>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Plotkareczka
Podtytuł Komedyjka w jednym akcie
Pochodzenie Teatrzyk Milusińskich
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1932
Druk Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
TEATRZYK MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA.


ELWIRA KOROTYŃSKA

PLOTKARECZKA
KOMEDYJKA
w jednym akcie
WYDAWNICTWO
KSIĘGARNI POPULARNEJ
W WARSZAWIE.





PLOTKARECZKA
OSOBY:
JÓZIA dzieci
MANIA
ZOSIA
KLIMEK dzieci sąsiada
FRANIO
MATKA
WISIO — solenizant
WALEK — parobek
JAGUSIA — służąca



SCENA I.
(w pokoju)
JÓZIA, potem JAGUSIA.

JÓZIA (chodzi po pokoju). Ach! cóżto będzie za uciecha! Co za sensacja! Jakto dobrze, żem podsłuchała podedrzwiami! Co powie na to Mania? a co Klimek? (skacze). Psst! ktoś idzie. (siada na krzesełku i udaje zaczytaną. Wchodzi Jagusia).
JAGUSIA. Panienko! panienko! Jaki piękny tort przynieśli z cukierni!
JÓZIA. Co mi z tego? Ja go jeść nie będę!
JAGUSIA (ze zdumieniem). A, rety! a to dlaczego? Wyjeżdża panienka, czy może chora? Panienka żartuje!...
JÓZIA. Wcale nie żartuję! Do ust go nie wezmę! Pfe!
JAGUSIA. Duchem pędzę do pani! Panienka widać chora, że ją nawet tort obrzydza! (kiwa głową). Znam ja, znam taką chorobę! Miał ci ją Walek przede chorobą, gdy to leżał w szpitalu. Nijak jeść nie chciał... Dawałam mu słoniny — nie! sadła — nie! to kwaśnego ogórka — nie! kukiełki też nie! I pomarło mu się niebożątku! (ociera oczy). A rychtyk miał tyle roków, co i panienka na dziewiąty!...
Idę do pani — trzeba doktora! (chce iść).
JÓZIA. Daj spokój niemądra! Nie jestem chora!
JAGUSIA. A dlaczego na tort mówi panienka: pfe?
JÓZIA. To moja tajemnica!
JAGUSIA. Co to znaczy tajemnica?
JÓZIA. To znaczy, że nikomu o tem nie mogę powiedzieć.
JAGUSIA. I mnie?
JÓZIA. Najbardziej tobie! A toć ty zaraz wszystkim wypaplasz! A pamiętasz, jakeś to powtórzyła Olesiowi o tym kleksie?
JAGUSIA. Bo chciał mnie obić! A to panienka mu naumyślnie zrobiła...
JÓZIA. To i teraz powtórzysz!...
JAGUSIA (składa ręce). Nie! nigdy! nikomu!
JÓZIA. E! Abo to prawda! Idź sobie! nie powiem.
JAGUSIA. Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie! To i ja też panience jednej rzeczy nie powiem...
JÓZIA (zaciekawiona). A co? co takiego?
JAGUSIA. Nie powiem!
JÓZIA. Musisz! bo powiem mamusi!
JAGUSIA. Chi! chi! chi! A toć mi pani mówiła, żeby nigdy nic panience nie mówić, bo panienka zawsze powtarza.
JÓZIA. Powiedz, powiedz, Jagusiu...
JAGUSIA. A panienka mi powie tę... magłownicę?... czy jak tam?
JÓZIA. Jaką maglownicę? Tajemnica — to znaczy sekret... ach ty niemądra!
JAGUSIA (przymilając się). Powie panienka?
JÓZIA. Ale ty mi powiedz swoje...
JAGUSIA. (na stronie). Co ja jej powiem?
przecież ja nic nie wiem, trzeba zmyślić! (głośno) A to, to panieneczko, że widzieli chłopcy z kuchni, jak Klimek i Franio, synowie naszego sąsiada, obrywali nasze morele...
JÓZIA. Ach! I czy dużo nazrywali?
JAGUSIA. Pewnikiem dużo...
JÓZIA. Widzisz! A tak się chwalą, że nigdy nikomu nic nie wzięli! Dobrze, że wiem...
JAGUSIA. Ale panienka nie powtórzy?
JÓZIA. Ależ naturalnie!
JAGUSIA. Teraz mi panienka powie, co wie?
JÓZIA. Zaklnij się na co, że nie powtórzysz.
JAGUSIA. Naprzykład na co?
JÓZIA. Na to, co najbardziej lubisz...
JAGUSIA. Na kapustę z kortoflami! Na kapustę!
JÓZIA. Jakaś ty śmieszna! Ale niech będzie na kapustę, jeśli ona dla ciebie najmilsza!
JAGUSIA. Panienko prędzej, bo pani zawoła.
JÓZIA. Chodź tu do mnie bliżej! Ot tak... Słuchaj: Czeladnik cukierniczy, który piecze torty powiedział mi, że te ozdoby na torcie to robią oni w braku smażonych owoców z okropnych rzeczy! Ach! pfuj!
JAGUSIA. Z czego? z czego? umieram z ciekawości!
JÓZIA. Te czarne niby renglody — to karaluchy.
JAGUSIA. (rzuca się na ziemię). Ach! ach! oj!
JÓZIA. A co, czy nie ciekawa rzecz?
Niech sobie jedzą, ja nie ruszę.
JAGUSIA. I ja! A toć miałam sobie zeskrobać to czarne i zjeść, jak postawią w spiżarce! O rety! karalucha bym zjadła! O, panienko!
JÓZIA. A widzisz! Podsłuchałam pod drzwiami, że to karaluchy, potem spytałam jeszcze czy to prawda..
JAGUSIA. I co? i co?
JÓZIA. Powiedzieli i nietylko to... ach!
JAGUSIA. Co? co? panienko!
JÓZIA. Że ten zielony niby tatarak smażony na torcie, to skórki z żabek zielonych...
JAGUSIA. Lecę pani powiedzieć! o rety!
JÓZIA. A twoje zaklęcia?
JAGUSIA. Ach prawda! Na kapustę! Nie! nie powiem nikomu!
JÓZIA. Idź teraz do kuchni i ani mru! mru! Rozumiesz?
JAGUSIA. Rozumiem panienko, rozumiem! Nie powiem, (na stronie). Walkowi powiem, bo by się jeszcze karaluchami i żabami objadł. Toć mój kum.
JÓZIA. (sama) A możeby uprzedzić Zosię, żeby tortu nie jadła, jak podadzą do podwieczorka? To moja przyjaciółka...
(pukanie do drzwi) Proszę...
FRANIO. Dzień dobry Józieczce... Czy niema tu przypadkiem Klimka? Chciałem iść z nim do sąsiedniej wioski, tam podobno obrodziły morele, kupimy na imieninowy podwieczorek.
JÓZIA. Taak? (na stronie). To już nasze wszystkie oberwali! Jeszcze udaje, że chce kupić...
FRANIO. Nie słyszę — co mówiłaś?
JÓZIA. Nic — to tak do siebie! Nie wiem, gdzie jest ten twój Klimek...
FRANIO. Twój? Jak ty to dziwnie mówisz! z taką wzgardą! Czy się na niego gniewasz?
JÓZIA. Daj mi spokój! muszę się uczyć lekcji...
FRANIO. Przepraszam... (wychodzi).


