piérwszym legalnym aktem szyzmy, która po soborze konstantynopolitańskim w klasztorze synajskim w XVI wieku już zupełnie nastąpiła.
Arcybiskup Joamnieijusz rządził lat 30. Odnowił klasztor w Tolijskiéj dolinie, i dwie cerkwie: cztérdziestu męczenników i św. Onufrego. Zrestaurował kaplicę św. Michała archanioła, pozłocił ikonostaz w sobornéj cerkwi synajskiéj, wymalował ołtarz główny, i refektarz ozdobił pięknémi obrazami ze słoniowéj kości. Za jego czasów, roku 1683, arcybiskup Serbów i Bułgarów na świętą górę Synai pielgrzymował. Arcybiskup Nicefor założył roku 1734 bibliotekę klasztorną. Arcybiskup Karol wysłał roku 1782 swoich zakonników do Kalkuty dla nabożeństwa, o które prosili mieszkający Grecy.
Po szyzmie w XVI. wieku dokonanéj, rozpoczęły się dopiéro z Rosyą stosunki klasztoru Synaiskiego. Do Rosyi przyjechał za cara Teodora archimandryta Synajski Melecyusz, otrzymał od cara hramotę. Archimandryta, który ją wiózł, jak świadczy Porfiry, w drodze został zabitym, więc się o hramotę drugą upomniano u cara Michała. Hramota zapewniała pozwolenie zbiérania jałmużny w całém Wielkiém księstwie Moskiewskiém, podpisana roku 1630, takaż równie nadana roku 1649, żadnych więcéj nie uczyniono zapisów lub ofiar. Od carów Iwana, Piotra i Zofii w hramocie pozwolono uderzyć czołem zakonnikom Synajskim przed tronem cesarskim i przysłano 400 holenderskich dukatów, a roku 1689 trumnę srébrną dla relikwii św. Katarzyny.
Archimandrycie Synajskiemu Kieryle, przybyłemu do Moskwy roku 1689, lutego od panujących Iwana Aleksiejewicza, Piotra Aleksiejewicza i siostry Zofii Aleksiejównéj, panawania ich 7 roku wydaną była hramota.
Arcybiskupowi archimandrycie, arcybiskupom archimandrytom i tym, którzy po nich będą w tych słowach:
Въ прошломъ году Архи Ерископъ Іоанникій црислалъ къ нашымъ Царскимъ Всличествіемъ Архимандрита Киоилла бити челомъ, дабы мы Великіе государи и наше Царское Величество изволили Святыя Синайскія Горы и всҍxъ въ нимъ обрҍтающимся Монахамъ, а найпаче Пресвятыя Богородиы неопалитой Куплны быти строителями и обладителями яко новые и блаженныя въ мҍсто Царя Юстииіяна и ирин яли въ нашое Государство Защищеніе то великое и Божественное сокровище, которое будетъ намъ сокровенио въ Царстҍ Небесномъ, дабы отъ насъ Великихъ Государей присылать въ тую Святую обитель Еромонаховъ и Монаховъ, да будутъ съ ними въ купҍ Бога молить и мы Пресвҍтлҍйщіе.
По ихъ чедобитіи въ презреніе свое Государское Святую Гору и Mонастыръ Пресвятой Богородиоы неопалитой купины для единой нашей Благочестивой хрестіанской Вҍры принять илвлили и указали ио ссй жаиованиой грамоҍ Императорскаго Величества присылать къ намъ бити челомъ и по милостину въ другой годъ.
„W przeszłym roku Arcybiskup Joannikus do naszéj Cesarskiéj Wysokości przysłał Kiryłła, Archimandrytę dla uderzenia czołem przed naszym Cesarskim Majestatem, prosząc, aby nasz Cesarski Majestat raczył być opiekunem i Władcą świętéj góry Synaiskiéj, wszystkich tam będących klasztorów, a szczególniéj klasztoru N. M. Panny gorejącego ogniem, a nie spalonego krzaku, abyśmy my nowi i błogosławieni na miejscu Cesarza Justynijana, to Najświętsze Boże miejsce wzięli w Cesarską swoję opiekę, a będzie to nam,,wynagrodzono w Królestwie Niebieskiém. I żeby od naszych Cesarsko-Wysokości przysyłani byli do tego klasztoru mnisi kapłani, aby wspólnie chwalili Boga. My Najoświeceńsi (następuje tytuł) po oddaniu Nam czołobitności, w opiekę swoję Cesarską Świętą górę i klasztor Przenajświętszej Maryi Panny gorejącego krzaku, a to na chwałę naszéj jedynéj, prawowiernéj chrześcijańskiéj wiary, zezwoliliśmy przyjąć; i i rozkazujemy, mocą tej najmiłościwszej hramoty Ich Cesarskiej wysokości przysyłać ku Nam z czołobiciem po jałmużnę co dwa lata“.
Na trumnie umieszczone są imiona cesarskie ich własne i ojców, wszystkie wielkoksiążece, książęce tytuły. Co się tak bardzo niestosowném być zdaje przy relikwijach świętych Pańskich, że nie chciano relikwii przenieść, pozostały w dawnéj trumnie. Hramota zupełnie jest w duchu cesarzów pogańskich, tak się nawet nie odzywali cesarze bizantyńscy. O jak się różni w duchu i wysłowieniu papieska bulla. Ojciec święty wyraża się z niewymowną miłością mówiąc do arcybiskupa: „Bracie najdroższy“, do zakonników: „Synowie w Chrystusie Panu najmilsi, wysłuchałem potrzeb waszych, zrozumiałem sprawiedliwe żądania”.
Czołobitność najmiłościwiéj zezwolona nie powtarzała się więcéj i kapłanów z Rosyi na górę Synai nie odsyłano. Trumna srebrna jest długości wzrostu miernego człowieka; na jéj wieku wykuta postać św. Katarzyny w całéj postaci z pięcią nadpisami w języku cerkiewnym słowiańskim, wielkiémi literami litémi, srébrno złoconémi. W roku 1691 przywieziona znajduje się w zakrystyi klasztornéj bez relikwii św. Katarzyny, bo są zawsze w marmurowéj trumnie, jak były od początku.
Ukaz imienny cesarzowéj Anny z ofiarą tysiąca rubli assyg. roku 1734, 6 stycznia dla poprawy klasztoru Synajskiego, po pożarze był wydanym. Arcy-biskup Nicefor osobném pismém dziękował cesarzowéj, i pisał list do arcy-biskupa Nowogrodzkiego, mianując go teologiem i czcicielem góry Synai. Roku 1738 Grek Stammati (Стамати), obywatel kijowski zapisał testamentem przybyłemu do Kijowa Synaiskiemu zakonnikowij Eugenijuszowi w Kijowie plac, z tém, aby na nim zbudowano cerkiew pod tytułem św. Katarzyny. Eugenijusz zaczął budować cerkiew, za pomocą kijowskiego metropolity Rafaela otrzymał cesarską jałmużnę, zezwolenie, błogosławieństwo synodu; roku 1738 dokończył. Arcybiskup Synajski Nicefor, za pośrednictwem synodu petersburskiego wyrobił uznanie cesarskie nowéj cerkwi z jéj własnością dla monastéru N. M. Panny na górze Synai. Roku 1748 tę cerkiew uchwałą Synodu zamieniono w monastér nazwany petro-pawłowski. Roku 1786 zamieszczony w drugiéj klasie, roku 1787 dnia 15 marca ukazem cesarskim oddano Synaitom. Roku 1811 w czasie wielkiego pożaru klasztor kijowski petro-pawłowski zupełnie zgorzał; ojcowie Synaici już go nie odbudowali. Plac zabrał rząd bez żadnego klasztorowi Synaiskiemu wynagrodzenia. Zbudowano nowy klasztor pod imieniem greckiego św. Katarzyny, przy nim było duchowne seminaryum.
Zdanie francuskich pisarzy, a szczególnie najpóźniejszego Lenoir: że klasztor Synaiski, gdy wszystkie inne zburzyli Arabi, ocalonym był opieką cesarzów rosyjskich, postrachem ich potęgi i siły tak wielkiéj, że przed samém ich imieniem usuwały się rozbójnicze koczujące hordy, z szczegółowych opisów księdza biskupa Porfirego okazuje się fałszywém, i błędném. Istotnie klasztor Synaiski od Arabów nigdy zburzonym nie był, ale ocalenie swoje winien tylko roztropności, rozumowi, odwadze Ihumenów Synaiskich, biskupów, i firmanom sułtańskim, które na mocy własnoręcznego pisma Mahometa, klasztor obroniły, obdarzyły wszystkiémi przywilejami. Cesarze rosyjscy, chociaż się w hramotach zamianowali następcami Justynijana, ale najzupełniéj losem, bezpieczeństwem się klasztoru, nie zajmywali, własność jego w Kijowie, i prywatne ofiary zabrali. Imię ich nie doszło do plemion pustyni, nigdy o niém nie słyszeli, nie mogło żadnego wrażenia uczynić. Francuzi, oczywiste, jasne fakta zmieniają lekkomyślnie, przez pochlebstwo. Jedyném dobrodziejstwem było pozwolenie zbiérania jałmużny w W. księstwie Moskiewskićm. Za cara Aleksego Michajłowicza był w Moskwie arcy-biskup Synaiski Ananijasz, ale go car Aleksy bardzo nie lubił. Biskupi moskiewscy w niewolnictwie wszelką powagę utracili, arcy-biskup miał niezależność stosowną i właściwą dla biskupa. Car nazwał to pychą. Jałmużny przeto nie zebrał. Główne dary i największe przez wszystkie wieki były 1000 r. as. cesarzowéj Anny, i 400 dukatów od cara Piotra Wielkiego.
Dary, pomoce cesarzy rosyjskich pod żadnym względem równać się nie mogą z daleko hojniejszémi ofiarami książąt drobniejszych. Raduł roku 1498, Włodzimierz r. 1531, hospodarowie wołoscy Aleksander r. 1533, Piotr 1576, Maciéj 161, znaczne przysłali pieniężne summy. Jan Konstanty Brankowan klasztor Rymnilski w roku 1689 zbudowany, ze wszystkiémi jego dobrami, do klasztoru Synaiskiego ofiarował. Roku 1706 Michał Rakowicz, hospodar mołdawski do klasztoru Synaiskiego na własność oddał klasztor Filistyjski z licznémi wsiami. W tymże roku Grzegórz Flika, wojewoda wołoski ofiarował 15,000 piastrów, i testamentem zapisał klasztor Formoze, blisko Jass, z bogatémi dobrami.
Roku 1797 ojcowie Synaici ponieśli klęskę, obaliła się im cała ściana klasztorna. Arabi mając otwarte wejście do klasztoru zaczęli niepokoić. Zakonnicy musieli się i od Arabów bronić, i wielki koszt w wzniesieniu nowéj ściany z fundamentu ponosić. Francuzi wtedy wzięli Kair; generał Kleber klasztor zasłonił strażą wojskową od napaści Arabów. Przysłał robotników z swojémi dozorcami, ściana klasztoru została na nowo jak najobronniéj wymurowaną.
Roku 1806 arcy-biskup Synajski, który wedle prawa nigdy z klasztoru wyjeżdżać nie powinien, za zgodzeniem się zakonników, przeniósł się do Konstantynopola dla bliższego dozoru dobrami Klasztornémi w Mołdawii, i Wołoszech. Roku 1814 było wielkie trzęsienie ziemi w Synai, niektóre skały w dolinie Lodza się obaliły. W czasie wojny o niepodległość grecką od roku 1821 do 1830 ojcowie Synaiscy dochodów nie pobiérali z dóbr i własności europejskich, wiele wtedy kosztownych rzeczy sprzedać musiano.
W roku 1826 ojciec Kalistrat wielu Beduinów ochrzcił, ale Mehemet-Ali silnie się temu oparł, i nadal do religii chrześcijańskiéj przyjmować zabronił.
Szech Synaiski Salech r. 1831, mieszkańców poddanych Synaiskich chciał zabrać, którzy pouciekali i rozbiegli się. Udali się zakonnicy do władzy, i na mocy sułtańskich firmanów zmusili Szecha do zapłacenia znacznéj kary pieniężnéj, za szkody im przyniesione.
W 1844 mieli wielki zaléw z dészczów wody, która zniszczyła ogród, ale to wkrótce naprawili. W późniejszych, dzisiejszych czasach trudno znaleźć fakta zajmujące dziejów klasztoru, który niegdyś świętymi słynął, dziś jakby zastygł. Patryarchowie, którzy o niego tak silną walkę toczyli, zapomnieli, i umilkli. Gdy przełożony opuścił, jakby całun śmierci okrył to św. miejsce. Szyzma zmieniła ducha pustelników, zmroziła ich serce, wewnętrzne życie. Zakon jest kościotrupem i mumiją, która ma zachowaną postać i rysy, lecz sama bez życia. Dać go nie mogą największe bogactwa, firmany sułtanów, cesarzów rosyjskich hramoty. Duch święty przestał ożywiać, nie udziela swych darów. Usechł dom zakonny, odcięty od Kościoła Bożego!!
Ksiądz Porfiry, arcy-biskup wikary kijowski, dni kilkanaście w klasztorze mieszkał, i dwa razy podróżował, i doskonale się przypatrzył. Zadziwiony był odrętwieniem, rozprzężeniem moralném całego synajskiego zgromadzenia. „Klasztor, mówi, położony jest w środkowym punkcie między Azyą i Afryką, mógłby wywiérać zbawienne wpływy na Afrykę, na Abisyniją, na plemiona Murzynów, i na najpiękniejsze strony południowej Azyi, na Indye. Bóg przeznaczył to miejsce, aby się zeń rozpromieniało światło wiary, i prawdziwéj nauki, na dwie części świata; ale dziś arcy-biskup klasztor opuścił, a idąc jego przykładem dostojniejsi, znakomitsi prezbiterowie mieszkają w Kairze, nawet bez cerkwi, dla wygodniejszego życia. Szkoły głównéj, która tam być powinna, nié ma, ani szkoły rzemieślniczéj, którejby potrzebowali mieszkańce okoliczni, poddani klasztoru. Dobrych czytelników, dyakonów w cerkwi brakuje i wszelkiego porządku. Słowem zupełna panuje niezależność i bezkarność. Ojciec Witalis, mój ziomek, urodzony w Taganrogu, w klasztorze synaiskim zakrystyan, mówił mi: u nas nié ma zwiérzchności i posłuszeństwa. Każdy mnich żyje i postępuje jak sobie zechce. Chce iść do cerkwi, idzie, nie chce, nie pójdzie. Dbają o to, żeby się wzbogacić z darów pielgrzymów. Nabrawszy dużo piastrów przenoszą się do innych klasztorów. Spory, zawiści, kłótnie między brącią, te jady nieuléczone, zupełnie zatruły już zakon. Dzisiejszy przełożony, poddany angielski, ze swoimi współziomkami nas starszych nawet zupełnie lekceważy. Wierzysz mnie, ojcze, że nasz monastyr dziś utrzymują niespełna rozumu półwaryaci. Gdyby nie ten prostak Izajasz, to by nie było komu jeść zgotować, i kuchnią, i tém, co potrzeba do życia, zarządzać. Gdyby nie pomieszany Piotr Kuturussy, to by nie było komu czytać w cerkwi. Gdyby nie ten waryat Arkadyusz, który naśladując Adama nagi siedzi w swéj celi, i nagi do cerkwi wchodzi, chociaż mu to wzbraniają, to by nas obszyć nie było komu. Ja jestem szatnym kościelnym, i zakrystyanem, i cerkiew zamiatam. Do czegośmy to doszli z powodu grzechów naszych. Znalazłem w klasztorze mnicha prawie pomieszanego na punkcie Ilijady Homera. Nielitościwie napastywał ludzi, których spotykał; szczególnie tych, którzy zwiedzali klasztor, i deklamował ustępy z poematu. Wtedy zupełnie był nieprzytomnym; kupca Indyi pokutującego, i starca z Bulgaryi, który pamiętał Elżbiétę Piotrównę.“
W jednym tylko kościele sobornym Synaiskiego klasztoru, ksądz biskup Porfiry znalazł najpiękniejszy- i prawdziwie dochowany śpiéw kościelny grecki, jakim był niegdy piérwotnie. Czysty, najdelikatniejszy tenor z artyzmem nienaśladowanym i prawdziwie zachwycającym. „Nie słyszałem takiego głosu w Athos. Ci, co słyszeli śpiew grecki w Odessie, w Konstantynopolu, w Taganrogu, w Jerozolimie, wyobrażenia nie mają prawdziwéj piękności starożytnego śpiewu cerkiewnego greckiego, który w tym jednym klasztorze jest zachowany. Ojciec Cyryl jest tym niezrównanym śpiéwakiem. Melodya jego sola jest zachwycającą i niezrównane stopniowanie głosu, który się podnosi, i poniża. Pół tony harmonizując, z nim się łączą, jak bluszcz okrywa ścianę lub się rozściéła na drzewie, półtony okrywają, wiążą się, około głównego i panującego tonu. O. Cyryll godzien jest śpiéwać w obliczu cesarzów i królów. Jaka szkoda, że tak zadziwiający artysta nieznany jest cywilizonemu światu, i zapewne nigdy go nie poznają. Zaa muzykę europejską. Za pomocą skrzypców posłusznych piersi jego, mógłby przełożyć greckie śpiewy na naszą nótę, tym sposobem obeznać nas z pięknością greckiego cerkiewnego śpiewu, o którym nié mają u nas wyobrażenia, słuchając śpiewów fałszywych we wszystkich znakomitszych nawet miastach. Ksiądz Witalis opowiadał, że poprzednik jego przyrzekał pokazać skarby, kosztowności w zakrystyi cerkiewnéj zamurowane, ale śmierć go zaskoczyła, nie odkrył nikomu, znaleźć ich dziś nie mogą. Pielgrzymom podróżującym, nawet rosyjskiemu biskupowi dla tego niepokazywali. Może je ukrywają, lub istotnie zaginęły i zostały utracone z powodu częstych bardzo okupów i strat wielkich w czasie wojny greckiej. Wtedy wiele kosztowności sprzedać musieli. Widział ksiądz Porfiry tylko welony do ubioru biskupiego jedwabne, różnokolorowe, bardzo dawne, mitrę perłami wysadzaną, dwie bardzo stare kadzielnice srébrne pozłacane, w formie gotyckich dzwonnic, z rzeźbą i piramidalnémi strzałami trzypiętrowe, na długich sznurkach, wiszące po obu stronach ołtarza. Poruszają się nieustannie napełniając bardzo przyjemną wonią. Nigdzie na Wschodzie nié ma tak uroczystego kadzenia, jak w synaiskiéj cerkwi. Ołtarz wielki jest bardzo piękny, cały marmurowy, z marmuru najpiękniejszego gatunku; ozdobiony obrazem mozajkowym Przemienienia Pańskiego z czasów jeszcze Justynijana. Trumna św. Katarzyny ma piękne wyroby szylkretowe i z kości słoniowéj. Starożytna mozajka w głównéj cerkwi, w kaplicy krzaku gorejącego, zupełnie odstawała, w wielu miejscach spełzła; ksiądz Samuel z wielką biegłością poprawił, przymocował ćwiekami gwiaździstémi. Gdzie kolory ponikły, zblakowały, umiał wymalować w taki sposób, że się doskonale zastosowały nowe roboty do starych zachowanych. Obraz mozajkowy w głównym ołtarzu Przemienienia Pańskiego, jest zrobiony przez prezbitera Teodora, jak świadczy podpis: za czasów Ihumena Longina, prezbitera nie biskupa, w epoce, gdy ihumeni Synajscy biskupami nie byli. Za czasów cesarza Justynijana biskupstwo ustanowiono, około roku 553, i ihumen Synaiski Konstanty na czwartym soborze konstantynopolitańskim podpisał się biskupem. Obraz ten przeto przed 553 rokiem był ukończony. Pod obrazem są zapisane następne daty: 24 roku 14 indykt. Czternasty indykt cesarski nastąpił 24 roku Justynijana panowania, to jest 551 roku ery chrześcijańskiéj. Obraz w wielkim ołtarzu zwykle się robi przy samém ukończeniu kościoła, zatém soborna cerkiew N. Panny na górze Synai ukończoną została roku 552, na dwa lata przed ustanowieniem biskupstwa Synaiskiego, przed czwartym soborem Kostantynopolitańskim.“
Historyk Prokopijusz i patryarcha Aleksandryjski Eutyelijusz, utrzymuje, że cerkiew soborna Synaiska była w VI. wieku za cesarza Justynijana postawioną. „Po obu stronach ołtarza są mozajkowe portrety cesarza Justynijana, jego żony Teodory, zdjęte z współczesnych rysunków; portret Ihumena Synaiskiego Jana Lestwicznika (Лҍствичника), na pamiątkę uszanowania i czeci powszechnéj dla niego“. W roku 551 żył jeszcze Jan Lestwicznik, nie był przełożonym w Synai, mieszkał w dolinie Tolijskiéj. Za jego jednak przełożeństwa budowała się cerkiew.
„Główny mozajkowy obraz wielkiego ołtarza, mówi Porfiry, dowodzi wysokiego artyzmu i biegłości bizantyńskich mozajkarzy. Doskonale łączyć umieli różnokolorową mozajkę, i z niéj jakby malować obrazy świętych w wklęsłéj głębinie sklepienia, jakby na prostéj ścianie. Cerkiew soborna nosi wszędzie ślady czasów starożytnych; czego nie widać w klasztornych celach, które są widocznie późniéj dobudowane, i mówią tak historycy: Cerkiew tylka była w piérwszych czasach wymurowaną, i wieża, baszta, w któréj przełożony z usługą się mieścił. Klasztoru nie budowano, gdyż starce pustelnicy mieszkali w pieczarach. Wejście do cerkwi jest z przysionka trzema drzwiami wewnątrz kolumny z krągłémi arkadami, i dwa ołtarze, jeden nad drugim postawione. Zupełnie przypominają kościół św. Zofii w Konstantynopolu, przez cesarza Justynijana postawiony.“
„To podobieństwo architektoniczne wewnątrz dwóch kościołów św. Zofii, i Synaiskiego, jest nowym dowodem, że świątynia Synaiska jest fundacyi cesarza Justynijana.
W obrazie wielkiego ołtarza, zrobionym przez prezbytera Teodora, oprócz Zbawiciela przemienionego, unoszącego się w nadprzyrodzonćm świetle i jasności, między stojącymi obok Niego Mojżeszem i Elijaszem, i u nóg Jego trzech apostołów; są wizerunki dwunastu proroków. Nad głowami ieh światłe promienie, znamiona darów Ducha św. i dwunastu Apostołów. Każdy z nieh ma w ręku albo kartę albo księgę, albo liliją, albo ptaka. Wszystko zrobione z pięknéj bardzo mozajki. Kamienie różnokolorowe z wielkim artyzmem z sobą spojone. Zbawiciel, Mojżesz i Elijasz prorocy; Jakób, Jan i Piotr apostołowie, dwunastu proroków, dwunastu apostołów, cesarz Justynijan, żona jego Teodora, Ihumen Jan Listwicznik, ogółem trzydzieści trzy osób w całéj postaci jest z mozajki wyrobionych.“
Podziwiać należy moc Bożą i cud Jego, gdy tyle chrześcijańskich kościołów na całym Wschodzie, szczególnie w Synaiskim półwyspie zostało zburzonych, zniszczonych, ocalał tylko główny Synaiski sobór N. M. Panny. Takim jest dotąd, a najszczególniéj obraz wielki, jakim był za cesarza Justynijana. „Po prawéj stronie z mozajki, zrobiony obraz krzaku gorejącego i niespalonego, i Mojżesz zsuwający sandały i przyjmujący od Boga przykazania Jego. Ołtarz, kopuła są ozdobione indyjskim szylkretem, na którym są piękne bardzo wyroby z kości słoniowéj, nieocenionéj wartości, doskonałéj, artystycznéj roboty. Z mozajki z kości słoniowéj roboty, jednocześnie z soborem porobione zostały. Zasłona przed ołtarzem Wielkim (Ikonostas) zrobiony w Krecie 1612 r., pozłocony na miejscu r. 1675. Inne obrazy są pęzla Jeremiego, Synaity z roku 1612. W obrazie Zbawiciela przy Jego tronie są 4 ewangeliści. W obrazie M. Boskiej około Jéj tonu 4 prorocy. Dawid, Salomon, Izajasz, Daniel, ci, którzy o niéj prorokowali. W dawniejszych obrazach greckich, przenajświętszą Dziewicę otaczali prorocy z kartą w ręku, na której były proroctwa ich wypi„sane. Waza z święconą wodą, z srébrnémi ptaszkami, które wyléwały z dzióbków swoich, była 1783 r. zrobioną. Posadzka w różnych kwiatach marmurowa roku 1714 ułożona. Do tych robót zadziwiających pięknością i sztuką, którym równych nigdzie spotkać nie można, nikogo z obcych nie używano, wykonali wszystko sami Synaiscy zakonnicy.
Przy Wielkim ołtarzu jest kaplica gorejącego krzaku; ma długości i szérokości trzy sążnie, wysokości dwa. Miejsce krzaku jest w ołtarzu, który się opiéra na ceztérech słupkach marmurowych. Na ołtarzu jest tablica srebrna. Na niéj wyryta św. Katarzyna, krzak gorejący, monastér Synajski, Chrystus Pan ukrzyżowany, przemienienie Pańskie, Ewangeliści. Ta robota na srébrze jest z roku 1696. W tymże ołtarzu, w jego ścianie, jest marmurowa płyta z napisem greckim: „Pamiętaj, Panie, o duszy sługi Twego Gabryela Orypsaja, arcybiskupa św. góry Synaiskiéj. Amen. On to fundował marmurowy ołtarz nad gorejącym krzakiem. W kaplicy nié ma Ikonostasa. W czasie uroczystego nabożeństwa zawiészają zasłonę. Ściany ozdobione różnokolorowémi kaflami, zrobionémi 1710 r.; podłogi pięknémi dywanami okryte.“
W sobornéj głównéj cerkwi jest dziewięć kaplic. W całym monastyrze, późniéj zbudowanym, gdy zakonnicy opuścili pieczary i zebrali się razem, po jego węgłach, we środku między celami, znajduje się piętnaście cerkwi bez kopuł, które są różnémi czasy przez różne osoby, i z rozmaitych okoliczności postawione. Najdawniejsza z nich przy węgle południowo zachodnim klasztoru, jest pod imieniem św. Stefana, piérwszego męczennika. Wedle podania miejscowego zbudowana jednocześnie z głównym kościołem przez tegoż samego architektę Stefana. Na cześć swego patrona postawił tę cerkiewkę. W niéj bardzo stary obraz św. męczennika, i przy nim stojący car gruzyjski. Obok cerkiewki są kaplice św. Antoniego, św. Jana Chrzciciela, św. Piotra i Pawła. Kaplica św. Jana Chrzeiciela, około biblioteki przez wołoskiego hospodara roku 1546, a pod nią petro-pawłowska, przez arcybiskupa Synaiskiego Cyrylla, roku 1451 zbudowane. Na miejscu piérwszéj baszty, zbudowanéj przez cesarzową Helenę na mieszkanie arcybiskupów, są dwie cerkiewki; jedna na górze pod tytułem Wniebowzięcia N. M. Panny, a w drugiéj, na pamiątkę cudownego rozmnożenia oleju modlitwą błogosławionego Jerzego Arselaity, pali się lampa. Te cerkiewki są w stronie południowéj postawione. Jest cerkiewka mała pod imieniem Michała Archanioła fundowana przez Aleksandryjskiego patryarchę Joachima roku 1329, odnowiona r. 1676 przez Synajskiego arcybiskupa Jana (Іоанникій). Są cerkiewki św. Dymitra męczennika, świętych Sergijusza i Wakcha, która niegdyś należała do Syryjskich Jakobitów. Św. Mikołaja, Arona i Mojżesza z Ikonostasem zrobionym roku 1714, kaplica św. Jérzego męczennika, i Jana Ewangelisty. W cerkiewce św. Sergijusza i Wakcha są po grecku in 4to pisane, cztéry ewangelije na pargaminie w IX wieku, z przemową Koźmy Indopławatela. W téj przemowie on mówi, że Mateusz św. napisał ewangeliją po hebrajsku, a Jan Ewangelista przełożył ją po grecku.
Klasztor wewnątrz istny labirynt; mnóstwo ma rozmaitych budowli, mieszkanie areybiskupa, bibliotekę, składy, magazyny, które są olepione gliną, i meczet z minaretem w którym może się mieścić dwustu muzułmanów. O tym meczecie są rozmaite tradycye. Postawiono go, mówią, roku 1011 z rady Sagyaty, który od sułtana Chakima był wysłanym dla zburzenia klasztoru Synaiskiego, a tego nie uczynił. W pismach Patryarchy Nektaryusza, historyka Synaiskiego o tém wzmianki nié ma. Są dowody, że dopiéro od roku 1381 meczet istnieje. Postawiony dla mahometańskich pielgrzymów do Mekki, dla zasłonienia góry i klasztoru od napaści i rabunku, i dla koczujących arabów, ale nie dla poddanych muzułmanów, którym na górę Synai wchodzić nie było wolno. Dziś, gdy odbywają mahometanie drogę do Mekki morzem, pusty jest meczet.
W dziedzińcu klasztornym rosną cyprysy, topole, i grusze, dające cień bardzo miły. Na ścianach wiją się winogrady. Cele zakonników są małe, ciasne, i ciemne, a gościnne pokoje obszérniejsze, zwyczajem wschodnim ozdobione dywanami. W klasztorze są dwie studnie; wpływa do nich woda nie z podziemnych źródeł, ale z gór otaczających klasztor. Jedna z nich imieniem Śgo gorejącego krzaku jest nazwaną, dla tego, że jest blisko tego świętego miejsca. Druga imieniem Mojżesza, bo w tych miejscach pasł trzody teścia swojego.
Na drodze do szczytu góry Synai stoi cerkiewka uboga i pusta, na pamiątkę zjawienia się Matki Boskiéj jednemu zakonnikowi; i zdrój pod skałą, przy którym mieszkał pustelnik Langary, który z patryarchą Aleksandryjskim Joachimem starał się wznowić piérwotną ścisłość życia pustelniczego i zakonnego na górze Synai. Od cerkiewki téj wejście na górę więcéj jest strome i kręte. Z największym trudem dochodzi się do wązkich wrót, zrobionych między dwoma prostopadłémi skałami. Idący na górę nikt tych wrót ominąć nie może; jest to wejście nieodzowne; tak jak by były figurą wrót do królestwa Niebieskiego. Sama natura zbudowała te podziwiające wrota. Tam mieszkał pustelnik, który do pielgrzymów chodził, i słowem Bożém posilał. Dziś nmicha na straży wrót nié ma. Za témi wrotami rozdziela się Chorew czyli Horeb od Synai. Idą stąd pielgrzymi na szczyt saméj góry, idąc po kamieniach, jakby po stopniach.
Ze szczytu Synai, morze czerwone wydaje się błękitną wstęgą. Widok szczytny i piękny gór dalekich oczy zachwyca. Myśl, że tu Bóg do człowieka przemówił, dał mu swoje przykazania; duszę przejmuje zapałem chwały Bożéj, do któréj człowiek na szczycie téj góry zdaje się zbliżać.
Na samym szczycie Synai, jest wpółrozwalona mała cerkiewka przemienienia Pańskiego; bardzo śmiało na samym wiérzchu góry postawiona. Blizko jest pieczara, w któréj się Mojżesz ukrywał, lękając się Majestatu Boskiego.
Sam wiérzch Synai jest to blady, cienko-ziernisty, i bardzo silny jednolity najściśléj spojony granit, żadnych nié ma rozpadlin, ani trąby, z któréj by wybuchał wulkan.
W punkcie, gdzie się rozdziela Horeb albo Choryw, jest pieczara Elijasza proroka, przy niéj domek z dwoma ołtarzami, poświęconómi Elijaszowi i Elizeuszowi. Na szćrokim, długim grzbiecie Chorywu, stoją próżne przy saméj ziemi kapliczki małe z grubych kamieni, pod imieniem św. Jama Chrzciciela, św. Anny, św. Pantaleona. Koło ołtarzyków i pod urwiskami skał, niegdyś mieszkali pustelnicy. Na szczycie Chorywu są dwa wzgórza, pagórki przeciwległe, jeden wyższy, drugi niższy. Wyższy nazywa się Ras-es-Satsaf, jest blisko cerkiewki M. Boskiéj.
„Naprzeciw północno-zachodniego węgła Chorywu, mówi Porfiry, przy samém wejściu do doliny Ledza, na prawo stoi półrozwalony Monastyrek, pod imieniem świętych Piotra i Pawła, z malowniczéj góry Chamły; z granitowéj Różowéj skały wytryska słodka woda, i obléwa graniczący ogród, w którym rosną brzoskwinie, oliwne drzewa, i winograd. Ta skała, wedle mojego zdania, jest to ten sam kamień w Chorywie, z którego Mojżesz wyprowadził wodę. Opowiadanie Mojżesza o tém cudowném zdarzeniu, najmocniéj mię w mojém utwierdza przekonaniu. Stanęli Izraelici uzbrojeni w Rafidim; skąd jeden im został tylko do Chorywa przechód. Nie było tam wody, zaczęli szemrać na wodza swego. Bóg rzekł do niego: oto idź naprzód ludu swego, a ja uprzedzę cię, i stanę koło kamienia w Chorywie; uderz weń laską, a woda wypłynie (z ksiąg Mojżeszowych). Z tych słów widać jasno, że woda nie w Rafidynie, ale z kamienia w Chorywie wypłynęła. Jak na całéj téj górze, i u stóp jéj nié masz nigdzie wody płynącéj z kamienia, tylko w tém jedném miejscu; naturalnie, że to jest woda wyprowadzona przez Mojżesza cudownie. W téj saméj dolinie Ledza, pokazują pielgrzymom w inném miejscu cudowny kamień Mojżeszowy, odwalony ze skały; leży na drodze, na którą się stoczył. Są na nim dołki, sztucznie zdaje się wyrobione. Przez nie przechodzi żyła sinobiaława, jak się nieraz zdarza w granitach. Zdala wydaje się być podobną do płynącéj wody. Z miejsca, w którém leży ten odłamek skały, ani w górze, ani w dole, woda nie płynie. Trzeba nie miéć o Bogu pojęcia, aby myśléć, że ten odłamek góry jest biblijnym kamieniem w Chorywie, który zawsze był przedmiotem czci nawet i pogan, i dziś Arabi przypisują mu cudowną nadprzyrodzoną siłę, i na nim kładąc trawę, leczą chore wielbłądy. Z zachodniej strony u samych stóp Chorywu, idzie wąziutka ściéżka, prowadząca do monastyrku 40 męczenników; stamtąd na górę św. Katarzyny. Góra ta, czyli szczyt Horebu jest niższą od Synai, ale także bardzo długa i wysoka. Uszedłszy jéj trzecią część, spotyka się strumień wody zwanéj „gołębią“, z powodu, gdy mnisi szli za ciałem św. Katarzyny, aby je ze Szczytu góry przenieść do kościoła, tak się zmordowali, tak paliło ich silnie pragnienie, daléj iść już nie mogli; w tém dostrzegli gołębia pijącego wodę, idąc za tą wskazówką strumień znaleźli; napiwszy się wody poszli daléj; a strumień odtąd gołębim nazwany. Woda w nim jest zawsze w jednym stopniu, ani się podnosi, ani ubywa. Od tego strumienia idzie się drogą bardzo przykrą i stromą, aż do samego wiérzchołka, który jest prostopadłą, i zaostrzoną skałą. Na téj to skale było złożone ciało św. Katarzyny. Ten szczyt jest podobnym do szyi, na któréj wspiérają się kopuły kościelne. Granit skały jest białawy, ale ogorzały słońcem. Na skale wyciśnięty jakby w wosku ślad ludzkiego ciała, który wtedy na skale został, gdy zakonnicy z góry ciało św. męczenniczki podnieśli. Stoi tam niby kapliczka, nié mająca ołtarza i obrazów. Góra zupełnie naga, nie rosną na niéj ani drzewa, ani krzewy; widok tylko jest okazały i zachwycający na góry, morze Czerwone, półwysep Synaiski. Na granicie, na skałach, są jakby ręką ludzką rysowane drzewa. Rozłamawszy skałę, widać takież same drzewa, jak zewnątrz. Nie umiano dotąd z tych rysowanych skał korzystać; wyciosane i oczyszczone mogłyby być na ramy obrazów, na różne ozdoby cerkiewne używane.“
Święte relikwije w kościele Synaiskim w soborze N. M. Panny, są następujące:
1) Głowa św. Katarzyny, cała ręka, i wszystkie palce, na jednym z nich włożony kosztowny pierścień; pełne przedziwnéj woni, w trumnie marmurowéj umieszczone są, i nad wielkim ołtarzem wzniesione; utrzymują grecy. Katolicy zachowują tradycyę, że relikwije są oddawna wzięte i przewiezione na Zachód przez bractwo św. Katarzyny.
2) Cząstka jednego młodzianka, zabitego przez Heroda.
3) Relikwija św. Jana Chrzciciela.
4) Kosteczka apostoła Barnaby, dłoń z ręki ewangelisty Łukasza, kosteczka apostoła Bartłomieja.
5) Na srébrnéj deszczułce przytwierdzone cząsteczki małe apostołów Jakóba, Filipa, i świętej męczennicy Paraskowei.
6) Kosteczka św. Stefana, piérwszego męczennika.
7) Dłoń z trzema palcami św. Jérzego męczennika, i osobno palec czwarty.
8) Dłoń z lewéj ręki z cztérema palcami męczenniczki św. Maryny.
9) Żebro, i dwie większe kości św. Teodora Tyrona.
10) Kość dość wielka św. Teodora Stratylata.
11) Kość i żebro św. męczennika Prokopa.
12) Żebro i kość św. Tryfona męczennika.
13) Palce męczennika św. Cyryaka.
14) Kosteczka męczennika św. Charłampijona.
15) Kosteczka męczenniczki św. Cyryaki i św. Eudoksyi.
