Przygody czterech kobiet i jednej papugi/Tom IV/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody czterech kobiet i jednej papugi |
Wydawca | Alexander Matuszewski |
Data wyd. | 1849 |
Druk | Jan Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Aventures de quatre femmes et d’un perroquet |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Czy trzeba ci daléj mówić, zapytała Lea.
— Wszystko! wszystko mi powiedz.
— No! więc słuchaj. Byłam, jak sobie pewnie wystawiasz, bardzo smutną, od czasu przygody Henryki? Straciłam wszystkie moje uciechy serca, całą moją ucieczkę i ratunek; trzeba to wyznać, że ta myśl często mnie wczasie niego smutku napadała. Bo samolubstwo jest rynkiem, do którego wszystkie namiętności jak ulice się schodzą. Moje położenie nagle stawało się lakiem jakiem pierwéj było, i po pobycie kilkuletnim w raju, trzeba mi było spaść do zapomnianego już piekła. To też nie wiedząc co mi się przytrafić może, przez jakąś przezorność schowałam bilet tysiąc frankowy, który od młodéj dziewczyny dostałam, i dołączyłam go już do dawniéj robionych oszczędności. Raz środki przedsięwziąwszy na pogrzebanie mego skarbu, czekałam, zawsze jednak z przerażeniem, na wypadki.
— Codzien chodziłam do domu Henryki, patrzyłam przez sztachety na ogród, spodziewając się że ją ujrzę kiedy z jéj cudownym uśmiechem, i codzień wracałam tak smutna, jak kiedy będąc dzieckiem jeszcze, chodziłam rzucać kwiaty pod drzwi matki Toussamt. Skoro moi rodzice dowiedzieli się o wyjeździć mojéj protektorki, nie bardzo się na to uśmiechali, myśleli tylko, aby coś przedsiewziąść takiego, przez cobym mogła jak dotąd na nich zarabiać. Postanowili sobie, abym ja tylko jedna pracowała, a oni nic nie robili, i żeby sobie dodawać więcéj jeszcze odwagi w takiém postanowieniu, zaczęli wieść życie wesołe, próżniackie pełne uciech, od którego aby mogli kiedykolwiek odstąpić, zdawało się niepodobieństwem, szczególniéj po najnieszczęśliwszym bycie, którego jak mówili, ja byłam całą przyczyną. Znikali przez cale dnie, zostawiając mnie samą w domu; przez ten czas śpiewałam, zamiast robić co potrzeba było, a wieczorem zamiast wieczerzy ogromnie mię łajali. Dawny byt mój wracał w miarę ubywających funduszów, i już wdali widziałam powrót przeszłości mojéj. Jednakże nic byłam już w tym wieku, abym mogła znosić złe obchodzenie się ze mną, którego jako dziecię nie umiałam uniknąć. Obiecywałam sobie, że pierwszego dnia w którymby dom rodzicielski stał się tém dla mnie czém był dawniéj, potrafię go porzucić, z łaski Henryki i skarbu od niéj przechowanego, z którym, zdawało mi się, że na koniec świata zajśćbym mogła.
— Czas upływał, i z wielką niespodziewaną dla mnie pociechą, moi rodzice zamiast bić mnie, czego się zawsze spodziewałam i obawiałam, zaczęli być lepszemi dla mnie. Nie rozumiałam nic téj z ich strony zmiany, dobrowolnéj zupełnie; korzystałam z niej tylko, nierozumiejąc zkąd wypłynęła, i to było rozumnie. Co dzień zalecali mi, abym się dobrze i starannie ubierała; sama moja matka ubierała mnie, robiła mi suknie nowe; kupiła mi kapelusz, do którego cale życie wzdychałam, i wieczorem chodziliśmy we troje razem na przechadzkę, po polach Elizejskich. Oddałam się temu rozkosznemu życiu z całą, swobodą, nie śmiałam słowa jednego na zapytanie wymówić, bałam się aby chęć dojścia przyczyny téj szczęśliwéj dla mnie zmiany, jak sen mi nie znikła. Wieczorem, wracając do tego co się nazywało dla mnie pokojem, patrzyłam się w to co nazywano zwierciadłem, i muszę się przyznać, żem się znajdowała dość ładną, i że porównywając się z innemi mego wieku panienkami i dziewczynkami; porównanie to zawsze na moją stronę było korzystném. To też zaczęłam kochać moich rodziców, i spędzałam na nędzę, złe ich do owego czasu obchodzenia się ze mną i zły był mój przyszły.