SCENA II-ga.
(w kuchni)
(Jagusia, Walek, Zosia, Matka, Wicio, Józia, Frania, Klimek).

JAGUSIA. A dyć Walku to prawda, czyściuteńka prawda!...
WALEK. O, rety! A małom nie zjadł karalucha. A może to ty tak mówisz wedle tego, coby ja nie jadł? Chcesz zjeść sama.
JAGUSIA. Ja? twoja kumotra takby robiła? O, nie, Walusieczku, wiem to od takiej osoby, co wie najlepiej...
ZOSIA (wpada). Gdzie Józia?
JAGUSIA. Pewnikiem w ogrodzie...
ZOSIA. Co się stało? Czego Walek wzdycha? Co wam?
JAGUSIA. Spracowany...
WALEK. Jeść tortu nie będę!
ZOSIA. Nie martw się — poproszę Józi, to ci da kawałeczek. Czy tak lubisz?
WALEK. Karalucha jeść nie będę!
ZOSIA. Co to jest? Co pleciesz?
JAGUSIA. Walek! cicho! Niech panienka nie uważa! A panienka Józia w ogrodzie i czeka na pannę Zosię.
MATKA. (wchodzi). Co tu za zebranie? A stół nie nakryty, chleb nie przyniesiony ze spiżarki... Jagusiu, zwijaj się! zaraz schodzić się zaczną! Ty Zosiu idź do Józi i powiedz, żeby przygotowała talerzyki do tortu...
JAGUSIA. (patrzy porozumiewawczo na Walka). Och! och!
MATKA. Dosyć wzdychania! Do roboty! Walek po drzewo!
FRANIO (niesie koszyk z morelami). Dzień dobry pani! Przyniosłem na nasz podwieczorek trochę moreli..
MATKA. Dziękuję ci Franiu, przydadzą się owoce... zwłaszcza takie soczyste i świeże... Zdaleka je przyniosłeś?
FRANIO. Z drugiej wsi. Poszliśmy z Klimkiem i za bezcen oddali nam ten cały koszyk owoców...
A że będzie dużo dzieci na podwieczorku...
MATKA. O tak! Wszyscy koledzy Wisia.
ZOSIA (wbiega). Już idą! Jest Krzyś, Mietek... (spostrzega Frania) O! Franio? a gdzież twój wspólnik Klimek?
FRANIO. Wspólnik? Jaki wspólnik?
ZOSIA. A no, razem rwaliście morele...
FRANIO. Wcaleśmy nie rwali, narwano nam i wsypano do koszyka...
ZOSIA. A przecież to z tutejszego ogrodu?
FRANIO. Kto ci to powiedział?
ZOSIA. Ten, kto widział.
FRANIO (przyskakuje do niej). Ale kto? kto? Mów! To okropne! Więc jestem złodziejem?
ZOSIA. Mówiono mi i przysięgano się na to, że prawda...
MATKA. Franio! czyżbyś skłamał?
FRANIO. Kto? ja? i kłamca i złodziej! Mów, kto mię tak oczernił?
ZOSIA. Mówiła mi to Józia... Widziała jakeście rwali nasze morele z Klimkiem...