16) Cząsteczki świętych 40 męczenników.
11) Kosteczki św. Marka, nowego męczennika Smyrneńskiego, św. Pantaleona i św. Damiana.
18) Cząsteczki relikwij Konstantego i Heleny.
19) Część głowy, palec, i kosteczka świętego Bazylego Wielkiego.
20) Szczęka bez zębów św. Jana Złotoustego.
21) Kosteczka św. Wukola, biskupa Smyrneńskiego.
22) Część głowy, i kosteczka św. Michała, biskupa Synaiskiego, i dłoń Jego w srébrze oprawiona.
Silba23) Kosteczka św. Błażeja.
24) Szczęka z zębami św. Julii.
25) Koście św. Leoncyusza, św. Miny, św. Tryfona, św. Jana pustelnika, św. Eufremijasza Syryjskiego, i św. Eutymijusza Wielkiego.
26) Dwie kosteczki św. Innocentego Wielkiego w srćbrnéj oprawie.
27) Część szczęki św. Teodora, i kość św. Bonifacego.
28) Cząsteczka relikwij świętych nieznanych, w dwudziestu małych futeralikach, złożone po śmierci różnych Synaiskich mnichów.
Do tych nieskazitelnych cząstek ciał świętych, należy przyłączyć dziewięć krzyżów srebrnych, w których są cząstki drzewa krzyża św., na którém Chrystus Pan był umęczony.
Krzyżyk św. Andrzeja apostoła, w nim relikwija św. apostoła Filipa;
Krzyż srébrny z kamykiem, z Golgoty;
Kawałek kamienia z Betanii, z miejsca, na którém Marta spotkała naszego Zbawiciela;
Obrazek z szyi Bazylego Wielkiego.
Dwa także srébrne obrazki (medaliki) na szyi noszące się; jeden z drzewem krzyża św. i z relikwijami; drugi z obliczem N. M. Panny.
Zwyczaj był grecki przed obrazem, budowlą, przybijać tablice, lub wycinać w kamieniu napisy: kiedy były zrobione, za jakiego cesarza, przez jakiego artystę. Napisy te bardzo szacowne są dziejowém źródłem, skarbem dla znawców; porównane z tém, co w kronikach zapisane; gruntownie o podaniach przekonywają. Nieraz, co jest w Pismie opuszczoném, dopełniają tablice kamienne. Ksiądz Porfiry, z różnych napisów greckich przełożywszy je, zebrał z datami trzydzieści dwie; bez daty ośm.
1) Na bramie wchodowéj jest napis, że kościół zbudowany za Justynijana cesarza, roku 527.
2) Złocista mozajka za ołtarzem w kaplicy gorejącego krzaku, skończona roku 880. W téj kaplicy grobowiec św.
Eutymijusza, patryarchy Jerozolimskiego, i Makarego, arcybiskupa góry Synaiskiéj.
3) Przy wchodzie do kaplicy św. Jana chrzciciela, napis roku 1576 kosztem księdza Jana Aleksandra, hospodara postawiony.
4) Przy carskich wrotach przy wielkim ołtarzu napisy artystów miejscowych, monarchów i rok.
5) Na stoliku do błogosławienia chleba, obłożonym perłową macicą bardzo kosztowną, na indyjskiéj konsze, położony r. 1678, roboty mnicha Pankracego.
6) Na skrzyni okrytéj perłową macicą, niezmiernie piękną, w któréj złożone relikwie, napis: Ta skrzynia skończona z ofiary arcybiskupa Innocentego, i mnicha Teodula, a zrobiona przez Jerzego roku 1680.
7) Na trumnie przez Piotra Wielkiego przysłanej, są bardzo długie napisy tytułów cesarskich i modlitwy.
8) Nad biblioteką, zbudowaną staraniem i kosztem arcybiskupa Synaiskiego Nicefora, ten jest napis: Stolarze mnisi: Filoteusz i Szymon r. 1734 czytające księgi w téj bibliotece, pamiętajcie o nich.
Szczególnie są piękne roboty z kości słoniowéj na konsze indyjskiéj, Mensa ołtarza wielkiego, skrzynia z relikwijami, katedra arcybiskupa, stół do poświęcania chlebów, i mozajki w sklepieniach, które im dawniejsze, tém szacowniejsze nierównie. Są niektóre obrazy w cerkwi malowane w Moskwie, i przywiezione przez archimandryta Abimelecha roku 1750, jak świadczy napis. W tych napisach, oprócz dat, żadnych nié ma wyjątków z Pisma św. Zwyczajem Kościoła rzymsko-katolickiego wypisują się słowa Boże. Tu tylko czasem jest proźba o modlitwę za duszę, albo westchnienie do Boga: Panie, zmiłuj się nad sługą swoim tym i tym. Tak np. na drzwiach, wiodących do kaplicy Gorejącego krzaku jest napis:
10) Pamiętaj o słudze twoim, arcybiskupie Cyryllu Kreteńczyku r. 1070.
Syryjscy chrześcijanie mieli nabożeństwo do synajskiego kościoła; przekonywa napis o ofierze metropolity emeskiego (Emesa jest w górnéj Syryi), w kaplicy gorejącego krzaku, na ścianie, obłożonéj kolorową błękitną kafą, w górze, złotómi literami, w tych słowach:
11) Ta ściana ozdobiona kosztem emeskiego metropolity Erazma na wieczną pamięć o nim, niech będzie dlań ścianą obronną, twierdzą i zbawieniem. Pomagał mu zakonnik Emesyanin Rafał, przy arcybiskupie Cyrylu kreteńskim r. 1770.
12) Na obrazach Zbawiciela i Matki Boskiéj napisano: Daruj, Jezu Chryste, malarzowi odpuszczenie grzéchów, które on popełnił w życiu swojém. R. 1778.
13) Z trzodą moją broń mię, błogosławiona matko, nowa królowo. Cyryli synajski r. 1778.
14) W przedsieniu sobornego kościoła na marmurowéj posadzce napisano: Erazm Synaita, rodem z Filipopola r. 1783.
15) Téż w przedsieniu napisano: Marmurową posadzkę wyłożył swym kosztem Jerzy, syn Michała Suwagi, rodem u Damaszku, a układał mnich, Synaita Prokop, za patryarchy Kreteńczyka.
Z tych napisów wypisałem mniéj od połowy, z tego możemy miéć o całości wyobrażenie. Jeromonach Samuel w roku 1837 odnowił mozajkę w kapliey krzaku gorejącego. Co do grobów, bardzo ich jest mało. W kaplicy gorejącego krzaku jest grób patryarchy jerozolimskiego. W kaplicy poświęconéj pamięci Ojców z klasztoru Raify, na marmurowéj tablicy w ścianie jest napisano: Tu spoczywają, przypominający dwunastu apostołów, bo w téjże saméj liczbie we krwi własnej ochrzceni błogosławieni ojcowie męczennicy. Przez ich zasługi wybaw nas, Panie. Bardzo starożytny jest napis nad drzwiami refektarza, kopto-egipski.
O téj bibliotece w wielu pismach jest wzmianka, ale świadectwa najwiarogodniejsze są Porfirego, który pilnie przeglądał sam ten sławny księgozbiór w roku 1850. Mówi: „że dziś między zakonnikami synajskimi ani jednego uczonego nié ma, oprócz arcybiskupa Konstantego, który się uczył w Kijowie; jest wyłącznie archeologiem, znawcą starożytności egipskich. Biblioteka istnieje dopiéro od roku 1434 za arcybiskupa Nicefora, jak świadczy i dowodzi napis. W tym czasie wzniosła się budowa biblioteczna, albo ją odnowiono.
Zbiór tylu starożytnych ksiąg i rękopismów oddawna istnieje. Ułożona porządkiem alfabetycznym. Pod literą E. Ewangelije, pod literą P. psalmy. Bibliotekarza i porządnego regestru bibliotecznego nie mają. Nic nie nabywają i nie korespondują, jak to się dzieje w bibliotekach europejskich. Zakonnicy nie czytają, nie wiedzą co mają. Są tam bardzo szacowne i najrzadsze; jeden in 8vo na pargaminie, drugi in 4to na papirusie, psałtérze gruzyjskie.
Dzieła wszystkie są po większéj części czysto duchowne, w językach: greckim, ormijańskim, syryjskim, gruzińskim, arabskim i abisyńskim. Najwięcéj rękopismów greckich. Do 500 arabskich i syryjskich, 50 słowiańskich. Jaką drogą się zebrały tak znakomite, ważne księgi i rękopisma, wiedziéć trudno. Zakonnicy oddani kontemplacyi, modlitwie, najostrzejszej pokucie, byli obojętni i nie wiedzieli o tém, co się pisze i drukuje.
Kiedy Konstanty Wielki zażądał od Euzebijusza, biskupa Cezarei, pięćdziesiąt najlepszych odpisów (kopij) Nowego Testamentu dla pobudowanych przezeń nowych kościołów w Konstantynopolu, wtedy Grecy najstaranniéj przepisywali Nowy Testament i listy apostolskie z najstarożytniejszych edycyj jerozolimskich. Kopije te, których wiele było w X do XIII wieku, znajdują się w synajskim księgozbiorze. Wiele jest téż ksiąg o teoryi duchownego, kościelnego śpiewu. Po przyjęciu przez cesarzów wiary chrześcijańskiéj, w Konstantynopolu szczególnie patryarchowie starali się o najwyższe ukształeenie śpiewu w teoryi i praktycznie. Wielu o tém pisało. Śpiew grecki był najdoskonalszy. Wiele miał muzykalnych utworów, między którémi są najpiękniejsze cherubińskie pieśni Jana damasceńskiego. Udoskonalono i kształcono śpiew, za wzór biorąc słowika lub dźwięk suchych drzew, którémi wicher porusza, i stuk kół, lecących po bruku. Śpiewacy usiłowali wszystkie uczucia i zachwycenia chrześcijańskie wyrażać śpiewem. Śpiew w kościele Zofii, w Konstantynopolu, w obecności cesarzów był najuroczystszym, najpiękniejszym. Nieraz różnonarodowe śpiewy jednoczyły się z sobą w téj patryarchalnéj bazylice. W Kościele wschodnim nauka, misye, szkoły, nauczanie, miłosierdzie szły słabo, nigdy w tém zrównać nie mogli Kościołowi zachodniemu, który się tém wyłącznie i z tak wielkim dla zbawienia dusz ludzkich zajął owocem. Natomiast śpiew udoskonalony, szczególnie w dawnych czasach za istnienia chrześcijańskiego cesarstwa, był główną cechą, ozdobą, dyrygowany przez artystów wschodniego rytu. Głos ludzki zastąpił muzykę. Cesarze, patryarchowie, biskupi, metropolici miewali osobnych, wyłącznych, własnych śpiewaków. Śpiew przywiązywał i nęcił do wschodniego obrządku. Zostali ujęci, śpiewem uwiedzeni wschodnio-południowi Słowianie, Rusini. Silnie do obrządku śpiewnego przylgnąwszy, zatruci potém zostali szyzmą i nienawiścią, która zrodziła bratobójczą, morderczą wojnę, trwającą już przez wieki.
W bibliotece jest wielki rękopism grecki, na bawełnianym papiérze, światu dotąd nieznany; wypisów z niego Porfiry nie zrobił, ale go pomimo największéj trudności wyczytał. Jest-to obszérna korespondencya z XI wieku, z lat 1051 do 1068, w czasie panowania Izaaka Komnena, Konstantego Duki, i Romana Dyogena, w różnych ogólnych i osobistych interesach biskupów greckich, bułgarskich, i patryarchów z cesarzami, cesarzowémi z domu Komnenów, i z znakomitszymi urzędnikami, naczelnikami kraju. W niéj wierny jest obraz wieku, ducha czasu, usposobień indywidualnych, ówczesnéj literatury; wiele prawnych interesów potocznych, drobiazgów, które nadają koloryt epoce, w której pisane były. Ta księga była przedtém własnością Izaaka Mezopotańczyka.
Wiele téż jest rękopismów pargaminowych z wieku XII, XIII i XIV. Z słowiańskich są tylko bulgarskie i serbskie, z XII wieku przekład Pisma św. Te dwa stare słowiańskie narzecza różnią się z sobą w stylu, w ortografii. Na język bulgarski przetłumaczył z greckiego zakonnik Jan z Ławry ateńskiéj św. Atanazego, a dla Serbów pop Jan z Synai. W rękopiśmie bulgarskim są przetłumaczone cztéry Ewangelije, apostolskie listy, psałtérz, liturgija dzieła Jana damasceńskiego i wiele pism duchownych. Co do rękopismu serbskiego popa Jana z Synai, w biblijotece jest przetłumaczony cały psałterz, cztéry Ewangelije i Nauka dla duszy pożyteczna. Rękopism pisany na pargaminie. Na początku księgi są te słowa: „Jakichże pochwał godnym jesteś, popie Janie! Serbska pociecho, nadziejo obłąkanych, ratunku zaślepionych, nauczycielu dobrych, światło błogosławionych!“
Droższe i ważniejsze greckie rękopisma są w celi przełożonego. Jest ich cztéry: 1. Stary i nowy Testament. Stary niezupełny, bo utracone są proroctwa Jeremijasza, Ezechijela, Daniela, Ozyasza, na bardzo cienkim pargaminie w ten sposób napisany, jak się piszą wiérsze, bez żadnych znaków ortograficznych, oprócz punktów. Taki był sposób pisania przez aleksandryjskiego dyakona około 440 roku wprowadzony, ale prędko go zarzucono. Pisząc Pismo święte formą wierszów, bardzo się wiele po marginesach zostawało niezapisanego pargaminu. Sposób ten był kosztowny i dla tego zarzucony. Z tych cech uznali uczeni i znawcy, że rękopism jest z wieku V. Są tam objaśnienia pieśni nad pieśniami, i wykład psałterza. Na maréginesach nowego Testamentu są wypisane rozmaite duchowne nauki (lekcye).
2. Ewangelije na wszystkie niedziele całego roku i uroczyste święta, które ksiądz z ambony czyta przed kazaniem, pisane są na najlepszym pargaminie złotémi, pięknémi literami. Złoto błyszczy, świéci, tak jakby dopiéro litery były wyzłocone. Litery wypukłe, ślepy mógłby je rozpoznawać i czytać; są narysowane na czele rękopismu jasnémi i żywémi kolorami obrazy Zbawiciela, Matki Boskiéj, św. Piotra i cztérech Ewangelistów. Malowanie bardzo piękne, rękopism i edycya bardzo kosztowne, dar cesarza Teodozyusza Wielkiego, wedle podania miejscowego. Ksiądz biskup Porfiry mówi:
„W przyłożonym kalendarzyku przy tych Ewangelijach, gdy wyczytuję imiona św. Szymona słupnika, żyjącego późniéj daleko, i oznaczone widzę święta сpҍтеню господеню, to jest Matki Boskiéj Gromnicznéj i Podwyższenie św. Krzyża, z których piérwsze w VI, drugie w VII wieku są ustanowione; rękopism ten przeto jest późniejszym od czasu Teodozyusza Wielkiego. Być może Teodozyusz III, panujący w 717 roku darował go Synaitom. Ze znaków nadlinijowych w rękopiśmie, które w XI wieku zostały wprowadzone, sądzę, że do tego należą czasu.“
3. Psałtérz, zadziwiający z nadzwyczaj drobniutkiego charakteru. Sto pięćdziesiąt psalmów jest bardzo pięknie napisanych, czytelnie, bez skróceń, najzgodniéj z tekstem, bez żadnéj omyłki, na sześciu pargaminowych stronnicach, rękopism in 12. Księża Synaici utrzymują, że go napisała mniszka Kasya. W X wieku Grecy wtedy zadziwiali charakterem delikatnym, drobniuteńkim. „Ojcze nasz“ i „Wierzę“ spisywali czytelnie na takim kawałeczku papiéru, który się mieścił w orzechu włoskim.
4. Z wieku X in 4to na pargaminie, drobnym i czytelnym charakterem „Chrześcijańska topografija Koźmy Indopławatela“. Na czystych stronnicach, marginesach i wśród tekstu są karty geograficzne, astronomiczne rysunki, bardzo żywo koloryzowane. Kopije rysunków i map, robionych przez Babilończyków, których się trzymano w nauce astronomii w Aleksandryi, którą wykładał wielki Patrycyusz, rodem Obaldejczyk. Autor tego rękopismu był jego uczniem, i tak w nim mówi: „Ziemia jest podobną do ognistéj góry; im się bardziéj podwyższa, tém więcéj się zwęża, u szczytu swego jest coraz węższa; obléwa ją ocean, ale kuli ziemskiéj nie zakończa. Za oceanem, przy samym końcu ziemi, jest ląd stały, do którego dosięgnąć nie możemy, na którym mieszkali ludzie przed potopem.“
Do rzadkości synaickich należą obrazy abisyńskie, afrykańskie, indyjskie z piérwszych wieków ery chrześcijańskiéj, przed Mahometem. Do najdalszych krajów między plemionami czarnémi, apostołowie i ich uczniowie wnieśli światło Chrystusowéj wiary, którą najzupełniéj islamizm tam zniszczył i ślady wytępił. Chrześcijanie afrykańscy i indyjscy wtedy obrazy religijne w klasztorze synajskim złożyli.
Od tych szacownych, rzadkich i niewidzianych gdzieindziéj pamiątek, droższym klejnotem się szczyci klasztor góry synajskiéj, bullą Ojca św. Grzegorza IX, która dowodzi nieomylnéj, prawéj drogi, którą szli w początkach świątobliwi synajscy pustelnicy. Ta bulla zachowana obudza nadzieję, że rychło zajaśnieje na górze téj niezgaszone nigdy światło, które tylko Kościołowi katolickiemu jest z nieba przez Ducha św. udzielaném. Winniśmy szczérą wdzięczność księdzu kijowskiemu biskupowi, że był tyle sumiennym, nie utaił bulli, piérwszy ją odkrył i ogłosił.
Gregorius episcopus, servus servorum Dei venerabili Fratri Episcopo et dilectis Filiis fratribus Montis Sinai tam praesentibus quam futuris, regularem vitam professis.
Religiosam vitam eligentibus, Apostolicum convenit esse praesidium ne forte cujus libet temeritatis incessus aut eos a proposito revocet, aut robur quod absit sacrae religionis infringat, Ea propter venerabilis in Christo frater et dilecti in Domino Filii vestris justis postulationibus elementer annuimus, ut ecclesiam Sanetae Mariae Montis Sinai, in qua Divino estis obsequio mancipati adinstar felicissimae recordationis Honorii III Papae, praedecessoris nostri sub Beati Petri et nostra protectione suscepimus et praesentis seriptis privilegio communimus. Imprimis siquedem statuentes, ut ordo monastieus, qui secundum Deum et beati Basilii regulam in eadem Eeclesia institutus esse dignoscitur, perpetuis ibidem temporibus inviolabiter observetur. Praeterea quaseumque possessiones quaecunque bona, eadem ecclesia in praesenti tempore juste ac canonice possidet aut futura concessione et perpetua largitione regum, vel principum oblatione, fidelium auxiliis, justis modis prestante Domino poterit adipisci, firma vobis, vestrisque successoribus et illibata permaneant. In quibus hace propriis junximus exprimenda vocabulis: Montem Sinai et dictam ecclesiam Sanctae Mariae sitam inpide ipsius Montis cum omnibus pertinentiis eorundem Rayton cum Palmariis et terris ejusdem. In eivitate Aegypti, domos et extra civitate casale unum. Juxta mare rubrum decem milliaria terrae, Faran cum terris et Palmariis ejus. In Alexandria obedientiam Sancti Michaelis et libertatem in mari et terra. In valle Moisi vineas et oleveta. Apud montem Regalem, domos, molendina vineas et oliveta in civitate Jerusalem hospitale et obedientiam Sancti Moisi domos et furnum. Apud Jaffam domos et terras. Apud Acco (St. Jean d’Acre) domos et obedientiam St. Catharinae. Im civitate Damasii Ecelesiam Sancti Georgii et domos et extra civitatem tria virgulta. Apud Laodichiam hospitale Sancti Demetrii et tria casalia cum villanis et pertinentius eorundem. In loco qui dicetus Odaccevase, domos, terras et vineas. Apud Antiochiam domos et furnum. Apud Constantinopolem in monastero Saneti Georgii de Mangana dicas Confratrias et in prorentibus commercii libram auriunam. In insula Oretensi Sancti Salvatoris, Sancti Georgii et Sancti Simeonis Ecclesiam cum omnibus pertinentiis eorundem. Tria casalia cum Villanis possessionibus et pertinentiis eorundem. Apud Macritichon molendinum. Apud St. Nicolaum terras, vinea et molendina. In loco, qui nuncupatur Rucanum Monasterium Sancti Joanni Crimi cum monte, casalibus, villanis, molendinis et pertinentiis eorundem. In locis, qui dieuntur Cunavo Peja Gaetania Parascheve et Sterianorum vineas. In civitate Candiu Ecclesias Sancti Nicolai et St. Barbarae cum dominibus et pertinentiis suis et Domum St. Strafico libertatem quoque maris et terrae. In insula, Cypri domos et in proventibus commercii libram auri unam cum prafis, tervis, vincis, nemoribus, usuagiis et pascuis in bosco et plano, in aquis et molendinis, in viis et semitis et omnibus aliis libertatibus et immunitatibus suis. Sane laborum vestrorum de possessionibus habitis ante Concilium et etiam novalium, quae propriis manibus aut sumptibus colitis sive de hortis virgultis et piscationibus vestris vel de nutrimentis animalium vestrorum, nullus a vobis decimos exurgere vel extorquere praesumat. Praeterea quod communi aftensu Capituli vel partis Consilii Senioris in tua Diocesi per te, Frater Episcope, ac successores tuos fuerit canonice institutum ratumet firmum volumus permanere. Prohibemus insuper, ne excommunicatos, vel interdictos tuos, Frater Episcope, ad officium, vel communionem ecelesiasticam sine conscientia et consensu tuo vel successorum tuorum quisquam admittat, aut contra vestram sententiam canonice promulgatam aliguis venire praesumat; nisi forte periculum mortis immineat et si extra praesentiam tuam ibi pervenerint per alium secundum formam Ecclesiae satisfactione praemissa oporteat ligatum absolvi Cimeteria quoque ecelesiarum et Ecclesiae beneficia nullus hereditario jure possideat, quod si quis hoc facere praesumpserit, censura canonica compescatur. Paci quoque et tranquillitati vestrae paterna in posterum sollicitudine providere volentes, auctoritate apostolica prohibemus, ut infra clausuras locorum vestrorum nullus rapinam, furtum facere praesumpserit, ignem opponere, sanguinem fundere, hominem temere, capere vel interficere seu violentiam audeat exercere. Praeterca omnes libertates et immunitates a Patriarchis, Archiepiscopis, Episcopis ordini vestro concessas nec non libertates et exemptiones saecularium exaetionum a regibus et principibus vel aliis Christi fidelibus frationabiliter vobis indultas auctoritate apostolica confirmamus, et praesentis seriptis privilegio communimus. Decernimus ergo, ut nulli omnino hominum liceat praesatam Ecclesiam temere, perturbare, aut ejus possessiones auferre, vel oblatus retinere seu quibuslibet vexationibus fatigare, sed omnia integra conserventur eorum, pro quorum gubernatione et substentatione concessa, suis usibus omnimodis, pro futura salva Sedis apostolicae auctoritate. Si qua igitur in futurum ecclesiastica saecularisque persona, hanc nostrae constitutionis paginem sciens, contra eam temere venire tentaverit, secundo tertioque commonita, nisi reatum suum congrua satisfactione correxerit potestate honorisque suae careat dignitate, reumque se divino juditio existere, perpetrata iniquitate cognoscat, et a sacratissimo Corpore et Sanguine Dei et Domini Redemptoris Nostri Jesu Christi aliena fiat, adque in extremo examine districtae subjaceat ultioni. Cunetis autem eidem loco sua jura servantibus sit pax Domino nostri Jesu Christi quatenus, et hic fructum bonae actionis percipiant et apud districtum judicem praemia aeternae pacis inveniant. Amen. Amen. Amen.
W treści tę bullę Ojca św. po polsku powtórzmy:
Grzegorz, biskup, sługa sług Bożych, czcigodnemu bratu biskupowi i ukochanym najmilszym synom, braciom góry Synai tam dziś i w przyszłości żyjącym ściśle dla spełnienia praw zakonnych.
„Wedle życzenia waszego i przedstawień sprawiedliwych, któreście uczynili zgodnie z postanowieniem poprzednika naszego Honorego III, klasztor na górze Synai N. M. Panny pod opieką św. Piotra apostoła, i naszą przyjmujemy, obdarzając go przywilejem pisma tego. Naprzód postanawiamy i na zawsze miéć chcemy, aby w duchu Bożym reguła św. Bazylego, dla tego klasztoru i kościoła ustanowiona, po wieczne czasy była najsumienniéj, najregularniéj dopełnianą i zachowywaną. Wszystkie posiadłości, dziedzictwa, dobra, ziemie, domy w miastach, winnice, co tylko dziś posiadają kanonicznie i legalnie, i co w przyszłości sprawiedliwie, kanonicznie nabyć mogą lub téż z szczodrobliwości, hojności cesarskich, królewskich darów, i z jałmużn, pomocy wiernych udzieloném będzie; po wieczne czasy do klasztoru N. Panny Maryi ma należéć, mocą apostolskiéj Stolicy zatwierdzamy wszystkie posiadłości, ubezpieczamy, uprawniamy ich wszystkie własności.“ (Tu następuje wykaz szczegółowy, umieszczony w bulli wszystkich klasztornych w Europie, w Azyi, w Jeruzalem, w Konstantynopolu, w Krecie własności.) „Z tego, co macie, co powiększycie, i miéć będziecie z pracy własnéj i ofiar, z tego na zawsze będziecie wolni od składania dziesięcin, ani z ogrodu, ani z ryby, ani ze zwiérząt, nikt wymagać i pobiérać nié ma prawa. Co za zgodą kapituły lub oddzielnéj rady starszych w dyecezyi twojej, bracie biskupie, i następcy twoi ustanowicie kanonicznie, to być winno trwałém i nienaruszoném. Wzbraniamy, aby kapłan ekskomunikowany i zostający pod interdyktem twoim, bracie biskupie, odprawiał najświętszą ofiarę i udzielał śś. Sakramentów, chybaby w gwałtowném niebezpieczeństwie, lub w godzinę śmierci. Dóbr kościelnych prawem dziedziczném posiadać nikt nie może. Szczególnie ojcowskiéj opiece Twojéj i troskliwości polecamy pokój domu Bożego, zakazujemy mocą apostolskiéj świętéj Stolicy, aby w klauzurze, w obwodzie klasztoru, nikt gwałtu, złodziejstwa się nie dopuścił, ognia nie podkładał, bliźniego nie więził, nie zabijał, ani się dopuszczał bezprawia i gwałtu. Przywileje wszystkie od patryarchów, arcybiskupów, biskupów, zakonowi udzielone i nadane, równie prawa cesarzów i królów, uwalniające od podatków, mocą, władzą apostolską zatwierdzamy, przywilejem obecnego pisma obdarzając. Ustanawiamy, iż żadnemu z ludzi nie godzi się niepokoić, trapić, napadać na ten kościół i uciskać lub odbiérać jego dobra i własności. Wszystko powinno być w całości i nietykalności zachowaném. Jeśliby kto z cywilnych lub duchownych, wiedząc o tym przywileju, prawie, konstytucyi przez nas nadanéj, jéj się sprzeciwiał; dwa, trzy razy ostrzeżony gdyby się nie poprawił i nie uczynił zadość, od honorów i posiadanéj władzy odsądzonym będzie i oddalonym od Przenajświętszego Sakramentu ciała i krwi Pańskiéj, i przed strasznym sądem Pańskim odpowiedzialnym i winnym. Z wami wszystkimi, którzy prawa w tém świętém miejscu zachowujecie, niech będzie pokój Pana naszego Jezusa Chrystusa, a w tamtém życiu wiekuista nagroda.
Wierzmy i prośmy Boga o to, aby na tym szczycie, gdzie Bóg przemówił, nadał swój zakon, gdzie dziś są tylko ruiny, dał się słyszéć głos namiestnika Chrystusowego następcy św. Piotra, słowa prawdziwéj nieomylnéj nauki, która jako krzak nie zgorzał, już nie ucichnie na wieki!!
W bulli jest najdokładniejszy spis własności Synaiskiego Klasztoru, które w XIII. wieku posiadał, a dziś są już po części stracone. Diesięć mil ziemi koło Czerwonego morza, ziemie i palmy koło Faranu, oliwne i winogradowe lasy w dolinie Mojżeszowéj (in valle Moisi) W Uadi Mussa, dawno zajęłi Beduini. O górze królewskiéj (Mons Regalis) dziś nikt nie wié z Synaitów. W Jeruzalem, w Jaffie, w Laodycei, w Antyochii, St. Jean d’Aere, nié mają dziś żadnéj własności. Miejsca w bulli wspomniane w Odano-vase, około Makrytychonu, w Rucanum, w Cunawie, w Gaetanii, w Peja, są zupełnie dziś nieznane, i tam klasztor nić ma własności. Ocalały tylko ogrody w Synaiskim półwyspie, w Rabbie, w Etle (Luach) i w Raiffie, domy w Kairze, w Aleksandryi, w Konstantynopolu i w Damaszku, i ziemie przy klasztorach w Krecie i w Cyprze. Ksiądz Porfiry mówi: „Chociaż tyle dóbr mieli zatwierdzonych przez papiéża, jednak utracili; a przeto nie jest to trwałém, co papiéż ustanowił, tylko to, czemu Bóg pobłogosławi“. Z nietrwałości nadań papiezkich przychodzi do konsekweneji nieuznawania papieża i zaprzecza jego władzy. Pan Bóg ustanowił i objawił prawa wiekuiste, Boskie przez Mojżesza, a udoskonalone i uzupełnione przez Chrystusa Pana, Syna Bożego. Dziś w Palestynie jest zniszczony zakon Mojżeszowy, chrześcijaństwo w wielu miejscach jest od Islamitów zniesioném, w krajach chrześcijańskich dziś nié masz wiary i spełnienia prawa. Zniszczenie tego, co Bóg postanowił, objawił, przez złość ludzką, herezyą i poganizm, wedle téj logiki, masz prowadzić do nieuznawania Boga?
Namiestnika apostolskiego, następcę Chrystusa Pana, głowę Kościoła, uznawać i czcić powinniśmy, pomimo klęsk zadanych przez ducha złego i wszystkie sprawy jego. Przeciw najświętszemu prawu, nieomylnéj władzy apostolskiej namiestnika Chrystusa Pana, przeciw nienaruszonéj granitowej opoce, na której stoi i stać będzie Kościół święty do skończenia wieków, ludzie protestują czczémi frazesami, słowami bez gruntownej myśli, bez logiki, zwykle używając argumentu: „Między duszą ludzką, a Bogiem, nie potrzeba pośrednika, dusza ludzka własną siłą jednoczy się z Bogiem, do Niego się udaje, od Niego wszystko bierze“.
A skądże ta pewność? Czy byłoż to kiedy objawioném? Prawo jednoczenia się duszy ludzkiej z Bogiem bez wszelkiego pośrednictwa, bez przygotowań, bez żadnych warunków, stwierdziłyż jakie fakta? Przeciw władzy apostolskiej Rzymskiej stolicy św. i przeciw Kościołowi ten czczy argument jest rozpowszechonionym, dla tego, aby się uwolnić od obowiązków zrzeczenia się siebie samego, od pokory, od posłuszeństwa, od skruchy, od wyznania grzéchów, czego szczególnie wymaga Kościół św. katolicki. Przez wykonanie tych obowiązków, dla duszy ludzkiéj jest udzielaną łaska Boża. Nie możemy do Boga się zbliżyć i z Nim jednoczyć, bez szczególnej Jego łaski, która jest darem wewnętrznym, ma zewnętrzne swe formy. Tę łaskę Kościół jeden li-tylko, Rzymski katolicki, dla dusz ludzich udziela, przez zasługi krwi Najświętszéj Chrystusa, krwi Pańskich męczenników, które są skarbem Kościoła, którego używa dla zbawienia dusz ludzkich.
Raduł, wojewoda węgiersko-wołoski, aktem z roku 1498 d. 15 września zapisał klasztorowi Synajskiemu corocznie po 5000 asprów. W dokumencie po bulgarsku napisanym mówi: „Jako jeleń pragnie wód źródła, tak dusza jego pragnęła miłosierdzia. Miłosierdziem tylko zmywają się grzéchy i t. d.“.
Roku 1531 wojewoda wołoski ofiarował klasztorowi corocznie po 15,000 asprów, dokument napisany po serbsku.
Roku 1533 Aleksander, wojewoda wołoski naznaczył corocznie po 6000 dla Synaiskiego klasztoru. W dokumencie pargaminowym mówi: „Duch święty wlał weń pragnienie ozdabiania domów Bożych, a szczególnie kościół Synajski. Zawieszoną jest wielka srébrna, pozłacana pieczęć, na kolorowym sznurku, na niéj z jednéj strony jest herb wołoski, z drugiéj obraz Pańskiego Przemienienia”.
Roku 1540 Piotr wojewoda wołoski ofiarował klasztorowi rocznie 10,000 asprów, a zakonnikom 2000, prosząc, aby pamiętali o nim, o ojcu i synach jego. Przywiléj napisany na pargaminie 13-arszynowéj długości i szérokości, w Bukareszcie; pieczęć srébrna, pozłacana.
Roku 1575 dnia 18 stycznia, Piotr, hospodar Mołdawski zapisał dla klasztoru i dla zakonników 13,000 asprów. Dokument na pargaminowym papiérze, pieczęć srebrna, pozłacana, na któréj z jednéj strony wyciśnięta jest wołowa głowa, z drugiéj obraz Przemienienia Pańskiego. Dokument zaczyna się od słów, „W Imię Ojca, i Syna, i Ducha św. Trójco święta jedyna i nierozdzielna. Ja poddany władcy mego i Pana Boga Wszechmogącego i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, Trójcy św. czciciel pokłonnik, Piotr, wojewoda z łaski Bożéj, hospodar wołoski i t. d.“.
Roku 1641, 7 marca. Zapis Mateusza, wojewody wołoskiego dla klasztoru Synaiskiego corocznie 30 złotych asprów i dla Braci przychodniów, złotych asprów sześć. Pisany na pargaminie; pieczęć srébrna, pozłacana. Z jednéj strony wycięty herb wołoski, z drugiéj obraz Matki Boskiéj i krzaku gorejącego; u spodu po prawéj stronie Mojżesz, po lewéj św.
Katarzyna modląca się.
Roku 1645, 28 lutego. Zapis wojewody wołoskiego dla Synajskiego klasztoru, każdoroczny dochód z łaźni w mieście Giurgowie nad Dunajem. Dokumentów jest siedm hospodarskich, które świadczą o ich hojności i pobożności. Znaczne składając ofiary wyrażają się pokornie i cytują słowa proroków, apostołów, wynurzają pragnienie miłosierdzia Bożego, polecają dusze swoje modlitwie zakonników. Pragną jałmużną, ofiarą dla Kościoła oczyścić się z grzéchów.
Firmany sułtanów i rozkazy baszów w największym porządku są zachowane, po turecku napisane, z datą ery naszéj i mahometańskiéj. Niektóre z nich przełożone na język grecki. Wyszczególniam tylko lata chrześcijańskie.
Firmany po turecku napisane, nie przetłumaczone, a przeto niezrozumiane są te:
10 Solima II. firmanów pięć | z roku | 1522, 1526, 1538, 1542, 1551. |
20 Amurata III. | „ | 1584. |
30 Murata | „ | 1586. |
40 Osmana | „ | 1613. |
50 Osmana II. | „ | 1638. |
60 Solimana | „ | 1690. |
70 Achmeta III. | „ | 1699. |
80 Abdul-chamida | „ | 1775. |
Przetłumaczone po grecku firmany są następujące:
Po zajęciu przez Rplitę francuską roku 1799, ojcowie Synaiscy do Bonapartego się udali, prosząc jego opieki. W imieniu Rplitéj, dał klasztorowi na piśmie zapewnienie bezpieczeństwa i przywilejów, których dotąd używali. Dokument przechowuje się w klasztorze, ale nie jest przetłumaczonym i tam niezrozumiany. W klasztorze Synajskim dziś, a témbardziéj w roku 1799, nikt nie rozumiał. Bonaparte udzielił opieki klasztorowi nie dla tego, że był chrześcijańskim i święte w nim były miejsca, ale dla tego, aby do najpóźniejszych wieków zachować sławę francuskich zwycięstw, zdobycia Egiptu, przez uszanowanie dla Mojżesza i żydowskiego narodu, i uczonych ludzi, mieszkających w tym klasztorze. Cynizm antychrześcijański Rplitéj francuskiéj śmiało się tu wyraża. Dla tego jéj zwycięstwa i zdobycze, jako piana i szumowiny zniknęły.
„République Française“
„Liberte, Egalité“.
„Au quartier Général du Caire, le 29 Primaire“.
„Am 1799 de la République une et indivisible“.
„Bonaparte, Membre de I'Institut National, Géneral en chef voulut favoriser le couvent de Mont-Sinai
1) Pour gu'ils transmettent aux âges futurs la tradition de notre conquête
2) Par respect pour Moise et la nation juive, dont la cosmogonic nous retrace les âges les plus réculés
3) Parce que le couvent du Mont Sinai est habité par des hommes instruits et policés au milieu des barbares du désert, où ils vivent.“
Następuje rozkaz złożony z dziewięciu paragrafów:
Zabrania Beduinom arabskim wchodzić do klasztorów, w czasie wojen, które wiodą z sobą, w klasztorze szukać bezpieczeństwa i schronienia.
Pozwala odprawiać nabożeństwo do ich religii należące, w każdém miejscu, gdzie się tylko znajdować będą i we własnym kościele. Rząd czuwać nad tém będzie, aby nie mieli skąd jakiéj napaści, przeszkody.