Mówiłam w sobie: że pewnie teraz żałują tego iż się ze mną tak źle obchodzili, i chcąc abym zapomniała wszystkiego com wycierpiała, takie staranie o umie mają; że pragnąc abym była szczęśliwą i abym się okazała we wszystkich oczach piękną, robią z siebie tysiączne małe poświęcenia, wszystkiego sobie ujmują, i nad siły swoje wydatki na mnie robią. Mój ojciec przestał już źle się ze mną obchodzić; nawet słowa przykrego mi nigdy nie powiedział; czasem całował mnie, ściskał mi ręce i darowywał mi różne przedmioty potrzebne do stroju. Moja matka, czy w teatrze, czy na spacerze, pokazywała mi i zwracała moją uwagę, na najpiękniejsze kobiéty, na ich szczęście, na ich ubiory, bogactwa i jeżdżenia karetami; pobudzając we mnie chęć do znajdowania się kiedyś w podobném położeniu, tak dalece, żem sobie powiedziała: moi rodzice tak dla mnie dobrzy, byłabym niewdzięczną, gdybym dla nich czegoby tylko odemnie zechcieli nie zrobiła. Pewnego dnia, odkopałam mój bilet tysiąc frankowy, przemieniłam go na dwa po pięćset, jeden schowałam do méj kryjówki, a drugi wzięłam w rękę i weszłam do pokoju mojéj matki.
— „Oto jest moja matko bilet pieniężny, weź go sobie.
— I podałam jéj bilet, który wzięła odemnie.
— Otworzyła go; i w téj chwili oczy jéj takim blaskiem zaświeciły, że przez całe życie nie zapomnę tego. Spojrzeli się, potem oboje po sobie jakiemsiś dziwném niezrozumiałém dla mnie spojrzeniem, i matka moja rzekła do mnie:
— „Kto ci to dał?
— „Nikt odpowiedziałam.
— „I gdzieżeś go taką rzeczą miała?
— „Znalazłam go.
— „Tyś go znalazła?
— „Tak jest mamo.
— „Bilety pięćset frankowe, rzekła do mnie nie znajdują się, sprzedają się, pożyczają lub się dają: powiedz mi zaraz, prawdę?
— Już widziałam że nadchodzi chwila, w któréj będę łajaną a może i bitą, za ten mój podarunek. Mój ojciec niezmiernie bacznie patrzył na mnie.
— „Przysięgam ci mamo! odrzekłam, że nikt mi nie dał tego biletu, żem go znalazła i o o żem ci go przyniosła, cała uradowana że go mogę ci oddać na znak wdzięczności, za wszystko co dla mnie podejmujesz i robisz.
— „Nie można przewidziéć co się stać może, wymówiła do mnie matka: w każdym razie, czy ci kto dawać pieniądze będzie, czy je kiedy znajdziesz, nie zapominaj nigdy o twoich rodzicach.
— I z wylaniem serdecznym ucałowała mnie, pierwszy raz w życiu.
— Z łaski tego podsycenia, życie nasze wzięło nowy polot do uciech. Ja pragnęłam jednej tylko na święcie rzeczy, to jest, żeby taki byt długo mógł polrwać; zdawało mi się żem najszczęśliwsza. Miałam już lat szesnaście, byłam ładna; stawałam się zalotną. Na teatrze lornetowano mnie, na spacerze obracano się aby na mnie popatrzéć. Mój ojciec i moja matka zdawali się mnie kochać: byłam więc zupełnie szczęśliwą. Kiedy niekiedy rozmyślałam i chciałam sobie wytłumaczyć: te przemiany tak nagłe; ale w tamtéj epoce, było to wszystko nadto wysokie na moje pojęcie. Na tym święcie jest wiele źródeł płynących pieniędzmi, o których nic miałam natenczas posądzenia że istnieją.
— Pewnego dnia, moja matka odezwała się do mnie:
— „Teraz jesteś już słuszną dziewczyną, nie możesz zatem mieszkać z nami, nasze mieszkanie jest za małe. Najęłam dla ciebie to, które jest położone pod naszém pomieszkaniem; od dziś za kilka dni będzie umeblowane i będziesz mogła w niém zamieszkać.