(Wchodzi Klimek)

KLIMEK. Dzień dobry! O! jesteś Franiu... cóżeś tak rozgniewany?
MATKA. Klimku, skąd te morele?
KLIMEK. Z sąsiedniej wsi od Mateusza leśnika.
FRANIO. Zosia mówi, żeśmy oberwali tutejsze morele...
KLIMEK. Jak śmiesz!
ZOSIA. (płaczliwie). To Józia nie ja!
MATKA. Nasze morele są nie dojrzałe! Ach! ta Józia!
FRANIO i KLIMEK. Ona to pewnie wszystkim opowiedziała!
JÓZIA (wchodzi). Cóż to za zgromadzenie! A jakie miny!
KLIMEK. To niegodne robić kogoś złodziejem?
FRANIO. A i kłamcą!
JÓZIA. Czy to do mnie stosujesz?
KLIMEK. Tak! powiedziałaś, żeśmy oberwali owoce z waszego ogrodu!
JÓZIA. Któż to powiedział?
ZOSIA. To ja! ja kłamać nie umiem! Pytali się...
JÓZIA. To nie mój wymysł! Widział kto inny!
KLIMEK i FRANIO. Któż to taki?
JÓZIA. Jagusia!
KLIMEK (wybiega i po chwili wciąga opierającą się Jagusię). Oto jest! nie chciała tu iść...
JAGUSIA. O! rety! to nie ja, to Walek...
FRANIO. Coo? Walek? Ależ Walka wczoraj nie było, a to wczoraj podobnośmy rwali owoce...
JAGUSIA. Owoce? Aha! O dolo moja! pocom była ciekawa? Ale te karaluchy to nie ja, to Walek!
MATKA. Jakie tam karaluchy?
JAGUSIA. A dyć... O la Boga! Mam milczeć...
MATKA. Nie milczeć, ale mówić!

(wpada Wisio, Walek, Mania)

WISIO. Mamusiu! mamusiu! wszyscy wychodzą! Nie chcą być na podwieczorku!
MANIA. Powiedzieli, że nigdy do nas nie przyjdą!
MATKA. Co to jest? co się to porobiło?
WISIO. My na torty z karaluchami nie przychodzimy... mówili... Nie wiem, co to znaczy...
WALEK (występuje). A ja wiem, co to znaczy... Jagusia...
JÓZIA. Cicho! cicho! Dostaniesz czapkę...
WALEK. I tak będę miał zawsze czapkę... Nic z tego! Wszystko powiem... Ona niby kuma, ale chciała mnie oszwabić i sama zjeść... Powiedziała mi, żebym nie jadł tortu, bo na nim te czarniusieńkie to kalaruchy! Nie wierzyłem i jeden zjadłem.
MATKA (surowo). Kto ci na to pozwolił?... Mów dalej...
WALEK. Nie był to kalaruch, o, nie! taki słodki! Alem pomyślał: tyś mądra, ja mądrzejszy i wszystkim powiedziałem, że to kalaruch... żeby nam do kuchni wszystko zostało...
MATKA. Jagusiu, kto ci powiedział o tych głupstwach?
JAGUSIA! Pa.. ach! nie! nikt!
JÓZIA (występuje). Nie pytaj mamusiu nikogo, to ja jestem sprawczynią tego wszystkiego. Słyszałam jak piekarz nazywał renglody karaluchami, powiedziałam Jagusi potem Mani i Zosi... Mówiłam też, że tatarak na torcie to skórki żabie... Podsłuchiwałam i wzięłam za prawdę żarty... Przebacz mi, mamusiu...
MATKA. Nie będę ci robiła wymówek, gdy się przyznajesz, zwrócę ci tylko na to uwagę, iż zawsze błąd jeden pociąga za sobą drugi, jak to było z Jagusią... A łzy wywołuje, bo Franio i Klimek płakali, żeście ich zrobili złodziejami...
Popraw się Józieczko i ty Jagusiu, a teraz zapomnijcie o wszystkiem i biegnijcie po dzieci, trzeba zwrócić z drogi i wytłómaczyć!

(Wszyscy wybiegają, zostaje Walek z Jagusią).

WALEK. Takiem już miał jakby w żołądku ten tort, a tu masz! zmieniło się wszystko i nic! I pocoś mnie rozłakomiła!
JAGUSIA. Ja to jeść i teraz nie będę! Może to i kalaruchy!... zjesz moją porcyjkę!

KONIEC.
Druk. Sikora



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.