Wolni będą od podatków, od haraczów corocznych, jak są wszystkiémi swojémi przywilejami ubezpieczeni, od ceł za przedmioty przywożone i wywożone do klasztoru jedwabne, owoce z ogrodów, i za to wszystko, co posiadają na wyspach Chijo, i w Cyprze.
Używać będą wszystkich praw, które im są zapewnione w Syryi i w Kairze. Nie będą płacić kontrybucyi z dóbr i własności. W każdéj prowincyi, przy zakazach wywozu zbożowego, od tego będą wolni. Czego im potrzeba dla wyżywienia swego domu, najbezpieczniéj, najswobodniéj przywozić mogą.
Żaden patryarcha, biskup, lub inny jaki duchowny nie należący do ich zakonu, zgromadzenia, władzy żadnéj miéć nie może, gdyż ta wyłącznie należy do biskupów i przełożonych z własnego ich zgromadzenia góry Synai.
Władze cywilne i wojskowe czuwać będą, aby zakonnicy góry Synai, używali najspokojniéj praw i przywilejów w tém piśmie oznaczonych.
Podpisany: Bonaparte, ręką własną.
„Vu et confirmé au Caire, le 16 Messidor 8 1800, République.
Le Général en chef de l'armée de la République Française en Egypte.“ Menou.
Dawne dzieła, które opisują klasztor Synaiski są następujące:
„Starożytne pamiętniki zakonne.“
„Notaty Synaiskiego arcy-biskupa Joasafa (Jozafata).“
„Historya cerkiewna przez Jerozolimskiego patryarchę Synaitę, Hektaryusza; i opisanie Synaiskiéj góry przez arcybiskupa Konstantego.“
Z tych dzieł ks. biskup Porfiry kijowski, zrobił spis Ihumenów Synaiskich, którzy od roku 558 na dostojeństwo biskupie byli wyświęceni.
Po Teodozym imiona biskupów w VII, VIII wieku są nieznane.
Piérwszy Jan, drugi Grzegorz, trzeci Abraam, czwarty Jan, piąty Antoni, szósty Onufry, siódmy Jan, ósmy Antoni, dziewiąty Symeon, dziesiąty Gabryel, jedenasty Symeon, dwunasty Makary, trzynasty Anastazy, cztérnasty Jan, piętnasty Piotr Arsenijusz; są zapisani w starym synajskim pamiętniku, na pargaminie, bez oznaczenia ich zasług i czynów, są tylko oznaczone lata kiedy żyli, kiedy umiérali.
Za cesarza greckiego Leona, zwanego Mądrym (886 — 912) ułożono spis wszystkich biskupstw, podległych patryarchom pięciu, zaliczając i rzymskiego. W tym spisie katedra Synaiska jest w liczbie arcy-biskupstw, należących do patryarchy Jerozolimskiego, od roku 886 zostało arcy-biskupstwem.
Arcy-biskup Юрій skończył życie we Włoszech roku 1038, chociaż pisarze szyzmatyccy świadczą, że wpływ, zwierzchność rzymskiego biskupa, zaczęła się od krzyżowych wojen; jednak wedle ich samych świadectwa, patryarcha Synaiski jeździł do Włoch, i tam umarł.
Arcy-biskup Syluan i Michał. Imię piérwszego jest napisane na arabskiéj księdze Cyrylla Jerozolimskiego; drugiego na grecko-arabskim psałtérzu, bez oznaczenia lat, w którym spełniali swój urząd.
Jan arcy-biskup umarł śmiercią męczeńską roku 1071.
Wiek XI jest najbardziéj interesującym. W nim rycerze chrześcijańscy zajęli Jerozolimę i panowali w niéj. Synaiska katedra była pod władzą Jerozolimskiego patryarchy, przeto duch katolicki przeszedł do góry Synai, i stosunki były ciągłe z łacinnikami. Przybywało wielu katolickich pielgrzymów, wtedy byli arcy-biskupami na św. górze: Sofronijusz, Marek 1112 r., Marek drugi 1150 r., Herman 1156.
Roku 1187 sułtan Saladyn zawładnął Jerozolimą. Katolicki Kościół na Wschodzie wtedy bardzo wiele ucierpiał. Żarliwość prawdziwéj i piérwotnéj wiary po téj klęsce w Synai powoli gasnąć zaczęła. Sułtan lękając się powrotu rycerstwa europejskiego z Zachodu, popiérał szyzmatyckich biskupów Focyanów, nimi osadzano patryarchaty, najszczególniéj Jerozolimski[17]. Arcy-biskupi Synaiscy w Jerozolimie brali sakry, potém w Aleksandryi.
Qd roku 1203 do 1250 było arcybiskupów siedmiu. Roku 1224 umarł w klasztorze Synaiskim patryarcha Jerozolimski Eutymijusz. W napisie jego grobowym jest wspomniany ówczesny Synaiski arcy-biskup Makary. W XIV wieku arcy-biskupi Synaiscy należeli do patryarchy Aleksandryjskiego i brali od niego święcenia. Od 1310 do 1426, przez lat 116, było arcy-biskupów przez Aleksandryjskiego patryarchę poświęconych 14. Jeden z nich Łazarz, był potém metropolitą Ateńskim. Marek pogrzebany pod ołtarzem sobornéj cerkwi, roku 1320. Marek i Jakób biskupi przybyli na górę Synai dla żywota pustelniczego, potém na ihumenów arcy-biskupów zostali wybrani. Biskup 14 Sawa około roku 1429 umarł.
Po Sawie, zmarłym 1429 r., rządzili ibumenowie bez święcenia biskupiego. Z nich jeden Makary, odezwę swoję do chrześcijan roku 1481 po łacinie przesłał, w tém dowodzi, że dawne stosunki góry Synai z światem Zachodnim katolickim nie były zerwane. Od roku 1429 do 1540 nie było biskupów. W 1540 roku patryarchowie Jerozolimscy na Synai wznowili biskupstwo. Do roku 1557 było dwóch biskupów, Sofronijusz od 1540 do 1545, Makary od 1545 do 1557.
Po Makarym przez lat ośmnaście nie było biskupa; sobór konstantynopolitański wyłącznie dla klasztoru Synaiskiego zupełnie zwichnionego, nié mającego biskupów zebrany, arcy-biskupstwo stałe roku 1515 ustanowił. Od tego czasu łatwo jest wszystkich ihumenów arcy-biskupów zamianować:
Roku 1481, dnia 10 kwietnia. Świadectwo dane przez przełożonego Makarego, wysłanemu do Europy Atanazemu, przedstawiając chrześcijanom potrzebę, nędze, uciski klasztoru Synaiskiego, zaczyna się od tych słów: Macarus, indignus Abbas sacrae Missionis in Monte Sinai omnibus habitantibus im civitatibus... orthodoxae fidei christianis et venerabilis sacerdotibus... nobilibus... gratia et pax et misericordia sit a Deo omnipotente i t. d.“
Klasztor Synaiski oddawna znał i używał języka łacińskiego, niepodobna myśléć, aby na ten raz jeden był użyty; oddawna byli z nim obeznani, i w nim biegli. Wysyłając li wyłącznie do Europy, to jest do chrześcijan katolików, i pisząc „orthodoxae fidei christianis,“ nie był zaciętym szyzmatykiem, bo by tego nigdy nie powiedział.
Już się zawiązywały nieporządki, nieposłuszeństwa między mnichami w klasztorze; dla téj przyczyny Eugenijusz, arcy-biskup przez sobór konstantynopolitański uznany i postanowiony, chciał złożyć przełożeństwo. Uprosili go starsi zakonnicy aby się został, i rzucił klątwę na tych, którzyby mu się nie powodowali.
Janczarowie Raifscy powiedzieli egipskiemu baszy, że księża Synaici, znajdujący się meczet na górze Synai zmienili na magazyn wódki. Fałszywe donosienie te rozdraźniło tak Turków, że chcieli klasztor zburzyć i pozabijać zakonników. Ojcowie sprzedali bardzo drogą czaszę, w której była święcona woda, i koronę Matki Boskiéj za 313,500 piastrów (rubli sr. 18,000) Turkom oddawszy, ocalili swe życie i klasztor.
Czternastego września arcy-biskup Ananijasz zrzekł się biskupstwa Synaiskiego na soborze w Kairze. Na jego miejsce wybrano Innocentego, który 31 paździemika tegoż roku, otrzymał święcenie biskupie w Jeruzalem, roku 1672, dnia 16 kwietnia przybył do monastéru Synaiskiego. „Zebrałem radę starszych mnichów, i na niéj postanowiliśmy, pisze arcy-biskup, do nowego muru przygotować kamień. Rok cały sami ojcowie z wielką pracą kamień bili, i ciosali. W tém przybył do nas poseł francuski z sułtańsko-cesarską eskortą. Przelękliśmy się ich i nie odważyliśmy się na nowo klasztor omurowywać. Z ociosanych kamieni zrobiliśmy kilka cel i kaplicę św. Pantaleona. Pozłociłem Ikonostas w sobornéj cerkwi. Na nowo wymalowałem ołtarz. Wszystko było ukończonem roku 1676. Odnowiliśmy cerkiew 40 męczenników. Niech Bóg przyjmie modlitwę moję za tych, którzy mi pomogli zbudować cerkiew św. Onufrego.“
1702 r. zrzekł się arcy-biskupstwa Innocenty I.; Koźma został wybranym. W odezwie dotąd zachowanéj patryarchy Jerozolimskiego, ustanawiającéj go arcy-biskupem, jest zlecenie, aby z radą ojców, zakonników starców Synaiskich, arcy-biskup według prawideł cerkiewnych rozporządzał i działał.
Michał Rakowica, hospodar mołdawski dnia 12 lipca ofiarował dla Synaiskiego klasztoru monaster Fistycki św. Mikołaja, będący dotąd jego własnością, blisko Jass, we wsi Fistycach, z należącym do niego klasztorem św. Łazarza w Jassach, i dziesięcią wsiami, z winnicami i młynami. Roku 1706 dnia czwartego listopada Grzegorz Hika, hospodar mołdawski darował 15,000 piastrów.
Przybył na górę Synai nowo wyświęcony z Jeruzalem arcy-biskup Atanazy. „Za pomocą Bożą rozłamaliśmy stare cele (mówi w jedném z pism swoich) zbudowaliśmy nowe trzypiętrowe. Rozebraliśmy stary, niepewny bardzo dach nad kaplicą św. Stefana, postawiliśmy nowy. W tymże roku okryliśmy mensę w kaplicy gorejącego krzaku kością słoniową, i w głównej cerkwi daliśmy nowe okna. Zrobił to wszystko mnich Cezary.
((c|1714.|przed=1em|po=1em}}
Dnia 20 marca przybył z Damaszku do synajskiego monastyru rzemieślnik, dla poprawy marmurowéj posadzki, i robotę w tymże roku ukończył za arcy-biskupa Atanazego.
R. 1720, dziewiątego Augusta, zeszedł z tego świata Atanazy arcy-biskup. Roku 1721, 22 października wyświęconym był Innocenty II. Przy wstąpieniu na arcy-biskupią katedrę Innocentego II, wydany był list apostolski patryarchy jerozolimskiego, który biskup Porfiry wyjął z kodeksu i dosłownie przełożył:
„Ojcowie synajscy pisali do nas, abyśmy uznali i potwierdzili naszą patryarszą hramotą, ich wybór Innocentego II, któregośmy wyświęcili, który jest ich prawdziwym ihumenem, naczelnikiem, i arcy-biskupem, i powinien święcie i nienaruszenie zachować wszystkie prawa bez najmniejszéj zmiany: 1) arcy-biskup utrzymać powinien wspólne życie, wedle zwyczaju poprzedników swoich, 2) nie przedsięweźmie żadnéj waźniejszéj sprawy bez zgodzenia się soboru, aby nie przynieść uszczerbku świętemu monastyrowi, 3) nie utworzy żadnéj partyi z niższymi, albo wyższymi, ani z Kreteńczykami, ani z Rumelijanami. Wszystkich uważać będzie za swych braci, za ukochane dzieci w Chrystusie. 4) młodych bezbrodych nie przyjmie do swego monastéru; srogo drugim zabraniać będzie, aby ich nie przyjmowali. 5) przebywać powinien nie w Egipcie, ale w klasztorze bez wyjazdu; i wtedy może się tylko oddalać, gdyby go wezwało bractwo, i to w potrzebie klasztoru synaiskiego, a gdyby się bez zezwolenia oddalił, pozbawiony będzie przełożeństwa i katedry. 6) zakonników spełniających różne obowiązki, nie będzie zmieniał wedle woli swojéj, ale za zgodą soboru starców. Wszystkie pisma w interesie klasztornym, w soborze zakonnym będą czytane. Sobór bez niego, on bez soboru, nic zrobić nie mogą. Te punkta były przedstawione arcy-biskupowi, i je podpisał. Jeżeliby własny podpis i zobowiązanie się naruszył, sobór prawo ma go sądzić. A jeśliby się sprzeciwiał, sobór przedstawia do nas, do sądu patryarszego; abyśmy arey-biskupa, jeśli na to zasługuje, poprawili, lub ukarali. 7) arcy-biskup jako głowa czuwać powinien nad tém, aby nie było w klasztorze żadnego nieporządku; ma wprowadzić, utrzymać karność; zakonnicy obowiązali się mu być posłusznymi, nie miéć woli swojéj własnéj, ale podlegać woli ogólnéj, aby Bóg Wszechmocny był uwielbiony ich jednomyślnością, i nie czynić żadnych partyj ani z wyższymi, ani z mniejszymi. Ktoby tylko czynił jaką partyą, jaki związek tajny, jest przestępcą, powinien być z klasztoru oddalonym. Ponieważ wszyscy się wyrzekli rodziny i ojczyzny swojéj, przeto nikt nie powienien ubliżać i lekceważyć czyje urodzenie mówiące: Ty Rumeliota, Kreteńnczyk, albo Cypryanin. Wszyscy bowiem są bracią, a jedyną ojczyzną jest święty klasztor na ziemi, a w tamtym świecie niebieska Jeruzalem. Nikt nie powinien nic oddzielnie trzymać za klasztorem to, co ma, ale we własnéj celi lub wspólnéj, aby po jego śmierci wszystko klasztorowi się dostało. Nikt nie powinien gotować oddzielnie, nawet arcy-biskup, chyba by był chorym. Arcy-biskup winien być dobroczynnym dla ubogich, litościwym dla cierpiących, srogim dla leniwych; a nadewszystko aby nie odstępował w niczém praw kościelnych, mając zdawać rachunek Bogu i nam z każdego, by najmniejszego zgorszenia. Wszyscy jemu podlegający ojcowie jeromonachy, jerodyakoni, starce, mnisi, powinni w modlitwach, nabożeństwach cerkiewnych wedle praw kanonicznych wspominać jego imię, szczególnie we mszy świętéj, słuchać jego rozporządzeń, zgodnych z prawami; uznawać go duchownym pastérzem, opiekunem we wszystkich potrzebach duchownych i doczesnych. Współdziałać, pomagać mu we wszystkiém, tak, jak on dla trzody swojéj siebie zupełnie poswięcił. Cześć i uszanowanie jemu okazywane zupełnie jakby było dla nas uczynioném, i Bogu, którego na ziemi przedstawia. Jeśli ktoby naruszył te prawa, jako pyszny, niepokorny, gardzący prawdą, wzbudzi gniéw i karę Bożą, i podlega anathemie.“ Pomimo listów pastérskich patryarchy, arcy-biskupi składali swoję dostojność, dla świętobliwego życia szli na pustynie, i na górę Synai, lub z powodu silnych rozprężeń ustępowali: jako Ananijasz, Innocenty I, Nicefor, i inni.
Arcy-biskupi Synaiscy brali święcenie od patryarchy Jerozolimskiego. Gdy go inny patryarcha święcił, byłby nielegalnym wedle ustaw soboru roku 1575. Co roku patryarsze Jerozolimskiemu arcy-biskup posyłał w darze daktyle, odbiérając wzajemnie obrazki. Arcy-biskup Synaiski w czasie liturgii ma prawo wstępować na tron w górze postawiony. W Jerozolimskim synodzie ma trzecie miejsce.<br
Arcy-biskupi Synaiscy mogą być patryarchami Jerozolimskiémi, jako wyświęcani w tym kościele i należący do tego patryarchatu.
Arcy-biskup Synaiski Marek r. 1503 został patryarchą Jerozolimskim.
Roku 1660, gdy Hektaryusz Synaita był na arcy-biskupa wybranym, przybył do Jerozolimy dla święcenia się. Sobór go Jerozolimskim patryarchą mianował. Kuźma rok jeden był arcy-biskupem Synaiskim; zajmował potém katedrę patryarszą w Konstantynopolu, a potém w Aleksandryi.
Do dyecezyi Synaiskiéj należą chrześcijanie, koczujący w górach, osiedli w Raiffie, i Grecy w Indyi Zachodniéj, w Kalkucie, w Dakii, i w Naringensie.
W monastérze Mardżynańskim świętych Michała i Gabryela, w czasie wojny niemieckiéj ihumen tego klasztoru Niemcom przytułek dawał. Po jéj ukończeniu, wojewoda Mikołaj Aleksander, hospodar wołoski za radą bojarów i za zgodzeniem się metropolity węgiersko-wołoskiego, klasztor ten oddał zakonowi Synaiskiemu; jak pisze w nadaniu: „dla tego, że Bóg objawił tam swoje prawa, i że tam kwitła świątobliwość Bożych mężów, i że klasztor nié ma się z czego utrzymać. Dodał poddanych Rumunów; cyganów, winnice i młyny z tém, aby Mardzynański klasztor był dobrze utrzymanym.“
Bardzo rzecz szczególna i rzadka we wschodnim Kościele, aby dawano dyspensę w bliskiém pokrewieństwie dla zawarcia małżeństwa. Na przedstawienie arcy-biskupa Synaickiego, dozwolił patryarcha Jerozolimski mieszkańcom Kaifskim, łączyć się w bliskiém pokrewieństwie z powodu małéj ich ludności i oddalenia, od swych jedynowierców.
Sułtan Mabmud I ustanowił nowy systestemat podatkowania, rozkazując zbiérać z rajów, to jest z chrześcijan i z żydów daleko większy, jak płacili mahometanie, po 60, po 30, i po 15 piastrów z głowy, i wysłał do Egiptu Ac-Effendi, dla zbiérania tak zwanego haraczu z Koptów, Ormijan, Greków, i z żydów; zażądano od Synaitów. Wtedy zakonnicy, chociaż przedstawiali przywileje, firmany sułtańskie dla otrzymania nowego świadectwa, uwalniającego ich od haraczu, zapłacili 789 dukatów. Zrobiono wtedy spis zakonników; było ich 72.
Za arcy-biskupstwa Nicefora V było trzygodzinne zaćmienie księżyca. Nicefor zrzekł się arcy-biskupstwa, pojechał do rodzinnéj wyspy. W domu należącym do klasztoru zamieszkał, zapewniwszy sobie do śmierci z własności swojéj w Krecie dochody. Zrzekł się arcybiskupstwa r. 1746; roku 1748 umarł.
Wypadł ogromny śniég na Synai. Zakonnicy trzy dni go z klasztoru wyrzucali, w okolicznych górach leżał przeszło miesiąc, i popsuł ogrody.
Fest św. Katarzyny, innego dnia obchodzono w Iliryi, innego w Grecyi. Tę kwestyę rozstrzygnięto na soborze w Konstantynopolu, w Illiryi, i w Rosyi zalecono obchodzić wedle dawnego zwyczaju 24 listopada, na pamiątkę śmierci; w Grecyi 25, na pamiątkę przeniesienia Jéj relikwi.
Dla poprawy klasztoru zakonnicy posłali do Damaszku po kamieniarzy. W Egipcie wtedy zboże podrożało, przeto w Gazie kupili pszenicy trzysta ardebów (po 10 pudów jeden ardeb) i odesłali do klasztoru, dla sprowadzonych robotników większego zapasu chleba potrzebowali. Beduini zwani Sherridowie wstrzymywali przywóz chleba i uchwycili przemocą 20 ardebów pszenicy. Ojcowie zanieśli skargę. Beduini jednego z nich uchwycili, trzymali w więzieniu chcąc skłonić zakonników, aby się zrzekli swych pretensyj, i uchwyconego mnicha wypuścić nie chcieli. Zakonnicy musieli gowykupić. Przyszedł potóm nowy zapas z Egiptu 220 ardebów pszenicy, Ohnam Bebel na czele swego plemienia napadł, i cały zapas zabrał. Zaledwie zakonnicy z rąk ich wyrwali trzech mnichów, którzy byli przy transporcie. „Przybyło do nas, pisze ihumen, cztérech z Egiptu pielgrzymów, przepędzali z nami Wielkanocne święta. Wyszli z naszego klasztoru dla odwiédzenia miejsc świętych, z nimi wyszli jako przewodnicy zakonnicy nasi. Spokał ich Ohnam Bebel, naczelnik Beduiński, zabrał wszystkie rzeczy, jakie mieli, i naszą skrzynię z ornatami; uprowadził ich w dolinę Ramle. Nazajutrz przyniósł nam skorochód nasz pismo z Kairu uwiadamiające, że trzech nowicyuszów z mnichem starcem dążyli do klasztoru, mające zapasy séra, czosnku, i z suszonéj pszenicy krupy. Uchwycili ich Beduini Ohnama. Troskaliśmy się mocno i o tych, którzy od nas z klasztoru wyszli, i o tych, którzy z zapasami dążyli. Jeden los ich spotkał, posłaliśmy do więźniów list, przez pewnego człowieka, prosząc, aby, jeśli mają jakie piéniądze, oddali je posłańcowi dla ocalenia od Arabów. Oddali wszystko, co mieli, ale Arabi zrewidowali posłańca, i piéniądze odebrali. Takie uciski, napady, gwałty w roku 1775 cierpiał klasztor od Beduinów. Kiedy ci pielgrzymi znajdywali się w namiotach Olmama, który był z plemienia Awarymów, brat jego nocą tajnie wyprowadził dwóch, i umieścił w namiocie Sebiba Kerassi, który ich jako gości i krewnych przyjął, na znak tego przywitał, mówiąc: „marchaba-kum.“ Ohnam zaraz ze świtem opatrzywszy się, że więźniowie zniknęli, poszedł ich śladem i wyszukał w namiocie Sebiba; zabrał z sobą i wybić kazał kijami. Sebiba obraził się, i silnie poróżnił z Ohnamem i procesował za złamanie gościnności w jego domu. Nakoniec potrzymawszy ze trzy miesiące u siebie pielgrzymów i mnichów, oddał ich Ohman do klasztoru.
Uład Saiddi, beduiński naczelnik, klasztor oblegał, groził, strzelał, żądał wydania zapasów, ale za pomocą Bożą nie uczynił żadnéj szkody. Zakonnicy przez braci mieszkających w Kairze, do władzy na gwałty im uczynione zanieśli skargi. Żadnego nie otrzymali zadośćuczynienia. Uprzedził ich Szech przed Ali Bejem, i zakonników oskarżył, że Arabów więzili, i z ich powodu Arabi wszyscy w okolicznych górach są zburzeni, i zbuntowani. Uwięziono zakonników w łańcuchach na szyi; za staraniem sekretarza beja, przychylnego klasztorowi zostali uwolnieni, ale wszystkie zabory beduińskie nie były zwrócone, i za uwięzienie trzy miesięczne pielgrzymów, nie otrzymali zadośćuczynienia.
Jedynastego grudnia, na samym szczycie góry Synai, gdzie Pan Bóg nadał 10 przykazań Boskich, cerkiew, zbudowaną przez Justynijana, która 1250 lat istniała, zniszczyli Arabi Beduini z pokolenia Mezenitów, z powodu ich przesądu, że ta cerkiew na szczycie góry stojąca była powodem suszy strasznéj, zniszczyli obmurowanie ogrodu, i zapalali już bramę klasztorną, chcąc wszystko zniszczyć. Strzelając z ręcznéj broni i armatek obronili się i odpędzili ich zakonnicy. Pojechali ze skargą na nich do Kairu i wzięli z sobą 4000 piastrów. W Suezie saidowie wszystko wydarli.
Z tego powodu było wielkie a podobno piérwsze w tym rodzaju zebranie Synaiskich Beduinów i zakonników. Uznano uład saidów winnémi, musieli wrócić zabrane piéniądze. Z tych zakonnicy dobrowolnie rozdali 3000 piastrów Beduinom, tylko 1000 im się z téj grabieży zostało. Ale Arabi ustanowili prawa, które odtąd hamowały ich więcéj, jak miejscowe władze. Księża już byli bezpieczniejsi.
Po raz piérwszy, czego przedtém nigdy nie bywało, Konstanty, dyakon pojechał do kijowskiéj rosyjskiéj duchownéj akademii; dał, wyjeżdżając, zobowiązanie się na piśmie, że do Synaiskiego klasztoru powróci. Został tu potém arcybiskupem.
Księża Synaiscy dali na piśmie zezwolenie jednomyślne Konstantemu, arcy-biskupowi przeniesienia się do Konstantynopola, dla zarządu klasztornémi dobrami w Wołoszczyźnie i Mołdawii; gdyż wedle prawa i starego zwyczaju arcy-biskup nigdy nie powinien się wydalać z klasztoru. To spowodowało większy upadek moralny klasztoru Synaiskiego.
Mehemed Ali, basza Egiptu, niepokojących na nowo klasztor Synaiski Beduinów, zupełnie ukrócił. Złożyli Alemu księża 1000 piastrów.
W latach 1821 i 1822, w czasie wojny greckiéj, zamordowano cztérech Synaitów, dwóch w Cyprze, a dwóch na wyspie Chios.
Grek jeden, zwany Chadzi Aleksy, dla handlu przeniósł się do Indyj pod opiekę angielskiéj kompanii, z nim inni Grecy. Gdy było ich stu przeszło, założyli cerkiewkę pod tytułem Przemienienia Pańskiego, która roku 1782 była skończoną. Przysłano z Synaiskiego klasztoru do téj cerkwi, jako należącéj do arcy-biskupstwa Synaiskiego, do patryarchatu Jerozolimskiego, księdza Dyonizego, który umarł roku 1829 w Kalkucie. Następca jego Ananijasz, przemieszkawszy tu lat 17 powrócił do klasztoru. Ta cerkiew nie miała szkoły, uczonych księży, niczém się nie odznaczyła. Do tej nielicznéj gminy chrześcijańskiéj greckiéj należał Dymitr Gałanos, uczony helenista; miłością ojczyzny słynął, gruntownie znał starożytny język i literaturę grecką, uczył się w Missolango, gdzie był nauczycielem znakomity Palamo, potém w Patmos, stamtąd udał się do wuja swego cezaryjskiego metropolity, członka konstantynopolskiego synodu Grzegorza, tam mieszkał do roku 1786. Gdy jeden z możniejszych Greków, mieszkający w Kalkucie zażądał nauczyciela, pojechał, i cztérdzieści lat mieszkał aż do śmierci. Pragnął powrócić do Athos, ale umarł w Kalkucie r. 1833, urodzony 1760. Poświęcił się naukom i językom indyjskiemu, angielskiemu i perskiemu. Wszedłszy w stosunki z najuczeńszymi braminami, przetłumaczył z sanskrytu dzieła nigdy nieznane indyjskie, filozofa Sanakeja i poety Zagannaty. Powszechnie był szanowany od Indyan, kochany od Greków. Indyanin na grobie jego napisał kilka wiérszów. Zapisał przeszło 8000 rs. i wszystkie książki i rękopisma szkole Ateńskiéj. Fundusz jego został węgielnym kamieniem tego uniwersytetu, w Atenach ma pomnik.
Błahoczestywi zwykli się chwalić i głoszą, że ich kościół po całéj kuli ziemskiéj się szérzy, i nazywają kościołek indyjski misyą w Kalkucie. Żadnéj tam misyi nié ma, Grecy miejscowi zbudowali cerkiew, i przybył do niéj Synaita, który w święto tylko odprawia liturgiją. Kazań nigdy nie miéwa, w konfesyonale go nie widać tylko raz na rok, koło Wielkiéjnocy. Grecy, jak Rosyanie, lekceważą swoich duchownych i nimi pogardzają. Gałanos, Grek indyjski był umiarkowańszy, uspokoił gorszący spór parafijan z parochem w Kalkucie, a w piśmie swojém o księdzu Dyonizym, proboszczu cerkwi greckiéj w Kalkucie, odzywa się w najostrzejszych słowach, jako o człowieku niegodnym swego powołania. Gdyby nawet i tak było, nie godziło się pulicznie potępiać własnéj religii kapłana.
Grecy osiedli w Indyach, w miastach Dace albo Dakkii, i Naryngensii. Panajuci, syn Chadzy-Ałeksego, fundatora cerkwi kalkuckiéj, zaczął budować i w Dakii, dom modlitwy, który w roku 1811, na początku 1812 był ukończonym. Do Dakki naznaczonym został Archimandryta Grzegórz, który przybył z Konstantynopola, człowiek uczony i ukształcony, lubił mówić publicznie; przybywszy do Kalkutty miał długą mowę 29 listopada 1812 r. przy otwarciu nabożeństwa w skończonéj cerkwi. Po zwyciężeniu Napoleona w roku 1812 z własnego instynktu, uroczyste nabożeństwo dziękczynne odprawił, mowę miał. Jego mowy przełożył ksiądz Porfiry, i w dziele swojém umieścił. Grzegórz, Archimandryta miał władzę nadaną od patryarchy ekskommunikowania z cerkwi, z społeczeństwa wiernych, bluźnierców i tych, którzy jawnie mieszkali z nałożnicami, do cerkwi ich nie puszezał, sakramentów nie udzielał, nie dozwalał się żenić z osobami innego wyznania, anglikankami, chyba w największéj potrzebie. Grecy zaczęli nadużywać udzielonéj im dyspensy, nie zważając, że Kościół wschodni zawsze się temu sprzeciwiał, żenili się z osobami, nie należącémi do wschodniego Kościoła. Odważny i śmiały, walczył z nałogami jawnéj rozpusty i zupełnego zepsucia obyczajów. Grecy indyjsey postów zupełnie nie zachowywali; zaledwie Arehimandryta ich skłonił do obserwowania piérwszego i ostatniego tygodnia Wielkiego postu, i dwóch dni w innych tygodniach: środy i piątku. Powtarzał często: „Od waszych grzéchów zgorzkniało serce moje, a lica okryły się wstydem. Jako hańba dzieci spada na rodziców, równie grzechy duchownych dziatek ciężą na ojcu ich, pastérzu. Proszę was, bracia, wstrzymajcie się od téj bezbożności i życia zwiérzęcego. Niechaj starzy nie gorszą młodych, a młodzi dzieci. Albowiem zginiecie wszyscy od gniewu Bożego. Jeżeli nie będzie 10 albo 5 sprawiedliwych, wiécie, że P. Bóg całe miasto, całą społeczność wygubi, tak, jako zniszczył Sodomę i Gomorę. Jeszcze raz proszę was, przestańcie tak żyć jak dotąd i działać. Inaczéj ja was policzę; grzech wasz opowiem cerkwi. Wedle słów apostoła Pawła, cerkiew usłyszawszy o takiém życiu waszém odpędzi was od siebie, i zamknie drzwi swoje. Jeszcze raz proszę was, wykorzeńcie złe, grzéch w samym zarodzie, aby nie pożarł ciał waszych. Zgaście ogień grzechu, aby nie spalił was płomień jego.“
Był to żarliwy kapłan, ukształcony. Grecy indyjscy żyjący kupczeniem prowadzili życie jako sodomici, nie zachowywali praw, zwyczajów, obserwowanych w cerkwi wschodniej. Publicznie, jawnie żyli z nałożnicami, byli chrześcijanami z imienia tylko. Po pięciu latach Archimandryta powrócił do Konstantynopola. Patryarcha ówczesny Cyrylii chciał go na biskupa wyświęcić, i na powrót do Indyj odesłać. Ten zamiar z powodu śmierci patryarchy nie przyszedł do skutku i Archimandryta został w Konstantynopolu i umarł tam 1825 roku. Po nim nastąpili księża synajscy. Już nie było tak żarliwych jak Grzegórz kapłanów i wymownych; stan religijny i moralny w Indyach jeszeze się bardziéj pogorszył.
Bractwa w Kościele katolickim, są to zgromadzenia ludzi świeckich, z zakonami złączone duchownie. Zajmują się zbiéraniem składek, przynoszą rozmaite kościołowi, zgromadzeniu zakonnemu pomoce; fundują potrzebne światło, zobowiązują się do pewnych stałych modlitw, grzebią swym kosztem ubogich zmarłych i osiéroconych; towarzyszą i odprowadzają do grobu. Asystują idącemu księdzu z Przenajświętszym Sakramentem; leczą, odwiedzają chorych, szczególnie ubogich; zbiérają i rozdają jałmużny. Łaski szczególne i odpusty przez Kościół święty są bractwom nadane.
Przez bractwo synajskie rozumieć należy zakonników do tego należących klasztoru, którzy mają wielki dom klasztorny w Kairze, wyłącznie ustanowiony dla interesów klasztoru, dla pośrednictwa z rządem, przedstawiania próśb, skarg, i zyskiwania potrzebnych rozkazów. Wszelkie zapasy od klasztoru potrzebne ztąd wyprawiają; z tego domu rządzą dobrami klasztornémi. Bogatsi kupują prawo zarządadzania majątkami; oddani są interesom i wiodą niezależne życie. W Kairze, w téj kantorze klasztornéj zakonników mieszka trzydziestu, którzy się bractwem synajskiém zowią, bracią zakonu synajskiego, nie śpieszą się do klasztoru; wielu jest, którzy go nawet nie widzieli. Nie mają przy tym dworze swojéj cerkwi; w domu odmawiają jutrznię, nieszpory, godziny. Na nabożeństwo dla odprawienia lub słuchania mszy św. chodzą do cerkwi patryarszéj, albo do téj, która jest na cmentarzu. Do Synai wysyłają ubogich, zupełnie chorowitych, niepiśmiennych, nieuków, prostaków, albo winnych.
Na Wschodzie, chociaż nikt klasztorów nie kasuje, gdyż tam nié ma łakomstwa na ich majątki, jak w Europie; pomimo tradycyi piérwotnéj świętobliwości same przez się upadają. Gdzie już nie dochodzi słońce, w ciemności i wilgoci formuje się powietrze niezdrowe, i żyć tam nie można.
Ci, którzy mieszkają na górze Synaj, nigdy z klasztoru nie wychodzą, chyba gdy odprowadzają umarłego na cmentarz, albo idą z pielgrzymami, wskazując im miejsca święte.
Obiadują wspólnie, miéwają na obiad poléwkę z soczewicy lub z jagieł, oliwki, gotowane owoce, czasem daktyle i ryby. W święta piją wino, a codziennie wódkę daktylową. Kiedy po obiedzie z refektarza wychodzą, kucharz i szafarz schylają się do połowy i proszą o przebaczenie, a przed przełożonym upadają do ziemi. W celi oprócz obrazów, i drewnianego łóżka z rogożą, i dzbana z wodą nie nie mają.
Dla wstrzemięźliwego życia są zdrowi i żyją długo. W niedziele i w uroczyste święta, po obiedzie poświęca się chleb, i czasza z winem, każdy po trochę kosztuje, na pamiątkę braterstwa w Panu i Zbawicielu naszym. Umarłych braci grzebią w klasztornym ogrodzie przy małéj cerkwi, pod imieniem Wniebowzięcia N. M. Panny. Po upłynieniu trzech lat wykopują z ziemi ich kości, omywają winem i oliwą i przenoszą do wspólnego grobu, w ziemi zbudowanego. Pod ścianą złożone są kości samych braci. Na ławie jest tułub siedzący jednego zakonnika Stefana. Czerep trzyma się na szyi, i nie oddzielony jeszcze. Dwa razy grzebią umarłego człowieka; zaraz po śmierci, potém kości kładą się w urnę i mieszczą w wspólnéj kostnicy, która jest na kształt kaplicy pod dachem. W niej napisy grobowe opowiadają żywot umarłych.
Bractwo synajskie czyli wszyscy klasztoru synajskiego zakonnicy stanowią sobór, który Arcybiskup zwołuje, i z nim działa. Sobór Areybiskupa wybiéra. Do tego wyboru i do wszystkich rad duchownych, należy i bractwo Dzuwanii. W Kairze dom, w którym mieszkają synajscy bracia, nazywa się Dzuwanija.
Cesarz Justynijan nadał im cały półwysep synajski, 7000 wtedy mieszkało zakonników, którzy zajmowali się uprawą ogrodów. Beduini ich wypiérali, i cały półwysep zagarnęli; zajęli miejsca do klasztoru należące, wymienione w bulli Ojca św. Grzegorza IX w XII wieku. Dziś posiadają przy klasztorze ogród, w którym są wysokie cyprysy, topole, i drzewa owocowe, jabłonie, gruszki, granaty, brzoskwinie, śliwkowe drzewa, pigwy, drzewa morwowe, oliwne, migdały, i winogrady, i uprawiają jarzyny. Między Chorywem, Horebem i górą św. Katarzyny w dolinie El-Ledzia, przy wejściu do niéj są dwa ogrody; jeden około cerkwi M. Boskiéj, drugi przy rozwalinach klasztorku św. Piotra i Pawła. W tych ogrodach są jabłonie, oliwne drzewa, brzoskwinie, płyną z gór strumienie słodkiéj wody, i dobywają węgiel na opał. W dolinie Tolińskiéj rosną granaty, i jest gesty las oliwny. Koło wsi Raify mają ogromny ogród daktylowy, w którym jest sześć źródeł. Co roku zbierają tam 300 ardebów to jest około 3000 pudów daktylów. Z nich robią wódkę na użytek klasztoru, i w Kairze sprzedają; z lepszych daktylów konfiturę smaczną i wonną. Sok ugotowawszy z cukrem wléwają w formy i suszą. Robią oliwę do stołu i do lamp. Dawniéj większa była urodzajność drzew. Z grzędy zakonnik miał na swój użytek po 800 granatów. Nie orzą tu i nie sieją; kupują chleb w Egipcie; dostawa wielbłądami bardzo wiele kosztuje, gdyby innych dóbr nié mieli, żyćby nie mogli.