— Tym razem skoczyłam mojéj matce do szyi, zaczęłam ją ściskać i całować. Zdawało mi się, że mieć swoje własne osobne pomieszkanie, to jest już prawie być księżną.
— Zaczynam rozumiéć, wymówił Tristan.
— Ale ja wtenczas nie rozumiałam; czy życzysz sobie abym się z opowiadaniem wstrzymała?
— Wcale nie, i owszem jeżeliś nieutrudzona opowiadaj daléj.
— W isiocie, w kilka dni późniéj, byłam obsadzona w mojém nowém mieszkaniu, które chociaż dość skromnie umeblowane, zdawało mi się jednak być rajem. W wieczór pierwszy, moja matka siedziała u mnie do jedenastéj, na ostatku odezwała się.
— „Czy znajdujesz się szczęśliwą?
— „Oh! tak, moja mamo.
— „I pragniesz aby to szczęście trwało?
— „I mama się oto pyta?
— „Ależ bo przecie musisz rozumiéć, że to ani ja, ani twój ojciec ze zbyt małemi funduszami, dać ci tego, co cię otacza, nie możemy.
— „Któż więc taki?
— „To jeden, który widząc mnie tak ubogą, nie chciał abym ciągle pracowała, i który ujrzawszy cię tak młodą i piękną, nie chce abyś wiodła tak smutne jak moje życie.
— „I któż to jest ten jeden?
— „Ten jeden, jest to człowiek bardzo bogaty, którego jutro ujrzysz. Przyjdzie tutaj, trzeba go dobrze przyjąć, trzeba go kochać, ale szczególniéj dobrze przyjmować. Pomyśl, że tutaj jesteś u niego. Od ciebie zawisło twoje szczęście i moje. Myśl o twojéj matce, która cię kocha i pragnie tylko twego szczęścia i twego dobra. To też wprawdzie rachuję na ciebie; będziesz że dla niego dobrą? obiecujesz mi to?
— „O! tak jest, moja mamo, odrzekłam me wiedząc co mówię.
— „Bądź zdrowa moje dziecię, wymówiła.
— I pocałowała mnie w czoło.
— Byłam tak młodą, tak naiwną, że nie posądzałam aby się coś złego mieściło w tém co mi matka moja powiedziała; z tego wszystkiego wnosiłam sobie tylko to, że jakiś człowiek bogaty, ulice dla mnie być takim jaką ja byłam dla matki Toussaint a Henryka dla mnie; i w oczekiwaniu pierwszych jego odwiedzin, spałam, trzeba się przyznać, najlepszym i najspokojniejszym snem jaki tylko kto mieć może; jednakże wstałam wcześnie, i żeby uczcić mego nieznajomego, który mi tyle dobrego czynił, włożyłam na siebie najlepszą i najpiękniejszą moją suknię, a po śniadaniu, usiadłam w oknie i zaczęłam robić na kanwie.
— O dziesiątéj godzinie zastukano do drzwi moich, poszłam otworzyć, i ujrzałam służącego z ogromnym bukietem.
— „Czy panna Lea? wymówił pytając się.
— „Ja jestem.
— Natenczas wszedł do pokoju, złożył kwiaty, oddał mi bilet wizytowy i odezwał się.
— „To od hrabiego. Pan hrabia pyta się o któréj godzinie będzie się mógł przedstawić pani.
— „Proszę powiedzieć panu hrabiemu, ża ja wcale wychodzić nigdzie nie będę, i że którąkolwiek godzinę obierze, ta będzie mi dogodną.
— „Służący skłonił się i wyszedł.
— Gdy drzwi za odchodzącym służącym zamknęłam, chciwie przeczytałam bilet, znalazłam nazwę zupełnie obcą i nieznajomą. Czekałam więc jak się powszechnie czeka.
— O godzinie drugiéj zastukano do drzwi. Tym razem niewątpiłam że to już musi przybywać mój protektor, jak go matka moja nazywała; otworzyłam, był to on właśnie.
— Muszę przyznać, że wszystko zniewalało mnie dla niego. Był to człowiek najwięcéj trzydzieści dwa lata mający, z dowcipném spojrzeniem, z ruchami wytwornemi, z zębami białemi, gustownie ubrany, przebijała w nim zarazem słodycz i surowość, wiele wdzięku ale i woli silnéj, może nawet trochę tyranii; musiał to być człowiek wyższy od pospolitych.