Do klasztoru należy 27 domów w Kairze, ze sklepami, które się najmują. Domy zostały nabyte w różnych czasach, i testamentami niektóre są zapisane. W Aleksandryi roku 1835 zbudowano na głównéj ulicy wielki murowany dom trzypiętrowy, który najmują; zarządza nim ksiądz synaita. W Indyach mają nabytych kilka domów, i przysyłają im ze składek piéniądze.
W Trypoli do nieh należy ogród oliwny, który daje corocznie 180 pudów oliwy. W Damaszku mają to, co posiadali w XIII wieku, domy, i za miastem trzy winnice; jak w bulli wymienione. „In civitate Damasci Ecclesiam Sancti Georgii et domos et extra civitatem tria virgulta.“
W małéj Azyi. W Brussie i Smyrnie mają domy, i tam zbiérają u chrześcijan jałmużny.
Posiadają w Krecie ogrody oliwne i winnice. W czasie wojny greckiéj te ogrody były zniszczone; księża zadłużyli się na sumę 150,000 piastrów, dla zapłacenia długów część własności swojéj sprzedali. W Samos, w Cyprze, Chijos, Rhodzie, Mitylenie, i w Lemnosie osiedli księża synajscy, i mają swoje gospodarstwa.
W królestwie greckiém mieli księża synajscy trzynaście majątków, które im rząd skonfiskował, ale potém zwrócił, równie mnichom z góry Athos, i dobra do jerozolimskiego duchowieństwa należące.
Księża synajscy w europejskiéj Turcyi mają wiele swych domów; w Tessalii, Macedonii, w Epirze, w Tracji, w miastach Laryssie, Adryanopolu. W Konstantynopolu była rozwalona parafijalna grecka cerkiew; gorliwsi chrześcijanie kupili to miejsce i zbudowali dom wielki; ofiarowali go synajskiemu klasztorowi. W r. 1686 poseł rosyjski przy porcie ottomańskiéj wyrobił pozwolenie wprowadzenia tam cerkwi pod tytułem św. Jana Chrzciciela. W niéj księża synajscy śpiewali liturgiją. Roku 1744 pożar zniszczył dom i cerkiew, którą odnowiła cesarzowa Elżbiéta.
Znaczne majątki posiada klasztor w Mołdawii i Wołoszech, które przynoszą 75,000 rubli srebrem rocznego dochodu, z ofiar pobożnych, gorliwych hospodarów. Klasztory Mardzynański, Rymnikski, Tistycki, Formaza, ze wszystkiémi majętnościami i dobrami. W Bukareszcie klasztorny dom, i trzydzieści domów w mieście, które się najmują; klasztor św. Mikołaja w Gałaczu zapisany przez patryarchę konstantynopolitańskiego Atanazego.
W Tyfisie mają dom i sklep. W Kijowie mieli dawniéj własność swą, którą utracili.
Wedle starego wschkodniego zwyczaju, egzystują tam tak zwani Epitropi; to samo co u nas syndykowie. Ludzie świeccy wybrani, lub z własnej pobożności poświęcają się, trudnią się wszystkiémi interesami klasztoru, w juryzdykcyach zbiérają jałmużny, kupują co potrzeba dla klasztoru; a jeśli synaita zjedzie do wielkiego miasta, czy jest w podróży, czy dla interesów klasztornych; wysłany, u Epitropa mieszka, jak w domu własnym, i utrzymuje się jego kosztem.
Z dawnych czasów na Wschodzie zapisywano wielkim klasztorom klasztorki mniejsze z domami do nich należącémi, z dobrami; jak n. p. w Mołdawii i Wołoszech z pięć klasztorków do synajskiego należy. Synajski klasztor wysyła swego tak zwanego Eksarchę, który zarządza klasztorkiem małym, utrzymuje go w porządku, a dochody do głównego klasztoru odsyła. Są i kwestarze, z greckiego nazywani Taksydyarowie, zakonnicy, którzy z relikwijami świętych Pańskich, otrzymawszy błogosławieństwo i pozwolenie od biskupa, do którego dyecezyi się udają, jeżdzą po wsiach i miastach, święcą wodę, mają nauki, spowiadają, obchodzą z relikwijami najdalsze miejsea. W księgę, która się pamiętnikiem nazywa, wpisują żywych i umarłych. Zbiérają jałmużnę: pieniądze, chleb, rzeczy, wszystko, co kto daje. Kupują domy, własności, ziemie dla klasztoru. Zakładają domy klasztorne, to jest dziedzińce ogrodzone, w których i budowy różne, i cerkwie się mieszczą. Te pielgrzymki, podróże od dziesięciu do siedmnastu lat trwają. Wracają potém do klasztoru, z wielką czcią przyjmowani. Oddają co zebrali, co dla klasztoru przysporzyli. W czasie trwania taksydu kwesty, mieszkają u Syndyków, czyli u Epitropów. Za czasów potęgi tureckiéj, która tępiła chrześcijaństwo, ci kwestarze utrzymali religiję chrześcijańską, i wstrzymali renegacye, które były już bardzo wielkie. Po najdalszych chodzące zakątkach, gdzie nie było kapłanów, modlitwą, nauką, święcéniem wstrzymywali od przyjęcia islamizmu, utwierdzali w wierze, zachęcali do wytrwania. Ocaliła i uratowała religiją chrześcijańską, będącą w najwyższém niebezpieczeństwie, i prześladowaniu; ta jedyna tylko misya cerkwi wschodniéj przyniosła zbawienne owoce. Dawniéj klasztor synajski wysyłał 60 taksydarów; dziś tylko trzydziestu.
Rząd egipski obowiązany bronić od Beduinów klasztor synajski. Wolny od cła i haraczu może majątki swoje darować, zakładać, powiększać, jak się podoba bez żadnego ograniczenia i przeszkód rządowych. Mają prawo miéć jeden swój statek na morzu pod własną flagą.
„Za staraniem papieża Ojca św., mówi ksiądz biskup Porfiry, czytał w zakonnym kodeksie, że król portugalski przysyłał corocznie do klasztoru synajskiego, po 150 realów. Z Mesyny, gdzie do roku 1677 mieli swoję własność, corocznie pobiérali po 540 skudów (znaczy 810 rubli srebrem), a z Palerma po dwieście.
Poddani klasztorni są potomkami tych, których Justynijan na Synai dla obrony i usługi klasztoru zasiedlił, przyjęli wszyscy islamizm, (ostatnia chrześcijanka umarła roku 1750) zwyczaje, sposób życia Beduinów; miéwali w swoich namiotach różnych zbiegów, śladu już nié ma ich pierwotnego pochodzenia. Nie odróżniają się od Arabów miejscowych, chociaż z tradycyi i dziejów wiemy, że nie są miejscowi, ale zasiedleni. Arabi beduini z tymi poddanymi klasztornymi, acz mahometanami, w małżeństwa nie wchodzą. Poddanych klasztornych już nié ma więcéj jak 2000 osób z żonami i z dziećmi; dorosłych, silnych, mężczyzn zdolnych do pracy jest pięciuset. Dzielą się na plemienne rodziny, mające osobne nazwiska. Koczują koło klasztoru w górach i dolinach, pracują we wszystkich ogrodach klasztornych; szczególnie w daktylowych, koło Faranu, w dolinie Tolińskiéj palą węgiel, łamią, ciosają kamienie. Do wszelkich robót klasztornych są używani, oprowadzają pielgrzymów po miejseach świętych, które są blisko klasztoru, i biorą za to nagrodę od księdza ekonoma. Nié mają wielblądów, przeto przewodnikami do Kairu są inni arabi. Poddani pobiérają, z klasztoru, stali robotnicy po piętnaście rubli rocznie, obuwie, odzież i pieczony chleb raz we dwa dni, chleby nie wielkie pieczone z mąki z otrębami zmieszanéj. Mężczyzna dojrzały na dwa dni odbiéra pięć bochenków, kobiéta trzy, młodzieniec trzy, dziewczyna dwa, i dzieci po dwa. Na rok wychodzi dla poddanych po 5000 pudów mąki, do tysiąca korcy. Ci ludzie jedzą trawę, korzonki roślinne, i są w ubóstwie i nędzy. Są przywiązani do klasztoru, nie było przykładu, żeby się kiedy zburzyli, przyłączyli się do beduinów, i popełnili w klasztorze kradzież, albo dopuścili się morderstwa. Kiedy spotykają przełożonego, całują go w nogę. W roku 1831 w czasie napadu Szecha beduinów wiernymi byli klasztorowi. W razie napadu arabów, siedmdziesięciu poddanych z bronią wejść powinno do klasztoru dla jego obrony. Zakonnicy ich jednak nie używają. Ręczną bronią i armatkami odpędzają beduinów. „Poddanym, mówi ksiądz biskup Porfiry, oprócz chleba, na rok jeszcze dla każdego dają po dziewięć arszynów płótna, i suknią wierzchnią, tkaną z wielbłądziéj skóry. Jak się urodzi chłopiec poddany, matka przynosi go, i podniósłszy na ręku woła: Ojcowie święci, urodził się wam poddany, udzielcie jemu błogosławieństwa, i chleba. Ekonom daje dla nowo narodzonego kawałek płótna, chléb, i trochę kawy i cukru; a kiedy umrze poddany klasztorny, daje się jemu koszula śmiertelna z mydłem. Jak tylko wyjdą wszystkie zapasy chleba, zakomnicy wzywają szechów dla obejrzenia swoich składów, i wysyłają ich do Kairu za zbożem. Bisty, to jest suknie z wełny z wielbłądów, noszą zakonnicy jeśli jadą w drogę, i kiedy się udają do urzędu cywilnego.“
Arabów beduinów trzy plemiona są w przymierzu z klasztorem; mają stałe z nim umowy. Nazywają ich Kafirami. Przybyli na Synai w czasie zawojowania Egiptu, i od naczelnika swego Salecha nazywają się Salechami; koczują 2 małémi stadami w dolinach krzaczystych. Ci kafirowie zowią się Alejkjafy, Uład-Saidy, i Awarymi. Alejkafowie koczują w dolinie Nasb na zachód, dość daleko od klasztoru; Uład-Saidi, i Awarymi bliżej w dolinie farańskiéj. O tych plemionach, Hektaryusz Arcybiskup synajski i metropolita jerozolimski w XVII wieku mówi: „Plemiona kafirów przywiązane są do klasztoru, troskliwie go bronią i służą zakonnikom. Na mocy umowy z klasztorem, wszystkie zapasy żywności, wszystkie materyały, wyłącznie sami tylko dostarczają z Kairu; a klasztor nie powinien utrzymywać własnych wielbłądów i mułów. Ża te dowozy płacono im od ardeba, to jest od dziewięciu pudów po 25 piastrów z dodatkiem chleba i poléwki.“ Klasztor w roku 1838 zrobił nową umowę i płaci im po 40 piastrów od ardeba, bez żadnego już dodatku. Te plemiona wyłącznie odwożą i przywożą pielgrzymów do Kairu, lub z Kairu, biorąc od nich za ten przejazd od Kairu do Synai 150 piastrów od osoby, oprócz procentu, tak zwanego bakszysz; wyjąwszy rosyjskich pielgrzymów, którzy płacą tylko 80. Jest jeszcze plemion arabskich sześć na półwyspie synajskim, które nié mają żadnéj umowy z klasztorem. Są to wolne dzieci pustyni; należą do władzy Baszy, egipskiego wice-króla. Rząd egipski na Synai nié ma urzędników i żołniérzy; z tych plemion pustyni nie bierze podatku, ale w karności ich utrzymuje. Od czasu Mehmeta Alego arabi koczujący przestali być niebezpiecznymi; nie utracili niezależności i wolności, ale zostali najzupełniéj ukróceni, uśmierzeni, zmuszeni do zawiérania umów, do szanowania pielgrzymów i własności klasztornéj. Czego nie zdołał uczynić, nie dokonał rząd cesarskoturecki przez tyle wieków, dopełnił dzielny, wiekopomny Mehemet-Ali, który cały Egipt z gruzów podźwignął, i dzielném ramieniem dosiągł pustyni, w niéj zaprowadził pokój, i bezpieczeństwo.
Arabów koczujących na półwyspie synajskim jest teraz zaledwie 7000 z żonami i dziećmi. Mówią po arabsku; nazywają się Ducheiry, Karaszy, Beni-Wezel, Beni-Sulejman, Terabini, Mezenici. Trudnią się połowem ryb, koczują przy brzegach morza Czerwonego, i na drodze z Suezu do Symai. Każde z tych plemion ma naczelnika, który jest ich sędzią. Uznają Mahometa prorokiem, ale nié mają meczetu, Koranu, Imanów, kłaniają się jutrzence, gwiaździe porannéj. Przed wschodem słońca nabożeństwo się ich już kończy. Wedle zachowanego dotąd podania, plemiona te były chrześcijańskiémi. Szlachetni są, gościnni, i wierni danemu słowu, ale gwałtowni i mściwi, najzupełniéj wolni, lecz ubodzy. Są jako nasi niegdyś Zaporożee, tylko nie żyją z rabunku, ale z małéj trzódki, którą pasą w dolinach gór Synaiskich.
„Ujrzeliśmy, mówi ks. biskup Porfiry, olbrzymi szczyt Synai między górą Roteb, a wspaniałym węgłem Ed-Deira, czyli św. Epistymii. Z téj głównie strony Synai jest dziwnie olbrzymi i wielki. Oddzielony zupełnie, podniesiony ku niebu, niczém nie zasłoniony, jak piramida; jest w tém jedynie miejscu, jakby podnóżkiem Jehowy. Długo stałem przed obliczem Synai, zachwycałem się prześliczną jego wielkością! Dusza, która przeczuwa prawdę, umysł który ją odgaduje, nim przekonają go gruntowne dowody, upewniły mię, że niezawodnie z téj strony, a nie od Chorywu, Horebu jak utrzymują niektórzy, stali Izraelici, kiedy poraz piérwszy dane im były dziesięcioro przykazań, i kiedy w przerażeniu od burzy, piorunów, i trzęsienia ziemi, prosili Mojżesza, aby sam tylko rozmawiał z Bogiem. Te moje wewnętrzne niezachwiane przekonanie stwierdzają jasne dowody. 10 Z téj strony Rachskie Pole daleko jest obszérniejszém od Chorewskiéj Rachy, i na niém mogły się pomieścić milijony ludzi. 20 Z téj strony cała góra Synai odkrytą jest i widną jakby pomnik jaki. Przed obliczem jego stojąc Izrael, mógł widziéć kurzący się ogień z rozpadlin „jego, nad nim groźne burze, i słyszéć głos Boga, któremu jakby wtórowały echa góry. Z przeciwnéj strony zupełnie jest niewidzialnym szczyt góry Synai.“
„W Rachii Rotebsko-Synajskiéj, były dane Dziesięcioro Bożego przykazania; a z przeciwnéj strony u podnóża Chorywu ulano cielca złotego, i były rozbite tablice przez Mojżesza. Tak myślę, wierzę, i nikt nie zachwieje mego przekonania, mojéj wiary, jak nikt nie poruszy góry Synai z jéj gruntowéj podstawy.“
W sporach między uczonymi o napisach Synaiskich, o prawdziwéj górze Mojżeszowéj; zdanie ks. biskupa Porfirego ma wielką powagę, jako gruntownego starożytności badacza.
Zajmującą jest pieczara św. Onufrego. Skała wielka zawieszona okrywa ją. Pieczara jest jakby pod dachem téj skały. Z niéj widać cały majestat góry Synai i jéj szczyt; postawiono na tym szczycie cerkiew. Dla życia pustelniczego obrał sobie to miejsce św. Onufry; z którego mógł napawać się Majestatem Bożym, i wielkością jego. Na całéj kuli ziemskiéj nié masz miejsca tak uroczystego, wzniosłego, godnego być podnóżkiem Jehowy, i mieszkaniem św. pustelnika, św. Onufrego, olbrzyma pomiędzy świętymi. Obok zrujnowanego klasztoru 40 męczenników, z tą pieczarą graniczy las topolowy i gęsty gaj oliwny, granaty, grusze, jabłonie, pigwy i cyprysy. W gajach źródła ożywiającéj wody zebrane są w cysternie.
Między urwiskami gór Habsze-Zeit i Sumr, leży bardzo wązka dolina, zwana po grecku Tola. W niéj zielenią się drzewa, jest strumień wody, która ożywia znajdujące się tam ogrody, i zdobią dwie piramidalne skały, stojące na jednéj linii przeciw sobie, jakby dzwonnice. W pieczarze téj doliny mieszkał pustelnik świętobliwy Jan Lestwicznik, były przełożony Synaiski.
Na górze Synai, i wielu innych na półwyspie, napisy zajęły uczonych, którzy się z sobą zgodzić nie mogą. Biskup Porfiry mówi: „Od potopu do naszych czasów, na półwyspie Synaiskim mieszkały różne plemiona: Amalekitów, Madyanitów, Idumeów, Egipcyan, Izraelitów, Fenicyanów, Nabateów, Izmaelitów, Rumunów, Arabów. Fenicyanie i Chananejczycy znaczy jedno i toż samo. Pismo święte zowie ziemię Fenicką ziemią Chananejską. Wedle świadectwa starych historyków greckich, Fenicyanie mieszkali tam, gdzie Chananejczycy w Sydonie, w Libanie, Anty-Libanie, i na górach Judejskich (Euzeb. Chronic. L. 1. Augustin Exposit. epistol. ad Romanos, Procop de bello Uandal. L. 11. e. 20). Chananejczycy, Fenicyanie byli najstarożytniejszymi kupcami w świecie. Półwysep Synaiski był im znany od najdawniejszych czasów, mieli w portach półwyspu swoje handlowe składy i targi w Asion-Haber, i w Raifie. W dolinach Synaiskiego półwyspu dobywali miedź i żelazo. Synai była na drodze, która z Syryi, Palestyny, Asyryi wiodła do Afryki, Arabii i Indyj. W Synaiskich dolinach zajmowali się metalicznémi robotami, przyjeżdżając tu z Syryi i Palestyny. Na górach Synaiskich bogom swoim składali ofiary. Pamiątkę swego pobytu i złożonych ofiar zapisywali na górach. Stare fenickie napisy dotąd zostały.
Doktor Bek wszędzie rozgłosił, że góra, u stóp któréj jest klasztor św. Katarzyny nie jest górą Synai. Ta bowiem, na któréj otrzymał Mojżesz przykazania, o sto mil jest odległą; zowią ją Jebel-el Nour, górą świata. Opiéra swe wnioski na tém, że znalazł tam szczątki zwiérząt na ofiarę zabijanych, i napisy zwane Synaiekiémi. Uczeni, szczególnie Chevolson, profesor, zbili to zdanie, wyszydzając jego falszywy wynalazek.
Co do kości zwiérząt ofiarnych, czytamy w Mojżeszu, w księdze (Exod. Roz. XXIV v. 4), że Mojżesz zbudował oltarz ofiarny u stóp góry Synai. Doktor Bek znalazł kości na szczycie góry. Było zwyczajem ludów, Izraelitów, i różmych pokoleń, na szczycie gór składać bogom ofiary. Napisy nazywa Bek Synaiskiémi, zostawione przez plemiona izraelskie, które przywiódł Mojżesz z Egiptu.
Uczeni chcieli konięcznie te napisy wyczytać, spodziéwając się w nich objaśnień epoki Mojżeszowéj. Biskup anglikański Olayton wyznaczył wielką nagrodę temu, ktoby te inskrypcye wycyfrował. Podróżny angielski Forster, jakoby je wyczytał, obszerne napisał dzieło, które zrobiło silne wrażenie w Anglii. Wydało się jemu, że te napisy są nietylko epoki Mojżeszowéj, ale z czasów patryarchalnych, nawet napisy niewiasty chananejskiéj, która się udawała do Józefa, do Egiptu za kupnem zboża. Uczeni niemieccy temu nie uwierzyli. Napisy nazwane Synaickie, nie tylko są na górze, którą Bek zowie Synai, ale na całym półwyspie Synaiskim. Uczony Niebuhr wnioskował, że te napisy są uczynione przez podróżujących, którzy zapisywali imiona swoje, i różne słowa jako to czynią podróżnicy dzisiejsi w Grecyi, na górze, Warsân. Ta hypoteza została zupełnie potwierdzoną przez późniejszych uczonych, gdy gruntownie i najzupełniéj te inskrypcye wyczytali. W Lipsku roku 1840 profesor Beer wydał i ogłosił osobne dzieło, w którém znaczna liczba tych inskrypcyj jest wyjaśnioną. W roku 1849 professor Tuch z Lipska wydał dysertacyą szczegółową, w któréj dopełnił, objaśnił pod wielą względami pracę profesora Beera. W roku 1860 professor Levy z Wrocławia wydrukował dzieło gruntowne, w którém umieścił wiele nowych szczegółów; między niémi zdanie księdza Porfirego, biskupa wikarego kijowskiego, komunikowane mu przez profesora uniwersytetu petersburskiego Chevolson. Doktor Blau w roku 1862 dodał do tych studyów ważne szezegóły, które się zupełnie zgadzają ze zdaniem niemieckich uczonych.
Te napisy, mówią uczeni niemieccy, nie są Synaickie, ale Nabatejskie „non de sinaithiques mais de nabathéénens;“ nawet znajdują się zagranicą półwyspu Synaiskiego. Nabateenowie przebywali w północnéj Arabii, na wschodzie Palestyny.
Napisy są czynione przez podróżnych pogańskich, w epoce między piérwszym wiekiem przed Chrystusem, i trzecim już naszéj ery.
Treść tych napisów jest pospolita: „Salut à N. fils de N. Souviens toi de N. fils de N. pour son bien. Que N. fils de N. soit béni.“
Nabateeńskie inskrypcye, które doktór Bek wynalazł na górze Jebel-el-Nour zowiąc je Synaityckie, nie są żadnym dowodem, że ta góra jest Synai biblijna.
W liście, zaadresowanym do pisma „Times“ M. T. W. Holland utrzymuje, że nie Jebel-Nour, jak sądził doktór Bek, ale Jebel-Mousa, u spodu któréj jest klasztor św. Katarzyny, jest prawdziwém Synai. Pan Wilson to samo utrzymuje; do napisów Synaickich nie przywiązuje żadnéj wagi, bo one są rozsiane w całym kraju.
Izraelici wszedłszy do Palestyny, o górze Synai, która była za granicą ziemi Obiecanéj zapomnieli. Nie było przeto pewności, która z gór jest ową górą Mojżeszową. Chrześcijanie w IV wieku, mnisi, pustelnicy zaczęli szukać i badać. Górę Jebel-Mousa, u spodu któréj jest klasztor św. Katarzyny, uznano biblijném Synai, zgodnie z wszystkich wieków tradycyą, ze zdaniem Kościoła i całego chrześcijaństwa.
Przeciwne zdanie nigdy się nie utrzymało. W VI wieku podróżnik Cosmas Indicoplaustus wnosił, że Serhal była prawdziwém Synai. Jego zdanie popiérali najsilniej Burckhard, Lepsius, Barllelt, John Hogg, Ebers. Zdanie tylu ludzi uczonych nie utrzymało się, upadło, chociaż je opiérali na księgach Mojżeszowych, z ich opisów podobieństwo wyczytywali.
Inni podróżnicy utrzymywali, że Jebel-Safsanah na północy Jebel-Mousa jest prawdziwém Synai, u spodu której jest dolina Er-Raha, którą inżynierowie angielscy zmierzyli; wedle ich zdania tak jest obszérną, że na niéj mógł się cały lud Izraelski pomieścić. To zdanie zostało zupełnie obaloném.
Z doliny Er-Raha nie widać szczytu Jebel-Mousa, który jest biblijném Synai. Czytamy w Exod. XIX. 17. (Mojżesz rozkazał wyjść ludowi z obozu swego, aby się nie znajde-wał przed obliczem Pańskiém. Lud obozujący w Er-Raha, wyszedł na rozkaz Mojżesza, i zatrzymał się u stóp góry. Zatém, podług tekstu Mojżesza, wyszedł z Er-Raha, a nie rozłożył się tam, zatrzymał się w dolinie Es-Sabayeh, która ma 3/4 mili obszaru, nad którą szczyt góry Jebel-Mousa wznosi się jako ołtarz olbrzymi.
Pozorne a fałszywe wnioski uczonych obalone są przez wiarę całego chrześcijaństwa, zatwierdzone i udowodnione gruntowniejszém badaniem. Błędy, sofizmata tych, którzy wiarę w każdym punkcie przez fałszywą naukę obalić. pragną, są jak najjaśniéj wykazane.
Kiedy ma fakt jaki nastąpić, ludzie go przeczuwają, myśli wyprzedzają, zwiastują fakta. Pamiątki świętéj góry Synai były dotąd obojętne, najzupełniéj nieznane. Dziś nie w jedném piśmie czytamy dyskusye o napisach synajskich, szczegóły o klasztorze. Myśl o Synai uprzedza fakta, które tam nastąpić mają. Zbliża się chwila, w któréj Kościół wschodni przestanie być głosem martwym i nieprzyjacielem prawdziwego Kościoła, nie przynoszącym żadnéj pomocy, pełnym zazdrości i nienawiści. Kościół wschodni, dotąd podpora świeckich, ziemskich celów, jest przeciw sprawiedliwości i prawu, broni siły, prześladuje i tępi Kościół święty, i zagładza naród, który Kościołowi Bożemu jest wiernym. Nieomylnie i rychło zostanie prawém ramieniem Kościoła św. rzymsko-katolickiego. To zjednoczenie święte obali wszystkie herezye i zgubne nauki ludzkiego rodu. Miejmy nadzieję i wiarę, że do tego zjednoczenia najsilniéj się przyłoży i da przykład kościół N. M. Panny góry synajskiéj, który był najskłonniejszym do rzymskiéj Stolicy, najdłużéj dochowywał pierwotną, prawowierną wiarę, i miał tylu świątobliwych pustelników w piérwszych wiekach. Najświętsza Marya Panna, kościoła tego patronka, wzbudzi prawdziwą wiarę, z Kościołem złączy, odszczepieństwo i szyzmę zniszczy!!
Góra Synai jest-to zenit, punkt najszczytniejszy, najświętszy wschodniego Kościoła. Tam zawarta unija będzie ostateczną, stanowczą, i nierozerwaną nigdy. Jak przykazania Boże rozlały się po całej kuli ziemskiéj, tak i nowe, jaśniejące promienie chwały Bożéj w Duchu św., w duchu wiekuistéj, niezłomnéj, na opoce opartéj prawdy, przenikną najtwardsze, najzawziętsze i kamienne serca. Dusze wierne i chwalące Boga przeczuwają fakt ten bliski, ku górze świętéj skierowały swe myśli i ducha. Tego najgoręcéj pragnąć powimni Polacy. Unija dwóch Kościołów była hasłem narodowém przodków. W zawodzie rzeczypospolitéj zdołali ją do zupełnego przywieść tryumfu. Umęczeni przez szyzmę, po jej zwaleniu tylko, żywot odzyskać mogą.
Pielgrzymi dawniejsi i nowsi, gdy się do Synai udawali z Jerozolimy, jechali stamtąd do Egiptu. Zwiedzali miejsca, przez które szedł Izrael z Egiptu; oglądali piękności, dziwy, bogactwa jego; wspaniały, bogaty Nil, Kair, piramidy, i przez Egipt do Europy powracali. Lub przeciwnie, wylądowując w Aleksandryi, zwiédzali Egipt i dążyli do Synai.
Skończywszy opis św. góry synajskiéj, opowiedziéć chcę trochę szczegółów o pięknym tym kraju. Do Egiptu, téj kolebki cywilizacyi, od Aleksandra Macedońskiego do Napoleona, wszyscy zdobywcy i bohatérowie dążyli; podróżnicy byli go najciekawsi. Egipt dla wszystkich, w każdym wieku, był ponętnym, najżyźniejszą miał ziemię, bardzo był ludnym. Uczeni i pobożni mężowie pragnęli go poznać. Tam Józef patryarcha mieszkał i rządził; tu się wypełnił cud wielki wyprowadzenia ludu izraelskiego z niewoli. N. M. Panna przemieszkiwała z Chrystusem Panem, jeszcze dziécięciem, i z Józefem św. Tam zasłynęli św. Paweł i św. Antoni, pustelnicy, i założyli tak długo słynne klasztory.
O krainie pomiędzy górą synajską, a morzem Czerwoném, i o Egipcie, ze staréj pielgrzymki zwanéj niemiecką, złożonéj z kapłanów, szlachty, uczonych, którą przełożył Wargocki na język polski, pod tytułem Pielgrzymki arabskiéj, te są szczegóły. Z Jeruzalem udali się do Synai, stamtąd do Kairu i Aleksandryi. Od góry Synai pielgrzymowie niemieccy zjechali na drogę, która wiodła wprost z Gazy do Kairu. Tą drogą prowadził się handel wielki z Indyj wschodnich do Europy. W przeciągu dni szesnastu rozmaite drogie przedmioty przybywały z Indyj do portu morza Czerwonego, który pielgrzymi XV wieku zowią Torem. Na wielbłądach prowadzono towary do Kairu, stamtąd do Aleksandryi, gdzie czekały okręta weneckie, które je po całym świecie rozwoziły. Podróżni nasi widzieli ślady kanału, który był w starożytności rozpoczęty, dla złączenia morza Czerwonego z rzeką Nilem; był na 5.000 stóp długości wykopany, miał szérokości 100, głębokości trzydzieści. Ten kanał wykopać zamierzał Sezostrys, król egipski, i Ptolomeusz aleksandryjski. Nie wykonali tego, bo utrzymywano wówczas, że gdy się złączy słona, morska woda ze słodką, w czasie wyléwu ziemia utraci żyzność od słonéj wody. Uważano wtedy, że morze Czerwone było wyższe o trzy łokcie od ziemi egipskiéj, lękano się zaléwów.
Szli pielgrzymi, dążąc do morza Czerwonego tak zwaną pustynią Elim, gdzie Izraelici, przeszedłszy morze Czerwone, rozłożyli się namiotem. Kraj ten ma dużo strumieni i wiele drzew palmowych. Nad morzem Czerwonćm oglądają miejsce, w którém Mojżesz przeszedł suchą nogą. Morze zowie się Czerwoném dla tego, że ziemia na dnie czerwona nadaje ten kolor morzu, które, wedle tradycyi, przepowiadało wylanie krwi Chrystusowéj. Na morzu tém są wyspy po większéj części puste, na których się znajduje, jak utrzymują nasi pielgrzymi, drzewo oliwne. W morzu tém jest wiele pięknych skorup ślimakowych, drogich kamieni, i korale białe i czerwone, zwykle zawieszane dla ozdoby w tureckich meczetach.
Potém zwiódzają się źródła Mojżeszowe, tak zwane, że przy nich stał długo Mojżesz z Izraelem.
„Jechaliśmy bardzo przykrą drogą (przeminąwszy morze Czerwone), polmi szérokiémi i niepłodnémi cały dzień, gdzieśmy nie zielonego nie widzieli, ani wody mieli, ani namiotów postawić mogli; piasek bardzo cienki a głęboki, powrozów z klinami nie utrzymał; dla czego musieliśmy w otwartém polu i powietrzu spać. Raniuczko puściwszy się, mieliśmy drogę piasczystą i szérszą do gór, kędy znowu były piaski wielkie i głębokie, z którymi sobie wiatr igra, tak, że je z miejsca na miejsce przenosi i przesypuje. W końcu gór widzieliśmy wody wielkie by morze, miasto jakieś i kraj żyzny, w oliwne, palmowe i rozmaite drzewa bogaty. Wody te były z rzéki rajskiéj Gijon, którą teraz Nilem zowią; obléwa Egipt i ziemię jego bardzo żyzną czyni. Jechaliśmy przeciwko tym wodom, aż do ziemi Matarea zwanéj.“
Ta wioska jest sławną ze źródła N. M. Panny, gdy z Józefem i P. Jezusem do Egiptu uchodzili. Zatrzymali się w téj wiosce bardzo spragnieni, daléj iść nie mogli; pragnienie udręczające odjęło im wszystkie siły. Józef w wiosce téj prosił o wodę chrześcijan i mahometanów, wody znaleźć i wyprosić nie mógł. Wtedy obok N. M. Panny trysnęła woda, do dziś dnia zowie się źródłem N. M. Panny; jest ochładzająca i bardzo zdrowa. Pielgrzymi chorzy się w niéj zanurzają, przy tém źródle jest ogród balsamiczny, który ma wiele ziół wonnych i w różnych czasach kwitnących. Za ogrodem jest okolica najzupełniéj pusta, bez najmniejszéj roślinności; tu bowiem Nil nie dochodzi. Wśród pustyni jest malutka oaza, ogród, który się użyznia z cudownego źródła. W tym ogrodzie są drzewa z balsamem; schyliwszy gałązkę ku słońcu, skórka pęka i występuje jak oliwa balsam gęsty, wonny, najwyborniejszego gatunku, ale zwykle zbiérają balsam, nacinając gałązki. Z naciętéj spływa, z piérwszego nacięcia jest najdoskonalszy, zwany sułtański; z drugiego i trzeciego nie tyle, ale zawsze bardzo dobry. Nacięcia się czynią w grudniu. Balsam sprzedają w Kairze, mieszając wodę różamną i oliwę.
Winnica balsamowa naprzód była znaną w Palestynie na urwistéj i skalistéj górze Engado, gdzie się chronił Dawid od Saula. Sprowadziła drzewa te do Egiptu Kleopatra, ale dziś tylko się utrzymują przy źródle Najświętszéj Panny; tą wodą poléwane rosną, rozwijają się i kwitną. Próbowano je na inne miejsca przenosić, natychmiast usychały. Wykopywano wielkie studnie, wyciągano z nich wodę cztérma wołami; drzewka balsamowe przesadzone, tą wodą poléwane, usychały. Kanałami wodę z tych nowych studni skierowano do źródła N. M. Panny, i dopiéro czerpana woda, utrzymać mogła dawne i nowe plantacye.
W ogrodzie balsamowym, u wejścia, w XV wieku było stare figowe drzewo, pod którego cieniem N. M. Panna spoczywała. W pniu jego wydrążone było mieszkanie, w którém N. Panna z dziecięciem przebywała; po siedmkroć na rok rodziło.
Książę Radziwiłł w Pielgrzymce swojéj wspomina o dziwnych jabłkach damasceńskich, które zowie mausami, mają owoce jak ogórki, po kilkanaście ich w gronie. Takie jabłka były i w ogrodzie balsamicznym. „Przyszliśmy do jednego drzewa bardzo dziwnego, którego liść długi na stóp szesnascie, a széroki więcéj niż na dwie. Jabłek miéwa w jedném gronie ośmnaście, dziewiętnaście, a nawet i dwadzieścia; są podługowate, bardzo słodkie, zowią muzy, a z któréj strony przetniesz jabłko, po obojéj ma umęczenie Pańskie i krzyż Pana na niém. Zowią je rajskiém. Ludzie starzy, nim był wynaleziony papiér, liście ususzywszy, na niém pisali. Na liściach były z natury linije, jak je czynią na papiérze lub pargaminie.“ Ojciec Gabryel, Bernardyn polski, pisze, że za jego czasu takie drzewo było we Lwowie, na jego miejscu postawiono kościół św. Krzyża. Zakonnik Brokardus, mieszkający w Jeruzalem roku 1510, widział tam jabłoń, która tylko dwa lata żyć mogła, potém próchniała, a wyrastały z pnia nowe gałęzie, które urastały w drzewo, przez dwa lata rodziły i ginęły. Jabłka były jak jaje; w gronach ich po sto bywało. Owoc sam był bardzo słodki i rozkoszny. Liście miało to drzewo dłuższe od człowieka, a tak szérokie, że dwóch chłopów mogło okryć wybornie. Teraz jabłek rajskich w Jeruzalem, mauz w Kairze nie znajdziesz.
O Kairze pielgrzymi nasi piszą, sławiąc jego ludność i bogactwa. „Niezliczoną jest liczba w nim meczetów marmurowych (są ich słowa), minaretów, to jest wież, z których na modlitwę zwołują, jak u nas dzwonnice, które w czasie postów lub przed wielką uroczystością oświécają Mahometanie. Umiérający zapisy znaczne czynią na światło w minaretach. Niezliczona ilość lamp w nich goreje, co czyni widok zachwycający.“
Domy w Kairze z cegły i gliny, zewnętrznie liche, wewnątrz najozdobniejsze. Kair w XV wieku mianowano jedném z najludniejszych miast świata całego. Ludzi, którzy domów swoich nie mieli i nocowali na ulicach, było więcéj jak całej ludności w Wenecyi; żydów 15.000. Zamek sułtański był większym od miasta Frankfurtu. Mahometanie mianowali Kair nową Niniwą; wielu nawet sądziło, że to starożytna Niniwa. Pałaców wśród ogrodów bardzo było wiele czarujących.
Od czasów najstarożytniejszych Egipt naukami słynął. Pitagores i Plato uciążliwą wówczas odbywali podróż, aby mogli widziéć, słyszéć mędrców egipskich. Apolonijusz, którego Pitagorejczykowie mędrcem zowią, cały Wschód zwiédziwszy, przybył do Egiptu, aby oglądać złoty stół na piasku, w kościele słońca chowany.
Pielgrzymi niemieccy w XV wieku zastali wiele kościołów chrześcijańskich wschodnich, w których były złożone ciała świętych Pańskich, ale ich nie wymieniają, oprócz jednego, który zowią de Fide św. Pauli, postawionego na miejscu, w którém N. M. Panna przez siedm lat mieszkała.
Andrzéj Wargocki, tłumacząc z niemieckiego Pielgrzymkę arabską, dołączył ustępy z Pielgrzymki O. Gabryela, Bernardyna Polaka, który o Egipcie, o jego podbiciu zupełném przez cesarza tureckiego Selima, tak mówi:
„Gdym roku Pańskiego 1516 w klasztorze jerozolimskim mieszkał, wyruszył się cesarz turecki Selim I z 300.000 ludzi zbrojnych przeciwko sułtanowi egipskiemu, który go nie czekając w Kairze, wyszedł z swóm wojskiem nie małém. A stanąwszy obadwa za Damaszkiem na szérokich polach miasta Alepu, w końcu miesiąca sierpnia dali sobie bitwę, którą stracił sułtan egipski, i sam zginął. Selim przez Antyochiją i Trypol przybył do Damaszku i w nim zmieszkawszy nieco, dnia 30 grudnia wjechał do Jeruzalem, na com się sam patrzał, był w kościele Salomonowym, i ubogim swéj sekty wielką jałmużnę dał. Nazajutrz puścił się ku Kairowi przeciw nowo obranemu sułtanowi egipskiemu, którego także zwyciężył i zabił. Teraz roku Pańskiego 1517 w Kairze mieszka i rozkazuje. Skarby nieoszacowane pobrawszy, dziewięćdziesiąt okrętów niémi naładowanych do Konstantynopola przez morze posłał. Patrząc niektórzy na wielkość Kairu, rozumieli, że to jest Niniwa, ale się omylili, bo Niniwa względnie Jeruzalem jest na wschodzie, a Kair na południe.“
Nil najbogatszy i najwspanialszy ze wszystkich rzék, wyléwem tak użyznia Egipt, że jest najurodzajniejszą ziemią na kuli ziemskiéj. Zdobycie Egiptu było najgłówniejszym celem bohatérów i zwycięzców. Napoleon, zdobywszy Egipt, nie zmienił go w koloniją francuską, nie wzbogacił tą piękną ziemią ojczyzny swojéj. Egipt został, jak przedtém, koloniją turecką, dziś dopiéro zbliża się do niezależności. Rząd turecki w Egipcie najsilniéj się opiérał na Mamelukach.
Dzieci zabiérano z różnych stron państwa tureckiego, oddawano do wojska na całe życie, najwięcéj Słowaków, Albańczyków, Czerkiesów, nawet i Włochów, którzy żadnego związku z krajem egipskim nie mieli. Obcéj narodowości, oddani służbie wojskowéj, rządowi najzupełniéj byli poświęceni. Renegaci nie znali swych rodzin i ludzkich uczuć; ludność miejscową katowali, najokrutniéj się obchodzili, byli prawdziwą siłą i potęgą państwa tureckiego, jego niezwyciężonym, wojennym, zostającym przez całe życie pod bronią orszakiem. Ci Mamelucy straszni byli nawet dla Napoleona, omal sam nie zginął, wytrącili mu miecz z ręki. Wtedy koło Kairu było 22.000 Mameluków, którzy prawie codziennie wychodzili za miasto, ćwiczyli się we władaniu różnego rodzaju bronią, wdrapywali się na niedostępne góry, schodzili z nich, nieustanne przez całe życie odbywająe ćwiczenia wojenne, byli dzielną, straszną dla nieprzyjaciół tureckich wojenną siłą.
Starożytna wielkość Egiptu zapisaną jest głoskami, których najuczeńsi mężowie wyczytać nie mogą. O dziejach jego przez wieków cztérdzieści, i olbrzymich rozmiarach potegi, niezrównane, niewidziane nigdzie kolosy, piramidy jasno i wyraźnie mówią. Piramidy wzbudzały podziw, uwielbienie wszystkich pielgrzymów w każdym wieku. Nie ulękły się czasu, który, jak mówi Sofokles, jest najmędrszy, wszystkiego nauczy, wszystko zwycięży, wszystko zdruzgocze, rozsypie, w proch zmienia; nie uczynił tu żadnéj skazy i uszczerbku, ani się jednym zębem piramid nie dotknął. Dotąd istotnie nikt nie wié, dla czego wielkie, gmachowe, niespożyte piramidy wzniesiono. Nikt zrozumiéć nie może, jak tak olbrzymie ciosy można było wznosić w górę. Mniema wielu, że to są groby królów egipskich i ciała zmarłych Egipcyan. W starożytnych miastach, za jego bramami, było jakoby drugie miasto umarłych. W mieście, między domami, za miastem, między grobowcami szły ulice. Piramidy zdają się być pomnikami grobowémi. Zdanie to jednak nie zaspakaja bynajmniéj, i dotąd w podziwie, w powątpiewaniu i w różnych domysłach zostaje umysł ludzki.
Pielgrzymi z XV wieku znaleźli wśród gminnego ludu podanie, że piramidy są, to śpichrze Józefa, ale uczeni temu zaprzeczali. Z uczonych starożytnych najznakomitszym jest Plinijusz, który badania o piramidach cesarzowi Wespazyanowi poświęcił. Dzieła dwunastu uczonych o nich, którzy go poprzedzili, czytał. „Największą z nich, mówi, 360.000 ludzi przez dwadzieścia lat wznosiło; w niéj była studnia 86 łokci głęboka, do któréj woda z Nilu wpływała. W drugiéj, zwanéj Sfinks, król Amazys pogrzebiony.“ Radziwiłł powiada w Pielgrzymee swojéj, że w głębi piramid odkryte są lochy, które pielgrzymi zwiedzają, w których byli grzebani przed trzema tysiącami lat Egipcyanie.
Za piramidami, idąc ku źródłom Nilu, było miasto stubramne Teby. Od kilku wieków ruiny jego nawet zniknęły. Nil, przy ujściu swojém, dzieli się na trzy koryta, z których każde jest szérsze od Nilu; jest najrybniejszy ze wszystkich rzék świata, ma wodę nietylko użyźniającą, ale i uzdrawiającą. Wody Nilowéj używają do leczenia chorób. Pielgrzymi niemieccy mówią, że za ich czasów 8.000 ludzi używano do noszenia, rozwożenia, rozdzielania w mieście Nilowéj wody. Wiele wielbłądów rozléwało ją po ulicach; takie były kurze i prochy, niepodobna było przejść przez ulice bez nieustannego poléwania. W Nilu wiele jest bardzo krokodylów, które są dla ludzi straszne, ryby niszczą i inne małe bestyjki. Ma w sobie Nil bardzo szkodliwe, jadowite bestye, jako krokodyle i enydry, o których Izydor tak pisze: „Enydr, bestyjka tak nazwana, chowa się w Nilu; gdy trafi na krokodyla śpiącego, piérwéj się umaże w błocie, a potém mu gębą lezie do żołądka i wnętrzności jego psuje, dla czego on zdychać musi. Krokodyle wzrok mają straszny, ciało twardémi łupinami okryte; głową, nogami, ogonem do jaszczurek podobne. Żeglarze, uchwyciwszy krokodyla, zdejmują z niego skórę, ususzywszy, sprzedają jakoby smoczą. Są w Nilu ryby téj tylko rzece właściwe, podobnych nigdzie nié ma, tylko w morzu Galilejskiém, które słynęło zawsze z obfitego połowu ryb wybornych. Było podanie, że między wodą Nilową a Galilejskim morzem ukryty jest związek. W tych stronach handlowano lampartami, małe, ułowione w gnieździe, wykarmiano i sprzedawano. Widywano tu białe kozy.“
Pielgrzymi niemieccy, ludzie uczeni, w Egipcie w XV wieku znaleźli podania i wiadomości o wielu wyprawach, wysyłanych przez sułtanów egipskich dla znalezienia źródła Nilowego. Z tych podróży urosły niezliczone bajki o zaczęciu Nilu w raju, o drzewie hebanowém, które z raju Nilem płynie; o krajach podsłonecznych, gdzie żaden człowiek wejść nie może; o Indyach, z któremi się Nil komunikuje. Za czasów starożytnego Egiptu, gdy słynęli mędrcowie egipscy, nauki wówczas kwitnęły. Za czasów sułtanów egipskich, kiedy wysyłano zwiédzać bieg Nilu, żadnych wyobrażeń geografii żeglarze egipscy nie mieli. Dopiéro nowsze podróże uczonych europejskich naukę wzbogaciły i przyniosły pożytek. Nad Nilem stoi meczet z cmentarzem. Wedle muzułmańskiéj tradycyi, w dzień uroczysty, na którego cześć jest postawiony, wstają umarli i stoją nieruchomi przez dzień cały, a potém wstępują do grobu.
„Idąc Nilem w górę, jest kraina Segata, gdzie się drogiego ptactwa rodzi dosyć, pelikanów, papug, są i kury morskie. Tego wszystkiego gdy nałowią, do Kairu na przedaż wiozą. Łowią we wrześniu, zwłaszcza papugi, których po tysiąc w sieć od razu zagarniają.“
W Egipcie, w ogromnych skrzyniach, za pośrednictwem sztucznego ciepła wylęga się bez matek drób różnego rodzaju, wylęgły chodzi za człowiekiem, jakby za matką, który tysiącami goni na rynek.
Drogą bardzo przykrą i niebezpieczną, przez wiele cmentarzów i okopisk przyszliśmy do grobu egipskich sułtanów. Za miastem każdy z sułtanów obiéra dla siebie miejsce na grób, i tam buduje meczet. Niezliczona przeto ilość jest meczetów; każdy sułtan przedtém miał dla siebie oddzielny meczet grobowy. Przy tych meczetach mieszkali duchowni islamici, którzy we dnie i noce wołali najrozmaitszémi, grobowémi jękami, strasznémi głosami. Zwiédzanie grobowców czyniło dziwne wrażenie.
Płynąc Nilem daje się widziéć z jednej strony Afryka, z drugiéj Azya. Gdzie tylko Nil wyléwa, są ogrody, w nich piękne pałace, gdzie nié zaléwa tam piaski, szczéra pustynia. W XV wieku chrześcijanie nie mogli dopływać do ujścia Nilu. Egipcyanie się lękali, aby brzegów morskich, ujścia Nilu, chrześcijanie nie poznali, a tém samem nie zaszkodzili Egiptowi. Z okrętów i naw wysiadali, na osłach i wielblądach do Aleksandryi przybywali.
Aleksandrya była miastem lichém i nędzném, a jednak wielkiémi murami opatrzoném. Wtedy na morzu Śródziemném był wielki niepokój. Wenecya wojnę wiodła z królestwem neapolitańskiém, rozbójnicy morscy po całém morzu kroczyli, rabowali, i niszczyli. Arabi w namiotach nad brzegiem morza Śródziemnego na przyjezdnych czyhali, aby brać okup za rozmaite niby usługi. Przyjeżdzający, i wyjeżdzający z Aleksandryi płacili cło ⅒ część wartości. Tego najsilniéj przestrzegano, wszystkie zatém towary wysypywano z worów, i wsypywano napowrót, szukając czy nie ukrywają, drogich rzeczy. Z tych powodów ponoszono wielkie straty.
Każdy naród niemal miał swój dom, pod opieką konsula; w którym kupcy tego kraju składali swoje towary, tam bezpiecznie mieszkali, i sprzedawali. Pielgrzymowie nasi w opisie swoim zowią te domy Fontykami. Wenecya miała ich dwa, Genua jeden; był dom kataloński, należący do królestwa sycylijskiego, w którym pielgrzymowie do Ziemi św. zawsze stawali. W tych domach były kaplice, w których kapelanami byli księża Dominikanie. Nie było w całém mieście piękniejszych domów, jak owe fontyki, domy cudzoziemskie, w których najrozmaitsze towary były jakby na wystawie rozmaitych narodów. Oprócz weneckich, genueńskich, katalońskich, były murzyńskie, tatarskie, tureckie; mając właściwe każdemu krajowi wyborowe przedmioty. Widziano srogiego lamparta, który z ludźmi jadał, strusia, który łykał żelazo: „W tureckim tatarskim domu widzieliśmy ludzi płci obojéj (nasze Podolany) których przedawano; młodzieńce, dziéwki, niewiasty, chłopce, i wyrostki. Stały i niewiasty, dzieci małe u piersi mające; kupca i targu czekając. Bardzo się nieprzystojnie z niémi obchodzą przy targu, gdy patrzą jeśli zdrowi lub chorzy, mocni czy słabi. Zdejmują i odzienie z dziéwek, i tak nago każą im biegać i skakać. Krótko mówiąc, rozmaicie próbują, nie mają li jakiej wady.“
Starosta Aleksandryjski, admirał, naczelnik floty tureckiej, utrzymywał pocztę gołębi. Gołębie oswojone z różnych stron do stołu na rękę jego się zlatywały. Odwiązywał karteczkę, i zawsze wiedział, jakie okręta się przybliżają do Aleksandryi. Gołębie do Kairu, do Konstantynopola wysyłał.
Port Aleksandryjski był bardzo silnie w sposób niezwyczajny zbudowanym. Na skałach, które były w morzu, wzniesiono wieżę i wielkie mury, które w naturalnych kamieniach podmorskich fundament swój miały. Wśród murów i wież był zamek obronny, zbudowany w końcu XV wieku przez niemca Oppenheima, Mameluka; wszystkie okręta do Aleksandryi wpłynąć nie mogły inaczéj, tylko przechodzić musiały pod zamkiem, do którego nie schyliwszy swych znaniion i nie złożywszy czci, przybliżyć się nie mogły, bo zamek był nabitémi najéżony armatami.
W Aleksandryi zajmujące są, które trwają dotąd, obeliski. Dwa stały na pamiątkę Aleksandra wielkiego; jeden z nich przeniesiony do Rzymu stoi na placu Sykstyńskim, koło kościoła św. Piotra; drugi w Aleksandryi został. Za miastem piękny bardzo obelisk Pompejusza, który sam na pamiątkę wzniósł.
Pamiątki religijne w Aleksandryi są następujące:
Miejsce uwięzienia św. Katarzyny, gdzie była biczowana, i na dwanaście dni zamkniętą, wskazana na śmierć głodową, i gdzie ją karmili gołębie. W XV wieku stały słuny marmurowe, do których przystosowane było koło z ostrémi mieczami, które miały ją rozsiekać! Ale gdy się modlić zaczęła, koła prysnęły, rozleciały się i 4000 pogan zabiły. Okazują miejsce, na którém pięćdziesięciu mędrców było spalonych, sprowadzono ich z różnych miejsc dla zwalczenia św. Katarzyny; lecz przejęci duchem Bożym świadectwo złożyli prawdzie. Na miejscu, gdzie była ściętą św. Katarzyna i zaniesioną od Aniołów na górę Synai, stały w XV wieku dwa słupy marmurowe. Za jéj czasów to miejsce było w mieście Aleksandryi, a w XV wieku już za miastem. Gdzie jéj był pałac, w którym odziedziczywszy po ojcu wielkie dobra, mieszkała, wzniesiono kościół św. Saby, przy którym mnisi greccy mieszkali.
Gdzie odprawiał mszę świętą św. Marek Ewangelista, i był pogrzebanym w XV wieku, był kościół i klasztor Jakobitów. Jakobici od heretyka Jakóba nazwani, zachowywali obrzezanie, chrzest z wody i z ognia. Uznawali jednę naturę w Chrystusie Panu, jednym palcem się żegnali. Przyjmowali komuniją św. w dwóch postaciach, dając ją niemowlętom, ale się nie spowiadali z grzéchów przed kapłanem. Osiedli w Afryce, w Nubii. Oprócz grobu św. Marka, mieli w Aleksandryi kościół św. Michała Archanioła, przy którym się grzebali pielgrzymi chrześcijańscy, wszelkiego obrządku i wyznania. W Aleksandryi zachowała się trady„ya o pokorze św. Marka, który czuł się być tak niegodnym sprawować ofiarę mszy św., tak ważną i świętą, aby nie być z posłuszeństwa zniewolonym do jéj sprawowania, uciął sobie palec wielki u ręki. Św. Piotr mianował i naznaczył to patryarchą aleksandryjskim. W kościele św. Marka pogrzebano ciało jego, przeniesione do Wenecyi, któréj od wielu wieków jest patronem.
W Aleksandryi okazują miejsce, gdzie św. Jan Jałmużnik odniósł koronę męczeńską.
W XV wieku w Aleksandryi był kościół grecki jeden, Jakobitów dwa, łacińskich kaplic cztéry w domach: weneckim, genueńskim, sycylijskim, w których tylko jeden był kapelan. Dziś mamy w Aleksandryi kilka kościołów łacińskich. Księży Franciszkanów kościół murowany, piękny, i znaczny przy nim klasztor. Kościół z klasztorem księży Misyonarzy łazarzystów, i kościół przy zgromadzeniu Braci szkół chrześcijańskich „Frères des Écoles chrétiennes.“
W Aleksandryi były dwie góry sypane, na których nieustannie ludzie strzegli brzegów morza, patrząc, co się dzieje na morzu, kto przybywa, kto się zbliża; o czém zaraz admirałowi znać dawali.
Przez Aleksandryą przechodzą, pielgrzymi mahometaúscy do Mekki. Jeśli jaki jedzie Pan udzielny, prowadzą go z wielkim hukiem i hałasem.
Ta pielgrzymka niemiecka dla tego szczególnie jest ciekawą, że w niéj są umieszczone ustępy z nieznanéj nam zupełnie pielgrzymki polskiéj ojca Gabryela, Bernardyna krakowskiego.
„Ne wyspie Cyprze, mówi ojciec Gabryel, od którego pół trzecia sta mil do Jeruzalem był klasztor greckich mnichów, a w nim był zachowany krzyż dobrego Łotra św. Koźmy i Damiana, całkowity blachą, srebrną obity, dla rozróżnienia go od krzyża Pańskiego, nic z niego nie ucinano; w kościele tym cały się zachowywał. Gdy było wielkie trzęsienie ziemi i kościół upadł, krzyż na powietrzu cudownie stanął, sam go widziałem.“
Peregrynanci nasi płynęli od Cypru do Korfu. Przybliżyli się ku górze Malija, nazwanéj od Maleusza, jednego z królów syryjskich, który tu postawił świątynię Apollinowi. Za czasów chrześcijańskich obalono Apollina, a wzniesiono kaplicę na cześć św. Michała Archanioła. Żeglarze polecają się jego opiece, albowiem tu jest wielkie niebezpieczeństwo. Tu ojczyzna wiatrów wszystkich, gniazdo szalejących potykających się burz, i nawałności szumiących.
„Dwudziestego ósmego listopada odmienił się wiatr, lecz był gwałtowniejszy, i niósł nas przeciw Malei (Malii) pędem srogim. Malija jest góra w Grecyi; wchodzi w morze na 50,000 kroków. Około której jest tak sroga wód burżliwość, tak okrutne nawałności, że się zdaje, jakoby okręty od siebie odpędzała, i je goniła. Ci, którzy z Macedonii do Morei jadą, muszą koło téj góry płynąć. Jéj wierzchołek jest bardzo ostry, z morza wysoko ku niebu wychodzi; zimą, latem śniegami okryty, do którego się zbiega wiele rozmaitych wiatrów, zatém bywa srogie zamieszanie i żegluga zbyt niebezpieczna. Nie można téj góry ominąć, na około wszędzie są skały podwodne, o któreby się rozbiły okręty; przy tej górze tylko przepłynąć mogą. Gdyśmy do rogu góry Malu przypłynęli, zaraz nas wiatr odpędził, tak szybkiem uderzeniem, że się wszystkie galery rozbieżały na morzu.„
Pielgrzymi przypłynęli do urodzajnéj wyspy Korfu, skąd kilka było godzin do Patras, gdzie św. Andrzéj był ukrzyżowany. „Blisko stąd na morzu jest tak zwana Smocza skała. Tam był smok, który ludzi zabijał. Z miasta blisko téj skały ludzie się wynieśli. Miasto było puste; widzieliśmy kamienice całe niemal, ale nie zamieszkane.“ Ojciec Gabryel w swojéj pielgrzymce pisze též o smoku; o mieście pustém przy jego gnieździe, i o jego zabiciu. O kościele N. M. Panny przy opustoszoném mieście postawionym „w którym nieustannie przed Jéj obrazem gorzała lampa, do której nikt nie doléwał oliwy, i wielkie się cuda działy. Turcy mianowali go domem Niebieskim.“
Pielgrzymi wpłynęli nakoniec na morze Adryatyckie, które w późnéj jesieni jest niebezpieczne i burzliwe. Dochowuje się tradycya: „Gdy cesarzowa Helena wracała z Ziemi św., burzę morską uspokoiła wrzucając gwoźdź, którym Chrystus Pan do krzyża był przybitym.“
„W portowém mieście Raguzie, mówi ojciec Gabryel, zachowano sukno białe, w którém było uwinięte dziécię Jezus. To sukno tysiąc lat przedtém z Jerozolimy przywieziono do Raguzy i złożono w farze za szkłem. Widzieli ludzie duchowni i świeccy, że się samo rozwijało i zwijało.“
„W staréj Zarze, w kościele farnym było złożone ciało Symeona starca, który dziéciątko Jezus wziąwszy na ręce rzekł: Teraz wypuść sługe twego, Panie!“
„W Dalmanyi, minąwszy Ankonę, po lewéj stronie, przy brzegu morza, na górze jest miasteczko zwane (Rubina). W niém jest kościół św. Eufemii, panny i męczenniczki. Okazywano ciało jéj całe i nieskazitelne, które tu cudownie przypłynęło morzem, z wielką czcią mieszkańców zachowane, i pielgrzymi z Ziemi św. wracający, je nawiédzali.“
Pielgrzymi nasi nakoniec wylądowali w Wenecyi; tam zakończyli podróż swoje i jéj opis. Gdy przybywali, zadzwoniono, gdyż dzwonami ogłaszano szczęśliwy powrót swych galer. Wenecyanie, za czasów swéj potęgi, czynnie wspiérali pielgrzymów do Ziemi św., do góry Synai, opiekowali się nimi, bronili ich, przywozili i odwozili, strzegli ich zdrowia i życia. Krzywda pielgrzymów obrażała Rzeczpospolitą, o toby się upomniała. Szanując jéj powagę i siły, rząd turecki czuwał nad bezpieczeństwem wędrujących chrześcijan.
Wiele jest daktylowych gajów w Memfsie, w Fajumie, wszędzie na brzegach Nilu, zacząwszy od Seuta do Esne. Herodot nie wspomina o daktylach w opisach swoich Egiptu, ale już były w Egipcie za czasów czci bogini Izydy, kiedy rządzili kapłani. Na kolumnach starych kościołów egipskich są palmy daktylowe. Kapłani Izydy trzymali w ręku gałązki daktylowe, jak widzimy w dochowanych ich wizerunkach. Strabon w geografii swojéj w 17 księdze, mówi, że koło Aleksandryi daktyle nie dają dobrych owoców, lepszy ich gatunek w Tebaidzie, i na jednéj wyspie nilowej, podlegającéj rzymskiemu prefektowi, zwanéj Tabenne. Pustelnicy egipscy karmili się daktylami, z gałęzi palmowych robili koszyki. W średnich wiekach Arabi zajmywali się uprawą daktylów. Wychodzą egipcyanie z gałązką daktylową na przeciw drogich im gości; plotą z gałązek tych koszyki, rogozy, robią sznury. Gdzie są palmy, tam i wioski. Pod ich cieniem mieszkają, zbiérają się ludzie, karmią się wielbłądy, osiołki. Nad brzegami rzeki skrzypią wodociągi, bawoły i wielbłądy obracając koła wpuszczają w rzekę wielkie dzbany gliniane i wyciągają wodę nilową, która porobionémi korytami rozchodzi się po niwach, i je niegłęboko zaléwa. Ubożsi ludzie wyciągają wodę z rzéki skórzanémi wiadrami, i wléwają do wykopanéj jamy. Gdy się napełni i przeléwać zaczyna, żłobkiém idzie do drugiego dołu. Tym sposobem gospodarze wodą nilową pola swoje skrapiają. Kobiéty jeszcze w wielkich naczyniach glinianych, które kładą na głowie, wodę wynoszą. Rzeka Nil jest ożywioną z powodu wielu na niéj płynących mniejszych i większych statków. Leci niémi Arab, i czarny nagi Nubijczyk. Herodot twierdzi, w czasie zaléwu nilowego, statki nie płynęły rzeką i kanałami, ale polami zalanémi, blisko nawet piramid. Płynące Nilem zbliża się do wsi zwanéj Rachmanie, która jest na miejscu dawnego miasta Naukratis. Założyli go Miletowie za Faraona Psammeticha, 670 roku przed Chrystusem.
Grecy w Egipcie nad Nilem zakładali miasta. Roku 569 do 525 przed Chrystusem Panem, Faraon Amasis pozwolił się osiedlać Grekom w mieście Naukratis, i stawić bogom, których oni wówczas czcili, świątynie. Zbudowali wspaniałą pod nazwiskiem Ellinion. W pobudowaniu jéj udział miały miasta greckie Chijos, Theos, Klazomene, Rodos, Znidos, Alikarnus, i Miteleny. Te tylko wyłącznie miasta wysyłały agentów do Naukratis dla handlowych interesów. Naukratis było jedynym i głównym punktem handlu zagranicznego greckiego w Egipcie. Do tego handlu miały pozwolenie miasta: Egina, Samos, i Miletyny-Milet. Piérwsze zbudowało świątynię Zeusowi, drugie Minerwie, trzecie Apollinowi. Za czasów Heroda roku 450 przed Chrystusem, Naukratis nie był w stanie kwitnącym, nie posiadał monopolu handlu zagranicznego. W piérwszych wiekach chrześcijaństwa był tu ezezony Serapis, i tu urodził się Atineusz, żyjący za Marka Aurelijusza cesarza, który napisał księgę pod tytułem: (Dipnosofisci.)
Z powodu naniesionych zaléwami Nilu piasków, coraz się oddalały brzegi morza; miasta, które były nad samym brzegiem morskim, dziś są w głębi kraju; Rozetta coraz się od morza oddala. Powierzchnia Egiptu tak się dziś podniosła, że w czasie rozléwu nilowego nie są wszystkie pola zalane, jak niegdyś 2300 lat temu.
W Kairze mieszka patryarcha Aleksandryjski. Stara patryarchija, w której patryarchowie Aleksandryjscy do roku 1839 mieszkali, jest w części miasta zwanéj Chart-Er-Ram. Jest to rodzaj labiryntu, trudno zrozumiéć plan téj budowy, z okien jego nic nie widać, tylko niebo. Synodalna izba bez podłogi, pod samym dachem, bardzo zacieniona. Drzwi z niej prowadziły do cel; w jednéj mieszkał władyka, w drugiéj była biblioteka. Blisko zaraz stała mała, osobna cerkiewka pod tytułem św. Mikołaja. Tu mieszkali długo patryarchowie, i wiele prześladowań ucierpieli.
Nowa patryarchija skończona w r. 1839, jak świadczy napis na marmurowéj tablicy; jest w środku samego miasta Kairu. Do jéj zbudowania i ukończenia dopomógł wiele cesarz Mikołaj, główny wszech-rosyjski synod, Murawiow pobożny, mieszkający w Kijowie, Grafini Orłowna, i chrześcijanie egipscy. Jest to wielki czworobok ogrodzony, wewnątrz drzewami osadzony, ma piękną cerkiew; ze strony północnéj, południowéj, i zachodniéj, różne mieszkania; od wschodu same tylko ogrodzenia. W tych domach mieści się patryarcha i duchowieństwo. W staréj patryarchii mieszka z rodziną swoją protonotaryusz patryarchy. Mieszkanie patryarchy jest dość piękne, piérwszy pokój obszérny wyłożony jest białą, marmurową posadzką, która zdobi, i miły chłód daje. Z jednéj strony tego marmurowego pokoju jest izba jadalna, a z drugiéj synodalna, w któréj są portrety patryarchów Aleksandryjskich: Metrofana, Krytopuła 1639, Mateusza 1766, Teofila 1825, Jeroteusza 1845, pendzla Czernecowa. Portret Patryarchy, który żył w roku 1850 zrobił ołówkiem ksiądz Sołtykow. Tu jest także biblioteka, i osobny dom gościnny.
Nowa cerkiew jest pod tytułem św. Mikołaja. Obrazy są w Rosyi malowane kosztem Anny Orłówny, lecz za małe. Posadzka okrytą jest białomarmurowémi płytami. Po prawéj stronie tu pogrzebany patryarcha Jerotheusz (Jarosław), zmarły r. 1845. Były tu przedtém relikwije św. Atanazego wielkiego, ojea Kościoła; dziś ich nié ma, przeniesione są do Wenecyi z Konstantynopola roku 1454, złożone w kościele św. Zacharyasza. Relikwije św. Jana Bożego przeniesione do Wenecyi roku 1249 za czasów doży Morozyniego; znajdują się w kościele św. Jana Chrzciciela. W patryarchalnéj nowéj cerkwi są relikwije, cząsteczki małe następne: św. Cyrylla aleksandryjskiego, św. Bazylego wielkiego, św. Jerzego, biskupa Neo-cezaryjskiego, część głowy św. Mateusza, palec św. Tomasza.
Patryarchowie aleksandryjscy wyprowadzają swoje pochodzenie duchowne od Marka Ewangelisty. Zachowują u siebie jako wielką relikwiją drogą pamiątkę, dwa ułamki po grecku Ewangelii św. Marka, pisane na bardzo cienkim, przezroczystym pargaminie fioletowego koloru, złotémi literami. Ksiądz Porfiry utrzymuje, że są to odrywki Ewangelii z V wieku, przepisane z Ewangelii Marka. Mają jeszcze całe cztéry ewangelije, pisane bardzo drobnym, ale wyraźnym charakterem, roku 1272, na białym pargaminie, z złocistémi ozdobami. W czasie wielkich uroczystości, idąc na około cerkwi procesyonalnie, niosą te pisane ewangelije. Zwyczaj jest w Synai i w Athos, na wielkie uroczystości noszą księża ewangelije, pisane na pargaminie, złocone, które są w większém poważaniu od ewangelij drukowanych, jako piérwotne, zachowane, nie utracone.
W Kairze zachowuje się obrządek oddzielny, właściwy temu miejscu. Na piérwszy dzień Wielkiej Nocy, w czasie nieszporów, patryarcha wiernym rozdaje róże bez koleów.
Dnia 25 kwietnia jest bardzo wielka uroczystość św. Marka, ewangelisty. Patryarcha celebruje w staréj patryarchii, Na tronie patryarchalnym dla pokory w dzień ten nie siada. Na nim umieszczony jest obraz św. Marka Ewangelisty, przed nim stoi zapalona wielka świéca.
W bibliotece patryarchatu aleksandryjskiego, w Kairze jest wiele ksiąg łacińskich, które dowodzą stosunków z Rzymem, i przekonywają, że to patryarchat konstantynopolitański utworzył szysmę, i inne pociągnął za sobą.
Biblioteka liczy 1877 dzieł, i 287 rękopismów, z których jest bardzo rzadki a interesujący: O Nikonie, patryarsze moskiewskim, i o sądzie nad nim. Są cztéry Ewangelije, napisane roku 1338. Po grecku w rękopiśmie pod tytułem Ekklezyastika Istoria, nie wiadomo do jakiego czasu doprowadzona.
Dwa rękopisma potryarchy aleksandryjskiego Erazma. Bardzo ważny rękopism, przypisywany Ojcu Kościoła zachodniego św. Augustynowi, biskupowi hipońskiemu, Akafest do św. Michała archanioła, w greckim języku. W rękopiśmie umieszczona liturgija św. Jakóba Apostoła, i dwie rozmowy magistra aleksandryjskiego patryarchalnéj cerkwi Teoryana z biskupem ormijańskim Nersesem r. 1175. Wyznanie wiary Ormian Nerses posłał do cesarza Manuela, i do patryarchy Michała po rozmowie z Teoryanem; razem w darze trzy konie prawdziwéj krwi arabskiéj, i wojenne łuki, pisząc: „a usiadłszy na konie wasza cesarska wysokość niech zwycięży nieprzyjaciół swoich.“
Z okien jego widać Nil i trzy wielkie piramidy. Umieszczony jest w wielkiéj baszcie, która niewiadomo czy była świątynią ognia, czy jaką dzwonnicą. Ma sześć piątr. W piérwszym niéć ma żadnych mieszkań. Jest to podziemie które w czasie wyléwu Nilowego napełnia się wodą. W drugiém, ciemném, stoi kolumnada która podpiéra wyższe piętra. W trzecićm kolumnada z cysterną i ze składami. W czwartém cele; tu blisko przy wieży jest cerkiew św. Jerzego. W piątém cele dla zakonników. W szóstém mieszkanie dla władyki. Ale on oddzielny ma dom przy wieży.
Kiedy ten klasztorek zbudowany, najbieglejsi uczeni nie mówią; jest napis na obrazie XVI. wieku. Klasztor odnowiony roku 1779 kosztem jednego Ihumena i drugiego mnicha, a cerkiew roku 1799 przez patryarchę Aleksandryjskiego Pariemiego. Obrazy Zbawiciela i N. M. Panny są malowane roku 1612 przez tegoż samego, który obrazy malował w Synajskiéj cerkwi, Jeremijego Krytyanina. Posadzka w cerkwi jest marmurowa. Jest w niéj mała kapliczka, ozdobiona złoconémi rzeźbami, z cudownym obrazem św. Jerzego. Na sklepieniu jest obraz św. Jerzego bez konia. Mówią, że się znajdują tam relikwije tego świętego. Koło kapliczki, przy marmurowéj kolumnie jest przykuty cudowny żelazny łańcuch z kółkiem na szyję, zowią go łańcuchem św. Jerzego. Zakładają na szyję waryatów kółko, przykuci wracają do zdrowia. Niedawno widziano okutą jednę dziewieę z Suczu, która potém wyszła za mąż i dziś zdrowa; i waryata Ormijanina, który siedział na łańcuchu, na drugi dzień był zdrów i wesół. Ta cerkiew św. Jerzego, należąca do patryarchów, mianuje się patryarchalną. Przy niéj mieszkali patryarchowie dawniéj, dziś tylko jeden ksiądz świecki, żonaty.
Zbudowanie nowego patryarchatu kosztowało 450,000 piastrów czyli 26,000 rsr.; gdy oczyszczali plac, znaleźli wiele ciał umarłych; wedle starego egipskiego zwyczaju, przed wprowadzeniem chrześcijaństwa, nie chowano umarłych w pieczarach grobowych, ale w domach, w tak zwanych mumyach, w których ciała były balsamowane. Po wprowadzeniu chrześcijaństwa św. Antoni Wielki powstawał na ten zwyczaj pogański i zalecił iść za przykładem Chrystusa Pana, i umarłych grzebać w grobach. Za jego wpływem ustały mumije w Egipcie, ale zachował się zwyczaj grzebania umarłych w ziemi, we własnych domach. Mehemet-Ali zniósł go i rozkazał umarłych grzebać za miastem. Przy oczyszczaniu placów na budowy, często w Kairze odgrzebują i znajdują ciała zmarłych.
Aleksandryjski patryarchat utrzymuje się dochodami klasztoru Złatarskiego w Bukareszcie, Ilińskiego w Mołdawii, z domów w Kairze, i ma własności swe w Krecie. Patryarcha ałeksandryjski sam naznaczał dla siebie następców. Patryarcha Joachim 116-to letni, naznaczył Sylwestra roku 1565. Ten Meletego 1586, a ten swego archymandrytę Cyrylla Lukarissa (1663); i tak daléj aż do Erazma, zmarłego roku 1786. Wtedy pasza z St. Jean d’Acre prowadził wojnę u Mamelukami: Ibrahimem i Muratem. W tém zamieszaniu i zaburzeniu Egiptu, patryarcha konstantynopolitański mianował patryarchą aleksandryjskim jednego ze swego kleru Parfemijusza. Odtąd patryarcha konstantynopolitański, władzę nad katedrą Aleksandryjską, przywłaszczył; w 1825, po raz drugi na patryarchę Aleksandryjskiego w Konstantynopolu Jerotheusz był mianowany; na to zgodził się kler i chrześcijanie egipscy. Ten patryarcha pobożny na końcu życia swego usunął się od świata; mieszkał przy klasztorze św. Jerzego, i tam umarł roku 1845. Na jego następcę wybrano drugiego Jerotheusza; 850 podpisów przesłało do Konstantynopola, patryarcha innego wybrał. Przeciw jego wyborowi protestowało całe aleksandryjskie duchowieństwo; protest trzem patryarchom: Konstantynopolitańskiemu, Antyochijochejskiemu i Jerozolimskiemu posłano, Mehemet-Ali przeciw wyborowi narzuconemu protestował i nie dozwalał młodemu patryarsze przy jeżdzać. Patryarcha Konstantynopolitański skłonił przez siebie wybranego do zrzeczenia się, a wybranego przez duchowieństwo egipskie zamianował. Mehemet-Ali w każdym czynie mąż sprawiedliwy, reorganizator, dobroczyńca własnego kraju, opiekunem był chrześcijan. Egipt się odrodził, odżył pod wpływem jego dzielnéj prawicy; długo o nim pamiętać będą. Tak niepospolity mąż nie powtarza się rychło.
Co do miejsca, gdzie się Pan Jezus z Matką Boską ukrywał, dzielą się zdania. W Kairze miejscowi chrześcijanie Koptowie okazują pieczarę przy cerkwi Wniebowzięcia, i przy swego wyznania klasztorze; Greey aleksandryjscy w tém miejscu, gdzie jest dziś cmentarz omurowany, i wewnątrz cerkiewka. Przy wejściu jest napis: „oto jest miejsce, w którém mieszkał z Matką swoją Zbawiciel. Tu była przedtém na tę pamiątką wielka, chrześcijańska Świątynia; czas ją zniszczył i zburzył. Gorliwość Jeroteusza, sławnego arcypastérza egipskiego i jego pomocnika archimandryty, na nowo dom Boży wzniosły, r. 1832. Na tym ementarzu znaleziono wiele grobów, w których były odzieże, pościele i różne rzeczy, które Koptowie do grobów składali. Spalono wszystko, a worek ze złotą mahometańską monetą sztuk 120 oddano Mehemetowi-Alemu, który ofiarował 5000 egipskieh piastrów.
Mieszkanie i własność księży Synaickich w Kairze nazywa się Dziewaniją. Jest to miejsce zamknięte, jakby osobne miasto, zupełnie oddzielone od innych domów i ulic.
Osobną ma bramę, tak, że jak zamkną, nikt do téj części miasta nie wchodzi. Należy do Synaiskiego klasztoru; ma domy, które się najmują, w nich mieszkają oddzielnie chrześcijanie od muzułmanów.