— Po przywitaniu, poprowadziłam go do mego salonu, pokazałam mu fotel, sama wzięłam drugi i tak usiedliśmy. Byłam ciekawa co on mi powie. Zaczął od przypatrywania mi się od stóp do głowy, po którym to przeglądzie uśmiech zadowolenia przebiegł mu po twarzy, zarazem z jakąś pychą w spojrzeniu: to ciche pochlebstwo zrobiło mi wielką przyjemność, i gdy podniosłam oczy, które byłam na dół spuściła, nie przez świętoszkostwo udane, ale dla tego żem się prawdziwie zmieszała; odpowiedziałam na jego uśmiech, uśmiechem tyle może co i jego miłym. Zbliżył się do mnie, położył kapelusz, wziął moje ręce w swoje i odezwał się:
— „Moje dziecię, twoja matka musiała ci zapowiedzieć moje odwiedziny.
— „Tak jest panie hrabio.
— „I cóż ci więc powiedziała?
— „Powiedziała mi panie hrabio, żem to winna twojéj dobroci, iż nie jestem już tak biedna, jak byłam nią dawniéj, że trzeba cię panie hrabio przyjąć jako mego dobroczyńcę i kochać cię tyle ile mnie lubisz, i widzę że mi nie trudném będzie zadosyć uczynić temu poleceniu matki mojéj, teraz, kiedy pana hrabiego znam już i kiedy zgaduję ile jesteś dobrym.
— Powiedziałam to tonem tak naiwnym, iż zdawało się że hrabia się wzruszył, i przybliżając się jeszcze bliżéj do mnie, powiedział:
— „I to jest wszystko co ci powiedziała?
— „Tak jest panie hrabio.
— „Powinna ci była jeszcze powiedzieć, że przyjaciół swoich nie traktuje się jak obcych, i że trzeba do nich mówić mój przyjacielu a nie panie hrabio.
— „Oh! znam dobrze przestrzeń która nas przedziela, abym sama odważyła się ją przeskoczyć.
— „Bądź spokojna moje dziecię, odpowiedział uśmiechając się, przeskoczymy ją razem, i przyjdzie ten dzień, spodziewam się, w którym nie będzie pomiędzy nami przestrzeni.
— Nic nie odpowiedziałam.
— „Teraz posłuchaj mnie, odezwał się znowu, pomówmy trochę o interesach. Czy myślisz że mogłabyś być szczęśliwą tutaj?
— „Tak jest.
— „Tak jest, i co więcéj? jak to dzieci uczą.
— „Tak jest mój przyjacielu, odpowiedziałam, uśmiechając się.
— „Tak to dobrze, powiedział, całując mi rękę. Pozwolisz mi codzień przychodzić do siebie na jednę godzinę?
— „Na jak długo ci się podoba, czyż nie jesteś u siebie mój przyjacielu?
— „Oto zła bardzo przyczyna; Znudziłbym cię bardzo prędko, a ja nie chcę cię nudzić. Wołałbym żebyś żądała mego przybycia niżeli odejścia. Codzień mój pojazd będzie przed twemi drzwiami na twoje rozkazy. Czy ci to przyjemnie będzie?
— „Czy mi to przyjemném będzie! zawołałam. Lecz jakimże sposobem odwdzięczyć się potrafię za tyle dobroci?
— „Późniéj obrachujemy się, i zawsze jeszcze zostanę twoim dłużnikiem. Przyjdę jeszcze dzisiaj, zapytać się o twoje rozkazy na wieczór. Powiesz mi na któren teatr zechcesz się udać, a ja ci przyszlę lożę.
— „A z kimże ja na teatr pójdę?
— „Z kim zechcesz.
— „Z tobą przyjacielu, wyrzekłam nie śmiało.
— „Skoro tylko mnie zawezwiesz, będę bardzo szczęśliwy z możności towarzyszenia ci.
— „Ale na zawsze.
— „Nie wiąż się na zawsze, powiedz lepiéj że kiedy niekiedy tylko.
— „Sądzisz więc żem bardzo niewdzięczna?