Klasztorny dom ogromny z dwoma i trzema piętrami ma obszérny dziedziniec. Tam się mieszczą w celach zakonnicy, ma sale obszérne; w jednéj zbiérają się starce Dziewańsko-Synaiscy, druga stołowa, trzecia oratoryum. Mają ołtarz, księgi, obrazy, a nie odprawiają liturgii; tego żądali patryarchowie aleksandryjscy.
W izbie synodalnéj są relikwije: dłoń prawéj ręki św. Maryny, głowa św. Eutychijusza, ucznia Jana Ewangelisty i ręka męczennika św. Jerzego. Mają bibliotekę i rękopisma; najcenniejszy ze wszystkich jest grecki zbornik, zawiéra psałtérz cały, nowy testament, i wyjątki z Ojców świętych z pięknémi świętych obrazami, i portretami greckich cesarza Michała i Jana Paleologów, malowanómi na cienkim pargaminie. Rękopism jest z roku 1242, darowany roku 1781 arcybiskupowi Synaiskiemu Cyryllowi przez jednego z opiekunów klasztoru z rodu Komnenów na wyspie Chijos, Mamzera Żarzi. Rękopism, w którym zapisany obrządek zasiadania patryarchów z wyliczeniem wszystkich eparchij do nich należących za czasów cesarza Lwa mądrego. Znalazł Porfiry ważny rękopism o Nikonie, który przedstawia go w inném świetle; odkrycie prawdziwéj wartości. Dotąd sprawiedliwego i bezstronnego sądu o nim nié ma. Wedle dziejów rosyjskich, był to dumny mnich, który ukaranym został za pychę i lekceważenie cesarskiéj władzy. Inni mówią, że bronił niezależności duchownéj władzy, z jego upadkiem niepodległość duchowieństwa najzupełniéj w Rosyi została zniszczoną. Odtąd nie było nigdy patryarchy, ale synod arcybiskupów metropolitańskich sobie równych; głównéj zwierzchnéj duchownéj władzy w cerkwi rosyjskiéj zabrakło.
Nikon poznał prawdy Kościoła Bożego, uznał władzę Rzymskiéj stolicy, odwoływał się do niéj i to go zgubiło; najznakomitszy z całego dawnego czasu rosyjskiego duchowieństwa. Rękopism o Nikonie jest przez metropolitę Gazkiego Pajsyusza Pajsya napisany: „Własną moją ręką, mówi ks. Porfiry, przepisałem główniejsze rozdziąły ciekawego rękopismu o naszym patryarsze Nikonie“. Z tego rękopismu szczegółów nie dał.
Wielkie wątpliwości miéwała zawsze cerkiew ruska. Melecy Smotrycki, kolumna cerkwi ruskiéj dyzuniekiéj, nie mógł tych wątpliwości rozwiązać, udał się do patryarchów, ale tam więcéj niepewności i błędów znalazł. W Kairze u patryarchy znajduje się rękopism z czasów Aleksego Michajłowicza, w którym do niego ruska cerkiew się udawała, prosząc o oświécenie w niepewnościach swoich, dając 61 zapytań patryarsze aleksandryjskiemu. Kościół wschodni, odcięty od głowy namiestnika stolicy apostolskiéj, od Ducha św., nieustannie się błąkał, chociaż się z tém tai. W łonie jego w Rosyi, gdzie jest główne szyzmy ognisko, tyle sekt się rozwinęło. Te sekty nie uznały w urzędowéj cerkwi prawéj władzy, a zachowując przepisów kościelnych i obyczajów starożytnych obserwancyę w urzędowém wyznaniu zaniedbaną, zupełnie niém pogardziły.
Z zapytań tych widać: różnie się wysławiano w Credo, w symbolum wiary, co do Ducha św. Nie przyjmując nauki Kościoła katolickiego, sami już się między sobą rozróżniali. Inaczéj go mianują, raz zowią prawdziwym, drugi raz królującym. Nie dopuszczali księży wdowców do odprawiania mszy św.; były o to spory; uznawano, że wdowiec dać nie może rozgrzeszenia. Nie wiedziano ile razy chrześcijanie mogą się spowiadać; czy koniecznie raz jeden, czy téż mogą do trzech razy. Czy potrzebne jest trzykrotne pogrążenie w wodzie w czasie chrztu świętego? Czy osoby, które nie były tzykroć zanurzone, są chrześcijanami? Jak należy składać palce do modlitwy i do błogosławienia ludu. Wielu biskupów powinno sądzić biskupa? czy można zbrodniarzowi osądzonemu dawać eucharystyą? Azali to nie będzie rzucenie pereł pod nogi wieprzów; a jeśli im się udzieli N. Sakrament, możnaż karać tych, którzy pokutowali, i przyjęli Przenajświętszą eucharystyą? Taki był stan duchowy ruskiéj cerkwi w XVlym wieku. Cerkiew od Kościoła Bożego oderwana, od wschodnich patryarenów oddalona, utrzymywana siłą władzy cesarskiéj, rozpadnięta na wiele sekt, istnieje zagrzebana w ciemnościach.
Koptowie chrześcijanie aleksandryjscy inną mają erę; nie od Chrystusa Pana urodzenia liczą, ale od wielkiego męczeństwa chrześcijan za Dyoklecyana cesarza, to jest od roku 284. Kiedy mamy rok 1875, u nich jest 1591. Patryarcha Koptów, wedle ich praw, powinien być wolnym, niepoddanym; urodzonym z zaślubionéj dziewicy, nie z wdowy lub zaślubionéj powtórnie; miéć przynajmniéj lat 50, i być jeszcze w pełnéj sile bez żadnego kaléctwa i szpetności, przytém zupełnie być zdrowym na umyśle, biegłym i wyćwiczonym w życiu zakonném, znającym dogmata i prawa kościelne, i mówić dobrze językiem narodowym. Skłonność do gorących napitków, chciwość, zapał do zysków, prędkość, przelanie krwi nie tylko ludzkiéj ale zwiérzęcéj, oddala od patryarszego stanu.
Nieskończenie jest interesującą i przyjemną. Piramidy, okoliczne góry, palmowe drzewa, w Kairze z nowym meczetem odźwiérciedlają się w Nilu. Klasztor Koptów der Maader-Chabira blisko jest Nilu, jakby się weń wpatrywał. U spodu góry, pod cieniem daktylów, jest wojenna osada Tora. W górze widać wszędzie pieczary, kamienne łomy, od najdawniejszych czasów w Egipcie dobywano w górach kamienie, i z przerzynanych i ciosanych stawiano olbrzymie za Faraonów budowy, które przez tyle wieków zdumiewają, i są jeszcze niezrozumiane, nieodgadnione. Pod cieniem palm rozłożystych stało nad Nilem starożytne, stołeczne miasto Memfis. Za Memfisem wznosi się kolosalna, sześciopiętrowa piramida, jéj wierzchołek tonie w niebie. Nad brzegiem, niedaleko Buszy są puste i dzikie skały. Wiele jest różnych podań o Nilu; jedni mówią, że płynie z gór Abisyńskich i deszcze tylko są źródłem rzéki. Drudzy, że gwiazda Zuchal czyli Saturn, wyprowadza Nilowe wody. Przodkowie Egipcyan téj gwiaździe oddawali cześć religijną. Królowa Kleopatra zbudowała wielką świątynię w Aleksandryi, i w niéj umieściła posąg miedziany Saturna, zwany Zuchal. Egipcyanie w dzień, który jest u nas dwunastym Nowembra, uroczyście obchodzili święto tego bożka, przynosząc mu liczne ofiary. Po wprowadzeniu religii chrześcijańskiéj, Aleksander XIX patryarcha Aleksandryjski skruszył bałwana, zrobił z niego krzyż, a świątynię zamienił w kościół, poświęcając go Michałowi, Archaniołowi. Po dziś dzień Koptowie uroczyście fest św. Michała Archanioła, który jest patronem rzeki Nilu, najsolenniéj obchodzą 12 Nowembra.
Ksiądz Porfiry od Ihumena Koptów, z którym się poznał i Nilem żeglował, pozbiérał różne dotąd, nieznane tradycye. O początkach piramid mówi, że za czasu rządu egipskich kapłanów, znaleziono w głębi ziemi głowę ogromnego słonia. Z tego wnieśli, że ziemia ulegała wielkim przewrotom; następnie, gdy się to powtórzyć może, dla ocalenia ludu w razie drugiego potopu, pobudowano kolosalne piramidy, którychby woda zniszczyć nie mogła. Co do niewolników, ludzi czarnych, których tak wielką ilość wywożono, podaje tę wiadomość: Negrowie mieszkają w lasach, rodzinami, oddzielnie, z sobą się nie łączą, i wzajemnie nie wspiérają; przeto ludzie chwytający czarnych, napadali na oddzielne rodziny, i chwytali u nich dzieci. Pokolenia czarnych są z sobą często w wojnach, i mają wielu jeńców po bitwach, których sprzedawali ochotnie.
Woda w Nilu zaczyna przybywać 20 czerwca, i podnosi się przez czas dwumiesięczny, potém przez 17 dni; i stopniowo ubywa. Od 12 Junii do 12 Augusta przybywa.
Siedmnaście dni trwa jéj rozłéw pełny. W końcu Oktobra zamyka się w swoich brzegach. Nil rozléwa się w tym samym czasie w niższym i wyższym Egipcie.
Nil nigdy nie przestaje zadziwiać i zajmować, i przez tyle wieków każdy z podróżujących o nim miał zawsze do powiedzenia. Zaliczać go należy do jawnych dowodów mądrości i miłosierdzia Bożego. Egipt, zraszany Nilową wodą, jest najżyźniejszym krajem w świecie całym, ma ziemię najwyborniejszą. Wędrownicy i zdobywce wszystkich wieków do Egiptu dążyli, chcąc go oglądać i zbadać. Posiąść Egipt, znaczyło największe miéć bogactwo. W téj podróży kształcili się filozofowie, naturaliści, archeologowie. Egipt niegdyś posiadał dwanaście milijonów ludności; dziś jéj już nié ma, równie i tak bogatéj ziemi, w wielu miejscach pług nie orze. Niewola, prześladowania, wielożeństwo, zniszczyły kraj, który piérwszy Mehemet-Ali podźwignął.
Skończmy te szczegóły z podróży egipskiéj wspomnieniem Aleksandryi; powiédzmy pokrótce, co w niéj ten nowy, bo z roku 1850 rosyjski podróżny widział.
Najwięcéj zajął ks. Porfirego w Aleksandryi klasztor św. Saby, niegdyś starożytna pogańska świątynia. W nim jest pięknych kolumn starożytnych granitowych cztérnaście; inne zginęły. Ksiądz biskup Porfiry sądzi, że według opisów Strabona blisko morza był kościół Neptuna. Cerkiew św. Saby jest niedawno odnowiona przez O. Mojżesza, który w roku 1831 skończył życie. Napisy na obrazach, grobowcach i ścianach, nie sięgują dawniejszych czasów, jak roku 1820. Wedle miejscowéj tradycyi było tu więzienie św. Katarzyny, i miejsce, gdzie była zamordowaną. Swięty Saba skończył życie na początku VI wieku. Chrześcijanie nie zaraz po śmierci mężów błogosławionych i świętych, pod ich imieniem budowali kościoły, ale po pewnym przeciągu czasu świętość była uznaną, i ogłoszoną. Przeto św. Saby cerkiew, jest z VII albo z VII[ wieku. Przy tym klasztorze są rękopisma arabskie, w których od roku 1517 do roku 1774 są opisane dzieje téj cerkwi. Założenie jéj jest niepewne, na żadnym piśmiennym dowodzie nie oparte. Kolumny granitowe dowodzą, że tu była starożytna, pogańska świątynia. Cerkiew św. Saby nie jest dziś klasztorem, ale parafiją, ma Ihumena, i trzech księży żonatych.
Blisko cerkwi jest szpital dla chrześcijan. Pięć ma przestronnych, dużych pokoi na górze dla chorych, a na dole siedm dla starych, ślepych, i ma ogród owocowy.
W Aleksandryi jest więcéj jak w innych miastach Wschodnich duchowieństwa żonatego, którzy daleko niżéj stoją od najbardziéj zaniedbanych i rozprzężonych mnichów; są od swoich wyznawców znienawidzeni, mianują ich popami, co jest największą obelgą.
W Aleksandryi szkoła męska księży Łazarzystów w roku 1850 była ukończoną; jest na głównym placu miasta.n W ich kościele są cztérogranne kolumny, złączone łukami w stylu bizantyńskim. W głównym ołtarzu piękny obraz Matki Boskiéj, depczącéj węża. Szkoła panienek jest pod przewodnictwem sióstr św. Wincentego a Paulo, które sie zowią tam Łazarzystkami. Na dole są pokoje dla publicznéj nauki, pokój jadalny, i gościnny. Na górze mieszkają zakonnice i panienki; i sala dla ręcznéj roboty, w której są piękne obrazy Włocha, biskupa, naczelnika zakonu. Samych ubogich panienek, zostających zupełnie na utrzymaniu sióstr, było w 1750 roku pięćdziesiąt, zakonnic ośmnaście, wszystkie francuzki; uczą czytać, pisać, katechizmu, muzyki.
Ks. Porfiry, chociaż szyzmatyk, wyznaje, że zakonnice katolickiego Kościoła po wszystkich miastach wschodnich mają zakłady dla uczenia ubogich panienek; widziałem w Konstantynopolu, w Smyrnie, w Cyprze, i tu w Aleksandryi. Przybycie sióstr Miłosierdzia na Wschodzie, utworzyło na nowo służbę i pracę apostolską!
Niedaleko Monastyru św. Saby, jest muzułmański meczet, roku 1828 skończony, dla grzebania familii Mehemeta Ali Paszy. W tym meczecie okazują grób Daniela, proroka.
Głównego Aleksandryjskiego kościoła św. Atanazego wielkiego, śladów w Aleksandryi znaleźć nie można. Piękny jest w Aleksandryi meczet, na grobowcu rodziny Mehemeda Alego postawiony. W ustroniu za miastem, u stóp góry, wśród zieloności drzew daktylowych, meczet z kopułami i minarety, robią wrażenie miejsca wiecznego pokoju.
W domu konsula austryackiego Laurence jest wiele starożytności egipskich; sfinkse, bóstwa ze zwiérzęcémi głowami, zrobione z różnokolorowych granitów, marmurowe statuy. Prześlicznéj roboty gryf z białego marmuru na takiéjże podstawie. Bóstwa te, olbrzymie figury; nie są zrozumiane, nie obudzają żadnego wyższego uczucia i wrażenia, jednak jako sztuka i wyrób są arcydziełem podziwiającéj piękności w olbrzymich rozmiarach. Myśl tych figur jest dla nas straconą, ale w owym czasie musiała być wzniosłą, szczytną, zrozumianą, kiedy wykonanie było tak znakomite, piękne, i podziwiające harmoniją, pomimo olbrzymich rozmiarów.
Sfinksy z głową i piersią kobiecą, a ciałem lwiem, co znaczyć mogą, kto to rozumié, i dla czego te monstra nie istniejące w naturze? Mędrzec Boży, Klemens Aleksandryjski tłumaczył sfinksa, że to był obraz połączenia z sobą różnorodnych żywiołów, znak harmonii w naturze, i jakoby żywe ostrzeżenie człowieka i badacza, że poznanie Boga i całego jestestwa jest trudném, niepodobném.
Inni przez sfinksa rozumieli, że kobiéta oznaczała żywioł łagodny, wodę, a lew żywioł ognia. Woda z ogniem złączone, są najgłówniejszą siłą wszelkiego życia; następnie sfinks miał oznaczać dwa żywioły z sobą złączone i działające; wodę i ogień.
W ogrodzie austryackiego konsula, gdzie jest piękny biały marmurowy wodociąg, znajduje się napis:
PRAECLARO VIRO
BOGOS BES
OB RUSIN URBE
PTOLOMAEORUM
BIBLOTECAE
IN RUDERIBUS
IMPOSITUM
1844.
Bogos-Bej, należący do dworu Mehemet-Alego oddał to miejsce Laurenowi, w którém tyle się pamiątek wynalazło, i gdzie niegdyś miała być sławna biblioteka Ptolomeuszów, którą Omar roku 641 spalił.
Biblioteka Ptolomeuszów Aleksandryjska, najbogatsza i najliczniejsza z bibliotek świata całego, była pomnikiem wielkich dzieł ludzkich. Co tylko rozum ludzki mógł się domyśléć, wynaleźć, wnioskować, i rozumować, wszystko się tam zawiérało. W Aleksandryi, gdzie był rzadki, nigdzie nie spotykany zbiór ksiąg, przez miłośników i znawców zebrany; filozofowie, uczeni pogańscy, i chrześcijańscy w bibliotece się zbiérali dla czytania, dyskusyi i rozpraw. Téj szkoły najwyższéj całego świata mędrcowie i filozofowie, geografowie, astronomowie, neoplatoniści, poeci, byli uczniami. Tu się sprawdziły słowa Pańskiego mędrca: „Vanitas vanitatum et omnia vanitas“. Najwięksi świata mocarze, wojownicy, cesarze, królowie z państwami swémi runęli, w proch się rozsypali; olbrzymie dzieła ludzkiéj nauki, płomienie i wichry rozniosły; Pisma św. żaden barbarzyniec nie zniszczył, i nie spalił. Wszystkie wieki przeżyło; a dzieła mądrości ludzkiéj spłonęły. Z téj wielkiéj biblioteki, która unieśmiertelniła imię Ptolomeuszów, został tylko napis, wskazujący jéj miejsce. Zaprzeczają jednak temu, mówiąc, że miejsca tego nié ma śladu; nikt nie wié i okazać nie może, gdzie była biblioteka.
W Aleksandryi należy do Koptów cerkiew św. Marka ewangelisty; najstarożytniejszy kościół w chrześcijaństwie, bardzo dziś ubogi. Przy ołtarzu stoi grób marmurowy, w którym był pogrzebany św. Marek, ewangelista. W Aleksandryi mają obszérny swój dom z obmurowanym dziedzińcem księża Synaici, oddawna posiadany, w roku 1835 ostatecznie na nowo zrestaurowany. Koło tego domu blisko graniczący kawałek mały ziemi, należał do bogatego greka Danastazi. Synaici chcieli to do swojéj własności przyłączyć; prosili go, jako człowieka należącego do ich wyznania, aby klasztorowi Synajskiemu ofiarował, aby jaki Mahometanin blisko się nie zbudował; a szczególnie, aby nie postawiono świątyni innego wyznania; stosując się do woli jednego z urzędników Ali-Baszy, oddał to miejsce Anglikom. Księża Synajscy podawali prośbę do Londynu, do arcybiskupa Kanterberyjskiego, prosząc o oddanie lub odstąpienie tego miejsca. Odpowiedziano: że uczynionoby chętnie, gdyby to miejsce nie było przeznaczoném na kościół. Na tém miejscu stanął kościół anglikański.
Ciekawe są w Aleksandryi dwa obeliski Kleopatry; jeden jeszcze tylko stoi. Oba z różowego granitu, na nich są wyrzynane ptaki, węże, żuki, noże, półkoła, trójkąty, nazywane hieroglifami. W porcie aleksandryjskim jest ściana na kształt twierdzy z wielkiego, grubego, i mocnego muru, o którą odbijają się bałwany morskie. Przed samą Aleksandryą w piasku stoi twierdza Abukir. Tu roku 1798 Nelson zniszczył flotę francuską, Franeuzi mając 5,000 ludzi znieśli 15,000 Turków w roku 1801. Niegdyś tu była wyspa zwana Faros, którą dziś zatopiły wody morskie. W Aleksandwyi siedmdziesięciu mężów przełożyło z hebrajskiego na grecki język Pismo święte, stary Testament.
Opisując dzieje chrześcijańskie na Wschodzie, i stosunki z Mahometanami, musimy wyznać sumiennie, że mając w ręku władzę, będące panami całego Wschodu, rozdraźnieni wojnami krzyżowémi, mogliby zupełnie chrześcijanizm zniszczyć. Podziwienie obudza ich względność dla Kościoła i imienia chrześcijańskiego; klasztory i zakony chrześcijańskie zabezpieczali od podatków, nie dotknęli się własności majątków klasztornych. Pomimo nieraz zdarzanych gwałtów, wiele dali dowodów sumiennéj względności, bezinteresowności szlachetnéj. Należy więcéj cenić sułtanów i kalifów, jak dzisiejszych królów chrześcijańskich; którzy kościołowi Bożemu nie udzielają opieki, i wydarli wszelką jego własność, zebraną z ofiar wiernych dla chrześcijańskich uczynków, miłosierdzia i nauki, któréj się nie dotknęli panowie tureccy.
O Aleksandryi i Kairze powiedzmy jeszcze cokolwiek.
Trzeciego dnia żeglugi byliśmy w bliskości Aleksandryi; Egipt ma brzegi niskie, i mało punktów widocznych.
Lunety wskazały nam wieżę Marabuta czyli Arabów, którą na kartach geograficznych mieszczą o mil cztéry od Aleksandryi; następnie uderzyła wzrok nasz kolumna Pompejusza, ujrzeliśmy wkrótce białe mury gmachów, minarety, i masy drzew palmowych; wybrzeże Egiptu oświecone żywém światłem.
Wyminąwszy skały podwodne, które łatwo było rozpoznać po ciągłym wirze, wpłynęliśmy do portu; statek zarzucił kotwicę naprzeciw arsenału.
Aleksandrya ma dwa porty, jeden na północno-zachodniéj stronie, drugi na północ; do piérwszego przybijają okręta, i znajdują bezpieczną przystań, z tego powodu bardzo jest uczęszczany; tu widzieć można flagi wszystkich państw morskich, tak jest port ożywiony, że zdaje się być miastem ruchomém i pływającém, którego ludność nieustannie się zmienia; — przynosząc do Egiptu bogactwa zachodu, roznosi po Europie wszystkie jego płody.
Przeciskając się przez las masztów; podróżny podziwia zamożność miasta, ale gdy stanie na brzegu, widzi nędzne lepianki, w których są biura, komory, i paki towarów, zwalone wśród gruzów. W mieście przechodzić musi ulice niebrukowane, jedne puste, przepełnione ludem, brudne bez nazwy, z których żadna nie zakréślona w prostéj linii. Domy budowane z kamienia, nie mające ani okien na ulicę, ani ozdób zewnętrznych. W kwartałach ludniejszych są trzy i cztéro-piątrowe; w tych mieści się po wiele rodzin, co jest niezwyczajném w miastach muzułmańskich. Starożytna wyspa Pharos połączona z lądem, leży między dwoma portami, ma kilka pięknych gmachów, pomiędzy którémi odznaczają się pałace baszy, i jego rodziny; tu i owdzie widać forty i baterye, do których zbliżyć się nie wolno, ostrzegają cudzoziemca, że jest w warowni. Załoga Aleksandryi zdaje się być bardzo liczną; huk bębnów miesza się z gwarem ulic, co chwila spotyka się z oddziałem wojska. Podróżny na wszystkich ulicach widzi wielbłądy obładowane ogromnémi belkami, ciosowym kamieniem, lub pakami towarów.
Najszérsze ulice zaledwie mogą pomieścić przeciążone karawany. Osły osiodłane, za bardzo małą cenę przenoszą lekkim, szybkim ruchem w najdalsze strony miasta. W bazarach przedają kobierce, kawę, daktyle, wiktuały.
W wielkich ogólnych składach, zwanych okile, są towary zwiezione z Europy, Indyj, i Etyopii. Przy ujściu kanału są magazyny baszy, napełnione zbożem, bawełną, indygo, i tém, co tylko Egipt dostarcza.
W Aleksandryi znajdujemy Arabów, Turków, Maurów, Franków, Greków, Koptów, Syryjczyków. Arabowie okazują mniéj odrazy niżeli Turey do europejskiego postępu i przemysłu. Bardzo wielu żebraków wyciąga rękę, nieustannie wołając: bakszysz; mniemać można, że się znajdujemy w narodzie żebrzącym.
W arsenale Aleksandryjskim do trzech tysięcy robotników pracuje bezustannie. Okręt linijowy i fregata były teraz na warsztacie; przed miesiącem spuszezono na morze okręt o ośmdziesięciu działach. Wszystko robi się tu jakby za pomocą czarów, to téż inżynier, kierujący robotami, uchodzi za czarodzieja. Przy ostatniém spuszczeniu okrętu, Arabowie utrzymywali, że aniołowie ciągnęli statek sznurami niewidzialnémi.
Wyjechawszy z Aleksandryi, po lewéj stronie jest starożytne przedmieście Nikopolis, sławne zwycięztwem Augusta nad Antonijuszem. Na przestrzeni od pięciu do sześciu mil ciągną się równiny i góry piaszczyste; gdzie niegdzie rosną daktylowe palmy, a daléj pola niedawno zalane wodą morską, nieuprawne, i wielka szyba wody wśród piasków suchych i rozpalonych.
O cztéry czy pięć mil od Aleksandryi jest zamek Abukir; zbudowany na przylądku, który zamyka przystań od Zachodu. Strabon opisywał obchodzone tu uroczystości Serapisa, i Saturnalije, które im towarzyszyły. W średnich wiekach Abukir był przybytkiem modlitwy i pokuty chrześcijańskiéj. Stoczona tu była wielka bitwa morska, w któréj przez Nelsona zniszczoną została flota francuska.
O kilka mil od Abukir, znajduje się kanał Lamadieh; po przebyciu jego szliśmy jeszcze z godzinę brzegiem morza; po lewéj stronie rozlegał się jednostajny szum fal; po prawéj pustynia pogrążona w ciemności, która leży na drodze do Rozetty, rozciąga się na mil cztéry, nigdzie drzewa, ani najmniejszego krzaczka, i śladu jakiéjkolwiek wegetacyi; tędy wiele przechodzi osób, a nié ma znaku drogi, nawet ślady wielbłądów zaciéra wiatr, miotający ciągle piaskiem. Najliczniejsza karawana nie zostawia po sobie więcéj śladu, jak flota płynąca po ruchomych falach Oceanu.
Jedynaście wieżyczek kamiennych wznosi się co pół mili, wytykają drogę, służą za schronienie dla podróżnych w czasie burzy, i znajduje się w nich woda.
Przebywszy pustynię, wzrok podróżnego z upodobaniem spoczywa na murach miasta Rozetty z czerwonéj cegły wzniesionego, i otoczonego lasem palmowym. Tu Nil płynie wspaniale, wśród brzegów wyniosłych, dwa razy szérszy od Sekwany pod Paryżem. Port, raczéj przystań, jest ożywioną. Mnóstwo statków kołysze się u brzegu, paki towarów zaściéłają ziemię; statki zwane djerme płyną z Rozetty do Damijetty; drugie Kanje, Nilem do Kairu. Ujście rzeki znajduje się o dwie mile od miasta. Przeprawa bardzo jest niebezpieczną dla ruchomych piasków, krajowce ze strachem o niéj mówią: „kto się Boghasów (tak się to ujście zowie) nie boi, i Boga się nie lęka.“
Rozetta istnieje od dziewiątego wieku. Na ulicach jest piasek stwardniały, daleko wygodniejszy od popsnutego bruku Smyrny i Konstantynopola. Rozetta lepiéj jest zabudowaną, niż inne miasta Wschodu, ale mieszkańce zaniedbują swe domy, które są prawie w gruząch. Ludność jest muzułmańska. Co roku w czerwcu obchodzą tu święta Santona-Sadjego. Związał kilka wężów razem, i opasał niémi wiązki chróstu. Psillowie czyli pożéracze wężów, zawsze są obecni na procesyi w tym dniu, która się ku jego czei odbywa.
Najszkaradniejsze gady rozdziérają i pożérają w przytomności zdziwionego tłumu. W każdém mieście i miasteczku spotkać można ludzi, niosących kosz zakryty, i ofiarujących swe usługi w wypędzeniu wężów.
Ogrody Rozetty są wysławiane przez wszystkich podróżnych; położone na północ są otoczone żywémi płotami, mają pomarańcze, daktyle, orzechy, jabłonie, gruszki, morele, migdały. Drzewa rosną bezładnie, jak po polach; Nil snuje w drobnych kanalikach swe przejrzyste wody, albo się zléwa w sadzawki; w każdém z tych ustroni wznoszą się piękne kioski, w których właściciele ogrodów większą część dnia trawią.
Przebyliśmy Nil, i zbliżyliśmy się do bogatych pól Delty; i tu wiele jest ogrodów, jak w Rozecie. Na wschodnim brzegu Nilu są rozległe pola ryżu, i równiny, których wzrok nie ogarnie, okryte drzewami i kłosami. W forcie Saint-Julien zbudowanym przy ujściu Nilu, inżynierowie wykopali tablicę granitową, na któréj jest wyryte ustanowienie kapłanów na cześć Ptolomeusza Epifana, w trzech językach: hieroglificznym, pospolitym egipskim, i greckim. W tymże. samym czasie Francuzi odkryli dwie inne podobne tablice; jedną w Menauf, drugą w Kairze; ale obydwie były pobite, a napisy całkiem zatarte, gdy tymczasem wynaleziona w Saint-Julien, nieznacznie tylko uszkodzoną była. Przywiązywano wielką wartość do tego kamienia, a Anglicy zwycięzcy upominali się o niego, jako o najznakomitszą cząstkę swych tryumfów. Francuzi oddać ją musieli, lecz posłano dosłowny odpis akademii paryskiéj i udzielono kopii uczonym, którzy znaleźli kilka imion własnych. Wyczytano następnie inne wyrazy, zapomocą języka Koptów i greckiego. Postanowienie kapłanów w Memfis na tym kamieniu, z innémi dokumentami były źródłem i pomocą dla ułożenia słownika i gramatyki dwóch starożytnych języków egipskich.
Wielką miały sławę wody Nilu. Arabowie mówią o nich z zapałem, utrzymują, że jeśliby się Mahomet był ich napił, nie opuściłby tego świata. Gdy inne rzeki Wschodu wysychają w lecie, Nil nigdy płynąć nie przestaje. Wśród największych skwarów wzbiéra, i występuje z łożyska. Nil, wedle wyrażenia starożytnych, przewyższa niebo w dobrodziejstwach, zwilża ziemię, bez pomocy burz i dészczów. Wylewy rzék zawsze są klęską i wzbudzają największy przestrach, wylew Nilu jest źródłem wszelkich dobrodziejstw; gdy wychodzi z łożyska, zewsząd na brzegach jego słyszéć można błogosławieństwa.
Brzegi Nilu są okryte trzciną; niektóre wioski zbudowane są z cegły czerwonéj. Im daléj zapuszczaliśmy się w głąb kraju, wioski mniéj ładne, składały się z domków ulepionych z ziemi, pośród których ukazywały się szczyty minaretów, grupy drzew palmowych, i zaokrąglone kopuły kilku kaplic.
Zajmującym jest widok machin hydraelicznych u brzegów Nilu; są to koła, otoczone dzbankami w wydrążonych dzwonach, obracają je woły. Ludzie w naczynia z drzewa palmowego, lub w stągwie czerpią wodę rzéczną i wléwają do sadzawek, z których płynie do kanałów, zwilżających pola i ogrody. Ten rodzaj irrygacyi sięga najodleglejszych czasów, daje wyobrażenie, jak zwilżano grunta za czasów Menesa lub Sezostrysa.
Kanał Mamudieh miał połączyć Aleksandryą z Kairem, lecz dotąd nie zdołano tego osiągnąć. Kanał dopiéro jest spławnym przy wiosce Kerynt, o pięć mil od miejsca, gdzie się z rzeką łączy; w wielu miejscach bardzo zamulony przez wylewy Nilu. Inżynierowie tureccy nie potrafili temu zaradzić, mimo wielkiego kosztu. Sellahowie pamiętają ciężkie prace, które przy kopaniu tego kanału ponosić musieli; umiérali z niewygód i głodu.
Przy ujściu kanału do rzéki, na lewym brzegu Nilu, jest miasto Fuah, na posadzie starożytnego Metelis; przed stu pięćdziesięciu laty był skład towarów; większe nawet statki zawijać tu mogły. Belon w szesnastym wieku liczy je do znakomitszych miast Egiptu, i kładzie w drugim rzędzie po Kairze. Dziś ma liche lepianki, zaniedbane bazary, młyn dla przyrządzenia ryżu, i przędzalnie bawełny.
Po stronie lewéj Nilu, miasteczko Ramanieh odznacza się uprawą cebuli; pamiętne kilkoma bitwami, stoczonémi na jego polach. O kilka mil stąd na wschodnim brzegu leży wioska Sah-el Stagar, dawne Sais, będące w zupełnéj ruinie; stolica niegdyś Delty, odległa od brzegu pół mili. Ruiny te były znane przed XIX wiekiem, i zwiédzane tylko przez podróżników holenderskich: Egmont i Ayman. Wielu zaś innych nie wspomina nawet o Sais. Te ruiny są pełne szczątków cegły nie palonéj, możnaby na piérwszy rzut oka wziąć je za jakieś przewroty ziemi lub pagórki przepalone słońcem, wyrzucone wybuchem wulkanu. Jeszcze tu znaleźć można resztki grobowców. Wśród tych zwalisk tu i owdzie rosną palmy. Te ruiny są siedliskiem wężów, puszczyków.
Wał ufortyfikowany niegdyś otaczał to miasto, i tworzył jego obwód prostokątny. W części prostokątu od brzegu Nilu, ziemia jest uprawna, zasiana zbożem, tu się wznosiła świątynia Minerwy, o któréj mówi Herodot. Przechodziła około poświęconego miejsca i świątyni ulica sfinksów i posągów kolosalnych, i dwa obeliski. Po lewéj stronie świątyni były groby królów Saidy, a za nią grób Ozyrisa i Kotlina, w któréj odbywano tajemne obrzędy tego boga. Z wszystkich gmachów, dzieł wielu królów egipskich, nie został kamień na kamieniu; wszystko zniszczone, rozproszone, lub zaniesione mułem Nilu. Meczet Tah-el-Stagar zawiéra kilka szczątków starożytnego miasta.
W pustyni Libijskiéj, mówią o rzéce bez wody, gdzie imaginacya Arabów widzi okręty skamieniałe; tu mieszkali niegdyś dwaj Makarowie. „Cudowną i podziwiającą jest historya ojców pustyni; ich wstrzemięźliwość i umartwienia. Pustelnicy pościli przez rok cały, oskarzali się przed sobą, gdy zjedli winne grono, gdy spragnieni pili wodę, lub gdy spędzili godzinę bezczynnie, nie modląc się. Ćwiczyli się w pokorze nieznanéj ludziom, miłość ubóstwa posuwając do ostatnich krańców. Jeden z mieszkańców pustyni zostawił, umiérając, sto sztuk srebra. Jedni radzili oddać ubogim, drudzy Kościołowi. Święty Makary rzekł: Niech ten skarb idzie do grobu ze zwłokami zmarłego, i niech ginie z tym, który go posiadał. Anachoreci Nitryi pogardzali bogactwem, i chwałą świata. Pewien młodzieniec z Aleksandryi, gdy zapragnął żyć wśród pustelników, święty Makary chcąc go wypróbować rzekł: „idź bracie do sąsiedniego cmentarza, a zwracając się do umarłych, wypowiédz każdemu z nich największą zniewagę.“ Młodzieniec spełnił, co mu zalecono, a gdy powrócił, Makary go zapytał, co mu umarli odpowiedzieli? Nic. „Teraz wróć znowu na cmentarz i śpiéwaj pochwałę tych, którzy tam są pogrzebani.“ Młody Neofita spełniwszy rozkaz, powrócił. „Cóż ci powiedzieli umarli?“ pytał powtórnie Makary. „Nic.“ „Korzystaj „Więc z nauki,“ rzekł stary pustelnik; „naśladuj obojętność umarłych na sądy ludzkie, a żyć będziesz dla Jezusa Chrystusa.“ Taka to była filozofija pustyni; czyż słyszano kiedy podobne słowa w Sais, w mieście Minerwy, w mieście, gdzie Solon i Platon czerpali swoję naukę.
W pustyniach Scetty, którą legendy nazywają górą świętą, znajdują się jeszcze cztéry klasztory, zamieszkałe przez mnichów Koptów. Sonnini w opisach swéj podróży przy końcu XVII wieku, mówi: „Nie wiem czy na ziemi gdziekolwiek można znaleźć miejscowość bardziej okropną, jak ta, w któréj znajduje się klasztor Natron, zbudowany w pośród pustyni; mury jego chociaż bardzo wysokie, widziane w oddaleniu, nie różnią się od piasków, których mają kolor czerwonawy, i nagość dziką. Żadna droga tu nie prowadzi, żaden ślad istoty żyjącéj, klasztor ma tylko jedne wąskie drzwiczki, których prawie nigdy nie otwiérają, wchodzi się do niego przez mury, za pomocą windy. Chrześcijanie z Delty i od brzegów Nilu często odbywają pielgrzymki do klasztoru św. Makarego.“
Delta, dziś bogata prowincya, za czasów króla Menesa, mówi Herodot, była niezmierném bagnem; Egipt nie rozciągał się daléj, jak do jeziora Méris. Delta utworzoną została z namułu Nilu, jest prawdziwym jego podarunkiem.
Zdanie to ojca historyków zostało ustaloném między Egipcyanami, i przyjęte przez uczonych, wyjaśnia nam wzniesienie się kolejne Thebów, Memfis, Sais, i Aleksandryi. Gdy kraj rozszérzał się ku morzu, stolica jego zmieniała miejsce. Lud egipski ze swymi królami, pałacami, świątyniami posuwał się z biegiem Nilu, aby posiąść prowincyę, którą on utworzył po drodze.
Bossuet w rozprawie o historyi powszechnéj napisał rozdział o Egipcie. W historyi Bossueta Egipt w całéj swój wielkości jaśnieje, zdaje się, że go widzimy za czasów Faraonów. Genijusz historyka z upodobaniem oddaje się opisowi ziemi, którą piérwsi mieszkańcy zwali krainą czystą. Z prawdziwym talentem w żywym obrazie, mówi o starożytnym Egipcie, o jego sztukach, pomnikach, instytucyach..... Gdy podróżni do piramid się zbliżają zawsze powstaje wołanie: Piramidy! Piramidy! Trzy piramidy Gizech rysują się na horyzoncie, widać je w odległości ośmiu mil; wznoszą się na płaszczyźnie, za tło mając niebo. Wydają się być przezroczystémi. Uczucie, jakiego się z piérwszego wejrzenia doznaje, trudném jest do opisania, zdaje się, że pustynia złączyła się z niebem. Jakby tajemniczy Egipt wychodząc z trumny wzniósł swą głowę ku niebu. Głębokie milczenie, széroki przestwór pustyni, co uderza myśl naszą, nie wzbudza przestrachu, lecz wzrusza i przejmuje jakby wzniosły ustęp z proroków. Człowiek przejmuje się wtedy religijném uczuciem, które go unosi ku ubiegłym czasom, wiarę w przyszłość obudza. Te gmachy wydają się być kolumnami, postawionémi na drodze wieczności. Gdyby nieśmiertelność się mogła uosobić, i dać się nam widziéć, myślę, że pokazałaby się na ziemi ze szczytu piramid.
W chwili, gdy się widziéć dają piramidy, ukazują się szczyty Mokatanu łańcucha gór Libijskich, okrytych mgłą czerwonawą. Przy zachodzie słońca cienie nocy okrywają wspaniały widok, zostawiając pielgrzyma w głębokiém zadumaniu. Nie dają usnąć, i sny zapełniają, piramidy.
Mnie nie żarty Demokryta,
Ni bogato wszędzie ryta
Cekropijska galeryja,
Ni głos, który się odbija
W gmachach wielkich: głos żarliwy,
Głos uczących, głos swarliwy
Nie zajmuje, mnie nie bawi
To, co motłoch zawsze prawi
O Panecym: i to wcale
Nie zachwyca, czém zuchwale
Pitagora zwolennicy,
Oddychają w swój mownicy;
Lecz mię Rufie zachwycają,
Mnie w milczeniu porywają
Piramidy, owe dawne,
Piramidy w Memfis sławne.
Mnie ta chwała, co w téj dobie,
Pod murawą leży w grobie,
I te kości Rzymian ległych
Po narodach tak rozległych,
I żar wiatru nie wesoły,
Który igra z ich popioły.
Mnie mój Rafie mężów sławnych,
Mnie znikomość państw tak dawnych
Bije w oczy, w myśli staje,
Mnie smutnemu rady daje,
Mnie Pompeja krwią zbroczone,
I pod Niebem rozrzucone
Członki ciała, mnie toż cialo
Co nad morzem zostawało,
Którego łzą nie skrapiano,
Nad którém się urągano.
Ciało wielkiéj przedtém sławy,
Skraca długie téż rozprawy
Panecego, i nie każe
Pragnąć bogactw, w każdym razie
Na co mam się wyschły dręczyć,
Nad pieśniami dłużéj męczyć,
Nad Sokratem znamienitym
Chociaż jestem pracowitym.
Stolica Egiptu, ma ośmnaście mil obwodu, dzieli się na nowy, i stary; leży o milę od Nilu, na dwóch brzegach kanału, który się ciągnie z południa na północ. Góruje nad nią cytadela, zbudowana na wyniosłości, należącéj do góry Mokatan. Miasto ma dwieście cztérdzieści ulic, cztérdzieści sześć krzyżownic, trzy wielkie place, sto dwadzieścia bazarów czyli rynków, tysiąc dwieście składów towarów, tysiąc sto dziewięćdziesiąt kawiarni, trzysta szkół, sześćdziesiąt łaźmi, cztérysta meczetów wielkich i małych, i trzysta cystern.
Można przeto miéć wyobrażenie o wielkości miasta. Założyciele nazwali je stolicą zwycięską; Arabowie nazywają rozkoszą wyobraźni, i matką świata.
Przybywając od strony, gdzie zazwyczaj wylądowują podróżni, przebywszy wzgórki, a raczéj stosy zwalisk, którémi Kair jest otoczony, dają się widziéć mury z cegły, domy bezładnie skupione, gmachy z płaskiémi dachami. Żaden się przedmiot nie uwydatnia, żaden widok nie zwraca uwagi, nie widzi się nawet kopuł meczetów, jak to bywa w miastach muzułmańskich. Przy wnijściu do miasta ze strony północnéj, jest wielki plac, cztéry razy większy niż plac Ludwika XV w Paryżu, bez drzew i ozdób; bywa jeziorem w czasienawodnienia; potém równiną piaszczystą, na któréj dojrzéwa jęczmień i pszenica. Po przebyciu placu Ezbekijeh spotyka się mnóstwo ulie bez nazwiska, których domy są z szarawego muru, niektóre z nich zaledwie mają cztéry stopy szérokości. Przechodzi się przez wiele mostów na kanale, którego się nie dostrzega, z powodu zabudowań okrywających go.
Do kwartałów miasta wchodzi się przez bramy albo drewniane z okienkiem jak u więzień, albo też przez kamienne, które zachowały ślady architektury arabskiéj. Przebiegłszy ogromne przestrzenie pokryte lepiankami, prawie puste, przybywa się do części miasta niezmiernie ludnéj. W téj stolicy, jak w całym Egipcie, są miejsca bardzo zamieszkałe, albo zupełnie puste. Najbardziéj ożywione są bazary; wyznawcy wszelkich wiar Azyi, Afryki, Wschodu, i Zachodu, zbiegają się tu w swoich strojach, ze swą fizyonomiją i barwą.
Zdarza się częstokroć w ulicy krętéj i wązkiéj spotkać się z przechodzącą karawaną; zdawałoby się, że przy takim natłoku osłów, ujuczonych wielbłądów, spotkanie się może być niebezpieczne; jednakże obciążone dromadery idą<y łańcuchem, ociérają się o sklepy, żadnéj szkody nie czyniąc, nikogo nie potrąciwszy przecinają tłumy dzieci, ślepych, chorych, tragarzy, kobiét, dźwigających na głowach ogromne naczynia. Słychać jedynie ostrzegający głos przewodników, tłumy co chwila się odnawiają bez tłoku, i nieporządku; fale Nilu nie płyną w większym spokoju.
Domy pobudowane są z cegły, na fundamentach z kamienia, tu mniéj częste bywają pożary jak w Stambule. Wnętrze mieszkań tak urządzone, aby w nich był przystęp powietrza, a przecięta droga dla promieni słonecznych, które tu częstokroć bywają złem największém, z powietrzem napływa piasek drobny i delikatny, który pokrywa bezustannie kobierce i sprzęty. Gmachy zajmują przestrzeń obszérną, wielkie bogactwa wewnątrz mając, ale w architekturze nie mają nic godnego uwagi. Nigdzie pięknych kolumnad, bogatych rzeźb, tylko wielkie sale, fontanny, łaźnie marmurowe, nędzne malowidła, szyby kolorowe. Ogrody założone bez znajomości sztuki, przez pół roku pyłem są przysypane. Architektura egipska coraz bardziéj upada; gmachy wzniesione przez dawnych sułtanów wspanialsze są, niż te, które za czasów Mameluków budowano; szczątki zaś tych o wiele przenoszą dzisiejsze budowy.
Za czasów wyprawy Napoleona do Egiptu, ludność Kairu dzieliła się na 10,000 Koptów, 3,000 Żydów, 5,000 Syryjczyków, 2,000 Ormijan, 5,000 Greków, 1,000 europejezyków, 10,400 Mameluków, 10,000 Turków, 12,000 Afrykanów, Negrów, Nubijczyków, Etyopów, i 21,000 Egipcyan, Muzułmanów i Arabów. Byli jeszcze niewolnicy, i liczni mieszkańcy haremów.
Ormijanie odznaczają się działalnością, zajmują się przemysłem, i wszelkim handlem. Grecy są tu dość liczni, większa ich część pochodzi z kolonij greckich. Grecy w ostatnich czasach przybyli z Archipelagu i z nadmorskich miast tureckich; zamieszkują dwa odrębne kwartały, mają swego patryarchę, klasztor, i dwa kościoły. Zakonnicy z Synai utrzymują się z ich jałmużny. Żydzi Kairu, jak i w miastach na Wschodzie, zajmują kwartał najgorzéj zabudowany, najnieczyściejszy, i najniezdrowszy. Wszelka zaraza w Kairze naprzód się w tym kwartale objawia. Żydzi zajmują się wekslarstwem, i lichwą; z rzemiosł tylko złotnictwem. Ubodzy wolą żyć z jałmużny, jak z pracy. Co dwa lata zmuszeni są do rozkopywania grobli kanału, który przecina miasto.
Do starożytnéj egipskiéj ludności należą Koptowie, których liczą do sześćdziesięciu tysięcy. Obowiązani zawsze byli do wymierzania ziemi, i wybiérania podatków; oddawna administrowali jako podrzędni pomocnicy w wydziale skarbu. Chociaż Koptowie często byli prześladowani; w Egipcie zachowali czterdzieści pięć kościołów; dwadzieścia sześć poświęconych Najświętszéj Pannie, a dziewiętnaście świętemu Jerzemu. Pochodzą oni od starożytnych Egipcyan, charakteru są smutnego, i melancholicznego; język ich jest kluczem do odgadywania hieroglifów, ale tym językiem przestali już mówić. Kapłani ciemni zaledwie umieją wyczytać księgi, przechowujące ich tradycye religijne, które są zbiorem nauk Aryusza, Eutychyusza, i innych heretyków.
Syryjczycy osiedleni w Kairze dochodzą zaledwie do dwóch tysięcy. Po większéj części wyznają religiją rzymsko-katolicką. Między Grekami i Koptami są także katolicy, ale w niewielkiéj liczbie, obsługiwani przez księży Franciszkanów. Liczba Francuzów w Kairze wzrosła w ostatnich latach; fabryki napełnione są europejczykami; w wojsku jako też w administracyi kraju, znakomitsze zajmują miejsca.
Wszystkie sekty religijne, i rozmaite narodowości żyją z sobą w dobréj harmonii. Osmanlitowie, czyli Turcy stanowią klasę panującą, nie nadużywają swéj przewagi, lekceważą Arabów tylko, którzy są pszczołami kraju tego, uprawiają rolę, w miastach są najprzemyślniejszą klasą, w armii główną jéj siłą.
Kair położony jest między wyższym a niższym Egiptem; między morzem Czerwoném a Śródziemném; między Azyą i Afryką. Tu się znajdują muśliny i bogate tkaniny Bengalu, szale Kaszmiru, i jedwabie Florencyi i Lyonu, perkale Szwajcaryi, sukna z Francyi, Niemiec, i Anglii; kobierce i dyamenty z Persyi, słoniowa kość i strusie pióra z Etyopii, cukier z wyższego Egiptu, kawa z Mokki, bawełna z Delty, ryż z Damietty, tytoń z Latakii, mydło z Palestyny, kadzidło z Jemanu, garncarskie wyroby z Tebaidy, i porcelana z Chin i Japonii; fezy z wełny wyrabiane w Orleanie, i pantofle w Konstantynopolu, cyna i stal angielska, z Rosyi i Szwecyi żelazo, bursztyn z Baltyku, i perły z Oceanu indyjskiego. Te i tysiące innych towarów znaléźć można w Kairze.
W Kairze nowożytnym, zbudowanym przez Arabów, najznakomitszémi gmachami są meczety; liczą ich około cztérystu z kaplicami i oratoryami. Największe i najwspanialsze są najstarożytniejsze, te, które wzniesione były w ciągu dwóch wieków wojen krzyżowych, lub też dawniéj jeszcze, z epok najświetniejszych islamizmu, i te nawet nie mogą być porównane z meczetami Konstantynopola. Tam po większej części pobudowane są one na wzgórzach, poosadzane cyprysami, mają wspanialszy pozór, i bardziéj malowniczy. W Kairze zaś żaden nie uwydatnia się w ogólnym zarysie miasta, i jednostajnéj jego perspektywy nie przecina, nie zwraca na siebie oka kolumnadą, lub wspanialszym portykiem. W Konstantynopolu najbardziéj godne uwagi przy meczetach sułtańskich są biblioteki, medresy czyli szkoły, szpitale dla kalek i chorych, imarety czyli przytułki, gdzie biédni są żywieni. Mówią dawni kronikarze arabscy, w Kairze nietylko w obrębie meczetów, uprawiano nauki, przytulano, i opatrywano nędze ludzkie; lecz jeszcze pobożność muzułmańska umieszczała około minaretów naczynia, napełnione ziarnem, naśladując Boską Opatrzność, która ptaszęta żywi. Dziś nic nie pozostało z tych zakładów religijnych. Zła wiara, obojętność administratorów rządu, mameluków i paszów, zniszczyły katedry uczonych, przytułki ubóstwa; i pożarły skarby miłosierdzia, chléb ubogich, to wszystko, co dawano schorzałym, okaléczałym, i ptakom niebieskim. Meczety nawet, straciwszy fundusze, opuszczone chylą się do upadku; rząd bowiem utrzymuje te tylko, do których lud bardziej uczęszcza, i tak z cztérystu, ledwie sto pięćdziesiąt w lepszym jest stanie, reszta rozsypuje się w gruzy.
Z pomników religijnych Kairu, jeden tylko zachował słaby obraz dawniejszych instytucyj, porównać go można z sławną solimaniją Stambułu. Jest to meczet El-Azhar, tak dawny, jak miasto; dano mu nazwę meczetu kwiatów, bo był niegdyś otoczony ogrodami. Tak jest obszérny, że gdy w 1800 roku mieszkańcy Kairu powstali przeciw Francuzom, piętnaście tysięcy ludzi zebrało się w jego obrębie. Jest najbardziéj uczęszczanym z całéj stolicy; niektórzy przepędzają na jego dziedzińcach dnie całe, odbywają ablucye przy wspaniałéj fontannie, piją kawę i palą tytoń latakii.
Wśród tłumu liczni kramarze sprzedają swój towar; meczet przeto podobniejszym jest do kawiarni lub bazaru, jak do domu modlitwy. Sam przez się stanowić może jeden z największych kwartałów miasta, tyle bowiem zawiera gmachów, tyle ma wejść i przesmyków. Przyłączono do niego szkołę i bibliotekę, która, jak utrzymują krajowce, zawiéra wszystko to, co kiedykolwiek pisano w Egipcie u Arabów. Szkoła przy tym meczecie kwiatów, jest dotąd sławną. W niéj są uczniowie z Afryki, Syryi, Arabii, Indyj. Akademija ma katedrę wykładu koranu, filozofii, matematyki, medycyny, gramatyki i prozodyi arabskiéj. Tu przechowany jest w całéj śwéj czystości język proroka, w którym przepisy i zasady islamizmu przechodzą do wiernych. Jest téż kilka mieszkań, przeznaczonych dla niewidomych, i takich tylko, którzy z pracy rąk utrzymać się nie mogą. Mają tu utrzymanie i niewolników do posługi. Czytają im codziennie ustępy z koranu, i lekarz okulista ich odwiédza. Ta szkoła w Kairze, uważaną była za pochodnię islamizmu, dostarczała ulemów lub doktorów prawa, Damaszkowi, Alepowi, Medynie, Nubii, brzegom Gangesu, Nigru. W świetnych chwilach swego istnienia liczyła 12,000 uczniów. Ta wielka szkoła utraciła już swą świetność, kilka katedr jest opuszczouych, a liczba uczniów nie dochodzi pięciuset.
Mehmet-Ali zaprowadził kilka szkół na wzór europejskich. W Boulak uczą matematyki, i rysunków; w Kanckach kształcą się młodzi oficerowie dla armii; największe nadzieję pokładają na szkole w Abuzabel.
Meczet sułtana Mameluka Hassana, panuje nad Kairem, przez swe kolosalne rozmiary, i najczystszy styl arabski, jest jednym z najpiękniejszych meczetów na Wschodzie. Leży na przeciw cytadeli, na placu Ramelieh; ma bramę wysokości całego gmachu. Marmury wszystkich odcieni, powiązane z sobą ozdobami z bronzu, ozdabiają główne wejście. Na belkach z rzeźbionego drzewa zawieszone są niezliczone lampy szklanne, i jaja strusie, bogato ozdobione. Ogromny korytarz, zastawiony po obu stronach kamiennémi ławkami, jest przedsieniem meczetu. W końcu téj wielkiéj galeryi znajduje się straż kawasów.
Z téj przedsieni wchodzi się na niezmierny dziedziniec w kształcie krzyża greckiego, wśród którego wznosi się w stylu saraceńskim pawilonik ośmiokątny, osłaniający fontannę. Na kolumnach porfirowych wspiéra się kopuła, pysznie ozdobiona. Na przeciw drzwi wchodowych wznosi się łuk kolosalny, stanowiący jedno tylko sklepienie. Trzy podobne łuki tylko w mniejszych rozmiarach, znajdują się w trzech stronach dziedzińca. Sama świątynia wzniesioną jest o jeden tylko stopień nad resztą budowy. Na długich łancuszkach tysiące lamp zawieszonych. We framudze złożony jest koran bogato ozdobiony inkrustacyami, malowidłami, i arabeskami. W meczecie tym są prawdziwe arcydzieła rzeźbiarstwa. Chorągwie zielone, czerwone, i żółte przyniesione z Mekki tworzą z każdéj strony trofea o świetnych barwach. Nie zliczone wota są okryte napisami. Z każdéj strony dwie wielkie estrady czworoboczne służą za stale młodym ulemom i derwiszom, dla których wyłącznie są przeznaczone. Bogate kobierce zaściełają posadzkę dla ochrony nóg bosych od zetknięcia się z zimnym marmurem. Jaskrawe kolory w ogólności przeważają w ozdobie meczetów mieszając się w arabeskach, i innych rysunkach.
Niskie drzwiczki ukryte za czarną, złotem szytą zasłoną prowadzą do niezmiernéj sali, odpowiadającéj kopule. Tam zmajduje się grób sułtana Hassana, otoczony żelazną kratą, bardzo już opuszczony. W niezmiernie wysokiém sklepieniu puszczyki założyły hałaśliwą siedzibę; codziennie część ozdób i rzeźb odrywa się i z łoskotem pada na posadzkę. Arabowie zamiast zaradzić niebezpieczeństwu, uważają jako znak łaski Boskiéj, gdy upadająca dachówka zabija, bo wprost do raju wprowadza.
Meczet El-Hakem najstarożytniejszy ze wszystkich meczetów Kairu, jest w gruzach, leży w stronie północnéj Kairu, po lewéj stronie bramy Bab-el-Nasr. Do ostatecznego upadku świątyni ręka ludzka się przyłożyła, wybiérając z tych gruzów materyały potrzebne do wzniesienia bramy Bab-el-Nasr. Ten opuszczony meczet oryginalnością architektury zadziwia. Dwie niezmiernéj wielkości kwadratowe wieże podtrzymują już zrujnowane minarety, których fugowania przypominają architekturę indyjską, któréj szczęty znajdują się na brzegu Eufratu. Napis nade drzwiami oznacza założenie jego roku 393 hegiry. Zachowuje jeszcze niezmiernego ślady zbytku; dziś jest tylko stacyą dla licznych karawan, udających się do Azyi przez Suez i Synai.
Moristan, szpital założony w średnich wiekach. Jego sława na Wschodzie do naszych czasów przetrwała; chorzy i kalécy znajdują tu przytułek wygodny, biegłych lekarzy, dobre lékarstwa, i rozmaite rozrywki, muzykę, przedstawienia teatralne. Moristan przytyka do meczetu Kalaun, w kwartale kotlarzy.
W wielkim, walącym się budynku, w dwóch czy trzech izbach pustych leżą na matach, okryci łachmanami i robactwem, więcéj cierpią z nędzy, jak z choroby. Dawniéj Moristan był tylko szpitalem dla obłąkanych; dotąd się w nim znajdują, ale są oddzielnie zebrani. Ze wszystkich kalectw, pomieszanie zmysłów na Wschodzie najwięcéj jest poważaném. Jakże mahometańskie współczucie dalekiém jest od chrześcijańskiego miłosierdzia.
Początki starego Kairu sięgają podbojów Amru, jednego z wodzów Omara, który kazał rozbić swój namiot u stóp zamku, zwanego Babylon. Gdy miał wyjść z wojskiem ku Aleksandryi, powiedziano mu, że gołębica usłała gniazdo na jego namiocie. Amru nie pozwolił go zwinąć, a dokonawszy podboju Egiptu, rozkazał założyć miasto na miejscu, w którém obozował. Nazwano je Forsztat, czyli namiot. Zaszanowanie gniazda gołębicy, ta idylla pośród okropności wojny, ma w sobie coś szczególnego, co charakteryzuje obyczaje Arabów, ducha muzułmanów. Naród cały wygnano z ognisk domowych, a gołębica z pisklętami obudziła współczucie zwycięzcy; te usposobienia spotykamy na całym Wschodzie, gdzie lud często bywa litościwszym dla zwiérząt, niż dla człowieka.
Powyżéj starego Kairu był zamek, założony przez Abulfeda, zwany zamkiem Światłości, a przez kronikarzy średniowiecznych Nowym Babilonem; przez Persów, czcicieli ognia, zbudowany. Forsztat, ze swego położenia, był bramą do Egiptu dla Persów, Asyryjczyków i Arabów. Zwycięzca mógł stąd powściągać wszelki ruch w Wyższym i Niższym Egipcie. Nowy Babilon zadał cios zgubny Memfisowi, stolicy Faraonów, a kalifom Fatimitom wydał się być ciasnym, i wkrótce wielki Kair, Kahira, czyli miasto zwycięskie powstało. Kalif Hakem, którzy zburzył kościół Grobu Pańskiego w Jerozolimie, dla powiększenia i zaludnienia miasta nowo zbudowanego, kazał stary Kair spalić. W półtora wieku późniéj, gdy król jerózolimski posunął się z wojskiem aż na równiny Heliopolis, gdy się obawiano, aby nie opanował starego Kairu, kazano go spalić powtórnie. Pożar trwał dni pięćdziesiąt; odtąd stare miasto zmniejszyło się o dwie trzecie, i zostało nowéj stolicy przedmieściem.
W starym Kairze jest grecki klasztor świętego Jerzego, gdzie bywały liczne, cudowne uzdrowienia; klasztor łaciński Propagandy, i kościół św. Sergijusza, w którym jest grota Przenajświętszéj Rodzicy. Meczet Amru, najpiérwsza świątynia wzniesiona przez islamizm, została zbudowaną na miejscu starożytnego kościoła greckiego, w który zamieniono świątynię słońca. Meczet, kilkakrotnie przebudowany i poprawiany, ma obszérny dziedziniec z galeryami po trzech jego stronach.
Nigdzie tak wielkiéj ilości kolumn spotkać nie można, jak w tym dziedzińcu. Czarne, zielone, szarawe, z porfiru, z granitu. Większa ich część należała do świątyń starego Egiptu, wszystkie dawne meczety tego kraju zawiérają w sobie szczątki świątyń starożytnych, pogańskich. Meczet Amru, do którego muzułmanie zbiérają się co piątku, jest zupełnie opuszczony, utrzymuje się z datków wiernych i z ofiar podróżnych.
Miejsce odkryte, otoczone wysokiémi murami, w którém składają zboże przywożone z wyższego Egiptu, przeznaczone na utrzymanie wojska, nazywają śpichlerzami Józefa. Stada gołębi co chwila spadają na kupy zboża; dla nich muzułmanie mają wielkie poszanowanie. Co zjadają jęczmienia, pszenicy i ryżu, wystarczyłoby na wykarmienie wszystkiech biédnych starego Kairu. Te śpichlerze nie sięgają jednak czasów patryarchy Józefa, nawet Saladyna, są późniejsze. Stary Kair oddzielony jest od wyspy Rudah odnogą Nilu, która jest suchą przez sześć miesięcy. Wyspa jest sławną ogrodami i Nilometrem, dostarcza Kairowi jarzyn i kwiatów. Nie istniała za czasu Faraonów, starożytni bowiem nie wspominają o niéj, dopiéro dochodzą nas wiadomości z czasów podbojów Amru. Wódz grecki Mako, opuściwszy fortecę Babylon, rozłożył obóz na wyspie Rudah, któréj nie mógł obronić przeciw Arabom. Wilhelm z Tyru w swém dziele mówi, że Frankowie z Jeruzalem w połowie dwunastego wieku zbliżyli się do bram Kairu, i na wyspie Rudah stoczono kilka bitew. Sultan Neggemeddin, który umarł w Mansurze podczas wyprawy św. Ludwika, kazał na téj wyspie zbudować fortecę, którą poruczył straży Mameluków babaritów, i pałac, w którym mieszkał.
Nilometr jest-to czworoboczna budowa, umieszczona na końcu wyspy, ma wewnątrz kolumnę z kamienia, na któréj są oznaczone rozmaite stopnie przyrostu wody. W Egipcie nie obawiają się, jak w innych krajach, mgły zimnéj, długich dészczów w jesieni, mrozów wiosennych, nawałnic letnich. Tu wszystkie pory roku są jednostajne, niebo i temperatura niezmienne; jedno tylko nieszczęście przestrasza, brak wody w Nilu. Gdyby nie użyźniała gruntów, byłyby tak bezpłodne i dzikie, jak piaski libijskie. Gdzie Nil nie dosięga, tam żniwa nié ma, wszystko zagrożone jest śmiercią. Gdy głód do Egiptu zawita, nie może się on żadnego zasiłku spodziéwać od krain sąsiednich, gdyż te żyją tylko z jego obfitości. Stąd można wnosić, z jakim niepokojem Egipt oczekuje każdego roku wylewu Nilu, z jak żywą ciekawością dopytuje się o nowiny nilometru.
U starożytnych Egipcyan nilometr był umieszczony w świątyni, otoczony tajemnicą, jak wszystko, co się ściągało do czci bogów. Nilometr znajdował się w Memfis, był pod strażą kapłanów Serapisa. Pod trzecim następcą proroka nilometr przeniesiono na wyspę Rudah; odtąd zowią go (Mekijas). Autorowie muzułmańscy podali wierną tablicę wylewów Nilu, i wszystkich nieszczęść, które były przepowiedziane przez Mekijas. Gdy nilometr stał niżéj szesnastéj stopy, było znakiem braku wylewu, a gdy wyżéj stóp ośmnastu, wylew był zbyteczny. Gdy wylew Nilu obudzał obawy, wierni zbiérali się około Mekijasu, lub w meczetach Amru i El-Azhar. Sułtanowie, kalifowie, ulemi i lud cały szli w procesyi na pustynię, dla uproszenia u nieba potrzebnych wód. Starożytne kroniki podają, że często głód trwał lat siedm, jak za czasów Józefa, i mówią o jednym wielkim bardzo głodzie, tak, iż zjadano trupy, psy, koty, wielbłądy i osły. Za panowania Mostanser-Billah przez lat siedm nie było wylewu; zrodziło się stąd mniemanie, że bieg Nilu został odwróconym. W celu zaradzenia złemu, mówi kronikarz ówczesny, wysłano poselstwo do króla Abisynii z zaklęciem, aby pozwolił rzóce wrócić do łożyska swego, i że król ten, przez wzgląd na proroka z Mekki, uczynił to, o co go proszono. Nié ma kraju, gdzieby głód dawał się czuć tak srodze, jak w Egipcie; z przerażeniem czytamy opowiadanie o téj klęsce za czasów Abdalatifa. Ludzie pożérali się między sobą, mięso ludzkie wystawionóm było na przedaż w Kairze.
Nilometr często był przebudowywany i poprawiany. Historya przechowała imiona książąt i zdobywców, którzy się przyczynili do jego ulepszenia. Na ścianach i kolumnie są spisani synowie zwycięstwa, dzieci światła, wybrani Boscy, którzy ten budynek ulepszali. Na czele tego spisu jest sławny Al-Mamun, syn Aarona Al-Rachida, a zamyka listę jeden z generałów Bonapartego. Francuzi, w czasie swego pobytu w Egipcie, zajęli się restauracyą Mekijasu. Zachowuje się list, w którym dywan Kairu dziękuje za to naczelnemu wodzowi i inżynierowi Lepère. Na kolumnie oznaczony był rok, w którym restauracya dokonaną została, z literami początkowémi R.P.F. Na frontonie budowy znajdował się napis w języku francuskim i arabskim, oznaczający czas skończenia téj budowy, i nazwisko generała Menou z pieczęciami Kadego, przy zwykłéj formie muzułmańskiéj: „W imię Boga łaskawego i miłosiernego.“ Napisy te dziś już nie istnieją.
Przeprawiwszy się przez Nil, jest wioska Gizeh; od niéj wzięły nazwisko wielkie piramidy, chociaż o pięć mil od niej oddalone. Wieś pięknie zabudowana, ma wiele kiosków w ogrodach, i wiejskich domów. Wszędzie tu widoczna zamożność, a nawet bogactwo mieszkańców, ale wśród ludu gminnego najwięcéj jest żebraków.
Miasto umarłych czyli starożytny cmentarz kalifów Egiptu, położony jest między pustynią a stolicą, na północ Mokatanu, a na wschód Forstatu. Obwód tego ementarza jest równie obszérny jak stary Kair. Znajdują się w nim ulice, place publiczne, meczety, minarety; ale panuje głucha, nieustanna cisza. Miasto umarłych ożywia się tylko w jednym dniu tygodnia. Rodziny muzułmańskie Kairu, a nadewszystko kobiéty, zbiérają się co piątku. Nié ma tu pamiątek starożytnych, lecz pomniki, należące do wszystkich epok, z czasów barbarzyńskich i nowożytnych. Pomnik, o którym mówią, że był poświęcony Malek-Adhelowi, bratu Saladyna, dziś jest kupą gruzów. Dwa meczety zachowały się jeszcze w całości: sułtanów Barkuf i Bibarsa; wszystkie inne są na wpół zrujnowane. Każdy meczet miał fundusz na swe utrzymanie; w miarę jak go trwoniono, stał się pastwą czasu, i nikt nie myślał o jego podźwignieniu. Ruiny te, mauzolea, całkowicie lub w połowie zwalone, przedstawiają widok malowniczy, ale są liche i małe w porównaniu pomników, przez Faraonów wzniesionych. Pobożni muzułmanie przychodzą tu dla oddania czci nadgrobkowi Imana Sehafy, naczelnika jednéj z cztérech sekt muzułmańskich. Jest tu grób Ali-Beja i wielu innych naczelników muzułmańskich. Niektóre nagrobki są ozdobione z pewnym przepychem; przy grobowcach pobożni zasiéwają kwiaty, kolumny są okryte napisami arabskiémi, na przykład: „Myśl przeżywa człowieka w którym powstała; trwa dłużéj, niźli pomnik z kamienia, niźli groby królów.“
Tu w pobliżu leży góra Mokatan, jéj szczyt żółty i nagi panuje nad całą przestrzenią, zapełnioną ruinami. Tu są niezmierne jaskinie, ogromne odłamy skał, oderwane od góry przez ludzi, lub trzęsieniem ziemi. Z łomów Mokatanu powstało Memphis, Heliopolis, stary i wielki Kair. Nigdy te spiekłe szczyty nie były zamieszkanej nigdy tu nie wzrosło drzewo, najmniejsza nawet roślinka. O górze téj, należącéj do pustyni, starożytni Egipcyanie, Grecy, Arabowie nic w dziejach nie mówią; zaledwie imię wspominają. Tradycya tylko, że w starożytności zapalano ognie na Mokatanie, ku czci słońca. Na szczycie góry odkryto kilka lepianek, między którémi poznano szczątki obserwatoryum i meczetu. Kalif-Hakem przychodził codziennie zapytywać gwiazd na niebie o tajemnice Boskie, i o skarby ukryte w ziemi. Stary kalif f’am ukrył swe skarby w głębi groty, i te zostają pod strażą krokodyla, którego czujność może być tylko uśpioną za pomocą talizmanu.
Przeszedłszy przez Nil, wyżéj wyspy Rudah, i przebywszy obszérną równinę, przeciętą wielą kanałami, zbliżając się do krainy piasków, tłum Arabów przybywa z sąsiedniéj wioski, ofiarując się na przewodników. Dawniéj ci Arabowie rabowali podróżnych, nakładali na nich kontrybucyą; dziś są jakby odźwiernymi piramid, i to jest jedyny sposób ich życia j korzystają z ciekawości Europejczyków.
Kilku wzgórków piasczystych powierzchnie nagie i szarawe odbijają od bogatéj zieloności pól, opasujących Nil. Pod piramidą Cheopsa przewodnicy wprowadzają do poaziemnéj groty, u podstawy olbrzymiego gmachu. Obszedłszy piramidę wokoło, przez gruzy i nasypy piasku idzie się do otworu, prowadzącego do jéj wnętrza, naprzód wąskim korytarzem, w którym na wpół zgiętemu iść trzebaj Arabowie niosą pochodnie. Z początku iść łatwo po szlifowanych kamieniach, po téj piérwszéj przeprawie są nowe trudności, trzeba postępować przejściem wąskiem i krętém, czołgając i na kolanach po piasku i gruzach. Arabowie ciągną za ręce i podpychają. W miejscu, zwaném studnią (Puits), uczuwa się silne gorąco. Tysiące nietopérzy, krążąc z głuchym szelestem, zagaszają nieraz pochodnie, i zostawiają przychodniów w głębokiéj ciemności. Komisya egipska udzieliła wiadomości najbardziéj szczegółowych, opisała jak najdokładniéj to, co o piramidach odkryto w innych czasach; sama nic nowego nie dodała. Mówi o komnatach, wewnątrz będących, króla i królowej, tak jak podróżnicy XVII wieku.
Te komnaty znajdują się w środku piramidy. Aby dójść do nich, trzeba przebywać wąski korytarz, potém rodzaj galeryi, prowadzącéj do piérwszéj komnaty. Tu miała być umieszczoną trumna małżonki Faraona. Aby dójść do komnaty królewskiéj, znajdującéj się nad piérwszą, trzeba przebywać jeszcze przykrzejszą drogę. Idzie się naprzód przechodem bardzo stromym; zbliżywszy się do jego otworu w górze, przejść trzeba długi korytarz ze sklepieniem, to wznoszącém się, to zniżającém. Wchodzi się nakoniec do owéj tajemniczéj komnaty. Sarkofag granitowy, znaleziony w tej sali, podaje myśl, że król, założyciel piramidy, tu pogrzebiony został. Główna sala w piramidzie Cheopsa nie może być uważaną grobem, albo salą nadgrobową Faraona. W sali złoconéj grobów królewskich w Tebach, na granicie szlifowanym wszędzie są pamiątki historyczne i religijne Egipcyan. We wszystkich galeryach, na sufitach, widzimy Ozyrysa, sądzącego rodzaj ludzki, lub Boga słońca, obraz życia i śmierci, i rozliczne rysunki. W piramidach, w sali wielkiéj, w komnatach, w korytarzach do nich prowadzących, uczeni nie znaleźli płaskorzeźb, malowideł, napisów. Możnaż przypuszczać, aby królowie Memfis nagle zaniechać mogli ozdabiania swych mieszkań pośmiertnych, i otaczania się w swych grobach symbolami religijnémi. Czyż można mniemać, aby który z Faraonów wybrać mógł na miejsce pogrzebu swego ów pokój wąski i pozbawiony ozdób wszelkich, i aby szczątki jego przenoszono przez ciasne korytarze, którémi przeciskać się muszą podróżni! „Niech mi więc wolno będzie, mówi Michaud, nim nowe odkrycia coś bardziej stanowczego o tém wyrzekną, trzymać się świadectwa Herodota, który utrzymuje, że grób Cheopsa był kuty w żywéj skale, i otoczony wodami kanału, to jest, że umieszczono go pod piramidą, a nie w jéj wnętrzu.“
Potém podróżni wchodzą na platformę piramidy, to jest na sam jéj szczyt; wtedy wydają się być gronem orląt, wypoczywających na szczycie skały. Ci, którzy pozostali na miejscu, wydawali się im, patrzącym z góry, jak mrówki.
Kamienie, w pobliżu leżące, mają wewnątrz muszle i porosty morskie, co wyraźnie dowodzi, iż powstały z wielkich wstrząśnień globu; są one niezmiernego rozmiaru i trudno uwierzyć, aby przeniesione być mogły z łańcucha gór arabskich, rozciągającego się po tamtéj stronie Nilu, i z łomów Wyższego Egiptu. Arabowie utrzymują, że kraj ten był niegdyś przez olbrzymów zamieszkany. Wedle tradycyi, piramida Cheopsa w całéj swéj powierzchni była okrytą marmurem, albo granitem szlifowanym. Tak jeszcze było za Abdalitifa; widział on zachowane napisy hieroglificzne. Gdyby piramida znajdowała się w naszym klimacie dźdżystym, jéj powierzchnia uległaby wpływowi atmosfery, okryłaby się mehem, roślinami skalnémi, i możeby znikła pod warstwami ziemi roślinnéj. Pod opieką słońca egipskiego, kamień zachował swój kształt i kolor piérwotny. Od szczytu do podstawy tego pomnika nigdzie nie widać źdźbła, mchu, najmniejszego ziółka, plamy, widocznéj skazy zepsucia. Ogromna masa kamieni nigdy nie doznała rozkładowej wilgoci dészczów; nigdy obłok nie spoczął na jéj szczycie, ani piorun w nią nie uderzył. Samo tylko wycie burzy tu się rozlega, gdy pędzi tumany piasku wokoło tych mas olbrzymich.
Aby miéć wyobrażenie o téj piramidzie, trzeba poznać jéj wielkość. Według pomiaru pana Gomard, dokonanego z największą ścisłością, ma 428½ stóp wysokości; jéj podstawa zajmuje przestrzeń 500.015 stóp kwadratowych. Dla lepszego zrozumienia tego ogromu, wystawmy go sobie przez porównanie. Piramida Chéopsa jest cztéry razy wyższą od kolumny na placu Vendome; każdy jéj bok równa się w swéj rozciągłości frontowi pałacu Tuileryjskiego. Wnętrze tego monumentu zawiéra 45.000.000 stóp kubieznych, i mógłby zawrzéć 3.100 pokojów takich, jak komnaty królewskie.