— „Nie, sądzę tylko żeś kobieta. Ponieważ pierwszy raz się widzimy, więc się nie znamy, zaznajomienie jednak między nami powinno koniecznie nastąpić. Ciebie ja znam, jesteś aniołem, więc niema już mowy o tém; ale mnie bardzo daleko do uprzywilejowanéj twojéj natury. Proszę cię więc o pobłażanie i wyrozumienie, na jakie tylko zdobyć się jesteś wstanie, na wszystkie błędy moje. Szczególniéj mam jeden odznaczający się, to jest: mam nałóg zapominać czegoś i zostawiać coś w miejscach w których bywam, lecz to nie koniec na tém; większym jeszcze jest błędem we mnie, że niezmiernie się gniewam jak mi kto da postrzedz zapomnienie moje. Więc jeźli tu czego zapomnę, proszę cię schowaj to jak najspieszniéj, weź to sobie, i nigdy mi o tem nic wspomnij nawet; dobrze? przystajesz że na to?
— „Przystaję to już ułożone.
— „Mam jeszcze jeden nałóg, mówił daléj, że jak się przyzwyczaję przez kilka dni do jednego zawsze przychodzić mieszkania, tak potém godzin bawienia się mego zapominam: że trzeba mnie prawie wypchnąć za drzwi. Jesteś więc o wszystkiém uprzedzona, lecz wiesz także, że ten błąd ostatni po kilku dniach dopiero bytności i znajomości mojéj objawia się we mnie; zaspokój że się co do dnia dzisiejszego.
— „Czy to już wszystko? zapytałam uśmiechając się.
— „Niestety! nie, największy, najcięższy, najgorszy, zostawiłam na sam ostatek: Wystaw sobie, że jestem wierny ale samolubny w mojém przywiązaniu, tak dalece, że błąd w téj mierze pochłania cały przymiot. Gdy kogo kocham, (a nie wiem czy zgadłaś że cię kocham,) staję się natenczas prawdziwym tyranem; męzczyzna czy kobieta, wymagam od niéj zaraz, aby nikogo prócz mnie nie przyjmowała; staję się zazdrosnym, podejrzliwym, smutnym, jak wracam do siebie, to tylko płaczę, nie wychodzę, i nie bywam już u nikogo.
— „Może nie jestem taką jak inne kobiety, odpowiedziałam, ale podług mnie ten błąd jest cnotą.
— „No to szczęście! mówił daléj widać że się doskonale rozumiemy i porozumiemy.
— „A nadewszystko jeżeli nie masz innych błędów oprócz tych o których mi mówiłeś.
— „Nie, odrzekł, pominąwszy niektóre przyzwyczajenia, z których się mogę poprawić, nie znam do siebie innych tylko te trzy największe i nawet bardzo wielkie błędy. Całe to wyznanie i wymówienie, oraz czego po tobie żądam bardzo jest podobne do kontraktu ślubnego, nie prawdaż, moje dziecię? To też i jest nim w istocie, tylko na trochę mniéj poważną stopę, i trochę mniej obowiązującém niż inne ugody, bo od ciebie zerwanie go zawisło, to jest, jeżeli go znajdziesz uciążliwém dla twego interesu lub twego serca. Zacząwszy więc od dnia dzisiejszego, nie powinnaś od nikogo niczego żądać, tylko wszystkiego odemnie samego. Ja na siebie biorę całą przyszłość twoją. Biorę także odpowiedzialność za szczęście twoje, to nazwać można małżeństwem rozsądku. Byłaś ubogą, ja cię zrobię bogatą; ja byłem samotny? teraz, dzięki tobie, nim nie będę.
— Pojmujesz drogi Tristanie że niepodobném mi było nie szanować i nie kochać człowieka podobnie do mnie przemawiającego, i w mojéj niewinności do tegobym była przyszła, że gotowabym była błogosławić moją matkę, za to co zrobiła.
— Zresztą nie zwiódł mnie: wyjąwszy tylko zazdrość jego; do któréj nie miał sposobności okazać mi ją, bo mnie zawsze samą zastawał, doskonale mnie przekonał o dwóch drugich błędach swoich.
— Zaczął od tego: że zapomniał u mnie pugilaresu z dwoma tysiącami franków, i gdy mu chciałam go oddać wpadł w złość ogromną.
— Potém rzeczywiście, w kilka dni po pierwszéj swéj wizycie, zamiast przyjść o drugiéj godzinie, przyszedł o ósméj, i zapomniał odejść, a że ja go nie śmiałam za drzwi wypchnąć, bo nie dosyć z nim byłam zpoufaloną, więc nazajutrz rano, siedział w tém samém miejscu o podobnéj godzinie. To mnie przekonało, że chociaż dnie jedne po drugich następują, nie są jednak podobne do siebie, dodała Lea z westchnieniem.