Piramida w Gizech otwartą została tysiąc lat temu przez Arabów, którzy tam skarbów szukali; poniesione prace dla dostania się do jéj wnętrza, wyrównywały niemal pracom podjętym w jéj budowie. Nié ma twierdzy, któraby tyle szturmów przetrwała, i gwałtowniéj była atakowaną, jak piramidy. Nie zostały zniszczone, i ich wnętrze jest niezbadanem dotąd. Wiek piramidy Chćopsa niewiadomy; powszechnie się zgadzają, że odniéść go należy do czasów najodleglejszych. Za Salomona już piramidy od wieków istniały.
Druga piramida, zwana Cefren, jest o pół mili od piérwszéj odległą. Powiérzchowność jej jest prawie tą samą, ma też rozmiary, zakończoną jest ostrzem, i pokrytą w górnéj części gładkim kamieniem. Belgoni, podróżnik włoski, otworzył piramidę Cefrena. To, co w niéj znaleziono, niepodobne jest do tego, co jest w piramidzie Chéopsa. Wstąpił naprzód w głęboką przepaść, gdzie znalazł wiele przejść, korytarzy wykutych w skale; włókna saletry zawieszone u sklepień, przedstawiały rośliny i postacie zwiérząt. Przybywszy do głównéj izby w piramidzie, znalazł sarkofag z granitu, którego wiérzch był rozbity. Izba zaś była napełnioną gruzem i pyłem. Ściany nie miały rzeźb i napisów hieroglificznych.
Odkryto tylko starożytny napis arabski, uwiadamiający, że górnicy Mohamed-Achmet i Otman otworzyli piramidę. Wedle relacyi Belgoniego, znalezione kości w sarkofagu odesłano dlo Anglii. W akademii chirurgicznéj londyńskiéj zdecydowano, że to były kości wołu i jałówki. Przeto fakt popiéra.
zdanie tych, którzy utrzymywali, że wół Apis, którego w Memfis uroczyście grzebano, podzielał z królami Egiptu zaszczyt posiadania piramidy za grobowiec.
Obszedłszy drugą piramidę, spostrzega się széroki obwód, wykuty w skale, w stronie zachodniéj i północnéj. Zawiéra wiele hypogon, czyli izb pogrzebowych, które stoją otworem; większa część ich zapełnioną jest malowidłami i płaskorzeźbami, przedstawiającémi uroczystości, prace, obrzędy religijne starożytnych Egipeyan; zasiéwy, młoćba, rybołostwo, łowy, rozmaite rzemiosła, tańce, gry, sędziowie, wojownicy, kapłani, tancerki, cały starożytny Egipt przechowany został w grobach. Podobnie jak poezya Greków i Rzymian, opisując smutne państwo Plutona, przedstawia cienie śmierci, otoczone złudnémi obrazami tego świata. Hypogee, znajdujące się około piramid, były bez wątpienia przeznaczone dla osób dworu Faraona. W jednéj z niech odkrył Champollion grób ministra króla Cheopsa.
Po wielkich piramidach w Gizeh, Sfinks najbardziéj zwraca uwagę. Kolosalny ten posąg, W połowie człowiek, w połowie lew, zagrzebany był w piasku aż po głowę. Caviglon, oficer marynarki, odgrzebał go do podstawy. Między łapami tego tajemniczego kolosa znajduje się bryła granitu, na cztérnaście stóp wysoka, okryta płaskorzeźbami, przedstawiającémi dwa Sfinkse spoczywające. Na podstawach widziano także pomiędzy rzeźbionémi figurami, kapłanów składających ofiary. Na łapie zwiérzęcia wyczytano nazwę Ariena, historyka Aleksandra, i imiona Karakalli i Nerona, wypisane greckiémi literami.
Gdy Sfinks odgrzebany został, podziwiano jego olbrzymie rozmiary. Łapy przednie wyciągnięte były na pięćdziesiąt stóp przed nim. Wyrażano się o nim, jakby w geograficznym jakiéj góry opisie: łapa południowa, łapa północna, strona zachodnia łopatek. Szczątki świątyni, wiele znaków symbolicznych, kamienie z napisami hieroglificznémi były około Sfinksa znalezione; dziś to wszystko znowu w piasku zagrzebane. Pozostało tylko oblicze Sfinksa, leez do tego stopnia uszkodzone, że trudno dopatrzćć w niém dowcipu i słodyczy, jakie wielu podróżników mu przyznawało. Arabowie nazywają Sfinksa Abu-el-hul, czyli ojciec postrachu. Ta wielka postać allegoryczna, według starożytnych podań, sprawdzonych późniejszémi odkryciami, miała zadanie uwiadamiać o stanie wyléwu Nilu, i teraz jest zwróconą ku rzéce, i zdaje się przypominać sobie wyrocznie, których niegdyś udzielała staremu Egiptowi.
Trzecia piramida jest tegoż samego kształtu, co tamte, lecz mniéj wysoka; była dziełem, według historyków, króla Mycerinusa. Tak trwale jest zbudowaną, że się oparła usiłowaniom uczonych i Arabów, którzy chcieli do jéj wnętrza się dostać.
Te trzy piramidy wzniesione są na jednéj linii prostéj od wschodu na zachód. Przestrzeń, na któréj stoją, została piaskiem zaniesioną, pełną była pomników; dziś się na niéj spotykają ruiny. Przybywano na to miejsce pysznym, bitym gościńcem, który dotąd w części widziéć się daje.
Od piramidy Gizeh ku południowéj stronie, jest ogromna płaszczyzna, pokryta piaskiem. Na tych spiekłych, wyschłych polach wznoszą się piramidy Abuzir. Jedne z nich nietknięte ręką czasu, drugie są już pochylone pod ciężarem wieków. Najmniejszego śladu wegetacyi, ani znaku życia nie ma na téj drodze. W téj smutnej okolicy wszystko nieme, nieruchome, zdaje się, że w niéj nawet czas swój bieg zawiesił, i śmierć nie ma nic do zniszczenia. Jest tu kaplica jakiegoś muzułmana, zawsze oświécona lampą. Sąsiedni Arabowie nawiedzają to miejsce z wielką pobożnością, składając ofiary, które derwisz przyjmuje. Jedni utrzymują, że to jest miejsce, gdzie pogrzebano patryarchę Józefa; inni zaś, że to jego więzienie. Tradycya mówi, że Józef, syn Jakóba, był balsamowany po śmierci. Obrząd pogrzebu odbył się wedle wyczaju Egipcyan: złożono go w równinie Libiskiéj; Hebrajczycy zabrali kości jego, gdy wychodzili z Egiptu.
Miejscowość tu coraz jest okropniejszą; grunt doznał wielokrotnych przewrotów; wiatry naspędzały piasku; pokopano głębokie rozdoły przy poszukiwaniach archeologicznych. Na téj równinie jest do dziewięciu piramid, kilka z nich już zniszczonych. Niektóre podobne są do grobowców usypanych z kamieni, jakie znajdowano na posadzie Troi, i w wielu miejscach na Wschodzie. Podróżni zwiedzają najczęściéj piramidy, które arabowie nazywają Haran-el-Modarrageh, to jest o stopniach. Mówią, że tu zasiadali Faraonowie przy ogłaszaniu praw. Piramida Sakara była otwartą, przez generała pruskiego. Zmaleziono w niéj wiele korytarzy, galeryj podziemnych, sal ozdobionych fajansem, porcelaną kolorową. Jedna z nich, jakby świątynia z wielkich kamieni granitowych, zdawała się być przeznaczoną do spełniénia tajemnic religijnych. Sklepienie było jeszcze zczerniałe od dymu lamp, które tu palono. Ta piramida ma wiele napisów, czyli tablic hieroglifieznych; to ją odróżnia od wielkich piramid w Gizeh. Otwór, przez który tam się dostawano, zaniesiony teraz piaskiem. Genijusz ludzki, który umiał wznieść góry kamienne, nie mógł zawładnąć piaskami pustyni. W piramidzie mniejszéj wielkości, otworzonéj, znaleziono koszyki z łoziny, drabinę drewnianą, i czaszkę pozłacaną.
Szczątki alabastru, porfiru, czerepów, szkła, kilka posążków z drzewa lub z gliny wypalonéj, amulety, płatki z materyi, rozrzucone są na płaszczyźnie, która się doliną Mumii zowie. Tam galerye podziemne, groty kute w żywéj skale, rozgałęziają się we wszystkieh kierunkach, rozciągają się daleko, łącząc się z sobą, jak ulice i place wielkiego miasta. Gdzie niegdzie rozrzucone krzaki akacyi wskazują miejsca otworów, którémi dostać się można do katakumb. Te prostopadłe otwory, przez które się dziś spuszczają za pomocą sznura, nie były pewno drogą dla umarłych składanych w grobach; zapewne były (dotąd nie odkryte), drogi podziemne wiodące z Memfis do miasta umarłych, powinny się znajdować przy brzegu pustyni około jeziora Acherazya.
W katakumbach, do których się przez otwory boczne, wygrzebane w piasku, wchodzi, znajdują odzienia, płótna kawałki, bandaże których używano do obwijania mumij. Niektóre groty grobowe, zawiérają jeszcze kości, szczątki smoły, żywicy, i innych materyałów, używanych do balsamowania. Wszędzie są widne framugi od sześciu do siedmiu stóp głębokie, próżne, gdzie przedtém składano ciało. W podziemiach znajdują szczątki ciał, wyrzucane z sarkofagów. Te tajemnicze groby nie są podobne do grobów naszych na Zachodzie. U nas, zewnątrz grobowca, na pomniku, jest napis, który przypomina umarłego; u starożytnych egipcyan napisy, nagrobki umarłych zawsze były umieszczane wewnątrz grobów, na trumnie z granitu, lub na liściach papirusu, które umieszczano u nóg umarłego, lub na jego piersiach. Co było napisane, weszło z umarłym do grobu, nie powinno być czytaném przez żyjących, ani o białym dniu widzianém; ale w chwili, kiedy dusze powrócą do ciał swoich, i Bóg Stwórca słońca, odrodziciel światów, powróci życie grobom.
Arabowie odkryli i odkopali te katakumby; wiodła ich nadzieja znalezienia skarbów, ukrytych w grobach. Gdy otworzą katakumbę nową, niechętnie przypuszezają do niéj cudzoziemców; wprzód chcą ją ogołocić z drogich rzeczy.
Od kilku wieków rozkopują to obszérne miasto umarłych w Sakara. Rzeczpospolita wenecka osobne naznaczała wynagrodzenie swemu konsulowi w Kairze, aby co roku udawał się do Sakary i zachęcał mieszkańców do odgrzebywania katakumb. W Wenecyi w XVI wieku bardzo poszukiwane były mumije; każdy okręt w swym ładunku powinien był mieć mumiję. Używano jéj dla składania proszku cudownego, który robiono z tychże mumij; używają go jako środek dla długiego życia, sprzedają za wielką cenę. Proszkowi z mumii Sakary, przez dwa wieki przyznawano własność leczenia wszelkich chorób. W późniejszych czasach poszukiwano mumij egipskich dla fenomenu, jakim było zachowanie od zniszczenia ludzkiego ciała. Lubownicy starożytności w Europie usiłowali je posiadać.
Lud egipski był podzielony na trzy klasy; dla tego téż miał trzy rodzaje pogrzebów: Tak zwany pogrzeb Ozirysa, przeznaczonym był dla kapłanów; inny był dla wojskowych, wyrobników, rzemieślników, i rolników. Częstokroć ciał nie wnoszono do katabumb. W Memfis, gdy liczba grobów nie wystarczała dla umarłych, zostawiali je pod opieką krewnych, którzy je w swoich domach grzebali. Święty Antoni umiérając w głębi pustyni, zaklinał swych uczniów, aby jego zwłoki tajemnie pochowali, i nie zanieśli ciała do Egiptu, aby mieszkańcy Memfis nie schowali go w swych domach.[18] Największém staraniem egipcyan było balsamowanie umarłych, i zachowanie zwłok od całkowitego rozkładu. Wyjmowano wnętrzności i napełniano ciało aromatami, węglanem sody, solą lub esencyą cedrową; następnie owijano umarłych kilkoma zwojami płótna luianego lub bawełnianego. Ciała ludzi ubogich, po nasyceniu sałetrą, wystawiano na działanie powietrza, zawieszając na drzewach, i susząc na słońcu, jak cegłę wyrabianą z mułu Nilu.
Religija egipcyan uczyła, że po pewnych przewrotach kuli ziemskiéj, umarli powrócą do światła, a ciała, które nie uległy zepsuciu, będą ożywione nowém tchnieniem. Egipeyanie byli przekonani, że człowiek kładzie się w grobie, jak słońce pogrąża się w Oceanie; przebywszy czas pewien w krainach ciemności znowu się ukaże na ziemi jak gwiazda poranna. U wielu ciał w hypogeach znaleziono pod głowami odzienie; aby umarli zbudzeni dokończyli swéj podróży; i przedmioty zajęć, prac, i przyjemności. Każdy opuszczając to życie chciał odejść ze swémi skłonnościami, upodobaniem, chwałą, zaszczytami, nauką, którą nabył, z tém wszystkićm, co go zajmowało, co kochał na ziemi. Znajdujemy rzeźbione we wnętrzach grobów ustępy z życia domowego, z historyi kraju, i pojedyńczych rodzin, i obrazy wszelkich rzemiosł.
Katakumby ptaków, są to lochy podziemne pokryte kilkostopową warstwą piasku. Przy wstępie jest długi szereg galeryj, których końca nie znaleziono dotąd; pełno w nich naczyń glinianych, podobnych do dzbanków, są hermetycznie zamknięte, i zawiérają mumije ptaków, najczęściéj lbisów. Sala na sześć stóp wysoka, i tyleż széroka jest napełnioną témi świętémi ptakami. Te dzbany ułożone są horyzontalnie w warstwy. Nakrywka zawsze na zewnątrz obrócona, za każdą zniesioną warstwą, nowa się odkrywa, tak zawartych ptaków w katakumbach więcéj jest niż piasku, który ich pokrywa. Przed ośmdziesięciu laty te katakumby wynaleziono, nie są wyczerpane. W naczyniach tych są zachowane ptaki z ich długiémi, cienkiémi dzióbami, z piórami czarnémi i białémi, z nogami pod skrzydła złożonémi; płótna, w które zawinięte były, czas nie zniszczył. W ciągu wieków gatunek tych ptaków zniknął. Te, które spoczywają pod piaskiem, nic z piérwotnych swych kształtów, nie utraciły.
Znaleźć można i inne zwiérzęta wśród mumij Ibisów, ale to się rzadko zdarza. W starożytnym Egipcie, większa część zwierząt była grzebaną jak ludzie. W Bubuście koty, woły; na wyspie Prozopitis krogulce grzebano. Zwyczaj grzebania zwiérząt ogólnie przyjęty u egipcyan, podziwia; oddawano im niemal cześć boską. Ten zwyczaj tłumaczy Dyodor Sycylijski, ale nie przekonywa, że czczono pewne ptaki dla tego, że te niszczyły gady; dla czegóż węże cześć odbiérały? Ptaszek, który zjadał jaja krokodyle, otrzymywał za to cześć. Dla czegóż krokodyl także czczonym był w miastach bliżej Nilu położonych? Oddawano cześć pogrzebową, zwiérzętom z powodu ich użyteczności, i przysług, jakie oddawały człowiekowi. Zwiérzę najbardziéj pożyteczne na Wschodzie, wielbłąd, i oddający wiele posług osioł w Egipcie, były wygnane z schronienia przeznaczonego dla ptaków, zwiérząt, płazów, ryb, i dla wszystkiego, co żyło. Kto wytłumaczy, dla czego te użyteczne zwiérzęta były wyłączone, i ginęły bez czci pogrzebowéj?
Ku wschodowi, wśród pagórków i jarów piaszczystych, stoi piramida, pobudowana z surowéj cegły, zdaleka podobną jest do kupy gruzów, lub usypu z ziemi. Brunatny jéj kolor odbijał od barwy piasków, otaczających ją; chociaż bardzo uszkodzona, jednak wznosi się jeszcze na podstawie trzystu stóp kwadratowych, a wysokości dwieście. Nie dochodzi nawet połowy wysokości wielkich piramid w Gizeh; ma szérokie wschody, i ścieżkę krętą, wiodącą na szczyt.
W pustyniach Abuzir, Darchow, i Sakara, jest dziewiętnaście piramid, które nie mogą uczynić takiego wrażenia, jak wielkie piramidy Gizeh. Wszystkie równiny piasczyste z pomnikami swémi, zostały jak najwierniéj opisane przez uczonych komisyii egipskiéj.
O milę od piramidy Assichits, na pograniczu pustyni, odkryto wspaniałe hypogeum. Cała karawana wchodzi pod jego sklepienie przez otwór zrobiony ze strony wschodniéj. Góra piasku wznosi się na wiérzchu budowy; wewnątrz jest wielka sala, podtrzymywana sześciu słupami granitowémi od siedmiu do ośmiu stóp wysokości; w głębi był sarkofag, który zabranym został; opodal studnia, gdzie zapewne woda Nilu odpływała. W stronie północnéj galerya prowadziła do dwóch izb, umieszczonych po stronie prawéj, i lewéj. Obie z granitu doskonale szlifowanego. Wszystkie cztéry ściany okryte hieroglifami i malowidłami, przedstawiającémi życie codzienne. Kolory obrazów uderzające świeżością i blaskiém, zielony, czerwony, czarny, żółty. Te kolory miały właściwe sobie znaczenie. W piśmie hieroglificzném używano koloru zielonego, czerwonego, błękitnego, albo czarnego, dla wyrażenia i określania myśli. W obrazach są postacie ibisa, chrząszcza, sokoła, narzędzia rolnicze; używane w Egipeie, znajdywały się w heroglifach. Alfabet i Dykcyonarz starożytnych egipcyan znajdował się w przedmiotach, jakie mieli przed oczyma. Święty Klemens aleksandryjski mówi: że Skrybowie egipscy powinni byli przedewszystkiém znać najlepiéj płody swego kraju i geografiję jego.
To hipogeum uległo już kilkakrotnie zniszczeniu; ściana w galeryi, zapisana hieroglifami, została odpiłowaną i zabraną; jest przeto jakby książką z wydartą kartą, lub obraz, na którym wymazano kilka postaci. Co czas zaszanował, człowiek zniszczył.
Pustynia dzieląca Kair od Suezu szczególniéjszy przedstawia widok, z powodu nadzwyczajnéj ruchomości piasku. Pył biały i subtelny ulega najdziwaczniéjszym przemianom według powiewów kapryśnego wiatru. Wznoszą się góry znacznéj wysokości w kształcie kopuł; dnia następnego zamieniają się w równinę okiem niedoścignioną. Przebycie pustyni jest bardzo utrudzającém dla podróżnych i dla dromaderów, grzeznąc po kolana muszą postępować krokiem najpowolniejszym. Morze ruchomych piasków nieraz pochłaniało karawany i wojska, tworząc niespodziane góry tam, gdzie przebywano równiny okiem nieobjęte. Jednak dla lubowników Wschodu bardzo są zajmujące widoki pustyni. Piaski białości olśniewającéj, przybiérają w sposób nadzwyczajny rozmaite barwy nieba, którémi się ono zdobi w różnych porach dnia. Zrana są różowe, z odcieniami fijołkowémi. W południe światło słońca powraca im białość, złagodzoną odcieniem popielatym i złotawym najświetniejszego efektu.
Wieczorem, podczas krótkiego mroku, te piaski odbijają jakby płyty metaliczne, żarzące się promieńmi zachodzącego słońca; wtedy są jakby ogniste. Wiecznie w ruchu, piasek przenosi się z miejsca na miejsce z przerażającą szybkością. Piérwsza część pustyni jest rozpaczliwéj bezpłodności, najmniejszego śladu nié ma wegetacyi.
Półwysep synajski tworzy szczególne skupienie łańcuchów gór, prawie równoległych między sobą, które się wiążą jakby w węzeł na kończynach półwyspu. Między témi ścianami olbrzymiémi, które natura w tak szczególniejszy sposób na przeciw siebie umieściła, znajdują się naturalne łożyska potoków powstałych z dészczu lub topniejących śniegów. Te to doliny wąskie, podobne do prawdziwych korytarzy, Arabowie nazywają Wadis. Idąc po piaskach i krzemieniach widać wspaniałe gór łańcuchy, które jakby się zdawały uciekać; nareszcie z prawdziwą radością jakby przez wyłom rozdzielający te góry na dwie połowy wchodzi się do tych dziwnych korytarzy.
Trzeba nam było na krótko opuścić te wąwozy, aby wzdłuż jego brzegów. Góry poczęły przybiérać barwy czerwone, zielone i czarne. Granit i skały mogły jedynie pod działaniem ognia uledz przewrotom, i tym dziwnym przekształceniom. Żyły pomarańczowe, i żółto cytrynowe przecinają z góry do dołu ściany tych naturalnych murów; a zdaleka naśladują desenie marmurów.
Zaledwieśmy wyszli z Wadi-Sadr; gdy wszystkie nasze dromadery przyspieszyły kroku i weszły do wody po szyję. Zwiérzęta i ludzie nie mogli oprzéć się rozkoszy pluskania się razem. Morze w tém miejscu miało przejrzystość kryształu. Prześliczne konchy różnokolorowe, przeróżnych kształtów, były jedyną niedogodnością, która nie tylko: nam, ale i wielbłądom czuć się dały......
Szliśmy daléj; góry po lewéj stronie wznosiły się piątrząc się jak mur olbrzymi; stopniowania naturalne kamieni zdawały się być umyślnie kute dla ozdoby tych gmachów czarodziejskich; a podstawa ich bezwątpienia wyryta przez dészcz rozszérzała się w kształcie schodów, których regularne stopnie zadziwienie wzbudzały. Im daléj posuwaliśmy się, góry stawały się coraz wyższe, i przybierały barwy bardziéj żywe niż te, jakieśmy dotąd widzieli. Oddaliliśmy się od brzegów morza, i weszli w te straszliwe wąwozy, które wprawne oko Araba zaledwie rozpoznać może, tak są zbliżone ku sobie.
W Wadi-el-Amarah spotkaliśmy piérwsze źródła gorzkie zwyczajne w tych okolicach górzystych. Źródła gorzkie El-Amarah znalezione były przez Hebrajczyków w ich przejściu. Wielbłądy zwiedzione przejrzystością wód, skosztowały, lecz wykrzywiająe się nie piły więcéj. Co do smaku wielkie mają podobieństwo z wodami morza Martwego. Sprobowaliśmy umyć się tą wodą, ale jéj działanie gryzące pokryło skórę bąblami, i przesyciło solą, któréj pozbyliśmy się z trudnością.
W Wadi-Schilla góry przeszły w swéj koloryzacyi wszystko, cośmy pod tym względem wyobrazić sobie mogli. W najżywszych i najdziwaczniéjszych barwach, od czerwoności cynobru, do żółtego koloru na poszarpanych bokach różne pokłady geologiczne zielone, błękitne, i fijoletowe rysowały arabeski, niepodobne do opisania.
Wadi-Mokatteb (la Vallée Ecrite) była na naszéj drodze; boki góry jakby umyślnie wyszlifowane; tablice marmurowe są okryte napisami synaityekiémi ciągnącémi się na przestrzeni trzech kilometrów. Te hieroglify były przedmiotem wielu sporów między uczonymi. Ta dolina prowadziła do szérokiéj równiny, jakby rozdroża zbiegających się gór ze wszystkich stron.....
Z tego miejsca jest jeden z najpiękniejszych widoków pustyni. Góra Serbal piętrzyła się po nad innémi górami; dolina pochyło staczała się ku morzu, powyżéj miasta Thor, a gwałtowna spadzistość gruntu, pooranego przerwami i sterczącemi zaookrąglonémi skałami, wskazują wyraźnie gwałtowność niezmierną wód, w czasach, gdy dészcze zamieniały tę dolinę w szalony potok. Weszliśmy przez nowe szczeliny w góry, i przygotowywaliśmy się iść daléj wąwozami; gdy nagle natura gruntu zmieniła się, ziemia roślinna zaczęła się przejawiać w krzewach i krzakach o srébrzystych liściach, jakie nas już gdzieindziéj zachwycały swémi pięknémi kształty. Ujrzeliśmy potém liczne drzewa palmowe, które jakby usiłowały usunąć skały, chcąc się rozrosnąć swobodniéj.
To Oazis jest jedynym wąwozem żyznym na półwyspie synajtyckiém. Wadi-Faran miły na wstępie, o ileż jest przyjemniejszym w głębi kraju, mając las najpyszniejszych palm, skrapiany prześlicznym strumykiem. Wśród tych palm ukrywa się wioska.
Wadi Solaf, czyli wąwóz wiatrów był ostatnim punktem na téj drodze. Droga szła rozpadlinami skał, musieliśmy więc zsiąść z wielbłądów, które z wielkim trudem szły po skalistych ścieżkach; lecz trudy nasze jakże sowicie wynagrodzone zostały widokiem, który nas u wyjścia z wąwozu uderzył. Synai piętrzyła się wcałéj swéj wspaniałości. Jéj zarys odbijał się na innych górach. Po prawéj stronie na wysokości nadzwyczajnéj są białe budowy, szczątki pałacu Abbas-baszy, który dla fantazyi wzniósł gmach ten w miejsowości niedostępnéj.
Wdarłszy się na urwiska mniéj więcéj strome, przebyliśmy pole, zarosłe wysokiém zielskiem barwy jasno żółtéj z rodzaju trzciny, do któréj giętkością i mocą były podobne. Była to uczta dla naszych wielbłądów, lecz że nam było pilno przybyć na miejsce, nie daliśmy im długo popasać. Okrążywszy Diebel-Catherine, znaleźliśmy się w dolinie rozciągającéj się aż do stóp Synai i Horeb. Jakby mała forteczka, klasztór naczepiony na Górze Świętéj, wśród drzew kwitnących, przedstawiał najprzyjemniejszy widok, a całkiem nowy w téj okolicy, wypałonéj promieniami słońca, pełnéj groźnych wspomnień.
Cypr wyspa żyzna, z łatwym do niéj przystępem, była niejednokrotnie podbijaną. Jej dzieje złączyły się z imionami najsławniejszych władców Persyi i Egiptu. Grecy, Fenicyjanie, mieszkańcy brzegów Nilu, Etyopii, wysyłali do Cypru swe liczne osady, które tu zanosiły obyczaje, prawa, a nawet swe bogi. Z napływu tych różnorodnych narodów, od najdawniejszych czasów ludność była zmieszaną, a wyspa podzieloną na kilka państewek, często zmieniała swą nazwę.
W Cyprze było piętnaście wielkich miast i dziewięć królestw. Rzym, Bizancyum, Krzyżowcy, Turcy ją podbijali. My powiémy tylko o epoce, w któréj panowali chrześcijańscy rycerze.
Za piérwszych czasów chrześcijaństwa wyspa Cypr nawiédzaną była przez pielgrzymów, udających się do Jerozolimy. Wielu świętych i znakomitych książąt, osób duchownych przybywało tu z najodleglejszych stron półnoenéj Europy, Danii i Norwegii. Wielu skończywszy zycie pogrzebani tu zostali. Gdy po drugiej krucyacie znowu wojska chrześcijańskie ku Ziemi świętéj dążyły, floty, które je przewoziły, chroniły się często do Cypru, szukając zasiłku i żywności. Ryszard Lwie-Serce, udając się na wyprawę krzyżową naprzód zatrzymał się w Messynie, potém w Rodos; nakoniec wylądował w Limissol, i całą wyspę podbił. Okręt, na którym płynęły Johanna z Sycylii i Beranżera z Nawarry, narzeczona króla Ryszarda, odłączywszy się od floty, schronił się do portu Limissol. Kilka innych okrętów rozbiło się u wybrzeży, a ci co się uratować zdołali, pochwytani i odarci, zamknięci zostali w warownym zamku. W tym czasie wyspa Cypr rządzoną była przez księcia greckiego Izaaka, który ją sobie przywłaszczywszy, przybrał nazwę cesarza. Gauthier Vinisouf powiada, że przywłaszczyciel zawarł był przymierze z Saladynem, i dla tém większego umocnienia przy zawarciu jego nawzajem pili krew swoję. Obie księżniczki przybywszy do portu Limissol, prosiły usilnie Izaaka o uwolnienie uwięzionych Krzyżowców, który się wyraził z najżywszą przyjaźnią i przysłał w darze wina cypryjskiego.
Zapraszał zarazem obie królewne, aby wylądowały, lecz księżniczki lękały się wpaść w zasadzkę, a zostając na okręcie obawiały się ściągnąć na siebie niechęć Izaaka. Gdy tak wahają się co począć, ujrzały zbliżające się dwa okręta, a za niémi całą flotę Ryszarda, która weszła do portu jakby pomoc od Boga zesłana; było to w dzień Śgo Jana. Ryszard, dowiedziawszy się o przewrotném postępowaniu Izaaka, zajął Cypr w przeciągu trzech tygodni. Tu poślubił Beranżerę z Nawarry. (ody odbyły się z wielką pompą w dzień św. Pankracego wobec Greków i Krzyżowców. Izaak pozbawiony swych posiadłości, umarł w Tripoli, jako więzień.
Król angielski przedał następnie Cypr Templaryuszom; ci zaś ustąpili ją Guy de Lusygnanowi, który nie mógł odzyskać utraconego tronu Dawida i Godfryda; król ten wykształcony w szkole nieszczęścia, umiał pozyskać miłość Cypryotów. Rządzeni prawami Godfryda, zakosztowali pokoju i pomyślności; następcy Lusignana poszli za jego przykładem. Prócz Cypru rządzili oni osadami chrześcijańskiémi, które im w Syryi pozostały. Potęga ich była groźną muzułmanom, a dynastyą Luzignanów zaliczają do najznakomitszych rodzin monarszych. Królestwo Cypryskie na Wschodzie było piórwszą strażą wojsk krzyżowych; przedmurzem od najazdów Saracenów, bezpieczną przystanią dla flot chrześcijańskich wysyłanych do Syryi i Egiptu. Święty Ludwik, udając się na wojnę krzyżową wysiadł w Limissol przy końcu 1248 roku, w 68 lat po zdobyciu Cypru przez Ryszarda. Tu kazał złożyć wino i zboże, które, według Joinvilla, wznosiły się jakby góry, tu przyjmował chrześcijańskich książąt Wschodu, błagających go o opiekę; posłów księcia Tatarskiego, który chciał przyjąć światło wiary chrześcijańskiéj. Król francuski przebył tu całą zimę, uczęszczał codziennie do kościoła w Nicozyi, starał się poznać prawa krajowe, w celu ulepszenia prawodawstwa we własném państwie, dla uszczęśliwienia swego narodu. Książę Panthieu, hrabia Dreux, Vendome i ostatni z Archamboldów Burbonów pomarli tu. Ludwik odpłynął po Zielonych świętach roku 1249.
Po krucyacie Ludwika IX., gdy osady chrześcijańskie nowym klęskom uległy, królowie cypryjscy pośpieszyli z pomocą, gdy St. Jean d’ Acre zagrożoném było od sułtanów Kairu. Po jego zdobyciu, ci, co się ocalić zdołali, schronili się do Cypru, ktorego królowie nosili tytuł królów jerozolimskich. Kupcy z Tripoli i z Akry przenieśli się do Nicozyi, Limissol i Famagusty. Na dworze królów cypryskich schronili się książęta Bejrutu, Ibelinu, Seftu, Jaffy i dwa zakony Templaryuszów i św. Jana. Odtąd królestwo Luzignana samo walczyć musiało z nieprzyjaciółmi krzyża; mając tylko jedyną pomoc w rycerzach rodyjskich. Nieraz królowie Cypryjscy przybywali do Europy dla szukania pomocy u papiéża, u królów francuskich, i innych władców chrześcijańskich, przeciw napadom Muzułmanów z Anatolii, Syryi, Egiptu. Chcieli rozniecić zapał do wypraw krzyżowych, ale ten już nie mógł odżyć na Zachodzie zarażonym odszczepieństwem, które zapał chrześcijański i rycerski ostudziło. Królestwo Cypru, chrześcijaństwa przedmurze, zostawione siłom własnym, staczało walki w obronie świętéj sprawy, i miéwało dnie chwały. Rolnictwo i handel znakomite w Cyprze zrobiły postępy; zazdrościły mu nawet kwitnące włoskie rzeczpospolite. O kupcach Famagusty, Limissoli i Nikozyi, mówiono to, co Piśmo święte mówiło o Tyrze i Sydonie. Byłaby szczęśliwą ta chrześcijańska kolonija, gdyby miała więcéj takich książąt, jak Piotr II. i Hugo III. Lusignanowie.
W XVI. wieku powstały niestety! niezgody, mordy, zdrady; dynastya Luzignanów zgnuśniała wśród bezprawi. Wenecya, korzystając z tego, opanowała Cypr. Czego dokazać nie mogły upominania papiéży, wysiłki krucyat, przymierza książąt chrześcijańskich, spełniła Rzeczpospolita wenecka. Lew św. Marka wybawił Cypr od sułtanów Kairu, którym on już płacił haracz. Wenecya zabór uprawniła opieką nad krajem, chylącym się do upadku. Gdy Turcy najechali Cypr, odznaczyli się odwagą Wenecyanie w jego obronie i niesłychane nieszczęścia ponieśli.
Smutne były koleje i losy krajów, które się dostały tureckiemu panowaniu. Cypr oddany został wezyrom; ci zaś ustąpili go kompanii finansowéj, która swe spekulacye na jego ruinach zakłada. Baszowie i mutzelini są wysyłani dla egzekucyi podatków w interesach kapitalistów Stambułu. Tyranija fiskalna pożarła skarby wyspy, nie przepuszczające nawet ubogim. Jak gdy kto z ludu uciekł, podatek spada na pozostałych; jeżeli umarł, na tych, co go przeżyli. Wieś jeszcze zamieszkała, płaciła za opustoszoną. Okładano coraz większémi podatkami, nie trzymając się żadnéj sprawiedliwéj zasady; dla tych, którzy byli winni do skarbu nie miano litości. Religija chrześcijańska rozciągała swą opiekę nawet do zaprzęgu rolnika, u Turków nie było nic świętego. Rolnikom zabiérano jego narzędzia, rozbiérano mu chatkę, przedając z niéj materyał i łachmany, które go okrywały; choroba, która dręczyła, głód go go pożérał, nie ochraniały. Musiał płacić, aby kapitaliści, którzy wzięli w zarząd wyspę, odebrać mogli kapitał z dwunastym, lub trzynastym procentem. Grecy Cypru, pomimo miłości ojczyzny, którą zawsze się odznaczali, opuszczali ziemię rodzinną z największym pośpiechem. Emigracya codzień wzrastała. Narażano się na największe niebezpieczeństwa dla ucieczki z wyspy. W Cyprze, gdzie było przedtém dziewięć królestw, piętnaście miast wielkich; zaledwie 80,000 Greków i Turków w to licząc zostało. Wszystkie prowincye, kraje, cesarstwa dawnego bizańtyńskiego, Grecy w wyspach, na Archipelagu Słowianie, mieszkańce Azyi mniejszéj wiele ucierpieli, ujarzmieni przez Turków, ale najwięcéj Cypr; z powodu chciwości zarządzającéj finansowéj kompanii. Zniszczenie ostateczne jest owocem 300-letniéj władzy państwa tureckiego, które wytępiło nawet przywiązanie do ojczyzny. Pobyt w Cyprze był bolesny, do zniesienia niepodobny; patryoci i ojczyzny miłośnicy ukochaną wyspę, niegdy kwitnącą, ozdobioną królewską koroną, szczycącą się królami, rycerzani walecznémi w chrześcijaństwie, opuścili.
Dzieje Cypru są szczegółowo i wybornie opisane z skreśleniem charakteru rycerzy chrześcijańskich, w kronice „Gauthier de Vinisout“.
- ↑ Ksiądz Drohojewski mówi o prawéj ręce św. Katarzyny, znajdującéj się w Krakowie, a z ks. greckimi utrzymuje, że ciało jest w kościele synajskim, ale, jak to późniéj obaczymy, i to ciało przeniesioném na Zachód zostało.
- ↑ Dziś nie odprawiają w tym kościele nabożeństwa.
- ↑ Wtedy przy Wieczerniku mieli swój klasztor i kościół O.O. Franciszkanie Obserwanci.
- ↑ Słowa wskazane, są to cytacye Peregrynacyi r. 1509.
- ↑ Corréspondance d’Orient 1830 — 1831 par M. Michaud, de l’Académie française.
- ↑ Życie i czyny Saladyna przez Bohadin, ministra tego sułtana.
- ↑ Co.respondance d’Orient par M. Michaud de l’Académie française, et M. Poujoulat (1830 — 1831). Bruxelles, 1835.
- ↑ Było to w końcu XVI wieku.
- ↑ O tém wszystkiem mówi Michaud.
- ↑ Który z Kijowa pielgrzymował.
- ↑ Ten strumień dotąd jest.
- ↑ Dotąd się znajdują.
- ↑ Chociaż zachowana jest pieczara i trumna św. Pawła, nawet relikwije jego w Afryce; synowie jego duchowni, kształcący się jego wzorem są tylko w Europie, tam się utworzył zakon dla jego czci, mający go za głównego patrona, ks. Paulinów. Zakonnicy najsurowszą prowadzą regułę życia, chcąc się do wzoru swojego przybliżyć.
- ↑ Te szczegóły są zapisane w propagandzie Rzymskiéj i ztamtąd nam udzielone.
- ↑ Te same szczegóły w poprzednich relacyach były wspominane, tu są bardziéj w chronologicznym porządku objaśnione.
- ↑ Po jego Śmierci, kościół w Jerozolimie samaż matka jego wznowiła.
- ↑ Ksiądz Porfiry, historyk Synaiski jako rosyjski biskup widocznie się tém raduje.
- ↑ Ciało św, Antoniego zóstało na pustyni odkrytém w 561, przeniesiono je do Aleksandryi, a w 74 lat późniéj do Konstantynopola; w 980 roku przeniesiono je do Vienne w Delfinacie; w ostatnim wieku spoczywało jeszcze w kościele opactwa la Motte Saint Didier (Voyez le Recucil des Bollandistes, et la Vie des Saints, de Butler).